|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-11-2012, 23:38 | #31 |
Reputacja: 1 | King zeskoczył z wozu. Odetchnął. Faceta, który siedział w czarnym samochodzie zobaczył jako ostatni. Najpierw obszedł pojazd i jeszcze raz odetchnął. Szaleńczy sprinty w maskach gazowych zawsze źle się kończyły. Człowiek nie mógł dobrze oddychać i w tym wielkim wysiłku pracował na relatywnie niewielkich ilościach tlenu. Krótki spacer wokół powozu i parę głębszych oddechów uspokoiły serce Bishopa. Teraz podszedł do zatrzymanego mężczyzny i sarkastycznie zainscenizował wręcz teatralny ukłon. Gdy się wyprostował rzucił prosto z mostu: -Dla urody Cię nie zatrzymaliśmy misiu. Ten powóz widziano pod rezydencją lorda Meldrun. Po co tam był i kto tam był? Ty? Jakiś twój kumpel? I jak myślisz, że cię nie zastrzelę na środku ulicy bo masz fajny kapelusz to się grubo mylisz - poklepał kolbę strzelby - No. To co? Czarne gogle Kinga skrzyżowały się z oczami gogusia. Facet wyglądał na spokojnego a większość ludzi po tego typu komentarzach z ust kolesia, który nosi na plecach czterolufową armatę nie ma tak pokerowej twarzy. Teraz Bishop przynajmniej wiedział, ze nie ma do czynienia z tchórzem a dokładnie to chciał wiedzieć odstawiając cały cyrk z groźbami.
__________________ Regulamin jest do bani. Ostatnio edytowane przez Volkodav : 17-11-2012 o 23:43. |
18-11-2012, 11:55 | #32 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna z powozu zmierzył Bishopa lekceważącym spojrzeniem. Uśmiechnął się lekko kącikiem ust i rzekł: - A kimże jesteś panie, by mi takie pytania zadawać, o tonie ich wypowiedzenia nie wspominając? I jeśli myślisz, że słowa twoje lęk w mym sercu zasiały to się grubo mylisz, mości panie. W czasie, gdy mężczyzna mówił, ktoś z drugiej strony powozu otworzył drzwi i po chwili za plecami Bishopa pojawiło się dwóch umięśnionych karłów, ubranych w dobrze skrojone surduty. Wyglądali na braci bliźniaków i niezłych zakapiorów, sądząc po ich niezbyt przyjemnych facjatach. Elegancki strój tylko w niewielkim stopniu maskował ich uliczne pochodzenie. Obaj na domiar złego byli uzbrojenie w galwaniczne pistolety doktora Merrifielda. Broń ta znana była na ulicy, jako Przyduszacz lub Dręczyciel. Była to broń niezwykle okrutna, bo choć nie czyniła fizycznych szkód, to oddziaływała bezpośrednio na umysł ofiary i powodowała w nim poważne uszkodzenia. Trupia Straż i policja często używały jej do tłumienia zamieszek. - Radziłbym zatem bardziej przemyślany dobór słów, misiu. - zakończył szlachcic.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman |
21-11-2012, 12:58 | #33 |
Reputacja: 1 | Dopiero kiedy powóz się zatrzymał, do Abrahama dotarło, co się stało. Podczas jazdy niejednokrotnie manewrował ciężarem ciała, aby utrzymać się na pojeździe, ale i nie doprowadzić do jego wywrotki. Spojrzał po sobie: cały ubiór był poszarpany od pędu. Z zniesmaczonym wyrazem twarzy poprawił go tu i ówdze, zeskakując na bruk i podchodząc do celu. Mężczyzna, który ukazał się grupie miał w sobie coś znajomego. De la Roche stronił od kontaktów handlowych z lożą, to były zbyt podejrzane kręgi nawet jak na jego cyniczny gust. Z drugiej strony potrafili sypnąć groszem, loża oznaczała splendor, bogactwo. Być może w przeszłości ubili jakiś interes... Głowa Abrahama była wypełniona chaotycznymi myślami, stąd nie zawsze mógł sobie takie rzeczy przypomnieć. Bishop wyjechał z grubej rury i zaczął ewidentnie faceta straszyć. Błąd. To nie był zakapior-ulicznik, któremu można nabruździć trzy pokolenia wstecz. Doszło do tego, że pojawili się osobliwi goryle, jeśli tak można było powiedzieć o pokurczach. Ręka Abrahama zaczęła sięgać ku cholewie, gdzie trzymał strzałki z trucizną. Jedna, skierowana w kończynę nie powinna zrobić większej szkody niż godzinny paraliż. Jednakże zamierzał użyć broni tylko w ostateczności, gdyby nie było innej opcji. Sam przerwał nerwową dyskusję: reszta w docu. Mówił spokojnie, ale patrzył na rozmówcę pewnym siebie zwrokiem anonsując, że nie jest w nastroju do kompromisów. |
24-11-2012, 15:26 | #34 |
Reputacja: 1 | -Heh - uśmiechął się pod maską - Cyrk... - wycedził Dwa karły wyglądały jak eksponaty z jakiegoś freak show. King dał się zaskoczyć i nie miał tutaj kart, którymi mógłby zagrać. Zdrowy rozsądek podpowiadał żeby dać spokój. Dać im odjechać i może później próbować szczęścia. Jednak żyłka awanturnika nie dawała mu spokoju. Każda taka sytuacja była dla niego jak rysa na honorze i szpila, którą ktoś wbijał w ego Bishopa. Prawa dłoń aż świerzbiła, coś się w nim powoli gotowało, najchętniej szarpnąłby za strzelbę i zostawił wszystko woli Bożej. Albo on albo masoni. -Abe - rzekł dalej cedząc słowa - Dajmy sobie spokój. Coś w nim "pękło". Przełamał się i ledwo ledwo powstrzymał naturalną dla niego, natychmiastową wolę walki. Poczekał aż powóz zaczął odjeżdżać i zagadał do towarzysza. -Proponuję ich śledzić - rzucił zdawkowo czekając na inicjatywę kompanów
__________________ Regulamin jest do bani. Ostatnio edytowane przez Volkodav : 24-11-2012 o 15:27. Powód: drobna korekta |
26-11-2012, 07:48 | #35 |
Reputacja: 1 | Lady Gustaffson słuchała uważnie i obserwowała jeszcze uważniej. Nie wtrącała się do rozmowy, bo sądziła, że mimo wszystko i tak zrobiłaby z tego większe bagno niż King Bishop. Gdy usłyszała, że ktoś wychodzi z powozu sięgnęła odruchowo po nóż. Pluła sobie w brodę, że zostawiła strzelbę w powozie. Trudno, zdaża się. Czekała na rozwój wydarzeń. Jedyne co mogli zrobić, to śledzić dalej powóz. Zanim ruszyli wyjęła swoją strzelbę z powozu i sprawdziła czy jest porządnie nabita i się nie zacina. Pudełko naboi do kieszeni, strzelba po ławkę i dalej jazda. Spokojnie. Gdyby jechała konno, nałożyła by zwierzęciu szmaty na kopyta, jednak powóz i tak hałasował w najlepsze, więc nie mialo to sensu. Trzeba być realistycznym.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |
26-11-2012, 11:12 | #36 |
Reputacja: 1 | Abraham tylko westchnął pod nosem. Miał ochotę dać nauczkę temu ważniakowi, który kłamał im w oczy. Jednakże - rzeczywiście, nie było sensu się tu przesadnie forsować, skoro i reszta odpuściła. Niewiele by się teraz dowiedzieli, a jeszcze napytali sobie biedy u loży. Nie zwykł do dawania za wygraną, jednak nie był też szalony. Powoli odszedł z drogi parowozowi i sam zmierzał z powrotem do pojazdu grupy. Teraz, gdy trochę ochłonął, miał czas przemyśleć sprawę na spokojnie. Kim był ten człowiek? Skąd go kojarzył? Wpatrując się na przesuwające obok, odrapane ściany gmachów, zagłębił się w rozmyślaniach o swoich dawnych i niedawnych kontrahentach. Usilnie próbował skojarzyć w pamięci którąś twarz ze spotkanym masonem. |
28-11-2012, 16:46 | #37 |
Reputacja: 1 | Lady Kenna Gustaffson, Abraham de la Roche, King Bishop Odpuścili, czy to w skutek dobrego wychowania, czy też z bardziej prozaicznych powodów, jak nikłe szanse na jakikolwiek sukces. Szlachcic z powozu uśmiechnął się życzliwie na pożegnanie i ruszył przed siebie. Dwa karły w charakterze ochrony nagle pojawiły się na lewej flance jeszcze przez chwilę mierzyły do zebranej grupy. Gdy uznały w końcu, że nic nie grozi ich panu splunęły pod nogi Bishopa i pobiegły za parowozem. Zapadła jednogłośna decyzja, że trzeba ruszyć śladem krnąbrnego masona i dowiedzieć się dokąd też on jedzie. O jakimkolwiek zakamuflowanym śledzeniu nie było mowy. Noc i kompletnie puste ulice sprawiały, że to zadanie było kompletnie niewykonalne. Mimo to grupa ruszyła śladem dymiącego, czarnego parowozu z masońskimi znakami na drzwiach. Podróż nie była długa. Po niecałym kwadransie oba powozy dojechały pod okazałą posiadłość, której teren otoczony był wysokim ceglanym murem. Kuta brama otworzyła się automatycznie, gdy tylko czarny parowóz pod nią podjechał. Śledząca go trójka zatrzymała się kilkadziesiąt metrów przed nią i obserwowała, jak interesujących ich pojazd znika za wysokim murem. Zaraz za czarnym powozem brama na powrót się zamknęła. Grupa stanęła przed trudnym wyborem, co dalej robić. Zbliżała się druga w nocy, a ich poszukiwania praktycznie nie przyniosły żadnych rezultatów. Zatroskany lord Meldrum na pewno nie będzie pocieszony słysząc, takie wieści.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman |
03-12-2012, 08:01 | #38 |
Reputacja: 1 | - Spróbuję sie zakraść do środka i zajrzeć przez okienko, może podsłucham coś przed drzwiami - zwróciła się do towarzyszy.Kenna nie miała ochoty wracać z pościgu z pustymi rękami. Wzięła lekka strzelbę, nie zamierzała z niej korzystać, ale zawsze kawał żelastwa zawsze mógł się przydać w celu zdzielenia kogoś przez łeb. Zeskoczyła z furmanki i zaczęła wypinać jednego z koni by móc go ukryć gdzieś przy ogrodzeniu, jako modus ucieczki.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |
05-12-2012, 19:39 | #39 |
Reputacja: 1 | -I tak skubany wie że tu jesteśmy. Ceregiele nie mają większego sensu - rzekł spoglądając na mur - Warto by się popytać... - przerwał po czym oddalił się kawałek Bishop podszedł do jakiś dwóch pijaczków stojących na chodniku po drugiej stronie ulicy. Gdy tylko zbliżył się do mężczyzn wyciągnął zza pazuchy funta. -Kto tam mieszka? - spytał prosto z mostu - Znacie kogoś ze służby?
__________________ Regulamin jest do bani. |
06-12-2012, 11:05 | #40 |
Reputacja: 1 | W tym czasie Abraham obszedł budynek udając brak zainteresowania. Cicho mamrocząc do siebie, jak zwykł robić w samotności, szedł niedaleko ogrodzenia, uważnie obserwując otoczenie. Sprawdzał czy nie ma tu możliwość bardziej dyskretnego przemieszczenia się na teren posiadłości - może luka w ogrodzeniu lub obluzowana kratka ściekowa. Wcale nie negował nawet drugiej opcji, gdyż poczucie estetyki tego człowieka było conajmniej opaczne. Jeśli zauważył przydatne przejście, sprawdził czy wokół nikt nie krąży i zaczął się zakradać. Jeśli tak się nie stało, daleko było mu od forsowania muru, co zostałoby szybko zauważone. Wtedy po prostu wrócił do towarzyszy. |
| |