Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2017, 14:52   #181
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Dziewczyna zamarła, ale nasłuchiwała. Ciągle nasłuchiwała. Jej uszy wychwyciły parę chrząknięć, mlaśnięć, jakby to coś czyhało na nią w oddali i było głodne.
Gdzie mnie wysłał ten skurkowaniec - przez myśl przeszło Celine. I w końcu zobaczyła dwoje wielkich ślepi niczym latarnie, patrzyły na nią. Tak w głąb duszy, jakby były rentgenem. Ren’Wave się cofnęła, tak długo, że dotknęła ściany, zimnej, lepiącej.
Fuj - skrzywiła się lekko. Nagle paskudztwo wyciągnęło w jej stronę, jeszcze bardziej od smrodu, ohydną łapę, która próbowała ją chwycić, wyszukać. Nerwowo zaczęła się pocić.
-Zabieraj tę łapę - powiedziała w końcu. Machnęła prawą dłonią w dłoń tego czegoś i szybkim ruchem chciała się podnieść i ruszyć pędem w prawo. Swoje prawo, ale to będzie trudne bez butów.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 04-08-2017, 14:47   #182
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Kolejna walka i kolejne zwłoki. Chciało mu się wyć, przywalić w coś i zniszczyć, lecz już nie miał siły na nic więcej niż wgapianie się w ledwie co unoszone płytkim oddechem cycki kobiety.
- Jest w tym jakaś nadzieja dla nas - pokręcił głową nieświadomie zaprzeczając wypowiadanym przez siebie słowom. - Za dużo w tym kombinowania, jak na kogoś kto czuje się silny. - Odwrócił spojrzenie w stronę Var Nar Vara licząc, że mu zawtóruje, lecz ten gapił się na Me’Ghan, jakby zobaczył ducha. Po chwili, tak jakby wpierw musiał uwierzyć w tą myśl, wciągnął głęboko powietrze i odparł
- Póki co jest wystarczająco silny. - To była chwila, być może fałszywa, ale po raz pierwszy Enoch w postawie potężnego wodza dostrzegł ślad zawahania. “Czyżby o jeden kopniak w jaja za dużo?” nieprzyjemnie poruszony z trudem się powstrzymał by tego nie komentować.
- Musimy się skoncentrować na odnalezieniu pozostałych Wieloświatowców. - Chciał jak najszybciej skierować uwagę Var Nar Vara w kierunku tego co się teraz najbardziej liczyło. - Pora przejąć inicjatywę. No i jakoś wytrącić z równowagi, bo wkurza mnie jak nas rozgrywa. Nasikać na grób matki, podetrzeć się autobiografią…. Wiesz o czymś co może Maskę zaboleć? Dorwę to, choćby było na czubku szklanej góry.
 
cyjanek jest offline  
Stary 06-08-2017, 23:35   #183
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Lidia spojrzała na mężczyznę. Choć przerastała go o jakieś dwie stopy, to nie zmieniało to postaci rzeczy, że dziewczynie znowu gdzieś zgubił się język. Jak zawsze zresztą, kiedy to nie ona kogoś musiała spytać, ale gdy to ktoś ją nieoczekiwanie o coś pytał.

Wychowano ją (jeśli jakkolwiek) zgodnie ze staroświecką zasadą, że ani nie chodzi się za obcymi ani niczego się od nich nie bierze. Mimo to ją kilkakrotnie złamała, bo świat, którego nie rozumiała, ciągle ją do tego zmuszał. Niebieskowłosa nie wiedziała, czy ma do czynienia z wrogiem, sojusznikiem czy może z kimś neutralnym, ale nie miała ochoty na kolejną potyczkę. Sława, która ją otaczała w tym uniwersum, coraz bardziej jej ciążyła, zwłaszcza że u siebie nigdy nie cieszyła się popularnością jakąkolwiek. Tym razem jednak postanowiła wrócić do korzeni… cokolwiek, jakkolwiek one znaczyły.

Miała ochotę powiedzieć, że nie zgubiła się i że jest głodna. Bo była głodna, jeśli brać pod uwagę to, że ostatni posiłek, w dodatku nie najwyższych lotów, zjadła przed snem. Zgubić to się zgubiła - cały czas czuła się tu zagubiona, ale był to jej dom, gdyby baczyć na to, kim była czy jest (a raczej kim niby powinna być). Nie miała jednak ochoty ani ściągać na siebie kolejnych wrogów ani wciągać inne postronne stwory, by kończyły jak te małe złodziejskie Zbieracze.
Szczęśliwie, język znalazł się dość szybko.

- Nie zgubiłam się, głodna też nie jestem - orzekła, nie do końca zgodnie z prawdą, niemniej już od jakiegoś czasu nie widziała sensu w byciu uczciwym i prawym, ani w poprzednim, ani w tym świecie. Zamierzała udać się dalej do swojego celu, ale COŚ jej mówiło, że skończy się to kolejnym przelewem krwi, dlatego zamierzała pożegnać się od razu, zanim nadciągną kolejne problemy.
- Jedynie przenocowałam tutaj. Teraz pójdę dalej. Bywaj - pożegnała się uprzejmie z mężczyzną, po czym zamierzała odejść swoją drogą. Powzięła jednak postanowienie, nie że jakoś chętnie, ale że po prostu problemy powstałe na drodze trzeba będzie usuwać, zanim się rozwiną.

A co do jedzenia, pewnie później spróbuje coś upolować. Pod warunkiem, że krasnolud nie będzie się pchał na nią z bronią, by ją zabić, ale Lidia nie miała złudzeń, że wówczas po prostu gościa zabije, bez zbędnej grzeczności i patyczkowania się z nim, być może razem z resztą jego kolegów po drodze.

Żył pacyfizm, umarł pacyfizm.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 07-08-2017, 22:11   #184
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Jakże w tym wszystkim można było się nie bać? Był co prawda trochę szalony i frywolny ale na strach zawsze miał miejsce. Był on mimo wszystko ważny w jego zawodzie. Były tam automatyzmy wyuczone ruchy, sprawne ciało ale strach też musiał być, on jeden, choć delikatnie, ale nakreślał granicę. Granicę, której nie powinno się przekroczyć.

- Przykro mi - odparł krótko patrząc na to co czyni spotkany przez niego mężczyzna.

- Dlaczego? - zmrużył oczy. - Że nie zrobię ci krzywdy? Jesteś człowiekiem? - zdziwił się wyraźnie.

- Przykro mi z powodu tych, których chowasz. Musieli Ci być bliscy - Greyson wskazał palcem na tworzony przez wojownika kurhan.

- Nie znałem ich - mężczyzna wzruszył potężnymi ramionami. - Lecz kiedyś udzielili mi gościny, a teraz leżeli wystawieni na żer padlinożerców. Przynajmniej w ten sposób mogłem się im odwdzięczyć. Co robisz w tak odludnych stronach? I kim jesteś? Masz może wino?

- Zabłądziłem i nie mam wina - odpowiedział na tylko dwa z trzech pytań - Pochodzisz z ludu Nar? - teraz to Wachlarz zaczął zadawać pytania

- Tak. Jestem Thark Nar Thark.

- Daleko zaszedłeś od domu Tharku Nar Thark. Doszły mnie słuchy, że wojska Maski zaatakowały starego Var Nar Vara - mówiąc to rozglądał się po pogorzelisku jakby po szkodach i stopniu zwęglenia chciał ocenić jak dawno temu miała mu miejsce ta tragedia.

- Daleko zaszedłem - zgodził się wojownik. - Nie wiem skąd takie informacje o ataku Maski na Lud Nar. Jesteś pierwszym, który mi mówi o czymś takim. I nadal nie znam twojego imienia.

Tobias nie był biegłym w czytaniu śladów. Wydawało mu się jednak że od momentu zniszczenia osady minęło już dobre kilka dni.

- Zwą mnie Tobiasem - delikatnie schylił głowę przedstawiając się w końcu - Wiatr różne rzeczy szepcze - zdawkowo odniósł się do posiadanych informacji o ataku armii Maski - Ci ludzie stąd. Nie wiesz może czym się zajmowali, że mogli narazić się na czyjś gniew? - ruszył ostrożnie w zgliszcza w taki sposób by nadal choć kątem oka widzieć wojownika. Zastanawiał się co mogło spowodować, że narazili się na gniew Simeona, a może to nie był gniew tylko jego szaleństwo, widzimisię, zabawa, kaprys? Kroczył ostrożnie na bosaka niczym bezdomny tego świata, którym w sumie był.

- To byli prości ludzie. Myśliwi i zbieracze ziół. Mężczyzna nazywał się Erk, jego żona Visla, a dwaj synowie Ketrik i Trenzan. Mieli też córkę, Saltenis. Nie wiem komu zawinili To nie byli rabusie. Tego jestem pewien.

- Po czym dochodzisz do takiego wniosku? Ja widzę tylko spalone rzeczy i popiół ścielący ziemię - wyszedł ze zgliszcz jednego z zabudowań.

- Rzeczy są cenne. Tam, błyszczy srebrem misa, na ręce Trenzan pozostawiono bransoletę.
Wzruszył ramionami.

Tobias wyszedł i stanął w miejscu nie naruszonym przez płomienie. Przez chwilę myślał nad tym czy coś innego niż kaprys mogło wpłynąć na decyzje Czarnego Drzewa co do zabicia tej rodziny. Nie doszedł do żadnych innych rozwiązań.

- Gdzie teraz wędrujesz Tharku Nar Tharku? - zwrócił się do mężczyzny przed powrotem do swojego przewodnika.

- Do domu - odpowiedział po prostu.

- Do Var Nar Vara? Co się stało, że trafiłeś w tak odludne miejsce? - spojrzał na wojownika.

- Zadajesz bardzo dużo pytań, Tobiasie. Ale dobrze ci z oczu patrzy więc odpowiem. Wędrowałem w poszukiwaniu Wieloświatowców, którzy przybyli do Dominium. Znalazłem jedną z nich lecz straciłem ją w Domenie Ludzi Kamienia. Kilka dni temu wezwał mnie Var Nar Var więc ruszyłem w drogę do domu. Tyle w tym temacie.

- Jak się jest obcym w tym miejscu to zadaje się dużo pytań. Spójrz na mnie i spójrz na siebie. To chyba ja mogę obawiać się ciebie a nie ty mnie, więc ostrożność nakazuje mi poznać cię jak najlepiej. Zgubiłeś czy zginęła? - nie poczuł tym razem żadnego uczucia niepokoju czy smutku związanego z tym faktem - I która z Wieloświatowców? - chciał jeszcze popytać o Lud Kamienia o których nie wiedział, albo lepiej powiedzieć nie pamiętał nic, ale uznał, że i tak zadaje gościowi o wiele za dużo pytań.

- Pozory mylą, Tobiasie - powiedział olbrzymi wojownik. - I nie wiem którą z Wieloświatowców miałem okazję poznać. Może Szaloną Dox. Może Burzowy Pomruk. Może Me’Ghan ze Wzgórza. Nie wiem. Nie wiedziała kim jest. A ja nie walczyłem u boku Wieloświatowców podczas wojny z Dominatorem.

Zamilkł jakby to wyznanie poruszyło w nim jakąś strunę.

- Me’Ghan ze Wzgórza jest u boku twego władcy, walczy pod jego sztandarem. Zawsze tam była, nawet wtedy kiedy powstawał wasz rytuał Nieśmiertelności. Jak wyglądała? Ta, którą spotkałeś? - zadał kolejne pytanie. Musiał wiedzieć co tylko był w stanie wydobyć o swoich rozmówców. Nigdy nie było wiadomo czy jakaś uzyskana wiedza może się przydać.

- Drobna i brązowowłosa. Piękna i młoda. Wyglądała niewinnie. Ale pewnie, jak każdy z Wieloświatowców, miała więcej krwi na rękach niż ja. Chociaż ja mam jej więcej, niż chciałbym jej mieć. Życie wojownika.

- Każdy Wieloświatowiec ma jej mnóstwo na rękach. Bezpośrednio i pośrednio. Niestety. Chciałbym zadać ci jeszcze jedno pytanie ale może Cię ono zezłościć a nie chciałbym byś mnie rozpołowił swoją bronią.

- Nie jestem narwańcem. Bez obaw. Wśród mego Ludu znany jestem z rozwagi w słowach i czynach. Nie zjednuje mi to zbyt wielu przyjaciół, po prawdzie, ale nie dbam o to. Pytaj śmiało.

- Czy nie uważasz że Twój władca to szaleniec szukający drogi do władzy? - Wachlarz zadał to pytanie choć sam nie wiedział po co? Może słowa stwora z bagien u którego dopiero co gościł wpłynęły na niego o wiele mocniej niż sam chciał by tak było.

- Jest szalony. Owszem. Ale nie żądny władzy.

- A po czym to wnioskujesz? Zreszta w mojej opinii szaleniec nie powinien przewodzić ludźmi bo nic dobrego to nie przyniesie. Ruszasz ze mną czy na własną rękę planujesz przedostać się do swego ludu? A może powiesz mi gdzie dokładnie zgubiłeś Panią Wieloświata to pomogę Ci ją odnaleźć - spoglądał na Tharka nar Tharka.

- Ty? - uśmiechnął się. - Nie obraź się, ale nie wyglądasz na wojownika.

- Nie obrażam się. I nie, nie wyglądam. Jednakże często to co widzimy może być złudne. Prawda? To jak będzie?

- Odeszła daleko stąd. Nie mam szans jej odnaleźć. Idę do domu.

- Jak chcesz. Nie będę Cię zatrzymywał - odwrócił się i ruszył z powrotem na bagna ku stworzeniu, które go tutaj przyprowadziło. Nadal czuł się pusty i głupi. Lordowie wraz z Maską walczyli o Wieloświatowców, niczym kruki o padlinę. Nadszedł czas by wyruszyć przez bramę, w jakieś inne miejsce, które może pobudzi jego pamięć, bo na odzyskanie Luminy już nie liczył.

Zatrzymał się na skraju drzew i odwrócił. Spojrzał na usypany kurhan a potem na Tharka nar Tharka gramolącego się do drogi.

- Idziesz? Dzięki mnie dostaniesz się szybciej do swego Lorda o ile umiesz wędrować bramami?
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 08-08-2017, 17:46   #185
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dała się podejść jak dziecko. Kolejny raz. Przeceniała swoje siły, nie doceniła Maski. Ostatnie wydarzenia zatarły jej zdrowy osąd sytuacji. Za dużo im się.. udawało. Jej. Choć śmierć Wachlarza powinna dać jej do myślenia. Me”Ghan zwyciężyła. Wypchnęła pragmatyczną Megan , dała się ponieść euforii dawnych zdarzeń. Przeceniła swoje siły. To bolało, choć nie miała już swojego ciała. Porażka zawsze boli.

To było dziwne uczucie.. tak kompletnie nie czuć swojego ciała. Czasem, w czasie głębokiej medytacji, udawało się jej osiągać stan podobny do tego. Różnica była taka, że wtedy czuła szczęście i miała wrażenie, ze pozbywa się wszelakich ograniczeń. Teraz wręcz przeciwnie.
Maska patrzył/a na nią.
- Zdejmij ją – powiedziała, a może tylko pomyślała? – Chcę cię zobaczyć.
- Dlaczego?
- podszedł/podeszła bliżej. - Dlaczego chcesz mnie ujrzeć?
- Znałam cię. Chcę sobie przypomnieć.
- Więc jak mam na imię?

Poszukała w pamięci.
- Nie wiem . Chcę cię zobaczyć.
- Nie ma niczego do oglądania. Tylko spalona do kości skóra. Spopielona ogniem i żarem. Na pewno chcesz nas zobaczyć? By nasycić się zdradą.

- Zdradą? - spytała, ale zaczynała już rozumieć. - Kim jesteś? - wbiła spojrzenie w oczy Maski.
- Maską. Jestem Maską.
Meagan pokręciła głową. A raczej pomyślała o tym, aby pokręcić.
- Maska służy tylko zakryciu czegoś , schowaniu. Co chowasz? Poza spalonym ciałem, jak twierdzisz.
- Przeszłość. I zemstę
.

Megan poczuła, że rozmowa prowadzi donikąd.
- Stajesz się silniejszy, silniejsza dzięki energii tych, co giną. Ale musiał być jakiś początek. I musi się to jakoś skończyć. Czy ja umarłam?
- Nie. Po prostu zabraliśmy cię do nas. Tutaj. Gdzie powinnaś być.


Odwróciła wzrok od Maski, zrezygnowana, nie zapytała już o nic. Choć kolejne pytania się pojawiały. Czy jej ciało też było tutaj. Ciało Me’Ghan? Czy wizja, której doświadczyła na Wzgórzu – jej w kajdanach - pokazywała przyszłość, czy stan faktyczny?
Ciało Me’Ghan już dawano znajdowało się w lochach. Tylko duszy udało się umknąć. Ściągnęła więc inne ciało – jej, Megan – które posłużyło jako tymczasowe schronienie. Teraz i tak nie miało to znaczenia. Nie mogła nic zrobić.

Przegrała. Obie przegrały. Ta świadmość też bolała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 13-08-2017, 08:13   #186
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Jest w Dominium miejsce, które pragnie ujrzeć każdy, lecz tylko nielicznie mają ku temu sposobność. Nazywa się ono Lasem Miraży.

Nie jest ani specjalnie piękne, ani specjalnie brzydkie. Tak przynajmniej rozpowiadają ci, którzy widzieli je na własne oczy i doświadczyli jego cudów własnymi zmysłami. Las Miraży wygląda bowiem niczym zwykły las. Taki z drzewami, z paprociami, ptactwem i zwierzętami. Nie jest ani nadzwyczajnie cichy, ani nazbyt hałaśliwy. Wszystko w nim jest w doskonałej równowadze. Zbalansowane i przez ten balans niezwykle piękne.

I właśnie ci, którzy pojmą istotę Lasu Miraży, na których spłynie zrozumienie gdzie się znaleźli, odkrywają jego tajemnicę. Jaką tajemnicę, chcielibyście zapytać? A ja odpowiem tak – dowiecie się wtedy, kiedy ujrzycie Las Miraży na własne oczy i doświadczycie go własnymi zmysłami. A kiedy to się wydarz, jeżeli w ogóle się wydarzy, będzie warte tego, by sekret pozostał sekretem.

Ruszajcie więc na ścieżki Dominium moi wędrowcy, włóczędzy, wagabundzi, podróżnicy, obieżyświaty, powsinogi, włóczykije i łowcy tajemnic. Las Miraży czeka na was, gdzieś tam – ani specjalnie piękny, ani specjalnie brzydki, ani specjalnie głośny, ani nazbyt cichy. Czeka by otworzyć przed wami swój sekret.

Ruszajcie więc. Na co czekacie. Tajemnice nie są gwiazdami. Nie lśnią w ciemnościach i nie spadają z nieba!

CELINE „CZYSTA FALA”

Uciekła na prawo przed zgniłą ręką. Nie było to tak trudne, jak jej się zdawało. Co prawda biegła po czymś śliskim i lepkim, co kleiło się jej do stóp, ale ani nie pośliznęła się, ani nie uderzyła w nic głową, ale cela nie była duża. Można powiedzieć, że była nawet dość nieduża. Może trzy-cztery metry od ściany do ściany. Z wąską dziurą w ziemi przez którą mogła pozbywać się odpadków – zbyt wąską, by przecisnęło się przez nią coś więcej niż szczur.

Ciało Czystej Fali nie było już czyste. Poranione przez kruki, oblepione przez brud i żyjące w nim bakterie – nie stanowiło to najlepszego połączenia.
Szurający towarzysz którego łapę poznała z tak bliska nie ustępował. Pełzał za nią, szurając się po ziemi, ślizgając po warstwie brudu i wilgoci jaka zalegała podłoże. Skubaniec wyczuwał ją jakiś szóstym zmysłem. Albo, po prostu, widział w ciemnościach lepiej niż ona. W każdym razie wiedziała, że ta zabawa w kotka i myszkę w małej celi nie będzie trwała wiecznie.

Musiała znaleźć sposób by się z niej wydostać lub pozwolić na konfrontację z tę przegniłą istotą, którą otaczał odór pleśni, rozkładu – mieszanka cuchnąca zgniłym mięsem i słodko-mdlącym piżmem.


ENOCH OGNISTY


Var Nar Var przejął dowodzenie. Podzielił wojowników na dwie grupy. Każda miała inne zadanie. Jedna ochraniała obozowisko, druga sprzątała pobojowisko i dobijała wrogów.

Szczątki ofiar rzucano na stos. Nie ten Stos, ale drugi, który po kilku godzinach buchnął w niebo konkurencyjnym snopem czarnego dymu. Atak Maski na Stos okazał się być pułapką i wszyscy z Ludu Nar, którzy zginęli w walce, znów powrócili do życia. Stos znów dymił i żarzył się jak wtedy, gdy Enoch zobaczył go po raz pierwszy. A może to interwencja i poświęcenie Me’Ghan przerwała jakiś zbrodniczy rytuał i udało się ocalić Zaprzysiężenie Ludu Nar. Ochronić jedyne ostrze, które mogło przeciąć tyranię Maski. Nie wiadomo. W każdym razie ciało Me’Ghan otoczone zostało opieką wiedźm z Ludu Niri, które próbowały utrzymać je przy życiu. To było jedyne, co można było dla niej zrobić w tej chwili.

Enoch miał czas na odpoczynek. Zadał pytanie, które Var Nar Var – równie co on zmęczony bitwą – potraktował bardzo poważnie.

Rozesłał w cztery strony Dominium swoich posłańców. Najlepszych wojowników, by nadal szukali Wieloświatowców, oraz z posłaniem do Lordów i Władców Domen, że nadszedł czas i trzeba zebrać armie do walki. Ruszyć na Cytadelę.

A Enoch odpoczywał i zbierał siły. Zbierał ogień czując, że kiedy nadejdzie właściwy moment, będzie mu on potrzebny jak nigdy dotąd.

Pierwsze przybyły wojowniczki z Ludu Nir. Po nich górale z klanów Lodu z Gór Barierowych. Za nimi wojownicy Ludu Tor i Ludu Erin. Po nich przybywali następni: rogaci zwierzoludzie z Lasów Echa, pokryci pancerzem Krzemienni Bracia, w sile dwunastu tysięcy wojowników.

Z każdym dniem armie puchły, rosły w siłę. Kolejne istoty, z którymi Var Nar Var już wcześniej zawarł porozumienia. Aż w końcu, tydzień po bitwie z siłami Maski, pod wzgórzami Nar koczowała potężna armia licząca ponad sto tysięcy uzbrojonych żołnierzy z różnych ras. A nadal przybywali kolejni i kolejni, z coraz odleglejszych od Wzgórz Nar zakamarków Dominium. I mimo, że liczba ta robiła wrażenie, to jednak Var Nar Var nadal miał zatroskaną twarz. Pełną gniewu.

- Nadal jest nas za mało. Maska może w każdej chwili wystawić przeciwko nam dziesięć milionów ostrzy. I chociaż każde z nich jest mizerne i kruche w porównaniu z walecznością Zaprzysiężonych z Ludu Nar i twoją, Enochu, to liczyłem na poparcie większej ilości władców. Jak na razie opowiedzieli się jedynie ci, na których pada cień Wzgórz Nar. A z dalszych tylko Owerowie znad Jeziora Mgieł. Reszta trzęsie dupami i sra ze strachu przed Maską.
Spojrzał na Enocha. Byli sami w chacie wodza Ludu Nar więc mógł pozwolić sobie na większą szczerość.

- Pytałeś, co możesz zrobić, by dokopać Masce? Powiem ci, Enoch Nar Enoch. Pokaż ludziom, że jesteś z nami. Pójdź na ziemie Kamiennego Lorda, do Domeny Drrena, nad Rozwidloną Rzeką, na rozlewiska Kręgów, na Pola Lemma. Spotkaj się z Lordami Domen. Pokaż swoją moc. I przekonaj ich, by byli ze mną. Dam ci przewodników i asystę, chociaż nie potrzebujesz ani jednego, ani drugiego. Udaj się w drogę. Pokaż swój ogień tym, którzy wątpią w jego siłę i uważają, że kłamstwem jest że przybyli do nas Wieloświatowcy. Może to przekona ich, by udzieli nam poparcia. A jeśli nie przekona, pokaż im nasz gniew. Może zrozumieją, że w tej wojnie jeśli nie staną po mojej stronie, po naszej stronie, staną się naszymi wrogami. Nie ma ani czasu, ani miejsca na neutralność!

Enoch milczał. Nauczył się, że nie powinno się przerywać krewkiemu władcy barbarzyńców.

- My tymczasem ruszymy nad Jeziora Słońca i Księżyca. Tam się spotkamy za księżyc, gdy oczywiście zgodzisz się przyjąć rolę posłańca i sztandaru, pod którym mogą się skupić nasze siły. Więc …?

Oczekiwał na odpowiedź.


LIDIA HRYSZCZENKO


- Bywaj zatem, wędrowczyni. Niech Potęgi chronią cię na szlaku.

Krasnolud pożegnał ją prostym gestem uniesionej dłoni i ruszył w stronę swoich pobratymców.

Nie odwrócił się ani razu. Wmieszał się w tłum swoich krewniaków, którzy po chwili gotowi byli do wymarszu. Działając jak dobrze zgrana gromada, licząca chyba z pół tysiąca brodatych stworzeń, kilku dziesiątek wozów i zwierząt armia ruszyła przed siebie, szybko oddalając się od miejsca, w którym została Lidia.

Znów została sama. Ale lubiła ten stan.

Nadal zagubiona w obcym dla siebie świecie, głodna, chociaż wewnętrznie zmieniona, stała w miejscu.

Czuła, że jest kimś ważnym, lecz nie bardzo wiedziała co ma z tym zrobić. Miotała się od jednej kabały do drugiej, jak piłeczka przerzucana z rąk do rąk w jakiejś skomplikowanej zabawie, i miała tego dość.

Tym razem jednak, stojąc na drodze poczuła się inaczej. Wypełniło ją poczucie, że los – ktokolwiek za nim stał – tym razem zostawił ją samą sobie. Że nie będzie kolejnych wędrowców wyciągających ku niej pomocną lub zdradziecką dłoń. Nie będzie kolejnych sojuszników lub wrogów, którzy próbowali nadać jej rozpędu.

Została sama. Zdana na swoje decyzje. Jej los był teraz tylko i wyłącznie w jej rękach. Do momentu, gdy w końcu zdecyduje się coś zrobić. Wybrać drogę, którą podąży.

TOBIAS GREYSON

Ostatnie słowa zatrzymały potężnego wojownika przed odejściem. Zmierzył Tobiasa wzrokiem a potem bez słowa, ruszył za nim.

Na widok grzybowego przewodnika też nie powiedział ani słowa. Widać jednak było pewną nerwowość w jego ruchach. Potem zatrzymał się na skraju bagien.
- Chciałem, Tobiasie, ale jednak się rozmyśliłem – powiedział w końcu. – Zbyt wielu moich braci broni gnije teraz na dnie twierdzy Maski, wrzuconych na dno jeziora. Skuci łańcuchami toną w nieskończoność umierając się i odradzając. Rytuał Przysięgi trzyma ich przy życiu. Nawet nie chcę wiedzieć, co przeżywają ci, którzy mieli pecha dostać się w szpony sług Maski.

Przeniósł wzrok na grzybluda.

- Bagno może być takim samym więzieniem dla nieśmiertelnego ciała. Idź swoją drogą i niech Potęgi cię prowadzą. Kto wie, może jeszcze się spotkamy.

Było coś takiego w oczach Tark Nar Tarka, że Tobias odpuścił. To nie był strach. Raczej przekonanie i brak zaufania. Rozumiał go i wiedział, że żadnymi słowami nie zmieni jego decyzji.

Rozstali się więc w pobliżu spalonej wsi. On podążył na rozlewiska, a wojownik z Ludu Nar wybrał własną drogę.

Potem znów musiał taplać się w błocie. Przedzierać przez trzęsawiska, zarośla, pajęczyny i mokradła, aż dotarł do chaty Glytha. Gospodarz też czekał na nich i po krótkim, ale treściwym posiłku, poprowadził w drugą stronę. Przez kolejne bajora i ukryte ścieżki.

Aż do miejsca, gdzie rozlewisko przeszło w podmokły las, wypełniony kikutami przegniłych, czarnych od wilgoci drzew. Lasem doszli do brzegu jeziora. Do szczątków czegoś, co wyglądało jak ruiny mostu prowadzącego na wyspę, na której wznosiły się z kolei ruiny jakiegoś dworzyszcza.

Ani jezioro, ani wyspa, ani ruiny na niej nie były duże.

- Tutaj się pożegnamy. Wejście do Tunelu znajdziesz tam, w dworze Szczurzego Pana.

- Szczurzego Pana? – Tobiasowi nagle nie spodobało się to miejsce, pachnące zastałą wodą i przybrzeżnym, przegniłym błockiem.

- Tak. Jest tam. Ale nie musisz się go obawiać. Nie jest groźny chociaż totalnie obłąkany. Na mnie już czas. Muszę dopilnować procesu schnięcia porostów czarcza. To ważny proces. Nie można ich na długo spuszczać z oczu.

Bez słowa pożegnania użyteczny i gościnny stwor ruszył w swoją stronę pozostawiając Tobiasa na brzegu z gonitwą myśli.


ME’GHAN ZE WZGÓRZA


Czas zdawał się płynąć inaczej w krysztale, w którym się znalazła. Maska czasami przychodził lub przychodziła do sali, w której ją „wyeksponowano”, jednak już nigdy nie weszli w taką konwersację, jak za pierwszym razem.
Któregoś razu podszedł/podeszła do ściany kryształu wodząc po niej długimi palcami, przypominającymi odnóża pajęczaka. Całe ciało Maski skrywała czerń. Podobnie jak dłonie ukryte w delikatnej roboty rękawiczkach z smolistej, lśniącej skóry zapewne niewiele grubszej od tej, która pokrywała jego/jej palce.

Czasami Maska mówił/mówiła coś do niej tym swoim obojnaczym, bezpłciowym głosem zniekształconym przez ściany kryształy będącego więzieniem dla Me’Ghan.

- Var Nar Var gromadzi swoje armie. Żałosna gromada straceńców których zmiotę z powierzchni Dominium. Wyduszę jak pluskwy. Robactwo, którym są.
Innym razem.

- Wiesz, że dopadliśmy twoją wspaniałą Szaloną Dox. Głupia nie szalona, dała się pochłonąć Tyranthowi, którego duszę uwieziono w drzewie w Puszczy Mor’Ghul. Mój wierny kruczy psiak, zabił własną córkę, Bjarnlaug i oddał mi Czystą Falę. Niedługo dołączy do ciebie, tam, w drugim krysztale duszy. Burzowy Pomruk spadła z Gniazda i roztrzaskała się na strzępy a jej trupem pożywiły się padlinożercy. Jest was coraz mniej. Coraz bardziej krwawicie. Cierpicie. Jak ja kiedyś. Zdradzeni przez siebie samych. Nawzajem.

Palce gładzące kryształ. Biegające po nim, jak pająk.

- Przysięgliśmy sobie, że za waszą zdradę zapłacicie cenę bólu, cierpienia i śmierci. Jak my. Kiedyś. Za zdradę nie ma innej kary.

Po tym wyznaniu Maska zdjęła porcelanową zasłonę a Me’Ghan ujrzała jedynie wypalone mięso i kość, spaloną tkankę, czarną, czerwoną, szarą. I oczy. Jak dwa klejnoty. Jeden szmaragd i jeden szafir.

- Chciałaś ujrzeć twarz pod maską. Oto ona. Teraz wiesz już, kim jestem?
 
Armiel jest offline  
Stary 16-08-2017, 13:07   #187
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Lepiąca się podłoga ułatwiała trochę zadanie. Ogólnie to nie lubiła się brudzić, ale jakoś wyszło. Była w celi tego mogła być pewna. Stworzenie się zbliżało i wcale nie miało odpuścić. Było ciemno, a dziewczyna nie wiedziała czy uciec czy stoczyć ze stworem bitkę. Postanowiła się z nim zmierzyć.
-No dalej chodź tu! - powiedziała Celine przybierając pozycję obronną. Tak naprawdę to nie chciała walczyć, ale lepszy rydz niż nic. Wiedziała, że ta cela nie miała wyjścia, albo nie próbowała już szukać na siłę. Była zmęczona, poraniona, wkurwiona, na to wszystko co do tej pory się wydarzyło. Jóns, Posłaniec Maski, Kruki. Miała już dosyć przenoszenia się z miejsca na miejsce. To było męczące. Miała udane życia, trochę nerwowe w ostatnich czasach, ale udane. Nie widziała drogi ucieczki, więc to był dla niej koniec przygody.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 17-08-2017 o 13:10. Powód: Drobna korekta
Adi jest offline  
Stary 21-08-2017, 20:33   #188
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
“Szczurzy Pan, szczurzy Pan” - powtarzał w myślach niczym mantrę chcąc pobudzić pamięć, zburzyć mury zapomnienia….

Brnął w błocku, mule i smrodzie bagniska, tak jak w swoich pustych wspomnieniach. Byle do przodu, byle słuchać i poznawać. Byle nie stać w miejscu. Wieloświatowiec słaby i pusty bez swoich wspomnień.

Teraz też nie stał. Ruszył do siedziby Szczurzego Pan. Może Glyth uważał, że jest niegroźny ale o żadnym obłąkanym nie można rzec czegoś takiego.

Idąc w kierunku dworzyszcza zamarzył o kąpieli i nowych ubraniach bo jeszcze trochę i będzie chodził nagi. Specjalnie wstydliwy swego ciała nie był ale jakaś etyka obowiązywała. Etyka i poczucie godności.

Bagna zamieniał na szaleńca.

I poszukiwanie Tunelu.

Most chwiał się i trzeszczał. kilka razy musiał przeskoczyć nad jakąś dziurą. Na szczęście deski wytrzymały. Dość szybko znalazł się na wyspie. Dworzyszcze było teraz stertą kamieni i zbutwiałego drewna. Zachowały się mury obronne i brama. Od razu zobaczył wielką pajęczą sieć zasłaniającą całe wejście. Nie zachęcała do skorzystania z tej drogi. Alternatywą była wspinaczka po wysokim na około dwa i pół metra, rozpadającym się murze.

Popatrzył w kierunku wejścia i gęstej rozpostartej po całym otworze sieci a potem w kierunku rozpadającego się muru.
Wybrał to drugie szukając wcześniej jak najbardziej dogodnego i łatwego do wspinaczki miejsca.

Przeszedł na drugą stronę bez problemu i znalazł się na zdewastowanym dziedzińcu. Wszędzie było pełno zielska. Suche badyle, pokrzywy i inna roślinność przebijała się przez kocie łby na dziedzińcu, rosła gęstymi kępami pod murami i pleniła się wysoka pod resztkami domostwa. Na mury wspinał się bluszcz, dziki i wyschnięty.
Tobias poczuł, że jeżą mu się włoski na karku.
Coś tutaj było. Czuł to. Czaiło się w cieniu budynku zarośniętego zielskiem. Gdzieś tam w mroku zdewastowanych ścian, pokruszonych murów i kamieni. Obserwowało go. Czujne i głodne. Czuł to i nie podobało mu się to uczucie.

“Tak… tutaj możesz skończyć swoją historię Wachlarzu. Tutaj może się okazać, że pierdolnięcie z wysokości było śmiertelne. Cholerny Frodo włazi do jaskini Szeloby. Nieprzygotowany. Jebać to. Jebać wszystkie pierdolone tajemnice tego świata ukryte w jego głębokiej dupie” - z pochmurnymi myślami rozglądał się po murach dworzyszcza szukając okna do którego mógłby wskoczyć. Nie miał ochoty spotykać się z Panem Szczurem a jedynie wejść do Tunelu i wyleźć choćby w kazamatach Maski. Wszystko tutaj co dotychczas spotkał było nacechowane zdradą, drugim dnem i walką o pieprzoną władzę nad cholera wie czym. Jakby sami szaleńcy żyli w tym świecie światów. Pełni żądzy władzy szaleńcy.
Nie było jednak odwrotu, bo na bagnach za jego plecami czekała go również śmierć. Powolna.
Znalazł jedną z okiennic wyglądających o wiele gorzej niż pozostałe. Na pierwszym piętrze. Wziął rozbieg i skoczył.

To co było głodne jeżeli chciało się najeść będzie musiało się trochę pofatygować. Nie miał zamiaru samemu położyć się na tacy.

Jak chcą smakować to muszą go na niej położyć.

Siłą..

Skok się udał i po chwili był już w zrujnowanym korytarzu. Śmierdziało zgnilizną i czymś starym, zepsutym, zjełczałym. Poza tym jednak było cicho. Nienaturalnie cicho. Jednak nie. Po chwili usłyszał coś. Jęk. Niezbyt głośny. Bolesny. Dochodził gdzieś z mrocznego wnętrza budynku.

Tobias otrzepał to co zostało z jego ubrania i stąpając ostrożnie by nie poranić sobie o coś gołych nóg ruszył w kierunku jęków, które posłyszał. Oprócz podłogi miotał wzrokiem po mijanych pomieszczeniach szukając czegoś co mogłoby posłużyć mu za broń albo źródło światła.

Pomieszczenia były puste. Ani mebli. Ani sprzętów. Niczego, poza gołymi ścianami i grzybem. Odgłosy doprowadziły go do jednej z sal. Ponurej i zdewastowanej, jak wszystko wokół. I wtedy zobaczył strzępek mięsa w kształtach zbliżonych do ludzkich. Strzęp mięsa odziany był w poszarpane, dziurawe łachmany i dlatego Tobias widział, że strzęp mięsa jest strzępem mięsa. Widział zakrwawione, zaropiałe ciało. Ręce, nogi, twarz - wszystko było jednym wielkim no... strzępem. Z poharatanych, pokrytych strupami, zaropiałych ust wydobywał się ten przejmujący, żałosny, przeciągły jęk.

Oczy rozszerzyły mu się mimowolnie z przerażenia. Przełknął resztki śliny przepuszczając je przez wysuszone gardło.

- Szczurzy Pan? - powiedział niezbyt głośno bojąc się jakichkolwiek większych hałasów w tym zapomnianym przez cokolwiek miejscu.

Skowyt przycichł. Strzęp poruszył się i w stronę Tobiasa spojrzały dwie dziury. Wyrwane oczodoły postrzępione gnijącą tkanką. Z ust wydobyło się jękliwe łkanie połączone z czymś, co brzmiało jak syk, a od czego robiło się nieprzyjemnie w żołądku. Nawet jeśli były to słowa, Tobias nie był w stanie zrozumieć niczego.

- Nie rozumiem tego co mówisz. Straszne rzeczy Cię dopadły - rozejrzał się czujnie nie będąc do końca pewien czy nadal nie ma tutaj żadnego zagrożenia.

- Stałeś się strzępkiem władcy, Szczurzy Panie - Akrobata odezwał się po chwili ponownie zwracając się imieniem władcy domeny choć nie wiedział czy to coś co widniało przed nim, było nim - Przybyłem do ciebie chcąc skorzystać z bramy, choć z tego co widzę to i pewnie wkroczenie w nią jest cholernie niebezpieczne.
“I stanąłeś między młotem a kowadłem” - pomyślał zrezygnowany.

Strzęp przesunął się powoli, powłócząc za sobą pogruchotane, źle zrośnięte, bezwładne nogi. Pełznął na brzuchu, wydając z siebie przenikliwe skowyty. Szurał gdzieś w bok, jakby chciał się ukryć przed wzrokiem i słowami intruza. Albo... jakby chciał coś mu pokazać.

“Chcesz mi coś pokazać czy kierujesz mi ku mojej zgubie chroniąc swoją marną egzystencję?”

- Chcesz mi pokazać gdzie znajduje się tunel? - postąpił kilka kroków w jego stronę dając zgodę na prowadzenie się przez niego ale nadal zachowując ostrożności.

Pełzł powoli. Jęcząc, zawodząc, wyjąc z bólu. Podpełzł dalej, przez zrujnowane drzwi, po brudnej posadzce, czepiając się wykoślawionymi rękami płyt podłogi. Powoli, cal po calu. Kawałek po kawałku znacząc kroplami ciemnej posoki swoją drogę. Aż w końcu, po boleśnie długim czasie, dotarł do innej komnaty, dwa pomieszczenia dalej. Tam, na ścianie. Tobias ujrzał krąg wymalowany farbami. Wyglądający niczym jakiś fantastyczny układ planetarny. Każda kula - planeta, miała inną barwę i wielkość, lecz ustawione były na jednej orbicie. Jak wykres cyklu dobowego a nie schemat nieznanego układu ciał niebieskich. W środku tego dziwacznego schematu widniała spirala. Poruszała się szaleńczym tempem.


“Niczym ślimak znaczy tor swojego przejścia” - pomyślał okrutnie i przeklął swój strach przed tym by wziąć tą smutną i ponurą namiastkę bytu w ramiona i poprowadzić do miejsca w którym by mu wskazała.

Był słaby.

Bał się.

- Czy to jest oznaczenie cyklu? Wskazuje, że koło się obraca do czasu aż Róża znowu zakrwawi? I ta szaleńcza spirala oznaczająca obłęd? To jest Tunel? A tutaj? Co stało się tutaj? Czy to Maska spowodowała upadek tego miejsca - strzelał serią pytań jak z karabinu.

- Wwwwwwjjiiiii - odpowiedzią był przenikliwy, pełen bólu jęk.

- Co głupku chciałeś usłyszeć? - szepnął oskarżycielsko do siebie pod nosem - Nie rozumiem - dodał już głośniej - Nawet nie jestem w stanie ci pomóc bo nie wiem jak - popatrzył na leżącego na ziemi i znowu na ścianę na symbol i tą cholerną mamiąca oczy spirale niczym przyrząd do hipnozy - Zadam Ci pytanie i chcę byś kiwnął głową na tak lub nie. Czy to jest Tunel? - spojrzał na Szczurzego Pana.

Głowa poruszyła się. Kiwnęła. Gibnęła.

- Jesteś Szczurzym Panem? - zadał kolejne pytanie choć w sumie nie wiedział po co bo łatwo można było go okłamać. Czekał jednak na odpowiedź

Kolejne gibnięcie.

- Chcesz żebym Cię stąd zabrał? - wahał się przez chwilę by zadać to pytanie.

Głowa poruszyła się w drugą stronę.

- Czy to wszystko spowodowała Maska? - powiódł ręką po zniszczonej komnacie.

Ponownie zaprzeczenie.

Tobias ponownie spojrzał na ścianę z malunkiem i ruchomą spiralą. Potem przeniósł wzrok na to coś, pokaleczone, owrzodzone, trzymające się kurczowo życia. Jak szczur. Stał się podejrzliwy albo raczej był podejrzliwy. Ot tak ktoś umierający w bólach i męczarniach przepełz kawał podłogi po to by wskazać nieznajomemu ścianę z Tunelem? Coś co ledwo mówiło i podawało się za władcę tego domostwa. Nie wierzył w dobrą wolę tej istoty, przynajmniej nie w pełni. Greyson był jednak już cholernie zmęczony i głupi na to co powinien zrobić. Był sam, pusty we wspomnienia, nie odczytywał żadnych wskazówek albo ich po prostu nie było.

- Kto ci to zrobił? Napisz mi jak trzeba! - podniósł w bezsilności głos - zrób to albo zabiorę cię ze sobą do Maski! - zagrał jeszcze jedną kartę.

Z poranionych ust wydobył się gardłowy pomruk. Jękliwy lecz zawierający jakąś groźną nutkę. Ostrzeżenie? Groźbę? Nie potrafił odgadnąć. Okaleczona ręka uniosła się w górę. Drżący patyk oblepiony kawałkami mięcha. Połamany, szponiasty palec wskazał spiralę. Z gardła wydobył się pomruk.

- Nie wiem co to jest. Niebezpieczeństwo? - wrzało w nim straszliwie. Starał się jak tylko mógł tłumić te emocje. One nie przynosiły nic dobrego. Nie był Enochem.

Z ust wydobyła się ta sama fala jęków. Ręka opadła. Jej właścicielowi zabrakło sił. Legł teraz, bezwładny wór pociętego, gnijącego mięsa i jęczał boleśnie, żałośnie, rozdzierająco.

- Współczuje ci - odpowiedział po chwili milczenia - Nie wiem czy byłeś dobrym władca? Czy szanowałeś życie? Nie powinieneś jednak tak skończyć. Odpowiedz mi tylko jeszcze na jedno pytanie. Był tutaj Simeon Czarne Drzewo?

Przeczący ruch głową. Na więcej najwyraźniej nie miał już sił.

Tobias bez żadnego słowa podszedł do malunku na ścianie i go dotknął.
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 22-08-2017, 15:02   #189
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Do obozu napływał szeroki jak Amazonka i barwny niczym kanał ściekowy za fabryką dywanów strumień ludzi. Wodzowie, wojownicy, ciury obozowe i markietanki defilowali przed Var Nar Varem i Enochem, dumnie prężąc się i demonstrując gotowość do walki gromkimi okrzykami i zawołaniami wojennymi, a karczemnymi wywołując salwy śmiechu zebranych tłumów. Barwna różnorodność typów, charakterów i ras pobudzała ciekawość i wyobraźnię Enocha. Nic więc dziwnego, że coraz bardziej ciążyły mu obowiązkowe powitania nowo przybyłych wodzów, a chęć zerwania nieustannie narastała. W końcu, dopiero późnym wieczorem, gdy morze wypitego alkoholu rozluźniło atmosferę na tyle, by jego obecność nie była już niezbędna, wyślizgnął się z dusznego namiotu. Strażnicy spokojnie skinęli mu głowami, lecz ledwie dał parę kroków w tłum, zaraz się okazało, że nie każdy podziela ten spokój.
“...Enoch… Ognisty… Wieloświatowiec… największy wojownik…” szepty i pomruki docierały zewsząd do jego uszu. Każdy chciał złożyć mu wyrazy uznania, poklepać po ramionach, przyciągał uwagę gdzie się tylko pojawił. Szczęście, że nie słyszeli tutaj o smartfonach, to chociaż nie musiał pozować do selfików.
Nie zdawał sobie sprawy, jak niewygodne może być bycie celebrytą. Jego wcześniejsza sława drugoligowca, była co najwyżej półcelebryctwem. Znali go znawcy i sympatycy, co potrafiło życie ułatwić i uprzyjemnić. Słodki smak wspomnień wywołał nikły uśmiech na jego twarzy, a smukła, choć z ramionami potężnymi jak u Pudziana, wojowniczka, biorąc to za wyraz sympatii do siebie, rzuciła mu się na szyję. Bliskość pachnącego łąką i koniem, i w jakiś cudowny sposób miękkiego pomimo muskulatury ciała, sprawiła, że odruchowo pocałował koralowe usta. Odpowiedź kobiety była równie świadoma co namiętna. Nie myślał już o ciekawskich oczach - pragnienie, które narosło niczym fala tsunami zmyło wszystko pozostawiając tylko twarde skały pożądania.

<3 <3 <3

Pożegnała go roziskrzonym spojrzeniem i całusem posłanym dłonią od roześmianych warg. W ostatniej chwili przed wyjściem poprawiła jeszcze koszulę chowając odsłonięte piersi i dumnie wkroczyła w świat poza jego namiotem. Nie poznał imienia tej wspaniałej wojowniczki, lecz wiedział, że nigdy o niej nie zapomni, że jeszcze długo będzie łamał głowę nad zagadkami nie do końca ludzkiej anatomii. Być może do końca życia, lub jeszcze lepiej do następnego spotkania. Tak, to drugie uśmiechało mu się dużo bardziej.
Posłaniec od Var Nar Vara przyszedł tuż zaraz i choć wyrwał go z przyjemnego letargu, to i nie zepsuł mu humoru. Ubrał się jak najszybciej i nie przestając uśmiechać się pośpieszył na spotkanie z wodzem ludu Nar. Co więcej, każde kolejne usłyszane słowo sprawiało, że jego uśmiech stawał się coraz bardziej szeroki.
- Wchodzę w to! - odparł z entuzjazmem. - Na to właśnie czekałem. Maska się wkurzy gdy jego zwolennicy albo się do nas przyłączą, albo zginą. To zmusi ją do nieplanowanych działań.
 

Ostatnio edytowane przez cyjanek : 22-08-2017 o 15:54.
cyjanek jest offline  
Stary 26-08-2017, 08:57   #190
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nie omieszkała skorzystać z tego, że na razie będzie mieć spokój. Musiała tylko znaleźć jakąś drogę powrotną do swojego poprzedniego świata. Bo supermoce - spoko fajnie. Zajebiście wręcz, do czasu jak nie wpieprzy się przypadkiem czy po drodze w jakieś niezrozumiałe dla niej intrygi, czy poprawniej mówiąc - gówno. No albo nie potrafisz skorzystać ze swoich rzekomo potężnych zdolności, a jedyną mocą jaką się ma, to wpieprzanie się po uszy w kolejne tarapaty.
Na razie ruszy do tej całej przełęczy z wizji, zobaczy, o co chodzi. Kierowała ją tam głównie szczeniacka ciekawość. I trzymała za to, żeby Szymon nie stanął jej na drodze - chociaż była przekonana święcie, że co jak co, ale Szymon nie uzna dnia za udanego, jeśli jej nie pokrzyżuje planów czy nie zburzy spokoju. Albo nie zarżnie jakiej wioski i spali jej mieszkańców.
Znajdowała się w tym świecie kilka dni, a już zdążyła się przekonać, że i na tym świecie nie ma dla niej miejsca i najpewniej nie było, mimo zapewnień co niektórych stworzeń, nawet ten żółwiowaty mówił, że zabiła jakiegoś Terminatora czy tam Dominatora. No ale dziewczyna nie była jakoś przekonana co do tej wersji zdarzeń. Jak już, to raczej do tej, że zrobili rozpierdol, prawdopodobnie niepotrzebny. I szykuje się kolejny, który poza paroma trybikami niczego tak naprawdę nie zmieni. Byli gównianymi mocarzami, skoro nie mogli nic z tym zrobić, więc po jakimś czasie Lidię nadeszło jedno, ale zajebiście ważne pytanie.
Czy nie lepiej rozpierdzielić to Dominium na dobre, by już nigdy więcej nie było żadnego Cyklu, a Róża mogła się raz ostatni wykrwawić, zemrzeć na amen i już nigdy nie odegrać żadnej roli?
Postanowiła wznieść się w górę, by poobserwować otoczenie. Wówczas podejmie decyzje, gdzie by tu polecieć.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172