Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2015, 23:18   #91
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Nic! – warknęła Zelda, a Erou aż zadrżał od jej ostrego tonu.

JD uścisnął ramię chłopca uspokajająco, choć sam czuł się co najmniej niepewnie. Znajdowali się teraz na ogrodzonym placu jakiejś budowy nieopodal budynku uniwersytetu. Do wielkiego, przypominającego spichlerz kontenera weszli przez pionowe pęknięcie na ścianie. Choć początkowo wydawało się to nieprawdopodobne, po szybkim rozpoznaniu miejsce to miało chyba pełnić funkcję domu doktor Olvirsdottir – była tu stara kanapa (zapewne przytargana z jakiegoś śmietniska), dwa chybotliwe krzesła i biurko - dosłownie uginające się pod ciężarem książek. Gdyby nie turystyczna lodówka, ledowa lampka, tablet i laptop – z pewnością można by to miejsce uznać za schronienie jakiegoś bezdomnego.
Dlaczego więc mieszkała tutaj wykładowczyni uniwersytecka ze stopniem doktora?

- Nic nie widzę! Cień to przysłania… cień… tylko cień widzę – kobieta szarpnęła niemal boleśnie dłonią Ashforda, przybliżając ją do swojej twarzy – Cień matki… tak, fałszywa matka przysłania wszystko. Ale ja muszę zobaczyć, muszę…

Doktor Olvirsdottir znów szarpnęła ręką JD i pewnie gdyby nie był wampirem, mogłaby uszkodzić mu przy tym któryś ze stawów - tak nerwowe i silne były jej ruchy. Brujah właśnie zastanawiał się czy nie zareagować, gdy Erou przysunął się bliżej i szepnął mu do ucha.

- Ktoś nas obserwuje… Ktoś z Twojej… rodziny.

Czy to prawdziwy dreszcz przeszedł przez kręgosłup JD? Ostrzeżenie chłopca było cenne, ale jednak spóźnione. Obcy już stał w pęknięciu ściany. Ashford powstrzymał grymas i obserwował bacznie, jak mężczyzna wchodzi w krąg światła.

Gdyby nawet Erou nie uprzedził, że to ktoś z rodziny – i tak by wiedział. Nosferatu ciężko pomylić z kimś innym – szczególnie gdy przybywają bez osłony Iluzji.

- Zeldo, opanuj się, robisz naszemu gościowi krzywdę. – powiedział mężczyzna głębokim, teatralnym głosem, a kobieta od razu puściła rękę JD, jakby ta ją oparzyła. Wydawała się naprawdę zawstydzona. Nie ona jednak była teraz najciekawszą postacią ich małego dramatu.
Jak zauważył odruchowo JD, nowoprzybyły mówił po angielsku, choć z nutką śpiewnego, skandynawskiego akcentu.

- Dobry wieczór – przywitał ich po chwili, kłaniając lekko.

Gdyby patrzeć tylko na jego maniery oraz ubranie – elegancki surdut, parasolkę i jedwabny szalik – można by mieć złudzenie, że czas cofnął się i oto podróżnicy mają przed sobą prawdziwego gentelmana z XIX wieku. Niestety, parszywa, powykrzywiana morda Nosferatu, która bardziej przypominała pysk szakala niż twarz człowieka, psuła cały efekt dystyngowania.

- Nazywam się Graham Brandt, bardzo przepraszam za maniery mojej przyjaciółki. Jest prawdziwą pasjonatką wampirzych legend i czasem zapomina o manierach. – rozłożył ręce w bezradnym geście – Z tego co widzę, nie tylko ja gustuję w ludzkim towarzystwie, więc może mnie pan zrozumie. Swoją drogą… jeśli mogę spytać, z kim w ogóle mam przyjemność?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 04-07-2015 o 23:22.
Mira jest offline  
Stary 10-07-2015, 15:13   #92
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Niestety w tej chwili nie mogę tego zdradzić - JD zawahał się. Może szczerość była właściwą strategią? - Jednak jeżeli to pana interesuje, mogę obiecać, że pod koniec jutrzejszej nocy wszystkiego się pan dowie. Teraz jednak, dla bezpieczeństwa całej naszej czwórki, lepiej tej informacji nie ujawniać.

Po chwili milczenia roześmiał się, spoglądając to na Brandta, to na Olvirsdottir.

- To brzmi tajemniczo, lecz w rzeczywistości nie jesteśmy żadną interesującą zagadką - dodał. - Po prostu nie należy kłamać w twarz tak zacnemu gentelmanowi i pani doktor, wymyślając fałszywe nazwiska. Proszę o zrozumienie.

Graham Brandt wywarł na nim pozytywne pierwsze wrażenie. Tak, to pewnie przez ten elegancki surdut i maniery… Poza tym, jeżeli przepraszał za agresywną chiromancję, to jak mógłby im grozić, lub też zaatakować? Oczywiście, gdyby istniała taka konieczność, Nosferatu najpewniej nie zawahałby się; jednakże w tej właśnie chwili zdawał się nie mieć powodu.

Choć co też JD mógł wiedzieć o celach i dążeniach jakiegoś przypadkowego Kainity w zagranicznym mieście?

Nosferatu po chwili namysłu pokiwał głową.
- Jestem w stanie przyjąć takie rozwiązanie. Ponieważ jednak przyzwyczajeni jesteśmy do komunikacji werbalnej, pozwolę sobie adresować wypowiedzi do pana, opatrując je etykietą Gońca. Goniec Apokalipsy - to brzmi całkiem dostojnie, nie sądzi pan?
- Całkiem dostojnie - ostrożnie przyznał JD. - Jednak też tragicznie. Koniec świata? Oczywiście słyszałem opowieści o Gehennie… lecz nie czuję się zbytnio jej Gońcem.
- Czasem nie mamy wpływu na to jakie role przyznał nam los - odparł Graham, przysiadając na jednym ze stołków.
- Tutaj winę ponosi matka! - z całą pewnością wtrąciła doktor Zelda. Siedziała teraz obok JD na rogu kanapy, przeglądając notatki.
- Matris, tak - potwierdził Nosferatu, po czym dodał. - Nie wiemy jednak czy chodzi o matkę ludzką, wampirzą czy może bardziej odległą ideę pramatki.
- Ewa, matka Kaina? - zapytał zaciekawiony Erou.
- Być może... - rzekł Graham - Jeśli wierzymy, że to właśnie od Kaina pochodzi nasz ród, a mitologia biblijna jest jedyną słuszną.

JD zignorował przemożną chęć zapytania z kim tak naprawdę rozmawia - nie chciał być hipokrytą.
- Według pani wykładu - skinął Zeldzie. - Pierwszą kobietą, jaką Bóg stworzył, była Lilith. To było przed Ewą. Być może o nią chodzi… Wnioskuję, że ta matka, o której mówimy, jest przyczyną Gehenny. Na końcu świata tracą nie tylko wampiry, lecz całość istnienia. Ludzie, zwierzęta… Dlaczego Ewa chciałaby śmierci swojego potomstwa? Natomiast Lilith… z zemsty i nienawiści mogłaby przekląć każdego syna i córę Adama… a także samego Boga, niszcząc wszelakie jego stworzenie.

Nie do końca wiedział co jest przedmiotem tej rozmowy… dlatego miał nadzieję, że nie wygłupia się, zabierając głos. Niestety, Zelda zachichotała, choć po chwili już umilkła.
- Gehenna to zagłada nadnaturali, czyli naszego świata: wampirów, wilkołaków, magów... Świat jako taki nie powinien być zagrożony. Gehenna to oczyszczenie rasy z jej “odchyłów”...
- ... Lub efektu ewolucji. Zależy jak na to spojrzeć - wtracił Nosferatu.
- Owszem, ale patrząc z punktu widzenia legendy biblijnej, gdzie wasza przemiana jest efektem klątwy - jesteście jednak ubytkiem, plugastwem, za przeproszeniem.
Graham westchnął cicho i pokiwał potakująco głową. Zelda, widząc jego przygnębienie, podniosła się z kanapy i podeszła do wampira. Zadziwiająco czułym gestem pogładziła dłonią jego ramię. Nie brzydziła ją nawet brzydota Nosferatu.
- Każdą klątwę można jednak zdjąć... - rzekła do JD, choć miał wrażenie, że kieruje te słowa również do swego przyjaciela. - I to bez eksterminacji gatunku. Ta droga, w waszym przypadku, to Nirvana - całkowite opanowanie instynktu bestii. Droga ta nie jest łatwa i pan Graham sam jest dopiero w jej połowie, ale już teraz wierzymy, że jest możliwa, dlatego chciałabym zapobiec Gehennie. Dlatego też, mam nadzieję, pan do nas przybył, panie Gońcu. Czy chce pan czy też nie, dostał pan rolę jednej z figur, jakie rozegrają... lub już zaczęły rozgrywać, najważniejszą partię szachów w historii - partię o losy tego świata... Od pana tylko zależeć będzie jak odegra swoją rolę i czy - być może - przeważy szale zwycięstwa na rzecz którejś ze stron.

- Widocznie brałem termin koniec świata zbyt dosłownie - zaczął JD. - Jednakże, jeżeli powstaną Przedpotopowcy, czy na pewno ludzie na tym nie ucierpią? Poza tym… istoty nadnaturalne stąpały po Ziemi od wieków… praktycznie od początku świata, jeśli wierzyć legendom. Czy ich brak nie wytworzy wyrwy w ekosystemie, prowadząc do jeszcze większego chaosu? Wolna nisza ekologiczna może zostać zasiedlona przez szczep jeszcze gorszych, bardziej zjadliwych bakterii. Jeżeli to Bóg stworzył plagę, jaką są wampiry, to jak straszliwe mogą być demony Szatana, jeżeli ten zdecyduje się zapełnić puste miejsce?

Pomasował kłykcie, aż strzeliły. W końcu westchnął, lekko kręcąc głową.

"Na Boga, JD, przestań proszę. Nie jesteś żadnym pieprzonym filozofem. Poza tym ci ludzie, jak się zdaje, są o wiele mądrzejsi od ciebie. Im zostaw myślenie i te pseudonaukowe dysputy", pomyślał. Miał nadzieję, że Zelda nie wybuchnie śmiechem, jak wcześniej.

- Pan Graham jest dopiero w połowie drogi do Nirvany? - postanowił zmienić temat. - Czy to naprawdę da się jakkolwiek zmierzyć? - zmarszczył brwi. - Czyżby Golkonda jednej osoby mogła odwrócić całą klątwę? Tak właściwie z jakiego materiału czerpiecie wiedzę, na czym opieracie swoje prognozy, jeżeli mogę spytać? - teraz dodał znacznie potulniej. - Święte teksty, przekazy ustne? - uśmiechnął się. Nie chciał urazić w żaden sposób ani Nosferatu, ani doktorki; miał nadzieję, że nie odczytają jego słów w ten sposób.

Zelda usiadła na stołku obok Nosferatu, najwyraźniej to jemu pozostawiając wyjaśnienia. Wampir uśmiechnął się, co niestety w wydaniu jego pysku (ciężko doprawdy oblicze tak groteskowe nazwać twarzą) wyglądało raczej prześmiewczo.

- Ma pan wątpliwości. To dobrze - pochwalił - Wątpliwości to poszukiwania, poszukiwania to odpowiedzi, odpowiedzi... to szansa na prawdę. Pozwoli pan, że do tematu Nirvany jeszcze wrócimy, a póki co skupię się na badaniach. Ja i Zelda wierzymy, że znaleźliśmy jakiś ułamek prawdy o Gehennie. Byłem niegdyś kronikarzem księcia Amsterdamu, miałem więc dostęp do wielu... ciekawych dzieł, o których ludzkość nawet nie została poinformowana, że istnieją. Moja przyjaciółka zaś jest badaczką literatury i historii antycznej oraz... okultyzmu. Moje badania trwały kilka wieków, dlatego mam nadzieję, wybaczy mi pan, że nie rozwinę dziś bardziej tematu. Świadom wszak jestem, że czas jest teraz siłą sprawczą i nie można go już trwonić. Wspomnę tylko, że w latach 50-tych naszego wieku wyruszyłem w trwającą 18 lat podróż, odwiedzając wieszczących koniec świata członków rodu Malkavian. Nie będę ukrywał, że wymagało to ode mnie sporo samodyscypliny, by wysłuchiwać bajań niektórych szaleńców, do dziś też zajmuję się odsiewem ziarna od plew z tych rozmów. Niemniej... - wampir podniósł palec do góry - udało nam się złożyć kilka kawałków tej układanki. Wiemy chociażby o symbolach i znakach opisujących Gehennę, której, de facto, przebieg niestety wciąż nie jest jasny. Na pewno dotyczy to zjawisko naszego gatunku, ale czy wiąże się z przebudzeniem Przedpotopowców, jak pan wspomniał? To tylko jedna z teorii. Ja słyszałem inną, że Przedpotopowcy nigdy tak naprawdę nie zasnęli i to oni pociągają za sznurki Camarilli, a może i Sabatu. Kto wie? Jako badacz, mogę powiedzieć tylko tyle: Spełniło się już pięć z siedmiu znaków zapowiadających Gehennę, które przepowiedziało dwunastu proroków żyjących w różnych kulturach i czasach. Apokalipsa jest więc blisko. Ponadto dochodzi kwestia jej symboli - chodzi o dawno zaginione artefakty, które teraz nagle powróciły, stając sie przedmiotem porządania najpotężniejszych z rodziny. Kielich, lustro i miecz. Czy słyszał pan o nich?

Brujah zastanowił się. JD Ashford, pomocnik Archonta, wiedziałby o nich - i mógłby podać źródło. Natomiast taki zwykły wampir z ulicy, nawet jeśli Goniec Apokalipsy, raczej nie usłyszałby o nich kiedykolwiek. Co więc powinien odpowiedzieć?

- Nigdy w życiu nie widziałem żadnej z tych rzeczy - odpowiedział wymijająco. - Nie mam ich oraz nie mam pojęcia, kto w tej chwili może być w ich posiadaniu - mówił powoli, uważając na słowa. - Ale być może prorok Malkavian, Anatol, mógłby być ode mnie nieco bardziej pomocny. Czy spotkał go pan podczas swojej osiemnastoletniej wędrówki?

- Owszem - potwierdził Nosferatu, po czym dodał - Te symbole to nie żadna tajemnica, choć różnie są interpretowane. Chodzi wszak o symbol wskazówki, przejścia i działania, które spowodują Gehennę. Według naszych ustaleń mowa o kielichu - tutaj wskazuje sie na Święty Graal lub o rogu, lustrze - i tutaj prawdopodobnie chodzi o to, w którym zapieczętowano Goratrixa, oraz o legendarnym mieczu - tu jest wiele hipotez. Wspomniany przez Ciebie Anatol wskazywał kiedyś miecz króla Artura.
- Artefakty na pewno jedynie symbolami nie są, więc pytanie brzmi, jaką moc posiadają… Zebranie ich doprowadzi do Gehenny, czy wręcz przeciwnie, zdejmie klątwę? Jeżeli pierwsza opcja jest słuszna, a to wynika z pana słów, jeżeli się nie mylę, to chyba nie należy ich szukać… Niech pozostaną schowane tam gdzie są. Lepiej jest koncentrować się na blokowaniu ruchów drugiej strony, a więc niszczeniu wszelkich informacji na ich temat - JD przegryzł wargę. - Ale przed chwilą powiedział pan, że nie są żadną tajemnicą, więc to chyba syzyfowe działanie. Zresztą ile lat zajęło panu oddzielanie prawdy od fałszu… Ach, beznadziejna sprawa… - oparł głowę o rękę, po czym posłał smutny uśmiech w kierunku pani doktor.
- To już pana wybór, panie Gońcu. Osobiście też wolałbym, by to, co zostało pogrzebane, zostało pod ziemią.
- Niby dlaczego mój wybór? Nie jestem Królem, tylko Gońcem… Choć nawet nie wiem co to znaczy, ani skąd państwo również słyszeliście o tym przydomku - wlepił zainteresowane spojrzenie w Grahama.

Nosferatu założył nogę na nogę i tylko uśmiechnął się wymownie.
- Czy nazwy zapisków (często me własne, robocze) lub członków rodziny z którymi mówiłem, w tym przypadku coś panu powiedzą? Proszę nie zaprzątać sobie tym głowy i nie traktować mnie jak wroga, który chce panem manipulować. To, co chciałem powiedzieć, powiedziane zostało. Co pan z tym zrobi i czy będzie to miało wpływ na ostateczny kształt Gehenny... dopiero się okaże. Niemniej dziękuję panu za wizytę i towarzystwo.
Oboje z panią doktor wstali, najwyraźniej dając gościom znak, że czas się pożegnać. JD wraz z Erou również podźwignęli się z siedzenia.

- Roland? - zapytał tylko, zanim opuścili pomieszczenie.

Pysk Nosferatu wykrzywił się w sposób mający prawdopodobnie imitować uśmiech.
- Między innymi. Do widzenia panom, życzę miłego pobytu w mieście.
- Do widzenia - JD uśmiechnął się. - Proszę jedynie nie rozpowiadać tutejszym Spokrewnionym o naszej obecności w mieście.

Następnie wrócili do hotelu. Brujah nie czuł pragnienia, toteż nie były konieczne dodatkowe przystanki. Przez całą drogę, a także w chwili, gdy spoczął na posłaniu, wspominał słowa pani doktor i Nosferatu.
Było tak wiele kwestii do przemyślenia...
 
Ombrose jest offline  
Stary 19-07-2015, 10:23   #93
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Śnił. Był pionkiem białej armii. Był TYLKO pionkiem. Za nim stały majestatyczne figury wasali, przed nim – gąszcz złowieszczych, czarnych jak noc kształtów przeciwnika.

Rozgrywka już się rozpoczęła, lecz on nie miał na nią wielkiego wpływu. Był TYLKO pionkiem. Mógł tylko przesuwać się do przodu, prosto w śmiertelny gąszcz czarnej puszczy. Czasem mijające go figury zdawały się mieć twarze znanych mu wampirów. Ciężko jednak było zapamiętać kto jest kim. Widział Rolanda w sylwetce konia, widział Mistrzynię Fanchon jako wieżę... Walka trwała. JD postanowił zebrać się w sobie i ruszyć naprzód. Może był TYLKO pionkiem, może wszyscy mylili się co do niego, ale… przynajmniej nie będzie tchórzem!

Kolejny ruch okazał się jednak zwrócić uwagę wieży przeciwnika, która błyskawicznie ustawiła się na linii pionka. Przez moment JD rozpoznał oblicze Vykosa. Tzimisce wyraźnie już szykował się do ataku w następnej turze, gdy wtem biały, wysoki kształt zasłonił JD. Biały goniec. Choć nie miał szans na bicie i wystawił się przeciwnikowi, postanowił ochronić mały pionek. Dlaczego? Kim był? Stał odwrócony tyłem, więc nie dało się dostrzec jego oblicza. Wieża ruszyła.

Ashford czuł, jak ogarnia go panika – nawet jeśli Goniec poświęci się dla niego, to stał z przodu, a zatem JD nie miał szansy na bicie wieży! Czarny kształt zbliżał się i… nagle Brujah poczuł zmianę. Nie był już tylko zwykłym pionkiem. To on był białym gońcem… czy raczej, wcielił się w niego, współdzieląc świadomość. Teraz bez trudu umknął wieży. Teraz mógł wreszcie COŚ zdziałać…




- … ciec Święty przebywa na pielgrzymce w Brazylii i nie grozi mu niebezpieczeństwo. Władze Watykanu przypuszczają więc, że atak terrorystyczny ma na celu przede wszystkim prezentację siły oraz zbezczeszczenie dóbr kościoła katolickiego zebranych w bazylice... <cyk>

Erou wyłączył hotelowy telewizor.

- Obudziłeś się – bardziej stwierdził niż zapytał – Przepraszam, byłem za głośno? Pomyślałem, że i tak będziesz wstawał, jest kwadrans po zachodzie słońca.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-07-2015, 15:41   #94
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD wpatrywał się w sufit. Gdyby nie elektryczne światło lampy, wokoło panowałyby nieprzeniknione ciemności… nie licząc czerwonego światełka wyłączonego telewizora. Mały punkcik jarzył się jak parodia oka Bestii z jego wizji sprzed jakiegoś czasu.

- Tak, już przebudziłem się - odpowiedział chłopcu. - Nie martw się, chyba to nie przez telewizor…

Chciał wrócić myślami do snu - jak najprędzej, zanim go zapomni. Najlepiej pamiętał emocje jakie odczuwał… poczucie niewielkości, panika, a na samym końcu współdzielenie świadomości. Jak to wszystko interpretować? Może biały pionek imitował Ashforda-człowieka, a goniec miał symbolizować wampira, który przemienił go w taką samą figurę? Albo po Spokrewnieniu wciąż był pionkiem, lecz poprzez połączenie z białym gońcem - Krwawą Mary - działając jako wspólny zespół, mógł stawić czoła Vykosowi? Być może… lecz goniec wcale nie zyskał na obronie pionka. Wcale go nie potrzebował…

Czy podobne sny miewała doktor Zelda? Jeśli tak, to nie dziwiło go, że sprawiała wrażenie lekko szalonej. Sam również czuł się nieco pozbawiony równowagi.

- Erou, włącz z powrotem telewizor - nakazał JD. - Zdaje się, że wydarzyło się coś ciekawego…

Czyżby w zbiorach wspomnianej bazyliki mogły tkwić artefakty apokalipsy? Bardzo daleko idący wniosek, jednak warto było zapoznać się z wiadomościami - kilka minut go nie zbawi. Zlustrował budzik na etażerce obok łóżka… tak, to dzisiaj miał oddać Erou. Za jakieś pół godziny zamierzał wykonać telefon do ludzi Fanchon… nie było potrzeby się spieszyć.

Jak można było się domyśleć, kiedy włączyli znów odbiornik, prezentowane było inne wydarzenie - wypadek samochodowy jakiegoś lokalnego celebryty. Wystarczyło jednak poprzełączać kanały, by znaleźć taki, który prezentował wiadomości 24h na dobę.
Sytuacja wyglądała nieciekawie. Terroryści - prawdopodobnie muzułmanie - włamali się dzień wcześniej do Bazyliki Watykańskiej pod nieobecność Papieża. Od tego czasu trwają zamieszki i negocjacje. Plac Watykański został zamknięty dla zwiedzających, a cały teren otoczyły najlepsze międzynarodowe oddziały do walki z terroryzmem. Nie wypuszczono jednak żadnych zakładników, choć szacuje się, że w momencie ataku w kompleksie świątynnym było ok. 48 duchownych, 57 pracowników i kilkunastu cywili. Świadkowie wydarzenia potwierdzają, że z bazyliki wielokrotnie można było usłyszeć wystrzały i krzyki ofiar. Władze odmawiają jakiegokolwiek komentarza, twierdząc, ze może to zagrozić tak delikatnej sprawie.

- Więc to dziś... - odezwał się Erou, gdy prezenter telewizyjny zaczął zapowiadać prognozę pogody - Dziś się pożegnamy, prawda?
JD dotknął ręki albinosa, jakby chcąc go pocieszyć. Po chwili uśmiechnął się.
- Będziesz tęsknić? - zapytał. - Tylko proszę, nie krzywdź moich uczuć odpowiedzią - dodał żartobliwym tonem.

W ataku terrorystycznym chyba nie było niczego szczególnego, prócz - rzecz jasna - samego miejsca. Watykan do tej pory zdawał się być nietykalnym przybytkiem świętości, jakby chronionym przez niewidzialne ręce Boga. Dlatego zdarzenie tak szokowało. JD uznał, że nawet jeżeli nie byli w to zamieszani Kainici (w co wątpił), to sam atak musiał był jednym z oznak zbliżającej się Apokalipsy. Straszne. Jedynym zabawnym szczegółem było ciągłe powtarzanie przez prowadzących, że terroryzm odbył się pod nieobecność Papieża. Jak gdyby starzec, gdyby był na miejscu, mógł ich jakość odpędzić, machając świętą laską lub inkantując święte wersety.

Choć z drugiej strony… Nieobecność Papieża… Gdyby za atakiem naprawdę stali muzułmanie i celem był zamach na katolicyzm, wybraliby dla większego impaktu termin, gdy starzec byłby w przybytku. Harmonogram pielgrzymek to rzecz raczej powszechnie wiadoma - żadna tajna informacja - więc wystarczyło poczekać. Jeżeli w akurat tym terminie zdecydowano się na terroryzm, mogło to oznaczać, że zrobienie religijnej rozróby nie stanowiło głównego celu… a co najwyżej zasłonę dymną. A to by potwierdzało słuszność pierwszych odczuć Ashforda.

"JD, w twojej logice jest jeden słaby punkt. Jeżeli to naprawdę muzułmanie głupi na tyle, by dokonać bezsensownego ataku na obcą wiarę, to równie dobrze mogli nie pomyśleć i wybrać datę na chybił trafił, a nieobecność Papieża była dla nich niespodzianką. Nie oczekuj od innych główkowania, jeżeli tobie samemu ono słabo wychodzi."

- Chyba tak... - Erou wyrwał go z zamyślenia - Nigdy tyle nie podróżowałem i... nie miałem takiego luzu. I nie jadłem takich dobrych rzeczy...
JD spędził kilka dodatkowych sekund na próbie przypomnienia sobie, jakimi to smakołykami faszerował chłopca. Smażona ryba? Tak, to bez wątpienia było danie godne wszystkich możliwych gwiazdek Michelieu.
- Dobry się z ciebie człowiek, Erou - wampir westchnął poważnie. - Życzę ci jak najlepiej… Jesteś jeszcze bardzo młody, to, co najlepsze, dopiero przed tobą - wyszczerzył się nieznacznie.
Chłopak w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.

JD wstał więc z posłania, po czym podszedł do jednej z walizek, by wyszperać numer otrzymany od Fanchon. Odszukał telefon pokojowy i wykręcił po kolei wszystkie cyfry. Czuł lekki niepokój… a jednocześnie niezrozumiałe podekscytowanie. To będzie pierwsza rozmowa od długiego czasu, w której wreszcie będzie sobą - JD Ashfordem - a nie jakimś przypadkowym wampirem bez imienia.
- Prego? - niemal natychmiast odezwał się w słuchawce męski głos.
- Nie znam żadnego Prego - odparł JD poważnym tonem, jednak kąciki ust wygięły się ku górze. - Czy rozmawiam z Wiedniem?
Na chwilę zapadła cisza w słuchawce, potem głos znów się odezwał.
- Miło, że pan dzwoni. Lubi pan pływać w basenie czy raczej w wodzie morskiej? Ja osobiście preferuję wodę z lekkim zasoleniem. Mimo że wymaga to ode mnie oczyszczenia się po kąpieli, mam wrażenie, że sól morska nadaje dodatkowej witalności organizmowi. Też pan ma takie odczucie?
- Tu nie trzeba mieć odczucia, to fakt. Przynajmniej według narodowego instytutu zdrowia. Ostatni raz jak byłem na termach, widziałem kilka basenów z solanką. Wylegiwali się w nich głównie starzy, schorowani ludzie, licząc na lecznicze właściwości tych mieszanek. Mam nadzieję, że nie zawiedli się.

"Pieprzony Malkavianin", pomyślał JD.

- Czy mógłby pan podać mi kogoś spoza klanu?

Znów chwila ciszy.

- Nie ma takiej potrzeby - odezwał się głos w słuchawce - Znamy już pana lokalizację. W ciągu 2 godzin proszę spodziewać się odwiedzin. Miłego wieczora.

I tyle, mężczyzna rozłączył się. JD wzruszył ramionami. Można to było zrobić po ludzku, i można to było zrobić dziwacznie. Camarilla wybrała drugą opcję.

- Erou, chodź, zejdziemy na śniadanie… a może kolację - odwrócił się do chłopca. -Jako że to nasze ostatnie wspólne godziny, chciałbym kupić ci jakieś frykasy… byś dobrze mnie pamiętał - zaśmiał się.

Podszedł do drzwi, otworzył je na oścież, po czym poczekał na chłopca.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-07-2015, 14:42   #95
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czas minął im nadzwyczaj szybko i przyjemnie. Okazało się, że w hotelowej restauracji serwowano nie tylko smaczne jedzenie – przynajmniej tak mówił Erou, ale również znajdowało się tu kilka automatów do gier. Choć z wiadomych względów chłopiec nie mógł z większości z nich skorzystać, bardzo zainteresował go stół bilardowy. Ostatnie wspólnie spędzone minuty JD poświęcił zatem na naukę kilku prostych tricków bilardowych, które sam znał jeszcze z czasów szkoły średniej.

W pewnym momencie zabawę przerwała kobieta z obsługi hotelowej, która dyskretnie szepnęła na ucho Ashforda, że w jego pokoju czekają jacyś goście. Od kontaktu minęły dokładnie 2 godziny i 2 minuty. Nietrudno zatem zgadnąć kim byli.

Choć mina niewidomego chłopca wyraźnie zrzedła, posłusznie udał się za swoim opiekunem. Przycisnął do piersi niedużą torbę łakoci jakby o był jego największy skarb.

Goście najwyraźniej zyskali taką wiarygodność w oczach obsługi, że pozwolono im zaczekać w środku apartamentu, który wynajął JD. Zapewne posłużyli się do tego celu pieniędzmi lub… specjalnymi zdolnościami, bowiem ciężko nazwać ich wygląd sympatycznym.

Jeden mężczyzna w garniturze i ciemnych okularach kreował się na bogatego, korporacyjnego biznesmana, zaś dwóch – towarzyszących mu, ogolonych na łyso typków - miało na sobie jednolicie czarne stroje, wyglądające jak skrzyżowanie garnituru z kombinezonem motocyklisty. Nietrudno było odgadnąć, że pełnili oni funkcję przybocznych eleganta, który w przeciwieństwie do swojej obstawy powitał gospodarzy na siedząco.


- JD Ashford, pomocnik Archonta, Brujah, neonata. Bardzo miło mi pana poznać. Nazywam się Simon Crosswell, primogen klanu Tremere w prefekcie Doliny Loary – przedstawił się przybysz i choć ciężko zarzucić jego głosowi brak uprzejmości, wampir nawet nie wstał by podać rękę Brujahowi.

- Jest mi tym milej – kontynuował – Widząc razem z panem naszego drogiego panicza Erou. Chyba nawet się panicz lekko zaokrąglił na policzkach i nabrał kolorów. To bardzo się chwali. Tym samym też umowa pana i naszej Mistrzyni może zostać uznana za sfinalizowaną.

Kainita wyjął komórkę i coś na niej wyklikał.

- W tym momencie pana dobre imię zostało oczyszczone, ma pan pełną swobodę poruszania się i podróżowania. To samo dotyczy pana Matki, która została wypuszczona z aresztu jakieś kilkanaście minut temu, gdy kamery ochrony potwierdziły tożsamość pana i młodego panicza. – wyjaśnił, po czym wstał na moment z krzesła i podał JD niedużą, metalową walizkę.

- Tutaj znajdują się wszelkie pana rzeczy wraz z telefonem komórkowym oraz pewną… gratyfikacją. Jest to innowacyjna broń, bardzo skuteczna i przydatna – jeśli mogę wyrazić prywatną opinię. Naprawdę jesteśmy bardzo zadowoleni z pana pracy.

- JD Ashford… - w trakcie mowy Simona, Erou powtórzył szeptem nazwisko swojego opiekuna. Wydawał się jeszcze bardziej przybity.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 25-07-2015 o 14:44.
Mira jest offline  
Stary 29-07-2015, 14:51   #96
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD od razu zauważył smutek chłopca. No tak, przecież przedstawił mu się fałszywym nazwiskiem. Nie powinien czuć z tego powodu wyrzutów sumienia, a jednak… trudno byłe je pohamować. Uścisnął ramię chłopca, jak gdyby chcąc mu przypomnieć, że nie liczą się słowa - takie jak imiona - lecz czyny, a więc wszystko, co zrobił, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Przynajmniej tak sobie powtarzał.

- Rozumiem, że w tym momencie panicz wróci do klasztoru? - zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Nie lubił Simona Crosswella… jednak jego prywatne opinie dotyczące primogenu klanu Tremere nie miały żadnego znaczenia.

- Przykro mi, ale te dane są utajnione - odparł Simon. - Oczywiście, dla dobra panicza. Im mniej osób wie o jego miejscu pobytu, tym bezpieczniej. Naszym celem nadrzędnym jest bezpieczeństwo, dlatego muszę pana prosić o opuszczenie tego miejsca. Oczywiście, uregulujemy rachunek. Jest pan wolny, panie Ashford.

- Oczywiście rozumiem, dlatego nie nalegam. Gdybym jednak był potrzebny w przyszłości, proszę zadzwonić na numer telefonu - odparł, podając dziewięć cyfr. - Lub wysłać wiadomość na adres e-mailowy jd.ashford@gmail.com.

W ostatniej chwili dał do zrozumienia Erou, w jaki sposób może się z nim skontaktować. Gdyby tylko wcześniej o tym pomyślał, nie musiałby tego czynić przy świadkach. Ach… żałował, że albinos sam o tym nie pomyślał.

- Już znikam - kiwnął głową. - Czy mógłbym zadać tylko jedno pytanie w sprawie niezwiązanej z paniczem?

- Postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości. - zabrzmiała uprzejma odpowiedź.
- Jak wiele jest wiadomo Camarilli na temat ostatniego ataku na Watykan? Czyżby stał za tym Sabat?
Choć twarz mężczyzny nie zmieniła się, w jego głosie pojawiło się lekkie drżenie.
- Widzę, że był pan na bieżąco. Niestety, ma pan rację. Chodzi o jakiś artefakt. I choć dokładne szczegóły nie są mi znane, to słyszałem, że... ktoś zdradził. Prawdopodobnie jeden z Egzekutorów. Sam pan zatem widzi, żadne środki bezpieczeństwa nie są przesadne. A teraz, proszę mi wybaczyć, ale musimy się już pożegnać.

JD pokiwał głową. Uścisnął mocniej podarunek od Tremere’a.

- Żegnam panów! Erou, trzymaj się! - popatrzył jeszcze raz na chłopca, po czym wyszedł z pokoju. Głęboko westchnął, stojąc za drzwiami frontowymi. Wreszcie ruszył w dół schodów do hotelowej ubikacji, gdzie zamierzał zapoznać się z zawartością podarunku. Jeśli w środku miała czyhać bomba, lepiej byłoby to zrobić wcześniej, niż później.

Poza rzeczami, które faktycznie posiadał wcześniej, w walizce znajdowała się komórka z 1 kreską naładowania oraz czarne, podłużne etui. JD przyjrzał mu się dokładniej. Na pewno już samo to opakowanie było drogie - wykonane z dobrej jakości stali oraz obite prawdziwą skórą. Miało ok. 20cm długości i pozbawione było zamka. Jedynie mały, zgrabny zatrzask dzielił wampira od zawartości tajemniczego prezentu. Po chwili wahania uchylił wieczko i... omal nie zachichotał. Rękojeść, którą znalazł w środku, aż do złudzenia przypominała wyłączony miecz jedi z Gwiezdnych Wojen.

Czyżby miał zostać nowym Lordem Vaderem?

Z rosnącym zainteresowaniem Ashford obejrzał podarunek. Coś wysuwało sie z jednej strony... na to wskazywał niewielki otwór. Tylko co aktywowało owo “coś”? Na powierzchni rękojeści JD zauważył 2 przyciski - mniejszy i większy. Chwila namysłu i... wcisnął ten większy. ładunek prądu z paralizatora błyskawicznie przeszedł jego ciało. JD padł na ziemię obezwładniony. Wiedział, że nic mu nie jest, a jednak nie miał władzy w ciele. Głupie uczucie. Jeśli ktoś teraz wszedłby do ubikacji... Chyba zamknał za sobą drzwi, prawda? Sekundy dłużyły sie jak minuty, a minuty jak godziny. Na szczęście paraliż wreszcie zaczał ustępować. Powoli, z mozołem Ashford był w stanie podnieść się z ziemi. Jego wzrok padł na kłopotliwy prezent.

Przeklął siarczyście. Nawet nie był w stanie rzec, czy urządzenie miało defekt, czy po prostu użył go w zły sposób. Nie miał pojęcia, jak mogło to przydać się w walce… Westchnął, i zanim zdążył się rozmyślić, nacisnąć drugi, mniejszy przycisk. Doszedł do wniosku, że jeśli teraz się nie odważy, to nigdy. Miał nadzieję, że tylko nie stanie w płomieniach… co wydawało się nieznośnie możliwe.

Sytuacja powtórzyła się. Kolejnych kilka minut JD spędził na podłodze ubikacji. Czyżby Tremerzy robili sobie z niego żarty?! Uderzył pięścią w drzwi kabiny, aż rozległ się trzask.

Powinien zapytać się rycerzy Fanchon co dokładnie mieli na myśli poprzez "cudowną broń". Ale wtedy spodziewał się bardziej srebrnego krucyfiksu, lub nabojów… a nie samobójczego paralizatora. Z jakiegoś powodu oba guziki pełniły taką samą funkcję… co przecież nie było logiczne. Może używał ich niewłaściwie i prąd pełnił rolę mechanizmu zabezpieczającego? No ale w jaki inny sposób można używać guzików, jak nie naciskając ich…! Być może, aby urządzenie zadziałało, należało wcześniej przystawić je do wroga i wtedy użyć? Ale niby dlaczego w takiej sytuacji oponent miałby zostać porażony, a użytkownik już nie? To nie trzymało się kupy… lecz faktem pozostawało, że nie mógł to być zwykły, lecz wadliwy, dostępny na mniej, lub bardziej legalnym rynku paralizator. Chyba, że Simon rzeczywiście sobie z niego zadrwił.

Nie miał nawet pewności, czy porażenie jest skutkiem zwykłego prądu, czy jakiejś nadnaturalnej siły.

Położył rękojeść na podłodze, po czym wyjął plastikową kartę rowerową, która miała pełnić rolę izolatora. Ostrożnie pochylił się i jednocześnie nacisnął oba przyciski poprzez drobną osłonkę. Czuł się głupio… niczym bohater jakiegoś sitcomu, lub podrzędnej komedii.

Już spodziewał się kolejnej dawki elektryczności, gdy nagle mechanizm zadziałał. Z rękojeści wysunęło się długie ostrze, składane z 3 wychodzacych z siebie części. Było ono tak idealnie wykonane, że po pełnym rozłożeniu nie było widać nawet śladu łączeń. Ashford miał przed sobą elegancki i zarazem ostry jak brzytwa rapier z najlepszej jakości, chirurgicznej stali i.... czegoś jeszcze. Przynajmniej na to wskazywać mogły ledwo widoczne, cieniutkie, miedziane pręgi, przebiegające od ostrza aż po rękojeść broni.

Uśmiechnął się z lekką satysfakcją. Dobrze, że nie zwątpił zbyt szybko w użyteczność narzędzia. Rapier to dosłownie najlepsza możliwa broń, jaką mógł otrzymać… do żadnego innej nie był tak przyzwyczajony. Choć oczywiście nie miał przed sobą zwykłego egzemplarza. Po chwili wahania podniósł rękę do góry, uwalniając przyciski. Ostrze pozostało na swoim miejscu. Wtedy ponownie, znowu przez kartę, nacisnął duży przycisk. Być może posiadał jakąś funkcję po aktywacji rapiera - inną, niż nokaut użytkownika.
Bzzzzzzyt - rozległ się charakterystyczny dźwięk paralizatora, a ostrze rapiera zawibrowało od przechodzącej go wiązki prądu. Wkrótce JD nacisnął mniejszy przycisk. Jednocześnie zastanowił się, w jaki sposób można uzupełniać zapasy energii urządzenia. Czy gdzieś była dołączona ładowarka? Nic takiego nie znalazł.

Mniejszy przycisk skrócił broń do wielkości sztyletu, a ponownie naciśnięty z powrotem uformował rapier. Po naciśnięciu obu przycisków ostrze schowało się do rękojeści.

Broń piękna… choć należało ją trzymać w futerale, aby przypadkiem nie nacisnąć któregoś z guzików. A przez to była mało przydatna przy różnego rodzaju zasadzkach w razie nagłej potrzeby. Ale pomimo tego JD czuł wdzięczność za otrzymanie artefaktu. Wkrótce jednak poczuł kolejną falę wyrzutów sumienia… jak gdyby sprzedał chłopca.

Wyszarpał komórkę, by wybrać numer Krwawej Mary. Jak dawno temu z nią rozmawiał? Wydawało się, że od tego czasu minęły wieki. Gdy spojrzał na wyświetlacz aparatu, zobaczył komunikat, informujący go o 3 nowych, nieodsłuchanych wiadomościach głosowych. Wampir zmarszczył czoło, po czym zaczął odsłuchiwać nagrania.

Cytat:
Napisał Wiadomość 1
- JD... - to był głos matki! Czy zawsze brzmiał tak dźwięcznie? - Wypuścili mnie, więc przypuszczam, że dobrze się spisałeś i jesteś bezpieczny. Mam pilną sprawę do załatwienia, dlatego nie będę na Ciebie czekać. Zrób sobie małe wakacje czy coś, odpocznij. Znajdę Cię jak tylko wrócę.
JD miał mieszane uczucia. Z jednej strony cieszył się, że Mary jest cała i zdrowa, lecz z drugiej… jak ważna musiała być ta sprawa, skoro nie mogła poczekać kilku godzin? Tak nagle, tuż po po wypuszczeniu na wolność, od razu znalazł się jakiś niecierpiący zwłoki priorytet?
A może… była na niego zła, że to z jego powodu została uwięziona? I nie mogła go nawet widzieć na oczy? JD nie chciał spekulować, lecz ta opcja wydawała się najbardziej prawdopodobna… być może dlatego, gdyż była najboleśniejsza.

Cytat:
Napisał Wiadomość 2
- Dobry wieczór - kolejny kobiecy głos odezwał się w słuchawce, bezsprzecznie była to Mistrzyni Tremere - Gratuluję wykonania misji. Bardzo nam pan pomógł, panie Ashford. Chcąc okazać swoją wdzięczność, przesyłam panu mały dar - znajdzie go pan w walizce, w czarnym futerale. To rodzaj nowoczesnej broni. Naciśnięcie 2 przycisków naraz powoduje aktywację lub dezaktywację. Duży przycisk w stanie aktywacji dodaje broni opcję paralizatora o sile ok. 2 milonów woltów, mały skraca jej dystans do 20cm. Mam nadzieję, że przyda się panu taka zabawka, szczególnie że wyposażona jest w nowoczesne akumulatory, które ładują się dzięki sile kinetycznej. Wystarczy więc trochę pomachać bronią od czasu do czasu. Proszę tylko uważać i nie naciskać przycisków osobno w stanie dezaktywacji broni, gdyż to uruchomi automatyczną blokadę przeciwko kradzieży i wyładuje paralizator. Po 3-ech niewłaściwych użyciach broń zacina się i uwolniony zostaje cały ładunek akumulatora. Przy pełnej mocy można od tego nawet spłonąć. Tak więc ostrożnie i oby panu prezent służył jak najdłużej. Do rychłego zobaczenia, życzę udanego wieczora.
Było tak blisko! Rzeczywiście mógł spłonąć! JD zamyślił się na chwilę… gdyby odsłuchał wiadomość wcześniej, uniknąłby całego czasu, kiedy porażony leżał na płytkach, jednakże… nie żałował. Być może wydawało się to głupie, ale dzięki metodzie prób i błędów miał poczucie, że sam ujarzmił i opanował narzędzie… a więc bardziej należało do niego. Przynajmniej tak sobie kilka razy powtórzył.
Dodatkowo zainteresowało go pożegnanie Fanchon. Do rychłego zobaczenia? Czyżby wiedźma planowała spotkanie? JD miał ogromną nadzieję, że to zła interpretacja. Zanotował również, że była bardzo miła w swojej wiadomości. Przyjemna odmiana.

Cytat:
Napisał Wiadomość 3
- Witaj chłopcze - ten zachrypnięty głos brzmiał obco i JD nie rozpoznał go od razu - Nie mam prawa prosić cię o pomoc, jednak w tak beznadziejnej sytuacji muszę spróbować cię przekonać. Tu mówi Vykos... nie, nie ten prawdziwy. TWÓJ prywatny. Zrozumiesz. Mam nie lada kłopoty i choć bardzo tego nie chcę, zmuszony jestem prosić cię o pomoc. Tak, właśnie ciebie, ponieważ jesteś jedną z niewielu osób nietkniętych UKŁADEM, a mogących nań wpłynąć. Proszę więc, przybądź jak najszybciej do Watykanu. Sam, jeśli łaska. Zapytaj... pi...pi... no nie, nie mówcie mi, że z powodu głup... pi...pi... Za barykadą koło placu j... pi... pi... Lorentzo, tam znajdziesz... pi... pi... pi... <koniec nagrania>
To Cook! JD odsłuchał tę akurat wiadomość kilka razy. Nosferatu miał kłopoty i go potrzebował! Ashford usiadł na spuszczonej klapie, intensywnie myśląc. Co takiego posiadał, czego mógł potrzebować znacznie bardziej doświadczony wampir? Być może po prostu kolejną parę rąk. Egzekutor był potężny, jednak we dwoje mogli wykonać potencjalnie większą liczbę różnych planów…
Co mógł mieć na myśli poprzez UKŁAD? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi… Miał nadzieję, że wampir nie był jednym ze zdrajców, o których opowiadał Simon. Istniała też duża szansa, że odsłuchał właśnie wytłumaczenie dziwnego zachowania Mary.

Musiał jak najszybciej dostać się do Watykanu! Miał nadzieję, że z powodu ataku terrorystycznego samoloty do Rzymu nie zostały odwołane…

Od razu skorzystał z przeglądarki w telefonie, by ustalić numer na najbliższe lotnisko, po czym zadzwonił w celu uzyskania informacji na temat nocnych lotów. Jak nie do stolicy, to w ogóle do Włoch. Najlepiej, gdyby w międzyczasie jeszcze zdążył odwiedzić doktor Zeldę i jej wampirzego kompana… winien im był wyjaśnienia; poza tym mogli stanowić potencjalnie cennych sprzymierzeńców w przyszłości. Nie chciał, aby źle go zapamiętali.
 
Ombrose jest offline  
Stary 03-08-2015, 13:13   #97
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Miał szczęście.
Lotnisko miejskie oferowało jeszcze wolne miejsca w I klasie na nocny lot bezpośrednio do Watykanu za półtora godziny. Dotarcie do lotniska oraz odprawa to jakieś 40-60min, Brujah nie miał więc zbyt wiele zapasu. Prawdziwe szczęście polegało jednak na tym, że JD na miejscu będzie o godzinie 4.15, czyli jeśli tylko znajdzie hotel zaraz przy lotnisku, to nie będzie musiał martwić się możliwością napotkania słonecznej pogody we Włoszech.

Nie chcąc tracić więcej czasu, Ashford pospiesznie opuścił hotel… akurat żeby zobaczyć odjeżdżający spod niego samochód. Normalnie nie zwróciłby nań uwagi, ale jak często widuje się luksusowe Roll Royce’y?



W środku zauważył 3 wysłanników Mistrzyni Fanchon. Białej czupryny chłopca nie było jednak widać.
 
Mira jest offline  
Stary 05-08-2015, 21:10   #98
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD nie miał dużo czasu. Przeklął, niezdecydowany, co uczynić. Przecież nie mogli związać chłopca i zapakować do bagażnika… prawda? A nawet jeśli, to już niestety nie była jego sprawa. Nie mógł nic w tym względzie uczynić, ani rozmową, ani działaniami… Jeżeli Kainici posiadali choć część mocy Fanchon, to Ashford nic by nie wskórał w walce z nimi.

Prędko zawrócił, by porozmawiać z panią w recepcji. Miał nadzieję, że to ukoi jego nerwy.

- Przepraszam, czy widziała pani może ostatnio małego chłopca, albinosa? - zapytał. Na szczęście Erou posiadał charakterystyczną aparycję. - Na pewno pani go pamięta, zakwaterowaliśmy się razem.

- Oj, czyżby się zgubił? - zatroskała się kobieta - Niestety, nie widziałam go od czasu... kiedy z panem szedł do pokoju. Jakąś godzinę temu to było.

- Jest pani pewna? Czy są może inne wyjścia z budynku, niż to tutaj, główne? - wskazał przeszklone, obrotowe drzwi. - A widziała pani może trzech elegancko ubranych mężczyzn? To jest nasza… rodzina. Może wyszli razem?

Pytał bez większego składu, lecz miał wrażenie, że ogólny sens dotrze do kobiety.

- Mężczyzn widziałam, ale chłopca nie. - odparła recepcjonistka, wyraźnie zaniepokojona - Jeśli pan zgłosi zaginięcie chłopca możemy przejrzeć nagrania ochrony ze wszystkich przejść oraz holu i korytarza do pokoju. Musi pan jednak wypełnić ten dokument, bez oficjalnego zgłoszenia nic nie zrobimy... - podsunęła JD formularz oraz długopis.

Wampir wpierw chciał zbyć propozycję i pognać do pokoju hotelowego, jakby miały tam tkwić zwłoki chłopca… jednakże postanowił, że spróbuje jeszcze raz.

- A czy nie dałoby się tego zrobić prędzej? - nachylił się. W ton wplótł iskierki Prezencji. - Bez formularzy? Ja będę wypełniał druczki, a chłopak może być już na drugim końcu miasta.

Miał nadzieję, że postąpił właściwie, drążąc temat Erou. Ostatecznie chłopiec powinien być dla niego niczym więcej, niż sprawą z przeszłości… jednak JD nie potrafił w ten sposób myśleć.
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-09-2015, 13:52   #99
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Recepcjonistka zawahała się.

- Ja... nie mogę opuścić procedur - powiedziała niepewnie, po czym dodała - Proszę wypełniać zgłoszenie, a póki nie ma innych klientów sama sprawdzę kamery na korytarzach. Proszę powiedzieć jaki to był pokój?
- 301.
- odparł Ashford pospiesznie.
- Trzecie piętro... już patrzymy... - skupiła wzrok na monitorze. Niestety, był on tak ustawiony, że JD nie miał wglądu w obraz - Tak... mam... lewy korytarz... kamera 32B... O mój Boże!!!


Kobieta poderwała się jak oparzona i odskoczyła do znajdującego się nieopodal na blacie telefonu, łapiąc go w trzęsącą się dłoń.

- Co się stało?! - dopytywał się wampir, lecz został zignorowany. Zamiast tego usłyszał jednak słowa kobiety do słuchawki:
- Alarm! Pożar w pokoju 301, trzecie piętro! Dym na korytarzu i płomienie pod drzwiami. Nie wiem czemu alarm nie zareagował, proszę natychmiast o pomoc!

JD chwycił mocno blat recepcji. W tej chwili wręcz cieszył się, że nie jest uzdolniony w Potencji, inaczej mógłby nieumyślnie go roztrzaskać. Już zrywał się w kierunku pokoju 301, gdy nagle, niespodziewanie zatrzymał się. „Ogień”, pomyślał. Z powodziami, trzęsieniami ziemi, czy innymi kataklizmami mógłby się zmagać, lecz z pożarem? Nie za bardzo. Każdy pierwiastek wampirzego jestestwa wzbraniał przed biegiem w kierunku płomieni. JD czuł się sparaliżowany.

Nie dbając o etykietę, ruszył w kierunku monitora. Chciał na własne oczy zobaczyć skalę pożaru. Być może dałoby się dojrzeć wnętrze pokoju 301 i określić, czy ktoś znajduje się w środku? Ostatecznie – choć nie do końca w to wierzył – niektóre korytarze mogły być niemonitorowane i biegnąc nimi, mógł nie wzbraniać się przed użyciem Akceleracji.

JD zadrżał w sobie, gdy uświadomił sobie, że tak naprawdę chce ujrzeć, że sprawa jest tragiczna i żadna interwencja z jego strony w niczym nie pomoże. Tak byłoby najwygodniej zarówno dla sumienia, jak i instynktu, czyż nie? Bez względu na to, jak złą osobą, by go to nie czyniło.

Podczas gdy recepcjonistkaprowadziła gorączkowe rozmowy w conajmniej 3 językach przez telefon, Brujah miał możliwość spojrzenia na ekran monitora. Dym wypełnił niemal cały korytarz i utrudniał widzenie, dało się jednak dostrzec od czasu do czasu języki ognia, wypełzające spod drzwi apartamentu, w którym niedawno przebywał Ashford. Na miejscu właśnie zjawiło się -uch mężczyzn w kombinezonach roboczych (najpewniej pracownicy techniczni). Ludzie ci bez wahania najpierw spróbowali otworzyć drzwi za którymi krył się pożar, a potem je wyważyć. W tym czasie zjawiło się jeszcze kilka osób z obsługi, które zaczęły ewakuować mieszkańców nieszczęsnego piętra. Akurat gdy ochotnicy wyważyli drzwi 301 na korytarzu i wewnątrz pokoju włączyły się zraszacze. Para zmieszana z dymem przysłoniła całkowicie widok kamery.

JD obserwował w napięciu rozwój wydarzeń, nawet nie zwrócił uwagi, gdy dołączyła do niego recepcjonistka. Drgnął gwałtownie, gdy rozległ się dzwonek jej telefonu. Kobieta odebrała i prowadziła chwilę rozmowę w swoim ojczystym języku. Potem spojrzała na Ashforda ze smutną miną.

- W pokoju znaleziono martwego człowieka... - przemówiła - Policja jest w drodze. Zapewne poproszą pana o zidentyfikowanie ciała. Już uprzedziłam, żeby przysłali też tłumacza... Wiem, że to musi być trudne, ale... proszę zaczekać na nich w naszej restauracji. Niech pan zamówi cokolwiek i nie przejmuje się rachunkiem. Jestem pewna, że dyrektorka hotelu zrozumie sytuację... Tak mi przykro...

Kobieta zaczęła popłakiwać i pewnie przytuliłaby JD Ashforda, lecz pojawienie się przed budynkiem straży i karetki pogotowia, przypomniało jej o obowiązkach. Wytarła pospiesznie nos w rękaw i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi hotelowych.

JD słuchał, lecz trudno mu było uwierzyć. Podobnie jak sformułować jakąś konkretną myśl. Skinął głową kobiecie i niepewnymi krokami skierował się w kierunku restauracji… dopiero za rogiem zmienił trasę. Musiał dostać się do pokoju jak najszybciej, zanim przyjdzie policja i zacznie zadawać pytania. A on będzie musiał na nie odpowiadać.
"Sorry, Cook", pomyślał. "W tych okolicznościach zapewne nie dolecę pierwszym samolotem".

Jeżeli martwym człowiekiem był Erou, to JD i tak nie mógł w żaden sposób pomóc… jednak nie mógł też opuścić hotelu, nie przekonawszy się o tym. Mniej też bał się ognia, skoro zaczęły działać zraszacze. W każdym razie nie chciał, aby jego obecność została gdziekolwiek odnotowana. Fanchon nie musiała wiedzieć, że wie, co rozkazała swoim sługusom. Nie bał się o zapisy z monitoringu, gdyż nie sądził, aby wiekowa wampirzyca miała powód je sprawdzać.

Zamieszanie było tak wielkie w związku z ewakuacją, że nikt nie zwrócił uwagi na gościa, który kierował się w przeciwną niż reszta stronę. Na piętrze również dopisywało JD szczęście, gdy znalazł na korytarzu kosz z porzuconą kurtką ochroniarza. To przebranie zapewniło wampirowi swobodne wejście do pomieszczenia 301. I choć ciało zostało już odgrodzone taśmą - aby policja mogła zbadać je jako pierwsza - Ashford nie miał problemu z rozpoznaniem niedawnego podopiecznego. Choć trup wyglądał makabrycznie, a większość skóry została pożarta przez płomienie, nietrudno było się domyśleć, że to nie pożar zabił Erou. Jego gardło zostało wpierw podcięte tak, jak zarzyna się zwierzaki w rzeźni. Spuszczono też z ciała sporo krwi, przez co tak łatwo pożerały je płomienie. Co ta Tremerka wyprawiała? Kazała mu chronić chłopca, którego chciała zabić? To wszystko nie trzymało się kupy...

Nagle na korytarzu zrobiło się jeszcze głośniej, najwyraźniej na miejsce przybyli również funkcjonariusze policji. Był to więc najwyższy czas aby zniknąć, o ile JD nie chciał zostać w charakterze świadka... a może i głównego podejrzanego z uwagi na okoliczności?
 
Mira jest offline  
Stary 03-09-2015, 19:58   #100
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD biegł, aby zidentyfikować zwłoki, ale tak naprawdę nie spodziewał się, że ujrzy Erou. Przypadkowa pokojówka, zabłąkana sprzątaczka, mógł to być ktokolwiek… ale dlaczego akurat chłopiec?! Wampir czuł delikatne mrowienie na dłoniach oraz niezwykły ciężar, pod którym jego nogi prawie się uginały. Spoglądał na splugawione ciało albinosa z szeroko otwartymi oczami. Postronny obserwator mógłby uznać, że nad czymś intensywnie rozmyśla… w rzeczywistości w jego głowie tętniła pustka, przeraźliwa próżnia.

Bardzo szkoda mu było chłopca… rzecz jasna! Jakie skurwysyny mogły zabić biedne, nieszkodliwe dziecko!? Co powinien w takiej sytuacji zrobić? Jak postąpić? Nie był głupi - wiedział, że zamiana w bezwzględnego mściciela zapewne szybko zakończy się dla niego tylko śmiercią. Z drugiej strony… czy mógł tak po prostu odejść, jak gdyby nigdy nic? Czy mógł poświęcać w tej chwili czas na rozmyślanie na te tematy?

Na ostatnie pytanie bardzo szybko sobie odpowiedział. Obrócił się i pobiegł w kierunku, z którego przyszedł. Po drodze zostawił kurtkę ochroniarza w koszu. Najlepiej wybiegłby jak najszybciej jakimś tajemnym wyjściem, lecz przypomniał sobie o bagażach, które zostały w holu. Musiał udać się tam jak najdyskretniej, przechwycić je i ulotnić się. Nie będąc zauważonym przez policję. Miał nadzieję, że szczęście będzie mu sprzyjać… bardziej, niż Erou.

Udało się.


- Przepraszam, czy zna pani numer na taxi?
Przypadkowa Szwedka złapana na ulicy pokręciła głową na znak, że nie zna angielskiego. Po chwili JD uznał, że ostatecznie ma komórkę i może sprawdzić to w internecie. Mimo że bateria rozpaczliwie wołała o kontakt z ładowarką.

Zamówiwszy taksówkę na adres znajdujący się jedną przecznice dalej, udał się we wskazane miejsce. Usiadł na jednej z wielu wolnych ławek. Znów włączył smartfona, tym razem wpisując w wyszukiwarkę nazwę tutejszego uniwersytetu. Wkrótce uzyskał numer telefonu do dr Zeldy. Włączyła się sekretarka. Przemówił do miniaturowego, wbudowanego mikrofonu:

- Tutaj partner szachowy, JD Ashford. Niestety nie mogę spotkać się, wyjeżdżam na partię szachową. Pracuję w firmie.

Rozłączył się. Cieszył się, że włączyła się poczta głosowa, tak naprawdę nie chciał rozmawiać z Zeldą. A tym bardziej spotykać się twarzą w twarz. Już widział przed oczami twarz jej kompana, Nosferatu, zadającego bolesne, niczym nóż pytanie: “a gdzie podziewa się twój mały kompan?”. Ekran poinformał, że bateria rozładowała się, po czym pojawił się wygaszacz.

Myśli JD dryfowały bezwładnie, lecz każda i tak sprowadzała się do Erou, czy raczej stanu, w jakim go zastał.
“Może to sprawka Ravnosa… matka opowiadała mi o ich klanie. Potrafią tkać iluzje. To na pewno była iluzja, tak jak ogień i dlatego sensory go nie wykryły. Tak, gdybym poszukał, na pewno bym znalazł jakiegoś Ravnosa. To ma sens, czyż nie?”
Głośne przekleństwo wypowiedziane na całą ulicę zasugerowało, że jednak nie dał rady się przekonać. Bezdomny na ławeczce poruszył się we śnie, a drobna starsza pani z zakupami na chodniku zaczęła szybciej iść. Nie, żeby JD przywiązywał do tego jakąkolwiek wagę.

“Muszę przynajmniej dowiedzieć się o co chodzi. Nie będę porywał się z kołkiem na Fanchon. Ale nawet do zebrania informacji potrzebuje przyjaciół… a jadę właśnie na spotkanie z Egzekutorem. Może będzie w stanie mi pomóc? Lecz jaką strategię przybrać? Na dzień dobry wyłożyć kawę na ławę i zaproponować pomoc wymienną? Ale czy to nie zrazi Cooka do mnie? A może najpierw pomóc mu, po czym poprosić o przysługę? Ale co, jeżeli wtedy mnie zbyje? Jest Egzekutorem, kto będzie mieć wgląd w tę sprawę, jak nie on? Z drugiej strony jeżeli to wszystko jest wyłączną inicjatywą Fanchon, to nikt prócz niej nie odpowie mi na pytania. A Bóg wie, że nie chcę się z nią ponownie spotykać.”

Pomyślał, że za chwilę taksówka powinna przyjechać.

“Ta broń, którą mi podarowała… a jeżeli ma wgrany GPS? Albo może coś zrobiła mojej komórce? Cholera, komórka! Dzwoniłem z niej do Zeldy! A jeżeli jest na podsłuchu i Fanchon się o tym dowie? Co wtedy?”.
JD zastanowił się przez moment.
“Chyba nic. Nie ma żadnego powodu, by ją zabić… Ale z drugiej strony, czy miała powód, by zabić Erou? Jeżeli przeze mnie coś im się stanie… Nawet nie mogę ich ostrzec na wszelki wypadek, bo telefon się właśnie wyładował! Ale spokojnie, zadzwonię z automatu, który tutaj stoi… tak powinienem zrobić od początku. Gdybym wtedy tylko myślał, a nie rozpamiętywał Erou, nie byłoby teraz problemu. Dobra, ale co ja powiem tej Zeldzie? Może panikuję i jestem paranoikiem? Nie mam pojęcia… naprawdę nie mam pojęcia.”
Spojrzał na szyld na samochodzie, który zatrzymał się przy krawężniku. Taksówka. Czas się zbierać.
Mary, chyba cię potrzebuję. Ale ciebie nie ma, jestem tutaj sam i nie wiem co robić. Jest źle…”


Otworzył drzwi do taksówki i poprosił kierowcę, by chwilę zaczekał. Podszedł do automatu telefonicznego. Wrzucił monetę i wykręcił numer do Zeldy. Zapamiętał go tylko i wyłącznie dlatego, bo cyfry na końcu ułożyły się w kod pocztowy posiadłości, w której mieszkał za życia.

- To ja, JD. Uważaj - rzekł do sekretarki. - Może przesadzam, ale możliwe, że grozi wam niebezpieczeństwo. Po prostu uważajcie na siebie - odwiesił telefon na widełki. Poczuł się nieco lepiej.

Zignorował chęć, by wyrzucić komórkę do kosza na śmieci. To był jego jedyny środek łączności z Matką, nawet jeżeli niepewny. I Cookiem też. Do czasu, gdy naładuje aparat, spisze wszystkie numery i poinformuje o zmianie telefonu, nie będzie mógł się go pozbyć. Broni od Fanchon natomiast nie był w stanie wyrzucić. Była zbyt idealna, zbyt śmiercionośna. Czując wyrzuty sumienia, że przegrał pojedynek z chciwością, wsiadł do taksówki.

Jadąc na lotnisko, po chwili wahania zmówił modlitwę za Erou. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu zdecydował się na rozmowę z Bogiem.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172