Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2018, 17:17   #41
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Sofa okazała się tak przyjemna do leżenia na jaką wyglądała. Poduchy podobnie. Jakby jeszcze był jakiś koc to by można było się na niej całkiem wygodnie przespać. Na pewno wygodniej niż na Pustkowiach na karimacie i w śpiworze. Gospodyni za to na opinię tej najwredniejszej jędzy to jak na razie coś w ogóle się nie starała.
- Też zwykle mówię coś takiego. - Panna Millard pokiwała głową i utopiła ramiona w szafce gdzie przygotowywała te lody. - I lubisz czekoladki? - zapytała rozbawiona tą dwuznacznością. Odchyliła się nieco do tyłu aby spojrzeć na swojego gościa. - I ciekawe do jakich stymulacji pobudzają cię te czekoladki i magnez. - temat dalej ją bawił ale wróciła do zawartości szafki. Coś tam brzękało cicho co pasowało do przygotowywania lekkiego poczęstunku.

- Na pewno pobudzają do produkcji endogennych opioidów - technik uśmiechnęła się pod nosem, zaczynając bujać stopą w rytm niesłyszalnej melodii - Nic tak nie umila dnia jak porządna porcja koktajlu hormonów peptydowych… endogennej morfiny nigdy za wiele. A dobra czekolada to chyba jedna z najskuteczniejszych recept na nią. Co do reszty - rozłożyła trochę ramiona - Pozwolisz, że zachowam coś na później. Muszę mieć w rękawie coś co cię zaskoczy.

- O tak. Oczytana, wykształcona, inteligentna…
- Millard zamknęła szafkę i wróciła do stolika z dwiema miseczkami w których błyszczały się lodowe kuleczki. Najprawdziwsze lody! Tak apetycznie wyglądające jak na dawnych reklamach lodów! Nic tylko zdjęcie zrobić i na jakiś plakat reklamowy dać. W zgrabnej miseczce i z zapraszająco wbitą rurką i łyżeczką. Aż kusiły aby po nie sięgnąć i tą zmrożoną słodkością uprzyjemnić sobie ten skwarny dzień.

- I z taaakimii nogami. - zaśmiała się cicho Murzynka gdy stawiała miseczki na stoliku a więc musiała się pochylić więc w naturalny sposób rzucić okiem na te ładnie wyeksponowane kusą spódniczką walory Vesny. I znowu chyba minimalnie dłużej zawiesiła wzrok na stopach panny Holden. Chociaż tak płynnie i dyskretnie, że gdyby Christin jej nie uprzedziła to pewnie by tego nie wyłapała. Teraz też zaś było to trudne do zweryfikowania czy jej się nie wydawało przypadkiem.

- Ale oczywiście nie powinnam tego mówić takich seksistowskich uwag więc udajmy, że tego nie mówiłam. Częstuj się proszę. - powiedziała szefowa siadając na pufie obok sofy. Aby mieć twarz gościa naprzeciwko usiadła przy tym końcu sofy gdzie ta miała nogi.

- Wiesz… powinnam się cieszyć, że w sobotę nie brałaś udziału w konkursie miss podkoszulka - technik wychyliła się niby przypadkiem kończąc ruch tak, że głowę miała na wysokości klatki piersiowej Murzynki. Zerknęła na nią szybko z tajemniczą miną i wyjaśniła - Inaczej nie byłoby szans abym wygrała.. ale to seksistowskie, więc udajmy że tego nie powiedziałam - wzięła miseczkę i zaraz spróbowała. Ledwo wzięła do ust pierwszą łyżeczkę westchnęła z przyjemności. Lody… prawdziwe lody i to na śmietanie. Nie jakaś rozwodniona tandeta - Jak na Baker Street - przyznała z podziwem, zjadając kolejną łyżeczkę - Z tą charyzmą, wdziękiem, wiedzą… i jeszcze ambrozją na wyposażeniu - zakręciła czarką, wracając na kanapę - Na pewno nie jesteś którąś z muz? - zaczęła się Roxanne uważnie przyglądać, mrużąc oczy - Kaliope? Kilo? Urania? Chociaż może… te pierwotne, beocjańskie… - zrobiła przerwę na następną łyżeczkę lodów - Mneme, muza pamięci. to by tłumaczyło wyniki konkursów wczoraj. Telksinoe też pasuje… czarująca umysł.

- Muza pamięci? No może, coś jest na rzeczy.
- szefowa hurtowni uśmiechnęła się z uznaniem i chyba była pod wrażeniem wiedzy rozmówczyni. - I jedz, i smacznego w końcu jak się jest prezesem wypada ciągnąć z tego jakieś profity za tą niewdzięczną, codzienną harówę i nadstawianie tyłka za wszystkich innych prawda? - uniosła brwi w tym rozbawieniu. No ale jak pamiętała z domowych stron Vesna mogło tak być. Blichtr, porządne fury, najlepsze lokale, drogie ubrania, to rzucało się w oczy na tle szarej, przeciętnej, ulicznej masy. Ale była też i druga strona medalu czyli ta wiecznie niekończąca się robota, decyzyjność, odpowiedzialność i stres z tym związany o jaki mało kto z tej szarej masy pamiętał, chciał pamiętać czy nawet się nad tym nie zastanawiał.

- Oh i nie żartuj sobie ze mnie. - Murzynka lekko położyła sobie dłoń na piersi jakby chciała pokazać jak bardzo dotknęła jej serca uwaga rozmówczyni. - Jestem więźniem swojego stanowiska. Muszę się zachowywać i dbać o pozory tak jak się ode mnie tego wymaga. Nie mogę się wystawiać do konkursów, jak takie swobodne dziewczyny jak ty czy Christine. - dodała z żalem tak dobrze sparodiowanym, że trudno było powiedzieć czy naprawdę tego żałowała czy tylko tak z tego żartowała. - I na pewno byście mi dały łupnia w tych konkursach to tylko sobie wstydu oszczędziłam. - machnęła luźno ręką zbywając ten pomysł w kąt. Ale mimo wszystko wydawało się, że komplement sprawił jej przyjemność. Wbiła łyżeczkę w swoją kulkę lodów, w swojej miseczce i spróbowała. - Mmmm… rzeczywiście pyszne! Trzymam dla specjalnych gości i zawsze działa. Bo kto nie lubi lodów? Ile osób jadło prawdziwe lody? Zawsze działa na roztopienie lodów. - znowu jej twarz przecięła biel uśmiechu kontrastująca z jej ciemną karnacją.

- I myślisz, że ja czaruję umysły? Jak jakaś czarownica? - zaśmiała się nieco kpiąco i zgarniając do ust kolejną łyżeczkę lodów. - I kogóż na przykład miałabym tak czarować ten umysł? I cóż tam tak strasznie mieszać? - zapytała ściągając ustami porcję lodów z łyżeczki i przetrzymując tam trochę tą łyżeczkę.


Pani prezes się myliła. Lody nie były pyszne… tylko obłędnie przepyszne. Vesna ledwo powstrzymywała się żeby nie zeżreć ich na raz i nie poprosić o dokładkę, a najlepiej całe pudełko. Nie wypadało. Przeciągnęła się zaplatając nogi w kostkach i zasalutowała łyżeczką.

- Od razu czarownica. Szkoda by było psuć tej idealnej skóry zbyt dużą dawką… przypalania - zrobiła niewinną minę - Uważaj, jeszcze trochę mnie tak poroztapiasz to zostanie tylko pozbierać szufelką i wlać w wiaderko - zaśmiała się krótko - Czarujesz… a przykładowo taką jedną mechanik z Det. Do tego stopnia, że chciała zapytać czy za miesiąc albo dwa nie będziesz przeprowadzać rekrutacji do firmy… podpytać o wymagania, przygotować się do tego czasu, żeby wypaść jak najlepiej. Byłoby mi niezmiernie miło mogąc pod tobą pracować - skończyła prawie bez podtekstu.

- Oo, naprawdę?
- czarnoskóra bizneswoman zaśmiała się ale tym razem z odcieniem zaciekawienia. I gdyby to był jakiś komiks albo kreskówka to pewnie by był jakiś alarmowy znaczek nad jej głową jako oznaką wzmożonej czujności gdy padło coś wartego uwagę. Przesunęła się spojrzeniem z twarzy rozmówczyni przez jej sylwetkę aż po prawie całkowicie odkryte nogi. Zatrzymała się wzrokiem na jej końcówce jakby ten ruch nóg, kostek i stóp Vesny zwrócił jej uwagę.

- I jakie mam wymagania? A jakie stanowisko by interesowało właścicielkę takiej świetnych nóg i pamięci? W jakiej widziałabyś się roli? - zapytała z pozoru niewinnie nabierając na łyżeczkę kolejną porcję lodów i zerkając ponownie na twarz Vesny gdy zgarnęła je ustami z tej łyżeczki.

- Mogłabym zostać twoją… osobistą asystentką - odpowiedziała, podnosząc powoli nogę żeby zacząć stopą jeździć po jej łydce w górę i w dół, a oczami nie schodzić z ciemnej twarzy - Uczyć się od najlepszej, najinteligentniejszej kobiety jaką miałam przyjemność poznać. Tylko nie wiem czy bym sprostała - zrobiła smutną minę, oblizując wargę z kropki płynnej czekolady - Musiałabym pewnie przejść szereg testów…

- Moją, osobistą, asystentką?
- brwi Murzynki uniosły się nieco do góry gdy podniosła wzrok na twarz właścicielki stopy która buszowała po jej łydce. Ponieważ w ten gorący dzień też nie nosiła żadnych pończoch to kontrast między jasną a ciemną karnacją skóry jaki powodowała zetknięcie się stopy jednej i łydki drugiej rozmówczyni aż bił po oczach. I przykuł uwagę panny Millard. Ale teraz zwróciła się do kandydatki na stanowisko o jakim mówiły. Ale nie zrobiła nic aby powstrzymać działania jej stopy.

- No stanowisko mojej asystentki I to osobistej. To bardzo ważne stanowisko. Więc wymagania są spore. A pewnie już słyszałaś, że jestem wredną jędzą. A ktoś na tym stanowisku ma okazję się o tym przekonać z bliska i na co dzień. - powiedziała nieco prostując się na pufie na jakiej siedziała i wyciągając wygodniej nogi przed siebie. To zmusiło więc stopę drugiej kobiety albo do oparcia się piętą o podłogę i kontynuowanie manewrów na jej łydce albo do wylądowania na jej goleniach które pod tym kątem mogły posłużyć za znośną, platformę nośną.

- Moja osobista asystentka jest wszędzie tam gdzie ja. Czyli pracuje wszędzie tam gdzie ja. Zdarza się, że i w weekendy, nawet w niedziele, zostawanie po godzinach to prawie standard. Do tego posyłam kogoś takiego do niewdzięcznych i trudnych zadań więc taka osoba też szybko zdobywa reputację wrednej jędzy. Czasem kończymy pracę tak późno i zaczynamy tak wcześnie, że nie ma sensu wracać do domu i nocujemy tutaj. - wskazała łyżeczką na sofę na jakiej siedziała wygodnie na niej rozparta Vesna. W tym momencie gęsta, kropla lodów spadła z łyżeczki i wylądowała przy kolanie panny Millard. To na chwilę ją stropiło gdy przerwała to co mówiła i zawiesiła na chwilę wzrok na tym detalu. - Tak więc sama widzisz, że to nieciekawa, nudna, trudna i wymagająca harówa z wredną jędzą nad sobą. - westchnęła równie smutno jak Vesna przed chwilą.

- Skoro to taka ciężka harówka… - panna Holden przybrała bliźniaczo poważny, melancholijny ton, wychylając tułów w stronę Murzynki i starła palcem mokrą kroplę z jej skóry - Tym bardziej przyda ci się ktoś rozsądny - powoli zbliżyła palec do ust i oblizała go - Kto wesprze słowem, pomysłem, wiedzą… będzie gotowy kiedy tego potrzebujesz. Nie można pozwolić abyś się zaharowała na śmierć… szkoda by było.

- Szkoda? Takiej wrednej jędzy?
- Murzynka uniosła nieco brew w ironicznym grymasie. Jakoś wcale nie cofając twarzy od twarzy rozmówczyni. Uważnie i z pewną nawet fascynacją patrzyła na na jej manewry czyszczące. Z bliska Vesna dostrzegła, że jej samokontrola zaczynała słabnąć albo po prostu zaczynało ją zdradzać własne ciało ulegające tej ich dwuznacznej rozmowie i rosnącemu, przyjemnemu napięciu.

- Ah no tak! - klepnęła się nagle w czoło i znów się roześmiała. - No przecież jestem nie dość, że wredną jędzą to jeszcze mieszam w umysłach jak czarownica. Zwłaszcza takiej jednej dziewczynie z Detroit. I biedaczka ma łuski na oczach i nie dostrzega strasznej prawdy jaka ją otacza. I kabały w jaką się pakuje. - pokiwała głową i uśmiechała się z ironicznym i rozbawionym uśmiechu. Potem zamilkła i przez chwilę jej oczy wodziły po twarzy Vesny.

- A czy zdajesz sobie sprawę, zaczarowana dziewczyno, że na tym stanowisku wymagam bezwzględnej lojalności. Oddania. Zaufania. I dyskrecji? - zapytała biorąc w palce brodę białej dziewczyny i nieco unosząc ją ku sobie jakby chciała jej się lepiej przyjrzeć czy dojrzeć coś w jej oczach. Albo ustach. - Nic co się dzieje w firmie. Zwłaszcza w tym gabinecie. Nie może wyjść poza ten gabinet. - poinformowała ją przesuwając nieco dłoń tak, że zaczęła głaskać palcami i kciukiem policzek Vesny.

- Wiem na czym to polega - przekręciła głowę aby ułatwić jej zadanie. Sama dłonią głaskała jej kolano i coraz wyżej po udzie - W Detroit pracowałam dla Teda Schultza, znam zasady. Tajemnice firmy to tajemnice firmy. Honoru i interesów pracodawcy broni się za wszelką cenę. Jego dobro jest powyżej własnego… i bez plotek. Jak w “Fight Clubie”. - uśmiechnęła się krótko - Nikt nie mówi o “Fight Clubie”… pierwsza zasada.

- O tak… Właśnie tak… Dokładnie tak…
- głos Murzynki stał się cichszy, przeszedł prawie w szept. I był już wyraźnie nasączony coraz mniej ukrywaną aprobatą i podnieceniem. Trochę trudno w tym momencie było zgadnąć czy chodzi jej to co mówią usta Vesny czy to co robi jej dłoń poniżej. Ale wydawało się, że jest na tak.

- No to sprawdźmy twoje zaangażowanie, szczerość i oddanie. - wyszeptała panna Millard i jej usta zetknęły się z ustami panny Holden. Dłoń z delikatnością i wprawą przesunęła się na jej bok w klasycznym chwycie do pocałunku a druga niżej i wylądowała na jej kolanie. Z początku ostrożne badanie terenu szybko przerodziło się w zachłanne, zaborcze testowanie ile warta jest druga strona. Kanapa zaskrzypiała, na korytarzu ktoś uparcie tupał w te i wewte... ale w gabinecie prezes rafinerii nikt się tym specjalnie nie przejmował.

Fleurs du mal (południe)


Powrót do burdelu miał tę niezaprzeczalną zaletę, że wnętrze budynku było chłodniejsze niż spiekota poza nim. Tu dało się oddychać, nie było też tak duszno, dzięki czemu panna Holden wreszcie przestała się czuć, jakby oddychała przez mokrą szmatę… miła odmiana. Równie miła co przyjemny półmrok bez piachu zgrzytającego w zębach. Kto w ogóle wymyślił te południowo-bagienne klimaty? Nie mogło być jak w Det?

Technik westchnęła ciężko, przechodząc znaną już drogą do pokojów na zapleczu. Minęła Sylvio, pomachała ręką do Kevina. Zaczynała się przyzwyczajać do ich obecności i tych profesjonalnych sylwetek czających się w strategicznych punktach przy Kristi.

- Jak sytuacja? - spytała zanim podeszła do drzwi sypialni, woląc nie rozwodzić się nad tym jak bardzo wygodne wyro znajduje się po drugiej stronie. Była zmęczona, coraz bardziej… a dzień niestety dopiero dochodził gdzieś do połowy.

- Wstali. Znaczy są w stanie przytomnym ale raczej jeszcze w poziomie a nie w pionie. Znaleźli twoją wiadomość. - ochroniarz przedstawił jej krótko jak wygląda sytuacja za drzwiami no i wydawało się być to prawdopodobne. Zbliżała się bowiem ta pora, gdzie Runnerzy i gwiazdy estrady zwykły zaczynać dzień.

Wielka szkoda, że mechanicy i ludzie biznesu o tej porze już egzystowali od ładnych paru godzin i robili się głodni. Znowu…
- Jak usłyszysz krzyki to się nie przejmuj - burknęła do ochroniarza, pocierając palcami skronie - Kristi nic nie będzie, jest bezpieczna… to tylko ja z Alexem będziemy wymieniać argumenty… ech, nie ma co odkładać - z ponurą miną pokręciła głową i po chwili otworzyła drzwi, przechodząc przez próg.

- Oczywiście. Jakby co to znasz moje imię. - skwitował jej słowa szef dziennej ochrony. Gdy zaś brunetka znalazła się po wewnętrznej stronie drzwi zastała znaną sobie dwójkę, w znanym sobie łóżku ale tym razem w odmiennej kompozycji nich ich zostawiała rano. Alex siedział oparty o poręcz wezgłowia, miał w zasięgu ręki popielniczkę na nocnym stoliku i palił fajkę. Od wczoraj wiedziała, że wbrew pozorom nic poważnego po tym mordobiciu mu się nie stało ale obecnie miał ten etap, że wszelkie siniaki prezentowały się chyba najpełniej. W całej palecie posiniaczonych barw. Więc z tymi siniakami i opuchliznami nie wyglądał najlepiej. Zupełnie jakby wpadł pod samochód albo ktoś nieźle mu dołożył. I pewnie tak się czuł bo spojrzał na nią gdy tylko weszła.

Gospodyni chyba próbowała doprowadzić się do względnego porządku. Bo siedziała przy toaletce i chyba próbowała się umalować czy uczesać. Ale albo utknęła na dość wczesnym etapie albo nie mogła się zebrać aby dokończyć. Bo tak siedziała w samych damskich bokserkach i podkoszulce na wygodnym stołku przed lustrem i wyraźnie robota jej się nie kleiła. Też spojrzała sprawdzając kto przyszedł i wyraźnie się ucieszyła gdy dotarło do niej kto.

- Gdzie byłaś? Co to jest? - Alex zaczął bez ceregieli wskazując na leżącą obok popielniczki kartkę żarzącym się papierosem.

- O! Ves! Wróciłaś! - blondynka rozłożyła szeroko ramiona gotowa wyściskać swoją najlepszą kumpelę i uśmiechnęła się szeroko nie przejmując się siedzącym na jej łóżku facetem.

W pierwszej kolejności technik podeszła do toaletki, uśmiechając się szeroko. Objęła siedzącą bolndynkę od tyłu i pocałowała ją czubek głowy.
- Cześć kochana - ścisnęła ją mocniej i jakoś tak jej ulżyło trochę. Westchnęła krótko - Nic mi nie jest, jak pisałam. Zaraz ci z tym pomogę - wskazała spojrzeniem szczotkę i damskie bibeloty. Potem wyprostowała się, podchodząc ciężko do łóżka.
- To jest kartka. Papieru. Zapisana. Kartki papieru służą po to, aby za ich pomocą zostawiać informacje - pokazała na wiadomość, podświadomie się spinając i szykując na awanturę - Byłam na mieście, załatwiałam interesy. Jak się czujesz?

- Jakie interesy? Z kim? Całą kurwa noc? Wstałem rano to cię nie było. Ten jej debil dał mi jakiś syf po którym usnąłem bo bym cię zaczął szukać od ręki.
- Alex widocznie miał gula o te nocne zniknięcie Vesny i musiało go mu to dopiec. Proszki trochę go spacyfikowały ale tylko odwlokły to co nieuniknione.

- To nie jest debil tylko lekarz. Bardzo dobry. Nie znasz się. - ofuknęła go blondynka nadąsanym tonem, że podważa kompetencje jej osobistego personelu. - I jakbyś nie hiesteryzował od samego rana to by nie trzeba było nic ci dawać. - zwróciła mu uwagę na ten detal. Sama zaś wstała i objęła swoją kumpelę i coś nie zamierzała jej chyba puszczać. A facet na łóżku spinał się coraz bardziej.

- Nie histeryzowałem! Budzę się a jej nie ma! Też nie miałaś pojęcia gdzie jest to mi tu nie wyskakuj z takim tekstem! - Alex aż się podniósł z wygodnego oparcia wskazując na zmianę papierosem to jedną, to drugą kobietę.

- Noo… Trochę się bałam o ciebie. No i tak czekałam na ciebie aż wrócisz no ale w końcu zasnęłam. - blondynka trochę się zasępiła ale do pewnego stopnia widocznie rozumiała złość gangera tyle, że odbierała to nieco inaczej. Troskliwie odgarnęła ciemne loki z twarzy brunetki lekko kiwając głową. - I się tak nie spinaj! Próbowałam ci coś powiedzieć ale nic do ciebie nie docierało! Dlatego musiałam zawołać doktora. - przypomniała sobie poranek w tym pokoju więc znowu zwróciła się do Runnera.

- Tak, na te twoje goryle chuja by poradził. Chuj z tym, gdzie byłaś? I z kim? Co za interesy? - Alex nie odpuszczał a to co się wydarzyło rano w tym pokoju widocznie traktował jako przeszkadzajkę w dążeniu do celu czyli ustalenia gdzie na noc zniknęła Vesna.

- Przestaniesz wreszcie pajacować i robić siarę? - Vesna fuknęła ostro, czując jak zaczyna ją boleć głowa. Z ulgą przyjęła ochronę kończyn blondynki, zrobiło się jej trochę lżej - Tylko dzięki Kristi i jej ekipie dało się ciebie wczoraj znieść i ogarnąć po walce. Więc do jasnej cholery nie nadawaj na nich, tylko kurwa jego mać, okaż trochę wdzięczności! To oni cię pilnowali, składali, nieśli i na koniec oddali najwygodniejsze wyro w “Fleurs du Mal”! Więc nie rób siary i powiedz ładnie “dziękuję Kristi” - warknęła i za chwilę westchnęła bardzo zmęczonym westchnięciem - Ścięło cię po walce, musiałeś odpocząć i się zregenerować… żeby mieć siłę teraz rzucać w całą okolicę pretensjami - dodała kwaśno, a potem zaczęła wywalać po kolei - Anne z Akiro poszli wczoraj do Federatów. Zawarli umowę z Amari, wzięli zaliczkę. W moim imieniu też - prychnęła i wyjęła z kieszeni fajkę, którą zaraz odpaliła - Tak jak w imieniu Daniela i Colonela. Pięć złotych pierścieni postawiła na Akiro w turnieju i wygrala. Potem zawinęła wygraną i naszego busa. Spierdolili z Zenem. Amari się wkurwiła, poszła z tym na psiarnię. Po koncercie dowieźli nas na komendę, było o listach gończych - wzruszyła ramionami - Dogadałam się Amari, tą Federatką co ją wyrolowali. Odzyskała swoje złoto, po problemie - znowu wzruszyła ramionami i dokończyła dobitnie - Ostatnią noc spędziłam z cynglem Fedziów, polowaliśmy na Anne i jej przydupasa. I upolowaliśmy. Tyle. Rano musiałam iść do Mechlera, szefa CSA. pracujemy dla niego. Chcę żebyś się ogarnąć i pojechał pod “Płonące Siodło” ustalić detale podróży. Co jak, dlaczego, z kim, ile kurwa paliwa będzie potrzeba. Zobaczył czy ten bus pociągnie, jeżeli nie to kupisz odpowiednią brykę u “Car Dealera”, co i jak zostawiam tobie - machnęła ręką - Wybierzesz co będziesz uważał za stosowne. Gamble są w kamperze w skrzyniach, bus stoi obok niego na zewnątrz… ja się nie rozdwoję, a mam coś jeszcze do pozałatwiania.

- Noo… właśnie… tak ci właśnie mówiłam rano… to nie chciałeś słuchać… i jeszcze uderzyłeś doktora… -
blondynka chyba uznała, że dobry moment by się sfochać na Alexa no i oczywiście zwalić na niego całą winę. W zamian stanęła nieco bokiem do Vesny obejmując ją wolnym ramieniem i mocno przyciskając ją do siebie czy siebie do niej. Więc gdy jedna miała na sobie samą podkoszulkę i bieliznę a druga krótką spódniczkę to przyjemne ciepło, młodego, jędrnego ciała przyjemnie promieniowało z jednego ciała na drugie.

- Chuja mówiłaś. A doktorek leciał ze strzykawą myślałem, że jakiś syf chce mi wstrzyknąć. - Alex w pierwszej kolejności odpowiedział na najnowszy zarzut ale widocznie trawił to co powiedziała Vesna. Szukał, sprawdzał, kombinował. Tylko nie była jeszcze pewna czy szuka dziury w całym czy nad tym co teraz dalej zrobić. W tym jednak nie pomagała mu rozkapryszona gwiazda estrady.

- No chciał. Coś na uspokojenie. Bo się wytrzymać z tobą nie dało. Aż musiałam zawołać chłopaków na pomoc. - blondi bez oporów wyrzucała mu dalej jego niestosowne, poranne zachowanie.

- Ta. We trzech. Jak nie zdążyłem wstać. Z zaskoczenia mnie wzięli tak to bym ich załatwił jedną ręką. - Runner też trochę jakby się skarżył a trochę tłumaczył na oszukańcze i podstępne działania ochroniarzy Krstin. - Jeszcze tazerem mnie debil jebnął. - poskarżył się unoszad podkoszulek do góry i pokazując ledwo widoczne dwa punkciki na torsie gdzie widocznie trafiły igły broni paraliżującej.

- Masz za swoje. - blondi wzruszyła ramionami wcale nie żałując siedzącego na łóżku faceta. Ten zaś zdusił peta w popielniczce i w końcu wstał z kilkuosobowego łoża. Poszedł do łazienki i dał się słyszeć chlupot wody. Kristin popatrzyła niepewnie na Vesnę niepewna chyba jak zinterpretować te zachowanie. - Wiesz, jak tak czekałam na ciebie w nocy to tak kiślowałam sobie jakbyście mnie oboje wzięli. Ale teraz to nie wiem czy on taki fajny. - zwierzyła się blondyna szpecąc z bliska na ucho brunetce i zerkając w stronę otwartych do prywatnej łazienki drzwi. Tam, sądząc po odgłosach, ganger doprowadzał się do porządku.

Technik przymknęła oczy i odetchnęła dla uspokojenia. Co miała powiedzieć? Że też zaczyna mieć podobne wątpliwości czy cały ten cyrk i ciągłe pretensje mają sens na dłuższą metę?

- Jest… tylko z rana marudne bydle z niego
- odpowiedziała łagodnie, przytulając blondynkę mocniej. - Przepraszam za niego. Nie sądziłam że narobi ci tylu kłopotów. Gdybym wiedziała… to by się go zamknęło w piwnicy i tyle. Szkoda… twoich nerwów - pocałowała ją krótko, a potem wyplątała się z uścisku - Daj nam pięć minut, ogarnę go. - skrzywiła się - Postaram się go ogarnąć. - pokręciła głową idąc szybko do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Patrzyła z zaciętą miną na poranno-popołudniowy rytuał ablucji.
- Masz ją przeprosić - warknęła. - Ogarnij się, bo mam serdecznie dość. Ciągle “coś”, wiecznie jakieś problemy i awantury o byle gówno. I pretensje. Nieważne co zrobię, albo czego nie zrobię, zawsze węszysz spiski i gapisz się jakbym ci wielką krzywdę robiła. Jak robię to droga wolna - odsunęła się i pokazała na drzwi, mrugając szybko - Wypierdalaj. Albo ja wypierdolę stąd, skoro nie potrafisz mi zaufać. Właśnie ci powiedziałam, że prawie wystawiono za mną list gończy i całą pieprzoną noc szukałam tej głupiej gnidy z kolesiem pokroju White Handa. Nie miałam czasu ani zabrać czegokolwiek, ani po kogoś posłać. Nawet nie miałam broni - prychnęła - Bo się spieszyłam, żeby to załatwić. wyjść na czysto… i żebyś się nie martwił, jak widać niepotrzebnie - pokręciła głową intensywnie - Nic mi nie jest, dobrze że cię to zainteresowało. Bardziej cię obchodzi własna dupa i wygoda jak widać. Ja jestem tylko dodatkiem, pokojówką, punktem medycznym, albo mechanikiem do bryk, tyle. Skoro to już ustalone, idziesz przeprosić Kristin. - wskazała brodą na drzwi - Przynajmniej to zrób tak jak należy.

- Weź się zwieś co? -
zaproponował stojący przy umywalce Runner. Zdążył zdjąć podkoszulek więc stał w samych bokserkach. A przy okazji widać było te wszystkie cięgi jaki wczoraj zebrał na jego ciele. Sporo poszło w ramiona gdy się zasłaniał przed ciosami oraz w tors gdy nie zdążył. W końcu priorytetem jak zwykle sam mówił była ochrona głowy bo tam wszystko co przeszło to było groźne.

- Co miałem robić? Wstałem rano i ciebie nie ma. Od tej histeryczki nic nie szło się dowiedzieć. Tylko tyle, ze gdzieś pojechałaś na noc chuj wie gdzie. To mnie cholera wzięła. Myślałem, że coś ci się stało. Albo jakiś palant nawciskał ci kitów, porwał, wywiózł, sprzedał do burdelu albo na części czy po prostu zostawił z ołowiem w potylicy na poboczu. A ta zamiast coś wyjaśnić wezwała tych swoich przydpusaów. Jak się kurwa grzecznie pytałem gdzie do chuja jesteś. Więc się nie przypieprzaj. - w końcu spojrzał na nią znad tej umywalki i przetrzymał chwilę tak te spojrzenia jakby chciał sprawdzić czy dotarło i czy załapała co jest grane. Potem wrócił znów do własnego odbicia w lustrze i umywalki. Zdążył napuścić wody do zlewu i teraz skorzystał z tej dobroci zanurzając tam twarz. Przetrzymał ją tam chwilę zanim się wynurzył. Po chwili pomoczył jeszcze włosy i zaczął zabierać się za sprawdzanie swojej szczęki. Jakby obliczał i szacował czy golić się już teraz czy jeszcze dziś sobie odpuścić.

- Nieźle to załatwiłaś. Ale powinnaś mnie obudzić i byśmy pojechali razem. Tak działają zespoły. Dwuosobowe też. - powiedział wpatrując się w swoje odbicie i wodząc palcami po zaroście szczęki. Obserwował swoje odbicie z takim zaangażowaniem jakby to była sprawa życia i śmierci te golenie.

- Sprawdzę potem tego vana. Pewnie trzeba będzie sprzedać i kupić coś terenowego. Ten radzi sobie jak jest asfalt albo szuter. W sobotę sama widziałać co było. No i paliwo. Pewnie jakiś uterenowiony van. To się zabierze kanistry i KTM na pakę. Pikup albo van. - zmarszczył brwi i zabrał się jednak za golenie. Mówił powoli i na raty pomiędzy kolejnymi pociągnięciami maszynki.

- Dobrze, że wróciłaś cało. Ale jak jesteś ze mną nie wywijaj więcej takich numerów sama. Bo wyjdzie mi, że nie chcesz być ze mną i wolisz być z kimś innym. - strzelił w nią ponurym spojrzeniem gdy już miał wygolone z połowę twarzy i zabierał się za drugą połowę.

- Po tym łomocie który wczoraj dostałeś nie nadawałeś się do niczego. Musiałeś odpocząć bo nie jesteś niezniszczalny i nie ciągnęłabym cię nigdzie w takim stanie. Wystarczy, że musiałam patrzeć jak cię znoszą całego we krwi. Nie jestem drewniana, poza tym udaję że znam się na medycynie. Wiem w jakiej byłeś formie. No i mówiłam, nie miałam czasu cofnąć się po cokolwiek. Wyszło… jak wyszło - dziewczyna odpowiedziała bardzo spokojnie, lodowato uprzejmym tonem - Tobie wyjdzie co chcesz żeby wyszło, a to co ja zrobię nie ma tu nic do rzeczy. Nieważne że latam wokół ciebie, nieważne… choćby wczoraj rano. Nie - pokręciła głową, a potem zamknęła oczy - To przecież nic nie znaczy, prawda? Gówno warte brednie. - zrobiła chwilę przerwy żeby unormować oddech. Przełknęła ślinę i otworzyła oczy, odwracajac się bokiem żeby na niego na patrzeć. Ani żeby on nie widział że zaczyna płakać - Zrób z tą bryką co uznasz za stosowne. Sprzedaj, kup co trzeba. Na stole… - zgrzytnęła zębami - Na stole zostawię mapę z zaznaczoną pozycją czołgu. Ogarnij ile wachy na to trzeba. Gamble są w kamperze jak mówiłam. Nie rozpierdol wszystkiego. Mechler, ten od CSA jest w “Płonącym Siodle”. Patrick ci pokaże który. Idę się zastanowić. Przemyśleć. Bo może jednak lepiej ci będzie z kimś innym, skoro ja taka trefna. Ale najpierw robota - nacisnęła klamkę, otwierając drzwi i wychodząc do pokoju.

- Ves… - mężczyzna stojąc przed umywalką zdążył ogolić już drugą połowę twarzy. Została mu broda i szyja gdy stojąca dotąd w łazience kobieta ruszyła w stronę wyjścia do pokoju. Podszedł do niej szybko i zanim zdążyła wyjść zamknął drzwi z powrotem i objął ją.
- Daj spokój Ves. - poprosił ją łapiąc za ramię i przyciągając do siebie. Najpierw złapał ją tak jak podszedł czyli od tyłu. Przez co mogła poczuć na swoich plecach jego tors a na ramionach jego ramiona. Bo mimo, że zdrowo obity nadal fizycznie górował nad nią więc topiła się w tych jego ramionach. Poczuła jak pocałował ją w czubek głowy. Potem odwrócił ją frontem do siebie. - Daj spokój. Wściekłem się, że coś ci się stało i nie dałaś mi nawet szansy abym coś zrobił. A nie na coś innego. I tyle. I wiem, że mnie poskładałaś do kupy no i przywiozłaś tutaj. Było zajebiście. Ale nie chcę takich numerów no. Dobrze, że dobrze się skończyło. - wyszeptał do niej głaszcząc ją po włosach. Na końcu pocałował ją czule w usta na zgodę.

Nie oddała pocałunku, jak na winną całego zła świata przystało. Stała sztywno, zaciskając i rozluźniając szczęki. Gapiła się też gdzieś w bok, dłonie zwijając w pięści.
- Gdyby coś poszło nie tak, ty byłeś czysty. Bez zarzutów. Bezpieczny - powiedziała zduszonym głosem, nie patrząc na niego - Miałam… paskudny poranek, naprawdę kiepski, chociaż staram się i próbuję… być twarda. Poważna i dorosła, ale mi nie idzie. Nie nadaję się do tego Alex, nigdy nie nadawałam. Do interesów jak u papy i Teda, za miękka na to jestem. - przełknęła głośno ślinę, mrugając szybko żeby odzyskać ostrość widzenia. Niestety przez to ciepłe krople spłynęły jej po policzkach - Sprzątałam dziś szoferkę z kawałków kości, włosów i mózgu. Należących do Zena. Potem musiałam tam jechać i udawać że wcale mnie to nie brzydzi… ani nie przeraża. Jak głowa Anne w plastikowym wiaderku. Ale jakoś dojechałam. Z poker facem. - wzruszyła ramionami - Wyciągnęłam profit, zrobiłam nowych kolegów na przyszłość. Tak jak trzeba… a potem wracam i chcę odpocząć. Żeby kurwa zapomnieć na parę minut i nie musieć zgrywać twardziela… a ty mi dopieprzasz od progu. Znowu. Nie mam siły, też potrzebuję wsparcia i supportu. Czuć że mam kogoś zaufanego za plecami, żeby się nie bać. Wyluzować, przeczyścić łeb… a nie zamartwiać się o co tym razem będzie awantura, jak wielka i o czym będzie element zapalny. Byłoby miło po prostu odpocząć… nie myśleć. Chociaż przez ten pierdolony kwadrans.

- No masz. Chodź...
- facet westchnął i pociągnął ją ze sobą w stronę jakiegoś taboretu. Usiadł na nim i posadził ją sobie na kolanach. Przez dłuższą chwilę albo nie miał pomysłu co powiedzieć albo został przy niemej rozmowie gdy troskliwie i opiekuńczo głaskał ją po włosach i plecach. - Musiało być ci ciężko. Ale dałaś radę Ves. Ogarnęłaś sprawę jak zwykle. Nie straciłaś głowy. Świetnie ci poszło. Ale najważniejsze Ves, że jesteś. Że wróciłaś cało, w jednym kawałku no i, że wróciłaś. Jak wróciłaś to to najważniejsze. Reszta się jakoś ułoży. - powiedział mało zgrabnie za to z pełnym przekonaniem. Odgarnął jej ciemne włosy aby spojrzeć na jej twarz i sprawdzić jak reaguje na jego słowa.

Technik siedziała sztywno, z brodą uniesioną dumnie do góry i udawała że wcale nie łzawią jej oczy, jeśli tak to przez dym, albo z powodów alergicznych, ale im dłużej siedziała i im więcej Runner mówił, tym bardziej garbiła plecy aż wreszcie jego zachowanie coś w niej przekuło i ukryła twarz w dłoniach, porzucając pozory. Mniejszym ciałem wstrząsnął spazm, potem drugi i trzeci, a ona zaciskała zęby żeby nie narobić hałasu. Oparła się wreszcie o podrapaną pierś, obejmując ją ramionami z całej siły.

- Przep… przepraszam, że s-się m… martwiłeś. A ter… teraz jeszcze się na t-tobie wyżyłam… przepraszam Alex - chlipała pociągając nosem i przytulając go jeszcze mocniej - P… powinnam się tobą… o-opiekować, dać odpocząć… ale nie dam rady sama… tego wszystkiego p-przygotować. P… potrzebuję pomocy, a ty… jesteś ranny. Gdy… gdyby tamta indiańska wesz c-coś ci zrobiła… ch… chyba… nie przeżyłabym tego. J… jak to się skończy, chryja z czołgiem… wróćmy tu. K… kupmy dom i zostańmy. M… mam dość uciekania. Ty od r-ręki znajdziesz robotę, gadałam z szefową rafinerii… Sz… szuka asystentki, to i ja bym… coś miała. Dalibyśmy radę. Ty i ja.

- No już dobrze, już się nie martw. Jakoś się to ułoży wszystko, nie przejmuj się.
- Alex otulił ją mocniej swoimi ramionami jak w ochronnym pancerzu. Widać też go to wszystko ruszyło bo głos mu zmiękł i całował ją na pocieszenie i otuchę co jakiś czas. W czoło, policzki czy usta. Pocieszał ją i uspokajał jak rodzic zapłakane dziecko które przyszło do niego z jakąś wielką sprawą. Teraz siedział na tym taborecie, w prywatnej łazience gwiazdy estrady jaka została za drzwiami i pozwalał jej się wypłakać gdy siedziała mu na kolanach. Machinalnie powtarzał słowa otuchy, takie zwykłe i proste bo w końcu od gadania zwykle była ona, ona umiała się płynnie wysławiać i znała różne, dziwne słowa. On był zaś prostym gangerem z runnerowej dzielni i znów wydawało się, że dzieli ich wszystko co tylko możliwe. A jednak teraz siedział tutaj z nią, szeptał do niej, całował, głaskał starając się przegnać jej troski i smutki, w ogóle nie zważając na to, że z ich dwójka to on wygląda jakby wpadł pod kosiarkę czy spadł ze schodów. W końcu nieco stęknął i razem z nią schylił się po coś leżącego na podłodze. Po chwili stękania i grzebania coś wyjął z kieszeni kurtki prostując się znowu. I wtedy ujrzała, że to była ta jego harmonijka. Uśmiechnął się do niej, przytknął ją do ust i dał popłynąć melodii.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 23-11-2018, 18:21   #42
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Trafił w punkt, nie wiedziała jakim cudem, ale wiedział co robić. Tak po prostu, bez sztuczności… albo za dobrze ją znał. Słuchała jak gra, przytulona do niego i z zamkniętymi oczami, a złość, strach i cały brud leżący na duszy znikały jakby nigdy ich tam nie było, nie liczyły się. Liczył się on, to że był tutaj i teraz. Stały, pewny punkt do którego uciekała kiedy świat poza Downtown zaczynał ją przytłaczać i tłamsić. Lub kiedy po raz kolejny wpakowała się w kłopoty, coś zepsuła, bo nic tak pannie Holden nie wychodziło, jak niszczenie tego co dla niej ważne.

- Jesteś głodny? - spytała gdy skończył grać, już spokojnym głosem. Otarła opuchnięte oczy wierzchem dłoni i spróbowała się uśmiechnąć - Przeproś Kristi… proszę. Dla mnie. A potem… spróbujemy załatwić tę brykę i… pojedziesz ze mną do Mechlera?

- Noo doobraa…
- westchnął w końcu z wyraźnym oporem na pomysł przepraszania kogokolwiek. Coś jeszcze pomarudził pod nosem ale mimo wszystko wyczuwała, że laskę, i do tego młodą, ładną i miłą łatwiej pewne mu było przeprosić niż innego samca. Puścił ją i odłożył harmonijkę wracając do przerwanego golenia. Znowu stał przed umywalką i ścinał zarost maszynką.

- Ta. Pojadę z tobą. Też chcę go zobaczyć, pogadać i w ogóle. Może jest jakiś trefny czy co? - dorzucił kończąc brodę i zabierając się za golenie szyi. Musiał do tego nieco unieść głowę i zezować jak to zwykle przy goleniu.

- I załatwiłaś sobie robotę? Tutaj? I co będziesz robić? Chcesz tu zostać? Tak na dłużej? - zerknął na nią w bok chcąc chyba sprawdzić czy mówili o tym samym.

- Nie jest trefny, to stary rozsądny pryk z głową na karku - Vesna odpowiedziała, wstając z taboretu. Przeszła łazienkę i zatrzymała się gangerowi za plecami, obejmując go w pasie i przyklejając od tyłu - Dziękuję kochanie… za wszystko co robisz. Świetnie sobie poradziłeś wczoraj. Cholera… nadal jestem z ciebie dumna. Byłeś najlepszy - pocałowała go między łopatkami, a potem oparła o to miejsce policzek - Zajrzałam dziś do Petro. Christine tam pracuje. Taka ciemnowłosa, ale nie Kaya. Nie ta z krzesła, tylko ta druga. Jej szefowa zarządza tutejszą rafinerią i szuka asystentki. Zajmowałabym się papierkami, kontrahentami… coś jak w domu, ale bez mordowania. I mielibyśmy zniżkę na benzynę - dodała kolejny plus - To całkiem niezłe miasto, ludzie są w porządku. Mili… i odpowiednio daleko od Det. Tutaj nikt nas nie będzie szukał. Moglibyśmy ogarnąć porządny dom… nie chciałbyś? Zapuścić korzeni… założyć rodziny… i inne takie nudne, standardowe rzeczy?

- Sam nie wiem co bardziej trefne. Jak ktoś wydaje się trefny od początku to chociaż wiadomo na czym człowiek stoi. Ale wkurwiające są takie typy. A jak nie wygląda no to chuj wie co w takim siedzi. Też nie wiadomo czego się spodziewać.
- Alex ogolił już jedną stronę szyi i podzielił się swoją filozofią wyniesioną z runnerowej dzielnicy Detroit. Na resztę komplementów i podziękowań nonszalancko machnął ręką. Ale widziała jaką ogromną sprawiło mu to przyjemność taka pochwała i to, że dostrzegła to ta najważniejsza dla niego osoba i doceniła.

- Zostać tutaj? Na dłużej? - zastanowił się nad tym i zamilkł. Maszynka goliła kolejne fragmenty szyi. Wygolił już drugą stronę szyi i zostało mu centrum z grdyką. - Może… No to nie jest Det… Nie mają Ligi ani Wyścigów… Jay, Clody, Patti i reszty… - westchnął świadom tak samo jak ona, że to czy znów będą mogli bezpiecznie postawić nogę w ich ojczyźnie jest bardzo wątpliwe. A jednak chociaż rozum jakoś pojmował, że Detroit będzie bezpieczniej jeśli nigdy już nie zobaczą to jednak serce łapało wolniej tą informację. Nie było wiadomo czy kiedykolwiek załapie.

- Zróbmy ten czołg. Wrócimy to pomyślimy co dalej. - powiedział stukając i czyszcząc maszynkę a potem opłukując twarz wodą. Był ogolony jak jakiś młodziak więc znów z tym goleniem miał spokój na kilka następnych dni.

- Nie ma Wyścigów, Kociaka i Dzikiego… wiem - westchnęła smutno, odklejając mu się od pleców żeby stanąć z przodu. Długo patrzyła mu w twarz, głaszcząc go po policzkach. - Gładzituko - uśmiechnęła się krótko i dodała - Nie ma też Gas Drinkersów, Camino. Steva Handley’a… i Teda. Są za to całkiem niezłe foczki, w różnych zestawach. Dałoby się tu żyć… zawsze łatwiej się wybić na prowincji. - zarzuciła mu ramiona na szyję - Czołg zrobimy, taki jest plan… mam też niespodziankę. - ożywiła się i przybrała tajemniczą minę - Jest w kamperze obok busa. Jest też gruby rulon talonów. Sam zobaczysz i ocenisz co z tym da się zrobić. Mówiłeś o pickupie… szkoda. Wolałabym merola. - wyszczerzyła się - Oczywiście czarnego.

- Merola? Merol rzuca się w oczy. I to czarny. I jak taki merolowaty merol no to trochę kosztuje. W końcu to merol. Ale to może jak wrócimy z bagien. Wtedy mają nam wypłacić większość. Zresztą taki schultzowy merol to by się potopił w bagnach i tyle by z niego było. Teraz nam potrzebny taki muł na czterech kołach co wszędzie wjedzie i jeszcze trochę bagażu weźmie.
- Alex odwrócił się i zgarnął Vesnę ze sobą. Zatrzymał się jeszcze przy ręcznikach aby się wytrzeć. Mówił tak jakby już właśnie planował kolejne posunięcia. Dlatego pewnie wziął słowa Vesny jakby na poważnie i od ręki mówiła z tymi zakupami, samochodami i resztą.

- W kamperze? Dobra, to zjem coś to potem tam zajrzę. - dodał znów ją obejmując i tak przeszli te kilka kroków do drzwi łazienki. Powiedział jakby nie spodziewał się znaleźć w tym kamperze coś specjalnego. Potem otworzył drzwi i wrócili do pokoju Kristin. Sama Kristin nadal siedziała w swoim piżamowym stroju przed toaletką ale w międzyczasie już zdążyła się doprowadzić do porządku podobnie jak Alex.

- O! Jesteście! Skończyliście? To jak? Już nie będziesz się wściekał? - zapytała gospodyni całkiem wesołym głosem i znów zachowywała się jak ta promienna, słoneczna gwiazda za jaką ją uwielbiano w Nice City i nie tylko. W powrocie do stanu przyzwoitości pewnie pomogła blondynce parująca z kubka ciecz oraz szklanka pomarańczowego soku obok. No i taca z zaczętym śniadaniem które widocznie przyniesiono dla całej trójki.

- Nie wściekam się. I sorry za rano. Trochę mnie poniosło. Bałem się, że Ves coś się stało. - Alex zdobył się na tak zgrabne przeprosiny jakie tylko Runner mógł sobie pozwolić bez utraty twarzy.

- Noo… Też się martwiłam. Ale doktora nie musiałeś bić. - Kristin skinęła głową na znak zgody i trochę się skrzywiła na znak, że chociaż część zmartwień i trosk Alexa rozumie. Ale mimo wszystko pewnie uważała, że przesadził.

- Jak obcy facet podlatuje do mnie z jakąś szprycą to to zwykle się tak kończy. Ma szczęście, że nie chciałem mu zrobić krzywdy tylko powiedzieć mu by spadał. - Vesna wyczuwała, że dobra wola i chęć pojednania Runnera zaczynają się właśnie kończyć. Przeprosić laskę jeszcze mógł ale jakiegoś palanta ze strzykawą to inna bajka i pewnie obawiał się, że jak zmiękł na chwilę to blondynka zaraz zacznie wydziwiać kolejne żądania.

- Wiesz jak bywa na Pustkowiach, Kristi… różnie - postanowiła wesprzeć swojego mężczyznę, stając przy nim i głaszcząc uspokajająco po plecach - A za nami długa trasa… zresztą nie ma co gadać - machnęła ręką - Gdybym nie wycięła poza miasto to żadne z was by się nie martwiło, więc za całe nieprzyjemności poranka wińcie mnie… tylko jak można to po śniadaniu - głodny wzrok uciekł jej do talerzy tak przyjemnie pełnych. Przełknęła ślinę i pociągnęła Foxa za łapę - My zaraz wrócimy, za pięć minut dosłownie. Jedz kochana, przynieść ci coś jeszcze z dołu? Chcę coś mu pokazać żeby już tak się nie boczył że tak sobie pojechałam samopas i żadnego profitu z tego nie ma - mrugnęła do blondynki, pokazując gangera jakby go wcale tu nie było. Odczepiła się od niego i przykleiła na chwilę do drugiej dziewczyny - Dziękuję… za wszystko. Jesteś moim aniołem.

- Noo nieee… Tyle na ciebie czekałam, zamówiłam wam śniadanie i mam teraz jeść sama?
- blondynka zapowietrzyła się jakby miała zamiar strzelić focha. Pokazowo wręcz rozłożyła dłonie w geście niezadowolenia. Tym razem Alex ją poparł.

- No. Chodź na szamę. Potem będziemy łazić. I ubrać bym się musiał. - Runnera chyba skusiła taca z jedzeniem po czym wykorzystał przewagę gabarytów i bez trudu pociągnął Vesnę ze sobą na łóżko na którym leżała taca. Siadł więc i zaraz obok niego siadła i Vesna. A potem zaczął wybierać te grzanki, klejący się na nich od ciepła ser, omlety i inne smakołyki.

- No! On dobrze mówi! Zjedzmy coś! A potem możemy pójść na spacer albo co… - blondynka skorzystała z nieoczekiwanego wsparcia i szybko też wylądowała w łóżku siadając z pozostałą dwójką do śniadania.

- No i zepsuli niespodziankę, no… - technik wybruczała z udawaną skargą, ale nie wyglądała na niezadowoloną. Bardziej niż chętnie sięgnęła po grzanki, kładąc trzy sztuki jedna na drugą i tak powstałą piramidkę pochłonęła na cztery gryzy. Przeżuła, popiła sokiem i dodała tonem skargi - Chciałam zrobić niespodziankę, po pączki wyskoczyć w międzyczasie… no ale… to potem możemy iść. - znalazła rozwiązanie, łapiąc nowy zestaw tostów - A chcesz się z nami przejść wybierać brykę? - popatrzyła na blondynkę z uwagą, szczerząc się wesoło - Musimy kupić coś w te bagna… terenowego. Nic co będzie dupę urywać… ale potem można przetestować siedzenia. Czy odpowiednio miękkie i wygodne - skończyła z miną niewiniątka, wgryzając się w jedzenie.

- Taa? Testować siedzenia? No chyba znam pewien sposób. - Alex z tą obitą twarzą, napuchniętymi, rozciętymi wargami był mniej rozmowny niż zazwyczaj. Nawet jadł wolniej bo nie mógł tak lekko i swobodnie ust otworzyć jak zazwyczaj. Ale aluzję co do testowania nowej fury pojął jak na prawdziwego Detroitczyka przystało.

- Ano tak… Bo wy jedziecie i znów was nie będzie… - blondynka trochę posmutniała gdy przypomniała sobie o tym detalu do jakiego szykowała się dwójka jej gości.

- To idziesz z nami? - Alex zapytał krótko mniej czuły na cudze, babskie fochy, smutki i żale.

- No pewnie! - blondi się rozpromieniła podskakując radośnie na łóżku. - O! Chcecie kupić brykę?! - Kristin nagle wytrzeszczyła oczy jakby coś skojarzyła czy wpadła na inny pomysł. Alex lekko uniósł brew ze zdziwienia albo irytacji bo przecież właśnie o tym mówił i on i Vesna. Skinął więc tylko głową flegmatycznie przegryzając kolejną porcję grzanki. - To super! Ale jak pojadę z wami to będę mogła z wami potestować te siedzenia? - zapytała i zamarła z ożywieniem wyczekując na to co powiedzą. Ganger przestał przeżuwać i obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Potem spojrzał w drugi bok, na siedzącą brunetkę jakby od niej oczekiwał jakiegoś wyjaśnienia.

Panna Holden przyjrzała się blondynce bardzo uważnie i oceniająco, przeżuwając przy okazji solidną porcję omletu z szynką. Przekrzywiła kark w lewo, potem w prawo i w końcu przełknęła, kiwając powoli głową.
- No tak… tak… - zacmokała i rozwinęła temat - Byłaś bardzo dzielna wczoraj i dzisiaj. Dobra dziewczynka - uśmiechnęła się uśmiechem zadowolonego kota i przepiła sokiem - Mhmm, kupimy brykę… i razem potestujemy siedzenia. We trójkę - zgodziła się łaskawie, biorąc małego pomidorka z talerza - Iiii… niech będzie - westchnęła z wielkopańską miną - Weź marker do autografów. Coś ci wczoraj obiecałam - podrzuciła czerwoną kulkę i odchyliła kark, łapiąc ją ustami i od razu rozgryzając.

- Oooo! Taak?! Naprawdę?! O tak! Tak, tak tak, tak! - blondynka pisnęła z radości i wykonała serię trochę mało skoordynowanych ale za to bardzo spontanicznych odruchów gdy podskakiwała na łóżku, wyrzuciła ramiona w górę a w końcu bez ostrzeżenia rzuciła się na pannę Holden, objęła ją i uściskała mocno. - I jeszcze mi zrobisz autograf? O raanyy… Ty robisz takie świetne te autografy aż zawsze dają mi takiego powera i w ogóle… - gdy doszło do tematu autografów blondynka jak zwykle się jednocześnie i niesamowicie podekscytowana i rozczuliła co w sumie znowu roztopiło ją zupełnie.

- Jaki autograf? - Alex w końcu przepchał się przez to widowisko na tyle aby się odezwać. Patrzył jakby podejrzewał, że działo się coś o czym chyba nie wie.

- No bajerancki! Ves zawsze mi takie robi! Aaaa! Bo nie widziałeś wczorajszego! No tak, bo spałeś… - blondynka wciąż obejmując brunetkę odpowiedziała Alexowi od razu ale też chyba zorientowała się, że co nieco przespał i przegapił. Oderwała się więc od Vesny, wyprostowała się na zgiętych kolanach i triumfalnie ściągnęła na dół swoje damskie bokserki. - Zobacz! - zawołała z tą triumfalną dumą i gorączką w głosie i spojrzeniu jak z każdego, poprzedniego autografu.

- Eee… O w mordę… To twoje? - Alex głośno przełknął to co miał właśnie w ustach i spoglądał na krótki, markerowy podpis skryty dotąd bielizną gwiazdy estrady. Wyraźnie go to zamurowało i zerknął pytająco na Vesnę.

- No pewnie! Widzisz? Jestem teraz cipką Ves! I to najsłodszą i najgorętszą! - zapiszczała radośnie blondynka znów obejmując gorąco swoją najlepszą przyjaciółkę. - Oh, Ves, całą noc na to czekałam i tak właśnie myślałam jakbyście mnie zwyobracali we dwójkę no ale ten spał a ty nie wracałaś no to też się w końcu pospałam. - Kristin zwierzyła się ze swoich nocnych trosk, planów i zamierzeń które niestety nie dała rady zrealizować. A Alex miał minę jakby wyraźnie nie nadążał.

- Mhmm - technik potwierdziła mruknięciem zarówno pytanie Runnera, jak i słowa blondynki… a potem przełknęła co miała w ustach - Mówiłam ci, że się wymieniłyśmy autografami… i dobrze że pospałaś - zwróciła się do Kristi, ścierając jej z policzka kropkę dżemu. - Będziesz miała siłę na testowanie - oblizała powoli palec, patrząc jej prosto w oczy - Skończmy jeść i spadamy. Nie ma co dłużej zwlekać. Znajdziemy furę, zrobimy wstępne testy siedzeń - odwróciła się do Foxa z chytrym, lisim uśmiechem - A potem wrócimy i już tutaj dokończymy testy. Mechler poczeka, są ważniejsze sprawy.

- O tak! No pewnie! Widzisz?! Mówiłam ci, że Ves jest taka mądra i ma świetne pomysły!
- blondyna była zachwycona pomysłem brunetki. Podniosła z tej ekscytacji głos i zwróciła się do Alexa jakby ten coś temu próbował zaprzeczać a w końcu nie zdążył się nawet odezwać. - I pewnie, że będę miała siłę! Nawet na was oboje! Na raz albo po kolei, z przodu, z tyłu, z góry, z dołu albo w środku… - Kristin znowu wydawała się mieć tego adrenalinowo - endorfinowego kopa jak za każdym razem gdy coś było o autografach albo innym intensywnym wykorzystywaniem jej ciała. Z tej radości i ekscytacji znowu wkleiła się w Vesnę tym razem także ustami w jej usta i to tak mocno i agresywnie, że aż ją przewróciła plecy.
- O! A jak będziemy wracać to może zgarniemy Kay?! - zapytała gdy musiała właśnie wpaść na ten pomysł i z miejsca się tym zajarała. Alex zaś wydawał się coraz bardziej zdezorientowany i zmieszany. Póki blondyna jeszcze była w pionie na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na przodzie jej bokserek gdzie był autograf zostawiony poprzedniego wieczoru przez Vesnę a potem patrzył na dwie całujące się tuż obok kobiety.

- No to ja się ubiorę. Jak wychodzimy na miasto. - westchnął w końcu i zgarnął jedną z ostatnich grzanek i wstał z łóżka rozglądając się po pokoju. Wczoraj w końcu tak średnio był przytomny i dość biernie uczestniczył w rozbieraniu się z tych ubrań bo właściwie raczej można było uznać, że dwie pozostawione na łóżku kobiety go rozebrały.

- Ubieraj, ubieraj. - technik zgodziła się wesoło, kończąc dopijać kawę - Będzie cię potem z czego rozbierać… a właśnie. Kochana masz te talony co ci wczoraj dałam przed wyjazdem? - popatrzyła na Kristi, odgarniając jej z twarzy kosmyk jasnych włosów i całując krótko w usta.

- No tak, tam leżą. - blondynka beztrosko i bez wahania, nawet dość niedbale machnęła ręką w stronę biurka. Na nim leżała jakaś damska torba którą chyba rzeczywiście wczoraj miała w samochodzie. Też wstała z łóżka całując pośpiesznie Vesnę w usta. A potem podeszła do szafy trzydrzwiowej rozsunęła ją i wydawała się trawić odwieczny, kobiecy problem pt. “To w co ja mam się ubrać?!”. Ale szafa była ogromna i w pełni wypełniona garderobą więc było z czego wybierać. Alex jak to facet i do tego nie u siebie siłą rzeczy miał mniej oporów w co się ubrać no i mniejszy wybór. Stopniowo odnajdywał rozwalone po pokoju swoje ubrania i nakładał je na siebie. Na razie udało mu się założyć swoje spodnie i teraz chyba rozglądał się za górą ubrania.

Parę kroków i rulon papierów trafił z powrotem do stanika, a panna Holden bez skrępowania ściągnęła swoją kieckę i w samej bieliźnie podeszła do szafy, opierając się o blondynkę z zafrapowaną miną.

- Może coś żółtego? - spytała, biorąc jedną z sukienek i przykładając do ciała Kristi - Jak słońce… pasuje ci - dopowiedziała z dziwnie czułym uśmiechem - Kiedy się pojawiasz od razu jest jaśniej.

- Kurwa gdzie mój nóż?
- gdzieś z bok dobiegło marudne zrzędzenie gangera. Znalazł już podkoszulek, miał spodnie i skarpety, teraz schylał się pod łóżko a raczej z niego wstawał gdy widać nie znalazł to czego szukał. Akuratnie noża. No tak. Nóż był ważny. I dla Alexa i dla każdego Runnera. Fikuśny, solidny, bajerancjki, wielofunkcyjny, uniwersalny znak rozpoznawczy. Jak kiedyś ID czy inny NIP po którym chyba dało się rozpoznać każdego Runnera. Wczoraj go miał chociaż musiał zdjąć do walk na arenie. Panna Holden kojarzyła, że chyba miał go wczoraj jak go rozbierały z gospodynią więc pewnie gdzieś tutaj był. Alex pewnie też tak przypuszczał skoro nadal szukał a nie się już awanturował.

- Żółte? - gwiazda estrady w ogóle zdawała się nie zwracać uwagi na zbierającego swoje manele faceta. Zbystrzała gdy usłyszała pomysł brunetki a ta poczuła jak dziewczyna w majtkach i koszulce chętnie przylgnęła do niej swoim tyłem do jej przodu. - I to było takie miłe co powiedziałaś. - odkręciła nieco głowę by objąć głowę swojej kumpeli i pocałować ją z wdzięcznością, czułością i wyrazami sympatii. A potem się nagle odkleiła od niej i podbiegła do drzwi które otworzyła bez wahania.

- Silvio! Dawaj Alberta! Muszę mieć coś żółtego bo wychodzę na miasto! Tylko krótkie! - szefowa radośnie wykrzyczała swojemu ochorniarzowi polecenie i równie nagle zamknęła drzwi. No i popatrzyła z zadowoleniem na Vesnę bo wyglądało na to, że sprzedała problem komuś dalej i czekała tylko na wynik.

Jeden problem się rozwiązał, ale na jego miejscu wyrósł kolejny. Brunetka z lekkim niepokojem przyglądała się kątem oka jak jej chłopak buszuje po pokoju.
- Pomóc ci kochanie? - spytała orientacyjnie i żeby potem nie gadał że mu nie pomaga. Przy okazji podeszła do rzuconej w kąt kupki swojego szpeju, wygrzebując zestaw od Federatki. Pogładziła lisie futro, wzdychając nostalgicznie.
- Kristi, pożyczysz mi coś?

- No pewnie! Bierz co chcesz. Przecież ci mówiłam, wchodź jak do swojego.
- blondynka roześmiała się wskazując gestem na olbrzymią szafę pełną ubrań. Ale gdy Vesna odeszła od prezentu od lady Amari to z kolei gwiazda estrady podeszła do niego aby mu się przyjrzeć. Dotąd chyba go nie zauważyła nawet. - Ooo… ale ładny… nie w moim stylu, ja raczej tak bym nie chodziła, chyba, że na scenie by mi był potrzebny do czegoś ale fajny. Podoba mi się. Na tobie na pewno będzie świetnie leżał. Gdzie to dorwałaś? - Kristin szybko oszacowała kostium oglądając go przymierzając i macając. Wydawało się, że jej przypadł do gustu no ale sama zwykle budowała się na wizerunek cowgirl który różnił się od tego kostiumu dość znacznie. Alex w tym czasie coś odburczał w odpowiedzi. W na tyle uniwersalny sposób by nie było, że Vesnę spławił, zignorował ale też by nie było, że potrzebował jej pomocy. Na razie więc szukał dalej udając, że nie zauważa i nie słyszy dwóch trajkoczących w najlepsze kobiet.

- Ta Federatka mi dała - technik nadal głaskała lisie futro, uśmiechając się - Jako prezent - parsknęła podejmując decyzję. Wzięła komplet w ciemnej tonacji, ubierając po kolei spódnicę, bluzkę, a na końcu zarzuciła na ramiona etolę. Popatrzyła krytycznie w lustro i westchnęła - Ujdzie. Tylko się podmaluję, zrobię coś z kłakami i będę gotowa. Nie potrwa długo - ruszyła do toaletki. Skoro zamierzała się zrobić na “jak w domu”, trzeba było zadbać o wszystkie detale.

- Ooo… Ona? Dała ci? Jako prezent? - pannę Black wyraźnie zaskoczyła ta informacja. Chwilę ją trawiła ale szybko przeszła z nią do porządku dziennego. - Ale no, ona też mi się podoba. Taka babka z klasą. I taka władcza. Trochę jak Kay. Chciałabym, żeby mnie zwyobracała jak Kay. - zwierzyła się kumpeli co sądzi o Federatce. Ale gdy ta skończyła się ubierać w prezent od milady znów przykuła uwagę blondi. - Ej no co ty gadasz?! Jest super! Też wyglądasz w tym jak babka z klasą! Tylko poczekaj! - gwiazda estrady była pod wrażeniem i zaszczebiotała szybko. Po czym chyba szybko wpadła na jakiś pomysł i równie szybko podbiegła do otwartej szafy. Grzebała tam też szybko i gorączkowo po czym wykrzyknęła triumfalnie. I odwróciła się trzymając w triumfalnym geście ciemny kapelusz z szerokim rondem. - Mam! Wiedziałam, że gdzieś mam! - zawołała i podbiegła do kumpeli wręczając jej to nakrycie głowy. Gdy ta je nałożyła rzeczywiście wyglądało jakby ostatni element układanki trafił na swoje miejsce.
- Woow! Ale suupeer! Jak prawdziwa dama! I tak władczo w tym wyglądasz i oficjalnie. Aż z miejsca mam ci ochotę służyć. - blondynka promieniała szczęściem chłonąc i sycąc się odmienionym wizerunkiem kumpeli.

Alex też. Widocznie znalazł gdzieś ten nóż bo właśnie go przypinał razem z pasem do bioder. W międzyczasie musiał zpalić fajka bo trzymał go teraz w zębach.
- O cholera… - mruknął gdy zmieniony wizerunek Vesny też go ruszył i zaskoczył.

Popatrzyli na siebie przez długość pokoju, dwójka uciekinierów z Miasta Szaleńców.
- Jak w domu, co? - panna Holden uniosła jedną brew i wyprostowała plecy. Dawno nie nosiła normalnych ubrań, to była jedna z tych rzeczy, których jej tak potwornie brakowało w nowym życiu. - Brakuje tylko czarnego merola i Adama z Davidem za plecami - brew wróciła na właściwe miejsce, za to dziewczyna przemieściła się, stukając obcasami, pod pozycję Runnera - Nie zgubiłeś się chłopczyku? - spytała, wydymając usta i marszcząc czoło - To porządny, poważny lokal w dobrej dzielnicy. Dzielnice ci się pomyliły, a może szczęścia szukasz? Albo z interesem przyjechałeś. - obcięła go wzrokiem od góry do dołu i z powrotem - Można cię kupić?

- Nie stać cię laluniu. -
ganger zlustrował ją bliźniaczym testosteronowym spojrzeniem. Kristin zerkała ciekawie na ich oboje ciekawa jak się ta scena potoczy dalej. - I uważaj laluniu. Boś taka sama, jedna i niepilnowana. Jeszcze ktoś cię porwie zanim się obejrzysz. - wycedził z wolna i napięcie w pokoju wydawało się skoczyć o poziom. Blondynka zawiesiła wzrok na brunetce czekając jak ta to skontruje. Ale przerwało im pukanie do drzwi. Gwiazda westchnęła umęczonym i zirytowanym westchnieniem i pośpieszyła do drzwi.

- Teraz?! Nie miałeś kiedy przyjść?! Po co tu w ogóle przylazłeś?! A… Dobra to daj to! I już, wszystko! Zawołam cię jak coś jeszcze będę chciała! - blondynka była dla tego kogoś dość opryskliwa ale po chwili zamknęła drzwi i trzymała w dłoni jakieś wieszaki z żółtymi ubraniami. Dwoma. Przyjrzała się jednemu w jednej ręce, drugiemu w drugiej i w końcu wybrała prostą, krótką, żółtą spódniczkę. Rzuciła ją na łóżko i podbiegła do szafy bez ceregieli zdejmując z siebie koszulkę i bokserki. Przez co całusy od Vesny pozostawione na pośladkach i krzyżu znów były wyraźnie widoczne. A po chwili odwróciła się znowu twarzą do pozostałej pary gdy szybko zakładała majtki i biustonosz aby wrócić do przerwanego widowiska. Runner zmrużył oczy na jej piersiach albo raczej na kolejnych literkach widocznych nad jej piersią jakby próbował rozczytać co tam jest napisane.
- To też mam od Vesny. - pochwaliła się blondyka widząc jego spojrzenie i w zamian posyłając brunetce ciepłe, promienne spojrzenie i takiż uśmiech.

- Pamiętaj o markerze to dostaniesz kolejny - odzwajemniła uśmiech, odwracając się do niej na chwilę - I będę potrzebowała żebyś mi usłużyła w bryce przed testami. Szkoda takich ciuchów, ktoś będzie mi musiał je po zakupach pomóc zdjąć - posłała jej przez pokój całusa, wracając po tym do Foxa. Od razu zmieniła minę na znudzono-ironiczną.

- Ktoś tu ma o sobie za wysokie mniemanie. Bez przesady… widziałeś się w lustrze? - spytała i sama odpowiedziała - Spójrz na siebie. Tandetne, uszkodzone opakowanie - złapała między palec wskazujący i kciuk lewej dłoni dolną krawędź jego koszulki, tam gdzie wypalona fajkiem dziura. Prychnęła unosząc wzrok na jego twarz - Do tego model bity i to świeżo, widać po masce. Przebieg… lepiej chyba nie wiedzieć ile razy licznik przekręcany. Ogumienie pewnie łysce. Takich jak ty mogę sobie kupić na pęczki - pokręciła głową z naganą i niesmakiem, który momentalnie przerodził się w drapieżny uśmiech - Ale… niech będzie. Wybaczę ci to karygodne, impertynenckie zachowanie - przesunęła dłonią po jego brzuchu do góry, poprzez klatkę piersiową i szyję aż przyłożyła ją do obitego policzka - Dla takiej buźki mogę, w ramach wyjątku, pójść na pewne ustępstwa. Chociaż na twoim miejscu, groźny chłopczyku, uważałabym. Tutaj ściany mają uszy, a chodzą ploty że rano w wyrze napadła cię banda goryli - nachyliła się do przodu prawie dotykając ustami jego ust - A tak się składa że znam na nich magiczne słowo przywołujące. Plus pstryknięcie palcami. Najlepsza ochrona to ta która nie rzuca się w oczy - wyszeptała i dodała niskim głosem - Każdy lamus umie kogoś porwać, grunt co potem zamierza z takim porwanym zrobić… masz już pomysł, czy wyobraźni nie starcza?

Panna Black na słowa Vesny rozpromieniła się jeszcze bardziej energicznie potwierdzając głową chęć służenia, pomocy i gotowość do markerowania. Szybko przeszła za plecami Vesny do łóżka sięgając po wybraną, żółtą kieckę i wkładając ją na siebie. W międzyczasie para z Detroit była zajęta sobą. Alex wpatrywał się takim typowo, runnerowym, zblazowanym wzrokiem jakby dobitnie chciał oznajmić światu, a zwłaszcza komuś z dzielnicy Schultzów, jak bardzo mu nie zależy i jak bardzo zlewa to co mówi, robi i że w ogóle jest ta osoba.

Ale gdy dziewczyna ze Schultzowa trochę zmiękła, skróciła dystans, dotknęła go to dał się jej wygadać i podotykać. Spojrzał w dół jak jej dłoń sunęła po jego torsie i spojrzał na jej twarz dopiero jak zbliżyła ją do jego twarzy.
- Pomysł? - zapytał nachylając się do niej jakby chciał ją pocałować, zastraszyć albo strzelić z dyńki.
- No pewnie. - wychrypiał i bez ceregieli złapał ją nagle za gardło. Gdy odruchowo otworzyła usta by zaczerpnąć powietrza od tego nagłego nacisku na krtań on wpił się mocno, zdecydowanie i równie bezkompromisowo w jej usta. Napierał na nią zmuszając ją do cofnięcia się o krok, i kolejny. Aż straciła równowagę gdy jej łydki natrafiły na krawędź łoża i upadła na nie. Uderzyła plecami o miękką powierzchnię przy okazji jednak wyzwalając się z uścisku rąk i ust gangera. Ale na chwilę. Dopadł ją zanim jeszcze odzyskała dech i nim bujanie łóżka się uspokoiła. Nachylił się nad nią przyciskając jej nadgarstki do łóżka.
- Resztę pomysłów pokażę ci w nowym samochodzie. - warknął do niej i zbliżył swoją twarz do jej jakby znów chciał się w nią wpić ale tylko odbił się i wyprostował. Przy okazji bez trudu pociągnął za sobą dziewczynę zmuszając ją również do powrotu do pionu.
- Gotowe? No to wychodzimy. - rzucił zerkając krótko na nie obie.

- O woow. Twardziel z ciebie. A mnie też tak weźmiesz? - blondynka wydawała się być pod wrażeniem. Tym razem możliwości Alexa. Patrzyła na niego gdy ją mijał aby zgarnąć swoją ulubioną, czarną, wyćwiekowaną skorupę z całą masą naszywek i znaczków. Ale on zignorował ją ubierając kurtkę i ruszył do drzwi na korytarz więc Kristin wahała się patrząc jeszcze chwilę to na jego plecy to na swoją kumpelę z rozognionym wzrokiem.

- Weźmie… - Vesna wysapała przez urywany oddech, szczerząc się jak wariatka. O tak, to właśnie był ten durny, uparty ganger za którym szalała. Podniosła się z łóżka, poprawiła ubranie i wyciągnęła rękę do blondi, wskazując ruchem głowy drzwi - W bryce… więc chodźmy ją kupić - sapnęła, wracając do panowania nad ciałem i emocjami, chociaż było ciężko. I nogi ciągle miała miękkie.

- Tak?! Naprawdę?! Jeej! Tak bym chciała, żebyście oboje mnie wzięli… I może jeszcze z Kay… Ale to jak wrócimy… - najpopularniejsza gwiazda w okolicy szła raźno i z wyraźną ekscytacją obok swojej kumpeli zwierzając się jej ze swoich pragnień i fantazji. Też ten krótki pokaz w pokoju musiał na nią podziałać bliźniaczo jak na Vesnę. Niejako przy okazji zgarnęli Silvio i resztę obstawy. Czy to raczej on i oni bez pytania ruszyli za swoją szefową. Więc dopóki nie zeszli na parter wyglądało, że cała pstrokata gromadka podąża za runnerowym liderem zespołu. Dopiero na dole sytuacja się nieco unormowała.

Alex w końcu nie wiedział gdzie jest odzyskany w nocno - porannej akcji minibus a w końcu był z Detroit więc opcji pieszej wędrówki przez miasto nawet nie rozważał. Tam Vesna miała okazję przejąć inicjatywę i pochwalić się zarówno pojazdem jak i nagrodą przechowywaną w kamperze. Alex najpierw oszacował wóz. Zmarszczył brwi i zmrużył oczy gdy zobaczył świeżo rozbitą przednią szybę. Ale nic nie powiedział. Obejrzał auto, wsiadł do szoferki, uruchomił silnik, Pogazował tak, że pod detroidzkim butem nawet dość przeciętny wóz wydawał się być z miejsca gotów do ścigania się. W końcu zgasił silnik i dał się zaprowadzić do kampera.

- O żesz kurwa... - mruknął gdy dojrzał kanciaste kształty metalowych skrzynek na amunicję, tekturowych pudełek z nabojami, plastikowych pojemników z luźnym ołowiowym złotem i woreczki z brzęczącym metalem. Oglądał, szacował, ważył mierzył i tutaj wydawał się w swoim żywiole. Ale wyraźnie był pod wrażeniem tych zebranych skarbów.
- No, sporo tego. - powiedział w końcu patrząc na stojącą schlutzównę. Usiadł na krawędzi łóżka, tego samego na którym pierwszy raz Vesna poznała się bliżej z Kristin. Nieco przygarbił się gdy podparł się na łokciu i potarł po wygolonej niedawno szczęce. Kalkulował i rozkminiał coś. Widziała to w jego mało przytomnym spojrzeniu utkwionym w tych pudłach i skrzynkach.

- Zobaczymy po ile tu bryki chodzą. Jak się da to 5.56 sobie zatrzymam. A resztę zobaczymy. Może się opchnie, może się coś dokupi co tego używa. - przedstawił wstępnie wynik swoich szacunków wracając do rzeczywistości. - Powiem ci, że ta sucz nieźle się obłowiła. Jakby jej się udało. - wskazał brodą na owe ołowiowe skarby. - No ale w takim razie naprawdę świetnie ją wyrolowałaś. Jakbyś była na najlepszym haju. - roześmiał się w końcu z zadowolenia i wyciągnął ku niej rękę aby mogła usiąść przy nim.

- Miałam nienajgorszego pomocnika - powiedziała łaskawie pomijając stosunek włożonych w pościg i walkę środków, które w jej wypadku ograniczały się do obżerania Nemesisa przez prawie całą drogę, picia jego kawy i pokazania palcem odpowiedniego śladu. Złapała wyciągniętą dłoń, przysiadła obok na łóżku, ale zanim to zrobiła, sięgnęła do szafki obok wezgłowia i wyjęła z niej woreczek, a z niego zwitek talonów. Położyła je między swoim udem, a udem Runnera. Po chwili dorzuciła te wyciągnięte ze stanika. Zamarła na moment, popatrzyła gdzieś w bok dorzuciła do puli ściągnięty z palca złoty pierścień.
- Zatrzymaj 5.56, przydadzą się… ale bryka ma być czarna - uśmiechnęła się półgębkiem, ściskając mocniej jego dłoń. Cieszył się, jej też od razu zrobiło się cieplej - Wiem gdzie kupić szpej na drogę. Zobaczymy ile zostanie i uzupełnimy zapasy… damy radę, nie?

- O. I jeszcze to?
- zapytał zaskoczony gdy sięgnął po zwitek papierów. Były trochę podobne i do dawnych pieniędzy i do talonów używanych w ich rodzimym mieście wiec łatwo i płynnie szło im posługiwanie się nimi. Alex rozwinął bony i zaczął je szybko przeliczać. W którymś momencie pokiwał głową i uniósł brwi ze zdziwienia ile tego jest ale liczył dalej. W końcu gdy tak policzył i to co zostało po Anne i zaliczkę od Mechlera i resztę chwilę opuścił je i popatrzył jeszcze raz na skrzynki z amunicją. W końcu roześmiał się szczerze i radośnie. Objął Vesnę, przyciągnął do siebie i pocałował ją w usta. Mocno i z uczuciem. Tym bardziej poczuła jaki jest zadowolony i szczęśliwy.

- Dziewczyno! Myślę, ze za taki hajs to kupimy co chcemy, i będzie w takim kolorze jak chcemy i jeszcze zostanie. - zawołał wesoło nie puszczając Vesny.

- Widzisz? Jednak nie taka siara się ze mną bujać - dziewczyna przykleiła się do gangera, uśmiechnięta jak najszczęśliwsza shultzówna na rewirze. Wreszcie się odsunęła na długość wyciągniętych ramion i popatrzyła mu głęboko w oczy - Może i nie jestem znaną gwiazdą, ale czasem na coś się przydaję.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 24-11-2018, 02:18   #43
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 8 - VIII.29; pn; południe; Nice City

Vesna




Przedpołudnie - hurtownia “Petro”



Dwie, nagie kobiety leżały na sofie. Dość nietypowej pozie bo na waleta gdzie każda opierała głowę o jedną ze stron służbowej sofy. Przez okna wlewał się południowy blask ale klimatyzowane wnętrze sprawiało, że południowy żar nie miał tutaj dostępu. Słońce jednak nadal było na tyle silne, że trzeba było mrużyć oczy gdy się patrzyło wprost na jego blask wpadający przez okna. Mimo klimatyzacji obydwa nagie ciała leżace na sofie zdradzały oznaki właśnie zakończonego wysiłku, oddechy uspokajały się a wilgoć z zakamarków ciała wysychała. Dwa splecione ze sobą ciała były smukłe i jędrne swoją młodością i świeżością. W tym były podobne. Kolorystycznie jednak wydawały się być dobrane na zasadzie kotrastu gdzie jedno było jasne jak alabaster a drugie ciemne jak mocne kakao.

- Taakk… podoba mi się twoje zaangażowanie… - prezes hurtowni podparła głowę na dłoni opartej z kolei na łokciu zgiętym na oparciu sofy na której właśnie skończyła przeprowadzać rozmowę kwalifikacyjną. Z lubością bawiła się przesuwając palcami po łydkach, kostkach i stopach kandydatki na posadę jej osobistej asystentki. - Jeśli w pracy będziesz wykazywać równie dużą sprawność i oddanie myślę, że ja będę usatysfakcjonowana i będzie nam się świetnie pracowało. - błysnęła bielą w pełni zadowolonego uśmiechu. - Jak dla mnie, mogłabyś zacząć od zaraz. No ale jak wybywasz z miasta po ten czołg to chyba rzeczywiście załatwmy to na czysto po powrocie. - westchnęła gdy ta wyprawa Vesny poza miasto stała okoniem do jej planów natychmiastowego jej zatrudnienia.

- No ale moja droga… - Murzynka nieco przekręciła się tak, że położyła się prawie na plecach opierając głowę o zagłówek. Przez to nogom Vesny nie zostało zbyt wiele miejsca ale pani prezes poradziła sobie i z tym problemem gdy wpakowała je sobie na siebie. - Nie myśl, że za same takie przerwy sesyjne będę cię trzymać na tak wysokim stołku. Wybij to sobie z głowy. Płacę więc wymagam. A to… - pozwoliła aby jedna biała stopa spoczęła na jej piersiach a drugą ujęła w dłonie i pocałowała. - To taki nasz prywatny, dyskretny bonus. Za obopólną zgodą. Mam nadzieję, że się rozumiemy. - Roxanne Millard przedstawiła kandydatce swoje warunki.

Rozmowa z szefową największej i najważniejszej hurtowni paliw w okolicy przebiegała potem już w dość przyjemnie, rozleniwionej atmosferze. Akurat jak na leniwą, południową sjestę w jaką weszła ta faza doby. Aż nie chciało się wstawać z tej sofy no ale w końcu trzeba było wrócić do pracy czyli ubrać się, wyjść do ludzi i zachowywać pozory. Niemniej Roxy coś wspomniała, że dnie bywa zarobiona, wieczorami wymęczona ale w przerwy na lunch w te sjesty zwykle ma wolne i jeszcze jest na chodzie.

Opuszczając biurowiec firmy Vesna miała jeszcze okazję zajrzeć do Christi tak jak jej obiecała. - I co?! Jak poszło?! - zapytała z miejsca czarnowłosa szefowa działu ciekawa co powie jej kumpela. Gdy usłyszała, że śpiewająco to roześmiała się szczerze. - To wpadnij w ten piątek to będziemy miały co oblewać. Zresztą możesz wpaść w każdy wieczór bo zwykle jestem u siebie. - kumpela zaprosiła kumpelę na oblewanie tego sukcesu.


---




Południe - Car Dealer



Alex gdy zorientował się na jakim ołowiowym złocie stoją był w świetnym humorze. No i pewnie to, że się wyspał, odpoczął, najadł i siniaków już miał wyraźnie mniej też miało swoje znaczenie. Mniejszą spinę mieli panowie, bo głównie starli się Alex i Silvio, przy ustalaniu jak i czym jadą. Alex w pierwszej chwili pewnie nawet się nie zastanawiał tylko chciał wpakować się do furgonetki, reszta chce to niech wsiada i jazda. Na to zaś nie chciał zgodzić się szef ochrony gwiazdy estrady która chociaż obecnie wyglądała jak młoda, ładna, dziewczyna o blond włosach i żółtej sukience to jednak nadal była to gwiazda estrady rozpoznawalna w całych ZSA i nie mogła sobie ot, tak wsiąść gdzieś i pojechać.

W końcu panowie poszli na kompromis. Alex, dziewczyny i Silvio wpakowali się do furgonetki z rozbitą szybą bo Runner chciał od razu opchnąć gruchota na nowszy sprzęt. Reszta obstawy blondwłosej gwiazdy pojechała więc drugim wozem. A raczej pierwszym bo jechali przed vanem no a wszyscy wiedzieli dokąd mają jechać.

- Kristin Black?! - jakiś facet wybiegł z biura poprawiając w biegu krawat gdy zatrzymali się przed miejscem docelowym czyli kilku poziomowym, naziemnym parkingiem wypełnionym o dziwo samochodami. Jak głosiła nazwa wymalowana na betonie to był właśnie “Car Dealer”. Para z Detroit przejeżdżała tędy wielokrotnie w ciągu ostatnich paru dni spędzonych w mieście no ale pierwszy raz mieli sprawę do załatwienia wewnątrz. I chociaż okazało się, że byli tu po raz pierwszy to drobna, wesoła, ubrana w prostą, żółtą sukienkę blondynka po raz kolejny w tym mieście działała jak klucz uniwersalny.

- Cześć Kelly. - odpowiedziała wesoło gwiazda estrady dając się przywitać jak się okazało starszemu o połowę mężczyźnie w płowej letniej marynarce i właśnie w biegu poprawionym krawacie. Wydawał się kompletnie zaskoczony, że sławna gwiazda zajechała w jego progi ale reagował tak jak chyba większość populacji gdyby ktoś taki jak Kistin Black zawitała w jego czy jej progi. A ta sławna gwiazda zachowywała się naturalnie i z wdziękiem jakby wszędzie była u siebie. Chociaż w jej rodzimym mieście wydawało się, że wszyscy ją lubią i podziwiają. - Moi przyjaciele szukają nowej fury. To przyjechałam im pokibicować bo na pewno u ciebie znajdą coś czego szukają prawda Kelly? - zaszczebiotała słodko blondynka i dopiero wtedy facet chyba dokładniej się przyjżał z kim przyjechała. I o dziwo rozpoznał ich. I tą miss mokrego podkoszulka i tego gladiatora co wczoraj prawie wygrał. I w połączeniu z wizytą samej Kristin Black sprawiło, że chodził nakręcony pozytywną energią jak mały samochodzik.

No ale musieli też w końcu przejść i do interesów. Tu głównie gadał Alex z szefem lokalu przedstawiając czego szukają i po co. Kelly kiwał głową no i tak znamienitych gości oprowadzał po swoich włościach osobiście. Było samo południe i największy skwar dnia. Ale na szczęście w kilkupoziomowym parkingu można było skryć się w cieniu. Alex z Kellym zwiedzili dobre kilka poziomów i masę fur. Ale ostatecznie na placu boju pozostała trójka kandydatów.





Pierwszym była wojskowa ciężarówka. Duże, mocarne, niezawodne bydlę. Trzy osie, potężny silnik, mnóstwo miejsca. Do tego wyciągarka, terenowe zawieszenie no i buda za szoferką. Buda dawała możliwość względnie wygodnych warunków bytowania, nie tylko na dwie osoby. Po dawnych wojskowych właścicielach sprzętu pozostały jakieś szafki i regały. Łóżek nie było ale była i podłoga i miejsca na hamaki. Taki pojazd mógł swobodnie być bazą na daleki wypad, miał mnóstwo miejsca nie tylko na dwójkę pasażerów ale i ich KTM, dobytek podróżny czy zapas paliwa. W razie różnych przygód na drodze mógł je staranować bo jak coś nie było jakimś BWP-em, czołgiem czy inną ciężarówą to właściwie nie miało startu w starciu z takim trzyosiowcem.

Bo paliwo to była akurat bolączka tego potwora. Palił pewnie z dwa pełniuśkie kanistry na setkę. I to po drodze, w terenie pewnie więcej. Był też ciężki bo w końcu była to pełnowymiarowa ciężarówka. W razie niepewnego terenu jak podejrzane słabe mostki czy inne takie kruche nawierzchnię no mogły nie utrzymać takiego kolosa. Trudno zaś było oszacować co ich czeka po drodze. Wedle Alexa z asfaltem, zwykłym szutrem, czy takim błotem jak mieli w czasie mud race to ta ciężarówa powinna sobie poradzić bez problemu.

No i wielki, pojazd, nadający się na mobilną bazę swoje kosztował. 1200 papierów. Co prawda teraz było ich stać nawet i na taki wydatek ale każde tankowanie baku który miał pojemność podobną do 200 l beczki to koszt kolejnych 200 papierów. I to tutaj, na południu, gdzie paliwo było tanie jak barszcz w porównaniu do cen z ich rodzimej metropolii. Mogła więc ręka zadrgać przy wydawaniu takiej kasy no i Alexowi wyraźnie zadrgała. Wahał się i zastanawiał, zwłaszcza, że były i inne ciekawe kandydatury.





Kolejnym kandydatem był van. Klasyka Forda, podobny standardem do ich własnego vana no ale wyraźnie dopakowany pod kątem jazdy po bezdrożach. Nazwa “półciężarówka” wydawała się przy tym Fordzie jak najbardziej na miejscu. Był wyraźnie mniejszy od ciężarówki ale i wyraźnie większy od osobówki. Na dwie osoby, z podróżnymi bagażami, zapasami paliwa i motocyklem nadal był w sam raz. Chociaż oczywiście w porównaniu do mini garażu jaki miała na sobie ciężarówka to w vanie zrobiłoby się już wyraźnie ciaśniej. Nadal jednak mógł bez trudu zabrać to co pewnie by chcieli ze sobą zabrać na dwutygodniowy wypad w dzicz.

Zaletą były niezłe właściwości terenowe, dwie pary drzwi załadunkowych i z tyłu i z jednego boku, sporo tej przestrzeni ka kufrze no i wyraźnie mniejsze zużycie paliwa w porównaniu do ciężarówki. Nacisk na grunt też był mniejszy więc była szansa, że przejedzie przez przeszkody które zawaliłby się lub ugrzęzłyby ciężarówkę.

Wadą było dość słabe przyśpieszenie w porównaniu do osobówek czy motocykli. Co prawda ciężarówka wypadała tu jeszcze słabiej no ale ona miała w zapasie nadmiar mocy i odporności dającej duży bonus bezpieczeństwa którego już znacznie mniejszy pojazd nie gwarantował. Chociaż w starciu z osobówkami nadal miał przewagę masy przy uderzeniach i taranowaniu.

Za terenowy furgon Kelly życzył sobie 700 papierów. Bak paliwa wynosił trochę ponad połowę standardowej beczki paliwa więc tankowanie do pełna było też gdzieś o połowę tańsze niż w ciężarówce. No i była jeszcze jedna ciekawa oferta.





Trzeci pojazd był najmniejszy z tych trzech. Ale na samo pokonywanie terenu mógł się okazać najlepszym wyjściem. Terenówka z oznaczeniami GMC za to z powodu różnicy w gabarytach mogła mniej nadawać się w roli mobilnej bazy. Chociaż jak na dwie osoby prawdopodobnie nadal dawałaby radę. Tyle, że o ile licząc z bagażami, KTM i paliwem w dwóch większych pojazdach można było liczyć na spanie wewnątrz wozu to w tym już trzeba by pewnie albo się mocno ściskać albo na przykład wystawiać motocykl i część rzeczy na zewnątrz do spania no albo samemu spać na zewnątrz. Właściwie to nawet upchnięcie tego wszystkiego, zwłaszcza motocrossa, zapychałoby pewnie większość tylnej skrzyni ładunkowej pickupa. Nawet gdyby się zdjęło z paki budę aby zabrać ponadwymiarowy ładunek.

Za to był najlżejszy, najzwrotniejszy z tych trzech pojazdów nawet jeśli pod względem przyspieszenia czy zwrotności nie mógł się równać z osobówkami to na tle wozów w swojej klasie prezentował się nieźle. No i miał szansę wjechać, dojechać, przejechać przez teren gdzie któryś z dwóch cięższych pojazdów mógł już nie dać rady.

Za “Jimmy’ego” Kelly chciał 600 papierów. Miał o wiele mniejszy bak bo gdzieś o połowę mniejszy od tego co miała furgonetka. Ale i o połowę mniejsze spalanie więc w efekcie trasa jaką można było pokonać na zatankowanym do pełna pojeździe była podobna. Alex szacował, że gdzieś na 350 - 450 km jazdy po drodze. Zależy jaka droga, prędkość, obciążenie. Ciężarówka mogła trochę dalej ale też pewnie podobnie. Jak gdzieś przy okazji mruknął do Vesny, “tam i z powrotem” prawdopodobnie byłaby szansa dojechać na pełnym tankowaniu każdym z tych trzech pojazdów albo prawie. Problem w tym, że off road zżerał paliwo jak szalony i rajdowiec z Detroit nie był w stanie oszacować ile czekającej ich drogi przejadą względnie normalnie, po asfalcie, a kiedy zacznie się już typowa jazda terenowa. Poza tym “tam” pewnie będzie trochę jeżdżenia więc i tak w każdym wypadku trzeba zabrać zapas paliwa ze sobą albo zdobyć go po drodze czy na miejscu.

Dlatego mimo, że Alex całkiem nieźle znał się na samochodach to jednak miał ciężki orzech do zgryzienia co wybrać. Kristin której samochody ani wyprawa po ten czołg nie interesowały kompletnie usilnie starała się udawać, że się nie nudzi. Silvio z obstawą w milczeniu udawali, że w ogóle ich tu nie ma i rzeczywiście jakoś nikt za specjalnie nie zwracał na nich uwagi. Kelly zaś z miną zawodowca czekał na to co się klienci zdecydują.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-12-2018, 19:15   #44
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=x5GuBa4Bbnw&t=206s[/MEDIA]
Co za porąbany psychol wymyślił coś takiego jak bagna? Wody tam dużo, błota jeszcze więcej. Komarów zatrzęsienie, groźnych drapieżnik tak samo… ale najgorszy był brak normalnej drogi, takiej asfaltowej. Tylko trawa, mchy, bajora i tym podobne nieużytki, niebezpieczne na dodatek. Dlaczego durny czołg nie mógł się zagubić na autostradzie? Prostej, równiutkiej i tylko zagraconej wrakami?

- Ale trumny - panna Holden mruknęła cicho do Foxa, żeby reszta nie słyszała. Żadna z bryk się jej nie podobała, bo po pierwsze - nie była czarna. Po drugie… chyba po prostu musiała ponarzekać. Niby wiedziała że nie znajdą, ani nie mogą kupić merola, jednak gdzieś tam nadzieja i tęsknota kołatały w detroickiej duszy.

- Dobra, to są dwie opcje - wzięła się w garść, w końcu trzeba było. Wskazała na wojskowego olbrzyma - Tu nam odpadnie problem szukania wyciagarki jak któraś z chabet wpadnie w bagno. Dobra blacha, duży udźwig. Pali skurwysyn jak smok, ale sam przypomina czołg i na tych kołach odpada że się zakopie - przeniosła uwagę na Forda - Tu coś od ciebie, nie? - popatrzyła na Runnera, pijąc do głównej siedziby jego szefa z Miasta Szaleńców - Nie wygląda źle, lżejszy, ale bez wyciągarki. Za to pali mniej. W terenie też sobie poradzi. Pytanie czy chcemy wywalać sami na tego potwora - pokazała palcem pierwszą brykę - Czy bierzemy Forda i niech Mechler buli za lepszy sprzęt. Ja bym brała Forda.

- Ale jak już się zakopie to kaplica.
- Alex patrzył na wojskowego trzyosiowca. No do wyciągania czegoś pewnie byłby świetny, nawet pomniejszy pojazd by wydobył pewnie sprawnie. Ale gdyby sam się zakopał no to już byłby poważny problem. Z drugiej strony to jak pojedynczy pojazd się zakopał to właściwie z każdym był problem aby go odkopać.

- A ten nie ma wyciągarki ale może mieć. Można dokupić i zamontować. - popatrzył teraz na furgonetkę. Teraz wyciągarki nie miała. Ale gdyby znaleźć taką gdzieś na mieście to nawet montaż by odpadał bo Vesna dałaby radę ją zamontować sama w jedno popołudnie.

- Nie wiem z tym Mechlerem. Czy coś dorzuci. Niby mają na chabetach jechać i furę dla siebie kupujemy. - ganger wzruszył ramionami na znak, że nie zna typa ani jego motywów więc trudno mu oszacować co by zrobił.

- To niech bujają wora. - technik zdecydowała i humor od razu się jej poprawił. Wskazała mniejszą maszynę - Bierzemy Forda, ogarniemy wyciągarkę i paliwo. Tylko jedno mi tu nie pasuje - skrzywiła się, przybierając boleśnie zawiedzioną minę i nie omieszkała nią uraczyć Alexa - Nie jest czarny.

- Można przemalować. -
ganger nie widział z tym chyba większego problemu. Chociaż jakby naprawdę położyć lakier to chociaż z dobę trzeba by odczekać aby obsechł a w spokoju to raz a dwa by się samemu nie struć od chemikaliów. - Dobra, to niech będzie ten Ford. - wskazał na błękitną maszynę i zerknął jeszcze na Vesnę czy chce coś dodać zanim pójdzie do Kelly’ego przybić umowę.

- Spytaj się go czy weźmie jako część ceny tego starego gruchota - wskazała brodą na busa bez przedniej szyby i uśmiechnęła się, robiąc krok w stronę gangera. Poprawiła mu kurtę, wygładziła kołnierzyk podkoszulki i polizanym kciukiem starła paproch z obitego policzka - Bądź przekonywujący tak jak tylko ty potrafisz… ale nie lej go, dobrze?

- No powaga. -
zgodził się ganger nawet chyba trochę udobruchany takim traktowaniem. Odszedł w stronę sprzedawcy i rozmawiali chwilę. Potem gapili się na vana jakim tutaj przyjechali klienci no i wreszcie obaj ruszyli do niego. Teraz widać było, że role się odwróciły. To Irlandczyk oglądał i sprawdzał auto a Detroitczyk pokazywał, tłumaczył i bajerował. No ale na szczęście akurat do motoryzacji to miał naturalny dryg do bajery jak chyba każdy z Detroit. W końcu Kelly wsiadł za kierownicę, Alex na miejsce pasażera i tak zrobili ze dwa kółka po podziemnym parkingu. W końcu zaparkowali i Vesna widziała charakterystyczny gest uściskania dłoni. dogadali się.

Obaj zadowoleni wysiedli z wozu i ruszyli w stronę Forda. Alex przywołał ją gestem do siebie.
- Płatnik! - zawołał do niej wesoło. Okazało się, że za starego vana wyszła z połowę wartości nowego vana więc mieli go prawie za pół ceny. A teraz mogli wsiąść i rozsiąść się wygodnie w swojej nowej furze. Alex był podekscytowany jak zawsze gdy miał okazję zasiąść za kierownicą nowej fury.

Sprawdzało się powiedzenie, że jeżeli chodzi o fury najlepiej oddać sprawę w ręce gangera z Det, ale nie pierwszego lepszego. Przykładowo pannie Holden podobne targi zajęłoby dłużej, a tu proszę. Chwila moment i po bólu, a jeszcze zaoszczędzili wpychając gruchota nowemu właścicielowi. Nie pozostawało nic innego jak godnie przemieścić się pod nową brykę od strony kierowcy i oprzeć się nonszalancko o otwarte okno.
- I jak kochanie, zadowolony? - spytała z zadowolonym uśmiechem, patrząc na urzekający obrazek o nazwie “szczęśliwy Alex”, ale i tak spytała - Podoba ci się?

- No niezła.
- mruknął kierowca obcinając wzrokiem kobietę opartą o otwarte okno w drzwiach szoferki. Została ostatnia formalna kwestia czyli uregulowanie należnosci z dilerem. Papiery na talony szybko zmieniły właściciela. Całkiem sporo papierów. Kupka talonów wyraźnie uszczuplała. Ale i tak o wiele mniej niż gdyby musieli kupić furę za 100% ceny. Tymczasem wymiana pojazdu na pojazd zaoszczędziła im ich całkiem sporo.

- Wskakuj. - Alex przypominał w tej chwili nażartego sierściucha. Nawet podobnie mrużył oczy i miał leniwe, rozgrzane upałem ruchy. Spojrzał wymownie na brunetkę wskazując gestem wnętrze nowej fury.

- Ooo! To już kupiliście? To już? Spadamy stąd? - blondynka podeszła do nich widząc, ze tarki i wybory dobiegły końca ale chyba wolała się upewnić. Popatrzyła pytająco na dwójkę z Detroit i tą część wewnątrz bryki i tą jeszcze na zewnątrz.

- A co mieliśmy marnować czas na próżno?
- Vesna uśmiechnęła się krzywo, obchodząc maskę i pakując się do szoferki. Tak więc mieli nowe, swoje i tylko swoje cztery kółka… z całkiem wygodną tapicerską, na pierwszy rzut oka. - Tak, spadamy stąd - potwierdziła, robiąc zapraszajacy ruch dłonią na vana.


Siodło

Nazwa knajpy okupowanej przez Teksańczyków z czymś się Vesnie kojarzyła. Wpierw nie zawracała sobie tym głowy, zbyt zajęta dziesiątką problemów pobocznych, ale kiedy część z nich wyparowała, mogła na spokojnie wrócić do tego zagadnienia. Szybko też skojarzyła o co chodzi. Widziała kiedyś film, stary western o identycznym tytule. Dość wyjątkowy - w nim jako pierwszym pokazano czarnoskórego szeryfa… ale to było kiedyś, zarówno akcja filmu jak i seans w detroickim kinie. Teraz znajdowała się w Nice City, próbując przynajmniej po części ugrać coś dla siebie. Po intensywnym testowaniu kanapy i siedzeń nowej fury, zakończonej powrotem do burdelu i sprawdzeniem łóżka panny Black, technik najchętniej by w nim została, nakryta kocem. Niestety życie nie mogło być takie proste.

- Dobra… - westchnęła, patrząc na siedzącego za kierownicą Foxa. Ich nowe auto chodziło jak marzenie, nie miała się do czego przypiąć. Na razie. Wzruszyła ramionami i spojrzała przez przednią szybę na “Płonące Siodło” - Załatwmy to szybko, bezboleśnie… i bez awantur, ok? Postaraj się być miły i nie dosrywaj Patrickowi za bardzo. Teraz jeździmy w jednej ekipie.

- Temu gogusiowi w kapeluszu?
- Alex zerknął na Vesnę jakby upewniał się, że mówią o tej samej osobie. Jak widać mówili no tylko, że widzieli ją przez osobne szkiełka. - No dobra, niech nie fika to może będzie okey. - zgodził się wspaniałomyślnie jak gdyby nowa fura i zabawy i w furze i w burdelu wprawiły go w doskonały nastrój. Tak bardzo, że mógł nawet znieść towarzystwo “gogusia w kapeluszu”. Przynajmniej teraz.

- Bak jest prawie pusty. Trzeba zorganizować paliwo. Na teraz i na drogę. - zaznaczył niejako przy okazji. Chociaż z zasobami jakimi dysponowali w tej chwili i cenami oraz dostępnością paliwa w Nice City to akurat nie wydawało się zbyt wielkim problemem.

Potem zaś weszli do lokalu. Przynajmniej od razu zrobiło się chłodniej bo Słońce przestało smalić. Południe albo właśnie było albo leniwie mijało więc skwar był niesamowity. Wewnątrz było podobnie leniwie jak na zewnątrz. Ludzi było całkiem sporo. Alex który zostawił swoją skórzaną kurtkę w samochodzie w swojej podkoszulce trochę rzucał się w oczy. Większość gości i obsługi preferowała wyraźnie kowbojski wizerunek. Vesna musiała przejąć rolę przewodnika i pośrednika gdy namierzyła grupkę Mechlera, ich nowego szefa. Podeszli oboje i on przywitał się z nimi. Wstał i wyciągnął do Alexa rękę na przywitanie. Znał go. Z wczorajszym walk. No ale pewnie oboje byli w tym mieście po tym festynie całkiem nieźle rozpoznawalni. Ale Detroitczyka najwyraźniej to miło połechtało.

Reszta kowboi z Teksasu przywitała się mniej oficjalnie kiwając głowami i mrucząc coś na przywitanie. Patrick też był. Alex obdarzył go krótkim spojrzeniem i chyba tak minimalnym skinieniem głowy jak tylko było to możliwe. Patrick zrewanżował mu się nieco wyraźniej oraz ciepłym uśmiechem przywitał się z Vesną. Wszyscy usiedli przy stole. Właściwie dwóch złączonych ze sobą stołach.

- Oni też są z nami. - Mechler przedstawił dwójkę z Detroit ale jak dało się zauważyć mówił do dwóch typów jakich dotąd Vesna nie widziała. Nie wyglądali jak Teskańczycy. Daleko im było od kowbojskiego standardu. Mieli na sobie długie chociaż rozpięte płaszcze i to mimo tego gorąca. Do tego gogle na twarzy a same twarze też odznaczały się jakąś szczeciną i liszajami lub dziwnymi bliznami. Obydwaj pokiwali głowami widząc nową dwójkę przy stole.

- To Fred i Barry. Z Rzeki. A to Alex i Vesna. Z Detroit. - Mechler pokrótce przedstawił sobie dwójkę nowych osób. Mogli na siebie chwilę popatrzeć i skinąć głową ale szef widać nie chciał więcej tracić czasu. - Fred i Barry mają vana. A wy macie już jakiś transport? - zapytał patrząc na dwójkę z Detroit. Alex tym razem odezwał się pierwszy mówiąc skromnie, że “mają coś”. To Mechlerowi starczyło bo przeszedł do kolejnych punktów.

- No dobra. Nam konno podróż zajmie pewnie z tydzień. Po mapie myślę z 5 czy 6 dni. Ale to bez przygód. I nie wiadomo jak będzie w delcie. Może być ciężko. Dlatego liczyć trzeba raczej dłużej niż ten prawie tydzień. - zaczął od początku te planowanie podróży. Potem omawiał resztę punktów. Każdy swoją dolę zaliczki dostał więc ekwipuje się na podróż samodzielnie. Więcej zaliczek nie będzie. Jeśli ktoś coś, potrzebuje albo trudne do załatwienia niech przyjdzie i powie. Popatrzył znowu po zebranych twarzach. Po swoich ludziach krótko wiec widać był ich dosć pewny. Dłużej zawiesił wzrok na gościnnych dwójkach.

- Jest jeszcze sprawa pojazdów. Wy macie samochody a my konie. Koń za samochodem nie nadąży. Więc albo pojedziecie przodem albo dojedziecie do nas. Właściwie to na tym utknęliśmy. Jak mamy jechać? Wszyscy razem czy dzielimy się jakoś? Tego czołgu jak jest zagrzebany w tym bagnie to nawet na dwa wozy i wszystkie konie nie wiem czy wyciągniemy. Trzeba coś wziąć. Można więc puścić kogo trzeba przodem aby odnalazł ten czołg i zaznaczył, że to nasze. Dał znać reszcie. Z drugiej strony jak reszta hałastry się puści no mała grupka może nie dać rady. Wtedy lepiej większa. Na pewno będziemy potrzebować wszystkich jak już uda się dorwać ten złom i będziemy wracać. Wtedy wszystkie dzieci w piaskownicy będą już wiedzieć, że mamy czekoladki. - szef popatrzył znowu na ludzi przy stoliku przedstawiając zagadnienie i dając okazję im się wypowiedzieć. O przełom było trudno. Część się wypowiedziała a część nie. Ci co się wypowiedzieli właściwie podzielili się zdaniami za różnymi wersjami albo stwierdzili, że Mechler jest szefem więc on powinien nad tym główkować albo nie powiedzieli czegoś specjalnie odkrywczego. W końcu więc i dwójka z Detroit miała okazję się wypowiedzieć.

Tak to się kończyło, gdy zamiast porządnej fury miało się takie czterokopytne, niewygodne coś bez bagażnika i ckmu na dachu. Panna Holden zatrzymała tę opinię dla siebie, skupiając uwagę na całej reszcie problemów, a mieli nad czym główkować.

- Idziemy w paskudny teren, więc na dzień dobry niech każdy weźmie dla siebie worek bandaży i antybiotyków. Przydadzą się też środki odkażające. Wóda, wysokoprocentowa - popatrzyła po grupie zaczynając wykładać listę pretensji, przy okazji wygładzając lisie futro - Lepiej żeby każdy coś od siebie zabrał. Dla siebie i swojej… niewygodnej bryki bez bagażnika - uśmiechnęła się i coś jej wzrok uciekł do Patricka na krótką chwilę - Druga rzecz to tutejsza fauna. Zajdę do kliniki, podpytam czy przypadkiem nie dysponują paroma dawkami gotowej surowicy na najczęstsze przypadki. Naszym furom wąż nie zrobi krzywdy, ale jeżeli ukąsi konia… tu już gorzej - wzruszyła ramionami

- Kolejna sprawa to sam czołg. Nie wiadomo w jakim jest stanie i co do niego potrzeba aby postawić na gąsienice. Od biedy… - skrzywiła się - możemy spróbować nabrać uniwersalnych części, kabli, akumulatorów, dwa wory kluczy i śrubokrętów, olej, ropę… i liczyć że go ożywimy. W mniej optymistycznym wariancie trafimy na całkowity, uszkodzony wrak. Jak zamierzamy go wyciągnąć z błota? - popatrzyła na Mechlera - Jest szansa wypożyczyć coś tutaj? Z cięższego sprzętu. Sami trupa nie ruszymy. Droga na bagna… - tu się zasępiła, wodząc wzrokiem gdzieś po suficie i latających tam muchach - Skoro mamy konie mechaniczne puśćmy się przodem. Dwie ekipy. Pierwsza - pokazała na siebie, Alexa i dwójkę ze Ścieku - znajdzie wrak, obada w jakim jest stanie. W tym czasie druga się dowlecze, a pierwsza coś już tam podłubie w tak zwanym międzyczasie. Przyda się ktoś obyty w terenie. Na bagnach raczej ciężko o autostrady.

- Ile czasu potrzebujecie, żeby tam dojechać samochodem? - zapytał szef szykującej się do drogi karawany. Alex zastanawiał się tylko chwilę bawiąc się dolną wargą.

- Myślę, że przy pewnej dozie szczęścia to kilka godzin jazdy. Czyli w jeden dzień. No ale jak coś się skaszani, trzeba będzie szukać drogi, objazdu czy coś w ten deseń co teraz trudno przewidzieć no to może być więcej. Ale tak na samą odległość no to niby dzień jazdy. - odpowiedział po tej krótkiej chwili namysłu. Mechler popatrzył na drugą grupę kierowców i ci po chwili zastanowienia zgodzili się z tymi szacunkami.

- Nam bagno nie straszne. Mamy ze sobą ponton. Nie damy rady na kółkach to powiosłujemy. - któryś z tych rzecznych marynarzy wzruszył okrytymi płaszczem ramionami zwracając uwagę na ten detal. Dało się zauważyć, że pomysł aby to zmotoryzowana część karawany pojechała przodem i działała parę dni samopas bez teksańskiej, konnej części niezbyt przypadł do gustu części Teksańczyków. Pojawił się pomruk niezadowolenia na tą okoliczność. Mechler więc zaczął od tych mniej konfliktowych części.

- Z tą kliniką i antybiotykami dobry pomysł. Dowiedz się co da się załatwić z doktorkiem. - szef karawany zgodził się z pomysłem dziewczyny z Detroit i wskazał na nią palcem gdy o tym mówił.

- Z podróżą no cóż, chyba tylko my jesteśmy konno. Więc Nowojorczycy czy inni po drodze będą się poruszać prędzej od nas. Chyba, że wyruszą później od nas. Z kilka dni później. Wtedy moglibyśmy dojechać na miejsce w podobnym czasie. - zauważył szef i reszta Teksańczyków przyjęła ten fakt z niechętnym potwierdzeniem.

- To prawda, na drodze koń nie ma co się ścigać z samochodem. - Patrick zabrał głos i reszta popatrzyła z uwagą na tegorocznego mistrza rodeo i jednego z najszybszych siodeł w okolicy. - Ale im większe bezdroża tym kółka mają większe problemy a koń za specjalnie nie zwalnia. Wejdzie prawie wszędzie tam gdzie człowiek wejdzie. Nie byłem w samej delcie ale im bliżej będzie tego bagna tym szybszy moment, że samochody utknął. Nie wiemy tylko w jak blisko będzie wtedy do tego czołgu. Bo tego na mapie nie widać. W każdym razie ci z samochodami pewnie utknął i będą dalej musieli zasuwać pieszo. A my, w siodłach, mamy wtedy nad nimi przewagę. - kowboj wypowiedział swój pogląd na tą sprawę i wychodziło z niego, że nawet jak większość trasy wyścigu będzie po cywilizowanym asfalcie no to finisz zapowiadał się jak off road albo i gorzej.

- A wy? Byliście w delcie? - Mechler zapytał obydwu szpetnych marynarzy. Ci zastanowili się chwilę. Jeden podrapał się pod wełnianą czapką ukazując na chwilę nieregularne kępki lichych włosów.

- Tak. Byliśmy. - pokiwał głową ale od razu było słychać jakieś “ale”. - Ale od strony Rzeki. Tu gdzie pokazywaliście na mapie no niby już ląd jest. Ale to taki ląd, że jak widzieliście zabieramy ponton. Nie wiem w którym miejscu zacznie się woda, prawdziwa woda, ale w którymś momencie się zacznie. Na pewno będzie gdzie pływać łódką chociaż nie wiem czy akurat tam gdzie ten czołg będzie. - odpowiedział ten w czapce i taka odpowiedź wyraźnie zafrapowała i szefa i resztę Teksańczyków. Wyglądało na to, że szykowało się taplanie w błocie na całego.

- No i to Rzeka. Nie tylko mgła od niej zawiewa. Lepiej weźcie gazmaski albo nawet maski tlenowe. - odezwał się jeszcze ten drugi dokładając informację o kolejnej atrakcji jaką mogą spotkać na miejscu.

- No nieźle. - mruknął z przekąsem Mechler zastanawiając się co z tym wszystkim zrobić.

- I pewnie jeszcze wodery - panna Holden mruknęła pod nosem, wzdychając boleśnie, chociaż wzrok miała nieprzytomnie wpatrzony w okno i kalkulowała przez dłuższą chwilę.
- Nowojorczycy jadą na kółkach, pewnie dla świętego spokoju wezmą ze sobą coś do wyciągania czołgu, no i cały worek techników… chyba że nie dojadą na miejsce, albo dojadą sporo opóźnieni - zaczęła mówić cicho - Im dalej w bagna tym gorzej z jakością dróg… ale mogą mieć własne łodzie, nie wolno tego wykluczać. Tutaj nie ma co im psuć niczego, za blisko miasta, zbyt łatwo o zapasowe części i jednocześnie jakiekolwiek działanie dywersyjne podniesie ich czujność. Co innego w trasie… różnie bywa. Koń przejedzie po tym, po czym nie da rady przejechać auto. Zawsze jedną z możliwości jest zrobienie trasy nieprzejezdnej… jak to wygląda z dojazdem? - popatrzyła na Alexa - Iloma drogami da się przejechać konwojem? Zwalenie paru drzew to moment. Odwalenie ich… już trochę trwa. Pozostawiamy im niespodzianki… - potrząsnęła głową i uśmiechnęła się mało przyjemnym uśmiechem - Dawno już nie bawiłam się w robienie min… ostatni raz chyba w domu, co? Wtedy jak chciałeś wyciąć numer tamtemu frajerowi od Huronów.

- Aha. - Alex skinął głową i na chwilę uśmiechnął się do wspólnych wspomnień. Ale też zadumał się nad przyszłymi krokami tak samo jak i reszta. Bawił się chwilę dolną wargą a w końcu powiedział co wymyślił. - Tak, można ich spróbować spowolnić po drodze. Ale nie wiadomo którędy pojadą. Na początek stąd można jechać albo na wschód albo na południe. Potem z różnych stron można minąć Lafayette albo i przejechać przez nie. Dopiero gdzieś w połowie trasy robi się jedna droga która prowadziła dawniej do Nowego Orleanu. Tam dopiero za bardzo nie ma co wybierać. Jak się taka międzystanówka zapadnie w bagnie to chyba nie ma co liczyć, że poboczne drogi będą w lepszym stanie. No ale ja nie znam tych okolic, tak tylko mówię. Właściwie jak coś psocić to łatwiej byłoby jechać za nimi. Przynajmniej z tą pierwszą połowę trasy. Tylko wtedy dość trudno coś im spsocić przed nimi. - Alex wyłuszczył jak widzi sprawę. Problemem była w tym wypadku dość krótka trasa. Jak na cztery kółka. Większość można było pokonać w jedną dobę. A najlepiej można coś było komuś napsuć na postojach albo noclegach. No chyba, że zawczasu wiedziało się którędy pojadą. A póki co przynajmniej nie wiedzieli kiedy ani którędy będą chcieli jechać Nowojorczycy. Reszta grupy też się nad tym zafrapowała. Widocznie nie mieli nic przeciwko psikusom jakie można zmajstrować konkurencji no ale jak się wzięło sprawę pod lupę to już nie było tak prosto je zaplanować.

- Dobra wiecie co? - Mechler chyba się na coś zdecydował. - To jak wy macie samochód i macie łódkę… - Teksańczyk zaczął mówić i wskazał na marynarzy. - Ponton. Łódka to co innego. - jeden z nich, ten w bejzbolówce, wszedł mu w słowo za co zarobił krytyczne spojrzenie i od szefa i od swojego kompana więc speszył się wyraźnie. - Tak. Ponton. W każdym razie jak macie coś na ten nadmiar wody i byliście już w tej delcie to pojedziecie przodem. Weźmiecie kogoś od nas ze sobą. Zorientujcie się jak to wygląda z tym czołgiem. Popilnujecie tego grata i dacie nam znać. - Teksańczyk gdy wrócił na swój tok myślenia odzyskał pewność siebie i gładkość wypowiedzi.

- A wy jak się znacie na minach, drzewach, samochodach i takich tam to spróbujcie znaleźć im zajęcie. - wskazał na parę z Detroit odwracając się w ich stronę. - Wiecie gdzie jechać to nas dogonicie. Albo po drodze albo już na miejscu. Oni mają jeszcze tak ze 3 godziny aby wyjechać dzisiaj. Bo na noc bez sensu wyjeżdżać. Jak nie wyjadą do tego czasu to dziś raczej już nie wyjadą. - Mechler rozdysponował swoimi zasobami ludzkimi.

- My w każdym razie ruszamy jutro. Wy po swojemu a my po swojemu. - szef Teksańczyków wskazał na marynarzy i resztę konnych. - Wy ogarnijcie sprawy z Nowojorczykami. Opóźnijcie ich jak najbardziej. Na miejscu albo po drodze. - zdecydował się co do terminu wyjazdu i wyglądało na to, że z grubsza mają główny zrąb planu jak się zabrać za ten utopiony w bagnie czołg.

- Jest też jeszcze jedno wyjście - Vesna zwróciła się do starego Teksańczyka - Przypałowe, ale na dłuższą metę… - przygryzła wargę, bębniąc palcami o stół - Oni też szukają ludzi do tej akcji. Zaciągniemy się do chłopców w mundurach. Najłatwiej psuć im szyki od środka, przy okazji chociaż pobieżnie dowiemy się czym dysponują i jak to wygląda… i zawsze łatwiej ich otruć po drodze.

- Zostawiam to wam. Zróbcie to jak uważacie. - Mechler skrzywił nieco wargi na znak, że nie chce się wtrącać w detale tego zadania. Alex też się skrzywił chociaż jego akurat mogła rozczytać wyraźniej. Niezbyt mu przypadł pomysł tej dywersji od środka ale na razie tego nie skomentował.

- A pozostali? Vegas i Federaci? - zapytał któryś z Teksańczyków. Wszyscy chwilę nad tym się zastanawiali zanim odpowiedział szef.

- Nie mają mapy więc pewnie będą czekać na ruch tych z Nowego Jorku. Raczej nie powinni się ruszyć z miasta zanim oni się nie ruszą. A potem pewnie będą ich śledzić. Tak myślę. Ja tak planowałem zrobić gdyby nie udało mi się zdobyć tej mapy. - starszy Teksańczyk poruszył brwiami gdy o tym mówił przyznając się do swoich wcześniejszych zamierzeń.

- No to kolejny powód aby opuścić miasto jak najszybciej. Zanim komuś nerwy strzelą i skoczą sobie do gardeł. - zauważył Patrick i szef zgodził się z tym stwierdzeniem kiwając głową.

Technik powstrzymała się, aby nie skomentować na głos zachowania starego Teksańczyka. Oczywiście, dawał im wolną rękę, mogli robić co chcieli, byle jego w to nie mieszać. Miało być skutecznie, ale umywał łapska kiedy przychodził czas wyciągania brudnych gierek. Święty z obrazków… typowe.

- W takim razie będziemy się zmywać - popatrzyła na Alexa i już miała wstać, gdy o czymś sobie przypomniała. Na jej twarzy od razu pojawił się niewinny uśmieszek. - Tylko weźmiemy zakupy. Pomożesz? - zwróciła się do Patricka.

- Jakie zakupy? - Alex zbystrzał i na twarzy pojawiło się podejrzliwe spojrzenie. Zwłaszcza, że w pierwszej chwili Patrick dość przyjaźnie uśmiechnął się do Vesny i skinął twierdząco głowa.

- Normalne - dziewczyna odwróciła się do gangera, przybierając spokojną minę mówiącą że nic niezwykłego się nie dzieje - Ubrania, zapasy, moskitiery… duże packi na komary. Rzeczy przydatne na bagna, podstawowe. Ciężkie, nieporęczne… więc bądź tak dobry i pomóż zanieść je do auta. Proszę.

- Byłaś z nim na mieście? - Alex wydawało się zjeżył się na całego. Udało mu się powiedzieć te “z nim” jak o czymś wyjątkowo ohydnym. Kowboj wzruszył ramionami, reszta przy stole wydawała się albo zaciekawiona dalszym rozwojem tej szykującej się hecy albo nią zniesmaczona.

- Możesz odebrać później jeśli chcesz. - zaproponował Patrick nie bardzo wiadomo do kogo z detroidzkiej dwójki.

- Idziemy. - warknął ganger wstając i dając znać pozostałej dwójce, że na nich już też pora. Kowboj wstał, zgarnął ze stołu kapelusz i spokojnie ruszył przez salę główną w kierunku schodów. - A ty poczekaj w samochodzie. - poinstruował Vesnę wskazując dla odmiany kierunek ku drzwiom na zewnątrz.

- Z powodu? - dziewczyna nie zamierzała ustępować, a wręcz przeciwnie. Stanęła w miejscu, krzyżując ramiona na piersi i marszcząc czoło - Nie wydaje mi się, żebyś był moim ojcem aby odsyłać do kąta. Zresztą sam wiesz że jemu.. .też to nie najlepiej wyszło - wzruszyła ramionami - Idę z wami.

- Już swoje wychodziłaś. Idź do samochodu. Ja to z nim załatwię. - Alex wyglądał jakby miał się zaraz wkurzyć na całego. Wskazał spojrzeniem jeszcze raz na drzwi wejściowe a Teksańczyk gdy po paru krokach zorientował się, że nikt za nim nie idzie stanął i odwrócił się czekając co z tego wyniknie.

- Wychodziłam nam szpej. Jak spałeś. Rano. Nie znasz się na przetrwaniu na bagnach, tak samo jak ja. Nie wiedziałam co kupić, Patrick był na tyle uprzejmy żeby poświęcić pół godziny i nam z tym pomóc - technik zrobiła krok do przodu, stając tuż przed Foxem. Ściszyła głos - Mamy współpracować, pamiętasz? Bez bicia, krzywych akcji. - westchnęła, a głos jej złagodniał - Zanim zaczniesz knuć teorie spiskowe, kolejne, przypomnij sobie do kogo przyszłam rano z górą gambli i talonów. Z kim tworzysz zespół. Pamiętasz jeszcze?

- A ty pamiętasz? Kto tu jest kim jeszcze? I serio? Nie miałaś kogo się pytać tylko tego gogusia? Nie masz się z kim innym szwendać po mieście? - Alex wyraźnie wcale nie był zadowolony z tej fraternizacji jaką Vesna przejawiała względem Patricka. Ale chyba na razi darował sobie robienie większej hecy więc odwrócił się i poszedł za Patrickiem ku schodom na którym obydwaj zniknęli.

Doczekała się ich powrotu po paru chwilach. Tak akurat aby pójść gdzieś na górę i zabrać bambetle na dół. Na dwóch to pewnie by im lżej było ale widać Alex uparł się zminimalizować pomoc i obecność kowboja tak bardzo jak to tylko możliwe. Bo chociaż wrócili obydwaj to Teksańczyk wrócił jak wyszedł, z daleka uchylił kapelusza Vesnie i wrócił do kowbojskiego stołu. Zaś Detroitczyk szedł obładowany tym wszystkim co rano wedle instrukcji Patricka i własnej pomysłowości nakupiła Vesna. - Co tak stoisz? No otwórz ten samochód. - fuknął na nią gdy też podszedł już do niej i drzwi. Gdy był tak obładowany to dość trudno było jeszcze operować jakimiś klamkami.

Panna Holden bez słowa przeszła pod auto, otwierając drzwi od bagażnika. Szarpnęła nimi trochę zbyt energicznie, ale zaciśnięte w wąską kreskę usta nie wyglądały jakby miała zamiar coś dodawać. Zostawała złość w ruchach i wymowna, bardzo głośna cisza zakończona zrobieniem trzech kroków w tył, a potem obrotem przez lewe ramię i szybkim marszem ulicą w stronę przeciwną niż mieli zamiar jechać wczesniej.

Przeszła tak przez długość budynku “Siodła” i ulicę i kolejny budynek zanim nowa, błękitna furgonetka nie zrównała się się z nią gdy Alex wrzucił zakupy do środka, uruchomił pojazd i nie zawrócił go by się z nią zrównać. - Nie rób scen i wsiadaj. - warknął do niej wyraźnie rozeźlony.

- Ja robie sceny… tak - mruknęła ozięble nie patrząc na niego i dalej krocząc z dumnie uniesioną głową - Wydawało mi się, że coś ustaliliśmy rano, w południe… nieważne. Widać wydawało mi się. Coś jeszcze?

- No. Pakuj się do fury. - ganger był podejrzanie cichy chociaż widziała jak ze złości nozdrza mu chodzą w tę i z powrotem. Wargi też zacisnęły mu się w wąską kreskę a palce tarabaniły o zewnętrzną stronę drzwi.

- Żeby słuchać twojego marudzenia i pretensji, bo przecież świat zły, ja najgorsza i tylko wiatr w oczy biednego Holdena, niech się zlitują nad jego duszą wszyscy aniołowie i żywcem do nieba wezmą - prychnęła drepcząc uparcie przez spękany asfalt i piach - Co zrobię to źle, co powiem to źle. Co załatwię też źle. Chyba źle że żyję, dla ciebie na pewno.

- Źle, że bujasz się z tym gogusiem. I to od cholernego początku. Mało masz ludzi na mieście? Musiałaś leźć właśnie do niego? Po cholerę? - wycedził rozzłoszczony Runner wcale nie ukrywając swojej niechęci do Patricka. - Wskakuj do fury mówię. - wskazał kciukiem wnętrze szoferki.

- Może dlatego że nie traktuje mnie jak swojej pieprzonej własności i niewolnicy! - stanęła w miejscu, sycząc przez zęby - Nie zgrywa przy ludziach chuj wie kogo, a ze mnie nie robi kelnerki do pomiatania. Rzygam już tym, byciem dodatkiem. - nabrała powietrza i wypuściła je powoli, a kiedy skończyła znów była spokojna - Partnerstwo to w miarę równe pozycje. Nie ciągłe spychanie. I teorie spiskowe. Tak mi wmawiasz że cię walę po rogach, że chyba to w końcu zrobię. Przynajmniej będę wiedziała za co obrywam - wznowiła marsz.

- Do jasnej cholery! - syknął wkurzony na całego Alex. Heble pisnęły, resory zgrzytnęły a drzwi trzasnęły. Kilka szybkich kroków, złapanie za ramię i bezceremonialnie zaciągniecie opornej na należne jej miejsce. Czyli na miejsce pasażera. - Siadaj! - syknął rozgniewany ganger po czym zatrzasnął z wściekłością drzwi od furgonetki. Przeszedł przed maską wozu i wrócił na swoje miejsce. Odpalił ponownie maszynę i ruszył w stronę burdelu gdzie mieli swoją bazę.

W szoferce zapanowała ciężka cisza od której miało się wrażenie, że wydychane powietrze zmienia się w kłęby pary. Temperatura w aucie, na przekór upałowi na zewnątrz, spadła ostro do temperatur minusowych. Vesna ostentacyjnie gapiła się w szybę, zakładając ramiona na piersi i siadając tam aby w ogóle nie musieć patrzeć na kierowcę nawet kątem oka. Tego że porwał ją na środku ulicy w biały dzień, siłą zaciągając do bryki nie skomentowała, w końcu ganger. Nie wytrzymała jednak w milczeniu dłużej niż trzy minuty.
- O tym właśnie mówiłam - wycedziła - Za dużo razy w łeb dostałeś chyba ostatnio. Kiedy dojdziesz do etapu że lepiej mi połamać nogi niż puścić samą? - pogrzebała w torebce i wyciągnęła papierosa. Odpaliła, zaciągnęła się i dopiero wróciła do gorzkich żali - Możesz zatrzymać brykę, oddam Mechlerowi zaliczkę i spadam stąd. Rób co chcesz.

- Przestań histeryzować. I bujać się z tym gogusiem. I będzie git. - Alex nie wyglądał na zbyt poruszonego żalami pasażerki. Wręcz przeciwnie, dalej był naburmuszony i rozgniewany za to jej spoufalanie się z typem którego najpewniej by sprzątnął od ręki albo chociaż bejzbolem oćwiczył. Dla własnej zdrowotności psychicznej. - I robić do niego te słodkie oczka. - warknął ze złością uderzając w kierownicę.

- Jakie znowu słodkie oczka? Nie wkurwiaj mnie - zaciągnęła się zirytowana do granicy tolerancji przed wybuchem - To się nazywa bycie miłym, wiem. Nie uczyli cię tego w domu. Przykre. Poszedł nam na rękę. Tak, tobie też. Bo i dla ciebie pomagał wybrać graty. Bo się nie znam - zaciągnęła się ponownie, dochodząc do połowy fajka - Ale to już nie mój problem, jak mówiłam. Twój też nie. Dojedziemy na miejsce, pakuje manatki i wypadam stąd. Kiedyś jeszcze miałam nadzieję że się ogarniesz, złudną jak widać. - prychnęła z goryczą - Ty się nigdy nie zmienisz. Zawsze będziesz robił mi jazdy o byle gówno. O każdego fiuta jaki się pojawi w okolicy, a nie będzie tobą. Teraz jeszcze się uśmiechać nie mogę. Nie Fox, tak nie będzie. - przełamała się i popatrzyła na niego - Mieć kobietę to nie to samo co mieć niewolnicę. Nie czaisz tego.

- Ja? - Fox spojrzał w bok na pasażerkę. - A ty nie czaisz, że “robienie biznesów” czy “bycie miłym” to nie jest maślenie się w żywe oczy do jakiś palantów?! Tak masz się ślinić do kogoś co chwilę to rzeczywiście się lepiej zabieraj! - wkurzony ganger nie przebierał w słowach i nie chciał dać sobie zamydlić oczu. Jakby czuł, przez skórę, że Patrick to nie jest dla Vesny tylko jakiś tam przelotny kolega.

- Faktycznie, co wiocha musisz mnie z kogoś ściągać - prychnęła ironicznie, robiąc się blada ze złości. Przestała krzyczeć, mówiła powoli. Spokojnie - Zapomniałam jak ci ze mną źle… o tak. Zdradzam cię co pięć kroków, z każdym po kolei. Mehler pewnie też mnie przeleciał, Sylvio obciągałam w suvie Kristi, a w ogóle dymał mnie już tu każdy na zachód od Areny - pokręciła powoli głową, wracajac do patrzenia w szybę - Patricka lubię i będę lubić czy ci się to podoba czy nie. Może i nie umie prowadzić fury, a ta jego czterokopytna nie ma nawet bagażnika i chodzi ubrany jak pajac… ale to jedyny gość który wysilił się żeby otworzyć mi drzwi, albo odsunąć krzesło przy stole. Pierwszy od Det. Mam ci przypomnieć jak to wygląda zwykle? - zaczęła machinalnie głaskać lisie futro spływające z ramienia - Bo to frajerstwo… jasne. Wysilać się na komplementy bez okazji przestałeś dawno, tak samo jak traktować mnie jak kobietę. Czasami zapominam co to znaczy… czuć się jak kobieta - pokręciła znowu głową - Bardziej jak manager, administrator. Ktoś od załatwiania i ustawiania okolicy pod ciebie. Chciałeś zaparkować w Kristin Black żeby prosiła o jeszcze? Załatwiłam ci to, słyszało pół piętra burdelu. Ile lasek zaliczyłeś pod prysznicem, co? A dziś rano? Mówiłeś żebyś chciał zatrzymać ammo do karabinu… - wzruszyła ramionami - Nie ma sprawy Alex, skoro chcesz. Skoro ci potrzebne. - zrobiła krótką przerwę żeby pozgrzytać zębami - Do puli gambli dorzuciłam pierścień od Amari, chociaż mi się podobał. Bardzo… a nie mam już biżuterii, ani dobrych ubrań. Ostatnie poszły na kaucję żeby wyciągnąć cię z paki. Wyglądam jak dziad, ty masz nową furę, wiadro pestek do spluwy. Ile już ze mną jesteś, co? Ile by nie było, nigdy nie dałeś mi chociaż głupiego kwiata. To by było niemęskie - wyciagnęła kolejnego papierosa i odpaliła - Wiesz że przed tobą nie miałam nikogo. Byłeś pierwszy, nie… mam do czego porównać jak to powinno wyglądać. Brak… doświadczenia… ale skoro mam się zabierać, to już nie twój problem. Tak najprościej, po co się wysilać, nie warto.

- To jak tak lecisz na tego gogusia bo taki och i ach no to leć. I przestań mi mydlić oczy do cholery, że niby to wszystko zrobiłaś dla mnie. Nie zrobiłaś. Zrobiłaś to dla nas czyli dla siebie też. Bo cię to jara tak samo jak mnie. To, to, burdel i resztę. - wskazał gestem na część skrzynek z amunicją, na samochód jakim jechali i ogólnym machnięciem na tą resztę. - Skorzystaliśmy oboje i udało ci się po części też dlatego, że jesteś ze mną. Ale ja do cholery nie maślę się za twoimi plecami z jakimiś foczami. Nie załatwiam z nimi interesów na solo. I nie spędzam z nimi poranków. - gangerowi wyraźnie nie spodobała się litania jaką usłyszał i nie miał zamiaru brać całej winy na siebie. Mówił ze słyszalnym gulem w głosie i spojrzeniu. Zajechał przed burdel i zahamował gwałtownie.

Dziewczyną szarpnęło, w ostatniej chwili zdążyła wystawić ręcę aby nie uderzyć głową w deskę, ale i tak zabolało. Papieros wypadł jej z dłoni i potoczył się gdzieś pod nogi.
- A skąd mam wiedzieć że walisz nic na boku, co? - spytała ze złością w głosie, szukając fajka - Wywaliłeś mnie na robotę od razu jak tu przyjechaliśmy. Nie wiem co odwalałeś jak ja harowałam. Tu czy wcześniej. I faktycznie, nic dla ciebie nie zrobiłam - znalazła kiepa i szarpnęła drzwiami, otwierając je szeroko. Odwróciła się do niego na chwile zanim wysiadła i dorzuciła pustym tonem:
- Tatę też zamordowałam dla siebie. - pokręciła głową - Bo przecież to na mnie nasyłał Handa. Może rzeczywiście powinnam do niego pójść, do tego gogusia. Tak jak do niego przyleciałam z talonami i resztą szpeju. Skoro tobie jak widzę absolutnie obojętne co dalej.

- No to idź! - krzyknął zdenerwowany Alex. Odpalił maszynę, wycofał i odjechał ulicą. Vesna jeszcze widziała go chwilę zanim nie skręcił na jakimś skrzyżowaniu.

Stała tak jeszcze dobre dwie minuty, blada jak trup i zaciskająca dłonie w pięści. Więc tyle, koniec. Popatrzyła pod nogi na pyliste podwórze, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. To tyle, koniec. Trawiła to, licząc oddechy i zaciskając powieki przy dziesięciu. Zamiast domu, rodziny i znanego Downtown… już nie miała nic. Kompletne zero, o które nawet nie chciało się Foxowi walczyć. Była ślepa od początku? Możliwe… albo nie chciała widzieć. Splunęła w piach, odwracając się na pięcie. Szybkim krokiem ruszyła do burdelu, cały ból i żal spychając na potem. Nie zrobi mu tej przyjemności, nie będzie przez niego płakać. Nigdy więcej, skoro to i tak bez sensu i znaczenia. Póki działała, póty trzymała się w kupie. Miała wrażenie, że jeśli się zatrzyma to posypie się jak domek z kart.

Znowu szła przez znajome korytarze i schody. Znowu mijała mniej lub bardziej znajomych ludzi. Znowu doszła w końcu na piętro zajmowane przez gwiazdę estrady o blond włosach i natknęła się na żywą barierę ochronną stworzoną przez jej personel. Ten personel przywitał ją przyjaznym spojrzeniem i wpuścił do apartamentu zajmowanego przez Kristin Black. Sama Kristin zajmowała honorowe miejsce na swoim wielooosobowym łóżku ubrana w tą samą żółtą kieckę w jakiej Vesna widziała ją ostatnio. - Cześć! - przywitała ją machając do niej wesoło rączką.

- Cześć - technik odpowiedziała, uśmiechając się sztywno i sztucznie. Na szczęście twarz jej od tego nie popękała - Ja się tylko przebrać… nie przeszkadzaj sobie i nie zwracaj uwagi - zakasłała, przechodząc pod torby z manelami. Zgrzytnęła zębami, mrugając szybko. Wspólnymi manelami. Będzie trzeba się potem przepakować na solo. Kucnęła przy walizce i rozpoczęła w niej grzebanie aż dogrzebała się do odpowiedniej kiecki.

- Tak? - zapytała niepewnie blondynka obserwując manewrującą po pokoju brunetkę. - Co się stało? Gdzie chcesz iść? Coś nie tak z tymi Teksańcami? - zapytała siadając na łóżku ze słyszalnym podejrzeniem w głosie jakby wyczuwała, że coś poszło nie tak.

Vesna pokręciła przecząco głową, wstając z kucek i dla odmiany zdejmując własne ciuchy, a każdy odkładała starannie na oparcie krzesła.
- Rozeszliśmy się z Alexem - powiedziała dość neutralnie, wciągając sukienkę przez głowę - Więc jeśli wpadnie tu po swoje śmieci niech je bierze w cholerę. Idę się przejść, chcę… coś załatwić. Pewnie potem oddam Mechlerowi zaliczkę i tyle. - wzruszyła ramionami - Żadna wielka filozofia.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 04-12-2018, 19:15   #45
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację

- Coo?! Jak to się rozstaliście?! Ves, no co ty mówisz?! Przecież dopiero co ćwierkaliście do siebie jak parka młodych zakochanych! - blondynkę w pierwszej chwili zamurowało i zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. Po chwili ogarnęła się na tyle, że wstała z łóżka, podbiegła do Vesny i objęła ją przytulając mocno do siebie. - Chodź Ves, powiedz mi co się stało. - pociągnęła ją ze sobą z powrotem na łóżko.

- Nie… nie chcę o tym gadać - burknęła, ale nie miała siły, więc zawleczenie jej do łóżka nie przysporzyło wielu kłopotów. Usiadła sztywno na krawędzi, zaciskając dłonie na kolanach - Bo jeśli zacznę, to będę ryczeć, a nie chce. - wyjaśniła zmęczonym tonem i westchnęła, patrząc pod nogi - Lubię Patricka, tego co był wtedy przed koncertem w garderobie z Mechlerem. Ale nie mogę nikogo lubić. Bo to znaczy od razu - pokręciła głową, wydychając powoli powietrze - Alex go nie lubi, zrobił jazdę… znowu… że rano byłam z nim na targu po sprawunki na te pieprzone bagna. Czyli już się wożę po mieście z obcym typem… kurwa wyjść gdzieś z kimkolwiek nie mogę, bo od razu awantura. I jeszcze się uśmiechać nie mogę do innego faceta. Bo awantura. Kurwa jego mać. Dość… mam dość. Ile można? Chodzić za kimś i mu usługiwać. Nie wiem czy mnie kocha, czy to kiedykolwiek… - westchnęła - Dobra, bo się sama wpędzę w to co nie trzeba. Jest mi przykro i tyle. Jak widać walczyć nie zamierza - uśmiechnęła się do blondynki dośc ironicznie - Nie ma o kogo i o co.

- Ojej. - blondyka usiadła obok Vesny z jedną nogą podwniniętą pod siebie i drugą spuszczoną na podłogę. Wysłuchała tego co powiedziała jej kumpela i pocieszająco przy tym trzymając ją za rękę albo głaszcząc po ramieniu.

- Może nie jest tak źle co? No jak są jakieś pary no to się przytykają co jakiś czas. Popsztykaliście się i tyle. - blondynka starała się chyba znaleźć jakiś jaśniejszy punkt w tej całej sytuacji. - Może po prostu jest zazdrosny o tego Patricka i tyle? No faceci tak mają. Robią jazdy jak się czują zagrożeni na swoim stołku. Albo nie wiem, tyle rzeczy tutaj załatwiłaś to mu się głupio zrobiło? - Kristin zastanawiała się na głos próbując znaleźć jakieś alternatywne wyjaśnienie zachowania Alexa. - Poszłaś na ten targ z tym Patrickiem może Alexowi ubzdurało się, że wolisz chodzić z nim niż no z nim. Znaczy z Alexem. Wiesz, że chcesz go rzucić czy co. - panna Black dalej próbowała na głos wyjaśnić co i dlaczego mogło się stać. - A właściwie to gdzie on teraz jest? Alex? - zapytała na koniec i trochę się przemieściła za plecy Vesny. Zaczęła dłońmi ugniatać jej barki próbując jakoś ją rozluźnić.

- Nie wiem, pojechał gdzieś - wzruszyła ramionami pozując na “nie obchodzi mnie to” - Może lać Patricka, może się napruć, albo coś rozwalić. Mam… to gdzieś. - wymamrotała, przysuwając stopą krzesło i z kieszeni żakietu wyjmując papierosy - To… nie takie proste, z tym zostawianiem. Dość… pojebana historia skrzywiła się, odpalając fajka i wzdychając jakby trochę luźniej - Jemu zawsze się coś bzdurało, nie tylko do Patricka. Nie musiał się czuć zagrożony. - prychnęła - Czas przeszły.

- No daj spokój, ochłonie, przemyśli to pewnie wróci. No ty też ochłoń. - Kristin poradziła wesoło i pocałowała Vesnę w kark. - To zawsze jest trochę pojebane. W takich sytuacjach. No sama zobacz, teraz tu siedzisz załamana i się wściekasz, i żal masz a on gdzieś tam pewnie ma tak samo. To nigdy nie jest tak, że to tylko jedna strona jest winna, ma żal, pretensje czy coś takiego. Zawsze w tym siedzą obie strony. No sama zobacz, ty się wściekłaś na niego a on na ciebie. O coś wam poszło. Szlag was trafił oboje czyli oboje jesteście zaangażowani w ten związek. Czyli obojgu wam zależy. Dlatego was cholera wzięła na te drugie. O coś poszło. - gwiazda estrady siedziała za plecami kumpeli masując jej barki i kark. Tłumaczyła cichym, łagodnym głosem ale jednak z pełnym przekonaniem.

- Wróci i co dalej? To samo? Ta sama zdarta płyta - pokręciła głową dość smutno - Mam nie lubić innych mężczyzn, nie rozmawiać z nimi, a najlepiej unikać. O tym że tę noc spędziłam w bryce innego kolesia, cyngla Amari, tylko z nim… - machnęła ręką - Od razu by było że lecę, na pewno się puszczam. Jakbym rozkładała nogi przed każdym. Chyba zacznę - prychnęła paląc nerwowo papierosa - Alexowi nie da się pewnych rzeczy powiedzieć, żeby się nie wkurwił, a gdy się wkurwi to ślepnie i reszta się nie liczy. - westchnęła ciężko i ramiona jej opadły, dopaliła papierosa patrząc martwo w podłogę.
- Wiedział… od początku, co zrobiłam… a i tak… te durne pretensje… brak zaufania… rzygać się chce.

- No to kochanie. - Kristin położyła brodę na ramieniu Vesny i odwinęła kosmyk jej włosów za ucho aby móc na nią swobodniej spojrzeć. - Musisz już sama sobie odpowiedzieć. Czy chcesz być z nim czy nie. - powiedziała współczująco i podobnie tak na nią patrząc. Trochę umościła się wygodniej i owinęła swoimi nogami Vesnę w pasie. - Brzmi trochę jakbyś go miała dość. Jak mu coś powiedziałaś w ten deseń to nie dziw się, że trzasnął drzwiami. Coś mi nie wyglądał na chłopczyka który da się rozstawiać po kątach. No ty też nie i chyba w tym jest spora część tego problemu. - westchnęła blondyna zafrapowana tym niekończącymi się rozterkami związanymi z głębszym zaangażowaniem w każdy związek i emocje.

- To niech sobie znajdzie kogoś lepszego, skoro mu źle i krzywda się dzieje - burknęła, kładąc dłonie na nodze blondynki. - Ciekawa jestem skąd wytrzaśnie drugą taką idiotkę - skrzywiła się - Próbowałam. Prosić, rozmawiać… nic nie dało. Kocham go, ale co z tego? Przez durne uczucie mam do końca życia wysłuchiwać pretensji? Nie ufał mi, jego sprawa. Teraz niech spierdala. Papa miał rację - wzdrygnęła się, odkasłując w bok - To bezcelowe, zajmowanie głowy związkami. Przez to tracimy kontrolę, robimy głupie błędy. Chyba najwyższy czas przestać się pieścić i wziąć za poważne interesy, bez patrzenia czy komuś kant dupy nie moknie.

- Oj chyba przez złość i żal mówisz i sama w to nie wierzysz. - blondynka popatrzyła z łagodną ironią na trzymaną w objęciach czekoladowłosą kumpelę. Przytuliła się policzkiem do policzka Vesny i milczała chwilę pozwalając aby ciepło kojącego dotyku przepływało z ciała do ciała. - Chcesz się zmienić w jakiegoś beznamiętnego pustaka? Weźź… - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Wtedy już nie byłabyś taka fajna jak teraz. Przynajmniej dla mnie. Dla innych pewnie też. A teraz jesteś taka fajna bo właśnie jesteś taka szczera i ciepła i żywiołowa. No i mokra i gorąca naturalnie. - zaśmiała się cicho ocierając się policzkiem o jej policzek i w końcu całując ją w ten policzek.

- I miłość to coś pięknego. Coś rzadkiego. To nie tak, że sobie zbajerujesz jakąś zakiślowaną blondi na weekend czy na urlop. - powiedziała przekornie zezując na trzymaną w objęciach Vesnę. - Tylko coś jeszcze rzadszego i piękniejszego. A sama mówisz, że go kochasz. No to jak tak no to on kocha ciebie. Tak działa miłość. Sama pewnie wiesz ile się znacie i co razem przeszliście zanim tutaj się spotkaliście. No i weź… A jak było rano? Jak nas obudziłaś? Albo wieczorem jak go kładłyśmy spać? Albo w weekend jak wygraliście ten wyścig, on wygrał te walki, ty wygrałaś mnóstwo innych rzeczy. No każde z was pewnie trochę zrobiło to dla siebie. Dla własnej satysfakcji i przyjemności. I ty i on. Ale też i po części dla tego drugiego nie? - zapytała znowu patrząc na twarz Vesny. Z tak bliskiej odległości obraz był już trochę zamazany, zwłaszcza jak trzeba było zezować w bok. Blondynce chyba się to trochę znudziło bo opadła na plecy pociągając za sobą Vesnę. Teraz więc głowa brunetki leżała gdzieś między brzuchem a piersiami blondynki a ta obramowała jej ciało między swoimi udami.

- Wkurzasz się na niego a on wkurza się na ciebie. No ale daj spokój, całkiem niezły kozak. Może on nie znajdzie sobie drugiej takiej jak ty ale czy ty znajdziesz sobie drugiego takiego jak on? No jak tak to spróbuj czegoś nowego. Jak nie albo jednak nie chcesz to pomyśl jak to teraz jakoś odkręcić. Może nie dosłownie teraz - teraz bo fajnie mi się tu z tobą leży ale no ostatecznie poświęcę się jak chcesz teraz - teraz. No ale wolałabym potem. - blondynka spróbowała wejść w bardziej weselsze tony aby wyciągnąć kumpelę z dołka.

- Odkręcić… bo przecież to ja mam za nim latać - prychnęła, obejmując blondynkę i przytulając do niej. Mówiła z sensem, to na pewno. Tylko czy był jeszcze sens cokolwiek robić? Na pewno rozwiązać sprawę z Mechlerem i dalej najwidoczniej dzialać na własny rachunek. Solo. Pierwszy raz w życiu. Trochę trema.

- Nie Kristi. Nie będę za nim latać, ani przepraszać i robić z siebie pośmiewiska. Po raz kolejny poniżać. Już wystarczająco… po prostu nie. Chce to pomyśli i może kiedyś jeszcze pogadamy. Nie, to droga wolna, ale i tak wątpie żeby przeskoczył przez uprzedzenia. Dał mi do cholery wreszcie żyć. Nie wiem, postarać… - zmilczała, szkoda strzępić ozór - Muszę jechać do Mechlera. Zwrócić zaliczkę skoro już nie pracujemy razem i dla niego. Nie lubię zostawiać za sobą niedokończonych spraw.

- Ojej. - leżąca na łóżku gwiazda estrady westchnęła słysząc co i jak mówi trzyamana w objęciach kumpela. - Coś mi kręcisz. - powiedziała w końcu dalej uspokajająco głaszcząc ją po ramieniu. - Albo się kochacie i będziecie próbować jeszcze się tentegować albo finito i działacie dalej solo. Ale wtedy to niekoniecznie taka miłość was łączyła dotąd. - blondyna wzruszyła ramionami na znak, że ten punkt rozumowania czekoladowłosej jej niezbyt pasuje do jej logiki.

- Wstrzymaj się może jeszcze co? Ochłoń. Nie działaj z gorącą głową. Potem pójdzie plota, że jesteście gorące głowy i zmieniacie zdanie co pięć minut więc wszyscy nabiorą podejrzeń jak coś będziecie mówić czy deklarować. Bo rano tak, w południe tak a wieczorem jeszcze inaczej. A co jak do wieczora się pogodzicie? Będziecie znów biec do Teskańczyków aby coś jeszcze odkręcać? - Kristin uniosła nieco głowę do góry aby spojrzeć na leżącą na niej kumpelę. - I nie zawracaj sobie teraz tym głowy bo się zamęczysz jak będziesz o tym ciągle myśleć. Może się czymś zajmij? Na przykład mną? Albo jak chcesz to pójdziemy do Kay albo po Kay. Albo na miasto. Właściwie jak chcesz to ja mogę pojechać do Alexa i z nim pogadać. Co ty na to? - zaproponowała z wciąż uniesioną głową i przytrzymując w dłoniach twarz Vesny aby ta musiała spojrzeć na jej twarz.

- W takim razie pewnie tylko mi się wydawało, że to miłość - wzruszyła ramionami, siadając na łóżku - To moja wada, za dużo myślę i na za wiele… mam nadzieję, liczę. - Odwróciła głowę do okna - Daj spokój, prawdziwy macho nie przeprasza, ani się nie kaja. Nie próbuje zrozumieć. Nie powie ci “kocham”, nie zrobi nic niemęskiego. Zwłaszcza jak patrzą ludzie. Jak nie patrzą zresztą też - rozłożyła bezradnie ramiona, a potem splotła dłonie i wyłamała palce nerwowym ruchem - Nie będzie żadnego odkręcania końca współpracy. Mechler… wkurwił mnie. Święty co umywa ręce, ale robota ma być wykonana - prychnęła robiąc się zła - Ruszają jutro z samego rana, najlepszy czas aby się pożegnać. A w mieście są jeszcze inne alternatywy. W gruncie rzeczy powinnam jechać do doktora popytać o surowice, załatwić leki, bandaże, rozejrzeć się za nowojorczykami… i trutką. Materiałami wybuchowymi. Dzięki, kochana jesteś - odwróciłą się do blondi i z wdzięcznym uśmiechem pocałowała ja w czoło - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

- No nie mieszkałabyś w najdroższym burdelu w okolicy. - odpowiedziała po chwili zastanowienia blondynka przytrzymując na sobie kumpelę i nie dając jej odejść. Pokiwała do tego z przekonaniem głową na znak, że zdecydowanie i z pełnym przekonaniem zgadza się z tą swoją własną opinią.

- I z tym, że nie mówi ci “kocham” czy tak dalej no wiesz, nie chcę cię rozczarowywać ale to raczej standard. Romantycznych rycerzyków co się kłaniają w pas i w ogóle to chyba te atomówki wybiły. No ale ten Alex to chociaż nie zgrywa się na kogoś kim nie jest. Wiesz co bierzesz jak po niego sięgasz. A jak taki maśli oczami i w ogóle czapkuje to też zazwyczaj albo ściemnia albo pipa z niego i tyle. A ten twój Alex no nie da sobie w kaszę dmuchać. On to wie, ja to wiem, i ty też to wiesz. - blondynka jednak próbowała tłumaczyć dalej. Trzymała na sobie Vesnę za pomocą splecionych na jej krzyżu dłoni.

- Też nie pamiętam kiedy ostatni raz jakiś typ mi powiedział, że mnie kocha. Jak mowił to albo po to by zaciągnąć mnie do łóżka albo jakiś ważniak co to chciał mieć nową foczę na swojej grzędzie aby szpanować na dzielni. Ale nie tak, żeby naprawdę. Tak szczerze. Poza tym daj spokój. “Kocham cię” to tylko dwa słowa. Jak się z kimś kochasz, dzielisz z kimś życie, uczucia, myśli to i tak to czujesz. I te dwa słowa to tylko taki frazes. A tak gadasz o tym Alexie, nawet teraz, że na pewno nie jest ci obojętny. - Kristin popatrzyła z bliska na trzymaną brunetkę i na koniec lekko przekrzywiła główkę w grymasie przyjaznej ironii.

- I nie załatwiaj biznesów w takim stanie. Ochłoń znowu ci mówię. Sama sobie najbardziej zaszkodzisz jak pójdziesz coś załatwiać w tym stanie. Chodź coś porobimy we dwie albo z kimś jeszcze. Zostaw to. Poczekaj no powiedzmy do wieczora albo prześpij się z tym do rana. Chcesz coś porobić teraz? Pójść gdzieś? Pojechać? Spotkać się z kimś, zabawić? - panna Black uśmiechnęła się chytrze i zabujała brwiami aby przekierować tory kumpeli na inne niż to co ją przybijało w tej chwili.

- Nie wymagam etosów i pisania poezji, bo to tandeta - powiedziała powoli, patrząc gdzieś w bok - I to nie “tylko dwa słowa”. To… coś ważnego. Coś, dzięki czemu pamiętasz… jak to jest. Bez tego zaczynasz się zastanawiać czy to jeszcze miłość, czy już przyzwyczajenie. Wygoda, rutyna. Dołóż ciągłe pretensje i patrzenie wilkiem. Nieufność. Wychodzi… że wcale nie ma już nic wyjątkowego. Ty przestajesz się czuć jak ktoś wyjątkowy. Kolejna dupa “do ogarniania życia” póki jest wygodnie. A jak przestaje być, zaczynają się schody. - oparła się ciężko na blondynce i zamknęła oczy - Chce… spać. Bardzo. Miałam… ciężki dzień.

- To chodź spać. Zobaczysz, prześpisz się to jakoś to wszystko będzie lepiej wyglądało. - blondynka uśmiechnęła się i puściła Vesnę. Ale też zaraz pociągnęła ją ze sobą aż obydwie wylądowały we właściwej stronie łóżka. Tam Kristin objęła czule kumpelę i przytuliła ją do siebie. - No to słodkich snów Ves. - powiedziała cicho całując ją w usta. Potem nastąpił etap układania i nakrywania się aż wreszcie nienaturalnie milcząca technik z Detroit usnęła.
Tym razem w ubraniu.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 05-12-2018, 23:51   #46
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9 - VIII.29; pn; zmierzch; Nice City

Burdel “Fleurs du Mal”





Vesna spała jak zabita. Kilka godzin poniedziałkowego popołudnia umknęło jej z życiorysu. Gdy otworzyła oczy obudziła się w wygodnym łożu wieloosobowym obok najsławniejszej w okolicy blondwłosej gwiazdy estrady. I blondwłosa gwiazda estrady powitała ją promiennym uśmiechem i ciepłym pocałunkiem na kolejne dzień dobry tego dnia. Panna Holden czuła się lepiej. Ciało i umysł mogły odreagować we śnie wydarzenia ostatniego wieczoru, nocy i kolejnego dnia. Teraz czuła się o wiele lepiej.

Sądząc po widoku za oknem niewiele już zostało światła dnia i niedługo należało się spodziewać gorącego wieczoru południa. Musiało być gorąco, nawet od samego patrzenia widać było, że gorąco. Nawet monotonnie bębniący o szyby deszcz tego nie zmienił. Potem będzie ta wilgoć parowała więc odczucie tropiku się utrzyma. Ale na wieczór i na noc powinno być chłodniej. Ale przynajmniej tutaj, w eleganckim i dobrze utrzymanym apartamencie porządnego lokalu zajmowanego przez gwiazdę estrady działało światło a więc i klimatyzacja oraz leniwie mielący powietrze wentylator. Było więc całkiem przyjemnie i wcale nie trzeba było wychodzić na ten deszczowy skwar.

- Czeeśćć! Chodź się wykąpiemy. - blondynka przywitała się radośnie z czekoladowłosą kumpelą nie dając jej za bardzo okazji do stawiania oporu ani czasu na ponure przemyślenia. Podstawiła pod nos szklankę z sokiem, zawołała o kawę i kolację do łóżka. Ale zanim je przygotowano i przyniesiono złapała Vesnę za nadgarstki stawiając do pionu a potem pociągając ze sobą do osobistej łazienki. Kąpiel już czekała i kusiła czystą i ciepłą wodą oraz radosnym pluskaniem się z wesołą blondynką.

- I co? Teraz lepiej nie? - zapytała Kristin wycierając ręcznikiem i siebie i Vesnę. Kąpiel rzeczywiście podziałała na ciało ożywczo łącząc się świetnie w regenracyjne kombo z kilkugodzinną drzemką. Człowiek mógł się poczuć jak świeżo narodzony. Akurat jak skończyły się pluskać usłyszały pukanie do drzwi gdy przyniesiono kolację. Jakaś dziewczyna w uniformie francuskiej pokojówki, chyba ta sama co już raz ją Vesna widziała w weekend przyniosła tacę z kawą, pełnymi talerzykami i postawiła przy łóżku. Skorzystała z okazji i poprosiła Kristin o autograf dla kumpeli. Oczywiście blondynka złożyła podpis na swojej fotografii czym uszczęśliwiła pracownicę tego lokalu.

- Jeej… już zaczyna schodzić… - westchnęła z żalem Kristin gdy drzwi za pokojówką zamknęły się i zostały same z przyniesioną kawą i kolacją. Blondyna popatrzyła z takim samym żalem na pierwsze autografy jakie zostawiła jej Vesna. Ten pamiątkowy z Baker Street nad lewą piersią i ten festynowy na lewym udzie rzeczywiście już zaczynały być wyraźnie zatarte. Za dzień czy dwa mogły być już nieczytelne. Blondynka z żalem pogłaskała czule po tych zanikających autografach. - Ale ten jest jeszcze całkiem wyraźny. - ucieszyła się z tego słoneczkowego na podbrzuszu uśmiechając się szelmowsko do Vesny. - I ten też jest super. Będę mogła go nosić na wierzchu. - dłoń przesunęła się nieco wyżej gdzie pod pępkiem pysznił się najnowszy autograf od Ves. “Lepsza niż najlepsza whisky “. Ale nagle przestała gdy oczy jej się szeroko otwarły od jakiejś myśli czy spostrzeżenia. - Ooo! Wieeem! Zrób mi zdjęcie! Na pamiątkę! - zawołała wesoło i szybko kichnęła gdzieś do swojej torby leżącej na biurku. Grzebała tam dość gwałtownie i w końcu dogrzebała się do tego co chciała i w triumfalnym geście uniosła w górę stary smartfon. Pobiegła z powrotem do łoża i wręczyła go pannie Holden. - Zrób, zrób, zrób! To będę miała coś na pamiątkę nawet jak się zmażą! - zawołała zachwycona własnym pomysłem.


---



Obydwie stały przed trzydrzwiową szafą z ubraniami. Czyli podręczną garderobą gwiazdy z jej niezbędnym minimum. Kristin wciągnęła Vesnę w dywagację w co mają się ubrać na ten wieczór. Właściwie tory jej dywagacji coraz wyraźniej zaczynały biec w stronę planów zostania na miejscu i ściągnięcia albo wizyty u Kay. Skoro dzisiaj nie dawała żadnych koncertów to przecież mogła sobie pozwolić na taki luksus. Z drugiej strony mogłyby też wyskoczyć na miasto gdzieś. I koncert na dziko mógłby się zrobić sam, wystarczyło zabrać albo pożyczyć gitarę. Blondynka miała z tym wyraźne rozterki aby samej się zdecydować. I wtedy usłyszały pukanie do drzwi. Po krótkiej wymianie zdań z ochroną okazało się, że miały gościa. Alex.

- Niech wejdzie! - Kristin krzyknęła odrazu machając do ochroniarza przyzywajaco. - Będę trzymała za was kciuki! - szepnęła szybko blondynka i pocałowała po przyjacielsku kumpelę w policzek i stanęła tuż przy niej. Zaraz potem przez drzwi przeszedł nieco zmoknięty Runner. Wyglądał coraz lepiej. Większość siniaków i opuchlizn już mu zeszła a rozciecia zbladly. Mimo to minę miał dość niewyraźna. Odwrócił się do tyłu gdy ochroniarz zamknął za nim drzwi i z powrotem spojrzał na dwie stojące przy szafie kobiety. W ręku trzymał jakiś kapelusz.

- No cześć. - odezwał się w końcu lekko kiwając lekko zmoczona deszczem głową.

- Cześć Alex! Fajnie, że wpadłeś. Właśnie robiłyśmy z Ves plany na wieczór. - blondynka przywitała się radośnie biorąc na siebie rolę gospodyni.

- Aha. I co? - zapytał patrząc na nie obie, raz na jedną a raz na drugą. Wydawał się trochę skrępowany albo zakłopotany. I radosne ćwierkanie blondynki mogło rozładować to napięcie.

- A no to zależy. - uśmiechnęła się wesoło gwiazda estrady. Stanęła za Vesna, położyła brodę na jej ramieniu i złożyła dłonie na jej brzuchu.

- Od czego? - Alex wydawał się trochę zaintrygowany postępowaniem gospodyni.

- Od tego po co przyszedłeś. - blondi odparła z przekora w głosie.

- A tak tylko wpadłem. - Alex wzruszył dość obojętnie ramionami i spojrzał gdzieś w boczny sufit. Namyślał się chwilę zanim odezwał się znowu. - Spotkałem Colonela. - powiedział w końcu znowu wzruszając ramionami. Blondynka zmrużyła oczy i spojrzała pytająco na obejmowana kumpelę bo widocznie niezbyt kojarzyła o kim mowa. Ale nie wcinała się. - No i mi się przypomniało co mówiłaś o nim. - machnął trochę ręką po czym wcisnął dłonie w kieszenie kurtki. - No to mu powiedziałem co ja o tym myślę. - wzruszył ramionami i wyjął jedną dłoń z kieszeni kurtki. Trzymał coś w niej co zaraz rzucił na łóżko obok stojących kobiet. Okazało się że to ciemne okulary. Potrzaskane i już raczej do niczego. Bardzo podobne do takich w jakich chodził Colonel. Przy nich wylądował ten kapelusz jaki dotąd Alex trzymał w ręku a sam przecież nie używał. Kapelusz też był taki jak Colonela.

- Więc tak wpadłem powiedzieć. Że jakby coś jeszcze ci bluzgał to daj znać. To mu wytłumaczę dobitniej. - ganger zwinął jedną dłoń w pięść i chwilę ją oglądał po czym schował z powrotem do kieszeni. - No i tyle. - mruknął jeszcze chyba nie do końca wiedząc czy już ma wyjść czy Ves coś jeszcze powie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-12-2018, 17:51   #47
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Nk172J4O-BE[/MEDIA]
Fox był jednak łajzą, najgorszą z możliwych i tak potwornie wredną, że bardziej się już chyba nie dało. Specjalnie, po złości robił wszystko, byle tylko wyprowadzić Vesnę z równowagi i zbić ją z pantałyku. Jak niby miała się na niego gniewać, gdy tak przyszedł z okularami Colonela, informując że obił mu ryj… za to że nazwał ją dziwką. Ją, nie jakąś inną laskę. Tylko właśnie pannę Holden, a pan Holden to zapamiętał i jak widać, przy najbliższej okazji wyjaśnił tę sprawę w sposób iście detroicki. Pięścią, a głupi frajer mógł mówić o farcie, że nie skończył gorzej. Przykładowo jako stuprocentowy trup.

Zepsuł no… po całości i z premedytacją. Teraz już nie szło się na drania gniewać, zamiast wrzeszczeć technik miała ochotę zrobić to co zwykle w podobnych okolicznościach: dobiec do niego i z miną wdzięcznej, zakochanej foczki rzucić się na szyję. Niestety coś podobnego nie wchodziło w grę, nie po ich ostatniej rozmowie. Należało więc powstrzymać instynkty i nie wychodzić z roli zimnej, złej i niewdzięcznej baby, będącej dopustem bożym, oraz kulą u nogi.

- Tak tylko wpadłeś - mruknęła zamyślona, wymownie gapiąc się na kapelusz i pogięte okulary. - Acha. Jak tak tylko wpadłeś to dzięki… - westchnęła ciężko, wskazując toaletkę z lustrem - Skoro tak tylko wpadłeś to tam jest moja torebka. W niej zaliczka od Mehlera. Weźmiesz ją i zawieziesz mu z przekazem… - nabrała powietrza i dokończyła suchym tonem - Powiesz że rezygnujemy.

- Nigdzie nie będę jeździł. Chcesz posłańca to sobie załatw. A masz w naszym imieniu sprawę do załatwienia to pakuj dupkę w furę i jedziemy.
- ganger odezwał się po tym jak z niechęcią spojrzał na toaletkę, to co na niej leżało i znów wrócił spojrzeniem do stojącej przy otwartej szafie kobiety. Kristin stanęła przy Vesnie i z zapartym tchem obserwowała tą wymianę zdań zerkając nerwowo to na nią, to na niego.

- A jest jeszcze jakieś “my”? - spytała, zakładając ręce na piersi i przypatrując mu się uważnie, zaciskając dłonie tak aby nie widział - Skoro mam spierdalać to bierz talony i załatw sprawę jak mężczyzna, widzę że jeszcze potrafisz - wskazała wzrokiem rzeczy Colonela - Jeśli akurat ci się chce.

- Daj spokój Ves. Nerw mnie trochę wziął w samochodzie i tyle. Byłoby inaczej nie kasowałbym mu gęby ani nie wracał tutaj tylko pojechał dalej.
- Runner związał usta w wąską kreskę co znaczyło, że się irytuje. Albo czuje się nieswojo. Patrzył krótkimi, chaotycznymi spojrzeniami po Vesnie, Kristin, wnętrzu pokoju ale na początku i na końcu popatrzył na schultzównę.

Dziewczyna przeszła trzy kroki i przysiadła ciężko na łóżku, opierając łokcie o kolana i zawieszając ręce między nogami. Zgarbiła też plecy, jakby przygniótł je niewidzialny ciężar.
- Ile jeszcze podobnych nerwów będzie cię brać? Za którym razem to nie frajerowi pokroju Henry’ego przestawisz maskę, tylko mnie? Albo postanowisz gdzieś zamknąć? Zostawiłeś mnie… tam na tej pieprzonej ulicy. Zostawiłeś mnie - powtórzyła cicho, przełykając gorzką gulę dławiącą struny głosowe. Zwiesiła głowę, patrząc w deski - Wtedy w Det, kiedy przyszłam do ciebie w nocy… po tym co zrobiłam papie, dałeś słowo, że będzie dobrze i nigdy mnie nie opuścisz. I co? Odjechałeś nie patrząc za siebie.

- Nie zostawiłem cię. -
odpowiedział Alex dość nieswoim głosem. Mielił coś niemo w ustach zerkając na siedzącą na łóżku Vesnę. - Zostawiłem cię przed burdelem, praktycznie przed domem. Nic ci nie groziło. - dodał tonem wyjaśnienia jakby się poczuł urażony, że sądziła, że mógłby ją zostawić w jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Główkował jeszcze chwilę a w końcu podszedł do łóżka i usiadł obok Vesny. Chwilę nic nie mówił po czym objął ją i przytulił do siebie.
- Po prostu wkurzyłaś mnie tym jazgotem. Miałem dość. W tamtym momencie. To pojechałem. - przyznał w końcu trochę zmieszanym głosem. Pocierał i poklepywał pocieszająco Vesnę przytulając ją coraz mocniej. - Daj spokój Ves, nie zostawiłbym cię tak na serio. - dodał jakby się ten pomysł w ogóle nie przyszedł mu do głowy. Albo dopiero jak ochłonął to przyszło mu do głowy, że jej mogło to przyjść do głowy. Wreszcie pocałował ją opiekuńczo w czubek głowy. Kristin która została wciąż przy otwartej szafie wydawała się podekscytowana i pełna życzliwości w ciepłym spojrzeniu gdy widocznie jawnie trzymała za nich kciuki.

Minęło parę chwil nim technik oddała uścisk, wczepiając się w gangera z całej siły i przyciskając czoło do jego piersi. Walczyła z drżącymi ustami, pociągając nosem aż nagle odepchnęła go od siebie i popatrzyła wściekle do góry na jego twarz, szczerząc przy tym wściekle zęby jak pies który zaraz ugryzie.

- Jak kurwa mogłeś?! - spytała podniesionym głosem, uderzając pięścią w jego pierś - Jak mogłeś tak się zawinąć, a wcześniej kazać spierdalać?! Co ty sobie myślałeś, co?! Jak mogłeś gnoju! - waliła go pięściami, chociaż z jej siłą i tak za wiele pewnie nie czuł, ale jej pomagało się wyżyć i poukładać - Ty… ty draniu! Pieprzony złamasie! Tak odjechać! Jak mogłeś tak po prostu odjechać i pozwolić… pozwolić mi myśleć… że już… już nigdy cię nie zobaczę?! - w końcu cała złość z niej wyparowała i zacinając się, oparła czoło o okładany przed chwilą obszar, ponownie owijając mężczyznę ramionami - Nie… nie dam rady bez ciebie. Nie rób tak więcej... albo cię zabiję.

- No już, już… już dobrze, już…
- Runner zniósł te argumenty słowne i siłowe po męsku. Minimalnie się zasłaniając i trochę tylko odsuwając głowę do tyłu. Ale nie przeszkadzał gdy ciemnowłosa musiała dać upust swoim emocjom. Na końcu gdy się już wypruła i opadła na niego zaczął mamrotać swoje uspokojenia. Objął ją znowu mocno i równie mocno przyciągnął do siebie.
- Nie bój się Ves, nie zostawię cię. Głupio to rozegrałem. Przepraszam za to. - wyszeptał jej do ucha które zaraz delikatnie pocałował. Szeptał tak cicho, że pewnie nawet stojąca ze trzy kroki dalej blondynka niczego sensownego nie usłyszała.

- Też cię przepraszam Alex - odpowiedziała skruszonym tonem, a pociąganie nosem zintensyfikowało się. Czuła się wykończona, chociaż dopiero co wstała po drzemce i niby jeszcze pięć minut temu czuła się dobrze fizycznie i paskudnie psychicznie. Teraz sytuacja się odwróciła: ciało opadało z sił, ale duch się radował, na sercu zrobiło się gorąco. Usłyszeć “przepraszam” od Foxa graniczyło z cudem. Te jak widać czasem się zdarzały.
- Oddamy talony Mehlerowi i wypisujemy się z interesu. Jeżeli mamy się zagryźć przez jakiegoś frajera w kapeluszu, wolę… odpuścić CSA niż cię stracić. - dodała równie cicho, drapiąc go po plecach i tuląc ufnie do jego dłoni.

- Jasne Ves. Nie ma sprawy. Zrobimy jak zechcesz. - Alex zgodził się łagodnie i bez oporów. Dalej trzymał Vesnę w objęciach i wydawało się, że to też go jak na razie wyczerpywało z wszelkich innych opcji.

- Pojedziemy razem, dobrze? Ty i ja - westchnęła uspokojona i z dziwną pluszową watą w głowie - Do Mehlera… a potem odwiedzimy kogoś. Jeżeli chcesz jeszcze kręcić się za tym czołgiem jest alternatywa. Pogadałam z Amari, tą Federatką… i tam nie ma żadnych kowbojów w kapeluszach. Jest jeden morderca na zlecenie, Nemesis… ale on jest jak Hand od Starego… a ty czego chcesz? CSA, FA? - popatrzyła do góry na jego twarz - To ma być nasza wspólna decyzja. Ja się dostosuję, pójdziemy na kompromis. Jesteśmy zespołem i… kocham cię, wiesz o tym, co nie? Tylko ciebie kocham i mogę nawet popylać w łachmanach, byle byś nigdzie nie znikał.

- Te gogusie w kapeluszach co nawet fury nie mają? -
popatrzył na nią z mieszaniną sceptycyzmu i ironii. - Daj spokój, zgodziłem się by dla nich robić bo się uparłaś. Mnie tam do nich nic nie ciągnie. Federaci to chyba chociaż jakieś kółka mają. - Alex zaczął się nad tym zastanawiać pewnie główkując co mogą zaoferować Federaci. Dotąd raczej nie byli w kręgu ich zainteresowań a większość relacji z nimi Vesna załatwiała zrządzeniem losu sama. Dla Alexa więc byli to pewnie kolejna grupka ważniaków jakiej zależało na tym utopionym w bagnie czołgu.

- Pojedziemy i sam zobaczysz co i jak... tylko błagam. U Fedziów pozwól mi mówić. Oni są… no trochę jak u nas w Downtown. Sztywniaki, nudziarze, próchna i to co zawsze mówiłeś na kumpli papy, albo ludzi Teda - uśmiechnęła się odrobinę, wychylając się aby zostawić mu na policzku stempel z ust.

Alex wykonał połączony gest machnięcia ręką i kiwnięcia głową na ogólny znak zgody. Jak zwykle w “sztywniackich” rozmowach nie czuł się orłem i ich unikał, przynajmniej póki mogła go w tym zastąpić Vesna. W takich sytuacjach zgrywał zwykle małomównego twardziela, eksperta od twardszych argumentów czy speca od tych spraw z których słynęli Runnerzy. A całą tą finezję dialogu zostawiał Vesnie. Ale oczywiście aby nie zapomnieć, że nie jest jakimś jej podwładnym czy kimś w tym rodzaju. Ale skoro się zgodził to widocznie zgodził się aby ciężar rozmowy spoczywał na Vesnie.
- To chcesz jechać do Teksańców teraz czy potem? - zapytał pochylając głowę i odgarniając Vesnie lok z twarzy aby móc dokładniej dojrzeć jej twarz.

- Wpadałoby załatwić to jak najprędzej… - panna Holden zrobiła podejrzliwą minę, ściągając usta w dzióbek - Chyba że masz lepszy pomysł… - domruczała, strzepując niewidzialny pyłek z klapy jego kurtki - dobry powód aby jeszcze chwile tu spędzić… wiesz, to co zrobiłeś z Colonelem było… to najlepszy prezent jaki może dostać dziewczyna.

- No nie? -
Alex niespodziewanie roześmiał się. Szczerze, radośnie i z ulgą. Roześmiał się zupełnie tak jak na ulicznika z runnerowej dzielni wypadało gdy spuścił słusznie należący się łomot jakiemuś patałachowi w jakimś zaułku. Teraz gdy Vesna go połechtała tym pochlebstwem ulżyło mu i począł się napawać tym swoim wyczynem.
- A wiesz jaką miał głupią minę? Chyba w ogóle się nie spodziewał. Ale jak mu wyskoczyłem, “Ej, Colonel, nie podoba mi się co mówiłeś do mojej dziewczyny.” No to sczaił sprawę. No a potem wiesz, już za bardzo nie rozmawialiśmy. Na końcu mu tylko powiedziałem, że jak coś takiego jeszcze się powtórzy to na pięściach się nie skończy. - zaczął opowiadać z dumą jak to było z tym wydarzeniem w jakimś zaułku i był tak samo bajerancki jak zwykle gdy opowiadał o imprezach, furach, spluwach, nożach czy wyścigach.

Panna Holden za to wyglądała jak żywe wcielenie zachwytu. Gapiła się na Foxa rozmaślonym spojrzeniem wdzięcznej foczy, zarzucając ramiona na szyję i nie puszczając ani na chwilę.
- Mój bohater... zasłużyłeś na nagrodę- mruknęła niskim, głodnym szeptem. Zmieniła pozycję, ładując mu się na kolana i ściągając skórzaną kurtkę z ramion. Nagle odwróciła głowę, szczerząc się do blondyny przy szafie jakby właśnie znalazła cały worek talonów.
- Chodź do nas, bez ciebie nie będzie zabawy! - zaśmiała się, wyciągając dłoń ku dziewczynie, drugą cały czas obejmując Runnera. Tylko ona jedna dobrze im życzyła, nie można było o niej zapominać kiedy chmury się rozwiewały. Ten kwadrans już nikogo nie zbawi, zdążą pojechać i do Mehlera i wbić się Amari na późną kolację. Biznes biznesem, ale istniało coś ważniejszego od interesów: przyjaźń.
Tej prawdziwej nie szło przeliczyć na żadne alony.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 16-12-2018, 12:49   #48
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - VIII.30; rano; Nice City

Vesna



Burdel “Fleurs du Mal”



Vesna spała jak zabita. I chociaż tym razem obudziła się w tym samym pokoju i łóżku co z pół doby temu po kłótni z Alexem to teraz okoliczności pobudki były o wiele przyjemniejsze. Na zewnątrz padał deszcz a nadal było gorąco jak to tutaj, na południu, było chyba normą. Obsada tego wieloosobowego łóżka też była mocno rozbudowana oraz dla odmiany odpowiednio roznegliżowana. A jako, że z całej obsady otworzyła oczy pierwsza to miała okazję oglądać te roznegliżowane pobojowisko.

Znów się obudziła z Kristin w łożu Kristin w najdroższym burdelu w mieście gdzie blondwłosa gwiazda estrady wynajmowała. Ale tym razem byli i inni goście. Po pierwsze cicho pochrapujący Alex. Siniaki i zadrapania jakie oberwał podczas walk na arenie w większości już zeszły zostawiając co najwyżej blade wspomnienie. Prezentował się więc w całej masywnej okazałości. Zwłaszcza, że nawet spał w pozie jakby był panem na tych łóżkowych włościach. Drugim gościem była czarnowłosa Kay. Zasnęła nie do końca rozebrana więc częściowo nadal miała na sobie elementy kostiumu dominy. Chociaż teraz gdy spała wtulona i wkomponowana w inne śpiące ciała już nie wyglądała tak surowo i władczo. No i oczywiście blond śpiąca słodycz czyli Kristin Black. Też spała tak samo chętnie i wdzięcznie jak pracowała i służyła całej trójce przed zaśnięciem.

Vesna mogła zerknąć na swoją stopę. Tam gdzie wczoraj blondynka, zachwycona całą masą autografów jakie jej złożyła kumpela z Det, postanowiła się zrewanżować. Też miała z tym kłopot ale o dziwo wybawił ją z tego problemu Alex. I to tak naturalnie, że prawie przypadkiem albo niechcący.

- No nie wiem… - mruknęła zafrapowana blondynka klęcząc przed siedzącą czekoladowłosą i oglądając jej stopę.

- Czego nie wiesz? Sama chciałaś. - Alex chyba miał kłopoty ze zrozumieniem kobiecych rozterek bo brwi na chwilę mu skoczyły do góry i wróciły na dół w oznace zdziwienia i irytacji.

- No bo chciałam tutaj. - Kristin pogłaskała palcem dolną część trzymanej stopy wpatrując się w nią uważnie. - To by było takie najfajniejsze miejsce. - uśmiechnęła się promiennie do Alexa i do samej Vesny ciepłym uśmiechem szczęścia. - No ale tutaj to właściwie w ogóle nic nie widać. Nawet Ves nie bardzo by mogła to zobaczyć. - przyznała zafrapowana tym problemem gwiazda estrady trzymając w pogotowiu marker którym sprawiły sobie przez ostatnie dni z Vesną tyle radości.

- No to zrób jej gdzie indziej. - rajdowiec rozłożył ramiona jakby kompletnie nie widział w czym Kristin ma problem.

- No… Można jeszcze tutaj… To lepiej widać chociaż już nie jest takie naj - naj - naj fajniejsze miejsce jak tutaj. - wyznała zaaferowana panna Black wskazując na górną część stopy Vesny. Wydawało się, że szykują się poważne blond dylematy których siedzący obok facet kompletnie nie był w stanie zrozumieć.

- To zrób i tu i tu. - Alex wzruszył obojętnie ramionami rzeczywiście nie widząc żadnego problemu.

- Noo taak! - twarz Kristin rozpromieniła się z radości gdy rajdowiec podsunął jej rozwiązanie jej rozterek i dylematów. - Ale to muszę wymyślić drugi bo mam tylko jeden… - zmrużyła oczy zastanawiając się chwilę. A potem marker i uszminkowane usta poszły w ruch. Vesna mogła na sobie poczuć jak blondynka z zaangażowaniem zostawia swój autograf. To było wtedy, dawno, wczoraj wieczorem. Teraz zaś gdy zerknęła w dół nadal mogła widzieć wyraźny podpis Kristin na swojej stopie. Przynajmniej tej wierzchniej części. No i zerknąć na trzy leniwie oddychające ciała w leniwych swobodnych pozach.

Wczoraj jeszcze musieli pojechać do Teksańczyków. Kowboje byli wyraźnie zaskoczeni decyzją Detroitczyków. Nie mogli zrozumieć co się stało. Może nawet podejrzewali ich o jakieś niecne zamiary. Ale ostatecznie Mehler wydał się być w porządku. Przyjął fanty z zaliczki z powrotem i nie robił jakichś specjalnie wielkich trudności z opuszczeniem ich grupy. Najbardziej zdziwiony tym wszystkim był chyba Patrick. Ale niezbyt miał pole manewru aby coś zdziałać przy szefie i Alexie. Pożegnał się więc tylko, szarmancki do końca, podając Alexowi rękę na pożegnanie i uchylając wychodzącej Vesnie kapelusza.

Kolejne rozmowy, tym razem w hotelu “Hamilton” odbyły się w całkiem innej atmosferze. Chociaż Federaci też byli zaskoczeni zmianą decyzji Detroitczyków tak samo jak Teksańczycy. No ale w przeciwieństwie do nich było to przyjemne zaskoczenie. Lady Amari umiała się dostosować do zmieniającej się sytuacji i przyjęła nowych współpracowników z otwartymi ramionami. Alex chyba nie miał zaufania do “wypindrzonych” jak ich potem nazwał i nie ukrywał, że rzeczywiście kojarzą mu się manierą i stylem z Schultzami. Co w ustach Runnera na pewno nie było komplementem. Ale tak jak wcześniej obiecał Vesnie, udzielał się minimalnie zostawiając sobie rolę eksperta od mordobicia i pojazdów oraz robienie zblazowanej pozy. No i po tych wieczornych biznesach zostało wrócić do “Fleurs du Mal” i czekającej Kristi, zgarniając po drodze Kay. Kay co prawda miała swój wieczór pracujący ale któż by mógł odmówić życzeniu najbardziej ulubionej gwiazdy estrady wspartej odpowiednią ilością papierów? W każdym razie lady Amari dała znać wczoraj, że na pewno nie będą wyjeżdżać dzisiaj z samego rana. Muszą się jeszcze przygotować a raczej przygotować ekipę bo przecież szlachetnie urodzeni nie zamierzali się dawać żreć insektom i topić się w dżunglowym bagnie.



Marcus



Wakacje się miały ku końcowi. Kupa zabawy było w tym mieście podczas dopiero zakończonego festynu dożynkowego. Mnóstwo imprez, konkursów, zabaw, mnóstwo ludzi, okazji i interesów. Było gorąco, hucznie, wesoło zupełnie jak w miniaturce jakiegoś Vegas, Detroit czy Miami. Marcus przybył tutaj jeszcze przed ostatnim weekendem i tym festynem więc miał okazję skorzystać z jego uroków.

Ale teraz po tym festynie, po niedzielnej licytacji, wszystkie ważniaki w mieście jakich ściągnął tutaj ten utopiony gdzieś na jakichś bagnach czołg przypominali przyczajonego do skoku kota. Który już namierzył swoją zdobycz i już kręci tyłkiem tuż przed skokiem. Jasne było, że lada chwila zacznie się wyścig do tego czołgu. Trwały pewnie ostatnie przygotowania, stroszenie piórek i napinanie mięśni. Ale lada dzień ktoś wreszcie wykona pierwszy ruch i lawina ruszy. Wszyscy spodziewali się pewnie, że pierwsi wyruszą Nowojorczycy bo w końcu to oni wygrali mapę do czołgowego skarbu. Poniedziałek jednak minął a ci się nie ruszyli z miejsca. Ale dziś był wtorek, ranek kolejnego dnia. Dla odmiany deszczowy chociaż nadal gorąc lał się z nieba tak samo jak deszcz. Może dziś się ruszą a za nimi inni.

Marcusa jednak czekało inne zadanie. Musiał wkręcić się w ten interes jeśli chciał mieć swój kawałek tortu. Najpierw więc musiał wybrać stronę którą już wybrał, a potem przekonać ją aby przyjęli go w swoje szeregi. Zorientował się przez ostatnie dni, że to może być nie takie oczywiste. Zwłaszcza jak ktoś widział by go pierwszy raz i nic mu nie mówiła jego twarz albo nazwisko czy miejsce pochodzenia. Bo co jak co ale Killing One to nie było Vegas czy Detroit albo Nowy Jork by każdy o tym słyszał. A swoje umiejętności mógł zaprezentować raczej w terenie i w trasie dlatego ktoś kto by go miał wynająć musiałby niejako kupować kota w worku. Musiał więc przekonać potencjalnego pracodawcę, że musiałby wybrać odpowiedniego kota wśród tylu innych. Zwłaszcza, że większość zespołów wydawała się już być skompletowana. Właśnie po to tutaj przyszedł do tej knajpy by dogadać się w sprawie pracy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-01-2019, 23:02   #49
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NoFY_NWRRf4[/MEDIA]
Wbrew pozorom człowiek nie był skomplikowaną istotą. Do szczęścia, o ile nie odbiła mu totalna palma, potrzebował raptem wyspać się, dobrze zjeść i mieć kogoś do kogo da się otworzyć gębę - element bliskości, poczucia bezpieczeństwa. Jakiejś tam stabilizacji na tyle, na ile dało się ją osiagnąć w ich porypanych czasach. Ten poranek, mimo pobudki w tym samym łóżku i tym samym pomieszczeniu co dzień wcześniej, różnił się diametralnie dla Vesny. Już nie miała ochoty po otworzeniu oczu… zamknąć ich i spać dalej, byle tylko nie myśleć. Nie bolało ją serce, zniknęła też zimna pustka. Zamiast niej tuż obok i częściowo pod technik, pochrapywał grzejący jak piec kloc. Jej kloc.
Dziś było tak jak być powinno, a nawet lepiej, bo obok posapywała Kristi, a jeszcze bardziej obok zaległa Kay, zaś wspomnienia z ubiegłego wieczoru dalekie były od smutku albo samotności. Człowiek był zwierzem stadnym, jeśli zostawał sam zaczynał dziczeć i najzwyczajniej w świecie dostawać pierdolca. Pannie Holden na szczęście to nie groziło. Podniosła głowę, omiatając wzrokiem pościelowe pobojowisko i zastanawiając się która u licha jest godzina. W końcu dźgnęła Foxa pod żebra paluchem, przekręcając się delikatnie aby nie obudzić dziewczyn, za to wylądować mu na piersi i gapić się prosto w wybudzającą się twarz. Poczekała aż zacznie kontaktować, wtedy dopiero przywitała się stemplując mu nos ustami.
- Dzień dobry… - szepnęła z uśmiechem - Dziś twoja kolej żeby skołować śniadanie.

- Ała, co mnie dźgasz…
- Alex wydawał się tak pogodny i radosny o tej nierunnerowej porze jak to się można było spodziewać. Otworzył oczy, zamknął, przysłoni oczy ręką od tego ostrego, porannego światła i mruknął coś niezrozumiale. Znieruchomiał i wydawało się, że znów poszedł spać. Ale w końcu markotnie otworzył oko, spojrzał na Vesnę, spojrzał na zalane deszczem okno i znów jęknął.
- Nie no, o której ty mnie budzisz? - próbował chyba zogniskować wzrok na oknie aby oszacować porę doby ale na runnerowe rano na pewno było za wcześnie. I chyba jakoś przy okazji zorientował się, że nie śpią sami w tym łóżku. Nagle tna twarzy rozbłysł mu złośliwy uśmieszek i spojrzał na Vesnę całkiem trzeźwo. I była pewna, że zaraz zmaluje jakiś dowcip. No i zmalował.

- Ała! - Kristin szarpnęła się jak oparzona zaraz po tym gdy łapa Alexa chlasnęła ją w nagi pośladek. Jej krzyk i ruch przy okazji obudził ostatnią śpiącą i Kay przeciągnęła się leniwie. A potem równie leniwie oszacowała zawartość łóżka wzrokiem tygrysicy doglądającej swojego leża.

- Oj, dobrze wychowane dziewczynki to nie tak się witają. - zamruczała też leniwie łapiąc blondynkę za szczęki w ten sposób, że jej usta ułożyły się w wąski dziobek.

- Dzień dobry. - wysapała już bardziej opanowanym głosem gwiazda estrady. Zezowała na pracownicę klubu a trochę na pozostałą dwójkę.

- Dzień dobry. - łaskawie odpowiedziała Kay i puściła blondynkę. A potem nachyliła się w stronę Vesny, pomijając pozostałą dwójkę.

Technik odchyliła się w jej stronę, przetaczając nad Foxem i czystym przypadkiem wbijając mu przy tym łokieć w brzuch.
- Dzień dobry Kay… dobrze spałaś? - spytała, odgarniając z twarzy brunetki kosmyk ciemnych włosów i całując ją na przywitanie - Jesteś głodna?

Alex stęknął gdy łokieć dziewczyny wbił się w niego ale na chwilę zamarł gdy akurat nad nim obydwie się spotkały, przywitały i pocałowały. A Kay, jak na swoją reputację przystało, nawet taki krótki całus potrafiła zrobić przyjemnie i widowiskowo.

- A zjadłabym coś. Najlepiej w łóżku. - odpowiedziała zgodnie i zerknęła wymownie na blondynkę. Sama zaś pogłaskała dłonią czułym gestem policzek Vesny.

- Już biegnę! - blondynka od razu zrozumiała polecenie wzrokowe i zaczęła gramolić się z łóżka na zewnątrz.

- Ej, a gdzie mój całus? - Alex widać się zniecierpliwił tym złośliwym pomijaniem swojej wcale nieskromnej osoby.

- A gdzie twoje dzień dobry? - Kay niespecjalnie się odsuwając od Vesny spojrzała na Alexa który właściwie był w tej chwili pośrodku pod nimi obydwiema.

- Weź się nie wydurniaj. - mężczyzna skrzywił się jakby proponowała mu coś niemoralnego co czarnulka wzruszyła wymownie ramionami na znak, że nic na to już nie może poradzić. I zerknęła ciekawie na gramolącą się z łóżka blondynkę która akurat wygrzebała się z okryć i miała ślicznie wypięty tyłeczek.

- Nie ma dzień dobry, nie ma całusa - panna Holden westchnęła przesadnie ciężko, zahaczając wargami o wargi drugiej brunetki, a że należała do ludzi o słabej woli, nie udało się jej powstrzymać przed zdzieleniem Kristi w tak ładnie wyeksponowany kuperek.

- Ała! - Kristin pisnęła gdy kolejny klaps wylądował na jej tyłeczku. Można było myśleć, że to z zaskoczenia albo bólu ale zaraz wesoło odwróciła się z wesołym uśmiechem do wylegującego się w łożu trio. Kay przyzwała ją do siebie ruchem palca i blondynka posłusznie nadstawiła się pod jej rękę po czym zaliczyła trzecie trzaśnięcie w tyłek.
- Ooo… to było super… możecie mnie tak budzić codziennie! - panna Black wydawała się rozpromieniona taką pobudką. Odwróciła się frontem do całej trójki i na dzień dobry i z wdzięczności obdarzyła każdego mokrym całusem. Pochyliła się aby zgarnąć jakąś część swojej albo nie swojej garderoby i śpiesząc się z tym ubieraniem i skakaniem w stronę drzwi zaczynała zbliżać się do drzwi na korytarz. - A co wam zamówić? - zapytała zerkając na trio pozostawione na swoim łożu.

- Co by tu… - Vesna westchnęła, kładąc się na plecach i podkładając ręce pod głowę. Udawała że myśli, machając stopą z autografem. Wreszcie popatrzyła na leżącego obok mężczyznę, posyłając mu niewinny uśmiech bez żadnej złośliwości - Skoro jesteś moim facetem na pewno wiesz co lubię, no i ty miałeś dziś organizować śniadanie. Więc Fox, co jemy? Kay kochana, a ty na co masz ochotę? - szybko przeniosła uwagę na dominę, do niej uśmiechając się promiennie.

Podpisana przez blondynkę stopa Vesny wydawała się przyciągać uwagę pozostałej dwójki. Albo pomagała skupić się im na pytaniu.
- Wezmę grzanki i jajka sadzone. No i sok. Pomarańczowy. I kawę. - Kay z godnością odnalazła się w zadaniu jakie postawiła przed nią jej kumpela i uczennica. Przesunęła czubkem swojego buta bo krawędzi opisanej stopy Vesny.

- No to my weźmiemy jajka, boczek, frytki, coś do picia i kawę. - Alex spojrzał w dół siebie i leżących obok niego kobiet. I chyba nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do tego co będą jedli byle nie było za późno albo za mało.

- Dobrze! - blondynka zgodziła się i radośnie po czym wyskoczyła za drzwi w stroju dość roznegliżowanym i słychać było jej radosną, wesołą paplaninę gdy pewnie gadała ze stojącym przed drzwiami ochroniarzem.

- Jak myślisz? Zasłużyła na nagrodę za ostatnią noc? - Kay zerkała w stronę otwartych drzwi zza których słychać było trajkoczącą blondynkę.

- No była całkiem niezła. - Alex zgodził się też patrząc w tym samym kierunku.

- Nie ciebie pytałam. - Kay nie zmieniła ani spojrzenia ani nieco zamyślonego tonu głosu.

- A dlaczego nie? - Runner spojrzał na nią z oskarżającą pretensją.

- Bo nie będzie cię na babskim porno spotkaniu. - domina uśmiechnęła się nieco leniwie patrząc nadal w stronę otwartych drzwi. Alex coś mruknął jakby przypomniał sobie, że jest obrażony za ten babski wieczór o jakim słyszał przez cały weekend.

W odpowiedzi na to burczenie technik syknęła na niego ostro, podszczypując w bok z jawną złością. Mówili o tym, ustalali… ale znowu źle.
- Zajmiesz się sobą, albo odeśpisz tę pobudkę bladym świtem - burknęła do niego, samej zaczynając się boczyć. Westchnęła do dominy - No starała się, być dobrą sunią… no być może w drodze wyjątkowej sytuacji można jej dać jakąś nagrodę. A o czym myślisz?

- No myślę, że można okazać jej odrobinę łaski.
- Kaya zgodziła się łaskawie z pomysłem Vesny i z zaciekawieniem obserwowała drzwi zza których wróciła wreszcie blondwłosa gospodyni. Zamknęła drzwi i szybkim krokiem wróciła do łoża.

- No to zaraz przyniosą. - obwieściła blondynka siadając gdzieś w nogach i na nogach całej trójki i chyba sprawdzając jak by mogła się wcisnąć między nich.

- Kristin. - Kaya zwróciła jej uwagę swoim głosem więc blondynka spojrzała na nią z wyczekiwaniem wymalowanym na twarzy. - Jesteśmy bardzo zadowolone z twoich usług ostatniej nocy. - domina obwieściła iście królewskim tonem a blondynka aż rozjaśniła się z radości. Ale jak na grzeczną dziewczynkę przystało czekała na ciąg dalszy.
- Dlatego na te spotkanie z dziewczynami u mnie będziesz mogła ubrać kostium pokojówki i będziesz służyć nam wszystkim. - obwieściła jej swoją wolę.

- Och naprawdę?! Och, dziękuję! O rany, kostium pokojówki! - blondyna wydawała się tak wniebowzięta tą nagrodą, że podskoczyła na łóżku a potem rzuciła się w ramiona uściskać swoje obydwie kumpele.

Ves w tym czasie uśmiechała się, chociaż głową była gdzie indziej. Plany kinematograficzne musiała podzielić z uzupełnieniem zapasów u miejscowego lekarza i jeszcze skoczyć po parę części do bryki gdzieś na targ. Dobrze, że chociaż dzięki Patrickowi ciuchy i wyposażenie obozowe mieli z Alexem ogarnięte.
- Nie znikaj nigdzie za daleko - szepnęła gangerowi gdy pozostałe dwie dziewczyny zajęły się sobą - Po seansie czeka nas jeszcze trochę jeżdżenia. Trzeba dziś załatwić parę spraw... więc bądź - popatrzyła mu prosto w oczy, łapiąc za zarośniętą szczękę - Wkurwię się kochanie, jeśli cię nie będzie.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 16-01-2019, 21:36   #50
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Night City. Mieścina, do której sporo ludzi ściągało przyciągniętych festynem i możliwością zarobku. Z Marcusem było podobnie, choć bardziej interesował się tym drugim. Jego towarzysz odłączył się od niego w chwili przybycia na miejsce, chcąc załatwić sprawę sprzedaży zdobycznych skór i mieli się spotkać później. Każdego ciągnęło w inną stronę w tym miejscu.
W ciągu całego festynu nie zgłosił się do żadnego konkursu, choć z przyjemnością obserwował zmagania dziewczyn w rywalizacji która najlepiej wygląda na wpół nago oblana wodą czy też w kisielu walcząc z przeciwniczką. Głównie jednak starał się rozeznać w sytuacji, sprawdzić która grupa może zaproponować najlepszą ofertę i która też będzie potrzebowała wsparcia zwiadowcy podczas tej wyprawy. Najsprawniejsi wydawali się ci z Teksasu jeśli chodzi o chęci i ludzi, ale za to ci z Nowego Yorku chyba mieli najlepsze zaplecze by się bawić czołgiem. Marcus nie przepadał za tymi gościami zapatrzonymi we własne ego, udający najlepszych na świecie. Do tego goście z Vegas nadziani prochami i lekami oraz całe stado szlachciców z Federacji. Czas umykał i musiał się zdecydować, co nie było łatwe biorąc pod uwagę kto wygrał licytację mapy… nowojorczycy, żeby to cholera wzięła. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewał, ba sądził nawet że to ta banda szlachciców spokojnie przebije oferty całej reszty. Skoro tak się nie stało musiał zmienić podejście do całości. Nikt z tej grupy nie wyglądał na takiego, który by się znał na robocie w terenie a jedynie na bawieniu się zabawkami. A skoro jeszcze nie wyruszyli to mogło oznaczać, że brakuje im czegoś. Postanowił wykorzystać czas by postarać się dołączyć do jednej z pozostałych grup. Skierował swe kroki do lokalu gdzie siedzieli ci z Appallachów. Raz już pracował dla nich, zatem kolejna fucha powinna być równie owocna jak ostatnia.
Hotel “Hamilton” gdzie się zatrzymali był okupowany przez różnych osobników, ale Marcus już wiedział jak z takimi gadać.
- Przekaż swojej pani, że dobry zwiadowca może być na jej usługi. - odezwał się do jednego z osobników, który wyglądem i zachowaniem pasował do kogoś kto służy szlachcicom. Miał oko do szczegółów, a takie tutaj można było łatwo wyłapać kto może być kim.

- A więc jesteś w sprawie pracy? - po jakimś czasie przez hol przeszedł starszy, elegancko ubrany mężczyzna który nosił na sobie widoczne elementy herbowe. Zaprosił gestem młodszego i nie tak eleganckiego ubranego mężczyznę do jednego z bocznych stolików. Czujne oko zwiadowcy bez trudu wyłowiło drugiego, pewnie w podobnym do gościa wieku, który wypisz,wymaluj wpasowywał się świetnie w rolę ochroniarza rodu. I zapewne celowo stał przy barze, kilka kroków od stolika aby cała trójka miała tego świadomość, że starszy pan nie jest tutaj samopas. Ochrona hotelowa, tak zacnych gości też pewnie by nie pozostała bierna gdyby doszło do jakiejś scysji.

- Nazywam się James Harwer i reprezentuję interesy milady. A jak twoja godność? I na co możemy liczyć z twojej strony? - rozmówca “Buźki” usiadł po drugiej stronie stołu i zaczął negocjacje jak na przedstawiciela szlachty wypadało czyli uprzejmie i konkretnie. Posadził obok siebie teczkę ale na razie nic z niej nie wyjmował.

Marcus przeszedł te parę kroków za “przedstawicielem”, by ściągnąwszy z pleców pakunek położyć plecak obok nogi gdy usiadł przy wskazanym stoliku.
- Jestem Marcus “Buźka” Van Heiden. - odpowiedział na jedno z pytań Harwera a potem kontynuował oparłszy się na stołku - Jestem doświadczonym zwiadowcą i specjalistą od cichej infiltracji. Mogę dostarczyć informacji podczas wyprawy o tym co może być przed całością ukryte czy też ostrzec w porę przed zagrożeniami, na jakie możemy się natknąć. Nie wystawiam pracodawcy, do końca wypełniam z nim kontrakt. W razie problemów też mogę wesprzeć umiejętnościami w walce. - wymienił kolejno swoje mocne strony, choć podejrzewam że tamten może chcieć sprawdzić jego słowa.

- Ciekawy zestaw. - starszy mężczyzna skinął głową i chwilę trawił słowa tego młodszego. - Dobrze a powiedz mi w jakiego rodzaju terenie miałeś już do czynienia? - zapytał znowu podnosząc głowę aby spojrzeć w twarz zwiadowcy. Patrzył i mówił spokojnie. Tak jakby w ogóle nie dostrzegał niczego szczególnego w twarzy rozmówcy. Albo więc widział już nie takie rzeczy albo był na tyle wprawnym negocjatorem, że nawet jeśli jakoś go ruszało to co widział to umiał to ukryć na tyle dobrze, że dla Marcusa było to nierozróżnialne. Nie był też w stanie rozczytać intencji starszego pana ubranego w żabot i garnitur.

- Ostatnio działałem w Appallachach, teren częściowo górski. Wcześniej ruiny przeważnie, czasami też zalesiony. Dostosowanie się do warunków terenowych nie będzie dla mnie problemem. - odparł spokojnym głosem i dodał jakby pewny swej pozycji - W jakim terenie będziemy działać?

- Prawdopodobnie dżungla i bagno. - starszy pan odpowiedział równie spokojnie po czym sięgnął po coś do teczki leżącej na siedzeniu obok. Chwilę w niej grzebał po czym wyjął jakąś kartkę, coś do pisania i zaczął ją sprawnie zapełniać równym pismem świadczącym o sporej wprawie przy tej piśmienniczej robocie. - Myślę, że dojdziemy do porozumienia. Spiszemy umowę. Przygotuj się do wyprawy. Prawdopodobnie potrwa dłużej niż tydzień. Wyruszamy pewnie jutro rano. Punkt zbiórki i wyjazdu będzie tutaj. Nie spóźnij się. Jeśli się nie zjawisz uznamy to za zerwanie umowy. - Harwer mówił sprawnie nie przerywając pisania i mniej więcej jak skończył udzielać instrukcji to i skończył pisać. Potem przesunął kartkę na stronę gdzie siedział “Buźka” kładąc obok pióro albo długopis. Sam zaczął coś jeszcze grzebać w leżącej obok torbie. - Jakieś pytania? - zapytał czekając na reakcję młodszego rozmówcy.

Marcus spojrzał na umowę. Kiepsko czytał i powoli mu zeszło zanim zapoznał się z treścią zawartą na papierze. Nauczył się tej umiejętności od jednego typka na wschodzie, tego wymagała wtedy umowa z Vergasem, lokalnym mafiozem. Musiał wiedzieć co zdobywa podczas zwiadu i brać konkretne dokumenty zamiast wszystkiego jak leci. W tamtym czasie praca na południe od Nowego Yorku nauczyła go nie tylko czytać i pisać, ale też sporej niechęci do tamtejszych osobników, którzy uważali się za lepszych od wszystkich innych.
- Zaliczka na początek jest możliwa? Czy gwarantujecie zaopatrzenie dla najemników? - odezwał się z pytaniem sięgając po długopis ale jeszcze nie podpisując umowy, czekając na odpowiedź. Parę dodatkowych drobiazgów mogło się przydać skoro mieli ruszyć w kierunku bagien i dżungli.

- Tu jest zaliczka. Pokwituj odbiór. - przedstawiciel Federatów sięgnął po coś jeszcze do swojej torby i jak się okazało wyjął z niej ładnie wyglądający pierścień. Wskazał jakiś ustęp w umowie jaka leżała przed Marcusem. - Zapewniamy miejsce w transporcie, dostęp do opieki medycznej i garkuchni. Resztę załatwiacie sobie we własnym zakresie. - starszy pan odpowiedział spokojnie czekając na odpowiedź potencjalnego pracownika. Na razie trzymał w zawieszeniu pierścień tak samo jak Marcus długopis.

Długopis zostawił swój ślad na papierze gdy Marcus podpisał umowę. Znał już warunki, a nieprzewidziane rzeczy zawsze występowały w podróży. A parę dodatkowych drobiazgów miał zamiar dokupić za pierścień. Trochę amunicji, może coś by zabezpieczyć sprzęt przed wilgocią.
- Zatem jesteśmy umówieni. Zjawię się rano na miejscu.- rzekł przesuwając papier z długopisem w kierunku swego rozmówcy by odebrać w zamian pierścień. Miał w tej chwili dość czasu na uzupełnienia.



Pomijał większe sklepy i hurtownie, kierując się raczej ku pomniejszym handlarzom. Wiedział z doświadczenia, że u nich nieraz bywają ciekawe gamble za rozsądną cenę. Dodatkowy magazynek z amunicją do karabinu, tygodniową dawkę leku na swoją dolegliwość, paczkę WD-tabsów oraz maczeta do przedzierania się przez chaszcze. Skoro szlachcice resztę ważnych rzeczy sami załatwiali, to mógł sobie pozwolić na oszczędności gambli na coś ciekawszego później. Noc spędził w knajpie "Bluszcz i Witraż", choć na jego widok początkowo niechętnie spoglądała i nie zwracała uwagi, ale dobry gambel zawsze pomagał przy przełamywaniu zahamowań. Chciał się wyspać w łóżku, dla odmiany od miejsc i warunków w jakich zwykle sypiał. Okazało się jednak, że wygoda nie była dla niego i nie mógł zasnąć. Ostatecznie noc spędził na podłodze, w bardziej surowych warunkach, do jakich był przyzwyczajony.
Na miejscu pojawił się wczesnym rankiem po śniadaniu, chcąc sobie przy okazji obejrzeć przygotowania do wyjazdu karawany i z kim mu przyjdzie spędzić czas w najbliższym czasie.








 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172