Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2018, 18:33   #71
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Zanim wzbili się w powietrze poczuła wyraźne szarpnięcie. Skok w bok. W sumie było to logiczne. Kilkumetrowy smok o kilkunastometrowych skrzydłach niosący na plecach kobietę-wilkołaka wzbudziłby zainteresowanie na terenach objętych wojną. Przez moment Żenia zastanawiała się jak totemy radzą sobie z wyrzutniami ziemia-powietrze. Jednak Pasikonik był przebiegły. W umbrze lasy były większe. Bardziej pierwotne.

- Nie pomogę ci dziś z tym caernem. Wyślę kogoś, ale nie pomogę osobiście. Nie mogę. Następnym razem.

Słyszała jego głos bezpośrednio we własnej głowie. Szum powietrza utrudniał normalną rozmowę. Wtedy jak na wezwanie w słuchawce odezwał się Zaar:

- Chyba cię mam. Zweryfikowałem wojskowe mapy, naniosłem na nie mapy ostrzałów artyleryjskich, wszystko zestawiłem z mapami nadleśnictwa. Algorytm sugeruje 98% poprawność wyniku. Będzie po ciebie stary kumpel Czarnego. Za jakieś sześć do siedmiu godzin. Musisz się zamelinować, bo okolice są sporadycznie patrolowane przez oddziały obu stron konfliktu.

Żenia skuliła się na grzbiecie Pasikonika i wydarła z siebie chrapliwe i przyduszone:
- Nieeee trzeeeebaaa - pęd wiatru wciskał jej głos z powrotem do gardła - Wra...- przytkało ją nieco - ...cam!

“Dobrze. Skoro nie możesz, to nie możesz” - Żeńka posmutniała nieco i ciaśniej przyległa do Smoka - “Myślisz, ze wejdzie mi w nawyk stawianie caernów?”

Po chwili dorzuciła:
“ A czy totemy mówią między sobą? Wiesz jakieś narady, spotkania na szczycie? Pytam, czy na przykład kontaktujesz się z totemami innych zmieniaków?”

- A wilkołaki mówią między sobą? Narady? Spotkania na szczycie? Kontaktujesz się z innymi? A z Tancerzami Czarnej Spirali? - smok w myślach parafrazował jej pytanie. - Jeżeli totem Harada pokaże się przy tym rytuale, to moja obecność narobi wam większych problemów niż pomocy.

Las pod nimi rozmył się. Lecieli nad jakimiś polami. Coraz częściej pojawiały się też sterczące z ziemi skały. Zbliżali się do pasma górskiego.

- Nooo wiesz. Byłam u Pieśni, gadam z bratem, u innych wilkołaków też byłam. Myślę, czy by nie pogadać z innymi łakami. No i myślałam, że możesz mieć jakieś cwane porady. Dobrze, Smoku, dobrze. Dzięki za pomoc i tak. Wiesz?

- Cwana porada? Zadbaj o waszego szamana. Jak on to spieprzy, to prawdopodobnie wszyscy zginiecie. W zasadzie każdemu w czasie rytuału może się coś stać. Mogą ginąć, być okaleczeni… cokolwiek. Ale szaman do samego końca musi być w pełni sił. A jakimi łakami? - zainteresował się na koniec smok.

Żenia westchnęła.
- Czyli czeka mnie kilometrówka, czaję. Jak zginę, to pamiętaj, że byłam jedyna w swoim rodzaju - brunetka zachichotała w myślach - A nie wiem kogo się uda znaleźć. Podobno były jakieś jaszczury. Ktoś ze starych znajomych? - droczyła się z Pasikonikiem - może jakieś bo ja wiem, koty czy inne. Znasz jakichś? Poleciłbyś mnie? - teraz głos dziewczyny był milutki i słodki jak miód.

- Taa. Jaszczury. Myślę, że do tego tematu wrócimy jak już postawisz ten caern w Poznaniu.

Droga mijała w zastraszającym niemal tempie. Pod nimi pojawiły się szczyty górskie, po to, żeby za chwile zostać w tyle.

- Zawsze tak podróżować musi być zajebiście fajną zabawą. Może w następnym rytuale dorobie sobie skrzydła. - dziewczyna wygłupiała się z jakiegoś powodu czując się bezpiecznie na grzbiecie olbrzymiego gada.

- Normalnie nie mam na to czasu. Niestety nie mogę zabrać cię szybszym transportem. Rozerwałoby cię, albo w najlepszym wypadku oszalałabyś. Hmm… może wtedy musiałbym wyczyścić ci pamięć? - Gad ewidentnie się droczył. Wiedział dużo więcej niż dotychczas udało się jej z niego wciągnąć.

Żenia pstryknęła smurfowym kopniakiem w jedną z mniejszych łusek:
- Chcesz powiedzieć, że wtedy byś mnie popchnął do labiryntu, co? Wiesz kim był ten kochanek, co odbębnił rytuał wyroczni?
- Wiem - odpowiedział.
- I powiesz swojej ulubionej oszustce, prawda?
- Nie powiem - padło zupełnie obojętnie.
- Czemu?
- Bo kończy ci się kredyt. Przychodzisz po fetysze, przychodzisz po opiekę, a ostatnio przychodzisz po transport. A co dajesz? Obietnicę caernu i obietnicę chwały. Zatem co mogę ci teraz powiedzieć? A tak: Obiecuję, że ci powiem. Gdy uznam za stosowne. - to co po tych słowach usłyszała we własnej głowie dziewczyna przypominało jakiś wypaczony chichot.

- Wredas. - skwitowała - Wiesz, nie siedze na zadzie i nie pierdzę w stołek. Sama caernu nie postawię, to wiesz. Sama swojej chwały nie opiszę. Nie mówiąc o Twojej. Ktoś musi być świadkiem. Doskonale o tym wiesz. A o przychodzeniu po fetysze nie pamiętam. A Ty sam o tamtym długu nie powiedziałeś za wiele. No to jak mam odpłacić skoro nie mam wspomnień?

- Kombinuj, Zagadko.

Pod nimi pojawiały się miasta spowite tumanami dymu. Nasunęło to jednoznaczne skojarzenie z Blizną. Czy to możliwe, że miasto pod nimi było odwiedzonym niedawno Krosnem? Byli w umbrze… wszystko wyglądało nieco inaczej, a sam smok nie starał się prowadzić wycieczki widokowo-krajoznawczej.

- Całe życie, Smoku, całe życie. Daleko jeszcze? - zamarudziła drocząc się.

Wypuścił z nozdrzy zielonkawy podmuch, ale nie odpowiedział.

***


Górował nad nimi księżyc. Ogromny po tej stronie zasłony. Smok wylądował z hukiem na polanie w lesie. Fala uderzeniowa wywołana tym stąpnięciem powaliła jedno z drzew. Żenia ledwo utrzymała się na jego szyi. Wtedy gad położył się na miękkiej trawie.

- Wasz rytuał jutro. Jesteś niedaleko swego dawnego domu. Tego drugiego. Ja znikam. Mam swoje sprawy, które wymagają czasu. Jutro nie próbuj mnie wzywać. Jeżeli Sokół usłyszy, to możesz mieć z Haradem większy problem niż miałaś.

Żeńka zsunęła się po łapie Smoka.
- Dobrze, Smoku. Dzięki, że mi pomogłeś i się pojawiłeś mimo ważnych spraw wymagających czasu - Żenia uśmiechnęła się - Nazwę swojego syna po Tobie. - zachichotała pod nosem. - Dziękuję.

- Taa… z tym też ci nie idzie, prawda? - a gdy Żenia zmarszczyła brwi dodał - Nieważne. Nie przechodź tutaj do rzeczywistości. Idź bliżej tamtych zabudowań - smok wskazał nosem kilka budynków i wysoką wieżę. Gdy Żenia odwróciłą się w jego stronę już nie było po nim śladu. No może poza powalonym drzewem.

***


- Zaar? Zaar? - Żenia puknęła słuchawkę - Jesteś?
- Co? A tak… - zabrzmiał jakby wyrwała go ze snu - Żeńka, gdzie jesteś? Posłałem tamtego typa po ciebie, ale dzwonił, że chata pusta. Co się dzieje do cholery?

- No przecież mówiłam, że nie trzeba. Jarek jestem w Kamionkach. Zaraz złapię taryfę i jadę do was. Gdzie jesteście?

- Jak? Gdzie? Co się stało? Nie czekaj, sam po ciebie przyjadę. Będę za pół godzinki. Może szybciej - szmery po drugiej stronie wskazywały, że faktycznie się zerwał.

- Dobrze. Czekam. Na Ciebie. - dorzuciła ciszej i cieplej.

Faktycznie poczekała, znajdując miejsce do przejścia przez Zasłonę tam gdzie wskazał Smok.


***



Gdy zbliżyła się do budynków dojrzała niewielki pas startowy. Lotnisko? Wysoki budynek był wieżą kontroli lotów. Poza tym było też sporo hangarów. Znalazła małe przejście między budynkami i sięgnęła po lusterko podarowane przed wyprawą przez Czarnego. Skok w bok tym razem poszedł gładko, ale brak jedzenia w żołądku zaczynał wychodzić bokiem. Wyszła z ukrycia i wstrzymała oddech z wrażenia. Podniszczone budynki z umbry były zastąpione nowoczesnym kompleksem wojskowym. Mimo późnej godziny cały teren był pokryty światłem z reflektorów. W kilku miejscach maszerowali żołnierze z długą bronią. W kilku innych po prostu stali na swoich posterunkach i lustrowali otoczenie. A teraz ona, Żenia Bondar-Kowalska, poszukiwana za zamach w Poznaniu terrorystka zmaterializowała się w środku tej bazy wojskowej.

- Dupek! - to pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy do określenia Smoka, gdy zamarła bez ruchu a potem nagle przykucnęła. Zwinięta niemal w kulkę cofnęła się błyskawicznie w miejsce, z którego wyszła chwilę temu i zrobiła krok z powrotem. Tym razem szło opornie i powoli. W pierwszej chwili miała wrażenie, że nic się nie stało i zdenerwowana wcisnęła się w zaułek jeszcze ciaśniej. Dodatkowym balastem stała się świadomość, że Smokowi jako totemowi też nie może ufać. Nieprzyjemne uczucie wypełzło z okolic jej krzyży. Strach i poczucie samotności.
To uczucie pamiętała.
Było motywem przewodnim jej wspomnień.

Przepychała się milimetr po milimetrze chcąc w końcu coś zjeść i na chwilę zwolnić obroty.

Chwilę po tym gdy znalazła się już w całości w umbrze Zaar odezwał się w słuchawce.
- Jak idzie? My już dojeżdżamy. Są ze mną Gustaw i Michał. Powiedzieli, że samego mnie nie puszczą. Gdzie konkretnie jesteś? - głos Zaara był lekko zawiedziony. Być może liczył na spotkanie z Żenią w cztery oczy? Z drugiej strony chłopaki z Tucholi napełniali dziewczynę pozytywnymi myślami. Tak potrzebnymi po rozczarowaniu przyniesionemu przez Smoka.

- Jakoś koło jakiejś jednostki wojskowej, która wygląda dość zorganizowanie od środka. Idę w prostej linii na północ od niej ale to nie znaczy, że wiem gdzie jestem. Zaraz wyjdę na drugą stronę i dam znać.

- Pewnie wdepnęłaś w bazę lotniczą. Zaraz cię przejmiemy.

- Mądrze powiedzieli. Dobrze, że ktoś chroni te twoje seksowne cztery litery - dorzuciła Żeńka na koniec drocząc się z Galiardem.

- Tęskniłem za twoim żartem - dokończył Zaar.

***


Po niecałych trzech minutach usłyszała wycie. Rozpoznała je. To był Gustaw. Po pięciu minutach już rzucił się na nią, niczym szczeniak na swojego wracającego z pracy pana. Polizał po twarzy dziewczynę. Żenia nie utrzymała się na nogach pod ciężarem bestii tuląc się do niej z cichym śmiechem.

Nie minęła chwila jak pojawił się czarny wilk. Przez chwilę myślała, że to Czarny, jednak Teurg musiał być zajęty czymś innym. Obok Michała był też Jarek. Poczochrany. Rudawo nijaki. Z zapadniętym oczodołem i rozciągniętą na pysk blizną. Wcisnął się tuż obok niej i otarł przyjemnie. Brunetka zgarnęła go za szyję i wtuliła twarz w skołtunione futro na karku.

Odetchnęła z ulgą, gdy przytulała czoło do czoła wilkiego czarnego wilka w powitaniu.

Wyprawa do Handlarza została odbębniona.
Ona sama zaś pewna była, że zabranych przez kochanka wspomnień nie chce.

Nim się obejrzała zasnęła na tylnym siedzeniu Toyoty zwinięta jak szczenię, z głową na masywnym udzie Gutka.



***


Przygotowania trwały w najlepsze gdy dojechali na miejsce. Widziała niemal wszystkich ludzi Harada. Były też wilki z Białowieży. Teraz jeszcze bardziej dzicy, bez zabitej w ostatniej bitwie Tańczącej w deszczu. Był też Czarny wymieniający jakieś uwagi z trójką zupełnie nowych i nieznanych wilkołaków.

Zaar szybko odpowiedział, gdy Żenia wskazała z zapytaniem na twarzy trójkę “nowych”:
- Czarny ściągnął jakieś swoje kontakty z Niemiec. Mówił, że jest nas nadal za mało, że nie zakładaliśmy takich strat w Bieszczadach. Cóż, nie dziwię się. Woli mieć pewność, bo jeżeli rytuał nie wyjdzie, to mamy dużą szansę na to, że wszyscy zginiemy.

- Ojjj tam… ale ile honoru zdobędziemy… - cwaniacki uśmiech był wycelowany w Kronikarza w lekko złośliwej parafrazie jego wypowiedzi sprzed kilku dni.
Galiard uśmiechnął się pod nosem.

Przygotowania trwały. Dalemir i dwóch innych szamanów odprawiało wokół każdego rytuał, który dziewczyna kojarzyła z dnia w którym dowiedziała się, że jest Wilkołakiem. Byli oczyszczani.
- Chodź, my też musimy dać się oczyścić - Zaar pociągnął dziewczynę za rękę.
- Ok ale do Białowieży - mruknęła Żenia drepcząc grzecznie za Zaarem jak szczeniak. Trzymała ciepłą dłoń Jarka i chichotała:
- Mieliśmy się nie obściskiwać publicznie.

Po chwili we dwójkę stali już przed szarym wilkiem, który wyraźnie skrzywił się czując zapach dziewczyny. Jednak popatrzył pytająco na Zaara i po chwili wskazał pyskiem miejsce przed sobą.

- Połóż się przed nim. Zaraz wracam. I nie martw się. Nie chce mu się siku.
- Nie jeden facet marzy o tym bym się przed nim położyła. A tu nawet kolacji ani deseru nie ma… - zamarudziła Żenia w odpowiedzi z bezczelnym uśmiechem skierowanym na Jarka. Z westchnieniem ulgi uwaliła się na ziemi. W końcu mogła odpocząć.

Szaman lupus z Białowieży nie był w nastroju do żartów. Najpierw obszedł ją dookoła. Coś zawył. Potem zaczał w pysku roznosić jakieś zioła, które starannie układał obok jej dłoni, stóp i głowy. Po kolejnym zawyciu dziewczyna poczuła zapach spalenizny, a w powietrzu rozniósł się intensywny zapach. Krótkie i niecierpliwe szczeknięcie oznaczało najprawdopodobniej “koniec, następny”. Rzeczywiście nad Żenią stała już wysoka i niezwykle brzydka kobieta, która wcześniej rozmawiała z Czarnym.

- Już, już…- zebranie się zajęło brunetce dłużej niż uwalenie. Mimo podniecenia zbliżającym się wydarzeniem, wciąż odczuwała znużenie.

Odsunęła się od dwójki, z uśmiechem powitalnym skierowanym w stronę brzyduli.
- Ja poczekam tam - skinęła gdzieś bliżej niesprecyzowanym kierunku.

Blond Niemka ułożyła się przed wilkiem. Ten zaczął powtarzać ten sam rytuał. Do Żenii poszedł Zaar.
- Rytuał zaczyna się dokładnie w momencie gdy ostatni promień słońca zniknie za horyzontem. Teraz będą śpiewy i podobne pomniejsze rytuały jak przy polowaniu. Potem każdy z nas poświęci swoją energię duchową. Żeby przywołać duchy. Otworzymy coś w rodzaju bramy. Wtedy inne byty zaczną nadciągać. Wszyscy słudzy Żmija w okolicy poczują co się dzieje. Będą chcieli nam przeszkodzić. Ale poczuje to każdy Fomori. Każda Czarna Spirala. I zapewne przybędą.

- Mhm… słuchaj, muszę zamienić słowo z Czarnym.- Żenia wspomniała ofertę Smoka. Teraz jednak nie była jej w stu procentach pewna.

- To teraz. Pomniejsze rytuały będa prowadzić szamani Harada i Szramy - nie czekając na jej odpowiedź, pociągnął ją w stronę Czarnego. Gdy się zbliżyli to równie niespodziewanie ja puścił i pchnął lekko w stronę Antoniego.

Szaman w swym mrocznym płaszczu uniósł oczy w stronę Żenii.
- Cieszę się, że nic ci nie jest - po tych słowach wykonał krok w jej stronę i ją objął.
Żeniowa głupawka wzrosła.
Wieczór obściskiwań.
- Nic mi nie jest. Będę chronić Ci dupę wedle instrukcji, wielki Szamanie od Duchów - Mruknęła wciśnięta w misiowym uścisku. Poklepała Antoniego po plecach.
- Oni muszą widzieć, że ci ufam. Większość martwi twój zapach. Ale dziś to ja jestem gwiazdą wieczoru i zatańczą jak im zagram. Ty się nie wychylaj - mówił cicho i jakby przez zęby. Była pewna, że tylko ona słyszała jego przekaz.
- Ummmm w kwestii niewychylania - Żeńka zignorowała kwestię zapachu - Załatwiałam pomoc. I ten… pogadamy o koszcie po rytuale. - Dziewczyna odsunęła się nieco z szacunkiem spoglądając na Ogórka lecz wbrew jej spojrzeniu dorzuciła - Jako szef Twojego fanklubu, nakazuję Ci ostrożność.
Czarny tym razem tylko poklepał ją po plecach. Puścił i wrócił do swojego “szamanowania”.
 
corax jest offline  
Stary 18-05-2018, 18:42   #72
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Potem faktycznie nastąpił cykl pomniejszych rytuałów. Pożegnanie słońca, śpiewy. Wycia. Rytmiczne uderzanie w bębny. Swoją drogą Żenia nigdy nie zakładała, że Jarek gra na jakimś instrumencie. Nawet mu wychodziło uderzanie w rytm.

Michał i Gustaw prężyli swoje klatki wymalowani jakimś rytualnymi farbami razem z kilkoma ludźmi Harada i tymi nowymi. Szrama też była wymalowana. Czerwona farba pokrywała jej futro. Stopniowo wszyscy zaczynali zajmować miejsca w kręgu. Dzielili się ze względu na fazy księżyca w jakich się rodzili. I tu pojawiła się zagwostka dla Ragabasha.

Żenia nie urodziła się wilkołakiem.
Wszystko do tej pory robiła intuicyjnie.
Zatęskniła za Grzesiem.
Po raz kolejny.
Rozglądała się i trzymała z tyłu by wskoczyć w odpowiednie miejsce zaraz po wszystkich.

Widocznie nie miała żadnego miejsca… jeden z ludzi Harada też kręcił się pomiędzy pozostałymi. Być może takie było przeznaczenie Nowiu? Nie mieli stałego miejsca, lecz w razie potrzeby mieli służyć pomocą wszystkim.

Zaczęło robić się chłodno. Bębny ucichły. Wszyscy zaczynali klękać, a Czarny zgodnie z obietnicą wszedł na podwyższenie usypane z kamieni na polanie. Wyciągnął ręce ku niebu i zaczął inkantacje. Żenia nie rozumiała jego słów, ale czuła, że powinna w tym momencie “oddać” mu swą więź z duchami.

Posłała swoją duchową paczką w kierunku Szamana. Sama jednak rozglądała się za wysłannikiem Pasikonika. Obawiała się, że wyśle Pieśń Udręki w ramach kolejnego żartu.

Po chwili zerwał się wiatr. W powietrzu rozbrzmiały gromy.
- Więc tak to robią Władcy Cienia - powiedział jakiś wojownik z ekipy Harada, którego Żenia nie znała z imienia.

Wraz z wiatrem zaczęło się. Bramy między światami zostały otwarte. Umbra przenikała się z rzeczywistością. I równie nagle jak pierwsza błyskawica przybyły one…. Czarne sylwetki utkane z cienia. Słabe, ale w potężnej ilości. Żenii od razu nasunęło się słuszne skojarzenie z klekocząco jąkającym się szamanem.

Żeńce zrobiło się słabo.

Fedir.

Wysłannik Smoka….

Gdyby nie klęczała to nogi by się pod nią ugięły.

Żenia podsunęła się bliżej Ogórka zmieniając formę na wielką, czarną wilczycę.

Za jej plecami rozpoczęła się masakra. Wielkie bestie rozszarpywały cienie. Szybko i sprawnie. Wokół rozlegały się dziwne jęki umierających Zmor. Szturmowały dziesiątkami, albo i setkami. Jednak nawet w najmniejszym stopniu nie uczyniły wyrwy w murze Ahrounów. Dochodził do niej dziki śmiech Gustawa. Najwyraźniej świetnie się bawił. Kątem oka widziała ogromną klingę Harada roztańczoną na skraju lasu. Słowak ścinał nadciągających przeciwników niczym rolnik dojrzałe zboże. Czarny inkantował nieprzerwanie.

Żeńka rozglądała się wokół gotowa by rzucić się do kilometrówki, gdy pomoc potrzebna była któremuś z watahy Poznania. Słowa Pasikonika jednak brzmiały wyraźnie w jej uszach zapętlone i powtarzające się wciąż i wciąż.
“ Chroń szamana choćby inni ginęli”

Rozglądała się też za potencjalną pomocą smoka, choć była pewna, że zmory były jedynie pierwszym i najprostszym testem.

Czas biegł nieubłaganie. Mijały kwadranse, a fale zmor się nie kończyły. Aż nagle, gdy księżyc był już wysoko, a stosy rozszarpanych cienistych ciał okalały ich swoistym murem atak ucichł. Dokładnie tak samo jak się rozpoczął. Nagle. Żmij dawał im czas wytchnienia? Czarny na moment przerwał inkantacje. Dalemir podał mu wody. Trywialne, ale przez ostatnią godzinę bez przerwy mówił bądź śpiewał. Miał prawo się zmęczyć. Zupełnie inaczej niż Gustaw, który zdał sobie sprawę, że nie umie policzyć ilu zabił wrogów. Nie ma chyba tak wielkiej liczby… w każdym razie on jej nie znał. Czarny przełknął wodę i rozpoczął kolejną część rytuału. Michał wygiął głowę, a wkoło rozległ się zgrzyt kości w jego szyi. Teraz dopiero ujrzała Buraka, który przemykał gdzieś między wojownikami. Nie wyglądał na szczęśliwego. Czy nie powinien walczyć mieczem? Z drugiej strony Zaar też nie miał swojego telefonu….

Nie wiadomo było co nastąpi w kolejnej fali.

Póki co nie było najgorzej.

Zero strat po ich stronie.
Żenia podejrzewała, że to jedynie podpucha i kolejna fala napastników przyniesie ze sobą zaskoczenie.

Zapamiętywała szczegóły przebiegu rytuału bo wciąż jakaś jej część wybiegała myślą do Torunia.

Wtedy rozległ się dźwięk łamanych drzew. Coś dużego nadchodziło z lasu. Z kilku stron jednocześnie.




Pojawiły się równie nagle jak wcześniejsze istoty. Ale tych było dużo mniej. Nawet Gustaw da radę zliczyć trzy kobiey o wężowych ciałach. Te łuski i powinowactwo do gadów też nie nastawiało pozytywnie w kontekście pomocy jej zielonego przyjaciela.

Harad na czele swych ludzi błyskawicznie doskoczył do jednej z nich. Niemcy i Szrama rzucili się do drugiej. Trzecia przypadła w udziale trzem Ahrounom z Poznania wspieranymi z drugiej linii przez Zapalniczkę i Zaara.

Żenia przez chwilę przyglądała się sytuacji. Szukała drugiego Ragabasha ale w zamęcie walki nie dojrzała go.

Ruszyła z kopyta w stronę drzew.

Gdy mijała dziwną istotę ta zaatakowała z niesamowitą prędkością Zapalniczkę. Użyła swojego trójzębu, który z impetem wbiła wprost w brzuch dziewczyny. Gdy Żenia była za plecami stwora, to bestia podnosiła nabitą jak na widelec kobietę. Zapalniczka natomiast jak gdyby nigdy nic podniosła przed siebie karabin automatyczny, z którego wypaliła wprost w twarz wężopodobnego ducha.

Ragabash Harada był ze swoimi ludźmi. Im szło dużo lepiej. Wielki Klaive pozbawił ich bestii jednej ręki. Ostatniej ze stworów Żenia już nie widziała ze swojego miejsca.

Gustaw wskoczył na ogon istoty i wbijając się szponami wspinał w górę, w stronę jej głowy. Michał ciął szponami w odsłonięty brzuch gada. Burak wbijał w nią swoje kły, choć żaden z tych ataków zdawał się nie robić jej krzywdy.

Klucząc między drzewami Żenia dopadła ogona potwora i cięła pazurami jego końcówkę.

Żenia wchodząc w las czułą wyraźne ugięcie między światami. Czuła, że gdyby chciała, to mogłaby bez trudu wejść do świata duchów. Granice kompletnie się zatarły. I dlatego różne istoty wchodziły teraz do nich.

Ogon dał się bez trudu trafić zostawiając widoczne cztery szramy. Z otwartej rany dobiegł zapach zgnilizny. Jednak ogon nie pozostał dłużny. Czarna wilczyca oberwała w twarz i poczuła własną krew ściekającą jej do ust. Nie była to zbyt poważna rana, raczej duchowy prztyczek w nos.

Gustaw próbował wyrwać rogi bestii. Michał otworzył jej brzuch i ciął dalej stojąc po kostki w rozlanych trzewiach bestii.

A niech się bawią - mruknęła do siebie dziewczyna oblizując zakrwawione zęby i zamiast walki skorzystała z innej, rzadko dostępnej opcji. Zajrzała przez płynną Zasłonę by dostrzec następną nadchodzącą falę zagrożeń.

Po drugiej stronie nie było gęstego lasu, który pamiętała. Zamiast tego była pustynia z czerwonym piaskiem. Dziwnie podobna do miejsca nad przepaścią gdzie poznała Zielonego Smoka. To tam skrywały się najgorsze demony. Za sobą zobaczyła potężny fioletowy Wir przyciągający wszystko z okolicy. Echo dudniących kroków wskazywało na kolejnego, większego przeciwnika.


Ten był wielkości bloku mieszkalnego i za chwilę miał przejść przez bramę. Wprost na ich małą polankę.

- No job Twoju mat! - Dziewczyna poczuła wkurzenie, że dała się naiwnie podejść Smokowi. Wysłaniec-kichaniec… Cofnęła się raptownie i ruszyła ku Szamanowi. Po drodze zawyła ostrzegawczo.

“ Kolejny idzie. Jest wielki, jeden”

Nie wiedziała czy ktoś zrozumie dokładny przekaz, ale ostrzeżenie to ostrzeżenie.

Zrozumieli.

Zapalniczka leżała z potężną raną. Wężowa demonica padła. W zasadzie padły wszystkie trzy. Jeden z ludzi Harada też oberwał. Szamani nie mogli ich uleczyć dotykiem, gdyż oddali całą swą gnozę na ugięcie granicy światów. A potężny stwór zapowiadał, że rannych będzie coraz więcej.

Harad ustawił swoich ludzi w klin. Podobnie Szrama. Ahrouni poznańscy zajmowali miejsca na skrajach klinów. Z lasu wypadła bestia, która szarżowała wprost na Czarnego. Wilkołaki były na nią gotowe. Dzięki Żenii. Jednak gdy dwugłowy nosorożec uderzył w dwa kliny to w powietrzu i tak było słychać dźwięk pękających kości i skomlenie bólu. Burak przeleciał nad głową Żenii i spadł wyłamując bark. Gustaw uderzył plecami o podstawę usypanego z kamieni podestu na którym stał Czarny. Żenia zobaczyła, że jego żebra przebiły klatkę piersiową.

Ogromny topór rozciął w pół jednego z ludzi Szramy. Broń miała około sześciu metrów i nie zachęcała do atakowania potwora. Tymczasem szturm przypuszczali zgodnie Michał i Zaar wraz z dwoma ludźmi Harada i Szramą.

Wadera nie wiedziała co robić. Komu pierwszemu lecieć i pomagać.

“Chroń szamana”

Zajęła miejsce obok Alfy Poznania i Dalemira.

Najbliżej leżący Gustaw unosił się na rękach.
- Nie martwcie się, wszystko pod kontrolą. Teraz go zajebię. Żarty się skończyły.
Żenia odnosił wrażenie, że gdy Pomiot ciężko dyszał, to po wystających żebrach spływała krew. Jednak wielki szary Crinos upchał do środka wystające kości i ruszył zataczając się do dalszej walki.

Topór trafił najwolniejszego z atakujących. I co wcale nie było dziwne okazał się nim jednooki Galiard. Zaar jednak miał wiele szczęścia, bo trafił tuż za ostrze w drzewiec. Teraz trzymał się go zażarcie i utrudniał bestii manewrowanie bronią. Michał zaś wezwał swoje wiatrowe szpony. Dzięki nim jego ciosy zdawały się przeszywać przeciwnika na wskroś. Nosorożec zaczynał jęczeć i machać toporem coraz wolniej. Na jego plecy wskoczyła Szrama, a ludzie Harada rozciągnęli miedzy sobą jakiś łańcuch, który prawdopodobnie miał powalić wroga.

Co jeszcze miało ich spotkać? Co jeszcze przyjdzie z tej cholernej czerwonej pustyni?

Żenia niemal przebiła pazurami swoje łapy, gdy nosorożec zaatakował Zaara.
Bała się zajrzeć ponownie na drugą stronę. Nie wiedziała, czy ponaglenie Smoka do czegokolwiek się na cokolwiek przyda. Z każdym rannym przestawała liczyć na pomoc totemu.
A jednak pokusiła się. Stojąc obok ciągle inkantującego Antoniego, wsunęła pysk przez Zasłonę.

To jednak nic nie dało… w centrum rytuału zasłona zdawała się działać normalnie. Musiałaby znów biec w las… z drugiej strony może to i lepiej. W końcu co zrobiłaby gdyby kolejny nosorożec pojawił się prosto przy stojącym na wyciągnięcie ręki od niej Czarnym?

Ludzie Harada powalili bestię. Harad miał ją dobić, ale nie zdążył. Michał zawył triumfalnie wyrywając swymi szponami serce potwora.

Żenia zawyła ponaglająco, nakazująco. Zapalniczka choć ranna była bliżej lasu. Mogła zobaczyć kolejną falę.

Wilczyca spojrzała na Szamana.

Antoni był zmęczony. Na jego pysku pierwszy raz dojrzała pasma siwej sierści. Czy były tam wcześniej? Ledwie trzymał się na nogach. W końcu to on był swoistym łączem dla tych duchów. Dalemir co jakiś czas podsuwał mu wodę.

Zapalniczka w oddali zataczała się i potykała. W przeciwieństwie do ran Gustawa jej się nie leczyły. Drzewiec broni jaką oberwała musiał być magiczny. A kamienie nie...

Zanim Aniela zdążyła dobiec do lasu wypadły z niego kolejne cieniste istoty. Choć tym razem nie miały w sobie nic z ludzkich kształtów. Przypominały coś jak psy, czy dziki…



Żenia zawarczała i odsłoniła kły szykując się do ochrony Czarnego. Napastników było zbyt wielu w stosunku do ilości rannych. Nie miała wątpliwości, że któryś z potworów dosięgnie i jej i zmęczonego Alfy.

Jednak potworów zdawało się być mniej niż w pierwszej fali. Dużo mniej. Co zdawało się być odwrotnie proporcjonalne do ich siły. Gustaw już nie rozszarpywał ich jednym atakiem. Harad zdawał się coraz częściej tracić równowagę pod ciężarem miecza. Dalemir szeptał jakieś inkantacje, być może, żeby obronić czarnego. Wtedy w odgłosach bitwy Żenia wychwyciła coś jeszcze. Coś tak bardzo kojarzące się z wojną.

Spojrzała w kierunku Zaara. Rozszarpał jednego z potworów na pół, ale jego futro pokryte było krwią.
Burak też nie był już srebrzysty, tylko krwawy. Odnosili zwycięstwo. Powolne i bolesne, ale jednak zwycięstwo. Gdyby tylko nie ten okropny warkot przebijający się przez burzę. Żenia była pewna, że to odgłos helikoptera.

Czy Zaar nie powiedział, że wszystkie Fomori będą wiedzieć o rytuale? Czy nie właśnie to robił Pentex? Tworzył Fomori… Czy do demonicznych istot zza zasłony mieli za chwile dołączyć żołnierze uzbrojeni w srebrne kule i prowadzący desant z helikoptera? A może jej brat? Albo osobiście Fedir i Pieśń Udręki? Warkot helikoptera był coraz bliżej.

Scenki z życia, które zaplanowała, o których myślała, o których nawet nie wiedziała, że myślała przemknęły Żeńce przed oczami. Westchnęła, zawarczała gardłowo, wodząc wzrokiem po niebie szukając helikoptera.

Warknęła raz jeszcze w stronę Dalemira i ruszyła w stronę nadlatującego niebezpieczeństwa.

Zerwał się wiatr. Żenia nawet nie zorientowała się kiedy zaczął padać deszcz. Zwłoki różnych istot krwawiły, czy też wydzielały z siebie różne inne substancje. Teraz deszcz je obmywał. Momentalnie na polanie pojawiło się błoto.

Śmigłowiec nadleciał od południowego zachodu. Mógł być w dowolnym kolorze… teraz wydawał się czarny jak smoła. Tylko wielki reflektor, który raził ją po oczach i szybko omiótł resztę sytuacji na polanie.

Żeńka zamrugała i zasłoniła odruchowo łapą oczy. Przez zmrużone powieki próbowała dojrzeć więcej. Szczerzyła się odruchowo groźnie.

Zawyła ostrzegawczo by zwrócić uwagę pozostałych walczących i rozejrzała się za najbliższym wyższym punktem by móc skoczyć na helikopter.

Ostrzeżenie wywołało poruszenie wśród wilkołaków. Tymczasem stalowa maszyna obleciała polanę dookoła i zaczęła obrót bokiem w stronę zebranych. Kolejny reflektor na boku maszyny oślepił najbliższych. Żenia była daleko i dzięki temu dojrzała, że nad reflektorem pojawił się człowiek w stroju podobnym do ludzi atakujących mieszkanie Czarnego kilka dni wcześniej. Po chwili rozległo się klekotanie. Ciężki karabin zaczął pruć do uczestników rytuału.

- Żenia! - wrzasnał Harad gdzieś spośród krzyku zebranych - nasze auto, na pace!
Kilka wilkołaków przyjęło kule z karabinu. Część zaczęła chować się między drzewami. Słup światła i padający deszcz utrudniały orientacje w sytuacji. Choć obserwując reakcje zebranych Żenia domyśliła się, że nie strzelają srebrem.

Dopiero teraz zorientowała się, że terenówka Harada była w głębi lasu. Widziała jej zarys…

Wielka, czarna wilczyca rzuciła się biegiem ku samochodowi górala.
Gnała niemal na złamanie karku.
Chciała dopaść terenówki licząc na jakąś niesamowitą broń zakamulfowaną na wypadek ostateczny.
Zastanawiała się przez ułamek sekundy co zrobi jeśli w ciężarówce ukryty będzie kolejny miecz.

Na terenówce była plandeka, którą odrzuciła bez wahania. Poza kilkoma karabinami maszynowymi leżała na niej inna broń. I nie był to miecz.



Sprawdziła granatnik i zacisnęła na rękojeści dłoń. Przez ramię założyła dwa karabiny i ruszyła biegiem z powrotem. Przebiegając przez pas bez Zasłony wpadła na czerwoną pustynię i wysłała gniewną wiadomość ku totemowi.
- Miałeś pomóc! I kto tu wbija nóż w plecy?!

Przeżyła zaskoczenie.
Wkoło zasłony stał równiuteńki szereg jaszczuropodobnych bestii uzbrojonych w tarcze i topory.



Stały plecami do Dziewczyny. Ramię przy ramieniu, tarcza przy tarczy. Były niższe od wilkołaczki. Dlatego wyraźnie widziała, jak stado małych demonicznych istot próbuje sforsować linię obrony tych dziwnych jaszczurów. Czyżby obiecane wsparcie właśnie blokowało kolejną falę atakujących duchów?

- No dobra… - burknęła zaskoczona, kładąc uszy po sobie. - Nie było awantury.

Wyskoczyła z pustyni by znaleźć jak najszybciej miejsce na zdjęcie helikoptera.

Jeszcze jej wzrok nie przywykł do ciemności i deszczu tak innej od czerwonych piasków umbralnej pustyni, gdy coś ją trafiło w brzuch. Poczuła rozcięcie srebrnym sztyletem, a na przeciw siebie ujrzała czerwonoskórą wampirzycę.

Żeńka nie czekała dłużej. Zionęła zieloną chmurą toksycznych oparów wprost w znienawidzoną gębę przeciwniczki. Ryknęła plując drobinkami śliny i poprawiła strzałem z granatnika.

Wampirzyca wielokrotnie walczyła z wilkołakami. Zabiła wiele wilkołaków. Grzesia? Jednak zionięcie ją zaskoczyło. Jej skóra miejscami zdawała się być poprzepalana i odsłonić śnieżnobiałe kości. Jednak była szybka. Nadludzko szybka. Tak jak wtedy w mieszkaniu Czarnego. Wbiła srebrny nóż pod żebra dziewczyny. I było to ostatnie co zrobiła. Żenia strzelała z przyłożenia. Nie mogła spudłować. Uderzenie materiału wybuchowego odepchnęło wampirzycę o kilkadziesiąt centymetrów. Wtedy ładunek eksplodował. Wybuch rozerwał nadpalone ciało wampirzycy i odrzucił uzbrojoną po zęby wilkołaczkę. Sam ładunek spowodował podpalenie kory na pobliskich drzewach. W uszach Żenii dzwoniło. Była ranna… ale jej przeciwniczka, a w zasadzie jej strzępy pokrywały obszar jakichś dwudziestu metrów kwadratowych.

Żenia zebrała się niemrawo. Sprawdzała w pierwszej kolejności “wzgórze” z Czarnym. W oczach jej się mieniło. Namacała granatnik i zacisnęła dłoń mocniej na rękojeści.
Była wkurzona.

Warknęła gardlowo i skoncentrowała zamglony wzrok na helikopterze i reszcie pierwszej drużyny.

Granat wyleciał z lufy z charakterystycznym pyknięciem. Nie był to pocisk karabinu, toteż Żenia mogła wyraźnie go obserwować gdy leciał powoli w stronę helikoptera pierwszej drużyny. Przelatywał nad polaną pełną rannych garou. Aż w końcu granat uderzył w bok maszyny tuż, przy reflektorze. Metalowa obudowa granatu z brzękiem odbiła się od pancerza i leciała kilka centymetrów w dół. Była na wysokości kolan operatora ciężkiego karabinu gdy nastąpił wybuch. Eksplozja szarpnęła maszyną. Helikopter obrócił się kilkukrotnie wokół własnej osi i zaczął tracić wysokość. Pilot w ostatnim odruchu zdrowego rozsądku skierował maszynę na polanę, żeby uniknąć roztrzaskania o drzewa. Jednak uszkodzenia spowodowane wybuchem granatu były zbyt duże. Helikopter spadał bokiem, a jego śmigła siały spustoszenie do momentu połamania się o twardy grunt. Zaraz po śmigłach spadł silnik i reszta kabiny. Wtedy nastąpił kolejny wybuch. Odrzut odepchnął najbliższych uczestników rytuału.

Wadera rozejrzała się po polanie. Szukała wrogów planujących atak z ukrycia.
Przez dym, padający deszcz, ból z ran nie dostrzegła zagrożenia.
Zawyła z radością obwieszczając zwycięstwo nad wysłannikami Pentexu.

Zwróciła się ku Czarnemu.
Szaman stał na swym posterunku więc dziewczyna ruszyła pomóc wilkołakom.
Szukała Zaara, Michała, Gustawa i reszty poznańskiej ekipy. Nawet Szrama znalazła się liście poszukiwanych w pierwszej kolejności.

Dziewczyna pękała z dumy.
Zabiła czerwonoskórą sukę i choć trochę pomściła Grzesia.

Obraz pola bitwy prezentował się strasznie. Większość była ranna. Czarny klęczał na jednym kolanie przytrzymywany przez Dalemira. Michał był ranny w głowę. Gustaw pomagał podnosić się innym. Zapalniczka i Zaar też zdawali się cali i zdrowi. Szrama miała jakiś ślad po cięciu, ale się wyliże.

Kolejny z wilkołaków, których dziś widziała pierwszy raz leżał martwy w kałuży krwi. Wtedy Harad w formie Glabro podszedł do dziewczyny i położył swoją ciężką rękę na jej ramieniu.

- Świetnie sobie poradziłaś. Nie powinienem cię podejrzewać o bycie Tancerzem Skór.

Dziewczyna zmieniła powoli formę powracając do swojej ludzkiej postaci. Przy okazji ukrywała niepewny wyraz twarzy:

- Nie zmieniaj się…. To nie koniec!! - powiedział Harad ściskając miecz.

- Nie? - Żeńka zastygła w pół drogi. - Nie koniec… - ciemne ślepia wyrażały rozczarowanie. - Dobrze - wycharczała gardłowo - Idę… Umbra… zobaczę.

Zdjęła jeden z karabinów i podała go Zapalniczce.

Zapalniczka kiwneła głową. Poprawiła opatrunek i oparła kolbę karabinu na ramieniu. Czarny się podnosił i inkantował dalej. Żenia spojrzała na niego ostatni raz i przeszła przez zasłonę...

Jaszczuroludzie padali w walce z potężnym przeciwnikiem.


Pewnie nie uda im się powstrzymać tej bestii przed przejściem. Pytanie tylko jak bardzo ją zranią zanim przejdzie na polanę.

Córka Ognistej Wrony zaryczała ostrzegawczo składając się do kolejnego strzału. Ostatnie 4 granaty musiały choć trochę powstrzymać maszkarę.

Pierwszy nawet nie doleciał do bestii spadając gdzieś na przestrzeni pustyni. Kolejny trafił w cel i wybuchł. Jednak zdawało się, że na bestii nie zrobił najmniejszego wrażenia. Smoko konio mackowate coś wylądowało przygniatając kopytami dwóch najbliższych jaszczuroludzi. Żenia odpaliła kolejny granat, który spowodował drobną wyrwę w pancerzu. Już miała tracić nadzieję, ale ostatni z nich posłała wprost w pysk istoty. Wybuch rozerwał jedną parę szczęk i uczynił sporą wyrwę w głowie bestii. Kolana pod nią się ugięły. Jaszczuroludzie wykorzystali ten moment słabości. Zaszarżowali wprost na bestię swoimi toporami tnąc macki, skrzydła i kości potwora.

Żeńka odsapnęła z ulgą.
Odrzuciła pusty granatnik i przycisnęła dłoń płasko do rannego brzucha.
Dyszała ciężko z uwagą przyglądając się smoczym pomocnikom. Odłupywali części ciała z powalonego potwora i, o zgrozo, zjadali. Nie była pewna, czy chce z nimi nawiązać bliższa znajomość.
Upewniła się, że bestia nie wstanie. W zasadzie ciężko było się upewnić, bo chmara jaszczuroludzi obsiadła ją niczym muchy świeżą kupę. Zjadali ją z apetytem odrzucając co większe kości. Była ich chyba setka.

Przez mgiełkę zadowolenia i niejakiej ulgi przemknęła myśl:
“Jak długo jeszcze uda się im utrzymać?”

Rozejrzała się wokół ponownie szukając kolejnej fali zagrożenia.

Niczego nie dojrzała. Granica między światami zdawała się zafalować. Czyżby przejście się zamykało?

"Czarny!"
W głowie wadery pojawiły się czerwone flagi, rozległ się dzwonek alarmowy niczym syrena promu.
Rzuciła się w stronę polany.
Miała go chronić…
Pod skórą wilkołaczki przebiegł prąd obawy, że ostatnia zasadzka właśnie teraz ma miejsce po drugiej stronie Zasłony.
W biegu odbezpieczała karabin gotowa do strzału.

Zamiast Czarnego jej wzrok padł na Zaara. Przed chwilą był cały i zdrowy. Teraz zaś klęczał i podpierał się rękami. Jego prawa łopatka była zmasakrowana. Krew spływała po jego ramieniu. Wilkołak wył, a krew mieszała się z deszczem.

Czarny stanął wyprostowany. Zakończył inkantację i szedł w stronę rannych.

Żeńka ruszyła biegiem ku Galiardowi. Po drodze cmoknęła Czarnego w policzek.

Szaman cofnął się o krok i potrząsnął twarzą. Jakby chciał zrzucić z twarzy zdziwienie.

Tymczasem Zaar przewrócił się na plecy. Ślad cięcia prowadził od lewego ramienia skośnie aż po prawe biodro. Był rozległy, ale nie wydawał się głęboki.

- Pierdolony Mazut - splunął i wtedy Żenia zobaczyła, że pod maską błota i krwi otworzyła się rana po niedawno straconym oku.
- Skąd on wiedział, gdzie dokładnie jestem?
Żeńka przypadła na kolanach do Galiarda:
- Nic Ci nie będzie - stwierdziła autorytatywnie. Jakoś wyszedł z gorszego ataku Elektryka. To tu było draśnięciem. - Sam mówiłeś, że wszyscy będą wiedzieć w okolicy. Pentex wysłał helikopter. Myślisz, że Marka odstawili na tor boczny?

Mówiła i powoli dźwigała Zaara zaciskając zęby pod kolejnymi obrażeniami brzucha. Odgarniała paćkę z twarzy Jarka.
- Żeniu, dam radę. Nie rób ze mnie cioty. Zobacz - wskazał palcem na zmasakrowaną twarz - jezdem twardzielem! - lewa część twarzy wykrzywiła się w uśmiechu. Prawa była wizją grozy i rozpaczy.
Brunetka pochyliła się wprost do ucha twardziela krzywiąc się i posykując:
- Pamiętam - mruknęła znaczącym głosem - I lepiej, żebyś dał radę, bo chcę pamiętać więcej.
Główkowała, że może krew z twarzy spłynie w dół?

Pierwsze promienie słońca jeszcze nie trafiały na polanę, bo zasłaniał je gęsty las. Las, z którego nie miało już nic wychodzić.

Dalemir stał przy wraku helikoptera. Nie wybuchł. Czyżby miał mało paliwa?

W tym momencie Dalemir został pochwycony przez Buraka. Omega złapał szamana i odepchnął go ciskając w trawę miedzy ciała pokonanych Zmor. Zaraz po tym umazany srebrzysty Crinos wskoczył do wnętrza maszyny.

- Czarny! - Żeńka wskazała szamanowi helikopter z niepewnym wyrazem twarzy. - Co on odwala?
- Cholera - Czarny migiem rzucił się w tamtą stronę. W bok rzucił tylko: - ciężarówka… z poprzedniego ataku… ładunki…
Tymczasem Burak już wyskoczył z wraku i puścił się biegiem w głąb lasu. Z jakąś paczką. Uciekał z nią z polany.

- Co za łoś… - mruknęła wadera przez zaciśnięte z nerwów zęby - Zginie, żeby się wykazać… Burak odrzuć to w las! - wydarła się zaciskając dłoń na ramieniu Zaara.

Zaar położył dłoń na jej dłoni. Czarny biegł ile sił za Tomkiem, jednak on wykazywał się lepszą kondycją oddalając się od szamana.

- Żeniu, ta bomba wyburzyła trzy bloki… on nie da rady jej tak daleko odrzucić… - Zaar szeptał mrugając lewym okiem.

- Czarny… - dziewczyna spięła się i niemal skoczyła na równe nogi. - Czarny!!!

Nim cokolwiek zdążyła pomyśleć jej nogi już niosły ją w ślad za Szamanem i Burakiem.
Dwa stare łosie!
Nie wiedziała, który gorszy.
Gniew dodawał jej skrzydeł tak, że prawie nie czuła by dotykała ziemi.

Minęła linię drzew, łapiąc się na tym, że tylko refleks pozwolił jej je omijać. O jedno nawet się odbiła. Z łatwością dogoniła szamana. Tomek zaś był coraz dalej. Widocznie i jemu gniew dodał skrzydeł.

- Czarny!!! - Żeńka rzuciła się na szamanowe plecy by powalić biegnącego. - Ублюдок!!! - sapnęła wprost w ucho wilkołaka.

Potem był wybuch. Błysk. Huk. Upadek w trawę na Czarnego. Dzwoniło jej w uszach. Kręciło się w głowie. I bolało. Strasznie bolało.


***


Żenia znalazła w sobie jeszcze ostatnie pokłady siły, które pozwoliły jej się podnieść. Czuła smród spalenizny. Oczy przyzwyczajały się do szarości po wielkim błysku. Czarnemu spadła na nogi przewracając go przed siebie. Jego płaszcz się palił. Leżał twarzą do ziemi. Większość drzew dookoła było połamanych. Kilka się paliło. Paliła się też trawa. I wielki groźny czarny płaszcz.

To już się działo!
To już miało miejsce!
Żeńka pamiętała palącego się Gustawa.
Pamiętała jak gasiła na nim ogień swoimi spodniami.
Teraz przyszła kolej na Czarnego i resztkę bluzy dziewczyny. Gdy zdejmowała bluzę zorientowała się, że sama stoi w płomieniach. Nie czuła tego bólu… choć powinien ją powalić. Powinna stracić przytomność, ale o tym nie myślała.
Machała nią by ugasić płomienie na płaszczu szamana.
Zadeptywała palącą się wokół niego trawę.
Trzęsła się w szoku po wybuchu by w końcu grzmotnąć na kolana obok szamana.

- Czarny - wycharczała ledwo wydobywając głos z wyschniętego garła - Ogórek!!!
Zamiast krzyku wydobył się jedynie skrzek.
Była Córką Ognistej Wrony.

Odwróciła szamana na plecy, obawiając się najgorszego.

Czarny dał się odwrócić bez problemu. Trzymał lewą rękę przy piersi. Była pokaleczona i poparzona. Podobnie część twarzy. Miał też spalone włosy. Patrzył w Żenię nieprzytomnym wzrokiem. I zaczął się śmiać.
- Dał radę. Uratował nas. Skubany.
Po chwili zamrugał i dodał.
- Zrób coś z włosami. Wyglądasz okropnie.
- Nie pierdol - wycharczała dziewczyna - Ja zawsze wyglądam zajebiście.

Czuła się jakby Pasikonik ją przeżuł i wypluł.

- Rusz się. Nie wszyscy dziś w nocy mieli wolne. - czuła, że wypalony ma chyba już cały przełyk i płuca. Na czworakach zebrała się by pomóc Ogórkowi usiąść.

Czarny podniósł się i objął Żenię.

Bardzo miłym gestem zaczesał jej włosy… za … nie, to nie był miły gest.
- Urwało ci ucho, mała - powiedział.

Wtedy dopiero poskładała kilka faktów. Przyszła kolejna fala bólu i na moment opadła bezwładnie w ramiona szamana i straciła przytomność.
 
corax jest offline  
Stary 18-05-2018, 18:43   #73
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ciemno i zimno. Tak strasznie ciemno, że nic nie widziała. Tak zimno, że płonący las zdawał się być nocną marą. I wtedy zobaczyła tę jasną mgłę, która była u jej stóp. Jak przy pierwszym spotkaniu ze swym przodkiem.

Tym razem jednak czuła, że nie będzie przyjaznych misiowatych uścisków. Usłyszała głębokie basowe mruknięcie.
- Nieźle, jak na szczeniaczka - głos smoka przemówił, a jego pysk wyłonił się z ciemności. Jedno jego oko miało blisko metr średnicy. Wydawał się dużo groźniejszy niż jako kieszonkowa wersja.

- Cześć, Smoku - Żenia rozglądała się trzęsąc się z zimna. Wsadziła język między zęby, żeby nimi nie szczękać - Co się dzieje? - objęła się ramionami by utrzymać resztki ulatującego ciepła. - Nie żyję?

- Nie traciłbym na ciebie czasu, gdybyś nie żyła. Potrzebujesz trochę czasu na dojście do siebie. I tyle. Jesteśmy w domenie snów. A ty jesteś w śpiączce farmakologicznej.- głos smoka dudnił. Niczym prawdziwej bestii.

- Aha. - Żeńka przyjęła wyjaśnienia jak coś oczywistego. - Nie obraź się, ale nie mogliśmy się spotkać w tej tropikalnej części domeny snów? Zimno tu jak w psiarni… Długo już jestem w tej śpiączce?

- Domena snów nie ma swojego czasu. Ta rozmowa mogłaby się rozgrywać nawet w sekundę po tym jak wasz szaman złapał twoje nadpalone ciało. Chyba dlatego ten sen jest taki zimny. Przez poparzenia. Ale tak kilka rzeczy wam się udało. Czarny zyskał wielkie wpływy. Mówią, że jest największym szamanem od czasów tego Konietzki, czy jak mu tam było. - Smok mówił powoli. Jakby Żenia nie rozumiała wszystkich słów. Może martwił się, czy już doszła dość do siebie, żeby odbyć to spotkanie.

- To miłe. - palnęła Żenia - Dzięki za pomoc. Muszę trochę się ogarnąć. Potem pomyślę o tym Toruniu. - Żenia ruszała się by nie zamarznąć na sopel - Tak z ciekawości, pomagałeś Markowi z tym kleivem? Jak się ma mój braciszek? - Żenia uśmiechnęła się na myśl o Mazucie i sama się tym zdziwiła.

- Nie. Nie znamy się z Markiem. Pomagałem Fedirowi i Pieśni Udręki robić gnój na terenie Harada. A sam Mazut? Cóż, zdaje się, że chce się wykazać i odzyskać pozycję w Pentexie. I chyba jest to dla niego ważniejsze niż polowanie na ciebie - smok mówił obojętnym głosem. Zdradził ją i pomagał Spiralom? Ale nie zdradził jej i przysłał pomoc do budowania Caernu. Pokręcone.

- Co do Torunia, to może być łatwiej… albo trudniej. Bo widzisz… tam już jest tak jakby Caern, ale wilkołaki nie mają do niego wstępu. Skomplikowana sprawa.

- Aha. - powiedziała Żenia po raz kolejny podczas tej rozmowy - A kto ma?

- Staram się to ustalić. Bo widzisz, ta grupa z jednej strony nie ma wielkich wpływów po twojej stronie zasłony, ale po tej ich przywódca może stanowić wielkie zagrożenie. Jeszcze nie czas stawać do walki. Najpierw musimy popracować nad ich osłabieniem.*

- Czyli potrzebni będą szamani. Fedir zgodzi się pomóc? - Żenia chciała się zaśmiać ale jedynie zaszczękała zębami - No bo na Czarnego chyba nie ma co liczyć w kwestii pomocy. Jeśli to domena snów, to przyśni mi się Dmitrij?

- Jeżeli Fedir przeżyje, to tak. Zemsta Harada będzie sroga. Zresztą, Czarny udowodnił, że jest z wyższej ligi. Może go przekonasz do pomocy. A co do przodka… o tym musisz z nim rozmawiać. To nie moja domena.

- Przodka? - Żenia zmarszczyła brwi - A co do tego wszystkiego ma Iwan?
- To kim jest Dmitrii? - zapytał zdziwiony smok.

- Młodszym bratem, pochowanym pod dębem na przydomowym ogródku, Smoku. - Żenia łypnęła urażona na Pasikonika. - Chyba muszę podciągnąć się w walce. No ale serio nie spodziewałam się, że w Buraku drzemało coś jeszcze. Nauczka na przyszłość. - peplała Żenia wesoło - A czemuś mnie wrzucił na teren armii? To było chamskie zagranie. - dziewczyna potarła dłońmi ramiona.

- Z bratem będzie problem. Nie żyje, a to nie umieszcza go w domenie snów. Przynajmniej nie domyślnie. A z lotniskiem… ciekaw byłem jak sobie poradzisz - w głosie nie było słychać drwiny, ale Żenia czuła ją pod skórą.

- Wredny skurwiel z Ciebie co? I jeszcze jesteś z tego dumny, hm? Pożyjemy, zobaczymy. - Żenia pomyślała, że każdy kij ma dwa końce. - Fajnie, że pokazujesz czasem miękki brzuszek i wpadasz z odwiedzinami do tych w śpiączce. - odbiła drwiną.

- Tak. Lubię, gdy leżysz bezbronna.*.

- Myślałam, że przy tobie jestem bezbronna zawsze. - rzuciła niewinnie młoda wilkołaczka - Ciekawa jestem ile będę jeszcze tu leżeć. Mam masę rzeczy do załatwienia.
Faktycznie w myślach przewijała się jej cała lista.

- Spokojnie. Pozwól wykazać się też innym. Czarny związał potężnego ducha z waszym caernem. Dalemir i Szrama położyli ciekawą zasłonę. Ukryli ślady wybuchu, wysłali helikopter za zasłonę. Zaar organizuje wydzielenie jakiegoś rezerwatu przyrody. Ten wasz Burak został bohaterem. Uratował wam wszystkim życie. Ciekawe czy ktoś będzie pamiętał, że Zapalniczka założyła mu obrożę niewolnika? Pewnie nie. O zbrodniach bohaterów się zapomina. Dlatego jestem spokojny co do twojej służby wobec mnie. Zmieniłem też przejście przy Caernie. Na czas rytuału brama prowadziła w moje sąsiedztwo, teraz jest już normalna. No chyba, że słoneczny chłoptaś wam coś przestawi.

Smok westchnął ciężko po tym monologu i dodał:
- Co tam jeszcze masz na liście?

- Służby wobec Ciebie? - dziewczyna skoncentrowała spojrzenie na wielkim oku Pasikonika - Ciekawe sformułowanie. Pieśń Udręki też Ci służy? - uśmiech Ragabasha poszerzał się na samą myśl o tej ironii - Sporo rzeczy mam na liście. Znaleźć inne łaki, pogadać z nimi, przekonać ich do swojej sprawy, znaleźć kochanka co zwędził wspomnienia, ogarnąć krewniaków. Dogadać się z Markiem. Dowiedzieć się o co chodzi ze staruszkiem z teczki. A na sam koniec odzyskać Ukrainę. Jak widzisz, mało czasu. Oby życia mi starczyło.

- Przynajmniej nie szukasz władzy nad światem. Dobrze. Jak już wyciągniesz Złotego, to przekonaj go, żeby dołączył pod mój sztandar.

- W Ogóle nie szukam władzy. - Żeńka wyjaśniła z wolna - Złoty to ten od wspomnień? I czemu mam go przekonywać? Zależy Ci na nim aż tak?

- Jest silny. Lubię mieć silnych w swoich watachach. Może nawet od ciebie jest silniejszy. Może.

- Ode mnie? - objęcie i potarcie dłońmi o ramiona nie odganiało zimna - to chyba nie jest trudne. W końcu jestem szczeniakiem. I w dodatku bezbronnym - uśmiech Żenii był mocno koślawy bo zagryzała zęby. Ból w szczękach mówił że walczy sama ze sobą.

- Tak? Nie wydawałaś się taka w ostatnim czasie. Ale może się mylę. Może jesteś jak pyłek na wietrze. Jesteś? - drążył gad niebezpiecznie zbliżając ogromny pysk

Senna wersja Żenii zbliżyła się do pyska smoka w tym samym czasie:

- Gdybym była to byś nie tracił na mnie czasu. Hmmm?

- Nie. Nie traciłbym - odpowiedział gad.

- No to mamy wyjaśnione. A na Ukrainie są caerny?
- Według twojej definicji caern jest węzłem między światami pod ochroną wilkołaków i ich duchów. Hmm… tak… są dwa. Znaczy… To co zwiesz Ukrainą jest teraz częścią Caratu.

- Mhm. A ta wampirzyca stojąca na czele Caratu za Putinem to jakieś Twoje powiązania?

- Wampiry są zbyt związane ze swym światem, żeby były zainteresowane duchami. Nie wiąże mnie z nimi kompletnie nic.

- To dobrze. Może raz unikniemy konfliktu interesów.

Po chwili milczenia i składania faktów w ciemnościach:
- Ej, Smoku. Urwało mi ucho. Bardzo źle to wygląda? Przerypane bardzo?

Zrosło się. Tak jak twarz, pęknięty kręgosłup i połamane nogi. Najdłużej dochodzą do siebie organy wewnętrzne. Czerwonoskóra celowała tak, żebyś umierała nawet gdybyś przeżyła atak. Miałaś przebite płuco, osierdzie, przeponę i uszkodzoną część żołądka. Rozliczne obrażenia wewnętrzne, które twoje ciało otrzymało były bardzo kłopotliwe. Dobrze, że Zaar ma znajomości. Dobrze, że Dalemir ogarnął temat caernu. Zresztą, więcej powiedzą ci na miejscu - Smok jakby zamruczał, po czym dmuchnął w stronę Żenii. Wokół dziewczyny pojawiła się chmura zielonkawego dymu.

Po chwili przyszło uczucie spadania. Spadała wprost do łóżka.
 
corax jest offline  
Stary 18-05-2018, 22:03   #74
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Dzień dobry panno Bondar - usłyszała po angielsku damski głos. - Pani stan jest stabilny. Myślę, że jutro dokonamy wypisu. Tymczasem pielęgniarka wyjmie wenflony. Ze względu na szereg obrażeń wewnętrznych, w celu uniknięcia pogorszenia pani stanu podjęłyśmy decyzję o wprowadzeniu w stan śpiączki farmakologicznej. Trwało to w sumie sześć dób. Za chwile przyjdą przyjaciele. Zawiadomiliśmy ich.

Żenia była sama na sali. Kobieta w kitlu miała ciemną skórę i była bardzo pogodna.


W pomieszczeniu królowało białe sterylne światło odbijające się od nieskazitelnej bieli pościeli i ścian. Po prawej stronie od łóżka było wielkie okno o które rytmicznie uderzał deszcz.

- Gdzie ja jestem? - mruknęła słabo Żeńka. Odchrząknęła mrugając powiekami i powtórzyła silniejszym głosem: - Gdzie ja jestem?

Kobieta coś skrzętnie zanotowała.
- W prywatnej klinice imienia świętego Antoniego w Manaus - lekarka patrzyła na dziewczynę z uwagą, po czym dodała: - Brazylia. Ameryka południowa.

- Co?! - Żenia nie zdołała powstrzymać okrzyku zaskoczenia i gwałtownie usiadła wyrywając z lewej ręki wenflon - Brazylia? Jak to?
To ostatnie było szczególnym zaskoczeniem. Ile zna jeszcze języków? Jakie zna jeszcze języki?
Gwałtownie pomacała się po brzuchu, podbrzuszu. Nie było śladu po ranie. Za to lekarka natychmiast zajęła się założeniem opatrunku po wydartej igle.
Mimo informacji od Smoka nadal była skołowana.

Gdzie Polska a gdzie Brazylia?

- Jak ja się tu dostałam? Gdzie są moje rzeczy? Mój plecak?

- Twoje rzeczy zabrali twoi koledzy. Ci sami, którzy cię przywieźli. Jednooki i taki przypakowany brunet. Zresztą nie tylko ciebie przywieźli - odpowiedziała i odsunęła się od zaopatrzonej rany.

- Koledzy. Jednooki i przypakowany brunet. - powtórzyła brunetka jak katarynka - A kogo jeszcze? - dorzuciła nachalnie.

- Waszego przywódcę i kilku innych. Twój stan był najgorszy - na moment zamilkła zakłopotana - z tych, którzy przeżyli.

W tym momencie otworzyły się drzwi i pojawili się w nich dwaj bruneci w czarnych kurtkach. Zaar miał opaskę na oku, przez co zaczynał wyglądać na wrednego twardziela. Większego niż Michał, który stał obok z rozpiętą kurtką.

- Świetnie cię widzieć - zaczął od wejścia Galliard w stronę pacjentki - Lucio, możesz zostawić nas samych? - powiedział po sekundzie w stronę lekarki, która skinęła głową i ruszyła do drzwi.

- Jak się czujesz? - zaczął Michał siadając po prawej stronie łóżka w nogach dziewczyny.

Córka Ognistej Wrony pomyślała, że rodzaj jasnowłosych jest zgubiony. Po czym unosząc się lekko na łokciach i podciągając w górę by usiąść zapytała cicho:
- Kim jesteście?

Mężczyźni spojrzeli po sobie zaskoczeni. Siedzący na łóżku zdawał się mieć nagły problem ze złapaniem oddechu. Tymczasem jednooki doskoczył do łóżka, przyklęknął przy nim i powiedział:
- Żenia, jak to? Nie pamiętasz mnie?
- Nas - dodał Michał z tyłu - nie pamiętasz Nas?
Zaar puścił mu piorunujące spojrzenie i chwycił dłoń dziewczyny we własną.

Dolna warga dziewczyny zadrżała lekko.
Kąciki ust poruszyły się.
Żeńka przymknęła powieki i opuściła głowę lekko nią kręcąc na boki niby to w zaprzeczeniu.
Schylona zaczęła się lekko trząść co w pierwszej chwili można było wziąć za płacz.

- Nie - wykrztusiła - nie… nie mogę uwierzyć, że daliście się nabrać!

Chichotała na całego rzucając się Michałowi na szyję i cmokając go siarczyście w policzki.

- Dobrze was widzieć - roześmiana podsunęła się do Zaara wtulając - Jak mogłabym was zapomnieć? - dodała miękko wprost w jego szyję.

Po chwili wszyscy się już śmiali w głos. Dziewczynie praktycznie nic nie bolało. Ucho też było na swoim miejscu.
- Mogła byś … zdarzało się już - gdzieś pojawiło się gorzkie stwierdzenie Zaara podsumowujące jej dowcip, jednak ponure nastawienie Galliarda rozwiało się błyskawicznie. Jedyną smutną rzeczą jaka pozostała był deszcz miarowo uderzający w okno. Choć, on był za oknem. Tak daleko…*

- No toooo ten… Brazylia? Opowiadajcie co się podziało - Żenia w celu zachowania pozorów wysunęła się z uścisku Zaara i dla odmiany wcisnęła się w Michała. Zakokosiła się w jego ramionach by usadowić wygodniej. Nie mogła przestać macać miejsca na głowie i ucha. Uderzyła ją myśl, że Gutek i Michał zastąpili jej Dimitra i Marka. Dziwne wrażenie.

- Czarny oberwał od tej bomby. W zasadzie pewnie wszyscy byśmy zginęli gdyby nie Promień Księżyca - Żenię uderzyło, że wcześniej był Burakiem, teraz Promieniem Księżyca. Uśmiechnęła się kpiąco. - Dalemir przejął na moment obowiązki szamana w Caernie. Powiedział, że wszystko poszło rewelacyjnie. Czarny stworzył silny Caern i związał z nim bardzo silnego opiekuna. Opiekun zajął się zamaskowaniem pola bitwy. Spalił zwłoki wrogów, helikopter i martwych żołnierzy posłał w niebyt. Las zniszczony wybuchem na razie zasłonił iluzją, ale bardzo silną. Potem przyszła kolejna ekipa z Pentexu, ale iluzje ich zmyliły. Dalemir otworzył Księżycowy Most do Caernu w Amazonii. Tutaj miałem kilku znajomych. Ta klinika jest prowadzona przez krewniaków i chroniona przed Pentexem. W Polsce ani europie nie bylibyście bezpieczni. Czarny doszedł już do siebie i wrócił do Caernu. Szykuje się do rytuału. Żeniu, to się dzieje naprawdę! Szykujemy kontrofensywę, a ten Caern jest w niej najważniejszym przyczółkiem. - Zaar skończył opis sytuacji. Michał zaś milczał.*

- Brzmi zajebiście. Udało się. - dopiero teraz ten fakt zaczął z wolna docierać.

Brunetka uniosła głowę w stronę “przypakowanego kolegi”. Ciekawa była tego “słonecznego chłoptasia” jak nazywał ducha opiekuńczego caernu Pasikonik. Cisnęło jej się na usta sporo komentarzy na temat Buraka ale na chwilę obecną nie chciała kłótni. Szkoda jej było energii na niego, bo wiedziała, że jedyną motywacją dla Omegi była chęć odzyskania honoru. Cała reszta była drugorzędna. Żałowała jednego: Burak miał zorganizować zaplecze dla krewniaków. Wolałaby, żeby tej bomby tam nie było. Ale to i tak już nie miało znaczenia.

- Co jest, Michaś? Z Gutkiem ok?
Michał otrząsnął się wyrwany z zamyślenia.
- Tak, z nim ok. Podoba mu się nowa robota - odpowiedział ahroun.
- Trochę martwi mnie fakt, że zaczynamy wojnę. A wojna to ofiary. Kolejne.*

Żenia pokiwała głową:
- No to musisz pomóc to ogarnąć by zminimalizować ofiary - oparła głowę o ramię brodacza - Ja się nie znam tak dobrze jak Ty. Ale wierzę, że razem z Czarnym, Haradem, Szramą wymyślicie dobry plan. - niemal mruczała mówiąc cicho w tle mając uderzający o szyby deszcz. - Ja pomogę, ale nie jestem specem w walce.

Umilkła na chwilkę, odgarnęła włosy za nowe ucho.

- Zaar a Tobie coś się udało znaleźć? Jakichś innych? - Żeńka spojrzała na Jarka ciepło.

- Jaguary. To oni walczą z Pentexem w Amazonii. To z ich gościny korzystamy. A w kraju? Znajomy Czarnego, ten który miał cię sprowadzić z Ukrainy ma kogoś. Niedźwiedzie. Ale jest ich tylko kilku. Poza tym są Szczury, ale do nich jeszcze nie dotarłem. I Kruki. Ale z nimi będę potrzebować pomocy. Szrama chce jakieś Żbiki organizować, ale to znowu będzie transakcja wiązana. A nie bardzo mamy jak im teraz pomóc. Zabezpieczyliśmy też finansowania i delikatnie popchnęliśmy kilka rzeczy w lokalnych urzędach w celu objęcia terenu Caernu ochroną. Aktualnie największym problemem jest odwet Spiral na ludziach Harada - zakończył ze smutkiem Zaar.

Wygrywali. Wygrywali na wielu płaszczyznach. A jednak te zwycięstwa miały gorzki posmak.

Żeńka trawiła wieści powoli.

Może ten Złoty byłby w stanie im pomóc? Choć czy by chciał?
Zastanawiała się jak zdobyć asa w rękawie. Smoka prosić nie chciała. Pomógł jej już dość. A za wszystko przyjdzie jej zapłacić. Wolała nie musieć płacić niczyją krwią.

- A czego nam potrzeba w pierwszej kolejności? Oprócz ludzi? Broni, kontaktów, kasy? - spytała dziewczyna ledwo wyrośnięta z wieku nastoletniego. - Brazylia niedaleko od Stanów. W Stanach są garou? Może jakieś Srebrne Kły nawet?

Oczy dziewczyny błysnęły. Coś zaczynało jej świtać.

- A może wrócimy do Polski i posprzątamy nasze podwórko? Twój brat nadal gdzieś tam jest. Wprawdzie oddał mi ostrze, ale to nie znaczy, że został bezbronny - stłumił jej zapał Zaar.

- Dobrze mówi. Wiesz, chłopaki ze Stanów mają swoje problemy. To tam założono Pentex. Raczej nie wyskoczą z przyjacielską wizytą wystawiając się na atak - dodał Michał.

- Skąd wiecie? Próbowaliście? - spytała niewinnie Żenia - A ja potrzebuje coś wyciągnąć z Łodzi. Sam mówisz o ofiarach. No to albo rybki albo akwarium. Hm?

Żenia poklepała Michała po bicepsie.
- Poza tym nie muszą wyskakiwać.

- Masz jakiś konkretny plan, czy po prostu chcesz ich odwiedzić i poprosić o pomoc? Bo wiesz… w generalnym rozrachunku, to Srebrnych więcej siedzi w Rosji. Czy raczej siedziało - Zaar wstał i podszedł do okna obserwować deszcz.

- Wykorzystać Buraka i jego bohaterstwo - Żenia nie mogła oprzeć się i wpadła w patetyczny ton - Srebrne Kły honor cenniejszy niż życie. Opcja założenia przyczółku i odzyskania utraconych ziem. W zamian za to dam im coś.

Tym razem Michał westchnął ciężko, a dziewczyna zadarła głowę by na niego spojrzeć.
- Żeniu… wiesz… - był wyraźnie zakłopotany mówiąc to, co mówił - pamiętasz jeszcze, że nie pachniesz jak rasowy Garou, prawda?

NIkt chyba nie podejrzewał mięśniaka o stosowanie takich eufemizmów. Widać wyrabiał się w Poznaniu.

- Mhm nie martw się. To, że śmierdzę ciężko zapomnieć. - Żenia za to się nie certoliła nazywając rzeczy po imieniu. Odsunęła się z wygodnego ukokoszenia.

- No ale jeśli macie inne sugestie co do zdobycia wsparcia, to ja tam chętnie wrócę i zobaczę w końcu ten cud miód caern.

- Przechodzimy jutro w nocy. Dobrze, że wydobrzałaś - mówił Zaar.
- Czarny szykuje rytuał podniesienia dla wszystkich, którzy brali udział w budowaniu Caernu.

- Mhm - mruknęła dziewczyna nie za bardzo rozumiejąc nagłe przeskoki w rozmowie. - Ok.

- Nie powstrzymam cię od próby kontaktu z jankesami? Prawda? - Zaar obserwował dziewczynę.
- Jeżeli naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, to mogę sięgnąć po kilka kontaktów i spróbować umówić spotkanie. Do tej pory miałaś dobre przeczucia i wiele osiągnęłaś.

- Po prostu myślę, że skoro już tu jesteśmy i mamy czas to co szkodzi? W najgorszym wypadku powiedzą nie. W innych? Może podzielą się swoimi metodami na walkę z Pentexem. Może zdecydują się pomóc.

Żenia westchnęła.
- chodzi mi o to, że do tej pory nie działaliśmy - specjalnie użyła liczby mnogiej - sztampowo. Braliśmy Pentex z zaskoczenia. Myślę, że nieprzewidywalność jest naszą najmocniejszą bronią. Z dużym prawdopodobieństwem Pentex w Europie nie spodziewa się połączenia sił z USA. I trzeba kuć żelazo póki gorące. - tłumaczyła starszym od niej wilkołakom.

- Zobaczymy. Nie dolecimy do stanów do jutra, więc spróbuję umówić spotkanie nieco wcześniej. Na ziemi niczyjej. Znaczy… - Zaar zaczął szukać odpowiedniego słowa.

- Popierdoliło? - Michał się uniósł. - Chyba nie chcesz lecieć do Meksyku, co? Przecież to gniazdo pijawek.
- To jedyne rozsądne miejsce, żeby się spotkać. Dalej nie dolecimy.

Michał tylko pokręcił głową i dodał:
- Mam złe przeczucie.

- To ja polecę sama - Żenia poruszyła brwiami.
- Ok - Michał tym razem skierował się do okna i stanął bliżej Zaara. - oberwała w głowę i zwariowała. Czekamy do jutra i wracamy.
Jarek zaśmiał się cicho, spojrzał na oburzoną wilkołaczkę i zapytał:
- To ma być szantaż? Czy co chcesz osiągnąć?
- Nieee, czemu szantaż? - Żenia usiadła po turecku i uniosła pięści - Skosiłam tę czerwonoskórą sukę? No to daję rady wampirom. - mówiła pewnie ale z każdym słowem miała wrażenie pogrążania się.
- Po pierwsze jesteś Cliath… szczenięciem. Po drugie śmierdzisz Żmijem. Teraz chcesz poderwać cały świat, żeby co konkretnie zrobić? Co? Ja rozumiem walkę ogólnikami. Dla dobra sprawy. Wilkołaki wszystkich krajów łączcie się - Zaar uniósł pięść na wysokość twarzy i zawiwatował.
- Samolot stąd do Meksyku poleci jakieś dziesięć godzin, no bo jesteśmy blisko. Kolejne dziesięć będziemy wracać, bo musimy zdążyć. No chyba, że wolisz zaczekać i w trzy miesiące przepłynąć przez ocean w drodze powrotnej. Nie wiem, naprawdę Żeniu nie wiem co tobą kieruje.

Michał położył dłoń na ramieniu Jarka.
- Spokojnie. Ona oberwała w głowę. Nie wstrząsaj się na niej. Ona jedynie nie jest świadoma zagrożenia.

Żenia przez całą przemowę Zaara milczała.
- Nie musisz mnie rozumieć. Jesteście wyżej w randze. Rozumiem, że to wystarcza. - skłoniła lekko głową. - Zatem zgodnie z poradami moich starszych wracamy do Polski.

Zaar skinął głową. Miał zaciśnięte zęby. Czuł, że dziewczyna mówi to im na przekór. Michał zaś uśmiechnął się i rozpromienił na myśl o zażegnaniu konfliktu.

- Czy dopuścicie szczeniaka, który śmierdzi Żmijem do dalszych swych planowanych działań mających na celu posprzątanie podwórka? Oczywiście będę posłuszna i zrobię co zadecydujecie. - Żenia była poważna i tylko lekko przekrzywiła głowę jak psiak nasłuchujący komendy.

- Ja zebrałem kilka kontaktów, które będziemy mogli poruszyć. Czarny wyraził na to zgodę. Ale póki co Harad ma pewną sprawę. Bardzo prosił, żebyś zajęła się nią ty. Weźmiesz kogoś od nas, żeby miał na ciebie oko. Gdy postanowisz znowu samotnie rzucić się na czerwonoskórą wampirzycę. Sama zdecyduj kto z tobą pojedzie. Nie musisz odpowiadać teraz. My w tym czasie przeprowadzimy wywiad w zakresie finansowania Pentexu w Polsce. Spróbujemy podciąć mu korzenie. Myślę, że za jakieś pół roku będziemy gotowi wedrzeć się siłą do placówek w Łodzi i Poznaniu.
Opowiadał Zaar, jakby czując potrzebę usprawiedliwienia wcześniejszego wybuchu.

- Aha. - skinięcie głową było jedynym komentarzem poza krótkim burnięciem.

Pół roku.

Kogoś chyba pogrzało i to zdrowo.

Za pół roku Pentex będzie w pełni sił, bo odbuduje zaplecze pod okiem Marka.

- Doskonały plan - skwitowała. - Z przyjemnością wezmę w nim udział. Zdam się też na moich starszych w kwestii wyboru mojego opiekuna czy opiekunki. Dziękuję.

- Dobra - powiedział Zaar kręcąc głową z rezygnacją - Wrócimy po ciebie jutro. Mam ze sobą twoje rzeczy. Zaraz je przyniosę. Poleż sobie. Odpocznij. Jutro wszyscy wracamy do domu.

Żenia lekko zacisnęła usta.
Ona nie wracała do domu.
Przed oczami stanął jej rozwalony dom gdzieś na Ukrainie i drzewo pod którym pochowany był Dmitrij.

Po tych słowach Zaar ruszył do drzwi. Tymczasem Michał podszedł do dziewczyny i bez ostrzeżenia objął ją i przycisnął do siebie. Wyrwał tym brunetkę z zamyślenia.

- Co jest, Michaś? - wilkołaczka poklepała brodacza po ramieniu pocieszająco.
- Udało nam się dzięki tobie. Wiesz o tym, prawda mała? Dzięki. - przycisnął ją mocniej, a po chwili puścił.
- Pojutrze zaczynasz treningi ze mną i Gutkiem. Więc wypoczywaj.

Po tych słowach wyszli. Żenia została znowu sama w sterylnym szpitalu. Jedynym dźwiękiem był deszcz stukający za oknem.

- Proszę - po jakichś dziesięciu minutach Zaar pojawił się w drzwiach z plecakiem i torbą podróżną. Plecak był znany dziewczynie, torba zaś doczekała się “oficjalnego przedstawienia”
- Twoje ciuchy. Kilka nowych. Celowałem w raczej wygodne.
Na moment zatrzymał się, jakby czekając jaka będzie jej reakcja teraz, gdy nie było Michała.

- Dziękuję. Za wszystko. - mruknęła z jakimś cieniem smutku Córka Ognistej Wrony - Doceniam wszystko co zrobiłeś, Zaar.
- Wolałem gdy mówiłaś mi po imieniu - powiedział jednooki spuszczając głowę.

- Ok. Doceniam, Jarek. - Żeńka przyjrzała się wilkołakowi. Powoli wyciągnęła do Bety rękę. Odwrócona wierzchem do góry dłoń brunetki była mostem po pierwszej kłótni z Galiardem jaką Żenia pamiętała - Wiem, że się martwisz i boisz o mnie. Ale to nie było fair. Nie jestem w stanie zagwarantować ci, że każdą akcję wytłumaczę od a do z, bo sporo rzeczy dzieje się intuicyjnie. Jeśli nie rozumiesz co mnie motywuje, to nie wiem czy jestem w stanie wyjaśnić.

Potrzebowała go.
Z różnych powodów.
Stanowił jej zasób, musiała przełknąć dumę.

Nie chciała się z nim kłócić.

Z wciąż wyciągniętą dłonią zsunęła się z łóżka i podreptała w kierunku Bety. Sięgnęła ramienia wilkołaka i pogładziła je. Wtuliła się powoli w plecy Jarka zaplatając ramiona ciasno wokół jego talii.

Przez myśl przemknęło jej zaciekawione pytanie czy ten „Złoty” też jej nie rozumiał. Wróciła do tu i teraz.

- Poza tym to czerwonoskóra rzuciła się na mnie. - burknęła szeptem gdzieś między łopatkami Zaara.
- Taa - mruknał. - Rozhukałaś ją aż miło. Tak jak zdjęłaś ten helikopter. Myślę, że Haradowi też zaimponowałaś. Jutro jak tylko wrócimy czeka nas ceremonia. O ile dobrze zrozumiałem Czarnego, to nie będziesz już szczeniakiem.

Odwrócił się do niej i ją objął, niby przypadkiem podciągając przy tym szpitalną koszulę dziewczyny.
- Myślisz, że czuję się lepiej gdy nie możesz mi wszystkiego wyjaśnić? Nie. Nie czuję się lepiej. Fakt, że Czarny wciąga cię w swoje gierki też mi nie podchodzi. Haradowi podobno zaimponowało to co zrobiłaś na polanie. Podobno. Nie wiem co knuje z tą prośbą o twoją pomoc. Chciałbym, żebyś zabrała ze sobą któregoś z chłopaków. Michał trochę za wiele rozmyśla jak na ahrouna, ale jak trzeba przywalić, to przywali. Ten Gustaw z kolei - westchnął ciężko - on z pewnością nie zawaha się przywalić. Ja pomyślałbym na twoim miejscu o którymś z nich. A teraz wybacz, muszę już iść.

Odsunął jej włosy za odrośnięte ucho i pocałował delikatnie.

- No idź. Chociaż tracisz ostatnie chwile, gdy masz opcję mi rozkazywania. Wiesz. Jako szczeniakowi. - Żeńka uśmiechnęła się kącikiem ust - Chłopa…- zaczęła ale uznała, że to nie jest ważne.
Chłopaki byli strażnikami caernu.
Nie będzie ich ciągać ze sobą.
Z resztą… jeśli miała znowu stanąć oko w oko - myśl ją rozbawiła - z Pieśnią Udręki, to lepiej żeby była sama.
Nie odsunęła się od Jarka.
- No idź, skoro musisz. - cmoknęła kącik jego ust.
- Muszę - powiedział nie puszczając jej i nie odsuwając się nawet o krok. - Michał czeka.
- No to idź - wilkołaczka ściszyła głos do prowokującego szeptu i odruchowo wsunęła palce we włosy Jarka.
Pocałował ją kolejny raz. Mocno. Namiętnie. Jego dłoń z pleców zsunęła się na jeden z pośladków dziewczyny i ścisnęła go lekko. Druga nadal przyciskała jej niemal nagie ciało do jego skórzanej kurtki.

Wtulona w ramiona Zaara Żenia dopiero teraz zajarzyła, że Jarek świetnie całował. Zatraciła się w nim.

***


Kolejnego dnia też padało. Jak Żenia się dowiedziała była to pora deszczowa. Podobno najgorszy moment, żeby wybrać się do puszczy amazońskiej. Zaar z Michałem byli wcześnie rano i czekali na wypis. Galiard w międzyczasie powiedział, że wszyscy pracownicy są krewniakami. Znajdują tu zatrudnienie w zamian za pomoc w toczącej się wojnie. Pentex działa na północy Brazylii i dąży do degradacji części lasu. Co dodatkowo zaognia międzynarodowa sytuacja polityczna i kilka wyjątkowo nie trafionych wypowiedzi polityków. “Amazonia jest własnością całego świata, to płuca ziemi”. Tak mawiał któryś z prezydentów USA, co spotkało się z ostrą reakcja ambasady. Zaar jak się pochwalił miał udziały w jednej z firm prowadzących kontrolowaną wycinkę. Tłumaczył, że dzięki układowi z Brazylijczykami udało im się zażegnać zagrywkę podobną jaką przeprowadzono w Polsce z modyfikowanym kornikiem. Jednak sporo drzew trzeba tak czy inaczej wyciąć.

Gdy wyszli na zewnątrz okazało się, że pora deszczowa jest naprawdę nieprzyjemna. Wsiedli do Jeepa w którym czekał na nich rosły Brazylijczyk. Kazał tytułowac się Mark i mówił łamanym angielskim. Michał zajął miejsce obok kierowcy, a Zaar usiadł z tyłu obok dziewczyny. Poprzedniego dnia musiał nieźle się nagimnastyować, żeby wymyślić dlaczego tak długo zeszło mu gdy był jedynie zanieść ubrania Żenii.

Zanim opuścili miasto jechali w ciszy. Za miastem droga była nieutwardzona, przez co prędkość Jeepa znacznie spadła. Ledwie radził sobie z rozmoknięta ziemią.

- Myślisz, że da mi poprowadzić? - dziewczyna szepnęła ku jednookiemu - Może się nauczę jakichś trików na przyszłość.
- Nie mamy czasu w taką pogodę wyciągać auta z błota - odpowiedział Zaar.

Po jakiś czterech godzinach nudnej i monotonnej jazdy auto zatrzymało się w miejscu kompletnie nie wyróżniającym się od mijanych przez ostatnie godziny krzaków i drzew. Ich kierowca założył kapelusz i wysiadł. Zaar nie czekał na zaproszenie i ruszył w ślad za gospodarzem. Po chwili ruszyli przez las wycinając ścieżkę wielkimi nożami. Nawet Żenia dostała jeden, choć jak Michał szła za dwoma mężczyznami z przodu i nie musiała nim wcale machać.

- Hm tą samą drogą nas przywieźliście tutaj? - ciekawość z powodu obecnej sytuacji przerwana była jedynie wydłużonymi krokami jakie Żeńka musiała stawiać by przekraczać zieloność. - Musiało być nieco uciążliwe.

- Było bardzo uciążliwe - odpowiedział Michał. - Ale nie było innego sposobu. Tyle tylko, że mieliśmy terenową ciężarówkę, żeby wszystkich pomieścić. Ale tak, karczowanie tego badziewia w tym deszczu to próba sił prawie taka, jak walka o caern.

- Ale pomyśl sobie, że Twój biceps po takiej akcji będzie taki szeroki jak moja talia. - zaśmiała się cicho brunetka.
Zaśmiał się głośno.

Szli jeszcze kilkadziesiąt minut zanim dotarli na ukwieconą polanę z wodospadem. Miejsce było przepiękne. Byli tu już zebrani jacyś mężczyźni i kobiety. Wszyscy ich pozdrawiali. Zaar też kłaniał im się z wdzięcznością. Rytuał był już prawie gotowy. Musieli jeszcze przejści oczyszczenie. Tak jak w Poznaniu, tak i tutaj było to rytualne okadzenie ziołami i kilka słów w lokalnym języku.

Latynoska w przepasce biodrowej i z odkrytymi piersiami zaprosiła ich bliżej wodospadu. Jak się okazało mieli przejść przez ścianę wody od strony jaskini. W zasadzie mieli skoczyć, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny.

- Skakanie mi wchodzi w krew - mruknęła do Michała - To będzie część treningu też?
Jej uśmiech się poszerzył.
- No bo nie wiadomo kiedy może się co przydać.

Pierwszy skoczył Zaar… i zniknął. Michał tylko skinął głową na dziewczynę.

***


Gdy skoczyła świat na moment się rozmył. Poczuła przejście przez zasłonę, po czym znalazła się na czymś wyglądającym jak asfaltowa droga w ciemności. Przy czym asfalt był pokryty szarym pyłem.

- Oki. Stąd drałujemy na piechotę - podsumował Michał, który pojawił się tuż za nimi. Żeńka bezczelnie wskoczyła mu na plecy. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, czy skakała też tam Dimitriemu?

- No chyba sobie żartujesz? - powiedział i puścił się biegiem. Zaar prychnął pod nosem i potruchtał za nimi.

Po kilkunastu minutach Michał dyszał już dośc ciężko, ale nie dawał za wygraną. Zamiast tego przyspieszył. Zaar za to zmienił się w poczochranego wilka i biegł obok.

Bondar zaśmiewała się do łez z głupawki.

Przygryzała język by nie zawołać “wiśta wio”. Była pewna, że jej nowe pośladki mocno by się obtłukły.
- Dajesz, Michał! Dajesz! - rzuciła rozbawione spojrzenie na Zaara biegnącego obok. - Dasz radę!!!

Michał wydarł się na całe gardło i zaczął zmieniać formę z dziewczyną na plecach. Po chwili niósł ją nie brunet, a wielki czarny Crinos. Zniknęło też dyszenie.

Żeńka trzymała się bestii jedną ręką. Drugą niczym generał wskazywała Michałowi drogę. Od czasu do czasu odwracała się by spojrzeć na Zaara.
Bawiła się wyśmienicie.

Po chwili most się skończył. Dla Michała akurat w czas. Dla Żenii zdecydowanie zbyt wcześnie. Bestia zatrzymała się. Zaar przybrał znowu ludzką formę i postąpił kilka kroków na przód. Rozmył się w powietrzu.

- Byłeś zajebisty, Michał! - Żeńka zadarła głowę by spojrzeć na wielkiego Strażnika Caernu rozpromienionym wzrokiem. - Idziemy?

Michał kiwnął głową i wskazał ręką, żeby Żenia szła przodem. Posłuchała.

Wyszła na całkiem znanej polanie. Dziwnie czystej. Dziwnie spokojnej. Wkoło stała Zapalniczka, Zaar i Czarny. Czekali na nich. Kawałek dalej stał Gustaw, który wypytywał o coś Zaara. Gdy tylko ją dojrzał to niemal się rzucił w jej kierunku. Jednak Zaar go przytrzymał. Tylko dzięki temu Czarny mógł spokojnie zabrać głos.
- Witaj w domu. Zdążyłaś akurat na druga część rytuału. Stańcie prosze tam.

Brunetka poczuła się nieco dziwnie nie na miejscu, po pompatycznym wstępie Ogórka.
Uśmiechnęła się do Gutka w drodze na wskazane przez Alfę miejsce.
 
corax jest offline  
Stary 18-05-2018, 22:13   #75
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację


Nowy Caern był dziwnym miejscem. Hyperion, duch opiekuńczy stworzył potężne iluzje wokół polany. Efektem było to, że miejscami iluzja falowała, a świat po tej stronie zdawał się przenikać ze światem po stronie przeciwnej.

Sam Hyperion był gigantem. Stał majestatycznie na środku polany w czasie gdy prowadzono rytuały. Zresztą, większość z nich prowadzono za zasłoną. Po drugiej stronie rękawicy. I nie była to piaskowa pustynia. Był to wspaniały starodrzew z wielkimi kamieniami ułożonymi na środku. Hyperion stał i górował nad dziwną konstrukcją.


Nic nie mówił, jednak gdy spojrzał na dziewczynę, to wiedziała, że wwierca się w jej duszę. Wokół była też reszta. Kojot, który włóczył się dookoła kręgu. Wielki biały jeleń, który jak się później dowiedziała był opiekunem Szramy i jej ludzi. Czy też człowieka, bo zostały już tylko dwie po wybudowaniu tego Caernu. Był Kruk, który formalnie nie miał już żadnych podopiecznych wśród zebranych. Był Sokół, który patronował ludziom Harada. I to nawet gdy nie było nikogo z jego podopiecznych. Była też cała masa innych duchów, która przybyła na rytuał.

Wcześniej było uhonorowanie bohaterów. Pożegnanie. Pożegnanie na którym nie było ani Zaara, ani Michała, bo czekali na nią. Burak został bohaterem. Pośmiertnie. Spełniło mu się co sobie zamierzał. Teraz był przeszłością.

Na niebie zerwały się burzowe chmury, a wewnątrz nich kłębił się Burzowy Smok, opiekun Czarnego. Poza tym Żenii zdawało się, że czasami rozbłysk wewnątrz chmur nie jest typowym blaskiem pioruna, ale zielonkawą poświatą. Cóż, na jej Uhonorowanie przybył również Pasikonik. Incognito.

Szaman rozpoczął ceremonię. Żenia musiała się rozebrać, a następnie jej ciało było malowane jakimiś farbami. W głowie kotłowała się myśl, że musi wyglądać niewiarygodnie głupio, ale farby były podobnie do tych jakie mieli chłopcy na sobie przed walką.

- Nie znałam jej. Przyszła do nas jako zagubione szczenię. Przyszła rozbudzić nas do walki. Porwała serca. - powiedziała Nadzieja. Ten ostatni anonimowy lupus z Watahy Szramy. Trzy tygodnie temu było ich pięcioro. Teraz zostały już tylko dwie.

- Znalazła nas i przekonała, że jest jeszcze komu spuścić manto. I nam w tym pomogła - głos Gustawa był dziwnie patetyczny jak na przekaz jaki ze sobą niósł.

- Znam ją od dawna - tym razem przed szereg wyszła Zapalniczka - ale dopiero ostatnie dni uświadomiły mi jak bardzo oddana jest sprawie.
Mówiła spokojnie. Niemal zimno. Jak wtedy gdy przekazywała jej władzę nad życiem Buraka. Życiem, którego już nie ma. -
Córka Ognistej Wrony pozwoliła, żeby ogień znów zapłonął w naszych sercach.

- Kolej rzeczy jest taka, że niektórzy z nas giną w codziennej walce ze Żmijem - tym razem mówił Michał. Wspominał Grzesia. Grzesia, którego znała krócej niż kogokolwiek z tutaj zebranych. Grzesia, który choć wystawił ją do wiatru był jej najbliższy. Czy taki był jej młodszy brat? - ale koleją rzeczy jest też to, że każdego dnia rodzą się i powstają do walki nowi wojownicy. Wojownicy tacy jak ona. Niektórzy są stworzeni do walki wręcz, inni podporządkowują nam duchy. Córka Ognistej Wrony wlewa w serca ogień do walki. Każdego dnia. Przypomina nam cele, jakie ma ta wojna. I choć brak mi jej daru przemawiania, to chcę jej tu podziękować. Dzięki tobie naszych poległych mścimy, nie tylko opłakujemy - po tych słowach Michał uderzył się dwukrotnie w pierś zwiniętą pięścią i odsalutował Żenii.

Dziewczyna zamrugała szybko czując łzy zbierające się pod powiekami. Tęskniła do Grzesia, tęskniła do Dimitriego ale była szczęśliwa z bliskości chłopaków. To, że Michał były Alfa jej tak dziękował znaczyło więcej niż chciała przyznać sama przed sobą.

- Oto jest Córka Ognistej Wrony - odezwał się śpiewny głos Zaara - zrodzona pośród nas, zagubiona, lecz odnaleziona niczym zagubione szczenię. Ona to uratowała mnie w walce ze sługami Żmija. Niedaleko stąd. Gdy zdobyłem tę ranę - Zaar był za nią, więc nie widziała go, ale była przekonana, że właśnie uniósł dłoń do oka wskazując swoją bliznę.
- Nigdy nie bała się stawać naprzeciw wroga uzbrojonego w srebro. Jak wtedy, gdy Pentex nas zaatakował. Gdy wysadzili budynki, to ona pierwsza ruszyła szukać ofiar, nie zważając na własne rany. To ona powiedziała nam: “Zjednoczcie się, tylko tak ich pokonacie”. Tylko dzięki niej jesteśmy dziś tutaj.
- Śmierdzi - powiedziała bez owijania w bawełnę Szrama - Śmierdzi Żmijem. Powiedziałam jej, że zginie z mej ręki, jeśli żaden duch nie przyjmie jej pod swe skrzydła. I przywiodła nam Smoka - Palec jednookiej kobiety powędrował w stronę chmur. Skąd wiedziała?
- Lecz do walki przeciw Spiralom stawała jak równy z równym. Nigdy nie uciekła z pola walki. Nigdy nie zostawiła na pastwę losu nikogo, komu mogła pomóc.

- Inspirująca. Pomocna. Przebiegła. Sprytna i bystra. Takie przymioty ma Córka Ognistej Wrony. Służy nam całą sobą - tym razem rozpoznała głos Szamana od Duchów.
- Jak tu powiedziano, dzięki niej mamy ten Caern. Dzięki niej mamy naszego patrona. W obliczu braku sprzeciwów niech więc wiadomym będzie wszem i wobec, że oto wniosła się wyżej w swym plemieniu, szczepie i wszędzie wśród ludu!
Ostatnie zdanie Czarny niemal wykrzyczał. Po tym zaczęło się wycie do księżyca. Czarny podszedł jedynie na moment i powiedział Żenii na ucho:

- Złap dziś tyle duchów ile możesz i proś, żeby cię nauczały swych darów. A o świcie pojedziemy do mnie. Musimy pomówić co dalej.

Reszta nocy minęła waderze na uganianiu się za duchami. Czuła się bliżej tej strony zasłony niż kiedykolwiek wcześniej. Przywitała się się z Krukiem, Kojotem i Sokołem. Lecz fakt, że też Pasikonik przybył na jej wyniesienie sprawił jej przyjemność.


***



Duchy były chojne. Ukrainka zaś czerpała z ich dobrodziejstw pełnymi garściami. Czuła ekscytację z każdym nowo poznanym darem. Czuła… się dziwnie. Z jednej strony mogła służyć Pentexowi. Prawdopodobnie była Tancerzem Skór, a jednak przyjęli ją do plemienia. Teraz pozwolili jej awansować w strukturze plemiennej. To wszystko było takie pokręcone. Z drugiej strony cały czas walczyła o dobro wilkołaków.

Po wszystkim Czarny wziął ją do siebie. Odwoził ich Zaar swoją Toyotą. Trafili do miejsca jakiego wcześniej Żenia nie widziała. Nad rzeką w centrum miasta były ustawione kontenery. Jak się później okazało każdy z kontenerów był mieszkaniem socjalnym. Sześćdziesiąt mieszkań składających się z pojedynczego pokoju z aneksem kuchennym i kabiną sanitarną. Pożegnali się z Zaarem, już po wschodzie słońca.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 18-05-2018 o 22:16.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-05-2018, 23:59   #76
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Przydzielono mi mieszkanie, ponieważ zameldowanie miałem w strefie wybuchu i “akurat nie było mnie w mieszkaniu” w chwili katastrofy. Kontenerów jest sześćdziesiąt. W sumie mieszka w nich 112 osób, które straciły mieszkania w wybuchu. - Mimo smutnej treści wypowiedzi Czarny był szczęśliwy. Cieszył się z osiągnięć swojej uczennicy.

- Teraz musimy się przespać. Nie jest dobrze zarywać nocek. Niestety mam tylko łóżka polowe, ale dało się na nich wytrzymać we wojsku, to i tutaj się daje. Potem coś zjemy i nauczę cię kilku rzeczy. A po wszystkim wsadzę cię do pociągu do Wrocławia. Tam odbierze cię człowiek Harada.
Mina Czarnego się wykrzywiła, a Żenia stłumiła ziewnięcie. Mogłaby zasnąć na stojąco.

- Skubany myśli, że na jego terenie pojawili się Tancerze Skór. Prosił o twoją pomoc. Skurwiel. Z jednej strony chwali cię i gratuluje, z drugiej nie przysłał nikogo na ceremonię, a ciebie osobiście prosi o pomoc w kwestii domniemanych Tancerzy. Nie znoszę politykowania Srebrnych Kłów.

Rozbawił tym brunetkę.
- Czarny przecież mu chodzi o to, żeby Cię sprowokować. - nie skomentowała faktu, że jego polityka pewnie tak samo wkurzała i Kły. - A tego Tancerza niby jak rozpoznał? Czy to może jest na zasadzie „mamy domniemanego tancerza skór, Żenia pomocy!”. Żenia przyjeżdża a Harad na to „złapaliśmy tancerza skór!”. Hm?

- Co Ci obiecał, że chcesz żebym jechała? Ja mam mało czasu. - walnęła z grubej rury - Muszę jechać do Łodzi. Jest tam ktoś kto może nam pomóc. Ale nie mogę czekać pół roku o czym mówił Zaar. Poza tym… - Żeńka pomogła Alfie rozkładać polówkę - … serio? pół roku? Za pół roku Pentex będzie nowoodrodzony.

Kolejne ziewnięcie przerwało jej wywód.

- Do Łodzi pojedziesz w czwartek - powiedział Czarny uświadamiając dziewczynie, że nie ma pojęcia jaki jest dzień tygodnia.
- Dostaniesz też coś ode mnie. Pół roku to oficjalna wersja. Znają ją wszystkie wilkołaki i krewniacy. Boję się, że możemy mieć wtyczkę. Ale cichosza. Atak na Pentex to kwestia tygodni. Potrzebuję tylko dobry zwiad. I w tym mi pomożesz w czwartek. Najpierw pieprzony Srebrny góral z kompleksem małego miecza.

Czarny podszedł do małej lodówki, z której wyjął dwie butelki wody mineralnej. Jedną podał Żenii.

- Zasugerował, że z tak silnym opiekunem moglibyśmy urosnąć do rangi septu. Taki główny caern w rejonie. Ale do tego potrzebujemy zgody trzech alf. Sugestia wyszła z jego strony dlatego, że od razu zaoferował zgodę za pomoc.

- Hmm. Wysoko ceni sobie pomoc szczeniaka - skwitowała uspokojona dziewczyna pociągając głębszy łyk. Uwaliła się też na polówce skopując jedynie buty.

- Nie doceniasz się. Twoja linia krwii jest silna. Duchy to widzą. Masz potężnych przodków. Jesteś najszybciej awansującym wilkołakiem od dekad. Ba, odkąd wiesz, że jesteś wilkołakiem, to cały czas aktywnie działasz przeciw Pentexowi. A sept to dla nas szansa. Moglibyśmy zyskać dostęp do fetyszów Harada i jego bandy. Oni zaś chcą…

Czarny wyraźnie się zmieszał.
- No z pewnością nie będą stratni na kontaktach Zaara - dokończył.

Żeńka przez chwilę przyglądała się zmieszaniu Czarnego.
- Znowu próbujesz handlu krewniakami? Mało Ci mnie i tego jak się to skończyło? - ten temat wisiał nad nimi niczym miecz Damoklesa. - I kiedy Ty zaczniesz przedłużać linię? I co z krewniakami spiral, którymi miał się zająć Burak?

- To nie jest handel krewniakami! - oburzył się Czarny - widziałaś pliki rozszyfrowane przez Zaara? Widziałaś. W końcu sama je przyniosłaś. Pentex tworzy Fomori w kilka tygodni. A ile trwa wychowanie i wyszkolenie wilkołaka? Kilkanaście lat. Dwadzieścia. Dwadzieścia pięć. Musimy zacząć korzystać z tego, że posiadamy najliczniejszą grupę krewniaków w kraju. Ciągle mówisz o szukaniu zasobów. Tworzeniu armii do walki. Od wieków tak właśnie tworzymy naszą armię - Czarny zdjął buty, które rzucił w kąt, a potem położył się na łóżku i popijał wodę z butelki.

- Mhm. Niedawno byłeś przeciwny wykorzystywaniu ludzi w walce. - skomentowała cicho - A co z pozostałymi pytaniami? - drążyła dziewczyna.

- Śpij, musisz wypocząć - odwrócił się plecami do dziewczyny wyraźnie unikając kłopotliwych tematów.

- Aha. Czyli jak zadaję konkretne pytania to nie ma odpowiedzi? Co z tymi krewniakami? Co z nimi zrobiłeś? - teraz Żenia usiadła na łóżku. Czuła wzbierający gniew.

- Na razie Zaar załatwił im jakieś mieszkania. Miał się tym zająć Burak, ale przejmie to Zapalniczka. Widzisz, nie miałem czasu.

- Nigdy go nie ma jak chodzi o krewniaków, co? - mruknęła dziewczyna uspokojając się nieco. - Zamiast traktować ich jak gorące ziemniaki, może warto faktycznie ich włączyć w społeczność? Dać im cel i motywację? Poczucie przynależności a nie tylko … - Żeńka ugryzła się w język. - Czemu nie masz dzieci? A może masz?

Czarny odwrócił się na plecy. Po chwili naciągnął na siebie kołdrę i chwilę pokręcił. Potem spod kołdry wypadły jego dżinsy i skarpety.

- Nie byłbym dobrym ojcem - splótł dłonie pod głową i gapił się w sufit kontenera.
- Sranie w banie. To jest wymówka. - Ragabash mało co nie parsknęła śmiechem na zabiegi Czarnego. Skromniś się znalazł. - Czemu nie?

- Bo gdy mówię do kogoś, kim się opiekuje, że ma spać, ta mnie ignoruje i zadaje niewygodne pytania - powiedział szaman.

- Nie zawsze Cię ignoruje. Tylko jak ją spławiasz - mruknęła Żenia. - A poza tym to ta jest pełna dla Ciebie podziwu i dumna bardzo z Ciebie. No to mów.

Czarny zamknął oczy i zaczął udawać pochrapywanie.

Żeńka prysnęła go wodą z butelki.

- Nie zmuszaj mnie, żebym zwlekła się z łóżka i zmusiła do mówienia - zagroziła niewinnym tonem.
Czarny otworzył jedno oko i powiedział:
- Śpij. Za siedem godzin masz pociąg.

- To prośba ojcowska czy rozkaz Alfy? - brunetka nie wiedziała czemu droczyła się z Czarnym.
- Jak wolisz. To nie ja będę się męczyć z ludźmi Harada - odwrócił się i zaciągnął kołdrę do połowy twarzy.

- Hmm… podobno mi ufasz. - Żenia wzruszyła ramionami i umościła na polówce.

- Ufam ci Żeńka, ufam - powiedział ledwie słyszalnym szeptem.

Brunetka już nie odpowiedziała. Leżała bez ruchu w ciemności czekając aż Czarny uśnie.

***


Przed godziną osiemnastą stali na dworcu. Przyjechali tramwajem. Czarny nie był Zaarem. Chyba nawet nie miał samochodu.

- Jesteś pewna, że nikogo nie chcesz do pomocy? - powiedział Szaman gdy przebrzmiał komunikat o dziesięciominutowym opóźnieniu.

- No teraz to chyba nie ma znaczenia - Żenia stwierdziła - ale telefon by się przydał.
- Mogłaś przez pół godziny pytać mnie czemu nie mam dzieci, ale nie raczyłaś wspomnieć, że nie masz telefonu? Brawo. Trzymaj - wepchnął jej w dłoń kilka banknotów. Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami. To była kwestia priorytetów.
- Masz jeszcze te trefne dokumenty? Zarejestruj telefon na Tetmayer. Pamiętaj, że jesteś poszukiwana.
- Pamiętam. - z żalem pomyślała o transporcie liniami “Pasikonik” albo chociażby “Handlarz wspomnień”. Człowiek do dobrego szybko się przyzwyczaja. Westchnęła - Chyba mam. - rozglądała się po peronie grzebiąc w plecaku. Miała.

- Może poprosić Zaara, żeby jakiś krewniak do ciebie dołączył? - Zapytał w końcu szaman.
- To rozwiązałoby kwestię integrowania się w społeczność wilkołaków.

Żenia prychnęła:
- Chcesz mnie zamknąć jednym krewniakiem? Ilu oddasz Haradowi pod dowodzenie? - twarde i chłodne spojrzenie wilczycy spoczęło na Czarnym - Ale jeśli koniecznie chcesz coś udowodnić to przydziel kogoś. Daj przykład. - rzuciła wyzwanie z zaciętą miną.

Czarny machnął ręką.
- Nie mam siły, ani czasu na twoją fazę zbuntowanej nastolatki. Nie zrób mi wstydu.
Przysunął się i objął ją, a potem poklepał po plecach.

- Zbuntowaną nastolatką byłam kilka lat temu. A ja nie mam siły ani czasu na udowadnianie Ci, że krewniacy to coś więcej niż balast i obiekt handlu. - Żeńka odsunęła się sztywno - Wedle rozkazu, Alfo. - skwitowała ironicznie.

-Uważaj na siebie - powiedział w końcu i ruszył z dworca. Zaraz potem podjechał pociąg.
Żenia zajęła miejsce w przedziale, rozmyślając o caernie w Toruniu.

Może to tam dałaby radę zbudować przyczółek dla krewniaków?
Zapatrzyła się w okno i nawet nie zauważyła, gdy pociąg ruszył.
 
corax jest offline  
Stary 20-05-2018, 23:36   #77
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pukanie do drzwi przerwało wieczorny spokój. Zaar niechętnie oderwał się od laptopa i ruszył otworzyć. Powitał go Michał w czarnej bluzie z kapturem z sześciopakiem piwa w dłoni. Zaar go wpuścił i poszli do salonu. Właścicielki mieszkania nie było. Michał nie zadawał pytań. Postawił sześciopak na ławie.
- Fajnie, że wpadłeś. Wreszcie się trochę uspokoiło.
Trzask. Zaar dostał w szczękę z siła młota. Przez moment go zamroczyło. Michał machał dłonią w powietrzu. Jego też zabolało, choć nieporównywalnie mniej.
- O co kurwa…. - powiedział Zaar spluwając krwią.
- Ogarnij się. Jesteś starszy. Jesteś drugi po Czarnym. Masz kontakty, wpływy. Pilnujesz największego zasobu krewniaków w kraju.
- Zazdrościsz mi, że dostałem takiego strzała?
- Nie. Dbam o ciebie.
- Jeśli o ciebie tak dbali rodzice, to musiałeś mieć ciężkie dzieciństwo.
- Myślałeś nad konsekwencjami? Ona jest wielka nadzieją Czarnego. Ty jesteś, lojalną betą. Kto cię zastąpi jak to wyjdzie?

Oczy Zaara rozszerzały się z każdym słowem.
- Skąd wiesz?
- Jarek, to że ktoś ma większe od ciebie mięśnie nie znaczy, że z automatu ma mniejszy mózg. Zniknąłeś na prawie godzinę w szpitalu w Manaus. Zabawne, bo wszystkie formalne kwestie omówiliśmy w piętnaście minut. Trzymaj. Przyłóż do szczęki.

Michał podał mu piwo.
- Co zamierzasz zrobić z tą wiedzą? - zapytał Zaar.
- To co zrobiłem. Mam nadzieję, że skłoniłem do przemyśleń - Michał walnął się na kanapę i zaczął sączyć piwo.

***


Coś się działo. Poruszenie. Nowe Spirale w bazie. Problemy z dowództwem. To był dobry moment na wykonanie jego planu. Mięśnie się napięły. Stalowe klamry puściły. Ramiona były już wolne. Ręce zdarły maskę z ust. Czuł ból gdy wyciągał z tchawicy rurkę do intubacji. W roztworze azotanu srebra pojawiły się pęcherze powietrza, które opuściło jego płuca. Ręce zaś pracowały bez ustanku. Rozrywały bez problemu kolejne okowy. Po chwili rozbijał już polimerową osnowę swojego inkubatora.

Mniej niż minuta. W mniej niż minutę wyrwał się ze swojego więzienia. Kontrolki mrugały. Dzwonił alarm. Nie miał czasu się tym zajmować. Ruszył do wyjścia. Na przeciw niego wbiegli dwaj mężczyźni uzbrojeni w paralizatory. Żałosne. Brakowało mu gniewu. Z żalem wspominał ostatni raz gdy widział księżyc. Jednak to byli zwykli ludzie. A on był usprawnioną syntetycznymi wszczepami maszyną do zabijania. Jeden z mężczyzn dostał w krtań z pięści, drugi z łokcia. Przez chwilę myślał o tym czy zabrać któremuś z nich mundur. Wtedy jego wzrok trafił na drugą komorę stazy, w której był nowy obiekt.

Miał chwilę. Strażnicy nie zdążyli wezwać wsparcia. Procedura dawała im jakieś pięć minut. Uruchomił protokół otwarcia kapsuły i zdzierał ubrania ze strażników. Po chwili ciało chudego mężczyzny wypadło bezwładnie na podłogę. Niedawny więzień podszedł do niego w przyciasnym mundurze strażnika.

- Zabij mnie, proszę! Zabij mnie… - szeptały spierzchłe usta po wyjęciu tuby do intubacji.
Ten którego uratował był w o wiele gorszym stanie niż on sam. Zabicie go było najlepszym co mógł zrobić. Skróciłby cierpienia nowego fomora, a jednocześnie nie spowolnił swojej ucieczki. Dlaczego tego nie zrobił? Zamiast tego zbliżył się do oszołomionego i szepnął swoim niskim głosem:
- Zabieram cię ze sobą. Pomogę ci się zemścić.

Bez wysiłku i z wprawą komandosa przerzucił sobie chudego mężczyznę przez plecy i ruszył do wyjścia.

***


- No i jak pan widzi… - kobieta w czerwieni zagryzła zęby. Nadal nie przywykła. Jej spojrzenie skrzyżowało się z wytatuowaną kobietą. Tamtą wyraźnie śmieszyło jej zakłopotanie.
- Jak wspomniałam mamy tutaj pełne zaplecze do prowadzenia działań rozpoznawczo-bojowych na terenie całego kraju. Kompleks rozciąga się na przestrzeni dziewięciu kilometrów kwadratowych.
- A jak radzicie sobie z delirium? -
Przemówił w końcu niewidomy.
- Nasi ludzie mają specjalne gogle. Poza tym zazwyczaj cele są już ogłuszone granatami.
- A ta słynna Pierwsza Brygada? Podobno skopaliście ostatnio jakąś akcję -
Wtrąciła się wytatuowana.
- Pierwsza Drużyna. Nie, nic nie skopaliśmy. W natarciu brało udział tylko kilku członków Pierwszej. Zresztą w obu wypadkach słabym punktem był wampir, którego zainfekowaliśmy zmorą - kłamała bez zająknięcia.
- Mhm - mruknął niewidomy.

Tymczasem czerwona sukienka poczuła wibracje w telefonie. Przychdzące połączenie alarmowe. Odebrała i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszała informacje o ucieczce obiektu ZU010.
- Państwo raczą wybaczyć, ale muszę sprawdzić pewną naglącą sytuację. Za chwilę jedna z asystentek się państwem zajmie.
Ruszyła stukając obcasami w kierunku najbliższej windy. Mieli okazję pozyskać trzy Czarne Spirale, a jednak akurat w ten dzień ZU010 musiał spróbować ucieczki. Starała się pochamować emocje.

***


Dziesięciu żołnierzy uzbrojonych w broń automatyczną go otoczyło. Oceniał swoje szanse. Nie miał broni. Lewą ręką trzymał na swojej klatce rękę i nogę niesionego więźnia. Tamten najwyraźniej stracił przytomność. I dobrze, bo ciągłe: „zabij mnie” szeptane do ucha było rozpraszające.

- Mam się poddać, tak? To pomóż mi z nim - powiedział w stronę najbliższego żołnierza. Z łatwością lekko odbił się nogami i wypchnął w powietrze ciało niesionego mężczyzny. Dwaj stojący najbliżej żołnierze chcąc nie chcąc złapali żywy pakunek. Wystarczyło. ZU010 miał już w dłoni jeden z półautomatów. Krótkie salwy. Po trzy naboje. W trzech przeciwników. Strzały w pachwinę. Tuż poniżej kamizelek. Potem szarża. Głowa i ramiona nisko. Trafienie w splot słoneczny całą przeszło stukilogramową masą ciała. Gdy powietrze opuszczało płuca szóstego eliminowanego strażnika on chwytał jego broń. Po chwili serie z karabinów. Cztery lufy rozbłysły jednocześnie. Jednak on miał już swoją tarczę. Tarczę w postaci ogłuszonego strażnika. Teraz, dzięki uprzejmości kolegów już martwego. ZU010 przycelował znad ochłapu mięsa w ludzi z ochrony. Nikt nie uczył ich walki z poważnym zagrożeniem. Spanikowali. Każdy z nich miał dwadzieścia pięć nabojów. Każdy z nich trzymał palec na spuście i nie puszczał. W końcu mają przed sobą wroga. I każdemu z nich amunicja skończyła się niemal równocześnie. To co było potem nosiło znamiona egzekucji. Znów, tak jak jego szkolili. Krótkie serie dla zachowania celności. Głowy strażników pękały jak arbuzy.

Dwóm ostatnim, którzy już prawie wyrwali się spod nieprzytomnego więźnia skręcił karki. Zabrał ich broń i zapasową amunicję. Jeszcze tylko kilka korytarzy i będzie na zewnątrz.

***


Dwadzieścia dwie osoby. Tylu strażników zabił. Dwóch okaleczył, tak, żeby nie mogli go ścigać. Był ranny, ale rany na jego ciele zarastały się same. Nie tak szybko jak robiłyby to w formie bojowej, ale wystarczająco szybko. Nie chciał jeszcze sięgać po tę rezerwę. Nie, zanim nie pojawi się ktoś inny z Pierwszej drużyny.

Wtedy zobaczył ją. Stała wyprostowana w jednej z tych swoich czerwonych sukienek. Rude włosy opadały na ramiona. Nie miała broni, co wcale nie czyniło jej mniej niebezpieczną.
- Stój, odłóż broń. I jego też odłóż.
Poczuł jak opuszcza go wszelka wola walki. Nie wsączała w niego swojej woli… ona czyniła go kompletnie obojętnym. Po co to wszystko robił?
- Muszę ją znaleźć.
- Jej nie ma. Zdradziła. Nie rozumiesz tego?
- To wy nie rozumiecie. Ona… -
wydyszał i opadł na kolano. Niesiony więzień sapnął gdy ramię zabójcy wbiło się mocniej w jego klatkę.
- Ona niczego nie pamięta. Myśli, że jest jedną z nich.
- Przecież załatwiała naszych ludzi. Wielu.
- Sylwia, ona myśli, że jesteśmy wrogami. A co my zrobiliśmy, żeby tak nie myślała? A co ty zrobiłabyś, będąc przyparta do muru?

Kobieta w czerwonej sukience stała i wpatrywała się w wyraźnie słabnącego rozmówcę.
- Teraz to już nie jest ważne. Sprawy zaszły za daleko.
Uciekinier puścił niesionego więźnia. Z lewego kącika ust zaczęła mu ściekać ślina. Nie tylko nie miał ochoty dalej uciekać. Stracił chęć do życia. Jego oczy były mętne gdy zobaczył w nich ciemne ostrze przebijające czerwoną sukienkę. To co działo się dalej rejestrował jak przez mgłę. Dwa wielkie czarne wilkołaki rzuciły się na Sylwię. Jeden miał miejscami zgolone futro, żeby dobrze było widać tatuaże. Drugi, ten walczący ostrzem, miał przepaskę na oczach.

Sylwia nie sprzedała tanio skóry. Wczepiła się dłońmi w tego wytatuowanego. Po chwili jej rana zniknęła, a na brzuchu czarnego Crinosa pojawił się identyczny otwór. A potem się rozrastał. Jednak ślepy nie pozostawał bierny. Zamachnął się ostrzem, które w jego formie bojowej wyglądało jak długi nóż. Wbił się w ramię kobiety. Ta jednak tylko spojrzała na niego. Jej oczy zapłonęły blaskiem, a ślepy zaczął się cofać. I wtedy wstała ciężko ranna wytatuowana. Rzuciła się z kłami i pazurami na kobietę, której czerwona suknia była teraz poplamiona krwią i poszarpana. Cały ciężar walczących wyrwał drzwi szybu windy. ZU010 zastanawiał się przez moment co robił tam szyb windy. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że był on celem jego podróży. Ślepiec podszedł zdyszany do dwójki uciekinierów.
- Wstawaj, zmywamy się - powiedział melodyjnym głosem.
- Dlaczego? Dlaczego nam pomagasz? - wyszeptał zdziwiony ZU010.
- Jest taki jeden smok, któremu zależy, żebyś tu nie kiblował.
- Smok… -
powtórzył to słowo, jakby pierwszy raz w życiu je słyszał.

***


Dochodziła dwudziesta gdy pociąg zatrzymywał się na stacji Wrocław Główny. Żenia nie miała telefonu. Nie miała w zasadzie wiele poza swoim nieśmiertelnym plecakiem. Nie zdziwiło jej, gdy ledwo po tym jak wysiadła zlokalizował ją wysoki blondyn z krótko przyciętą brodą.
- Żenia Bondar, prawda? Marek Walach - wyciągnął dłoń na przywitanie. W jego ruchach było coś, co kojarzyło się z Burakiem. Żenię przeszedł dreszcz.
- Podobno mamy cię tylko na dobę, więc nie ma co tracić czasu. Zapraszam.
Z Dworca wyjeżdżali srebrnym audi.
- Wiem co cię dziwi. Dlaczego siedzimy pod waszym nosem, skoro nasze tereny są sześćset kilometrów stąd. Niestety, też nie jest mi to na rękę. Zwłoki znaleźli we Wrocławiu. Koleś zadzwonił do Czarnego. Ten wasz cudotwórca Zaar zorganizował chłodnię i szybką analizę DNA. Okazało się, że to jeden z naszych. Marcin Bystroń.

Zajechali na wielki parking na którym stało kilka TIRów. Marek zaprosił gestem Żenię do jednej z naczep. Dziewczyna od razu poczuła spadek temperatury. Z jej ust unosiła się para. Walach sięgnął do jednego z wieszaków i podał dziewczynie nieco za dużą, ale ciepłą kurtkę.

- Zwłoki przeleżały nieco na świeżym powietrzu, więc chcąc zapobiec dalszemu rozkładowi mamy je teraz w chłodni.

Na środku ciężarówki, między grubą folią kojarzącą się z rzeźnią, a agregatami chłodniczymi stało łóżko transportowe, jak te szpitalne. Na nim leżał ochłap mięsa. Dziewczyna w pierwszej chwili nie kojarzyła go sobie z człowiekiem. Był cały czerwony i nie miał twarzy. Dopiero po przejściu pierwszego szoku zauważyła, że na tym ciele nie ma skóry. To dlatego wyglądało tak nieludzko.

W uszach brzmiał jej własny głos mówiący: “A tego Tancerza niby jak rozpoznał?”. Cóż, teraz ona też miała przesłanki, żeby domniemywać kim mógł być morderca.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-05-2018 o 20:59.
Mi Raaz jest offline  
Stary 24-05-2018, 21:52   #78
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia milczała wpatrując się w oskórowany korpus na łóżku.
Starała się zachować kamienną minę ale w głowie kotłowało się od pytań.
Pierwszym i najgłośniejszym było “I co ja mam z tym niby kuwa zrobić?”

Spojrzała na swojego przewodnika pytająco na ciężkiej zawieszce.
- Jak mogę pomóc? - dziewczyna miała pustkę w głowie.

“Nie jestem rzeźnikiem do cholery. Czego ode mnie oczekujesz niby? Że z kąta nacięć opowiem Ci o mordercy i wskażę jego adres?” wrzeszczało jej w głowie.

- … rozumiem, że zbadaliście już okoliczności jego zaginięcia i tak dalej?
Wpatrywała się tępo w resztki Bystronia.
Wałach wzruszył ramionami.
- Harad wspominał, że jesteś dobra. Nie wiem jakie są jego oczekiwania. My jesteśmy w martwym punkcie.Młody szykował się do rytuału przejścia. Miał w nim brać udział w najbliższą pełnię. Ostatni raz widziano go cztery dni temu. Jeden z krewniaków z nim rozmawiał. Wybierał się na podróż po Bieszczadach. Oczyszczenie przed ceremonią i test własnych umiejętności - odpowiadał obojętnym głosem. Żenia odniosła wrażenie, że zbadali co mogli i rozłożyli ręce. Cóż w tym wszystkim kombinował ich alfa?
- Znaleźliście tylko jego w takim stanie? - Żenii alarm zadzwonił na hasło Bieszczady - Ktoś jeszcze zaginął?
- Nie my go znaleźliśmy. Znalazł go jakiś menel. Tu. We Wrocławiu. Nikt inny nie zaginął.
- A tego menela przesłuchaliście?
- To Ronin. Nazywają go - Marek zaczął szukać w telefonie jakichś notatek - Bury Kieł, ale legitymuje się nazwiskiem Wojciech Kosiba. Bezdomny. Możemy jechać z nim porozmawiać, bo wiem gdzie można go znaleźć.
Tym sprytnym sposobem udowodnił, że Srebrne Kły ze swymi zadartymi podbródkami nie pobrudziły sobie rąk dyskusjami z bezdomnymi.

I od tego mieli Żenię.
Dziewczyna zgrzytnęła zębami i zgromiła Walacha spojrzeniem.
- Serio? Cztery dni i nie raczyliście wysłać nikogo do rozmowy z Burym Kłem? Jaki status mają rodzice Bystronia u Was? - podkreśliła ostatnie słowo i poruszyła dłonią by zmusić nieco blondyna do ruchu w stronę wyjścia. Chciała dopytać, czy to u Kłów standardowa praktyka zlewać temat, gdy giną im młodzi ale Czarny siedzący jej w głowie mruknął “nie przynieś mi wstydu” i dziewczyna tylko się skrzywiła. Pieprzona polityka. Pieprzona podwójnie, gdy to nie Żenia ustalała zasady. Pfff.

- Uważasz, że jest to konieczne? Dobrze, w takim razie pojedziemy z nim pogadać. Co do rodziców to jego matka zginęła w walce z Czarnymi Spiralami. Ojciec mieszka, gdzieś w naszej okolicy. Musiałbym się dowiedzieć. - Mówił spokojnie i nie poruszył się w stronę wyjścia. Zamiast tego delikatnie się odsunął robiąc miejsce dziewczynie.

- A wy nie? - zdziwiła się brunetka - Rodzice są krewniakami? - dopytywała drążąc dalej. - Jeżeli nie znaleziono nikogo innego, to skąd podejrzenie Tancerza Skór a nie na przykład działania Spiral?

- Ojciec jest krewniakiem. Matka była wilkołaczką. Teurgiem. Nie żyje już jakieś trzy, albo nawet cztery lata. Skąd podejrzenie, że to Tancerze Skór? - spojrzał ze zdziwieniem na zwłoki pozbawione skóry, wzruszył ramionami i westchnął - a jak myślisz?

Żenia miała wrażenie zapętlenia czasowego.
- Ale… - zaczęła - bez obrazy, Marek.
W między czasie ruszyła do bryki jej tymczasowego opiekuna. Sięgnęła po pokłady swej cierpliwości.
Z czego jak czego, ale z cierpliwości to Rabagashe w końcu byli znani.
Odnalazła na nowo podziw dla Grzesia radzącego sobie z Michałem i Gutkiem na co dzień.

- Ja wiem, że pozbawiono go skóry, ale ludzkość zna wielu psychopatów, którzy działali wedle podobnego MO. Np. Hannibal Lecter. Nie znaleźliście nikogo więcej, zakładam, że nikt podobnych zwłok też nie znalazł, a zdaje się Harad ma dość na pieńku ze Spiralami. Macie jakieś wcześniejsze doświadczenia z Tancerzami Skór dla porównania? Jeśli tak, to proszę opowiedz mi o nich dla dobra tej sprawy.

Żeńka chwyciła włosek i zaczęła dzielić go na czworo.
Nie tylko Wałach potrafił grać w ….
Spojrzała z ukosa na blondyna idącego obok.

Otworzył centralny zamek i westchnął.
- Po tej zasadzce gdy załatwiliśmy dwie Spirale i przejęliśmy krewniaków zniknęły ciała. Znaczy… Nie było tych dwóch Spiral. Niby nasi krewniacy pilnowali okolicy, no ale jednak ciała zniknęły. A wątpię, żeby Pieśń Udręki był w to zamieszany. - Wsiadł do auta.
- No dobra, jedziemy.

- Czyli co? W teorii są trzy zwłoki?
Żenia nadal nie do końca wiedziała czego od niej chciał Harad. Westchnęła pod nosem, czekając aż dojadą na miejsce. Może ten Bury Kieł będzie coś wiedział chociaż nie liczyła za wiele na to.

- A co z Umbrą w miejscu, gdzie znaleziono Bystronia?
- W teorii tak. Choć tamtych nie znaleźliśmy. A umbra? Nie wiem. Musisz na miejscu zobaczyć. - odpowiedział.

***



Po około piętnastu minutach dojechali do kanałów burzowych. Wysiedli z samochodu, po czym Marek ruszył w dół, do betonowego koryta odprowadzającego wodę w przypadku nadchodzących powodzi.
Szli kilka minut, aż w końcu dotarli do miejsca, w którym zatrzymał się Srebrny Kieł.

- Tam. Ten menel który tam leży to Bury Kieł.

- Gdzie? Nic nie widzę. - Żenia pochyliła się i zmrużyła oczy szukając ‘tego menela’. Spojrzała z kamienną miną na Wałacha.

- W tamtych kartonach - pokazał palcem stertę kartonów w których coś się poruszyło. Faktycznie mężczyzna był kiepsko widoczny.

- Daj mi dwie stówy - Żenia wyciągnęła dłoń do towarzysza. - Albo dwie i pół.

Marek się zmieszał. Zmierzył wzrokiem dziewczynę. Po chwili wyjął portfel i podał dziewczynie jeden żółty banknot o nominale 200 zł.

- No co? Odbij sobie koszty u Harada. - mruknęła Żenia.

Ruszyła w kierunku kartonów, grzebiąc w kieszeni z banknotami od Czarnego.
Zanim zbliżyła się na wyciągnięcie ręki poczuła odrzucający smród mężczyzny. Miał na sobie długi obszarpany płaszcz, Spod płaszcza wystawały długie brązowe włosy przeplecione wieloma pasmami siwizny. Gdy usłyszał jak się zbliżyła poderwał się i usiadł między kartonami. Spojrzał wprost na Córkę Ognistej Wrony.
Jego twarz nie była stara, ale widać było, że jest zniszczona. Większość zasłaniała gęsta broda, w której było jeszcze więcej siwych pasm niż na głowie. Patrzył na nią z uwagą marszcząc czoło.
Wciągnął przez nos powietrze i wyraźnie skrzywił się, gdy poczuł jakiś zapach.

“Jak mi bezdomny menel powie, że śmierdzę to chyba padnę.”

- Cześć. Jestem Córka Ognistej Wrony z Władców Cienia. Tam ten blondas mówi - skinęła głową w stronę Wałacha - że mógłbyś pomóc w pewnej sprawie. Masz chwilę? - oglądała mężczyznę spokojnie.

Wstał powoli. Długie i poczochrane włosy w połaczeniu z owalna zarośniętą twarzą i szerokimi barami sprawiały niepokojące wrażenie. Do tego płaszcz ledwie maskujący smród niemytego ciała zdecydowanie nie pasował do ciepłej, sierpniowej nocy.
- Cześć. Zadzwoń do mojej asystentki, ona prowadzi mój kalendarz.
Odwrócił się i ruszył w stronę przeciwną niż stał Wałach.
- Kolejny garou przyszedł gadać o zwłokach, tak?

Żenia dreptała obok. Nooo może trochę za mężczyzną. Starała się nie oddychać zbyt głęboko. Między palcami obu dłoni rozprostowała z trzaskiem i złożyła na nowo banknot stuzłotowy, jaki wymieniła w kieszeni z dwusetką od Wałacha:
- Dzwoniłam. Przekierowała mnie do Władka Jagiełły a ten z kolei stwierdził, że akurat teraz i dziś masz wolne pół godziny i pogadasz ze mną.

Trzask, trzask…

- No co Ci szkodzi, Brunatny Kle? - w głosie dziewczyny słychać było uśmiech.

Na moment się do niej odwrócił. Odpowiedział uśmiechem na uśmiech. Szedł dalej nie przejmując się dziewczyną i tym, że przekręciła jego imię.
- Cóż, skoro mówią, że mam wolne, to mam wolne. No bo co mógłbym robić po dwudziestej trzeciej? Spać? - pokręcił przecząco głową.
W końcu się zatrzymał. Przykucnął i pokazał palcem stertę śmieci jakieś piętnaście metrów od nich.
- Znalazłem go przedwczoraj nad ranem. Leżał tam. Obgryzały go szczury. Czuć, że był Garou, więc dałem znać tym z Poznania. Przyjechali. Zabrali ciało i tyle.

- Spanie jest przereklamowane. - Żenia spojrzała za palcem Kła - A coś oprócz niego było na miejscu? Na przykład wizytówka: to ja to zrobiłem! Z numerem telefonu i imieniem? - Żenia westchnęła ciężko. - Jest tu jakieś inne wejście niż to? - wskazała palcem za siebie. - A kto jeszcze był gadać o zwłokach?

- Ufam reklamom. Tyle ich oglądam.
Uśmiechnął się na wzmiankę o wizytówce po czym odpowiedział:
- Nie miał nic. Nawet skóry. Co do wyjścia? Tak, można jeszcze z drugiej strony podjechać. W zasadzie z góry też można zrzucić coś. Stąd te śmieci. Ludzie uwielbiają miejsca w których można coś wyrzucić bez konsekwencji.

Włożył ręce do kieszeni i wyjął mały woreczek z tytoniem. W palcach zaczął skręcać bibułkę.
- Byli tu najpierw krewniacy przysłani przez tych z Poznania. Potem był krewniak blondasa. Powiedziałem im to co tobie.
Po oblizaniu i sklejeniu bibułki wyjął zapalniczkę z grupy tych lepszych po 2 złote i zapalił skręta. Smród na chwilę przyćmił zapach jego niemytego ciała.

Żenia rozglądała się wokół:
- Ale… skoro to Twoje lokum, to komuś chyba zależało, żebyś znalazł zwłoki. Były tam gdy się obudziłeś? Czy pojawiły się podczas nieobecności?

- Byłem na polowaniu. Wróciłem przed świtem. Mógł tam leżeć kilka godzin. Albo kilkanaście.

- Nie znalazłeś żadnych śladów, nic nie wyczułeś wokół miejsca znalezienia? Żadnych plotek na ulicy nie słyszałeś?

- Nie jestem plotkarą - zaciągnął się mocno - wyczułem, że to wilkołak. I tyle.

- Ty nie jesteś. Inni są. Pewnie dobrze znasz Wrocław co? Nie mógłbyś podpytać znajomych, czy czegoś nie słyszeli?

Władzio Jagiełła zaglądał jednym okiem z banknotu złożonego w pół, gdy Żenia podawała Wojtkowi kasę.

Dziewczyna rozglądała się wokół. Miejsce idealne. Odludzie. Zero monitoringu.
- Chyba powinieneś uważać na siebie, Kle. - spojrzała na bezdomnego z niejaką troską.
- Weź te pieniądze. Nie potrzebuję ich. I tak, uważam na siebie - stał i palił skręta czekając na dalsze reakcje.

- Kasa się może przydać, jeśli zgodzisz się popytać tu i tam. Co masz wydawać ze swoich? - Żenia wzruszyła ramionami. - No ale jak wolisz. - dłoń złodziejki wsunęła się do kieszeni. - Może odwiedziłbyś mnie w Poznaniu? Hm? - dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i zachęcająco.-

- Dobra. Daj tę stówę i daj mi trzy dni. Zobaczymy czego się dowiem. Wlecę do tego waszego Poznania. Pewnie przekimam się na dworcu. Do zobaczenia - rzucił peta, którego przygniótł stopą.

- Super. Będę czekać. Jak będziesz wpadać to skontaktuj się przez poprzednie kontakty bo ja nie mam telefonu. Ciągle je gubię - dodała pochylając się po kumotersku do menela i przekazując kapitał - Do zobaczenia i dzięki.
- Przyjdź w nocy za trzy dni na dworzec. Podobno kiedyś można było się z ludźmi umawiać na termin, a teraz muszę wysłać ci zaproszenie na apojtment w gugle kalender? Chcesz info, to przyjdź.

Brunetka skinęła głową i wróciła powoli do Wałacha. Mina mężczyzny zdawała sie pytać “jak poszło?”
Skwitowała wzruszeniem ramion.

- Masz kontakty, żeby obadać monitoring czy trzeba dzwonić do Zaara? - spytała przyglądając się blondynowi.
- Nie mam. My tu nie działamy. Dzwoń do Zaara. Wracamy? - zapytał kierując się w stronę samochodu.

- Wracamy - mruknęła Żenia pukając w słuchawkę by wywołać Jarka.
Czuła się jak przysłowiowe gówienko w przerębli.
Kręciła się w miejscu i nie posuwała dalej ani o krok.
- Ten krewniak co go tu przysłaliście coś mówił o okolicznościach odbioru zwłok? Masz numer Bystronia? Telefonu znaczy.

Żeńka załadowała się do auta, wypytując Marka.

- Mam numer do Bystronia. A krewniak? Nie. Nic nie wspominał. Zresztą jest we wrocławiu, możemy z nim pogadać. - odpowiadał Marek. Dopiero po kilku minutach w słuchawce odezwał się Galiard.

- Żeniu? Co się dzieje?

- Potrzebuję pomocy dla Harada i Wałacha. Dałbyś radę sprawdzić nagrania z okolic znalezienia ciała we Wrocku? Zakładam, że nie podjechali tutaj czarną Wołgą i nie wywalili ciała ot tak, ale warto się upewnić. Aha i jeszcze czy dałbyś radę sprawdzić co jest z telefonem zabitego? Dam Ci numer - Żenia spojrzała wyczekująco na kierowcę - Gdzie jest? Ostatnie połączenia i tak dalej?

- Daj ten numer. I zobaczę ten monitoring. Ale nie wiem ile mi zajmie..


***


Po trzydziestu kilku minutach w słuchawce odezwał się Zaar.

- Jesteś? Jego telefon przemieszczał się w Bieszczadach pięć dni temu. Szedł w las. Mam tam kiepską triangulację, więc obszar mam rozszerzony do jakichś pięciuset metrów. I tam o godzinie 1:42 w nocy sygnał znika. To dzień po założeniu caernu. Teraz siadam do monitoringu.
- Dzięki, Zaar. Jak daleko to jest od miejsca akcji Harada? Możesz przesłać dane na maila?

- Jakieś raporty ze straży granicznej o atakach? Krewniacy coś zgłaszali? - brunetka zwróciła się do Wałacha.

W głowie Żenii rozległy się słowa Smoka “pomagałem Pieśni Udręki robić burdel na terenie Harada”.

- Wiesz co, musiałbym poszperać. I pogadać z Dalemirem. Widzisz, Harad czyści info o działaniach na swoim terenie - mówił spokojnie Zaar.

- Zauważyłam… - mruknęła dziewczyna - No to poszperaj jeśli możesz. Dzięki.
- Poszperam. Do rana coś powinienem mieć - powiedział, po czym dodał:
- Michał przesyła pozdrowienia. Wpadł do mnie na piwo.
- Oooo! Ucałuj Misia za mnie! Tęsknie za brodaczem - Żeńka się rozpromieniła na myśl o „ przypakowanym koledze” - No fajnie. Wy bumelujecie a ja tyram. Pff.
- Jak świat światem społeczeństwo jest oparte na wyzysku biednych przez bogatych, młodszych przez starszych i ogólnie tych “gorszych”, przez tych “lepszych”. Spadam jeśli chcesz, żebym się czegoś dowiedział.
- Słowa godne największego z wielkich. Zaprawdę nie pij za dużo więcej - Żenia odparła z uśmiechem - Spadaj. Dzięki! Pa.

***


Wrocław nocą był bardzo przyjemnym miejscem. Zwłaszcza w czasie tak ciepłej nocy. Chwilę po północy dotarli na niewielkie osiedle domków jednorodzinnych. Audi zaparkowało na podjeździe. Marek wysiadł i ruszył do drzwi. Otworzył drzwi własnymi kluczami. Wewnątrz paliło się światło.

W salonie przed telewizorem siedział mężczyzna ze starannie przyciętym krótkim zarostem i krótkimi brązowymi włosami. Miał też okulary w szerokich ramkach.

- To jest Bartek, a to Żenia Bondar. Z watahy Czarnego.

Żeńka zamrugała nieco szybciej. Gdzie? Co? Jak? Kiedy? Na zasadzie prawa zasiedzenia czy jak?

Bartek wstał i napiął się jak struna. Tresowany?
- Bardzo miło mi cię poznać - powiedział, choć nie ruszył się z miejsca.
- To ja zrobię coś do picia. Bartek gadał z Burym. On zabezpieczał teren przed moim przyjazdem - skończył Marek.
- Miło poznać również - Żenia przystąpiła do ataku swym szerokim uśmiechem i wyciągniętą dłonią i ogólnym wyglądem niegroźnego Ragabasha. - Opowiesz mi co udało Ci się ustalić?

Bartek uścisnął wyciągniętą dłoń. Silnie i pewnie. Nie spodziewała się tego po jego wyglądzie. A jednak krewniak zaskoczył ją.

- No to od Zaara dostaliśmy wyniki badań DNA. Okazało się, że koleś był jednym z naszych. Marcin Bystroń. Wiek 17 lat. Przygotowywany do rytuału przejścia. Wtedy podjęto decyzję o tym, że ja zajmę się zabezpieczeniem ciała z ramienia plemienia Sokoła. Gdy dotarłem na miejsce ciało było już w chłodni. Poszedłem porozmawiać z tym roninem, który je znalazł, ale poza pokazaniem miejsca w którym było niczego nie widział. I to wszystko.

Tresowany…
Żenia westchnęła.
- Mhm. Ojciec powiadomiony? Masz te dane od Zaara? Mogę zobaczyć?
- Jeszcze nie. Chcemy zwłoki przygotować do pogrzebu. Wtedy powiadomimy ojca. A dane mam na komputerze - podszedł do małego biurka w rogu pomieszczenia. Wyjął laptopa i po chwili pokazał zestawienie pdfów z różnymi informacjami. W końcu gdzieś na jedenastej stronie znajdowała się informacja, że DNA jest w 100% zgodne z Marcinem Bystroniem. Zaar miał bazę DNA polskich wilkołaków? Robiło się coraz ciekawiej.
Żeńka dowiadywała się coraz ciekawszych rzeczy choć niekoniecznie w kwestii aktualnej sprawy.

- Mogę skorzystać? Chcę sprawdzić maila. Zaar miał podesłać koordynaty ostatniego miejsca Marcina.
- Jasne - powiedział Bartek i sprytnie przelogował się na profil standard, gdzie powitała ją standardowa błękitna tapeta i dwie ikony.

Żeńka kliknęła logowanie anonimowe i zalogowała na pocztę. Zmarszczyła brwi nie widząc informacji od Galiarda. Czyżby aż tak imprezowali?
Pyknęła maila
„Hej! Podeślesz mi koordynaty telefonu? Czekam u Bartka i Marka.”

- Musimy poczekać. A to całe oczyszczanie Marcin miał ustaloną jakąś trasę? Trasy są te same? Jest jakiś powtarzalny wzór? Co wiesz o samym chłopaku? Jaki był? Który księżyc mu patronował?*

- Urodził się w pełni - wtrącił się Marek przynoszący herbatę - Chodzi raczej o samotne przeżycie w lesie przez kilka dni i nocy. Wiesz, taki survival. Tylko ja, scyzoryk i szałas z patyków. Każdy powinien to przejść.

Wtedy przyszedł e-mail od Zaara. Mapa pokazywała obszar w którym telefon nadał ostatni sygnał. Jakieś sto kilometrów po skosie na południowy wschód było miejsce walki, do którego Żenia przywiodła spirale. W mailu był też komentarz:

“Wątpię żeby to się wiązało”

- Ostatni raz sygnał pokazał się tutaj. Gdzie były zwłoki Spiral?

Marek wskazał na mapie miejsce zasadzki i dodał:
- Tam, gdzie ich zabiliśmy. W zasadzie chyba ty i wilczyca z Warszawy.

- A wiecie kiedy zniknęły?
Marek wzruszył ramionami.
- Ciężko powiedzieć. Po samej walce było sporo rzeczy do przygotowania. Wróciliśmy po naszych, żeby urządzić im pochówek. To były priorytety. Nie musieliśmy zacierać śladów przed ludźmi od razu. Więc czekaliśmy. W zasadzie gdy się nimi zajeliśmy to minęło już kilka dni od walki. Już postawiliśmy Caern w Poznaniu - po skończonej wypowiedzi napił się herbaty.

- Czyli w zasadzie nie wiadomo kiedy. - Żenia zamyśliła się - Macie jakieś przemyślenia czemu znaleziono go we Wrocku skoro zaginął w Bieszczadach? Macie tu jakieś ważne centrum? - Bondar strzelała nieco na ślepo.

Pokręcił przecząco głową.
- Nic tu nie ma. Zresztą myślimy, że być może właśnie, żeby nas zmylić wywieźli go tak daleko. We Wrocławiu nie ma wilkołaków przecież - wtrącił się Bartek.

- Tak samo jak w Kluczborgu czy Straszowie - Ragabash rzucała nazwami z mapy - A jednak wywieźli go do Wrocławia, wywalili do ścieków, w których mieszka Ronin. Chcieli by został znaleziony? Odciągnąć Was? Zająć? Osłabić samego Harada?

- Wiesz, to że tu jest ronin nie jest powszechna wiedzą. On nie musi się przed nikim spowiadać. Nikt go nie kontroluje. To bardziej przypadek, że go znalazł - mówił Marek.

- No dobra. To musimy poczekać na dane od Zaara z monitoringu. Może coś się uda znaleźć. Gdzie jest łazienka?
- Drzwi po lewej obok aneksu - wskazał Marek.
- Możesz też iść do góry. Tamta nie była używana odkąd przyjechaliśmy. Zorganizuje jakieś ręczniki. Możesz zająć jeden z pokojów na górze. Są dwa. - wtrącił się Bartek.
- Dzięki, Bartek. - Żeńka podreptała na górę rozglądając się po mieszkaniu.

***


W łazience stała spora wanna. Bartek faktycznie znalazł ręczniki, a nawet ciepły szlafrok. Dostała do wyboru jedna z dwóch nieużywanych sypialni. Warunki były wręcz luksusem po drzemce w kontenerze na łóżku polowym. Gdy już umościła się w gorącej wodzie zaczęła się wsłuchiwać. Tak jak się spodziewała dwaj mężczyźni rozmawiali ściszonym głosem.

- Myślisz, że jest w to zamieszana? Wyglądała dość niewinnie - mówił Bartek
- Nie wiem. Harad myśli, że tak. Ale nic przy niej nie wyczułem. - Z powątpiewaniem szeptał Marek.
- A smród? Wszyscy mówią, że ona śmierdzi Żmijem.
- No tak, ale nie to miałem sprawdzić.
- He?
- Harad myślał, że ona jest Tancerzem Skór. Ale ich nie ma. Zginął ten cały Samuel Haight. Wiedza o rytuale została zniszczona. No a teraz Bystroń. To się kupy nie trzyma. Alfa myślał, że ona zobaczy zwłoki i weźmie ją przerażenie. Że okaże się, że się wszystko wydało. Ale ona nic. Powieka jej nie drgnęła. Cały czas sprawiała wrażenie jakby w zasadzie nie wiedziała po co tutaj jest.
- Chciał podpuścić Ragabasha? - Bartek się zaśmiał, na co Marek warknął. Żenii przeszło przez myśl, że po niewinnym żarciku krewniak został ustawiony do pionu.
- W każdym razie to martwy punkt. Jutro wsadzę ją w pociąg i odeślę do Poznania - powiedział w końcu Marek.
- Czyli jest niewinna?
- Najwyraźniej tak.

Przestała słyszeć ich szepty. Widocznie weszli na tematy, których już nie chcieli przed nią ukryć i zaczęli mówić normalnym głosem. Jej nie pozostawało nic jak dokończyć kąpiel.

Wymoczona niczym rodzynek brunetka miała trzy dni do spotkania z Kłem na poznańskim dworcu.
A teraz postanowiła się wyspać. Na wszelki wypadek pod drzwiami do pokoju zostawiła swoje buty, a pod poduszkę wsunęła wężowy nóż.

***


Rano obudziło ją słońce wpadające przez okno wprost na jej poduszkę.
Jednak nie była pierwszą na nogach. Bartek zdawał się nie spać i właśnie kończył robić śniadanie.
Po krótkiej wymianie zdań znów użyczył jej laptopa. Był tam mail od Zaara.

Przy samym kanale nie było monitoringu. Na sąsiedniej ulicy też nie było. Dopiero trzy skrzyżowania dalej coś się znajdowało. W związku z tym Zaar poszerzył obszar i określił siedem kamer, które musiały zaobserwować auto w czasie gdy wjeżdżały w pobliże miejsca znalezienia Bystronia. Później w mailu napisał krótką pochwałę na własną cześć jak to napisał algorytm pozwalający mu weryfikować wszystkie samochody. Problemem był czas i wielkość obszaru. Ponieważ Zaar założył czas od 3:00 w nocy, do 3:00 dnia kolejnego. Do obszaru wjechało 1241 samochodów. Dalej był plik z nazwiskami osób, które były właścicielami samochodów. Prawie połowa zarejestrowana na firmy i banki.

W czasie przeglądania danych ze swojej sypialni wyszedł Marek.
- Masz jakiś pomysł, czy odstawiamy cię do Poznania? - powiedział zanim padło zwyczajowe “cześć”.

Żeńka pokiwała głową:
- Sprawdzicie ten spis? Trzeba by porównać nazwiska ze spisu z waszymi danymi i sprawdzić czy coś nie wyskoczy. Za 3 dni może będę wiedzieć coś więcej ale na razie wracam do Poznania. Na miejscu Harada zakazałabym młodym się włóczyć samopas.

- Już im tego zakazał. A co do spisu… nie rozumiem. Z czym mamy porównać? - powiedział w drodze do ekspresu, z którego nalał sobie kawy.

- Z tymi informacjami, których mi nie przekazujecie - Żenia zagrała va bank - Nie wnikam czemu, ale zakładam, że nie siedzicie z zawiązanymi rękami tylko szukacie info na własną rękę.

Wskazała na spis:
- Połowa to firmowe pojazdy banków i innych firm.
- Banki to leasingi - wtrącił Bartek. - Ludzie których nie stać na samochód podpisują umowę, formalnie bank jest właścicielem przez okres leasingu. Te banków mogą być każdego. Nie mamy dostępu do danych bankowych. Zresztą…
W tym momencie MArek wyraźnie go szturchnał. Zbyt wyraźnie. Zmieszał się widząc, że nie umknęło to Żenii i usiadł z nimi do stołu.
- No właśnie siedzimy z zawiązanymi rękami. Widzisz, Spirale nam mocno przykopały ostatnio. W Bieszczadach odcinają nas od społeczeństwa. Próbują pozbawić nas wpływów i źródeł finansowania. Nie spodziewaliśmy się tego z ich strony.

- Ta trójka spiral, która przeżyła tak wam miesza? - Żenia uniosła brew - Mówimy o ślepym facecie, księżniczce ze spalonego teatru noir i jąkale, tak?

Bartek uśmiechnął się pod nosem, a Marek spuścił wzrok.
- Tak. Dokładnie o nich. Widzisz, myśleliśmy, że to koniec. Że dostali w czambo i się zakopią w swoich dołach. A oni rozegrali to inaczej. Nie wiem jak. Nie wiemy do kogo dotarli, ale na spółki Harada nasłali kontrole urzędu skarbowego, przyblokowali jego konta bankowe. Załatwili nas… w stylu Zaara. Do tego zabili kilku krewniaków.

Żenia westchnęła, bo to zapachniało jej Markiem.
- Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że to wszystko zrobili w ciągu pięciu dni?
- Tak. Widzisz, aktualny rząd ma praktykę “zero tolerancji dla przestępstw skarbowych”. Co do krewniaków, to załatwili nasze kontakty w rządzie, policji i straży granicznej. I to całkiem… całkiem jak nie oni. Owszem, był jakiś wypadek samochodowy, ale reszta to przeniesienia do innych rejonów Polski. Ba! To nawet awanse na stanowiska, na których już nie mają jak nam pomóc, bo za bardzo patrzą im na ręce. Nie byliśmy gotowi na takie zagranie.

- Marek, a co myślałeś, że jak ich została trójka, to chwycą Kleivy i wyzwą was na pojedynek? Nosz… Harad powinien czasem więcej myśleć, a mniej prężyć mięśnie.

Marek po tym ataku Bartka warknął głośno i szarpnął się rozlewając kawę. Jednak po chwili umilkł.
- Oni poszli do Pentexu. To nie Spirale was rozrabiają a Pentex. Bartek ma rację. W trójkę mogli wam naskoczyć, stracili krewniaków, to była kwestia czasu, żebyście ich odłowili. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Cóż. Myślę, że to jest kwestia do omówienia między Czarnym a Haradem. I może będzie to dostateczna motywacja byście pomogli z ogarem Pentexu w Polsce. Tylko czy utrzymacie się przez kolejne pół roku? - Żeńka sączyła słowa powoli z powątpiewaniem.

- Tak. Mamy jeszcze aktywa zagraniczne do których nie dotarli. Mamy pewną dywersyfikację zasobów. Ale w tym wszystkim utrata jednego z naszych była ciosem. A przez to wszystko nie możemy się tym zająć tak jak należy. Choć wszystko wskazuje, że to zbrodnia doskonała. Żadnych śladów. Tysiąc dwieście aut do sprawdzenia. Wygląda jak wiele tygodni śledztwa.
Dopił kawę, wstał od stołu i użył papierowych ręczników do starcia śladów po swoim wybuchu.

- Jak dla mnie sprawa jest dość jasno powiązana z zemstą czy odgrywaniem się. Wy biegacie, Poznań biega i nie patrzymy na całość wspólnie. To straszny koniec dla młodego. - Żenia posmutniała - Ale jego śmierć pójdzie na marne, jeśli stracimy wszyscy faktyczny i główny cel z oczu i zaczniemy się rozdrabniać. Czas na zemstę waszą i Harada przyjdzie. Teraz najważniejsze są przygotowania do akcji Pentexu.

Żenia spojrzała na Marka:
- Jeśli zechcecie i Wy i Harad posłuchać mojej rady, zniknijcie dyskretnie. Przyczajcie się. Wszyscy. Garou i krewniacy. To nie jest w stylu Harada. Wiem. Ale Spirale zadziałały inaczej niż się spodziewaliście - Żenia przekonywała spokojnie do swojego punktu widzenia - Element zaskoczenia działa zawsze w dwie strony. Przejmują firmy, to niech wynajęci prawnicy się użerają na tyle, by wyglądało to tak jakbyście przypuszczali kontratak i walczyli ząb za ząb. Zaangażujcie ich zasoby podstawionymi własnymi. Ja spróbuje jeszcze zagadać z jedną osobą i zobaczę co się da zrobić w sprawie młodego, ale to nie będzie mój priorytet bo mam dodatkowe zadanie od Czarnego. Wymieńcie komórki, ipady, sprawdźcie czy pojazdy najniższych stażem i najwyższych rankiem nie mają pluskiew. Jeśli krewniacy mają jakiegoś przywódcę, to go jakoś ogarnijcie, żeby sam nie włóczył. A ja poproszę Alfę o kontakt z Haradem.

- Dobrze - odpowiedział Marek, choć Żenia odniosła wrażenie, że chciał krzyknąć wojskowe “Tak jest!” i stanąć na baczność. Nie wiadomo, czy aura pewności siebie, czy też “doświadczenie” młodej wilkołaczki wywołało takie wrażenie w Srebrnym Kle, jednak widać było, że wszystko co powiedziała trafiło na podatny grunt. Chwilę czekał na “dalsze rozkazy”, aż w końcu powiedział:
- Jeżeli nie chcesz tracić czasu, to po ósmej jest pociąg ekspresowy do Poznania.

Żenia podniosła się ze stołka i położyła dłoń na ramieniu najpierw Marka a potem Bartka:
- Jest mi naprawdę przykro z powodu Bystronia. Proszę przekaż moje kondolencje Haradowi. Rozumiem już też dlaczego nie pojawił się na rytuale mojego wyniesienia. - Żeńka pokiwała głową ze smutkiem wbijając szpilę - I nie mam żalu. Pomogę wam pomścić młodego. Razem go pomścimy - zapatrzyła się chwilę w oczy Marka.

- Miło było Cię poznać, Bartku. Uważaj na siebie. - Żeńka była gotowa na powrót do Poznania.

Marek zasponsorował Żenii bilety do Poznania klasą biznes. Po półtorej godziny była już na dworcu głównym, skąd odbierał ją Czarny.
 
corax jest offline  
Stary 30-05-2018, 09:48   #79
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Obiad w McDonaldzie był na swój sposób symboliczny. Bo to właśnie w Maku Żenia “pierwszy raz” zobaczyła Czarnego. Szaman położył przed dziewczyną mały opalizujący kamień.





- Prezent - powiedział Szaman, choć tacki z tworzywa i papierowe kubki obdzierały kamień z jakiejkowiek tajemniczości.
- Będzie ci potrzebny.
Obracając kamień w palcach dziewczyna spoglądała na Alfę spod oka:
- Dziękuję, a do czego? - Żenia siedziała nieco jak na szpilkach.*
- Zakląłem wewnątrz dla ciebie ducha kameleona. Karmi się twoją gnozą, ale pozwala przyjąć ci twarz i wygląd każdego kogo dotkniesz w momencie aktywacji. Zaar wysłał mi listę potencjalnych pracowników Bionanolab z Łodzi. Pojedziesz tam z Zapalniczką i Gustawem. Złapiecie kogoś z nich. Przesłuchacie. Załatwię wam melinę w Łodzi. Z więźniem będzie musiał być na stałe ktoś z nich. Ty go dotykasz, przyjmujesz jego twarz i ruszasz do Pentexu. A na miejscu dowiadujesz się ile tylko się da. I robisz to tak długo jak tylko się da. Potrzebujemy wszystkiego. Informacje o zabezpieczeniach, o ochronie. Rozkład budynku, zastosowanie poszczególnych pomieszczeń.*

- Ok. A kiedy jedziemy? - Żenia raz jeszcze pogładziła kamień i schowała go do kieszeni spodni. - I czy dasz radę posłać Zaara na dworzec za trzy dni jeśli nie wrócę na czas?

- Jutro rano. Dziś muszę z tobą jeszcze coś potrenować - Czarny zajadał się przesolonymi frytkami - Po co Zaar ma iść na dworzec? Czego potrzebujesz? Chodzi o ludzi Harada?

- Tak. Bury Kieł ma wpaść. Poprosiłam go o pomoc z zebraniem informacji z ulicy we Wrocku. Obiecał odwiedzić mnie w Poznaniu. Można by go może przekonać by tu został… - dodała Żenia niemrawo wydłubując frytkę ze stosiku szamana. - A wiesz, że spirale połączyły się z Pentexem i z tego co mi wygląda również z moim bratem? Dojechali ludzi Harada politycznie i finansowo. Poza tym jeszcze jeszcze jedna kwestia… nie mów mi za wiele o wjeździe do Pentexu. Smok działa na oba fronty i nie jestem w stanie mu ufać. Pomagał spiralom w tym burdelu. Myślę, że młody to taki znak dla mnie trochę. - wyjaśniła swoje podejrzenia chrupiąc tłusty kawałek ziemniaka - Trochę jak środkowy palec. Jak się zmienia totem?

- Z konfliktu z własnym totemem nie wynikło jeszcze nigdy nic dobrego. A Bury… cóż, konsultuj takie rzeczy w przyszłości ze mną, dobrze? Bo nie bardzo cieszy mnie zdrajca na terenie Poznania.
Czarny delikatnie przesunął frytki w swoja stronę. Bez nagany, czy choćby wspomnienia tego tematu. Jakby liczył, że Żenia nie zauważy.
- Jeden zdrajca więcej czy mniej - mina dziewczyny jednak mówiła, że zauważyła.

“Czarny nie dzieli się jedzeniem. Czarny to Alfa dostaje najlepsze i najtłuściejsze fryty w MacDonaldzie!!!”
Słowa cisnęły się jej na usta ale skwitowała ruch szamana jedynie zduszonym chichotem.
- A co zrobił?
- Podważał autorytet alfy. Odmówił walki z siłami Żmija - Czarny uniósł do ust kolejną frytkę.

- Mhm - stwierdziła Żenia tonem “tylko tyle?”. - Czyli, że co? Nie grał według zasad i dostał kopa?*
Czarny żuł powoli frytkę:
- Tak. Łamał litanię..
- Zjadał cudze frytki? - Żeńka roześmiała się cicho błyskając zębami - Jej no to fakt. Zdrajca totalny. Gorszy niż taki na przykład gwałciciel.

Po chwili ironii dodała ugodowo:
- Ale dobrze. Następnym razem zadzwonię i zapytam. Teraz nie miałam telefonu. - Czarny miał być bossem bossów. Też na jego miejscu chciałaby wiedzieć kto wjeżdża do miasta.

- Przez tego gwałciciela nie zginął żaden garou. Otrzymał karę adekwatną do przewin. Bury też otrzymał karę adekwatną do przewin. On już nie ma swojego totemu, co poniekąd jest odpowiedzią na twoje pierwsze pytanie o zmianie totemu.

- Rozumiem, że nasikanie na kogoś i zrzucenie go ze stołka to pełna kompensacja za gwałt. Ciekawe jakbyś się zapatrywał na ten temat gdyby to Ciebie zgwałcono. Rozstawiono pod ścianą, wciśnięto się w twój tyłek i posuwano mimo bólu, szoku i protestów. Upodlono, zabrano część Ciebie bez powodu, ot tak, dla widzimi się. - Żenia zjeżyła się mocno i pstryknęła palcami - A potem jakaś laska zażerająca naprzeciwko Ciebie tłuste frytki podsumowała to obojętnym “no przecież nasikałam na twojego gwałciciela, dostał to na co zasłużył. Już o tym nie gadaj!” Zastanawiam się czasem, czy faktycznie tak myślisz, czy po prostu nie potrafisz się przyznać do błędu. I nie wiem co gorsze.
- Powinienem go zgwałcić? Czy ściąć? - odpowiedział szaman spokojnym tonem patrząc na swą uczennicę.
- Powinieneś nie chrzanić, że dostał to na co zasłużył i stawiać go w lepszym świetle niż “zdrajcę”, który podskakiwał Alfie. Szczególnie, że ten sam gnojek, popełnił samobójstwo nie dlatego, że Ciebie tak ukochał i postanowił uratować. Tylko dlatego, że był egoistą do samego końca i wolał zginąć niż próbować…
Żeńka machnęła dłonią.
- Nie chce mi się tego tłumaczyć, bo usilnie próbujesz nie rozumieć. Umrzeć jest łatwo. Trudniej jest żyć z konsekwencjami swoich poczynań.
- Mhm - mruknął.

Czarny sięgnął po cheasburgera, którego z namaszczeniem otwinął z papierka.
- Wiesz, że mięso w McDonaldzie jest głęboko mrożone w atmosferze azotu? Ma coś takiego jak minimalną datę przydatności do spożycia. Nie maksymalną. Minimalną. Przez pierwsze sześć miesięcy od zamrożenia nie powinny być rozmrażane, poddawane obróbce i sprzedawane do spożycia.
Ugryzł kanapkę i zaczął żuć ze smakiem.
- Produkują żarcie ze śmieci, minimalnym kosztem, ładują wszelkie dodatki do żywności poprawiające smak, przyciagają ludzi tym, że jest tanio i smacznie. Żerują na chytrości społeczeństwa. Widzisz Żeniu jedną z głównych broni Pentexu jest ubóstwo ludzi. I to nie takie ubóstwo, które prowadzi do bezdomności, ale ubóstwo którego ludzie są nieświadomi. Pracujący po dziesięć godzin dziennie ojciec rodziny z trójką dzieci bez szansy na oszczędności, który bierze urlop w pracy, żeby zrobić sobie remont w kredytowanym mieszkaniu.
Czarny dojadł kanapkę która zgodnie z jego słowami była emanacją Żmija.
- Ludzie dają się oszukiwać na każdym kroku. Tego nie zmienimy. Ale naszym celem jest urwać łeb Pentexowi. A wracając do tematu: Zaar ma sprofilowane kilka celów. Kazałem mu wybierać kobiety. Jedną z nich uprowadzicie. Ty zdecydujesz w kogo będzie najwygodniej się wcielić. Tam na miejscu oficjalnie zarządza Zapalniczka. Ale ma zająć się przede wszystkim logistyką i zapleczem. W środku będziesz ty. W razie wpadki nie mamy ci jak pomóc. Nie będziesz też mogła tam wnosić fetyszy. Za duże ryzyko. Podobnie ze sprzętem podsłuchowym. Wchodzisz i zapamiętujesz ile się da. Operacja potrwa jakiś czas. Nie powiem ci ile, bo nie chcesz informować Smoka. Jasna sprawa. Teraz jedziemy do Caernu.

Żenia nie odzywała się ani słowem przez cały monolog Czarnego. Żarcia, które przy uprzedniej wizycie sprawiło, że żołądek odmówił jej posłuszeństwa też nie tknęła.
Wlokąc się za szamanem zastanawiała się ile z niej samej zostało poddane obróbce i sprzedane.
I ile z tego sprzedała sama.


***



Jechali wynajętym samochodem. Prowadziła Szefowa, czyli Zapalniczka. Gustaw spał na siedzeniu pasażera. Wyglądał przy tym przezabawnie, bo spał z otwartymi ustami.
Żenia siedziała z tyłu. Przeglądała tableta, którego dostała razem z telefonem od Zaara. Galiard był wyraźnie oschły przy spotkaniu, choć być może dlatego, że był z nim Michał. Ten z kolei jak zwykle był uśmiechnięty i serdeczny. Teraz dziewczyna przeglądała listę potencjalnych celów. Musiała z niej wybrać kogoś, w kogo miała się wcielić.

Jedno, drugie puknięcie w pada i Żenia nieco odległa myślami.
Rozmowa z MacDonaldzie z Czarnym nie nastroiła jej specjalnie pozytywnie. Ich relacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Zaar miał z jakiegoś powodu focha. Smok kombinował na odlew. Harad podkopywał jej pozycję u swoich. Wspomnienia pozostały niedostępne a teraz awansowały do pozycji “niechciane”.

Żeńka traciła z oczu cel. Zastanawiała się jak to jest być roninem. Sama niedawno była bez totemu. Czy z totemem było jej lepiej?

Chyba nie.

Gorzej? Prawdopodobnie. Bo Pasikonik okazał się kolejnym ogniwem, które musiała brać pod uwagę.

Czepiła się tego wjazdu do Pentexu jak ostatniej cegiełki. Nie odzywała się za wiele do Zapalniczki. Układy z nią też były mocno napięte od całej akcji z Burakiem.

Wróciła myślami do informacji na padzie.

- Może ta brutalna policjantka z ochrony? - Żeńka uśmiechnęła się kącikiem ust myśląc, że chyba trafiła w gust Gucia. - Hm?

Gustaw chrapnął głośno, po czym otrząsnął się i rozejrzał jakby nie wiedział kto i jakim prawem go obudził. Spowodowało to ogólne rozbawienie głównie u Zapalniczki. Gdy już atmosfera się nieco ochłodziła Zapalniczka wróciła do tematu:
- Chyba najłatwiejsza do udawania. Nie musisz mieć wiedzy z medycyny, biologii czy chemii. No i jako ochroniarz będziesz mieć dostęp do większej ilości pomieszczeń. Chyba.
- No - podsumował Gustaw.
Żeńka poczochrała go po łysinie z rozczuloną miną:
- No. - powtórzyła - To trzeba ją tylko odłowić. I uważać, żeby nie skopała tyłków za bardzo. - podjudziła mięśniaka co nieco.
- Wiesz, no tego ten. Ja no ten no… normalnie ja nie… cholera… no tego no.. ja nie biję kobiet. Będziecie ją musiały złapać same - wydukał w końcu blondyn.
- No chyba żartujesz - powiedziała Zapalniczka.
- Guteeeeeek - Żenia zaplotła ramiona na szyi opiekuna, splatając dłonie gdzieś przed jego nosem - aaaaaaaaale przecież nikt Ci jej bić nie każe. Mówię o odłowieniu a nie pobiciu. To ona będzie bić. Nas. A ja nie mogę nie być w formie idąc sama do Pentexu - brunetka wydęła usta prosząco - Pomożesz?
- No dobra no… - powiedział w końcu.
Zapalniczka prychnęła.

- Jesteś najlepszy Gutek. - Żenia cmoknęła Gutka w policzek i rozparła się w na tylnim siedzeniu z szerokim uśmiechem.

***


Zapalniczka była przygotowana lepiej niż dobrze. Wszystkie kobiety z listy Zaara mieszkały w Łodzi. Żeby przykrywka była jak najlepsza Zapalniczka miała do dyspozycji cztery mieszkania w różnych dzielnicach. Gdy Żenia już ustaliła, że z listy została wybrana Anna Gawlik to ich plemienny sędzia odwołał spotkania w sprawie najmu trzech lokali. Pojechali bezpośrednio na Bałuty. Tam mieli do dyspozycji mały domek. Dużo mniejszy i bardziej obskurny niż dom zajmowany we Wrocławiu przez Marka i Bartka. A to przecież ich plemię miało kłopoty finansowe. Z drugiej strony ten dom nie rzucał się w oczy, a właściciel nie zadawał pytań. Dostał dwa tysiące za miesiąc z góry i kolejne dwa zwrotnej kaucji.

Dom miał dwa pokoje, salon, piwnicę, strych i miejsce postojowe. Naprawdę niewiele, ale musiało wystarczyć. Gustaw został wysłany po prowiant. Zapalniczka zaczęła się rozkładać z ich sprzętem. Szybko zasłoniła okna i zapaliła światło.

Na stole w salonie rozłożyła mapę miasta.
- Dziś trochę pospacerujemy po okolicy. Podłączymy pluskwę do auta Gawlik. Musimy zweryfikować jej drogę do i z pracy. Godziny pracy i takie tam. Musimy sprawdzić co robi po pracy. Spróbujemy się włamać do jej mieszkania. Podłożymy pluskwy. Wolisz ją śledzić, czy włamywać się do mieszkania?
Zapalniczka zachowywała się w ciekawy sposób. Czyżby nadal aspirowała do pozycji „psiapsióły”? Niby dowodziła, ale dawała wolną rękę dziewczynie.
- Czarny powiedział Ci, że kamień zmienia ciało, prawda? Po jej porwaniu będziemy musieli obrobić jej mieszkanie, żeby zdobyć nieco ciuchów. W coś musisz się ubierać do pracy. W każdym razie plan zakłada cztery etapy. Pierwszy to obserwacja. To wszystko o czym mówię. Drugi już po porwaniu to przesłuchanie. Musimy z niej wycisnąć ile się da. Tutaj mam nieco obaw, że wybrałaś byłą policjantkę. Może celowo nam wywinąć numer, albo nic nie powiedzieć. Trzecia faza to infiltracja Pentexu. Tak naprawdę to tylko ta faza ma znaczenie. Ale jeżeli spierdolimy dwie pierwsze, to na tym etapie już nie damy rady się podnieść. Czwartą fazą jest odwrót i zacieranie śladów. Ponieważ to ty podejmujesz największe ryzyko, to ty decydujesz o czasie trwania trzech pierwszych faz. Przy czym pierwsza i druga nie powinny przekroczyć w sumie dwóch tygodni. To ty uznasz kiedy będziesz gotowa.
I znowu to samo. Niby dowodzi, ale wszystko zależy od Żenii.

- A nie możemy zacząć od obserwacji i sprawdzenia czy ma jakiegoś kochanka, matkę, kochankę, kogoś na kim jej zależy? Tak żeby mieć argument pozwalający ją przekonać? Zamiast porywać ją zajmijmy się tą osobą. Sama do nas przyjdzie. Albo sama nam poda informacje. - Żenia przez cheilę zastanawiała się do jakiego stopnia byłoby to działanie na miarę Spiral. Doszła do wniosku, że różnice zaczynają się powoli zacierać.

Zapalniczka się zmieszała.
- Nie zakładałam, że będziemy kogoś szantażować. Widzisz, jeżeli ona mieszka z matką, to gdy będzie tutaj, to możemy jej wmówić cokolwiek o jej rodzinie. Ale nie myślałam, żebyśmy sprowadzali na nich prawdziwe zagrożenie. Z drugiej strony, jeżeli jej nie złapiemy, porwiemy kochanka, to co zrobi? W pierwszej kolejności odezwie się do tych, których ma za wszechwładnych. Do Pentexu. Trochę się boję o niepotrzebny alarm. Ale jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej, to możemy spróbować twoim sposobem.

- Ale ją też capnąć. A jakby fikała to pokazać, że jej bliski też nie ma za fajnie. Żeby ją zmotywować do współpracy, a nie puszczać wolno. Bo świrować będzie na pewno ale to tym lepiej. Więcej materiału do wykorzystania.

- Aha - Zapalniczka pokiwała głową - no tak, to brzmi logicznie. Można byłoby ją nastraszyć, nie koniecznie obcinać jej palec czy coś. To się może udać. Wtedy jakbyśmy z nią porywali jakiegoś faceta, to może Gutek by się przydał do czegoś innego niż do chodzenia na zakupy. No ale najpierw rozpoznanie. Podrzucasz pluskwy, czy ją śledzisz?

- Jedno i drugie. I dobrze by było, żeby Zaar wyszperał czy ma tam kogoś kogo warto zabrać na jakiś czas. Zlecisz mu to?

- No dobra, przekonałaś mnie. Zadzwonię do Zaara, a potem zrobię sobie drinki z palemką. Bo z tego co słyszę chcesz wszystko załatwić sama. Zadzwonię jeszcze do Gutka. Może kupi szachy, to będziemy mieli co robić jak ty będziesz załatwiać sprawę Pentexu - ironizowała Zapalniczka, choć wizja Gustawa grającego w szachy zdawała się jakaś taka epicka.

- A to jednak coś chcecie pomagać? No bo do teraz wszystko robię ja. Według planu. - Żenia udała całkowite zaskoczenie. - No to możesz jej założyć pluskwy. Ja pośledzę. Poobserwuję sobie ją przy okazji.

- No. Plan zakładał, że się dzielimy obowiązkami przed porwaniem. Po porwaniu ja i Gucio zapewniamy wsparcie i pilnujemy porwanej. Nie wiem… wydawało mi się, że już wiesz, że polegamy na sobie nawzajem*

Żenia spojrzała na Zapalniczkę z uśmiechem kątem ust.
- Taak. Nie zapomnę tego nigdy. - mruknęła ironicznie - Czyli co teraz? Jedziemy do niej? - brunetka spojrzała na zegarek w telefonie.
- Gdy tylko wróci Gustaw z zakupami.
 
corax jest offline  
Stary 03-06-2018, 21:41   #80
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Nie pojechali do niej. Zamiast tego pojechali na ulicę Deboisa. Niemal pod samą siedzibę Pentexu. Anna Gawlik miała tego dnia zmianę do dwudziestej. Plan zakładał, że Żenia wciśnie się do autobusu którym pojedzie była policjantka, a Zapalniczka podrzuci pluskwy. Gustaw robił za szofera.
- Postaraj się nie wyróżniać mała - powiedział przyjacielsko Gucio, gdy wyrzucał ją pod wojskowymi zakładami lotniczymi znajdującymi się całkiem niedaleko potencjalnej siedziby Pentexu.


- Dobrze, Guciu - powiedziała posłusznie dziewczyna, kiwając głową jak kot w chińskiej knajpie. Powstrzymała się od zamachania prawą łapką. Zdusiła chichocik. - Postaram się wtopić w tłum.

Dziewczyna ruszyła obskurną ulicą. Wiało tutaj betonową nudą i beznadzieją. Pozostałość zieleni zdawała się blednąć i ledwo zipieć w otoczeniu cywilizacji i urbanizmu.
Żenia poczuła się jak jedyny krzaczek na środku zatoczki autobusowej.
Trzymała się jednej myśli.

Gdyby zabrakło ich tutaj wszystkich, natura przyjęłaby to miejsce w ciągu ilu? Pięciu? Dziesięciu lat?

Nagła myśl wstrzymała jej kroku.

Co gdyby…

Co gdyby doprowadziła do przejęcia “władzy” przez naturę?
Sama myśl sprawiła, że Żenia aż mruknęła cicho pod nosem i kopnęła leciutko niewielki kamyczek.
Z kamyczka można zrobić lawinę…

“Czy to by zasługiwało na miano Zagadki wszech czasów?”

W międzyczasie oglądała budynek Bionanoparku.

Minęła dwudziesta. Według rozkładu autobus, który już czekał miał odjechać o 20:10. Nadal nikt się nie pojawił w drzwiach budynku. Z ulicy było widać luksusową recepcję, w której siedziała jakaś dziewczyna.

Żenia żałowała przez chwilkę, że nie pali. Nie miała pojęcia, czemu.
Odczekała jeszcze kilka minut bawiąc się telefonem ustawiając się nieco w pobliżu przystanku autobusowego. Na wszelki wypadek chciała mieć opcję dobiegnięcia.
Skoncentrowała się przy okazji na jednym z podarunków duchów. Mógł się przydać w chwili obecnej. W końcu miała się nie rzucać w oczy.

W końcu wyszło z budynku kilka osób. Siedem. Niezbyt wiele, żeby wtopić się w tłum, zwłaszcza, że wszyscy wyszli z jednego miejsca. Ale po chwili doszły jeszcze dwie dziewczyny. Jedną z nich była Gawlik. Nie wyglądała jak na zdjęciu, ale Zaar organizował je z Facebooka. Dziewczyna sporo czasu poświęciła na jego wyretuszowanie. Albo nie robiła makijażu do pracy. Dziwne.

Po chwili wszyscy wsiedli do autobusu, który ruszył. Żenia zajęła miejsce z tyłu. Miała wrażenie, że nawet kierowca nie zauważył, że do niego wsiadała.

Żenia przyglądała się byłej policjantce.
Ruchom, sposobie siedzenia, gestom jak odgarnianie włosów za ucho.

Przy okazji przyjrzała się też pozostałym pasażerom.
Wysoki mężczyzna który przyszedł wcześniej niż Anna teraz siedział w miarę blisko dziewczyny i dość mocno zagadywał. Ona zdawała się nie być specjalnie zainteresowana, choć pozwalała mu mówić. Co jakiś czas się uśmiechał. Kilka razy coś odpowiedziała śmiejąc się głośno. Co więcej wywołała tym śmiech swojej koleżanki. Niskiej blondynki, która siedziała od okna w autobusie.

Dwaj mężczyźni siedzący najbliżej drzwi nie odezwali się ani słowem od wyjścia z budynku. Ruda w okularach miała ze sobą skórzaną teczkę, której strzegła jak skarbu. Nie zagadywała do nikogo. Żenia odniosła wrażenie, że kobieta też jest niewidzialna, jak ona. Grupa ją ignorowała.

Reszta niczym się nie wyróżniała.
Ciekawe.

Po Pentexie spodziewała się jakoś… lepszych wynagrodzeń by jego pracownicy nie musieli jeździć komunikacją miejską.

Gawlik wysiadła na drugim przystanku. Daleko od jej domu. Wysiadł też mięśniak z którym rozmawiała i niska blondynka. Przy przystanku był market. Cóż, być może szła zrobić zakupy?

Żeńka wymsknęła się z autobusu tuż za całą grupką.
Trzymała się w pewnej odległości od ciemnowłosej by móc kontynuować obserwację celu.
Mięśniaka i blondynkę zostawiała na boku.
Ci jednak zostawić się nie dali.
Cała trójka ruszyła do marketu. Dzielnie gęsiego pobrali koszyki zakupowe i ruszyli na podbój lokalnego Eldorado.
Pizza, czipsy, jakieś warzywa kontrastujące z mrożonym plackiem, pieczywo…
‘Krzychu’ dorzucił do mieszanki zgrzewkę piwa.

Impreza?

Żeńka snuła się pomiędzy półkami, podsłuchując bezczelnie wymianę między dwoma kobietami i ich kolegą.

Rozmowy podłapane niby przypadkiem niczego nie wnosiły. Krzychu zaczynał tygodniowy urlop. Milena narzekała na Tomka, “służbistę z dziewiątki”. Dostała z nim obchody. Anna dorzuciła tylko, że ma nadzieję nie dostać frajera z dwójki jako parę pod nieobecność Krzycha. Później wyszli z marketu.

Z informacji ważnych Żenia wychwyciła jeszcze kilka faktów:
Za dwa dni Anna zaczynała “poranne zmiany na obchodach”. A od wtorku miała “kiblować na dnie”. I tak aż do powrotu Krzycha z urlopu. Potem Milena żartowała, że lepsze to niż pindrzyć się na recepcji.
W poniedziałek, pojutrze, mimo urlopu Krzychu umówił się na spotkanie w “Klubie” z Anną. O 18:30.
Milena spotyka się z kolesiem o imieniu Marek. Za tydzień chce go przedstawić rodzicom.
Anna nie lubi ogórków. Czarny byłby dumny.

Potem poszli na ten sam przystanek na którym wysiadali.
Krzysztof wsiadł do jednego autobusu, ale żadna z dziewczyn nie ruszyła za nim. Czyli nie imprezka.
Milena pochyliła się konspiracyjne i zaczęła szeptać do swojej koleżanki.

Młoda wilkołaczka zaczynała się nieco niecierpliwić.
“Ciekawe o czym też sobie słodko szepczą. O tym jaki Krzychu jest w łóżku czy też wymieniają się poradami na temat ‘naturalnego wyglądu”.
Kwaśny humor rósł w Żeńce gdy z niechęcią postanowiła podsłuchać tajemnice dwóch kobiet.

- To co? Bzykniesz go, czy nie? - szeptała Milena.
- Daj spokój, nawet gdy go bzyknę, to niczego się nie dowiesz - zaprzeczała cicho Anna
- Ha! - szeptała rozentuzjazmowana Milena - czyli go bzykniesz, bo powiedziałaś gdy, a nie jeśli! Teraz jestem pewna.
- Mili, jest coś co musisz wiedzieć.
- tak? - Blondynka zaniepokoiła się zmianą tonu dziewczyny.
- Wewnętrzny ma na ciebie oko. Pytali ostatnio o ciebie. Czy ty coś wywinęłaś?
- Eee, nie… a czemu? Skąd wiesz?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami - ale wewnętrzni nie przychodzą na cieciówkę i nie pytają o takich jak my gdy wszystko jest okej.
- No może zdarzyło mi się sztachnąć raz czy dwa przed pracą.

Szepty zniknęły. Ale nie straciłą wiele z konwersacji. Choć stała niezbyt daleko, to głośne “czy cię pojebało!?” wykrzyczane przez Gawlik pozwalało podtrzymać utracony wątek. Choć nie na długo. Dziewczyny przestały konspiracyjnie szeptać gdy podjechał ich autobus.

Po dwóch przystankach Mili wysiadła.

Możliwy podrywek, kumpela ćpunka. No dobra. Gawlik nie wyglądała jak laska, którą Żenia miała w wyobraźni po przeczytaniu jej profilu stworzonego przez Zaara. Zmęczona? Tak. Przygaszona? Tak. Bez wiary w siebie? Tak.

Brunetka śledziła Gawilk w dalszym ciągu. Kminiła jednak czy nie warto zmienić celu. Miała jeszcze czas, jeszcze nie zainwestowali zbyt wiele czasu.

Cztery przystanki dalej wysiadała. Żenia poznała okolicę. Tam zostawiali Zapalniczkę z pluskwami. Swoją drogą nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie: “Dlaczego nie dałam znać Anieli, że Anna Gawlik nie jedzie prosto z pracy do domu” Być może dałoby jej to więcej czasu? Pozwoliło lepiej wykonać zadanie? Cóż, teraz było już po fakcie. Dziewczyna weszła do starej kamienicy. Szła na drugie piętro.

Żenia jeszcze przez chwilę zaczekała na klatce schodowej. Nasłuchiwała, czy przy otwieraniu drzwi jest jakiś rytuał czy nie.

Następnie wyszła przed kamienicę i przeszła na drugą stronę ulicy. Przyglądała się oknom mieszkania Gawlik z dołu.

Wysłała smsa do Gucia:
“Gdzie jesteście?”

Auto na końcu ulicy zamrugało światłami, a na telefonie pojawiła się wiadomośc od Zapalniczki
“Tutaj”

***



Kolejne dni upływały spokojnie. Żenia chodziła i obserwowała dziewczynę. Pluskwy działały. Zapalniczka prowadziła nasłuch. Zaar się nie odzywał. Odpowiedział jedynie, że zabezpiecza tyły i to ważne w tej chwili. Aniela podzieliła się wątpliwością, w kwestii Jarka. Jej zdaniem załatwiał pomoc dla Harada. Chodziły słuchy, że Górale mieli problemy finansowe. I nagle jakby cała ziemia i niebo sprzęgły się przeciw niemu.

Żenia dowiedziała się, że Anna jest raczej samotna. Pracuje na zmianach po 12 godzin. Raz przez cztery dni dzwoniła do matki. Ton jej głosu był nieprzyjemny. Po pracy, gdy miała zmiany do czternastej lub do szesnastej to chodziła na basen lub na siłownię. Spotkanie z Krzychem w “klubie” okazało się treningiem boksu. Po wszystkim wychodzili razem. Gawlik poszła do jego mieszkania. Wychodziła z niego przed trzecią, żeby zdążyć się przespać i ruszyć do pracy.

Z Mileną nie poruszały już tematu narkotyków. Przynajmniej nie wtedy, gdy Żenia była w pobliżu.


Obserwacja Gawlik przez kolejne dni była dość żmudna. Była policjantka nie prowadziła rozrywkowego trybu życia. Obserwacja “Krzycha” bez większych trudności wykazała, że facet jest w związku z wysoką blondynką. No chyba, że ostatnio ludzie się zmienili i obecnie tak tuli i całuje kuzynki. “Krzychu” jednak szybko zniknął z radaru udając się do Żywca na cztery dni zgodnie z raportem Zaara.

Obraz Gawlik zaczynał się dopełniać.

Samotność kobieta wypełniała również czytaniem. Biblioteka w jej mieszkaniu wedle słów Zapalniczki była obszerna i zawierała pozycje z różnych dziedzin.
Tak aby nie być posądzoną o bycie molem książkowym Anna uprawiała boks.

- No, no…- Gutek zagwizdał przez zęby - Nieźle. Ale, mała, tego to Cię w kilka dni nie nauczę.
Żenia odwróciła do siebie telefon z nagraniem z klubu, w którym trenowała Gawlik.

- No ale tego? - Żenia zatrzymała video i przewinęła kilka sekund. Puściła nagranie pokazując paskudnie mocny cios, którym ochroniarka niemal posłała partnera sparingowego do parteru.
Zmilczała pytanie retoryczne dlaczego wszyscy w wataże zwracają się do niej per ‘mała’. Zaczynało ją to irytować…

- Nauczę Cię czegoś lepszego… - Gustaw wyłamał palce z chrzęstem i przekręcił głową aż kręgi przeskoczyły.

Żeńce zrzedła mina.




***



Dziewczyna nudziła się mimo, że zajęć im nie brakowało.
Gdy tylko znalazła chwilę na ułożenie się na kanapie, zjawiał się Gutek i zaczynał mordownię czyli intensywne treningi “żeby Żeńka mogła o siebie zadbać”.

Ironia sytuacji, wytykana przez Ragabash, umykała Gustawowi. Zafiksował się na objęciu brunetki opieką, po której Żenia żałowała zgłoszenia zapotrzebowania na brudne chwyty.

- Może by ją zrekrutować zamiast porywać? - rzuciła zdyszana i obolała Żenia po kolejnym treningu blond terapeuty. Chwyciła telefon i trzymając go jak tarczę pisnęła uprzedzając kolejne polecenie Gustawa by ruszyła zad i zrobiła pierdyliard pompek czy 10 serii fartleku.
- Muszę zadzwonić! To ważne!
Wcześniej ustaliła z Tomczakiem jego kolejną wyprawę do nowopoznanego Burego Kła. Żenia ciekawa była, czy dzisiejszego wieczora gugle epojntment zadziała i menel pogada z nią przez telefon czy nie.

“Jesteś na miejscu?”
Sms pofrunął w cyfrową przestrzeń, mięśnie Żeni rozluźniały się z wolna.
Uśmiechnęła się szeroko do Gustawa robiąc gest z serialów: uniosła palec w powietrze i zrobiła minę “jedną chwilunię”.

Telefon komórkowy zadzwonił. Wyświetlił się numer Tomczaka, kinfolka wysłanego przez Zaara do kontaktu z Roninem, który zamelinował się w starym, opuszczonym dworcu. Tomczak już wcześniej próbował nawiązać kontakt z Żeńką, ale do tej pory ciągle coś właziło w paradę. Najczęściej przypakowany kolega. Zaar rzucił zaledwie szczątkiem informacji, że “Czarny będzie się chciał go pozbyć”. Wilkołaczka liczyła, że może uda się przekonać Burego do współpracy nim Alfie uda się przeprowadzić akcję deroninozacji w Poznaniu.

- Hej. Jestem na miejscu. Patrzy na mnie jakby chciał mnie zeżreć i powarkuje jak podchodzę bliżej - rzucił w ramach wstępu krewniak Zaara. Po tych słowach Żenia usłyszała jakieś krzyki.
- On chyba chce, żebym rzucił mu telefon. Chcesz z nim gadać?
- Hej! Tak, chcę. Powiedz, że Wrona prosi by Cię nie zżerał bo jesteś ciężkostrawny! - roześmiana dziewczyna krzyknęła do słuchawki.

Odczekała chwilę nadsłuchując uważnie.
- Bury? Bury jesteś tam? - dopytywała głośno jakby Kieł niedosłyszał.
- To nie jedyna różnica między nami, prawda? - zapytał bezdomny.
- Że jesteś? Że jesteś Bury? Czy Ty mężczyzna a ja kobieta? - Żenia zmodulowała głos tak by brzmieć jak udawany Hulk. - Dziękuję, że odebrałeś i nie zjadłeś posłańca. - uśmiech rozpromieniał twarz i głos dziewczyny.
- Nie jestem Czarną Spiralą. Nie jem ludzi. Ale racja.. ja tu jestem. Ciebie nie ma. I co teraz?
- Dwie propozycje. Pierwsza powiesz mi przez telefon czy się czegoś dowiedziałeś i jeśli tak to czego. Druga: poproszę Cię o coś co może być korzystne i dla Ciebie.

Żenia zebrała się z kanapy pokwękując i posykując z cicha. Zastane mięśnie nagle odezwały się bolesnymi zakwasami.

- Może tak być, Bury?
- Nic nie mam. Szczury mówią, że wyrzucili go z czarnego mercedesa. I tyle. Nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał. Mam twoją stówę. I nie potrzebuje nic korzystnego od ciebie.

- A szczury nie zauważyły przypadkiem rejestracji tego czarnego mercedesa? - Żenia nia zraziła się obojętnością ronina.
- Zauważyły. Warszawskie.

- A coś jakoś bardziej konkretnie?
- Czarne, na białym tle. Z małym PyLy i białoczerwoną flagą po lewej stronie - mówił spokojnie Bury.
- Aha. - Żeńka uśmiechała się w dalszym ciągu - A jakieś cyferki były też? I Ile chcesz zostawać w Poznaniu? Masz jakieś długoterminowe plany? Bo Twoja sekretarka nic nie wspominała…
- Zazwyczaj są tam cyferki. Wiesz, to się chyba nazywa nawet NUMER rejestracyjny. Ale nie znam się. Szczury nic takiego nie podały. Może nie pamiętaja, a może nie chcą ze mną gadać. Ile chce zostawać w Poznaniu? Nie chcę ani chwili… ale mieliśmy się spotkać. A moje plany na każdy dzień są podobne. Wstać, przeżyć, iść spać. - Mówił spokojnym tonem. Niemal apatycznym.

- Nie ma mnie w okolicy, inaczej bym przyszła. Nie zakładałam, że nie będzie mnie tak długo. - Żenia spoważniała - A nie chciałbyś się wybrać do Torunia?

- O widzisz. Dobrze mówisz. Nie chciałbym wybrać się do Torunia.

- Szkoda. - Żenia posmutniała wyraźnie - Przydałaby mi się Twoja pomoc przez kilka kolejnych dni. Potrzebuję kogoś kto jest dobry w obserwacji. A Ty wyglądasz na takiego co jest dobry w obserwacji…
Dziewczyna specjalnie zawiesiła głos oczekująco.

- W światach głębokiej umbry żyją duchy zwane beholderami. Składają się w zasadzie z lewitującego oka. One są dobre w obserwacji. Ich zapytaj. Tę stówę oddać temu siuśmajtkowi?

- Zapamiętam. Dzięki za poradę. Stówę zatrzymaj. Oddasz jak się spotkamy - chyba Burego kasa mierziła bo wymachiwał nią jak chorągiewką. - za jakiś tydzień czy dwa. Ale nie siedź w Poznaniu. Lepiej posiedź w Toruniu. Tam Cię znajdę. Ok?

- Stówę oddam biednym jak tak. Przypomnij mi czarna, jak ty się nazywasz w zasadzie? Wrona jak?

- Żenia, Bury, Żenia. I co? Tak serio się nie chcesz więcej spotkać? - dziewczyna dopytała jakoś nieśmiało jak nie ona.
- Żenia, cholernie przypominasz mi kogoś z przeszłości. A tacy jak ty… albo giną szybko, albo osiągają wielkie rzeczy. Mam nadzieję, że nie zginiesz szybko, ale do wielkich rzeczy to mnie nie ciągnie. Bywaj - po tych słowach rozłączył się.

“No cóż. Nie można mieć wszystkiego.” - rozczuliła ją troska menela.
Żenia jeszcze przez chwilę poudawała, że rozmowa na linii trwa.
Po to tylko by uniknąć Gustawowego szkolenia.

Gustaw dał jej czas. Nie dopytywał. Nie nasłuchiwał. Czekał aż sama wróci do treningu.

Gdy tylko wróciła bez ostrzeżenia postanowił jej przywalić. W ostatniej chwili zblokowała cios, co zaowocowało warknięciem Gustawa.
- Za wolno Żenka - w drodze już były kolejne uderzenia.

Ragabash odskoczyła by zwiększyć dystans i uniknąć deszczu pięści Gutka.
Szukała otwarcia, chwili gdy Gucio nie doceni jej by dupnąć wtedy i samej przypuścić atak.
Blondyn jednak nie dał jej czasu. Gdy tylko odskoczyła złapał stare drewniane krzesło i cisnął nim w jej stronę.
- No w mordę! -Żenia zgięła się w pół by uniknąć większych obrażeń i zasłonić głowę.
Udało się. Krzesło uderzyło jej uniesione ramiona i popękało. Ale gustaw doskoczył do niej i wyprowadził cios z łokcia w plecy. Tuż pod łopatką. Nowa fala bólu rozlała sie po ciele dziewczyny, a on uderzał z pięści w nerki. Po dwóch ciosach odskoczył i przeskakiwał z jednej nogi na drugą niczym bokser.
- Po pierwsze zwracaj uwagę na otoczenie. Zawsze. Dywan. Szafa. Stolik. To potencjalna broń. Zasłoniłaś się przed krzesłem i nie zauważyłaś kiedy doskakuje do twoich pleców. A gdybym miał srebrny nóż? Cios w nery, a potem podrżnięte gardło. Bo co? Bo bałaś się siniaka od krzesła.
Mężczyzna kopnął w stojący na stoliku wazon i ten poszybował wprost na dziewczynę.

- Podobno! - Żenia odmachnęłą ramieniem tak by wybić wazonik z trajektorii lotu i skoczyła na Gustawa odbijając się z miejsca. Karkołomny wyczyn w zamkniętej przestrzeni ale chwilowo miała dość służenia za worek do bicia.
Żenia była dużo lżejsza niż Gustaw, ale siła skoku i prędkość spowodowały, że w momencie uderzenia to ona miała przewagę. Powaliła wilkołaka i siedziała na jego klatce.
- Nie bijesz kobiet! - dokończyła Żeńka spoglądając w dół.
Blondyn się uśmiechał.
- I co? Co robisz w parterze? Jak mnie załatwiasz? - Patrzył na nią prowokująco. Czuła, że jeżeli odpowie źle, to ją to zaboli.
- Ciebie to tulam na śmierć. - uśmiech w oczach dziewczyny zamienił się tylko nieco - dziabam albo tu - burnetka wbiła palce tuż nad wątrobą a pod żebrami. Albo zanim zacznę gadkę walę w skronie - dwoma pięściami uderzyła Gustawa w skronie. Nie za mocno ale i nie lekko.
Blondyn otrząsnął się, napiął jak struna i Żenia poczuła, że uniosła się nad ziemię razem z jego klatą. A potem wygiął się jakoś tak dziwnie. Za szybko i zbyt energicznie jak na faceta tej wielkości. Jego łydka znalazła się gdzieś przy głowie dziewczyny przenosząc jej ciężar z zaskakującą prędkością. Żenia ledwie się zorientowała, że to co się do niej zbliża jest drewnianym parkietem. Kość jarzmowa zderzyła się z deską zalewając ją kolejną falą bólu. Przez moment jej pociemniało przed oczami. Gustaw nie miał dla niej ani trochę taryfy ulgowej.
- Źle. Walczysz o życie. Ale pamiętasz o litanii. Nie możesz zmienić się w potwora i rozszarpać im gardeł. Ale jeżeli nie zabijesz, to zabiją ciebie. Albo uderzasz łokciem w krtań, żeby się zakrztusił. Jeżeli masz czysty strzał. Albo wbijasz kciuki w oczy i wyłupujesz. Oślepiony rzadko podejmuje dalszą walkę czy pościg.
Fala bólu zmalała, tylko po to, żeby dziewczyna mogła się zorientować, że Gustaw zaplótł obie nogi wokół jej ramienia i założył jej dźwignię.
- Ostatni oślepiony nie miał problemu z walką - mówienie sprawiało trudność a pulsowanie w czaszce wzrastało.
- Zaar? Zaar ma jedno oko. Tam oślepienie nie poszło - Gustaw pociągnął mocniej powodując, że cały ból zebrał się na odcinku od ramienia po łokieć dziewczyny, po czym odskoczył.
- A nie, tamten drugi? Ta Spirala. No cóż. Jeden na setkę. Wtedy będziesz musiała adaptować zasady walki do przeciwnika. Jeżeli jest ich więcej, a zależy ci na czasie… np. Odkryją, że ty to nie ty, ale nie będą wiedzieć, że jesteś wilkołakiem to zbieraj ciosy na głowę. Wiem, brzmi głupio, ale w tej formie nie leczymy się tak szybko. Jeśli chcesz zachować pozory, a masz ograniczony czas działania kamienia, to najlepiej stracić przytomność. Naturalnym odruchem jest kulenie się i przyciąganie kolan do łokci. Wtedy napierdzielają cię po nerach. Rozległe krwotoki wewnętrzne mogą cię zabić po cichu. A jak dostaniesz ze dwa razy w czapę i odlecisz, to zamkną cię w celi i przesłuchają jak się obudzisz. No ale to twój wybór. No bo możesz się zmienić w Crino i zrobić na ścianach graffiti z ich flaków.

- Uhum - brunetka zbierała się z ziemi z wolna. - Zapamiętam.
Potrząsnęła głową by odepchnąć latające przed oczami mroczki i poruszyła barkiem by rozluźnić krzyczące z bólu mięśnie.

W ręce Gustawa błysnął szeroki kuchenny nóż.
- Kolejna ważna rzecz. Ludzie boją się uderzać ostrze broni. Noża, miecza. Wilkołaki boją się Kleiva. Ale pomyśl, chcę rozciąć ci twarz - wyprowadził szybkie cięcie z góry na dół - jeśli trafię, to mogę zabić. Jeśli uderzysz w moje ostrze, to mnie zaskoczysz. Wytrącisz z równowagi. Być może rozbroisz. Jeśli się nie uda, to oberwiesz w rękę. Stracisz palec, albo dwa. Ale nie życie.

Żenia zebrała w sobie resztki sił i delikatnie się odsuwając uderzyła na odlew lewą ręką w nadlatujące ostrze. Siła ciosu wyrwała nóż z dłoni Gustawa i wbiła go w drewnianą futrynę. Żenia spojrzała na dłoń. Ciekła z niej krew, ale zacięcie nie wyglądało na groźniejsze niż przy krojeniu chleba.

- Brawo! - krzyknął niemal blondyn. - Teraz zmień formę, żeby rany się zaleczyły, a ja skoczę zrobić popcorn. Mam na kompie “Ślepą furię” z Rutgerem Hauerem, obejrzymy i wyjaśnię ci jak walczy tamta Spirala. A potem trzeba się wyspać. Jutro wielki dzień.


***


Rano zobaczyła na telefonie sms od Czarnego. Jedno słowo. “Powodzenia”.

Tego dnia nie było śledzenia Gawlik. Wszyscy przygotowali się mentalnei do południa. Później była już organizacja. Żenia dostała paralizator. Miała razem z Zapalniczką wyskoczyć i wciągnąć Annę do auta.
Potem Żenia z Gustawem mieli ją zawieść do meliny. A Zapalniczka miała ruszyć do mieszkania Gawlik, przegrzebać szafy, zabrać pluskwy i dotrzeć do reszty. Taki był plan.

Jechali autem za autobusem, którym Żenia jeździła przez kilka ostatnich dni. Standardowo Gawlik wysiadła ze swoją koleżanką na przystanku z marketem zrobić zakupy. Potem przesiadka w inny autobus. I znowu monotonna jazda. Chyba ich zauważyła. Ewidentnie przyspieszyła kroku po ruszeniu z przystanku.

- Rozdzielmy się. Spotkajmy się pod jej domem? Nagonisz mi ją?
Zapalniczka skinęła głową skrytą pod kapturem.
Żenia wykorzystała dary otrzymane od duchów. Jej obecność przestała być rejestrowana przez Gawlik. Jednak nadal nerwowo oglądała się w stronę Zapalniczki. Szła coraz szybciej. Aż w końcu dotarła pod swoją kamienicę. Weszła w bramę i… wpadła w ręce Żenii. Nie spodziewała się ataku. Wszystko poszło zgodnie z planem. Nawet nie zauważyła, że została pozbawiona przytomności.


***


Dwie godziny później…

Była związana i zakneblowana w piwnicy. Przygotowano dla niej wielką lampę, którą świecili w oczy ochroniarce z Pentexu.

- Chciałaś ją przekabacić. To próbuj. Gdy uznasz, że się nie da, to ja wejdę i wyciągnę z niej informacje. Jutro według planu ma robotę na ósmą. Do tego czasu musimy być gotowi. - wprowadziła ją Zapalniczka, po czym podsunęła Gawlik sole trzeźwiące.

Wrona obśmiała się w duchu z tego tekstu. Zapalniczka jako Brudny Harry zdecydowanie wywołała rozbawienie podszyte nieco rozczuleniem. Zaskakujący fakt dla Ragabash.

- Ok. Tak zrobię. - mrugnęła do blondynki i poczekała aż ochroniarka się przebudzi. Dusiła w sobie chichot.

- Cześć, Anno. - mruknęła stojąc poza kręgiem światła. Pozwalała kobiecie się ocknąć.
- Yyyymmmmmyyy - dobiegło zza knebla.
- Chwilowo nic Ci nie grozi - mruknęła Żeńka wciąż nieco na odległość - Chcę pomówić. Wyjmę knebel gdy będziesz gotowa do rozmowy. Wystarczy, że pokiwasz głową na tak.

Ragabash przeszła kilka kroków w prawo, obserwując kobietę.

Trwało to dłuższa chwilę. Około minuty zanim kobieta pokiwała głową. Wcześniej kilkukrotnie przełykała ślinę.

Żenia przesunęła się bokiem by stanąć za Gawlik i ściągnęła knebel przytrzymując głowę ochroniarki pod brodą. Sama próbowałaby walnąć głową stojącą za nią osobę i próbować opcji na ucieczkę. Wolała uniknąć szarpaniny.
Musnęła dłonią policzek Anny powoli odsuwając się od kobiety.

Zanim coś powiedziała to rozruszała szczękę.
- Czego chcecie? - powiedziała. - Przecież nic nie mam. Nikt za mnie nie zapłaci.

- Mamy to czego chcemy. Ciebie. - mruknęła Żeńka - Chcesz wody? - spytała łagodnie.
- Nie - odpowiedziała spokojnie.

- Ok. - mruknęła Wrona - Była policjantka, oskarżona o nadmierną agresję, samotna, w luźnym związku ze współpracownikiem będącym w związku z inną. Brak znajomych poza dwójką współpracowników, brak bliskich relacji z rodziną. - Żenia celowo uderzała w słabe punkty kobiety z kompleksami i mającej problem z własną oceną. - Trudności z utrzymaniem zatrudnienia, obecne stanowisko śmieciowe jest sposobem na przeżycie.

Wilczyca przerwała na chwilę.

- To dość przygnębiające podsumowanie życia. Zgodzisz się ze mną?
- Nie - odpowiedziała dziewczyna bez emocji.
- Tak sobie zaplanowałaś życie? - Żeńka była nagle zaciekawiona - Ta sama praca, monotonia, mrożona pizza i czasem pokątny seks by musieć wychodzić o 3 nad ranem z mieszkania kochanka?
Dziewczyna milczała.

- Myślę, że wymyśliłaś sobie to wszystko inaczej. I do wywalenia z policji ciężko pracowałaś, by to co sobie wymyśliłaś osiągnąć. I że jakaś część Ciebie nadal trzyma się tego stąd treningi boksu. Gdybyś dostała kolejną szansę na zrobienie czegoś ważnego, czegoś co nadałoby sensu egzystencji, podjęłabyś tę szansę? - Żenia zbliżyła się nieco ku Gawlik trzymając się z dala na tyle by uniknąć ewentualnego ataku.
Gustaw o to zadbał. Miała ręce związane za plecami. Kostki przywiązane do krzesła. Praktycznie nie mogła się ruszyć.
- No i? - Powiedziała w końcu po kolejnej długiej przerwie.
- No i podjęłabyś tę szansę czy nie?
- Nie kupuję kota w worku - odgryzła się.
- Potrzebuję ludzi takich jak ty. Potrafiących walczyć. Nie bojących się działania - Żenia zawiesiła głos - w strefie cienia. Skoro przyjęto cię do policji to musiałaś przejść tam te wszystkie śmieszne testy i ćwiczenia. Na pewno zauważyłaś, że twój pracodawca jest… inny niż wcześniejsi. I jeśli powiesz, że nie wiesz o czym mówię, ta rozmowa się skończy.
- Mhm. Mów dalej. - zachęciła Anna.
- To teraz Ty powiedz. Co zwróciło Twoją uwagę. I…. czemu nie ludzie z dwójki i dziewiątki są be? - Żeńka uniosła brew.
Dziewczyna nie widziała twarzy wilkołaczki.
- Bo są wredni? Bo ładują nos w nasze sprawy? No i mają też dostęp do niższych poziomów. Ale nie wiem co tam się dzieje. - skończyła.
- Ja wiem. Eksperymenty na ludziach. - rzuciła - Nie chciałabyś na przykład pomóc to powstrzymać?
- Jakie eksperymenty na ludziach? O czym mówisz? - była wyraźnie zdziwiona.
- Genetyczne. - Żenia przysunęła się ku kręgowi światła - Mające na celu stworzenie super żołnierzy.
- Nie, nic takiego nie ma tam miejsca. Plotki zostały zdementowane. - mówiła spokojnie, ale Żenia widziała, że jest to powtarzanie pewnych sloganów, a nie przekazanie własnego zdania.
- Byłaś policjantką. Takie wyjaśnienie jest dla Ciebie wystarczające? Skąd wzięły się plotki? Dlaczego temat wyciszono a osoby próbujące nagłaśniać sprawę albo odsunięto ze stanowisk, albo przedstawia się jako terrorystów? Ostatni wypadek, w którym zginęło ponad 200 osób zamaskowano jako wybuch gazu, gdy w rzeczywistości doszło do starć ludzi udoskonalonych przez Pentex? Ile wybuchów gazu o takim zasięgu było do tej pory?
- Czy ty nie jesteś Eugenia Bondar? Ta poszukiwana terrorystka? - Anna przekrzywiła głowę patrząc z ciekawością na dziewczynę - Czy to nie ty odpowiadasz, za ten atak terrorystyczny w Poznaniu? No tak, twój brat podobno dostawał od nas pieniądze - użyła zwrotu “nas” w kontekście Pentexu, co mogło znaczyć, że nieco bardziej wiąże się z firmą niż do tej pory zakładali.

- Jestem. A nawet niedawno pracowałam dla Pentexu. Tak samo jak i mój brat, Anno. Gdy informacje na temat eksperymentów opublikowałam, Pentex zorganizował mały pokaz siły, maskując to wybuchem, zabijając ponad 200 osób. Powtarzasz jak papuga slogany jakim cię karmią w Pentexie. Aż tak przestałaś wierzyć w siebie i swój policyjny instynkt?

- Nie wykradnę żadnych danych, jeśli o to chodzi - powiedziała związana i skierowała wzrok na zbieg podłogi z granicą kręgu światła.
- Nie chcę, żebyś nic wykradała. Chcę, żebyś mi opowiedziała więcej o tym co robisz, rutynowych działaniach. Jeśli to co powiesz się sprawdzi na tyle, że ktoś kogo poślemy do Pentexu nie wpadnie, to uznam, że przeszłaś wstępny test i zaproponuję Ci pracę. Odpowiada Ci taki układ?
Pokiwała głową z aprobatą warunków.
- A rozwiążesz mnie?
- Rozwiążę. Jak osoba wróci cało i bezpiecznie.
- Skoro tak musi być. W takim razie daj tę wodę. Skoro mam dużo mówić, to się przyda.

Żenia zamieniła się w słuch.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-06-2018 o 21:43.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172