Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2020, 22:49   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
[TERA] Wyspa Świtu [18+]



Dzień był ciepły i przyjemnie leniwy, w sposób, który każdy ciężko pracujący mieszkaniec Veliki był w stanie docenić. Powietrze drżało nieco, sprawiając że budynki zdawały się poruszać. Całkiem jakby nie były w stanie ustać w miejscu, jakby jakaś tajemnicza energia rozpierała je od wewnątrz. Lekka bryza od czasu do czasu chłodziła spocone karki i wprawiała w ruch ozdobne dachy markiz. Sklepy i stragany kusiły oczy wystawionym towarem. Karczmy, obietnicami zimnego piwa i smakowitych posiłków. Wszędzie słychać było śmiech, rozmowy, pokrzykiwania. Na Placu Wolności rozsiadła się grupa grajków, do której wkrótce dołączyła para kuglarzy. Zapowiadał się całkiem niezły pokaz.


Przy wschodniej bramie, Anqui, właścicielka karczmy “Niebieski Wagon”, przystanęła przed wejściem do swojego przybytku by zamienić kilka słów z Sejanusem, castańczykiem i stałym klientem. Tematem ich rozmowy, jak i większości rozmów prowadzonych tego ranka, była wyprawa Leandera. Wydarzenie to było na językach mieszkańców już od jakiegoś czasu. Wielka ekspedycja mająca na celu zbadanie tego, co wybiło członków poprzedniej wyprawy. Nie szczędzono na nią kosztów. Od tygodni do Veliki zjeżdżały wozy wypełnione towarami. W dokach buzowało życie, przygotowując flotyllę statków powietrznych. Zjeżdżali także śmiałkowie, chcący w owej wyprawie wziąć udział. Nie odstraszały historie opowiadające losy poprzedniej ekspedycji. Nie przerażała wizja śmierci. Okazja była zbyt kusząca. Przygoda, sława, kontakty, skryte przez wieki tajemnice. Wyspa Świtu obiecywała wszystko to i więcej, zatem przyjeżdżali, zostawiając za sobą domy, rodziny i przyjaciół. Każdy z nich miał własny cel i każdy liczył na to, że go osiągnie.


- Zrobi się tu strasznie cicho gdy już wszyscy odlecą - zasępiła się Anqui, spoglądając za elinką w różowej, kapłańskiej szacie, która wesołym krokiem minęła jej przybytek, podążając w stronę miejskiego teleportu.
- Dwa dni temu narzekałaś, że masz już dość hord awanturników wywracających Wagon do góry nogami - przypomniał jej Sejanus, na jego ustach igrał kpiący uśmieszek. Wiedział, że Anqui najchętniej sama by ruszyła z ekspedycją ale nie mogła tak po prostu zostawić interesu.
- Przywiozę ci z powrotem jakąś starożytną błyskotkę - obiecał, mierząc kobietę roziskrzonymi oczami. W chwilę później musiał się uchylić żeby nie oberwać ścierką, która jeszcze do niedawna spoczywałą zatknięta bezpiecznie za pas fartucha.
- Czy tobie tylko jedno w głowie?! - fuknęła właścicielka Niebieskiego Wagonu. - Nie dalej jak wczoraj widziałam jak ślinisz się do tej białowłosej z mieczem. Wziąłbyś na wsztrzymanie…
- Ja?! Moja droga, życia szkoda - wybuchnął śmiechem, uchylając się przed kolejnym atakiem.





W dokach, przy statkach, wrzało jak w ulu. Ciężko było nawet szpilkę wcisnąć, a jednak znalazło się dość miejsca by przecisnęła się mała dwukółka. Wysiadł z niej wysoki elf, rozejrzał się po otaczającej go ciżbie, po czym ruszył w stronę jednego z czekających statków.
- Kolejny, cholerny jaśnie pan - sarknął aman opierający się o ścianę magazynu.
- Tyrusie, kontroluj się, to było niegrzeczne - siedząca przy jego nogach elinka o białych włosach i czarnych, kocich uszach, sprzedała mu cios piąstką w kolano.
- Ja się mam kontrolować?! - oburzył się, odsuwając poza zasięg towarzyszki. - A kto niby sięga po siłowe rozwiązania, za każdym razem jak jej coś nie pasuje?
- Twarz ci się marszczy - odpowiedziała, w ogóle nie zrażona jego oskarżeniami. Wstała i otrzepała przyzodobioną kwiatami zbroję. - No to idziemy! - zarządziła i ruszyła w ślad za elfem, machając wesoło czarnym ogonem.
- Okuri, do cholery, poniosła byś chociaż własną broń! - Krzyknął za nią, chwytając oparty o ścianę łuk i ruszając w ślad za elinką.



Na jednym ze statków, przyglądając się wchodzącym, stała wysoka, dobrze zbudowana kobieta. W dłoni trzymała zwój, na który od czasu do czasu rzucała okiem.
- To ten? - w jej osobistą przestrzeń wdarł się kobiecy głos. Złotowłosa elfka z ciężkiej zbroi przystanęła obok, zerkając na zwój by upewnić się co do swoich podejrzeń.
- Tak, to ten - kobieta odpowiedziała jej nieco zniechęconym głosem.
- Wiesz, jeżeli tak cię to mierźwi to mogłaś zostać w Allemanthei - wypomniała jej elfka, opierając się o reling, czym przyciągnęła liczne spojrzenia.
- Nie mogłam i dobrze o tym wiesz - kobieta westchnęła. - Generał ma swoje sposoby.
- Wiem - odparła Lestrin, śledząc wzrokiem ciemnowłosego elfa. - Leander wcale nie jest od niej gorszy, z tym że lepiej płaci. Jak myślisz, uda się nam odnaleźć Elleona?
- Nie wiem, siostro. Nawet jeżeli się jednak nie uda to może chociaż jego brat zdobędzie jakieś informacje dzięki którym zyska spokój - kobieta w końcu zwinęła zwój, upewniwszy się że jej cel znalazł się na pokładzie. Miała dużo czasu zanim będzie musiała się ujawnić, o ile w ogóle to zrobi.


Jedną z ostatnich osób, jakie weszły na pokład, był potężnie zbudowany aman odziany w magiczną szatę.
- Zebrało nam się tych czarodziei, nie ma co - skomentował jego pojawienie się pokryty brązową sierścią popori, przypominający swym wyglądem psa i będący jednym z inżynierów. Prawą dłonią rozmasowywał nadgarstek lewej. Ogłoszono właśnie krótką przerwę przed odlotem. Na statku obok praca trwała dalej.
- Ten to chyba nie czarodziej - mruknął jeden z jego towarzyszy, siedzących na skrzyniach i zjadających gorące bułeczki.
- No nie wydaje mi się, pewnie kapłan czy coś - dodał kolejny.
- No, kapłanów to nigdy nie za dużo - wtrącił się jedyny w tej grupie człowiek, upijając z trzymanego w dłoni kufla. - W poprzedniej wyprawie też było sporo magów. Łasi są na te wszystkie starożytne teksty to i ciężko ich odgonić gdy się taka okazja nadarza. Jak widać jednak i tak niewiele to dało - podsumował, splunął za burtę i umilkł.
- Nie ma to jak nadmierny optymizm na poprawienie trawienia - inżynier przestał pocierać nadgarstek i zmierzył mężczyznę niechętnym spojrzeniem.
- Ja tylko mówię jak jest - odparł człowiek, wstając i odkładając kufel na dopiero co zwolnione miejsce.
- Magister Leander wie co robi - zaperzył się przypominający królika poporii.
- Oni wszyscy wiedzą - padła niechętna odpowiedź.
- Hej, Titus! Heeeeej!! - nagle w napiętą atmosferę wciął się radosny, dziecięcy głosik. - Przepraszam, przepraszam - złotowłosa elinka wstrzymała swój bieg na chwilę by przeprosić owego amana, z którym się zderzyła. Jej lisie uszy zadrżały, a ogon podwinął nieco, jednak już sekundę później pobiegła dalej by wpaść z impetem w grupę odpoczywających popori.
- Hime, ile razy ci mówiłem żebyś nie biegała po pokładzie - warknął na nią mężczyzna, mierząc surowym wzrokiem.
- Właśnie, panienko Hime, to nie jest bezpieczne - poparł go psowaty inżynier, chociaż zdecydowanie łagodniejszym głosem.
- Ale… Ale… - zająkała się, chwyciła w dłoń ogon i skryła za nim swoją twarz. - No ale właśnie spotkałam Sejanusa - wyznała.
- Szlag by to trafił - mina Titusa wyraźnie dawała do zrozumienia, że daleki był od dzielenia radości złotowłosej elin.
- Zapowiada się ciekawy rejs - podsumował sprawę królikopodobny popori, na co cała grupa, wyłączając z niej człowieka i Hima, wybuchnęła śmiechem.


Ostatnim pasażerem był młody człowiek, sprawiający wrażenie jakby przed czymś uciekał. Wpuszczono go jednak nie robiąc problemów, musiał jedynie podpisać się na liście.
- Nie spodziewałem się że Hime też z nami poleci. Ta mała kula... Niech mnie ktoś w pysk strzeli - Sejanus urwał w pół zdania i dokończył pełnym zakończenia tonem.
- Skoro tak ładnie prosisz - towarzysząca mu przedstawicielka castańskiej rasy uśmiechnęła się z politowaniem, podążając wzrokiem by wyłapać obiekt zainteresowania kupca.
- Od ciebie zawsze i w każdej sytuacji - odpowiedział, odwracając wzrok od nowoprzybyłego i wracając nim do rejonów znajdujących się nieco poniżej oczu.
- Prosisz się - prychnęła, odrzucając pukle długich, czarnych włosów, które wysunęły się jej z wysoko upiętego koka.
- Oj nie bądź taka, Zilf. Złość urodzie szkodzi - oderwał spojrzenie od uwydatnionych przez skąpą zbroję piersi i powrócił nim do młodego człowieka. - Nie wiedziałem że syn Arganta też się tu znajdzie.
- To jakiś twój znajomy? - teraz także i ona zainteresowała się nowoprzybyłym.
- Znajomy… Nie, raczej syn kogoś, z kim kiedyś robiłem interesy. Biedny chłopak. Mnie by krew zalała jakbym miał wytrzymać to, przez co ten przeszedł - przeczesał włosy palcami, zdradzając swoje wzburzenie.
- Oho, szykuje się ciekawa historia - oczy Zilf zalśniły. Niewiele było takich rzeczy które lubiła by bardziej od dobrych opowieści. No, może poza wyrzynaniem w pień swoich wrogów.


Dobiło południe nim kolejny statek wzleciał w powietrze i zaczął oddalać się od Miasta Kół. Podróż miała zająć dwa dni, głównie z powodu braku bramy teleportacyjnej na Wyspie Świtu. Między innymi tym właśnie zająć się mieli inżynierowie wchodzący w skład wyprawy. Pasażerowie i załoga zebrali się na pokładzie by pożegnać Velikę. Wielu zapewne zastanawiało się czy dane im będzie jeszcze ujrzeć wielkie koło, posłuchać grajków na Placu Wolności, czy posmakować wybornego piwa w Niebieskim Wagonie. Niektórzy myśleli o tych, których zostawili za sobą. Inni myśli swoje skupili na tym, co na nich czekało. Nastrój wyczekiwania pogrążył statek w nieco nerwowej atmosferze. Wkrótce mieli się przekonać czy decyzja udziału w wyprawie była tą, która przyoblecze ich w płasz chwały, czy też w całun pogrzebowy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 23-01-2020 o 23:22.
Grave Witch jest offline  
Stary 26-01-2020, 11:02   #2
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Karczma “Niebieski Wagon” dzień przed wyprawą Leandera.


Dla Cassiry cała misja zaczęła się dzień wcześniej. Wtedy to zwabiona pogłoskami o misji castanka przybyła do miasta. Pogromczyni szukała nowych wyzwań, nowych doświadczeń i zdobyczy. Taka wyprawa była wszystkim czego Cassira pragnęła.
W “Wagonie” zjawiła się wieczorem. Wysokie ciało castanki otulone było zielonym płaszczem, nie dość jednak by ukryć zbroję popularną wśród początkujących awanturników… jak i atrybuty które ukrywała. Cassira zsunęła kaptur ze swoich białych włosów otulających jej twarz i spojrzała srebrzystymi tęczówkami na kontuar karczmy. Potrzebowała pokoju na noc i czegoś do zjedzenia. I na te “zbytki” zamierzała przeznaczyć resztę zawartości swojej sakiewki. Odruchowo sprawdziła dotykając rękojeści, czy jej miecz spoczywa na swoim miejscu, po czym ruszyła ku kontuarowi właśnie.
Za kontuarem stała kobieta w średnim wieku, przyglądając się grupie graczy, siedzących przy kominku. Było tam dość głośno, złoto przewalało się po stole wraz z innymi cennymi przedmiotami. Raz po raz rozbrzmiewał krzyk, ryk, czy też salwa śmiechu.


- Co podać? - zapytała karczmarka, gdy tylko Cassira znalazła się dość blisko by przyciągnąć jej uwagę.
- Specjalność szefa kuchni dobrodziejko. I piwo? - zaproponowała kastanka przyglądając się im także. Uznała jednak że dziś woli trochę spokojniejszy stoliczek dziś. I rozejrzawszy się za takim dodała. - Są jeszcze wolne pokoje? Bo potrzebowałabym jednego na dzisiejszą noc.
- Masz szczęście kochana - karczmarka uśmiechnęła się. - Właśnie zwolniły się nam dwa pokoje. Nie są duże ale czyste - zapewniła, nalewając piwo do kufla. - Nie mogę jednak obiecać, że będzie to cicha noc. Ostatnio niewiele takowych tu mamy - ostrzegła, stawiając napitek na kontuarze.
- Ależ nie narzekaj, Anqui. Zabawa trwa, złoto płynie, powinnaś się cieszyć - do rozmowy wtrącił się castański mężczyzna. Oparł się o kontuar, zmierzył Cassiry wzrokiem zatrzymując się dłużej na piersiach, po czym stuknął palcem w kufel.
- Polej kochana, usycham tu - poskarżył się, robiąc do karczmarki maślane oczka.
- Nawykłam do sypiania w hałasie. Dla mnie to nie nowość.- odparła wesoło
castanka opierając się o kontuar rękami i biustem przy okazji.- Ci tam… też na wyprawę ?
- Oni? - castan uniósł brwi ze zdziwienia. - Gdzież tam, toż to stała klientela. Sejanus - przedstawił się, pochylając głowę w ukłonie. - Biorąc pod uwagę pytanie, zgaduję że i ty się wybierasz w nieznane - rzucił szybkie spojrzenie na miecz. - Niebezpieczne miejsce dla tak pięknego kwiatuszka. Nie lepiej podbijać serca na nieco bardziej cywilizowanym terenie?
- Taki duży miecz nie nadaje się na podbijanie serc na cywilizowanym terenie. Kończy się to tłumaczeniami u straży.- odparła żartobliwie Cassandra i wydęła usta dodając.- Mieczem zarabiam na chleb. Nie umiem nic innego.
- Oh, moja droga, jestem pewien że to nie jest prawda. Jesteś zbyt skromna - przy tych słowach uchylił się, dzięki czemu ścierka wymierzona w jego głowę, opadła na podłogę omijając cel o włos.
- Nie zwracaj na niego uwagi, kochaniutka - karczmarka sięgnęła po inną ścierkę i powróciła do wycierania dużych rozmiarów kielicha. - Ten idiota nie panuje nad własnym… językiem.
- Auć - Sejanus przyłożył dłoń do serca. - Ranisz me uczucia Anqui.
- Ciesz się, że tylko uczucia - pogroziła, chociaż z uśmiechem.
- Nie przeszkadza mi.- stwierdziła pojednawczo castanka i westchnęła.- Pewnie mogłabym wrócić do eskort karawan. To łatwa i całkiem dobrze płatna praca, aaaaleee taaakaa nuuudnaaa. Nie chce mi się.
- No nie wiem. Może eskortowałaś nie te co trzeba, moja piękna - zasugerował. - Gdy wrócimy będę bardziej niż szczęśliwy mogąc podróżować z taką zdolną wojowniczką.
- Nie brałabym tej oferty - poradziła karczmarka, podając kufel piwa i butelkę wina dziewczynie, która obsługiwała gości. - Współpraca z tym typem to gwarantowane kłopoty.
- Łamiesz mi serce - poskarżył się po czym pomachał kuflem, zwracając uwagę na to, że czegoś w nim brakowało.
- Kłopoty mogą być ciekawe, o ile nie są to kłopoty z prawem. -oceniła nieco naiwnie Cassandra nie dostrzegając komplementów Sejanusa.-Niemniej liczę, że ta cała wyprawa przyniesie mi nowe szanse. Może w wojsku, albo w nowej grupie najemnych żołnierzy, albo… nie wiew. Ale cały nowy świat, to brzmi ekscytująco, prawda?
Po czym zmieniła temat.-Co takiego mówią na mieście o przywódcy tej wyprawy, Leanderze?
- To bogacz i do tego mag jakich mało - zanim Sejanus zdążył się odezwać, głos zabrała Anqui. - Porządny z niego elf jednak.
- No, wpływów to mu nie brakuje - przyznał castanik, odbierając od niej napełniony kufel. - Jego rodzina od lat zajmuje się handlem i są w tym dobrzy - w jego głosie pojawiła się nutka zawiści.
- Tak jakbyś mógł narzekać na brak złota czy wpływów - karczmarka przewróciła oczami po czym oddaliła się na drugi koniec szynku by obsłużyć klienta.
- Raczej nie ma się co martwić o to, że wrócimy z tej wyprawy z pustymi sakiewkami. Bardziej bym się już obawiał o nasze życie - dodał Sejanus.
- Bez ryzyka nie ma nagrody.- odparła wesoło castanka, która wszak ryzykowaniem życia zarabiała na chleb.
- Kalkulowanego ryzyka - poprawił ją, uśmiechając się przychylnie. - Co zatem powiesz na to żeby na ową wyprawę wybrać się wspólnie? Wiesz, przydałaby mi się w sumie jakaś ochrona.- zasugerował.
- Kusząca propozycja…- odparła uprzejmie Cassira po czym zaprzeczyła gestem głowy.-... ale nie. Nie lubię być krępowana jakimiś zobowiązaniami. Może… później zmienię zdanie? Zobaczymy jak się wyprawa potoczy.
- A! Typ trudny do zdobycia - roześmiał się. - Niech ci będzie śliczna, poczekam. Cierpliwy jestem - i nawet chciał jeszcze coś dodać, ale nie zdążył bowiem jego uwaga została brutalnie odwrócona przez celnie wymierzone jabłko, które na szczęście dla siebie samego, zdążył złapać zanim trafiło go w twarz.
- Tak trzymaj, kochana - Anqui pochwaliła Cassirę, podając jej przy okazji klucz do pokoju.
- Dziękuję.- odparła z szerokim uśmiechem Cassira chowając klucz między piersiami, czyli tam gdzie mało kto mógł sięgnąć. Po czym sięgnęła sakiewkę i odliczyła monety.-Można jedzenie zamówić wprost do pokoju?
- Można, można - zapewniła karczmarka. - Za noc i kolację będzie piętnaście brązowych - podliczyła. - Łaźnię mamy z tyłu chociaż obecnie jest tam dość tłoczno. Możesz zawsze zamówić balię do pokoju za dodatkowego brązowego - wyjaśniła.
- Hej! - oburzył się Sejanus. - Mi policzyłaś trzy razy tyle…
- No i? Jak masz z tym problem możesz zawsze iść spać i zawracać tyłek komuś innemu - Anqui podparła się pod boki robiąc przy tym groźną minę.
- Nie, nie, spokojnie kobieto, ja tu tylko tak żartuję - castanic uniósł dłonie w obronnym geście. - Potrzebujesz pomocy przy myciu pleców? - szybko też powrócił do przyjemniejszych tematów, uwagę ponownie przenosząc na Cassirę.
- Moje plecki wolę zostawiać pod opieką specjalistek. Bez obrazy mój drogi, ale z pewnością lepiej sobie radzisz językiem. Niemniej dziś potrzebuję wypocząć.- odparła wesoło castanka nie zdradzając w ogóle tonem głosu, czy w jej wypowiedzi kryła się dwuznaczność. Po czym zwróciła się do karczmarki. -Dzięki.
Zapłaciła należność i udała się w swoją stronę.
- Odpuść jej - usłyszała jeszcze jak karczmarka zwraca się do kupca. Jego odpowiedzią był wesoły śmiech.

Pokoje znajdowały się na piętrze. Ten, do którego klucz dostała, a który to klucz miał dopiętą zawieszkę z cyfrą cztery, znajdował się po prawej stronie korytarza. Był, jak karczmarka ostrzegła, niewielki. Łóżko, krzesło i szafa stanowiły całe jego wyposażenie. Miał jednak okno, które wychodziło na ogródek warzywny i zgodnie ze słowami Anqui było w nim czysto. I dla niej był to wystarczający luksus. Wszak wychowała się pod namiotami. Odłożyła większość bagaży, poza mieczem. Jakoś nie mogła się z nim tak po prostu rozstać. Nie po tym ile wysiłku kosztowało go jego zdobycie… nawet jeśli przy okazji to się stało. Poza tym jaką by była pogromczynią bez miecza? Więc udała się w kierunku łaźni wraz ze swoim wiernym ostrzem.

W łaźni, wedle ostrzeżenia właścicielki przybytku, było tłoczno. Na szczęście nie należałą ona do tych dostępnych zarówno kobietom jak i mężczyzną. Balie pełne ciepłej wody oddzielały parawany. Na taboretach czekały świeże ręczniki i szkatułki z mydłem. Niestety, było także jasne że na swoją kolej castaniczka będzie musiała poczekać.
Cassira westchnęła ciężko, ale cóż… mogła się tego spodziewać. Usiadła więc i czekała cierpliwie na swoją kolej. Nie trwało to długo, wkrótce rozchichotana ludzka dziewczyna opuściła parawan otulona ręcznikiem. Łaziebne szybko zmieniły wodę na nową i castanka mogła się rozkoszować w balii wypełnioną gorącą wodą i obmywać swoje ciało.
Warto było nieco poczekać…
Potem udała się spożyć smaczną kolację i zasnąć w miękkim łożu. Sen przyszedł szybko, bo choć w karczmie było głośno przez niemal całą noc, to nie było to nic nowego.
Cassira wychowała się w różnych obozach wojskowych, zasypiała przy dźwiękach dogasających bitew. Ten hałas był więc tym, co dla innych było szmerem wiatru wśród liści. Pomagał zasnąć.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-01-2020, 18:44   #3
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Statek, południe, na pokładzie

W końcu dobiło południe. Statek wzleciał w powietrze i zaczął oddalać się od Miasta Kół. Rybka wraz z innymi pasażerami i załogą zebrała się na pokładzie by pożegnać Velikę. I nie tylko.
- Zola! Do zobaczenia! - krzyczała z pokładu ile sił w płucach elinki, energicznie machając do kogoś kto najwyraźniej został na dole. - Zola! Tu jestem! Tu! Widzisz?! Do zobaczenia! Nie dziś, nie jutro, ale wrócę kiedyś! Jeju, lecimy już. Witaj przygodo, żegnaj domu. Będę tęsknić albo nie będę tęsknić. Sama już nie wiem. Siku mi się chce. Gdzie jest toaleta?
Różowowłosa elinka, ubrana w różową kapłańską szatę, w różowych rajtuzkach i różowych bucikach, rozejrzała się nerwowo wokół siebie. Wcale nie chciała psuć nikomu podniosłej chwili żegnania domu. Przecież dla wielu mogła to być ważna chwila refleksji i zadumy. Jej po prostu chciało się siusiu.
Nerwowo poprawiła długą kapłańską laskę, o klasycznym minimalistycznym wyglądzie. Przeczesała palcami lisi ogon. Z nową dawką odwagi zabrała się za zawieranie nowych przyjaźni.
- Hej! Kto wie gdzie tu można siusiać?
Gravaren, który aż tak nie ekscytował się odlotem, a wszystkie pożegnania miał już za sobą, zdążył wcześniej zapoznać się z położeniem niektórych pomieszczeń. Kryjąc uśmiech spojrzał na 'różową' kapłankę.
- Pierwszy korytarz w prawo - powiedział. - No i w kajucie masz łazienkę - dodał.
- Ja bym jednak radziła skorzystać z tej znajdującej się poziom niżej, jest lepiej przystosowana - poradziła odziana w ozdobioną kwiatami zbroję, elinka. Wskazała też zaraz palcem kierunek, w którym jej siostra winna się udać. - Jak chcesz to cię zaprowadzę - zaoferowała dodatkowo, zamiatając pokład czarnym, kocim ogonem.
- Ja bym jej posłuchał - wtrącił się potężny aman, stojący obok niej.
Athariel stanął w odosobnieniu wpatrując się w szybko oddalające się miasto.
~ Ciekaw jestem co mi ta podróż przyniesie? ~ pomyślał. Nagle jednak drgnął i mocniej chwycił barierkę. Na tyle mocno że pobielały knykcie jego dłoni. Nawet pomimo znacznego oddalenia zdołał zauważyć kolejny klucz pegazów zdążający do miasta i przysiągłby że zdałał też rozróznić kolory proporców trzymanych przez dwu pierwszych jeźdźców.
~ Najpierw udadzą się do ambasady, później sprawdzą miasto. Oczywiście w końcu odnajdą kuzyna Thaneriella i wyduszą z niego gdzie się udałem. Nie żeby się długo opierał, przecież kazałem mu nie ryzykować i tak już nadszarpniętej kariery. Ale do tego czasu ja już będę na Wyspie Świtu a następnej wyprawy nikt nie szykuje. ~ uspokajał siebie w myślach. Rozejrzał się po towarzyszach z którymi przyjdzie mu dzielić smutki i radości, niebezpieczeństwa i … Ponownie drgnął i wpatrzył się w elfa który właśnie rozmawiał z odzianą na różowo elinką. Znał go… a przynajmniej rozpoznawał. Czarodziej tak jak on, nie pamiętał u kogo pobierał nauki, ale jego ród związany był z generał Frayi, co spowodowało że byli razem na co najmniej kilkunastu przyjęciach, a że jak to bywa przy tego rodzaju okazjach swój ciągnie do swego to i dwu czarodziei zamieniło ze sobą więcej niż kilka słów. Po chwili niezbyt wytężonego przeszukiwania pamięci przypomniał sobie jego imię. Gravaren o ile się nie mylił. Zamyślony ruszył powoli w jego kierunku, zupełnie nie świadom, że pozdrawia przechodzących obok niezbyt głębokimi ukłonami i gestami zdecydowanie bardziej pasującymi do balu na dworze szlacheckim niż przechadzce po powietrznym statku pełnym awanturników.
- Oh nie! Nie mam jeszcze kajuty! - Lavida złapała się w przejęciu za policzki. Przybyła za późno, za długo żegnała się z Zolą, za dużo mówiła po drodze. Nie ogarnęła. - Dzięki za przypomnienie - zwróciła się do elfa, dodając do tego ładny uśmiech.
- Polecam się na przyszłość w razie kłopotów - powiedział, zgoła automatycznie, Gravaren.
- Poziom niżej? Zaprowadź mnie. Jasne. Bardzo się cieszę, że to proponujesz. Pokażesz mi gdzie są ważniejsze miejsca na statku? - Rybka zwróciła się tym razem do elinki, która zaproponowała pomoc. - Jestem Rybka - przedstawiła się - tak do mnie mówią.
- Okuri - przedstawiła się właścicielka czarnego ogona, a następnie wbiła palec w udo amana. - A ten to Tyrus.
- Na bogów, kontroluj się - jęknął jej towarzysz krzywiąc się i kręcąc głową z dezaprobatą.
- Przecież właśnie to robię - żachnęła się elinka. - Poradzisz sobie sam przez chwilę, czy też idziesz siusiu? - zapytała z wyraźnymi, złośliwymi nutkami w głosie.
- Na bogów… Idź już sobie - jęknął w odpowiedzi aman, zasłaniając twarz dłonią.
- Nie bądź niegrzeczny. Co ja ci takiego zrobiłam? Masz rację, chodźmy, ten przerośnięty młotek nie nadaje się do towarzystwa. - Okuri jeszcze raz trzepnęła Tyrusa w udo, puściła oczko do stojącego obok Gravarena i złapawszy za dłoń Rybkę, zaczęła ją ciągnąć w stronę jednego z dwóch zejść pod pokład.
Elf odpowiedział lekkim uniesieniem brwi i uśmiechem, a gdy obie elinki oddaliły się o parę kroków zwrócił się do Tyrusa.
- Gravaren - powiedział. - Ona tak zawsze? Musi cię lubić - dodał z powagą.
- Tyrus - przedstawił się ponownie po czym skinął głową. - Można to tak ująć. I tak, niestety, to się u niej nie zmienia. Cóż poradzić - poprawił przewieszoną przez ramię torbę. - Ładny tłum nam się tu zebrał - dodał, rozglądając się po pokładzie, chociaż nie dało się ukryć, że jego wzrok przyciągała oddalająca się parka elinek.
- Wyspa przyciąga... w tym i przedstawicielki płci pięknej - odparł Gravaren, patrząc w tym samym kierunku.
- W tym kierunku bym raczej nie podążał - poradził aman. - Fakt jednak, zebrało się nam tu całkiem sporo pięknych kobiet, chociaż z całą pewnością ich zdolności zabijania dorównują urodzie - dodał, chociaż nie sprawiał wrażenie zainteresowanego owymi pięknościami. - Cóż ciebie tu przyciągnęło? Wątpię bowiem by chodziło o owe zabójcze panny.
- Płeć piękna ma w sobie coś... pociągającego - przyznał Gravaren - nie na tyle jednak, by ruszać na niebezpieczną wyprawę w pogoni za spódniczkami... i tym, co kryją. Po prostu wyspa mnie interesuje, a mam nadzieję, że mogę pomóc paru osobom w ochronie ich skóry. Lubię poznawać nieznane rzeczy - dodał.
- Bardzo dobre nastawienie. Rozsądne - pochwalił Tyrus po czym westchnął i pokręcił głową widząc zderzenie, jakie miało miejsce. - Mam nadzieję, że nie dojdzie do bójki - jęknął.
- Masz na myśli płeć piękną a nie wyspę? - domyślił się Gravaren. - A to to już nie od nas zależy... No chyba że chcesz się dorobić guza i usłyszeć parę niemiłych słów.
- O nie, nie mam zamiaru się tam pchać - zaprzeczył, dodatkowo machając dłońmi dla podkreślenia swojego nastawienie. - Ten mały diabeł da sobie radę, mnie tam na pewno nie trzeba - nawet cofnął się o krok. - Chociaż jak zwykle zostawiła broń za sobą - westchnął. - Sam się na wyprawę wybrałeś czy z grupą jakąś? - zapytał, jednym okiem kontrolując sytuację przy zejściu na niższe poziomy.
- Sam - odparł elf. - Ale widziałem tu jedną czy dwie znajome twarze. Zapewne na wyspie się zorientuję, do jakiej grupy warto się przyłączyć. A ty? Jesteś w duecie z Okuri?
Skinął potwierdzająco głową.
- Na moje własne nieszczęście - dodał, robiąc przy tym minę męczennika. - Jak się raz coś takiego przyczepi to później ciężko się tego pozbyć - wyjaśnił.
Gravaren pokiwał głową z udawanym współczuciem.
- Zdarza się... Ponoć po to bogowie stworzyli kobiety, by nam nie było za dobrze na świecie. - Uśmiechnął się.
Tymczasem podeszła do nich castanka, całkiem wysoka jak na swoją rasę i… rozwinięta, co ciężko było przegapić. Zmierzyła obu srebrzystymi tęczówkami, westchnęła ciężko i wskazała palcem torbę z różowymi wstążeczkami.
- Rybka prosiła, bym ją jej przyniosła.
- Skoro prosiła, to się nie krępuj - powiedział Gravaren. - Sądząc po kolorystyce, to właśnie jej torba.
[i]- Dzięki[ /I]- mruknęła castanka i podniosła torbę zerkając Tyrusa, niepewna jego reakcji.
- I przepraszam za zachowanie Okuri. - Aman skłonił głowę. - Z pewnością powiedziała coś czego nie powinna i postaram się by później sama przeprosiła za swoje zachowanie. Proszę nie mieć jej za złe - dodał, wyraźnie przyzwyczajony do roli osoby zajmującej się łagodzeniem wybryków elinki.
- O moich… krąg… nieważne. - Po wybąkaniu tych kilku słów castanka zarzuciła sobie torbę na ramię.-Bardzo im zależy na czasie, więc… pozwolicie że się pożegnam.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem.
Tyrus potarł dłonią jeden z rogów i westchnął.
- Oczywiście że przyczepiła się do jej krągłości, a do czego innego miałaby. Teraz krągłości, później pewnie wzrost, a kto wie, może coś więcej. Bogowie… - Aura bezradności zdawała się otaczać go niczym całun jakiś.
- Życie bez pewnych... niespodzianek byłoby nudne - powiedział, udając powagę, Gravaren. - Ale braku szczerości nie można jej zarzucić - dodał. - W niektórych kręgach to zaleta.
- Dokładnie, w niektórych. Przeważnie jednak kończy się to potrzebą łagodzenia powstałego w ten sposób sporu lub też sięgnięcia po rozwiązanie siłowe co by ktoś przypadkiem swojego ogona nie stracił - pożalił się.
- Może to dlatego, że stale ktoś jej pomaga? - zasugerował jego rozmówca. - Gdyby raz czy drugi dostała po uszach, to może by i rozumu nabrała?
- Szczerze wątpię - wyraził swoją opinię Tyrus. - Zapewne by się wykręciła tym swoim ogonkiem, a później mi by się dostało za to, że jej na pomoc nie przyszedłem. Taki już mój los. - Rozłożył bezradnie ozdobiona szponami dłonie. - Chociaż nie mogę rzec, by zawsze było źle. - Uśmiechnął się, zapewne do jakiegoś szczególnie wesołego wspomnienia.
- Gdyby zawsze było źle, to bym sądził, że źle jest z tobą - uśmiechnął się elf. - Plusy powinny przeważać nad minusami. Inaczej zabawa się nie opłaca.
Po minie na twarzy amana wywnioskować można było, że nie do końca się z elfem zgadzał ale skinął głową.
- Jest jak jest - rzucił z westchnieniem. - Trzeba spoglądać do przodu. Miałeś już może okazję zwiedzić nasz statek? - zapytał, najwyraźniej chcąc zmienić temat na nieco mniej przygnębiający.
- Miałem tę przyjemność - odparł Gravaren. - Ciekawa jest sterownia, ale podczas lotu raczej nas nie wpuszczą. Ale może warto by odwiedzić bar? Podobno oferują trunki z całego świata. Znanego świata.
- No, zaopatrzenie mają niezłe - przyznał Tyrus, kiwając zgodnie głową. - Biorąc jednak pod uwagę ilość kupców, którzy się na tą okazję połasili, nie dziwi mnie to zbytnio. No i sam Leander z pewnością zadbał o to byśmy nie musieli bić się o resztki.
- To pewnie po to, by nikt się nie rozmyślił, zanim postawi nogę na wyspie - zażartował elf. - Ale lepiej cieszyć się dobrze zastawionym stołem póki jest okazja. Kto wie, jaki poziom będą reprezentować kucharze... Pewnie wojskowe racje i nic więcej. Żadnego rozpieszczania - zażartował.
- No, wykwintne jadło to raczej nie będzie, przynajmniej dla nas, zwykłych wojaków - Tyrus pokiwał głową. - Dla tych lepiej ustawionych z całą pewnością znajdą się smakołyki, a takowych nam tu w sumie nie brakuje - rozejrzał się dookoła i faktycznie, nie trzeba było daleko szukać wzrokiem by wypatrzyć przedstawicieli wyższych klas, czy to wśród osób wyglądających na doświadczonych w walce, czy też tych, którzy raczej postępować będą z tyłu i niewiele wspólnego z bojem mieć będą.
- Leander wszak zgromadził na tej wyprawie przedstawicieli niemalże każdej profesji i z każdego szczebla drabiny społecznej. Nasz statek to wszak jeden z wielu, a sam widzisz jaka mieszanka na nim się znajduje.
- Teoria głosi, iż ci "lepsi" jadać będę i sypiać lepiej, w praktyce może się różnie okazać - odparł elf. - Nie jedziemy w cywilizowane strony, nie będą na nas czekać hotele i służba. Może się okazać, że będzie jeden kocioł dla wszystkich. Przynajmniej od chwili, gdy przywiezione z domu zapasy się nie skończą.
- Zobaczymy zatem - odparł jego rozmówca, chociaż nie wydawał się być przekonanym co do słuszność tej teorii. Zaraz jednak jego uwaga z rozmowy przeszła na zbliżające się do nich kobiety.
- Wyczuwam kłopoty - jęknął.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 28-01-2020 o 18:48.
Wila jest offline  
Stary 29-01-2020, 03:17   #4
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Niektóre wieści rozchodziły się szybko, niektóre mniej. Jednak wieści o drugiej wyprawie, zastały go w polowym lazarecie, gdzie był bliski powrotu na front walki z argonami. Do tej pory starał się nie myśleć o Rufusie, który przepadł wraz z pierwszą ekspedycją. Tej nocy, miał jednak sen, wyraźny jak żaden do tej pory. Krótki, bo zaledwie mignięcie amańskiej dłoni, skąpanej w zieleni. Na dłoni zaś, odsuwającej zasłonę zielonej roślinności błysnął z kolei sygnet z wprawioną Łzą martwego boga. Kamieniem podobnym do tego jaki wisiał na szyi Farana opleciony rzemieniem, oraz pierścionku Kalii, ich siostry. Sygnet Rufusa. Niektóre sny były po prostu mrzonkami zmęczonego umysłu, ale doskonale sobie zdawał sprawę, że inne, miały o wiele głębsze znaczenie. W końcu, czy nie zostali stworzeni przez bogów, którzy zostali wyśnieni przez tytanów? Przeniesienie zajęło mu nieco czasu, ale w końcu się udało. Po pośpiesznie zorganizowanej podróży dotarł do Veliki niemalże na ostatnią chwilę.

Wraz ze swoim skronym bagażem Faran dostał się na pokład statku, na którym trwały ostatnie przygotowania do wyruszenia. Wpadła na niego lisioucha elinka, przepraszając za zderzenie, już miał się odwarknąć, ale machnął tylko ręką i skierował się do przydzielonej mu kabiny. Z tego co wiedział, i tak nie było sensu, nie wzięła by sobie tego do seca na dłuzej niż parę chwil, zaś aman był zadowolony z tego, że w ogóle udało mu się zdążyć. Kabina nie była wielka, nie był też pewien czy powinien nazywać ją kabiną, czy kajutą. Po krótkiej chwili zastanowienia, doszedł do wniosku, że to mało istotne. Upakował swój1 bagaż i zastanowił się co dalej. Przeciągnął się i zajął sporządzaniem małego zapasu mikstur, dopiero, kiedy był już gotowy, przyjrzał się im z leniwym uśmiechem, był gotów znaleźć coś do zjedzenia i pomedytować.

Na pokładzie, gdzie zdawało się, że zgromadzili się wszyscy, stanął wygodnie, łapiąc się za rogi i zapatrzył się w z wolna oddalające się miasto. Wyglądało pięknie, ale daleko było mu do Kaiator, przynajmniej w jego opinii, a nie miał czasu, by się przekonać czy faktycznie tak jest. Po kwadransie wpatrywania się w dal, poszukał sobie spokojnego kawałka pokładu, by wyciągnąć swoje bongo i pomedytować.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-01-2020, 19:53   #5
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Statek, południe, na pokładzie

- Siusiu, siusiu, siusiu, siusiu… - Rybka ruszyła z Okuri nucąc pod nosem mantrę. Zapewne pomagającą jej utrzymać mocz w pęcherzu. Pech, czy roztargnienie, jej nie za duży oznaczony różem bagaż pozostał. Leżał sobie w zasięgu wzroku Gravarena i Tyrusa.
- Jak ci się tak bardzo chciało to trzeba było znaleźć sobie ubikację wcześniej, wiesz? - Okuri pokręciła głową z dezaprobatą, starając się omijać zebranych na pokładzie.

Wysoka castanka również udawała się w tym samym kierunku, pewnie w równie pilnej potrzebie. Zamyślona castanka dopiero ostatniej chwili zauważyła różowowłosy “pocisk” biegnący w jej kierunku. Za późno jednak by się nie zderzyły ze sobą.
- Niech zgadnę, piersi przysłoniły widok? - ozdobiona czarnymi, kocimi uszkami głowa elinki przekrzywiła się i zmierzyła castaniczkę niechętnym spojrzeniem. Nie pomogła swojej towarzyszce z pozbieraniem się pod zderzeniu za to podparła się pod boki i z pełną dezaprobaty miną przyglądała raz jednej, to znowu drugiej uczestniczce zdarzenia.
- Hej… to ja nie pędziłam jak myszka do nory.- obruszyła się Cassandra nachylając i podając różowowłosej swoją dłoń, pomagając jej przy wstawaniu.- I nie moja wina, żem duża… po prostu dobrze się odżywiałam w młodości.
- Duuuuuże - odparła Rybka, pozostawiając w domysłach towarzyszek o co takiego “dużego” jej chodzi. - Było trzeba… och nie… - tyle zdążyła powiedzieć, po czym obydwie dłonie skierowała do wnętrza swoich ud, które robiły się mokre.
- Przepraszam.- wybąkała zawstydzona castanka, choć z nic tej sytuacji nie było jej winą. Nerwowo zaplotła ręce pod biustem, co tylko podkreśliło ich wielkość.
- Na Seren - jęknęła towarzyszka Rybki, po czym uderzyła dłonią w czoło. - Jesteś beznadziejna - podsumowała swoją lisią towarzyszkę. - Spójrz co narobiłaś. Na bogów… - dodała, łapiąc kapłankę za szatę. - Idź z łaski swojej i przynieść nam jej rzeczy. Zostały tam - wskazała palcem w stronę amana rozmawiającego z elfem. - I przynieść je na drugi poziom, tam gdzie są łazienki. A ty chodźże wreszcie! - Po wydaniu rozkazów zaczęła ciągnąć Rybkę w stronę schodów w dół.
-A jak się nazywacie?- zapytała Cassira spoglądając na obie Elinki.-Nie wydadzą mi ich na piękne oczy.
Lisia elinka faktycznie czuła się beznadziejnie. Miała wielką ochotę zanieść się płaczem i tylko myśl o tym, że przyciągnie uwagę jeszcze większej ilości osób powstrzymała ją przed tym. Oczy jej się zaszkliły i pociągnęła głośno nosem.
- Już idę, już. Dalej mi się chce siusiu, tylko już trochę mniej. W torbie mam drugą sukienkę. Dziękuję, och dziękuję, że ją przyniesiesz. Jestem Rybka a to jest Okuri, a moja torba jest różowa. To znaczy, dokładnie ma cztery różowe kokardki, i takie różowe obszycie i jest tam też przyczepione takie różowe królicze ucho, ale nie takie prawdziwe. I stoi tam koło niej taki miły elf i Tyrus - powiedziała niemalże jednym tchem.
- Acha… Rybka ...torba różowa.. miły elf Tyrus.- po wyłapaniu tych informacji Cassira ruszyła po torbę w kierunku wskazanym jej przez Okuri.
- Spieprzy sprawę - oceniła towarzyszka Rybki, dalej bezceremonialnie ciągnąć ją w dół. Jak się okazało do łazienek nie było tak daleko. Znajdowały się tuż przy schodach tak że wystarczyło tylko zejść dwie kondygnację, przejść parę kroków korytarzem i oto były, ślicznie oznaczone ozdobnym symbolem.


Okuri nie patyczkowała się. Weszła, zatrzasnęłą drzwi za obiema i ruszyła do pierwszych z trójki drzwi które znajdowały się po bokach i przed nimi. Wybrała te po lewej.
- Tu możesz dokończyć to co zaczęłaś - rzuciła. - A tam doprowadzić się do porządku - wskazała środkowe drzwi.
- Dziękuję - odparła krótko kapłanka, po czym zniknęła za pierwszymi wskazanymi przez Okuri drzwiami.
Za drzwiami były, jak zapowiedziała jej towarzyszka, ubikacje. Każda czyściutka, błyszcząca i zabezpieczona drzwiczkami. Pachniało też całkiem przyjemnie, kwiatowo. Jak nic ktoś ostro się napracował żeby wszystko było w jak najlepszym stanie.

Tymczasem Cassira wróciła ze swoją zdobyczą i spojrzała na Okuri.
-Daj jej.- mruknęła podając torbę elince. I poszukała wzrokiem wolnej kabiny, bo i ją przycisnęło.
- Hej, przepraszam, że się tak zsiusiałam, na prawdę bym doniosła gdyby nie zderzenie z dużymi cycuszkami. Dzięki za torbę. Jak masz na imię? - Rybka w między czasie mówiąc wyszła zza pierwszych drzwi toalety by przejść do środkowych wcześniej wskazanych jej przez elinkę. Pytanie o imię rzuciła w powietrze, nie widząc jeszcze castanki.
- Tam - Okuri wskazała Cassirze właściwe drzwi. - Tylko wiesz, nie jestem pewna czy się zmieścisz - dodała złośliwie, po czym skierowała się do pomieszczenia skrytego za trzecimi drzwiami.
- Nikt jakoś nie narzekał na moje cycuszki.- burknęła castanka kucając, by… przynajmniej przybliżyć się i podać Rybce jej torbę.- Cassira.
- Co za piękne imię! Cassira. Casssi-ra ria ria - lisia elinka zanuciła imię castanki pod nosem. Odebrała swój plecak ze skinieniem głową. - To idę się przebrać.
- Mama też sądziła… że ładne. - odparła cicho castanka i cofneła się, by potem udać się do kabiny pasującej do jej rozmiaru.
Takowej jednak nie znalazła. Wszystkie kabiny były przystosowane do rozmiarów właściwych elinkom, względnie dzieciom. Na upartego, oczywiście, mogła z nich skorzystać.
Lub poszukać innych… ale pewnie wymagałoby to dalszej wędrówki i skończyło jak u Rybki, więc chcąc nie chcąc Cassira odłożyła starannie zabezpieczony wielki miecz, obok kabiny z której planowała skorzystać. I z trudem wcisnęła się do środka.


- Rira rira sira, rira rira sira, rira rira syra… - wesoło podśpiewując pod nosem Lavida opuszczała pomieszczenie z baliami z wodą. Starała się jak mogła najszybciej ogarnąć i przyprowadzić do stanu suchości. Całe szczęście miała mały zapas rajtuzek i sukienek kapłańskich. Wszystkie w tym samym różowym stylu. Nie miała tylko pomysłu co zrobić z mokrymi, na szybko przepranymi ciuchami. Póki co dobrze je wykręciła i trzymała w ręku.
- Tuutaj. - Problem najwyraźniej dało się szybko rozwiązać. Właścicielka kocich uszu wystawiła głowę zza trzecich drzwi i pomachała w stronę Rybki. - Tu je możesz rozwiesić. Wszystkie wspólne łazienki tak tutaj mają - poinformowała, rozglądając się. - Gdzie cycata? Utknęła? - zapytała ze złośliwym błyskiem w kocich oczach.
- Nie utknęłam płaska desko.- wydusiła z siebie Cassira wydostając się z trudem z ciasnej kabiny. Miała już po dziurki w nosie tego czepiania się jej biustu. Z ulgą odetchnęła prostując się i sięgnęła po swój duży miecz, wyraźnie zabezpieczony paskami na czas podróży.
- Przynajmniej jestem w stanie widzieć gdzie idę i nie potrzebuję ekstra szerokich drzwi by przez nie przejść - odcięła się Okuri, machając z zapałem ogonem. - Ze znalezieniem kabiny z odpowiednio dużym łóżkiem pewnie też miałaś kłopot, co nie? - dodała złośliwie.
- O dziwo… nie. Marynarze byli bardzo mili dla mnie i znaleźli dla mnie w miarę wygodną kabinę. I zaprosili nawet na partyjkę kart po ich wachcie.- odparła wesoło Cassira mocując swój miecz na plecach. - A poza tym, to nie ja wpadłam na was, tylko wy na mnie więęęc… mały wzrost jakoś tu wcale nie pomógł.
- Cycki tu, cycki tam, małe cycki, duże cycki… nic tylko cycki - skomentowała Lavida, wieszając przy tym mokre ciuchy. Sama jak na elinkę miała dość dorodny biust. Nikt jednak szczególnie się go nie czepiał, pewnie nie dostrzegając tego szczegółu wśród innych jej chwalebnych zalet. - A ty? - zwróciła się do drugiej elinki. - Masz już kabinę?
- Znaleźli wygodną, pewnie co by się wszyscy mogli w niej wcisnąć - skomentowała Okuri, prychając przy tym. - Tak, my już swoją kabinę mamy - odpowiedziała na pytanie Rybki. - Tyrus zajął się tym zaraz po wejściu na statek. Ty też powinnaś bo teraz to już chyba tylko resztki zostały i raczej na nic specjalnego nie masz co liczyć - ostrzegła. - A ty się lepiej zastanów czy to aby dobry pomysł spać samej. No chyba że dostałaś jedną z tych lepszych kabin - Okuri wzruszyła ramionami, jakby temat średnio ją interesował.
- Mam swój miecz, wystarczy na przegonienie niechcianych gości.- odparła dumnie castanka, acz zaczęła rozważać słowa Okuri. Może i jej wypadałoby znaleźć kogoś do dzielenia kabiny ? Tylko… kogo ? Na pewno kogoś zdesperowanego, kto przybędzie spóźniony na ów statek. Bowiem łażenie teraz i zaczepianie kobiet, by składać takie propozycje… nie wydawało się dobrym pomysłem.
- Nic specjalnego to ja nie potrzebuję, chociaż wolałabym nie za daleko do toalety. Bo gdyby tak w nocy zabłądzić… wystarczy awarii na dziś - odpowiedziała różowa elinka. Skończyła wieszać ciuchy i zarzuciła plecak na plecy, gotowa na poszukiwania.
- Ja chyba też pójdę w swoją stronę.- odparła castanka planując poczekać na pokładzie na spóźnionych awanturników i spośród nich wyłuskać potencjalną współlokatorkę.
Okuri zaś po prostu walnęła się dłonią w czoło.
- Niech mnie ktoś zabije teraz… - rzuciła. - Ty potrzebujesz kajuty - wskazała na Rybkę. - Ty współlokatorki - przeniosła wskazujący palec na castaniczkę. - Dodajcie sobie jeden do jednego, co? A jeżeli jest to dla was za trudne to w naszej kajucie są jeszcze dwa wolne łóżka - dorzuciła, trochę niechętnie.
- Ale ona jest taka… słodziutka. I delikatna, a moja kajuta jest trochę… nooo… żołnierska.- co akurat Cassirze nie przeszkadzało, ale filigranowej różowej elince już tak. -Dwa wolne łóżka powiadasz?
To był dylemat dla pogromczyni. Okuri akurat nie była istotką z którą to castance chciało się przebywać przez resztę podróży.
- W sumie to trzy - przyznała elinka, drapiąc się za kocim uchem. - Trzecie jednak zajęte jest na broń i niektóre bagaże - wyznała niechętnie.
- No to chyba możemy dołączyć do twojej kajuty.- rzekła łaskawym tonem Cassira, bo zrobiło jej się żal Okuri. Po czym spojrzała na drugą elinkę szukając jej poparcia.- Prawda Rybko?
- To lepiej wróćmy do Tyrusa mu o tym powiedzieć, nim zaprosi na te miejsca kogoś innego - zaproponowała Rybka.- Ciekawe jak wysoko już wzleciał statek.
- Może być - zgodziła się Okuri, ruszając w stronę wyjścia. Nie czekała na swoje towarzyszki, najwyraźniej uznając że same wpadną na to, żeby ruszyć tyłki.
Lavida ruszyła za nią, oglądając się na Cassirę. Castanka westchnęła głośno i ruszyła ramionami, po czym ruszyła za dwiema elinkami zastanawiając się, jakim cudem się w to wpakowała.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-02-2020 o 20:16.
abishai jest offline  
Stary 29-01-2020, 20:27   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Okuri poprowadziła je pewnie, z powrotem po schodach na górę i przez pokład aż do miejsca, w którym stał aman z elfem. Najwyraźniej nigdzie się im nie spieszyło bowiem stali dokładnie tam, gdzie poprzednio.
- Znalazłam nam współlokatorki - obwieściła Okuri, machając wesoło ogonem. - Będziesz miał swój własny harem - dodała, sprzedając cios pięścią w udo Tyrusa. Aman skrzywił się nieprzyjemnie.
- Ostrzegłaś je chociaż, że będą musiały dzielić kajutę także z tobą? - zapytał, rozmasowując miejsce uderzenia.
Gravaren uśmiechnął się lekko, nie skomentował jednak ani słów, ani czynu elinki.
- Zapomniałam jeszcze zapytać jak daleko… no wiesz, do tej toalety jest od tej kajuty? - Rybka nieśmiało splotła dłonie za sobą.
- Wystarczająco blisko - otrzymała odpowiedź. - Spokojnie. Poza tym możesz zawsze spać na dolnym łóżku dzięki czemu będziesz mogła szybciej tam dotrzeć. No i na miejscu biuściastej też bym taki układ wolała. Ciepły prysznic w środku nocy to nic przyjemnego - dodała, szczerząc ząbki.
- Okuri, na litość bogów, powstrzymaj się chociaż na chwilę - jęknął Tyrus. - Wybaczcie drogie panie. Za młodu na głowę upadła i tak jej się poprzestawiało, że teraz sama nie wie co mówi - wyjaśnił nader uprzejmie, w ostatniej chwili uchylając się przed ciosem. - W gruncie rzeczy jest jednak całkiem miłą osóbką. Z przyjemnością podzielimy się z wami miejscem w naszej kajucie - pochylił lekko głowę obdarzając zarówno Rybkę, jak i Cassirę przyjaznym uśmiechem.
Gravaren przez moment zastanawiał się, jak ta czwórka z sobą wytrzyma przez dwie noce, ale to, prawdę mówiąc, nie był jego kłopot.
- Ja mam łazienkę, ale, niestety, nie dysponuję dwoma wolnymi łóżkami, co stanowi pewien minus - powiedział, spoglądając na Rybkę.
Cassira przyjrzała się Tyrusowi zastanawiając się czy on przypadkiem nie jest też częścią tego stosiku broni zalegającego czwarte łóżko, a Okuri “zapomniała” o tym wspomnieć. Westchnęła ciężko.
- Jakoś sobie poradzimy. No i jestem Cassira, Tyrusie.
- A ty miły elfie, jak masz na imię? Nie przedstawiliśmy się sobie wcześniej - Rybka zagadała do uszastego. - Szkoda, że nie ma piątego miejsca. W końcu jest nas piątka - zauważyła błyskotliwie, starając się być miła.
- Nie czułabym się komfortowo w takiej sytuacji. Zresztą nie wiem… czy powinnam czuć się obecnie. - Castanka spojrzała podejrzliwie na Tyrusa.
- Gravaren - przedstawił się elf, którego zazwyczaj nie nazywano miłym... i któremu słowa castanki, skierowane pod jego adresem, niezbyt się spodobały. O tym, że wolałby nie być piątym kołem u wozu nawet nie warto było wspominać.
- Z mojej strony nie masz się czego obawiać, Cassiro - Tyrus zapewnił castaniczkę, przykładając szponiastą dłoń do serca.
- Pewnie - potwierdziła Okuri. - On świata poza mną nie widzi, więc go te twoje balony na pewno nie zainteresują - dodała, w kwestii wyjaśnienia.
- Nie do końca o to mi chodziło - jęknął aman. - Zapewniam jednak po raz kolejny. Nic wam z mojej strony nie grozi, drogie panie.
- Co do tych piątek to wiesz, swobodnie można by jakoś te graty upchnąć gdzieś indziej i łóżko wolne, naprawdę - Okuri zwróciła się z kolei do elfa. - Chociaż pewnie nie byłoby tak wygodnie jak w jednej z tych wypasionych kajut, które tu oferują - dodała z tylko szczyptą złośliwości w głosie.
- Bez wątpienia masz rację, Cassiro. - Zdawać się mogło, iż Gravaren nie zauważył złośliwości. - Ale skoro mi się poszczęściło, to mam zamiar z tego szczęścia korzystać - dodał z odrobiną uśmiechu.
Cassira nie wydawała się szczególnie przekonana, ale ostatecznie wzruszyła ramionami.
- No cóż… zobaczymy jak to nam wyjdzie.
- No to postanowione - podsumowała Okuri. - A teraz proponuję znaleźć coś do jedzenia. Ostatni zwykle zadowolić się muszą resztkami więc im wcześniej… - i dokładnie w tej chwili zabrzmiał gong, oznajmiający porę obiadową.
- Okuri ma rację - zgodził się z towarzyszką aman. - Chociaż wolałbym zjeść w spokoju, w kajucie. Oczywiście ciebie także zapraszamy, Gravarenie. Mam wyśmienite wino którym z chęcią podzielę się z osobą będącą w stanie docenić jego smak - dodał, gwoli zachęty, ignorując udającą że wymiotuje, elinkę.
Castanka skinęła głową zgadzając się z Tyrusem i zerknęła na milczącą różowowłosą, czekając na jej opinię.
Gravaren pokręcił głową.
- Lepiej korzystać z tego, co oferuje statek, a własne smakołyki pozostawić na pobyt na wyspie. Tam będzie kłopot z dostaniem co lepszych trunków.
- Łał, nieźle. Pojedyńcza kajuta z łazienką. Byłeś pierwszy na statku, czy zapłaciłeś ekstra, Gravenku? - spytała z ciekawości Rybka, ale nim elf zdążył odpowiedzieć przeniosła wzrok na Castanke. - Przeszkadza ci koedukacyjna kajuta?
- Trochę - przyznała Cassira po chwili wahania.
- Uwierz, że lepiej jednak spróbować już teraz. Później nie mogę ręczyć, że ów konkretny zapas nadal pozostanie w stanie nienaruszonym poprzez trudy podróży - ostrzegł aman. - I naprawdę, proszę się moją osobą nie przejmować, Cassiro.
- W takim razie najpierw obiad, potem wspomniane wino - zaproponował elf, milczeniem pomijając sprawę tego, jak zdobył luksusową kajutę.
- Dobrze… dobrze… - Castanka ostatecznie zdecydowała się zaryzykować.- Chodźmy wreszcie zostawić nasze rzeczy.
- Spotkamy się zatem na obiedzie - powiedział Gravaren.
- To nic złego mieć lepszą kajutę - drążyła Rybka, która poczuła się zignorowana - tylko się nie dąsaj, że zapytałam. - Przymrużyła lekko oczy próbując wyczuć nastawienie elfa.
Ten spojrzał na nią, nie pojmując, o co elince chodzi.
Lisia elinka też patrzyła na elfa, nadal.
- Oj na bogów…- jęknęła Okuri. - Ma lepszą kajutę bo jest elfem i to zapewne dobrze ustawionym - rzuciła w stronę Rybki. - A nie chce o tym rozmawiać bo to nie ma znaczenia. Rusz lepiej tyłek i chodźmy zrzucić te twoje graty w kajucie. Twoje też - dodała, zwracając się do castaniczki.
- Zawsze możecie wrócić do owej rozmowy później - zaproponował aman, chcąc najwyraźniej załagodzić nieprzyjemne wrażenie po słowach swojej towarzyszki. - Chodźmy, moje panie. Gravarenie - skinął głową damskiej części grupy, po czym wskazał dłonią w kierunku zejścia pod pokład, chociaż nie tego, z którego wcześniej skorzystała Okuri.
- No tak - powiedziała Lavida tonem kogoś kto został oświecony. - Jasne, chodźmy. To do zobaczenia na obiedzie Gravenku!
Lisia elinka ruszyła we wskazanym kierunku, znów oglądając się czy Cassira robi to samo. Co castanka uczyniła zresztą, stając “tak jakby” opiekunką Rybki.

Elf nie zareagował na słowa elinki. Skinął głową Tyrusowi i odprowadził wzrokiem odchodzących. Przez moment stał jeszcze na pokładzie, po czym ruszył w stronę jadalni.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-01-2020, 21:46   #7
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Kajuta, do której zaprowadził ich Tyrus, była stosunkowo dużym pomieszczeniem. Pod dwiema, przeciwnymi ścianami, stały piętrowe łóżka, po jednym przy każdej. Obok stały skrzynie, łącznie w liczbie czterech. Była także szafa, czterodrzwiowa. Był stolik, przy którym stały cztery krzesła i było także okno, dla odmiany, jedno. Łóżko po prawej stronie od wejścia było ewidentnie zajęte. Tak jak powiedziała Okuri, na górze walały się jakieś pakunki, a z tyłu widać było wystające ostrze dwuręcznego topora.


- Rozgośćcie się, drogie panie - zachęcił aman, pozostając przy drzwiach. - Ja pójdę przynieść jedzenie. Jakieś specjalne życzenia? - zapytał uprzejmie.
- Dla mnie deser… Dużo deseru. Najlepiej żeby nic poza nim nie było - nakazała, bowiem bez dwóch zdań Okuri nie korzystała z głosu pasującego do prośby.
- Tak, wiem - westchnął jej towarzysz, po czym cierpliwie czekał na to, aż pozostałe współlokatorki złożą swoje zamówienia.
- Dla mnie jakieś mięso i dobry alkohol w dużej ilości - rzekła castanka odkładając swoje pakunki na jedno z łóżek i podeszła do topora zaciekawiona jego ostrzem.
- Ja jadam warzywa i owoce. Mięso jak muszę. - Rybka zmarszczyła przy tym nos. - Ale, wydawało mi się, że przed chwilą umówiliśmy się z elfem na obiad, a teraz chcesz nam go przynieść tu. Czy to nie nazywa się wystawić kogoś do wiatru? Albo jakoś tak, może mylę powiedzenia. Sama już nie wiem - rozłożyła ręce. - Miło mi, że chcesz to zrobić tak czy inaczej. Bo to miłe.
Lavida poszła w stronę tego łóżka na którym Cassira położyła swoje rzeczy, zaraz obok niego stała skrzynia z której miała zamiar skorzystać by schować swój niewielki dobytek.
-Ja obiad też zjem, a przynajmniej coś wypiję przy obiedzie.- stwierdziła łagodnym tonem castanka i spojrzała na różowowłosą. -Pewnie przy obiedzie i tak pewnie będzie więcej gadania niż samego jedzenia.
- Proszę się nie martwić, nie zapomniałem o nim - zapewnił aman, próbując złagodzić niepokój Rybki. - To by było nader niegrzeczne z mojej strony - dodał. - Postaram się wrócić jak najszybciej z zamówionym jedzeniem. Proszę w międzyczasie ignorować Okuri - rzucił, po czym wyszedł zanim pocisk w postaci poduszki, zdążył trafić w cel.
- Następnym razem - mruknęła elinka, rozsiadając się wygodnie na łóżku. - I ja bym tego na twoim miejscu nie tykała. Tyrus jest strasznie przewrażliwiony na tym punkcie - ostrzegła Cassirę.
- Nie zamierzam. Sama mam swój ulubiony miecz i rozumiem przywiązanie do broni. Nie zamierzam dotykać jego przedłużenia ciała.- odparła dumnym tonem castanka.
- No mam nadzieję - odparła Okuri. - Przedłużenie jego ciała jest moje, a ja się dzielić nie zamierzam - dodała protekcjonalnym tonem.
- Ciekaw czy on o tym wie.- odparła ironicznie castanka.
- Zakochana para Okuri i Tyrus, na na na na na na, zakochana para - zanuciła Rybka, jednocześnie siadając na łóżku. - Czyli jesteście parą i się kochacie? - zapytała. - Chociaż nie jest to zgodne z naturą i nic z tego nie będzie, miłość jest taka piękna i smutna.
- Nie twoja sprawa - prychnęła Okuri, chociaż policzki nieco jej zapłonęły. - I oczywiście że wie - dodała kolejne prychnięcie po czym wspięła się na górne łóżko by dobrać się do bagaży, z których po chwili wyłowiła dwie butelki. - To która chce spróbować tego cudownego wina? - zapytała, z psotnym błyskiem w oczach.
Widząc zawstydzenie Okuri, Rybka tylko się uśmiechnęła.
- Ja poproszę ale tylko trochę - powiedziała.
- Ja poproszę.- choć Cassira miała w planach dopiec Okuri jakąś złośliwością, to jednak całkowicie o tym zapomniała widząc butelki pełne “napoju bogów”.
- To łap - Okuri podała obie butelki castaniczce. Wybór był bardzo prosty, była ona zwyczajnie wyższa i to znacznie od Rybki, a co za tym szło, buszująca wśród zapasów elinka, nie musiała kłopotać się schodzeniem z łóżka.
- To jeszcze kuubki - informowała na bieżąco, robiąc coraz to większy bałagan wokół siebie. W końcu jednak wyszła z owej batalii zwycięsko i do butelek dołączyły trzy kubki.
Okuri zeskoczyła zwinnie i z dumą uniosła swoją zdobycz w górę.
- Polewaj - zarządziła, kładąc kubki na stole. - Tylko szybko, zanim Tyrus wróci.
Cassira od razu zaczęła rozlewać alkohol pospiesznie do stojących kubków, trochę zdziwiona tym zachowaniem Okuri. Z drugiej strony, nie ma co się gapić w zęby darowanemu pegazowi. Niemniej castanka nie zamierzała pić trunku, dopóki elinka nie wychyli swojego kubka. Obawiała się bowiem dowcipu kosztem samej pogromczyni ze strony Okuri.
Elinka zaś, nie zwracając uwagi na wahanie castaniczki, od razu zabrała się do czynu. Wino musiało być lepsze niż wcześniej mówiła, bo jakoś na jej twarzy nie odmalował się wyraz obrzydzenia, a wręcz przeciwnie.
To wystarczyło by przekonać Cassirę, która od razu wzięła sporego łyka i już planowała kolejne. Bądź co bądź, wypić to ona lubiła.
Rybka stała ze swoim kubkiem wina i w milczeniu patrzyła jak dziewczyny szybko finiszują alkohol. Właściwie to była zaskoczona i przetwarzała jeszcze tę informację. W końcu sama spróbowała, ale nie więcej niż łyka.
Okuri szybko opróżniła swój kubek i już sama nalała sobie kolejny. Ewidentnie wstrzemięźliwość nie była jedną z jej zalet, co w tym przypadku mogło mieć różne zakończenia.
- Nie mówcie mu tego, ale jeżeli chodzi o napoje to Tyrus zna się na rzeczy. Dziw, że nie został karczmarzem czy sprzedawcą. Dla jednych to ogromna strata, ale dla mnie korzyść - uniosła kubek by wznieść sama do siebie toast. - Ma tam jeszcze pochowane inne trunki. Słooodkie, owocowe - zachwalała, jednocześnie bezczelnie kusząc.
- Na pewno zrobił ogromne zapasy by starczyło na dłuższy czas. Tyrus też tak lubi je pić? To nie są soki tylko alkohol, tak? - Lavida zrobiła drugi łyczek badawczo przyglądając się Okuri.
- Sfermentowane do alkoholu soki.- odparła Cassira popijając równie tęgo jak Okuri. Pod tym względem dobrały się idealnie, bo castanka dotrzymywała tempa ich gospodyni.
- Nie masz doświadczenia z trunkami? - zapytała zwracając się do Rybki.
- Po alkoholu boli głowa i dużo się sika. To moje doświadczenie. A jak przesadzisz to i rzyga. Fuu. Raczej jestem tą, która trzyma innym włosy, żeby nie upaprały się wymiocinami. No wiesz… - tu Rybka zainscenizowała rzyganie na włosy. - Obrzydliwe.
- To cena za przyjemny szumek w głowie, żar w piersi - odparła castanka wypinając biust. - I śmiałość w słowach i czynach.
- Ależ! Moje piersi są pełne żaru i bez tego! - dla podkreślenia żaru elinka wypięła się dumnie. Zaśmiała się przy tym.
- Chyba nie takiego żaru. Raczej… innego… żaru.- wybąkała białowłosa zezując na biust Lawidy… rzadki widok u elinek.
- To jakiego? - Rybka drążyła temat żaru. Może miała nadzieję nauczyć się czegoś od nowej towarzyszki.
- Nooooo…. tego który budzi się… bijącym szybko sercem i rumieńcem na twarzy… noo… żaru pożądania i lubieżności… i miłości… - wydukała zakłopotana Cassira popijając z kubka. - Wino budzi żar radości i zabawy i odrobiny szaleństwa jak się przedobrzy.
- Och nie! Okuri! To ty lepiej już nie pij więcej! W końcu nie będziecie mieli kajuty sam na sam z Tyrusem. A co jeśli to wino obudzi twój żar lubieżności! - Rybka z przejęciem zajrzała do butelki by ocenić ile mogły już wypić.
Butelka zaś prosiła się o jej napełnienie, bowiem dno widać było.
- Oj no nie zachowuj się jak dziecko - wyszczerzyła się do Rybki, sięgając po drugą butelkę. Umiar nie był jej znany, bez dwóch zdań.
- I wiesz, jutro może nie być okazji do igraszek to trzeba korzystać dzisiaj. Raz się żyje! - oznajmiła, otwierając drugą butelkę. - A Tyrus nie pije… No, pije ale co to za picie jak tylko usta w trunku umoczy, stwierdzi że dobre lub złe i… Tyyyle - wolną dłonią walnęła się w czoło. - Tak się nie pije, prawda Cass? - zapytała castaniczki.
- Jak pić to na całego. - Pod tym względem białowłosa zgadzała się z Okuri, bo sama chętnie wypijała kolejne kubki. - No jak im nie przeszkadzamy… to mnie hałasy w spaniu nie przeszkadzają, a tobie Rybko?
Rybka nie odpowiedziała, śledziła wzrokiem butelkę z zamiarem capnięcia jej przy najbliższej okazji. Jej zdaniem tempo było za szybkie. Wyobrażała sobie jak podtrzymuje zaraz którejś te włosy…
Gdy tylko Okuri odstawiła ją na stół Rybka szybko chwyciła wino.
- Więcej dostaniesz jak mnie złapiesz!
- Oddawaj! - elinka ani myślała pozwalać na takie bezeceństwa jak zabieranie jej sprzed nosa ledwo napoczętej butelki wina. - Cass, łap ją! - zarządziła, odstawiając kubek i ruszając za Rybką.
O dziwo… castanka stanęła murem za Okuri rzucając się jak dzika kotka na lisią elinkę z zamiarem pochwycenia ją… jakoś.
]- Złap mnie złap a dostaniesz łyczka! - Rybka biegła zygzakiem tam gdzie aktualnie nikogo nie było, by jak najdłużej nie zostać złapana.
- Wojna! - zaanonsowała Okuri, łapiąc po drodze jedną z poduszek i rzucając. Problem w tym, że nieco na oślep, przez co trafiła w Cassirę zamiast w Rybkę. Nie zrażona owym niepowodzeniem wystrzeliła w kierunku siostry, próbując ją zagonić w kąt.
Castanka miała przewagę w tej zabawie; długie nogi dawały jej szybkość, długie ręce zasięg. Poduszki nawet nie odczuła goniąc wprost na Rybkę, by ją capnąć i pochwycić.
Zagoniona w kąt Lavida nie miała zamiaru tak szybko się poddać. Usiadła opierając się o ścianę a butelkę schowała między uda.
- Suszy, suszy drogie panie a butelki żadna z was nie dostanie - zaśmiała się.
- Jeśli myślisz, że nie sięgnę tam dłonią, to pomyliłaś mnie chyba z inną castanką.- “zagroziła” Cassira nachylając się ku Rybce.
- Bierz ją! - dopingowała Okuri, podskakując wesoło i unosząc zaciśnięte piąstki w górę.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 29-01-2020, 21:50   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Gravaren przez moment patrzył w stronę horyzontu, a potem powoli rozejrzał się. Stale miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Jednak żadna ze znajdujących się w okolicy osób nie wyglądała na zainteresowaną jego osobą.
Mylił się, czy też tamten ktoś był dobry w swym fachu? Trudno było orzec. Pozostawało poczekać... No a wcześniej coś zjeść.
Ruszył w stronę jadalni. Co prawda był pewien, że dla niego nie zabraknie najlepszych dań, ale nie da się ukryć, że nieco zgłodniał.
Do jadalni jednak nie udało się mu dotrzeć. Zanim nawet się zbliżył został zatrzymany przez ubraną w strój pokojówki dziewczynę.
- Panicz Gravaren? - zapytała uprzejmie, po czym nie czekając na potwierdzenie kontynuowała. - Obiad został już posłany do pańskiej kajuty - poinformowała, dygając wdzięcznie.
- Dziękuję bardzo. - Gravaren uprzejmie skinął głową. - [i]Gdyby mnie ktoś szukał, to proszę go poinformować, gdzie może mnie znaleźć.
- Oczywiście - zapewniła, pochylając głowę w ukłonie.
- To dla pani. - Elf sięgnął do kieszeni po garść monet.
- Nie ma takiej potrzeby - odmówiła grzecznie.
- Nie trzeba, ale nikt nie zabrania, panno...? - spytał Gravaren.
- Lisa - przedstawiła się. - Nikt nie zabrania, oczywiście, jednak nie wypada. Proszę mi zaufać, moje wynagrodzenie jest w zupełności wystarczające - dodała.
- W takim razie raz jeszcze bardzo dziękuję, panno Liso. - Gravaren z uśmiechem skinął głową.

Ruszył w stronę własnej kajuty.
Miał wrażenie, że osoba, która go obserwowała, chwilowo sobie odpuściła.
W kajucie zaś, tak jak zapowiedziała Lisa, czekał obiad. Pozostawiono go na stoliczku, na którym znajdował się stelaż, pod którym żarzyły się rozpalone do czerwoności kamienie. Stoliczek zaś przystawiono do nieco większego, służącego do spożywania posiłków. Poza nim w kajucie znajdowały się także dwa fotele, szerokie łóżko, szafa oraz komoda. Przez ozdobione witrażem okno wpadały promienie słońca podkreślając żywe barwy puszystego dywanu.
Sądząc po zapachu, w skład obiadu wchodził jakiś rodzaj drobiu z dodatkiem czegoś słodkiego. Nie zabrakło także owoców, zarówno świeżych jak i tych, które stanowiły dodatek do ciasta. Nie zabrakło też karafki z winem.
Gravaren zmysł z siebie trudy podróży, po czym zasiadł za stołem. Był pewien, że na wyspie nie będzie takich smakołyków. A każdy, nawet mag, musiał jeść - no a jak już było coś smacznego, to dlaczego miałby sobie odmawiać? Na wodę i suchary przyjdzie jeszcze czas.
Nie zdążył jednak nawet rozpocząć swojego posiłku, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Jak się w chwilę później okazało, osobnikiem przeszkadzającym był nie kto inny jak Tyrus.
- Proszę wybaczyć - przeprosił uprzejmie. - Zdobycie jedzenia zajęło mi nieco dłużej niż planowałem, przez co dopiero teraz mogłem cię odszukać. Czy zechcesz udać się wraz z nami by wspólnie zjeść obiad? - zapytał. Zza jego pleców wyglądała Lisa, sprawiając wrażenie jakby nie mogła doczekać się by pomóc im w owym zamierzeniu. Wzrok, którym obrzucała amana, sugerował że ten zrobił na dziewczynie nie lada wrażenie.
Gravaren przeniósł wzrok z Tyrusa na Lisę, potem na jedzenie.
- Dobrze - powiedział po ledwo zauważalnej chwili namysłu. - Jedzenie w odpowiednim towarzystwie - na moment spojrzał na Lisę, potem na Tyrusa, do którego w zasadzie były skierowane te słowa - smakuje ponoć dwa razy lepiej. Chodźmy. Panno Liso, pomoże nam pani? - zadał retoryczne w tej sytuacji pytanie.
- Oczywiście - pokojówka skłoniła głowę i ruszyła, by zająć się posiłkiem elfa. Jak się okazało stoliczek, na którym czekał jego obiad, miał zamontowane kółka, skryte pod obrusem, dzięki czemu bez problemu można było go przetransportować. Także Tyrus był w posiadaniu takowego, który czekał na nich w korytarzu, z tym, że jego był nieco większy i miał trzy półki, obecnie wypełnione naczyniami. Wyglądało to tak, jakby aman ogołocił czyjąś spiżarnię.
- Widzę, że śmierć głodowa nam nie grozi - stwierdził, z lekkim uśmiechem, Gravaren.
- To znak że jeszcze nie znasz Okuri - odpowiedział Tyrus, uśmiechając się. - Ten mały złośliwiec jest w stanie zjeść więcej ode mnie - dodał, gwoli wyjaśnienia.
- Może chce urosnąć - zażartował elf. - Tu i ówdzie... Panno Liso, czy gdyby przepowiednia Tyrusa się spełniła, to możemy liczyć na dokładkę?
- Jestem pewna że będzie można coś zorganizować. Upewnię się co do tego
- zapewniła pokojówka, prowadząc ich korytarzem w stronę szerokich, podwójnych drzwi. Za nimi kryła się winda.
- Jeśli pierwsze słowa, jakie usłyszymy z ust Okuri, będą brzmiały "Dlaczego tak mało jedzenia", to znaczy, że dobrze ją znasz. - Gravaren lekko się uśmiechnął. - Jak się można, w razie czego, skontaktować się z panią, panno Liso? - spytał.
- Wystarczy przekazać informację komuś z załogi - wyjaśniła, wybierając odpowiedni przycisk. Winda powoli ruszyła w dół.
- Jak nic dokładnie te słowa usłyszymy - przyznał Tyrus. - Nie mam pojęcia gdzie ona to wszystko mieści ale cóż, nie idzie jej odmówić. - dodał.
Najwyraźniej umiejętności odmawiania niektórzy musieli się uczyć. Gravaren nigdy nie miał z tym trudności. No i nie zamierzał głodować z tego tylko powodu, że ktoś zamiast żołądka miał worek bez dna.
- No to trzeba być odpowiednio szybkim w zdobywaniu jedzenia i samym jedzeniu - powiedział z kamienną miną.
- Możesz być spokojny, przyjacielu. - Aman nie wydawał się szczególnie przybitym wizją ewentualnej śmierci głodowej. - Jadła nam nie braknie. Słyszałem pogłoski jakoby wyspa była dość bogata w zwierzynę, a Okuri jak mało kto zna się na zbieraniu dziko rosnących owoców i ziół. Śmierć z głodu nam nie grozi - roześmiał się.
Gravaren nie wysunął żadnych obiekcji, chociaż wizja bycia królikiem doświadczalnym podczas testowania nieznanych ziół czy owoców niezbyt mu się spodobała.
Lisa z kolei zachowywała nad wyraz profesjonalny wyraz twarzy, ozdobiony jedynie lekkim uśmiechem, który na dobrą sprawę nic nie znaczył. Winda zatrzymała się dość szybko i mogli wyjść na korytarz. Było tu trochę tłoczno. Przedstawiciele niemal każdej rasy przechodzili w tą i z powrotem, zmierzając w sobie tylko znanym celu do sobie znanych lokacji. Słychać było rozmowy, sporadyczne wybuchy śmiechu i nawet kilka nawoływań. Widok pokojówki oraz jej towarzystwa uciszył na chwilę ów hałas, jednak szybko wszystko powróciło do normy.
- Tędy - Tyrus przejął prowadzenie.
~ Długa droga tam prowadzi... ~ Gravaren rzucił w myślach fragmentem znanego utworu, idealnie pasującym do okoliczności.
- Nie będzie miała pretensji, że tak długo cię nie było? - spytał.
- Oczywiście że będzie miała ale z nią już tak jest. - Aman nie sprawiał wrażenia szczególnie przejętego tym, że jego towarzyszka będzie mu robić wyrzuty. - I doprawdy wcale nie byłem nieobecny tak długo - dodał, zatrzymując się przed drzwiami. Sprawnie manewrując otworzył je, a następnie wprowadził wózek do środka.
- Mam nadzieję że jesteście głodne, drogie panie - rzucił, po czym stanął jak wryty częściowo blokując wejście.
Tyrus był dość pokaźnych rozmiarów, ale nie na tyle, by Gravaren nie mógł rzucić okiem do środka pomieszczenia.
To co się w kajucie działo, trochę ciężko było opisać. Jedna elinka siedząca w kącie, druga skacząca jakby jej ktoś kazał po potłuczonym szkle chodzić, a na koniec castaniczka pochylająca się nad różowiutką Rybką z nieznanymi zamiarami.
- Jesteśmy za wcześnie, czy za późno...? - spytał z zainteresowaniem Gravaren.
- Za późno! - krzyknęła w odpowiedzi Rybka - One chcą lubieżyć... I rzygać.
- Tylko ona…- wskazała Cassira na Okuri i kucnęła by sięgnąć między uda elinki po słodką nagrodę.- Ja chcę moje winko.
- Co jest złego w lubieżeniu? - zainteresował się elf, pomijając końcówkę wypowiedzi Rybki.
- Chwila, chwila - Tyrus uniósł dłoń w górę. Jego głos brzmiał nieco głośniej niż zwykle i do tego nie dało się nie wyczuć zaczątków gniewu. - O jakim winie mowa? - najwyraźniej zagrożenie dla niewinności Rybki nie było dla niego kwestią większej wagi od praw własności do owego trunku.
- Ejejej... - Rybka zaróżowiła się też na policzkach. - To gilgoce! - Rozchyliła uda pozwalając na zabranie wina.
[i]- One piją twoje wino - poskarżyła.
Niemniej castanka miała problemy z celowaniem, więc zanim pochwyciła winko, jej szczupłe palce powiodły na oślep skórze ud elinki. Co sprawiło że Cassira trochę się zaczerwieniła na policzkach, nim triumfalnie zacisnęła dłoń na butelce.
- Moje… wino? - dokończył tak cicho, że ledwie się go dało usłyszeć. Całą energia jakby gdzieś uleciała z jego ciała przez co aman zmniejszył się nieco w oczach i zaczął sprawiać wrażenie jakby miał zemdleć.
- Moje… wino - powtórzył, jakby nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Okuri w międzyczasie jakby zapadła się pod ziemię.
- Co jest nie tak z tym winem? - Gravaren przeniósł wzrok z Rybki na Tyrusa.
- Przedłużenie jego ciała jest moje… oczywiście że wie… dużo w gębie, ale nic poza tym - sarknęła Cassira ruszając z butelką w kierunku Tyrusa. Podeszła do mężczyzny, pochwyciła go pod ramię i pokazała butelkę. - Jeszcze połowa została na poprawienie humoru. No choć. Nie dam ci się upijać na smutno.
- To Traliońskie wino - wyznał aman, nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca. - Ta konkretna butelka liczyła sobie sto czterdzieści lat i warta była… Warta była… - jęknął i chyba całkiem się załamał bowiem po prostu stał, niezdolny do niczego innego.
- Oj tam, wino to wino - Okuri wreszcie odważyła się wychylić z ciemnego kąta, w którym się skryła. - Kupimy ci kilka kolejnych - obiecała, ściskając w dłoniach końcówkę ogona.
- Warta była wypicia… a nie stawiania jej w kącie i gapienia się na nią. - Castanka podsunęła butelkę pod nos. - Wyprawa ciężka przed nami. Warto wypić coś takiego, niż potem żałować, że się nie zdążyło.
Gravaren nic nie powiedział, bowiem zdecydowanie bardziej rozumiał podejście Tyrusa do tematu, niż Cassiry. I współczuł amanowi.
Tyrus pokręcił głową ale wziął butelkę od castaniczki.
- To będzie nauczka na przyszłość - rzucił ponuro i zabrał się za przeprowadzenie wózka do stołu i rozkładanie przyniesionego jedzenia. Desery zostawił gdzie były.
- Chociaż wątpię by to cokolwiek dało. Ile razy ci mówiłem żebyś nie grzebała w moich rzeczach, Okuri? - zapytał elinkę, nie patrząc 7na nią.
- Możliwe że coś wspomniałeś - odburknęła niczym rozkapryszone dziecko, które uważa że się mu niesłusznie obrywa.
- Do grobu mnie wpędzisz - zawyrokował. - Wybaczcie mi moje zachowanie. Zapraszam do stołu. - Dłonią wskazał przygotowany posiłek. Lisa także już zakończyła rozkładanie przyniesionych dań.
Castanka ruszyła chwiejnym krokiem w tamtym kierunku, zbyt pijana by rozumieć dramaty Tyrusa, zbyt pijana by ją je obchodziły.
Elf nie ruszył się z miejsca, czekając, aż Rybka wyjdzie ze swego kąta.
Różowa elinka obserwowała ze swojego kąta jak ustawiają posiłek na stole i z pewnym opóźnieniem opuściła go by dosiąść się do nich.
- Dziękuję, pani, panno Liso. - Gravaren zwrócił się do pokojówki, po czym spojrzał na Okuri. - Nie usiądziesz z nami? - spytał.
- Okuri ma zwyczaj jedzenia na łóżku - wyjaśnił za swoją towarzyszkę, Tyrus. - Poza tym i tak nie ma miejsca - dodał, wskazując na ewidentny brak piątego krzesła.
- Dokładnie - potwierdziła elinka własnoręcznie przetaczając wózek ze słodyczami tak, żeby je miała na wyciągnięcie ręki gdy się rozłożyła na łóżku.
- Wrócę później by zebrać naczynia - poinformowała Lisa, oddalając się.
Gravaren zamknął drzwi, po czym usiadł przy stole. Uważał, że już dosyć się naczekali na jedzenie.
Castanka zabrała się za jedzenie wykazując duży apetyt i niezbyt wyrafinowane maniery przy stole.
Rybka zajadała się warzywami jednocześnie obserwując pałaszującą słodycze Okuri.
- To nie zdrowe - powiedziała w końcu. - A po tym winie jeszcze tyle słodkiego.- Spojrzała na Tyrusa.
- Nic ci do tego - prychnęła na nią Okuri.
- Nic jej nie będzie - zapewnił Tyrus wykazujący się iście szlacheckimi manierami przy stole.
- To ta słynna przemiana materii... - powiedział elf. - Przecież widzisz, jaka jest szczupła - dodał, na moment przenosząc wzrok z Rybki na Okuri.
- No na razie. W końcu pupa jej urośnie i nie zmieści się w drzwi - odpowiedziała lisia elinka. - Smaczne to - dodała wracając myślami do własnego talerza i szukając wzrokiem czego może jeszcze spróbować.
- Mhmmm.. - mruknęła Cassira z policzkami pełnymi jak u chomika. A gdy już przełknęła, odchyliła się do tyłu i poklepała po brzuchu.
- Dobrego nigdy za dużo - rzucił w przestrzeń elf, jedząc ze znacznie mniejszym zapałem niż Okuri czy Cassira, które zachowywały się tak, jakby umierały z głodu.
- Nie twój interes co i gdzie mi urośnie - Okuri najwyraźniej była nieco przeczulona w tym temacie, co jednak nie wstrzymywało ją w podjadaniu słodkości. - Lepiej się martw czy coś dla ciebie zostanie - dodała, wystawiając języczek w kierunku Rybki.
- Najlepiej po prostu ją ignorować - skomentował zachowanie towarzyszki aman, jednocześnie z cichym westchnieniem polewając wino. Wystarczyło akurat na tyle by w każdym kielichu coś się znalazło.
- A ja? - pisnęła Okuri, szykując się do opuszczenia łóżka.
- Ty już dość wypiłaś - wstrzymał ją Tyrus. - Jeżeli chcesz coś więcej to sięgnij do własnych zapasów - dodał, bezceremonialnie pomijając jej osobę w dzieleniu się winem.
- Jesteś okropny - poskarżyła się elinka i na pocieszenie wpakowała do ust ciastko z pianką.
- No to za zwycięstwo? - zapytała Cassira unosząc kielich do toastu. - A nie… to nie to. Za naszą wyprawę!
- Za naszą wyprawę - Lavida też wzniosła swój kubek z winem - I za przyjaźń.
- Za wyprawę. I przyjaźń. - Gravaren również uniósł kielich, chociaż w jego ostatnim słowie nie było aż tyle pewności, co w pierwszym. Wysoko cenił przyjaźń, ale miał wrażenie, że rozumie pod tym słowem co innego, niż Rybka.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-01-2020, 23:36   #9
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nerwowo bębnił palcami siedząc na niewielkim tobołku. Wyglądał przez okno wychodzące na przystań. Czas do odlotu ciągnął się w nieskończoność, choć był ostatnim przyjętym. Już niewiele brakowało, ale oczami wyobraźni widział tą starą kutwę na trzech nogach pędzącą szybciej niż zawodowy biegacz. To było, oczywiście, niemożliwe. Ojcaszka miało nie być do wieczora w domu, lecz z drugiej strony, gdy chodziło o pieniądze, szczególnie te wychodzące, miał jakiś dziesiąty zmysł i stan przedzawałowy. Naturalnie niegroźny. Ten okręt był całkowicie niezatapialny i żadna utrata pieniędzy nie potrafiła tego zmienić. Oktaw sądził, że już jakiś czas temu kostucha przychodziła po niego, po czym uciekała pobita przez ojcową laskę i bez płaszcza oraz kosy. Bo z pewnością z czymś Argantowi zalegała, zaś tego typu zajęcie mienia nie regulowało całego długu.

W końcu rozległ się wyczekiwany sygnał do odlotu. Cumy zostały zwinięte, zaś statek wzniósł się w powietrze. Wraz ze wzrostem wysokości poszerzał się uśmiech Oktawa. Z konieczności zatrzymał się na granicy uszu.

Miał ochotę tańczyć. Rzucił szybkie spojrzenie na swoich współlokatorów prezentując tym samym całe uzębienie, po czym wstał. Zarzucił sobie tobołek na plecy uważając, by przy tym nie zaczął brzęczeć. Wąski sznurek wbijał się w nagą klatkę piersiową.
- Chłopaki, idę zorganizować karty! Będę później!

Wzniósł rękę na pożegnanie i wyruszył na poszukiwania tego, którego widział niedługo po wejściu na pokład. Janus to babiarz, pijus, imprezowicz i plotkarz. Choć możliwe, że coś ukrywał, bo Oktaw niewiele o nim wiedział pomimo tego, że castanic robił interesy z jego ojcem. Wyrazy współczucia dla Janusa.

Osobę, której poszukiwał, nie było trudno namierzyć. Wystarczyło podążać za głośnymi wybuchami śmiechu i wypatrywać gromady składającej się głównie z kobiet. Było ich dokładnie siedem, a pośrodku tej gromady stał on, Sejanus we własnej osobie.

Oktaw natychmiast musiał naprawić pewne niedopatrzenie. Zdjął obrączkę i przeniósł ją na inny palec. Wskazujący. Dla niepoznaki. W końcu z pewnością miałby jakiś pierścień, gdyby jego ojciec nie był takim sknerą… Może lepiej go zdjąć? Tak, w ten sposób mógłby się zdradzić. Żaden syn, niezależnie czy Arganta, czy Geronta, nie miał niczego zbędnego na sobie. Po wrzuceniu błyskotki do tobołka uznał, że w tej chwili jest nawet bardziej wiarygodny niż w codziennym stroju.
Jeszcze tylko jedna, drobna korekta. Odchrząknął cicho. Akcent syna bankiera, który miał opanowany do perfekcji, z lekką domieszką hulaki i hultaja. Mruknął nieznacznie. Tak, delikatny pogłos przepicia. Tak będzie dobrze.
- I starych znajomych wywiało w nowe strony! - odezwał się głośno ściągając na siebie uwagę nie tylko głosem, lecz także szerokim uśmiechem i otwartymi ramionami, z którymi podążał do Janusa.

Sejanus urwał w pół słowa anegdotę, którą raczył zebrane wokół niego panie. Przez chwilę spoglądał na zbliżającego się młodzieńca z wyraźnym brakiem zrozumienia czy rozpoznania. Dopiero gdy owa chwila minęła mina castanika zmieniła się nieco.
- Oktaw?! - zapytał z wyraźnym niedowierzaniem, na krótką chwilę zapominając o towarzyszących mu damach. - Niech mnie Lok, co ty tu robisz? - zapytał, sam także ramiona rozkładając i w ów wylewny sposób witając się z nowoprzybyłym. - Moje drogie panie, pozwólcie że przedstawię. Oto Oktaw, syn mego dobrego znajomego. Bankiera, muszę dodać - te słowa padły wypowiedziane głosem sugerującym znaczny majątek i wpływy. - Cóż to, czyżby ciepło rodzinnego domu ci się znudziło, chłopcze? - zapytał, wcale swego głosu nie zniżając.

- A żebyś wiedział, że ciepło. Gorąco wręcz tak, że się schłodzić muszę. Jak widać. Ale niestety, to tragiczne okoliczności wepchnęły mnie na tą ścieżkę. Powiedział mi mój ojciec: “Synu, rodzinę trzeba ratować. Jaka by nie była. Nawet jeśli pochodzi od, tfu, Geronta. Pójdziesz zatem na wyprawę, żeby lek dla jego córki znaleźć na jej straszną dolegliwość.” Tak właśnie powiedział. Wielki to człowiek, powiem wam. Aż serce rośnie. I nie tylko… bo plecy stają się przy nim równie… obszerne. I wzrok nawykły do ciemności, bo pracowity jak mało kto! Ale dość o moim szlachetnym, wielkodusznym ojcu. Sam znasz go bardzo dobrze. Twardy z zewnątrz, a w środku… jak mówiłem. A co ciebie i piękne panie sprowadza na tą wyprawę do… tak odległego celu?

- Cóż… Tak… Bez dwóch zdań poczciwy z niego człowiek - zgodził się Sejanus, chociaż sprawiał przy tym wrażenie jakby mu coś utknęło w gardle i miał kłopoty z pozbyciem się owej przeszkody. Szybko jednak rezon odzyskał. [i]- Tak, moje drogie panie, ojciec mego tu przyjaciela to człek o złotym sercu. Oktaw z kolei dzielnie podąża za jego przykładem. Obawiam się jednak, że doścignąć go będzie ciężko.

- Taaaak, żałuj zatem, że nie poznałeś jego córki. Kapka w kapkę ojcaszek. Oczywiście pomijając wyglądu, bo niestety, dla ojca czas nie był litościwy… - wtrącił Oktaw kiwając lekko głową nad jakimś niefortunnym zdarzeniem.

- Żałuję, żałuję - przyznał castanic przykładając w wyrazie szczerości dłoń do serca. - Cieszę się jednak żeś podjął wyzwanie i własną drogę szukać się wybrałeś. Dla dobra rodziny, oczywiście. Prawda że z niego złoty chłopak? - Pytanie rzucone w kierunku grupki kobiet spotkało się ze zgodnym przytakiwaniem i kilkoma, pełnymi zachęty spojrzeniami rzuconymi w stronę Oktawa.
- Dobrze zatem, drogie panie, pozwólcie że się oddalimy na chwilę co by nie przynudzać was rozmową o interesach. Korzystajcie z pięknej pogody, którą śmiało przyćmić możecie swą urodą - co powiedziawszy, pomimo kilku pełnych sprzeciwu głosów, klepnął Oktawa w plecy i pokierował nim w nieco bardziej odludne miejsce. Co prawda w pobliżu stała czarnowłosa przedstawicielka tejże samej rasy co Sejanus, ten jednak zdawał się jej obecnością nie przejmować.
- No dobrze, a tak konkretnie to co ty tu robisz chłopcze? - zapytał, całkiem ton swojego głosu zmieniając. Były w nim nuty powagi i całkiem spora doza podejrzliwości. Jak nic widać było, że historyjki rzuconej w tłum nie przyjął i oczekuje szczerej odpowiedzi.

- Było jak powiedziałem. Prawie. Hiacynta dostała katarku i zrobiła piekło. Jak zwykle. Więc wybrałem się na poszukiwanie leku i przyrzekłem, że bez niego nie wrócę. Szkoda tylko, że ze mnie słaby zielarz… - westchnął ciężko.
- Obawiam się, że trochę mi zejdzie. Ale ojciec nieświadomie wyposażył mnie w trochę grosza, więc sądzę, że uda się coś uruchomić - uśmiechnął się lekko patrząc przed siebie.

- Do tego potrzeba nieco więcej niż trochę grosza - Sejanus strzepnął jakiś pył z rękawa. Przez chwilę panowała cisza. Gołym okiem widać było, że kupiec analizuje sytuację próbując podjąć decyzję. W końcu jednak wybuchnął śmiechem.
- Co mi tam. Z chęcią zobaczę minę Arganta gdy mu się w końcu na oczy pokażesz. Po tym oczywiście, jak już odniesiesz swój wielki sukces - dodał, co by cienia wątpliwości nie było co do jego pragnienia rozrywki cudzym kosztem. - Mów zatem czego ci potrzeba.

- Pieniądz rodzi pieniądz. Trochę się na tym znam. Choćbym nawet bardzo nie chciał się tego uczyć, nie dało się nie podłapać kilku sztuczek finansowych. Może nawet więcej niż kilku. Ten biznes to żerowanie na frajerach, że się wyrażę słowami ojca. Choć ja wolę pojęcie zarabiania na niewiedzy. I właśnie tu leży pies pogrzebany. Gdzie my w ogóle lecimy i po co?

Minęła chwila, a po niej druga. Sejanus przyglądał się młodzieńcowi jakby oczekując że ten lada chwila wybuchnie śmiechem i stwierdzi, że to co przed chwilą powiedział było tylko żartem.
- Ty pytasz poważnie - stwierdził w końcu. - Rzekłbym żeś niespełna rozumu gdyby nie to, że większość tego co powiedziałeś wcześniej trzyma się kupy. Chłopcze, czy ty się zaokrętowałeś na statek nie wiedząc nawet dokąd leci? - Castanic rzucił jedno, szybkie spojrzenie czarnowłosej, po czym powrócił uwagą do Oktawa.

- Zapewniam, że gdziekolwiek by nie leciał, gorzej nie będzie. Skapen i Sylwester wrócili na wojnę, bo tam spokojniej.

- Nie mów hop - poradził mu jego rozmówca. - Lecisz na Wyspę Świtu, na której czeka bogowie jedni tylko wiedzą co. Biorąc pod uwagę losy poprzedniej wyprawy to nawet spore szanse są na to, że z niej nie wrócisz. Wybrałeś sobie nie lada imprezę by zadebiutować - dodał, opierając plecy o reling. - Coś jednak musiało kierować twoimi krokami bo pomimo niebezpieczeństw wyprawa ta ma szansę przynieść niezłe zyski. W innym wypadku nie byłoby mnie tutaj - dodał, szczerząc zuchwale zęby. - No ale dobra, dobra. Konkrety, młodziku. Co chcesz wiedzieć, poza celem podróży? - dopytywał, uśmiechając się pod nosem.

- Czyli mówisz, że lecimy w jedyne miejsce na świecie, gdzie nie ma żadnego, absolutnie żadnego banku… - Oktaw uśmiechnął się bardzo, bardzo szeroko.
- Zacznijmy od ludzi, którzy tam lecą. Widziałem przelotnie Rutgara i Mardona. Kogo jeszcze można będzie tam spotkać?

- Pomyślny - palce dłoni Sejanusa zaczęły swoistą grę z jego ustami gdy przeszukiwał pamięć w poszukiwaniu informacji, których od niego oczekiwano. - Przede wszystkim nie ma tam banków, to się rozumie samo przez siebie, nie jesteś jednak jedynym bankierem który tam się wybiera - rozpoczął. - Z tego co mi wiadomo plany takowe miał także Kerson. Powinieneś o nim słyszeć. To popori który zarządzał do niedawna filią banku Pory Elinu w Velice. Teraz najwyraźniej zamierzają nieco poszerzyć swą działalność. Nie widziałem go jednak na tym statku. Najważniejszą osobą, o której uwagę powinieneś zabiegać, jest oczywiście Leander. I zauważ że pomijam tu swoją osobę, chociaż nie z powodu fałszywej skromności. Rodzina magistra to magnaci kupieccy, a z takimi osobami zawsze dobrze mieć układy. Jeżeli do tego uda ci się w jakiś sposób przysłużyć zdobyciu informacji o jego bracie, wtedy… Cóż, wtedy start i to dobry start, masz jak w banku - przy tych słowach roześmiał się, czym wywołał prychnięcie u czarnowłosej.

- Tak, rozumiem. Zatem strategia agresywnej bankowości i worek pcheł. Do zrobienia. Ale zanim będę mógł zająć się bolączkami prawie imiennika mojego brata, to nie można będzie dać Kersonowi łatwego startu. Trzeba będzie zorganizować interes tak, żeby sam się kręcił. Do tego potrzeba bystrego rachmistrza oraz kampanii informacyjnej. Leci z nami jeszcze ktoś ciekawy? Lub ktoś taki już jest na miejscu?

- Cóż, przede wszystkim nie zaszkodzi porozmawiać z Adrią. To przedstawicielka Federacji której zadaniem jest przejęcie opieki nad wyspą. Ona może skierować cię do właściwych osób. Niestety, z tego co mi wiadomo wyruszyła wraz z Leanderem pierwszym statkiem. Na tym - machnął lekceważąco dłonią. - Na tym nie znajdziesz wielu godnych uwagi. O ile oczywiście myślisz poważnie o tym interesie. Na twoim miejscu spróbowałbym może porozmawiać z lady Hime, przedstawicielką Pory Elinu ale to może nie być łatwe zadanie. Już chyba prędzej z Tirusem, jednym z inżynierów. Dzięki niemu mógłbyś uzyskać wpływy u naszej małej Hime. Kolejną osobą z którą mógłbyś porozmawiać jest Teil ale on także nie leci tym statkiem. Reszta - Sejanus rozłożył dłonie. - Nie oczekuj że znam historię każdego. Z całą pewnością znajdują się tu perełki o których mi nic nie wiadomo. Z tych istotniejszych masz tych, których ci podałem. Bez dwóch zdań jest tu też paru szpiegów, paru ukrywających się ochroniarzy, trochę szlachty i zapewne jeden czy dwóch działaczy na rzecz argonów, bo ci zawsze się wcisną. Musisz sam poszperać ale przede wszystkim - bardzo krytycznym spojrzeniem obrzucił “strój” Oktawa. - Przede wszystkim musisz się ubrać.

Oktaw przy każdej nowej informacji kiwał lekko głową, zaś na samym końcu uśmiechnął się szeroko.
- Obawiam się, że jedyna zmiana, jaka w tej chwili może zajść w moim stroju, to jego zdjęcie. Mam tylko to, co teraz przy sobie. I na sobie.

- Oczywiście. Jak ja w ogóle mogłem oczekiwać innej odpowiedzi - uderzenie dłonią w czoło towarzyszyło tym słowom. - Zilf…
- Wiem - odpowiedziała kobieta, zdradzając się z tym, że cały czas podsłuchiwała.
- No dobra, chodźmy zrobić z ciebie… No cóż, człowieka - westchnął. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej chwili pownienem sprawdzać jakość tutejszych łóżek zamiast poświęcać czas i energię byś przestał wyglądać jak żebrak? Mam taką nadzieję. Podobnie jak mam nadzieję, że nie zapomnisz o owych drobnych przysługach w przyszłości - dodał, łapiąc Oktawa za ramię i prowadząc w stronę schodów prowadzących do poziomów pod pokładem.

- Do tego stopnia nie zapomnę, że być może jeszcze później porozmawiamy. Tylko najpierw muszę pomyśleć. Oczywiście jeśli nie będziesz sprawdzał łóżek. Tylko nie radzę testować tych w kajutach wieloosobowych - odparł udając się razem z Janusem.

- Wieloosobowych? - niemal wypluł to słowo. - O ile nie chodzi ci o te w których masz jedno łóżko, które musisz dzielić z kilkoma powabnymi kobietami, to… Pozwól że zmienię temat rozmowy. Chociaż nie, czekaj. Jakim cudem… Nie, to w sumie też źle. Będąc synem Arganta zapewne z przyzwyczajenia zgodziłeś się na najbiedniejszą opcję. Doprawdy, niektórych ludzi nigdy nie zrozumiem. Zatem tak, najpierw zajmiemy się twoją garderobą, a później załatwimy ci jakieś porządne lokum - planował na głos, kompletnie ignorując prawo do odmiennego zdania swojego, na obecną chwilę, podopiecznego. - Rachunek, oczywiście, wystawię ci po cenach hurtowych - dorzucił, przystając na chwilę by przepuścić elfkę w szacie kapłańskiej.

- Porządne lokum mogłoby się przydać tylko wtedy, gdybyś dorzucił swoją towarzyszkę - zażartował Oktaw spoglądając na Janusa.
- A tak, to obawiam się, że od nadmiaru bogactwa mogłoby mi się w głowie poprzewracać… Muszę się najpierw przyzwyczaić do luksusów życia żołnierskiego - roześmiał się.

- Wierz mi, jej nie chcesz mieć za współlokatorkę - zaśmiał się. - Jeden głupi ruch i do końca życia możesz śpiewać w chórze. I nie mówię tu o nadmiarze bogactwa a o odpowiednich warunkach. Miałem okazję odwiedzić parę tych kajut dla mniej uprzywilejowanych i doprawdy nie wiem dlaczego się przy nich upierasz. Poza tym wypadałoby, skoro zamierzasz rozpocząć interes, żebyś mógł zaprosić swoich potencjalnych wspólników czy informatorów do miejsca ciut lepszego niż wspólna kajuta - Sejanus zabrał się za pouczanie swojego podopiecznego, jednocześnie prowadząc go w dół, aż do najniższych poziomów. - Moje skrzynie są tutaj - wskazał na jeden z boksów, na który był podzielony poziom, na którym się zatrzymali. - Wybierz sobie z nich to co ci potrzeba - zaoferował, sam zaś oparł się o ścianę i ograniczył do obserwowania.

Pierwszą zdobyczą była koszula. Biała. Zwyczajna, dopasowana, najprostsza z możliwych. Uśmiechnął się do Janusa zapinając ją pod szyję.
- Mam pomysł. Bardzo dobry, muszę dodać.

Wydobył czarne spodnie, w których nie było nic wymyślnego. Wyglądały na nieszczególnie drogie, choć wciąż eleganckie.
- Chcę zaproponować ci wprowadzenie do interesu zapłaty bez pieniędzy. Klient przychodzi do ciebie, wybiera produkty, wyjmuje… nazwijmy to… kupony i oddaje ich tyle, ile wynosi cena. Od tej pory pieniądze klienta znajdujące się u mnie są twoje. Wystarczy, że dasz mi te papierki, a ja za to oddam należne tobie złoto. Czysty interes.

Eleganckie buty zostawił na koniec.
- Całe ryzyko jest po mojej stronie. A kiedy płatności bezpieniężne rozprzestrzenią się, zacznie się najciekawsza część, czyli współpraca na linii bankier-kupiec. Ci, którzy nie będą uczestniczyć w takim obrocie, w końcu wypadną z interesu na Wyspie. Jesteś pierwszy.

Wybrał jeszcze grzebień i kawałek wstążki, by związać włosy.


- Nie marnujesz czasu, to mi się podoba - odpowiedział Sejanus, chociaż dopiero po dłuższej chwili. - I od razu wyskakujesz z pomysłami mającymi zapoczątkować rewolucję. Nie jestem pewien czy mi się ten pomysł podoba czy nie. Wymaga przemyślenia dłuższego niż kilka chwil. No i rozwiązania niektórych kwestii. Dla przykładu… Jakie rozwiązanie widzisz w przypadku pojawienia się fałszywych kuponów. Podrobić świstek papieru nie jest trudne, wierz mi. Znacznie łatwiejsze to zadanie niż oszustwo na ilości złota wchodzącego w skład monety. No i mam nadzieję, że masz także sposób na przekonanie klientów do tego by zostawiali u ciebie swoje złoto w zamian dostając nędzny świstek - mówiąc przyglądał się młodemu bankierowi. Nic nie wskazywało na to żeby miał jakieś zastrzeżenia co do wyboru stroju czy dodatków. Można wręcz było rzec iż obserwuje Oktawa jakby ten był jakimś okazem na wystawie.

- Pieczęć i podpis. Oczywiście mój lub osoby przeze mnie pisemnie upoważnionej i klienta - odparł bez wahania Oktaw.

- Prawidłowy wzór pieczęci dostanie każdy kupiec, który wejdzie w interes. Stopień skomplikowania to już moja głowa. Jedyne, co muszę zrobić to to, by łatwiej było sfałszować monetę. W przypadku podejrzenia fałszerstwa można zgłosić się do mnie. Ja będę wiedział - dodał z uśmiechem.

- Czyli chcesz się bawić w coś, w rodzaju glejtów - podsumował castanic. - Nie wiem, nie wiem - stuknął dwa razy palcem po brodzie. - Będę się musiał nad tym zastanowić. Ty zaś będziesz musiał dopracować wszystko i przedstawić mi gotowy plan ze szczegółami i udowodnić że jesteś w stanie wciągnąć to kogoś więcej. Moje interesy łączą mnie z kilkoma bankami rozumiesz zatem że nie mogę tak po prostu wskoczyć na nową drogę życia, że się tak wyrażę - roześmiał się przy tych słowach. - Kombinuj, kombinuj. Kto wie, może faktycznie coś z tego wyjdzie. Tylko, tak od razu ostrzegę, gdy będziesz się wybierał z propozycją do innych, miej pod ręką chociażby próbkę takowych kuponów i pieczęci. Coś, co będziesz mógł przedstawić. Gotowy? - zapytał na koniec.

Oktaw skinął głową.
- Tak, zastanów się. Wrócimy do tego jeszcze przed lądowaniem. Nic w formie ostatecznej. Do tego celu służą umowy. Zastanów się też nad inną kwestią. Jesteś klientem. Co bezpieczniej i wygodniej nosić? Monety, które zręczny złodziej może ukraść czy znajdujące się gdziekolwiek papiery? Co będzie uznane jako wygodniejsze? I co może się stać z kupcami niehonorującymi kuponów, gdy moją opinie podzieli więcej osób? Dowiedziałeś się jako pierwszy - poklepał Janusa po ramieniu.

- Chłopcze, gdyby to było takie proste to już by weszło w życie - Sejanus zaczął ich prowadzić z powrotem w stronę schodów. - Pomyśl o tym. Stajesz do boju z tradycją sięgającą początków tego świata. Świata, którego mieszkańcy mają obecnie na głowie całą masę problemów. Wprowadzanie czegoś nowego nie jest złe i cieszy mnie, że to do mnie jako pierwszego się zwróciłeś. Nie chcę też być tym, który ci skrzydła podetnie. Ja tylko przedstawiam sprawę z punktu widzenia kogoś, kto ma nieco większe doświadczenie. Próbuj jednak, a jakże. Moje błogosławieństwo masz i kto wie, może nawet zostanę pierwszym klientem. I… - tu urwał i przez dłuższy czas się nie odzywał. Dopiero gdy ponownie ujrzeli światło dnia, podjął rozmowę.
- Możliwe że będę mógł ci pomóc - zaczął, chociaż widać było że słów nie wypowiada z łatwością, z którą czynił to do tej pory. - Daj mi jednak trochę czasu. Jest tu ktoś, kto może ci całe to przedsięwzięcie ułatwić ale nie jest łatwo się do tej osoby dostać. Zobaczę co się da zrobić - obiecał, przesuwając się nieco by przepuścić niewielką grupę popori. - Na razie korzystaj z wolności - dodał, klepiąc Oktawa po plecach i zataczając drugę ręką półkole obejmujące pokład. - Obiad też zaraz zaczną podawać - i dokładnie w tej chwili rozległ się dźwięk gongu.

Oktaw skinął głową Janusowi.
- Wszystko zaczyna się od pomysłu, na który jeszcze nikt nie wpadł i toczy przez wiedzę oraz umiejętności. W tym wypadku bankierskie. Ale… ja mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, a czasu mało. Pogadamy jeszcze później - uniósł dłoń na pożegnanie.

- Powodzenia - Sejanus skinął mu na pożegnanie, a następnie skierował się do miejsca w którym zostawił czarnowłosą.

Pierwszym celem bankiera był kwatermistrz. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tej chwili nie dostanie broni ani pancerza. Nie miał zamiaru o nie prosić. Potrzebne mu były ubrania. Zwykłe, workowate ubranie, jakie nosiły osoby o niezbyt wysokim statusie majątkowym. Żeby jednak taką dostać nie mógł pokazać się w stroju od Janusa. Nim dotarł do celu, zdjął z siebie wszystko, co otrzymał, złożył schludnie i ułożył w worku z pieniędzmi.

Nim wszedł do pomieszczenia cmoknął kilkukrotnie. Tak, syn dokera. Ten to miał ciężkie życie. Codziennie wstawać przed świtem na polecenie ojca. Przygarbił się lekko. Przeciągane, gardłowe głoski brzmiały tak, jakby miał zamiar za chwilę charknąć i wypluć flegmę. Ale na szczęście nie miał tak źle. W końcu wyjechał na przygodę życia. Uśmiechnął się półgębkiem. Tak, teraz mógł wejść.

W krótkich słowach wyłożył czego mu potrzeba. W rzeczywistości mógłby być nawet niemową. Jego potrzeby były widoczne gołym okiem. W końcu wstał w samych portkach. Naturalnie nie spotkał się z ciepłym przyjęciem. Kwatermistrz burczał coś o braku spokoju, ale wydał mu ubranie. Obecnie nic więcej się nie liczyło. Oktaw naciągnął koszulę oraz spodnie. Jako ostatnie założył buty. Skinął mężczyźnie głową w podziękowaniu i wyszedł.

Nadszedł czas na rozmowy z ludźmi. Z klientami. Swobodnie dołączał się do różnych osób, z którymi podejmował rozmowę. Za każdym razem jakoś tak wychodziło, że temat zbaczał na pieniądze oraz utyskiwanie na niewygodę obecnej formy płatności, wyrażanie pobożnych życzeń wymyślenia nowych, łatwiejszych form płatności. Jednej osobie wspomniał o zuchwałej kradzieży dużej kwoty widocznej jak na dłoni. Innej konieczność ciągłego zatrudniania najemników, gdy pragnął dokonać większych zakupów. Sakiewki ciężkie. Niewygodne formy przenoszenia, ...

Niejeden z rozmówców był jednak tak mocno przyzwyczajony do obecnego systemu, iż ani myślał o jego zmianie. Niemniej jednak były osoby, które się z nim zgadzały. Zarówno te mniej gorliwe jak również takie, którym pomysł przypadł do gustu w sposób wręcz niewyrażalny.

Ostatecznie wrócił do kajuty ze zdobyczną talią kart. Nie miał zamiaru rozmawiać ze wszystkimi. Ot zasiać ziarno, by mogło rosnąć i rozprzestrzeniać się. Wciągnięcie współlokatorów poszło błyskawicznie.

Wieczór zapadł zanim się obejrzano. Tyle było do załatwienia, tyle nowych osób do poznania, że czas umknął w tempie dla niego niezwyczajnym. Gdy na niebie rozbłysły miliony drobnych, lśniących punktów, w drzwi kajuty w której wylądował Oktaw uderzono dwa razy. Jeden z jego współlokatorów krzyknął zaproszenie w wyniku czego do środka wszedł ubrany w strój lokaja człowiek.
- Wybaczcie panowie, poszukuję panicza Oktawa - skłonił się przy tych słowach, a następnie wyprostował i zmierzył zebranych w środku mężczyzn bacznym spojrzeniem.

Oktaw spojrzał po pozostałych towarzyszach, skrzywił się i sparodiował gościa wypowiadając bezgłośnie “panicza Oktawa”.
- To ja. Przepraszam, panowie - wstał odkładając karty. Pochylił się i zabrał swój tobołek szepcząc:
- Może załatwię coś na… pragnienie.
Wskazał lokajowi drzwi puszczając go jako pierwszego, po czym zamknął drzwi.
- Pan wybaczy. Chciałbym jeszcze na chwilę zajść do toalety. Sam pan rozumie, że takim stroju nie przystoi.

Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu, zatem prowadząc do celu zatrzymali się w jednej z łazienek.
Zaraz po wejściu stanął przed wyborem w postaci trzech drzwi. Te po prawej, jak głosił napis, prowadziły do ubikacji. Te naprzeciw do łaźni, w której znajdowały się podgrzewane balie. Te z lewej z kolei do suszarni.
Wybrał pierwsze, za którymi znalazł kolejne drzwi, każde po prawej stronie. Kryły one za sobą sedesy. Po lewej z kolei znajdowały się dwie umywalki pomiędzy którymi w ścianie widniał kran, pod nim zaś wiadro. Umywalki stały na niewielkich stolikach, które w połowie swojej wysokości miały półkę. Na niej z kolei leżały wąskie pasy materiału, zapewne po to by pasażerowie mogli wytrzeć ręce.
Drzwi naprzeciw wejścia kryły za sobą cztery balie, skryte za zasłonami. Stały tam także szafki, a w nich ręczniki. Nie brakło i luster, chociaż były one niewielkich rozmiarów.
Ostatnie drzwi prowadziły, jak napis wskazywał, do suszarni gdzie można było rozwiesić mokrą odzież.

Lokaj odczekał ile trzeba było, stojąc przy drzwiach wejściowych. Nie okazał nawet cienia zniecierpliwienia i zapewne stałby tak nawet gdyby Oktaw postanowił spędzić w łazience kolejne minuty. Gdy zaś osoba, którą polecono mu przyprowadzić wreszcie była gotowa, poprowadził młodego mężczyznę w stronę schodów. Nimi to dotarli na najwyższy pokład. Oktaw od razu mógł zauważyć różnicę. Przede wszystkim było tu znacznie więcej osób odzianych w szaty świadczące o tym, że komuś usługują. Czarne suknie z białymi koronkami dla kobiet i ich odpowiednik w postaci czarnych fraków dla mężczyzn. Był tu także mniejszy ruch, zaś stroje podróżnych w dość otwarty sposób zdradzały zasobność sakiewek. Nawet gdy w grę wchodziły dość skromne zbroje, o czym przekonał się mijając po drodze przedstawicielkę rasy castanic.

Kajuta, do której prowadził go lokaj znajdowała się dokładnie pośrodku korytarza i sądząc po odstępach między drzwiami, spokojnie mogła mieścić nawet dwie takie, w której przyszło podróżować Oktawowi.
Lokaj zatrzymał się dokładnie naprzeciw drzwi, a następnie zapukał lekko dwa razy. Po chwili otrzymał pozwolenie na wejście.
- Panicz Oktaw - zaanonsował, kłaniając się nisko, po czym przepuścił swojego, przez krótką chwilę, podopiecznego.
Oczom wchodzącego młodzieńca ukazało się pomieszczenie nieco tylko większe od tego, w którym on sam miał spędzić noc. Nie była to jednak sypialnia, a salon. Elegancko urządzony salon, należało dodać. Pod oknami, których były dwa, stały głębokie fotele rozdzielone niskim stolikiem. Wyższa jego wersja stała nieco z boku, trochę w kącie i mogła swobodnie pomieścić czterech biesiadników. Po lewej stronie od wejścia stał szezlong przy którym stała wysoka szafka wypełniona księgami. Na nim to siedziała jedna z dwóch, znajdujących się w pomieszczeniu osób. Była nią elinka o długich, króliczych uszach.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-01-2020, 23:37   #10
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Ubrana była w czarną sukienkę ozdobioną złotymi haftami i białym futerkiem. Gdy Oktaw pojawił się w salonie, uniosła głowę znad książki i zaczęłą się mu przyglądać z ciekawością.
Drugą osobą był białowłosy castanic.


Ubrany był w skórzaną zbroję i sprawiał wrażenie jakby niedawno wrócił z treningu. Siedział w jednym z foteli i popijał z kryształowego kielicha wypełnionego szkarłatnym trunkiem. Na widok Oktawa wstał i zmierzył gościa chłodnym spojrzeniem.
- Zapraszam - wskazał na drugi fotel. - I od razu proszę o wybaczenie, niedawno wróciłem z treningu i nie zdążyłem się przygotować do wieczerzy - jednocześnie słowa te potwierdzały pierwsze wrażenie, a z drugiej strony zdawały się być testem tego, jak się gość zachowa. - Zwą mnie Narsh - przedstawił się.

Bankier powstrzymał grymas cisnący się na twarz. Nigdy nie przepadał za tą rasą. Każda elinka wyglądała jak dziecko, a ubierała się niewiele skromniej niż castaniczki. Widok półnagiego dziecka nigdy nie wydawał mu się pociągający. Niemalże wzdrygnął się na samą myśl. Zamiast tego zgiął się w dworskim ukłonie z jedną ręką wyprostowaną ku tyłowi wzdłuż linii ciała. Nigdy nie należało podawać ręki kobiecie. Nawet, jeśli była dziewczynką. Należało dać ku temu okazję.
- Oktaw - przedstawił się.

Na szczęście sukienka tej była nieco bardziej odpowiednia. A czytała ona “Wojny Bogów”, co dostrzegł, gdy skinęła mu głową. Poważna lektura. Zatem zapewne nie była dzieckiem. Nie dostrzegł kolorowanek ukrytych w środku.
Podszedł w kierunku, w którym został zaproszony i uścisnął wyciągniętą dłoń, po czym usiadł.
- Dbanie o dobrą formę to cnota, za którą nie trzeba przepraszać. Szczególnie w obecnych czasach - odparł uprzejmie bankier.

- Zdecydowanie - gospodarz także usiadł, a lokaj w międzyczasie zniknął. Biorąc pod uwagę to, że na stole nie było widać zastawy pełnej zachęcających do jedzenia potraw, zapewne właśnie w celu ich dostarczenia się oddalił.
- Muszę przyznać że zdziwiłem się gdy Sejanus pojawił się w mym progu prosząc bym spotkał się z jego znajomym. Zwykle nie otrzymuję od niego takich próśb. Musisz zatem być nie lada człowiekiem - mówił, przyglądając się Oktawowi czujnie, acz nie nieprzyjaźnie. Raczej jak ciekawemu okazowi na wystawie. W międzyczasie elinka, której imienia nadal nie znał, wstała i podeszła do nich. Jak się okazało nie miała zamiaru się przysiąść, a jedynie nalać wina do pustego kielicha stojącego obok karafki i dolać do tego, który trzymał Narsh. Zaraz po tym oddaliła się na swoje miejsce i wróciła do lektury.
- Częstuj się - zachęcił gospodarz. - To Traliońskie, młody rocznik jednak pełen aromatu - poinformował, sam dając dobry przykład i upijając łyk.

Oktaw zachowywał na twarzy uprzejmy uśmiech, choć miał ochotę się roześmiać. Lekko podniósł się i ukłonił w podziękowaniu elince.
- Dziękuję bardzo. Muszę przyznać, że nieczęsto przydarza mi się pić jakąkolwiek formę alkoholu - bo ojciec skąpił na każdą flaszkę, a jak kupował, to wyjątkowo dobre wino jabłkowe rocznik zeszła środa. I trzymał je na specjalne okazje. Czego oczywiście nie powiedział. Chwycił kieliszek i zakręcił trunkiem ciepłem dłoni podgrzewając go, by wydobyć bukiet. Odetchnął głęboko, wziął niewielki łyk pozwalając, by płyn rozlał mu się w ustach. Uśmiechnął się szerzej.

- Jednakże dla smaku oraz towarzystwa z przyjemnością. Jeśli chodzi o mnie, to z całą pewnością mam kilka talentów. Fałszywa skromność to kłamstwo ubrane w ładne słowa, lecz nie wydaje mi się, żebym przesadził, gdy powiem, że nasz wspólny znajomy jest postacią znacznie bardziej barwną niż ja.

- Niektórzy mogliby rzec że to wskazuje na rozsądek - podsumował castanic, nie zdradzając czy sam należy do osób pochwalających abstynencję. - Co zaś się tyczy Sejanusa… Ma on swoje historie, schowane głęboko i z rzadka widujące światło dnia. Sprawia to, że jego towarzystwo zawsze jest interesujące. Nie mówiąc już o tym że od czasu do czasu zdarza się mu wpaść na nieoszlifowany klejnot, który wymaga jedynie troskliwej dłoni mistrza by zabłysnąć z pełną mocą. To z kolei czyni go osobą nie tylko przydatną ale i cenioną. Niestety, dość często zdarza się także, że ów klejnot jest tylko malowanym szkiełkiem - dodał, utrzymując neutralny ton. Wzrok wbił w zawartość kielicha, jakby powierzchnia wina była w stanie zdradzić mu głęboko skrywane sekrety.

- W tej materii muszę uwierzyć na słowo. Tego z jego talentów nie poznałem, co dowodzi tylko złożoności jego osoby. A i wybitnym specjalistą w tematyce klejnotów także nie jestem. Oszacować wartość zapewne mógłbym, jednakże znacznie precyzyjniejszy w tej materii byłby jubiler. Moją specjalizacją jest pieniądz i sposoby jego mnożenia.

Narsh uśmiechnął się zdawkowo. Elinka zaś, nadal trzymająca się z boku i milcząca, wstałą ponownie, tym razem po to by odłożyć książkę na półkę. Po wykonaniu tej czynności powróciła na swoje miejsce, tym razem podwijając nogi i układając się w pozycji półleżącej. Opartą na ramieniu twarz zwróciła w ich stronę.
- Tak, słyszałem - potwierdził, jednocześnie zdradzając że Sejanus zapoznał go z planami jakie Oktaw miał na unowocześnienie systemu bankowego. - Doprawdy, interesujący pomysł. Wymaga jednak nie lada nakładu pracy. Stare nawyki nie odchodzą w zapomnienie w ciągu nocy. Do tego potrzeba wiedzy, znajomości i wytrwałości. Z tego co mi wiadomo, wiedzę posiadasz - uniósł wzrok by spojrzeć Oktawowi prosto w oczy. Miał niepokojące, srebrne tęczówki, przypominające nieco ostrza mieczy. Wytrzymanie tego spojrzenia nie należało do najłatwiejszych zadań. Bankier zdawał się tego nie zauważać. Przeniósł spojrzenie na przysłuchującą się rozmowie elinkę, po czym zawiesił wzrok w przestrzeni.

- Jak mówiłem, fałszywa skromność jest równa kłamstwu. Mam nie tylko wiedzę. Mam pomysł, zdolność do jego wykonania, podsuszoną trawę oraz iskrę. Dla każdego liczy się praktyczność i wygoda. Jaki jest poziom praktyczności oraz wygody, gdy każda moneta ma nominał równy jedności? Gdy zachodzi konieczność dokonania dużych zakupów, sakwy pękają w szwach. Jest to pożywka dla kieszonkowców oraz złodziei na pierwszy rzut oka widzących osoby, które warto okraść. Mając jeden, cienki arkusz papieru warty, powiedzmy, sto monet, należy zadbać wyłącznie o to, by go nie zgubić. Nie jest ciężki, nie przyciąga spojrzeń. Ale w rzeczywistości mam jeszcze więcej niż to, co powiedziałem.

Spojrzał wprost na Narsha.
- Mam pewność, że to chwyci i stawiam na to każde pieniądze. Nie w ciągu jednej nocy. To rewolucja, ale z perspektywy historii, dla której ten okres czasu będzie ledwie mgnieniem oka, nie człowieka - wzniósł nieznacznie kielich i wypił nieco większy łyk.

Gospodarz nie wzniósł swojego kielicha, a wręcz przeciwnie, odstawił go na stolik.
- Od tego mamy banki - przypomniał. - W każdym mieście znajdziesz co najmniej kilka takowych. W wioskach i małych miasteczkach co najmniej jednego. Nawet większość osad takowych posiada. Gdy potrzebujesz dokonać zakupy na wyższą kwotę, wynajmujesz ochronę, idziesz do banku, pobierasz kwotę, a następnie udajesz się do sprzedającego - przypomniał raczej niż poinformował. - System ten działa od wieków. Korzystają na nim nie tylko złodzieje, jak wspomniałeś ale i najemnicy, którzy za odpowiednią opłatą podejmują się chronić posiadaczy złota. To jedna kwestia. Drugą jest stosunkowo niska wytrzymałość papieru w stosunku do monety. Moneta wpaść może do rzeki, może ją zmoczyć deszcz, jeżeli przez chwilę przebywać będzie w ogniu także nic się jej nie stanie. Papier z kolei… - nie dokończył. - Jakie rozwiązanie dla tych problemów proponujesz?

- Wydaje mi się, że nie do końca pojmujesz istotę pomysłu, mości Narsh. Spójrz ponownie na czynności, które musi wykonać osoba chcąca pójść na zakupy. Znaleźć najemników, opłacić ich, pobrać worek monet, dokonać zakupów. O ile wygodniej będzie po prostu udać się do banku i wybrać żądaną kwotę? A mówię tu wyłącznie o samej wygodzie. Nie poruszyłem jeszcze kwestii praktycznych, którą jest oszczędność pieniędzy. Nie chcę tutaj powiedzieć, że system istniejący obecnie jest niemożliwy do zaistnienia, ponieważ istnieje. Mówię, iż mój jest wygodniejszy i praktyczniejszy. Wystarczy, że skorzysta z niego niewielka grupa osób, a rozprzestrzeni się. Nikt nie lubi dokładać sobie pracy, jeśli nie musi.

Oktaw ponownie zwrócił spojrzenie oraz uprzejmy uśmiech ku elince. Jej ramię spoczywało na oparciu szezlongu, zaś głowa leżała na ramieniu. Wrócił wzrokiem do castanica.
- Kwestię wytrzymałości rozwiążę współpracą z krawcem. Aby kupon stał się trudniejszy do ukradnięcia musi być przechowywany w miejscu innym niż sakiewka. Skóra, która może być z powodzeniem trzymana pod ubraniem powinna załatwić sprawę. Jednakże to plany długoterminowe. Obecnie będzie istniało tylko jedno miasto na całym świecie honorujące kupony. Zatem nie trzeba będzie się z nimi przemieszczać poza jego granicami. Wystarczy pójść do banku, wybrać odpowiednią kwotę i cieszyć się przyjemnością wydawania. Tutaj skorzystam z przyzwyczajeń wybierania tylko po to, by wydać.

Narsh westchnął, po czym wyprostował się w fotelu.
- Nie mogę powiedzieć żebym nie widział w tym pewnego potencjału. Gdyby tak nie było, cóż… - nie dokończył. - Wygląda na to, że potrzebujesz przede wszystkim dojść - zauważył i ponownie przerwał, chociaż tym razem miał ku temu inny powód. Powodem tym było pukanie do drzwi, a w jego efekcie powrót lokaja. Mężczyzna powrócił z wózkiem zastawionym srebrną zastawą, który to wózek podprowadził do stołu i z wprawą którą nabyć można jedynie przez lata służby, zaczął rozkładać przyniesioną kolację.
- Dobrze zatem - gospodarz podniósł się. - Wybacz ale nie wypada siadać do stołu ubranym w strój do ćwiczeń. Pozwól zatem że opuszczę cię na kilka chwil. Dotrzymaj towarzystwa naszemu gościowi - ostatnie słowa skierował do elinki, a następnie ruszył w kierunku drugich drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu, a które zapewne prowadziły do sypialni.
Króliczoucha dziewczynka skinęła lekko głową, po czym posłusznie wstała i podeszła do zwolnionego przez Narsha fotela by na nim usiąść. Przysiadła na samym brzegu, poprawiła sukienkę, a następnie, z pewnym wahaniem, sięgnęła po kielich z winem, pozostawiony przez gospodarza.
- Nie powiesz mu, prawda? - zapytała, odzywając się po raz pierwszy. Miała dość przyjemny głos, tylko delikatnie pobrzmiewający nutami typowymi dla dzieci. Gdyby oceniać jej wiek tylko na jego podstawie, można by uznać iż ma lat około trzynaście. Niemniej nie bez powodu nie lubił oceniać wieku elinek. Zawsze były w jego oczach dziećmi. Przynajmniej fizycznie. A o wiek nie wypadało pytać. Oktaw uśmiechnął się nieco szerzej.

- Czy mógłbym rzucić okiem na książki? - zapytał w odpowiedzi, zaś elinka skinęła głową. Wstał i podszedł do biblioteczki.
- O czym miałbym nie powiedzieć? - zapytał niewinnie nie oczekując odpowiedzi.

Znajdowały się w niej w większości historie bogów i ich wojen. Przynajmniej trzy traktowały o powstaniu świata. Jeden z nich mówił o powstaniu ras, inny o historii wampirów, jeszcze inny o rodach szlacheckich Alamantei, ale nie dotyczyła elfów, co zaskakujące z uwagi na to, iż było to miasto elfów. Ostatnia z nich była bardzo cienka. Prawie wszystkie były historyczne oprócz zielnika roślin rosnących w Arborei.
Gdy wrócił do stołu, z kielicha Narsha ubyło nieco płynu, chociaż nie tyle by rzucało się to w oczy. Elinka siedziała dalej tam gdzie siedziała, zajęta zwijaniem i rozwijaniem kosmyka włosów. Przyglądała się mu z zainteresowaniem uśmiechając lekko, w ów dziwny, domyślny sposób. Jakby wiedziała coś, czego on nie wie i ta wiedza poprawiała jej humor.
- Widziałeś zbroję Narsha? - zapytała nagle, przerywając zabawę.

Bankier skinął głową.
- Tak. W pewnym sensie - odparł.

Powtórzyła jego gest, także kiwając głową.
- Skoro znasz Sejanusa to widziałeś także Zilf - stwierdziła, nie było to bowiem pytanie. - I jej zbroję - dodała, ewidentnie do czegoś zmierzając.

- Domyślam się, że rzeczywiście widziałem, chociaż nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Jeśli mam na myśli właściwą osobę, to… tak, jej zbroję także widziałem. Również w pewnym sensie - odrzekł Oktaw.

- I zapewne nie są to jedyne zbroje tego typu jakie widziałeś - było to kolejne stwierdzenie. Prawe ucho pochyliło się nieco do przodu, zginając w połowie, a głowa elinki przechyliła nieco na prawo.
- Każda z nich chroni właściciela przed ciosami przeciwnika - kontynuowała. - Sztukę ich wyrabiania rasa castaniców doprowadzała do perfekcji przez długie lata, wieki nawet. Nie wykorzystują przy ich produkcji dużej ilości materiału, a jednak, gdy porówna się je ze zbrojami ludzi, które chronią całe ciała, ich skuteczność jest taka sama. Dlaczego? - wykład zakończyła pytaniem.

- Mało materiału to delikatne ujęcie kwestii. W niektórych przypadkach odnoszę wrażenie, że więcej materiału jest na moich… butach - dodał pospiesznie.
- Domyślam się, że stoi za tym magia. Nie widzę absolutnie żadnego powodu, dla którego miałyby osiągać równy stopień efektywności bez niej. Choć specjalistą od magii nie jestem.

- Dobrze - skinęła głową. - A teraz weźmy taką kartkę papieru... - dodała. - Jedyne co potrzeba to magia. Właściwa magia - sprecyzowała, po czym wzruszyła ramionami. - Może też trochę inżynierii. Połączyć wiedzę z mocą. Pomysł ciekawy i nowy - pochwaliła, a następnie zeskoczyła z fotela i ruszyła w stronę stołu. Niemal w tym samym momencie Narsh powrócił. Tym razem zamiast zbroi miał na sobie skórzane spodnie i biała koszulę. Nadal nie był to strój tłumaczący jego status na statku, jednak pasował on do kolacji znacznie lepiej niż to, co mężczyzna miał na sobie wcześniej.
- Wybacz że zajęło to tyle czasu. Mam nadzieję że nie nudziłeś się zbytnio i że apetyt ci dopisuje - dodał, dłonią zapraszając do zajęcia miejsca przy stole. Lokaj właśnie się od niego odsuwał, trzymając w dłoniach butelkę wina, gotowy by w razie potrzeby uzupełnić kielichy.

- W takim towarzystwie nie sposób się nudzić.
Podszedł do stołu, po czym zasiadł z pozostałymi.

Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Rozmowy oscylowały wokół tematów ogólnych, pasujących do tego typu posiłku. Elinka odzywała się niewiele, głównie by poprosić o podanie jej czegoś, co znajdowało się poza zasięgiem jej rąk. Sama kolacja składała się z pieczonej dziczyzny w sosie grzybowym, ziemniaków i gotowanych marchwi. Do tego była kremowa zupa warzywna, świeżo pieczone bułki oraz ser w kilku odmianach. Na stole nie zabrakło także winogron oraz ułożonych w kunsztowny sposób rurek wypełnionych świeżym kremem. Była także, stojąca na podgrzewaczu, gorąca czekolada. Króliczoucha elinka właśnie na niej skupiła większość swojej uwagi. Nie tknęła za to dziczyzny.

Po skończonym posiłku panowie ponownie znaleźli się w fotelach. Tym razem młoda panna przysiadła na podłokietniku, opierając się o oparcie fotela Narsha. W dłoni trzymała filiżankę czekolady, do której miała wyraźną słabość.
- Wróćmy zatem do interesów - zaproponował Narsh gdy tylko lokaj zniknął za drzwiami, wraz ze swoim wózkiem i naczyniami. - Sejanus powiedział, że będziesz potrzebował pomocy, a ja mogę ci ją zapewnić. Pytanie jednak co też otrzymam w zamian.

- Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć właściwie przy obecnym stanie wiedzy. Po cóż mieszkańcowi Elenei miałbym oferować pierwszorzędny piasek? Natomiast w zamian za pomoc można by prosić kowala o zebranie ziół pewnego rodzaju. Oczywiście jest to możliwe, lecz nieefektywne. Żeby wiedzieć co mogę zaoferować, musiałbym znać aspekty, w których pomoc nie jest potrzebna oraz te, w których mogłaby się przydać. Jest to optymalny sposób wymiany.

- Dobrze zatem - castanic skinął głową. - Podam ci moją cenę. Ceną tą będzie przysługa. Nie teraz, zapewne nie jutro ale kiedyś na pewno. W zamian pomogę ci zdobyć odpowiednie dojścia potrzebne byś mógł wprowadzić swój plan w życie. Możliwe nawet że dorzucę coś ekstra, w ramach dobrej woli, na szczęśliwy początek, bo taki będę miał kaprys - dodał, po czym podniósł ze stolika kielich i upił odrobinę jego zawartości.

- Jest to dość niepewna waluta. Dla obu stron. Z wielu powodów. Najbardziej oczywistymi są brak spłaty, przysługa niewykonalna, nakazująca wybór między dwoma równie ważnymi stronami zarówno w warstwie materialnej jak również moralnej. Przypomina trochę polecenie wydania pieniędzy z pustym polem na kwotę. Chyba, że dołożony zostanie kilka dodatkowych warunków usuwających wszystkie te niepewności.

- Taką mam cenę - powtórzył. - Z ciekawością jednak wysłucham jakie to warunki ze swojej strony chciałbyś wprowadzić do tej transakcji - wykazał pewną dozę zainteresowania, chociaż nie była ona duża. Z kolei elinka ani na chwilę oczu z Oktawa nie spuszczałą, obserwując go znad brzegu filiżanki.

- Cenę, którą jestem w stanie zaakceptować to przysługa zawierająca warunek mówiący o możliwości odmowy w przypadku wystąpienia istotnego po temu powodu. Dzięki temu będę mógł, dla przykładu, odmówić prośbie oddania całej mojej własności. Lub zapłaty niewspółmiernej do pomocy, która, swoją drogą, nie wiem nawet jak miałaby wyglądać. Kolejnym byłoby zapewnienie dołożenia wszelkich starań, jak na moje możliwości z chwili zapłaty, do zrealizowania prośby. To sprawia, że w przypadku konieczności wyboru między dwoma lub większą ilością opcji, między którymi nie mogę wybierać z istotnych powodów, będę zobowiązany szukać satysfakcjonującej alternatywy. Na taką cenę mogę przystać - rzekł mówiąc zarówno do Narsha, jak również elinki.

Gospodarz przez chwilę myślał nad propozycją. Nie sprawiał przy tym wrażenia ani szczególnie zachwyconego ani też rozdrażnionego. Była to nader chłodna kalkulacja.
- Pozwól zatem że przemyślę twoją propozycję owej umowy. Tej nocy i tak wiele już nie zdziałasz, a moja odpowiedź powinna pojawić się nie później niż wraz z chwilą lądowania - zaoferował.

- Naturalnie. Pośpiech w interesach zwykle bywa złym doradcą, a jak rozumiem, nam wszystkim chodzi o to, by umowa ta była dla obu stron wygrywająca. Ażeby mój sukces przekładał się wprost na wasz sukces, który ostatecznie nie obróci się w obustronną porażkę. Uważam, że takie porozumienie jest w interesie nas wszystkich. Dziękuję za udany wieczór - uśmiechnął się uprzejmie, ukłonił elince i uścisnął dłoń castanicowi. O dziwo elinka pomachała na pożegnanie.

Oktaw ukłonił się ponownie i wyszedł z tobołkiem na plecach. Pospiesznie zszedł na poziom, na którym miał kajutę i odetchnął głęboko. Wszedł do pustych łazienek, gdzie ponownie się przebrał, a następnie rozczochrał nieznacznie.
- Pieprzenie - mruknął gardłowo wracając do poprzedniego akcentu. Mnóstwo pustych słów. Czasem wolał towarzystwo żołnierzy. Mniej gadali, więcej pluli i okładali po pyskach. Gdyby otrzymał odpowiedź odmowną od tej dziwnej pary, nie przejąłby się zbyt mocno. To nie był jedyny sposób na wprowadzenie jego pomysłu w życie.

- Ani kropli na wynos! - poskarżył się Oktaw współlokatorom. Natychmiast rozległo się przyjacielskie buczenie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172