|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-08-2014, 23:03 | #1 | |
Reputacja: 1 | [WH II ed] Kuźnie Nuln Cytat:
Tak właśnie brzmiał tekst odnaleziony przez Mistrza Klemperera w jednej z stołecznych bibliotek. Zrządzeniem losu, opactwo wskazane w manuskrypcie pochodzącym z czasów Magnusa Pobożnego, znajdowało się około czterdziestu mil na północ od Altdorfu, w ostępach Drakwaldu. Zaledwie dwa dni drogi od stolicy można było trafić na ślad prowadzący do trzeciego artefaktu, skrywającego odłamek duszy Xarthodoxa. Dieter obracający się w kręgach kapłanów, zdobył pewne informacje na temat opactwa. Niestety niezbyt dobre. Otóż, klasztor został splądrowany przez siły Chaosu podczas niedawnej inwazji. W czasie kiedy awanturnicy pośpiesznie szykowali się do opuszczenia nieprzyjaznych im murów Altdorfu, Wolmar otrzymał napisany pięknym, niewątpliwie kobiecym pismem liścik. Koperta, w którą był włożony, pachniała szałwią i piżmem. Oczekuję przybycia dziś o dziewiątej wieczorem Gospoda Gościnny Hrabia Proszę się nie spóźnić K. Klein zdołał dowiedzieć się, że Gościnny Hrabia jest lokalem położonym w jednej z bogatych dzielnic miasta. Słynął z wytworności, a wstęp w jego progi mieli tylko nieliczni wybrańcy. Teraz i młody czarodziej znalazł się w ich gronie. | |
23-08-2014, 11:33 | #2 |
Administrator Reputacja: 1 | Opuszczenie niezbyt w tej chwili gościnnego Altdorfu stało się, śmiało rzec można, priorytetem. A to, że Wolmar otrzymał zaproszenie od jakiejś dystyngowanej panienki, niezbyt Gotfryda obchodziło. Wolmar mógł zostać, oni musieli brać nogi za pas. - Ruszymy na zachód i zatrzymamy się pod koniec dnia w jakiejś gospodzie - powiedział Wolmarowi. - Jak już skończysz to swoje spotkanie, to do nas dołączysz. Skoro byli umówieni, to pozostało tylko uzupełnić zapasy i wymknąć się z miasta, zanim na każdym rogu pojawią się ich podobizny, a strażnicy pilnujący bram zaczną zaglądać pod każdy kaptur. |
24-08-2014, 19:54 | #3 |
Reputacja: 1 | Stało się, sztylet i czerep zostały zniszczone więc został ostatni artefakt do odnalezienia i zniszczenia. Teraz trzeba odnaleźć stary zniszczony klasztor ukryty gdzieś w mrocznym Darkwaldzie, ostatnim miejscu do którego kapłan miał ochotę kiedykolwiek wracać. -Skoro Wolmar musi a wręcz powinien udać się na spotkanie a wy uciekać to niech będzie tak jak powiedział Gotfryd, spotkajmy się jutro do zachodu słońca w karczmie na zachód od miasta. Wolmar uda się na spotkanie a ja spróbuje zdobyć jakieś dodatkowe informacje w świątyni i tamtejszej bibliotece. W karczmie ustalimy co i jak dalej a o świcie wyruszymy.
__________________ "Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!" |
24-08-2014, 21:35 | #4 |
Reputacja: 1 | Trzeba było opuścić Altdorf i Gaston dobrze o tym wiedział, a nawet nie spotkał się ze swą rodziną. W sumie może to i lepiej bo nie naraził ich na ataki kultystów, czy zemstę fanatycznego krasnoluda. Żal też mu było zostawiać Engiego w niewoli, o ile oczywiście jeszcze żył, ale na prawdę nie mieli teraz środków i możliwości by coś z tym zrobić. Może gdy krasnolud dowie się jakoś że opuścili stolicę, wtedy ruszy za nimi i szansa na odbicie kompana będzie większa. -No to co panowie mamy prawie wszystko ustalone - odpowiedział Czarny kumplom - Pozostaje tylko pytanie jak opuścimy miasto? Ja proponowałbym pojedynczo by nie zwracać zbytniej uwagi. |
24-08-2014, 22:26 | #5 |
Reputacja: 1 | Wolmar najpierw poczuł woń perfum. Musiały to być perfumy, bo różniły się od smrodu mijanych codziennie niemytych ciał jak dzień od nocy. W tej jednej chwili zrozumiał, dlaczego tak wiele kobiet pragnie wydawać nieprzyzwoicie wysokie sumy na flakon z kilkoma kroplami pachnącej cieczy. Niewiasta spryskana perfumą była niczym bogini względem dziewki zalatującej wędzonymi rybami niesionymi na targ, rzecznym mułem ciągnącym się za koszem z małżami, czy ptasimi odchodami z kurnika. Od tej chwili już nic miało nie być takie samo. Ledwo słyszał, co tam marudzili jego towarzysze. Pewnie przemawiała przez nich zazdrość - w końcu nie każdy otrzymywał osobiste zaproszenie od jakiejś wytwornej i niewątpliwie pięknej damy. Może jakaś przyjaciółka ametystowej czarodziejki, która przeprowadziła rytuał zniszczenia sztyletu uznała zdolnego maga jako bardzo interesującego towarzysza przyjęcia? Było to wielce prawdopodobne, bowiem umiejętności i potęga Kleina rosły z dnia na dzień. Tylko czekać, aż jego sława zacznie go wyprzedzać. Ze snu na jawie wyrwał go głos Dietera. - Tak, tak. Spotkamy się później... - odparł mało przytomnym głosem. Było mało czasu, by należycie przygotować się do jakże interesującego spotkania. Wolmar postanowił sprawić sobie nową koszulę i portki - ciało prześwitujące przez liczne przetarcia i dziury mogło się wydać atrakcyjne wyłącznie dla komarów, a nie dystyngowanej damy. Podobnie buty - słoma, jaką łatał dziurawe obuwie mogła spodobać się rogatej kozie, a nie bogini, do której się wybierał. Tak po prawdzie, to taka sama kuracja należała się również reszcie nędznie wyglądającego Wolmarowego ubioru - będzie musiał, nie bez żalu i drżącymi rękami, wysupłać ciężkie złocisze i poprawić stan swojej garderoby. Uczyni to jednak jako inwestycję w siebie, by śmietanka towarzyska Altdorfu zapamiętała tego wschodzącego magistra sztuk magicznych i członka Bursztynowego Kolegium jako przynajmniej schludnego i czarującego dżentelmena, którym bezsprzecznie był. Po wizycie u krawca zaplanował jeszcze gorącą kąpiel i odwiedziny u balwierza celem ogarnięcia Wolmarowej czupryny i brody. Klein był przekonany, że po tylu zabiegach zrobi piorunujące wrażenie na rozmówczyni. Co ciekawe przez ten cały czas nie zadał sobie jednego prostego pytania - o czym w ogóle tajemnicza K chciała z nim rozmawiać?
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
26-08-2014, 13:34 | #6 |
Reputacja: 1 | Na pytanie "Czarnego" Markus odparł. - Pojedynczo, parami. Byle jak najszybciej, o świcie, jak tylko otworzą bramy miasta. Tfu - splunął do rynsztoka. - Mam dość tego niegościnnego miasta. Łajno tam nie stolyca! Jebał ją pies! W ciągu paru dni zostałem pobity, uwięziony, znieważony, okradziony, torturowany i bogowie wiedzą co jeszcze! Wynośmy się stąd. Nie zmrużę oka, zanim nie znajdziemy się w bezpiecznej odległości od Altdorfu. Jednym słowem cyrulik czuł się podle. Ostatnio edytowane przez kymil : 26-08-2014 o 13:42. |
29-08-2014, 23:50 | #7 |
Reputacja: 1 | Wolmar Wnętrze restauracji, do której zaproszony został Wolmar urządzone było z niesamowitym przepychem. Podłogi wyłożono puszystymi dywanami, ściany udrapowano wielobarwnymi arrasami, z sufitów spoglądały na gości misternie rzeźbione, złocone głowy, a o potrzeby wytwornej klienteli dbał cały zastęp elegancko ubranych kelnerów. Wolmara, po okazaniu zaproszenia zaprowadzono do jednej z lóż, w której znajdował się stolik zastawiony na dwie osoby. Siedziała przy nim atrakcyjna, dwudzistokilkuletnia kobieta odziana w kosztowną suknię. Pijąc z delikatnego, szklanego kielicha ciemne, niemal granatowe wino, nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w płomień wetkniętej w złocony kandelabr świecy. Gdy czarodziej podszedł do stolika, spojrzała w górę i ich spojrzenia skrzyżowały się. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gestem wskazała Kleinowi fotel naprzeciw siebie. - Jestem Katarina Braun – przedstawiła się. – I mniemam, że mam przyjemność z magistrem Wolmarem Kleinem, czyż nie? Dieter Czas, jaki pozostał kapłanowi do opuszczenia Altdorfu, spędził na szperaniu w przepastnej bibliotece należącej do Świątyni Sigmara. Niestety, brak umiejętności posługiwania się imponującym księgozbiorem, zwyczajny pech, lub po prostu nieistnienie poszukiwanych informacji, spowodował że Dieter nie znalazł żadnej wzmianki o trzecim przedmiocie i odłamku duszy demona. Nieco lepiej poszło mu, gdy poszukiwał medycznego instrumentarium dla Markusa Oppela. Nie skompletował całego zestawu, ale od przeróżnych osób, które pytał bądź prosił o pomoc otrzymał kilka skalpeli, cęgi, dwa zwoje bandaża, manierkę z okowitą, igłę i dratwę oraz króliczą nóżkę. Markus, Gotfryd, Gaston Trójka kompanów, wyposażona ponownie w wóz, który odebrali z powozowni, zmierzała w stronę bram miejskich. Już po drodze, udało się im zorientować, że mogą być kłopoty. Na pokaźnym słupie ogłoszeniowym, zlokalizowanym na jakimś placu, dostrzegli nieudolnie swoje podobizny. Oddanie w ręce sprawiedliwości, jak głosił list, warte było pięć złotych koron za każdego. W sumie niewiele, biorąc pod uwagę popełnione czyny. Przed bramą rozdzielili się. Gaston nadal jechał, a Markus i Gotfryd w znacznym odstępie szli piechotą. Na szczęście padało. Okryci pelerynami, skąpani w strugach deszczu, nawet nie zostali zaszczyceni jednym, podejrzliwym spojrzeniem przez znudzonych strażników, którzy robili wszystko byle by nie musieć wychodzić na deszcz. Kilkaset kroków za bramą znów wszyscy trzej znaleźli się na wozie. Przed nimi wiła się wśród pól, zasłonięta welonem deszczu droga, wiodąca Carroburgowi. Jechali nią do czasu, aż napotkali przydrożny zajazd „Pod Ogarem i Lisem”, gdzie zatrzymali się i czekali na pozostałą dwójkę. |
31-08-2014, 12:40 | #8 |
Reputacja: 1 | Gdy opuścili stolicę Cesarstwa, Markus Oppel wyraźnie odetchnął. Altdorf miał mu się od tej pory z bólem, smrodem i strachem. Przynajmniej do czasu, aż ponownie miał tam zawitać w interesach. Cyrulik dotąd skulony i usiłujący wyglądać na steranego życiem, odrzucił skrywający jego twarz kaptur precz i wystawił ją wiatr i deszcz. Wyekwipowany jako tako przez czarodzieja Kleina w nowe ubranie, przy orężu świat nie wydawał mu się taki ponury. Po chwili nawet deszcz jakby zelżał, a zajazd "Pod Ogarem i Lisem" wydał się mu miejsce przytulnym i gościnnym. - Ufff - Markus strzyknął śliną do kałuży, które gęsto wykwitły przez bramą zajazdu. - Tego mi było potrzeba. Czujecie zapach pieczonego chleba? - zerknął wymownie na Gastona i Gotfryda. - Może i piwo własne warzą, hę? Skierowali swe kroki do drewnianej oberży, przed którą ktoś nieudolnie wymalował godło Zajazdu. - Ogar na łosia mi prędzej wygląda - zakpił Oppel pomagając kamratom oporządzić konia i odganiając od swych łydek natrętnego kundla. Zapowiadało się, że do jutra Dietera i Kleina nie uświadczą, tedy trzeba było nająć stosowne pokoje. Klientelę poza paroma miejscowymi wieśniakami, stanowiła mała zbieranina kupców, rzemieślnik, para niziołków i jeden krasnolud, najpewniej wykidajło lub ochroniarz, którego z podróżnych. Pewnym krokiem Oppel skierował swe kroki ku szynkwasowi. - Najlepiej na piętrze, dobry człowieku - wyjaśniał dobitnie chudemu jak patyk oberżyście Oppel. - Wiecie, im wyżej tym bezpieczniej. Dwie izby nam wystarczą, od biedy jedną zajmiemy. Góra dwa dni. To ile będzie? - targował się niedoszły żak. - A teraz najważniejsze, co macie na strawę dla zdrożonych podróżnych? Prawda, chłopaki? Czego mocniejszego też nie odmówimy - błysnął zębami uśmiechając się znacząco. |
31-08-2014, 16:24 | #9 |
Administrator Reputacja: 1 | Gotfryd z chęcią zabrałby ze sobą jeden z listów gończych, chociaż artefakt ani podobieństwem zbytnim do oryginału nie grzeszył, ani pochlebnym dla Gotfryda nie był. Powstrzymał go jednak fakt, że strażnicy miejscy niechętnym wzrokiem spoglądali na tych, co z murów zrywali listy gończe. No i, nie da się ukryć, noszenie ze sobą informacji o tym, ile jest warta głowa noszącego ów papier, należało do czynów niezbyt rozsądnych. Przez bramę przedostał się bez problemów. Albo strażnicy byli leniwi, albo też dopisało mu szczęście. W gruncie rzeczy było mu to całkowicie obojętne - ważne było to, że znalazł się za granicami Altdorfu. A ledwo znalazł się z pół mili od bramy, od razu wpakował się na wóz i usiadłszy tyłem do kierunku jazdy zawinął się w płaszcz. Niby drzemał, ale w rzeczywistości obserwował drogę. Do "Ogara i Lisa" dotarli bez problemów. A gdy wreszcie znaleźli się pod gościnnym dachem, odetchnął z ulgą. - Pokój, tak - potwierdził zamówienie Markusa. - I strawa. Ale dla mnie do tego tylko piwo - powiedział. |
01-09-2014, 22:38 | #10 |
Reputacja: 1 | Podróż do pierwszej oberży minęła spokojnie, tak że nawet Zwart nie musiał poganiać chabety. W sumie na szlaku wreszcie poczuł się swobodniej i przypomniały mu się dawne przemytnicze czasy. Karczma do której w końcu dotarli okazała się niczego sobie, ale zawsze tak było blisko wielkiego miasta, później będą znacznie gorsze przybytki. Przy szynkwasie Gaston chętniej niż inni przystał na propozycję Markusa - A ja nie pogardzę mocnym trunkiem, mam ochotę zapomnieć o Altdorfie. To dziwne, bo choć to jest moje rodzinne miasto to nigdy nie było dla mnie jakoś specjalnie gościnne. |