Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2019, 08:41   #11
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Brunetka znalazła się w labiryncie. Natychmiast wyczuła obecność innych tworów Żmija. Labirynt miał gładkie marmurowe ściany i ciągnął się od kolumny do kolumny. Każda kolumna oznaczała skrzyżowanie.

Po kilku minutach marszu zauważyła jedną ze ścian pulsującą czerwonym światłem. Smród Żmija był za nią tak duży, że nawet bez komentarza Zmory zorientowałby się cóż oznaczał
„Labirynt łączy się z Czarną Spiralą”
"Cholera jasna"

Jak się przywołuje byki?
Taś taś? Cip cip?

Wrona rozglądnęła się wokół za znakami pobytu Minotaura.
Skradając się ruszyła dalej jak najdalej trzymając sië od pulsującej ściany.

Kierunek wydawał się słuszny. Logicznym było, że Minotaur będzie ukrywać się wewnątrz labiryntu. Jednak droga nie była usłana różami. Na kolejnym skrzyżowaniu zobaczyła grupę stworzeń przypominających coś z tego co Height przywołał na cmentarzu. Cztery stwory.

„Przyjmij formę bojową. Musimy się przebić”
"Uważaj na fasolę!"

Żeńka nie miała czasu na zabawę. Zaczęła już biec gdy przemieniała się w wielką czarną bestię. Chciała wykorzystać zaskoczenie i rozprawić się z duchami jak najszybciej.

Całe jej ciało splatało się ze zmorą. Z futra sterczały czarne kolce. Szpony pokrywała czerń, a ich długość była niemal dwukrotnie większa niż wilkołaczka to zapamiętała. Rozszarpanie czterech stworów zajęło mniej niż półtorej minuty. Jednak był to dopiero początek labiryntu.

Wybierając kolejne skręty na skrzyżowaniach natknęły się jeszcze na cztery takie grupy. W najliczniejszej było aż siedem istot. W końcu jednak dotarła do ogromnego pomieszczenia. Dach znajdował się jakieś sześć metrów nad głową Crino. A na środku okręgu, którego średnica miała kilkadziesiąt metrów stało muskularne ciało z głową byka. Na ramionach miał sporej wielkości topór.
Żenia wróciła do postaci pozwalającej na używanie słów:

- Minotaurze… - Żenia obserwowała totem uważnie - bądź pozdrowiony. Przybywam wprost od Smoka by prosić o pomoc.
- Rzadko miewam tutaj odwiedziny - byk przemówił i opuścił topór. Gdy ten uderzył w posadzkę to wzbił tuman kurzu. - Jaką pomoc?

- Tkaczka oszalała. Pęta Zasłonę odcinając totemy od swych dzieci. Morduje ich na skalę masową. Maszyna jej wcielenie została Celestialem. Apokalipsa w pełni. Potrzeba pomocy od wszystkich totemów. Smok poradził by Ciebie dopytać o Dzikuna. Z jego pomocą można byłoby wprowadzić zamieszanie gdy garou będą przeprowadzać kontrofensywę.

Minotaur był ogromny. Im bliżej go stała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że jego topór może ją rozdzielić na dwoje bez problemu. Chociaż sam człowiek-byk wydawał się powolny. Przyklęknął przed nią i przechylił z ukosa łeb.

- Nie rozmawiasz często z duchami. - stwierdził bardziej niż spytał - i nie wiesz o nich wiele. Chcesz spotkać Dzikuna? Nigdy go nie spotkasz. To on musi chcieć spotkać ciebie. Ale jeżeli udasz się do Caernu Wielkiej Wizji i tam zaczniesz medytować, to jest szansa, że go spotkasz. Pod warunkiem, że spotkać go nie będziesz chcieć.
W końcu przysiadł i jego głowa była na wysokości dziewczyny.

- Medytować… - Żenia skrzywiła się lekko - … medytacje idą mi dość kiepsko od jakiegoś czasu.
Żenia oglądała mutanta z bliska. Po Smoku jednak mało który duch robił wrażenie. Zawyżona poprzeczka? Mimo przez chwilę zastanawiała się, czy łeb byka ściąga się tak samo jak głowy tych wszystkich misiów, dinusiów i innych przebieranek. I czy pod spodem znajduje się tylko czaszka czy może jakaś bardziej ludzka twarz? Przypomniał się jej moment próby częściowej zmiany w lesie kilka miesięcy temu.

- Tym lepiej, że nie umiesz medytować. Dzikuna nigdy nie znajdzie ktoś kto go szuka. Nigdy. Dzikuna nie znajdzie też człowiek. Ale to chyba nie jest problem dla ciebie. Tylko to to - pokazał palcem na coś jakby na ramieniu Żenii - to może go zniechęcić.

“Gbur” - rozbrzmiała zmora w umyśle dziewczyny.

- Dobrze. Nie szukać. Być w wilku. Caern Wielkiej Wizji. Minotaurze a wiesz czym jest Bktho? - Żenia uśmiechnęła się lekko. Smok nie chciał powiedzieć. Może Byk powie?

- Nie wiem. Wygląda mi na celestiala obdartego z majestatu. I ze wspomnień - byk wydmuchał powietrze nosem i zdawał się zaśmiać.

- Ummmm… - Żenia zamrugała próbując usilnie zrozumieć. Żałowała bardzo, że nie ma tu z nią Czarnego. Albo chociaż zwykłego szamana. - Aaa to się da jakoś naprawić? - uniosła lekko brew.

- Nie mam pojęcia. Nie jestem i nigdy nie byłem szamanem. A nie zyskuje siły od czegoś? - podpytywał ją z miną zaciekawionego byka.

- Zyskuje. Ode mnie. I od zżerania mocnych zmór i duchów.

Żenia przyjacielsko szturchnęła Nachajkę.

- A ten caern gdzie jest, Byku? I co zrobisz? Wesprzesz nas?
- Tak. Wesprę. Ślij do mnie me dzieci. Będę ich uczył walki - podniósł się wspierajac na swoim wielkim toporze.
- Będę ich uczył czego zechcą. Jeśli tylko starczy im sił. Ciebie też mogę nauczać. Przeszłaś labirynt. Zasługujesz. A Caern jest w południowej europie. Na wyspie nietykanej ludzką stopą od dekad. Na morzu egejskim.

“Ja pierdziu… szacun dla szamanów. Południowa Europa, Morze Egejskie, wyspa nietykana ludzką stopą.”

“E tam, chodzi o to, żeby pokazać jacy szamani są niezastąpieni. Na moje to ściema. Co na morzu egejskim może być z dala od turystów? Co?” - próbowała ją pocieszyć Bk’tho.

Żenia rwała włosy z głowy w myślach. Fizycznie nabrała powietrza w płuca.

“A bo ja wiem? Nie jestem Google maps”.

- Rozmawiasz z nią? - wypalił nagle Minotaur, przerywając dyskusję ‘dziewczyn’ - Jest świadoma? Myślałem, że ją zezwierzęcili.

- A kto? - odpaliła Szukacza Żeńka, przytakując Minotaurowi w odpowiedzi ruchem głowy - I czemu? To normalne dla celestiali?

- Celestiale to straszne paskudztwo. Chyba nic gorszego się nie może zdarzyć. Lubią pastwić się nad swoimi. Taki Prometeusz dajmy na to… dał ludziom ogień, a dostał w nagrodę przykucie do skały i orła, który mu wyżerał wątrobę.

- Czyli Bktho coś przeskrobała i dostała w rzyć. No to powiem Ci Byku, że to tak działa nie tylko u Celestiali… - Żenia pokręciła głową - A kto by mógł wiedzieć co? Ty zdajesz się całkiem obeznany z celestialami.

‘On też jest takim? No skądś się wziął taki miks...zezwierzęcenie.”

- Jestem dzieckiem celestiala. To dość, żeby ich nie znosić. A czy coś przeskrobała? Nie wiem. Widzisz… widzę ją tu jak światło pochodni. I to takie, które może przyćmić moją moc. Byłaś kiedyś sam na sam z czymś, co mogłoby cię zabić bez najmniejszego trudu? Tak czuję się przy tej Bykto - miał wyraźny problem z wypowiedzeniem jej imienia.

‘Bktho… jesteś kagankiem oświaty!”

- Czyli jest mega niebezpieczna i dlatego ją … no… usunęli.

“Widzisz? Mogłoby pomóc to całe oczyszczanie. Toś się uparła.”
“Albo mogliby mnie zredukować do poziomu kurczaka”
“Kurczaka już ty zostaw w spokoju. Raz zeżarłaś i zamknęli caern.”

- Byku… Smok wspomniał o jeszcze jednej opcji. Udaniu się do Otchłani i pomówienia z Kronosem. Wiesz coś na jego temat?

Żeńka nie widziała niczego złego w zdobyciu dodatkowych informacji. Byk zaś zdawał się cieszyć towarzystwem. Przynajmniej na razie.
- Cóż, dziadek jest niebezpieczny. Bardzo niebezpieczny. Ale zaślepiony zemstą. Został strącony w otchłań przez swego syna. I teraz chciałby się go pozbyć. I chyba to napędza każdy jego dzień egzystencji - Minotaur podrapał się pod brodą. Ludzka dłoń choć wielka wyglądała obco przy byczym pysku.

- A może… wiesz jak się do niego dostać? Albo może chciałbyś go odwiedzić? - Żenia miała niewinną minę ale oczy urosły jej do wielkości talerzy. Gdyby nie była wilkołaczką, byłaby wcieleniem Kota ze Shreka.

- Musisz albo znaleźć kogoś doskonale znającego się na Umbrze, kto dotarłby do dna otchłani, albo pogadać z Dziadkiem Gromem - Minotaur wstał i zarzucił sobie topór za szyję, gdzie pochwycił go dłońmi po obu stronach swoich szerokich ramion - Chcesz się czegoś nauczyć, czy wolisz gadać?

- Chcę się nauczyć. - szybciutko rzuciła Wrona - Byku… a jeszcze jedno. Mogę powiedzieć Kronosowi, że nam patronujesz i że mnie przysyłasz?

Dziadek, wnuczek - Żenia osobiście miała doskonałe relacje rodzinne, a jak mówił Włoch nie ma to jak familia. Cóż mogłoby pójść nie tak po takiej rekomendacji?

- Nie wiem jak zareaguje, jeżeli powiesz mu, że wam patronuje. Możesz sobie napytać biedy. Ale powiesz prawdę, więc ja się jej nie wyprę.

Minotaur zdawał się dość honorowym duchem. Co średnio pasowało do patronatu nad plemieniem oszustów, którzy kradli skóry wilkołakom, żeby odprawiać świętokradczy rytuał.
Nie mówiąc już o ragabashach…

- Nie wiem jak zareaguje na wiadomość, że przysyła mnie Smok. Chyba może być tylko gorzej. To co? Bijemy się? Tylko uważaj na brzuch.

- A mam cię uczyć walki? Zdajesz się dość silna. Myślałem, że oczekujesz darów… Widzisz, dziad został strącony gdy ludzie nie byli zbyt rozwinięci. Pewnie nie zrozumie ani jednego twojego słowa. Może warto te niedociągnięcia poprawić? - powiedział Minotaur.

- Chętnie. - Żenia zgodziła się z nutką oburzenia - A czy wyprawa do Kronosa wpłynie na fa… na dziecko? Możesz nauczyć mnie czegoś co go ochroni przed… - w zasadzie Wrona nie wiedziała przed czym.

- Dziadek lubi dzieci. Podobno zjadł ich setkę, zanim stary go strącił - odpowiedział nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Swoją drogą dziwne, że nie wyczułem, że jesteś w ciąży. Ta twoja latarnia musiała je osłonić. Może je najpierw urodzisz zanim pójdziesz do Kronosa? - zapytał Minotaur, jakby naprawdę nie wiedział ile trwa ciąża i jak wygląda sytuacja poza jego Labiryntem.

- Byku… nie ma na to czasu. Umbra jest odcinana przez Maszynę. Za niedługo nie będzie możliwe w ogóle komunikowanie się z tobą. Smok leży osłabiony przez wpływy Tkaczki. Z Drugiej strony zasłony trwa wojna. To kwestia dni. A nie miesięcy. Nie mam czasu medytować, ale nie medytować… - Żenia posmutniała - szukając Dzikuna ale go nie szukając. Naucz mnie porozumiewać się z dziadkiem, ruszę do Otchłani i spróbuję to jakoś wszystko… nie wiem… odkręcić.

Byczy łeb skinął. Topór w dłoniach zawirował i wbił się w bruk posadzki labiryntu. Echo uderzenia rozeszło się odbijając się od ścian. Pochwycił jej głowę w swoją dłoń. W zasadzie, to opierała się na dwóch jego palcach, a reszta dłoni opadała na plecy. Przyłożył swoje bycze czoło do jej głowy.

Przez moment zabolało.

Ale po chwili już czuła… czuła, że zna język duchów. Czuła to… wspominała małe stwory, które rozszarpała w drodze do minotaura. Ich zwierzęce jęki teraz zdały się sensowne. Wołały o pomoc. Próbowały koordynować obronę. Błagały o litość…

“A może go zjemy? Zobaczmy co możemy zyskać?”
Nagle przedarło się między obrazami przedzierajacymi się przez umysł Żenii.
“Co ty masz z tym zjadaniem… jak zjesz totem Łatołaków to będzie trochę kicha, nie? Kronosowi co powiem? Hej, Tytanie, zjadłam twojego wnusia”?

“A może doceni? Słyszałaś… lubi zjadać dzieci. Jeżeli lecimy w przeszłość, to po co im totem? Przecież to my będziemy ratować świat.”

Żenia mogła dać głowę, że czuje jak zmora się drapie po czole i zastanawia przed kolejnym zdaniem.

“A może Kleszcz nadal chciałby ich przejąć? To chodliwy zasób jest.”

“Bkhto… może przez żarłoczność się przejechałaś?”

“Jakby tobie ktoś powiedział, że jesteś równa Bogom, jeśli tylko dobrze się najesz… to serio zostawiłabyś najbliższą pizzerię w spokoju?”
Tym razem Zmora pozwoliła sobie na luźniejszy ton.

‘Nie wiem. Nigdy mi nikt nie powiedział, że jestem równa bogom.”
Odcięła się Żeńka próbując odepchnąć od siebie wyrzuty sumienia.

- Byku… twój labirynt… - zamrugała mając przed oczami chrapy Totemu - jest blisko Spirali. Wiesz o tym?
- Wiem. Od wielu tygodni przychodzą do mnie jedynie Tancerze Czarnej Spirali. Zastanawiałem się cóż się stało. Jednak przychodzą nie walczyć, a po wiedzę. Jak ty. Uczyłem ich rytuału. - Odsunął swój łeb od czoła dziewczyny i wpatrywał się z ciekawością.

- To niedobrze. - Żenia zmartwiła się wyraźnie - Rozważasz zostanie ich totemem? - Żenia posmutniała jeszcze bardziej, wpatrując się w twarz pół-boga. - Zostawisz nas?

- Oczywiście, że was nie zostawię. Jestem totemem tych, którzy noszą nie swoją skórę. Nie ważne kim byli wcześniej. Tylko teraz nowi przechodzą głównie przez Czarną Spiralę - podsumował, wyraźnie nie widząc nic złego w aktualnym stanie rzeczy.

- To znaczy, że pomagasz Żmijowi? - cały ten bałagan z totemami i duchami wprawiał dziewczynę w zawrót głowy. - Bo skoro przechodzą przez Spiralę to znaczy, że my już nie możemy dojść do ciebie. A to znaczy, że rośnia armia Żmija, a Gai nie… - tłumaczyła cierpliwie Bykowi.

Totem wciągnął powietrze z dźwiękiem jakby chrapnięcia. Podrapał się dłonią po żuchwie. Przechylił się druga ręką dotykajać lewego rogu, a potem tą samą ręką zaczął drapać się po szyi.
- A to duży problem? - Jego oczy zapłonęły zielenią zupełnie jak u smoka zanim przemawiał przez niego gniew.

- Nie wiem czy duży. Ale oznacza tyle, że Gajanie już i tak osłabieni, nie mają jak i kogo rekrutować. Jeśli Tancerze Spirali na chwilę obecną nie są na celowniku Tkaczki, a Gajanie tak to za chwilę spora liczba twoich dzieci nie będzie żyć. Bez wsparcia Gajan, na celowniku Tkaczki i bez kontaktu z Tobą. Trochę kicha… nie uważasz?
- Nic nie poradzę na to, że ściany Labiryntu się zapadły - powiedział spuszczając głowę. - Widać tak musi być - jego oczy płonęły coraz mocniej.

- Aha. - Żenia zaczynała się irytować - To przekażę dalej Twoje słowa i decyzję. Skoro tak musi być.
- Ty tu przyszłaś. Dlaczego inni nie mieliby móc? - niemal warknął pytając Minotaur.

- Bo użyłam fetyszu, który podarował nam Kleszcz jeszcze za czasów Samsona. Kleszcz chciał przejąć pozycję totemu łatołaków i obsypywał watahę Sępów darami. Nie każdy ma dostęp do tego samego fetyszu. A dzięki działaniom Tkaczki zasłona jest coraz grubsza i dostęp do ciebie jest bardzo trudny bez dodatkowych zabawek. No chyba, że zna się drogę na skróty…czyli Spiralę.

- No to dlaczego nie chodzicie przez Czarną Spiralę? - na pysku byka pojawiło się coś, co Żenia mogła wziąć za drwinę.

“Przemyślałaś już czy go zeżremy?”
“Ja pi…”

- Bo nie każdy z nas chce oszaleć i służyć Żmijowi. A teraz… i tak będzie ciężko skoro wygląda na to, że nasz totem mu służy. No nic… w świetle nadchodzącej rozpierdówy może to faktycznie małe piwo…

“Ale zaczynam rozumieć Kronosa…”
“Chociaż udko…”

Po tych słowach Żenia niemal mimowolnie spojrzała na nogę Minotaura. Wysoko wiązane sandały i przepaska na biodra w stylu greckich wojowników odsłaniały umięśnioną kończynę, która swoją wielkością dorównywała brunetce.

“ A bierz…”
Żenia nostalgicznie się poddała…
Szpony nagle zaczęły się rozrastać. Minotaur nie był kompletnym idiotą. Wiedział cóż się szykuje. Warknął, a całe jego ciało okryła złota zbroja. Atak szponami ślizgnął się po pancerzu. Półbyk wykonał przewrót i złapał wbity w posadzkę topór. Ale i to nie wystarczyło. Sonia Konietzko była biernym obserwatorem. Choć to jej potężne szpony wyprowadzały kolejne ataki. Raz poczuła jak topór rozorał jej twarz. I chyba to przebrało miarę. Kolejne dwa ciosy rozerwały pancerz osłaniający potężny tors Minotaura. Szerokie szpony wbiły się od dołu w szyję mitycznego potwora. Raz. Drugi. Trzeci. A potem ruszyła szczęka. Choć topór wbił się głęboko i z każdym kęsem czuła ból, to rozlewała się w niej niesamowita przyjemność. Znane uczucie.


Labirynt rozpadł się.
Świat wokół zapłonął.

Ale ów ogień był przyjemny. Nie spalał, lecz ogrzewał. Euforia wylewała się z ciała brunetki. Postrzeganie zmysłów całkowicie zniknęło. Osiągnęła dziwną równowagę. Przez moment była wszechświatem.

[MEDIA]http://giphygifs.s3.amazonaws.com/media/KrPF1Us6UZr32/giphy.gif[/MEDIA]

 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-11-2019 o 08:44.
corax jest offline  
Stary 03-11-2019, 08:47   #12
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Gdy jej ciałem przestały targać spazmy rozkoszy, zaczęło do niej docierać, że wokół jest tylko gwieździste niebo. Wirowało. Ona sama leżała obejmując brzuch na zimnym bruku wyglądającym jakby wyrwanym z siedziby minotaura. Była naga.

Na skraju posadzki stała… Ona. Żenia Bondar, czy też Sonia Konietzko. Nikt inny, tylko ona we własnej osobie.

- No… - Wrona stęknęła unosząc się na łokciu - … to podjadłaś widzę…
- I wyładniałam - powiedziała odwracając się i wyciągając rękę w stronę dziewczyny.
- A tak. To najważniejsze. - Żeńka wsparła się mocno na podanej jej dłoni. - Co z fasolą? Nic jej nie dałaś zrobić, co?
- Wszystko w porządku. Teraz to już nic jej nie zrobią. Nie ma już Labiryntu. I zdaje się sporego kawałka Czarnej Spirali. - Zmora patrzyła na swoje odbicie. Dotknęła ramienia wilkołaczki, a na jej ciele natychmiast rozlała się zwiewna biała sukienka.
- Mam też domenę - podrapała się po głowie - ale jeszcze do końca nie wiem co z nią. Ma raczej… sporo wolnej przestrzeni.
- Odzyskałaś wspomnienia? - Żenia oglądała siebie albo swoją kopię. Zmora miała na sobie identyczną sukienkę, choć w kolorze czarnym. - Domenę? W Malfeasie?
Mina Wrony się wydłużyła w lekkim szoku.
- Nie. Chyba nie. - spojrzała w dół wychylając się z unoszącego się kawałka podłogi.
- Nie wiem gdzie. Wspomnienia… nie… ale nie wracajmy więcej do Smoka. Chodźmy już.

- Ale gdzie my jesteśmy? I co ważniejsze kiedy? - dopytywała się Żenia również się przechylając ostrożnie - A co? Na Smoka też masz chrapkę? Udko? Skrzydełko?
Zmora odwróciła się i złapała dłońmi swoje bicepsy. Do wilkołaczki dotarło na jak niepozorną kobietę wygląda w swoim ciele. Nagle fakt, że tak łatwo ją lekceważono stał się oczywisty.
- Nie.. to.. - głos Zmory lekko się załamywał. - Nie idźmy do niego, póki nie musimy, dobrze? Tylko o to proszę. - Na moment zamilkła, aż w końcu dodała: - póki co.

- Mhm - Wrona pokiwała głową. Była pewna, że Smok gdyby mógł już by je szukał.

Odwróciła się znów twarzą do swojej bliźniaczki, na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, a ręce z pozycji obronnej osunęły się na biodra.
- Jeżeli mierzyć czas biciem twojego serca to minęło pięć tygodni. Ale tutaj czas płynie jakoś inaczej. Wiesz… stworzyłam to jako bańkę, żeby nie zginąć po rozpadzie labiryntu… i chyba nie umiem zaimplementować czasu. Ani fizyki.

Rzuciła się za siebie spadając z wiszącego w przestrzeni kawałka skały. I zaraz po tym okazało się, że stoi na krawędzi kamienia, pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w stosunku do swojej towarzyszki.
- Bktho!! - Żenia, która rzuciła się gwałtownie za dziewczyną, nagle przystopowała. - No nie rób mi tak więcej!!! Oszalałaś? Pięć tygodni?
Wrona aż przysiadła.
- Pięć tygodni… - ukryła twarz w dłoniach - Jak się stąd wydostaniemy? Nic nie zostało? Perła?
- Są. Wszystko jest. Perła, kompas. Tego nie zniszczył wybuch. Czy co to tam było. Są po drugiej stronie “mojej planety”.

Dla podkreślenia tych słów odwróciła się i zniknęła schodząc “pod” zawieszony w pustce kawałek podłogi.
- Ale… bez ciebie nie mogę wyjść. - głos dobiegał z drugiej strony posadzki.
- Aaaaa - Żeńka podążyła za swoim klonem. Z początku ostrożnie macając stopą a potem coraz odważniej. - To czemu mnie nie budziłaś? Co teraz umiesz? - dopytała ciekawsko - Oprócz dmuchania baniek z grawitacją inaczej?

- Nie budziłam, bo musiałam spokojnie pomyśleć. I w zasadzie nie wiem. Znaczy, myślę, że mogę istnieć poza tobą. Nie wiem jeszcze na ile w świecie materialnym. Choć nadal jesteśmy związane. W świecie duchów mogę jednocześnie być tutaj - stały obie na stercie cegieł, które były pokruszone, jakby siłą wyrwane z większej budowli. - i robić to - zamachała rękami w stronę ramion wilkołaczki. Tam niemal natychmiast pojawiły się znane jej już naramienniki z kolcami, a sukienka zaczęła zmieniać się w przylegający do ciała strój. Strój do tej pory utożsamiany z samą zmorą.
- Umiem też to wszystko co Ty. W sensie, tutaj na pewno możemy obie zmienić się w crino i wspólnie walczyć. Gdybyśmy chciały zjeść coś mocniejszego niż ten pożal się boże bękart greckiego bóstwa.

- Mało ci jeszcze? Drogi do Kronosa pewnie nie znasz? - Żeńka zbierała swój dobytek - Pięć tygodni, Bktho to bardzo długo. Szczególnie biorąc pod uwagę rozpierdówę na … no na Ziemi.
- Nie panikuj. Przecież mówiłam, że nie ogarniam jeszcze czasu. Dopiero gdy stąd wyjdziemy to będę wiedzieć ile czasu minęło. No i twoje serce też biło dość szybko. A co do drogi… wydaje mi się, że znam… ale… i tak wolałabym kogoś z nami.

- Ja też. - Żenia zatęskniła za Maksimem tak, że niemal ją zatchnęło. Co jeśli…
Nie. Odepchnęła te myśli od siebie. Wojtek też na pewno się miał dobrze. Wszyscy mieli się dobrze.
- Zabierzemy chłopaków. - stwierdziła oczywistą oczywistość.

Zmora przytuliła nagle Żenię, która odwzajemniła uścisk. Kruchość ciała Bkhto ponownie uzmysłowiła jej jak pozory mogą mylić.
- Chodźmy już.
W dotyku Bktho było coś astralnego. Coś, co pozwoliło Ognistej Wronie zrozumieć jak wielką potęgę osiągnął byt, który teraz miał jej twarz i ciało.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-11-2019 o 21:09.
corax jest offline  
Stary 08-11-2019, 20:38   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nie miały innego wyjścia niż pierścień z perłą. Świat w jakim egzystowały nie miał księżycowych mostów, ani żadnej innej znanej dziewczynom drogi do innej dziedziny. W końcu Sonia oderwała perłę, w czasie gdy Btk'uthoklnto owijała ją mocno rękoma.
Poczuła nagłe szarpnięcie w żołądku tak typowe dla przekraczania granicy światów. Przez moment zastanawiała się czy to nie szkodzi ciąży.

Wylądowały na piaszczystej ścieżce prowadzącej do zamczyska Ivana. Przodek był ostatnim miejscem, które planowały odwiedzić przed wyprawą do Otchłani. Obydwie ruszyły sprężystym krokiem w stronę bramy, gdynagle piasek pod ich stopami zaczął się przemieszczać. Osuwał się, a one się potykały. Próba marszu owocowała mieleniem nogami w miejscu. To co zadziało się później było co najmniej dziwne. Choć wokół powietrze stało, to piasek zaczynał wirować. Niczym niesiony podmuchem trąby powietrznej. Owiewał ciężarną brunetkę tnąc jej delikatną skórę małymi ziarenkami. Tymczasem Zmora przeszła bojową przemianę. Wielki, czarny crinos swoimi szponami próbował piasek ciąć. Jednak ataki zdawały się nie odnosić efektu. Ot szpony wbijały się głęboko w piasek, kły szarpały to, co niedawno było ścieżką. Ognista Wrona czuła się bezbronna. Czuła jak jej skóra wysycha i miejscami odpada. Za chmurą piasku widziała czarnego wilkołaka oplatnego długimi cienistymi mackami, któremu z pyska wysypywał się piach.

I wtedy poczuła ból. Ból rozrywający jej krocze. Spojrzała pod siebie i zobaczyła plamę wody. Nie rozumiała tego. Nie rozumiała niczego. Straciła przytomność….

***

Leżały we dwie na ścieżce. Ich ciała obsypywał piasek. Teraz zupełnie spokojny. Jej dłoń powędrowała w stronę brzucha.

„Jest bezpieczny”

Tego nie mówiła Zmora. To było jej głębokie, wewnętrzne przeświadczenie. Za to Btk'uthoklnto leżała bez ruchu. I była starsza. Wyglądała na trzydzieści lat. Owszem, zestarzała się pięknie, ale jednak zestarzała. Sonia wstała z trudem. I poczuła coś jeszcze… wiedziała, że przed chwilą urodziła swojego syna. Wiedziała, że jest bezpieczny. Ale nie miała pojęcia jak to wszystko miało miejsce. Jak piasek mógł z taką łatwością poradzić sobie z Btk'uthoklnto?

I wtedy przyszło kolejne dziwne przeświadczenie. Czuła, że wszechświat ją wybrał. Stała się tym, co obiecała Smokowi. Była największą zagadką. I miała ze sobą względy kogoś… czegoś…

Słowa Minotaura nagle zadzwoniły w jej głowie:

Dzikuna nigdy nie znajdzie ktoś kto go szuka.”


- Jej. Do dziś myślałem, żeś ostatnia z rodu. Nie wiedziałem, że masz bliźniaczkę!

Na szczycie ścieżki stał Iwan. Pięść przykładał do biodra, wypiął dumnie pierś, a prawą dłonią zawijał gęstego wąsa.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-11-2019, 10:47   #14
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Iwan… Gdzie Draco? Gdzie mój synek? - Żenia zbierała się powoli. Najpierw na czworaka, kolejno na klęczki i ciężko zbierając siły oparłszy się na kolanie wpatrywała z napięciem w atamana.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze - Tak po prawdzie to nie wiedziałem, że spodziewasz się potomka.
W tym czasie Zmora wygrzebywała się spod piasku. Jej ubranie było poszarpane, ale samo zaczęło się składać i oplatać ją. Siniaki na jej ciele też znikały.
- Co za skubaniec. Ja pier… - zasłoniła twarz dłońmi, jakby obudziła się na kacu.
-Bkhto! - Żenia podeszła do Zmory i wyciągnęła dłoń - Co to było. Jesteśmy starsze. Drako… Nie wiem gdzie on jest… coś się stało, coś, wszechświat się zmienił. Drako… - żenia zagryzła wargę czując łzy pod powiekami.
- Nie wiem… mam przeświadczenie… tak to się chyba nazywa… że młodemu nic nie jest. I tyle. Nie wiem co to było. Nie wiem jak… próbowałam walczyć, ale mnie połamał… nie mogłam złagodzić twojego bólu. - Brunetka była przejęta gdy powoli wstawała otrzepując piach. Ivan podbiegł pomagając obu kobietom.
-Ale kto? Nie chodzi o przeświadczenie. Nawet nie miałam okazji go zobaczyć… - Żenia była zupełnie ogłupiała - Nie wiem gdzie jest…
Zaczęła ale głos się jej urwał. Co powie Maksimowi. Miała chronić fasolę.
-Iwan… Wiesz co się dzieje? Co to było?
- Wejdźcie, nie będziemy rozmawiać w progu.

Po chwili znalazły się przy suto zastawionym stole. Iwan zajął miejsce u szczytu. Dziewczyny naprzeciw siebie w połowie długości. Stół miał dwanaście miejsc z każdej strony. Iwan nalał sobie duży kielich miodu.

Przy dziewczynach stał widmowy podczaszy, który napełniał również ich naczynia.
- Mam wrażenie, że nawiedził was Piasek Czasu - powiedział w końcu Iwan kręcąc wąsem.

-Co? - Wrona spojrzała to na przodka to na Zmorę. - Że jak?
- Wiesz… znaczy wiecie… ja nigdy nie byłem szamanem. To nie moje zabawki. Ale mówi się, że dawno temu, czas odmierzano klepsydrami. A w klepsydrach był piasek. Ludzie tak bardzo wierzyli w związek piasku z czasem, że nagle po tej stronie zasłony stał się duchem. Duchem przemiany. Podobno zainteresował się nim Dzikun. Niektórzy mówią, że Dzikun i Piasek Czasu to jedno. - Napił się solidnego łyku miodu.
- Twój staruszek … wasz staruszek wiedziałby więcej. Miał łeb do tych rzeczy. - Zakończył Iwan.

Żenia zamarła.
- Mój staruszek nie żyje. - wychrypiała w końcu. - Dzikun przeniósł nas w czasie? Jakie powiązanie ma dzikun z Kronosem? Miałyśmy iść do niego po wizycie u ciebie. Piętnaście lat tu. To ile na ziemi? - nagle jedzenie stanęło Wronie w gardle.

- Hmm - zawahał się chwilę Iwan - wedle moich obliczeń jest dziś drugi stycznia dwa tysiące dwudziestego pierwszego.

- Hę?!

Żenia nic już kompletnie nie rozumiała.
Jakim cudem minęło piętnaście lat sądząc po ich wyglądzie, ona urodziła dziecko i nie minął nawet dzień?

Wpatrywała się tępo w Zmorę próbując ogarnąć wydarzenia ostatnich godzin.

- No ten piasek… on zdaje się miał was w jakiejś bańce czasowej - próbował tłumaczyć Iwan. Choć od razu widać był, że nie bardzo sam ma pojęcie o tym co się dzieje.
- Ja na przykład usłyszałem wasze przybycie, wyszedłem i na zewnątrz była burza piaskowa.

Żenia ukryła twarz w dłoniach.
Oddychała głęboko próbując się uspokoić.
-Czyli… Nie tylko nie wiem gdzie jest mój syn ale też kiedy… - poczuła gniew i walnęła pięścią w stół. Głos wadery był wyraźniejszy - a na dodatek nadal jesteśmy w dupie.

- Cóż, nie wiem jak znaleźć małego Draco. Ale wiem jedno napewno: Piasek w klepsydrze nie sypie się do góry. Więc raczej nie zmieniło się „kiedy” - Iwan zaczął poczuwać się do występowania w charakterze specjalisty od duchów.

- Pieprzenie - podsumowała Zmora z drugiej strony stołu.
- Jak to nie? - Żenia zamachała dłonią między sobą a Zmora - skoro mam 15 lat albo więcej na karku ?
Iwan machnął ręką sięgając po duży nóż. Na jego talerzu leżał ogromny kawał mięsa, który hetman zaczął rozcinać pomagając sobie widelcem.

- Powiedziałbym, że nie więcej niż pięć. Na urodzie waćpanna nie straciłaś. Rzekłbym, żeś zyskała podwójnie - mrugnął okiem w stronę Zmory, która w odpowiedzi zgięła rękę i pokazała mi zaciśniętą pięść. Mina Iwana zrzedła nieco i zerknął w talerz żując czerwoną pieczeń.

-Iwan… Ty Nie gadaj o urodzie - Żenia skołowana nadal nie zdołała dojść do siebie. Kolejna utrata sprawiła, że wszystko ją przeczulało, przewrażliwiało. - Tylko zbieraj dupę w troki i armię i pomóż w wojnie. W końcu jesteś hetmanem. Czerwonych butów od parady nie nosisz ani buławy.
W środku Żenia czuła wywijanie żołądka.

Grał na czas. Żuł powoli. W końcu powiedział:
- Jakiej pomocy oczekujesz? Mam zorganizować innych przodków? A może duchów, które nie zostały tak wywyższone? - powiedział, po czym sięgnął po miód obserwując reakcję obu kobiet.
-Wszystkich. - wrona siedziała sztywno bojąc się, że puści pawia na zastawiony stół - to nie jest czas na przebieranie. Maszyna buduje ściany tak grube, że żadna ze stron nie będzie w stanie się przebić w żadną stronę. Tkaczka przejmie kontrolę, wszystko ulegnie zmianie. To czas wojny.
- Wiem - powiedział z pełnymi ustami.
- Yurij zostawił w czasie pokoju tutaj coś, co może ci się przydać. Zwłaszcza w czasie wojny. - Zakończył uśmiechając się.
Żenia spojrzała na Iwana z ukosa:
- Co to?
Czy Ironia sytuacji zaskoczyłaby jej ojca?
- Jego rękawice. Proponowałem ci je ostatnio. Ale z jakiegoś powodu myślałaś, że to jakaś zbroja płytowa, czy inny wielki pancerz. - Uśmiechał się jakby udał mu się dowcip.

Teraz nie tylko będzie nosić skórę ojca ale i jego rękawiczki.
Przez ułamek sekundy pomyślała o Marku.
Ani ona ani on nie byli dość dobrzy dla ojca.
Wrona przechyliła głowę w bok, zapatrzywszy się w Iwana.
Czy Konietzko zastanawiał się kiedyś czy był dość dobrym dla nich?
Czy ona byłaby dość dobra dla Draco?

Otarła niechcianą łzę.
Zacisnęła usta jakby utrata syna odebrała resztkę poczucia humoru.

Skinęła głową:
-Ile czasu ci potrzeba na zebranie armii? Trafisz do caernu Słońca?
- Kilka dni. Może tygodni, zobaczymy. Tak czy inaczej kogoś z drugiej strony potrzebuję do otwarcia drogi - znów zawinął wąs.
-Dlatego mówię o caernie Słońca. Będzie tam Czarny, który planuje atak za dwa dni jeśli dobrze liczę. Malfeas raczej nie ruszy. Mało tam altruistów. Totemy może, jeśli Markowi uda się przejąć dowodzenie Spiral. Dobrze by było aby Twoje wojska dołączyły do Czarnego. Im więcej chaosu tym trudniej dla Maszyny.
- Totemy… wiesz, my tak o nie zmaterializujemy się w Caernie. Musimy mieć jakiegoś silnego patrona po tej stronie, który przymknie oko na armię umarłych. No i jakiś Totem by tu pasował. A z drugiej strony pewnie jeden Szaman nie wystarczy. Pojadły? - spojrzał na stół uginający się pod ciężarem smakołyków.

- Niekoniecznie musicie przechodzić. Po tej stronie Maszyna ma pająki wzorca, które nadbudowują Zasłonę by uniemożliwiać przechodzenie garou do Umbry. Możecie w pierwszej fali być od odwracania uwagi . Nie wiem co się obecnie dzieje i nie znam szczegółowo planów Czarnego ale Totem postaram się załatwić. Szamana też. Daj mi 24 godziny. Tygodni nie mamy chyba ze znowu gadasz o bańkach czasu.
Wrona nawet nie tknęła góry smakołyków, a talerz wciąż wypełniała nałożona porcja. Skinęła jednak głową.

- No to za mna! - wstał i ruszył po schodach gdzieś na górę zamczyska, a Wrona sunęła tuż za nim.
Za tą dwójką poruszała się Zmora niczym cień. Na piętrze szli długim korytarzem wśród portretów, które zerkały na dziewczyny i śledziły ich marsz ruchami nie tylko gałek ocznych, ale i głów.
Na końcu korytarza znajdowało się wejście do zbrojowni. W pomieszczeniu wisiały miecze, szable, halabardy i co tylko można było sobie wymyślić. Tarcze z herbami wisiały nad pojedynczymi zbrojami stojącymi na manekinach. Na samym końcu pomieszczenia znajdowała się gablota w której znajdowały się rękawice. W zasadzie były to osłony przedramion, które Iwan wziął w dłonie i podał dziewczynie.
- Czemu je tu zostawił?
Wrona wpatrywała się w obydwa naramienniki przez chwilę nim w końcu zdecydowanym ruchem przejęła jeden i nasunęła na lewe ramię. Odwróciła się do Bkhto by ta pomogła go zasznurować.
Sznurowadła same zacisnęły się, a rękawice dopasowały się idealnie. Zmora uniosła brwi ku górze.

Żenia poruszyła ramieniem, zaciskając i otwierając pięść. Sięgnęła po drugą rękawicę z pytającym spojrzeniem na Iwanie.

- Zostawił je tutaj, bo ich nie potrzebował. To coś na czas wojny. Nie na czasy gdy został wodzem. Zresztą, noszenie broni na widoku w czasie pokoju to swoiste wyzwanie. Nie lubił prowokować.
Iwan stał z założonymi ramionami.

Żeńka łypnęła na Bkhto. Noszenie jej przy boku było jedną wielką prowokacją.

- Czego mi nie mówisz, Iwan? - Wrona spojrzała hetmanowi w oczy. - Bo z tego co kojarzę, gdy przejmował władzę to czasy nie były rodem z romansu.
- Gdy przejmował władzę, to może i nie. Ale zostawił je tutaj na dwa miesiące przed tym, jak go…. - zagryzł zęby i zawahał się. - Przed jego śmiercią.
- Chował je przed Markiem tak? - Żenia kalkulowała na szybko.
- Nie - twarz Iwana spochmurniała nieco. - Długo wierzył, że przekaże je waszemu młodszemu bratu. Ale w końcu stracił nadzieję. Dał je mnie na przechowanie. Do czasu, aż przybędzie jakiś godny potomek. Liczył na zachowanie linii krwi naszego rodu, choć nie widział nadziei w pokoleniu swoich dzieci.

Biedny, nieszczęśliwy ojciec.
- Cóż. Dobrze zatem, że nie widzi tej chwili bo przeżyłby kolejne wielkie rozczarowanie swego życia.
Usta i brwi Żenii ściągnęły się w jedną kreskę.
-Co one robią? - rzeczowy ton kobiety przekreślał jakiekolwiek emocje związane z Yurijem Konietzko.
- Myślisz? Ja wierzę w to, że jesteś godna by je nosić. Jeżeli one też uznają, że jesteś godna, to uczynią z ciebie lepszą wojowniczkę. - Po tych słowach zsunął dłonie i wcisnął kciuki za szeroki, zdobiony pas.

- Lepszą wojowniczkę. Aha. Dziękuję, Iwan.

Nie chciało jej się wchodzić w dyskusje o ojcu. Niezależnie co by nie zrobiła albo co osiągnęła, nie byłoby dość dla niego. Jej ojcem był Wojtek. Albo wredny i uparty Antek. Ona za to zgubiła fasolę. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

- No teraz to już chyba tylko zostało ci wrócić na front. Jaki plan? - dopytał Iwan, podczas gdy Zmora machała jakąś szablą zdjętą ze ściany.

- Wrócić do Poznania, pogadać z Czarnym, przekonać Dziadka Grzmota by ogarnął pomoc dla Was po tej stronie Zasłony, znaleźć dobrego szamana i ruszyć do Kronosa.

- Czyli walka z czasem - pokiwał głową z uznaniem. - Zrobię to, czego ode mnie oczekujesz.

- Wiem. W końcu po kimś odziedziczyłam kozacki upór. - Żenia poklepała ramię hetmana. - Bkhto! Gotowa?

- Jeszcze chwilka - wywinęla młyńca szablą, po czym wbiła ją w głowę jednego z manekinów. Iwan spojrzał w sufit kręcąc głową. Bkhto uśmiechnęła się po czym przybliżyła do Żenii. Z jej pleców wyrosły cieniste macki, które wirowały niczym skrzydła targane ledwie delikatnym wiatrem. Owineła się nimi wokół talii brunetki.
- Możemy skakać.

- Do zobaczenia, pradziadku.
Żenia machnęła Iwanowi na pożegnanie i skruszyła smoczą perłę z poważną miną.
 
corax jest offline  
Stary 19-11-2019, 17:53   #15
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Szarpnięcie w żołądku i lądowanie w lesie. Szybsze niż ostatnio.

„Oho. Czyli tu jestem bezcielesna.”

Stała w lesie. Na ścieżce. Był ciemno. Księżyc był za chmurami. Wszystko pokrywała warstwa dwóch centymetrów śniegu.

"Może jedynie nie widzisz się w ciemności?"

Wrona ruszyła w stronę…
W zasadzie zatrzymała się wpół kroku.
Zmieniła postać w neandertalczyka i wciągnęła powietrze by wyczuć stronę i kierunek w jaki miała się udać.

Cywilizacja była niedaleko. Kilkaset metrów dalej ścieżka przecinała się z drogą asfaltową obok jakiegoś budynku. Droga ta prowadziła do wyjścia z parku. Jednak zanim dotarła do wyjścia poczuła, że coś ją ciągnie w stronę polnej drogi prowadzącej w głąb parku. Przemaszerowała może z kilometr gdy zobaczyła tył pałacu. Był to pałac przerobiony na hotel, w którym Czarny stworzył przyczółeka na czas wojny. Tyle tylko, że tym razem zbliżała się do niego od tyłu.

Zawyła nieco ciszej niż zrobiłaby normalnie by dać znać czujkom. Była pewna, że Czarny i Harad takie wystawili.

Nie myliła się. Na moment na jej ciele pojawiły się dwie czerwone kropki celowników laserowych. Po chwili jednak zniknęły. W jej stronę biegł wielki szary wilk. Przynajmniej tak wyglądał w nikłych światłach hotelu, które odbijały się od śniegu. Rzucił się na nią gdy tylko odległość zmniejszyła się do kilku metrów.

Żenia odstąpiła w trajektorii lotu, domyślając się kto biegł jej na spotkanie.

Wilk odwrócił łeb, gdy przelatywał obok dziewczyny. Przekoziołkował w śniegu, i zaczął się podnosić. Zmienił też formę, a dziewczyna bez problemu rozpoznała w postaci Gustawa.

- Robisz się coraz szybsza - powiedział z uśmiechem strzepując śnieg z podkoszulki. Było zimno, a on najprawdopodobniej rytuał przypisania ubrań prowadził jeszcze latem.

-Albo Ty wychodzisz z formy - zacmokała Żenia i ruszyła w stronę Fenrisa z lekkim uśmieszkiem.

- Ty mi tu nie cwaniakuj młoda! - Zaśmiał się w głos i objął dziewczynę. - Szkoda, że nie było cię na wielkiej popisów e Czarnego. Ale spoko, będziesz jeszcze spijać śmietankę.

Żenia wtulona w potężne ciało wojownika mruknęła:
- Dobrze Cię widzieć, Guciu. Nie mogę się doczekać. Chodź do środka. Opowiesz mi po drodze. A… A Maksim i Wojtek wrócili?

- Tak. I Michał też. Max i Ronin przywieźli cyborga. Czarny go zamknął. Michał dogadał wsparcie z Torunia. Szczurołaki. Nosiciele Plagi. Pomogą nam z wirusem. - Gutek podrapał się po głowie. - No i mają tego Kabloglowego. Fenomenalny koleś. Rozpierdzielamy z nim internety. Choć i tak się porobiło. W sylwestra zasłona padła. Shinzou podało do publicznej wiadomości informacje o wilkołakach, wampirach i innych cudach. W zasadzie to prawie największa zmiana. No może poza Perfekcyjnym Metysem. Przybył na zgromadzenie Czarnego. Razem z twoim braciszkiem w roli suflera. - Gustaw wyszczerzył się szeroko odsłaniając rząd równych zębów.
- Potwierdził słowa Czarnego i przyznał, że jedyną drogą będzie uwolnienie Żmija.
Nagle Gutek spochmurniał.
- Problem jest tylko z twoja watahą. Coś im się poprzewracało. Jakby pomieszały im się zmysły, czy coś. Podobno inni Tancerze Skór też się zachowują, jakby skończyły im się psychotropy, ale to musisz z Antkiem pogadać. Ja nie wiem o co biega.
"Ale my wiemy"

Gdy weszli do hotelu dziewczyna poczuła falę ciepła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak zimno było na zewnątrz.

-Ile mnie nie było? Tyle wieści…

- Pięć dni? Siedem? Nie jestem pewien. Chyba pięć. 27 grudnia nas zostawiłaś, prawda? Z wiecem Czarny przyspieszył, bo zaczęli namierzać niektóre Caerny.

- Nie zostawiłam. Poszłam po pomoc - Żenia łypnęła na Gucia - muszę pogadać z Czarnym. Gdzie go znajdę?

- Albo siedzi w piwnicy, albo u siebie. Jeśli u siebie, to śpi, wiesz dochodzi 4 nad ranem.

- ojej. Wyciągnęłam cię spod pierzynki? - szturchnięcie pod żebra było prawie jak ulubiony prosty Gucia. Żenia mrugnęła przy tym czując jak nałożyła na siebie maskę. W środku nie czuła potrzeby wydurniania się.

Gustaw szturchnięty wypuścił głośno powietrze i zakaszlał. Dziewczynie zdawać się mogło, ze czuła chrupnięcie pękających tkanek pod ręką.

- Nie… odpowiedział po chwili unosząc się dumą i zagryzając zęby z bólu - miałem wartę. Ktoś musi pilnować tych którzy śpią. I młodych, żeby nie podziurawili mi kumpeli. Chociaż… o ciebie to nie ma co się martwić.

Odwrócił się na moment niby czegoś szukając, ale dziewczyna zauważyła, że sięga dłonią do swoich żeber.


-Cieszę się, że trafiłam na Ciebie. Brakowało mi Ciebie i reszty. Bardzo, Guciu. - Żenia wspięła się na palce i cmoknęła wilkołaka w policzek. Ostrożnie. Bała się zostawić siniaki.

- O, Czarny nie śpi! - powiedział Gustaw otwierając drzwi do piwnic, gdzie tliło się światło.

- Pójdę z nim pogadać. Ty wracaj pod pierzynkę - Żenia jeszcze raz cmoknęła wilkołaka w policzek niczym brata.

- Ja mam wartę. Wracam do kotów - Gustaw odwrócił się.
- Pa, Guciu - Żenia pomachała przyjacielowi.
 
corax jest offline  
Stary 22-11-2019, 15:38   #16
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Piwnica była dość duża. Składało się na nią kilka pomieszczeń. Do jednego drzwi były uchylone. Żenia stanęła na moment w progu. Oparła się ramieniem o framugę oglądając pomieszczenie i przypatrując się szamanowi.

Pomieszczenie było kompletnie opróżnione z mebli. Na środku siedział czarny. Miał jakaś przepaskę na biodrach a poza tym był nagi. Siedział plecami do drzwi. Wokół niego symetrycznie stały trzy lustra. Stojące i eleganckie. Pasujące do pałacu. Jedno miało kompletnie matową czarną powierzchnię.

Na podłodze był szereg koncentrycznych kręgów. To one świeciły się złotawym światłem. Między kolejnymi kręgami były wycięte jakieś dziwne runy. Jakaś część Żenii nie chciała ich rozpoznawać. Inna zaś była ich ciekawa.

“Rytuał na rytuale. Składa bariery i tworzy wyrwy w Rękawicy”

Coś w Żenii chciało odpowiedzieć ‘przecież wiem…”

- Dobrze, że jesteś. Bałem się o ciebie.- Czarny powiedział to nie odwracając się.

- A ja o was. Widzę, że wyjątkowo zsynchronizowaliśmy myślenie. Chyba, że rozmawiałeś z Iwanem?

Natomiast na plecach szamana srebrzystym światłem rozświetliły się podobne runy.

- Możesz podejść bliżej. Te kręgi nie powinny zrobić żadnej z was krzywdy.

“No… weź potrzymaj ten granat. Nie powinien wybuchnąć”
Powiedziała z przekąsem Zmora.

"Zrobisz bańkę jakby co?"

- Byłam u Smoka - Żenia postąpiła dwa stopnie w dół - Zasugerował alternatywę do uwalniania Żmija.

- Zabawne. Metys przybył w towarzystwie Marka na Wiec. Poparli mój plan - powiedział nadal nie odwracając się w jej stronę.
- Ale powiedz, cóż wymyślił Smok.

- Nie wątpiłam, że poprą Twój plan. - Żenia uniosła brwi w lekkim zdziwieniu. Jego plan?

Żenia zeszła do podstawy schodów i usiadła na ostatnim z nich.
- Iwan zbierze armię duchów. Pomoże w walce z Maszyną. Potrzebuje szamana po drugiej stronie do kominikowania się. Mogą zająć się pająkami wzorca.

Wrona urwała na chwilę wpatrując się w kręgi.
- Chcesz tutaj rozerwać Zasłonę?

- Nie dam rady. To tutaj to węzeł komunikacyjny. W całym parku w promieniu kilometra od hotelu nie ma żadnego telefonu komórkowego ani komputera. Zaginam sygnał sieci, blokuję widok z satelitów - mówił spokojnie, a jego prawa ręka kreśliła w powietrzu symbol. Znak nagle zapłonął złotym światłem i pofrunął na jeden z zewnętrznych kręgów, gdzie znalazł swoje miejsce.

- Hatim i jego ludzie wyruszyli do krainy umarłych. Przodkowie nie są duchami, tak jak inne istoty z którymi wchodziłaś w interakcje. Przodkowie są zakuci żelaznymi łańcuchami śmierci, która odebrała im swobodę działania. Mógł obiecać pomoc. Może nawet spróbować wypełnić obietnicę. Ale bez naszej ingerencji w krainie umarłych jego pomoc jest dla nas tym samym czym mary na wietrze. Może dawać nadzieję, ale może przynieść wielkie rozczarowanie, gdy będziemy chcieć jej dotknąć.

Srebrny symbol na plecach Czarnego zapłonął mocniej. Jeden konkretny z wielu. Raróg. Symbol jednego z totemów. Czarny drgnął nieco.

- Nadal nie powiedziałaś cóż wymyślił Smok.

- Nie chcę wybić Cię z rytmu. Słyszałam, że wiele się podziało. U mnie też. - Żenia mówiła łagodnie.
- Czuję wibrujący w tobie chaos. Naznaczył cię Dzikun. Wcześniej, czy później?
Z dłoni Czarnego wzleciał kolejny symbol. Nie świecił na złoto, ani na srebrno… był blado biały. Nie powstał dla rytuału… był czymś w rodzaju maźnięcia pędzlem po nosie dziecku, które przeszkadza ojcu w remoncie. Symbol oznaczał Minotaura.

- Jakieś pięć dni później albo 15 lat. Nie wiem kiedy dokładnie - Żenia położyła nacisk na słowo związane z czasem. - Na pewno wtedy gdy urodziłam synka.
Głos dziewczyny cichł coraz bardziej.
- Urodziłaś? - kręgi przesunely sie wzgledem siebie. Przeciwlegle. Obracając się koncentrycznie wokół szamana.

- Tak. Nie. Nie wiem. Nie wiem gdzie on jest. Piasek Czasu… - dziewczyna westchnęła ciężko i zamilkła. Zbierała się w sobie dłuższą chwilę.

- W każdym razie, mogę spróbować udać się do Otchłani i pomówić z Kronosem. Bkhto zna drogę. Już wiem czym jest.

- To z pewnością nie pomaga - podsumował szaman. Kilka znaków wyrwało się ze swoich kręgów i pofrunęło układając dwa kręgi w powietrzu. Obracały się, a Czarny wstał. Odwrócił się wreszcie twarzą do dziewczyny. Jego klatka piersiowa była poznaczona srebrzystymi symbolami runicznymi. Rozłożył ręce na boki, a każdy z wirujących w powietrzu kręgów symboli przebił się przez tafle luster. Te zafalowały niczym woda w jeziorze po rzuceniu kamieni.

- Myślisz, że to właściwe? A może Smok widzi w tobie zagrożenie? Chce się pozbyć? Niektórzy mówią, że Piasek Czasu i Kronos to jeden i ten sam byt. Nie zaślepia cię wizja poszukiwania syna? On zaś, jeśli mówisz prawdę może mieć teraz piętnaście lat. Przechodzić przemianę.

Twarz szamana była jednak pogodna. Coś podpowiadało dziewczynie, że to jej widok doprowadził do tego.

- U Smoka byłam zanim Bkhto upgradowała.
Brwi dziewczyny powędrowały do góry:
- Jaki miałabym cel w nie mówieniu prawdy? Wiem, że jest bezpieczny. Tylko tyle. Nie wiem gdzie ani kiedy. Właściwe? A właściwym jest uwalnianie Żmija? To raczej nie czas na rozważania etyczne, Czarny.

- Masz rację - jego oczy uciekły od jej spojrzenia. - Ale nie mogę obarczać cię ciężarem odpowiedzialności za wszystkie wilkołaki i cały świat. To nie ty powinnaś przekonywać Kronosa. To powinno spaść na mnie.

- A dasz radę się rozdwoić? - Żenia podniosła się ze schodka i podeszła do szamana by go objąć w uścisku. Delikatnie. Przypomniała sobie kuksańca Gutka On odwzajemnił uścisk. Choć był w zimnej piwnicy prawie bez ubrań to jego ciało było przyjemnie ciepłe.. - Bo ja tak. Mam wsparcie Żmija i Dzikuna. Mam celestiala z własną domeną. I mam je - odsunęła się od Czarnego by pokazać karwasze ojca.- I przestań w końcu z tym zagrywkami psychologicznymi. Myślisz, że nie rozpoznaję Myszy?
Żeńka pokazała szamanowi język choć głowę wciąż miała lekko pochyloną w uznaniu alfostwa Antoniego Ogórka.

- Może. Choć jeśli ruszysz w przeszłość, to fakt co zostanie tutaj nie będzie mieć znaczenia. Chcesz porozmawiać z naszym kontaktem z Maszyną? Jest trochę zepsuty, ale może ci się spodobać. - Alfa zmienił temat, a symbole delikatnie przygasły. Sesja komunikacyjna została zakończona, a on rozesłał rozkazy w świat.

"To o to chodzi"
Żenia zorientowała się w czym rzecz. Czarny nie chciał zapomnienia.
- Powiedział coś ciekawego? - spytała Żeńka krzywiąc się lekko.
Żadna z nadchodzących rozmów nie była na liście 'fun things to do'.
- Na początku. Próbował nami manipulować. Sprawił spory problem zwłaszcza przepełnionym gniewem wojownikom. Przedstawiał swoją wersję historii, w której wilkołakom ze strony Tkaczki nic nie grozi. Próbował przekonać nas do dołączenia. Jak ich generał. Raiden. Podobno wilkołak z Chin, który dowodzi teraz ich ofensywą. A teraz? Teraz to mamy wrak, który zdawał się oszaleć po odcięciu od Pieśni Jedności.
Znaki zgasły, a Czarny zapalił lampy pod sufitem. Stali w zupełnie zwykłym pomieszczeniu z trzema lustrami. On miał szereg czerwonych śladów na ciele. Jakby wydrapanych, choć nie do krwi.
- Ta Pieśń Jedności działa tak, jakby mieli jeden umysł. Dlatego ich komandosi sobie tak dobrze radzili. Bo myślą jak jedna osoba w kilku ciałach. Mogą koordynować ataki z zabójczą perfekcją. Na to teraz szukam sposobu.*

"My też tak potrafimy?"
Myśli Żeni poleciały do Bkhto.

„Chyba nie… przy rozłączeniu jesteśmy oddzielnymi bytami. Nie wiem”
"Mhm. Musimy to sprawdzić"

- Wirus? - rzuciła Żenia na głos.
- Tak. Mają go. Zabójczy dla wilkołaków. Pierwsze objawy po kilkunastu sekundach od zarażenia. Śmierć po kilku godzinach. Próbowali go w Australii i Ameryce południowej. Ale jest niedopracowany. Zabija nosiciela i nie ma jak przenieść sie dalej. Użyli go w bezpośrednim starciu. Pomysł byłby skuteczny, gdyby wirus żył długo. Przenosił się między nami i dopiero po kilku dniach dawał objawy. A tak? Jest droższą wersją srebrnych kul.

-Nie mówię o Pentexowym wiruse. Mówię o zainfekowaniu wirusem cyfrowym. Skoro mają mentalność roju z powodu cybernetyki, to jest to ich słaby punkt. Zainfekować wirusem sieć. Albo wbić się do centrum dowodzenia i wrzucić go bezpośrednio tam. Dane zapewne wydostać można z wraka Adama. Podobno masz geniusza na stanie, może opracować coś takiego.

- Tak. Podobną tezę przedstawili Tubylcy Sieci. Kablogłowy wyciąga informacje z Adama. - Czarny dotknął powierzchni matowego lustra. Wokół ramy rozpaliły się runy, a samo lustro zaczęło pokazywać obraz.

Sterylna sala w której pod sufitem był podwieszony człowiek. Choć to nie było dobre określenie. Mężczyzna był pozbawiony rąk i nóg. Wisiał bezwładnie, a z kikutów sterczały kable i siłowniki. Z kilku miejsc sączyły się jakieś płyny, które możnaby przyrównać do krwi.

Dziewczyna rozpoznała bezbłędnie człowieka, który ostatnio nosił płaszcz zdobiony złotym Smokiem. Z jego potylicy sterczał kabel. Długi i gruby. Prowadził on do solidnie zbudowanego czarnego mężczyzny. Kabel wchodził między dredy murzyna. On sam zaś siedział z szerokim uśmiechem i skrzyżowanymi nogami na biurku. Na kolanach miał laptopa.

- Nie widzą nas. Ale zdaje się, że z Shinzou i tak nie pogadałabyś w tej chwili.

- Nie interesuje mnie Shinzou. Interesuje mnie Maszyna.
Sonia próbowała ukryć błysk w oku. Bo przez myśl przeszło jej co by się stało gdyby Bkhto zżarła i Maszynę?
- Jest jeszcze opcja negocjacji… lub szantażu. Chociaż ten ostatni wiązałby się z ludobójstwem.

Sonia palnęła. Zupełnie beznamiętnie przyglądając się drugiej stronie lustra. Miała wrażenie deja vu.

- Choroby wszak istnieją. Nie tak dawno był AIDS, wcześniej dżuma lub czarna ospa wykasowała połowę ludności w Europie. Ludzi to wybrańcy tkaczki itd… Może warto rozpatrzyć i tę opcję?

Ani żmijowe ani dzikunowe dziedzictwo w niej nie zaprotestowało.

Czarny uniósł brwi w zdziwieniu.
- Naprawdę? Pomijając kwestie moralne tego o czym mówisz, jak chciałabyś zabić miliardy ludzi?
Szaman najwyraźniej podszedł do tej propozycji jak do kolejnego dowcipu Ragabasha.

- Wirusy, może jakieś kataklizmy. To nawet nie musi być rzeczywiste zagrożenie. Ale na tyle realne, by przekonać Tkaczkę. A jaki jest plan ze Żmijem?
- Bez zmian. Ruszamy do Malfeasu i spróbujemy odprawić rytuał poświęcenia. Żmij powinien mieć dość siły, żeby samemu zerwać więzy. Jurij też tak uważa - powiedział spokojnie. Tak, jakby Żenia wiedziała kim jest Jurij. Ona domyślała się, że może chodzić o Perfekcyjnego Metysa.

- Mówisz o Metysie czy duchu mojego ojca? - uściśliła dla pewności - Żmij obecnie nie ma zbyt wiele sił. Dlatego rozważam osłabienie tkaczki. Do Minotaura przychodziły głównie grupki krewniaków Czarnych Spiral. - rzuciła na zakończenie.
- Wiem - powiedział Antek - Jurij, czyli ten Perfekcyjny Metys jest przywódcą Czarnych Spiral.
Czarny sięgnął po t-shirta i bluzę. Zaczął się ubierać.
- Ci krewniacy też są po tej samej stronie barykady co my. Ale są w podobnym stanie jak twoja wataha. Rozchwiani. Mogą się zacząć rzucać na siebie. Potrzebują nieco ukojenia.

Przy słowach ”Perfekcyjny Metys” w głosie Czarnego było coś jakby nutka drwiny.
- Co z nim nie tak? - Żeńka podchwyciła szyderstwo w głosie Antka.
- Rogi - powiedział zapinając bluzę. - W Crinosie jest ponad czterometrową bestią… z rogami. Jak jakiś pieprzony demon. Rogi to jest domena roślinożerców. Żaden drapieżnik nie ma rogów. Dupa nie perfekcja.
Ta wypowiedź tak bardzo nie pasowała do opanowanego szamana, że Żenii nie było się trudno domyślić, że Antek nie był zadowolony z obecności akurat tego Alfy.

- Hmm to zależy do jakich norm go porównujesz. Może na standardy Malfeasu jest idealny? Nie trzeba koniecznie używać ziemskich norm. - Żenia uśmiechnęła się lekko. - Zabawne. Zabawne, że i ja i Marek zajmujemy podobne role. Niemal lustrzane…
- Możliwe. A co do ciebie i Marka… cóż, może przeznaczenie waszej rodziny takie już jest? Zjesz coś? Chyba czas na śniadanie - mówiąc to zakładał zegarek.

- Mysle, że nasz ojciec polemizowałby z tym stwierdzeniem. Nie. Pójdę do Maxa. A potem spróbuję dowiedzieć się czegoś o Otchłani. Marek i Spirale odeszły?

- Obaj są w hotelu. I trzej inni tancerze. Reszta się przegrupowała. Większość działa w ekipach z naszymi ludźmi. Atakujemy na różnych polach.

- I mam się nie wtrącać. - Żeńka pokiwała głową. - Chcesz żebym coś zrobiła czy mam się nie plątać pod nogami?

- A co? Chcesz ruszyć na front? - powiedział. - Myślę, że masz swoje problemy. Maksima nie ma w hotelu. Jest w Toruniu z Michałem. Nie chcę ryzykować ze wszystkimi jego kablami tutaj. Mówiłem ci, że nie mamy tu nawet telefonów komórkowych? Tę sugestię z wirusem chciałbym pociągnąć z kimś, kto się na tym zna. - Potarł się po twarzy. Miał dwudniowy zarost.
Pokręcił głową w zadumie i objął dziewczynę przyciskając ją mocno.
- Dość już zrobiłaś dla wilkołaków. Za dużo poświęciłaś. Chciałbym, żebyś pojechala do Torunia. Maksim powinien się dowiedzieć co z waszym dzieckiem. Mam tutaj też szamana, który ma udowodnić lojalność wobec nas. Pojedzie z wami. Weź Kosibę. Nie chce siedzieć w bezpiecznym hotelu. Od dwóch dni sypia na dworcu osiem kilometrów stąd. Weź jego, Maksima i szamana, o którym mówiłem. Znajdź dziecko.


- Wojtek jest specyficzny - Żenia pokiwała głową, wtulając się w szamana. Przymknęła oczy - Chcę porozmawiać z bratem, Rychem i Tancerzami Skór. A potem pojadę wytłumaczyć Draganowi, że zgubiłam nasze dziecko. Nie sądzę by przyjąl to dobrze. Nie wiem, czy nie zechce odejść. - Żeni załamał się głos i żeby odeprzeć falę smutku i obawy skręcającą ją zmieniła temat - A ty kiedy ostatni raz spałeś? Znowu wyglądasz jakbyś miał za chwilę zasnąć na stojąco. *

- Przetrwacie to. Zobaczysz. Znajdziecie młodego. A ja? Spałem. Wczoraj. Albo przedwczoraj. Nie pamiętam. Teraz chcę się przespać. Ale jeszcze trochę. Słońca jeszcze nie widać - powiedział nieco zawile, niczym szaman z prawdziwego zdarzenia.

- Przed chwilą mówiłeś, że pora na śniadanie. - Żeńka odsunęła się - Znowu mam cię załadować do wyrka?

- Ty nie masz zamiaru jeść, więc co mi zostaje? Ale fakt, niedługo zaczną krążyć plotki, że jesteś moją prywatną niańką, która mnie usypia.
Czarny zaczął grzebać w kieszeni. Po chwili wyciągnął coś co wyglądało jak papierośnica, ale było nieco mniejsze.
- Trzymaj. I nie zgub.
- Tak. Tylko ja mam magiczny dotyk usypiający Alfę Alf! - Żenia zażartowała przyjmując przedmiot - Co to?
Przedmiot faktycznie był nieco mniejszy od papierośnicy. Kwadrat z owalnym wykończeniem. Na powierzchni miał wycięty znak runiczny. Wewnątrz było lusterko.
- Lusterko. Możesz używać do regulowania brwi, wskakiwania do umbry, albo jeśli się skupisz, to możesz się skontaktować z jednym z dwóch luster na dole. Czyli w teorii ze mną. Taki trochę telefon, ale bez użycia zabawek Tkaczki - dopiero teraz odsunął się nieco od dziewczyny pozwalając jej spokojnie obejrzeć przedmiot.
- Mam być pierwszą powiadomioną osobą o tym, że znaleźliście małego.
Żeńka obróciła papierośnicę i przytuliła Czarnego na powrót cmokając go w policzek.
- Tak jest, Alfo. A teraz chodź do łóżka.
- Zahaczmy o kuchnię. Wciągnę kanapkę w drodze do łóżka. Powiedz mi Żeńka … Sonia… - poprawił się wahając lekko - co myślisz o wampirach?
- Czemu pytasz? Masz jakiegoś co kucharzy w hotelu? - Żenia prowadziła Czarnego za rękę po schodach. - Oprócz dwóch na liście do odstrzelenia, to nie mam za wiele do. Powiedzenia. Czerwona zdawała się być bardziej ogarnięta od tej suki co uprowadziła… jego.
Gdy szli dość szybko do kuchni Czarny zdawał się myśleć o tym co powiedziała Żenia. Przed samymi drzwiami do części restauracyjnej na moment szaman zatrzymał się.
- Zawarłem z nimi sojusz na czas tej wojny. Jutro… znaczy dziś, gdy wstanę, to będę musiał powiedzieć innym wilkołakom o nowym “sojuszniku”. Desperackie środki, na podłe czasy. - Pchnął drzwi ruszając przez ciemną restaurację wprost do kuchni w której zapalił wielkie jarzeniówki.
-Hmmm. Myślisz, że to łykną? dość sporo nowości. A co z innymi zmiennokształtnymi? Udało się zebrać kogoś oprócz Michaiła?
- Tak. Wszystkich poza pajęczarkami. Nie nawiązaliśmy z nimi w ogóle kontaktu. No i poza Szmaragdowym Dworem - szaman zagryzł zęby. Żenia bez pudła rozpoznała, że wiązała się z tym jakaś osobista strata. Dawno zawarte przyjaźnie? Czarny musiał mieć niesamowicie ciekawą historię.

Westchnęła ciężko.
- Powiedz… Gdyby udało się odnaleźć i pogadać z Kronosem. Do kiedy wrócić? Smok mówił o czasach gdy ludzkość była słaba. Ale ja myślałam do chwili gdy triada była w równowadze. - Żenia zmieniła temat.

Czarny z jednej strony słuchał z uwagą. Z drugiej rozłożył przed sobą kilka sztuk bułek. Zaczął je kroić.
- Co chciałabyś osiągnąć w czasie równowagi? Tkaczka zyskując świadomość postanowiła uwięzić Żmija. To zachwiało równowagą. Ona działała zgodnie ze swoją naturą. On też. Cóż może zmienić naturę człowieka? A ducha? Cóż da ci cofnięcie się do czasu równowagi?

- Opowiem im o konsekwencjach. Może uda się też pogadać z Gają? - Żenia pomogła w smarowaniu bulek masłem.

- Żeniu… triada nie jest ludźmi. Nie myśl o nich w tych kategoriach. Spróbuj pomówić z grawitacją i opowiedzieć jej o konsekwencjach upadku samolotu z pasażerami. A potem obserwuj jej reakcję.
Czarny podszedł do jednej z trzech wielkich lodówek i na moment chował tam głowę.
-Wiem, że nie jest. Ale ma swoje wcielenia. Nie wiem poszukam pierwszego koła oraz pierwszej trującej sadzawki. W teorii powinno się dać z nimi jakoś porozumieć. No ale ok. Jakaś kontrsugestia?

Z lodówki wyłonił się Czarny z serem, wędliną, warzywami i jakimiś pastami.
- Zastanów się co doprowadziło do tego stanu rzeczy. Może to co planujesz nie jest głupie. Początki Shinzou. Może początki komputerów w ogóle? Albo początek epoki wiktoriańskiej? Myślę, że gdybyś spowalniła rozwój ludzkości, to odsunęlibyśmy to wszystko. Tyle w zakresie ludzi.

Zaczął z dużą wprawą przygotowywać kanapki układając różne rzeczy na różnych bułkach.
- Pokrój pomidora i ogórka - zakomenderował.
-Tak, Alfo. No ale to niczego nie zmieni w kwestii Żmija. Nadal pozostanie uwięziony a Tkaczka będzie szalona. - rzuciła dziewczgna szatkujac warzywa.
- Masz rację. Jest to zagranie na czas. Bo prędzej czy później znajdziemy się w punkcie wyjścia. Ale pomyśl co innego możnaby zmienić. Może czas Wojny Gniewu? Zupełnie niepotrzebnie rzuciliśmy się sobie do gardeł. I dopiero teraz… gdy życie wszystkich wisi na włosku jesteśmy w stanie współpracować. A i to nie bez oporów. Nie zazdroszczę ci zadania. Dużo można też zepsuć eksperymentując z czasem.
- Ale co da zapobieżenie Wojnie Gniewu? To nadal nie rozwiązuje zasadniczego problemu - Żenia posmutniała. - Najlogiczniejszym rozwiązaniem wydaje mi się porozmawianie z inkarnami triady. A może wprowadzenie jakichś zmian do samych ludzi? Tak aby zapobiec ich nadmiernemu rozwojowi i rozmnażaniu?

Czarny zamilkł. Złożył jedną z kanapek i wziął wielkiego kęsa. Żuł intensywnie.
- Hmm mmm mhm mmm yhm mym - zaczął nie przerywając jedzenia. Po chwili, po kilku ruchach szczęki dodał:
- Szurołaki? Oni są specami od chorób. Mhhhmm pogadąć? - patrzył pytająco na dziewczynę jakby co najmniej zrozumiała całą jego wypowiedź.
- No mogę. Ale wracamy do kwestii dżum i innych. Tyle że to może uderzyć w wilkołaki. Jeśli krewniacy zachorują na przykład.
- Dlatego myślę, że powinnaś wywalczyć dwie rzeczy. Po pierwsze spowolnić rozwój technologii. Maszyna stała się Inkarną przez zyskanie samoświadomości jakiejś SI w Japonii. Ona ma fizyczną manifestację w naszym świecie. Mało tego, ta manifestacja spina nasz świat ze światem danych. Jednocześnie odcina wszystko inne. A po drugie trzeba zjednoczyć wszystkie dzieci Gai. To, że wilkołaki w swej dumie próbowały wyrżnąć innych było największym błędem w historii. Gdybyśmy współpracowali, tak jak chciała Gaja, to łatwiej byłoby dojrzeć nam rosnącą w siłę Tkaczkę. I do tego nie trzeba by było żadnych chorób, czy wirusów.
Czarny spakował jedną z kanapek w dłoń i rzucił dziewczynie:
- Reszta twoja.
Na blacie było w sumie jeszcze dziesięć bułek.

-Oszalałeś? Nie zjem tego wszystkiego. Zaniosę…
“ Jedz, nie wymyślaj!”

"Co?! Przecież ty i tak nie jesz tego… 10 bułek?"

Żenia ugryzła kawałek jednej, resztę układając na talerzach.
-...Gutkowi i młodym.

Żując bułkę podniosła talerz.
- Ja idę spać. Od ciebie zależy czy skorzystasz z moich rad czy z niej. Widzisz, ten celestial… Duchy lubią realizować własne cele. Nie zapominaj o tym.

Córka Ognistej Wrony poczuła mentalny wyciągany język w stronę Czarnego.

- I skontaktuj się z nami jeszcze przed wyjściem do Otchłani.

- Dobrze, Alfo. Aaaa nie miałeś pewnie czasu na kulę?
- Nie. Nie miałem czasu. Chodź. Jest w mojej sypialni.

***

Czarny otworzył drzwi swojego pokoju. Uderzył w nich zimny powiew. Alfa zostawił otwarte okno. Widocznie był pewien zabezpieczeń i ekipy Gustawa. Szybko pogrzebał w szafie i wyjął małe pudełko. Bliźniaczo podobne do pudełek na biżuterię. Nawet gest jego przekazania niepokojąco przypominał oświadczyny.
- Kaliber 9mm. Najpopularniejsza amunicja pistoletowa.
W opakowaniu rzeczywiście nie było pierścionka. Za to gdy tylko dziewczyna otworzyła pudełko usłyszała syknięcie Zmory.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 14-12-2019 o 20:07.
corax jest offline  
Stary 25-11-2019, 18:48   #17
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Marek miał pokój na ostatnim piętrze. Jednak nie apartament. Miał ciasną jedynkę przylegającą do apartamentu zajmowanego przez Perfekcyjnego Metysa. Drzwi pokoju były zamknięte. Dochodziła szósta.
Żenia zadudniła w drzwi… Prawie z całej siły. W ostatnim momencie przypomniała sobie że może je wywalić. Zamiast tego zastukała delikatnie i poruszyła klamką.
- Maaaarek…. - wypowiedziała imię brata przeciągając samogłoskę jakby potępieńcy duch - Maaaaarek….
Tancerz Czarnej Spirali otworzył drzwi.
- Żabo? Co tu robisz? Znaczy… - ewidentnie nie spodziewał się jej - wejdź. Dobrze, że jesteś cała.
Wtedy, wbrew temu co mówił o tym, żeby to ona wyszła to sam postąpił krok do przodu i ję objał
-Bratykuuuuuuuu - Żeńka zawisła mu na szyi i wycmokała szaleńczo oba policzki-stęskniłam się!
Żenia była szczerze zadowolona z widoku zaspanego brata.
-Jesteś cały i zdrów, to dobrze. - Dziewczyna odsunęła się by obejrzeć brata i upewnić się że wszystko z nim jest w porządku.

Delikatnie pchnął ją do wnętrza swojego pokoju. Był on wyposażony w łóżko, biurko i okno. Były też drzwi prowadzące prawdopodobnie do równie minimalistycznej łazienki.
- Zaskakująco dobrze się czuję.
Faktycznie nie miał żadnych widocznych blizn. Widziała to dokładnie, bo spał w krótkich spodenkach.
- Ale opowiadaj, co z tobą? Jak uciekłaś z Rosji?

- Z Rosji nooo normalnie. Autem. Albo kilkoma. Musieliśmy się wycofać bo… Okazało się, że jestem w ciąży. Dlatego nie ruszyliśmy do Czernobyla. A co z Grashokiem? Słyszałam, że masz rogacza na stanie.
- Jesteś w ciąży? - Marek wyłapał najważniejszą informację. - Zostanę wujkiem?
Żenia skrzywiła się nieco.
- Już zostałeś. Masz siostrzeńca o imieniu Draco. Tylko nie wiem gdzie on jest. Bo napatoczyłam się na piasek czasu i już nie jestem w ciąży. Maxim jeszcze nie wie.

Twarz Marka skamieniała. Nie był w stanie zarejestrować sensu przekazanych informacji. Zamrugał i przekrzywił lekko głowę.
- piasek czasu to ucieleśnienie czasu? No i jest podejrzenie, że w umbrze trzymał mnie ten duch w bańce w międzyczasie doszło do porodu i nie wiem co dalej bo to było wszystko strasznie zamieszane. Tam postarzałam się o 15 lat, a tutaj minął tylko jeden dzień. Ale synka nie mam. Wiem tylko że jest bezpieczny. Ale gdzie i kiedy, tego nie wiem.

Marek opadł na krzesło przy biurku.
- No dobra - zaczął, choć widać było, że radość ze spotkania siostry rozpłynęła się po jej krótkiej historii. - Ja skonfrontowałem się z Zettlerem. Dzięki pomocy Czarnego przeżyłem. Wróciłem do Pentexu jako Marek Mazut. Sprzedałem Legendę o tym, że Zettler zatłukł Smoczy Gniew. Tamten mnie namaścił na swego następcę - wzniósł elegancka laskę opartą do tej pory o biurko. - A potem legenda rosła sama. Mówiłem Spiralom z Firmy, że chcą się nas pozbyć. Zbierałem ich wokół siebie. Wprawdzie nie miałem już władzy sprawczej we firmie, ale uwierzyli, że zostałem wrobiony w zdradę przez Zettlera. A potem przyszło Shinzou i czystki. Zebrałem tych, którzy przeżyli i ruszyłem do Czarnobyla.

- A ja ruszyłam do Malfeasu pogadać z totemem. Potem skoczyłam do Labiryntu pogadać z drugim, bicz Zygzak się najadł i okazało się, że jest to wersja upgradowana Zmory. Ale labirynt się zapadła a z nim część Spirali. - Żenia miała minę "oops" - Potem skoczyłam do Iwana żeby go zmotywować do zebrania armii przodków i wsparcia. Ale w międzyczasie wyszła jeszcze opcja wycieczki do Otchłani do Kronosa. By cofnąć czas. I odwrócić ten cały burdel. Więc się szykuję. Ale chciałam sprawdzić czy ten metys jest prawdziwy czy nie.

- Jest. Nie ma sobie równych w bitwie. Przejął plemię Grashoka zabierając wszystko co zechciał. Tak jak Spirale mają w zwyczaju. Jest… cóż. Ja nie mam wątpliwości. - powiedział pochylając się i układając łokcie na kolanach.

- Aha. Przedstaw mnie, co? - Żenia uśmiechnęła się prosząco do brata.
- On zna Zhyzhak. Szkoliła go przez jakiś czas - Marek zdawał się ignorować prośbę o spotkanie.

- Przedstaw mnie jako siostrę, kto mówi o Zhyzhak?
- Poczekamy aż wstanie? Ktora godzina? - dopytywał Marek.

- Jakoś kolo szóstej. Myślisz, że śpi? Kto rano wstaje, ten leje jak z cebra. Jak prawdziwy alfa znaczy. Jest perfekcyjny. Nie trzeba mu ośmu godzin snu dla urody.*

Marek wyszczerzyl swoj wilczy uśmiech.
- Dobrze, tylko prosze nie wywiń czegoś.*
-Ja?! Ja NIGDY nie wywijam.

***


Marek wstał i ruszył do drzwi. Pod nosem szeptał coś o tym, ze sie znowu Żaba uparła, czy cos podobnego. Po chwili zapukał do pokoju Jurija Jegorowa, znanego wśród wilkołaków jako Wybraniec. Idealny Metys.

Drzwi apartamentu otworzył niezwykle przystojny i bardzo wysoki mężczyzna. Niewiele starszy od Żenii. Miał na sobie szlafrok spięty w pasie. Sięgał nieco za kolana. Rękawy miał podwinięte, odsłaniając potężne przedramiona.

Marek pochylił się usłużnie.
- To moja siostra. Sonia.

"Hmm ciekawe czy jest większy czy mniejszy od Maksima w crinosie?"
„Ten nie ma skrzydeł. Co to za ptak bez skrzydeł”


„Cholera, uważaj, tu coś jest.” Dodała po chwili Zmora, już bez cienia rozbawienia.

"Lubie jak tak am konkretnie mówisz, wiesz? !"
Żenia zobaczyla jak… wychodzi ze swojego ciala i rusza zwiedzać apartament.
- No przeciez powiem, gdy się dowiem.
Powiedziała Zmora o jej ciele. Wszystko wskazywało na to, ze nikt inny jej nie widzi.


-Dzień dobry. - Żenia uśmiechnęła się próbując nie zezować za Zmorą plądrującą siedzibę Alfy Alf Czarnych spirali. Mówiła prawdę. To nie ona wywijała. - Głośno o Tobie, Juriju Jegorowie, przyszłam po autograf. - Żenia błysnęła uśmiechem nr 3 - Jestem fanką. Naprawdę. - rzuciła spojrzeniem na brata .

Mina zażenowania na jego twarzy wyrażała sto procent jego myśli. Wypalił nagle:
- Ona jest ragabashem - próbując zakryć uśmiechem swoje własne odczucia.

Metys patrzył na nią z uwagą. Potem na Marka.
- Nie miałem dotąd fanek - powiedział miłym dla ucha i ciepłym głosem. - Wejdziecie? Czy tylko twoja zmora będzie myszkować po moim apartamencie?

-Wejdziemy! - Żenia powiedziała z cała pewnością siebie zupełnie zlewając komentarz o Zmorze. Nawet zrobiła krok do przodu.

Ciało ponad dwumetrowego atlety odsunęło się i wskazało kanapę w przedpokoju.

„Jestem pewna, ze mnie nie widział. To musi być to co wyczułam”

- Napijecie się czegoś? - zapytał gospodarz w za małym szlafroku.

- Ja chętnie. Nie wiem jak Marek. - Żenia rozglądała się jakby była u siebie.

Apartament hotelowy opływał luksusem. Sporą część sufitu zajmowało lustro. Całość była połączeniem barokowego przepychu z ultranowoczesnym wnętrzem. Apartament miał trzy pokoje. Zmora myszkowala w sypialni. Oni gościli się w pokoju z dwoma kanapami i małym stolikiem,

"Super. To bardzo pomocne"
Żenia wzniosła oczy gdy nikt nie widział. .
Jej brat pokiwal przeczco głowa.

- Niezła miejscówka - żenia przyznała z uznaniem - Szkoda, że szlafroków nie mieli w odpowiednim rozmiarze. Upomniałeś się? - Żenia spytała z uśmiechem.
- Widać Szpon Cieni jest lepszym wodzem niż zarządcą hotelu. - Odwzajemnił uśmiech sięgając z barku szklanki i butelkę jakiegoś alkoholu.
- To chyba lepiej? Z dobrym szlafrokiem to jedynie można jak flagą białą zamachać na polu bitwy - wyszczerz dziewczyny urósł ciutkę. - Z dobrym szamanem możesz zdziałać więcej.
- A jednak… - zaczął nalewać przezroczysty płyn do szklanek - pierwszy raz w zyciu spotkalem swoją fankę, a tu nie ma nawet szlafroka w odpowiednim rozmiarze. Przecież pierwsze wrażenie sprawia się tylko raz. Prawda? - Szklanki były zapełnione do połowy gdy przestał lać alkohol.
- Zawsze można się za małego szlafroka pozbyć - Żenia widząc minę Marka dokończyła szybko - I ubrać się… Na przykład… O co chodzi z rogami?
Marek zaczynał się czerwienić. Każde miejsce na świecie było teraz lepszym dla niego niż ta kanapa.
Tymczasem zanim Metys ponownie usiadł dwoma ruchami zrzucił z siebie szlafrok.
Z sypialni wychylila sie glowa zaciekawionej Bktho. Zagwizdała w wyrazie podziwu.

- Zdajesz się mocno zainteresowana moim ciałem.
Wziął szklankę w prawą dłoń, po czym usiadł zakładając nogę na kolano.

- Nigdy wcześniej nie widziałam idealnego olbrzymiego metysa - Żenia rozłożyła ręce - A jako największa fanka - Wrona szybko awansowała samą siebie - muszę, po prostu muszę, wiedzieć co fanki wiedzieć powinny.
Pełne przekonanie w głosie i mowie ciała nie dawało opcji podważania tej wersji.

- Wątpię jednak bym była pierwszą?
- Na zdrowie - uniósł szklankę czekając na reakcję dziewczyny. Powiedział to po rosyjsku.

- Na zdrowie - Żenia podniosła szklaneczkę i łyknęła wódki zezując na brata spod wpół przymkniętych powiek i skrzywiła mocno.
Wódka okazała się spirytusem w czystej postaci. Dziewczyna na moment nie mogla zlapac powietrza, choć przeszła to duzo lepiej niz niejeden facet.

- Więc? - spytała gdy zdołała odzyskać oddech.

Metys opróżnił szklankę w kilku łykach. Odstawił ją.
- Nie wiem o żadnych innych fankach. Dla mnie jesteś pierwszą.
- O. Dziwne. Nie biły się jeszcze o Ciebie? - Żenia miała odstawić swoją szklaneczkę ale zmieniła zdanie i zamiast tego podała ją nagusowi, zabierając pustą. - usiadła na fotelu podciągając nogi - A te rogi? Podarunek Żmija, co? - zablefowala.

Obrócił kilkukrotnie szklanką zmuszając przezroczysty płyn do ruchu.
- Dolać ci, tak? - uśmiechnął sie wyzywajaco.

- Chcesz mnie upić i wykorzystać?
- Przecież przyszłaś z bratem - powiedział patrząc wymownie na Marka. On zaś chciał patrzeć wszędzie, byle nie w oczy Jurija.
- W zasadzie to powinienem już iść. Czarny zlecił mi wczoraj sprawdzenie jednego kontaktu.
Marek wstał odruchowo poprawiając swoje krótkie spodenki od piżamy.

- Wpadnę jeszcze później, bratyku - Żenia posłała bratu buziaka w powietrzu.
Marek przewrócił oczami. Ruszył też podbródkiem wskazując siostrze drzwi. Zagryzł zęby i oddychał przez nos.

- Czyli mówisz, ze jesteś zawiedziona faktem, że nie musisz się o mnie bić z innymi fankami. Tak? - głos Metysa spowodował, ze Marek odwrócił się w końcu i wyszedł nie czekając na siostrę.

-Co? Nie. - odparła dziewczyna tonem "upadłeś na głowę?" wybita z lekkiego zamyślenia - Nie lubisz mówić o rogach przy innych?

- Masz manię na punkcie moich rogów, tak? - Jurij odstawił szklankę. Wstał i podszedł do dziewczyny. Jego nagie przyrodzenie znajdowało się na wysokości jej twarzy.

Przez chwilę Żenia zastanawiała się czy mu go nie urwać. Albo ogryźć. Nie byłby już taki idealny?

- Tak. Chcę mieć pewność, że ty to ty zanim ruszę do Otchłani i zostawię tu ten burdel na kółkach. - Żenia wstała, stojąc na sofie i poważniejąc - Więc jeśli te rogi to jakiś odpał i ty to nie ty to powiedz od razu.

Rozłożył szeroko ramiona.
- Ja to ja. W całej okazałości - powiedział.

- Ehhh uparty jak kozioł - Żeńka założyła ramię na ramię przyglądając się Jurijowi nieco z góry - Skoro jesteś idealny nie powinno być rogów. A są. Więc jak to jest? - spojrzenie dziewczyny omiatało metysa.

Jego ramiona były imponujące, ale stojąc na fotelu i mając oczy na wysokości jego oczu inne, połżone nizej cześci ciala nie wygladaly juz tak imponująco.
- Czyli ja to nie ja, Zhyzhak się pomyliła. Ja powinienem żyć spokojnie u boku moich rodziców. Tymczasem zostałem uprowadzony, a moje życie w większości wiąże się z Tancerzami Czarnej Spirali.

"Następna skrzywdzona owieczka. Zaczyna mi to przypominać patologie. A Gaja jawić jak jakaś okrutna sadystka."

- Może się pomyliła. Nikt nie jest idealny. - Żenia uśmiechnęła się - Nawet ty.

- Wszyscy wkoło mówią inaczej. Szkoda, że demokracja jest tak popularna.
"Eh zaczyna być nudny"

Żenia wzruszyła ramionami.

- Demokracja to teraz najmniejszy problem. Więc zgadłam i rogi to Żmijowy podarek. Starczyło przytaknąć i mielibyśmy je z głowy. - dziewczyna puściła zawadiacko oko. - No nic. Zaraportuje.do reszty fanek, żeby wiedziały na czym stoją.

- Żmijowy podarek, jak całe to ciało. Rodziłem się z nimi. - Uśmiechnął się. - Jeśli to wszystko, to nie mam zamiaru Cię tu trzymać siłą.

- Oh dziękuję. Ale twojej matce nie zazdroszczę. A co do. Dzieciństwa, to cóż. Przykro mi.
Żenia pogładziła palcami wlosy na skroni Metysa pieszczotliwym gestem.

Nie udawała.
Naprawdę było jej go żal.
- Nawet jeśli to twój sposób na wyrywanie lasek "na nieszczęśliwe dzieciństwo".

Między jego włosami nie było śladów rogów. W swojej ludzkiej formie Metys był idealny. Ale na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Chcesz mnie zdenerwować? To jest cel tego spotkania? - powiedział obejmując ją w pasie.
-Nawet jeśli, to co? Chyba nie tylko ja to próbuję osiągnąć, hm? Jesteś Alfą Spiral. Inni chcą nim być też. Zadna nowosc. - Żenia spróbowała odsunąć jego ramiona wyważonym, delikatnym ruchem.
- Nie pierwszy, Nie ostatni raz. Póki co nie udaje się im mnie sprowokować, ani przejąć przywództwa. - Szczerzył się do niej coraz bardziej drapieżnie. Jego ręka zdawała się obejmować ją mocniej.
- A takie chuchro jak ja nie ma szans najmniejszych. Więc czemu próbujesz mnie zastraszyć? - Żenia uniosła brwi. - Puść.

Puścił ją bez wahania. Odwrócił się i odsunął kilka kroków.
- Ta Zmora, która jest z tobą… nie polegaj na niej za bardzo. Jest z nią coś nie tak.

„Jebany”
Jednocześnie usłyszała w myślach i w sypialni.

„Skubany ma swoją zmorę. Sonduje mnie. Odkąd weszliśmy.”

- Dziękuję za ostrzeżenie. Z Twoją wszystko w. Porządku? Czy się już zirytowała?
- Nie ta, to następna. Ale twoja jest jakaś zepsuta. Cóż… Może niepotrzebnie się tym przejmuję. Pewnie masz wszystko pod kontrolą. Albo tak myślisz. Jeżeli mogę ci coś poradzić, to trzeba je trzymać krótko. - Usiadł na kanapie kompletnie nie przejmując się nagością.

Rozbawił tym. Żenię.
- Nie, Jurij. Nie mam nic pod kontrolą. W rzeczy samej ja i kontrola to przeciwległe bieguny. W Malfeasie jest burdel. Zeby nie bylo, ze nie ostrzegałam. - Żenia zeskoczyła z sofy.
- Wiem. Skoro jestem avatarem Żmija, to Malfeas jest nie tylko mym domem ale i mym samym. Czuję… czułem to. Teraz jest gorzej niż myśleli - mówił to zupełnie swobodnie
- Nie polegałabym tak bardzo na tych avatarach. Wiesz ja niedawno mialam by kami. Wyszlo jak wyszlo. - stwierdziła Żenia zmieniając temat.

- A już wiesz, że nie jesteś Kami?
- Mhm. Nigdy nim nie byłam - Żenia mrugnęła do olbrzyma.
- Bo Kami to materialne ciało związane z duchem, tak? - Metys mrugnął do brunetki.
- Nie. Kami to idea. Idea ma to do siebie , że upada. W zależności od okoliczności. Póki jesteś potrzebny to jesteś. Potem… Cóż…
- Zatem jesteś ideą. I ja jestem ideą. Tak długo jak jesteśmy potrzebni.
Schylił się po butelkę. Sięgnąl po swoja szklanke i dolal nieco płynu.
- W zasadzie to jestesmy fomorami. A nie ideami. - Wrona podeszła do okna, a Metys napił się ze szklanki.
- Szkoda. Idee żyją dużo dłużej niż Fomory.
- Żadne z nas nie jest sędziwym staruszkiem. No i apokalipsa za pasem. Chcesz wracać do łóżka? - zenia spojrzała przez ramię na Jurija.
- Zaraz świta. Nie ma sensu wracać do łóżka. Ale jeśli chcesz, to możesz pouderzać łóżkiem o ścianę i pojęczeć. Brat sie zdziwi. A może nie? - znów drapieżny uśmiech pojawił się na twarzy Metysa.
-Zrobmy tak. Ja pouderzam łóżkiem a ty pojęczysz. Hm? - Żeńka uśmiechnęła się z wyzwaniem i drwina.
- Nie. - Ucial i odstawił pustą szklankę na stół.
Wrona cmoknęła z udawanym rozczarowaniem:
- Jesteś z tych cichych twardzieli w pieleszach. Jasne.
- Cichy, twardy, samotny wilk. Żre blachę, sram gwoździami. Wiesz jak jest.

- Nie wiem. Wolę dobre posiłki od których nie krwawią mi dziąsła albo jelita. No ale co gust to gust. - Żenia roześmiała się w głos.

- Nie wiesz co tracisz.
- A myslalam, ze zostawiam alfie co alfowskie.
- No tak. Ułożona z ciebie beta.
- O tak. Bardzo. - Przytaknęła mu ironicznie dziewczyna. - Tak jak z ciebie ułożony alfa.

Jurij zaśmiał się w głos, zaś Żenia podeszła do niego i przytuliła 'na misia' uważając na mniejszego z gigantów. Cmokając Jurija w policzki rzuciła tonem świadczącym o tym gdzie dokładnie ma statusy czy pozycje:

- Dwie porady od fanki za darmo: jedna nie puszczaj się i kup sobie szlafrok. Nie każdy lubi jak mu się majta genitaliami przed oczami. Nie wiem czego cię tam spirale uczyły.

- Dotychczas zebrane dane statystyczne mówią, że połowie badanych to nie przeszkadza.

-Tobie może. Jak ktoś Ci go urwie albo odgryzie. Wiesz po ile by poszło na eBayu? Tak tylko mówię ale może lubisz żyć na krawędzi skoro i tak już masz rogi. - Żenia uśmiechnęła się prostując się i opierając dłonie o potężne ramiona Metysa opierając nieco ciężarem. Spojrzała mu w oczy: - A druga rada to bądź dobry dla mojego brata. Postaw poprzeczkę wysoko ale bądź dobry. Zyskasz więcej niż szczerząc się i prostując rogi.

Zajrzała uważnie w oczy Jurija.
- Może uda się uratować twoje dzieciństwo.
Jednym palcem uniosła twarz metysa ku górze i złożyła na jego czole czuły, niemal matczyny pocałunek.


"Bkhto, idziemy".

W końcu zmierzając ku drzwiom, odwróciła się jeszcze krótko by posłać metysowi oszałamiająco zadziorny uśmiech i wyszła z pokoju.

On w odpowiedzi posłał jej buziaka w powietrzu, po czym dodał
- Niechaj Żmij wypaczy wszystko, czego dotkniesz.
Drzwi od pokoju zamknęły się.
 
corax jest offline  
Stary 14-12-2019, 20:06   #18
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Tymczasem zmora pojawiła się na korytarzu z założonymi rękami.
- Cholera. To co tam miał siedziało w umbrze. Gapiło się na mnie. Na nas. A ja nawet nie wiem co to - mówiła wyraźnie niezadowolona.

- No teraz to trudno. Nie będę włazić tu do Umbry Czarnemu bo pewnie postawię w stan alarmu wszystkie zabezpieczenia. - Żenia jakoś nie była zainteresowana ‘czymś’. Była zmęczona. Popis u Metysa kosztował ją sporą dawkę energii by zachować ten głupi uśmiech i pozory gdy chciała jedynie schować się i zniknąć. A i tak nie był to koniec.

Ruszyła w stronę pokoju Rycha. Na chwilę postanowiła dać spokój Markowi. Jeszcze się z nim zdąży pożegnać.

Pokój, który wcześniej zajmował Rychu był pusty. Od dziewczyny w portierni, prawdopodobnie Francuski, dowiedziała się, że cała wataha Rycha wyniosła się. Była to decyzja ich alfy. Dwie noce wcześniej zaczęli mieć niekontrolowane ataki agresji i Rychu podjął decyzję o opuszczeniu hotelu. Wszystko zbiegło się z pożarciem Minotaura. Żenia usłyszawszy te wieści ruszyła by znaleźć spokojne miejsce i sprawdzić lokację swoich ludzi przy pomocy fetysza Smoka. Rozważała również zabranie jakichś zapasów ale w od końcu zrezygnowała. Rychu i ekipa raczej umieli sobie radzić. Dziwiło ją jednak to, że tak mocno zareagowali na utratę Minotaura. Ich totemem był przecież Szmaragdowy Smok…
Byli mniej więcej osiemdziesiąt osiem, dziewięćdziesiąt kilometrów od niej. Wszyscy blisko siebie. Wszyscy zdrowi, pomijając utykającego Rycha. Ale teraz czuła wyraźnie, że to tylko większy siniak. Reszta też miała raczej otarcia niż prawdziwe rany.
- Żaba, co to miało być? - Marek przerwał jej medytację nad mieczem.
Prawie odetchnęła z ulgą.
- Co, braciszku? - uniosła uśmiechniętą twarz do bruneta o przenikliwym spojrzeniu. Zastanawiała się po raz pierwszy od dłuższego czasu czy inteligencja brata jest widoczna dla wszystkich i jakim cudem on sam siebie nie docenia. Po tym wszystkim co przeszedł.
Warknął pod nosem.
- To było przegięcie na całej linii. Co chciałaś osiągnąć? Teraz gdy udało się zebrać wszystkich Tancerzy Czarnej Spirali pod jego dowództwem? - Stał z rękami wciśniętymi w kieszenie. Już nie w piżamie, a w skórzanej kurtce. Miał do tego czarne jeansy
- Dlaczego przegięcie, Marek? Jeśli to alfa, to potrafi ogarnąć prowokację. - Żenia podniosła się i podsunęła wilczo do brata, ocierając o niego i zaglądając w oczy z uśmiechem, który miał go rozchmurzyć. - A jeśli nie, to lepiej od razu to rozpoznać.
- I nie masz zaufania do brata, który spędził z nim już kilka tygodni? Wolisz wejść samemu i rzucać uwagi na temat jego kutasa? Tak? Żaba, to było przegięcie. Spodziewałem się, że coś odwalisz. Ale … eh - pokręcił głową z rezygnacją. Po chwili machnął ręką.
- Dobra, zapomnijmy o tym. Jaki dalszy plan?
- Braciszku… - Żenia zaczęła skubiąc rękaw kurtki Marka - Po pierwsze nie chodzi o zaufanie do Ciebie. Po drugie nie komentowałam jego kutasa, tylko pytałam o rogi. Bo to dość kontrowersyjny element jego doskonałej powierzchowności i budzi wątpliwości. Po trzecie, po prostu byłam ciekawa, ok?
- Sprawdziłem to. Kronikarz Srebrnych Kłów zapisał po urodzeniu metysa, że miał rogi. Więc to ten. Przynajmniej ten, którego uprowadziła wataha Zhyzhak. Syn dwojga metysów. I co? Zaspokoiłaś swoją ciekwość?
- Tak - Żenia wzruszyła ramionami - Pójdziesz ze mną do Otchłani? - wypaliła nagle, wciskając się bezczelnie pod podniesione ramię brata. Otoczyła się nim zaglądając w górę w niebieskie oczyska.
- Do Otchłani? Rany co ciągnie cię do Otchłani. Co znowu wymyśliłaś? - Oczy Marka rozszerzyły się do granic możliwości.
- Chcę znaleźć Kronosa. - z jakiegoś powodu Żenia popadła w konflikt. Chciała dać bratu szansę na realizację jego samego. By osiągnął coś za czym najwyraźniej gonił. Z drugiej jak wizyta w Otchłani odbiłaby się na Tancerzu Spirali? Dobrze? Źle? Stawiała na to drugie.
- Tego Kronosa, który pożerał własne dzieci? - podrapał się po głowie. - Tego co urżnęli mu … a nie, to nie ten. Kto jeszcze idzie z nami? - zakończył pytaniem, a w jego tonie nie było żadnej wątpliwości, że decyzje o podróży już zapadły.
- Wojtek, Maksim i tyle. A co? Masz kogoś godnego polecenia?
- Sami faceci wokół ciebie. Cóż, dlaczego mnie to nie dziwi. Któryś z nich był w Otchłani? - Marek nadal prowadził wywiad.
- Co to ma niby znaczyć? - Żenia ściągnęła brwi i puknęła Marka w klatkę piersiową gestem przypominającym mu do kogo mówi.
Cofnął się o krok pod siłą szturchnięcia.
- Tylko stwierdziłem fakty. A ty brak siły argumentu, przykrywasz argumentem siły - wystawił język na koniec swojej wypowiedzi. Żeńka wyszczerzyła się i odpowiedziała tym samym.
- Kiedy ruszamy?
- Za kilka dni. Czarny wysyła mnie z...eeeee…. jakimś szamanem do Torunia. Żebym znalazła syna. Nie sądzę bym go znalazła w Toruniu, ale pojadę po Maksima, zgarnę Wojtka i możemy ruszać. Dwa dni? Zbierzesz się, czy Pan Wielki Rogacz musi najpierw klepnąć twą rezygnację?
- Nie musi nic klepać. Jechać z tobą do Torunia? - zapytał troskliwy brat.
- No… wyglądał jakby to jemu się puk… znaczy klepanko przydało - Żenia burknęła pod nosem z ironią.
- Skończ już ten temat! - Marek zatkał uszy cofając się jeszcze kilka kroków. Wyglądał przy tym jak nastolatek.

***

To Marek zasugerował podróż jego autem. Przed wyjazdem Sonia poznała Podrzynacza.
Był to szaman Czarnych Spiral. Ten, którego obiecał jej Czarny. Jak się okazało był to sporej wielkości czarny wilk. Jego oczy były dziwnie zielone, a sierść sprawiała wrażenie przetłuszczonej.

Sonię Konietzko zmierzył wzrokiem, po czym wszedł na tylną kanapę Forda Mondeo Marka.

- Wiesz, to typ “samotnego wilka” - powiedział półszeptem Marek wykonując rękami gest cudzysłowiu.
- Trochę kopnięty, ale Grashok długo korzystał z jego rad.

- Żre blachę, sra gwoździami i pije spirytus na dzień dobry?
- Myślę, że jako energy drinki żłopie kwasior z baterii. Jedziemy. - Marek odpalił silnik.


Żenia od długiego czasu pierwszy raz mogła usadowić się w fotelu pasażera. Rozłożyła fotel i skuliła gdy tylko ruszyli.
Spojrzała sennie na brata i czule pogładziła jego ramię. Wciąż z dłonią na ramieniu starszego brata, odpłynęła kołysana do snu szumem silnika.

Jechali ponad godzinę, aż w końcu dotarli na miejsce. Jakaś placówka w parku. Na pierwszy rzut oka podobna do hotelu zajmowanego przez wilkołaki Czarnego. Marek zgasił silnik przed placówką.
Podrzynacz nie próbował nawet przyjąć ludzkiej postaci. Gdy mieli wejśc na teren - jak się okazało kliniki - cieć z obsługi stanowczo zaznaczył, że ze zwierzętami nie wejdą.
- To nie zwierzę, to członek rodziny - powiedział Marek tak miękko i tak spokojnie, że aż Podrzynacz zamerdał ogonem. Brat używał Darów tak subtelnie, że Córka Ognistej Wrony ledwie sama się zorientowała, że nagiął wolę ciecia.

***

W parku poruszali się pacjenci w niebieskich piżamach i pielęgniarze w białych ubraniach. Rychu siedział przy stoliku z wysokim łysym mężczyzną. Obaj w niebieskich piżamach. Grali w szachy.

- Dzień dobry. Cześć Rychu - Żenia przytuliła się miękko do alfy watahy Smoka podchodząc do niego z boku by nie robić zbyt wielkiej niespodzianki. - Stęskniłam się. - brunetka potarła nosem o policzek rekina finansjery. - Przeszkadzam?
Objął ją mocno i… popłakał się.
- Co się stało do cholery z minotaurem? - powiedział.

Podrzynacz położył się i nakrył pysk łapami. Marek rozglądał się nerwowo. Najwyraźniej łzy Rycha go zakłopotały.

Żenia przytuliła mężczyznę tuląc go i kołysząc niczym dziecko. Powtarzała przez długi czas jakieś uspokajające głupstwa, czekając aż Rychu się nieco poskłada.
- Rysiek… musimy pogadać… - mruknęła w końcu - Dasz radę?
Nie puszczała go z uścisku gładząc ciemne włosy.
Po kilku minutach złapał jej rękę i zaczął ją oglądać. W tym czasie łysy powiedział “szach mat”, po czym wstał i odszedł.
- No - Rysiek w końcu przemówił normalnym tonem.
- Oszukiwał gnojek. Co jest? Co to za wilk? - podbródkiem machnął na Podrzynacza.

- Rysiu - Żeńka wcisnęła się bezczelnie na kolana Alfy. Wolała mieć pewność, że gdyby wpadło mu do głowy zmienić formę da rady go powstrzymać - Minotaur nie istnieje. Tunel się zawalił a z nim spora część Spirali. Obydwa były połączone ze sobą. Pamiętasz prawda? - dziewczyna wpatrywała się w oczy mężczyzny - Żmij zaczął go przejmować całkiem.

Po chwili westchnienia Żenia ujęła twarz Rycha w dłonie:
- Jedyne dojście do niego było przez spiralę. - szukała znaków, że Tancerz rozumie co do niego mówi - Ale…
Kiwał głową ze zrozumieniem.
- Gdy zginął… rzuciliśmy się na wszystko w koło. Zazwyczaj był ktoś dookoła, żeby nas spacyfikować. W zasadzie od tamtego momentu nie miałem żadnego ataku. Tyle tylko, że muszę mieć pewność, że mogę zaufać własnemu ciału.
Rychu mówił powoli. Nie był czubkiem. Jego początkowy występ był jakąś formą gry. Tymczasem prawdopodobnie ich plemię tak mocno oberwało, bo w znakomitej większości nie przeżywało ataków szału. Albo przeżywało od niedawna.

- Możesz. A ja Cię teraz potrzebuję. I resztę też. Muszę was nauczyć wszystkiego co sama wiem. I czego nauczył mnie minotaur. - Żenia szeptała Rychowi do ucha z przekonaniem - Wszy...stkie...go. - sylabizowała wolno.

- Czyli co? Mam iść z wami tak? Myślicie, że nie będzie już problemu z atakami agresji? - patrzył na dziewczynę z uwagą.

- Nie będzie - Żenia pokiwała głową - Zbierz wszystkich.

“Bkhto, możesz w Umbrze stworzyć taką bańkę jak stworzyłaś ?”

“Mogę wszystko. Ale po co?”

Rysiek powiedział uśmiechając się:
- Poczekajcie chwilę - i czekał aż dziewczyna zejdzie z jego kolan.
“Żeby zabrać ekipę i żebym mogła ich pouczyć bez obawy o ataki tkaczki”
“No mogę, ale muszę ją trzymać w pobliżu.”*
“Kogo ją?” Żenia zdziwiła się nieco.*
“Bańkę”
“To nie musi być teren sawanny” - Żenia uśmiechnęła się pod nosem, zlazła z kolan Rycha i pogładziła odruchowo Podrzynacza po tłustawym futrze.

- Cóż, nie myślałem, że trafili do czubków - Marek przerwał ciszę gdy czekali na powrót Ryska.
- Mam wrażenie, że chyba kogoś stąd chcą wyciągnąć. - Żenia zastanawiała się na głos - I że to był dobry sposób na ogarnięcie tematu. Tylko kogo? - dziewczyna w zamyśleniu drapała Podrzynacza za uchem.

Po trzydziestu minutach zeszli się.
Rychu. Renia. Kamila. Nikola. I kolejni. W sumie dziewięć osób, z czego cztery widziała pierwszy raz na oczy.
- Mamy za małe auto - powiedział Marek nie wyjmując rąk z kieszeni. Tymczasem ich czarny wilk z przetłuszczoną sierścią zaczął podskakiwać niczym śmiejąca się hiena.

- Czyżby znajomi? - Żenia spojrzała to na nowych to na Podrzynacza. - Wygląda jakby to jakieś Reunion było.
Marek zmierzył wzrokiem wilka.
- Na moje, to się z nas śmieje, że połowę zakładu psychiatrycznego zabieramy ze sobą.
Wilk w odpowiedzi zakręcił się w kółko i pacnął na brzuch patrząc na rozwój sytuacji.

- Ok, to co? - złapała się na tym, że pyta na głos Bkhto. - Skaczemy?

- Wbijamy do umbry. Na co mamy czekać? - powiedziała brunetka w skórzanej kurtce stojąca obok nich pod drzewem.

- No, no… popisujesz się przed nowymi? - Żeńka uśmiechnęła się wyciągając lusterko od Czarnego.
- Skaczemy panowie i panie. I wilki. - brunetka zazezowała na Podrzynacza.
Marek popatrzył ze zdziwieniem na siostrę.
- Wiesz, nie musisz udawać czubka. To miejsce nie zobowiązuje do tego.

Tymczasem jej odbicie uśmiechnęło się do niej.
- Tak, tak. Oni mnie nie widzą.
Zmora zaśmiała się z urokiem Ragabasha.
- Może i lepiej. Nie są gotowi na podwójną Żenię… - odburknęła Wrona. Spojrzała gniewnie na Marka.
Przebicie się przez zasłonę zajęło im ponad pół godziny. Znaleźli się w poszarzałym mieście. Ci nowi rozglądali się uważnie. Kamila zresztą też. Niemal natychmiast przyjęła formę wilka.

***

Tu nie mieli samochodu. Za to wokół łaziło sporo pająków wzorca. Momentalnie rzuciły się w ich kierunku.
Btk'uthoklnto rozszarpała dwa z nich zanim znalazły się w zasięgu pozostałych.

- Bktho, zbroja! - Żenia mruknęła gdy brunetka rzuciła się do walki. Jej ciało okryło się czarną zbroją z kolcami na prawym naramienniku. Sama wilkołaczka natychmiast dołączyła do swojej bliźniaczej wersji. - Marek. Podrzynacz! Rysiek!

Nie czekała na dołączenie innych dopadając kolejnego z napastników. A potem kolejnego. Nim się obejrzała, wezwani do walki towarzysze również załatwili swoją porcję pająków. Zieleń oczu Podrzynacza stała się jakby intensywniejsza a brat Wrony zmieniwszy formę nie wydawał się nawet zmęczony.

- Lecimy dalej? - Żenia sprawdziła czy nie ma więcej zagrożeń. Dostrzegłszy zdumione spojrzenia
Wzruszyła ramionami:
- To Wrona Dwa. - uśmiechnęła się do Bkhto, która odpowiedziała identycznym uśmieszkiem i błyskiem w oku.
Dodatkowo zmora, która nadal miała na sobie czarną kurtkę i wyglądała dużo mniej groźnie niż sama
- To zmora jest! - powiedział Marek.
Podrzynacz pokręcił głową. Kamila zmieniła swoją postać z glabro na powrót do ludzkiej i położyła dłoń na ramieniu Marka.
- Tak. Tak samo jak Nexus Crawler jest zmorą.
Skołowany Marek patrzył pytająco na Żenię.

- To jest ...Bkhto… sama się przedstaw. Przecież nie będę mówić, że Bicz Zhyzhak?
Żeńka uśmiechała się bezczelnie do Marka.*
- No, to jestem ja - powiedziała rozbrajająco zmora - I o ile dobrze kojarze intencję Córki Ognistej Wrony, to chyba zapraszam was do siebie. Domeny znaczy mojej.
Kamila poklepała ramię marka. - Nie nexus crawler. Incarna Malejinu.
- Że dżin? - Wrona spojrzała z ukosa na Bkhto - To by wyjaśniało imię łamiące język. No ale idziemy. Nie ma co marnować czasu. Dużo do przekazania mam.
- No. To prowadź - powiedziała Zmora.
- Ja? Rób bańkę - Żenia się żachnęła.
Bkhto wzieła głęboki oddech, a po chwili… wydęła policzki niczym rybka rozdymka. Zebrani obserwowali na przemian twarz nadętej zmory i spojrzenie Sonii. Niczym na meczu tenisa wodzili głowami od jednej do drugiej strony. W końcu Zmora wypuściła powietrze.
- Wiesz… ta Bańka tam jest. Czeka. Tylko ostatnio to ty wychodziłaś… może dasz radę to cofnąć?
Żenia zmierzyła jedynie Bktho spojrzeniem.

- Dobra. Najwyraźniej Bktho również cierpi na amnezję. Podrzynacz i Marek, robicie za obstawę. Ja muszę przekazać informacje wataże. - Żenia rozejrzała się po okolicy szukając jakiegoś budynku albo zakątka, w którym mogli przez jakiś czas pogadać.

Budynki szpitala psychiatrycznego wyglądały niemal identycznie jak w rzeczywistości. Były na wyciągniecie ręki. Po kilku minutach pojawiły się kolejne pająki wzorca, które Podrzynacz rozszarpał. Jednak pozostanie w tym miejscu dłużej wiązało się z tym, że w końcu zbiorą na tyle duże siły, żeby ich przygnieść.

Żenia skoncentrowała się na wataże. Zaczęła od przekazania informacji na temat zaginięcia Minotaura. A potem kolejno wyjaśniała, że obecny stan Bktho jest częściowym efektem ubocznym. Plusem było przede wszystkim to, że znała teraz o wiele, wiele przydatnych zabawek.
Wypytała obecnych o ich zainteresowania i po kolei zaczęła przekazywać umiejętności Byka.
Co jakiś czas przenosili się z miejsca na miejsce by nie pozostawać w tym samym miejscu za długo. *
Ataki nasilały się. Słudzy Tkaczki przybywali w coraz większych grupach. W końcu okazało się, że nie byli w stanie nauczyć się w całości jakiegoś daru. Mimo faktu, że znajdowali się w umbralnym lesie.*

Ostatecznie Żenia zarządziła odwrót i powrót do świata za zasłoną.

Wyszli gdzieś w lesie. Dużo szybciej niż poprzednio.

Kolejnym krokiem była kwestia transportu dla Watahy Smoka i towarzyszy.
- Dacie radę wrócić? - Żenia spojrzała na Rycha.
- Tak. Jasne - odpowiedział alfa stojąc pośrodku lasu. Boso. Na cienkiej warstwie śniegu.
- To ty, prawda? - dodał nieco ciszej, gdy obejmował ją na pożegnanie. - Coś mi mówi, że za zniknięciem minotaura stoisz ty.
Żeńka jedynie puściła mu oko.
- Jadę teraz do Torunia. Potem ruszam do Otchłani. - przez chwilę milczała bo chciała zaproponować by wataha Smoka dołączyła do niej. Z drugiej strony wiedziała, że jeśli jej się nie uda to Czarny będzie potrzebował wszystkich. Zagryzła wargę. - Postaram się odezwać zanim ruszymy.
- Koniecznie. Koniecznie musimy porozmawiać przed jakimiś głupimi próbami skakania po otchłani. Nie pójdziesz nigdzie sama. Mam dość tego, że znikasz, a potem wyskakujesz z jakimiś pieprzonymi umbralnymi potworami o twojej twarzy. - Mówił spokojnym tonem, ale zagryzał zęby, co zdradzało jego zdenerwowanie.
- Rysiek… to co mam robić? - Żeńka ugięła się tak by zajerzeć w oczy Alfy od dołu.
- Wróć z tego Torunia do nas. Czarny ogarnie zastępstwo dla Minotaura. I wtedy ruszymy razem - powiedział, po czym puścił ją i pozwolił pożegnać się innym. Nie dając jej czasu na zaprzeczenie.
- Opiekujcie się sobą nawzajem - Wrona przekazywała mniej więcej tę samą informację każdemu z watahy. Nawet nowym, których dopiero co spotkała. Byli to dwaj mężczyźni i kobieta. Ekipa zrekrutowana przez Kamile w Czechach.

***

Marek zaparkował na najwyższym poziomie parkingu przy Poznańskim dworcu kolejowym. Było przy nim wiecznie czynne centrum handlowe, które z racji wiecznego uciekania od podatków zmieniało nazwę co kilka lat.
- Wiesz gdzie jest? Bo dworzec nie należy do najmniejszych - powiedział sceptycznie Marek wypuszczając z auta ich wilka.

- Nie wiem.
Wilk zaczął węszyć, niczym prawdziwy pies.
- Cóż, może on go znajdzie. Przydałby się na coś.
Tymczasem Zmora w głowie Sonii milczała. Jakby było jej wstyd po tym co zaszło.
Żenia była przekonana, że jest w stanie wyczuć jej emocje. Mało pozytywne.
- Też go poszukam.
Żenia zmieniła formę do wilczej. Znała zapach Wojtka lepiej niż Podrzynacz. Warknęła cicho na brata i lupusa i ruszyła w część dworca z dala od zwykłego tłumu. Wiedziała, że Wojtek trzymał się raczej na uboczu.

W segmencie między parkingami a centrum handlowym znajdował się szereg ogrzewanych klatek schodowych. Urok pobliskiego centrum handlowego. Już w drugiej klatce znalazła Wojtka śpiącego. Tak przynajmniej jej się wydawało, bo gdy się zbliżyła ten zawinięty w śpiwor starszy mężczyzna wymierzył rewolwer prosto między jej oczy.
Zamrugał. Przechylił głowę i z nuta niedowierzania rzekł:
- Ty? Od kiedy wilki łażą po dworcach? - natychmiast też schował broń.
Źenia za to natychmiast rzuciła się na niego władowując wprost na jego brzuch i liżąc po twarzy i skubiąc jego uszy. Czarne uszy wadery były przyklejone do głowy a ogon machał na boki gdy wilczyca wydawałą radosne piski.
On zaś obejmując ją drapał za uszami i po plecach.
Po chwili pojawili się dwaj Tancerze Czarnej Spirali.
- Widzę, że obracasz się w zacnym towarzystwie. - skomentował Wojtek.

Wrona szczeknęła ponaglająco. Zeszła też z Ronina i pociągnęła za rękaw. Po chwili zmieniła też formę wracając do dwunożnej.
- Chodź stąd. Muszę pojechać do Torunia, znaleźć Maksima i w końcu odnaleźć synka. Potrzebuję Cię, Wojtek.
Popatrzył jeszcze raz krytycznie na obu Tancerzy. Wzruszył ramionami.
- Pojadę. Co z małym? - Spojrzał na brzuch dziewczyny.
- Długa historię. Opowiem po drodze do Torunia ok? Znacie się? To mój brat, Marek, a to Podrzynacz, szaman.
- Taa… znam spindoktora rogacza. I jego duchowego przewodnika też poznałem. Fajnymi ludźmi otoczył się Czarny. A teraz my. - w czasie gdy to mówił zwijał swój śpiwór i upychał go w plecaku.
Wrona nic nie mówiła. Wiedziała z czego wynikają komentarze Kła. Dlatego jedynie znowu przytuliła się do jego pleców dając znać jak bardzo stęskniła się jego gderaniem.

***


Tym razem Żenia wywaliła Podrzynacza na fotel pasażera sama zaś spędziła większość trasy streszczając Roninowi wydarzenia od czasu ich rozstania. Marek otrzymał wersję rozszerzoną i Wrona łapała od czasu do czasu zdumione spojrzenia brata w lusterku wstecznym.
Urodziny synka w bańce czasu opisała równie pokrętnie jak je pamiętała próbując ukryć obawę przed spotkaniem z Draganem.
Draganem, który miał przebywać w ukrytej bazie wilkołaków pod Toruniem. To tam kierował się Marek.
Żeńka zdrzemnęła się wtulona ciasno w Ronina czerpiąc pociechę z jego obecności. Obudziło ją trzaśnięcie drzwi samochodu i brak ruchu. Zaspana wygrzebała się z forda wciągając do płuc chłodne powietrze. Potrzebowała trzeźwego umysłu.

***

Dochodziła szósta. Ale środek zimy powodował, że było kompletnie ciemno. Byli na terenie czegoś co wyglądało jak podupadające gospodarstwo rolne. Na miejscu miały być dwie osoby. Dragan i jakiś Niemiec z Pomiotów Fenira. I rzeczywiście. Niemiec był wysokim kolesiem z charakterystycznym piwnym brzuszkiem. Wyszedł im na powitanie, choć jego mina wyraźnie sugerowała, że nie przywykł do spotkań towarzyskich z Tancerzami Czarnej Spirali, Tancerzami Skór czy Roninami. Jednak tłumił swoją dumę i zaprosił wszystkich na poranną kawę.

Po jakiś dziesięciu minutach pojawił się Dragan. Spał gdy przybyli i nadal był ospały. Ożywił się, gdy zobaczył Żenię. W tym czasie Ronin złapał Niemca i pociągnął go w stronę kuchni.
- Reinhard weź mi teraz opowiedz jak się sprawy mają.
Nikt nie chciał się wtrącać w rozmowę, która była tak ważna dla Żenii. Paradoksalnie dziewczyna zobaczyła nawet Zmorę, która szła w stronę wyjścia z budynku i … odpalała papierosa.

“Nie dość, że mnie robisz w bambuko przed watahą to jeszcze będę ofiarą palenia z drugiej ręki? Pffff”

- Cześć - Żenia ruszyła w stronę Dragana by się wtulić i wspiąć po pierwszy od długiego czasu pocałunek.
Ściskał ją mocno. Całował długo. Obejmował ją i wciskał dłoń w jej włosy. Nie mógł się oderwać.
Paradoksalnie to jedynie drugi olbrzym jakiego widziała w przeciągu jednego dnia wzbudzał w niej gorętsze uczucia. Jego obecność, zapach, smak biły na głowę nagiego Jurija i jego poranny spirytus. W zasadzie biły tak bardzo, że Jurij był ledwie bladym cieniem wspomnienia, gdy dziewczyna tonęła w ramionach Dragana.
Pocałunki z jego strony były coraz szybsze. Na chwilę tylko się oderwał, żeby powiedzieć krótkie:
- Tęskniłem.
Jego dłoń powędrowała powoli w dół jej pleców, aż zatrzymała się na pośladku. Jego rozłożysta dłoń obejmowała go całego. Ścisnął ją mocno.*
- Pokażesz mi swój pokój? - Żeńka mruknęła podciągając jego koszulkę i wsuwając dłonie pod spód - Poczekają.
Druga z jego dłoni dołączyła do pierwszej zajmując drugi z pośladków. Uniósł dziewczynę i cofnął się w stronę schodów.
- O ile się nie zabijemy - powiedział przechodząc płynnie do całowania jej szyi.
Po blisko dwóch minutach otworzył drzwi pokoju na poddaszu. Samo pomieszczenie miało minimum mebli. Łóżko. Fotel. Stolik nocny.
Nie było żadnej szafy, a jej rolę pełniła rozpięta torba podróżna z rzeczami Maksima.
Niebo ledwie poczerwieniało zwiastując wschód słońca gdy Bondar rzucał swoją ukochaną na małe łóżko.
 
corax jest offline  
Stary 14-12-2019, 20:14   #19
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Światło wiszącego wysoko słońca oświetlało ich zapąlątane w pościele nagie ciała. On wodził palcem po jej ramieniu. Nakreślał palcem wskazującym symbol ósemki na jej skórze.
Wrona uniosła się podpierając na ramieniu. Pogładziła pierś Maksima i pocałowała go w policzek.
- Kochanie… musimy pomówić. - zawinęła się lekko w prześcieradło i usiadła bokiem do Maksima. Ujęła jego wielką dłoń w swoje i wzięła głęboki oddech. Zaczęła opowiadać wydarzenia z wyprawy do piekła i do labiryntu Minotaura aż doszła do wizyty u Iwana.
Zanim kontynuowała cmoknęła wnętrze dłoni Dragana. Nie spoglądając w jego oczy ciągnęła:
- … wtedy otoczył mnie i zmorę piasek. Widziałam jak ona się zmienia i z nim walczy ale nie daje rady. I poczułam… jak odpływają mi wody. Gdy się obudziłam miałam ponad trzydziestkę i jedyne co wiedziałam, to, to, że Draco jest bezpieczny. Maksim… nie ochroniłam fasoli. Nie wiem gdzie on jest. - spojrzała na Smoka znad jego dłoni, trzymanej obiema swymi dłońmi. - ZNajdę go. - dodała łamiącym się głosem.
Ścisnął jej dłonie. Przełknął głośno ślinę. Przez chwilę jego twarz była zagadką. Podciągnął się i objął dziewczynę.
- My go znajdziemy - mówił przez zęby. Złość się z niego wylewała, ale najwyraźniej nie był zły na Sonię.
- Wybaczysz mi? - spytała cicho z nadzieją. Brunetka nie była pewna czy dalszy ciąg opowieści nie sprawi, że Szklany Smok nie wpadnie w szał.
Zaczął się delikatnie kołysać wprawiając jej ciało w podobny ruch.
- Wybaczę.
Zapadło długie milczenie, bo Żenia walczyła ze sobą. Chciała być silna by dać siłę Draganowi ale w końcu przegrał pojedynek i rozpłakała się wtulona w ramiona męża.
- Czarny dał szamana - przez szloch mówiła dalej - a ja podejrzewam, że ma go Kronos albo Dzikun. Wyprawa jaką sugerował Smok, wyprawa do Otchłani może mieć podwójny cel. Chcę pójść i chciałabym byś poszedł ze mną, kochanie.

Odwróciła delikatnym gestem twarz Dragana do siebie i spojrzała mu w oczy.
Miał w nich łzy. Łzy i gniew. W tej chwili ona już wiedziała, że Dragan najchętniej zamordowałby Dzikuna. Wiedziała też, że pójdzie za nią na koniec świata.

- Pójdziemy Razem. Nie zostawię cię choćby na krok.

Zbliżył się do niej, ale już jej nie pocałował. Oparł podbródek o jej ramię. Ich szyje dociskały do siebie. Tym razem to on przyciągał milczenie. Czuła jak drży. Jak walczy ze sobą. Z tym czy się rozpłakać, czy też może przyjąć formę ogromnego smoka i zburzyć cały ten domek.
- Chodź. Chodźmy stąd. - Żenia pociągnęła Maksima - Nie zostawię cię już ani nie odeślę na oddzielną misję. Miałeś rację. Ale teraz chodź.

Nie przejmowała się nagością, gdy opadało prześcieradło.
Nie puścił jej. Trzymał jej dłoń kurczowo. Jakby fizyczne zerwanie kontaktu miało oznaczać rozłąkę na dlugie miesiące. Dał się pociągnąć, też nie zwracając uwagi na swoją nagość.
Sonia wyprowadziła ich oboje na zewnątrz i mruknęła:
- Zmień się.


Ciało Szklanego Smoka zaczęło rosnąć. Miejsca zakończone srebrem metalu teraz otaczała złocista łuska. Stawał się coraz większy. Z jego pleców wyrastaly bloniaste skrzydła, w których stawy występowaly na przemian z hydraulicznymi tłokami. Na zewnątrz budynku stał on. Monumentalny, złoty, Szklany Smok. Istota w której magia spajała się z technologią.
Żeńka też zmieniła formę w wielkiego wilka o cienistych skrzydłach i załopotała nimi. Wzbiła się w powietrze oglądając za Draganem. Chciała odciągnąć go od domku i pozwolić im na wolne wyzwolenie emocji jakie nimi teraz miotały.

Wielkie skrzydła Dragana zatrzepotały wzbijając wokół tumany spadłego tej nocy śniegu. Gdy oderwał się od ziemi szybko dogonił wilczycę. Jednym machnięciem skrzydeł przepychał kolosalne ilości powietrza. Leciał szybko, a ona zorientowała się, że wytworzył jakiś korytarz powietrzny. Sama przyspieszyła mimo woli. Przebili się przez rzadką warstwę chmur, a słońce jeszcze mocniej podkreśliło złoty połysk łusek.

Z gardła smoka wydobył się niewyobrażalny wręcz ryk, a potem niebo zapłonęło. Wielkie fale ognia uderzały o powierzchnię chmur przeganiając je na boki.
Żenia zawtórowała skowytem pełnym gniewu i żalu razem z Draganem przeżywając utratę dziecka. Wiedziała, że synek był nadzwyczajny. Tak jak jego ojciec. Widok Szklanego Smoka w pełnej krasie jedynie bardziej łamał jej serce za potomkiem. Wadera z groźnego ryku przeszła do przeszywającego smutkiem wycia.


Nagle coś targnęło jej ciałem. To on ją złapał. Była przy nim niewielka. Teraz przyciskał ją jednym swoim, a drugim stalowym szponem. Przyciskał ją do swojego ciała lecąc ku górze. Czuła zmianę ciśnienia w uszach. On cały czas w gniewie. Dopiero po chwili zaczął do niej docierać jego smutek. Nagle zamilkł, jego skrzydła ją owinęły i … zaczęli spadać.

Przytuliła jedynie głowę do ciała Maksima i zamknęła oczy. Ufała mu teraz. Ufała bezgranicznie. Poddała się lotowi w dół. Przez myśl przemknęło, że to dobra metafora ostatnich miesięcy.
Lecieli w dół. Coraz szybciej i szybciej. On ściskał ją łapami. Rozwinął skrzydła na boki. Zmiana ciążenia przy zmianie kierunku lotu była ogromna. Teraz poruszali się równolegle do powierzchni, a szybkość jaką nabrali powodowała uginanie się drzew w lesie pod nimi.
Żenia byla pewna, że gdyby cokolwiek im stanęło na drodze do odzyskania dziecka, Maksim zmiażdżył by to, spaliłby świat i pożarł resztki. Jakaś cząstka nabrała odrobiny nadziei w odnalezienie synka. Nie była z tym ciężarem sama. Tym razem jej wycie odzwierciedliło jej odczucia. Chciała podzielić się nimi ze swym wybrankiem.
On zaś leciał przed siebie. Za nimi wirował śnieg zerwany z koron drzew. Wtedy dopiero dojrzała chatę z której startowali. Ona zmieniła formę, on przycisnął ją do swojego serca. Smok lądował. Uderzył o cos tylnymi łapami. Znów buchnął ogniem wypuszczając wilczycę z rąk. Gdy zobaczyła ma czym lądował zrobiło jej się nieco żal auta Marka.
Nie sądziła jednak by brat zgłosił większe zastrzeżenia szczególnie po popisach Dragana. I nie teraz. Teraz nie był dobry moment na zgłaszanie pretensji do Szklanego Smoka. Sama Sonia też zamierzała dać mężczyźnie czas i obiecała sobie być cierpliwą.
Gdy w końcu powrócił do ludzkiej formy odchyliła się nie odsuwając się ani o krok:
- Kocham Cię. Kocham was obu.
- Uważaj - powiedział łapiąc ją w obie ręce. Uniósł ją z lekkością. - Wkoło jest pełno szkła.
Faktycznie było. A Mondeo Marka miało teraz jakieś 50cm wysokości.

Nie musiała uważać. Miała jego.

***

Marek stał w progu z otwartymi ustami. Obok niego stał Wojtek z rękami w kieszeni. On z kolei uśmiechał się. Reinhard stał z papierosem w ustach i zapalniczką w ręce. Zamarł w połowie ruchu.

Maksim za to przy lądowaniu poza falą uderzeniową i rozbiciem samochodu wybił maly krater. Wstając nago, z wystającymi metalowym wszczepami miał w sobie coś z Terminatora. Tego z pierwszego filmu z Arnoldem. Teraz niczym robot szedł wprost na trójkę wilkołaków. Jedno co go odróżniało, to drobna postać nagiej brunetki niesiona w jego ramionach.

- Zbieramy się stąd - powiedział gdy tamci się przed nim rozsuwali.


***
Spakowali się szybko. W mniej niż dwadzieścia minut. W tym czasie Marek i Rainhard szukali Podrzynacza. Wilk gdzieś pobiegł. Przerażony widokiem ogromnego smoka, choć gdy wrócił to nic nie powiedział.

Wojtek podprowadził starego Opla Zafirę, którym podjechał po blisko godzinie.

Maksim powiedział po krótce do kogo udało mu się dotrzeć w Toruńskiej placówce Inkwizycji. Dziewczyna zbagatelizowała tę informację. Mieli zbyt wiele na głowie. Maksim zaraportuje to Czarnemu i Alfa już kogoś oddeleguje do dalszych działań. W końcu załadowali się do kombi i ruszyli w stronę Poznania.
Ostatni rząd siedzeń zajmowała Córka Ognistej Wrony i Podrzynacz. Ten drugi cały czas w formie wilka.

- Podrzynacz, ty wiesz coś na temat Dzikuna? Albo Kronosa? - dziewczyna popatrzyła na wilka z podejrzliwą miną.

Czarny wilk wywalił język i zaczął sapać.
- Wiem - głos odezwał się w głowie dziewczyny powodując zaskoczenie.
- Opowiesz?
- Kronos to uosobienie czasu. Okrutne. Pożerał własne dzieci. Sieje zniszczenie. Jest odbiciem niszczącego chaosu. Chaos to Dzikun. Zniszczenie to Żmij. Kronos przypomina inne uosobienie Dzikuna. Piasek Czasu jest bardzo zbliżonym duchem. Zniszczenie przez starzenie. Zepsucie. Są też szamani, którzy widzą w Kronosie inkarnację Luny. Księżyc zmienia się w czasie. Niczym Luna. Niczym Kronos. W świecie duchów nie ma jednoznaczności.
Wilk zamknął pysk. W czasie całego wywodu nie wydobył z siebie dźwięku, nie poruszył pyskiem. Aż do końca.

- Masz jakieś pomysły co mogło stać się z dzieckiem? - Żeńka kalkulowała Luna, Kronos, otchłań, kosmos. To wszystko zakrawało na jakiś żart. Dobrze, że była ragabashem.
- Kronos pożerał dzieci - wilk przekrzywił głowę.

- No. Pożerał. Mnie postarzył w umbrze. A mimo to tutaj nie postarzałam się ani trochę.
- Jeżeli jest chaosem, to mogło stać się wszystko. Gdzie byś się nie spodziewała dziecka?

Żenia nie znalazła odpowiedzi i zapatrzyła się przez okno na przemykający krajobraz.

 
corax jest offline  
Stary 29-12-2019, 00:54   #20
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Akcje odwetowe okazały się skuteczne. Ataki na kilka placówek Shinzou miały spowodować ogromne szkody. Tymczasem telewizja cały czas stała po stronie Japońskiego koncernu. Wilkołaki pokazały na co je stać. A telewizja zrobiła z nich nie tylko potwory, ale o terrorystów.

Kablogłowy - szczurołak przesłuchujący człowieka z Shinzou dowodził atakami hakerskimi. Armia Czarnego wyłączała internet sieci komórkowe. Jednak szeregi małych zwycięstw przyćmiewały działania Shinzou. Wirus, który miał być kresem ich gatunku działał ze 100% skutecznością. Ale nie dawał rady się przenosić. Zabijał nosiciela i sam ginął.

Japoński koncern zrobił coś jeszcze: zdyskredytował Pentex. Ujawnił tajny projekt polegający na produkcji Fomorów. I jednocześnie z placówki w stanach zorganizował ucieczkę blisko pięćdziesięciu okazów. Później pokazowo prowadził ich odstrzał. Oto nastała Apokalipsa. Bestie atakowały ludzi na całej planecie, a bohaterskie Shinzou stawało w obronie ludzkości.

Każde zwycięstwo wilkołaków medialnie dawało siłę Shinzou. Gdy tylko udało się. Zblokować działania korporacji na terenie Europy to wypłynęły nowe rewelacje. Otóż władze UE w znakomitej większości były powiązane z organizacją zwaną Camarilla. Zbiór wampirów i ich sług pijących krew. Kanclerz Niemiec, czy prezydent Francji od dawna byli uzależnieni od krwi wampirów. I właśnie delegacje Niemiec i Francji najgłośniej protestowały przeciw zgodzie na militarne działania Shinzou na terenie UE. A teraz, w obliczu nowych faktów, to ludzie wychodzili na ulice i skandowali „Shinzou, Shinzou, my chcemy Shinzou! Precz z rządami krwiopijców!

Ale to wszystko było poza Córką Ognistej Wrony. W jej świecie miała przekonać Kronosa i zmienić bieg czasu.

Stała naga w pokoju z trzema lustrami. Na podłodze złote glify falowały delikatnie. Czarny wymalował na jej ciele różne symbole. Głównie ochronne glify, ale też prośby do duchów. Mrocznych duchów. Nawet Podrzynacz był pod wrażeniem tego po jak mroczne rytuały umiał sięgnąć aktualny przywódca Gajan.

Podobne glify mieli jej towarzysze. Cała wataha Smoka. Ronin Bury Kieł. Czy absolutne wypaczenie wszelkich ideałów Gajan jakim był Maxim Bondar. Złoty.

Maksim cały czas ściskał dłoń Żenii. Jakby nie chciał jej już nigdy stracić. I choć był tylko sztucznym tworem Pentexu, a blisko trzecia część jego ciała składała się z cybernetycznych implantów to kochał ją. Kochał ją nad życie.

Maksim nadal miał jej wspomnienia w swojej głowie. Wiedział co czuła do Zaara. Wiedział też co czuła do niego samego przed przemianą. Ale nie wracał do tego nigdy. Ta dziewczyna była całkiem nowa. Lubił trzymać się tej myśli. Dzięki temu zapominał, że była od niego kilkanaście lat starsza i zdecydowanie bardziej ludzka. Był gotów zrobić dla niej wszystko. Tak jak inni, których porwała za sobą.

Tak jak Wojtek Kosiba. Wyklęty przez wszystkich. Nienawidził zarówno pomiotów Żmija jak Gajan ze względu na to jak wiele wycierpiał ze strony obu z nich. A jednak obecność Gajanki cuchnącej Żmijem uspokajała go. Nadawała sens jego egzystencji. I nie tylko jego. Wszak do Otchłani wybierała się cała jej wataha.

Czarny zakończył rytuał. Podszedł do niej. Jeszcze rok wcześniej leżał pijany w swoim mieszkaniu. Bez perspektyw. A teraz dowodził wszystkim wilkołakom w najważniejszej bitwie w historii świata. Wszystko dzięki niej. Wyszeptał jej coś do ucha. Potarł ramię, a w miejscu dotkniętym ręką szamana pojawił się nowy tatuaż. Przedstawiał nabój. Ten sam, który wytopił ze srebra. Tylko tak mogła z nim przejść przez lustro.

A lustro na nich czekało. Jego matowa czerń niemal wsysała ich dusze. Gdzieś tam czekał Kronos. Instynktownie wiedziała, że nigdy nie wróci do tego świata. Miała go zmienić. Ta rzeczywistość nie miała nigdy nastąpić. A co się stanie? Tego nie wiedział nikt. Ruszali w nieznane.

***
15 stycznia 2021 roku wybuchła trzecia wojna światowa. Rosja odpaliła swój arsenał nuklearny. Celowała w cały świat. Rozpoczęła się najkrwawsza i najkrótsza w dziejach ludzkości wojna. Później była już tylko atomowa zima...

***

- Pokładasz w niej ogromne nadzieje - powiedział Jegorow do Antoniego Ogórka. Stali właśnie na pochyłej płaszczyźnie wulkanicznego wzgórza gdzieś w Malfeasie. Przed nimi rozciągał się widok ośmiu tysięcy wilkołaków, którzy przybyli na rytuał. Bluźnierczy rytuał mający uwolnić Żmija.
- Tak - odpowiedział tylko szaman.
- Dlaczego? - Drążył Jurii, który był o blisko dwie głowy wyższy od towarzysza - przecież nie istnieje żaden dowód na to, że Kronos może kogoś przenieść w czasie.
- Mylisz się - odpowiadał spokojnie Czarny oparty o swój ogromny miecz. Perfekcyjny Metys jedynie uniósł brwi czekając na wyjaśnienie.
- Mity mają wielką siłę - zaczął w końcu Czarny. - Dajmy na to historia dziecka dwójki bezpłodnych metysów, którym rodzi się dziecko. Wilkołak z rogami. Najsilniejszy ze swego rodzaju. Największy. Najpiękniejszy. Przyszły przywódca. Idealne wręcz, prawda?
Jurii obserwował z rosnącym zainteresowaniem Czarnego, a ten kontynuował:
- Urodziłeś się z rogami. Nie bez skazy jak zapowiedziano. Wykradła cię Zhyzhak. Wychowywał Fomor. Nigdy nie poznałeś prawdziwych rodziców Jurii. Ale ja ich poznałem. Duchy zdradziły mi kim byli. W dniu twojego przybycia do pałacu. Duchy wiedzą wiele. Czasem same nie zdają sobie sprawy jak bardzo wiele. Tyle tylko, że potrzeba kogoś, kto poskłada wszystkie fakty. Nigdy nie zastanawiało cię, dlaczego jesteś tak cholernie idealny? Oczywiście, że nie - sam odpowiedział sobie Czarny.
- Ani twój ojciec, ani twoja matka nie urodzili się wilkołakami. Nie byli metysami jak mówi mit. Ale twoje narodziny nie miały szans mieć miejsca. A jednak stoisz tu ze mną i za chwilę uwolnimy Żmija.
- Nie rozumiem - powiedział w końcu Jegorow.
- Za chwilę odprawimy rytuał, który rozerwie i pożre wszystko co stworzyła Tkaczka. Cofniemy ludzi do czasów mamutów, a później zatrzymamy ich tam na tysiąclecia. Widzisz Jurii, ja urodziłem się jednym z nich. Szkoda będzie mi żyć bez kablówki. Dlatego wierzę, że jednak to jej się uda. A Ty jesteś moim dowodem na podróże w czasie.
W gorącym pustynnym wietrze panującym w Malfeasie praktycznie natychmiast wysychały łzy jakie płynęly z oczu szamana.
- Widzisz Jurii, twoja matka mnie nigdy nie zawiodła. A ja manipulowałem nią do końca. Gdy razem z twoim ojcem przechodzili przez lustro wyszeptałem jej, że wiem, że odnajdzie syna. Że duchy mi to powiedziały. A słowem się nie zająknąłem, że ich syn siedzi w apartamencie układając plany kolejnych bitew.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172