Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2017, 23:06   #21
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jessica chciała odpowiedzieć, jednak brakło jej ku temu tchu. To, że jej usta zajęte były nieco inną czynnością, także miało wiele na rzeczy. Czy lubiła zabawy w rodeo?! Głupie pytanie, w końcu pochodziła z Texasu. Takich zabaw jednak, jakie Lester miał na myśli, wbrew pozorom nie znała. Nie da się ukryć, że braciszkowie mieli w tym sporo zasługi, ale i jej jakoś nigdy nie zależało na szukaniu przygód. Ten jeden raz, kiedy wdała się w romans zakończył się przecież szybko i to bynajmniej nie bez udziału tego, z którego właśnie korzystała jak z wierzchowca. Myśl ta spowodowała zmianę barwy skóry na jej policzkach, która teraz lśniła czerwienią nie tylko z powodu wysiłku wkładanego w nadążanie za kochankiem. Chciała mu coś odpowiedzieć, rzuć jakąś żartobliwą docinkę, dogryźć czy cokolwiek, jednak… Jednak zamiast tego przylgnęła tylko mocniej do jego mokrego torsu i odchyliwszy głowę do tyłu, zacisnęła palce na jego włosach i pokierowała jego usta niżej, ku szyi. Z tego co zdążyła się o sobie dowiedzieć, w trakcie dwóch czy trzech razów gdy występowała w roli kochanki, wiedziała że ta część jej ciała jest nad wyraz wrażliwa. Czy zatem można się jej było dziwić, że właśnie tam chciała teraz czuć jego usta?

Chciała poczuć na szyi jego usta i on chyba też chciał poczuć na swoich ustach jej szyję. Poczuła jak jego wargi z pomocą języka podrażniają, smakują i pieszczą jej mokrą i tak delikatną w tym miejscu skórę. Thorne nie przerywał operacji nawet gdy odchyliła głowę do tyłu. Złapał ją wolną ręką i przytrzymał swoim ramieniem jej plecy by pomóc zachować jej odpowiedni pion i odległość od siebie.

Mężczyzna jednak był zachłanny i nie mógł się nacieszyć tylko jednym detalem anatomicznym kochanki. Zsunął dłonie niżej. Odchylił ją bardziej w tył tak by jej piersi były dla niego bardziej dostępne. W końcu jednak i to też mu nie wystarczyło. Rozdymając nozdrza z podniecenia podniósł się z powrotem do pionu i przez moment spojrzał na kobietę. Na jej twarz. Wreszcie przesunął dłonie sunące po jej mokrym od spływającej wody i piany ciele na sam dół. Uniósł ją trochę a potem trochę wolniej opuścił. Ale czuła go już w sobie. Jak się przemieszcza w niej, prąc do góry. - Jedziesz bejbe! - syknął do niej rozgorączkowanym głosem i przez zaciśnięte z emocji zęby.

- Lest… - Jessica zachłysnęła się powietrzem. No tak, jasne że wiedziała że ta chwila prędzej czy później nastąpi i nie było tak, że tego nie chciała, ale… Nie spodziewała się tego co czuła. Czyżby nie wiedział? Serio wydawało mu się, że z tamtym chłystkiem posunęła się aż tak… Jednak te myśli nie zabawiły długo w jej głowie. Zamiast nich pojawiły się odczucia, skoncentrowane na tym jednym fragmencie jej ciała, które właśnie ulegało kompletnej przemianie. Wcale nie bolało tak, jak słyszała że podobno boli. Nie, właściwie to nawet było przyjemne. Na tyle, że naparła bardziej, chociaż ostrożnie, pogłębiając to ich połączenie. Tak, tak być powinno, w końcu był jej starszym braciszkiem. Komu niby innemu miałaby oddać ten pierwszy raz? Tak, był jeszcze Simon, jednak musiała sama przed sobą przyznać, że to Lester zawsze był tym, który cieszył się jej względami. No, cieszył bardziej niż młodszy z Thorn’ów, bo przecież obaj byli jej bliscy. Teraz jednak jej uwaga na powrót skupiła się na tym starszym i tym co działo się w balii, a biorąc pod uwagę co się działo, był to dla niej bardzo ważny moment. Z tego też powodu spojrzała na niego, korzystając z tych chwil trzeźwego myślenia. Nie miała złudzeń co do tego, że Lest nagle zmieni się w romantycznego kochanka z tych powieści, które kiedyś pokazywała jej matka, gdy jeszcze żyła, a Jess była mała. Teraz nie była mała i trochę już wiedziała o świecie. Chciała jednak widzieć jego twarz, spojrzeć mu w oczy i zobaczyć w nich… Nie była pewna co, ale miała nadzieję, że nie będzie to coś, co sprawi że będzie chciała zwiać z tej balii gdzie pieprz rośnie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 16-05-2017, 05:01   #22
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5



Ludzie zgromadzeni na głównym pokładzie promu mieli okazję podziwiać niebo nad sobą. Dzień się kończył ładnym, bezchmurnym granatem. Zostało go może z pół godziny nim zacznie się pełnoprawna noc. Ale już teraz półmroki były tak ciemne, że twarze nawet stojących obok ludzi jawiły się jako jasne owale z niewyraźnie zaznaczoną mimiką z której najwyrazistszym okazywał się obecnie głos.
Mogli podziwiać niebo bo z wysokich burt niewiele więcej było widać na boki. Widok ku tyłowi zasłaniała rufowa sterówka. W niej nadal była skoncentrowana załoga i dochodziło obecnie miarowe parkotanie ciężkich diesli. Znowu obydwu. Cokolwiek dziewczyna z Det zrobiła z tym pękniętym przewodem przynajmniej na razie zdawało egzamin. Silnik miarowo dudnił basami jakby nigdy nie było inaczej.

Załoga mogła się skoncentrować na naprawie przebitek błękitnym kombiakiem burty. Obstawa i kumple Amelii bez większych trudności wycofali nieco uszkodzone pojazdy w tył. Przy okazji też i maszyna Petardy i błękitne kombi stanęły bardziej równolegle do burt łajby. Ludzie Jaysona od razu zajęli się przeciekiem. Uwolniona od narożnika auta dziura od razu chlusnęła strumieniem rzecznej wody. Jednak sytuacja po jakimś czasie została chociaż prowizorycznie spacyfikowana zestawem naprawczym z blachą i nitami w roli głównej.

Załoga czyli chyba głównie Jayson chyba jednak miała dość nieproszonych i kłopotliwych gości. Sprawna już łajba dobiła do brzegu przeciwległego do przystani z której niedawno odbili. Wciąż była widoczna choć została nieco z tyłu gdzieś o kilometr czy pół tej płynącej Arkansas dalej. Rampa dziobowa odpadła na dół rozchlapując wodę rzeki. Wyproszenie z lokalu wydawało się aż nadto czytelne.

Załogi jednośladów i dwuśladów stały przy swoich pojazdach na pokładzie głównym. Najbliżej rampy stał pojazd Black Cross i póki nie wyjechał to Vex i Spike na upartego z jakimiś kaskaderskimi jazdami mogli jeszcze myśleć o wydostaniu się stąd przejeżdżając po ich maszynie. Ale błękitne kombi to chyba by musiało zwyczajnie wypchnąć drugi pojazd by zrobić sobie miejsce na wyjazd.

- Dobra, słuchajcie, zaczęło się trochę nerwowo ale ten jednooki dupek i tamta zdzira strasznie mnie wkurzyli. I jeszcze ktoś do mnie strzelał. - zaczęła mówić Melody patrząc po kolei to na obydwie kobiety to na obydwu mężczyzn stojących obok. - Jayson coś chyba się zdenerwował i nas wyprasza wszystkich. - wskazała kciukiem za siebie w stronę nadbudówki gdzie było widać nerwową sylwetkę kapitana tego promu. - Ja zamierzam wracać do siebie. Do naszego obozu. Jak chcecie możecie jechać za mną. To jakiś kwadrans drogi stąd. - brunetka której w tych półmrokach włosy wydawały się czarne, machnęła gdzieś w głąb brzegu do jakiego przybyli. - Jayson się wkurzył więc nas z powrotem nie przewiezie. Przynajmniej na to mi wygląda. Następne kursy będą dopiero rano. Jak będziecie chcieli to wrócicie. - wskazała brodą w stronę urwanego mostu na rzeką który w tych wieczornych półmrokach nadal był widoczny jako pozioma krecha rozpostarta na pionowych pylonach z zauważalną wyrwą pośrodku. Musiał być też z jakieś pół kilometra od nich. A mniej więcej tam najczęściej dobijały i odbijały łodzie i promy z albo do Pendelton. Cały ruch na rzece ruszał o poranku.

Vex co prawda zauważyła, że chyba na tej parze mechaników zrobiła całkiem pozytywne wrażenie bo ten starszy nawet po przyjacielsku poczęstował ją skręcanymi bibułkami wypełnionych tytoniem i choć wyglądały dość niechlujnie zapach wskazywał, że na jakości tytoniu nie oszczędzał. Albo trafiła mu się po prostu dobra partia. Chociaż tu, na Południu, nie było to aż tak rzadkie jak dalej na północy jak choćby w jej rodzimym Det. No ale jednak nie oni tu rządzili tylko ten Jayson a ten nadal się pieklił, za te nerwy, awarie, dziury i podtopienie jednostki. Goście przynajmniej nie byli agresywni więc na mruczeniu, krzykach i wyproszeniu się skończyło. Testowanie jednak jego cierpliwości wydawało się już być dość ryzykowne.




"Patyczak" mógł w pełni odczuć jak "ta mała" mu przyłożyła. Teraz gdy adrenalina już opadła czuł nieprzyjemne pulsowanie na twarzy w miejscach gdzie pięści blondyny go trafiły. Pewnie już mu twarz zaczerwieniła bo spuchła na pewno. Zapadające ciemności maskowały jednak te uszkodzenia choć właśnie sam czuł je aż nadto dobrze. Teraz miał jednak inne zajęcie. Prawdziwie marynarskie. Wiosłował.
Wiosłował razem z chyba rybakiem sądząc po zapachu i sieciach jaki zgodził się na ten nadprogramowy kurs. I z tym Pazurem. Niby zapłacili więc mogliby tylko siedzieć. Ale oczywistym było, że prom, nawet powolny, jest szybszy od wiosłowej łodzi. Nie mieli go szans dogonić gdyby mieli się ścigać. Na szczęście tamten coś zwolnił i w końcu przybił do brzegu więc odległość malała całkiem szybko. Tyle, że nie było tak różowo.

Wcześniej wprawne, marynarskie oko dostrzegło nieco nieregularny rytm płynięcia promu. Najwyraźniej coś z nim było nie tak. Potwierdziło się gdy woda przyniosła odgłosy stukania i jakiegoś wiercenia. Rononn był prawie pewny, że to właśnie trwa jakaś naprawa. Coś tam musiało się pokiełbasić. Za to nie tylko on dostrzegł manewry promu gdy odgłosy naprawy ucichły. Jednostka ustawiła się dziobem do przeciwległego brzegu. Co dość jasno wskazywało, że chce tam dobić. Potem rozległ się odgłos uderzenia o wodę a byli już na tyle blisko by widzieć opuszczaną rampę dziobową. Jeśli te wszystkie samochody i motory wyjadą zanim się z nimi spotkają to się zapowiadał nie wiadomo jak długi pościg bo pieszy ścigać się z pojazdami nie miał szans. Ale rybacka łódź też już prawie dobijała do brzegu o kilkadziesiąt metrów od promu!

Angie widziała, jak zbliżają się do tego dużego statku. Ona i Mewa nie wiosłowali. Nie było już więcej wioseł. A gdy wsiedli wujek złapał za jedno a drugie kazał wziąć Patyczakowi. Razem raźno wiosłowali we trzech. Ponieważ prom płynął wolno a w końcu się zatrzymał przy drugim brzegu doganiali go coraz bardziej. Wcześniej widziała jak ci wszyscy ludzie na przystani poruszyli się gdy skryta w ramionach wujka powiedziała jak to jest z tym rejsem. Podszedł do nich jakiś pan i drugi. Pytał już konkretnie o ceny i godziny. Ciężar rozmowy przejął wujek i ta druga pani. Musieli co prawda zrobić "zrzutę" bo cena była za każdą osobę ale jednak mimo, że jeden z tych panów odszedł to z drugim się dogadali. I płynęli teraz jego łódką i prawie już dopłynęli.

- Ciebie właściwie to co przywiało? - zapytała Mewa patrząc na Rononna i korzystając z tego, że podczas tych paru czy parunastu minut płynięcia łodzią można było wreszcie w miarę spokojnie porozmawiać. 

- A wy to tu chyba pierwszy raz co? Nie widziałam was tu wcześniej. -
siostra Rononna po jakimś czasie zagaiła też i siedzącą obok blondynkę zerkając ciekawie i na nią i na wiosłującego Pazura.



Dziewczyna wychowana nad brzegiem Zatoki widziała oczy swojego brata, przyjaciela i kochanka. Widziała w nich ogień żądzy. Zadziorne, bezczelne, wyzywające spojrzenie. Ale skierowane prosto na nią i w jej oczy. Też czegoś w nich szukał? Znalazł? Nie była pewna. Ale na pewno zaraz za tym spojrzeniem powędrował mocny, drapieżny pocałunek rozgniatający jej wargi swoimi.
Wody przemieszanej pianą lądowało coraz więcej na podłodze łazienki. Fale były coraz bardziej wzburzone tak samo jak je czyniące para mokrych i gorących ciał. Te jednak w końcu po dojściu i przekroczeniu do kulminacyjnego momentu, pełnego sapnięć, jęków i nie do końca kontrolowanych, impulsywnych ruchów zaczęły się uspokajać. A woda w balii razem z nimi. W końcu zdyszany mężczyzna oparł sie leniwie o rant balii i przyciągnął do siebie kobietę. Byli tak zawieszeni na wpół siedząc na wpół leżąc wtopieni w siebie i nie skorzy do mówienia czy myślenia o reszcie świata poza ścianami łazienki.

Woda jednak uspokajała ale i stygła. Zaczęło się robić chłodniej. W końcu więc wyleźli z balii Lester bez ceregieli zgarnął dla siebie jeden z wiszących szlafroków drugi zostawiając dla Jess. Kurtkę ubrał na siebie więc na tym szlafroku wyglądała dość nietypowo. Resztę ubrań zgarnął w swoje ramiona.
- Chodź do pokoju. - powiedział krótko dając znać, że czas opuścić mokry lokal.

Wracając do pokoju jednak musieli przejść przez ten sam korytarz jakim wcześniej prowadziła ich pracująca tu dziewczyna. Teraz już znali drogę więc jej nie potrzebowali. Ledwo jednak wyszli na ten korytarz właściwie od razu natknęli się na trzyosobową grupkę. Ją znali już z widzenia wcześniej. Ta Latynoska od tego dzieciaka. Drugim był jakiś mężczyzna w średnim wieku. Trzecim był Simon. Kobieta dalej coś mówiła prosząco przez zapłakane oczy. Obcy mężczyzna wydawał się być zmęczony czy zirytowany. W dłoniach miał staromodną walizkę ale z naklejonymi, skrzyżowanymi plastrami mającymi robić chyba za znak krzyża. Bo coś dziwnie mniej więcej na środku wieka walizki wyglądały. Simon wyglądał na trochę zaciekawionego, trochę rozbawionego i trochę zirytowanego. Cała trójka stała w przejściu, pewnie chcąc porozmawiać w miarę na osobności, poza główną salą. Ale też i przy okazji blokowali powrót do niej czy wejście na górę do pokoi.

- Powiedz jej, że to jakaś śpiączka. Nie wiem więcej. - mruknął wyraźnie zirytowany starszy facet do młodszego Thorna. Mówił chyba jednocześnie i do niego i do latynoskiej matki. Simon chwalił się zawsze, że zna latynoski bełkot choć na ile go znał i brat i Jessica to sprawa była dość śliska. Jakoś dziwnie często te znanie ograniczało się do prób bajerowania lasek z efektem różnym. Czy była to wina bariery językowej czy samego Simona to już też była sprawa dość śliska. Teraz coś zaczął mówić jakby po latynosku choć wyraźnie się jąkał i wahał co powiedzieć. Kobieta dla odmiany odpowiedziała bez wahania, jak z karabinu maszynowego i złapała starszego faceta prosząco za ramię.

- Chce byś mu pomógł. Mówi, że ci się odwdzięczy. Mam spytać czy w naturze? - zapytał Simon puszczając oczko do mokrej pary w szlafrokach ale patrząc uprzejmie na faceta z jakim też rozmawiał. Ten też się obejrzał na mokrą parę ale jednak matczyny chwyt bardziej go interesował. Właściwie jak się z niego uwolnić.

- Bardzo śmieszne. - parsknął zirytowanym tonem łapiąc za dłoń Latynoski i zabierając ją ze swojej dłoni. - Nie mogę mu pomóc. Jest nieprzytomny. Głęboka śpiączka. Nie reaguje na żadne bodźce. Oddech słabo wyczuwalny, źrenice też reagują słabo. Nie pomogę mu. Nie mam lekarstw na takie coś. Albo mu samo przejdzie albo... - lekarz wyzwolił się z uchwytu kobiety i wydawał się wzburzony ale gdy jakoś doszedł do swojej fachowej opinii wzrok mu się zawiesił gdzieś w dolnych rejonach schodów.

- Już jej to mówiłem. - Simon skrzywił się zrezygnowany widząc, że temat chyba był już wałkowany a doktor nie zna się na jego poczuciu humoru.

- A na pewno znasz hiszpański? - starszy facet uniósł brwi mając chyba podobne wątpliwości do tej umiejętności Simona jak i wielu ludzi przed nim gdy młodszy Thorne miał okazję ją zaprezentować.

- No pewnie! Tylko ona strasznie dużo gada i bardzo szybko i co chwila ryczy. - Simon zapewnił od razu i to solennie o swoich możliwościach ale też i poskarżył się na tą niewdzięcznicę z jaką musiał współpracować. Dwaj mężczyźni chwilę mierzyli się wzrokiem jakby czekali który pierwszy pęknie ale w końcu lekarz dał sobie chyba spokój.

- Nie istotne. Ja nic tu nie poradzę. Zrobiłem co mogłem. Przyjdę rano. Jeśli będzie do kogo. Dzięki za pomoc bo mnie już łeb pękał od tego jazgotu. - powiedział i pożegnał się starszy facet zerkając na parę w szlafrokach, na zapłakaną Latynoskę, na Simona i odwrócił się by odejść. Teraz gdy ona widząc co się dzieje patrzyła błagalnie głównie na niego Simon skorzystał z okazji i uśmiechnął się szelmowsko do Jess i Lestera. Uśmiech wyglądał jakby właśnie coś zmajstrował. Albo czegoś się dowiedział.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 16-05-2017 o 13:18. Powód: obróbka skrawaniem
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-05-2017, 19:52   #23
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex żałowała, że nie może wznieść jakiegoś szkła wypełnionego przednim bimbrem, gdy tylko zobaczyła jak silnik zaciągnął ropę. Musiała jej wystarczyć napitek z czystej euforii.
- Ja pierdo... Jestem zajebista! - Aż podskoczyła, rozchlapując wodę, która sięgała im prawie po kostki.

Z całym tym entuzjazmem zabrała się za pomoc przy łataniu dziury w ścianie. Na blacharce znała się słabiej niż na silnikach, ale zawsze to dwie dodatkowe ręce, które mogą przytrzymać kawałek blachy.


Kurierka żegnała się z mechanikami dłuższą chwilę. Wymieniając się kilkoma uwagami dotyczącymi silników. Papierosa jak to często się zdarzało nie zapaliła. Vex zazwyczaj nie paliła, chyba że dobicie handlu tego wymagało. Zamiast tego bawiła się skrętem, przy rozmowie by później schować go do opakowania rzeczy na handel. Podniosła Spika i umocowała torbę ze swoimi rzeczami. Jeszcze raz obejrzała motocykl, sprawdzając wszystkie kable i rurki. Na koniec poprawiła mocowanie całego swego dobytku.

Czekając na swoją kolej do zjazdu podeszła do Melody. Przechodząc obok aut obejrzała w jakim są stanie. Skoro dali rade je cofnąć, to pewnie też dadzą radę nimi wyjechać, byleby tylko nie zbliżali się do jej Spika. Uśmiechnęła się do brunetki.
- Zabrałabym się z tobą, może obgadamy szczegóły, sprzedaży tego towaru. - Wskazała podbródkiem bagażnik błękitnego kombi. Mimo całego zamieszania doskonale pamiętała po co wykonywała ten karkołomny skok. - Co ty na to?
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 16-05-2017 o 22:28.
Aiko jest offline  
Stary 20-05-2017, 00:12   #24
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Ale te łódki były fajne! Sunęły po tafli wody i, jeśli się chciało, można było wystawić za burtę rękę, albo kawałek kija. Angie wolała nóż, lubiła noże. Gdy wujek nie pozwolił jej złapać za wiosło, usiadła grzecznie na przeciwko niego i przewiesiła się przez burtę, mocząc kosę w rzece. Mętna, czarna przy braku słońca ciecz opływała ostrze, tworząc po jego bokach zmarszczki, których widok pochłaniał dużą uwagę blondynki. Jej reszta zastanawiała się w co tym razem się wpakowali. Zabrane samochody, pościgi w noc. Powinni kłaść spać, może jeszcze coś zjeść, najlepiej słodkiego! Miała ochotę na kawałek ciasta, albo wiśnie z kompotu. Co pewien czas odrywała wzrok od noża i spoglądała na postawnego blondyna, zastanawiając się tym razem, czy może udało mu się schować w bluzie munduru jeszcze kilka cukierków, ale nie przerywała mu. Pracował, a ona mogła poczekać mimo ssania w dołku.

Początkowo na pokładzie panowała cisza, przerywana rytmicznym uderzaniem wioseł i chlupotem jaki temu towarzyszył. Gdzieś u góry skrzeczały ptaszyska, z trzcin przy brzegu rechotały żaby albo inne mutasy, a Angela węszyła chciwie, łowiąc nowe zapachy. Rzeka tak śmiesznie pachniała, jak błoto i szlam i ryba i rozgnieciona między palcami trawa i było jej tak dużo! Pomyśleć że kiedy mieszkała z dziadkiem widok podziemnej sadzawki z ciurkającym spomiędzy skał cienkim strumyczkiem robił na niej piorunujące wrażenie. Woda była tak cenna i rzadka na pustyni, a tutaj było jej tyle, że można było pić do woli i ile się chciało i jeszcze zostało.
- To… co to jest squaw? - odważyła się zapytać, opierając policzek o ramię. Gapiła się na wujka z nadzieją że jak mu podrzuci zastępczy temat to nie wróci na razie do bicia Patyczaka, o którym tak chciał jeszcze na brzegu porozmawiać.

- Squaw. To po indiańsku. - odpowiedział z wolna wujek Zordon wciąż wiosłując. Zerknął na bawiącą się wodą za burtą nastolatkę i znów pewnie myślał co i jak jej odpowiedzieć. - Squaw to kobieta. Żona. Narzeczona. Dziewczyna. - zaczął wymieniać kolejne wyrazy marszcząc przy tym brwi i wiosłując dalej. Wykonał tak kilka ruchów wiosłem zanim podjął swoją odpowiedź. - Ale też często używa się tego określenia do mówienia tak na branki. Jak jeńcy i niewolnicy. Więc jest mało przyjacielskie. Dlatego tamten mnie tak wkurzył jak nazwał cię squaw. - wujek który siedział tyłem do kierunku w którym płynęli miał więc wciąż przed swoją twarzą Pendleton o widoczne światła lokalu na skarpie z którego niedawno wybyli.

- Żona. Niewolnica - Angela powtórzyła dwa zwroty, marszcząc czoło. To było głupie, nie była żoną wujka, ani niewolnicą, tylko Angie. Byli zespołem - Squaw to taka przymuszona żona… dlaczego tak powiedział? Przecież mnie nie porwałeś, tylko uratowałeś… jesteś bardzo zły wujku? O negocjacje - poruszyła temat który i tak by wyszedł, a wolała nie odwlekać i mieć za sobą - Naprawdę starałam się nie robić trupów.

- Nie wiem dlaczego tak powiedział.
- odpowiedział wujek machając dalej wiosłami. Angie widziała jak powoli ale nieustannie odległość od północnego brzegu się zmniejsza. - Pewnie chciał się podlizać. Żebym się zgodził na jego propozycję. Takie pochlebstwo. By coś uzyskać od drugiej strony. - wyjaśnił wujek Paznokieć marszcząc pewnie brwi. Tego już nie udało się nastolatce dostrzec ale znała ten ton wujka. Zawsze przy nim marszczył brwi w zastanowieniu gdy miał coś zrobić lub powiedzieć.
- Z negocjacjami. No to skomplikowana sprawa. Różnie można negocjować, w różnych okolicznościach i z różnymi ludźmi. Więc nie ma jednego, stałego sposobu negocjacji. - zaczął wujek kolejny wątek podjęty przez podopieczną. Milczał chwilę wiosłując dalej.
Wiosła lekko skrzypiały i stukały w dulkach w rytm jaki nadawali im wioślarze. - Dobrze, że nikogo nie zabiłaś. Nie można zabijać bez potrzeby albo z samego gniewu. To złe. I robi problemy. Problemy się ciągnął za człowiekiem i komplikują mu życie. Czasem nawet wiele lat potem. Dlatego dobrze, że nie zabiłaś nikogo. - najemnik pokiwał głową zgadzając się z tym postępowaniem. - Ale nie jest zbyt roztropne zawsze dać posłuch podszeptowi gniewu i wybierać drogę agresji. Często wystarczy porozmawiać. Dobre są proste pytania. Wielu ludzi boi się prostych pytań. Zapytaj kogoś dlaczego tak mówi albo coś zrobił. Czy każ mu przestać. Wtedy albo zbaranieje bo nie będzie wiedział co robić albo odpowiedzieć albo zareaguje agresją. Wówczas jednak on jest agresorem a nie ty. Ty się wówczas bronisz. Ale jak decydujesz się na coś takiego musisz liczyć się właśnie i z takim rozwiązaniem. A kto wie. Może tamten przestanie albo odpuści i obejdzie się bez przemocy. - wujek tłumaczył i tłumaczył jak widzi sprawę poruszoną przez nastolatkę. Mówił spokojnie i powoli ale też i dało się poznać, że na poważnie. Na koniec dopiero uśmiechnął się co dało się słyszeć w jego głosie.

- Dziadek mówił, że największym szczęściem jest określić wroga, przygotować wszystko, zemścić się, a potem pójść spać. Mówił też, że ołów zamyka gęby wszystkim pieniaczom, tylko trzeba użyć go z odpowiedniej odległości, albo z zaskoczenia. - mruknęła do rozcinającego wodę noża - Zajść od tyłu, cicho. Nie zostawić śladów. Zdobyć przewagę nim zacznie się… kłopot. Ludzie to kłopot, lubił to powtarzać. I żeby być zawsze gotowym… a tu jest dużo ludzi, nie każdy jest dobry i miły jak ty, albo ta starsza pani która dała nam ciasto na drogę. Może… - westchnęła, wracając do siedzenia na podłodze przodem do Pazura - Słyszałeś tam na brzegu. Pytałam, a oni się śmiali, nie umiem pytać. Ale umiem być cicha i to… - podniosła nóż na wysokość oczu - To też umiem.

- Wiem, że umiesz to. - głowa wujka dygnęła w kierunku wystawionego noża. - I że umiesz być cicha. Ale nie wszystko i nie zawsze da się załatwić w ten sposób. U dziadka byliście we dwoje. I sama pustynia dookoła. Teraz wszędzie są jacyś ludzie. U cioci Ellie też będą. Więc nie możemy się zachowywać jak byśmy byli sami na pustyni. - wyjaśnił cierpliwym tonem. Wciąż wiosłował a słychać było chlupot wody uderzającej o burty łodzi i ściekającej z wioseł. - Tam na przystani dobrze ci poszło. W końcu sama widziałaś, że podeszli do nas po twoim pytaniu i zaczęliśmy rozmowę. A przecież o to nam chodziło. By porozmawiać o przeprawie na drugi brzeg, więc właściwie sprawę załatwiliśmy dzięki tobie. To się liczy Angie. Kto wykona postawione zadanie. Reszta to detal. - odpowiedział wioślarz dalej bujając się w rytmie wiosłowania.

Wujek ją pochwalił! Tak poważnie i przy obcych! Powiedział że dobrze jej poszło i się przydała w tych całych pytaniach! Pierś Angeli rozsadziła duma, plecy się wyprostowały, a nóż wrócił tam gdzie jego miejsce - do cholewy buta. Podniesiona na duchu, udobruchana i spokojniejsza, blondynka rozsiadłą się po turecku na dnie łodzi. Pewnie martwił się, że u cioci narobi problemów, a nikt nie lubił problemów. Trupy to problemy i tak, nie byli już sami.
- Dobrze wujku, nie martw się. Najpierw będę pytać, a potem robić trupy, obiecuję - zgodziła się z jego punktem widzenia i przedstawienia sprawy. Chyba o to mu chodziło, prawda?
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 20-05-2017 o 09:59.
Czarna jest offline  
Stary 21-05-2017, 15:11   #25
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
Pisane z pomocą Czarnej i MG

_____Jeśliby przymknąć oko na poobijaną twarz, młoda w zasadzie zrobiła większą część misji. Gdy mężczyzna siedział na łódce i powoli, na spokojnie o tym rozmyślał, co raz mniej miał za złe małolacie. Patrząc na sytuację na przystani potrzebowali czegoś do zwrócenia na siebie uwagi. Dwie osoby chodzące od łajby do łajby mogłyby stracić zbyt dużo cennego w tej chwili czasu. A że nic nie przyciąga gawiedzi lepiej niż bójka, to uzyskali szybko konkretną propozycję. Rononn zapisał sobie pod czaszką, że musi w sumie podziękować blond Angie za szybką improwizację. Niemniej, mogła uderzać zdecydowanie słabiej. Odzyskał już sprawność artykulacji niemniej, nadal odczuwał tępy ból w miejscach zetknięcia szczęki z pięściami.

- Ciebie właściwie to co przywiało? - zapytała Mewa patrząc na Rononna i korzystając z tego, że podczas tych paru czy parunastu minut płynięcia łodzią można było wreszcie w miarę spokojnie porozmawiać.
- Właściwie to nie wiem. Trochę przejadło mi się bycie wiecznie drugim mechanikiem pokładowym. Postanowiłem więc zejść na twardą ziemię i przy odrobinie szczęścia załapać jakąś robótkę czy dwie. - Rononn odpowiedział patrząc jednocześnie na siostrę i gdzieś obok niej na ciemniejącą w wieczorze taflę rzeki. Jeszcze trochę, a nie będzie jej można odróżnić od horyzontu i lądu wokoło.

Ramiona, choć przyzwyczajone do pracy fizycznej nienawykły do tempa wiosłowania, jaki narzucił wujcio Zordon. “Patyczak” nie narzekał, Mewa wpadła w tarapaty i każdy porządny brat by pomógł. Więc i on pomagał wiosłując i wiosłując. Na szczęście brzeg w tym miejscu nie był daleko.
- A ciebie? Poza tym, że masz towar na którymś tam kombi? Zawsze sądziłem, że przekładasz zapachy oleju nad zapachami stęchłej zmutowanej ryby. Dawno się znasz z tamtym kochasiem, którego wcześniejsza foczka cię tak urządziła? - Monter odbił piłeczkę pytań. Gdyby ktoś się przyglądał, to jego twarz w aktualnym momencie wyglądała o wiele gorzej niż twarz jego siostry. Miejsca zetknięcia z knykciami nadal pulsowały, a wzrok Rononna co jakiś czas napotykał sylwetkę blond wojowniczki. Zimno spłynęło mu po kręgosłupie na myśl, że na szczęście, młoda nie miała wtedy noża.

_____Blondynka albo wyczuła serię spojrzeń, albo jej uwagę zwróciła pani od stanika, siedząca obok Patyczaka, bo przekręciła się przodem do nich i usiadła po turecku na dnie łodzi. Słuchała i mrugała żywo zainteresowana obcymi ludźmi tuż obok. Nawet się jej o coś pytali! Znaczy ta pani się pytała. Znaczy jej i wujka, ale nim Pazur zdążył coś powiedzieć, podopieczna go uprzedziła.
- Tak, pierwszy raz tu jesteśmy. Tym no… przejazdem - odpowiedziała drugiej kobiecie i klasnęła w dłonie - Mam na imię Angie, a to wujek Zordon. Jesteśmy zespołem i jedziemy do cioci Ellie która mieszka w miasteczku gdzie są dzieci i kwiatki - przekrzywiła się i objęła ramionami nogi najemnika, kładąc mu policzek na kolanie.

_____Brunetka słuchała zarówno tego co mówił jej brat jak i tego co odpowiedziała jej blond nastolatka. Pokiwała głową na słowa brata wiosłującego razem z Pazurem i właścicielem łodzi i zawiesiła na chwilę spojrzenie na blondynce obejmującej kolana najemnika. - Czyli chcesz się ustatkować? - zapytała siostra starszego brata patrząc w stronę plamy jego twarzy. - No niezłe miejsce. Tutaj jest jakiś mechanik na lądzie więc miej to na uwadze. - Mewa machnęła dłonią w stronę brzegu od jakiego niedawno odbili. Jak był naprawdę to wiadomo, zawsze jakaś konkurencja na tym samym rynku. No ale była też szansa, że jakoś da się dogadać czy zrobić inny deal by nie robić sobie nawzajem koło pióra.

- Słyszałam też, że na północ stąd jest jakiś gang. Mają motory i inne takie. Więc pewnie ma im co się psuć. Synowie Khaina. - odpowiedziała Mewa po paru machnięciach wioseł trójki mężczyzn. - A z preferowanych zapachów to najbardziej preferuję zapach dobrego gambla przy pasie. Więc kręcę się tam gdzie można go zdobyć. - odcięła się młodsza siostra bąkając nieco na zaczepkę starszego brata.

- Ten palant z opaską to Puzzle. Znałam go już dłużej ale średnio nam było po drodze. Czasem miał ciekawy towar to robiliśmy interesy a czasem nie albo chciał za dużo to nie. - wzruszyła ramionami siostra Rononna. - Teraz jednak przyszedł i schlapał się, że ma mega interes na oku. Pociągnęłam mu i za język więc się wygadał więcej. Tyle, że miał deal z tą szmatą od Khainów więc trzeba było ją wyrolować. Albo się pozbyć. I ten palant miał się tym zająć ale spierdolił. I teraz ta szmata powinęła nasz towar. - twarze już nie były zbyt widoczne więc ich rysów było już dość ciężko odczytać. Ale w głosie Mewy znów bez problemu dało się odczytać złość i frustrację z powodu nieoczekiwanych komplikacji.

- Ja jestem Mewa. A to jest Rononn. Mój brat. - przedstawiła siebie i brata Mewa. Przyglądała się chwilę blond nastolatce wtulonej w kolana najemnika. - Mewa to taki ptak. Biały. Znad morza. Ale czasem tu dolatują. - dopowiedziała po chwili zwłoki. Zerkała chyba też i na samego najemnika ale Pazur chyba nie miał zamiaru się wtrącać w rozmowę więc nie doczekali się jego reakcji czy odpowiedzi. - Skąd jesteście jeśli nie stąd? - zapytała zaciekawionym głosem patrząc na właścicielkę blond włosów.

_____Ale ta pani była miła! Wystarczyła chwila i Angie już wiedziała że ją lubi. Nie patrzyła na nią jak na dziwowisko i jeszcze tłumaczyła co to są te całe mewy, zupełnie jak wujek!
- Morze… to tam gdzie tyle wody że ciągnie się aż po horyzont i nie widać drugiego brzegu? Taka płaska pustynia, ale mokra. I ryby tam są, takie duże. Wujek mi opowiadał - mocniej objęła kolana najemnika - Nigdy nie widziałam morza, a ty? Byłaś nad morzem? - zapytała Mewę - Wujek jest Paznokciem i jest z… jednostki? - teraz gapiła się do góry na ponurą twarz wioślarza, bardzo niepewnie i ostrożnie. Co miała mówić żeby nie mówić za dużo? Nazwisko przecież też używała nie swoje - A ja jestem z… mieszkałam na pustyni, z dziadkiem, ale dziadka już nie ma - posmutniała, przechodząc wzrokiem poza burtę. Szybko znowu tryskała radością, przyspieszając tempo mówienia - Ale teraz też jest fajnie, lepiej! Bo jest wujek i on jest super! Tyle wie i umie! A ty jesteś stąd? A może znad morza? Dlaczego Mewa? Ja jestem Angie od Angela, wujek jest Zordon… bo jak nocowaliśmy w takim opuszczonym domu to tam był plakat z takimi śmiesznymi ludźmi w kolorowych ubraniach. Kombinezonach - powiedziała dumna że zapamiętała takie trudne słowo - I tam była taka tuba z twarzą, taka poważna! I przypominała wujka, on też taki poważny… i powiedział że ta twarz z tuby to jakiś Zordon… z Power Rangers. No i został Zordonem - wzruszyła ramionami. - Pasuje i podobny i nie było widać jaki ma kolor ubrania, a nosi wojskowe, a nie takie kolorowe i… - zacięła się i przestała nadawać, bo znowu się rozgadała, a to nigdy nic dobrego nie przynosiło.

_____Rononn postanowił odpowiedzieć na pytanie o ksywkę siostry. I chociaż w głębi gdzieś czuł obawę przed ponownym obiciem twarzy, zebrał się zaryzykować. Tym razem jednak będzie musiał uważać na słowa kierowane do Angie
- Mewa to taki cwany ptak. I jak nie przypilnujesz to Ci porwie jedzenie, nawet prosto z ręki. - zaczął tłumaczyć Rononn patrząc w stronę swojej siostry - A moja przemiła siostra nabyła tego przezwiska gdy mi podkradała części do napraw. No i nie lubi swojego imienia, Izabela, a poza tym mówiła mi, że facetom się ta ksywka podoba. Zwłaszcza marynarzom - gdyby nie brak światła można by było dostrzec wystawiony język Rononna w stronę siostry. Lecz z samego tonu ostatniego zdania można było wnioskować, że monter drażni się z siostrą. Jak prawdziwe rodzeństwo drażnić się powinno. - A poza tym, mewy potrafią się bardzo dobrze przystosowywać do zmian. I będą żyć gdziekolwiek gdzie jest to co jedzą. A przynajmniej tak było kiedyś - Rononn przypomniał sobie strzępek wiedzy o której mówił jego ojciec. - a jak teraz jest to niewielu wie. No, moja siostra też daje sobie radę w różnych miejscach. Tylko czasami jej coś nie wychodzi i trzeba jej pomóc - mężczyzna zrobił krótkie wzdechnięcie. -A co do ustatkowania się, najpierw znajdźmy to co zgubiłaś, a potem pomyślę gdzie się zaciągnać. Nie codziennie widzę własną siostrę nago w knajpie portowej



Pod deskami łódki można było wyczuć charakterystyczne drżenie zdrewniałych roślin trących o kil i inne części burty. Chociaż mogły być to po prostu śmieci z przystani. Tak czy inaczej stanowiło to wyraźną oznakę, że dobijali do brzegu. Rononn przestał mówić przygotowując się na wstrząs towarzyszący przy każdym dobiciu na mieliznę. Jeszcze tylko kilka machnięć wiosłem...
 
Gienkoslav jest offline  
Stary 22-05-2017, 01:10   #26
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jessica była zadowolona. Nie dało się tego ukryć, nawet gdyby podjęła próbę. Szeroki uśmiech zdawał się być na stałe przyklejony do jej twarzy. Zanim wyszła z wody poświęciła chwilę czasu by skorzystać z szamponu. W końcu po to tu przyszła by się umyć, co nie? Chyba jednak nawet ona nie była naiwna na tyle by w to wierzyć. Czyżby jej pragnienia były na tyle widoczne, że Lester postanowił przynieść jej w końcu ulgę? Nie miała pojęcia i chociaż bardzo jej na odpowiedzi zależało, nie miała też zamiaru pytać. Jedno wiedziała na pewno… Żaden z braciszków nie zrobiłby nic żeby ją skrzywdzić więc przynajmniej z tej strony była ubezpieczona. Mogła mieć pewność, że nie chodziło tu o jakiś zakład, żart czy zwykłą chęć przelecenia laski. Gdyby tak było to Lest by się wycofał, była tego pewna. Tylko czy ta chęć, w połączeniu z jej ochotą by stać się jego kobietą, ich kobietą, nie dawała mu czasem prawa do skorzystania z takiej okazji? Mętlik powrócił, przygaszając nieco radość. Chciałaby żeby jej ktoś wyjaśnił to wszystko. Najlepiej któryś z braciszków bo nikomu innemu nie ufała. Problem polegał na tym, że zdarzyło się jej nie jeden i nie dwa razy nasłuchać jak jeden lub drugi, albo też oboje, narzekali na to że laski nic tylko by gadały w łóżku i co najlepiej się nadaje do tego, żeby je uspokoić.
Kończąc mycie i wychodząc z chłodnej już wody, doszła do wniosku, że ma gdzieś to co gadali. Miała pytania i potrzebowała na nie odpowiedzi. Jakie by nie były. Skoro zaś potrzebowała odpowiedzi, to musiała zapytać tych, do których zawsze się zwracała gdy miała kłopot. Tyle tylko, że to pytanie mogło poczekać aż znajdą się w pokoju. Do tego czasu miała zamiar cieszyć się chwilą, tym że mięśnie przyjemnie bolały, a w środku wciąż czuła delikatne pulsowanie. To, że nieco bolało, dało się przeżyć i Jess nie miała zamiaru się tym przejmować. W końcu wiedziała, że tak będzie. Matka zdążyła jej wytłumaczyć to i owo, a i chłopaki jakoś specjalnie nie taili przed nią tego, co się zwykle działo gdy zgarniali sobie laskę do łóżka. Kilka razy miała nawet okazję poobserwować owe zmagania, czując to przyjemne chociaż uciążliwe mrowienie tam, gdzie teraz czuła pulsowanie. Chociaż już nie tylko pulsowanie, co stwierdziła z pewnym zadowoleniem. Najpierw jednak trzeba było dostać się do pokoju. No i była jeszcze sprawa Simona i tego jak on zareaguje. Ta myśl podziałała nader skutecznie na chaos, który panował w jej głowie. Miała nadzieję, że młodszy Thron’e nie poczuje się urażony. Nie chciała żeby ich stosunki się pogorszyły, bo obojgu darzyła takim samym uczuciem. No, prawie takim samym, dodała w myślach zerkając na Lest’a.


Z ochotą skorzystała z drugiego szlafroka, wcześniej osuszając włosy na tyle, na ile dało się to zrobić jednym ręcznikiem i na szybko. Podobnie jak braciszek, zgarnęła ciuchy, chociaż w przeciwieństwie do niego nie założyła płaszcza. Skorzystała też z okazji by odświeżyć bieliznę. W końcu skoro mieli pod ręką masę wody i środki czystości to czemu marnować taką sposobność?
Wychodząc na korytarz układała sobie wszystko w głowie, tak żeby samej wiedzieć jakie stanowisko chce zająć. Z owego myślenia wybiło ją spotkanie z Simonem, latynoską i kimś kto wyglądał jak lekarz i chyba nim nawet był. W odpowiedzi na uśmiech młodszego z Thorn’ów, przewróciła oczami od razu wracając z chmurek na ziemię. Co ten znowu knuł? Bo że coś knuł to nawet ślepy by zobaczył. Gdy zaś Simon knuł, to niekiedy kończyło się niekoniecznie miło dla wszystkich wokoło, nie tylko tych zainteresowanych. Pod tym względem bywał gorszy od Lestera. Ten ostatni przynajmniej działał w sposób bezpośredni. Simon… Simon wolał podchody.
O co chodziło w ogólnym obrazie to akurat trudne do odgadnięcia nie było. Jess pamiętała tą laskę z wcześniej. Coś było nie tak z jej dzieciakiem przez co narobiła hałasu w barze. Wyglądało na to, że udało się jej zmusić kogoś by poszukał medyka, a Simon swoim zwyczajem postanowił przy okazji nieco namieszać.
- Co ty znowu kombinujesz? - zapytała braciszka wprost, wskazując brodą latynoskę.

- Kombinujesz? Kochana jak możesz tak mówić? - Simon chyba miał ubaw w najlepsze bo choć zrobił zbolałą minę jakby oskarżenie było strasznie niesprawiedliwe to zdradzający figlarski ton uśmiech i dopasowane do niego spojrzenie aż nadto go zdradzały. Starszy brat wymownie uniósł brwi posyłając młodszemu krytyczne spojrzenie by dać znać, że nie chce mu się bawić w pośrednie zabawy brata.

- No to dowiedziałem się, że ta Latina wraca z północnego brzegu. Tam tego dzieciaka coś użarło czy co. Nie wiem bo szybko mówiła i coś o jakichś diabłach więc nie wiem o co jej chodziło. Ale słuchajcie co najlepsze. Tam mówiła coś o jakiejś kawalkadzie samochodów. Starej i porzuconej. Na mojego nosa to o tym właśnie mówił nasz słodziutki Kyle Rogers. I tam się ma czaić mr. Brown. Tylko właśnie tak mówiła, że musiałem kombinować by się nie skapnęła co nam leży na sercu a i ten doktorek się nie skapnął. Więc tyle. Ale można by coś z nią pocisnąć. - Simon wypruł się ze swojej zdobyczy patrząc wymownym wzrokiem na parę o wciąż mokrych włosach i szlafrokach. Chyba liczył, że po odwaleniu swojej działki jakoś go wesprą czy wymienią w tej doli zdobywania informacji z latynoskich źródeł.

Nazwisko Brown’a jak zwykle podziałało na Jess niczym lekki kop elektryczny. Zbliżali się do skurwiela, niemal czuła satysfakcję która na nią czekała gdy starszy z braciszków zabawi się z tym skurwielem. Miała nadzieję, że jej też pozwoli się pobawić. Mało kiedy była tak cięta na drugiego człowieka, jak w przypadku tego gnojka. Ale już niedługo…
Jako że ręce miała zajęte, podeszła do Simona i zamiast mu je zarzucić na szyję, stanęła na palcach i obdarowała młodszego z braci, buziakiem. Należało mu się w końcu.
- Dobra robota - puściła do niego oczko, wcale nie sprawiając wrażenia chętnej żeby go w jakikolwiek sposób wesprzeć. W końcu od gadany to był on, chociaż ostatnio miała dziwne wrażenie, że z jakiegoś powodu próbuje tą robotę zrzucić jej na głowie, co nie miało sensu. Czuła jednak, że coś chyba powinna zrobić, jakoś mu pomóc, tylko że… Rzuciłą spojrzenie starszemu z Thorn’ów, który w końcu nimi dowodził i z którym miała nadzieję spędzić jeszcze trochę czasu sam na sam.
- W sumie… Może przed drugą kobietą otworzyłaby się bardziej…? - Mruknęła, dalej stojąc przy Simonie i wpatrując się w Lest’a. Sama nie była w stanie zdecydować za którym pragnieniem iść w tej chwili. Za tym dotyczącym jego czy za chęcią dorwania Brown’a. Miała mętlik w głowie i chyba było to po niej widać, no ale miała też do tego prawo, co nie?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 23-05-2017, 00:36   #27
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6









- Mnie pasuje. - Melody odpowiedziała dziewczynie z Det na jej propozycję. Dalej zostawało wytarabanić się z łajby gdzie po swoich skokach i wyskokach stali się niezbyt mile widziani. Przynajmniej przez kapitana jednostki. Grupa z Black Cross zapakowała się do swojej maszyny i starała się wyjechać. Poszło im właściwie dość gładko choć opuszczona rampa kończyła się w wodzie. Dość głębokiej jak na pokonanie jej w bród pojazdem. Niemniej maszyna gangu z czarnymi krzyżami chlupnęła rufą do wody, wbiła się w nią a fala od tego uderzenia zachlapała tylną szybę. Potem opadła maska maszyny a wraz z nią i silnik. Woda na pewno dostała się do środka ale widocznie zbyt krótko miała styczność z silnikiem by coś w nim namieszać. Więc po chwili maszyna z czarnymi krzyżami na drzwiach stała na niezbyt szerokiej plaży jaka rozciągała się między zarośniętym lasem brzegiem rzeki a samą rzeką.


Potem przyszła kolej na Melody choć ta miała dość nietęgą miną widząc jak przebiegała operacja wyparkowania maszyny przez ten pas wody. Kombi zachowywało się podobnie jak pojazd Black Cross choć dało się zauważyć, że kierowca w dzień błękitnej a obecnie jakiejś ciemnej kombiakowej maszyny reaguje mniej pewnie a bardziej nerwowo od poprzednika. Jednak brunetce też udało się zjechać z rampy i stanąć na plaży. Ostatnia w kolejce do opuszczenia pokładu była Vex. Siedziała już na siodełku gdy podbiegł do niej ten młodzik z maszynowni.


- Szef kazał ci dać. Za tą pomoc w maszynowni. - powiedział szybko wręczając jej jakąś butelkę. Trochę pognieciony i pobrudzony plastik był pełny jakiejś cieczy. Lekko zazgrzytał plastikowym zgrzytem gdy zmienił właściciela. Ale w tych ciemnościach już ciężko było zgadnąć co tam w środku właściwie jest. Młodzik przy tym wskazał kciukiem za siebie. Tam gdzie wskazywał w drzwiach widniała sylwetka starszego mechanika w jego pobrudzonym kombinezonie. Widząc, że obie twarze zwróciły się ku niemu pomachał dziewczynie z Det na pożegnanie.


Wkrótce wszystkie trzy dwu i jednoślady były już na wąskim skrawku piachu ciągnącym się wzdłuż rzeki Arkansas. Pierwszy miał jechać samochód Melody bo ona znała drogę. Black Cross chyba też mieli zamiar jechać za nią więc też czekali aż ruszy. W oddali, nieco po skosie po lewej wciąż widać było świetlne punkty z okien Pendleton. Jednak właściwie zdążyli tylko odpalić silniki i reflektory pojazdów gdy w ich smugach ostrzegli kilkuosobową grupkę pieszych na swojej drodze. Plaża była dość wąska. Można było się pokusić o wyminięcie ich lub liczyć, że się odsunął przed nadjeżdżającymi pojazdami. Ale coś wyglądało na to, że mają sprawę do nich. Jeden z nich był ubrany na wojskowo i miał jakąś długą broń. Co prawda na plecach ale jednak nie dało jej się nie zauważyć. Jedna blondyna też miała podobną broń. Pozostała dwójka, to był jakiś wysoki, bardzo wysoki facet w długim płaszczu i jakaś dziewczyna o ciemnych włosach. Dzieliło ich o siebie jakieś dwa tuziny kroków. Nikt z nich nie miał co prawda broni w łapach ale jednak każdy z nich jakąś broń miał. Zresztą kto by nie miał ruszając w podróż? Po chwili wypatrywania Vex była już pewna, że ta brunetka to ta z którą Melody poszła na udry w barze Woe. Pozostałych niezbyt rozpoznawała. Ten wysoki był podobny do tego co wchodził do baru gdy ona wybiegała na zewnątrz ale nie była pewna czy to ten czy tylko tak jej się wydawało.







Tak jak spodziewał się Rononn dno łodzi uderzyło o dno. Rybak dokończył operację przybijania o brzegu i czekał aż cała czwórka wysiądzie z jego wodnego pojazdu. Wciąż mieli szansę zdążyć bo prom nadal stał przy brzegu. Choć już wypakowywał swoją zmotoryzowaną zawartość więc przybyli w ostatniej chwili. Rybak pożegnał się z nimi i mozolnie zaczął odbijać wiosłem od brzegu łódź by powiosłować z powrotem do swojej macierzystej przystani.


- Musimy ich zatrzymać i pogadać zanim ruszą. Na piechotę ich na pewno nie dogonimy. - powiedział wujek Zordon ruszając wzdłuż plaży. Kierował się równym ale raźnym tempem w stronę wypakowujących się pojazdów.


Brakowało im z kilkadziesiąt kroków plaży do tej kawalkady dwóch pojazdów i motocykla. Była już ciemna noc więc widzieli głównie ciemne cienie sylwetek pojazdów na tle granatowego nieba. Tamtym też musiało być ciemno bo zapalili reflektory. W ich świetle czwórka podróżnych widziała jak najpierw zjechała jakaś osobówka, potem te kombi a na końcu motocykl. Prom jednak uniósł rampę i buchnął głośniej odgłosem pracujących silników. Ostatecznym potwierdzeniem, że odpływa na głębsze wody był zauważalny ruch i powiększająca się przestrzeń ciemnej wody między płaskim dziobem - rampą a jaśniejszym pasem plaży.


Pierwszy chyba miał zamiar jechać ten kombiak bo pozostałe pojazdy dały mu wyjechać i zaczęły się ustawiać jakby miały jechać za nim. Jednak ledwo ruszyli ich reflektory wyłowiły z ciemności czwórkę podróżników i najpierw zatrzymało się te prowadzące kombi a potem i reszta. Światła zaś oślepiły nawykłe już do wieczornych półmroków i pierwszych mroków nocy oczy więc gremialnie cała czwórka uniosła ramiona ku górze by przysłonić oślepione oczy. Już wcześniej widzieli same pojazdy ale nie kto w nich siedzi. Postać na motocyklu też jawiła się jako ciemna, rozmazująca się w mrokach sylwetka.




- W kombi na pewno jest ta zdzira. Pewnie chce mnie i Puzzle wysiudać z interesu. Opchnąć towar sama. Pewnie chce wrócić do swoich kolesi bo on gdzieś tu mają obóz po tej stronie rzeki. - Mewa wydawała się naburmuszać z każdym krokiem jaki przybliżał ich do samochodów. Przestała dopiero gdy oślepiły ich światła samochodów i tak jak wszyscy przysłoniła oczy ramieniem.







Lester skrzywił się. Ciężko było powiedzieć czy na to co powiedziało któreś z jego rodzeństwa czy na coś innego. Podrapał się po mokrych jeszcze włosach, popatrzył na schody na górę gdzie dotąd miał zamiar udać się z Jess i na drzwi które prowadziły do głównej sali.

- Dobra to pogadajmy z nią. Może powie coś co czego nie powie nam ten Rogers. - zdecydował w końcu kiwając głową w stronę drzwi do sali głównej. W końcu gdyby Jess miała pójść pogadać “jak kobieta z kobietą” a Simon by miał tłumaczyć to zostałby sam a najwyraźniej nie miał na to ochoty.


Pogadanie jednak okazało się nie tak całkiem proste. Co prawda kobieta całkiem chętnie zaprowadziła ich do wynajmowanego pokoju i chętnie mówiła ale to właśnie był problem. Mówiła szybko i dużo a do tego często płakała załamując o tego ręce. Siedziała na łóżku na którym leżało bezwładne ciało jej dziecka. Dzieciak naprawdę wyglądał jak prawie trup. Ledwo oddychał, leżał całkiem nieruchomo więc na pierwszy rzut oka łatwo mógł być wzięty za martwego.


Ale gdy postali chwilę i drugą to w świetle lamp i świec jednak ten słaby i rzadki oddech zauważyć. Był więc w ciężkim stanie co dało się zauważyć nawet bez żadnej wiedzy medycznej. Ekspertyza tego doktora więc teraz wydawała się być jak najbardziej na miejscu.


- Spytaj ją czy widziała Browna. - powtórzył kolejne pytanie Lester który widząc znikomość efektów w rozmowie w końcu sam zaczął “sugerować” pytania Simownowi.


- Człowieku próbuję ale ona coś cały czas mówi o jakimś “diablo” i nie wiem o co jej chodzi. Coś użarło jej dzieciaka. Chyba człowiek ale z tym diablo to nie wiem. Może jakiś zwierz albo coś innego. Oni diabłem nazywają wszystko co złe ich spotyka więc to może być cokolwiek. - Simon też wydawał się być już dość zmęczony tym wyciąganiem informacji obficie upstrzonym barierą językową której pozostała dwójka po chwili rozmowy łatwo wyłapała. Kobieta mówiła szybko w rodzimym języku a Simon się wahał, jąkał i miał niepewną minę gdy starał się zrozumieć co mówi, opowiada albo ułożyć własne pytanie. Ten hiszpański czy inny latynoski slang to chyba znał tak bardzo po łebkach. - Mówi, że się źle czuł to ta mała po nią pobiegła a gdy wróciły on już tak leżał. - dodał coś co chyba dowiedział się z tych dociekań i rozmówek z zapłakaną kobietą.


- Olać to. To spytaj jej się o ten konwój. Tam chce jechać ten Rogers i tam miał się kręcić Brown. - Lester widząc raczej słaby postęp w rozmowie chciał spróbować z innej strony. Simon więc chwilę dukał swoje pytanie. Kobieta coś odpowiedziała. On znów coś się dopytał. Używał przy tym uniwersalnego wsparcia migowego i w którymś momencie złożył dwa palce obu dłoni w znak krzyża. Kobieta energicznie pokiwała głową i też zrobiła podobny gest.


- “La cruz roja” to czerwony krzyż. Mówi, że były tam samochody z czerwonym krzyżem. Duże wojskowe ciężarówki. Gdzieś w lesie i dużo wody tam było. Ciężko było się dostać. Ten dzieciak tam polazł. Zabroniła mu ale polazł. Bała się, że się utopi. I tam coś właśnie go użarło. - odpowiedział zmęczonym głosem młodszy z Thornów gdy przebrnął się z mozołem przez potoki latynoskiego narzecza.


Rozmowę przerwała sama Latynoska. - Mi pequeño ángel! - krzyknęła z nieowierzaniem i radością zwracając uwagę wszystkich.


- Mój mały aniołek. - usłużnie półgłosem przetłumaczył Simon. Ale dalej nie trzeba było już tłumaczeń bo dzieciak leżał z otwartymi oczami choć nadal się nie odzywał i był całkowicie nieruchomy. Matka objęła go tuląc w ramionach. Drugi dzieciak, mała dziewczynka, siedząca dotąd cicho na krześle obok łóżka i nie wtryniająca się w rozmowę dorosłych też krzyknęła coś radośnie po latynosku, zerwała się z krzesła i podbiegła do łóżka. Lester spojrzał na pozostałą dwójkę. Jeśli dzieciak się wybudził to chyba po sprawie. Pewnie zastanawiał się czy spadać z pokoju czy próbować o kobiety wyciągnąć przez Simona coś jeszcze. Pozezował na Jess pytająco.


Nagle jednak na łóżku powstało jakieś zamieszanie. Kobieta krzyknęła z mieszaniną strachu, bólu i zaskoczenia.

- Qué haces? Cálmate! Yo a tu madre! - krzyczała nagle kobieta. Wyglądało jakby próbowała uspokoić synka. Ten zaś wyglądał jakby dostał jakiś drgawek albo próbował wyszarpać się. Z ust ściekała mu krew jakby nią rzygnął. Dziewczynka zdębiała w pierwszej chwili ale zaraz próbowała objąć brata za plecy by go uspokoić.

- Każe mu się uspokoić mówi, że jest jego matką. - Simon przetłumaczył ale minę tak samo jak brat miał dość niepewną. Nawet z paru kroków nie było widać co się na tym łóżku właściwie dzieje. Wyglądało jakby matka i córka próbowały uspokoić siedzącego na łóżku brata a ten… Dostał jakiegoś ataku? Pluł krwią? Złapały go jakieś drgawki? Chciał się wyrwać?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-05-2017, 17:45   #28
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Pisane wspólnie z Aiko i Mg :)

Vex schowała prezent do jednego z juków i wsiadła na Spika. Już cieszyła się na myśl o spokojnym wieczorze gdy zobaczyła nową atrakcję. Widok brunetki mocno zaniepokoił Vex. Tym bardziej, że ewidentnie podróżowała z tą uzbrojoną ekipą. A już myślała, że udało się jej załatwić coś bezboleśnie. Teraz mogła tylko spróbować, rozegrać to tak by się nie pozabijali.

Wyprzedziła auta i spokojnym tempem podjechała to faceta, który wyszedł im naprzeciw.
- Hello! Zabłądziliście? - Uśmiechnęła się opierając się o kierownicę.

- Właściwie to nie. - odpowiedział uzbrojony mężczyzna. Dalej przysłaniał dłonią oczy więc twarz widać mu było dość słabo w tym jaskrawym kontraście między oświetlonymi fragmentami skóry a cieniem który wydawał się przez to jeszcze ciemniejszy. - I cześć. Możecie przygasić światła? Walą po gałach i ciężko się gada. - odpowiedział i zapytał ten facet w mundurze z kamuflażem. Ostre światło na pewno rozpraszało uwagę tym komu wypalało oczy i do tego zwyczajowo maskował ruchy tych z właściwej strony światła więc w naturalny sposób dając przewagę jednym wzbudzał nieufność drugich, świadomych tej przewagi.

- Wiesz, z mojej strony nie ma problemu, ale jest z wami osóbka, która może tych problemów narobić. - Vex zastukała palcem w kierownicę. - Mam dość celowania w moją osobę na ten dzień. Więc jeśli obiecasz, że przypilnujesz swojej grupki, jz chętnie pogadam w sympatyczniejszych warunkach.

Vex aż zbyt dobrze wiedziała, że ta obietnica jest gówno warta. Ale kto wie może trafiła na rycerza w tym powalonym kraju. Delikatnie przesuwała dłonią po lakierze Spika, wyczuwając pod palcami każdą, znaną jej już, nierówność.
- Co ty na to?

- Łaaaał... - z całej rozmowy i scenerii Angie najbardziej zainteresował motor. Poruszał się płynnie i był mniejszy od samochodu, no i tak śmiesznie pyrkał tym całym siłownikiem, czy jak to się wedle wujka nazywało. Fajnie byłoby mieć coś takiego, szybszego od człowieka w biegu i dość małego aby przedzierać się przez setki wraków na starych autostradach.
- To jeździ na benzynę? - spytała pani na motorze, robiąc parę pewnych kroków w jej stronę, jak ćma wabiona światłem. Karabin wisiał na jej plecach, dłonie miała puste. Jedna z nich pokazywała motor - Można się przejechać? Wujku zobacz, ma dwa koła, a nie cztery! Ale się nie przewraca! - odwróciła głowę do blondyna w mundurze, nadając wesoło i z przejęciem.

Vex przyglądała się dziewczynie z zaskoczeniem. Zachowywała się jak maluch, a nosiła przy sobie broń. Z jakoś powodu wydawało się jej, że to makabryczne połączenie.
- Tak, jeździ na benzynę. - Uśmiechnęła się. - Niestety się przewraca jak się nie umie na nim jeździć. Myślę, że jeśli twój wujek się zgodzi mogę cię podwieźć do osady.

Reakcją blondynki było głośnie wciągnięcie powietrza i szeroki uśmiech, który wydawał się sięgać od ucha do ucha. Ta pani też była taka miła!
- Naprawdę?! - Angie miała minę jakby ktoś postawił jej przed twarzą cały talerz szarlotki z lodami i powiedział że to wszystko dla niej. Klasnęła z uciechy w dłonie i po dwóch kolejnych krokach, znalazła sie tuż przed motorem.
- Jestem Angela, a pani? - przedstawiła się miłej pani, bo wujek mówił że tak trzeba i pokazała na mężczyznę z tyłu - A wujek, to wujek Zordon… a jak chcesz to mów mi Angie, bo tak łatwo zapamiętać - uśmiechała się z niezachwianą pogodna ducha, kręcąc głową to na Pazura, to na motocyklistkę - A tam są Patyczak i Mewa… wujku zgodzisz się? Bardzo ładnie proszę… bo ja nie umiem jeździć, a ta pani umie i słyszałeś, że mogę się przejechać. Proszę, proszę, proszę... - złożyła ręce, robiąc wielkie oczy.

- Jestem Vex. - motocyklistka zerknęła na wujka Zordona. - To jak jedziemy?

- Przykro mi. Ale mamy tu sprawę do załatwienia. - odpowiedział w końcu mężczyzna w mundurze z kamuflażem. Wcześniej chyba chciał coś powiedzieć gdy do rozmowy włączyła się Angie. Nie przerywał gdy rozmawiały ale w końcu gdy uwaga obydwu kobiet znów spoczęła na nim odezwał się. Palcem z dłoni zasłaniającej rażące światło wskazał na stojące nieopodal kombi. - A potem zobaczymy. - Angie miała wrażenie, że ta druga część jest skierowana głównie do niej. Wujek jak zwykle wydawał się oazą spokoju i opanowania. Zaś pozostałym stosunek relacji między jego chłodnym spokojem a jej młodzieńczym entuzjazmem był ciężki do przeoczenia.

- Nie będziemy do was strzelać jeśli wy nie zaczniecie pierwsi. Ale jak zobaczę, że coś kombinujecie no to też może być niewesoło. A co do mierzenia do ciebie to nikt od nas chyba. Chyba, że coś wcześniej to załatwcie to między sobą. - wyższy od Vex mundurowy wrócił w rozmowie do tego o czym mówiła na początku.

- Właśnie! Mamy sprawę do załatwienia! - do rozmowy wtrąciła się Mewa. Podeszła szybko po piachu do grupki skupionej wokół motocykla i stanęła tuż obok. - Oni chcą te kombi. - wskazała kciukiem na żołnierza i blondynkę. - A ja chcę ten towar z samochodu! - wskazała palcem wskazującym na własną pierś.

- Ej no co to za zebranie?! Co to za jedni?! Jedźmy wreszcie! - z drugiej bryki Black Cross przez okno wychylił się Petarda i krzyknął ponaglająco.

- Ta zdzira tam jest? Ma towar? - Mewa zignorowała kierowcę czarnokrzyżowców i spytała Vex wskazując kciukiem w stronę kombi. Z czarnych krzyży dobiegły ponaglające odgłosy uderzania dłonią o blachę drzwi. Zupełnie jak w Det. Jeśli klakson nawalił. - Chce nas wyrolować i pojechać do swoich w obozie. Tam będzie nam dyktować warunki. Odzyskajmy towar teraz. - Mewa zerknęła bystro po zebranych twarzach sprawdzając co kto powie.

- Do jakiego obozu? - wujek Zordon czy Phoenix spojrzał w dół na niższa od niego brunetkę stojącą przy nim. Zaraz też jednak pytające spojrzenie zaliczyła i Vex.

Vex rozłożyła ręce.
- Ja tu jestem tylko kurierem, ani to mój obóz, ani sprzęt. - Uśmiechnęła się do wujka Zordona. Wydawał się być całkiem rozsądnym człowiekiem. - Myślę jednak że jakiekolwiek agresywne zachowania nikomu nie będą tu na rękę czyż nie. Jeśli zaczniecie się bić jakie są szanse, że zaraz tu ktoś przyleci i jak planujecie załatwić jutro przeprawę? Usiądźmy, pogadajmy, szkoda bandaży i szkoda nabojów.

Odmowa wujka wywołała smutek na twarzy Angeli, ramiona jej opadły i zeszło z niej powietrze. Patrzyła z miną pokrzywdzonego szczeniaka na wysokiego najemnika i zaciskała drżące usta. Tak chciała się przejechać! Nigdy nie jeździła na moturze, ale wujek miał widocznie inne plany.
- Dlaczego tak brzydko mówisz o tej drugiej pani? Nieładnie tak kogoś nazywać - poszła za radą Pazura i spytała Mewy o zachowanie którego nie rozumiała. Przestąpiła z nogi na nogę, obserwując jak wujek rozmawia z Vex. Chyba nie chcieli się bić na środku drogi po nocy. Negocjowali na spokojnie.
- Mewa chce jakąś część... taką co się dziwnie nazywa - powiedziała kiedy zapadła cisza - My tylko chcemy się dostać do cioci, do Yarnhill... bo wujek musi wracać do jednostki i nie mogę jechać z nim... a jeszcze ma kotrakta... to muszę poczekać. - wzruszyła ramionami - Wiecie gdzie to jest? Jak byśmy pojechali z wami… to bym mogła na moturze - popatrzyła znacząco na blondyna.

- Co ty tak z tą przemocą? - zapytał najemnik motocyklistki. - Jakbyśmy z Angie planowali przemoc to skitralibyśmy się tam w krzakach i otworzył ogień jak byście przejeżdżali. Do tej pory już by pewnie było po wszystkim. - Angie widziała jak wujek ważył słowa. I ona i Ves zaś widziały jak wskazał gdzieś na rząd ciemnej warstwy przedniej ściany lasu jaka wybijała się prawie od razu z pasa plaży przy rzece. - Stoimy tu bez broni w łapach więc nie przyszliśmy walczyć. - najemnik patrzył głównie na Vex gdy to tłumaczył. Gdy skończył przeniósł twarz obok na Angie. Położył jej trochę opiekuńczym trochę pocieszającym gestem dłoń na ramieniu. Gdy jednak zaczęła mówić do Mewy ten też spojrzał na nią czekając co odpowie. Ta zacisnęła usta w wąską linię i nieprzyjaźnie zerknęła w stronę świateł kombi. Nozdrza jej się rozszerzały i na oko Vex to chyba miała ochotę odpowiedzieć Angie inaczej. Zdołała się jednak pohamować na tyle by mówić po prostu zdenerwowanym głosem, tłumiąc złość dość dobrze.

- Tak, chcę tą część co mi ją Puzzle obiecał! Tak samo jak to, że pozbędzie się tej wywłoki. - syknęła ze złością brunetka wskazując palcem na światła pierwszej maszyny. - I nie wiem gdzie ten ich obóz, wiem tyle, że gdzieś niedaleko po tej stronie rzeki. I to, że jak ona tam dotrze to będzie miała pełno swoich koleżków i ich ustawi odpowiednio na nas i chuja jej wtedy zrobimy! - warknęła ze złością kierowaną przez desperację. Dość jasne jednak było, że jeśli tamta druga ma tu wejście do jakiegoś obozu to pewnie i jakieś plecy.

- Dobra. Nie ma co tu stać. - wzruszył ramionami najemnik i kiwnął zachęcająco głową do blondynki. Ruszył po piachu mijając motocykl, Vex i Mewę. - Idź z drugiej strony auta. - rzucił cicho do Angie nadal statecznie pokonując kolejne kroki piachu. Sam szedł od strony kierowcy czyli od strony rzeki więc Angie zostawała ta strona “leśna”.

- Ej! No co jest grane? Suńcie się! - krzyknął ponaglająco Petarda już trochę mniej przyjaźnie a bardziej nieprzyjaźnie. Pewnie też widział podchodzącą parę i to, że nie jest nieuzbrojona.

- Nic do was nie mamy! Chcecie to jedźcie! Ale ta fura tu zostaje! - odkrzyknął im wujek Zordon wskazując palcem na maskę kombi do którego już zdążył podejść. - Wysiadaj. - powiedział ciszej ale nadal zdecydowanym głosem patrząc przez otwartą szybę drzwi na blady owal twarzy kierowcy.

- Wysiadaj?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz!? - Melody coś nie była skłonna spełnić polecenie Pazura. - Mam broń i będę się bronić! Nie dam się obrobić! - odkrzyknęła mu dziewczyna za kierownicą. - I nie daj się wodzić za nos tamtej małej krętaczce! Na pewno ci nakłamała! - syknęła ze złością patrząc na grupkę przy motorze.

- Nie obchodzi mnie to. Chcę tą brykę. Wysiądź sama. Albo ci pomogę. - Pazur torował sobie drogę pewnym siebie głosem który choć nie głośny emanował spokojem, że ciężko było go ignorować.

- To moja maszyna! Spadaj! - okrzyk Melody choć buntowniczy zaczynał już pobrzmiewać desperacją.

- No to ci pomogę. - odpowiedział wujek Zordon i schylił się by sięgnąć po klamkę drzwi. Melody jednak szarpnęła nimi chcąc go uderzyć. Trafiła i najemnik cofnął się. Dziewczyna próbowała wyskoczyć przez te drzwi i chyba chciała wziąć go na muszkę. Ten jednak odzyskał równowagę i teraz ją przytrzasnął drzwiami do burty. Melody jęknęła boleśnie gdy mięśnie najemnika przyskrzyniły drzwi ściskając ją w imadle. Nie puściła jednak broni.

- Cofnij się i puszczaj bo cię rozwalę! - syknęła przez zęby. Przystawiła pistolet do brzucha najemnika. Angie nie była pewna co ta dziewczyna miała za pistolet. Ale była pewna, że wujek ma na sobie pancerz. I jak mówił taki, że strzał z pistoletu powinien zatrzymać. Choć nic przyjemnego nawet wtedy jak mówił. Mogłaby sięgnąć po karabinek. Ale oboje tak stali, że były spore szanse, że każdy strzał przejdzie przez pierwsze ciało i uderzy w drugie. Czy to by pancerz wujka wytrzymał to już nie była taka pewna. Dziewczyna mierzyła do wujka ale ten miażdżył ją drzwiami. Długo takiego nacisku pewnie by nie zniosła.

Vex bez oporów dała się wyminąć. Nie to, że planowała się bić z kimś kto wyglądał jak wojskowy. Zawsze mogła mu po prostu strzelić w plecy. Widząc co się dzieje, pokręciła głową.
- To miałam na myśli mówiąc o przemocy! - Krzyknęła. - Dajcie sobie siana! Puzzle obiecał tą część chyba wszystkim w tej części stanów, a tamta fura jest obita i i tak może zaraz paść! - Blefowała, ale może dadzą sobie spokój. I pomyśleć, że mogła po prostu, jak człowiek dostarczyć swoje i wziąć kolejne zlecenie.

Teraz już stało się jasne dlaczego Mewa tak brzydko mówiła o tamtej widzianej w barze pani - była niemiła. Tak bardzo, że mierzyła do wujka i jeszcze mówiła brzydkie rzeczy, że mu zrobi krzywdę. Na to Angie nie mogła i nie chciała pozwolić. Przecież to był wujek! Miała już tylko jego! Zrobiła trzy kroki w bok, sięgając płynnym ruchem po karabin. Znaleźć lepszą linię strzału, czystą. Kevlar wytrzyma strzał z broni krótkiej - głos Pazura rozbrzmiał przy jej uchu, a przynajmniej takie miała wrażenie. Celować w korpus, ustawić przełącznik na triplet - porady dziadka pojawiały się po kolei tuż przy drugim uchu. Ciało drgnęło i już powtarzało wyuczone odruchy. Czarna stal popłynęła ku górze, kolba oparła się stabilnie o ramię.
- Umiem trafić z dwustu stóp w skorpiona. Jesteś bliżej i większa… i nie lubię cię. Jesteś niemiła - powiedziała, a w powietrzu rozległ się suchy trzask odbezpieczanej broni. - Idź sobie i rozmawiaj z Puzzlem o tym bryku. Zrobisz kuku wujkowi to ja zrobię z ciebie trupa. Mogę, prawda wujku? - zapytała z taką samą nadzieją jak chwilę temu kiedy pytała o pozwolenie na przejażdżkę motorem.

- Nie chcę mieć z tym jednookim palantem nic wspólnego! - krzyknęła z desperacką złością kobieta przyciśnięta drzwiami do burty pojazdu.

- Jak strzeli to strzelaj. - wujek odpowiedział krótko na pytanie blond nastolatki. Melody mierzyła ją wzrokiem ale będąc sama i mając tylko jeden pistolet mogła na raz szachować tylko jedną osobę. Mimo wszystko napierający na drzwi żołnierz wydawał się jej chyba być większym zagrożeniem niż zdejmująca z pleców karabin nastolatka. Poza tym właściwie niezbyt miała jak jej w tym przeszkodzić bo wujek jej nie odpuszczał i dziewczyna cicho sapała i stękała gdy metal przyciskał ją wciąż do drugiego metalu.

- Puszczaj! - syknęła przyciskana drzwiami dziewczyna nie mogąc się wyzwolić sama z tych kleszczy.

- No właśnie. Puszczaj. - wujek na chwilę zwolnił jedną z dłoni napierających na drzwi i dobył swojego noża. Popukał ostrzem po szyi kobiety. Ta mając w siebie wycelowaną lufę Angie, nóż najemnika i będąc wciąż zakleszczoną między drzwiami a samochodem w końcu skapitulowała. Odłożyła pistolet z brzucha wujka Zordona. Ten odjął nóż od jej szyi. Ona schowała broń do kabury więc on swoją również wsadził do pochwy. W końcu odstąpił od drzwi i kobieta wreszcie mogła stanąć na własnych nogach i złapać głębszy oddech. Kryzys wydawał się choć chwilowo zażegnany. Vex z bliska widziała, że Mewa która z zapartym oddechem obserwowała całe zajście jest chyba dość wyraźnie rozczarowana takim zakończeniem.

- Więc właściwie chcecie transport gdzieś tam, tak? - zapytała Melody patrząc na Phoenixa, Angie i grupkę przy motorze. - To jedźcie ze mną. Teraz i tak jest noc i nie przedostaniecie się na południowy brzeg. U nas w obozie jakaś fura się znajdzie. Puzzle nie oddam tej maszyny bo ja ją kupiłam jest moja! - Melody wydawała się dochodzić do normy z głosem i oddechem ale póki nie doszła znowu do tematu Puzzle i samochodu. Bo wtedy znów w głosie pojawiła się złość i żółć.

- Dobra. Ale ja prowadzę. Ty mów gdzie jechać. - wujek po chwili namysłu zgodził się na ten wariant. Wskazał jednak Melody miejsce pasażera. Ta sapnęła i przygryzła wargę ale w końcu wzruszyła ramionami i zaczęła obchodzić maszynę. - Angie. Siądziesz z tyłu za tą panią. Jakby robiła jakieś głupoty trzepnij ją wychowawczo w potylicę. - wujek zwrócił się do Angie. - A wy? Jedziecie z nami czy zostajecie? - zapytał rodzeństwo stojące na piachu przy Vex.

Angela popatrzyła na karabin, potem powtórzyła spojrzenie na wujka i znowu na karabin. Wzruszyła ramionami uznając, że ma w razie problemów trzepnąć niemiłą panią ołowiem… albo chociaż kolbą. O kolbę wujek nie powinien się gniewać…
- Dobrze wujku - odpowiedziała grzecznie, przestając mierzyć do kobiety, broni jednak nie zarzuciła na plecy - A co z tą częścią co się tak dziwnie nazywa? Trzeba jadać Mewie, żeby jej nie było przykro. A czy mogę jechać moturem z Vex? - znowu tryskała dziecięcym entuzjazmem, który minął dość szybko. Miała trzepać, nie mogła jechać moturem. Westchnęła i spuściła głowę, podchodząc do samochodu w ciszy.

Vex odetchnęła widząc, że obyło się bez rozlewu krwi. Złapała się na tym, że już trzymała rękę na spluwie przy swoim boku. Teraz przeniosła wzrok na Angie, która okazała się nad wyraz dobrze trzymać broń w ręku. Stanowczo wolała mieć w niej towarzysza niż wroga.
- Jak dla mnie nie ma problemu, tylne siodełko mam. - Odchyliła się i zakręciła panewką dodając gazu. - I tak jadę do tej osady, bo też muszę przeczekać noc.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 27-05-2017 o 17:48.
Czarna jest offline  
Stary 28-05-2017, 19:15   #29
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nie podobała się jej cała ta sytuacja. Po pierwsze, zamiast siedzieć z Lest’em w pokoju i być może korzystać w sposób przyjemny z chwil samotności, stała teraz w pokoju z nadpobudliwą latynoską i jej dziećmi. Po drugie, cała sprawa też się jej nie podobała. Fakt, Brown był ważny, ale z każdym słowem jakie udało się Simonowi wyciągnąć z kobiety i kulawo przetłumaczyć, cała sprawa robiła się mniej zrozumiała. Diabeł? Ugryzienie? Cholera wiedziała czym ten dzieciak się zaraził i na ile to będzie zaraźliwe. Jess dla pewności stanęła nieco z tyłu, co w sumie nie odbiegało zbytnio od jej zwyczajowego miejsca w szeregu grupy. Jedną dłonią ściskała swoje rzeczy, drugą zaś opierała na ramieniu Lestera, całkiem jak mała dziewczynka uczepiona spódnicy mamusi.

Gdy dzieciak się ocknął nastąpił wybuch, całkiem jakby ktoś walnął granatem. Jess ciaśniej przywarła do Lest’a, jednocześnie unosząc ciuchy by zasłonić nimi usta i nos.
- Wynośmy się stąd - rzuciła do braci, ciągnąc wpierw starszego, a następnie puszczając go i ciągnąc za rękaw młodszego. Nie miała ochoty zostawać dłużej w pokoju, tym bardziej że wcale nie zanosiło się na to, że poszerzą już posiadane informacje. No i ktoś chyba powinien zawiadomić tego lekarza, który badał dzieciaka.
- To jakieś szaleństwo. Lest, Simon, chodźmy już - nalegała, cofając się. W jej głosie brzmiał zwyczajny strach, taki który towarzyszy spotkaniu z czymś nieznanym i możliwie niebezpiecznym. Na dzieciakach się nie znała, na chorobach też ale to jej wcale dobrze nie wyglądało.

- Dobra spadajmy, bo jeszcze będzie na nas. - mruknął po chwili Lester podczas której ciekawość walczyła u niego z ostrożnością. W końcu chyba jednak punkt widzenia Jess wydał mu się jednak słuszny. Machnął zachęcająco głowa w stronę młodszego brata i otworzył drzwi do pokoju. Znów mieli na oścież otwarte przed sobą główną salę. Ta zaś z zaciekawieniem w większości zwróciła ku wychodzącym swoje głowy. Raz, że byli jakimś tam ruchomym elementem w naturalny sposób przykuwającym uwagę a dwa za ich plecami odbywał się krzykliwy, latynoski spektakl. Latynoska krzyknęła raz, drugi i trzeci to już właściwie wrzasnęła dość głośno. Słów nie rozumieli ale emocje kobiety były dość czytelne. Coraz mniej było zaskoczenia i niedowierzania a coraz więcej bólu i strachu. Gdy wychodzili z pokoju właściwie wyglądało jakby matka siłowała się z synem. Dziewczynka zaczęła płakać na całego i przytłoczona całą sytuacją kurczowo trzymała wyrywającego się brata od tyłu za jego pierś. Jakby chciała go swoim tuleniem ukoić. Ludzie z głównej sali patrzyli najwyraźniej zaskoczeni i oniemieli tym co się działo wewnątrz pokoju latynoskiej rodziny.

Kobiecie pewnie trzeba było pomóc i Jessica zdawała sobie z tego sprawę. Coś w niej aż rwało się do tego by odwrócić się na pięcie i wrócić do pokoju. Tyle tylko, że nie bardzo wiedziała jak miałaby pomóc tak, żeby przy okazji nie zaszkodzić. Tą całą sprawą powinien zająć się lekarz.
- Simon - zwróciła się do młodszego z braci. - Skocz po lekarza, co?
Sama nie mogła. Wystarczyło jedno spojrzenie za okno, by jej wszelka ochota na wycieczki poza jasno oświetloną salę, przeszła. Odruchowo też przylgnęła do Lestera, który to całkiem nieźle sprawdzał się jako poskramiacz wszelkich strachów. To że przy okazji popychała go byle dalej od chaosu panującego w pokoju, to już inna sprawa. Nie miała pojęcia jak się w to wpakowali, chociaż nie miała też problemów z tym, żeby winą za wszystko obarczyć Brown’a. Gdziekolwiek ten dupek się pojawiał tam zawsze działo się coś złego, a że coś złego właśnie się działo to było raczej oczywiste. Nie mogąc wytrzymać tych całych wrzasków, postanowiła zatrzasnąć za sobą drzwi żeby chociaż trochę uciszyć przepełniony bólem krzyk. Ręka nieco się jej trzęsła gdy wyciągała ją w stronę drzwi. Popieprzony świat…

- Dobra! - Simon zgodził się bez oporów i chyba nawet mu bardzo pasowało takie rozwiązanie. Ruszył biegiem przez główną salę. Do baru. Tam zatrzymał się przy tej dziewczynie która odprowadziła mokrą obecnie parę do łazienki i coś jej szybko gestykulując sporo na drzwi latynoskiego pokoju tłumaczył. Dziewczyna wydawała się być zaintrygowana tymi hałasami z pokoju. Ale szybko kiwnęła głową i razem z młodszym Thornem wybiegli przez główne drzwi sali na zewnątrz.

- Co tam się dzieje? - zapytał jakiś facet siedzący z innymi przy jednym z najbliższych stolików. Właściwie to już wstał i w głosie pobrzmiewała mu niepewność. Coś za zatrzaśniętymi przez rusznikarkę drzwiami się działo. Krzyki nie ustawały i robiły się coraz bardziej desperackie i bolesne. To zaś było coraz bardziej niepokojące. Przecież nawet jak dzieciak dostał drgawek czy jakiegoś napadu to po co się tak opętańczo darła jego matka? Ludzie coraz częściej więc zerkali na siebie niepewni co robić. Gdy nie wiedzieli co robić a sytuacja była niejasna dłonie tradycyjnie zaczęły kierować się ku broni. Lester też jednym ramieniem opiekuńczo objął Jess a drugą nie sięgnął po broń tylko dlatego, że pas z kaburą leżał mu na ramieniu. Ale dość znacząco zerknął na nią dając znać, że myśli biegną mu podobnym torem jak i u reszty. Coś tam się w pokoju działo. I wyglądało coraz bardziej, że nic dobrego.

Nagle jednak wiele sylwetek drgnęło gdy coś uderzyło w drzwi. A potem znowu! Ktoś walił w drzwi! Dziewczynka! Ta mała. Chyba płakała i krzyczała coś na tyle głośno, że dało się ją słyszeć przez hałasy dobiegające z pokoju. Matka coś dalej krzyczała ale chyba była gdzieś w głębi pokoju. A dziewczynka nadal waliła w drzwi płacząc i krzycząc coś prosząco pełnym trwogi głosem.

Jessica się bała. Tak po prostu i zwyczajnie. I wcale nie chodziło tu o to, że sytuacja przybrała zły obrót i wkrótce mogło się rozpętać piekło. Nie, świszczące kule jej nie przerażały, tak samo jak widok wyciąganych gnatów. Do tego przywykła, to było znajome i w jakiś pokręcony sposób bezpieczne. To jednak, co kryło się za zatrzaśniętymi przez nią drzwiami, to już była inna bajka i to taka, w której najchętniej odmówiłaby udziału. Problem polegał na tym, że nie mogła odmówić bo już w tej cholernej bajce była. Czuła jak zaczyna się trząść, całkiem jak w momentach, w których w nocy gasła jej latarka i nie mogła za nic znaleźć do niej baterii ani nawet zapalniczki. Cokolwiek działo się za drzwiami, budziło w niej wręcz pierwotny strach. Strach który człowiek czuł przed nieznanym.
Słysząc walenie w drzwi, przylgnęła ciaśniej do Lester’a, który w tej chwili stanowił jedyne, pewne i bezpieczne oparcie. Widząc że braciszek nie sięga po broń, sama to zrobiła i korzystając z większej niż on swobody, wydobyła także jego gnata i mu podała. Chłodny dotyk, znajomy ciężar. Mając w dłoni zaufanego Korth’a, a u boku mężczyznę, któremu ufała ponad wszystko, uspokoiła się nieco, a przynajmniej na tyle żeby zachować twarz przed resztą zgromadzenia. I chyba tylko ta świadomość że inni patrzą, powstrzymała ją przed zakryciem sobie uszu dłońmi.
- Niech ona już przestanie - jęknęła cicho, tak żeby słowa dotarły jedynie do braciszka. Przed nim mogła okazać słabość, ale tylko przed nim i Simonem. Słabość nie była bowiem mile widziana i zwykle oznaczała jedynie to, że prędzej czy później znajdzie się chętny by ją wykorzystać. W trakcie swoich podróży napatrzyła się dość na takie sceny, a i niekiedy w nich uczestniczyła. Żadne z ich trójki do świętych wszak nie należało.
- Wycofajmy się - dodała już pewniej, chociaż serce wciąż jej łomotało w rytm kolejnych uderzeń w drzwi. Zaczęła też ciągnąć Lest’a, byle dalej od tego pokoju i zamkniętej w nim rodzinki. Współczuła małej, matce i chłopakowi. Nie była ze stali, miała serce. Miała też dość doświadczenia by wiedzieć, że niezdrowo było znajdować się w pobliżu tarczy strzeleckiej gdy do strzelania była gromada chętnych. Taką tarcze stanowiły obecnie drzwi, a oni stali zdecydowanie zbyt blisko.

Starszy z Thornów chwycił podaną broń. I wciąż trzymając wolną dłonią ramię Jess zgarnął ją niejako cofając się od tych cholernych drzwi. Dziewczynka coś wciąż krzyczała płaczliwie, kobieta coś też. Coś tam gruchnęło jakby tępy, dość ciężki przedmiot jak na przykład ciało, upadło na podłogę. Dalej jednak hałasy i kakofonia dźwięków nie ustawały. Ludzie wewnątrz sali już prawie gremialnie wstali a drzwi zdawały się ich hipnotyzować wręcz tak samo jak Jess i Lestera. W łapach już chyba co drugi miał jakiegoś gnata. Patrzyli na drzwi to na siebie nawzajem niepewni co dalej robić.

- Człowieku co tam się dzieje? - zapytał zdenerwowanym głosem jakiś średni wiekiem mężczyzna w rozpiętej z gorąca koszuli. W dłoni trzymał rewolwer. Profesjonalne oko Jess nawet w takiej nerwowej sytuacji rozpoznało klasyka. Colt Army. Skonstruowany w przededniu wojny. Secesyjnej. Ale nie mając go w dłoniach nie była pewna czy oryginał czy jakaś współczesna kopia. Znaczy współczesna przed tą wojna przez jaką wszystko wokół wyglądało jak wszystko wokół.

- Odwal się! - syknął w odpowiedzi Lester przenosząc agresywne i wyzywające spojrzenie na pytającego. Nagła agresja słowna wprowadziła nieco dekoncentracji u niektórych ale te drzwi do pokoju, płacze i odgłosy walki były zbyt absorbujące by pojedyncze warknięcie odwróciło na dłużej uwagę słuchających tego ludzi.

- Kurwa co tam się dzieje?! Kto tam jest?! - jakaś dziewczyna nie wytrzymała napięcia i krzyknęła głośno rozglądając się po swoich sąsiadach najpierw bliższych a potem dalszych.

- No chyba ta co tu tak gdakała po kaktusiemu. I jej bachory… No ci byli ale wyszli… - odpowiedział jakiś facet w brudnym podkoszulku na ramiączkach wskazując głową w stronę Lestera i Jess.

- Jest tam ktoś oprócz nich? - zapytał kelner patrząc na Jess i Lestera. Podchodził z wolna nabierając odwagi do tych drzwi. Z bejzbolem w ręku. Zgrzytnął gdzieś pierwszy kurej odbiezpieczanej broni. Lester oblizał wargi. I nagle nastała cisza. Krzyki nagle ustały. Cisza aż dzwoniła w uszach. Wszyscy chyba jak na komendę znów skupili wzrok na drzwiach. Kelner stał nagle jak wmurowany w podłogę unosząc na wszelki wypadek kij. Stał kilka kroków od drzwi więc te nadal były dla większości luf eleganckim celem. Zgrzytnął kolejny zamek odbezpieczanej broni. I kolejny.

- Tylko… Tylko ta trójka - odpowiedziała kelnerowi Jess, sama trzymając broń w gotowości. Nawet jednak uspokajający dotyk stali nie był w stanie powstrzymać zająknięcia, które w sposób nader dobitny, wykazywało jej zdenerwowanie. I to nie takie, przy którym ktoś obrywał w mordę, ale takie przy którym brało się nogi za pas. Cisza, która nastąpiła, brzmiała w jej uszach nawet gorzej niż wcześniejsze krzyki. Cisza oznaczała bowiem, że coś się skończyło, a przeczucie podpowiadało jej, że w tym przypadku to że coś się skończyło, wcale nie było dobrym znakiem. Dźwięki odbezpieczanych broni także nie pomagały w uspokojeniu się, chociaż odciągały nieco myśli o powodów, dla których po broń sięgnięto. Czułe ucho wyłapywało te zgrzyty, starając się ocenić stan reszty mechanizmu. Wzrok badał kolejne egzemplarze, dokonując wizualnej oceny. To było silniejsze od niej i od strachu, zdolne na te kilka sekund odciągnąć myśli od nieznanego zagrożenia i skupić je na czymś znanym z czym potrafiła sobie radzić. Nie na długo jednak, bowiem uparte myśli i ów strach, który udało się na chwil kilka odgonić, powróciły, zmuszając ją do ponownego skupienia wzroku na drzwiach. Dlaczego nastała cisza? Co takiego się tam stało, że te pełne przerażenia i bólu krzyki, umilkły. Dlaczego nikt już nie walił w drzwi? Ktoś powinien, prawda? Ta dziewczynka chociażby. Jeżeli wszystko się uspokoiło to powinna nacisnąć klamkę i otworzyć drzwi. To przecież było takie proste, więc dlaczego te drzwi nadal były zamknięte? Wyobraźnia, ta siła, która cień potrafi przeobrazić w potwora, zaczęła podsuwać jej kolejne scenariusze. Nie chciała ich. Przypominały o tym co kryło się w mroku nocy i sprawiały, że pomimo tego że znajdowała się w oświetlonym pomieszczeniu, to i tak czuła jak coś chwyta ją za gardło, dusząc. Mocniej przylgnęła do Lestera, nie bacząc na to, że pewnie przez to nie dość że zabiera mu resztki swobody ruchów to jeszcze sprawia wrażenie wystraszonej, słabej dziewczynki, która nie jest w stanie stawić czoła rzeczywistości. W tej chwili była taką dziewczynką i walczenie z tym wydawało się ponad jej siły. Nie opuściła jednak broni, nie uciekła ani nie wybuchnęła płaczem, więc tak całkiem źle nie mogło być. No i nie histeryzowała jak ta laska, co to zaczęła krzyczeć. Nie mogła przecież narobić wstydu chłopakom, prawda? To że Lest widział co się z nią działo, nie znaczyło że reszta też ma o tym wiedzieć. Co się działo między nimi, w gronie ich małej rodzinki, to było i zostawało między nimi. Całkiem jak w Vegas. Ich małym, trzyosobowym Vegas.
- Otwórz te drzwi - ponagliła kelnera, bo nie była pewna ile jeszcze tej niepewności i napięcia wytrzyma. Cokolwiek stało się w tym pokoju i cokolwiek spowodowało całe to szaleństwo, nie mogło przeciwstawić się wycelowanym gnatom. Jess zwyczajnie nie brała takiej możliwości pod uwagę. W pokoju była zamknięta trójka latynosów. Kobieta i dwójka dzieci. Nie mogli stanowić aż takiego zagrożenia. Po prostu nie mogli, bo to było nielogiczne. Cała sytuacja, gdyby Jess miała siłę na to, mogłaby wręcz wydać się komiczną. Nieuzbrojona matka z dwójką dzieci, w tym jednym złożonym chorobą, była w stanie wystrachać całą salę uzbrojonych po zęby mężczyzn i kobiet. Tak, bo byłoby śmieszne i Jessica nawet po trochu liczyła na to, że takim się stanie. Jedną z tych opowieści, które szwędają się od miejsca do miejsca. Tyle tylko że coś w jej głowie szeptało cichym, acz natarczywym głosem, że tyle szczęścia to oni nie mają. Przypominało krew na ustach dzieciaka, przypominało przerażenie w głosie matki i córki. Przypominało niektóre z tych krążących od baru do baru opowieści, które wcale śmieszne nie były. Przypominało też dlaczego zasypiała z włączoną latarką. I dlaczego trzymana w jej dłoni broń była gotowa do strzału.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 31-05-2017, 05:52   #30
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7


W pięć osób było w kombiaku… Nie tak ciasno. Najwygodniej mieli ci z przodu czyli wujek Zordon za kierownicą i Melody na miejscu pasażera. Za nią siedziała Angie wobec której wujek nie zmienił zdania co do roli i środka transportu. Obok niej “Patyczak” i przy drugich drzwiach Mewa. Chcąc czy nie chcąc dwie najbardziej kłopotliwe panie w obsadzie znalazły się po przekątnej. Rononn mógł przy chwili braterskiej dobroci pacyfikować siostrę tak samo jak blond nastolatka miała przykazane przez wujka co do Melody. Choć jak w każdej osobówce czubek głowy ocierał mu się o dach.

Melody jednak była o tyle ważna, że właściwie jako jedyna w całej kolumnie znała drogę dokąd zmierzają. Więc nadal kombi jechało pierwsze a pozostałe dwa pojazdy, osobówka i jednoślad za nim. Wujek w końcu ruszył. Gdy odjeżdżał Vex jak na dziewczynę z Det przystało, rozpoznała na słuch, że pasek rozrządu to powinien być wymieniony. Ale pewnie na nowy. Najlepiej. Ale to kiedyś tak bywało albo w Det. A w reszcie ZSA to najczęściej wymieniało się na mniej zjechany bo o nowy, odpowiedni pasek nie było tak łatwo. Klasyczna linia kombiaka z ery świetności amerykańskiej motoryzacji z lat siedemdziesiątych zeszłego wieku. Niezawodny silnik V8 na benzynę. Ten tutaj nie był chyba podrasowany sądząc po tym jak jeździł ale to tłumaczyło jego żywotność i niezawodność. Na pokonywanie kontynentu wzdłuż i wszerz był jedną z najlepszych opcji, prawdziwy krążownik szos. W standardzie policzony na 5 osób. Ale realnie gdy się użyło tyłu można było tam zmieścić spokojnie jeszcze parę czy dwie. Choć jak widziała wcześniej z bliska przez szyby ten tutaj miał ten tył zawalony jakimiś gratami. Klasa full size jak to kiedyś się nazywało. Czyli sprzęt policzony by rodzinka mogła wygodnie z bagażami pojechać na wakacje na drugi koniec kraju odwiedzić dziadków czy inny Disneyland.

Wewnątrz kombi sytuacja z początku przypominała taką tuż po rodzinnej kłótni. Wszyscy zdawali się dość zgodnie milczeć i trzymać poziom naburmuszenia. Z początku też po tym całym piachu, wzdłuż rzeki jechało się dość ciężko. Koła muliły a silnik rzęził zmagając się z sypkim podłożem. Dość szybko dojechali do mostu który w miarę jak się zbliżali do niego zaczynał górować nad nimi swoją ciemną krechą sylwetki. Tam jednak wreszcie koła złapały jakąś polną ale dość stabilną drogę przez co i pojazd i pasażerowie od razu poczuli się pewniej. Na drodze kombi zaczęło też szybciej i równiej jechać. Wtedy też wujek włączył radio. Ledwo pstryknął przełącznikiem a z głośniczka popłynęły dźwięki muzyki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0sB3Fjw3Uvc[/MEDIA]

- Tym o to klasykiem witamy kolejną noc! Tak to znowu ona, mroczna i tajemnicza, niosąca ze sobą coś co lepiej by zostało za naszymi drzwiami i ścianami a jak ma sprawę niech wróci rano. Tak wam poleca wasz kochany i uwielbiany DJ DeVitt, najoryginalniejszy i najukochańszy DJ w całym Arkansas! A przy okazji informuję was, że właśnie na moim budziku minęła 21-sza, a do świt czyli rano gdy będziecie się umawiać na to co ma przyjść jutro będzie po 5 rano czyli za jakieś… no zawsze byłem słaby z matmy więc sobie sami policzcie. - brzmiało jakby mężczyzna w tym momencie zmrużył oczy i machnął ręką dając sobie spokój z wykonywaniem tak skomplikowanych obliczeń.

- Dla tych co dopiero odpalili radio, przypominam i informuję, że mamy w tej późnej wiosny, czy może już nawet wczesnego lata, ja zawsze jestem ugodowy, więc sami sobie wybierzecie, w każdym razie mamy bardzo wysoki stan wody na naszej Arkansas. Rozmawiałem niedawno z ochotnikiem wracającym do domu, taki byłem dociekliwy, że udało się mi się, specjalnie z myślą o was, porozmawiać nim wrócił do swojej pięknej żony. Tak mówił, prosił by powtórzyć, widziałem zdjęcie… Tak, prosił by powtórzyć, że pięknej. Trzeba pomóc tak uprzejmemu człowiekowi prawda? Nie, nie mogę zdradzić jego imienia, prosił o anonimowość. Oczywiście, że nie ze względu na żonę. Naprawdę nie ma się czego obawiać. W dzień. Ale nadchodzi noc więc mój uprzejmy rozmówca musiał udać się do domu. Ale, ale! Cały czas odbiegam od najważniejszego! Tama! Tak mój uprzejmy rozmówca o jakże pięknej żonie do której tak chętnie wracał jest naocznym świadkiem, że tama jak stała tak stoi, i jak to powiedział, “Jak pierdolnie to będzie taki huk, że ja pierdolę!”. No cóż, zostaje wierzyć naszemu ekspertowi i naocznemu świadkowi tych wydarzeń. Słyszycie coś? - DJ nawijał jak szalony, w niezwykle szybkim tempie jakby chciał w krótkim czasie przekazać ile się da. Na koniec zrobił krótką przerwę a wujka chyba rozbawiły wzmianki o robotniku i jego pięknej żonie.

- No ja nic nie słyszę! Żadnego huku! Czyli tama jeszcze stoi jak stała. Ale nie! Zaraz! Coś słyszę! A tak! Wiem, wiem, mam skleić jadaczkę i puszczać kolejny kawałek! Oto i on, już nadchodzi, już się zbliża, już grzmi, już wgryza się w mózg i szarpie za serce! - spiker zakończył euforycznie i faktycznie już gdy mówił zaczęło słychać dźwięki kolejnej piosenki a gdy zamilkł muzyka buchnęła z głośników.


Sytuacja i atmosfera szybko zaczęła się psuć. Zaczęło się od Mewy. Ledwo jazda się uspokoiła odwróciła się i zaczęła, dość hałaśliwie, grzebać i przeglądać rzeczy zebrane na tyle kombi. Melody zniosła to w spokoju gdzieś tak do momenty gdy chyba coś trzaśnięte mocniej przez Mewę trzasnęło w tylną szybę.

- Zostaw to! - syknęła sfrustrowana Melody. To jednak podziałało na siostrę Rononna jak płachta na byka. Cała przelazła na kufer za tylną kanapą i przyświecając sobie małą latarką dalej szperała w jakichś torbach, pudłach, workach i co tam jeszcze było. Melody syknęła z coraz większą złością na nią kilka razy ale efekt był żaden.

- Gdzie to jest?! - krzyknęła z równą złością Mewą prawie na pewno rzucając całkiem mocno złapanymi gamblami tak by sprowokować Melody.

- Tego szukasz? - Melody nagle uśmiechnęła się ze złośliwym uśmieszkiem i pomachała jakimś małym ustrojstwem wyjętym nie wiadomo skąd.

- Oddawaj! - Mewa przez jakieś dwa szybkie oddechy świdrowała dłoń kurierki z tym czymś i chyba w końcu zidentyfikowała to co trzeba w świetle swojej latarki. Zaczęła gramolić się z powrotem na tylną kanapę zupełnie jakby miała zamiar wyrwać Melody jej skarb.

- Dość tego! - wujek Angie chyba stracił w końcu cierpliwość bo uderzył dłonią w kierownicę, krzyknął prawie i zahamował gwałtownie. Mewa która w sporej mierze zdołała już wrócić na tylną kanapę teraz poleciała całkiem na nią lądując dłońmi i dłonią gdzieś na podłodze między siedzeniami. Resztą co miała bardziej cywilizowane pozycje rzuciło znacznie mniej. Wujek jednak działał zdecydowanie i pewnie jak zawsze gdy w końcu zdecydował się działać.

Wysiadł ze swojego miejsca i otworzył drzwi od strony Mewy. Bez większych trudności wyszarpał ją na zewnątrz. Siostra Rononna właściwie dopiero będąc na początku etapu odzyskiwania właściwej siedzącej pozycji nie miała większych szans stawić jakiegokolwiek sensownego oporu fizycznego. Ale mogła stawić opór werbalny.

- Ej co robisz!? Gdzie z łapami! Zostaw mnie! - piszczała chyba zarówno zaskoczona jak i przestraszona dziewczyna gdy wujek już na zewnątrz chyba obszukał. Na siedzenie obok Ronona na miejsce gdzie przed chwila gibała się jego siostra powędrował jej pistolet i nóż. - Oddawaj to moje! Co robisz?! - protestowała Mewa do wciąż milczącego najemnika. Ten nadal bez słowa złapał ją i przeszli razem kilka kroków wzdłuż samochodu a potem przed maskę. Tam wujek popchnął dziewczynę tak mocno, że ta by nie stracić równowagi poleciała naprzód kilka kroków. W tym czasie wujek obszedł maskę i otworzył drzwi od strony Melody. Sytuacja zaczęła się prawie bliźniaczo powtarzać.

- Nie no zaraz co robisz?! To ona jest agresywna! Zostaw mnie! Zostaw to! - Melody protestowała i reagowała prawie tak samo jak przed chwilą Mewa. Jej pistolet i nóż też zaraz wylądowały na miejscu gdzie przed chwilą siedziała. Ją też wujek bez większych trudności wyprowadził przed maskę akurat w czasie gdy nadal chyba zdezorientowana Mewa pozbierała się i chyba chciała wracać. Ale wówczas właśnie wujek podobnie popchnął Melody. Teraz ona poleciała kilka kroków do przodu. Obie stały teraz po obu brzegach drogi stając o parę kroków od siebie oślepianie i oświetlane reflektorami pojazdu.

- Mam was dość. Obydwu. Macie sobie coś do wyjaśnienia to to sobie wyjaśnijcie. Ale my nie musimy w tym uczestniczyć. Daje wam czas aż ten kawałek co w radio leci się skończy. Z wami lub bez was. Angie zrób głośniej. - wujek oparł się o front maski kombiaka i złożył ręce na piersi. Mówił wskazując to na jedną to na drugą kobietę palcem wskazującym a na koniec skrzyżował swoje ramiona. Przy końcówce odwrócił nieco głowę gdy zwracał się do blond podopiecznej.

- To jest moje! Oddaj mi to! Ja to zdobyłam! - krzyknęła rozpaczliwie Melody patrząc równie rozpaczliwie na wujka Angie.

- Ale to tylko połowa! Puzzle ma drugą! Znaczy miał załatwić jakaś jego kumpela miała przywieźć! Oddaj to mnie ona i tak z tym nic nie zrobi! - Mewa wydawała się równie zawzięta jak jej oponentka i chciała przekonać kierowcę do swoich racji. Ten spojrzał w dół na przedmiot trzymany w dłoni. Przy szarpaninie z Melody chyba zabrał jej to coś, co trzymała w dłoni a najwyraźniej czego tak bardzo szukała też i siostra Rononna.

- Eeejjj no to są jakieś jaja?! Nigdzie nie dojedziemy jak tak będziemy się wlec i co chwilę stawać! No człowieku weź wyluzuj i spieprzajmy gdzieś pod jakieś choćby zadupnej cywilizacji bo noc, las, wilki jakieś i smutną cipą zajeżdża! - Petarda zaczął się niecierpliwić gdy po paru minutach jazdy zrobili nagle przystanek w niewiadomego powodu. Poza tym jak najbardziej dosłownie zatrzymali się w lesie a w nocy wydawało się tu jeszcze mroczniej niż nad rzeką. Poza fragmentami rozświetlonymi przez reflektory pojazdów ciemność za oknem wydawała się niemal otaczać lepkim całunem wszystko wokół. Tylko w górze, niebo wydawało się nieco mniej mrocznym pasem między drzewami.

Vex też widziała, że kombi dotąd choć pewnie i równo jechało dość ostrożnie. Licznik prędkościomierza nie przekraczał 50 km/h. Wujek widocznie preferował ostrożność na nieznanej sobie drodze. Po nocy była to dość rozsądna opcja. Pozwalała mieć nadzieję, że zdąży się zahamować czy dostrzec coś na drodze. Bo dostrzeżenie czegoś na poboczach graniczyło po nocy z cudem chyba, że też byłoby jakoś oświetlone. Jechali kilka minut więc na oko Vex zdołali pewnie odjechać od rzeki i mostu o kilka kilometrów. Samej rzeki i mostu ani świateł Pendleton po drugiej stronie już nie było w każdym razie widać. Kilkaset metrów przed sobą widać było jaśniejszą plamę. Widocznie droga prowadziła prosto i gdzieś tam kończył się las więc było trochę mniej mroczno.



- No chyba ty. - kelner coś wcale nie wydawał się chętny do otworzenia drzwi. Nawet jak w środku miała być matka z dwójką dzieci a on miał bejzbola. Mogło wydawać się to śmieszne, że dorosły facet bał sie otworzyć drzwi bo miał tylko bejzbol a tam była aż jedna kobieta i dwójka dzieci. No i po tej stronie było wycelowanych nie wiadomo ile luf.

- No dalej! Otwieraj! Przecież tu pracujesz! - jak na komendę do kelnera posypały się odgłosy ponagleń i zachęt w różnorakim stylu. Towarzystwo wydawało się być wręcz wniebowzięte, że trafił się jeleń do odwalenia tej nie chcianej przez nikogo fuchy. Ten jednak też zdawał sobie z tego sprawę i tym bardziej nie kwapił się do otworzenia tych cholernych drzwi.

- A nie strzelicie mi w plecy? - kelner był już nieźle spocony bo czoło mu błyszczało jak naoliwione ale w końcu dawał chyba za wygraną. Zwłaszcza, że żadnych wrzasków ze środka nadal nie było słychać. Tylko nikt nie wiedział czy to dobrze czy źle. Do struchlałego kelnera poleciała cała wiązanka jak najgorętszych zapewnień, że skąd, że zdąży uskoczyć, że nie będą strzelać a w ogóle to pewnie już się wszystko wyjaśniło. Kelner nie wyglądał na całkiem przekonanego. Właściwie tak zezował na tą całą salę pełna wycelowanych luf w dziwnie zbieżnym z jego twarzą kierunku, że pewnie zastanawiał się od czego za chwile zginie prędzej.


Chłopak zaczął zbliżać się do drzwi krok po kroku. Wyglądało jakby brał udział w konkursie na skradanie się a cała sala miała go wycenić za jakość i styl. Wszyscy chyba odczuwali napięcie jakby obserwowali sapera przecinającego kolejne kabelki.

- Pierdole wracam do domu! - mruknął jakiś facet. Nawet niezbyt głośno. Ale w tej pełnej lepkiej ciszy napięcia i tak pewnie usłyszeli go wszyscy. Tak samo jak jego zdawałoby się bardzo głośno stukające o drewnianą podłogę kroki. Wyszedł szybko nakładając po drodze kapelusz a siatkowe drzwi zdawały się dobitnie głośno stukać o framugę. Sporo osób patrzyło na niego a potem na te drzwi jakby z zazdrością i poważnie zastanawiając się czy nie pójść w jego ślady. To znowu speszyło młodego kelnera i ten też zagapił się na wychodzącego faceta.

- Masz coś do zrobienia młody. - przypomniał mu krótko Lester. Stał co prawda dalej w szlafroku i nałożonym na niego skórzanej kurtce ale jakoś już nie wydawał się ani śmieszny ani zabawny. Choć Jess o ile sobie przypominała to rzadko komu się taki wydawał. Pracownik lokalu przełknął ślinę z nieszczęśliwą miną, że ktoś pamiętał o tym co miał zamiar robić.

- A może poczekamy na lekarza? - zapytał z nadzieją młodzik przełykając znowu ślinę. Musiał być spietrany do oporu ale jednak większość nadal milcząco wolała poświęcić kogoś innego niż siebie. Usłyszał nerwowe parsknięcia, splunięcia i przeczące ruchy głową. Młodzik przełknął ślinę i ruszył znowu w stronę drzwi. Doszedł gdzieś na ostatni krok od futryny gdy coś zaczęło się dziać. Kelner nagle znieruchomiał jakby coś usłyszał. Był najbliżej więc miał najlepszą okazję. Zmrużył oczy jakby próbował zidentyfikować dźwięk.

- Co jest?! Co tam się dzieje?! - z sali doszły zniecierpliwione i zaniepokojone głosy. Spocone twarze wodziły nerwowymi spojrzeniami od zamarłego chłopaka z trzymanym kijem bejzbolowy do wciąż zamkniętych drzwi.

- Nie wiem. Tak jakby… - zaczął mówić chłopak ale przerwał i teraz już dało się coś usłyszeć. Dźwięk. Szorujący i trzeszczący. Bliski. Jakby coś od wewnątrz przesuwało się po drewnie drzwi. Skrobało, drażniącym uszy, świdrującym w ten napiętej, ołowiowej ciszy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 31-05-2017 o 05:55.
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172