|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-08-2016, 19:52 | #1 | ||||
Reputacja: 1 | [Warhammer] Porywacze Zwłok Kilka podstaw: 0. Moje odpisy zazwyczaj nie będą długie. Jak w odpisie jest napisane, że jesteście w bibliotece i nic więcej to spokojnie możecie przyjać, że są tam typowe rzeczy jak to w bibliotece. 0,5. Jakby wasza postać straciła przytomność, zasnęła albo co tam jeszcze to możliwe, że pojawią się odpisy o przeszłości waszej postaci... i to będzie mogło mieć potem wpływ na teraźniejszość. 1. Wypowiedzi piszcie kursywą. Nazwy postaci graczy piszcie pogrubionym. Wszystko inne piszcie normalnym. 2. Starajcie się odpisywać codziennie nawet kosztem długości odpisów. Ja też tak będę robił. Choć namawiam do codziennych odpisów to powinniśmy być zadowoleni jeżeli będzie raz na dwa dni. Mniej zadowoleni jak będzie raz na trzy dni, ale jeszcze ujdzie. Cztery dni i więcej to smutek i porażka. Czasem nie będę czekał na innych graczy, wyznaję zasadę, że do odpisu wystarczy wszyscy minus jeden. Ale oczywiście ~24h to ma każdy... jak jednak czytacie mój odpis w nocy to odpiszcie od razu nie czekają na innych. Ogólnie starajcie się nie czekać na nikogo nawet jeżeli wasz odpis ma oznaczać "to ja osłaniam tyły" albo "idę za X" to można to napisać przed tym X... 3. Jakoś mam ochotę spróbować po raz kolejny takich dodatkowych gier interaktywnych i towarzyskich. Nie wiem czy to wypali. To takie krótkie minigierki, które w domyśle mają umilić tą grę... pierwsza z nich nazywa się "Och to towarzystwo! Część 1". Nagrody w nich będą miały przełożenie na grę. 4. Atrybuty wszystkich już zrobiłem, ale na razie nie będzie rzucania. Jeszcze nie zrobiłem umiejętności, ale przed drugim odpisem będą - wówczas to wszystko wrzucę do tematu z komentarzem. Jednej osobie, która dała swoje atrybuty to musiałem trzy cechy wylosowac raz jeszcze, bo dała sobie mniej niż jest to możliwe w tej grze grając człowiekiem - taka uczciwość! A tu wszyscy gramy ludźmi (przynajmniej nie zwróciłem uwagi jakby było inaczej...). 5. Rzuty będe wykonywał, ale znam siebie i najprawdopodobniej nie będzie mi się chciało notować ich do gry. Takie notowanie jest fajne i robiłem w Neuro, ale tutaj będę używał jedynie wymieniania kolorów: zielony to test zdany, a czerwony to nie zdany. Pierwszy test to na Obserwację (czyli I jak głosi podręcznik, który mam przed sobą) i zdał go Spytko. 6. Będę przyznawał PD i będzie można je wydać w konkretnych punktach (lub punkcie) przygody. 7. W tych moich grach zdarza się, że sny, halucynacje, czy inne czorty diabły piszę całkiem jawnie w zwykłym odpisie, a nie PW. Kierujcie się tym co napisano w odpisie skierowanym do waszej postaci. Może to wyglądać tak: Cytat:
Cytat:
Z jakiegoś powodu interes w dalszych okolicach Middenheim kwitł. I to nie byle jaki interes, a ten związany z porywaniem trupów. Biznes był na tyle intratny, że przyciągał co raz to nowe osoby chętnie zarobić trochę grosza w sumie to nie krzywdząc nikogo. Trupy nigdy nie składały skarg - nawet, gdy ruszały się pod wpływem magii nekromanckiej. Standardowa ekipa porywaczy ciał składała się z trzech osób o rotacyjnych rolach i mniej więcej to tak się miało (oznaczając te trzy osoby literami A, B i C): A dostaje zamówienie. A prosi o pomoc B i C. A, B i C udają się na cmentarz. B i C kopią grób, a A obserwuje okolice i jest odpowiedzialny za pierwszą obronę w razie ataku. Po wykopaniu B i C obserwują okolicę, a A wyciąga zwłoki i ładuje do worka. Następnie wszyscy idą do następnego grobu i powtarza się sytuacja (jak są trzy groby to zazwyczaj każdy z nich ma szansę być na czatach, gdy reszta kopie) albo zabierają zwłoki na wóz i odjeżdżają. Zazwyczaj A powozi. Ludzie zapoznają się ze sobą albo na cmentarzu (gdy próbują robić sprawę w pojedynką albo dwóch to prędzej czy później ze względu na brak odpowiednich czatów wpadną na innego porywacza zwłok albo straż miejską) albo poprzez zamawiających. Zamawiający to szaleni wynalazcy, medycy uważający się za światłych, nekromanci, a czasem kultyści udający tych powyżej. Z kultystami jest najgorzej, bo nigdy nie wiadomo kiedy złożą w ofierze biznesmena. Mile widziane jest niezadawanie żadnych pytań w stylu "a po co te zwłoki?". W cenie zawarta jest dyskrecja i milczenie. Edyta, Kirstin, Svein, Tankred, Edgar, Awerroes i Dmytko w różnych konfiguracjach (również z innymi, tutaj niewymienionymi) działali już razem w biznesie wcześniej. Być może zaufanie nie jest mocną stroną osób działających w tej branży, ale pozytywne przygody sprawiają, że z różnymi osobami łączą się pozytywne wspomnienia... a z innymi negatywne. Cytat:
Godfryd i Eryczek zbyt dużo czasu spędzili na zbieraniu grzybów. Im bliżej było zmroku tym chłodniej się robiło... niby zachmurzenie wskazywało na zbliżającą się burzę, ale wcale przy tym nie było parno. Przeciwnie: temperatura wyraźnie spadała. W momencie pierwszego grzmotu chłopcy postanowili wracać do swej osady razem z wielkimi, zamykanymi koszami pełnymi grzybów. Starszy z nich - Godfryd - pomacał swoje plecy spradzając, czy wciąż ma miecz. Miecz to przydatna rzeczy w lesie, a to nawet w tych raczej spokojnych czasach. Od paru lat nie było widać, ani jednego zwierzoludzia - jedynie można było wpaść na jakieś szkielety albo żywe trupy. Wydawało się, że ukrywający się gdzieś tam nekromanta przepędził wszelkich demonologów i chaotytów... nie odnotowano przy tym żadnych ataków nieumarłych na mieszkańców. Jedynie od czasu do czasu ktoś znikał w lesie, ale to raczej te bardziej wścibskie i agresywne osoby - nieumarli raczej starali się wycofywać i jedynie atakowali, gdy ktoś za nimi chodził. Tym czasem w pobliżu Godfryda i Eryczka nie było żadnych nieumarłych. Ogólnie było pusto. Tylko ten chłód... nieprzyjemny chłód... Chłopcy dość szybko dotarli do traktu - znacznie oddalili się od osady, ale nie od drogi. Trakt był rzadko używany, właściwie to tylko wędrowali tędy nieliczni kupcy, którzy próbowali ominąć jak najwięcej rogatek i wścibskich oczu, no i robotnicy pracujący przy wyrębie drzew i w nielicznych obozach - tartakach. Okolica była biedna, a kto coś więcej zarabiał to jechał przepuścić to w Middenheim. Tym czasem Godfryd i Eryczek dostrzegli zbliżający się wóz. Pędził w przeciwnym kierunku niż osada. Dla bezpieczeństwa chłopcy wskoczyli szybko w zarośla. Kupcy, przemytnicy, drwale, a czemu nie banici? Zawsze w okolicy mogli grasować banici... a skoro gdzieś tam siedział nekromanta to może i porywacze zwłok? Chłopcy nie wiedzieli, że z tym ostatnim to akurat mieli rację. Nie dostrzegli ich twarzy, ale widzieli wyraźnie trzy zakapturzone postacie - dwie siedziały przodem do kierunku jazdy, a trzecia bezpośrednio za nimi na pace. Godfryd i Eryczek nie widzieli ładunku - paka z tyłu była osłonięta, a cokolwiek więziono to niewiele wystawało ponad brzegi wozu. Rzut na Obserwacje (I)! Dmytko Edyta Svein Chłopcy zostali spostrzeżeni przez Dmytka prowadzącego powóz, ale ten nie miał ochoty zatrzymywać się i uganiać się za jakimiś szczylami przy okazji ryzykując nie dowiezienie towaru przed zbliżającym się deszczem. Siedząca obok niego Edyta jedynie mocniej opatuliła się w swój płaszcz, czuła chłód... czuła, że to nie jest normalne. Svein natomiast czuł jedynie, że łapie go sranie i starał się tak siedzieć, żeby jak najmniej ściskać swój brzuch. Prolog (Wszyscy): - Zimno, ciemno, a ulewa... - powiedziała jakby od niechcenia postać szczelnie opatulona podróżnym płaszczem. Jego głowa przysłonięta była tak dużym kapturem, że nie powstydziłby się takiego sam hrabia Verhoigen. Zakapturzony właściwie był dzieckiem hrabiego, ale z bardzo nieprawego łoża i dlatego nie miał co liczyć na względy kogokolwiek przy zdrowych zmysłach. Od dawien dawna służył zresztą swemu dziadkowi, osobie ewidentnie szalonej, ale z jakiegoś powodu nie przepędzającej go. Stał pomiędzy dwoma zagrzybionymi ścianami dwóćh niemal przylegających do siebie budynków. Wichura była stosunkowo niewielka, ale w tym miejscu wiatr niemal w ogóle go nie dosięgał. Kolejne krople skapywały z niego na ziemię, gdy nagle uświadomił sobie, że można przecież zrobić prowizoryczny dach tego zaułka. Myśli jego zostały przerwane przez powóz, który właśnie wjechał na teren posesji. Świeża dostawa do tego leśnego gospodarstwa. Zakapturzony wyszedł do przybyszy trzymając w rękach lampę i wskazał im klapę do piwnicy. Przyjrzał się przy okazji dostawie. Trzy worki, jeden z młodym mężczyzną, drugi z młodą kobietą (choć już spuchniętą od gazów wyprodukowanych w czasie gnicia), a trzeci z jakimś grubasem, któremu ktoś wyciął większą część brzucha. Smród bił z tej trójki niewątpliwie, w szczególności z kobiety. Dodatkowo ten grubas był ewidentnie wybrakowanym towarem, ale zakapturzony nie specjalnie dbał o takie szczegóły. Jak staremu nie będzie się podobać to więcej będzie dla zakapturzonego do ćwiczeń. Przybysze wrzucili zwłoki na pochylnie znajdującą się zaraz za klapą. Worki zsunęły się gdzieś w dół, w ciemność. Po otrzymaniu zapłaty Edyta, Svein i Spytko już zaczęli się ładować na swój wóz (chcąc zajechać przynajmniej do jakiejś karczmy zanim na dobre rozpada się), gdy Zakapturzony krzyknął do nich, aby zaczekali. - Mam dla was zadanie specjalne, za ekstra forsę. - Porywacze spojrzeli po sobie. Zawsze byli chętni na dodatkową forsę, każdy z nich przecież miał rodziny i własne plany życiowe. Porywaczem Zwłok zostaje się z trzech przyczyn: dla pieniędzy, dla nekromancji i dla nekrofilii. Jakkolwiek zdarzali się tacy, którzy działali wyłącznie dla pieniędzy to nie było takich, którzy zajmowali się tym fachem nie dla pieniędzy. - Skryjmy się przed deszczem w stajni. Tam zresztą czekają wasi znajomi, też dostawcy. - krzyknął Zakapturzony pokazując wrota od stodoły. Spytko poprowadził wóz do środka, a Edyta i Svein poszli za Zakapturzonym (to jego pseudonim, jakby ktoś pytał, ale przecież na co to komu, poznawali go po głosie, a tyle w sumie wystarczyło, nigdy jego dziadka nie spotkali, ale mówił, że to dla dziadka... no i podobno pracownicy tartaku dziadka widzieli, więc takowy istniał... prawdopodobnie, ale na co komu takie informacje w tym biznesie?). Wewnątrz całkiem sporej wielkości, podmurowanej stodoły przy jednym stoliku siedziały trzy postacie. Wchodzący szybko ich poznali: Kirstin, Tankred i Edgar. Siedzący przerwali rozmowę i przywitali się z nowo przybyłymi. Zakapturzony już pytał, a gdzie czwarty dostawca, ale wtem ze stogu siana rozległ się szaleńczy chichot. Nowoprzybyli łatwo zorientowali się, że to Awerroes. Wszyscy znali jego zestaw dzwoneczków i deseczkę: podczepiał taki dzwoneczki do deseczki i opierał ją pomiędzy grobami, a gdy ktoś na przykład wchodził bramą na cmentarz to dzwoneczek zaczął wydawać dźwięk. Wtedy trzeba było szybko łapać przedmiot, żeby nie było więcej dzwoneczka, ale przecież informacje są warte chwili strachu, nie? Pomimo tego, że Awerroes twierdził, że jest potężnym magiem to jakoś nigdy nie korzystał z jakichkolwiek mocniejszych czarów, niż te proste sztuczki... choć ktoś twierdził, że go magicznie uleczył, więc może coś w tym było? W każdym razie, gdy już Awerroes stoczył się ze stogu siana to Zakapturzony przedstawił sytuację: - Może wiecie, a może nie, ale całkiem niedaleko od tego miejsca jest wielka siedziba jeszcze większego Alchemika. - spojrzał po zebranych, a przynajmniej poruszył kapturem w taki sposób, że można się było tego domyśleć. Jedynie Kirstin i Tankred wiedzieli o tym. Takie to ciekawskie! Cytat:
Wszyscy zgodzili się. Za taką forsę? Pfff, łatwy szmal i może nawet pozwoli to otworzyć jakiś legalny biznes... albo wyjechać w przyjemniejsze okolice. Wszyscy: Zabraliście jeden wóz. Ten, którym przyjechał Spytko, Svein i Edyta. Zakapturzony coś wspomniał, że jakby były jakieś dodatkowe zwłoki to też przyjmie, ale za zwykłą stawkę. Zdecydowaliście, że wystarczy wam jeden wóz. Może trochę ciasno, ale przecież i tak trzeba było dowieźć Alchemika w jednym kawałku, a i to jednym rzutem, bo choć ufaliście sobie na tyle, że żaden nie włoży noża w plecy drugiego to odnośnie rozliczeń to już tak niekoniecznie. Dobrym zwyczajem dostawców była pełna obecność przy rozliczeniach z odbiorcą. Z wozu pozostałych Porywaczy zabraliście konia, na którym pojechał Edgar. Podróż minęła raczej w ciszy. Jechaliście za tym podejrzanym... no dobra, powiedzmy to wprost: zombiakiem, który umiał kierować wozem, a sądząc po tym, że tam było widać jakiś ładunek to pewnie miał tam więcej zombiaków. Jak tak jechaliście to na dobre rozpadało się, ale to wciąż nie było jakieś urwanie chmury. I zrobiło się zimno, to znaczy jeszcze zimniej, jak tak dalej pójdzie to i śnieg spadnie... Jesienią? Niemożliwe! Zimno - choć zachód dopiero zbliżał się - poprzez chmury było nawet widać mniej więcej gdzie jest słońce. Po kilkudziesięciu minutach dotarliście do zabudowań w środku lasu. Sztywniak, za którym jechaliście otworzył bramę. Wjechaliście do środka, a on wprowadził swój wóz. Wskazał wam stodołę po lewej i zamknął bramę. Po dostaniu się do stodoły spostrzegliście, że wszystkie konie wewnątrz są martwe - ktoś im poderżnął gardła. W pomieszczeniu obok był niewielki chlewik, ale i tam wszystkie prosiaczki były martwe... co jednak was uderzyło to to, że żaden z tych zwierzęcych trupów nie śmierdział. W ogóle. Zwyczajny zapach stodoły... no dobra, też smród chlewu... ale nie było czuć niczego z bukietu śmierci. Obok chlewiku był urządzony sracz, murowany. Stodoła składała się z dwóch dużych pomieszczeń, jednego chlewiku murowanego i piętra, na które można było dostać się po drabinie. Deski stanowiące podłogę piętra nie były w dobrym stanie i widać było, że nikt tam od dawna nie chodził. Było tam ciemno, ale macie lampy i możecie rozpalić pochodnie (choć to nie wskazane, bo spalicie stodołę). Słychać również wyraźne kapanie - to dach przeciekał. Oprócz trupów wspomnianych zwierząt to na pierwszy rzut oka wszystko w tej stodole i chlewiku jest standardowe. Wyglądając przez wrota do stodołu po lewej macie Rezydencję Alchemika, a po prawej zamkniętą bramę. Na wprost natomiast był jeszcze jeden budynek gospodarczy. Cały murowany i zamknięty na głucho - wielkie łańcuchy zamykały wrota. Nie było tam okien, ani drzwi. Po prostu taki jednopiętrowy klocek. Cała posesja była ogrodzona murem, na którym znajdował się metalowy płot z dużą ilością ostrych elementów. Dookoła posesji był las oprócz tej jednej leśnej drogi, którą tu przybyliście. Ostatnio edytowane przez Anonim : 08-01-2017 o 13:22. | ||||
23-08-2016, 21:35 | #2 |
Reputacja: 1 |
|
23-08-2016, 21:53 | #3 |
Reputacja: 1 | Tankred stał pośrodku milczącej stodoły z zaciętą i ponurą twarzą profesjonalisty. Delikatnie chrząknął i dystyngowanie poprawił swoje rękawice z czarnej, pięknie wyprawionej skóry jakiegoś egzotycznego zwierzęcia. Dopiął czarny płaszcz na ostatni pozłacany guzik i zmienił pozycję swojego kapelusza w taki sposób, że nie widać było żadnej różnicy. Kiedy ręka zsuwała się z nakrycia głowy, jakby mimowolnie wygładziła jego siwiejące loki. Powolnym, wręcz znudzonym wzrokiem obszedł każdego towarzysza podróży. Widząc ich prawdopodobną odrazę i dezorientację postanowił się odezwać. Ostatnio edytowane przez Szkuner : 23-08-2016 o 21:59. |
23-08-2016, 22:18 | #4 |
Reputacja: 1 | Wot, szkoda bestyjek. Dmytko mruknął pod nosem zerkając po okolicy i profilaktycznie zaglądając do sracza. Do roboty brać się trzeba, ale nie ma co lecieć na głupa, no chyba, że piniądza i życia ci nie szkoda...
__________________ Pływał raz po morzu kucharz w rękach praktyk był onana a załoga się dziwiła skąd w kawie śmietana |
23-08-2016, 22:33 | #5 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Koła chlupotały po błocie, choć wcześniej turkotały. I tak kilka godzin z przerwami. Ale w końcu jechali po coś ekstra. Konkretnie po alchemika, podobno wielkiego. Powoził zombi. Svein był myślami znów w Middenheim. Oglądał występ trupy aktorskiej - śmiał się, skręcał ze śmiechu, w przypływie dobrego humoru rzucając na scenę monety. To jednak tylko niepewna przyszłość, mrzonka, za którą gonił już pół roku. Na wozie było cicho. Gdy tak siedział, rozwalony na półtora miejsca, wypuszczał z siebie niebezszelestnie siarkowodór. Zapach przebijał sie przez wilgotne powietrze, a pośladki Dahra zaciskały coraz mocniej. - Dobrze, że pada - rzucił. Chciał wierzyć, że nie będzie już dziś potrzeby kopania. Dopiero za bramą posiadłości towarzystwo nabrało witalności. U Sveina objawiło się to przemieszczeniem śmigiem-migiem w kierunku stodoły. Zamierzał jeszcze przed akcją wysrać się na gnoju, jak przyjdzie kto oprzątać to i ślady jego obecności usunie. Jednakże natychmiast skręcił, gdy dojrzał niebrzydki, murowany ustęp. Gdy tylko zeń skorzystał wstąpił do budynku za resztą. Ślady świeżej masakry nie były przyjemne. Ktoś wybrał okrutnie brudne miejsce na rzeźnię. W dodatku całkiem niedawno. Sam fakt trzymania koni w stodole to kuriozum, Svein to wiedział, bo w końcu ostatnich miesiący na wsi nie spędził bynajmniej w zajeździe. Wiedział jak capi koń, a jak krowa. Nad jedną w końcu sypiał zagrzebany w sianie. Tam zresztą, na odległym o kilka kilometrów gospodarstwie, ostatnio widział kundla Kroka. - Jak nie miał akurat gości ten nasz alchemik to raczej teraz nam nie zwieje - powiedział i ruszył za będącymi już na zewnątrz Kirstin i Tankredem. Ostatnio edytowane przez Avitto : 24-08-2016 o 11:48. |
23-08-2016, 22:56 | #6 |
Reputacja: 1 | Edgar zeskoczył z wierzchowca, ale zanim zadecydował, czy wprowadzić go do stajni i ukryć pomiędzy innymi końmi, przywiązał go do burty powozu. Okazało się, że zrobił dobrze, bo nawet pobieżne obejrzenie stajni pozwalało stwierdzić, że ktoś zarżnął wszystkie zwierzęta w polu widzenia, nie tylko szkapy przebywające we wspomnianym budynku, ale również świnie w chlewie. Zadecydował, że zostawi wierzchowca, karego młodego ogiera z białą skarpetą, tam gdzie jest, czyli obok wozu. Na uspokojenie dał mu jabłko, mizerne raczej, ale tylko takie miał przy sobie. Uporawszy się z kwestią konia, zdjął z wozu swoją lampę, lekką drucianą konstrukcję ze ścianami wyłożonymi porysowanym już szkłem. Pamiątka po służbie w imperialnej Straży Dróg i Mostów, na tyle kosztowna, że warto było ją podpieprzyć z biura kompanii w którym składał wymówienie. Schował w poły skórzanego, grubego płaszcza tuzin świeczek bez jednej, którą włożył do latarni i wygrzebawszy z kieszeni po dłuższym męczeniu się kilka pieprzonych zapałek, zapalił jedną. Zapalenie świecy szło mu nieskładnie, robota była niepokojąca, nawet jeśli dobrze płatna. Mógł napadać na pierdolone banki, to był pomysł. Wszyscy tam srali na to, że ktoś ich obrabowuje. Skurwiele za tymi ich okienkami? Jebali to wszystko, nie będą nadstawiali tyłka dla nie swoich monet, albo nie daj Sigmarze jakiś cholernych weksli. Dziadki od papierkowej roboty? Zapomnij, za mało im płacą. Służki z ich kurewskimi miotełkami. Jeśli typki od papierów chuja dostają, to co dopiero one. A przedstawiciele kompani zamiast w banku siedzą w swoich kamienicach. Zanim straż miejska zorientuje się, że coś się stało, ty jesteś na trakcie, a tam? Tylko strażnicy dróg, a tutaj Grosch wiedział z własnego zawodowego doświadczenia, że starczy lekko posmarować szylingami, może czymś złotym, i już jesteś incognito, nikt cię nie szuka. Potem wystarczy pojechać do sąsiedniej prowincji i hulaj dusza, piekła nie ma. Ale nie. Jemu zachciało się wykopywać trupy z grobów i sprzedawać je popierdoleńcom śliniącym się na ich widok. Nie najgorzej płatne, to fakt, no i niemal niewymagające przemocy. Edgar był pacyfistą. Prawie, zdarzało się, że komuś przypieprzył. Nawet często. Ale idea musiała zwyciężyć nad błądzącą myślą małego człowieczka. Nie miał za chuj pojęcia co to była idea, ale brzmiała na tyle niepokojąco, że na miejscu myśli ustąpiłby i poszedłby sączyć wódkę. Zaklął cicho od nosem i wywalił drugą zapałkę w błoto, possał palucha. Oparzył się od tych myśli. Lubił myśleć, no i pogadać. To było groźne, ale co poradzić. Do trzech razy sztuka, pomyślał i faktycznie, zapalił tę cholerną lampę. Poczekał, osłoniwszy ręką otworzone drzwiczki i kiedy już na dobre się rozpaliła, zamknął i ruszył do reszty grupy. - Kirstin ma rację, nie ma co pierdolić i mitrężyć, lepiej przejść od razu do rzeczy - stwierdził, sprawdzając, czy ma przy sobie cały podręczny ekwipunek. Sztylet wcisnął w cholewę buta, na wszelki wypadek, zaś pod łapą miał krótki miecz. - Możemy podkraść się do tego drugiego budynku, najlepiej jeden z nas cicho, ale nie wygląda na to, żebyśmy mogli wleźć tam bez robienia hałasu - rzucił, nieco zawiedziony. 'Huk, harmider, hałas'. Piszemy przez 'h', ale bez 'c' przed nim. Nauka pisania byłą cholernie trudna, ale facet musi mieć jakieś... jak to mówił ten gawędziarz? 'Hobby'. Za dużo nowych słów ostatnio powstało. Pokręcił głową. Dobrze by w sumie było zarobić jeszcze więcej, ale na samej dodatkowej robocie mogą sobie jakoś przez rok radzić, albo mniej, jak się będzie chciało zabalować. Edgar chciał, nawet na czystą wódkę ledwo stać go było w ostatnim czasie. - Lepiej ruszajmy prosto do rezydencji - wskazał paluchem na wielki dom. Wolał w sumie nie bawić się w sprawdzanie budynku gospodarczego, Tankred mógł sam się tam bujnąć. - I zobaczmy, czy jest wejście od kuchni, albo może do piwniczki. Lepiej podarować sobie frontowe drzwi, jeśli jest taka możliwość. Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 23-08-2016 o 23:14. |
23-08-2016, 23:38 | #7 |
Reputacja: 1 | Awerroes kochał trupy i kochał pieniążki. A jeśli pieniążki i trupy można było połączyć nie tylko na płaszczyźnie czysto rozrywkowej, ale i zawodowej, to czyż istnieć mógł piękniejszy zawód? Szaleniec uwielbiał swoje zajęcie. Chyba jako jedyny z tej grupy nie zamieniłby swojej profesji na ciepłą posadkę urzędniczą albo inszą dobrze płatną i bezpieczną robotę. A gdzież tam! Cóż mogłoby być słodszego nad budzącą najdziksze instynkty wonią rozkładających się ciał? Nad twardymi, martwymi mięśniami ściśniętymi skurczem pośmiertnym? Nad krwią zastygłą na ustach nieszczęśnika, który jakiegoś dnia zmuszony był opuścić ten niewesoły i brudny świat? Awerroes mógłby co prawda wrócić do magii – było to chyba jedyne bardziej podniecające zajęcie niż porywanie trupów – gdyby nie fakt, że już od dłuższego czasu zdarzało mu się przyłapać samego siebie na zapominaniu najprostszych formuł, myleniu inkantacji i przypadkowym rozsypywaniu na podłogę cennych komponentów. Właśnie dlatego zrezygnował z magii. Magia była trudna, a jego umysł coraz bardziej chaotyczny i autonomiczny względem ciała. Porywanie trupów natomiast było proste. Gdy jechali wozem, siedział na przedzie i z niezdrową fascynacją obserwował zombie, kierującego ich do celu. - Ach, cudowne stworzenie! – zapiszczał nagle, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. – Ach, gdybym tylko nie zapomniał formuły… mógłbym… Ale zapomniał, co mógłby. Reszta drogi minęła mu na fantazjowaniu na temat ożywieńców i maestrii, jakiej wymagało prawidłowe przygotowanie chodzących zwłok. Nie mogło to być dzieło amatora, zepsułby tę subtelną robotę raz, dwa. O nie! Na to zgody być nie mogło. Za zmarnowanie dobrych zwłok powinni wieszać – coby rachunek się wyrównał. Widząc rzeż zastaną w stodole, Awerroes uśmiechnął się szeroko. - Ślicznie tu, prawda? Te wszystkie krówki, świnki… zawsze uwielbiałem kontakt z naturą. Obserwując widok śmierci, przysłuchiwał się jednocześnie rozmowom swoich przyjaciół. I to bez krzty sarkazmu, bo tych, którzy pracowali z nim w jednym zawodzie zawsze uważał za wspaniałych towarzyszy i godnych zaufania przyjaciół. No, może nie godnych zaufania… tak czy siak, lubił ich. - Przyjaciel nasz, Tankred, może mieć rację. Warto zajrzeć nam do tego budynku, cóż to wadzi? A nuż da się znaleźć tam cokolwiek, co można by zabrać i sprzedać następnie za małą sumkę? Nigdy nie lekceważmy siły piniążków, przyjaciele, nigdy… nigdy… nigdy… – zaczął udawać echo. Wtedy zdał sobie sprawę, że co niektórzy spoglądają na niego krzywo. Przywykł. Przywykł do tego, że odór jego ciała zwraca uwagę i zniechęca ludzi. A może to nie rzecz ciała, a ubioru? Awerroes nosił prostą, przepasaną szatę, niegdyś zielonkawą, dziś bardziej brunatną. W gruncie rzeczy nie pamiętał, kiedy ją zdobył. Możliwe, że już w czasach swojej nauki u herr Emelryka. Nadto wyróżniał się długimi, poczochranymi i tłustymi włosami, tatuażami na powierzchni całej twarzy i dłoni, co robiło wrażenie dosyć egzotyczne. Może i słusznie, bo, niezależnie od stanu rzeczywistego, Awerroes uważał się za osobę egzotyczną i niebanalną. Często nazywał się intelektualistą, lecz nawet jeśli tkwiła w tym stwierdzeniu kiedyś kapka prawdy, dziś pozostały w jego umyśle ledwie strzępki dawnej wiedzy, poruszane bez celu w próżni. |
24-08-2016, 00:39 | #8 |
Reputacja: 1 | W stodole, Edyta zeskoczyła z wozu i zdjęła kaptur. Martwe zwierzęta ją ciekawiły. Po co ktoś je powyrzynał? Kobieta nie czuła żadnej dezaprobaty czy aprobaty, po prostu była ciekawa. Co tu się stało i po co? Edyta przechadzała się między zwierzętami starając się wywnioskować jak dawno temu to się mogło stać. A raczej jak niedawno temu. Było kilka rzeczy które chciała by zrobić, ale obecność tak wielu osób do tego obcych, krępowała ją. Przygryzła nerwowo wargę, wyglądało na to iż cześć z nich była bardziej zainteresowana w pierwszej kolejności szabrem niż wykonaniem opłacalnego zadania. Odruchowo pojawiła się koło drugiej obecnej kobiety, wychodząc z założenia, iż tak jest zwyczajnie bezpieczniej. - To my pójdziemy z tobą. - odezwała się do Kirstin
__________________ Our obstacles are severe, but they are known to us. |
24-08-2016, 17:15 | #9 |
Reputacja: 1 | Odpis 2 Dmytko: Przechadzając się po budynku, który równocześnie był stajnią, stodołą i chlewem dotarłeś do murowanego wychodka sąsiadującego z chlewiastą częścią struktury. Zajrzałeś do środka świecąc sobie przy okazji pochodnią. Zdołałeś dostrzec zarysy czyjejś twarzy i martwe oczy odbijające (ze strachem?) światło kiedy to nagle zostałeś odepchnięty przez Sveina. Svein po prostu nie mógł wytrzymać i w chwili kiedy posadził dupsko w otwartym wychodku to już opuściły go gazy z obfitą sraczką. Smród był niebywały, a jak już Svein zrobił swoje to ponownie zajrzałeś do środka, ale teraz to już gówno widziałeś. [cd niżej] Awerroes, Tankred: Chwilę po krótkiej wymianie zdań między Tankredem, a Kirstin we dwóch żeście poszli do tajemniczej konstrukcji bez okien, drzwi, a jedynie z wrotami zamkniętymi łańcuchem. Obeszliście ten budynek dookoła i zwróciliście uwagę, że na dachu znajduje się kilka niewielkich, stalowych kominów. Takich o średnicy wielkości pięści. Miały nad sobą daszki chroniące przed deszczem. W momencie kiedy powróciliście do wrót tego budynku to już tylko widzieliście światła latarni i pochodni reszty, która poszła okrążać główną rezydencję. Przyjrzeliście się łańcuchowi i zorientowaliście się, że ciężka kłódka w nich wisząca jest zniszczona i da się ją otworzyć po prostu mocno pociągając. Przy okazji spostrzegliście odłamki kości i krwawe kawałki tkanki mniej więcej gdzie ta kłódka wisiała... deszcz zmywa ślady, ale jeszcze niedawno musiała być na wrotach wielka krwawa plama. Meldujecie o odkryciu reszcie, czy sami otwieracie i ładujecie się do środka? Edyta: Przyglądając się dokładniej martwym zwierzętom dostrzegłaś, że rany zostały wykonane identycznie. To znaczy tak jak się nie da: wszystkie konie miały rany o identycznej długości i grubości i to samo tyczyło się świń. Włożyłaś dłoń w kilka takich ran i okazało się, że rany były najgłębsze dokładnie w ich centrum - tak jakby ktoś dwoma, wielkimi dzidami trafiał za każdym razem w rdzeń kręgowy. Do tego kąt uderzenia był dziwny, bo przecież świnie to raczej mają głowę przy ziemi, a tutaj wyglądało na to, że świnie stały, gdy zadano im te ciosy... [cd niżej] Kirstin: Zanim dołączył do ciebie Tankred to wydawało ci się, że coś dziwnego zobaczyłaś. Jakby w całym froncie budynku. Coś było bardzo nie tak, ale to tylko takie uczucie. Pewnie ci się zdawało. [cd niżej] Kirstin, Edyta, Svein, Dmytko, Edgar: Po załatwieniu swoich spraw ruszyliście przy lewej stronie budynku przedzierając się przez krzewy tam rosnące. Po kilku chwilach odnaleźliście ścieżkę i szliście z pochodniami i lampami przy samym budynku. Okna parteru były zakratowane, a żeby się do nich dostać to ktoś kogoś musiałby podsadzić. Nieliczne okna piwnicy natomiast nie były wcale zakratowane... choć niektóre z nich to były stalowe płyty z niewielkimi otworami pozwalającymi jedynie zajrzeć do środka (niestety całkiem ciemno, a nie da się i sobie poświecić i zajrzeć przy jednej takiej płycie). Jak już byliście na tyłach budynku to zwróciliście uwagę, że w jednym pokoju na pierwszym piętrze jest światło - prawdopodobnie kominek... Obserwacja! 1/2 I! ... Edgarowi i Kirstin wydawało się, że dostrzegli cień jakiejś osoby znajdującej się w pomieszczeniu z kominkiem. Reszta niczego takiego nie dostrzegła i zwróciła uwagę na zasłonki, które przecież mogły poruszyć się i wywołać efekt ruchu kogoś... Edgar i Kirstin byli pewni tego co widzieli. Kirstin Edyta Svein Dmytko Edgar Powracając jednak do tyłów domu to tam jest patio, wejście do ogrodu i widoczna w pewnym oddaleniu altanka. W ogrodzie oprócz kwiatów jest niewielka sadzawka ozdobna i szopa z narzędziami (zamknięta na klucz, ale szopa jest z drewna). Na patio stoi duży drewniany stół z dwoma ławami i cztery donice z jakimiś egzotycznymi, niewielkimi drzewkami. Na stole leży dziwny, podłużny przedmiot - coś jakby metalowa rurka, ale z przodu zakończona szkłem, a z tyłu posiadająca jakby zakrętkę. Jeśli chodzi o ewentualne wejścia to nie ma tu wejścia do piwnicy (z boku, jak szliście też takiego wejścia nie było), ale za to jest para drzwi. Jedne położone tak samo na środku budowli jak te frontowe (prawdopodobnie prowadzące do jakiegoś olbrzymiego holu?) i drugie, mniejsze po lewej patrząc w kierunku budynku. Te drugie wyglądają na drzwi kuchenne. Ostatnio edytowane przez Anonim : 24-08-2016 o 18:00. |
24-08-2016, 18:34 | #10 |
Reputacja: 1 |
|