To była nostalgiczna wędrówka znajomymi uliczkami. Tę część Downtown El znała jak własną bieliznę. Każdą uliczkę, każdy zaułek, każdy budynek… każdą dziurę w płocie i każdy skrót. Niemniej nie musiała przyznać, że miasto nie stało w miejscu i jej dzielnica również się zmieniała.
“Figlarna wstążeczka” była tego przykładem. Był to sklep pasmanteryjny, wyraźnie celujący w wyrafiną klientelę i bogato wyposażony. Trochę za dobry jak na tą okolicę, a może… i okolica się zmieniła? Właściciel zatrudniał dwie młode ekspedientki zajmujące się sprzedażą detaliczną, a sam zapewne nadzorował hurtowe zakupy. I był młody…
szczupły i z cygarem w dłoni, którym się delektował obserwując podwładne podczas pracy.
- Witam przybyłam odebrać zamówienie dla Pani Morgan. - El uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Zamówienie pani Morgan? - mężczyzna zdziwił się na widok El, ale Fullę rozpoznał. I uśmiechnął się dodając. - Oczywiście. Już wszystko spakowane i gotowe do zabrania. Nadzorowałem pakowanie osobiście. Będziecie panie zadowolone z jakości towaru. Najlepsze hafty po tej stronie oceanu.
- Dziękuję. - El uśmiechnęła się. - A tak w ogóle. Tu Elizabeth Morgan… niedawno założył Pan to miejsce?
- Kilka tygodni temu. To miejsce ma potencjał.- odparł mężczyzna kłaniając się jej i zdejmując kapelusz dodał.- Rupert Wilkins do usług madame.
- Czy mogłabym zobaczyć twoje produkty? - El rozejrzała się po nowym miejscu z zainteresowaniem.
- Obawiam się że to niemożliwie, bo nic nie produkuję osobiście. Mam za to rozległe koneksje i sprowadzam towary od wielu podwykonawców. Niektórzy z nich to bardzo utalentowane osoby. - gestem wskazał El jedną z gablot i sam ruszył w tamtym kierunku.
- Z kim pan współpracuje? - El podeszła do wskazanej gabloty, gdzie znajdowały się kolorowe tasiemki wyszywane w różne wzory, niektóre barwne a niektóre monochromatyczne. Wszystkie wykonane z dużym naciskiem na detale.
- Tajemnica handlowa madame. Mogę tylko powiedzieć, że zlecam moje zamówienia przedstawicielom i przedstawicielkom różnych ras i kultur.- odparł mężczyzna żartobliwie przykładając palec do ust. - Z tego co wiem pani Morgan zajmuje się szyciem bielizny na zlecenie? Niewątpliwie tworzy małe arcydziełka, ma bowiem dobrą renomę w okolicy.
- Tak. Moja mama jest mistrzynią w tej dziedzinie. - El nachyliła się by przyjrzeć się wyrobom sprzedawanym przez Ruperta. Była ciekawa czy znajdzie tu coś dla siebie.
Dostrzegła żółty jedwab wyszywany w czerwone znaczki, przypominające jakieś dziwne krzaczki. Było to dziwne i bardzo egzotyczne. Wstążeczka była bardzo wąska, a sam wzór wykonany z pietyzmem.
- Czy mogłabym to obejrzeć? - Morgan wskazała na jedną ze wstążeczek. Nie była pewna czy by pasowała jej do jakiejś bielizny…. Choć jako zwieńczenie pończoch na pewno.
- Masz dobre oko, to szczególnie cenny nabytek. - odparł z uśmiechem mężczyzna otwierając gablotkę i podając El wstążkę.- Więęęc jesteś nową uczennicą pani Morgan?
Fulla zaś cichutko trzymała ich pakunek i zaciekawieniem oglądała rytuały godowe ludzi.
Będąc blisko niego czarodziejka czuła zaś zapach tytoniu zmieszany z innymi słodkawymi aromatami. Rupert nie palił byle czego.
- Jej córką, ale pracowałam długo u matki. - El przyjrzała się wstążce. Kusiło ją zakup. - Teraz pracuje jako pokojówka by odłożyć na swój warsztat.
- Taaak… słyszałem, że robi panna karierę w Uptown. Nie wiedziałem jednak jaką.- przyznał mężczyzna i uderzył się w czoło.- No tak… przedstawiłaś swoim nazwiskiem. Ale nie spodziewałem się córki… kuzynki może… ale nie bezpośredniego potomka. Głupiec ze mnie. - zaśmiał się na koniec.
Morgan uśmiechnęła się tylko i pokazała wstążkę.
- Ile za nią by Pan sobie życzył? I nie… nie jest Pan głupcem, rzadko bywam w tych stronach.
- Niech będzie… dwadzieścia dolarów trzydzieści centów, w ramach przeprosin.- zastanowił się Rupert przyglądając wstążce.
Morgan przyglądała się jej dłuższą chwilę. To było sporo pieniędzy. Jednak już wyobrażała ją sobie na swoim udzie. Tylko kto to doceni? Simon? Johnson?
- Niech będzie. - El wydobyła zwitek banknotów i odliczyła od niego kwotę podając ją mężczyźnie. - To naprawdę piękny wyrób aż kusi by wykończyć nim… - Zawahała się nie będąc pewną czy powinna mówić o takich rzeczach. W końcu uznała, że i tak mężczyzna wie co szyję jej matka. - Bieliznę.
- Z pewnością przyciągnie oko do ciała, które ozdobi.- odparł Rupert przesuwając spojrzeniem po Elizabeth. - I przyniesie szczęście, bogactwo i… miłość. Bo to mają dać zaklęcia na niej wyhaftowane.
- To bardzo dobre zaklęcia. - Morgan zaśmiała się. - Wobec tego na pewno zachowam ją dla siebie.
- Więc ozdobi prześlicznie ciało.- odparł z uśmiechem Rupert zaciągając się dymem z cygara.
Elizabeth schowała zapakowaną wstążkę do przypasanej sakwy.
- Z pewnością zapamiętam to miejsce. Mimo braku czasu lubię sama poszyć. - Obdarzyła mężczyznę szczerym uśmiechem. Był miły i to bardzo, jednak… nie czuła tego magnetyzmu co przy Simeonie. Co nieco ją zaniepokoiło.
- Zawsze będzie tu panna mile widziana. - odparł z uśmiechem Rupert.
Elizabeth pożegnała się z mężczyzną i ruszyła z Fullą w drogę powrotną. Krasnoludzica długo milczała, gdy tak szły nim się odezwała.
- Iiii… co? Twoja mama miała rację?-
- Przystojny… pali niezłe cygara… - El westchnęła - Nie w moim typie.
- Noooo… brodę ma mizerną.- przyznała Fulla i zaciekawiła się. - A jaki jest w twoim typie?
El zawahała się spoglądając na krasnoludzicę i przez chwilę szła w milczeniu.
- Chyba mam słabość to rozrabiaków. - Przyznała się w końcu. - To niestety nie są jednak dobre partie na męża.
- Zdecydowanie. - zgodziła się z nią Fulla, po czym spytała zaskoczona.- A gdzie ty znalazłaś rozrabiaków, by się o tym przekonać?
- Jak pracowałam dla dziewczyn z Pączka, a ich klienci czasem robią fuchy dla magów. - Skłamała nieco. - Wiesz.. charyzmatyczni, przystojni.. władający bronią itd. - El westchnęła ciężko.
- Pączek to przecież siedlisko rozpusty. Gdyby moja mama się dowiedziała, że tam byłam… albo co gorzej, ojciec. - pisnęła cicho Fulla, a jej oczy powiększyły się do wielkości spodków.
- Ekhym.. Fullo. Byłaś ze mną w Śrubce… i to miejsce… występów. W pączku jest restauracja i dom publiczny. - Morgan poklepała krasnoludzice po ramieniu. - Szyłam bieliznę dla pracujacych tam dziewczyn bo mama bywała dla nich za droga.
- No… byłam… i umarłabym gdyby się mama o tym dowiedziała, albo tata by mnie zabił gdyby poznał prawdę. Panna z dobrego krasnoludzkiego rodu nie chadza do takich miejsc i nie znajduje przyjemności w rozpuście. - rzekła Fulla na koniec cytując rodziców, których czyny przeczyły ich słowom. Mama Fulli jak najbardziej lubiła małżeńską rozpustę, głośno to wyrażając co drugą - trzecią noc. Potem krasnoludka spytała cicho. - Czy one… w tym Pączku, też się.. rozbierają jak ciocia?
- Tylko w pokojach jak klient zapłaci. - Morgan uśmiechnęła się do swojej sąsiadki. Darowała sobie komentarz odnośnie jej rodziców.
- Acha… to… ciekawe.- mruknęła enigmatycznie Fulla.
- Dziewczyny są bardzo miłe i chętnie służą poradą, więc to fajna znajomość. - El uśmiechnęła się prowadząc krasnoludzicę do domu. - No i praca dla nich to była coś dzięki czemu wiele się nauczyłam. Bo i mogłam naprawiać droższą bieliznę, prezenty od ich klientów i szyłam coś sama.
- Mhmm… ale to nie miejsce dla mnie. - przyznała Fulla.
- Wiesz… może nie powinnam, ale według mnie powinnaś kiedyś pogadać więcej o sprawach damsko-męskich ze swoją mamą. Mam wrażenie że bardziej jesteś nieśmiała niż tego nawet wymaga wasza tradycja. - El zerknęła nieco niepewnie na niższą kobietę.
- Takie rozmowy matka przeprowadza z córką tuż przed zawarciem przed nią małżeństwa. Wcześniej takie rozmowy są… niewłaściwe i niestosowne. - odparła Fulla.
- Cóż… nie wydaje mi się, ale ty znasz krasnoludy lepiej niż ja. - Morgan wzruszyła ramionami.
- Taka jest tradycja. - odparła Fulla. - A moja ro… mój ojciec i mama trzymają się tradycji. I rodzina ojca też.
- Cóż… nie wyglądają jakby nie czerpali przyjemności ze wspólnych chwil. - El nieco nie wytrzymała. Nie rozumiała absolutnie uporu krasnoludzicy. Było jej wszytsko jedno, ale po co okłamywała sama siebie.
Fulla zadumała się nad tymi słowami, chyba nie do końca je rozumiejąc. - Są bardzo zżytym małżeństwem.
- I też na takie zasługujesz. - El poddała się nie wiedziała jak ugryźć Fullę. Może gdyby ciocia z nią porozmawiała, ale jej sąsiadka sama siebie wpędziła w kozi róg.
- Liczę że rodzice znajdą mi odpowiedniego męża.- odparła z promiennym uśmiechem krasnoludzica. - I myślę, że twoi też… może znajdzie się jakiś łobuz wśród sprzedawców?
- Myślę, że ja sobie swojego znajdę sama. - El uśmiechnęła się do krasnoludzicy. - U nas nie ma tak wyśrubowanych tradycji.
- Zauważyłam. - przyznała Fulla, gdy już docierały do domu.
- Dobra zostawię to i będę lecieć dalej. - Morgan weszła do środka.
- Z powrotem do pracodawczyni?- dodała na koniec Fulla.
- Jeszcze po zakupy dla niej. - El rozejrzała się po domu szukając swojej rodzinki.
- Acha… to mogę pójść z tobą.- zaoferowała się Fulla, podczas gdy El słyszała głosy matki i braci dochodzące z piętra.
- To okolice Pączka, mogłabyś się niekomfortowo czuć. - Morgan podeszła do pokoju do którego dochodziły do niej odgłosy.
- Ale skoro tam nie wejdziemy…- dodała Fulla, gdy El słyszała jak matka odrabia z potomstwem zadanie domowe.
- Zajrzę do dziewczyn, zapytam co u nich. - Morgan uśmiechnęła się do krasnoludzicy i zwróciła do matki. - Mamo wróciłyśmy, a ja będę uciekać.
- Jaaa mogę poczekać na zewnątrz wtedy. - stwierdziła Fulla po zająknięciu się, a Adelaide rzekła rozczarowanym tonem głosu.- Tak szybko, myślałam że zostaniesz nieco dłużej.
- Wspominałam, że muszę jeszcze dziś załatwić kilka sprawunków. - El podeszła do młodszego z braci i potarmosiła jego włosy. - Napiszę jak dostanę wolne.
- Mimo to… szkoda.- odparła Adelaide z ciepłym uśmiechem.
- Następnym razem zostanę na noc. - Obiecała El i obejrzała się na krasnoludzicę. - Nie wiem ile mi się tam zejdzie, ale następnym razem możemy się przejść na wspólne zakupy, dobrze?
- Mhmm… no dobrze.- Fulla w końcu odpuściła.
- Nawet nie zauważycie jak ten czas leci. - EL uśmiechnęła się do obu kobiet. Zabrała pozostawiony wcześniej u matki koszyk na zakupy i ruszyła w kierunku Pączka.
Minęło sporo czasu odkąd ostatnio tu była. Ale nic się nie zmieniło, przynajmniej z zewnątrz. Morgan z zaciekawieniem zajrzała do środka i podeszła do baru szukając znajomych twarzy. Za barem stał Karl jak zwykle. Półork uśmiechnął się na widok czarodziejki i zaprosił ją gestem do siebie. Po lokalu w tej chwili kręciły się Melody i Króliczek kelnerując, było bowiem za wcześnie na nocne usługi. Było tu nieco gości już teraz. Była Penny Paxton rozmawiająca o czymś z Villimariusem. Był Lucius jedzący obiad w towarzystwie swoich “ochroniarzy”. I paru kupców których El znała z widzenia.
El podeszła do baru i uśmiechnęła się do Karla.
- Cześć! Dostanę piwo? - Spytała, machając dyskretnie do dziewczyn.
- Oczywiście… ze zniżką. Dawno cię tu nie było.- odparł z uśmiechem Karl nalewając kufel.
- Trochę się u mnie pozmieniało ostatnio. A tutaj działo się coś ciekawego? Jakieś nowe twarze? - Morgan ustawiła koszyk na kontuarze i oparła się o niego wygodnie.
- Jest nowa pracownica… jeśli cię to ciekawi. Dalia ją szkoli.- odparł z uśmiechem Karl i dodał rubasznie. - Jeśli chodzi o klientelę, to zawsze się trafi jakaś nowa twarz.
- Ooo.. ciekawa persona z tej nowej? - Morgan rozejrzała się ciekawa czy gdzieś ją dojrzy.
- Mhmm… ładniutka. I egzotyczna. - przyznał półork, ale nikt taki nie rzucał się w oczy na sali.
- Ciekawe czy będę miała okazję poznać. - El uśmiechnęła się i upiła piwa, obróciła się i pomachała do Mel, chcąc porozmawiać ze starą znajomą.
- Pewnie wkrótce. - odparł z uśmiechem Karl, a Mel odpowiedziała gestem dłoni, ale na razie nie miała czasu na rozmowę.
- Długo nie zostanę, mam jeszcze dziś kilka sprawunków. - Morgan upiła kolejny łyk. - Brakuje mi tego miejsca.
- Nam ciebie też brakuje. Byłaś jak różowa chmurka na niebie. Zawsze mile widziana.- odparł Karl przygotowując kolejki dla pozostałych klientów przy kontuarze.
- A teraz dużo ciemnych chmur? - Elizabeth odezwała się gdy półork znów znalazł się obok niej.
- Nieco. - przyznał Karl kiwając głową. - Ale to bardziej problemy okolicy, niż tego przybytku w szczególności.
Po czym uśmiechnął się bardziej odsłaniając kły. - I nie twoje to problemy więc kłopocz tym swojej ślicznej główki.
- Jeśli są to wasze problemy to i moje. - El pokręciła przecząco głową. - Jesteście mi jak druga rodzina.
- To nie są problemy tego przybytku. A raczej… ostatnio w okolicy pojawiły się… stwory atakujące ludzi w nocy. - wyjaśnił Karl.- To trochę płoszy klientów. Tym gotowych zapłacić więcej.
- Oj...to rzeczywiście kłopot. Co za stwory? - El spojrzała z zaciekawieniem na półorka.
- Szczerze powiedziawszy… nie wiem… - odparł Karl, a tymczasem po schodach z góry zaczęła schodzić Dalia, a tuż za nią nowa. Egzotyczna piękność, długonoga przy tym. I
uzbrojona w cały zestaw ostrzy. Protegowana Dalii obserwowała bacznie otoczenie, zerkając na wszystkich z góry. Co było łatwe przy jej niemal dwóch metrach wzrostu.
- No… no… rzeczywiście egzotyka. - El przyjrzała się podopiecznej Dalii z uznaniem. Melisandrae dorobiła się piękności, która wyraźnie wypadała lepiej niż by El na jej miejscu.
- I ostra jak jej mieczyki.- zgodził się z nią Karl.
- Wypróbowałeś? - Morgan mrugnęła do barmana.
- Tylko w walce... jest lepsza.- przyznał Karl i wzruszył ramionami.- Nowa jest głównie dla dam. Dalia ją zwerbowała.
- Ooo… a to ciekawostka. - Morgan przyjrzała się nowej z uśmiechem i pomachała Dalii.
I Dalia ruszyła w jej kierunku z uśmiechem i kręcąc hipnotycznie biodrami.
- Dawno cię tu nie było kochanie. Czyżbyśmy cię znudziły, a może w Uptown znalazłaś ładniejsze od nas?- zapytała figlarnie przysiadając się, podczas gdy nowa stanęła w kącie karczmy obserwując okolicę.
- Praca mnie związała. - El zaśmiała się. - Karl mi właśnie opowiadał, że dorobiłaś się podopiecznej.
- Tak… zwerbowałam ją. Jest trochę świeża w zawodzie i wybredna, ale z czasem rozkwitnie. - odparła z uśmiechem Dalia przyglądając się czarodziejce. - A ty z jakiej okazji wpadłaś tutaj?
- Byłam w okolicy, u rodziców i byłam ciekawa co tam u was. - Morgan uśmiechnęła się do azjatki.
- Interes trochę cierpi na niekompetencji Luciusa.- przyznała Dalia, podczas gdy Karl postawił przed El i jej przyjaciółką po kuflu, a następnie oddalił się zająć swoimi sprawami.
- Pani Melisandrae nie zwróciła mu jeszcze na to uwagi? - Czarodziejka zetknęła z zaciekawieniem na otoczonego ochroną mężczyznę.
- Przypuszczam że to nie jest tak, że on nie chce rozwiązać problemu. Raczej… nie potrafi.- zachichotała Dalia popijając piwo.
- Naprawdę… co się tu wyrabia. - El westchnęła, szczerze martwiła się i o dziewczyny i o Pączka.
- Hoshiko zadba o nasze bezpieczeństwo, nie martw się. To nie tylko para zgrabnych nóżek i zwinny języczek.- Dalia wskazała kciukiem na swoją podopieczną. - Melisandrae zatrudniła ją głównie do naszej ochrony, choć… jeśli chcesz ją sprawdzić. Myślę że mogę dać ci zniżkę.
El zaśmiała się szczerze.
- Aż tak dobrze mi nie płacą, ale dziękuję. Cieszę się, że jesteście w dobrych rękach.
- Bardzo dużą zniżkę, a i zapłata w towarze jest opcją. - kusiła dalej Dalia żartobliwie.
- Mam upiec babeczki? - El mrugnęła do azjatki.
- Nie aż tak tanio… obawiam się.- mruknęła żartobliwie Dalia.- Ale za ładny komplet gorsetu i majteczek, zajęłbyśmy się tobą razem.
El westchnęła.
- Gdybym tylko miała kiedy szyć… nawet bym się nie wahała.
- Jeśli ten komplet który masz na sobie jest ładny, to jestem otwarta na negocjacje. Hoshiko potrzebuje okazji do ćwiczeń.- mruknęła zmysłowym tonem Dalia i zerknęła za siebie czując złowieszcze spojrzenie Melody. Ta już gnała do obu dziewczynom z morderczymi zamiarami ukrytymi za ciepłym uśmiechem.
- Byłam u siebie, więc nic szczególnego. - El mrugnęła do Dalii. - Ale zapamiętam tą ofertę. - dodała cicho nim zwróciła się do Mel. - Część kochana.
- Hej… cokolwiek ci wciska nie daj się oszukać. Planuje cię złapać w swoje pazurki już od dłuższego czasu. Lubi tak niewinnie wyglądające dziewczęta.- rzekła na wstępie Melody i spytała. - Na długo zostajesz? Bo jak widzisz nie mam teraz zbyt wiele czasu. Nie jestem tak uprzywilejowana jak Dalia.
- Wpadłam tylko napić się piwa i zobaczyć co u was. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło do Melody, pomijając temat Dalii.
- U nas nienajgorzej… rozwijamy się.- stwierdziła żartobliwie Melody wskazując kciukiem na stojącą w kącie nową. - A u ciebie? Jak twoja kariera? Spotkałaś kogoś ciekawego?
- To zależy o jakiej ciekawości mówimy. - El zaśmiała się. - Tak spotkałam kilka ciekawych osób.. i awansowałam. Jestem teraz osobistą pokojówką.
- Opowiedz więcej o tym awansie… najlepiej pikantne szczegóły. - wtrąciła Dalia, a Melody ( o dziwo) zgodziła się z nią, przytakując głową.
- Niezbyt były pikantne. Po prostu jedna z czarodziejek potrzebowała kogoś kto zająłby się rzeczami, które “nie wypadają” magom. Wiecie zakupy w Downtown. Ma też swoje eksperymenty magiczne, przy którym chciałaby by ktoś jej pomógł… i po nich posprzątał. I tak okazało się, że mam mniej pracy ale tyle samo pieniędzy. - Morgan upiła spory łyk piwa.
Obie kelnerki przyjęły te “rewelacje” z wyrazem rozczarowania.
- Tu byś miała więcej i ciekawszą pracę.- oceniła Dalia, a Mel dodała tylko cicho.- Nie słuchaj jej.
- Nie nadaję się do tego. - El zaśmiała się. - Same wiecie.. to co innego robić to z kimś kogo się lubi, a co innego tak zarabiać na życie.
- Można dob…- zaczęła Dalia, a Melody fuknęła.- Daj jej spokój wreszcie.
- Uważajcie na siebie… na serio niepokoi mnie, że coś się dzieje w tej okolicy. Tym bardziej że sama jeżdżę tędy do domu. - Morgan westchnęła ciężko.
- Poradzimy sobie. Karl nas obroni.- odparła ciepło Melody.
- Nie wątpię. - El uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Kiedy wybierzemy się na zakupy?
- A kiedy znajdziesz czas? Może jutro po południu?- zaproponowała Melody.
- Chętnie. Plany mam ewentualnie na wieczór. - Morgan ucieszyła się, kto wie, może znajdzie sobie coś ładnego.
- W razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć.- odparła z uśmiechem Mel.
- Jasne… to zajdę jutro po ciebie. - El przytaknęła ruchem głowy.
- No to jesteśmy umów…- rzekła w odpowiedzi Melody, a Karl podsuwając jej tacę z kuflami dodał.- Nie możesz zwalać całej roboty na Króliczka, tylko dlatego że masz okazję na ploteczki.
- Dobra. Już się biorę do pracy.- pomarudziła Melody i wzięła tacę w dłonie.
- To do zobaczenia. - Elizabeth pomachała przyjaciółce przesuwając się na tyle by mogła zabrać tacę.
- Pa.- odparła króciutko Mel i pognała do swoich obowiązków, a Dalia spytała El z łobuzerskim uśmiechem.- Co planujecie… kupować?
- Ot chyba bardziej sobie pochodzić i pogadać. Może jakieś ciuchy. - Morgan uśmiechnęła się do Azjatki i upiła kolejny łyk piwa.
-Ach… no taak.- zamruczała sama zabierając się za swoje piwo. - Takiee sprawy.
- Czasem tak też trzeba. - El zaśmiała się, powoli szykując się do wyjścia. Była ciekawa czy Simeon czekać będzie na nią w okolicy. Było to bardziej niż pewne, bo nie wyglądał wszak na typka który lubi przesiadywać w barach, pić alkohol, czy plotkować… jakby się zastanowić był bardzo podobny do potworów które tropił.
Elizabeth pożegnała się ze wszystkimi i wyszła z lokalu, ruszając ulicą, na której się ostatnio spotkali z łowcą. Morgan bardzo chciałaby dowiedzieć się kim ten dokładnie jest. Wampirem? Tak jak jego ofiary. Niby był blady… jednak daleko mu było do stworzeń, które widziała.