29-04-2022, 14:14 | #101 |
Reputacja: 1 |
|
23-05-2022, 08:25 | #102 |
Reputacja: 1 | Pieniek i Sparks gdzieś zniknęli a on, trochę zagubiony, a trochę oczarowany w tym świecie utkanym z mgły i popiołów przyglądał się temu wszystkiemu z takim samym zainteresowaniem jak kiedyś dźgał kijkiem oblepione muchami truchło kota. Nie był w stanie powiedzieć ile czasu tak spędził sunąc leniwie wykoślawionymi, nienaturalnymi uliczkami Sionn, przyglądając się nienaturalnym strukturom miasta, jego nie-mieszkańcom. Odnajdywał w tym jakieś przerażające piękno, które warto by było uchwycić w obiektywie aparatu, którego niestety teraz nie miał przy sobie. Rejestrował więc te obrazy w swojej głowie. Czy trwało to chwilę, czy dni. Czas w tym miejscu zdawał się nie istnieć. Odległości zdawały się nie mieć znaczenia. Prawa fizyki nie obowiązywały. Po tym nie-czasie zaspokoiwszy swą pierwszą ciekawość, nasyciwszy zmysły, w końcu przypomniał sobie po co tutaj przybył. Zadrżał, gdy zdał sobie sprawę, że może pozostać tutaj, w tym nie-świecie jeśli nie odnajdzie właściwej drogi i miejsca. Przywołał w pamięci obraz człowieka, którego musiał odnaleźć, który go tutaj przyciągnął, za którym podążał. Przywołał też w głowie miejsce, w którym się z nim skonfrontował wieki temu. Zrobił kilka kroków, a właściwie przemieścił się nad ziemią. Szybko zdał sobie też sprawę, że wystarczy pomyśleć o celu podróży, aby odnaleźć do niego właściwą drogę. W jakiś nieprawdopodobny sposób ścieżki naprostowały się przed nim, a on sam niezwykle szybko pomknął jedną z nich, jak gdyby prowadziła przez nią niewidoczna kolejka. Górski krajobraz oraz okoliczne lasy rozmyły się tym samym w jedną, szarą mgłę. Nie minęło kilka chwil jak trafił na wzniesienie, z którego mógł już dostrzec drewnianą chatę. Równie prędko opuścił pagórek i zmierzył w kierunku zabudowania. Wyglądało na pozornie opustoszałe, a jednak wyczuwał tu jakieś strzępki emocji, które zdawały się błądzić po tym miejscu niczym zapomniane duchy przeszłości. Gdy jednak próbował się skupić na jednej z nich, w jakiś sposób przyciągnąć do siebie, te od razu ulatywały z jego głowy. Pokręcił się tak chwilę, uganiając się bez efektu za efemeryczną materią, a gdy te bezowocne próby już mu zbrzydły przeniósł się do opuszczonego miasta, skąd tak nie-dawno uratował Robin. Zrobił jeden ruch i dom Pieńka natychmiast został za jego plecami. Kolejną chwilę później znów pędził przed siebie, choć nawet nie odczuwał ogromu swojej prędkości. Niebawem „wyhamował” też siłą woli, aby ujrzeć wokół siebie mroczne pogorzelisko. Mimo że okoliczne totemy zostały spalone, ich części nadal jarzyły się niezwykłym światłem. Miasteczko wciąż pozostawało wymarłe, ale tylko jeśli chodziło o ludzi z krwi i kości. Huw dostrzegł tu sporą liczbę widm, które kręciły się po ruinach. Te w dalszym ciągu nie wchodziły mu w drogę. Jednocześnie zauważył tu dość ciekawą zależność: duchy zdawały się podążać wzdłuż jakiejś marszruty. Część znikała przy północnej ścianie lasu, lecz zdecydowana większość wędrowała na zachód. Postanowił przyjrzeć się temu bliżej. Wpierw przesunął się na północ, gdzie ujrzał że zmory rozchodzą się na różne strony i kręcą po lesie, by zaraz potem ruszyć za duszami, które podążały na zachód. Wtopił się w przedziwny pochód i ruszył wraz z nim ku górom. Piętrzące się masywy nie stanowiły już dla niego żadnego problemu. W każdej chwili mógł wybrać sobie dowolne wzgórze lub wzniesienie i przystanąć na nim w mgnieniu oka. Równocześnie stale towarzyszył pozostałym, szarym sylwetkom. Zauważył, że widma zdawały się konsekwentnie poruszać w jednym kierunku i tylko czasem kilka z nich odłączyło się, ruszając w swoje strony. W ten sposób dotarł do podnóża jednej z gór. Nie był pewien co to za miejsce, ponieważ nigdy nie był tu na żywo. Wątpił też, aby mógł samodzielnie odnaleźć to miejsce pośrodku kompletnej dziczy. Zatrzymał się, dostrzegając płonący energią okrąg między drzewami. Bez problemów zidentyfikował go jako kolejną bramę. Dalej, tam gdzie grunt opadał nagle ku dołowi, dostrzegał ogromną łunę. Była jednakże tak jasna, że nie potrafił dojrzeć co takiego kryła. Sam portal przypominał z grubsza to, czym przeszedł w kotłowni szkoły. Widma zbliżały się do przejścia z różnych kierunków, po czym następowało coś na rodzaj krótkiego spięcia. Po drugiej stronie niedoszłe zjawy wychodziły już jako ludzie. Byli to głównie starsi jegomoście w roboczych ubraniach, ale tyle Lwydowi wystarczało, aby ich rozpoznać. Część bez problemu zidentyfikował jako tych, którzy w opuszczonym Aberdar uczestniczyli w obławie. Wszyscy zmierzali bezpośrednio w kierunku łuny, której Huw wciąż nie potrafił przeniknąć wzrokiem. Domyślił się, że to jest to miejsce, którego szukali śniący z majorem i to do którego udał się Pieniek. Tam gdzie ma się dokonać. Jak jednak miał ich o tym poinformować? Czy był w stanie dokonać skoku do Maddox, porozumieć się z Thompsonem bądź jego ludźmi, wskazać im drogę i wrócić? Zbyt dużo niewiadomych by któryś z elementów mógł pójść nie tak. Z drugiej strony nie chciał się pchać na ślepo w portal i wyskoczyć w środku tłumu żadnych mordu okultystów. Te zjawy w końcu po przejściu przez bramę mogły przybrać realną postać. Ten ciąg rozumowania był strzępkiem myśli, która błysnęła nu w głowie w jednej chwili. Łuna oślepiała go i irytowała. Postanowił jeszcze okrążyć przejście i źródło energii, mając nady, że dostrzeże coś więcej niż blask. Ominął portal łukiem, z którego co jakiś czas wychodzili ludzie Pieńka. Jednocześnie kolejne widma zmierzały tam z kilku innych stron, więc wszystko to wyglądało na większe poruszenie. Lwyd zechciał przemieścić się na dół uskoku i tak też za chwilę nastąpiło. Spostrzegł też, że to, co wyglądało pierwotnie na niewielką nieckę, było w istocie rozleglejszym obniżeniem terenu. Na miejscu dostrzegał wielu mężczyzn oraz nieliczne kobiety. Wszyscy otaczali półkolem jakiegoś mówcę na płaskiej skale. Potrzebował jedynie chwili, aby pojąć że jest nim Pieniek. Mimo swojej kontuzji Anderson przemawiał donośnie i egzaltowanym tonem, aczkolwiek po tej stronie do Siwego docierało tylko coś na rodzaj buczenia. Skupił się na jaskrawym świetle. Emanowało ono bezpośrednio z wnętrza góry przed nim. Huw widział jedynie otwór w litej skale, gdyż jasność wypełniała wyłom tak mocno, że nie było możliwości, by wejrzeć dalej. Tutaj właśnie, niczym grom z jasnego nieba dopadło go coś jeszcze. Przez sekundę miał wrażenie, że oto stoi między tłumem całkiem przytomny. Wtedy świat znów nabierał ostrości oraz kolorów, a jego myśli wracały na swoje miejsce. Prawie już dostrzegał, co kryła wyrwa, lecz moment później znów był w świecie abstrakcji i odpływał gdzieś daleko. Potem wszystko się powtórzyło. Przez krótki odprysk czasu doznał kolejnego mikro-oświecenia i równie szybko osunął się w niebyt. Nastąpiło to jeszcze kilka razy, lecz z każdym cyklem postępujące zagubienie było tylko intensywniejsze. Pod koniec któregoś z nich ledwo potrafił już spamiętać kim oraz gdzie jest. Wtedy też z najwyższym trudem wycofał się na poprzednią pozycję, gdzie zjawisko nie miało nad nim panowania. Nie zamierzał już więcej zbliżać się do wyrwy w skale. Zdawał sobie sprawę, że ryzykuje w ten sposób utratę zdrowych zmysłów. Postanowił teraz działać szybko. Wyciągnął telefon z kieszeni i chociaż nie miał pojęcia czy to w ogóle zadziała, przysunął się do portalu i wsunął go na drugą stronę. <szurnął po podłożu, stara się za blisko nie podchodzić do bramy> Miał nikłą nadzieję, że Gryffith złapie jego lokalizację. Kiedy jednak sięgnął ręką po komórkę, natrafił na pustkę. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do braku swojego ciała oraz przedmiotów, które przy sobie nosił. Spróbował raz jeszcze, lecz szybko pojął jak było to daremne. Następnie skupił się na miejscu, w którym był. Starał się zapamiętać jego naturę, wyryć w pamięci, aby później być w stanie tutaj wrócić, po czym skierował się do wnętrza twierdzy Maddox mając nadzieję w jakiś sposób skontaktować się ze śniącymi a jeśli nie to odnaleźć majora i naprowadzić go na szczelinę. Wystarczył jedynie akt woli i już przemieszczał się między wzniesieniami oraz siecią dolin. Gdzieś po drodze dostrzegł jeszcze zarys ruin, w których Malcolm oraz jego koledzy znaleźli sprzęt śledzący. Nie miał jednak teraz czasu na tę konkretną stertę kamieni. Wzniósł się nad poziom chmur i popłynął wzdłuż skalnej potęgi góry Maddox. Jej ściany załamywały się pod nienaturalnymi kątami, przez co wyglądały jak kubistyczne dzieło boskiego rzeźbiarza. Będąc już na samym szczycie, odniósł wrażenie, że droga do twierdzy oraz jej lochów stale ulegała zmianom. Natomiast będąc już w środku zauważył kilka snujących się po zamczysku postaci - zapewne tych, którzy zostali tu jako straż. Mimo całego mętliku, ostatecznie bez większych problemów trafił do celu. Miał wrażenie, że ledwie kilka sekund temu obserwował przemawiającego Pieńka, a obecnie stał między śniącymi w przygotowanej dla nich sali. Wokół leżących postaci nachylały się inne, które intonowały swoje pieśni, zaś wszystkich zgromadzonych osnuwały opary z kadzideł. Widział już wcześniej ten spektakl, po drodze do siedziby majora, lecz wtedy był na jawie. Teraz potrafił zaobserwować jak muzyka tworzona przez zaśpiew dosłownie wibruje w powietrzu, swoim tembrem przeobraża wszechobecne opary i wreszcie nadaje im fantastyczne kształty. Obrazy te, spektakularnie tworzone przez kłębiący się dym, wisiały bezpośrednio nad śniącymi i przedstawiały głównie ich fantomowe odpowiedniki, które błądziły po korytarzu. Dla Huwa było jasne, że widzi sny zgromadzonych, choć jednocześnie w jakiś pokrętny sposób były dla niego całkiem realne, prawie że namacalne. Znalazł tu również Eliasza oraz Robin. Śnili oni jedną, wspólną scenę: obydwoje stali w jakimś bogato zdobionym pokoju wraz z mężczyzną w garniturze. Rozmawiali o czymś, wskazując obraz na ścianie. Skoro śnili, a Huw był czymś nierealnym jak ich sen, może w ich śnie będzie kimś realnym? Nie wiedział czy ta pokrętna logika miała choć trochę sensu ale warto było sprawdzić. Przysunął się do nich chcąc sprawdzić czy go zauważą bądź choćby wyczują jego obecność. Chwilę potem, gdy to zrobił, cała trójka odwróciła się w jego kierunku. Z miejsca gdzie stał, miał wrażenie, że znajduje się trochę ponad nimi. Reszta pokoju była dla niego niewyraźna, a same szepty zebranych zniekształcone, ale wyglądało na to, że mieli ze sobą jakąś „łączność”. Robin zatrzymała się w pół kroku, zaintrygowana widokiem który pojawił się na jednym z obrazów. Rozmyty, jakby szarawy, dość niewyraźny. Ale nie miała żadnych wątpliwości. - Huv?- odwróciła się w stronę mężczyzn, którzy jej towarzyszyli, ale wyglądało na to, że nawet gospodarz nie spodziewał się tego widoku. - Jak to możliwe? Ktoś go wyśnił? Ja nie.. Czy,.. - głos jej zadrżał - to znaczy, że on nie żyje? - Ja? - Siwy był zaskoczony, że w tak prosty sposób udało mu się nawiązać kontakt. - Nie, wszystko w porządku. Jestem w drodze między bramami, które podtrzymują totemy… Słuchajcie - wiedział, że to nie był czas na zaspokajanie ich ciekawości. - Pieniek zebrał swoich ludzi przy szczelinie, z której rozchodzi się energia. Byłem tam i prawdopodobnie będę w stanie tam wrócić. Chciałbym przekazać lokalizację majorowi i jego ludziom ale nie wiem jak. - Ktoś z nas musiałby zapamiętać współrzędne i się obudzić.. Chyba. - powiedziała kobieta. - Przewidywaliśmy taką opcję. Właśnie gdybyśmy się czegoś tutaj dowiedzieli - powiedział Eliasz. - Co prawda poszliśmy spać po czymś bardzo mocnym, ale nie zaszkodzi spróbować. - Ty teź śnisz? - Robin dopytała tymczasem Huwa. - Nie, to chyba nie sen - odparł po namyśle, - raczej rodzaj jakiejś niematerialnej podróży między światami? - Zabrzmiało niepewnie. Bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. - Hmm - Robin pokiwała głową. - Działo mi się tak, jak byłam w szpitalu. Wydajesz się to kontrolować, lepiej niż ja wtedy. Wzruszył ramionami. - Ta wyrwa… to przez nią to szaleństwo rozlewa się na okolicę. Chcę spróbować ją zamknąć. - Tak mi się zdaje. Gdy tylko się do niej zbliżałem, mój stan świadomości się przełączał. Czułem, że tracę zmysły. Naprawdę możesz to zrobić? Teraz ona wzruszyła ramionami. - Wygląda na to, że mam talent do kreowania i wpływania na ten świat. To daje nadzieję… na ten moment nie widzę innych opcji. Roderick znacząco chrząknął. Dopiero teraz Huw zorientował się kim ten człowiek właściwie jest i że już wcześniej go spotkał, choć w zgoła innej wersji. - Mogę pomóc wybudzić waszego przyjaciela. Dotychczas nie miałem takiej potrzeby, ale teoretycznie posiadam pełną kontrolę nad tym miejscem, więc i w pewnym sensie nad wami. Eliasz spojrzał to na Robin, ku Wellsowi i wreszcie na Huwa. - Jeśli o mnie chodzi, jestem gotowy. - Dobrze - odparł Siwy. - Nie mam co prawda współrzędnych, ale dość dobrze przyjrzałem się temu miejscu i okolicy, w której się znajduje. - Tutaj odtworzył z pamięci każdy szczegół, który zapamiętał. - Mam nadzieję, że te informacje okażą się przydatne. Eliasz słuchał Huwa, kiwając głową. Kiedy tamten skończył, Addington stwierdził tylko: - Tyle mi powinno wystarczyć. O ile nie obudzę się jako sepleniący idiota. Następnie zwrócił się do Robin. - No, to by było na tyle. Chyba pozostaje życzyć ci powodzenia. - Nam - sprostowała Robin. - Pilnuj się. Siwy przypomniał sobie widmowe postacie kłębiące się przed portalem i moc bijącą od szczeliny. Przejście przez bramę wydawało mu się aktem samobójczym. Jeśli Robin nie zrobi swojego a major nie dotrze z ludźmi na czas… - Tak, jasne - uśmiechnął się słabo. - Powodzenia!
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
24-05-2022, 21:44 | #103 |
Reputacja: 1 |
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
13-06-2022, 14:08 | #104 |
Reputacja: 1 | Detektyw możliwie dokładnie opisał Eliaszowi miejsce, które widział jeszcze jakiś czas temu. Wkrótce potem pospiesznie się pożegnał. Po być może ostatnim wspólnym spotkaniu Huw zniknął więc tak nagle, jak się pojawił. Błyskawicznie opuścił również górę Maddox, lecz wcale nie z zamiarem bezpośrednio zmierzenia do celu. Zamiast tego postanowił przemieszczać się po okolicy zataczając coraz węższe kręgi. Chciał w ten sposób trafić na ślad majora i w jakiś sposób przekazać mu informację o lokalizacji szczeliny. Ostatnio edytowane przez Caleb : 14-06-2022 o 18:23. |
29-06-2022, 23:22 | #105 |
Reputacja: 1 |
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
30-06-2022, 10:13 | #106 |
Reputacja: 1 | Pamięć mięśniowa. Wyćwiczone latami odruchy na bodźce. Spontaniczna odpowiedź motoryczna, na przećwiczoną latami sytuację, odbywająca się poza kontrolą świadomości. Dłoń łapiąca niespodziewanie Siwego za przegub nadgarstka wyzwoliła ten impuls, który spowodował, że detektyw odruchowo zastosował dźwignię i wykręcił ją w ten sposób, że napastnik chcąc uniknąć zwichnięcia i bólu, musiał przechylić się do przodu upadając twarzą w ziemię. Po chwili Lwyd stał mu już butem na plecach wykręcając rękę w barku. Zamrugał oczami, niepewny czy leżąca postać jest prawdziwa. Tymczasem starsza kobieta westchnęła cicho i zaprzestała oporu. - Prawidłowa reakcja. Dobry znak - powiedziała z trudem Sparks. - Ale teraz bądź tak miły i zejdź ze mnie. Huw puścił wysuszoną dłoń staruszki. - Przepraszam - bąknął zakłopotany, próbując pomóc podnieść się kobiecie, która przyjęła jego pomoc i tylko skinęła głową na znak, że rozumie. - Lepiej być czujnym, niż martwym - stwierdziła tylko. - Myślałem… - Wiedział, że żadne tłumaczenie tutaj nie pomoże, więc tylko przeprosił raz jeszcze i upewnił się, że jest cała, po czym zmienił temat. - Widziałem Robin, w tej szczelinie. Próbuje ją zasklepić. Musimy jej pomóc. A właściwie przeszkodzić Pieńkowi. Możesz go jakoś zdekoncentrować? Uczynić podatnym na obrażenia? - Mam kilka asów w rękawie. Stara zrobiła parę kroków do przodu, aby zobaczyć pole bitwy, które cały czas mieniło się szalonymi refleksami. - Ale żeby cokolwiek zrobić, musimy podejść bliżej. Sama kul nie ominę. - Też nie mam takich supermocy - Siwy odzyskał rezon, widząc że nie ma mu za złe jak ją potraktował, - ale spróbujemy się tam dostać. Trzymaj się blisko mnie i głowa nisko. Siwy korzystając z osłon, które dawał im teren instruowal Sparks co ma robić i razem z nią, systematycznie zaczęli się zbliżać do centrum wydarzeń. Musiał widzieć i myśleć za ich dwoje. Trochę to wyglądało jak prowadzenie ślepego i kulawego przez pole minowe ale szło im całkiem nieźle w ogólnym chaosie do czasu gdy spomiędzy kotłowaniny i ogólnego chaosu wyłonił się mężczyzna w średnim wieku. Nosił strój podobny do większości tutaj, miał rozwichrzone, płowe włosy, a twarz ściągał mu zawzięty grymas. W dłoni trzymał rzecz jasna kościenno-drewniany fetysz. Było więcej niż pewne, że za swój cel obrał Huwa i Sparks, podnosząc przedmiot w ich kierunku. Stało się to na tyle szybko, że Lwyd nie zdążył jeszcze zareagować, gdy poczuł ćmiący ból głowy i zakołysał się na nogach. Wciąż widział napastnika, lecz ten dosłownie troił mu się w oczach. Oddanie strzału w takim stanie było co najmniej bezcelowe a może i niebezpieczne, dlatego przypadł w pierwszym odruchu do głazu, kuląc się za nim, jakby ten miał go ochronić przed złą energią totemu. Nie czekając wyciągnął figurkę zamku i ruchami nauczonymi przez sprzedawcę pamiątek starał się stworzyć wokół siebie kokon chroniący go przed omamami. Wyłowił z pamięci wskazówki Emyra i na szybko odtworzył ruchy tamtego. Okazał się być przy tym dość pojętnym uczniem: już po chwili wokół Huwa i Sparks utworzyła się niekształtna bańka. Od razu poczuł się trochę lepiej, a wszystko w obrębie sfery nabrało ostrości. Poza nią jednak nadal miał miejsce jeden wielki galimatias. Jego dzieło może nie było specjalnie spektakularne, ale trudno było oczekiwać czegoś więcej. Stara pokiwała głową z uznaniem, zaś Lwyd wychylił się z powrotem i wymierzył bronią w kierunku napastnika. Teraz występował on już w liczbie pojedynczej, toteż namierzenie go nie sprawiało problemu. Wśród dziesiątek innych wystrzałów rozległ się ten, który położył mężczyznę w mgnieniu oka. Wyszli ze swojej kryjówki, znów podejmując żmudną wędrówkę w kierunku Pieńka. Wtedy też musiał dostrzec ich major. Huw czuł bowiem wyraźnie, że ludzie z Maddox osłaniają go ogniem: co chwila któryś z przeciwników padał obok niego, wylewając z siebie fontanny krwi. Mieli już kilkadziesiąt metrów do celu. Edd kontynuował rytuał, zaś w jego najbliższym otoczeniu stało przynajmniej dwóch ludzi. Wyraźnie utrzymywali swoje pozycje, gotowi w każdej chwili chronić swojego przywódcę. Mieli niesymetryczne, prawie że zdeformowane twarze i zdawali się być dość odporni na anomalie. Jeden z nich dzierżył glocka, drugi zaś jakąś strzelbę. Wsparcie ogniowe było na tej odległości już dość nieprecyzyjne, więc następny krok ponownie należał do Huwa. Wsparcie Edda było dość silne, a Siwy zdawał sobie sprawę, że to nie gry video. Że od strzału z glocka ginęło się na śmierć i nie było drugiego podejścia, a pocisk ze strzelby robił w przeciągu ułamka sekundy takie spustoszenie w płucach jakie nowotworowi zajmowało kilka miesięcy. Oczywiście ryzyko było wkalkulowane w jego pracę, niemniej jednak niepotrzebna brawura drastycznie podnosiła ryzyko zgonu. Gdyby był z kumplem z jednostki szturmowej dragów, polecieliby według procedury opracowanej przy szkoleniach. Niestety do wsparcia miał tylko schorowaną staruszkę z jakimiś magicznymi artefaktami. Czas niestety grał na ich niekorzyść. Musieli działać. Szybko oszacował prawdopodobieństwo powodzenia wszystkich wariantów i podjął decyzję. - Musisz odciągnąć ich uwagę - powiedział jej wprost do ucha. - Dasz radę schować się tam - wskazał dłonią naturalne zagłębienie terenu otoczone większymi formacjami skalnymi - i zrobić zamieszanie, które oderwie ich od Pieńka? Ja obejdę ich z drugiej strony i gdy skoncentrują się na tobie, zaatakuję z flanki. Sparks spojrzała badawczo na wskazany przez detektywa obszar. Zdawała się przez dłuższą chwilę rachować coś w milczeniu. Wreszcie po prostu przytaknęła Siwemu, który dostrzegł na jej twarzy cień zagadkowego uśmieszku. Bez względu na to, co się za nim kryło, Huw wymagał od Sparks rzeczy dużych, heroicznych i niebezpiecznych. Zdawał sobie z tego sprawę. Zdawał sobie sprawę z tego, że mogą zginąć. Ona i on. Lecz siedząc bezczynnie zginą na pewno. On po prostu przeprowadził chłodną kalkulację, która zwiększała ich szanse przeżycia. Z tą myślą opuścił schronienie, podobnie zresztą jak stara. Tamta zdawała się mieć za nic świszczące nad głową kule. Więcej nawet: wbrew jego planom kroczyła całkiem jawnie i prawie że na wprost Pieńka. Była więc bardzo odważna lub szalona. Tak czy inaczej, Huw uzyskał możliwość względnie bezpiejszego przedarcia się na upatrzony wcześniej teren. Nadal musiał jednak co kilkanaście kroków przeczekiwać bardziej intensywne ostrzały, który przetaczały się z kolejnych stron. Między jedną z takich pauz zdołał zaobserwować jak Sparks podchodzi niemal vis-a-vis Pieńka. Jego strażnicy od razu podnieśli swoją broń, lecz Edd wnet przerwał swoją mantrę i uspokoił dwójkę gestem dłoni. Bodaj po raz pierwszy wyglądał na zaintrygowanego. - Znam ją. Dajcie mówić - rzucił tylko. - Upłynęło wiele wody, Anderson - głos Sparks był spokojny, ale stanowczy. - Zmieniłeś się. - Do rzeczy - odpowiedział tamten. - Mam nadzieję, że masz dobry powód, aby mi przeszkadzać. Enta już salwa dobiegła właśnie końca. Lwyd przemieścił się o kilka metrów i zaraz padł za wyżłobionym od pocisków głazem, gdy powietrze znów wypełnił ołów. - Chcę tylko wiedzieć czy upadłeś na głowę i jak mocno - fuknęła Sparks. - Kiedy cię znałam, nie biegałeś po górach z bandą wariatów. Pieniek tylko uśmiechnął się krzywo. - Słuchaj Sparks. Wiesz, że cię szanuję i tylko dlatego jeszcze rozmawiamy, ale widzisz tylko wycinek większej całości - jego głos nic nie stracił z kaznodziejskiej pasji. - Oświeć mnie więc. Kolejna przerwa w wymianie ognia. Siwy zerwał się na nogi, przesadził następny odcinek. Jeszcze raz spojrzał na Andersona. Ten ciężko westchnął. Utkwił przekrwiony wzrok w kobiecie, podobnie jak jego przyboczni. - Brenin to gwarant równowagi. Sama widzisz co się działo, kiedy zaczął tracić siły. Tąpnięcia, ataki zwierząt, problemy z elektrycznością. To wszystko się łączy. Gdybyśmy pozwolili mu umrzeć, groziłaby nam katastrofa. Sparks parsknęła. - Daliście się nabrać. Wielu z tych tutaj nawet rozumiem, po prostu chcą w coś wierzyć. Ale ty? Brenin to żaden protektor. Nie mam pojęcia czy jest demonem, złym duchem lub czymkolwiek innym. Natomiast wiem, że za pomocą snów potrafi namieszać w głowie. Może robił to z pokolenia na pokolenie. Ostatecznym i najbardziej obrzydliwym tego efektem jest wasza banda. Czas z tym skończyć. Edd tylko wzruszył ramionami. - Rozumiem, że to wszystko. Masz ostatnią szansę, żeby sobie stąd pójść. Oczywiście, o ile nie trafi cię jakaś zbłąkana kula, ale na to nie mam wpływu. Teraz wybacz, muszę coś dokończyć - orzekł, po czym odwrócił się z powrotem w kierunku góry. Potem wszystko zadziało się bardzo szybko. Edd uniósł totem, a szczelina znów się rozwarła. W tym samym czasie Sparks postąpiła o krok do przodu, zaś straż Pieńka skierowała nań swoją broń. Huw z kolei wreszcie zajął swoją pozycję i bez zastanowienia i jakiejkolwiek wątpliwości zgrał muszkę ze szczerbinką. Na celowniku miał głowę Edda. Nie myślał w tej chwili o Sparks. Realizował plan, który ustalili. Jedyny, który dawał szansę zakończenia tego całego bajzlu. Pociągnął za spust. Huk boleśnie rezonansował mu w uszach, mimo że co chwila gdzieś indziej rozlegały się inne wystrzały. Zakrawało to na niemożliwość, ale widział jak kula opuszcza jego ochronną tarczę i płynie dalej w powietrzu, zostawiając za sobą fosforyzujące drobinki. Czas zwolnił, on sam zastygł bez ruchu. Wszystko stało się już bezwładnym chaosem i niczym więcej. Wtem głowa Pieńka odskoczyła gwałtownie, znad jego skroni trysnęła krew. Edd odwrócił się w kierunku Huwa i spojrzał mu prosto w oczu. Otworzył jeszcze usta, aby coś powiedzieć, ale posoka spływała mu po twarzy, wlewała się między spierzchnięte wargi. A potem upadł na ziemię i znieruchomiał. Lwyd natychmiast posłyszał z różnych stron zachrypnięte, alarmujące okrzyki. Zdołał tylko odruchowo upaść na ziemię i przeczołgać się do najbliższego wgłębienia, nim miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stał, zaroiło się od kul. - Jesteś trupem Siwy! Rusz dupę, kurwa! Jesteś trupem! W takich momentach jak ten, niczym echo, słyszał w głowie ryki starego sierżanta Tuby. Ten emerytowany policjant ciągle szkolił jednostki specjalne. Wbijał im przenikliwym, suchym wrzaskiem do łbów, że jeśli się znajdują pod ostrzałem przeciwnika to najgorsze co mogą w tym momencie zrobić to - nie robić nic. Policyjne statystyki wskazywały jasno, że policjanci ginęli dużo częściej, gdy starali się przeczekać, niż ci, którzy podejmowali próbę ucieczki, lub starali się przejąć inicjatywę. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, gdy strach przyciska cię do ziemi i nie pozwala wziąć głębszego oddechu. - Rusz dupę Siwy! Zerwał z głowy czapkę i nasadził na suchą gałąź, która leżała obok niego. Zamierzał wychylić ją ponad krawędź osłony, po czym salwować się ucieczką w przeciwną stronę, do następnego głazu. Miał nadzieję, że odwróci tym uwagę atakujących i że podczas ucieczki uda mu się oddać choć jeden celny strzał i zorientować się co się dzieje ze Sparks. Bez zwłoki rozpoczął realizację desperacko uknutego planu. Blef z czapką najwidoczniej się udał, ponieważ nie padł trupem, gdy tylko podjął bieg. Zmierzył poprzez przez trawę, która zdążyła już zbrązowieć od krwi poległych. Wokół słyszał tylko jeden wielki wizg. W pewnej chwili coś kazało mu się odwrócić i wycelować bronią tam, gdzie mógł stać najbliższy oponent. Przeczucie go nie myliło: jeden z przeciwników właśnie mierzył do niego z pistoletu, aby za chwilę dostać kulkę pod żebra i paść na plecy. Tyle tylko, że atak następował zewsząd. Ledwie Siwy wypalił, jak sam poczuł uderzenie gorąca, a następnie tępy ból w prawym barku. Spojrzał nań i natychmiast zobaczył jak krew przesącza się przez jego pokryte pyłem ubrania. W uszach wciąż słyszał echo pokrzykiwań Tuby, podczas gdy zmierzał dalej, próbując choć trochę oddalić się od tego piekła. Co chwila wodził też wzrokiem za Sparks, ale nie mógł jej odnaleźć. Nim dobiegł do kolejnego głazu dostał drugą kulkę. Tym razem w udo. Na chwilę zgiął się, próbując jakoś strawić paroksyzm bólu. Zaczął kuśtykać i chyba już tylko adrenalina pozwalała mu przeć dalej do przodu. W tym czasie ludzie majora wykorzystali zamieszanie związane ze śmiercią Pieńka. Przystąpili do intensywnego szturmu, zwalając się na pole bitwy niemal całą siłą. Huw zdążył natomiast ukryć się za kolejną kamienną osłoną, choć czuł, że dosłownie wypluwa płuca i leje się z niego jak zarzynanego prosiaka. Kątem oka uchwycił wreszcie Sparks: kobieta stała tuż przy wyrwie i najwidoczniej próbowała przeprawić się na drugą stronę. Wchodziła właśnie przez rozedrganą barierę, a wielobarwne wyładowania otaczały ją jak fantastyczne nici. Wtedy dostał trzeci raz i upadł na ziemię.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
17-07-2022, 20:55 | #107 |
Reputacja: 1 | Wokół zapanował głęboki bezruch i cisza, mimo że jeszcze chwilę temu okolicą wstrząsały huki wystrzałów. Dopiero wytężywszy słuch, dało się usłyszeć słtumione westchnienia oraz jęki. Były one jednak na tyle zniekształcone i odległe, że zdawało się, jakoby pochodziły spoza czasu i przestrzeni. |
09-08-2022, 08:02 | #108 |
Reputacja: 1 | Widok Owena sprawił, że ostatecznie wybudził się ze snu. A więc doszli do końca korytarza. Zrobili to i pokonali Brenen. A może to wszystko ostatecznie było tylko snem? Siwy chyba nie do końca chciał wiedzieć. - Miło cię znowu widzieć - Huw ścisnął prawicę policjanta. We wstającym świcie wszystko nabierało rzeczywistych, realnych kształtów. Cienie Brenen bladły. Sylwetki grupy majora nabierały ostrzejszych kształtów. Detektyw wstał z trudem, ciągle zaskoczony, że wyszedł ze strzelaniny bez szwanku. A przynajmniej tak się czuł w porównaniu z ranami, które zapamiętał jako znacznie bardziej dotkliwe. - Chyba nam się udało Gryfith - odparł znużony, jakby wyczerpała go długa podróż na szczyt. - Chyba nam się udało. Poklepał go jowialnie po ramieniu i podszedł powolnym krokiem do Carmichel. Uśmiechnął się słabo. - Zrobiłaś to - ruszony nagłym impulsem przytulił ją do siebie. - Naprawdę to zrobiliśmy. Robin rozejrzała się, oszołomiona, dookoła. Nie przypuszczała, że uda się jej stamtąd wyjść.. Tym bardziej, że przecież powinna ciągle leżeć w tej sali. Jak to możliwe, że Sparks ja złapała i wyrzuciła? To nie miało sensu, ale ostatnie dni nauczyły kobietę nie przyjmować się takimi drobiazgami. Czuła uścisk Huva, więc chyba, żyła, prawda? - Jesteś cały? – odsunęła się na odległość ramion, żeby go obejrzeć. - Tak. Chyba - Ból postrzału był ciągle żywy, ale teraz wydawał mu się tylko realnym snem. - Tak. W porządku. Nie wiem jak ty, ale ja już mam dość tego miejsca. Muszę sprawdzić co u Paula i chcę wrócić do siebie. Usiąść w knajpie i napić się ale. Jakie masz plany? To pytanie zastanowiło kobietę. Nie miała planów.. Chciała tylko ozamknąć szczelinę. To był jej cały plan. Ale teraz? Zbladła, bo przypomniała sobie, o czym zapomniała. - Foxy - powiedziała. - Powinna być.. gdzieś tam. - zatoczyła dłonią koło, a potem zagwizdała. Huw podążył za wzrokiem dziewczyny, wypatrując czworonoga. Nie musiała długo czekać. Pies wybiegł do niej skądś z prędkością błyskawicy. To z kolei zdradzało fakt, że ekipa z Maddox też tutaj była, ponieważ suczka ostatnim razem została właśnie tam. Zresztą, to właśnie na górze powinna przebudzić się Carmichell, lecz poprzednie wydarzenia jasno wskazywały, że czas i miejsce okazały się ostatnio względne. Foxy wskoczyła na swoją panią i zaskomlała. Choć pies był bardzo dobrze ułożony, to teraz trudno było go uspokoić. Toller stanowił wręcz włochaty huragan szczęścia i energii. Owen obserwował to wszystko jakby z boku. Teraz nawet lekko się uśmiechnął, choć był to bardziej lżejszy grymas, niż objaw realnej satysfakcji. Wyciągnął z zakamarków swojej kurtki jakiegoś kopciucha i odpalił go. - Ta… wydaje się, że to rzeczywiście koniec - powiedział zmęczonym głosem. - Choć wcale się tak nie czuję. Znaczy, główny sprawca został odesłany, ale jakby to ująć… - wyraźnie się ociągał przed jakąś deklaracją. - Ta góra karmiła się naszymi demonami, prawda? Tyle że kiedy myślę o moich córeczkach… cóż, powiem wprost, nadal mam ochotę palnąć sobie w głowę. Przez tak wiele lat negowałem to, co się z nimi wydarzyło, że nie potrafię tak po prostu przejść do porządku dziennego. Wyobrażacie sobie, że udawałem, jakby naprawdę żyły? - w jego oczach zalśniła łza. - Że wywalałem na trawnik ich zabawki i wołałem na obiad? Żona nie wytrzymała, wyprowadziła się do rodziców. Ale to nieważne. Jestem już chyba w stanie zaakceptować ich śmierć, ale nie czuję jakiegoś oczyszczenia. Do cholery, jedynie wy nie potraktowaliście mnie jak wariata. I domyślam się, że was też coś zżerało od środka - znów zrobił pauzę, ale wyglądało na to, że formułuje jakąś ostateczną myśl. - Myślicie, że ten ból kiedykolwiek minie? - To nigdy nie mija - odparł Siwy po krótkim namyśle co musiało starczyć policjantowi za obie odpowiedzi. - Trzeba nauczyć się z tym żyć. Huw patrzył przez chwilę na włochatą radość. - To mi przypomina, że ktoś pewnie na mnie też czeka - wydusił z siebie. - Co teraz zamierzacie? - wrócił do swojego pytania. - Przede wszystkim nadal jestem policjantem. Wrócę do pracy. Jak sam powiedziałeś, zacznę uczyć się z tym żyć. Spojrzeli po Carmichell, ale na jej odpowiedź musieli jeszcze chwilę poczekać. Ta wciąż cieszyła się spotkaniem z Foxy.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
12-08-2022, 07:43 | #109 |
Reputacja: 1 | Ulga była tak silna, że pod Robin ugięły się nogi. Usiadła więc na ziemi pozwalając psu – jak kiedyś, kiedy był szczeniakiem – wejść sobie na kolana. Foxy w końcu znieruchomiała, przytłoczona ilością szczęścia, która ją spotkała. Wcisnęła mordę pod pachę kobiety i udawała, że jej nie ma. - Skoro ona wyszła, to inni też dali radę – powiedziała Robin . – Sparks mi pomogła.. ale ona tam została. Jak rozumiem, teraz ona zadba … - szukała słowa – zaopiekuje się tym miejscem. Powinno się udać. Wysłuchała wyznania Owena, nie przerywając ani jednym słowem. Potem podniosła się na nogi i dotknęła jego ramienia. - Nie minie – potwierdziła słowa Huva. Głos jej zmiękł. – Ale teraz, kiedy zaakceptowałeś fakty, kiedy przyznałaś się sam przed sobą, że Twoje córeczki umarły, będziesz mógł przejść po nich żałobę. Ból będzie wracał, ale pomieścisz go w sobie. Bo będą też wracały dobre wspomnienia. I dzięki temu znajdziesz siłę, żeby żyć dalej. I nie zwariować. Śmierć i życie to dwie strony tej samej monety. Nie mogą istnieć bez siebie. Tworzą całość. Positum. Skoro nie dopuszczałeś do siebie ich śmierci, tym samym negowałeś ich życie. Ich istnienie. Teraz wszystko będzie dobrze – zapewniła go. Tym razem Gryffith spojrzał jej prosto w oczy, nie unikał emocjonalnej konfrontacji. Wreszcie się uśmiechnął. Całkiem szczerze, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała jego pobrużdżona twarz. Przez chwilę po prostu patrzyli sobie w oczy. Tyle przeszli razem, że więcej słów nie było trzeba. - Dzięki. To wiele dla mnie znaczy - odpowiedział Owen w końcu. - I ja dziękuję. Za wszystko - Robin objęła mężczyznę. Przez moment patrzyła na jaśniejący horyzont, a potem przeniosła spojrzenia na Huva. - Trzeba cię opatrzyć – powiedziała. – Słabe by było, gdybyś przeżył to całe szaleństwo, a potem umarł z powodu utraty krwi. Musimy znaleźć samochód i dostać się do miasta. Huw wzruszył ramionami bagatelizując temat ale nie oponował. - Nim pojedziemy chcę jeszcze zamienić słowo z Addingtonem i - Siwy spojrzał na policjanta - zajedziemy później do Paula? Gryffith tylko pokiwał głową, kończąc swojego niby-papierosa. - A potem.. chyba będziemy dalej normalnie żyć, nie? - wtrąciła Robin. - Normalnie i nudno. - O niczym innym teraz nie marzę - wyszczerzył się Lwyd. - Lub nie - uśmiechnęła się sama do siebie i wyciągnęła komórkę. Wybrała numer narzeczonego, ale udało jej się dodzwonić dopiero za trzecim razem. Chaos, w tym ten elektromagnetyczny, dopiero się uspokajał i zapewne potrzebowali jeszcze kilku dłuższych chwil, aby wszystko wróciło do normy. Will odebrał natomiast już po jednym sygnale. - Jasna cholera, Robin. Wszystko w porządku? - zaczął mówić z prędkością karabinu maszynowego. - Słuchaj, jestem w Sionn. Co tu się do cholery wydarzyło? - Dobrze cię słyszeć, kochanie - Robin dla odmiany mówiła wolno. - Trudno to tak wszystko streścić… chyba się zgubiłam, ale już wszystko jest ok. Znajdę jakieś transport i zaraz będę w Sion. Bardzo tęskniłam. - Nie wiesz nawet jak ja! Spotkajmy się choćby na rynku. Pospiesz się, bo tu uświerknę! - Będę najszybciej jak się da - zapewniła go Robin. - Zamów kawę, Dużo kawy. I daj znać wszystkim, że jest ok. - Nim się rozejdziemy - Huw wręczył im po wizytówce gdy Robin zakończyła rozmowę.. - Za dwa miesiące, drugiego obchodzę swoje czterdzieste trzecie urodziny. Zapraszam was do mnie, do Cardiff. Nie przyjmuję odmowy! - Czterdzieste trzecie? - zdziwiła się, nieco teatralne, Robin - wyglądasz na bardziej doświadczonego mężczyznę - puściła do niego oko. - Będę, oczywiście. Z Willem. Będziemy mieli dla Was zaproszenia na ślub. Również nie przyjmuję odmowy. - Cieszę się bardzo - uśmiechnął się Lwyd. - Czas nie był dla mnie łaskawy. Oczywiście będę. Gryffith milczał. Najpierw spojrzał na kartonik i już chciał coś powiedzieć, jakby zaoponować. Wahał się dłuższą chwilę, mamlał coś pod nosem. Tyle że stary Owen może rzeczywiście się zmienił. - Jasne, Huw. Będę. Tak się składa, że mam świetny tytoń, który będzie pasować do twojej fajki. A co do ciebie Robin… też nie odmówię. Nawet nie poznałem twojego wybranka. Powiedziałbym, że facet to cholerny szczęściarz, ale obrosłabyś w piórka. Więc nie powiem. - Nie obrosnę - uśmiechnęła się Robin. To ja jestem szczęściarą.. Will czeka na mnie tyle czasu mimo tych wszystkich wyskoków. Przedstawię go wam. Przyjechał do Sionn. Rozmowę przerwało pojawienie się majora. Choć ten wyraźnie kulał, to starał się iść wartkim krokiem. Mężczyzna przybył ze swoją świtą równie odrapanych i zmęczonych dziadów, a poza nimi był tu również blady Eliasz. Major przyjrzał się po kolei całej trójce i zagryzł wargi. - Jasna cholera, niech ktoś się zajmie Huwem - rzucił przez ramię, po czym jeden z mężczyzn nadbiegł z naręczem bandaży oraz medycznych przyborów. Sam Thompson usiadł na kamieniu i potarł rękawem spocone czoło. Był ranny w kilku miejscach, ale nie wyglądało to na nic zagrażającego życiu. - Słów mi nie starcza na opisanie tego, jak dobrą robotę tu odwaliliśmy. Niemniej mamy problem. Ten burdel rozniósł się na dziesiątki kilometrów. Mamy sytuację bez precedensu, zapewne cała okolica zaczęła wariować. Trudno będzie to wytłumaczyć zbiorową histerią. Kwestia godzin jak pojawią się tu rządowi. Możliwe, że sprowadzą wojsko. To dobrze i źle, bo mogę posłużyć się dawnymi znajomościami. Spróbuję choć trochę przypudrować sprawę, to może nikt was z nią nie skojarzy. Żeby to było w ogóle możliwe, musicie jak najszybciej wracać do domu. A potem udawać, że nigdy was tu nie było. Jeśli macie więc w pobliżu jakieś sprawy, załatwcie je teraz. No i to chyba jasne, że nigdy już się nie spotkamy, więc powiem tylko, że było zaszczytem z wami współpracować - dokończył już wyraźnie zmęczony i na jednym dechu, sprawdzając wzrokiem reakcje pozostałych. - Jasne - Lwyd przytaknął w zrozumieniu. - Właśnie mieliśmy się stąd wynosić. Czy Eliasz może nas podrzucić do Sionn? Mam z nim do zamienienia parę słów i… Dobra robota majorze - dodał na końcu wyciągając prawicę. - Przybył pan w samą porę. Dziękuję. Wymienili uściski ręki. Mimo upływu lat i ogólnego zmęczenia chwyt wojskowego pozostał silny. Następnie major spojrzał wymownie na Eliasza, dając do zrozumienia, że teraz każdy odpowiada za siebie. Addington z kolei błądził wzrokiem, więc widok ciał na polu musiał się na nim odcisnąć. Jego przestrach okazał się jednak pozorny, bo młody mężczyzna nie był już bynajmniej taką galaretą, jak wcześniej. Robin odniosła nawet wrażenie, że mimo wszystko zaczyna przypominać tego Eliasza, którego śniła - przynajmniej podejmującego wewnętrzną walkę. - Też nie zamierzam tu zabawić - powiedział wreszcie, przełykając ślinę. - I na mnie ktoś czeka. Jedźmy choćby zaraz. - Jedźmy - adrenalina u Robin zaczęła opadać, zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Przypięła Foxy zapasową linkę z nerki, co w sumie było niepotrzebne, bo pies chodził przyklejony do jej łydki. - Trzeba cię, Huv, połatać przed tymi urodzinami.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
18-08-2022, 17:55 | #110 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-08-2022 o 10:29. |