Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-11-2021, 16:35   #41
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Los mnie zranił ostrym szponem
Dziś w ramionach śmierć trzymałem
Jam wolności przyrzeczony
Miłość jej moim sztandarem…

z dawnego rytuału Molsuli


Stał niewzruszon Aranaeth pośród ludzi, z którymi przecie niewiele go łączyło wcześniej. Niepojęte jeszcze dla niego były wydarzenia, których był świeżym świadkiem. Czy tego pragnął? Czy taka miała być jego ścieżka? Droga wiodąca ku krwawej rozprawie? Nie tego serce jego pożądało, nie łowów na chłopięcie, którego jedyną przewiną było, że mroczność ku niemu swe oślizgłe macki wyciągnęła i gwałtem weń wdarła. Biedaczyna naczyniem jeno był, którego smolista ciecz sioło struła śmierć i ból sprowadzając. Większa za tym musieć kryła się tajemnica, której przeszyć zmysłami nie sposób jeszcze było. Nie wiedział, czy wpłynąć zdoła na resztę, czy tylko współuczestniczyć w krwawym misterium mu przyjdzie. Kaytula nie wyznawał i ofiar jemu nigdy nie składał. Nietrudno było wyjaśnić czemu: inne wychowanie odebrał, inszą wolę wypełniał, innymi wartościami się karmił. Dziedzictwo Molsuli, choć nie w pełni poznane i za mgłą najwyższego szczytu ukryte, chmurami przepastnymi otoczone, przyzywało serce i duszę guślarza. Zwłaszcza zaś ostatnio, kiedy darowany mu w przedśmiertnym odruchu torkwes wybrzmiał echem dawnej potęgi. Za każdym razem kiedy słowa w Protosie słyszał obręcz wibrowała, może dla obcych niezauważalnie, lecz aytherowe struny jego ciała prawdziwie poruszając. Zjawiska tego wytłumaczyć nie zdołał, pewnym iż, prócz niepokoju, zaklętą moc w sobie posiada, której tajemnic jeszcze nie gotów odtajnić i ze swym przeznaczeniem powiązać.

Popatrywał na zebranych, z tym płaszczem obcości, na barki narzuconym, co nie pozwalał mienić go za zaufanego kompana. Z dumą nieuchwytną, charakterem wstrzemięźliwym prędzej ostańcowi bliskim, oczami dziwnemi, których mgły mazistej przeniknąć nie sposób. Z jednej strony ze słów jego miarkując zdawało się poczuwał do odpowiedzialności za gromadę, z drugiej jakby nieobecny, dumający jak ze tej sprawy się wywinąć zręcznym unikiem.
Nie sprzyjało to bliskiej relacji z tymi, z którymi rytualnym węzłem splątany został…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 07-11-2021 o 16:44.
Deszatie jest offline  
Stary 08-11-2021, 15:06   #42
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację

Grymasiła trochę Wrona w kącie siedząc. Zaciskała usta jakby pełne były cierpkich owoców, mrużyła czarne ślepia, krzywiła ptasio głowę na słowa Drungi, nerwowo palce zaplatała. Nie ruszyła się jednak z miejsca, nie oderwała pleców od drewnianej ściany, choć ciągnęło ją na deszcz, na zimno, na wiatr i ciszę rozrywaną dźwiękiem spadających kropel i skrzypiących jękliwie gałęzi. Czasem tylko spoglądała na Kamienia - bystro, uważnie - jakby ten jego spokój nieruchomej skały znaczył coś dla niej, jakby w skrytości umysłu, gdzieś na dnie ciemnych źrenic, ociosywała go w inny kształt, jakby zerwać próbowała wygładzone strumieniem lat warstwy.

I znieruchomiała sama, dopiero gdy Drunga ostatnie rozkazy z siebie wydobył. Gdy staruchowi w fałszywej Otoce przodownictwo dał. Gdy w słowa ubrał losy splecione i Haruka w to wszystko wmieszał. A ten nic. Żadnego poruszenia. Żadnej emocji. Jak marionetka na sznurkach, którą tylko cudze rozkazy do tańca zmuszają.

Poderwała się z klepiska jednym ruchem, gdy tylko za naczelnikiem odrzwia się zamknęły. Błysnęła rozgorączkowanym spojrzeniem i gdyby wzrok prawdziwy ignys mógł zawierać, cała koliba niechybnie stanęłaby w płomieniach w kilka uderzeń serca. Zwinęła się w miejscu, nagle całym ciałem ku shycie zwrócona, nagle spięta cała, przyczajona trochę jak do skoku. I skoczyła niemal, w kilku szybkich susach znalazła się przy wojowniku, który pod jedną ze ścian stał jak rzeźba zastygła. Zatrzymała się gwałtownie, sięgnęła rękami ku twarzy za maską skrytej, wczepiła palce w jego włosy, zmusiła, by nachylił się ku niej. Pierwszy raz od kiedy shyivon przywdział. I zastygła tak przed nim: tak blisko, że jej oddech maskę owiewał, tak blisko, że przejrzeć się mogła w skrytych za nią oczach. I za nic jej były spojrzenia innych, bo tylko jego teraz się liczyło.

Westchnęła, bo wciąż tam był.

Traciła rozeznanie uczuć zwykłych i codziennych, przestawała powoli rozumieć niuanse prostych afektów, ale on był jej i jego czytać wciąż umiała. I to były jego oczy. Lekko zmrużone, pełne życia, wciąż z tym trochę zawadiackim błyskiem w brązowych tęczówkach. Tak pełne radości, jakby cud się jakiś w jego życiu wydarzył, gdy nie patrzyła; cud, który nie był jej udziałem. Pamięć podpowiadała to, czego zobaczyć już nie mogła - lekki uśmiech na trochę krzywych ustach, który marszczył blaknącą powoli bliznę na policzku, uniesienie brwi, które mówiło więcej niż tysiące słów. Ale wciąż nieruchomy był, wciąż nie sięgnął ku niej.

- Jesteś - powiedziała cicho, chrapliwie jakoś, jakby coś słowa jej w gardle dławiło. - Jesteś - powtórzyła z naciskiem, jakby rozkaz wydawała, jakby próbowała mu swoją wolę narzucić, zmusić go do istnienia, przywołać do siebie, wyrwać z pancerza, w który go zakuto. W który sam się zakuł. W który zakuła go ona sama.

Przytknęła na moment czoło do jego czoła.
Ujęła jego rękę i położyła na swojej piersi - jak wcześniej, jak kiedyś - gdzie kiedyś serce a teraz serca wybijały rytm, który więcej powiedzieć mu mógł niż jakiekolwiek słowa. Zmusiła go, by poczuł. Zmusiła, by zauważył.

A potem oderwała się od niego tak samo gwałtownie jak wcześniej ku niemu przypadła.

- Niech cię Topiel, Haruk - warknęła, echem słów podczas wieczornicy rzuconych i w słowach tych wszystko było: od miłości, po pogłos gniewu, który przenikał do samej kości.

Nie odeszła od niego jednak daleko. Na krok czy dwa jeno, stając pomiędzy nim i resztą. I dopiero wtedy łypnęła na stracharza z wyzwaniem jakimś, z tą emocją niewysłowioną, którą dwa serca napędzały, tak odmienną od gładkiego spokoju Kamienia.

- Uważaj, starcze - ostrzegła z całą butą młodości, z całą Wronią zajadłością. - Uważaj jak przewodzić będziesz. Uważaj, bo wiatr wraca do każdego.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 09-11-2021 o 06:51.
obce jest offline  
Stary 09-11-2021, 11:33   #43
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Animur przygarbił ramiona jakby jego barki ciężkie brzemię przygniotło. Nie pchał się on do przewodzenia grupie ani do tego predyspozycji nie miał. Bardziej mu życie na uboczu osady odpowiadało niźli bycie w centrum uwagi. Czy to jednak wola Kaytula rzeczywiście była, czy Drunga przebiegłość, nie mógł się wycofać.

- Sibiryath! - powtórzył słusznie, wolę Kaytula uznając, podkreślając moc słowa gestem gdy palec wskazujący wpierw piersi, ust, później czoła dotknął. Jeden Pan w sercu moim, na ustach i w umyśle.

Naczelnik wyszedł a starzec stał jeszcze czas jakiś w dziwnym stuporze na kosturze uwieszony. Głowa pochylona. Włosy twarz mu oblepiły. Dopiero dziewka Molsuli, Wroną zwana go z tego niby-snu wybudziła.

- Uważaj, bo wiatr wraca do każdego!

Prychnął stracharz arcyłowczym mianowany. Na co mu to było? Na co? Było się nie pchać do kręgu i gadać co mu ślina na język przyniosła. Co za demon go podkusił. Coś za dużo tych gróźb ostatnio. Za nic mu były, nic sobie z nich nie robił, wszak i tak bliżej mu już było do Teynechen ale irytowały go bardzo.

- Zawrzyj dziób a nie kracz! - warknął rozeźlony.

Na wojnara wejrzał. Między tymi dwoma jakiś afekt był. Młodość swoje prawa miała. Tchu nabrał i w te słowa do Haruka uderzył.

- Jarika zbierz, bez tego się nie obędzie. Płaczki… - zaciął się, - jeśli jakieś… niech przyjdą. Dach trza rozebrać, cobyśmy się nie podusili. Kilku chłopa niech się do roboty weźmie a wart...

Przerwał i obrócił się widząc, że kilku osadników, którzy cichcem do koliby weszły Gulguna teraz z chaty wynoszą. Złapał za szmaty Akhmala za nimi idącego i do siebie przyciągnął.

- Chłopaka nie strać - wycedził mu prosto w twarz, - dla Otoki on ważny.

Odciągnął łapiducha na bok, pod ścianę.

- Baba twoja Irgula okulawiona została zeszłego roku, chociaż nogę jej całkiem zdatnie nastawiłeś ciągle niedomaga - syknął prosto w ucho. - Gromada za nią płakać nie będzie. - Spojrzał w szeroko rozwarte oczy znachora, upewniając się, że słowa właściwy skutek odniosły. - Ale… waham się jeszcze - mruknął i mlasnął jęzorem. - Jeśli Drunga przekonasz przed ceremonią, że ma z nami Gulguna na Otokę posłać… pomyślę jeszcze. Idź już! - rzekł głośno, uzdrawiacza od siebie odpychając. - A Gulgunowi oczy opaską przewiąż! Ważne to! I niech go kto pilnuje całą noc, coby nie uciekł! I pamiętaj com rzekł!

Poczekał aż dźwierze się za nimi zawrze. Chata zajęczała od kolejnego podmuchu. Hurung stał ciągle.

- Idź już na demony! - szturchnął go laską w udo.

Hurung wyszedł. Zostali sami. Związani Otoką. Łowczy. Trójoki przyjrzał się każdemu z nich z osobna. Każdego wzrok podchwycił. Dwóch Molsuli, Araneatha, który tajemnicą dla niego był ciągle, zdającego się nieobecnym być myślą, Rune, gniewnej a porywczej, Morrze, co w tropieniu wprawę miała i Aaronowi w słowie biegłemu. Każdy z nich mógł się przyczynić do sukcesu Otoki ale także do jej klęski.

- Jam się sam o tą funkcję nie ubiegał - rzekł głośno a jego słowa mieszały się z szumem deszczu, - a jeśli kto myśli inaczej to albo ślepy albo na umyśle słabuje. Chcecie czy nie to jesteśmy w tym razem i razem mamy szansę z tej kabały wyjść cało. Przy ciałopaleniu, komu widok niemiły, być nie musicie. Otoka jednak, to już insza sprawa.

Odchrząknął i splunął.

- Rzecz najważniejsza, co mi się zdaje. Chłopak - głos ściszył, jakby się bał, że kto za ścianą koliby stać może i ucha nastawiać. - Czy mi się tylko rai, że chłopak kluczem tutaj być może? Widziałem chłopca o masce bez twarzy - przymknął oczy przywołując wizję, - za którą takaż sama się kryła. - Spojrzał po łowczych. - Zdaje mi się, że Baydur mógł przez Aeynechen oczami Gulguna nas obserwować i tym łacniej można go wykorzystać do chłopca pochwycenia. Pójdziem po strugach aytheru i tym tropem go pochwycim. Co uważacie?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online  
Stary 11-11-2021, 18:29   #44
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Morra, wiedziała lepiej niż protestować. Choć nagłe splątanie swojego losu z ta czwórka i przeklęty dzieckiem uciekinierem, nie było jej po drodze. Matrona jej klanu sama by kazała jej iść z nimi nawet gdyby mykes się w to nie wplątała sama.
kolejny test, kolejna misja by się sprawdzić.

- Animurze musisz mi wybaczyć ale potrzebuje dać znać wśród moich żeby do podróży zaczęły mnie me siostry szykować. Bo wszyscy wiemy że w moczary przyjdzie nam razem iść, a jeśli ja będę wśród was w czasie rytuału pomagać... - miała coś jeszcze dodać ale machnęła ręką rezygnując z tego i ruszyła do części wioski wioski gdzie na drzewie wznosiły się kondygnacje chat jej klanu.

Przechodząc do centralnej części witała jej siostry i kuzynki, mniej uwagi poświęcała kuzynom lub mężczyzną swoich ‘sióstr’. Udała się do drzwi zbudowanych z poroża i ozdobionym fetyszami po straconych członkiniach. Nie pukała po prostu odsłoniła ciężka połę i weszła do półciemnego pomieszczenia.

- Ach i oto ona widzisz Czarnoskrzydły w końcu ma dziadka zaszczyca mnie swoją obecnością. - odezwał się chrypiący głos z fotela koło paleniska. Aghata, siostra jej matki aktualnie nadal panująca matrona. Mówiła do swojego wypchanego truchła kruka, jej białe prawie trupie ślepia obrzuciły swoją krew niezadowolonym surowym spojrzeniem. Morra ruszyła by zająć miejsce na dywaniku przed nią.

- Wybacz mateczko ale jak już wiesz dzieje się. - Fioletowo oka wytrzymała spojrzenie mateczki ale głos miała przepraszający.

- Dzieje się dzieje,...a więc odejdziesz,...no ni epodoba mi się to ale mocy przeznaczenia nie należy lekceważyć. Będziemy liczyć że powrócisz żywa, czy to na własnych nogach czy to czołgając się przez bagna. Znasz zwyczaj, żadnych pożegnań, żadnych słów z resztą po wyjściu…- nagle koścista dłoń wystrzeliła i złapała Morrę za żuchwę w mocnym uścisku. Starucha przechylała jej głowę co by przyjrzeć się jej oczom. - ...rzadki kolor, taki się jeszcze nie pojawił, ale sobie nie myśl, że coś to znaczy dobrego, do dopiero się okażę o ile przeżyjesz na moczarach..choć mogłam trafić gorzej molsule może i nie nasi ale nie odmówię im umiejętności przeżycia w dziczy. Staruch nie wiadomo czy przeżyje, Animur najlepsze lata ma już za sobą….mhmm uważaj na niższego po coś los go wybrał ale wszystko jest zmienne i w ciemności się skryło, nie pomogę ci bardziej. Bierz fetysz i ruszaj, siostry przygotują ci wszystko, czekać będzie na ciebie ale nie wracaj tutaj póki z tamtymi póki całej ścieżki nie przejdziesz. Idź!

I tak to spotkanie się skończyło, wychodząc Morra złapała z suchej gałęzi imitujące drzewo jeden z wiszących tam fetyszy i wyszła na zewnątrz ktoś zostawił mały pakunek. Kobieta była pewna, że to jej matka. Ich zasady niestety mówiły jasno jak już zaplączesz się w przeznaczenie że los i wszystkie siły zaczynają cię obserwować to nie sprowadzasz tego do domu. Żadnych pożegnań żadnych wymian czułości. Mykes nie zamierzała tego łamać ale zamierzała zebrać wszystkie małe pakunki jakie zostawiły jej przedstawicielki klanu. w drodze z ich drzewa.

Dużo tego nie było, ale trochę kadzideł i jej zbiorów grzybów co przenosić się umysłem między światami pomagały. Trochę medykamentów i trochę dodatkowego prowiantu. I parę bułek ziołowych. ~Kochana Lumira, ta to nikogo z domu głodnego nie wypuści...~ Czarnowłosej zwilżyły się oczy na myśl o starszej posiwiałej staruszce która za główna kucharkę i mateczkę w klanie robiła. W całej małej społeczności ona serce największe miała i zawsze walczyła by klan brał pod opiekę osierocone dzieci. I najbardziej przeżywała kiedy któremuś z jej ‘dziatwy’ działa się krzywda. Podobno to dlatego że nigdy własnej krwi nie urodziła mimo że podobno za młodu wielu na “zbieranie jagód” zabierała.

Wróciła wraz małą liczbą pakunków do Animura i jeden otworzyła pokazując starcowi zioła do oczyszczania pomieszczeń opalaniem służyły. Starannie powiązane w wygodne do użycia słupki.
- Mała pomoc od klanu. - Powiedziała rozglądając się jak pomóc w przygotowaniach.


 
Obca jest offline  
Stary 12-11-2021, 09:10   #45
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację


Przesunęła wzrokiem od milczącego wciąż Kamienia ku timorycie pomarszczonemu, który zdawał się jej równie leciwy co Durga. Uznawcą mógłby być nie tylko dla niej, nie tylko dla jej ojca i matki, ale dla babki nawet, której starość umysł przecież zaczęła odbierać tego lata. A jednak ciekawa go była. Podeszła do niego bliżej, wzrok wbiła w twarz jego oraz ręce i Animur widział, że go ocenia. Śledziła bruzdy na jego twarzy, głębokie jak koryta rzek, w konstelacje łączyła drobne przebarwienia na jego skórze, zdało się, że włosy siwe liczyła nawet. Robiła to jak wszystko inne: bez śladu skrępowania i jakiejkolwiek dyskrecji. Robiła, bo chciała.

- Jam się sam o tą funkcję nie ubiegał - zadeklarował Trójoki i Wrona przechyliła głowę, wypatrując znaków nieszczerości na jego twarzy.

Ale po prawdzie czy to znaczenie miało?
Nie miało.

- Znaczenia to nie ma, starcze - powtórzyła na głos swoje myśli. - Nie ma co skomleć jak dziewica w barłogu. Jest jak jest.

Było jak było. Rune dzieckiem mogła przy starym stracharzu się wydawać, ale swoje wiedziała. Tylko głupiec płynął pod prąd, gdy wzbierał nurt rzeki. Tylko głupiec próbował zmienić to, co już się wydarzyło. Tak jak tylko głupiec brał za pewnik coś, co jeszcze nie nastało. Tacy głupcy tonęli. Woda w końcu nie była łaskawa i zabierała wszystko.

Rzeka zdarzeń wzbierała teraz dookoła nich, porywała ich ze sobą jak połamane gałęzie drzew.

- Jest jak jest - mruknęła ponownie i tym razem ciche słowa były jak z samego oddechu utkane.

Splotla ramiona na piersi, gdy mykes kolibę opuściła, odprowadziła ją wzrokiem. Zaśmiała się dziwnie: krótko i ostro, z błyskiem jakiejś ciemnej uciechy w oczach. Pióra musnęły skórzaną kurtę, zaszeleściły miękko, gdy pokręciła głową powoli.

- Ciałopalenie to wasz zwyczaj. Po krwi babki oddałabym go ciszy i ptakom a nie płomieniom i kobiecemu wyciu. Ale skoro Durga się zgadza, nic mi do tego. - Mimo to skrzywiła się nieładnie, z tym cieniem smutku, który widoczny był już wcześniej, gdy wcześniej nachylała się nad zmarłym i szeptała coś do zimnego ucha. I zaraz potem poprawiła kłamstwo: - Skoro Durga się zgadza, nie będę o to walczyć. Choć chciałabym, żeby bardziej mój był, a mniej wasz.

Wzrok jej do miejsca, gdzie Haruk wcześniej stał uciekł, fuknęła przez nos jak kot trochę, przestąpiła ze stopy na stopę.

- Smark nie jest kluczem, starcze. On jest... - zmarszczyła brwi, próbując zamknąć myśl w odpowiednich słowach. - ...soczewką. Jak w zwergowym wynalazku. - Kciuk i palec wskazujący złączyła razem okrąg tworząc, oblizała wargi, usta ściągnęła w namyśle. - Vusala kiedyś mi pokazał krążek ze szkła. Taki lekko wypukły, idealnie gładki. Na słońce go wystawił i światło się w nim skupiło jakoś, jakby sam ignys z powietrza zgarniał. Dziurę nim w drewienku wypalił. Taką pycią - dodała ze śladem dziecinnego iście zachwytu, który wciąż musiał być w niej żywy. - Ze smarkiem jest tak samo. On jest soczewką, którą ktoś w palce chwycił i słońca w nią nałapał. Rozumiesz? Rozumiecie? Jeśli zapolować mamy to złapać nam trzeba tego, kto soczewkę trzymał i na Baktygula skierował. Smark… Możliwe, że smark narzędziem bezwolnym tylko był i to nie przeciwko smarkowi stajemy. Nie lekceważ tego, starcze, Otokę prowadząc. Czy Gulgun połączony z nim? Nie wiem. Czy drugą soczewką zostanie? - pokręciła głową ponownie, rozłożyła ręce, popatrzyła na Kamienia. - Jak myślisz? - zapytała.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 12-11-2021 o 15:19.
obce jest offline  
Stary 12-11-2021, 13:21   #46
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Kiedy Drunga opuścił budynek, rab już trochę doszedł do siebie. Kaskady zimnej wody zdały się studzić głowę Aarona, kiedy spoglądał ku naczelnikowi zza przymrużonych powiek.
– Prędzej mur bym poruszył, niż Otoce się sprzeciwił – odpowiedział na wezwanie, przeczesując dłonią złączone deszczem włosy. – Wybacz mój nietakt naczelniku. Ale to, com widział…
Przerwał swoją myśl, pojął bowiem, że zmyślne tłumaczenia mogły tu jedynie pogorszyć sprawę. Drunga nie poświęcił mu nawet jednego spojrzenia, a i on czuł, że w głowie wyzierała mu pustka. Co mógł rzec, aby zmyć swoją przewinę? Nie bez powodu mawiało się, że kiedy niewolnik stawał w swojej obronie, to już sam sobie szkodził. Ribaldo zamilkł więc i wszedł z powrotem do środka.
Jak się zaraz okazało, pod chwilową nieobecność raba Animur został tym, który łowom miał przewodniczyć. Stary wyraźnie nie pragnął takiego mianowania, co słowem też podkreślił. Jednocześnie z werwą godną kogoś znacznie młodszego zdążył już wydać odpowiednie polecenia. Potem zechciał, aby to inni zabrali głos w sprawie, która nieoczekiwanie całą piątkę złączyła.
Tym razem rab odczekał, aż inni przemówią, przy czym Aranaeth milczenie zachowywał, zaś Morra na czas jakiś kolibę opuściła.
– Zechcę przy wszystkich wydarzeniach uczestniczyć. To się tyczy także ciałopalenia – zadeklarował najpierw elben. – Koncept z użyciem chłopaka dobrym się zdaje. Nie jestem biegły w waszych sztukach, ale najmłodsi więcej widzą i odczuwają, przez co na siłę mocy różnorakich bardziej są narażeni. Zgodzę się więc, że te smarki mogą być jedynie narzędziem poruszanym jak kukiełki w jarmarcznej grze. Z resztą ponoć sam Baydur naznaczony już się urodził, tako rzekł mi naczelnik – rab spojrzał po wszystkich, oceniając na ile trafiają do nich jego słowa. – W kwestii pomocy oferuję brzmienie mojego instrumentu. Ayther wiele oblicz ma, zaś melodia nim niesiona każdemu rytuałowi służy, a już szczególnie Otoce.
 
Caleb jest offline  
Stary 12-11-2021, 18:51   #47
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację

Chociaż w pozornej zadumie pogrążony, Aran z nagła zaczepion przez Drżącą, dał dowód, że gawędzie się przytomnie przysłuchiwał i ich powiadania śledził.

- Rację może mieć Siwy Krogulec i ty Wronowata. Klucz, soczewka czy insze jakie medium, bez znaczenia to, gdy byt co przezeń spogląda groźniejszy i niepomierny w swej sile. A aytherowe rostoki wezbrane, zwykle w wartki nurt się mienią, co ku wodogrzmotom zmierza. Tedy nam tratew potrzebna, żeby samojedno nie dać się ponieść i w wirze bezradnie przepaść. – rzekł z naturalnością, jakby o najzwyklejszych pod Oeynem rzeczach im prawił.

- Rytuału Otoki dopełnijcie Animurze podług woli naczelnego osady, lecz bez poglądania płonnego ku nicości wiodącemu. Kiedyśmy osłabieni niewiele z tego wyczytamy, a w porywie jeno grozę możem sprowadzić, która niebawem i tak nam swe szkaradne oblicze odsłoni, im bliżej ku Baydurowi przystąpimy.
Lepiej jednak z dala od gromady to uczynić…


Molsuli zdawał się być pogodzony z losem, bo żadna emocja jego ciałem nie targała, kiedy te słowa ku zgromadzonym w kolibie wypowiadał.
 
Deszatie jest offline  
Stary 13-11-2021, 21:26   #48
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Ciemno wszędzie,
głucho wszędzie”
Adam Mickiewicz “Dziady”



Pustka - zimna, obca i odrażająca, emanowała od martwego ciała erzahlera. Sztywne zwłoki, duszy pozbawione, na marach leżące w samym środku koliby, kędy zawżdy watra płonie, zdawały się nie tylko ład odwieczny burzyć, ale też coś nienaturalnego stanowiły, coś co w samo sedno człowieczeństwa godziło.

Baktygul człowiekiem przestał być i teraz jeno pusta skorupa, niczem cierń ostry w stopę wrażon, całą gromadę uwierała.

Nie o samą śmierć szło, bo z tą każden obyty był i niczem siostrę traktował. Mord, choć okrutny i zdało się sensu pozbawion, też niczem nadzwyczajnym nie był. W końcu, nie raz to bywało, jak dwóch co się nie lubiło, na bagna szli, czy to turzycy nazbierać, czy zwierza wytropić i tylko jeden z wyprawy tej wracał. Każdy wiedział, co zaszło, ale nikt pytań nie zadawał, bo i po co. Jeźli waśń między niemi była, a to rzecz, co całej gromadzie szkodzić może, tak gdy powód zwady zniknął, to wszyscy za dobre to brali i tyle.

Z Baktygulem inaczej się rzeczy miały. Aura mroczna nad nimi ciążyła i długi i wielce straszliwy cień na całą gromadę rzucała. I w tem przykrość cała, bo licho mroczne skrzydła swe nad Rubieżanami rozpostarło i nijak przegonić go nie szło.




Ziąb na poły z mrokiem w kolibie królował. Każdego w mocarnym uścisku trzymał i do wnętrza wedrzeć się próbował. Nie stało mu bowiem, że skórę szczypał, że mięśnie ścinał i o skurcze przyprawiał. Wygłodzon on tak potężnie, że do samego szpiku, co w kościach tkwi, dostać się pragnął. Tak wielgą mocą truchło erzahlera promieniowało, że zdało się wszystkim, co w kolibie byli, że to Kaytul we własnej osobie na nich pogląda. Pustka lodowata, oślizgłe swe macki poprzez trupa ku żywym wyciągała i nicość dojmującą w nich zasiać chciała. Dusze, co wokół skorupy baktygulowej się zebrały, tem oto sposobem jadem trupim były podtruwane.

Każden, więc wzrok od truchła odwracał i czym prędzej swoją część przygotowywań do rytuału spełniał.




Aaron, na znak przez wiekowego stracharza dany, w struny vadelu uderzył. Tem sposobem rytuał Kayrdan się rozpoczął.
Elbeński ribaldo z wirtuozerią prawdziwego mistrza godną, nuty smętne wygrywał i dusze żywych w najszczerszym żalu i smutku nurzał. Gorzkie łzy, pełne żałości i boleści do głębi przenikającej, wylewać jęli. Każdy kum, co w osadzie mieszkał, w szloch wpadł i z głową nisko zwieszoną czekał, aż Animur modlitwy rozpocznie.

Wprzódy jednak Ryoosa pisk straszliwy, co krew w żyłach mroził, wydała. Głos brzmiał ten, jakby kto niebiosa na pół rozdarł, a wraz z niem wszystkie dusze ludzkie. Pisk upiorny w uszach grzmiał i z nutami przez Aarona wygrywanymi przedziwnie współ brzmiał, jakby oboje jedną pieśń odgrywali. Nuty posępne, co z vadelu wybrzmiewały, troskliwymi tonami skowyt wdowi oplatały i ku wiecznej Pustce, co w otchłaniach kosmosu się skrywa, niosły. Na aeytheru pasmach wiotkich, frasunek niewysłowiony się niósł i na wskroś wszystkich przenikał. Dusze rubieżan czarną melancholią oplatał i torukową zimnicą serca wypełniał.

Wiatr, co pośród strzech smętnie zawodził do elegii tej się przyłączył, jakby i on w mocy ribaldowej sztuki był. Lodowate powiewy z rzewną melodią współgrały, jakby i one od zawsze w kompozycje wplecione były i bez nich pieśń istnieć nie mogła.

Chór bab, co się w jednej chacie zebrały, lamenty wznosić zaczął. Utyskiwanie i łkanie, jakby w poprzek wszystkim dotychczasowym akordom płynęły, przez co harmonię one zakłócały, ale jednocześnie siłę elegii wzmacniały, tak iż żal i boleść wdowia niemal fizycznych cech nabierała i pośród całej gromady się materializowała.

Kędy płacz, a wraz z nim i pieśń cała, kulminację osiągnęły, stanął Animur, w czarny kir odziany i maskę drewnianą , co od śmierci oddzielić go miała, przed marami na których zezwłok Baktygula spoczywał. Skłonił się on nisko przed zmarłym, a takoż i niemal namacalnym już majestatem śmiercichy. Trzy raz pokłon oddał, a wraz z nim Morra, Rune, Aranaeth, Aaron i Haruk, który także wokół stosu pogrzebowego się zebrali.

- Kayrdan! - krzyknął Animur w Protosie, co tyle znaczyło, co “pożegnanie”, aleć też “podróż ostatnia”
Czarkę glinianą starzec z ziemi podniósł i ogień w jej wnętrzu rozpalił. Wnet zapach korzenny wokół się rozszedł. Woń grzybni i lasu mrocznego w szarawym snopie dymnym się uniosła. Kołysząc naczyniem na lewo i prawo, by tundurmowy kopeć po całej kolibie roznieść, zaczął Animur wokół mar krążyć. Modlitwę przy tem wznosząc.

- Niech grzmi sława Kaytula!

Pustki Wiecznej i Nieskończonej
Milczącego Stwórcy wszechrzeczy

Gwiazdy głoszą Jego chwałę
A my wraz nimi sławimy to święte imię

Sława temu, który mieszka w nas
Jego szepty sny nasze karmią

Z otchłani swej przemawia, by
Ludzkość wynieść i drogę wskazać

Podnosimy więc głowy, by głośno
Sławić i wielbić Go

Niech grzmi sława Kaytula!

Z ust naszych, z dusz naszych
Sercem i umysłem czcijmy Go

Radujmy się w Nicości Pełnej
Bezkresnej Pustce

Wszak w niej wszystko,
bo z niej wszystko

Niech grzmi sława Kaytula!

- Niech grzmi sława Kaytula! - odpowiadała wespół gromada cała.


- Oto ten on! Baktygul, syn twój! - huczał Animur, kładąc czarkę z wonna tundurmą tuż przy głowie erzahlera - Niech święte Ignysu płomienie, otulą twe ciało. Niech strawią każdy fragment mięśni i kości, by duszę z okowów materii wyzwolić, by na obłokach błogosławionego dymu, mogła powędrować ku bezkresnym równiną Teynechen. Płoń Baktygulu! Niech święty Ignys pożre twą cielesną skorupę! Płoń i zerwij łańcuchy materii!

Animur dał znak, Harukowi, by ten podłożył ogień pod stosem, który uprzednio obficie obsypany został jarikiem. W mig ogniste jęzory zaczęły muskać ciało erzahlera. Trzask przy tem dobywał się głośny, z pożeranych przez płomienie szczap drewna.

Kędy ogień dotarł do rozsypanych umiejętnie przez rusznikarza kopczyków jariku, skwierczenie dało się słyszeć. To właśnie owa tajemnicza substancja, której naturę prawdziwą jedynie zwergowie znają, temperatury nabierała, topiąc się przy tem i rozlewając wokół na podobieństwo rzeki ognistej. Płomienie w mig mocniejsze się stały, żar od stosu buchnął potężny, tak ich wszyscy cofnąć się musieli.

Bladozłociste, nienasycone jęzory zezwłok Baktygula pożerać zaczęły. Skóra od gorąca pękać zaczęła, niczym drewno wysuszone. Tłuszcz przy tem się z odsłoniętych mięśni wytapiał i w buchające płomienie kapał, przez co jeszcze im mocy dodawał.

Proces ów zdawać by się mogło, że przyjemne skojarzenia budzić będzie. Wszak podobnież opasły gymrok na rożnie jest pieczony. I skóra jego najpierw brązowieje, kruszeje, a potem pęka, co obfite jeno ślinienie u wszystkich powoduje. Takoż i tłuszcz się z mięśni jego wytapia i w ogień kapie.

Nikomu tak plugawe skojarzenia do głowy nie przychodziły, bo ciało ludzkie żarowi jarikowemu poddane, okrutny bowiem fetor wydziela. Tak ohydny i dławiący, że nie tylko gardło na popiół on wysusza, ale takoż obfite łzawienie powoduje.

Baktygulowy zezwłok przy tem, jakby jeszcze bardziej cuchnący się zdawał, niźli zazwyczaj to bywa, kędy Kayrdan jest odprawiany.
Coś odrażającego w pospolity trupi fetor wnikało. Coś co plugawe skojarzenia w umysłach pobudzało i z orgiastycznymi zapachami się wiązało. Smród ciał spoconych, które w chuci zaspokajaniu granic żadnych nie znają i każdą nawet najbardziej rozpustną praktykę w czyn wcielają. Fetor kroczy, co językami niezliczonymi do drgawek lubieżnych są doprowadzane. Miazmaty straszliwe, z wagin co spermą samców jurnych ociekają i ciągłego zaspokajania się domagają.
Parszywe wonie o mdłości i konwulsje wszystkich w kolibie zebranych przyprawiały. Nawet Haruk, co shytą się niedawno narodził, dłoń do maski swej przyłożył, by się od wyziewów sparszywiałych odgrodzić.

Dym tłusty i czarny z baktygulowego zezwłoku się dobywał i do otworu niewielkiego, co w dachu uczyniony, ciągnął. Kędy się on z deszczem mieszał, to paskudztwo w nim zawarte w krople przenikało i wraz z niemi na ziemię i całe Rubieżany padało.

Widok to doprawdy upiorny, kędy oleista nawałnica osadę zalewała. Kałuże mroczne wnet wszędy się tworzyły i przerażenie budziły.
Płaczki, co zda się jeszcze przed chwilą nad okrutną śmiercią Baktygula łzy roniły, teraz z najprawdziwszej trwogi, nad losem swoich i całej gromady lamentowały.

Nic z tem zrobić nie można było. Ignys ciało erzahlera do szczętu strawić musiał i przerwać tego nie można było.




W nieskończoność, zdało się że Kayrdan Baktygula trwa. Kędy rab grać przestał, bo lęk nim potężny zawładnął, jak i resztą kompanów jego, ucichły i płaczki. W ciszy niekończącej się, jęzory płomieniste wypalały truchło erzahlera. Smród przy tem, ani na chwilę nie zelżał i nieustannie do płuc wszystkim wnikał i niczem rzeka zatruta, po żyłach się rozlewał.

Kędy więc święty Ignys wygasł wszyscy z ulgą westchnęli. Cisza zaś, co pożegnaniu towarzyszyła, w pełne trwogi i zgryzoty szepty się przerodziła. Każdy bowiem świadomość miał, że jeszcze jeden rytuał tej nocy ich czeka.

Otoka spełnienia się domagała, a smoliste kałuże, co na placu zalegały, dobitny dowód stanowiły, że niezwłocznie przeprowadzić ją trzeba.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 14-11-2021 o 10:27.
Ribaldo jest offline  
Stary 14-11-2021, 21:04   #49
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Gdy miłość zapanuje nad nami
Szczęścia w Oeynie zaznacie
Wojownicy staną się Ribaldami
Lecz my w grobie będziemy…
Mój bracie…

Wróżba Sicheii z ludu Molsuli


Zaiste okoliczności wielce ponure na ceremoniał pożegnalny się złożyły. Deszcz ulewny, jęki wichru, chłód szczypiący, co w kolibie się rozniósł i rozgościł, niczem Toruk na rubieżach mokradeł. Namacalnie ciało, a silniej zdawało się duszę kąsał erzahlera zewłok. Gdzie wina takichże uwierań leżała? Choć obcy to był człek dla Arana, współczuł mu, bo ów nieszczęśnik rozstał się ze światem gwałtownie i teraz jeszcze innym zmartwień dokładał. Złe to zwiastuny dla sioła były, że ich znawca ględ i rodowy pamięciarz w tak okrutny sposób żywota dokonał i kirem okrył osadników, co tera w chatach swych drżeli, jakby wyroku nieuchronnego wyczekując. Juże zatruł społeczność wyziewem, a jeszcze przecie nie podpalili stosu, który w obecnych warunkach zapowiadał długi, męczący rytuał, kto każdy zawczasu odgadłby, co widział ogień rozpalon pośród słoty i mgieł, dymem biały opar czerniący. I kiedy pierwsze rzewne struny Ribaldo trącił stało się jasne dla Guślarza, że obrzęd ten bolesny będzie, nie tylko dla dusz lamentem poruszonych, lecz i dla zmysłów pozostałych, co świadkami będą tej ceremonii. Wcześniej jednak zmroził Molsuli widok cienia podrygującego za Stracharzem. Jak łątka w rękach dziecka gesty jego przeinaczał, w jakimś upiornym tanie. Może to wszechobecnie cienie figle oczom płatały, acz zaniepokoiły mężczyznę potem rosząc jego kark, drżenie i obawy w sercu wywołując.

Ku śmierci myśli tropiciela mimowiednie podążyły. Niedawne odejście Takeome wzruszyło Molsuli i wpłynęło na ścieżkę, którą podążał. Nie dało się jednak porównać obrzędów nomadów do tych, którzy osiadły żywot prowadzili. Zgodziłby się ze słowami Wrony, że lepiej było oddać Baktygula moczarowym objęciom, gdzie zatopiłby się w ciszy odmęt. Wtedy ciało jego naturalny bieg aytheru, by odtworzyło, a poszarpane padlinożerców zębami, wsiąknąwszy strzępami w błociznę, korzyść innym bytom jeszcze darowało. Rozważania te jałowe szybko płomień pochłonął ślizgający się po nagim korpusie, a potem podsycon jarikowym nawozem buchnął tak, że od stosu skutecznie Molsuli odepchnął. Czuł jak włosy bujnie na twarz jego kosmykami czarnymi opadające, opalone zostały, jeszcze bardziej zmysły rozdrażniając. A to tylko skromny zaczątek był do dalszych nozdrzy katuszy. Niemożebnie poczęło truchło cuchnąć, jakby kto grzybnie bukietnicy czy dziwidła, pod nos mu podsunął. Dalejże jednak prócz smrodu zjadliwego dotkliwsze jeszcze swądy się objawiały. Omamy i skojarzenia budzące z niedawnym w pomroki Teynechen ich trójcy podglądaniem. Aranaeth pokręcił głową, jakby nie dowierzając. Skronie jego bólem promieniowały dzikim, dzwoniąc, jakby młot w mocarnych dłoniach Zerga miarowo je raził.

Tram! Taniec szaleńczy pośród mord zbioru. Pięści rażące w amoku, a z każdym razem, bęben rytm nadaje. Skronie pękają. Zamyka oczy. Daremno, bo obraz ten sam się objawia, z inszej jedynie strony. Mordy nakładają się na siebie, jak maski próbując zlać w jeden widok oblicza. Bum! Od początku dziewięć fizys w tan rusza dzikością przesycony, a on tylko patrzeć może, boleśnie te razy czując…


Odór niespotykany z całą siłą, aż do jaźni wniknął. Przemógł Molsuli ochotę, aby wybiec z koliby i tchu zaczerpnąć, boć to przecie kolejnym złamaniem tutejszych zwyczajów by było. Ścisnął nozdrza, chcąc ustami odetchnąć, acz to tylko kolejną falę podrażnień weń wlewa, co prawie o mdłości i skurcze trzewi go przyprawiło. Czuł jakby gardło i przełyk skażone trucizną jaką nieznaną zostały Kaszlać począł Aran, dopieroż po chwili tłumiąc ten atak niespodziany. Chrząkać cicho jednak nie przestał, co na szczęście w trzasku ognia ginęło. Wraził się ponownie smród jak drzazga i tym razem z oczu szaro-mglistych obficie ślozy popłynęły. Zaćmiony nimi zamazał się widok tropicielowi, rozmyły kontury i kształty izby. Czarny dym znad stosu formy przedziwne przyjmować zaczął, jakby z naturą sprzeczne. Wyczytać z tego może by i coś próbował, ale okoliczności przykre na to nie pozwoliły. Przechylił głowę, nos w kapoty wełnikowej kołnierz starając się schować.
Na niewiele to się zdało, bo nadal odczuwał woń spalenizny przemieszaną z mdławą słodkością i rytm bębnów niegasnący. Myślami uciekał w przyjemniejsze krainy, by choć trochę z natarczywości miazmatu się wyzwolić. Przetrwał ten najtrudniejszy moment i do końca ciałopalenia ostał w kolibie. Kiedy truchło niemal doszczętnie strawione zostało, wyszedł chwiejnie na zewnątrz, lecz tam powietrze i ziemia przesycone były echem fetoru z deszczem wymieszanego. Umęczony ruszył samotnie Molsuli przez błota w stronę szałasu, aby tam ekwipunek zebrać i przed bliskim rytuałem Otoki krztynę świeżości nabrać.

Bowiem na ukojenie myśli, zgaszenie obaw i przeczuć złowieszczych tej nocy nadziei nie żywił…
 
Deszatie jest offline  
Stary 16-11-2021, 09:25   #50
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Siedział Trójoki u wejścia do koliby nakładając na włosy starty korzeń gurguny z deszczówką zmieszany, który intensywną barwę czerwieni miał. Deszcz siekł ciągle. Wiatr wciskał się pod szmaty, pieszcząc chłodem wychudzone ciało timoryty. Za nic miał sobie jednak Animur chłód nocy. Niczym on był w porównaniu do zimna jakie biło niedawno od truchła erzahlera. Specjalnie wystawial starzec twarz na uderzenia zimna, czując drobne krople zraszające mu twarz, wilgoć ziemi tak przyjemną po ciężkich, lepkich miazmatach. Wzdrygał się nie od chłodu, lecz na wspomnienie bezcielesnej obecności, którą wyczuwał podczas Kayrdan. Krzywił się nie przez wiatr co mu z oczu łzy wyciskał, lecz na pamięć bólu co mu ręce podczas ceremonii wykrzywiała.
Myśli Animura były w tej chwili czarne jak jeszcze niedawno dym co z mar się ku powale snuł. Oczywistym dla timoryty było, że ktoś bacznie każdy ich ruch obserwował z Aeynechen. To zawirowania aytheru mu kości wykrzywiały.

Na ten myśli ponury obraz naszedł stracharza Drunga pierworodny. Stanął w świetle drzwi i pogardliwie na siedzącego przy misie spojrzał.

- Zgodę masz starcze, by chłopaka do koliby zabrać. Bacz jednakoż na niego, bo cokolwiek mu się stanie na ciebie spadnie. Osadę czym prędzej z resztą wybrańców opuść i sprawę Baydura zakończ. Jeśliś liczył, że głos z siebie na Otoce dobędę, toś głupi i tyle. Moc zdobyczy za mną stoi, aleć w twym plugastwie uczestniczyć nie będę. Ociec każe też byś rychło trybut wyznaczył, bo się ludziska niepokoją. Tyle od nas.

Wyprostował się na te słowa Trójoki aż mu w kościach strzeliło. Odrzucił na plecy włosy mokre, szkarłatem spływające.

- Butnyś chłoptasiu - sarknął stary. - Butnyś tą butą, za którą Pan Pustki zsyła na nas deszcze. Niemiłym Kaytulowi był Kayrdan. Nie chciał przyjąć do siebie Baktygula. Słowa twego jadowitego nie chcę. - Wstał był stracharz i ku framudze, ku chłystkowi wolnym krokiem podszedł. Szczęka mu się zacisnęła z gniewu i słowa teraz wolno przez zaciśnięte zęby cedził. - Rozgniewany jest bowiem Pan i pychą twą moglibyśmy go jeszcze bardziej rozjuszyć a klęski jakoweś dodatkowo na Olcheyo zesłać. Tedy i ofiara na Otokę znaczną być musi.

Wbił palec w pierś chłopca. Gurguna z mokrych dłoni stracharza zabarwiła szatę wysłannika na czerwono, niczym krew cieknąca z rany. Spojrzał starzec w przerażone oczy Drungowego syna.

- Nie możesz - sapnął młody. - Ociec się nie zgodzą.

- Czyżby? - warknął stukając palcem w pierś chłopaka. Czerwona plama rozlewała się coraz szerzej. - Pewność masz? Sprzeciwi się trybutowi wskazanemu przez Otoki przewodnika? Przewodnika wybranego przez samego Kaytula wolę przekazaną przez Drunga? Sam sobie zaprzeczy?

Starzec tak blisko był swojego rozmówcy, że krople śliny z ust zaciśniętych opluwały mu twarz.

- Drung myślał może, że wskażę Nurbeka - perorował dalej. - Po myśli by to było naczelnika. - Cmoknął z niesmakiem. - Nie! Nie miła by była ta ofiara dla Kaytula! Otoka potrzebuje krwi. Krwi kogoś szanowanego. Krwi kogoś niewinnego.

Splunął pod nogi chłopaka i odstąpił.

- Nie ciebie przecież. Przekaż ojcu, że wyznaczam na trybut Nanę - odwrócił się i wrócił do misy z barwnikiem, - oraz jej syna.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172