|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-04-2021, 15:35 | #111 |
Reputacja: 1 | Bardin przysiadł z innymi i zamówił sobie jedzenie. Nocleg w pokoju też mu się uśmiechał, w końcu od wielu dni nocował w drodze. - Macie tu jakiś sklepik, albo kowala, który zamki i kłódki robi? - pamiętając rozmowę z Klausem, chciał dokonać paru zakupów. Żeby pouczyć się budowy i otwierania tychże. - Worek trocin do czyszczenia zbroi dostanę gdzieś? - zapytał jeszcze. Po tylu dniach drogi, dobrze byłoby ją odświeżyć. A nie ma to jak dobre przetrzepanie w worku trocin. Stolarz, bednarz, cieśla, na ogół właśnie na takie okazje trzymają. A i w sklepiku, gdyby jakiś był, mogliby mieć. Przed snem chciał też zajrzeć do zwierząt, osobiście przypilnować, czy zajęto się nimi jak należy. Natomiast swoje cenne narzędzie planował mieć przez noc przy sobie. |
06-04-2021, 10:47 | #112 |
Reputacja: 1 |
|
06-04-2021, 12:37 | #113 |
Reputacja: 1 | - Nie chrapanie? Prawdziwy luksus. Jestem chętny i z mej strony zajęcie się pancerzem oraz bronią oferuję. - zaśmiał się Galeb - I dla mnie dobrego jadła, dzban piwa oraz kąpiel gorącą. Lawina na drodze była niemiłą niespodzianką. Lecz czy było to dzieło pogody czy zielonych? Któż mógł to wiedzieć. Tak czy inaczej były i inne drogi znane i tajemne którymi drużyna mogła się udać do Karaku. Tymczasem skoro już znaleźli schronienie w karczmie, ciepła strawa i komfortowy wypoczynek był jak najbardziej pożądany przed wyruszeniem w dalszą drogę. Dlatego też sam rzucił złotą monetę i parę srebrników za dobry pokój na dwie osoby wraz z posiłkiem lecz bez oporządzenia. W zamiarze miał obmyślenie dalszej trasy (najlepiej w trakcie kąpieli, a ta była mu potrzebna bowiem i bandarze i pobliźniona skóra wymagały solidnego czyszczenia) a potem zajęcie się zaabiegami konserwacyjnymi. |
07-04-2021, 13:21 | #114 |
Reputacja: 1 | - Lavina, a to dopiero zbieg okoliczności. Jakby się coś przeciw nam sprzysięgło, żebyśmy do tego Karaku dotrzeć nie mogli. Nie wydaje się Wam to podejrzane? – zapytał, kiedy okazało się, że muszą znaleźć inną drogę. – Podobnie miał niejaki Wenzel Houdubka z Vešnicy, kiedy jednego tygodnia stracił krowę, która mu się utopiła, dziecko, które na liszaje zmarło, stodołę, co się mu spaliła i małżonkę, Bertholdę z Knusačków, co się z innym chłopem puściła. Początkowo myślał, że to pech, ale im bliżej końca tygodnia było tym narastało w nim uczucie, że coś jest nie tak. Poszedł tedy do kapłana i dał ile miał na modlitwę. I wówczas się okazało, że to wcale nie złe oko boga Witzingiera, co jest niejako jak Ranald Szczęciarz u ludzi, a przekleństwo, które na niego jaka zła wiedźma rzuciła. Wkurwił się bardzo Wenzel wtedy i w świat wyruszył, żeby przekleństwo ściągnąć z siebie, ale o tym Wam kiedy indziej powiem… * Nonszalanckim krokiem wkroczył do karczmy, ale nie było to zbyt efektowne w otoczeniu jego towarzyszy: uzbrojonych ludzi i krasnoludów. Klientela ucichła, a rozgadała się za to karczmarka. Taka, akurat w guście Zachariasza. - Wina, wina, wina dajcie a o więcej nie pytajcie! – zaśpiewał na całe gardło i rozsiadł się na ławie. – Poza winem dajcie kaszy, grzybów, sera, mięsiwa, jajek i co tam jeszcze macie – rzucił Heldze złotą monetę. – Wiadomo, że oporządzenie będzie i to nie byle jakie, bo ja mam wymagania ale i wiele w zamian dać mogę, co z pewnością potwierdzą panny Gretchel i Anika z Bogenhaffen, a także Astrid, córka kowala z Ulmbachu i wiele innych nadobnych więcej lub mniej dziewoj. Może i przydałaby się waćpani jaka pomoc w tym oporządzeniu, co? Bo tu, w tej dziurze na końcu świata też pewnie piękne panie mieszkają, a? Jak widzicie, szczodry jestem w szafowaniu geldem, a i bogowie mnie równie szczodrze obdarowali, jakem Zachariasz Jablounec! Ho! |
08-04-2021, 17:30 | #115 |
Reputacja: 1 | - Zieloni? Nie, nie przypominam sobie, a pamięć to mam akurat dobrą - Helga odpowiedziała Klausowi i spojrzała na Felixa, szczerząc się. - No i bardzo dobrze robisz, przystojniaczku, żałował nie będziesz, już ja się o to postaram. Spojrzała na Bardina. - Jest kowal, stolarz i cieśla w wiosce, ale to dopiero rano wszystko będzie szanowny pan krasnolud mógł załatwić, bo teraz wszystko pozamykane już a chłopy te nie są łaskawe po godzinach robić. U nas na siole proste życie się wiedzie, od wschodu do zachodu słońca. Na słowa Vessy, Bardina i Zachariasza skinęła głową. - Będzie gorąca kąpiel, zaraz pogonię synów moich, żeby przygotowali wszystko i do pokojów zanieśli. A ty, mój mały fircyku… - Puściła oczko do niziołka. - Tej nocy z Helgą nie zapomnisz, oj nie. Aż ci się te rany na głowie zagoją, jak cię Helga w obroty weźmie. Zaśmiała się i po zebraniu zamówień oddaliła się na zaplecze, po drodze jeszcze raz odwracając się do Felixa i Zachariasza, by posłać im całusy w powietrze. Rozmawiając ze sobą o sytuacji, która zastała bohaterów, nawet nie spostrzegli się, jak na stole pojawiła się kolacja. Najpierw wjechało kilka dzbanów czerwonego wina, a potem reszta posiłków, wszystko gorące, świeże i pięknie pachnące. A smakujące jeszcze lepiej. Czerwone wino co prawda rozwodnione nieco było, ale cóż, nie można było mieć wszystkiego. Helga obserwowała tylko zza szynku, jak awanturnicy ze smakiem wsuwają podane przez nią potrawy, a na jej pulchnej twarzy malowała się radość i duma z jakości podanego jadła. Bohaterowie byli przy końcu kolacji, gdy drzwi gospody otworzyły się energicznie, wpuszczając do środka krępego, odzianego w skórznię czarnobrodego krasnoluda w hełmie. Był całkowicie przemoczony, na plecach miał plecak, a w prawej dłoni wysłużony topór. W lewej natomiast dzierżył skórzaną tubę, którą przyciskał do boku, jak największy skarb. Wraz z nim do głównej sali wpadały fale deszczu pchane porywistym wiatrem. Wioskowi zamarli, rozmowy ucichły. Krasnolud zamknął za sobą drzwi i między stolikami przeszedł do kontuaru, gdzie wdrapał się na krzesło i zamówił dla siebie posiłek. Wyglądał na całkowicie wyczerpanego. Dopiero teraz, w świetle latarenek i świec można było zauważyć, że odzienie khazada jest ubłocone i zakrwawione, a on sam nosił niewielkie rany na ramionach. Zdjął hełm i przetarł czoło, omiatając wzrokiem salę. Gdy jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Bardina i Galeba, skinął im tylko głową. Niedługo później Helga podała mu kaszę z kurczakiem, którą wcinał, jakby od kilku dni nie jadł. Dopiero, gdy napełnił żołądek, postanowił się odezwać. - Widzę, że nie tylko mnie paskudna pogoda popchnęła do tej wioski - głos miał chrapliwy i mocny, jak to krasnolud. Patrzył oczywiście na grupę bohaterów, którzy wyróżniali się na tle wioskowych, choć mówił do wszystkich w sali. - Nazywam się Gnarok, przychodzę z południa. W okolicy grasuje banda orków z plemienia Krwawego Topora, to bezwzględne skurwysyny, które mordują bez mrugnięcia okiem. Możecie być w niebezpieczeństwie. Po sali poniósł się szum rozmów. Wieśniacy patrzyli po sobie z trwogą, niektórzy wykonali ochronny znak młota. - Sam uszedłem z życiem sześć dni temu i od tamtej pory w drodze jestem bez przerwy. Myślę, że ich zgubiłem, ale długo im nie zajmie, żeby dotrzeć do waszej wioski, człeczyny. Musicie się przygotować. Albo uciekać, gdzie możecie, bo widzę, że szans to wy z nimi nie macie. - Po tych słowach upił wina z dzbana, aż mu pociekło po czarnej, mokrej brodzie. Bohaterowie zauważyli, że wciąż miał przy sobie skórzaną tubę i nie rozstawał się z nią na krok. - Nieładnie tak nas straszyć, prostych, oddanych pracy ludzi - powiedziała Helga, a w jej głosie dało się wyczuć irytację. - Nie straszę, ostrzegam - odparł krótko Gnarok. - Powinniście mieć się na baczności, albo zabrać dobytek i uciekać, gdzie się da. Grobi jeszcze tu nie przyszli, ale to kwestia czasu, aż znajdą to miejsce. I wszystkich wyrżną. Ludzie znów zaczęli szeptać i posyłać sobie porozumiewawcze spojrzenia. - A może zamiast straszyć, czy tam ostrzegać, pan krasnolud miałby dla prostych ludzi jakąś ciekawą opowieść? - mruknęła Helga. - Tak, żeby przyjemnie ten ponury wieczór spędzić, a nie na troskach, które mogą się nie spełnić. Gnarok przetarł wielką jak bochen chleba dłonią zmęczoną twarz i westchnął zrezygnowany. Przez chwilę milczał, zawieszając wzrok gdzieś poza przestrzenią. - Mam pewną historię. O bardzo cennych kamieniach. Tak cennych, że mogłyby zmienić świat, który znacie - powiedział i zaczął opowieść. - Nie wiem, czym naprawdę są te kamienie, powtarzam tylko to, co słyszałem od innych. My, krasnoludy, stworzyliśmy je tysiące lat temu, cztery z nich tutaj, w Dolinie Yetzin. Niektórzy nazywali je Kamieniami Zagłady. Nie wiem dlaczego, ani czyjej zagłady, bo zapisy z tamtych czasów zaginęły. Ale do czegokolwiek zostały stworzone, nie mogło to być dobre, ponieważ mój lud zdecydował się je rozdzielić, aby nigdy nie można ich było połączyć. Może były zbyt potężne. Jeden został wysłany na północ, jeden został tutaj, w Dolinie, jeden został oddany elfom, którzy go zgubili - Gnarok splunął na podłogę - A co do czwartego… nikt nie wie, co się z nim stało. Widząc zainteresowanie wszystkich, kontynuował. - Ale kamienie, które zostały rozdzielone, znają drogę do domu. Wiele lat temu kilku inżynierów przyniosło jeden z nich mistrzowi run, Hadrinowi. Dostali go od człeczego bandyty, który ukradł go Eigi. Elfom znaczy się. Kilka tygodni temu Hadrin miał sen, że wraca tu kolejny kamień, i odkrył, że jest w posiadaniu plemienia Krwawego Topora. Dowiedział się wszystkiego, co mógł o kamieniach, ale skoro nasi przodkowie uważali, że najlepiej będzie, jeśli kamienie zostaną rozdzielone, to Hadrin nie zamierzał się sprzeciwiać. Dwa w dolinie to o dwa za dużo; trzy byłyby jeszcze gorsze... A trzy kamienie zdobyte przez orków z Krwawego Topora? Hadrin nie mógł na to pozwolić. Powstrzymałby je, albo zginął próbując. Oddał więc znaleziony kamień kapłance Valayi, której ufał - Yazerze, zabrał swoje zapiski, swoich towarzyszy, syna i odszedł. Pomyślał, że nawet gdyby orkowie zdobyli kamienie, bez wiedzy, którą miał, nie wiedzieliby, jak ich używać. - Ale orkowie byli przebiegli i odnaleźli Hadrina i jego drużynę. Zepchnęli ich do jakichś jaskiń i oblężyli. Wysłał więc posłańca, swojego syna, by odnalazł kapłankę Yazerę i poprosił o zorganizowanie posiłków. Ponieważ kamienie nie mogły dostać się w ręce orków. - Przerwał na moment. - Zanim posłaniec wyszedł, Hadrin powiedział mu, że w księgach zapisana jest przepowiednia, że tylko ludzie, elfy i krasnoludy, działając razem, mogą powstrzymać orków przed zdobyciem kamieni i ocalić dolinę. Że to jest ich przeznaczenie. Urwał, rozglądając się po sali. - Posłaniec to ja. Gnarok, syn Hadrina z klanu Strażników Kuźni. Czy znajdzie się tu ktoś, kto wyruszy ze mną jutro na północ, by wesprzeć mnie w moim zadaniu? Kamienie nie mogą wpaść w ręce orków… - Odruchowo spojrzał w stronę stolika zajmowanego przez bohaterów, a jego wzrok spoczął na Galebie i Bardinie. Ostatnio edytowane przez Quantum : 08-04-2021 o 20:40. |
08-04-2021, 20:26 | #116 |
Reputacja: 1 |
|
08-04-2021, 21:05 | #117 |
Reputacja: 1 | - No to przepadliście, przyjaciele - powiedział Klaus, patrząc na Felixa i Zachariasza, uśmiechając się spod wąsa, gdy karczmarka odeszła od ich stolika. - Nie zdziwiłbym się, gdyby Helga zostawiła z was jutro wysuszone truchełka nie nadające się do niczego. - Zaśmiał się pod nosem. - Swoją drogą szacunek, że się zdecydowaliście dzisiejszej nocy dzielić łoże z taką kobietą. No ale co kto lubi. Bylebyście z rana gotowi byli do podróży. |
09-04-2021, 07:46 | #118 |
Reputacja: 1 | Vess ledwo wstrzymała cisnące się jej na język słowa “Zamiast zazdrościć sam byś skorzystał” w stronę Weghorsta. Na szczęście przyszło jadło i wojowniczka mogła zagryźć zbyt uszczypliwy komentarz serem. Nie omieszkała jednak spojżeć w stronę łowcy z ledwo powstrzymywanym uśmiechem. |
09-04-2021, 13:59 | #119 |
Administrator Reputacja: 1 | Jedzenie było wyśmienite. Wino nieco gorsze, ale w takiej zapadłej dziurze na to narzekać nie wypadało. - Świetne jedzenie. - Felix z uznaniem skinął głową. - Dobrze by było, gdyby na naszym trakcie było więcej takich miejsc z takim jedzeniem. Na temat wina się nie wypowiadał, by nie psuć dobrego nastroju. Po chwili przyjemny nastrój zakłócony został przybyciem kolejnego gościa - krasnoluda, po którym widać było, że ma za sobą ciężką drogę pełną niemiłych przygód. A jakby tego było mało, dorzucił wieści o Krwawych Toporach. Wyglądało to na prawdziwe wieści, bowiem im też się trafiła mała potyczka z tymi orkami. - W takim razie rankiem wyruszymy. - Felix poparł przedmówców. Wbrew złośliwej uwadze Klausa nie sadził, by oporządzenie w wykonaniu Helgi miało któremuś z nich zaszkodzić. Chociaż żałował troszkę, że karczmarka ma synów, a nie córki... |
09-04-2021, 21:33 | #120 |
Reputacja: 1 | Nowoprzybyły krasnolud sprawiał mizerne wrażenie. Widać było, że miał za sobą długi dzień, pełen przygód. I kiedy zaczął się tymi przygodami dzielić, Zachariasz zasłuchał się. Och, uwielbiał takie opowieści. Szczególnie dlatego, że zawsze mógł z nich potem skorzystać przy jakiejś sposobności, oczywiście zmieniając parę szczegółów, dodając nowe wątki czy też koloryzując i wskazując swój osobisty udział w opisywanych wydarzeniach. - "Elfy, ludzi i krasnoludy działając razem, mogą powstrzymać orków…" - mówił krasnolud. Zachariasz golnął sobie z kielicha i palnął kurzym udkiem w stół. – No jasne! Jak zwykle elfy, ludzie i krasnoludy! Toż to kurwa jakiś skandal. O niziołkach się nie pamięta! Jakby niziołków na tym świecie nie było. Toż tu kurwa rasizm jest! A co by było gdyby nie niziołczy wkład w kuchnię światową, ha? Kto by dziś paszteciki z grzybami jadał? Albo wursty musztardziane? A cydr? Czy myślicie, że cydr to elfi wynalazek? Nie moi drodzy. Cydr wymyślił nie kto inny, jak Janošik Brambička z Hruombova. A jak już o Hroumbovie mowa, to z tej zacnej mieściny wywodzi się Pierwszy Batalion Procarzy. Słyszeliście? No pewnie, że tak. Pierwszy Hroumbovski zwany też Kasztanami, stawał przeciw Carsteinom i za to na sztandarach złote ordery od samego Cesarza nosi. Często się ich widzi na defiladach w Altdorfie, kiedy zaraz za rycerzami z Reiksguardu dziarsko maszerują. Piękny widok, zaiste. Raz widziałem, tom się popłakał ze wzruszenia. A i znajomka w Kasztanach mam. Niejakiego Remigliusza Spaska. Chłopak ma takie oko, że kamieniem na czterdzieści jardów, gruszkę z głowy strąca… Jak tylko znajdzie kogoś, kto sobie tą gruszkę na głowie postawi. Ale po gorzałce, czy po paru piwkach odwaga przychodzi… - To co? Do Karak Hirn już nie jedziemy? – gdy krasnolud skończył opowiadać, Zachariasz popatrzył po towarzyszach, którzy łatwo zmienili plany na najbliższą przyszłość. – Szkoda. Ale i tak będzie ciekawie. |