Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2016, 11:49   #91
 
Lomors's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znany
"Co u licha.."

Edawrd upewniwszy się że nie ma w pobliżu już jakiegokolwiek z tych niebezpiecznych typów wrócił niespiesznie na główną uliczkę gdzie starał się zorientować gdzie zaczął się pożar i w którym kierunku uciekają ludzie. Staruszkowi nie widziało się pchanie się między płomienie - w mieście łatwo one mogą uwięzić nieświadomego człowieka. Mimo to ciekaw czy to wydarzenie ma jakikolwiek związek z jego zleceniem, jeśli zdrowy rozsądek na to pozwalał, Edawrd nie szukał jeszcze schronienia.
 
Lomors jest offline  
Stary 16-07-2016, 22:05   #92
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Widząc że Mistrz Gerhard korzystając z nadarzającej się okazji i tego że Baryła jakoś sobie radził w bitce, ruszył ku oknu. Nie czekając ruszyłem za nim, postanowiłem mu pomóc. A przynajmniej zamierzałam osłaniać jego plecy w razie jakiś problemów z zbyt krewkimi tłukącymi obszczymurami.
 
Orthan jest offline  
Stary 25-07-2016, 16:25   #93
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Jon, Żmija i Liszaj otworzyli okna i wyskoczyli równocześnie. Z ulgą spostrzegli, że nikt w środku za nimi nie tęsknił. Na zewnątrz było ciemno i cichutko. Trójka oddalilła się od okien, co by nie dostać przelatującym dzbankiem. Miała czas, żeby się nieco rozejrzeć. Karczmarz wypstrykał już się z najętych ludzi, bo naookoło ni żywej duszy. Na ocienionej ulicy nie przemykały żadne sylwetki, a mieszkańcy okolicznych budynków jak na komendę pogasili światła i zatrzasnęli okiennice.
Johan wedle swojego zamierzenia zaczaił się zza winklem piekarni, w wyjątkowo ciasnym zaułku, a raczej szczelinie między budynkami. Nadawała się jednak, skrywała szczurołapa w przyjaznym mu cieniu… Jonathan i Gerhard wypatrywali straży, ale nikt nie kwapił się pojawić, nawet pomimo coraz intensywniejszych odgłosów bójki.
W środku wrzało.
Baryła z pomocą kuchcika obok przyszpilił ochroniarza i przyjebał mu młotem tak, że aż wyrzucił go metr do tyłu. Mantred chwilę potem skończył ze swoim i gibkim skokiem wdrapał się na ladę. Oberżysta szarpnięciem wyciągnął ochlapaną juchą pałkę z jęczącego Esmera i zrobił krok w tył. Miał długą broń, niebezpieczną dla każdego bez choćby najlżejszej zbroi. Czyli dla każdego tutaj. Zachowując dystans, właściciel przybytku mógłby poradzić sobie z byle bandziorem. Mantred wśród swojej czeredy stanowił parszywy wyjątek. Zeskoczył po drugiej stronie i w okamgnieniu skrócił dystans do zaledwie jednego kroku. Szynkman uderzał od dołu, usiłując zmasakrować krocze oponenta. Zabijaka zbił pałkę tłuczkiem z taką siłą, że kawał dębiny złamał się jak patyczek na rozpałkę. Piwolej ratował się piąchami i przyfasolił szefowi bandziorów w szczękę. Zachrupotało, ale ten nie ruszył się ani o milimetr. Splunął krwią, uśmiechnął się, błyskając czerwonymi zębami i zrobił zamach. Karczmarz przymknął oczy. Po prostu się poddał. Sekundę potem tłuczek przygruchotał mu w czuprynę, gasząc na miejscu. Zwycięzca chwycił zwiotczałego mężczyznę za fraki i uniósł wysoko, prezentując wszystkim walczącym.
Dało to nieoczekiwany efekt. Kuchciki wybuchnęły nieartykułowanym okrzykiem wesołości. Kilku ochroniarzy zaklęło krótko i treściwie. Czterech z nich nieoczekiwanie wybiło się z walki i pędziło w stronę swojego chlebodawcy, skacząc przez stoliki i napierdalając każdego po drodze.
Baryła ledwie zdołał nacieszyć się zwycięstwem z jednym skurkowańcem, a już pędzili ku niemu następni. Po prawicy i lewicy miał po jednym zuchu Mantreda, ale z tyłu i po prawej nawalanka jeszcze trwała. Wsparcie więc stało pod znakiem zapytania.

Trzech obrońców oberży spanikowało i dało dyla na zewnątrz.
Jeden pędził na łeb na szyję uliczką. Tuż za nim pędził chuderlawy pętelkowiec, który najwyraźniej sporo się naspierdalał w życiu, bo doganiał panikarza. I byłby dogonił, gdyby nie przebiegali przez załuek Liszaja. Szczurołap pochwycił Kochersa z ukrycia i przestawił nóż do gardła. Bandzior szarpnął się, jednak kiedy ostrze przecięło mu skórę, spokorniał jak baranek. Kundel ujadał podekscytowany.
-Popatrz mi na szyję, psojebco.- Jeniec starał się brzmieć groźnie i zaprezentować znak rozpoznawczy bandy.

Jonathan i Gerhard byli skitrani koło oberży tak, że z wejścia ciężko ich było zobaczyć. Widzieli więc, jak dwóch obrońców szynku wybiega do drugiego końca alei i staje obrócona plecami do budynku naprzeciw. Po ocenie sytuacji wyglądało na to, że nie licząc pędzącego za dezerterem zbira na zewnątrz wyszło jeszcze trzech. Jeden był ranny w plery i bardzo rozsierdzony, pozostali dwaj kryli go po bokach. Zbliżali się do kafarów jak wygłodniałe wilki.

Hredrik słyszał ryki, kolejne łupniaki i parę dźwięków świadczących o tym, że bitka ma się ku końcowi. On sam zdążył tylko pobieżnie przeszukać zaplecze i znalazł parę drobiazgów. W sumie cztery srebrniki, książeczka, gdzie szynkman prowadził pewnie jakieś swoje rachunki i malutki liścik, schowany zmyślnie w szparę między dechami. Wróż nie mógł jednak rozczytać tych durnych południowych bazgrołów, więc po prostu wziął wszystko ze sobą i poszedł w długą. Wyjście od zaplecza wychodziło na maciupą drożynkę, która dalej prowadziła w wyżłobioną kołami wozów aleję dostawczą. Norsmen przeszedł nią i już miał uznać, że jest względnie bezpieczny, kiedy ujrzał po prawej stronie, bliżej placu Shallynstern kotłującą się łunę. Hulająca radośnie Aqsha. Po wsłuchaniu się w zew magii Hredrik poczuł ogień, mimo, że nie widział światła ani dymu.

Edward był ostrożny, jak można się było spodziewać po człowieku, który wiele nieprzyjemności przeżył i jeszcze więcej udało mu się uniknąć. Z głównej ulicy zobaczył, że pali się duża, dwupiętrowa gospoda.

Już koło niej zaczęli zbierać się wyrwani z łóżek ludzie, ale zamiast rzucać się do studni i wiader, gasić pożar, stali się i gapili. Gapili na grubego człowieka, który darł się w niebogłosy.
-LUDZIE GAŚCIE! PALI TU SIĘ KURWAA!- To, czego krzykacz nie zauważył, to drabisko podchodzące do niego od tyłu i kończące przemówienie stalowym, przypominającym kaganiec dla psa kastetem. Weteran przyjrzał się uważnie i spostrzegł, że jest ich jeszcze trzech. Dwóch było uzbrojonych w wekiery, a trzeci dzierżył wielgachną, buchającą silnym płomieniem pochodnię.
-No, niech mi tu jeszcze który zaśpiewa!- Wykrzyczał ten z kastetem. Ludzie byli przerażeni, jednak powoli zbierało się ich coraz więcej. Podpalacze wycofywali się pospiesznie. Ogień pożerał parter i piął się ku górze, powoli roznosząc na pobliskie budynki. Edward miał stare oczy i na tle płomieni nie mógł zobaczyć twarzy sprawców, ale dojrzał istotny szczegół. Dyndającą na łapie tego z pochodnią pętelkę.
 
Astrarius jest offline  
Stary 26-07-2016, 15:13   #94
Banned
 
Reputacja: 1 Eryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodzeEryk jest na bardzo dobrej drodze
- Szszsz... - Liszaj uciszył swojego pupila. Jego zachowanie go zdziwiło. Pies, choć był kundlem, był dobrze wytresowany i towarzyszył mu od lat, więc nie powinien tak łatwo dać się ponosić emocjom. - Gdzie są złote brzęki, które ostatnio zajumaliście? - Liszaj przeszedł od razu do meritum. Mówił spokojnie, jakby pytał przechodnia o drogę.
Usunął się pomiędzy oszczane mury kamienic, wciągając Kochersa głębiej w cień, jak pająk wciąga ofiarę w sieć.

Liszaj wiedział, że z takimi trzeba było krótko i stanowczo. Zbyt pewne siebie były te skurwysyny, więc nie było sensu szarpać nim i ciąć od razu, bo mogło go to tylko bardziej zacietrzewić. Lecz czasami stonowana groźba czynią w takich sytuacjach cuda, kiedy ofiara orientowała się, że nie ma wyboru, bo jej oprawca doskonale wie co robi i nigdzie mu się nie spieszy.

Johan będzie chciał wydobyć od Kochersa informacje na temat tego, gdzie obecnie znajdują się skradzione monety i w jaki sposób są strzeżone. W razie oporów dźgnie go lekko pod żebra. Tyle razy, ile będzie trzeba.
Dowie się czegoś czy nie, potem i tak poderżnie mu gardło.
Ciało ograbi, pozorując zwykły rabunek, a twarz wraz ze znakiem na szyi nadszarpnie nożem, pozorując działalność szczurów czy też bezpańskich psów.
Kochersów było dużo. Braku jednego nikt nie powinien zauważyć, a w razie czego nawet Kochersa mogło spotkać coś nieprzyjemnego. W ciemnym zaułku ktoś mógł się pomylić, zdzielić go i ograbić, a resztę dokończył jakiś kundel, albo szczury...
 
Eryk jest offline  
Stary 26-07-2016, 17:35   #95
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację


Baryła po obaleniu jednego przeciwnika otarł twarz nie miał za bardzo czasu na dalsze rozglądanie. Zauważył tylko że karczmarz padł. Zaczął głośno walić wolną dłonią po brzuchu i ryczeć aby jeszcze bardziej postraszyć przeciwników i wlać więcej strachu w ich serca.

Po tym krótkim przedstawieniu chwycił mocniej swój młot i rzucił się na kolejnego przeciwnika. Miał zamiar wykorzystać swój impet by jeszcze mocniej przydzwonić młotem temu kto stanął na jego drodze.

 
Dnc jest offline  
Stary 26-07-2016, 21:33   #96
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Gerhard siedział skitrany razem z Jonathanem.
- Masz jakiś pomysł? Może się włączymy do zabawy?- Zapytał cyrkowca i popatrzył na Kochersów.
- Są i ranni. A ja znam się na leczeniu. Może w ten sposób w łaski ich się wkraść? Jak myślisz?- Zapytał towarzysza. Plan był dobry, ale czy uda mu się? Nie chciał by odkryli jego zbyt wcześnie. Nie chciał narażać siebie. No, ale jeśli ma coś osiągnąć w tym przeklętym mieście musi działać.

Żmija postanowił nie włączać się do walki a jedynie na końcu by zaproponować opatrzenie ran. Nawet taka szajka potrzebowała zręcznego cyrulika. Dzięki temu może też w łaski wejdzie i dowie się coś o złocie.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 05-08-2016 o 09:37.
Hakon jest offline  
Stary 26-07-2016, 21:51   #97
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Księga i liścik mogły okazać się ciekawym znaleziskiem - chociażby po to, by poznać nazwiska bywających u karczmarza dostawców, a skryte listy są zawsze w cenie - często można kochanków zaszantażować. A jeżeli nie miłosny - tym ciekawiej. Jednak sam Ludvikson na czytaniu się nie znał, więc będzie musiał poradzić się gamala czy tego wypacykowanego kapłana idiotów. Jak można czcić takie bóstwo? Zamiast potężnego Khorne'a, co krew przelewa czy błagać Nurgle'a, by to wioskę obok poraził plugastwem, a nie twoją rodzinę. Bóg złodziei i handlarzyn, pożalcie się bogowie. Śmieszne.

Wyszedłszy na zewnątrz od razu poczuł letni upał i czerwień jesiennych liści (Aqshy). Wielki ogień, pewnie pożar. A tam, gdzie pożar - podpalacze. A tam gdzie podpalacze - z pewnością nic ciekawego się nie dzieje. Jeżeli znał miasto, to skierował swoje kroki ku przeciwległemu pożarowi obszarowi. Tam zapewne właśnie coś się działo. A jeżeli nie znał - po prostu poszedł w przeciwnym do upalnej pogody (Aqshy) kierunku.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 27-07-2016, 13:24   #98
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Jonathan spojrzał na Mistrz Gerharda - tak jak on nie miał zamiaru walczyć, ale pomoc po walce to co innego dla niego. Odezwał się do zatem do żmija.

-Wolał bym nie mieszać się do bijatyki, lepiej tym kundlom pomóc w wylizywani ran - to jest bardziej opłacalne z naszego punktu widzenia Mistrzu Gerhardzie. Co by nie mówić, medyk zawsze się przyda - szczególnie taki co nie mieli za mocno jęzorem.
 
Orthan jest offline  
Stary 06-08-2016, 13:15   #99
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Baryła
Różyczka wyglądała staro. Cały kram był prowadzon kilka pokoleń wstecz, co wiedziałby każdy, kto zainteresowałby się niższym sortem ghettowskich karczm. A jednak w całej swojej historii takiej rozróby nie było. Były standardowe i owszem. Po bożemu, wszyscy na wszystkich. Ale tutaj nieodganiony Ranald rzucił dwie z grubsza zorganizowane grupy, wyuczone w całych latach ulicznej walki. Pan Krętactw urządził ku swojej uciesze parodię bitwy, co dawało dwa rezultaty. Raz, rzecz toczyła się niezwykle szybko. Dwa, ludzie padali jak muchy.
Kiedy Mantred machał jak pojeb sflaczałym karczmarzyną, reszta Kochersów dobijała resztki ochrony. Tych, którzy nie uciekli.
Czwórka najodważniejszych lub najbardziej wściekłych ludzi szynkmana biegła w stronę lady. Sformowany nieświadomie klin bijący na ratunek właścicielowi napotkał ponad dwa cetnary oporu. Baryła wybił z oczekujących na uderzenie pętelkowców i z zaskoczenia pizdnął w środkowego kafara. Biedak zgiął się w pół i wciąż mając w sobie pęd, wywalił widowiskowo. Dwóch po bokach wyminęło Ulfa i rzuciło się na Kuchcików z tyłu, ale trzeci zdołał w pędzie uderzyć obitą stalą pałą prosto w Kichterowe ramię. Prawe! Ledwo co przestało tak pulsować po arenowych zapasach, to znów wybuchło uporczywym bólem. Ochroniarz odwrócił się w pędzie, widząc, że jego cios wiele nie zdziałał. Baryła znów musiał zmusić swoją prawicę do działania. Nawet się udało, bo młot przebił powietrze i mało co nie strzaskał czachy oponenta. Kichter popatrzył w zaropiałe oczy, łypiące na niego w nietrzeźwym szale. Wyczytał z nich atak, który zbił trzonem. Skontrował i pogruchotał gorylowi miednicę. Ulf oderwał wzrok od jęczącego ropielca. Mógł odetchnąć. Bitka jako taka dobiegła końca. Kochersi zaopiekowali się pozostałymi. Gardziel uznał za stosowne ruszyć dupę ze stołu dopiero, jak ostatni z ochrony padł na deski. Popatrzył się na nieprzytomnego karczmarza, któremu na głowie pojawił się wielki guz.
-Taa… co z nim teraz?- zagaił Mantreda. Ten nie tracąc grymasu radochy z twarzy, popatrzył na Esmera. Złodziejaszek usiadł na krześle przy ladzie, usiłując zatamować krwotok z paskudnej, szarpanej rany na ramieniu.
-Esma najbardziej poharatał, to niech Esm go sobie oprawi.- Odparł szef i rzucił cielsko szynkmana na ladę, tuż przed ponoć słabo obdarzonym przez naturę kamratem. Ten postarał się uśmiechnąć paskudnie, ale zamiast tego wykrzywił japsko w bólu.
-Mamy jeszcze odwiedziny. Baryła, człapać możesz?- Spytał Ebbe, spoglądając na sponiewierane ulfowe ramię, na którym wykwitał właśnie piękny, purpurowy krwiak.
Prawę ramię: Krwiak na ramieniu (5 obr) Regeneracja 48h
Skumulowany efekt ran: ręka boli jak cholera i -5 K. Naniosłem to już na kartę.


Jonathan i Gerhard
Na zewnątrz trójka Kochersów osaczyła uciekinierów i waliła w nich równo. Tamci się odgryzali, nie chcąc skóry tanio sprzedać. Jon i Żmija nie widzieli dokładnie, co się dzieje, ale słyszeli stęki, przykry trzask łamanej kości, a potem jeszcze parę głuchych plaśnięć. Jeden pętelkowiec upadł, łapiąc się za nogę, ale już było po ptokach, żeby wykorzystać zdobytą przewagę. Ochroniarze padli i przez kilka chwil byli bezlitośnie oprawiani w ślepej furii. Krótko, bo bandziory poobrywały. Ten z rannymi plecami o dziwo wyglądał najlepiej chociaż krwawił, ten z prawej miał opuchliznę na pół ryja, a kuchcik po lewej trzymał się za kostkę, odprawiając prawdziwe przedstawienie mimiczne i wokalne. Kiedy Gerhard i Tintenherz wyszli ze swojej kryjówki, tamci natychmiast chwycili broń. Kiedy jednak dwójka zaproponowała im pomoc, popatrzyli się po sobie niepewni.
-No nie wiem…- powiedział ranny w plecy.
-Cynftyhyh!- oznajmił ten z opuchlizną
-Dawaj go tu, niech mi jebaną kostkę obwiąże!- Powiedział trzeci i to przesądziło. Dopuścili do siebie obcych.
Cyrkowiec nie miał czym obwiązać złamania, ale tu poratował go ten opuchnięty pętelkowiec, wyciągając ze spodni robiący za pasek sznur i rzucając Jonathanowi. Jon trochę się z tym namęczył. Nie wyszło to ani pięknie, ani po medycznemu, ale udało się chociaż unieruchomić sponiewieraną kostkę. Klika wiązań tu i tam, a delikwent przynajmniej na nogi powstanie.
Lepiej poradził sobie akolita Ranalda, który mniej więcej na opatrywaniu się znał. Wiedział, że szarpaną ranę na plecach trzeba by było wpierw oczyścić, a przynajmniej polać wódą, żeby się nie paskudziła. Na razie jednak podarł na pasy koszulinę rannego pętelkowca i obwiązał tak, żeby zatrzymać krwotok. Na opuchliznę i wybite zęby trzeciego zbira niewiele można było poradzić, poza włożeniem łba w kubeł lodowatej wody. Tej jednak nie było na stanie. Kocher z rannymi plecami macał się po zrobionych prowizorycznych bandażach.
-Juchą chociaż nie tryskam. Uhh... A to się nam trafiły brzydkie shallynki! - Usiłował się zaśmiać, ale koniec końców tylko zaklął.- A niee, wy to od Nocnego Czyhacza.- Uznał, dostrzegając symbol religijny Gerharda.- To ileż chcesz datku, boziradku?
-Nyhyftyrhhh…- wyseplenił ranny w szczękę.
-Co?
-Nywśrdku!
-Aa!- Pętelkowiec przez okno wpatrywał się do środka karczmy i nasłuchiwał chwilę.- Pewnikiem skończyli tany.- Podsumował.
-Rnni!
-Aa… no ta. Może chcecie tam datek dla świątyni zwiększyć i naszych w środku też połatać?

Liszaj
Kocher był opornym jeńcem. Liszaj musiał parę razy mocniej przycisnąć, żeby biegacz polazł za nim w mrok zaułka. Ciemność opatuliła ich całkowicie i bardzo chętnie. Odarła złodziejaszka z resztek pewności, że szybko i gładko się z tego wykaraska.
-Gdzie złote brzęki, które ostatnio zajumaliście?
-W dupie. Ał, kurwa… już, coś narowisty taki… złota chcesz, to się najmij. My potrzebujemy takich, tak tak… KUUR... Mhh...- Porwany bandzior nieco za bardzo wokalizował, więc Johan musiał mu kneblować ryj, póki się nie uspokoi. Potem nastąpił ciąg dalszy przesłuchania. Zakładnik tłumaczył:
-Ja tu ten, szeregowy. Płotka. Nie wiem, gdzie szef złoto trzyma. Mantreda pytaj.- Pomimo kolejnych dźgnięć pod żebra nie zmieniał śpiewki. Powooli do jego móżdżka jednak docierało, że szczurołapa nie satysfakcjonują jego odpowiedzi. A, jak się wydawało, od satysfakcji Johana teraz bardzo wiele zależało.
-Dobra, dobra! Powiem. Melinę mamy w rogu Dieterhornu. Tam kupczyki kiedyś skład mieli, nie? To myśmy wejście dla niepoznaki rozjebali, a zrobili przejście przez menelnię obok. Tam złoto będzie, bankowo. Będzie.- Johan wiedział, gdzie to jest. I o ile ta informacja się kleiła, to zapewnienia o złocie miały fałszywą nutę. Oznajmił Liszaj o tym zaraz i mocniej przycisnął.
-Nie wiem, kurwa. Ni w chuj. Gdzie indziej mieliby trzymać? Cały łup nam jebany zabrał sprzed nosa. Kto? Mantred, a kto! I chuj wie, co z nimi robi. Nam wypłaca ile trzeba, to nikt chryi nie robi… ale w sumie moi kumple to kretyni. Ja bym złoto odzyskał. To może sztama? Razem złota poszukamy i zajumiemy. Ja wiem, gdzie pójdziemy, coby nas nie wypatrzyli. Nie powiem gdzie, głupi nie jestem!- Kuchcik blefował, czy nie, cały drżał i z braku możliwości patrzenia w oczy swojego oprawcy, gapił się na warującego pod nim psa. Tak jakby miał tam znaleźć ratunek.
Uznałem, że Johan w świetle tych info może chcieć powstrzymać ostrze i jakoś jeszcze Kuchercika wykorzystać. Jeśli nie, napisz, że go podrzynasz i uznajemy gagatka za martwego. Ma przy sobie sześć miedziaków, jeden srebrnik, nóż i woreczek z jakimiś prochami



Hredrik
Hredrik oddalił się od potencjalnego niebezpieczeństwa. Krążył chwilę ciemnymi uliczkami. Minął kilka podejrzanych typów, nikt jednak nie odważył się zaczepiać nieznajomego z północy. Było dość spokojnie, znalazł się w rozsądnej odległości zarówno od pożaru, jak i karczemnej bitki. Pozostało zastanowić się, co robić dalej...
Kiedy Ludvikson wyszedł na długaśną ulicę wychodzącą bezpośrednio z placu Shallynstern do głównej arterii miasta ujrzał patrol mordheimskiej straży- dziesięciu zbrojnych idących ulicą. Dziwił ich skład- standardem były czwórki, czasami w co gorętszych okolicach lazło ich ośmiu. Tutaj nie dość, że było strażników od cholery, to każdy miał broń już w ręku, no i byli okuci w blachy jak nigdy. Szli ostrożnie, rozglądając się we wszystkie strony.
Czujność- niespotykana rzecz u żołdaków rajców miejskich Mordheim.


Edward
Edward postanowił śledzić podpalaczy. Był w tym raczej kiepski, zwłaszcza, jeśli dodać do tego wzrok, który już nie był orli, ani tym bardziej sowi. Gdyby musiał podążać za grupą nawet średnio rozgarniętych złodziejaszków, zgubiłby ich przy najbliższym rozstaju dróg. Tutaj jednak miał walną pomoc w postaci wielkiej, dzierżonej przez mężczyzny w środku pochodni. Musiał jedynie trzymać się cieni i nie zwracać na siebie uwagi Kochersów. Tamci nie patrzyli w tył. Szukali czegoś. Po kwadransie ostrożnego lawirowania po ciasnych i nieuczęszczanych w nocy uliczkach pętelkowcy spotkali się z drugą grupą.
-Gotowe?- Tylko to zdołał usłyszeć Edward od tego z kastetem, potem już gadali przyciszonym głosem. Musiałby podejść bliżej. Po wymianie zdań zaczęli się krzątać koło jednopiętrowego, skąpanego w mroku budynku. Nie trzeba było mieć wzroku i słuchu młodzieniaszka, żeby nie domyślić się, że ekipa szykuje się do spalenia kolejnej budy.
 

Ostatnio edytowane przez Astrarius : 06-08-2016 o 13:19.
Astrarius jest offline  
Stary 08-08-2016, 08:55   #100
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Jeżeli on ich zobaczył, to oni jego także. Nie było sensu się ukrywać, uciekać czy robić cokolwiek podejrzanego. Mógł wyglądać oczywiście na lekko zdenerwowanego, ale nie wypadało mu - był od nich lepszy, bo był prawdziwym mężczyzną, a nie jakąś południową cipą. Co za wojownik kryje się za toną stali? Blizny to nic strasznego, a człowiek przynajmniej może się szybko przemieszczać... W każdym razie on był tutaj obcy, więc jakiekolwiek podejrzane zachowanie zapewne skończyłoby się w najlepszym razie obiciem mordy, a w najgorszym wsadzeniem do ciupy. I tam obiciem mordy. Szedł więc przed siebie, ustępując oddziałowi drogi.

Taki oddział pojawił się tu w określonym celu i nie powinien tracić czasu na przypadkowego przechodnia. Taką Hredrik miał przynajmniej nadzieję. Potem miał zamiar skierować się w stronę rynku i tam poszukać jakichś indywiduów, najlepiej nocnych handlarzy, z pętelkami jako ozdobami ubioru.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172