|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-11-2018, 17:17 | #41 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
23-11-2018, 18:21 | #42 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
24-11-2018, 02:18 | #43 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 8 - VIII.29; pn; południe; Nice City Vesna Przedpołudnie - hurtownia “Petro” Dwie, nagie kobiety leżały na sofie. Dość nietypowej pozie bo na waleta gdzie każda opierała głowę o jedną ze stron służbowej sofy. Przez okna wlewał się południowy blask ale klimatyzowane wnętrze sprawiało, że południowy żar nie miał tutaj dostępu. Słońce jednak nadal było na tyle silne, że trzeba było mrużyć oczy gdy się patrzyło wprost na jego blask wpadający przez okna. Mimo klimatyzacji obydwa nagie ciała leżace na sofie zdradzały oznaki właśnie zakończonego wysiłku, oddechy uspokajały się a wilgoć z zakamarków ciała wysychała. Dwa splecione ze sobą ciała były smukłe i jędrne swoją młodością i świeżością. W tym były podobne. Kolorystycznie jednak wydawały się być dobrane na zasadzie kotrastu gdzie jedno było jasne jak alabaster a drugie ciemne jak mocne kakao. - Taakk… podoba mi się twoje zaangażowanie… - prezes hurtowni podparła głowę na dłoni opartej z kolei na łokciu zgiętym na oparciu sofy na której właśnie skończyła przeprowadzać rozmowę kwalifikacyjną. Z lubością bawiła się przesuwając palcami po łydkach, kostkach i stopach kandydatki na posadę jej osobistej asystentki. - Jeśli w pracy będziesz wykazywać równie dużą sprawność i oddanie myślę, że ja będę usatysfakcjonowana i będzie nam się świetnie pracowało. - błysnęła bielą w pełni zadowolonego uśmiechu. - Jak dla mnie, mogłabyś zacząć od zaraz. No ale jak wybywasz z miasta po ten czołg to chyba rzeczywiście załatwmy to na czysto po powrocie. - westchnęła gdy ta wyprawa Vesny poza miasto stała okoniem do jej planów natychmiastowego jej zatrudnienia. - No ale moja droga… - Murzynka nieco przekręciła się tak, że położyła się prawie na plecach opierając głowę o zagłówek. Przez to nogom Vesny nie zostało zbyt wiele miejsca ale pani prezes poradziła sobie i z tym problemem gdy wpakowała je sobie na siebie. - Nie myśl, że za same takie przerwy sesyjne będę cię trzymać na tak wysokim stołku. Wybij to sobie z głowy. Płacę więc wymagam. A to… - pozwoliła aby jedna biała stopa spoczęła na jej piersiach a drugą ujęła w dłonie i pocałowała. - To taki nasz prywatny, dyskretny bonus. Za obopólną zgodą. Mam nadzieję, że się rozumiemy. - Roxanne Millard przedstawiła kandydatce swoje warunki. Rozmowa z szefową największej i najważniejszej hurtowni paliw w okolicy przebiegała potem już w dość przyjemnie, rozleniwionej atmosferze. Akurat jak na leniwą, południową sjestę w jaką weszła ta faza doby. Aż nie chciało się wstawać z tej sofy no ale w końcu trzeba było wrócić do pracy czyli ubrać się, wyjść do ludzi i zachowywać pozory. Niemniej Roxy coś wspomniała, że dnie bywa zarobiona, wieczorami wymęczona ale w przerwy na lunch w te sjesty zwykle ma wolne i jeszcze jest na chodzie. Opuszczając biurowiec firmy Vesna miała jeszcze okazję zajrzeć do Christi tak jak jej obiecała. - I co?! Jak poszło?! - zapytała z miejsca czarnowłosa szefowa działu ciekawa co powie jej kumpela. Gdy usłyszała, że śpiewająco to roześmiała się szczerze. - To wpadnij w ten piątek to będziemy miały co oblewać. Zresztą możesz wpaść w każdy wieczór bo zwykle jestem u siebie. - kumpela zaprosiła kumpelę na oblewanie tego sukcesu. --- Południe - Car Dealer Alex gdy zorientował się na jakim ołowiowym złocie stoją był w świetnym humorze. No i pewnie to, że się wyspał, odpoczął, najadł i siniaków już miał wyraźnie mniej też miało swoje znaczenie. Mniejszą spinę mieli panowie, bo głównie starli się Alex i Silvio, przy ustalaniu jak i czym jadą. Alex w pierwszej chwili pewnie nawet się nie zastanawiał tylko chciał wpakować się do furgonetki, reszta chce to niech wsiada i jazda. Na to zaś nie chciał zgodzić się szef ochrony gwiazdy estrady która chociaż obecnie wyglądała jak młoda, ładna, dziewczyna o blond włosach i żółtej sukience to jednak nadal była to gwiazda estrady rozpoznawalna w całych ZSA i nie mogła sobie ot, tak wsiąść gdzieś i pojechać. W końcu panowie poszli na kompromis. Alex, dziewczyny i Silvio wpakowali się do furgonetki z rozbitą szybą bo Runner chciał od razu opchnąć gruchota na nowszy sprzęt. Reszta obstawy blondwłosej gwiazdy pojechała więc drugim wozem. A raczej pierwszym bo jechali przed vanem no a wszyscy wiedzieli dokąd mają jechać. - Kristin Black?! - jakiś facet wybiegł z biura poprawiając w biegu krawat gdy zatrzymali się przed miejscem docelowym czyli kilku poziomowym, naziemnym parkingiem wypełnionym o dziwo samochodami. Jak głosiła nazwa wymalowana na betonie to był właśnie “Car Dealer”. Para z Detroit przejeżdżała tędy wielokrotnie w ciągu ostatnich paru dni spędzonych w mieście no ale pierwszy raz mieli sprawę do załatwienia wewnątrz. I chociaż okazało się, że byli tu po raz pierwszy to drobna, wesoła, ubrana w prostą, żółtą sukienkę blondynka po raz kolejny w tym mieście działała jak klucz uniwersalny. - Cześć Kelly. - odpowiedziała wesoło gwiazda estrady dając się przywitać jak się okazało starszemu o połowę mężczyźnie w płowej letniej marynarce i właśnie w biegu poprawionym krawacie. Wydawał się kompletnie zaskoczony, że sławna gwiazda zajechała w jego progi ale reagował tak jak chyba większość populacji gdyby ktoś taki jak Kistin Black zawitała w jego czy jej progi. A ta sławna gwiazda zachowywała się naturalnie i z wdziękiem jakby wszędzie była u siebie. Chociaż w jej rodzimym mieście wydawało się, że wszyscy ją lubią i podziwiają. - Moi przyjaciele szukają nowej fury. To przyjechałam im pokibicować bo na pewno u ciebie znajdą coś czego szukają prawda Kelly? - zaszczebiotała słodko blondynka i dopiero wtedy facet chyba dokładniej się przyjżał z kim przyjechała. I o dziwo rozpoznał ich. I tą miss mokrego podkoszulka i tego gladiatora co wczoraj prawie wygrał. I w połączeniu z wizytą samej Kristin Black sprawiło, że chodził nakręcony pozytywną energią jak mały samochodzik. No ale musieli też w końcu przejść i do interesów. Tu głównie gadał Alex z szefem lokalu przedstawiając czego szukają i po co. Kelly kiwał głową no i tak znamienitych gości oprowadzał po swoich włościach osobiście. Było samo południe i największy skwar dnia. Ale na szczęście w kilkupoziomowym parkingu można było skryć się w cieniu. Alex z Kellym zwiedzili dobre kilka poziomów i masę fur. Ale ostatecznie na placu boju pozostała trójka kandydatów. Pierwszym była wojskowa ciężarówka. Duże, mocarne, niezawodne bydlę. Trzy osie, potężny silnik, mnóstwo miejsca. Do tego wyciągarka, terenowe zawieszenie no i buda za szoferką. Buda dawała możliwość względnie wygodnych warunków bytowania, nie tylko na dwie osoby. Po dawnych wojskowych właścicielach sprzętu pozostały jakieś szafki i regały. Łóżek nie było ale była i podłoga i miejsca na hamaki. Taki pojazd mógł swobodnie być bazą na daleki wypad, miał mnóstwo miejsca nie tylko na dwójkę pasażerów ale i ich KTM, dobytek podróżny czy zapas paliwa. W razie różnych przygód na drodze mógł je staranować bo jak coś nie było jakimś BWP-em, czołgiem czy inną ciężarówą to właściwie nie miało startu w starciu z takim trzyosiowcem. Bo paliwo to była akurat bolączka tego potwora. Palił pewnie z dwa pełniuśkie kanistry na setkę. I to po drodze, w terenie pewnie więcej. Był też ciężki bo w końcu była to pełnowymiarowa ciężarówka. W razie niepewnego terenu jak podejrzane słabe mostki czy inne takie kruche nawierzchnię no mogły nie utrzymać takiego kolosa. Trudno zaś było oszacować co ich czeka po drodze. Wedle Alexa z asfaltem, zwykłym szutrem, czy takim błotem jak mieli w czasie mud race to ta ciężarówa powinna sobie poradzić bez problemu. No i wielki, pojazd, nadający się na mobilną bazę swoje kosztował. 1200 papierów. Co prawda teraz było ich stać nawet i na taki wydatek ale każde tankowanie baku który miał pojemność podobną do 200 l beczki to koszt kolejnych 200 papierów. I to tutaj, na południu, gdzie paliwo było tanie jak barszcz w porównaniu do cen z ich rodzimej metropolii. Mogła więc ręka zadrgać przy wydawaniu takiej kasy no i Alexowi wyraźnie zadrgała. Wahał się i zastanawiał, zwłaszcza, że były i inne ciekawe kandydatury. Kolejnym kandydatem był van. Klasyka Forda, podobny standardem do ich własnego vana no ale wyraźnie dopakowany pod kątem jazdy po bezdrożach. Nazwa “półciężarówka” wydawała się przy tym Fordzie jak najbardziej na miejscu. Był wyraźnie mniejszy od ciężarówki ale i wyraźnie większy od osobówki. Na dwie osoby, z podróżnymi bagażami, zapasami paliwa i motocyklem nadal był w sam raz. Chociaż oczywiście w porównaniu do mini garażu jaki miała na sobie ciężarówka to w vanie zrobiłoby się już wyraźnie ciaśniej. Nadal jednak mógł bez trudu zabrać to co pewnie by chcieli ze sobą zabrać na dwutygodniowy wypad w dzicz. Zaletą były niezłe właściwości terenowe, dwie pary drzwi załadunkowych i z tyłu i z jednego boku, sporo tej przestrzeni ka kufrze no i wyraźnie mniejsze zużycie paliwa w porównaniu do ciężarówki. Nacisk na grunt też był mniejszy więc była szansa, że przejedzie przez przeszkody które zawaliłby się lub ugrzęzłyby ciężarówkę. Wadą było dość słabe przyśpieszenie w porównaniu do osobówek czy motocykli. Co prawda ciężarówka wypadała tu jeszcze słabiej no ale ona miała w zapasie nadmiar mocy i odporności dającej duży bonus bezpieczeństwa którego już znacznie mniejszy pojazd nie gwarantował. Chociaż w starciu z osobówkami nadal miał przewagę masy przy uderzeniach i taranowaniu. Za terenowy furgon Kelly życzył sobie 700 papierów. Bak paliwa wynosił trochę ponad połowę standardowej beczki paliwa więc tankowanie do pełna było też gdzieś o połowę tańsze niż w ciężarówce. No i była jeszcze jedna ciekawa oferta. Trzeci pojazd był najmniejszy z tych trzech. Ale na samo pokonywanie terenu mógł się okazać najlepszym wyjściem. Terenówka z oznaczeniami GMC za to z powodu różnicy w gabarytach mogła mniej nadawać się w roli mobilnej bazy. Chociaż jak na dwie osoby prawdopodobnie nadal dawałaby radę. Tyle, że o ile licząc z bagażami, KTM i paliwem w dwóch większych pojazdach można było liczyć na spanie wewnątrz wozu to w tym już trzeba by pewnie albo się mocno ściskać albo na przykład wystawiać motocykl i część rzeczy na zewnątrz do spania no albo samemu spać na zewnątrz. Właściwie to nawet upchnięcie tego wszystkiego, zwłaszcza motocrossa, zapychałoby pewnie większość tylnej skrzyni ładunkowej pickupa. Nawet gdyby się zdjęło z paki budę aby zabrać ponadwymiarowy ładunek. Za to był najlżejszy, najzwrotniejszy z tych trzech pojazdów nawet jeśli pod względem przyspieszenia czy zwrotności nie mógł się równać z osobówkami to na tle wozów w swojej klasie prezentował się nieźle. No i miał szansę wjechać, dojechać, przejechać przez teren gdzie któryś z dwóch cięższych pojazdów mógł już nie dać rady. Za “Jimmy’ego” Kelly chciał 600 papierów. Miał o wiele mniejszy bak bo gdzieś o połowę mniejszy od tego co miała furgonetka. Ale i o połowę mniejsze spalanie więc w efekcie trasa jaką można było pokonać na zatankowanym do pełna pojeździe była podobna. Alex szacował, że gdzieś na 350 - 450 km jazdy po drodze. Zależy jaka droga, prędkość, obciążenie. Ciężarówka mogła trochę dalej ale też pewnie podobnie. Jak gdzieś przy okazji mruknął do Vesny, “tam i z powrotem” prawdopodobnie byłaby szansa dojechać na pełnym tankowaniu każdym z tych trzech pojazdów albo prawie. Problem w tym, że off road zżerał paliwo jak szalony i rajdowiec z Detroit nie był w stanie oszacować ile czekającej ich drogi przejadą względnie normalnie, po asfalcie, a kiedy zacznie się już typowa jazda terenowa. Poza tym “tam” pewnie będzie trochę jeżdżenia więc i tak w każdym wypadku trzeba zabrać zapas paliwa ze sobą albo zdobyć go po drodze czy na miejscu. Dlatego mimo, że Alex całkiem nieźle znał się na samochodach to jednak miał ciężki orzech do zgryzienia co wybrać. Kristin której samochody ani wyprawa po ten czołg nie interesowały kompletnie usilnie starała się udawać, że się nie nudzi. Silvio z obstawą w milczeniu udawali, że w ogóle ich tu nie ma i rzeczywiście jakoś nikt za specjalnie nie zwracał na nich uwagi. Kelly zaś z miną zawodowca czekał na to co się klienci zdecydują.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-12-2018, 19:15 | #44 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=x5GuBa4Bbnw&t=206s[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
04-12-2018, 19:15 | #45 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
05-12-2018, 23:51 | #46 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 9 - VIII.29; pn; zmierzch; Nice City Burdel “Fleurs du Mal” Vesna spała jak zabita. Kilka godzin poniedziałkowego popołudnia umknęło jej z życiorysu. Gdy otworzyła oczy obudziła się w wygodnym łożu wieloosobowym obok najsławniejszej w okolicy blondwłosej gwiazdy estrady. I blondwłosa gwiazda estrady powitała ją promiennym uśmiechem i ciepłym pocałunkiem na kolejne dzień dobry tego dnia. Panna Holden czuła się lepiej. Ciało i umysł mogły odreagować we śnie wydarzenia ostatniego wieczoru, nocy i kolejnego dnia. Teraz czuła się o wiele lepiej. Sądząc po widoku za oknem niewiele już zostało światła dnia i niedługo należało się spodziewać gorącego wieczoru południa. Musiało być gorąco, nawet od samego patrzenia widać było, że gorąco. Nawet monotonnie bębniący o szyby deszcz tego nie zmienił. Potem będzie ta wilgoć parowała więc odczucie tropiku się utrzyma. Ale na wieczór i na noc powinno być chłodniej. Ale przynajmniej tutaj, w eleganckim i dobrze utrzymanym apartamencie porządnego lokalu zajmowanego przez gwiazdę estrady działało światło a więc i klimatyzacja oraz leniwie mielący powietrze wentylator. Było więc całkiem przyjemnie i wcale nie trzeba było wychodzić na ten deszczowy skwar. - Czeeśćć! Chodź się wykąpiemy. - blondynka przywitała się radośnie z czekoladowłosą kumpelą nie dając jej za bardzo okazji do stawiania oporu ani czasu na ponure przemyślenia. Podstawiła pod nos szklankę z sokiem, zawołała o kawę i kolację do łóżka. Ale zanim je przygotowano i przyniesiono złapała Vesnę za nadgarstki stawiając do pionu a potem pociągając ze sobą do osobistej łazienki. Kąpiel już czekała i kusiła czystą i ciepłą wodą oraz radosnym pluskaniem się z wesołą blondynką. - I co? Teraz lepiej nie? - zapytała Kristin wycierając ręcznikiem i siebie i Vesnę. Kąpiel rzeczywiście podziałała na ciało ożywczo łącząc się świetnie w regenracyjne kombo z kilkugodzinną drzemką. Człowiek mógł się poczuć jak świeżo narodzony. Akurat jak skończyły się pluskać usłyszały pukanie do drzwi gdy przyniesiono kolację. Jakaś dziewczyna w uniformie francuskiej pokojówki, chyba ta sama co już raz ją Vesna widziała w weekend przyniosła tacę z kawą, pełnymi talerzykami i postawiła przy łóżku. Skorzystała z okazji i poprosiła Kristin o autograf dla kumpeli. Oczywiście blondynka złożyła podpis na swojej fotografii czym uszczęśliwiła pracownicę tego lokalu. - Jeej… już zaczyna schodzić… - westchnęła z żalem Kristin gdy drzwi za pokojówką zamknęły się i zostały same z przyniesioną kawą i kolacją. Blondyna popatrzyła z takim samym żalem na pierwsze autografy jakie zostawiła jej Vesna. Ten pamiątkowy z Baker Street nad lewą piersią i ten festynowy na lewym udzie rzeczywiście już zaczynały być wyraźnie zatarte. Za dzień czy dwa mogły być już nieczytelne. Blondynka z żalem pogłaskała czule po tych zanikających autografach. - Ale ten jest jeszcze całkiem wyraźny. - ucieszyła się z tego słoneczkowego na podbrzuszu uśmiechając się szelmowsko do Vesny. - I ten też jest super. Będę mogła go nosić na wierzchu. - dłoń przesunęła się nieco wyżej gdzie pod pępkiem pysznił się najnowszy autograf od Ves. “Lepsza niż najlepsza whisky “. Ale nagle przestała gdy oczy jej się szeroko otwarły od jakiejś myśli czy spostrzeżenia. - Ooo! Wieeem! Zrób mi zdjęcie! Na pamiątkę! - zawołała wesoło i szybko kichnęła gdzieś do swojej torby leżącej na biurku. Grzebała tam dość gwałtownie i w końcu dogrzebała się do tego co chciała i w triumfalnym geście uniosła w górę stary smartfon. Pobiegła z powrotem do łoża i wręczyła go pannie Holden. - Zrób, zrób, zrób! To będę miała coś na pamiątkę nawet jak się zmażą! - zawołała zachwycona własnym pomysłem. --- Obydwie stały przed trzydrzwiową szafą z ubraniami. Czyli podręczną garderobą gwiazdy z jej niezbędnym minimum. Kristin wciągnęła Vesnę w dywagację w co mają się ubrać na ten wieczór. Właściwie tory jej dywagacji coraz wyraźniej zaczynały biec w stronę planów zostania na miejscu i ściągnięcia albo wizyty u Kay. Skoro dzisiaj nie dawała żadnych koncertów to przecież mogła sobie pozwolić na taki luksus. Z drugiej strony mogłyby też wyskoczyć na miasto gdzieś. I koncert na dziko mógłby się zrobić sam, wystarczyło zabrać albo pożyczyć gitarę. Blondynka miała z tym wyraźne rozterki aby samej się zdecydować. I wtedy usłyszały pukanie do drzwi. Po krótkiej wymianie zdań z ochroną okazało się, że miały gościa. Alex. - Niech wejdzie! - Kristin krzyknęła odrazu machając do ochroniarza przyzywajaco. - Będę trzymała za was kciuki! - szepnęła szybko blondynka i pocałowała po przyjacielsku kumpelę w policzek i stanęła tuż przy niej. Zaraz potem przez drzwi przeszedł nieco zmoknięty Runner. Wyglądał coraz lepiej. Większość siniaków i opuchlizn już mu zeszła a rozciecia zbladly. Mimo to minę miał dość niewyraźna. Odwrócił się do tyłu gdy ochroniarz zamknął za nim drzwi i z powrotem spojrzał na dwie stojące przy szafie kobiety. W ręku trzymał jakiś kapelusz. - No cześć. - odezwał się w końcu lekko kiwając lekko zmoczona deszczem głową. - Cześć Alex! Fajnie, że wpadłeś. Właśnie robiłyśmy z Ves plany na wieczór. - blondynka przywitała się radośnie biorąc na siebie rolę gospodyni. - Aha. I co? - zapytał patrząc na nie obie, raz na jedną a raz na drugą. Wydawał się trochę skrępowany albo zakłopotany. I radosne ćwierkanie blondynki mogło rozładować to napięcie. - A no to zależy. - uśmiechnęła się wesoło gwiazda estrady. Stanęła za Vesna, położyła brodę na jej ramieniu i złożyła dłonie na jej brzuchu. - Od czego? - Alex wydawał się trochę zaintrygowany postępowaniem gospodyni. - Od tego po co przyszedłeś. - blondi odparła z przekora w głosie. - A tak tylko wpadłem. - Alex wzruszył dość obojętnie ramionami i spojrzał gdzieś w boczny sufit. Namyślał się chwilę zanim odezwał się znowu. - Spotkałem Colonela. - powiedział w końcu znowu wzruszając ramionami. Blondynka zmrużyła oczy i spojrzała pytająco na obejmowana kumpelę bo widocznie niezbyt kojarzyła o kim mowa. Ale nie wcinała się. - No i mi się przypomniało co mówiłaś o nim. - machnął trochę ręką po czym wcisnął dłonie w kieszenie kurtki. - No to mu powiedziałem co ja o tym myślę. - wzruszył ramionami i wyjął jedną dłoń z kieszeni kurtki. Trzymał coś w niej co zaraz rzucił na łóżko obok stojących kobiet. Okazało się że to ciemne okulary. Potrzaskane i już raczej do niczego. Bardzo podobne do takich w jakich chodził Colonel. Przy nich wylądował ten kapelusz jaki dotąd Alex trzymał w ręku a sam przecież nie używał. Kapelusz też był taki jak Colonela. - Więc tak wpadłem powiedzieć. Że jakby coś jeszcze ci bluzgał to daj znać. To mu wytłumaczę dobitniej. - ganger zwinął jedną dłoń w pięść i chwilę ją oglądał po czym schował z powrotem do kieszeni. - No i tyle. - mruknął jeszcze chyba nie do końca wiedząc czy już ma wyjść czy Ves coś jeszcze powie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-12-2018, 17:51 | #47 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Nk172J4O-BE[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
16-12-2018, 12:49 | #48 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 10 - VIII.30; rano; Nice City Vesna Burdel “Fleurs du Mal” Vesna spała jak zabita. I chociaż tym razem obudziła się w tym samym pokoju i łóżku co z pół doby temu po kłótni z Alexem to teraz okoliczności pobudki były o wiele przyjemniejsze. Na zewnątrz padał deszcz a nadal było gorąco jak to tutaj, na południu, było chyba normą. Obsada tego wieloosobowego łóżka też była mocno rozbudowana oraz dla odmiany odpowiednio roznegliżowana. A jako, że z całej obsady otworzyła oczy pierwsza to miała okazję oglądać te roznegliżowane pobojowisko. Znów się obudziła z Kristin w łożu Kristin w najdroższym burdelu w mieście gdzie blondwłosa gwiazda estrady wynajmowała. Ale tym razem byli i inni goście. Po pierwsze cicho pochrapujący Alex. Siniaki i zadrapania jakie oberwał podczas walk na arenie w większości już zeszły zostawiając co najwyżej blade wspomnienie. Prezentował się więc w całej masywnej okazałości. Zwłaszcza, że nawet spał w pozie jakby był panem na tych łóżkowych włościach. Drugim gościem była czarnowłosa Kay. Zasnęła nie do końca rozebrana więc częściowo nadal miała na sobie elementy kostiumu dominy. Chociaż teraz gdy spała wtulona i wkomponowana w inne śpiące ciała już nie wyglądała tak surowo i władczo. No i oczywiście blond śpiąca słodycz czyli Kristin Black. Też spała tak samo chętnie i wdzięcznie jak pracowała i służyła całej trójce przed zaśnięciem. Vesna mogła zerknąć na swoją stopę. Tam gdzie wczoraj blondynka, zachwycona całą masą autografów jakie jej złożyła kumpela z Det, postanowiła się zrewanżować. Też miała z tym kłopot ale o dziwo wybawił ją z tego problemu Alex. I to tak naturalnie, że prawie przypadkiem albo niechcący. - No nie wiem… - mruknęła zafrapowana blondynka klęcząc przed siedzącą czekoladowłosą i oglądając jej stopę. - Czego nie wiesz? Sama chciałaś. - Alex chyba miał kłopoty ze zrozumieniem kobiecych rozterek bo brwi na chwilę mu skoczyły do góry i wróciły na dół w oznace zdziwienia i irytacji. - No bo chciałam tutaj. - Kristin pogłaskała palcem dolną część trzymanej stopy wpatrując się w nią uważnie. - To by było takie najfajniejsze miejsce. - uśmiechnęła się promiennie do Alexa i do samej Vesny ciepłym uśmiechem szczęścia. - No ale tutaj to właściwie w ogóle nic nie widać. Nawet Ves nie bardzo by mogła to zobaczyć. - przyznała zafrapowana tym problemem gwiazda estrady trzymając w pogotowiu marker którym sprawiły sobie przez ostatnie dni z Vesną tyle radości. - No to zrób jej gdzie indziej. - rajdowiec rozłożył ramiona jakby kompletnie nie widział w czym Kristin ma problem. - No… Można jeszcze tutaj… To lepiej widać chociaż już nie jest takie naj - naj - naj fajniejsze miejsce jak tutaj. - wyznała zaaferowana panna Black wskazując na górną część stopy Vesny. Wydawało się, że szykują się poważne blond dylematy których siedzący obok facet kompletnie nie był w stanie zrozumieć. - To zrób i tu i tu. - Alex wzruszył obojętnie ramionami rzeczywiście nie widząc żadnego problemu. - Noo taak! - twarz Kristin rozpromieniła się z radości gdy rajdowiec podsunął jej rozwiązanie jej rozterek i dylematów. - Ale to muszę wymyślić drugi bo mam tylko jeden… - zmrużyła oczy zastanawiając się chwilę. A potem marker i uszminkowane usta poszły w ruch. Vesna mogła na sobie poczuć jak blondynka z zaangażowaniem zostawia swój autograf. To było wtedy, dawno, wczoraj wieczorem. Teraz zaś gdy zerknęła w dół nadal mogła widzieć wyraźny podpis Kristin na swojej stopie. Przynajmniej tej wierzchniej części. No i zerknąć na trzy leniwie oddychające ciała w leniwych swobodnych pozach. Wczoraj jeszcze musieli pojechać do Teksańczyków. Kowboje byli wyraźnie zaskoczeni decyzją Detroitczyków. Nie mogli zrozumieć co się stało. Może nawet podejrzewali ich o jakieś niecne zamiary. Ale ostatecznie Mehler wydał się być w porządku. Przyjął fanty z zaliczki z powrotem i nie robił jakichś specjalnie wielkich trudności z opuszczeniem ich grupy. Najbardziej zdziwiony tym wszystkim był chyba Patrick. Ale niezbyt miał pole manewru aby coś zdziałać przy szefie i Alexie. Pożegnał się więc tylko, szarmancki do końca, podając Alexowi rękę na pożegnanie i uchylając wychodzącej Vesnie kapelusza. Kolejne rozmowy, tym razem w hotelu “Hamilton” odbyły się w całkiem innej atmosferze. Chociaż Federaci też byli zaskoczeni zmianą decyzji Detroitczyków tak samo jak Teksańczycy. No ale w przeciwieństwie do nich było to przyjemne zaskoczenie. Lady Amari umiała się dostosować do zmieniającej się sytuacji i przyjęła nowych współpracowników z otwartymi ramionami. Alex chyba nie miał zaufania do “wypindrzonych” jak ich potem nazwał i nie ukrywał, że rzeczywiście kojarzą mu się manierą i stylem z Schultzami. Co w ustach Runnera na pewno nie było komplementem. Ale tak jak wcześniej obiecał Vesnie, udzielał się minimalnie zostawiając sobie rolę eksperta od mordobicia i pojazdów oraz robienie zblazowanej pozy. No i po tych wieczornych biznesach zostało wrócić do “Fleurs du Mal” i czekającej Kristi, zgarniając po drodze Kay. Kay co prawda miała swój wieczór pracujący ale któż by mógł odmówić życzeniu najbardziej ulubionej gwiazdy estrady wspartej odpowiednią ilością papierów? W każdym razie lady Amari dała znać wczoraj, że na pewno nie będą wyjeżdżać dzisiaj z samego rana. Muszą się jeszcze przygotować a raczej przygotować ekipę bo przecież szlachetnie urodzeni nie zamierzali się dawać żreć insektom i topić się w dżunglowym bagnie. Marcus Wakacje się miały ku końcowi. Kupa zabawy było w tym mieście podczas dopiero zakończonego festynu dożynkowego. Mnóstwo imprez, konkursów, zabaw, mnóstwo ludzi, okazji i interesów. Było gorąco, hucznie, wesoło zupełnie jak w miniaturce jakiegoś Vegas, Detroit czy Miami. Marcus przybył tutaj jeszcze przed ostatnim weekendem i tym festynem więc miał okazję skorzystać z jego uroków. Ale teraz po tym festynie, po niedzielnej licytacji, wszystkie ważniaki w mieście jakich ściągnął tutaj ten utopiony gdzieś na jakichś bagnach czołg przypominali przyczajonego do skoku kota. Który już namierzył swoją zdobycz i już kręci tyłkiem tuż przed skokiem. Jasne było, że lada chwila zacznie się wyścig do tego czołgu. Trwały pewnie ostatnie przygotowania, stroszenie piórek i napinanie mięśni. Ale lada dzień ktoś wreszcie wykona pierwszy ruch i lawina ruszy. Wszyscy spodziewali się pewnie, że pierwsi wyruszą Nowojorczycy bo w końcu to oni wygrali mapę do czołgowego skarbu. Poniedziałek jednak minął a ci się nie ruszyli z miejsca. Ale dziś był wtorek, ranek kolejnego dnia. Dla odmiany deszczowy chociaż nadal gorąc lał się z nieba tak samo jak deszcz. Może dziś się ruszą a za nimi inni. Marcusa jednak czekało inne zadanie. Musiał wkręcić się w ten interes jeśli chciał mieć swój kawałek tortu. Najpierw więc musiał wybrać stronę którą już wybrał, a potem przekonać ją aby przyjęli go w swoje szeregi. Zorientował się przez ostatnie dni, że to może być nie takie oczywiste. Zwłaszcza jak ktoś widział by go pierwszy raz i nic mu nie mówiła jego twarz albo nazwisko czy miejsce pochodzenia. Bo co jak co ale Killing One to nie było Vegas czy Detroit albo Nowy Jork by każdy o tym słyszał. A swoje umiejętności mógł zaprezentować raczej w terenie i w trasie dlatego ktoś kto by go miał wynająć musiałby niejako kupować kota w worku. Musiał więc przekonać potencjalnego pracodawcę, że musiałby wybrać odpowiedniego kota wśród tylu innych. Zwłaszcza, że większość zespołów wydawała się już być skompletowana. Właśnie po to tutaj przyszedł do tej knajpy by dogadać się w sprawie pracy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-01-2019, 23:02 | #49 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NoFY_NWRRf4[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
16-01-2019, 21:36 | #50 |
Reputacja: 1 | Night City. Mieścina, do której sporo ludzi ściągało przyciągniętych festynem i możliwością zarobku. Z Marcusem było podobnie, choć bardziej interesował się tym drugim. Jego towarzysz odłączył się od niego w chwili przybycia na miejsce, chcąc załatwić sprawę sprzedaży zdobycznych skór i mieli się spotkać później. Każdego ciągnęło w inną stronę w tym miejscu. W ciągu całego festynu nie zgłosił się do żadnego konkursu, choć z przyjemnością obserwował zmagania dziewczyn w rywalizacji która najlepiej wygląda na wpół nago oblana wodą czy też w kisielu walcząc z przeciwniczką. Głównie jednak starał się rozeznać w sytuacji, sprawdzić która grupa może zaproponować najlepszą ofertę i która też będzie potrzebowała wsparcia zwiadowcy podczas tej wyprawy. Najsprawniejsi wydawali się ci z Teksasu jeśli chodzi o chęci i ludzi, ale za to ci z Nowego Yorku chyba mieli najlepsze zaplecze by się bawić czołgiem. Marcus nie przepadał za tymi gościami zapatrzonymi we własne ego, udający najlepszych na świecie. Do tego goście z Vegas nadziani prochami i lekami oraz całe stado szlachciców z Federacji. Czas umykał i musiał się zdecydować, co nie było łatwe biorąc pod uwagę kto wygrał licytację mapy… nowojorczycy, żeby to cholera wzięła. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewał, ba sądził nawet że to ta banda szlachciców spokojnie przebije oferty całej reszty. Skoro tak się nie stało musiał zmienić podejście do całości. Nikt z tej grupy nie wyglądał na takiego, który by się znał na robocie w terenie a jedynie na bawieniu się zabawkami. A skoro jeszcze nie wyruszyli to mogło oznaczać, że brakuje im czegoś. Postanowił wykorzystać czas by postarać się dołączyć do jednej z pozostałych grup. Skierował swe kroki do lokalu gdzie siedzieli ci z Appallachów. Raz już pracował dla nich, zatem kolejna fucha powinna być równie owocna jak ostatnia. Hotel “Hamilton” gdzie się zatrzymali był okupowany przez różnych osobników, ale Marcus już wiedział jak z takimi gadać. - Przekaż swojej pani, że dobry zwiadowca może być na jej usługi. - odezwał się do jednego z osobników, który wyglądem i zachowaniem pasował do kogoś kto służy szlachcicom. Miał oko do szczegółów, a takie tutaj można było łatwo wyłapać kto może być kim. - A więc jesteś w sprawie pracy? - po jakimś czasie przez hol przeszedł starszy, elegancko ubrany mężczyzna który nosił na sobie widoczne elementy herbowe. Zaprosił gestem młodszego i nie tak eleganckiego ubranego mężczyznę do jednego z bocznych stolików. Czujne oko zwiadowcy bez trudu wyłowiło drugiego, pewnie w podobnym do gościa wieku, który wypisz,wymaluj wpasowywał się świetnie w rolę ochroniarza rodu. I zapewne celowo stał przy barze, kilka kroków od stolika aby cała trójka miała tego świadomość, że starszy pan nie jest tutaj samopas. Ochrona hotelowa, tak zacnych gości też pewnie by nie pozostała bierna gdyby doszło do jakiejś scysji. - Nazywam się James Harwer i reprezentuję interesy milady. A jak twoja godność? I na co możemy liczyć z twojej strony? - rozmówca “Buźki” usiadł po drugiej stronie stołu i zaczął negocjacje jak na przedstawiciela szlachty wypadało czyli uprzejmie i konkretnie. Posadził obok siebie teczkę ale na razie nic z niej nie wyjmował. Marcus przeszedł te parę kroków za “przedstawicielem”, by ściągnąwszy z pleców pakunek położyć plecak obok nogi gdy usiadł przy wskazanym stoliku. - Jestem Marcus “Buźka” Van Heiden. - odpowiedział na jedno z pytań Harwera a potem kontynuował oparłszy się na stołku - Jestem doświadczonym zwiadowcą i specjalistą od cichej infiltracji. Mogę dostarczyć informacji podczas wyprawy o tym co może być przed całością ukryte czy też ostrzec w porę przed zagrożeniami, na jakie możemy się natknąć. Nie wystawiam pracodawcy, do końca wypełniam z nim kontrakt. W razie problemów też mogę wesprzeć umiejętnościami w walce. - wymienił kolejno swoje mocne strony, choć podejrzewam że tamten może chcieć sprawdzić jego słowa. - Ciekawy zestaw. - starszy mężczyzna skinął głową i chwilę trawił słowa tego młodszego. - Dobrze a powiedz mi w jakiego rodzaju terenie miałeś już do czynienia? - zapytał znowu podnosząc głowę aby spojrzeć w twarz zwiadowcy. Patrzył i mówił spokojnie. Tak jakby w ogóle nie dostrzegał niczego szczególnego w twarzy rozmówcy. Albo więc widział już nie takie rzeczy albo był na tyle wprawnym negocjatorem, że nawet jeśli jakoś go ruszało to co widział to umiał to ukryć na tyle dobrze, że dla Marcusa było to nierozróżnialne. Nie był też w stanie rozczytać intencji starszego pana ubranego w żabot i garnitur. - Ostatnio działałem w Appallachach, teren częściowo górski. Wcześniej ruiny przeważnie, czasami też zalesiony. Dostosowanie się do warunków terenowych nie będzie dla mnie problemem. - odparł spokojnym głosem i dodał jakby pewny swej pozycji - W jakim terenie będziemy działać? - Prawdopodobnie dżungla i bagno. - starszy pan odpowiedział równie spokojnie po czym sięgnął po coś do teczki leżącej na siedzeniu obok. Chwilę w niej grzebał po czym wyjął jakąś kartkę, coś do pisania i zaczął ją sprawnie zapełniać równym pismem świadczącym o sporej wprawie przy tej piśmienniczej robocie. - Myślę, że dojdziemy do porozumienia. Spiszemy umowę. Przygotuj się do wyprawy. Prawdopodobnie potrwa dłużej niż tydzień. Wyruszamy pewnie jutro rano. Punkt zbiórki i wyjazdu będzie tutaj. Nie spóźnij się. Jeśli się nie zjawisz uznamy to za zerwanie umowy. - Harwer mówił sprawnie nie przerywając pisania i mniej więcej jak skończył udzielać instrukcji to i skończył pisać. Potem przesunął kartkę na stronę gdzie siedział “Buźka” kładąc obok pióro albo długopis. Sam zaczął coś jeszcze grzebać w leżącej obok torbie. - Jakieś pytania? - zapytał czekając na reakcję młodszego rozmówcy. Marcus spojrzał na umowę. Kiepsko czytał i powoli mu zeszło zanim zapoznał się z treścią zawartą na papierze. Nauczył się tej umiejętności od jednego typka na wschodzie, tego wymagała wtedy umowa z Vergasem, lokalnym mafiozem. Musiał wiedzieć co zdobywa podczas zwiadu i brać konkretne dokumenty zamiast wszystkiego jak leci. W tamtym czasie praca na południe od Nowego Yorku nauczyła go nie tylko czytać i pisać, ale też sporej niechęci do tamtejszych osobników, którzy uważali się za lepszych od wszystkich innych. - Zaliczka na początek jest możliwa? Czy gwarantujecie zaopatrzenie dla najemników? - odezwał się z pytaniem sięgając po długopis ale jeszcze nie podpisując umowy, czekając na odpowiedź. Parę dodatkowych drobiazgów mogło się przydać skoro mieli ruszyć w kierunku bagien i dżungli. - Tu jest zaliczka. Pokwituj odbiór. - przedstawiciel Federatów sięgnął po coś jeszcze do swojej torby i jak się okazało wyjął z niej ładnie wyglądający pierścień. Wskazał jakiś ustęp w umowie jaka leżała przed Marcusem. - Zapewniamy miejsce w transporcie, dostęp do opieki medycznej i garkuchni. Resztę załatwiacie sobie we własnym zakresie. - starszy pan odpowiedział spokojnie czekając na odpowiedź potencjalnego pracownika. Na razie trzymał w zawieszeniu pierścień tak samo jak Marcus długopis. Długopis zostawił swój ślad na papierze gdy Marcus podpisał umowę. Znał już warunki, a nieprzewidziane rzeczy zawsze występowały w podróży. A parę dodatkowych drobiazgów miał zamiar dokupić za pierścień. Trochę amunicji, może coś by zabezpieczyć sprzęt przed wilgocią. - Zatem jesteśmy umówieni. Zjawię się rano na miejscu.- rzekł przesuwając papier z długopisem w kierunku swego rozmówcy by odebrać w zamian pierścień. Miał w tej chwili dość czasu na uzupełnienia. Pomijał większe sklepy i hurtownie, kierując się raczej ku pomniejszym handlarzom. Wiedział z doświadczenia, że u nich nieraz bywają ciekawe gamble za rozsądną cenę. Dodatkowy magazynek z amunicją do karabinu, tygodniową dawkę leku na swoją dolegliwość, paczkę WD-tabsów oraz maczeta do przedzierania się przez chaszcze. Skoro szlachcice resztę ważnych rzeczy sami załatwiali, to mógł sobie pozwolić na oszczędności gambli na coś ciekawszego później. Noc spędził w knajpie "Bluszcz i Witraż", choć na jego widok początkowo niechętnie spoglądała i nie zwracała uwagi, ale dobry gambel zawsze pomagał przy przełamywaniu zahamowań. Chciał się wyspać w łóżku, dla odmiany od miejsc i warunków w jakich zwykle sypiał. Okazało się jednak, że wygoda nie była dla niego i nie mógł zasnąć. Ostatecznie noc spędził na podłodze, w bardziej surowych warunkach, do jakich był przyzwyczajony. Na miejscu pojawił się wczesnym rankiem po śniadaniu, chcąc sobie przy okazji obejrzeć przygotowania do wyjazdu karawany i z kim mu przyjdzie spędzić czas w najbliższym czasie.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |