Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2017, 09:07   #261
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy drużyna dotarła do obozu i towarzysze okrzyknęli swe zwycięstwo i wykonanie zadania oczyszczenia kopalni. Milcząca Tori pozostawiła kompanów, żywo dyskutujących o przebytych walkach (tych chwalebnych i tych… mniej), samej podchodząc do złożonego ciała wojowniczki, przy którym usiadła na pękniętym kamieniu, wyciągając, grawerowaną w krasnoludzkie wzory, piersiówkę ognistowłosej, którą wzięła z jej ekwipunku, co by towarzyszyła przy reszcie eksploracji kopalni w tymże symbolicznym znaczeniu.

Kapłanka nie potrafiła znaleźć słów, które wyraziły by ból i pustkę po stracie towarzyszki. Nie, żeby obie kobiety były wielkimi przyjaciółkami, ale selunitka widziała w wojowniczce ukryte dobro, niczym nieoszlifowany kamień szlachetny, czekający na swe odkrycie.
Melune gładziła chłodną dłoń o spękanej i przykurzonej skórze, modląc się do świetlistej Selune o wstawiennictwo za duszę Yarli wśród krasnoludzkich bóstw jak i samej Tymory. Pragnęła by jej duch zaznał spokoju, niezależnie od wyznawanej wiary lub jej braku. Zasługiwała na to.

Modlitwa oraz odosobnienie pozwoliło jej zregenerować siły nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, mocno nadszarpnięte przebytymi wydarzeniami. Torikha powoli oswajała się ze swoim nowym wizerunkiem poszukiwacza przygód. Musiała przyznać, że misje choć niebezpieczne i bolesne w skutkach, miały swoje pozytywne strony… jak na przykład nawiązanie przyjaźni, a może nawet…
Zawstydzona półelfka pokręciła głową na wspomnienia pocałunku z Jorisem, po zabiciu Czarnego Pająka. Przyjemne motylki w brzuchu połaskotały ją doprowadzając do wyraźnego rumieńca na policzkach.

Wkrótce Gundren wraz z kuzynem oznajmili, że chcą zwiedzić kopalnię i jeśli nie całą, to przynajmniej chcą zobaczyć Kuźnię. Drużynie nie pozostało nic innego jak zaprowadzić ciekawe krasnoludy na miejsce.
Selunitka ukryła w plecaku pamiątkę po towarzyszce, po czym ruszyła wraz z resztą wycieczki, planując dokładniej przyjrzeć się zielonym płomieniom.
Z jakiegoś powodu nie dawały jej one spokoju. Czym były? Skąd się dokładnie wzięły i jak były zasilane? Czy dało się je ugasić? Tori miała nadzieję, że znajdzie odpowiedź przynajmniej na część dręczących ją pytań, podczas gdy Rockseekezy będą zwiedzać swoją „posiadłość”.

Płomień Kuźni wyglądał na zupełnie magiczny i żadne próby ingerencji w niego nie przyniosły widocznego rezultatu. Ingadowani na jego temat Rockseekerowie wzruszyli ramionami. Nie bez powodu z krasnoludami współpracowali ludzie i gnomy - wśród podziemnego ludu zawsze było niewielu czarodziei i górnicy potrzebowali pomocy bardziej wykształconych w magicznym fachu ras. Gundren stwierdził, że w Podmroku pełno jest skał, które emanują magią same z siebie - może podobne były w jaskini wokół Kuźni i stąd magiczność tego miejsca? Jako że selunitka nie była ani magiem, ani mieszkańcem podziemi taka wiadomość niewiele jej dała. Pewnie minie wiele lat nim jakiś zatrudniony przez Rockseekerów czarodziej lub krasnoludzki rzeźbiciel runów zdoła rozgryźć tajemnicę magicznego paleniska.

Tori nie pozostało więc nic innego, jak udać się do ciała Yarli w celu przygotowania jej do pochówku. Chciała znaleźć w kopalni odpowiedni wrąb, gdzie złożyli by jej szczątki, usypując jakiś kopiec z kamieni lub tym podobne.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 19-04-2017, 00:58   #262
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Radość Marduka nie udzieliła się Jorisowi. A w każdym razie nie sugerowałoby to jego drażliwe zachowanie, które równie dobrze można było przypisać perspektywie powrotu do Phandalin, co zarodnikom, w które na własne życzenie wlazł. Po przyprowadzeniu krasnoludów do kuźni, zapalił zwykłą pochodnię i wrócił się do świątyni gdzie gdzieś wśród gruzów leżały porozrzucane pergaminy, które zostawił po sobie czarny elf. Odgrzebali je wraz z Mardukiem i choć żaden z nich nie potrafił na razie odszyfrować poczynionych w nieznanym języku zapisków, zabrali je ze sobą. Potem Joris zrobił też jeszcze jeden obchód kopalni i wrócił do zgromadzonych nieopodal kuźni krasnoludów i reszty drużyny. Elf słusznie proponował by szczątki ciał, a także pokonanych wrogów pochować jak najszybciej. Emanacje mocy w tych jaskiniach były czytelne nawet dla Jorisa i nie było pewności, czy zwłoki na powrót nie powstaną. Nie wspominając już o smrodzie, który może zwabić kolejnych trupojadów. Wspólnie jednak doszli do wniosku, że pakowanie kości w worki i wyciąganie trupów po linach to orka na ugorze. Myśliwy po chwili namysłu zaproponował by ciała wobec tego pochować w podziemnym morzu. Wiedział, że padlina w wodzie rozkłada się błyskawicznie, a wody tutejsze, co udowodniła jaskinia z jeziorem, nie są jałowe, a wręcz przeciwnie zamieszkałe przez wszelakie skorupiaki. Krasnoludy jednak na ten pomysł zaczęły kręcić nosem, że im ciała na powrót wypłyną. W dodatku gdy wspomniał, że po takim czasie, obrońców i atakujących można potraktować z tymi samymi honorami, tak się napuszyli, że tylko machnął ręką na dalsze pomysły oczyszczania kopalni i więcej do tego nie wracał. Przez pewien czas siedział w kuźni przyglądając się bezczynnie staraniom Torikhi w zrozumieniu magicznej emanacji, która tu miała miejsce, ale w pewnym momencie gdy echo kolejny już raz zawyło po korytarzach kopalni, zerwał się i pośpiesznie ruszył do wyjścia. Odetchnął już na zewnątrz czując w końcu bezmiar nieba nad sobą. I było to bardzo głębokie odetchnięcie.

W sprawie pochówku Yarli nie zabierał głosu. Byli tu zarówno kapłani jak i współplemieńcy rudej krasnoludzicy. Było komu co mądrego wymyślić.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 20-04-2017, 10:57   #263
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wave Echo Cave
14 Elesias

Podczas gdy bracia Rockseekerowie w towarzystwie Slidara oglądali swoją świeżo zdobytą kopalnię nieco oszołomieni sukcesem najemnicy raz jeszcze sprawdzali wszystkie jej kąty. Nie znając się na góniczym rzemiośle nie mieli w sumie wiele do roboty, a oczyszczanie lokacji z potworów i skarbów mieli już opanowane. Mężczyźni odkopywali łupy zasypane w świątyni Dumathoina; kobiety przygotowywały Yarlę do krasnoludzkiego pochówku. Melune nie wiedziała zbyt wiele o zwyczajach podziemnego ludu, lecz Turmalina szczegółowo ją poinstruowała i po jakimś czasie wszyscy zebrali się w zachodniej jaskini z jeziorem by po raz ostatni pożegnać towarzyszkę, przyjaciółkę, kompana broni i pracownicę - w zależności od perspektywy.

Potem Gundren dał sygnał do wymarszu.

Grupa wróciła na nocleg do obozu poszukiwaczy; było zbyt późno by ruszać do miasteczka. Przed odejściem Gundren poprosił Turmi by częściowo zasypała wejście do kopalni. Póki nie sformalizował swoich praw do tej części góry wolał nie ryzykować, że ktoś przyjdzie tutaj po ich - bardzo wyraźnych - śladach. Zapakowawszy łupy na nieszczęsnego muła drużyna ruszyła po zasłużony odpoczynek w dolinie, a o świcie powędrowała do Phandalin.



Powrót najemników i Rockseekerów do Phandalin został oznajmiony głośnym ujadaniem psów i nawoływaniem dzieciarni. Kto nie pracował wyległ zobaczyć skąd tym razem wrócili lokalni bohaterowie, jakie łupy i opowieści przynieśli. Nawet najemnicy Kompanii wykazali dyskretne zainteresowanie, gdyż przez ten czas nasłuchali się już plotek o przewagach przygodnych poszukiwaczy przygód i lokalnej kapłanki. Gundren z bratem i nieodłącznym Slidarem popędził do Halii Thorton by jak najszybciej zalegalizować swoje odkrycie kopalni, a reszta podążyła do gospody Stonehilla, z ulgą zrzucając bagaże i łupy w trzymanych dla nich przez gospodarza pokojach. Turmalina zaraz ryknęła o kąpiel, na co Trilena tylko uśmiechnęła się półgębkiem. Na razie palenisko było zajęte przez pyrkające garnki, z których zaraz nalano awanturnikom parujacego bigosu. Marduk co prawda miał ochotę od razu rzucić się na drowie zapiski i magiczne zdobycze, ale żołądek głośno zaprotestował przeciw takiemu traktowaniu; podobnie jak poobijane gnaty. Wszyscy zgodnie w milczeniu zasiedli do posiłku, a im dłużej siedzieli tym bardziej czuli, jak bardzo potrzebują odpoczynku. I mogli odpoczywać, bo wreszcie nigdzie im się nie spieszyło…

Po sutym obiedzie drużyna rozeszła się, zajęta własnymi myślami, których gonitwę po tylu dniach działania, planowania i życia w ciągłym zagrożeniu niełatwo było opanować. Mimowolnie więc wszyscy zaczęli myśleć, wspominać, analizować, planować…

Turmalina zaległa w wypełnionej mydlinami wannie dumając nad stosownymi nagrobkami dla Yarli i Anny. Piąsze, rzecz jasna, nie poświęciła ani sekundy, a i Aidym niewiele ją obchodził. Miała teraz pieniądze i sławę… loaklną, ale jednak. Mogła robić co chciała. Wracać do domu nie miała zamiaru, więc co? Gundrenowi z pewnością przyda się pomoc przy kopalni; no i jeszcze niejeden potwór będzie na nią dybał. A jak zacznie się nudzić to zawsze może wyrzeźbić coś z wykopanych tam kruszców. Potem się to umagiczni w Kuźni, sprzeda… Zajęcia na pewno jej nie zabraknie. Absztyfikantów także, bo do TAKIEJ kopalni z pewnością ściągną krasnoludy z całej północy Faerunu!

Torikha powlokła się do domostwa Garaele. Tym razem jednak przekraczała próg pewniejsza siebie i w całkiem dobrym humorze. Gotowa była nawet siąść i zacząć magicznie namierzać poszukiwaną przez tymorytkę księgę! Rzecz jasna elfka i tak zagoniła ją do odpoczynku, lecz tym razem Melune wyłożyła się w wannie spokojna i z czystym sumieniem. Nie tylko pomogła uratować krasnoludy, oczyścić okolicę z goblinoidów, a miasteczko z bandytów. Odzyskana kopalnia przyniesie dobrobyt całej okolicy, ludzie przestaną biedować, zjadą się nowi osadnicy… Może Mirna znajdzie męża, a Nilsa pracę inną niż niańczenie własnych dzieci… No i Tori będzie mieć huk roboty przy kapłańskiej posłudze dla osadników. Westchnęła i rozejrzała się po skromnej, lecz gustownie urządzonej chacie elfki. Może czas wybudować własny domek? Garaele z pewnością nie obrazi się też za małą kapliczkę Księżycowej Panny w pobliżu. Mogłaby zrobić wokoło zielnik… Tylko czy tego właśnie chciała?

Marduk zasiadł nad zdobytymi księgami i papierami drowa. Nawet z odpowiednimi czarami ich pobieżna lektura miala mu zająć kilka godzin. Nie odkrył żadnego spisku, lecz i tak dowiedział się wielu interesujących rzeczy; między innymi tego, że część tutejszych terenów należała dawniej do elfów. Kto wie ile wiedzy i skarbów kryło się w pobliskich lasach i górach? Evermeet mogło poczekać…

Joris myślał bardziej lokalnie. W głowie analizował przebyte miejsca i napotkanych wrogów. Oczyszczenia wymagał jeszcze szlak do Triboaru; trzeba było sprawdzić goblińskie siedliszcza czy nie wrócili do nich zieloni grasanci… Sprawdzać okresowo, bo wiadomo, że w takich miejscach wcześniej czy później zawsze ktoś lub coś zamieszka. Dalej sprzedać łupy i zrobić zamówienie u kupców Kompanii na co cenniejsze przedmioty. Odwiedzić “Śpiącego Giganta” - co prawda kompani juz tam byli, ale Joris miał zamiar dobitnie dać właścicielce do zrozumienia, że nie będą tolerować pomagania przestępcom. Oddać Dendrarowej pieniądze uzyskane z należnych Yarli łupów… Jałmużnej wdowa nie przyjmie, to pewnie, ale spadek to co innego. Myśliwy rozważał nawet namówienie Rockseekerów do tego, by część przyszłych udziałów Yarli w Kopalni przeznaczyć na pomoc rodzinom ofiar Pająka i Czerwonych, ale czuł, że to będzie ciężka przeprawa. Choć zasadniczo krasnolud zaproponował 10% udziałów (czy tam zysków) w kopalni drużynie jako takiej, nie na głowę, więc w zasadzie najemnicy mogli z nimi zrobić co im się żywnie podobało.
Joris przeciągnął się i stęknął gdy zabolały go niedawno zabliźnione rany. Praca pracą, ale żyć też trzeba było. Ciekawe co planowała Torikha…

Popołudnie mijało, leniwie przechodząc w zmierzch. Ze wspólnej sali dochodził gwar głosów; ani chybi w gospodzie zebrała się większość mieszkańców miasteczka by posłuchać o kolejnych wyczynach swoich wybawców. Zapowiadał się długi wieczór.

 
Sayane jest offline  
Stary 24-04-2017, 20:12   #264
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
OSTATNIE CHWILE W KOPALNI


Chmura pyłu pędziła z prędkością górskiej kozicy, nie mieli nawet jak uciec. Gdy opadła, po miejscu gdzie było wejście do kopalni nie zostało nic. A drużyna i bracia Rockseeker byli pokryci skalnym pyłem od stóp do głów, wszyscy wyglądali niczym upiory lub posągi - zależy jak patrzeć. Najbardziej zapylona zaś była stojąca na przedzie sprawczyni całego zamieszania - Turmalina Hammerstormówna, która przed kilkoma chwilami wyczarowała kilka bazaltowych taranów, które rozbiły strop wejścia i spowodowała zawał.
Krasnoludka zdjęła z oczu swoje przedramię, którym osłoniła twarz, zostawiając pas skóry na zapylonej powierzchni.
- Upsuś - powiedziała i uśmiechnęła się szeroko, po czym otrzepała teatralnie ręce z kurzu - Następnym razem będziemy wiedzieć by stanąć dalej!


Udało im się. Może nie wszystkim, ale udało. Uratowali wujka Gundrena, jego brata... kopalnia czeka na ponowne otwarcie, podobnie jak tętniąca magią kuźnia. Pomyślała że jej papa dostałby skrajnego zachwytu, gdyby zobaczył jej cuda. Może odwiedzi dawnego komilitona? Miło by było, jakby zobaczył że jego córka nie jest już zakałą rodu i gorszą wersją swej gromowej siostry Emeraldy. Rockseekerowie potrzebowali kogoś, kto ujarzmi moc kuźni, a któż byłby bardziej godzien niż Kowal Runów?

W czasie powrotu wróciły wspomnienia, wprawiając krasnoludkę w stan melancholii. Niebezpieczeństwa, których część niemal pozbawiła ją życia. Przelana krew wrogów i polegli towarzysze. Zwłaszcza małomówna, ponura Yarla, która stała się jej przyjaciółką, pomimo że były różne jak dwie krople wody.

Uhonorowali ostatnie życzenie krasnoludzkiej wojowniczki, by nie robić wokół jej śmierci zamieszania. Pochowali ją tak jak żyła i zginęła - pokrytą bitewnym kurzem i krwią zabitych wrogów, ubraną w zbroję i z orężem w dłoni. Zgodnie z jej życzeniem nie zostawiali jej kosztowności, tam dokąd się udawała było wszak ich w bród. Krasnoludzkie zaświaty były pełne złota i klejnotów. Zabrała jednak ze sobą trofeum - głowę Czarnego Pająka, by jej duch wiedział, że została pomszczona, a wróg na którego pomagała polować został ostatecznie pokonany. Nie do końca było to zgodne z krasnoludzkim ceremoniałem, ale po długich dyskusjach uznali że tak będzie lepiej. Wszak sama Yarla wychowywała się z dala od swoich braci i jej pogrzeb był właśnie taki - nie ludzki, nie krasnoludzki ale właśnie yarlowy. Dulkara znów poniosła swą spokojną melodię, tym razem brzmiąc tak jak należy, gdy odbijała się dziesiątkiem ech od ścian kopalni odprowadzając ducha wojowniczki w zaświaty.
Krótko po pogrzebie, grób został zawalony kamienną płytą na której Turmi wyryła pieczołowicie napis



Tu leży Yarla Ognistowłosa
Postrach zielonoskórych
Oddała życie walcząc o dziedzictwo swojej rasy
Bez Ciebie nie udało by się.

Turmalina otarła łzę i zobaczyła już oczami wyobraźni figurę, która stanie na płycie nagrobnej. Co prawda Yarla uśmiała by się gdyby wiedziała że Turmi będzie się męczyć dla trupa, któremu wszystko jedno, ale geomantka obiecała sobie, że jakby jej duch zobaczył ostateczny efekt, to by go tak zatkało, że by się zamknął i siedział cicho.
Szkic zrobiła jeszcze tego samego dnia.








Z POWROTEM W PHANDALIN


I tak właśnie powinni się czuć bohaterowie, pomyślała Turmalina pławiąc się w balii wypełnionej gorącą wodą z mydlinami. Brzuch mruczał radośnie trawiąc obiad, w czym pomagał kufel piwa, a troski odpływały w dal.
Ufff....

- Jednak cholerny długouchy miał rację wyrzucając mnie ze szkoły - krasnoludka mruknęła do siebie, ale cicho, w końcu nie wypadało przyznać racji wąskodupcowi. Zasmakowawszy niebezpieczenstw, poznając świat Turmi czuła jak natchnienie wypełniło ją po brzegi, aż krzyczało by zabrała się za dłuto. Spojrzała wesoło na torbę z narzędziami rzeźbiarskimi, zaraz potem na wodę w balii i woda wygrała. Przynajmniej na jakiś czas.
W końcu zostało tyle do zrobienia.
Pomóc wujkowi kopalnię rozkręcić...
Zielonoskórych wybić w okolicy co do nogi...
Znaleźć szwaczkę i zamówić z pięć-sześć sukienek, bo z magiczną torbą mogła spokojnie nosić na przygody całą garderobę...
Rozwalić w drzazgi dom kogoś kto jej podpadnie... no, w ostateczności.
A tymczasem pora wstać, wytrzeć się i zejść na dół. Czysta suknia już czekała, podobnie jak cała reszta bieliźnianej garderoby, kosmetyki i lustro przygotowała wcześniej, szczotki, wałki, spinki. Ktoś zapukał w drzwi.
- Wiem że na mnie czekacie. Ale jak jeszcze raz ktoś mnie pogoni, to nie ręczę za siebie! Macie moje słowo że za chwilę zejdę! A teraz won i nie przeszkadzać! - wrzasnęła krasnoludka ociekając wodą na drewnianą podłogę.
Rzeczywiście "chwilę" później dołączyła do reszty towarzystwa, pachnąca, odstawiona i pęczniejąca z samozadowolenia. To że musieli czekać ponad godzinę to już był ich problem.
W końcu była olśniewająca, więc było warto, nie?


KONIEC!
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 25-04-2017, 13:28   #265
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pierwszej nocy po powrocie do Phandalin, Joris nie był w stanie zasnąć. Przekręcał się z boku na bok. Wiercił na posłaniu. Wstawał i łaził to w jedną, to znów w drugą stronę i znów się kładł by uświadomić sobie, że sen mimo to nadal do niego nie przychodzi. W końcu zszedł do głównej izby karczemnej i samemu się rządząc, odkorkował jakąś przykurzoną butelczynę, której chlupot budził pewne nadzieje. Ale i to nie pomogło. Przepalanka rozlała się ciepłem po półnagim ciele myśliwego, ale nijak nie wpłynęła na mętlik w jego głowie. Coś mu nie dawało spokoju i za skarby świata nie wiedział co to było. Ręce mu drżały i jakby dygotały od jakiegoś wewnętrznego mrowienia. Wyszedł na zewnątrz by zaczerpnąć wody ze studni. Może to choroba jaka go trawiła? Może te grzyby co się ich w Kopalni nawdychał?
Kołowrotkiem wywindował pośpieszenie wiaderko i już miał chlusnąć jego zawartością sobie na głowę, gdy dostrzegł odbijającą się w wodzie sferę wciąż niepełnego księżyca. I ten widok w jakiś sposób kazał mu się zatrzymać… i uspokoić. Po chwili upuścił wiadro i puścił się pędem do swojego pokoju od razu przetrząsając plecak. Puzderko leżało niemal na samym jego dnie. Otworzył je i wyciągnął zawartość. Przymknął oczy czując ogarniającą go ulgę.
- A niech cię… - szepnął pokręciwszy głową i pocałował medalik pogrążając się w zadumie.


Nazajutrz obudziło go bzyczenie. Bardzo zdenerwowane, trzeba dodać, bzyczenie któremu towarzyszyły co i rusz rzucane równie zdenerwowanym tonem przekleństwa. Wstał dziwnie po tak krótkiej nocy wypoczęty i zadowolony, po czym zszedł do głównej izby karczemnej w nozdrzach już czując zapach placków owsianych i smażonego boczku.
- Coś się stało? - zapytał Toblena, który z zaciętym wyrazem twarzy wszedł z zewnątrz do gospody. Trzymał się za rękę i policzek.
- Nieeee - mruknął - Szerszenie tylko. Już kilka dni temu przyuważyłem, że pod powałę wlatują. Skoro świt więc kiedy śpią, wszedłem na dach i zajrzałem pod strzechę, żeby usunąć gniazdo. Ale ostatecznie tylko je rozzłościłem. Uważajcie jak wychodzić będziecie, bo tną niemożebnie.
Joris pokiwał głową w zamyśleniu. Coś mu przez myśl przeszło, ale nim się do końca ukształtowało, Elsa przyszła z miską gorących placków, ziołowym masłem i dzbankiem zsiadłego mleka. A to jak łatwo się domyślić chwilowo przegnało wszelkie frasunki na wiele mil od myśliwego.

Po śniadaniu podszedł do Tolbena i zaproponował, że sam zajmie się szerszeniami. Gospodarz nie miał nic przeciwko, a Joris od razu zabrał się za pracę. U kowala pożyczył gruby skórzany fartuch i rękawice, u Barthena solidny worek, a od pani Alderleaf starą maską pszczelarską. A po skończonej pracy… skierował się do Śpiącego Olbrzyma.

Już stając w progu zwrócił na siebie uwagę nielicznych górników i samej Gristy. Co z resztą wcale nie było takie dziwne. Odziany bowiem był cały czas w swój szerszeni rynsztunek, a zamiast tobołka niósł ze sobą gruby zawiązany i wściekle pobzykujący worek. I to właśnie na widok tego worka ci z obecnych tu górników, cofnęli się mocno pod ścianę trzeźwiejąc momentalnie, a sama krasnoludzica wyraźnie zaniemówiła. Joris podszedł do niej, zarzucając worek na kontuar.
- A powitać! - zawołał wesoło - Pokój by mi się zdał. Dla mnie i moich małych kompanionów. Znajdzie się coś?
- Zdurniałeś??! -
warknęła krasnoludzica - Zabieraj mi to stąd szybko!
- Nie wydaje mi się -
odparł Joris rozglądając się leniwie po przybytku - Słyszałem, że Śpiący Olbrzym to odpowiednie miejsce dla takich typków co to nie wahają się wrazić żądła niewinnemu człowiekowi. Że tu dla takich gościna i schronienie zawsze czeka… Tak. Będzie im tu zdecydowanie dobrze.
Co rzekłszy zabrał się za odsupływanie worka.
- Przecież ciebie też pogryzą głupku - wypaliła, choć bez przekonania w głosie Grista.
Joris w odpowiedzi odsłonił poznaczone czerwonymi kropkami przedramię, które jednak nie nosiło żadnych znamion opuchnięcia.
- Nic mi nie zrobią - stwierdził zdejmując pierwszą pętlę sznura.
Krasnoludzica na ten widok odruchowo cofnęła się potykając jednak o jakiś taboret i lądując tyłkiem na podłodze, a ci górnicy, którzy nie umknęli wcześniej, zrobili to teraz.
- Stój!!! Czekaj!!! Ja nie wiem o co chodzi! - zawołała.
- Nie wiesz? - Joris zatrzymał się i obchodząc kontuar stanął nad oberżystką - To ja ci powiem o co chodzi. Jesteś owłosioną, zaropiałą kurzajką na honorze krasnoludzkich kobiet. Podszytą tchórzem dupę sprzedałaś okolicznym łotrom, którzy handlują dziećmi. Ale teraz ich już nie ma. Wybici co do jednego. A ty jesteś ostatnią, która z nimi trzymała. I zasłużyłaś na ten jad, który sama tu sączyłaś.
Ściągnął worek z kontuaru i zawiesił go nad nią. W kilku miejscach było już widać potężne żuwaczki pracowicie usiłujące przeciąć włókna tkaniny.
Grista zacięła hardo usta, ale mimo to i tak podpełzła do ściany i niemając już dalszej drogi ucieczki, zasłoniła twarz rękami w ostatecznym geście obrony.
Po chwili milczenia jednak, jedyne co usłyszała to brzdęk metalu. Odsłoniwszy oczy, dojrzała leżący na podłodze sygnet z symbolem głowy byka.
- Co to?
- To znaczy -
odparł Joris - Że ktoś mnie nauczył, że zawsze umiecie się przekuć w coś lepszego.
Zabrał worek i ruszył w kierunku wyjścia z gospody.
- Jeśli jeszcze raz pomożesz jakimś zwyrodnialcom, to znajdę drugie gniazdo i zamknę cię z nim w wygódce.
Wychodząc skierował się prosto do pobliskiego lasu by wyrzucić szerszenie, a potem do siostry Garaele. Po odtrutkę.


Następne dni były dla myśliwego wirem pracy. Z Mardukiem wybrali się do zamku Cragmaw upewniając się, że kryjówka i ruiny nie mają nowych lokatorów i zabierając pozostawione tam łupy. Po drodze Marduk entuzjastycznie planował naprawę znalezionych zbroi, namawiał Jorisa na odkupienie rękawic siły ogra i co najbardziej zaskoczyło i chyba trochę wzruszyło myśliwego, obiecał odstąpić mu swoją magiczną zbroję.
Zaplanowali też wspólnie z dziewczynami wizytę w orczym klanie, którego wytropienie Joris wziął na siebie. Nie omieszkał pod pretekstem przepatrywania dróg towarzyszyć Tori przy jej kolejnych wędrówkach do jaskini banshee. Zaproponował, że sam pójdzie do upiorzycy, ale półelfka najwyraźniej chciała zrobić to samemu, a Joris tak długo jak kapłanka nie zwątpi, zamierzał uszanować tę wolę. Powtarzali więc eskapady co jakiś czas umilając sobie oczekiwanie spacerami po ruinach Conyberry i pobliskich uroczyskach, a także regularnie na tę okoliczność zakupywanym gąsiorkiem pigwóweczki, która doskonale pasowała do placków owsianych pani Stonehill i obficie w okolicy rosnących orzechów laskowych i poziomek.
Odciążył trochę Sildara i Darana ze szkolenia mieszkańców Phandalin w walce strzeleckiej i fechtunku. A i nie puścił samej do kopalni Turmaliny, która zdawała się wiązać z nią bardziej przyszłościowe plany. W końcu miał też do pogadania z Gundrenem…

- Ja z taką sprawą panie Rockseeker - zaczął dosiadając się do pogrążonego w jakichś wyliczeniach krasnoluda - Chodzi o jeden procent przynależny Yarli. Ustaliliśmy, że chcemy go przyznać na potrzeby miasteczka. Sami rozumiecie, że kopalnia będzie potrzebować Phandalińczyków, a Czarny Pająk na pewno nie był jedynym, który się nią interesował. Przyda Wam się silny sojusznik w okolicy, prawda? Tylko sobie myślę, żebyście nie wspominali o tym burmistrzowi. Myślę, że lepiej o potrzebach Phandalin będą wiedzieć pan Edermath, albo pani Mirna Dendrar. Ale to już z nimi ustalę, w porządku?
Krasnolud zdawał się z opóźnieniem odbierać słowa myśliwego tym bardziej, że dotyczyły złota, które on jakoby miał oddać jakimś obcym ludziom. Ale nie mógł zapomnieć, że słowo dał. A przyznać teraz jeden procent Yarli, która oddała życie za Thardena, sobie, nawet w kupieckim rozumowaniu musiało budzić zastrzeżenia krasnoluda.
- To zostawiam Was na razie bo widzę żeście zapracowani.

Jedna jeszcze myśl nie dawała myśliwemu spokoju. Kto rozpowiedział o sekrecie Rockseekerów światu, tak że zwiedział się o nim Czarny Pająk? W Phandalin były cztery osoby, które myśliwemu w tej sprawie zdawały się… podejrzane. Pierwszą oczywiście była Grista. Karczmarka mogła wiele usłyszeć od górników i łatwo wieść dalej przekazać za odpowiednią opłatą. Drugą osobą był burmistrz. Chciwiec od początku nie chciał się naprzykrzać Czerwonym i uspokoił się dopiero gdy wszyscy padli. Dzięki czemu nikt nie wygada jego sekretu. Nie skreślał też Halii Thorton, której sklep górniczy był ponoć omijany przez Czerwonych. Czemu? W końcu też na ostatnim miejscu nadal był Sildar Hallwinter. Joris nie rozumiał jak stary najemnik mógł namawiać Gundrena, żeby porzucili ich w kopalni. Było mu trochę głupio podejrzewać starego wojownika, ale… do licha. To było najbardziej oczywiste, że o odkryciach Rockseekera wiedział najwięcej…
Myśląc jednak nad tym wszystkim coraz intensywniej czuł, że tylko głowa go zaczyna boleć, a do żadnych mądrych wniosków nie dochodzi. Postanowił więc nie wygłupiać się i podejść do sprawy zgodnie z duchem swojego powołania. Krótko mówiąc zastawił na zwierzynę pułapkę.
Wieczorem podczas wspólnej z licznymi górnikami kolacji głośno oznajmił machając nad głową zapiskami drowa, że znaleziony został dziennik Czarnego Pająka. I że choć odszyfrowanie go zapewne trochę czasu zajmie, to umożliwi to zapobiegnięcie na przyszłość kolejnym Czerwonym, goblinom, orkom czy innym zagrożeniom, a także ujawni wszystkie ich sekrety i kryjówki. Po czym przez kolejne noce nakładał na zapiski czar Alarm, czym prawie przyprawił lokalnego kowala o gorączkę, bo ileż można dzwoneczków wytapiać gdy normalnie się podkowami zajmuje.

Wreszcie Jorisowi przyszło zmierzyć się z największym wrogiem znanym poszukiwaczom przygód i awanturnikom.
- Dom.. - powtórzył za kapłanką z naręczem obiecanych jej tego pierwszego dnia gdy się poznali świstaków. Wśród zdobyczy nie zabrakło też dwóch bobrów, bo choć o nich wonczas nie wspominała, to myśliwy wiedział z czasów jeszcze gdy pomagał ich wioskowej czarownicy, że świetnie ich sadło nadaje się na sporządzanie maści - Jesteś pewna Tori? Bo wiesz… jeśli Gundrenowi wszystko się uda tak jak sobie zamarzył to Phan może z cichego miasteczka zmienić się zupełnie. W silnie bijące serce handlu kruszcami, klejnotami czy co tam Turmalina będzie wytwarzała. Może byśmy… znaczy może byś jeszcze…Znaczy ja…
Chciał coś powiedzieć, ale gdy za kolejnym razem zdanie mu się urywało, uśmiechnął się przepraszająco i wzruszył ramionami.
- Chyba się w tobie zakochałem, Tori.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 26-04-2017, 11:42   #266
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Powrót do miasteczka Torikha spędziła na tradycyjnym milczeniu i powłóczeniu nogami. Nie, że nie cieszyła się z bohaterskiej wygranej i powrotu do „domu”. Po prostu była zmęczona.
Zmęczona chodzeniem, walczeniem, zabijaniem, leczeniem, dogadywaniem Turmaliny, panoszeniem się Marduka i gdakaniem kury, która choć w magicznej torbie na ramieniu Jorisa, nie dawała o sobie zapomnieć…
W pewien sposób Melune, czuła się jak muł, który szedł obok, również powłócząc kopytami i prawdopodobnie wątpiąc we wszystko co święte, gdy drużyna obładowała go nowymi znaleziskami.
Była jednak zdecydowanie bardziej od zwierzęcia szczęśliwa, gdyż towarzyszyła jej świadomość odpoczynku jaki czekał na nią w osadzie.

- Jeśli Turmalina nie chce… to ja z chęcią zaopiekowałabym się Kurmaliną… - odezwała się dopiero pod miastem, wprawiając swym oświadczeniem wszystkich w totalne zdębienie. Czyżby selunitka postanowiła spuścić kurze baty za różdżkę i ośmieszenie jej osoby? Czy może chciała pobrać nauki od mistrza sztuk walki?
Tego nikt nie wiedział… tak samo jak tego, że Tori uwielbiała jajka, a Kurmalina… była wszak kurą… i to nioską.

***

Kapłanka nie miała wielu zajęć w Phandalin. Toteż szybko zregenerowała siły, pomagając Garaele przy domowych obowiązkach, przy okazji wyrzucając z siebie wszelkie myśli, wątpliwości, czy rozterki jakie nagromadziły się w sercu półelfki podczas tych wszystkich wojaży (które głównie dotyczyły krwiożerczego zachowania Marduka, przez które zaczęła kwestionować jego dobre intencje).
Na tle poprzednich uskarżeń, te były jednak błahostkami, które nie przypominały już biadolenia niepewnej siebie dziewczyny. Wszak Tori pokonała drowa, choć… osobiście się tym nie chwaliła i do całego wydarzenia podchodziła z rezerwą.
Faktem było jednak, że wróciła z kopalni odmieniona i z dumnie wyprostowanymi ramionami… choć krok jeszcze był lekko zagubiony, a spojrzenie płoche. Tymorytka wiedziała jednak, że pewnych zachowań, były niewolnik, tak szybko się nie wyzbędzie, toteż cieszyła się z tych drobnych postępów jakie popełniła jej podopieczna z niekrytą radością.

Sprawa tajemniczej księgi, o której zdobycie domagali się przełożeni elfiej kapłanki, była niestety ciągle otwarta. Selunitka, dzięki swym czarom, odnalazła kierunek w którym winny szukać obie kobiety, ale teren był rozległy i minie dużo czasu zanim zostanie dokładnie przeszukany.
Tori więc, „ratowała” się wyprawami do pysznej Agathy, te jednak nie przynosiły żądnych efektów. Banshee skutecznie unikała półelfki, która niemal co dzień wybierała się, z myśliwym u boku, do jej oddalonego „leża”. Nie pomagały prośby, nie pomagały groźby, szantaż i zagadywanie na „śmierć”, plotki, skargi, śpiewy, tańce, alkohol czy woda święcona. Elfi duch olewał kapłankę jak siemasz, ale ta nie traciła nadziei. W końcu wredna baba się podda… albo na tyle wkurzy, że postanowi spuścić natrętnej Melune łomot.
Do tego czasu, brązowowłosa mogła więc jedynie delektować się wspólnymi spacerami z Jorisem. Gdyby tylko… nie zapominała przy nim języka w gębie, oraz nie paliła buraka za każdym razem, jak ten spojrzał jej w oczy.
Jeśli banshee obserwowała ich zza krzaków… (albo Marduk, który miał w planach zapolować na elfią latawicę, choć Tori wyjątkowo chłodnym tonem głosu oznajmiła mu, że ma się bujać) mogła stwierdzić, że dwójka poszukiwaczy przygód dobrała się jak w korcu maku. Para zakochanych zazwyczaj milczała, gdy już jednak postanowili się do siebie odezwać i przebrnęli przez fale jąkań, to głównie rozmawiali o… wrednej Agacie, która jak zwykle się nie pojawiła, o pogodzie, albo o pieniądzach, które zarobili. Czasem podzielili się plotką na czyjś temat, a przy dobrych wiatrach, słońcu i najlepiej tęczy, rozprawiali nieśmiało o swoich marzeniach i planach na przyszłość.
Co by jednak nie mówić, coraz lepiej odnajdowali się w swoim towarzystwie, aż do dnia gdy Joris nie przyszedł ze świstakami i dwoma bobrami.

„Dom” nie był dla Torikhi problemem, nie był kotwicą u szyi ani czymś, być może, nie wartym wspomnienia.
„Dom” to było marzenie o którym śniła od początku swojego istnienia.
Dach nad głową, wygodne łóżko, ogień w palenisku… i ogródek za oknem. Z kwiatami, ziołami i warzywami.
Wraz z wyzwoleniem i wstąpieniem do klasztoru Pani Księżyca, owy sen o bezpiecznym schronieniu, przybliżył się i przestał być odległym majakiem nie do spełnienia. Wraz z wyruszeniem z misją, na odległą, zimną i niedostępną północ, Torikha skrupulatnie zbliżała się do jego wypełniania.
- Nie muszę go tutaj budować… myślałam bardziej o dalszych obrzeżach… - zaczęła tłumaczyć się, nie do końca nadążając za myślami myśliwego, coraz mocniej obawiając się, że zaszła między nimi jakaś pomyłka. - Co prawda trochę drogo… ale stać mnie… nie mogę przecież mieszkać po kres życia u Garaele… - pytlowała jak najęta, chcąc przegadać mężczyznę i wytłumaczyć swoje intencje, do tego stopnia, że z początku jakby nie usłyszała wyznania rozmówcy. - Przełożeni chcieli bym osiadła gdzieś na północy, jestem tu od ponad miesiąca… z niektórymi bardzo się zżyłam…
„Tori… Tori… Tori…” głosik w jej głowie, coraz głośniej zwracał na siebie uwagę. „Tori… on… powiedział… on… Tori… skup się.”

Źrenice orzechowych oczu rozszerzyły się momentalnie, gdy do kapłanki wreszcie dotarło owe podniosłe oświadczenie Jorisa. Dziewczyna postąpiła krok w kierunku rozmówcy, ale jej nogi uderzyły o naręcze świstaków, które dyndały jej u pasa przywiązane za łapki na linie.
Niewiele myśląc, rzuciła zwierzakami w bok, jakby mało zgrabnie siała żyto lub pozbywała się nadgniłych ziemniaków (prędzej to drugie), po czym podskoczyła do ukochanego, chwytając jego twarz oburącz, by ich wargi zetknęły się w pełnym pasji pocałunku. Jeśli myśliwy dalej nie był pewnien co do uczuć półelfki, wszelkie jego wątpliwości rozwiały się przy deszczu drobnych całusów, które zalewały jego twarz, miękkimi i ciepłymi muśnięciami.
A to w lewy policzek, a to w prawy, w nos, brodę, dolną wargę, kącik ust, pod okiem, nad okiem, bez przerwy, jak gdyby świat miał się zaraz skończyć, więc ona postanowiła spędzić pozostały jej czas na odciskaniu swoich miłosnych pieczątek na ciele ukochanego.
Aż w końcu zapiał kogut… a raczej kura.
Kurmalina jako władczyni podwórka Garaele, przespacerowała się koło kapliczki Tymory, przyglądając się zaistniałej scenie z kurzęcym stoicyzmem.
Spieczona kapłanka, odsunęła się z nagła od myśliwego, oddychając szybko i z wypiekami na policzkach i lekko szpiczastych uszach.
- Ja… ja w tobie również - oznajmiła cicho, chrząkając by dodać sobie animuszu.

Kwestia „domu” przestała być w tym momencie paląca jak dotychczas…



 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 26-04-2017 o 11:47.
sunellica jest offline  
Stary 24-05-2017, 10:41   #267
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
<miejsce na epilog Romulusa>

 
Sayane jest offline  
Stary 24-05-2017, 10:59   #268
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
Eleisias



Od czasu powrotu drużyny z już-nie-Zaginionej Kopalni minęło kilka dekadni. Wszyscy mieszkańcy uwijali się jak w ukropie, podniesieniu na duchu zarówno wizją bezpiecznego miasteczka jak i przyszłego bogactwa, jakie przyniesie mu kopalnia Rocksekerów (jak teraz nazywano Kopalnię Phandelver). Pracy było w bród, a wieść o odnalezionej Kuźni Czarów została poniesiona przez najemników i kupców Kompanii Lionshield do Triboaru i dalej. Przybycie do miasteczka nowych mieszkańców był tylko kwestią czasu.

Nowi osadnicy i przyszłe bogactwo miało przynieść też nowe zagrożenia, ale tym phandalińczycy nie troskali się zbytnio, wpatrzeni w drużynę Jorisa jak w obrazek. Dwóch wprawnych wojaków, magiczna i kapłanka (a nawet dwie, licząc Garaele) to nie w kij dmuchał jak na taką małą mieścinę. Jeśli dodać do tego Slidara i Darana, którzy szkolili tuzin młodziaków we włóczni i kuszy to Phandalin miało stać się całkiem nieźle bronione. Ku rozczarowaniu Torikhi do treningów dołączyła też Nilsa Dendrar, grzebiąc tym samym nadzieje Melune na uczynienie dziewczyny kapłanką. Przynajmniej pogrążona w żałobie młódka znalazła sobie jakiś cel, a to było najważniejsze.

Sama półelfka skupiła się na kapłańskiej posłudze, nękaniu banshee Agathy i budowaniu własnej siedziby - oczywiście po tym jak wraz z resztą drużyny pozbyła się orków z Wyvern’s Tor. Co prawda bez porządnego cieśli w miasteczku prace nad domostwem posuwały się powoli, ale od czego miała Jorisa? Mimo że między młodymi nie padły żadne obietnice ni deklaracje to tropiciel spędzał z Torikhą tyle czasu na ile pozwalały mu rozliczne obowiązku, jakie sobie narzucił. Sam nie wiedział dlaczego zależy mu tak bardzo na bezpieczeństwie Phandalin; czuł, że nie wiązało się to tylko z osobą nieśmiałej półelfki. No i cały czas miał z tyłu głowy swoje wątpliwości odnośnie kopalni; uwijał się jakby potencjalni mocodawcy Pająka czy orków mieli zaraz najechać Phandalin i wydrzeć kopalnię ze spracowanych rąk Rockseekerów. Lecz póki co czas mijał spokojnie, a nikt z mieszkańców miasteczka nie wydawał się podejrzany. Wszyscy darzyli Jorisa i resztę estymą; tylko Harbin Wester patrzył na tropiciela krzywym okiem, ubzdurawszy sobie, że ten dybie na jego urząd.

Emablowana przez licznie przybywających do Phandalin krasnoludzkich górników Turmalina była w swoim żywiole. Co prawda okoliczne gospodynie początkowo krzywo patrzyły na jej śmiałe stroje, lecz gdy zaczęła sprowadzać do miasteczka coraz do nowe perkale, muśliny i koronki... któraż by się oparła? Nie wspominając o biżuterii, na którą co prawda żadną nie było stać, ale popatrzeć sobie można. Póki co w kopalni Turmi nie miała wiele do roboty, więc umilała sobie czas tym, co lubiła najbardziej - rzeźbiarstwem. Ale gdy z Podmroku wylezie jakiś potwór... z pewnością będzie gotowa! Bojowe suknie zamówione u neverwinterskiej krawcowej były już prawie skończone!

Czas mijał i kolejna karawana z Marchii przybyła liczniejsza niż zwykle. Marduk ciekawie wyjrzał na miejski plac. Od kilku dekadni przygotowywał się do wyprawy na smoka i teraz czekał tylko na zamówiony z Kompanii sprzęt. Wprawnym okiem wyłuskał z tłumu najemników Kompanii oraz zupełnie obce osoby. Jakiś bard, paru niby-wojaków (co sugerowały obijające się o uda miecze), ze dwie zestrachane dziewoje, nadrabiające minami... O, jedna kurtyzana, ani chybi. Elf uśmiechnął się złośliwie po nosem. Będzie miała Turmi konkurencję! Oni też, bo nowi awanturnicy w okolicy to i mniej łupów do podziału. A nic to, poradzi sobie z nimi.

W końcu to tylko ludzie...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 24-05-2017 o 11:01.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172