|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-05-2017, 23:06 | #21 |
Reputacja: 1 | Jessica chciała odpowiedzieć, jednak brakło jej ku temu tchu. To, że jej usta zajęte były nieco inną czynnością, także miało wiele na rzeczy. Czy lubiła zabawy w rodeo?! Głupie pytanie, w końcu pochodziła z Texasu. Takich zabaw jednak, jakie Lester miał na myśli, wbrew pozorom nie znała. Nie da się ukryć, że braciszkowie mieli w tym sporo zasługi, ale i jej jakoś nigdy nie zależało na szukaniu przygód. Ten jeden raz, kiedy wdała się w romans zakończył się przecież szybko i to bynajmniej nie bez udziału tego, z którego właśnie korzystała jak z wierzchowca. Myśl ta spowodowała zmianę barwy skóry na jej policzkach, która teraz lśniła czerwienią nie tylko z powodu wysiłku wkładanego w nadążanie za kochankiem. Chciała mu coś odpowiedzieć, rzuć jakąś żartobliwą docinkę, dogryźć czy cokolwiek, jednak… Jednak zamiast tego przylgnęła tylko mocniej do jego mokrego torsu i odchyliwszy głowę do tyłu, zacisnęła palce na jego włosach i pokierowała jego usta niżej, ku szyi. Z tego co zdążyła się o sobie dowiedzieć, w trakcie dwóch czy trzech razów gdy występowała w roli kochanki, wiedziała że ta część jej ciała jest nad wyraz wrażliwa. Czy zatem można się jej było dziwić, że właśnie tam chciała teraz czuć jego usta?
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
16-05-2017, 05:01 | #22 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 5 Ludzie zgromadzeni na głównym pokładzie promu mieli okazję podziwiać niebo nad sobą. Dzień się kończył ładnym, bezchmurnym granatem. Zostało go może z pół godziny nim zacznie się pełnoprawna noc. Ale już teraz półmroki były tak ciemne, że twarze nawet stojących obok ludzi jawiły się jako jasne owale z niewyraźnie zaznaczoną mimiką z której najwyrazistszym okazywał się obecnie głos. Mogli podziwiać niebo bo z wysokich burt niewiele więcej było widać na boki. Widok ku tyłowi zasłaniała rufowa sterówka. W niej nadal była skoncentrowana załoga i dochodziło obecnie miarowe parkotanie ciężkich diesli. Znowu obydwu. Cokolwiek dziewczyna z Det zrobiła z tym pękniętym przewodem przynajmniej na razie zdawało egzamin. Silnik miarowo dudnił basami jakby nigdy nie było inaczej. Załoga mogła się skoncentrować na naprawie przebitek błękitnym kombiakiem burty. Obstawa i kumple Amelii bez większych trudności wycofali nieco uszkodzone pojazdy w tył. Przy okazji też i maszyna Petardy i błękitne kombi stanęły bardziej równolegle do burt łajby. Ludzie Jaysona od razu zajęli się przeciekiem. Uwolniona od narożnika auta dziura od razu chlusnęła strumieniem rzecznej wody. Jednak sytuacja po jakimś czasie została chociaż prowizorycznie spacyfikowana zestawem naprawczym z blachą i nitami w roli głównej. Załoga czyli chyba głównie Jayson chyba jednak miała dość nieproszonych i kłopotliwych gości. Sprawna już łajba dobiła do brzegu przeciwległego do przystani z której niedawno odbili. Wciąż była widoczna choć została nieco z tyłu gdzieś o kilometr czy pół tej płynącej Arkansas dalej. Rampa dziobowa odpadła na dół rozchlapując wodę rzeki. Wyproszenie z lokalu wydawało się aż nadto czytelne. Załogi jednośladów i dwuśladów stały przy swoich pojazdach na pokładzie głównym. Najbliżej rampy stał pojazd Black Cross i póki nie wyjechał to Vex i Spike na upartego z jakimiś kaskaderskimi jazdami mogli jeszcze myśleć o wydostaniu się stąd przejeżdżając po ich maszynie. Ale błękitne kombi to chyba by musiało zwyczajnie wypchnąć drugi pojazd by zrobić sobie miejsce na wyjazd. - Dobra, słuchajcie, zaczęło się trochę nerwowo ale ten jednooki dupek i tamta zdzira strasznie mnie wkurzyli. I jeszcze ktoś do mnie strzelał. - zaczęła mówić Melody patrząc po kolei to na obydwie kobiety to na obydwu mężczyzn stojących obok. - Jayson coś chyba się zdenerwował i nas wyprasza wszystkich. - wskazała kciukiem za siebie w stronę nadbudówki gdzie było widać nerwową sylwetkę kapitana tego promu. - Ja zamierzam wracać do siebie. Do naszego obozu. Jak chcecie możecie jechać za mną. To jakiś kwadrans drogi stąd. - brunetka której w tych półmrokach włosy wydawały się czarne, machnęła gdzieś w głąb brzegu do jakiego przybyli. - Jayson się wkurzył więc nas z powrotem nie przewiezie. Przynajmniej na to mi wygląda. Następne kursy będą dopiero rano. Jak będziecie chcieli to wrócicie. - wskazała brodą w stronę urwanego mostu na rzeką który w tych wieczornych półmrokach nadal był widoczny jako pozioma krecha rozpostarta na pionowych pylonach z zauważalną wyrwą pośrodku. Musiał być też z jakieś pół kilometra od nich. A mniej więcej tam najczęściej dobijały i odbijały łodzie i promy z albo do Pendelton. Cały ruch na rzece ruszał o poranku. Vex co prawda zauważyła, że chyba na tej parze mechaników zrobiła całkiem pozytywne wrażenie bo ten starszy nawet po przyjacielsku poczęstował ją skręcanymi bibułkami wypełnionych tytoniem i choć wyglądały dość niechlujnie zapach wskazywał, że na jakości tytoniu nie oszczędzał. Albo trafiła mu się po prostu dobra partia. Chociaż tu, na Południu, nie było to aż tak rzadkie jak dalej na północy jak choćby w jej rodzimym Det. No ale jednak nie oni tu rządzili tylko ten Jayson a ten nadal się pieklił, za te nerwy, awarie, dziury i podtopienie jednostki. Goście przynajmniej nie byli agresywni więc na mruczeniu, krzykach i wyproszeniu się skończyło. Testowanie jednak jego cierpliwości wydawało się już być dość ryzykowne. "Patyczak" mógł w pełni odczuć jak "ta mała" mu przyłożyła. Teraz gdy adrenalina już opadła czuł nieprzyjemne pulsowanie na twarzy w miejscach gdzie pięści blondyny go trafiły. Pewnie już mu twarz zaczerwieniła bo spuchła na pewno. Zapadające ciemności maskowały jednak te uszkodzenia choć właśnie sam czuł je aż nadto dobrze. Teraz miał jednak inne zajęcie. Prawdziwie marynarskie. Wiosłował. Wiosłował razem z chyba rybakiem sądząc po zapachu i sieciach jaki zgodził się na ten nadprogramowy kurs. I z tym Pazurem. Niby zapłacili więc mogliby tylko siedzieć. Ale oczywistym było, że prom, nawet powolny, jest szybszy od wiosłowej łodzi. Nie mieli go szans dogonić gdyby mieli się ścigać. Na szczęście tamten coś zwolnił i w końcu przybił do brzegu więc odległość malała całkiem szybko. Tyle, że nie było tak różowo. Wcześniej wprawne, marynarskie oko dostrzegło nieco nieregularny rytm płynięcia promu. Najwyraźniej coś z nim było nie tak. Potwierdziło się gdy woda przyniosła odgłosy stukania i jakiegoś wiercenia. Rononn był prawie pewny, że to właśnie trwa jakaś naprawa. Coś tam musiało się pokiełbasić. Za to nie tylko on dostrzegł manewry promu gdy odgłosy naprawy ucichły. Jednostka ustawiła się dziobem do przeciwległego brzegu. Co dość jasno wskazywało, że chce tam dobić. Potem rozległ się odgłos uderzenia o wodę a byli już na tyle blisko by widzieć opuszczaną rampę dziobową. Jeśli te wszystkie samochody i motory wyjadą zanim się z nimi spotkają to się zapowiadał nie wiadomo jak długi pościg bo pieszy ścigać się z pojazdami nie miał szans. Ale rybacka łódź też już prawie dobijała do brzegu o kilkadziesiąt metrów od promu! Angie widziała, jak zbliżają się do tego dużego statku. Ona i Mewa nie wiosłowali. Nie było już więcej wioseł. A gdy wsiedli wujek złapał za jedno a drugie kazał wziąć Patyczakowi. Razem raźno wiosłowali we trzech. Ponieważ prom płynął wolno a w końcu się zatrzymał przy drugim brzegu doganiali go coraz bardziej. Wcześniej widziała jak ci wszyscy ludzie na przystani poruszyli się gdy skryta w ramionach wujka powiedziała jak to jest z tym rejsem. Podszedł do nich jakiś pan i drugi. Pytał już konkretnie o ceny i godziny. Ciężar rozmowy przejął wujek i ta druga pani. Musieli co prawda zrobić "zrzutę" bo cena była za każdą osobę ale jednak mimo, że jeden z tych panów odszedł to z drugim się dogadali. I płynęli teraz jego łódką i prawie już dopłynęli. - Ciebie właściwie to co przywiało? - zapytała Mewa patrząc na Rononna i korzystając z tego, że podczas tych paru czy parunastu minut płynięcia łodzią można było wreszcie w miarę spokojnie porozmawiać. - A wy to tu chyba pierwszy raz co? Nie widziałam was tu wcześniej. - siostra Rononna po jakimś czasie zagaiła też i siedzącą obok blondynkę zerkając ciekawie i na nią i na wiosłującego Pazura. Dziewczyna wychowana nad brzegiem Zatoki widziała oczy swojego brata, przyjaciela i kochanka. Widziała w nich ogień żądzy. Zadziorne, bezczelne, wyzywające spojrzenie. Ale skierowane prosto na nią i w jej oczy. Też czegoś w nich szukał? Znalazł? Nie była pewna. Ale na pewno zaraz za tym spojrzeniem powędrował mocny, drapieżny pocałunek rozgniatający jej wargi swoimi. Wody przemieszanej pianą lądowało coraz więcej na podłodze łazienki. Fale były coraz bardziej wzburzone tak samo jak je czyniące para mokrych i gorących ciał. Te jednak w końcu po dojściu i przekroczeniu do kulminacyjnego momentu, pełnego sapnięć, jęków i nie do końca kontrolowanych, impulsywnych ruchów zaczęły się uspokajać. A woda w balii razem z nimi. W końcu zdyszany mężczyzna oparł sie leniwie o rant balii i przyciągnął do siebie kobietę. Byli tak zawieszeni na wpół siedząc na wpół leżąc wtopieni w siebie i nie skorzy do mówienia czy myślenia o reszcie świata poza ścianami łazienki. Woda jednak uspokajała ale i stygła. Zaczęło się robić chłodniej. W końcu więc wyleźli z balii Lester bez ceregieli zgarnął dla siebie jeden z wiszących szlafroków drugi zostawiając dla Jess. Kurtkę ubrał na siebie więc na tym szlafroku wyglądała dość nietypowo. Resztę ubrań zgarnął w swoje ramiona. - Chodź do pokoju. - powiedział krótko dając znać, że czas opuścić mokry lokal. Wracając do pokoju jednak musieli przejść przez ten sam korytarz jakim wcześniej prowadziła ich pracująca tu dziewczyna. Teraz już znali drogę więc jej nie potrzebowali. Ledwo jednak wyszli na ten korytarz właściwie od razu natknęli się na trzyosobową grupkę. Ją znali już z widzenia wcześniej. Ta Latynoska od tego dzieciaka. Drugim był jakiś mężczyzna w średnim wieku. Trzecim był Simon. Kobieta dalej coś mówiła prosząco przez zapłakane oczy. Obcy mężczyzna wydawał się być zmęczony czy zirytowany. W dłoniach miał staromodną walizkę ale z naklejonymi, skrzyżowanymi plastrami mającymi robić chyba za znak krzyża. Bo coś dziwnie mniej więcej na środku wieka walizki wyglądały. Simon wyglądał na trochę zaciekawionego, trochę rozbawionego i trochę zirytowanego. Cała trójka stała w przejściu, pewnie chcąc porozmawiać w miarę na osobności, poza główną salą. Ale też i przy okazji blokowali powrót do niej czy wejście na górę do pokoi. - Powiedz jej, że to jakaś śpiączka. Nie wiem więcej. - mruknął wyraźnie zirytowany starszy facet do młodszego Thorna. Mówił chyba jednocześnie i do niego i do latynoskiej matki. Simon chwalił się zawsze, że zna latynoski bełkot choć na ile go znał i brat i Jessica to sprawa była dość śliska. Jakoś dziwnie często te znanie ograniczało się do prób bajerowania lasek z efektem różnym. Czy była to wina bariery językowej czy samego Simona to już też była sprawa dość śliska. Teraz coś zaczął mówić jakby po latynosku choć wyraźnie się jąkał i wahał co powiedzieć. Kobieta dla odmiany odpowiedziała bez wahania, jak z karabinu maszynowego i złapała starszego faceta prosząco za ramię. - Chce byś mu pomógł. Mówi, że ci się odwdzięczy. Mam spytać czy w naturze? - zapytał Simon puszczając oczko do mokrej pary w szlafrokach ale patrząc uprzejmie na faceta z jakim też rozmawiał. Ten też się obejrzał na mokrą parę ale jednak matczyny chwyt bardziej go interesował. Właściwie jak się z niego uwolnić. - Bardzo śmieszne. - parsknął zirytowanym tonem łapiąc za dłoń Latynoski i zabierając ją ze swojej dłoni. - Nie mogę mu pomóc. Jest nieprzytomny. Głęboka śpiączka. Nie reaguje na żadne bodźce. Oddech słabo wyczuwalny, źrenice też reagują słabo. Nie pomogę mu. Nie mam lekarstw na takie coś. Albo mu samo przejdzie albo... - lekarz wyzwolił się z uchwytu kobiety i wydawał się wzburzony ale gdy jakoś doszedł do swojej fachowej opinii wzrok mu się zawiesił gdzieś w dolnych rejonach schodów. - Już jej to mówiłem. - Simon skrzywił się zrezygnowany widząc, że temat chyba był już wałkowany a doktor nie zna się na jego poczuciu humoru. - A na pewno znasz hiszpański? - starszy facet uniósł brwi mając chyba podobne wątpliwości do tej umiejętności Simona jak i wielu ludzi przed nim gdy młodszy Thorne miał okazję ją zaprezentować. - No pewnie! Tylko ona strasznie dużo gada i bardzo szybko i co chwila ryczy. - Simon zapewnił od razu i to solennie o swoich możliwościach ale też i poskarżył się na tą niewdzięcznicę z jaką musiał współpracować. Dwaj mężczyźni chwilę mierzyli się wzrokiem jakby czekali który pierwszy pęknie ale w końcu lekarz dał sobie chyba spokój. - Nie istotne. Ja nic tu nie poradzę. Zrobiłem co mogłem. Przyjdę rano. Jeśli będzie do kogo. Dzięki za pomoc bo mnie już łeb pękał od tego jazgotu. - powiedział i pożegnał się starszy facet zerkając na parę w szlafrokach, na zapłakaną Latynoskę, na Simona i odwrócił się by odejść. Teraz gdy ona widząc co się dzieje patrzyła błagalnie głównie na niego Simon skorzystał z okazji i uśmiechnął się szelmowsko do Jess i Lestera. Uśmiech wyglądał jakby właśnie coś zmajstrował. Albo czegoś się dowiedział.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Zombianna : 16-05-2017 o 13:18. Powód: obróbka skrawaniem |
16-05-2017, 19:52 | #23 |
Reputacja: 1 | Vex żałowała, że nie może wznieść jakiegoś szkła wypełnionego przednim bimbrem, gdy tylko zobaczyła jak silnik zaciągnął ropę. Musiała jej wystarczyć napitek z czystej euforii. - Ja pierdo... Jestem zajebista! - Aż podskoczyła, rozchlapując wodę, która sięgała im prawie po kostki. Z całym tym entuzjazmem zabrała się za pomoc przy łataniu dziury w ścianie. Na blacharce znała się słabiej niż na silnikach, ale zawsze to dwie dodatkowe ręce, które mogą przytrzymać kawałek blachy. Kurierka żegnała się z mechanikami dłuższą chwilę. Wymieniając się kilkoma uwagami dotyczącymi silników. Papierosa jak to często się zdarzało nie zapaliła. Vex zazwyczaj nie paliła, chyba że dobicie handlu tego wymagało. Zamiast tego bawiła się skrętem, przy rozmowie by później schować go do opakowania rzeczy na handel. Podniosła Spika i umocowała torbę ze swoimi rzeczami. Jeszcze raz obejrzała motocykl, sprawdzając wszystkie kable i rurki. Na koniec poprawiła mocowanie całego swego dobytku. Czekając na swoją kolej do zjazdu podeszła do Melody. Przechodząc obok aut obejrzała w jakim są stanie. Skoro dali rade je cofnąć, to pewnie też dadzą radę nimi wyjechać, byleby tylko nie zbliżali się do jej Spika. Uśmiechnęła się do brunetki. - Zabrałabym się z tobą, może obgadamy szczegóły, sprzedaży tego towaru. - Wskazała podbródkiem bagażnik błękitnego kombi. Mimo całego zamieszania doskonale pamiętała po co wykonywała ten karkołomny skok. - Co ty na to? Ostatnio edytowane przez Aiko : 16-05-2017 o 22:28. |
20-05-2017, 00:12 | #24 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. Ostatnio edytowane przez Czarna : 20-05-2017 o 09:59. |
21-05-2017, 15:11 | #25 |
Reputacja: 1 | Pisane z pomocą Czarnej i MG _____Jeśliby przymknąć oko na poobijaną twarz, młoda w zasadzie zrobiła większą część misji. Gdy mężczyzna siedział na łódce i powoli, na spokojnie o tym rozmyślał, co raz mniej miał za złe małolacie. Patrząc na sytuację na przystani potrzebowali czegoś do zwrócenia na siebie uwagi. Dwie osoby chodzące od łajby do łajby mogłyby stracić zbyt dużo cennego w tej chwili czasu. A że nic nie przyciąga gawiedzi lepiej niż bójka, to uzyskali szybko konkretną propozycję. Rononn zapisał sobie pod czaszką, że musi w sumie podziękować blond Angie za szybką improwizację. Niemniej, mogła uderzać zdecydowanie słabiej. Odzyskał już sprawność artykulacji niemniej, nadal odczuwał tępy ból w miejscach zetknięcia szczęki z pięściami. - Ciebie właściwie to co przywiało? - zapytała Mewa patrząc na Rononna i korzystając z tego, że podczas tych paru czy parunastu minut płynięcia łodzią można było wreszcie w miarę spokojnie porozmawiać. - Właściwie to nie wiem. Trochę przejadło mi się bycie wiecznie drugim mechanikiem pokładowym. Postanowiłem więc zejść na twardą ziemię i przy odrobinie szczęścia załapać jakąś robótkę czy dwie. - Rononn odpowiedział patrząc jednocześnie na siostrę i gdzieś obok niej na ciemniejącą w wieczorze taflę rzeki. Jeszcze trochę, a nie będzie jej można odróżnić od horyzontu i lądu wokoło. Ramiona, choć przyzwyczajone do pracy fizycznej nienawykły do tempa wiosłowania, jaki narzucił wujcio Zordon. “Patyczak” nie narzekał, Mewa wpadła w tarapaty i każdy porządny brat by pomógł. Więc i on pomagał wiosłując i wiosłując. Na szczęście brzeg w tym miejscu nie był daleko. - A ciebie? Poza tym, że masz towar na którymś tam kombi? Zawsze sądziłem, że przekładasz zapachy oleju nad zapachami stęchłej zmutowanej ryby. Dawno się znasz z tamtym kochasiem, którego wcześniejsza foczka cię tak urządziła? - Monter odbił piłeczkę pytań. Gdyby ktoś się przyglądał, to jego twarz w aktualnym momencie wyglądała o wiele gorzej niż twarz jego siostry. Miejsca zetknięcia z knykciami nadal pulsowały, a wzrok Rononna co jakiś czas napotykał sylwetkę blond wojowniczki. Zimno spłynęło mu po kręgosłupie na myśl, że na szczęście, młoda nie miała wtedy noża. _____Blondynka albo wyczuła serię spojrzeń, albo jej uwagę zwróciła pani od stanika, siedząca obok Patyczaka, bo przekręciła się przodem do nich i usiadła po turecku na dnie łodzi. Słuchała i mrugała żywo zainteresowana obcymi ludźmi tuż obok. Nawet się jej o coś pytali! Znaczy ta pani się pytała. Znaczy jej i wujka, ale nim Pazur zdążył coś powiedzieć, podopieczna go uprzedziła. - Tak, pierwszy raz tu jesteśmy. Tym no… przejazdem - odpowiedziała drugiej kobiecie i klasnęła w dłonie - Mam na imię Angie, a to wujek Zordon. Jesteśmy zespołem i jedziemy do cioci Ellie która mieszka w miasteczku gdzie są dzieci i kwiatki - przekrzywiła się i objęła ramionami nogi najemnika, kładąc mu policzek na kolanie. _____Brunetka słuchała zarówno tego co mówił jej brat jak i tego co odpowiedziała jej blond nastolatka. Pokiwała głową na słowa brata wiosłującego razem z Pazurem i właścicielem łodzi i zawiesiła na chwilę spojrzenie na blondynce obejmującej kolana najemnika. - Czyli chcesz się ustatkować? - zapytała siostra starszego brata patrząc w stronę plamy jego twarzy. - No niezłe miejsce. Tutaj jest jakiś mechanik na lądzie więc miej to na uwadze. - Mewa machnęła dłonią w stronę brzegu od jakiego niedawno odbili. Jak był naprawdę to wiadomo, zawsze jakaś konkurencja na tym samym rynku. No ale była też szansa, że jakoś da się dogadać czy zrobić inny deal by nie robić sobie nawzajem koło pióra. - Słyszałam też, że na północ stąd jest jakiś gang. Mają motory i inne takie. Więc pewnie ma im co się psuć. Synowie Khaina. - odpowiedziała Mewa po paru machnięciach wioseł trójki mężczyzn. - A z preferowanych zapachów to najbardziej preferuję zapach dobrego gambla przy pasie. Więc kręcę się tam gdzie można go zdobyć. - odcięła się młodsza siostra bąkając nieco na zaczepkę starszego brata. - Ten palant z opaską to Puzzle. Znałam go już dłużej ale średnio nam było po drodze. Czasem miał ciekawy towar to robiliśmy interesy a czasem nie albo chciał za dużo to nie. - wzruszyła ramionami siostra Rononna. - Teraz jednak przyszedł i schlapał się, że ma mega interes na oku. Pociągnęłam mu i za język więc się wygadał więcej. Tyle, że miał deal z tą szmatą od Khainów więc trzeba było ją wyrolować. Albo się pozbyć. I ten palant miał się tym zająć ale spierdolił. I teraz ta szmata powinęła nasz towar. - twarze już nie były zbyt widoczne więc ich rysów było już dość ciężko odczytać. Ale w głosie Mewy znów bez problemu dało się odczytać złość i frustrację z powodu nieoczekiwanych komplikacji. - Ja jestem Mewa. A to jest Rononn. Mój brat. - przedstawiła siebie i brata Mewa. Przyglądała się chwilę blond nastolatce wtulonej w kolana najemnika. - Mewa to taki ptak. Biały. Znad morza. Ale czasem tu dolatują. - dopowiedziała po chwili zwłoki. Zerkała chyba też i na samego najemnika ale Pazur chyba nie miał zamiaru się wtrącać w rozmowę więc nie doczekali się jego reakcji czy odpowiedzi. - Skąd jesteście jeśli nie stąd? - zapytała zaciekawionym głosem patrząc na właścicielkę blond włosów. _____Ale ta pani była miła! Wystarczyła chwila i Angie już wiedziała że ją lubi. Nie patrzyła na nią jak na dziwowisko i jeszcze tłumaczyła co to są te całe mewy, zupełnie jak wujek! - Morze… to tam gdzie tyle wody że ciągnie się aż po horyzont i nie widać drugiego brzegu? Taka płaska pustynia, ale mokra. I ryby tam są, takie duże. Wujek mi opowiadał - mocniej objęła kolana najemnika - Nigdy nie widziałam morza, a ty? Byłaś nad morzem? - zapytała Mewę - Wujek jest Paznokciem i jest z… jednostki? - teraz gapiła się do góry na ponurą twarz wioślarza, bardzo niepewnie i ostrożnie. Co miała mówić żeby nie mówić za dużo? Nazwisko przecież też używała nie swoje - A ja jestem z… mieszkałam na pustyni, z dziadkiem, ale dziadka już nie ma - posmutniała, przechodząc wzrokiem poza burtę. Szybko znowu tryskała radością, przyspieszając tempo mówienia - Ale teraz też jest fajnie, lepiej! Bo jest wujek i on jest super! Tyle wie i umie! A ty jesteś stąd? A może znad morza? Dlaczego Mewa? Ja jestem Angie od Angela, wujek jest Zordon… bo jak nocowaliśmy w takim opuszczonym domu to tam był plakat z takimi śmiesznymi ludźmi w kolorowych ubraniach. Kombinezonach - powiedziała dumna że zapamiętała takie trudne słowo - I tam była taka tuba z twarzą, taka poważna! I przypominała wujka, on też taki poważny… i powiedział że ta twarz z tuby to jakiś Zordon… z Power Rangers. No i został Zordonem - wzruszyła ramionami. - Pasuje i podobny i nie było widać jaki ma kolor ubrania, a nosi wojskowe, a nie takie kolorowe i… - zacięła się i przestała nadawać, bo znowu się rozgadała, a to nigdy nic dobrego nie przynosiło. _____Rononn postanowił odpowiedzieć na pytanie o ksywkę siostry. I chociaż w głębi gdzieś czuł obawę przed ponownym obiciem twarzy, zebrał się zaryzykować. Tym razem jednak będzie musiał uważać na słowa kierowane do Angie - Mewa to taki cwany ptak. I jak nie przypilnujesz to Ci porwie jedzenie, nawet prosto z ręki. - zaczął tłumaczyć Rononn patrząc w stronę swojej siostry - A moja przemiła siostra nabyła tego przezwiska gdy mi podkradała części do napraw. No i nie lubi swojego imienia, Izabela, a poza tym mówiła mi, że facetom się ta ksywka podoba. Zwłaszcza marynarzom - gdyby nie brak światła można by było dostrzec wystawiony język Rononna w stronę siostry. Lecz z samego tonu ostatniego zdania można było wnioskować, że monter drażni się z siostrą. Jak prawdziwe rodzeństwo drażnić się powinno. - A poza tym, mewy potrafią się bardzo dobrze przystosowywać do zmian. I będą żyć gdziekolwiek gdzie jest to co jedzą. A przynajmniej tak było kiedyś - Rononn przypomniał sobie strzępek wiedzy o której mówił jego ojciec. - a jak teraz jest to niewielu wie. No, moja siostra też daje sobie radę w różnych miejscach. Tylko czasami jej coś nie wychodzi i trzeba jej pomóc - mężczyzna zrobił krótkie wzdechnięcie. -A co do ustatkowania się, najpierw znajdźmy to co zgubiłaś, a potem pomyślę gdzie się zaciągnać. Nie codziennie widzę własną siostrę nago w knajpie portowej Pod deskami łódki można było wyczuć charakterystyczne drżenie zdrewniałych roślin trących o kil i inne części burty. Chociaż mogły być to po prostu śmieci z przystani. Tak czy inaczej stanowiło to wyraźną oznakę, że dobijali do brzegu. Rononn przestał mówić przygotowując się na wstrząs towarzyszący przy każdym dobiciu na mieliznę. Jeszcze tylko kilka machnięć wiosłem... |
22-05-2017, 01:10 | #26 |
Reputacja: 1 | Jessica była zadowolona. Nie dało się tego ukryć, nawet gdyby podjęła próbę. Szeroki uśmiech zdawał się być na stałe przyklejony do jej twarzy. Zanim wyszła z wody poświęciła chwilę czasu by skorzystać z szamponu. W końcu po to tu przyszła by się umyć, co nie? Chyba jednak nawet ona nie była naiwna na tyle by w to wierzyć. Czyżby jej pragnienia były na tyle widoczne, że Lester postanowił przynieść jej w końcu ulgę? Nie miała pojęcia i chociaż bardzo jej na odpowiedzi zależało, nie miała też zamiaru pytać. Jedno wiedziała na pewno… Żaden z braciszków nie zrobiłby nic żeby ją skrzywdzić więc przynajmniej z tej strony była ubezpieczona. Mogła mieć pewność, że nie chodziło tu o jakiś zakład, żart czy zwykłą chęć przelecenia laski. Gdyby tak było to Lest by się wycofał, była tego pewna. Tylko czy ta chęć, w połączeniu z jej ochotą by stać się jego kobietą, ich kobietą, nie dawała mu czasem prawa do skorzystania z takiej okazji? Mętlik powrócił, przygaszając nieco radość. Chciałaby żeby jej ktoś wyjaśnił to wszystko. Najlepiej któryś z braciszków bo nikomu innemu nie ufała. Problem polegał na tym, że zdarzyło się jej nie jeden i nie dwa razy nasłuchać jak jeden lub drugi, albo też oboje, narzekali na to że laski nic tylko by gadały w łóżku i co najlepiej się nadaje do tego, żeby je uspokoić.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
23-05-2017, 00:36 | #27 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 6 - Mnie pasuje. - Melody odpowiedziała dziewczynie z Det na jej propozycję. Dalej zostawało wytarabanić się z łajby gdzie po swoich skokach i wyskokach stali się niezbyt mile widziani. Przynajmniej przez kapitana jednostki. Grupa z Black Cross zapakowała się do swojej maszyny i starała się wyjechać. Poszło im właściwie dość gładko choć opuszczona rampa kończyła się w wodzie. Dość głębokiej jak na pokonanie jej w bród pojazdem. Niemniej maszyna gangu z czarnymi krzyżami chlupnęła rufą do wody, wbiła się w nią a fala od tego uderzenia zachlapała tylną szybę. Potem opadła maska maszyny a wraz z nią i silnik. Woda na pewno dostała się do środka ale widocznie zbyt krótko miała styczność z silnikiem by coś w nim namieszać. Więc po chwili maszyna z czarnymi krzyżami na drzwiach stała na niezbyt szerokiej plaży jaka rozciągała się między zarośniętym lasem brzegiem rzeki a samą rzeką. Potem przyszła kolej na Melody choć ta miała dość nietęgą miną widząc jak przebiegała operacja wyparkowania maszyny przez ten pas wody. Kombi zachowywało się podobnie jak pojazd Black Cross choć dało się zauważyć, że kierowca w dzień błękitnej a obecnie jakiejś ciemnej kombiakowej maszyny reaguje mniej pewnie a bardziej nerwowo od poprzednika. Jednak brunetce też udało się zjechać z rampy i stanąć na plaży. Ostatnia w kolejce do opuszczenia pokładu była Vex. Siedziała już na siodełku gdy podbiegł do niej ten młodzik z maszynowni. - Szef kazał ci dać. Za tą pomoc w maszynowni. - powiedział szybko wręczając jej jakąś butelkę. Trochę pognieciony i pobrudzony plastik był pełny jakiejś cieczy. Lekko zazgrzytał plastikowym zgrzytem gdy zmienił właściciela. Ale w tych ciemnościach już ciężko było zgadnąć co tam w środku właściwie jest. Młodzik przy tym wskazał kciukiem za siebie. Tam gdzie wskazywał w drzwiach widniała sylwetka starszego mechanika w jego pobrudzonym kombinezonie. Widząc, że obie twarze zwróciły się ku niemu pomachał dziewczynie z Det na pożegnanie. Wkrótce wszystkie trzy dwu i jednoślady były już na wąskim skrawku piachu ciągnącym się wzdłuż rzeki Arkansas. Pierwszy miał jechać samochód Melody bo ona znała drogę. Black Cross chyba też mieli zamiar jechać za nią więc też czekali aż ruszy. W oddali, nieco po skosie po lewej wciąż widać było świetlne punkty z okien Pendleton. Jednak właściwie zdążyli tylko odpalić silniki i reflektory pojazdów gdy w ich smugach ostrzegli kilkuosobową grupkę pieszych na swojej drodze. Plaża była dość wąska. Można było się pokusić o wyminięcie ich lub liczyć, że się odsunął przed nadjeżdżającymi pojazdami. Ale coś wyglądało na to, że mają sprawę do nich. Jeden z nich był ubrany na wojskowo i miał jakąś długą broń. Co prawda na plecach ale jednak nie dało jej się nie zauważyć. Jedna blondyna też miała podobną broń. Pozostała dwójka, to był jakiś wysoki, bardzo wysoki facet w długim płaszczu i jakaś dziewczyna o ciemnych włosach. Dzieliło ich o siebie jakieś dwa tuziny kroków. Nikt z nich nie miał co prawda broni w łapach ale jednak każdy z nich jakąś broń miał. Zresztą kto by nie miał ruszając w podróż? Po chwili wypatrywania Vex była już pewna, że ta brunetka to ta z którą Melody poszła na udry w barze Woe. Pozostałych niezbyt rozpoznawała. Ten wysoki był podobny do tego co wchodził do baru gdy ona wybiegała na zewnątrz ale nie była pewna czy to ten czy tylko tak jej się wydawało. Tak jak spodziewał się Rononn dno łodzi uderzyło o dno. Rybak dokończył operację przybijania o brzegu i czekał aż cała czwórka wysiądzie z jego wodnego pojazdu. Wciąż mieli szansę zdążyć bo prom nadal stał przy brzegu. Choć już wypakowywał swoją zmotoryzowaną zawartość więc przybyli w ostatniej chwili. Rybak pożegnał się z nimi i mozolnie zaczął odbijać wiosłem od brzegu łódź by powiosłować z powrotem do swojej macierzystej przystani. - Musimy ich zatrzymać i pogadać zanim ruszą. Na piechotę ich na pewno nie dogonimy. - powiedział wujek Zordon ruszając wzdłuż plaży. Kierował się równym ale raźnym tempem w stronę wypakowujących się pojazdów. Brakowało im z kilkadziesiąt kroków plaży do tej kawalkady dwóch pojazdów i motocykla. Była już ciemna noc więc widzieli głównie ciemne cienie sylwetek pojazdów na tle granatowego nieba. Tamtym też musiało być ciemno bo zapalili reflektory. W ich świetle czwórka podróżnych widziała jak najpierw zjechała jakaś osobówka, potem te kombi a na końcu motocykl. Prom jednak uniósł rampę i buchnął głośniej odgłosem pracujących silników. Ostatecznym potwierdzeniem, że odpływa na głębsze wody był zauważalny ruch i powiększająca się przestrzeń ciemnej wody między płaskim dziobem - rampą a jaśniejszym pasem plaży. Pierwszy chyba miał zamiar jechać ten kombiak bo pozostałe pojazdy dały mu wyjechać i zaczęły się ustawiać jakby miały jechać za nim. Jednak ledwo ruszyli ich reflektory wyłowiły z ciemności czwórkę podróżników i najpierw zatrzymało się te prowadzące kombi a potem i reszta. Światła zaś oślepiły nawykłe już do wieczornych półmroków i pierwszych mroków nocy oczy więc gremialnie cała czwórka uniosła ramiona ku górze by przysłonić oślepione oczy. Już wcześniej widzieli same pojazdy ale nie kto w nich siedzi. Postać na motocyklu też jawiła się jako ciemna, rozmazująca się w mrokach sylwetka. - W kombi na pewno jest ta zdzira. Pewnie chce mnie i Puzzle wysiudać z interesu. Opchnąć towar sama. Pewnie chce wrócić do swoich kolesi bo on gdzieś tu mają obóz po tej stronie rzeki. - Mewa wydawała się naburmuszać z każdym krokiem jaki przybliżał ich do samochodów. Przestała dopiero gdy oślepiły ich światła samochodów i tak jak wszyscy przysłoniła oczy ramieniem. Lester skrzywił się. Ciężko było powiedzieć czy na to co powiedziało któreś z jego rodzeństwa czy na coś innego. Podrapał się po mokrych jeszcze włosach, popatrzył na schody na górę gdzie dotąd miał zamiar udać się z Jess i na drzwi które prowadziły do głównej sali. - Dobra to pogadajmy z nią. Może powie coś co czego nie powie nam ten Rogers. - zdecydował w końcu kiwając głową w stronę drzwi do sali głównej. W końcu gdyby Jess miała pójść pogadać “jak kobieta z kobietą” a Simon by miał tłumaczyć to zostałby sam a najwyraźniej nie miał na to ochoty. Pogadanie jednak okazało się nie tak całkiem proste. Co prawda kobieta całkiem chętnie zaprowadziła ich do wynajmowanego pokoju i chętnie mówiła ale to właśnie był problem. Mówiła szybko i dużo a do tego często płakała załamując o tego ręce. Siedziała na łóżku na którym leżało bezwładne ciało jej dziecka. Dzieciak naprawdę wyglądał jak prawie trup. Ledwo oddychał, leżał całkiem nieruchomo więc na pierwszy rzut oka łatwo mógł być wzięty za martwego. Ale gdy postali chwilę i drugą to w świetle lamp i świec jednak ten słaby i rzadki oddech zauważyć. Był więc w ciężkim stanie co dało się zauważyć nawet bez żadnej wiedzy medycznej. Ekspertyza tego doktora więc teraz wydawała się być jak najbardziej na miejscu. - Spytaj ją czy widziała Browna. - powtórzył kolejne pytanie Lester który widząc znikomość efektów w rozmowie w końcu sam zaczął “sugerować” pytania Simownowi. - Człowieku próbuję ale ona coś cały czas mówi o jakimś “diablo” i nie wiem o co jej chodzi. Coś użarło jej dzieciaka. Chyba człowiek ale z tym diablo to nie wiem. Może jakiś zwierz albo coś innego. Oni diabłem nazywają wszystko co złe ich spotyka więc to może być cokolwiek. - Simon też wydawał się być już dość zmęczony tym wyciąganiem informacji obficie upstrzonym barierą językową której pozostała dwójka po chwili rozmowy łatwo wyłapała. Kobieta mówiła szybko w rodzimym języku a Simon się wahał, jąkał i miał niepewną minę gdy starał się zrozumieć co mówi, opowiada albo ułożyć własne pytanie. Ten hiszpański czy inny latynoski slang to chyba znał tak bardzo po łebkach. - Mówi, że się źle czuł to ta mała po nią pobiegła a gdy wróciły on już tak leżał. - dodał coś co chyba dowiedział się z tych dociekań i rozmówek z zapłakaną kobietą. - Olać to. To spytaj jej się o ten konwój. Tam chce jechać ten Rogers i tam miał się kręcić Brown. - Lester widząc raczej słaby postęp w rozmowie chciał spróbować z innej strony. Simon więc chwilę dukał swoje pytanie. Kobieta coś odpowiedziała. On znów coś się dopytał. Używał przy tym uniwersalnego wsparcia migowego i w którymś momencie złożył dwa palce obu dłoni w znak krzyża. Kobieta energicznie pokiwała głową i też zrobiła podobny gest. - “La cruz roja” to czerwony krzyż. Mówi, że były tam samochody z czerwonym krzyżem. Duże wojskowe ciężarówki. Gdzieś w lesie i dużo wody tam było. Ciężko było się dostać. Ten dzieciak tam polazł. Zabroniła mu ale polazł. Bała się, że się utopi. I tam coś właśnie go użarło. - odpowiedział zmęczonym głosem młodszy z Thornów gdy przebrnął się z mozołem przez potoki latynoskiego narzecza. Rozmowę przerwała sama Latynoska. - Mi pequeño ángel! - krzyknęła z nieowierzaniem i radością zwracając uwagę wszystkich. - Mój mały aniołek. - usłużnie półgłosem przetłumaczył Simon. Ale dalej nie trzeba było już tłumaczeń bo dzieciak leżał z otwartymi oczami choć nadal się nie odzywał i był całkowicie nieruchomy. Matka objęła go tuląc w ramionach. Drugi dzieciak, mała dziewczynka, siedząca dotąd cicho na krześle obok łóżka i nie wtryniająca się w rozmowę dorosłych też krzyknęła coś radośnie po latynosku, zerwała się z krzesła i podbiegła do łóżka. Lester spojrzał na pozostałą dwójkę. Jeśli dzieciak się wybudził to chyba po sprawie. Pewnie zastanawiał się czy spadać z pokoju czy próbować o kobiety wyciągnąć przez Simona coś jeszcze. Pozezował na Jess pytająco. Nagle jednak na łóżku powstało jakieś zamieszanie. Kobieta krzyknęła z mieszaniną strachu, bólu i zaskoczenia. - Qué haces? Cálmate! Yo a tu madre! - krzyczała nagle kobieta. Wyglądało jakby próbowała uspokoić synka. Ten zaś wyglądał jakby dostał jakiś drgawek albo próbował wyszarpać się. Z ust ściekała mu krew jakby nią rzygnął. Dziewczynka zdębiała w pierwszej chwili ale zaraz próbowała objąć brata za plecy by go uspokoić. - Każe mu się uspokoić mówi, że jest jego matką. - Simon przetłumaczył ale minę tak samo jak brat miał dość niepewną. Nawet z paru kroków nie było widać co się na tym łóżku właściwie dzieje. Wyglądało jakby matka i córka próbowały uspokoić siedzącego na łóżku brata a ten… Dostał jakiegoś ataku? Pluł krwią? Złapały go jakieś drgawki? Chciał się wyrwać?
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-05-2017, 17:45 | #28 |
Reputacja: 1 | Pisane wspólnie z Aiko i Mg :)
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. Ostatnio edytowane przez Czarna : 27-05-2017 o 17:48. |
28-05-2017, 19:15 | #29 |
Reputacja: 1 | Nie podobała się jej cała ta sytuacja. Po pierwsze, zamiast siedzieć z Lest’em w pokoju i być może korzystać w sposób przyjemny z chwil samotności, stała teraz w pokoju z nadpobudliwą latynoską i jej dziećmi. Po drugie, cała sprawa też się jej nie podobała. Fakt, Brown był ważny, ale z każdym słowem jakie udało się Simonowi wyciągnąć z kobiety i kulawo przetłumaczyć, cała sprawa robiła się mniej zrozumiała. Diabeł? Ugryzienie? Cholera wiedziała czym ten dzieciak się zaraził i na ile to będzie zaraźliwe. Jess dla pewności stanęła nieco z tyłu, co w sumie nie odbiegało zbytnio od jej zwyczajowego miejsca w szeregu grupy. Jedną dłonią ściskała swoje rzeczy, drugą zaś opierała na ramieniu Lestera, całkiem jak mała dziewczynka uczepiona spódnicy mamusi.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
31-05-2017, 05:52 | #30 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 7 W pięć osób było w kombiaku… Nie tak ciasno. Najwygodniej mieli ci z przodu czyli wujek Zordon za kierownicą i Melody na miejscu pasażera. Za nią siedziała Angie wobec której wujek nie zmienił zdania co do roli i środka transportu. Obok niej “Patyczak” i przy drugich drzwiach Mewa. Chcąc czy nie chcąc dwie najbardziej kłopotliwe panie w obsadzie znalazły się po przekątnej. Rononn mógł przy chwili braterskiej dobroci pacyfikować siostrę tak samo jak blond nastolatka miała przykazane przez wujka co do Melody. Choć jak w każdej osobówce czubek głowy ocierał mu się o dach. Melody jednak była o tyle ważna, że właściwie jako jedyna w całej kolumnie znała drogę dokąd zmierzają. Więc nadal kombi jechało pierwsze a pozostałe dwa pojazdy, osobówka i jednoślad za nim. Wujek w końcu ruszył. Gdy odjeżdżał Vex jak na dziewczynę z Det przystało, rozpoznała na słuch, że pasek rozrządu to powinien być wymieniony. Ale pewnie na nowy. Najlepiej. Ale to kiedyś tak bywało albo w Det. A w reszcie ZSA to najczęściej wymieniało się na mniej zjechany bo o nowy, odpowiedni pasek nie było tak łatwo. Klasyczna linia kombiaka z ery świetności amerykańskiej motoryzacji z lat siedemdziesiątych zeszłego wieku. Niezawodny silnik V8 na benzynę. Ten tutaj nie był chyba podrasowany sądząc po tym jak jeździł ale to tłumaczyło jego żywotność i niezawodność. Na pokonywanie kontynentu wzdłuż i wszerz był jedną z najlepszych opcji, prawdziwy krążownik szos. W standardzie policzony na 5 osób. Ale realnie gdy się użyło tyłu można było tam zmieścić spokojnie jeszcze parę czy dwie. Choć jak widziała wcześniej z bliska przez szyby ten tutaj miał ten tył zawalony jakimiś gratami. Klasa full size jak to kiedyś się nazywało. Czyli sprzęt policzony by rodzinka mogła wygodnie z bagażami pojechać na wakacje na drugi koniec kraju odwiedzić dziadków czy inny Disneyland. Wewnątrz kombi sytuacja z początku przypominała taką tuż po rodzinnej kłótni. Wszyscy zdawali się dość zgodnie milczeć i trzymać poziom naburmuszenia. Z początku też po tym całym piachu, wzdłuż rzeki jechało się dość ciężko. Koła muliły a silnik rzęził zmagając się z sypkim podłożem. Dość szybko dojechali do mostu który w miarę jak się zbliżali do niego zaczynał górować nad nimi swoją ciemną krechą sylwetki. Tam jednak wreszcie koła złapały jakąś polną ale dość stabilną drogę przez co i pojazd i pasażerowie od razu poczuli się pewniej. Na drodze kombi zaczęło też szybciej i równiej jechać. Wtedy też wujek włączył radio. Ledwo pstryknął przełącznikiem a z głośniczka popłynęły dźwięki muzyki. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0sB3Fjw3Uvc[/MEDIA] - Tym o to klasykiem witamy kolejną noc! Tak to znowu ona, mroczna i tajemnicza, niosąca ze sobą coś co lepiej by zostało za naszymi drzwiami i ścianami a jak ma sprawę niech wróci rano. Tak wam poleca wasz kochany i uwielbiany DJ DeVitt, najoryginalniejszy i najukochańszy DJ w całym Arkansas! A przy okazji informuję was, że właśnie na moim budziku minęła 21-sza, a do świt czyli rano gdy będziecie się umawiać na to co ma przyjść jutro będzie po 5 rano czyli za jakieś… no zawsze byłem słaby z matmy więc sobie sami policzcie. - brzmiało jakby mężczyzna w tym momencie zmrużył oczy i machnął ręką dając sobie spokój z wykonywaniem tak skomplikowanych obliczeń. - Dla tych co dopiero odpalili radio, przypominam i informuję, że mamy w tej późnej wiosny, czy może już nawet wczesnego lata, ja zawsze jestem ugodowy, więc sami sobie wybierzecie, w każdym razie mamy bardzo wysoki stan wody na naszej Arkansas. Rozmawiałem niedawno z ochotnikiem wracającym do domu, taki byłem dociekliwy, że udało się mi się, specjalnie z myślą o was, porozmawiać nim wrócił do swojej pięknej żony. Tak mówił, prosił by powtórzyć, widziałem zdjęcie… Tak, prosił by powtórzyć, że pięknej. Trzeba pomóc tak uprzejmemu człowiekowi prawda? Nie, nie mogę zdradzić jego imienia, prosił o anonimowość. Oczywiście, że nie ze względu na żonę. Naprawdę nie ma się czego obawiać. W dzień. Ale nadchodzi noc więc mój uprzejmy rozmówca musiał udać się do domu. Ale, ale! Cały czas odbiegam od najważniejszego! Tama! Tak mój uprzejmy rozmówca o jakże pięknej żonie do której tak chętnie wracał jest naocznym świadkiem, że tama jak stała tak stoi, i jak to powiedział, “Jak pierdolnie to będzie taki huk, że ja pierdolę!”. No cóż, zostaje wierzyć naszemu ekspertowi i naocznemu świadkowi tych wydarzeń. Słyszycie coś? - DJ nawijał jak szalony, w niezwykle szybkim tempie jakby chciał w krótkim czasie przekazać ile się da. Na koniec zrobił krótką przerwę a wujka chyba rozbawiły wzmianki o robotniku i jego pięknej żonie. - No ja nic nie słyszę! Żadnego huku! Czyli tama jeszcze stoi jak stała. Ale nie! Zaraz! Coś słyszę! A tak! Wiem, wiem, mam skleić jadaczkę i puszczać kolejny kawałek! Oto i on, już nadchodzi, już się zbliża, już grzmi, już wgryza się w mózg i szarpie za serce! - spiker zakończył euforycznie i faktycznie już gdy mówił zaczęło słychać dźwięki kolejnej piosenki a gdy zamilkł muzyka buchnęła z głośników. Sytuacja i atmosfera szybko zaczęła się psuć. Zaczęło się od Mewy. Ledwo jazda się uspokoiła odwróciła się i zaczęła, dość hałaśliwie, grzebać i przeglądać rzeczy zebrane na tyle kombi. Melody zniosła to w spokoju gdzieś tak do momenty gdy chyba coś trzaśnięte mocniej przez Mewę trzasnęło w tylną szybę. - Zostaw to! - syknęła sfrustrowana Melody. To jednak podziałało na siostrę Rononna jak płachta na byka. Cała przelazła na kufer za tylną kanapą i przyświecając sobie małą latarką dalej szperała w jakichś torbach, pudłach, workach i co tam jeszcze było. Melody syknęła z coraz większą złością na nią kilka razy ale efekt był żaden. - Gdzie to jest?! - krzyknęła z równą złością Mewą prawie na pewno rzucając całkiem mocno złapanymi gamblami tak by sprowokować Melody. - Tego szukasz? - Melody nagle uśmiechnęła się ze złośliwym uśmieszkiem i pomachała jakimś małym ustrojstwem wyjętym nie wiadomo skąd. - Oddawaj! - Mewa przez jakieś dwa szybkie oddechy świdrowała dłoń kurierki z tym czymś i chyba w końcu zidentyfikowała to co trzeba w świetle swojej latarki. Zaczęła gramolić się z powrotem na tylną kanapę zupełnie jakby miała zamiar wyrwać Melody jej skarb. - Dość tego! - wujek Angie chyba stracił w końcu cierpliwość bo uderzył dłonią w kierownicę, krzyknął prawie i zahamował gwałtownie. Mewa która w sporej mierze zdołała już wrócić na tylną kanapę teraz poleciała całkiem na nią lądując dłońmi i dłonią gdzieś na podłodze między siedzeniami. Resztą co miała bardziej cywilizowane pozycje rzuciło znacznie mniej. Wujek jednak działał zdecydowanie i pewnie jak zawsze gdy w końcu zdecydował się działać. Wysiadł ze swojego miejsca i otworzył drzwi od strony Mewy. Bez większych trudności wyszarpał ją na zewnątrz. Siostra Rononna właściwie dopiero będąc na początku etapu odzyskiwania właściwej siedzącej pozycji nie miała większych szans stawić jakiegokolwiek sensownego oporu fizycznego. Ale mogła stawić opór werbalny. - Ej co robisz!? Gdzie z łapami! Zostaw mnie! - piszczała chyba zarówno zaskoczona jak i przestraszona dziewczyna gdy wujek już na zewnątrz chyba obszukał. Na siedzenie obok Ronona na miejsce gdzie przed chwila gibała się jego siostra powędrował jej pistolet i nóż. - Oddawaj to moje! Co robisz?! - protestowała Mewa do wciąż milczącego najemnika. Ten nadal bez słowa złapał ją i przeszli razem kilka kroków wzdłuż samochodu a potem przed maskę. Tam wujek popchnął dziewczynę tak mocno, że ta by nie stracić równowagi poleciała naprzód kilka kroków. W tym czasie wujek obszedł maskę i otworzył drzwi od strony Melody. Sytuacja zaczęła się prawie bliźniaczo powtarzać. - Nie no zaraz co robisz?! To ona jest agresywna! Zostaw mnie! Zostaw to! - Melody protestowała i reagowała prawie tak samo jak przed chwilą Mewa. Jej pistolet i nóż też zaraz wylądowały na miejscu gdzie przed chwilą siedziała. Ją też wujek bez większych trudności wyprowadził przed maskę akurat w czasie gdy nadal chyba zdezorientowana Mewa pozbierała się i chyba chciała wracać. Ale wówczas właśnie wujek podobnie popchnął Melody. Teraz ona poleciała kilka kroków do przodu. Obie stały teraz po obu brzegach drogi stając o parę kroków od siebie oślepianie i oświetlane reflektorami pojazdu. - Mam was dość. Obydwu. Macie sobie coś do wyjaśnienia to to sobie wyjaśnijcie. Ale my nie musimy w tym uczestniczyć. Daje wam czas aż ten kawałek co w radio leci się skończy. Z wami lub bez was. Angie zrób głośniej. - wujek oparł się o front maski kombiaka i złożył ręce na piersi. Mówił wskazując to na jedną to na drugą kobietę palcem wskazującym a na koniec skrzyżował swoje ramiona. Przy końcówce odwrócił nieco głowę gdy zwracał się do blond podopiecznej. - To jest moje! Oddaj mi to! Ja to zdobyłam! - krzyknęła rozpaczliwie Melody patrząc równie rozpaczliwie na wujka Angie. - Ale to tylko połowa! Puzzle ma drugą! Znaczy miał załatwić jakaś jego kumpela miała przywieźć! Oddaj to mnie ona i tak z tym nic nie zrobi! - Mewa wydawała się równie zawzięta jak jej oponentka i chciała przekonać kierowcę do swoich racji. Ten spojrzał w dół na przedmiot trzymany w dłoni. Przy szarpaninie z Melody chyba zabrał jej to coś, co trzymała w dłoni a najwyraźniej czego tak bardzo szukała też i siostra Rononna. - Eeejjj no to są jakieś jaja?! Nigdzie nie dojedziemy jak tak będziemy się wlec i co chwilę stawać! No człowieku weź wyluzuj i spieprzajmy gdzieś pod jakieś choćby zadupnej cywilizacji bo noc, las, wilki jakieś i smutną cipą zajeżdża! - Petarda zaczął się niecierpliwić gdy po paru minutach jazdy zrobili nagle przystanek w niewiadomego powodu. Poza tym jak najbardziej dosłownie zatrzymali się w lesie a w nocy wydawało się tu jeszcze mroczniej niż nad rzeką. Poza fragmentami rozświetlonymi przez reflektory pojazdów ciemność za oknem wydawała się niemal otaczać lepkim całunem wszystko wokół. Tylko w górze, niebo wydawało się nieco mniej mrocznym pasem między drzewami. Vex też widziała, że kombi dotąd choć pewnie i równo jechało dość ostrożnie. Licznik prędkościomierza nie przekraczał 50 km/h. Wujek widocznie preferował ostrożność na nieznanej sobie drodze. Po nocy była to dość rozsądna opcja. Pozwalała mieć nadzieję, że zdąży się zahamować czy dostrzec coś na drodze. Bo dostrzeżenie czegoś na poboczach graniczyło po nocy z cudem chyba, że też byłoby jakoś oświetlone. Jechali kilka minut więc na oko Vex zdołali pewnie odjechać od rzeki i mostu o kilka kilometrów. Samej rzeki i mostu ani świateł Pendleton po drugiej stronie już nie było w każdym razie widać. Kilkaset metrów przed sobą widać było jaśniejszą plamę. Widocznie droga prowadziła prosto i gdzieś tam kończył się las więc było trochę mniej mroczno. - No chyba ty. - kelner coś wcale nie wydawał się chętny do otworzenia drzwi. Nawet jak w środku miała być matka z dwójką dzieci a on miał bejzbola. Mogło wydawać się to śmieszne, że dorosły facet bał sie otworzyć drzwi bo miał tylko bejzbol a tam była aż jedna kobieta i dwójka dzieci. No i po tej stronie było wycelowanych nie wiadomo ile luf. - No dalej! Otwieraj! Przecież tu pracujesz! - jak na komendę do kelnera posypały się odgłosy ponagleń i zachęt w różnorakim stylu. Towarzystwo wydawało się być wręcz wniebowzięte, że trafił się jeleń do odwalenia tej nie chcianej przez nikogo fuchy. Ten jednak też zdawał sobie z tego sprawę i tym bardziej nie kwapił się do otworzenia tych cholernych drzwi. - A nie strzelicie mi w plecy? - kelner był już nieźle spocony bo czoło mu błyszczało jak naoliwione ale w końcu dawał chyba za wygraną. Zwłaszcza, że żadnych wrzasków ze środka nadal nie było słychać. Tylko nikt nie wiedział czy to dobrze czy źle. Do struchlałego kelnera poleciała cała wiązanka jak najgorętszych zapewnień, że skąd, że zdąży uskoczyć, że nie będą strzelać a w ogóle to pewnie już się wszystko wyjaśniło. Kelner nie wyglądał na całkiem przekonanego. Właściwie tak zezował na tą całą salę pełna wycelowanych luf w dziwnie zbieżnym z jego twarzą kierunku, że pewnie zastanawiał się od czego za chwile zginie prędzej. Chłopak zaczął zbliżać się do drzwi krok po kroku. Wyglądało jakby brał udział w konkursie na skradanie się a cała sala miała go wycenić za jakość i styl. Wszyscy chyba odczuwali napięcie jakby obserwowali sapera przecinającego kolejne kabelki. - Pierdole wracam do domu! - mruknął jakiś facet. Nawet niezbyt głośno. Ale w tej pełnej lepkiej ciszy napięcia i tak pewnie usłyszeli go wszyscy. Tak samo jak jego zdawałoby się bardzo głośno stukające o drewnianą podłogę kroki. Wyszedł szybko nakładając po drodze kapelusz a siatkowe drzwi zdawały się dobitnie głośno stukać o framugę. Sporo osób patrzyło na niego a potem na te drzwi jakby z zazdrością i poważnie zastanawiając się czy nie pójść w jego ślady. To znowu speszyło młodego kelnera i ten też zagapił się na wychodzącego faceta. - Masz coś do zrobienia młody. - przypomniał mu krótko Lester. Stał co prawda dalej w szlafroku i nałożonym na niego skórzanej kurtce ale jakoś już nie wydawał się ani śmieszny ani zabawny. Choć Jess o ile sobie przypominała to rzadko komu się taki wydawał. Pracownik lokalu przełknął ślinę z nieszczęśliwą miną, że ktoś pamiętał o tym co miał zamiar robić. - A może poczekamy na lekarza? - zapytał z nadzieją młodzik przełykając znowu ślinę. Musiał być spietrany do oporu ale jednak większość nadal milcząco wolała poświęcić kogoś innego niż siebie. Usłyszał nerwowe parsknięcia, splunięcia i przeczące ruchy głową. Młodzik przełknął ślinę i ruszył znowu w stronę drzwi. Doszedł gdzieś na ostatni krok od futryny gdy coś zaczęło się dziać. Kelner nagle znieruchomiał jakby coś usłyszał. Był najbliżej więc miał najlepszą okazję. Zmrużył oczy jakby próbował zidentyfikować dźwięk. - Co jest?! Co tam się dzieje?! - z sali doszły zniecierpliwione i zaniepokojone głosy. Spocone twarze wodziły nerwowymi spojrzeniami od zamarłego chłopaka z trzymanym kijem bejzbolowy do wciąż zamkniętych drzwi. - Nie wiem. Tak jakby… - zaczął mówić chłopak ale przerwał i teraz już dało się coś usłyszeć. Dźwięk. Szorujący i trzeszczący. Bliski. Jakby coś od wewnątrz przesuwało się po drewnie drzwi. Skrobało, drażniącym uszy, świdrującym w ten napiętej, ołowiowej ciszy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Zombianna : 31-05-2017 o 05:55. |