24-05-2019, 13:43 | #81 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
26-05-2019, 17:27 | #82 |
Moderator Reputacja: 1 | Mervi była przekonana, że nigdy nie lubiła autohipnozy. Mogła śmiać się z Tomasa i tego głośnej medytacji, musiała jednak przyznać, iż był to chyba zdecydowanie wygodniejszy sposób od oglądania od pół godziny migającego wszystkimi kolorami tęczy ekranu (program nazywała dość dowcipnie zagładą epileptyków) podczas gdy kamera skanowała mimikę oraz siatkówkę uzupełniając model podświadomości. Dane na bieżąco strumieniowano do algorytmu estymującego. To wszystko tylko po to aby dowiedzieć się co chodziło jej po głowie w nocy, gdy uderzyła Patricka łomem. I to wszystko… prawie na nic. W modelu panował ogólny bałagan, rozgałęzienia gałęzi predykcyjnych ciągnęły się długo dając zupełnie zwariowane, nieprawidłowe wartości, a jednocześnie ich parametry ciągle oscylowały w wartościach nie pozwalających programowi pominąć tych wersji. Kompletny nieład., brak myśli przewodniej oraz użytecznej informacji. Jednakże przebudzona wyciągnęła z tego istotny wniosek. Tamtej nocy, w jej głowie panował CHAOS. *** Leif zapadł w spokojny sen. W ostatniej chwili gdy oddawał się w objęcia siostrze śmierci, wydawało się mu, że słyszy jakiś głos, wołający z oddali, czuły lecz władczy. Dobiegał jakby z wielkiej odległości, nie mogąc się doń przebić. Zignorował go. Kiedy jeszcze wszystkie rany po bitwie nie zagoiły się, gdy stracił Freję oraz w momencie rozmowy z dziwną istotą, potrzebował chwili dla siebie. Niezmąconego spokoju. Czy mówiąc wprost, na tę noc miał już wszystkie powyżej dziurek w nosie. *** Klaus przybył na naradę jako jeden z pierwszych, miał zatem okazję na krótkie, niezobowiązujące zapoznanie z Adamem Firesonem. Wirtualny adept zrobił na nim specyficzne wrażenie, wydawał się w podobny sposób do naukowca wycofany (czy raczej – nie przystający do społeczeństwa), a jednocześnie chyba lepiej sobie z tym radził. Pochwalił Klausa za sprawne pióro, stwierdził, iż czytał jego prace… ...po czym pozwolił sobie dodać, iż jest to całkiem przyjemna beletrystka. Inny słowy, nie potraktował syna eteru poważnie. Widać było, iż ma nawet chęć na dyskusję, gdyby nie pojawianie się Mervi w towarzystwie ponurego Tomasa. Fireson udał się się im na przywitanie. Przystanął, nachylił się nad dziewczyną i zaciągnął nosem. - Pachniesz dupą szatana. Stwierdził zamiast przywitać się. Wirtualna adepta nie zdążyła nawet zmarszczyć czoła, gdy na zebraniu pojawił się Patrick, dołączający do ich grona. - Kąpaliście się w tym samym bajorze? Fireson zapytał z dziwną powagą patrząc raz na Marvi, a raz na Irlandczyka. Ostatecznie wzruszył ramionami. - Zresztą, nie moja sprawa – przelotnie spojrzał na Tomasa, następnie odchodząc od nich aby złapać przed zebraniem Jonathana, widać było mi pilne. *** Na zebraniu pojawili się wszyscy magowie za wyjątkiem Inkwizytora oraz mistrza Einara. Ten drugi, ustami Jonathana przeprosił za nieobecność tłumacząc się opieką nad uczniem. Możliwe też było, że po prostu Jonathanowi nie w smak była obecność potężniejszego hermetyka, a Einar w ten sposób został albo usunięty albo wyświadczał mu grzecznościową przysługę. Iwan wyglądał na kogoś, kto dźwiga jakiś wielki ciężar. Dużo to mówiło o jego postawie, widać należał do tego typu ludzi którzy są tym silniejsi im więcej położyć im na barki. Prezentował się dumnie, spokojnie i w jakiś ukryty sposób – strasznie. Zajmujący obok niego miejsce Jonathan mógł żartować i być miłym gościem, a jednocześnie mistrzem. Do starego dochowanego to nie pasowało. Był trochę jak posąg, a trochę jak obnażono broń. - Sprawy w mieście potoczyły się dużo szybciej niż początkowo przypuszczałem. Zaczął pewnie, nie pozostawiać wątpliwości kto będzie prowadził dzisiejszą naradę. Tradycyjnie, poprosił wszystkich o krótką modlitwę lub chwilę milczenia. - Wczorajszej nocy odszedł od nas Gerard Guivre, Inkwizytor Niebiańskiego Chóru, Mistrz Pierwszej, wspaniały mistyk oraz nieustraszony wojownik stojący na straży stada. Towarzyszyłem mu w jego ostatnich chwilach, a wraz z asystą Patricka zadbaliśmy o zatarcie nadnaturalnych śladów. Rosjanin zręcznie pominął udział Klausa lub Adama, widocznie dając im do zrozumienia, iż stanie na warcie nie oznaczało wartej wspomnienia pomocy. Mistyk zrobił pauzę, dając zgromadzonym czas na przemyślenie informacji. - Gerard został śmiertelnie ranny podczas starcia z istotą określaną przez nas jako burzowa istota. Zajmę się Szymichowskimi formalnościami. Przed odejściem, Gerard udzielił mi szeregu informacji. Na istotę natknął się przypadkowo podczas śledztwa związanego z seryjnym mordercą grasującym po Skandynawii. Przedstawiała się w postaci niewysokiej, rudej nastolatki o kręconych włosach. Dziewczyna miała nie więcej niż piętnaście wiosen. Jest to ważne, podczas poprzedniego spotkania Gerard wspomniał o tęgim jegomościu. Iwan zaplótł place. - Gerard stwierdził, iz w walce czystko fizycznej nie miał szans. Istota była tak szybka, iz zdawało się mu, iż myśli wolniej niż ona się porusza, a siłą wybiła dziurę w murze. Magya sił nie dała rady. Dopiero czyste uderzenie pierwszą siłą dało jakikolwiek efekt, lecz był tylko pozorny. Co ważne, Gerard nie zdołał jej spłoszyć. Zostawiła go na śmierć z premedytacją. Czuł też, iż jest w stanie zmieniać kształty, lecz z jakiegoś powodu nie czyniła tego w jego obecności. - Chciałbym abyście pamiętali o ofierze naszego przyjaciela oraz mieli się na baczności. Jest to pierwsza, i mam nadzieję ostatnia ofiara z naszej strony w tym mieście. Sprawy toczą się szybko, robi się naprawdę niebezpiecznie. Iwan rozdał magom teczki pełne kserokopii ręcznie pisanego dokumentu. Powiedział, iż jest to raport po wczorajszym spotkaniu z wampirami. Jonathan wyglądał na lekko zaskoczonego, lecz nic nie powiedział. Chyba ważył ewentualną awanturę ze sprytną, ponurą atmosferą związaną ze śmiercią Gerarda. Duchowny wyłożył magom dokładnie przebieg spotkania, nie pomijając znaczących szczegółów. Wyjaśnił, iż w raporcie mają to samo, w razie gdyby podczas dyskusji chcieli odwołać się do części wydarzeń. - Tak wyglądała narada. Z tego miejsca proszę aby każdy wrobił w sobie odruch spisywania informacji. Będzie to korzystniejsze na narady, jak mi wiadomo, wszyscy mają wiele do przekazania. Pozwolę sobie jednak jeszcze trzymać głos. Wraz z Patrickiem odkryliśmy, iż pośród wampirów z Sabatu panoszy się specyficzna zaraza. Przypomina formą agresywnego nowotworu, jednocześnie pogrążając umysł w obłędzie. Wampir z którego jaźni wydobyłem skrawki informacji, nie był się tyle zarażenia, co niepokoili go zarażeni. Wygląda to jakby nabywali agresywności, czy nawet potencjału bojowego. - Zapewne interesuje was moje zdanie. Sądzę, że wszyscy obecni się zgodzą – spojrzał ukradkiem na Jonathana – iż w obecnej chwili powinniśmy wstrzymać się wobec jawnego okazywania wsparcia Camarili oraz Sabatowi. Jeśli jednak będzie trzeba podejmować współpracę, związaną z różnego typu działaniami, rekomenduję rozmawiać z Camarilią. Mówiąc działania, nie mam na myśli angażowania się w konflikty czy walkę, lecz zwykła działalność. Jonathan wyrwał się z zamyślenia. - Nie będę teraz wspominał dlaczego pomięto mnie na zebraniu – pokręcił głową z niesmakiem – lecz rad byłbym wysłuchać wieści od pozostałej części Fundacji, przed omawianiem spraw. Szczególnie, iż mamy nowego gościa. - Słuszna uwaga, Mistrzu – Iwan protekcjonalnie kiwną głową. - Adam Fireson, tak? Zmierzył wzrokiem wirtualnego adepta. - Tak – odpowiedział cicho – znaczy… Tak. Chyba nie mam w tej chwili nic fajnego do powiedzenia – rozejrzał się po sali. - Dobrze – Iwan westchnął cicho. - Zatem jak zaproponowano, kto zechce pierwszy podzielić się informacjami? - Ja – Jonathan zaczął twardo. - Pozwoliłem sobie sprawdzić kilka kwestii. Sabat nie tylko fizycznie walczy z tutejszymi wampirami, nawet jeśli uznałbym, iż tylko jedna dziesiąta wszystkich większych incydentów i nagłych zgonów to kwestia wampirzej wojny, to i tak byłoby aż za dużo. Lokalni przedsiębiorcy, porachunki grup przestępczych, nowe szantaże, policja, spalenie starego tartaku, śmierć zastępcy komendanta, ruchy spółek podkupujących lokalne przedsiębiorstwa, do tej pory dobrze prosperujące i nie mające celu sprzedaży… Wyjątkowe silne wzmożenie. Dużo czasu zajęły mi formalności z Horyzontem – hermetyk wyglądał jakby bardzo próbował nie tłumaczyć się – lecz miejmy nadzieję, że był to ostatni list. Mam też trop miejsca potencjalnego węzła, niestety obszar poszukiwań jest dość duży. Wygląda jakby był pod ziemią. Głęboko. Poeozmawiamy o tym potem. Tomasie? Jonathan tym małym gestem wywołania eutnatosa chciał jakby przejąć dowodzenie, w tej małej kwestii prowadzenia narady. - Mervi została zaatakowana – Tomas powiedział ze standardowym, kamiennym wyrazem twarzy. - Pozwolę jej mówić o szczegółach. Posprzątaliśmy, urobiliśmy też policję. Mam kontakt z jednym oficerem, facet widział w życiu masę gówna, domyśla się nawet istnienia wampirów. Sądzę, że jest bliski bycia akolitą. Nie odkryłem przed nim kart, lecz bardzo szczerze porozmawialiśmy. Po tym co mówił ojciec Iwan, sądzę, że w policji trzęsie ten sam Olaf który przedstawił się jako zastępca księcia. Dodatkowo dużym burdelem w mieście zarządza wampirzyca. Sporo dziewczyn to ghule, ale jakby nie do końca. Wampir ma bardzo słabą krew albo jakiś problem z nią, nie trzyma tyle ile powinna. Nazywa się Maria, dziewczyny zwie sierotkami czy siostrzyczkami, coś podobnego… Jest raczej wycofana z polityki. Waleria przysłuchiwała się mu. Gdyby nie ziołowy napar, byłaby nieco zbyt spięta niż powinna. Milczała jednak. - Wirtualni adepci mają węzęł – powiedział nagle Fireson. - Oczywiście, będziemy starać się udostępniać jego zasoby. Uśmiechnął się pod nosem chytrze. Wirtualni adepci mają węzeł, nie fundacja, nie paznokcie lokalizacji – zdawały się mówić tańczącego w jego oczach ogniki. Iwan spojrzał nań krytycznie, po chwili wymienił spojrzenie z Jonathanem. Patrick mógłby przysiąc, że mistycy chyba jakoś rozmawiali. - Rozumiem, acz nie pochwalam – Jonathann zaczął chłodno.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 26-05-2019 o 21:47. |
03-07-2019, 11:46 | #83 |
Reputacja: 1 | Poranek nadszedł zdecydowanie za szybko. A sam Healy obudził się bez humoru. Wczorajszy wieczór i noc obrzydziły mu nieco magyiczny półświatek Lillehammer. I zdecydowanie nie miał ochoty iść na dzisiejsze zebranie. Ale wyboru nie miał. Gorąca kawa, podlana odrobiną alkoholu pozwoliła się Healy’emu nieco poprawić sobie nastrój i całkiem się rozbudzić. Nadszedł czas na relaks poranny. Ten przybrał lformę pracy. No… może nie tyle roboty na zlecenie, co majsterkowania z pomocą magyi. Z odrobiną co prawda, by ułatwić sobie. Healy miał zobowiązanie do zrealizowania i trochę czasu do zabicia. Tak więc zabrał się za robotę. Narzędzia miał na podorędziu. Cały warsztat w zasadzie. A że nie tworzył talizmanu, a tylko kształtował nieznacznie materię to uzyskał dość… przyjemny dla oka efekt. Przypinkę w kształcie koniczyny. Ładną nawet. Healy rozważał czy jej nie zakląć w talizman, ale… ostatecznie odłożył to na później nie bardzo wiedząc jaki talizman chciałby uzyskać. No i czas… mnóstwo go zmarnował tworząc taki drobiażdżek. Potem zadzwonił do Alicji. Rozmowa była krótka, bowiem Irlandczyk nie miał za wiele do powiedzenia, a i nie chciał przeszkadzać Norweżce w tym co robiła. Ot, wypytał ją o jej plany na następne dni i zapytał o możliwość następnego spotkania. Sam jednak nie miał zbyt dobrych wieści dla niej. Praca… praca… praca… Niestety przybycie do nowego miasta i założenie firmy zajmowało Healy’emu sporo czas. Tak się przynajmniej Irlandczyk tłumaczył i… było w tym sporo racji. Sytuacja w Lillehammer była skomplikowana i czasochłonna. Wyglądało na to, że nie mieli czasu na spokojne badanie okolicy. A Fundacja, mimo że w sumie raczkująca dopiero, musiała się zmierzyć z poważnym zagrożeniem. Nic dziwnego, że Technokracja trzymała się z dala od Lillehammer. Healy więc zadzwonił tylko po to, by podtrzymać kontakt ze swoją znajomą. Bo w tej chwili nie miał czasu na spotkanie. Nawet na kawę. Może po spotkaniu z magami? Może wtedy? Dziewczyna była speszona tym, że się odezwał do niej. I lekko zaskoczona. Dość długo przyszło jej na zebranie się do przyznania iż planowała potrzymać Patrica w niepewności. I zadzwonić dopiero wieczorem. Zepsuł więc jej plany. I być może plany na ewentualną randkę? Na razie jednak nie mógł ani zaproponować, ani sam zgodzić się na propozycję. Na razie mógł porozmawiać z nią, a potem… zabrał się za porządkowanie domu, podsumowując w głowie swoje niedoszłe plany. Na razie nikt się tutaj nie włamał, ale… ostatnia próba przyzwania strażnika dla jego chatki okazała się katastrofą. Zainstalowanie elektronicznego nadzoru… nie bardzo mu leżało, z uwagę na Mervi. Dziewczyna była dość wścibska i nie chciał dać jej możliwości podglądania siebie. Na produkcję latających mierników kwintesencji nie było już czasu, ani chyba potrzeby. Byli na wojnie… nie czas na długie badania. Byli na wojnie, a Healy był zniechęcony swoją małą “armią”. Miał złe przeczucia po tym całym wybuchu drugiego Syna Eteru. No i miał na głowie zakupy. Bo lodówkę trzeba było zapełnić. Magyia magyią, a jeść nadal trzeba. Na spotkanie z innymi magami Healy przyszedł ubrany luźnie, acz z nowym dodatkiem do stroju.Koniczynową przypinką w klapie marynarki. Irlandczyk nie był obecnie w dobrym humorze. Widać było rozczarowanie na jego twarzy. I ciężko było mu ten fakt ukryć. Przysłuchiwał się bez entuzjazmu całej przemowie. Rewelacje na temat węzła też nie wzbudziły zainteresowania Syna Eteru, tylko zasmucenie. Wiedział co to oznacza… spory i kłótnie o dostęp do węzła. Ostatnie czego potrzebowali w tej sytuacji. Healy wiedział jak ważny jest węzeł dla magów, ale… nie mieli komfortu spokojnej okolicy, by mogli się o niego kłócić. Technomantka zaś słuchała przemowy Iwana z pozornym znużeniem. Mogła teraz tyle robić, a rewelacje mistyka rewelacjami nie były... choć wieść o śmierci Inkwizytora zmieniła znudzenie na poważniejszy wyraz. Niemniej to stwierdzenie, że było jakieś quasi-tajemne spotkanie z Camarillą spowodowało kiełkującą w Mervi złość. Nie odezwała się jednak ni słowem, jedynie nie spuszczając wzroku z Iwana. Gdy zaś Fireson powiedział swoje, na co Jonathan zareagował... Po prostu musiała przeszkodzić hermetykowi w dalszych słowach. - Przecież musiało w Lillehammer zostać jeszcze wystarczająco soczku. - wtrąciła zupełnie niewinnie zwracając spojrzenie na Jonathana - Nikt z pragnienia nie umrze w końcu. - Kto wie czy nie mając pod ręką większych zasobów vis, Inkwizytor nie przeżyłby starcia, skoro to właśnie pierwsza okazała się najskuteczniejsza. Hermetyk z lekkim smutkiem w głosie rozmieszanym z irytacją odpowiedział kobiecie. W jakimś sensie miał rację, gdy stracili członka fundacji, a ona była po spotkaniu z wampirami (porwania Walerii nie mogła też pominąć, nawet gdyby chciała) zasoby były na wagę życia. Klaus czuł się źle. Wina zjadała go kawałek po kawałku odkąd tylko wrócił do domu. Pamiętał jak cała fundacja potrafiła zakrzyczeć Walerię o kontakt z Sabatem bez wiedzy Fundacji, a sam razem z Iwanem i Patrickiem zrobił to samo z Camarillą. Uwaga Jonathan wyrwała go z zadumy. - Wybacz mistrzu, ale obawiam się, że branie zasobów za zakładnika będzie normą, zważając, że kooperacja i zaufanie są tak słabą częścią tej fundacji. - to wypowiadając spojrzał na Iwana. Healy spojrzał z byka to na Klausa, to batiuszkę. Po czym podsumował całe te “przekomarzanie”.- Targujecie jak przekupki. Machnął ręką dodając. - Węzeł węzłem. Vis zwisem. Duperele… Wampiry się tłuką lub próbują porywać członkinie naszej małej społeczności. Coś prastarego łazi po mieście i może narobić kłopotów i nam i Śpiącym. Nie próbowaliśmy dotąd nawiązać kontakt z miejscowymi magami. Mamy więc ważniejsze sprawy do omówienia… niż skakanie wokół węzła. Jonathan lekko skinął głową w stronę Irlandczyka. - Węzły są bardzo istotnym elementem globalnej strategii Rady. Niestety, Klaus ma rację. Pozwolę sobie jednak nie ciągnąć tego tematu. I Patrick ma rację, najgorsze co możemy zrobić to pogrążyć się we wzajemnych oskarżeniach. - Jednakże - Iwan zaczął twardo wlepiając ołowiane spojrzenie w Firesona - ciągłe nadstawianie drugiego policzka w naszym przypadku nie jest obiecujące. Polecam poczytać stary testament, wtedy lepiej poznasz Pana - ojciec uśmiechnął się lekko, niby w żarcie, niby w lekkiej groźbie. - Jak wygląda sprawa Einara? Opieka nad jego uczniem jest bardzo absorbująca - poskarżyła się Hannah - a o nieobecnym podczas ataku adepcie nic nie wiadomo. - Jak dobrze wiesz, nic się nie zmieniło - Jonathan odpowiedział chłodno.- Chciałbym pomóc mu wrócić w bardziej spokojne miejsce. Healy tylko westchnął ciężko. Globalna strategia Rady… brzmiało to jak zbiór pobożnych życzeń Magów którzy nie byli tutaj. Na razie Fundacja była bardzo słabiutką roślinką i słabo ukorzenioną. Globalna strategia i podział wpływów i węzłów, wedle Irlandczyka powinny poczekać, aż będzie co dzielić. Klaus delikatnie westchnął. Równie dobrze mógł poruszyć sprawę teraz. - Czy rozważaliśmy już jak zaprezentujemy Fundację śpiącym? Pojawiają się w mieście nowych twarzy, które się spotykają raz na kilka dni, w czasie, kiedy dzieje się to, co się dzieje. Przyda się nam przykrywka. Legalny powód naszych spotkań. Mervi milczała, gdy magowie zaczęli dywagować, jednak. po słowach Iwana do Firesona, wychyliła się do wirtualnego i konspiracyjnym szeptem odezwała się do niego. - To już znamy ulubioną lekturę Ojca. Stary Testament pokazuje pazur... nie tylko krwawy, ale też... - zerknęła na chwilę na Iwana - ...sodomiczny. - Ma nadzieję - Fireson wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem. - Planowałem - Iwan spojrzał na zebranych - aby chętnych powiązać ze strukturami kościelnymi. Z tego co mi wiadomo, przeważająca część fundacji posiada odpowiednie przykrywki, a nawet więcej. Oczywiście, gdy ktoś potrzebuje czegoś więcej, służę pomocą, zapewne tak samo mistrz Jonathan. Nie uważam aby reprezentacja wszystkich czy nawet połowy z nas przed śpiącymi jako jednej organizacji była rozsądna. - Nie wiem czy w związku z ostatnimi krwawymi zamieszkami, kogokolwiek obchodzi kilka osób spotykających się na jakiejś plebanii. Równie dobrze możemy twierdzić, że jesteśmy w kółku biblijnym.- machnął ręką lekceważąco Irlandczyk.- Wampiry i tak wiedzą. - Pewnie to kółko biblijne Starego Testamentu. - Mervi zerknęła na Firesona - Miej się na baczności, chłopcze. Fireson nic nie odpowiedział. Tomas wyglądał na bardzo skupionego, w zupełnym przeciwieństwie Walerii która bawiła się swoimi włosami. - Z chęcią posłuchałbym wieści od innych członków fundacji - rosjanin zaczął - Mervi, raczysz pierwsza wznowić wymianę wieści? Na przykład od twoich ostatnich problemów z wampirami. Mervi spojrzała na Iwana nijakim wzrokiem. - Z całym szacunkiem ojcze, ale czy nie uważasz za odrobinę pilniejsze posłuchać innych? - zapytała utrzymując kontakt wzrokowy z Iwanem. - Gdybym tak uważał, poprosiłbym kogoś innego. Technomantka rozłożyła ręce poddając się... tylko jej mina wskazywała, że wcale nie zakończyła starcia, a jedynie je odłożyła na później. - Przyszedł do mnie w nocy głupi i głupszy z Sabatu. Jeden łaził poza domem, jakby sam nie wiedział po co się tam znalazł, a drugi władował się mi do kuchni niszcząc elektronikę. - dodała z wyraźną pretensją w głosie - Wyglądał jakby go pokrywały guzy rakowe, cuchnął pewnie podobnie uroczo. - spojrzała krótko na Tomasa, przypominając sobie dzisiejszy "zabieg" - Byłam miła, kazałam mu spieprzać, nie posłuchał. Nie wiem czy w ogóle zrozumiał. Tak czy inaczej potraktowałam go odpowiednią terapią ultradźwiękową. Duży syf rakowy wylał mi się przez to na podłogę... - mruknęła. - Pewnie cały ten “proces gnilny” rzucił mu się na mózg i wyzerował wyższe funkcje, sprowadzając osobowość do poziomu zwierzęcia.- ocenił Healy. - Więc, któreś wampiry postanowiły jednak pokazać kły. - mruknął Krugger.- Razem z Tomasem pomogłem pozbyć się resztek. - Oraz pomogli z problemem policji znajdującej się przy tym drugim wampirze na zewnątrz. Później oczywiście weszli do mnie, ale dzięki pomocy Tomasa i Klausa wyszliśmy zwycięsko, a nasz Eutanatos wyspotował w detektywie możliwego przyszłego akolitę. O tym co już Tomas mówił... - Ale najlepsze wydarzyło się po spacyfikowaniu wampira, przed wejściem policji. - Mervi uśmiechnęła się patrząc na Iwana chwilę. - Nudziłam się w oczekiwaniu na rozwój wypadków, więc uznałam, że można przejrzeć pamięć tego durnia z kuchni. Początkowo tylko random, niezbyt ciekawe pliki, niektóre może bardziej interesujące kulturoznawczo, dopóki nie trafiłam na plik wydający się zabugowanym. Aż mój Avatar się zirytował, gdy się pojawił na ekranie kompa! - Po otwarciu trzasnęło, zapachniało ozonem i... zobaczyłam Nic w środku. Takie Nic, w sensie Pustkę. Kodowanie entropią. Nigdy nie myślałam, że mnie nie rozbawi Pustka w umyśle Sabatowca. Cóż, tym razem nie byłam chyba w nastroju na to. - Po tym zabrałam się za plik o wdzięcznej nazwie Overpower. Wrzuciło mnie na chat... - uśmiechnęła się krzywo - Z Creepem. Cały pokój zdawał mi się jechać ozonem po tym. No, mieliśmy pogawędkę, zestresował mi Glitcha, pojechał po Tradycjach, jesteście schizofrenikami, później po naszych - zerknęła na Firesona - obiecywał mi wyrwanie paznokci i zeżarcie mózgu... A gdy ucinałam połączenie kazałam mu się chrzanić. Tak na pożegnanie, którego chciał. - wzruszyła ramionami - Chyba się nie polubiliśmy z Creepem. - dodała bez przejęcia. - Chyba tej samej nocy... - Waleria zaczęła cicho - Chyba tej samej nocy był u mnie Sabat. Wyglądali raczej normalnie, doszło do pewnego nieporozumienia. Potem wysłali śmiertelnego posłańca, przepraszał za nich. Jeśli dobrze składam fakty, wszystko to odbywało się podczas zamieszek w mieście, i może ewentualnej walki między wampirami? Jeszcze ta choroba - verbena zamyśliła się - chyba wszyscy zgodzą się, że jeśli wampiry który nawiedziły Mervi wyglądały dziwnie, to mogły być chore? - Były - Tomas podsumował z mocą. - Inaczej bym tego nie określił. Jeśli brać pod uwagę ich stan… To może być ta zaraza o której wspomniano na naradzie. Może powiedziałbym coś więcej gdyby mnie zaproszono - bez nut drgnienia w głosie eutanatos lekko się odgryzł - jednakże nie tłumaczy to ich ewentualnej znajomości Tradycji i Mervi. Ten zapach burzy - pokręcił głową. - Klausie, Patricku, macie coś do przekazania? Walerio? Iwan spojrzał na magów. Verbena pokiwała przecząco głową. Chyba nie chciała wracać do sprawy swojego pobicia. - Chciałbym, zebrać wszystkie wieści, następnie wrócimy do nich kolejno omawiając cały obraz - duchowny wyjaśnił marszcząc czoło. - Nie licząc narady z wampirami, w której… wziąłem udział, to nie… chyba, że... - eteryta spojrzał na Jonathana i Iwana - Duch, o którym z tobą rozmawiałem mistrzu i którego ojciec Iwan się wyzbył, był zainteresowany dwiema rzeczami. Haustami i Einarem, dokładniej chciał śmierci mistrza. - pozwolił tej informacji zawisnąć chwilę w powietrzu - Zważając na… rzekome powiązania jakie miał ten duch, obawiam się, że możemy walczyć z czymś więcej niż tylko zewnętrzni wrogowie. Jonathan obruszył się lekko. - Jeśli coś sugerujesz adepcie, proszę mówić jaśniej. - Tradycje wykorzystują naszą "misję" do zakończenia własnych, starych waśni. Co, Mistrzu, uważam za poważne zagrożenie dla niej, zważając jej istotność. - wyjaśnił eteryta. - Możliwe - westchnął Jonathan - dlatego też uważam, że obecność mistrza Einara pośrednio wciąga nas w ich politykę. Słowa o Einarze wystarczyły, aby Mervi wyraźnie się zjeżyła w sobie, szczególnie że wedle niej Jonathan sugerował, jakoby jego obecność sprawiała problemy, których trzeba się pozbyć. - I zamierzacie coś z tym zrobić? - mruknęła. - Znaleźć naszemu przyjacielowi spokojniejsze miejsce - hermetyk ciągnął spokojnie - sama wiesz, że ta strona rękawicy nie służy mistrzowi. - Wiem. - technomantka odpowiedziała powoli - Całe szczęście, prawda? Te problemy z hierarchią... - oparła się nie spuszczając wzroku z Jonathana - Bo nie ma sposobu, aby na ten czas zapewnić, że idioci z Tradycji odpieprzą się od Einara, co? - Tylko czy jest miejsce "spokojniejsze" dla niego? Zważając, na atak Unii pomimo zawieszenia broni? - zagaił Klaus. - Horyzont - wtrąciła Hannah - może będą wiedzieli jak zająć się uczniem. Jak nie to to może Mars… - Marsjanom bym nie ufała. Horyzont brzmi lepiej i na pewno wielu z nas by sprawę supportowało. - odparła stwierdzeniem, nie zaś pytaniem. Jonathan uśmiechnął się z lekkim, cierpkim rozbawieniem na wspomnienie marsjańskiej fundacji, jednak nic nie powiedział. - Patricku? - Zapytał Iwan spokojnie. - Co mam poradzić? Poza wypytywaniem mistrza Einara? Ta wroga mu Tradycja ma przecież imię i twarz. I pewnie też ma własnych wrogów, którym można podsunąć plotkę, że sabotuje on misje w Lillehammer dla własnych celów. - wzruszył ramionami Irlandczyk. - Lub użyć własnych koneksji i znajomości do zaszachowania kłopotliwego członka rady. Tak by zrobiła Kari. Mamy tu dość kłopotów bez użerania się z jakimś małostkowym dupkiem w miękkim fotelu. No i…- Staruszek zaśmiał się szczerze. - Miałem na myśli wieści od ciebie - wyjaśnił w lekko lepszym humorze - ale podoba się mi twoje nastawianie. - Ja tu wam ciągle wspominam o Opustoszałych, bo i to gdzie można ich spotkać uważam za najważniejsze odkrycie z którym żeśmy nic nie zrobili. A pomijając Verbeny oni tu siedzą od lat i muszą dobrze znać sytuację na swoim podwórku. Co do burzowej istoty… jest entropiczna, co mnie akurat nie przeraża aż tak bardzo. Acz… rozumiem jak wielki to jest problem. - podrapał się po czuprynie.- Wygląda że jej celem, jak każdego zwierzęcia jest wzrost… w tym przypadku liczebności może? Mervi odchrząknęła. - Czy możemy przestać mówić jak o kimś, Kogo Imienia Nie Wolno Wymawiać? - uśmiechnęła się krzywo - Chyba, że boicie się, że tu się pojawi… - Bardziej powiedziałbym że nie wiemy jakie to imię. Może być Creepek, może być burzowa istotka, może nawet Nyarlathotepek.- wzruszył ramionami Healy.- Znamy tylko bajkę wampirów. Na ile jest ona prawdziwa, nawet oni sami nie wiedzą. Mervi na to jedynie zwróciła oczy ku sufitowi. - W każdym razie to buszujące w mieście wynaturzenie może mieć Umbrze wrogów, albo… tam można poszukać prawdy o nim. Nie zaśmieconej przez historię i zawodną pamięć.- wzruszył ramionami Patrick. - Z całym szacunkiem - Iwan zaczął bardzo przyjaźnie - umbra stanowi właśnie jedną, wielką plotkę. Jednakże, zgadzam się, niestety musieliśmy odłożyć plany naszej ostatniej wyprawy zza rękawicę, to jednak nie powinno to czekać. Duchowny zamyślił się na kilka chwil. - Chciałbym aby każdy spisywał raporty. Myślę, że mistrz Jonathan udzieli wam odpowiednich instrukcji. Jak wygląda kwestia zabezpieczenia komunikacji wewnętrznej? Mervi spojrzała jakby ze znudzeniem na Iwana, nie komentując kwestii raportów. - Zaabsorbował mnie ostatnio Creep i widok Tomasa topless. Rozprasza. Mam jednak papiery dla J., którymi dziś go zarzucę. - uśmiechnęła się słodko do hermetyka. - Proszę, postaraj się to zorganizować jak najszybciej. Rosjanin powiedział łagodnie. - Jeśli nikt nie ma nic ważnego do dodania - rozejrzał się po sali - pozwolę sobie narzucić kolejność obrad. Na początek, kwestia wampirów. Czy ktokolwiek sprzeciwia się strategii aktywnego wycofania się z relacji oraz kompletnego dystansu od strony Sabatu? - To my mamy relacje z nimi? Ja tam ich do siebie nie zapraszałam, słowo harcerza! - Mieliśmy jakieś kontakty ustalić i jakiś rodzaj pokoju. To się chyba udało z naddatkiem.- stwierdził Healy wzruszył ramionami.- Z mojej strony nie ma sprzeciwu zostawić na razie wampiry sobie samym. Niech się mordują między sobą. Będzie mniej sprzątania później. Hermetycy skinęli w zgodzie. Klaus westchnął delikatnie i spojrzał na Jonathana. - Jeżeli można, mistrzu. Sądzę, że powinieneś zdradzić naszej wesołej gromadce czemu zakładamy fundację w Lillehammer. Sądzę, że ta wiedza, mogłaby wpłynąć na część podjętych dziś decyzji…. Jonathan rzucił cierpkie spojrzenie Klausowi. Nie było ono złowrogie, raczej pokazujące problem jaki hermetyk z tym miał. - Sądziłem, że wobec ofiary Gerarda nie będę dzisiejszego dnia dokładał zmartwień - odpowiedział szczerze. Tomas westchnął cicho. - Wiecie… - zaczął powoli - mamy na sali przynajmniej studentów czasu. Proszę, spójrzcie w przyszłość, od miesiąca w przód, bezpieczniej pół roku. Ile zobaczycie tutaj? - A nie możesz po prostu powiedzieć? - mruknęła technomantka. - Nie wyglądasz na kogoś kto wierzy komukolwiek na słowo - eutanatos powiedział beznamiętnie. - Byłoby szybciej, a i zawsze mogłabym później sprawdzić. - oparła brodę na dłoniach i spojrzała na ustawioną przed sobą trinarkę. Jonathan pokręcił lekko głową. - Zatem zostawimy temat do następnej narady. Mistrzu Iwanie, co sądzicie o sprawie domniemanej wampirzej zarazy? Byłbym za przeprowadzeniem dokładniejszego badania aby wykluczyć możliwość przenoszenia się na śpiących. Coś dziwnego pojawiło się na twarzy hermetyka. - Popieram. Tomasie, podejmiesz się tego? - Zapytał Iwan. Eutanatos kiwnął głową w milczeniu. - Oznacza to złapanie wampira do badań?- zapytał retorycznie Healy i podrapał się po brodzie.- Trzeba by się skontaktować z naszą nieumarłą wtyką, byśmy przypadkiem nie wzięli na ząb pijawki należącej do miejscowej bandy z którą mamy rozejm. - Sformułuję małą grupę do tego celu i w mniejszym gronie porozmawiamy o szczegółach - Tomas odpowiedział Irlandczykowi - ale oczywiście masz rację. Wolałbym też nie uciekać się do porwań i tego typu sytuacji. - Te istoty - Iwan zaczął nagle ze skrzywioną miną - burzowe. Powiedziałbym, że trzeba je przebadać. Tylko, że nie mamy ku temu środków. Wraz z Patrickiem widzieliśmy jedną, i jeśli razem dostrzegliśmy to samo, a ja miałem okazję dobrze się przyjrzeć, to potrzebowałbym dwóch węzłów aby dać temu czemuś opór. Technomantom zapaliła się w głowie ostrzegawcza lampka. Jak to zgrabnie określano, transportowanie surowej kwintesencji w czasie rzeczywistym mogło być szalenie destruktywne i wulgarne. Dawno nie używano takich środków. I mało który mistyk mówił o tym, iż leży to w zasięgu jego woli. - Zapomniałeś dodać, że "możliwie" dałbyś czemuś opór. - parsknęła Mervi - Nawet nie wiesz jaką to ma siłę, a już uważasz, że dasz opór. Pycha, drogi Iwanie! - technomantka odparła ganiącym tonem. - Mervi, nie ma powodu abyś tak na mnie ujadała - duchowny odpowiedział zadziwiająco ciepło - po tych wszystkich latach umiem dość dobrze oszacować siłę czegoś względem samego siebie. Inaczej bym już dawno nie żył biorąc pod uwagę to czym się przeważnie zajmowałem. - Ma jednak rację.- wtrącił się Healy, sądząc po tonie głosu, mówił z własnego doświadczenia... - Nie wiemy z czym mamy do czynienia, jaką ma to naturę, jakie słabe strony… a jakie mocne. Choć tych ostatnich możemy się nieco domyślać. Rzucanie się na takiego nieznanego wroga… nawet jeśli zwycięskie może się okazać Pyrrusowe i okupione ofiarą krwi i życia niejednego maga. Zanim zaczniemy planować jakąś magyię z węzłami, powinniśmy wiedzieć więcej. - Ależ ja to mówię z czystej troski o twoje i nasze życie, nie wspominając niczego nie winnych Avatarów. - wzruszyła ramionami Mervi - Choć pewnie w swoim życiu sporo zniszczyłeś Nephandi i ich dzikich tworów czy co tam jeszcze sobie wymyślili. Klaus na razie się nie wypowiadał. Więcej, sekretów i tajemnic, o ile nic nie miał do starszych magów, zastanawiało go czy uważali, że trzymanie przed sobą tajemnic pomaga? - Musimy zbadać te istoty - Iwan stwierdził zimno. - Wątpię aby wizyta w Umbrze pomogłaby nam znacząco. Niestety, uważam, iż gdy spróbujemy się do nich zbliżyć, dojdzie do starcia. Dlatego też chciałem tylko zaproponować możliwe duże i silne grupy badawcze. Chyba, że ktokolwiek widzi trzecią drogę. - Ktoś tu ma death wish, widzę. - Mervi przewróciła oczami - Nie wiem co wy zrobicie, ale ja mam zamiar ponownie ustanowić połączenie z Creepem i tak obadać go. Fajnie jednak byłoby, gdyby ktoś robił za backup, na wypadek kontry. - mruknęła z pewnym znużeniem i tak nie wierząc, że ktokolwiek zechce pomóc. - To chyba tylko Fireson? Ta cała sieć to obszar w którym ja jestem bezużyteczny. - ocenił sytuację Healy. - Mervi miała chyba na myśli sztuki jaźni - pytająco zaczął Jonathan - w takim wypadku mogę pomóc. Jednak, szczerze boleję nad tym, iż prędzej czy później dojdzie do konfrontacji. Jeśli nie będzie to większe grono, mogą być kolejne ofiary. Mervi skinęła nieznacznie głową, choć miała inne spojrzenie na nazewnictwo... - A jak będzie większe grono to zaoszczędzimy czasu wszystkim i poginiemy w towarzystwie! - odparła radośnie - Ja jednak wolę to brać z odległości... - A, jaźń. To mogę też dołączyć. - odparł Patrick. - W takim wypadku - Iwan zaczął po chwili milczenia - proponuję taką kolejność. Umysł, Umbra, następnie rozpoznanie fizyczne. Przydałoby się też zebrać więcej informacji od Leifa. Skoro uważa, że musi walczyć z tymi istotami, może wie coś więcej. Duchowny podrapał się za uchem. - Jest jeszcze kwestia kwintesencji i zasobów - obdarzył Firesona krzywym spojrzeniem. Wirtualny adept miał lekko znudzony wyraz twarzy. - Na coś te hausty przyda się wykorzystać… - rzucił Klaus - Więc jako reprezentant Synów Eteru odpowiedzialny za nie, zgłoszę, że jesteśmy skorzy ich użyczyć. - Masz jakieś konkretne plany w tej materii, Klausie? Ile tak właściwie haustów nie wymaga ekstrakcji? Hermetyk zapytał rzeczowo. - Przyznam się, nie poświęciłem im uwagi ponad "Trzymania ich w bezpiecznym miejscu". Z tego co mówił Doktor Czacki wszystkie mogą wymagać przetworzenia. - Sądzę, że należałoby podjąć kroki inwentaryzacyjne w tym celu. Potrzebujesz pomocy? Hermetyk zapytał ciepło. Iwan ciągle obserwował Firesona. Waleria kręciła włosami wokół palca. Ojciec Adam wyglądał jak śpiący olbrzym. Mervi kopnęła siedzącego obok Firesona w nogę pod stołem, zachowując jednak przy tym nieporuszoną minę. Wirtualny adept jednak nie zareagował. Wyglądał na zaciekawionego sytuacją. - Z chęcią przyjmę pomoc. - zgodził się Klaus. Healy jakoś nie zamierzał pomagać. Głównie dlatego, że nie lubił pracy biurowej. A tym mu słowo “inwentaryzacja” pachniało. - Adam wspominał mi - ojciec Iwan zwrócił się w kierunku Klausa - iż miałeś jakieś plany na wpływ na śpiacych. Zechcesz podzielić się nimi w szerszym gronie? Mervi zerknęła na Firesona i szepnęła do niego: - Może ty pomożesz eterycie w potrzebie? - spojrzała dobitnie. - Nie myślisz, że teraz wszyscy pomyślą, że zechcemy je ukraść? Wirtualny adept mimo szeptu wyraźnie zaakcentował określenie “my”. - A ciebie serio obchodzi co pomyślą inni? - zapytała cicho - Tylko staram się pomóc z PR u eterytów, nie miziać się z mistykami. Fireson nic nie odpowiedział, zaczął podpierać dłonią brodę. Klaus odchrząknął zbierając się na odwagę. - Nie tyle co wpływ… bardziej jako… front? Coś żeby nikt się nas nie czepiał. Podczas jednego wieczoru, kiedy pomagałem Tomasowi, spotkałem kilka osób od których świat się odwrócił. Bezdomni, kobiety nocy i tym podobne. Nie mogłem przestać o nich myśleć i stwierdziłem, że wszyscy tu zgromadzeni posiadamy nie tylko zdolność zmiany świata przy pomocy Magyi, ale też umiejętności, których takie osoby potrzebują. Wiedzę, którą możemy się podzielić. - Klaus mimo wszystko czuł, że zaczyna się trochę czerwienić, jak nastolatek, który prezentuje kiepsko przygotowane wypracowanie - Pomyślałem, że moglibyśmy utworzyć organizację charytatywną. Coś, aby dać tym osobom drugą szansę. Nauczyć ich rzeczy, które pomogą im znaleźć pracę i dać możliwość lepszego życia. - To bardzo szlachetne… ale chyba wymaga dopracowania szczegółów. I to bardzo.- podrapał się po karku Healy. - Sądzę, że nie powinna być to w tej chwili nasza główna działalność - Iwan powiedział ostrożnie - jednakże można zacząć pomniejsze przygotowania. Jeśli chcesz Klausie, mogę zorganizować ci spotkanie z odpowiednio ustawionymi figurami kościelnymi. Tomas lekko uśmiechnął się. Mervi zauważyła, iż od jakiegoś czasu przygląda się jej Hannah. - Nie sądziłem, że będzie to coś co zrobimy na ten-tychmiast, ale jest to projekt, który uważam, że bardzo pomoże lokalnej społeczności. - Klaus spojrzał na Iwana - Będę wdzięczny, zważając, że według "Maga" wampirów, lękamy się Unii Europejskiej. Mervi zerknęła krótko na Hannah. I tak miała zamiar z nią pogadać po spotkaniu, ale aktualne zainteresowanie Tytaluski było intrygujące. - Masz na myśli Failmere? - mruknęła do Klausa. - Twierdził, że jest magiem, tak jak my… - odpowiedział kwaśno eteryta. Technomantka jedynie zakryła oczy na te słowa. - Jest stary - Iwan skomentował - nie przeżyłby tak długo będąc takim kretynem. Więc albo jest czyjąś zabawką albo nie doceniam go. Jest jeszcze kwestia węzłów… Duchowny ciężko westchnął. Popis Firesona niczego nie ułatwiał. Mervi za to najwyraźniej nie miała zamiaru naciskać dalej, pozostawiając sprawę w gestii Firesona... lub mistyków. Mogli sami zapytać wirtualnego... a nie dalej być dumnymi durniami. Ułożyła głowę na ramionach, tak układając ją na stole. - Wszystko w porządku Mervi? - Klaus spojrzał na Adeptkę. - Mhm. - mruknęła technomantka. - Było coś w starych czasach… jakiś rozłam wśród wśród Porządku Hermesa… gdzieś w Wenecji? Nauczyciel mi wspominał, że z tego rozłamu magowie-wampiry wyszły, ale on o tym słyszał z trzeciej ręki. - zaczął mówić Healy zerkając na wicemistrza J. który wedle niego winien być bardziej wtajemniczony w te sprawy. W końcu to historia jego Tradycji. Jonathan wyglądał jakby się lekko spiął słysząc słowa Patricka. Przyglądał się chwilę synowi eteru z wyraźnym zaciekawieniem, być może ukrywając w ten sposób zakłopotanie. - Nie są to legendy, które mogą nam w czymkolwiek pomóc. Hermetyk powiedział cicho. Iwan uśmiechnął się jadowicie. Hannah spuściła wzrok na stół. Tomas zaplótł ręce, chyba chciał coś powiedzieć lecz wstrzymał się. - Jeśli jeden z nich twierdzi że jest magiem będąc wampirem, to dobrze byłoby wiedzieć jaką spuścizną on włada.- podrapał się Healy za uchem.- Poza tym miałem wrażenie, że ma jakieś… kompleksy. Że bardzo chce być uważany lub sam siebie uważa za naszego kolegę po fachu i tą słabość można by jakoś wykorzystać. - Wszędzie sami hermetycy - Jonathan zaśmiał się kwaśnie - ten wampir z Sabatu też powoływał się na Pax Hermeticum… Mag powiódł wzrokiem w stronę verbeny. Waleria przytaknęła powolnym ruchem głowy. - ...tak jakby mieli do tego prawo - hermetyk mówił dalej. - Nie dysponują magyią. Szczerze mówiąc, jest to temat głębokiego tabu w Porządku. - Tremere - Tomas zaczął powoli, tak jakby dając hermetykowi czas - to właściwie Dom Tremere. Są jednym z najpotężniejszych wampirzych klanów współczesnych nocy. Są sprytni, piekielnie dobrze zorganizowani oraz skrywają wiele niespodzianek. Władają statyczną magią, lecz posiadają do dyspozycji również magię ceremonialną. Chociaż dalej statyczna, potrafi przewyższyć typowe sztuczki. No i jest jeszcze jeden problem… Jeśli ktoś ma jakiekolwiek obycie z tym co wampiry potrafią, to przy Tremere może o tym zapomnieć. Skubani posiadają szereg możliwości nieznanych innym klanom. No i.. ci z Sabatu to są zdrajcy pośród swoich. Eutanatos zakończył swoją monotonną przemowę lekkim grymasem. Hannah przyglądała się mu badawczo. Jonathan przytaknął ruchem głowy. Chyba było mu to na rękę nie wchodzenie w szczegóły historii. - Czyli… mamy magów… władających statyczną… po obu stronach barykady?- Healy podsumował wypowiedź Eutanatosa. - Myślicie, że… oni aż palą się pokazać wszystkim która różdżka większa? - Tak - Waleria wtrąciła się - jeden z nich był w stanie z odległości zaatakować wyszkolonego maga i zamknąć go w śpiące. Tak, tym magiem byłam ja - zacisnęła pięść. - Podczas pogawędki w śnieniu bardzo chciał na mnie wywrzeć wrażenie bardzo potężnego, a do tego wystraszyć. Chyba masz rację Patricku… Czarne iskierki goryczy porażki tliły się w ogniu źrenic poganki. - Gdyby się udało zorganizować takie małe tete-a-tete dla nich obu. I gdyby przypadkiem się pozabijali… albo z pomocą odrobiny entropii… byłoby wygodniej dla nas.- zadumał się Healy knując. Choć… raczej rozmarzył, bo za tą sugestią nie stały żadne konkrety. Podrapał się po karku. - Tak czy siak… można by wykorzystać to kim są… właściwie kim się mienią. Są magami więc… łatwo połkną haczyk w postaci dostępu do tajemnic Tradycji. Nawet jeśli przynęta będzie wydmuszką. - Zdecydowaliśmy się na obecną chwilę nie mieszać w wampirzą politykę - Iwan zaprotestował - tym bardziej nie robić sobie wrogów z dwóch stron. - To prawda.- zgodził się z nim Irlandczyk. - Ale to nie przeszkoda dla takich rozważań i planów awaryjnych na przyszłość. Dobrze wiemy, że zarówno jedni jak i drudzy mogą obrócić się przeciw nam jak tylko uznają, że to będzie dla nich bardziej korzystne. Lepiej wtedy, byśmy mieli przygotowaną niespodziankę… i nie obudzili się z dłonią w nocniku. To w końcu pijawki… mniej lub bardziej wyrafinowane pasożyty. W końcu mogą ugryźć i nas. - Bardziej drapieżniki - Rosjanin poprawił technomantę. - Każdy może to przemyśleć do następnego zebrania, na co po cichu liczę. Ktoś chciałby zabrać głos, ma sprawy które pominąłem? - Tak one twierdzą. Ale minogów jakoś nikt drapieżnikami wśród ryb nie nazywa.- stwierdził ironicznie Healy i wzruszył ramionami.- Myślę, że warto by zbierać informacje na temat obu grup, wszelkie informacje. Warto znać słabe ogniwa… by wiedzieć, gdzie łańcuch może pęknąć. Lub gdzie go skruszyć, gdy nadejdzie taka potrzeba. - Zajmę się tym - Tomas powiedział chłodno. Pominął, iż wiele wskazywało na to, iż już się tym zajmował. - Przyda się też zająć tym magiem, co dał zasłużony wpierdol Walerii. - Mervi jakby od niechcenia wspomniała. Waleria zmierzyła wirtualną adeptkę surowym wzrokiem. - Nie ma o czym gadać. Mervi wzruszyła tylko ramionami. - Jak wolisz. Just saying. To twoja twarz była. - zamilkła na chwilę - Ej, a w ogóle chcecie jakieś miejsce dla Fundacji, czy wolna amerykanka? - Chyba do tego przydałby się węzeł. - rzucił Klaus - Ten mag, z którym miała kontakt Waleria, to jeden z lokalnych Opustoszałych? Był w sumie jakiś kontakt z nimi? Poza tym? - Wiem, gdzie czasami przesiadują pod przykrywką gejowskiego kółeczka wsparcia moralnego… czy czegoś w tym stylu.- wtrącił Healy. - Przyda się chyba z nimi też spotkać. Ustalić jakieś relacje lepsze niż "w ryj dać, mogę dać". - rzucił Klaus. - Są nieufni, ale chyba wiedzą dobrze o naszej obecności oczekują jakichś propozycji relacji z naszej strony.- zrelacjonował Patrick. - Jak już mówiłam Tomasowi, mam zamiar odszukać tego Wpierdolomantę i skontaktować się z nim... odległościowo. - uśmiechnęła się pod nosem - Nie chcę skończyć jak nasza zielarka. - Jak chcesz mogę z nim porozmawiać bezpośrednio. W najgorszym wypadku przeprowadzi kilka eksperymentów o wpływie energii kinetycznej na twarz. - uśmiechnął się niemiec. - Może tak zrobić.- rzekł całkiem poważnie Irlandczyk. Iwan wnikliwie obserwował Walerię jakby pytając o to, czemu nic nie wie o niedawnym starciu. Jonathan przysłuchiwał się której wymianie zdań z nikłym uśmiechem. Waleria za to wyglądała na bardzo zdenerwowana. - Mervi… - zaczęła bardzo powoli - ktoś mniej łagodnego temperamentu mógłby zmienić ci ten zbyt długi język w ślimaka. Verbena ciężko westchnęła. - Wracam do Polski. Możecie mówić, że miękka faja, że zawiodłam Stasię, że… Cholera. Jestem w tym mieście kilka dni, zdążyłam już być porwana przez Sabat, wampiry zrobiły sobie sieczkę na moim podwórku, miałam złamaną szczękę oraz Sabat wygląda jak zakochany kundel. To nie na moje nerwy. W ojczyźnie mam siostrę, podobno jest na progu przebudzenia… Wracam. Lekko opuściła głowę, potem podniosła ją do góry. - Przepraszam. Mistrzowie wymienili się spojrzeniami. - Walerio, zrobisz mi tę przyjemność i porozmawiasz ze mną na osobności po zebraniu? Jonathan zapytał delikatnie. - Nie zmienię zdania. - Nie o to proszę - hermetyk wyjaśnił z pewnym smutkiem - trzeba zamknąc kilka spraw. Wezmę to na siebie. - Dobrze. Poganka kiwnęła głową. Tomas przetarł oczy nadgarstkami. Ojciec Adam pozwolił sobie na lekki, pogardliwy grymas. Mervi spojrzała na Walerię wzrokiem stwierdzającym, że nic przecież nie zrobiła. Prócz tego nie wyglądała na bardzo poruszoną decyzją... Czy absolutnie zadziwioną. Klaus westchnął, no cóż ekipa do ratowania świata właśnie zmalała. Healy zaś wpatrywał się w stół zamyślony. -Tym bardziej musimy przekonać miejscowych do wsparcia naszej sprawy. Nawet jeśli Opustoszali nie zechcą dołączyć do naszej Fundacji na stałe to muszą zrozumieć, że wszyscy jesteśmy zagrożeni.- podsumował na koniec. Technomantka nic nie dodała, jedynie patrząc na koniczynę Patricka w jakimś zamyśleniu. Jonathan wyglądał na równie zamyślonego. Przyglądał się ścianom. - Obawiam się, że z takim nastawieniem napotykamy typowy problem kontaktu - Iwan zaczął po chwili - iż każda próba pogłębia tylko konflikt. Niemniej i tak musimy spróbować. Sądzisz Patricku, iż dasz radę? Ewentualnie nasi drodzy wirtualni adepci. Lepiej aby nie był to jednak nikt ze starych tradycji. Chrząknął. - Ogólny plan działania sądzę, iż jest ustalony. Tradycyjnie w nagłych wypadkach proszę zwracać się do rady fundacyjnej. Kolejna narada za cztery dni, ktoś ma obiekcje? - Nie jestem pewien czy ja dam radę. Mogę jednak pokazać gdzie szukać. Niemniej oczekują konkretnej propozycji.- westchnął Irlandczyk. - Nie naciskam - duchowny odpowiedział serdecznie - jeśli Opustoszali są generalnie wrodzy Radzie, to większośc ich gniewu skupiona będzie na tradycjach załozycielskich. - Na mnie nie patrz - Fireson szepnął zapobiegliwie do Mervi - ja tu jestem od badań. - Daj spokój, nie bądź cykor. - Mervi mruknęła w odpowiedzi - Oboje się tym zajmiemy. W końcu trzymamy się razem, nie? - Szkoda mi czasu na emo-ludki. - Można z tego wyciągnąć więcej niż samo marnowanie czasu. - nie doprecyzowała myśli. - Powodzenia - szepnął niedbale nie przejmując się tym. - Dupek. - prychnęła - Zero ciekawości w tobie. - Wrodzy czy nie… z pewnością nie są fanami jakiejś szalonej bestii włóczącej się po ich terytorium i przerabiającym inne stworzenia na swoje… coś.- ocenił Healy. - Miejmy nadzieję, że jest właśnie tak, a nie odwrotnie - wtrąciła się Hannah - jeszcze infernalistów nam tutaj brakuje. - Mamy jakiś plan awaryjny… gdyby niebo zwaliło się nam na głowy?- zapytał Healy z gorzkim grymasem uśmiechu. - Myślę, że w razie czego… następna grupa magów nie powinna tu wpadać na ślepo. Powinniśmy mieć na uwadze możliwość natychmiastowego wysłania pełnego zestawu informacji poza Lillehammer. - Doom i gloom. - mruknęła Mervi pod nosem. - Oceniam realistycznie sytuację. Nie mamy w tej chwili za dobrych kart w ręce. No chyba że ty wyciągniesz jakieś cudowne wsparcie z rękawa. Bo póki co, to raczej tracimy członków tej Fundacji niż zyskujemy… więc wybacz mi, że nie jestem optymistą.- odgryzł się ironicznie Patrick spoglądając na Mervi. - Nie powiedziałeś, że Tradycję zmieniasz. Edge Lords mają już nowego członka, widzę. - Sądzę - Jonathan zaczął ostrożnie - iż każdy z mistrzów i adeptów w tym gronie byłby w stanie wyłąc lub zostawić podobny komunikat. Osobiście posiadam pewne klątwy zawsze gotowe na ponurą ostateczność. Mogli domyślić się, wszak mieli w swoim gronie niepełnosprawnego mistrza czasu. Ciekawe czy Jonathan wybuchał w chwili śmierci? Była to dość zabawna i ponuro pociągająca myśl. - Jeżeli mogę… - zaczął Klaus - Spróbuję szczęścia z kontaktem z Opustoszałymi. Może mnie się uda, przełamać chociaż lody. - Potrzebujesz zasobów? Iwan zapytał rzeczowo. - Chyba stać mnie na kilka kolejek w barze. - A silna ręka? Zapytał Adam z lekkim uśmiechem. Ten olbrzym budził respekt swoją postawą (lecz nie prostolinijnym, niemal debilnym obliczem). - Złapiesz więcej much miodem, niż gównem ojcze. - rzucił Niemiec - Postaram się załatwić to grzecznie. - Chodziło mi po prostu o asekurację, nic więcej - duchowny spuścił wzrok widocznie speszony. - Ja tam będę jako przewodnik. To chyba wystarczy.- wtrącił Irlandczyk. - Dobrze - ojciec Adam przytaknął technomancie bez żalu ani pretensji. Healy nie byłby sobą, gdyby nie zaproponował pożegnalnego kufelka na cześć Walerii. Bezalkoholowego jakby ktoś nie lubił procentów. Wypadało bowiem pożegnać towarzyszkę broni, nawet jeśli jej decyzje przyniosły niezbyt udane skutki. Irlandczyk zaproponwował to wszystkim wspominając przy tym, że to będzie krótkie spotkanie dla rozluźnienia po tak poważnych tematach. Waleria gdy tylko usłyszała propozycję Irlandczyka, wyraźnie się zjeżyła, rozejrzała wokół jakby szukając jakieś drogi ucieczki (lub, co też możliwe, solidnego topora którym można było rąbnąć Irlandczyka), po czym już z większą pewnością siebie grzecznie odmówiła swej obecności nie szczędząc lekko jadowitej uwagi, iż mogą opić jej odejście - spojrzała przy okazji w stronę technomantki. Mervi odwzajemniła spojrzenie Walerii przez chwilę zastanawiając się czy to zainteresowanie ma większy sens (choćby Verbena próbuje ją zabić), ale zobaczywszy skrywającego się Einara, szybko rzuciła do Firesona, że wróci do niego niedługo, po czym oddaliła się z miejsca.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2019 o 11:25. |
04-07-2019, 16:53 | #84 |
Edgelord Reputacja: 1 | Tomas wraz z ojcem Adamem udali się na zewnątrz, prowadząc jakąś rozmowę. Tymczasem, Fireson podszedł do Klausa. Przyglądał się mu badawczo. Zbyt długo, bardzo niekomfortowo.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 05-07-2019 o 17:23. |
05-07-2019, 17:27 | #85 |
Reputacja: 1 |
|
05-07-2019, 17:33 | #86 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
06-07-2019, 02:12 | #87 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 06-07-2019 o 02:29. |
14-07-2019, 18:11 | #88 |
Moderator Reputacja: 1 | Oczekiwanie na Einara dłużyło się niezmiernie. Z początkowej, napiętej atmosfery zagrożenia pozostały ledwo wyczuwalne opary niepewności. Ze wszystkich magów na najbardziej przejętą wyglądała Waleria która narzekała, że jutro przed południem ma samolot do Polski. Ojciec Iwan trochę się uspokoił, jednak wnikliwa obserwacja starszego maga zdradzała, iż po taflą samokontroli szaleje płomień gniewu. Tomas przyglądał się dogasającej za oknem burzy. Rzęsisty deszcz uderzał rytmicznie w parapet, błyski i grzmoty pojawiały się w regularnych odstępach, niezbyt często. Daleko za miastem widać było koronę bijących piorunów. Nie zagaił Patricka zbędną rozmową. Adam Fireson wyglądał jakby drzemał, oddychał powoli, płytko i miarowo z zamkniętymi oczyma. Mervi zdążyła się jednak przekonać, iż haker rzeczywistości wcale nie śpia, a tylko odpoczywa. Zdążył jej obwieścić, że z rana będzie mu potrzebny szpital który go połata. Klaus siedział w pustym, zamkniętym pokoju obserwując ciemność. Nie wiedział co fo do tego popchnęło, czy to on sam, cała ta sytuacja czy może ten drugi głos. Różne myśli kotłowały się mu w głowie, ale ostatecznie wykiełkowała jedna. Jak do tej pory wychodził cało z opresji. Był potężnym Naukowcem, potężnym magiem i przebudzonym. Mimo to był też calem, jeśli nie ducha to nawet na ulicy, mniejszości etnicznej. Bo nie był groźny. Co z tego, że mógł ich spopielić kilotonami energii niesionemu przez fonty? Ostatecznie wolałby tego nie robić ale był ciągle i ciągle zmuszany do pokazywania nim jest. Podczas długiego oczekiwania na jakiekolwiek wydarzenie, Mervi odebrała na telefonie e-mail od przebudzonego którego określiła mianem Infopira. Pożeracz informacji w dość enigmatycznych słowach zaprosił na spotkanie o dowolnej porze, wszak nigdzie z Pijaczyny nie odejdzie – to brzmiało jak mały żart. *** Leif nabierał pewności, iż przysłany do niego śmiertelny przywykł do ekscentrycznych zachowań Tremere i chociaż miał zerowe pojęcie o wampiryzmie, to albo dla zachowania poczytalności, albo na skutek umysłowych kunsztów spokrewnionych, wyrażał kompletny brak dziwienia nocną eskapadą, traktując to jakby była to zwyczajna wycieczka. Albert Northug prowadząc auto nie dociekał za bardzo o powody dla których Leif chce odwiedzić grobowiec, zamiast tego w peanach opisując szczegóły architektury tamtego okresu, zwyczaje pogrzebowe oraz wartość historyczną grobowca. Gdyby tylko Leif znał się bardziej na historii (pomijając fakt, iż sam był reliktem dawnych czasów) być może wyniósłby z tego coś ciekawego, niemal podświadomie czuł, iż w przekazywanych informacjach czai się pożyteczna wiedza, mogąca go albo przybliżyć do prawdy albo chociaż zdradzić pewne nieścisłości. Niestety, na czysty rozum, brzmiało to tylko jak naukowy bełkot fascynata. *** Główna część parkingu przed hotelem była dość pustawa, auta stały od siebie w dużych odstępach, zostawiając nieregularne, wolne miejsca. Ciemność nocy bardziej rozświetlały nagłe błyskawice od nikłego światła latarni morskich. Z parkingu odjechała taksówka. Pozostała tylko niknąca postać na deszczu przemoczonego do suchej nikt, kulującego starca. Twarz Einara ściągał grymas bólu i poniżenia. Powłócząc nogą, powoli szedł w stronę hotelu, wyglądając jak uosobienie siedmiu nieszczęść. Przed hotel wyjechał mistrz Jonathan. Krótkie zadaszenie dawało mu osłonę przed deszczem. Poza snopem światła, na skraju zadaszenia stał Iwan. - Napadli nas… Wycharczał głośno Einar siląc się aby głosem przebić deszcz, grzmoty i dzielącą ich odległość kilkunastu metrów, - Fireson, ten skurwysyn… Współpracuje w burzą. Byliśmy z Meervi… czyniliśmy mafgyę, wtedy się pojawili.. Porwał ją, namieszał w głowie – warknął kaszląc, z wyraźnym bólem – mojej uczennicy! Twarz starego maga przecinały łzy złości i bezsilności, troska oraz żal. Klując parł coraz szybciej. Spojrzał spod byka na Jonathana. Spowolnił. - Przybyli pierwsi? Chyba nie wierzysz temu wirtualnemu… Cisza. Błysk przeciął niebiosa. Jonathan milczał. - Zatem im uwierzyłeś – Einar wyprostował się, łzy nagle przestały mu płynąć po twarzy. Sięgnął za pazuchę po kościaną różdżkę. - Nie pozostało mi nic innego – wycelował różdżkę – wiedz, że z tobą nie chciałem walczyć, Jonathanie. Grzmot, silny grzmot burzy pojawił się po poprzednim błysku. W hotelu zadrżały szyby, włączyły się alarmy samochodowe, w kilku wyleciały szyby. Iwan opuścił podniesioną dłoń, kierując wzrok ku leżącemu w kałuży krwi Einarowi. Jonathan spojrzał na duchownego ze szczerym zdziwieniem. - Musiałem – Iwan powiedział twardo. *** Leif czuł, że ktoś go obserwuje. Gdy przechodzili przez stary miejski cmentarz, kilka razy coś umknęło mu na granicy pola widzenia. Był przekonany, że gdyby tylko wytężył się bardziej, gdyby tylko refleks dopisał bardziej – z pewnością dostrzegłby co go obserwuje. Tymczasem spacerowali pomiędzy grobami, aż stanęli przed sporą, nadziemną kryptą. Albert otworzył pordzewiałe drzwi klucze. Zdobiły je chaotyczne ornamenty co do których stylu przewodnik miał kilka nudnych uwag, Leif wiedział jednak swoje – były inspirowane runami, w ich uproszczonej, pozbawionej mocy wersji znanej śmiertelnym artystom. We wnętrzu pachniało stęchłym powietrzem. Ściany ciasnego grobowca pokrywały oszczędne, abstrakcyjne zdobienia w formie półgryzmsów i innych kamiennych form wypukłości. Na środku znajdował się wielki, pękaty grób zakryty szorstką, kamienną płytą. Brakowało na nim jakichkolwiek inskrypcji. Czuły zmysły Leifa wyczuwały, iż do środka zasysane jest powietrze. *** Ustabilizowany, nieprzytomny Einar leżał na folii pokrywającej łóżku w wolnym pokoju. Stał nad nim spocony Tomas. - Zamknąłem główne rany, ma wstrząśnienie mózgu, niektóre narządy trzymają się tylko dzięki zaklęciom Walerii, wątroba jest w strzępach… Aleście go urządzili, mistrzu – spojrzał na Iwana chłodno. - Musiałem. Iwan powiedział spoglądając chwilę na Jonathana, a potem na pozostałych w pokoju - Klausa i Patricka. Wyglądał na zafrasowanego. - Musimy się dowiedzieć co planował. Dodatkowo, Mervi nas o coś prosiła – powiedział twardo – chciała się dowiedzieć… Więcej. D uchowany spauzował. Jonathan westchnął ciężko. - Chcecie mentalnie sondować maga którego podejrzewacie o naphandyzm – hermetyk wyglądał na zniesmaczonego – to samo w sobie jest szaleństwem. Do tego, nie jesteście bezstronni. - Nie ja – Iwan pokręcił głową – gdybym wkroczył w jego umysł, ostatni raz w życiu zobaczyłby światło naszego Pana. Nie mogę, jestem… zbyt nastawiony. - Jak widać – zaczął chłodno Tomas – każda fundacja musi mięć swoje eutanatosa od brudnej roboty – uśmiechnął się mrocznie = będę potrzebował wsparcia i dwóch ochotników z zewnątrz. Jeśli ma być to zrobione dobrze, trzeba tam wkroczyć osobiście, bez żadnych mentalnych sond, duchów i innych chirurgi umysłowych. Do tego przydałoby się wsparcie Mervi, chociaż w formie rozmowy. Nie powinna ona wkraczać. - W tej chwil Adam pilnuje wirtualnych adeptów – Iwan wyjaśnił – nie chciałem aby przeszkadzali, jak ochłoną… - Może – Tomas spojrzał na burzę za oknem – Jonathanie, pilnujesz magy? Hermetyk kiwnął głową. - Nie chcę niczego sugerować – Tomas spojrzał na synów eteru – ale chyba nie przypadkiem stoicie tu z nami zamiast jak Hannah pilnować ucznia czy zabawiać Walerię.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
25-08-2019, 20:25 | #89 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
25-08-2019, 20:26 | #90 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |