Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-05-2016, 19:57   #111
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Algrim nie odzywał się. Przybywszy do majątku Barona tylko dumał nad tym co widział i nad tym co będą mieli do zrobienia. Między innymi ten cały kamuflaż. Krasnolud miał zamiar zgolić czub, wymyć porządnie brodę, aby odzyskała naturalny kolor. Zaplecie ją przy tym w warkocze, coby już mu tak nie mierzwiła się. Co prawda od porządnej zbroi się już kapkę odzwyczaił, ale nie pogardzi hełmem, skórznią i kolczugą.
Tak. Zdecydowanie ten przybytek wyglądał należycie. Ciekawe czy rodzina gospodarza zacznie im truć dupy. A może sobie odpuszczą? Pewnie nie. Dobrze, jednak że człek przywiązywał wagę do swojej rodziny. Jeszcze lepiej że potrafił się skupić na zadaniu.
Może nie będzie tak źle?
 
Stalowy jest offline  
Stary 17-05-2016, 09:13   #112
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Horst był zadowolony, że jego gościom podobał się jego największy skarb. Siedziba rodu Steinbergów może nie wyglądała imponująco, ale baron robił wszystko na co było go stać, aby poprawić walory obronne starej budowli.
W komnatach jego zameczku, w biurku sekretarzyka schowany był plan przyszłych, nowoczesnych fortyfikacji. Nie prymitywnych konstrukcji z cegieł i kamieni, a potężnych bastionów ziemnych, zapewniających stabilne podłoże dla armat i strzelców. Nowoczesność z Nuln okazywała się nie tyle egzotyczna, co niebywale skuteczna. Wojna domowa pokazała przepaść technologiczną, jaka dzieliła północ Imperium od południa i tylko głupiec dalej walczyłby za pomocą miecza. Albo uparty middenlandczyk. Z pomocą Ulryka Horst zamierzał być pionierem w tej dziedzinie. A przynajmniej jednym z pierwszych.
Jednak za nowoczesnością szła również ogromna cena - kalkulacja zrobiona przez inzyniera z Nuln przekroczyła nawet najbardziej odważne przewidywania Horsta i wdrożenie ich przy aktualnym stanie skarbca doprowadziłoby go szybko do ruiny.

Z dumą oprowadzał ich po zamku odpowiadając spokojnie na pytania. Przedstawił im też swoją rodzinę, chwilę rozmawiając o każdym z nich. W międzyczasie służba szykowała prowiant i dodatkowego konia z podróżnym ekwipunkiem. Kiedy z blanek murów pokazywał im resztę posiadłości, Egdar zadał pytanie odnośnie zwracania się do siebie.
- Horst. Po prostu Horst. Bez tytułów i bez nazwisk. Jakby ktoś pytał o nazwisko, będę znany jako Kreuzbach. To bardzo mało znana rodzina szlachecka w okolicy - będzie pasować jak ulał. Ty Edgarze zostaniesz Edgarem. Nazwisko radziłbym zmienić i przyjąć jakiś alias. Znaki rodowe i tarczę herbową, wraz z rynsztunkiem zakonnika zostaw w zbrojowni, i wybierz sobie coś, co pasuje do zwykłego najmity. Jest tam nieco solidnego złomu, zrobimy co się da. Nie musicie się golić ani ścinać owych fantazyjnych fryzur. Macie wyglądać na awanturników co akurat dla Algrima i Yrseldaina nie jest problemem. Dla Ragnwalda też, nawet jak zapuści pchły w tej brodzie, będzie wiarygodny. Przyjechaliśmy tutaj, abyśmy z Edgarem upodobnili się do bandy awanturników, którymi od tej pory jesteśmy. W tej robocie nie będą przydatne ani nasze herby, ani sztandary ani tym bardziej służba - Horst spokojnie wyjaśniał plan towarzyszom patrząc na przepiękne o tej porze roku pola. Baron nie był pewien, czy na zamku już ktoś nie zainstalował mu szpiega, dlatego miejsce do dyskusji wybrał tak oddalone od wszystkich mieszkańców zamku.
- Jesteśmy oddziałem specjalnym nie wojskiem regularnym. W dodatku tajnym więc rozsądne jest, by nasza tożsamość była nieznana. Ja i Edgar mamy najwięcej do stracenia, jeśli zaatakowane zostanie nasze nazwisko. Podróżujący baron wzbudza podejrzenia, i powoduje mnóstwo pytań. Przyciąga uwagę. Rycerz świątynny również jest charakterystyczny. Każda nieruchana panna czy zasmarkany dzieciak od razu go zauważą. I zdadzą w odpowiednim czasie relacje komu trzeba. Jedynie w wyjątkowych okolicznościach ja i Edgar możemy skorzystać z naszego urodzenia. Weźmiemy sygnety rodowe, nic więcej. Jedziemy do Salzenmund - mamy tam znaleźć człowieka. Jakiego....- Horst wyciągnął w końcu list od Walfena. Był w połowie przedarty, a fragment z instrukcjami znajdował się w tej chwili w ręku barona. - Oto nasze instrukcje. Pierwsza i ostatnia część listu była osobista. Bardzo. Resztę przeczytajcie po cichu i dobrze zapamiętajcie. Nie wiem, czy ściany nie mają tutaj uszu - Horst podał list po kolei każdemu z osobna, cierpliwie czekając aż każdy zapozna się z treścią instrukcji.
- Jeśli ja padnę, dowodzenie przejmuje Edgar. Jeśli on również zginie, wybierzecie kogo będziecie chcieli i dokończycie misję. Od tej chwili żadnych Panie Baronie... - popatrzył znacząco na Ragnwalda.
Horst wziął przeczytany przez wszystkich fragment listu, następnie podsunął go pod palące się na blance łuczywo. List niebawem spłonął, a szczerniałe szczątki wiatr rozrzucił daleko poza blanki muru. Horst wskazał na Ragnwalda.
- Z tobą będzie problem większy niż golenie samej brody. Spróbuję wymyślić coś zanim dojedziemy do Salzenmund, inaczej pierwszy lepszy strażnik dróg cię rozpozna i dasz głowę. Nie wiem co zmajstrowałeś, ale postaram się dowieść Cię w jednym kawałku. Ale w pewnym momencie może przyjsć taki moment, gdzie zadecydujesz, czy milsze Ci gardło, czy broda. Nie będę nalegał, to będzie twój wybór -
Baron wzruszył ramionami. Przeszmuglowanie człowieka nie było problemem, pod warunkiem, że szmuglowany współpracował.

Horst kiwnął ręką na Edgara - choć, spróbujmy przerobić nasze lśniące zbroje na coś, co będzie z grubsza przypominało rynsztunek najemnika. Reszta niech sprawdzi sprzęt i konie, i może coś zje. Może w kuchni mają jeszcze coś ciepłego o tej porze - Horst skierował się do zbrojowni.

Po pewnym czasie cała drużyna stała już gotowa na dziedzińcu. Ciężkie zbroje, które wraz z Edgarem mieli założone na siebie nie przypominały lśniących, doskonale dopasowanych i kunsztownie wykonanych pancerzy arystokracji, ani zdobionych zakonnymi symbolami ciężkich płyt. Solidne blachy, uzupełnione czernioną kolczugą, dobrze naoliwione, noszące gdzieniegdzie ślady lekkiej rdzy. Przy koniach wisiała broń, a luzak objuczony był sprzętem obozowym i zapasami. Horst pożegnał się z rodzeństwem, ściskając najmłodszą siostrę która chyba najgorzej znosiła porzegnania po czym wsiadł na konia i ruszył przez bramę zamku. Kopyta stukały po brukowanym dziedzińcu i drewnianym zwodzonym moście w miarę jak drużyna opuszczała rodową posiadłość barona.
W Salzemund musicie odnaleźć łącznika. Może być wszędzie, choć przeważnie przebywa w dzielnicy portowej. To miejscowy informator, drobny złodziejaszek, były milicjant. Prawdziwe imię to Emil Eisenhauer, alisy to Mikry Jorgen, Mały Louis, Otto Lukas Adelhofen. Jak wskazuje nazwa, jest niskiego wzrostu mężczyzną. Chuda twarz o wyraźnych kościach policzkowych, blizna na szczęce, bystre zielone oczy i przerzedzone brązowe włosy. Nosi mały wąsik pod nosem, na wzór estalijski.

 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 17-05-2016 o 09:33.
Asmodian jest offline  
Stary 17-05-2016, 16:11   #113
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wszyscy

Odprawa przed misją była treściwa, jednocześnie pochłaniając małe ilości czasu. W momencie gdy Edgar i baron Steinberg sposobili się do roli najemników, Ragnwald, Yrseldain i Algrim posilali się w kuchni. Właściwie to zdążyli przegryźć co nieco, bowiem poranna jajecznica ciągle zajmowała należne miejsce.
Zgodnie z przewidywaniami krasnoluda, część rodzeństwa barona pojawiła się w kuchni by zobaczyć dziwnych osobników, choć mówienie o najmłodszej latorośli Steinbergów w kategorii części było nadużyciem. Z zaciekawieniem goszczącym w jej błękitnych oczach przyglądała się niskiemu brodaczowi, który golił piwo z niesamowitym zapałem. Wysoki pan o płomiennych włosach rozmawiał właśnie z drugim, równie dużym ale poniekąd kudłatym. Jego rozmierzwiona broda o kruczoczarnym poblasku przywiodła na myśl małej Agnes kudłatego psiaka, który ubiegłej wiosny przybłąkał się do zamku. Niestety zniknął, co było powodem niesamowitej rozpaczy, jednak dzisiejszy dzień przyniósł niesamowitą niespodziankę
- Pan jest rozczochrany jak mój piesio! - zapiszczała uradowana, po czym czmychnęła z kuchni salwując się śmiechem małego dziecka.
Tym samym zostawiła trójkę w konsternacji, którą przerwał śmiech służby barona. Najwyraźniej wszyscy doskonale się bawili.

***

Wyruszyli. Jeśli chcieli przedrzeć się przez Drakwald jak najszybciej, musieli wyruszyć niezwłocznie. Po połowie godziny jazdy wjechali wydeptaną ścieżką w gęstwinę drzew, prowadzeni przez Horsta. Plan był prosty - przedrzeć się przez las, w linii niemal prostej, aż do ziemi grafa Sternhauera. Mieli wyjść z lasu w okolicy wsi Rosche, a dalsza trasa? Cóż, zależała tylko od nich. Mogli skręcić w kierunku Grimminhagen, by potem odbić do Middenheim, lub dalej podążać włościami von Sternhauera ku Winsen i ruszyć Wielką Północną Drogą.

***

Parli na przód. Przed siebie, odpoczywając co jakiś czas. Przeważnie milczeli, od czasu do czasu naradzając się lub słuchając uwag barona. Dzień zlał się w jedno z nocą, a wszystko za sprawą gęstwin Drakwaldu. Dawny las smoków, dziś straszył posępną roślinnością, która zdawała się obserwować podróżników. Wysokie drzewa wychylały się na różne strony, często niemal kłaniając się drużynie. Nikłe światło przebijało się przez rozłożyste korony drzew. A rodzajów tych było wiele, choć dominowały drzewa liściaste formy wszelakiej. Na dobrą sprawę tylko Yrseldain bez błędu mógł zidentyfikować gatunki drzewa, jednak nie miało to większego sensu. Tutaj wszystko było ponure.
Ciemne sylwetki drzew przypominały wykręcone w agonii postacie żywcem palone przez ogień pradawnych smoków, a poranna mgła unosząca się na wysokość łydek snuła się po ziemi jak rozlane mleko, utrudniając podróż. Ogrom głazów, zboczy czy grot przytłaczał, stawiając wszystkich w alarmie co do nadchodzącego ataku.

A ten o dziwo nie przychodził. Nie doznali walki pierwszego dnia, ani drugiego, trzeciego czy czwartego. Piąty dzień powitał ich na wrzosowisku pełnym falistych pagórków, w przestrzeni zalanej Słońcem. Była to miła odmiana od wszechobecnego półmroku. W takich warunkach mogły żyć tylko krasnoludy, elfy albo... zielonoskórzy.
Co ciekawe, to właśnie na taki patrol natrafił Yrseldain. Trójka całkiem sterydalnych orków o sporych rozmiarach szaf marienburskich, człapała leniwie w pierwszych drzewach sąsiadujących z polaną. Liściaste Ostrze był mistrzem w swoim fachu, zabójcą, toteż naturalne, że głupie orki nie wykryły Tancerza Wojny.
Yrseldain dokładnie i skrupulatnie śledził patrol, jednocześnie notując w pamięci trasę powrotną.

Dołączyli do kolejnego patrolu, zmierzając w szóstkę do tylko im znanego miejsca.

Orki: Czujność (Inicjatywa) 41/20; 100/20; 75/20; 63/20; 91/20; 26/20


Nie mniej, zielonoskóre stworzenia były zbyt ociężałe i głupie, by dostrzec elfa. Szczególnie, że jego płomienne włosy wyróżniały się na tle drzew. Liściaste Ostrze został doprowadzony do zrujnowanej wartowni bądź wieży, której czarne mury dodawały złowrogiego odbioru. Z oddali mógł już dostrzec toporne totemy i symbole orków, na murze ruin powiewał jakiś strzęp szmaty, może był to sztandar?
Nie wiedział tego, nie miał zamiaru się przekonywać. Najważniejsze było to, że okolica skrywała przeszło..

Yrseldain: Szacowanie (Inteligencja) brak umiejętności - 10 84/46


grubo ponad dwie setki żądnych krwi istot. Wycofał się powoli, wracając zapamiętaną trasą.
Gdy wrócił do miejsca obozowania, zastała swoich towarzyszy na nogach. Szykowali konie, przegryzając suchy prowiant. Jedynie Horst wzorkiem pełnym dezaprobaty wpatrywał się w elfa.
- Wsiąkłeś na dłuższą chwilę, zapomniałeś mnie obudzić na zmianę warty. - powiedział spokojnym tonem, bez cienia złości, jedynie z charakterystycznym dla dowódcy wojskowego drylem.
Elf miał im coś ważnego do przekazania.
 
Gveir jest offline  
Stary 18-05-2016, 16:19   #114
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Cicho niczym cień i szybko jak wiatr, Yrseldain podszedł orki z dziecinną łatwością. Niestety w obozowisku było ich zbyt wiele, by zdołał sam to posprzątać. Wrócił więc do ich własnego, małego obozu gdzie przywitała go reprymenda ze strony Horsta.
-Wypatrzyłem grupę orków i ruszyłem w ślad za nimi. - Odparł elf. - Doprowadziły mnie do jakiejś opuszczonej budowli, wartowni lub wieży. Lekką ręką są tam dwie, może trzy setki zielonoskórych, nie miałem możliwości dokładnie policzyć. Obozują niedaleko, więc mogą się nam napatoczyć bandy zwiadowcze. - Zrobił krótką pauzę. - Widziałem totemy, dziwne symbole i coś co od biedy można uznać za sztandar, jakby szli na bitwę czy wojnę.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 18-05-2016, 16:39   #115
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Algrim słysząc że nie jest wymagane od niego cudowanie z fryzurą prawie odetchnął. Ze zbrojowni Barona przywłaszczył sobie kilka rzeczy - skórznię, koloczugę oraz bandolier z toporkami do rzucania. Chociaż nie miał zamiaru kiedykolwiek uczyć się strzelać z czegokolwiek, ale jeżeli już miał walczyć na dystans to tylko toporkami.
Brodę splótł za to w warkocze. Czub zaczesał do tyłu. Dziwnie wyglądał, ale na łeb założył podpinkę i porządny hełm, więc kto by zwracał uwagę. W trakcie podróży miał zamiar po prostu nosić na głowie kaptur.
Ach... i nie zapomniał pobrać beczki trunku z piwnicy.

...

- Czterdzieści sztuk ma głowę. Gdyby byli rozproszeni to byśmy spokojnie dali radę, ale jak się zieloni zbiorą do kupy to nie powojujesz. - rzekł Algrim i zwrócił się ku Horstowi.

Chciał zobaczyć, jak na to wszystko zareaguje Baron. Pierwotnie mieli wybijać chaosytów, ale okazuje się, że było w tym trochę więcej dłubaniny niż się na początku zdawało. To ograniczało pole manewru jeżeli chodzi o urządzanie na własną rękę pogromów wrażego Staremu Światu elementów, ale... no cóż. Wszystko zależało od ich przywódcy.

- Me topory łakną krwi, ale robota ma priorytet. - dodał jeszcze krasnolud.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 18-05-2016 o 17:00.
Stalowy jest offline  
Stary 18-05-2016, 22:24   #116
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Kiedy Baron na blankach dał im pismo do przeczytania młody zakonnik omiótł pismo wzrokiem i spojrzał wymownie do przełożonego.
- No to mamy zadanie do wykonania. Najpierw trzeba się tam znaleźć a w drodze rozmówimy się jak tego dokonać.- Nie był pewny czy jego umiejętności są wystarczające do tego zadania, ale jeśli został wybrany do tego znaczy da sobie radę. Z resztą elf w znajdywaniu ludzi i drogi był mistrzem i chyba na jego barkach będzie głównie spoczywało to zadanie.

...

Edgar siedział struty od dłuższego czasu pod drzewem. Sztyletem rzeźbił w kawałku drewna głowę wilka. Jako ostatni warte czynił i zdążył przygotować się do drogi kiedy inni zbierali swoje rzeczy.
W końcu do obozu wrócił elf z nowinami o orkach. Rycerz tylko podniósł głowę i spojrzał na przybyłego. Zdał relację dowódcy i pierwszy ozwał się Algrim.
Edgar prychnął na wzmiankę o czterdziestu na głowę. Czy ten krasnolud myśli, że jest niezniszczalny? Popatrzyli na niego krzywo. On tylko wstał i ruszył z wolna do wierzchowca.
- Moim zdaniem ruszajmy traktem do celu. Misja jest ważniejsza zapewne niż orkowe ścierwo, które dla treningu rozniesie wojsko.- Doszedł do konia i wsadził nogę w strzemię.
- W najbliższej osadzie poinformuje się o zagrożeniu a jak Ulryk da to trafimy na znaczniejsze siły, którym wyjaśnimy położenie obozu.- Wsiadł na konia gotowy do drogi.
- Oczywiście jeśli będzie wasza wola zająć się zielonym plugastwem to liczyć na mój miecz możecie.- Pogłaskał wierzchowca i poprawił się w siodle.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 22-05-2016 o 21:16.
Hakon jest offline  
Stary 19-05-2016, 08:45   #117
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Myślę, że nie trzeba będzie nawet ich ruszać. Trzeba zapamiętać to miejsce i przy pierwszej sposobności dać znać Sternhauerom. Myślę, że jeśli odbijemy na wschód, powinniśmy złapać szlak z Delberz na północ - Horst nie widział sensownej opcji, która pozwalałaby zaatakować jakoś zielonoskórych. Gdyby znał lepiej ten kawałek lasu, może mógłby spróbować jakiejś taktyki ciągnienia tępych barbarzyńców w jakieś zasadzki - w końcu byli konno. Jednak należało wziąć pod uwagę, że krasnolud raczej nie był wprawnym jeźdźcem, a z drużyną tą nigdy jeszcze nie wojował. Nie wiedział więc, jak sprawni byli w walce. Wszyscy wyglądali na wojowników, ale piątka przeciwko dwóm setkom to zdecydowanie za mało na otwartą walkę.
-Yrseldain, spróbuj znaleźć jakiś szlak przez las w taki sposób, by podążać na wschód, lub północny wschód. Im szybciej wydostaniemy się z tego lasu, tym lepiej. Te orki szykują się na wojnę, ale nie jesteśmy w stanie za bardzo im w tym przeszkodzić -
 
Asmodian jest offline  
Stary 20-05-2016, 02:35   #118
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wiadomość o orkach zelektryzowała wszystkich i ponownie wywołała pewne podziały. Gdyby liczby były mniejsze, Yrseldain i Algrim postulowaliby za cichą ale skuteczną eliminacją wrogów. Układ może byłby i dobry, ale w lesie byli mocno ograniczeni. Horst doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jedyną wartościową siłą w takich warunkach był płomiennowłosy elf. On sam, pomimo niesamowitych umiejętności, musiałby ulec bandzie. Ilu zdołałby wybić przed ostatecznym zgonem? 50? 60? czy może nadludzki wysiłek doprowadziłby go do 100? Nie chciał się o tym przekonać. Książę von Walfen powierzył mu właśnie tych, a nie innych ludzi. Był ciekaw jakie zadania dostały inne grupy.

Ragnwald nie zajął stanowiska. Słuchał uważnie, zupełnie zdając się na osąd innych, czekając na okazję do adaptacji. Ta polegała na tym, że sprawdził uprząż konia, po czym wskoczył na siodło. Byli gotowi.
Pochód prowadził Yrseldain z niemal oczywistych względów. Jako Świetlisty był niemal dzieckiem lasu, urodził się w lasach północy Imperium, toteż czuł się doskonale na łonie natury. Inna sprawa, że obecność zielonoskórych napawała go odrazą i chęcią wyczyszczenia plugastwa. Podobnego zdania był i Algrim, którego nienawiść do wszelkiej maści orków, goblinów i innego gówna z dużej rodziny zielonej skóry, była zakodowana w genach. Czuł ich smród, prymitywna i dławiący odór pomieszany z debilizmem i brutalną siłą.

Gdy zapadał zmierzch, a oni podążali okrężną drogą, wśród drzew mogli dosłyszeć echa okrzyków bojowych i bębnów. Najwyraźniej coś się szykowało..

***

Dopiero popołudnie przywitało ich pięknym widokiem rzednącego lasu. Z każdym krokiem zbliżali się do granicy Drakwaldu, a pokonanie tej puszczy na przełaj zajęło im ponad 5 dni. Nie dziwiło więc, że każdy dziękował bogom za tą zaskakująco spokojną podróż. Przerażające, zwłaszcza dla Horsta i Edgara był jeden fakt - na swojej drodze nie spotkali żadnej bandy zwierzoludzi Chaosu, a przecież było to niemal naturalne dla Drakwaldu. Oboje mieli doświadczenie w walce z tym przeciwnikiem. O ile orki były wrogiem licznym, silnym pod względem tężyzny fizycznej, to byli jednak potęgą tylko w przeważającej liczbie i nie byli tak brutalni jak zwierzoludzie. Pomioty Chaosu były inne. Niemal zwierzęcy upór, połączony z inteligencją drapieżnego zwierzęcia (a wszyscy wiedzieli, że pies jest mądrzejszy od przeciętnego orka) i ogromną brutalnością stanowiły o wyzwaniu. Zwierzoczłek prędzej rozerwie ofiarę na strzępy, wyrwie członki, niż wzorem orka, zastanowi się pięć razy nad odwiecznym pytaniem "Żrem gom teraz czy puźnij przypic nad ogniem?"

Wyszli w okolicy wsi Rosche, dokładnie tak jak przewidywali. To właśnie tam postanowili zrobić postój, mimo niezbyt przychylnych spojrzeń, bowiem kto normalny wychodzi z Drakwaldu? Chaotysty jakieś, kultyści, agenci dziwni i banici!
Właściwie skończyłoby się na drace, gdyby nie dwa fakty - dziarskich wieśniaków, z rosłym bednarzem na czele, która to grupa w sile ludu równej 6 uzbrojona w widły i kosy, odstraszył skutecznie Algrim. Jego posępny wygląd, świdrujące oczy oraz masywna postura mówiąca o tym, że w pojedynkę napierdoliłby wszystkich. Bez wyciągania prawej pięści z juka przytroczonego do siodła kuca. Drugim faktem był medalion Edgara. Grupka, widząc solidny medalion z głową wilka, cofnęła się w tył uniżenie przepraszając i gnąc się w ukłonach. Horsta nie zdołali rozpoznać, co bardzo go uradowało. Co zaś tyczy się medalionu... cóż, najwyraźniej wzięli kawalera von Duneberga za kapłana Ulryka podczas podróży w eskorcie wojowników. Może jakaś święta misja wypleniania plugastwa z Drakwaldu? A może krewienie wiary? Świątobliwy zawsze ma racje!
Konie zdołały odpocząć i napić się wody z koryta znajdującego się domostwie służącym im za przystanek. Suchy prowiant został wzbogacony o miły gest ze strony starowinki, bowiem ta przyniosła spragnionym... chłodnej maślanki. Była odpowiednio gęsta, acz nadal w stanie ciekłym. Przyjemnie chłodna, rozlewała się po gardle przyjemną drogą.

Czas jednak naglił. Musieli ruszyć, jeśli chcieli przenocować w kolejnej wsi.

***


W Fintel zdołali zostawić wiadomość dla oddziałów Sternhauera. Za niewielką opłatą przekonali sołtysa, by przekazał wiadomość dla któregoś z patroli przemierzających trakt pomiędzy wsiami. Horst był pewien, że jeżeli do Grimminhagen wiadomości nie dostarczą ludzie grafa, to zrobią do strażnicy dróg.

Nie to jednak przykuło uwagę naszej drużyny. W miarę podróży do serca Middenlandu, czyli Middenheim, atmosfera panująca w każdym ludzkim skupisku była wysoce napięta. Ludzie chodzili poddenerwowani, wyczekując czegoś co było nieuniknione. Middenlandczycy byli zamknięci w sobie, szorstcy, nie lubili obcych, toteż bandzie najmników z brodaczem, krasnoludem i elfem nie udzielano informacji.
Dawało zauważyć się zmożony ruch strażników dróg, a nawet oddziały milicji. Nie byli pewni czy może orkowie zaatakowali gdzieś za ich plecami, w stronę Kastof, czy działo się coś innego.

O prawdzie mieli przekonać się już niedługo..

***

Dzwony biły w niemal całym mieście. Praag opanowała panika. Mówiło się o czarnym morzu pełnym Zwierzoludzi, najeźdźców z dzikich plemion, wojowników Chaosu prowadzonych pochód, oraz demonach, które wiedzione wizją zniszczenia dołączyły do inwazji.
Mer Praag zarządził powszechną mobilizacje, choć każdy mieszkanie tego pięknego miasta wiedział co oznacza to w praktyce - długie i wyczerpujące oblężenie miasta.
Forty-stanice nie zatrzymały na długo Inwazji, a lotne pułki Ungołów mogły tylko szarpać wojska Chaosu. Car zbierał armię, szykując się do starcia z wrogiem. Powszechny pobór przetoczył się po kraju z niebywałą wprawą. Każdy mężczyzna od 16 do 50 roku życia musiał odpowiedzieć na wezwanie. O ile miasta zapewniały jako takie wyposażenie, a czasami nawet jednolite umundurowanie w postaci jednolitego chałatu, to wsie rządziły się własnymi prawami.
Nie mniej, Kirył Stiepanowicz Budanow, musiał otrząsnąć się z tego marazmu. Jako dowodzący milicją w Starym Mieście , odpowiadał za przygotowanie swoich ludzi do obrony. Inną kwestią było to, że miał dosyć dobre położenie od obserwacji. Stare Miasto stało na znacznym podwyższeniu, otoczone murem posiadało pięć bram wychodzących na pozostałe dzielnice. Jemu i jego ludziom przypadło w udziale obstawienie części patrzącej na północ, na czoło Inwazji.

A to majaczyło już na horyzoncie. Czarna kreska z każdą minutą powiększała się i falowała coraz wyraźniej. Dzwony nie przestawały bić. Kapłani Ursuna błogosławili wojowników. Kirył był o tyle szczęśliwy, iż pod jego komendę dostały się w większości oddziały złożone z strażników miejskich. Mało było poborowych. Gorszą sytuację przedstawiało miasto poniżej. Nie zazdrościł kolegom.
Na murach Praag wysypywały się tabuny obrońców. Szykowano się do oblężenia.



Inną perspektywę zdarzeń dostrzegano w jednej z drewnianych budynków mieszkalnych. Panika rozlewała się po ulicach, ludzie biegali w amoku, niektórzy padali w modlitewnym tchnieniu, część korzystała z okazji do łupienia. Miasto oszalało.
To stanowiło idealną pożywkę dla Pietra, niespełna 18 letniego chłopaczka o piegowatym nosie i wiecznie rozczochranych włosach koloru jasnego brązu. Właśnie szybkim truchtem przemierzał ulice, raz za razem oglądając się za sobą. Miał wrażenie, że ktoś go śledzi.
Skręcił w bok, klucząc wśród ciasnych uliczek. Domy budowane bardzo blisko siebie, niekiedy niebezpiecznie pochylając się nad drogami. Ciasne rozmieszczanie budynków dawało pole do popisu dla kryminalistów oraz miejscowej ludności, stanowiąc o piekle straży miejskiej. Bywało, że ci nawet nie interweniowali w takich miejscach... z resztą, każdy z nich brał w łapę. Biednych ludzi potrafili zatrzymać, a potem zakatować w cyrkule za byle przewinienie. Nie było przebacz.
Pietia skręcił w pobliską bramę podniszczonej ale murowanej kamienicy. Skinął głową drabowi, który z cienia jaki rzucało wejście do budynku, filował okolicę. Najwyraźniej znali się. Podwórze, potem zejście do piwnicy. Tam już czekali..
Liczna grupa, ubrana w długie szaty o krzykliwych kolorach, inkantowała słowa w dziwnym i odrażającym języku. Otaczali krąg, wewnątrz którego narysowano pentagram. Mówiło się, że użyto do tego celu kredy z kości porwanych dzieci, ale Pietia miał to gdzieś. Liczyło się to, że obecność wojska Chaosu tylko wzmagała pulsowanie energii. Czas nadchodził. Zarzucił na siebie szatę by dołączyć do pozostałych. Począł przemawiać w podobnym języku, wyrzucając z siebie słowa rytuału.
Wszystko byłoby piękne, gdyby nie to, że całą ceremonię przerwał drab. Wpadł do środka, trzymając w swoich masywnych dłoniach szamotającą się dziewczynę. Pietia poznał ją od razu - to była Irina. Młoda jak on, piękna dziewczyna o słomianych włosach. Delikatna buzia, koralowe pełne usta kontrastowały z nieco chudą sylwetką, ale wszystko rekompensowały dwa przaśne jabłuszka z przodu wypychające prostą sukienkę. Z tego co pamiętał i tyłek był niczego sobie..
- Co z nią? - warknął ochroniarz. Przy gardle dziewczyny błyszczała klinga noża, odbijając światło zapalonych świec. Powietrze pachniało dziwnymi olejkami, kadzidłem, potem oraz ogromnym podnieceniem.
Przywódca, wyróżniający się czarną szatą o fioletowych zdobieniach i szkarłatnym kapturze, podszedł do draba. Chwilę sprawdzał złapaną ptaszynę, po czym skinął na niego. Wszedł w krąg, na środek pentagramu. Osiłek przytrzymywał dziewczynę, która zaczęła drzeć się w poszukiwaniu pomocy. Kultysta rozpostarł dłonie i głośno zaczął skandować jedno zdanie. Wszyscy poczęli po nim powtarzać, a krąg zaczął pulsować dziwną energią. Jakby czekał na ten moment..
Błysnął nóż, a z rozciętej szyi Iriny popłynęła krew. Drab odskoczył w tył, zostawiając ciało i przywódcę w kręgu.
- Ghatal, fae'ram, sherhaaag bred! Ghatal, fae'ram, sherhaaag bred! Ghatal, fae'ram, sherhaaag bred! Przybądź Elifiaszu, przybądź..
Młody kislevczyk powtarzał. Mógł obserwować jak energia kręgu pulsuje i wypełnia pomieszczenie. Nie zamykał oczu, chciał aby to wydarzenie go wypełniło.
- Ghatal, fae'ram, sherhaaag bred! Pow-


Gdy wydawał rozkazy swoim ludziom, instruując ich co do strzelania z łuków w zależności od położenia wroga, całym miastem wstrząsnął wybuch. Wszystko w okół zaczęło się trząść, a powietrze przepełnił donośny świst połączony z rykiem podobnym do skrzeku ogromnego potwora, który to dźwięk narastał.
W miejscu bliżej nie określonym, w jednej części Nowego Miasta, bliżej Bramy Gargulców, w niebo wystrzelił słup jasno purpurowego światła, które zrównało z ziemią teren o okręgu półtorej wiorsty. Energia bijąca od tego była niesamowita, podwyższając temperaturę powietrza o kilka stopni. Słup zaczął mienić się różnymi barwami. Gdy niebieski przechodził w żółty, Kirył dostrzegł sylwetkę. Z tego pokazu światła wystrzelił najpierw kształt skrzydła - było to skrzydło nietoperza! Zaraz potem pojawiło się kolejne, podobne do sokoła. Z wnętrza światłą wychyliła się dziwna postać, o poskręcanej sylwetce pełnej mięśni. W jej strukturę ktoś powbijał jaskrawozielone kamienie, połyskujące w świetle odbijanym. Pysk? Cóż.. miało dziób ptaka zakończony ostrymi kłami. Z zdeformowanej czaszki wystawało troje oczu oraz para potężnych rogów byka. Łapy demona były dwojakie - prawa, umięśniona i przypominająca ludzką o ostrych pazurach, mieniła się barwą wściekłej czerwieni w otoczeniu z czarnych plam. Druga była znacznie cięższa, naszpikowana kostnymi wypustkami i zakończona czymś co od biedny można było nazwać ostrzem. Długi, jaszczury ogon i nogi zakończone orlimi szponami dokańczały obrazu.
Najdziwniejsze było to, że demon zaśmiał się ludzkim głosem po czym runął z powietrza na miasto pełne ludzi..

***

Malstedt. Małe miasteczko usytuowane pomiędzy lasami, w sąsiedztwie pagórkowatych łąk pełnych upraw chmielu. Mieścina piwem płynąca, w chwili przyjazdu była niespokojna. Ludzie niemal biegli, a patrole straży miejskiej były już na przedmieściach.
Gdy wjechali na rynek o kształcie koła, ich oczom ukazał się obraz zapowiadający jedno.
Wśród gwaru i ruchu, oficer rekrutacyjny usadowiony za solidną skrzynią, czynił czynności należne jego profesji. Za jego plecami rozbił się cały obóz regimentu. Edgar zdołał szybko odgadnąć, że był to regiment halabardników, podstawy armii imperialnej.
Kolejka była sporawa, a zaciągnięci oddawani byli w łapy kwatermistrzów i sierżantów. Jak szacował Horst, nie będzie to pierwsza mieścina w której przyjdzie do zaciągu..

Nie mniej, zaczepiony przez Algrima wąsaty jegomość ubrany w mundur straży, na pytanie "Co tu się odkurwia, panie oficerze?" spojrzał na drużynę niczym na wariatów.
- Skąd się urwaliście? Z Marienburga?! Wojna idzie. Chaos wlał się do Kisleva. Imperator zarządził mobilizacje.
Nie czekając na reakcje, odszedł od nich, dołączając do patrolu. Pobór trwał w najlepsze. Towarzyszyło temu wiele różnych scen, czasami dramatycznych gdy ojciec musiał opuścić swoją rodzinę, a samotna matka oddawała armii swoich dwóch synów, ale Imperium takie było. Wymagało tego. Jako najpotężniejsze państwo Starego Świata i jedyne mogące realnie walczyć z Chaosem, musiało posiadać silną armię. Dla bretończyków, estalijczyków czy tileańczyków Chaos był abstraktem. Mitem. Co odważniejsi wyruszali do Imperium czy Kislevu w poszukiwaniu chwały, bogactw i weryfikacji mitów. Najczęściej kończyli marnie, w rynsztokach miast z ostrzem noża pod sercem czy konając w gęstym lesie pod ciosami orków bądź zwierzoludzi. Może tylko tileańscy najemnicy przedstawiali jakąś wartość, czasami Ci śmieszni szermierze z Estalii, ale co znaczyły ich fikuśne umiejętności w prawdziwej walce? Nic.

Sama wiadomość wywołała niemałe poruszenie w drużynie. Nie spodziewali się takiego obrotu spraw, nie tak szybko. Najwyraźniej była to inwazja większa niż za czasów Magnusa Pobożnego. Jako najemnicy mogli poruszać się całkowicie swobodnie po mieście. Patrole nie zajmowały się grupą najmitów, wojsko miało swoje sprawy. Nieliczne uliczki, bowiem Malstedt było małym miasteczkiem o budowie okolnicy jak mianem tym określano by wsie. Po środku zabudowań leżał plac, o dziwo z względnie wyślizganych kamieni i ubitej ziemii, co dawało pewny grunt. Na środku stał sporej wielkości słup, do którego przybijano ogłoszenia bądź listy gończe. Z prawa stała niewielki podest, możliwe, że służący za miejsce dla kata bądź herolda. W okół placu zgrupowane były budynki - kilka chat, jakaś mała kamienica z fachwerku, oraz solidna, dwupiętrowa gospoda. Za tego wszystkiego wyglądały inne domostwa, nieco skromniejsze. Malstedt nie wyróżniało się zupełnie niczym, poza tym, że przez miasteczko biegł trakt do Middenheim co stanowiło o źródle dochodu dla tej mieściny.

Gdzie indziej, jak nie do gospody udała się nasza drużyna? Szybka narada utwierdziła ich w przekonaniu, że po ponad tygodniowym przeciskaniu się przez Drakwald należy im się luksus łóżka, dobrego jadła oraz kąpieli.
Konie zostały sprowadzone do konikowej krainy lotosu czyli małej stajni, a wszyscy udali się do gospody, odgrodzonej od świata solidnymi drzwiami o metalowych okuciach.
Lokal robił wrażenie: przestronny, pełen ław i stołów w nawet dobrym stanie, było kilka alkierzy dla gości ceniących prywatność. Za sporym kontuarem stał wysoki jegomość o tęgiej aparycji. Znaczy się, gdyby był niższy jego tusza na pewno byłaby widoczna, ale wzrost dorównujący Yrseldainowi niwelował sporą wagę. Długie wąsy, w magicznym sposób zakręcające się ku górze kontrastowały z lekką zaczeską do tyłu. Mężczyzna podwijał rękawy koszuli wystającej z spodni w błękitno-niebieskie pasy. Najwyraźniej gospodarz był lokalnym patriotą nosząc barwy Middenlandu.
Widząc nowych gości zaprosił ich gestem wskazując na salę główną. Ta była w połowie pusta. Była tu masa różnych ludzi - mieszkańcy pijący piwo po trudzie pracy, przejeżdżający kupcy z jakieś gildii, jakiś samotny mężczyzna o aparycji miejscowego łowcy głów. Taki wyrywał chwasty z powołania, jeszcze z uśmiechem biorąc kasę za swoją działalność. Idealiści byli potrzebni, ale stanowili też o wrzodzie na dupsku władz.

Drużyna zajęła miejsce. Algrim bezceremonialnie wytoczył beczułkę piwa, a było to sączone niedawno piwo z Nordlandu o przyjemnym aromacie i smaku czegoś palonego, o sporej goryczy. Nie minęła chwila, jak do stołu podszedł do sam gospodarz.
Skinął głową i przemówił z twardym akcentem.
- Co mogą podać? Jadło, napitek? Może coś innego?
Zamówiona micha grochu wymieszanego z kapustą i skwarkami, oraz udźcem dzika troszkę kosztował, zwłaszcza dzik, ale było warto. Pokoje były tanie, wynajęliście dwa: jeden dwu osobowy, drugi trzy osobowy, a podział zależał tylko od was. (niech któryś z was odpiszę sobie 2 zk jako koszt posiłku i noclegu oraz kąpieli.. czekajcie, k6 i wypadło 4 czyli Algrim)

Noc była spokojna. Spaliście jak zabici, wymęczeni podróżą przez mroczne gęstwiny Drakwaldu. Nie mniej, poranek był dla was rześki. Wstaliście równo. Wypoczęci, wykąpani wczorajszym wieczorem, ruszyliście z samego rana. Czas naglił, a po drodze było jeszcze kilka wsi.
Jak pokazało przyszłość, sceny z Malstedt nie były niczym niezwykłym, a im bliżej do Middenheim, tym robiło się gęściej od wojska.

***

3 dni później..

Middenheim było przepełnione ludźmi. Ominęli je rzecz jasna, bowiem sytuacja nie zwiastowała niczego dobrego. Wszędzie pełno wojsk w barwach Middenlandu. Do wojny szykowali się Rycerze Panter i Rycerze Białego Wilka, zadając szyk oraz siejąc respekt w szeregach wojska. Edgar musiał ukrywać twarz, bojąc się o wykrycie. Jeszcze tego brakowało, by któryś z braci rozpoznał go tutaj, wśród kompanii najemników. Powinien być wśród nich! W zbroi!

Wieści nie napawały optymizmem. Praag zostało zdobyte, a sceny rozgrywające się w tamtym mieście napełniały grozą. Wojska cara zdołały osłabić prawe skrzydło wojsk inwazyjnych, wydając im brawurową bitwę na otwartym polu otoczonym lasami. Szarże Skrzydlatej Kawalerii rozbijały kolejne natarcia wojska Chaosu. Wały były bronione przez regularne wojsko, lekko wyposażone ale nadzwyczaj mobilne. Tabory wozrów połączonych łańcuchami spełniały swoje zdanie, raz po raz rozbijając fale ataków. Co z tego, skoro przewaga, brutalność oraz rzucenie do walki znacznej ilości Rycerzy Chaosu przeważyły o szali. Wojska musiały ujść, by przegrupować się. Kislev również szykował się do oblężenia, jednak jego możliwości były znacznie większe niż Praag. Bojarowie z zachodnich prowincji graniczących z Imperium ruszyli do walki, formując wcześniej oddziały z pospolitego ruszenia i szlachty. Gromadząc imponujące siły, wydały walkę podjazdową większym siłą, skutecznie nękając wroga. Mimo strat w wojskach inwazyjnych, mniej liczne siły kislevczyków były zdane na łaskę i niełaskę walki partyzanckiej. Raz za razem kurczące się zapasy i tereny tylko uniemożliwiały przeprowadzenia konkretnego ataku, toteż ta część wojsk Chaosu skupiła swoje spojrzenie na Imperium. Ostermark i Ostland stały na pierwszej linii... Książe-Elektor von Raukov przeprowadził mobilizację w chwili gdy padały forty-stanice na północy Kislevu. Jego szpiedzy w tym mroźnym kraju okazali się bezcennym źródłem informacji. Oczywiście, nikt oficjalnie nie przyznał tego, że dzięki organizacji von Walfena informacje te dotarły tak sprawnie, zachowując zasady poufności, integralności i dostępności.
Nie mniej, inwazja szła do Imperium.


Takie wieści krążyły po okolicach, takich nowin dowiadywaliście się w kolejnych wsiach i miastach. Mieliście jednak jedno zadanie - kontakt z łącznikiem. A ten znajdował się w Salzemund. Nordland dał się wam we znaki zmianą klimatu. Wietrzny, o wyraźnie wyczuwalnej bryzie, był zdecydowanie zimniejszy niż na południu. O ile trwała wiosna, promienie Słońca przyjemnie otulały dzień, pozostawiając noc znośną w temperaturach, to północ była jak zawsze inna. Doskonale wiedział o tym Ragnwald, potomek Północy. Jak sam przydomek wskazywał, Ragnwald urodził się w Ferlangen. Powrót tutaj, był jak powrót do matki. Wszędzie dobrze, ale tylko mama tak ugości!

Jakie było Salzemund? Nietypowe. Zbudowane na wzgórzach, które to przecinała rzeka mająca nieopodal swoje źródło. Srebrne Wzgórza. Perłą tego niewielkiego pasa małych wzniesień była stolica Nordlandu i pałac Elektorski wyłaniający się z jednej z skał. Wniosek był zatem jeden - Salzemund będzie miastem o falistym kształcie, pełnym mostów. Przeważał zabudowa drewniana, choć nie brakowało budynków kamiennych czy murowanych.
Również tutaj panowała mobilizacja. Ulice miasta były pełne wojska w barwach Nordlandu. Halabardnicy, topornicy i znakomici łucznicy. Książe Gausser sposobił się do wojny.
Niekiedy, konni wojskowi, najprawdopodobniej szlachta, łypała groźnie na grupę najemników. W ich spojrzeniu czaiło się pytanie "Dlaczego jeszcze się nie zaciągnęliście?!"

Gdy mieliście szukać bazy wypadowej, noclegu, czy jak to nazwie postronny, Yrseldainowi zaświtał w głowie pomysł.
- Przecież mieszka tutaj mój znajomy! - uradowany poprowadził drużynę. Przez ścisłe centrum, zapchane przez kupców i wojska, i obrzeża długiej dzielnicy portowej, trafili do zwykłego kwartału mieszkalnego jakich pełno. Pełno uliczek, drobnych i drubniutkich. Jakaś główna arteria o brukowanym podłożu. Domy były tutaj parterowe, czasami spośród tej grupy wyłaniały się kamienice o dwóch czy trzech piętrach. Do takiej kamienicy, zbudowanej z słynnego już fachwerku, doprowadził was elf. Wprowadzenie koni na podwórze zaalarmowało znudzonego życiem ciecia, który zbijał czas drzemiąc na beczce po piwie. Widząc uzbrojonych mężczyzn, o mało nie gubiąc portek z jego kościstej i starej dupy, zniknął w jednych z drzwi, co raz oglądając się. Z okiennic poczęli wyglądać ludzie, nie z ciekawości. Można było zauważyć, że byli gotowi do obrony swojego miru. Jakieś kamienie, kije, noże. Może ktoś miał łuk? Pieprzeni snajperzy..
Na powitanie wyszedł łysy jegomość o gęstej brodzie. Jowialna twarz, o ile można było ją opisać tym słowem, kontrastowała z odsłoniętymi łapami. Masa tatuaży w postaci syrenki chwacko rżniętej przez marynarza, dymanego w dupsko za pomocą armaty mrocznego elfa, obowiązkowa kotwica przepleciona wstęgą o inskrypcji "Chuj z nimi, Mannam z nami" oraz sztampowy napis "Kocham mamę", świadczyły o marynarskim rodowodzie. W istocie, Kurt Herzog, był marynarzem dopóki nie dorobił się małej fortuny w dziwny sposób i nie kupił tej kamienicy. Teraz dbał o nią wraz z piątką swoich rosłych synów, równie chwackich co ojciec. To oni, z sikierami w łapach, przyszli na powitanie drużyny. Kurt jednak zmiękł widząc elfa.
Wystrzelił na przód, wpadając w przysłowiowego misia. Wszystko to okraszone było serdecznym uśmiechem
- Yrseldain, moje Liściaste Chuchro ! Gdzieś Ty kurwa był!? Salzemund juz zbytnio śmierdziało dorszem?
Elf odwzajemnił śmiech, klepnął marynarza w ramię i odpowiedział równie szybko.
- Nie, teraz cuchnie tutaj makrelą, co nawet nieźle maskuje smród szprota i śledzia.
Kolejna salwa śmiechu. Synkowie przywitali się w sposób podobny, co płomiennowłosy elf kwitował komentarzami o wyrośnięciu czy nabraniu muskulatury, bo pamiętał czasy gdy ich ojciec był niezłym jebaką i żadnej nie przepuszczał.

Naturalnie więc, mieli bazę wypadową. Konie zostały odprawione do pobliskiej stajni, za co naturalnie zapłacili z góry (1 zk od.. Ragnwalda). O nocleg i wyżywienie nie musieli się obawiać. Przeznaczono im górne piętro, właściwie to strych, ale nieźle utrzymany. Nie przeciekło podczas deszczu, były okiennice. Solidne łóżka, jakaś szafka. Dało się żyć.
Wszystko to rekompensowały wieczory przy wódce z Kurtem i jego synami, oczywiście z słonym śledzikiem!

Drużyna stoi przed zdaniem, którego rozpoczęcia muszą podjąć się sami. Inicjatywa jak je rozpocząć należy do nich.


 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 22-05-2016 o 01:39.
Gveir jest offline  
Stary 22-05-2016, 15:09   #119
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Podróż przez las minęła nadspodziewanie spokojnie. Żadnych orków, bestii, ani o dziwo zwierzoludzi. Yrseldain w takich momentach zastanawiał się, czy nie jest zbyt dobry w swoim fachu.
Jedna czy dwie potyczki w ciągu tych pięciu dni by im nie zaszkodziły, a tymczasem przeszli przez głuszę nieniepokojeni przez kogokolwiek, czy cokolwiek.
Oczywiście mógł przestać zwracać uwagę na niektóre detale... nie jednak nie mógł, to by było zaprzeczenie jego dążeniu do perfekcji. Jeszcze będą mieli okazję zapolować i to go pocieszało.

Wyglądało na to, że siły Chaosu zaszły dalej niż się w stolicy Imperium spodziewano. Middenland całkiem poważnie sposobił się już do wojny, skoro nawet dzieciaki ledwo odrosłe od ziemi (wedle elfich standardów rzecz jasna), nie unikały poboru.
Chcąc w końcu odpocząć w godziwych warunkach zakwaterowali się w karczmie, całkiem przyzwoicie wyglądającej i nie tak drogiej. Elf nalał sobie piwa z beczułki i nałożył solidną porcję kapusty, lustrując innych gości tego przybytku. Znał się na ludziach, przez dekady swego życia widział ich więcej niż był w stanie spamiętać, a uprawiane zawody nauczyły go trafnego oceniania takowych.
Wypatrzywszy kolegę po fachu Liściaste Ostrze napełnił dodatkowy kufelek i przysiadł się do niego, by powymieniać wieści oraz anegdotki ze szlaku i może zasięgnąć języka w sprawach zawodowych. Yrseldain znał ten typ, łowca szukający sprawiedliwości, mający pieniądz za miły dodatek do satysfakcji. Niewielu ich było niestety. Czasami elf zastanawiał się, czy kogoś w trakcie swoich wypraw zainspirował, by pójść taką ścieżką. Miał szczerą nadzieję, że tak.

Podróż do Middenheim i dalej również minęła spokojnie, choć docierało do nich coraz więcej nieciekawych wieści. Nie mogli się tam zatrzymać, gdyż czekało na nich Salzemund. Elf od lat nie był w Nordlandzie, ale pamiętał to miasto tak dobrze, jakby opuścił je wczoraj.
Gdy szukali noclegu skierował się więc tam, gdzie zamieszkiwał pewien gadatliwy wilk morski. Kurt przywitał go jak zawsze serdecznie i z humorem. Nie zmienił się zbytnio przez tę dekadę, no może pomijając tatuaż druchii z armatą w rzyci. Miał skurczybyk poczucie humoru i Yrseldain to w nim lubił. Jego dzieciaki z podlotków zamieniły się w prawdziwych mężczyzn, zdecydowanie synowie wdali się w ojca.
Wieczór zapoznawczy zleciał przy gorzałce i śledziku, na wymienianiu historii. Gdy ośmiu chłopa sobie popije, chyba nietrudno się domyślić na jakie tematy zeszły rozmowy.
Jednakże żarty na bok, musieli znaleźć swojego informatora. Herzog był kiedyś marynarzem, powinien więc jeszcze mieć jakieś znajomości w porcie.
-Powiedz mi Kurt, znasz może Mikrego Jorgena? - Zapytał starego druha. Nie musiał mówić nic więcej, brodacz wiedział czym parał się elf, a gdy kogoś szukał, z reguły chodziło o interesy.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 22-05-2016, 18:41   #120
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Ja pierdolę. - krasnolud przewrócił oczami

Tymi słowami i tą miną Algrim mógł podsumować cały pierdolnik związany z kolejną inwazją Chaosu.

Każda kolejna była coraz większa... i coraz bardziej koszmarna.

Ale taki był świat. Nic nie mogli na to poradzić. Panika i rozpacz tylko zwiększały terror siany przez ponure wieści z południa.

A co z Algrimem? Jego królestwo było postawione od zawsze w stanie permanentnej wojny. Chaosyci, zieloni i skaveny to była codzienność. Ponura rzeczywistość przed którą nie można było uciec. Jeżeli będzie musiał umrzeć.. to umrze. Wcześniej stoczy wspaniałą walkę i wejdzie do Hal Grungniego. I wtedy już niczym się nie będzie przejmował.

...

Zdziwieniem dla Algrima był towarzysz elfa z dawnych lat. Stary marynarz wyglądał na swego chłopa i miał synów których chyba nie spłodził, a sobie ulepił przy pomocy formy na swoje podobieństwo z małymi zmianami. Tak czy tak było to towarzystwo które się bardzo Algrimowi podobało. Jowialna gromada, o rubasznym poczuciu humoru to było to co krasnolud uwielbiał. Można było sobie popić, pogadać i dać sobie po ryju.
Dlatego też wieczór był bardzo radosny.

Wracając jednak do zadania. Algrim nie był zbyt dobry w te klocki - dla niego oczywiste było pójść do największego slamsu, obić mordy paru oprychom i wymusić na nich zeznania odnośnie tego gdzie ich cel się znajdował. Standardowa procedura, tyle że tym razem zamiast likwidować, trzeba porozmawiać z celem.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172