Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2024, 16:07   #31
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Przydrożna farma Wiliberta, syna Branda, przedpołudnie 8 dnia Erntezeitu 2512 KI

- Na zdrowie naszym miłym gospodarzom! - podjął toast Stark.

Każdy miał jakieś tajemnice i Stary Wilk to rozumiał i nie miał brodaczowi za złe. To, że coś ukrywał, nie znaczyło przecież, że robi to ze złej woli. Jakby nie patrzeć byli dla nich obcymi ludźmi.

- Czyli, jeślim dobrze pojął, to nie widzieliście nieumarłych, a jedynie słyszeli wszystko z opowiadań rybaków.

Wilibert wymienił spojrzenie z Norą, ponownie nakreślił w powietrzu ochronny znak jakby się lękał, że samo wspomnienie strasznego wydarzenia obudzi drzemiące w okolicy zło.

- Myśmy sami nie widzieli i bogom niechaj będą za to dzięki - wyjawił gospodarz - Wszelako rybacy z Hüserbachu mi opowiadali historie, od których skóra cierpła jak na nich trafiłem w czasie połowu. A później przejazdem był tenże właśnie kapłan Morra i on takoż opowiadał, że do wioski jedzie, coby wieczysty spokój zwrócić umarłym.

Gustav skinął ze zrozumieniem głową

- A powiedzcie mi jeszcze, ten morrowita, którego przyszło wam gościć, jakie na was zrobił wrażenie?

- Prawy świątobliwy mąż. Cały w czerni z medalionem Kruka, jak kapłanowi Morra przystało. I szanujący prosty lud. Spożył z nami posiłek, a potem odmówił modlitwę nad grobem mojego ojca i nie wziął za ów obrządek nawet szylinga. Rybacy z Hüserbachu mówili, że został potem z nimi w wiosce, aby strzec ichnego cmentarza po tym jak kapłan Mananna odszedł w niełasce z osady.

Stark trawił przez chwilę słowa w milczeniu. Dopomniał się o uzupełnienie kubka, po czym dopiero się odezwał.

- Cieszy mnie, że tak dobrze morrowita się sprawił. Po prawdzie jednak nie pojmuję dlaczego manannanin odszedł, jak to mówicie, w niełasce. Nie jego przecież dziedziną jest zajmować się duszami umarłych. Sami to stwierdziliście. Każdy bóg zajmuje swoje miejsce i włada swoją dziedziną. Jemu służą zaś jego akolici. Jako świat światem tak zawsze było i będzie. Nie może przecież być tak, że jest tylko jeden bóg nad wszystkimi. Bez ochyby kapłan Mananna lepiej poradzi sobie z gniewem Pana Mórz niż rzeczony kapłan Morra. Każdy ma swoje miejsce. Jak dupa od srania! - Zreflektował się za późno, że dziatki przysłuchują się rozmowie. - Za przeproszeniem.

Gospodarze spojrzeli po sobie, żona farmera utuliła mocniej trzymana na kolanach córkę.

- Nam tam nie lza wypowiadać się w sprawach bogów i ich sług, panie - odezwała się po raz pierwszy w trakcie rozmowy; głosem dźwięcznym i silnym, ale wyraźnie ostrożnym - Nam się zdawa, że tam jakiś zatarg był między kapłanami jak już upiry precz pognali. Ani chybi za mało było w Hüserbachu miejsca dla obu, ale jak jeden drugiego wysiudał, nam nie wiadomo.

- Jakby nie było, pewnikiem tak było lepiej dla tych z Hüserbachu - dodał Wilibert - Myśmy ich starego kapłana nigdy nie poznali, bo też nigdy nam po drodze nie było w tamte strony, my się swojej miedzy trzymamy, a jak już gdzie płyniemy to do Massenfels. Ale mój ojciec tam dawno temu bywał, bo miał w Hüserbachu kuma i do niego czasami zaglądał, póki kum nie pomarł. I powiadał mój ojciec, że ów kapłan dziwaczny był i groźny, iście bardziej myśliwy niźli opiekun dusz, tedy może wioska odetchnęła jak jego miejsce zajął ten od Morra?

- Ano, pewnikiem wszystko się wyjaśni jak z morrowitą porozmawiamy, bo i pismo do niego mam - zasępił się Gustav. - A powiedzcie mi jeszcze drogi gospodarzu, czemuście się tak dziwili, że do Hüsersbachu jedziemy? Coś wam jednak w zachowaniu rybaków dziwnym się zdawało?

Tym razem w izbie zapadła cisza tak długa, że poborca gotów był przysiąc, że gospodarze zaparli się w sobie na dobre i słowa już nie wyrzekną, siedząc na ławach z nieszczęśliwymi minami.

- Panie, oni od zawsze dziwni byli, całe życie ich tak pamiętamy - odezwał się w końcu Wilibert - Zamknięci w sobie i mocno zżyci, może nawet zbyt mocno w małżeństwach, jeśli wiecie, co mam na myśli. Tam wszystko w rodzinie zostaje, obcych nie lubią. Nie jesteśmy sąsiadami, z rzadka tylko słowo z nimi zamieniamy jak się na łowisku trafimy, ale oni w słowach bardzo są oszczędni. Ten kapłan od Morra był ostatnim gościem w Hüserbachu, o jakim słyszeliśmy, stąd nasze zdziwienie, że wy tam jedziecie. Tam nikt nie jeździ.

- No to teraz przyjedzie - zapewnił Stark.

Miał już dość tej wyprawy. Ciągle mu uświadamiano, że nie powinien jechać do Hüsersbachu, czuł że tam jechać nie powinien, że Helmut Steinhoff w końcu znalazł sposób, żeby się go pozbyć ostatecznie. A jednak musiał tam jechać. Nie z obowiązku. Dla baronówny Gertrudy von Stein. Żeby udowodnić coś sobie i jej. Żeby być może skończyć tam swoje zasrane życie. Czy uroni wtedy za nim choć jedną łzę w ramionach rachmistrza? Czy jej kamienne serce zmięknie choć trochę?

- Polej Wilibercie synu Branda! - podstawił kubek. - Może to nasz ostatni przyjazny przystanek.

Wychylił kubek.

- Z elfami nie macie tutaj problemu? - zmienił temat rozmowy.

Farmer pokręcił przecząco głową, rozparł się na ławie ewidentnie zadowolony ze zmiany krępującego go widać tematu Hüserbachu.

- Nigdy my tutaj żadnego nie uświadczyli, panie - odpowiedział wzruszając ramionami - Podle tego, co w Massenfels ludzie mówią, ta ziemia do nich należy, a nie cesarza, ale oni widać o to nie dbają, a my im nie wadzimy. Siedzą daleko na południu, za Zaklętymi Wzgórzami, w swoim zaklętym strasznym lesie. My się tam nie wyprawiamy, coby się nie napatoczyć na dziwożony czy insze leśne stwory, a elfy nam się nie naprzykrzają w zamian. I oby tak pozostało.

- A gobliny? - spytał poborca kiwając przy tym głową, która zaczęła mu już trochę ciążyć.

- Nie, panie - zaprzeczył Wilibert - Są tu dzikie zwierzęta, wilki, lisy czy nawet niedźwiedzie, ale goblinów na wybrzeżu żeśmy jeszcze nie widzieli. Żyjemy na pustkowiu, wszelako to wciąż ziemie elfów, a one goblinów nienawidzą. Nawet gdyby się tutaj jakaś zgraja trafiła, pewnikiem w trwodze by się wyniosła z powrotem na wschodni brzeg Demstu. Jeśli by nam tutaj miał ktoś zagrozić, to już prędzej jakieś łodzie Skaelingów na łupieskiej wyprawie albo ludzcy bandyci, których przegnała za rzekę straż dróg.

Gustav przyjął słowa gospodarza skinięciem głowy, w pamięci mając wspomnienie słów sierżanta Ackermanna twierdzącego, że zgraja mająca na łapach krew węglarzy uciekła właśnie na Zaklęte Wzgórza, na ziemię sąsiadujące z czarodziejskim lasem elfów. Poborca dopił zawartość kubka, beknął donośnie, po czym ziewnął.

- Jeśliście strudzeni, panie, naszykuję wam posłanie - zaproponowała Nora, ale jej słowa utonęły znienacka w dźwięku ulewy, jaka w tej samej chwili spadła z czarnego burzowego nieba zraszając strumieniami wody skaliste wybrzeże.

- O niczym innym nie marzę - przyznał poborca z wdzięcznością, wstając i podchodząc do okna. - Dobrze zrobiliśmy, że zatrzymaliśmy się u was.

Patrzył przez chwilę w zamyśleniu jak strugi wody spływały z dachu na ziemię.

- Znacie tą osadę węglarzy pół dnia drogi na południe stąd?

- Nie znam żadnych węglarzy, panie - Wilibert wzruszył ramionami w odpowiedzi - To rozległa kraina, a przeraźliwie pusta. Czasami zdarza się, że jakiś sąsiad mieszka za wzgórzem, a człowiek nie ma o tym pojęcia. Krążą tu myśliwi, drwale czy zielarze, wszelako nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Jak komu tęskno za towarzystwem, ciągnie do Massenfels albo na wschodni brzeg Demstu. A tutaj każdy swojej ziemi się trzyma. A czemu o to pytacie?

- Może to i dobrze, że ich nie znacie - odparł Stark. - Wataha zielonych zarżnęła wszystkie kobiety i dzieci a mężczyzn pognała w kierunku Dzikich Wzgórz. No nic - sapnął odwracając się od okna. - Miejmy nadzieję, że elfy się z nimi rozprawią. Na mnie już czas. Dobrą tą nalewkę pędzicie i dobrze grzeje.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-04-2024, 17:44   #32
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Przydrożna farma, poranek 9 Erntezeitu 2512 KI

- Co ci do tego starczego łba strzeliło, coby tych nieboraków tak potraktować? - Fristad pieklił się w koźle od chwili, w której zaprzęg poborców opuścił farmę żegnany złorzeczeniami Wiliberta i jego żony - Nasrane w nim masz, żeby z nich zdzierać po takim przywitaniu? Przecie dość żeś w surplus wyszedł na tych handlarzach elfią wodą nad rzeką! Ranaldowi dziękuj modlitwą, że nas psem nie poszczuli!

Stark ziewnął w odpowiedzi, wytarł nos w rękaw płaszcza, a potem strzelił konia w zad batem wyobrażając sobie w myślach, że to nie koń wcale, tylko przywoływany bykowcem do porządku młody Elring, tak dalece nie rozumiejący ciężaru obowiązków spoczywających na barkach cesarskich urzędników.

Deszcz padał całą noc. Powtarzające się od czasu do czasu burzowe grzmoty na początku trochę Gustavowi przeszkadzały, ale bardzo szybko poborca przestał na nie zwracać uwagę, podobnie jak na chroboczące w ścianach korniki czy popiskujące w kątach myszy. Wstawione do niewielkiej gościnnej Izdebki łóżko okazało się nieco zbyt małe dla dwóch współdzielących je mężczyzn, ale i to nie spędziło Starkowi snu z powiek. Wcisnąwszy Elringa pod ścianę Gustav umościł się niczym hrabia na warstwie ciepłych pledów i zamknął z lubością oczy.

Nim zapadł w głęboki sen, dosłyszał jeszcze wiedzioną zatroskanym półgłosem rozmowę gospodarzy, szczerze poruszonych opowieścią o goblińskim najeździe na sadybę węglarzy. Gustav nie wątpił, że ojciec i mąż żyjący wraz z rodziną na takim pustkowiu musiał się poczuć dalece zaniepokojony wizją spotkania ze zgrają krwiożerczych zielonoskórych, dlatego raz jeszcze powtórzył przed spoczynkiem słowa sierżanta Ackermanna. Podług osądu doświadczonego strażnika dróg wataha ludożerców pociągnęła w przeciwnym do wybrzeża kierunku i Gustav nie miał żadnego powodu, aby w ten osąd powątpiewać.

Mocny napitek, ciepłe jadło oraz błogie poczucie bezpieczeństwa otuliły Starka snem w jednej chwili, niosąc krzepiący wypoczynek przed wyzwaniami niesionymi kolejnym dniem.

Pierwsze z nich - zrodzona z obowiązku przykra konieczność - pojawiło się zaraz o świcie, po zjedzeniu miski parującej owsianki z leśnymi jagodami i załadowaniu na wóz kufra. Żegnający gości Wilifred i Nora w pierwszej chwili nie zrozumieli, co oznaczał podsunięty im pod nosy cesarski ryngraf, kiedy zaś jego znaczenie pojęli, przyjazna życzliwa atmosfera poprzedniego dnia prysnęła w okamgnieniu.

Gustav westchnął ciężko na wspomnienie krzyków towarzyszących wyjazdowi z farmy. Chłopstwo nigdy nie wykazywało zrozumienia dla podatków, a przecie winno było wiedzieć, że każdy musi je płacić, z woli cesarza i stojących za nim bogów.

Czując uwierające w udo trzy mosiężne pensy, które Wilibert niemalże cisnął mu w gębę, poborca wyciągnął monetki z kieszeni portek i przełożył je do kubraka, starając się puszczać koło uszu kolejne wyrzuty Fristada.

Kamienista droga, zarośnięta w wielu miejscach wysoką trawą i krzewami, wiła się zakosami pomiędzy klifami wybrzeża i linią iglastego lasu, nieubłaganie wykreślając szlak wiodący do otaczanego niepokojącą reputacją Hüserbachu.
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 13:28   #33
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
W drodze do Hüserbachu, poranek 9 Erntezeitu 2512 KI

- Zamknij mordę! - Nie wytrzymał w końcu Stark. - Ujadasz tak, że własnych myśli nie słyszę!

Erling ucichł w końcu i ostentacyjnie odwrócił się tyłem do starego. Jechali tak chwilę w milczeniu a Gustav rozkoszował się świeżym, zapachem mokrej ziemi i budzącym się dniem.

- Co tak ci go żal? - odezwał się w końcu. - Ani ci on brat ani swat. Jak świat światem poborcy są od tego żeby ściągać myto jak dupa jest od srania.

Jakby na dowód tych słów przekrzywił się na bok i wypuścił głośno gazy.

- Ochyda! - zirytował się Fristad. - Jesteś obrzydliwym, niewdzięcznym, starym dziadem!

Poborca pokiwał powoli głową.

- Być może masz rację - przyznał spokojnie. - Do tego jednak dobrze wypełniam obowiązki, za które mi płacą. Ty za to jesteś poszukiwany za niewinność i dopiero będziesz musiał udowodnić, że zapracowałeś na żołd. Jedno przyznać trzeba. Wygodnie sobie żyje Wiliberd, syn Branda na ziemi cesarstwa. Uprawia ją, korzysta z cesarskich łowisk i lasów. Żonę ma obrotną i gospodarną, głodem nie przymierają, wręcz powiedziałbym, że dobrze im się powodzi. Żyją sobie bezpiecznie i spokojnie. A kto go bronić będzie jak najadą na nas Norski? A gdzie pójdzie się schronić gdy elfy wyjdą z lasu upomnieć się o swoje ziemie?

Stary Wilk odchrząknął i splunął gęstą plwociną w błoto.

- Doprawdy te kilka błysków, które dorzucił do skrzyni jest niską zapłatą za bezpieczeństwo. - Zatrzymał wóz. Rzucił lejce na siodło. - Przemyśl to a ja pójdę opróżnić kiszki.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-04-2024, 16:15   #34
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Okolice Hüserbachu, popołudnie 9 Erntezeitu 2512 KI

Te dzieci były inne niż wszelkie dotąd przez Gustava widywane. W dotychczasowej opinii poborcy usmarkane bachory przynosiły jedynie utrapienie i złość, swoim hałaśliwym zachowaniem, bezmyślnymi psotami i wiecznymi żądaniami odwracając uwagę dorosłych od spraw ważnych i doniosłych. Lecz napotkane w drodze do rybackiej osady dzieci nijak nie przystawały do tego wyobrażenia.

Stark ujrzał tę gromadkę, kiedy wóz wyjechał zza gęstego zagajnika oplecionych krzakami leszczyny sosen. Bachorów było może z pół tuzina, od wyrostka w uszytym z króliczych skórek kubraku po ledwie przebierających nogami malców. Ciągnęły całą grupką w górę porośniętego trawą zbocza, które wyrastało ponad nadmorską drogę znacząc darń ziemi jasnymi zębami porowatych skał - lecz usłyszawszy nadjeżdżający wóz skamieniały w miejscu.

Stały tak przez chwilę, ściskając w rączkach wyciągnięte z sideł zające i przepiórki, świdrując intruzów przenikliwymi spojrzeniami. Żadne z nich nie zakrzyknęło bezwiednie, żadne nie zrobiło kroku w tyłu uchodząc przed resztą grupki, dopóki wyrostek w króliczym kaftanie nie gwizdnął na palcach. Wówczas to cała gromadka skoczyła w górę wzniesienia niczym spłoszone jelonki, ze zdumiewającą chyżością śmigając pomiędzy krzewami w drodze ku szczytowi wzniesienia.

I wciąż żadne z nich nie wydało najmniejszego dźwięku, chociaż Gustav widział na własne oczy jak jeden z malców potknął się o wystający korzeń i runął na zbocze podniesiony gwałtownie przez większych kompanów.

- Jak stado małych wilczków - powiedział Elring osłaniając dłonią oczy i odprowadzając dzieci wzrokiem do chwili, w której przepadły po drugiej stronie wzniesienia - Dwie rzeczy zdają się zatem pewne. Hüserbach jest już niedaleko. I Huserbach będzie nas wyczekiwał.

Koń skwitował słowa Fristada znaczącym parsknięciem, machnął ogonem opędzając się od wyjątkowo natrętnych gzów.

Cóż dodać, trzeba się chyba szykować na powitanie…

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-04-2024, 06:14   #35
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

- Jak wilki? Może i jak wilki - przytaknął bez przekonania stary.

Nie umknęło mu dziwne zachowanie dzieciarni. Jemu jednak z wilkami się nie skojarzyło. Z czym jednak? Tego przypomnieć sobie nie mógł, chociaż jakieś natrętne wspomnienie tłukło mu się pod czaszką. Gdy jednak tylko próbował je złapać, te umykało mu jak spłoszony kruk, by po chwili znowu wychylić się z niepamięci.

- Donnerwetter! - zirytował się w końcu. - Słuchaj młody. Mam złe przeczucia co do Hüserbachu. Coś tam złego się dzieje od paru lat i dlatego Otton Niske śle pismo do Dietera Faulknera. Stój z boku i miej oczy szeroko otwarte. Obserwuj mieszkańców i morrowitę. Daj mnie z nim pomówić. Nie bądź pochopny w czynach.

Zmilkł na chwilę trawiąc coś w sobie, po czym podjął ponownie.

- Wiem, że masz przykazane żeby mnie chronić i to uczynisz choćbyś miał życiem swoim zaryzykować - mówił coraz szybciej, jakby się bojąc, że jak się zatrzyma, to już nie zdoła słowa z siebie wydusić, - jeślibyś jednak przyuważył, że coś idzie nie tak, że zachowuję się dziwnie, że mnie kapłan omotał, czy coś... wymknij się przy najbliższej sposobności i pędź do Dietershafen co koń wyskoczy i zdaj raport. Dla mnie i tak już za późno - dodał cicho i jakoś mu ulżyło gdy to powiedział na głos. - Życie ze mnie ucieka.

Trzasnął batem nad kobyłą.

- No! Dawaj! Zobaczmy co nam Ranald przyniesie. Na chwałę Sigmara!

 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-04-2024, 13:49   #36
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Hüserbach, popołudnie 9 Erntezeitu 2512 KI

Osada leżała na brzegu morza, w wąskiej skalistej zatoce otoczonej chłostanymi zimnym wiatrem jałowymi klifami. Kilkanaście drewnianych łodzi tkwiło na kamienistej plaży, wyciągniętych poza zasięg fal i ułożonych obok ram do suszenia sieci. Stado mew kołowało nad nimi walcząc zawzięcie o jakieś resztki ryb pozostawionych na brzegu po porannym połowie i wypełniając niebo ponad Hüserbachu zgiełkiem ostrych ptasich skrzeków.

Kilkanaście kroków od łodzi zaczynały się pierwsze zabudowania. Prostując się w koźle wozu Gustav naliczył tuzin solidnych chat, wzniesionych na kamiennych fundamentach ze starannie obrobionych sosnowych bali, przykrytych grubą warstwą trzciny i darni. Przestrzeń wokół koncentrycznie wzniesionych domostw wypełniały gospodarskie szopy i komórki, niewielkie warzywniaki i rzemieślnicze warsztaty.

- Porządnie to wygląda - mruknął pod nosem Fristad, który spodziewał się widać na takim odludziu znacznie bardziej zaniedbanej sadyby - Aż trudno uwierzyć.

Na placu pośrodku Hüserbachu zebrała się spora gromada ludzi, mężczyzn i kobiet w ubraniach z wełny i foczej skóry podszytych starannie wyprawionymi lisimi futrami. Wszyscy mieli pod ręką jakiś oręż, od rybackich ościeni po wsadzone za pas siekierki albo tkwiące w pochwach miecze, kilku zaś wspierało się na myśliwskich włóczniach na grubego zwierza. Dzieci wyglądały zza dorosłych i wjeżdżający na plac Stark od razu dostrzegł wyrostka w króliczych skórkach stojącego u boku rosłego męża o kędzierzawej brodzie.

Parę psów podobnych do stworzenia napotkanego na farmie Wiliberta przyglądało się intruzom w pełnym napięcia skupieniu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, ale prężąc muskuły w gotowości do skoku w stronę obcych na dźwięk przyzwalającej komendy.

W wiosce panowała pełna napięcia cisza, wręcz przeraźliwa i dźwięcząca w uszach, kiedy przestawało się zwracać uwagę na krzyki mew i jednostajny szum morskich fal.

Gustav zatrzymał wóz, zaciągnął hamulec i odłożył na kozioł bykowiec, którym od czasu do czasu karcił leniwego konia. Blisko czterdzieści par oczu śledziło bacznie każdy jego ruch wywołując u nienawykłego do takich powitań poborcy gęsią skórkę.

- Może lepiej nam będzie udać zabłąkanych kupców? - burknął ledwie słyszalnie pod nosem Elring, pozostający równie silnie pod wrażeniem panującej w Hüserbachu atmosfery, co sam Stark.

Gdzieś nad morzem rozległ się przeciągły grzmot, który wstrząsnął wiszącymi nisko nad ziemią burzowymi chmurami wieszcząc nadciągającą nieuchronnie kolejną ulewę.

- Kim jesteście i czego tu chcecie? - przemówił rosły brodacz kładąc rękę na ramieniu wyrostka w króliczych skórkach.

I wtedy lustrujący zbiegowisko przenikliwym wzrokiem Gustav uświadomił sobie, co od chwili wjazdu do Hüserbachu nie dawało mu podświadomie spokoju.

Wyglądało na to, że był najstarszym ze stojących na placu ludzi. Widział przed sobą mężczyzn i kobiety w sile wieku, młodzieńców i panny oraz dzieci w różnym wieku aż po niemowlęta w ramionach matek, wszelako nigdzie nie dostrzegał będących naturalną częścią każdej społeczności starców.

Taka lokalna ciekawostka, ale teraz najważniejsza wydaje się wstępna konwersacja. Proponuję przejście do doka.

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 30-04-2024 o 16:30. Powód: Poprawiłem „odcienie” na „ościenie”
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-05-2024, 13:49   #37
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Hüserbach, popołudnie 9 Erntezeitu 2512 KI

Na dachu jednej z chat przysiadł wędrowny sokół, wypełnił powietrze nad osadą melancholijnym kwileniem, po czym odleciał w stronę morza. Ośmielone jego zniknięciem, spłoszone obecnością drapieżnika mewy, powróciły na plaż€ przynosząc ze sobą z powrotem ptasi zgiełk i rwetes.

Ludzie zgromadzeni na placu Hüserbachu nie zwrócili na to najmniejszej uwagi wbijając nieme spojrzenia w postacie dwóch siedzących wciąż na wozie obcych.

Stark podczas swojej kariery wiele razy spotykał się z wrogim przyjęciem. Poborcy nie byli kochani przez poddanych cesarza, co może dziwić bo to przecież oni byli solą tej ziemi. To dzięki nim strumień pieniędzy płynął do cesarskiego skarbca, z którego wypłacany był żołd, najmowani byli strażnicy, budowane drogi, okręty. Bezpieczeństwo i wygoda dzięki ciężkiej i niewdzięcznej pracy takich ludzi jak Gustav Stark.

Ta wrogość pojawiała się jednak po okazaniu ryngrafu, listu uwierzytelniającego lub najpóźniej po samej czynności zainkasowania podatku.

Tutaj jednak wroga postawa pojawiła się nim mieszkańcy Hüserbachu zdążyli się przekonać z kim mają do czynienia. Nie była to też podejrzliwość jaka jest naturalną rzeczą w stosunku do nieznajomych. Oni po prostu z jakiś powodów nie lubili obcych.

Nie było jednak tak źle. Po pierwsze, jeszcze ich nie zabili. Po drugie jeszcze ich nie poszczuli psami i nie pogonili. A po trzecie "kim jesteście i czego tu chcecie" otwierało drzwi do negocjacji.

Schodząc z kozła Stary Wilk przypomniał cicho Erlingowi

- Zostań, obserwuj, nie prowokuj.

Stęknął zeskakując na ziemię. Wyprostował kręgosłup aż trzasnęło w starych kościach i podszedł powoli do grupy masując sobie pośladki. Stanął naprzeciw mówiącego, trzy kroki od niego.

- Dupa mi ścierpła - przyznał. - To znaczy, nie nazywają mnie Dupamiścierpła - zmitygował się szczerząc zęby. - Mateczka dała mi na imię Gustav a ojcu było Stark, tyle że jadąc od rana dupa-mi-ścierpła - objaśnił kładąc nacisk na ostatnie trzy słowa jakby tłumaczył dziecku. - A was jak zwą? - spytał dłubiąc małym palcem między zębami?

- Na pewno nie Gustavem - odpowiedział bezceremonialnie brodacz, który najwyraźniej grał w tej osadzie pierwsze skrzypce - Co was tu sprowadza? Zwykli wędrowcy tak daleko nie docierają. Szukacie czegoś?

Stark wydłubał w końcu coś, co uwierało go między zębami. Wytarł mokry palec o spodnie. Podparł się pod boki.

- Skoro masz pewność Niegustavie… - podkreślił nie-imię patrząc mu prosto w oczy. - Mam wiadomość dla kapłana morra, Dietera Faulknera, który tutaj ponoć zamieszkuje od jakiegoś czasu. Zaprowadzisz mnie do niego Niegustavie?

Od chwili przyjazdu obcych mieszkańcy Hüserbachu spoglądali na nich z mieszaniną wrogiej podejrzliwości i niechętnej ciekawości, lecz kiedy poborca wspomniał kapłana Morra, jego nawykłe do wyszukiwania drobnych szczegółów oczy natychmiast dostrzegły subtelną zmianę w mowie ciał rybaków.

Niektórzy wymienili pomiędzy sobą pośpieszne spojrzenia, inni ścisnęli mocniej broń, tu i ówdzie rozległ się szmer niezrozumiałych szeptów, które z miejsca ucichły.

- Wiadomość, powiadacie? - Brodacz zwęził oczy w szparki, skrzyżował ramiona na piersiach cofając dłoń od rękojeści wsadzonego za pas myśliwskiego topora - To zmienia postać rzeczy. Jestem Raumund, starszy Hüserbachu, tutejszy naczelnik. Wybaczcie szorstkie powitanie, wszelako nie wyglądaliście nic, a nic na cesarskich poczmistrzów, jeno okrężnych handlarzy. Świątobliwy ojciec Faulkner dawno już nie dostał żadnego listu, tedy pewnikiem niezmiernie go ucieszy ta wiadomość.

Brodacz pozwolił sobie na cień przyjaznego uśmiechu demonstrując oczom Starka podziwu godne pod względem kompletności uzębienie.

- Dajcie mi zatem tę wiadomość, która jak mniemam jest na piśmie, a ja zaniosę ją naszemu kapłanowi. Wy zaś udajcie się czym prędzej z powrotem za rzekę, bo w powietrzu wisi sztorm, lepiej niech was nie złapie w podróży.

- Okrężnych handlarzy? - Stark zaśmiał się głośno, podpierając boki. - No tak nas jeszcze nie obrażono.

Coś się widziało Staremu Wilkowi, po spojrzeń wymianie, szybkich szeptach, że nie zobaczą już Dietera Faulknera żywym. Dlatego lepiej by było rzeczywiście oddać pismo brodaczowi i dać tyły, jeśli chcieli wyjechać stąd w jednym kawałku. Ale po pierwsze, zaintrygowało go, co też takiego się stało w osadzie. Po drugie, bliżej było mu na tamten świat i wolał zginąć rozniesiony siekierami, niźli obesrany w konwulsjach za krzakiem. A po trzecie w końcu, odezwała się w nim nutka hazardzisty.

- Chętnie bym ci dał pismo, Raumundzie Niegustavie i odjechał z tego niegościnnego miejsca, ale widzisz - przysunął się dwa kroki bliżej do naczelnika, ziejąc mu teraz konspiracyjnym, przyciszonym głosem prosto w twarz - kazali dostarczyć do RĄK WŁASNYCH. A poza tym musieliśmy po drodze rozdzielić się z oddziałem sierżanta Ackermanna z cesarskiej służby konnej. - To wypowiedziął głośno, by każdy usłyszał. - Pognał za zielonoskórymi i mieliśmy na niego tutaj poczekać. Zrobiłby się bardzo podejrzliwy, gdyby nas tutaj nie zastał.

Poborcą pochwycił wzrokiem kolejne spojrzenia rybaków: nerwowe, spłoszone, gniewne bądź pełne złości. Doświadczenie podpowiedziało mu z miejsca, że ludzie ci przywykli do życia poza zasięgiem cesarskiej władzy, że nie lubili zwierzchnictwa obcych i że zapewne mieli coś na sumieniu. Z grubsza domyślał się zatem jak sroga przeprawa z nimi miała go czekać, kiedy już oficjalnie zażąda płacenia podatków, wpierw jednak chciał do końca wyjaśnić zagadkową sprawę kapłana.

- Świątobliwy Faulkner mocno słabuje na zdrowiu i nie lza mu przeszkadzać - warknął twardym głosem Raumund, a jego zniechęcające słowa tylko utrwaliły Gustava w przeświadczeniu, że kleryk Morra odszedł na łono Morra - Tedy uszanujcie ów stan rzeczy i pozwólcie, że oddam mu ten list do rąk własnych, gdy tylko poczuje się lepiej.

- Przemawiasz do urzędnika cesarza, kmiocie! - Elring zeskoczył z wozu na rozmiękłą od deszczu ziemię obryzgując błotem nogawice Gustava. - Jak czcigodny pan Stark rzekł, rozkaz mówił o doręczeniu do rąk własnych. Zajedno nam jak bardzo chory jest wasz kapłan, byleby tubę na listy ręką zmacał. To sprawę zamknie w majestacie prawa.

~ Doprawdy jak murwa cipę otwiera, tak młody gębę - zaklął w myślach Stark lecz nie dał nic po sobie poznać. Nie mieściło mu się w głowie czego Erling nie zrozumiał w “zostań, obserwuj, nie prowokuj”.

Na dźwięk słowa kmiot na obliczu brodacza wykwitł głęboki rumieniec wieszczący napływ złej krwi, ale starszy wioski okazał się dość rozsądnym, aby nie uczynić wobec cesarskiego urzędnika żadnego otwarcie wrogiego gestu.

Przynajmniej na razie.

- Dobrze zatem - powiedział po chwili złowróżbnego milczenia - Knut, Drumcajs, przyprowadźcie tutaj ojca Faulknera, jeno ostrożnie.

Dwaj wywołani z imienia rybacy - chłopy na schwał, a brodate i nieprzyjazne z gęby tak samo jak ich starszy mruknęli coś pod nosami z zamiarem opuszczenia zbiegowiska, lecz w miejscu usadził ich krzyk Starego.

- Gdzie leziecie kozie chwosty! - Teraz gdy młody przesunął granicę, poborca nie zamiarował się już miarkować. - Dobrym już był ale widzę, że łby macie sianem wypchane, więc trza z wami inaczej. Ojciec Faulkner mówicie słabuje? I z łożnicy go chcecie wywlekać, żeby łaskę pana szybciej ujrzał?! Sam do niego pójdę, jeno mnie zaprowadźcie. A ty Niegustav - dźgnął naczelnika palcem w pierś, - każ przygotować jakąś strawę, bo mnie z nerwów coś w brzuchu jeździć zaczęło.

Pośrodku Hüserbachu znowu zapadła ciężka, nieznośnie wręcz nienaturalna cisza. Przeszywany na wylot dziesiątkami oczu Gustav splunął demonstracyjnie na mokrą ziemię, podrapał się ostentacyjnie w kroczu, a potem zaczął zmagać się w myślach z pomysłem jeszcze bardziej prowokacyjnego pierdnięcia.

Brodaty naczelnik ponownie położył dłoń na rękojeści topora i widząc ten gest wszyscy rybacy stężeli w jednej chwili, jakby tylko czekali na jakiś znak starszego. Fristad niezawodnie dostrzegł to samo co Stark, bo pozornie niedbale odwrócił się bokiem do wieśniaków przyjmując pozycję, w której łatwiej było mu dobyć miecza nie hacząc przy tym ostrzem o poborcę.

- Wielce hardo sobie poczynacie w tej surowej krainie - oznajmił naczelnik. - Rzekłbym wręcz, że nieroztropnie. Kto inny na naszym miejscu mógłby pomyśleć, że drzecie ryja, boście szacunku wyzbyci dla prostego ludu. Myśmy jednak są ludzie wyrozumiali i pobłażliwi, nigdzie po wsi was wlec nie będziemy, cobyście przypadkiem w kozie gówno nie wdepli. Kapłan codziennie zażywa spaceru na świeżym powietrzu, a dziś jeszcze nie wychodził, tedy przyjdzie tutaj. Knut, ruszaj. A my w tym czasie gości strawą podejmiemy. Alisa, dawaj półmisek suszonego dorsza i wodę do popicia. Urzędnicy podróżą strudzeni, w koźle nogi wyprostują, na wozie odpoczną przed powrotną drogą.

Dwaj wywołani już wcześniej z imienia rybacy zerknęli na poborcę i jego towarzysza zaciętymi gniewnymi oczami, po czym zniknęli gdzieś w jednej chwili. Gustav odprowadził ich wzrokiem do narożnika najbliższej chaty, po czym przeniósł spojrzenie z powrotem na Raumunda.

I nie uszło jego uwadze, że niektórzy rybacy pozornie bez powodu zmienili w międzyczasie miejsca, w których wcześniej stali; że przesunęli się tu i ówdzie na boki tworząc zamiast stojącej na wprost wozu zbitej ciżby półpierścień biorący powoli i zaprzęg i stojących przy nim obcych w potrzask.

- Odpłacam pięknym za nadobne - warknął Stark. - Dobrym był na początku ale mój szacunek się skończył gdy zauważyłem jak traktuje się tutaj cesarskiego wysłannika. Myślicie, że ślepym? Że nie widzę co tutaj się dzieje?!

Kropelki śliny opryskały brodę Raumunda. Poczekał Stark aż ziarno niepewności zasieje się w głowach chamstwa.

- Broń trzymacie w pogotowiu jakbym jakim zbójcem był i na wasze dobro nastawał - perorował po niechwili Stary podniesionym tubalnym głosem. - Czy ja do was zbrojny przyszedłem? - Rozłożył puste ręce. - Chcecie mnie rżnąć po słabiźnie tym toporkiem? Dalejże! - Pchnął brodacza otwartą dłonią. - Skończ to! I przygotuj se jaką historyjkę dla Ackermanna, a powiem ci w sekrecie, że nie słabuje on na umyśle jak wy. Skończ to mówię! - złapał go za brodę i przycisnął kudłatą twarz do swojej, po czym wycedził cicho przez zaciśnięte z gniewu zęby, opluwając soczyście - albo odwołaj ludzi i zacznij mnie przekonywać, żebym odjechał po dobroci.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-05-2024, 17:50   #38
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Hüserbach, popołudnie 9 Erntezeitu 2512 KI

Gustav Stark skłamałby sromotnie, gdyby rzekł, że nigdy w życiu nie podniósł ręki na żadnego chłopa. Po prawdzie zdarzyło mu się niejednego chama i prostaka przywołać do porządku, ostrym słowem, potrząśnięciem za odzienie, czasami zaś pięścią lub bykowcem. Nieobyte na co dzień chłopstwo potrzebowało czasami bardziej radykalnych zachęt, aby podążyć za głosem przedstawicieli prawa. To, czym te wszystkie wcześniejsze przypadki różniły się od Hüserbachu było miejsce, w którym Stark sięgał po moc swojego urzędowego autorytetu.

Wcześniej poborca zwykł karcić krnąbrnych wieśniaków w cieniu rzucanym przez mury majątków szlachty albo w towarzystwie zbrojnych reprezentujących miejscowy garnizon, świadomy tego, że żaden chłop nie poważy się rzucić otwartego wyzwania cesarskiemu wysłannikowi w miejscu, w którym najdalej dzień później mógł pojawić się oddział wojska albo jakiś wiecznie poszukujący heretyków i wichrzycieli łowca czarownic.

Lecz Hüserbach był inny pod każdym względem. Choć nominalnie leżał na ziemiach Imperium, w praktyce położony był poza zasięgiem władz, na obszarze należącym rzekomo do leśnych elfów. Podróż do tej sadyby trwała wiele dni i wiodła przez dzicz, w której łatwo było ukryć czyjegoś trupa - a mieszkający tam ludzie nie byli strachliwymi kmiotami drżącymi na sam widok swojego pana. Ci ludzie zmagali się na co dzień ze srogą przyrodą oraz drapieżnikami zamieszkującymi wybrzeże Nordlandu, a takie doświadczenia mogły przydawać im nadmiernej zuchwałości.

Wszystkie te myśli przebiegły przez głowę w tej samej chwili, w której starszy wioski Raumund odepchnął gościa od siebie niewiarygodnie silnym ruchem rąk, a potem powalił go w błoto ciosem pięści.

Elring błyskawicznie dobył miecza, stanął w rozkroku nad próbującym się podnieść Starkiem.

- Precz parchy! - ryknął czarnowłosy młodzieniec świecąc stalą w oczy rybaków - Precz, bo zarąbię jak świnie!

W powietrzu coś świsnęło bez ostrzeżenia: raz, drugi, trzeci. Ktokolwiek cisnął ościeniami, musiał być zdolnym łowcą z okiem wyćwiczonym w polowaniach na małe ryby.

Elring Fristad - młody czarnowłosy mężczyzna o milkliwym usposobieniu i podziwu godnej lojalności wobec starego poborcy - zachwiał się na nogach, gdy zakończone ostrymi szpicami ościenie ugodziły go w pierś, bark i lewe oko. Miecz wypadł z bezwładnej dłoni młodzieńca, wbił się sztychem w miękką ziemią.

Gustav wielokrotnie zastanawiał się we wspólnej podróży czy ostry język i porywczy charakter nie przyprawią Fristada o śmierć, ale widok upadającego w błoto młodzieńca uświadomił mu coś wręcz porażającego - to nie Elring ściągnął śmierć na swoją głowę.

Zabił go Stark.

Widząc wyrastający wokół siebie las nóg Stary Wilk wykręcił się w miejscu, wyrzucił rękę w bok i pochwycił w dłoń upuszczony miecz Elringa.

- Skurwysyny! - zaryczał próbując pociągnąć broń ku sobie - Skur…

Język stanął Gustavowi okoniem w ustach, kiedy myśliwski toporek Raumunda spadł w dół niczym oręż szalonego rzeźnika odcinając rękę Starka w połowie przedramienia.

Szok okazał się tak ogromny, że Gustav nie poczuł w pierwszej chwili nawet cienia bólu. Tryskająca z kikuta ręki krew obryzgała nieruchomą twarz leżącego tuż obok Elringa, spoglądającego w burzowe niebo jego jedynym okiem.

Grad zadawanych podkutymi butami kopniaków zasypał ciało poborcy i wtedy ból znienacka się zmaterializował wypełniając umysł Gustava nieprawdopodobnym cierpieniem. Zwijając się mimowolnie w kłębek i przyciskając kikut ręki do piersi Stark ukrz nad sobą wykrzywioną we wściekłym grymasie twarz wyrostka w króliczych skórkach; ujrzał lecącą w powietrzu nogę.

I kiedy zdruzgotane kopnięciem kości policzkowe zazgrzytały od środka ust o zęby poborcy, miłosierna ciemność zabrała Gustava do siebie otulając go kojącym całunem czerni.


KONIEC
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-05-2024, 15:34   #39
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Hüserbach, noc 9/10 Erntezeitu 2512 KI

Ból był wręcz nieznośny, tak potworny, że leżący na ubitej ziemi poborca nie potrafił przezeń zebrać myśli. Ciemność zalegająca w pozbawionym okien pomieszczeniu litościwie oszczędziła mu widoku okaleczonej ręki, ale unoszący się w powietrzu swąd spalonego mięsa i skóry niechybnie zdradzał, dlaczego Stark nie wykrwawił się jeszcze na śmierć.

Opuchnięty język poborcy poruszał się niczym żywa istota o własnej przekornej woli, wbrew zamiarom Gustava penetrując pociętym o poszczerbione zęby koniuszkiem prawą stronę jamy gębowej mężczyzny. Pokruszone kości szczęki płonęły tam żywym ogniem porażając nerwy mężczyzny bólem, jakiego nigdy wcześniej on nie doświadczył i który mógł śmiało iść w szranki z potwornym cierpieniem powodowanym przez skróconą toporem rękę.

Ciemność zelżała w pewnej chwili, pojaśniała ruchliwą poświatą, która rozlała się u stropu wyłaniając z wszechobecnej czerni stropowe belki niewielkiego budynku. Za ścianą rozległ się odgłos pośpiesznych kroków, który zaczął się szybko oddalać, z nim zaś zanikła poświata niesionej przez kogoś pochodni. W pomieszczeniu ponownie zapadła smolista ciemność, ale ten przelotny moment obcowania ze światłem wystarczył, aby Gustav uświadomił sobie coś ważnego.

Na zewnątrz panowała noc, bardzo ciemna, najpewniej odarta z blasku księżyców i gwiazd gęstym dywanem burzowych chmur. Uderzony wspomnieniem niebywale brutalnych scen minionego przedpołudnia, otępiały od nadmiaru bólu Stark nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego właściwie jego oprawcy nie dobili go na błotnistym placu Hüserbachu, dlaczego dołożyli starań, aby nie wykrwawił się na śmierć przypalając mu kikut ręki czerwonym żelazem.

Dlaczego wrzucili go do tej drewnianej szopy, która była wcześniej najpewniej komórką albo chlewikiem.

Próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie - wszak trafiona odpowiedź mogła rzucić światło na jego dalszy los - poborca zesztywniał znienacka, przestał nawet oddychać, chociaż ból połamanej szczęki nieprzerwanie prowokował go do nieludzkiego wycia.

Nie był w tym pomieszczeniu sam. Jego uszy wyłapały jakieś szelesty, głuche stuknięcia i odgłosy szurania, pojedynczy szczęk metalowego ogniwa. Nagły przypływ nadziei ukazał myślom Gustava wyobrażenie skutego łańcuchami Elringa Fristada, ale zdrowy rozsądek z miejsca nakazał odrzucić ten pomysł. Nawet jeśli młodzieńca nie zabiły dwa ościenie wbite w korpus, to nie miał szansy na przeżycie z trzecim, który utkwił w jego oczodole i mózgu.

Metalowe ogniwa zadźwięczały ponownie, po czym w ciemności rozległ się inny dźwięk, który zjeżył Gustavowi włosy na całym ciele, a nie tylko na głowie.

Było nim jakieś upiorne mamrotanie, jakiś zupełnie niezrozumiały bełkot, który bardziej przystawał do nawiedzającego uroczyska upiora niźli do rozumnej istoty.
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172