|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
|
22-11-2021, 20:29 | #1 |
Reputacja: 1 | [WFRP 2ed.] Żądza pieniądza “Biznes jest biznes.” Nieoficjalne motto Marienburga
_______________________________ Powodzenia i miłej zabawy! Ostatnio edytowane przez Aro : 23-11-2021 o 20:47. |
24-11-2021, 09:17 | #2 |
Reputacja: 1 | Przy całej sympatii jaką Korin czuł do świata, zwłaszcza po kilku głębszych, jakoś nie znalazło się miejsce dla Gabriela Vissera. Visser był nuworyszem i tak się zachowywał. I tak działał. I działał tym działaniem Korinowi na nerwy. Tyle, że płacił zacnie, rozliczał się sumiennie i w zasadzie nie można było mu nic zarzucić. I to też działało Korinowi na nerwy. Podświadomie, niemal nie mogąc wytłumaczyć swoich irracjonalnych przeczuć, czuł że Gabriel jest gorszą kanalią niż każdy z nich. I to z tych najgroźniejszych. Bał się go chyba trochę co nie przeszkadzało mu dlań pracować i czerpać z tej pracy całkiem pokaźne zyski. O niebo lepsze niż ze swoich żonglerskich popisów. Korin Bielau, nazywany przez kolegów „Szczur” od tego że wciśnie się w każdą szczelinę i przetrwa wszystko, wcześniej żył ze swego wygimnastykowanego ciała, podświadomego czucia przestrzeni i zręcznych palców. Z żonglerki i akrobatyki. Swoich popisów dokonywał na licznych placykach, w oberżach, zamtuzach, karczmach i kupieckich domach. Kilka razy nawet na rozhuśtanym pokładzie pełnomorskich żaglowców, które zawijały do Marienburga. Z małpią zwinnością potrafił fikać koziołki, ciskać kolorowymi kulami, bawić gawiedź i dostojnych widzów popisując się rzucaniem noży w różne wskazywane cele. Czasami nawet z zawiązanymi oczyma. Zwykle trafiał w to co planował, ale było swego czasu, zwłaszcza po długim pijaństwie od czego nie stronił, kilka wypadków. Nieszczęśliwych. Bo z tych kilku tylko dwa były faktycznie celowe, zaplanowane. Dość powiedzieć, że musiał czasami na dłuższy czas zniknąć a żyć przecież trzeba. To właśnie w takiej trudnej chwili, kiedy grunt się mu palił pod nogami, poznał Gabriela. A ten poznał się na jego talencie. Tak rozpoczęła się współpraca, która trwała do dziś. A zaowocowała kilkoma nocnymi wizytami w domach tych, którym zdawało się, że kraty w oknach na parterze i opłacanie własnych ochroniarzy gwarantuje im bezpieczeństwo i bezkarność. Cóż, ludzie uczą się na błędach. Nocne wspinaczki i włamy nie były wszystkim, czym teraz popisywał się Korin w służbie u Gabriela. Nadal dokazywał żonglując, tyle że teraz o wiele częściej żonglował nożami. Albo informacjami. Odpowiednie słówko szepnięte odpowiedniej osobie w odpowiedniej chwili potrafiło siać w mózgu ofiary nie mniejsze spustoszenie niż ostrze stali wbite głęboko w oczodół. Cóż, Korin nie wybierał sobie celów na chybił trafił. Zwykle robił to, co uzgodnił z chłopakami których poznał u Vissera z którymi chodził „na robotę”. Z którymi później, lub wcześniej, pił i bawił się. Którzy po trosze, zastąpili mu brakującą rodziną. Tak było i tym razem. *** Wyraźnie skacowany, wypluty nieco, „Szczur” smarknął w palce po czym z zainteresowaniem spoglądał na zielonego gluta, jakby doszukiwał się w nim jakiejś głębszej treści. Nie zrażony zniesmaczonym spojrzeniem Rocco zlepił dwa palce i rozkleił bawiąc się flegmą dla zabicia czasu. Chłopaki rozłożyły się pośród paproci obsadzając trzy zwalone pnie tak, by nie moczyć portek na podmokłej ziemi. Korin wytarł w końcu palec w liść jakiegoś krzaku mrucząc do niego swoim niskim głosem pieszczotliwie - Tu se siednij. - Powiódł wzrokiem po chłopakach. Każdy z nich był „specjalistą” w swoim fachu. Lepszym, bądź gorszym. Ale łączyła ich od dawna współpraca z Gabrielem, jechali więc na jednym wózku. -Za dużo tu niewiadomych, za mało informacji. - zagaił cicho a widząc potakiwania kontynuował - No bo tak, nie wiemy ilu ich tam jest w środku. Wiemy, że starają się trzymać warty, czyli ktoś im to kazał. Profesor? Wątpię. On się zajmuje czymś innym. Mają psy? Oby nie mieli, bo jak tak to … będzie trudniej. Musimy ich poobserwować z ukrycia. Teraz kolej „Chudego”, jak wróci to będziemy mądrzejsi. Ja obejdę sobie tę ich faktorię i pooglądam z każdej strony, zobaczę, może jest inne wejście. Tak czy siak musimy ustalić wstępnie jakiś plan. Poszedł bym nocą, bo to człowiek wtedy mniej czujny, zwłaszcza jak nie spodziewają się kłopotów. Z dwóch stron, dla pewności. Można by próbować wywabić straże, ale wiecie to na dwoje babka wróżyła. Może się nabiorą, ale może wzniecą larum i skryte podejście pójdzie w pizdu. No więc raczej dyskretne pozbycie się strażników. No a potem do środka. Wejść wejdę, tu nie ma obaw, tylko że jakby zrobiło się zamieszanie jakie, to może by Profesorek został sam a wtedy byśmy go z Rocco capnęli, zajebali, wzięli papiery i hyc przez okno… -Jak ich więcej zostanie na straży, to nic z tego nie wyjdzie i będziemy w pułapce. - Rocco zawsze bardzo dbał o swoją skórę. Cóż, wiele więcej nie miał do stracenia bo zadłużony był u różnych buków na setki, jeśli nie tysiące. -Fakt, ale rozważyć taką ewentualność trzeba. Można by zrobić zamieszanie podpalając budynek, no ale Gabriel pierdolił coś o tych jakichś papierach, że to ważniejsze nawet. Jak na mój gust to ogień by im mógł nie posłużyć. -Bez ognia. - powiedział krótko Bernold. Pokiwali głowami ze zrozumieniem. Miał prawo nie lubić ognia. -Albo inaczej, podpalić budynek i wyłuskiwać po kolei tych co będą wyskakiwali salwując się ucieczką. Bo… -Bez ognia! Zamieszanie tak, ale bez ognia. -Dobra, dobra, jasne, bez ognia. - Korin pojednawczo uniósł w górę dłonie po czym zastanowił się raz jeszcze. - Dobra, ale ruszamy nocą. Tak po trzecim zegarze? No, najlepiej ustalmy obserwując jak często zmieniają się straże. Uderzymy na nich gdy będziemy pewni, że odwach się ułożył już do snu. Tamtym też minie otrzeźwienie ruchem i pewnie zaczną kimać. Ja się zgłaszam, wiadomo. Ale do mokrej roboty nadała by się pomoc. Który? Korin zawiesił to pytanie w próżni. Wiedział, że do takiej roboty pewnie pierwszym wyborem był on. W nocy poruszał się równie sprawnie jak za dnia, lubił i umiał pracować w cieniu a ostry nóż, jeden z rodzinki mieszkającej w jego bandolecie na piersi, powinien poradzić sobie ze strażnikiem lub dwoma. Ale chłopaki przecież też mieli ukryte talenty. I nie chciał im narzucać niczego. Mokra robota zawsze pachniała trupem, nie zawsze cudzym. -Ale jak podniesie się harmider to ruszajcie na pełnej kurwie, bo ich tam więcej siedzi i może mi braknąć kozików. - zażartował. Ale tak po prawdzie nie żartował. Tylko współpraca i pewne wsparcie druhów w takich akcjach gwarantowało ich skuteczność. .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
24-11-2021, 17:03 | #3 |
Reputacja: 1 | Kac męczył niemiłosiernie, a to przecież już wieczór. Nie miał pojęcia, gdzie i z kim tak zachlał wczoraj, ale skoro obudził się w rynsztoku, śpiąc ramię w ramię ze świnią, pozbawiony nie tylko sakiewki, ale także spodni, to zabawa być musiała przednia. Warto było przejebać całą wypłatę. |
25-11-2021, 16:52 | #4 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
25-11-2021, 17:16 | #5 |
Reputacja: 1 | Vimitr miał dość obojętny stosunek do aktualnego pracodawcy i grupy, z którą teraz przyszło mu współpracować. Od czasów opuszczenia rodzinnego Kislevu nie raz brał udział w podobnych operacjach, jak to sam lubił nazywać. W myślach unikał słów rabunek, rozbój czy plądrowanie, chociaż zazwyczaj te "operacje" na tym polegały. Chyba nigdy do końca nie pogodził się z myślą, że skończył jak zbój do wynajęcia, chociaż miał kiedyś szansę na karierę w kislevickiej armii. Do samych towarzyszów nic nie miał, w końcu skoro sam wybrał taki żywot to inni też mieli do tego pełne prawo. Lubił się z nimi napić po "operacjach", ale dobrze wiedział, że dla wszystkich liczyło się tylko co trzeba zrobić dla Vissera i ile się na tym zarobi. Jakby się dobrze zastanowić, to w sumie tak wygląda też życie w wojsku, przynajmniej tak to Vimitr sobie tłumaczył. |
26-11-2021, 03:49 | #6 |
Reputacja: 1 |
|
27-11-2021, 02:15 | #7 |
Reputacja: 1 | Gdy okowita uderzyła już do głowy, Kasztaniak pokraśniał. Zaczął nerwowo tupać w miejscu i smyrać dłonią trzonek toporka. Wreszcie zarechotał wesoło. |
27-11-2021, 17:41 | #8 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
27-11-2021, 20:21 | #9 |
Reputacja: 1 | Wynudzony już oczekiwaniem Vimitr dobrze wiedział, że nadejdzie dogodny moment. Spodziewał się natomiast, że niedoświadczony młokos w końcu gdzieś przycupnie i przyśnie, ale scena, której byli świadkami, nawet go nie zaskoczyła. Nie dziwił się gołowąsowi, bo nie ma nic bardziej monotonnego niż powtarzające się nużące warty nocne, czego Kislevita sam doświadczył w wojsku.Tylko armia każe srogo każdego przyłapanego na niedopilnowaniu swoich obowiązków. I tym się właśnie różnił Vimitr od swoich ofiar. Dyscypliną. Wiedział kiedy jest czas na robotę i kiedy jest czas na rozrywkę. Teraz był czas na to pierwsze, więc ruszył do akcji jak tylko Kasztaniak dał znak, ale niezapominając, że przyjdzie czas i na to drugie, Vimitr, zaraz po tym jak Bernolt zabrał martwemu młokosowi gwizdek, przeszukał ciało w poszukiwaniu woreczka z używką. Znalezisko wyraźnie poprawiło mu humor, bo dawało perspektywę na dobrą zabawę później. Woreczek szybko schował za pazuchę i ruszył za resztą do środka. |
29-11-2021, 06:41 | #10 |
Reputacja: 1 | „Łatwo poszło” pomyślał Korin z nonszalancją wynikającą z zawodowstwa pełzł po belce starając się zapamiętać położenie poszczególnych strażników. Przyzwyczajone do nocnej roboty oczy łowiły każdy szczegół, który mógł potem zaważyć na powodzeniu misji. Dzięki swej skrupulatności właśnie wyłowił leżące na ziemi, pod ręką strażników kusze. Dwie ledwie, ale Korin miał świadomość, że o dwie za dużo. Ostrożnie spuścił się z belki zawieszając swe wprawione do gimnastycznych popisów ciało na samych końcówkach palców. W ten sposób bliski już był podłogi. Wciągnął powietrze i opadł na nią ostrożnie. Nie obudził się nikt. Korin skinął ponaglająco na Rocco, który jak pająk sunął pod powałą. Sam podszedł na palcach niemal do najbliższego śpiącego kusznika i jednym cięciem przeciął cięciwę w jego kuszy. Słysząc opadającego na ziemię kompana szedł już do drugiego. W tym czasie na zewnątrz usłyszał cichą rozmowę, później łupnięcie i kroki zbliżających się kamratów. Niemal intuicyjnie wyczuł, że chłopaki są tuż tuż. Pochylił się nad drugą kuszą i przeciął cięciwę równie sprawnie jak w pierwszej. Zadowolony ze swojej dywersji odwrócił się ku Rocco i podniósł do góry kciuk. Teraz nadszedł czas zająć się składzikiem i Profesorem. W sumie to po niego przyszli a dokładniej po jego papiery. Mimochodem zastanawiał się, co począć z resztą śpiących, bo pewnym było, że wiecznie spać nie będą. Ale to był problem na później. Teraz… … Teraz skupiony na skrytym podejściu przeoczył jakiś skopek, wiaderko do którego najpewniej jakiś leniwiec nie skory do opuszczania ciepłej izby naszczał w nocy. Ciżma weszła weń gładko i się zaklinowała! Stając śmiesznie na jednej nodze probował w akompaniamencie cichego chlupotania uwolnić się od ciężaru. Uryna chlapnęła raz i dwa. Raz jednak celnie, wprost na twarz śpiącego strażnika. -Co jest? - zaspany głos obudzonego znienacka śmierdzącym prysznicem zbrojnego rozległ się w tej samej chwili w której Bernolt uporał się z pierwszym zbrojnym. Głuche uderzenie jego miecza było niczym z trzaskiem rozbijanego na głowie zbudzonego wiadra. Korin zaklął w duchu szpetnie i poprawił raz jeszcze w rozkrwawiony pierwszym ciosem nochal. Zadudniło a ten zwiotczał. Jednak nieszczęście już się stało. Korin dobył dwóch noży gotów „uśpić” każdego, kto wlazł by mu w drogę. Tyle, że znalazł się w samym środku izby. Pośrodku budzących się do życia ochroniarzy… .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |