|
Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-01-2020, 22:45 | #121 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
16-01-2020, 18:18 | #122 |
Reputacja: 1 | Morvant, trzeci dzień podróży, wieczór Abdel wytrzymał raptem do wieczora dnia w którym przekroczyli Helwecką strażnicę. Po zmierzchu niesiony słusznym gniewem wdarł się do namiotu siostry. - Wyjść! - Warknął do służek, a kiedy opuściły pokój wbił wzrok w Leę. Siostra znała ten wzrok który nie wróżył nic dobrego. - Kiedy proszę o więcej godności ze względu na krew Sanguine, to mam na myśli więcej a nie mniej. To co zrobiłaś dzisiaj, publicznie sugerując moje zachowania mocno bije nie we mnie ale w jednolity i niezmącony obraz rodu jaki my Sanglier zachowujemy względem pospólstwa. Ojciec byłby zdruzgotany widząc jak burzysz wizerunek obojętnie którego członka naszego rodu, wizerunek który z takim trudem buduje. I to burzysz publicznie, przy pospólstwie. To zachowanie jest także impertynenckim i czczym pomówieniem które sobie wypraszam. Zastanawiam się skąd się w tobie siostro wzięły tego typu praktyki, wątpię bowiem byś tego typu krytykowanie przełożonych wzięła z wojska. Bacz na to co mówisz i przy kim, jedna głupota tego typu, palnięta przy nie właściwych uszach i w niewłaściwym czasie może łatwo położyć kres wszelkim dyplomatycznym staraniom rodu z jakimi wysyła nas czcigodny ojciec. Jako odpowiedzialny za tą misję, kolejnych zachowań tego typu, nie mogę tolerować. Odwrócił się energicznie na pięcie nie czekając na odpowiedź. Zatrzymał się już tuż na zewnątrz w wyjściu z namiotu, lecz nie odwrócił się nawet. - Jak zrobisz tak raz jeszcze, gorzko pożałujesz siostrzyczko. Lea znała ten ton głosu. Abdel bywał bardzo mściwym człowiekiem. Tą cechę plus gładki sposób mówienia odziedziczył po swoim ojcu. Dawno jednak nie zwracał się do niej w tym tonie. Może dlatego, że koleje losów rozdzieliły rodzeństwo przez szereg kolejnych lat. A może dla tego, że starali się sobie nie wchodzić w drogę. Ostatnim razem kiedy słyszała tak poirytowanego brata było lata temu, w dzień w którym spalił jej ulubioną lalkę. Właściwie to nie wiadomo czy to on ją spalił, bo nikt tego nie widział , jednakże Lea znalazła nadpalony fragment je głowy kominku. Długo płakała a ojciec musiał ukarać za to pokojówkę. Abdel taki właśnie był, pamiętliwy i mściwy. Wiele drobnych rzeczy odpuszczał ale czasami kiedy żal już zupełnie przepełnił puchar jego duszy, odwdzięczał się z nawiązką. I nigdy nie pozostawał dłużny jeśli ktoś chciał kontynuować z nim ten ciąg wzajemnie vendetty. Nie znęcał się jednak fizycznie jak inni chłopcy, przeważnie jego pomsty zostawiały dużo bardziej bolesne ślady w sercach. Abdel w jakiś sposób doskonale wiedział co dla kogoś jest szczególnie cenne i to potrafił, zranić uszkodzić, pobrudzić... Raniły emocjonalnie, żłobiąc w duszy ludzkiej głębokie blizny które na zawsze już zostawały jako wspomnienia najgorsze z możliwych. Kiedyś siostra zapytał go o to dlaczego właśnie taki bywa. W przypływie zaskakującej szczerości odpowiedział jej, że "przecież zemsta to wykwintne danie które winno się serwować zawsze na zimno". Otchłań, ósmy dzień podróży Nasilający się od dwóch dni odór siarki oraz bukiet innych podejrzanych zapachów drażnił wrażliwe nozdrza panicza. Przypominał mu zapach tlących się sztucznych tworzyw jakie spalił w zakładzie lalkarza, by ten nie mógł nigdy więcej zrobić drugiej takiej samej lalki dla Lei. Razem z zakładem spaliły się dwie jego córki, a gryzący zapach zwęglonych ciał zapadł mu w pamięć aż do dzisiaj. Nie był to bynajmniej zapach przyjemny. Mimo, że ojciec jak zwykle zatuszował jego występek. Ciągnący do Cięcia Rzeźnika anabaptyści, wlokący na swych wozach powykręcane ciała wynaturzonych by wrzucić je do Otchłani, w nieco mu przypominali o tamtej sprawie sprzed lat. Trudno było mówić, że Abdel funkcjonował lepiej. Kończyły mu się środki przeciw napadom lęków jakich doznawał co wieczór przed zaśnięciem na łonie dzikiej przyrody. Rano zawsze dokładnie się oglądał tropiąc ślady ugryzień przez owady. Bardzo gwałtownie przeżywał kiedy jakiś odnalazł. Na szczęście nic się jednak złego nie działo, przynajmniej jak na razie. Któregoś dnia w przypływie nagłej błyskotliwości poprosił Bartheza o szczególnie widoczną ochronę dla swojego kuzyna. Zwłaszcza nocą. Miał bowiem nadzieję, że potencjalni asasyni lub porywacze wezmą właśnie Leona za głównego dowódcę tej wyprawy. Dzięki temu sprytnemu posunięciu, odwlekającemu nieco widmo ewentualnej zagłady, poprawił sobie humor. Na całe pół dnia.
__________________ "Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein |
16-01-2020, 19:40 | #123 |
Reputacja: 1 | Między Morvant, a Otchłanią |
16-01-2020, 21:11 | #124 |
Reputacja: 1 | Otchłań, Ósmy pasażer Nostr... znaczy się ósmy dzień podróży Najemnik pamiętał jak jeszcze ledwie mniej niż dziesięć lat wstecz, ruch na Okopconym Szlaku wyglądał zgoła innaczej. Karawany wiozące truchła wynaturzonych do Cięcia Rzeźnika były bardzo rzadkie, ale Anababtyści ciągnęli na wschód długimi kawalkadami. Rzędy młodych orgiastyków szły na front bezpardonowej wojny Jehamedanami. Wraz z nimi szlak wypełniało tyleż, jeśli nie więcej Ascetów, którzy zaludniać mieli niszczony konfliktem żyzny basen Adriatyku. A teraz wszystko się odmieniło. Nieoczekiwany rozejm pomiędzy poróżnionymi frakcjami Anababtystów I Jehamedan spowodował exodus w na zachód. Orgiastycy nie byli już tak potrzebni jak niegdyś. Część zaczęła walkę z plagą wynaturzonych, a reszta zaprawionego w bojach ludu opuszczała Purgarię i ciągnęła, hen daleko do Protektoratu, zaczynającego się uginać pod wstającymi z kolan dzikimi plemionami, czy do Bretanii, gdzie charyzmatyczny Anabatysta budował religijne państwo. Natężony ruch na szlaku był prawdziwym zbawieniem dla rzesz innych oportunistów. Wszyscy ci którzy podróżowali, byli dla innych okazją do zarobienia niezgorszych fortun. W przydrożnych bidach skleconych ze wszystkiego co tylko się do tego nadało handlowano wszystkim: od czegoś tak trywialnego jak kawałki starych szmat, którymi można było podetrzeć zadek, po same zadki mniej lub bardziej wdzięcznie prezentujących swe walory dziwek. Barthez nie był zbytnio zainteresowany tym co działo się przy szlaku. Poza oczywiście względami bezpieczeństwa. Kaprawe oczka niektórych chciwym wzrokiem oceniały karawanę z Toulonu i takich Helweta i jego ludzie taksowywali spojrzeniem i dyskretną prezentacją broni odbierającą jakąkolwiek chęć na zrobienie czegokolwiek głupiego. Jedynym co zaskoczyło niedawno Alpejczyka były przytyki Angeliny do Abdela. Barthez choć nigdy nie przebywał zbyt długo pośród Sanguinów zdołał się zorientować, że ród nigdy, ale to przenigdy nie wywlekał brudów w obecności innych, toteż nie tyle same insynuacje, co zachowanie dziedziczki nieco go zdziwiło. Być może była zmęczona podróżą bardziej niż próbujący desperacko trzymać fason Abdel. Oczywiście Nathan zbył całą sprawę milczeniem, notując jednak w myśli potwierdzenie tego czego się już domyślał o osobie dziedzica. Tak jak pogarszały się nastroje Sanguine’ów, tak polepszało się samopoczucie Bartheza. Oczywiście jedno nie wynikało z drugiego, choć powodowane było tym samym czynnikiem: podróżą. Nawykłe do luksusów rodzeństwo cierpiało coraz bardziej z każdym dniem, gdy trzęsło ich na trakcie. Co innego Alpejczyk, przyzwyczajony do przemieszczania się. Dla niego wyprawa była jak woda na młyn. Czuł, że brakowało mu tego od dawna. I choć nie zmniejszał czujności ani o trochę, to z każdą przebytą milą można było zauważyć jak Helweta rośnie w sobie. |
16-01-2020, 21:14 | #125 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
20-01-2020, 07:52 | #126 |
Reputacja: 1 | Genua, Grand Hotel Sevoia, jedenasty dzień podróży Przedostatnie piętro Grand Hotelu okazało się wystarczające estetycznie dla wysublimowanego gustu młodego panicza rodu Sanglier. Jednak nawet gdyby było to hotel o parę gwiazdek niższej rangi to i tak byłby satysfakcjonujący, biorąc pod uwagę ostatnie paręnaście dni nieznośnej podróży po bezdrożach. Nie dało się ukryć, iż wędrówka mocno dała się we znaki dziedzicowi więc nie zamierzał szybko się przemieszczać. Obojętnie patrząc na szybko topniejące środki finansowe jakim dysponowała karawana. Los jednak chciał inaczej. Abdel relaksował się w gustownie urządzonym pomieszczeniu pośrodku którego ustawiono utensylia do kąpieli godnej króla. W centrum stała metalowa balia wypełniona wodą, w której dziedzic był łaskaw nurzać się już od dobrej pół godziny. Gorące opary wody unosiły się leniwie w powietrzu, napełniając pomieszczenie przyjemną wilgocią o zapachu bzu i lawendy. Środek wanny wyłożony był białym płótnem, a to po to by zapobiec ewentualnym oparzeniom delikatnej skóry od metalowej powierzchni bali. Obok śnieżnobiałego suchego ręcznika złożonego na podręcznym stołku stały zaś mydła, maści, aromaty i wszelakie olejki do nacierania skóry. Leniwą krotochwilę sam na sam z wanną gwałtownie przerwał wkraczający szef ochrony Natan Barthez. - Witaj - powiedział nieco rozczarowanym głosem dziedzic i cofnął swą rękę od śnieżnobiałego frotowego ręcznika. Natan nieco go zdziwił swym pojawieniem. Spodziewał się ujrzeć raczej swą siostrę, która jak Abdel przeczuwał, ciężko przeżyła ostatnie upokorzenie jakie jej zafundował. Uśmiechnął się z satysfakcją na wspomnienie tamtej sytuacji. Jej głupawy plan polegający na dyskredytacji działań prawowitego dziedzica rodu, był co najmniej przewidywalny i z tego względu nie mógł się powieść. Już sam pomysł takowej intrygi uknutej przez jego siostrę wywoływał w Abdelu fale irytacji. Mimo wszystko, była jednak nadal jego siostrą zatem należało ją jakoś uspokoić i wyciszyć, tak by nie nawet próbowała strzelić jeszcze większej głupoty. Dlatego Abdel miał dla niej prezent. A właściwie osiem metalowych prezentów, w magazynku załadowanym w odbezpieczonym już kulomiocie, który spoczywał... pod frotowym ręcznikiem. Białym i pachnącym. - Ehh... Szczerze mówiąc spodziewałem się kogoś innego... masażysty... Mam nadzieję, że ma pan jakieś istotne kwestie by przerywać mi celebrowanie tej jakże błogiej chwili. Barthez wprzódy przepraszając, wyjaśnił powód przybycia w sposób szybki i lapidarny, typowy dla ludzi jego profesji. - Zatem stało się. Uprzedzili nas. - Westchnął ciężko Abdel, nie ruszając się przy tym z miejsca. Częściowo dla tego by nie przygnębiać szefa ochrony wyglądem swych idealnych w proporcjach, boskich członków ciała. - Miałem nadzieję podczas ostatnich dni drogi do Bergamo zbierać informacje o układzie sił, sprzymierzeńcach i przyzwyczajeniach Białego Wilka. Teraz będzie po temu nieco mniej swobody pod czujnym okiem jego kuzyna. Teraz to oni będą teraz zbierali informację o nas, podczas towarzyszenia nam w wyprawie. Niech pan powiadomi o przybyciu Lombardiego moją siostrę oraz kuzyna, mają stawić się możliwie szybko w dużej sali. Tam też go przyjmiemy. Proszę zaprosić Lombardiego na górę, niech nie oczekuje w hotelowym foyet jak jakiś obwoźny sprzedawca pacek na muchy. Ale... niech oczekuje pod naszym czujnym okiem. Póki się tam nie stawimy kucharz ma podać nasze wino. Nasze! A nie jakiś zwykły hotelowy sikacz. I do tego przekąski. Niech to będzie doza wykwintnego przedsmaku budzącego zmysły. Rodzaj zachęty do tego co mogą Purargarańczycy mieć, jeśli się domówimy co do kontraktu. I niech... Na boga Barhez, czy ja mam myśleć za was wszystkich, niechże mi pan po prostu kupi trochę czasu, muszę się przecież do cholery przygotować. To mówiąc zanurzył się cały w wodzie, dając tym samym znać iż audiencja właśnie dobiegła końca. Kosmyki blond włosów unosiły się spokojnie w balii pełnej mydlin w miejscu gdzie zniknęła głowa. Abdel lubił ten stan kiedy nawet jego całe ciało znajdowała się pod wodą. Głuchy podwodny świat pełny bezpieczeństwa. Jedyne miejsce gdzie nie mogły go dosiąść przeklęte robale niosące pomór przez chorobę wynaturzenia. Cóż, jeśli nie wysłał posłańca z zapowiedzią swego przybycia, jak zwykło się robić w cywilizowanych krajach, to sam sobie jest winien. Lombardi czekał już chwilę, więc minuta dłużej czy dwie go nie zbawią. Nie ma co pędzić na załamanie karku. A może... może Lombardi przybył by upewnić się, że nie dobiję targu wcześniej z Genueńczykami, tak jak zamierzałem, hmm... Małe bąbelki wody pojawiły się w miejscu gdzie za chwilę miał wynurzyć się dziedzic Sanguine.
__________________ "Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein |
20-01-2020, 14:39 | #127 |
Reputacja: 1 | Genua, Grand Hotel Sevoia, jedenasty dzień podróży Alpejczyk wyszedł z pokoju dziedzica i przekazał dokładne instrukcje majordomusowi Abdela. Uznał, spojrzawszy w lustro na brudną od podróży twarz i zakurzony ubiór, że nie będzie najlepszą osobą do traktowania posłańca w imieniu Sanguinów. Gdy skończył, człowiek niemal pobiegł aby wypełnić wolę Abdela, odprowadzony spokojnym wzrokiem Bartheza. Raban jaki zaczynał wszczynać służący upewniał go tylko, że Lombardi już za kilka minut zostanie przywiedziony na górę, poczęstowany winem, wykwintymi przekąskami, a także zabawiony kurtuazyjną rozmową. Nathan kazał przekazać informacje Lei i Leonowi wieści, ale uznał, że jednak powie osobiście wszystko dziedziczce. Arystokratka, pewnie brała kąpiel, o czym zresztą świadczyli wyraźnie służący, targający z mozołem kilkanaście minut wcześniej trzy wielkie balie po korytarzach hotelu. O ile ogladanie Abdela lub jego kuzyna nie należało do żadnych przyjemności, to dziewczyna balii była już inną historią. Po chwili wpadł mu do głowy jeszcze inny koncept, mogący przynieść w dłuższej pespektywie więcej korzyści. Ród raczej nie miał smiertelnych wrogów w mieście, ale najemnik wolał dmuchać na zimne. Skierował się do Perraulta, palącego papierosa na hotelowym balkonie. Podszedł do kapitana i zagaił spokojnie: - Jacques, mamy na dole jednego z miejscowych Lombardich z wizytą. Dziedzic nakazał o sprowadzić na górę, żeby czekał na nich. - Widziałem jak wchodził przez główne wejscie. Zlatują się szybciej niż muchy do gówna... Najemnik uśmiechnął się szeroko, ale szybko na twarz wróciła poważna mina: - Napewno nie stanowi żadnego bezposredniego zagrożenia, ale będzie drań spowiadał ze wszystkiego u siebie. A wolałbym, żeby nie poszła plotka o słabej ochronie wyprawy. Twoi ludzie w mundurach nadadzą się lepiej do tego, żeby go sprawdzić i przypilnować. Wiesz, nie chodzi mi o jakieś trzepanie jak na helweckim posterunku, tylko żeby miał świadomość, że mamy rękę na pulsie. Sang pstryknął papierosem w dół ulicy i odrzekł spokojnie: - Rozumiem, zajmię się tym. - Jacques, jeszcze jedno. Dziedzic przekazał, że musi się rozmówić z rodzeństwem. Mają się stawić możliwie szybko w dużej sali. Przekażesz to Pani Angeline? Ja skoczę do Leona. - Oczywiście... - Nie sposób było nie dostrzec szczęścia jakie przez chwilę odmalowało się na twarzy starego Sanga. Barthez zdawał sobie sprawę, że Frank też musiał widzieć taszczoną do kwatery dziedziczki balię. Wiedział też, że choć ominie go kilka apetycznych widoków, to jeszcze nie raz nadaży sie ku temu okazja, a nie wiedział ile może byc jeszcze okazji do zjednania sobie kapitana Sangów. Skierował swe kroki ku kwaterze wynalazcy, zamierzając zmącić spokój Leona podobnie jak to zrobił z jej przyrodnim bratem. |
20-01-2020, 20:35 | #128 |
Reputacja: 1 | Genua, Grand Hotel Sevoia, jedenasty dzień podróży |
23-01-2020, 20:44 | #129 |
Reputacja: 1 |
|
23-01-2020, 20:46 | #130 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|