Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2022, 18:09   #61
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 08 - 2025.06.01; nd; noc, 01:15 (2/2)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 7 Dzielnica, klub “Miroir Noir”
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



Alessandra



Alessandra obudziła się tak jak lubiła. Nago i pośród swoich nagich kochanków obu płci. Obudziła się pierwsza i gdyby była śmiertelniczką mogłaby się przerazić widząc te kłębowisko bladych, nieruchomych, nagich ciał bez życia. Brakowało nawet tych swojskich oddechów albo pochrapywania tak charakterystycznego dla śpiących śmiertelników. Ale jak już od dekady nie była śmiertelniczką to zdążyła się przyzwyczaić.

- O, szefowa już wstała. Czekałyśmy na szefową. - Nadine i Juliette faktycznie czekały przy stole z przekąskami. Ale widząc, że ich właścicielka podniosła blond głowę wstały i podeszły do niej. Ta ostatnio co o nich pamiętała to jak nagie zasypiają wtulone w przemieszane ciała wspólnych kochanków. Ale jako śmiertelniczki to pewnie wstały w dzień i coś robiły. Świadczyło o tym to, tutejsza pracownica była czysta i ubrane i to w co innego niż wczoraj. Do tego nieumarłe, jeszcze zimne i zesztywniałe ciało z przyjemnością chłonęło dotyk ciepłego, delikatnego żywego ciała. Zwłaszcza tak życzliwego jak to było z trójką tancerek z obu klubów.

- A szefowa wie, że Juliette to lubi “miłość na zimno”? - zaśmiała się Nadine zdradzając blondynce upodobania nowej koleżanki o jakich pewnie się dowiedziały może wczoraj a może dzisiaj.

- No coo… Zawsze mnie kręcił seks w kostnicach i na cmentarzach… - Juliette bynajmniej nie zaprzeczyła i wzruszyła ramionami. Jeśli tak było faktycznie no to wampiry “na zimno” bez rumieńca życia faktycznie mogły ją bardzo kręcić.

No a potem pomogły powstać młodej Torreador do pionu, ubrały ją w szlafrok no i dziewczyny z “Miroir Noir” pokazała torebki z kreacjami jakie przywiozła z Dominikiem dla szefowej. I mogły sobie poprzeżywać wczorajszą imprezę, zwłaszcza tą za zamkniętymi drzwiami osobistego pokoju gospodyni tego klubu. Juliette wspomniała co rano mówiły Fifi i Jewel jak z nimi też tak szła przez “The Hell” jak teraz z Alessą i Nadine. Lokal obecnie wyglądało pustawo. Ale z tego co mówiła Juliette to w ciągu dnia ekipa sprzątająca zdążyła posprzątać więc podziemia kluby były gotowe na przyjęcie pierwszych gości. Ale ze zrozumiałych względów dopiero o północy. Do tego czasu poprzednicy z wczorajszej imprezy powinni się pobudzić i doprowadzić do porządku. I albo wyjść albo zacząć kolejną noc balangi.

Takie wspólne pogaduchy pomagały przypomnieć sobie te barwne wydarzenia z ostatniej nocy. Trójka śmiertelniczek miała wprawę w takich zabawach i imprezach, do tego wszystkie były zawodowymi tancerkami i specjalizowały się w takich usługach więc mogły się dostosować pod życzenia klientów. A wczoraj dostosowywały się bardzo chętnie i dziś też tak o tym opowiadały. Hetman chyba nikogo nie rozczarował ani nie zaskoczył. Tak jak wskazywała jego chałaśliwa i gwałtowna powierzchowność to nie był mężczyzna do filozoficznych rozmów i finezyjnych gierek. Za to żywiołowość i energia okazały się jego mocnym atutem. W porównaniu do niego Soren okazał się bardziej stonowanym. Ale jako doświadczony przez dekady i wieki dewiant, sabaryta i hedonista też sobie poczynał całkiem śmiało. Zupełnie jakby Hetman był jego zaprzyjaźnionym i młodszym gościem a on gospodarzem. Josette okazała się zaś bardzo czuła w zapawach ale z nutką drapieżności godnej jej ognistych włosów i temperamentu. Bardzo chętnie poznała się z obiema blondynkami i resztą towarzystwa. Chyba nawet chciała zagrać na nosie Stephanowi jak ten zarzucił jej w pewnym momencie, że słyszał, że te Tremere od Carny i tam u niej w tych biurach to tylko dziewczyny z dziewczynami. No jak pokazała primogen o ognistych włosach przynajmniej ona potrafiła się bawić nie tylko z dziewczynami. I coś ani Soren ani Stephan nie składali na nią reklamacji. Za to Monique do pewnego stopnia dla wszystkich była pewnym zaskoczeniem. Tak się złożyło, że nikt na tej stopie z obecnego towarzystwa nie miał okazji poznać ją z tej strony. A wiadomo było czyją jest faworytą. I to, że książe w gniewie bywa impulsywny. A także, że potrafi nawet wiekowemu wampirowi urwać łeb jednym uderzeniem gołej ręki. Więc z początku do panny Noel wszyscy się uśmiechali ale podchodzili z pewną rezerwą. Ona sama też się w tym zorientowała no a może nie pierwszy raz była w takiej sytuacji.

- Słuchajcie nie przejmujcie się mną. Proszę traktujcie mnie jak zwykłą dziewczynę na imprezie. Oliver oczywiście wie o wszystkim co się tu dzieje. No tylko pamiętajcie, że co się dzieje tutaj zostaje tutaj. Możecie się przyznać, że się z wami bawiłam i pewnie każdy będzie wiedział co to mogła być za zabawa. Ale jak ktoś przeholuje i mnie wkurzy to przestanie być tutaj zapraszany. - smukła blondynka w srebrnej, cekinowej sukience odsłaniającą ciekawy dekolt i zgrabne nogi dała zielone światło na zabawy z nią i nią samą. Pod warunkiem, że potem ktoś będzie zachowywał się odpowiednio. Kara zakazu wstępu do najlepszego, wampirzego klubu w mieście była już wystarczająca. A poza tym Monique miała w końcu swobodny dostep do samego księcia. I co mu tam mogła szepnąć na uszko jak byli sami to nie było wiadomo. Ale wiadomo było, że mogła.

Zaś podczas zabawy okazała się mieć wybitnie uległy charakter i w roli usługowej i pokornej sprawdzała się idealnie. I gdy z Alessandrą wróciły już do tematu zaproszenia aby sprawdzić te wygodne dyby to gospodyni była zachwycona. Jak już wszyscy zaproszeni się zeszli i można było zacząć zabawę na całego. A jak teraz, szefowa “Miroir Noir” szła przez ten czarno - czerwony poziom Jewel oddała jej telefon co wczoraj gdzieś tam przepadł jej z oczu i uwagi razem z resztą torebki i stroju. Bo dzowniła Musette. Akurat jak sam też do niej miała dzwonić aby zaprosić ją do siebie. Mimo, że jeszcze nie była u siebie. Ale z tego Orly do centrum to jednak się trochę jechało.

- Cześć Blondi! Tak chciałam wczoraj pójść na waszą premierę! Ale cholera przedobrzyłam. - w słuchawce blondynka usłyszała głos ulubionej ostatnio kumpeli o latynoskiej urodzie. Młoda Venture wyżaliła jej się jak to chciała podbić sobe humor i zaprosiła ulubiony kieliszek do siebie. Chciała sobie dziabnąć przed wyjściem. Niestety chociaż bardzo gustowała w tym smaku miał on pewien feler. Jak było cudownie to cudownie, trudno jej było o lepszy. No ale niestety czasem występowało jakieś spięcie czy co i owocwało to kompletnym obezwładnieniem ciała i umysłu. Jakby w dwa czy trzy kwadranse przychodziła kumulacja przebalowanej całej nocy albo i dwóch. Do niczego się nie nadawała i w końcu w połowie nocy zorientowała się, że nic już z niej nie będzie no to zrezygnowana poszła spać. Wstała dzisiaj i czuła się już normalnie. Więc zadzwoniła do swojej kumpeli bo w końcu miały sobotnią noc na tapecie.

- No a co u ciebie? Jak było wczoraj? - zagaiła gdy skończyła się żalić na tą wczorajszą, zmarnowaną noc. I dała teraz dojść do głosu blondynce idącej przez trzewia “The Hell”. Jak ta zaczeła jej opowiadać co się wczoraj działo to co chwila słyszała różnej długości “Ooo!” ale wszystkie pełne zdumienia i chyba nieco zazdrości. Zresztą pewien zestaw pytań czy reakcji się powtarzał.

- Coo?! Niemożliwe! Z kim? Ale jak? Na raz czy po kolei? Dała ci swoją wizytówkę do “Czarnej Dalii?! Wow! … Tak, chyba wiem który to… No taki trochę nieokrzesany mi się wydawał… Aha… No ii? O! Naprawdę? O no popatrz… To musiało być całkiem ciekawie… I z kim jeszcze? Ooo… Tak, tak słyszałam, że ona to lubi z dziewczynami… Bo tam u siebie to ma prawie same dziewczyny… Tak? I co? Aha… No tak, wujaszek to na pewno dzielnie stawał, też go miło wspominam, pozdrów go ode mnie! I kto? No coś ty… Ona? Ale wiesz czyją ona jest… eee… dziewczyną? Co?! Co jej robiłaś?! O matko wiesz co będzie jak się poskarży swojemu… eee… chłopakowi? Lepiej od razu pakuj walizki i zmiataj z miasta. Albo przyjedź do mnie, może się to przeczeka. Jak to sama chciała? Co? No tak, widziałam, te haki, pejcze, dyby u was… No tak.. Co?! Zaprosiłaś ją!? I cooo? Zgodziła się?! No nie mów! Jak to musimy ją oćwiczyć? Wiesz czyją ona jest… Sama chciała?! Nie no aż nie wierzę. Nabijasz się ze mnie? No pewnie, że przyjadę! I jak tam nie będzie tej blondzi to ciebie zakuję w te dyby i spuszczę grube manto! Czekaj tam na mnie za godzinę będę… Albo za dwie bo jakoś trzeba się odstawić… To w sumie będę o północy albo trochę po. No, całuski. - tak, rozmowa z Musette momentami przybrała bardzo komiczny wydźwięk. Śmiertelne koleżanki Alessandry jakie z nią szły też chichotały co chwilę słysząc efekt tej rozmowy. Właściwie to chyba nawet komuś kto słyszał co tu się wyrabia ale nie było go ostatniej nocy w bezpośrednim otoczeniu panny de Gast to chyba trudno by było uwierzyć w te jej wszystkie niesamowite przygody. Zaliczyć numerek z dwoma primogenami na raz? Prowadzać faworytę księcia na smyczy? Rozmawiać na jednej sofie z Wieczną Królową podczas krwawych występów Krwawej Baletnicy? No coś z tego może brzmiało prawdopodobnie ale wszystko? Trudno się było dziwić, że jej kumpela była sceptycznie nastawiona. Pewnie sądziła, że jej kumpela nieco podbarwia te swoje relacje. No i przez telefon trzeba było omijać rozpoznawalne nazwy, imiona i terminy więc nie wszystko można było nazwać po imieniu. Ale i tak Latynoska wydawała się być tak podekscytowana tą rozmową i zaproszeniem, że pewnie w te pędy rzuciła telefon i zaczęła szykować się na zaczynającą się sobotnią noc.

- A to Musette się zdziwi jak nas zobaczy w takim komplecie. - zaśmiała się cicho Jewel gdy już mijały recepcję i wchodziły do sali z szatnią, przebieralnią i prysznicami. Tam zastały podobne sobie uczestniczki wczorajszej imprezy. Część z nich już wcześniej z twarzy czy imienia a niektóre poznała wczoraj na górze lub już tutaj.

- Poznajesz? - Juliette cicho wskazała jej głową na jakąś blondynkę co wyszła spod prysznica owinięta w ręcznik i zaczęła się wycierać. Na nadgarstku miała żółtą bransoletkę śmiertelniczki na prawach gościa. Dopiero po chwili Alessandra skojarzyła, że to ta pierwsza blondynka na jaką się natknęła zaraz przy wejściu co tak radośnie i energicznie hopsała sobie na biodrach wampirzego kolegi.



https://www.inkedmag.com/.image/ar_3...3_finalweb.jpg


- O, a tam jest Sabrina. Bo słyszałam, że widziałaś wczoraj kawałek jej występu? - Juliette sprawnie wyłuskała z tego kobiecego, mokrego i półnagiego tłumu kolejną osobe jaką jej nowa koleżanka mogła wczoraj poznać. Ta właśnie była już na dość zaawansowanym etapie ubierania się. I nie było widać na jej nadgarstkach żadnych bransoletek. I wczoraj, jak była pokryta świeża krwią skapującą z sufitu i rozbryzgującą się na podłodze to widać i czuć było głównie ta krew. Dzisiaj okazało się, że to smukła szatynka z dużą ilością tatuaży.

- A tu jesteś! Bo już się bałam, że gdzieś pojechałaś. A chciałam ci coś powiedzieć. - niespodziewanie do szatni weszła Monique, też w samym szlafroku i klapkach. Faworyta księcia podeszła do młodej stażem blondynki i przywitała się z ciepłym uśmiechem. Objęła ją i przytuliła jak najlepszą kumpelę. To przykuło uwagę kobiecej publiczności na objaw takiej zażyłości. A potem pociągnęła ją ze sobą pod prysznic. Tam w szumie ciepłej, czystej wody zmywającej z ciała zbędne rzeczy Malakavianka skorzystała z okazji, że na chwilę były same.

- Dobrze, że cię złapałam. Bo miałam wizję. Wczoraj jak się zabawiałyśmy. Często to się zdarza. Jak jestem na krawędzi. Strachu, złości, gniewu albo ekstazy. No to wiadomo, najbardziej lubię to ostatnie. I to się zdarza samo, nie kontroluje tego. Kogoś dotykam i nagle “bach” jak porażenie prądem. Tylko jakiś obraz, wizja a nie prąd. Wczoraj też to miałam jak byłam z tobą. A swoją drogą… To strasznie mi się podobało! Właśnie na takie coś miałam nadzieję tylko jeszcze nie wiedziałam z kim. Więc jak mnie zaprosiłaś to i potem jeszcze resztę to było mega! - pod prysznicem wieszczka szybko i nieco chaotycznie zaczęła tłumaczyć co miała do powiedzenia swojemu gościowi. A przy okazji podziękować za tak owocnie spędzoną noc. Przy okazji uścisnęła ją i pocałowała mocno aby okazać swoją wdzięczność i radosne spełnienie.

- No i właśnie wczoraj miałam wizję. Nocna ulica. Kobieta, brunetka. Wygląda jak z biura. Wiesz taka office girl. Taksówka ją ochlapie. Bo kałuże są. Pewnie po deszczu. Ale teraz nie pada. Ona krzyknie coś bo się wkurzy jak ja ochlapał. Dlatego na nią spojrzysz. Będziesz gdzieś nisko. Na chodniku albo w samochodzie. No nigdzie wysoko jak na piętrze tylko nisko. I dlatego jak ona krzyknie z tym samochodem to ją zauważysz. I będziesz się zastanawiać czy ją znasz czy nie. Ja jej nie znam to nie wiem kto to jest. Tylko mówię co zapamiętałam. No i ta kobieta otworzy przed tobą wiele drzwi jak zdobędziesz jej zaufanie. Ale na tym mi się skończyła ta wizja. - powiedziała namydlając i myjąc plecy stojącej przed nią blondynki. Potem jeszcze powiedziała, że bardzo chętnie spędzi tą sobotnią noc w jej klubie i jak tam można się podobnie zabawić jak tutaj to to jest świetny pomysł. Tylko najpierw będzie musiała jeszcze pojechać do “Olimpu” to spotkają się już w “Miroir Noir”.

Z czasem kolejne osoby z wczorajszego towarzystwa budziły się, szły pod prysznic, ubierały się i generalnie zaczynały tą nową noc. Wszyscy widocznie miło wspominali ostatnią więc dominowały bardzo dobre nastroje. Hetman zachowywał się jak władca osobistego haremu pełnego gorących żywych i nieumarłych ślicznotek. Soren jak gospodarz co ma nieco niesfornego ale lubianego gościa a dziewczęta chętnie planowały kolejne detale kolejnej nocy lub wspominały poprzednią. Okazało się jednak, że primogen Tremere z żalem ale musi opuścić towarzystwo. Miała swoje sprawy i była już wcześniej umówiona a nie spodziewała się kolejnej imprezy pod rząd.

- Bardzo wam dziękuję za zaproszenie i cudowną noc. Chętnie bym się zabrała z wami no ale obowiązki wzywają. Jednak zapraszam was wszystkich razem i osobno do siebie. Jak uprzedzicie to z dziewczynami spróbujemy coś zorganizować jak nie to po prostu będziemy improwizować ale na pewno każdy i każda z was będzie gorąco u nas witany. - Josette była znów w swojej miękkiej, brązowej skórzanej kurtce ale jak się wykąpała i ubrała musiała się pożegnać. Niemniej zostawiła po sobie ciepłe wspomnienia i równie ciepło zapraszała ich do siebie. Pożegnała się też panna Noel. Ale tak jak uprzedzała to chciała wrócić do “Olimpu” a do północy powinna się wyrobić już do klubu drugiej blondynki.

- Hetman, to może weźmiesz dziewczęta i odwieziesz Monique? A potem zawijajcie do nas. A my tam już wszystko dla was przygotujemy. - Soren przejął inicjatywę i Ukraińcowi nie trzeba było powtarzać. Dziewczynom też nie. Wesoła i hałaśliwa czereda zaczęła zawijać się do samochodu. Zaś maula dał swojej podopiecznej znak aby wsiedli do jego limuzyny. Wyczuła, że nie był to przypadek tylko chciał z nią pogadać bez świadków. Jak znaleźli się na tylnej kanapie odciął się od Brigitte. Była jego kierowcą i ochroniarzem. No i też jedną z kochanek oczywiście. Bawiło go to, że jego kierowcą i ochroniarzem jest kobieta. Ta była jedną ze spokrewnionych przez niego wampirzyc i nieco starsza od blondyny jaka usiadła obok niego. Chociaż na standard koterii to nadal była nowicjuszem i to z tych młodszych. Teraz jednak odciął się od niej wzmacnianą szybą. Przez chwilę milczał jakby szukał myśli.

- No, no… Dwoje primogenów w jedną noc, do tego faworyta księcia jaką trudno wycenić ale w końcu ma swobodny dostęp do księcia i jest jego oficjalna partnerką póki mu się nie znudzi… I jeszcze prywatne a nawet intymne spotkanie z naszą królowa. Aha, i bilecik od naszej szeryf do gabinetu masażu… No, no… Moje dziecko, tak ci świetnie poszło, że to niedługo chyba ja będę do ciebie przychodził po porady i nauki… - zaczął wymieniać co udało się jego zdaniem osiągnąć jego podopiecznej podczas ostatniej nocy. I wcale nie ukrywał, że jest pod wrażeniem. Zaśmiał się na koniec i pokręcił głową z niedowierzania. Ale było widać, że jest dumny iż jego podpieczna tak świetnie sobie radziła w tych wszystkich towarzyskich sytuacjach.

- Pokaż ten bilecik od Aurory. - poprosił wyciągając dłoń i chwilę czekał aż mu podała wizytowkę do “Czarnej Dalii”. Potem obejrzał ją z jednej i drugiej storny po czym wskazał na jeden z narożników. Było tam 5 małych gwiazdek ułożonych w okrąg.

- To ranga. Świeżaki mają niebieskie karty i jedną gwiazdkę. Ale po prawdzie to trudno mi sobie przypomnieć aby jakiś tam wizytował regularnie. Nowicjusze mają srebrne karty i dwie gwiazdki. Ty myślę, mogłabyś się o taką już postarać. Ancillae czyli tacy jak ja, mają złote karty i trzy gwiazdki. - zaczął tłumaczyć co jest co z tymi małymi blankiecikami. Widocznie detale tu miały swoje znaczenie. I sam wyjął portfel a z niej złoty karnecik. Faktycznie był taki co mowił.

- Starsi albo równi im goście spoza miasta dostają cztery gwiazdki i czerwoną kartę. Zaś ta najwyższa półka jak primogeni, szeryf, książe lub ktoś taki zaprzyjaźniony z innej koterii dostają czarną kartę i pięć gwiazdek. - schował swoją kartę i bawił się jeszcze chwilę kartonikiem od Demers.

A potem nieco się rozgadał jak to było z tą “Czarną Dalią”. To, że salon masażu jest w “Olimpie” oficjalnie dla śmiertelnych, hotelowych gości a tak naprawdę na potrzeby ważniaków paryskiej koterii to tak było jak tylko koteria przejęła ten hotel. To nie był wymysł obecnego księcia. Ale miał on swoja obsadę do czasu aż szeryfem została Aurora. Ona bowiem miała od dekad swoją osobistą masażystkę. Egzotycznej urody Dalię, zwaną Czarną z jaką wróciła ze swoich wojaży po Bliskim Wschodzie jeszcze przed II Wojną Światową. Tylko wcześniej mało kto zwracał na to uwagę bo i Aurora nie była kimś szczególnym. Jednak Dalia otworzyła swój salon masażu jeszcze jak Demers była majordomem dzielnicy Davouta gdy ten wyjechał do Indochin po II WŚ. A gdy ogłosił się księciem nie tak dawno temu, Aurorę mianował nowym szeryfem to i ta powierzyła salon masażu swojej masażystce. No i zmieniła nazwę na obecną. Dla samej koterii wiele to nie zmieniło, dalej był to dość snobistyczny salon dla ważniaków i ich gości. Chociaż w nagrodę i właśnie niejako temat do brylowania w towarzystwie rozdawano te wizytówki. Dobrze było się tam pokazać co jakiś czas, podobnie jak w “H&H” w “Meduse” jak się chciało być “kimś” i na topie.

- I tak to jest moja droga. Jak się pod kogoś zahaczysz to ten ktoś cię pociągnie ze sobą w górę. No ale też może i na dół jak sam upadnie. Więc w naszym interesie jest aby ci o których się zahaczamy no powodziło im się jak najlepiej. Właśnie tak jak Dalii powodzi się coraz lepiej gdy jej patronka rozwija skrzydła. - pokiwał głową dzieląc się z nią tą nauką. Zadumał się na chwilę i jeszcze raz spojrzał na elegancki, czarny kartonik.

- Ale to widzę kolejna ważniaczka na jakiej zrobiłaś pozytywne wrażenie skoro dała ci ten bilecik. Wypada skorzystać. Nie wiem co cię tam czeka ale cokolwiek by się nie działo lepiej zachowaj to dla siebie. Aurora nie słynie z życia towarzyskiego chociaż jak pewnie widziałaś z bliska ma ku temu odpowiednie parametry. Nie znaczy, że nie prowadzi życia towarzyskiego. Ot zależy jej na dyskrecji. Także przed resztą twoich nowych kolegów i koleżanek waszego zespołu. - poradził jej nim oddał czarną wizytówkę z pięcioma gwiazdkami.

- I jeszcze Hetman i Josette. No ciekawe, ciekawe… Są dość młodzi. I stażem i jako primogeni. Ale to nadal primogeni. Książę, poprzedni też, nie jest samowładzą. Niektóre rzeczy musi konsultować z radą primogenów, uzyskać ich zgodę. Albo zleca im rozsądzić jakiś spór. No i każdy primogen to jeden głos. Więc ktokolwiek i cokolwiek myśli o jakimkolwiek primogenie to mają realny wpływ na naszą politykę. No i są niczym udzielni książęta dla swoich klanów. - pokiwał głową co do ciepłych relacji jakie udało im się nawiązać zeszłej nocy.

- Hetmana jeszcze za czasów poprzedniego księcia nikt by nie wybrał na primogena nawet psiej budy. Już trochę poznałaś go jaki on jest. Wyobrażasz go sobie na radzie primogenów? On sam chyba sobie tego nie wyobraża. Ale jak wiekszość Brujah przeszła do Anarchistów, łącznie z poprzednim primogenem to mało się ich zrobiło w naszym mieście. Właściwie niezbyt było w kim wybierać. No a książe żywi jakiś dziwny sentyment do tego punka, on sam został na czele chyba największej bandy jaka została w mieście no to tak naprawdę nie było wyjścia. - rozłożył ręcę na znak bezradności. Lider punkowców może niezbyt ani jemu ani pewnie większości koterii, zwłaszcza tej starszej kojarzył się z klasycznym wizerunkiem primogena. Jednak w praktyce z tak małej puli jaka została w mieście był i tak najmniej nieodpowiednim kandydatem.

- A Josette to “ruda przybłęda”. Tak o niej mówią. Zwłaszcza ci starsi wiekiem. I sami Tremere. Przed nią mieli w sumie dobrze. Może nie mieli primogena od tej katastrofy w Wiedniu ale też nie było łącznika między nimi a księciem. Mieli swoje wpływy to tak naprawdę chyba nikt nie wiedział co oni właściwie tam u siebie robią w tych alembikach i laboratoriach. No więc chyba rozumiesz, że nie byli zachwyceni gdy nie dość, że znalazła się “ruda przybłęda” to jeszcze zaskarbiła sobie zaufanie księcia na tyle, że powierzył jej fuchę primogena no i na dodatek ona jest z Carny. Wszyscy oczekiwali, że jak nasz primogen Tremere pojedzie wtedy do Wiednia to między innymi ustalą jak i kiedy zliwkidować tą herezję. No ale wtrąciła się Inkwizycja no i wszystkie plany wzięły w łeb. A tu nowy książe przyjął ja na primogena. Nie zazdroszczę jej. Wszyscy traktują ją jak obcą no i ma właściwie zimną wojnę domową z własnym klanem jakiemu niby przewodzi. Właściwie to mamy teraz dwa klany Tremere w mieście. Tych starych, z triumwiratu co nie pojechali do Wiednia by tutaj przypilnować spraw no i tą grupkę co ona uszyła od zera po tym jak została tym primogenem. Niezbyt wesoła sytuacja moim zdaniem. Ale póki ma poparcie ksiecia to raczej jej nie ruszą. Chociaż dołki to pewnie będą pod nią kopać ile wlezie. - przeszedł do tematu drugiej primogen z jaką spędzili ostatnią noc. I nieco oświetlił jak to wygląda sytuacja zza kulis. Skończył i dał znać aby nalała mu do kieliszka. Sam zaś stukał palcami wnętrze drzwi po swojej stronie i nad czymś się zastanawiał.

- Też musicie uważać. Stary książe rządził tu od zawsze. Paryż to był Villion. Nie wiem czy ktoś z aktywnych spokrewnionych pamięta erę sprzed Villiona. Wątpie. Rządził oficjalnie od 1493-go. Od czasu traktatu w Trons. Wtedy co nastąpił podział na Camarillię i Anarchistów. I w sumie Sabat też. Ale wtedy zasiadł na tronie, od jak dawna pociągał za sznurki zza kotary to nikt chyba teraz tego nie wie. No a jak zniknął parę lat temu i Oliver przejął władzę no to cóż… On sam też jest “mocno kontrowesyjny”. Kiedyś mówili na niego “Pies Wojny”. Bo ruszał na każdą wojnę jaka się trafiła. Całe lata albo i dekadę mogło go nie być w mieście. Potem wracał, balował i znów wyjeżdżał. Dlatego z jednej strony nikt go długo nie traktował poważnie a i on sam nie był za abrdzo z kimś związany. Z jakąś koterią czy stronnictwem. Dopiero jak powiedział “nie” samemu Villionowi z tym oddawaniem kontyngentów podczas wojny a potem urwał łeb gołą ręką samemu Klausowi Barbie to wtedy inni zaczęli go zauważać. Bo się nagle okazało, że mamy w koterii wojowniczego hrabiego w wieku średniego ancillae który potrafi mówić “nie” samemu księciu. Przynajmniej ja to tak zapamiętałem. No ale prawie od początku zawsze były z nim jakieś wyskoki. Więc gdy ogłosił się księciem to wszyscy to łyknęli. Pamiętasz jak pytał z ręką na szabli czy ktoś jest przeciwko? Nikt się nie zgłosił. Bo nikt nie chciał skończyć jak Klaus. - wznowił nową myśl gdy podzielił się z podopieczną opinią o samych szczytach władzy i nieco historii z przeszłości samego ksiecia. Ona sama już część z tego słyszała ale nie wszystko no i ładnie jej to wszystko podsumował w paru zdaniach. Przyjął kieliszek, upił łyk nim wznowił to co miał do powiedzenia.

- Ale tak samo jak z tą Josette. Nie sądzę aby ktoś ośmielił się rzucić mu otwarcie wyzwanie czy oskarżenie które byłoby na tyle groźne aby go obalić. Ale wy to co innego. Skoro Aurora tak was wczoraj rozpromowała i patronowała całemu przedsięwzięciu to będzie niezły ubaw jak to się zawali i wyjdziecie na nieudaczników i fajtłapy. Kogo wzięła ta szeryf do tej roboty? Co ona sobie myślała biorąc takich świeżaków? Jaką ona ma ocenę sytuacji? To dlaczego pełni ten urząd? Sama jest niezaradna i nie umie zarzącać swoimi sprawami to jak będzie dbać o nasze interesy? I tak dalej, pewnie już rozumiesz tok myślenia. Miej to na uwadze. Postaraj się aby do twoich nowych towarzyszy też to jakoś dotarło. Pamiętasz co mówiłem o podczepianiu się od kogoś? Teraz jedziecie na tym samym wózku co Aurora. Jej sukcesy stają się waszymi sukcesami i na odwrót. Z porażkami to samo. - poradził jej jeszcze na koniec chyba będąc świadom jakie siły i prądy działają poza kulisami. Tam gdzie ścierały się wpływy i tendencje różnych frakcji, stronnictw i sojuszy. A co z poziomu ulicy było łatwe do przegapienia.

- No! Ale za to z naszą królową jak ci poszło! Mistrzostwa świata! Ten całus w rączkę to już zrobił świetną robotę! Brawo! Pani chylę czoła przed twoim geniuszem! - za to aby zmienić ton na radośniejszy wrócił do spotkania z Angelette przy krwawej scenie. Dosłownie uchylił głowy przed blondynką siedzącą obok jakby chciał jej oddać hołd i pokłon.

- No prawie jadła ci z ręki. Ciężko mi sobie przypomnieć aby ktoś, zwłaszcza ktoś tak niski stażem tak szybko ją sobie owinął wokół palca. Chociaż… No chociaż nie, ona ma słabość do artystów i ludzi z pasją. Co nie boją się ją pokazać światu nawet jak wszyscy wokół mówią “nie rób tego”. Opowiadała mi kiedyś jak namawiała Goyę do namalowania aktu. Długo się wzrbaniał bo wtedy malowało się nagie postacie tylko w alegoriach religijnych lub mitologicznych. Zgadnij kto był jego modelką? - zaśmiał się na koniec jakby się przypomniało mo jakaś historyjka jaką słyszał od samej królowej albo o niej. I nadal był zachwycony odbiorem jakie na niej zrobiła o wiele młodsza Torreador.

- Już wiedziałem, że jest coś na rzeczy jak ci kazała usiąść obok siebie. To ja jestem starszy, to ja powinienem usiąść obok niej a ty obok mnie. Tak, jak przy stole. U szczytu stołu gospodarz lub najważniejsza osoba a dalej wedle hierarchii. Chyba, że negocjacje lub wizyta znamienitych gości wtedy dwie głowy obu stron siadają naprzeciwko siebie. A potem to znów wedle hierarchii. A ona pozwoliła ci usiąść obok siebie. I jeszcze poczęstowała swoją osobistą krwawą brandy. I jeszcze zaprosiła cię na prywatną, ba! intymną! wizytę do swoich lochów! Matko, dawno nie widziałem takiej kumulacji niesamowitości! - Soren przeżywał wczorajsze spotkanie z ich Wieczną Królową jakby nagle odmłodniał od tej ekscytacji i znów był wręcz nastolatkiem. Chociaż z tego co wiedziała był trochę młodszy od ich obecnego księcia ale niezbyt. Miał już pewnie przynajmniej z półtora wieku na karku.

- Nie wiem czy wiesz. Ale nasza królowa też co jakiś czas ma swojego faworyta. Niekoniecznie mężczyznę. O ile ktoś wyda jej się odpowiednio interesujący by nie znudzić ją po jednym czy paru spotkaniach. Więc jakbyś zrobiła na niej takie wrażenie jak wczoraj, tylko po pełnoprawnej zabawie, jakby ci się udało ją zaskoczyć, zrobić coś, coś zaproponować czego dawno jej nikt nie proponował to kto wie? Chociaż myślę, że i tak będzie cię miło wspominać. - zdradził jej swoje podejrzenia i nadzieje jakie wyrażał na temat poniedziałkowego spotkania z ich primogen. Akurat zajechali pod klub więc mogli się wypakować z wozu. I przejść na zaplecze gdzie miała się odbyć impreza do białego rana. Tam jednak zastali niespodziankę adresowaną do blondłowsej Torreador. Bukiet krwistoczerwonych róż, niewielki prezencik i bilecik. Jak je otworzyła to zobaczyła krótką wiadomość napisaną czerwonym atramentem, starannym, wręcz kaligraficznym pismem.

“Nie godzi się aby moja Róża chodziła bez róży. Dlatego przyjmij proszę ten skromny podarunek. RDR”


- To od niej. RDR. Reine des Roses*. - sapnął podekscytowany maula jakby co najmniej sam otrzymał ten prezent. Poza bilecikiem w opakowaniu jak od jubilera znajdował się wyrób od jubilera. Dokładniej to pierścionek. Z białego złota i z ozdobną różą wysadzaną cyrkoniami.



https://d34qiagx43sg99.cloudfront.net/5080681-200.jpg


W większym pudełku był łańcuszek do kompletu i kolczyki. Wszystko zwieńczone ozdobnymi różami w tym samym wystroju.

- No moja panno. To teraz tak oficjalnie zostałaś nową Różą naszego wspaniałego klanu pod władzą naszej wspaniałej królowej. Chociaż zwykle ogranicza się do samego pierścienia czy sygnetu. Ja dostałem tylko sygnet. - przyznał rozbawionym ale i uroczystym tonem. I dał się nacieszyć prezentem ich władczyni. Zresztą któraś z dziewczyn z obsługi dała znać, że resztę towarzystwa już widać na parkingu to pewnie zaraz będą. I, że reszta przygotowań też jest zakończoną z tą salą tortur i jej obsługą jaką zażyczyła sobie wczoraj szefowa.


----


*Reine des Roses - (fr) królowa róż
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 01-10-2022 o 22:50. Powód: Edycja person w scenkach.
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-10-2022, 07:19   #62
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Szeryf

Nosferatu odchrząknął, słowa Szeryf wyraźnie mu się nie spodobały, ale przypomniał sobie, szybko z kim rozmawia, pochylił głowę i ugiął kark w głębokim ukłonie - Rozumiem, że istniejemy we Francji niegdyś pierwszej córze Kościoła obecnie nienawidzącej wiary gdzie w dawnym kościele łatwiej znaleźć muzeum, klub taneczny lub skate park. Zgadzam się, z Panią Szeryf MAMY dar wolnej woli od najwyższego i jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny: Grzechy oraz dobre uczynki, z których będziemy rozliczeni po śmierci, ostateczna śmierć nie jest naszym końcem... Przynajmniej ja w to wierzę.... - Odchrząknął, ponownie pochylając głowę.

- Jedną z zasad mojej wiary jest, potrzeba służby Matce Camarili a Pani przez rolę Szeryfa jest błogosławioną, przedstawicielką tejże Matki pragnę, aby przez służbę pod waszymi rozkazami to błogosławieństwo spłynęło również na mnie i jestem w stanie wiele ku temu celowi poświęcić. Nie zgadzam się jednak z wami w kwestii oceny moralnej naszego świata oraz stanu istnienia. Nasze sumienia są wiecznym polem walki pomiędzy dobrem i złem

Rozmowa z Maską Nosferatu

- Ciężko mi się, przyzwyczaić do zmian szczególnie w kwestii technologii. Za życia byłem starym człowiekiem. Moja maska też jest posunięta w latach, ale masz racje o wielce Szanowna Starsza Siostro w klanie. Po zakończeniu przyjemności tego wieczoru wyślę umyślnego, aby kupił pejdżer - Roześmiał się - Zupełnie jakbym był lekarzem albo maklerem giełdowym - Pokręcił głową wyraźnie rozbawiony tą myślą - Masz racje jestem nieco zbyt pranojczny w kwestii technologii... Na pewno jest to coś, nad czym zamierzam zgodnie z twoją sugestią popracować. Pan Bleck pomógł mi już dziś załatwić dokumenty dla przyjaciela - Pomachał woreczkiem z dokumentami nieco seplenił z winy alkoholu krążącego w jego nieumarłych żyłach był wyraźnie rozbawiony - Z pewnością innej nocy poproszę go o lepszą bardziej sekretną komórkę oczywiście nie będę NIGDY używać pewnych słów aby być pewnym... PRAGNĘ być przydatny POTRZEBUJE być Pprzydatnym dla naszej Matulii Camarilii równie świętej co Marjia matula zbawicviela naszego Jezusa Chrystusa Nazarejczyka zbawiciela naszego wszystkiego... Czasami służę umysłem czasami ciałem nie zawsze tak jak się spodziewam, ale zawsze na chwałę klanu - Zaczął nieco przeciągać słowa niektóre, mówiąc nieco za głośno.

Nieco pociemniało mu w oczach gdy zaczęła krytykować jego wiarę dopił krwawo - alkoholowego drinka - Źle się dzieje w Państwie Kainckim dawna pierwsza córka kościoła Francjia wieki temu stała się krwawą ladacznicą i córą Babilońską i teraz tam, gdzie jest świętość widzisz Shajtana pozwalając, aby Demirurg zakrył wam oczy płaszczem kłamstwa, mimo że, masz w sobie krew pańskiego Anioła sługi prawdziwego Boga starsza siostro - Mimo nazwania ją starszą siostrą w głosie oraz sposobie mówienia powróciło przyczajenie starca pouczającego kogoś młodszego i głupszego.

- Widzę jednak mądrość w twych słowach wiem już czego potrzebuje z biibioteki muszem zmienić maski i nazwy zagłębić się w teologie i upewnić się że pośród moich braci i sióstr ze zboru nie ma żadnych przeklętych czcicielio krawawegop złotego cielca upewnić się że że moje przesłąnie dotrze do wszystkich błogosłąwionych przez krew i zajrzy im w serce oraz duszę i umysł Masz moją wdzięczność Starsza Siostro nie martw się nie przyniosę wstydu naszej rodzinię- Obiecał.

Został w Elizjum, dopóki nie trzeba było powrócić dla bezpieczeństwa. Nakazał swoim guholom kupić pejdżer tak jak poradziła mu Maska Nosferatów.

Kolejna noc, Biblioteka

Jednym z wielu błogosławieństw nieumarłego stanu był brak kaca. Do biblioteki pojechał samochodem prowadzonym przez Rogera tej nocy również założył garnitur chciał zrobić na starszym dobre wrażenie. Wziął szklankę z krwią nawet jeżeli była to ludzka, poświęci się i upije mały łyk, aby docenić gościnność starszego wampira, który w jego oczach był świętym bliskim Bogu.

- Po Pierwsze Pragnę podziękować Panu za możliwość korzystania z tej świątyni wiedzy. Nie ma piękniejszego czy cenniejszego daru niż wiedza.... Gdyby Pan czegokolwiek potrzebował jestem Pana dłużnikiem za możliwość korzystania z zasobów tego repozytorium wiedzy i dołożę wszelkich starań, aby okazać wam moją wdzięczność - Zapewnił.

- Co do Pana pytania zbór, czy jak kto woli kościół, do którego należę będący grupą wierzących Kainitów ma nieco problemów z PRem pragnę więc zagłębić się nieco w teologii naszych przodków i Starszych. Może ma Pan w swoich zbiorach jakieś wersję Księgi Nod ? Byłbym też zainteresowany wszelkimi pracami na temat naszego błogosławionego nieumarłego stanu oraz naszej historii - Wyjaśnił informacje, których poszukuje.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 04-10-2022 o 07:42.
Brilchan jest offline  
Stary 04-10-2022, 09:34   #63
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Bruno jadąc motocyklem wspominał wczorajszą noc. Udało mi się zobaczyć co działo się w Hell i nawet się nie pobrudzić. Jedynie trochę zaskoczyło go, że Aisha brała udział w zabawie, którą on zdecydował się tylko obserwować. Chociaż może nie powinien być zaskoczony w końcu jego prigomenka miała jakieś powiązania z kultem płodności. Przypomniały mu się słowa Carla. Niektóre z rzeczy na temat religii, które mówił poważnym tonem wydawały się zabawne, ale niektóre zaś całkiem interesujące np. postrzeganie wampirów jako aniołów i to aniołów Boga. Odkąd dołączył do rodziny postrzegał siebie różnie, ale nigdy jako anioła. Rozumiał, że postrzeganie siebie samego jako anioła może być ukojeniem dla niektórych spokrewnionych. Z rozmyślania o wczorajszej nocy wyrwał go dopiero widok człowieka na, którym mógł się posilić.

W prawdzie obiekt był częściowo na widoku, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Zszedł z motocykla i się posilił. Całe szczęście wszystko poszło gładko i bezproblemowo. Jednak kiedy wracał by zasiąść znowu za sterami maszyny tej samej, którą jechał w tę noc w którą zmierzył się ze zjawą. Zabrał dziś tego ścigacza by trochę go odczarować i by nie kojarzył mu się głównie z tą nocą z przed kilku dni.

Wtem usłyszał jakąś wrzawę, a następnie dostrzegł jak z jednego z sąsiednich budynków wychodzą jacyś ludzie z kamerami. Miał szczęście, że zdołał zaspokoić głód zanim, to się nie stało. W innym wypadku musiałby zrezygnować z posiłku. Wolał by nie ryzykować, że ktoś cyknie mu fotkę jak się pożywia tuż przed jutrzejszym spotkaniem z Aurorą. Grizzly znalazł się ponownie na motocyklu i zamierzał odjechać, ale kiedy dostrzegł dwie motocyklistki zmienił zdanie. Uznał, że chwilę poczeka by zobaczyć na jaką, to gwiazdę czekają paparazzi.
 
Shartan jest offline  
Stary 05-10-2022, 12:55   #64
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Dzięki Mi Raaz i Pip za dialogi :)

Margaux nie lubiła swojego mieszkania. Było dziwne, czasem niepokojące, ale do wszystkiego szło się ponoć przyzwyczaić. Zawsze jej się wydawało, że jest obserwowana i to przez coś, co nie do końca cieszy się z jej obecności pod wspólnym dachem. Czasem coś stukało, albo pukało. Czasem odłożone na stolik rzeczy znajdowała w najróżniejszych miejscach, choćby wciśnięte za nieużywany kibel lub w kosz na pranie. Tego wieczora też dałaby sobie uciąć rękę, że krzesło stojące obok wezgłowia łóżka widziała przed zamknięciem oczu przystawione do biurka po drugiej stronie sypialni…

Zrobiła więc to co zwykle. Wstała powoli rozciągając mięśnie i odstawiła siedzisko na poprzednie miejsce, ignorując szmery dochodzące z kuchni. Gdy wychodziła na przedpokój coś spadło i brzmiało jakby o zlew uderzyła któraś z chochli… norma, szło przywyknąć.
Skupiła uwagę na przygotowaniach, przecież miała całkiem niezłe plany na tę noc.
Na szybko przekopała szafę wyciągając ciężkie glany do kolan i z czerwonymi sznurówkami, a także o zdartych do blachy czubach. Wyciągnęła też czarny T-Shirt z białym napisem “No Future” i ramonę. Ostatnie wyjęła obcisłe, skórzane spodnie czując że najgorsza walka dopiero przed nią. Aby się wspomóc założyła bezprzewodowe słuchawki, włączając losową piosenkę podpowiedzianą przez aplikację.

Zaczęła od spodni właśnie, klnąc pod nosem i kawałek po kawałku naciągając na łydki ciasny materiał. Nie szło nie zastanawiać się czy warto, przecież to zwykły koncert na trzy akordy… sprawy jednak nie rozwiązała, bo co innego wołało o uwagę.

Telefon od starego nie był czymś, co można było ot tak zignorować. Nawet jeśli zdarzał się w najmniej spodziewanym momencie i mało dogodnym czasie. Walcząc ze spodniami które nie poddawały się bez walki Ryan stuknęła trzy razy w prawą słuchawkę, a połączone przez bluetooth urządzenie odebrało przychodzącą rozmowę bez konieczności szukania telefonu, albo trzymania go przy uchu podczas ubierania.

- Cześć. Gratulacje. Wczoraj z tego co słyszałem świetnie wypadłaś. Rozmawiałem z babcią Balbiną. Wyglądała na zadowoloną. Aha. No i dostałem wiadomość od naszej szefowej. Tej rudej. Pytała mnie o pamiątki po twoim byłym. Mówiła, że rozmawiała z tobą o tym wczoraj. Ale pomyślałem, że ciebie zapytam. - Stary jak na siebie wydawał się być w dobrym humorze, w końcu na chwilę obecną wypadali całkiem nieźle na tle dziejących się w koterii wydarzeń. Pierwszy sukces za nimi, opili go i teraz przyszło wrócić do prozy nocy powszedniej.

- Cześć. Dzięki. Tak, rozmawiałam z nią o nim
- posapując przywitała się, a materiał spodni prawie dał się wciągnąć już do połowy ud - Potwierdzam.

- Aha. To dobrze. Tak sądziłem no ale pomyślałem, że na wszelki wypadek zadzwonię i zapytam. To odpiszę jej aby przysłała kogoś po te rzeczy. Chcesz przy tym być? Mogę cię umówić jak chcesz.
- prawie czuła jak pokiwał przy tym głową i nie wydawał się zaskoczony potwierdzeniem. Ale też uspokoiło go to.

- Skąd ta nagła chęć współpracy?
- spytała i klnąc pod nosem pociągnęła za czarną skórę i ta wciągnęła się na blade uda o kolejne 2-3 centymetry - Chcę, tylko nie jutro do północy bo mam coś w planach. Wyjazd mi się szykuje… nam chyba nawet. Nowym pupilkom babci. Tak słyszałam.

- Wyjazd? O… Ciekawe… Nic nie słyszałem o tym. -
w głosie w słuchawce pojawiło się zastanowienie więc jej maula pewnie obracał tą nową dla siebie informację w swojej głowie.

- To jutro nie? No to poniedziałek? A kiedy wyjeżdżasz? I co tak sapiesz? Robisz coś? - detektyw szybko przeszedł do kolejnych pytań. I w końcu zwrócił uwagę na mało typowe sapiące odgłosy w słuchawce.

Tym razem Ryan sapnęła rozbawiona i po pociągnięciu do góry o kolejny kawałek zrobiła krótką przerwę.
- Spodnie próbuję założyć - przyznała chociaż miała z początku ochotę powiedzieć coś nieprzyzwoitego, ale Stary i tak miałby to gdzieś, bo nie takie rzeczy słyszał, widział albo i robił - Trzeba jakoś wyglądać jak się idzie do “Anarchie”. Tak jakoś wczoraj John przedstawił mnie swojemu szefowi i zgadaliśmy się o muzyce. Dostałam zaproszenie, nie wypada odmówić, ani iść w garsonce. Jeszcze nie wiem kiedy wyjeżdżamy, ale jakoś na północ pewnie i wtedy, gdy Balbina tak stwierdzi. Wiesz jak to babcie mają, najpierw nam naszykuje słoików, sweterków robionych na drutach, a potem dopiero wywali z dala od domu. Może być poniedziałek, ale to po północy dopiero. Wcześniej wpadam do młodego prezent mu dać.

- Aha. -
tym razem cisza trwała trochę dłużej gdy jej telefoniczny rozmówca usłyszał o paru sprawach na raz.

- Na północ. No to pewnie wam w końcu powie. Trochę dziwne, że od razu ci nie powiedziała skoro już podała kierunek. A ciekawe swoją drogą. Po co jej tak ulepiony po wszystkich klanach team. - powiedział pewnie znów kiwając głową. Sam się pewnie nad tym zastanawiał.

- A “Anarchie”? To tam co grają jakąś ciężką muzę? No ale jak się umówiłaś to jedź. - w głosie wyczuła niepewność co do tego klubu o jakim wspomniała. Jakby coś tam kojarzył ale za eksperta w tej sprawie się nie uważał.

- I urodziny młodego? No tak, to ta pora. Rzeczywiście. Właściwie… Albo dobra, to będę czekał na ciebie z tą paczką i na kogoś od naszej rudej. Na którą będziesz wolna? - zapytał na koniec jakby chciał jeszcze dograć detale poniedziałkowego spotkania.

- Na północ, do pół godziny po północy - Margaux przysiadła na kanapie i z tej perspektywy podjęła robotę - Dam mu prezent, złożę życzenia i spadam. To jego dzień, nie trzeba aby mu go psuła matka. Szczególnie taka jak ja - skrzywiła się, przymykając oczy. Cieszyła się, że maula nie widzi jej miny.
- O podróży wiem od rudej, jej dziewczyny mają swoje sposoby na dowiadywanie się o takich informacjach. Babcia jeszcze niczego oficjalnie nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła. Pewnie na najbliższym podwieczorku z herbatką wszystko wyjdzie. No i jasne że pojadę. W razie czego bądź pod telefonem jakby mnie trzeba było wyciągnąć z dołka. Antysystemowe koncerty rządzą się swoimi prawami. Pięści, dżungli i tak dalej.

- Aha to nie od niej? No ale jak was wszystkich zaprosiła do siebie na herbatkę to pewnie wam powie o co chodzi. I ruda ci to powiedziała? No tak, słyszałem, że wczoraj też tam była. No ciekawe, ciekawe… Zgarniasz u niej punkty jak widzę. Dobrze, że nie karne. Albo coś chciała albo będzie chciała. No nic, w poniedziałek pogadamy jak się spotkamy. Pewnie sama przyjedzie albo kogoś wyśle. -
maula zaczął od tego co go chyba najbardziej zaciekawiło. I tym razem wydawał się być tym tropem trochę zaskoczony ale i zaciekawiony.

- A dzisiaj no jasne, w razie czego dzwoń. Albo do Maxa. Tylko nie strać telefonu bo na takich antysystemowych koncertach to sama wiesz. I jutro zadzwoń. Jak będzie po spotkaniu u babci. Albo przyjedź jak chcesz. - wrócił do dzisiejszych planów na obecną noc.

- Przyjadę - sapnęła, a portki już prawie znalazły się na swoim miejscu. Jednak na leżąco łatwiej wchodziły - Nie ma co tak gadać przez telefon. Usiądziemy, kawy się napijemy. Albo drina bo już noc będzie to nie bardzo z kofeiną. A na koncercie chyba mnie nie skroją skoro zaproszenie dał Stefan. Ten Ukrainiec z irokezem… z drugiej strony mogłabym komuś dać w ryj, tak dla rozruszania. Wezmę kastet - zaśmiała się przez rwane słowa.

- Oo… On cię zaprosił? No nieźle. No tak właśnie słyszałem z tą “Anarchie”, że właśnie oni mają tam swoją norę. Chociaż nie powiem abym tam bywał zbyt często. No ale jak to jedziesz na jego zaproszenie to tak, w razie czego drzyj się, że to twój kumpel i on cię zaprosił. To o ile nie będziesz w pogo albo ktoś nie będzie całkiem nabzdryngolony to powinno zadziałać chociaż na tyle aby nad tym pogłówkowali. - zaśmiał się cicho gdy sprzedał jej ostatnią radę. Bo w pierwszej chwili po samym dość uniwersalnym imieniu chyba niezbyt wiedział o kogo chodzi. Dopiero jak doprecyzowała charakterystyczny opis primogena Brujah to się tego domyślił.

- Dzięki za radę, będę pamiętać. - obiecała zanim nie pożyczyli sobie dobrej nocy i nie skończyli rozmowy.

Resztę przygotowań do wyjścia odbębniła w kwadrans, bo najgorsze miała za sobą. Zamykając drzwi mieszkania czuła ekscytację zabijającą zwyczajową melancholię i złość. Zeskakując po trzy stopnie sprawdziła raz jeszcze adres, gdzie umówiła się z Johnem.
Jeśli żywy trup mógł poczuć że żyje to właśnie w takich momentach jak ten.

***


“Anarchie” nie rozczarowało Margaux, o nie. Przeciwnie wręcz, wyglądało dokładnie tak, jak spodziewała się że będzie wyglądał undergroundowy klub dla wielbicieli mocnych brzmień i nienawiści do systemu. Wokół wejścia kręciła się masa ludzi w skórach, glanach i ćwiekach. Widziała przekrój przez parę pokoleń, nie tylko młode szczawie z ledwo kiełkującym pod nosami zarostem. Byli też starzy wyjadacze którzy na tanim winie stracili nie tylko zęby, ale i wątroby.
- Ale kozacko. Jak na Paris Punk Rock w 2005 - mruknęła do towarzyszącego jej Brujah nie kryjąc ekscytacji.

W środku pierwszym na co zwróciła uwagę była muzyka. Artyści stojący na scenie wykrzyczeli przekaz do tłumu, a potem zaczęli śpiewać kawałek, który doskonale znała. Sama nie wiedziała kiedy zaczęła drzeć gębę razem z tłumem aż do momentu kiedy głos jej się załamał i zacisnęła szczęki na głucho grając zblazowaną gdy przeciskali się przez korytarz do innej części klubu. Wtedy też jeden z mijających ich punków zdzielił ją w tyłek aż echo poszło. Podskoczyła zaskoczona.

John w zasadzie nie lubił takich miejsc. Był samotnikiem. Teraz był ubrany w skórzaną kurtkę, bojówki w stylu urban-camo i wysokie skórzane buty. Przy pasku zwisał długi łańcuch, a koszulkę zdobił jakiś czerwony napis, którego nie szło rozczytać, przez kurtkę.
Był tu ze względu na Maroux. W detektyw z klanu Tremere było coś takiego, że przełamywał się w pewnych kwestiach. W innych zaś pozostawał zupełnie niezmienny.

- Ty kurwa, kto ci pozwolił dotykać? Chcesz się kurwa do końca życia łokciem podcierać? To nie ma sprawy zaraz ci tę łapę upierdolę. - Jednocześnie Brujah pchnął wyzywająco mężczyznę, który klepnął Margoux. Tremere z pewnością odnotowała zmianę na twarzy Johna. Tak jak wtedy, w podziemiach, tak i teraz zdawał się roztaczać wokół siebie aurę niebezpieczeństwa. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby spotkać kogoś takiego w ciemnej uliczce.

- A może chcesz wyjść na zewnątrz? Tylko weź kumpli, żeby miał cię kto zeskrobać z chodnika.

John Black jedną dłonią ścisnął drugą, a przez dźwięki muzyki zaczęły przebijać się odgłosy strzelających kości.

Głos Brujah zastopował Ryan i sama nie wiedziała jak do końca zareagować. Zwykle w podobnych sytuacjach radziła sobie sama, jej ręka zaciskała się na kastecie ukrytym w kieszeni kurtki chociaż w pierwszym odruchu jej palce automatycznie wsunęły się w żelazne otwory, a ciało obróciło się bokiem do podchmielonego kolesia o zbyt długich łapach. Zęby jak gdyby nigdy nic maltretowały język gotowe go przeciąć i przygotować usta do wyrzucenia porcji żrącej posoki. Tak by zrobiła, gdyby była sama, ale teraz?
Wzięła głęboki wdech, zaciskając usta w wąską kreskę aby nie zaśmiać się w głos. Agresywny, chrypiący warkot towarzysza sprawiał że miała ochotę się uśmiechnąć co najmniej. To było miłe, cholernie miłe. Jakby naprawdę detektyw znów była człowiekiem wartym stanięcia po jego stronie, a nie potworem.
- Dobrze że masz ciemne ciuchy - odpowiedziała siląc się na lekki, spokojny ton i puściła Anglikowi oko - Inaczej znowu byś się musiał przebierać żeby nie wzbudzać sensacji i żeby jakiś idiota nie dzwonił po bagiety.

- No to dawaj palancie, na to czekałem.
- zaśmiał się punk bynajmniej nie zrażony sytuacją. Wskazał kciukiem za siebie gdzie korytarz prowadził gdzieś do wyjścia na zewnątrz. Wyglądał jakby takie rozwiązanie nawet było mu na rękę.

- Zostaniesz kaleką - powiedział John i ruszył patrząc wyzywająco w oczy punkowi, po czym ruszył we wskazanym kierunku.

Od strony Margaux też padła szybka odpowiedź, chociaż nie słowna. Wokół tłoczyli się ludzie, w tle grała drażniąca, agresywna muzyka wprawiająca krew w poruszenie. Tremere zrobiła krok jakby chciała ruszyć razem z grupą za róg, jednak była to zmyłka. Skróciła dystans i nagle wyciągniętą z kieszeni ręka z kastetem zamachnęła się nisko celując w bok szczęki obcego typka, którego jedyną przewina było nie trzymanie rąk przy sobie.

Walka była dość krótka. Trafili na jakichś niezłych klubowych awanturników. Ale zaskoczenie wywołane atakiem kobiety z kastetem gdy już szli aby załatwić sprawę na solo zrobił swoje i wprowadził dodatkowe zamieszanie. Potem trójka punków stawała całkiem dzielnie. Też mieli pieszczochy, pięści, glany i wolę walki. Ale ciała śmiertelników nie były tak odporne na ciosy jak ciała żywych trupów które tak naprawdę nie czuły bólu, niewiele robiły sobie z obrażeń wewnętrznych a połamane kości po prostu przeszkadzały w poruszaniu się czy mówieniu ale bezpośrednio mogły co najwyżej przeszkadzać i spowalniać. Dopiero ich kumulacja mogła poważnie zagrozić spokrewnionemu. A na taką nie było za bardzo okazji. Walka podzieliła się na pojedynek jednego z punków z Margaux i drugiego z Johnem. Ten co pierwszy dostał kastetem od byłej policjantki został z początku wyłączony z akcji przez zaskoczenie i ból. Zastąpił go wkurzony kolega który chciał na niej zrewanżować się za tak zdradziecki atak. Johnowi został ten trzeci. Zanim się z nim uporał to ten pierwszy powstał i dołączył do walki akurat jak Anglik zdążył powalić jego kolegę. Mimo wszystko nie mieli większych szans i bijatyka skończyła się trójką obitych i zakrwawionych miłośników ciężkiej muzyki jacy charczeli zwijając się z bólu na podłodze. Chociaż nie sprzedali tanio swojej skóry. Oboje spokrewnionych też nosiło ślady ich pięści, ciosów i ćwieków. Wokół zrobiło się zbiegowisko nie wiadomo gdzie i jak. Wszyscy chętnie oglądali tą krótką bitkę a co drugi nagrał ją na telefonie.

John rozejrzał się dookoła i szybkim ruchem wyrwał najbliższy skierowany w niego telefon. Rzucił nim o podłogę roztrzaskując wyświetlacz.
- Idź obie celebrytów nagrywać - powiedział, wiedząc, że próba zlikwidowania wszystkich filmików, byłaby walką z wiatrakami. Jednak efekt osiągnął. Telefony zaczynały znikać. Przetarł twarz, choć z rozciętej wargi nie spłynęła nawet kropla krwi. Nie tak chciał to rozegrać. To przypomniało mu, dlaczego nie lubił tłumu. W końcu podszedł do Margoux.
- Wszystko dobrze?

W pierwszej chwili napotkał szeroki, radosny uśmiech na bladej twarzy z policzkiem poznaczonym śladami po ćwiekach. Ryan zaśmiała się, przecierając nos wierzchem rękawa skórzanej kurtki i pokiwała głową.
- To ten moment gdy powinnam paść ci pod nogi zemdlała z wrażenia i wdzięczności - spytała aby zaraz potem parsknąć krótko. Zrobiła krok nad leżącym, wijącym się z bólu na podłodze punkiem. Stanęła przed Brujah przyglądając mu się lśniącymi oczami, a potem w impulsie wychyliła do przodu, całując w zarośnięty policzek.
- W porządku, dziękuję. Skoro pierwsza krew już za nami naprawdę zaczyna to przypominać randkę - chichocząc pod nosem wzięła go pod ramię, ściskając mocno. Humor jej ewidentnie dopisywał.
- Dziękuję - powtórzyła cicho, uciekając spojrzeniem gdzieś ponad głowami tłumu - Że tu jesteś i że… heh. To było miłe Johnny, przypomnij mi abym ci skołowała zbroję. Taką lśniącą. Chyba że wolisz sam płaszcz, wtedy nie będę musiała się zapożyczać i pójdzie mniej problematycznie.

- Następnym razem pozwól mi z nimi wyjść z lokalu. Nie lubię widowni
- powiedział gładząc się po policzku, jakby próbował zrozumieć co zaszło.

- Hej! No kurwa rozjebał mi telefon! Widzieliście? No kurwa co za kutas! - pieklił się ten któremu John cisnął telefon o ścianę. Widownią zafalowało, część pochowała swoje smartfony ale nie wszyscy. Nawet jakby zabawa zaczęła się bardziej intensywna i warta uwiecznienia.

- Co tu się kurwa dzieje? - przez tłum przepchnęli sie ochroniarze w czarnych kombinezonach i z “Security” wypisane z przodu i z tyłu na kamizelkach. Patrzyli na pobojowisku na korytarzu i całe zamieszanie.

- Ten kutas rozjebał mi telefon! No sami zobaczcie! No rozwalił go w drobny mak! Chuj jeden! - krzyczał poszkodowany wskazując oskarżycielsko na winowajcę w wysokich butach.

- Dobra. Co jeszcze? Kto ich załatwił? Stary, zobacz co z nimi. - ten który tu widocznie rządził posłał jednego z kolegów aby sprawdził co z trójką pobitych punków. Ale popatrzył na dwójkę pośrodku tego zbiegowiska oczekując wyjaśnień.

- Sami się gnojki prosili. Mogli trzymać łapy przy sobie. - pierwsza odezwała się Margaux, patrząc na najbliższego pingwina i dodała - Punk rock to nie bułka z masłem, ani zabawa dla frajerów. Jesteśmy tu na zaproszenie Hetmana. Osobiste.

John spojrzał na leżących. Potem spojrzał na ochroniarzy. Rozłożył ręce na boki.
- Kompletnie nie wiem co się im stało. Może za dużo wypili? Telefon łatwo upuścić w takim ścisku, nie?

- Jak kurwa upuścić! Wyrwał mi go i rozwalił o ścianę! Zapytajcie kogokolwiek!
- ten od telefonu musiał albo bardzo go lubić albo był nieźle tą stratą wkurzony bo bez ceregieli wszedł Johnowi w słowo.

- Nic im raczej nie jest. Zwykła burda. - odparł ten ochroniarz który poszedł obejrzeć z bliska pokonaną trójkę.

- Od Hetmana? - lider ochroniarzy spojrzał na Margaux, potem na Johna. Pokiwał głową i spojrzał na tego od telefonu. - Zamknij ryj. Trzeba było nie rzucać swoim telefonem. Zaczniesz coś pyszczyć to wypad z klubu. Jasne? - odezwał się krótko i popatrzył wyzywająco na poszkodowanego. Ten chyba naprawdę liczył, że z przybyciem ochroniarz będzie miał szansę na jakąś sprawiedliwość ale taka odpowiedź go mocno zaskoczyła. Zamrugał oczami, spojrzał jeszcze na dwójkę awanturników i coś mrucząc pod nosem ze złością przecisnął się przez tłum znikając w tłumie.

- Dobra, rozejść się! Nie ma tu nic do oglądania! - szef ochroniarz podniósł głos i razem z kolegami zaczęli rozpraszać tą improwizowana widownię. A, że bijatyka i tak już się skończyła to poszło im to dość gładko. Po chwili było tak jak wcześniej ktoś szedł w jedną czy drugą stronę ale zbiegowiska już nie było.

Dwójka spokrewnionych też ruszyła dalej, przechodząc przez tłum który jakby z początku sam się rozstępował.
 
Coolfon jest offline  
Stary 07-10-2022, 01:09   #65
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Od samego przebudzenia i otworzenia oczu pośrodku kopczyka ciał, które zwykli śmiertelnicy wzięliby za stos trupów, każdy detal, słowo i zdarzenie niosły ze sobą pokłosie naprawdę udanej zabawy. Zaczynając od otoczenia w którym panna de Gast powstała z drzemki, poprzez wymiany uprzejmości oraz wspominki z pozostałymi uczestnikami spotkania w pokoju numer sześć, telefoniczną pogadankę z Musette i jej zabawną reakcję na wieść z kim to jej młodsza kumpela balowała, aż po prysznice, tancerki, oraz podróż powrotną z maulą który nie mógł się nacieszyć że jego podopieczna wypuszczona pierwszy raz poważnie na salony nie przyniosła mu wstydu, ani powodu do szybkiej ewakuacji na drugi koniec Europy. Zamiast tego jak pies gończy przyniosła mu w zębach garść nowych, ciekawych kontaktów, umówionych spotkań oraz ogólnego wrażenia - te naprawdę musiało być całkiem wysokich lotów, skoro Wieczna Królowa poprzez kuriera przysłała o wiele młodszej spokrewnionej prezent. Aby wyglądała jak jedna z Róż, część klanu, a nie spychany na margines element o którym przypomina się tylko jeśli akurat ktoś się potknie.
Obracając w palcach złoty pierścionek idealnie pasujący do reszty kompletu Alessa wzdychała zachwycona.
- Doskonale, czyli nie narobiłam ci wstydu przy reszcie rodziny - na krótką chwilę zerknęła na Sorena. Widok jego zadowolonej gęby poprawił jeszcze mocniej i jej samopoczucie. Co innego działać pod wpływem impulsu i pasji, gdy ogląda się występy Krwawej Baletnicy, a co innego przetrzeźwieć i wysłać prezent już bez czerwonej mgiełki otaczającej mózg.
- Jest kochana, aż chce się ją spotkać jeszcze raz. Lalkarz, ale za to z jakimi piersiami… i te usta… - dodała cicho, wkładając ozdobę na palec. Podziwiała jak odbija blask neonów i lamp, puszczając hipnotyczne oczka. Po ostatnim spotkaniu i rozmowie opcja faworyty Angelette jakoś tak naturalnie pobudzała vitae do żywszego krążenia - Ma jakieś specjalne upodobania?

- O tak, całe mnóstwo. Ale biorąc pod uwagę kim jest i jak długo jest to najwartościowsze w jej oczach jest zaskoczenie. Zaintrygowanie jej czymś. Niecodzienną propozycją, zdradzaną pasją, talentem. Tak jak to zrobiłaś z tym całowaniem jej w wewnętrzną stronę dłoni. To było śmiałe i nietuzinkowe. Flirt i obietnica w jednym a jednocześnie oznaka szacunku i zainteresowania. Myślę, że to właśnie na nią podziałało bardziej niż cokolwiek wcześniej o tobie słyszała. Dlatego zaprosiła cię na miejsce obok siebie. A dalej też to nieźle rozegrałaś no i sama widzisz, wygrałaś zaproszenie dla dwojga do prywatnych lochów naszej królowej.
- mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem jak i z zadowoleniem oglądał ten prezent od ich primogen dla swojej podopiecznej. W końcu w jakiejś części to było też wyróżnienie i dla niego skoro do tej pory ją prowadził i był za nią odpowiedzialny.

- Pomożesz mi z tym? - Poprosiła wręczając mu pudełko i odwracając tyłem. Zgarnęła też włosy na bok odkrywając kark. - Monique dała mi wróżbę, wizję. Udało się zamienić parę zdań zanim się rozeszliśmy. Angelette jest świadoma naszej obecności i istnienia, Książe to samo. Wie gdzie bawi się jego faworyta i z kim… Aurora ma zamiar wykopać nas z miasta na dłużej, detali nie znam. Powie jutro, więc nawet jakbym próbowała zacząć coś w kierunku naszej słodkiej Malkavianki i łoża w którym czasem zalega - wzruszyła ramionami - Zostaje się wybawić w salonie masażu ciesząc chwilową przychylnością Szeryf, póki jej łaska nie spadnie z pstrego rowerka.

- Więc to chodzi o jakieś zadanie poza miastem? No ciekawe. Ciekawe gdzie. Przyznam, że jak ze mną rozmawiała to była dość oszczędna w szczegóły. Ale masz rację, pewnie jutro wam wszystko powie.
- zastanowił się nad jej słowami gdy stanął za nią i sprawnymi ruchami zaczął zapinać łańcuszek z wisiorkiem złotej róży. Potem podprowadził ją w stronę lustra tak, że oboje mogli się na nim widzieć. Ona na pierwszym planie, z nową ozdobą dekorującą szyję a on za nią trzymając ją opiekuńczo za ramiona.

- Ślicznie dzisiaj wyglądasz. - powiedział po chwili kontemplacji tego obrazka. Po czym nachylił jej twarz ku sobie aby ją pocałować. W tym pocałunku poznała, że naprawdę musiał być z niej zadowolony, dumny no i cały wczorajszy wieczór i noc wprawił go w wyśmienity nastrój. A w końcu nowa noc była jeszcze młoda, dopiero było w okolicach północy a zapowiadał się wyborny skład i pierwszorzędna zabawa.

- Tak, domyśliłem się, że Książę musi coś wiedzieć co tam się odstawia w “The Hell”. W końcu całkiem często też tam bywa a jego faworyta wszystkim tam zarządza. Tylko naiwniak by mógł sądzić, że to za jego plecami. - pokiwał głową na tą informację o wiedzy ich władcy i akurat tym nie wydawał się zaskoczony.

- Ale dała ci jakąś wróżbę? Monique? A jaką? Przyznam, że sam z nich nie korzystałem to nie miałem się okazji przekonać na własnej skórze jak to działa. A plotki słyszałem całkiem różne od siebie. Jedni mówią, że są genialnie trafne inni, że całkiem bezużyteczne. Ciężko stwierdzić jak to jest naprawdę. - zaintrygowała go z kolei wzmianka o wróżbie Malakavianki. Która oprócz tego, że została dwa lata temu faworyta księcia była też znana jako wyrocznia. Utarł się nawet pogląd, że to jej intuicja ocaliła księcia i ją samą z zamachu na jego limuzynę. Ale jak tam wtedy było naprawdę to poza ich dwojgiem, może Dante i najbliższymi współpracownikami to raczej nikt nie wiedział.

- Nie mogę wyglądać jak proszalny dziad, przecież narobiłabym ci wstydu, a tak się nie godzi - Blondynka nie ukrywała, że komplementy nie są jej miłe. Zmrużyła oczy jak pogłaskana po grzbiecie i to nie pod włos. Też podobał jej się widok w lustrze, szczególnie zestaw stojący za jej plecami i uśmiechający bezczelnie znad kobiecego ramienia.
- Wróżba o tym, abym wypatrywała office girl, brunetki. Nocą na ulicy ochlapie ją taksówka, jakoś po deszczu. Będzie się pieklić, a ja mam zdobyć jej zaufanie bo otworzy ono wiele drzwi. Kto wie? Może to już tam, gdzie wyśle nas Aurora, a może jeszcze tutaj. Cieszę się że tu jesteś. Myśl o tym, że przyjdzie się nam rozstać na dłużej naprawdę rani mi ciało i duszę - obróciła się w jego ramionach obejmując za szyję i uśmiechając smutno - Mam nadzieję, że gdy będę daleko przypomnisz sobie jak odbierać telefony, inaczej z miejsce gdzie mnie wyślą przyjdzie do ciebie paczka, mój ukochany, a w środku znajdzie się moje wielokrotnie złamane serce bez szans na uleczenie.

- Widzę, że nie wyszłaś z wprawy z zawracaniem ludziom w głowach i robieniem na nich wrażenia.
- powiedział uśmiechając się oszczędnie ale ciepło. Uniósł jej podbródek do góry i jeszcze raz ją pocałował. Dłużej, spokojniej i pewniej niż poprzednio. Towarzyszyło temu dotyk jego rąk na jej ciele.

- Nie wiem gdzie was zamierza wysłać nasza Babcia Balbina ale jak będę mógł ci jakoś pomóc to pomogę. Więc dzwoń kiedy zechcesz. - obdarzył ją spojrzeniem jakby była jego najukochańszą dziewczynką, dzieckiem i kochanką. Taką co lada chwila wypłynie na szerokie wody dorosłości ale w końcu każdy rodzic się z tym liczy od początku.

- A ta wróżba to jakaś office girl z taksówką i kałużą? - zmarszczył brwi jakby próbował to sobie wyobrazić albo z czymś skojarzyć. W końcu wzruszył ramionami. - Trochę to ogólnikowe. Właściwie może przytrafić się wszędzie. - stwierdził po tej chwili zastanowienia.

- Zapewne okaże się dopiero, gdy na siebie trafimy, ale przynajmniej wiem na co zwracać uwagę, kto wie co z tego wyjdzie. Jeśli będzie chociaż w połowie tak urocza jak moja Jewel to już sytuacja jest na plus, nie sądzisz? - zaśmiała się, a potem to ona go pocałowała czule, ciesząc zmysły ostatnimi chwilami dla siebie zanim przyjdzie do witania gości i głównej części nocy.
- Jaki on jest? - spytała nagle, bystro patrząc mu w oczy - Olivier, Książe. Chyba lubi blondynki, nie uważasz tego za niesamowicie intrygujący zbieg okoliczności?

- Blondynki? Chyba tak. Ale raczej ogólnie ma słabość do pięknych i intrygujących kobiet. Prawie zawsze jak jest w mieście to ma jakąś faworytę. Chociaż zwykle nie na długo. Tak naprawdę to chyba nie tylko ja jestem nieco zaskoczony, że panna Noel tak długo utrzymuje tą pozycję. Już drugi sezon. Stąd podejrzenia, że tym razem pewnie nie chodzi tylko o sprawy alkowy. Może to przez ten zamach a może to co innego. -
temat ich władcy nieumarłej domeny Paryża wywołał uśmiech rozbawienia na twarzy jej mauli. Ale odpowiedział całkiem chętnie. Jak zaczął mówić to wyszło, że wytrwałość z jaką blondyna księcia utrzymuje swoją pozycje przy jego boku trochę go jednak dziwi.

- Bo da się zauważyć, że nasz obecny książę, w przeciwieństwie do poprzedniego, to Pies Wojny. Zresztą tak na niego kiedyś mówili. Teraz jak został księciem to nie wypada ale wiadomo, że tak miał. Bo co jakaś wojna gdzieś na świecie to chyba w każdej brał udział. Więc go często nie było. Parę lat albo dekadę czy coś koło tego. Za to jak wracał to bawił się na całego. Istny playboy. Stąd jakbyś kiedyś o nim usłyszała, pokątnie oczywiście a nie przy nim, że jest bawidamek i flirciarz to właściwie też prawda. Potrafi używać życia. Ale jednak zarządzać swoim majątkiem też umie. Ale bywa też porywczy. Impulsywny. Nie wiem czy słyszałaś o tym jak “zdjął głowę Klausowi gołą ręką”. No do dziś nie wiadomo czy po to tam pojechał czy też znów zadziałał pod wpływem impulsu. Trudno zgadnać bo z żywych to chyba tylko Aurora i może Dante przy tym byli. A oni trzymają z nim sztamę od dawna. Dlatego ich pociągnął za sobą jak został hrabią a potem księciem. - zadumał się nad charakterem ich księcia. I sprzedał jej kilka ciekawostek na jego temat.

- Czyli jeśli, przypadkiem oczywiście, zapodzieję się z Monique jakoś w jego okolicy to nie uda że bardzo pilnie musi sprawdzić czy mu żwir nie ucieka z alejki w ogródku - de Gast udała zastanowienie, oczy jednak się jej śmiały na całego.
Poprawiła mauli krawat odruchowym gestem bo wisiał trochę krzywo.
- Zajmiesz się proszę Hetmanem i Musette przez chwilę? Wszystko już gotowe, obsługa czeka w gotowości, dziewczyny już w sali tortur. Ja sobie strzelę krótką pogawędkę z pewną blondynką i do was dołączymy. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko.

- No cóż, moja młoda damo. Z tego co mi coś świta to chyba jestem pierwszym kogucikiem w tym kurniku. Czy jakoś tak. Chyba mogę cię czasem zastąpić i pobawić się w gospodarza.
- skinął jej z galanterią głową, po czym podał jej swoje ramię aby mogła je objąć i razem wyjść jako para gospodarzy do swoich gości. Na zewnątrz czekała na nich Fifi dając znać, że póki co Jewel przyjmuję pierwszy szturm gości na ich wewnętrzne rewiry. Tak wyszli do nich i znów zrobiło się całkiem głośno, wesoło i przyjemnie. Gdy po tej godzinie czy dwóch od rozstania w prywatnym lunaparku księcia znów się spotykali w podobnym składzie i celu. Brakowało tylko Josette no ale ona pożegnała się z nimi jeszcze w “Meduse”. Ale całkiem miło i ciepło więc widocznie wspólnie spędzona noc jej przypadła do gustu i nie odjeżdżała jakby to miał być koniec ich znajomości. Wręcz przeciwnie.

- No! To tu? No niezła chawira. I macie tu salę tortur? Serio? Blondi tak nawija. - Hetman wyszczerzył się głośno kompletnie nie siląc się na dyskrecję czy finezję. Wśród tych eleganckich garniturów i kobiecych kreacji w swoich ćwiekach, skórze i pieszczochach wydawał się z całkiem innej bajki.

- Oj no tak, bo wczoraj to ledwo zdążyliśmy zacząć zabawę i już trzeba było kończyć bo rano. Ale hej! Dzisiaj jest sobotnia noc! I jest dopiero północ! - Monique za to wydawała się być w szampańskim nastroju. I musiała być w tym “Olimpie” bo była w innej kiecce niż wczoraj wieczorem.

- Cześć! I dobry wieczór Soren. - Musette też zdążyła przyjechać. Skorzystała z tego, że znała się z maulą gospodyni podobnie jak ona z jej Georgem. I podeszła się przywitać i cmoknąć ze swoją kumpelą. ~ Jej! Naprawdę tu przyjechała! I coś mi wygląda na strasznie nakręconą! A myślałam do końca, że mi tylko wkręcasz! ~ skorzystała z okazji i szepnęła jej na ucho z radosnym niedowierzaniem.

- A czy ja cię kiedyś wkręciłam? - Alessa odpowiedziała Venture szeptem. Przywitała się ze wszystkimi gośćmi obejmując ich i całując w policzek, a potem mniej oficjalnie i bardziej gorąco. Cudownie było zobaczyć ponownie skład z zeszłej nocy, bo to oznaczało że balet robi się kilkudniowy a to już naprawdę dobrze rokowało na resztę weekendu.

Do Malkavianki podeszła z szeroko rozłożonymi ramionami, biorąc ją w objęcia, całując i siejąc entuzjazm.
- Świetnie, doskonale. Cieszę się że już jesteś, mam dla ciebie parę niespodzianek. - nachyliła się aby dodać ciszej - Będziesz grzeczna to pokażę ci je wszystkie.

- Oczywiście że mamy salę tortur -
udała obruszoną choć nie przesadnie i przy witaniu Brujah pogłaskała go po twarzy - Przecież to porządny lokal. Sala tortur, glory hole, save roomy wyłożone folią, dziewczyny tańczące z ogniem i w kieliszkach, a wszystko do wzięcia. Zaczniemy od dziesięciu - pochyliła się aby dodać z ustami przy jego ustach - Taka rozgrzewka. Będzie ci mało mam jeszcze dwa razy tyle pod ręką, ale nie szarżuj. Nie chcę potem najazdu twoich kumpli z pretensjami że przez tydzień nie wracasz i nie ma im kto łomów ostrzyć albo łańcuchów oliwić.

- Nie bój się mała, moja buława cuda zdziała! -
roześmiał się ukraiński primogen i nawet nie było wiadomo czy to jakiś stały jego tekst czy go właśnie zaimprowizował. Ale rozbawił i pozostałych.

~ Ojej a ja nigdy nie wiem co powiedzieć w takich sytuacjach. Czy bardziej opłaca mi się być tą grzeczną i posłuszną czy nie. ~ faworyta księcia obdarzyła gospodynię zmartwionym spojrzeniem. Jakby ta trafiła w jakieś jej stałe rozterki moralne. ~ Ale na pewno bym chciała zaliczyć jak najwięcej tutejszych atrakcji jak mi wczoraj tyle o nich opowiadałaś więc jestem gotowa do pełnej współpracy i kooperacji! ~ obiecała gorliwie i wesoło jakby znalazła złoty środek na właściwą odpowiedź.

- No dobrze moi drodzy to dziewczęta sobie przypudrują noski a was zapraszam na wycieczkę krajoznawczą. - Soren domyślił się pewnie, że jego podopieczna coś ma zamiar zdziałać z drugą blondynką więc jak obiecał rozłożył szeroko ramiona i nakierował ten pstrokaty i wesolutki tłumek we właściwym kierunku. I po chwili obie blondynki zostały bez zbędnych świadków.

Gospodyni objęła troskliwie gościa ramieniem, przyciągając bliżej siebie.
- Cudownie, cieszy mnie twoja… gorliwość. - ruszyła ciągnąc drugą blondynkę za sobą w drugą stronę niż pozostali, kierując do drugiej klatki schodowej. Ledwo weszły na schody gwar wejścia zniknał, zastąpiony przez dźwięki muzyki sączącej się gdzieś jakby z sufitu dość głośno aby dało się zrozumieć słowa, lecz na tyle cicho żeby wyeliminować konieczność krzyczenia do siebie.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=78gnqecSEw8[/MEDIA]

- Póki jeszcze jesteśmy we dwie chciałam ci powiedzieć tak prywatnie, że naprawdę bardzo się cieszę że jednak przyjechałaś. Zabawa zeszłej nocy była przednia, aż żal brał na myśl o rychłym świcie, chociaż jedno słońce gościło z nami tam, głęboko pod ziemią - Alessandra uśmiechnęła się ciepło, czule gładząc palcami bok Malkavianki - Nie muszę już się obawiać że moje biedne serce pęknie na kawałki jak lustro trafione kamieniem. Pozwól zatem że zaczniemy od przygotowania. - zmieniła ton na bardziej władczy, unosząc trochę brodę aby patrzeć z góry na towarzyszkę - Nie możesz się tak pokazać w sali zabaw, ale nie bój się. Pomyślałam o wszystkim, wszystko już przygotowane. Masz specjalne życzenia? Jedyne czego nie mam tutaj to dzieci i wybacz, ale ich do zabaw nie będę wciągać. Resztę życzeń… hm - kąciki jej ust wygięły się do góry - Rozważę.

- Oo… To nie zapomniałaś, że obiecałaś mi być moją panią i władczynią? Cudownie! -
wyrocznia w wysokich szpilkach i kształtach zawodowej modelki czy aktorki przygryzła wargę z ekscytacji gdy gospodyni dała drobną próbkę swoich możliwości. Po czym chętnie wzięła ją pod ramię, podobnie jak wcześniej Soren i dała się jej prowadzić ćwierkając po drodze wesoło.

- No nawet nie wiesz jak mi teraz z tym trudno. Wszyscy tylko “nie gadaj z nią bo to faworyta księcia”, “nie zaczepiaj jej bo to faworyta”, “lepiej nie proś jej do tańca bo to faworyta tego kto urwa innym głowy gołą ręką”... I tak dalej. Znaczy nie narzekam na bycie z Oliverem no ale na takie pikantne zabawy odkąd zostałam z nim to mi znacznie trudniej. Jak byłam zwykłą blondynką, trochę nawiedzoną ale jednak bez żadnych pleców to łatwiej mi chyba było umawiać się na takie zabawy… No! Ale wtedy to mogłam najwyżej stać pod drzwiami “Meduse”, może mnie ktoś wtedy zaprosił do “The Hell” raz czy dwa… Dopiero jak Oliver zrobił mnie tu managerem to mogę wszystko poustawiać jak mi się podoba. I dlatego pierwsze co zrobiłam to otworzyłam drzwi. Aby nie było tak jak u Angelette, że prawie zawsze ci sami są zaproszeni. Chociaż w sumie nie wiem… Za cienka w uszach byłam aby mnie tam zapraszała to tylko tak słyszałam… Ale z drugiej strony w końcu jest primogenem Torreadorów to chyba nie siedzą tam tylko przy suchych drinkach… - szły tak we dwie ramię w ramię a z tego radosnego i nieco chaotycznego paplania dało się wyczuć, że panna Noel jest już teraz bardzo nakręcona na tą wspólną i jakże ciekawie się zapowiadająca noc.

- I to było miłe co powiedziałaś. O tym słoneczku i tak dalej. Zwłaszcza, że to szczerze. Umiem to wyczuć. Taki dar. Jak z tymi wizjami. Tylko to jak z intuicją. Trudno to ubrać w racjonalne argumenty to mało kto traktuje to poważnie. - w pewnym momencie pocałowała policzek nowej koleżanki w podzięce za te wcześniejsze komplementy. Tak ciepło i po przyjacielsku. A w końcu doszły do garderoby gdzie gospodyni planowała przebrać i siebie i swojego gościa.

- Aha, a życzenia! Widzisz i bym zapomniała co pytałaś… Czasem tak mam jak się rozgadam. Znaczy może trochę częściej niż czasem… A życzenia? Hmm… - już weszły do środka ale jeszcze Monique sobie przypomniała co ją Alessandra pytała. I zastanowiła się chwilę. - No tak! Chciałabym odwiedzić te gloryhole! Jestem strasznie ciekawa jak to urządziliście. Może coś mi podpasuje to tak urządzę u nas w “The Hell”. Ale oczywiście jakby nie było kłopotu i dało się tam nie tylko oglądać dziury to bym była rada. No i lubię jak ktoś mnie traktuje jak osobistą służącą do wyuzdanych poleceń. I to chyba tyle… Resztę zdam się na ciebie… - podumała jeszcze chwilę nad tymi życzeniami ale jakoś nic więcej jej nie przyszło do głowy bo ostatecznie pokiwała blond głową na znak potwierdzenia i obdarzyła swoją gospodynię promiennym uśmiechem.

- Tak myślałam, że akurat tą atrakcję będziesz chciała zobaczyć - de Gast zaśmiała się krótko i tonem zwierzenia dodała - Też ją lubię, znajdzie się więcej niż jedna buława, ale to potem. Teraz zapraszam - otworzyła niczym niewyróżniające się drzwi po lewej stronie korytarza i puściła Monique przodem wchodząc zaraz za nią i zamykając drzwi.

Pomieszczenie w środku miało może pięć metrów kwadratowych, brakowało okien, a pod ścianami stały wysokie szafy wypełnione najróżniejszymi ubraniami. Na przeciwko drzwi stała toaletka z oświetlonym ledami lustrem i stołek, a na stołku ułożono zwój nie pasującej do wystroju, jutowej liny. Była tak normalna, poślednia, że aż raziła oczy.

- Rozbieraj się - rozkazała, pchając ją na razie delikatnie w stronę krzesła i westchnęła - Tytuły i pozycja to z jednej strony błogosławieństwo, z drugiej kula u szyi. Ludzie inaczej patrzą, wymagają… widzą nas przez masę pryzmatów, jako figury na szachownicy, a nie żywych - parsknęła - Dobrze, nie tak. Figury na szachownicy, a nie istoty zdolne do odczuwania całej gamy emocji i mające w sobie coś więcej poza koronki na głowach albo towarzyskie gwiazdki na pagonach. Życie bez pragnień, bez pasji, tylko z normami i nakazami byłoby niewarte życia - wymruczała z ustami przy karku gościa, łapiąc ją za szyję jedną ręką - Wolę cię jako Monique, zdecydowanie… chcesz się na własnej skórze przekonać jak bardzo to zaproś mnie do siebie żebym i w twoim łóżku nauczyła cię pokory. A jakby się twój faworyt napatoczył mógłby popatrzeć. Albo dołączyć. Z pewnością byłoby czym zająć czas do świtu.

- I byś mnie sponiewierała i nauczyła pokory w moim własnym łóżku? - panna Noel widocznie lubiła takie dominująco
- uległe zabawy całym sercem. Bo na każdy kolejny dotyk, słowo i polecenie jakie leciało od gospodyni zdradzała rosnące podniecenie. Tak z bliska, jak się ją miało w zasięgu dłoni i ust można było uwierzyć, że ma w sobie jakieś słoneczne światło i żar. Zdawały się z niej promieniować i podobne uczucia wywoływały w otoczeniu. Jak jedna zapałka jaka potrafi odpalić cały tabun świec w pomieszczeniu. Bez skrupułów zaczęła się rozbierać i nie protestowała gdy gospodyni ją popchnęła ku krzesłu czy złapała za gardło. Chętnie do niej przylgnęła i wykonywała jej polecenia.

- I chciałabyś też z Oliverem? - otworzyła oczy stojąc już w samych koronkowych majtkach i szpilkach. Zerknęła ciekawie na drugą blondynkę i pokiwała głową ze zrozumieniem i psotnymi spojrzeniem. - Tak myślę, że jakiś materiał filmowy jakbym mogła mu pokazać z dzisiejszej nocy to mógłby pomóc mi go przekonać. Zwłaszcza jakby to było coś ekscytującego i wartego oglądania. - zamruczała jak kotka i przeczesała dłonią włosy dominującej partnerki.

De Gast pozwoliła jej na to, a gdy skończyła nacisnęła gołe ramiona dłońmi zmuszając do klęknięcia przed sobą.
- Zostań - wydała krótką komendę pomagając w tym sobie stopą w szpilce którą położyła drugiej blondynce na barku i dodała - Musiałoby to być w miarę na dniach, zanim będę musiała opuścić miasto na nie wiem ile, ale w kościach czuję że trochę mnie nie będzie. Byłoby to idealne pożegnanie Paryża i ciebie. Dobre wspomnienie do grzania w długie, zimne dnie i pamiątka że jest do czego wracać. - na chwilę uśmiechnęła się łagodnie, lecz wyraz wyższości i chłodu równie szybko powrócił.
- Coś wymyślimy - klasnęła w dłonie trzy razy. Nie minęło więcej niż parę sekund, gdy drzwi otworzyły się, wpuszczając przez nie ulubioną służkę Torreador a także dwie kolejne. Niosły ze sobą fragmenty garderoby i jeszcze więcej liny.
- Jewel kochanie. Ma być z dziś nagranie, załatw to. - de Gast zaczęła ledwo szatynka zdążyła wejść. Rozłożyła ramiona pozwalając aby pozostałe służki zdjęły z niej suknię. Ostatnia pojawiła się dziewczyna w gorsecie i burleskowej stylizacji oraz różowych włosach spiętych w dwa natapirowane koki po bokach głowy, z małym kapeluszem tkwiącym miedzy nimi. Ona klęknęła za Monique aby bez słowa zacząć oplatać jej pierś liną. Zaczęła od przełożenia spotów przez żebra.

- Aha, nagranie… Dobrze… - dziewczyny co weszły nie mogły się powstrzymać aby chociaż na chwilę nie popatrzeć na to przedstawienie jakie dawała im szefowa i jej klęczący przed nią gość. Jewel szybko wyjęła smartfon i zaczęła uwieczniać scenę. Zaś koleżanki podeszły aby zacząć przygotowania z linami i gorsetami. Monique zaś stanowiła wdzięczny obiekt i do uwieczniania i dominacji. Aż sapnęła z ekscytacji gdy ramiona a potem szpilki sprowadziły ją do parteru i tam pokornie czekała na rozwój wydarzeń. Chociaż po minie i spojrzeniu dało się poznać, że właśnie na takie zabawy liczyła jak wczoraj powiedziała “tak” na to dzisiejsze zaproszenie.

- Ale to ma być nagranie dla Olivera. Chciałbym mu pokazać. - powiedziała ciepło Malkavianka dając się motać kolejnym splotom liny i sprawnym palcom jakie nią kierowały. Sama tak jak obiecała jeszcze w sali spotkań wykazywała w tym gorliwą współpracę.

- Aa! Takie nagranie! Dla księcia! Aa! Oo jaaa! Naprawdę mu to pokażesz? - Jewel chyba kapnęła się, że nie chodzi tylko o uwiecznienie obecnej sceny ale w ogóle całego wieczoru. I była pod wrażeniem kto miał być odbiorcą tego nagranego materiału. Zwłaszcza jak Monique energicznie i wesoło pokiwała głową.
- Dobra to lecę po kamerę! - zaśmiała się tancerka i szybko wyszła z pokoju. Zaś koleżanki pomagały szefowej i jej honorowemu gościowi osiągnąć przewidziany planem stan skompletowania stroju.

Wreszcie górna większa część tułowia Monique okryta została misternie wyglądającą plątaniną liny krępującej jej ramiona i ręce za plecami, przechodzącej między piersiami, pachwinami, po żebrach, udach i barkach, a pozwalajacej sprawnie podwieszać pakunek albo przyczepiać go do różnych powierzchni za pomocą pętelek wzdłuż kręgosłupa chociażby.

- Dziękuje Albertine, przekaż Cassienowi że za pół godziny chcę mieć go w “siedemnastce” - de Gast powiedziała do różowowłosej, a ta wstała, skłoniła się i szybko wyszła. Ona sama stała wyprostowana czekając aż służki skończą z klamrami wysokich do połowy uda czarnych, skórzanych butów na niebotycznej szpilce. Miała też czarny, skórzany gorset, pas do pończoch i pończochy, a także skórzane rękawiczki do łokcia. Jedynymi jaśniejszymi elementami stroju były kolczyki, naszyjnik i pierścionek z różą założony na rękawiczkę aby był idealnie widoczny.

Szybko z powrotem pojawiła się Jewel, akurat gdy do rąk Torreador jedna z dziewczyn podała z pietyzmem czarną szpicrutę. Malkavianka patrzyła na cały spektakl jak zaklęta, chociaż jęknęła gdy druga spokrewniona podeszła do niej i szarpnięciem za włosy podniosła do pionu przybliżając usta do jej ust. Rozchyliła je jakby chciała ją pocałować, lecz zanim to się stało, użyła dłoni. W pokoju rozległ się plask z jakim ręka zderzyła się z policzkiem gościa.

- Żałosne - Alessandra skwitowała z niesmakiem wciąż trzymając ofiarę za włosy. Wolną ręką zdarła z niej bieliznę nie patrząc na fakt, że ją rozrywa - Mówiłam że masz się rozebrać, nawet tego nie potrafisz… idź - dokończyła pchając ją mało delikatnie w stronę drzwi i dla lepszej motywacji traktując koncówką szpicruty po tyłku.

Zanim doszły do sali tortur Malkavianka zdążyła kilka razy zaliczyć podłogę, miała twarz zaróżowioną od uderzeń dłoni, a pośladki i uda znaczyły pierwsze czerwone pręgi. Prowadzona na smyczy z łańcucha trafiła do sali wielkości kortu tenisowego, z podłogą wyłożoną czarnymi, kamiennymi płytami łatwymi do zmywania. Pod sufitem świeciło parę niewielkim lamp dających mdłe, półmroczne światło na porozstawiane pod ścianami konstrukcje z drewna i metalu. Były tam najróżniejsze dyby, stoły do rozciągania, krzesła jak z wizyt u ginekologa, pręgierze, huśtawki, ławki i ściany z kratownicami wypełnionymi sprzętem do przeróżnych zabaw. De Gast strzeliła palcami, a z cienia zaczęli wyłaniać się ludzie, część z nich mijały na korytarzu gdy wchodziły do klubu. Pojawiła się również reszta gości.
- Godzina - blondynka w gorsecie wskazała zegar końcem bata - Zobaczymy czy tyle wytrzymasz. Jeśli ci się uda dostaniesz nagrodę w sali z dziurami… a teraz na kolana i proś o moje miłosierdzie. Inaczej spotka cię kara... znudzenia. Potrafisz być interesująca to to udowodnij- patrząc z góry uśmiechnęła się krótko do swojej nowej zabawki. Musiała pamiętać kogo ma przed sobą. Resztek książęcej faworyty Servio raczej nie usunie bez zgrzytów.
 

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 07-10-2022 o 01:11.
Sonichu jest offline  
Stary 07-10-2022, 07:28   #66
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Melina Brujah na zapleczu klubu Anarchie.

Usiedli na zaproponowanym miejscu naprzeciw Filozofa. Wtedy ktoś rzucił uwagę o kasku na ścianie. Chyba Luis, albo Artur. John sam nie był pewny. Ale wiedział, że obaj byli przydupasami Mwebe, z którym John prowadził zimną wojnę. Hetman patrzył na to przez palce. Brujah pod jego wodzą mieli być jak wilki. Toteż to co było między Mwebe i Johnem było dla Hetman jak zabawy szczeniaków, które szarpią się o zdobycz. Nic, co mogłoby ugodzić w klan jako całość, a jeżeli obaj będą czuć się niepewnie to każdy będzie chciał być coraz lepszy. Z tym, że Mwebe był silnorękim Hetmana. Filozof zaś, był ucieleśnieniem Brujah z Kartaginy. Myślicieli. Do tego drugiego Johnowi było znacznie bliżej.

Jednak John wstał sprowokowany. Podszedł do ściany i wpatrywał się w kask jak urzeczony. Cóż, będzie miał sporo do opowiedzenia Margoux. Chyba, że Filozof go wyręczy. Sięgnął po niego powoli i zdjął. Wodził powoli palcami, jakby chcąc zapamiętać każdą rysę. Podsunął go nawet pod twarz i zmusił do wciągnięcia powietrza. Chciał myśleć, że to co poczuł to był jej zapach. A potem zamarł, jakby zanurzył się we wspomnieniach.

Ryan została na kanapie sama udajac wyluzowanie, choć zarówno wzrok jak i głowa przesuwały się jej śledząc wędrówkę mrukliwego Angola. Brujah na miarę ich możliwości, oschły i szorstki w obyciu. Był jednak podobny całej reszcie, nie wyciosano go z kamienia. Wszyscy mieli swoje czarne punkty i wyzwalacze, powodujące powroty niechcianych myśli, obrazów i odczuć. Przeszłości zamkniętej w drobnych przedmiotach codziennego użytku.
- A myślałam, że nie da się ciebie zbić z pantałyku i sprawić że przestaniesz rzucać sucharami, Johnny - powiedziała wstając powoli i z ramionami skrzyżowanymi na piersi podeszła do niego, opierając plecy o ścianę aby mu dać przestrzeń. Miała masę pytań, nie wszystkie powinna poruszać gdy patrzą inni. Innych w ogóle nie powinna ruszać, chociaż ciekawość gniotła od środka.

Black jeszcze raz przejechał palcami po kasku, jakby ścierał z niego kurz i odwiesił.
- Chodź, poznasz inne oblicze naszego klanu - Powiedział powoli, a w jego głosie było coś, jakby się łamał? Na pewno wkurzający brytyjski akcent brzmiał inaczej. John poczekał, aż usiądą Filozof i Margoux.

- I co tam ciekawego słychać? Coś nie było okazji pogadać przy Hetmanie wczoraj - zapytał w końcu i również usiadł.

- Ja tam się z nim nagadałem cały wieczór. Niezła biba była. - Filozof wzruszył ramionami uśmiechając się swoim charakterystycznym, oszczędnym uśmiechem. Pozostali z których chociaż część wczoraj też była na imprezie też się roześmiała krótkimi, chaotycznymi uśmiechami. Ale póki John oglądał kask motocyklowy, z wyraźnymi rysami po jednym z boków i czubku gdzie asfalt czy coś zdarło lakier i wierzchnią warstwę. No i z pękniętą szybką. To się nie odzywali dając mu czas na chwilę zadumy. Gdy się skończyła wrócili do poprzedniego, rubasznego, wyluzowanego tonu. Jarali szlugi zwykłe i z ziołem a w dłoniach trzymali butelki, puszki i szklanki z różnymi rodzajami niezbyt wyrafinowanych promili.

- A wy co? Teraz robicie dla naszej szeryf co? I co będziecie robić? Bo chyba nie sprzątać miasto jak tydzień temu co? - okularnik zagaił ich zaciekawionym tonem. Zerkał to na jedno z nich to na drugie. Pozostali przybrali raczej pozę wyczekującą. Zwykle od gadania był Hetman no ale jak go nie było to pałeczkę zwykle przejmował właśnie Filozof.

- Pracujemy dla Aurory - Tremere przytaknęła, a potem wzruszyła ramionami i pochyliła się, opierając łokcie o kolana - Jeśli ma dalsze rozkazy poznamy je dopiero na następnym spotkaniu, ale może stwierdzi że w kombinezonach Ajaxa nam nie do twarzy i zleci co innego, kto wie? Będziemy robić co nam wymyśli, nie siedzimy jej w głowie. A jak z wami? Na pewno macie plany wykraczające poza organizację kolejnego koncertu.

John milczał, bo sam był ciekaw co też Filozof odpowie Tremere.

- Ta. Mamy trochę zajęć. Trochę ostatnio jeździmy za miasto. Tu i tam. Załatwiamy różne sprawy. - Filozof pokiwał głową na słowa Tremere. Odparł dość lakonicznie bez wdawania się w szczegóły. Jednak Czarna Sotnia miała niezłą mobilność na swoich motorach to i bywała używana w roli sił szybkiego reagowania albo posłańców i kurierów.

- Jak coś macie do przerzucenia to możecie dać znać. Albo jakbyście chcieli kupić motor czy co. - odparł okularnik wskazując na resztę pstrokatej paczki w skórzanych kurtkach. Ci pokiwali głowami na znak zgody.

- A jak anarchiści i sabat? Dają o sobie znać? A może wiecie co to za Malkav zostawił szczeniaka, żeby biegał koło lotniska? - Zapytał John wyciągając się na siedzeniu. Korzystając też z chwili spokoju sięgnął po moc krwi, żeby zaleczyć rany.

- Jak daleko za miasto jeździcie? - Margaux spojrzała na Filozofa z zastanowieniem - Dokąd najdalej możecie przerzucić sprzęt albo ludzi? Poza granice kraju? Droga lądowa, powietrzna?

- Anarchiści? No od tamtego razu to mamy z nimi spokój. Wtedy Hetman ich kurwa grzecznie poprosił aby więcej nie wpadali bez zapowiedzi z takimi wycieczkami. No chyba, że na piwo czy koncert to spoko. No i na razie jest z nimi spokój. - Filozof uśmiechnął się oszczędnie pokazując na pokiereszowany kask jaki wcześniej oglądał angielski Brujah. Ale przez kolegów i koleżanki przetoczyła się fala rubasznej wesołości.

- A Sabat no. Czasem też ich sprawdzamy. Kogo Książe ma posłać tam na południe jak nie nas? To jeździmy. Co wam mogę poradzić to omijajcie Lyon. To nie jest miłe miejsce. Chociaż z drugiej strony sytuacja tam jest całkiem interesująca. - Filozof nieco się rozgadał. O Lyonie wiedzieli tyle, że w tej trzeciej co do wielkości konglomeracji miejskiej we Francji niegdyś działała prężnie Camarillia. Ale parę lat po odejściu Brujah i Gangreli na stronę Anarchistów to i to miasto zmieniło front. A niedługo potem uderzył w nich Sabat. I tak to tam się przewalali między sobą. Z Paryża niezbyt było widać co tam się właściwie dzieje. No ale Filozof zdawał się sugerować, że tam się czasem wybierają.

- Z tym lotniskiem to my nie jesteśmy od szperania John. Nas się wysyła jak trzeba komuś spuścić łomot. Sam wiesz jak jest. -
prawa ręka Hetmana pokręcił głową na znak, że śledztwami to oni się raczej nie zajmują. - To zdaje się Aurora teraz dookoła tego się kręci. I pewnie ci mózgowcy od Marcela. - wzruszył ramionami wspominając i szeryf jakiej podlegały różne śledztwa, nawet jeśli nie zajmowała się nimi osobiście jak i informatyków pod patronatem Consigliere co działali w podobnej branży jak John i zajmowali się sieciowym wywiadem i niewidzialną opieką nad całą koterią.

- A nasze są autostrady. Książę nam po tej sprawie z walizką oddał autostrady stąd aż do granicy z Niemcami. Są nasze. To działamy tam jak na swoim podwórku. - zaśmiał się znów wskazując bokiem głowy na porysowany kask.

- Ale bujamy się gdzie nam się podoba. Zwłaszcza jak gdzieś jest fajna ekipa albo koncert. Inni też do nas często przyjeżdżają. Ale to tak hobbystycznie i dla przyjemności. A jak sprawa jest to jest. Właściwie możemy buszować po całym kraju i Unii bo jedziesz i jedziesz. A możemy zabrać wszystko albo każdego kogo da się zapakować na motor. No ale wiadomo. Im dalej to jednak trzeba się lepiej przygotować. Tak samo jak zabrać coś większego. Samochody też mamy jakby co. A co? Chcesz coś przerzucić? - Filozof całkiem chętnie rozgadał się na temat ich “firmowej” działalności jako Czarnej Sotni. Brzmiało trochę chaotycznie ale zasięg działania mógł być spory.

- Badam na razie grunt - Tremere przyznała szczerze i wyłamała palce, kątem oka obserwując Anglika - Co za walizka? Któraś z waszych popisowych akcji?

- To takie tam trochę wewnątrz klanowe, trochę ogólne rozróby. - John podbródkiem wskazał na kask Kiry wiszący na ścianie. - Sprawa ma już trochę lat. Część ludzi Hetmana dołączyła do anarchistów i nie było wesoło. Filozof, zachcesz streścić akcję z Kirą?

John wyraźnie nie chciał zajmować stanowiska w tej sprawie.

- No, no John. Ty to wtedy całkiem świeżak byłeś. Ale z tego co ja trochę pamiętam to poza Hetmanem i nami to mało kto z Brujah wtedy w mieście został. Większość poszła za Kirą i resztą. A właśnie najwięcej zostało nas tych co się najbardziej trzymali z Hetmanem. Ale nie dziwi mnie to. Hetman był cięty na Kirę od czasów Nathaly. - Filozofa chyba nieco rozbawiła uwaga Johna. I pozwolił sobie nieco ją skorygować. Pod względem liczebnym to faktycznie po tym eksodusie jakie miało miejsce parę lat po konklawe w Pradze to niewielu Brujah zostało w mieście. A John jak trafił na Kirę to to był jej ostatni epizod jak jeszcze była w mieście. Pewnie już wtedy była jedną nogą w planowanym eksodusie.

- A ta walizka to nic specjalnego. - okularnik zwrócił się do rozmówczyni. - Kirze udało się niepostrzeżenie wrócić ze swoimi ludźmi. Część to nasi, co wyjechali razem z nią. Część to nowi. Nie znaliśmy ich. I nawet udało im się jakoś zdobyć tą cholerną walizkę. Nie wiem co w niej było. Przyjechaliśmy tam przypadkiem. Jak było tuż po. Przez Hetmana. Bo dostrzegł wybazgrane sprejem na całą ścianę “Śmierć ukraińskim faszystom”. Tylko w cyrylicy. Ja tego nie ogarniam ale tak potem mówił. No to wkurwił się. Sam wiesz jaki jest jak się wkurwi. Zwłaszcza na Ruskich. Podjeżdżamy a tam Aurora się kręci i widać, że była jakaś gruba akcja. Ona mówi, że właśnie gada z Dantem aby zorganizował pościg i odzyskał tą cholerną walizkę. No a Hetman jak usłyszał, że to jeszcze była Kira to w ogóle amoku dostał. Ledwo dał sobie wcisnąć ten komunikator aby Gniazdo nakierowało go za nimi. Skończyło się jak wyjechaliśmy za miasto na autostradę. Bo tam już nie ma CCVT. Ale to był wyjazd na Niemcy. Wiedzieliśmy, że ona po wyjeździe od nas przeniosła się do Berlina. To prujemy za nimi. Dopadliśmy. Spuściliśmy łomot. Hetman załatwił Kirę. Zabraliśmy walizkę. Wróciliśmy. A Książe się tak ucieszył, że oddał nam te autostrady, stąd aż do Niemiec są nasze. - prawa ręka Ukraińca z irokezem luźnym tonem streścił wydarzenia sprzed jakichś dwóch lat. O co poszło z tą walizką. A pozostali kiwali głowami i też pewnie brali w tym udział. Bo akcja widocznie przyniosła im mnóstwo satysfakcji i do dziś była powodem do lokalnych anegdotek i pogadanek takich jak ta.

- Rozłamy w rodzinie nigdy nie są niczym przyjemnym. Kłótnie z dupy, fochy i pretensje. Nie da się zawsze zadowolić wszystkich - Ryan odezwała się po chwili milczenia i trawienia zasłyszanych informacji. Zerkała na hełm będący trofeum primogena anarchistów. Jak głowa łosia spreparowana i przytwierdzona do drewnianej deski aby lepiej prezentować się na popękanym tynku.
- Ta Kira - zaczęła w miarę neutralnym tonem, bawiąc się pokrwawionym kastetem - Kim była? Wolała funky i fińskie disco zamiast punka?

Johny parsknął śmiechem, a po chwili dodał:
- Kira była kiedyś prawą ręką Hetmana. Ale nie zgadzała się z filozofią Camarilli jako takiej. Na przykład szlag ją trafiał, że Książe rozdaje Primogenitury. I że jest jakiś Primogen klanu i tylko on jeden jedyny może mieć potomka, chyba, że uzna, że chce przekazać to prawo komuś innemu. Uważała, że do walki z Inkwizycją musimy być gotowi. Że musimy mieć armię. A jak zwerbować armię wampirów, gdy każde powołanie musi wyjść osobiście od Księcia? Nie była jedyną, która tak myślała. Wiele wampirów chciałoby mieć swojego potomka. Tymczasem primogenitura powoduje, że jesteśmy pod ścisłą kontrolą. Nie to co Anarchiści. Inna sprawa, że niekontrolowane namnażanie populacji wampirów prowadzi do takich akcji jak ta na parkingu Leclerca.

- No nie wiem kto tam był czyją prawą ręką. Przy Kirze Hetman i my to zwykłe młodziki. - Filozof pokręcił głową na znak, że ma nieco inną opinię na ten temat. - Tak czy inaczej już mamy ją z głowy. A do Anarchistów, przynajmniej tych z Berlina, chyba przesłanie Hetmana dotarło bo od tamtej pory jakoś się u nas nie pokazują. Chociaż czasem spotykamy się z nimi na koncertach tam czy tu. Czasem jest fajnie. Sentymentalnie. Wspominamy dawne dzieje jak tutaj balowaliśmy razem. A czasem nie. Wtedy wychodzimy na zewnątrz. - wzruszył ramionami jakby mimo różnic i zaszłości jakieś kontakty z dawnymi kumplami utrzymywali.

Tremere słuchała cały czas bawiąc się kawałkiem metalu i wydawało się że to na nim skupia całą uwagę, a reszta przepływa jej gdzieś z boku czego nawet nie rejestruje. Tak jednak nie było.
- Powinniśmy być ściśle kontrolowani, nasze pojawianie się. Każde spokrewnienie traktowane jako zaplanowany proces, nie… chwilowy kaprys albo wypadek przy pracy, podczas imprezy. Jeden diabeł. Klienta z weekendu mi szkoda, gdyby miał nad sobą kogoś kto by go poprowadził mógł stać się wartościową częścią naszej pojebanej społeczności, a tak Ajax wlał go do worka i tyle go widzieli - potrząsnęła głową, wracając do rzeczywistości i towarzystwa.
- Nie dziwię się że koncerty to punkty łagodzące obyczaje. Mamy jako naród zajebistą historię z tym związaną, z punk rockiem. Już od lat '76-77 ubiegłego wieku. Najbardziej epicki moment dla niego nie miał miejsca ani w Wielkiej Brytanii, ani w USA. Co dziwne, miało to miejsce w małym mieście na południowym zachodzie Francji: Mont de Marsan. Małe miasto, które nie jest znane z czegoś więcej niż walka byków i coroczna Fete de Madeline… po więcej bezużytecznych faktów zapraszam po nowej kolejce. Chyba nie będziemy siedzieć o suchym pysku. Różne podejścia, dawne niesnaski… a walić to. Można wypić za zmarłych którzy zostają przy nas w ten czy inny sposób - uśmiechnęła się krzywo.

John ponownie skupił w sobie krew. Jego blada twarz zaróżowiła się. To wręcz nie pasowało do niego. Po chwili sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, z której wyjął starą zapalniczkę i pomiętą paczkę Marlboro. Sięgnął po jednego papierosa i poczęstował pozostałych. Nie zgadzał się ani z tym co miało miejsce, ani z tym, że będzie dobrze, ani nawet z tym, że muzyk wszystko załatwi. Jednak nie chciał teraz tego wywlekać. Zaciągnął się mocno do płuc i delektował dymem. Jego wzrok ponownie powędrował na poharatany kask.

- Bo ja wiem… - Filozof zastanawiał się chwilę nad słowami nowej koleżanki. - Całkiem sporo z nas zostało spokrewnionych pod wpływem chwili i impulsu. Choćby Hetman. Często to tak, że “teraz albo nigdy”. Masz okazję a ktoś wyda ci się tego wart? Zamiast odwalić kitę i tyle. Potem może być już za późno. Albo po prostu stracisz okazję. - pozwolił sobie na dyskusję w tym temacie bo widocznie nie do końca widział tą sprawę tak samo jak Margaux.

- A ja to żałuję, że mnie tu nie było w ‘68-mym. Znaczy wtedy to jeszcze nawet nie było mnie na świecie. Ale to musiało być coś! Prawdziwe barykady, Anarchiści w całym mieście, walki z policją, komuny studentów bratających się z robotnikami z fabryk… To było coś! - rozmarzył się z uśmiechem na myśl o majowej rewolucji z drugiej połowy zeszłego wieku. Pewnie nawet wśród śmiertelników wciąż żyli uczestnicy tamtych wydarzeń chociaż musieli być już w podeszłym wieku. Dla spokrewnionych to jednak było wydarzenie jak sprzed paru sezonów. Chociaż oczywiście nie dla młodych stażem wampirów których wtedy raczej nie było na świecie. Ale te wydarzenia dla obu ras obrosły legendą i nie tylko wampiry czy Brujah chętnie o nich wspominali.

- A tego Brudasa z Leclerca w ogóle mi nie szkoda. Dostał za swoje. Lepiej my jego niż on kogoś z nas. No albo jakby smrodu narobił z kamerami, policją i tak dalej. A Ajax jest w porządku. On i jego ekipa co tydzień ma jakąś robotę w takim stylu. Gdyby nie oni to pewnie tych tajemniczo osuszonych z krwi zwłok policja by znajdywała o wiele więcej. Tak, robią dobrą robotę. - zwrócił jeszcze uwagę na zespół cleanerów do których chyba żywił szacunek za ich wysiłki w zachowanie Maskarady.

- Nie tylko oni. Aurora dobrze poukładała wszystko wokół Księcia. Wszystko funkcjonuje jak doskonała, naoliwiona machina. Dzięki za spotkanie, ale chyba na nas pora. Noc jeszcze młoda, a jeśli nie chcemy, żebym biegał po parkingach i mordował ludzi jak Brudas, to muszę coś przekąsić. - John po tych słowach zgasił papierosa w jednej z popielniczek i wstał powoli.

Wychodząc John rzucił na odchodne do Luisa, że mają pozdrowić od niego Mwebe, gdy będą mu obciągać z Arturem. W ślad za nim poszły jakieś przekleństwa i zdaje się puszka po piwie.

Wyszli na korytarz, a dalej już poszło z górki - kolejna sala tym razem pełna rozwrzeszczanych ludzi uzbrojonych w plastikowe kubki pełne rozwodnionego piwa, muzyka subtelnie rozsadzająca bębenki w uszach. Zapach fajek, potu, przetrawionego alkoholu i rozgrzanych ciał, a w tym wszystkim oni, jak dwa psy ogrodnika łypiące spod ściany na rozentuzjazmowany tłum. Po rozmowie z Filozofem Ryan jakoś odeszła ochota na zabawę, czuła się zmęczona chociaż wedle wszelkich prawideł noc dopiero wchodziła w główną fazę.
- Wiem że jesteś duszą towarzystwa, dlatego nie będę cię wyciągać na siłę z imprezy tam, gdzie ciszej i spokojniej - musiała się pochylić do Brujah żeby powiedzieć mu głośno do ucha aby słowa nie utonęły w kakofonii koncertu. Próbowała się przy tym wesoło wyszczerzyć, ale wyszedł jej grymas jakby ją coś bolało. Na przykład nieżycie.
- Chyba że naprawdę stąd spadamy. Pijesz z worków? Mam parę w domu.

John kiwnął głową. Dopiero gdy wyszli na świeże powietrze przyznał, że nie pije z worków. Podobnie jak z kieliszków, szklanek czy innych naczyń.

- Moment zaspokajania głodu jest jak narkotyk. Uwielbiam czuć adrenalinę. Uwielbiam, gdy ofiara się boi. Nakręca mnie to - powiedział i uciekł wzrokiem. W końcu przyznał się do swojego fetyszu.
- A w tych workach, to tam nie masz czasem surowej plazmy i konserwantów? Nie boisz się o zdrowie? Wiesz, z tą całą chemią mogą ci zacząć włosy wypadać - teraz już patrzył na nią i szczerzył się, żeby tylko zejść z tematu straszenia ludzi w ciemnych zaułkach.

- Wtedy zbiję piąteczkę Carlowi, wezmę miecz wykuty z lemiesza od traktora i razem pójdziemy bić heretyków, olśniewając ich blaskiem księżyca odbitym od naszych łysin - Tremere pokiwała mądrze głową mając przy tym śmiertelnie poważną minę. Przynajmniej do chwili gdy nie zmrużyła oczu aby ukryć rozbawione błyski.
- Lubisz gdy się boją? Czyli dominacja… a jak z kajdankami? Recytowaniem praw, choćby o zachowaniu milczenia. Albo zakuwaniem w różnych dziwnych i przerażających konstrukcjach? - ściągnęła usta, wymownym gestem pukając się w bok szyi - Szkoda, chciałam ci zaproponować zadośćuczynienie za dzielne znoszenie nawały ludzkiej żywej i nieżywej, korowodu pytań, uśmiechów, bohaterstwa i ratunku z opresji zamulania gdzieś w kącie i sączenia rozwodnionego browara aby wmówić sobie, że bawię się dokładnie jak przed ponad dekadą.

Szedł obok w milczeniu. Jakoś żadne z nich nie pomyślało, żeby wziąć taksówkę. John słuchał jej, jednak patrzył przed siebie.
- Kira była moją stwórczynią - wypalił nagle.

- Ah - Margaux westchnęła, odechciało się jej żartów. Szli w ciszy dobre kilkadziesiąt metrów, gdy trawiła w głowie zachowanie Brujah po zobaczeniu odrapanego kasku. Pamiątki wiszącej jako trofeum w siedzibie kogoś z kim chyba nie miał zbyt dobrych relacji. Prosta informacja wiele wyjaśniała, dużo komplikowała.
- Przykro mi John - powiedziała wreszcie, potrząsając głową i biorąc go pod ramię. Bycie wsparciem nie wychodziło jej zazwyczaj, jednak nie chciała w tym momencie uciekać od tematu zbywając go jakąś palniętą na szybko głupotą. - Naprawdę mi przykro, musiała być naprawdę wyjątkową babką, taką z jajami. Dlatego unikasz fraternizacji z resztą? Trudne, rodzinne układy, co? - spytała i zanim ugryzła się w za długi język dodała kolejne pytanie - Kochałeś ją?

- Wampiry chyba nie mogą… - odpowiedział bez zastanowienia. Później chwilę milczał, ale mimika jego twarzy wskazywała na to, że nadal się zastanawiał.
- Piłem jej krew jeśli o to chodzi. Ona mnie karmiła. Pewnie gdyby nauczyła mnie pić z paczek, to teraz bylibyśmy w drodze do ciebie. Ale nie… zostawiała mnie głodnego, zamkniętego w kontenerze, a gdy głód wyżerał mnie od środka zamykała mnie z różnymi ludźmi. Zabijałem ich w szale. Nie wiedziałem, że można inaczej. Cóż… kochałem ją miłością psa szkolonego na zabójcę. To chyba dobre porównanie.
Znów zamilkł i tak jak poprzednio myślał o czymś intensywnie.
- Z drugiej strony dała mi to wszystko. Dała mi możliwości jakich ludzie nie będą mieć nigdy. Dała mi nieśmiertelność. Nie porzuciła mnie. To się chyba nazywa syndrom sztokholmski. - Próbował rozładować sytuację żartem… jednak opuścił głowę gdy zdał sobie sprawę, że to może nie być żart.

- Dziecko z rodziny dysfunkcyjnej. Jakby co nigdy nie jest za późno na naukę, chcesz to cię pobiję w trakcie jedzenia abyś lepiej przyswoił. Będzie według zwyczajów twojego klanu, wszelkich prawideł i jak starsi nakazali. Przemoc i patologia, tak domowo - po chwili zastanowienia Ryan odezwała się cicho, spoglądając na idących po drugiej stronie drogi ludzi. Nagle jej samej zachciało się palić.
- Możemy nienawidzić, czuć żal, złość, smutek i rozbawienie. Od nas samych zależy co sobie zostawimy, a czego się pozbędziemy. Sami z siebie robimy potwory większe niż w rzeczywistości. Możemy się bać, możemy kochać… przynajmniej jeszcze przez jakiś czas i bijące serce nie jest do tego potrzebne. Ale każda miłość prędzej czy później je złamie, rozerwie na kawałki i zostawi takie zgniłe ochłapy obijające się o żebra. - wzruszyła ramionami, zaciskając palce na rękawie kurtki kompana - Nekrozłodzieje, pasożyty społeczne i tkanka rakowa narosła na zdrowych komórkach społeczeństwa które samo w sobie jest tak popierdolone, że najlepiej byłoby je w większości zutylizować i zacząć od nowa. Chciałeś tego? Przemiany? Wiedziałeś na co się piszesz nim nie zrobiono z ciebie chodzących zwłok napędzanych dzięki zabieraniu życia innym? Poza tym łobuz zawsze kocha najmocniej - dodała na koniec żart dość niskich lotów.

- Nie wiedziałem na co się piszę. Chociaż… - wahał się.
- Zaciekawiło mnie życie wieczne. Taki paradoks, bo gdy mnie poznała, to chciałem umrzeć.
John objął Margoux i przyciągnął do siebie.
- Robimy wszystko, żeby być najlepszą wersją siebie. Po coś. Ale tak naprawdę nas to kręci. Kręci nas poznawanie granic. Zawsze. We wszystkim. Napędza to ludzi, tak samo jak wampiry. Mnie zawsze kręciły granice technologii. Nieśmiertelność powoduje, że będę mógł oglądać jej rozwój do końca świata. Czyli z aktualnymi tendencjami ludzkości pewnie jeszcze z dziesięć lat. A jaka smutna historia kryje się za Margo? Czyżby detektyw nie mógł zaznać spokoju po śmierci, póki nie zamknie ostatniej sprawy? - John zaczął się rozglądać po okolicy. Było późno. Ludzi było coraz mniej.

- Z tego co się orientuję mam prawo zachować milczenie, adwokata i jednego telefonu - prychnęła kręcąc głową z czymś na kształt rezygnacji. Przestała udawać zblazowanego cynika z podłym poczuciem humoru. Po prostu nagle zdjęła maskę pokazując zmęczoną, ściągniętą twarz o pustych oczach.
- Nie chciałam umierać, poznawać absolutu ani nowej nie-życiowej perspektywy. Chciałam żyć, ale nikt nie pytał mnie o zdanie - sapnęła gapiąc się przed siebie niewidzącym wzrokiem - Tropiłam seryjniaka, a on okazał się kimś więcej niż człowiekiem. Chyba go rozbawił mój upór, albo cholera wie, postanowił ukarać za wchodzenie w paradę. Nie wiem, zamieniliśmy może paręnaście zdań zanim nagle się nie zawinął zostawiając mnie na podłodze obok sterty trupów. Zniknął, a ja zostałam sama nie wiedząc do końca co się dzieje. Powinnam wtedy zostać do świtu na zewnątrz, prawie to zrobiłam. - zrobiła przerwę przeczyszczając gardło i splunęła na chodnik.
- W tamtej chwili mój syn miał niecałe sześć lat, nie mogłam go zostawić. Więc zostałam nie biorąc sobie do głowy że będzie mi dane patrzeć nie tylko jak dorasta, ale starzeje się i umiera. Przeżyję go, jego wnuki. Dobrze pójdzie zrobię przez ten czas coś dobrego, komuś pomogę. Powstrzymam kolejnego skurwysyna zanim zniszczy kolejne rodziny. Dobra… teraz już możesz się śmiać - westchnęła.

- No. Pewnie nie będzie prawnuków. Chyba, że zniknie internet. Ludzie nie wchodzą ze sobą w takie interakcje jak powinni. Ale poza tym jest sporo okazji, żeby zrobić coś dobrego. Może jednak to ja zaproszę cię na kolację? Daj mi chwilkę.

John sięgnął po telefon komórkowy. Wybrał z listy numer opisany jako Ivan.
- Cześć. Mam nadzieję, że nie obudziłem. Mam papiery na jakiegoś brudasa. To chodliwy towar, więc daj znać jak kogoś będziesz chciał upchać. A po drugie, wiesz masz może kogoś, kto się naraził?

Po krótkiej wymianie zdań Johny wrócił do Margo i poczęstował ją papierosem. Sam też odpalił kolejnego.
- Mam taki nawyk. Trzymam się go, bo jest ludzki. Ten cały rumieniec, to wszystko… to jest do bani. To, że nie możesz być z bliskimi też jest do bani. Fajki po śmierci smakują jak gówno. Alkohol smakuje jak gówno. Seks jest do dupy. I to nie tylko anal. Wszystko co zaczyna się liczyć to krew i to co czujesz we krwi. Możesz wciągnąć kreskę i nic ci nie jest. Ale spijesz ćpuna, który wciągnął kreskę i latasz resztę nocy. A jednak udajemy. Wciąż udajemy - popatrzył na papierosa w dłoni - żeby być ludźmi. Ty masz dla kogo. A jak ojciec młodego przyjął wiadomość i tym, że nie będziesz już grzać mu łóżka?

John gubił się w rozmowie. Nie był pewny co chce przekazać, a czego samemu się dowiedzieć. Słowotok przeplatał się z milczeniem.
- Mam wrażenie, że jesteś pierwszą osobą z którą rozmawiam od dekady - zaciągnął się mocno papierosem i dodał: - Fajnie.

- Mhm - kobieta odmruknęła paląc zachłannie póki żar nie podszedł pod filtr. Wtedy wyrzuciła niedopałek i dmuchnęła dymem do góry.
- To jest randka na miarę naszych możliwości, niech to diabli. Chętnie dam się zaprosić na kolację, wybieraj lokal. Potem zapraszam cię do siebie. Mam naprawdę wygodną kanapę, więc dostaniesz łóżko jako gość, a kanapę zaanektuję. Jak swego czasu Białoruś - parsknęła mocniej obejmując Anglika w pasie. Gdyby byli żywi zrobiłoby się ciepło, a tak musiała wystarczyć sama bliskość. Dziwne, gdy ktoś podchodzi tak blisko i nie chce dorobić naiwniakowi kolejnych dziur w ciele.
- Po prostu… będzie mi miło. Bardzo. Też nie gadałam z nikim dawno tak… no wiesz - przyznała bez wesołkowatej otoczki, poważniej - Mam w barku flaszkę whisky, pomieszana z krwią daje radę i idzie się znieczulić. Smakuje trochę mniej jak gówno. Fajki śmierdzą jak śmierdziały, albo nawet i bardziej. Co do seksu nie wypowiem się, po przemianie próbowałam ze dwa razy i za każdym razem przede wszystkim czułam zdenerwowanie. Spięcie, strach czy przypadkiem się nie zapomnę, Bestia nie przejmie kontroli i nie zabiję zamiast zaliczyć. Niby zaczyna się tak samo, ale kończy już kompletnie inaczej - zrobiła przerwę udając że nagle zainteresowały ją mijane neonowe reklamy.
- Rozwiodłam się z Andym, oddałam mu prawną opiekę nad naszym synem. Tak było bezpieczniej, nie chcę myśleć co by się stało gdybym przy nich straciła kontrolę. Teraz ma nowe życie, nową żonę, a ja… noszę na szyi obrączkę jak pieprzony Frodo. Sentymentalizm, głupota. Jest szczęśliwy, bezpieczny. Zasłużył na to, obaj zasłużyli. Ja mogę mieć na nich oko z daleka, plinować. Opiekować się. Chujowa matka która nie pójdzie na wywiadówkę bo się spali po drodze, albo kogoś rozerwie na kawałki gdy jej wywali Głód poza skalę.

W zasadzie gdy Margoux skończyła mówić to podjechał zamówiony przez Johna Uber. Brujah otworzył jej drzwi i powiedział:
- Lady, zapraszam na wyprawę do Mordoru.

***

John dostał namiar od Ivana. Chłopak wcześniej pracował dla niego, ale odszedł, zabierając ze sobą klientów z Barbes. Ivan nie wiedział o tym, że John jest martwy. Miał go za zwykłego psychopatę, który w niebezpieczny sposób odreagowuje pracę na osiem godzin w Korporacji. Zabawne było to, że John udawal, że żyje, by zyskiwać w oczach rosyjskiego gangstera, podczas gdy kompletnie się tym nie przejmował w odniesieniu do innych. Czy to czyniło go bardziej ludzkim? Czy może bardziej potworem?

***


Jechali do Barbes. Sławnej z przestępczości osiemnastej dzielnicy. Regularnego miejsca polowań Johna. Dziś wpasowywał się w okolicę w swoim punkowskim stroju. Niestety wiele potencjalnych celów zniknęło z ulicy. Włóczyli się teoretycznie bez celu, aż znaleźli młodego dwudziestokilkuletniego faceta w czarnym BMW. Takie auto, w takiej dzielnicy oznaczało tylko jedno. Diler.

Podeszli pod pretekstem zakupu działki. John chwycił go i unieruchomił, a później wbił się kłami w szyje. Mężczyzna krzyczał przez moment, potem odurzyła go przyjemność niesioną wampirzym ukąszeniem.

- Podano do stołu - powiedział John ukazując zakrwawione usta i podbródek. - Smakuj jego strach. On teraz myśli, kto go wystawił i czy ma szansę przeżyć. Jego serce wali jak szalone. Zasmakuj jego strach.

Tremere patrzyła na to ze zmarszczonymi brwiami, krzwiąc usta w mało radosnym grymasie. Nie znała dzieciaka służącego kompanowi za nocną przekąskę, widziała go pierwszy raz, więc pewnie nowy łebek mający nadzieję na wzbogacenie się po najmniejszej linii oporu, bo jak wiadomo, w Barbes albo się ćpało, albo piło. Najczęściej pakiet łączony.
- Moje torebki mają mniej chemii niż jego żyły. Nie ma też tego niezręcznego uczucia gdy kończysz jeść, a znad głowy dochodzi głos “baza wirusów została zaktualizowana” - mruknęła nie mogąc oderwać wzroku od czerwieni na twarzy Brujah. Wciągnęła ze świstem powietrze, chrapy same się rozszerzały aby złapać jak najwięcej słodkiej woni. Czarny stwór wewnątrz flaków poruszył się, kły zaswędziały w dziąsłach.
- I nie mówi się z pełną buzią - burknęła pochylając się do przodu i przełykając ślinę. Otworzyła nawet usta, jednak zamiast wbić zęby w ofiarę nagle parsknęła wysuwając język.
Ciepły, mokry organ wylądował na brodzie Anglika a następnie ruszył na wycieczkę ku górze, zlizując czerwone ślady na zarośniętej skórze.

John pozwalał się oblizywać, jednak co jakiś czas ssał krew z ciała dilera. Tym razem walczył ze sobą i zostawiał ja w ustach, pozwalając Margo na pożywianie się tak jak uznała za stosowne. Po chwili ciało chłopak zwiotczało w jego rękach. Zalizał ranę, żeby usunąć ślady pożywiania. Po wszystkim rozbił mu nos, rzucił do środka samochodu, a na jego telefonie wykręcił 112.

Po wszystkim spojrzał jeszcze raz na policjantkę. Na jej twarzy była jeszcze ciepła krew. Wsunął dłoń w jej włosy i przyciągnął ją do siebie, żeby usunąć ślady swoim językiem.

- To teraz wracamy do ciebie? - zapytał z uśmiechem, jakby faktycznie właśnie wyszli z restauracji.

Odpowiedzią był przyspieszony oddech omiatające jego twarz, zupełnie jakby Tremere zapomniała że w sumie to nie żyje i nie musi oddychać. Przełykała ślinę, albo oblizywała usta, skacząc wzrokiem po jego twarzy widzianej z całkiem bliska. Może sprawdzała czy nie zostało nic na potem, musieli jakoś wyglądać… chociaż tutaj nikt nie zwracał uwagi na takie drobnostki jak ślady krwi na ubraniach, złamane kończyny albo nieprzytomne ciała wystające nogami z przewróconych kontenerów.
- Ale we dwoje, czy kolega idzie z nami? - spytała gdy jej ręce oparły się o poły skórzanej kurtki na jego piersi i zastygły tam na parę chwil, a potem przesunęły się ku górze kończąc ruch dopiero gdy ramiona znalazły się za męską potylicą.
- Do mnie będzie najbliżej, Rue Simart na wysokości Pepe Chicken. Wiedziałam że nie odpuścisz kanapy - dokończyła z twarzą tuż przed jego twarzą.

- Hej, obiecałaś łóżko - oburzył się Brujah, po czym głośno się zaśmiał.

- Patrzcie go jaki pamiętliwy - zmrużyła oczy zwalniając chwyt za karkiem. Przeczesała palcami krótkie włosy gdy opuszczała dłonie z powrotem na jego pierś i ruchem brody wskazała ulicę na lewo - Wannę też mam całkiem niezłą. Tylko muszę usunąć resztki ostatniego klienta. Wiesz, nasze rytuały bywają brudne. Mogę ci pokazać parę sztuczek. Gumowe prześcieradło i jednostkę krwi akurat mam przygotowane. Lubisz kajdanki?

Brujah zaśmiał się głośniej i sięgnął do kieszeni wyjmując kajdanki jakie zabrał przy okazji zorganizowanej przez Aurorę nagonki na Brudasa.
- Ruszajmy, za chwile świt.

Ryan skinęła krótko głową na zgodę, a potem biorąc Johna za rękę poprowadziła w dół ulicy.

Brujah potrzebował dłuższej chwili aby zrozumieć sens słów Ryan. Prowadziła go do siebie. Osiemnasta dzielnica była ostatnim miejscem, w którym spodziewałby się znaleźć policyjne mieszkanie. Przynajmniej zanim okazało się ono kanciapą wynajmowaną na poddaszu rodziny jakichś imigrantów. Pewnie normalnie nie czułby się bezpiecznie w takim miejscu. Ale tym razem było inaczej.

W samym mieszkaniu pchnęła go na łóżko i ruszyła do lodówki po worki z krwią. Świt był coraz bliżej. John czuł to nieznośne ciepło, jakie go ogarniało gdy na zewnątrz słońce było coraz bliżej. Czuł jak bestia się kurczy... jak życie opuszcza jego ciało. Czuł jak zapada w ciemność.

Gdy Margoux weszła do sypialni z dwoma workami krwi i zobaczyła trupa w bojówkach i skórzanej kurtce przewróciła jedynie oczami. Skomentowała to w swoim stylu, jednak Johnowi nigdy miało nie być dane dowiedzieć się cóż powiedziała. Odłożyła worki z krwią i wróciła.

Ściągnęła Anglikowi buty, zasunęła zasuwy w drzwiach do sypialni, po czym sprawdziła czy ma pistolet pod poduszką i położyła się obok patrząc na martwą twarz Brujah.


 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 08-10-2022, 17:30   #67
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 09 - 2025.06.01; nd; wieczór, 23:45 (1/2)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Necker, okolice wieży Eiffla, ulice
Czas: 2025.06.02; pn; noc, g 01:10; ok 5,5 h do świtu
Warunki: wnętrze samochodu; cisza, ciepło, półmrok; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, umi.wiatr



Carl



Carl siedział w samochodzie. Jechał do centrum, na spotkanie z Aurorą. Wstawało mu się dzisiaj dość dobrze. Głód mu za bardzo nie dokuczał. Był tylko lekkim swędzeniem w gardle i to tylko wtedy jak sobie o tym pomyślał i na nim się skoncentrował. A jak już szykował się do wyjazdu i jechał przez miasto to miał sporo do przemyślenia z wczorajszej nocy.

Chyba nie przekonał swojej nowej szefowej ani wysłanniczki primogena własnego klanu do swoich racji. Żadna jednak nie ciągnęła dłużej tej dyskusji. No a tak to przynajmniej zapamiętał. Jednak w końcu trochę sobie wtedy dziabnął i może nie tylko język mu się wtedy plątał. Szeryf to powiedziała chyba coś w rodzaju, że nie jest od osądzania moralności tylko przestrzegania i egzekwowania bezpieczeństwa i porządku w paryskiej koterii. I nie zdradzała chęci w ciągnięcie filozoficznych i teologicznych dysput. Zaś Cecila, chyba dość cierpkim tonem skwitowała, że nie ma w sobie nic z anioła. Ani krwawego ani innego.

A wczoraj spotkał się z Gillesem. Jednym z ponoć najstarszych i wciąż aktywnych paryskich spokrewnionych. W szklance jaką mu przygotował jak się okazało była ku jego uldze krew zwierzęca. Więc nie musiał się wzdragać przed jej popijaniem podczas rozmowy z wampirem zaliczanych już do starszym. Zresztą musiał zostać spokrewniony w starszym wieku bo taką miał aparycję. W sam raz na jakiegoś bibliotekarza czy profesora. I od niego dowiedział się całkiem sporo różnych rzeczy na temat wampirzej przeszłości i teologii.

- Zacznijmy od Księgi Nod. Popularne wyobrażenie głosi, że to biblia wampirów. Nic bardziej mylnego. - zaczął od tego co pewnie wydało mu się najważniejsze. Nazwa się wzięła od krainy Nod wspominanej w bibli śmiertelników. Miała to być kraina położona na wschód od Edenu do jakiej po zabiciu brata trafił Kain. Ten biblijny. I stała się synonimem błądzenia, błądzących i zbaczania z prawej ścieżki prowadzącej wprost do Boga. Stąd pewnie źródłosłów wampirzej “Księgi Nod”. W końcu wedle tradycji to Kain miał być praprzodkiem wszystkich do dzisiaj żyjących wampirów.

- Chociaż istnieją legendy, że pierwsza była Lilit. Tylko o niej jest jeszcze mniej zapisków niż o Kainie. Czasem mówi się, że ona była pierwszą żoną Adama ale ten lub Bóg wygnał ją bo była zbyt grzeszna. Więc bywa traktowana jako matka, kochanka, żona lub nauczycielka Kaina jaka obdarowała go tym co dzisiaj nazywamy darami krwi. Tylko on miał mieć je wszystkie a u nas jak wiesz zwykle ma się jeden, góra kilka. A wedle innych to ona go nakłoniła do zabicia Abla z zemsty za wygnanie przez Adama z Edenu i zastąpienie jej przez Ewę. Lub spotkali się dopiero jak Kain tułał się jako wygnaniec po świecie i ona nakłoniła go do przejścia przez tajemny rytuał jaki uczynił go wampirem. Co ciekawe nadal nie ma żadnych wzmianek czy nasza rasa istniała przed tą dwójką. Jeśli tak to żadne zapiski ani ślady nie dotrwały do naszych czasów lub jeszcze na nie nie natrafiliśmy. Ciekawa jest też teoria, że Lilith była nie demonem tylko wampirzycą. Jeśli tak i przekazałaby swoje potomstwo to być może istniałyby całkiem inne linie krwi niż te pochodzące od Kaina. Chociaż to czysta hipoteza nie poparta żadnymi dowodami. Co prawda istnieją sekty jakie uważają Lilit za swoją patronkę i praprzodka ale szczerze mówiąc nie wydają się być czymś więcej niż kolejną odmianą naszej wiary. - Gilles miał talent do opowiadania i przyjemnie się go słuchało. Jak jakiegoś bajarza snującego mity i legendy z dawnych czasów.

- Natomiast fizycznie trudno jest porównywać “Księgę Nod” do biblii śmiertelników. - wrócił do głównego wątku o jakim mówił. Otóż z wiarą w tą księgę wśród spokrewnionych było podobnie jak ze znajomością treści biblii u współczesnych śmiertelników. Czyli wszyscy o niej słyszeli, może nawet mieli ją w ręku znali stereotypowe fragmenty powtarzane z ambony czy po prostu znane. Ale mało kto pofatygował się aby przeczytać osobiście tą książkę. Podobnie z Nod. Mało kto zdawał sobie sprawę, że po pierwsze nie ma jednego, wzorca tej księgi. To raczej zbiór przypowieści, legend, apokryfów. Do tego na przestrzeni wieków przekazywano te historie ustnie nim je ktokolwiek postanowił spisać. A jak już spisano to do dziś nie było konsensusu co się zalicza do “Księgi Nod” a co nie. Jakby mało było tego zamieszania zwykle były dostępne jakieś fragmenty. Czyli ktoś miał jakąś spisaną legendę o Kainie i uważał, że to część tej księgi, inny miał jakieś przypowieści o dialogu Kaina z Lilit czy jeszcze spisany monolog wewnętrzny na szczycie góry. Ponieważ zwykle źródło takiej opowieści było nieznane lub niepewne nawet nie było tak do końca jasne czy to są własne fantazje autora, usłyszał je og kogoś innego lub przepisał, czy to z kolei źródło było oryginalne czy też miało podobne pochodzenie sprawiało, że do ich wiarygodności często można było mieć zastrzeżenia.

- To trochę jak z tworzeniem bibli śmiertelników w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Było mnóstwo różnorodnych źródeł mówionych i pisanych. Po czym na kolejnych soborach i podobnych dysputach ustalono, że jakąś ich część spisano w jedną księgę i nazwano biblią. Uznano je za kanoniczne. U nas zabrakło takiego zboru. Więc do dziś nie ma pewności co jeszcze jest “Księgą Nod” a co nie. Do tego o ile mi wiadomo na całym świecie istnieje tylko kilka skompletowanych kompilacji. Zwykle jak ktoś ma to jakieś fragmenty. Za najstarsze fragmenty zwykle uznaje się te powstałe tuż przed Starożytnym Sumerem. Ale tak naprawdę to przez te kilka tysięcy lat historii naszej rasy to trudno dziś nam odróżnić czy w danym fragmencie jest jakieś źródło prawdy czy nie. Są poglądy, że całość to fałszerstwo, lub nic więcej niż zbiór legend i przypowieści. Lub toczą się spory czy jakiś fragment może być prawdziwy czy nie. Tak naprawdę co kto sobie uzna albo nie za “Księgę Nod” to trudno to obalić. - Gilles pokręcił głową na znak, że to bardzo niepewny i spekulatywny temat w jakim nie ma stałych punktów zaczepienia podczas tej wspinaczki w głąb mroków historii wampirzej rasy. Brakowało jej systematyczności jaką cechowali się choćby uczeni śmiertelników ze starożytności czy średniowieczni mnisi. A to co zostało spisane nie wiadomo ile wcześniej przeszło przeobrażeń i od ilu stuleci czy tysiącleci krążyło w formie ustnej tradycji. I czy spisujący oddał to jak usłyszał czy też dodał coś od siebie. Zaś tekstów źródłowych z czasów starożytnego Egiptu, Sumeru czy wcześniejszych zwykle nie było. Zresztą to były czasy gdy dopiero tworzyły się pierwsze systemy pisma więc nie było to aż takie dziwne. Co było wcześniej? Tego nie wiadomo. Być może przedpotopowcy już żyli w tamtych czasach i mogli być świadkami tamtych wydarzeń. A może nawet ich jeszcze wtedy nie było. Niestety od tysiącleci byli w letargu ukryci w swoich pradawnych kryptach. A obecnie zawzięcie szukali ich spokrewnieni z Sabatu aby ich zniszczyć. Zaś oni zapewne jakoś byli odpowiedzialni za Zew Gehenny jaki zaczął się pojawiać gdzieś na przełomie ostatniego milenium i dotyczył przede wszystkim starszych i szacownych wampirów. W końcu nie tylko poprzedni książe Paryża usłyszał ten zew i opuścił swoją domenę. To się działo na całym świecie.



Bruno



Młody Brujah przeszedł przez automatyczne drzwi prowadzące do recepcji hotelu “Olimp”. Był nieco głodny. Jak się zbudził z dziennego letargu delikatne swędzenie w gardle jakie odczuwał wczoraj w nocy rozrosło się do lekkiego drapania. Nie było to poważne ale jednak bestia jaka czaiła się w każdym spokrewnionym dawała o sobie znać, że domaga się świeżej dawki krwi aby znów zapaść w drzemkę. Poza tym jednak nic mu nie zakłóciło spokoju tego wieczoru aby naszykować się na to wieczorne spotkanie z szefową. Dziś było ich pierwsze zebranie od czasu zakończenia sprawy z Brudasem z Orly. Wtedy wyglądał o wiele gorzej i to, że cokolwiek pamiętał z tamtego razu zawdzięczał tylko tej szprycy jaką mu wtedy podano. Była na tyle mocna, że wybudziła go z letargu i chociaż pozwoliła być świadomym temu co się dzieje dookoła. Póki nie przestała działać.

Miał też ciekawostkę do wspominania z wczorajszego wieczoru. Co prawda nie był do końca pewien kto to właściwie był wczoraj w tym hotelu. Raz, że stał trochę za daleko więc nie widział detali a po drugie ci co byli bliżej sporo mu zasłaniali. Tym dwóm dziewczynom na motorach też bo odpaliły swoje maszyny i podjechały bliżej aby mieć lepsze miejsce. A tam w końcu wyszedł jakiś facet w garniturze. Pomachał dłonią swoim fanom, dał sobie zrobić parę fotek. Rozdał parę autografów. Także tym motocyklistkom jakie zsiadły ze swoich maszyn i podeszły tam aby dostać autograf. On zaś wsiadł do czekającej limuzyny, pomachał jeszcze raz tłumkowi przed wejściem i zniknął w jej wnętrzu. Wtedy na chwilę mógł na niego rzucić okiem nieco dokładniej. Był wysoki, z ciemnymi, krótko ostrzyżonymi włosami i w jasnym garniturze. Zachowywał się jak gwiazdor jakiegoś filmu, show czy sportu. Ale jakoś Bruno go nie skojarzył. W końcu limuzyna ruszyła, tłumek szybko zaczął się rozchodzić, dwie motocyklistki dosiadły swoich kołowych rumaków, pogadały jeszcze chwilę ze sobą i ruszyły w drogę.

Ale to było wczoraj. Dzisiaj było już niedaleko do północy i umówionego spotkanie nowego zespołu bladolicej szeryf. Przybył w sam raz. Minął recepcję i ruszył do wind.




Margaux i John



Oboje krzątali się po jej mieszkaniu. Ona wstała wcześniej. Nie było to dziwne. Z tego co się orientowała to wciąż miała na tyle wiele wspólnego z rasą ludzką, że nie zwalało ją z nóg przy pierwszych promieniach świtu o ile jej tam nie sięgały i o zmierzchu przy wybudzaniu z dziennego letargu było podobnie. Dzisiaj nie było inaczej. Miała ze dwa czy trzy kwadranse zanim jej gość nie zaczął zdradzać oznak aktywnego nieżycia. John był bardziej bliżej średniej z tym letargiem. I jak się obudził to na zewnątrz panowały już nocne ciemności. W pierwszej chwili czuł się powolny i ociężały. Jednak jak się było trupem przez cały dzień to było to normalne. Powinno się to rozruszać w miarę jak ciało przypominało sobie jak to się robi. A rumieniec życia też w tym pomagał. Jednak poczucie ciężkości nie ustępowało. Biło od żołądka. Gdyby wciąż był żywy mógłby uznać, że coś mu stoi na żołądku albo czymś się wczoraj przytruł. No ale nie był już żywy.

Jak mieli być o północy w “Olimpie” to po przebudzeniu Johna jakoś strasznie dużo czasu nie było jak trzeba było jeszcze tam dojechać do centrum. Wczoraj chyba nie poszło im tak źle na tym koncercie w “Anarchie”. Brujah pod przewodem Filozofa coś ich nie wykopali ze swojej nory ani nawet nikt się na nikogo nie darł i nie obraził. Więc chyba oboje nie narobili tam sobie tyłów. Filozof nawet dał znać, że jakby co to mogą coś czy kogoś przerzucić do Berlina. I to pomimo, że obecnie był to teren Anarchistów i to ci co żywcem rozszarpali poprzedniego księcia Camarilli. I większość Camarilli jakiej udało im się dorwać w rewolucyjne szpony. Były legitne zamieszki, nawet tutaj były newsy z Berlina. Z parę lat temu. Może dekadę? No już trochę wody w Sekwanie upłynęło od tamtego czasu. Na tyle, że każdy zdołał się już oswoić, że stolica Niemiec jest rządzona przez Anarchistów. A mimo to Filozof zdawał się zachować spokój i być pewny tego, że może zorganizować tam przerzut. Tylko musiałby wiedzieć wcześniej bo to trasa raczej na dwie noce. No i być w mieście.

Ale póki co trzeba było się szykować na spotkanie z szefową i resztą zespołu w “Olimpie”.




Alessandra



- Oj, zobacz jak ślicznie wyszłyśmy! - jedna blondynka odezwała się z zachwytem pokazując drugiej ekran swojego smartfona. Na nim widziały scenę z początku wczorajszego wieczoru nagraną przez Jewel. Zdążyła zorganizować kamerę i dotrzeć do sali tortur na tyle wcześnie aby uwiecznić przybycie obu blondynek. Obie były skrajnie różne. Ta w gorsecie i ze szpicrutą prowadziła na łańcuchu tą nagą i skrępowaną. Od razu widać było, że wielka i dumna pani na włościach przyprowadziła swoją poskromioną zdobycz aby pochwalić się nią swoim poddanym. A potem rzucić im ją na pożarcie. Czyli do zabawy. I to też było na telefonie Monique. Obie wstały już jakiś czas temu, tego nowego wieczornego poranka. Razem z resztą towarzystwa. Tylko, że tym razem wszyscy obudzili się w “Miroir Noir” a nie w “Meduse”. Ale humory dopisywały może nawet bardziej niż wczoraj jasno wskazując, że zawieranie nowych znajomości, wzajemna integracja w różnych zestawieniach, kombinacjach i pozycjach zakończyła się bardzo owocnie i wszyscy ją miło wspominali. Bo co by nie mówić o piątkowej imprezie w “Meduse” to jednak te parę godzin z końca wieczoru i początku nocy jakie zwykle spędzili w “The Haven” starczyło aby pokawałkować noc na tyle, że zabawa w “The Hell” nie mogła w pełni się rozkręcić. Co innego wczoraj jak całą noc mieli dla siebie.

I wczoraj gwiazdami wieczoru były właśnie obie blondynki. Jedna jako gospodyni i władczyni druga jako jej honorowy gość i niewolnica. I Jewel jak cień sunąca się w ich pobliżu aby zgodnie z poleceniem szefowej nagrać materiał filmowy który potem panna Noel mogłaby pokazać Oliverowi. Znaczy ich księciu. A to, że sama faworyta księcia ich zaszczyciła swoją obecnością a do tego występowała w roli pokornej i uległej zabaweczki tylko dodawał pikanterii tej zabawie. A gdy wszyscy zapadli w letarg i nim zrobił się niedzielny wieczór to Jewel zdążyła zanieść nagrania dla Charlotte. I ciemnowłosa spec od komputerów bez problemów zgrała filmiki na szczury i smartfony. A nawet zrobiła kilka kompilacji które trwały niewiele ponad minutę i dawały niezłe pojęcie co czeka widza w pełnometrażowym materiale. Dziś wieczorem Jewel dała po komplecie tych nagrań obu blondynkom. Całość zajmowała większość wczorajszej nocy więc nie było szans ich obejrzeć na szybko. Ale właśnie te shorty to co innego i właśnie je oglądała Monique jak jechały w samochodzie no a potem już w “Olimpie”.

- Strasznie chciałam ci podziękować Ally. Cudownie się bawiłam! Dawno się tak nie wyszalałam! Mam nadzieję, że zastanę Oliviera i wszystko mu opowiem! Ha! A nawet pokażę! - Malakavianka szła trzaskając w podłogę swoimi szpilkami. I teraz wyglądała radośnie, dumnie i bogato jak jakaś sławna aktorka, modelka czy po prostu ktoś ważny. W ogóle nie przypominała tej nagiej, związanej, zawieszonej i sponiewieranej niewolnicy jaką była zeszłej nocy. A właśnie tym wizerunkiem pochwaliła się na swoim telefonie niczym zdobytym trofeum. Chociaż wprawne oko jakie wiedziało gdzie szukać to nawet teraz dało się dostrzec ślady tych ekstremalnych zabaw. Wystające spod sukienki pręgi po razach szpicruty czy plamy po wosku. Jeszcze nie zdążyły całkiem zejść. Niemniej Noel zdawała się ich nie zauważać i nie przejmowała się nimi.

- Mam nadzieję, że uda mi się do was zaciągnąć Oliviera. Opowiem mu jakie fajny plac zabaw tam macie. No i gloryhole! Koniecznie ale to koniecznie będę musiała coś takiego zorganizować w “The Hell”! A może i w oficjalnej “Meduse”? No a czemu nie! - roześmiała się na nowo ekscytują się świeżymi wspomnieniami z ostatniej nocy. Zresztą nie tylko ona. Czy się tak żegnały z Sorenem, Hetmanem czy Musette to wyglądało na to, że wszyscy mają bardzo przyjemną i pasjonującą noc za sobą i ze sobą świetną do wspominania. Zapowiadało się, że wszyscy by byli chętni na powtórkę.

- Koniecznie podziękuj tym wszystkim chłopcom i dziewczętom od was. Bardzo o mnie dbali i strasznie mi się to podobało! Jej! Aż mi będzie szkoda i troszkę smutno jak wyjedziesz. Najchętniej to bym się od razu z tobą umówiła na następny raz za tydzień. Ale nie wiem kiedy będziecie wyjeżdżać z miasta i czy jeszcze będziecie w przyszły weekend. - Monique wcisnęła klawisz przywołujący windę i tak we dwie czekały chwilę aż zjedzie na dół. Sama zaś szybko przeszła od tej ekscytacji jaką zdradzała mówiąc o ostatniej nocy aż przygasła na myśl, że z powodu wyjazdu zbyt prędko raczej nie zanosi się na taką powtórkę.

- A właściwie… Masz jakieś plany na dzisiejszą noc po tym zebraniu? - zapytała i spojrzała na Torreador gdy drzwi się otworzyły i weszły do środka. Drzwi się zamknęły a winda ruszyła do góry na piąte piętro gdzie był meeting room i tam miało być zebranie.

- Bo jak masz to oczywiście żadna sprawa. Ale jakbyś miała za dużo czasu, sił i ochoty to wpadnij na 10-te pod 9696. To mój apartament. No ale to tylko jakbyś chciała i mogła jak masz inne plany to możemy się umówić na kiedy indziej. Może jutro? No tylko jeszcze bym musiała porozmawiać z Oliverem. Jestem przy gorącej nadziei, że powie “tak” jak mu opowiem jak dzisiaj było no i pokażę mu te filmiki. Ale nie obiecuję bo wiesz jak to z szefami. Ma być a tu jeden telefon z biura i już wyjeżdża a ty zostajesz sama z całusem na do widzenia i obietnicą, że postara się wrócić jak najszybciej. - zagaiła do niej chyba pod wpływem impulsu. Nie chciała się tak do końca deklarować za ich dwoje skoro jeszcze nie rozmawiała ze swoim partnerem no ale chociaż sama za siebie to była chętna na jak najszybsze ponowne spotkanie z młodą i tak obiecującą Torreador.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-10-2022, 17:38   #68
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 09 - 2025.06.02; pn; noc, 01:10 (2/2)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Necker, okolice wieży Eiffla, hotel “Olimp”
Czas: 2025.06.02; pn; noc, g 01:10; ok 4 h do świtu
Warunki: meeting room; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, umi.wiatr



Wszyscy




- Dobry wieczór. Cieszę się, że mamy już komplet. - Aurora była ubrana w swój ulubiony kolor czyli żałobną i elegancką czerń. Co tylko podbijało kontrast między bladym owalem jej twarzy, szyją i niedużym dekoltem a otaczającą je czernią włosów i ubrania. Siedzieli w tej samej sali konferencyjnej co w zeszłym tygodniu. Tylko tym razem nikt nie krwawił i wszyscy byli przytomni. Zresztą nawet trochę wyglądało to jak biurowe spotkanie bo była przygotowana biała tablica i kolorowe markery, ekran do wyświetlania pomocy a na wypolerowanym na błysk stole przed szefową był otwarty laptop i jakieś teczki z dokumentami.

- Mam dla was następną misję. I tak naprawdę właśnie na jej potrzeby uszyliśmy z was zespół. Ta sprawa z Brudasem z Orly miała was sprawdzić czy nie ma wśród was fajtłap i czy umiecie jakoś współpracować w zespole. Gratuluję wam, wszyscy przeszliście przez to pierwsze sito. - powiedziała poświęcając chwilę na spojrzenie w twarz każdego z tej obiecującej piątki nowych podwładnych.

- Nowa misja wiąże się z wyjazdem za granicę. Do Brukseli. Prawdopodobnie na dłużej. Wymaga dużej autonomii i samodzielności oraz elastyczności w działaniu. Bo chyba rozumiecie, że stąd trudno byłoby sterować taką akcją. Potrzebuję ochotników. Ludzi którzy chcą pojechać w tamto miejsce i zbadać dla nas pewną sprawę. A potem zdać nam raport z lokalnej sytuacji. Którzy przez zapewne kilka tygodni będą musieli działać na terenie nowego dla siebie miasta. Dlatego jeśli ktoś ma opory przed takim wyjazdem niech lepiej zgłosi to teraz. To żaden wstyd czy hańba. Znajdę komuś takiemu zajęcie na miejscu. To nie jest jakieś zesłanie na katorgę czy kolonię karną. Kto nie chce jechać może zostać tutaj. Ale proszę to zgłosić teraz. - szefowa dość ogólnikowo streściła wstęp do tej misji. Na razie poza miejscem nowego zadania niewiele było wiadomo. Demers dała czas na zastanowienie się porządkując i sprawdzając coś w teczkach jakie miała przed sobą. Pewnie nie chciała wywierać na nich presji z podjęciem decyzji.

---


- Dobrze. W takim razie zacznijmy od podstaw. - szeryf ponownie wstała i mówiła do ochotników którzy dalej siedzieli w tym pomieszczeniu. Zaczęła tą odprawę od oficjalnej części.

Bruksela jak wiadomo jest stolicą Belgii. Z Paryża dało się tam dojechać w ciągu jednej nocy. Zwłaszcza, że wszystko było na terenie UE więc pruło się autostradami jakby poruszało się wewnątrz tego samego kraju. Do czasów II WŚ to miasto niezbyt się wyróżniało na tle sąsiednich. Jednak po tej wojnie jak w latach 50-tych założono tu siedzibę EWG jakie potem ewoluowało w UE a w latach 60-tych główną kwaterę ONZ przeniesioną właśnie z Paryża to miasto zyskało na światowym znaczeniu. Gdzieś od tamtej pory dostrzegły to także europejskie koterie spokrewnionych. I zaczęły tam przysyłać swoją młodzież na szkolenie. Zwykle tych co już przeszli przez ten pierwszy, trudny okres żółtodzioba i zaczynali swoje wampirze “dorosłe życie”. Zaczynali już działać na własną rękę, robili się coraz mniej zależni od swoich mauli i tak dalej. Bardzo to przypominało pierwsze studia i prace u młodych śmiertelników. Więc z całej Europy, i nie tylko, koterie zaczeły przysyłać tych młodych spokrewnionych, zwłaszcza tych co rokowali nadzieję na jakichś przywódców, liderów, specjalistów aby tutaj się szkolili w wampirzym rzemiośle. W zakładaniu własnej koterii, zarządzaniu nią, wyboru celów do spokrewniania, polityce, wpływaniu na świat nieruchomości, finansjery, podziemia jednym słowem to z czym kojarzyły się wampirze w pełni rozwinięte elity.

Ponieważ było to na rękę większości europejskich koterii to uznano, że Bruksela jest terenem neutralnym i czy studenci są z Camarilli czy Anarchistów, czy też są niezrzeszeni w żadnej z tych dwóch głównych sekt to mogą tam studiować. A wszystkie strony zobowiązały się uczynić z miasta enklawę pokoju bez prowadzenia wojny. I przez ostatnie dekady zwykle ten układ działał całkiem nieźle. No ale na miejscu można było spotkać cały wampirzy koktail studentów z różnych stronnictw, krajów a nawet stron świata. Studenci między sobą też mieli wstrzymać się od działań wojennych. Na jakieś bijatyki czy pomniejsze utarczki zwykle przymykano oko ale poważniejsze wyskoki miały być ścigane z całą surowością. Najczęsciej kończyło się wilczym biletem dla rozrabiaki i relegowaniem z “uczelni”.

Sama “uczelnia” nie istniała fizycznie. Nie było żadnego wampirzego uniwersytetu wybudowanego w mieście. Ot studenci czerpali wiedzę z doświadczenia starszych wampirów specjalizujących się w danej materii. Podobnie jak śmiertelni studenci zapisywali się na zajęcia z interesujących ich przedmiotów. Do tego częścią szkolenia było znalezienie sobie miejsca zamieszkania i utrzymania. Dlatego zwykle ci starsi studenci już nie mieszkali w Domu Młodzieży Europejskiej tylko kupowali czy wynajmowali mieszkania i lokale gdzieś na mieście. Zwykle też nawiązywali nowe znajomości i przyjaźnie więc czas wolny spędzali właśnie w takim gronie. Prawie każda taka nieformalna grupka miała swój ulubiony lokal, teren, hobby i często było to tożsame z ich własną domeną.

Specyfika koterii tego miasta polegała na tym, że lokalnych wampirów było prawdopodobnie znacznie mniej niż grup studentów. Zwykle bowiem to tubylcy przeważali liczebnie i to rażąco nad nomadami, bezklanowcami i różnymi gośćmi czy przybyszami w danej domenie. Część brukselkskich tubylców stanowiła właśnie kadrę szkoleniową. Ale też wielu z nich pochodziło z całego świata i nie raz to byli prawdziwi fachowcy czy wręcz mistrzowie w swojej dziedzinie. W końcu ten nieumarły uniwersytet cieszył się estymą, zwłaszcza wśród elit władzy w różnych koteriach więc nawet wypadało tam posłać swoją młodzież właśnie tam. Zwłaszcza takich jakich nie było wstyd tam posłać a i rokowali nadzieję, że będą kimś więcej niż szeregowymi członkami sekty. A ten splendor po części też spadał na gospodarzy.

- Ale może słyszeliście, że Brukselę nazywamy też Miastem Próżniaków. - powiedziała z przekąsem szeryf. Faktycznie można było usłyszeć taką opinię. Tak jak Paryż czasem nazywano Miastem Świateł, zwłaszcza dawniej, tak na Brukselę mówiono właśnie tak jak powiedziała Aurora. Wyjaśniła też dlaczego. Otóż wiele młodych wampirów, jacy wreszcie wydostali się spod opieki swoich mauli, swoich primogenów, szeryfa, księcia, barona czy kogo tam jeszcze zaczynało dokazywać tak jak to się zdarzało i śmiertelnym studentom z początku studiów. Wielu w gruncie rzeczy traktowało ten pobyt w mieście jako niekończącą się balangę i wakacje. I dochodziło tam do licznych ekscesów nie raz balansujących nad złamaniem Maskarady. Mimo wszystko ci którzy oparli się tej pokusie chociaż na tyle aby działać samodzielnie jako młody wampir często wracali do swoich domen już jako wartościowi członkowie sekty. Stąd uważano, że ryzyko się opłaca. A i po części snobizm wampirzych elit z całej Europy pozwalał im tolerować te zachowania. A nawet zdarzało się, że jakiś potężny starszy, primogen, książe czy baron lobbował w sprawie swojego pupila. Przez co niektórzy robili się naprawdę nieznośni i rozwydrzeni wierząc, że im wszystko wolno a każdy numer ujdzie im na sucho.

- Księciem Brukseli jest Nosferatu, Nikolaus Vermuelen. I oficjalnie wszyscy spokrewnieni, łącznie z każdym gościem i studentem podlegają jego władzy. Ale nie miejcie złudzeń. Nie umywa się do naszego obecnego księcia. Jak tylko zwęszy kłopoty to zaraz gdzieś znika i pojawia się dopiero jak kurz opadnie. Z tego co mi wiadomo to tamto miasto funkcjonuje dzięki ghulom. Więc zwracajcie na nich uwagę i jeśli coś byście potrzebowali załatwić to radzę wam zacząć od nich. Nie mówię, że każdy tamtejszy spokrewniony to bezużyteczny palant ale pewne tendencje da się zauważyć. No ale to takie wskazówki. Jak tam jest naprawdę to już będziecie musieli rozeznać się na miejscu. - sądząc po minie i tonie głosu francuskiej Rosjanki to chyba jej samej słabo przypadły do gustu porządki w Brukseli. Ale ona sama dała się poznać jako zorganizowana osoba jaka świetnie radziła sobie jako szeryf hrabiego Davouta a przez jakiś czas nawet jego majordom gdy znów wyjeżdżał z miasta na całe lata a teraz tak samo traktowała swoje obowiązki gdy została szeryfem całej paryskiej domeny.

- Dobrze to było tlo i ogólniki. Teraz przechodzimy do detali. To jest International Student House. Tu zwykle przyjeżdżają wszyscy studenci, także od nas. I tu kierują swoje pierwsze kroki. - szeryf wzięła ze stołu pilot i włączyła ekran ze slajdami zdjęć.




https://scontent-man2-1.xx.fbcdn.net...5Q&oe=63654C2C


Na pierwszym był front kilku piętrowej kamienicy w środku miasta. A kolejne zdjęcia przedstawiały standard podobny do akademików czy średniej klasy hoteli. Nawet były fotki tych studentów. Chociaż nie wiadomo było czy śmiertelnych czy z koterii. A dla zachowania Maskarady przyjeżdżali i mieszkali tam także zwykli studenci albo i turyści. Te ostatnie było wygodną przykrywką dla kogoś takiego jak Carl co raczej trudno było go uznać za studenta.

- Co do was wyślemy was właśnie tam. Jako kolejną studencką grupę z Paryża. Nie powinno to nikogo dziwić. Trochę już czasu minęło od wysłania waszych poprzedników. Wysłano ich jeszcze za kadencji poprzedniego księcia. Lepiej nie zmieniajcie masek. Jedźcie jako wy. W końcu nie jesteście wyrwani z kontekstu, powinniście mieć jakieś wspólne miejsca i znajomych, ktoś powinien was rozpoznać, coś o was usłyszał, między innymi choćby to, że ostatnio załatwiliście Brudasa w Leclercu. Tam w Brukseli też maja telefony, twittery, internety i inne takie. Albo choćby mogą być zainteresowani punkowymi koncertami i rozpoznać kogoś z was na filmiku, że był na takim koncercie co tylko doda wam wiarygodności. Albo na przykład zna się z waszym maulą czy innym wspólnym znajomym. Jedziecie tam oficjalnie jako nasi studenci i poza nieoficjalnym celem misji możecie tam mówić o tym co się dzieje tutaj wedle uznania. - Demers powiodła znów spojrzeniem zatrzymując się na chwilę na każdej twarzy jakby chciała sprawdzić czy się dobrze rozumieją. Wyraźnie zaznaczyła, że wolałaby aby na tym polu nie przekombinowali.

- Gdyby jednak okazały się potrzebne nowe maski to myślę, że John powinien sobie poradzić. Gdyby coś było wam potrzebne od nas to na miejscu już działa moja agentka. - pilot w rękach szefowej paryskich szpiegów wycelował w ekran i pojawiło się na nim nowe zdjecie. Młodej, ciemnowłosej kobiety w skórzanej kurtce opartej o motor.



https://i.pinimg.com/564x/23/e2/a1/2...4eb1cb525b.jpg

- To Maska. Moja agentka. Ale ma legendę jako Anitte Faber, ksywa “Blitz”. Z berlińskich Anarchistów. Jest względnie nowa, działa tam od trzech tygodni. Bierze udział w jednej z rozrywek tamtejszej koterii czyli ściga się na motorze. Więc nie wsypcie jej. To wasz łącznik ze mną. Przy innych będzie odgrywać, że się spotykacie po raz pierwszy. I was proszę o to samo. Jak ktoś nie czuje się urodzonym aktorem to niech zda się na pozostałych albo na Blitz. Zorganizuję wam spotkanie z nią zanim oficjalnie wjedziecie do miasta. Wprowadzi was w aktualną sytuację, ona ma od nas najświeższe dane. - w krótkich zdaniach szeryf przedstawiła im kim jest kobieta ze zdjęcia. No i zawsze mogli zadzwonić do Babci Balbiny albo jak coś lekkiego to któryś z ptaków Carla mógł przylecieć z pendrivem czy cos takiego. Chociaż to zajmowało więcej czasu. Tylko trzeba było zachować odpowiednie BHP. No i jak to szefowa zaznaczyła na początku nie było co próbować sterować zdalnie akcją z Paryża. Stąd sytuacja była niejasna. Więc i tak musieli zdać się na Maskę i własne siły oraz pomysłowość.

- No i przechodzimy do tej właściwej części operacji. Czyli o co się dzieje w Brukseli. - Demers pozwoliła sobie na lekki uśmiech jakby teraz zaczynała się ta główna część misji dla jakiej skompletowała ten zespół.

- Wasi poprzednicy wciąż są w Brukseli. Już nie mieszkają w tym Domu Studenckim co wam pokazywałam. Ale nadal wedle słów Blitz często tam bywają. Tradycja też nakazuje aby starsi koledzy powitali świeżaków. - bladolica odwróciła się ku ekranowi i znów zmieniła kolejne zdjęcie.

- Wszyscy zostali spokrewnieni tutaj, w Paryżu na przełomie wieków. Ale nie przez waszych mauli. Ani przez obecnych primogenów. A zależało nam aby było między wami a nimi jak najmniej punktów wspólnych. To było jedno z kryteriów dlaczego zapytania poszły do waszych opiekunów właśnie o was. Drugie to to, że każdy z was ma jakiś swój prywatny kontakt w Brukseli. Trzeci to to, że wasi poprzednicy prawie wszyscy wyjechali do Brukseli zanim was spokrewniono. Więc są dość małe szanse, że się zdążyliście poznać. - na keranie pojawiła się mozajka ludzkich twarzy ale jeszcze niewiele to mówiła. Chociaż z kontekstu dało się domyślić, że to poprzednia ekipa paryskich studentów wysłana na brukselskie studia.

- Tony Thoai, za życia potomek Wietnamczyków. Obecnie Malakavian. Wyjechał w 2011-tym. - pilot kliknął raz i jedno ze zdjęc powiększyło się zasłaniając pozostałe.




https://i.pinimg.com/564x/3e/8d/c5/3...2fb810ee7b.jpg


- Zdradzał talent do hipnozy, manipulacji i dominacji. Wedle opinii Augustina “bardzo obiecujący młodzieniec”. Opiumista, cicha woda która jednak potrafi wybuchnąć jak gejzer. - szeryf streściła co najważniejsze. TT był podejrzanie często widywany w towarzystwie Anarchistów. Nawet bywał z nimi w Berlinie i zdawali się traktować go jak swojaka. Odmówił powrotu do Paryża. Stąd podejrzenie, że nie tylko towarzysko zbratał się z Anarchistami ale i przeszedł na ich stronę. Dowodem były zdjęcia z takich imprez i spotkań z nimi. Ale ostatecznie była to tylko poszlaka. Maska opisywała go jako miłego i cichego, takiego cichego chłopca spod ściany na jakiego nie zwraca się większej uwagi, zwłaszcza w większej grupie. Łatwo go przeoczyć. Także fizycznie bo jak większość Azjatów był raczej drobnej budowy. Czy faktycznie zdradził Camarillię i przeszedł do Anarchistów czy to tylko studenckie przyjaźnie to już mieli sprawdzić ci którzy teraz siedzieli w sali narad.




https://i.imgur.com/oKw9sI7.jpg

- Michael Bosque. Nosferatu. Wyjechał razem z Tonym. Chociaż wcześniej raczej nie mieli ze sobą wiele wspólnego. Po prostu wysłano ich razem tak jak teraz was. - pierwsze zdjęcie zniknęło a pojawiło się kolejne. Tym razem młodego, wygolonego Azjatę zastąpił mężczyzna w kapturze.

- Urodzony dyskutant i buntownik. Mazał sprayem ściany i wagony, był aktywistą w muzycznym undergroundzie i zdarzało mu się brać udział w różnych happeningach i tak dalej. Chociaż bywał głośny i miał cechy lidera i organizatora to raczej nie był łobuzem co w pierwszej kolejności załatwia sprawy pięściami. Idealista walczący o prawa świeżaków, Nosferatu, Cienkokriwstych i wszelkich mniejszości. Ale też mający w sobie żyłkę detektywa. Oraz talent do bycia niezauważonym. Zaginął 4 lata temu. Wedle relacji pozostałych naszych studentów oraz władz uczelni nie wiedzą co się z nim stało. Klasyczne “wyszedł z domu i nie wrócił”. Więc stąd też nie udało nam się ustalić co się z nim stało. - przedstawiła pokrótce kolejnego mężczyznę ze zdjęcia. Na koniec rozłożyła ręcę w geście przyznania się do niewiedzy.




https://i.insider.com/5ced7840594ea5...eg&au to=webp


- Tamir Nazari. Parias. Dobry mówca, negocjator i obrotny, młody człowiek. Poszedł w politykę. W Brukseli zaczepił się gdzieś w tych licznych agendach UE i właściwie niezbyt wiadomo co tam właściwie robi. Wyjechał w 2014-tym. Gniazdo wykryło jego lewe konta i podejrzenie częste i spore przelewy. Trop zagmatwany w sieci ale zdaje się prowadzić do podejrzanych kąt. Może jacyś handlarze bronią czy narkotykami. A może to przykrywka dla czegoś groźniejszego. Odmówił powrotu do Paryża. Być może załatwia jakieś lewe interesy dla swojej agendy w jakiej pracuje. A może robi swoje własne interesy. - czarnulka w czerni przedstawiła kolejnego studenta. Jego wzięto pod lupę dopiero jak wyszły te różne podejrzenia z innymi i dopiero wtedy wykryto te dziwne przelewy. Takich metod mogli też używać inne koterie spokrewnionych a ten handel bronią czy inny przemyt mógł być tylko przykrywką. Co Gniazdo czyli kryjówka wywiadu elektronicznego pod kuratelą Marcela Camusa, doradcy poprzedniego i obecnego księcia zdołała wykryć to prowadziło do tych podejrzanych kont. Dalej potrzebny był nowy trop aby to sprawdzić.




http://st.depositphotos.com/1905901/...-Scientist.jpg


- Albert Thigerie. Tremere. Bardzo zdolny technik laboratoryjny. Tak oficjalnie. A my możemy uznać, że specjalizuje się w Magii Krwi, w nowoczesnym, laboratoryjnym wydaniu. Jest to jego pasją i niezbyt ma dobre układy z naszymi starszymi z Tremere. Odmówił powrotu do Paryża. Jako powód podał Josette. Zdaje się, że jest za klasyczną formą ich klanu i nie ma ochoty wracać póki ona jest primogenem. Anitte nie udało się go spotkać na dłużej. Bardzo zapracowany, nie pojawia się w klubach i na wyścigach więc trudno było go jej spotkać. Pracuje w laboratorium do badań krwi i innych próbek. Ostatnio wyjechał do Wiednia. A nie wiem czy wiecie ale starszyzna Tremere po katastrofie z 2008-go ogłosiła to miasto strefą zamkniętą dla swojego klanu. Albert nie może o tym nie wiedzieć. A mimo to pojechał. Jednak już wrócił. - podobnie jak przy poprzednich studentach i teraz pojawiło się kilka fotek tego młodego naukowca a i maga krwi.

- Masce udało się ustalić, że co jakiś czas spotyka się z tym mężczyzną. - slajdy zatrzymały się na całkiem innym panu. Ten był w zdecydowanie starszym wieku, w sam raz na ojca, może nawet dziadka jakiegoś studenta. Miał stonowany wygląd i surowe spojrzenie.

- To profesor Dimans Rens. Teolog i filolog na tutejszym uniwersytecie. Ale też daje darmowe wykłady w uniwersyteckiej bibliotece. Albert bywa i w tej bibliotece i na wykładach. Tymczasem nasze źródła szacują, że Rens świadomie lub nie może współpracować lub jest członkiem Inkwizycji. Być może Thigerie tego nie wie. Stąd raczej jak wyjeżdżał nie miał takiej wiedzy. I być może to po prostu spotkania studenta z profesorem. Rens też nie musi zdawać sobie sprawy, że rozmawia z wampirem. Więc mocno to niejasne ale wygląda podejrzanie. - powiedziała szefowa paryskiego wywiadu zerkając po zebranych twarzach. Podkreśliła, że informacja o powiązaniu Rensa z Inkwizycją jest niepewne. Jeśli nawet to mogli go na przykład prosić o jakąś ekspertyzę językową i okultystyczną bo się w tym specjalizował. I oczywiście wtedy na pewno nie przedstawialiby się jako Inkwizycja więc profesor mógł sobie nie zdawać sprawy z kim tak naprawdę rozmawia. Ale równie dobrze mógł być aktywnym członkiem Inkwizycji. Tego też nie szło z Paryża właściwie ocenić.




https://i.pinimg.com/564x/85/d9/9c/8...99cf35826b.jpg


- Nicole Marcil, zwana Bleu, lub z angielska, Blue. Brujah. Założyła własną grupę punkowo - metalową “Totenkopf”. Jest tam liderem i wokalistką. Bardzo utalentowana, lubi wypić, porozrabiać, pokrzyczeć, pośpiewać, rozwalić coś lub kogoś. Do tego potrafi przykuwać uwagę tłumu i lepić go jak wosk. Bardzo obiecujący lider. Postrzegana jako zwolenniczka Kiry. I odkąd Hetman załatwił ją definitywnie i jest primogenem nie ma zamiaru wracać do Paryża. - Demers znów w krótkich słowach omówiła kolejna postać, tym razem pierwszą kobietę w gronie ich poprzedników.

- Czemu jest podejrzana? Ostatnio zmieniła nazwę zespołu na “All Vampires”. I zaczęli wydawać takie piosenki jak “Vampires domination”, “Bloody Sabbath”, “Us or them”. Przyznacie, że dość charakterystyczny dobór słownictwa jak na spokrewnionych. Zresztą tu macie linki do ich kawałków będziecie mogli sami przesłuchać i ocenić. Zapewne dla śmiertelników i gdyby to byli śmiertelnicy to są to ostre kawałki metalowe. Ale nam te same słowa zapewne mogą smakować całkiem inaczej. Z tego co Blitz się dowiedziała to zmiana zaczęła się ze dwa czy trzy lata temu. I Blue zaczęła głosić hasła jedności wszystkich spokrewnionych i walki z tyranią śmiertelników. - szeryf podzieliła się co punkówa w skórze ma na sumieniu.




https://images.squarespace-cdn.com/c...al+Trainer.jpg


- Peter Voisine. Venture. Fan mięśni i zdrowego trybu życia. A do tego personal trainer. Przynajmniej za życia. Po śmierci sporo mu z tego zostało. Pracuje jako nocny trener na siłowni. Bardzo wytrzymały i stanowczy. Silny zarówno ciałem jak i duchem. A także arogancki, zadufany w sobie, przekonany o własnej nieomylności buc. To ostatnie to wrażenia Blitz o nim. - Aurora na koniec stuknęła w notatki jakby chciała wskazać na ten ostatni fragment i lekko się uśmiechnęła.

- Od 2015-go w Brukseli. Z czego od dwóch czy trzech lat aktywnie działa w tamtejszych koteriach. Wedle obserwacji Blitz to jest popularny i jest lokalnym liderem spokrewnionej społeczności. Można by rzec, że zdążył zbudować swoją koterię. On i Felicienne o jakiej powiem za chwilę to sprawiają wrażenie dwójki liderów, twarzy i tych co odnieśli największy sukces z całej poprzedniej grupy jeśli idzie o zdobywanie władzy, wpływów i manipulacji. Anitte sądzi, że Peter organizuje jakieś tajne spotkania, tylko dla wybranych spokrewnionych. Albo ma w nich aktywny współudział. Co to za spotkania, w jakim celu, z kim tego nie udało jej się dowiedzieć. Ale zapewne nie chodzi o jakieś orgie czy filozoficzne pogadanki bo z tego raczej nie robi się tam tajemnicy. Poza tym ona i on zapewne najlepiej orientują się w tym co się dzieje u kolegów i koleżanek z całej grupy. No i ogólnie co tam się dzieje w mieście. Maska pewnie też to w końcu rozgryzie no ale jest tam dopiero od trzech tygodni więc wciąż dopiero poznaje teren. Peter też odmówił powrotu do Paryża. Chociaż jeszcze ze trzy czy cztery lata temu nie mógł się doczekać kiedy “skończy te głupie studia”, wróci tu i zacznie wykrajać sobie swój własny kawałek tortu. - Aurora przedstawiła na czym polegały podejrzenia względem młodego Venture.




https://wallpapers-fenix.eu/lar/180903/131248986.jpg


- Felicienne lub Felicita Davignon z Torreadorów. Na miejscu od 15-go roku. Jak większość z jej klanu potrafi przykuwać uwagę, bardzo obrotna i wygadana, skłonna do flirtów i zawierania nowych znajomości. Z talentem do wykrywania takich żywicieli jakich potrzebuje lub wskazywania ich innym o ile jest blisko nich. Zwykle gdy trzeba było porozmawiać w jakieś sprawie, na przykład przy zaginieciu Bosque to właśnie rozmawialiśmy albo z nią albo z Peterem. Za maskę przyjęła pracę w nocnej, telefonicznej i elektronicznej obsłudze klienta w firmie co wysyła towary na cały świat. Hobbystycznie zaś mocno udziela się w randkowej stronie “Fast Hearts” i została tam nawet administratorem. Strona do szybkich randek i numerków. Zapewne przykrywka dla niej do pożywiania się. - szeryf w paru zdaniach streściła najbardziej charakterystyczne punkty owej Torreador.

- Podobnie jak inni z jej grupy, nie planuje powrotu do Paryża. Ją z kolei Blitz widziała z tą panią. - pyknięcie pilota zmieniło zdjęcie i ukazała się rzeczona Torreador rozmawiająca gdzieś przy kawiarnianym stoliku z inną kobietą. Obie wydawały się wyluzowane i rozbawione jakby opowiadały sobie coś zabawnego. Jednak twarz tej drugiej kobiety była częściowo zasłonięta przez jej włosy a trochę zrobiona pod ostrym kątem więc raczej z profilu niż od frontu co utrudniało dostrzeżenie detali. Było więcej niż jedno zdjęcie, pewnie robione z telefonu gdzieś niedaleko ale ten schemat się powtarzał. Felicita była mniej więcej frontem do osoby robiącej zdjęcia to wyszła całkiem wyraźnie ale ta druga siedziała profilem i na żadnym zdjęciu nie pokazała twarzy od frontu. Ale jak rozmawiała z Torreador to było to całkiem zrozumiałe, że na niej skupiała swoją uwagę.

- Jak widzicie zdjęcie nie jest w pełni klarowne. Jednak ta kobieta jest mocno podobna do tej. - kolejne zdjęcie przedstawiało kobietę ale o tym razem raczej od frontu. Z całkiem innymi włosami no ale to jeszcze nic nie znaczyło. W obu twarzach dało się dostrzec podobieństwo jednak z racji tego, że te zdjęcia z kawiarni ukazywało tylko część bocznego profilu nie były zbyt łatwe do porównania. Czyli to mogła być ta sama osoba a może było to przypadkowe podobieństwo.



https://www.quever.news/u/fotografia...44_32567_0.jpg


- Ta z tego drugiego zdjęcia to wolny strzelec z nieznanego klanu. Mocno powiązana z Anarchistami. Jednak ostatnie jej działania sugerują, że zaczęła pracować dla Sabatu lub nawet do nich przystąpiła. Organizowała przerzuty ich grup na lub z Bliskiego Wschodu, działała dla nich wywiadowczo. Z tego powodu używała wielu masek, my na nasze potrzeby oznaczyliśmy ją jako Ariel Mix. Ostatni jej namiar pochodził z Bałkanów i Turcji sprzed dwóch, trzech lat. Jednak sami widzicie jak wyglądają te zdjęcia. Nie ma żadnej pewności czy to ona czy nie ona. Być może to jakaś randomowa panna na spotkaniu z Davignon. Nawet jak to Ariel to nie jest pewne czy nasza Torreador zdaje sobie z tego sprawę czy nie. - szeryf wyłuszczyła dlaczego była poddana Wiecznej Królowej wydaje się podejrzana. Ale nie było to dziwne. Sabat był tym odłamem spokrewnionych jaki był śmiertelnym wrogiem tak Anarchistów jak i Camarilli. Tajemnicza organizacja powstała w kolejną noc po układzie z Torns pod koniec XV-wieku. I o co jej dokładnie chodziło to nie było pewne, przynajmniej w Camarilli. Ale ogólnie to zamierzali odnaleźć i zabić wszystkich przedpotopowców z 3-go pokolenia. A tradycja mówiła, że właśnie ta generacja niejako wnuków Kaina dała początek wszystkim istniejącym do dzisiaj klanom. Każdy klan miał swojego praprzodka jaki im patronował właśnie z tych przedpotopowców. Przez ostatnie dwie dekady Sabat wszedł w etap otwartej wojny z Camarillą jaka do dziś była znana jako Wojna Gehenny. Wzywała na bliskowschodni front kolejnych starszych wampirów obu stron. Tak wezwała też poprzedniego księcia Paryża który był już stary nawet jak na standardy starszych wampirów. Od pół tysiąca lat rządził ze złotego stolca paryską koterią. Nie było więc dziwne, że szeryf potraktowała sprawę poważnie. Chociaż na razie jedynymi dowodami były te zdjecia z restauracji a te zwłaszcza na ową agentkę Sabatu czy Anarchistów nie wyszły zbyt wyraźnie. Ot, jakaś młoda kobieta w sukni jak na wieczorne wyjście co siedzi, rozmawia i śmieje się razem z Felicitą.




https://www.realtree.com/sites/defau...angefinder.jpg


- Marlon Jolly. Gangrel. Ekspert od surwiwalu i polowania za życia i po śmierci także. Zapowiadał się na przywódcę stada, wysłany jeszcze za poprzedniego primogena Gangreli. Miał być ich nową polityką bo jak wiadomo większość z nich nie przepada za miastami a szkolenie w Brukseli to raczej wszystko w mieście i trudno tam u dżungle, bagna czy lasy. Specjalizuje się rozumieniu zwierząt wszelakich. Jest też ekspertem od skradania, strzelania z nowoczesnych łuków i kusz, także strzelb i sztucerów. Zresztą taką ma tam maskę. Działa jako szef szkółki surwiwalowej i myśliwskiej. Organizuje od zawodów w paintballa bo też ma taki plac zabaw aż po różne obozy surwiwalowe. Na południe od miasta jest kawałek lasu i tam się właśnie ulokował. No i jak to Gangrel przeniósł się z miasta krótko po przyjeździe więc niejako jest na uboczu i tamtego towarzystwa i całej tej sprawy. Blitz też go nie spotkała ani razu w mieście. Raz pojechała do tej jego leśnej bazy i trochę sie zdziwiła bo zastała jakieś “zebranie neonazistów” jak to nazwała. Ale tak naprawdę nie wiadomo co tam się wtedy działo i nadal dzieje. To też byście musieli sprawdzić już na miejscu. - bladolica szeryf streściła o co chodzi z tym wysłanym do Belgii Gangrelem. Co do zurbanizowania to zachodnia Europa niewiele już miała lasów, bagien i innych takich miejsc nie wyciętych, przerobionych na pola i farmy oraz zmeliorowanych aby nie tylko Gangrele ale i śmiertelni myśliwi mieli gdzie polować. Stąd coraz częściej organizowano to w centralnej lub południowej Europie. Ale jak pokazywał Jolly i tutaj można było coś sobie zorganizować w tych klimatach.

Szeryf odłożyła pilota na stół i wróciła na swoje miejsce. Wzięła leżące tam teczki i przesunęła je ku najbliższym aby ci rozdali je pozostałym. Sama zaś wznowiła tą odprawę.

- Jak więc już pewnie się zorientowaliści. Sprawa jest niejasna i zagmatwana. Ma charakter poszlakowy. Twardych dowodów zdrady naszej koterii czy wręcz współpracy z wrogiem nie ma. Ociera się o Inkwizycję, Sabat, Anarchistów ale w każdym wypadku to tylko podejrzenia. Twardych dowodów nie ma. Każdy by się dało wyjaśnić zbiegiem okoliczności albo chęcią kontynuowania swoich spraw w Brukseli. W końcu Paryż to nie kolonia karna i nie trzeba tu mieszkać czy wracać. Niechęć do powrotu i wola pozostania w Belgii jest całkiem zrozumiała i nie jest żadnym przestępstwem czy choćby uchybieniem. - Demers stała przed swoim krzesłem i wodziła spojrzeniem po siedzących przy długim, wypolerowanym stole z ciemnobrązowego drewna. Przyznała, że stąd, z Paryża, ta brukselska sprawa wydaje się podejrzana ale też i niejasna. Wszystko to można było złożyć na karb jakiejkolwiek wampirzej działalności. Przecież koterie niejako z założenia kłamały, prowadziły lewe interesy, polowały na ludzi i ogólnie zachowywały się amoralnie i kryminalnie. Przynajmniej wedle ludzkich standardów.

- Przeczytajcie potem akta jakie wam dałam. Jest tam więcej szczegółów. Niemniej globalnie da się pewne tendencje zauważyć. Szkolenie i zachowanie waszych poprzedników odbywało się mniej więcej jak zazwyczaj. Czyli z licznymi balangami i wyskokami wszelakimi. I po częsci nadal tak jest. Aż jakieś cztery, trzy, może dwa lata temu cała grupka stopniowo zaczęła zdradzać niechęć do powrotu albo zmianę poglądów na bardziej radykalne. Więc jak się oddali zoom widać pewną prawidłowość. Jednej osobie, dwóm, trzem mogło odwalić czy co. Ale wszystkim? Przez te kilka dekad jeszcze się nie zdarzyło aby cała grupa wolała zostać na miejscu niż wracać. Za każdym razem ktoś tam zostawał na dłużej albo i na stałe jednak nie cała grupa. - podkreśliła to anormalne zachowanie poprzedniej grupy studentów.

- W teczkach macie też wykres z danymi o przestępstwach kryminalnych w Brukseli od 2000-go roku. Wykres jest raczej stabilny nawet jeśli zdradza minimalną tendencję rosnącą. Ale przez ostatnie 2, 3, 4 lata da się zaobserwować gwałtowny skok. Oczywiście nie oznacza to bezpośredniego wpływu waszych poprzedników. Raczej tendencja w skali całego miasta czyli głównie śmiertelników. Niemniej jest to ciekawa korelacja w czasie ze zmianą zachowania naszych studentów. Bo wcześniej i oni i ten wykres zachowywali się jak i w poprzednich latach. Ich przybycie do Brukseli te 15 czy 20 lat temu jakoś nie odznaczyło się na tych wykresach. Dopiero ostatnio. - Aurora uprzedziła co mają w teczkach i na co zwrócić uwagę. Rzeczywiście były w nich oprócz akt owych paryskich studentów, fotek tego Student House i innych rzeczy o jakich wspomniała szefowa w zarysie także ten wykres ze słupkami przestępstw kryminalnych w stolicy Belgii sporządzony przez belgijski urząd statystyczny. Raczej spokojnie i niemrawo, subtelne wzloty i upadki przez te dwie dekady obecnego wieku. Ale ostatnie lata trzeciej dekady nie dało się przegapić pnących się do góry słupków.

- Zapoznajcie się proszę z tymi materiałami. Macie na to kilka dni. Niemniej najpóźniej w przyszły weekend chciałabym abyście tam już pojechali. A najlepiej w czwartek lub piątek byście w weekend byli już tam. Albo chociaż na spotkaniu z Maską. - szeryf widocznie nie oczekiwała, że w parę chwil w filmowy sposób przyswoją sobie zawartość teczek. Niemniej presję czasu dało się wyczuć skoro w przyszły weekend a najlepiej przed mieli już wyjeżdżać z Paryża. Do Brukseli nie było tak daleko, samochodem można było tam dojechać w ciągu jednej nocy.

- Ponieważ nie wiemy co tam się właściwie dzieje. Zapewne pod tą wierzchnią warstwą którą tu wam przedstawiłam w skrócie jest coś jeszcze. Tak samo jak u nas i w każdej innej domenie. Czy coś jeszcze oprócz tematy krwi, przekrętów i machlojek to tego w tej chwili nie wiemy. Właśnie to macie sprawdzić. Z tego względu musicie się trzymać zasady ograniczonego zaufania tak do naszych studentów jak i tubylców. Nie wiadomo kto jest w jakim układzie i z kim i o czym rozmawia bez świadków. Tutaj powinna wam pomóc wasza oficjalna legenda czyli świeżych studentów z Paryża co dopiero pierwszy raz są w mieście i wszystko jest dla nich nowe. Aby zdobyć zaufanie trzeba dać coś od siebie bo gdy tylko ktoś wyciąga informacje to rzuca się to w oczy. A z tej oficjalnej misji i tego co tu się dzieje możecie opowiadać spokojnie. Pewnie i tak będą was pytać co się teraz tu dzieje. Nie powinno więc być dziwne jak wy będziecie pytać co się u nich dzieje. - uprzedziła o tym braku zaufania jakie powinni mieć do lokalnych koterii. Ale bez przesady aby nie wyjść na kogoś kto węszy zbierając tylko informacje na jakiś temat.

- Z tego też powodu nie chcę abyście mówili o swojej prawdziwej misji z kimkolwiek tutaj. Ani z waszymi primogenami, ani maulami, ani z nikim innym. Być może nie ma żadnej afery i to tylko jakieś wygłupy grupki młodzików lub po prostu odnaleźli swoje miejsce w nowym mieście. I to nic zdrożnego. Jakby to było tylko to to by naprawdę sprawa rozeszła się po kościach. Jednak jeśli nie i tam rzeczywiście coś się dzieje nietypowego to nie wiadomo jak daleko sięga spisek. Być może wszyscy studenci zetknęli się z tym już na miejscu. Wskazywałoby na to ten pierwszy, standardowy etap ich poczynań. Jednak nie do końca można wykluczyć, że wykonują jakieś zadania dla swoich primogenów. Zwłaszcza tych którzy już w momencie ich wysłania piastowali swoje stanowiska. Być może to był jakiś skomplikowany plan poprzedniego księcia. Tego nie wiemy. Dlatego proszę was o zachowanie dyskrecji w tej sprawie, także przed nimi. Możecie im powiedzieć to co wiadome będzie oficjalnie czyli, że zostajecie wysłani na szkolenie do Brukseli. - uprzedziła też jakie ma zastrzeżenie co do wynoszenia tej tajnej misji poza krąg osób jakie były w tej chwili w tej sali konferencyjnej.

- Okolice północno - zachodniej Francji i Belgii to poza wielkimi miastami teren lupinów. Będziecie przez niego przejeżdżać. Oni rządzą prowincją wokół Brukseli. Ale z nimi nasz książę zawarł pakt o nieagresji. I do tej pory działa całkiem nieźle. Zwłaszcza jeśli ich spotkacie i będą wiedzieć, że jesteście od nas. Bo z tego co wiem to książe Vermuelen nie ma z nimi takiego układu. Jak ma to żadna ze stron się z tym nie afiszuje. Niemniej nie ma co naciągać zaufania do lupinów i raczej nie zalecam wam kontaktowanie się z nimi. Logika sugeruje, że lupiny są poza układami i koteriami z miasta. Ale jak to tam jest naprawdę tego też nie wiadomo. - szeryf wspomniała jeszcze o pewnej ciekawostce gatunkowej związanym z tą misją. Co prawda ta wydawała się być na marginesie tej sprawy i nie dotyczyła bezpośrednio Brukseli ale jednak mogła mieć jakiś wpływ na podróż czy pobyt w tym mieście to o tym powiedziała.

- Aha i jest jeszcze Monique Noel. Jak pewnie wiecie ma pewien potencjał jako wieszczka. I wedle jej “przeczucia” to w Brukseli rośnie jakiś cień. Jakaś siła która może okazać się dla nas groźna. - szeryf jakby na koniec wspomniała jeszcze o pewnym udziale Malakavianki chociaż chyba było to raczej jak płatek róży jaki przeważył szalę wcześniej wymienionych powodów.

- Już po 1-szej. No to ja się nagadałam. Teraz wy. Macie jakieś pytania? Pewnie macie. No to słucham. - Aurora w końcu usiadła na swoim miejscu bo większość tej prezentacji i odprawy to chodziła albo stała. Obdarzyła swoich nowych pracowników i agentów zachęcającym uśmiechem aby dać im teraz dojść do głosu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 08-10-2022 o 17:53. Powód: Eydcja linku fotki Bosque.
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-10-2022, 08:53   #69
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Po wczorajszej przejażdżce motocyklem Bruno zdecydował się na skorzystanie z innego środka lokomocji. Jechał ulicami Paryża ciemnoniebieskim kabrioletem z otwartym dachem śpiewając piosenkę, którą akurat usłyszał w radiu i która mu się spodobała. Dodał nieco gazu i za jakiś czas był już pod Olimpem. Zaparkował auto, a następnie udał się do hotelu. Rozejrzał się, że nowymi znajomymi. Kiedy wszyscy zebrali się już razem podszedł do nich. Grizzly ostatnio na przyjęciu był ubrany w smoking. Natomiast dziś w jeansy, skórzaną kurtkę i biały t - shirt na, którym zawieszone były okulary przeciwsłoneczne
- Cześć. Dzięki, że mnie uratowaliście tej nocy kiedy walczyliśmy ze zjawą. Mam u was dług wdzięczności. Chciałem podziękować wam już na przyjęciu, ale był tam za duży hałas.
Bruno dosiadł się do stolika.
- Ciekawe jakie tym razem zadanie przydzieli nam Aurora.
Szczerze liczył na to, że nowe zadanie będzie się sporo różnić od poprzedniego.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 11-10-2022 o 10:56.
Shartan jest offline  
Stary 12-10-2022, 11:19   #70
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Scena wspólna pisana z Mi Raazem :)

Każdy toczył swoje bitwy, nie wszystkie polegały na stanięciu naprzeciw wroga z bronią w ręku. Były też te gorsze, rozgrywające się wewnątrz głowy i tam zostawiające po sobie chaos pobojowiska, gdy rozterki zagłuszają rozsądek, a chęć działania pcha do przodu bez patrzenia na późniejsze konsekwencje.
Dla Ryan cały poranek był jedną, wielką walką z takimi chochlikami chichoczącymi prosto do ucha coraz to nowe pomysły, gdy spoglądała leniwym i wciąż zaspanym wzrokiem na martwą twarz mężczyzny goszczącego w jej łóżku. Tego, który zeszłej nocy wyłączył się zanim zdążyli zrobić cokolwiek poza przełożeniem nóg przez próg sypialni. Leżał teraz tak jak go zostawiła, nie zmieniając położenia choćby o milimetr, a ona uśmiechała się pod nosem roztrząsając równie genialne pomysły jak przeniesienie go do wanny i napełnienie jej wodą z lodem, spakowanie go do worka i wrzucenie do zsypu, czy do bagażnika auta lub chociaż na strych. Zawsze mogła go też owinąć w dywan i wywieźć gdzieś daleko poza miasto aby tam zostawić na waleta. Ewentualnie porzucenie gdzieś na zaplecze gejowskiego klubu mogło być całkiem zabawne…prawie sięgnęła po telefon aby wezwać Maxa i dać wydarzeniom toczyć się w nowym rytmie. Jej dłoń zamarła kilka centymetrów nad urządzeniem i tak została.

Czas się zatrzymał, każda sekunda wydłużała się nieznośnie i była dla Margaux torturą. Jej oczy przybrały kolor ciemnej zieleni. Na bladej twarzy malowało się napięcie, jakby toczyła wewnętrzną walkę.

Nie potrafiła sobie przypomnieć kiedy ostatnio podobna sytuacja miała miejsce trudno powiedzieć. Może osiem, a może i więcej lat wstecz. Tym razem było jednak inaczej, bo gość nie żył… czyli nie chrapał, nie pierdział i nie zabierał kołdry, lecz także nie oddychał i bliżej mu było do elementu dekoracji niż żywego człowieka.

Zaufał potworowi w ludzkiej skórze, został bezbronny mimo…

-Łajza z ciebie, John - przestała się uśmiechać czując ciężar w klatce piersiowej. Dobrze się bawiła zeszłej nocy, dawno z nikim nie rozmawiała tak… zwyczajnie. Zabrała palce znad smartfona, kładąc się na boku i patrzyła na nieruchomą twarz odległą od jej twarzy o raptem szerokość dwóch dłoni.

Trwała tak otoczona melancholią, póki przez martwe tkanki nie przeszedł pierwszy skurcz znamionujący powrót Brujah z nicości.

-Cześć - odezwała się cicho gdy otworzył oczy, a krzywy uśmieszek powrócił na jej usta - Jak się spało?

Ciało Johna było nieruchome. Martwe. Najpierw gałki oczne potoczyły się dookoła, Nie był u siebie. Chwilę potrzebował, żeby ocenić gdzie jest. Gdy juz łożył wszystkie fakty powiedział spokojnie:
- Cześć.
Poprzedniego wieczoru zasypiał z rumieńcem życia. Dziś był trupio blady. Usiadł na łóżku i spojrzał na bose stopy.
- Dzięki, pewnie musimy się szykować do wyjścia.
Zaczął zakładać wysokie buty. W sumie wygląda jak prawdziwy Brujah. Bojówki, kurtka, ciężkie buty, łańcuch.

- Ile mamy czasu?
- zapytał patrząc na telefon. Ten okazał się rozładowany.

Margaux spojrzała na zegarek na nadgarstku i zmrużyła jedno oko.
- Godzinę. Plus minus. Nieźle, nie dość że odpadłeś wczoraj zanim tak naprawdę zaczęliśmy, to teraz chcesz się zmywać nawet bez śniadania. Zapraszam cię do swojego domu, łóżka nawet, a ty mi zaliczasz zgon na wejściu - wstała płynnym ruchem żeby podnieść jedną nogę i zastopować jego pracę nad butami dźgnięciem nagą stopą prosto w ręce. Przed letargiem przebrała się w krótkie szorty w szkocką kratę i białą koszulkę z logiem jednej z sieci restauracji szybkiej obsługi.
- Śniło ci się coś miłego? Mam nadzieję, że tak. Bo ja się całkiem nieźle bawiłam - przechyliła kark w bok aby obserwować towarzysza spod rzęs.

Popatrzył w górę na stojąca nad nim Tremere. Powoli przeniósł dłoń na głowę i podrapał się, jakby szukając odpowiednich słów.
- Przepraszam - powiedział w końcu. - To nie tak, że coś jest nie tak, czy coś… tylko widzisz… We mnie nie ma już wiele z człowieka. Czuję, że w tobie jest tego więcej - złapał ją za rękę. - Padam gdy słońce zbliża się do horyzontu. Od przemiany zamordowałem wiele osób. Każde zabrane życie odbiera namiastkę tego jakimi jesteśmy ludźmi. Tego nie da się cofnąć...
Patrzył w jej oczy.

- Nie jest jeszcze tak źle, skoro pamiętasz jeszcze czym jest “przepraszam” i jak się go używa - prychnęła pod nosem. Poruszała przez chwile wargami zbierając się do powiedzenia czegoś, albo splunięcia kwasem.
Wreszcie westchnęła i odwzajemniła uścisk dłoni, zabierając też nogę. Zamiast go trącać kucnęła, opierając łokcie o jego kolana.
- Nic ci nie zrobiłam, chociaż uwierz mi, opcja z usztywnieniem pewnych twoich części chodziła po głowie dość intensywnie. Nie wiem, może to ta kurtka - wzruszyła ramionami łapiąc kontakt wzrokowy, a przez jej twarz przeszedł skurcz. - Dziękuję za wczoraj, naprawdę świetnie się bawiłam. Pomyślałam… - zacięła się, opuszczając głowę i wbijając wzrok w ich ręce.
- Błąd logiczny, moja wina.

Brujah wstał pociągając Tremere za sobą.i położył jej palec drugiej ręki na ustach.
- Nie musisz nic mówić. Spokojnie.
A po tych słowach jak gdyby nigdy nic ją objął przyciskając mocno do siebie.
- Przestań o mnie myśleć jak o człowieku. Przestań o nas myśleć jak o ludziach. Każde z nas jest potworem. Na swój, prywatny sposób. Ale każde z nas potrzebuje bliskości. Nie koniecznie z usztywnieniem.
Odsunął ją nieco, tak, żeby mógł patrzeć w jej oczy. Uniósł też ich splecione ręce i uśmiechnął się nieco.
- Jeśli naprawdę zależy ci na zabawach z usztywnieniem, to jestem pewny, że Alexa coś ma - anglik przekręcił imię Toreadorki. - Ona ma też sporo żywego inwentarza do takich rzeczy. Ale oboje wiem, że gdyby chodziło o to, to nie rozmawialibyśmy teraz.
Na koniec wziął ich splecione dłonie i pocałował wierzch jej ręki.Poczuła, że jest trupio zimny.
- Jeżeli robisz jajecznicę na śniadanie, to odpuść. Całą wyrzygam - zakończył żartem w nadziei na rozładowanie atmosfery.

- I jeszcze niby miałabym po tobie sprzątać… rozczarowanie rośnie w miarę istnienia - Ryan sapnęła przymykając oczy aby chociaż na chwilę uciec przed jego wzrokiem i widokiem. Zwykle chorobliwie blada bez rumieńca życia twarz stała się po prostu trupioblada i nieruchoma. Oprócz szczęk, te drgały delikatnie pod skórą. Mimo że nie musiała przełknęła ślinę czując drapanie w gardle które analityczny umysł mógł łatwo zrzucić na nagłą suchość.
- Jesteśmy potworami, nie musisz mi o tym przypominać - chrypnęła - Pamiętam o tym, doskonale zdaję sobie sprawę z sytuacji. Jakbym potrzebowała… kurwa, przecież mówiłam ci - zabrała ręce obejmując się ramionami jakby nagle zrobiło się jej zimno. Jeśli trupy mogły być zdolne do odczuwania temperatury.
- Ty już naprawdę nie czujesz… pociągu? I nie chodzi mi o towarowy albo ekspres z Vichy do Paryża. Nic kompletnie? Chęci aby kogoś dotknąć… pocałować? - wyrzuciła na wydechu, a potem pokręciła głową odganiając kolejną durną myśl.

- Czuję. Ciągnie mnie twoja krew. - Przysunął się blisko wodząc nosem po jej szyi. - Bardzo. Ale staram się hamować. Wiesz, przemiana wiele we mnie zmieniła.
Odsunął się znowu.
- Zresztą, pociąg nie musi być fizyczny, prawda? Tutaj chodzi o to, jaką mamy naturę. Kira zrobiła ze mnie bestię. Zobacz, Carl pije wyłącznie ze zwierząt, bo szanuje ludzi. Ty pijesz z paczek - wskazał na lodówkę. - Alexa cały czas celebruje swoje seksualne perwersje, bo kurczowo trzyma się człowieczeństwa. Ja, gdzieś to odpuściłem. Powiedz mi…
Teraz mierzył ją dokładnie wzrokiem:
- Aż tak ci to przeszkadza?

Nastała cisza podczas której oboje mierzyli się wzrokiem i milczeli. On bo zadał pytanie, ona bo usilnie zaciskała usta w wąską kreskę, wbijając paznokcie w przedramiona. Język i głowa podsuwały coraz to kolejne cięte, żmijowe riposty. Uczynne zęby zaciskały się na głucho aby nie pozwolić im zmienić się w dźwięki które zawisną między nimi jak kolejne cegły niepotrzebnego nikomu muru. Margaux kupowała czas, tyle ile się dało, aż wreszcie odetchnęła bardzo powoli.
- Nie jestem głupia, wiem czym jesteśmy. Wiem, że nie uratuję cię, ani siebie. Nie zmienię. Nie ma dotknięć magicznych różdżek i pstryk - strzeliła palcami odrywając je na moment od skóry - Nic nie zmienię, zresztą kim do diabła niby jestem aby wyrokować czy potrzebujesz ratunku nie wiedząc czego tak naprawdę chcesz? Jesteś jaki jesteś i kim jesteś. Ani zwierzęciem trzymanym w klatce i karmionym z doskoku, ani niewolnikiem czyichś oczekiwań, ani marionetką tańczącą na sznurkach z kłamstw i półprawd. Nie zasługujesz na to.

- Za to ty zasługujesz na całą prawdę. Ale mam wielką prośbę. Nie chcę, żeby ktokolwiek poza tobą się dowiedział o tym co ci powiem. I wybaczę ci nawet docinki o impotencji, ale w tej kwestii chcę absolutnej tajemnicy. Ok?
- John usiadł na krześle i czekał znów.
- Nie mogę ci dać tego, czego chciałaś. Ale mogę dać coś, co dla mnie jest ważne. Moją historię.

- Będę milczeć jak grób
- mruknęła cofając się do tyłu aż jej łydki natrafiły na materac łóżka. Usiadła na brzegu, podciągając kolana pod brodę i oplotła je ramionami.
- Impotencja to nie problem. Albo kawałek drutu, albo niebieska tabletka, albo załatwię to na własną rękę - uśmiechnęła się blado.

Kiwnął głową.
- To na początek, nie mam na imię John. Znaczy… mam. Ale za życia nie miałem. Jako Jason Stibitz wykładałem w Londynie. Mam doktorat z matematyki stosowanej i inżynierii teleinformatycznej. - John poczekał na reakcję detektyw, a ona najpierw mrugnęła parę razy, potem zmarszczyła czoło i na koniec uniosła jedną brew.

- Naprawdę spryciarz z ciebie - powiedziała nie kryjąc uznania. Oparła brodę o prawe kolano - Co w takim razie, spryciarzu, sprawiło, że jesteś tu teraz z wątpliwej jakości ex-gliną w stanie dalekim od tego pozwalającego na prowadzenie wykładów gdzieś na renomowanej uczelni?

- Pomagałem tworzyć pierwsze systemy analiz Big Data na świecie. No i jak wiele osób wybrałem prywatę, zamiast pracy na uczelni. Przeniosłem się do Francji na ciepłą posadę kierownika zarządu do spraw rozwoju, czy inne gówno z czterema linijkami tekstu w rubryce “stanowisko”. Z grubsza robiłem to samo, za lepsze pieniądze. Tylko musiałem liznąć język. No, i poznałem kobietę
- martwe oczy Johna zdawały się zaszklić nieco.
- Na kilka miesięcy przed planowanym ślubem napadli nas. Grupka ciapatych imigrantów. To było krótko po kryzysie w 2008 roku. Pobili mnie do nieprzytomności. Ją zgwałcili, a potem pobili. Trafiłem do szpitala. Nie mogłem chodzić. Doszedłem do siebie tylko, dzięki korporacyjnemu ubezpieczeniu i absurdalnie drogiej rehabilitacji. Policja nie była w stanie udowodnić winy tym dupkom.
John zacisnął pięści i na moment szczęki.

Kilka metrów dalej Ryan siedziała kręcąc głową w milczeniu po prostu słuchając, a to co słyszała coraz mniej jej się podobało. Znała wiele takich historii, zdecydowanie zbyt dużo. Zbyt wiele razy miała tę wątpliwą przyjemność być ich częścią jako jedno z ostatnich ogniw opowieści zbierające to, co po masakrach zostawało. Tu niewiele dało się zrobić, nie dało się cofnąć czasu, zmienić podjętych decyzji. Choćby nie wiadomo jak mocno się nie pragnęło przeszłość zostawała czymś równie niezmiennym co wyryte na nagrobnej płycie epitafium.
Naraz opuściła nogi na podłogę i wstała płynnym ruchem, a gdy prostowała plecy znów oddychała, czując jak serce pompuje krew wewnątrz jej żył, a przynajmniej całkiem nieźle to imituje.

Bez słowa podeszła te parę kroków chwytając stanowczo Brujah za rękę i pociągnęła sugerując aby powstał, a kiedy to zrobił, poprowadziła z powrotem na łóżko.
- Połóż się - nie patrząc na niego popchnęła go na materac kładąc się obok gdy rozłożył się w poziomie. Po krótkim zastanowieniu przysunęła się, kładąc brodę na jego barku i obejmując ramieniem w pasie. Nie mówiła, słowa bywały czasem zbędne. Zamiast tego wbiła ciemnozielone, smutne oczy w jego oczy. Nie słyszała o tej sprawie, pamiętałaby… tylko w tamtym czasie mieli sporo roboty, zbyt wiele podobnych spraw, więc ta utonęła w morzu podobnych tragedii.

- Znalazłem ich. Po rehabilitacji zapiałem się na boks i judo. Trenowałem do bólu. Zresztą, rehabilitacja nauczyła mnie, że ból nie jest granicą. Wszystkie moje pieniądze przerzuciłem na papiery wartościowe. Wtedy żyłem jak menel. Sypiałem pod mostem, żeby się zbliżyć do nich. Znalazłem ich. W tej dzielnicy. Mieli swoje życie. Swoje dziewczyny. Dzieci. Swoje marne, nic nie znaczące życia. Jednej nocy dopadłem całą trójkę. Byli pijani, albo zaćpani. Ale zatłukłem ich na śmierć. Jednemu tak zmasakrowałem twarz, że nie szło go zidentyfikować po uzębieniu. A później poszedłem na komisariat z kawałkami ich mózgu na bluzie. Cały we krwi. Poszedłem i powiedziałem, że zamordowałem trzy osoby. Powiedziałem też kim jestem. Tak, dowiedziała się o mnie Kira. Ktoś na komisariacie był powiązany z Kirą. Nie minęła godzina gdy przyjechali po mnie panowie machający legitymacjami Interpolu. Anarchistce szykującej się do zdrady wpadł w ręce doktor informatyki, który już był potworem. Ona, tylko ulepiła z tej gliny swoje narzędzie. Jason Stibniz oficjalnie zmarł w więzieniu Interpolu jako morderca. Narodził się John Black. I kilka innych osób, bo to nie moja jedyna tożsamość. Resztę smutnej historii znasz. Po załatwieniu Kiry ludzie Hetmana znaleźli mnie w jej leżu i “dali wolność”.
Odwrócił się. Doktnął jej podbródek.
- To mogę ci dać. Prawdę o mnie. Prawdę o tym, że byłem potworem, zanim stałem się potworem. Szukałem śmierci i ją znalazłem. Teraz mam nowe życie. W cudzysłowie życie, ale życie. I staram się w nim zakotwiczyć. Dziękuję ci za to, że mi pomagasz. Dziękuję, że jesteś taka i że wpuściła mnie do swojej bezpiecznej kryjówki. Więc teraz możesz być spokojna. Seks nie jest największym problemem.

Tremere nie uciekła, pozwoliła się dotknąć i nawet się uśmiechnęła samej drapiąc Brujah po żebrach powolnym, uspokajającym ruchem.
- Taka, czyli jaka? - spytała przewracając oczami - Oprócz głupia i naiwna oczywiście. O rzeczach oczywistych nie ma co gadać. - zamilkła, a jej dotyk przeniósł się wyżej, tam gdzie zarośnięta szczęka.
Przyłożyła do niej dłoń.
- Spotkała cię niesprawiedliwość, przemoc i krzywda. Jak mawiał Machiavelli gdy krzywdzi się człowieka, należy to czynić w ten sposób, aby nie obawiać się zemsty. Pewnie były inny drogi, tamci popełnili więcej niż błąd pozostawienia cię przy życiu które złamali. Zemściłeś się, wedle Kodeksu Hammurabiego miałeś do tego pełne prawo. Zbrodnia i kara, krzywda i zemsta, wcześniej czy później, ale zawsze idą w parze… przykro mi… Jason. Może gdyby przydzielono mnie wtedy do tej sprawy coś by się zmieniło, a może nie zmieniłoby się nic. Bo to przeszłość, nie mamy już na nią wpływu. Zostaje teraźniejszość i przyszłość, jakakolwiek by ta ostatnia nie była. Nawet jeśli to cykl doby odmierzany zdychaniem o świcie i powstaniem z martwych o zmierzchu… a pomyśleć że po prostu… a nieważne - pokręciła głową, a na jej usta wrócił krzywy uśmieszek - Nie masz za co dziękować, mówiłam ci przecież. Pilnuję ci pleców, nie przypominam sobie aby moja służba się skończyła. Jestem po to, aby chronić. Tak nas uczyli w szkole, wiesz? Może nie była to matematyka, ale równie proste co dwa dodać dwa.

Odgarnął jej włosy z twarzy.
- I proszę, mów mi John. Jason gnije w więzieniu. Albo nie żyje. NIe wiem.- powiedział.

- A twoja narzeczona? -
spytała, choć korciło aby dowiedzieć się potem. Na własną rękę. Korciło przez całe ćwierć minuty.

Johny spojrzał ze zdziwieniem. Po chwili zrozumiał, że to co dla niego było oczywiste nie zostało dotąd wypowiedziane i powiedział:
- Ona tego nie przeżyła. A ja nie mogłem jej pożegnać, bo trzymali mnie tydzień w śpiączce farmakologicznej. Czy nie powinniśmy się już zbierać?

Ryan zastanowiła się, a przynajmniej tak to wyglądało.
-A nie chcesz się umyć? - zapytała, dodając zaraz potem - Nie chcę nic mówić, ale trochę od ciebie jedzie. Eh John…

- I tak nie mam ciuchów na zmianę. Zdaje się, że na spotkaniu z Aurorą wpiszę się w schemat klanu Brujah w stu procentach.

Podrapał się po ramieniu.
- Ale skoro mówisz, że powinienem. Na pewno masz jakiś lawendowo damski żel pod prysznic i chcesz się potem ze mnie nabijać, że pachnę jak licealistka.
John zmienił ton głosu, jakby chciał zostawić za sobą wszystko o czym mówili dotychczas.
Tremere obdarzyła go ciężkim spojrzeniem, chociaż oczy jej się śmiały, więc efekt nie wyszedł złowrogi.

-Wyrwałam w klubie przystojniaka w skórze i glanach, zaprosiłam do siebie, a ten zamiast zrobić mi rewizję osobistą zaliczył zgon, a potem rano zamiast zetrzeć nienajlepsze wrażenie zrobił mi sieczkę w głowie. Ręce opadają - odetchnęła ciężko - Przynajmniej sobie popatrzę… co zostaje? Śmierć już nie, za późno, ale cierpienie i ból ciągle są w modzie. Chodź, nie lubię lawendy. Lepsza jest trawa cytrynowa i bergamotka - zaczęła się podnosić ciągnąc go za rękę.

Nie opierał się. Zdjął buty i zaczął się rozbierać już po drodze do łazienki. W samej łazience rozebrał się do naga. Był sporych rozmiarów, ale fakt, że przed przemianą poświęcił dużo na treningi powodował, że nie wyglądał jak typowy profesor czy dyrektor. Mięśnie rysowały się wyraźnie pod skórą, choć nie jak u kulturysty. Raczej jak u robotnika budowlanego, dla którego mięśnie były narzędziem pracy. Nie krępował się ani trochę. Stał nago przed Margoux.

Ona zaś nie krępowała się, wodząc wzrokiem po odsłoniętej skórze torsu, brzucha i ud, a na jej twarzy pojawił się ponury wyraz. Zrobiła krok do przodu, potem drugi i kolejne, aż stanęła bezpośrednio przed nim.
Mruknęła cicho, zagryzając dolną wargę, a policzki i szyja pokrył jej lekki rumieniec.

-Czy… khm - odchrząknęła kładąc dłoń na środku szerokiej, nieruchomej piersi - Czy chcesz, znaczy w razie czego mam jakieś ciuchy Maxa. Powinny pasować.

- Będę wdzięczny - uśmiechnął się. Po chwili spojrzał na jej dłoń na swojej klatce piersiowej. - A może ty chciałaś pierwsza się wykąpać? Nie wiem, ja nigdy nie byłem dobry w te konwenanse.
Zamiast kroku pod prysznic zrobił krok do przodu w stronę detektyw.

Nie cofnęła się, ich ciała wpadły na siebie, poczuła aż nazbyt wyraźnie górującą nad nią wzrostem i wagą górę mięśni, a oddzielała ich raptem cienka warstwa materiału podkoszulki i spodni.
-Uważaj, bo użyję… środków przymusu bezpośredniego - warknęła chrypliwie, próbując zachować coraz mocniej czerwoną, ale jeszcze twarz. Wbiła paznokcie w jego pierś, sapiąc ciężko i oblizując wargi - Jeszcze zostało we mnie dość z człowieka, aby zapomnieć o zasadach.

Złapał Tremere mocno za ramiona, a potem szybkim ruchem wciągnął pod prysznic. Niemal uderzył nią o płytki i przycisnął z całych sił. Zaczął całować mocno po karku, a szybkim ruchem dłoni rozdarł podkoszulek.

Zaskoczył ją, dało się to wyczuć przez pierwsze sekundy gdy biernie uderzyła o ścianę mrugając i patrząc na białe płytki jakby widziała je pierwszy raz w życiu. Chłód atakował od przodu, zimno atakowało też z drugiej strony… i usta, one zostawiały na skórze palące ślady.
Jęknęła kiedy czarna bawełna podarła się z trzaskiem, a krew zawrzała. Kraciaste spodnie opadły do kostek.
Razem z resztką ubrania na podłogę opadły też resztki logiki.
-Tak bez długopisu? - wydyszała zapierając dłonie o ścianę i przyciskając pośladki do jego bioder.

Brujah jedną ręką złapał jej nadgarstek. Drugą ścisnął pośladek. Czuła jego wysunięte mocno kły gdy ją całował. Kolanem rozszerzył jej nogi. Słyszała jak pomrukuje. I poczuła coś jeszcze. Wampiry miały tę zdolność, że umiały kontrolować przepływ krwi w swoim ciele. Gdy było to konieczne potrafiły zwiększyć jej przepływ tam, gdzie było to potrzebne. John nie mówił do niej. Był równie brutalny jak w Leclercu. Wdarł się bez ostrzeżenia przytrzymując jej nadgarstki i pośladek. Kły zaś coraz śmielej wodziły to z jednej, to z drugiej strony szyi. Zaczął wykonywać rytmiczne ruchy szybko, silnie, jak maszyna, bez potrzeby łapania oddechu i bez litości. Nie było słów, nie było zamiłowania. Każde zderzenie ich bioder wbijało Tremere w ścianę, aż ciche z początku jęki przeszły w przeciągły skowyt gdy atakowane ciało zaczęło tężeć, szorując piersiami po białych kafelkach, a nieznośny ucisk w trzewiach w końcu rozerwał je w potężnym impulsie uniesienia… jednak i wtedy nie odpuścił, wbijając kły w kark detektyw. Świat zwinął się, niknąc w jaskrawym wybuchu wynoszącym rozedrganą jaźń wysoko ponad dachy paryskich kamienic, gdzie przez chwilę dane jej było dotknąć absolutu spełnienia, a gdy się skończyło nie dała rady ustać na własnych nogach. Trwała w zawieszeniu gdzieś pośrodku nicości, bicia własnego serca i w ramionach będących jedyną podporą przed upadkiem póki rzeczywistość nie zaczęła znów do niej docierać.

I wtedy nawet wzięli ten prysznic.

***

Drogę do Olimpu detektyw przebyła jak we śnie, oparta o Brujah na tylnej kanapie zamówionego Ubera. Trzymała głowę na jego ramieniu, przyciskając czoło do szyi i czuła drapiącą brodę gdzieś na czubku swojej głowy.
Milczeli oboje, każde pogrążone w swoim świecie chociaż dzielili jedną przestrzeń. Już bez zgrywania, docinek. Impas i coś, czego Ryan nie umiała nazwać, lecz podobało jej się.
Osowiałym wzrokiem patrzyła na migające za oknem ulice Paryża i nie myślała o niczym, pozwalając sobie na luksus trwania w zawieszeniu, gdy wypita przed wyjściem jednostka krwi rozprowadzała po ożywionym ciele spokój. Senna atmosfera udzieliła się jej po całości, w pewnym momencie zamknęła nawet oczy i otworzyła je dopiero gdy dotarli na miejsce.

Wtedy też wytoczyła się na chodnik i wbijając ręce w kieszenie jeansowej kurtki, ramię w ramię z Johnem weszli do hotelu. Tam przywitała się z resztą każdemu kiwając na powitanie głową i uśmiechając sympatycznie.

- Jesteśmy jednym zespołem. Gdybyś nie związał go walką i nie wziął na siebie roli naszej tarczy ochronnej mogło się skończyć kompletnie inaczej, dzięki Bruno - odpowiedziała Gangrelowi, klepiąc go w ramię bo i taka była prawda. Dostali zadanie w terenie na które wyszedł komplet i komplet miał wrócić mimo wszelkich przeciwności. Z tarczą, albo na tarczy, nikt nie zostawał.

Zanim pojawiła się Aurora Margaux zdążyła jeszcze wymienić parę zdań ze standardowo odstawioną Toreador, a potem się zaczęło.

Jednak Sabine nie pomyliła się, wielka krwawa bitwa z jej wróżby okazała się bardzo trafnym określeniem. Słuchając szeryf zdradzającej gdzie i na czym polegać będzie ich zadanie, Tremere uśmiechała się pod nosem. 18 czerwca 1815 roku pod Waterloo na terenie Królestwa Niderlandów miała miejsce ostatnia bitwa Napoleona Bonaparte. Armia angielska dowodzona przez Arthura Wellingtona wraz z armią pruską Gebharda Blüchera rozbiły wojska francuskie. Bitwa, która rozpoczęła się około 11.30 przed południem, trwała do późnych godzin nocnych. Przez cały dzień Francuzi atakowali pozycje brytyjskie, a Wellington bronił się, mając nadzieję na przybycie armii Blüchera. Korpusy pruskie nadciągnęły pod wieczór, co dodało otuchy słabnącym żołnierzom brytyjskim. Około 21.00 natarcie francuskie załamało się na skutek ostrzału Gwardii Cesarskiej przez żołnierzy z brygad Peregrine’a Maitlanda i Fredericka Adama. Dodatkowo pruskie oddziały Friedricha von Bülowa uderzyły na Francuzów z flanki. Wśród oddziałów francuskich, które nie uległy powszechnej panice był batalion gwardii Pierre’a Cambronne’a. Miał on na wezwanie Brytyjczyków do poddania się odpowiedzieć: La garde meurt, mais elle ne se rend pas. Gwardia umiera, ale nie poddaje się. Inne źródła podają, że odpowiedział on Brytyjczykom tylko jednym słowem: Merde! Chwilę po tym jego batalion został zdziesiątkowany przez strzały artylerii.

Czuła ekscytację. Zlecone zadanie przypominało jej poprzednie życie: obserwuj, zbieraj informacje i dowody, a potem działaj. Precyzyjnie, jak pociągnięcie skalpelem.

- Jaki jest czas operacyjny… ile mamy czasu na wykonanie zadania? Wyznaczasz górny limit po którym musimy na powrót wrócić do Paryża bez względu na stopień zaawansowania śledztwa? - spytała po czym pochyliła się do przodu opierając łokcie o kolana i łącząc ze sobą dłonie - Co ile mamy się meldować? Czy w razie konieczności, jeśli przyjdzie nam działać szybko bez wcześniejszego uzyskania rozkazów mamy wolną rękę? Nie chcę aby później urządzono nad nami sąd. Odpowiadamy bezpośrednio przed tobą, pośrednio przed twoim agentem, to rozumiem, skoro nasi maulowie i primogeni pozostają poza strefą osób wtajemniczonych. Dla nich wersja studentów czy formuła że nie zostaliśmy zobligowani do udzielania informacji poufnych? Wspomnę o ekstremach, ale jeśli Maska przestanie się nadawać do służby, albo zaginie, jakie są dalsze procedury?
 
Coolfon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172