Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2021, 14:12   #121
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik nie tak wyobrażał sobie ucieczkę z obleganego miasta. Zupełnie nie tak. Najpierw bój którego mieli nie toczyć, potem atak w chatce a teraz gromada krasnoludów która sympatyzuje z rewolucją. Nie mieli przeciwko nim szans, jeśli jeszcze chwilę temu może była jakaś szansa na konną ucieczkę to na pewno już nie teraz. Jedyne co pozostało robić to skorzystać z chwili wytchnienia jaką dawał odpoczynek wśród zbrojnych, ogień, ciepłe jedzenie, napój z którym nie zamierzał przesadzić…

W zasadzie przyjemności których brakowało mu od miesięcy…

- Bitwa … rzeź raczej , najkrwawsza jaką widziałem, choć po prawdzie to pierwsza w jakiej uczestniczyłem…
– powiedział po dłuższej chwili gdy już opadły słowa wypowiedziane przez Semena. Faktem było że pomimo że w wielu walkach Tupik brał już swój udział to w bitwach jeszcze do tej pory nie uczestniczył.

– Wusterburg nie nadawał się do obrony , zniszczone mury i zgliszcza zastały oblegających zanim jeszcze przypuścili szturm. Nadziali się jednak , chyba sami do końca nie wierzyliśmy że damy rade stawić opór wojskom. A jednak. Zbyt pewni byli swoich sił, gdy wkroczyli w wyłom w murze już byli zachodzeni z obu flanek. Okrążeni. Konnica która mogła jeszcze zmienić koleje bitwy rozpierzchła się pewnikiem z powodu magii jakiejś , mnie nie pytajcie co to było na czarowaniu to się nie znam wiem jednak że grunt tak zadrżał że wszystkich powaliło na ziemie, co w przypadku konnych miało zgoła gorszy obrót… Tupik nie chciał powiedzieć za wiele , musiał głębiej wybadać krasnoludów żeby wiedzieć na ile da się ich przekonać do zmiany planów i czy w ogóle jest sens ich przekonywać do czegokolwiek.

- Powiedzcie jednak jak idzie rewolucja w świecie? Bo my w Wusterburgu byliśmy praktycznie odcięci od informacji zwłaszcza od czasu oblężenia. I czemuż to do Rötenbachu dojechać nie możemy, skoro tam już wszystko bezpieczne? - korzystał z okazji by grzać się i jeść, pierścień już dawno schowany miał tam gdzie słońce nie zagląda, papiery podobnie, przynajmniej póki go ktoś do nagości nie rozbierze... Niby i z tego mógł się wytłumaczyć , jak to Tupik , ale wolał nie ryzykowac , raz mu to już nie wyszło i pozostał z szramą na szyi...


K100 : 44 , 77, 44, 78, 66

 
Eliasz jest offline  
Stary 12-11-2021, 18:40   #122
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Skoro już rozmawiano to na opcję: ~"Dla Niosących Słowo, dla Głosicieli, pośpiech jest błogosławionym obowiązkiem" - zabrzmiał głos natchnionego proroka. Zabrzmiał z gardła pewnego medyka, który uznał, że mu się jednak spieszy bo wszystko może być fajnie i miło, aż do momentu aż nie dogoni ich jakaś kolejna radosna grupa pościgowa~, było jakby ciut za późno.
Rozejrzał się więc po twarzach innych po wypowiedzi Semena by ocenić czy może się odezwać mniej wymijająco. Nie było zdecydowanego sprzeciwu.
- Nie godzi się, towarzysze. Nie godzi się nie mówić całej prawdy naszym braciom - westchnął i nabrał powietrza - Przez moment tak właśnie było jak mówiłeś, towarzyszu krasnoludzie. Byłem świadkiem cudu. Wyklęty powstał lud ziemi i obalił tyranów. Widziałem jak marzenie ciężko pracujących ludzi, krasnoludów i nawet niziołków zaczyna się spełniać. Elfów nie, ale wiadomo jakie są elfy... Widziałem... wszyscy widzieliśmy jak to marzenie wali się w proch i pył, gdy pojawiły się wśród rewolucjonistów różne frakcje. Takich jak my, chcą zbudować lepszy świat dla wszystkich, teraz nazywają Budowniczymi. Ale pojawili się Niszczyciele. Oni chcą po prostu zniszczyć i spalić wszystko co ma jakąkolwiek wartość. Wielu rzemieślników zginęło. Waszym braciom też było nie po drodze z osobami, które nie szanują pracy i jej wytworów - zawiesił głos.
- Ma zaś musimy dopilnować by Wasze i nasze ideały się rozwijały i zyskiwały większe poparcie. Skoro Rotenbach już zabezpieczone, dokąd warto by się udać? Gdzie jeszcze nie dotarliśmy, a warto by było byśmy dotarli? - zapytał. Bo nie mógł przecież zapytać, gdzie jest bezpiecznie (czyli daleko od ruchawki).
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 14-11-2021, 15:13   #123
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
Niby w końcu mogli liczyć pomimo początkowych perturbacji na chwilę spokoju w bezpiecznym siółku opanowanym przez krasnoludów, jak widać nie tylko o czerwonych nosach ale i duszach. Ale w środku Gudrun czuła jakowyś niepokój, byli tutaj jak na widelcu, niby bezpieczni, ale wystarczyło by coś poszło nie tak i znajdą się w samym środku kabały, otoczeni przez wrogów. Poza tym wciąż nie oddalili się wystarczająco od Wusterburga by móc mieć pewność, że ewentualni zwolennicy „sprawy” ich tu nie znajdą. Toteż z pozornie bezchmurnym obliczem trzymała się swoich, i zachowywała czujność nie rzucając się przy tym zbytnio w oczy. Jeśli byłaby po temu okazja to oczywiście wrzuciła coś na ząb, zwłaszcza że w jej stanie musiała być w pełni sił, poza tym wszystko to co dotychczas przeszła nauczyło ją, że jak jest okazja zjeść to się je bo nie wiesz kiedy zrobisz to ponownie.
Miała wielką ochotę wypytać czy kto nie słyszał jak wygląda sytuacja w jej rodzinnych stronach, bowiem naturalnie martwiła się o rodzicieli w tym morowym czasie, ale wiedziała że takie zainteresowanie mogłoby zwrócić czyjąś uwagę na owe strony, a nie wiedząc jak ta cała sytuacja się zakończy wolała nie ryzykować mając nadzieję, że niebawem sama wróci w rodzinne strony, nawet jeśli tylko po to by wraz z dobytkiem i rodziną ruszyć byle dalej od rewolucji.

87, 83, 13, 10, 7

 
M0n jest offline  
Stary 16-11-2021, 09:25   #124
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Gurden, syn Turgrena, który też był czyimś synem, poprowadził ich do ogniska przy którym siedziała khazadzka starszyzna. Rozkulbaczone wierzchowce znalazły wytchnienie w stajni do której je zaprowadzono. Im też należała się odrobina wytchnienia. Krasnolud krzątały się w obejściu, kilku odeszło na mostek. Na wartę. Reszta, wolna od roboty, stanęła kręgiem, kilkanaście par ciemnych oczu spoglądało na nich z mieszaniną ciekawości i poważania. Siedli gdzie im wskazano miejsce świadomi powagi tego co mają do powiedzenia. Uważnie dobierając słowa, dziękując za podane pieczyste i puszczone w krąg gąsiory z piwem. Choć pili wstrzemięźliwie wyraźnie obawiając się obco wyglądających krasnoludów. Ingwara z nimi nie było, został ze swym pryncypałem w wiejskiej chałupie, co dawało im niejaką swobodę rozmowy.

Słowa Semena wyrwały z kilku gardeł głuchy pomruk. Górnicy z Grung Gandaz wymieniali pomiędzy sobą pełne niezrozumienia spojrzenia. Jakże to tak? Spalono kuźnie? Po co? Przecie oręż trza było kuć. Jednemu wręcz wyrwało się przekleństwo.

-Kurwa! Po co niszczyć kuźnie?! Czy wy, ludzie, nie rozumiecie że walczy się żelazem, a to żelazo kuć trzeba? Ostrzyć?! - to był jeden z tych, co stał w kręgu. Krzaczaste brwi marszczył w zdumieniu. Jednak w uszach uciekinierów „wy, ludzie” zabrzmiało źle. Bardzo złowróżbnie. Tyle, że dalej poszła już opowieść o bitwie odrywając myśli od zniszczeń miasta. Tupik był w swoim żywiole i roztoczył opowieść taką, której nie powstydził by się niejeden bajarz.

A potem włączył się Theophrastus. Swoim statecznym, pewnym, emanującym spokojem głosem opowiedział dalej historię zniszczeń, jakie spadło na Wusterburg. I nie była to opowieść, która krasnoludom przypadła by do gustu. Siedzący przy ogniu, cieszący się chwilą wytchnienia, poranieni uciekinierzy z Wusterburga, świadomi byli wrogości, która gęstniała. Widzieli pobielone, zaciśnięte na głowniach mieczy i trzonkach toporów garście sękatych dłoni khazadów. Słyszali podobne do pomruku jakiejś nadchodzącej burzy głosy, gdy gadali między sobą tłumacząc tym co nie wszystko usłyszeli albo nie wszystko zrozumieli. Zresztą, nawet oni sami, uciekając z Wusterburga, nie do końca rozumieli powody, dla których miasto zrównano z ziemią a tych wszystkich którzy mogli wiedzą i umiejętnościami wesprzeć rewolucyjne dzieło spalono, powieszono bądź ścięto. Czystki pamiętali doskonale, nie bez powodu Tupik krył się w przebraniu karła. Pamiętali, ale też nie rozumieli. Jak mieli wytłumaczyć to khazadom, skoro sami tego nie mogli pojąć?

-Brat mój, Gormund McRound, kuźnię miał i piękny warsztat płatnerski. Przy porcie gdzieś. Nad rzeką, bo on zawsze był za postępem i kołem wodnym miechy napędzał. - jeden z krasnoludów, pewnie wódz o którym wspominano, milczący dotąd, odezwał się głuchym, szorstkim głosem. Nic więcej nie powiedział. Przy ogniu zapadła cisza przerywana jedynie szeptami zgromadzonych w krąg krasnoludów i trzaskaniem ogniska. Gdzieś od mostku dało się słyszeć rechoczącą z jakiegoś żartu wartę. W obejściach kilka burków walczyło o jakiś ochłap i ujadało na się głośno. Thephrastus pokręcił głową odpowiadając na nie zadane pytanie.

-Spalono wszystkie manufaktury, warsztaty, fabryki i zakłady. Nawet kowali nie oszczędzono. Niszczyciele chcieli tylko niszczyć. Nawet mury miasta zniszczyli, jako to co budowała władza. Nikt ich nie powstrzymywał. Było ich tak wielu. Głosiciel prawił, że to najbiedniejsze, najbardziej wygłodniałe dzieci rewolucji. Spadli na miasto jak sfora wygłodniałych wilków, jak zaraza. Trupy zaścieliły ulice, wisielce ozdobili krokwie i słupy. Niszczono wszystko i wszystkich…

-Brat mój, Gormund… - siedzący krasnolud wciąż jakby nie mógł uwierzyć w to co słyszał, potem zamilkł. Po chwili splunął w ogień i wstał. - Ehhh, wy, ludzie. Wszystko niszczycie…- powiedział głucho i odszedł przeciskając się przez zgromadzoną ciżbę. Przepuszczono go bez słowa. Dopiero gdy odszedł między drzewa krasnoludy nabrały chęci do dalszej pogawędki.

-A bitwa? Jaki przebieg miała. Prawcie!

-Jak to sami na klanowych?! Z babami i dziatwą, przeciw góralom?

-Jaka magia? Czarostwo też tam wypełzło?

-Głosiciel nas wezwał do walki o wolność ludu pracy! Jakże to tak, później godził się na mordowanie naszych braci?

-My w Grung Gandaz zerwalim kajdany niewoli! Niemal wszyscy się zbuntowali! Wyrąbaliśmy sobie wolność kilofami i młotami! A teraz mówicie, że wy ludzie naszych pobratymców w Wusterburgu pomordowaliście?

-Jakże to, rewolucję nieść, jak ona tylko mord obiecuje?

-W Grung Gandaz walczyliśmy z gwardią z Karak Ziflin, nie z rzemieślnikami i ludem. Nie o taką walkę klas nam chodziło! Głosiciel co innego prawił w swoich pismach!

-Mieliśmy społem z wami ludzie. Ale jak tak, z mordercami naszych braci?! Rewolucja? Wy ludzie wszystko tylko psuć umiecie!

-To nie oni, oni to Budowniczy! To Niszczyciele palą i mordują. Budowniczy jak my, rewolucyjne dzieło niosą!

-Gdzie trzech ludzi tam cztery poglądy! Nic czego robią, porządnie zrobić nie potrafią!


-W Rötenbach nasi siedzą. Musim ich powiadomić. Pytaliście co we wsi. Ano huf nasz tam stoi. Prawie stu chłopa! Wszystko pod bronią. Idziem do miasta, wspomóc Głosiciela. Ale po tym co gadacie, to nie wiem jak to będzie!

Rozmowy nagle przycichły, gasły. Krasnoludy rozstąpiły się ukazując wracającego Thormunda. Nic w jego obliczu nie wskazywało na to, by usłyszane wieści obeszły go jakoś. Wrócił na swe miejsce, przysiadł i długo w milczeniu wpatrywał się w ogień. Dopiero po chwili odezwał się szorstkim głosem. - Nie wasza wina. Jutro będziem w mieście to dowiemy się wszystkiego i poszukamy mego brata. Albo winnych. Wy odpocznijcie. W stodole na sianie, albo w którejś z chłopskich izb. Rano ruszycie w swoją stronę. Za jedno mi gdzie. I … dziękuję wam. Za szczerość.

Więcej słów przy ognisku nie padło. Krasnoludy rozchodziły się do swoich, mniejszych ognisk pozostawiając wodza samotnie siedzącego z przybyłymi przy ognisku, ale Thormund milczał. Nie zachęcał do dyskusji. Uciekinierzy z Wusterburga zaś w końcu poczuli w kościach trudy dnia. I z wdzięcznością przyjęli tę chwilę wytchnienia. Potrzebowały tego ich wierzchowce. Potrzebowały ich rany. Potrzebowali całym sobą. I los, tym razem, się do nich uśmiechnął.


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 16-11-2021, 21:54   #125
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen pociągnął łuk z bukłaka, podał bez słowa krasnoludowi i poszedł do stodoły zostawiając go z żałobą.

Gdy byli już sami rzekł półgłosem do towarzyszy:
- Warty mus nam dyskretnie wystawić. Jak im się odwidzi, to przynajmniej w walce odejdziemy, a nie oprawieni jak wieprzki czy powieszeni. Zjedzmy co mamy i kładźmy się.

k100: 56, 78, 99, 12, 34

 
Mike jest offline  
Stary 17-11-2021, 07:20   #126
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik ponuro spojrzał na zebranych krasnoludów , chcąc choć milczeniem wyrazić wszystko to co przeszli nieludzie w mieście pożogi. Wstydził się tego że jeszcze chwilę wcześniej rozdawał plakaty , choć wiedział dobrze że w zasadzie walczył o życie. Ilu z „towarzyszy” w mieście postępowało dokładnie tak samo? Za nic mając hasła rewolucji , chcąc jedynie przeżyć do świtu?

Nie miał już nic do dodania , w duchu cieszył się , że prawda wyszła na jaw i że wciąż żyli. Gdy emocje z niego zeszły, po raz kolejny odczuł ogromne zmęczenie. Słysząc Semena cieszył się że nie powiedział tego przy krasnoludach, już raz omal nie przypłacili głowami jego przemowy. Tupik był pewny że z strony krasnali nic im tej nocy nie grozi. Gdyby to byli ludzie…

- Zamknijmy się w chałupie i tyle, można krzesło pod drzwi podstawić jak chcesz, ale ja warte odpuszczam i tobie też to radze. To może być jedyna noc którą możemy normalnie przespać a bez tego i tak wiele nie zdziałamy.


Tupik zgodnie z sugestią krasnoluda wybrał jedną z chłopskich chat. Było tam znacznie cieplej niż w stodole. Co prawda zmysł obronny kazał mu szukać wytchnienia tam gdzie szybko mógłby wskoczyć na konia i odjechać z drugiej strony jakoś nie łudził się że miałby jakieś szanse gdyby krasnoludzki oddział chciał go dopaść. Chciał im jeszcze przekazać parę słów , ale rankiem , na odchodnym, teraz musieli przespać, przetrawić to co już usłyszeli. Zmęczenie jednak dawało się coraz bardziej we znaki a ciepły posiłek, ognisko, zapewnienie bezpieczeństwa, działało niczym ciężarki zawieszone na powieki. Chciał już po prostu spać.


K100 36, 80, 40, 71, 61

 
Eliasz jest offline  
Stary 17-11-2021, 14:52   #127
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
Gudrun za przykładem reszty kompanów umościła się wygodnie w chałupie. Naturalnie wyostrzony nadzwyczajnie niedawnymi przejściami instynkt samozachowawczy w głębi piał z przestrogą, ale zmęczenie nieludzkie które uderzyło ją dopiero teraz, gdy poczuła się choć odrobinę bezpiecznie sprawiło, że padła jak kłoda i spała snem mocnym jak cholera. Snem szczęśliwie pozbawionym koszmarów, które w murach Wusterburga nękały ją ustawicznie, jakoby powietrze morowe górujące nad miastem miało wzbudzać w ludziach negatywne odczucia.

98, 69, 61, 45, 40

 
M0n jest offline  
Stary 17-11-2021, 17:12   #128
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Podgaje świętym sanktuarium nie były, ale dane im było znaleźć tutaj bezpieczną - przynajmniej chwilowo - ostoję. Eleonora nie łudziła się, że bezpieczeństwo jest tylko chwilowe, ale zmęczenie i wrażenia z dnia zaczynały dawać o sobie znać. Paranoja zelżała też przy wysłuchiwaniu rozmowy, kontrolę przejęły wpojone zwyczaje - ileż to razy przyszło jej siedzieć cicho i słuchać chłopów, na spokojnie analizując słowa i emocje! Jak to zwykle bywało, mało kto zwracał uwagę na nasłuchującą babę. Nawet odmowa pieczystego i napitku przeszła bez większego echa.

Nawet gdyby Łasiczka miała apetyt, to zniknąłby jak sen jaki złoty przy wzmiance o zbrojnym hufcu w Rötenbach. Szlag trafił ich plan o spokojnej podróży do Teoffen, szlag trafił ingwarową obietnicę. Szlag, szlag, szlag. Na północ nie było co jechać, pchanie się na front byłoby samobójstwem. Południe? Granica z Tileą? Może tam było spokojnie? Eleonora westchnęła, podnosząc się. Czasy były niespokojne. Miejsca, jak się okazywało, jeszcze bardziej. Smętnym krokiem ruszyła ku stodole i wierzchowcom.

Propozycje Tupika i Semena były rozsądne, toteż z całym swym dobytkiem powędrowała za nimi ku jednej z chłopskich izb. Kobiecina w kwiecie wieku, z gromadką smarkatych dzieci, zerkała na nich nieufnie gdy zastukali do jej chaty, ale wysupłany złoty karl prędko zmienił nastawienie. Chata była przyjemnie ciepła, zwłaszcza przy mrozie który tylko nasilił się wraz z późną godziną. Przyjemności dopełniał fakt że Ida, jak przedstawiła się gospodyni, i jej smarkaty orszak zniknęli prędko na piętrze, zostawiając ich samych na parterze z trzaskającym i grzejącym paleniskiem.

- Idźcie spać - zakomenderowała Eleonora stanowczo. - Wezmę pierwszą wartę. Panie Paczenko, mistrzu Höhenheim, którego z was obudzić na drugą zmianę?

Łasiczka miarkowała, że słaniającego się Tupika i chrapiącej już w najlepsze Gudrun nie było co wyznaczać na wartowników. Najciężej ranieni potrzebowali najwięcej odpoczynku i rekonwalescencji. Dwójka starszych panów, o ironio, w tej chwili nadawała się do warty o niebosa lepiej. No, nie licząc...

- Ingwar! - Eleonora syknęła, przypominając sobie o lordowskim słudze. - Może powinniśmy pójść po niego i lorda?



_______________________________

18, 87, 16, 79, 15
 
Aro jest offline  
Stary 17-11-2021, 19:56   #129
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Tak należało postąpić - odrzekł krasnoludowi medyk. Pamiętał swoje słowa z placu. Przez moment wierzył wtedy, że uda się skanalizować wściekłość tłumu w coś pozytywnego. Okazało się inaczej. Jak na ironię, teraz znalazł się wśród tych, którzy spróbowali wprowadzić to w życie. Jak mógłby ich okłamywać?

***

- Koniecznie - na słowa Łasiczki podniósł się Theo. Musiał się upewnić że pacjent przeżyje. A przynajmniej zrobić tyle ile można było zrobić.

- Potem idę spać i radzę Wam to samo. Jeśli krasnoludy będą chciały byśmy byli martwi to będziemy. A bez przespanej nocy nasze rany nigdy się nie zregenerują. Kiedy skończę z Lordem, zmienię opatrunki i reszcie, trzeba zadbać by zakażenie się nie wdało - dodał. I jak powiedział, tak zrobił.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 18-11-2021, 11:45   #130
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Ciepły kąt, suchy, był wszystkim czego, po tym co ostatnio doświadczyli, potrzebowali. Ciepło bijące z glinianego pieca przyjemnie rozleniwiało zamieniając zmarznięte skorupy odzieży w wilgotne szmaty. Było jednak na tyle ciepło, że mogli się rozdziewać. Przestraszona chłopka, która przedstawiła się Iga, wyraźnie zdumiona wręczoną jej monetą, szybko zagoniła smarki na piętro poddasza, gdzie musiała być wspólna izba sypialna, oddając gościom kuchnię i jadalnię w jednym. Na odchodnym postawiła na stole misę z kaszą, chłodną już, ale za to pełną. Bochen chleba, częściowo już skrojony, dopełniał wykwintny posiłek, ale nie grymasili. Mieli w sakwach co nieco, krasnoludy też im przecie nie szczędzili własnej strawy. Z pełnymi brzuchami, w cieple domowej izby, myśleli już tylko o tym by choć chwilę spokojnie odpocząć. Jakaż to była odmiana od wusterburskich zgliszczy i piwnicznej nory. Dopiero teraz, mając dach nad głową i piec grzejący całkiem całkiem, dostrzegali tę różnicę.

Dzieciarnia z góry zerkała przez otwór, ciekawa wszystkiego co robili goście, ale posłuszna nakazowi Ingi nie naprzykrzała się gościom. Theo w spokoju mógł obejrzeć rany i z miłym zaskoczeniem stwierdził, że żadna z nich się jątrzy. Ciała, co było zdumiewające nawet dla niego, goiły się szybciej niżby powinny w warunkach w jakich przebiegała rekonwalescencja jego pacjentów, ale nikt nie miał zamiaru na to narzekać. Theophrastus obejrzał wszystkich a na końcu i siebie. Dopiero wówczas przypomniał sobie Ingwara i jego lordowską mość. Z niechęcią, kierowany poczuciem obowiązku, medyk podniósł się i obwieszczając kompanom dokąd idzie, odział się w mokre już łachy i ruszył do sąsiedniej chałupy. Kilku krasnoludów krzątało się w obejściach i przy stajni naprawiając chłopskie ogrodzenie, ostrząc broń, majstrując coś przy zawiasach wrót stodoły. Reszta siedział przy ogniskach gaworząc w swoim szorstkim, gardłowym języku. Ktoś mrukliwie nucił jakąś pieśń. Nie zatrzymywał go nikt, raz tylko któryś z „walczących” ze sztachetami khazad pozdrowił go gestem. Jeśli krasnoludy planowały jakąś zdradę, skrzętnie to ukrywały.

Ingwar drzemał wsparty o ścianę, kiedy Theo odwiedził go w chłopskiej chacie. Zbudził się niemal od razu i na poły przytomnym wzrokiem wodził po izbie kiedy Theo zamykał drzwi. Otwarte palenisko słabo oświetlało ciasną izbę w której pod ścianą było legowisko w którym barłożył się kosmaty chłop z dwoma babami, czeredą dzieciaków, dwoma psami i kotem. Tylko kot podniósł się z miejsca i błyszczącymi oczyma obserwował przybysza jeżąc sierść.

-To ty medyku. - na poły spytał, na poły stwierdził Ingwar, który ogarnął się wcale szybko. Theo podszedł do leżącego lorda sprawdzając puls i stan ogólny pacjenta.

-Sprawdzić przyszedłem co z nim. - cicho, by nie budzić gospodarzy, powiedział medyk sprawdzając oddech leżącego na ławie lorda. Zdawało się, że oddycha głęboko i spokojnie, twarz miał zaróżowioną i tylko krwawe nacieki na twarzy pozostałe po operacji Theophrastusa, wskazywały na to, że odniósł poważną ranę. Bandaża nie zdejmował świadom tego, że lepiej póki co było zostawić ranę samej sobie. Lorda zdawał się być chłopem na schwał i póki mu się nie pogarszało, lepiej było go zostawić w spokoju.

-Chcę wam podziękować. - głos Ingwara łamał się lekko, nienawykły widać do wypowiadanych słów podzięki. - Bez was by sczezł na polu i wilcy by go ogryzali już pewnie. A i to coście mu z głową robili pierwszy raz w życiu widziałem na oczy, a widziałem wiele. Musicie panie być prawdziwym mistrzem w swoim fachu, bo przecie widzę gołym okiem, jak mu się polepszyło.

-Do pełnej poprawy daleko jeszcze, wciąż nie jestem pewien czy znów nie będzie mu się w głowie krew zbierała. Jeszcze nie mogę rzec, czy przeżyje. - Theo wolał być ostrożny w swoich sądach, ale był dobrej myśli. Wiedział jednak, że nie ma nic gorszego niż raz rozbudzona nadzieja, która nagle umiera. - Cerebrum decompression, to trudny zabieg. I to nawet w odpowiednich warunkach. Tu … jeszcze wiele może się wydarzyć, ale… musicie być dobrej myśli. Wyśpijcie się i wy, rano chcemy ruszać, musicie odpocząć.

-Prześpię się, prześpię. Ale chcę byście wiedzieli, że jestem wam wdzięczny i dłużny. - Ingwar przytrzymał rękę medyka, który chciał machnięciem zbyć niezręczne słowa starego sługi. Ich spojrzenia się spotkały i Theo ujrzał w oczach swego rozmówcy łzy. - On mi jak syn panie, jak syn. Życie bym oddał z radością, gdyby to mogło go ocalić. Dla tego jestem wam wdzięczny i wierzcie mi, spłacę swój dług wobec was. Byle byśmy w Teoffen już byli.

-Rano ruszamy, prześpijcie się. - powtórzył Theo niezręcznie uwalniając się z uścisku sługi. Pochylił się jeszcze nad unieruchomionymi w prowizorycznych łupkach nogami rycerza poprawiając mocowania, tu i tam dociągając lub luzując nadmiernie zaciśnięte węzły. Ranny jęknął cicho, ale nie zbudził się. Widać było, że wraca mu zdrowie. Medyk ukontentowany tym co widzi przykrył na powrót lorda futrem i podniósł się. Ingwar poklepał go po ramieniu w podzięce. Theo raz jeszcze przykazał mu się wyspać, po czym wyszedł wracając do kompanów. Dopiero gdy wrócił i obwieścił, że z Lordem Eryckiem i Ingwarem wszystko jest w najlepszym porządku a ranny wraca do zdrowia, podparli wrota ławą i powoli układali się do snu ustalając kolejność czuwania. Wszystkim im potrzebny był spoczynek a ołowiane powieki domagały się swego…



***


Sen spłynął na śpiących niczym całun muślinu. Dobry, kojący, gojący ból i troski. Dający siłę nad ludzkie wyobrażenie. I mimo swej dziwności… dobry…

Wyłom pełen był trupów, które równym zwałem otaczały potężną, ryczącą, rogatą bestię. Wielką nad ludzkie pojęcie, muskularną… piękną. Jej krwawe topory wyżynały krwawe żniwo w szeregach obstępujących ją z każdej strony ludzi powalając ich całymi grupami. Jednak to piękne dzieło, ukoronowanie rzemiosła mordu i rzezi na skalę nigdzie nie spotykaną, nie znajdowało uznania wśród podłych ludzi nie rozumiejących potęgi tego, co widzieli własnymi oczyma. Choć to też nie była do końca prawda. Byli i tacy, którzy podporządkowując się woli bestii, rzucali się na swoich towarzyszy potęgując zamęt. Topór kreślił łuki wyrzynając zarówno jednych i drugich. Silny, mocarny, sprawiedliwy. Niosący ulgę w cierpieniu, łaskawy dla tych których spotykał na swej drodze, bowiem po zetknięciu z nim nic już nie było ważne a wszelkie udręki odchodziły w niebyt jednym rozbłyskiem jaźni. „Jestem Twym Panem, winieneś mi posłuszeństwo i krew! Jesteś mój!” ryczała skrwawiona, piękna bestia magnetyzującymi oczyma zaglądając w głąb duszy. Żądając tego co jej było należne z mocy wszechrzeczy i samego istnienia. Ofiarowując po równi cierpienie ponad ludzkie wyobrażenie i potęgę o nieludzkich wręcz rozmiarach. „Skąpany w mej świętej krwi, zrodzony w boju, błogosławiony spojrzeniem Pana! Błogosławiony braterstwem krwi! Jesteś mój do końca swego istnienia!”







Sen spłynął na śpiących niczym całun muślinu. Dobry, kojący, gojący ból i troski. Dający siłę nad ludzkie wyobrażenie. I mimo swej dziwności… dobry…


***



Budzili się powoli, niespiesznie. Pierwszy raz od wielu tygodni. Ida krzątała się cicho po izbie zastawiając stół podanym serem, jajami i wyjętą skądś słoniną. Na zewnątrz słychać było już krzątające się krasnoludy. Gwar rozmów, jakieś śmiechy, żarty, niezrozumiałe bo wypowiadane w twardym, khazadzkim języku. Zjedli szybko, szybko też się oporządzili świadomi tego, że pośpiech jest wskazany. Dzieciaki zlazły z dołu i z ciekawością zerkały na nich z kąta przy piecu a najodważniejszy, chyba Hunc go matka wołała, odważył się nawet dotknąć topora, który Semen postawił przy stole. Wnet jednak przegoniony ścierką Idy skrył się pośród rodzeństwa i z wypiekami wdał się w szeptaną rozmowę malców. Zebrali się sprawdzając opatrunki, odzież która przez noc zdążyła wyschnąć, przypasując oręż. Na stole zostawili gospodyni drugą monetę i wyszli.

Padało. Tym razem śnieg mieszał się z deszczem zamieniając powoli piargi białego puchu w błotną breję. Wiosna. Czuć ją było w powietrzu, widać też było. W błotnych, burych kałużach w które powoli zmieniał się zaścielający wszystko w koło śnieg. Krasnoludy gotowały się również do wymarszu. Pogaszono ogniska, obok zostawili stos narąbanego drwa. W kilku miejscach widać było, że niektórzy khazadowie z nudów albo z wdzięczności dla kmiotków naprawiło płotki, świeże drewniane sztachety wyróżniały się jasnym drewnem na tle pozostałych, omszałych i szaroburozielonych. Kilku krasnoludów stało na placu wokół którego stały wszystkie chałupy wioski. Wśród nich był ich stary znajomy. Thrmund, dowódca oddziału. Widząc ich, wychodzących z chałupy skinął im głową na powitanie i ruszył w ich kierunku.

-Zbieracie się człeczyny? Dobrze. Wieść przyszła, że po bitwie pod miastem w mieście wszystko jakby zamarło. Ponoć posłano tylko jeźdźców na wszystkie strony, ale tu nikogo nie było. Ale wojsko zbiera się pod Eigenhof do drugiego szturmu. Posłaliśmy już wieść do Rotenbach, nasi nie mieszkając ruszą, by zastąpić im drogę a i my do nich dołączymy. Potem, jak się sprawy wyjaśnią pójdziemy na Wusterburg. Do Rotenbach macie drogę wolną, ale widzicie jaka pogoda. Jeśli szlak nie rozmókł w południe tam staniecie. Chyba że wolicie zostać? Chcecie nam towarzyszyć? - pytanie rzucił do wszystkich, ale wyraźnie spojrzenie wbił w Semena, Gudrun i Eleonorę, choć dziewkom poświęcił mniej uwagi. Nim kozak zdążył odpowiedzieć do rozmowy włączył się Tupik.

-Nie panie McRound. Nie możemy. Każdy z nas ma swoje przeznaczenie, swoją misję. Rozumiecie. Jeden miecz, topór czy łuk nie będzie dla waszego hufca żadnym wsparciem a nasza zwłoka zagrozić może misji. - mówił powoli, poważnie. Mając nadzieję, że krasnolud nie będzie nalegał. O Semena się nie martwił, wiedział że ten nie pali się do bitki.

-Niech tak będzie. Chłopaki pomogą wam z zaprzęgiem i rannym. - Thormund pokiwał głową nie dając żadnego znaku, czy odpowiedź niziołka mu leżała czy też zupełnie odwrotnie. Nim jednak ruszyli się, by sprawić się do odjazdu podszedł do Semena i wyciągnął rękę ku jego toporowi. - Mogę? - zapytał. Kozak po chwili wahania, jeden topór wszak mu już krasnolud sprzeniewierzył, podał oręż khazadowi. Ten ważył go chwilę w dłoni, palcem przejechał po ostrzu, poskrobał paznokciem jakieś ryty na wzmocnionym żelazem trzonku i oddał z uznaniem spoglądając tym razem na Semena. Chwilę zastanawiał się, jakby ważył co rzec. W końcu powiedział. - Zacny, bardzo zacny oręż. Nasza robota, ale tchnięto weń ducha. Mistrz nad mistrze musiał go zrobić. Przedać nie chcecie? - zapytał, ale chyba znał odpowiedź bo uśmiechnął się tylko na kozacką odmowę. - Niechaj zatem ci służy. Noś go dumnie, bo dumna to broń.

Ingwar wyszedł ze swej chaty i skinął na Theo, który ruszył w jego stronę. Wnet stali w progu domu. Inwar sprawiał wrażenie niewyspanego, padająca mżawka też nie dodawała otuchy, bo mieli wszyscy świadomość, że drogi wnet zamienią się w bajora zgoła nieprzebyte.

-Ocknął się nad ranem i do rzeczy nawet gadał. Chciał, byśmy go do Eingenhof wieźli, alem go odwiódł od tego zamiaru. Ranny tam na nic a w tych warunkach nie dojdzie do siebie nawet przy twojej panie opiece.

Thephrastus pokiwał głową przepuszczając w progu krasnoludów, którzy przyszli pomóc wnieść lorda na wyłożone futrami sanie. Konie osiodłano już i zaobroczono. Dwa kransoludy, z których jednym był Gudren Ap Sandrug, ich wczorajszy znajomek z mostowej warty. Jeśli jednak miał gdzieś jakiś uraz do Semena, to krył go głęboko, bo uśmiechał się szeroko. Może jednak nie miał do nich nic.

Ich skromny orszak gotowy był do drogi w kilka pacierzy. Pożegnali się dziękując za chwilę wytchnienia i pomoc. Ale krótko, bo wszak nie mieli tu ni przyjaciół ni wrogów.

Dopiero gdy ruszali, gdy Ingwar zaciął wprzęgnięte do sań wierzchowce, Theo uzmysłowił sobie, że od wczoraj sługa pana na Teoffen traktuje go jakoś inaczej, z szacunkiem.

Jadąc stępa, powoli wyjeżdżając z Podgajów, żagnani byli krasnoludzkimi, wcale licznymi okrzykami. „Wolność! Równość! Braterstwo! Sprawiedliwość!”. I takie tam głupoty. Oni już wolność głodnej zgrai, równość wisielców, braterstwo trupów we wspólnych mogiłach i sprawiedliwość ludową która to wszystko sprawiła widzieli na własne oczy. Ale pozdrawiali życzliwie krasnoludy, bo i też dały im chwilę wytchnienia. Chwilę na sen. Właśnie, na sen.

-Idziemy do samej wsi? Mijał bym, tam są polne drogi, choć mogą być zasypane. Niebawem to wszystko… - Ingwar prowadząc sanie spytał się głośno, kierując do wszystkich swe pytanie i wskazując na skarpy burego śniegu na drodze i poboczu. - … zamieni się w breję i trzeba by łodzi by się przebić do Teoffen. Za Rotenbach był szlak na Browar Bugmana i droga na Teoffen, przez wzgórza. Tamój pewnie ta jaskinia o której panienka mówiła. - To ostatnie zdanie skierował do Eleonory. - Ale to kawał drogi. O zmroku pewnie byśmy dotarli do wzgórz. Baczenie jednak mieć musimy, wiosna idzie co prawda, ale tam lasy gęste. Jak szliśmy hufcem to nie groźne nam wszystko było, ale teraz?

Konie zacięte ruszyły kłusem, przyspieszając wyraźnie. Szlak póki co, był dobrze ubity i nie rozpłynął się jeszcze, choć padający deszcz pomieszany ze śniegiem już robił swoje. Mimo to jechali spokojniej. Odgrodzeni od ewentualnego pościgu z Wusterburga oddziałem krasnoludów, mając przed sobą wioskę zajętą przez krasnoludzkich rewolucjonistów czuli się nieco pewniej. Mogli w końcu w spokoju przemyśleć swoje położenie. Które w ciągu jednego dnia wyraźnie się polepszyło.


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172