Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2017, 18:52   #41
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Gdzie się szlajasz jak strzygoń za ścierwem? - zawarczał Krzesimir przez nieodmiennie słodki uśmiech. Na odpowiedź nie czekał. - Gdzie się włóczysz jak ten dziad proszalny, gdy jesteś potrzebny? Pierwszy łowczy Jawnutowy zaginął. Jak mu tam... Bleizgys. Wyjechał na spotkanie córce i przepadł jak kamień w wodę. Eufemia twierdzi, że nie wyczuwa jego duszy, że on z przodkami już, nie krew, a miód za stołem biesiadnym w zaświatach pije, wolny na wieki ode głodu... nie wierzę nawiedzonej suce jak... jak psu nie wierzę!
Córce. Jan poczuł, iż mu przed oczyma ciemnieje. Egle, córka Bleizgysa. Ta, która wiodła Sayna do Bejsagoły.
- Dziewczyna – wydusza – Wampirzyca, Bleizgysa córka.
- A tej też nie znaleźli. Byś był na miejscu, byś się zakręcił...
Sayn przepadł. Jeden z niewielu, jeśli nie jedyny, kto szczerze wierzył w możliwość pokoju, nie tylko czasowych paktów dla doraźnych korzyści.
- ... byś już łowczym był, a tak dupa jak miesiąc twoja blada.
- A tak poza tym?
- Poza tym to Biruta śliczna. A pokazała mi, wystaw sobie, portrecik. Misterny wielce. Podobieństwo nadzwyczajnie uchwycone. W jej alkowie wisi...
Janowi na końcu języka zawisło pytanie, co też Krzesimir robił w Biruty alkowie i czy nie rozgaszczał się aby za bardzo.
- ... mówię jej – a to się Jan ucieszy, że liczko jego choćby malowane blisko chcesz mieć, by zerknąć przed oczu zamknięciem, sny osłodzić. A ona na to...
- To nie Jan – oznajmił młody Diabeł grobowym głosem.
- Właśnie tak powiedziała. Nie stosuj na mnie swoich sztuczek, bo ci żebra falchionem porachuję, możesz Bożywojowy syn, ale dalej smarkacz.
Portret. Portret Lederga w alkowie Biruty. Ażeby popatrzeć przed zaśnięciem. Czyżby się wszystko o podobieństwo rysów jeno rozchodziło?
Polecił się zostawić. Nie zareagował, gdy Chorotka wszedł do izby, szurając nieśmiało butami o zakręconych noskach i zagadując przyjaźnie. Nie zaregował, gdy Hamsa przyniósł mu świeże odzienie i podpytywać próbował, kiedy pannę o chustkę czy inny podarunek prosić można, czy tydzień to nie za mało aby.
Jak we śnie jechał do wioski Glandego. Poczuł się lepiej dopiero, gdy na kolanach zaciążył mu topór. Tak, tego mu było trzeba. Dotyku i szczęku broni, urodził się wojownikiem, krew ojca tylko to wzmocniła. A potem padły słowa.
- Już czas – rzekł Glande, który położył mu na kolanach swój topór. - Tyś pakt zawarł, ty to musisz uczynić.
 
Asenat jest offline  
Stary 06-11-2017, 00:03   #42
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan począł sobie analizować rozmowę z albinoskim rycerzem. Najpierw przypomniał ją sobie całą odbytą jeszcze w wiosce Lasombrów.

Gdy Jan darował życie Johanowi mając go na widelcu. Sprawy między nimi trochę przejaśniały. Albinos obiecał grzecznie Jana słuchać i złożył przysięgę. Jan obiecał wywieść ich w jednym kawałku z wioski. Za jeńców i brańców uznać i naturalnie życie im podarować.

- Gdybyś miał łgać drogi Johanie. To lepiej dla naszej relacji w konkretnej sprawie odmów odpowiedzi.
- To wielce uprzejme z twojej strony - Johan podziękował.
- Chce wiedzieć skąd różnice w zeznaniach. - zwrócił się do albinosa - Raven mówi że jest synem Wedeghe i nie zna Ladgera. A ty Johnie, że Raven synem Ladgera.
- Gdyby od ciebie odwróciła się rodzina, chwaliłbyś się mianem rodowym przed własnym potomstwem? Pan mój uznał, że jego syn nie powinien wiedzieć i byłoby uprzejmym uznać jego wolę w tym względzie.
- Tak jakby nie rzekłeś o tym wcześniej że wuj mój teraz nosi miano Wedeghe. Gdy przesłuchiwałem Ravena wyszła ta nieścisłość. Dokładnie w momencie gdy rzekłem mu prawdę... nie uwierzył. Rodzina się odwróciła? Nic mi na ten temat nie wiadomo. Powiesz coś więcej? - podpytał Jan.
- Rzec nie mogę więcej niż wiem. Przeceniasz bliskość mej relacji z panem. On jest panem, ja jego wasalem. Czy ty zwierzasz się sługom?

Zależy którym i jak zaufanym pomyślał Jan.
- Gdzie jest Ladege? Żyje, czy nie żyje - to było do przemyślenia nie wierzył do końca nikomu - to jakąś funkcje pełni w zakonie?
- Przewodzi braciom dobrzyńskim, wchłoniętym przez Zakon. Obecnie wadzi się z zakonem, więc razem z braćmi z Dobrzynia przebywa na Ozylii.
- O co poszło?
- Wedeghe, czy też Lederg, jeśli tak wolisz, jest przeciwny ekspansji na te ziemie.
- Rozumiem a jak ma się to do ataku na nie? Na Niedźwiedzia raz a potem jeszcze tutaj dziś. - podpytał Jan.
- Można ciąć posiadłości, ludzi i wpływy. Zakon ma tu jedno, drugie i trzecie.
Uznał Niedźwiedzia za sługę zakonu tak samo Lasombry. Był blisko prawdy.
- Wiesz kto jeszcze oprócz nich z zakonem może trzymać?
- Każdy, kto osiągnąć coś chce na szybko, w złoto obrosnąć lubo wrogów pozbyć się.
- Czemuście palili również wioski krzyżackie?
- Takie otrzymałem polecenie.
- Rzekniesz dokładniej jak ono brzmiało?
- Było proste i nie dopuszczało interpretacji. Zniszczyć osady zakonu, do których dotrzemy.
- Atak na Jawnuty lenników jak się do tego miał?
- Tych którzy dogadywali się z zakonem i bliscy byli ugód i paktów? Sam sobie możesz odpowiedzieć.
- I pytanie odwieczne z jakiego klanu jesteś.
- Dziś nie odpowiem.
-Rzekniesz coś więcej o planach mego wuja? Czy zakonu dobrzyńskich? Działam tu trochę po omacku. Nie chciałbym wam a zwłaszcza jemu zaszkodzić, bardziej niż wynika to z moich zobowiązań.
- Nie ja podejmuję decyzje. Jestem od ich wykonywania, najlepiej jak potrafię.

Jak Jan siedział teraz w wiosce Glande i o tym myślał. Wuj poczuł się zdradzony przez rodzinę? Ojciec był zły na wuja na tyle, że nie chciał o nim rozmawiać. Jedna ze stron naginała zatem fakty. Łącznikiem w wydarzeniach był jego dziad Zoltan i Jawnuta. Jeśli chce tą zagadkę rozwiązać będzie musiał sporo popytać. Zapyta również Krzesimira. Lederge miał ponoć nie żyć. Skoro sytuacja się zmieniła otwierało to nowe możliwości. Problemów naturalnie przybywało. Zaginięcie pierwszego łowczego, jego córki i posła krzyżackiego... było iście diabelskim wydarzeniem.

Wszystko jednak po kolei. Jan miał też porozmawiać z małym Hamsą i Chorotką. Krzesimira, młody Tzimisce zostawił sobie na koniec. Rozmowa z nim była najtrudniejsza.

Młody sługa zapytał Jana nieśmiało.
- Kiedy pannę o chustkę czy inny podarunek prosić można, czy tydzień to nie za mało aby?
- Jak panna droga sercu i darzy cię sympatią. Prosić możesz od razu. Wypytaj co lubi, bo panny nawet te młode lubią dary. Przyjdź później i powiedz co rzekła. Tymczasem łap za miecz. Zobaczymy jak ci walka idzie. Panny nie lubią słabeuszy. - Jana cieszyło zdrowe zainteresowanie chłopaka panną. Postanowił mu nawet jakoś dopomóc jeśli młody będzie obrotny. Nie pozwoli jednak by zaniedbywał treningi przez innej natury myśli.
- Nemei mówi, że nie lubią gburów, okrutników, biedaków i słabowitych na zdrowiu i umyśle - rozwinął się chłopak ze zdaniem odmiennym, zapożyczonym od swego nowego bożyszcza. Ale posłusznie sięgnął po tarczę i miecz.
- Mężczyźni starzy i młodzi - rzekł Jan by nie powiedzieć mali i duzi. - Często całkiem sprawni są zanim poznają kobiety. Słabowici na umyśle bywają dopiero potem. - zaśmiał się i wyprowadził szybki cios.

Po kilkunastu minutach i paru siniakach Hamsa miał dość. Jan jednak dostrzegał, że robi postępy i będzie z niego pożytek za parę lat. Po zakończonych naukach, poszedł Jan ku chacie gdzie czekał na niego Chortka.

Uśmiechnął się Jan na widok Chorotki który wygodnie się rozsiadł i najwyraźniej już na Jana czekał. Pochodnia była mocno wypalona więc czekał już czas pewien zapewne. Minę miał jednak nieustannie uśmiechniętą.
- Dobrze Cię widzieć przyjacielu. Jak poszła wizyta?
- Wspaniale, cudownie - grajek zatarł dłonie. - Wielcem rad. Czyż może inaczej być, gościła mnie wyjątkowa niewiasta, w leciech, ale wie, co to zabawa. Jakaż to rzadkość w naszych smutnych czasach, gdy nawet najmłodszym ponuractwo serce jako robak gryzie - wejrzał w Jana wymownie, ani chyba myślał, że i młody Diabeł przez tę skazę jest nadgryziony.

Jan parsknął śmiechem i popatrzył z ukosa na Chorotke rozbawiony.
- No to cieszę się, że dobrze się bawiłeś. - powiedział. - Tyle słyszałem o Samboi. Chimeryczna, szalona i nieobliczalna a tu proszę zupełnie druga twarz. - wyjął Jan tymczasem z płóciennego worka pewną lutnię ozdobną. Po prawdzie była warta pewnie kilka wiosek jak nie mały dwór. Jednak dla Jana mimo, że stąpał twardo po ziemi... podarunki dla przyjaciół nie miały swojej ceny. Począł Jan w ręku oglądać lutnie i patrzył na reakcję Ravnosa.
- Ależ, to ciągle ta sama twarz - pokręcił głową Chorotka i skubnął koniuszek długiego wąsa. - Szalona i chimeryczna, nie znaczy, że nie urocza i pociągająca. Jest coś czarownego w niepewności w obcowaniu z kimś, kto cię wiecznie zaskakuje, coś przyciągającego w nieobliczalności. Ach, jakbym znowu zew młodości w żyłach poczuł - westchnął przeciągle, a jego oczy tymczasem obmacywały instrument. - Lutnia? Jej bym prędzej jakieś dziwadło dał, dwugłowe cielę, czaszkę cyklopa… pokazała mi dziwaczne czaszki. Twierdzi, że kiedyś podobne potwory po ziemi chodziły. Fascynujące…
- Nie dla niej przecież- roześmiał się Jan - coś tam ustalił poza jej fascynująca osobowością? - kontynuował z uśmiechem.
- A dla kogo? To musi być ktoś wielce w muzyce rozmiłowany, o gustach i smaku niesłychanym - dopytywał się Chorotka, jakby się nie domyślał. - A ustaliłem, rzecz jasna to tajemnica, i nie powinienem powtarzać, ale wszak znamy się nie od wczoraj i wiem, że nie powtórzysz nikomu… że Sambojowi woje do wyprawy na Zemgalów się sposobią.
- Wiesz na których i kiedy? Nie czasem znając moje szczęście na Czarnego Żbika?
- Skoro wszystko wiesz, to do czegom ci ja potrzebny? - taką minę przybrał, jakby rozpłakać się miał.
- Zgadywałem a wieść jest bardzo ważna. - położył przyjacielowi rękę na ramieniu. Popatrzył głęboko w oczy bo i szczerze gadał.- Wiesz kiedy i dlaczego tam idą? - Janowi pocieszenie przyszło odruchowo. Jednak gdzieś tam w głowie zawsze myśl siedziała. Chortka był aktorem zawsze nawet w zwykłej rozmowie bawił się przednie. Raz takie emocje pokazują raz zupełnie inne. Ile z nich było prawdziwych Jan w polsce nie rozgryzł. Tutaj też nie zamierzał i nie umiał zwyczajnie.
- Gadają, że dla łupów i brańców. A tak naprawdę to dlatego, że ona im kazała przecie. Cóż ona ma do Zemgalów - uniósł palec - to rzecz o tyle ciekawa, że z lupiństwem wiąże się, jako że śród Zemgalów krew likantropów mocna. Otóż Samboja straszliwie lupinów nie znosi, ale nie osobista to rzecz. A polityczna. Z wyrachowania płynie, nie serca gorętwy - wymądrzył się Chorotka. - Skąd wiem, zapytasz? Otóż, ja się niebywale znam na niewiastach! Nigdy nie mówią, o co chodzi naprawdę, zgadywać trzeba. Ale w tym mistrzem jestem, spotkałem kiedyś taką jedną Patrycjuszkę…

… opowieść zboczyła z tematu i popłynęła ku nieznanym lądom, a grajek opowiadał jak zwykle tak zajmująco, że Jan się w tym połapał dobre trzy pacierze potem, i sam siebie odnalazł słuchającego z otwartymi ustami.

Jan potrząsnął głową w pewnym momencie. Za to lubił przyjaciela. Szczerość prostota i dobra opowieść. Pomagały mu na dworze ojca oderwać się od nudy. Długie zimowe wieczory i oni gawędzący bez końca. Chociaż w sumie oni było nadużyciem. Chorotka mówił a Jan słuchał z rzadka coś wtrącając. Co i tak było z reguły pytaniem otwierającym kolejny monolog barda.
- Świetna opowieść. Jak prezent? On jest dla Ciebie przyjacielu. - wskazał w końcu na lutnię ze szczerym uśmiechem.
- Ach - złapał się za serce z zaskoczeniem tak udanym, że może i nieudawanym - jesteś szatanem pośród Diabłów.
Chorotka z niego od początku kpił! Był to ten rzadki przypadek gdy Janowi to nie przeszkadzało. Przyjacielskie żarty były miłą odskocznią. Między walką, bieganiem po lesie, polityką a nawet składaniem ofiar które niebawem go czekało.
- Nie znam się. Świeciło się i ładne to zabrałem z myślą o tobie. Jak by słabo się grało i ozdobą się tylko okazało. Sprzedaż za dwór szlachecki pełen instrumentów. Jak się dobrze ułożysz to razem z dworem.
- A gdzieżbym śmiał sprzedawać - oburzył się grajek - dar od druha najmilejszego!

Jana zamknął w serdecznym uścisku, a gdy puścił, jeszcze po policzkach wyboćkał.
- Ale tragedia, Janie, tragedia straszliwa…! Nie masz strun na tej luteńce!
- Do Rygi wcześniej czy później pojedziemy.- powiedział Jan gdy Chortka go puścił - Tam się ten brak naprawi. Czekaj rzeknę ci coś jeszcze o twórcy a może poprzednim właścicielu. To zawsze ciekawe tylko sprawdzę. - i użył Jan i patrzenia na aurę przedmiotu i zajrzał do jego przeszłości.

Ujrzał blade dłonie wznoszące lutnię nad głowę, by osłonić się od ciosu. A przez struny - wyszczerzone zęby i puste oczy Jaromira.

- Rzemieślnik robił ją wiele dni. -skłamał gładko w dobrej intencji - Przykładał się i siedział do późnego wieczora. Żona zaglądała albo kochanka posiłki odnosiła. Traktował lutnie niczym dziecko. Czuje gładził podczas pracy. - bo i co miał rzec, że ostatnie wspomnienie prezentu to śmierć? Jan szybko zmienił temat.

- To dlaczego Samboja Zemgalów politycznie tak nie lubi. Coś konkretnego czy to co zawsze? Ziemia, wpływy i zasoby.
- Takie przyziemne przyczyny - zadarł nos Chorotka - nie ciekawią prawdziwie wielkich duchem. Otóż ja myślę, Jasieńku, że ona lupinów tępi, bo na ich tle widać jako żywo, że jej woje to żadne wilkołaki. A wielce jej zależy, by za takowych uchodzili.
- Brzmi to ciekawie i prawdziwe tylko problem taki, że nie to główną przyczyną. Cóż tego ci rzec wprost nie mogła. Mówiłeś też, że ci jakieś dziwy pokazywała. Co o nich mówiła dokładniej i jakie odnosisz o niej wrażenie. Ona ponoć krwi Malkava.
- I tego mi, Jasieńku, nie rzekła wprost, że się stracha by jej ludziom oszustwa ktoś nie wparł, całkiem słusznie… Iście, Malkavianka, wiekowa, jak rzekłem, ale nie stetryczała. Dworskich komplementów ni pustosłownych flirtów na niej nie próbuj, bo się zdraźni. Lecz lubi historie ciekawe a dziwaczne, ludzi dziwacznych i przedmioty. Karłów ma dwóch, ghuli, co jej usługują, mordy parszywe a ślepki wredne, uważaj na nich. Hugin i Munin się zwą...Pije krew z pucharu z czaszki poczynionego, i rzecze, że czaszka Abla to…
- Będę miał baczenie - Jan skinął głową i w końcu zapytał o wuja. Temat ten ciągle mu w głowie świdrował. - Co wiesz o Wedeghe? Kiedyś o nim wspomniałeś teraz rad bym usłyszeć coś więcej. Może co nieco z jego przeszłości czy poczynań tutaj. To rozpoznawalna persona to i o czynach coś powinno być słychać prawda?
- Wszystko, co tu robi, to ściana mgły - Chorotka machnął ręką. - Nie zależy mu tu na niczym ni nikim.
- Wiadomo zatem co lub kto jest jego celem prawdziwym lub usłyszanym?
- To i owo wiem, więcej się domyślam. Coś mi się zdaje, że on miał ambicję, by wielki zakon rycerski stworzyć. Owych braci dobrzyńskich… co generalnie wyszło, ale w skali małej wręcz śmiesznie. To postanowił urwać sobie od krzyżactwa własny kawał ciasta… tam zaś okazało się, że takich jak on to wielu, i równie mocno rwą. A do tego Zakon Najświętszej Maryi Panny niezbyt mu moralnie po drodze. Tedy myślę, Janeczku, że on tu przyszedł omłóciny pozbierać. Po Kawalerach Mieczowych. Bo oni, w przeciwieństwie do krzyżaków, to wielce byli weseli… aż im papież za ruję i poróbstwo pastorałem wygrażał ze stolicy Piotrowej. Do tego to byli Lasombra. Lasombra z Tzimisce zawsze się dogada…
Zakrył usta palcami.
- Powiedziałem coś? Eh, ten mój język, nic tylko miele i miele…
- Dobrze, że mówisz. Lubię słuchać i lubię wiedzieć. Nawet jeśli to domysły. Pomagasz mi tym wielce i może od nieszczęścia uchowasz. Każę ci wieczerzę podać. Mnie niestety obowiązki wzywają. Dziwożoną trzeba słowa dotrzymać a i panna Biruta niebawem tu zjedzie. Wyszykować mi się trzeba. Zostaniesz u mnie kilka nocy mam nadzieję?
- O, bardzo lubię gości. I być w gościach - Chorotka z zadowoleniem pogładził się po wąsach i uśmiechnął się dobrotliwie. Jan aż nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby pogodnego staruszka nienawidzić i ścigać, aby zabić. A jednak tak przecież było, a Jan wiedział, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie drążył jednak tematu. Chorotka nigdy o tym nic nie rzekł a Jan poza nim nie miał kogo zapytać. Przy ilości spraw i problemów jakie musiał drążyć ta wydawała mu się tajemnicą którą może odpuścić.

- Gdzie się szlajasz jak strzygoń za ścierwem? - zawarczał Krzesimir przez nieodmiennie słodki uśmiech. Na odpowiedź nie czekał. - Gdzie się włóczysz jak ten dziad proszalny, gdy jesteś potrzebny? Pierwszy łowczy Jawnutowy zaginął. Jak mu tam... Bleizgys. Wyjechał na spotkanie córce i przepadł jak kamień w wodę. Eufemia twierdzi, że nie wyczuwa jego duszy, że on z przodkami już, nie krew, a miód za stołem biesiadnym w zaświatach pije, wolny na wieki ode głodu... nie wierzę nawiedzonej suce jak... jak psu nie wierzę!
Córce. Jan poczuł, iż mu przed oczyma ciemnieje. Egle, córka Bleizgysa. Ta, która wiodła Sayna do Bejsagoły.
- Dziewczyna – wydusza – Wampirzyca, Bleizgysa córka.
- A tej też nie znaleźli. Byś był na miejscu, byś się zakręcił...
Sayn przepadł. Jeden z niewielu, jeśli nie jedyny, kto szczerze wierzył w możliwość pokoju, nie tylko czasowych paktów dla doraźnych korzyści.
- ... byś już łowczym był, a tak dupa jak miesiąc twoja blada.
- A tak poza tym?
- Poza tym to Biruta śliczna. A pokazała mi, wystaw sobie, portrecik. Misterny wielce. Podobieństwo nadzwyczajnie uchwycone. W jej alkowie wisi...
Janowi na końcu języka zawisło pytanie, co też Krzesimir robił w Biruty alkowie i czy nie rozgaszczał się aby za bardzo.
- ... mówię jej – a to się Jan ucieszy, że liczko jego choćby malowane blisko chcesz mieć, by zerknąć przed oczu zamknięciem, sny osłodzić. A ona na to...
- To nie Jan – oznajmił młody Diabeł grobowym głosem.
- Właśnie tak powiedziała. Nie stosuj na mnie swoich sztuczek, bo ci żebra falchionem porachuję, możesz Bożywojowy syn, ale dalej smarkacz.

- Co do mojej nieobecności - Jan wtrącił i nawiązał do wcześniejszych zarzutów - zawsze gdzieś jakaś okazja przepada. Mniej szans się traci na dupie nie siedząc. Wieści gorszych usłyszeć nie mogłem. - zwiesił głowę - Egle i pierwszy łowczy. Tam był i Sayn komtur elbląski. Poseł… cholera. - Jan oczywiście już powoli miał plan co dalej. Wszak nawet w złej sytuacji trzeba planować co robić. Może nawet zwłaszcza w złej?
- Mijając coś wyprawiał w sypialni Biruty. Wieści jakie niesiesz od niej. Kiedy ją zobaczę?
- Zdaje się, że się do ciebie wyprawić chce. Rozmówić, zanim zjedziesz do Bejsagoły. Tak mi w każdym razie kazała przekazać, byś wyznaczył czas - bliski. I miejsce - niedalekie.
- Co jeszcze mówiła? Co na dworze poza sytuacją z Łowczym? - Jan chciał chłonąć każde słowo, każdy strzępek informacji.
- To co wiemy nie od wczoraj. Że tu możni wcale nie w rozkroku między krzyżem a pogaństwem, a między krzyżem po wschodniemu i po zachodniemu podanym. Rozmowy trwały, jakem zjechał, z poselstwami od wschodnich Diabłów. I że Jawnuta niezbyt im leży. Że zbyt staromodna, zbyt przesądna, zbyt do tego, co było przywiązana i wprzód nie patrzy już od dawna. Dzieci jej i wnuki żrą się o schedę po Bleizgysie i o wszystko właściwie. Chcę wierzyć, że panuje nad tym burdelem stara Diablica… ale wiara moja podstaw za bardzo nie ma. Twa Biruta nie wierzy w to wcale. Rozmyśliwuje, czy by nie odejść. Nie, nie rzekła tego. Alem się domyślił. Żeś chyba jej odwodem, sekretną kartą trzymaną w rękawie. Ostatnią instancją, do której odwołać się chce.
- Czemu nie wierzysz Eufemi? Myślisz, że Bleizgys żyje? Jeśli tak to wystawiła go i odcięła od pomocy. Bo on wierny Jawnucie a ona z tych co patrzą na wschód przez te swoje klasztory prawosławne. Gdyby tak było to wprawny był to ruch osłabić Jawnute jawnie i z Krzyżakami ją skłócić.
- I właśnie tak sobie dumam - mruknął Krzesimir.
- W takim razie będziemy ich szukać. Ruszamy niedługo szykuj się. Pchnij wieści do Biruty o spotkaniu. Myślisz że niedługo to ile najdalej?
- Licząc te noce, któreś strawił na bieganie z tym brzydakiem po chaszczach? Myślę, że lada chwila możesz się swej bogdanki spodziewać. Zachowuj się przyzwoicie… albo i nie.
- Zabawne. Spotkanie z nią długo oczekiwane. Bardziej niczego nie pragnę ale łowczego trzeba nam szukać. Wyślę Niedźwiedzia i Montwiła. Pierwszy pójdzie z rozkazu. Krwią związany można powiedzieć kupiony. Porządny i szczery będzie nam druhem. Jego dolegliwość po linii krwi, choć dla wielu obrzydliwa mi nie przeszkadza. Ślubu z nim nie biorę w towarzyszach zaś cenię inne rzeczy. Montwił też druh jemu wystarczy jedno słowo...Egle i już będzie w krzakach. Zobaczymy jak pójdzie z dziwożonami. Spłacić długi trzeba za życia w wiosce. Może pójdzie się dogadać żeby łowczego znaleźć i córkę z Saynem. Las można powiedzieć ich. Na pewno bardziej niż nasz. Do mnie drzewa nie gadają..- wstrzymał się na moment - chociaż nie w sumie to gadają ale rzadziej niż do nich.
- Drzewa - Krzesimir odął jak panienka namiętne wargi. - Zapamiętaj, co ci powiem. Jesteś Diabłem. Dla Diabłów zdrowe są wzgórza i zamki na wzgórzach. Do wycierania się pod drzewami wynajdź sobie sługi.
- Przyjdzie kiedyś czas i na zamki. Chciałbym poznać życie z każdej nazwijmy to strony. Przyziemniej rozpatrując zaś sprawę... Chcesz rządzić? Poznaj teren i ludzi którymi przyjdzie ci rządzić. Jeśli mam się pokazać tu z dobrej strony… nie ważne przed kim ojcem, Jawnuta, Birutą czy choćby sobą samym. Nie mogę być Janem z kurnika. Co siedzi pod strzechą zastraszony. Muszę być diabłem którego na ziemiach widać i który działa. Sukcesy odnosi albo strach sieje. Wyróżnia się… Wiedziałeś, że Lederge żyje?
- Co za bajdy, duby smalone? - zirytował się ghul tym razem bez pobłażliwości starszego brata, jaką syna swego pana darzył. Nim jednak się zirytował, odkaszlnął nerwowo.
- Ano teraz go Wedeghe zwą. Braciom z Dobrzyna przewodzi. Jeden spokrewniony rozpoznał we mnie jego osobę można by rzec. Poznał herb i przed walką się wahał. To że jesteśmy podobni nieliczni wiedzą. Portret widziałeś sam. Mam tego rycerza za jeńca pociągnąć za język możesz. Pod strażą siedzi niedaleko. Zresztą nieświadomego syna mojego wuja z kółkiem w sercu..mam chatę dalej. Zaraz obok gdzieś z wolna ale kontrolowana chodzi Nemei córka Czarnego Żbika. Wodza Zemelgów i likantropów plemienia. Luda jej pilnuje, Hamsa jej pilnuje i kilku ludzi. Czuje w tyłku, że smarkata na sekundę z oka spuszczona da nogę. Wtedy nasi dadzą mi za to głowę. Ostrzegłem ich. Montwił też miał mieć bacznie, wie że branka cenna. Widzisz co czasami można znaleźć w krzakach poza guzem.
- Pogwarzę sobie. Z rycerzem i nieświadomym synem - Krzesimir kiwnął głową. - Choć bardziej mnie fascynuje, dla jakiej przyczyny Biruta licem ojca alkowę sobie dekoruje - skrzywił się. Racji Janowi rzecz jasna nie przyznał na głos. Nie byłby sobą, gdyby to uczynił.
- Ojca? Jak to ojca ona matkę miała co ponoć nie żyje.
- Ojca nieświadomego syna. A matki jej jako żywo nigdzie widać nie było.
- Opowiedz też co wiesz o Lederge? Bo mi ojciec nie rzekł nic tylko się zezłościł. Co w odniesieniu do mnie było nad wyraz dziwne.
- I miał powód. A ty sługę swego ojca prosisz, by wbrew jego woli język rozplątał? Dajże spokój, bo doniosę.
- On miał nie żyć! To sporo zmienia! Zamierzam się z nim spotkać. Więc będę uzbrojony w wiedzę co się wydarzyło albo pójdę tam niczym ślepa owieczka do wilka. Zgadnij na kogo to spadnie. Donosem mnie chytrusku nie strasz. Bo powiem wtedy że jak mnie dziwożony naszły, toś ty jedną chędożył w krzakach! - zaśmiał się. - i jeszcze trzeba cię było odczarować.
- Zamierzasz się spotkać? - Krzesimir to jedno raczył wyłowić z Janowej przemowy.
- Tak a teraz gadaj. - Jan spojrzał wymownie na Krzesimira.
- Akurat mnie za chędożenie coś dotkliwego potka… - ghul wzruszył ramionami i też się spojrzał wymownie. - I nie groź mi, bom ja tu głos i ręka twego ojca. Tedy słuchaj uważnie głosu: trzymaj się z dala od Lederga. Bo ci ojcowa prawica straszliwie przypierdoli.
- Nie dostałem takiego zakazu. Więc gadasz czemu albo zrobię co zechcę. Nie masz nade mną władzy ni kontroli. Miałeś mnie strzec więc to zrób i ostrzeż konkretnie. Lederge to rodzina. Miał być martwy więc temat był drażliwy. Teraz jest żywy, może ojciec o tym nie wie? Właśnie ze względu na niego mam zamiar go odnaleźć. Nie jestem jednak durniem. Rzeknij co zrobił szczerze i czemu mi zabraniasz a usłucham jak brata.
- Mam cię strzec przede wszystkim przed skutkami twej durnoty i zapalczywości, głupi zasrańcu - wycedził Krzesimir wolno. - Zasrańcu. Tym właśnie jesteś. Przed innymi możesz sobie zgrywać kniazia, ale nadal jesteś gówniarzem, co nie udowodnił ani lojalności, ani przydatności dla rodu. I jeśli twój ojciec, Bożywoj ze Skrzynna, uznał że masz nie wiedzieć nic o jego bracie, to czy cwaniakujesz, udając troskę, i jedziesz się z tym bratem spotkać? Czy słuchasz i jesteś posłuszny, Janie? Mam ci powtórzyć jeszcze prościej i pięścią wbić, żebyś pojął? Nie pojedziesz rozmówić się z Ledergiem. Bo to będzie wbrew słowu twego ojca i jako jego sługa do tego nie dopuszczę.

Jan w swoim mniemaniu był poza zasięgiem możliwości Krzesimira. Bezpośrednich... pośrednio miałby pewnie szansę go za dnia zakołkować porwać i odjechać kawałek. Nie umkną by jednak pogoni. Glande i Niedźwiedź by go po drodze zatrzymali.
- Krzesimirze, Krzesimirze, Krzesimirze zawsze miałeś niewyparzoną gębę. Lederge miał nie żyć. Ojciec w to wierzył inaczej by mnie tu nie posłał. Zawsze byłeś mi bratem, nie sługą a bratem. Dlatego wybaczyłem ci niekompetencje. Gdy zwykła przyziemna żądzą twojego przyrodzenia zasłoniła ci twoje obowiązki. - Jan dał upust swojej złości w podobnym tonie do Krzesimira.
- Gdzie byłeś wtedy? Gdzie były wtedy twoje frazesy o służbie i ręce ojca? Gdzie był twój głos ojcowy? Nie mówił ci pilnuj syna? - rozeźlony Jan wytykał co się dało.
Krzesimir odwrócił się i począł iść w stronę wyjścia. Dla niego rozmowa była najwyraźniej skończona. Problem był taki, że Jan powinien go zamknąć w dybach jak sługę lub gorzej. Gdyby tak go traktował. Miał natomiast do ghula braterskie uczucia, choć jak widać była to miłość i relacja trudna. Jak i braterskie bywają. Jan kubkiem drewnianym rzucił o ziemię z bezradności nad sytuacją.
- Gdzie leziesz. List trzeba do ojca napisać!
Krzesimir nawet się nie odwrócił, choć zatrzymał na moment.
-Rzeknę mu, jak gwarzyć będziem. Ale się nie krępuj, pisz, co ci się żywnie podoba. - najwyraźniej był to przytyk odnośnie potencjalnych donosów Jana.

Jan usiadł ponownie bo instynktownie się poderwał gdy Krzesimir się odwrócił do niego plecami.
- Wygrałeś - powiedział Jan krzywiąc gębę niepomiernie. - Nie zamierzam się dalej spierać. Na Ozylię nie pojadę. Ojcu chciałem napisać, że Lederge żyje. Jak jest po co sam napiszesz. Jak już wie, to nie ma co tracić atramentu. Wracaj trzeba ustalić co robimy dalej. - Jan zaczął odpuszczać. Chociaż szło mu to opornie. Czuł się znieważony. Prawdą było, że ojciec kazał się Krzesimira słuchać. Co prawda w przypadku Jana słuchać to jedno a usłuchać to drugie. Z pewnością też nie ślepo... albowiem Krzesimir sam miał swój zestaw wad.
- Łowczego trzeba znaleźć. Skoro Eufemia chce zrobić Jawnutę na szaro.
- I to jest, Janie, jakiś pomysł z głową - Krzesimir machnął ręką, jakby odpędzając widma przeszłej kłótni. Mimo wszystko Jan uważał, że ghul ojca mu nie uwierzył. I że teraz naprawdę zacznie go pilnować, patrzeć mu na ręce i przez ramię. - Idę się napić. Potem pogadam z twoim brzydakiem, jak naszej zguby poszukać. A ty się wymyj, wypachń i świąteczną tunikę załóż… i jeszczę tę broszę, co Bożywoj na Pomorzanach zdobył, tę ze szmaragdem. Masz błyszczeć w niewieście oko jaśniej niż samo słońce.
- Tak też uczynię. Jak tylko zapłacę cenę za uniknięcie rzezi. Dziwożony nie odpuściły nam z dobroci serca. - powiedział z przekąsem - Niedźwiedź mógłby razem z Montwiłem nakazać szukać zwierzętom Egle i Sayna. Mają swoje ghule a zwierzęta z lasu wezwać mogą. Oni wydadzą im polecenia. Ja im wyślę obraz do głowy kogo mają szukać.
- Ty się odstaw - powtórzył kwaśno Krzesimir - i dymaj do Samboi na wyspę, żeby nie wyszło, że nas wariatka w naszych zbożnych zamysłach wyprzedzi.
- Skoro o niej mowa… to nom ona na Zemelgów ponoć się szykuję. Mniejsza o jej motywacje. To wilkołaki w sporej mierze. Tej grupie na którą się wybiera przewodzi Czarny Żbik. Został sojusznikiem Krzyżaków. Może dlatego, że Jawnuta ich naciskała od lat i sami już rady nie dawali. Może dlatego, że córkę jego porwali lub zmusili do wydania. Tego dowiemy się zaraz, bo córkę Żbika mamy my. Kartę tę trzeba rozegrać rozważnie. Więc przydałaby się porada.
- To ona u Krzyżaków siedziała? Mała nie wygląda na zastraszoną. A przeżyła. Tedy to kłamczucha i spryciula. Nawet jak ją przyłapiesz, nie wytykaj jej kłamstwa, bo się wtedy po dziewczęcemu naburmuszy i nic nie uzyskasz. A już pewnie wie, że z tobą może sobie pozwolić na więcej niż z Krzyżakami… Mówisz, że dziewice będziesz oddawał? Straszliwa marnacja. Ale może winna przy tym być?
- Każdy wie, że może sobie ze mną pozwolić na więcej. - powiedział z przekąsem nawiązując oczywiście do kłótni. - Dyby i katowski pieniem przyjdzie mi zainstalować na środku wioski. Wtedy lepszy posłuch będzie. Ten pokaz mimo, że obrzydliwy wszystkim nie tylko małej przypomni o diabelskości mej natury. - Jan się wychylił i krzyknął do Kamira który pełnił wartę niedaleko.
- Przyprowadź Nemei.

Gdy po paru minutach młodą Nemei przyprowadzono Jan zaczął od drobnego uprzejmego pytania. Gładkie słowa to coś co zawsze z jego ust wychodziło niemal bezwiednie. Zabawnie kontrastowało to z czego Jan sam zdawał sobie sprawę z jego łatwo prażalną dumą.
- Jak się czujesz w towarzystwie Hamsy i w gościach u nas ogólnie?
Dziewczynka ledwie dostrzegalnie przewróciła oczyma.
- Wielce rycerskiego dał ty mi kompaniona. Wielce… długo gada o tym, jak to święte oleje co go nimi posmarują dadzą mu to, czego nie ma teraz.
Urwała na moment.
- Te święte oleje to jakieś czary czy zwykłe bzdury?
- Zależy kogo spytasz. - wzruszył ramionami choć uwaga go rozbawiła w duchu - Przejdziesz się z nami, mam do wykonania pewne kary. - podłapał Jan pomysł Krzesimira. - Jak skończę porozmawiamy. Krzesimir będzie ci towarzyszył.

Cała trójka udała się do chaty Glande. Jan wstrzymał gestem towarzystwo i wszedł do środka sam. Gdy usiadł Glande położył mu topór na kolanach. Dotyk topora uspokoił Jana. Natura wojownika syna Bożywoja dała o sobie znać.
- Tyś pakt zawarł, ty to musisz uczynić.
- Moje pakty a twoje błędy. - odpowiedział ghulowi Jan. Byli sami więc od razu dał mu trochę krwi. - Robiłeś to kilka razy. Opisz mi jak to przebiega.
Stary wojownik pogładził topór.
- Dziewkom kołacz miodowy dajemy i miód ziołami zaprawiony. Będą w półśnie. Ręce im zwiąż na wszelki wypadek. Wyprowadzasz po jednej z chaty do lasu, nie jesteśmy okrutnikami - zastrzegł. - Nie będą widzieć poprzedniczek. Na polanie będą czekać ludzie z wioski. Dziewkę na pieńku układasz i odcinasz głowę. Postaraj się jednym ciosem, to źle wygląda, jak kwiczy niedobita. Potem wracasz po następną.
- Zabijacie je ot tak po prostu? Spodziewałem się że panny w las je zabierają. Żywe lub martwe. Pewnie nie wiadomo po Diabła to robią?
- Kilka razy widzieliśmy potem takie… co podobne z twarzy były do tych oddanych - Glande poruszył ramionami niespokojnie. - Ale nie poznają nikogo z ludzkiego życia. Nie pamiętają niczego.
- Tak się rodzą. Ciekawe bardzo ciekawe. Rzeknij mi co jeszcze wiesz o nich? Zwyczajach, zachowaniach czy ich relacji z Leszym. - chwilę Jan przemyślał pytania. - Polana to one ci ją wskazały? Co rzekły za pierwszym razem, gdyś im pomagał?- użył słowa pomagał bo wolał nie nazywać rzeczy po imieniu.
- Zresztą opowiesz po drodze szykujmy się. - ważył w ręku topór gdy broń miał w ręce chciał jej szybko użyć.
- Co rzekły? Nic. Ale zaakceptowały, bo ciała zniknęły… A las potem był przychylny. Co z Leszym było, to nie wiem, lecz jednegom pewien. On dziewic nie oddawał. Polana, ta sama ode zawsze, wszyscy wiedzą, gdzie iść trzeba, choć mało kto obcemu drogę pokaże.
- Może dziewice lepsze w jakiś sposób. - zastanawiał się Jan na głos. - Może przemiana pewniejsza, moc większa w takim ciele. Któż to wie. Prowadź zatem i daj pierwszą pannę. Rzeknij jak porozmawiać z dziwożonami? Jak je wezwać czy ja wiem zawołać? - szukał najlepszego słowa - Poprosić o rozmowę w każdym razie. Trzeba nam tego po dopełnieniu tej obietnicy.
- Toć nie od ciebie zależy to, a od nich. Będą chciały mówić, znajdą cię. Nie będą, to nie znajdziesz ich nigdy.
Wyszli na zewnątrz i grupą już ruszyli. Pod chatę Jana podprowadził Glande, skąd dziewczęce śmiechy dobiegały i głosy, bełkotliwe cokolwiek. Rzut oka pozwolił stwierdzić, że panny ktoś przyodział odświętnie. I że nie żałował im doprawianego miodu na tę drogę ostatnią.
- Żeby to było tego warte.- powiedział pod chata sam do siebie cichutko a może do Glande? Był synem Bożywoja. Wziął głębszy wdech i wiedział, że zrobi co musi jak należy. Krzesimirowi posłał myśl, żeby między cięciami Nemei zagadał i wydobył co trzeba. Krzesimir odpowiedział rozbawiony, że woli starsze.

Dziewczyny były trzy. Pijane, przyćpane i półświadome. Na polanie czekała większość wioski. Przyszli popatrzeć, jak Jan będzie szlachtował dziewice, takiej rozrywki dawno nie było w osadzie.

Jan gdy szedł z pierwszą dziewicą miał kilka wątpliwości. Czy tej zbieraniny z wioski nie rozpędzić? Uczynić rytuał bardziej ludzkim lub bo ja wiem cichym czy dyskretnym? Odrzucił Jan tę myśl. Niech wiedzą, że dotrzymuje słowa. Niech wiedzą, że wioskę ocalił przed jatką na weselu. Druga myśl naszła go w połowie drogi do pniaka. Wątpliwość jego ludzkiej natury. Wcisnąć topór mógł Glandemu. Jana obietnica ale wina Glande. Nie mógł tego jednak uczynić. Wyszedłby na słabego. Przed nim i wioska ale i przed sobą samym. Zabić trzy niewinne dziewki. Zbrodnia? Nie, zabijał już wcześniej dla łupów chociażby. Jeśli się teraz zawaha jeśli okaże litość czy człowieczeństwo. Dziwożony wrócą i trupów będzie znacznie więcej niż trzy. To będzie wtedy jego winą. Jego brzemieniem i jego zbrodnią. Dał cholerne słowo i jako syn Bożywoja go dotrzyma. Położył dziewkę głowę na pniaku, ta ledwo wiedziała co się dzieje. Glandemu oczywiście nie odpuścił do końca. Kazał dziewkę trzymać, żeby głową nie ruszała. On Jan wzniesie topór ale i on Glande zobaczy do czego prowadzi łamanie słowa. Przez chwilę się jeszcze zastanawiał się czy z dziewki się nie napić. Byłby weselszy i lżej by było na duszy. Niestety precyzja wymaga trzeźwości umysłu. Wzniósł topór i przyłożył się całym sercem do precyzyjnego ciosu. Wszedł w trans i następnie dwie dokładnie tak samo ubił. Ciżba wzdychała i krzyknął ktoś czasem ze zgrozy. Las milczał. Krew płyneła.
Wszystkie trzy gładko ścięte, jak zawodowy kat.

Jan wyostrzonymi zmysłami popatrzył w las po wszystkim. Szukał aury gdzieś prześwitującej. Znaku, że ktoś go jednak obserwuje jak i on by to uczynił. Wtedy on sam będzie mógł nawiązać kontakt. I zdało mu się, gdy jego dłonie splamiła krew drugiej dziewicy, że coś dostrzega, ruch jakiś, oczu parę żółtych i bystrych, między jasnozielonymi gałęziami modrzewia. Lecz po chwili na cichych skrzydłach wyleciał spomiędzy nich puszczyk, by pomknąć w noc. Jan skierował się do Krzesimira. Z pannami sprawa była otwarta, Glande rzekł że ciała zniknęły gdy on składał ofiarę. Wystarczy kazać obserwować to miejsce i pokazać się samemu gdy panny się zjawią.
 
Icarius jest offline  
Stary 11-11-2017, 21:02   #43
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Śniły mu się trzy dziewice w wieńcach z bluszczu na głowach, oczy miały zielone jak liście. Ścigały go przez knieje na dzikach ulepionych z korzeni i splątanych gałęzi, wilki pędziły u ich boku.

Śniła mu się Biruta, w podróżnej sukni szarej, srebrnej nitką przetykanej przy dekolcie i pelerynce obłoczystej sobolami podszytej. Taka, jak ją widział po raz pierwszy, gdy do Skrzynna zjechała i ojciec kazał mu wyjść powitać gościa. Na jej twarzy, gdy przed nią stanął, odmalowało się zaszokowanie, szybko przykryte dwornym uśmiechem. A on to wziął za skutki swej uderzającej urody...

Śnił mu się Montwił, pewnie dlatego, że z nim ostatnim rozmówił się przed zaśnięciem. Przyszedł do niego Gangrel i smędził niemożebnie, że za Egle ruszać trzeba, pal sześć Samboję.

Wszystkiemy Sayn się przyglądał, komtur elbląski na twarzy miał wyraz niemożebnego smutku, krwawił z wielu ran.

***

Hamsa, gdy go tylko obudził, podetknął mu coś pod nos. Machnął Jan ręką, bo zrazu zdało mu się, że to dziwożona grot włóczni do powąchania mu podsuwa. A to warkoczyk był, kosmyk spleciony z cienkich, ciemnych włosków dziewczynki.
- Pan nie gryzie się z zazdrości, bo i pan może dostanie – chłopaczysko wetkało warkoczyk za pazuchę – jakowyś gościniec, bo jedzie ku nam panna Biruta... Montwiłowi ludzie donieśli, że z orszakiem. Licznym, konni i piesi strzegli jej bezpieczeństwa, a sama Biruta dosiadała potężnego jelenia o sierści jak śnieg białej.

Wypadł Jan z chaty, po gumnie wzrokiem dzikim potoczył, w wahaniu, czy tutaj, w wiosce Glandego trawę kazać malować na zielono, czy taktycznie dać chodu i przyjąć ukochaną w ciasnym i chudogim, ale własnym kurniku

Ciskał się wzdłuż domostw akuratnie jak skarbnik po izbie ograbionej, gdy jakoweś poruszenie wśród drzew uwagę jego zwróciło. Światełko błędne, błękitne, okrągłe, to w górę, tow dół podlatujące, potem kolejne, wokół siebie wirujące. Postąpił Jan w tamtą stronę i stanął od razu, zgrozą zdjęty.

Na skraju lasu stała jedna z dziewic ręką jego ściętych przeszłej nocy, skórę miała zielonkawą, a na głowie, znów na szyi łabędziej tkwiącej, wianek z pnącza bluszczu upleciony.
 
Asenat jest offline  
Stary 20-11-2017, 02:14   #44
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan spojrzał na dziwożone. Z początku zdjęła go trwoga. Każdego kto ofiarę swą ściął i chodzącą widzi - szok nie ominie. Jeśli jednak Jan dobrze myślał z dziewicy którą złożył w ofierze nic nie pozostało. Jeno powłoka którą ktoś zajął a i ta zmieniona. Dał komuś życie, odbierając je komuś innemu? Nie ona pewnie żyła wcześniej była jakimś duchem. Gdzieś bytowała może w drzewie? Może w jakimś innym świecie? On dał jej obecne ciało… chyba. Wszak to domysły.
- Witaj jestem Jan - powiedział wprost do jej umysłu. - Miło cię widzieć. Po co przyszłaś? - jej obecność była jakoś związana z Janem. Może przyszła mu podziękować a może mając przebłyski z życia dziewicy postanowiła go wypatroszyć.
Nic się nie stało. Nie napłynęła odpowiedź, ani w słowach, ani chociaż w zmianie na twarzy ukoronowanej bluszczem dziwożony. Dziewczyna cofnęła się krok, skrył ją cień drzew, a z nią podążyły bagienne światełka.
Jan krzyknął mentalnie za dziewczyną.
- Poczekaj pomogłem wam chce porozmawiać. Nie bój się jestem wam przyjacielem. - podszedł trochę w stronę dziewczyny. Zachował jednak bezpieczną głównie dla jej komfortu odległość. Rozłożył ręce w uspokajającym geście i się uśmiechnął. Miał na sobie drogie ciuchy i był wyszykowany pod przyjazd Biruty. Jedynie płaszcz podróżny narzucony na plecy był solidny lecz nie ozdobny. Wyszedł by patrzeć czy Biruta już jedzie. Czy nie widać jej aby w oddali. Nie spodziewał się tu dziwożony. Nakazał Glande naszykować wioskę na przyjazd gości. Był już wszak u niego jak u siebie. Na bogato na ile się da i izbę dla nich na wyłączność. Korciło go żeby wyjechać jej naprzeciw. Jednak obecność panny go wstrzymała. Chciał nawiązać z nimi kontakt. Nie wiedział czy chce być nowym Leszym czy co gorsza Skomundem. Spodziewał się że za moc jest i cena. Nie wadzi to jednak w przyjaźni żyć.


Wytężając wzrok widział, że stoi tam jeszcze, niemal nieruchoma, i dla kogoś, kto nie poprawią juchą naturalnej ostrości wzroku, całkiem niewidoczna. Światełka krążyły wokół jej przystrojonej bluszczem głowy. Wysyłał kolejną myśl.
- Powiedz komuś kto decyduje u was że chce rozmawiać. Możemy sobie wzajemnie pomagać. Chronić się nawzajem, wiem że macie swoje problemy. Powiedz po co przyszłaś?
Wychynęła raz jeszcze i cofnęła się znowu. Ogniki słabły, musiały się oddalać.*
Nie zdecydowała nic, nie mówiła nawet. Jan nie zamierzał biegać za niemową. Gdyby chciała by szedł za nią, może choćby ręką do niego machnęła. Mówił mową umysłów którą na szczęście każdy rozumiał. Rozumienie jednak nie oznaczało chęci rozmowy. Poszedł Jan wydać dyspozycje ostatnie grupie ratunkowej. Machnął ręką na ciekawską pannę, bo może to właśnie ciekawość ją tu przywiodła. Nic mu nie rzekła przecie a mogła. Sam zamierzał wyjechać na spotkanie Birucie. Zabrać tylko symboliczną świtę. Kamira i syna Glande.

Musiał trzymać się planu. Na początku nocy Niedźwiedziowi trzeci raz krew Jan dał. Wyruszył z Krzesimirem i Montwiłem szukać zguby. Wzieli kogo chcieli do pomocy wolna ręka nawet nie sprawdzał. Spodziewał się, że spryt tych trzech może przynieść efekt. Niedźwiedziowi powiedział, że kolejność priorytetów ratunkowych jest prosta. Sayn potem wedle możliwości. Jak zapytam czemu to Jan rzeknie.. to jedyny krzyżak co wojnę zatrzymać może. Tego wszak i ty chciałeś. Glande i w zasadzie każdemu ciągle do głowy kładł by czujni byli. Uśpić się ciszy lasu nie dali. Bo tam gdzieś krążą ich wrogowie. Nawet jeśli nie już i teraz to krążyć będą. Wcześniej czy później. Dosiadł konia i ruszył. Nie zastanawiał się więcej. Liczyło się dla niego jedno... zobaczyć w końcu Birutę.

Po gwarze już wiedział, że niemało luda tu ciągnie. Ludzi słyszał, koni moc i psów ujadanie. Widział już sylwetki pomiędzy drzewami, w dole, gdzie droga zakręcała, pnąc się w od koryta strumienia. Już miał konia zaciąć, gdy na ścieżynie mąż się pojawił postury potężnej i wieku dojrzałego, o włosach i brodzie jak pszenica jasnych i splatanych. W szerokie spodnie odziany i gruby płaszcz, kroczył jak po własnych włościach. Tylko Jana zobaczył, zatrzymał się, ręce wsparł na toporze o długim drzewcu i czekał, aż podjadą.

Jan podjechał kawałek oczy przymrużył mocno i lekko spojrzał w aurę. Tak na granicy jej występowania na nogi patrząc. Wiedział że jeśli to duch lasu patrząc normalnie oślepłby. Tak miał zamiar potwierdzić podejrzenie i zaprzestać swej sztuki nim ucierpi. Gdy podjeżdżali rzekł swoim ludziom.
- Ani drgnijcie bez rozkazu.

Głosem umysłu rzekł natomiast do brodacza.
- Witaj jestem Jan zwany Łabędziem. Z kim mam przyjemność?
Sylwetkę wojownika otoczyło cynobrowe halo o jasnej barwie właściwiej wampierzom gdy jan wejrzał jednocześnie w jego aurę.
- A witajże, gospodarzu miły - wyszczerzył się z gęstwin brody.
- Jam Vesteinn. Daleko owa sadyba twoja? Panny tak już narzekają, żem się wysforował najprzód.
Ześlizgnął się spojrzeniem na towarzyszy Janowych. A potem na Wąchacza gwizdnął, co się za nimi zaplątał.
- A chodź no, gładyszu - woj klepnął się w piersi, i ku zdziwieniu Jana pies skoczył ku niemu radoście, łapy o wskazane miejsce wsparł i pozwalał się czochrać.

Jan był zdziwiony reakcją Wąchacza choć mimowolnie twarz rozjaśnił mu uśmiech. Nie wyczuwał zagrożenia od wojownika co również dobrze wróżyło. Wiedział o nim niewiele. Ten Brujah wiking z dalej północy. Rzekł o nim oszczędnie Niedźwiedź.
- Niedaleko na szczęście. Twoje i panien oczywiście. Spodziewałem się wizyty panny Biruty. Jakie to jeszcze panny dały ci się we znaki? - uśmiechał się serdecznie dalej.
- Panny same nie chadzają nawet do wychodka - woj wybuchnął tubalnym śmiechem, aż się cały zatrząsł i echo się poniosło. - Wszystko, co robią, publiki wymaga. A dla dziewki widownią najzacniejszą i najbardziej pożądaną nie my wcale, a inne baby. Taki los! Ale jak wąsiki sadzą z tłuszczem pociągniesz i język miodem posmarujesz, to prócz Biruty wiodę Eufemię i Jaune. Będziesz miał na kim gładką wymowę poćwiczyć - zbliżył się i Jana w udo klepnął przyjacielsko. - Powodzenia - wyszeptał, oczy mrużąc w rozbawieniu. - Ja z boczku siędę, popatrzę. Może cię nie rozerwą...
- Eee - myśl główną wyraził Jan - Jednej panny wizyta mnie przerażała ale trzech. - z czego dwie mogą jeszcze na Łowczego dybać i knuć okrutnie dopowiedział w myślach. - Czym ja zasłużył na takie honory? Tyle znacznych osób w moje skromne progi.
- Znaczy ja? - pogładził się po szerokiej piersi. - Zmartwię cię, ale nie twa to zasługa. Lubię się pobić z Sambojowymi szaleńcami, tom się zabrał z pannami. Ale kto wie, może mi się zasłużysz, chodzą plotki, że jestem przekupny - roześmiał się perliście. - Jaune przyjechała jak nic bronić interesów swej pieszczoszki. Biruta twierdzi, iż do ciebie. A Eufemia diabli wiedzą, po co. Może by tamtych porażki obejrzeć i szpile wbijać… Mówiłem, baby.
- Walka. Lubię walkę- spojrzenie Jana rozjaśniało. - Przeciw komu i dlaczego tak licznie stajecie? - Jan wiedział że przeciw Żbikowi nie wiedział tylko dlaczego. Wyjaśniła się przyczyna tak licznej grupy. Biruta pewnie ze skromną świtą podłączyła się do wyprawy co na Zemelgów szła. Dla bezpieczeństwa w świetle ostatnich wydarzeń. Jana olśniło to mógł być powód wyprawy. Szli na Zemelgów zaraz po tym jak zniknął Łowczy. Żbik mógł się na niego zasadzić naprawdę lub Eufemia to na niego zrzuciła.
- Jeden z synów Jawnuty i jego córa przepadli na lupińskich ziemiach. To i będzie odwet - zatarł silne dłonie. - Aż się nauczą respektu wszarze.
- Tak właśnie podejrzewałem. - uśmiechał się gorzko. - Jadę dalej do panny Biruty. Dziękuję ci za miłą rozmowę. - Jan ruszył dalej przed siebie.

Orszak ujrzał niebawem. Na przedzie jechała dojrzała niewiasta o twarzy naznaczonej pierwszymi zmarszczkami i ciemnych, smolistych włosach. Z jej postawy promieniowały powaga i dostojeństwo, i gdyby nie szponiaste dłonie trzymające wodze Jan nigdy nie wziąłby jej za Diablicę. Tuż za nią na bułanej klaczce podążała mniszka o twarzy słodkiej i delikatnej, spojrzeniu spłoszonym i ramionach skurczonych trwożliwie, jakby obawiała się ataku pomimo licznej obstawy. Za nimi zaś ukochana Janowa na białym jeleniu, jeszcze piękniejsza niż we wspomnieniach, ani chybi sięgała nie raz po tzimiską sztukę zmiany ciała. Jan dostrzegł gdy oko w końcu oderwał od Biruty, że część obstawy też była modyfikowana, woje to z pewnością ghule.

Jan na widok ukochanej przyśpieszył. Uwagę o ghulach odnotował. Minął zarówno dostojną June jak i duchową Eufemie. Rzucając tylko w przelocie.
- Uszanowanie drogie Panie.
Zatrzymał się dopiero przed Birutą.
- Piękny widok i długo oczekiwany. - uśmiechnął się. Zeskoczył błyskawicznie z konia bo i ciężko wymieniać czułości na wierzchowcach.


Zatrzymała go podsunięta pod nos biała rączka o szczupłych palcach przyozdobionych pierścieniami.
- Wspaniale widzieć cię w zdrowiu, drogi Janie.
Ucałował ją w rękę choć lekko przygasł. Spodziewał się po jej stronie większego entuzjazmu. Wyczekał chwilę a jeśli Pani jego serca wolała publicznie się nie ściskać niczym młokosy lecz pozostać dystyngowaną. Biruta uśmiechnęła się oszczędnie, i po policzku go pogładziła jednym palcem. Jej oczy skoczyły przy tym na boki, to w lewo, to w prawo spoglądając, jakby dać chciała do zrozumienia, że jest obserwowana. Jan miał to w poważaniu. No ale on był tym wyrywnym z ich dwójki w działaniu. Niby miał stalową wolę ale gdy jakaś pasja go pchała nie zważał na nic. Tak samo było ze złością przedziwna kombinacja. Cieżko było komuś nagiąć go do swojej woli. On sam jednak słabostkom ulegał. Tak i tym razem było. Wskoczył na konia i począł jechać w milczeniu. Wytrzymał no może do zwrotu Mario w zdrowaśce. Kazał Kamirowi orszak od czoła poprowadzić gdyby ktoś nie wiedział gdzie wioska.
Może choćby na krótki odpoczynek się zatrzymają zmierzając do Samboi. Kto wie może i ona jest w drodze dla zaoszczędzenia czasu i spotkają się sprzymierzone siły na włościach Jana?

Głosem odezwał się w Jan jej głowie zaciekawiony.

“Przed kim się chowamy?”
“Przed dwiema sukami. Uważaj, potrafią to co ty. Jaune jest szczególnie biegła. Pomówimy bez świadków.”
Smukłą łydką trąciła biały bok jelenia, jednocześnie obdarzając Jana zdawkowym skinięciem, należnym kuzynowi w siódmym pokoleniu co najwyżej, nie ukochanemu.
“Tak, tęskniłam” - rozbrzmiało jeszcze cokolwiek rzewnie w Janowej głowie.
“ Rozmawiać powinniśmy tak jak teraz. Przy mocach odpowiednich to, że świadków nie widać…. Nie znaczy że ich nie ma. Tylko czy naszą bliskość chcesz ukrywać? Ja chce ją wykrzyczeć całemu światu.”
“Nie tutaj, nie przy nich”.
“ Dobrze skoro trzeba” - dodał niepocieszony.

Niedługo potem podjechał do Eufemii i June. Wymienić uprzejmości zapytać czy zatrzymają się w wiosce na postój lub nocleg. Czy ewentualnie może im w czymś pomóc.
Jaune spojrzała na niego z góry przenikliwie i nienaturalnie jasnymi oczami.
- Weźmiesz udział w naradzie i wyprawie wojennej - oznajmiła swoją wolę. Eufemia posłała mu spłoszony i przepraszający uśmiech. Zamamrotała coś, twarz chowając w kwefach, i chyba padło tam imię dziada, ale było to tak niewyraźne, że równie dobrze mogła mu kazać zejść sobie z drogi.

Jan nic nie odrzekł jedynie skinął głową i ruszył z nimi dalej. June była zasadniczo druga po Jawnucie. Stąd jej postawa ale i honor bo zaprosiła go do stołu narad. Ciekawe ile już ze wszystkiego co zrobił Jan wiedziała?
 
Icarius jest offline  
Stary 24-11-2017, 09:34   #45
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Luda zmarszczyła brwi, gdy Jan o wieści posłanie do Wrońca poprosił.
- Rzeknij mu że “ Twój brat krwi zaginął, ponoć nieżyje. Jam jest Jan ze Skrzynna Łabedziem zwany i niedowierzam szukam go. Ponoć Żbika Czarnego to robota albo ktoś chce go wrobić. Wtrąć się dla prawdy i sprawiedliwości za Blaizygsa”.
- Rzec można wszystko, Janie. Lecz czy słowa drogę do głowy i serca odnajdą, to poza mną już.
Poprosił o wyjaśnienie, lecz machnęła ręką.
- Są ludzie, co do swych psów czy koni gadają. Czy się ode tego pies czy koń ludzkiej mowy nauczy i ludzkimi sprawami przejmie?

Zaczął już podejrzewać, w czym problem leży. W tymże samym, co u większości starych Gangreli, coraz dalej od człowieczeństwa w stronę bestii odchodzących. Luda jednak obiecała, że zrobi, co w jej mocy.

Tymczasem do wsi Glandego zjechali, i goście rozpełzli się po osadzie. Nie uszło Janowej uwadze, że się stary wojak skrzywił na widok Jaune i wargi gryźć począł, gdy ta zażądała poczęstunku. Nie uszło i to, że Vesteinn niczego żądać nie musiał, zęby jeno szczerzył w uśmiechu, z wojami zagadał, dziewce, co przypadkiem obok przechodziła zawiesił znienacka dobyty zza pazuchy naszyjnik z trzech srebrnych monet, i już pannami był oblepiony i mężami, co słuchać chcieli jego opowieści i przechwałek. Już mu ludzi na wyprawę na Zemgalów u boku Samboi namawiał.

Oczekiwał spotkania z Birutą, rozmowy obiecanej, ale nic takiego nie nadeszło. Miast tego Eufemia go naszła, w drzwiach chaty stanęła z wahaniem, i dopiero na wyraźne zaproszenie próg przekroczyła. Uśmiechała się nieśmiało i trwożliwie, i z obawą zerkała na broń u jego pasa.

- Podziękować ci, Janie, za gościnę. Mówiłam, iż winniśmy uprzedzić cię, lecz Jaune słuchać nie chciała…
Zaczęła międlić nerwowo rękawy swej sukni, nitki ze skraja wypruwać.
- Lecz urazy nie chowasz?
Zdawała się krucha jak porcelana i delikatna jak puch. I Jan ku własnemu zdziwieniu coraz mocniej odczuwał potrzebę bronienia tej wiotkiej i słodkiej niewiasty przed złym i okrutnym światem.
 
Asenat jest offline  
Stary 19-12-2017, 22:38   #46
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Jeszcze nie - uśmiechnął się. Gdy go to niespodziewane uczucie ogarnęło, zamrugał parę razy. Jakby w samego siebie się wsłuchiwał. Wszak miał ją za zdrajczynie.
- June jest w prawie. Choć zapowiedź to faktycznie był dobry pomysł. Coś jeszcze cię do mnie sprowadza wskazał krzesło naprzeciw siebie.
- Ach…
Przysiadła na wskazanym miejscu, na samej krawędzi, kolana ścisnęła razem i dłonie ułożyła na podołku. A dłonie to były smukłe i długopalce, godne świętej z prawosławnej ikony.
- Czy dziad waszmości, w dobrym zdrowiu? Zali spodziewać się go możemy?
- Znasz go Pani? - Jan odpowiedział pytaniem szczerze zdziwiony taką wiedzą Eufemi.
- Jeden raz go spotkałam - rzekła z zawstydzeniem. - Lecz zbyt młodą będąc, docenić nie potrafiłam zaszczytu. - W jej oczach pojawił się jednak blask zachwytu. - Niezwykły to mąż, nawet wśród Tzimisce.
- Miło to słyszeć. Mój dziad w zdrowiu, choć nie słyszałem by miał się tu wybierać. Póki co rodzina wysłała tu mnie. - uśmiechnął się już mniej entuzjastycznie. Dawał się prowadzić Eufemii w rozmowie niczym dziecko. Ciekaw był jej intencji. Jednocześnie zajrzał do jej umysłu i skrywanych sekretów. Przebił się jak zawsze przez powierzchowne myśli i różne wspomnienia. Szukał tego co skrywane i ukryte. Pierwsza wizja jaka mu się ukazała

"Ciemne pomieszczenie, szelest jedwabi i chrzęst kolczugi. Męski głos mówiący po rusku.
- Niechaj się biją i krwawią. "

Tak to z pewnością wspólnik Eufemii ze wschodu. Ciekawe co ich łączy? Była to jednak kolejna poszlaka wskazująca na to, że Eufemia wybrała stronę i aktywnie działała na jej stronę. Wampiry ze wschodu, prawdopodobnie stare rody Tzimisce. Jan nie był po żadnej stronie, jednak postanowił jakiś czas temu być lojalnym na ile się uda wobec Jawnuty. Każdy z kim rozmawiał postawił na wampirzycy krzyżyk. Obawiał się Jan również jej obycia. Były rzeczy których on Jan by nie zrozumiał czy nie wybaczył. Choć będąc wampirem jego granice przesuwały się coraz bardziej. Wiedział, że to nic w porównaniu ze starymi osobnikami. Ich człowieczeństwo, postrzeganie świata i wydarzeń było tak różne od ludzkiego czy nawet jego własnego. Czy to nie będzie barierą? Czy to nie zatrzyma Jana. Wyobrażał sobie, że może nie będzie tak źle. Chciał służyć Jawnucie jako sojusznik z zaprzyjaźnionego rodu. Czuł jednak, że dziesiątki rzeczy mogą mu pokrzyżować szyki. Dlatego płynął na fali wydarzeń. Starając się obrać kierunek ale nie skreślając żadnej ze stron. Problemem okazała się Eufemia. Usunęła łowczego, podniosła rękę na Egle choć nie swoją. Wykonała zasadniczo dość brawurowy ruch. Jan chcąc nie chcąc zaszkodzi jej próbując ograniczyć jego konsekwencje. Przeszedł dalej i zatrzymał się na wspomnieniu znajomej twarzy swego dziada.

"Jan widział jak Eufemia próbuje uciec, ale drzwi są daleko. Zoltan chwyta ją za włosy, podcina nogi i zmusza do klęknięcia."

Jej zachwyt nad dziadem mógł być udawany?

Tymczasem rozmowa toczyła się dalej.
- Ziemie tutaj dzikie - kiwnęła głową - i niebezpieczne. Lecz dwór naszej pani piękny, pełen ludzi wielkiej mądrości i rzemieślników o rękach zręcznych. Osad ludzkich na wschód także więcej… a wy, Janie, do jakich Tzimisce należycie? Czy takie jako dziad wasz mniemanie macie o włościach dla naszego rodzaju dobrych?
Jan znowu się zdziwił. Co takiego zrobił Zoltan, że Eufemii tak zapadł w pamięć? Związał ją krwią? Czy ona go nienawidzi i udaje?
- Widzę Pani, że mój dziad Zoltan zapadł ci niezwykle w pamięć. Cóż takiego zrobił by zachwyt twój po dziś dzień wzbudzać? - Jan pytał szczerze i prosto. Był trochę zbity z tropu.
- Wspaniały ma umysł, to wielki polityk i strateg - oznajmiła, kryjąc oczy za firankami rzęs. - Nieco zbyt drapieżny może, ale czyż Bóg nie takimi stworzył… mężów i wampierzy?
- Nie wszystkich. - powiedział z powagą Jan - Powiem ci szczerze Pani. Dziada znam słabo. On jest dla mnie odległy. Ojciec trzyma mnie z daleko od niego i każdej rzeczy która się jego tyczy. Bożywoj jest wojownikiem i ojcem i drapieżnikiem. Matką nawet w pewnym sensie. Wydaje mi się jednak, że w odpowiednich proporcjach. Jeśli mogę sobie odważnie pozwolić by oceniać własnego stwórcę. Dziad Zoltan wybacz ale jest dla mnie figurą, obrazem dziełem w zasadzie nieznanym.
Zawód na jej liczku był aż nadto widoczny. I zdaje się, szczery. Jaki był jego powód? Chciała odegrać się na Janie za Zoltana?
- Szlachetny Bożywoj zaszczyci nasze zmagania, czy oczy jego na polskie sprawy zwrócone… na południe, jak mówią?
- Przesłano mnie - powiedział rozbrajająco. - Myślę jednak, że gdyby wybuchła tu wojna. Która wisi nad tą ziemią. Ojciec i wuj mogliby się zjawić. To już jednak ustalenia na górze jak to mawiają. Między panią Jawnuta a braćmi ze Skrzynna. Ja tam tylko sugerować coś mogę lub prosić ojca. Widzę Pani, żeś delikatnej natury i uduchowionej jak słyszałem. Co robisz tu w dziczy z wyprawą wojenną? Wszak nietypowe to połączenie.
- Ktoś musi - spuściła oczy - studzić spory, a czasem i zatrzymać miecz przeznaczenia w bezlitosnych rękach.
- Pani ponoć twoja moc pozwala ci się oddzielić od ciała. Rzekniesz mi jak zginął pierwszy Łowczy? Co z jego córka?
- Och - obejrzała się, jakby w obawie, że ktoś podsłuchiwać może - Rzeczy te Jaune winna przybliżyć… zdecydować, jak wiele winieneś wiedzieć - rzekła z wahaniem.
- Tyle czy Egle żyje i z grubsza co się stało to chyba można. Chcecie mnie drogie panie na wyprawę wojenną ciągnąć. To może chociaż wyjaśnienie by się jakieś przydało.
Eufemia płochliwe rzuciła spojrzenia na boki.
- Zawsze rzec wszak możesz, iż nie ode mnie wiesz to… - zasugerowała ostrożnie.
- Oczywiście, wszak przyszłaś się przywitać jedynie. Dziada powspominać.
- O, tak - twarz Eufemii rozjaśnił uśmiech i stała się jeszcze piękniejsza. - Miałam i mam nadal przesłanki by myśleć, że Egle wciąż żyje. Bleizgys zawsze był porywczy, nie czekał, aż grupa się zbierze, sam poszedł po córkę. Wilkołaki opadły go na bagnach, to ich ziemie, walczył jak zastępy Pana, lecz… było ich zbyt wielu. Jawnuta zarządziła wyprawę. Nie małą grupą, by odbić wnuczkę. Wojenną wyprawę, by zgnieść Zemgalów i ich shołdować. Oczekuje, iż się przyłączysz… acz… Jaune jest jaka jest, mówi językiem rozkazów. To nie jest tak… że nie masz wyboru ni prawa do odmowy.
- Wiem. Jednak przyjechałem pomoc waszej rodzinie. Może to zabrzmi dziwnie ale mam szczere i dobre intencje. Chociaż mam spore wątpliwości co dla tutejszego jest dobre lub złe. Macie sporo dróg i wyborów teraz, każda z nich ma… swoje konsekwencje. Na szczęście to nie ja decyduje- wzruszył ramionami.
- Rozumiem - skinęła wdzięczną główką. - Dla ciebie najważniejsze jest dobro rodu twego… a ten w Polsce ponad wszystko włości ma, podwładnych i wpływy, prawda?
- Do czego Pani zmierzasz? - odpowiedział pytaniem.
- Czy ród twój Krzyżaków popiera? Nie bierz tego za cios i potwarz. To… polityka.
- Mój ojciec jest pragmatykiem. Polityką różne ma zwroty Krzyżaków jednak nie popiera. Są nam obojętni a tę obojętność przeplata walka wtedy gdy trzeba. Choćby na tej ziemi, również mój ojciec nie tylko dziad boje toczył. Ramię w ramię z twoim rodem Pani.
- I nie tylko oni - odparła jakby w zamyśleniu, palec do ust przykładając i zapatrując się w płomienie. - Znasz legendę o Jazonie, Janie? Zaprzągł do pługa ogniste byki i zaorał kamienne pole, w bruzdach zasiał smocze zęby. Wyrośli z nich potężni wojownicy, którzy rzucili się na niego. I musiał z nimi walczyć.
- Rozumiem znaczenie historii. Zwłaszcza w odniesieniu do kainitów i ich dzieci. Nie rozumiem jednak kontekstu w odniesieniu do nas konkretnie. Ja wiem Pani niewiele o pobycie mojego rodu tu na tej ziemi. Ani o losach rodu Jawnuty. Nic więcej niż bajania o wuju Lederge i dziadzie Zoltanie.
- Zwłaszcza w odniesieniu do Kainitów i ich dzieci… - powtórzyła, kiwając głową. - Jesteś roztropnym i spostrzegawczym mężem, mości Janie. Zapewne winnam cię przekupić, przekabacić czy uwieść… zapewne kiedyś to uczynię.
Wyprostowała się, opadły z niej wszelkie nerwowe gesty i niepewność.
- A na razie zostawię cię z myślą: kto głową jest rodu twego? Dziad czy ojciec?
- W takim razie droga Pani do następnego razu. Gdybyś czegoś potrzebowała daj mi znać. - po czym mając już pierwsze lody przełamane ujął rękę Eufemii i pożegnał pocałunkiem w dłoń. Uśmiechnęła się i pogładziła go po twarzy zimnymi jak marmur palcami. Czuł ten jej dotyk nawet gdy odeszła. Dobry temat poruszyła, bo Jan sam nie znał odpowiedzi. Dziad spał i kierował Bożywojem. Czy Bożywoj skrzętnie grał obecnością i istnieniem Zoltana do własnych celów?

Jan wezwał Glande wątpliwości odstawiając na bok. Musi spotkać się z Birutą po prostu musi. Starszy wojownik i głowa wioski wszedł do Jana ze skwaszoną miną. Jan wiedząc, że tyle osób podsłuchiwać go może zaczął coraz częściej mówić do ludzi w umyśle. Od razu przeszedł też do konkretów.
"Czemu się tak krzywisz i jak zginął Leszy?"
" June zawsze zabija. Leszy? No zginął, nie ma to żadnego znaczenia " - oznajmił szybko Glande. "Ile zamierzasz ją gościć? Jej zwyczaje są… kłopotliwe. I kosztowne."
"Dzień może dwa i ruszają w drogę. Spraw by tam wiking nie zbałamucił połowy wioski. Chce się zobaczyć z Birutą zorganizuj nam spotkanie byle dyskretnie" - zakończył Jan.
"Znajdziemy mości panu przebranie odpowiednie" - zapewnił Glande.

I godzinę niecałą później naszedł Jana woj milczący, i w milczeniu i z kamienną twarzą godną zaiste nagrodzenia, wyciągnął zza pazuchy suknię niewieścią, zapaskę, fartuszek i chustę białą.
- Niech Glande żarty się nie trzymają. Naprawdę nie ma innej drogi?
- To dobre przebranie - odparł woj, a jego płowy wąs drgnął jednak minimalnie. - Jaki mąż w szatki niewieście się przystroi? Nikt podejrzewać nie będzie.*
- Niech licho weźmie godność. Wszystko bym poświęcił ale jeśli parę z gęby puścisz. Ja stracę trochę jej, ty głowę. - choć mówiąc to mimowolnie się uśmiechnął.
- Ja tam z wdowami wolę nie mieć nico wspólnego. Wiadomo, wszystkie wdówki to wiedźmy - orzekł młody woj i Janowi szatki przekazał. - Włosy ukryjcie pod chustą. Panna Biruta kąpieli zażywa. Wodę w kotle jej grzejem przed łaźnią. Ziół sobie wonnych zażyczyła i witek brzozwych. Takoż już czekają.
- Wdowa? Po kim? - Jan zamarł. Już się domyślał po cholermym Lederge zapewne. Cały jego świąt właśnie stanął w miejscu on żyje. Ona tego nie wie...
- A po jednym z naszych… no… Arnemie chociażby. Zmarło mu się zeszłej zimy. Rzecz zwyczajna, że wdowa pannom w łaźni towarzyszy, ku posłudze i by sekrety niewieście przekazywać - młodzieniec wzruszył ramionami.
Myśli Jana już kołowały w koło swoich domysłów. Po co Biruta miałaby trzymać obraz przedstawiający wuja? Jako wspomnienie męża czy kochanka? Obojętne bo tak samo złe. Kochała Jana czy Lederge? Nie dało się już tych myśli wyrzucić z głowy. Krążyły i kąsały niczym wściekłe osy. Były prawdziwe? Umysł kochającego często zazdrość wzbudza. Raz słusznie a raz nie...

I szedł już sobie Jan kierunku łaźni nogi niosły go choć myśli były gdzie indziej. Drobił po kobiecemu i pilnował, by mu się nogi nie zaplątały w długą suknię. I już-już łaźnię widział, gdy za nim rozległ się wesoły głos.
- A dokądże to zmierzasz, gołąbeczko, z tym ciężkim cebrem?
Vesteinn uśmiechnął się uwodzicielsko i wąsa płowego podkręcił.
- Foremna z ciebie turkaweczka… - przymrużył oczy z zadowoleniem i usta oblizał.
No tak jeszcze jego tu brakowało. Przecież żadnej kobicie nie odpuści najwyraźniej. Jan nie zamierzał uciekać bo wyszłaby z tego heca. Tymczasem rzekł bezpośrednio w umysł wikinga.
- "Moje skarby by ci się nie spodobały. Ja też ruszyłem na łów do panny. Mam nadzieję, że mnie nie zdradzisz przed pozostałymi babami. Ani przed nikim innym prawdę powiedziawszy." - powiedział w jego umyśle Jan. Pamiętał, że wiking był przekupny. To może być początek dobrej znajomości albo bardzo złej gdyby Jana wydał. Twarz rosłego Brujaha wpierw odmieniła się w niebotycznym zdziwieniu, lecz zaraz w oczach zapaliły się iskierki. Nie gniewu. Rozbawienia.
- "Dalibóg, tutejsze niewiasty największym są skarbem tej ziemi" - roześmiał się wiking, do Jana podsunął i pod wdowi czepiec zajrzał, palcem chustę odchylając, a jednocześnie widok wszystkim, co mogliby patrzeć, zasłaniając swą zwalistą sylwetką. Z dłoni Jana wyjął ceber i szedł obok niego, cały czas przygadując, komplementami sypiąc gęsto, i obietnicami, jak to dobrze potrafi zrobić dziewce.
- "Znajdź mnie, jak w łaźni skończysz, a takie ci cuda i dziwy pokażę…" - pytlował radośnie, i Jana bezwstydnie w pośladek szczypnął, korzystając z tego, że Diabeł przystanął przed łaźnią. Drogę zagrodzili mu dwaj Birutowi ghule, pilnujący, by panny w kąpieli nie napastował nikt… być może tylko nikt niepowołany. Biruta do niego nie przyszła. To, że on do niej przyjdzie było pewne. Ona to też wiedzieć musiała i rozkazy odpowiednie wydała. Był niemal pewien, że ta kąpiel również nie była przypadkowa. Biruta wszak nic przypadkowi nie zostawiała. Jan spojrzał na ghuli i rzekł do ich umysłów.
- " Pani mnie oczekuje. Kontroli poddajcie udawanej. Cebryk sprawdźcie, chusty nie odchylajcie. W razie wątpliwości pytajcie jej nim rabanu narobicie. Jam jest Jan ze Skrzynna. "
Jeden ghul na drugiego popatrzył, pierwszy w cebrzyk zajrzał i rękę we wrzątek wsadził, drugi Janowe kształty pod niewieścimi szatkami obadał i głową kiwnął. Drzwi otworzył i Jan wkroczył w zasnutą oparami łaźnię, żegnany obietnicą Vesteinna, że “jeszcze poswawolimy, gołąbeczko”.
- "Z pewnością choć w innych dziedzinach. Dziękuję za pomoc."- odpowiedział w jego umyśle Jan. Nadal nie był pewien czy wiking go nie zdradzi. Sprawa jednak wydawała mu się zbyt błaha. By psuć relacje między nimi. Była jednak dobrym punktem wyjścia do rozwinięcia znajomości.

Wśród oparów wyłoniły mu się jasne włosy i krągłe nagie ramię, wsparte o krawędź balii. Jan cichutko cebrzyk postawił. Zastanawiał się czy wszystkich ubrań nie zrzucić, uznał to jednak za zbyt ryzykowne.
- "Piękny widok". - rzekł bezpośrednio do umysłu Biruty.
Nawinęła na palec pasmo złotych włosów.
- Dolej wrzątku - rzekła na głos.
“Próbowałam cię uchronić przede tym wszystkim. Lecz zdaje się, poniosłam klęskę”.
Baba będąca Janem odstawiłam kubeł i powoli zaczęła dolewać wody. Zachowując przy tym staranność, usłużność i tempo niedołężne.
“ Powiedz mi jak najwięcej. Wiedza to najlepsza ochrona. Vesteinn mnie rozpoznał sądzisz, że doniesie? “
“Niewątpliwie doniesie, jeśli zobaczy w tym interes. Jeśli zobaczy w milczeniu… będzie milczał jak grób i nikt z niego prawdy nie wydobędzie.”
“Zostawmy go. Powiedz mi kochanie co się dzieje?”
“Obawiam się, że możesz zostać zakładnikiem lojalności rodziny.”
Poruszyła się w balii i podała mu mokrą szmatkę, obróciła się szczupłymi plecami.
“Żeby tak było moja rodzina lub twoja musiałaby szykować się do gwałtownej zmiany polityki. Kto, dlaczego i z kim? “ Jan postarał się uściślić zagadnienie. Jednocześnie wziął szmatkę i zaczął myć jej plecy. Nie szczędząc przy tym przypadkowych muśnięć opuszkami palców wzdłuż kręgosłupa.
“Jawnuta musi się z kimś sprzymierzyć… rozważa Krzyżaków, a syn Bożywoja byłby hojnym dowodem przyjaźni. Ale niekoniecznie. Ty w kajdanach i ciemnicy w Bejsagole - to także piękne zaproszenia do ojca twego i wuja, by krwią poddanych i złotem wykazali, że pakt między rodami trwa nadal. Bo dworne zabiegi - to jeno puch marny”
Westchnęła, przeciągnęła się pod dotykiem i na chwilę przytuliła się policzkiem do Janowej dłoni.
“Niepokoi ją, że Zoltan śpi. Rzecze: winien wstać i walczyć”.*
“Postaram się przysłużyć tobie i rodzinie. Zmienić coś w sytuacji by i Jawnuta zdanie zmieniła o mojej przyszłości. Po czyjej stronie jest June? Z kim chce przymierza i jaką ma wizję przyszłości?” - pogładził jej policzek czule.
“Niezależnie od tego, co mówi… myśli, że może zatrzymać uciekający czas. Stare czasy, gdy Tzimisce byli bogami dla swego bydła, i wszem i wobec obnosili jawnie swoją naturę, da się utrzymać. Wspiera Samboję i tutejszych Tremerów. Jest stara i mądra… ale widać wiek nie chroni przed naiwnością. Wszyscy mamy swe mrzonki. Ona nie ma wizji przyszłości, mój luby. Nie ma jej nikt, kto oczy ma utkwione wstecz”. Jan wyciągnął z tego wniosek, że June chce zachować stare czasy. Stare układy i starą władze. Nie będzie jej zatem po drodze ani ze wschodem ani z zachodem. Bo oba wampirze kierunki i stronnictwa swoją władzę i modłę chcą narzucić. Nawet jeśli pozory zachowają czy coś odłożą w czasie.
“ Trzeba nam pomyśleć co robić dalej. Nie stałem z założonymi rękami. Montwił mówił, że gospodarzyć mam. To gospodarze mam tu już Niedźwiedzia tego Nosferatu związanego ze mną. Odparliśmy z pomocą rodzeństwa Lasombra atak braci Dobrzyńskich udających Krzyżaków na ziemię przygraniczne Jawnuty. Mam jeńców ciekawych ale o nich potem. Co Ty planujesz w tym rozgardiaszu? Eufemia według moich informacji wrobiła Łowczego. Napuściła na niego Żbika lub kogoś innego i zrzuciła na wilkołaki odpowiedzialność. Łowczy i Egle to twoi sojusznicy, jeśli dobrze to rozgryzłem. Czyli zagrała również przeciw nam. Eufemia a raczej wschodnie wampiry jej rękami chcą poszczuć Jawnutowy dwór przeciw innym. By później łatwiej samemu wejść do gry. June atakując wilkołaki tańczy jak jej zagrano. Choć może tego nie dostrzegać.”
“Jak na kogoś, kto ledwie tu nogę postawił, dobre masz rozeznanie. Ja jednak mam lepsze. Wiem, do czego jest zdolna moja rodzina. I rozważam ucieczkę”.
Komu innemu zapewne owinęłaby porażkę w dworne słowo, nie przyznałaby się do strachu. Wobec Jana mogła pozwolić sobie na okazanie słabości, przyznać do strachu.
“ Mówisz, że rozważasz zatem nie jesteś pewna. Jeśli zechcesz zaufam ci i uciekniemy choćby jutro. Dziś jednak rozumiem, że próbujemy się na powierzchni wody utrzymać? Powalczyć nim zrezygnujemy? “ ręką którą do tej pory policzek gładziła wzdłuż szyi idąc zmierzała ku piersiom które były tuż nad powierzchnią wody akurat. Nad taflą o której rozmawiali. Ręce Jana zaczęły muskać sutki delikatnie i z wyprawą. Przygięła mu się do ręki jak spragniony pieszczoty kot.
“Hmmmm, co ci chodzi po głowie? Poza tym oczywistym?”
Odwróciła się z pluskiem, by spojrzeć Janowi w oczy.
“Chciałabym, jeśli już będziemy musieli uciekać… urwać coś dla siebie. Najlepiej sporo. Ja wiem, że tu się srogie sprawy dzieją, Egle ptaka mi posłała, nim przepadła, że posła krzyżackiego wiedzie…”
Odchyliła lekko wdowi czepiec i wpiła się w Janowe usta.
- Hej hej, duszko! - dobiegło przez ściany wesołe wołanie Vesteinna. - Cokolwiek panna ci robi, ja zrobię to lepiej! Ręką Jana powędrowała jeszcze niżej. Wprost między uda Biruty. Ruchem niespiesznym i delikatnym. Zbyt długo czekał by przejmować się wikingiem. Zresztą ghule Biruty powinny zaraz przywołać go do porządku. Wszak jakieś dobre maniery obowiązują. Sam sięgnął umysłem wikinga i poprosił: “ Pobawiłeś się już, mógłbyś nie przykuwać uwagi i dać mi się nacieszyć czymś na co czekałem latami. Odwdzięczę się w swoim czasie. “
Odpowiedź mknęła, lecz nie dotarła...
Do Biruty w umyśle rzekł z kolei. “ Zaraz pójdzie mam nadzieję, jeśli nie jest mi obojętny. Czekałem zbyt długo… “ dopiero po tym jak pocieszył się chwilę wspólnymi rzekł dalej.
“ Mam córkę Żbika. Chce przytknąć Eufemie w nos. June rzec co się dzieje, że ktoś nią manipuluje i nie chodzi mi o Eufemie tylko. Zaproponować moje pośrednictwo, skoro chcą byśmy się bili i krwawili. Zróbmy coś co ich zaskoczy. June może obserwować Eufemie w tym czasie bacznie. Raz odwróci to uwagę od nas a dwa co ważniejsze może doprowadzi nas do tych co za nią stoją. “

Ktoś w drzwi łupnął dwa razy, i Biruta odepchnęła Jana tak samo gwałtownie, jak go przed chwilą ściskała. Gdy przez otwarte przez ghule drzwi do łaźni wkraczała Jaune, Biruta spoczywała na powrót wyciągnięta w balli, a minkę miała z tych bardziej znudzonych.
Jan się pochylił i udawał swoją rolę wszak miał być jedynie marna wdową. Dbał by żaden szczegół go nie zdradził. Ręką owłosiona czy widok twarzy.
Jaune zrzuciła suknię, i Jana uderzył widok łusek pokrywających plecy, brzuch i uda kobiety. Niby ruszyć go nie powinno, widział wszak, jak się ojciec potrafił odmienić, widział i śpiącego dziada… jednak spodziewał się, że niewiasta prędzej próżności będzie hołdować, niż nieludzkiej naturze.
Zaufana Jawnuty naga weszła do balii, musnęła policzek i pierś Biruty.
- Nie krzyw się już tak, fijołeczku. Znajdziemy ci inną przyjaciółkę, godniejszą damy. A jak będziesz posłuszna, to może i na zachód poślemy, byś Toreadorów bałamuciła…
Machnęła ręką, odprawiając wdowę, za którą Jan był się przebrał.

Jan wyszedł z łaźni i rozejrzał się za Vesteinnem. Szybko odkrył, że Vesteinn już nagabuje Ludę! Brujah był nad wyraz obrotny w tej materii. Luda kwitowała to dworną, pełną dystansu uprzejmością. Potem Luda zezna Janowi, że narada wojenna ma być u Samboi na wyspie albo w podległej jej osadzie, i Luda sądzie, że i tak źle, i tak niedobrze, Jan wyjdzie na gościa, nie pana na ziemi.
Czyli jak zwykle zakończył tę myśl Jan. Jakie siły June przywlokła ze sobą zapytał? Z wampirów oprócz niej i wikinga jest jeszcze syn Jaune, milczący, nierzucający się w oczy typek. Około dwudziestu ghuli i trzydziestu ludzi. Tyle widać… w lesie gdzieś pewnie jeszcze jakieś potworzysko schowane. Luda zawsze była dobrze zorientowana. Jan miał do niej słabość, choć musiał trzymać dystans ze względu na Birutę. Co innego taka Niemiła i zagrywka polityczna. Co innego prawdziwa słabość. Ludzie Jan powiedział znów prawdy nadzwyczaj dużo. O Krzesimirze akcji ratunkowej. O tym, że Egle i Łowczy być może żyją. O tym że niby Żbik ich napadł i stąd ta cała wyprawa. Opowie ze szczerze się waha co zrobić. O Nemei wspomnieć żeby jako karty użyć? Czy też nie... Bo niby dziecko i nieładnie tak użyć ale po prawdzie to może uratować wiele istnień po obu stronach. Jak błyśnie Nemei to zyska w oczach June i chyba mniej istotne w jakim miejscu geograficznym. On był najzaradniejszy. Luda stała na stanowisku, że wyciągnięcie Nemei to oddanie jej w ręce Jaune. I owszem, to wielka karta przetargowa u Żbika. Ale jeśli małej coś się stanie, a do Żbika to dotrze, to Jan stanie się obiektem polowań wszystkich miejscowych lupinów. Jan pożegnał ją i ruszył dalej. Moc rozmawiania w umysłach była niezwykle przydatna.

Przebrał się na spokojnie i ponownie wezwał Glande.
- Co wiesz o Żbiku i jak umarł Leszy? ponownie zaczął drążyć temat. Z naciskiem bo ostatnio Glande odpowiedział zdawkowo. Gładko zmienił temat co nie uszło po czasie uwadze Jana. Teraz naciśnie mocniej. Glande zacisnął usta i wąsa szarpnął.
- Za takie słowa zawisnąć można. Albo głowy, mięsa i rąk dostarczyć, dla pańskich maszkar.
Jan wszedł do umysłu Glande i rzekł.
- "W takim razie rzeknij mi to tu w swym umyśle. Chcę jednak znać prawdę"
Tym razem Glande musiał odpowiedzieć na pytanie swego pana. Jan dowiedział się, że Glande szedł za Leszym, jak to ghul, gdy ich dwóch rycerzy z giermkami rozdzieliło. Opędzał się Glande, odgryzał jak wilk, by do pana dołączyć, ale nie zdołał. Ponad ramieniem rycerza mieczowego widział, że Leszy padł na kolana i zniknął w bitewnym zgiełku. Widział też, kto stał najbliżej pana, i poznał herb z tarczy, uliścioną gałązkę nad murami z kamienia. Widział kiedyś taki w orszaku pani z Bejsagoły. Jan go następnie odprawił. Kolejna zagadka w jego kolekcji. Kto, dlaczego i z czyjego rozkazu zabił Leszego. Był na jego ziemi. Mieszkał w jego domu. Choć obcy był mu ten Gengrel to jednak dzielili pewne rzeczy. Nad wyraz dużo rzeczy i dobrze byłoby tę zagadkę rozwikłać. Tylko nawet jeśli się to uda co zrobić z odpowiedziami? Montwiłowi porządnemu druhowi nadmiar wiedzy mógłby zaszkodzić. Kim jednak jest by samemu decydować? Na szczęście miał jeszcze czas by to rozważyć. Prawdy może mu się nie udać wytropić.

Jan wziął następnie za cel Vesteinna i syna June. Z tym drugim chciał się jedynie zapoznać. Gdy podszedł do niego Jan zwyczajnie zaczął od przedstawienia się.
- Witaj, nie mieliśmy przyjemności być przedstawieni. Jestem Jan ze Skrzynna. Syn Bożywoja z rodu Zoltana. Diabeł zamamrotał coś w stronę butów Janowych. Brzmiało to jak chrześcijanin. Albo może Christian. Czy Kryspin. Potomek Jaune zaraz potem udał żywotne zainteresowanie końską uprzężą, którą był oczyszczał z plamek błota, gdy go Jan naszedł. Urody był nadzwyczaj pośledniej, z twarzą taką, co podobna jest do wszystkich i do nikogo, gdyby go Jan spotkał przypadkiem, nie zwróciłby uwagi. Gdyby spotkał po raz wtóry, pewnie by przypomnieć sobie nie mógł, że się już widzieli.
- Chrześcijanin. Jednak z pogańskimi przyjaciółmi i jak nałomotać przyszło Krzyżakom to się nie zawahał. Jego rodzina zaś od wieków ramię w ramię z Bejsegole walczy. - Jan gadał uparcie starając się nawiązać kontakt.
- To wielce szlachetne - ocenił tamten cicho i oględnie, po długiej chwili milczenia.
- Chciałem się przywitać, zapytać o miano i chwilę niezobowiązująco porozmawiać. - Jan znów zapytał go o imię. Nie zrażony brakiem reakcji.
- Christfried - odparł tamten na tyle wyraźnie, że się dało tym razem zrozumieć.
- Miło mi. -Jan wyciągnął prawicę.- jak już mówiłem Jan ze Skrzynna.
Zerknął na niego syn Jaune szybko i badawczo, a potem głową pokiwał, że dotarło do niego, już za pierwszym razem. Wzrok zawiesił na ciemnych w mroku nocy drzewach i zaczął promieniować niechęcią do rozmowy.
- Nie będę dłużej zajmował. Gdyby ci czegoś trzeba było powiedz. Może i za rozmową zatęsknisz z nieznajomym z innego świata kiedyś. Mnie takie rozmowy zawsze czegoś uczą. Do zobaczenia. - Jan odwrócił się i odszedł.

Nie było co na siłę go nudzić. Jan skierował się do wikinga z którym nad wyraz często teraz jego drogi w wiosce się krzyżowały.
- Dziękuję, że mnie nie wydałeś. - powiedział Jan gdy już wikinga odnalazł.
- Powiedz mi co myślisz o tym zaginięciu naszego Łowczego?
Zelota wybuchnął śmiechem.
- Lis przechera z ciebie… podług najlepszych wzorów. Słyszał ty o Lokim? Też się lubił w sukienki przebierać.
Machnął ręką, odpędzając dziewkę, co mu się kleiła do pleców i po karku obcałowywała. Na Jana wejrzał bystro.
- Co myślę? Ano myślę, że dobrze się stało i źle. Dobrze, bo będzie wreszcie bitka jaka, jużem mchem porastał w Bejsagole, jeszcze trochę bym posiedział, to by mi dziewki kuśkę tak wyciągnęły, żebym dookoła szyi musiał ją obwijać, coby się za mną nie wlokła. I źle… bośmy w słabiznę dostali. Zaczął żem kombinować… czy przypadkiem kto nam nie próbuje Gangreli przed kolejną wojną wyrwać i podkupić. Bleizgys i Egle dobrze żyli ze Zwierzętami, ich zaufanie mieli i lojalność. Jawnuty Gangrele się boją… czy to wystarczy? Różne rzeczy ze strachu się czyni, prawda, Janie? Ale co ja ci to będę krakał jak stara wrona… ładnie się tu urządziłeś! Jaune taka gula urosła, żem myślał już: oczy jej z orbit wypadną jak przełykać będzie! - roześmiał się ponownie.
Jan się uśmiechnął. Ktoś docenił jego starania i komplementy prawił. Ciekawe czy wiking szczerze tak myślał czy miał jeno taki nawyk.
- Po mojemu to walki ci przed końcem tych gierek nie braknie. Mi się natomiast wydaje, że ktoś tu melodię układa a wszyscy tańcują w jej rytm. Ten ktoś szczuje nas na wilkołaki. Bo oni i Bejsegole choć tak różni to miejscowi. Jak się wzajemnie za łby wezmą łatwiej będzie ich potem pokonać.
- Tyle że widzisz, mości Janie… nas i wilkołaków to za bardzo szczuć nie trzeba - Vesteinn rozłożył ręce. - Rzadko zdarza się, byśmy razem działali. Po prawdzie to nigdy, chyba że trafi się taki wśród nas, co gadać chce z nimi, a u nich tacy, co słuchać potrafią. Leszy taki był, co tu siedział przed tobą. Z leśnymi pannami był w zmowie i do wilczych ludzi takoż chadzał. Przyjaźnią to bym tego nie nazwał… ale Wroniec kiedyś napomknął, a Bleizgys potwierdził, że ukręcili z lupinami pakt… podejrzewam, że za plecami Jawnuty - nachylił się do Jana konfidencjonalnie i z wyraźną rozkoszą wyszeptał plotkę.
- To by tylko potwierdzało rzecz zasadną. Lupiny interesu w załatwieniu Bleizgysa nie miały. Pakt z nimi być może miał. Nawet jeśli umarł pakt z Leszym…. To i tak po co miałyby drażnić Jawnute załatwiając jedynego na dworze przychylnego sobie wampira? Też byś wolał znać odpowiedzi nim gardła zaczniemy podrzynać?
- Odpowiedzi? Ja lubię plotki i bitkę - machnął ręką wiking. - I niewiasty. A i one mnie lubią. Ładna ta twoja Ludmiła. Zghulona? - sugestia zawarta w tym pytaniu waliła między oczy.
Jan najpierw się zaśmiał gdy doszło do mowy o Ludmile momentalnie spoważniał.
- Jest moja na swój sposób. Choć podejmuje własne decyzje. Nie próbuj jej brać siłą. Co myślisz o moich rozważaniach odnośnie wilkołaków?
- Kto mówi, że siłą - obruszył się Zelota do głębi i usta w kreskę zasznurował.
- Jeśli nie żadną formą przymusu życzyć Ci mogę powodzenia w zmaganiach - zaśmiał się Jan - będą równie zacięte jak z wilkołakami. - poklepał go po plecach serdecznie.- Panna serce ma złamane i dystans trzyma do samców każdego rodzaju.
- Jak na Diabła to niedomyślna z ciebie bestia. - Vesteinn zajrzał Janowi w oczy. - Toć przemów za mną, żeby powolniejszą była - wskazał, czego mu do szczęścia potrzeba.
- Kiedy ja domyślny jestem i mówię że jej serce skałą. Choć czyny szlachetne w jej oczach i długie zabiegi może coś zmienią. Lecz nie szybko i nie łatwo. Oto moja rada czy plotka jak wolisz. Moje ciepłe słowa o tobie padną a jakże. Lecz… - wzruszył ramionami - sam rozumiesz.
- No co ja mam z tobą zrobić? - Vesteinn wyszczerzył zęby. - Daję ci zaproszenie wręcz, byś mnie przekupił, a ty nie i nie… ehhhhh - westchnął rozdzierająco i ruszył, jak rzucił przez ramię, poszukać sobie wyszynku. Tak też Jan został szybko sam. Vesteinn wydawał mu się na na tyle ważny i na tyle przyjazny i szczery w swych zachowaniach.... Jan przełamał się i zrobił co jeszcze niedawno wykluczał. Zaborczo myśląc o Ludzie. Sam nie mógł o niej myśleć ale i nie zamierzał się dzielić. Teraz po kilku głębokich wdechach i wypatrzeniu czarodziejki zwrócił się do niej w myślach. Sama miała prawo decydować o sobie i Jan miał wrażenie, że może wcale nie być obruszona. Przemyśleć sprawę z odpowiednim dystansem. I tak dumał jeszcze wahał się przez moment. W końcu powiedział jej "Vesteinowi wpadłaś w oko. Mogłabyś go urobić, bo się nam przydać może. O ile on w twoim typie. I no... takie rzeczy do siebie dopuszczasz. Gdzie postawisz granice twoja sprawa i wyczucie. Mam nadzieję że nie obrażam w żadnej mierze pytaniem. Tylko pytam i mówie. Ostrzega ze ghulić by chciał i rozgrywać się z nią będzie."

Odrzekła że zanalizuje sprawę na zimno. Dostrzega potencjał i żeby powiedzieć, że nie są jej te umizgi niemiłe.

Tak też Jan zrobił. Puścił do wikinga myśl, że powalczy w jego sprawie. Skoro sprawa ważna dla niego.
 
Icarius jest offline  
Stary 23-12-2017, 11:49   #47
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Biruta po kąpieli zasiadła w jednej z chat, otoczona niewiastami, miejscowymi i kilkoma swoimi służkami. Niektóre przędły, inne darły pierze, śpiewały, rozprawiały o dzieciach, o strojach i mężczyznach. Biruta była lubiana, ludzie do niej lgną. Pomimo wielkiej urody, była wszak najbardziej ludzka z przybyłych wampirzyc. Pomiędzy śmiertelniczkami zaś ukrywała się niewiasta, co śmiertelniczką nie była. Nie była nawet niewiastą.
Jan Skrzyński, w białogłowskie szatki odziany, raz jeszcze postanowił rozmówić się ze swą lubą. W cichości myśli, rzecz jasna.

"Powiedz mi a czemu tak właściwie musimy się ukrywać? Chciałbym cię na kolację zaprosić. Więcej czasu razem spędzić" - powiedział Jan który wypatrzył przez okno Birute i pod pozorem nabierania wody z pobliskiej studni rozpoczął rozmowę. Ciągle będąc w przebraniu wdowy.
“Bo lepiej by nas o bliskość suki nie podejrzewały”.
“Jak są sprawne w mojej sztuce to wiedzą jeśli nie są ślepe to z mojej twarzy może to wyczytać ślepy. Co wiesz o losach Leddrge mego wuja tutaj na waszych ziemiach?”
Obróciła, wyraźnie wbrew sobie, głowę w jego stronę, piękne oczy miotały gniewne błyskawice, a w mózg Jana wbiła się jak nóż ostra myśl.
“Nie twoja sprawa to”.
Jana zamurowało. Ona mu tak odpowiada? Czemu coś ukrywa? Już i tak podejrzenia i zazdrość wzbudzał w nim obraz.
“ Jak nie moja wszak wuj to mój. Rodzina i krew. Mam też powód by pytać. Inny niż młodzieńcza ciekawość”
“Twoi cię zabiją lubo moi”, sarknęła z niechęcią. “I tak szczęście masz, Jaune twarzy nie poznała, chyba na oczy coś suce padło. A już kłamstwa układałam…”

“ Brak tej wiedzy też może mnie zabić. Wyjaśnię Ci to potem. Teraz mi opowiedz jak to było z moim wujem i twoja rodziną.
“To nie jest rozmowa na tutaj i teraz”, tym razem spróbowała słodkiej prośby.I apelu do ludzkiej troski. “Za dużo oczu, a jak mnie szlag trafi lubo ciebie ze złości?”
“ Kocham Cię więc mnie szlak nie trafi” zwrócił się Jan zdesperowany. Biruta z każdej strony próbowała uniknąć odpowiedzi.“ Muszę wiedzieć co się wydarzyło nikt mi nic rzec nie chce. Jeśli nie Ty to kto mi prawdę powie? Proszę to naprawdę ważne.
Milczała długo, a z każdą chwilą w sercu Jana rosły obawy.

"Bo Lederga Jawnuta poparła i wyniosła, gdy wbrew rodowi swemu stanął. Nie sądzę, by i teraz nie byli w kontakcie. Wszak ukrywał się w Bejsagole przed gniewem twej rodziny... długo. To teraz wiesz. Nie chwal się tą wiedzą, bo nie tak trudno dojść, kto ci powtórzył tajemnicę. Za której złamanie u nas jedna kara".

Odwróciła jasną główkę i ignorowała dalsze próby kontaktu, ale w Janowym sercu cierń rósł niepostrzymanie, i jakby zaczynał wypuszczać nowe odnogi. W głowie kłębiły się pytania, w tym to może nie najważniejsze, ale powracające najuparciej, najgłośniej krzyczące.
Co łączyło Lederga z Birutą, gdy tak długo się w Bejsagole ukrywał?

***

Dzień wstał ponury i mglisty, jakże pięknie korespondujący z Janowym nastrojem. Kazał wyrychtować wszystko do drogi i gotów był, gdy się panie dopiero wyłuskiwać poczęły z pieleszy.

Ktoś jednak również był gotowy i na nogach od dawna. Na posłańców pani z Bejsagoły czekała malutka, chuderlawa, młodziutka ghulica o pobielonej twarzy i wysmarowanych sadzą z tłuszczem oczodołach.
Pokłoniła się Janowi, jako że jego jedynego na gumnie zastała. Nisko, do ziemi samej. Głos miała tak sliczny, jak ciało nieurodne.
- Jam sługa marna wielkiej pani Samboi. Szlachetny Jan ze Skrzynna spocząć może, wszystkim zajmę się.
Na odpowiedź, że wszystko gotowe – prócz Diablic – ghulica skrzywiła się prawie niedostrzegalnie.
- Szlachetny Jan ze Skrzynna w walce uczestniczyć będzie? - zapytała z szacunkiem, jednak chyba tylko dlatego, że uznała iż wypada podtrzymać rozmowę. Skinęła trzem odzianym w skóry wojownikom o głowach przyozdobionych wilczymi łbami, którzy z nią przybyli. Ci dla odmiany byli rośli a w barach rozrośnięci, ale w ich oczach próżno było szukać inteligencji czy własnego zdania, które widział u dziewki.

Tak szczerze mówiąc, ich oczy wydawały mu się jakieś nieprzytomne.

 
Asenat jest offline  
Stary 08-01-2018, 02:11   #48
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dzień wstał ponury i mglisty, jakże pięknie korespondujący z Janowym nastrojem. Kazał wyrychtować wszystko do drogi i gotów był, gdy się panie dopiero wyłuskiwać poczęły z pieleszy.

Ktoś jednak również był gotowy i na nogach od dawna. Na posłańców pani z Bejsagoły czekała malutka, chuderlawa, młodziutka ghulica o pobielonej twarzy i wysmarowanych sadzą z tłuszczem oczodołach.
Pokłoniła się Janowi, jako że jego jedynego na gumnie zastała. Nisko, do ziemi samej. Głos miała tak sliczny, jak ciało nieurodne.
- Jam sługa marna wielkiej pani Samboi. Szlachetny Jan ze Skrzynna spocząć może, wszystkim zajmę się.
Na odpowiedź, że wszystko gotowe – prócz Diablic – ghulica skrzywiła się prawie niedostrzegalnie.
- Szlachetny Jan ze Skrzynna w walce uczestniczyć będzie? - zapytała z szacunkiem, jednak chyba tylko dlatego, że uznała iż wypada podtrzymać rozmowę. Skinęła trzem odzianym w skóry wojownikom o głowach przyozdobionych wilczymi łbami, którzy z nią przybyli. Ci dla odmiany byli rośli a w barach rozrośnięci, ale w ich oczach próżno było szukać inteligencji czy własnego zdania, które widział u dziewki.

Tak szczerze mówiąc, ich oczy wydawały mu się jakieś nieprzytomne. Jan nie skomentował jednak dziwnego stanu wojów. Samboja coś im robiła. Najpewniej by byli bardziej posłuszni, mniej strachliwi czyli generalnie bardziej wydajni jej celom.

- Szlachetny Jan został poproszony o to przez równie szlachetną Panią June. Więc najpewniej tak.
Wymalowane oblicze rozjaśnił uśmiech, szczery i nieudawany..
- Pani Samboja wielce rada będzie. A w jakiej broni szlachetny Jan mocny i jaką walczy? - zaciekawiła się.
- Miecz i Łuk. Przeciwnikiem ponoć lupiny. Przeciwnik to groźny i dla mojego rodzaju odwieczny.
Dziewczyna pokiwała energicznie głową i uśmiechnęła się szeroko, ukazując rzadko osadzone zęby.
- Strzały to dla lupina jak komara ugryzienie… ale miecz, to co innego, zwłaszcza w rękach wprawnych. Ja szlachetnego Jana mogę okrzyknąć i przedstawić, przed naszymi wojami - zaoferowała.
- Czemu by nie. Byle odpowiednio godnie. - zgodził się Jan.
- Oczywiście - dziewczynie rozbłysły oczy - Sama to uczynię, spod stóp mej pani. Jaka będzie rada, jaka rada - weseliła się nader ekstatycznie.

Jan tymczasem nie rzekł nic. Odczekał do przybycia June i skierował do niej najpierw swoje kroki. By rozmówić się z nią jeszcze przed naradą.

Rozmowa z June.

- Pani chciałbym z tobą porozmawiać. Przed wyprawą i naradą. - powiedział Jan gdy stanął przed obliczem wampirzycy.
Prześlizgnęła się po nim uważnym spojrzeniem, pstryknęła na towarzyszącego jej woja, by wyniósł ciało leżące podle barłogu.
- To słucham.
Rumieńce po posiłku wystapiły jej na twarz i zdawała się niemal ludzka.
Co było z pewnością mylnym wrażeniem.
- Chciałem chwilę porozmawiać i zadeklarować oczywiste wsparcie. Jak każdy roztropny człek uznałem, że dobrze byłoby zapoznać się z sytuacją i radą starszej krwi. - skinął głową z uznaniem i w geście komplementu.
- Wiem od niedawna, że łowczy Bleizygas wraz z córką Egle zaginęli. My natomiast jesteśmy wyprawą odwetową by rozprawić się z lupinami. - w tym momencie zamilkł nie wystawiając pytań czy domysłów. Czekał czym zechce o ile zechce podzielić się z nim June.
- Prawda to… jednego po drugim, tracimy lojalnych lenników na odległych rubieżach. Tych, co z dziczą najlepiej zaznajomieni - machnęła ręką. - Jak tak dalej pójdzie ostaną się jeno dworscy klaskacze.- wydęła pogardliwie wargi.
- Egle towarzyszył ważny poseł krzyżacki. Komtur Elbląski przez samego Wielkiego Mistrza wysłany. - Jan nie wiedział czy starsza to wie. Zakładał, że warto o tym wspomnieć dla dobra dyskusji.
- Jak wyciągnął nogi, to zaraz krzyk się podniesie, jacy my to niehonorowi, posłów i umów nie szanujemy… - machnęła lekceważąco ręką. - Szkoda, że go nie mamy, owego komtura. W kawałkach by się go posłało do Rygi, każdy kawałek w złotym puzdrze, by obaczyli, że godność posła szanujemy.

Jan nie zareagował na wzmiankę o dekapitacji. June i Jawnuta miały prawo decydować co z kim i jak robią na swojej ziemi. Trochę mu się kłóciło to co powiedziała June teraz z informacją od Biruty o tym, że Jawnuta chciała się jednak z Krzyżakami układać. Nawet kosztem samego Jana.
- Pani idziemy na lupiny bo zaatakowały Łowczego? Czy dlatego bo czas ich zhołdować i porządek zrobić? W każdym przypadku mój miecz jest naturalnie z rodem Jawnuty. Tylko tak zaobserwowałem, że za dużo zbiegów okoliczności się teraz wydarzyło i nie wiem czy to czasem nie fortel przeciw nam lub pułapka. - Jan stąpał w rozmowie bardzo ostrożnie. Zadawał pytania ale i uzasadniał je i wyjaśniał swój tok myślenia.
- Shołdować? Jakby to było możliwe, stało by się już dawno - westchnęła ze złością. - To wyprawa odwetowa, za Bleizgysa, a i dbać trzeba nam przy tym, by wilczków zbytnio nie przetrzebić. Wszak to nasza tarcza, gdy zakonne rycerstwo się ruszy. Mogą mieć nas za plugastwo… ale gdy pójdą walczyć i zdychać w polu, tratowani przez zachodnią konnicę - i to ku naszemu pożytkowi będzie.Tu nie o ziemie ni lupinów idzie, a o wizerunek, by nikt nie pomyślał, że bezkarnie rękę podnieść może - wpiła w Jana jasne oczy. - Zaskoczony?
- Trochę. Lecz tylko pozytywnie Pani - uśmiechnął się
- To nad wyraz rozsądnie i roztropne słowa. - pokiwał głową. Powiedział szczerze co myśli nie zamierzał jednak zwyczajowo kadzić, pamiętał ostrzeżenie Biruty.
- A jeśli to nie oni? My ich wtedy do odwetu zmusimy. Wilki nie koniecznie roztropny będą. Potrzebne zaś nam żywe do czasu by spełnić swoją rolę.
- Odwet nastąpi tak czy inaczej. Moja głowa w tym, by ten wezbrany strumień poszedł właściwym korytem - skrzywiła pełne usta. - Jesteś mi w stanie w tym pomóc?
- By odpowiedzieć muszę mieć jasność sytuacji. Przez właściwy strumień rozumiemy jakie koryto wydarzeń? - podpytał Jan.
- Takie, w którym Zakon Najświętszej Panny, a przynajmniej jego światłe i decyzyjne jednostki pojmuje, że nie poradzi sobie na tych terenach sam. I paktuje z nami, byśmy stanęli pomiędzy nimi, a dziczą.
- Rozumiem. Jan uważał to za strategię rozsądną. Pokazywało też gdzie skieruje się June i najpewniej Jawnuta. Wątpił by June miała inne stanowisko niż pani tych ziem. To być może też tłumaczyło ruch wampirów ze wschodu. Nowy zamiar Jawnuty skłonił ich do reakcji. - Może na początek wyruszyłbym przed wyprawą i spróbował odzyskać komtura o ile żyje? Chyba, że masz już do mnie Pani konkretne zadanie. - Jan nie był pewien na ile June już wiedziała o co chce go “poprosić” a na ile badała Jana nastawienie.
- To dobra propozycja - spojrzała na Jana życzliwiej niż dotąd. - A jak się zamierzasz do tego zabrać?
- Już poniekąd działam. - przyznał Jan - Niedźwiedź, Montwił i mój ghul są na zwiadach. Dołączę do nich i zadziałam odpowiednio do sytuacji jaką tam zastanę. W grę wchodzi odbicie pod osłoną mocy Nosferatu lub inny fortel. - Jan nie bał się wyzwań - Czy mogę liczyć na twoją małą pomoc Pani? By zwiększyć moją skuteczność. - młody Tzmimisce miał w głowie kilka elementów o które należało zadbać.
- Zależy, jak mała i w jakiej materii - rzekła, rozsiadając się wygodniej.

Jan przeszedł na mowę myśli. Bojąc się podsłuchiwania.
- Ojciec nauczył mnie solidności w działaniu. Zdążyłem zorientować się, że waszym rodzie Pani obecnie są dwie wizje. W uproszczeniu jedna mówi o współpracy ze wschodem, druga z rycerzami bożymi. Nie mnie oceniać kto ma rację, podważać czy dywagować. - Jan szczerze mówił co myśli. - Jeśli mam komtura szukać... zadbaj Pani by w tym czasie dyskretnie Eufemię czymś zająć. By nie miała czasu od swego ciała się oddalić nawet na chwil kilka. - Jan zaczął od pierwszego prostego choć być może kontrowersyjnego elementu. Był też z June szczery co wcale nie było łatwe bowiem stąpał po grząskim gruncie. Nie chciał urazić diablicy. Uznał jednak, że lepiej mówić prawdę niż spartaczyć robotę wpadając w łapy siepaczy ze wschodu.
- Skąd pomysł, że zrobiłaby coś wbrew interesom rodu? - zmarszczyła się Jaune. - A sympatie… każdy ma jakieś. Ona akurat ku wschodowi.
- Ktoś przeciw tym interesom działa. Egle napadnięto jak z posłem wracała. Nie wcześniej i nie później. Las znała niczym Gangrele. Zwiadowczyni biegła z niej była. Ten ktoś musiał znać jej zwyczaje i ją samą. Żeby nawet w formie duchowej za nią podążać i nie zgubić. Wtedy zobaczył jak przekazałem jej posła. Prawdopodobne, że to ktoś z wewnątrz. Nie podejrzewam Eufemi konkretnie, podejrzewam Pani wszystkich. - Jan tłumaczył swój punkt widzenia.
- Chciałbym zminimalizować ryzyko skoro karku mam nadstawiać. Ostrożności nigdy za wiele a natura każe podejrzewać wszystkich skoro nie znamy prawdy. Tylko ci którzy są tu z nami teraz... Wiedzieć będą, że gdzieś zniknąłem. Zatem tylko oni mogli by mi szyki pomieszać. Formę duchową przybrać z tu obecnych możesz ty Pani i Eufemia. Więc by mieć pewność wolałbym ją wykluczyć. To jedynie ostrożność, choć jak wiadomo… Ostrożność jest ważna zawsze.
- I podejrzewasz Eufemie… o co właściwie i dlaczego ją właśnie? - cisnęła diablica nieubłaganie.
- Jak mówiłem podejrzewam wszystkich. Nie żeby Eufemie jakoś szczególnie. Po prostu ktoś jest zdrajca, nie wiemy kto więc działać trzeba tak jakby wszyscy byli podejrzani. Jeśli mam iść w las dobrze bym nie skończył jak Egle i Łowczy. Zdradzić moje zniknięcie mogą osoby które są z nami na wyprawie. Ci jednak nie znikną na wystarczająco długo niezauważeni. Jedyną osobą która może to zrobić jest Eufemia w formie duchowej. Bo tylko ona taką moc posiada. Dlatego chciałbym się przed tym zabezpieczyć. Ot wspomniana ostrożność. Wszak nie sugeruje żadnych działań poza zapewnieniem jej zajęcia. - Jan nie wypowiedział na głos podejrzeń z wizji “Niech się biją i krwawią”, ani podejrzeń Krzesimira. Dlaczego? Bo to za mało i sam nie miał pewności. Nie odważył się też zasugerować June by obserwowała Eufemie. Osoba o mocy June mogła zapewne obserwować ją nawet gdy ta przebywała w formie duchowej. To jednak wymagałoby sformułowanie oskarżeń lub podejrzeń. Jan grał w inną nutę. Kto może mieć mu za złe że dba o swoje bezpieczeństwo? Obawia się zdrady każdego skoro mają szpiega. Nic to ponad ostrożność i rozwagę. June chciała usłyszeć więcej. Jan mógł powiedzieć więcej jednak nie chciał nikomu zaszkodzić bez dowodów.
- Rozumnie - pochwaliła go Diablica, i klepnęła otwartą dłonią w skóry obok siebie, bardziej polecenie niż zaproszenie, by usiadł obok. - A zdrady ode mnie się nie obawiasz?
Jej usta rozciągnął drapieżny uśmiech godny węża.
Jan usiadł obok June. Uśmiechnął się miło na wypowiedzianą uwagę.
- Jestem ostrożny i podejrzliwy wobec wszystkich. - wzruszył ramionami - Jednak pytasz Pani o obawy. Nie obawy nie mam. Nie masz powodów…. chyba. - ostatnie słowo dodał z uśmiechem i podniósł brew do góry. Nadając twarzy wyraz stosowny do żartobliwego tonu. Faktycznie nie spodziewał się po niej obecnie zdrady. Raz, że łeb mogła mu urwać tu i teraz. Gdyby do Jana coś miała. Co niosłoby odwet jego rodziny. Marne to jednak pocieszenie dla ofiary śmierci ostatecznej. Mogłaby June Jana i krwią wiązać wbrew woli. Arsenał starych przeciw młodym był liczny. Jednak zawsze przychodziło pytanie po co… Jan nie dostrzegał powodu. Lepiej było zrobić z niego sojusznika. Czasy niepewne więc lepiej mieć jedną kartę więcej. Był również osobą z zewnątrz co sprawiało, że nie miał licznych sojuszy i przyjaźni. Wysłać to można było przeciw wszystkim. Przynajmniej tak się mogło zdawać.
- Jak mawiał Skomand z Jaćwieży, gdy są chęci, znaleźć powód nietrudno - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Co cię łączy z Birutą? - strzeliła znienacka pytaniem i na pewno patrzyła teraz nie tylko śmiertelnymi zmysłami.
- Jeszcze nie tak wiele jak bym chciał. - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Jak nie trudno zauważyć miętę czuję. Co z tego wyjdzie czy zgodę dostanę od niej od rodu waszego… Ciężko rzec, trzeba się zasłużyć czynami. Zasługi zdobyć i ziemię. Co czynię choćby w tej chwili. Pani jeśli chodzi o bieżące zadanie. Jeśli się okaże że jest taka potrzeba chwili układać się mogę?
Zmierzyła go wzrokiem z góry, najwyraźniej jego osoba jako przedstawiciel Jawnuty niezbyt jej leżała. Jednak jednocześnie palcami sięgnęła, by pogładzić go po policzku.
- Jeśli okaże się, że do układów są przychętni, powiadomisz mnie. Niezwłocznie.
- Może być na to czas albo nie. - powiedział Jan zgodnie z prawdą.
- Może przydziel mi Pani Birute. Biegła w negocjacjach jest. Zaufanie dworu ma na które ja zapracować muszę. Przypilnuje mnie okiem wprawnym a ja naciesze nią oko swoje. - Jan powiedział wprost nie ględząc.
- Jest jedyną pamiątką, jaką nasza pani ma po ukochanej córce. Takie zaszczyty kosztują, Janie ze Skrzynna - stwierdziła fakt.
- Oczywiście. Stąd na początek misji się podjąłem i nie oczekuje wiele tylko towarzystwa. Sam jeszcze nie wiem jak sie to potoczy. Uczucia to śliska sprawa. Rozumiem jednak Pani intencje. Lojalność, zasługi i ciężka praca. Nic za darmo. Chyba Pani, że cena jest bardziej sprecyzowana? - zapytał Jan cały czas starając się mówić otwarcie i szczerze.
- Wzięłabym cię na sznurek, ale tylko głupi spodziewałby się, że cię tu posłano, nie związawszy uprzednio - uśmiechnęła się krzywo. - Jeden sekret twego ojca, i będę ukontentowana. Sekret wart uwagi. Że się ku męskiemu towarzystwu chętniej skłania, to akurat wiem i to bezużyteczne.
Czyli jednak coś szykują przeciw nam? Przeszło przez umysł Jana. Inaczej po co jej sekrety ojca?
- On mnie stworzył. Nie tylko dał życie. Co byłbym wart tak łatwo językiem mieląc? Również dla ciebie byłbym wtedy bezużyteczny. - odmówił. Jednak zaznaczył, że użyteczny być może.
- Jak chcesz - machnęła ręką, dając znak, że audiencja skończona.
Jan skinął głową. Podniósł się i zapytał
- Mogę ją zabrać? - dawał coś jednocześnie z siebie jadąc na misje. Ojca nie zdradził. Machnęła ręką gwałtowniej, drzwi wskazując. Nie patrzyła już na niego. Jan mimo braku uwagi skłonił się lekko przy wyjściu. Nie rzekł już jednak oczywiście nic.

Godzinę później przybył do Jana ghul June. Chłop wielki i barczysty o twarzy niemal cherubina. Widać diablica pracowała mu nad licem. Rzekł by Jan na naradę się szykował. Ubrał odpowiednio godnie a jak nie ma w co znajdzie się coś dla niego. Jan odrzekł jedynie, że przybędzie i godnie się ubierze. Może brakowało jego strojom wschodniego przepychu... Jednak syn Bożywoja miał odpowiednie ubrania. Bogate i na polską modłę.
 
Icarius jest offline  
Stary 10-01-2018, 09:17   #49
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Jaune i Eufemia guzdrają się. Może wykorzystamy chwilę swobody?. - rzekł Jan do umysłu Biruty przez okienko gdy tylko ją dostrzegł.
- Nie teraz, miły. Coś knują, coś się zmieniło...
Przyszło mu do głowy, że coś się zmieniło. Czy to na pewno ta sama Biruta, która z rozkoszą i bez zastanowienia brała udział w każdej awanturze?
Lepiej poszło mu z białoskórym rycerzem. Johan Heinrich von der Lühe na propozycję przebrania się w jeden z kaftanów Jana i robienie za jego obstawę kiwnął głową na znak zgody. Janowi przyszło do głowy, że lepiej iżby wasal jego wuja był przy nim niż siedział gdzieś pod kluczem i nie pomylił się. Zgodził się też na to, by na czas jego nieobecności powierzyć Ludmile. Córka Strugi miała niezwykłą umiejętność budzenia zaufania, zauważył to nie po raz pierwszy. Zamknął się z nią Johan w chacie na uboczu, a gdy wyszli, nikt w rosłym, smagławym rycerzu z toporem na tarczy herbowej wyhaftowanym na piersi nie rozpoznałby albinosa.
- Tomasz z Małej Dąbrowy – przedstawiła go Luda. - Nie gada, bo Bogu ślubował milczenie, dopóki nie pomodli się przy Grobie Pańskim.
Towarzyszył tedy Tomasz z Małej Dąbrowy Janowi we wszystkim, a tak był zawsze blisko, jak tylko mógł, nie włażąc przy tym Diabłu na plecy. Przy pożegnaniu Luda ścisnęła ostrzegawczo Janową prawicę.
- Uważaj. Słyszałam, jak Sambojowi woje zakładali się, ile ci życia pozostało.
Zerknęła z obawą na wojowników towarzyszących ghulicy o pobielonej twarzy, skrzywiła usta z odrazą.
- To zwierzęta.

Wreszcie objawiła się Jaune, po męsku odziana w kolczugę i szyszak złotem zdobiony, za nią postępowała strachliwie Eufemia. Kawalkada ruszyła ospale, sznur zbrojnych wił się między drzewami. Niektórzy już byli pijani, niektórzy na dobrej ku temu drodze, tedy i Jan problemu nie miał, by w dogodnym momencie odbić w bok i zniknąć wśród drzew.
Dochodził już do skraju moczarów, gdy białoskóry w przebraniu polskiego rycerza chrząknął ostrzegawczo.
- Gdzie twój pies? - spytał cicho po niemiecku. - Biegł za nami…
W istocie, nigdzie nie było wiernego zwierzęcego towarzysza. Las był pełen zwykłych leśnych odgłosów. Lecz gdy Jan słuch wytężył, do jego uszu dobiegł dziwny dźwięk. Kojarzył mu się z jednym dziwnie – z prządką nawijająca sprawnie przędzę na motek.
 
Asenat jest offline  
Stary 17-01-2018, 23:04   #50
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Idziemy paktować do dziwożon. Jeśli to jedna z nich to one mają moce wpływające na zwierzęta. Może i na takie krwią związane również. -zastanowił się na głos.
- Zresztą zaraz się przekonamy. - Jan poszedł w kierunku dźwięku. Zawołał jednak kilkukrotnie psa. Dając znak że nadchodząc i szukając pupila.

Nie było odpowiedzi. Tylko odgłos motania narastał, w miarę jak się zbliżali. Kawałek dalej Krzyżak zatrzymał Jana i zdjął mu coś z ramienia, podsunął na wyciągniętej dłoni. Pajęcza nić, kleista i blada jak miesiąc, lecz grubsza i dłuższa niż zwykły ją prząść pająki… Przeszli przez malinowe chaszcze, walcząc z czepiającymi się odzienia kolczastymi pędami, i w olchowym zagajniku nad moczarem ukazał się ich oczom widok straszliwy.
Pnie drzew zasnute były grubymi nićmi pajęczyn, a pośrodku nich tkwił owinięty szczelnie bladą przędzą sporawy tłumok. Tak mniej więcej rozmiarów psa.
- Bądź gotów osłonić nas tą barierą. - powiedział Jan nie znając nazewnictwa. Sam miał szósty zmysł. Skoro nie wyczuwał jeszcze zagrożenia, istota tworząca sieci nie chciała ich zaatakować… jeszcze lub wcale. Może byli za duzi bądź niesmaczni? Sięgnął Jan swoim umysłem chwilę później Wąhacza by sprawdzić czy żyje. Następnie począł szukać umysłu autora tych sieci. Wolał uniknąć konfrontacji, by to uczynić należało nawiązać kontakt.

Dychał jeszcze wierny druh polowań i podróży, choć dychał ciężko i wolno jakoś tak, jakby z trudem. Zawieszon się zdawał w jakowymś śnie.
Jan rozglądał się za sprawcą zamieszania. Kto jego pupila porwał? Jednocześnie powoli pajęczyny przecinając i odgarniając kijami lub większymi gałęziami przesuwali się do przodu. Gdy sieć zrobiła się za gęstą poczęli ją mieczami ciąć. Jan uważał by on i jego towarzysz nie weszli za głęboko w sieć bez uprzedniego przygotowania sobie drogi. Praca dla rąk nie przerwała też poszukiwań właściciela sieci.

Drgnięcie nici wywołało szelest wśród listowia ciemnych koron skrytych w mroku. Coś tam się poruszyło. Coś zaterkotało z cicha. Pod stopy Jana spadła świeża, złamana gałązka. Jan naciągnął łuk. Jeśli się oponent pokaże głowę i będzie atakował, to Jan będzie w nią celował jako wrażliwe miejsce. Jednak w pierwszej kolejności zależało mu na kontakcie. Może uda mu się rozmawiać lub w przypadku osobnika mniej inteligentnego przestraszyć głosami w głowie.
- Nie atakuj nie chcemy ci zrobić krzywdy. My natomiast niesmaczni - martwi.

Szelest w koronach przybrał na sile i przez chwilę Jan łudził się, że może to wiatr jeno. Potem jednak dostrzegł włochate, segmentowane odnóża.
A potem pająk runął z góry - odwłok wielkości konia na ośmiu odnóżach nosił na sobie ludzki nagi kadłub. Oczy umieszczone były rzędem wokół całej głowy i wszystkie były szalone. Strzała wypuszczona przez Jana wbiła się gładko i głęboko pod obojczyk, ale zdawała się nie wywołać żadnej reakcji.
- Nie zabijajmy go powalmy jeno bólem. - Jan widział moce swojego przybocznego. Wiedział, że skoro on ze swoją wolą uległ to i ten pajęczyn stwór może mieć problemy. Weszli na jego teren uznał ich za intruzów. Ginąć to nie zamierzał, jednak czy musiał zabijać? Rzucił się do przodu z mieczem by odciągnąć uwagę pająka i dać szansę towarzyszowi. Jan zamierzał skupić się na unikach i odwracaniu uwagi. Cios zadając jeno w ostateczności.
- To dzieło Diabłów - syknął po niemiecku jego towarzysz. - Jeśli nie ma mózgu, jeno wolę pana… to może nie wystarczyć.
Stanął jednak tuż za Janem, by osłaniać go w potrzebie. Stwór zaskrzeczał nieludzko, z końców odnóży wysunęły się połyskliwie czarne szpony.
- Ciekawe co tu robi. Skończmy z nim skoro to sztuczny twór. Podnieś osłonę nim na nas skoczy. Wyczekamy go i zaatakujemy. - wydawało się to Janowi rozsądną taktyką. Prosto przedstawioną i słuszną.
- Podniosę, to go nie dotknę - syknął Salubri, a pająk wykorzystał moment i skoczył, tnąc powietrze połyskliwymi szponami i skrzecząc niemiłosiernie, aż piszczało we wrażliwych uszach Jana. Cios odnóżem odrzucił Janowego towarzysza pod sąsiedni wiąz, zbyt szybko, by zdołał użyć swych mocy. Jednak miecz Jana dzięki temu, że stwór był zajęty, sięgnął celu i spadł na odwłok porośnięty rzadkimi włosami.

Jan atakował natarczywie. Nim jego druh wprowadził w życie jakikolwiek plan był już powalony. Na szczęście chyba nie ostatecznie. Młody diabeł był w sytuacji bez wyjścia. Nie miał czasu na myślenie i wyprowadził kolejne uderzenie. Czyj był ów stwór nie miało już znaczenia. Może odstąpi gdy rany odniesie. Nim jednak zdążył wyprowadzić cios, stwór zaatakował. Jedno z odnóży ześlizgnęło się po płazie miecza, ale drugie wbiło się w Janowy bok. Diabeł spodziewał się bólu… a zrobiło mu się słodko i jakoś tak sennie. Machnął mieczem, ale tak, jakby mu się nie chciało. Pająk nie zwracał uwagi na drobne rany, i na tą ani się wzdrygnął. Zaraz potem jednak zaskrzeczał Janowi w twarz przeraźliwie…

Jana trzepnęło tak, że aż się w pierwszej chwili zgiął. Uniósł miecz i dalej próbował stawiać opór. Choć zataczał się i przeciwnika ledwo widział. Przeklinał w myślach Johana który wahał się by unieść barierę, nim podjął decyzję by ich osłonić leżał już pod drzewem. Błąd taktyczny za który Jan teraz płacił. Nie miał już jednak wyboru, kupował czas albinosowi bowiem tylko on mógł ich z kabały wyratować. Stawał do boju jak przystało na syna Bożywoja. Osłabiony słaniający się na nogach wyprowadził kolejny cios. Trafił, jak mu się zdało, czystym fartem, odcinając jedno z odnóży. Chwilę potem oberwał ciosem od miotającej się bestii, aż mu w oczach wszystkie gwiazdozbiory pokazywane niegdyś przez Birutę w oczach zamigotały. Johan cios wyprowadził, lecz chybił, ale pająk i tak się odwrócił ku niemu, jako bardziej ruchliwemu z przeciwników.

Jan uderzył ponownie i wyrwało mu się z ust ciche przekleństwo. Johan znów nie użył bólu. Bo pająk wciąż walczył… a może użył i Jan tego nie zauważył? Może pająk był odporny? On Jan wszak nic nie mógł uczynić pod jego wpływem. Wtedy mógł to być ich koniec? Nie! Jan do którego pająk był zwrócony tyłem uderzył w niego całym impetem z wyciągnięty mieczem do przodu. Straceńczy manewr dyktowany desperacją. Nawet jeśli miecz chybi Jan ze swoją nadludzką siła powinien wpaść na pająka przewrócić bądź wytrącić z równowagi. Dając Johanowi kolejną sposobność. Miał wrażenie, że odwłok pająk z kamienia wykuto… a zdawał się z oglądu miękki jak masło. Od siły własnego uderzenia zatelepało Janem jak dzieweczką, po rękach jakby mu stada mrówek biegły. Ale miecz przebił skórę na grzbiecie, zaś Jan, siłą rozpędu, poleciał na ściółkę pod pajęcze nogi. Usłyszał ponowne skrzeknięcie, polała się na niego przezroczysta, cuchnąca krew stwora, a chwilę potem przygniotło go jego cielsko.

Jan z pomocą Johana który ciągnął go za prawicę spod potwora wypełznął. Sapnął, kaszlnął w ludzkim jeszcze odruchu obrzydzenia. Telepało nim był ciężko osłabiony trucizną i ledwo na oczy widział.
- Mogę Ci ulżyć - powiedział rycerz.
Jan ufał Johanowi. Raz, że wyglądał na jednego z nielicznych wąpierzy z zasadami czy kodeksem. Jak kto wolał zwać. Pomagał zapewne Raven w rękach Ludy, dawał bowiem jednak jakieś gwarancje bezpieczeństwa.
- Tak ulżyć, uleczyć czy oczyścić z trucizny. Co tylko jesteś w stanie zaoferować. - Jan był wdzięczny za pomoc i nie wybrzydzał.
- Uleczę rany i wypalę to, co masz teraz we krwi - odrzekł poważnie. - Muszę uprzedzić, że to może cię zmienić. Czasem jednocześnie zamykają się rany ducha… a te bywają częścią nas samych.
- Leczenie fizyczne i duchowe. Nie wydaje mi się bym miał rany ducha. Wolałbym byś nie ruszał mojej duszy. Brzmi to zbyt poważnie. - Jan nie wiedział co myśleć o słowach Johana - Jednak ufam i zdam się na ciebie. Kim Ty jesteś Johanie, nigdy nie słyszałem o kimś o takich zdolnościach? To, że jesteś z nieznanego mi klanu jest oczywiste. Tylko czemu się z tym kryjesz?
- Wielu nazwaloby owe zdolności zagrożeniem - odparł spokojnie rycerz.
- Ohh masz gatunek wszędzie widzi zagrożenie. - przyznał Jan ze szczerym uśmiechem - Przyznam jednak, że leczenie ciała a nawet duszy wydaje mi się mniej groźne niż moce wielu innych klanów.

Johan nic już nie odrzekł i wziął się za robotę. Ukazało się mu wtedy trzecie oko na środku czoła. Jan lekko skrzywił twarz w wyrazie autentycznego zdziwienia. Spodziewał się wielu rzeczy ale nie trzeciego oka na środku czoła. Które patrzyło się na niego i... poczuł jak organizm się oczyszcza. Chwilę później zaczął lepiej widzieć. By na końcu ze zdumieniem stwierdzić, że rany zaczęły się zamykać i znikać. Jan nie powiedział jednak nic. Cieszył się w duchu, że rycerz mu swój sekret powierzył. Bo lecząc Jana odsłonił swoje tajemnice. Wcześniej tajemnicza moc była tajemniczą mocą jeno. Teraz to było dużo więcej. I takie rozmyślania przerwała mu prosta myśl...
- Dziękuję - powiedział do Johana Jan. Tylko tyle i aż tyle gdy przełamał szok.
- Myślisz, że to od której z tych Diablic? - Johan gładko nawiązał rozmowę na konkretniejszy temat. By nie poruszać tych bardziej niezręcznych.
- Ciężko rzec. Biruta może być zorientowana jaka które bestie tworzy. Tu bym szukał pewnej odpowiedzi. - Jan miał podejrzenie, że zechcą go usunąć. Dlatego wzmocnił swoją ochronę. Gdyby nie Johan byłoby po nim. Johana zaś wyciągnął niczym kartę z rękawa. W ostatniej chwili niespodziewanie i jak się okazało nader słusznie.
- Zatem zapytać jej trzeba jak najszybciej. Co robimy z truchłem? - przeszedł do spraw przyziemnych.
- Możemy je lekko zamaskować. To, że zamach się nie udał i tak wyjdzie jak się zjawię na naradzie. Sądzisz, że lepiej bym wszedł zakrwawiony i pozostałym nie zamieszanym w sprawę dał do myślenia? Pokazując jednocześnie siłę, że nie tak łatwo i odpór dałem a wśród nich zdrajca. Czy udawać, że sprawy nie było?
- Gorzej jeśli okaże się, iż to nie zamach - Johan był sceptyczny.
- To możliwe. Jednak kto nie trzyma pupilków na smyczy musi liczyć się z konsekwencjami. To ja mogę mieć pretensje, bo mnie zaatakowano. Choć stare diablice zapewne to wypaczą. Rozmowim się najpierw z Birutą jak wrócim i przebrać mi się trzeba ponownie. Żeby śladu nie było. Znajdziemy jakąś przecinkę wrzucimy truchło. Zakryje się gałęziami, liściami można i lekko ziemią. Byle naturalnie wyglądało nie jak grób jakiś. Plan się nie zmienił, jedziemy porozmawiać z pewnym drzewem. Teraz to on patrzył jak wykwitło zdziwienie na twarzy rycerza.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-01-2018 o 01:13.
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172