Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2017, 17:17   #81
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Cigogne bez problemu wrócił do swojego leża, kiedy dotarł przed swój mały ołtarzyk spokojnie położył na nich nową zdobycz. Jeszcze świeży, ale proces gnilny już się zaczął. Sięgnął po sztylet i jednym zgrabnym ruchem rozciął ubranie denata., po zapachu chyba zaczynał już gnić za życia. Ułożył sztylet na piersi zmarłego i rozpoczął inkantacje.
- lasciare che l'acqua amara della morte si trasforma in un acqua dolce della vita, lasciare che l'acqua amara della morte si trasforma in un acqua dolce della vita, lasciare che l'acqua amara della morte si trasforma in un acqua dolce della vita... - nie przerywając pieśni, wziął sztylet i zaczął wycinać symbole na skórze zmarłego, po kilkunastu minutach kończyny, tors i twarz martwego mężczyzny były pokryte bliznami, a Kapadocjanin nie przerywał inkantacji. Położył dłoń na brzuchu dentana i rozpoczął delikatnie masować jego mięśnie, po chwili zwiększył nacisk, aż w końcu pazury wampira przebiły skórę zwłok i zagłębiły się w trzewiach. Zapach wydobywający się z wnętrza powaliłby śmiertelnego, ale Cigogne nie spowalniał. Jego dłoń natrafiła na wątrobę denata, którą mocno ścisnął pozwalając sokom wypłynąć na zewnątrz, kiedy cofał rękę to samo zrobił z żołądkiem. Minęło pół godziny odkąd rozpoczął inkantację, kiedy zamilkł spojrzał na swojego gościa z uwielbieniem. Rytuał ożywił stężałą krew denata, oraz zamienił wszystkie nieczyste płyny, wszystkie soki gnilne w słodką, słodką Vitae. Nie wiele się zastanawiając zagłębił kły w szyję denata i zaczął pić.
Szkarłatnego, chłodnego płynu było dostatek, by zaspokoić tej nocy pragnienie. Nie był to napój wytrawny, ale jednak zaspokajający podstawowe potrzeby.
Zadowolony Cigogne ułożył dłoń na czole swego posiłku, sięgnął po sztylet i rozciął swój nadgarstek. Pozwolił swojej Vitae skapnąć na zwłoki i nakazał jej usunąć dowód swego dzieła.
Po kilku chwilach na ołtarzu leżała tylko kupka popiołu, którą Kainita zdmuchnął. Kolejna noc, pełna udręki, nerwów i głupoty… Cigogne zastanawiał się, czy ten mały cmentarz odpowiadał jego potrzebom, kiedy zamykał oczy u boku jednej martwej lordówny. Jutro… jutro, poszuka czegoś...
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 27-06-2017, 20:33   #82
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Przed kościołem św Ducha na Gabriela napatoczył się jakiś żebrak, niesłychane, że nawet w środku nocy w tak okropną pogodę znajdzie się taki. Gabriel dał mu jałmużnę oraz pochylił się nad biedakiem w geście wzięcia od niego w zamian nieco vitae… na tym nie najlepszym ze światów nie ma nic za darmo.
- Szczęściarz, jedzenie samo wchodzi Ci w ręce - mruknęła Olena, która właśnie sobie uświadomiła, że tej nocy jeszcze nic nie piła. Wprawdzie nie była jeszcze głodna, lecz ponieważ nie wiedziała kiedy zdarzy się następna przekąska, każdego poranka lubiła zasypiać napełniona.
Gabriel powstrzymał ją gestem wyciągniętej dłoni.
- Słyszałem krzyk, między nami a domem Ziemowita. Przyjacielu masz tu kolejnego miedziaka. Pójdziesz do tu Gabriel podał pewien adres, powiedz jej - pochylił się i wyszeptał mu wiadomość. Gdy żebrak się oddalił zapytał Oleny:
- Masz Pani ofensywne moce? - zwrócił się Gabriel do Oleny
Olena szepnęła mu coś do ucha.
- Wybacz mą ostrożność, ale spokrewnieni mają tyle zdolności nawet w tej chwili możemy być podsłuchiwani przez jakiś krewniaków skrytych w cieniu.
- Strzeżonego pan Bóg strzeże, tak mówią - Jan uśmiechnął się lekko spod kaptura, po czym skierował wzrok w kierunku, z którego dobiegł ich odległy krzyk.
Po chwili szeptanych ustaleń ruszył pierwszy, szybkim krokiem zagłębiając się w ciemności feralnej ulicy Żydowskiej, by następnie skręcić ku rynkowi i w Grodzką. Zdjął z pleców łuk i nałożył strzałę na cięciwę, wyostrzając wampirze zmysły.
Gdy zaś po chwili spokrewnieni rozejrzeli się wokół siebie nie zauważyli stojącej jeszcze przed chwilą z nimi Oleny. Nic dziwnego nie była ona szczególnie odważną wampirzycą i pewnie uciekła by ukryć się w swoim leżu. Szczególnie teraz, gdy najprawdopodobniej w mieście był łowca.
Jedynym co trójca napotkała, był pokaźny rów w ziemi, na skrzyżowaniu dwóch między domowych alejek oraz silna woń świeżej vitae, unosząca się w zjonizowanym, burzowym powietrzu. Rów zaś szybko wypełniał się wodą.
- Dziwne - rzekł Jan do dwójki towarzyszy, przyglądając się świeżo rozkopanej, pachnącej krwią ziemi. - Nie powinniśmy zaczekać na naszego czwartego sojusznika? - zapytał starca.
- Nie - odpowiedział spokojnie Gabriel. - Wieści posłane, zaufajmy Bogu. Sami ruszajmy do Ziemowita.
Jan skinął głową, znów ruszając przodem.
 
Icarius jest offline  
Stary 27-06-2017, 22:15   #83
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Doszedłszy do domu Ventrue, spokrewnieni zobaczyli jakiegoś nieznanego sobie mężczyznę stojącego pod drzwiami. Obcy najwyraźniej pukał.

Jan, który szedł pierwszy, przyczaił się natychmiast za rogiem sąsiedniego domu. W szarym płaszczu zlał się z ciemnym tłem nasączonej mżawką nieoświetlonej ulicy.
Gestem dłoni dał znać pozostałej dwójce, by również się zatrzymała i położył palec na ustach. Wyostrzył słuch, by dosłyszeć słowa, jeśli jakieś padną. Wyglądając zza winkla oczami wejrzał w duszę mężczyzny, czytając w jego emocjach i aby rozpoznać czy jest zwykłym śmiertelnikiem czy kolejną z nawiedzających to miasto nadnaturalnych istot.

- ...Lepiej zawołam… - posłyszał jeszcze Jan z ust nieznajomego, który ewidentnie był wampirem…
Jego aura promieniowała gniewem.
- … prędko! - Grek wychwycił jeszcze strzępek dochodzącej zza drzwi odpowiedzi, której autor brzmiał trochę przynajmniej jak Ziemowit.

Za sobą usłyszał szept Gabriela:
- Mogę wyjść upewnić się co się dzieje, będziecie mnie osłaniać z ukrycia. Druga alternatywa to czekanie.
- Na razie poobserwujmy - odszepnął Jan, nie odrywając wzroku od podglądanej sceny.

-...by...a… wno? Le...two...ż ...ak…. luje…. życi… ...osie? ...ś wny, że… y… ujesz sw… ...ciem? - mówił do drzwi nieznajomy.
Chwilę później z wrzaskiem rzucił się co dalej od progu, w tym samym momencie drzwi uchyliły się i przeszła przez nie zakapturzona postać.

Jan nie wychodząc zza rogu, a jedynie wychylając się, wymierzył w nią z łuku i zerknął pytająco na Gabriela.
Ów zaś wyrwał do przodu ku wynurzającemu się z ziemowitowego progu wampirowi. Duchowny miał obnażone kły i najwyraźniej zamiarował tak po prostu, w tą jesienną deszczową noc zagryźć zakapturzonego. Jednak nienawykłemu do karczmiennych zapasów Kainicie, nawet mimo nadludzkiej siły czy szybkości nie udało się chwycić mężczyzny za mokre odzienie.

Wtedy jednak w odsłoniętą pierś Erebosa (którego kaptur opadł w czasie gwałtownego ruchu) poszybowała strzała z łuku cierpliwie przyglądającego się całej sytuacji Jana. Strzał nie tylko wydawał się niemożliwy, ale zwyczajnie taki był, nie tylko dlatego, że wykonał go nie człowiek ale stworzenie nocy ale również dlatego, że temu konkretnemu synowi Kaina, mimo iż nie obce było łucznictwo, to sam nie podejrzewał siebie o taką precyzję w tak stresującej przecież sytuacji. O warunkach pogodowych nawet nie wspominając. Ereb z zastygłym wyrazem zdziwienia i uniesioną brwią opadł jak posąg na mokrą od błota i pomyj ziemię.

Zaraz za nim z drzwi wynurzyła się dzierżąca w dłoni szablę Olena.
Gabriel dla pewności momentalnie wbił krucyfiks w serce Erebosa. Ten był zbyt niebezpieczny by ryzykować.
Olena ścisnęła w dłoni szablę.
- To zwierzę zabiło naszych, widziałam jak ich ciała rozpadają się w proch od jego miecza! Georg i Ziemowit odeszli na zawsze, teraz pora na niego...
Następnie przypadła do jego gardła i zaczęła pić.
Kiedy wampirzyca łapczywie piła starożytną krew Ereba nawet nie spostrzegła, że jego klatkę piersiową zaczyna trawić ogień, płomienie jednak nie tykały nikogo poza samym Erebosem.

Zdziwiony Gabriel wyciągnął krucyfiks z Erebosa, który przestał płonąć. Starzec stanął zszokowany za Oleną. Nie do końca wiedział co było dla niego bardziej dziwne. Erebos którego ogarnęły płomienie. Czy nagły entuzjazm Oleny. Podejrzewał wampirzycę o zdradę i natychmiast zareagował.
Duchowny, niczym wąż z rajskiego ogrodu, zdradziecko dźgnął niczego nie spodziewającą się wampirzycę w plecy, z lekarską precyzją sięgając jej martwego serca. Olena zdążyła jeszcze wygiąć się w łuk, nim zastygła w bezruchu.

Tymczasem, z wypalonej krucyfiksem piersi Erebosa wypadła janowa strzała… którą ów natychmiast chwycił w dłoń i wbił z powrotem, tam gdzie obok wypalonej mocą krucyfiksu dziury powinno znajdować się teraz serce Ereba. Zajęci walką nie dostrzegli nawet jak znalazł się tuż obok nich.

Gabriel podszedł do Jana podnosząc szablę Oleny. Uniósł ją nad ciałem Erebosa.
- Możemy go zabić na miejscu lub okaleczyć i posłać w Torpor. Zdecydować później co z nim zrobić. Nie wiemy co zrobił innym i czy jest to odwracalne. - powiedział wyczerpanym głosem.

Jan czuł jak jego własne nieumarłe serce podchodzi mu do gardła na myśl o tych wszystkich okropnościach i przemocy, oraz łatwości z jaką Gabriel o niej mówi, o łatwości z jaką Olena rzuciła się na Erebosa.
Byli zwierzętami, nieśmiertelnymi zwierzętami, niczym więcej. Sam Jan dał się na moment opętać tej gorącej krwi płynącej w ich żyłach. Ale gdy bezpośrednie zagrożenie ustało, opamiętał się. Wyjął z kołczanu i wbił drugą strzałę w to co co zostało z piersi Erebosa, by upewnić się, że ten pozostanie unieruchomiony i spojrzał na Gabriela.
- Wciągnijmy ich do środka - wskazał skinieniem głowy na otwarte drzwi domostwa Ziemowita.

Gabriel zmęczony skinął głową, jednak bacznie przyglądał się Erebosowi. Bał się go już po pierwszym spotkaniu. Zrobił wszystko żeby go zatrzymać. Czy to był koniec? Sam nie wiedział.
Kiedy jednak chwycił ciało starego wampira to rozpadło mu się w rękach. Jan na ten widok aż odskoczył, na jego twarzy odmalowywała się groza. Być może przecież właśnie byli świadkami, czy wręcz sprawcami, końca tysiąca lub więcej lat egzystencji. Gorzkie przypomnienie tego co kiedyś czeka ich samych.

- Rozejrzyj się po domu. Odłożę Olenę na bok - powiedział Gabriel przewieszając ją sobie przez ramię. Był obecnie piekielnie silny - Szukamy Ziemowita i Georga, to taki wampir o chyba mongolskich rysach. Skoro nie dołączył do walki. Erebos dopadł go pierwszy. Musi być tu albo na zewnątrz.
Jan tymczasem zamknął za nimi drzwi i obszedł domostwo.
- Obawiam się, że ich znalazłem - odezwał się po chwili zimnym jak lód głosem. - Szaty i kupki prochu.

Po Gabrielowym policzku spłynęła krwawa łza.
- Musimy mieć pewność. Przeszukajmy dom, kto wie co tu znajdziemy. - rozejrzał się też czy nie leży tu gdzieś miecz.
Jan wraz z nim przeszukał dokładniej dom.
W domu było całkiem sporo kosztowności, ale ni śladu żywego ducha… czy też nieżywego.
Medyk zgarnął do sakwy złoto i srebro (w czym pomagał mu Gabriel), uznając widocznie, że bardziej przyda się szpitalowi niż tutejszemu wojewodzie, po czym wraz z Gabrielem stanął nad ciałem zakołkowanej Oleny. Wyglądało na to, że celowo z tym zwlekał, przeszukując domostwo dłużej niż było trzeba, aby zebrać myśli. Rzucił w powietrze srebrną monetę, która wylądowała na przebitych krucyfiksem plecach wampirzycy. Spojrzał na wynik. Reszka.

- Dajmy jej się wytłumaczyć - rzekł do Gabriela. - Być może poniósł ją szał.
- Jest młoda, nie chce jej skrzywdzić. Choć nie wiem czy nie obróci się przeciwko nam. To szalone miasto.
- Szalone, lecz dość na dziś śmierci - Jan przyklęknął nad ciałem młodej wampirzycy, kierując dłoń ku wbitemu w jej plecy krucyfiksowi.
Duchowny powstrzymał go gestem dłoni.
- Ja jej to zrobiłem. Więc to moja rola. - Pochylił się nad świadomą Oleną. - Moja droga teraz cię uwolnię. Porozmawiamy. - i wyciągnął krucyfiks.
 
Bounty jest offline  
Stary 28-06-2017, 07:57   #84
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Olena zamrugała powiekami. To było naprawdę interesujące doświadczenie które da sumpt do jej nowych badań. Przez chwilę milczała po czym spojrzała na Gabriela i zapytała cicho:

- Dlaczego mi to zrobiłeś czy nie poszłam na tą misję w dobrej wierze ryzykując swe życie dla twego słowa? Czy tak jak ustalaliśmy nie stałam za plecami Ereba gotowa aby zadać mu cios? Usiekliście go niespodziewanie sprawnie, przyznaję nie spodziewałam się że pójdzie nam to tak łatwo. Zobaczyłam, że leżał, że niewiele czasu zostało mu do śmierci a moim zdaniem marnotrawstwo Vitae to grzech więc postanowiłam się pożywić aby się nie zmarnowało zwłaszcza że dzisiejsza noc kosztowała wiele … wysiłku. I z ręki sojusznika spotkał mnie kołek więc zapytuję dlaczego?

- Czy rozróżniasz moja droga czym jest marnotrawstwo a czym jest diabolizm? - zapytał Gabriel.

- Diabolizm to wypicie czyjejś duszy, nawet gdybym chciała nie zdążyłabym z racji na jego stan. Inna sprawa że nas było troje i starczyłoby dla wszystkich a on i tak już umierał więc jaka byłaby to dla niego szkoda gdybyśmy się na nim nasycili - spojrzała na Jana - Ilu więcej ludzi mogło by przespać spokojnie tą noc i następne. Tak to prawda nienawidzę marnotrawstwa.

Gabriel patrzył na Olene niczym na dziecko.
- Wiesz z jakiego klanu był?

Pokręciła głową, skąd miała wiedzieć na spotkaniu widziała go pierwszy raz w życiu
- Nie był Nosferatu ani Tzimisce ... chyba.

- Jest jeden klan na którego członków poluje się bez wyjątku. Jeden który służy samym demonom. To był Baalita Oleno. Najgorszy rodzaj wampirów jako możesz spotkać. Gdybyś wchłonęła jego duszę, byłabyś narażona na utratę… siebie. Ostrzegłem cię przed śmiercią i zaprosiłem do wspólnej walki. Spójrz jak skończył Ziemowit. Któremu duma nakazała nie słuchać rady starca. Byłaś w mojej mocy, nikt Cię nie zjadł ani nie nałożył więzów krwi. Jesteś jaka byłaś dzięki temu krokowi.

- W dodatku, gdybyś zrealizowała swój zamiar każdy posiadający moc wejrzenia w duszę rozpoznałby w tobie diabolistkę - dodał Jan. - Przez wiele lat czarne wstęgi przecinałyby twą aurę niczym piętno złoczyńcy.
- Teraz Ty mi odpowiedz, bo będą tacy którzy mogą chcieć zemsty
- podjął Gabriel. - Gdzie miecz Erebosa, którym zabił naszych przyjaciół?

Olena wskazała dłonią na miejsce w którym ostatnio widziała miecz
- Baalita. .. nie znam tego klanu…

- Pozostało ich niewielu, na szczęście
- powiedział Jan. - Niegdyś gromadzili pogańskich wyznawców, którzy oddawali im cześć jak bogom, tak jak Erebos. Infernaliści, słudzy diabła. Nie przestrzegali Tradycji, diabolizowali innych Spokrewnionych. W końcu wszystkie klany zjednoczyły się przeciw nim i niemal wytępiły. Jeśli zabicie Krewnego może być usprawiedliwione to właśnie jest taki przypadek.
Przykucnął przy wampirzycy.
- Cierpisz, Oleno. Uleczę twoją ranę, jeśli mi pozwolisz.

Olena uśmiechnęła się w geście przyzwolenia. Ból rany po kołku był bez znaczenia na tle tego czego doświadczała w zamku Tzimisce jednak gest bezinteresowności ją w pewnej mierze wzruszył. Ten Jan był inny od pozostałych Spokrewnionych jakich poznała i była naprawdę zdziwiona, że udało mu się przeżyć tak długo będąc tak absurdalnie ludzko wrażliwym.

Jan położył obie dłonie na ranie i wyszeptał kilka niezrozumiałych słów. Po dłuższej chwili krwawa dziura ziejąca w plecach wampirzycy zaczęła się zasklepiać aż zrosła się zupełnie.

- Zatrzyjmy ślady tego co się tu wydarzyło i zbierzmy prochy Georga i Ziemowita - powiedział. - Zasługują na godny pochówek.
- Prochy Georga wezmę muszę je komuś zwrócić. Tak samo jak jego miecz- skoro Ziemowit ani Erebos… nie chodzili z bronią. Ten musiał należeć do Georga. - Ziemowita pochowamy na cmentarzu. W honorowym miejscu dla szlachty. Resztki plugawego Erabosa, rozrzucimy za miastem. W kilku miejscach. Sprzątamy i choćmy się naradzić do Św Ducha.
Wspólnie zatarli ślady, tak by dom wyglądał jakby Ziemowit po prostu wyjechał w pośpiechu. Starli krew z podłogi. Prochy zabitych trafiły do znalezionych naczyń - prowizorycznych urn. Ich ubrania do worków, które zabrali ze sobą aby później spalić.

Po drodze do Św Ducha.. Gabriel zaczął rozmowę.
- To była ciężka noc. Jak widzicie przyszłość miasta dalej? Dzisiejsza narada zamieniła się w farsę. Zasady jakieś ustalić jednak trzeba.

- A przede wszystkim powiadomić wszystkich o tym co się wydarzyło -
rzekł Jan, objuczony workami i zdobyczną bronią, po czym spojrzał na Olenę. - Jak właściwie dostałaś się do środka?

- Weszłam przez okno pod zasłoną ciemności, niestety dla naszych było już za późno więc czekałam na odpowiedni moment by zaatakować Ereba tak aby nie dać się zabić.


- Mam nadzieję moja droga, że rozumiesz dlaczego tak gwałtownie cię powstrzymałem. W szale krwi dyskusje nie są najlepszym rozwiązaniem. Natomiast Baali, starszy w dodatku… Skaziłby cię od środka. Splugawił twoja duszę. On byłby częścią Ciebie na wieki. Za jego pośrednictwem demony znalazłby drogę. Uwierz mi natomiast, że tego każdy spokrewniony powinien się panicznie bać. Nawet najbardziej mroczny.

Olena wzdrygnęła się w widoczny sposób i nic nie odpowiedziała.
- Co dalej? - zapytała - Ten wasz sojusznik, do którego wysłaliście wiadomość... trzeba by go poinformować o tym co tu zaszło.

- To był Georg
- wyjaśnił Jan ze smutnym westchnieniem. - Ale był tam ktoś jeszcze. Gabrielu, czy możesz już nam zdradzić kim był ten Spokrewniony, który pukał do drzwi Ziemowita?

- Przyjacielem proszącym o dyskrecję. Starzy, ludzie jak i wampiry mają swoje tajemnice. By zdradzić wam kolejną, muszę mieć jego zgodę. Chciałbym też wiedzieć czy Olena… Chce być z nami w sojuszu. Czekają nas ciężkie decyzje. Dziś zaczęło się porządkowanie miasta. Każdy musi znaleźć swoje miejsce.

Olena spojrzała na Gabriela
- chciałabym być w tym sojuszu i dlatego aby okazać swą wolę zdradzę wam ostatnie słowa wypowiedziane w stronę drzwi gdy odcinał głowę Gregorowi - pochyliła się bliżej rozmówcy i szepnęła. - rozumiem że w naszym sojuszu na szczerość odpowiada się szczerością bo na razie prawdę powiedziawszy z waszej strony widać tylko tajemnice… - w jej głosie nie było słychać urazy a jedynie stwierdzenie faktu.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 28-06-2017 o 08:01.
Wisienki jest offline  
Stary 28-06-2017, 16:12   #85
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
RIGÓ

Skryta przed światem w ciszy własnego domu miała wreszcie czas na odpoczynek po tej fatalnej nocy, która jednak całkowicie zmarnowana nie była. To, co zobaczyła krążąc po innej części Płocka okazało się odkryciem godnym zbadania swej natury. Gdzieś w środku była także nie do końca pewna znaczenia swego znaleziska, bo nigdy nie można być pewnym z czym ma się do czynienia, gdy wchodzi w grę sztuka, jaką nieliczni się posługują. Była to oczywiście zasługa dzikiego zapału tępienia wiedzy przez jedyną i prawdziwą wiarę, w jakiej szpony także najwyraźniej oddawali się także Spokrewnieni; w najlepszym wypadku dla powodów czysto pragmatycznych, w najgorszym - ze źle ulokowanych potrzeb duchowych lub po prostu potrzeby gięcia przed czymś karku.

Jednakże głupcami wszak są ci, którzy wyśmiewają siłę, jaka może nieść za sobą zagrożenie... ale Rigó zakładała, że coraz mniej osób na tym świecie posiada wiedzę jak walczyć z zagrożeniem sztuk jakimi parali się ci, na których po koniec świata będzie polować cały klan Tzimisce.

Rozmyślania nad kwestią nadrzędną zostały jednak zakłócone przez przybycie wysłanego do niej śmiertelnika, z iście... interesującą wiadomością.

.

Przysłana do Tzimisce wiadomość poprzez osobnika, którego można było posłać co najwyżej do ghula lub podlejszego członka pośledniego klanu, sprawiła że Rigó poczuła się znieważona, jednak patrząc po wydarzeniach ostatnich dwóch nocy najwyraźniej niektórzy byli po prostu ślepcami. Nie dość, że nadawca na posłańca wybrał śmierdzącego, zapijaczonego śmiertelnika, którego potrzeba obecności w tym miejscu była do zakwestionowania, to jeszcze nie raczył w wiadomości poinformować od kogo ona nadeszła. Spodziewał się, iż Rigó od razu będzie znała jego tożsamość? Najwyraźniej, skoro chciał, aby go znalazła. Prócz "panów" C., E. i F. to mogła być każda inna osoba z nocnej gromadki lub nawet ktoś spoza...

Śmiertelni, nieśmiertelni... Każdy jeden pies.

Od razu rozgryzła ten "szyfr", jaki rozgryzłby każdy, kto obserwuje ich zbieraninę. Skojarzyła nadawcę po miernym opisie jako Gabriela, jaki to opis został jej podany, gdy o owego nadawcę zapytała. Niemniej reszta... właśnie. Reszta.

Nie znała tak naprawdę żadnego z nich wystarczająco, aby przez jakąś małą wiadomość zaufać tym słowom. Nie wiedziała także jak ma wyglądać to zagrożenie ze strony pana E... Prócz wspomnienia o klątwach i pozbawianiu przytomności... nie mówiąc o tym, że byli pewni jego zgonu, więc co się zmieniło? Zaświaty go odrzuciły?

Całość przekazu była po prostu mętna, nawet jeżeli pominąć absolutnie bzdurne założenie, że Rigó zaraz pobiegnie do pana C. w jakimś przestrachu przed panem E. jaki spowodować miała ta wiadomość. Przecież Tzimisce nawet nie znała tak naprawdę pana C., aby się przejąć czy chociaż mieć jakiekolwiek pojęcie gdzie urządził sobie gniazdko na dzień. Ktoś tu chyba chciał wzbudzić jakąś panikę, której możliwe i sam się poddał.

I niech lepiej nadawca zrozumie, że Rigó nie jest jego ghulem, aby dawać jej polecenia i oczekiwać ich wykonania z powodu... Właśnie. Z powodu czego? Solidarności tak naprawdę nieznanych sobie wampirów, z których każdy może się rzucić drugiemu do szyi?

Urocze.

.

Nauka nie była wybaczająca i delikatna, a za popełnione błędy karała okrutnie. Tzimisce wiedziała o tym, jednak nie zawsze uchroniła ją ta wiedza przed konsekwencjami. Niczym uderzenie rosłego mężczyzny dosięgające wiotkiej niewiasty, Rigó padła na podłogę własnego domu, obalona niespodziewanie, jednak nim zdołała zebrać siły, zebrać myśli...

...poczuła obecność kogoś... czegoś... poważnego. Bytu starego, potężnego. Bytu zaciekawionego, obserwującego ją z jakąś niezdrową wręcz fascynacją. Kiedy Rigó poczuła drażniące jej skórę dotknięcie dłoni przesuwających się badawczo, chciała przekręcić głowę, spojrzeć w oczy napastnikowi... jednak wtedy jej szyja została przymuszona do pozostania przy ziemi. Nie miała sił walczyć, a napastnik najwyraźniej badał ją, obserwował...

Nagłym szarpnięciem zostały rozkrzyżowane na posadzce ręce leżącej Rigó i nim ta zdołała podjąć obronę, przepełniła ją ekstaza połączona z przerażeniem, gdy ogarnęło wampirzycę nieznane do teraz doznanie spijania przez innego krwi wprost z jej szyi.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 28-06-2017, 17:49   #86
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W domu kata


- Wejdź. - powiedział robiąc kobiecie miejsce.
- Dobry wieczór. - Fleur skłoniła się lekko i weszła do środka, uśmiechając się do Kata.
Maciej pochwycił nadgarstek wampirzycy w swoją okrytą rękawicą, wielgaśną dłoń i pociągnął w głąb pomieszczenia. Kobieta niemal czuła smak jego gorącej krwi i kołatanie pompującego ją serca. Komnata była ponura, wypełniona narzędziami tortur na których pozostało wiele śladów zaschniętej już posoki.
- Co robisz Panie? - Spytała udając przestrach. Wolałaby rozegrać to miło… czyżby jej urok na niego nie działał?

Tymczasem mężczyzna wniósł kobietę na wyższy poziom. Była tu izba na mieszczańskim a wręcz kupieckim standardzie, tureckie gobliny wiszące na ścianach musiały kosztować fortunę, na stole stało zaś nieco srebra. Kat jak widać na pieniądze nie narzekał. W pokoju znajdowały się co prawda dwa małe okienka, ale okrywały je szczelnie zamknięte, solidne okiennice. Maciej przeszedł przez izbę do znajdującej się dalej sypialni. Znów malutka drewniana okiennica odgradzała kamienną celę od burzowego nieba.


- Wiem diable - odpowiedział Maciej stawiając wampirzycę przed sobą, a plecami do łoża. - zadbam o twoje potrzeby a ty zadbasz o moje. - to nie była nawet obietnica a stwierdzenie faktu.
- Brzmi jak plan. - Odparła z uśmiechem. - Jakie masz potrzeby?
- Chcę żyć długo i się nie starzeć, choć nie chcę umierać. Wiem, że takie jak ty sukuby potrzebują zaufanych ludzi do zabezpieczania swoich niecnych planów. Wiem, że żywicie się krwią. Mogę ci i w tym pomóc, tak by ci było wygodniej.
- Dużo wiesz. - Fleur powstrzymała się by jej twarz nie spoważniała. Mężczyźni nie lubili poważnych kobiet. - Mogę dać ci długie życie. Mogę sprawić, że przestaniesz się starzeć, mogę to uczynić nie zabijając cię.

Mężczyzna się uśmiechnął.
- Brzmi jak Plan. Jakie ty masz potrzeby?
- Jestem kobietą mam wiele potrzeb. Chcę móc sypiać wygodnie i bezpiecznie, móc jeść, chcę móc zarządzać burdelem. - Odpowiadała cicho uśmiechając się do Macieja. - Muszę też pozbyć się innego sukkuba w zamian za to bym mogła spełnić twoje potrzeby.

Maciej pokiwał głową.
- Tak wiem, że jest was tutaj całkiem sporo. Dlatego też nie chciałem zwracać się do pierwszego lepszego. Myślę, że świetnie sobie pomożemy.
- Chcesz bym zaczęła wypełniać swoją część? - Spytała, uśmiechając się zalotnie.

Wampirzyca czuła w zasadzie widziała jak ubranie na piersi kata porusza się za sprawą jego podwyższonego tętna.
- Czemuż miałbym nie chcieć.
- Może lubisz odkładać takie przyjemności na później. - Zażartowała. Chwyciła twarz Macieja w swoje dłonie. Uwielbiała tak poić swoich ulubieńców. - Musisz wypić dużo, dobrze? - Rozgryzła swój język i pocałowała go wsuwając go do jego ust.

Kat przywarł z pasją do ust wampirzycy, jego ogromne ramiona niemal natychmiast zacisnęły się na talii kobiety. Fleur rozgryzła jego język i sama też zaczęła pić. Czuła jak przyjemnie narasta w niej podniecenie, ah gdyby mogli zrobić więcej. Chciałaby się napić tej jego rozpędzonej vitae, prosto z rozgrzanej szyi. Na samą myśl o tym poruszyła lekko biodrami, ocierając się o kata.

Fleur nawet nie zauważyła momentu w którym leżała już na maciejowym łożu a sam Maciej na niej. Mężczyzna jednak mimo iż jego dłonie były bardzo odważne, zdołał się jeszcze powstrzymać.
- Mam coś dla ciebie na dole, chyba wolisz, żebym był przytomny gdy wzejdzie słońce… - powiedział z sensem, choć narastające podniecenie, krew Fleur oraz jej wcześniejsze mentalne sugestie sprawiały, że kat nie brzmiał specjalnie przekonywująco.
Jeśli wcale.
Jedno było pewne, człowiek zatańczy jak wampirzyca mu zagra.

- Tak… rzeczywiscie bardzo mi zależy na tym byś był przytomny. - Odparła zalizując swój język. - Choć przyznam, że jestem bardzo ciekawa, co tam takiego masz na dole i czemu miałbyś nie być przytomny.

Maciej wyszczerzył się i mimo iż oczywiście nie był wampirem, widok dla człowieka wciąż był dość przerażający.
- Jeden z waszego czarciego miotu zasiedział się zeszłej nocy u córki stolarza. Wyciągneli go jak zaległ nieprzytomny na podwórze i ogniem się zajął. Dziewczynę osądzono o spółkowanie z diabłem i czary. No i kto ma od niej wyciągnąć prawidłowe zeznania, jeśli nie ja… - Maciej przeczesał włosy Fleur. - mam ją na dole i wiem, że nada się bo przecież już jeden z niej pił.
- Obawiałeś się, że napiję się z ciebie? - Spytała z zainteresowaniem wampirzyca. - Z mojej strony nie stanie ci się krzywda. Toż jestem tu po to by spełnić twoje potrzeby i przy okazji sprawić trochę przyjemności. - Fleur pogładziła twarz kata. - A z dziewki się chętnie napiję.
- Dobrze mieć już tą kwestię wyjaśnioną. - powiedział z pewną ulgą mężczyzna - chcesz zjeść teraz czy… po moich przyjemnościach?
- Jestem syta. - Wampirzyca pocałowała Macieja w usta. Miała na niego potworną ochotę, to była paskudna noc i chciała by ktoś ją w końcu rozgrzał.
- A ja nie… - powiedział Maciej pośpiesznie rozsznurowując gorset wampirzycy - i jeszcze długo nie.

Fleur sięgnęła do jego spodni, szukając jego pasa.
- Nie możemy pozwolić byś chodził głodny. - Poluzowała pas, pozwalając spodniom opaść.

Kat należał do tych kudłatych mężczyzn, których matki pomawiało się o sodomię w pobliskich kniejach z niedźwiedziami. Oczywiście jeśli ktoś miałby tyle odwagi by powiedzieć coś takiego na głos. Z racji jednak, że praca kata, choć mokra, nie wymagała codziennego znoju, mężczyzna nie cuchnął specjalnie potem.
- Toż nigdzie stąd nie idziemy. - odparł pozbywając się i swojej koszuli Maciej.
- Nie.. - Fleur wsunęła dłoń między pokrywając klatkę piersiową, włosy mężczyzny. I pomyśleć, że to on będzie strzegł jej leża. - … najchętniej usnę tu by jutro znów móc cię napoić.

Mężczyzna zdążył przerzucić już sobie nogi wampirzycy na ramiona i podłożyć dłonie pod jej pośladki.
- Spróbuj tylko zasnąć z tym, sukubie - zauważył napierając z całej siły i bez ostrzeżenia biodrami.

Fleur krzyknęła, ale wprawione ciało kurwy, powitało go z szeroko otwartymi ramionami. Patrzyła na jego zniekształconą twarz, czując w sobie jak bardzo jest rozgrzany. Pozostawało mieć nadzieję, że nie liczył na to, że nie napije się z niego ani jednej kropli, bo widząc te pulsujące, nabrzmiałe żyły, ona nie widziała takiej możliwości.
- Mmmm… no może być mały problem. - Odparła, oblizując spierzchnięte wargi. Kusiło ją by sprawdzić jak silny jest. Jak mocno byłby w stanie ją zerżnąć.

Kat nie tylko był dużym, silnym mężczyzną, ale i gospodarzem burdelu toteż znał się na rzeczy jak drwal na rąbaniu. Nie dziwota też, że mieszkanie Macieja było murowane, gdyż z takim zapałem prędko rozwaliłby każdą drewnianą chałupę.

Fleur czuła i słyszała, jak łóżko pod nimi trzeszczy i w połączeniu z jęknięciami to jednego to drugiego była to najwspanialsza muzyka na świecie. Gdyby tylko mogła się w niego wgryźć.
- Mocniej… - Wyjęczała, czując że chociaż tak musi na razie złagodzić głód.

Kwestią czasu było tylko by podrzucając wampirzycą we wszystkie strony, Maciej dopadł ją od tyłu, co tak bardzo ponoć było niemiłe bogu i apostołom, oraz na ścianie, gdzie Fleur była zawieszona i wciśnięta z jednej strony między zimnym murem a gorącym ciałem. A to mogło być całkiem niemiłe sąsiadom, jeśli dzielili ich przez tą ścianę, bo Fleur krzyczała z rozkoszy, opierając dłonie o chłodny mur. Jej biodra starały się napierać na Macieja, choć w tej pozycji nie miała ku temu za bardzo sposobności. Powstrzymywała się by nie posiąść go po swojemu, by nie usiąść na nim i nie wgryźć się w niego. Cierpliwości… on już będzie jej, tylko… Ile ta bestia miała sił?!
Miał całkiem sporo, ale ostatecznie mężczyzna, kat czy też nie, był tylko człowiekiem, a ten jak każde inne zwierze w końcu się męczy. A kiedy się męczy - chrapie…

Fleur ułożyła się na nim i chwilę przyglądała się jego śpiącej twarzy. Lubiła tą usatysfakcjonowaną minę. Powoli przesunęła nosem po jego rozgrzanej szyi zaciagając się jego zapachem. Czuła jak jej kły przyjemnie drażnią dziąsła. Mogłaby się w niego wgryźć, był tak bardzo na jej łasce, tylko… chciała by tego pragnął, by pragnął ją zaspokoić na każdy możliwy sposób. Oderwała się od jego szyi i pocałowała usta.
- Macieju… - Przesunęła językiem po jego wargach. - … powinnam cię jeszcze napoić.

Mężczyzna wybudził się szybko, jeśli w ogóle spał. Jego dłoń przygarnęła kobietę do siebie.

Fleur rozgryzła swój język i powróciła do przerwanego pocałunku. Jadała dosyć regularnie, więc miała co nieco zapasów, a chciała by Maciej ją lubił…. Bardzo lubił.

Nic nie wskazywało by miało być inaczej, gdy kat żarłocznie spijał wilgoć z pocałunków wampirzycy. Wampirzyca poiła go w ten sposób dłuższą chwilę by w końcu wysunąć swój języczek.
- Ah Macieju, chciałabym ci sprawić tyle przyjemności. - Pogładziła dłonią jego bliznę.
- Nie stopuj się więc, diablico - odparł zadowolony z siebie mężczyzna.
- Byłoby mi miło jakbyś mówił mi po imieniu. - Fleur usiadła na udach mężczyzny i zaczęła bawić się jego penisem. - A toż chcemy by obojgu nam było przyjemnie, prawda?

Maciej ożywił się i podparł na łokciu przyglądając się wampirzycy.
- Mogę ci mówić po każdym imieniu jakie tylko chcesz Fleur. - powiedział.
- Fleur wystarczy, lubię to imię. - Wampirzyca kontynuowała swoją zabawę, czekając aż będzie mogła na nim usiąść. - Pomożesz mi z pozbyciem się tamtego sukkuba?
- Jeśli to dla ciebie takie ważne - powiedział, jednocześnie siedząc i stojąc..

Fleur uniosła się na kolanach nad nim i powoli nabiła, przymykając oczy. Uwielbiała to pulsowanie w swoim ciele, tę resztkę życia, którą mógł jej zapewnić tylko człowiek.
- Lubię dotrzymywać słowa. - Wymruczała, siadając na Macieju. Otworzyła oczy, przyglądając mu się z uśmiechem.

Dłonie Macieja zacisnęły się na pośladkach wampirzycy, poklepując je brutalnie od czasu do czasu. Fleur zaczęła unosić się i opadać ujeżdżając go. Na początku powoli, jednak z każdą chwilą przyspieszając, tak że po pokoju zaczął się roznosić dźwięk jej klepiącego, o jego biodra tyłka.
Trwało to trochę, ale oczywiście musiało się kiedyś skończyć, przy akompaniamencie maciejowego ryku. Fleur nabiła go w siebie do końca i pochyliła się.

- Pokażę ci jeszcze coś przyjemnego. Obiecuję, że się teraz nie napiję. - Ucałowała go w szyję i powoli zagłębiła w niej swoje kły. Zgodnie z obietnicą nie piła. Chciała tylko by to poczuł, by zrozumiał, że to przyjemne, tak jak wielu przed nim.

Mężczyzna albo niczego nie podejrzewał, albo zwyczajnie nie był w stanie się przeciwstawić. Wampirzyca trzymając kły w jego ciele, czując pulsowanie jego krwi na swoich zębach, zaczęła ponownie poruszać się na nim. Chwilę drażniła się tak, czując narastający głód i w końcu wypuściła go, zalizując rany.

 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 30-06-2017 o 09:40.
Aiko jest offline  
Stary 30-06-2017, 18:12   #87
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Jan zamknął od środka drzwi pokutnej celi, na polecenie Gabriela naprędce przygotowanej dlań przez zakonnice, które i tak wstawały przed świtem. Oficjalnie medyk podjął stałą pracę na nocnych dyżurach w szpitalu, w zamian za miejsce do spania i opierunek. Wikt, jak oznajmił, zapewni sobie sam, nawykł bowiem jadać tylko jeden posiłek dziennie, około południa gdy będzie poza szpitalem, u prywatnych pacjentów.
Później będzie trzeba lepiej zadbać o pozory
Na szczęście do szpitala było więcej niż jedno wejście (na ulicę dało się wyjść zarówno przez drzwi infirmerii, bramę klasztoru, podwórze i pomieszczenia gospodarcze, czy kościół świętego Ducha). Nikt nie docieknie czy Grek naprawdę opuścił teren czy może śpi za zamkniętymi drzwiami swojej celi.

Cela znajdowała się w piwnicach klasztoru i była pozbawiona okien. Jedynym źródłem światła była postawiona na stoliku świeca. Jan zaznaczył, że nie dba o wygody, sam niegdyś myślał o wstąpieniu do sławnego zakonu na górze Athos, ale złożyło się, że się ożenił. Nie, rodzina nie towarzyszy mu w podróży, świętej pamięci małżonkę i syna zabrała zaraza. Nie ma za co, siostro, to było dawno temu.

Bardzo dawno i nie do końca tak.
Starszy syn zginął na wojnie z Turkami, zaś młodszy żył jeszcze rok temu, gdy Jan opuszczał Konstantynopol. Był starcem pomarszczonym bardziej niż Gabriel i od pół wieku rządził wielopokoleniową rodziną. Tajemniczego zaginięcia Jana nigdy nie wyjaśniono, ot, pewnego zimowego wieczora, wyjątkowo bez sługi, wracał od pacjenta z łacińskiej dzielnicy i pewnikiem ktoś go napadł a ciała pozbył się w dokach nad Złotym Rogiem.
Kainita przez długi czas obserwował i dyskretnie pomagał dzieciom i wnukom, lecz prawnukami stracił zainteresowanie. Śmiertelna rodzina rozczarowała go pod wieloma względami. Mimo zapewnionego wykształcenia nikt z nich nie przejawiał większych ambicji, może poza córką, która jednak została wydana przez brata za tępego handlarza oliwą.
Byli jednak lekarstwem na samotność.

Jan wsunął pod łóżko skrzynię z księgami. Resztę dobytku przeniesie tu jutro.
Nowy dom.
Być może wreszcie znalazł nowy dom.
I co ważniejsze - przyjaciela.

To dzięki jego zdecydowaniu Jan odważył się o ten nowy dom walczyć, miast uciekać, jak czynił do tej pory. Przemoc budziła w nim odrazę, lecz czasem była konieczna. Wzdrygnął się na wspomnienie przelanej krwi. Mimo, że Erebos był bezwględnym mordercą i infernalistą, myśl że przyczynił się do Ostatecznej Śmierci innego Spokrewnionego będzie go dręczyć jeszcze długo. Pocieszał się, że to nie on zadał śmiertelny cios. Kto wie, może sam Bóg pokierował jego strzałę w serce Ereba. Krucyfiks - relikwia, która wypaliła serce Baality, nie uczyniła przecie żadnej krzywdy dzierżącym ją dłoniom Gabriela a to było najlepsze świadectwo tego, że nawet nad Przeklętymi czuwa jakaś wyższa siła.

Lux in tenebris.

Światło nigdy nie gaśnie.
Jan położył się na sienniku i zdmuchnął świecę a równocześnie przez szparę pod drzwiami zaczął się przesączać słaby blask świtu z okienka w korytarzu.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 30-06-2017 o 18:21.
Bounty jest offline  
Stary 30-06-2017, 18:29   #88
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Erebos rozsiadł się wygodnie na łożu, niemalże pół leżał.
- Niewiele Ci opowiedział, prawda? - Zapytał bez wstępu.
- Niewiele miał okazji - przytaknął Georg - a co ty o nim wiesz? Mi niewiele mówił.
- Zaiste wiem o nim wiele, lecz to nie istotne. Ważne, że ty mój chłopcze odrzucasz swoją krew, odrzucasz jej świętą moc. Ciągle zbyt wiele w tobie człowieka, lecz jest nadzieja, jesteś jeszcze młody, więc mogę Ci wybaczyć tą słabość względem śmiertelników. A jeśli okażesz się dość silny, może cię czekać wspaniała przyszłość.
- Siła, słabość… dobro, zło… - Georg wzruszył ramionami jakby te tematy go nie dotyczyły - uważaj co chcesz. Ja chcę spokoju, a to co ty robisz przyciągnie spojrzenia. Jedno ciało osuszone z krwi zdziwi ludzi ale tyle. Kolejne dwa przyciągną podejrzenia. Aż w końcu trafią do uszu tych co nie trzeba. Co wiesz o moim ojcu? Co miałeś na myśli mówiąc o szlachetnej krwi? To są jedyne haki które sprawiły, że tu przyszedłem. Jeśli nie zamierzasz mi na nie odpowiedzieć, to… - wskazał gestem schody w dół na znak, że będzie się zbierał.
- Ach jakże niecierpliwa i gorąca jest twa krew. Lecz dobrze, ten jeden raz ulegnę twej zachciance, potraktuj to jako prezent. - Erebos uśmiechnął się szczerze ukazując białe długie kły. - Wspominał kiedyś o swym ojcu?

- Wspominał kiedyś o mnie?
Jakkolwiek słowa wpłynęły na Georga ten nie dał tego po sobie poznać.
- Zbyt łatwo wypowiadać słowa by tak z miejsca uwierzyć - odpowiedział ale Erebus dostrzegł drżenie pewnej struny w jego głosie - Ile pokoleń dzieli cię od Kaina?
- Ach, więc ta pomyłka uwierzyła w brednie małej sekty? Czyżby właśnie taką wiedzę przekazał Ci ojciec? Kain - wydawało się, że Erebos wypluł to słowo - Kain to mit, mym ojcem jest pierwotnych Chaos z którego wszystko wzięło początek. Ty zaś chłopcze jesteś potomkiem boga ciemności. Skosztuj mej krwi a przekonasz się, że to najczystsza prawda. - Ereb wyciągnął rękę w stronę Georga ukazując żyły nabrzmiałe od krwi. - Podziel ze mną mój dzisiejszy posiłek.
Georg stał długo zastanawiając się. W pewnym momencie spojrzał w stronę kielicha który stał na półce, ale myśl by Erebos wykrwawiał mu się do naczynia była o tyle rozbawiająca, co nie wierzył by ten na to przystał. Rozważał inne możliwości również dlatego, że zwyczajnie bodła go w dumę pozycja jaką musiałby przyjąć do tego procesu.
- Ten jeden raz. I nigdy więcej nie tknę twej krwi.
Podszedł do Erebosa, ujął jego wystawioną rękę i wbił pojedynczego kła w jego kciuk. Wypił jedynie odrobinę. Zdawał sobie sprawę, że zdecydowanie mogą istnieć różne magie którym to wystarczy… ale chciał wiedzieć.
Georg, miał ograniczone rozeznanie co do rodzajów vitae. Zresztą, trudno mu się było dziwić. Jedyna jaką się pożywiał, była tego najlepszego rodzaju - krew innego wampira. Ale rodzaje i gatunki też mają swoje odcienie.
I tak krew ojca sprawiała, że Georga opuszczały, przynajmniej na jakiś czas, jakiekolwiek chęci kosztowania ze śmiertelnych. Jednak krew dziada… (jeśli ów demon faktycznie takowym był) zdawała się jeszcze słodsza!
Georg nie potrafił zmusić się do najmniejszego krytycyzmu względem osoby swego stwórcy i nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji w której sprzeciwia się jego woli. Ale przecież, gdyby robił coś złego, ojciec by go przestrzegł, tak jak zawsze był przy nim blisko, nieprawdaż? skoro jego szept nie sączył się do Georgowego ucha, nie zakazywał, nie radził, wszystko musiało być w porządku.
Mężczyzna spojrzał na Erebosa sponad ofiarowanego nadgarstka, nie czuł by cokolwiek się zmieniło, nic nie krępowało jego ciała, mógłby chwycić żelaza i w każdym momencie rozpołowić stojącego przed sobą czarta na dwa…
Tylko jakoś nie widział potrzeby…
W końcu to jednak, upadła czy nie, ale rodzina. Przecież ojciec nie chciałby by Georg podnosił rękę na dziada, prawda?
Prawda?

***

Kiedy dwójka wampirów wyszła, Ereb ponownie zwrócił się do Georga.
- Teraz wierzysz?
- Nie wiem w co wierzyć - odpowiedział wreszcie Georg - Ale na razie wydaje się to bliższe prawdy niż dalsze. Kim jesteś? Czemu przemieniłeś mego ojca i go porzuciłeś? Zostawiłeś samego jak palec w nowym świecie, bez żadnych podstaw ani wiedzy - zapytał mongoł powtarzając słowa które kiedyś wypowiedział jego ojciec - nie rozumiał czym jest, ani jaki jest tego cel. I ja teraz też nie rozumiem, bo przez to i MNIE nie miał kto nauczyć…
- Ciii, ciągle myślisz jak człowiek którym byłeś, za wcześnie byś zrozumiał, najpierw musisz się wiele nauczyć. - Odparł Ereb z czułością w głosie, taką jaką okazuje się małym dzieciom.
- Powiedz mi, uważasz mnie za potwora?
- Jeśli dążysz do pytania co sądzę o Bestii to walczę z nią. Mówisz jakby bycie sobą było czymś złym. Jakby było słabością. Ale ja chcę ujarzmić bestię. Dosiąść ją jak rumaka i na jej grzbiecie podbić świat, albo zamknąć w klatce jeśli nie da się jej opanować. Na razie jestem na etapie tego ostatniego, ale jestem już jej niewolnikiem jak w moich pierwszych latach.
- Lekcja której nie pojął twój ojciec, nie walcz z bestia, nie wygrasz nigdy. Ale twoja ambicja mi się podoba więc dam Ci jedną wskazówkę. Bestia jest tobą, a Ty jesteś bestią, nie istniejecie oddzielnie, im szybciej to zaakceptujesz tym lepiej.
- Tak samo jak jesteśmy swoim szałem i swoimi słabościami. Ale możemy ich nie akceptować. Może inaczej rozumiemy Bestię… ja mówiąc o niej myślę właśnie o szale, o emocjach i głodzie odbierającymi rozum. Jeśli kogoś zabijam chcę by to była moja decyzja. gdy kogoś osuszam chcę… tego samego. Do tego się to sprowadza. Nie chcę by Głód przejmował nademną kontrolę. Jakiej krwi, w ogóle, jesteśmy? Jaki klan? Tego mój ojciec również nie wiedział.
- On nie jest z żadnego klanu, nie zasłużył na to, Ty jeszcze możesz powrócić, lecz póki nie udowodnisz mi swej wartości nie podzielę się z tobą tą wiedzą. Wiedz jednak, że masz pewne przywileje odziedziczone przez krew. A teraz powiedz mi, kiedy ostatnio się pożywiałeś?
- Dwa dni temu - odpowiedział krótko
- Więc masz jeszcze czas, rozejrzyj się, wybierz śmiertelnego, pożyw się, tylko trochę, zaczerpnij jeden łyk nie więcej. Nasyć bestię którą jesteś a pozostanie leniwa, bezczynna. Dbaj by niczego jej nie zabrakło a bestia zadba o ciebie. - Ereb wygłosił tę mądrość wstając z łoża. - Chodź, noc jeszcze młoda, czas byś wypił vite śmiertelnego i zaspokoił swe potrzeby, bez żalu, tak jak niegdyś pożywiałeś się mięsem martwej zwierzyny.
Georg poczekał aż Erebos przejdzie obok niego i poszedł za nim bez słowa.

Wyszli frontowymi drzwiami, nie kryjąc się. Ereb nie widział potrzeby by chować się przed śmiertelnymi, lub nawet udawać jednego z nich. Owszem czasami robił to by się dobrze bawić, lecz teraz miał co innego na głowie.
Szli wzdłuż Żydowskiej, powolnym spacerowym krokiem.
- Uri, ile Ci powiedział o nocy gdy dałem mu krew?
- Prawie nic. Mówił, że dałeś mu drugie życie, ale nie ma wspomnień z tobą związanych. Po tym jak zaspokoił swój pierwszy głód ciebie już nie było i nigdy się nie pokazałeś. Od tego czasu był sam.
- Był sam, tak to idealnie oddaje jego sytuację, był sam bo nie potrafił korzystać z daru, z mocy o którą prosił. Zobaczymy czy Ty będziesz inny, czy może wybrał takiego samego nieudacznika jak on sam. - Ereb wydawał się jednocześnie zniesmaczony mówieniem o swym dziecku jak i zatroskany o jego los, a oba te uczucia walczyły o dominację nad duszą wampira, o ile oczywiście taką posiadał.
- Czy to ma głębszy sens ponad “ludzie to bydło, pij do woli”?
- Bydło? Nie, ludzie to ludzie, ale my nie jesteśmy ludźmi, stoimy ponad nimi, mamy prawo ich osądzać, lecz tego nauczysz się później. Najpierw zrozum swoją naturę, poczuj w sobie moc ciemności, moc nocy. Znajdź swój posiłek, i pokaż mi jak polujesz.
- Potrzebuję pół godziny - odpowiedział Georg poprawiając pas i ruszył przed siebie… prosto do karczmy Pasinogi. Znał to miejsce, często tutaj pił i znał się z szynkarzem Barnabą. Dwadzieścia minut później już lał się w uliczce po mordach z Maciejem, wielki półgermanem o pięściach jak bohny chleba, lubującego się we wbijaniu nimi nosów w czaszki jak gwoździ… Nie był on przeciwnikiem dla Georga, ale wampir zachowywał pozory i powaił go dopiero po dwunastu sekundach walki. Szybkie spojrzenie czy jest sam (był, nie licząc kilku opijusów niezdolnych nawet się odlać bez naszczania sobie na mordę) i wgryzł się w szyję Macieja. Przytrzymał go tylko chwilę, bo vitae mu nie brakło. Zalizał rany na szyi, nie zostawiając po nich śladu i cisnął nim w ścianę.
- No! - ryknął zwycięsko - Spokojnyś już?! - zapytał osuwającego się germana z pięścią gotową by wbić mu twarz w potylicę
- Jużjuż… - ten wzniósł ręce w obronnym geście - ale żeszś mi, Georg, jebszną…
Bójka bójką, ale po walce żadden z nich nie miał do siebie pretensji. Mongól postawił piwo znajomemu i wyszedł, tłumacząc się, że jeszcze musi kilka miejsc obskoczyć.
Ereb już na niego czekał.
- Czułeś życie tego człowieka spływające w dół twego gardła? Poznałeś jego troski, jego pragnienia, najgłębsze jego lęki?
- Zawsze czuję życie. Gorąc krwi rozlewający się po moim ciele jak niegdyś wódka. Wspaniałe uczucie. Upajające i uzalezniające. Ale tyle… nie wiem o czym mówisz. Spijanie krwi nigdy nie dało mi wglądu w umysł mej ofiary… Ty to potrafisz? - zapytał jak uczeń chcący dowiedzieć się czegoś nowego. Nie znał świata mroku… jedynie tyle co sam się dowiedział.
- Umysł zwodzi, często nawet sam siebie. Nie, nie patrz w umysł, patrz w życie śmiertelnego, dojąyj to czym jest w istocie. Krew jest życiem, pijąc ją zabierasz jego życie dla siebie, jeśli będziesz uważnie obserwował, poznasz je całe. Teraz jednak skup się na tym co budziło najsilniejsze uczucia twej ofiary. Posmakuj ich.
- Krew mu wrzała jak przed bitwą, radość. Mać… ten germanin uwielbia walczyć, odwraca to jego uwagę od nudego, nieszczęśliwego życia. Daje mu to zapomnienie. Porządny łomot jest dla niego katharsiss - odpowiedział starając się dostrzec czy to donbra odpowiedź.
- Na początek nieźle. Przez następne noce będziesz polował na różnych ludzi i popwiadał mi ich życie, skup się na szczegółach, drobnych zawiłościach, meandrach ich duszy. Masz w sobie moc by z nich czytać, sięgnij po nią, pokaż że jesteś wart by otrzymać pełnię mocy. - Ereb zlustrował swego wnuka od stó do głowy. - Może jednak jest nadzieja, czas pokaże. Możesz wrócić do swego schronienia, koniec nauk tej nocy.

***

Instynkt wziął górę nad rozumem, spalone zwłoki którymi jeszcze przed chwilą był ruszyły się z nieludzką wręcz prędkością. Byle do cienia, byle jak najdalej od palących promieni słońca. Dopiero gdy poczuł się bezpiecznie, obudził się w nim głód, głód jakiego dawno nie doświadczył, głód zrodzony z bólu i ran. Vite, szkarłatny eliksir powoli zaczynał już leczyć rany, skóra odrastała, a wraz z tym procesem głów wampira wzmagał się jeszcze bardziej. Potrzebował krwi, życia i miał zamiar je odebrać.
Nie zważał na nic ani na nikogo, w tej chwili nie był istotą myśląca, nie był bogiem lecz demonem. Ktokolwiek odpowiadał za jego stan, świadomie czy też nie, sprowadził zgubę na śmiertelników którzy staną na drodze Ereba.
Wampir nie wybierał, pierwszy posiłek sam do niego zmierzał. Stojąc w strugach zimnego deszczu, nagi i pokryty bliznami, prawdziwy potwór szykujący się do ataku. Odczekał chwilę by ofiara się zbliżyła, by nie mogła uciec, krew żywiej popłynęła przez jego mięśnie. A wtedy rzucił się do ataku.
Człowiek zrzucił kaptur.
i wyciągnął przeciw siebie krucyfiks. O dziwo, sprawiło to, że Ereb musiał się zatrzymać
- Zaklinam cię, Szatanie, wrogu ludzkiego zbawienia, uznaj sprawiedliwość i dobroć Boga Ojca, który słusznym wyrokiem ukarał twoją pychę i nienawiść… - mówił klecha a Erebos nie mógł postąpić o krok bliżej.
Choć nieprzyjemne, spotkanie to, nieco ostudziło zapędy Ereba. Obudziło jego umysł i wyrwało z objęć bestii. Nie mógł się powstrzymać by przy tym nie docenić komizmu sytuacji. Oto jego wróg, czciciel Jahwe, oddal mu przysługę.
- Mylisz się, czcicielu Niszczyciela Miast, nie jestem tym za kogo mnie masz. Jam jest mrokiem miłosiernym który nie ocenia grzechów, tym który ociera łzy nieszczęśliwych, jam jest wyzwoleniem niesłusznie skazanych.
Kaznodzieja jednak postąpił do przodu.
- Odejdź od sługi bożego, którego Pan stworzył na swój obraz, przyozdobił obfitymi darami i w niepojętym miłosierdziu uczynił swym przybranym dzieckiem. Zaklinam cię, Szatanie, władco tego świata, uznaj wszechmoc Jezusa Chrystusa, który pokonał cię na pustyni, zwyciężył w ogrodzie oliwnym, obezwładnił na krzyżu, a powstając z grobu, podeptał twoją potęgę i jako zwycięzca wszedł do królestwa światłości.
- Więc tego chcesz? Bym odszedł krzywdzić innych a Ciebie zostawił w spokoju. Oto miłość twego boga. Niech tak będzie, niech ich cierpienie stanie się twoim grzechem.
Mężczyzna jednak nie zamierzał wdawać się w dyskusje.
- Boże niebios, Boże ziemi, Boże Aniołów, Boże Archaniołów, Boże Patriarchów, Boże Proroków, Boże Apostołów, Boże Męczenników, Boże Kapłanów, Boże Dziewic, Boże wszystkich Świętych, Boże, który posiadasz moc, aby obdarować życiem po śmierci i odpoczynkiem po trudach. Nie ma innego Boga prócz Ciebie, Stwórco istot widzialnych i niewidzialnych. Boże, Ty pragniesz, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni. Ty tak umiłowałeś świat, że dałeś swojego Syna Jednorodzonego, aby zniszczył dzieła diabła. Pokornie błagamy Twój majestat pełen chwały: uwolnij nas od przemocy, więzów, podstępu i niegodziwości wszelkich piekielnych duchów i otocz nas opieką. - to mówiąc mężczyzna postępował z wolna w stronę Erebosa, zmuszając tego ostatniego do cofania się.
A tego już było wampirowi za wiele, wprawdzie nie miał pewności czy jego władza sięga tak daleko by wpłynąć na tego fanatyka, lecz zawsze pozostawały metody bardziej przyziemne, dosłownie. Rozejrzał się szybko dookoła, szukając czegoś odpowiedniego, co przeniesie jego gniew, w końcu znalazł całkiem wygodny kamień, zważył go w dłoni, po czym cisnął z całych sił w głowę fanatyka.
Sługa boży jęknął, upuścił krucyfiks, przyłożył obie ręce do cieknącej krwią twarzy, po czym osunął się nieprzytomny na skąpaną w błocie ulicę.
Wampir nie zwlekał dłużej ani chwili. Zaniósł martwego mnicha w boczną alejkę, rozebrał skrupulatnie i cam przywdział habit. Z obrzydzeniem lecz jednak sięgnął po krucyfiks, przez kilka warstw materiału. Nie miał ochoty próbować swych sił przeciwko rodętemu ego Jahwe.
Teraz by jego plan się powiódł potrzebował już tylko jednego elementu. Nachylił się nad ciałem i wysączył jeszcze ciepłą krew do ostatniej kropli. Marny to był posiłem, zbyt sąpy jak na jego potrzeby, ale tym zajmie się później. Teraz przywołał płomień, jakiego ten świat nie znał, czarny i logowaty ogień z miejsca poza czasem i rzeczywistością, z miesca które było jego ojcem, płomień przedwiecznego chaosu. Za jego pomocą spalił skórę swej ofiary upodabniając ją do tego czym jeszcze niedawno sam był, na koniec z rozmachem wbił nieszczęśnikowi w serce krzyż, prawie po same ramiona. Wówczas już jego dzieło było gotowe by wystawić je na widok publiczny. Ktokolwiek widział jego reakcję na słońce, teraz będzie miał również ciało.

Spreparowane ciało wystawił na widok publiczny na środku drogi i oddalił się naciągając kaptur. W tej chwili tyle musiało wystarczyć, resztą zajmie się kiedy ponownie odwiedzi stolarza i przedyskutuje z nim sprawę wyrzucenia go na bruk. Teraz jednak musiał obejrzeć jakie efekty dało jego wczorajsze przedstawienie, skierował się więc do domu kata, a przynajmniej w jego okolice, nie miał zamiaru zbyt szybko dać się rozpoznać.

I kiedy tak szedł, nagle poczuł w swoich plecach ostrze, gdy wymacał miejsce dłonią, napotkał rękojeść sztyletu tuż pod własną łopatką.
Odruchowo odwrócił się, ciągle jeszcze napędzany krwią z zamiarem co najmniej chwycenia napastnika. żadnego tam jednak nie zastał, żadnego nie widział.
Co oczywiście nie znaczyło jeszcze, że nikogo tam nie było. Nieprawdaż?
- Dziękuję, przyda się. - Rzekł z kpiną w głosie wyciągając szytlet. Co prawda nie było to łatwe, miejsce gdzie się wbił nie należało do najwygodniejszych, ale zawsze to jakieś narzędzie z którego mógł zrobić użytek w przyszłości. No i dobrze było wiedzieć jak cierpliwy i zdesperowany jest napastnik. Póki co nie miał żadnej wskazówki co do tego kim mógł być, choć kilka podejrzeń rodziło się w jego umyśle. Nie było sensu szukać ducha, jeśli tylko wbił w niego sztylet, to znaczy, że nie wiedział z kim ma do czynienia, lub nie pragnął zagłady Erebosa. Obie możliwości były w tej chwili równie prawdopodobne. Nie mniej, rozważy to później, teraz był czas by iść dalej, kat czekał.

***

Gabriel podszedł do Frederyka gdy ten wyszedł na chwilę do drugiego pomieszczenia.
- Powiedz mi przyjacielu jak ty widzisz przyszłość miasta? Na razie to dość wybuchowa mieszanka.
Zakapturzony długo milczał nim w końcu się odezwał.
- Miasto… przetrwa… - Wyraźnie podkreślił słowo miasto.
- Miasto prawda. Wchodzimy jednak w czas… chaosu. Obaj to wiemy. To zgromadzenie pokazało to dobitnie. Jak chciałbyś by miasto wyglądało? W jaką stronę chciałbyś by zmierzało?
- Stawiasz… złe… pytania… - Odparł cień.
- A jakie są dobre? - zapytał duchowny.
- Jak… przetrwać… w… mieście… - Odrzekł zakapturzony.
- Zapewne należy zacząć od sojuszy. Z tak poważnymi spokrewnionymi jak ty. Słyszałem cię tam. Mówisz mało, zwięźle… lecz jest w tym głębszy sens. Wymieniasz się informacjami. Czy jest coś innego, niż inne informacje czego chcesz w zamian?
- Zostawcie… ludzi… w… spokoju… nie… plugawcie… ich… dusz… - Odrzekł wprost z brutalną szczerością.
- W tym się zgadzamy. Jestem duchownym. Chciałbym tu żyć w spokoju. Pomagać ludziom prowadzić szpital.
- Wilk… w… owczej… skórze…
- Pasterz musi być wilkiem. Przynajmniej częściowo.
- Nie… - zaprzeczył zakapturzony - tatar… jest… wilkiem… z… krwi… martwego… -rzekł powoli - bądź… dobry… dla… ludzi…
- O mnie bym się nie martwił. Jak chcesz sprawić by reszta nie plugawiła ludzi. Cigone czy Rigo nie wyglądają na ludzi przestrzegających zasad.
W odpowiedzi zobaczył tylko skinienie zakapturzonej głowy. Lecz po chwili z mroku znów napłynęły słowa.
- Wiemy… wiele… pragniesz… naszej… wiedzy…?
- Gdy poznam jej cenę.
- Wiedza… za… wiedzę… - odparł - jesteście… zagadką… pragniemy… odpowiedzi…
- Zadaj więc pytanie.
- Z… jakiej… jesteś… krwi…?
- Mam się za bezklanowca z wyboru. Jednak gdyby trzymać się terminologii spokrewnionych zwano by mnie Toreadorem.
- Rozumiemy… zaspokoiliśmy… ciekawość… - W głosie dobywającym się z mroku słychać było wyraźną przyjemność. - Wiedza… którą… oferujemy… człowiek… od… krzyża… dobra… wymiana…?
- Cigogne i Rigo za nic będą mieli twoją zasadę o “nie plugawieniu śmiertelnych” jak chcesz ich powstrzymać?
- Wiedza… to… siła… cienie… widzą… wiele…
- To mało precyzyjna odpowiedź. Mam dziś kilka spraw, czy jest miejsce w którym mogę cię znaleźć gdybym chciał jeszcze porozmawiać. Tej lub kolejnych nocy? Chciałbym Frederyku zawrzeć z tobą sojusz. Rozważyłbyś coś takiego?
Skinienie głową poprzedziło dłuższą chwilę ciszy.
- Brama… Dobrzyńska… zostaw… wiadomość… pod… kamieniem… pisz...w… języku…boga…
- Brzmi rozsądnie. Któryś kamień konkretnie i co sądzisz o połączeniu naszych sił?
- Dowolny… znajdziemy… właściwy… -Zakapturzony rozwiał wątpliwości Gabriela - bądź… dobrym… pasterzem… a… pomożemy...w… chwili… próby…
Gabriel skinął głową.
- Dziękuję za rozmowę. - wrócił do wspólnego pomieszczenia.
Zaś zakapturzony wampir ruszył w noc miasta.

***

Zakapturzony z cienia obserwował dom Ziemowita, czekał aż wampir się pojawi.Ziemowit odprowadził Olenę po czym sam udał się do własnego domu. Jeszcze dobrze nie zamknął za sobą drzwi, gdy usłyszał pukanie.
Jako że stał tuż przy drzwiach, mógł otworzyć od razu. Jedynie za wczasu przekręcił blokadę przy nasadzie laski, będąc uczulonym na ewentualne zagrożenie.
-Kto tam? - Zapytał, zanim zdecydował czy otworzy, czy nie.
Nikt jednak nie odpowiadał.
-Kto mnie niepokoi o tak późnej porze? - Zapytał, lekko zniecierpliwiony, zmęczony, śpiący… laska wypadła z ręki Ziemowita a on sam potoczył się z hukiem na podłogę własnego domu.
Zakapturzony wampir sprawdził czy drzwi są zamknięte.
Istotnie, były. Położył więc dłoń na zamku. Zmusił krew by wypełniła jego mięśnie i powoli pchnął, nie miał ochoty po raz kolejny robić tyle hałasu co przy domu kata, wątpił jednak by Ziemowit miał podobne zabezpieczenia.
Zamek pękł, drzwi blokowało leżące za nimi ciało Ziemowita.
Wampir nie był zbyt delikatny, po prostu pchał dalej aż mógł wejść do środka.
Drzwi ustąpiły, szurając kulawym, nieprzytomnym wampirem po podłodze jego własnego domu, Erebos znalazł się wewnątrz domeny Ventrue.
Pierwszą rzeczą jaką zauważył było ostrze miecza…
wystające z jego własnej klatki piersiowej. Ból przyszedł dopiero moment po tym.
Wampir, przez chwilę stał, po czym padł twarzą na ziemię, zdążył jednak jeszcze usłyszeć, że jego napastnik również osuwa się na ziemowitowy parkiet.
Miecz nieco przeszkadzał, lecz nie była to największa niewygoda jakiej doświadczył w życiu, nawet nie największa tego wieczoru. Zamknął więc za sobą drzwi zastawiając je krzesłem zamiast prowizorycznego zamka i rozejrzał się czym by je tu zastawić, jako, że zamek nie bardzo się nadawał do użytku, a nie miał ochoty by otworzyły się gdy będzie przeprowadzał badanie. Powoli wyciąnął miecz z piersi i zaleczył ranę. To jednak było ciągle za mało, potrzebował krwi starego wampira i właśnie miał zamiar sprawdzić czy na takiego trafił. Oczywiście wilkołak nadawał by się w równym stopniu, tyle, że tych bestii gotowych by oddać krew nigdy nie było pod ręką, no i jakieś takie nerwowe się robiły widząc boga podziemnej ciemności. Musiał więc zadowolić się tym co miał pod ręką, dosłownie.
Podpełzł bliżej Ziemowita i wbił kły w jego szyję biorąc głęboki łyk.
Przy całej swojej pompatyczności, można byłoby się spodziewać, że krew Ziemowita jest rzadka jak cienkusz. Jednak Ventrue chyba naprawdę był wampirem setki lat, co na tą epokę było dość imponującym osiągnięciem, w czasach gdzie śmiertelnicy ledwo dożywali pięćdziesiątki. Więcej, Ziemowit nie tylko był nieumarłym już dość długo, ale i jego vitae miała w sobie olbrzymi potencjał. Taki sam chyba jak krew samego boga ciemności.
Ale nie większy.
Pił więc póki w pełni się nie nasycił, skupiając się na przekazaniu ożywczej mocy własnej skórze i zaleczeniu potwornych blizn które stały się jego udziałem. Lecz nie pił więcej niż to konieczne, w końcu obiecał…
Ktoś zapukał w drzwi sprawiając iż trzymające je krzesło nieco się przesunęło.
- Hej? Panie... wszystko w porządku? Jakiś tumult słyszałem i sprawdzić chciałem. Straże zawołać? Lepiej zawołam… - dobiegł męski, nieznany Erebosowi głos.
Ereb chwycił miecz który jeszcze niedawno tkwił w jego piersi.
- Tak idź, wezwij straż, idź prędko! - Najlepiej jak umiał naśladował głos Ziemowita.
Po tych słowach bez wahania przysunął klingę do gardła z którego niedawno pił i korzystając ze swej wciąż ogromnej siły odciął wampirowi głowę. Nie czekał by usłyszeć krzyk za drzwiami, musiał działać najszybciej jak się da. Nie było czasu by odpowiednio ukarać potomka który zuchwale wzniósł broń przeciw niemu, cóż za szkoda. Jednak choć nie mógł go ukarać właściwie, ciągle nie zamierzał wybaczyć Georgowi jego postępku.
“Dwa razy ostrze na mnie wzniosłeś, dwa razy wzgardziłeś mą łaską i krwią która w tobie płynie” - oskarżał w myślach niecnego wnuka.
Z za drzwi zaś znów doleciał go głos nieznajomego:
- Czy aby na pewno? Lenistwo aż tak króluje w twoim życiu Erebosie? Jesteś pewny, że to ty kierujesz swym życiem, a nie twa próżność? Sam sobie odpowiedz, jesteś bogiem czy niewolnikiem? - Erebos uświadomił sobie nagle, że oto przez swoją niedbałość i frywolność, niemal spłonął poprzedniego dnia w promieniach słońca. Ta wizja sprawiła iż z czoła wampira spłynęła kropla krwawego potu. Trzymająca ostrze dłoń zadrżała. Erebos chciał uciekać, uciekać!.
- Mój głupi synu, powinieneś wiedzieć lepiej jak przerażający jestem. - Odparł niezbyt głośno Erebos. - Posmakuj swego lekarstwa!
Po czym dokończył dzieła które rozpoczął gdy mu przerwano. Strach jednak niczym kolce ostrokrzewu wbijał swe zdradzieckie szpony i oplatał jego serce, długo walczyć z tym nie mógł.
W końcu zasłonił twarz i ruszył do wyjścia którym przybył z zamiarem oddalenia się jak najszybszego i udania się do nowej kryjówki, kryjówki która jak wierzył była zabezpieczona przed wszelkimi niepowołanymi rękoma. Ruszył w kierunku zamku.

Nim się zorientował w jego sercu tkwił bełt. Pozbawił go możliwości ruchu, czy nawet skorzystania z mocy jego krwi. Ból jaki zadał mu krzyż był nieporównywalny z niczym co śmiertelni mogli odczuwać. Jego serce płonęło żywym ogniem, sekundy zmieniały się w milenia bezgranicznej katorgi, bezsilnego, bezgłośnego krzyku w jego własnej czarnej duszy.
I wtedy rzuciła się na niego ona, pisklę ledwie, wyrzucona tak samo jak Ereb porzucił dawno Uriego. Była śmieciem, nieudaną próbą. Ereb nie wiedział co próbował osiągnąć jej stwórca, nie obchodziło go to, był za to pewien, że wraz z jego esencją którą w siebie przyjmowała, skazywała się na piekło. Jego prastare istnienie było zbyt silne, zbyt potężne dla jej ledwie kilkuletniej egzystencji. Śmiał się w duchu, pomimo agonii, śmiał się widząc drogę ucieczki.
Lecz przerwała…
Ereb był wściekły, gniew i żal wypełniły nędzne strzępki jego wypalonego serca.
Lecz głupcy dali mu szansę, chwilę ledwie, lecz to wystarczyło.
Był już niemal martwy, wiedział, że nie przeżyje.
Zostało mu jednak dość mocy.
Została mu ostatnia chwila.
Zebrał cały gniew i żal, całe swe życie, całą wściekłość i wolę.
I włożył ją w jedną, ostatnią klątwę.
Jego usta ledwie się poruszały.
Sił nie starczyło mu na długo.
Lecz wiedział, że ten ostatni, przedśmiertny wysiłek wyda owoce.
Czuł jak klątwa opada, i zaczyna działać.

Erebos czuł jak jego dusza opuszcza ciało. Opada na płocki gnój, przebija się przez glebę, skały, podziemne źródła, wprost do Hadesu i dalej, w najciemniejszy zaułek Tartaru.
A może to było piekło?
Och jakże niewdzięcznie straszne by to było.
W istocie, nigdy nie dane mu było się tego dowiedzieć, gdyż spadanie nie zdawało się kończyć.
Już nigdy.
 
Googolplex jest offline  
Stary 01-07-2017, 00:45   #89
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Noc trzecia
Spokrewnieni zaraz po przebudzeniu się zastali szpital oraz jego personel w nieładzie. Siostry wyglądały na poturbowane, wszystkie sprzęty poprzewracane, chorzy przegonieni lub wywelczeni na zewnątrz.
Okazało się, że Gabriel był podejrzany o morderstwo! Ponoć ktoś widział go zeszłej nocy jak morduje dwójkę osób, mężczyznę i niewiastę. Wszystko miało wydarzyć się na progu mieszkania niejakiego Ziemowita, który to notabene również zaginął. Nie wiadomo kim był mężczyzna, gdyż straży i mieszkańcom nie udało się odnaleźć ciała. Co do niewiasty jednak, wiadomo, iż była to Olena, szlachcianka z Rusi. Jej ciało odnaleziono bez ducha w jej własnym domu. Bardzo możliwe, że jej własna służąca spiskowała przeciw niej, pokraczna dziewucha próbowała uciekać straży, złapano ją jednak i oddano do kata na przesłuchanie.
Wszystkie te informacje przekazała Gabrielowi i Janowi, jedna z młodszych sióstr, Weronika. SIostra Zyta umarła dosłownie kilkanaście minut temu. Starowinka głęboko przeżyła przeszukiwanie szpitala przez rozsierdzony płocki tłum i chwytając się za serce odeszła do Pana. Pozostałe siostry pozostały lojalne Gabrielowi i ufając iż cała sprawa jest jakimś nieporozumieniem, czy wręcz spiskiem, nie pozwoliły by kainita został odnaleziony.


Wampirzyca obudziła się w wygodnym łóżku, zadowolona. Wszystko wyglądało na to, że jej nieżycie, po tych wszystkich perypetiach zaczynało wracać do “normy” Zaraz po przebudzeniu się jej kat, przyprowadził jej śniadanie. Dziewucha wyglądała paskudnie, ale nie ocenia się krwi po opakowaniu… smakowała całkiem przyzwoicie i była pod ręką!
Fleur, w towarzystwie Macieja skierowała kroki do burdelu, aby szybko wyjaśnić wszystkim kto tam teraz rządzi. Sprzeciwów oczywiście nie było, szczególnie, że zaraz za plecami wampirzycy stał nie kto inny jak sam kat. Fleur co najwyżej mogła wychwycić jakieś przestraszone, zawistne bądź zazdrosne spojrzenia - standard.
Dość wcześnie też dotarły do uszu Fleur wszelkie plotki (kurwy były dość dobrze poinformowaną grupą) Otóż okazało się, że poprzedniego dnia, w Płocku znaleziono kilka trupów. Olena, szlachcianka z Rusi, została zabita przez brata Gabriela, w progu mieszkania imć Ziemowita Gajewicza herbu Ostoja. Tego ostatniego nie sposób było znaleźć w mieście, podobnie jak i samego zbrodniarza - Gabriela. Ciało Oleny złożono w krypcie na starym cmentarzu koło kościoła św Bartłomieja.
Nie była to jednak jedyna zbrodnia popełniona zeszłego dnia. Od rana przy domu wynajętym przez pewną cudzoziemkę (Fleur natychmiast zorientowała się, że chodzi o Rigo) ujadały psy. Gdy zaniepokojeni sąsiedzi zajrzeli w końcu do środka, okazało się, że izba jest cała wysmarowana juchą i wnętrznościami. Świadkowie byli zgodni, że musiały tam zadziałać nieczyste siły, bestia jakaś zapewne, wilkołak albo co. Kobiety nie było w nigdzie w pobliżu, a że wśród szczątków, znaleziono również i podarte szaty niewieście, wielu uważa, że to właśnie cudzoziemka dokonała tam żywota.
Jeszcze inni dodają iż pewno była wiedźmą i sama przywołała jakiego Szatana.


Na nic zdały się poszukiwania niewieścich ciał. Nekropolie wewnątrz murów były stare i jeśli w ogóle jeszcze używane, to tylko na użytek ludzi znaczniejszego stanu. Jednak niedługo po przebudzeniu, wampir zdał sobie sprawę, że w pobliżu jego sanktuarium, ktoś rozkopał jedną ze starych krypt. Wyglądało na to iż w pośpiechu złożono tam jakieś nowe ciało…


Zaraz po podniesieniu powiek, Olena była pewna iż nie znajduje się w swoim domu. Pozostając w całkowitych ciemnościach, czując ciasnotę szybko uświadomiła sobie naturę miejsca w jakim teraz była: trumna...


 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 05-07-2017, 11:04   #90
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację

Opowieści z krypty


Spokrewniona zamknęła oczy, a następnie w myślach analizowała sytuację. Wydawało jej się, że przed świtem zakończyła wydawanie poleceń swym sługom, następnie jak zawsze udała się do swej komnaty, zamknęła okiennice, zabarykadowała drzwi od środka ciężką malowaną skrzynią po czym zeszła do piwniczki, zamykając za sobą drewniane drzwiczki. Następnie zrzuciła trupa pseudo Ereba z posłania i zasnęła na swojej ziemi ojczystej. Była pewna, że zasnęła na swym posłaniu, a teraz leży w trumnie, całkiem wygodnej zresztą i to ją niepokoiło. Leżała więc oszołomiona zastanawiając się co mogło się wydarzyć. Nie wiedziała czy zdradził ją jej gul czy wydarzyło się coś innego. Po wczorajszej nocy pełnej śmierci pewna była tylko jednego nie zaatakował jej żaden z Płockich krewniaków, bo gdyby tak się wydarzyło nie miałaby najmniejszej szansy by się obudzić w tak komfortowych warunkach. Rozejrzała się ponownie po wnętrzu trumny wyszukując słabego punktu konstrukcji. Po czym zaczęła, używając dokładnie tyle siły ile było do tego potrzebne, podnosić wieko. Nie będzie się tu przecież wylegiwać całą noc. Na trzy - cztery popchnęła wieko, które otworzyło się z lekkim stukiem. Podniosła głowę rozejrzała się dookoła i nie zobaczyła nic szczególnie nie pasujacego do trumny, ot stara krypta pobudowana z czerwonej cegły. Poza nią nie było tu żywego ducha co również nie dziwiło w tych warunkach. Wyszła z trumny lekko i delikatnie i skierowała się w kierunku drzwi. Przyjrzała im się dokładnie były drewniane na metalowych zawiasach. Bez nadziei poruszyła klamką i zgodnie z przewidywaniami były zamknięte. Zaklęła pod nosem, zastanawiając się czy lepiej je wyważyć czy włamać zawiasy.

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 05-07-2017 o 11:06.
Wisienki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172