Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2020, 21:05   #41
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
El zapukała do drzwi, starając się usłyszeć jakiekolwiek odgłosy dochodzące z pokoju.
- Wejść.- odezwał się głos Amaralde… leżącej jak się okazało na stole. Gołej. Krasnoludka leżała na brzuchu prezentując krągłości swojej pupy i pulchne, acz w sposób miły oku, ciało. Jej rude włosy okrywały ramiona głowa spoczywała na rękach. Nie widziała kto wchodził.
- Długo ci zeszło. Nogi szczególnie i ramiona, a nie tylko pośladki… jak ostatnio figlarzu.- rzekła na powitanie.
- Obawiam się, że nie znam się na masażu. - El zamknęła za sobą drzwi, wchodząc do przebieralni krasnoludzicy.
- Och… to ty?- Amaralde spojrzała ogarniając rude pukle znad twarzy i uśmiechając się.- Wyglądasz uroczo moja droga, ale powinnaś siedzieć na widowni. A nie zaglądać za kulisy.
Pokręciła pupą.- Tu nie widać mnie z najlepszej strony.
- Pani wybaczy, ale przyznam że i z tej strony prezentuje się Pani dobrze. - El uśmiechnęła się. - Przyszłam tutaj bo mam niewielką prośbę.
- Ach… jaką?- zapytała krasnoludka siadając i w pełni prezentując swoje bujne acz sprężyste piersi, dość wąską talię i wydadne kusząco biodra przed czarodziejką. Wyglądała jak lubieżny drapieżnik szykujący się do skoku na El… przyciśnięcie jej do podłogi i czynów wielce nieprzyzwoitych dokonywanych na ciele młodej czarodziejki. W przeciwieństwie do swojej siostrzenicy Amarlde emanowała intensywnym seksapilem i zmysłowością.
- Przprowadziłam tutaj tutaj Fullę, ale jest jeszcze z nami pewna diablica, czy mogłybyśmy wejść we trzy? Wiem że dała mi Pani tylko dwa bilety, ale… dziewczyny czekają na zewnątrz. - Czarodziejka nie do końca wiedziała jak ma ubrać swoją prośbę w słowa, podczas gdy jej wzrok wędrował po ciele krasnoludzicy.
- Doprawdy… wiele ode mnie wymagasz. Gdyby szef się dowiedział, że rozdaję bilety na prawo i lewo. - pokręciła paluszkiem Fulla rozważając sytuację i zerkając na Elizabeth z zainteresowaniem.- Hmm… nie mogę przyznać kolejnego biletu kochanie. Mogę dać jednak przepustkę… jedna z was będzie musiała się tu wślizgnąć jako moja “fryzjerka” i oglądać wszystko zza kulis. Nie mam niestety przy sobie biletu jak widzisz.
Żartobliwie uderzyła dłońmi swoje piersi, które zachęcająco zadrżały kusząc do pochwycenia ich.
- Jeśli… mogłabym być garderobianą… - El uśmiechnęła się do Amaralde. - To może będę nawet pomocna.
- Świetnie. Masz bilety przy sobie?- Amaralde zeskoczyła ze stolika do masażu, pochwyciła zielony szlafrok leżący na krześle obok niego.- No i pomyśl o zapłacie za tą pracę.
Założyła go niedbale i podeszła do toaletki by wyjąć z niej przybory pisarskie.
- Mam jeden… drugi zostawiłam dziewczynom i powinnam go im chyba odnieść, by mogły wejść. - Czarodziejka uśmiechnęła się do krasnoludzicy. - Pomyślę o zapłacie, gdy naprawdę okażę sie przydatna.
- Bzdura. Od tego mamy gońców.- odparła krasnoludzica kreśląc kilka słów i wstając od toaletki. Zawiązała niedbale szlafrok, wzięła od El bilet i wyszła na korytarz. Przywoławszy pierwszego chłopaka z brzegu nakazała mu oddać list i bilet stojącej w okolicy rudowłosej krasnoludzce w towarzystwie… diabliczki.
- No i załatwione.- odparła z uśmiechem zamykając drzwi garderoby i poprawiając wiązanie szlafroka… nie przejmując się tym, że dwie krągłe piersi próbowały z niego uciec.
- Więc jak lubisz być przydatna kochanie?
- Jeśli zdradzi Pani jaki strój wybrała na występ mogę pomóc go założyć. - El powstrzymała śmiech, który chciał wyrwać się z jej ust. - Co nieco umiem też masować… według pewnej diabliczki.
- Co nieco umiesz? - wymruczała Amaralde wodząc spojrzeniem po stroju czarodziejki.- Cóż… mój obibok się spóźnia, więc możemy przetestować twoje talenty w tej materii.
Rozwiązała szlafrok mówiąc.
- Oddaję się w twoje ręce.

- Przepraszam za kostium, planowałam jedynie siedzieć na widowni. - El uśmiechnęła się i podeszła do krasnoludzicy. - Proszę się położyć.
- Zawsze możesz go zdjąć.- zażartowała krasnoludzica i zrzucając szlafrok położyła się na stoliku pupą do góry. - Jakie występy szczególnie cię ciekawiły. Scenki komediowe, tańce dziewcząt, pokazy magiczne… czy może ta elfia poezja śpiewana?
- Chyba tańce… zależało mi by Fulla obejrzała co nieco ekstrawaganckiej bielizny, by .. odnalazła swoja muzę. - El zabrała się za masaż na początku delikatnie rozgrzewając plecy krasnoludki.
- Więcej zobaczyłaby tutaj za kulisami.. no chyba że tą, która spadłaby ze mnie.- odparła z pomrukiem aprobaty Amaralde.
- Mamy dla siebie cały wieczór… i noc. Może zobaczyć też tą spadającą. - El uśmiechnęła się rozmasowując plecy krasnoludzicy. - Chciałabym by się nieco otworzyła, by zobaczyła, że to nie jest tylko ta “wstydliwa” część garderoby, ale też, że może być częścią czegoś pięknego.
-Taak…- wymruczała Amaralde poddając się dotykowi dziewczyny, która czuła twarde mięśnie pod miękką skórą pleców.
- Masażysta…- usłyszały przez drzwi zaraz po pukaniu.
- Spóźniony! Nie jesteś już potrzebny! Won mi stąd!- krzyknęła Amaralde, po czym oboje usłyszały coś o primadonnie ze spalonej budy… i kroki świadczące o oddalaniu się.
- Gdy nazwałaś go figlarzem, myślałam, że masz ochotę na coś więcej. - El zaczęła zsuwać się dłońmi w dół pleców.
- Może…- zamruczała krasnoludka nagle wypinając pośladki.- … pytanie tylko czy ty może też masz?
- Ja.. jestem bardzo przyzwoitą i grzeczną dziewczyną. Na cóż więcej mogłabym mieć ochotę? - Dłonie czarodziejki zsunęły się na pośladki krasnoludzicy i zaczęły je dokładnie masować.
- To bardzo smutne…. że jesteś. - odparła z chichotem Amaralde napinając pośladki.- Przyzwoite dziewczęta wiele tracą.
- Cóż… jesteś klientką mojej mamy, Pani. - El pozwoliła palcom zsunąć się nieco pomiędzy pośladki krasnoludzicy. Była ciekawa czy Amaralde też lubi takie zabawy.
- To prawda… a twoje paluszki…- zamruczała krasnoludka podkurczając nogi i bezwstydnie wypinając krągły tyłeczek.- … nie są tak przyzwoite jak mówisz.
- Wydawało mi się, że już w przebieralni rozpracowałaś mnie Pani. - El zaśmiałą się i skorzystała z zaproszenia, wsuwajac jeden z palców w tylny otworek krasnoludzicy.
- Och… to prawda…- jęknęła cichutko Amaralde, dłonią chwytając za spódnicę i lekko szarpnęła.- Zdejmij ją kochanie… przeszkadza nam.
- Obawiam się… że pod spodem jest coś do czego nie powinnam się przyznawać. - El poruszała palcem w pupie krasnoludzicy przyglądając się jej reakcjom.
- Tym lepiej… nieprawdaż?- westchnęła cicho Amaralde poddając się szturmom i szepnęła lubieżnie pojękując. - Coś bardziej nieprzyzwoitego od twoich działań?
- Cóż… moja przyjaciółka mnie do czegoś namówiła. - El zsunęła spódnicę, pokazując, że ma pod nią pończochy i podwiązki, ale nie ma majtek. Jej dłoń nadal atakowała pupę kobiety.
- Uroczo…- pulchne palce pobudzanej Amaralde musnęły kobiecy zakątek El, opuszki z wprawą wodziły po jej wrażliwym punkciku i zanurzały się w kwiecie. Palce były grube, ale mięciutkie… i z wprawą masowały wrażliwy obszar czarodziejki.- … do czego… jeszcze cię.. namówi…?
- Ona… do wielu rzeczy. - Czarodziejka zadrżała, a jej druga dłoń powędrowała do kwiatu krasnoludki. Palce przesunęły się po rozpalonym ciele.
- Mhmm…- jęknęła Fulla głębiej sięgając palcami między uda czarodziejki, jej własny kwiat była jak miękka paszcza zasysająca palce El. Krasnoludka spojrzała rozpalonym wzrokiem na twarz El. - Chyba… chcemy coś innego, niż… masaż, co?
- Yhym… - El coraz trudniej było nad sobą zapanować. A powinna. Toż to była ciocia Fulli! Mimo to jej biodra mocniej naparły na palce krasnoludzicy.
- Pozwól kochanie… że usiądę… - jęknęła krasnoludka wyjmując palce z intymnego zakątka czarodziejki, by oblizać je ze smakiem.
Czarodziejka przytaknęła i także uwolniła krasnoludzicę od swojego dotyku i odsunęła się nieco by Amaralde mogła swobodnie usiąść.
Krasnoludka usiadła wygodnie na stole, odgarnęła włosy z twarzy. Rozchyliła zachęcająco uda odsłaniając swój kwiat ukryty wśród burzy rudych loków i mruknęła.
- Chodź do cioci Amaralde kochanie.
El podeszła i stając tuż przed krasnoludzicą i położyła dłoń na jej kwiecie.
- Mam mówić ciociu? - Uśmiechnęła się lubieżnie.
- Jak chcesz możesz mówić.- stopa krasnoludki przesunęła bosymi palcami po udzie. A potem sięgnęła między nogi, wodząc pieszczotliwie po kobiecości. Duży palec zaczepnie masował wrażliwy punkcik… upewniając El o dużym doświadczeniu Amaralde w międzyrasowych figlach.
Czarodziejka zadrżała a od tego dotyku. Palce jej własnej dłoni zagłębiły się w kobiecości krasnoludki.
Amaralde zachichotała i westchnęła napierając biodrami na palce kochanki. Jej dłonie objęły krągłości piersi, a jej usta zaczęły je całować przez bluzkę. Nieśpiesznie smyrała stopą po rozpalonym podbrzuszu czarodziejki… w niemej obietnicy przyszłej wyuzdanej rozkoszy.
- Masz… wielką wprawę ciociu. - El wsunęła w głąb kobiecość Amaralde kolejny palec, rozpychając się nimi w jej wnętrzu.
- Oj tak… szalałam w dawnych czasach kochanie.- mruczała krasnoudzica przyjmując tą napaść i rozpinając koszulę kochanki, by odsłonić jej piersi. Ciepła wilgotna otchłań pochłania palce El, a stopa wodząca delikatnie po kobiecości czarodziejki działała nieco rozpraszająco.
- Nie martw się… ciocia Amaralde wkrótce się tobą zajmie.- szeptała artystka rozchylając koszulę dziewczyny.
Czarodziejka przytaknęła i zaczęła śmielej poruszać dłonią, atakując kobiecość krasnoludzicy.
- Dobrze kochanie… mocniej…- sapała rozpalonym głosem Amaralde. Jej palce sprawnie wyłuskały piersi z gorsetu El, a usta przyssały się do szczytu jednej z nich. Ruchy stopy robiły się coraz bardziej nerwowe… bo dotyk czarodziejki zbliżał artystkę do spełnienia.
Morgan wsunęła kolejny palec i zgodnie z instrukcją zaczęła mocniej szturmować ciało cioci Fulli.
I po chwili głośny jęk oznajmił szczyt krasoludzicy, jej zęby delikatnie ukąsiły szczy piersi El, za co…
- Przepraszam kochanie, poniosło mnie.- wymruczała łapiąc oddech.
El jęknęła głośno od tego ugryzienia i jeszcze bardziej rozpalona oparła się czołem o ramię artystki.
- Nic.. nic się nie stało. - Wyszeptała z trudem.
- Czyżbyś lubiła nieco ostrzej?- zapytała cicho krasnoludka i dla pewności ukąsiła szczyt drugiej piersi El.- Przyznaj się cioci… każdą fantazję zdradź.
Czarodziejka jęknęła ponownie a jej biodra naparły ponownie na stopę artystki.
- T.. tak. - Tyle udało się Morgan wydusić gdy ocierała się swoją kobiecością o nogę Amaralde, starając się choćby odrobinę zaspokoić swój głód.
- Nie martw się kochanie. Ciocia się tobą zajmie… usiądź wygodnie w fotelu.- szeptała Amaralde muskając językiem ciepły biust El.- Jesteś bardzo rozpalona… ale i tym się zajmiemy.

Czarodziejka niechętnie odsunęła się od krasnoludki, oddalając się tym samym od mokrej już stopy artystki. Posłusznie cofnęła się i usiadła w fotelu.
- Fulla mnie za to znienawidzi. - Wymruczała, wpatrujac się w swoja nową kochankę.
Amaralde zeskoczyła ze stołu i spojrzała ciekawsko na El.- No, no, no… czyżbyś planowała uwieść moją siostrzenicę?
Ruszyła do szafki pod toaletką, by wyjąć z niej coś co przypominało sporej wielkości męskie przyrodzenie. Z pokrętłem. Ani chybi wynalazek gnomów.
Zaczęła kręcić przy nim palcami i… zabawka zaczęła bzyczeć i drżeć.
- To raczej.. niewykonalne… - El wpatrywała się rozpalonym wzrokiem w dziwne urządzenie. - Co to?
- Jest córką mojej siostry… krew nie woda. A moja siostra pruderyjna nie jest.- zaśmiała się krasnoludzica podchodząc do Elizabeth.- Wynalazek gnomów. Ma leczyć damską histerię i masować… przekonasz się że jego zastosowania są jednak inne.
Kucnęła przed czarodziejką i językiem zaczęła smakować obszar jej kobiecości. Jednocześnie naparła dużym obiektem bezlitośnie i nieco boleśnie wciskając go między pośladki. To była napaść na którą czarodziejka nie była tam przygotowana… ani na przechodzące przez jej ciało wibracje pochodzące od zagłębiajacego się coraz dalej przedmiotu.
El nie była w stanie zapanować nad głośnym okrzykiem, który wyrwał się z jej ust. Czuła jak jej ciało całe drży od tych wibracji, jak próbuje uciec, przed czymś co już pewnie tkwiło w jego wnętrzu. Chwyciła się mocno podramienników fotela, starając się rozluźnić.
- Ah.. tak.. tak duży. - Z jej ust wyrywały się głośne jęki.
- Lubisz takie…- zachichotała krasnoludka zagłebiając język w wyeksponowany kwiatuszek kochanki. Nie przerywała jednak mocnych ruchów dłonią i podbijania ciała czarodziejki nowym rodzajem doznań. El… cóż jej ciało stawiało opór temu czemuś zanurzającemu i wynurzającemu się z pomiędzy pośladków.
A jednak mimo bólu czułą jak zbliża się do szczytu. Jak jej ciało tak jak opiera się temu wibrującego urządzeniu, tak chętnie napiera na twarz krasnoludzicy. Nie minęła chwila, a doszła zasłaniając usta dłońmi.
- Głosik to ty masz… i ciało warte grzechu… i entuzjazm.- wymruczała Amaralde kąsając czule udo kochanki łapiącej oddech po intensywnych przeżyciach.
- I za nic pruderyjność… - El odetchnęła i odchyliła głowę do tyłu. -... na nieszczęście dla mojej mamy.
- Znam ten ból.- krasnoludka wdrabała się na uda czarodziejki, ujęła jej piersi dłońmi poczęła pocierać swoim biustem o jej.- My z siostrą byłyśmy czarnymi owcami w rodzinie… zważ na to, że nie jesteśmy częścią trzymającego się tradycji klanu. Galina poprawiła swoją reputację, a ja… zbyt dobrze się bawię, żeby chcieć to uczynić.
- Yhym… Fulla… chyba najbardziej obawia się ojca. - El zerkała to na twarz krasnoludzicy to na ich ocierające się piersi.
- Nic dziwnego… jest surowym tradycjonalistą.- krasnoludzica naparła dużymi miękkimi piersiami na piersi czarodziejki, z miną zadowolonego siebie kota.
- Ale… lubi to robić z twoją siostrą. - El zamruczała z rozkoszy.
- Widziałaś moją siostrę?- mruczała Amaralde poruszając biodrami i ocierając się biustem o jej. Naparła na piersi El. - Ma taki sam biust jak ja… takie same ciało niemal. Kiedyś…
Artystka spojrzała wprost w oczy. - Ileż to mężczyzn miało fantazje dotyczące nas obu w jednym łóżku. Zdarzały się okazje, gdy ta fantazja była rzeczywistością.
- R..rozumiem, ale Fulli mi szkoda. - El położyła dłonie na pupie artystki i zaczęła ją masować.
- Acha… i co zamierzasz w tej sprawie uczynić.- Amaralde objeła dłońmi twarz El i pocałowała namiętnie.
Czarodziejka na początku była zbita z tropu ale już po chwili odpowiadała na pocałunek, ściskając tylne krągłości artystki.
- Ja… jeszcze nie wiem. - Westchnęła, gdy obie postanowiły złapać oddech.
- Trochę tęsknię za tymi szalonymi czasami z siostrą, ale cóż poradzić. A co do Fulli to możesz liczyć na moją… pomoc.- zamruczała lubieżnie krasnoludzica.
- Myślę… że gdyby kogoś poznała. - El zamyśliła się masując pupę cioci. - Byłoby inaczej.
- Znaczy mężczyznę?- zapytała Amaralde nachylajac się i boleśnie kąsając szyję czarodziejki.
- Yhym… - El zadrżała. - Z kobietą… wydaje się jej być absurdalne. Ale.. jakiś przystojny krasnolud.
- Jej ojciec nie pozwoli jej się spotykać z mężczyzną. Zwłaszcza takim który byłby odpowiedni… - mruknęła krasnoludzica ściskając mocno i boleśnie biust El, łagodząc to ocieraniem się miękkim biustem o twarde szczyty czarodziejki.- Pewnie już planuje jej małżeństwo.
- Na pewno da się coś zrobić… - El zadrżała po czym zaśmiała się. - Ale tak to raczej nie pomyślę.
- Musimy więc się spieszyć.- mruknęła Amaralde i przesunęła językiem po szyi czarodziejki. - Wdrapię się na toaletkę… odwdzięczysz się języczkiem? Zaraz będzie mój występ, a po nim… cała mogę być twoja.
- Zachłanna. - El zaśmiała się ponownie. - Wskakuj… ale powinnam jeszcze zobaczyć co u dziewczyn.
- Jeśli przy okazji obejrzysz występ… będzie mi miło. I nie traktuj mojej propozycji jako polecenia. Chcę byście się dobrze tu bawiły.- Amaralde wdrapała się na toaletkę i siadła w szerokim rozkroku.- Nie przyszłyście tu wszak zabawiać mnie.
- Cóż… - El wstała z fotela i klęknęła przed toaletką. - ja się bawię dobrze. - Przywarła wargami do kobiecości krasnoludzicy.
-Och…- jęknęła rozpalonym głosem Amaralde rozkoszując się pieszczotą, tak czarodziejka smakiem pieszczonej kochanki.- Wiesz dobrze… o co mi chodzi… nie musisz wcale się męczyć tylko ze mną. Skoro masz przyjaciółki… i przyszłyście tu na rozrywkę.
El przytaknęła, ale tylko po to by podrażnić nosem wrażliwy punkt krasnoludzicy po czym kontynuowała pieszczoty.
- Och… jesteś słodka…- wymruczała Amaralde napierając biodrami na twarz kochanki i głaszcząc ją czule po głowie.- Aż mam ochotę cię porwać i schrupać w moim leżu.
W odpowiedzi na to zdanie El delikatnie ugryzła udo cioci.
- Teraz to ja jem. - Wymruczała i przywarła wargami ponownie do kobiecości Amaralde.
- Smaaacz...eeego. - głos Amaralde przeszedł w jęk… a wilgoć jaka wypływała z jej kwiatu była obfite. Kusząco pulchne ciało krasnoludki drżało od doznań. Czarodziejka zachłannie sięgała językiem coraz głębiej, dłońmi masując uda artystki.
- Jeszcze jeszcze… troszeczkę… masażystkoo..- jęczała krasnoludzica miętosząc i ściskając własny biust. Jej ciało drżało coraz bliskie eksplozji pożądania.
El possała mocno kobiecość Amaralde zachęcając ją by ta doszła. I poczuła jak wilgoć rozpryskuje się nieco na jej twarzy… finał Amaralde był iście… wybuchowy. El zaczęła spijać ją powoli nie przerywając masażu ud krasnoludzicy.
- Jesteś wyjątkowo… urocza. Ale czas już na ciebie. Chętnie pozwoliłabym ci ubrać mnie, acz… wolę zostawić to jako niespodziankę dla ciebie. No już… zakładaj ciuszki i dołącz do przyjaciółek.- wymruczała Amaralde głaszcząc czarodziejkę po głowie.- Jeśli zechcesz to dołącz do mnie po występie.
- Dołączę. - El wyprostowała się i zaczęła poprawiać swoją swój gorset a potem koszulę. - Mam ciekawą bieliźnianą propozycję.
- Doprawdy?- zaciekawiła się rudowłosa krasnoludka.
- Mam pomysł by zrobić zapinany gorset. Sznuruje się go raz by dopasować do ciała, a potem wystarczy zapiąć. - El naciągnęła spódnicę na pupę. - Mama zgodziła się go spróbować uszyć tylko musimy zdobyć jedwab, bo jest wystarczająco delikatny i wytrzymały.
- Ciekawy pomysł, ale… nie jestem specjalistką od jedwabiu. Mogę cię poznać z przyjaciółmi którzy mają kontakty w Azjatown.- zamyśliła się krasnoludka przyglądając jak czarodziejka się ubiera.
- Chętnie. - El ucieszyła się. - Azjaci mają niesamowite jedwabie.
- Też… też i jedwabie. - zaśmiała się krasnoludka.- Ale i drogie mają. Moi znajomi nie zajmują się tekstyliami, ale mogą wskazać ci drogę do ludzi którzy znają ludzi w tym interesie.
- Chętnie popytam. - El spojrzała z zaciekawieniem na krasnoludkę - Co jeszcze mają?
- Znajomości… nie planuj jednak zbyt daleko. Nie wiem nawet czy uda się załatwić ten duży upust na jedwab.- zaśmiała sie Amaralde zeskakując z toaletki.
- Nawet wystarczyłoby dojście do kupca. - El poprawiła włosy. - Nie zarabiam dużo, ale za miesiąc może uda mi się odłożyć na materiał wystarczający na gorset.
- To akurat da się załatwić bez problemu, więc celuj w górę.- zażartowała krasnoludka wyjmując z szafy kolejne fragmenty odzienia, ale tak by Elizabeth nie miała okazji im się przyjrzeć.
- Dobrze. To ja idę do dziewczyn. - Morgan z zaciekawieniem starała się dojrzeć kostium krasnoludki. Co ta utrudniał zasłaniając go ciałem.
- To idź idź… bo jak nie to cię wpierw zniewolę, a potem zwiążę i tak będziesz musiała czekać na mój powrót.- zagroziła w końcu wesołym tonem.
- Będę uważnie patrzeć. - El pomachała cioci i ruszyła na poszukiwanie wyjścia na salę i swoich towarzyszek.


Przechodząc przez kulisy… Elizabeth zatrzymała się i zapatrzyła.. na wielki ruchomy żyrandol u powały, na tancerki wywijające nogami w szalonym tańcu który odsłaniał całą urodę ich bielizny. Tańczyły one na podeście dla artystów, poniżej we wnęce ukryta była orkiestra.
Dalej było morze stolików przy których siedzieli goście, w tym i gnomy… przy jednym z nich El dostrzegła nawet Marinetę rozmawiającą z pobratymcami, oraz ludzką [ulr=https://66.media.tumblr.com/tumblr_m9i5xgnTIc1rs79hco1_400.jpg] kobietą w stylowym stroju i kapeluszu[/url]. Gnomka pogrążona w rozmowie nie miała szansy dojrzeć czarodziejki. A Elizabeth mogła podziwiać różne mechanizmy, do regulacji wysokości stolików krzeseł, a nawet latarni na ścianach. No i oczywiście cała scena była ruchoma, zgrzytając zębatkami zmieniała się co chwila… wraz wirującymi sukniami kobiet.
El nie mogła się jednak skupiać na występie czy skocznej muzyce, tylko musiała szukać swoich towarzyszek. I w końcu je dostrzegła… wyraźnie wstawioną już Frolicę i czerwoną jak burak Fullę… która miała rozpiętą bluzkę, tak że jej piersi nieśmiało się wynurzały z tego dekoltu. El ruszyła w ich kierunku przemykając wzdłuż ściany by jak najmniej zasłaniać gościom. i wkrótce dotarła niezuważona do swoich przyjaciółek. Radosnej Frolicy i speszonej Fulli.
- No.. napij się więcej.. mocniej rozchyl koszulę… masz się czym chwalić...i po to jesteeśmy…- sama zaczęła rozpinać własną, co Fulla próbowała powstrzymać szepcząc.- Nie rób tego… przyciągamy uwagę.
- I oto chodzi.- zachichotała pijacko rogata.
Na razie nie zauważyły skradającej się El.
- Daj jej spokój. - El podeszła do przyjaciółek wsadzając głowę pomiędzy nie i zarzucając im ręce za ramiona. - Zaraz ciocia Fulli i tak ściągnie całą uwagę.
- Jest tancerką. A po tym co tu widziałam, wolałabym żeby nie ściągała całej uwagi.- mruknęła zawstydzona Fulla, a ogon wesolutkiej Frolicy bezczelnie przesunął się po kostce czarodziejki, a potem owinął wokół łydki dążąc do góry.
- A ja myślałam, że będziesz się cieszyć tym, że ona jest szczęśliwa. - El wcisnęła się na krzesło diablicy i uśmiechnęła do krasnoludki.
- Ona z pewnością cieszy się za nas wszystkie.- odparła z przekąsem Fulla i stropiła się dodając.- Ech.. za dużo wypiłam i gadam głupoty. To całe miejsce mnie przytłacza.-
A Frolica uśmiechnęła się dodając.
- Mamy za darmo przekąski i trunki. Niezłe te bilety dostałaś. -
Po czym wskazała na balkoniki piętro wyżej. - Tylko tam mają lepiej.
Ogon zaś wodził zaś bo łydce, tak jak jej ręka po pupie czarodziejki. Fulla była zbyt pijana i zbyt oszołomiona by zauważyć nawet fakt, że Frolica od czasu do czasu bezczelnie muskała ustami szyję siedzącej na jej udach kochanki.
El delikatnie uszczypnęła w policzek diablicę przy kolejnym z jej pocałunków.
- Bądź grzeczna. - Mruknęła cicho spoglądając na scenę.

- Spróbuj patrzeć na te dziewczyny jak na klientki, a nie kobiety, które zarabiają swym ciałem. - Przysunęła się twarzą do Fulli nie schodząc z kolan diablicy. - Pomyśl jakiej bielizny mogą potrzebować, wtedy to powinno być mniej przytłaczające.
- Nie bardzo… potrafię, gdy tak machają nogami i pokazują.. prawie wszystko.- zarumieniła się jeszcze bardziej Fulla i mruknęła. - Chyba nie mam nerwów na tą pracę.
- Od tego jest piwo… a ty co tak długo robiłaś na zapleczu?- zapytała się zaciekawiona Frolica drapieżnie ściskając pośladek czarodziejki.
- Gadałam i biznesie, dziękowałam za bilety masażem i słuchałam historii rodziny. - El odpowiedziała starając się zapanować nad swoim głosem. Pobudzenie po tym jak zaspokoiła Amaralde dawało jej się teraz we znaki. Spróbowała się skupić na Fulli. - Przywykniesz. No i przyznaję, że piwo czasem w tym pomaga.
- No... trochę.- przyznała Fulla i wypiła kolejny kufelek. Zaczerwieniła się mocniej i rozchyliła palcami bardziej koszulę, by choć trochę ciepła z niej wyparowało. Sądząc po dekolcie, Amaralde mogłaby być dumna ze swojej siostrzenicy. Co prawda myślenie teraz nie było łatwe dla El, Frolica nie zaprzestała masażu pośladka wbijając przy okazji paznokcie w skórę El. No i pewnie była tak pobudzona jak sama czarodziejka.
Czarodziejka sięgnęła pomiędzy nogi diablicy i w odpowiedzi zagrywki naparła palcami na jej kobiecość przez materiał spódnicy i majtek Frolicy.
- Myśmy się tu nudziły. Fullę udało się nieco rozluźnić, ale nie na tyle by sprowadzić… - zamruczała lubieżnie rogata rozkoszując się dotykiem i sama nie przerywając masażu.-.... do naszego stolika… dżentelmenów.
- I dobrze… miałyśmy być grzeczne. - El zaczęła podwijać pomału spódnicę diablicy chcąc sięgnąć do jej majtek.
- A co to za zabawa. Trzy dorosłe kobiety w lokalu słynącym ze skandali?- oburzyła się Frolica ułatwiając El zadanie.. wkrótce czarodziejka czuła pod palcami ciepłe uda i rozgrzany obszar między nimi… choć bielizna była już mokra.
- Pamiętasz? - Czarodziejka naparła palcami na mokrą bieliznę diablicy. - To nie miała być zabawa.
- Nie przypominam… - jęknęła lubieżnie rogata nie przestając ściskać mocno krągłości pośladka czarodziejki.- ... bym się podpisywała pod tym planem.
- Hm… czyli wracamy do domu? - El odchyliła bieliznę diablicy i sięgnęła do jej kobiecości.
- Tak ci prędko wrócić? - zapytała figlarnie Frolica drżąc pod dotykiem palców kochanki i sama drapieżnie ugniatając pośladek. Szepnęła jej do ucha.- Chcesz być niegrzeczna ze mną… www.. w tutejszej ubikacji?
El zerknęła na tańczące dziewczyny.
- Hm…. powinnyśmy zdążyć. - El nachyliła się do krasnoludzicy. - Skoczymy do ubikacji i zaraz wracamy, dobrze?
- No… dobra.- mruknęła nieco strwożona krasnoludzica.
- Wrócimy przed występem twojej cioci. - Czarodziejka poklepała po ramieniu Fullę i wstała z kolan diablicy.

Obie ruszyły w kierunku rozchodzącego się w dwie strony korytarza. Jedna część była dla pań, druga dla panów. Po wejściu z korytarza do samej ubikacji… El z zazdrością przyglądała się białym kafelkom z utwardzanej porcelany, rzędom podświetlanych toaletek z kranami doprowadzającymi zimną i ciępło wodę do umywalek i kabinom z białego drewna. Wszystko ozdobione zębatkami pozłacanymi. Ta ubikacja przebijała nawet łazienkę wspólną w uczelni. El przyjrzała się sobie w lustrze. Zarumienione nieco policzki świadczyły o jej podnieceniu, ale na szczęście można to było zrzucić na karby wypitego alkoholu. Włosy były w delikatnym nieładzie po igraszkach z ciocią.
Wzrok czarodziejki powędrował dalej i skupił się na także odbijającej się w lustrze diablicy.
Ta nadal była porządnie ubrana i niewzburzoną fryzurę i pożądliwość w spojrzeniu. Chwyciła od tyłu za piersi czarodziejki ściskając je drapieżnie, całować zaczęła i kąsać szyję kochanki… co mogła obserwować w odbiciu lustra.
- A.. jak ktoś wejdzie? - El oparła się o toaletkę, wypinając lubieżnie i ocierając swoją pupą o biodra diablicy.
- Fulla na przykład? Kiedyś powinna odkryć przyjemności… życia…- diabliczka puściła piersi, po to by podciągnąć jej spódnicę w górę.
- T..tak… - El zadrżałą czując chłód na swojej gołej pupie.
- Więc problemu nie ma… to akurat nie jest klub o dobrej renomie. - zamruczała Frolica mocnym klapsem znacząc wypięty pośladek kochanki. - Zdarzały się tu większe draki, niż migdalenie się dwóch pijanych klientek w ubikacji. Strzelaniny ponoć.
Czarodziejka jęknęła cicho. Nie mogła oderwać wzroku od swojej rozpalonej twarzy odbijającej się w lustrze i tej drugiej, czerwonoskórej, znajdującej się tuż za nią.
- Nadal masz ochotę na grzeczną wizytę w tym lokalu? - zapytała diabliczka dając mocnego klapsa w drugi pośladek.- Fulla ma śliczne skarby, a i paru dżentelmentów zwróciło na nas uwagę.
- Nie chce… jej zupełnie wystraszyć. - El zareagowała na kolejnego klapsa jeszcze głośniejszym jęknięciem.
- Ooo… czyli masz jakieś… niegrzeczne plany wobec niej, figlarko.- zachichotała rozpalonym głosem Frolica uderzając znów dłonią w pośladek kochanki. - A jakie mamy plany po wizycie w Śrubce?
- Ty, ja i moja sypialnia? - Czarodziejka wypięła się mocniej dając znać, że taka zabawa jej odpowiada.
- Zgoda…- wymruczała Frolica kolejnym uderzeniem wprawiając pośladki czarodziejki w drżenie. Bolesny to był cios i zaczerwienił skórę… także na policzkach El i samej rogatej.
El jęknęła głośniej i pochyliła się, niemal dotykając czołem toaletki. Nie zrobiła tego tylko dlatego by móc dalej obserwować poczynania diablicy.
Palce diabliczki sięgnęły między uda wypiętej kochanki przesunęły się po jej intymnym zakątku.- Taka ładna pupcia… swoją nogą nóżki też… potrafiłabyś tak wywijać nogami jak te lale na…-
Drzwi się otworzyły, tak jak El przewidziała. Kobiet w zieleni weszła przez nie i zamarła zaskoczona. Ruda elegantka jednak dość szybko otrząsnęła się z tego szoku i dodała żartobliwie.
- Widoki na głównej scenie wam nie wystarczają?
El uśmiechnęła się lubieżnie.
- Były zbyt pobudzające. - Wymruczała i otarła się pupą o dłoń diablicy.
- Te tutaj też są.- odparła rudowłosa obserwując jak pupa El jest lizana i kąsana przez diabliczkę… i palce rogatej bezwstydnie pieszczą intymny zakątek. Przez chwilę wydawało się że nieoczekiwany gość zupełnie zapomniał po co w ogóle wszedł do ubikacji.
- Nie… chcemy robić konkurencji. - Czarodziejka zadrżała mocniej i rozchyliła szerzej swoje nogi.
- Jakoś…. w to… nie wierzę.- odparła żartobliwe rudowłosa kobieta na oślep macając drzwi do kabiny, bo nie mogła oderwać oczu od tej prowokująco bezwstydnej sytuacji. Wodziła wzrokiem po pośladkach El, tak jak rogata wodziła językiem pomiędzy pośladkami.
W końcu udało jej się je otworzyć, a potem weszła tyłem cały czas zapatrzona w ten lubieżny pokaz.
- Yhym… - El nie była w stanie wydusić więcej. Jej myśli kręciły się wokół tego co robiła z nią diablica i tego, jak bardzo chciała… - więcej. - Ostatnia myśl sama wypadła przez jej usta, a w ślad z anią poszły kolejne. - Mocniej kochana.
- Za chwilę… najpierw ty winnaś odwdzięczyć się mnie…- odparła diabliczka, odrywając usta i palce… pacnęła jeszcze mocno pośladek El i wstała. Następnie podeszła do jednej z kabin i oparła się plecami, by podwinąć własną suknię. Wszak i rogata była mocno już rozpalona.
- Niby za co? - El z trudem starała się zapanować nad swoim ciałem opierając się na toaletce.
- Za pieszczoty...i za to co będzie później… - odparła diabliczka pospiesznie zsuwając swoje majtki do kolan. I drżąc z wyraźnej żądzy. Towarzyszyły temu dźwięki dochodzące z kabiny rudowłosej… normalne odgłosy oddawania moczu. Jedyny przebłysk normalności w tej szalonej sytuacji.
Czarodziejka z trudem panując nad swymi nogami podeszła do diablicy. Oparła się o jej ciało swoim i całując namiętnie wargi Frolicy bezczelnie sięgnęła pod jej spódnicę. Brutalnie sięgnęła trzema palcami w głąb jej kobiecości.
Diabliczka jęknęła potulnie poddając się i pocałunkowi i pieszczocie palców. Była równie wilgotna co El i równie spragniona. Jej język wił się w pieszczocie dołączając do języczka czarodziejki. A Morgan rozpychała się palcami w kobiecości kochanki, drugą ręką ugniatając jedną z piersi diabliczki.
- Stęskniłam się za tym…- jęknęła rozpalonym głosem Frolica obejmując udem biodrokochanki i zachęcając ją do śmielszej eksploracji swego mięciutkiego zakątka. Jej ciało napięło się ułatwiając El pieszczotę krągłości.
- Robiłyśmy to rano. - Czarodziejka wsunęła kolejny palec, czując że jak tak dalej pójdzie wepchnie w kochankę całą dłoń.
- No… i… taki klub wywołuje… nostalgieee…- Frolica prawie krzyknęła z rozkoszy od tej napaści, a z kolei ruda kobieta korzystająca z kabiny obok… była bardzo cichutka.
- Och.. naprawdę? - El poruszała dłonią ciekawa ile jeszcze da radę wcisnąć w chętną diabliczkę. Czuła już opór kochanki, choć ta drżała rozpalona. Jej ogon wił się po łydkach czarodziejki.
- Tak… napra..wdę.- jęknęła lubieżnie.- Takie… widoki… ci umknęły.
- Yhym.. jakie? - Zachęcona działaniami ogona diablicy, EL sięgnęła drugą ręką do pupy kochanki i zaczepnie, zaczęła przesuwać palcami pomiędzy jej pośladkami.
- Na przykład… przykład… ci stepujący tancerze… półnadzy i umię...śnieni.- popiskiwała uwięziona diabliczka poddając się dotykowi kochanki, a do jej jęków dołączył ciche sapanie z kabiny obok.
El zanurzyła palce w pupie kochanki i teraz atakowała obie jej dziurki, czując jak po jej własnych udach spływa wilgoć.
Ciało rogatej wiło się w coraz bardziej nerwowym tańcu, gdy pieszcząca ją czarodziejka prowadził ku spełnieniu. Jej ogon wił się na oślep po łydkach i udach.
- Już.. bliziutko…- mruczała Frolica zachęcając pannę Morgan do dalszego wysiłku. El poruszała więc obiema dłońmi czując jak sama przestaje nad sobą panować. Rogata już straciła nad sobą panowanie dochodząc z głośnym jękiem. El oparła się o ramię diablicy rozpalonym czołem, czując jak sama jest blisko.
- Co teraz?- zachichotała diabliczka. Teraz gdy były cicho, słychać było wyraźnie iż ruda korpulentna damulka skończyła już toaletę i uprzyjemnia sobie wizytę tutaj dotykiem.
- Czekam na rewanż. - El cofnęła się uwalniając diablicę i oparła pupą o toaletkę.
Rogata podwinęła spódnicę i odsłoniła intymny obszar czarodziejki. Zaczęła całować szyję kochanki, ugniatała drapieżnie piersi… ogonem od razu sięgnęła między uda i szturmem zdobyła kwiatuszek El… z taką samą bezlitosną lubieżnością.
Czarodziejka jęknęła głośno, a jej dłonie zacisnęły się na krawędzi blatu toaletki.
Diabliczka zaś bezczelnie zabrała się za rozpinanie koszuli czarodziejki, by móc objąć krągłości kochanki przez gorsecik. Ogon gwałtownie poruszał się między udami, wywołując lubieżne mlaśnięcia i kolejne jęki panny Morgan.Sama czarodziejka zaś zauważyła, że drzwiczki do kabiny w której przebywałą ruda damulka były lekko… uchylone.
Świadomość bycia podglądaną z jakiego powodu tylko nakręcała czarodziejkę. Czuła jak z każdym sztychem diablicy zbliża się do szczytu, który obwieściła cichym okrzykiem.
- Nie wiem jak ty, ale mnie niegrzeczny nastrój nie opuszcza.- zachichotała Frolica i pocałowała czarodziejkę.
- Chodź.. zanim Fulla nam stąd ucieknie. - El klepnęła kochankę w pośladek.
- Z kim? Myślisz że kogoś uwiodła?- zachichotała diabliczka cofając się.
- Obawiam się, że raczej przed kimś. - czarodziejka zabrała się za poprawianie ubioru. - A Downtown to nie miejsce gdzie należy chodzić samemu po zmroku.
- Pojedziemy do domu dorożką, a poza tym.. potrafię ukryć nas w ciemności.- odparła Frolica uśmiechając się szeroko.
El nachyliła się do ucha diablicy, przypominając sobie o rudowłosej w jednej z łazienek.
- A ja mam pistolet. - Odezwała się szeptem. - Ale nie o tym mowa. Boję się by Fulla sama nie uciekła. Chodźmy.
- Dobra dobra.- odparła diabliczka zabierając się za poprawianie swojego stroju.- Możemy iść, jeśli o mnie chodzi.
Czarodziejka pocałowała Frolicę w policzek i ruszyła w kierunku sali.

Na szczęście złe przeczucia El się nie ziściły. Krasnoludka siedziała przy stoliku ignorując całkiem zaczepki od dwójki brodaczy ze swojej rasy znajdujących się dwa stoliki dalej. Ba… odmówiła nawet szampana, którego jej wysłali. I z ulgą zerkała na zbliżające się przyjaciółki.
- Ooo jesteś popularna. - El pomachała brodaczom przesiadając się do Fulli i nachylając się do jej ucha. - Podoba ci się któryś?
- Tooo… gangsterzy… patrz jak się noszą… to niekrasnoludzkie…- speszyła się Fulla i dodała ciszą.- Są natarczywi i nachalni.
- Rozumiem… a po czym poznajesz, że to gangsterzy? - El szczerze zainteresowała się wypowiedzią krasnoludzicy. Musiała przyznać, że chwilami miała poważny problem by rozpoznać frakcje w obrębie innych ras.
- Mają przycięte równo brody i krótko. Porządny krasnolud ma brodę długą i nie przycinaną nożyczkami. Czasem nożem, ale zwykle ją splata w warkoczyki. Gangsterzy wolą krótsze brody. Mniej zawadzają przy… no… gansterce. Dlatego gnomy wolą kozie bródki.- wyjaśniła Fulla odrywając myśli od sytuacji. Diabliczka zaś przysiadła i posłała drapieżny uśmiech admiratorom Fulli… i trochę złowieszczy zarazem.
- To już wiem w jakich grupach ci nie szukać partnera. - El zaśmiała się. - Ale nie licząc ich profesji, któryś ci się podoba?
- Nie wiem… może ten po lewej… trochę… jakie to ma znaczenie?- zapytała Fulla, tymczasem gnom w cylindrze i zakrzyknął. - A teraz przed wami… wspaniała madame Amaralde Alv…-
Resztę słów zagłuszyły oklaski.
Rozległa się muzyka i chrapliwy zmysłowy głos krasnoludzicy rozległ się gdy wchodziła na scenę.

 
Aiko jest offline  
Stary 23-06-2020, 21:07   #42
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Amaralde wkroczyła na scenę rozdając buziaki na prawo i lewo publiczności. W dużym kapeluszu, spódnicy obcisłej i długiej, kamizelce koszuli i marynarce. Elegancka i piękna, ale El nie mogła zrozumieć co takiego budziło entuzjazm publiczności, no i strój nie nadawał się do żadnego tańca.
Z tym większą ciekawością spoglądała na scenę, ciekawa na co czeka cała ta publiczność.
Śpiewając krasnoludka cisnęła kapelusz wprost publiczność. Do jej głosu dochodził chórek zza kurtyn. Powolnym zmysłowym krokiem Amaralde podeszła na skraj sceny i leniwie palec palcu zsuwała rękawiczkę z prawej dłoni. Gdy ta opadła,kręcąc pupą krasnoludzica ruszyła w kierunku kurtyny oddzielającej ją od chórku, powoli rozpinając marynarkę i pozwalając zsunąć się z jej ramion. I El zaczęła się domyślać jakiego to “tańca” Amaralde jest mistrzynią.
- No no… chyba twoja ciocia planuje pokazać dużo więcej. - czarodziejka odezwała się szeptem do siedzącej obok krasnoludzicy.
- To… oburzajace i skandaliczne.- odparła Fulla z zaczerwionymi policzkami, trudno było powiedzieć z czy oburzenia czy z podekscytowania. Sytuacja bowiem robiła się pikantna… i atmosfera w śrubce też. Trzęsąc ramionami i pupą Amaralde zrzuciła już kamizelkę i poczęła pochylona rozpinać guzik po guziczku swojej spódnicy, boleśnie (dla publiczności) powoli.
- Może.. z pewnością bardzo ładne. Masz piękną ciocię Fullo. - El uśmiechnęła się do krasnoludzicy tylko na chwilę odrywając wzrok od pokazu.
- ehmm…- potwierdziła chrząknięciem Fulla zerkając przez palce na występ cioci, które kształtna pupa kęciła się frywolnie, gdy spódnica zsuwała się w dół odsłaniając bieliznę z czerwonego półprzejrzystego materiału obszywaną koronką z cekinami. Trochę zbyt krzykliwe jak na majteczki, przyciągały jednak uwagę, acz… El mogła podziwiać prawdziwy kunszt na pupie krasnoludzicy… a i same pośladki wręcz prosiły o uwielbienie.
- I ewidentnie zna się na tym co robi. - czarodziejka pozwoliła sobie na kolejny komentarz pod adresem cioci krasnoludki, zerkając z zainteresowaniem na Fullę.
- No… sławna jest.- mruczała zawstydzona i speszona Fulla, choć obserwowała wszystko przez palce, a diabliczce tuż udzielił się nastrój bo wodziła dłonią po udzie czarodziejki.
- Odsłoń oczy bo tylko zwracasz na siebie uwagę tych panów przed nami. - Morgan pozwoliła sobie na to niewinne kłamstewko
Fulla z dziecinną naiwnością odsłoniła oczy i zaczerwieniła się bardziej oglądając jak ciocia odsłania gorsecik i piersi próbujące się z niego wyrwać zrzucając koszulę. El tymczasem całą swoja uwagę poświęciała pokazowi ucząc się. Była zszokowana tym, że podejrzewała iż taka wiedza może się jej przydać. Jednak jej ciało stawało się pomału coraz poważniejszym narzędziem jej pracy. Z głośnym okrzykiem aprobaty i gwizdów Amaralde szybkim szarpnięciem zsunęła z siebie gorset wprawiając swój w intensywne falowanie i rzuciła go na bok. Spojrzała na El i posłała jej buziaka z figlarnym uśmiechem… acz możeto nie do niej był on skierowany? Sala pękała w szwach od wielbicieli tej kształtnej krasnoludzkiej tancerki. Mimo to czarodziejka uśmiechnęła się szerzej czyniąc zapewne podobnie jak większość sali.
Dalszy “taniec” wymagał kooperacji. I szczęśliwca na którego to torsie oparła stopę obutą w pantofelek na obcasie… zabierając się do jego rozpinana. Pewnie dlatego El trafił się stolik tak daleko od sceny. Te najbliżej były najdroższe. Zerkając na Fullę nawet się cieszyła. Karnacja krasnoludki i tak niebezpiecznie zbliżała się do tej, którą mogła się pochwalić diablica. Niemniej obserwując Fullę nie tylko czerwień na policzkach czarodziejka zauważała. Także dekolt, obecnie powiększony i nie tylko piersi Amaralde próbowały wyrwać się na wolność… duże okrągłe owoce pożądania, które trafią się kiedyś jakiemuś szczęśliwcowi. Takiemu jak ten którego muskała po twarzy stopa Amaralde, gdy zwijała delikatną pończoszkę z nogi.
El poczuła znów wilgoć zbierającą się na jej bieliźnie. Gdyby tylko był tu Simeon… naprawdę brakowało jej tego mruka.
Dłoń masująca jej udo przypomniała jej o diabliczce i zbliżającym się wieczorze. Pierwsza pończoszka opadła… kolejny szczęśliwiec ośmielił się całować stopę tancerki. Co jej nie przeszkadzało najwyraźniej. Ciekawe jak to było znaleźć się pomiędzy kilkoma mężczyznami. Z Frolicą i Dawidem było bardzo przyjemnie. El także oparła dłoń na udzie diablicy wodząc nią od kolana do bioder i z powrotem.
Wzrok Frolicy był rozpalony, uśmiech lubieżny… taniec Amaralde wprowadził ją w podobny nastrój. I nie tylko ją… także wielu widzów zerkało to krasnoludzicę, to na swoje partnerki. A jeśli ich nie miały to… cóż… Fulla mogła nie zauważać jak diabliczka i czarodziejka wodziły dłońmi po udach. Ale przy paru stolikach za nimi znalazły się osoby bardziej spostrzegawcze.
Na szczęście dla El to raczej nie był jej problem, choć przy którymś posłanym do Frolicu uśmiechu, zerknęła za siebie ciekawa kto też mógłby je obserwować.
W oczy rzucał się szczególnie jeden mężczyzna rasy ludzkiej, czarny garnitur jaki nosił, był wykonany ze szczególnie drogiego materiału, a dziwne znamię na twarzy dodawało mu wyjątkowości. Nie był jedynym przystojniakiem obserwującym dwie młode damy wodząc sobie nawzajem palcami po udach, ale z pewnością wyróżniał się z tłumu.
El ciekawa jego reakcji przesunęła dłoń z uda diablicy na jej plecy i zaczęła masować podstawę jej ogona.
Pomruk diablicy niewątpliwie potwierdzał jej reakcję. Głos Frolicy był pełen pożądliwości. A dłoń mężczyzny wpatrującego się w ich figle, podejrzanie szybko, zniknęła pod stolikiem. El objęła dłonią jej ogon i poruszała nią trochę tak jakby to był męski organ.
Napotykała rozpalone spojrzenie mężczyzny i nieśmiałe ruchy ręką… pod stolikiem. Niestety nie mogła dojrzeć co się tam działo.
- El… nie przesadzaj, bo cię… siłą zaciągnę do ubikacji…- szepnęła rozpalony głosem diabliczka ściskając udo czarodziejki i wodząc ogonem na boki.- Przecież wiem, że tam jestem wrażliwa…
- Już jestem grzeczna. - El puściła ogon a jej dłoń powędrowała pod niego by masować pośladek diablicy, podczas gdy spojrzenie powróciło na scenę.
Tam już wypięty tyłeczek krasnoludzicy hipnotycznie krążył, gdy zsuwała majtki. Poza nimi… miała tylko rękawiczkę na lewej dłoni. Fulla łapczywie łapała oddech, czerwona na twarzy niczym Frolica.
El uśmiechnęła się na ten widok i sięgnęła po jeden trunków zamówionych przez jej towarzyszki. Upiła go, nie przerywając masażu pupy diablicy.
Wkrótce i bielizna upadła… i wijąc się zmysłowo Amaralde powoli wycofywała się za kulisy. Rękawiczka na jej dłoni zasłania intymny zakątek krasnoludzicy… czasami.
El widząc, że pokaz dobiega końca rozejrzała się po widowni szukając wzrokiem Marinety.
Gnomka przesiadywała w cieniu z dwójką ze swojego rodzaju. Rozmawiali o czymś chichocząc czasem. I popijali trunki.
Cóż pewnie nie była pierwszy raz na takim pokazie i przyszła tu w interesach. Czarodziejka ponownie skupiła wzrok na Amaralde. Ta już niestety znikała za kurtyną i zamiast niej wyszły inne dziewczęta, by pozbierać porozrzucane ubrania.
- Niesamowity pokaz. - El aż westchnęła. - Wracamy do domu czy chcecie popatrzeć jeszcze na tańce? - Przyjrzała się obu swoim towarzyszkom.
- Ja bym została.- odparła diabliczka i naparła pośladkami na dłoń czarodziejki.- Chodź dom też kusi.
- Ja nie wiem… chyba bym wolała… iść.- odparła skołowana Fulla.
- To będziecie musiały na mnie zaczekać pod drzwiami, bo jako obsługa powinnam wyjść od zaplecza. - Czarodziejka uśmiechnęła się do obu. - Nie chce cioci robić kłopotów.
- Czyli już idziemy?- zapytała rogata.
- Powiedziałaś, że dom też cię kusi. - El zaśmiała się i zabrała dłoń z pupy diabliczki.
- Też… Chodź Fulla, poczekamy na zewnątrz.- zapronowała Frolica wstając, krasnoludzica wstała również.
El podniosła się korzystając z okazji by spojrzeć na mężczyznę z blizną.
Ten uśmiechnął się i też wstał od stolika. Było widać jego wyraźne pobudzenie i to, że wodził spojrzeniem po czarodziejce… obserwując ją bacznie.
Morgan uśmiechnęła się. Niestety przystojniak będzie musiał się rozczarować, bo na zaplecze nikt go raczej nie wpuści. Nachyliła się do ucha diablicy.
- Uważaj na gostka z blizną…obserwował nas. Ja zmykam za zaplecze. - Uśmiechnęła się do Frolicy i ruszyła droga, którą przyszła do stolika.

Mężczyzna śledził ją, podążając za nią nonszalancko. Czuła jego spojrzenie wędrujące po plecach do jej pośladków.
Musiała przyznać, że bardzo ją podniecało, ale nie chciała by Frolica i Fulla musiały czekać. Powinna też podziękować Amaralde.
Widząc że zbliża się do kulisów mężczyzna przyspieszył i dogonił ją. Jego dłonie spoczeły na moment na jej biodrach.
- Dokąd tak pędzisz śliczna panienko?- wymruczał drapieżnie niemal do jej ucha.
- D...do Amaralde, a pan? - El spróbowała się oswobodzić.
- Za tobą najwyraźniej. Tak ci się spieszy?- mężczyzna puścił czarodziejkę.- Figlarka z ciebie. Tylko na droczeniu ci zależało, czy na coś jeszcze w menu masz ochotę ?
- Lubię sprawiać ludziom przyjemność, a Pan wyraźnie się dobrze bawił. - El uśmiechnęła się, starając się by jej mina była niewinna.
- Mam ochotę na więcej przyjemności od ciebie. I sam ci mogę dać… pospiesznie jeśli chcesz nie tracić czasu.- odparł z drapieżnym uśmiechem mężczyzna.
- Nie bawię się tak z nieznajomymi. - El skłamała płynnie jednak jej wzrok przesunął się po męskim ciele.
- Jarraid Haraim… teraz nie jestem już nieznajomym.- odparł uparciuch, a jego dłoń znów spoczęła na jej biodrze, a potem na pośladku przesuwając się drapieżnie po krągłości.
- T.. to tylko imię. - El zadrżała od tego dotyku i spojrzała w kierunku stolika, który zajmowały z Frolicą i Fullą. Obie się już powoli oddalały. Krasnoludzka przyjaciółka, na miękkich nogach.
- To więcej niż ja wiem o tobie.- odparł mężczyzna dołączając drugą dłoń do eksploracji jej pośladków przez spódnicę. Dobrze że stali w półmroku i w kącie sali, bo to co czuła na pupie, było… nieprzyzwoite. Silne męskie dłonie ugniatające dwie miękkie półkule.
- Panu nie przeszkadzało… że jestem nieznajomą. - El czuła, że zaraz się podda. - Ja.. to miłe, ale muszę iść do mojej pracodawczyni.
- Ale chyba trochę czasu… moglibyśmy ukraść twojej pracodawczyni ?- zapytał Jarraid nie przestając rozkoszować się pośladkami, pod którymi już pewnie wyczuł brak majtek.
- Obawiam się, że nie ma tu dla mnie komfortowych warunków. - El oparła dłonie na przedramionach mężczyzny, chcąc je od siebie odsunąć. - Pan wybaczy ale naprawdę zdaje się mi być podejrzany.
- No cóż… jeśli jeszcze zajrzysz do Śrubki, to może… następnym razem nie będę aż tak podejrzany. - delikatny klaps w pośladek miał być jej pożegnaniem.
- Może. - El odpowiedziała uśmiechem i po chwili namysłu pocałowała Jarraida. - Do zobaczenia.
Wysunęła się z jego ramion i ruszyła szybkim krokiem w stronę zaplecza.
Udało się wyrwać jej… choć z trudem. Jego rozpalone spojrzenie wręcz “przenikało” jej ubranie. Wiedziała jednak, że przestanie je czuć gdy wejdzie na zaplecze. Gdy minęła ciężkie drzwi oparła się o ścianę z trudem łapiąc oddech. Było… blisko. Prawie mu uległa. Po kilku głębszych oddechach wyjrzała przez drzwi czy mężczyzna już się wycofał.
I natrafiła na jego pożądliwe spojrzenie i drapieżny uśmiech. Czekał przed drzwiami… zauważył jej wzrok. Uśmiechnął się łobuzersko i spoglądał na nią z dłońmi w kieszeniach i wyraźnym pobudzeniem w strategicznym obszarze.
El rozchyliła wargi nieco zaskoczona, ale i niesamowicie podniecona. Stała w tych uchylonych drzwiach patrząc na Jarraida i nie wiedząc co ma począć.
On zaś wiedział. Ruszył ku niej i otworzył drzwi. Wszedł i zamknąwszy je za sobą rozejrzał się dookoła szukając miejsca, na konsumpcję złapanej w sieć ofiary. Zauważył drzwi do kantorka, chwycił El za dłoń i pociągnął w tamtym kierunku.
- C..co Pan robi. - Nie stawiała oporu. Choć był podejrzany… obcy...to pragnęła go tak jak i Simeona.
- Mam wrażenie, że wiesz. - odparł nowopoznany mężczyzna popychając ją do schowka. Było tam ciasno i dosyć ciemno. Jarraid przycisnął ją do ściany całując zachłannie jej ust. Po czym wyszeptał. - Skoro brak ci czasu, to chyba więcej gry wstępnej zostawimy sobie na następną okazję?
- Tak… jak jakaś będzie. - El przez chwilę nieco niepewnie błądziła dłońmi po piersi mężczyzny, w końcu jednak sięgnęła w dół by uwolnić jego męskość ze spodni. Było ciemno, więc musiała wymacać pas i rozpiąć go. Jej wybranek zaś podwijał w górę spódnicę odsłaniając nogi. Po chwili opuszkami wyczuła ową twardą i ciepłą nagrodę dla siebie.
- To chowałeś pod stołem. - Jej głos stał się rozpalony gdy palce ujęły w ciemnościach męskość kochanka.
- Ty też coś ukrywałaś. - odparł jej kochanek, gdy jego dłonie poczęły krążyć po nagich udach i pośladkach. Drżąc pod pieszczotą El i prężąc się jak na defiladzie mężczyzna wyszeptał. - Spieszyło ci się?
- Moja przyjaciółka nie lubi gdy mam majtki. - Czarodziejka naparła pupą na dłoń mężczyzny jakby chciała na niej usiąść. - Ale.. śpieszy mi się.
- To poprowadź węża do jaskini.- mruknął jej przypadkowy kochanek całując namiętnie i dociskając ciało El do ściany i swojej dłoni.
Czarodziejka założyła jedna swoją nogę na jego biodro by drugą poprowadzić go wprost do swojej kobiecości. Jęknęła cicho czując jego gorące ciało tuż przy wejściu do swego kwiatu.
To nie było najbardziej wygodne miejsce… ani pozycja. Kochała się z obcym mężczyzną w ciasnym składziku z detergentami i mydłem. Czuła jak ją brutalnie i pospiesznie przeszywa dociskając całym ciałem do ściany. Nie było jej zbyt wygodnie, ale cóż… nie mieli czasu. A twarda obecność między udami, silnie wymuszająca uległość jej kobiecości, przynosiła mocne doznania.
Czując, że ma go w sobie El objęła go drugą noga unosząc się na rękach opartych na jego ramionach. Rozpalonym czołem wtuliła się w kosztowny materiał jego marynarki zaciągając się zapachem drogich perfum.
- Musisz… nieco popracować. - Wymruczała.
Chwycił ją mocno za uda, gdy owinęła się wokół niego i całując usta przyspieszył tempo. Niemal zawisła całym ciężarem ciała na jego dumie. I lekko podskakiwała mimo że… cóż… jej amant nie był aż tak doświadczony w tej pozycji. Jego dłonie zaciskały się na jej pośladkach, a jego usta całowały na oślep. A nad nimi, oprócz limitu czasowego, wisiała groźba przyłapania. Może te dwie rzeczy, a może igraszki z Frolicą podkręciły atmosferę na tyle, że Elizabeth doszła po zaledwie kilku szturmach wpijając się ustami w wargi mężczyzny. Jej kochanek potrzebował więcej… więcej przyjemności i więcej czasu na rozkoszowanie się nią. Drżąca od niedawnego wybuchu panna Morgan nadal była przeszywana dumą kochanka, twardą i nieustępliwą. Aż w końcu i on doszedł oddając swój lepki trybut do jej kielicha. I chwilę trwał podtrzymując ją i dochodząc do siebie.
El przez dłuższą chwilę wtulała się w niego, czując jak kolejne porcje ich wspólnych soków wyciekają z jej kwiatu.
- Ja… powinnam iść. - Mruknęła cicho nieco się przy tym odchylając.
- To nie brzmi jak: “ja zamierzam iść” i nadal mnie oplatasz. - przypomniał jej amant całując ucho i policzek.
El zaśmiała się i rozplotła nogi. Wypuściła kochanka z siebie i stanęła na podłodze. Na ślepo zaczęła porządkować swoją garderobę.
Co i on zaczął czynić.
- W razie gdybyś tu jeszcze się zjawiła, to znam przyjemniejsze miejsca niż ten schowek.- rzekł żartobliwie zapinając spodnie.
- Wątpię… dziś była wyjątkowa okazja. - El wygładziła spódnicę i w ciemnościach spróbowała pogładzić policzek mężczyzny prowadząc go po jego torsie, szyi… twarzy. - Pewnie widzimy się po raz ostatni.
- Kto wie… co będzie jutro. - odparł mężczyzna chwytając ją nagle w pasie, przyciągając i całując władczo i namiętnie. Był pewny swojego uroku i bezczelny w działaniu.
El odpowiedziała na pocałunek i odsunęła się.
- Mnie… na pewno tu nie będzie. - Powiedziała rozbawionym tonem i otworzyła drzwi na korytarz, tak że światło idealnie podkreśliło jej sylwetkę. - Ale ty z pewnością nie cierpisz na niedostatek kochanek.
- Przyznaję że masz rację… jeśli chodzi o mnie. - odparł Jarraid z uśmiechem. - Ale lubię też… odrobinę szaleństwa, takiego jak to.
- Cieszę się, że mogłam być przyjemną przygodą. - El uśmiechnęła się. Nie miała żalu do Haraima… dla niej on też był zapewne tylko jednorazową przygodą. - Może do zobaczenia Jarraid.
- Może do zobaczenia.- odparł jej przygodny kochanek.
El wyszła ze schowka i ruszyła pewnym krokiem w kierunku przebieralni cioci. Chciała podziękować i jak najszybciej dołączyć do dziewczyn.


Dotarcie do Amaralde zajęło El parę minut przebijania się przez tłumek tancerek udających się na scenę. Po wejściu zobaczyła już krasnoludzicę otuloną szlafrokiem i poprawiającą makijaż przy toaletce.
- No i jak się podobało?- zapytała przyjaźnie.
- Bardzo. - El zamknęła za sobą drzwi. - Bardzo dziękuję za zaproszenie. W imieniu swoim i dziewczyn.
- Wiesz chyba że ten bilet nie jest jednorazowy?- zapytała z uśmiechem Amaralde zerkając przez ramię na panną Morgan.
El zaśmiała się.
- Nie wiedziałam i już powiedziałam pewnemu mężczyźnie że pewnie się więcej nie zobaczymy. - Uśmiechnęła się do krasnoludki. - Chętnie obejrzę twój występ jeszcze raz.
- Jakiemu to mężczyźnie? - zapytała Amaralde i zamyśliła się wspominając.- Wydawało mi się iż już wam o tym wspomniałam. Niemniej chętnie powtórzę… bilet pozwala na wstęp do Śrubki przez miesiąc.
- Jarraid Haraim… tak się przedstawił. - El zerknęła na drzwi jakby za nimi stał mężczyzna z blizną i je podsłuchiwał. - Frolica jest traz twoją wielką fanką, ale Fullę nie wiem czy namówię. Przeżyła chyba szok.
- Dlatego bilet jest na dłuższy okres. Liczę, że jakoś ją przekonasz do kolejnych wizyt i z czasem się oswoi. A Haraim… znam go… wpływowy urzędnik w ratuszu.- mruknęła Amaralde. - Zajmuje się porządkiem publicznym.
El zaśmiała się.
- To by tłumaczyło jego pewność siebie. - El podeszła do Amaralde i ucałowała ją w policzek. - Biegnę do dziewczyn, by na mnie nie czekały na zewnątrz.
- Do zobaczenia kochanie.- pożegnała ją krasnoludzica.
Czarodziejka pomachała krasnoludzicy i po wyjściu z jej przebieralni ruszyła biegiem do wyjścia.

Na zewnątrz dziewczyny już czekały. Fulla już uporządkowała swoją garderobę. Koszula była zapięta ukrywając jej biust. Kamea wróciła na miejsce na jej szyi.
- Co teraz? Wracamy do domu? Długo ci zeszło to żegnanie się z Amaralde.- diablica zaś zarzuciła ją pytaniami.
- Potem ci opowiem, teraz spróbujmy złapać jakąś bryczkę. - El rozejrzała się szukając wzrokiem postoju.
- Dobrze.- odparła spolegliwie diabliczka i wszystkie trzy ruszyły ku postojowi bryczek. Taki środek transportu był co prawda droższy, ale wygodniejszy. Niemniej stać je było, wszak dostały niedawno wypłatę. Wsiadły po kolei do jednej z nich i gdy już się rozsiadły w środku, należało podać woźnicy cel podróży.
El podała swój domowy adres i westchnąwszy ciężko wtuliła się w siedzącą obok krasnoludzicę.
- To był intensywny wieczór.
- Mhmm… w tym się muszę zgodzić. - piersi Fulli były duże i miękkie jak jej ciotki. I poruszyły się przy jej głośnym oddechu. Frolica przyglądała się temu z łobuzerskim uśmiechem siedząc po drugiej stronie.
- Podobało ci się. - El niby jedynie dla wygody ułożyła dłoń na udzie Fulli.
- To piękny lokal i muzyka też była piękna.- odparła wymijająco krasnoludzka przyjaciółka.
- A kostiumy? Według mnie były niesamowicie barwne i bogate. - El mrugnęła do diablicy tak by Fulla nie mogła tego zobaczyć.
- No… były bardzo barwne i bogate i skąpe w materiał.- policzki Fulli lekko się zaczerwieniły.
- Och ale za to pokazywały bardzo okazałe skarby. - El uśmiechnęła się i wtuliła mocniej w krasnoludzicę.
- Eche… bardzo… choć to takie niewłaściwe.- wtulona w miękki biust Fulli czuła jak jej oddech przyspiesza. Jak i tętno też. Serce biło krasnoludzicy bardzo intensywnie.
- Im się to podobało, widowni z pewnością również. - Dłoń El niby niechcący powędrowała w górę uda krasnoludzicy. - więc to chyba było właściwe… w tamtym miejscu.
- Było bardzo artystyczne… ale dobrze wychowane krasnoludy… - głos jej nieco zadrżał, gdy paluszki panny Morgan wodziły po niej przez materiał. Nie była jednak do końca świadoma przyczyny tego załamania, więc ignorowała dotyk El.- ... nie powinny chyba takich rzeczy oglądać, lub w nich uczestniczyć.
- Musi być ciężko, być dobrze wychowanym krasnoludem.- mruknęła dotąd milcząca Frolica.
- Oj tak.- potwierdziła Fulla.
- Pytanie tylko.. - dłoń El wędrowała po udzie krasnoludzicy. - ...po co? Czemu ma być tak ciężko?
- Bo tak zachowują się klanowe krasnoludy. Krasnolud który zachowuje się jak ciocia Amaralde jest wyrzucany z klanu. Aczkolwiek ona do żadnego nie należy. - wyjaśniła Fulla lekko się wiercąc, bo zrobiło się jakoś dziwnie niewygodnie. Niemniej nie uciekała od dotyku El, ani jej głowy bezwstydnie wtulonej w miękki biust.
- Więc ważne jest być klanowym krasnoludem, żyć w ten ciężki sposób, może z mężczyzną, którego nie będzie się kochać? - Wymruczała El i niby od ruchu wozu otarła się policzkiem o pierś Fulli.
- Miłość nie jest konieczna. Wystarczy wzajemny szacunek?- zapytała retorycznie Fulla i westchnęła głośno próbując oddechem wyrzucić z siebie podekscytowanie wywoływane przez El. Cóż… była biedną naiwną dziewczyną chowaną przez surowego ojca, który nie przestrzegał własnych zasad. Wszak to co słyszała wieczorami było dowodem na bardzo intensywne akty miłosne.
- Ale czy nie można mieć i szacunku i odpowiedniego partnera i miłości? Czy nie wystarczy tylko poszukać? - El oparła dłoń na podołku Fulli.
- Cóż… rodzice mi szukają męża.- westchnęła cicho Fulla drżąc pod dotykiem El.- I może się w nim… zakocham? A jak z tobą Elizabeth… ojciec z mamą pewnie też mają na oku jakichś kawalerów dla ciebie?
- Nie… dawno się poddali. - Czarodziejka zaśmiała się wprawiając pierś krasnoludki w drżenie. - Kto by chciał dziewczynę przyjaźniącą się z prostytutkami?
- Dziewczynę która pracuje na uniwersytecie i zarabia coraz lepiej?- jęknęła głośno Fulla i zakryła oczy i czoło dłonią. - Znajdą się tacy na naszej ulicy.
- Szybko ich wyprowadzę z błędu. Partnera… jeśli to kiedykolwiek się stanie. Wybiorę sobie sama. - El oderwała głowę od piersi krasnoludki i uśmiechnęła się tuż przy jej twarzy.
- Ja bym… tak nie potrafiła. - odparła wstydliwie Fulla.- Nie śmiałabym.
- Myślisz, że mama by cię nie poparła gdybyś powiedziała, że kogoś kochasz? - El usiadła i wyjrzała przez okno. - Nie jesteśmy kobietami, które w posagu mają wielkie majątki, wierzę że naszym rodzicom zależy głównie na naszym szczęściu.
- Może… gdybym kogoś kochała. Ale nie kocham.- wzruszyła ramionami Fulla zerkając na czarodziejkę.
- To może czas poszukać? - El rozpoznała kilka budynków. Wjechały do Downtown.
- No wiesz? Nie wypada. Zresztą nie wiem jak. - odparła oburzona Fulla, choć brakło ognia temu gniewowi, brakło żaru. To oburzenie było tak jakby na pokaz.
- Spytaj mamę? Albo ciocię Amaralde. - El zaśmiała się. - Nie musisz się jak ona rozbierać na scenie, ale uwierz to na pewno kobieta o wielkim doświadczeniu.
- No… gdyby się tatko dowiedział, że wypytuję o takie rzeczy ciocię Amaralde.- zaśmiała się nerwowo Fulla. - Nie lubią się i to bardzo.
- A kto mu to powie? - El szturchnęła krasnoludzicę. - Obiecałam, że cię przyprowadzę jeszcze. Może następnym razem wejdziesz na zaplecze. Nie będzie cię peszył pokaz i porozmawiacie nieco.
- Nie wiem. Chyba nie powinnam.- zawahała się Fulla rumieniąc.
- Zobaczymy.- dodała wymijająco.
- Ja chętnie ci potowarzyszę. - El poczuła jak powóz się zatrzymał, za okienkiem zobaczyła drzwi swojego domu. - Widzimy się na śniadaniu. Ani mru mru o tym co było w Śrubce.
- Oczywiście.- Fulla wysiadła wraz z nimi, wszak mieszkała dom obok. Uśmiechnęła się niemrawo. - Do jutra.
- Dobranoc. - El poprowadziła Frolicę do swojego domu. - Chcesz się wykąpać?
- Jest już dość późno.- oceniła diabliczka oplatając kochankę w pasie.- Ale z drugiej strony jutro nie musimy wcześnie wstawać. Więc mogę skorzystać.
- Może dam ci jeszcze jedną informację zanim podejmiemy decyzję. - Czarodziejka weszła do domu i rozejrzała się. - Będzie trzeba nanieść wody ze studni i ją nagrzać. Mogę ponosić już przywykłam, ale byłabym wdzięczna jakbyś popilnowała tej co będzie się gotować.
- Robię się śpiąąąca.- odparła diabliczka i przeciągnęła się leniwie. Po czym uśmiechnęła do przyjaciółki. - Dobrze… pomogę ci.
Na podwórku El napełniła dwa wiadra. Z jednym kobiety udały się do kuchni, gdzie czarodziejka przelała jego zawartość do odpowiedniego gara i postawiła na piecu. W domu zawsze podtrzymywano minimalny ogień bo na piętrze od tego ogrzewane były sypialnie.

Gdy diabliczka pilnowała gotującej się wody ona wniosła 4 wiadra wody ze studni na piętro i uzupełniła balię. Kanalizacja na uczelni była niesamowitym udogodnieniem, jednak Downtown było jej w znacznej mierze pozbawione. Na szczęście teraz wystarczyło dolać tylko wrzątek, którego pilnowała Frolica i miały idealną kąpiel.
Rogata przykładała się do pilnowania siedząc w kuchni i machając leniwie ogonem wpatrywała się w gotującą wodę. Całkowicie skupiona na swoim zadaniu nie zauważyła powrotu czarodziejki.
- Chodźmy. - El podała jej jeden z ręczników, a sama wzięła drugi by wspólnie wnieść gar z gorącą wodą na piętro.
- Tuż za tobą. - odparła z uśmiechem diabliczka podążając za czarodziejką.
Wejście wspólne po schodach z gorącym garem nie było łatwe, ale w końcu udało im się wlać wrzątek do balii, przez co znajdująca się w niej woda, stała się ciepła w sam raz do kąpieli. - Wskakuj. - Czarodziejka wydobyła ze stojącej w łazience szafeczki czyste ręczniki.
Diabliczka kręcąc pupą zaczęła się powoli rozbierać. Najpierw spódnica, a potem kolejne części garderoby osuwały się na podłogę.
- Co robimy jutro?- zapytała zaciekawiona Frolica.
- Odpoczniemy, zjemy śniadanie, a potem wróciłabym na akademię. - Elizabeth rozbierała się szybko, by woda nie ostygła. - Chciałabym odwiedzić Clarice i wieczorem mam umówione spotkanie.
- Tak ci się spieszy do roboty? Mamy cały dzień wolnego, więc… ja nie bardzo chcę.- odparła golutka diabliczka wskakując do balii.- Gorąca.
- A masz jakiś pomysł? - El weszła do wody chwilę za diabliczką i oparła plecami o jej piersi.
- Nie… - Frolica objęła dłońmi piersi kochanki i ścisnęła je drapieżnie. Powoli ugniatając i masując je spytała.- Hmm.. nie powiedziałaś co tak długo robiłaś za kulisami.
- Pamiętasz gostka, którego ci pokazałam. - Czarodziejka odezwała się szeptem, delikatnie chlapiąc wodą dłońmi i licząc, że to je zagłuszy na wypadek ciekawskich uszu. - Poszedł za mną.
- Mhmm…- mruczała diabliczka kąsając szyję czarodziejki kiełkami, ugniatając zachłannie piersi i końcówką ogona wodząc pomiędzy jej udami.
- Powiedziałam mu nie… weszłam na zaplecze. - Głos El stawał się coraz bardziej rozpalony. - Ale gdy wyjrzałam on tam nadal był.
- Och… nie posłuchał twojego “nie” ?- zaśmiała się ironicznie diabliczka wodząc językiem po szyi, a ogonem po kobiecości czarodziejki.
- Yhym.. wziął mnie w składziku. - Czarodzieja zadrżała od dotyku diablicy.
- To tak wygląda twoja grzeczność? Miałyśmy… ty miałaś z Fullą… być grzeczne.- mruczała Frolica bawiąc się ciałem uwięzionej w jej objęciach kochanki. Miękkie piersi diabliczki ocierały się o plecy El, a ogon pocierał prowokująco kwiatuszek.
- To.. twoja wina… pobudziłaś mnie. - Morgan poruszyła biodrami ocierając się o ogon diablicy.
- Moja wina… akurat.. to ty masowałaś mój ogon.- przypomniała jej Frolica boleśni ściskając piersi kochanki i ocierając je o siebie.
- Bo ty bawiłaś się moim udem. - El prawie jęknęła. - Wymyjmy się i chodźmy do sypialni.. tu jest szczelina pod drzwiami.
- Tym lepiej… prawda? - zachichotała się złowieszczo Frolica lekko napierając czubkiem ogona na kobiecość kochanki.
- M.. nie… moi bracia. - Czarodziejka z całych sił walczyła z tym by nie nabić się na ogon diablicy.
- No tak… to by nie było zabawne. - mruknęła Frolica i przesunęła palcami po brzuchu kochanki. - No… ale to był głupi pomysł, myć się razem.
- Długo myłam się z braćmi.. albo mamą… - El odchyliła głowę i pocałowała diablicę w policzek. - Nie trzeba nosić tyle wody.
- Będziesz musiała mnie trochę zabawić… postaram się być cicho.- Frolica wypuściła kochankę ze swoich okowów i dała lekkiego klapsa w pośladek. - Bądź co bądź nie jestem twoją mamą.
Czarodziejka obróciła się w balii i pocałowała diablicę. Powoli przesunęła jedną ręką od szyi, pomiędzy piersiami, do kobiecości diablicy i tam delikatnie pogładziła jej zewnętrze.
-Idzie ci nieźle…- zamruczała jej kochanka całując usta El i językiem wodząc po szyi. -... chyba ci się nie spieszy do tej sypialni.
El parsknęła i powróciłą do przerwanego pocałunku. Powoli zanurzyła palce w kwiecie kochanki sięgając od razu jak najgłebiej.
Cichy jęk wprost w usta całującej kochanki, by jedyną oznaką przyjemności. Nie licząc oczywiście drżącego ciała uległej obecnie kochanki… i wilgotnych oznak jej pożądania, które czarodziejka czuła wodząc palcami. Czując że partnerka jest rozpalona, El zaczęła poruszać palcami szybciej, mocno rozpychając się w kobiecości diablicy.
Frolica boleśnie wgryzła się w ramię kochanki, niemalże do krwi… by powstrzymać głośne jęki próbujące wyrwać się z jej gardła. Jej ciało niemalże pulsowało i lubieżnie mlaśnięcia były coraz głośniejsze… i zwiastowały szybko zbliżające się spełnienie rogatej.
El podążała więc tą ścieżką chcąc doprowadzić diablicę nim obu im przestanie się udawać panować nad sobą.
W końcu ciało rogatej się spięło, jej kiełki sprawiły że ból połączył się z cichym jękiem ekstazy gdy Frolica doszła. Diabliczka zadrżała i jej ciało zwiotczało.
- Przepraszam… ale tylko tak mogłam być cicho.- wytłumaczyła.
- Nic się nie stało. - El oblizała palce i sięgnęła po stołeczek ook bali po mydło. - Umyjmy się szybko i chodźmy do łóżka.
- Ano… w końcu tam nie będzie wymówek. I będziesz cała moja… - zamruczała Frolica sama też biorąc się za mycie.
El zaśmiała się cicho.
- Jesteś niezmordowana. - Wymyła się i pomogła diablicy z plecami.
- Ja nie miałam kochanka w składziku… - odparła z uśmiechem rogata kończąc kąpiel. - Więc nie miałam okazji się zmęczyć.
- Co prawda to prawda. - El wyszła z balii i podała diablicy ręcznik. - To podobno jakaś szycha w ratuszu… ktoś od porządku publicznego. Mam pewną obawę, że władowałam się w kłopoty.
Rogata zaśmiała się głośno wycierając się.- I to w duże… jeśli ma zazdrosną żoną. W innym przypadkiem jesteś tylko kolejnym ślicznym tyłeczkiem który może sobie dodać do listy podbojów.
- Twierdził, że ma wiele kochanek. - El owinęła się ręcznikiem i zebrała ich rzeczy. - Jak dobrze pójdzie.. już mnie nie pamięta.
- I pewnie tak jest. Więc nie masz się czym martwić, poza mną.- odparła z uśmiechem Frolica zabierając swoje rzeczy również owinięta ręcznikiem.
- Muszę się tobą martwić? - El udała zaskoczenie i poprowadziła je schodami na piętro. Nie wylewała wody, mama często korzystała z takiej pełnej bali by wrzucić brudne ubrania.
- Tak… - ogon diabliczki niczym bicz uderzył w pośladek czarodziejki, gdy dodała. - ... bo może nie zdążymy przed dotarciem do łóżeczka?
Czarodziejka chwyciła za dłoń Frolicy i pociągnęła ją szybciej w kierunku swojej sypialni.
- Widzisz… jestem straszna.- zachichotała diabliczka podążając za nią.
- Okrutne diablę z ciebie. - El wprowadziła diablicę do swojej sypialni. Wrzuciła ubrania do kosza na brudy i szybko zamknęła za nimi drzwi.
Frolica zdarła z niej ręcznik i popchnęła na łóżko czarodziejkę. Uśmiechała się drapieżnie przyglądając nagiej kochance na łóżku.
Czarodziejka zagryzła wargi spoglądając na górującą nad nią kobietę. Czuła się dziwnie. Nigdy nikogo tu z nią nie było… no może bracia, gdy byli dużo młodsi i czasem się bali.
- No proszę… cała moja…- wymruczała diabliczka stawiając stopę na kobiecości El i masując ją powolnym ruchem nogi… powoli odwijała ręcznik z uśmiechem, oblizując wargi lubieżnie.
Czarodziejka zasłoniła dłońmi usta gdyż już sam dotyk chłodnej stopy na jej rozpalonej kobiecości chciał wyrwać z jej ust jęk rozkoszy.
- No… będziesz miała problem… - nacisnęła mocniej Frolica poruszając stopą i sama dotykając własną kobiecość, gdy przyglądała się kochance. El wyprężyła się i rozchyliła mocniej nogi. Spod jej dłoni wyrwał się cichy pomruk.
- Może jednak knebel? - Zaproponowała szeptem.
- Byłoby za nudno wtedy… prawda?- mruczała diabliczka dotykając się na oczach kochanki. Prężyła swoje ciało, wodząc po jego krągłościach palcami. I stopą pocierając wrażliwy obszar między udami El. Głośny kobiecy jęk wyrwał się z ust… na szczęście należały one do Galiny. Cóż… ściany były cienkie.
Czarodziejka zadrżała spoglądając na diabliczkę. Zęby zagryzła na własnej dłoni. Niestety wiedziała, że tak dobrze jak ona słyszy mamę Fulli to jej bracia mogą słyszeć ją, a potwornie miała ochotę pojęczeć. Co prawda… jej bracia byli dalej, więc do ich pokoju rzadko dochodziły jęki i sapania rodziców przyjaciółki. Co innego tutaj… słyszała skrzypienie łoża i męskie odgłosy i ciche jęki Galiny. Zapewne podobnej do siostry. A Frolica przeszła do następnej fazy dręczenia… bo zsunęła stopę, kucnęła między rozchylonymi udami i poczęła lizać intymny zakątek niczym lodowy smakołyk.
El nie wytrzymała i z jej ust wyrwało się ciche westchnienie. Rozchyliła szerzej nogi zapraszając diabliczkę do dalszych działań.
Język sięgnął głębiej i zaczął się wić. Frolica leniwie masowała uda czarodziejki dłońmi, przylegając twarzą do jej łona… a wszystko okraszały odgłosy figli siostry Amaralde i jej męża.
Czarodziejka chwyciła kant poduszki i zagryzła na nim zęby. Czuła, że zbliża się do szczytu, nie mogła sobie jednak pozwolić na okazywanie tego jak małżeństwo za ścianą.
Frolica jednakże próbowała pokrzyżować jej plany, sięgając palcami pomiędzy pośladki i delikatnie pocierając wrażliwy obszar. Spoglądała na kochankę równie łobuzersko co łakomie.
El zaskomlała czując dotyk między pośladkami. Bała się, że nad sobą nie zapanuje, że bracia.. lub rodzice usłyszą. Jednak jej ciało działało wbrew głowie. Oparłszy się stopami o pościel uniosła nieco pupę.
A diabliczka wykorzystała to, by sięgnąć wygodnie dwoma palcami i zdobyć niegrzeczny zakątek El. Teraz pieściła oba wrażliwe obszary, jeden wijącym się wężowo językiem, drugi władczymi szturmami dwóch palców. A wszystko potęgowały jęki Galiny, tak podobne do odgłosów wydawanych przez Amaralde, gdy El była z nią w intymnej sytuacji.
Czarodziejka zacisnęła dłonie na pościeli, a zęby coraz mocniej zagryzała na poduszce czując jak zbliża się do szczytu. Po tym jak Amaralde ją posiadła za pomocą tego urządzenia, nie czułą już bólu w pupie. Pozostała tylko narastająca, trudna opanowania przyjemność. W końcu czara się przelała i El doszła. Jej ciało wygięło się w łuk, po czym ciężko opadło na pościel.
- Jeszcze z twoją pupą nie skończyłam. Obróć się i wypnij ją….- mruknęła Frolica zaprzestając pieszczot, przy cichych jękach dochodzącej za ścianą Galiny.
- Co jeszcze od niej chcesz.. - El przez chwilę łapała oddech, widząc jednak rozpalone spojrzenie diablicy obróciła się na brzuch i wypięła mocno.
- Dobrze wiesz..- zachichotała diabliczka i El poczuła głośnego klapsa na wypiętym pośladku. Jej kochanka była dziś w drapieżnym nastroju i zdecydowanie miała ochotę byś dziś jej panią.
- F..Frolico to słychać. - Czarodziejka musiała ponownie zacisnąć dłonie na prześcieradle.
- Mhmm… możliwe… - kolejny klaps wprawił pośladek panny Morgan w drżenie. -... mam przestać?
El zamilkła na dłuższą chwilę. Jej pragnienia walczyły z tym co podsuwała głowa. Obok byli bracia.. rodzice, a ona tak bardzo pragnęła być zdominowaną.
- Tak… proszę. - Z trudem wydusiła z siebie te słowa.
- Więc żadnego narzekania… bo zawsze może mi coś głupszego wpaść do głowy.- odparła ze złowieszczą szczerością Frolica mocniej uderzając dłonią o pośladki czarodziejki i głośniej. Pupa zaczęła się lekko czerwienić.
El przytaknęła ruchem głowy i poddała się woli diablicy. Kolejne uderzenia dłoni znaczyły pośladki czarodziejki… mocne i głośne. Potem dołączyły do nich lubieżnie muśnięcia języka.
Ciepłego i wilgotnego… łagodzącego pieczenie skóry.
Czarodziejka zgarnęła poduszkę i wtuliła w nią swoją twarz. Czuła jak pieczenie zamienia się w podniecające ciepło. Jak jej jeszcze nie ostygły kwiat ponownie się rozpala.
- No proszę… - jej kochanka też już to zauważyła, delikatnie musnęła kwiatuszek El palcami.-... taka rozpalona. Często ci się to zdarzała taka sytuacja w tej sypialni?
- Pierwszy raz. - El przyznała się szczerze do dziewiczości swojego pokoju. - Wiesz… jeszcze niedawno… byłam dziewicą.
- Doprawdy? Nie mówię o figlach ze mną… tylko o… takiej sytuacji… między udami.- palce diabliczki nacisnęły wrażliwy kwiatuszek kochanki.
Czarodziejka zaśmiała się.
- Nie.. to nie pierwszy raz. Słyszysz… - El wtuliła nagle głowę w poduchę powstrzymując jęknięcie. - słyszysz co mam za ścianą.
- Chciałabym to zobaczyć…- mruknęła z zaciekawieniem rogata dając kolejnego klapsa kochance.
- Musiałabyś przestać… - Czarodziejka z trudem panowała nad swoim głosem.
- Przestanę…- diabliczka cmoknęła pośladek kochanki i cofnęła się z uśmiechem, by zrobić kochance miejsce.
Czarodziejka opadła na pościel, a potem przewróciła się na plecy rozchylając szeroko nogi. Spoglądając na diablicę sięgnęła do swojej kobiecość i zanurzyła w niej palce.
Kochanka przyglądała się temu z zaciekawieniem i pożądliwością, jej własny ogon muskał końcówką jej obszar między udami.
El widząc to sięgnęła do swej kobiecości drugą ręką i zanurzając w niej palce, pozostałymi masowała swój wrażliwy punkt na zewnątrz.
Dotykając siebie czarodziejka obserwowałą podobne pieszczoty u rogatej. Tylko bardziej subtelne. Oraz samym ogonem. Być może nawet nieświadomie.
Przyglądała się zabawie El z lubieżnym uśmiechem i nasłuchując głośnym odgłosów rozkoszy za ścianą. Czarodziejka doszła po chwili ponownie zasłaniając usta dłonią. Zdyszana opadła na łóżko, starając się złapać oddech.
Po drugiej ścianie zaś zrobiło się cicho. A diabliczka wdrapała się na zbierającą się pannę Morgan wykorzystując fakt, że nie miała siły się bronić.
- A teraz… spraw przyjemność swojej pani.- klęcząc nad El przycisnęła swój intymny zakątek do ust kochanki, ogonem sięgając do jej kobiecości.
El przywarła ustami do kobiecości kochanki. Jej język od razu zanurzył się w wilgotnym ciele.
- Mmm… dobrze… sobie radzisz.- jęknęła rozpalonym głosem diablica, nagradzając pieszczotą ogona kobiecość panny Morgan, napierała lekko biodrami na twarz czarodziejki domagając się więcej.
El robiła co tylko było możliwe w stanie i pozycji, w której się znalazła. Czuła jak jej głowa odpływa po całym dniu rozrywek.
- Nie zapominaj o mnie… - zamruczała karcąco diabliczka wzdychając głośno i mocniej poruszając biodrami.- … och… chyba będziemy musiały częściej ćwiczyć…
Jej ogon naparł i podbił kobiecość El, a jej biodra poruszały się wahadłowym ruchem dominując leżącą pod nią pannę Morgan.
El skupiła się bardziej na kochance ssąc ją mocno i zapominając się w tym szaleństwie.
Rozkosz dopadła je obie znienacka i zakończyła się głośnym jękiem rogatej i zduszonym Elizabeth. Potem obie opadły na łóżko łapiąc oddech. Frolica wtuliła się w ciepłe ciało kochanki i po prostu ziewając stwierdziła.
- Jestem zmęczona… idziemy spać.
- Ty się jutro tłumaczysz mojej rodzince. - Wymruczała sennie El, wtulając się w kochankę.
- Jestem jedną kochanek waszej córki.- mruknęła lubieżnie Frolica zasypiając.
- Dobra.. po prostu zwalę winę na ciebie. - Czarodziejka kąsnęła skórę diablicy i wtuliła się w jej pierś.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-08-2020, 10:43   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Lubiła takie poranki wtulona miękkie ciepłe poduszki, w swoim ukochanym pokoju i łóżeczku. Obudziły ją kroki po schodach i korytarzu. Po chwili El zorientowała się że to jej matka idzie ku nim, zapewne po to by je obudzić i zaprosić na śniadanie. Co prawda nie było w tym nic dziwnego że spały razem… ale to że były nagie, już mogło przynieść na usta parę pytań.
El poderwała się, szybko nakryła Frolicę i podbiegła do szafy by narzucić na siebie koszulę nocną.
- Jak ci się spało? Miałam wrażenie że sąsiedzi byli wczoraj wyjątkowo głośni.- rzekła cicho na powitanie Adelaide otwierając ostrożnie drzwi.
Czarodziejka zasłoniła palcem usta i wskazała na śpiącą pod kołdrą diablicę. Narzuciła na siebie szlafrok i wyszła do mamy na korytarz.
- Potwornie hałasowali, ale sobie porozmawiałyśmy. - El uśmiechnęła się do matki.
- Jakie masz plany na dziś i jak się udała wasza wyprawa wczoraj? Późno wróciłyście z tej Śrubki? - zapytała matka z uśmiechem.
- Było dosyć późno, ale wzięłyśmy dyliżans. - Czarodziejka oparła się o ścianę korytarza. - Niesamowite mają te kostiumy. Dużo odsłaniają, ale naprawdę piękna robota. Och… i gadałam z ciocia Fulli. Podobno zna kupców z Chinatown… może ktoś zajmuje się jedwabiem.
- Jedwab jest drogi moja droga. - przypomniała jej matka.
- Wiem. Ale odłożę nieco z tej pensji.. z kolejnej, a może jak ciocia Fulli ma kontaktu uda się go kupić nie tak drogo. - Elizabeth nie trafila wiary w możliwość zakupy materiału, kto wie.. może po wyprawie z Johnsonem też wpadnie jej nieco gotówki.
- Nie wiem czy powinnaś. Raczej zbieraj na posag.- odparła ciepło Adelaide i pogłaskała córkę po policzku.
- Jeszcze mam na to czas. - El zaśmiała się cicho. - Chciałabym tam popracować z rok, mieć naprawdę coś swojego.
- No cóż… jesteś dorosła. - uśmiechnęła się Adelaide. - Masz prawo decydować o tym co zrobisz ze swoimi pieniędzmi.
- Wiesz, że chciałabym kiedyś wrócić do szycia. - El odpowiedziała uśmiechem na uśmiech matki. - Może się ubiorę i zejdę do kuchni na kawę? Tata wrócił?
- Tak. Jeszcze śpi, ale na śniadaniu będzie.- odparła matka i uśmiechając się dodała.- Twoja przyjaciółka jest uroczą młodą damą.
- Też stara się znaleźć swoje miejsce. - Czarodziejka zerknęła na drzwi za którymi spała Frolica. - To bardzo ciepła istota.
- Hmmm… o jej rodzaju mówi się różne rzeczy. Że są pozbawione pruderii. Ufam że w tej materii nie muszę się martwić?- zapytała cicho Adelaide i dodała. - Wkrótce córka Piddingtonów ma wyjść za mąż. Mogłabym… wcisnąć i ją i ciebie na to weselisko. Będzie pewnie trochę obiecujących kawalerów na nim.
- Nie chciałabyś bym celowała wyżej? - El mrugnęła do matki. - Frolica ma swój charakterek, ale nie musisz się martwić.
- Nie wiem w co celujesz moja droga.- zaśmiała się cicho Adelaide. - Czyżby jacyś czarodzieje wpadli ci w oko?
- Raczej nie ale chyba mogłabym spróbować się dostać do gildii krawieckiej. - El zamyśliła się nad propozycją Samuela, musiała ją choć wiedziała, że najpierw musiałaby zakończyć robotę dla Cycione. - Chcę spróbować, na ślub jeszcze będzie czas.
- Gildia to z pewnością awans. Choć wolałabym żeby moja córka była bardziej niezależna. Gildie to mnóstwo obowiązków.- odparła po namyśle Adelaide.
- Ale też kontakty, dostęp do klientów i materiałów. - El przytaknęła i po chwili namysłu, widząc że mama chyba chce z nią porozmawiać, poprowadziła Adelaide na dół nie zważając na swój mało wyjściowy strój. - Nie zaszkodzi spróbować, nie wiem i tak czy będą chcieli kogoś takiego jak ja.
- Podpiszesz cyrograf. Do gildii ciężko wejść, ale jeszcze ciężej się z niej wydostać.- odparła Adelaide i zabrała sie z przygotowanie kawy dla siebie i córki.
- Na razie muszę odłożyć nieco pieniędzy. - El westchnęła. - Ale wiesz jak wygląda praca poza gildią. Zbyt bogaci klienci, nie, bo się przyczepią. Zlecenia takie jak Śrubka też nie.
- To prawda… nie jest łatwo.- zgodziła się Adelaide, a potem Elizabeth została podstępnie napadnięta. Męskie ramiona otuliły ją znienacka, a usta poczęły całować po policzku.
- Córeczko. Tak żeśmy się o ciebie martwili. Mama nie przespała pierwszej nocy.- no tak.. tata przyszedł się przywitać.
El objęła ojca mocno.
- Tęskniłam. - Uśmiechnęła się do taty.
- I jak sobie tam radzisz? Nie biedujesz? Nie wykorzystują cię? Nie chodzisz głodna? Bo chyba straciłaś na wadze. - rodzic zasypywał ją pytaniami.
- Po prostu muszę nieco więcej podźwigać. - El zaśmiała się ciepło. - Jestem najedzona, właśnie dostałam pierwszą pensję, jest tam wiele życzliwych osób, które mi pomagają. Jest dobrze tato.
- Cieszę. Jak wiesz ja sam też mam duże zlecenie, więc może nie będziesz musiała tak dłu...- zaczął mówić Henry, ale żona go syknięciem uciszyła. Tymczasem do kuchni weszła Fulla i zamarła na moment przyglądając się El, potem zarumieniła, a potem cicho przysiadła przy stole. No tak.. szlafrok nieco zmiętoszony przez ojca, odsłonił nieco więcej na biuście. Rodzice nie zwracali na ten detal uwagi, bo i nie bardzo było na to, ale krasnoludzka przyjaciółka już tak… zwłaszcza po “naukach” z wczorajszego wieczoru.
- Tato… w warsztacie i pracowni przydałby się remont, no i pamiętaj o moich dwóch braciszkach. - Czarodziejka roześmiała się ponownie i poprawiła swoje ubranie mrugając do Fulli. - Dzień dobry.
- Cześć.- odparła cicho Fulla rumieniąc się i uciekając wzrokiem na bok. Adelaide zaś rozlała kawę do kilku kubków.
- Ale córeczka tatusia jest tylko jedna.- dodała ze śmiechem.
- Poradzę sobie tato. - El podała kubek z kawą. - A co do planów na dziś.. - czarodziejka powróciła do przerwanego tematu. - Nie miałam ich na dziś, ot planowałam odpocząć. Muszę wrócić przed wieczorem na uczelnię, gdyż obiecałam coś oddać pewnej bibliotekarce.
- W tym domu się nie próżnuje. - przypomniała surowo matka.
- Więc może, pomożemy wam w czymś? A raczej ja chętnie pomogę. - El uśmiechnęła się do matki.
- Zawsze mamy pracę przy bieliźnie. - odparła wesoło Adelaide.- Albo zakupy, albo pranie.
Czarodziejka ucieszyła się.
- Tak dawno nie szyłam…. - El upiła kawy i zerknęła na górę. - Tylko obudzę może Frolicę i spytam co ona na to.
- Oczywiście, tym bardziej że twoja przyjaciółka jest śpiochem. Tę wadę powinno się skorygować. - oceniła Adelaide popijając kawę.
- W pracy daje radę wstać. - El zaśmiała się. - No i wiesz mamo...wczoraj było ciężko zasnąć. - Mrugnęła do Adelaide i ruszyła w kierunku drzwi by obudzić Frolicę.
Diabliczka korzystała w pełni z faktu, że dziś miały wolne śpiąc i nawet pochrapując. Nie wyglądała na chętną, by w dzień wolny od pracy… dalej pracować. Ba, nawet wstawać się jej nie chciało.
El przysiadła na łóżku, odsłoniła pupę diablicy i pomasowała podstawę jej ogona.
- Pora wstać.
- Nie chcę…- burknęła zaspana diabliczka kręcąc pośladkami.
- Zaraz będzie śniadanie, a potem chciałabym pomóc rodzinie. - El delikatnie naparła palcem na tylny otworek Frolicy.
- W ten sposób… jej nie pomożesz.- diabliczka owinęła ogonem rękę Elizabeth i spojrzała na nią. - Co robisz tą rączką?
- Staram się ciebie wybudzić. - Czarodziejka pomachała przed nosem diablicy kubkiem z kawą.
- Starasz się też coś innego zrobić. - uniosła się z łóżka i naprężyła lubieżnie.
- Chciałabym, ale powinnam wrócić na dół. - El podała diablicy kubek z kawą, a sama wstała z łóżka by się ubrać.
- A co jeśli cię powstrzymam?- zaśmiała się cicho diabliczka pijąc kawę i przyglądając się działaniu czarodziejki.
- To moje wymówki o tym, że to rodzice Fulli tak hałasowali pójdą na marne. - El zdjęła szlafrok i koszulę nocną i zaczęła się ubierać.
- Będziesz musiała wymyślić nowe wymówki.- odparła zadziornie rogata i wykorzystała chwilę, gdy panna Morgan była pochylona, by ogonem uderzyć o jej wypięte pośladki.
El wyprostowała się gwałtownie, prawie się wywracając, o dopiero co wciągane majtki.
- Frol… - Skróciła imię przyjaciółki spoglądając na jej ponętne ciało. - Naprawdę chcę im nieco pomóc.
- Chyba radzą sobie całkiem dobrze.- Nadal siedziała na łóżku naga i z bezczelnym uśmieszkiem, machnęła znów ogonem ponownie uderzając ogonem o pośladki kochanki.- Twój ojciec ma intratną fuchę. Nie potrzebują pomocy.
- Wiem… inaczej bym się nie wyprowadziła, ale jak tu jestem to chcę z nimi pobyć. - Czarodziejka naciągnęła majtki na pupę. - A mama powiedziała, że jest przy czym pomagać.
- Mhmm… a co ja mam robić?- zamruczała Frolica wzruszając ramionami.
- Na co masz ochotę. - El nałożyła gorset i przysiadła na łóżku by naciągnąć pończochy. - Możesz też pomóc, a jak nie to mogę ci wskazać kilka miejsc w okolicy, knajpek… sklepów.
- Na wylegiwanie się w łóżku do południa, a potem…. potem się zobaczy. - zamyśliła się diabliczka z lubieżnym uśmiechem. Dopiła kawę dodając. - Będzie z tym kłopot?
Czarodziejka wzruszyła ramionami.
- Moja mama będzie mi marudzić ale to tyle. Dla niej dzień zaczyna się z pianiem koguta. - El wstała z łóżka, wyjęła z szafy prostą płócienną spódnicę i lnianą koszulę i zakryła nimi dużo bardziej wyszukaną bieliznę.
- Będę tu grzecznie przebywała.- dodała wesoło rogata.- Tak będzie bezpieczniej dla ciebie.
- Czyli nie zejdziesz na śniadanie? - El spięła wysoko brązowe fale swoich włosów.
- A powinnam?- zapytała rogata wstając z łóżka i podchodząc do czarodziejki. Jej dłonie objęły zachłannie piersi przez koszulę El, a usta ukąsiły ząbkami szyję. - Może lepiej nie dawać mi okazji do figli, co?
El westchnęła z rozkoszy.
- Yhym...może lepiej nie. - Wymruczała cicho spoglądając na diablicę coraz bardziej rozpalonym wzrokiem.
- No właśnie…. a skoro mnie zaczepiłaś…- odparła diabliczka ugniatając mocniej piersi kochanki i całując jej kark.- I jesteś już ubrana, a ja naga. To sprawisz mi przyjemność przed opuszczeniem pokoju. A ja pójdę spać…
- Zachłanna…. Tylko bądź cicho. - El klęknęła przed diablicą i od razu sięgnęła wargami do jej kobiecości, chwytając kochankę za pupę.
- Mówiłam żebyś nie dotykała podstawy ogona.- jęknęła diabliczka zakładając nogę na ramię kochanki i dociskając jej twarz do swojego rozpalonego podbrzusza.
El sięgnęła palcami w głąb kochanki, dociskając jej łono do swoich warg.
- I kto… tu jest… zaaachł…- zakrywając usta diabliczka z trudem zdusiła jęk. Jej pieszczone ciało zaciskało się na palcach El i drżało od narastających doznań.
Czarodziejka wiedziała, że nie ma dużo czasu, więc starała się wykorzystać wszystko czego nauczyła się do tej pory, pieszcząc kochankę intensywnie.
I czuła jak przez diabliczkę przechodzi drżenie wywołane falami przyjemności, aż w końcu doszła ze zduszonym desperacko krzykiem.
Czarodziejka uwolniła ją i wstając starannie oblizała palce.
- To teraz bądź grzeczna i do łóżka. - Chciała zabrzmieć spokojnie, ale czuła, że i ją ta sytuacja podkręciła.
- Dobrze…- diabliczka odsunęła się od kochanki i zwinnie wślizgnęła pod kołderkę. Spojrzała z łobuzerskim uśmiechem. - W razie czego wiesz gdzie mnie szukać.
- Ta.. - El przemyła jeszcze twarz w misie z wodą i przepłukała usta. Zabrała pusty kubek i zeszła z powrotem na dół.


Tam już czekała cała rodzina i Fulla przy porannym posiłku. Adelaide widząc, że El schodzi sama spytała.
- A co z twoją przyjaciółką?
- Chce pospać. - El wzruszyła ramionami i dosiadła się do stołu. - Ten tydzień najwyraźniej zmęczył ją bardziej niż mnie.
- Acha. - El dobrze znała to “acha” matki. I ukryty w nim sztylet ironii oraz niewiary. - No cóż… jest gościem, ma prawo. Siadaj do stołu, jedz i opowiadaj o swoim życiu na uczelni.
El nie spodziewała się innej reakcji po matce, ale nie przejmowała się nią.
- Jest dużo pracy. Codziennie dostajemy trzy mieszkania magów do uprzątnięcia.
- Bardzo bałaganią? - zapytała Adelaide. A ojciec spytał.- Dobrze płacą chociaż?
- Płacą dobrze. - El sięgnęła po przygotowane jedzenie. - Co do bałaganienia bywa z tym różnie. Czasem przychodzimy i musimy tylko wymyć łazienkę i odkurzyć pokoje, a czasem wygląda to jakby sztorm przeszedł przez pokój.
- A nie zaczepiają cię tam może? Ci paskudni magowie mogą się imać różnych sztuczek by zbałamucić moją niewinną córeczkę. - Henry miał chyba więcej złudzeń co do dziewiczości córeczki niż Adelaide.
- Szefowa pilnuje by nas nie zaczepiano wbrew naszej woli. - El upiła nieco kawy.
- Niemniej gdyby cię zaczepiano… lub chociaż próbowano zajrzeć pod spódnicę, to wracaj do nas. Żadne pieniądze nie są warte takiego traktowania. - odparł ojciec, a Adelaide spytała. - Wbrew… woli?
- Niektórym pokojówkom odpowiada, że magowie się nimi interesują. - Czarodziejka odpowiedziała matce nim spojrzała na ojca. - Poradzę sobie tato, naprawdę.
- Nie powinnaś się bliżej zapoznawać z takimi pokojówkami. Mogą mieć na ciebie zły wpływ. Ufam że twoja przyjaciółka jest z tych… przyzwoitych?- zapytała matka.
- Mamo… nie pilnuję Frolicy. Najważniejsze, że mnie w nic nie wciąga. - El pokręciła z niedowierzaniem głową.
- To dobrze.- Adelaide zakończyła posiłek i odstąpiła od stołu. Fulla też powoli kończyła jedzenie. - Mamy trochę szycia i poprawek dzisiaj.
- To może posprzątam i wam pomogę? - El odetchnęła w myślach, że temat został zakończony. Może przyjdzie jej kiedyś przyznać się do tego wszystkiego… ale tego dnia nie była jeszcze gotowa.
- Pomoc będzie mile widziana. - uśmiechnęła się Adelaide.
Czarodziejka przytaknęła i zabrała się za sprzątanie po porannym posiłku. Zmyła wszystko, ucałowała ojca, wiedząc że pewnie zaraz pojedzie do pracy i udała się do pracowni by pomóc matce i Fulli.
Obie już pracowały przy poszczególnych detalach nowego kompleciku bielizny. Niewątpliwie na zamówienie kogoś z dużą kieską i kapryśnym charakterem. El spytała matkę w czym może pomóc i zabrała się za wykonywanie poprawek na innej bieliźnie siadając niedaleko Fulli.
Podczas pracy czasem pytała matkę o nowych klientów i co ciekawsze zlecenia, nie chcąc by w ciszy znów pojawiły się trudne pytania.
Dość długo jej się to udawało, niemniej w końcu Adelaide spytała.
- To jak wczoraj było w tej Śrubce. Nauczyłyście się czegoś? Podejrzałyście?-
A Fulla zaczerwieniła się mocno, niczym buraczek.
- Ewidentnie modne są koronki. - El odpowiedziała spokojnie nie odrywając wzroku od zszywanej bielizny.
- A ty Fullo… nauczyłaś się czegoś? - zapytała uprzejmie Adelaide zwracając się na krasnoludzicy. Ta tylko schyliła głowę i czerwieniąc się jeszcze bardziej wydawała z siebie szepty i piski mając problem z formułowaniem słów.
- Dla Fulli było to na razie zbyt szokujące. Pewnie przy kolejnej wizycie byłoby lepiej. - El zamyśliła się. - Amaralde powiedziała, że pewnie mogłaby wejść na zaplecze. Jest tam masa dziewczyn w kostiumach, garderoby. Może to byłoby lepsze.
- Może rzeczywiście trzeba by spróbować. - oceniła Adelaide, a Fulla… próbowała zaprotestować, wydając z siebie jakieś piski i błagalne spojrzenia. Bez powodzenia.
- To z pewnością będzie mniej szokujące. - El szturchnęła delikatnie krasnoludzicę. - naprawdę, powinno być spokojniej.
Zapędzona w kozi róg Fulla poddała się i skinęła jedynie głową.
- Z pewnością nadarzy się okazja. - zamyśliła się Adelaide i spojrzała na krasnoludzicę.- Fulli przyda się łyk wody. Zaprowadzisz ją? Wygląda jakby miała zemdleć od gorąca.
- Oczywiście. - El wstała od stołu. - Chodź. Może chciałabyś kawy?
Krasnoludzica coś wymruczała… a potem skinęła głową.

Czarodziejka sprowadziła ją na dół i zabrała się za przygotowywanie kolejnej porcji kawy ustawiając czajnik z wodą na piecu.
- Aż tak cię to niepokoi? - Spytała zerkając na starą znajomą.
- …- wymruczała Fulla. -....- znów spróbowała. - … eszy.-
- Słucham. - El nachyliła się mocno by usłyszeć krasnoludzicę.
- Peszy… - pisnęła cicho Fulla.
- Co cię peszy? - Czarodziejka musiała niemal przytulić się do Fulli by ją usłyszeć.
- Co… mnie… peszy? Co… mnie peszy? Co mnie peszy?! Przecież tam byłaś! Widziałaś! - krasnoludka wybuchła nagle, a potem umilkła zaskoczona zakrywając swoje usta dłońmi.
- Wybacz, ale wydawało mi sie, że widziałaś siebie w lustrze i widok innych kobiet nawet w negliżu nie powinien być dla ciebie szokujący. - El odsunęła się by zalać ziarna kawy wrzątkiem. W powietrzu uniósł się przyjemny zapach.
- Nie chodzi o strój… tylko o to co robiły w tym stroju… i jak go gubiły. - burknęła Fulla.
- Rozumiem, ale jakie to ma znaczenie? - Czarodziejka oparła się o blat czekając aż kawa się zaparzy.
- Nic… a nic… - odparła znów się czerwieniąc Fulla i unikając wzrokiem panną Morgan. - Nieważne. Zapomnijmy o tym.
- Będzie ci lżej jak się wygadasz wiesz? - El zerknęła niepewnie na krasnoludzicę. - Te kobiety tańczyły tam, rozbierały się. Tak zarabiają na życie. Ale nie robiły tego dla ciebie tylko dla tych wszystkich mężczyzn i kobiet, którzy przyszli by im zapłacić.
- Wiem. Wiem. Po prostu dziwnie się czułam tam siedząc i… w ogóle dziwnie się czułam. I nie powinnam się tak czuć i nie chcę… - Fulla metaforycznie oklapła siadając przy stole.
El przelała kawę do trzech kubków, planując jeden zanieść matce. Inny podała krasnoludzicy siadając obok.
- Co znaczy dziwnie? - Spytała spokojnie upijając nieco z własnego naczynia.
- Dziwnie. - westchnęła krasnoludka rumieniąc się. Napiła ze swojego i dodała pospiesznie.- Nie chcę o tym mówić. Przepraszam.
- Rozumiem. Ale jakbyś chciała… to wal śmiało. - El pogładziła Fullę po ramieniu.
- Śmiałość nie leży w mojej naturze.- bąknęła cichutko krasnoludzica.
- Możemy się umówić na piwo. - Czarodziejka zaśmiała się spoglądając na Fullę.
- Niby tak.- stwierdziła spolegliwie Fulla i poprosiła.- Powiesz mamie, że… dziś nie bardzo mogę pracować? Źle się czuję.
- Jasne. - El wstała od stołu. - Zaniosę jej kawę i przekażę, a ty odpocznij.
- Mogę tu gdzieś? Wolałabym nie wracać do domu.- poprosiła ciszej Fulla.- Tylko nie wiem gdzie. W którym pokoju.
- Hm… ja mogę ci zaoferować moją sypialnię… jeśli nie przeszkadza ci Frolica. - Czarodziejka zamyśliła się. - Śpi jak kłoda tak długo jak nie dotkniesz jej ogona.
- Dobrze… będę pamiętać.- odparła z pewną ulgą krasnoludzica.
- I jakby co… - El zawahała się wstając od stołu. - Po prostu powiedz jej stanowcze nie, dobrze?
Poprowadziła krasnoludzicę na piętro by wpuścić ją do swojego pokoju.
- Jakby co?- zapytała zaciekawiona Fulla podążając za czarodziejką.
- Widziałaś jak zachowywała się wczoraj? - El uśmiechnęła się zerkając za siebie na krasnoludzicę. - Jakby zachowywała się tak dzisiaj.
Wprowadziła Fullę do pokoju gdzie Frolica twardo spała przykryta na szczęście kołdrą. - Połóż się spokojnie obok. Pewnie śpi goła, ale dam ci oddzielny koc.
- Dlaczego goła? Nie wzięła ze sobą koszuli nocnej?- spytała wyrażnie zaskoczona tymi słowami Fulla.
- Po prostu tak ma. - El wzruszyła ramionami. - To kobieta więc mi nie przeszkadza.
Czarodziejka położyła na krawędzi łóżka koc.
- Odpocznij śmiało.
Fulla zaczęła się… rozbierać. Najpierw przepaska, a potem zsunęła suknię powoli odsłaniając przy tym wypiętą pupę w białych acz obszytych koronką majtkach, podwiązki poniżej kolan. Była podobna do cioci, tylko że młodsza i bardziej zgrabna.
El podeszła do drzwi i jeszcze raz obejrzała się na krasnoludzicę.
- Jesteś naprawdę zgrabna. - Uśmiechnęła się do Fulli.
- Dzięki. Aczkolwiek krasnoludom zależy na rozmiarach… pośladków i biustu. - wytłumaczyła Fulla z uśmiechem.- Ty też jesteś bardzo zgrabna…
- I piersi i pupy ci nie brakuje, a nawet jestem pewna, że spokojnie możesz być obiektem westchnień wielu krasnoludów. - El zaśmiała się cicho. - Wracam do mamy.
- Mhmm… nie wiem czy bym potrafiła być obiektem westchnień.- odparła żartobliwie, acz lekkim skrępowaniem Fulla rozpinając koszulę.
- Musiałabyś tylko zechcieć. - El pomachała krasnoludce i zeszła do kuchni po kawę, by wrócić z nią do matki.

- Fulla się słabo poczuła. - Powiedziała stawiając przed Adelaide kubek.
- Dziwne… zwykle jest bardzo twarda i wytrzymała. - zdziwiła się matka. Spojrzała podejrzliwie na El. - Miałyście ją wczoraj na oku, prawda?
- Tak. To po prostu było dla niej bardzo szokujące. - El podała matce kubek i wróciła do swojej pracy.
- A dla ciebie?- zapytała Adelaide z zaintrygowaniem w głosie.
- Te dziewczyny są w pracy. - El wzruszyła ramionami. - Zbyt wiele naoglądałam się przy pracy tutaj nagich kobiecych ciał, by to było dla mnie szokujące.
Adelaide uśmiechnęła się pytając. - Tylko na to zwróciłaś tam uwagę? Nie na muzykę, atmosferę czy… samych gości lokalu?
- Och… atmosfera była niesamowita. Dziewczyny są naprawdę utalentowane. - El nie odrywała wzroku od zszywanego materiału. - Klienci i klientki byli niesamowcie nakręceni.
- Nie wątpię. - odparła matka i skupiła się na swoim kawałku bielizny. Raz po raz wprowadzała kolejne zmiany. - Nie pozwól by cię ta atmosfera pochłonęła.
- Mam inne cele w głowie. - El odpowiedziała spokojnie zerkając na matkę. - Ale jestem ciekawa.. wyrzeklibyście się mnie wtedy z tatą?
- Nie. Jesteś naszą córką. Kochamy cię taką jaka jesteś. - odparła z uśmiechem Adelaide, ale czy naprawdę ją znali?
- Im dłużej jestem na uczelni tym bardziej mam wrażenie, że nie dla mnie życie szczęśliwej żony z gromadką dzieci. - Czarodziejka westchnęła. - Nie to żebym chciała zacząć tańczyć w Śrubce, ale chcę uczyć się więcej.
- Nie napotkałaś jeszcze mężczyzny, który zmieniłby twój punkt widzenia. - odparła ironicznie Adelaide i skupiła wzrok na swojej córce. - A czego chcesz się uczyć?
- Znajoma bibliotekarka powiedziała, że zna profesora, który chętnie pouczy mnie geografii i historii. - El wzruszyła ramionami. - A uczyć się… o świecie, o ludziach.
- To brzmi jak hobby. - stwierdziła sceptycznie matka.- Owszem przydatna to wiedza, ale nie sposób na życie. Elizabeth, bądź realistką, nie zostaniesz nauczycielką. To wymaga czegoś więcej niż korepetycje u profesora.
- Jestem realistką, ale chcę sama spróbować gdzie sięgają moje granice. - El uniosła zszyte majteczki i pokazała je matce.
- Widzę, że nie zapomniałaś moich nauk. - pochwaliła Adelaide i dodała. - Pochwalam twój pęd do wiedzy. Niemniej fach w rękach do podstawa.
- A ja uwielbiam szyć. - Czarodziejka przytaknęła. - To masz tam dla mnie coś jeszcze mamo?
- Niestety nie… chyba cię już nie zatrzymam, acz… młody Tarkens dopytywał się o ciebie. - przypomniała sobie Adelaide. - Może jak się rozejrzysz w okolicy to znajdziesz dla siebie życie żony z gromadką dzieci. To tylko kwestia odpowiedniego męża.
- Wybacz mamo ale młody Tarkens nigdy jakoś nie poruszył mojego serca. A widywaliśmy się dosyć regularnie.
- Ty poruszyłaś jego… - Adelaide próbowała ostatniej desperackiej próby.
El zaśmiała się.
- Nie przypominam sobie choćby kwiatów. - Czarodziejka uśmiechnęła się do matki. - Czyżby was prosił o moją rękę?
- Nie… niezupełnie. Rozmawiałam z Cathy i ponoć zwierzył się swojej matce, że bardzo mu się podobasz. - odparła nieco nerwowym głosem Adelaide.
- Mamo… chyba daleko nam do szlachty czy innych klanów, gdzie układa się małżeństwa. - El machnęła ręką w kierunku, w którym znajdował się dom Fulli. - Jeśli młody Tarkens będzie mną rzeczywiście zainteresowany to to okaże. Może nawet napisać na uczelnię.
- Jest nieśmiały. - odparła matka uśmiechając się lekko. - I oczywiście nikt cię nie zmusza, tyle że… nie rozglądasz się sama za kandydatami.
- Mamo… rozglądam się. Naprawdę chciałabym mieć kogoś dla siebie. - El wstała od stołu i podeszła do matki by ją objąć. - Wierzę, że taki ktoś się kiedyś znajdzie.
- Nie bądź przesadnie wybredna. Jeśli nie jest ideałem, to po ślubie zawsze można go naprostować wałkiem do ciasta.- zażartowała Adelaide przytulona do córki.
- Tylko jeśli obiecasz użyczyć i swojego wałka. - El mrugnęła do matki odsuwając się. - Pozmywam i zajmę się obiadem?
- Zawsze możesz liczyć na mój wałek.- odparła z uśmiechem Adelaide i przytaknęła. - Dobrze mój skarbie.
El przytaknęła matce ruchem głowy i zeszła na dół do kuchni zabierając puste kubki po kawie. Postanowiła, że spokojnie przygotuje posiłek i posprząta nim obudzi ponownie Frolicę i towarzyszącą jej Fullę.
“Niestety” lub “na szczęście” spóźniła się. Obie już były w kuchni i obie już przygotowały posiłek. Diabliczka była grzeczna, a Fulla tylko odrobinę zarumieniona.
- Och.. dzień dobry. - El uśmiechnęła się do obu podchodząc do dużej misy, w której już czekały rzeczy do umycia.
- Dzień dobry? Chyba już pobudki i powitania mamy za sobą.- zażartowała Frolica zerkając przez ramię na czarodziejkę. - Jak tam praca ?
- Pomogłam ile byłam w stanie. - El włożyła brudne kubki do misy i zakasała rękawy biorąc się za zmywanie. - A wy jak tam? Wypoczęte? Lepiej się czujesz Fullo?
- Tak. Dobrze.- potwierdziła krasnoludka, a Frolica stwierdziła z uśmiechem.- Wyobraź sobie moje zdziwienie po otworzeniu oczu.
- Wyobrażam sobie. - El zaśmiała się. Wyprostowała się i pochylając się mocno przekładała umyte naczynia do misy z czystą wodą. - Niestety nie mamy tu pokoju gościnnego.
- Zauważyłam.- odparła z lubieżnym pomrukiem rogata, co nie umknęło Fulli… acz krasnoludzicy zabrakło doświadczenia i by zrozumieć podtekst.
Czarodziejka posłałą diablicy uśmiech i zabrała się za opłukiwanie naczyń.
- Wymyśliłaś co byś chciała porobić po południu?
- Wiesz… że nie przyszło mi to do głowy? Ty już masz jakieś plany?- zapytała rogata zerkając znów przez ramię na El.
- Zakupy. Chciałabym się rozejrzeć po okolicznych targach za samowarem. - El wyjęła czyste i opłukane naczynia z misy i odstawiwszy na blat przeciągnęła się. - Potrzebuję też jeszcze ze dwóch koszul i jakiegoś jedzenie na najbliższe dni.
- Pas… mimo twoich prób. - zachichotała diabliczka. - Może udam się do jakiegoś parku w Uptown?
- Brzmi dobrze. - El przytaknęła. - Ja muszę wrócić na uczelnię, spotkać się z Clarice, a potem jeszcze mam umówione spotkanie.
- Z kim?- zaciekawiły się obie, zarówno Fulla jak i Frolica.
Czarodziejka roześmiała się i wytarła dłonie w leżącą na stole ścierkę.
- Ze znajomym. Nie zdarza wam się spotykać z takowymi? - Spojrzała na przyjaciółki.
- Niee… - odparła diabliczka z lubieżnym uśmiechem i pokręciła ogonem na boki.- Teraz nie będziemy cię więc przepytywać. Popytam po spotkaniu.
El pokręciła głową z niedowierzaniem i zajrzałą do gara.
- Co tam pichcicie?
- Specjalność moją… cahun. Mieszanina sosów i przypraw i kawałków mięsa. Przypomina pikantny gulasz.- wyjaśniła Frolica.
- Bo to jest pikantny gulasz. A właściwie wrzucałaś wszystko co znalazłaś do gara. - wtrąciła krasnoludzica.
- Sprawdzałyscie chociaż czy da się to zjeść? - El zaciągnęła się zapachem dania.
- Oj tam.. mi tam nic nie szkodzi.- odparła z uśmiechem diabliczka, a Fulla wzruszyła ramionami. - My krasnoludy mamy odporne żołądki.
Na szczęście zapach choć mocny nie cuchnął rozkładem. Adelaide pilnowała świeżości w spiżarce.
- Ja też już różne rzeczy jadłam, ale obawiam się o braci. - EL przejęła od Frolicy łyżkę i wzięła nieco gulaszu z gara by spróbować. Palące gardło przekonało czarodziejkę że diabliczka zdecydowanie przesadza z przyprawami .
- Fullo podaj mi tamten gar, Frolico pokrój warzywa. Papryki, pomidory. Nieco to osłabimy. - Czarodziejka odlała część gulaszu do drugiego garu, by w nim zrobić delikatniejsze danie.
Na tych przeróbkach przyłapała ich Adelaide i gulasz zmienił się z autorskiego cahuna, w coś co dało się zjeść. Obiad upłynął więc w rodzinnej i przyjemnej atmosferze i kwestia młodego Tarkensa na szczęście nie wypłynęła. Jedynie ogon diabliczki muskał kostkę i łydkę El pod stołem. El czuła jak nawet ten delikatny dotyk ją pobudza. Cóż.. może uda się jej dziś odreagować z Clarice? Po posiłku spakowała się i pożegnała z rodziną, planując wybrać się na targ a potem tak jak mówiła przyjaciółkom na uczelnię.

Samowary były drogie, zwłaszcza te ozdobne lub te nowoczesna. W Downtown na szczęście można było trafić na tanie wersje. Może niezbyt śliczne, ale i nieskomplikowane w obsłudze. El udało się taki egzemplarz zdobyć. Nic wyjątkowego, ale wedle sprzedającego go półelfa, to był solidny krasnoludzki produkt zza morza. I dość ciężki niestety. Teraz pozostało zakupić “koszule”.

El zakupiła jeszcze na targu kawę, pieczywo i inne jedzenie, które wyglądało jakby miało przetrwać dłużej niż dzień, po czym zanurzyła się w uliczki Downtown. Nigdy nie była na żadnej wyprawie, ale jednego była pewna w spódnicy lub sukni będzie jej raczej niewygodnie.

Pewnie w odpowiednich sklepach znalazłaby nawet kobiecy sprzęt, ale wątpiła by udało się jej znaleźć coś ot tak na targu i to jeszcze za rozsądne pieniądze. Na szczęście udało się jej dostać skórzane chłopięce spodnie i kamizelkę. Wystarczyło wrócić na uczelnię i je nieco przerobić. Spodniom zwęzi nogawki, a w kamizelce talię. Z nadmiaru materiału wykona paski i dodatkowe kieszonki.
Miała czas i miejsce… jak się okazało bowiem diabliczka jeszcze nie wróciła. A wolne mieli także uczniowie, nie tylko służba. Uczelnia więc była cichsza i spokojniejsza niż zazwyczaj, gdy przekraczała jej progi.
El odłożyła zakupione rzeczy, ubrania chowając do szafy, a pod nimi księgę zaklęć. Potem napisała do Diego prosząc go czy odbierze ją późnym wieczorem przy bramie i drugi list do Frolicy, że wróci rano.
Teraz pozostało jej przebrać się i udać się na spotkanie z Clarice. Wybrała mocniej wycięty kostium i użyła perfum od Almais. Tym razem nieco więcej, mając nadzieję, że wytrzymają jej szybki wypad na pocztę. Chwyciła koszyk, by potem zrobić zakupy i zostawiwszy list do diablicy udała się odnieść wiadomość dla Diego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-08-2020, 18:57   #44
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po chwili list został umieszczony w skrzynce i była gotowa zmierzyć się z Clarice. Tym razem powinno pójść łatwiej. Wkrótce zresztą miała się o tym przekonać, bo stanęła przed drzwiami Clarice. El wzięła głębszy wdech i zapukała nieco niepewnie do drzwi.
Te otworzyły się po chwili i Clarice wpierw uśmiechnęła się na widok czarodziejki, a potem spojrzała na jej dekolt i zarumieniła się. Ukryte pod koszulą i kamizelką piersi bibliotekarki poruszyły się pod intensywniejszym oddechem.
- Ach… zawsze miło cię widzieć Elizabeth. Wejdź wejdź.- rzekła bibliotekarka wpuszczając El do środka.
- Właśnie szłam do miasta i pomyślałam… że może pomówimy o spotkaniu z tym profesorem i… - Czarodziejka zdjęła płaszcz i odwiesiła go. - Może potrzebujesz by coś ci kupić Pani?
- Oczywiście… pomówimy… profesorem? Jakim pro.. aaa… tym profesorem… tak… możemy pomówić.- zakłopotała się Clarice i uśmiechnęła dodając.- Nie. Nic konkretnego mi nie potrzeba. A co w sprawie profesora chcesz wiedzieć?
- Czy myślisz, że poniedziałek byłby dobrym terminem by się do niego udać Pani. - El splotła dłonie na podołku, niby niewinnie ale jej piersi przytuliły się do siebie i uniosły.
- Too… tak to dobry pomysł… jestem pewna, że nie będzie miał nic przeciw.- odparła Clarice co chwila zezując na biust El i nie wiedząc co zrobić z własnymi dłońmi.
Czarodziejka podeszła do bibliotekarki i nachyliła się spoglądając jej w oczy.
- Czy wszystko w porządku, Pani?
- Tak, jak najbardziej, nigdy nie było lepiej… czy nie jest ci gorąco? Bo mi się zrobiło gorąco. Pewnie znów jakiś dowcipniś majstrował przy ogrzewaniu.- roztrajkotała się Clarice unikając spojrzenia El i robiąc się czerwona na policzkach.
- Tak Pani, jest bardzo ciepło i to mi w moim kostiumie. - El ani się nie odsunęła, ani nie odrywała wzroku od drugiej kobiety. - Co dopiero w twoim stroju Pani.
- Tak… właśnie. Wszystko jest w porządku.- zachichotała nerwowo bibliotekarka. - Nie martw się… wszystko jest dobrze, lepiej niż dobrze… a u ciebie?
- Przyznam, że przez ten gorąc chętnie zdjęłabym z siebie to ubranie, acz wiem że to Panią niepokoi. - Czarodziejka także uśmiechnęła się do kobiety.
- Nie aż tak bardzo… acz nie wiem czy powinnaś… przecież masz jeszcze na zakupy?- perfumy niewątpliwie działały przełamując jej wstydliwość.
- Jeszcze jest wcześnie Pani… tylko pytanie, czy ty też ulżysz sobie w tym gorącu? - Czarodziejka sięgnęła do swojego gorsetu i zaczęła go rozwiązywać.
- Nie wiem czy powinnam… no może kamizelka.- mruknęła cicho bibliotekarka i zaczęła rozpinać guziki. - Może lepiej jakiś czar by schłodzić pomieszczenie?
- Ja nie znam czarów Pani. - El zdjęła gorset, a chwilę po nim spódnicę, pozostając w koszuli spod, której wystawały pończochy. - Czy pomóc ci Pani zdjąć kostium?
- Nie wiem czy… powinnam… no i jesteś po pracy… przed pracą… nie musisz… - speszyła się Clarice jednocześnie wodząc spojrzeniem po nogach Elizabeth.
El zdjęła koszulę odsłaniając nagie piersi.
- Będzie to dla mnie przyjemność. - Podeszła do bibliotekarki i delikatnie sięgnęła do jej koszuli.
- ee….mm…- Clarice zaniemówiła spoglądając na krągłe pokusy czarodziejki. Nie miała sił by się opierać.
El poczęła rozpinać koszulę bibliotekarki przysuwając się jeszcze bliżej tak by drugą kobietę owiał zapach perfum.
- Jesteś bardzo piękna Pani. - Wyszeptała nachylając się do jej ucha.
- Ty teeeż. - wydukała cicho Clarice przymykając oczy i poddając się dotykowi czarodziejki, której to dłonie odsłoniły grzeczny gorsecik wzmocniony fiszbinem, który unosił nieco zgrabny biust bibliotekarki. El przyklęknęła przed kobietą zsuwając koszulę z jej ramion i zabierając się za zdejmowanie jej spodni.
- Czy to konieczne?- zapytała cicho Clarice, choć nie stawiała oporu, gdy El odsłaniała jej lnianą i pruderyjną bieliznę na biodrach.
- A czy nie jest ci pani lepiej w tym gorącu? - El zsunęła spodnie i delikatnie pocałowała nogę bibliotekarki. - Twoja skóra wydaje się być tak rozpalona.
- Ach… ale… robi się tylko bardziej gorąco… - pisnęła cicho Clarice drżąc od pieszczoty ust czarodziejki.
- Może powinnyśmy zdjąć więcej? - El pocałowała kolano i udo Clarice sięgając do sznurowania jej bielizny. - Mi jest bardzo przyjemnie.
- Mmm…- trudno było powiedzieć, czy to znaczyło “tak” czy “nie”. Jedno było pewne… Clarice była mocno pobudzona i zdecydowania nie miała sił by opierać się pannie Morgan.
Czarodziejka zsunęła majtki bibliotekarki i pocałowała jej udo tuż obok kobiecości.
- Nniee.. za dużo tego rozbierania? - pisnęła zawstydzona Clarice nie mając jednak sił na bardziej stanowczy opór.
El ucałowała delikatnie kwiat bibliotekarki i spojrzała ku górze.
- Czy życzy Pani sobie bym przestała? - Jej dłonie niespiesznie wodziły po nogach kobiety.
Na to pytanie Clarice odurzona pożądaniem nie była w stanie odpowiedzieć. Drżała w ekscytacji i nagle upadła do tyłu na pośladki, gdy nogi jej zmiękły. To ją trochę… orzeźwiło.
- Chyba nie powinnyśmy…- jęknęła cichutko zawstydzona.
- Przestawać? - Czarodziejka podpełzła do bibliotekarki odrazu lokując się między jej nogami i sięgnęła językiem pomiędzy płatki kochanki.
Odpowiedzią był tylko głośny jęk rozkoszy i głośny oddech leżącej na podłodze Clarice. Kobieta nie była w stanie się opierać jej pieszczotom. El natomiast postanowiła, że tego dnia doprowadzi i ulży kochance. Miała spotkanie z Simeonem, nie musiała teraz czuć spełnienia. Byleby ta nieśmiała osóbka pod nią choćby odrobinę się otworzyła.
Chwila namiętnych pieszczot i głośny jęk połączony z naprężeniem się ciała bibliotekarki dowiódł jej sukcesu. A potem… Clarice zemdlała od nadmiaru wrażeń.
- Ojć. - El poderwała się szybko by przyklęknąć obok kobiety. - Pani Clarice? - Delikatnie klepnęła policzek bibliotekarki.
- hh...hmm..hh… - odpowiedzią był bełkot półprzytomnej dziewczyny.
Czarodziejka westchnęła z ulgą. Powoli podłożyła ramię pod kobietę, chcąc ją unieść.
Clarice okazała się bardzo leciutka i zamroczona doznaniami tuliła się do niosącej ją czarodziejki jak małe zwierzątko.
El odniosła ją do łóżka i wróciła do pokoju po majtki bibliotekarki i jej ubranie. Nie chciała sprawić kobiecie przykrości ale ją też gonił czas. Powoli nasunęła majtki na biodra Clarice i przykryła ją kołdrą. Ubrania złożyła starannie kładąc je na znajdującym się w sypialni krześle i dopiero wtedy ponownie delikatnie poklepała kobietę po policzku.
- Będę musiała iść. - Powiedziała cicho.
Znów odpowiedzią był tylko bełkotliwy pomruk zmęczonej kochanki. El odnalazła papier i narzędzia do pisania i sporządziła krótki list do Clarice, w którym ją przeprosiła i że zrozumie jeśli ta nie będzie chciała jej widzieć. Zostawiła go pod szklanką wypełnioną wodą i sama zabrała za ubieranie się. Cały czas zerkała jednak na Clarice czy z tą nie dzieje się nic złego. Ta jednak spała jak aniołek i nawet uśmiechała się przez sen.
W końcu czarodziejka narzuciła na siebie płaszcz, ucałowała jeszcze Clarice na dowidzenia i opuściła jej pokoje.


Chciała jeszcze zajść do cukierni i kupić coś dla Simeona. Ta myśl momentalnie poprawiła jej nastrój. Musiała się spieszyć nieco, gdyż cukiernia była zamykana dość wcześnie. I tam właśnie natknęła się znów na ulubionego maga diabliczki McNamarę, tym razem w towarzystwie nieco starszej magiczki, gnomki o czarnych włosach z pasemkiem siwizny i w mało akademickim stroju. Przypominała bardziej członkinię tych wędrownych grup niziołków (głównie) i gnomów przemierzających wybrzeże. Może dlatego była tu tak tolerowana? Prawa New Heaven nie rozciągały się na tych, którzy nie byli stałymi mieszkańcami miasta… w teorii przynajmniej.
El stanęła w kolejce nie chcąc niepokoić starszego maga.
Zajęci rozmową w rodzimym języku gnomki, oboje nie zauważyli panny Morgan. Zresztą kolejka jak zwykle była długa i wciśnięta między dwie modne paniusie czarodziejka była trudna zauważenia. A kiedy już przyszedł czas na jej zakup… oboje już opuścili cukiernię. El była bardzo ciekawa kim też była owa gnomia dama, ale mogła jedynie liczyć na to, że kiedyś uda się jej zapytać Davida… albo Cycione. Teraz jednak zakupiła dwie babeczki i ruszyła na spotkanie z Simeonem. Miała jeszcze chwilę, postanowiła się więc przejść w kierunku Downtown by lepiej rozeznać się w okolicy.
Wędrówka po uliczkach Uptown pozwalała uzmysłowić El, jak bardzo różnią się te dwie części miasta. Mimo że nie dzielił je prawdziwy mur to były jak dwa różne światy. Tutaj sklepy miały witryny. Coś czego sklepiki w Downtown unikały (a jeśli już miały to za kratami), pokazujące rzeczy które można było kupić. Tu było o wiele czyściej, a ludzie i nieludzie ubierali się elegancko. Tu było też znacznie mniej koni. Przeważały za to mechaniczne dorożki. Tu policjantów było wielu, za to uzbrojeni byli symbolicznie, a i wiekowo byli starsi. Można więc było pomyśleć, że Uptown jest emerytalną fuchą dla policjantów z Downtown. Tu było więcej parków i ogólnie zieleni, za to mniej dzieci. I te które były zachowywały się cicho i były dobrze wychowane. Było tu ogólnie ciszej i spokojniej niż w głośnym ruchliwym Downtown.
Może była to kwestia przyzwyczajenia, ale El lubiła Downtown z jego zgiełkiem i sekretami. Mimo to zerkała z zaciekawieniem na witryny marząc gdzieś w głębi, że kiedyś będzie ją stać na zakupy w tych sklepach.
Większość z cen był delikatnie mówiąc… zaporowa. Owszem czarodziejka zorientowała się że jest w stanie zakupić niektóre bibeloty… wydając co prawda większość, jeśli nie całość posiadanej gotówki. Niestety każda kolejna witryna kusiła, zwłaszcza gdy się dotarło do sklepiku z magicznymi skarbami i gadżetowni gnomów. Tu jednak czekała na El miła niespodzianka. Miała bowiem wrażenie, że w porównaniu ze sklepikami z Downtown, gadżetownia w Uptown miała mniejszy asortyment i taki jakiś… uładzony. W Downtown można było kupić więcej…. co prawda więcej tych niestabilnych pomysłów, ale cóż… coś za coś.
El spróbowała zapamiętać kilka knajpek w okolicy i widząc, że słońce zaczyna się chylić ku zachodowi przyspieszyła kroku zmierzając w dużo lepiej sobie znany świat.
Po drodze musiała zaś zmierzyć się z pokusą, którą dostrzegła za zakrętem uliczki. Pokusą bardzo mocną, zważywszy na jej sytuację. Dostrzegła bowiem samotną dorożkę, czekającą na klienta.
Z ciekawości podeszła do dorożkarza.
- Przepraszam.. czy czeka Pan na kogoś? - Spytała mocno zadzierając głowę.
-Nie…- ziewnął dorożkarz i spojrzał na El. - A panienka szuka podwózki?
- Tak… Potrzebuję się dostać do Downtown. - El podała mężczyźnie ulicę przy, której znajdował się Pączek.
- Żaden problem, proszę wsiadać.- odparł dorożkach, po czym ruszyli. Przejażdżka trwała chwilę pozwalając El odpocząć po przechadzce i rozmyślać nad co ma się zdarzyć. Wreszcie, dorożka zatrzymała się się przed Pączkiem i panna Morgan wysiadła.
El przez całą drogę zastanawiała się czy dobrze robi. Miała w głowie rozmowę z matką, czuła, że takie "normalne" związki to już nie dla niej.
Z tą myślą wysiadła z dorożki i zapłaciła woźnicy. Narzuciwszy na głowę kaptur płaszcza zanurzyła się pomiędzy uliczki.


Simeon już tam na nią czekał. Oparty o ścianę i kryjący się w cieniu. Trudny do zauważenia jeśli… nie szukało się go. W milczeniu skinął na jej widok i uśmiechnął się czekając aż do niego podejdzie.
Widok mężczyzny sprawił, że z głowy El wyparowały wszelkie wątpliwości. Podeszła do niego szybkim krokiem i objęła całując w usta.
Trochę go tym zaskoczyła, bo dopiero całując ją, pochwycił dłońmi i objął ją w pasie wodząc powoli leniwie dłońmi po jej biodrach i pośladkach.
- Za co to?- zapytał po pocałunku mężczyzna.
- Ot się stęskniłam. - Czarodziejka uśmiechnęła się do Simeona.
- To miłe.. ja też się stęskniłem. Co teraz? Co byś chciała robić? - zapytał Simeon najwyraźniej niezbyt radzący sobie z konceptem “randki”. Bo w zasadzie tym było ich spotkanie.
- Może pokażesz mi jakąś swoją inną kryjówkę? Jak tamta stodoła? - Czarodziejka uśmiechnęła się. - Mam coś dla ciebie. - Uniosła nieco koszyk, który jakoś przetrwał wisząc na jej ramieniu.
- Nie są one wygodne. - przypomniał jej mężczyzna i skinął głową dodając.- Chodźmy więc, czeka nas dłuższy spacer, aż do doków.
- Cóż może przy okazji znów się czegoś o tobie dowiem. - Czarodziejka ruszyła obok mężczyzny nie zsuwając kaptura z głowy. - Byłam ciekawa czy może słyszałeś o jakimś Johnsonie.
- Nie. A powinienem? - zapytał Simeon ruszając energicznym krokiem.
- Nie wiem… powiedział, że ma dla mnie fuchę. Wygląda trochę na typowego poszukiwacza przygód. - El szła obok starając się dotrzymać kroku Simeonowi.
- Jest ich tu wielu. - przyznał Simeon i stuknął obcasem o bruk.- Pod miastem kryje się labirynt korytarzy i komnat starych jak świat i dotąd niezbadanych. Wielu wchodzi tam… niewielu jednak wraca.
- Cóż… zgodziłam się, ale też niezbyt czułam że mam wybór. - El westchnęła ciężko.
- Wplątałaś się więc w niezłą kabałę. Ale też… podążając za mną, również pakujesz się w kłopoty.- ocenił Simeon po dłuższym milczeniu. Panna Morgan zorientowała się zaś że podążali w kierunku doków znajdujących się w Azjatown. Dzielnicy której winna unikać, przynajmniej wedle nakazów matki.
- Ta.. spotykanie się z tobą to jeden wielki kłopot. - Do czarodziejki znów powróciła rozmowa z matką. - Ale jakoś.. nie potrafię inaczej.
- Mhmm…- podsumował to Simeon uśmiechając się lekko, gdy wkroczyli w wąskie uliczki i egzotyczne budynki, o urzekającej acz obcej architekturze. Mijali hałaśliwe karczmy i ciche zaułki. Pełno tu było skośnookich spojrzeń, czasami ciekawsko zerkających zza wachlarzy, czasami z cienia. Uliczki którymi prowadził ją Simeon były ubogie w ludzi im podobnych… to nie były miejsca przeznaczone dla kupców i turystów. O dziwo, nie tylko ludzie tu mieszkali. Choć nie zauważała gnomów, czy krasnoludów.. to trafiały się osoby o zwierzęcych oczach, a czasami o kocich czy lisich uszach mijające ich w pośpiechu.
- Ciekawe miejsce. - El starała się nie skupiać na nikim wzroku by nie przyciągać uwagi i trzymała się raczej blisko Simeona. - Na kogo tu polowałeś?
- Na wampiry poluję.- odparł Simeon, gdy powoli mijali kolorową i hałaśliwe ulice zagłębiając się w bardziej mroczne zaułki. Te do których El sama czuła iż powinna omijać.
- Tylko… - Czarodziejka ujęła mężczyznę pod ramię, starając się zapanować nad niepokojem.
- Tak. - odparł mężczyzna, gdy w nozdrza czarodziejki uderzył zapach soli i wilgoci morskiej, a następnie dostrzegła nadbrzeże. A przy nim statki, głównie z dalekiego wschodu. Co można było łatwo poznać po charakterystycznych żaglach. Tu panował już mniejszy ruch. W nocy nie rozładowywano wszak statków. No chyba, że towar na nich był “gorący”.
El zamarła wpatrzona w wody zatoki. Nie zapuszczała się nigdy w te okolice. Nawet Karl niechętnie prowadzał ją na nabrzeże gdyż za dnia panował tam potworny zgiełk, no i nie do Azjatown.
- I.. gdzie ta twoja kryjówka? - Zerknęła na Simeona, niechętnie odrywając wzrok od majestatycznych statków.
- W starym spichlerzu. Jeszcze kawałek musimy przejść.- odparł cicho jej kochanek. Problem polegał w tym że musieli przejść obok rozładowywanego statku. Skośnoocy mężczyźni pracujący przy jego ładunku byli półnadzy i od pasa w górę widać było ich [utl=https://i.kinja-img.com/gawker-media/image/upload/t_original/rvtcnovc7mrjkp8chg8u.jpg]tatuaże[/url] na plecach. Na widok parki spacerowiczów oderwali się od roboty, by sięgnąć po charakterystyczne [ur=https://i.pinimg.com/736x/d5/fd/f6/d5fdf68ba6fe7bd7558e189b5deca4a0.jpg] krótkie noże[/url] przy pasie. Ich nadzorcy zaś woleli bardziej nowoczesną broń. Bo pistolety.
Simeon się tym nie przejął. Bo ich uwagę przyciągnęły dwie osoby ukryte dotąd w cieniu, jakby czekające na kogoś. Osoby wielce ekscentryczne. Były to kobieta i mężczyzna, co jednak dało się rozpoznać tylko po ich sylwetkach. Kobieta bowiem ukrywała oblicze pod porcelanową maską lisa, a mężczyzna pod dziwnym… koszem na głowie. Oboje zaczęli coś krzyczeć i najwyraźniej rugać pracowników przy rozładunku. Co jednak zamiast ich rozjuszyć, uspokoiło. Bo wrócili do swojej roboty. Natomiast ekscentryczna parka skinęła głowami ku Simeonowi, na co ten odpowiedział podobnym gestem.
Elizabeth nie skomentowała tego tylko z zaciekawieniem zerkając na nietypowe maski. Dopiero gdy się oddalili odezwała się szeptem.
- Dawni klienci? - Zerknęła z zaciekawieniem na Simeona.
- Nie. Miejscowa konkurencja… Jiangshi kariudo kiru jak ich tu zwą, zajmują się polowaniem na wszystko co wypełzła z grobów. Duchy i cielesnych nieumarłych. Miejscowa mafia ma bowiem problem z wampirzą koterią, która używa ich portu, ich ludzi i ich statków do przemytu własnych towarów. I oczywiście nie pytają gangsterów o zdanie. Więc mafia zaczęła najmować usługi i ochronę osobników walczących z nieumarłymi.- wyjaśnił cicho Simeon.
- A mimo to tutaj polowałeś? Mimo, że mają swoich? - El nie puszczała się ramienia mężczyzny, przytulając ukrytą pod płaszczem pierś do jego ręki.
- Z początku były problemy. - zgodził się z nią Simeon i zaśmiał cicho dodając.- Ale rzecz w tym że ichnie jiangshi jak zwą wampirów to drapieżniki o zwierzęcej inteligencji. A ich port napadają nasze zachodnie wampiry. O wiele potężniejsze i sprytniejsze. Jiangshi z którymi nie mieli okazji walczyć i musieli się dopiero nauczyć. Parę razy wyratowałem kilku z nich z tarapatów.
- Och… może też powinnam cię wziąć na mentora. - El zaśmiała się cicho jeszcze raz spoglądając na mijany port. - Wiele moich dróg prowadzi ostatnio do Azjatown.
- Nie znam za bardzo tej dzielnicy. Po prostu podążam za zwierzyną.- wyjaśnił Simeon, a gdy doszli do drewnianego spichlerza odchylił luźną deskę i nakazał.
- Schodami na górę. Na samą górę.
El przytaknęła ruchem głowy i weszła przez wskazane przejście, po czym zaczęła się wspinać.
Miejsce to pachniało morzem, solą, ryżem i pleśnią niestety. Sam budynek był porzucony i nieco skorodowany w drewnianych elementach przez wilgoć. Kiedyś pewnie mieścił sobie tony ryżu, obecnie tylko dolne części były używane za magazyn, a górne… cóż… wdrapanie się po schodach wymagało odwagi i zręczności i uwagi… dużo uwagi.
Drewniane schodki były zdradzieckie, a upadek z coraz większej wysokości z pewnością niebezpieczny dla zdrowia jeśli nie życia.


W końcu jednak dotarła na podziurawiony dach, w którego to szczelinach jakieś morskie ptaki uwiły sobie gniazda. Przez wielką dziurę widać było niebo, morze i sam port ze statkami. Dobry punkt obserwacyjny, choć było tu dość chłodno. Z boku ktoś przygotował zrolowane koce i jedną latarnię. Obecnie wygaszoną.
Czarodziejka obejrzała się za siebie, upewniając się, czy za nią wszedł.
- Wiele masz takich, swoich miejsc? - Zerknęła z zaciekawieniem na mężczyznę.
- Tak. Parę porzuconych też.- wyjaśnił Simeon i podszedł do kocy by zapalić stojącą obok nich latarnię.
El przykucnęła obok i wydobyła z koszyka butelkę wina, dwa kubki i zakupione słodycze. Wszystko rozłożyła na przyniesionej ścierce.
- To dla ciebie. - Rozpakowała babeczki.
- Dziękuję… nie musiałaś. - odparł Simeon z uśmiechem. Przyjrzał się jednej z nich. - Sama zrobiłaś?
- Niestety nie mam pieca na uczelni więc musiałam się zdać na cukiernię. - El nalała obojgu wina i podała jeden kubek Simeonowi. - Mam nadzieję, że mimo to będą smaczne.
- Wyglądają… drogo. Dobrze ci się powodzi. - ocenił łowca, po czym zjadł babeczkę i następnie popił winem.- Dobre.
- Pierwsza wypłata, mogłam nieco zaszaleć. - El zabrała się także za jedzenie. Wiedziała, że na pewno jeśli tak będzie rozpieszczać wszystkich, to szybko bardziej się zaokrągli. - Wino z targu w Downtown, od pewnego sympatycznego gnoma.
- To miłe. - odparł ciepło Simeon przyglądając się dziewczynie. - Jak ci się w ogóle wiedzie w twojej robocie?
- To nie jest nic trudnego. Podobam się też wielu osobom co nieco ułatwia kontakty. - El mrugnęła do mężczyzny. - Choć mam też… fuchy, za które jeszcze nie wiem jak się zabrać.
- Nic dziwnego, jesteś milutka. - odparł kochanek przyglądając się El, a zwłaszcza dekoltowi czarodziejki.
- Milutka czy po prostu ładna? - El wyszczerzyła się zadziornie, po czym roześmiała. - Może i dobrze, że ludzie nie biorą mnie na poważnie.
- Może. - zgodził się z nią Simeon, a jego dłoń przylgnęła do piersi panny Morgan w delikatnym masażu.- Na pewno bardzo ładna. I z pewnością milutka.
Czarodziejka ledwie zdążyła odstawić kubek nim jej ciało zadrżało od tej pieszczoty. Brak zaspokojenia przy Clarice, szybko dał o sobie znać i El poczuła jak jej ciało rozpala się na nowo.
- T..tak. - Wymruczała.
Simeon delikatnie popchnął pannę Morgan do pozycji leżącej. I całować począł jej usta nie zaprzestając silnego masażu i ugniatania pochwyconej krągłości.
- Nie jestem za dobry w rozmowach towarzyskich… przepraszam.- mruknął cicho mężczyzna całując co chwila jej usta i szyję.
- Nie masz za co przepraszać. - El wyprężyła się pod dotykiem kochanka. - Mam na ciebie ochotę.
- Ja na ciebie też…- szarpnął sznurowanie jej bluzki i odchylił tkaninę uwalniając piersi, które zaczął całować i pieścić dłonią. Dotyk jego był jednak drapieżny… i namiętny… lekko ściskał i ugniatał pochwycone krągłości.
El sięgnęła do swojego gorsetu, nie chcąc by Simeon go zniszczył. Szybko uwolniła się i od tej części garderoby po czym uniosła nogę ocierając się nią o krocze mężczyzny. Już wyraźnie napuchnięte, Simeon sapnął czując jej dotyk i delikatnie ukąsił jej pierś.
- Rozbierzmy się… - zaproponował.
- Ja już jestem prawie goła.. to ty się lenisz. - El rzuciła z rozbawieniem, sięgajac do sprzączek swojej spódnicy.
Simeon odstąpił od niej i przyglądając się kochance, zaczął rozdziewać. Pancerz, koszula… szybko legły na ziemi odsłaniając tors. Potem Simeon zabrał się za spodnie i buty… odkrywając najbardziej interesujący El obszar jego ciała w pełni gotowy do wykorzystania.
El w tym czasie rozpięła płaszcz, na którym leżała, zdjęła spódnicę i przemoczone majtki. Darowała sobie zdejmowanie pończoch i sznurowanych do połowy łydki butów.
Simeon opadł na kolana między jej udami, pochwycił za nie lekko unosząc jej biodra i naparł na nią swoim ciałem. Poczuła ten szturm pochwycona przez kochanka niczym niewolnica na łasce swojego pana. Poczuła jego ruchy bioder przeszywające jej ciało rozkoszą i pożądliwe spojrzenie Simeona na jej poruszanych ruchami piersiach.
Czuła jak jej rozpalone przez Clarice ciało domaga się spełnienia. Zaplotła nogi wokół bioder mężczyzny, jeszcze mocniej dociskając go do siebie. Chciała dojść… dojść szybko.
Simeon był taki jakim go lubiła… bezlitośnie samolubnym w miłości. Trzymał mocno jej biodra, nie oszczędzał jej ciała silnymi ruchami bioder nadając ich figlom bezlitosne tempo.
Było jej trochę niewygodnie w tej pozycji, ale pożądliwe spojrzenie na swoim biuście wynagradzało te niewygody. Mocniej szybciej i gwałtowniej. Zaciśnięte drapieżnie dłonie na udach El nie pozwalało uciec dziewczynie kochankowi.

El doszła z głośnym okrzykiem i opadła na płaszcz. Jej nogi docisnęły mężczyznę do jej ciała.
- ja… weźmiesz mnie… od tyłu? - Spojrzała na kochanka rozpalonym wzrokiem.
- Od… tyłu… jak… to znaczy…. oczywiście.- pocałował ją namiętnie po tych słowach.
- Wysuń się ze mnie, dobrze? - El mówiła z trudem, drżąc intensywnie.
- No tak…- mężczyzna powoli opuścił ciało kochanki drżąc z niecierpliwości. Jego spojrzenie nadal było pełne drapieżności.
El obróciła się na brzuch i drżąc z trudem stanęła na kolanach. Własnymi dłońmi rozchyliła swoje pośladki tak jak czasem czyniła to Frolica.
- T...tutaj. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem.
- T… tutaj?- jej kochanek był zdziwiony, ale nie wahał się długo. Pochwycił krągłe pośladki dziewczyny, naparł na jej ciało i po chwili panna Morgan poczuła obecność w sobie. Mocną przeszywającą, władczą. Oddech zamarł w ustach Elizabeth, zmysły skupiły się powolnym i silnym ruchu bioder i doznaniach jakie wywołały. Nie było to w pełni komfortowe, ale bardzo podniecające.
El przypomniała sobie drżącą zabawkę, którą wsunęła tam Amaralde. Teraz… teraz już prawie nie bolało.
Prawie… niemniej ruchy kochanka wcale nie ułatwiały jej przywyknięcia. Może Simeon nie był dobrym wyborem na pierwszego? Może przydałby się ktoś bardziej delikatny? Może…
Simeon nie był… nawet jeśli jego ruchy były leniwe, to szturmy nadal były mocne. Jeszcze pochwycił El za włosy przyciągając do siebie i drugą dłonią chwytając za pierś w lubieżnej zabawie.
El jęknęła głośno, co nieco ułatwiło jej wzięcie oddechu. Czuła jak jej ciało drży.
Kolejne coraz bardziej nerwowe ruchy bioder kochanka i chaotyczne szturmy świadczyły o tym, że jej wybranek wkrótce dojdzie do szczytu pomiędzy jednym a drugim gorącym oddechem, który czuła na swoim karku.
El czuła jak i ona zbliża się ponownie i sięgnęła dłonią do własnej kobiecości, po czym zanurzyła w niej palce.
Dotyk własnych palców, połączony z obecnością kochanka był zaiste wybuchową mieszanką prowadząc oboje do intensywnego szczytu. Najpierw jego, a gdy ona poczuła jego trybut w sobie( i na swoich pośladkach trochę), to jej ciało samo wygięło się w łuk, a z ust wyrwał się przeciągły jęk rozkoszy.
Gdyby nie tkwiący w niej oręż i uścisk kochanka czarodziejka ległaby jak długa na twardych deskach, atak opierała się o rozpaloną pierś Simeona łapiąc oddech.
- Wszystko… w porządku? - spytał w końcu mężczyzna, gdy tak trwali w bezruchu niczym żywy pomnik.
- T… tak… - El powoli uspokajała swój głos. - To… było intensywne.
- Nie wiem czy to dobrze…- przytulony mężczyzna co prawda po chwili uwolnił jej pupę od swojej obecności, ale za to ujął obiema dłońmi biust czarodziejki i bawiąc się nim szeptał.
- Jemy dalej? Pijemy? Rozmawiamy? Na co masz ochotę?
- Na pewno na coś do picia. - Czarodziejka mimo swych słów nie oderwała się jednak od kochanka. - Nigdy… nie miałam tam mężczyzny.
- Dla mnie to też nie było coś zwyczajnego. Powinnaś mnie ostrzec.- mruczał ściskając i pocierając dwie krągłości i całusami pieszcząc jej szyję.
- Nieźle sobie poradziłeś. - El obejrzała się ponad ramieniem na Simeona i mrugnęła do niego. - Było bardzo przyjemne.
- No… bardzo… to przyznaję…- zgodził się z nią kochanek nie dając spokoju jej ciału, acz w przyjemny sposób.
- Już nie mówiąc o tym że eliksir niebawem przestanie działać, a ty nie chcesz mi zdradzić czego się mogę spodziewać po maluchach z tego związku.
- Naprawdę nie wiem. Jak dotąd nie mam dzieci, ale też nie miałem nigdy licznych kochanek, więc… nie wiem.- ocenił mężczyzna i wzruszając ramionami dodał żartobliwie.- W zasadzie to nigdy nie zawracałem sobie głowy takimi sprawami.
El zaśmiała się i powoli wysunęła się z objęć kochanka by usiąść na płaszczu.
- A ja nigdy nie myślałam, że będę taka… łatwa. - Sięgnęła po kubki z winem i podała jeden Simeonowi. - Chodziło mi raczej o twoje pochodzenie. Zżera mnie ciekawość.
- Niewiele ci o nim mogę powiedzieć. Zwą nas dhampirami. Sam jestem sierotą. Nie znam swoich rodziców. - mężczyzna usiadł z kubkiem wina wygodnie i przyglądał się kochance z lubieżnym uśmiechem.
- Dhampirami? - El upiła łyk wina spoglądając na swego kochanka. Czuła jak chłód nocy delikatnie drażni rozpalone ciało usztywniając szczyty jej piersi.
- Tak. Aczkolwiek nie widziałem innego mego rodzaju. To ponoć tacy są. Ponoć.- odparł cicho Simeon i uśmiechnął się do niej. - Nie pijam krwi, jeśli to cię martwi.
- Nie… ja po prostu nie spotkałam się z tym określeniem. - El wydobyła z koszyka dwie ostatnie babeczki. - Widzę, że przepadasz raczej za innymi rzeczami.
- Tak.- zabrał się za babeczkę i powoli zaczął jeść.- Ponoć to potomki wampirów i ludzi lub… ciężarnych kobiet ukąszonych przez wampiry, albo eksperymentów alchemicznych z krwią wampirów na żywych ludziach. Właściwie to nie wiem jaka jest prawda. I nie dbam o to.
- Przyznam, że mi też to obojętne. - El wgryzła się we własną babeczkę. Delikatnie przechyliła uda odsłaniając nieco własnej, zaczerwienionej kobiecości.
- Mi też… - przyznał się Simeon.- Nigdy nie wnikałem w kwestie mojej natury czy narodzin. Rodziców nie znałem. I nie sądzę bym chciał poznać ojca.
- Czasem gdy patrzę na ludzi, którzy mnie otaczają mam wrażenie, że wszyscy na swój sposób są wyjątkowi. - El dopiła zawartość kubka i sięgnęła po butelkę by dolać sobie i Simeonowi wina. - I planujesz tak zawsze funkcjonować?
- Może tylko takich przyciągasz do siebie? - zapytał Simeon i dodał poważnym tonem. - Tak. Nie jestem dobrym kandydatem na męża. No i nie znam się na niczym poza zabijaniem wampirów.
El zaśmiała się.
- A ja nie szukam męża…. Moje umiejętności mogłyby sprowadzić na niego niebezpieczeństwo. Ale jakbyś się kiedyś rozmyślił... - Czarodziejka mrugnęła do mężczyzny. - … prowadzenie domu jest prostsze od zabijania wampirów.
- Raczej nie. Więc kogo szukasz jeśli nie męża?- zaciekawił się Simeon.
- Po prostu idę za swoją ciekawością. - El uśmiechnęła się. - Może partnera któremu będę mogła zaufać? Kogoś przed kim nie będę musiała zgrywać uroczej pani domu? Kto wie.
- Skoro nie jesteś uroczą panią domu to kim jesteś? - zapytał żartobliwie Simeon wodząc wzrokiem po ciele kochanki.
El przesunęła po nim wzrokiem.
- Jak myślisz?
- Niewinna dziewczyna z pozoru, która tak naprawdę jest drapieżną kusicielką.- Simeon zbliżył się do El, pochwycił ją za krtań delikatnie ale stanowczo zmuszając ją do położenia się. Nadal trzymając ją za szyję zaczął całować jej usta. Simeon był z pewnością dzikusem w alkowie… kierującym się mrocznymi instynktami i brakiem doświadczenia w miłości fizycznej.
El nie była w stanie odpowiedzieć, uścisk na gardle utrudniał wzięcie oddechu. Jednak… z jakiegoś powodu nie bała się. Przymknęła oczy poddając się dotykowi Simeona.
Dłoń puściła wkrótce, a nie przerywając pocałunku Simeon sięgnął ku pierści Elizabeth ściskając drapieżnie pochwycony skarb. Ocierając się mimowolnie udem o kochanka czarodziejka wiedziała, że mężczyzna nabiera ochoty.
- Sekrecik za sekrecik, moja praca na uczelni to tylko przykrywka. - El uchyliła oczy spoglądając na górującego nad nią mężczyznę. Powoli otarła się udem o krocze kochanka.
- Wiesz… jakoś nie pottrafię się skupić… na pytaniach.- odparł Simeon żartobliwie ukąsajac szyję kochanki. Jego kły były dłuższe niż ludzkie, ale daleko im było do wampirzych. Za to poczuła silne palce wsuwające się między uda czarodziej… niecierpliwie i mocno zanurzające się w jej kwiatuszku. Palcami akurat nie była tak zwinny jak ulubionym mieczykiem panny Morgan.
- Ciekawe.. czemu. - El jęknęła czując szturm na swoją kobiecość i rozchyliła nogi by zrobić miejsce dla kochanka. - Mi..miłe te twoje ząbki.
- Naprawdę?- zapytał cicho Simeon tym razem kąsając obojczyk i pierś… igiełki bólu napełniały zmysły dziwnymi doznaniami, powiększanymi przez niewprawne i gwałtowne pieszczoty niedoświadczonego kochanka. O ile Simeon wiedział jak wychędożyć kobietę, o tyle w sprawach sprawiania jej przyjemności (intencjonalnie), już nie był aż tak obeznany.
- T..tak przyjemne. A palcami… - El sięgnęła do wypełniającej jej ciało dłoni mężczyzny i ułożyła ją tak by kciuk ocierał się o jej wrażliwy punkt by po chwili pokazać jak ma nią poruszać. Jej ciało drżało od każdego ruchu. - T.. to cudowne.
- Mmm...przyjemne.- mruknął kochanek całując i liżąc biust czarodziejki, coraz częściej zostawiając na niej znaki po swoich zębach. Palce mocne i silne rozpalały ją sięgając w głąb. Ale chrapliwy oddech Simeona świadczył o tym, że wkrótce palce zostaną zastąpione. Oddech jak i twardy dowód ocierający się o jej skórę.
El drażniła się z nim delikatnie poruszając udem i czując jak oręż kochanka się po nim przesuwa. Pieszczoty Simeona sprawiały, że jej myśli odpływały.
W końcu jej kochanek nie wytrzymał. Poczuła jak odrywa się od niej zaprzestając dotyku, tylko po to by pochwycić za jej uda… rozchylić je szeroko i posiąść z drapieżnością i siłą z jakiej go znała. Jej… dzikus kochany.
El krzyknęła z rozkoszy czując jak kochanek wypełnia jej ciało. Chwyciła się kurczowo leżącego pod nią płaszcza. Simeon był szybki, Simeon był silny, Simeon był duży… był w niej, każdym ruchem bioder podporządkowując sobie jej ciało swoim kaprysom. Całując i kąsając jej skórę czynił się jej panem i władcą… przynajmniej na następnych kilka namiętnych chwil. El słyszała jak trzeszczą pod nimi deski. Czuła jak jej ciało po raz kolejny tego wieczoru domaga się spełnienia.
Kolejny silny sztych, drżenie ciała… wygięcie się w łuk. Rozkosz obezwładniająca zmysły na kilka chwil. Równie zmęczony kochanek wtulił się w nią, gdy po chwili i on przeżył słodkie zapomnienie w spełnieniu. El oddychała z trudem czując jeszcze wszechobecne spełnienie i ciężar Simeona. Wtuliła się w niego delikatnie zaciągając się zapachem mężczyzny.
- Mmmm… co ja z tobą mam zrobić. Uzależniasz… - wyszeptał kochanek całując jej policzek.
- Pobudować nam śliczny domek i do niego porwać. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton gdy już złapała oddech.
- Nie jestem materiałem na cieślę. - odparł ze śmiechem Simeon i dodał złowieszczo. - Zaś w kwestii porwania, to zobaczę co da się zrobić.
- Uważaj bo mogą mnie szukać niebezpieczni ludzie. - El kontynuowała z żartobliwym tonem przyglądając się jednak kochankowi z zainteresowaniem.
- Jacyż to niebezpieczni ludzie?- zaciekawił się Simeon.
- Cycione. - El westchnęła ciężko i spojrzała w sufit. - Wpakowałam się w małe bagno.
- To całkiem duże bagienko. - przyznał Simeon. - Ścigają cię?
- Gorzej… - El uśmiechnęła się nieco kwaśno. - Chyba dla nich pracuję.
- To jeszcze nie tak źle… chyba że mają na ciebie haka.- ocenił mężczyzna.
- Mają. - El teraz pozwoliła sobie na zwykły ciepły uśmiech. - Tego samego co ty.
- To niewielki haczyk. Na proste czary przymyka się oko. - odparł ironicznie Simeon.- W Old Hell pod miastem jest sporo takich magów, a jakoś siły porządkowe go nie szturmują.
- Yhym…. - El nie była pewna czy jej czary są proste. - Może to i prawda.
- Myślę że przed nimi zdołam cię ukryć. W końcu jesteś tylko małym trybikiem w ich machinerii.- zastanowił się mężczyzna z czułym uśmiechem.
- Naprawdę planujesz mnie porwać? - El przeciągnęła się na płaszczu i spojrzała na port.
- Nie. - przyznał z uśmiechem jej kochanek i dodał żartem. - Nie tym razem.
El pochwyciła jego twarz i przyciągnęła męskie wargi do swoich, całując go namiętnie. Co było wstępem do kolejnych namiętnych pieszczot i igraszek. Znów przyciśnięta namiętnym i dzikim kochankiem panna Morgan powoli odpływała w odmęty rozkoszy. Tym razem jednak powrót do rzeczywistości okraszony ciężkimi oddechami po niedawnej ekstazie był bolesny… mentalnie. Czarodziejka zdała sobie sprawę bowiem, że czas jej się kończył. Ba, chyba już się skończył.
- Odprowadzisz mnie pod uczelnię? - Wymruczała wprost w rozpaloną skórę kochanka. - Albo do dorożek.
- Do dorożek. Przy uczelni mógłby ktoś nas zauważyć razem.- odparł cicho Simeon głaszcząc ją po włosach.
- Też prawda. - El uniosła się na przedramionach. - To chodźmy, nie wiem i tak jak wejdę do środka.


Ubranie się pospieszne i podróż przez obcą dzielnicę na jej obrzeża. Teraz było już znacznie ciemniej. Gawiedź znikła z ulic i przeniósł się do spelunek, nawet jeśli zarówno one jak i sama miejscowa populacja, kusiły ciekawość El swoją obcością i egzotycznością. Dorożki jednak były wszędzie takie same. I wkrótce panna Morgan ruszyła jedną z nich na uczelnię. Na pożegnanie zaproponowała Simeonowi spotkanie za tydzień i teraz lekko poddenerwowana jechała w stronę Uptown. Była ciekawa czy Diego da radę po nią wyjść. Mógł przeto mieć tego dnia służbę i brak czasu na nią i jej wymysły.
Było już ciemno i czarodziejka przez chwilę wątpiła czy Diego czekał na nią. I miała rację ze swoimi wątpliwościami. Nie czekał.
Za to co jakiś czas pojawiał się w umówionym miejscu. I po piętnastu minutach spotkali się.
- Ładnie to tak? Przemykać po nocy?- zapytał żartem.
- Niestety nie przywykłam do tak wczesnych godzin powrotów. - El podeszła do kochanka i mrugnęła do niego.
- Zacznij więc. - odparł Diego chwytając ją za dłoń i prowadząc w kierunku budynków uczelni. - Jak ktoś cię przyłapie oboje może wylecieć z roboty. A teraz musimy się pospieszyć. Ty już powinnaś być w łóżku.
- Yhym… - El wpatrywała się w kroczącego przed nią mężczyznę dając się prowadzić i tak była mu bardzo wdzięczna za to, że przyszedł.
- Nie będę pytał gdzie byłaś. - mruknął Diego i uśmiechnął się ironicznie. - Ale to pewnie jest świetny kabaret.
Wkrótce przemykali się razem unikając działających o tej porze automatonów, który “oczy” przeczesywały okolicę.
I tak Diego dowiedział się w jakim pokoiku sypia El. Bo oboje dotarli pod jej drzwi.
- Dziękuję. - El pocałowała mężczyznę. W środku była Frolica, więc nie mogła go zaprosić. - Odwdzięczę ci się.
- Nie powtarzaj tego numeru za często. W końcu ktoś cię złapie.- odparł cicho Diego.
- Dobrze… - Morgan spoglądała na mężczyznę. Wiedziała, że jutro czeka ją coś podobnego.
- Mam stróżowanie więc.- Diego cmoknął jeszcze czule usta Elizabeth i tak pożegnawszy się, oddalił się by wrócić do obowiązków. I zostawił czarodziejkę samą.
El odetchnęła. Rozejrzała się po pustym korytarzu. Czy rzeczywiście wszystkie służące spały? A jak nie… to co robiły. Odetchnęła raz jeszcze i weszła do swojego pokoju.
Cichego… pomijając chrapanie rogatej. Jeśli inne pokojówki zajmowały swój czas czymś innym niż sen, to dobrze wyciszone pokoje ukrywały to przez El. To nie był jej dom, gdzie zawsze wiedziała co się dzieje wieczorem w sypialni rodziców Fulli.
Czarodziejka weszła do pokoju. Rozebrała się w ciemnościach zastanawiając się jakie zaklęcia mogłyby jej pomóc przemknąć się przez ogrody uczelni. A może powinna po prostu wrócić o świcie? Naga wskoczyła do swego łóżka i okryła się kołdrą.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-08-2020, 10:25   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Rano obudziła się bez kołdry. Z diabliczką okrakiem klęczącą nad nią i dłońmi obejmującą krągłe piersi przyciśniętej do łóżka czarodziejki. Jej palce ściskały drapieżnie pochwycone półkule ocierając je o siebie.
- Coś długo wczoraj nie wracałaś.- stwierdziła figlarnie Frolica.
- Yhym… - El ledwo się dobudzała.- … kochanek mnie… przytrzymał.
- Mhmm….- rogata ścisnęła mocniej pochwycone krągłości i uśmiechnęła się lubieżnie.- Ten twój Charles?
- N..nie… on by mnie nie przytrzymał o zmroku. - budząca się El sięgnęła dłońmi do pupy diablicy i zaczęła ją masować.
- To pewnie nic się teraz nie chce?- mruczała kochanka poruszając biodrami i pocierając kciukami coraz bardziej twarde szczyty Elizabeth.
- Może… nieco spać? - Zaproponowała El dotykając podstawy ogona diablicy.
- Ja jestem wyspana.- wymruczała diabliczka kręcą pośladkami pod wpływem dotyku kochanki.
- Widzę… i zakładam, że skoro jesteś na nogach to jest dosyć późno? - Czarodziejka delikatnie zanurzyła jeden z palców w pupie diablicy.
- Widzę… że nieźle… sobie poczynasz….- jęknęła Frolica i lekko uderzyła pierś El prawą dłonią, karcąc ją za ten figielek… przedwczesny w mniemaniu rogatej.
El cofnęła ręce i wróciła do masażu pupy.
- Co mogę dla ciebie zrobić? Bo niestety dziś także czeka mnie wieczorna eskapada.
- Hmm… nie wiem… - mruknęła diabliczka figlarnie, zmieniając pozycję. Nie przerywając zabawy krągłościami piersi El rogata obróciła się tak, że jej podbrzusze znalazło się nad twarzą panny Morgan zupełnie zasłaniając jej widok.- … zupełnie nie wiem.
-Yhym...jesteś potwornie niezdecydowana. - El sięgnęła wargami do kobiecości diablicy i possała ją mocno.
- Bardzo…- jęknęła głośno rogata, ściskając mocniej dwie krągłości czarodziejki bawiąc się nimi władczo. El niespiesznie pieściła ustami kwiat Frolicy samej starając się dobudzić. Musiała się przygotować na wieczorną wyprawę… wybrać zaklęcia. Teraz jednak na pewno nie mogła się skupić.
- … jeszcze… niezdecydowana… jeszcze trochę.- pojękiwała Frolica poruszając biodrami coraz bardziej rozpalona i coraz bliżej spełnienia.
Czarodziejka mocno masowała pośladki diablicy pieszcząc ustami jej kobiecość i czując jak jej ledwo co przebudzone ciało, samo się rozpala.
- Coraz… lepsza… w tym jeeeesteś….- głośno rozpalony jęk diabliczki i prężące się ciało dowodziło tego i bez jej wypowiedzi. Aż w końcu jęk przeszedł w krzyk ekstazy.
El jeszcze przez chwilę pieściła delikatnie diabliczkę, która osunęła się w końcu na łóżko i zaczęła narzekać, cmokając udo kochanki.
- Nic ciekawego nie ma w rozkładzie. Dwie sale wykładowe.Czeka nas dużo pracy z mopem.
- Dla mnie to całkiem dobrze. - El usiadła na łóżku. - Wieczorem raczej znów mnie nie będzie… chyba nie zdążę wrócić, a chyba wolę nie ryzykować powrotu nocą przez las.
- Pfff… znowu randka? - prychnęła ze śmiechem diabliczka leżąc na łóżku i spoglądając na El.- A rodzina ma cię za taaką grzeczną.
- Teraz wyjątkowo nie. - Czarodziejka pomału wstała z łóżka. - Dobrze znam Downtown, mam pomóc komuś coś znaleźć.
- Twój kumpel? Przyjaciel rodziny? No wiesz… ten któremu masz pomóc? - zapytała diabliczka niechętnie wstając i zabierając się za ubieranie.
- Znajoma, która poleciła mnie tutaj, zaproponowała mu moją pomoc. - El wydobyła z szafy czystą bieliznę i zabrała się za ubieranie swojego rozgrzanego ciała. - Jest szansa, że wpadnie mi nieco gotówki to warto skorzystać.
- Nieźle.- odparła z uśmiechem diabliczka i spytała. - Ja się nie mogę takim czymś pochwalić. Ale też chętnie dorobię jak by była okazja.
- Jakbym o czymś słyszała to dam znać. - El uśmiechnęła się ciepło do współlokatorki stojąc jedynie w bieliźnie i sięgając po strój pokojówki. - Tylko wolałabym cię nie ładować w kłopoty związane z nie przychodzeniem do dormitorium w odpowiednim momencie.
- Oczywiście. - odparła rogata i dodała z tak fałszywym “entuzjazmem”, że aż słowa zgrzytały jej w ustach.- A teraz chodźmy po mopy.
- Do boju. - El uśmiechnęła się do diablicy i zerknęła tęsknie na księgę gdy zamykała szafę.

Eeech… Frolica miała rację z tym brakiem entuzjazmu. Sprzątanie sal wykładowych było męczącą harówką. Mop w dłoń i szorowanie tam i z powrotem. Plecy od tego bolą i jedyną rozrywką jest wypięty zadek przyjaciółki. A co gorsza… czekały ich takie dwie sale.
Po godzinie pucowania, wreszcie mogły sobie zrobić kilka minut przerwy. A potem znów machanie mopem. I w końcu, w końcu wyczyściły całkiem jedną salę wykładową.

- Uff… skoczyłabym do pokoju po jakąś wodę dla nas… co ty na to? - El obolałymi dłońmi chwyciła pełne wiadro i mopa.
- Chcesz się wymigać, co? - zapytała Frolica, po czym wyprostowała się z jękiem i dodała pojednawczo.- Ech… czemu nie.
- Przyjdę do drugiej sali za chwilkę. - El ruszyła szybkim krokiem zabierając z soba wiadro z wodą do wymienienia. EL zostawiła wiadro i mopa w schowku i puściła się biegiem w kierunku pokoju. Czekała ją wieczorna wyprawa… musiała się przygotować. W głowie przypominałą sobie zawartość księgi i gdy tylko dopadła do pokoju, zabrała się za ich przygotowywanie. Wiedziała, że jej chwilę to zajmie, potem czeka ją więc kolejny bieg. No i musiała pamiętać o wodzie!


Pamiętała o wodzie. Ale niewielki limit czasowy wymagał, by się z nią pospieszyła. El nie pamiętała jednak, że pośpiech jest złym doradcą i na kolejnym zakręcie korytarza nie wyrobiła z gładkim wejściem w niego. I wpadła z wiadrem wprost na egzotyczną elegantkę. oblewając ją wodą obficie i przewracając. Ta powalona na ziemię i mając na sobie mokrą sukienkę i rozmyty makijaż na twarzy, zaczęła głośno obrzucać inwektywami El wyładowując na niej swoją furię. Trzy czwarte z jej obelg, były dla czarodziejki niezrozumiałe… bo wydzierała się w swoim języku… przyciągając uwagę przechodzących uczniów i uczennic.
- Ja.. ja przepraszam. - El sięgnęła do kieszeni po chustkę i podała ją Azjatce, zabierając się za zbieranie swoich rzeczy. - Najmocniej przepraszam.
Odpowiedzią rozzłoszczonej kobiety, była kolejna seria inwektyw, niezrozumiałych w ogóle dla El bo w rodzinnym języku elegantki.
- Myślisz że twoje przeprosiny… naprawią godziny przygotowań? - odparła w końcu znanym czarodziejce języku. Po czym spytała.- Gdzie tu jest łazienka?
- Niedaleko… mogę pokazać. - El podniosła wiadro i mopa. Sama też musiała się udać po wodę.
Panienka spojrzała z “góry” na czarodziejkę i fuknęła.- Prowadź.
El dygnęła i poprowadziła azjatkę w kierunku łazienki.
Ta od razu pognała do jednej z kabin, by zdjąć z siebie sukienkę i przewiesić ją przez ściankę. Po czym w dość skąpej i fikuśnej bieliźnie podeszła do lusterka na umywalką by poprawić rozmyty makijaż.
El w ciszy ponownie napełniła wiadro tylko od czasu do czasu zerkając na azjatkę. Była ciekawa czy to jedna z ekstrawaganckich pokojówek czy też masażystka z azjatown.
Dość szybko przyciągnęły jej uwagę wypukłości ukryte w gorsecie. I bynajmniej nie chodziło tu o drobny zgrabny biust. Nie… te wypukłości, były w kształcie liści i gwiazdek. Ukryte we wszytych w gorset ukrytych kieszonkach. Prawdziwe arcydziełko sztuki bieliźniarskiej. Nawet Elizabeth nie zauważyła ich od razu. Dopiero dłuższe spoglądanie fachowego oka odsłoniło te sekrety.
- Piękny gorset. - El nie dała rady powstrzymać zachwytu. Zerkała to na azjatkę to na wypełniające się wiadro.
- Tak.- odparła krótko obca kobieta skupiona na tym znów zrobić się na bóstwo. Wypięte pośladki instynktownie ustawiała tak by budzić podziw. Cóż… z pewnością była doświadczoną kurtyzaną. Nic w jej stroju nie świadczyło, by była kimś innym.
- Jestem Elizabeth… jeszcze raz przepraszam. - El zakręciła wodę gotowa znów ruszyć w kierunku Frolicy.
- No trudno… stało się… - odparła ugodowo kobieta nie racząc jednakże ujawnić swojego imienia. A diabliczka czekała…


… i nie omieszkała narzekać, gdy El się zjawiła.
- Co tak długo, co?- zapytała od razu po jej wejściu. - Mogłabym tu sobie uciąć drzemkę.
- Niechcący wpadłam na jakąś azjatkę i oblałam ją wodą. - El podała diablicy butelkę z napojem, który dla niej wzięła, a sama zabrała się do pracy. - Odprowadziłam ją do łazienki.. wiesz.. by przeprosić.
- I… jak przepraszałaś?- zaciekawiła się Frolica upijając nieco napoju.
- Po prostu.. słowami. - El wzruszyła ramionami. - Wyglądała na kurtyzanę.. nie była mną zainteresowana.
- Nie wie co dobre. - zażartowałą Frolica z łobuzerskim uśmiechem.
Czarodziejka wzruszyła ramionami.
- Klient to klient. Pewnie się do niego spieszyła. - Obejrzała się na diablice i uśmiechnęła. - Jestem ciekawa kto ją sobie zamówił.
- Hmmm… - zamyśliła się diabliczka.- … pewnie ktoś bogaty i wpływowy. Byle mag raczej nie może sobie pozwolić na coś takiego. Idzie do zamtuzu.
- Słyszałam, że niektórzy magowie zamawiają tu “masażystki” z azjatown. - El skupiła się na szorowaniu podłogi. - Może to jedna z nich. Wątpię by te dziewczyny świadczyły tylko jedną usługę.
- To z pewnością nie jest tani “masaż”. - zachichotała diabliczka łobuzersko.
- Prawda… - El westchnęła. - A jeśli chodzi o dorabianie… muszę dziś wpaść też do Almais. Masz jakieś plany na popołudnie?
- Cóż… nie bardzo. - zamyśliła się Frolica drapiąc po podbródku. - Ale po tym wszystkim chyba sobie poleżę w pokoju i zjem coś słodkiego. Tylko wpierw muszę kupić.
- Kupiłam jakieś ciastka w Downtown, jak chcesz to się częstuj. - Czarodziejka uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Jest też butelka wina… i udało mi się dostać samowar!
- To sprawdzę czy działa.- odparła entuzjastycznie diabliczka.
- Powinien. - El zaśmiała się i sięgnęła po szmatkę by przetrzeć ławy.
- Noo… nigdy nic nie wiadomo.- odparła diabliczka wystawiając język.
- To chodź skończymy tutaj i sprawdzimy ten ekspres. - Czarodziejka pomachała diabliczce ścierką.
- No… możemy.- odparła Frolica wstając i biorąc się wraz El do sprzątania.
Czarodziejka układała sobie w głowie plany na popołudnie. Musiała jeszcze zwęzić spodnie. Myślała o odwiedzeniu Dawida nim uda się do Almais… no i ten cały wieczorny wypad. Dobrze, że Waynecroft nie siedziła im jeszcze na głowie.
Minęło jeszcze pół godziny, nim wreszcie uporały się ze wszystkim.
- To ja zaniosę sprzęt do składzika i załatwię kawę i herbatę w kuchni, a ty przygotuj samowar.- zaproponowała diabliczka po wszystkim.
- Jasne. - El przytaknęła. Przekazała swój sprzęt diabliczce i ruszyła szybkim krokiem w stronę ich pokoju.

Miała kilka chwil dla siebie, nim diabliczka zjawiła się ze zdobyczną kawą.
- Droga przez mękę. - jęknęła stawiając na stoliku zdobyczne torebki. Jedną z kawą, drugą z cukrem… pozostałe z różnymi przyprawami. - Mam nadzieję że docenisz me poświęcenie. Rozgryzłaś już te ustrojstwo?

W tym czasie El zasiadła do zwężania spodni, przyglądając się samowarowi.
- Chyba nie ma co tu rozgryzać. Na tym metalowym podeściku, pod którym jest to korytko rozpala się niewielki płomień. - Czarodziejka wskazała na samowar, który już na wszelki wypadek ustawiła na kamiennym parapecie. - Do pojemnika wyżej leje się wodę, a do pojemniczka, pod dziwnym czajniczkiem wsypuje kawę.
- Acha… no to już się za to biorę. Jaką kawę lubisz? - zapytała Frolica biorąc się za wypełnianie poleceń przyjaciółki.
- Czarną… ale delikatniejszą od tej, którą podają w jadalni. - Palce El sprawnie zwężały nogawki spodni prowadząc pewnie nić przez materiał. - Zaraz ci pomogę, już kończę.
- Po co? Myślisz, że sobie nie poradzę z samowarem? - uniosła się dumą diabliczka, zerkając przez ramię na czarodziejkę.
- Bo chciałabym pomóc. - Przyznała szczerze El obszywając pierwszą nogawkę. Nie mogła się powstrzymać, przed wyszyciem niewielkiego kwiatu tuż powyżej biodra, teraz pozostało obrobić drugą nogawkę.
- Już masz co robić. - przypomniała jej rogata zajmując się przygotowaniem obu kaw. - Po co te przeróbki?
- W Downtown ciężko dostać kobiece spodnie, a nie stać mnie na zakupy w Uptown. - El uniosła swoje dzieło by pokazać je diablicy. - Chciałam by były bardziej dopasowane.
- Wyglądają ładnie, acz wiesz jakie kobiety noszą spodnie prawda? - odparła z uśmiechem Frolica.
- Te które nie lubią by je przewiało? - El spotykała czasem w Pączku kobiety w spodniach ale nie słyszała jak o nich mówiono.
- Sufrażystki, obrończynie dzikusów z wielkich równin, gangsterki i nie zapominajmy o awanturniczkach. Dobrze wychowana panienka z Uptown nie nosi spodni.- wyjaśniła Frolica unosząc mentorsko palec.
- To chyba tą fuchą łapie się na to ostatnie. - El spakowała spodnie do torby, którą planowała wziąć z sobą. - Jak ci idzie?
- Zalewam.- odparła diabliczka szykując napary. - Nie boisz się. Awanturnictwo to ciężki i niebezpieczny kawałek chleba.
- Na razie to niewielka pomoc, a ja nie chcę biegać wieczorem w spódnicy. - El usiadła przy stole i zabrała się za pisanie listy do Charlesa czekając aż kawa będzie gotowa.
Rogata podała jej filiżankę i sama zaczęła pić ze swojej. - To znaczy? Co właściwie masz robić?
- Chyba będę robić za przewodnika po Downtown. - Czarodziejka upiła nieco kawy. - Jest pyszna. Dziękuję.
- Przystojnym awanturnikom? - wyszczerzyła się w uśmiechu diabliczka.
- Ten od którego brałam zlecenie to był jakiś staruszek. - El zaśmiała się.
- Mhmm… taaa… jakoś wątpię by wycieczki po Downtown składały się z emerytów.- odparła ironicznie diabliczka.
- Pewnie nie… ale wiesz… naprawdę nie wszyscy na mnie lecą. - Czarodziejka skończyła pisać list i spakowała list do koperty.
- No tak. Aczkolwiek mało kto ci się opiera, co?- zapytała z szerokim uśmiechem rogata.
- Bo trafiam na samych wygłodniałych? - El spakowała list do torby, potem dorzuciła tam też płaszcz.
- Bo jesteś smakowitym kąskiem.- mocne uderzenie ogonem w pośladki El miało być dodatkowym potwierdzeniem tego faktu.
- Uważaj bo jeszcze jakiś mag mi cię zabierze. - Czarodziejka pokazała diablicy język i wyjęła z koszyka bułkę planując ją zjeść po drodze.
- No… nie zdziwiłabym się.- odparła z chichotem diabliczka.
El podeszła do diablicy i pocałowała ją. - To ja idę. Widzimy się jutro.
- Paa… -odparła z uśmiechem rogata.
Czarodziejka zaszła na pocztę zostawiając list do Charlesa i spytała czy nic dla niej nie ma. I dowiedziała się, że nic dla niej nie zostawiono. Więc skierowała swoje kroki do Dawida.
I wkrótce zapukała do drzwi siedziby czarodzieja.
- Proszę.- usłyszała w odpowiedzi.
El wzięła głębszy oddech i zajrzała do środka.
- Nie przeszkadzam? - Spytała niepewnie.
- Nie bardzo… choć to zależy od tego, jak chcesz przeszkadzać.- mag siedział za biurkiem i przed nim piętrzył się stosik papierów, które przeglądał od czasu do czasu notując coś przy nich. Wpatrzony w tekst nie zwrócił uwagi na El, mając wciąż oczy wlepione w tekst na biurku.
Czarodziejka weszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Chciałam tylko zadać jedno pytanie. - El oparła się o znajdujące się za nią skrzydło drzwi. - Mówiłeś, że mógłbyś mi pomóc… a ja… potrzebuje pewnego eliksiru. Zrozumiem jak odmówisz.
- Eliksiru? A na co panience eliksir?- zapytał podejrzliwie, acz rubasznie mężczyzna zerkając na Elizabeth.
- Chroniący przed ciążą. - Czarodziejka spojrzała na mężczyźnie niepewnie.
- Aaaa to…- zadumał się mag i podrapał się po głowie. - Cóż. Zabawne jak wiele czarodziejek potrzebuje takich ziół.
Podrapał się po karku.- Mam coś takiego.
- Mogę zapłacić. - El miała obawy czy ją stać, ale warto było spytać.
- Nie martw się tym.- machnął ręką Dave.- Od ciebie nie mógłbym wziąć pieniędzy.
Zamyślił się splatając dłonie razem i spoglądając na El. - Niemniej coś będę chciał w zamian. Przysługę. Nic trudnego. Ot, kiedyś dam ci listę ze sprawunkami i kupisz mi odpowiednie zioła w Downtown. Bo wiesz… mag o moim statusie nie powinien robić takich mikstur. Nie wypada.- zakończył rubasznym śmiechem.
- Nie ma problemu, prawie codziennie jestem w Downtown.- Czarodziejka uśmiechnęła się do maga. - Masz swoich handlarzy czy trzeba będzie poszukać?
- Nie ma więc sprawy.- odparł czarodziej odsuwając się od biurka.- Poczekaj tu chwilę.
Następnie wyszedł do pokoju obok, w którym było jego laboratorium.
El podeszła do jego biurka i rozglądając się po pokoju, aż w końcu jej wzrok spoczął na notatkach maga.
Wyglądało na jakieś prace uczniów dotyczące alchemii. Ta notatka na którą patrzyła była cała pokryta czerwonymi dopiskami i przekreśleniami. Chyba nie był to najbystrzejszy umysł na uczelni. Czarodziejka była ciekawa jakby ona sobie poradziła, ale nigdy nie dane jej będzie sprawdzić. Zerknęła odruchowo w stronę sypialni sprawdzić czy łóżko jest zasłane.
Było… Dave był schludnym człowiekiem.
- Proszę.- wrócił wkrótce z niedużą flaszeczką i podał ją El. - W razie czego… nigdy nic takiego ci nie dałem. Sama kupiłaś.
- Oczywiście. - El przyjęła buteleczkę i pocałowała maga. - A karteczka ze sprawunkami?
- Kiedyś… jeszcze nie teraz.- odparł Dave cmokając ją w czubek nosa.- Dam ci znać. Nie martw się.
- Dobrze. To już ci nie przeszkadzam. - Czarodziejka podeszła do drzwi. Teraz chciała odwiedzić Almais.
- Do następnego spotkania.- odparł wesoło czarodziej wracając do pracy.


Dojście do pokoju Almais zajęło pannie Morgan kilka minut.
- Tak będzie gotów na jutro. Oczywiście.- męski głos dochodził zza niedomkniętych drzwi do pokoju czarodziejki. To wystarczyło by podejrzeć, jak krępy gnom o rudej brodzie rozmawia z Almais na temat trzymanego w dłoni metalowego i rzeźbionego w znaki prętu.
- Nie musi być na jutro. Musi być dobrze. Dokładnie takie znaki jak tutaj na tą samą głębokość. Ten sam materiał i pamiętaj o precyzji. Żadnych odstępstw od wzorca.- pouczała półelfia czarodziejka.
- Niech się panienka nie martwi. Będzie według zaleceń. - wyjaśnił rzemieślnik.
- Pani Almais…. Tu Elizabeth.
- Ach Elizabeth….- półelfka gestem dłoni odprawiła gnoma.- Wejdź wejdź moja droga. Nie krępuj się.
- Jeśli przeszkadzam mogę zaczekać. - Morgan niepewnie weszła do środka i zerknęła na towarzysza półelfki.
- Nonsens. On już wychodzi.- machnęła ręką czarodziejka, a gnom skinął głową mówiąc.- Żegnam piękne panie.
Po czym ruszył do drzwi.
Elizabeth zaczekała, aż gnom opuści pomieszczenie.
- Chciałam porozmawiać o naszej współ… o tym jak mogę ci pomóc.
- Zależy jak chcesz pomóc. - odparła Almais z uśmiechem.- Zajmuję się wymiarami, choć głównie wymiarami przechodnimi. Astralnym, eterycznym, planem Cienia. Zarówno zerkanie tam, przechodzenie jak i sprowadzanie potworów stamtąd. To nie jest zabawa dla grzecznych panienek.
- Taką miałyśmy umowę, mój sekret staje się twoim, a ja pomagam. - Elizabeth przyjrzała się z zaciekawieniem Almais. - Wspominałaś, że potrzebujesz kogoś do pomocy przy swoich eksperymentach.
- Nooo… jeśli znajdziesz czas późną nocą, to możemy spróbować różnych eksperymentów. W małym dyskretnym gronie. Tych magicznych… i tych…- Almais podeszła do El i musnęła dłonią biust czarodziejki.- … niemagicznych.
- Yhym… - Czarodziejka zadrżała od dotyku półelfki. - A masz pomysł co zrobić by nie dopadli mnie strażnicy przy powrocie?
- No… zostaniesz ze mną do rana. Jakoś ci to wynagrodzę.- odparła figlarnie rudowłosa rozpinając koszulę pokojówki powiększając jej dekolt. - Nie będziesz marzła przy mnie, to pewne.
- T..tak. - Morgan westchnęła czując chłód na swoich piersiach. - To kiedy mam się stawić? I co z naszymi lekcjami?
- Mam kilka grzybków do przetestowania. Mają rozszerzać percepcję rzeczywistości. Przynajmniej w teorii.- palce półelfki wodziły po dekolcie czarodziejki, ciepłe i delikatne muskały skórę. - Mogę dzisiaj… mogę jutro.
- To może jutro? Uprzedzę Frolicę. - El czuła jak od dotyku drugiej kobiety robi się jej przyjemnie ciepło w podbrzuszu.
- Może być jutro…- zachichotała półelfka drugą dłonią powiększając dekolt El, nie zaprzestawszy muskania palcami po jej skórze.- Powiedz mi, czy lubisz liczne towarzystwo? Możliwe że nie będziemy tylko we dwie.
- Nie mam.. takich doświadczeń. - Morgan czuła jak jej piersi napinają się i zaczynają niemal boleśnie napierać na materiał gorsetu.
- Nie o to pytam.- zamruczała Almais muskając palcami i skórę i korzystając z powiększonego dekoltu wsunęła dłoń pod koszulę i ścisnęła delikatnie pierś przez gorset.- Tylko czy miłe by ci było liczniejsze towarzystwo… czy chcesz mnie tylko dla siebie. Bo eksperymenty nie będą… pruderyjne.
Elizabeth jęknęła cicho.
- Chętnie poeksperymentuję. - Wyszeptałą rozpalonym głosem sama nieco się dziwiąc temu stwierdzeniu. A może naprawdę chciała poznać gdzie jest jej granica i czy się jej to spodoba?
- Cieszy mnie to… bo inaczej mój najnowszy zakup w “Sekretach Skandalistki” panny Mortens by się zmarnował.- Almais całkiem odsłoniła gorset El i objęła dłońmi biust czarodziejki.- To naprawdę piękne skarby.
- Masz równie cudowne we własnym gorsecie. - Morgan spróbowała użyć żartobliwego tonu, ale niezbyt jej to wyszło. Czuła jak na jej bieliźnie zaczyna zbierać się wilgoć. - Co to za.. zakup?
- To niespodzianka…- odparła półelfka, nachylając się i całując jej szyję zaczepnie.- Masz ochotę zobaczyć moje? Masz… czas?
Ścisnęła razem piersi Elizabeth.
- Tak… mam jeszcze chwilę. - Dłonie Morgan powędrowały do stroju Almais by odsłonić skarby półelfki.
- To dobrze… bo ja też.- odparła czarodziejka chwytając ją za koszulę i ciagnąc ku biurku. Przysiadła na nim pupą i całować zaczęła zachłannie Elizabeth, językiem muskając wargi, podczas gdy palce panny Morgan, rozpięły żabot koszuli półelfki i sięgnęły ku drobnym zgrabnym piersiom ukrytym pod delikatnym jedwabnym gorsecikiem.
Elizabeth ścisnęła je zachłannie odpowiadając na pocałunki. Swoje biodra docisnęła do bioder półelfki na tyle na ile pozwalała im ta pozycja.
- Mmm...- mruknęła rozpalonym głosem Almais i gwałtownie ścisnęła gorset wyciskając sprężyste krągłości El z niego. Uwolnione skarby przyciągnęły uwagę półelfki, a potem jej usta w pocałunkach wędrujących po jej obojczyku i w dół. - Co teraz… zrobimy?
- Nie wiem jak ty.. ale mi potwornie mokro. - Morgan zsunęła jedną z dłoni sięgając nią do krocza półelfki. Oczywiście natrafiając na barierę materiału jej sukni.
- Cóż… mi też… ale która z nas bardziej potrzebuje atencji… jak sądzisz?- mruknęła w odpowiedzi rudowłosa całując potem usta panny Morgan.
- Będę w stanie odpowiedzieć jak sprawdzę. - Wyszeptała El podwijając suknię Almais. - Nie wiem na ile twoje drażnienie mnie było dla ciebie podniecające.
- Było…- zamruczała Almais głaszcząc kochankę, po głowie, gdy ta odsłaniała wysokie sznurowane buty okrywające zgrabne nogi, czarne pończoszki z podwiązkami i skromne majteczki przylepione już do podbrzusza. Almais pachniała wilgocią i pożądaniem.
- Wygląda jakbyś potrzebowałą dużo troski. - Palce Elizabeth naparły na bieliznę półelfki, dociskając ją do rozpalonego ciała.
- A ty… nie…- pisnęła rozpalonym głosem Almais układając nogi na ramionach pokojówki i głaszcząc ją po głowie.- Starczy czasu na jedną z nas.
- Cóż.. jestem duża i samodzielna. - El pokazała palce, którymi zazwyczaj się z sobą zabawiała i przyklęknęła przed gospodynią. Odsłoniła jej kobiecy kwiat i sięgnęła wargami do rozpalonego ciała.
- Jaaa.. też…- jęknęła Almais z trudem panując nad swoim ciałem, gdy El przekonywała się jak ciasna jest jej rudowłosa kochanka, jak miękka, jak drobna… jak rozpalona. I słodka.
Czarodziejka podniecona roztaczający się przed na widokami, sięgnęła pod własną spódnicę i pieszcząc pólelfkę starała się nieco sobie ulżyć.
- Ooo… tak… nie krępuj się… nie jestem ze porcelany….- jęknęła cicho Almais napierając biodrami.- Baw się mną…
Jej jęki jak i ciało pełne było wzbierającej żądzy i drżały zbliżając się do spełnienia. Elizabeth zanurzyła palce w kochance, jednocześnie sięgając do swoich głębin. Czuła jak oba ciała zacisnęły się na intruzach i z trudnem powstrzymała własny jęk rozkoszy nie chcąc przerywać pieszczot, które oferowała Almais.
Ciało rudowłosej wygięło się w łuk, z ust wyrwał się jęk roszkoszy…. a potem ulgi.
- No to zapowiada się ciekawa… współpraca. - wyszeptała lubieżnie półelfka.
El doszła z ustami przyklejonymi do kobiecości kochanki i dopiero po dłuzszej chwili udało się jej złapać oddech.
- Tak… to prawda. - Morgan podniosła wzrok na górującą nad nią półelfkę. - Ale wiesz, że chciałabym byś mnie uczyła?
-Taaak… acz zaczynam zastanawiać się czego chcesz bym cię uczyła.- wymruczała lubieżnie Almais, a czubej jej obutej stopy musnął szyję i policzek El.
- Podstaw magii. - Elizabeth wypowiedziała szczerze swoje pragnienie spoglądając na półelfkę. Nie zabrała twarzy pozwalając by but Almais się po niej przesunął.
- Czemu nie… jeśli ty nie powiesz nikomu i ja nie powiem… to nie powinno być z tym problemu.- zamruczała Almais muskając stopą usta El.- Oczywiście nie wolno ci posługiwać się magią na terenie uczelni.
- Dobrze. - Czarodziejka delikatnie ujęła nogę półelfki i pocałowała jej łydkę, tuż powyżej buta. Rudowłosa nawet nie udawała zaskoczenia, uśmiechnęła się po chwili poprosiła lubieżnym tonem.
- Pokażesz mi… wszystko?
- Czy to nie tak, że miałyśmy tylko chwilę? - El mrugnęła do gospodyni. - Cóż miałabym ci pokazać?
- Podwinięcie spódnicy… nie jest aż takie czasochłonne. - zachichotała Almais poprawiając okulary na nosie.
Morgan podniosła się z kolan i otrzepała. W końcu podwinęła spódnicę ukazując sięgajace połowy łydki sznurowane buty, bordowe pończochy i koronkowe majtki w tym samym kolorze, które teraz opuszczone były do połowy uda.
Rudowłosa równie zwinnie zeskoczyła z biurka, kucnęła przed El i nachyliła się by cmoknąć odsłonięty obszar podbrzusza, a potem musnąć ją językiem zaczepnie.
- Słodki… zajmę się tym twoim skarbem później.- gdy to mówiła, otworzyły się a potem zamknęły drzwi wejściowe. Niewątpliwie zostały zobaczone w takiej… niedwuznacznej sytuacji.
El spojrzała w tamtym kierunku z niepokojem. Oby to tylko.. nie była Clarice.
Niestety drzwi były zamknięte już. Trzeba by było sprawdzić.
- Czas nam się skończył. Wyglądasz uroczo.- nie przejmując się drzwiami Almais wstała i zabrała się za poprawianie garderoby.
- Miała cię odwiedzić Clarice? - El poprawiła swoją bieliznę i wygładziła spódnicę.
- Nie. To nie Clarice czeka. Swoją drogą… aż dziw, że jeszcze potrafi ci się opierać.- zachichotała Almais.
- Ja.. ostatnio już się nie oparłam. Martwię się czy wszystko u niej dobrze. - Morgan podniosła porzuconą na ziemi torbę i przerzuciła ją przez ramię. - Och.. mam pytanie. Jeśli to nie problem.
- Raczej nie wydaje mi się, by się jakoś coś u niej zmieniło. Zarumieniła się gdy o tobie wspomniałam mimochodem.- zadumała się czarodziejka.
- Zasłabła na koniec, zostawiłam list i nie wiem.. czy powinnam ją odwiedzać. - El westchnęła ciężko.- Nie wydaje mi się by była na ciebie obrażona. Acz może lepiej nie nadużywać moich perfum.- zachichotała półelfka.
- Nie miałam takiego planu. - El uśmiechnęła się. - Czy magowie zamawiając czasem dziewczyny z Azjatown? Ostatnio wpadłam na jedną i byłam ciekawa co tu robi.
- Nie z Azjatown. Jest ekskluzywny burdel w Uptown specjalizujący się w egzotycznym masażu niewiast stamtąd pochodzących. Gdyby nie był strasznie drogi poradziłabym, byś sama go spróbowała choć raz.- odpowiedziała z uśmiechem półelfka.
- Obawiam się, że będę musiała polegać na opowieściach. - Morgan zaśmiała się. - Nie zajmuje ci więcej czasu, widzimy się jutro.
- Do jutra więc… nie zapomnij koszulki nocnej.- zażartowała półelfia czarodziejka.
- Zadbam by była odpowiednia. - El mrugnęła ponownie do Almais i wyszła z pomieszczenia. Czekała ją jeszcze wyprawa do Downtown.
Minęła się w drzwiach z młodym mężczyzną, magiem zapewne, którego wyróżniało dziwne znamię…czerwona do łokcia ręka. Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo potwierdzając to, że on był świadkiem spotkania El z Almais.
El posłała mu powłóczyste spojrzenie pokazując, że nie przeszkadza jej ta sytuacja i ruszyła w kierunku wyjścia z uczelni. W parku ukryta pomiędzy drzewami przebrała się w spodnie i schowawszy spódnicę do torby ruszyła dalej.


“Gorzki Pocałunek” szczycił się wampirzymi ustami na szyldzie, wykrzywionymi w szyderczym uśmiechu i poznaczonym śladami ostrzy i kul. Był to jeden z tych ironicznych szyldów, które nie były tak zabawne po upiciu się na smutno. W środku było całkiem ładnie i czysto. Takoś jakoś awanturniczo i przygodowo, z tymi witrażami w okiennicach. I pustawo.
El rozejrzała się szukając Johnsona lub kogoś, kto mógłby jej zdradzić gdzie znajdzie awanturnika. Jedyną postacią którą mogła spytać był wysoki zombie. No.. na pewno nie był to zombie. Po prostu był blady i taki kanciasty… człowiek o dość charakterystycznych rysach. Człowiek wyglądający jak żywy trup. Zajęty typowym dla barmanów zajęciem; czyszczeniem kufli.
- Przepraszam… szukam drużyny Johnsona. - Spytała nieco niepewnie.
- Taaak… Johnson jeszcze śpi. A drużyna zbierze się wieczorem. Bo otwieram późnym wieczorem.- wyjaśnił barman przeciągając nosowo samogłoski.
- Rozumiem. - El uśmiechnęła się i wyjrzała przez okno ciekawa ile ma czasu. - Czyli… nie ma możliwości teraz zjeść i napić się piwa?
- Piwa… i zjeść suszonej wołowiny lub słone ciastka, suszone sardynki i suchej kiełbasy. Mam piwo… i przekąski.- odpowiedział niemal grobowym głosem barman.- Jakie piwo?
- Jasne. Najchętniej krasnoludzkie. - El rozejrzała się szukajac miejsca dla siebie. - I jeszcze może być tej suszonej kiełbasy i ciastek. - Wskazała miejsce pod oknem naprzeciwko drzwi. - Tam usiądę.
- Dooobra. - odparł barman i zabrał się za swoją robotę. Wkrótce zresztą przyszedł do El, wraz dużym kuflem “Bruerbucknera” (sądząc po aromacie i pianie), kawałkiem suchej kiełbasy oraz misą z kawałkami ciasta pokrytymi kawałkami soli.
- Proooszę.- rzekł podsuwając dziewczynie “posiłek”.
- Dziękuję. - Morgan rozsiadła się wygodnie popijając piwo i spoglądając na drzwi do knajpy. Była tu po raz pierwszy i ciekawa była jaka klientela odwiedza ten lokal.
Było to miejsce w którym matka nie chciała widzieć Elizabeth. Wchodzące osoby były zarośnięte, pokryte bliznami i uzbrojone po zęby. I rzucali łobuzerskie uśmiechy w kierunku siedzącej samotnie siedzącej pannie Morgan. Często były to męskie uśmiechy, ale i kobiet się zdarzały. “Gorzki Pocałunek” okazał wodopojem dla “rzezimieszków do wynajęcia” jak ich w jej domu nazywano.
Morgan starała się na nikim nie zawieszać wzroku na dłużej by nie przyciągnąć jeszcze więcej uwagi do swojej osoby. Może tu by miała okazję nabyć wytrychy? A może jednak zostawić do Cycione by swojej osoby nie wystawić na świecznik. Wzrokiem szukała mężczyzny, z którym spotkała się tamtego wieczoru w Pączku.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-08-2020, 10:47   #46
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Właśnie schodzi.- usłyszała głos barmana, a jego palec wskazał na blondyna nonszalancko schodzącego po schodach. W niczym nie przypominał mężczyzny którego spotkała w pączku.
- Johnson.- sprecyzował barman.
Skołowana El przyglądała się mężczyźnie. Czy to aby z nim miała wyruszyć? W sensie z jego ludźmi.. czy może jednak pomyliła adresy? Ale ile mogło być “Gorzkich Pocałunków” w tym mieście? Upiła piwa starając się ukryć zmieszanie.
- Piwo i to co zwykle.- rzekł Johnson przysiadając się kawałek dalej od czarodziejki i zupełnie nie zwracając uwagi na nią.
Morgan odetchnęła dając sobie chwilę na oswojenie się z sytuacją. Co było mówić.. facet był przystojny, a fakt że był poszukiwaczem przygód działał na nią nieco jak płachta na byka. Zapewne nie tylko na nią i teraz musiała się ogarnąć na tyle by wypaść profesjonalnie. Dojadła i zgarnąwszy swój kufel z piwem podchodząc do stolika blondyna.
- Johnson? - Spytała chcąc potwierdzić słowa barmana.
- A kto pyta? My się chyba nie znamy?- odparł mężczyzna posyłając El zabójczy uśmiech numer 23, jaki często widziała na obliczach przystojnych bywalców Pączka.
- Elizabeth Morgan. Szczęściarz powiedział, że mogę ci się przydać podczas wypadu. - Czarodziejka utrzymała poważną minę nie chcąc zdradzić, że facet się jej podoba. Johnson nie wydawał się kimś komu trzeba dowartoświowywać ego.
- Aaaa… ta nowa… ponoć obiecujący z ciebie osóbka.- spojrzenie mężczyzny i mina od razu się zmieniły. Ocenił dziewczynę spojrzeniem wodząc po jej ciele, ale… było w tym wzroku przede wszystkim skupienie. Jakby przyglądał się koniu którego zamierzał kupić.
- Masz jakąś broń? Czym posługujesz się w konfliktach? Masz doświadczenie bitewne?- od razu zasypiał ją pytaniami. - A i chcesz otwarcie brać się za robotę, czy wolisz incognito.
- Incognito. - Morgan szybko odpowiedziała na ostatnie pytanie. - Wybacz ale mam inną robotę. - Czarodziejka powoli odsłoniła płaszcz pokazując pistolet i sztylet. - Tym walczę ale wielkiego doświadczenia nie mam. Tyle ile umożliwiło mi przeżycie w Downtown… No i… - Chwilę zawahała się walczę też tym. - Wyciągnęła przed siebie dłonie. w sensie… - Nie wiedziała czy powinna się przyznawać do swego talentu.. co też opowiedziała o niej Marineta.. - No i jak będzie problem z drzwiami o… zazwyczaj sobie radzę.
- Tą pizdułką ładowaną po dwóch strzałach?- ocenił Johnson powątpiewająco wpatrując się w pistolecik El. - To może wystarczyć na ulicy w świetle dnia, ale tam gdzie idziemy nie będzie światła dnia…
Westchnął ciężko i wzruszył ramionami.- Ale od czegoś trzeba zacząć. “Szczęściarz” wspominał też o tej drugiej twojej robocie.-
Sięgnął do kieszeni próbując coś z niej wyciągnąć, [ulr=https://i.pinimg.com/736x/7b/eb/e8/7bebe8ab944dc5fdfef76ca0718ae1bc.jpg] koronkową czarną maskę na twarz[/url].
- Więc jaki sobie chcesz przydomek nadać?- spytał podsuwając maskę Elizabeth.
- Przydomek? - Morgan spojrzała na niego pytająco przyjmując maskę. Przyjrzała się pięknej robocie nieco zaskoczona.
- Jak cię nazywać. Podczas takiej roboty ważna jest komunikacja w grupie.- wyjaśnił Johnson wzruszając ramionami.- Maskę możesz zatrzymać, dostałem ją po to by ją ci dać.
Elizabeth westchnęła przyglądając się masce, czuła że ładuje się w tarapaty. Ale jakoś wolała nie odpowiadać Marinecie… i jej znajomym. Podniosła wzrok na blondyna teraz już obdarzając go odrobiną szacunku. Jednak potrafił być profesjonalny.. to dobrze wróżyło.
- Nie mam pojęcia… może Igła? - Zaproponowała niezbyt przekonana do tych przebieranek.
- Może być Igła. Robota będzie prosta. Mamy infestację w piwnicy. Duże szczury. Pieniędzy z tego wielkich nie będzie… zagrożeń też nie. Łatwa i szybka… a ty po prostu nie wchodź w drogę. Strzelaj z pistoletu i staraj się trzymać za plecami reszty.- wzruszył ramionami Johnson i poklepał dziewczynę po ramieniu.- Będzie dobrze… każdy tak zaczynał.
Nie wspomnieli mu o jej talentach magicznych? Morgan nałożyła maskę mocując ja pod swoimi włosami.
- Ty dowodzisz. - Mruknęła tylko spoglądając na mężczyznę. Przemilczała też temat walki z wampirami, głównie z uwagi na Simeona.
- Będzie dobrze.- potwierdził z uśmiechem Johnson i dodał.
- Masz jakieś pytania? Zanim się reszta zbierze?
- Co ci o mnie powiedzieli? - Morgan pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech.
- Że jesteś nowa… “utalentowana” i najwyraźniej masz mocne plecy. Bo komuś zależało byś mogła się sprawdzić. Ktoś naciskał na “Szczęściarza” i ktoś dał mi przez niego tą maseczkę. Tyle.- odparł Johnson szczerze.
Morgan chwilę wahała się, w końcu jednak uznała, że może te “mocne plecy” o nią zadbają gdyby Johnson zaczął coś kombinować. Nachyliła się nad stołem i spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Potrafię coś jeszcze. - ułożyła dłonie na stole, a między nimi rozpaliła niewielki płomień który po chwili zgasiła.
- No to będziesz miała towarzystwo. Mamy też i drugą co potrafi “coś jeszcze”.- odparł Johnson jakoś nie bardzo zaskoczony. - Trzymaj się blisko niej i ucz.
Morgan przytaknęła ruchem głowy i sięgnęła po swoje piwo. Uczyć się… nagle ta cała zabawa wydała się dużo ciekawsza.
- Będzie dobrze Igła. Masz jeszcze jakieś pytania? Bo wiesz… jak się już reszta zbierze, to tylko ogólnie opowiem o robocie i ruszamy.- odparł z uśmiechem blondyn.
- Teraz nie wiem nawet o co pytać. - El oparła twarz na dłoni spoglądając na blondyna. - Raczej na zasadzie, czy długo w tym siedzisz, czy często ci się zdarzają takie świeżaki jak ja… ale nie są to pytania na które musisz odpowiadać.
- Będzie z dziesięć lat i trafiają mi się świeżynki, które myślą że wystarczy umieć strzelać by się dorobić sławy i bogactwa w tym fachu. Cóż… nie każdy jest “Szczęściarzem”.- zaśmiał się Johnson i dla odmiany sam spytał. - A co ty chcesz uzyskać pracując w tym fachu?
- Lepsze pytanie.. do czego potrzebują mnie moje “mocne plecy” skoro chcą byś mnie wyszkolił. - Morgan uśmiechnęła się nieco gorzko i upiła piwa, by po chwili dodać szczerze. - Chętnie nauczę się co nieco do tej drugiej kobiety.
- Trzeba było pytać Szczęściarza nie mnie. Ja wiem tylko to, co on mi powiedział. - wzruszył ramionami Johnson. - A ja wiem, że nie warto wściubiać nosa tam gdzie cię nie chcą. Cóż… nie bez ważnego powodu… lub dużego zysku.
- Spytałabym… gdybym czuła, że mogę. - El także wzruszyła ramionami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie była pewna czemu Marineta zaoferowała jej usługi Szczęściarzowi. Ale to ją ewentualnie mogłaby o do spytać… nikogo innego. - Na co uważać? Ja nie jestem typem, który uważa, że jeśli przeżył Downtown to przeżyje wszystko… już parę razy się przekonałam, że to nie tożsame.
- Trzymaj się z dala od zagrożeń i rób swoje. Ja walczę na pierwszej linii, więc najczęściej to ja zbieram razy.- odparł ze śmiechem Johnson.
Morgan uśmiechnęła się ciepło.
- Widać. - Przesunęła palcem po swojej twarzy, odwzorowując miejsce gdzie Johnson miał bliznę. Była ciekawa czy miał jeszcze jakieś, ale tym się z mężczyzną nie podzieliła.
- No właśnie. Urok tej roboty. - odparł z uśmiechem mężczyzna i sięgnął do kieszonkowego zegarka by sprawdzić godzinę. - Mamy pół godziny, więc zrelaksuj się… wypij piwo i potem zbierzemy się u mnie w pokoju. Chodź… pokażę ci który to.
Morgan dopiła swoje piwo i pozostawiła pusty kielich na stole, wstając.
- Prowadź.
Ruszyli na tyły, po schodach na górę… korytarzem do pokoju na jego końcu. Johnson otworzył drzwi prezentując pokój niewiele różniący się od tego co El mogła zobaczyć w Pączku. Szafa, łóżko, stolik z miską do obmycia się. Jedyną różnicą był okrągły stolik na środku pokoju.
- I tu robisz odprawy. - El rozejrzała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Pamiętała podobny stół z pokoju, który wynajęli sobie z Simeonem.. i tego co na nim robili. Nie chcąc jednak by jej mysli pogalopowały w tę stronę z zaciekawieniem spojrzała na drzwi, odruchowo sprawdzając jaki zamek zastosowano.
- I mieszkam… właściciel karczmy jest spokrewniony ze mną. - potwierdził Johnson wzruszając ramionami. - Nie przyszliśmy żebym się tu chwalił, tylko byś tu trafiła na czas odprawy.
- Myślę, że trafię. - Morgan mimo słów mężczyzny nadal rozglądała się z zaciekawieniem. Jak to było, żyć tak na tyłach karczmy? W sumie dziewczyny też żyły w “Pączku”. - Ciasne ale własne. - Obróciła się do Johnsona uśmiechając się. - Ale nie będę ci zawracać teraz głowy. - Miło było, że jakiś facet w końcu nie patrzył na nią jakby była tylko dziewczęciem do towarzystwa.
- Zaproponowałbym ci, byś się stołowała tutaj, ale pewnie już miałaś okazję, więc… w okolicy są lepsze karczmy do zjedzenia posiłku.- odparł żartem blondyn ustępując jej miejsca, by mogła wyjść.
- Już zjadłam. Więc jeśli nie przeszkadza ci, że potowarzyszę ci przy piwie to mogę zostać tutaj. - El wyszła na korytarz. - Ale może chcesz mieć chwilę spokoju.
- Nie zamierzam siedzieć w pokoju.- odparł wesoło blondyn zamykając za sobą drzwi. - Przyjdę tu tuż przed zebraniem naszej małej grupki wypadowej.
- Chodziło mi o salę. - Morgan wskazała w kierunku, z którego przyszli. - Wzięłabym sobie drugie piwo.
- Zgoda… z chęcią wykażę się towarzysko.- odparł z uśmiechem mężczyzna ruszając przodem, po czym zatrzymał się nagle by podać ramię czarodziejce.
El zaśmiała się, ale przyjęła podane ramię już odruchowo przytulając do niego pierś jak to miała w zwyczaju czynić do tej pory. Tylko… Johnsona nie musiała podrywać. Miała Simeona.. Charlesa… nawet Dawid. Uśmiechnęła się nieznacznie, przeganiając myśli o kochankach i skupiła się na tym, że zaraz czeka ja robota.


-... i wtedy kolejne trzy koboldy ze swoimi krzywymi włóczniami ruszyły na nas.- czas był zabijany opowieściami Johnsona. Johna Johnsona jak się El dowiedziała. I jak się okazało większość tych historii dotyczyło eksploracji podziemi pod miastem i walk albo z goblinami, albo z koboldami. Bo te były najczęstszymi utrapieniami… poza szczurami oczywiście.
Kilka kufli przy tym wychylono, taniego rozcieńczonego piwa co by oboje się nie upili.
- A pro po tej co potrafi “coś jeszcze”. Poznaj moja droga Igiełko Mandragorę Bonafaux.- wskazał palcem na zbliżającą się ku nim diabliczkę o czerwonej skórze, męskim stroju… i gryzoniu w okularach na ramieniu.
W głowie El od razu pojawił się obraz Frolicy, ale szybko odgoniła z wyobraźni swoją kochankę.
- Och… - Czarodziejka uśmiechnęła się do nadchodzącej kobiety z zaciekawieniem spoglądając na towarzyszącego jej szczura.
- Wiem o czym myślisz.- nachylił się do niej Johnsona i szepcząc dalej wprost do ucha. - Bo ja o tym myślę, też za każdym razem jak ją widzę. Jak założyła temu gryzoniowi te okulary?
El zaśmiała się szczerze i spojrzała na znajdującego się tuż obok mężczyznę.
- Nie kusiło cię by spytać? - Odpowiedziała szeptem.
- Żeby mi spaliła tyłek kulą ognistą? Nie jestem aż tak ciekawy. Mandragora ma ostry charakterek.- stwierdził cicho Johnson i uśmiechnął się szeroko, gdy diabliczka podeszła.
- Mandragoro dobrze cię widzieć w zdrowiu.
- Kto to jest?- zapytała rogata zwracając uwagę na czarodziejkę.
- Eee… to jest Igła. Nowa. Trochę złodziejka, trochę sztuczki robi jak ty.- wyjaśnił Johnson. A diabliczka skupiła spojrzenie na Elizabeth i podała jej dłoń po męsku. - Igła tak?
- Tak. - El wstała i uścisnęła pewnie dłoń drugiej kobiety. - Słyszałam, że wiele będę się mogła od ciebie nauczyć.
- Nie aż tak wiele… ale trochę z pewnością.- odparła z uśmiechem rogata wędrując spojrzeniem po zgrabnych nogach panny Morgan uwydatnionych przez spodnie.
Czarodziejka odpowiedziała przesuwając wzrokiem po ciele diablicy. Czyżby lubiła kobiety tak jak diablica czy Wyanecroft? Sądząc po męskim stroju mogła nawet lubić być na górze.
- Właśnie jej opowiadałem o tobie jaka jesteś twarda. - odparł ze śmiechem Johnson, a Mandragora wzruszyła ramionami dodając.- Bo nie daję sobie wciskać twojego kitu? To akurat nie problem.
- Według mnie powinna urodzić się mężczyzną. I czasami sądzę, że ona też tak uważa. Więc ty uważaj na nią.- dodał żartobliwie Johnson, a diabliczka spojrzała na niego ponuro.- Nie podpalił ci ktoś tyłka ostatnio?
- Nie bądź taka sztywna.- odparł żartem Johnson. -Jak się trzyma Rudolf ?
- Dobrze… ostatnio zaczął znów jeść pokarm. Siemię lniane pomogło mu na wzdęcia.- odparła Mandragora głaszcząc czule gryzonia po grzbiecie.
- Właśnie się dowiedziałam, że mogę zostać przysmalona, jeśli zapytam o okulary tego cudownego stworzonka. - Elizabeth wskazała na siedzącego na ramieniu diablicy gryzonia. - Rudolf, tak?
- Tak. Możesz być przysmażona.- odparła Mandragora i dodała ze śmiechem.- Ale tylko do poziomu ubrania. Szkoda psuć taką śliczną cerę oparzeniami.
El zaśmiała się i spojrzała na Johna.
- No to chyba mam lekkie fory.
- Lekkie… - odparła diabliczka ze śmiechem i skinęła głową. Po czym dodała.- Okulary zrobił pewien gnomi jubiler i zdołał je Rudolfowi założyć. Gnomy potrafią rozmawiać z małymi futrzastymi zwierzątkami.
- Widać, że to misterna robota. - Elizabeth przytaknęła i pochyliła się nieco by przyjrzeć się Rudolfowi, jednocześnie przybliżając się do Mandragory. - Niesamowite.
- Gnomy i elfy mają talent do takich rzeczy.- wyjaśniła Mandragora muskając ogonem stopę El, gdy ta się nachylała by obejrzeć.
- Gregor wszedł, pójdę go przywitać.- odparł Johnson i wstał ruszając ku drzwiom, ale że był tam tłumek już panna Morgan nie dostrzegła owego “Gregora”.
- Miał problemy z oczkami? - Morgan podniosła wzrok na diablicę nie cofając się.
- Niezupełnie. Pozwalają mu widzieć magię… to się przydaje przy magicznych pułapkach. Niektóre bywają wredne.- wyjaśniła Mandragora nie zaprzestając pieszczoty ogonem… choć bardziej dla niej to była pieszczota. Elizabeth niewiele mogła czuć przez but, ale była świadoma jej dotyku. Który się skończył, gdy zjawił się Johnson z Gregorem.
Był on niziołkiem z południowych krain o czymś świadczyła jego ciemna cera jak i dość ciekawy dobór garderoby.
- Igła to Gregor Marengo, nasz uzdrawiacz…. a to Igła… nabytek nowy.- wyjaśnił z uśmiechem Johnson.
- Miło mi poznać. - Igła uśmiechnęła się do niziołka przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Mi też bardzo miło poznać młodą damę. - odparł niziołek z zadziornym uśmiechem. I spojrzał na Johnsona. - Manfred dołączy też?
- Nie wiem. Miał spotkanie…- stwierdził kwaśno Johnson.- Z mężatką.
El spojrzała na dowódcę z zaciekawieniem nie dopytywała jednak.
- Czekamy tutaj? - Spytała zmieniając temat.
- Jess to się nie spodoba.- stwierdziła Mandragora.
- To go zastrzeli.- wzruszył ramionami Johnson. - Nie mogę go wiecznie niańczyć.
Po czym zwrócił się do Elizabeth spoglądając na zegarek.- Jeszcze ma czas.
- Może nie powinnam pytać… ale kim jest ta Jess… ta mężatka? - Przyjrzała się reszcie drużyny.
- Tak jakby dziewczyna Manfreda. - wyjaśnił Gregor, a Mandragora dodała.- Zrywają ze sobą co jakiś czas, a potem się schodzą znów. Ich kłótnie są wybuchowe, dosłownie.
- A ta "mężatka" to kochanka? - El sięgnęła po stojące na stole piwo po czym upiła nieco.
- Cóż… w koci koci łapki to raczej nie grają.- odparła z przekąsem Mandragora.
- Johnson wiesz może czy Jess i Manfred znów są parą?- zapytał Gregor.
- Podobno niektórzy po prostu lubią się kłócić. - El wzruszyła ramionami i skorzystała z okazji by przyjrzeć się Johnowi. Naprawdę był w jej typie… niebezpieczny typ.. tak jak Simeon.
- Tak.. ale przy tym nie urządzają sobie strzelanin.- wyjaśnił Johnson i ironicznie i dodał.- A poza tym… nie… obecnie chyba nie są.
- Co nie przeszkodzi Jess.- stwierdziła ironicznie Mandragora. Tymczasem do środka karczmy, wszedł kolejny mężczyzna przyciągający oko El. Głównie z powodu swojego podobieństwa do Johnsona.
- Twój brat? - Przez chwilę myślała, że ma zwidy. Naprawdę, ktoś droczył się tego wieczoru z jej apetytem.
- Tak… To jest Manfred Johnson.- przyznał Johnson patrząc jak powoli on zbliża się do nich.
- Cóż to za piękność do nas dołączyła? - zapytał Manfred podchodząc bliżej. Skłonił się mówiąc. - Jestem Manfred Johnson i jestem zachwycony…- ujął dłoń El i uniósł ją ku swoim ustom.
- Jess wchodzi…- wtrąciła Mandragora, a Manfred od razu potrząsnął dłonią czarodziejki rezygnując z pocałunku.
Elizabeth zaśmiała się zasłaniając dłonią usta.
- Mów mi Igła. Pasujesz do opowieści. - Jej wzrok przeskakiwał od Johna do Manfreda. - Bliźniacy?
-Niestety.- odpowiedzieli unisono. A John rzekł.- Ja jestem starszy.
- Ale ja piękniejszy. - odparł Manfred.
Elizabeth zaśmiała się ponownie i zerknęła w kierunku drzwi ciekawa czy ta Jess rzeczywiście się pojawiła, ale chyba nie. Na chwilę zerknęła na Manfreda.
- Gdyby nie blizna Johna bylibyście identyczni… chyba że to jakieś ukryte piękno.
- Nie… ani trochę.- odparł Gregor ironicznie. A Manfred spytał zaciekawiony.- Do jakich opowieści?
El uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi nie planowała powtarzać plotek. Niech sobie to bracia sami omawiają, podczas gdy ona nieco podświadomie analizowała, który bardziej przypadł jej do gustu.
- Jess! - krzyknął John przyciągając uwagę drużyny do drzwi. A Manfreda wręcz mrożąc.
Jess okazała się filigranową dziewuszką niższą od El o głowę. Jedynie co wydawało sie groźne to dubeltówka jaką nosiła ze sobą.
- A to jest ta Jess… - Powiedziała szeptem rozbawiona El. Co by nie mówić była ładniutka. Była to naprawdę ciekawa drużyna.
Jess podeszła do całej ekipy i spojrzała podejrzliwie na El, potem uśmiechnęła się do niej, a następnie uśmiechnęła się do Manfreda… uśmiechem który obiecywał mu męki piekielne jeśli złapie go razem z El w jednym łóżku.
- Ty musisz być ta nowa o której wspominał Manfred. Jestem Jess. -rzekła z uśmiechem podając dłoń.
- Igła. - Odpowiedziała z rozbawieniem El ściskając dłoń drobnej kobiety. Nie przejmowała się dziwnymi uśmiechami Jess. Jak na razie nie planowała z nikim z drużyny lądować w łóżku.
- Igła...ok... Witaj w ekipie.- odparła Jess i nastawiła policzek, który to cmoknęła Morgana mówiąc.
- I jak było?
- Baardzo przyjemnie. Miałaś rację.- zaśmiała się Jess.
El skupiła wzrok na Johnie.
- Czekamy jeszcze na kogoś?
- Nie… chodźmy na górę.- odparł z uśmiechem Johnson i wstał. Powoli ruszył przodem, a za nim reszta ekipy. Manfred i Jess na końcu szepcząc między sobą.
Gdy weszli, zaczęli siadać dookoła stołu. El znalazła się pomiędzy Johnem a Mandragorą.
- A więc robota jest niezbyt dobrze płatna i dość standardowa. Będziemy szczurołapami. Jest piwnica w której rozpanoszyły się duże szczury i trzeba będzie ją oczyścić.
- Serio?- westchnęła Jess poirytowana tą wizją.- Mamy się takim czymś zajmować?
- Tak. Nie mamy wielkiego wyboru. Ktoś się tym musi zająć. - wyjaśnił John.
El przysłuchiwała się wszystkiemu z zaciekawieniem obserwując drużynę. Była ciekawa co połączyło tych ludzi. Jak się spotkali? Czym się zajmowali, gdy nie biegali po podziemiach? Miała pewne podejrzenia co do Manfreda. Nieco przypominał jej Samuela i wierzyła, że zdobywanie kobiet mogło mu zajmować nieco czasu.
- Będzie to dobre ćwiczenie dla Igły.- stwierdził John wskazując El.
- Ale trochę za dużo nas na tą robotę. - ocenił Gregor.- Jeśli wszyscy wciśniemy się w tą piwniczkę, to będziemy sobie nawzajem przeszkadzać.
- To może my z Jess sobie odpuścimy tę robótkę? Ze szczurami poradzicie sobie bez nas.- zaproponował Manfred.
- Ja zdaję się zupełnie na was i waszą ocenę sytuacji. - El odezwała się cicho. Nie czuła by miała tu na cokolwiek wpływ.
- Ale masz prawo wyrazić swoją opinię lub zapytać. A Manfred znów szuka wymówki.- odparła ze śmiechem Mandragora.
- To moja pierwsza taka robota… może pomogę, ale mogę też napsuć. - El westchnęła. - Nie wiem jak wielkie są te pomieszczenia… znam różne piwnice, ale rzeczywiście jest nas dużo.
- Masz prawo się wypowiedzieć. To twoja pierwsza lekcja. W innym przypadku szybko zaczną zrzucać na ciebie rolę osiołka.- odparła z uśmiechem Mandragora.
- Wiele nie udźwignę. - El zaśmiała się. - Według mnie… może tam być ciasno. Ale i pieniędzy do podziału mało, czyż nie? - Spojrzała pytająco na Johna.
Mężczyzna skinął głową, a wtedy Manfred wstał i rzekł do wszystkich.
- No to ustalone. Jess idziesz?- zapytał rudowłosą. Ta się wahała przez chwilę.
- No dobrze.- zgodziła się również wstając od stolika.
- Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja do wspólnej roboty… czyli że John nie będzie miał mnie dość. - Uśmiechnęła się do parki.
- Z pewnością sobie poradzisz. - odparła Jess z uśmiechem. - Mandragora się tobą zaopiekuje.
- Możesz być tego pewna.- odparła rogata z uśmiechem.
El odpowiedziała uśmiechem. Zaczynała mieć pewne podejrzenia jak diablica chciałaby się nią “zaopiekować".
- Więc… jakieś pytania?- zaczął Johnson, gdy tamta dwójka wyszła.
- Czyją to piwnicę czyścimy?- zapytał niziołek, a John rzekł.- Clyde’a Owensa.
- Aaaa… to wiele tłumaczy.- westchnął Gregor.
- Co tłumaczy? - El spojrzała na niziołka.
- Clyde to szuja i przemytnik. Nie powiadomi władz, bo ma towary nielegalnie zakupione w swojej piwniczce. Nie chce by mu je skonfiskowane.- wyjaśnił Gregor sarkastycznie.
- Och… to rzeczywiście. - Morgan poczuła dziwny niepokój. - Cóż.. oddaję się w wasze ręce.
- Jakieś jeszcze pytania?- rzekł John rozglądając się po grupce awanturników.
- Żadnych z mojej strony.- stwierdził Gregor, a diabliczka kiwnęła głową.- Ja też nie mam żadnych.
Cała trójka spojrzała na El wyczekująco.
- Nawet nie wiem o co pytać. Możemy ruszać. - Czarodziejka przesunęła po wszystkich wzrokiem.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-08-2020, 10:48   #47
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Wyruszyli więc kilka chwil później. Dorożką przejechali uliczki Downtown, by dotrzeć na miejsce. Na zaplecze takiego sobie karczmy, która z daleka wyglądała podejrzanie i niebezpiecznie. Kolejne miejsce którego Elizabeth nie powinna odwiedzać sama, a tym bardziej w grupie osób, z których co najmniej jedna miała na nią chętkę.
- To tutaj? - El poczuła szczery niepokój patrząc na to miejsce.
- To tutaj.- przyznał Gregor uśmiechając się złowieszczo i dodając.- Ja wiem co on trzyma w piwnicy. Pesh i podobne środki.
Od których to El powinna trzymać się z daleka, bo Pesh to był egzotyczny narkotyk. El westchnęła i przesunęła palcami po masce. Jak się szybko okazać ta sprawa z incognito mogła byc wazniejsza nie z uwagi na jej pracę jako sprzątaczki, tylko na jej mamę, która .. nie była pewna czy by ją zabiła czy sama umarła widząc co robi jej córka.
- Nie wiedziałam, że szczury lubią Pesh. - Mruknęła czekając na dalsze instrukcje.
- Ktoś mógł je wytresować. By znalazły narkotyki. Szczury mają niezły węch. - odparł Gregor.
-Nie strasz jej. - fuknęła diabliczka i dodała zwracając się do El. - W kanałach mnóstwo jest dużych szczurów. To tylko przypadek. Tymczasem Johnson łomotał w drzwi karczmy… bez skutku.
- Jak nikogo nie ma to nie wchodzimy? - El przyjrzała się mężczyźnie. - Możliwe, że wejście do piwnic jest też od dziedzińca. Robi się taki drzwiczki by wrzucić ziemniaki czy inny węgiel.
- Mandragora… sprawdź czy wejście od strony ulicy jest otwarte. El… ponoć umiesz otwierać? Zanim zejdziemy do piwniczki chcę odnaleźć gospodarza. - zadecydował Johnson.
El przytaknęła ruchem głowy i podeszła do drzwi. Nim jednak sięgnęła po zaprawioną w bojach spinkę do włosów rzuciła cicho zaklęcie i naparła palcem na przeszkodę by zajrzeć do środka.
Kuchnia… oczywiście to musiała być kuchnia. Ten przybytek był zbudowany podobnie do "Pączka", oczywiście z pewnymi różnicami. Niemniej rozkład pomieszczeń był zapewne zbliżony. Było w niej ciemno i cicho. Ogień w palenisku pieca już wygasł. Zły znak. Podobnie jak rozbita lampa naftowa i… czy dobrze widziała? Zza kuchennego stołu wystawała ręka leżąca na podłodze.
Nie wiedziała czy ta ręka doczepiona jest do ciała. Stół ją zasłaniał.
- Nie wygląda to dobrze…. tam ktoś leży. - El wysunęła spinkę z włosów sprawiając, że warkocz opadł na jej ramiona i zabrała się za zamek.
- Zamknięte.- dodała diabliczka, gdy Elizabeth grzebała przy zamku. - Przez okna trudno dojrzeć bo zasmarowane brudem, że prześwitu nie ma. Nikt nie zapalił światła, a to co dojrzałam… nie ma tam nikogo, ale część mebli jest przewrócona.
- To z pewnością nie jest robota szczurów.- ocenił Johnson wysuwając pałasz pochwy, podczas gdy El powoli odblokowywała kolejne bolce. Jeszcze chwila i zamek puści.
Morgan przytaknęła ruchem głowy cały czas skupiona na walce z zamkiem.
Po chwili… w końcu puścił i drzwi otworzyły się z upiornym skrzypieniem.
- Panowie przodem? - El wsunęła wsuwkę we włosy ustępując miejsca Johnsonowi.
- Ja w zasadzie jestem dzieckiem.- wtrącił Gregor uśmiechając się niewinnie i ściskając w dłoni fiolkę z podejrzanie bulgoczącym czerwonym płynem.
Johnson wszedł do środka i rozejrzał się dookoła idąc powoli w głąb. Za nim ruszyła diabliczka wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- Żadnych płomieni. Nie chcemy tu pożaru.- rzucił przez ramię Johnson.
- Umiesz zabić nastrój.- mruknęła niechętnie Mandragora. A niziołek pospiesznie wymienił jedną podejrzaną fiolkę na drugą.
El nasunęła kaptur rozmazując swoją postać.
- Tam ktoś leży. - Wskazała na stół.
Johnson zaszedł zza stół i kucnął mówiąc.- Lepiej tu nie podchodź, nie pomożemy mu. W każdym razie zginął od pazurów i kłów. Nie od miecza.
El poczuła jak nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Pochodnie? - Spytała szeptem.
- Powinniśmy się rozejrzeć za nimi. Nie bardzo wiem gdzie szukać.- odparł ich przywódca, a El wiedziała. Trzyma się je w schowku tuż przy kuchni. Przynajmniej tak robiono w Pączku.
- Może tutaj. - Morgan odezwała się szeptem i podeszła do dobrze sobie znanej miejscówki i zajrzała czy i w tym lokalu tak przechowywane są pochodnie. Starała się nie kierować spojrzenia w stronę zwłok.
Znalazła kilka sztormowych pochodni i zapałki.
- To co robimy?- zapytał niziołek ich wodza.
- My się rozejrzymy na parterze. Dziewczyny na piętrze.- zadecydował Johnson.- Krzyczcie jak by co.

Elizabeth z wprawą osoby, która przez większość swego życia gotowała obiady dla rodziny odpaliła pochodnię, wręczając ją Johnsonowi, a potem drugą dla siebie i diablicy. Dwie nie zapalone rozdała pozostałym.
- Jakieś podejrzenia co to może być? - Spytała cicho.
- Hmmm… gobliny… może? Koboldy są bardziej cywilizowane, ale gobliny kradną wszystko co wpadnie im w łapy.- wyjaśniła Mandragora ruszając przodem.
El przytaknęła tylko i podążyła za nią.
- To.. wygląda jak pewien lokal, który znam… - Odezwała się szeptem. - Możliwe, że będzie mi łatwo się tu zorientować.
- To gdzie teraz powinnyśmy iść? - zapytała Mandragora machając na boki ogonem.
Morgan ruszyła przodem prowadząc diablicę w kierunku schodów na zapleczu, prowadzących na piętro.
A diabliczka podążyła za nią. Krok po kroku wspinały się po skrzypiących schodach na górę i tam… El miała wreszcie okazję zobaczyć swojego pierwszego trupa. Mężczyznę z rozerwanym gardłem zaciskającym prawą dłoń na toporze, a lewą na masywnej krócicy. Nie dał się wziąć bez walki, choć trudno było stwierdzić czy cała posoka na korytarzu należała nie tylko do niego.
Morgan jęknęła głośno zasłaniając usta dłonią. Poczuła jak zjedzona w pubie kiełbasa podchodzi jej do gardła. Szybko odwróciła wzrok skupiając się na korytarzu.
Drzwi na samym początku były pootwierane pozwalając zajrzeć jej do pokojów gdy się do nich zbliżą, natomiast drzwi na końcu korytarza były zamknięte. I ze śladami pazurów na drewnie oraz dziur po kulach. Nie zauważyła żadnego zagrożenia. Co nie znaczy, że go nie było.
- Co robimy? - Spytała szeptem, bardziej doświadczoną koleżankę.
- Przeszukujemy w poszukiwaniu śladów i nie dajemy się zabić. Razimy magią wszystko co nie jest humanoidalne… i prawdopodobnie prawie wszystko co jest.- rzekła zadziornie Mandragora i poklepała El po pupie.- Nie bój się… nie damy się tak załatwić.
Niestety Morgan daleka była rozbawienia. Przytaknęła ruchem głowy i powoli podeszła do najbliższych drzwi by zajrzeć do środka.
Nie znalazła tam na szczęście kolejnego trupa, jedynie zwykłą karczemną izbę. Trochę zdemolowaną, ale nic poza tym.
- U mnie też czysto.- zameldowała Mandragora sprawdzając pokój obok.
Morgan wskazał na drzwi na końcu korytarza.
- Tam… może ktoś być. - Powiedziała szeptem, podchodząc do drzwi kolejnego pokoju z wydobytym z pochwy pistoletem. Z duszą na ramieniu zajrzała do środka, nic nie znajdując. Ten pokój był czysty i uporządkowany. I nikt w nim obecnie nie mieszkał. Może dlatego nie zainteresował “napastników”. Tymczasem Mandragora sprawdziła kolejny… nie znajdując nic podobnie jak El. Pozostał tylko ten zamknięty.
Morgan podeszła do drzwi stając jednak przy ścianie, tak na wypadek gdyby ktoś znów zaczął do nich strzelać. Spoglądając niepewnie na diablicę zapukała.
I było to mądre z jej strony, bo rzeczywiście ktoś strzelił robiąc kolejną dziurę w drzwiach.
- Hej.. co to ma być?! - wrzasnęła wściekle diabliczka.
- Ludzie! Bogowie mają nas w swojej opiece! Ratunku! Potwory nas tu zagnały przejmując całą karczmę! Ledwie udało nam się zabarykadować. - z drugiej strony odezwało się kilka głosów. Męskie i kobiece, wszystkie na skraju paniki.
- Obecnie jest cicho to bym na waszym miejscu zwiała. - Mruknęła nieco niepewnie Morgan spoglądając to na drzwi, to na schody, którymi przyszły.
- Przyszliśmy tu z powodu szczurów w piwnicy?- dodała diabliczka głośniej.- Owens ją zlecił?
-Tak. Zleciłem.- usłyszały zza drzwi. - Ale gdy ostatnio schodziłem do piwnicy to szczurów już nie było, tylko te bestie i one zaatakowały mnie…. a potem moich pracowników!
- Hm.. gobliny są chyba więcej warte niż szczury, co? - El spojrzała z zaciekawieniem na stojącą obok diablicę. - I chyba bardziej niebezpieczne?
- Zdecydowanie.- odparła z uśmiechem rogata i dodała zadziornie.- Ale nie dla nas. My sobie z goblinami poradzimy.
- Dobra… możecie albo zostać tutaj, albo uciec na ulicę. My zajmiemy się tym cokolwiek siedzi w piwnicy.- dodała głośniej Mandragora i rzekła do El.- Spotkajmy się z pozostałymi. Nie wrzeszczą więc wrogów pewnie nie napotkali.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i ruszyła w kierunku schodów.
- Jesteś pewna, że sobie poradzimy? - Spytała szeptem, tak by ukryci ludzie nie mogli ich usłyszeć. - Nie mam wątpliwości co do was… tylko nie ma tutaj Jess i Manfreda… no i jestem ja.
- Ci tutaj zostali wzięci z zaskoczenia. My jesteśmy przygotowani.- odparła diabliczka. - I mamy ciebie… i mnie…. poradzimy sobie. To w końcu nie pierwsza taka potyczka.
- Dla was. - Mruknęła El i zaczęła schodzić po schodach nasłuchując. - Zejście do piwnic jest zazwyczaj niedaleko kuchni.
- Poradzimy sobie. Nie martw się.- odparła Mandragora zmierzając po schodach.- Najpierw musimy odnaleźć naszych.
Morgan przytaknęła ruchem głowy. Zeszła na parter i ruszyła w kierunku głównej sali, w stronę, w którą według niej skierowali się Johnson i Gregor.
Napotkali ich w głównej sali myszkujących za kontuarem.
- Hej… znaleźliście coś?- zapytał John na widok dziewcząt.
- Owensa, zamkniętego z jakimiś ludźmi w pokoju na piętrze. - El podeszła do kontuaru ciekawa co też robią mężczyźni. - Podobno zszedł do piwnic i zamiast szczurów zastał tam “bestie”.
Niziołek wyciągał różne trunki i jakieś proszki, po czym zaczął je “miksować” ze sobą.
- To by się zgadzało z tym co my znaleźliśmy… ślady pazurów i krwi. Bestie wyszły z piwnicy i zapewne do niej wróciły. Tylko nadal nie wiemy z czym mamy do czynienia. Ale są groźne i chyba dość liczne. Owens powiedział coś więcej na ich temat? - dopytywał się tymczasem Johnson.
- Niewiele. Był na skraju paniki.- oceniła Mandragora.
- Nie było też ciał... innych niż ludzkie. - Mruknęła nieco niechętnie El spoglądając w kierunku gdzie mogło się znajdować zejście do piwnic.
- Czyli żadnego nie udało się ubić. - mruknął Johnson, podczas gdy niziołek szykował alkoholowe koktajle.
- Ciężko ubić cokolwiek, jak się siedzi za zamkniętymi drzwiami. - Odpowiedziała cicho. - Jaka jest szansa, że cokolwiek to było zabrało wszystko i zwiało tunelami do podziemi?
- Piwnica powinna być odizolowana od kanałów, acz… możliwe że coś przedostało się przez szczeliny lub pęknięcie w ścianie. To często się zdarza, bo w Downtown mało kogo stać na porządny remont budynku.- oceniła diabliczka, a Gregor podał Elizabeth kufelek pełen podejrzanie wyglądającej cieczy pachnącej wódką.
- Wypij to przed wejściem do piwnicy. Doda ci kurażu i jeszcze coś ekstra.- zalecił i powtórzył po chwili. - PRZED wejściem.
Sam zaś sięgnął po swój koktajl i wlał go w siebie jednym haustem.
- Ekhym… - Elizabeth spojrzała niepewnie na pozostałych, ale widząc że niziołek raczy się dziwnym napojem i ona go wypiła.
- Mówiłem przed….- odparł Gregor smętnie, gdy trunek znikał w ustach czarodziejki. Alkohol zapłonął żarem w jej gardle, zaszklił łzami w oczach i przyjemnie zabełtał w umyśle. To był naprawdę mocny trunek. I nie tak paskudny jak mogłaby się spodziewać. Ale przy okazji musiał nieźle ją trzepnąć skoro teraz widziała koło siebie zarys półprzeźroczystej tarczy unoszącej się obok niej w powietrzu… nie powinny być białe myszki?
- No to ruszajmy, zanim moja infuzja którą Nowa wypiła przestanie działać.- dodał zaś niziołek i ruszył przodem nie czekając na resztę.
El poczuła jak mikstura niepokojąco miesza się z wypitym wcześniej piwem, po drodze zahaczając o posiłek, którego o mały włos nie zwróciła widząc zwłoki.
- P..przepraszam. - Szepnęła i podążyła niziołkiem, skupiając się na kolejnych krokach i starając się uspokoić żołądek.
- Nie ma sprawy…- odparł niziołek łaskawie, gdy cała czwórka zaczęła zmierzać do piwnicy. Wejście do niej było wyważone. Ale w środku… było ciemno.
Morgan poświeciła pochodnią zaglądając do środka i sprawdzając stan schodów.
Wyglądały solidnie, ale źródła światła jakie nosili ze sobą awanturnicy nie tylko rozproszyły ciemności. Cała grupa usłyszała złowrogie warknięcia.
- Ja pierwszy, Gregor za mną… dziewczyny na końcu.- rzekł Johnson schodząc pierwszy z wyciągniętym mieczem.
Morgan przepuściła niziołka i ruszyła za nim, starając się iść blisko ściany, tak by diablica, mogła jakby co ja wyprzedzić. Czuła jak jej serce wali ze strachu. Jego dudnienie słyszała w uszach, a może.. była to też sprawka wypitego alkoholu. Sytuacja, w której się znalazła przerażała ją ale i.. ciekawiła. Bo co też kryło się w piwnicy?

Zza beczek wyskoczyły trzy kryjące się tam kreatury… małe i muskularne bestie, przypominające skrzyżowanie pazurzastej małpy z goblinem, acz nie były ani jednym ani drugim.
- Dretche…- krzyknęła złowieszczo Mandragora i gestem dłoni posłała magicznego pociski w najbliższy cel. Zaś celem owych “dretchy” był Johnson stojący na najniższym schodku.
Widząc reakcję diablicy Morgan nie zwlekała i posłała w kierunku jednego ze stworów własny magiczny pocisk. Seria wspólnych pocisków zabiła go na miejscu, rozrywając ciałko w wielu obszarach. Pozostałe dwa rzuciły się na Johnsona który zaczął bronić się na schodach nie dopuszczając do tego, by mogły dosięgnąć reszty drużyny. Jeden z nich pierdnął wypuszczając z siebie sporą chmurę zielonkawego śmierdzącego gazu szybko wypełniającą pomieszczenie.
- Cofać się! Nie możemy tak walczyć. A przynajmniej ja nic nie mogę.- wrzasnął tymczasem niziołek.
Morgan wydobyła pistolet i strzeliła tym razem w jedną z bestii atakujących Johnsona i wykonała kilka kroków w tył, słuchając porady Gregora.
- Szlag…- burknęła diabliczka, ale że ją ogarnął odór i zemdlił wyraźnie również się cofać zaczęła posyłając magiczne pociski gestem dłoni. Trafiły one… w przeciwieństwie do kuli z pistoletu Morgan. Cofali się również Johnson i Gregor. Ten pierwszy broniąc i atakując wroga nie uniknął rany od pazurów dretchy na biodrze. Gdy znaleźli się u szczytu schodów, niziołek zmieszał kilka koktajli pospiesznie, a Johnson kopniakiem posłał dretcha do tyłu. Po czym Gregor rzucił w nie fiolką, a diabliczka wywołała czarami eksplozję ognistą, która wraz z wybuchem fiolki… zdemolowała kompletnie piwniczkę i odrzuciła samą Mandragorę do tyłu.
- Przesadziłaś wiesz? -mruknął Johnson tamując upływ krwi pospiesznie robionym opatrunkiem.
- CO? NIE SŁYSZĘ! ZA BLISKO BYŁAM… NIEZŁA EKSPLOZJA, CO?- wrzasnęła w odpowiedzi panna Bonafaux.
Morgan podeszła do tego co pozostało po drzwiach i przykucnęła nasłuchując.
- Myślicie, że to wszystko? - Spytała starając się coś dojrzeć w obłokach dymu.
- Mam nadzieję.- odparł Johnson z uśmiechem.- Ale trzeba będzie sprawdzić.
- Pomóc ci z opatrunkiem? - El spojrzała z troską na nogę mężczyzny.
- Dzięki.- odparł z uśmiechem Johnson i zwrócił się do diabliczki.- Sprawdź czy coś zostało ze schodów.
Ta coś burknęła, ale że słuch jej wrócił, to ruszyła wykonać polecenie.
Morgan przykucnęła obok Johna.
- Mam tylko doświadczenie z dwoma braćmi więc jakby co mnie poprawiaj. - Uśmiechnęła się ciepło do blondyna i zabrała się za opatrunek.
- Nie martw się. Ostatecznie… Gregor ma lecznicze koktajle.- odparł z uśmiechem Johnson.
- Schody poszły w pizdu… demoniszczy nie widzę. Damy cynk władzom? Cokolwiek Owens ukrywał w piwnicy pewnie zostało zniszczone.- oceniła pochylona przywoławszy wpierw cztery lewitujące wokół niej światełka.
- Może jednak trzeba by sprawdzić? Przy zagrodach na tyłach zapewne jest jakaś lina. - Morgan skinęła w kierunku drzwi, którymi weszli, za którymi znajdowało się podwórko. - Z resztą nie wiem jak się to normalnie załatwia.
- Nie ma potrzeby…- odparła diabliczka. - Mam własną.
I odpięła bicz zawieszony na pasie, by zaczepić końcówkę o klamkę drzwi piwnicy. A uczyniwszy to zaczęła się po nim spuszczać w dół do piwniczki.
- Gregor idź po tą linę.- zadecydował Johnson, gdy El kończyła opatrunek.
- Schodzimy? - Morgan upewniła się co do planów reszty ekipy.
- Mandragora… żyjesz?! - krzyknął Johnson.
- Żyję!- odparła diabliczka, a Johnson rzekł z uśmiechem.- Schodzimy.
Elizabeth przytaknęła i podeszła do umocowanego bata by się po nim zsunąć.
- Zrzucam pochodnię.
- Złapię…- odparła rogata zerkając w górę z łobuzerskim uśmiechem.
- Lepiej jak spadnie na ziemię. - Mruknęła El w odpowiedzi i rzuciła pochodnię. Na chwilę wypięła się w kierunku Johnsona łapiąc bat i po chwili zaczęła się po nim zsuwać.
Nie mogła nie dostrzec jego wzroku na swoich pośladkach… podobnego do tego jakim obdarzyła ją diabliczka, gdy powoli zaczęła się zsuwać. Powoli i ostrożnie. Aż w końcu dotarła do podłogi.
- Nie wyglądało, że jest tak wysoko. - Szepnęła biorąc swoją pochodnię i rozejrzała się po zdemolowanej piwniczce.
- W nocy wszystko wydaje się większe i straszniejsze…- odparła diabliczka z uśmiechem ruszając przodem, a El… została nagle zaatakowana przez wyskakujące z ciemnego kąta piwnicy zagrożenie. Jeden z dretch przeżył… potwornie pokiereszowany i pokryty… zielonkawo czarną posoką. Pół jego pyska było zmiażdżone i poparzone. Pół jego ciała było poparzone. Łapa jedna niesprawna, ale druga… druga pazurzasta zmierzała w kierunku ciała El, ale trafiła pazurami na półprzeźroczystą tarczę i porysowała ją ze zgrzytem. Najwyraźniej nie był to pijacki zwid.
Zaskoczona El odruchowo chwyciła za sztylet i cięła starając się cofnąć. Niezbyt jej to wyszło, ostrze chybiło. Johnson zeskoczył zaś w dół i jęknął z bólu przeceniając swoje siły i wytrzymałość na ból. A diabliczka posłała kolejne pociski magiczne… trafienie rozerwało ciężko rannego potwora dobijając go. Upadając na ziemię potwór rozwiał się powoli.
- A więc zostały przyzwane… nie przeszły przez portal.- oceniła rogata.
El zajęło chwilę nim dała radę oderwać wzrok od znikającego dymu. Spojrzała skołowana na diablicę. - Dzięk… - Nagle przypomniała sobie o Johnie. - Wszystko dobrze?
- Wszystko dobrze…- jęknął z bólu Johnson. - Ten skok… to głupi pomysł był. Przywołane? Czyli ktoś je przywołał?
- Na to wygląda. - oceniła Mandragora. Tymczasem niziołek wrócił z liną zaczął zastępować nią bicz rogatej.
- Jest szansa… że ten kto je tu przyzwał tu jest? - El spojrzała niepewnie w głąb piwnicy.
- Jeśli jest to już w postaci krwawej miazgi.- stwierdziła złowieszczo diabliczka zabierając swój bicz, podczas gdy niziołek zsuwał się po zawiązanej linie.
Sama czarodziejka zauważyła zaś pęknięcie w podmurówce budynku. Dość wąskie i trójkątne, ale mała istota bez trudu by się przez nie przecisnęła. A większa.. też.. na czworaka zdołałaby przepełznąć.
- Chyba, że… nie było go w piwniczce. - El poświeciła na odkrytą szczelinę. - Te bestie mogły przejść tędy.
- Ano… - odparł John kuśtykając lekko, gdy podchodził do czarodziejki wraz z Rogatą i niziołkiem. - To jak drużyno… sprawdzamy?
- Chcesz pełzać na czworaka z tą nogą? - Morgan spojrzała niepewnie na mężczyznę, ale już po chwili kucnęła i poświeciła w głąb tunelu. - Ciasno ale chyba da radę przejść.
- Nie jestem inwalidą. Po prostu przeceniłem swoje możliwości.- westchnął John i dodał.- Myślę jednak że zdołam przepełznąć. Kto jest przeciw badaniu dalej tej sprawy?
El obejrzała się na niego nie zmieniając swojej wypiętej do reszty pozycji. - Ja nie.- Odłożyła na bok pochodnię i splotła zaklęcie wykrycia magii.
Nie poczuła magii płynącej ze szczeliny, za to czuła łakome spojrzenia dwójki awanturników na swoim ciele. Mandragora była bardziej śmiała, więc uśmiechała się bezczelnie i lubieżnie. Johnson… starał się być taktowny. A niziołek żłopał jakiś trunek.
- Ja pójdę pierwsza… a właściwie Rudolf.- zadecydowała diabliczka opadając na czworaka i kręcąc pupą ruszyła do szczeliny, by się przez nią przecisnąć zaraz po szczurze.
- Nie wyczuwam stamtąd magii. - El przepuściła diablicę uśmiechając się do jej pupy. Kto wie może uda się jej spędzić noc u któregoś z nich. Jeśli wyjdą stąd przed świtem. Na kolanach, z pochodnią ruszyła za Mandragorą.

Gdy znalazła się po drugiej stronie wraz z rogatą poczuła jak ta wykorzystując ciemności chwyta ją za pośladek i ściska z lubieżnym chichotem. Trochę mało romantyczne były okoliczności, bo ciemno było i śmierdząco.
- Jesteśmy w kanałach.- wyjaśniła diabliczka.
- Czuć. - Mruknęła El czekając aż panowie do nich dołączą. Prosta pieszczota sprawiła, że jej myśli choćby na chwilę oderwały się od tej nieprzyjemnej sytuacji.
- Ano…- mruknęła Mandragora i czując brak oporu ze strony El coraz śmielej ugniatała raz jeden raz drugi pośladek dziewczyny. Towarzyszyło temu sapanie ze strony przeciskającego się Johnsona.
- Mhm.. podobam ci się? - El zadała szeptem pytanie na które odpowiedź była aż nazbyt oczywista.
- Nie tylko mnie… pytanie tylko czy ja podobam ci się. - mruknęła szeptem Mandragora i dodała po chwili. - Chcesz się wykąpać ze mną… po wizycie w kanałach. Czy może z Johnsonem?
- A może z Gregorym? - El zaśmiała się cicho. - Podobasz mi się tylko chyba mam ochotę na faceta. - Czarodziejka sięgnęła dłonią szukając podstawy ogona diablicy.
- … to czemu… -mruknęła lubieżnie diabliczka czując palce na ogonie.-... chwytasz tam gdzie nie powinnaś.
Sama mocniej ścisnęła pupę El.
- Dziewczyny… wszystko w porządku? Mandragora… twój szczur wytropi skąd przyszły dretche?- zapytał tymczasem Johnson zerkając na stojące obok siebie niczym uczennice na apelu awanturniczki.
- Jaaasne…- rzekła z lekkim jękiem Mandragora i wydawała polecenie gryzoniowi. Ten zaczął węszyć i po chwili ruszył wzdłuż kanału.
El puściła ogon diablicy.
- Tak… to tylko odwet. - Mruknęła nieco rozpalonym głosem i uśmiechnęła się do Johna. Madragora mogła sobie gadać, ale Johnson zachowywał się na tyle taktownie, że wątpiła by coś się z tego wykluło.
- Chodźmy więc.- rzekł mężczyzna ruszając przodem, a za nim ruszyła reszta ekipy. Było tu cicho ( prawie bo od czasu do czasu słychać było chlupot i piski), ciemno (a rozświetlanie ich światłem które przynieśli tylko odsłaniało brut i paskudztwa, oraz… rzucało złowrogie cienie) i wilgotno ( acz wilgoć ta była bardzo śluzowata i nieprzyjemna). Niemniej nic strasznego nie wyskoczyło na nich, choć od czasu do czasu natykali się na kości szczurów wielkości buldoga. Dokładnie obgryzionych.
W końcu dotarli do rozsypującej się ściany, która to odsłoniła wejście do całkiem innego tunelu. Starszego i nie przeznaczone na kanały. I wyłożoną dziwną kostką brukową. A nos Rudolfa mówił im, że mają właśnie tam wejść.
- Powinniśmy tu wchodzić? - Okolica sprawiła, że niewielka podnieta szybko zastąpiona została przez obawy. Teraz El spojrzała pytająco na Johna.
- Rudolf mówi że tak.- odparła rogata zanim Johnson odpowiedział. Mężczyzna się wahał.- Może przydałby doświadczony włamywacz. Tam mogą być pułapki.
- Więc przeszliśmy cały ten śmierdzący kanał na próżno?-odparł ubłocony niziołek.
- Ja… mogę spróbować… - El spojrzała niepewnie na tunel. - Ale lepiej byście trzymali się na dystans.
- Dobrze…- odparł niechętnie Johnson.- Na krótki dystans.
- Odpowiedni by się w nic ze mną nie wywalić. - El puściła do Johnsona oko i ruszyła pomału przodem trzymając się blisko jednej ze ścian i szukając pułapek.
Korytarz był prosty i długi i podejrzany. Niemniej El nie zauważała pułapek, gdy stąpała ostrożnie krok po kroku. Nagle zauważyła coś… ciekawego. Krótki metalowy pręt tkwiący z jednej z kamiennych płytek. Tak po prostu wciśnięty w jedną z nich. Szybko się zorientowała, że posłużył on do zablokowania pułapki. Ktoś tędy przeszedł. Ktoś zablokował potencjalne zagrożenia. Ktoś… tu był przed nimi.
- Ktoś nas uprzedził. - Powiedziała szeptem wskazując na swoje odkrycie. - Rudolf twierdzi, że mamy iść dalej? - obejrzała się na swoich towarzyszy.
- Ktoś wezwał te dretche…- przypomniała jej rogata.- I jego szukamy właśnie.
- I zna się na pułapkach? - El westchnęła ciężko i ruszyła dalej nadal starając się zachować czujność.
- Jeśli nie to znajdziemy jego ciało.- odparł wesoło niziołek. - Nie będziemy musieli iść dalej.
Czarodziejka wzdrygnęła się słysząc o kolejnym ciele i szła dalej, uważnie się rozglądając.

Kilka metrów później dotarli do dużej okrągłej komnaty wyłożonej tą kostką. Komnaty rozświetlonej przez fluorescencyjne grzyby rosnące na suficie. Po przeciwnej stronie komnaty były duże kamienne drzwi obramowane dwoma posągami węży. Jeden się rozkruszył… pewnie dlatego że wypełzł z niego zmumifikowany wielki wąż.. obecnie...mar.. rozerwany. Jego szczątki leżały w okolicy magicznego kręgu, w którym to leżała martwa postać ubrana w długie szaty. Czarne szaty… wyglądał jak typowy zły czarnoksiężnik z książek dla dzieci. I był bardzo martwy. Morgan owinęła się mocniej płaszczem czując nieprzyjemny dreszcz. Podchodząc pomału w kierunku ciała spoglądała to na na nie, to na krąg, ciekawa czy kiedykolwiek widziała podobny, to na drugi posąg węża jakby spodziewała się, że i z niego zaraz wyjdzie bestia.
Pozostali awanturnicy byli bardziej odważni w działaniach, co równie ostrożni. Najpierw zabrali się za badanie węża, by rozpoznać zagrożenie. Zapewnie uznając, że mogą wkrótce napotkać kolejne. Póki co jednak, druga statua pozostawała nieruchoma i nie wydawało się by coś miało się z niej wykluć. Być może dlatego że nie próbowali forsować dużych kamiennych wrót które strzegła. Te zaś nie podziałały klamki, zamka i nie bardzo wiadomo było jak je otworzyć. Ba, były tak dobrze dopasowane do siebie, że nawet wciśnięcie noża między nie …wydawało się być niemożliwe. I to wszystko było pod dobrze znanym wszak Elizabeth Downtown. Te wszystkie rzeźby i płaskorzeźby, których nie widziała nigdy w życiu, nawet gdy zdarzało jej się zapędzić do Azjatown. Owszem tamtejsze dziełka sztuki były równie obce i fascynujące… ale nic co zobaczyła wcześniej nie wyglądało tak jak to tutaj.
- Niesamowite miejsce. - Morgan odezwała się szeptem podchodząc do namalowanego na ziemi kręgu i przyglądając mu się uważnie. Czyżby trzeba było je otworzyć magią? Czy powinni je forsować? - Od.. od czego umarł?
- Prawdopodobnie…. od głupoty. Głupotą było wzywać dretche do zaatkowania gigantycznego węża. Tym bardziej, że chyba nad nimi nie zapanował. - oceniła sarkastycznie diabliczka skupiona na badaniu węża, gdy El… zobaczyła coś bardzo ekscytującego. Księgę. Obciągniętą czarną skórą i ozdobioną miedzianymi okuciami. Księgę czarów. Nieco niepewnie podeszła do niej i sięgnęła po tom. Nie była pewna czy powinna go brać, ale ciekawość nie dawała jej spokoju. Obejrzała się na diablicę niepewna jak ta zareaguje.
- Ale.. to one go zaatakowały czy wąż?
Na razie nikt nie zwracał uwagi na działania czarodziejki. Nikt nie zauważył jak zabrała księgę. Cała trójka badała na razie węża.
- Wygląda na to że wąż. Pod tym całymi bandażami, kryje się jednak metaliczny szkielet w obsydianowej skorupie. Ani chybi dzieło Starszych.- ocenił niziołek.
Morgan otworzyła księgę i przekartkowała ciekawa zawartości.
- Co z nim zrobimy? Te dretche wyrwały mu się spod kontroli i dobiegły do piwnicy Owensa, czyż nie? - Była ciekawa czy będzie mogła zachować księgę.. czy powinna… niby jej właściciel nie żył, a ona.. miałaby dostęp do nowych zaklęć. - Wydaje mi się, że chciał otworzyć w pojedynkę wrota, a może z kimś jeszcze bo nie wiem czy sam by dał rozbroić pułapkę. Wąż zapewne obudził się gdy je forsowali.
Księga rzeczywiście zawierała czary… niektóre jej znane, większość jednak nie. Dotyczyły bowiem dość mrocznych sztuk, w tym nekromancji i demonologii. Ta księga czarów należała do adepta czarnej magii i zawierała plugawą wiedzę. Do której El nie miałaby dostępu, nawet gdyby legalnie studiowała sztuki magiczne na uczelni.
- To nie czas na kartkowanie księgi czarów.- odparła diabliczka mylnie biorąc trzymany przez czarodziejkę tom, za jej własną księgę.
- Dretche nie żyją, czarownik który je przywołał też. Problem rozwiązany. Kto jest za forsowaniem tych wrót? Nikt? To myślę że zadanie wykonane. I nie mówmy o nim… nikomu. Jeszcze informacje dojdą do niewłaściwych uszu.- zaproponował Gregor.
- To chyba rozsądne. - El zamknęła tom. Nie interesowała ją sztuka nekromancji i demonologii, ale może udałoby się jej z tego przepisać kilka zaklęć, które by jej odpowiadały. Po raz pierwszy od kiedy tu weszli spojrzała na twarz martwego maga.
Szczupły, chudy osobnik o szalonym spojrzeniu i połowie twarzy zastygłej w grymasie przerażenia… druga połowa nie była tak dobrze i widoczna. I cieszyło to czarodziejkę, bo tamta połowa jego twarzy uległa zmiażdżeniu.
Jej towarzysze zabrali się za przeszukiwanie martwego maga w poszukiwaniu wartościowych rzeczy zapominając na chwilę o zaciskającej dłonie na księdze El. Czarodziejka westchnęła.
- To.. jego księga. - Pokazała wyciągnięty wolumin. - Był nekromantą... demonologiem.
- Szlag.- odparła diabliczka spoglądając na księgę trzymaną przez El. - Trzeba się jej będzie pozbyć. Czarna Gwardia może patrzeć przez palca na praktykowanie niskiej magii, ale demonologia… nekromancja… jak wyczują, to będziesz miała kłopot zatrzymując coś takiego przy sobie.
- Pytanie czy tego po prostu tu nie zostawić. - El niechętna była myśli o pozostawieniu księgi, jednak.. najważniejsze było utrzymanie sekretu.
- Możemy… i potem dać anonimowy cynk agentom Czarnej Gwardii.- stwierdził Johnson.
- Księga czarów jest za to wiele warta, bez względu na to jak niebezpieczna jest.- przypomniał Gregor.- Zawsze znajdzie się jakiś głupiec.
Diabliczka stwierdziła po przeszukaniu zwłok. - Możliwe, ale lepiej ją tu zostawić lub gdzieś ukryć. Nie warto ryzykować. A propo ryzyka.-
Podała czarną różdżkę czarodziejce.
- Już ją zidentyfikowałam.- powiedziała.- Rzuca promień osłabienia wysysając siły z żywego celu. Prawie niezużyta. Posłuży ci lepiej niż rewolwer.
- Nie wiem czy powinnam… nie mam gdzie przechowywać magicznych przedmiotów. - Elizabeth przyjrzała się różdżce, jakoś nie czuła by mogła wspominać gdzie pracuje za dnia. Wyciągnęła oba przedmioty w stronę swoich towarzyszy. - Jestem tu nowa, więc to wasza decyzja. Jeśli są coś warte, może po prostu chcecie je sprzedać. Ja.. na co dzień obracam się wśród magów, powinnam uważać.
- Różdżka akurat nie jest niczym podejrzanym. Nie trzeba być magiem by się nią posługiwać. Wystarczy odpowiednie przeszkolenie. Bardowie używają różdżek, łotrzyki wszelakiej maści… ba, nawet kowalom się zdarza. - odparł niziołek szabrując zwłoki.
- Czar zaklęty w tej różdżce nie należy do zaklęć zakazanych. Używa się go często w samoobronie, bo nie sposób nim zabić. Najwyżej wysączysz nim siły tak bardzo, że przeciwnik nie będzie w stanie się ruszyć.- odparła ciepło diabliczka.
- No dobrze… a księga zostaje? - Elizabeth rozdzieliła oba przedmioty. Starała się nie patrzeć na Gregorego. Czuła się źle z tym że przeszukiwali czyjeś ciało.
- Lepiej zostawić. - stwierdził Johnson. - Jutro pójdę po zapłatę do Owensa, jeśli to nie problem? Dziś chyba jest za bardzo roztrzęsiony.
- To co powiecie na wspólną wizytę w łaźni. Przyda nam się coś takiego.- zaproponowała diabliczka. Cała trójka jej towarzyszy wydała się całkowicie obojętna wobec trupów, które dziś ujrzeli. Wobec potworów które zabili i faktu, że narażali w tej walce życie i zdrowie.
Elizabeth odłożyła księgę.
- Łaźnia brzmi dobrze… chyba muszę się ogrzać. - Jeszcze raz spojrzała na leżący na ziemi tom, po czym wsunęła różdżkę do umocowanej przy pasie torby.
Powrót na górę odbył się inną drogą, krótszą. Najwyraźniej Johnson znał dość dobrze rozkład okolicznych kanałów, które łączyły podziemia z miastem nad nimi. Owszem El wiedziała o tym co kryło się pod New Heaven. Starożytne podziemia były tematem wielu spekulacji i plotek. Ale co innego słyszeć o nich, a co innego zobaczyć te obce jej kulturze miejsce. Znaleźć się w całkowicie innym świecie.
Gdy tylko wyszli na powierzchnię diabliczka przeciągnęła się i spytała Elizabeth.
- No i jak ci się podoba fucha awanturnika?
Tymczasem niziołek przygotował kolejny, tym razem leczniczy koktajl, który to Johnson wypił duszkiem.
- Daj mi się z tym przespać. - El zaśmiała się. Gdy tylko poczuła świeże powietrze.. na tyle na ile można tak było nazwać powietrze w Downtown, to poczuła ulgę.
-Tam gdzie idziemy będą balie z kotarami oddzielające jedną od drugiej. Możesz zabłądzić do mojej… lub Johnsona. Twój wybór. - powiedziała cicho diabliczka.
- Bardzo o niego dbasz. - Odpowiedziała cicho El ruszając razem ze swoja drużyną.
- Nieee… bardziej… buduję tobie motywację do kolejnych przygód. Jess to za mało, przydałaby się jeszcze jedna dziewczyna w drużynie.- zachichotała rogata.
Morgan zaśmiała się.
- Muszę przyznać, że bardzo mnie kusi… choć mam drugą pracę, z którą ciężko będzie to połączyć.
- Bywa tak.- zaśmiała się Mandragora i wzruszyła ramionami. - Ale nie musisz uczestniczyć w każdej naszej misji. Tylko wtedy gdy znajdziesz czas.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-08-2020, 19:45   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wkrótce dotarli do publicznej łaźni prowadzonej przez małżeństwo niziołków. Łaźni połączonej z pralnią, co… oznaczało że wielu poszukiwaczy przygód przedziera się przez brudne kanały, by dotrzeć do podziemi pod nimi i wydrzeć stamtąd skarby. Była to na tyle liczna grupka, że opłacało się otworzyć taki interes. Po zostawieniu własnych ubrań i owinięciu c się ręcznikami w przebieralni męskiej lub damskiej ( w zależności od płci), dostawało się drewniany znaczek, dzięki któremu można było odzyskać swoje ubrania i rzeczy po kąpieli.
Mandragora musiała tu bywać często, bo właściciele ją znali, a i w przebieralni zaczęła się rozbierać szybko i bez ceregieli odsłaniać swoje gibkie ciało. Elizabeth postąpiła podobnie zdejmując z siebie kolejne warstwy garderoby. Kusiło ją by znaleźć Johnsona… mimo, że to diablica wyraźnie się nią interesowała.
- Jak można.. pomylić balie? - Spytała nieco niepewnie odkładając swoje rzeczy do szafki.
- Po prostu… podchodzisz pod… niewłaściwą kotarę wchodzisz za nią i voila… nagi Johnson w całej okazałości. - zaśmiała się rogata biorąc ręcznik i owijając wokół ciała. -A dalej… cóż… zależy od twojej śmiałości i gadaniny.
Elizabeth poczuła się nieco dziwnie. Upięła wysoko włosy cały czas stojąc zupełnie naga, po czym owinęła się ręcznikiem jak diablica.
- To.. nawet rozumiem, ale chyba nie będziemy tam sami?- Spojrzała na diablicę przyglądając się jej ciału.
- No… nie… nie będziecie.- zgodziła się z nią Mandragora i wzruszyła ramionami. - Jeśli się boisz lub wstydzisz, to prostu udaj się do swojej balii i się wykąp. Publiczne łaźnie już od czasów starożytnych służyły do… nie tylko kąpieli. Ale też i do czynów nieprzyzwoitych. Ale skoro o tym nie wiesz… - uśmiechnęła się łobuzersko diabliczka.-... to pewnikiem pierwszy raz z nich korzystasz, prawda?
- Tak jestem w łaźni po raz pierwszy.. ale nie o wstyd tu chodzi… po prostu nie wiem jak trafić do odpowiedniej balii. - El zaśmiała się. Uśmiechnęła się ciepło do diablicy. - Czy po tym co robiłyśmy w tunelach, uważasz mnie za wstydliwą?
- Nie robiłyśmy zbyt wiele w tych tunelach. I obie byłyśmy w spodniach. A ja nam zamawiałam balie, jego jest naprzeciwko mojej, a twoja obok mojej, na prawo od mojej. Po prostu patrz gdzie ja pójdę.- odparła wesoło Mandragora i ruszyła przodem, kręcąc zalotnie pupą, całkowicie odsłoniętą z powodu ogona.
El z niedowierzaniem pokręciła głową ale powoli ruszyła za diablicą obserwując ją z zainteresowaniem. Była bardzo podobna z charakteru do Frolicy.. choć. Chyba wolała być na górze niż jak to jej współlokatorka, która rumieniła się na myśl o Waynecroft. Idąc postanowiła, że spróbuje… John się jej podobał, miała ochotę oderwać się od tego co się wydarzyło w karczmie i tunelach.
Mandragora szybko schroniła się za kotarą wśród długiego rzędu rozstawionych tkanin. Zza wielu nich słychać było chlupot, zza niektórymi chichoty. El zgodnie z instrukcją diablicy zajrzała za kotarę naprzeciwko tej do której weszła czerwonoskóra.
Tam już spoczywał Johnson zanurzony w parującej balii i zajęty czytaniem jakiejś gazety. Dopiero po chwili zerknął zza niej i widząc Elizabeth zbaraniał lekko. Ukryć swojej nagości nie mógł. Ani zaskoczenia, ani reakcji jego ciała w balii. Reakcji bardzo pozytywnej, choć El przekonała się że możliwości Johna tam na dole są jedynie satysfakcjonujące… do olbrzymów się nie zaliczał, do mikrusów też mu było daleko.
El uśmiechnęła się zasłaniając za sobą kotarę.
- Mogę się przyłączyć? - Oparła dłoń na zawiązanym ręczniku.
- Nie powinnaś… masz swoją balię…- odparł Johnson nie mogąc oderwać wzroku od jej… dłoni.
- Wiem… ale jest wybrakowana. - Czarodziejka podeszła do balii, w której znajdował się mężczyzna. Rozwiązała ręcznik, przytrzymała go jednak by nadal osłaniał jej ciało. Uśmiechnęła się lubieżnie pochylając się i dodała szeptem. - Nie ma cię w niej.
- Nie gwarantuję spokojnej kąpieli, jeśli wejdziesz do mojej balii. - “postraszył” ją mężczyzna chwytając za kark i całując usta, gdy była pochylona.
Morgan puściła swój ręcznik, pozwalając mu zsunąć się po jej plecach na ziemię. Zachłannie odpowiadała na pocałunki czując jak wygłodniała się zrobiła.
- Wchodź więc…- wymruczał puszczając ją w końcu i wodząc wzrokiem po jej nagim ciele.

El uśmiechnęła się i oparłszy się o krawędź balii weszła do niej. Zamiast jednak usadowić się wygodnie, przyklęknęła okrakiem ponad mężczyzną i chwyciła jego twarz w swoje dłonie by pocałować go ponownie.
Poczuła dotyk jego palców między udami, wodzącymi po jej wrażliwym obszarze… i drugą dłoń zaciskającą się na jej piersi, gdy tak namiętnie się całowali. Może i nie przyciągała jego wzroku tak bardzo jak Mandragory… ale teraz z pewnością całkowicie zawładnęła jego pragnieniami.
Elizabeth zamruczała z zadowolenia przerywając na chwilę pocałunek i odsunęła się nieco by spojrzeć kochankowi prosto w oczy. Czemu tak bardzo lubiła ten typ? Czemu nie mogła się zadowolić Charlesem? Opadła nieco i otarła się udem o uniesioną męskość.
Johnson nie mógł udzielić jej na to odpowiedzi. Nawet nie zamierzał się odzywać. Jego usta przywarły do jednej z obnażonych piersi całując ją i kąsając, jego dłoń sięgnęła do jej kwiatu, palce zanurzyły się w nim delikatnie poruszając ręką. Czuła udem jak gotów jest jej kochanek… świadoma, że choć nie jest widziana, to słyszana na pewno.
Elizabeth zasłoniła dłonią usta wydając z siebie zdławione jęknięcie. Czuła jak jej ciało objęło palce kochanka, a ona głupia nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Jej lubieżne spojrzenie przyglądało mu się uważnie, tej poruszającej się podczas pocałunków blond czuprynie.
Johnson zaś samolubnie pieścił ciało kochanki, bawiąc się nim jakby była jego zabawką. Palce wpierw leniwie, a potem stanowczo zanurzać się poczęły w jej grocie rozkoszy, wywołując głośny chlupot wody i jej jęki. A usta pieściły dwie krągłości jej piersi, często je całując, a czasami kąsając nawet.
Czując, że nie wytrzyma długo El opuściła jeszcze nieco biodra, sprawiając że męskość kochanka poczęła zahaczać o jego własną, wypełniającą ją, dłoń.
John ustąpił więc… opuszczając dłonią intymny zakątek i chwytając kochanek za pośladek, by zachęcić ją od opadnięcia w dół. Morgan pochwyciła dłońmi jego twarz i przyciągnęła jego wargi do swoich, po czym niespiesznie opadła na uniesiony oręż biorąc go w swe wnętrze. Czuła jak jej spragnione ciało drży, jak zaciska się na mężczyźnie doprowadzając ją niemal do szaleństwa. Całowała jednak namiętnie starając się powstrzymać własne jęki.
Co było jednak trudne, zwłaszcza gdy między pocałunkami czuła jego usta na szyi… i nie mogła zdusić swojego głosu, czując napierające na jej pośladki dłonie kochanka. Te zmuszały ją od gwałtownego opadania się i unoszenia… sprawiając że jej ciało obejmowało męskość kochanka wciskającą się drapieżnie w głąb niej . Nie było to tak intensywne jak z Simeonem, ale dalekie od leniwego czułego figlowania. Elizabeth robiła co mogła by zdławić własne jęki, w końcu czując, że jest blisko szczytu po prostu ugryzła mężczyznę w ramię. Jej ciało przeszedł intensywny dreszcz, a biodrami opadła mocno na kochanka zanurzając go w sobie do końca.
Czuła jak on drży zmuszając ją do gwałtownych ruchów biodrami, słyszała jego ciężki oddech. Jego dłonie ściskały drapieżnie jej pośladki, gdy rozkosz rozlała się niemal jednocześnie w ich umysłach wyrywając ciche jęki i sapnięcia spełnienia. El objęła go mocno oddychając z trudem. Jej usta wodziły po męskiej szyi, policzku z blizną, podbródku, gdy tak siedziała na nim trzymając go w sobie.
Czuła jego palce wodzące po jej pośladkach, zaciskające się drapieżnie na nich i muskające obszar pomiędzy nimi. Przywołujące pełne erotycznego szaleństwa wspomnienia. Johnson tulił ją do siebie nieświadom jej myśli rozkoszując się miękkim biustem wtulonym w swój tors i ogólnie… całą mięciutką ciepłą kochanką.
- Wymyjesz mi plecy? - Elizabeth odezwała się szeptem spoglądając z ciepłym uśmiechem na swojego kochanka.
- Wypadałoby teraz… - zgodził się Johnson z ciepłym uśmiechem.
El pocałowała go, namiętnie, ale teraz już krócej. Zeszła z mężczyzny i odwróciła się do niego plecami.
- Miałam na ciebie ochotę od karczmy. - Powiedziała cicho czekając aż kochanek zacznie jej myć plecy.
- Nie będę więc zaprzeczał, że nie gapiłem się na twoje pośladki gdy je przypadkowo wypinałaś.- odparł z uśmiechem Johnson zabierając się za mycie jej pleców powoli.
- Yhym.. przypadkowo… - El obejrzała się na niego ponad ramieniem.
- Jesteś bardzo atrakcyjna…- odparł z uśmiechem Johnson spoglądając na jej twarz. Przerwał na chwilę mycie pleców, by nachylić się i chwycić dłońmi za jej piersi ugniatając je zachłannie, wyraźnie rozkoszujac się nimi. Począł całować jej ramię.- … i podniecająca i milutka, ale… cóż… chyba nie oczekujesz że będziemy parą? Bo ja się nie nadaję na narzeczonego.
El zaśmiała się.
- Faceci coś mają z tym narzeczeństwem co? - Uśmiechnęła się do blondyna poddając jego pieszczotom. Czuła jak jej piersi przyjemnie tężeją w jego dłoniach. - Nie… nie myślałam o tym… choć przyznam, że chętnie bym skorzystała w nocy z twojego łóżka.
- Zwykle to dziewczęta tego oczekują… zwłaszcza po dzielnym herosie, który właśnie wyrwał ich z paszczy potwora.- wyjaśnił Johnson zapominając o myciu jej pleców i skupiając się na miękkich skarbach które bezlitośnie miętosił. - Bywają z tego kłopoty, bo najpierw się pakuje do łóżka taka, a potem… czeka z kapłanem przed ołtarzem.
- Uwierz, że jak już wpakuję się komuś do łóżka w tym celu, to albo mi coś odbije i się zakocham.. albo będzie to łóżko w pałacu. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton spoglądając na pieszczącego ją blondyna, Czuła jak jego tors przyjemnie ociera się o jej namydlone plecy.
- To dobrze…- odparł z uśmiechem Johnson kąsając delikatnie kark dziewczyny i rozkoszując się twardymi szczytami jej piersi za pomocą swoich kciuków.- Nie obiecuję jednak że zawsze moje łóżko będzie wolne. Czasami trafi się tam jakaś inna ślicznotka… niemniej jeśli będzie akurat puste lub… nie przeszkadza ci Mandragora na przykład.
- Na szczęście mam swoje łóżko i inną napaloną diablicę w nim. - El zaśmiała się. - Ale uważaj by się nie dorobić pałacu, bo wtedy nie odpowiadam za siebie.
- Obawiam się, że nie uda mi się… zarobić na pałac. Więcej dostaniemy za to, co znaleźliśmy na czarowniku, niż to co nam Owens da.- odparł z uśmiechem John i zadumał się.- To ja może powinienem zakraść się do twojego łóżka?
- Powodzenia. - El przekręciła się nieco i pocałowała blondyna. - Zamiast straszyć mnie “innymi ślicznotkami” po prostu mnie zaproś do swojego. I jakby co.. nie, Mandragora nie będzie mi przeszkadzać.
- Będę o tym pamiętał.- odparł John po pocałunku i ocierając piersi panny Morgan o siebie, dodał.- Mandragora się ucieszy… lubi atrakcyjne towarzystwo i rzadko ma okazję na liczniejsze zabawy. A co do zapłaty… barman w “Pocałunku” wyda ci twój udział, gdy się zjawisz. Na wypadek gdybyś nie mogła czekać do wieczora.
- Nawet nie wiem kiedy się po niego zgłoszę. - El odwróciła się i oparła o balię, napierając pupą na biodra mężczyzny. - Trzymaj go u siebie. Jak już uda mi się wyrwać z własnego bagna to na pewno zapukam do twojego pokoju.
- Zgoda… będzie na ciebie czekał. Wraz ze mną…- John sapnął rozpalonym głosem, bo ocierając się o niego El czuła jak rośnie w nim apetyt na więcej. Ścisnął więc drapieżnie biust panny Morgan szepcząc.- Oprzyj się o balię i wypnij pupę.
El przytaknęła ruchem głowy. Jej dłonie zaparły się mocno o krawędź balii, a pupa uniosła, nieco wynurzając z ciepłej wody.
Słyszała jak się wynurza, poczuła jego dłonie na pośladkach. A po chwili dumę kochanka w sobie jego siłę. Kolejne szybkie ruchy bioder Johnsona wprawiły jej ciało w drżenie, a piersi w kołysanie.
El czuła i słyszała jak woda w ich balii zaczyna chlupotać tak jak i John w jej mokrym wnętrzu. Czuło, że od takich szturmów dojdzie szybko, a nie miała jak teraz jak zakryć ust.
Jej ciało drżało przy każdym kolejnym ruchu kochanka, wiło się zmysłowo gdy z ust wyrywały ciche i głośne jęki. Johnson, zbliżał się do swojego finału… co czuła coraz intensywniej. El w ostatniej chwili osłoniła usta dłonią nim doszła z cichym okrzykiem.
I po chwili poczuła, że jej kochanek również doszedł.

Johnson odsunął się od kochanki i usiadł w balii łapiąc oddech. El po chwili usiadła obok niego także starając się uspokoić.
- Tak… to nie jest spokojna kąpiel. - Powiedziała cicho i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Nigdy nie miała być.- odparł z uśmiechem mężczyzna przyglądając się kochance.- Co planujesz po niej? Ja będę musiał zbierać do domu.
- Przyznaję, że mam małą prośbę. - El westchnęła ciężko. - Nie przemknę się nocą na teren swojej pracy… nie mogłabym u ciebie przenocować? Zniknę przed świtem.
- Nie przeszkadza ci małe łóżko?- zapytał z uśmiechem Johnson wpatrując się w kochankę z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie boisz się, że cię wykończę? - El odpowiedziała żartobliwym tonem.
- Jakoś… nie…- odparł Johnson. - Zawsze mogę zaprosić Mandragorę by cię wykończyła.
El zaśmiała się.
- Może jednak daruj mi tym razem. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - Mam ochotę na jeszcze co nieco.. ale jednak o świcie powinnam wejść już do roboty.
- Rozumiem…- odparł John głaszcząc czarodziejkę po czuprynie.- Już u mnie? Myślę że już się dość wymoczyliśmy.
- Tak… tym bardziej, że już ze mnie nieco zeszło i bym coś przegryzła. - El wynurzyła się z balii prezentując swoje ciało w pełnej okazałości.
- To nie traćmy czasu.- odparł Johnson również wstając i wychodząc z balii. Potem była wędrówka po ubrania (już wyprane i wysuszone) oraz osobiste rzeczy. El nic nie zginęło.
Następnie… opuścili łaźnię tylko we dwoje i udali się do najbliższej knajpki na posiłek. Nic wyszukanego. Ot polewka żytnia i piwo. O tej porze, rarytas.
El i tak cieszyła się, że nie była to kuchnia jak na uczelni i że jej naruszony przez widoki i alkohol żołądek w końcu doczekał się czegoś strawnego.
- Ale z Mandragorą, nie jesteście parą? - Spytała podczas posiłku, z zaciekawieniem spoglądając na siedzącego naprzeciwko Johna.
Johnson zamyślił się słysząc te słowa.Przez chwilę przyglądał się Elizabeth nim dodał.
- Trudno powiedzieć. Mandragora nie lubi się wiązać z nikim na stałe. Pewnie za bardzo napatrzyła się na schodzenie i rozchodzenie się Jess i mojego brata.
- Jasne… tak pytam bo z jednej strony wspomniałeś kilkakrotnie że sypiacie razem, a z drugiej to ona powiedziała mi gdzie jest twoja balia. - El uśmiechnęła się i powróciła do jedzenia.
- Zdarza nam się. - przyznał Johnson z uśmiechem. - … sypiać. Niemniej ona jest bardzo tajemnicza. Niewiele wiem o Mandragorze… i zdecydowanie za dużo o Jess.
- W jakim sensie? - El zrobiła zaciekawioną minę. Jej drużyna wydawała się być bardzo zżyta.
- Manfred ma pokój obok i oboje są bardzo głośni. Zwłaszcza gdy się kłócą.- zaśmiał się John.
- To rzeczywiście… ja zawsze wiedziałam kiedy sąsiedzi postanowili nawiązać bliższe relacje… a że było to prawie codziennie, to nauczyłam się spać podczas hałasów. - El odsunęła pustą miskę i sięgnęła po piwo, czując przyjemną sytość w żołądku. - Uf.. tak lepiej.
- Ale to nie sąsiedzi, to rodzina… więc ilość informacji jest większa. Ty jednak wolisz pójść ścieżką Mandragory… i być tajemnicza?- zapytał Johnson na koniec.
- Po prostu nie chcę by moje nazwisko wypłynęło gdzieś, gdzie mogłaby je usłyszeć moja rodzina lub ktoś z pracy. - El wzruszyła ramionami. - To nie tak, że potrzebuję mieć przed wami sekrety.. tym bardziej, że największy już znacie.
- Rozumiem.- zgodził się z nią John i dodał ciepło.- Więc co chciałabyś powiedzieć o sobie?
- A co chciałbyś wiedzieć? - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło popijając wino. - Pracuję jako pokojówka, jeśli o to chodzi, bez fanfarów ale nieźle mi płacą.
- Co lubisz, czego nie? Widzę że jesteś dość bezpośrednia jeśli chodzi o figle.- zaśmiał się John .- Mandragora tak szybko nie mogła cię zmienić na swoje podobieństwo.
- Nie lubię tłustego jedzenia. - El zaśmiała się. - Lubię dobrą kawę, lubię piec… gdy mam wolne chwile szyję, moja mama też się tym zajmuje. - Czarodziejka wzruszyła ramionami. - I lubię się uczyć nowych rzeczy, dlatego kusi mnie by znów zejść z wami do podziemi.. A Mandragora.. nie to nie ona. Przyjaźnię się z dziewczynami z jednego z domów publicznych.. dla których swego czasu szyłam bieliznę.
- Nie zawsze są to podziemia. Czasami są to też naprawdę duże szczury. - zaśmiał się Johnson.- Czasami robimy za ochronę. Różnie bywa…
- Duże szczury, które ja znam są takie… - El pokazała coś gabarytów kota. - Dla mnie nawet te wasze proste zadania są ciekawe bo.. nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia. Rodzice woleli bym się trzymałą z dala od awanturników.
- I dobrze robili. To niebezpieczna robota. Czasami bardzo niebezpieczna. Co by było, gdyby ten demonolog był żywy gdy dotarliśmy? Lub ten wąż? Wtedy sytuacja byłaby nieciekawa.- odparł z uśmiechem John.
- Cóż.. pewni ludzi zadbaja o to by do moich rodziców dotarło, że potrąciła mnie bryczka. - El wzruszyła ramionami. - A ich i tak pewnie bardziej by zaniepokoiło.. rozwścieczyło to co robiliśmy w balii, a nie to że byłam w podziemiach.
- Zapewne masz rację. - uśmiechnął się Johnson.- Takie swobodne zachowanie żadna matka nie pochwala. Nawet jeśli za młodu sama czyniła podobnie.
- Prawda. - El uśmiechnęła się. - Ale ja też nie wyobrażam sobie teraz normalnego życia bo.. z magii nie zrezygnuję. - Dodała cicho i dopiła piwo.
- I tylko tego z słowa na m… nie zrezygnowałabyś?- zapytał żartobliwie John przyglądając się kochance.
- Jak na razie tylko jeden mężczyzna wykazuje mną zainteresowanie w dłuższej relacji. - El zaśmiała się. - Może nie nadaję się na żonę i normalne życie.
- Obawiam się że to przez towarzystwo bardziej. Ciężko myśleć o dłuższych relacjach, gdy codziennie narażasz życie. - ocenił Johnson.
- Może. - El wzruszyła ramionami. - Ja narazie mam inne plany niż kamieniczka, zakład krawiecki i gromadka dzieci.
- Tak. To może…. weźmiemy się za realizację twoich planów.- dłoń Johnsona pieszczotliwie objęła palce panny Morgan.
- Już się bałam, że tego nie zaproponujesz. - Noga panny Morgan powędrowała do łydki mężczyzny i otarła się o nią, a na jej usta wypłynął lubieżny uśmiech.
- Nie jestem obojętny na takie widoki, jak ten przede mną.- odparł z uśmiechem Johnson i pieszczotliwie wodząc po palcach dłoni czarodziejki spytał. - Masz jakieś… konkretne pomysły, czy dochodzimy do mojego łóżka i idziemy na żywioł?
- Ty masz regularnie do czynienia z Madragorą. Więc może twoją głowę wypełniają jakieś pomysły. - El zaśmiała się cicho. - Choć nie wydajesz się być typem, który także obmacywał by mnie w kanałach.
- Może… ale czy jesteś tak śmiała jak ona? Czy dałabyś się posiąść w wąskiej uliczce miasta? Tylko dlatego, że mogę być niecierpliwy?- przyznał ze śmiechem Johnson.
- A jesteś niecierpliwy? - Noga El powędrowała wyżej i delikatnie naparła na krocze blondyna.
- Jestem…- przyznał i rzeczywiście był. Poczuła do pod stopą i obcasem. Napięcie wyraźne.
- A dla mnie… uliczka to nie byłby pierwszy raz. - Noga Morgan potarła czającą się w spodniach bestię. - Wychodzimy?
- Tak. - stwierdził cicho Johnson.- Wychodzimy.
Wstał pierwszy uśmiechając się od kochanki. El wstała powoli drocząc się z apetytem mężczyzny i zostawiła na stole napiwek nim ruszyła w stronę wyjścia.
Gdy opuścili karczmę było już dość późno, ale na ulicach byli jeszcze przechodnie. Często pijaczkowie podążający z i do “wodopoju”. Johnson zaczął rozglądać się za uliczką odpowiadającą ich planom. El w tym czasie z zaciekawieniem rozglądała się po okolicy. Simeon sam zaciągnął ja w ciemna uliczkę.. z Charlesem robiła to w bramie, ale.. dobrze znała okolicę swojego domu. Była ciekawa czy i tu są takie miejsca i jak często są użytkowane.


Jednak nim znaleźli takie miejsce… natknęli się na kogoś, na mężczyznę… nieco zaniedbanego i niczym się z pozoru nie wyróżniającego…brodatego mężczyznę w cylindrze.
- Johnson.- rzekł dotykając ronda cylindra.
- Styles… dzień roboczy?- odparł Johnson.
- A ty?- zapytał Styles potakując głową.
- Ja już po. Trzymaj się z dala od łaźni. Mandragora tam jest… więc jakby coś tam zginęło.- odparł Johnson.
- Dzięki za poradę.- odparł Styles i ruszył w swoją drogę.
- Kto to? - El powstrzymała odruch by obejrzeć się za obcym.
- Złodziej. Czasem włamywacz, czasem kieszonkowiec. Głównie jednak szuka okazji do podebrania czegoś. Mała rybka jak to mówią.- wyjaśnił Johnson.
- Och… - El pozwoliła sobie teraz obejrzeć się za siebie i spróbować odnaleźć wzrokiem mężczyznę. - Pracujecie czasem razem?
- Nie. Nie lubi ryzykować życia.- zaprzeczył Johnson z uśmiechem. - Mieszka w okolicy, to go znam z widzenia. On nie wchodzi w drogę nam, my ignorujemy jego.
- Rozumiem… znam pewna włamywaczkę ale .. jest dużo bardziej elegancka. - El odwróciła wzrok od złodzieja i wróciła do poszukiwań ciekawa czy po tym spotkaniu jej kochanek nadal ma ochotę.
Miał… apetyt mu nie zmalał. Zatem powrócił do poszukiwań podążając z El coraz głębiej w mroczne i brudne uliczki. Miejsca dalekie od romantyzmu, ale mało uczęszczane. Wreszcie znalazł taki brudny nieco i ciemny zaułek. Pochwycił za biodra El i począł jej usta całować.
Morgan odpowiedziała na pocałunki wtulając się ciałem w kochanka. Jej biodra, nadal osłonięte spodniami otarły się o jego krocze.
- Mam.. na ciebie… bardzo… dużą ochotę.- wyszeptał chrapliwie Johnson pomiędzy pocałunkami, wodząc dłońmi po biodrach i pośladkach El okrytych materiałem spodni. Bardzo obcisłym.
- Och.. naprawdę? - Dłonie czarodziejki powędrowały na pośladki mężczyzny i także zacisnęły się na tej umięśnionej części ciała mocno dociskając ich biodra powiedział. - Kto uznał że spódnice są mniej wyuzdane od spodni? Tak.. wystarczyłoby tylko rozpiąć twój rozporek.
- Niestety w drugą stronę już mi nie byłoby tak łatwo.- odparł żartobliwie kochanek, kąsając delikatnie szyję El.
Morgan zamruczała z rozkoszy i odgięła głowę do tyłu eksponując swoją szyję i dekolt. Nie była pewna jak John chce to rozegrać, ale zdała się na jego doświadczenia ze wciśniętą w spodnie Madragorą.
- No chyba że… użyjesz ust.- mruknął nieśmiało Johnson wodząc językiem po skórze szyi kochanki. Nieśmiało i cicho. Co by mogła “nie dosłyszeć” jego propozycji.
Czarodziejka pocałowała szyję mężczyznę czując jak nagle jej podniecenie niepokojąco podskoczyło. Próbowała już tego z Charlesem.. co prawda nie skończyła.. ale…
- Będziesz mi musiał się odwdzięczyć tym samym. - Zsunęła się na kolana sięgając do paska spodni mężczyzny. - I uprzedzam.. .. nie mam wprawy. - Wyszeptała rozpinając pas i spodnie i zsuwając je nieco tak by zajrzeć pod bieliznę kochanka.
- To tak jak ja… jeśli miałbym się odwdzięczyć.- odparł żartobliwie John, podczas gdy panna Morgan przekonywała się że bielizna męska nie była ładna. Ale to co się pod nią kryło… i zapach… nie pachniało kwiatami. Ale był to swego rodzaju męski odor będący także mieszaniną jego pobudzenia. Zapach i wygląd świadczył o pożądaniu jaki on czuł.
Charles pachniał podobnie.. ale inaczej zarazem. Jednak całując uniesioną męskość El cieszyła się, że niedawno brali kąpiel. Powoli składała na wyprężonym organie kolejne pocałunki, od czasu do czasu go liżąc.
Słyszała oddech kochanka, zerkając w górę widziała jak czujnie się rozgląda. A tu poniżej czuła jaki jest napięty… jaki pobudzony… jaki spragniony jej pieszczoty. Pochwyciłą go w dłonie i nieco niepewnie objęła wargami. To było tak dziwne czuć w ustach ten gorąc i to jeszcze tutaj w tej ciemnej uliczce. Possała go delikatnie zerkając ku górze, ciekawa reakcji mężczyzny.
Odpowiedzią były ciche jęki i dyszenie. Chyba mu się to podobało. W ciemności nocy nie widziała jego twarzy. Niemniej reakcja tu poniżej była bardzo pozytywna. Coraz “twardszy” był jej kochanek, coraz bardziej się prężył pod palcami. Elizabeth wodziła opuszkami po rozpalonej skórze, językiem badając co też najbardziej podoba się mężczyźnie. Czuła jak myśli odpływają i pozostaje tylko ten odurzający zapach i wyprężone ciało w jej ustach, które coraz mocniej ssały oręż kochanka. I czuła tą jego reakcję, coraz wyraźniej… im dłuże te pieszczoty trwały, tym głośniejsze były jego sapnięcia i drżenie jego ciała. El czuła co się zbliża i co się wkrótce stanie. Armatka wystrzeli. Dziewczyny mówiły, że zazwyczaj pozwalały “ulać” się mężczyźnie na swe piersi, ona jednak chyba nie powinna zaplamić stroju, w którym przyjdzie jej wrócić, possała więc mocno, zachęcając by mężczyzna doszedł w jej ustach. I wkrótce wraz z jego głośnym sapnięciem posmakowała żądzy jego kochanka. Było...tego całkiem dużo. To chyba dobrze, prawda? A smak był charakterystyczny.
El przełykała powoli, czując jak nadmiar spływa jej strużką z kącika ust. Czuła jak jej własne ciało drży z podniecenia, nazbyt bliskie szczytowi, biorąc pod uwagę, że John niewiele jej dotykał. Ba! Była cały czas ubrana. Powoli wypuściła go ust i wytarła zasychającą na twarzy strużkę.
- To było… całkiem niezłe jak na brak wprawy.- odparł John próbując ukryć za żartem własny niedawny szczyt rozkoszy.
- Pamiętaj, że liczę na rewanż. - El wyciągnęła dłonie, by kochanek pomógł jej wstać.
- Ale ja naprawdę nie mam wprawy.- przypomniał Johnson pomagając jej wstać, a potem próbując schować pospiesznie to co smakowała przed chwilą.
- No to postaram się ciebie poinstruować. - Czarodziejka zaśmiała się i po tym jak oblizała palec, którym się wytarła, pocałowała swojego kochanka. - A jak się nie pospieszymy.. będziesz to musiał zrobić tutaj.
- Mamy kawałek do mojego domu. -odparł z uśmiechem Johnson.
- Duży czy mały kawałek? - El przysunęła się do mężczyzny. - Bo wiesz… przemaka mi bielizna.
- Raczej duży.- przyznał się Johnson.
- Wykończysz mnie. - Z ust Morgan wyrwał się pomruk niezadowolenia.
- Wolałbym tego uniknąć.- odparł ze śmiechem Johnson.
- No to prowadź szybko do siebie zanim wymuszę na tobie położenie się na tym bruku. - El wskazała mocno zabrudzoną posadzkę uliczki, w której przyszło im się zabawiać.
- Dobrze, dobrze…- nie ma to jak odpowiednia motywacja, choć oznaczała że zamiast iść biegli. Trzymana za dłoń panna Morgan musiała dostosować tempo swojego biegu do długich nóg kochanka. Do karczmy, o tej porze pełnej gości i głośnej, wpadli zdyszani przyciągając spojrzenia bywalców.
El poczuła jak rumieniec wypływa na jej twarz. To zrobili widowisko… ona jednak mimo biegu, a może właśnie przez niego i to jak bielizna ocierała się o jej wilgotną kobiecość w ciasnych spodniach, czuła potworne podniecenie.
- Pokój? - Wyszeptała tuż obok ucha kochanka.
- Acha… chyba że masz inny kaprys.- odparł żartobliwie i cicho mężczyzna, gdy szli między stolikami odprowadzani licznymi spojrzeniami.
- A co.. masz mnie ochotę wziąć, na którymś ze stolików? - W głosie El pojawiła się spora dawka ironii.
- Po paru mocnych piwach… mógłbym się nawet odważyć.- postraszył ją John, gdy tak podążali w kierunku schodów do wynajmowanych pokoi. Na schodach El pociągnęła mężczyznę odwracając go i pochwyciwszy jego twarz pocałowała gorąco.
- Chodźmy…- odparł mężczyzna z trudem i wyraźnymi oporami odrywając swoje usta od jej. - Ponoć musisz zmienić bieliznę.
- Ponoć. - El zaśmiała się i dała się poprowadzić dalej w kierunku pokoju.
Znała już to miejsce… z widzenia. Zagoniona do niego klapsem w pośladek posłyszała jak jej kochanek zamykał za nią drzwi. Nie było ucieczki już. Nie żeby jakąś planowała.
Morgan zdjęła płaszcz i przypasaną torbę, rzucając je na jedno ze stojących przy stole krzeseł.
- Jesteś okrutny. - Wyszeptała, luzując spodnie, które także zaczynały przemakać.
- Zdecydowanie… tak. - przyznał Johnson bezczelnie dając jej kolejnego klapsa i czekając aż odsłoni to co planowała.
El z ulgą zsunęła spodnie i bieliznę odklejając je od mokrej kobiecości. Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie gdy poczuła na rozpalonym ciele chłód.
- To… spróbujesz się odwdzięczyć? - Zerknęła na swego kochanka, dopiero teraz zabierając się za zdejmowanie górnych części garderoby.
- Mhmm… - sam zaczął się rozbierać nie odrywając oczu od odsłanianych krągłości.- Tylko powiedz jak.
Elizabeth zupełnie naga usiadła na stole, przy którym odbywała się odprawa i bezwstydnie rozchyliła nogi, prezentując swą kobiecość.
- T.. tu jest wrażliwe miejsce. - Przesunęła palcami po swej kobiecości wskazując kochankowi najczulszy punkt. - Możesz całować.. lizać.. od czasu do czasu tu possać. - Szeptała coraz bardziej rozgorączkowanym glosem.
Półnagi mężczyzna, od pasa w dół, padł na kolana przed kochanką. Ujął dłońmu uda, by nachylić się ku jej intymnemu zakątku i zacząć o całusów i wolnego lizania językiem. Co by wyczuć jej ciało i jego zachcianki.
El oparła się za plecami eksponując swoje ciało. Każdy dotyk języka mężczyzny, każdy pocałunek wywoływały w jej ciele intensywne dreszcze. W sumie.. pierwszy raz to mężczyzna zajmował się nią w ten sposób. Jej rozpalony wzrok wędrował po jego blond czuprynie.
- M.. możesz mocniej. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem.
- Dobrze…- stwierdził po chwili wahania.-... spróbuję.
I poczuła jak mocniej pociera językiem wrażliwy obszar, a nawet próbuje owego ssania.
Z ust El wyrwał się jęk rozkoszy.
- Yhym… tak.. tak dobrze. - Czuła jak z trudem panuje nad sobą. Jej nogi drżały zwiastując zbliżający się szczyt.
- Naprawdę… ?- zajęty oddawaniem przysługi Johnson nie odrywał ust i języka od kwiatuszka drżącej kochanki, która szybko zbliżała się do “rozkwitu”. El doszła z głośnym okrzykiem teraz już nie powstrzymując swego głosu tak jak w łaźni. Opadła na chłodny stół oddychając z trudem.
- Teraz ci wierzę. - ukąsił ją delikatnie w udo. Wstał i bezceremonialnie rozchylił uda. Teraz zamiast jego ust poczuła twardy nieustępliwy oręż zdobywający jej kobiecość, leniwym ale stanowczym ruchem. Przesunęła się po stole, piersi zafalowały. Trzymana jednak mocno przez kochanka nie miała możliwości by spaść.
Elizabeth wyprężyła się na stole czując ten podbój. Chwyciła się dłońmi znajdującej się za jej głową krawędzi stołu jeszcze lepiej i nieco nieświadomie eksponując swe ciało przed kochankiem. Jej oddech nadal był przyspieszony po niedawnym szczycie i trudno jej było sklecić choćby najprostsze słowo.
Ruchy nabierały tempa, choć daleko im było do dzikości Simona. Niemniej Johnson trzymał pewnie i silnymi ruchami bioder przeszywał ciało kochanki, czując rozkosz jaką mu sprawiał. Jego oddech był ciężki, a stolik skrzypiał mocno. El wpatrywała się w niego rozpalonym wzrokiem czując, że jej ciało nie jest się w stanie uspokoić po niedawnym szczyciem. Z każdym ruchem rozpalało się na nowo, wyrywając z jej ust coraz głośniejsze jęki.
Po kolejnym pchnięciu i głośnych krokach na korytarzu, panna Morgan poczuła jak pożądanie znów wzbiera w kochanku kolejną falą. Trzymał ją mocno za nogi, napierał częściej i był bardziej… duży… i coraz bliżej. A co najdziwniejsze… ona też. Chciała jeszcze, więcej.
- Mocniej. - Wyjęczała, czując że niebawem sama dojdzie. Postarał się mocniej… coraz szybciej zbliżając się do spełnienia. Biust El zafalował energicznie.
- John. - Czarodziejka doszła z kolejnym okrzykiem.
On sam nie odpowiedział drżąc od ekstazy którą mu sprawiło uległe ciało Elizabeth. Morgan czuła jak jej ciało jest ponownie wypełniane, jak gorąc rozlewa się po jej wnętrzu. Wiła się na stole zaciskając dłonie kurczowo na jego krawędzi.
- Wyglądasz bardzo.. kusząco.. panno Morgan.- Johnson nachylił się by całować jej poruszający się w gwałtownym oddechu biust.
- Przyjrzyj się.. chciałabym by ten widok ci został w głowie.. - El pozwoliła sobie na nieco rozbawiony ton, choć efekt nieco popsuł jej rozpalony głos. -.. by wracał przy każdej odprawie.
- Może pojawią się nowe…- szepnął żartobliwie Johnson i odsunął się od kochanki. Wodził wzrokiem po jej ciele mówiąc. - Teraz idziemy spać?
- Spać.. czy do łóżka? - El wyciągnęła rękę by kochanek pomógł jej się podnieść. - Zaniesiesz mnie?
- Jeśli ładnie poprosisz.- zażartował mężczyzna podając pannie Morgan dłoń.
Czarodziejka usiadła na stole czując jak z jej wnętrza wypływa trybut kochanka.
- Proszę. - Wymruczała, nachylając się tak by podkreślić swoje piersi.
- Całkiem nieźle. - ocenił John i chwycił ją w okolicy bioder, by ostatecznie wziąć w ramiona i zanieść do łóżka.
Elizabeth wtuliła się w mężczyznę czując przyjemne rozleniwienie po niedawnym szczycie. Żarty żarcikami, ale była wymęczona po intensywnym dniu i teraz gdy znów czuła się bezpiecznie, sen zakradał się sypiąc piasek pod powieki.
Musiała się obudzić bardzo wcześnie, by zdążyć do roboty. I nie dać się przy tym przyłapać na łamaniu regulaminu. Bądź co bądź, powinna być teraz w innym łóżku. Oby Frolica zdołała ukryć jej nieobecność przed madame Waynecroft. W łóżku wtuliła się w kochanka i pozwoliła sobie na sen.


Poranek przyszedł niestety za szybko. Ledwie zasnęła a już musiała wstawać. Co za pech. Jeszcze mgły poranne unosiły się pomiędzy portowymi uliczkami w Downtown. Jeszcze poranny chłód wypełniał miasto, a ona już musiała wstać! Ucałowała śpiącego Johna i poczęła ubierać się szybko non stop ziewając. Miała nadzieję, że poranny chłód co nieco ją ocuci. Nie budząc kochanka opuściła jego pokój. Teraz już ubrana w spódnicę, dużo bardziej odpowiednią dla pokojówki. Puściła się biegiem w kierunku uczelni licząc, że mimo porannej pory uda się jej znaleźć jakąś dorożkę.
Na szczęście dorożki stały zawsze, z zaspanymi woźnicami. Kończyła się jedna i zaczynała druga zmiana… wraz z nią pojawiali się nowi woźnicy. Więc Elizabeth nie musiała się martwić, że jakiejś jej braknie… to inne problemy musiała przezwyciężyć. Na przykład bramę do uczelni. O tej porze, jak się okazało, zamkniętą.
El odsunęła się nieco i osłaniając się płaszczem rzuciła wykrycie magii ciekawa czy od celu oddziela ją jedynie brama. Miała nadzieję, że potencjalny przechodzień pomyli ją z jednym ze studentów.
Aury… potężne aury, wielobarwne aury otaczały na szczęście budynki i ich okolice. Tak mocne, że aż czarodziejce zakręciło się w głowie od ich widoku. Na szczęście brama była ci pozbawiona. Za to miała zaspanego ludzkiego strażnika.
El rozejrzała się za jakimś miejscem, w którym mogłaby pokonać mur, nie zwracając uwagi strażnika. Znalazła miejsce gdzie w kamiennej ścianie było kilka uszczerbków i skorzystała z nich by się wspiąć i przeskoczyć na drugą stronę. Teraz pozostało jej tylko przekraść się do budynków uczelni. Postanowiła pójść między drzewami, ale tak by nie tracić z oczu drogi.
I trzymać się z dala głębi parku.. tego też się nauczyła. Unikać ostępów parkowych. Trafiła idealnie obecnie. Nie było już mechanicznych strażników. Ich miejsce przejmowali ludzie. Trzeba było tylko ich ostrożnie wyminąć… lub mniej ostrożnie.
Na razie postanowiła starać się nie rzucać w oczy i zacząć kombinować dopiero gdy ktoś zwróci na nią uwagę. I szło jej to zaskakująco dobrze. Może to przez poranne mgły? Może o tej porze nikt nie oczekiwał wizyty złodzieja? Przemykając od muru do drzewa, od drzewa do krzaku, dotarła do drzwi budynku przeznaczonego dla służby… i madame Waynecroft na schodach do nich. El rozejrzała się za jakąś możliwością obejścia przełożonej.
Mogła się prześlizgnąć do otwartego okna na parterze, korzystając z chwilowej kryjówki w krzakach… ryzykując przyłapanie, jeśli przełożona zerknie w jej kierunku w najmniej odpowiednim momencie.
El postanowiła skorzystać ze starej sztuczki. Rzuciła kamień w kierunku przeciwnym do tego, w którym planowała się udać, gotowa ruszyć w kierunku okna, gdy tylko ochmistrzyni odwróci wzrok. I udało się jej to. Dobiegła pospiesznie do krzaka, skorzystała z kryjówki i gdy miała już całkowitą pewność, że Waynecroft patrzy w inną stronę doskoczyła do okna, wspięła się i przedostała przez nie do środka. Uff… było blisko.
Teraz pozostało jej dostać się do sypialni, wziąć swoje rzeczy, umyć się, przebrać i do pracy. A cały czas czuła zmęczenie po zbyt krótkiej nocy. Ziewając dotarła do pokoju, który dzieliła z Frolicą.
W ich pokoju diabliczka spała mocno. Wszak do pobudki zostało im mniej niż pół godziny. Zaś łóżku El ktoś… przebywał. Jakaś sylwetka opatulona, aż po czubek głowy kocem.
Czarodziejka zdjęła płaszcz i schowała go do szafy razem z torbą, w której znajdowała się zdobyczna różdżka. Dopiero potem, nieco niepewnie podeszła do swojego łóżka. Odsłoniła nieznacznie kołdrę, ciekawa kto też pod nią śpi.
Była tam urocza parka. Zwinięty zagłówek i kołderka. Zapewne Frolica miała wprawę w takich oszustwach, bo wyglądało to wiarygodne pod kocem. El uśmiechnęła się. Przejrzała księgę zaklęć, przygotowując strój do założenia. Cały czas spoglądała też w kierunku diablicy upewniając się czy ta się nie budzi.
To jednak nie nastąpiło. Frolica spała jak zabita… chrapiąc przy tym głośno od czasu do czasu. Po przygotowaniu zaklęć El nastawiła samowar i ruszyła pędem pod prysznic by obudzić diablicę nim rozpocznie się praca. Planowała oblać się nieco zimna wodą by się rozbudzić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-08-2020, 07:31   #49
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gdy już wróciła spod prysznica… rogata właśnie się przeciągała w łóżku. Spojrzała podejrzliwie na czarodziejkę.
- Przesadziłaś wczoraj. Jakby cię przyłapano… to… panna Waynecroft mogłaby zabrać się za dyscyplinowanie ciebie i mnie. Inne pokojówki mówiły że używa do tego trzcinki.- ziewnęła rogata.- Czemu cię wczoraj nie było?
- Mówiłam ci.. złapałam tą fuchę… oprowadzałam jakąś drużynę po Downtown. - El nalała do kubków kawy i podała jeden diablicy. - Ale masz rację… nie powinnam ciebie narażać.-
- Całą noc?- zapytała podejrzliwie diabliczka popijając kawę.- Nocne życie Downtown nie mogło być aż tak ciekawe.
- Skończyliśmy późno… potem poszliśmy do łaźni. Uznałam że tak będzie bezpieczniej niż przechodzić po ciemku przez park. - Czarodziejka napiła się co nieco kawy spoglądając na diablicę.
- Coś… pomijasz. To gdzie spędziłaś noc? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem Frolica.
El zawahała się jednak szybko uznała, że akurat swoich podbojów nie ma co ukrywać przed diablicą.
- Miałaś rację.. szef drużyny nie był staruszkiem. - Uśmiechnęła się do współlokatorki dopijając kawę. - Użyczył mi łóżka.
- Ty figlarko. Zaimponowały ci jego muskuły i bajki jaki ci wciskał o swoich heroicznych czynach.- odparła z łobuzerskim uśmiechem diabliczka.
- Był bardzo.. szarmancki… ale też bardzo w moim typie. - El zaśmiała się. - Naprawdę… gdyby nie to, że udałam się do jego balii w łaźni.. pewnie wylądowałabym w łóżku pewnej diablicy.
- No… masz czym przyciągać uwagę diablic.- ogon Frolicy przesunął się po łydce El.
- Dwie to chyba za mało by wypowiedzieć się za wszystkie. - Morgan uśmiechnęła się do współlokatorki poddając się pieszczocie. - Ona chyba lubi dominować.
- Interesujące… tak jak panna Waynecroft? - wymruczała Frolica drżąc na myśl o swoich własnych fantazjach.
- Hm… chyba była mniej niedostępna w kontaktach, ale ewidentnie lubi baty. - El zaśmiałą się ponownie. - No już ubieraj się, ruszajmy do roboty nim tu kimnę.
- Znowu sprzątanie sali wykładowej. Nie ma się do czego spieszyć.- zamarudziła rogata dopijając kawę.- Zaraz się umyję i ubiorę.
- A dziś znów będę nocować gdzieś indziej. - El przyglądała się swojej współlokatorce. - Almais poprosiła bym z czymś pomogła.
- Pewnie załatwiła sobie pomoc u panny Waynecroft.- wzruszyła ramionami Frolica.- Chyba nie musisz się tym razem martwić szefową. A i… zresztą zapytasz ją osobiście, bo po sali wykładowej sprzątamy u niej.
- U Almais? - El widząc jak wolno zbiera się diabliczka, przygotowała im śniadanie.
- Tak mamy zapisane. Sprzątamy u niej… po sali wykładowej.- wyjaśniła rogata z uśmiechem.
- A tak zmieniając temat.. skoro tak cię kręci Waynecroft, czemu.. czemu nie zakręcisz przy niej tyłkiem, czy coś? - El podała diablicy kanapkę. - Zauważyłam, że jest na to podatna.
- No… ten tego.. zakręciłam…- odparła Frolica i dodała wstydliwie.- .. wczoraj gdy cię nie było. I zostałam skarcona słownie… może następnym razem posunie się dalej?
- Szczególnie jak zasugerujesz, że twoja bielizna wymaga rewizji. - El zaśmiała się.
- Nie mogłabym… - wybąkała rogata zawstydzonym głosem. Westchnęła ciężko dodając.- Tutaj możemy sobie tak żartować, ale przy Waynecroft… ona mnie onieśmiela.
- Cóż… przy takich układach, to chyba dobrze, czyż nie? Wiesz.. w sensie, że jedna rozkazuje, a druga.. ładnie skomle. - El zjadła kanapkę, czując jak temat rozmowy przyjemnie ja pobudza. Obiecała sobie jednak, że po spotkaniu z Charlesem.. o ile się zgodził na jej propozycję, wraca i śpi normalnie.
- Dobrze gdy już się ten układ zawiąże… źle gdy się próbuje zawiązać. Tak bym chciała…- mruknęła pożądliwie rogata i westchnęła ciężko.-... ale cóż poradzić. Nie sprowokuję jej… nie jestem w stanie.
- Hm… nie wiem jak by można to zrobić.. ja raczej nie jestem z tych zupełnie uległych. - Elizabeth posprzątała po śniadaniu. - Gdy zakołysałam przy niej biodrami, widziałam jak zmienia się wyraz na jej twarzy.
- Domyślam się.- stwierdziła Frolica wystawiając język i dodała. - Choć z tym brakiem uległości… to przesadzasz. Trafisz na swoją panią lub pana, to… ulegniesz z rozkoszą. Jestem tego pewna.
- Może… - El zaśmiała się. - Moi dotychczasowi kochankowie.. raczej lubią prostotę. Idziemy?
- Jak się umyję i ubiorę.- odparła Frolica kończąc kawę i zabierając szlafrok, by się udać do łazienki.


Sala wykładowa… nie różniła się od poprzednich jakie przyszło im umyć. Była duża, brudna i wymagała nudnej harówki. Może lepiej się podczepić jako osobista pokojówka któregoś z magów? El coraz częściej ta myśl przychodziła do głowy. Z takim magiem może udałoby się jej dogadać by spędzała, co którąś noc poza uczelnią? Tylko do kogo. Almais? Nie była pewna czy podołałaby życiu z tą kobietą, a jednak ona wiedziała o jej sekrecie i była gotowa ją uczyć. Rozmyślając El zabrała się za mycie podłóg.
Wkrótce dołączyła do niej diabliczka żartując.
- Przyznaj się. Nie tak sobie wyobrażałaś pracę na uczelni, co? Gdzie podawanie do stołu i przysłuchiwanie się ploteczkom. Gdzie splendor? A tymczasem czyść podłogi i przebieraj pościel… i wrzucaj ubrania do pralni.
- O dziwo nie.. tak to sobie wyobrażałam. - El machnęła ręką gdy już wycisnęła mopa i spojrzała na Frolicę. - Myślałam, że będzie więcej bałaganu.
- No to się nie rozczarowałaś. Praca pokojówki w posiadłości bywa bardziej ekscytująca.- a propo ekscytacji rogata bezczelnie podciągała w górę spódnicę pracującej czarodziejki odsłaniając jej pośladki.
Elizabeth lekko zaskoczona podskoczyła. Obejrzała się na diablicę ciekawa jej reakcji na bieliznę niezbyt przystającą pokojówce. Jakoś nie mogła przywyknąć do tutejszej mody “spodniej”.
- Dbasz o to bym się nie nudziła. - Mruknęła cicho.
- Bzdura…- wyjaśniła rogata sprzątając.- Sama się nudzę.
I bezczelnie wodziła ogonem pomiędzy pośladkami, nadal “skupiona” na robocie.
- Za to twój ogon nie. - El czuła jak dotyk diablicy przyjemnie ją rozpala. Przypomniał się jej Simeon, który wypełnił ją w tamtym miejscu.
- On ma własny rozum… - zełgała diabliczka, gdy drzwi się otworzyły do sali i ktoś wkroczył do środka przyłapując je w tak niedwuznacznej sytuacji.
Czarodziejka zamarła na chwilę, a potem powoli obejrzała się na drzwi.

- Co u licha się tu wyprawia?! - rzekł głośno oburzony czarodziej w czarnym garniturze i złotym monoklem.
- P..przepraszamy.. sprzątamy, a.. Frolica niezbyt jest w stanie momentami zapanować nad swoim ogonem. - El pospiesznie poprawiła spódnicę.
- To jest sala wykładowa. Świątynia wiedzy, a nie miejsce na takie… sytuacje. Będę musiał to zgłosić pannie Waynecroft. - stwierdził głośno czarodziej spoglądając z potępieniem na obie pokojówki. Speszona Frolica nie mogła wydukać ni słowa.
- Naprawdę przepraszamy, to się prawie w ogóle nie zdarza. - El zrobiła przepraszajacą minę. Skłoniła się głęboko przed magiem. - Staramy się jak najlepiej wypełniać nasze obowiązki.
- To skupcie się na nich. To nie miejsce na takie bezeceństwa. To świątynia wiedzy na bogów! - odparła czarodziej i pogroził palcem. - Żeby mi to było ostatni raz!
- Oczywiście. - El skłoniła się jeszcze głębiej.
- Tym razem… tego nie zgłoszę.- odparł mag i udał się do biurka wydobywając z niego dokumenty, które zapewne zapomniał wziąć. - Do roboty! Do roboty!
Elizabeth powróciła do przerwanego mycia podłóg teraz dla bezpieczeństwa odsuwając się nieco od Frolicy. Jej wzrok od czasu do czasu uciekał w kierunku maga. Była ciekawa kim był.
Niestety nie otrzymała odpowiedzi. Wykładowca zabrał swoje notatki i wkrótce opuścił pomieszczenie. A Frolica wreszcie się odezwała po długim myciu podłóg.
- Powinnam być ci wdzięczna za uratowanie nam skóry, ale jestem... zakłopotana.
- W jakim sensie? - El obejrzała się na diablicę, po czym roześmiała się. - Liczyłaś na karę od Waynecroft?
- No… - przyznała się wstydliwie rogata. - Przepraszam.
- To może przeskrob coś sama? Większe szanse na to, że cię wtedy weźmie w obroty. - El machnęła ręką. - Wybacz.. już tak odruchowo zaczęłam go przepraszać.
- Nie masz za co… nie powinnyśmy się narażać, tylko dlatego że kara może być fizyczna. Bo nie musi być. - zaprzeczyła głową diabliczka.
- Mam nadzieję, że to nie nauczyciel, który miał mi prowadzić lekcje. Bo chyba nici z nich wtedy. - El westchnęła i zabrała się ponownie za czyszczenie podłogi.
- Zrzuć wtedy wszystko na mnie. - zaproponowała Frolica z uśmiechem.
- Taki gbur… nie wiem czy mu to wystarczy. - El wycisnęła mopa. - Ech.. może naprawdę poszukam sobie jakiegoś maga.
- Ja chyba też spróbuję.- zaśmiała się Frolica.- I potem spróbuję go namówić na liczniejsze towarzystwo.
- Myślisz, że znajdzie się ktoś, kto by tolerował moje nocne eskapady? - Elizabeth wyszczerzyłą się to wpsółlokatorki zabierając się za dalsze mycie podłogi.
- Nie wiem. Myślę jednak że zajmę jego uwagę… lub jej, na całą noc.- odparła dumnie rogata.
El pokręciła z niedowierzaniem głową i skupiła się na czyszczeniu podłóg. Porozmawia z Almais. Kto wie… może nawet wygodne byłoby dla niej, gdyby El raz na jakiś czas nie było?


Skończyły sprzątać i w końcu mogły udać się do kwatery Almais. Sama półelfka pracowała obecnie przy biurku zatopiona w czytaniu ksiąg i robieniu notatek. Spojrzała na moment w górę na dwie pokojówki i uśmiechnęła lubieżnie.
- Pogadamy jak skończycie.-
- Dobrze. - El spojrzała niepewnie na diablicę po czym zabrała do sprzątania. Obie zajęły się sypialnią, bo tam trzeba było posprzątać, pościel wymienić… posprzątać kolorowy popiół tworzący krąg z wyrysowanych nim dziwnych znaków.
Czarodziejka zerkała na te symbole z zainteresowaniem, podczas ich zamiatania. Była ciekawa co chciała im powiedzieć Almais. Może weźmie je obie na służbę?
Diabliczka zaś nie miała takich problemów na głowie, bo bez namysłu zabrała się za wymianę pościeli i zerkając na El dodała żartobliwie.
- Nie rozmyślaj tak na tym popiołem… tylko go sprzątaj. A żwawo… im szybciej skończymy tym lepiej.
- Już… już. - El skończyła zamiatanie, po czym wymyła podłogę. Po chwili zakończyły pracę.
- Dobra dobra… wchodźcie po kolei do gabinetu. I bez podglądania. Najpierw jedna, potem druga.- zadecydowała Almais widząc że skończyły.
- Chcesz iść pierwsza? - El zerknęła na diabliczkę pozwalając jej zadecydować o kolejności.
- Mogę, ale nie muszę. - wzruszyła ramionami Frolica, po czym ruszyła przodem, a gdy usłyszała.
- Zamknij za sobą drzwi.- … z ust Almais, to tak uczyniła odcinając Elizabeth od widoków.
El rozejrzała się po pokoju szukając czegoś interesującego czym mogłaby zająć myśli uciekające w kierunku gabinetu.
W sypialni takim obiektem musiała być szafa z ubraniami. Niestety nie dostrzegała tu żadnych ksiąg, które mogłaby przekart…
- Następna! - krzyk Almais wskazywał, że teraz jej kolej.
El oderwała się od łoża, na którym na chwilę zawiesiła wzrok i ruszyła w kierunku gabinetu.
- Ach… jest moja mała uczennica.- rzekła łobuzersko Almais, będąc sama w gabinecie. Wskazała palcem na drzwi.- Twoja przyjaciółka czeka na korytarzu.
- Jak mogę pomóc Pani? - Morgan podeszła do biurka półelfki przyglądając się jej z zainteresowaniem. Wszak miały się spotkać dziś wieczorem.
- Tu masz napiwek za dobrze zrobioną robotę.- Almais podała czarodziejce zwitek banknotów. - A w środku numer sali i godzinę na którą masz się stawić. Picwigger nie lubi spóźnialskich i nieprzygotowanych. Masz jakiś notatnik i rysik? Może ci się przydać.
- Coś mam. - El przytaknęła i wsunęła zawiniątko do kieszeni. - Czy wieczorem nadal mam się tutaj stawić?
- Możesz. Jeśli chcesz. - przytaknęła półelfka z uśmiechem.
- Taką miałyśmy umowę tylko… byłoby mi łatwiej gdyby Pani Waynecroft wiedziała. - El westchnęła ciężko.
- No dobrze… zajmę się tym.- westchnęła ciężko Almais po chwili namysłu i wodzenia łakomym spojrzeniem po El.- Ładnie ci w tym stroju, choć grzechem jest to że ci nogi zasłania.
Morgan zaśmiała się i spojrzała ciepło na gospodynię.
- Weź mnie na osobistą pokojówkę, a będę chodzić w krótszych spódnicach. - Rzuciła żartobliwym tonem.
- Nie mogę. Złamałabym serduszko pewnej bibliotekarki. Pewnie jesteś świadoma tego, co mówi się na uczelni o osobistych pokojówkach?- przypomniała miedzianowłosa.
- Słyszałam… jednak Clarice nie jest w stanie mnie tak zatrudnić… - El uśmiechnęła się ciepło. - A ja chyba będę musiała kogoś sobie znaleźć.
- Śpieszy ci się?- zapytała Almais figlarnym tonem. - Jeśli nie to możesz spróbować mnie przekonać.
El dygnęła posyłając półelfce lubieżny uśmiech i nieco eksponując swoje piersi.
- Nie chciałabym ci się narzucać Pani.
- Obie dobrze wiemy, że to akurat nieprawda.- odparła Almais z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Och.. nie wiem czemu tak Pani uważa. - Czarodziejka wyprostowała się spoglądając na gospodynię. - O której mam się pojawić wieczorem?
- Myślę że o ósmej będzie… dobrze.- odparła Almais i z uśmiechem wodziła wzrokiem po pokojówce.
- Jaki strój będzie odpowiedni? - El przesunęła dłonią po swoim kostiumie pokojówki, podkreślając kształt swojego ciała.
- Zdam się na twoją pomysłowość. - mruknęła półelfka żartobliwie.
Elizabeth dygnęła.
- Pozwól więc Pani, że się oddalę. - Odpowiedziała uśmiechając się do gospodyni.
- A jak nie pozwolę?- zapytała zadziornie półelfka wstając od biurka i powoli je obchodząc.
Czarodziejka poklepała się po kieszeni, w której czekały zwinięte banknoty..
- Nie wiem jaką godzinę ustalono mi na spotkanie z Profesorem. Nie chciałabym się spóźnić. - Mimo swoich słów Morgan nie ruszyła się z miejsca.
- Muszę cię odpowiednio zmotywować do wieczora.- zachichotała Almais zachodząc pokojówkę od tyłu. Jedną dłonią ścisnęła pierś przez strój, drugą wodziła drapieżnie po brzuchu i podbrzuszu Elizabeth. Piersi jej dociśnięte były do pleców panny Morgan, gdy ta muskała szyję i policzek pochwyconej ofiary mrucząc.- Prawda?
- Mhm… choć wydawało mi się.. iż to ja cię miałam przekonywać Pani. - El otarła się pupą o podbrzusze Almais.
- I do tego też muszę cię zmotywować.- zachichotała półelfka bezczelnie podciągając spódnicę do góry, każdym ruchem dłoni leżącej na podbrzuszu.
Czarodziejka oparła się dłońmi o biurko Almais. Czuła jak mimo zmęczenia narasta w niej gorąc.
- Skoro.. tak mówisz Pani.
- Właśnie…- wymruczała półelfka liżąc czubkiem języka szyję czarodziejki. Jej palce zaciskały się mocno na pochwyconej krągłości, a druga dłoń wślizgnęła się pod spódnicę.
- Chyba nie chcesz bym przestała, prawda? - droczyła się.
El jęknęła czując drobne palce na swojej wilgotnej od pieszczot bieliźnie.
- N..nie Pani. - Wymruczała napierajac biodrami na życzliwą dłoń.
- To dobrze…- bawiąc się ciałem posłusznej pokojówki, rudowłosa sięgnęła palcami pod koronkowy skarb i zaczęła z wprawą muskać i pieścić intymny zakątek El. Czasem jej palce prowokująco zanurzały się z lubieżnym mlaśnięciem… zdecydowanie za rzadko.
Morgan zaczęła drżeć w objęciach drobnej kobiety. Jej pieszczoty tylko pobudzały jej głód nie przynosząc zaspokojenia.
- Więcej… proszę. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem z trudem powstrzymujac ruchy bioder.
- Nie wiem czy powinnam… czy nie lepiej zostawić cię nienasyconą, byś miała odpowiednią motywację na wieczór. - wymruczała Almais kąsając delikatnie płatek uszny czarodziejki, nie sięgając palcami głębiej i częściej.
- Tak.. tęsknić będę Pani do twych palców. - El niemal położyła się na biurku wypinając mocno. - A niezaspokojona.. poszukam spełnienia gdzie indziej.
- Czyżby to był szantaż?- zamruczała Almais ulegając jednak jemu, bo jej palce zachłannie zanurzyły się w słodkim kielichu jej kwiatu.
- N.. nie śmiałabym. - El jęknęła z rozkoszy wijąc się pod dotykiem półelfki i czując jak zbliża się ku spełnieniu.
- Nie wątpię…- odparła Almais czerpiąc przyjemność z krągłości ściskanej dłonią i palców otoczonych ciepłym i miękkim ciałem panny Morgan. Jej ruchy przyspieszyły i stały się bardziej stanowcze. Już po chwili doprowadziły Elizabeth do szczytu, który obwieściła nieco głośniejszym jęknięciem. Zdyszana oparła się całym ciężarem o biurko.
I otrzymała mocnego klapsa wypięty tak pośladek. Niewątpliwie Almais podobały się widoki na jej biurku.
El podsumowała ten atak cichym pomrukiem zadowolenia.
- No… wstań…. chyba że chcesz u mnie zostać na dłużej.- zamruczała Almais dając mocnego klapsa ponownie.
Czarodziejka wyprostowała się i spojrzała z lubieżnym uśmiechem na półelfkę.
- Ja już wyraziłam chęć pozostania z Panią. - Odparła cicho i zabrała się za poprawianie swojego stroju.
- Obie wiemy, że Clarice załatwiła ci nauczyciela. Byłaby niepocieszona, gdyby jej wysiłki poszły na marne.- odparła z uśmiechem Almais.
- Ale mogłabyś mnie mieć każdego dnia. - El przesunęła wzrokiem po ciele półelfki. - W stroju jakiego sobie zażyczysz.
- Są stroje… które mogłabyś uznać za zbyt śmiałe… lub zbyt szalone.- zamruczała Almais przymrużając lekko oczy.-... i zabawy też.
- Nie dowiem się póki nie spróbuję, czyż nie? - Uśmiech El stał się ciepły. - Są też sprawy, które mogłyby cię Pani zniechęcić do mojej osoby, ale… myślę że omówimy to wieczorem.
- Zgoda.- Almais odsunęła się od pokojówki, by ta mogła wstać.
Elizabeth wyprostowała się i poprawiła strój.
- Pozwól, że dołączę do mojej współlokatorki.
- I tak długo cię tu zatrzymałam.- odparła półelfka potakując, gdy oblizywała palce swojej dłoni.
Czarodziejka przyjrzała się temu zabiegowi wygłodniałym wzrokiem po czym skłoniła ponownie i opuściła pokój.

- Długo ci zeszło. Co się stało?- zapytała Frolica na powitanie.
- Nie tylko ty się do mnie dobierasz w wolnych chwilach. - El wydobyła z kieszeni zwitek i wyciągnęła spomiędzy banknotów karteczkę.
- A więc o to chodziło.- mruknęła diabliczka, gdy El przekonywała się że koło siedemnastej ma się zjawić w gabinecie na piętrze. Czarodziejka miała więc trochę czasu. - Chyba się nie opierałaś, bo cicho było…
- Nie… lubię Almais… najchętniej wylądowałabym u niej na “prywatnej służbie” - El złożyła karteczkę i rozejrzała się po korytarzu szukając zegara, i na nim dostrzegła, że dochodziła druga dwadzieścia.
- Sądzę że masz coraz większe szanse na to.- zachichotała Frolica i posmutniała.- Ale to oznacza, że się rozdzielimy.
- Ale chyba też kogoś sobie szukasz czyż nie? - Czarodziejka spojrzała na diablicę. - Coś nam jeszcze zostało? Skoczyłabym na pocztę.
- Jedna pokojówka na maga…- westchnęła Frolica.- Trafi nam się jednej z nas czy obu, żadna różnica bo się rozdzielimy.
- Ale zawsze możemy wybrać jakieś miejsce do schadzek. - Czarodziejka objęła diablicę w pasie i przyciągnęła tak, że ich biodra się spotkały.
- No.. gdy nie będziesz się wiła na łóżku Almais.- zaśmiała się cicho Frolica i dodała.- Na dziś to koniec. Jesteśmy wolne.
- Mam lekcje o 17-tej…chyba powinnam się zdrzemnąć. - El przetarła zmęczoną twarz. - Szykuje mi się długa noc.
- Idź się zdrzemnij. Przyniosę ci coś do jedzenia.- zaproponowała Frolica.
- Jesteś pewna? - El spojrzała czule na diablicę i upewniwszy się, że są same na korytarzu pocałowała Frolicę. - Skoczę na pocztę i zaraz wrócę do pokoju.
- Jestem pewna, że jeśli pozwolimy sobie na okazję.. to ją wykorzystamy nie do snu.- odparła ze śmiechem rogata. - Poza tym ja akurat spałam całą noc.
- Komu dobrze. - Czarodziejka puściła diablicę. - Zaraz wrócę do pokoju.
Pomachała Frolicy i ruszyła szybkim krokiem w kierunku poczty. Była ciekawa czy Charles potwierdził jej spotkanie.. czy ktoś może pisał.


Na poczcie otrzymała trzy koperty. Jedną od Charlesa zawierającą potwierdzenie spotkania. Drugą od Isadore, która podawała swój adres by czarodziejka mogła wysyłać tam raporty i informacje. List był zaadresowany od tajemniczego wielbiciela, więc dopiero otwarcie pozwoliło El przekonać się, że to Isadore ustalała awaryjny sposób komunikacji… na wszelki wypadek. Trzeci list był pomyłką… był zaadresowany do jakiegoś maga i trafił w dłonie El przez przypadek.
El spytała na poczcie, o to czy wiedzą gdzie ów mag mieszka, bo była gotowa dostarczyć owy list nim w końcu uda się na drzemkę.
Dostała od razu wskazówki jak dotrzeć do jego komnat. Jak się okazało, mieszkał on piętro wyżej niż Almais.
El schowała pozostałe listy, jeszcze raz sprawdziłą godzinę i udała się tam szybkim krokiem. Jej czas na sen topił się nieubłaganie.
Dotarcie na miejsce na szczęście nie zajęło jej zbyt wiele czasu. Dotarła do drzwi. Masywnych i okutych żelaznymi sztabami. Jakby broniły dostępu do skarbca… lub nie pozwalały się wydostać czemuś na zewnątrz. Pierwszy raz widziała takie drzwi na tej uczelni.
Morgan podeszła do nich i zapukała mocno by dało się to pukanie usłyszeć w środku.
- Przepraszam.. Elizabeth Morgan.. jestem pokojówką.
- O co chodzi… wejść…- głos który się odezwał, był kobiecy mimo że list sugerował mężczyznę “Chaubert Alderaic”.
- Niechcący do mojej skrzynki trafił list, gospodarza tego pokoju. - Elizabeth pokrótce wyjaśniła sytuację spoglądając na potężne skrzydło drzwi. Może to była pokojówka? Jednak niektórzy magowie mieli już swoje wybranki.
- Proszę wejść.- usłyszała ponownie.
Elizabeth otworzyła drzwi i odezwała się wchodząc.
- Nie chcę przeszkadzać.. zostawiłabym tylko list. - Jej wzrok z zaciekawieniem rozejrzał się po pomieszczeniu.
- No to zostaw na biurku… zajęta jestem. - odparła niziutka kobietka sięgająca El do szyi. Z dokumentami pod pachą próbowała zaprowadzić porządek w tym… chaosie. Księgi i papiery walały się wszędzie, a ona sama próbowała uporządkować ten gabinet. Kilka mosiężnych żarników wypełniało mocno pachnące kadzidło, a plamy… śluzu czy też smaru były widoczne na podłodze. Ta komnata zdecydowanie kwalifikowała się do wysprzątania. To co jednak przyciąnęło uwagę El najbardziej to stary i brudny obraz po części zapaćkany jakimś paskudztwem i pokryty pajęczynami. Głównie dlatego że przedstawiając grupkę siedmiu osób różnych ras i płci… zawierał dwa znajome oblicza.

El zapatrzyła się na obraz zaskoczona. Szybko jednak otrząsnęła się i zaniosła do biurka list.
- Czy nie potrzebujesz pomocy Pani? - Spytała nieco niepewnie niewielką kobietę. Kim była i czemu znała jej wujka? Toż.. wujek nie był “legalnym” magiem.
- Potrzebuję potrzebuję… ale czy dostanę… nieeee… bo za drogo… bo dokumenty tylko dla moich oczu… i palców… bo jestem cudowna i niezastąpiona… bo… wymówki… wymówki… wymówki… - narzekała robiąca porządek kobieta właściwie nie zwracając uwagi na Elizabeth. Dopiero po chwili odłożyła na biurko trzymane dokumenty i skupiła spojrzenie na pannie Morgan.
- A ty nie miałaś przypadkiem zostawić jakiegoś listu?
- Leży na biurku proszę Pani. - El wskazała odłożoną kopertę. - A jeśli dokumenty są cenne.. zawsze może je Pani schować, a zażyczyć sobie jedynie zmycia podłóg… i ścian… - Powstrzymała się przed dodaniem kolejnych elementów, które ubrudzone zostały śluzem.
- Powiedz to Chaubertowi… znajdzie jakiś wykręt.- odparła kobietka robiąc sobie przerwę i sięgając do skórzanej kamizelki po skręta. Zapaliła go za pomocą prostej sztuczki i zaciągnęła się dymem.- Zawsze…
- Nie śmiem zaprzeczyć. - El skłoniła się. - Jeśli jednak pomoc będzie potrzebna proszę to tylko zgłosić Pannie Waynecroft.
- Przekażę to Chaubertowi.- odparła dziewczyna, ale to sugerował że nie wierzyła w zgodę swojego szefa. I zaciągnęła się dymkiem z rozkoszą.
- Nie przeszkadzam więc. - Elizabeth dygnęła i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju.
W drodze nikt jej nie przeszkodził, nikt nie zaczepił, niczego ciekawego nie zauważyła. Dotarła więc do pokoju bez przeszkód i wreszcie mogła się przespać… w swoim łóżku.
Zostawiła na stole kartkę z prośbą by Frolica ją obudziła po szesnastej i padła jak długa nawet się nie przykrywając.


- Wstawaj, minęła szesnasta.- szarpnięcie ramienia wyrwało Elizabeth ze snu. Morgan przewróciła się na plecy i potarła zmęczoną twarz.
- D..kuje. - Wybełkotała starając się obudzić. Następnego dnia śpi… w swoim łóżku i to całą noc.
- Nie ma za co…- zachichotała Frolica i podsunęła miskę z polewką.
- Głodna jesteś? Co prawda trochę wystygła, ale da się jeszcze ją przełknąć.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i usiadła na łóżku. Przetarła jeszcze raz twarz starając się rozbudzić.
- Chętnie zjem…. tylko wezmę prysznic. - Wstała z łóżka i powolnym krokiem podeszła do szafy by wydobyć z niej jakieś skromne ubranie. Na szczęście głównie to zabrała z domu.
 
Aiko jest offline  
Stary 14-09-2020, 19:32   #50
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Fajnie było mieszkać z Frolicą. Nie tylko była ognistą kochanką, ale też i przyszywaną starszą siostrą. Pomogła El się rozbudzić, ubrać i wyszykować do szkoły. Ba, dała nawet buziaka w policzek na pożegnanie. Szkoda byłoby to stracić. Bo choć nadal mogłaby się z rogatą widywać po robocie, to już nie mieszkałyby razem… gdyby Almais ją wzięła do siebie. Coś za coś.
Ubrana i przyszykowana do nauki Elizabeth udała się do wyznaczonego na nauki pomieszczenia. W gabinecie tym urzędował całkiem wysoki i całkiem chudy niziołek we fraku który rzekł na powitanie.
- Witam… jestem Cameron Galt Picwigger i uczę geografii oraz historii. Te dwie dziedziny lubią się splatać. - uśmiechnął się podchodząc do czarodziejki.
- Ty jesteś Elizabeth? Clarice wspominała, że garniesz się do nauki. A skoro nie są to oficjalne lekcje, to może zaczniemy od kwestii tego, co najbardziej by cię interesowało? Jakie aspekty geografii wzbudzają twoją największą ciekawość?
Czarodziejka odetchnęła widząc, że nie jest to tamten nadęty profesor z wcześniej. Uśmiechnęła się ciepło do niziołka.
- Tak to ja. Elizabeth Morgan. - Dygnęła delikatnie. - Przyznam się, że niewiele wiem nie licząc znajomości Downtown i jego ostatniej historii, lub powszechnie opowiadanych ciekawostek. Może… zaczęlibyśmy od samego New Heaven? Z przyjemnością dowiem się więcej o miejscu, w którym przyszło mi żyć.
- New Heaven na początku tak się nie nazywało. Tylko Free Heaven i było piracką osadą założoną poza obszarem kontrolowanym przez imperia starego świata. Założone ponad dwieście lat temu przez osławionego Hardgara Supełka, było miejscem gdzie pirackie załogi mogły zaopatrzyć się w żywność i sprzedać swoje towary przemytnikom. Były tu pewne zalążki prawa i najwyższa władza w postaci pirackiego króla. Ale jego zwierzchność nad piracką bracią była zależna od autorytetu. To były dzikie czasy pełne anarchii, zabójstw i dzikich awantur. - zaczął swój wykład niziołek od razu przechodząc do lekcji.
El usiadła w jednej z ław przyglądając się niziołkowi ze szczerym zainteresowaniem
- A czemu tutaj? Czemu wybrano to miejsce? Czy było tu coś wcześniej? - Zarzuciła profesora pytaniami.
- To bardzo dobre miejsce na port, osłonięte od pełnego morza naturalnym falochronem ze starej rafy koralowej i bazaltowych skał. Klimat przez cały rok jest tu znośny, ani za zimny ani za ciepły. Morze nigdy tu nie zamarza, był łatwy dostęp do wody pitnej, bo kiedyś płynęła tu rzeka Argh-aru-uptra… obecnie mocno zmodyfikowano jej bieg i nadano imię: Rzeka Króla Roderyka I-go. Miejscowi pozostawieni w spokoju chętni byli do wymiany żywności na dobra zza oceanu. A gobliny i koboldy… ukryty pod miastem labirynt był oddzielony warstwą skał. I odkryto go dopiero podczas budowy podziemnej infrastruktury miasta oraz kładzenia fundamentów pod Uptown. Nikt nie wiedział wtedy o obszarze znanym dziś jako Old Hell.
- A mieli jakąś swoją kulturę? Ci tubylcy? - El oparła podbródek na dłoniach wpatrując się w niziołka. - Słyszałam o kryjących się pod ziemią tajemniczych miejscach, o rzeźbach przypominających maski… rzeźbach węży… czym było to Old Hell? Czym jest?
- Tego nie wiemy… tubylcy określający siebie jako szare futra są rasą humanoidalnych wilków i lisów. Ich kultura jest prosta i nie posługują się wyrafinowaną technologią. Nie używają kamienia w celach budowlanych, a ich sztuka jest diametralnie inna od tego co można znaleźć w podziemiach. Ich stworzenie przypisują sobie mieszkające tam koboldy, acz… to też trzeba uznać za ich wymysł.- rzekł niziołek siadając wygodnie.- W tej chwili nie ma wśród uczonych jednoznacznej opinii co do tożsamości twórców. Jak dotąd bowiem nie udało się znaleźć ani jednego miejsca pochówku. A choć magia i skarby się tam zdarzają to o wiele częściej od nich pułapki koboldów i inne zagrożenia. W tej chwili ciężko jest prowadzić tam wykopaliska.
- A jest to jakieś konkretne miejsce? To Old Hell? - El chłonęła te wszystkie ciekawostki niczym gąbka. - Co się stało, że wioska piracka, przeistoczyła się w New Heaven?
- Tak w zasadzie to nie wiadomo. Ze zgromadzonych relacji wynika że Old Hell to olbrzymie podziemne miasto i labirynt korytarzy zarazem. Jednakże nigdy nie zostało zbadane w sposób kompetentny i kompleksowy. I na obecną chwilę nie jest to możliwe.- wyjaśnił smutnym tonem niziołek, po czym uśmiechnął się dodając.- Około sto lat temu połączona flota kilku państw Starego Świata wpierw najechało i oczyściło całe wybrzeże z różnych pirackich osad i miasteczek. A następnie zaczęło sprowadzać własnych osadników, którzy nie byli już przyjmowani tak przyjaźnie przez miejscowych. Bo o ile tkwiący na wybrzeżu i nie zapuszczający się w głąb krainy piraci byli uznawani za znośnych sąsiadów, to cóż… dziesiątki karawan zapuszczających się w głąb lądu były jak wypowiedź wojny. I ta szybko nastąpiła.
- Tak po prostu pozbyto się tych piratów? - El była nieco rozczarowana. - Wszystkie te osady? Miasteczka? Nikt się nie ostał?
- Piraci moja droga to nie są romantyczni i niepokorni władcy mórz jak się ich przedstawia w romansach. To bandyci tyle że zamiast czaić się na drogach, polują na morzu. Ich okręty nie mogły się równać z dobrze zorganizowaną armią. Część zginęła, część wzięto do niewoli… reszta się rozpierzchła uciekając przed karzącą ręką sprawiedliwości. A potem wrócili wtapiając się społeczność miasta. Do dzisiaj można zresztą podziwiać wraki pokonanych wtedy okrętów na mierzei zwanej Piracką Zatoką.- wyjaśnił profesor z uśmiechem.
- Czyli jest szansa, że wśród mieszkańców obecnego New Heaven kryją się potomkowie piratów. - Z jakiegoś powodu mimo słów niziołka j to ucieszyło. Może z uwagi na ten cały romantyzm? - Wspomniał Pan, że potem miała miejsce wojna. Wojna z tubylcami?
- Wojna podjazdowa. Tubylcy atakowali założone osady, wojska kontratakowały spychając szare futra w głąb lądu. - opowiadał z zadowoleniem niziołek. - Dzikusy nie miały szans z przewagą magiczną i technologiczną. Obecnie panuje rozejm, a piraci… cóż… nadal trochę pirackich okrętów grasuje na morzach i oceanach, lecz już nie ma takich wolny miast jakim było Free Heaven.
- Ale… nie widziałam chyba szarych futer w New Heaven… nie w Downtown. - El zamyśliła się. - Można je spotkać w mieście? Nie chcieli przyjąć naszej magii? Technologii?
- Nie spotkasz szarych futer ani w mieście, ani w najbliższej okolicy. Musiałabyś się udać aż na płonące pogranicze. - potwierdził niziołek. - I tak.. odrzucają nasze zwyczaje, naszą naukę i naszą cywilizację.
- Rozumiem. - El zżerała ciekawość, czemu tak było, ale może jeszcze będzie miała okazję spytać. - A co działo się potem? Po tym jak już szare futra zostały przegnane?
- Rozpoczęła się budowa miasta i pojawiło to odkrycie, które to ściągnęło do New Heaven różnych awanturników i poszukiwaczy skarbów, które ponoć ukryte są w Old Hell. Aczkolwiek cała ta historia o schowanych tam skarbach jest przesadnie rozdmuchana. Znaleziono skarby, ale nie aż tak cenne i w nie tak dużych ilościach. Te opowieści z karczm o stosach klejnotów to bujda.- machnął ręką profesor Picwigger.
- Ale skoro odkryto, że nie ma tu wielkich skarbów czemu są nadal awanturnicy?
- Bo większość Old Hell nie została zbadana, więc zawsze jest nadzieja na korytarze wyłożone jadeitem bądź złotem.- zaśmiał się sarkastycznie niziołek.- No i wraz z przeszukiwaniem korytarzy przyciągnięto uwagę potworów, które ruszyły ku powierzchni i teraz trzeba je tam z powrotem zaganiać. I miasto za to płaci najemnym rewolwerowcom zamiast stworzyć kompetentną służbę oczyszczania podziemi. Bo tak jest taniej.
- A od początku był podział na Downtown i Uptown?
- Nie… to pojawiło się później. Jak miasto zaczęło się rozrastać… nie było wygody rozwoju na boki, więc New Heaven wyrosło w górę. To architektoniczny cud świata.- rzekł wesoło niziołek.
- Nie ma innych takich miast? - El spojrzała na niziołka zaskoczona. Nie znała świata wokół, ale wydawał się jej tak wielki.
- Kilka, acz żadne nie jest rozbudowane z takim rozmachem. Zwykle dotyczy to kilku budynków, placu… ale nie całych dzielnic.- odparł dumnie Piccwiger.
- To… rzeczywiście wydaje się być wyjątkowe. - El wyjrzała przez okno. - Ciężko mi sobie wyobrazić że są miasta, w których nie żyje się w cieniu.
- Wiele miast na zachód od nas wiele by dało za cień.- zaśmiał się Piccwiger.- Najbliższe osady są dzień jazdy pociągiem od New Heaven. I są całkowicie odmienne od tego co tu znasz.
- Może kiedyś… - El chciała dodać, że może kiedyś będzie ją stać na pociąg. - Jak dostanę dłuższe wolne. A czy ostały się jakieś osady pirackie?
- Żadne o których mi wiadomo. Żadne o których wiedzą władze.- rzekł pół żartem pół serio niziołek.
- A jak to wygląda… w sensie gdzie znajduje się New Heaven? - El zrobiło się nieco głupio bo o geografii świata naprawdę nie miała pojęcia.
- To będzie następna lekcja. Nie mam pod ręką odpowiednich map. - zafrapował się niziołek odpowiadając.
- Nie chciałabym profesorowi sprawiać kłopotów. - El zawahała się.
- Tooo… żaden problem panienko, tylko kwestia przygotowań.- odparł dobrodusznie niziołek.
- A czy New Heaven ma kontakty tylko z Szarymi ludźmi? - El ucieszyła się bo to mogło znaczyć, że profesor będzie chciał jeszcze prowadzić jej lekcje.
- Z szarymi futrami… futrami. - powtórzył niziołek. - New Heaven jest dużym miastem portowym. Wrotami Nowego Świata i sprowadzane są tu towary ze Starej Terry, a następnie rozprowadzane po całym wybrzeżu. Takoż i towary z wybrzeża i z Dzikiego Zachodu przechodzą przez właśnie przez New Haven. Więc miasto ma rozliczne kontakty i podlega jednocześnie naciskom wielu wpływowych osób,organizacji i państw… acz ja w tych w kwestiach wypowiadać się nie będę. Jestem geografem… nie politykiem.
- Rozumiem… bardzo chętnie zobaczę to na mapie. - El przytaknęła ruchem głowy. - Pytałam o to raczej w kontekście sąsiadów...przyznam że relacje polityczne… zdają mnie się przerastać.
- New Heaven nie ma sąsiadów. Całe wybrzeże Nowego Świata jest ogólnie pod kontrolą królestw ze Starej Terry, acz ocean jest olbrzymi więc ta kontrola jest słaba. Generalnie miasta i osady dookoła płacą haracz królestwom w zamian za zostawienie ich w spokoju, a te… zostawiają je w spokoju zbyt zajęte własnymi intrygami. Samo New Heaven ma z trzech lub czterech właścicieli, bo flota która przyszła zetrzeć piracką osadę z powierzchni ziemi, była połączoną flotą kilku królestw. Poza tym dochodzą sprawy dynastyczne i przewroty polityczne i… to wszystko dzieje się za oceanem. Póki co kolonie na wybrzeżu i w głębi lądu mają szeroką autonomię opłacaną wysokimi podatkami. Królestwa Starej Terry niewątpliwie kiedyś uporządkują ten chaos jakim jest przynależność polityczna poszczególnych osad i obszarów Nowego Świata. Na razie…- wzruszył ramionami niziołek. -... nie mają najwyraźniej czasu na to… lub co bardziej prawdopodobne, zasobów. Bo takie porządki wymagają sporych sił wojskowych, które pozwolą ewentualnemu gubernatorowi zabezpieczyć władzę nad miastem i okolicami. Licznych garnizonów wojskowych…- zaśmiał się Piccwigger. - Przypuszczam, że królestwa Starej Terry zdają sobie sprawę, że nie mogą wymusić uległości bez zainwestowania olbrzymich środków na pacyfikację oporu mieszkańców New Heaven i innych osad. I że wygodniej jest dla wszystkich korzystać ze zysków z handlu i zadowalać się wysokimi kwotami pochodzącymi z podatków. Wszystkim odpowiada obecne status quo.
- Bardzo chętnie zobaczę to na mapie. - Przyznała się szczerze Morgan. - Wiem...widziałam że New Heaven ma wiele portów, ale ciężko mi je sobie wyobrazić.
- Następnym razem. - zgodził się niziołek z uśmiechem.
- Czy będzie miał pan dla mnie jeszcze czas? - Spytała El z nadzieją.
- Nie jestem tak obłożony obowiązkami jak nauczyciele magii, nie mam też zbyt wielu studentów pod opieką. Mam więc czas na nieoficjalne korepetycje. - odparł z uśmiechem niziołek.
- Będę bardzo wdzięczna. Ja… - El zmieszała się. - Mam dużo obowiązków, ale gdyby miał profesor czas… raz w tygodniu? - Zaproponowała nieśmiało.
- Raz w tygodniu… znajdę.- odparł z uśmiechem niziołek. - A teraz… zapisz proszę tytuły następujących lektur. Jestem pewien że Clarice bez problemu przemyci je dla ciebie. Nie są szczególnie popularne wśród studentów.
El wydobyła przyniesione przybory do pisania. Wyglądało na to, że po raz pierwszy od dawna będzie miała lekcje!
Lista obejmowała kilka pamiętników, kilka opracowań geograficznych, kilka monografii. Niziołek z wyraźną radością cytował każdy tytuł bez zająknięcia.
- I to było chyba na tyle. Jaki temat chciałabyś poruszyć na następnym spotkaniu?- zapytał z uśmiechem profesor.
- Bardzo chciałabym się dowiedzieć się więcej o najbliższej okolicy, zobaczyć samo New Heaven. - Odpowiedziała dmuchając na kartkę by atrament wysechł.
-To powinnaś porozmawiać z madame Waynecroft. Pokojówki są bowiem dołączane do wypraw badawczych uczelni, gdy odbywają się one poza New Heaven. Co prawda zwykle trzeba co najmniej roku doświadczenia, żeby zostać dołączonym do takiej wyprawy, acz… rzadko która się zgłasza na ochotnika. - zadumał się niziołek. - Jeśli chcesz zobaczyć okolicę na żywo, a nie tylko na mapie.
- Och… a po co? - El przyjrzała się niziołkowi z zaciekawieniem. - W sensie… do czego jesteśmy potrzebne?
- No cóż… tym nobliwym uczonym magom ktoś musi podcierać pupę, rozstawiać namiot i zbierać notatki. I gotować.- zaśmiał się Picwigger.- Zwłaszcza gotować. Nauczyciele zajmują się pracą konceptualną, a uczniowie i służba… harówką, na takich wycieczkach.
- Rozumiem… trochę tak jak tutaj. - Dodała szeptem składając starannie kartkę z listą lektur. Była ciekawa czy Almais rusza także na takie wyprawy.
- To bardziej wyprawa w plenery moja droga. - odparł z uśmiechem niziołek.
- Może panna Waynecroft mnie puści. - El uśmiechnęła się ciepło.
- Możliwe.- zgodził się z nią niziołek. - Pokojówki raczej nie przepadają za podróżami w dzicz.
- Zauważyłam, że nie jestem raczej… typową pokojówką. - Morgan zaśmiała się.
- Z pewnością bardziej ciekawą świata. - przyznał niziołek.
- Dziękuję profesorze za lekcje. - El wstała z krzesła które zajmowała.
- Przyjemność po mojej stronie. Następna tak… za tydzień.- odparł z uśmiechem niziołek.
- Będę wdzięczna. - Elizabeth skłoniła się głęboko profesorowi.
- Nie ma za co.- odparł z uśmiechem niziołek na pożegnanie i El opuściła gabinet.


Morgan chciała już wrócić do pokoju, ale przypomniała sobie o liście lektur. Niepokoiła się też o Clarice, postanowiła więc odwiedzić bibliotekarkę skoro miała chwilę.
O tej porze musiała ją odwiedzić w pokojach, które zamieszkiwała na uczelni. Oczywiście nie mogła być pewna, czy rzeczywiście tam ją napotka. Możliwe że była gdzieś na mieście…
… Nie była. Gdy El zapukała do drzwi usłyszała pytanie dochodzące zza nich.
- Kto tam?
- Tu Elizabeth..- Morgan zawahała się, nie była pewna czy Clarice nie ma do niej urazy. - Dostałam kartkę… byłam też na wykładzie ale… ciekawiło mnie jak się trzymasz.
- No… ja trzymam się…- otworzyła drzwi uśmiechając się ciepło. -... normalnie. Już mi lepiej. Nie wiem co mnie wtedy naszło. To jak ci się podobał wykład?
- To raczej… - El skłoniła się głęboko. - Przepraszam, nie zapanowałam nad sobą.
- Obie trochę… zaszalałyśmy… nie przejmuj się.- dodała pojednawczo Clarice wyraźnie się rumieniąc.
- Pozwól jednak, że przyznam się do jednej rzeczy. - El nadal tkwiła w pokłonie.
- Tak?- spytała zdziwiona tym zachowaniem Clarice.
- Z przyjemnością to powtórzę gdy będziesz gotowa. - El uśmiechnęła się ciepło do bibliotekarki i wyprostowała się.
- No… eee.. tego… może porozmawiajmy o czymś innym?- zapiszczała zawstydzona i zaczerwieniona bibliotekarka.
Morgan pokazała listę książek.
- Profesor powiedział, że pewnie mi Pani pomożesz ze zdobyciem tych pozycji. - Podała starannie zapisaną kartkę bibliotekarce, nadal grzecznie czekając w korytarzu.
- Och…- odparła Clarice z odrobiną ulgi. Nadal zaczerwieniona na policzkach dodała wodząc wzrokiem po kartce.- Tak. To nie powinien być problem. Jutro je będę miała.
- Ni chciałabym przetrzymywać książek.. wystarczy jedna lub dwie. - El uśmiechnęła się szerzej. - Wtedy będę mogła cię znów zobaczyć.
- Raczej będą dwie lub trzy. Tyle książek i tak byś na raz nie przeczytała.- zaśmiała się ciepło Clarice.- Są grube.
- Domyślam się… - El zawahała się po czym przyznała się szczerze do swoich przemyśleń. - ...martwiłam się o panią.
- Nie było powodu ku temu. - zaśmiała się Clarice. - Niby czemu miałabyś się martwić?
- Nie przywykłam by ktoś reagował w ten sposób i… zaniepokoiło mnie gdyż miałyśmy się udać wspólnie do profesora. - Morgan odpowiedziała uważnie przyglądając się bibliotekarce.
- Czyli… masz w większe doświadczenie… w tych sprawach? - zmieszała się Clarice i dodała wstydliwie. - Powinnam się domyślić.
El odpowiedziała na początku jedynie ciepłym uśmiechem.
- Nie śmiałabym cię oszukiwać w tym względzie. Wybacz jeśli teraz zdaję ci się odrażająca. - Morgan zrobiła smutną minę.
- Eeee… nie odrażająca… na pewno nie odrażająca.- odparła pospiesznie Clarice i chrząknęła dodając. - Nie musisz się martwić. Nic się nie stało.
- Cieszy mnie to. - El uśmiechnęła się. - Stawię się po książki w środę.
- Będę czekała.- rzekła z uśmiechem Clarice.
Czarodziejka pożegnała się i udała się w kierunku swojego pokoju by się przebrać w bardziej odpowiedni strój.
W pokoju wydobyła jeden z tych strojów, których nie pochwalała jej matka.
- No proszę… wybierasz się na randkę ze złodziejem o zwinnych paluszkach?- zapytała diabliczka która weszła do ich do pokoju, gdy El się przebierała.
- Idę do Almais… powiedziała, że mam ją zaskoczyć. - Morgan dopięła gorset i spojrzała na diablicę. - I jak?
- Narzutka ci potrzebna, albo płaszcz…. do Almais droga długa, a taki strój może przyciągnąć niepożądaną uwagę.- wyjaśniła rogata pokojówka z uśmiechem na obliczu.
- Na przykład Waynecroft? - El poprawiła piersi w gorsecie, układając je wygodnie dłonią.
- Na przykład.- odparła diabliczka z uśmiechem.- No chyba że masz czas, być dziś karconą?
- Niezbyt. - El zaśmiała się i założyła płaszcz, zapinając go tak by nie widać było jej dekoltu.
- Dobrej zabawy.- mruknęła Frolica dając El całusa na pożegnanie w policzek.
- A ty może też się wbij w jakieś wdzianko i daj się zauważyć pannie Waynecroft. - El zaśmiała się i pocałowała Frolicę w usta.
- Wiesz dobrze, że tego nie zrobię… nie potrafiłabym… nie przy niej. - pisnęła zawstydzona diabliczka.- nawet jeśli bym chciała.
- Chodzenie, w krótkiej spódniczce raczej nie jest trudne. Wiem, że potrafisz. - El klepnęła diablicę w pośladek.- Toż nie musisz przy niej kręcić pupą, wystarczy, że przejdziesz obok.
- Nie wiem… czy zdołałabym… sama. - odparła dramatycznie diabliczka i uderzyła ogonem po pośladkach kochanki.- No idź… póki mam jeszcze siłę, by cię wypuścić.
- Wiesz, że jak jesteśmy dwie, to Waynecroft wykazuje niepokojące zainteresowanie moją osobą? - El zaśmiała się i odsunęła się of Frolicy. - Jeszcze się okaże że lubi takie niepokorne istoty jak ja.
- Mówiłam że wpadłaś jej w oko. Nie każda lubi ogon i rogi.- odparła zadziornie rogata.
- Myślę, że nie o ogon i rogi tu chodzi tylko o charakterek. - El uśmiechnęła się. - A ty go masz.
- I tak i nie… przy tobie mam. Bo ciebie łatwo zdominować.- wymruczała lubieżnie rogata i bezczelnie sięgnęła pod płaszcz chwytając za pośladek El i ściskając mocno. - Bo czyż opierałabyś się, gdybym cię do ściany przycisnęła i lubieżnie poczynać z tobą zaczęła, nie dbając o twoje opory?
El zamruczała od tej agresywnej pieszczoty.
- Wiesz.. lubię gdy mnie dotykasz. - Powiedziała cicho.
- Wiem… a ty straciłaś okazję do ucieczki.- zamruczała groźnie rogata mocniej ściskając pośladek. - zdejmij płaszcz.
- Frolico.. powinnam iść do Almais. - El jęknęła czując dotyk na swojej krągłości.
- Zdejmij płaszcz.- diabliczka była niewzruszona jej słowami rozkoszując się miękką pupą pod materiałem sukienki.
El przygryzała wargę przez dłuższą chwilę przyglądając się swojej współlokatorce. W końcu jednak rozpieła guziki płaszcza.
- Tylko..szybko. - Wymruczała cicho.
- Wypnij pupe i podciągnij sukienkę.- tymczasem Frolica ze złowieszczym uśmieszkiem wysuwała kolejne żądania.
Czarodziejka westchnęła i obróciła się tyłem do diablicy wypinając. Jedna dłonią oparła się o ścianę, a drugą uniosła spódnicę, odsłaniając koronkowe, mocno wycięte majtki, zwieńczenie pończoch i mocujące je paski.
I w nagrodę otrzymała kilka mocnych uderzeń dłonią na wypięte pośladki, a potem diabliczka kucnęła by zwinnym językiem wodzić pomiędzy krągłościami pupy kochanki… w wyjątkowo prowokujący sposób.
Elizabeth zamruczała lubieżnie, wypinając się mocniej. Czuła jak mokra koronka przykleja się do rozpalonej skóry tylko dodatkowo ją nakręcając. A rogata masując dłońmi pośladki pieściła ciało kochanki, przez coraz bardziej mokrą koronkę… jej język wił się lubieżnie, a oddech robił się gorący.
Czarodziejka zaczęła pojękiwać cicho, swoja pupą napierajac na buzię diablicy. Chciała więcej.. mocniej.
- Czyżby coś ci się marzyło? Ponoć czasu nie miałaś?- zapytała retorycznie El ściągając majtki z pupy kochanki i osuwając je na uda.
- Wy..wypełnij mnie. - El z trudem wydusiła z siebie te dwa słowa, czując jak jej ciało zaczyna drżeć.
- Dobrze… tym razem…- diabliczka ukąsiła pośladek El i czarodziejka poczuła jak zwinne paluszki Frolicy podbijają jej tyłeczek mocnym ruchem. - Następnym razem… oczekuję twojego odwdzięczenia się.
Mimo że to ona napadła na ciało czarodziejki, z własnej inicjatywy. El jęknęła głośno czując ulgę, gdy palce diablicy wypełniły jej wnętrze. Ostatni raz był tam Simeon.. duży.. narwany Simeon.
- Yhym.. tak.. więcej. - Wymruczała opierajac czoło o ścianę.
- Łakomczuch się z ciebie robi… i lubisz niegrzeczne zabawy. - wymruczała Frolica mocniej poruszając palcami i próbując dołączyć kolejny do tych, które tam były.
- Przez… przez ciebie. - El jęknęła lubieżnie i naparła pupą na palce diablicy.
- Bo wszystko to moja wina. - zaśmiała się cicho Frolica mocniej poruszając palcami, między pośladkami El, bezlitosna w tych sztychach.
Po kilku ruchach w akompaniamencie jęków czarodziejki, ta doszła z cichym okrzykiem.
- Uroczy widok.- Frolica cmoknęła obolałą pupę El i dała klapsa w drugi pośladek.
- Yhym… - El zamruczała i obróciła się by oprzeć się plecami o ścianę. - Wierzę na słowo.
- No… to masz moje słowo. Jak nie uciekniesz szybko, to możesz nie wyjść z pokoju do rana. - “zagroziła” Frolica wystawiając język.
El prychnęła, ale podciągnęła majtki i zgarnęła płaszcz z podłogi.
- Do zobaczenia rano. - Rzuciła z uśmiechem, planując narzucić okrycie już na korytarzu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172