Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-01-2019, 13:37   #331
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
Kopalnia Phandelver
16 Marpenoth

Torikha obudziła się zziębnięta, zesztywniała i z kupą śniegu na plecach i głowie, gdyż w nocy koc zapadł się pod ciężarem białej czapy. Ku zaskoczeniu Melune gruba warstwa nieco izolowała ją od ogólnego zimna. Za to woda w bukłaku zamarzła na kość, podobnie jak zapasy w plecaku i wszystko co tylko mogło. Zbroja… brrrr! Ale magiczne ognisko paliło się aż miło, choć sądząc po wysokości słońca czar pewnie zaraz się skończy. Śnieżyca ustała i las znów był piękny, biały i przyjemny. Nawet jakieś ptaki popiskiwały na drzewach, wydziobując nasiona z szyszek. Kapłanka wyciągnęła dłonie do ognia, a potem zmusiła się do wstania i wykonania serii wymachów i podskoków, by rozruszać zgrabiałe ciało. Gdyby nie ten magiczny węgielek zamarzłaby na śmierć, tego była pewna. Ale by miał Marduk używanie!! Sama myśl o tym motywowała do niezamarzania.

Tori rozłożyła położyła przy ogniu bukłak i kilka pasków mięsa, po czym rozejrzała dookoła. W oddali wypatrzyła jakieś dymy; poniżej zobaczyła też przesiekę prowadzącą do kopalni. Wyglądało na to, że przebyła może pół drogi, chodząc głównie w kółko i pod górkę. Dziewczyna westchnęła nad własną głupotą. Pokonała Oko i drowa, a uciekła w śnieżycę przed zwykłym pijakiem. Ech…

Ciche pyknięcie oznajmiło zgon magicznego ogniska. Tori wytrzepała koc ze śniegu, zebrała swoje rzeczy i pogryzając pasek wołowiny ruszyła szlakiem w stronę kopalni. Bez sensu było zawracać do gospody, a koniem i tak przez śnieg by nie przejechała. Po długiej, mozolnej wędrówce dotarła wreszcie do kopalni. Odgruzowane oryginalne wejście prezentowało się całkiem okazale, a po wykończeniu będzie z pewnością jeszcze lepiej. Póki co wszystko wokół było zasypane śniegiem; tylko z przyklejonej do wzgórza wiaty docierało ciche rżenie koni. Tori z radością odkryła tam jorisowego konia, lecz krasnoludzki strażnik, który pojawił się za nią znienacka rozwiał nadzieję półelfki. Koń był, ale pana Panicza od kilku dni w kopalni nie było. Była za to Turmalina, którą Tori wyściskała jakby jej rok nie widziała. Rockseekerowie przyjęli ją również przychylnie. Z braku lepszego pomysłu kapłanka mogła tu poczekać na powrót ukochanego.




Zagłębiając się w plątaninę korytarzy Torikha przypomniała sobie ich pierwsze zejście do kopalni. Jak zastali zwykłą dziurę w ziemi, jakich wiele mijali po drodze. Nietrudno ją było przeoczyć. Śliskie zejście, zasypaną odnogę i naturalną grotę kończącą się urwiskiem, z którego spuszczała się na linie z duszą na ramieniu. Teraz odgruzowane oryginalne wejście do kopalni prezentowało się całkiem okazale, a po wykończeniu będzie z pewnością jeszcze lepiej. Cały gruz, kamienie i inne śmieci z wejścia oraz kopalni złożono na kupie nieopodal. Jak objaśniła Turmalina Rockseekerowie planowali zbudować z nich oraz drewna umocnienia, a może nawet i basztę, by stworzyć z kopalni niezdobytą twierdzę. Geomantka uderzyła w wiszący przy wejściu dzwon, aż echo poszło, mieszając się z wydobywającym się właśnie z wnętrza kopalni hukiem. Tori podskoczyła przestraszona, a krasnoludzica roześmiała się z satysfakcją.
- Jak się dłużej pomieszka to nawet nie słychać tego huku.

Zeszły niżej, a Tori rozglądała się po uprzątniętej kopalni, tym razem podziwiając krasnoludzką robotę, a nie szukając potworów, które mogą spaść jej na głowę. Główne korytarze były wysokie na jakieś trzy metry, podłoga gładziutka, a drzwi na odmianę raczej niskie i szerokie, odpowiednie na krasnoludzkie rozmiary. Komnaty w których pracowano były wyższe, tak ze sześć metrów w górę, elegancko wyżłobione. Nie mówiąc o usianych stalaktytami i stalagmitami naturalnych jaskiniach, jak ta przy huczącym jeziorze. Co dwie minuty woda wzbierała w towarzyszącej kakofonii podziemnych grzmotów, a następnie minutę opadała powoli. Różnica poziomów była imponująca. Całe dziesięć stóp. Za nią znajdowała się kolejna, niedostępna już jaskinia, co Turmi wiedziała dzięki wyprawie Trzewiczka. Obie kobiety zatrzymały się w miejscu gdzie drużyna pochowała szczątki Yarli wraz z głową drowa w ramach trofeum. Grób został zawalony kamienną płytą na której 14 Elesiasa Turmi wyryła pieczołowicie napis:

Tu leży Yarla Ognistowłosa
Postrach zielonoskórych
Oddała życie walcząc o dziedzictwo swojej rasy
Bez Ciebie nie udało by się.

- Jak mi wujo wyjść z kopalni nie da to jej w końcu choć posąg wyrzeźbię… - mruknęła Turmi i pociągnęła Torikhę dalej. Wspomnienia nie ożywią poległej krasnoludzicy, a hołd oddały jej już dawno.

Tori i Turmalina przespacerowały się po kopalni z braku lepszego zajęcia. Usunięto już wszystkie pozostałości po starych i nowszych walkach, zniszczone meble i nieprzydatne resztki starej kuźni, miechów i rynien. Zniszczone lub spróchniałe stemple wymieniono na nowe. Odgruzowano nawet kaplicę Dumathoina, choć potrzeba było dużo czasu, złota i zręcznego kamieniarza by doprowadził do dawnej świetności trzymetrowy posąg krasnoluda siedzącego na tronie. Lub by wykuł nowy. Jednak leżące u kamiennych stóp dary świadczyły o tym, że tak czy siak górnicy oddają swojemu bogu cześć.
- Póki nie ruszy wydobycie niewiele da się z tym zrobić - rzekła Turmi jakby czytając w myślach Torikhi. - Wujaszkowie nie mają gotowizny ani na to, ani na uruchomienie kuźni. Wujo Gundren mówi, że najważniejsze bezpieczeństwo, kilofy i robotnicy, a reszta sama w końcu przyjdzie. Nawet mi się z grzybami rozprawić nie dał - westchnęła naburmuszona, mając na myśli jaskinię pełną trujących grzybów i mchów.
Z kaplicy zeszły po kamiennych schodach do komory z drugim jeziorem. Na brzegu, omywane przez ciemną wodę leżały pokruszone skorupy tutejszych odmian ostryg, krabów lub ślimaków. Z jaskini wypływał też strumień; teraz pluskał powoli, ale kiedyś nurt musiał być silniejszy gdyż wymył spory korytarz wgłąb góry, wystarczający by zmieścił się w nim dorosły człowiek. Czuć było rozkładem i rybami, toteż kobiety opuściły ją czym predzej.

Mniejsze sale przysposobiono na sypialnie dla górników, a wielką komorę pośrodku kopalni na wspólną salę. Kowalskie palenisko przerobiono tymczasowo na kuchenny piec, choć ani górnicy, ani Turmalina nie wykazywali talentu w zakresie gotowania. Wszędzie pachniało wilgocią, świeżym drewnem i dymem z lamp i pochodni.

Znaleziony przez górników okrąg portal był częściowo zamurowany; zresztą Tori i tak nie miała pomysłu co by mogła z nim zrobić. Jeszcze by jakieś Oko znów wyszło... Minęły piękną Gwiezdną Kawernę, z sufitem usianym plamkami migoczących minerałów. Kuźnia Czarów nic się nie zmieniła. Na podwyższeniu na środku stał kociołek, czy też koksownik, w którym tańczył i trzaskał zimny, zielonkawy płomień. Tu krasnoludy nic nie robiły skupiając się na uruchomieniu wydobycia oraz zwykłej kuźni. A nie… Tori podeszła do kupy desek i zwojów i podniosła jeden z nich.
- Trzewiczkowy sklepik tu miał być i pracownia, zanim się z wujaszkiem nie popsztykali - rzekła geomantka wskazując na pozrywane szyldy i ogłoszenia. - Też miał pomysł, żeby górników do wyprawy najmować, mnie mógł spytać…

Melune bardziej interesowała wyprawa Jorisa, ale geomantka nie miała wiele do powiedzenia ponad to, co Joris napisał w ptasim liściku. Myśliwy wpadł na trop półelfa Orlina - więc pewnie i agathowego lustra - niezbyt świeży, ale rokujący. Wziął trzech tutejszych wykidajłów i ruszył w góry. Dwa czy trzy dni drogi mieli zrobić, jakoś tak. W jedną stronę. I coś o ruinach mówili. Oraz o niedźwiedziu. Z niezainteresowanej trzewiczkowo-zenobiową obietnicą Turmaliny ciężko było wyciągnąć spójne konkrety. W każdym razie kapłanka liczyła, że ukochany niedługo wróci.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-01-2019 o 15:06.
Sayane jest offline  
Stary 16-01-2019, 14:26   #332
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Bogowie jaka ona była głupia!
Torikha nie mogła uwierzyć w swoje szczęcie, gdy przetrwała straszliwą zamieć śnieżną i sen w dzikich górach i zaspach śniegu, po czym cało dotarła do kopalni!
Świetlista Panienka musiała chyba żywić do niej specjalne uczucia, skoro nie pozwoliła kapłaniej idiotce zamarznąć na śmierć.

Turmalina nie była jednak tak łaskawa, jak bogini, bo gdy usłyszała co Melune uczyniła, zrugała ją jak burą kwokę z góry do dołu, a później jeszcze trzasnęła ją przez łeb, by wybić durne pomysły z półelfiej główki.
- Na wszystkie kryształy… czy ty pomyślałaś o Jorisie? - spytała geomantka, strosząc się srogo i potrząsając bujną czupryną włosów. - Oczywiście, że nie… wy e l f y nie myślicie o innych… w zasadzie, to wątpię by w ogóle sztuka ta była dla was znana. Nie uśmiechaj się tak bo ci jeszcze raz dołożę! Chłop by się zapłakał po twojej stracie i jeszcze musiałabym go pocieszać! JA! Rozumiesz?! Co to, to nie! NIE I JUŻ.
A wujkowi nic nie powiemy… nie bój się, nie nakrzyczy na ciebie, to będzie nasz sekret.


Kapłanka jednak podejrzewała, że krasnoludka miała inne powody ku temu by nic nie mówić Gundrenowi. Pradowopodobnie Turmi obawiała się, że gdy wuj dowie się o durnych pomysłach Tori, już nigdy więcej nie puści swojej podopiecznej na przygody w towarzystwie selunitki. Sam krasnolud nieco zdziwił się na niezapowiedzianą wizytę, która jeszcze jak się okazało, nie miała żadnego powodu, ni celu, co przy takiej odległości od domu kapłanki i dodatkowo mało sprzyjającej pogodzie zdawało się jeszcze bardziej dziwić. Z pomocą przybyła jak zwykle nieoceniona zaklinaczka, która wyjaśniła, że nie zbadane są ścieżki miłości, po czym uśmiechnęła się dwuznacznie i mężczyzna szybko poskładał dwa do dwóch.
Półelfka w tym czasie płonęła rumieńcem niczym wspaniale okwiecony krzaczek dzikiej róży w lato i bardzo żałowała, że nie miała umiejętności robienia się niewidzialną dla świata.

Pomimo tego została miło przyjęta w kopalni. W końcu była zabójczynią drowa i wybawicielką Rockseekerów, a malutki procent tej ogromnej góry należał do niej. Nikt nie widział problemu by dziewczyna mogła się rozejrzeć po „starych” kątach i powspominać przebyte dzieje, oczekując na powrót swojego kochanka.

Ach… ile to już czasu minęło odkąd była tu pierwszy raz?
Miejsce to niesamowicie się zmieniło. Jakoś pojaśniało, poweselało… ożyło i stało się przestronniejsze. Wprawdzie Rika nie rozpoznawała większości twarzy tutejszych mieszkańców, ale były one... (Nie, nie były radośnie uśmiechnięte! Przecież krasnoludy nie są miękkimi istotami jak te fircykowate elfięta!) Ale pomimo tego wydawali się zadowoleni z powodu pracy i miejsca w którym byli. To sprawiło, że Melune sama się uśmiechała (jak te durne szpiczastouche nieroby z lasu).


Przy grobie Yarli półelfka pomodliła się za duszę koleżanki, dziękując jej za wstawiennictwo (jeśli oczywiście takowe było) jak i gorzko żałując, że skończyła jej się przypalanka, którą od niej dostała. Wtem poczuła jak zimna szpilka niepokoju przebiła jej serce. Modląc się, uświadomiła sobie potworną sprawę, która jakby uleciała z jej umysłu, wyparta natychmiastową potrzebą doświadczenia opadu śniegu.
Sharvi… ich drugi nieżyjący towarzysz, który zginął podczas skrytobójczego ataku i który miał wedle planów i starań drużyny zostać spróbowany przywołany do ponownego życia. Został tak jakby przez nich zapomniany. Czar, który miał zachować jego ciało przed rozkładem, jutro pewnikiem przestanie działać. W normalną pogodę do Neverwinter jechało się z Phandalin trzy dni, ale teraz? Stąd?
”Wybacz nam przyjacielu… Niech twoja dusza zazna spokoju. Bądź pewny, że wrócę i godnie cię pochowam oraz spróbuję poinformować twoją rodzinę. Przeprosiła w duchu, przełykając gorzkie łzy.
Znowu to uczyniła… znowu przybędzie z pomocą za późno.

Również w świątyni skłoniła się pokornie przed pomnikiem bóstwa, by oddać mu należy szacunek, jak i podziękowała w niemej modlitwie za opiekę podczas mroźnej nocy. Bo któż wie ilu bogów czuwało nad nią, rozdwajając się pobłażliwie nad jej nieumiejętnością w odpowiedzialne życie? Poleciła także duche tych, których znała i tych którzy już odeszli, by miłościwi bogowie przyjeli ich do siebie.
Anna…
Piącha…
Yarla…

…Sharvi…

* * *

W Kuźni Czarów Torikha przypomniała sobie o niziołku, który chciał wybudować tu swój sklepik i dopytała się ciekawsko w sprawie domniemanej sprzeczki Trzewiczka z Gundrenem.
- Wiesz, coś tam mi Stimi napomknął, że było jakieś nieporozumienie… i spytał się czy nie mogłabym mu jakoś pomóc, ale… no cóż, nie wdał się w szczegóły i w zasadzie to nic więcej nie wiem na ten temat.
Geomantka przewróciła oczami, jakby to była zmęczona nieogarnięciem swojej rozmówczyni, ale zdawała się zadowolona, że może z kimś poplotkować, lub się na nim wywyższać i wyżywać.
- Niziołki są jak elfy, tylko, że niskie. Założę się, że oboje z Trzewikiem macie kostki lodu zamiast mózgu, ot co! - wypaliła dumnie i odrzuciła pukiel włosów za ramię. - No więc… to było tak…

Yol wybrał się na przeszukiwanie góry (bo Kopalnia cała jest już przeca odkryta) w postaci gazowej. Tak, gazowej…
Wyruszył w celu, w sumie to nie wiadomo jakim, a przynajmniej Turmi go nie zna. Gdzieś tam… głęboko, znalazł komnatę, a w niej smoka. Wrócił więc z zamiarem „zebrania drużyny” i wyruszeniu na potwora. Tylko jak?! Skoro nie da się tam normalnie przejść?
Albo niziołek zrobi tuzin zwojów, które zamienią wszystkich w latające chmurki, albo… wykuje sobie do niego drogę. Na to drugie oczywiście nie zgodzi się Gundren, przecież nie będzie narażać swoich ludzi na starcie z jakimś nie wiadomo jakim potworem, czy czymkolwiek co przylezie potem. Taki korytarz to niebezpieczeństwo, gdyż jest to przekuwanie się w nieznane. Kopalnia ma tylko jedno wejście i tak powinno pozostać, kto wie co czai się za litą skałą? Jakie istoty i jakie miejsca? Oczywiście kranosludka z chęcią wybrałaby się na przetrzepanie tyłka każdej gadzinie czającej się w mrokach jaskiń, bo i nie miała nic lepszego do roboty.

Selunitka podumała chwilę, ale nic nie wydumała. Trzewik nie prosił jej o pomoc w sprawie smoka, a kłótni z właścicielem Kopalni, jednakże w tej sytuacji nie mogła mu za wiele pomóc. Gundren miał prawo zdenerwować się, miał prawo też odmówić i go wyrzucić, jeśli podejrzewał, że niziołek mógł ściągnąć niebezpieczeństwo na jego ludzi. Gundren również był krasnoludem… i choć Tori nie spotkała ich wielu w swoim życiu, to zdążyła zauważyć, że był to dumny i uparty lud. Bardzo uparty.
Postanowiła chwilę odczekać z rozmową z Rockseekerem, by emocje nie wzięły góry nad rozsądkiem. Sama zdecydowała się popracować nad jakąś dyplomatyczną przemową i być może razem z Jorisem, gdy już wróci, załagodziliby spór.
Tylko co z tym smokiem? Czy Stimi ustąpi, czy znajdzie kogoś kto z nim się wybierze w formie gazowej lub inną drogą, która nie zagrozi mieszkańcom kopalni?
Kapłanka ze zdziwieniem stwierdziła, że z chęcią by poszła na taką wyprawę, choćby popatrzeć lub przynajmniej zobaczyć jak to jest, gdy się lata, lub jest się tylko obłoczkiem pary. Oczywiście liczyła się z niebezpieczeństwem, jednak ciekawość co to był za stwór i jak wygląda reszta góry była wielka, a przygoda nęcąca.

Niestety pozostało jej jedynie czekać.
Czekać na myśliwego i jego wieści w sprawie złodzieja lustra, jak i czekać na dogodną chwilę by móc wyruszyć pochować Sharviego.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 16-01-2019 o 15:54.
sunellica jest offline  
Stary 18-01-2019, 23:12   #333
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Słodka Tancerko… Czegoście nie gadali, że u was tak piździ już wczesną jesienią?? Włosy mi w nosie zamarzły…

Traperzy okazali się znaczni lepiej przygotowani od Jorisa na tę wyprawę i choć podśmiewywali się kpiąco z cepra nie mogli mu odmówić ducha przetrwania. Bo myśliwy choć zmarznięty, umiał nadać dobre marszowe tempo nawet w tych niskoreglowych oczeretach. I dzięki temu, a także temu, że opatulił się wszystkim czym tylko zdołał, zimno nie było aż tak dotkliwe, a dystans do wejście do kopalni szybko malał.

- Zimno to jest tedy - tonem znawcy i praktyka ozwał się Olaf - jako ci jajca się kurczą i chowają w pachwinach. Ale o tem to pewnieś się przekonał, pływając sobie tam w jaskini.

Zarechotali ze Svenem najwyraźniej ogólnie zadowoleni z całej wyprawy. Hans oczywiście nie podzielał ich poczucia humoru sadząc susy między krzakami kosodrzewiny co i rusz klnąc na Rudą, która umyśliła sobie plątać mu się pod nogami i patrzeć co wkurzony człowiek zrobi z tym fantem. Joris musiał przyznać, że wykazywała się złośliwością, której pozazdrościć by mogła nawet najgorsza jędza.

- Oooo to to… - przytaknął kompanowi Sven z rozmarzeniem - Na zmarznięte jaja to okłady najlepsze są. Moja Lotta robi takie, że człek się od razu z ciepła rozpływa… A wierzajcie mi, ma czym kobity okłady robić, ma!

- Głąby… -
warknął Hans próbując bezskutecznie kopnąć wiewiórkę - Po dupach im zawiało i już im się do baby ckni… Aż no zaraz z kuszy tę rudą bladź ustrzelę jak mi bogi miłe!

- Śmiało -
odparł Joris niezupełnie szczerze, ale z niejakim zrozumieniem. Jego zwierzęcy towarzysz bywał prawdziwym utrapieniem, przy którym bzyczący nocą komar i natrętny gobliński patrol były istną przyjemnostką - Jak trafisz, skórka twoja!
To ostatnie było bardziej ostrzeżeniem dla wiewiórki niż przyzwoleniem dla Hansa. Ruda pisnęła coś czego kulturalne wiewiórki nie popiskują i czmychnęła w świerczyny.

- Oj, nie marudź tak Hans - pojednawczo zagaił go Olaf - Sam byś se w końcu kobitę znalazł i by po kłopocie było. Pani Dendrarowej zapiecek już ostygł… Rozgrzał by go kto…

- Żebym ja ci mordy nie rozgrzał baranie -
mruknął starszy traper nie do końca dowierzając, że Ruda tak po prostu mu odpuściła.

Olaf i Swen wymienili znaczące spojrzenia i nachylili się ku Jorisowi.
- Od kiedy mu stara na suchoty na pomarła - syknął Olaf - To tak na wszystko smędzi… A ty panie Joris? Macie babę?

- Noooo… -
prostota zadanego pytania jakoś zbiła Jorisa z tropu i omal się nie wywalił z trudem łapiąc równowagę. Sam nie wiedział, czy ma ochotę o tym mówić traperom. Ale górski, surowy klimat w jakiś sposób wprawiał w nastrój spowiedzi i sekretu. I pewność. Że sekrety powierzone w górach, w górach zostają. - Nooo jest taka jedna. Chyba TA jedna. Myślałem się oświadczyć latem… i trzask prask śniegi spadły…

- Ha! Ot i życie! - Plasnął go w ramię idący obok Sven - Ja ci mówię, się nie żeń. Zachodu szkoda, a jak poruchawka dobra, to jak to mówią, żeniaczka fatalna.

Joris nerwowo przełknął ślinę, na wspomnienie “poruchawki” i związanej z nią prognoz na ożenek. A te można było spokojnie rzec, że w ocenie Svena, były gorzej niż beznadziejne.

- Dobrze gada! Dać mu wódki! - zaśmiał się wtórując kompanowi Olaf.

- Pierdoli i tyle - Hans, który trzymał dystans najwyraźniej przysłuchiwał się rozmowie. Zwolnił na chwilę marsz, odwrócił się do myśliwego i zatrzymał - A ty młody, nie oglądaj się za śniegiem tylko dyrdaj do niej co sił. Bo całe życie będziesz śniegu jeno wyglądał. Dotarliśmy.

Miał rację. Byli półsta kroków od wejścia do Jaskini Cudów.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 18-01-2019 o 23:18.
Marrrt jest offline  
Stary 19-01-2019, 19:53   #334
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Wraz z budzącym się światem nadszedł czas na podjęcie decyzji, ale Stimy nie mógł się zdecydować. Decyzję więc w rzeczywistości podjął Marduk, który zamierzał ruszyć w stronę kopalni.

Niziołka nęciła mnogość przeróżnych możliwości, ale ostatecznie zapewnienie Marduka, że wstawi się za Trzewiczkiem oraz tajemnicze zniknięcie Toriki skłoniło go do powrotu. Niejako dodatkowo była to wyśmienita okazja, by zaprzyjaźnić się ze słonecznym elfem, który z tego co Stimy wiedział, przyczynił się do odbicia kopalni. Mimo takich myśli Trzewiczek był wyjątkowo milczącym towarzyszem podróży. Jego milczenie po części spowodowane było przekonaniem, że Marduk wcale nie chce strzępić języka, częściowo ścinającym powietrze mrozem, a częściowo nastrojem na wspomnienia, które rozbuchała wieść o odnalezieniu białowłosego gnoma.

Większość drogi rozpamiętywał dawne czasy w Lantan. W pewnym momencie wpadła mu do głowy myśl, że Vinogli Bakernels mógł poinformować o niedoszłym spotkaniu w Phandalin również inne osoby. Jak choćby czarującą Frieel, od której Trzewiczek nabrał nawyku chodzenia w kapeluszach, czy któreś z rodzeństwa Rolvesk. A może muzykalną Jane...?


Gdy dotarli do kopalni, Stimy nie chciał wchodzić do środka, póki Marduk nie porozmawia z Gundrenem. Szybko pożałował decyzji bo na zewnątrz było na prawdę zimno, nawet w stajni, ale postanowił wytrwać w tym pomyśle.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 19-01-2019 o 19:55.
Rewik jest offline  
Stary 19-01-2019, 23:57   #335
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nie było go raptem parę tygodni, a w Kopalni Phandelver wiele się zmieniło. Marduk Delimbiyra był pod wrażeniem, przyglądając się wszystkiemu oczyma szarymi i zimnymi niczym lodowiec. Również dlatego że nadobna Torikha Melune jednak przeżyła i co więcej - dotarła do kopalni. Po co, w jaki sposób i dlaczego nie zabrała wierzchowca z Osady Poszukiwaczy - kapłan nie wiedział, ale skoro była cała i zdrowa, to nie zaprzątał sobie nią już głowy. Razem z Trzewiczkiem odnalazł Jaskinię i na tym się skupił, poczynając od próby uspokojenia imć Gundrena w kwestii niziołka. Zmierzając w głąb kopalni pozdrawiał uprzejmie krasnoludów przy pracy, doceniając ich ciężką pracę, choć i czując odrazę do ochoty z jaką witali ciemność i tysiące cetnarów skał nad głowami. Było to prawdziwie… nienaturalne.

Naprawiona zaklęciami zbroja błyszczała pod jeszcze dziurawym, ledwo co zszytym płaszczem. Marduk nie mógł łask zesłanych przez Ojca przeznaczyć tylko i wyłącznie do natychmiastowej reperacji ekwipunku, ale wszystko po kolei - na początek kolczuga i puklerz. Od pewnego czasu niedoskonałość wizerunku przestała mu przeszkadzać.

Przywitał się uprzejmie z imć Gundrenem, pochwalił energię i postęp prac, organizację i widoczne już zmiany, wypytał o wieści, zagadnął o plany, niepokojące obserwacje, jakowychś intruzów takoż. I na tej ostatniej kwestii się skupił, podnosząc obecność smoka lub coś takowego przypominającego, którego mości Trzewiczek zoczył podczas eksploracji nie przebadanych dotychczas zakamarków Jaskini. Znać było że krasnolud nie ze wszystkim jeszcze ochłonął, zwłaszcza gdy kapłan przyznał że przywiódł ze sobą Trzewiczka, ale Marduk spokojnie tłumaczył, że nizioł może się okazać potrzebny, skoro zdrowie i życie samego Gundrena, jego rodziny i pracowników jest zagrożone, a los kopalni - niepewny.

Na argumenty Marduka gundren odpowiedział uprzejmie, zeby nie pierdolił bo od smoka dzielą ich grube pokłady skał i jesli tylko gadzina nie nurkuje, ani Turmi z niziołkiem w swojej głupocie sami nie wykują jej przejścia, to są bezpieczni. Nundra dodał, że mały dostał się do smoka zamieniając się w obłoczek pary i przeciskając przez szczeliny skalne. Żadnego bezpośredniego przejścia w tamte rejony nie ma i dopilnują, żeby nie było. I tak w tamtą stronę nie planują kopać żeby nie zalać kopalni.

Delimbiyra milczał przez dłuższą chwilę nim przyznał słuszność krasnoludom. Pozostało czekać na Jorisa… i wyjaśnić całą sprawę niziołkowi. Trzewik na pewno był zawiedziony stanowiskiem krasnoludów, ale Marduk uspokoił go, że wyprawa po prostu się opóźni, a opór krasnoludów sprawi że nikt inny z kopalni na smoka nie wyruszy. Można więc rzec że bestia była bezpieczna trochę dłużej - do momentu gdy Marduk będzie gotowy wybrać się na nią, bo i tak nie był pewien z czym może mieć do czynienia i właściwe rozeznanie się było niezbędne. Na razie zaś najlepiej poczekać na tropiciela.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 25-01-2019, 11:15   #336
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- A teraz mówcie kto tak Panicza zabiedził!
Joris tymi słowy rozwarł wrota kopalnianego przedsionka gdzie ongiś z Mardukiem szkielety wytłukli, a gdzie teraz iskrzyły się pochodnie rozświetlajace wnętrze Jaskini Cudów i piękne naścienne freski. W sam raz by zobaczyć debatujących nad czymś kompanionów. A między nimi Rikę. W try miga na myśliwskim sercu zagrało zaskoczenie i niepohamowana tęsknota jaka zakwitła w jego sercu po ostatniej rozmowie z traperami. Rzucił więc tobołki na ziemię gdzie stał i podbiegłszy do półelfki złapał ją wpół, uniósł wysoko wpatrzony w jej oczy i zakręcił kilka piruetów.
- Rika!... A… a co ty tu robisz u licha??! Aaaa… Wieszczek do Ciebie doleciał! Ha! Działa! No nawet nie wiesz jak mnie żal bierze, żeśmy razem w te góry nie poszli… Mówię Ci. Nagie turnie jak brzytwa ostre. Gęste świerczyny, że ręki nie włożysz. Jary ciemne, że oko wykol. Gobliński zgraje, że no… no takie goblińskie. Niedźwiedzie. A ponad tym wszystkim… - głową zatoczył krąg - wierchy Gór Miecza. I te ruiny pomiędzy niemi znaleźliśmy!

Na ten widok wchodzący za Jorisem dwaj zarośnięci traperzy, tylko machnęli rękami jakby widząc coś co już przepadło i na zmarnowanie idzie. Tylko trzeci, który za nimi wszedł, a który pysk miał paskudny i wrednie wykrzywiony, teraz uśmiechnął się, i ktokolwiek ten uśmiech zobaczył był pewien, że wykwitł on na gębie zgoła nienawykłej do takich grymasów.

Joris zaś niebaczny na resztę, wyściskał kapłankę i nie dając jej dojść do słowa, zaczął opowiadać o wszystkim. Czyli o pogonionych goblinach, znalezionym talizmanie Dumathoina, w końcu o ruinach pełnych elektryczny pułapek, tajemnego przejścia, za którym coś trupem śmierdziało i podziemnego jeziora z łódką i jaszczurowatą gadziną.

- No i to jezioro to mi się widzi z Jaskinią Cudów się łączy! A za przejściem poza trupem na mur, kamień jest ten no… no ten teleportek co w studni Sowy był. Aaaa i fantówśmy znaleźliśmy. Tak i Turmaliny mi trzeba, bo by wartość wywęszyła. I Stimiego, bo te jego zwoje to o kant dupy potłuc. I Marduka, bo ta rzeka gdzieś głębiej w te podmrocza płynie…

Torikha choć czekała na swojego ukochanego, była w takim szoku, że oto właśnie przybył, że nawet gdyby miała kiedy jakie słowo wcisnąć w wywód oszalałego ze szczęścia myśliwego, to i tak nic by z siebie nie wydusiła. Z chęcią jednak wycałowałaby go po całej twarzy, ale pomruki krasnoludów-strażników, którzy wymieniali się jakimiś rubasznymi uwagami w swoim ojczystym języku, skutecznie ją onieśmieliły. Wtuliła się więc w tors mężczyzny, zaciągając się jego zapachem. Joris jednak pachniał teraz lasem. Zimną ziemią, drewnem i skórami zwierząt. Wydawał jej się przy tym taki dziki i nieodgadniony, że dreszcz podniecenie przeszedł jej po plecach, a na policzkach wystąpił podwójny rumieniec.

- Turmalina siedzi i z nudy rzeźbi jakiś posąg, na pewno się ucieszy, że ma coś innego do roboty, a ten… Trzewiczek. Nie pomieszkuje już w kopalni. Pokłócił się z Gundrenem i ten go wyrzucił. Podobno niziołek znalazł jakiegoś smoka w jaskiniach i szlachetny wuj Turmi wystraszył się, że pościąga mu potwory na głowę - wyjaśniła łagodnie, z czułością muskając przydługich włosów tropiciela jak i jego zarostu. Ach… taki dziki, taki nieokrzesany… taki męęęski.

Myśliwy z początku naprawdę był skupiony. Szczęśliwy, ale skupiony. Teraz jednak gdy jej ciepło na dobre do niego dotarło z lubością przypominał sobie dotyk dłoni kapłanki. I choć jej słowa docierały do niego bez szwanku i zakłóceń ich sens ginął gdzieś między ustami, a opuszkami muskających go palców, które co i rusz przygryzał.
- To może… - szepnął jej do smukłego ucha - my też się urwiemy i poszukamy gdzieś tu smoka…?
Szpiczastoucha spuściła pokornie wzrok, czując, że jeszcze chwila i spali się jak świeczka i tyle będzie z jej przygód.
- Spotkałam Stimiego w osadzie na dole… poinformowałam go, że chyba znalazłam jego przyjaciela. Myślę, że Trzewiczek zechce wrócić do Phandalin do tego no jak mu tam?... Ech tego gnoma… Co się zaś tyczy Marduka… też go spotkałam w osadzie, ale… - Zmarszczyła lekko nosek na samo wspomnienie mizernego, brudnego i pachnącego trupem elfa. - Z nim chyba coraz gorzej… zupełnie nie przypomina tego szlachetnego kapłana jaki przybył do Phandalin kilka miesięcy temu.

- Nie przypomina, faktycznie, ja też to zauważyłem. Tym niemniej, dziękuję za troskę, nadobna Torikho - wycedził Marduk. Stanął w drzwiach, mając obok siebie przyprowadzonego ze “stajni” niziołka. Wyłuszczył mu już stanowsko Gudrena - odmowne, jeśli chodzi o poszukiwania rzekomego smoka. Wytłumaczył również, że co się odwlecze to nie uciecze, a jako że sam jest żywotnie zainteresowany eksploracją wszelkich podziemi prędzej czy później trafi i do jaskiń przylegających do kopalni. I że ich spółka pozostaje w mocy. - Jorisie. Dobrze cię widzieć - skinął głową tropicielowi, przyglądając mu się uważnie. - Problemy w drodze? - zagadnął, widząc opłakany stan przyjaciela.
- Hop! Hop! - powiedział Trzewiczek - Znalazłeś lustro? - wyglądał jakby pytał o to swoje buty, ale pytanie było zdecydowanie skierowane do Jorisa.
Półelfka przywdziała na twarzy kolor purpury i spłoszona uciekła zaskoczonym spojrzeniem na ścianę. Na wszystkie otchłanie, że też musiało Marduka przywiać do Kopalni… Z jego słów wynikało, że przyszedł już jakiś czas temu. Widać siedząca z Turmaliną kapłanka się z nim minęła w plataninie korytarzy.

- Góra z górą, jak to mawiają! - zawołał Joris na widok pary kompanów, po czym spojrzał po sobie nie przejmując się tonem Marduka i jego uwagą dotyczącą spostrzeżeń Riki. Najwyraźniej uznając drobne animozje za żaden wart przeciągania temat. A on sam… No rzeczywiście w tym obszarpanym ubraniu to na dziada leśnego wyglądał - Aaa… tooo… takie tam. Jakimś gromem mnie drzwi przeklęte popieściły i mi koszulinę przypaliło. No i trochę gobliny też w tym palce maczały… Aaa… i jeszcze kraty były… A zresztą. Radem Cię widzieć… I Ciebie Trzewik. Słuchaj, wytropiłem tego elfa co go zmora wskazała, że niby lustro jej podpieprzył. W jakieś ruiny się zagłębił. A dalej za jakimś sekretnym przejściem zwiał i ni huhu dalej przejść nie zdołałem. I tych twoich zwojów użyć próbowałem, ale nie wiem… sparciały, czy jak? Bo nic się nie stało… No, ale nie stójmy tak w progu i do kuchni chodźmy… Chyba jeść tu co dają w tym kamieniołomie?
Spytał wesoło zezując na krasnoludy. Turmalina, która przyszła w poszukiwaniu Tori, w odpowiedzi prychnęła tylko z pogardą.
- Wybacz Piryt, ale akurat ostatnie obierzyny Twój muł zjadł więc dla tak wybitnych gości jak Ty, nie mamy niczego. Ale dla reszty coś się znajdzie. Z tego co wiem to placki korzenne z gulaszem… Od tygodnia nic innego nie jemy… - Niezadowolenia w głosie z górniczej diety nawet nie próbowała ukrywać przed kilkoma obecnymi współplemieńcami - Chodźcie. A Ty Czaroit to się kryj za elfem, co by Cię wujo nie zoczył… A wy cicho-sza! Bo lawinę na łby pospuszczam - pogroziła strażnikom, którzy nieco nerwowo roześmieli się w odpowiedzi. To się nazywało być między młotem a kowadłem…
- Lepiej kryj się za Turmaliną - syknął niziołkowi Joris - Mniej zza niej widać…
Po czym rozliczywszy się i pożegnawszy z traperami, ruszył za kompanią. Gdy zniknęli za pierwszym zakrętem doszło ich jeszcze przeklinanie z tyłu…
- Trzymajcie mnie, bo zaraz tego szczura na szmaty porwę!
I moment później, korytarzem za kompanią przybiegła mała, radośnie fikająca, słodka wiewióreczka. Traperzy zaś podążyli do Osady by przepić zarobione u Jorisa pieniądze.

***

Kopalniana jadalnia od przedsionka różniła się tylko jednym. Wielkim stołem zbitym ze zdecydowanie zbyt świeżych desek. Ławy nie zdążono jeszcze zbić i za siedziska służyły różnego autoramentu beczki i skrzynie po przywiezionej żywności. Jorisowi przypadła solidna kasta po kapuście, Rice beczka po krasnoludzkim spirytusie, Trzewik zasiadł na skrzyneczce pachnącej wędzonką, a Marduk musiał zadowolić się kastą po rzepie, lub dalej przebierać w magazynie. Natomiast pełniąca obowiązki gospodyni przybytku Turmalina złożyła swoje rozłożyste pośladki na jedynym dostępnym tu krześle. Ruda nie zawracała sobie głowy siedziskami i myszkowała po stole przyglądając się kompanom Jorisa, zawartością ich misek i pobierając haracz w postaci skrawków placka.

Nasyciwszy się dwiema pełnymi miskami strawy, myśliwy raz jeszcze opowiedział co go spotkało w górach. Turmalinie, która z góry zapowiedziała, że chwilowo nie może opuścić kopalni, podał do oględzin, wyceny i jakiegoś mądrego komentarza bransoletę, talizman i kielich. Potem kichnął tak głośno, że omal Echo zagłuszył i wreszcie wyłuszczył jaki miałby teraz zamiar.
- Zima idzie i ze szczytów ciągnie już solidnym mrozem. Ale myślę, że powinniśmy we czwórkę jak tu jesteśmy, a może i piątkę jeśli Jejmość Dupamidokopalniprzyrosła zmieni zdanie, wyruszyć do tych ruin i je lepiej spenetrować. Za sekretnym przejściem bez dwóch zdań coś umarło. Może to ten Orlin. Może jego kompan. Może obaj. A może coś co tam usiekli. Jeśli to ostatnie to obstawiam zębate oko z ruin dworku i dna studni sowy, bo jak nic jest tam kolejny teleportek, a każdego chyba coś broniło… Tak czy inaczej po tym jak tam obaj wleźli, żaden już nie wylazł. Albo sobie tedy myślę… Się steleportkowali. Albo zczeźli. No, ale to tylko jedna sprawa do załatwienia tam. Druga to jezioro i łódź dawnej załogi ruin. Jezioro prowadzi do podziemnej rzeki, w której pływają jaszczurowate gadziny. Potrafią w głowie namieszać, ale mocarzami nijakimi też nie są i cios pałą w łeb daje sobie z nimi radę. Dość jednak rzec, że czegoś mi się widzi tam pilnują, bo nijakich śladów zwykłego żerowania tam nie obaczyłem. I myślę, że rzeka wiedzie do jakichś nieodkrytych jeszcze części Jaskini Cudów.
Na tym chwilowo zakończył wywód i spojrzał na ukochaną i pozostałych kompanów oceniając na ile ich jego pomysł zainteresował.
Za to Turmi nabzdyczyła się na takie postawienie sprawy z jej (tymczasowym oczywiście!) aresztem domowym i stwierdziła, że skoro Joris zgubił w górach maniery to niech sobie sam błyskotki wycenia! Tylko niech tu kapłańśkim medalionem nie handluje, bo jak się wujo dowie, to i Piryt nie będzie miał w kopalni czego szukać. Tu zerknęła w najbliższy korytarz, ale zajęty robotą Gundren miał się zjawić we wspólnej komorze dopiero w porze obiadowej.

Trzewiczek choć przejawiał duże zainteresowanie, wydawał się być czymś urażony.
- Jeśli chcemy tam iść to niedługo nim śniegi zupełnie utrudnią dojście. I się przygotować na zimno, bo piździ zdrowo, na długo, bo nam się kilka dni zejdzie i na kłopoty, bo po górach goblińce łażą, a tych jaszczurów to więcej może być. Zatem - ponownie kichnął wyraźnie tym faktem niezadowolony - Co Wy na to?

Marduk żuł automatycznie, nie odrywając spojrzenia od twarzy Jorisa. Gdy ten wspomniał o “nieodkrytych jeszcze częściach Jaskini Cudów” zerknął jednak na Stimiego, zastanawiając się nad czymś.
- Wchodzę w to - oznajmił wreszcie. - A jeśli poradzimy sobie z tymi poszukiwaniami, to może i ja będę miał pewną propozycję. Ale żeby nie łapać dwóch srok za ogon wstrzymam się na razie ze szczegółami.

Selunitka głodna nie była, bo i zdążyła najeść się wcześniej, zanim do podgórza kolejno przybyła kompaniada. Pozwoliła więc by wiewiórka najadła się do syta plackiem, a sama wylizała sos, by nic się nie zmarnowało.
Przy każdym kichnięciu myśliwego, podskakiwała i robiła zatroskaną minę, ale nie miała jak mu pomóc, chyba, że okładami z własnych piersi… ale to później.
Korzystając z okazji, że przy stole ucichło, opowiedziała Jorisowi to, co streściła (trochę) Stimiemu, (w ogóle) Mardukowi i (całkiem sporo) Turmi, na tematy dworu i robót tam pełnionych. Następnie wyłuszczyła sprawę kłótni Trzewiczka z Gundrenem, jak i odkryciu smoka gdzieś tam za litą skałą.
Geomantka słuchając dukań koleżanki nie wytrzymała i sama w końcu wszystko dokładnie wyjaśniła. Gdzie był smok, jak go niziołek znalazł i co chciał z nim zrobić. Melune nie pozostało nic innego… jak sprzątnąć ze stołu i pozmywać. Kiedy wróciła odparła nader pogodnie i spokojnie.
- Bardzo chętnie się wybiorę na wyprawę za lustrem, smokiem czy zaczarowaną górą z gwizdkiem… niestety mam jeszcze jedną wiadomość. Sharvi. Jego “czas” właśnie się kończy i nic nie możemy z tym zrobić. Proponowałabym wyruszyć najpierw do Neverwinter i godnie pochować naszego towarzysza. Inaczej jego szczątki spoczną na miejskim cmentarzu. Później możemy zająć się całą resztą…
“Łącznie ze znalezieniem i ukaraniem winowajcy…” pomyślała gorzko.

- Co prawda to prawda - mruknął Joris pochmurniejąc na wspomnienie o poległym tropicielu. Jak na dłoni widać było, że za punkt honoru postawił sobie przywrócenie Shavriego do świata żywych. I jak na razie szło mu to marnie, a przyniesione kosztowności z gór nie pokryłyby nawet dziesiątej części tego ile potrzebowali. Pobębnił chwilę palcami o blat i ostatecznie wzruszył bezradnie ramionami - No nic. Wrócić musimy przynajmniej do gospody górali, a najlepiej Phandalin, bo tu się nie przygotujemy. A trzeba nam futer do spania i podróży, solidnych zapasów jedzenia i… przydałoby się mateczkę Garaele odwiedzić. A Shavri… Do Neverwinter czeka nas najmarniej cztery dni drogi. Do tego czasu świątynia sama go pewnie pochowa. Zawiedliśmy go na razie… Ale nadal wiążę nadzieję z lustrem. Jeśli jest tak potężne jak mówili w Przymierzu… - nabrał powietrza w usta i pokręcił głową - Wszystko jest możliwe.
- Nie chcę się pokazywać w Phandalin, ale mogę wam towarzyszyć w drodze. Jorisie, zrób proszę w miasteczku zakupy w moim imieniu, spienięż też parę rzeczy które zdobyłem. Po drodze możemy zahaczyć o pobojowisko - ukryłem tam trochę łupów po walce z orkami - Marduk zwrócił się do tropiciela.

- Chcesz przehandlować lustro za życie Sharviego? - Tori była niepocieszona taką propozycją. Co innego wskrzesić kogoś dopiero co zabitego… a co innego rozkopać grób, wyjąć szczątki i… Brrr.
Kobieta wzdrygnęła się.
- Do tego potrzebaby cudu potężnego kapłana i to najlepiej wyznającego tego samego boga co Sharvi… - Wzruszyła ramionami, bo i gdybanie na tym etapie było bezcelowe. Wrócą do tematu jak znajdą ten cholerny kawałek szkła. - Trzeba też pamiętać, że Agatha jest pełnoprawnym właścicielem przedmiotu i to ona zleciła zadanie odszukania go… do tego, to podstępny i potężny duch. Nie wiadomo jak się zachowa wobec zdrady obietnicy.
Tu półelfka popatrzyła znacząco na szepczącego do krasnoludki niziołka.
- Niemniej… nie ważne jakie decyzje podejmiemy, trza nam wrócić do Phandalin. Tym razem nie puszczę cię Jorisie z gołą głową i bez odpowiedniej kurtki, to się tyczy też was… Marduku, Trzewiczku…
Kapłanka wyglądała na poważną i przez to nieco groźną, trochę jak starsza siostra, która musi przypomnieć rozbrykanemu rodzeństwu, że trzeba się zachowywać odpowiedzialnie - niech bogowie przemilczą jednak fakt, że sama miała siano w głowie i jeszcze kilka godzin temu udawała niedźwiedzia w zasypanej gawrze. Geomantka zapiała w nagłym ataku śmiechu, przez co Melune straciła rezon i od razu struchlała, przysiadając się jak mysza na swojej beczce.
Marduk popatrzył przeciągle na krasnoludzicę i skrzywił się.
- Racja - skinął głową ku kapłance - Z dnia na dzień robi się coraz zimniej, i sam widzę że nie jestem gotowy na taki mróz…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 25-01-2019 o 11:30.
Marrrt jest offline  
Stary 28-01-2019, 21:06   #337
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Kiedy sobie gaworzyli, Stimy wyszeptał Turmalinie kilka słów na ucho. “Do jaskini musi być inne wejście. Jak inaczej znalazłby się tam niby-smok? I te wszystkie... posiłki i... pająki, no i roślin tam było więcej niż w głębokich jaskiniach. Może jak będziesz się nudzić, to wiesz…”
Na takie postawienie sprawy Turmi kwiknęła ze śmiechu jeszcze głośniej.
- Oj Żwirek, Żwirek. - Pokiwała głową krasnoludzica gdy przeszedł jej wreszcie atak śmiechu. - Musi? Musi być inne wejście? Głębokich jaskiniach? Ach powierzchniowi ignoranci! Patrz!
Turmalina wzięła dwie pajdy chleba. Pociapała na jedną czym popadnie, złożyła z drugą, po czym znów rozłożyła.
- Patrz. To jest góra Faerunu. - Wskazała omaszczoną kromkę. - Góry, doliny, miasta etcetera. A to... - Uniosła kromkę z odbitą ciapą. - To jest Podmrok, jaskinie po twojemu. Góry, doliny, miasta, rzeki… Cały wielki świat!
Marduk uznał porównanie za niezbyt trafione, gdyż wedle jego wiedzy podmroczne krainy nie były lustrzanym odbiciem geografii naziemia. Mimo to na początek analogia trafiała do przekonania.
- Żeglowne morza! - perorowała tymczasem Turmalina. - Nieprzebyte lasy - tyle że nie ma w nich drzew a grzyby i takie tam. Kawerny tak wielkie, że zmieściłbyś w nich całe Neverwinter! A w nich miasta, oczywiście! Te wasze kopalnie, jaskinie, nory to tylko ot! Tyle tego jest! - Poskrobała paznokciem skórkę od chleba. - Tutaj to na płyciźnie jestesmy i jeszcze długo będziemy. Smok mógł przyjść z głębin ziemi, kości w wodzie wygrzewać, wcale nie musi pochodzić z powierzchni. Choć i tego wykluczyć nie można - zakończyła polubownie widząc jak Trzewiczkowi coraz bardziej wydłuża się mina.
- Podziemne żeglowne morza? - Stimy nie mógł wyjść ze zdumienia - zawsze chciałem być marynarzem i mieć te… - Stimy zmarszczył czoło zastanawiając się nad czymś innym - … Lubię patrzeć na morze. Zwłaszcza jak wschodzi słońce… ale ale, muszę znaleźć jakiś tańszy sposób na przejście do jaskini. Gazowa postać to kosztowne zaklęcie.
Stimy był naprawdę smutny. Naprawdę może nie być innego przejścia? Może trzeba sprawdzić wodę?
- potraficie nurkować? - spytał wszystkich zupełnie nie przejmując się nagłą zmianą tematu.
Joris z kolei zdawał się zupełnie nieoczarowany wizją roztaczaną przez Turmalinę.
- Duża nora, to nadal nora - odparł - A choć się na tych podmroczkach ni hu hu nie wyznaję, to wiem jedno. Woda zawsze spływa z góry na dół. Tako i może tam są gdzie te żeglowne morza, ale nie biorą się one znikąd, a z naszych rzek. I więcej! Wszystko co my tu na górze wysikamy to oni tam na dole później piją. To i nie dziwota, że smok spierdalać stamtąd chce… A nurkować? - Joris nabrał powietrza, które potem ze świstem wypuścił. - Da się. Sprawdziłem. Ale bez jakichś czarów rozgrzewających, moje… ummm… no nie piszę się na takie wyzwania.
- W kopalni woda jest ciepła - Trzewiczek wykonał gest dłonią, jakby właśnie rozwiązał jeden z większych problemów świata - mógłbym spróbować wymyślić coś co umożliwiłoby dłuższe wstrzymanie powietrza. - zamyślił się i już już odpływał w sobie tylko znane rejony umysłu.
- J-ja nie umiem pływać… - wyjąkała przepraszająco selunitka, wciąż pod władzą szyderczego prychnięcia Turmi. Pomacała się instynktownie po nadgarstkach i piersiach, skrytych za napierśnikiem i potrząsnęła głową. - A-ale ja nie muszę z wami iść… pomogę Garaele warzyć eliksiry, byście mieli na wyprawę… - Tu uniosła spojrzenie na Marduka, jakby rozważała jakąś kwestię. Miała pozostawić ukochanego pod opieką tego… tego… mordercy? CO TO, TO NIE. Przywiąże Jorisa do łóżka jeśli będzie trzeba, ale nie puści go na żadną wyprawę bez odpowiedniego kleryka.

Delimbiyra obrócił głowę ku pannie Melune, przyciągnięty jej spojrzeniem.
- Zajmę się nimi, jeśli będzie trzeba kogoś uleczyć - mruknął by uspokoić kapłankę.

Zawsze był to jakiś plan...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 28-01-2019 o 21:10.
Romulus jest offline  
Stary 29-01-2019, 20:51   #338
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
17 Marpenoth
[Pogoda: -12 st. C, mroźny wiatr, słonecznie]

Turmalina już nabrała powietrza by ostro sprzeciwić się jorisowej teorii, iż woda spływa z gór do Podmroku, gdy w komorze jadalnej pojawił się jeden z przychylniejszych geomantce górników z informacją, że Rockseekerowie idą.
- Chodu! - zarządziła Turmi i choć ostrzeżenie dotyczyło jedynie niziołka to cała kompania zaczęła zbierać się do wyjścia. Jedynie Joris został nieco z tyłu by wymienić grzeczności z właścicielami kopalni i podziękować za opiekę nad koniem. Co prawda owsem nikt mu żłobu nie omaścił, ale i ciężko było oczekiwać w kopalni takich luksusów.

Pozostawiwszy nieco rozgoryczoną Turmalinę w podziemiach najemnicy zawrócili do Osady Poszukiwaczy. Śnieg znów zaczął sypać, więc Marduk zrezygnował z pomysłu wrócenia się po orcze łupy. I tak niedługo tutaj wrócą. Kapłan nie miał zamiaru brać pod uwagę zimowej aury, która mogła pokrzyżować im plany. W końcu Ojciec Elfów mu sprzyjał!


W gospodzie każdy zajął się własnymi sprawami. To znaczy Joris i Torikha zajęli się sobą (choć na bardziej intymne karesy nie było warunków), a Trzewiczek i Marduk przeglądaniem jednej z tressendarowych ksiąg. Na wnikliwe studia też nie było warunków; traperzy dojrzawszy ukochaną swego ex-pracodawcy zaraz poczęli dogadywać, a im później się robiło tym więcej prospektorów zbierało się w około po piwo i opowieści, zarówno z wyprawy w góry jak i z odbijania Kopalni Phandelver.

Elf i Stimy przenieśli się na jakiś czas do stajni, choć tam doskwierał ziąb. Wspólnymi siłami przebrnęli przez pierwszy rozdział o podstawach teleportacji. Marduk z niesmakiem stwierdził, że bez łask wspomagających niby rozumie co czyta, ale jakoś nie składa mu się to w logiczną całość. Nawet wstępne notatki, które poczynił wydawały mu się bez większego sensu. Bardziej biegłemu w sprawach Splotu niziołkowi szło trochę lepiej, lecz szybko zrozumiał, że nawet z tym “podręcznikiem” rozwikłanie zagadki portali zajmie sporo czasu. Zresztą to nie była lektura, którą można było czytać po kilka stron na postoju. Cisza, spokój, dobre oświetlenie, dużo czasu i jeszcze więcej pergaminu na notatki - oto czego było im trzeba!


Po noclegu na cienkich siennikach wczesnym rankiem najemnicy ruszyli w drogę powrotną do Phandalin. Mimo słonecznej aury zimny wiatr dawał w kość tym, którzy nieprzygotowali się dostatecznie do nagłej, choć oczekiwanej zmiany pogody. Gdy późnym popołudniem dobrnęli do chatki druida Torikha zajęła się towarzyszami, z troską pomieszaną z fascynacja rozpoznając pierwsze objawy odmrożeń. Zabawne było, że ona, pochodząca z dalekiego Południa, była lepiej przygotowana do ataku zimy niż tutejsi wędrowcy. A może po prostu była przezorna jak każda kobieta…?

Druid, którego zastali gotującego swoją nieśmiertelną kaszę, miał na ten temat inne zdanie, dosadnie wyrażając się na temat cienkiej odzieży swych gości. Potem zaczął gderać na temat Turmaliny, choć Jorisowi zdało się, że jest rozczarowany nieobecnością geomantki. W końcu myśliwemu udało się wtrącić kilka słów, przypominając się starcowi z obietnicą znalezienia ucznia lub uczennicy. Reidoth odburknął, że może i jest stary, ale pamięć ma jeszcze dobrą, ale Tori wydało się, że w kołtunach brody zawitał pełen satysfakcji uśmiech. Po zjedzeniu kaszy wszyscy ruszyli w drogę; tym prędzej, że zbliżała się noc i zaczynał sypać. Znów…

Jedynie Marduk został w chatynce, uprzejmie poprosiwszy druida o gościnę. Kolejny nocleg w śniegu i na mrozie był ponad jego siły, a już na pewno ponad siły wałacha, dla którego nie miał nawet derki. Jego koń zapewne nie byłby zadowolony wiedząc, że omija go nocleg w porządnej stajni, ale wierzchowca nikt się o zdanie nie pytał. W wiosce, z wiadomych względów nocować nie chciał. Reidoth przez dłuższą chwilę świdrował elfa wzrokiem aż Mardukowi zrobiło się nieprzyjemnie. W końcu mruknął potakująco i dodał, że on do Phandalin przywędruje rano. Woli spać we własnym łóżku, a po nocy i tak nic nie załatwią.


Kiedy najemnicy dotarli do wsi było już ciemno. Konie, widząc światła obiecujące ciepłą stajnię wydłużyły krok, ciągnąc za sobą ludzi i nieludzi. Mieszkańcy dawno pochowali się w domach; nawet pies nie zaszczekał gdy podróżni zmierzali w stronę gospody. Joris pomyślał ponuro, że trzeba pogadać z półelfem i dzieciakami ze straży; im dalej w zimę tym będzie rosło zagrożenie ze strony bandytów, orków czy choćby wygłodniałych wilków. Nocne patrole to będzie mus. Na razie jednak pilniej mu było do ciepłego łóżka i ciepłej Torikhi niż obowiązków, których dopełniania nikt od niego nie wymagał. Niestety powrót Garaele nieco utrudniał jorisowy nocleg w łóżku półelfki. Jemu tam towarzystwo za ścianą nie przeszkadzało, ale był dziwnie pewnien, że Rice owszem.

Zostawiwszy wierzchowce w stajni u Toblena cała trójka poszła do gospody na kolację. W środku nic się nie zmieniło; południowcy nadal okupowali “swój” kąt oraz górne pokoje, a mieszkańcy siedzieli przy pozostałych stołach trzymając stosowny dystans. Jedyne co się zmieniło…
- Przeborka! - krzyknęła ze zdumieniem Tori, widząc barbarzynkę siedzącą przy stole wraz z Daranem i Slidarem. Przeborka kiwnęła ręką w powitaniu i uśmiechnęła się do ex-towarzyszy broni; ze względu na pobliźnioną twarz wyszło to nieco upiornie. Jednak Daranowi to najwyraźniej nie przeszkadzało.
- Przyjęła mnie! - rzekł półgłosem do Torikhi, pociagając ją lekko za rękaw dla zwrócenia uwagi.
- Przyjęła, przyjęła! - huknął Sildar bynajmniej nie dyskretnie. - A i ze ślubem na wiosnę czekać nie będą, jeno na zimowe przesilenie się szykują - oznajmił tak radośnie, jakby to on ślub brał. Takim jak oni rzadko trafiała się okazja na rodzinne życie czy starość w czyimś towarzystwie, toteż jego radość była zrozumiała. Tori zaczęła gratulować zmieszanej wojowniczce, Joris podniósł kufel do toastu… I wieczór minął jak z bicza strzelił przy wtórze śmiechów, toastów i opowieści, oraz rozmyślań nad cudzymi i własnymi zrękowinami. Jedynie Trzewiczka niewiele obchodziły intymne sprawy ludzi i półelfów, toteż po posiłku zapłacił i wymknął się z gospody, kierując się w stronę niziołkowej zagrody. Tam nadal czekał na niego ciepły kąt, zwłaszcza że Carp nie mógł się doczekać pomocy przy rąbaniu drewna. To oczywiście rano, gdyż pora była już nieprzyzwoicie późna.

Jeśli już o nieprzyzwoitości mowa to Przeborka nocowała u Darana. Czy we wspólnym łożu tego Tori nie dociekała, ale i tak spłoniła się na samą myśl. Aczkolwiek na wsiach zasady moralne były dużo luźniejsze niż w miastach i nikt się na to nie krzywił. W końcu to nie to samo co wybryki Zenobi… Jorisowi półelf zaoferował nocleg w swoim domostwie; było za zimno by spać w stodole, a że i tak mieszkał wespół ze Slidarem (no i teraz z Przeborką) to jedna gęba więcej… Tyle że o intymności myśliwy mógł zapomnieć; chyba że w stajni na sianie…

Tak czy siak wszyscy byli zmęczeni wędrówką przez śnieg, toteż gdy wreszcie położyli się spać - sami lub w towarzystwie - zbudzili się dawno po świtaniu. Wioska powoli budziła się do życia, a dzień wydawał się być jeszcze bardziej mroźny niż poprzedni.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 29-01-2019 o 20:53.
Sayane jest offline  
Stary 04-02-2019, 14:49   #339
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po przygodach wczorajszej nocy, nastał nowy dzień. Torikha planowała zerwać się skoro świt, gdyż miała wiele spraw na głowie. Głównie to musiała kupić pare rzeczy na wyprawę i… poświęcić wodę - też na wyprawę i… poinformować Garaele - oczywiście o wyprawie i… no, musiała posprzątać dom, przeprać ubranie, umyć się, nakarmić kurę… no dobra, nie miała wielu spraw na głowie, ale fajnie było poudawać, że się ma.
Niestety Selune nie była zbyt łaskawa dla kapłanki, toteż gdy ta się w końcu obudziła z marzeń sennych o dzikim Jorisie, smoku z głową Marduka i lataniu na obłoku pary, który pipał jak Kurmalina, Meluna ze zgrozą stwierdziła, że jest spóźniona.

Poranna toaleta trwała więc krótko, a i tak większość jej czasu zajęła przepierka. Później półelfka zamiotła podłogę wyganiając podstępnego kuraka do schowka.
- Siedź tam i módl się, bym ci nie założyła pieluchy na kuper! - odgrażała się dziewczyna, nie mając czasu by porozmawiać z tymorytką. Ta zresztą zajęta była własnymi sprawami.

Wybiegając z domostwa, Rika czym prędzej pognała z workiem srebra do kowala. Zima przez noc nie opuściła Phandalin. Biały śnieg oślepiał ją jasnosrebrzystą poświatą, okraszając jej widok czarno-czerwonymi plamami. Może to właśnie przez nie nie zauważyła śnieżnej kulki lecącej w powietrzu zza węgła.
Śnieżka rozprysnęła się na głowie wystraszonej nagłym spotkaniem z kłującym i zimnym lodem. Przerażona wpierw myślała, że wpadła komuś w okno i roztrzaskała sobie skroń, później, że nie tylko wpadła i roztrzaskała skroń i okno, ale, że przy okazji została oblana wrzątkiem… a jakby tego było mało jakaś niewidzialna siła odepchnęła jej ciało do tyłu, przy okazji podcinając nogi.
Szpiczastoucha krzyknęła jakby oto właśnie nastał dzień jej sądu, po czym machnęła rękoma w przód chwytając powietrze. W ostatniej chwili, gdyż z jedną nogą w powietrzu, utrzymała równowagę.
Nerwowy śmiech dzieci dobiegał ją z kierunku w którym, zapewne, przydzwoniła w okno, gdy wtem… stawiając nogę na ziemi pierdyknęła na twarz, poślizgnęła się i pierdyknęła z łoskotem na twarz, aż świat zatrzeszczał w posadach. Odgłos pękanego szkła i kości rozległ się w okolicy, a zaskoczona i oszołomiona selunitka wstrzymała oddech, nie wiedząc czy jeszcze żyje.

Alex z Pipem podbiegli do bohaterki i wspaniałej zabójczyni drowa, która poległa na zamarźniętej kałuży i sprawdzili, czy jeszcze dycha i czy jest zła.
Kobieta była jednak tak zdziwiona, że zapomniała być zła, więc chłopcy pomogli jej wstać i przeprosili za „tamto”, czymkolwiek ono było. Nie ważne.
Melune ruszyła ostrożnie i niepewnie, oddać to cholerne srebro na przemielenie, po czym zajrzała jeszcze do sklepu Gundrena.
Leki jeszcze nie dotarły, bo zima zaskoczyła przewoźników. Na szczęście Elmar zdążył się trochę zaopatrzyć w potrzebne dla „poszukiwaczy przygód - czyli niby Tori” rzeczy.
Półelfka kupiła więc trochę racji żywnościowych i pochodnię. Później zastanowiła się nad czymś, przeglądając nową dostawę domowych przyborów, po czym nie zadała najgorszego pytania, jakie mogła zadać sprzedawcy w zagraconym sklepie.
- A czy maaacie…?

Noż cholera… czego ona znowu chciała? Co to był za badziew, którego tak koniecznie chciała i to jeszcze teraz kiedy śnieg spadł i już i tak było ze wszystkim urwanie głowy?! Andren i Thlistle rzucili się do pomocy. Jeden zabrał się za wertowanie ksiąg rachunkowych, drugi za przeszukiwanie półek.
Czy mieli? Czy mieli?
Tak! Mieli dwie sztuki. Ostatnie. Więcej nie będzie, bo nie wiadomo kiedy ruszą dostawy i czy w ogóle ruszą.
Kapłanka kupiła jeden pręcik, dziękując za pomoc i obładowana nowymi „zdobyczami” wróciła do domu, by w kuchni przemielić dwa kilo srebra.
Kurmalina siedziała na stole, obserwując jej zmagania, cicho pipiąc i poganiając dziewczynę do roboty.
Później już tylko zostało odebrać wór srebrnego proszku od kowala i przeprowadzić błogosławieństwo, a później… cóż. Później to się dopiero zobaczy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 06-02-2019 o 19:42.
sunellica jest offline  
Stary 18-02-2019, 02:09   #340
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Traperska gospoda za dnia pachnąca świeżym drewnem, igliwiem i żywicą, teraz przesiąkła wonią dymu i potu z masy stłoczonych w niej i w dużej mierze niegrzeszących higieną ciał. Miała jednak tę niewątpliwą zaletę w odniesieniu od zewnętrza, że było tu niemal rozkosznie ciepło. I wtuleni w siebie na łyżeczkę Joris i Rika, owinięci grubym kocem wsłuchiwali się w każde chrapnięcie. Zamknięci z jednej strony plecami jakiejś prospektorki, a z drugiej sięgającą kolan brodą starego górnika, czekali aż umilkną ostatnie już tego wieczora rozmowy. On z ustami przy jej szyi i linii wiodącej od niej do wydłużonego ucha. Ona co i rusz tłumiąca śmiech od łaskoczącego zarostu myśliwego… Chwilę później gdy ostatnie z rechotów umilkły, dłonie mogły choć częściowo dołączyć do tych nieśmiałych młodzieńczych pieszczot. A ciała złączyć się w nieznośnie długim, powolnym i nieokiełznanym uniesieniu… By w końcu pogrążył je ukołysany unoszącymi się plecami prospektorki sen…

***

Pierwszy po wyprawie w góry ranek w Phandalin, Joris powitał z kurami. Sildar co prawda chciał coś wieczorem chlapnąć i pogadać o tym co tam u starszego Rockseekera i w ogóle w górach, ale myśliwy wykpił się późną porą i zmęczeniem i zaległszy w kącie usnął jak niemowlę. Dzięki temu był teraz wypoczęty i w pełni sił. Kroki swe skierował wpierw do Toblena. Nie na pogaduchy jednak, a by zamówić tydzień racji żywnościowych dla czterech osób i po świeżo wypieczone placki, maślankę i kilka chrupkich rzep, z którym to następnie wiktuałem ruszył dziarsko prosto do domu tymorytki. Rikę zastał z miotłą. I z Kurmaliną. Dwie wojowniczki zmagały się przez chwilę, ale kura uznała najwyraźniej, że warto żyć dziś by walczyć jutro i odstąpiła selunitce pola. Dzięki temu mogli zjeść w spokoju śnaidanie delektując się porankiem i… nie tylko… Szczęście, że mateczka Garaele nie widziała, co się na jej wyrku wyrabia, bo poszła odwiedzić Darana i Przeborkę, którzy poprosili ją tego ranka o rozmowę względem ślubu.... Zaiste zbieg okoliczności był to niesamowity.

Potem pożegnali się siarczystym całusem i każde z nich ruszyło załatwiać swoje sprawy. Joris w pierwszej kolejności ruszył do Linene Graywind. Jasnowłosa przedstawicielka Lionshield Coster uśmiechnęła się niemal uroczo do myśliwego, który mimo częstych nieobecności nadal cieszył się w Phandalin dużym uznaniem. Joris odwzajemnił uśmiech, po czym wyciągnął swój sfatygowany łuk, za który dał u niej kilka trzosów złota.
- No! I pękła - zademonstrował dziewczynie założone na prędce goblińskie badziewie - I to w samym środku walki z goblinami!
Linene oczywiście jak na dobrego handlarza przystało pamiętała sprzedany towar. Ale mimo zdziwienia reklamację umiała przyjąć fachowo. Wzięła łuk w dłonie i przyjrzała się resztkom mistrzowskiej cięciwy.
- Zerwana - przyznała.
- Zerwana - przyznał.
- Powiedziałabym, że za mocno naciągnięta, ale… - pokręciła głową.
- … ale to łuk refleksyjny - skończył za nią.
Wzruszyła ramionami bezradnie.
- Zostaw go u mnie na razie. Zobaczę co da się zrobić. Ale nadal nie licz na zniżki… Jakbym choć na jednej fakturze wykazała inną cenę niż przypisaną przez Magistra, to bym sklepik mogła u goblinów otwierać…
Myśliwy zaśmiał się pamiętając nieudane negocjacje.
- W porządku. Tym razem spieniężyć chciałem kilka fantów więc nie o rabat idzie, a żebyś mnie nie nacięła jakoś bardzo.
Co rzekłszy zaczął wykładać kosztowności znalezione w górach i co tam Marduk do opylenia miał.

Barthena odwiedził chwilę później, by zakupić swetry, grube spodnie, rękawice i uszanki dla siebie i elfa. Z butami miał najwięcej problemu. Stopy elfa nie widział, ale nie wydawało mu się, by jakoś duża była. Wziął więc takie jak dla siebie i dobrał po dwie pary onucy. Uzupełnił też zapas oliwy do trzech litrów, która okazała się bardziej przydatna niż trzewiczkowe zwoje. Dobrał siekierkę i… rakiety śnieżne dla całej ich kompanii.

Uporawszy się z zakupami, udał się kolejno do Toblena i Durana by pogadać w sprawie ich podopiecznych i tego, czy by nie chcieli ich dać na nauki do druida. Chciał też o to panią Alderleaf zagadnąć, ale Stimy, który zdaje się spędził noc u niziołki, odwiódł go od tego pomysłu. Ani Toblen, ani Duran jednak nie patrzyli przychylnie na Jorisowe pomysły. Toblena, który trzech synów miał i przeca podzielić im karczmy by nie zdołał, myśliwy nie rozumiał. Toć to uśmiech losu mieć w rodzinie kogoś z magią obeznanego, na choroby mogącego poradzić. A i ziół i składników do kuchni mogącego załatwić… Co też Toblenowi łuszczył, ale karczmarz choć na wszystko przytaknął żadnego z synów oddać druidowi się nie zgodził. Inaczej sprawa się miała z Duranem. Pijak patrzył na to nad wyraz trzeźwo. Lat mu przybywało, a tak, obejście miał wysprzątane, zupę podaną, a i kogo obsobaczyć było jak z niczym z gór wracał. Co jednak Jorisa tu zatrzymało, to fakt, że spokojna zazwyczaj i pogodzona z losem Juna błysnęła błękitnymi oczami gdy dosłyszała jaki to myśliwy jej los zamyślił. A kandydatką była bodaj lepszą niż młodzi Stonehillowie, bo miast się próżniaczyć, do roboty umiała się zaprząc i co ważniejsze nie obcy był jej gderliwy typ, którego musiałaby słuchać.
- Posłuchajcie mnie Duran - rzekł więc Joris do starego górnika - Ja was rozumiem. Słusznie prawicie. Z waszego grosza mała żyje i mielibyście ją tak o, obcemu dać na naukę samemu z niczem zostając. Toć ani Reidotha nie znacie i nie wiecie, czy on Junie jakiej krzywdy nie zrobi, a i sami jeno na tym stratni będziecie. Tedy racja po waszej stronie. Ale ja i na to propozycję mam. Obiadu zgotować w obejściu komu nie będzie. Ale moglibyście u Stonehilla jeść, a pani Dendrar mogłaby zajść do was i pranie jakie zrobić za kilka monet. To jasna rzecz koszta są, ale za pięć srebrzaków dziennie sobie dacie z tym radę, nie? A Juna by was odwiedzała w każdy ostatni dzień tygodnia, byście mogli zoczyć, czy szwank jaki się jej nie dzieje. To co? Ja wam teraz mogę z góry za miesiąc jej nauki odliczyć. Piętnaście złotych monet. Dalej będziem się rozliczać już na bieżąco.

Na koniec zajrzał jeszcze do Nilsy Dendrar.
- Zostawiam ci na przechowanie - powiedział wręczając jej napierśnik, a także mistrzowsko wykonany miecz i krótki łuk - Należą do przyjaciela, który... który może już nie wrócić. A jeśli tak, to chciałby by miał je ktoś taki jak ty. Miej też baczenie, na szlak w góry. Znowu gobliny się tam rozpanoszyły. Iii...
Zawahał się przyglądając oglądającej w milczeniu broń Dendrarównie. Jej harda twarz wyrażała podziw dla broni Shavriego, ale od dawna nie witały na niej takie emocje jak wdzięczność, czy uznanie. Jorisa owszem słuchała na równi z Daranem i Sildarem. Ale był to posłuch jaki strażnicy okazują dowódcy. A to chyba nie było za dobre...
- Iii... to chyba tyle. Jak się trzymacie z mamą? Mógłbym jakoś pomóc?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 19-02-2019 o 11:32.
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172