07-09-2016, 21:45 | #11 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 07-09-2016 o 22:04. |
07-09-2016, 22:02 | #12 |
Reputacja: 1 | Jorik po dłuższej chwili za nim przybieżał, ciągnąc za sobą nieco za długi płaszcz spięty srebrną klamrą pod szyją, na głowie za duży hełm mając. Niewielki tobołek przez ramię przerzucił, z którego ostrze łyżwy wystawało i przy wozie pomagać chciał. Lecz gdy tylko Pogrobiec dostrzegł młodocianego, oczy weń wpił karmazynem zabarwione i zerknąwszy ku skaldowi, naprzeciw Jorikowi wystąpił. Pięknolicy, co dosłownie więdnąć począł, oczyma jak ślepia bestii zmierzył bezdusznie z góry wzrokiem … hirdmana Freyvinda. - Cóż to…? - zapytał, nie dając łatwo po sobie poznać czy do brata się odzywa, czy do młodego. - Z nami jedzie. Chlo opieki potrzebuje. Młody hirdman wyprostował się dumnie, na męża dojrzałego ponad stan pozując. Wieszczka też w chłopca jedynym okiem się wpatrzyła, by przenieść potem spojrzenie na Jarla Bezdroży. - Dziecko chcesz narażać? Przy tym wszystkim co może nas spotkać? - Zapytała z łagodnym wyrzutem i głowa pokręciła wracając do konia, bo nie oczekiwała jakiejkolwiek reakcji ze strony skalda. Pogrobiec zaś przyklęknął przy Joriku, twarz do jego oblicza dziecięcego jeszcze przybliżając. Chłopiec cofnął się nieco wpatrując się w rozwartą ranę na policzku Gangrela. - Prawda to? Uzdrowicielem jesteś? - zapytał. Volva słyszeć mogłaby w tym pocieszne szyderstwo, ale afterganger nie silił się na ułatwienie chwili młodzieńcowi przeszywanemu szkarłatnymi oczyma. - Nnn-nie. Ale mieczem … - wzrok chłopca wciąż uciekał do miejsc gdzie płaty ciała odpadły - ...robić umiem. Jarl na ..na naukę mnie wziął. Jak rzecze, żem ochrona dla pię...Chlo, tom ochrona. - ślinę widocznie przełknął i na skalda spojrzenie rzucił. Jeżeli liczył na to, że Frey ułatwi mu to… Skald ni okiem nie strzelił na rozmowę chłopaka z berserkerem ostawiając go samemu sobie. Na volve za to spojrzał. - Zapewne zginie, ale nie wiadomo czy to mu Norny przygotowały. Czy śmierć czy sławę. Wyrwac się stąd chce. - Potoczył dłonia wokół. - Dziwujesz się? - Wykrzywił sie lekko. - Los swój we własne ręce bierze. Oko zmrużyła patrząc na Freya i nic więcej nie rzekła. Nie miała zamiaru się z nim kłócić, uzna to jeszcze za efekt opętania. Głosem łagodnym do konia poczęła mówić próbując go zmusić do nachylenia łba i wody spróbowania. Pogrobiec sękatym palcem podbródek chłopaka mimochodem obrócił by i wzrok ku sobie przywieść. - Mieczem robić potrafili Ci, których stosyś widział. Wyrośnięci. Najprzedniejsi. Doświadczeni. Myśliszże, że mieczem byś którego z nich porobił, gdybyś musiał? - patrzył w oczy młodzieńca, lecz oczywiście słowa nie tylko doń skierowane były. - Im Valhalla… lecz na nią zasłużyli. Jeśliś nie gotów, zawiedziesz, hańbą się obłożysz… a zapewne wnet skonasz… wiesz co Ci pisane? - Bogowie od tego by wiedzieć co mnie czeka. Ja mogę jeno chwałe rodzinie się starać przynieść. - rzekł beznamiętnie chłopiec. Rozmowa o śmierci jakoś go uspokoiła i przestał nerwowo szukać na czym by tu wzrok zawiesić. - Jarl rzekł, że ruszać nam trzeba. Tedy co pomóc trza? - Skąd mam wiedzieć? Ja nie z jego hirdu. Okryć chwałą się staraj, skoroś zbyt młody by hańby się lękać… Współczuję ci. - rzekł jeno Pogrobiec, prostując się i do wozu obracając. - Jako brat twój muszę Ci rzec, że mi się widzi to jako fatalny czas młodzików na śmierć ciągnąć. - rzucił jeszcze tylko do Freyvinda, za nic obecność Jorika mając… lecz w definitywny sposób mimochodem to rzekł, jako opinię, jak od doradcy. W tonie nie było pragnienia kontestowania woli skalda. Chłopiec był jego hirdem… Z początku kiwnięcie głową było jedyną odpowiedzią. Dopiero po chwili… - Wiele fatalnych pomysłów bywało. Jak wyprawa Thora do Jotunheimu. Albo nasza do leża wilków. Ale były. Co będzie to będzie. Z nim mów. Zechce odstąpić? Na siłę ciągnąć go nie będę. Widać było, że Pogrobiec zatrzymał się nad tymi słowy i zastanawiał się. Wzrokiem powiódł, szukając w spojrzeniu opinii, po Elin i po Bjarkim, gdy sam zastygł w bezruchu i ciszy. Wieszczka zerknęła na nich i jedynie głową potrząsnęła wyrażając tym samym swoją opinię, koń ją natomiast ciągle ignorował. Przez chwilę myślała, w końcu do Jorika się zwróciła. - Na koniach się znasz? Chłopiec, któren dla podkreślenia tego, że wyzwania się nie boi już tobołek swój na wóz wrzucił razem z hełmem, pokiwał głową. - Znam. - spojrzał na Elin. -Napoj je zatem. - Wskazała na wodę i lejce wyciągnęła w kierunku młodego hirdmana. - Toć na spragnione nie wyglądają. - zdumiał się chłopak i spojrzał na volvę jak na szaloną. - Volva oczekuje, że uczynisz, miast wymówki prawić. - powiedział groźnym, niedźwiedzim tonem Pogrobiec, samemu podchodząc do Freya acz obserwując jego nowego towarzysza. Jorik ramionami wzruszył i zaczął czerpać wodę do skórzanych worków. - Bedą pić chciały to wypiją. Cudów czynić nie umiem. Gdzieś z tyłu słyszeć się dało chrząknięcie Bjarkiego, który Chlo mościł na wozie. Wieszczka również do skalda podeszła czekając aż ten da sygnał, by ruszyli. - Czas. - Frey skinął głową. - Ku Ribe. - Zaczął iść w kierunku skąd przybyli dwie noce temu. Słowa te jakby obudziły coś w Volundzie. Podszedł do wozu, jął tobołek Jorika. - Dogonię was. - rzucił skaldowi i volvie i Bjarkiemu. Jorikowi rzucił jego miecz. Tobołek położył obok. - Mówisz, że umiesz robić mieczem. Obnaż klingę. - wampir uraczył młodzieńca tonem, jakim dawniej obdarzał tych, z którymi w holmgang szedł. - Jam Jarla Bezdroży sługa, nie Twój. - młodzieniec po tobołek sięgnął - I z Tobą swady nie mam. Jak Ty masz ze mną, to z panem mym uzgadniaj bym pola stawał. - Och nie, nie rozumiesz. Krzywdy ci nie uczynię. - rzucił Pogrobiec - Ale jeśli mieczem co robić umiesz mnie nie razisz aniżeli ja ci go odebrać bym zdołał… kłamcą byś był, prawda? Chciałbyś krzywoprzysięstwo… - Śpieszyło nam się? - Skald przystanął i odwrócił sie zerkając ku Volundowi i Jorikowi z błyskiem gniewu w oczach. - Nie na tyle, by przyszłego wojownika w kil chwilka zmarnować, za dni kilka. - stanowczo powiedział Volund - Ruszajcie. Was dogonimy obydwaj, albo go odwiodę… Jeśli nie chciałby kłamstwem Cię i rodziny przyozdobić. - choć dla Pogrobca jasnym było, że krzywoprzysięstwo najniewiarygodniej tu wypadało, zdeterminowany był zdawał się młodzieńca buńczuńczego słownie w honoru obronę wmanewrować... - Ruszajcie, racje ma. Dogonimy - zgodził się Frey wracając krok za krokiem. - A Jeśli Ci do miecza spieszno Volund, wyciągnij, daleko nie odejdą, przyjdzie ich dogonic. - Skald połozył dłoń na rękojeści. - Nie pora na to teraz! - Głos wieszczki smagnął ich nagle. Elin miała już tego powoli wszystkiego dość. - Sprawdzian umiejętności kiedy indziej można urządzić, teraz pora nam w końcu ruszyć. - Volva przemówiła i widać oczekiwała, że słowa jej zostaną wysłuchane. - Elin. Przeciw Lupinom ruszamy. Jeśli młodzieniec teraz z nami wyruszy, nigdy żyw do Jelling nie powróci. - w głosie Volunda sprzeciw był słaby, więcej prośby. Pogrobiec ku zdziwieniu przemawiał najbardziej litościwym głosem… nad losem chłopaka. Jak gdyby coś na temat przedwczesnego ruszania po chwałę było mu wiadome. - Każdemu śmierć pisana - z pełzającym gniewem w głosie wycedził skald. Coś znów się w nim przebudzało. - Nawet nam, Volund. Nawet nam. Kiedyś. Zbliżył się do Pogrobca błyskając oczyma. - Jego decyzja zgnić tu, lub przeznaczenie za nogi chwycić. - Spojrzał mu głęboko w oczy. - a co do szans z wilkami… Elin żeś od pójścia na polanę nie odwodził, gdy przy Fenrisa pomiocie w walce niewiele siostra nasza od niego się różni - zgrzytnął. - Idziemy? Jorik tobołek schwycił pognał za Freyem. Na wóz się nie pchał, jeno rzeczy swoje wrzucił i ruszył pieszo. - Ostawcie to teraz, bo znów za łby się weźmiecie. - Stwierdziła wyraźnie zmęczona już Elin. - Dziecku w przyszłość zajrzę, Volundzie, jeśli taka jego wola będzie. Teraz chodźmy. - Stwierdziła i również za wozem ruszyła. - Elin ma lat doświadczenie by decyzje sama podejmować, bez ojcowskiej mądrości. - Volund spojrzał w oczy Freyvindowi, gdy jego same były puste - Jorik jest… jak wielu. Przez Norny wiedziony. Obietnicą chwały skuszony. Dziw, że jego brat nie. - zakończył odlegle Pogrobiec z paskudnym uśmiechem. - Idźcie więc. Volva przystanęła i na swych braci krwi pojrzała ponownie. - Nic nie poradzimy, Volundzie. Jego - Tu wskazała na Freya. - odpowiedzialnością śmierć tego dziecka będzie. Nie naszą. Ty próbując zmienić jego zdanie nic teraz nie zdziałasz. - Wyciągnęła rękę do Gangrela, by ruszył razem z nią. - Może zginie jutro. Może pojutrze. Może jego trup spocznie na ziemi za dziesięć dni, a może za księżyc - Frey rzekł pełgającym od gniewu głosem. - W rzyci mam to jako i jego życie. On jego panem, on o nim decyduje. Rozejrzyj się Volundzie. Tu beznadzieja. On wie na co się waży! Śmiały mimo to, wyrwać się chce zaznać choć kilku dni życia, miast lat jako żywy trup tutaj, jak jego brat, który zostaje. - Frey zbliżył się o kolejny krok do berserkera. - I to szanuję, szanse mu daję, nawet gdy przyjdzie mi go zakopać. Bom podobnym był gdym chował się na snece gdy wypływać miała, a zabrać mnie nie chcieli. A jaki Ty byłeś? - W jego głosie wyczuć można było teraz i cynizm. - Gdziekolwiek się narodziłeś, dom opuściłeś. Kim jesteś się stałeś. Legendą. - Dogonię was. Pogrobiec wypowiedział te słowa niezwykle miękko, niezwykle płytko. Przez całą wypowiedź wpatrywał się w skalda z przymkniętymi powiekami, z równie ironicznie uniesioną brwią, aż ten wspomniał o tym, jaki on był. Na to usta Pogrobca się delikatnie rozchyliły a oczy stały odległe, choć inaczej, niż w epizodach lunatyzmu. Patrzył prosto w oczy Freya i patrzył zupełnie gdzie indziej zarazem. Znikąd po miękkim zdaniu naga sylwetka Pogrobca zerwała się gwałtownym, ale kontrolowanym ruchem, gdy ruszył jak najprędzej prosto w gęstwinę, z dala od zebranych, wozu, Jelling… Volva ujrzała w tej jednej chwili wiele rzeczy, lecz przede wszystkim ujrzała też aftergangera, który ledwie wygrał z szałem. Na tę chwilę. Wieszczka za Gangrelem pojrzała ze smutkiem i bólem w błękitnym oku. Chciała pobiec za nim, wesprzec go jakoś, choć nawet nie wiedziała, czy właściwe słowa odnajdzie. Czy w ogóle są jakieś właściwe słowa w tej sytuacji. Nie mogła jednak. Nie chciałby, żeby przy nim była, gdyby Bestia zdołała wyrwać się na wolność, a i Freyvind z pewnością, przy swych podejrzeniach, nie pozwoli jej ruszyć za Volundem. - W bratu naszym Bestię niemal obudziłeś. Chodźmy lepiej, by dać mu spokój… Dogoni nas. - Powiedziała głosem przepełnionym smutkiem i rezygnacją. Sama ruszyła powoli i na wóz się wpakowała. - Położę się, byś i Ty spokojniejszy był - Ponownie do skalda się zwróciła. - Skrzynię możesz nawet kazać zabić jeśli taka Twa wola. - Wzruszyła ramionami i do środka ostrożnie weszła kładąc się przy mieczu. - Nie wiem co w niego wstąpiło - Frey był jakiś zamyślony, zastanawiał się co tak wzburzyło Pogrobca. Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 07-09-2016 o 22:10. |
08-09-2016, 00:52 | #13 |
Krucza Reputacja: 1 | Volund Odbiegł w las gnany, napędzany uczuciem rozpalającym go do żywego, zasłaniającym wszystko inne. Nie czuł gdy gałęzie zimowych drzew drapały jego skórę. Bestia wrzała w jego wnętrzu, próbując wydostać się. Pokazać swą moc raz jeszcze w tak krótkim czasie. Biegł zaślepiony, choć krew wciąż szeptała, śpiewała nienawistnie. Wytrzymałość woli ulatywała tak szybko, ciągle narażana na próbę. Nie pamiętał czasu gdy tak szybko jego nieugiętość tak mocno osłabła. A jednak w tej chwili była wszystkim co powstrzymywało go przed popadnięciem w objęcia Bestii. Powoli rezon mu wracał i opanowanie a gdy się ocknął w lesie był głęboko, znowu zagubiony jak dziecko. Wspomniał Jorika…i ruszył z powrotem po swych śladach. Powrót Bjarki cmoknął na konie i sam na piechotę ruszył trzymając wędzidło jednego z rumaków. Nie chciał widać sił zwierzyny nadszarpywać przed długą drogą. Jorik podskakując niemalże szedł obok niego zostawiając Jarla Bezdroży w spokoju. Volva pogrążona w rozmyślaniach w skrzyni leżała, oddech śpiącej Chlo co jeno na chwilę się przebudziła za kołysankę miała. Volva niespokojnie zakręciła się w swym drewnianym schronieniu. Przez myśl przebiegł jej obraz Svena. W milczeniu przebywana droga dłużyła się niemiłosiernie. Monotonię przerywał jedynie niepokój o Volunda. Tissø W halli prócz jarla i jego żony zebrało się czworo przedstawicieli najważniejszych rodów. Mężczyzna o szerokich ramionach i długich blond włosach stał najbliżej jarla. Obok niego młoda rudowłosa kobieta w ciężko zdobionej zielonej sukni. Kolejnym był starszy mężczyzna o orientalnej urodzie, który z pewnością nie rodził się w Skandynawii. Wyglądał na kogoś, kto mógłby być ojcem większości zebranych. Kontrast rzucał się w oczy zwłaszcza dlatego, że po jego lewej stronie stał młody mężczyzna z krótką brodą. Tak wyglądali możnowładcy Tissø. Na środku stał Szeptacz. Rozprawiali o czymś zawzięcie, gdy naradę przerwało im wejście młodego, ciemnowłosego podróżnego. Ten nieco zaskoczony ilością zebranych, pokłonił się krótko. - Jarl Agvindur z Ribe z posłannictwem mnie przysyła. - spojrzał na jarla bez lęku i z dumą wynikłą z piastowanej roli. - Prosi o Twą pomoc, jarlu, w związku z zaginionym synem krwi swym, jarlem Einarem z Aros. Sam Agvindur nie może podjąć wyprawy, doglądając inne istotne dla Denemerki sprawy na północy. Ciebie, jako sąsiada najbliższego Einarowi prosi o wsparcie dla siebie i swych wybranych zauszników i zapewnieniu, że świetności Aros nikt i nic nie zagraża. - potoczył spojrzeniem po obecnych - W zamian oferuje swe wsparcie dla Ciebie u króla Eryka. - Niechaj słońce nigdy nie gaśnie nad Ribe i oby zimy srogie nigdy go nie nawiedziły. Cóż to stało się z jarlem Einarem? Jakąż pomoc mógłbym nieść? - Erik postanowił wykorzystać nowe źródło informacji. - To zbadać należy bliżej, acz podejrzenia są, że Chrystian działanie to. Agvindur prosi byś wsparł jego wysłanników swymi talentami. Wysłannicy Agvindura wkrótce do Aros ruszą. Spotkać się mogą na miejscu z Twymi ludźmi lub Tobą samym, jeśli osobiście się podejmiesz wyprawy. Sugestia była jasna. Agvindur domagał się wsparcia od jarla na Jeziorze Tyra, wzywając go pośrednio do pomocy królowi Dunów. Erik wstał i ruszył w stronę posłańca. Lekko przechylił głowę jakby oceniając mężczyznę. W końcu zaś rzekł: - Krześcijanie wypędzili mą matkę z jej domu, skazując na tułaczkę. Na samą myśl o tym, że ktoś mógł mą krew tak pokrzywdzić goreje we mnie. Toteż przekaż swemu jarlowi, że jak najszybciej wyślę swych ludzi by sprawdzili cóż z jego synem się stało. Nawet osobiście pofatyguję się, by pomoc ową nieść. A którzy zausznicy jarla z Ribe wyruszają? - Agvindur brata swego prosił o pomoc i Volunda zwanego Pogrobcem. Wraz z nimi ludzi swoich śle, by wsparcie zapewniali, gdyby przyszło miasto odbijać. Przekazać zatem Agvindurowi mogę Twe zapewnienie o pomocy - raczej stwierdził niż zapytał posłaniec - A kiedy ruszyć zdołasz, jarlu? - Zatem Óvinurinn eini guð i berserker krześcijan nękać będą. Zacna to kompanija. Przekaż, że wyruszę tak szybko jak w mocy mej będzie siły zebrać. Wszak łodzią do Aros w noc jedną dotrę. Ruszaj i przekaż te wieści Agvindurowi. Na chwałę Jednorękiego! Droga Volund tuż przed świtaniem dołączył do Freyvinda i Elin. Ostatnim widokiem jak ujrzał była twarz Jorika wpatrująca się w niego gdy chłopiec opuszczał wieko skrzyni. Wóz ruszył dalej. Okolice Ribe Elin obudziła się jak zwykle pierwsza i poczuła, że wóz stoi. Gdy w wieko skrzyni zastukała, odbito je mocnym ruchem. Jednooki Grim dłoń ku niej wyciągnął. - Do Ribe niedaleko... - wskazał kierunek w dół niewielkiego zbocza, uprzedzając pytanie Elin. Na horyzoncie, w niewielkiej niecce terenu widać było znajomą osadę, na widok której volvę opłynęło poczucie bezpieczeństwa i niepokoju zarazem. W bladym świetle księżyca Ribe wyglądało na spokojne i uśpione. Chlo nie spała, lecz ułożona wygodnie na wozie z Jorikiem wtulonym do boku przyglądała się na przemian Grimowi i Elin. - Już całkiem niedaleko, acz radziłam poczekać aż Frey i berserker się obudzą. Uzgodnić czy wjechać wprost do Ribe, czy nie… - Część osady spalona, niecała. Palisada jednak nienaruszona, przynajmniej na tyle zobaczyć stąd można było. - dodał Bjarki. - Podróż spokojna była, na drodze jeno kupców spotkaliśmy, nic strasznego - uśmiechnęła się słodko Franka. Cichy szept rozmów przedzierał się do świadomości Lenartssona i Volunda. Ostatnio edytowane przez corax : 08-09-2016 o 00:57. |
08-09-2016, 16:26 | #14 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 08-09-2016 o 16:53. |
09-09-2016, 17:55 | #15 |
Reputacja: 1 | Sen volvy Leżała na ziemi przygnieciona ciałem potężnego basiora, wilczy pysk tuż przy jej twarzy, gdzieś nad nią spokojny głos: - Patrz, co spowodowałaś. Patrz. Niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu, jedynie to mogła zrobić - patrzeć. Widziała padającego Odgera pod naporem ciosów i Svena zaganianego płonącymi pochodniami niczym zwierzę gdzieś poza zasięg jej wzroku. Widziała powalany przez Freyvinda kamień i czuła uderzenie mocy życia, które potem nagle zanikło. Widziała Úlfhéðnar wykręcanego i skręcanego potężną, mroczną siłą, która pohańbiała jego ciało przemieniając je w maszkarę. To wszystko była jej wina, nie powinna pozwolić na tą wyprawę… Nie powinna namawiać na nią Agvindura. Do jej myśli wdarł się znajomy, kuszący głos: - Znajdź mnie… min eneste skat… i pojawiła się twarz znana z wizji, równie piękna co ją przerażająca. Zbudziła się. Pod Ribe Volva skinieniem głowy podziękowała Grimowi za pomoc przy wyjściu ze skrzyni i wzrokiem zamyślonym potoczyła po wszystkich. Słuchając Franki zaczynała rozumieć rozterki Freyvinda co do niej samej. - Dobrze byłoby na zwiad pójść… - Powiedziała cicho z wozu schodząc i wpatrując się w uśpioną osadę. Ribe było jej domem. Dlaczego tak późno to zrozumiała? Dlaczego dopiero wtedy, gdy mogła to wszystko stracić? Westchnęła cicho i ponownie zwróciła się w stronę sług Jarla Bezdroży. - Kupcy? Mówili coś co może nam się przydać? - Zapytała patrząc na Chlo. Nim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć, dał się słyszeć łomot. Jakby ktoś się próbował dobić przebić przed drewno. Chlo się poderwała, budząc Jorika: - Brzydaku! - na Grima krzyknęła z lękiem na twarzy wypisanym i skrzynię wskazała paluszkiem. Elin zerknęła na skrzynie i odeszła kilka kroków od wozów. - Styggr? - Szepnęła w noc. Kimkolwiek był jej nowy towarzysz, nie odpowiedział. Być może zajęty czymś innym, być może nie mając ochoty na rozmowę w tej chwili. Zamieszanie na wozie się zrobiło, gdy służba Freya koło jego skrzyni poczęła się krzątać. Volva westchnęła cicho, być może w ogóle się już nie odezwie zły, że o nim wspomniała. Lepiej wrócić było do reszty nim jej brat wyjdzie i zacznie sprawdzać gdzie ona jest. Grim podszedł ciężkim krokiem do skrzyni skalda skąd hałas dochodził. Nie odbijając wieka spytał: - Panie? - sam w zasadzie nie wiedząc czemu to czyni. Wszak gdyby Freyvind pragnął się wydostać w szale, drewno obicia powstrzymać by go nie zdołało. - Głodnyś? - upewniał się irracjonalnie. Odpowiadały mu tylko miarowe uderzenia w wieko. Trzask odbijanego wieka złączył się z jednych takich uderzeń. Przez wóz Chlo zaczęła się przepychać, odpychając Jorika. Chciała jak najszybciej się znaleźć przy skaldzie. Frey jej słodką twarzyczkę ujrzał, koło niej twarz pomarszczoną swojego godiego, nad ramieniem dziewczyny zamajaczyła blond czupryna Jorika. - Panie… - Chlo nie bacząc na nic, dłonie swoje pod głowę skalda wsunęła, przyjmując na nie kolejne uderzenie głową. - Com ja uczynił… - wyszeptał skald i zdawać by się mogło, że powtarzał to od jakiegoś czasu, lecz dopiero po odbiciu wieka można było to usłyszeć. Sprawiał wrażenie przytomnego, ale nie zwracającego większej uwagi na trójkę zaaferowanych sług. Przestał walić łbem w skrzynię i potoczył wzrokiem po twarzach wypatrując Elin lub Volunda. Wieszczka stała po drugiej stronie wozu najwyraźniej nie chcąc się narzucać ale też jednocześnie chcąc być widzianą. Szans by skald otoczony sługami i wciąż leżący w skrzyni dostrzegł Elin nie było. Chlo nie wiedząc jak uspokoić swego pana myśleć mogła jeno o jednym: - Głodny. Trzeba mu krwi dać. Jorik… nóż daj… - Już daję… - chłopak zaaferowany i przejęty do tobołka sięgnął by wymacać ostrze. Klął przy tym pod nosem, że miast przy sobie go mieć, w tobół wcisnął. - Mam! - krzyknął w końcu triumfalnie i podał France. - Nie krwi mi trza. Gdzie Volva. Gdzie Volund? - Skald wyprostował się do pozycji siedzącej. - Volund w skrzyni jeszcze, wieszczka obok, tam. - Bjarki zadudnił niskim głosem, odsuwając się nieco. Jak na zawołanie, słychać było delikatne chrobotanie ze skrzyni Pogrobca… jakieś wierzgnięcie i jakieś słabowite poruszenie. Jorik ruszył w stronę Pogrobca wciąż jakoś dziwnie nim samym zafascynowany. Zaczął mocować się z wiekiem i po chwili ostrożnie zaczął podnosić wieko. Elin Freya posłyszawszy zbliżyła się do skrzyni z cichym westchnięciem. - Jestem… - Głos jej brzmiał na zrezygnowany. W miarę jak światło by mogło wpadać odkrywając sylwetkę wewnątrz, tak czerwień odpływała z oczu zalęgłej tam sylwetki, niknąc jak wyspa za przypływu. W ciemności duńskiej nocy nic prawie poza zarysem bladej sylwetki widać nie było. Wampir poruszył słabo głową. - Dziękuję. - wychrypiał do Jorika głosem słabym jak kogoś cierpiącego z pragnienia, jak gdyby struny głosowe jego były przetartymi konopnymi sznurami. Nie podniósł się jednak, delektując na tę chwilę chyba wyłącznie nocnym powietrzem. Chłopak chrząknął niepewny i przestąpił z nogi na nogę. - Eeee… krwi? - powtórzył za Franką. - Twa bardziej ci potrzebna… - wystękał boleśnie. - Nic to. Pana swego doglądaj. Jorik rzucił jeszcze raz spojrzeniem na Gangrela i cofnąć się chciał ale przypomniał sobie o czymś: - Dopytuje się o Ciebie. Widzieć Cię chce… - Moment jeno… za moment… się oka-każę… - wydyszał berserker Chłopiec oddalił się jednak berserker słyszał dalszą rozmowę dobiegającą z wozu. Skupiając wzrok na jednookiej skald wlepił w nią spojrzenie oczu obramowanych krwia. - Elin… Wybaczysz mi? - spytał zdławionym lekko głosem. Chwycił za rekę Chlo przez chwile spoglądając na nią i na Grima, lecz znów obrócił twarz do volvy. - Wszyscy… wybaczycie mi? Wieszczka zamrugała widząc ślady po łzach krwawych na twarzy skald. - Na Bogów… Freyvindzie, co Ci? - Zapytała wyraźnie zmartwionym tonem nachylając się nad skrzynią. - Tyle gniewu. tyle szału…. - urwał i pokręcił głową, wyglądał jakby wynurzył się z głębokiej toni i patrzył wokół przyzwyczajając się do widoku nie zniekształcanego wodą. Franka dłoń skalda całowała łzami ją rosząc i szepcząc coś po swojemu, Grim skinął głową krótko. Jorik stał na wozie całkiem osłupiały, nie bardzo wiedząc jak reagować. Elin ostrożnie dłoń wyciągnęła i po policzku brata krwi pogłaskała. - Wybaczam. - Rzekła po prostu, gdyż tego potrzebował. Skald nic nie rzekł tylko na swym policzku dłoń Elin własną nakrył rozglądając się przy tym za Volundem. Skrzynia jego otwarta była, lecz Gangrel jeszcze się nie wyłonił. Stojący na wozie najmłodszy hird chrząknął i rzekł: - Co dalej nam czynić…? - w miarę pytania jego głos coraz cichy był. Jednak nie rozumiejąc o co chodzi, a skory do działania, Jorik nie chciał czekać. Widok płaczącego skalda zadziwił go. Widać było, że tego zupełnie się nie spodziewał. - Daj chwilę czasu naszemu bratu... - Rzekła łagodnie volva do skalda. - Wczorajsza noc dla wszystkich ciężka była. Wstań. - Zaproponowała podając Lenartssonowi drugą rękę, którą uchwycił i bez sprzeciwu podniósł się. Pochylił się jeszcze tylko by miecz leżący w środku ująć i wyszedł na wóz, a potem miękko zeskoczył na ziemię. Zignorowany chłopiec z wozu zeskoczył zatem ponownie zaglądając do skrzyni Pogrobca. Ten spoczywał na tę chwilę w skrzyni, nieporuszony, jak gdyby otulając się dodatkowym mrokiem zapewnionym w nocy przez drewno. Bjarki kazał Jorikowi i Chlo pozbierać się i do jazdy szykować. Kiedy Pogrobiec w dalszym ciągu się nie ruszał, volva ku jego skrzyni podeszła. - Volundzie, wszystko w porządku? - Zapytała cicho.* - Daleko do Ribe…? - zapytał miękko Pogrobiec, nie ruszając się. Głos jego jak gdyby nieco nabrał sił, a zarazem i mężczyzna mówił w taki sposób, by nie słychać było że trudność mu to sprawia. Na skraju głośnego szeptu. - Widać je stąd. Musimy ustalić, co dalej. - Ustalimy na miejscu, idźmy ku miastu, szukajmy Agvindura. - W głosie Freyvinda znów pojawiła się pewność siebie, choć już bez nutek gniewu jak jeszcze wczoraj. - A jeśli tam wilki są? - Zapytała z bólem niepewności w głosie. - To je pozabijamy. Zagryzła wargi. - Ty dowodzisz. - Stwierdziła w końcu. - Nie jestem w stanie… walczyć. - dobiegł głos Volunda z jego skrzyni. Dłoń sękata, blada jak księżyc po omacku powoli wysunęła się wzdłuż brzegu skrzyni. Zdawać się mogło, że w każdej chwili potrzebuje podpory. Na tle białej, martwej skóry wyraźnie odcinały się czarne linie, tworzące zawiły wzór przebijający się przez ciało. Cieniutkie strugi czerni wiodące wzdłuż żył… czarne żyły. Dłoń z trudem zamknęła się na brzegu skrzyni i po drugiej stronie to samo uczyniła druga. Z wysiłkiem Pogrobiec dźwignął się do pozycji siedzącej. Oblicze jego było niezaleczone, albowiem brakło na to krwi, jak pamiętali. Jednak oblicze pozbawione było żył, a reszta ciała naznaczona była jak egzotycznym tatuażem. Wzrokiem powiódł po obydwojgu, ewidentnie wcześniej dłonie swoje widział na tle nocnego nieba. Teraz zaciskały się na brzegu drewna aż pękało… twarz była jednak kamienna. - Jeśli są tam wilki… chcę móc pomyśleć jak najwięcej z nich ku Hel posłać, miast środkiem traktu zmierzać. Elin krok do tyłu poczyniła widząc oblicze Pogrobca ale w błękitnym oku obawa o niego się malowała. Wzrokiem na swego drugiego brata potoczyła wyraźnie zastanawiając się co z nimi się dzieje. - Zwiad potrzebny… ale jeśli wilki tam są zwietrzą każdego… Chyba, że mi pozwolicie coś spróbować. - Zapytała nagle. - Na Jorika nikt uwagi nie zwróci. Może równie dobrze męstwa dowieść nim naprawdę nauczy się mieczem robić. - zaproponował Freyvindowi berserker rzeczowym tonem. - Zgoda. - Zagadnięty skinął głową i spojrzał na chłopca. - Tym bardziej, że jedynym jest co krwi naszej w sobie nie ma. Pójdziesz do Ribe, wypytasz co się stało i czy Jarl jest. Ostrożnie, nie wprost, wykaż się roztropnością, to Twój Hnefatafl, a wieści dla nas królem. Blondynek schwycił swój tobołek kiwnąwszy głową. Płaszcz ubrał i hełm nałożył. - Straże go po nocy nie wpuszczą - mruknął Bjarki, gdy chłopiec odwracał się by odejść. - Gdzie z tym hełmem, na wojnę idziesz? - Frey uśmiechnął się. - Sposób tedy jakiś znaleźć musi - dodał odwracając się ku Bjarkiemu. Jorik nieco zdeprymowany hełm zdjął. - Poradzę sobie - burknął i ruszył. Grim głową kręcił, a Chlo moszcząc uśmiała nieco. Zniknął już z widoku, gdy po chwili wrócił się jeszcze - Tu się spotkać domawiamy? - Tak. Wieszczka patrzyła na to ze zmarszczonymi brwiami ale słowa nie rzekła. Freyvind zbliżył się ku skrzyni Pogrobca i ponownie przejechał wzrokiem po jego skórze znaczonej czarnymi żyłami. - Obaj krew wilków piliśmy… - zaczął cicho - tylko jeden wybaczenia wygląda za to co po niej wyprawiał. - Nic do wybaczenia, gdy wyboru nie mieliśmy. - powiedział tylko Pogrobiec cicho i… wymijająco - Nie lękaj się, co mnie spotyka z plugawą krwią przybyło. Zaniknie… potrzeba mi jeno słodkiej posoki sług. - Zaniknie, w Ribe się napijem. Wypoczywaj, już niedługo. Elin znów się zwróciła w stronę osady i spoglądała z niepokojem w tamtą stronę bezgłośną modlitwę zmawiając, by Agvindur cały i żyw był. Pogrobiec ostatni raz wzrokiem nieobecnym powiódł po obecnych i z powrotem powoli zagłębił się w swej skrzyni, wspierając na rękach, które również spłynęły w cień gdy leżał już na dnie. Odpoczywając. Zbierając siły. - Jeśli wilcy tam są i go pochwycą… być gdzie indziej powinniśmy. Tu w pobliżu możecie mię samego zostawić… - wychrypiał. - Nie, bo Ciebie samego zabiją. Nie ma tam wilków, nic mu nie będzie. - Jednego… nie ubiją. Resztę odnaleźć będą chcieli. - wyszeptał chłodno. - Nikogo nie zostawiamy! - Volva zwróciła się ku nim na chwile i głos podniosła by była słyszalna. - Możem po prostu zbyt wiele czarnych myśli mam. - Stwierdziła i wróciła do obserwowania. - Nie ma tam wilków Volundzie. Nie zostawimy Cię, poczekamy tutaj razem. Odpocznij. Minęło sporo czasu, i zmierzch zamienił się w ciemną noc. Światło księżyca przytłumione gęstą warstwą chmur nie pomagał oczekującym na wzgórzu zebranym. Chlo zamarudziła cicho, gdy chłód począł dokuczać, a Freyvind zbliżył się okrywając ją swoim płaszczem. - Lepiej się czujesz? - spytał. - Tak, panie - kiwnęła główką. - Chlotchild… spytać cię o coś bym chciał. Złe mówiło… - urwał zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. - Mówiło, żeś sama z własnej woli dusze mu ofiarowała. Za mnie. Franka wzrok odwróciła i nic nie odpowiedziała. - Miła, rzeknij o tym, proszę - powiedział cicho głosem najłagodniejszym na jaki mógł się teraz zdobyć. Rękę na jej ramieniu położył. Chlotchild usta otworzyła do odpowiedzi, po czym na powrót je zamknęła. - Nie pozwolę, co by ktokolwiek albo cokolwiek krzywdę Ci przyniosło. - wyszeptała ledwo słyszalnie. - Źle zrobiłam? - spojrzała na Freya jakby bury się spodziewając. - Nie w tym rzecz, że zrobiłaś dobrze lub źle. Skąd wiedziałaś, że złe na mnie się uwzięło? - Tam w lesie, gdy… - tchu jej brakło - ...gdy… - pobladła - jakby się we mnie zbudziło. Nie zważało już na mnie. I stłamsić, i krzywdzić - ton głosu jadowitszy się począł robić - i nienawiść taką miało. Na wszystko. Ale na Ciebie najbardziej. Przez chwilę milczała. - A potem ciemność i pustka była i… zimno. I jakbym pod wodą była, słyszała jakieś głosy ale jakbym głucha była. I …. - Tedy w Tobie to już było, nad Engelsholm przebudziło, poczułaś nienawiść do mnie i samąś się ofiarowała by mnie nie ukrzywdziło? - upewniał się próbując łączyć fakty i układać mozaikę z zupełnie niezrozumiałego tłumaczenia dziewczyny. - Nie tedy. Wtedy co na polanie głęboko w lesie, tam gdzie masa zabitych. - dziewczyna zadrżała - tam, gdzie potwór był. Mówiło we mnie, że Cię ukrzywdzić chce byś po wszech czas cierpiał i byś nigdy ukojenia nie znalazł w nikim i niczym. Byś czegoś się dotkniesz w perzynę obracało. Byś sam o śmierć błagał i koniec męki. Nie mogłam słuchać… nie mogłam pozwolić. Myśl mi jedna stanęła, że życie nie warte ale my więcej jesteśmy niż skóra i kości. Tako rzekłam, by mnie wziął i mnie na nieszczęścia wystawiało nie Ciebie. - Franka zamrugała szybko. - Rozumiem, czyli wtedyś dopiero zrozumiała, że w Tobie siedzi. Na wilczej polanie, nie wcześniej? Chlo pokiwała główką. Bjarki mruknął: - Może przez ból? Jako i … u Chrysta Białego? - Może… - Frey zastanowił się. - A nie wiesz może Chlo, lubo podejrzewasz jak i kiedy wlazł w Ciebie i czemu na mnie taki cięty? - Nie wiem, panie. Chwili nie pamiętam. A czemu cięty? - jakby się w siebie wsłuchała - boś coś zrobił co mu plany pokrzyżowało. - dziewczyna brewki zmarszczyła w zamyśleniu. Wieszczka ze swego punktu obserwacyjnego uważnie się rozmowie przysłuchiwała, choć nawet nie patrzyła w ich w kierunku. - Posłuchaj mnie dobrze, Chlo. - skald spojrzał dziewczynie w oczy. - Rozmawiałem z tym, ułożyłem się. Spokój winno Ci dać, a i sposób to na to by po dobroci z Ciebie wyszło całkiem. Do tego czasu nie frasuj się za mocno. Żyj i sobą bądź, bo to najlepsza droga byś silną w sobie będąc złe w sobie zwalczała i odpychała. Jak przed tym radości w życiu szukaj, śmiej się gdy co Cię rozweseli, bądź jak wprzódy. Resztę mi ostaw, nie zostawię Cię na zatracenie demonowi. Rozumiesz? - Jeśli takie Twe życzenie, panie - pokiwała łepetynką. Pocałował ją i okrył mocniej płaszczem, po czym z wozu zeskoczył. Bjarki przytulił ją do siebie by ogrzać swym ciepłem. W ciszy nocy słychać był uspokajający się oddech dziewczyny zapadającej w sen. Okolica wyglądała na spokojną, choć czasem szelest przelatujących sów wznawiał nadzieję aftergangerów, że czekanie się skończyło i młody Jorik wraca szczęśliwie. Gdy z dala, z lasu dobiegło ich jedno i drugie przeciągłe wycie, Chlo ocknęła się ze snu. Bjarki zaś z niepokojem rozejrzał wokół próbując przebić mrok nocy wzrokiem: - Może pójść za nim powinienem… - Nie powinniśmy go wysyłać… - Rzekła cicho wieszczka. - Siedź Bjarki, jak nic mu nie grozi to da sobie rade. Jak zagrożenie jest to sam bezpieczniejszy. Grim przez chwilę siedział, dłonie o kolana pocierając. - Wyjdę mu na przeciw. - Zostań - powiedział łagodnie skald. - Krwi w nim nie ma mej, nawet zapachem nie przeszedł. Naraziłbyś go tylko, gdyby co mu groziło. A gdy nic nie grozi sromotę w nim wzbudzisz, że w niego nie wierzymy. Znowu oczekiwanie, które napinało nerwy jak postronki. Gdy kolejne chwile dłużyły się posłyszeli krótkie, szybkie kroki. Zdyszany oddech choć tłumiony usłyszeli gdzieś z boku z oddali. Ktoś ewidentnie spieszył lecz znać nie chciał dać, że nadchodzi. W końcu przed drzewa i krzewy przepchnął się chłopaczek i w bladym świetle gwiazd dała się widzieć jego jasna czuprynka. Przystanął na linii drzew, kucając i rozglądając się. Gdy zarys wozu zobaczył ruszył w te pędy jak wystrzelony z procy. Elin zmysły wyostrzyła i poczęła rozglądać się wokół, by sprawdzić czy za chłopakiem nikt nie podąża i nikogo w okolicy jeszcze poza nimi nie ma. Chłopiec sam był, bez śledzących go w żadnej postaci. Zdyszany, spocony, ledwie tchu łapiący. - Napad był. Powiedziałem strażom, żem ..z Jee…. - dyszał chłopiec - ...lling. Posłaaa - zatchnął się a Bjarki mu bukłak z wodą podał - ńcam udał. Straże wzmocnio..one. Część osaaa - łyknął wody i usta rękawem otarł - ady spalona. Ale ludzie teraz na obronę nastawieni. Gadałem wpierw z wysokim mężem, co się jako Asger przedstawił. Kazałem się do jarla prowadzić, bo posłannictwo mam. Ale mnie nie puścili. Jarl podobnież niedomaga. Powiedziałem mu, że Jelling po wizycie jarla bezpieczne, i ze jarl nakazał przekazać, by pan na Ribe niepotrzebnie nie wracał. Jakby tam Úlfhéðnar byli, to przeca by pytali więcej - zadyszka ustawała - Ten Asger potem wyszedł. I wrócił. I kazał opowiadać co się w Jelling podziało. No to prawdę rzekłem. Że nic, bo spokój był. O volvę pytał. Czym widział. Rzekłem, że widziałem. - lekko się zaczerwieniły mu koniuszki uszu. - No i potem on pytał, o towarzyszy volvy. Rzekłem, żem widział, ale jarl mnie wcześnie wysłał z wieściami, to nie wiem co się po drodze stało… - Jak dokładnie zapytał? Jakich słów użył? - Przerwała mu nagle Elin słuchając relacji ze zmarszczonymi brwiami. Agvindur nie domagał? Coś tu było nie w porządku. - Czym ...eee… piękną wieszczkę widział - Jorik niepewnie spoglądał na Elin. - O towarzyszy. - Uściśliła. - A! No to pytał czy wszyscy ci, co towarzyszą volvie w dobrym zdrowiu byli. Tak mi się zdało, że czekają tam na was. - chłopiec rozejrzał się po zebranych. - Wybornie się sprawiłeś Jorik, dziękuję Ci. Zasłużyłbyś na obręcz, ale ich nie mam - skald uśmiechnął się lekko. Chłopiec napęczniał z zadowolenia i dumy. - Volundzie, do walki z pomiotem Lokiego nie staniesz, ale iść możesz? - Odwrócił się do berserkera. Pogrobiec znów podniósł się do pozycji siedzącej i wzrokiem zmierzył chłopaka. Wzrok przeniósł na Freyvinda. - Zdajesz sobie sprawę, bracie, że Agvindura tam może nie być? - Tak, to nawet bardzo prawdopodobne. Pogrobiec skinął głową. Na chwilę oczy przymknął. Część ran jego widocznych na policzku, gdy na moment ze wzroku je stracić, w lepszym stanie była za drugim oka spojrzeniem. Choć mogło to być i przywidzenie. Potem zmierzył się ze skrzynią raz jeszcze i wstał w niej, raźniej już. - Zatem też uważacie, że to dość dziwne? - Zapytała Elin. - Różnie może być, ale to raczej nie wilki - skald kucnął żłobiąc coś pochwą miecza w ziemi - to nie zdobywcy, to niszczyciele. Miasto musiało się przed nimi obronić, skoro jeno część spalona. a nawet gdyby nie, to czekaliby na Agvindura. On sam nawet pewności nie miał czy z Jelling na Aros nie pociągniemy miast wracać, gdyby go dopadli, nie robiliby kolejnej zasadzki. Jeżeli to co Asger mówił pułapka lub nieprawda po prostu, to albo wobec braku Jarla ludzie władze nad Ribe chcą przejąć i liczą się z tym, że wrócimy, albo… Spojrzał na Elin. - Leiknar. Aftergangerka zadrżała na myśl, że jarl mógłby tutaj nie dotrzeć, ale wypowiedziane przez jej brata krwi imię niosło ze sobą równie wielkie przerażenie. - Musimy być ostrożni… Lepiej byłoby spróbować zakraść się niż wejść frontalnie… - Wejdziemy po dnie morza, od strony portu. - Znam przejście, możemy go użyć. - Zaproponowała. - Ktoś powinien iść. Kupić czas. Rozeznać się. - wtrącił Volund, dopełniając ich opcji. - Mogłabym iść… Od razu do Jarla kazałabym się prowadzić ale jeśli to Leiknar to tylko mu w ręce wlezę. - Żadne z nas iść nie może Volundzie. Nas Chlo i Bjarkiego tam znają. Jorik zaś wedle tego co mówił im, do Jelling wraca właśnie. - Nie znają mnie. - zauważył z ostrą klarownością - O braterstwie krwi nie wiedzą. Jeno o mej u szalonego jarla służbie. O tym, że bez hirdu i bez imienia i bez halli jestem. - Asger Jorika o towarzyszy pytał volvy. Mnie i Ciebie. W Halli Agvindura byłeś, po Ribe chodziłeś. Pójdziesz “czas kupić”, jeżeli to zasadzka wiedzieć będą, że tu jesteśmy na przekór tego co chłopak im rzekł. - Wszyscy którzy Cie widzieli, Volundzie, raczej zapamiętają na długo. Niewielkie szanse, by nikt Cie nie skojarzył, gdy tam pójdziesz. - Dodała wieszczka - Nie. Znają. Mnie. - powiedział powoli Pogrobiec, jak dzieciom. W oczy im długo spoglądał, spode brwi. - Raz w Ribe byłem na thingu. Z vargrów jestem, przybywam gdzie i kiedy zechcę. Ile dni drogi chłopcu jeno się zejdzie? Jaka to trudność mi tropem jego iść? - do Jorika Volund się zwrócił - Czy cokolwiek o skutkach do caernu wyprawy rzekłeś? Czy jakobyśmy wpierw do Jelling zaszli? Jorik szans nie miał by udzielić odpowiedzi, bo skald rzekł: - Asger pytał o nas dwóch, widząc Cie mogą uznać, że wszyscy tu jesteśmy, nie że chodzisz gdzie chcesz wolnym będąc. - O towarzyszy volvy. Uznać może… tylko, jeśli Agvindur faktycznie tam jest. - odparł afterganger, oczu od chłopaka nie odrywając. - Nie rozdzielajmy się… - Elin przestraszona była. - Jeśli to Leiknar, nie wiemy co potrafi… - Każden kto cię widział i teraz zoczy uznać może, że razem przybyliśmy - skald spokojnie powtórzył jak mantrę. Jakież to było różne od jego zachowania noc wcześniej. - Zdajesz się patrzeć własnymi oczyma, nie tego… Asgera. - wymówił imię po raz pierwszy Volund - Wyruszyliśmy my, oczywiście. Z nami Ødger. Z nami Agvindur i reszta. Wyobraź sobie teraz, że nikt do Ribe nie wrócił. Po czym skojarzyć ma ze mną ten… Asger, że ktoś za mną traktem do Ribe zawłóczył? Nie, bracie. Nikt, kto w drodze z nami nie był, nie wie o naszym bractwie krwi. Nikt nie wie o naszych dokonaniach. Jam vargr, to wiedzą. Mam historię, którą im opowiem, jeśli wyczuję, że Agvindura tam nie ma… i dziw aż, że o Sighvarcie ni słowa. - ku Ribe twarz zwrócił - Raczej nam się troskać, czy chłopca nikt nie śledzi… biorąc pod uwagę, jak dziwnym jest posłańcem. Bez tobołów, bez prowiantu i pieszo. - Ale nie śledził… Dostrzegłabym, usłyszała. Chodźmy wszyscy razem. Wiem jak do miasta przejść niezauważonym, powinniśmy być w stanie się rozejrzeć zanim podejmiemy dalsze decyzje. - Co to za wejście? - spytał skald zerkając na volvę. Bjarki stanął obok Jarla Bezdroży, gdy ten przemawiał. - Volundzie, a zwierzęcia przekonać nie możesz by oczami Twymi było? - Ni krwi mi na to, ni talentu. Jestem berserkerem, nie Gudrunn. Z pewnościąż widział to na własne oczy, Godi. - Przejście pod ziemią do jednej z chat przy palisadzie stojących. - Odpowiedziała na pytanie skalda. - Dobrze, pójdźmy zatem tą drogą. Chlo, Jorik i Bjarki ostaną. Ty Volundzie zrobisz co zechcesz, wolnyś wszak. - Gdzie się spotkamy? - Grim stał wpatrując się to w Gangrela z jakimś namysłem, to w skalda. - Nad brzegiem morza, na południe od miasta. Pogrobiec zaś zdawało się trawił słowa Elin o wiele uważniej niż był odpowiadał Bjarkiemu. - Kto jeszcze o przejściu tym wie? - Jarl i jemu najbliżsi, z cała pewnością nie Asger. - Odparła spokojnie. - Ten Asger… któż to, że taki posłuch mieć może, a Agvindurowi niezaufany…? - Jeden z bogatszych mieszkańców, do hirdu nie należy ale czasami doradzał Jarlowi. Dziwnym, że nie Eggnir dowodzi… - Eggnir ranny, nie minęło wiele od napaści na thingu - w oczach Freyvinda coś błysnęło. Powstał, był mocno zniecierpliwiony. - Idziemy? Volva skwapliwie głową pokiwała sama chcąc jak najszybciej zorientować się w sytuacji. -Chodźmy. Takoż i Pogrobiec powstał, o wiele mniej rozentuzjazmowany od nich. Z wozu miecz nagi powziął w dłoń. W obliczu kamiennym widać było rozterkę. Elin natomiast ruszyła w dół, prowadząc ich ku dobrze znanej jej trasie. Raz się jeno obróciła upewniając się, że za nią idą, potem na drodze się skupiła i sprawdzaniu czy nikogo w pobliżu nie ma. Droga krótka nie była, gdyż prowadziła niemal na drugą stronę miasta w okoliczny las, gdzie wieszczka chwilę szukała zakamuflowanego zejścia do tunelu. W końcu trafiła, odgarniając igliwie, ziemię i otworzyła klapę wskazując zejście swym braciom krwi. |
09-09-2016, 18:25 | #16 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
10-09-2016, 19:04 | #17 |
Krucza Reputacja: 1 | Po Thorę i jej służkę, Ljubow, kilkoro niewolników ruszyło na rozkaz volvy. Z rozkazu Freya zaś dwóch młodzików pobiegło by sługi jego sprawdzić do osady. Rwetes wokół jarla i jego wybawicieli począł się robić coraz większy i uwagę ściągać. Po przeżyciach ostatnich nocy ludzie nadchodzący z różnych części osady byli z razu ostrożni i bojaźliwi. Kupcy, handlarze, kowal z żoną i synem, zwykły lud, niewolni - coraz większy tłum począł napierać i krąg zacieśniać. Bjorn szepnął Freyowi, że lepiej zająć ich uwagę. Na jego rozkaz, hirdmani Agvindura w szyk się ustawili i broń w pogotowiu trzymali. Ktoś truchło Asgera poderwał. Skald miał szansę na wykorzystanie uwagi tłoczącej się gawiedzi. Volva zaś z pomocą dwóch mężczyzn mogła zabrać wciąż nieruchomego Brujah w ustronne miejsce. Miejsce, które znaleźć musiała zrazu sama, bo Thory i Ljubow jeszcze nie znaleziono. Frey z Volundem porządkami się podzielili: skald z pomocą Bjorna, od którego afterganger wciąż dystans wyczuwał, zajął się ponowną organizacją straży. Berserk zaś zdecydował się ruszyć ku domostwu Asgera. Słowa Elin przypominającej o tym, że Asger radził się kogoś gdy z Jorikiem mówił, sprawiły, że skrzyknął Oddleifa i dwóch mężów jeszcze by wspólne chatę zdrajcy przeszukać. Wnętrze niewielkiej chaty bogato zdobione było. Wygodne, piękne meble, stosy skór, biżuterii i srebra poukładane były na ławach i porozsypywane na podłodze, jakby kto wstawał szybko od ich liczenia. Palenisko wygaszone, sług nie było. Jednak w części, gdzie był wydzielony składzik Volund i jego wojowie znaleźli Thorę i Ljubow. Żadna z nich wyjść z chaty nie chciała, choć staruszka zapuchnięta od płaczu była i nie słuchała żadnych tłumaczeń. O jarla jeno się dopytywała, o Asgera i znowu o jarla. Ljubow nic nie mówiła, zastraszonym wzrokiem spoglądając na przybyłych. Oddleif znieść tego nie mógł i despotycznym gestem Thorę na ręce złapał. Ljubow drugi mąż zabrał, przerzuconą przez ramię. Ruszyli ku miejscu, które volva uznała za bezpieczne dla jarla. Wielu mieszkańców do pomocy się ofiarowało, kobiety volvie zioła i płachty do opatrzenia Agvindura poczęły znosić. Ludzie trzeci pod względem wielkości langhus co dotychczas domem kowala był uprzątnęli, by miejsce dla aftergangerów i ich sług zrobić. Bjarki i Jorik zajęli się paleniskiem, Chlo z pomocą Ljubow przygotowała strawę dla wygłodniałych ghouli. A i sami nieumarli pożywić się w końcu mogli i na spoczynek się udać. Noc kolejna zapowiadała się równie pełna obowiązków co poprzednia. Frey, który teraz w zastępstwie Agvindura Ribe zawiadował nagle zasypan został wszelkimi problemami: kupcy, co przypłynęli w ciągu dnia lecz wstrzymani przez straże portowe zostali, widzenia się domagali i pozwolenia na handel. Mieszkańcy popalonych domów, co majątek wszelki potracili, o pomoc przyszli prosić. Kilkoro handlarzy przy bramie zachodniej koczowało, bo wpuścić ich straż bez poręczenia nie pozwoliła. Bjorn raportował, że do straży skoptował dziesięciu kolejny mężów lecz bez Freyvinda zgody nie chciał postępować dalej. Na ostatek rzucił, że posłaniec do Tissø wrócił z wieściami i domaga się widzenia z samym jarlem. W chwili spokoju, Chlo podeszła do skalda i łaszącym gestem pod ramię mu się wcisnęła. Twarzyczkę wtuliła w niego: - Pierwsze szkolenie we władzy, panie, hmm? - duma w jej głosiku pobrzmiewała i uśmiech. Klucznica, która z okowów rozpaczy otrząsnęła się, gdy tylko Agvindura zobaczyła, na zmianę z Elin przy nim wartowała. Wieczorem Elin przebudziła się słysząc słowa nucone przez Thorę, przeczesującą długie włosy Agvindura: Nikt prócz dwóch kobiet dojścia do jarla nie miał. Straże przed wejściem do domu stały dzień i noc. Nawet sam Volund opowiedzieć się musiał, gdy zobaczyć się z volvą zapragnął. Spytana o wydarzeń tok Thora rzekła, że pożar ni stąd ni zowąd się rozpoczął: - Sama nie wiem ilu napastników było, bo wrzawa powstała wielka. Ludzie ginęli, domy płonęły. Chaos, w którym ktoś się bez przerwy śmiał. - staruszka głową pokręciła i wzdrygnęła z nieprzyjemnością - Widziałam Eggnira, co do obrony biegł. Z oczum go straciła jednak, gdy innym wraz z młódką pomagać poczęłam. A potem.. potem był już sam pożar. Na twarz jarla spojrzała z matczyną niemal czułością i oddaniem wielkim: - Niedługo przed świtaniem jego przywieźli. Karl Sighvart i dwóch ludzi jego. Nakazali pilnować i ukryć, aż wrócą i znowu w noc pognali. Niedługo potem Asger nadszedł i jarla kazał zabrać a nam dwóm zabronił się z chaty ruszać i pomocy wzywać. - załkała na nowo, zwiędłe usta zaciskając do białości. - Następnej nocy wrócił do nas by sprawdzić co z nami, lecz coś mu przerwało. Wrócił niedługo potem, napoił i jeść dał. Spytana przez Volunda o Sigrun przytaknęła, że dziewczę wróciło do osady: - Tej samej nocy co pożar był, straże ją przerażoną przed bramą odnalazły i do rodziców odprowadziły. Cała była jeno niemal od zmysłów odchodziła ze strachu. A przed świtaniem Bjorn zameldował, że karl Sighvart z ludźmi właśnie do Ribe wjechał. Widzieć się chce natychmiast z Freyvindem... Ostatnio edytowane przez corax : 10-09-2016 o 21:31. |
12-09-2016, 15:22 | #18 | |
Reputacja: 1 | Elin Wieszczka znała na szczęście lokalizację jeszcze kilku bezpiecznych domostw, podobnych tym, w których nocowali po ataku na hallę Jarla. Jednakże pomysł, by wszyscy w jednym langhusie spoczęli wydawał się być najrozsądniejszy, więc i Agvindura nieść do domostwa kowala nakazała, by tam wydzielić osobne pomieszczenie dla pana na Ribe. Z darów kobiet skorzystała, gdyż zioła zawsze cenne były i dziękowała mówiąc, że nie zapomni tego kto wspomógł. W izdebce rozkruszyła wokoło ciała Jarla uzdrawiające rośliny i zapaliła szałwię, by powietrze oczyścić, tak więc gdy Thora w końcu nadeszła w pomieszczeniu unosił się ożywczy zapach ziół, a nie martwota powietrza. Dziewczyna uściskała staruszkę ciesząc się szczerze, że klucznica żyje i razem zajęły się Jarlem, obmywając go i przebierając w świeże szaty. Elin nakazała, by wszystkich, którzy o nią pytać będą spoza zaufanego kręgu, niech pierw do Freyvinda idą i z nim mówią. Gdy zrobiły wszystko co należało zrobić i Thora opowiedziała swoją wersję wydarzeń volva łagodnie pytać ją poczęła: - Czy Asgerowi ktoś towarzyszył? - Kiedy, dziecinko? - Kiedy po Jarla przyszedł, bądź później… Czy ktoś spoza naszych mu towarzyszył? Klucznica głową siwą pokręciła przeczaco: - Sam był. A jeśli nie, to zostawił go przed chatą. Nie widziałam nikogo. - Nie dziwiło Cie, że nie chce byś przy nim czuwała? - Zapytała najłagodniej jak potrafiła. - Dziwiło. Ale gadać zabronił… - Thora mrugnęła oczami - … i mówić nie mogłym… Elin brwi zmarszczyła ale nic nie powiedziała. - Zachowywał się jakoś inaczej? Poza tym dziwnym poleceniem? - Na pewniejszego wyglądał. Alem na niego uwagi nie zwracała skoro jarla zabierał… Pokiwała wolno głową i westchnęła cicho. - A potem jak w zamknięciu siedziałyście, niczego żeście nie słyszały? - Normalne dźwięki osady, dziecinko. Nic dziwnego. - pokręciła głową ze smutkiem. - Rozumiem… A Karl Sighvart mówił coś jeszcze? Nic nie wiemy co z nim... - Ten ze sługami wpadł jak po ogień, oddał ciało Agvindura i rzekł, że niedługo wrócą. Konie spięli i tyle ich było… Nikogo z Was nie było, jarl uśpiony, karl odjechał… - kręciła głową - … jak dzieci osierocone, jak dzieci… Przytuliła znów kobiecinę, jeśli ta jej na to pozwoliła. - Kazał nam jeszcze zostać i dokończyć sprawy… - Szepnęła do niej. - Ruszyliśmy jak tylko mogliśmy… Wybacz mi Thoro, że mnie przy nim było... Staruszka łzy ciche, co bez udziału woli jej po twarzy spłynęły: - Zawsze uparty był. Nikogo nie słuchał. - ton nabrał dźwięków jak u matki co o synu mówi - Nie baczył czy wrogów nie ma albo czy ich więcej. Zawsze po swej woli. I dla dobra naszego. - mrugała powiekami poklepując Elin po dłoni ciepłymi, szorstkimi rękoma. - Nic byś nie poradziła. Nie wyrzutuj sobie, dziecinko, nie wyrzutuj. Teraz w oku volvy łzy krwawe się pojawiły i dziewczyna nie mogąc dłużej znieść ciężaru tego co jej na sercu legła wyszeptała. - Alem to moja wina… Ten, kto to zrobił… Po mnie przyszedł… - Zagryzła wargi. - Choć pojęcia nie miałam, że tu będzie… Thora wzrok oderwała od Agvindura: - A on o nim wiedział? - spojrzała na volvę. - Niedawnom się dowiedziała, że ktoś mnie szuka i on wiedział… - Pokiwała powoli głową. - Nie ukryłabym czegoś takiego przed nim… Gdybym wiedziała do czego się przyczynię… - Spuściła wzrok i pięści na podołku zacisnęła. Zapadła cisza, gdy ghoulica słowa jej ważyła. - Źle się stało, że Ribe ucierpiało. Wielu ludzi życie oddało. - przerwała i powróciła do czesania włosów jarla - I tego się naprawić nie da, dziecinko. Jeno pomyśl co by było gdybyś tu była jak ten co Cię szuka nadszedł? A ty byś o tem nie wiedziała, skoroś rzekła żeś się niedawno zwiedziała? Więcej śmierci i zniszczenia. - spojrzała uważnie na dziewczynę raz jeszcze - Znaczy się ten, kto Cię szuka albo tak Cię nienawidzi albo tak kocha szalenie, że dla Ciebie świat podpali… Na to słów znaleźć nie mogła zmilczała więc jedynie potaknąwszy ze smutkiem i w Agvindura ponownie się wpatrzyła. *** Elin, zaparła się, że przy Jarlu ostanie i w dzień. Nie zasługiwała na to, nie miała do tego prawa ale nie zamierzała ustąpić. Nie wiedziała co przekonało Thorę, być może ból ciągle widocznym w jej twarzy ale kobiecina skinęła głową i zostawiła ich samych. Aftergangerka ułożyła się przy Agvindurze nakrywając ich klapą i głowę na martwej piersi jarla złożyła. Dlaczego nie wyczuła grożącego jarlowi niebezpieczeństwa? Dlaczego nic nie poczuła, kiedy kołek został wbity w jego serce? Powinna była… Powinna była to czuć… Uniosła się nieznacznie wpatrując w umięśniony tors Brujaha, pogłaskała go delikatnie a w jej ustach kły sie wysunęły. Jeśli napije się jego krwi teraz, będzie z nim związana ale nikt się o tym nie dowie… Będzie mogła wyczuć, gdy ponownie coś mu zagrozi. Głowę pochyliła i… tak została. Ale jeśli nie zdoła się powstrzymać jak to było przy Freyvindzie… Westchnęła cicho i ponownie głowę złożyła na jego piersi. Szloch wstrząsnął jej ciałem. Dlaczego Leiknar to robił? Cóż takiego uczyniła, że tak ją nienawidził? Wszak z miłości by czegoś takiego nie uczynił... I co zamierzał z nią zrobić? Czy planował Agvindurem posłużyć się by ją szantażować? Czy dlatego go nie zabił? I gdzie teraz był? Asger… Smutek czuła na myśl, że musiał zginąć, gdyż Leiknar go kontrolował. Asger szedł do kogoś się poradzić, gdy z Jorikiem mówił. Możliwe więc, że ciągle jest w mieście… A wtedy ona będąc z Jarlem tylko go naraża… Spojrzała na twarz mężczyzny. Ale nie mogła go teraz zostawić, po prostu nie mogła... Elin, Volund Volva w chatce siedziała nad ciałem jarla, które ułożone zostało w niecce w ziemi wymoszczonej skórami i futrami. Wnętrze ziemianki niewiele odbiegało od tej, w której dzień po napaści wilków spędzili, jeno ustawienie stołu i ław inne było. Na stole gliniany dzban z krwią stał i kubek. Domostwo pogrążone w ciszy było, tylko słuch bystry aftergangera wychwytywał oddechy hirdmanów wartujących na zewnątrz z rozkazu Jarla Bezdroży. I kroki ciche, bo nieobute. - Czy jest sama? - Volva z Agvindurem. - odparł jeden ze świadków zdrady Asgera. - Mówić z nią chcę. - cicho rozbrzmiał głos Pogrobca. Chwilę milczenia wypełniło dreptanie hirdmana do wnętrza ziemianki, gdy wchylił się. Jego zarys widoczny był dla Elin pomimo całkowitej ciemności. - Wpuśccie Volunda. - Odparła wieszczka podnosząc się ze swego miejsca przy jarlu i podchodząc do drzwi, by dla brata krwi je otworzyć. Wartownik odezwać się nie zdążył. Na słowa volvy jedynie wychynął na powrót w noc na zewnątrz. Wnet zastąpiło go blade truchło pięknolicego, który schylił się nieco próg ziemianki przestępując. Volvę dokładnie obaczył, nieme pytanie zadając o nią. Głową skinęła i drzwi zamknąwszy ponownie do Agvindura podeszła sadowiąc się przy nim. - Dziękuję, żeś tam nam na plecy patrzył. - Odezwała się łagodnie. - Nic to. Opowiedz mi proszę, co z nim… i co z tobą. - zapytał, szukając odpowiedzi w równej mierze w twarzy Elin co w jej słowach. - Nie wiem co z nim… - Rzekła z głębokim smutkiem widocznym również w jej oku. Pogrobiec mógł również wychwycić poczucie winy. - Freyvind tak gwałtownie kołek wyszarpnął… - Odetchnęła cicho. - Może więcej czasu potrzebuje po prostu. A ze mną dobrze. - Uśmiechnęła się smutno do Gangrela. - Cóże miałoby być? - Gdybyś pod słońcem wciąż chodziła, bardziejbyś była zapłakana aniżeli wierzba… - spostrzegł, ku Agvindurowi kroków kilka czyniąc, i dopiero stojąc nad potężnym jarlem wzrok na pogrążonego w stuporze przeniósł. Coś rzec chciał, ale się nie przemógł, patrząc tylko na pogrążone we śnie oblicze władcy Ribe. - Gdyż to moja wina… - Szepnęła nie wiadomo czy do Volunda czy do samej siebie. - I pożar i stan Agvindura. - Potrząsnęła lekko głową. - A jak Ty się czujesz? - Spojrzała uważnie na brata krwi. Twarz jego i ciało całe się zdawały, jak za pierwszym razem gdy bramy ostrokołu Ribe przekroczył, zniknęły też czarne węzły żył spod bladej cery przebijające. Nie sposób było myśleć, jak wiele krwi jak wielu sług trzeba było na to. Lecz zdawał się znów silny. Jeśli niekoniecznie pewny. - Wina to tego co pożar wzniecił i Agvindura pokonał. Ni sumienia pierwsze uczynić, ni mocy drugie nie masz. - uśmiechnął się, na poły ciepło… na poły drapieżnie. Jak zaprzyjaźniony niedźwiedź. - Jam sił pełny… teraz. Lecz zda mi się, że to dopiero początek. Pokiwała delikatnie głową i wzrok na ciało jarla przeniosła. - Tegom najbardziej się obawiam… Wróci tu i znów coś zniszczy… - Widać było,że Elin dokończyć zdanie chciała ale coś ją od tego odwiodło. - Co jeszcze może zniszczyć? - zapytał Pogrobiec - Moc swą okazał, lecz jak Agvindur przednim władcą… i wybornym zdaje się wojownikiem… Freyvind dalece odeń bieglejszy. Jeśli Leiknar powróci, zostanie zgładzony. - wyjaśnił berserker, choć… bez przekonania. A zarazem w sposób prowokująco naiwny. Volva z niejaką złością na Volunda pojrzała. - Agvindura pokonał. - Ostre jej słowa były. - Jak z nim walczyć? - Pokręciła głową i znów głos złagodniał. - Nie chcę by się ktoś więcej narażał. - Lecz nie twoje pragnienie, a Leiknara zadecyduje. - odparł chłodno Pogrobiec - I wiesz, że brat nasz potężniejszym gdyby w holmgang szło od Jarla. Żadna w tym hańba. Agvindur o Ribe troszczyć się musi. O wiele więcej ma odpowiedzialności, aniżeli… włóczyć się… w swady wdawać i mieczem je rozwiązywać. - pomimo tonu, utrzymał uśmiech. Już chciała lojalnie wobec Jarla zaprotestować ale dalsze słowa Gangrela sprawiły, że na jej ustach błysnął leciutki uśmiech. - To akurat prawda. - Westchnęła cicho. - Ale z Leiknarem to nie holmgang będzie, nie, gdy potrafi innym w głowach mieszać. - Gdyby mógł, zapewne Jarlowi by próbował… więc nie wszystkim potrafi. - zauważył rzeczowo Volund - Prawdą, że niewiele o jego talencie wiemy… Lecz gdyby stanąć z nim twarzą w twarz… Brat nasz zbyt uparty, by głowy jego moc jakaś mogła sięgnąć. Przykucnął przy Jarlu. - Oczywiście, nie uczyni tego… Ribe opuścił. Wie, żeśmy tutaj. Nie może być daleko, jeśli Agvindura napotkał. Na jego miejscu coś niespodziewanego pragnąłbym uczynić. Zaśmiała się krótko na wzmiankę o uporze Freyvinda i skinęła lekko głową na to. - Niespodziewanego.... - Zamyśliła się na moment. - Jeśli rzeczywiście mym Stworzycielem jest, to jest szalony, Volundzie. Nie przewidzisz tego co uczyni. - Dwie widzę drogi. - odparł tylko - Na najgorsze być gotowym… lub jeszcze bardziej szalenie czynić. - Jest też trzecia. - Spojrzała poważnie na niego. - Najbezpieczniejsza dla Was wszystkich. Podniósł na ni a wzrok, czekając aż dokończy. Ona jednak uśmiechnęła się tylko łagodnie i ponownie zwróciła ku jarlowi. - Wiele czasu może upłynąć, nim się zbudzi… - zmienił temat. - Nie ruszę się stąd dopóki nie wstanie. - Tym razem pewność w głosie volvy brzmiała. - ...dzwony kościołów mogą rozbrzmieć w Hedeby. I dalej nawet. - Wstanie niedługo… Musi. Ribe go potrzebuje… - I ja… Ale tego już nie dodała na głos. - Może zbudzić się jutro, a może za dekadę. Trzeba wiedzieć wówczas, co uczynić… by Ribe poradziło sobie… oczekując na jego powrót. - Eggnir i Rune nie żyją… Nie ma następcy… - Zagryzła wargi. - Nasz brat jeno ale on co innego musi zrobić. - Elin zamyśliła się na moment. - Po ostatnich wydarzeniach wiemy, że śmiertelnicy nie są bezpieczni od wpływu… - Pokręciła głową. - Nie wiem… Volundzie. - Spojrzała ze smutkiem na niego. - Jeśli on się nie zbudzi, to nikt z Einhejahr nie będzie działał wspólnie. - Nasz brat… nie jest gotów władać. Może nigdy nie będzie. - zauważył z jakąś pustką w głosie i oczach Pogrobiec, prostując się, a głos jego zszedł do szeptu - Pragnie tego tak bardzo… bardziej aniżeli czegokolwiek w tym świecie. Wieszczka pokiwała powoli głową. - Nie nadaje się, dlatego Agvindur musi się zbudzić. Spróbuję z magią run. Może coś zdziałam. - Lecz jeśli się nie zbudzi… - spochmurniał gangrel - Nadzieję mam, że wrogość chrześcijanom zabierze go stąd. Ze mną. Wpierw ku Aros, potem ku Hedeby. Nie można tego ostawić. Ty zaś... - wzrok na siostrę we krwi podniósł. - Sama w Ribe pozostając zaprosisz zgubę, dla się, dla niego, dla niewinnych. - Pójdę z Wami, to zguba podąży za nami… - Pokręciła głową. - Nie Volundzie, powiedziałam - jest trzecie wyjście i je wybiorę jeśli tak trzeba będzie. Choć… - Spojrzała na jarla i pogłaskała go delikatnie po twarzy. - Chciałabym móc pierw z nim pomówić… Ale mogę nie mieć tyle szczęścia. Pogrobiec znów jak nie od dawna wzrokiem lunatycznym, na volvę gładzącą policzek jarla patrzył, lecz zarazem oczy jego widziały przeszłość… I kogo innego. - Oddać się mu zamierzasz. - stwierdził po prostu. Spuściła wzrok. - Jeśli będzie, to konieczne. Jeśli Agvindur się zbudzi wiedzieć będziem jak został pokonany, da nam to wiedzę potrzebną być może, żeby zwyciężyć… Więc mimo wszystko nadziei nie tracę. Pogrobiec wzrokiem ją tylko mierzył, nic nie mówiąc. Ewidentnie chciał. Gwałtownie w oczach widać było zmianę zupełną jego myśli, gdy zmusił się do uszanowania racji volvy, choć nie chciał. Zmienił temat. - Zapytać chciałem… odnośnie magii run. Czy być może tak… lub zielarstwem byłabyś w stanie… pomóc i mnie. - z trudem wypowiedział ostatnie słowa, jakimś cudem przyznając się do słabości i potrzeby pomocy. Spojrzała uważnie na niego gdy zaczął zadawać pytanie i uśmiechnęła się ciepło na sam koniec. - Zrobię co w mej mocy. - Odparła łagodnie i z troską na niego pojrzała wyrzucając widać z głowy chwilowo inne myśli. - Ciągle słabość czujesz? Mimo krwi picia? - Każdej nocy budzę się, jak gdybym był pożerany od środka. Jak gdyby mój głód przeklęty wyniesion został po czterokroć i bardziej. - stwierdził ponuro - Czuję słabość taką, jak za życia. Gdym chorował, gorączkował po ranach. To wszystko czego nie widać… albowiem oczywiście ponadto… - dotknął brzegiem dłoni policzka, którego jeszcze wczoraj nie miał. Pokiwała powoli głową. - Zioła w naszym przypadku za wiele nie dadzą ale z runami mogę spróbować. Pierw zapytać o to jak pomóc a potem jeszcze użyć ich uzdrawiającej mocy… - Zamyśliła się. - Krąg będę musiała zrobić, podobny do tego na polanie. - Spojrzała na Pogrobca pytającym wzrokiem, chcąc upewnić się czy zgadza się na takie działania. - Zioła mi nie pomogą… ale mogą stanowić pewną odpowiedź… - rozwarł lewą dłoń, ukazując szmatkę, którą sama Elin plugawą juchę wycierała na jasnym obliczu. Położył na stoliku, zwinąwszy samą jedną dłonią, patrząc na czerń na materiale, czerń, która krążyła w jego żyłach. - Jeżeli o krąg chodzi… - zawiesił głos, nie patrząc na kobietę, lecz na ziemiste podłoże przed sobą. Przyklęknął. Powoli wyciągnął przed siebie palec, opierając czubkiem o bardziej gładki kawałek ziemi… Po czym sztywnym jak kość i nieczującym jak gałęzią lub kością faktyczną, począł jedna po drugiej kreślić linie kręgu, nie odrywając go ani na chwilę. Powtarzając z zapamiętaną - czy raczej wyuczoną precyzją. Po kilku minutach ciszy, z krótkimi przerwami na rychłe zawahanie, wzór w mniejszej skali był odtworzony przed umarłym. Podniósł palec nieco, wzrok zawieszając gdzieś za symbolem, za kręgiem. Elin podniosła się, gdy Volund podchodził do stołu i na szmatkę z zainteresowaniem pojrzała, by potem przyklnęknąć obok tak, by nie przeszkadzać w rysowaniu i we wzór się z namysłem wpatrzyła. Z każdą kolejną wyłaniająca się kreską jej oblicze pochmurniało, gdy skończył palcami powiodła po każdej widocznej dla niej runie szepcząc ich nazwy. - Hagalaz, Algiz, Eihwaz, Teiwaz… - Oko przymknęła, by nic jej nie rozpraszało i po chwili monotonnym głosem mówić zaczęła. - Śmierć, zniszczenie, pogwałcenie tabu gniew natury przyniosło. Karą wojna dalsze zniszczenie czyniąca i niepokój niosąca. Niepokój, niepewność duszy także… Ziemia zadośćuczynienia się domaga i winnych ukarania pragnie. Nie wszystko jednak stracone, gdyż odrodzenie może przyjść.. w boleści i trudach ale jest możliwe. - Błękit ponownie na Pogrobca spojrzał, gdy Wiedząca skończyła mówić. Ten nie patrzył na nią… słuchał jej słów uważnie… i milczał. Wspominając. - Tylko czemu cały gniew na Ciebie spłynął… - Zastanowiła się na głos Elin już swoim normalnym głosem, a po chwili jej wzrok powędrował na dzban na stole. - Choć nie… chyba nie cały. - Westchnęła cicho. - Będziesz mi musiał pomóc ze Źródłem. - Rzekła na koniec najspokojniej w świecie, jakby oczywistość wypowiadała. - Úlfheðinn był gniewem… - wyszeptał Pogrobiec, uśmiechając się do swoich myśli w paskudny, nienawistny sposób - A ja w mej pysze wypiłeń zeń… wykręcone życie prawie do cna. Pojąłem lekcję… - dopiero oczy same, bez ruchu twarzy, volvę odnalazły, oblicze wnet skamieniało - Jak mogę Ci pomóc… ze źródłem? - Tego jeszcze nie wiem… Musimy znaleźć sojuszników. - Wieszczka się nagle ożywiła troszeczkę, jakby zapomniała o tym co planowała jeszcze niedawno. - Styggr pomoże… Jeśli się jeszcze kiedyś do mnie odezwie. Ktoś z pewnością będzie wiedział co robić… - Zamyśliła się na moment. - Światło Sol potrzebne, więc nie my będziemy mogli dokonać rytuału ale znaleźć sposób i spróbować Úlfheðinn przekonać… Do tego sojusznicy potrzebni będą. - Nie. - pokręcił głową, przymykając powieki. Spojrzała zdziwiona na brata krwi. - Nie pomożesz? - Smutek jej głos zabarwił. - Czy uważasz, że to niemożliwe? - Od ciebie jeno pomoc przyjmę. - podniósł wzrok na jej oko, a przez zwyczajowy brak wyrazu przedzierało się zmęczenie, zrezygnowanie, jakiś żal - Twoje najlepsze staranie któreby nic nie przyniosło wszystko dla mię znaczy… A ich, kimkolwiek są, cokolwiek uczynią choćby w okamgnienie mnie ozdrowili, to jest dla mnie niczym. Wierzę… że można odkryć odpowiedź. Że w zasięgu śmiertelnych i nas to, z pomocą bogów… może? Szukać zamierzam. Lecz odpowiedzi, nie pomocy. Poza twoją. - wyraźnie widać było, że afterganger czuł wielki trud, poza pychą, jeszcze z… poczucia winy? By Elin o pomoc prosić, lecz z względów jakichś, tu może tylko pychy i natury vargra i zaufania braku, czyjakolwiek inna pomoc nie wchodziła w grę. Kobieta wpatrywała się w Volunda zaskoczona, a w jej błękitnym oku ciepło się pojawiło, gdy wspomniał, że jej starania wszystko dla niego znaczą. Dłoń ku jemu policzku wyciągnęła zupełnie naturalnym gestem, by go po nim pogłaskać. Lecz vargr twarz obrócił, cofnął się, wstał, bokiem volvę widząc, oczy jego znów zarazem tu i teraz jak i w przeszłości. - Przepraszam… - Szepnęła zawstydzona swym gestem i również się podniosła ale dystans od Pogrobca utrzymując. - Rozumiem i szanuję Twoją decyzję, bym jeno ja Ci pomogła i tak będzie… lecz ze Źródłem będę musiała rady szukać. Nie zdradzę Twej słabości. Pomyślę jak zwolnić to co Cie toczy… Zapytam. Czy tak może być? Pogrobiec słuchał uważnie acz chwilę trwał w dziwnej pozie do jakiej się wycofał, bez ruchu, oczy jego tylko powiodły za dłonią volvy i znieruchomiały na chwilę, gdy walczył z zewem krwi, z pragnieniem dotyku siostry, gdzieś w duszy tam, gdzie i Bestii stawiał czoła. Lecz było łatwiej niż z Bestią… - ...dziękuję. - powiedział, skinąwszy głową - Nie dbam jednak, czy rozpowiadać o tym uznasz słuszne. Choroba to, lecz nie słabość... o nie. Pokiwała delikatnie głową. - Jeśli tak mówisz. - Rzekła, a w głosie znów smutek zagościł. - Zapytam. - Powtórzyła i na Agvindura wzrok przeniosła z namysłem. - Dobrze byłoby jednak bym w krwi Twej umoczyła runy… - Powiedziała niepewna jak zareaguje Gangrel na to jej stwierdzenie. On zaś nutki litości w głosie jej wychwycił, które coś w nim obudziły, z dna, spod kalejdoskopu barw, który w halli co spłonęła ujrzała, jak przebiśnieg. Pewnym krokiem do stołu podszedł, pustą misę jakąś przysuwając po blacie, i nóż odnalazł, gestem jaki raz wcześniej w halli Agvindura wykonał, przysięgę Jarlowi składając. Jednym i precyzyjnym gestem kogoś bardzo nawykłego i wprawnego przeciął skórę nadgarstka zagłębił weń żelazo, aż czerwona struga spływać zaczęła i wypełniać naczynie. Uniósł przedramię i zalizał ranę, gdy było krwi dość. Do volvy twarz odwrócił, patrząc na nią klarownie. - Nieznana jest burzy mądrość wierzby... - nawiązał do metafory, jaką zaornamentował Widzącą na początku ich rozmowy - ...Wżdy więcej wiosen naliczy nie kto krzywdzi lecz kto zniesie. I po prostu odwrócił się, miarowym krokiem, rozbudzony wychodząc z ziemianki. Elin coś rzec chciała i już rękę wyciagała w kierunku Volunda lecz słowa zamarły w jej ustach, a dłoń opadła. Nie chciała go bardziej naciskać i tak winna się cieszyć, że zwrócił się do niej z pomocą. Już samo to niezwykle trudne dla niego być musiało. Podeszła do stołu i na krew pojrzała. Krąg runiczny Znajdzie sposób ale najpierw… Odwróciła się ku ciału jarla. Najpierw obudzi Agvindura. Gdyby nie wstał, gdy jej bracia krwi miasto opuszczać będą, powinna pozostać w Ribe i zadbać o nie ale tym samym ściągnie tutaj Leiknara… Jeśli pójdzie z nimi, jej Stwórca może znów w mieście osiąść i czekać niczym pająk po środku pajęczyny… bądź znów tu śmierć i zniszczenie sprowadzić i potem za nią podążyć. Rzeczywiście więc miała tylko dwa wyjścia… Zbudzić Agvindura lub oddać się Leiknarowi… Dłoń zacisnęła na nożu ciągle leżącym na stole, wytarła go z lekkim obrzydzeniem o swoją suknię i podeszła do ciała jarla. Pocałowała go delikatnie w usta i.. ryć runy w ziemi dookoła leża poczęła. Pierw Fehu, by siły zapewnić i w martwe członki energię przekazać, Uruz następnie, by energię w kontroli utrzymać, by nie wyrwała się w szale i zniszczeniu, Thurisaz by chronić, a Ansuz by uwolnić Agvindura z sideł torporu i równowagę z wcześniejszym znakiem utrzymać, Gebo dla szczęścia wyrysowała, gdyż Bogowie wiedzieli jak bardzo im ono potrzebne, Eiwaz by przejście dla ducha Jarla uczynić i ułatwić mu powrót do swego ciała, Perthro by przejście bezpiecznym uczynić, Algiz dla zakotwiczenia i drogi wskazania, Berkannan by ochronę Agvindura wzmocnić, Mannaz by równowagę miedzy sobą a Bestią utrzymał, Laguz, by jej prośbę o jego przebudzenie jeszcze wzmocnić, Ingwaz, by zakotwiczyć i utrzymać wszystkie runy w ryzach i Othala na koniec wieńcząc krąg. Każdy znak cicho niczym mantrę intonowała. Na koniec stanęła u stóp u Jarla i ręce ku górze wyciągnęła. - Hail Odin! Hail Frigg! Hail Freya! Hail Eir! Pojrzyjcie na tego Syna Odyna łaskawym okiem i przywróccie go nam! Potrzebny tu jeszcze i na Walhalle zasłużył, a nie by ginąć w tak niehonorowy sposób! Wzywam Was wszystkich byście jeszcze go tu pozostawili dla dobra naszego wspólnego! On jeno wszystkich przeciw Chrystu Białemu zjednoczyć zdoła. Więc to i Wasza korzyść będzie! A ja cenę zapłacę… - Nożem dłoń sobie przebiła i na ziemię kropel parę upuściła. - Niechaj tak będzie! Hail Asom i Wanom! Fehu… Urus… Thurisaz… Ansuz… - Znów po kolei monotonną recytację każdej z run poczęła. Gdy skończyła długą chwilę wpatrywała się w ciało Jarla jakby licząc, że poruszy się i wstanie, gdy jednak nic takiego nie nastąpiło padła na kolana znów łzy roniąc. Wieszczba dla Volunda Szałwię znów zapaliła, runy z woreczka wyciągnęła i stanęła nad misą z krwią Volunda. Chwilę trwało nim przemogła się, by dłoń z kośćmi zanurzyć w czerwonej posoce, w końcu jednak zdołała to uczynić i mamrotać powoli poczęła: Ár skal risa, Sięgnęła po nóż i dłoń sobie nacięła mieszając krew na runach. sá er annars vill fé eða fjör hafa; sjaldan liggjandi ulfr lær of getr né sofandi maðr sigr. Ár skal risa, Kośćmi trzymanymi w obu dłoniach potrząsnęła, przyklękła na ziemi i rzuciła runy przed siebie ciągle słowa zaklęcia powtarzając.sá er á yrkjendr fáa, ok ganga sins verka á vit; margt of dvelr, þann er um morgin sefr, hálfr er auðr und hvötum. Cytat:
Pod powieką jeszcze jedna, ostatnia scena się jej objawia: Volund w białej przepasce na biodrach stojący w rzece i mąż za nim, który powoli go w wodę zanurza. Volva klęczy czołem oparta o klepisko, a w błękitnym oku znów krwawe łzy widać. Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 13-09-2016 o 15:27. | |
12-09-2016, 20:43 | #19 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
12-09-2016, 20:48 | #20 |
Reputacja: 1 | Freyvind, Volund, Elin
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! Ostatnio edytowane przez -2- : 12-09-2016 o 20:52. |