Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2022, 13:41   #41
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 06 - 2025.05.26; pn; noc, 00:15

Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, market “Leclerc”
Czas: 2025.05.25; nd; świt, g 04:50; 20 min do świtu
Warunki: podziemny parking; cisza, chłodno, plamy światła i ciemności; na zewnątrz: blada noc, mżawka, powiew



Wszyscy



Carl i John zanim ugasili pragnienie to trochę to trwało. Koleżanki zdążyły obejrzeć bezwładnego Bruno. Stygł. Rumieniec życia przestawał działać. Robił się zimny, blady, skóra traciła jędrność żywej i robiła się sucha. Brak oddechu, brak ruchu źrenic. No trup. I to zakrwawiony trup. W tej chwili młody Gangrel wyglądał jak ofiara pobicia którą zatłuczono na śmierć lub zmarła z ran wkrótce po tym wydarzeniu. Była policjatnka została chwilow z nim sama. Nowi koledzy nadal klęczeli przy bezłwadnym ciele pokonanego przeciwnika a koleżanka odeszła aby zadzwonić. Właściwie to ona też zadzwoniła. Max powiedział, że dobra i się zwija skoro nie potrzebuje wiecej pomocy. Ale wolał się upewnić czy jej nie zabrać. W końcu świt był blisko. Zostało nieco ponad kwadrans.

Potem ciszę podziemi przerwał zbliżający się odgłos silników samochodu. Najpierw jako echo odbijane po betonowej, pustce sztucznej jaskini, potem dźwięk było słychac osobiście, wreszcie z rampy z wyższego poziomu zjechała para świateł. A za nim kolejna. Pierwszy wóz należał do firmy cleanerskiej. Drugim było Audi Alessandry.

- Oho. Będzie więcej sprzątania. Ten też? - z szoferki wysiadł meżczyzna w brązowym uniformie z logo tej samej firmy cleanerskiej jaka była na furgonetce. Zatrzymał się przy powalonym Bruno i dziewczynach jakie były bliżej rampy. Był w średnim wieku, z bejsbolówką na głowie i wykałaczką w ustach. Sprawiał wrażenie szefa i fachowca jaki jest w środku swojej fuchy. Zapytał o nieruchomego Bruno jaki jak najbardziej w tej chwili mógł sprawiać wrażenie ciała do zabrania. Ale jak usłyszał o którego tu chodzi skinął głową i machnął na kierowcę.

- Dobra zabierz ich do Musette. My tu dokończymy. Za potem natychmiast do nas wracaj, musimy się stąd zmyć zanim ranna zmiana tu przyjdzie. - szef obejrzał sobie pobojowisko Carl i John już się ożłopali krwi jak komary podczas imprezy wieczornej przy jeziorze. Czuli sytość i ulgę. Chociaż dalej byli obolali. Zwłaszcza John. Brytyjczyk czuł jakby mu ktoś poprzetrącaj wszystkie gnaty łącznie z kręgosłupem. Ledwo stał na nogach. Nadwyrężone ciało odmawiało posłuszeństwa domagając się odpoczynku i regeneracji. Zdał sobie sprawę, że o mało ten Brudas go nie powalił jak Bruno. Zresztą Carl też mocno oberwał. Chociaż to właśnie Bruno w parku i John teraz, przyjęli na siebie najpotężniejsze ciosy morderczego przeciwnika. Poza tym obaj czuli nerwowe mrowienie w karku. Świt się zbliżał. Nawet tu w podziemiach instynkt kainity o tym ostrzegał. Właściwie tu, na tym parkingu Słońce im nie zagrażało. Ale z innych względów trudno było to uznać za udaną kryjówkę na nadchodzącą niedzielę.

W kieszeniach zjawy nie znaleźli zbyt wiele. Klucze, pewnie do jakiegoś mieszkania. Drugie od jakiejś Hondy sądzac po breloczku. Dokumentów i telefonu nie miał. Jakieś zmięte, poplamione krwią paragony, bilety czy podobne świstki. Wszystko to śmierdziało starym potem, krwią i śmiercią. To chyba była więc prawda, że wampiry które ulegają Bestii na stałe, gdy non stop kieruje nimi Głód, staczają się do poziomu zwierzęcia, nie dbając o nic poza polowaniem, zaspokajaniem Głodu i znalezieniem dziennej kryjówki. Dbanie o wygląd i higienę sądząc po wyglądzie i zapachu ubrania nie było priorytetem przynajmniej dla tej konkretnej zjawy.

- Wsiadajcie. Zabiorę was do Musette. - kierowca wskazał na furgonetkę. W głosie dało się wyczuć ponaglenie chociaż go nie podnosił. Pomógł załadować bezwładnego motocyklistę po czym zasiadł do szoferki. Odwrócił się jeszcze przez małą szybkę do budy jaką zajęli. - Nie otwierajcie żadnych drzwi. Na zewnatrz już może być widno. - ostrzegł ich i zasunął klapkę odcinając ten ostatni fragmen przez jaką zabójcze dla wampirów światło mogło dostać się do środka. Bruno zostało złożyć na podłodze. W tej chwili i tak było mu to wszystko jedno. Jak każdemu trupowi. Ajax został z wiadrem, szczotką i detergentami zaczynając bezwłocznie szorować krwawe pobojowisko. Nieruchomego trupa na razie nie ruszał. Za to badał scenę skanerem UV pewnie starając się oszacować jak daleko sięgają rozbryzgi i inne ślady jakie trzeba usunąć. Drzwi zamknęły się i zostali sami w budzie cleanerów. Właściwie naprawdę wyglądał to jak van firmy cleanerskiej. W ścianach miał różne półki i szuflady z jakich wystawały albo było widać różne środki czyszczące. Nawet pachniało nimi. Raczej chyba nawet jakby ktoś tu zajrzał, nawet jakiś glina czy ktoś taki to tak na co dzień pewnie też by uznał, że wszystko pasuje jak do wozu profesjonalnych cleanerów. Póki nie było w nim żadnego ciała lub podobnego trefnego towaru to pozory powinny zmylić postronnych, nawet tych podejrzliwych. Wóz zabujał się gdy kierowca uruchomił silnik. A potem drgnął gdy ruszył do przodu. Całkiem szybko co dało się odczuć zwłaszcza podczas podjazdów i wiraży pod górę tych parkingowych ramp.

- Jak czekałam na szefową to zapytałam Musette o te bąbelki. - Jewel usiadła obok swojej szefowej i po tym jak przyniosła jej z Audicy te dwie zapasowe suknie w torebkach co jej pokazywała jeszcze pod meczetem aby ta mogła się przebrać w coś suchego i czystego. Chociaż na razie w ramach czyszczenia musiały wystarczyć chusteczki albo ręczniki papierowe jakie znajdowały się w furze cleanerów. Tancerka o kasztanowych włosach pokazała Alessandrze wymianę tekstów z właścicielką salonu masażu. Nawet z tekstu dało się wyczuć, że wampirzyca była zdziwiona pytaniem ale odpowiedziała twierdząco. Końcówka wymiany wiadomości to głównie pytania i odpowiedzi o czas przyjazdu. Ją pewnie też świt już macał po trzewiach i instynktownie wolała zapaść w bezpieczny letarg w bezpiecznej kryjówce. Ale obiecała poczekać na przyjazd.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, salon piękności “Opium Noir”
Czas: 2025.05.25; nd; świt, g 05:25; 30 min do pełnego dnia
Warunki: salon masażu; cisza, ciepło, ciepłe światło; na zewnątrz: szarówka, mżawka, powiew



Wszyscy



Kierowca cleanerów znał się na rzeczy. I podjechał tak blisko drzwi jak się dało. Pasażerowie na budzie furgonetki czuli jak z kwadrans jedzie ulicami miasta. Całkiem żwawo. No ale z braku okien nic nie widzieli. Słychać było monotonne stukanie mżawki o karoserię. Pracę silnika, czasem resorów. W końcu jak zwalnia. Zawraca. Powoli cofa. Wreszcie się zatrzymał. Uderzył w przednią ścianę budy ale nie otwierał okienka. To ocuciło Carla i Johna. Ciężkie rany jakie odnieśli w walce ze zjawą dawały im się we znaki. Podobnie jak pogranicze świtu i dnia gdzie zwykle o tej porze już zapadali w dzienny letarg. Margaux i Alessandra wyszły ze starć bez szwanku a i ze światem śmiertelników wciąż wydawały się mieć silniejszą więź niż większość kainitów.

- Jesteśmy na miejscu! Podjechałem pod same drzwi. Ale jest już szaro! Więc śmigajcie tak szybko jak się da! Zostawcie sztywnego! Ja z resztą go wniesiemy! - ostrzegł ich po czym słychać było jak otwiera drzwi od szoferki, idzie wzdłuż pojazdu i wreszcie odryglowuje drzwi. I otwiera. Przed otwartą budą furgonetki ujrzeli otwarte drzwi jakiegoś domu. Ledwo z krok różnicy. Ale dostrzegli też coś co spokrewnieni mieli okazję zobaczyć względnie rzadko. Blady, szary świt jaki na razie odznaczał się na kawałku, ceglastej ściany. Jeszcze to nie było pełne,, śmiertelne światło dnia. Ale już na tyle mocne, że zaczynało im zagrażać. Na szczęście taki skok mogli wykonać na tyle szybko aby nic im się nie stało. Jednak instynkty kainity skoczyły w górę wyczuwając zagrożenie jakby trzeba było skakać przez płonącą obręcz. Za otwartymi drzwiami stał jakiś młody mężczyzna i kobieta. Machali do nich zachęcająco.

- Chodźcie, tu już jest bezpiecznie, chodźcie szybko! - wołali do nich aby nie mitrężyli czasu. Po chwili po kolei znaleźli się w tym przedsionku. Młoda kobieta nakierowała ich do drzwi w głębi domu. - Musette już was oczekuje, chodźcie za mną. - powiedziała do przybyszy i weszła w rolę przewodniczki. Zaś kolega razem z kierowcą wsiedli do wozu i wyciągnęli bezwładnego Bruno. Przenieśli go nakrytego płachtą w ślad za towarzyszami. Ci zaś za swoją przewodniczką stanęli twarzą w twarz z gospodynią.




https://hispanicallyyours.com/wp-con...1.08.18-AM.png


- Tak, już są, właśnie przyjechali… Dobrze, przekażę im… Oczywiście, polecam się na przyszłość. - brzmiało jakby kończyła z kimś rozmowę przez telefon i to chyba na ich temat. Odłożyła telefon i uśmiechnęła się do swoich gości.

- Właśnie rozmawiałam z Aurorą. Na razie przesyła wam gratulacje i zaprasza do “Olimpu” dziś wieczorem to wam pewnie pogratuluje osobiście. A na razie poszła już spać. No ja też tylko czekałam na was. I miło mi was znów widzieć. Niespodziewałam się, że kiedyś was spotkam jako jeden zespół. - przywitała się zerkając na nich z ciepłym uśmiechem i zaciekawieniem. Tak się złożyło, że chyba wszyscy mieli okazję się z nią spotkać tu i tam. Nie była od nich aż tak starsza. Spokrewniono ją może dekadę albo półtorej przed nimi. Więc jak na standardy koterii była nowicjuszką no ale już ją traktowano jako pełnoprawną spokrewnioną a nie jak świeżaka. Prowadziła właśnie ten salon masażu, hydromasażu, piękności gdzie panowała atmosfera miejskiej bohemy, paliło się opium i inne zioło i śmiertelnicy a czasem i kainici dyskutowali mogąc się poczuć jak prawdziwy underground.

- No ale nie mamy dużo czasu, chodźcie pokażę wam co jest co. - czas faktycznie już naglił świt już się zaczął i zostało może pół godziny nim wstanie pełnoprawny dzień. Gospodyni zaprowadziła ich do łaźni. Widać było wanny oddzielone zasłonami.

- Nie wiem czy to było na poważnie z tą kąpielą. Ale jest przygotowana jeśli ktoś chce skorzystać to proszę bardzo. - rzuciła wskazując na tą łaźnię ale mówiła jakby nie do końca była pewna czy to zamówienie to tak na poważnie. W końcu słoneczny blask nawet w tych pomieszczeniach bez okien coraz wyraźniej drapał w wampirzą duszę.

- A tu są gabinety masażu. W niedzielę w dzień jest zamknięte. Więc nikt wam nie będzie przeszkadzał. Okien nie ma. Możecie sobie wybrać który chcecie. Jeśli co sam będzie potrzeba to Jin i Sup zajmą się tym. Ja będę na górze w swojej sypialni. - gospodyni o latynoskiej urodzie wskazała gdzie mają spędzić dzień. Podobnie jak wanny były od siebie oddzielone zasłonami tak i tutaj były łóżka do masażu. Jakie jednak można było się przespać póki na zewnątrz dominowało słońce dnia. Musette porozmawiała jeszcze chwilę z gośćmi o tym co się właściwie wydarzyło i bo widocznie była w ogólnym czuwaniu od wczoraj odkąd dostała telefon od Babci Balbiny, że coś może się dziać w tej okolicy i potrzeba będzie przenocować kogoś z centrum. A jak dziś w nocy zadzwoniła jeszcze raz już z konkretem to Latynoska poleciła swoim ludziom aby przygotowali się na przyjęcie gości. Gdy więc zadzwoniła do niej Jewel to raczej dla wampirzycy było to tylko potwierdzenie wcześniejszych ustaleń z bladolicą szeryf. W końcu ją dzienny letarg też dopadł, pożegnała się oddając gości pod opiekę swoich skośnookich pracowników




Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, salon piękności “Opium Noir”
Czas: 2025.05.25; nd; wieczór, g 22:45; ok 6,5 h do świtu
Warunki: salon masażu; cisza, ciepło, ciepłe światło; na zewnątrz: noc, pogodnie, łag.wiatr



Wszyscy



Budzili się. Każdy tam gdzie zasnął. Pierwsze wstały trupio blade i sztywne była policjantka i wieczna imprezowiczka. Sądząc po zegarkach to na zewnątrz zmierzch przechodził w mrok. Z kwadrans, dwa lub trzy później z martwych powstała gospodyni. A jeszcze kwadrans czy dwa później panowie. Tylko Bruno spoczywał w martwym letargu jak prawdziwy trup. Chociaż ktoś go musiał umyć i przebrać bo wyglądał znacznie lepiej niż gdy wyniesieono go z furgonetki dzisiaj o świtaniu.

- Dobry wieczór. Miło było was gościć no ale nasza szeryf was zaprasza do siebie to nie będę was zatrzymywać. Wpadnijcie kiedyś na masaż albo ot, tak. - Langelier widząc, że wszyscy jakoś zdążyli już wstać i jakoś naszykować się na spotkanie z bladolicą Aurorą to nie chciała być zawalidrogą. Nie wychodziła jednak z roli dobrej gospodyni i wydawała się być im życzliwa.

- Jeśli ktoś potrzebuje to Jin może was zawieźć do centrum. I tak zabierze Bruno, chyba, że wy wolicie to zrobić. - wampirzyca o latynoskiej urodzie wskazała a smukłego, niezbyt wysokiego mężczyznę który im rano pomagał się wypakować z furgonetki. On z kolei wyglądał na typowego Azjatę, tak samo jak jego koleżanka.

Świeżo po przebudzeniu Carl i John nadal odczuwali skutki wczorajszego starcia sprzed pół doby. Nawet nieumarłe ciało nie zdołało tak szybko zregenerować tak poważnych ran. Ale i tak czuli się trochę lepiej niż przed zapadnięciem w dzienny letarg. Chociaż w tyle gardła Carl odczuwał pewne delikatne drapanie. Oznaka, że Głód się powoli wzmaga. Chociaż na razie był w stanie to w pełni kontrolować. Podobnie szatynka jaka niegdyś była policjantką. Też czuła, to mrowienie w gardle chociaż na niskim na razie poziomie. Ale margines bezpieczeństwa trochę się skurczył.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Necker, okolice wieży Eiffla, hotel “Olimp”
Czas: 2025.05.26; pn; noc, g 01:15; ok 5 h do świtu
Warunki: meeting room; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, pogodnie, łag.wiatr



Wszyscy



- Dobry wieczór. Miło mi was znowu widzieć. I to w komplecie. - znów spotykali się z bladolicą, czarnowłosą kobietą ubrana jak na nowoczesną manger przystało. Świetnie się wpisywała w schemat manager nocnej ochrony hotelu jak stanowiła jej maska. Co świetnie tłumaczyło czemu pojawia się tu tylko w nocy i dawało szerokie oficjalne kompetencje. A nieoficjalnie jeszcze większe. W końcu jako szeryf podlegała tylko księciu i prawu koterii jakie egzekwowała w praktyce. Tym razem nie stała na scenie z rurkami do tańca jak wczoraj wieczorem ale przywitała ich w sali konferencyjnej. Pierwszy raz byli tutaj i rzadko kiedy w ogóle byli na tych wysokich piętrach zarezerwowanych dla ważniaków koterii. W końcu tu było najważniejsze elysium całej koterii i główna oficjalna siedziba księcia i najważniejszych władz. Tak było za poprzedniego księcia a i nowy tego nie zmieniał. Przy tym jak szeryf wspomniała o komplecie zawiesiła wzrok na Bruno.

Trudno powiedzieć czym była szpryca jaką medyk elysium wbił prosto w martwe serce pokiereszowanego Gangrela. Ale podziałało jak kop adrenaliny na śmiertelników. Chociaż dopiero co wyglądał jak świeży, zimny trup to prawie od razu wygięło go w łuk, otworzył usta jak topielec łapiący ostatni haust powietrza i wyrzucił przed siebie ręce jakby chciał się czegoś złapać. A potem opadł z powrotem na nosze na jakich go przyniesiono na te wysokie piętra. I rozejrzał się dookoła. Nie poznawał tego miejsca. Ostatnie co pamiętał to to jak Brudas siedzi mu na klacie i rozszarpuje pazurami. A teraz był “tutaj”.

- Spokojnie. Jesteś w “Olimpie”. Za chwilę będziecie gadali z szeryf. Kop potrzyma cię na czas rozmowy. Potem zapadniesz w letarg. Zbyt mocno oberwałeś. Zabierzemy cię pod sprzęt. Szybciej dojdziesz do siebie. Za parę dni wszystko powinno wrócić do normy. A teraz dawaj łapę i wstawaj. - facet był w koszuli i krawacie, miał drogie oprawki na okularach i był w średnim wieku. Pozostali też widzieli jak jeszcze przed rozmową z szeryf Demers podszedł do przyniesionego na noszach ciała, oglądał je uważnie no a potem właśnie wbił mu szprycę jaka niespodziewanie postawiła Gangrela na nogi. I to dosłownie. Chociaż z rozmowy wynikało, że nie jest to trwały efekt. Medyk pomógł mu wstać a potem Bruno mógł dołączyć do czekających na niego towarzyszy. Bo zaraz drzwi się otworzyły i Aurora zaprosiła ich do środka.

- Gratuluje. Wykonaliście zadanie. Zlikwidowaliście zagrożenie. Dobrze. O to chodziło. Ludzie Ajaxa też zrobili swoją robotę i posprzątali to wszystko. Krew, ciała, całą tą jatkę i podrobili nagrania. Więc oficjalnie nikogo z was ostatniej nocy tam nie było. Niestety nie udało nam się zamaskować zniknięcia tych dwóch nocnych dozorców. No ale lepsze zniknięcie niż dwa bestialsko rozchlapane trupy znalezione przez poranną zmianę. - Aurora pozwoliła sobie podczas rozmowy na lekki uśmiech. Wydawała się być zadowolona, że tak szybko udało się nowym wykonać to zadanie.

- I jak wam to się udało? Bo już trochę słyszałam od Ajaxa, od Musette ale jestem ciekawa co główny wykonawcy mają do opowiedzenia. - powiedziała zerkając po kolei na piątkę młodych stażem wampirów. Na razie byli na samym dnie wampirzej koterii. Poza swoimi maulami i ghulami na mało kogo mogli liczyć. Ale ten uśmiech u szeryf tej koterii sugerował, że mogli zyskać cennego sojusznika. Jej nazwisko potrafiło otworzyć niejedne drzwi w tym mieście. Poczekała a to co kto powie gdy jest do tego okazja. Nawet jeśli coś już wiedziała o finale z wczorajszej nocy to nadal była ciekawa ich realcji.

- Jeśli ktoś ma ochotę to w sąsiedniej sali są przekąski. No i oczywiście zapraszam do “Meduse” na świętowanie zwycięstwa. Będziecie moimi gośćmi honorowymi. No i oczywiscie Monique bo ona będzie tam gospodynią. W następny piątek może być? Mam nadzieję, że nasze łapiduchy postawią do tego momentu Bruno na nogi. Ah! Byłabym zapomniała. Monique prosiła aby zapytać czy macie jakieś życzenia co do tej imprezy. - szeryf wskazała na zamknięte na razie drzwi za którymi miały być owe przekąski. Ale widocznie pamiętała co im obiecała wczoraj w popularnym nocnym klubie na temat nagrody.


---



Mecha 06



Sprawdzian pobudzenia (1k10)


Alessandra: https://orokos.com/roll/954792 1d10=4 > nic > Głód 1>1

John: https://orokos.com/roll/954793 1d10=4 > nic > Głód 1>1

Carl: https://orokos.com/roll/954794 1d10=6 > Głód rośnie o 1 > Głód 1>2

Margaux: https://orokos.com/roll/954795 1d10=9 > Głód rośnie o 1 > Głód 1>2
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 20-09-2022 o 11:34. Powód: Edycja czasu spotkania z Aurorą.
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-09-2022, 12:20   #42
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Po walce

Przez mieszaninę odniesionych ran, narkotycznych właściwości wypitej wampirzej krwi oraz zbliżającego się świtu sprawiło, że Carl był nieco nieobecny. Było jednak kilka, rzeczy, które zdołały wyrwać go ze stuporu

Pierwszą z nich było zauważenie że gdy posili się już z Johnem, Pani detektyw odcięła wrogowi palec i schowała go do torebeczki na dowody. Drugą był komentarz jednego ze sprzątaczy w kwestii motocyklisty - NIE! To jeden z naszych! jeszcze żyje - Warknął, aby po chwili się zreflektować - Przepraszam Pana Bardzo! To była ciężka walka, ale rany to żaden powód, żeby być opryskliwym i niekulturalnym jeszcze raz proszę o wybaczenie- Pokajał się po czym, lekko nieobecnie kiwając głową, wtoczył się do furgonetki.

Skorzystał z zasobów sprzątających z tyłu pojazdu, żeby papierowymi ręcznikami wytrzeć krwawe ślady po walce. Zanieczyszczone kawałki papieru wraz z chusteczka higieniczną w którą wytarł wcześniej wypłakane nad dozorcami krwawe łzy schował do próżniowo zamykanej plastikowej torebki, którą zabrał ze sobą. Resztę podróży do salonu masażu spędził siłując się z komórką, żeby mozolnie napisać SMSa. W końcu udało mu się jednym palcem (po kilkukrotnym poprawianiu błędów) wysłać do swoich guholi wiadomość:

Cytat:
Udało mi się załatwić sprawunki dla babci, jestem bezpieczny teraz idę na poranny seans do kina więc komórka będzie wyłączona
Następnie rozłożył Nokie: Wyjął baterie a całość zawinął w sreberko niczym świstak z reklamy czekolady, żeby powstrzymać wszelki nadawanie fal radiowych.

Salon "Opium Noir"

- To prawdziwa przyjemność znów Panią widzieć Madmuasell Musette dziękuje za gościnę i przepraszam za mój pożałowania godny stan nielicujący z pięknem waszego przybytku, ale wracam ze zwycięskiego boju i nie spodziewałem się, że dostąpię zaszczytu dziennego nocowania tutaj - Powiedział, skłaniając się wampirzycy Venture z kurtuazją.
- Mnie również miło Pana widzieć Monsieur Karl jak się miewa wasz ptasi celebryta ?- Spytała z delikatnym uśmiechem.
- A dziękuje bardzo dobrze! Jeszcze nie skończyłem wiązań krwi, stąd nie ma go dzisiaj ze mną- Wyjaśnił - Z chęcią skorzystam z szybkiej kąpieli to tutaj wszakże, nauczyłem się, że choć pot jest mi obcy to gorąca woda i pachnący płyn do kąpieli wciąż mogą być przyjemnością dobrego dnia- Ukłonił się właścicielce i ruszył w kierunku wanny.

Wiedział gdzie są wanny był tu zaledwie kilka dnia temu na sekretnej wampirzej aukcji pewnego uroczego Kanadyjskiego kruka Canuck. Niesławny pierzasty łobuziak zniknął ze świata śmiertelnych w 2019 roku kiedy to został napadnięty przez dzikiego kota, znalazł go i nakarmił krwią Bob Nosferatu będący fanem internetowych przygód kruka. Biedaczek z pewnością umarłby od bakterii w kociej ślinie gdyby nie nadnaturalna moc vitea niestety nie mógł już wrócić do swoich śmiertelnych przyjaciół, ponieważ potrzebował leczniczych właściwości wampirzej krwi, aby przetrwać.

Ostatnimi czasy wampir Bob wpadł w kłopoty finansowe, postanowił więc oddać w jasyr swojego chowańca przedstawicielowi klanu Venture, który po uregulowaniu długów Nosferatu postanowił zarobić nieco na całej sytuacji.

Mogliby z powodzeniem użyć do aukcji któreś ze stron klonów "Silk Road" udawać, że kruk jest działką narkotyku sprzedawaną w dark necie. Jednak strach przed przypadkowym złamaniem Maskarady był zbyt wielki. Pocztą pantoflową ustalono, że najwięcej zainteresowanych kupnem wampirów znajduje się w okolicach Francji. W Opium Noir urządzono zamknięty spa weekend połączony z aukcją ptaszęcia, podczas którego Carl mógł się przekonać, że kąpiele i prysznice, które porzucił jako stratę czasu wciąż mogą dać mu sabarycką przyjemność a jeżeli użyje rumienia życia może nawet zaznać rozkoszy masażu głębokich partii mięśniowych.

Było to dość spore wydarzenie oprócz innych Nosferatu na aukcji zjawili się przedstawiciele klanów Gangrel i Brujha, był nawet jeden Ravanos, który przyjechał do miasta specjalnie na aukcje! Oprócz tego tabun guholi i dziennych przedstawicieli różnych spokrewnionych, którzy upewnili się, że impreza trwała w najlepsze również w godzinach dziennych.

Brat Nikodem wygrał aukcje i podarował Knucka Carlowi jako nagrodę za wierną służbę i sukcesy, jakie odnosiły jego gołębie. Twierdził, że bajońska suma, jaką wydał, na kruka jest niczym. Miechowy domyślał się, że Pani Mussete również sporo na całej sytuacji zarobiła.

***

Wspominając, tamte przyjemne dwa dni Carl ściągnął poszarpany płaszcz, rozerwane wampirzymi pazurami gumowe spodnie, zabłocone rękawice i buty z wysokimi cholewami. Odłożył je do płóciennej torby z logo salonu ufny, w to, że młody Jyhad da radę naprawić zepsuty ubiór. Obaj dorastali w biedzie, więc z zasady nie lubili nic marnować, do tego Nosferatu starał się, być jak najbardziej eko uważał, że długowieczność go do tego zobowiązywała.

Za ubraniem do torby powędrowała kieszonkowe wydanie Biblii i zaczytany egzemplarz "Ptaśka" Wiliama Whartona w niemiłosiernie pogiętej papierowej oprawie. Następnie przyszła kolej na nowo zdobytą broń: Użyta dwukrotnie puszka gazu pieprzowego, kastet, latarka, które dostał od Pani Szeryf, pałka teleskopowa oraz paralizator zabrany martwym ochroniarzom z Leclerca. Na szczycie stosiku ułożył domowej roboty pałkę Jyhada z gałęzi i powbijanych w nią zwierzęcych kłów i pazurów, której koniec końców nie użył w walce.

Emerytowany górnik nie czuł się komfortowo z tym, arsenałem nie lubił przemocy ani tego, jaką przyjemność sprawiła mu walka i żywienie, które nastąpiło zaraz po niej. Czuł dumę ze swojego udziału w powstrzymaniu oszalałego mordercy, ale zachowania, których nie podjąłby się, za życia zawsze budziły w nim atawistyczny niepokój. Dlatego właśnie mimo zbliżającego się świtu postanowił wziąć kąpiel, aby zrobić coś ludzkiego...

Nie miał czasu ani sił na celebrowanie tego momentu, podobnie jak za życia. Półprzytomny, po ciężkiej zmianie w kopalni lub kanałach dokładnie natarł nagie ciało niegdyś było to proste szare mydło teraz zastąpił je żelem do mycia o bogatym zapachu brzoskwini, bo niegdyś lubił jeść brzoskwinie a w salonie nie mieli akurat mydeł marki "Biały Jeleń".

Wszedł do gorącej, niemal wrzącej wody i zanurzył w niej głowę. Przez kilka sekund rozkoszując się gorącym kokonem, otulającym jego martwe ciało ożywione wolą Prawdziwego Boga poprzez jego sługę Ojca Kaina. Nie planował jednak spać w wypełnionej wannie wyszedł z niej i szybko wytarł się puchatym ręcznikiem następnie założył czarny szlafrok frotté z monogramem "Opium Noir" wyszytym na klapie wziął torbę ze swoimi rzeczami i ruszył do jednego z zamykanych na klucz pomieszczeń, aby ukryć się pod stacjonarnym stołem do masażu na czas dziennego snu.

Kolejna noc
Nosferatu przebudził podszept Bestii ~ Jesteśmy GŁODNI! Wczorajsza uczta była zacna, ale to wciąż za mało! Po co dzieliłeś się tą pyszną krwią z tym Brytyjskim prostakiem?! I czemu pozwoliłeś umknąć takiemu soczystemu kąskowi jak dusza? Mogłeś mieć potężne pazury rozrywające ciało i potężne nieśmiertelne mięśnie napędzane krwią...~- Kusił głos pełen mrocznych obietnic.
~ Cichajże pomiocie Yaldabaotha! Nakarmię nas kiedy mi będzie wygodnie~- Ofuknął zwierzęcą jaźń uwięzioną w pustej jamie swej duszy.

- Dobry Wieczór, jeszcze raz dziękuje za gościnne z zaproszenia na masaż z chęcią skorzystam kiedyś kiedy nie będą mnie gonić obowiązki i będzie czas przyzwać moc krwi, aby napełnić mięśnie pozorami życia i czerpać przyjemność z ich rozluźnienia- Wtórował, Mussete dawny kanalarz nie wychodząc z roli wdzięcznego gościa - Za ofertę przejazdu dziękuje, ale nie chcę odbierać chleba od ust mojego Szofera, w końcu po coś go zatrudniam prawda? A czy któreś z Pani gości nie zostawił przypadkiem garnituru, który mógłbym pożyczyć ? Mój strój jest w opłakanym stanie - Spytał właścicielkę z nadzieją w głosie.
Venture roześmiała się.
- Niestety nie ale proszę zabrać szlafrok i torbę- Odpowiedziała.
- Ależ nie mogę tak Pani okradać- Uniósł się honorem ptasi treser.
- Proszę się nie wygłupiać, Monsieur Karl licytacja przyniosła takie zyski, że tym razem mogę poświęcić ten jeden szlafrok - Zapewniła.

Starzec jeszcze raz wylewnie dziękując za wszystko, odszedł na bok, żeby zmontować telefon i wykonać połączenie:
- Dobry Wieczór Roger przyjedź proszę odebrać mnie z salonu masażu, prosiłbym też, żebyś pożyczył mi jeden ze swoich garniturów, mam ważne spotkanie i potrzebuje wyglądać reprezentacyjnie - Poprosił.
- Zrozumiano Sir do zobaczenia niedługo- Odpowiedział mu Latynos.

Na miejsce dojechali bez większych problemów Jyhad uparł się, że też musi się zabrać, żeby strofować "dziadka" i upewnić się, że wszystko w porządku.

Elizjum rozmowa z Szeryf

Miechowy tym razem ubrał ładny granatowy garnitur, pasujące do tego spodnie i jasnobłękitną koszulę w prążki niestety Rodriquez był od niego wyższy oraz szerszy w barach więc wyglądał jak uczeń podstawówki na apelu w ubraniach pożyczonych od starszego brata do tego kalosze pasujące do całości jak pięść do nosa. Wyraźnie się starał, ale mu nie wychodziło.

- Podzieliśmy się na grupy, żeby nam nie umknął w moim rewirze niestety się nie pojawił dzięki bezpiecznym słuchawką zapewnionym nam przez Detektyw Ryan byliśmy w stałym kontakcie i dowiedzieliśmy się, że zaatakował przynętę zapewnioną przez Madmuasell Alessandrę na szczęście biednej dziewczynie nic się nie stało walką związał go Bruno, aby wraz z Alessandrę, zapedzić cel na parking Leclerca gdzie niestety Zjawa zabiła dwóch ochroniarzy, aby zaleczyć rany odniesione w walce z motocyklistą. Gdy wszyscy przybyliśmy na miejsce, mimo zbliżającego się świtu postanowiliśmy odnaleźć potwora, aby powstrzymać dalsze mordy. Po wezwaniu ekipy sprzątającej do biednych śmiertelników ruszyliśmy w dół parkingu gdzie stoczyliśmy krótką, ale zaciętą walkę z wampirem tak zatraconym w Bestii że nie używał nawet darów krwi! Nie pamiętam szczegółów walki wszystko działo się za szybko dla kogoś tak niedoświadczonego jak ja wiem źe wszyscy daliśmy z siebie wszystko a Bruno, John i Ja odnieśliśmy rany walcząc na pierwszej linii - Starał się być dokładny jednocześnie nie rozwlekając się za mocno ale żaden z niego żołnierz więc nie bardzo umiał składać raporty.

- Chociaź cieszę się z naszego zwycięstwa moim zdaniem to jeszcze nie koniec sprawy, musimy się dowiedzieć kim był nasz przeciwnik zanim się zatracił w Bestii... Czy był to tylko przypadkowy wampir ? Kto go stworzył i w jakim celu ? Możliwe że to stronnicy byłego księcia albo jakiś inny wróg chcę wpędzić Paryski dwór w kłopoty ? Widziałem że Detektyw Ryan wzięła palec przeciwnika znaleźliśmy też przy nim jakiś klucze jeżeli nie będzie go w bazach danych może warto poprosić Panią Primogen klanu Tremere żeby pomogła za pomocą swojej magii?- Zasugerował.

- Z chęcią skorzystam z poczęstunku leczenie ran wzmogło mój apetyt co do imprezy może mógłbym urządzić pokaz sztuczek moich pupili ? Gdy inni Kainici zobaczą jakie piękne i zdolne są moje gołębie może zapragnął posiadać pierzastego posłańca na własność - Zaproponował wyraźnie rozmarzony.
 
Brilchan jest offline  
Stary 19-09-2022, 16:30   #43
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Bruno wziął głęboki wdech i zaczął iść przed siebie w pewnym momencie znalazł się na skarpie. Wtedy osunęła się ziemia i wpadł do wody miał wrażenie, że się topi. Starał się desperacko nie dać porwać nurtowi i w tym momencie się przebudził. Wyrzucił ręce przed siebie i zorientował się, że jest w nieznanym sobie miejscu. Kiedy jednak usłyszał, że jest w Olimipie nieco się uspokoił. Chociaż miejsce nie wydawało mu się znajome. Rozejrzał się wokół siebie i dostrzegł poznanych wczoraj spokrewnionych. Skoro wszyscy byli w komplecie najwyraźniej akcja zakończyła się względnie dobrze dla grupy.

Słowa Aurory potwierdziły, że wszystko dobrze się skończyło dla drużyny. Nie do końca był pewien czy fakt, że nie znaleziono ciał naprawdę był lepszy od tego jakby je znaleziono skoro sprawca nie stanowił już problemu. W sumie sam był ciekaw jak cała sprawa się zakończyła, ale tu był zdany na relacje pozostałej czwórki. Spodobało mu się, że drzwiami czekał na nich posiłek jeśli mieliby na niego ochotę. Następnie wysłuchał relacji Carla.

Przeżył ostatnią noc i to było najważniejsze, ale wiedział, że wszystko mogło się skończyć dla niego znacznie gorzej. Jego nowi towarzysze okazali się na tyle przyzwoici, że go nie dobili ani nie zdiabolizowali. Jednak gdyby w drużynie było 2 cienkrwistych pokusa diabolizacji dwóch pełnoprawnych wampirów mogłaby okazać się zbyt silna. Na samą myśl o tym przeszły mu dreszcze.

Przez chwilę zastanawiał się czy każdy z jego nowych kompanów zachowałby się tak samo jeśli nie miałby widowni, ale ostatecznie uznał, że nie ma co rozważać scenariuszy, które nie zaistniały.
 
Shartan jest offline  
Stary 19-09-2022, 19:42   #44
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
John stał o własnych siłach. Trzymał się pod bokiem, choć w sumie bardziej, żeby było co zrobić z rękami, niż żeby pilnować uszkodzenia jakichś organów wewnętrznych. Nie odzywał się, bo wyłamana żuchwa skutecznie utrudniła mu formułowanie zdań. Wsiadł grzecznie do półciężarówki i cieszył się, że dane było mu wypić krew ze zwłok wampira. Jedyne o co poprosił, to żeby Jewel oddała mu plecak z laptopem.

Gdy wysadzili ich w Spa nadal nic nie mówił. Zaczął bardziej przypominać nosferatu niż by chciał. Skinął jedynie głową w podzięce, ruszył do łóżka, gdzie dosłownie padł trupem. Dzień przeleżał niczym zwłoki.

Nastał kolejny wieczór.
John czuł jakby przejechał po nim pociąg. Ale bylo już lepiej niż poprzedniej nocy. Ubrania były zakrwawione i poszarpane. W końcu rzucali się po samochodach i betonowych słupach. Nic dziwnego, że marynarka się spruła, a spodnie przetarły. Wstał z łóżka i ruszył do łazienki. Uśmiechnął się do siebie. To byla dobra walka.

Złapał lewą dłonią szczękę upychając bolącą żuchwę w zawiasach. Uśmiechnął się i szczęka znów opadła z prawej strony. Cóż, dawno nie był poważnie ranny. Ale dawno też nie czuł aż takiego spełnienia.

Nie mógł wyjść w takim stanie. Nie mógł wziąć taksówki, ani pojechać komunikacją publiczną. Napisał więc ze swojego laptopa maila z prośbą o użyczenie kierowcy do Musette. Później korzystając z ostatnich cennych procentów baterii wysłał maila do Nadine. Odwoływał ich wideorozmowę, bo źle się czuł. Napisał też dziewczynie, że przez jakiś czas będą musieli ograniczyć rozmowy, bo stracił głos.

Później z nią poczatuje. Nie musi wiedzieć, że przefasonowano mu całą twarz.

Gdy wychodził od Musette nie pożegnał się z resztą. Mieli się niedługo zobaczyć. Tam spokojnie porozmawiają. W myślach śmiał się z tej gry słów.

***

We własnym mieszkaniu spakował zniszczone ubrania do worka na śmieci. Wziął prysznic zmywając z siebie resztki gruzu i mięsa. Zastanawiało go na moment ile kawałków ciała urwało się z niego, a ile należało do Brudasa. Teraz było to bez różnicy. Wyczyścił dokładnie paznokcie, bo wydawało mu się, że maź pod nimi to mózg Brudasa.

John wybrał luźne dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Nie miał ochoty na garnitur. Znalazł też w szafie szary szal, którym obwiązał ściśle twarz od nosa w dół. Na wszystko zarzucił czarną kurtkę i ruszył do Olimpu, ze swoim plecakiem.

***

Na miejscu kiwnął głową z uznaniem obserwując jak Bruno powstaje z martwych. Dla komfortu swwojego i zebranych został w szalu obwiązanym wokół dolnej części szczęki. Pęknięta górna część czaszki w ciągu dnia się zasklepiła, więc powyżej linii nosa wygląd Johna nie budził już niepokoju.

Gdy Szeryf zapytała jak im się to udało, to John rozłożył się wygodnie na krześle i zaczął klepać coś w komputerze. W tym czasie Carl opowiadał przebieg zdarzeń. Po chwili syntezator mowy odpowiedział:

- Ten skruwiel urwał mi szczękę gdybym mógł to wprsowałbym go w beton tamtego parkingu dobrze że już jest przeszłością.

Treść wypowiedzi była tak bardzo kontrastująca z monotonnym tonem syntezatora, że John odwrócił lekko głowę i osunął się na krześle. Doszedł do wniosku, że syntezator był głupim pomysłem. Zwłaszcza skruwiel przykwał uwagę. Człowiek w pisanym tekście nie odnotowałby przestawienia dwóch liter. Syntezator jednak nie miał takich problemów i czytał wszystko tak, jak John mu zapisał. Łącznie z kompletnym brakiem interpunkcji.

Black przemilczał również temat postrzelonego kebaba. Miał nadzieję, że Margo zajęła się tym. W myślach przeinaczył jej imię. Miał tendencję do upraszczania rzeczy. Francuski nie był dla niego łatwy. Nie było za to żadnego powodu, aby donosić przed szeryf na panią detektyw.

Resztę spotknia przesiedział w milczeniu do wzmianki o przekąskach. Krwi nie odmawiał nigdy. Choć lubił dreszczyk polowania, to tym razem naprawdę docenił fakt podania krwi na tacy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-09-2022, 12:01   #45
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Pytanie do Szeryf

Nosferatu dręczyło jeszcze jedno pytanie, wiedział, że nie powinien psuć dobrego wrażenia, ale sumienie nie pozwoliło mu zamilknąć - Pani Aurora czy mogę zadać pytanie ? Ci dawaj biedni ochroniarze parkingu, których Zjawa zabił, nim go dopalimy... Ja wiem, że najłatwiej byłoby zniknąć ich ciała, ale czy jest może możliwe, żeby w jakieś sposób upozorować wypadek ? Żeby ich bliscy nie szukali przez kolejne dekady zaginionych... OCZYWIŚCIE Nigdy bym nie sugerował nic, co mogłoby narazić płaszcz Maskarady, który chroni nas wszystkich! Po prostu serce chwyta mi żal gdy pomyśle o ich rodzinach i przyjaciołach a takie zniknięcia bez śladu też mogą zwracać niepotrzebną uwagę...

Po sprawozdaniu, rozmowa z Alessandra de Gast (Torreador) ( dzięki Sonichu)

Po zakończeniu rozmowy z Aurorą Miechowy ruszył napić się krwi w pierwszym, odruchu chciał wbić kły w worek albo pić przez tubę niczym jakieś makabryczny soczek, ale opanował te nieludzkie odruchy i znalazł głęboki kielich z pięknie rzniętego białego kryształu, do którego nalał hojną porcie zwierzęcej krwi. Niestety zabrakło mu już kurtuazji, aby sączyć napój niczym drogie wino gdy już uciszył łaknienie wewnętrznej Bestii do cichych podszeptów, które zastąpiły w nim atawistyczny strach przed śmiercią, napędzający do działania potomków Ewy zaczął się delektować. Picie krwi z worków było dla niego nowością, nigdy wcześniej nawet nie pomyślał o połączeniu jej z alkoholem! Uczynny kelner zmieszał dla niego wino z krwią w odpowiednich preporcjach, ale podobnie jak za życia Karliczek wbrew piosenkom nie był fanem wina, poprosił, więc o kolejnego krwawego drinka tym razem z dobrą polską żytnią.
Przyda mu się nieco “płynnej odwagi” przed upokarzającym wyzwaniem, które sobie postawił:
- Panno Alessandro czy mogę zająć Pani chwilę czasu ? - Spytał wyraźnie zakłopotany -Widzi Pani skoro mamy się zaprezentować w Elizjum na oficjalnym przyjęciu jako zwycięska koteria wschodzących gwiazd Kainickiego Paryża powianiem jakoś wyglądać, jak widać zupełnie sobie z tym, nie radzę, a to jestem ja kiedy się staram dobrze wypaść… Czy mógłbym prosić Panienkę w kwestii ubioru, żebym nie przyniósł wstydu wam i reszcie naszej świeżo utworzonej Koterii?

Najpierw wydawało się, że Torreador w ogóle go nie dostrzega. Zwolniła jednak wolny spacer z rękoma założonymi na piersi, podczas którego z rozbawioną uwagą przyglądała się żywym przekąskom tak uroczo wabiących ją do siebie chętnymi uśmiechami. Ciężko szło się zdecydować, wybór był spory, a de Gast wybredna.
- Którego byś wybrał? - zamiast odpowiedzieć zadała własne pytanie. Zatrzymała się całkiem, dzieląc uwagę między wysokiego, barczystego blondyna o niesamowicie niebieskich oczach i niższego, smagłego Latynosa o bezczelnym uśmiechu wiecznego zdobywcy… dość ciekawe, skoro był tutaj nie jako gość, a jedynie ładnie opakowany poczęstunek.
- Carl kochanie cuchnie od ciebie piwnicą i brudnym pierzem. Nie zmienisz tego kim jesteś — odwróciła czarująco uśmiechniętą buźkę w kierunku bursztynowookiego starca, a tren jej sukni zaszeleścił cicho gdy stanęła frontem do niego. - Nie jesteś lwem salonowym, tylko Nosferatu. Nie strój się w cudze piórka, bo sam siebie wystawiasz na śmieszność… a skoro siebie to i nas przy okazji. - skrzywiła na moment pełne usta.
Emerytowany górnik zrobił coś bardzo ludzkiego i westchnął:
- Nie wiem moja droga nie gustuje w śmiertelnych, słyszałem, że niektórzy podobno lubią jakieś smaki krwi ? Ze mnie żaden smakosz! Ważne, że są chętni i wiedzą, na co się piszą… Może wybierz tą osobę, która wydaje ci się atrakcyjna seksualnie ? Bo jak widziałem, wciąż masz te odruchy w sumie nic dziwnego! W chwili przemiany byłaś piękna i młoda to dla ciebie była stratą… No nieważne, wybacz, dawno nie piłem… Dziękuje za twój czas i poradę… Aha, dobra robota z wyciągnięciem Brunona ze strefy walki przeżył dzięki tobie! Dobrej nocy - Ptasznik wyraźnie czuł się niekomfortowo i plątał słowa. Pozostało mu zwrócić się do mentora, odwrócił się i zaczął odchodzić ze słabym uśmiechem na bladych ustach.
Zatrzymała go wąska dłoń o starannie wypielęgnowanych paznokciach opadająca na ramię.
- Bądź sobą, nie udawaj kogoś innego. Fałsz łatwo przejrzeć, nikt nie bierze fałszywych ludzi poważnie. Nie budzą ani zaufania, ani szacunku. - usłyszał tuż obok swojego ucha, gdy Torreador pochyliła się w jego stronę ściszając głos - Błazny i obwoźni kuglarze, przecież nie jesteś kimś takim. Ubierz frak bez śladów ptasich odchodów, nie zostawiaj plam na meblach i ogranicz nawiedzone religijne gadanie, a będzie dobrze. Nikt od ciebie nie będzie wymagał chodzenia po wybiegu, jedynie zbierania zasłużonych przejawów wdzięczności. Przyjmuj je, podziękuj gdy będzie trzeba i nie zapominaj o uśmiechu, ale bez przesady. Nikt nie lubi wyszczerzonych psychopatów ani ponuraków gromiących okolicę zimnym jak zdechła ryba spojrzeniem. - kobieta zabrała dłoń i wyprostowała się.
- Nie ma czego wybaczać kochanie, razem w tym siedzimy. Ty, ja, Bruno, Margaux i John. Jesteśmy, chwilowo, na siebie skazani - odwróciła głowę w stronę przekąsek, przygryzając wargę.
- Za wiek albo dwa staniemy się zgorzkniałymi, stetryczałymi staruchami zamkniętymi w pięknych powłokach. Wszystkiego spróbujemy, wszystko będzie nas nudzić. Na szczęście noc jeszcze młoda… a atrakcyjność to coś więcej niż wygląd. To ogień w oczach i żyłach. Ładne opakowanie jest jedynie miłym dodatkiem.
- Źle mnie zrozumiałaś, nie chce robić za małpę czy udawać kogoś, kim nie jestem po prostu gdy na zaproszeniu jest strój wieczorowy, nie wypada pojawiać się w spranym dresie, dlatego, że ów dres to “prawdziwy ja”. A co do religijnego nawiedzenia cóż… Nie da rady! To tak jak ja bym poprosił cię, nie bądź taka piękna niektóre rzeczy są po prostu niezaprzeczalną częścią naszej osobowości i jestestwa. Dlatego nie obawiam się wieczności, o której mówisz, bo zawsze będę mieć misje ulepszenia świata i walki z Demiurgiem… Ale zgadzam się z tobą, teraz jesteśmy skazani na siebie, cieszy mnie to że możemy się pięknie różnić i efektywnie współpracować mimo tych różnic.
- Gdy się zestarzejemy zaczniemy się zajmować polityką i narzekać na aktualne czasy, bo wiadomo że kiedyś było lepiej. Krew była słodsza, usta bardziej miekkie, muzyka lepsza, dłonie pełniejsze pasji a księżyc jaśniej świecił - de Gast zaśmiała się cicho, nie odrywając wzroku od Latynosa po drugiej stronie sali.
- Załóż frak, to zawsze dobry początek. Dres jest w porządku, ale nie wszędzie pasuje. Są sytuacje i okazje gdy trzeba się pokazać. Trochę pograć, trochę… pokazać jak najlepszą wersję siebie, a teraz wybacz kochanie. Mam dziś jeszcze zaplanowane spotkanie, na które nie mogę jechać głodna.
- Dobrej nocy dziękuje za przyjemną i pouczającą pogawędkę smacznego.
 
Brilchan jest offline  
Stary 20-09-2022, 12:50   #46
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Istniała jednak sprawiedliwość, rzadko kiedy… ale jednak była. Albo Alessandra zasłużyła na nagrodę za całe poświęcenie dla dobra reszty Koterii, zlecenia Aurory i pozostałych niewygodnych obowiązków które na nich nałożono, a jakie najchętniej bladolica blondynka zrzuciłaby ze swoich ramion aby móc wrócić do normalnego trybu zapracowanego dnia.
Paskudne samopoczucie minęło jej odrobinę, gdy nie bacząc na towarzystwo wewnątrz paki kazała Jewel się rozebrać, następnie pomóc założyć nowe ubranie i doprowadzić do porządku na tyle, na ile pozwalały spartańskie warunki trzęsącej trumny na kołach gnającej poprzez jaśniejące z każdą minutą ulice Paryża.
Wyglądała więc mniej więcej porządnie kiedy dotarli do bezpiecznej strefy i wyskoczyli z ciężarówki prosto w mroczny komfort budynku. Tam też sytuacja odmieniła się diametralnie, tak jak nastrój de Gast. Po imieniu czasem ciężko szło jej skojarzyć kto jest kto, wolała widzieć twarz, a gdy zobaczyła oblicze ich gospodyni świt od razu stał się lepszy.
Znały się, miały okazję spotkać gdzieś w Miroir Noir gdy ciemnowłosa Venture gościła u Sorena. Dokładnie poznały, we dwie, w komplecie z Sorenem, a potem z paroma osobami w klubie.
Paroma na głowę.
- Musette! - przywitała się z gospodynią rozkładając ramiona i podchodząc tak póki nie objęła jej i nie pocałowała w policzek.
- Ratujesz nam nieżycie - dodała szeptem do jej ucha gdy cofała twarz.

- Witaj Alesso. Miło znów cię widzieć. - młoda Venture zdawała się odwzajemniać radość powitania. Chętnie się objęła i cmoknęła z blond Torreador. Jak ta cofnęła twarz Latynoska popatrzyła na nią z pewnym rozbawieniem.

- Nic ci nie jest? Widzę, że jak zwykle masz bardzo interesującą kreację. Nawet w tak dramatycznych okolicznościach. - powiedziała obrzucając spojrzeniem sylwetkę swojego gościa.

De Gast zaśmiała się mrużąc oczy ze szczerego rozbawienia. Nie była przecież byle plebsem, a to wymagało wysiłku jak każde piękno.
Spojrzała niby przypadkiem na złotą suknię którą nosiła, przedostatnią z przywiezionych przez Jewel z klubu. Była zadowolona, wreszcie znalazł się ktoś na poziomie aby zrozumieć i docenić ciężar statusu oraz tego jak trzeba się poświęcać nocą i nad ranem.
- Gdybym wiedziała od razu że trafimy do ciebie wybrałabym coś mniej oficjalnego - wzięła drugą spokrewnioną pod ramię patrząc jej w oczy pochyliła głowę do przodu.
- Jak zawsze najlepsze prezenty znajdują się pod warstwą opakowania. Powiedz skarbie, to prawda z tą wanną? Nie uwierzysz… musiałam dziś - aż się wzdrygnęła - biegać. Na boso. Dobrze że nikt tego nie widział. Jeszcze by mnie wzięli za biedaka i przypięli łatkę której się nie pozbędę.

- Biegałaś boso?
- Musette aż spojrzała w dół, ku stopom koleżanki jakby chciała sprawdzić czy przypadkiem czegoś nie przeoczyła w jej wyglądzie. Bo takich desperackich wieści to się chyba nie spodziewała. - To rzeczywiście musiało być grubo. To może opowiesz mi to w wannie? Myślę, że na jakąś szybką kąpiel to jeszcze zdążymy. A potem zapraszam cię do siebie, na górę. Porozmawiamy na spokojnie. - gospodyni wydawała się ciekawa tych wieści jak i samej rozmówczyni więc zaproponowała to tak aby mogły same porozmawiać w spokoju. Ale jeszcze musiała zająć się pozostałymi gośćmi zanim będzie mogła się zająć Alessandrą osobiście.

Torreador zgodziła się bez zmiany miny. Puściła Musette aby mogła ich prowadzić, na odchodne całując ją krótko w bark. Następnie przywołała gestem służkę nawet nie patrząc czy się gdzieś w okolicy kręci.
- Jewel kochanie zadzwoń po Dominika niech cię odwiezie do domu - zarządziła kiedy stanęły obok siebie - Zabierz te wszystkie mokre szmaty niech je wypiorą. Chyba że coś przetarte to od razu wywalić. Powiedz Ophelii co i jak, a po wszystkim odpocznij. Potrzebuję cię tu na rano. - uśmiechnęła się ponownie - Nasze rano. Ktoś musi mi pomóc z włosami. Ktoś zaufany, skrabie - dokończyła kładąc jej rękę na ramieniu i zbliżając twarz do jej twarzy.

- Na rano? I pomóc z włosami? Dobrze szefowo. A mam coś przywieźć? - brunetka ciekawie zerkała na tą rozmowę obu wampirzyc i obserwowała jak gospodyni w podzięce za ten całus w bark odwróciła się i puściła blondynce psotny uśmiech i oczko. Ale poszła zająć się resztą gości aby im pokazać gdzie są te wanny, salony z łóżkami do masażu gdzie mieli spędzić noc i to jej trochę zajęło aby szefowa mogła wydać polecenia Jewel. Ta okazała się dość rezolutna, obiecała przyjechać wedle życzenia blondynki tylko jeszcze chciała wiedzieć czy tak samo jak dzisiaj, właściwie wczoraj wieczorem, ma coś zabrać na spotkanie z szefową.

W odpowiedzi dostała dość długą listę którą Torreador uzupełnia co chwila o nowy element, bo jeszcze nie wiedziała co chce założyć a wiadomo że dodatki też trzeba dobrać, a jak dodatki to i biżuteria. Ciężko, gdy na koniec okazuje się że ma się ochotę założyć inne buty niepasujące do wszystkiego przez co trzeba zaczynać kompletowanie stroju od początku.
Potem przypomniała aby ślicznotka przekazała jutrzejszej zmianie w klubie aby wpuścili dwójkę nowo zapoznanych przekąsek z dowozem prosto do strefy VIP. Na koniec pożegnała się krótkim cmoknięciem i uściskiem służki, widząc że ich gospodyni pojawia się na horyzoncie.

- No już jestem. Poradzili sobie z tym Brudasem to chyba poradzą sobie z kąpielą i łóżkami. - powiedziała wesoło latynoska gospodyni wracając do czekającej blondynki. Wzięła ją poufale pod ramię i weszła w rolę przewodniczki.

- Nie byłabym aż taką optymistką, kochana - de Gast zaśmiała się, trącając ją barkiem.

- Chodź na górę. Tam też mam wannę z bąbelkami. - powiedziała wskazując brodą na korytarza i ruszyły w tamtą stronę. Poszły schodami na piętro gdzie widocznie gospodyni miała swój apartament. Zaprosiła swojego gościa do łazienki gdzie faktycznie nazwać ten mini basen wanną byłoby sporym niedomówieniem. Wyglądało na to jak jakiś mini basen na kilka osób jaki zwykle można spotkać w jakimś spa czy innych hydromasażach.

Wyglądało nie najgorzej, z pewnością jak coś co ma wywołać ciarki żenady na plecach Alessy przy samej myśli że musi tam wejść. Przeciwnie, nawet się uśmiechnęła w duchu. Udany finał przydługiego pościgu i klepania podeszwami stóp o mokry asfalt oraz włóczenie bo brudnych, obskurnych dziurach.

Po wizycie w tym łazienkowym basenie gospodyni, ona i jej gość, jeszcze z mokrymi włosami przeszły do kolejnych drzwi za którymi była sypialnia. Drzwi wyglądały całkiem solidnie i jak mało które drzwi do sypialni miały całkiem solidne zamki które Musette zamknęła i sprawdziła.

- Mam nadzieję, że nikt nam nie będzie do wieczora przeszkadzał. - powiedziała Latynoska uśmiechając się do koleżanki. Ta była tu pierwszy raz. Wyglądało to jak sypialnia. Ale bez okien. Za to urządzona w orientalnym stylu, dopasowanym do wystroju reszty salonu na dole.

- Kiedyś to było moje biuro. Ale tak często spędzałam tu dnie i noce, że zrobiłam z tego sypialnie. Poza tym nie trzeba szukać jedzenia na wynos. - zaśmiała się wskazując gestem na to orientalne wnętrze. Pachniało tu Bliskim i Dalekim Wschodem, jak z dumnej, kolonialnej przeszłości Francji, z czasów dominacji na Indochinach i innych rejonach świata.

- A z tego mebelka to jestem naprawdę dumna. Bardzo chciałam dostać oryginał no ale jak zobaczyłam jedno z nich… No wiesz jakie one są wąskie? No góra mąż i żona i nikt więcej… Więc kazałam sobie zrobić podobne tylko większe. - zaśmiała się ale chyba naprawdę była dumna ze swojego łóżka. Z ciemnego drewna, z kwiatowymi zdobieniami no i z baldachimem wzniesionym na solidnych, ozdobnych filarach. Wyglądały jakby po tych słupach pięły się winorośl albo inne pnące kwiaty. I jeszcze ciemne, biurko, nieco z boku też było chyba do kompletu. I krzesła. Sekretarzyk i szafa były w podobnej tonacji chociaż już nie z kompletu.

- To zapraszam! - roześmiała się Musette i jakby znów miała kilkanaście lat wesoło rzuciła się na te szerokie łoże zdolne pomieścić zdecydowanie więcej niż dwie osoby. - A to mi jeszcze widzisz zostało po ostatnich gościach. Chociaż nie chciało mi się ich zdejmować. - podniosła głowę wskazując na skórzane obręcze zamocowane do tych filarów.

- Nadal wyznajesz zasadę że dobry balet zaczyna się od pięciu osób wzwyż na głowę? - rozbawiona blondynka pozwoliła ręcznikowi opaść tam gdzie stała i całkiem naga ruszyła na gospodynię, spojrzeniem spode łba rzucając jej wyzwanie.

- Powiedzmy, że wtedy osiągam interesujące optimum. Ale w mniejszym gronie też może być całkiem rozkosznie. - uśmiechnęła się latynoska Venture przyjmując nagiego gościa do swojego łoża. Sama też pozbyła się swojego ręcznika więc była w podobnym stroju. Pocałowała usta blondynki i pogłaskała ją po policzku.

- Chętnie bym odświeżyła z tobą znajomość i pogadała. Ale już późno. Zwykle już jestem kłoda o tej porze. Ale zapraszam cię jak tylko będzie okazja to sobie odbijemy. - rzekła wskazując brodą na ścienny zegar a tam pora już sugerowała, że nad miastem szarość świtu zaczyna przechodzić w pełnię dnia.

- Nic straconego kochanie, nic straconego - mrucząc jej do ucha de Gast ułożyła się tuż obok, plącząc ich kończyny i po długim pocałunku na dobranoc zapadły w letarg.
Wtulona w siebie i objęta para ciał bez jakichkolwiek śladów życia.


Rano, znaczy na jej rano, Alessandra wstała wcześniej niż gospodyni. skorzystała z tego czasu żeby zostawić jej notkę przy rzeźbionym łożu, a potem z telefonem w garści wrócić do łazienki. Tam wykonała ogromne poświęcenie samej nalewając wodę do niewielkiego basenu i sadzając się wśród musującej wody w oczekiwaniu na pobudkę towarzyszki. Gdzieś w głębi trzewi odczuwała świergotanie Bestii, było jednak na tyle niewielkie że dało się łatwo stłumić. Przez chwilę chciała w przypływie nagłej tęsknoty zadzwonić do Sorena i nawet wybrała jego numer… dopiero z telefonem przy uchu zdając sobie sprawę że jest dla niego za wcześnie.
Zdecydowanie za wcześnie.
Zajęła się więc dzwonieniem do Jewel w oczekiwaniu, aby upewnić się że już jedzie i ma wszystko czego od niej wymagała.

- O, to szefowa już wstała? To w samą porę bo my już dojeżdżamy, już zaraz będziemy. - siedząc na dnie baseniku i czekając aż woda osiągnie optymalny poziom mogła się gościć do woli w tej wielkiej łazience. A przy okazji porozmawiać ze swoją obrotną służką co już śpieszyła na pomoc z uzupełnieniem nowej porcji garderoby. Młoda Torreador zachowała całkiem mocne więzi ze swoją ludzką stroną to była w stanie wstać trochę wcześniej niż to czyniła większość koterii. Choćby Musette. Dobrze, że była już spokrewniona i nie była zaskoczona widokiem zimnego, nagiego ciała bez oznak życia obok jakiego się obudziła. Ale póki sama nie przybrała rumieńca życia to też wyglądała bardzo podobnie. Teraz jednak już słyszała rozmowy na dole i rozpoznawała głos swojej służki. Azjatka zaprowadziła ją na górę i tu już Jewel znalazła drogę do swojej szefowej.

- O! Dobry wieczór. To już jestem. Przywiozłam trochę rzeczy. Tutaj mam je rozłożyć czy gdzieś pójdziemy? - brunetka ubrała się dzisiaj na niebiesko a sama dźwigała naręcze torebek i pakunków z garderobą swojej pani.

- Za drzwiami jest korytarz i dalej sypialnia, ale to zaraz - de Gast obejrzała ją sobie dokładnie i wydała się zadowolona. Co prawda już myślała co założyć, ale skupiła się jeszcze na bardziej przyziemnych problemach.
- Co po wczoraj? Jean Marc pozbył się fotografa? Przekazałaś Ophelii co mówiłam i uprzedziłaś Cassiena aby jego ludzie mieli oko na dwójkę która przyjdzie z moimi wizytówkami?

- Tak, przekazałam. Powiedziałam Opheli gdzie szefowa nocuje, że u koleżanki z Orly ale nie mówiłam o tym parku i reszcie. A w klubie tak, wszystko załatwione. Wystarczy, że przyjdą. A jak pytałam Jean Marca o tego fotografa to powiedział “załatwione”. No to dalej nie pytałam. Ale on się pytał co z aparatem zrobić. Czy też się go pozbyć czy szefowej do czegoś potrzebny. -
służka zerknęła na korytarz i pokiwała głową, że widzi te drzwi do sypialni gospodyni. A w międzyczasie żywo streściła te najważniejsze kwestie co się działy podczas ich dziennego letargu.

- A szefowej jak minął dzień? - zapytała zaciekawiona wracając już spojrzeniem do blondynki w mini spa.

- Nieźle, spałam jak zabita - de Gast zrobiła niewinną minę, wabiąc do siebie służkę gestem. Podobało jej się to, co usłyszała. Wszystko załatwione.
- Niech Jean Marc da ten złom naszej Tremere, może jej się do czegoś przyda - powiedziała i zanim coś jeszcze dodała na korytarzu rozległy się kroki.

- Aha, to ma to oddać Margaux? Dobrze, przekażę. - Jewel chętnie podeszła krokiem zawodowej tancerki i modelki. Przysiadła na brzegu baseniku i nachyliła się ku szefowej ale też usłyszała kroki na korytarzu. Takie dość zwykłe i w klapkach. Spojrzała w stronę drzwi i ukazała się w nich gospodyni. W szlafroku i wciąż dość blada. Ale już nie trupio blada. Widocznie rumieniec już zaczął działać ale jeszcze nie był w pełni mocy jak u blondynki.

- Dobry wieczór. - brunetka przywitała się z gospodynią. Gdyby ta wciąż była śmiertelniczką to z powodu tej bladości można by ją uznać za ostrą imprezowiczkę którą zmuszono aby wstała zdecydowanie zbyt wcześnie.

- Cześć dziewczyny. Ale wcześnie wstajecie. Ranno wieczorne z was ptaszyny. - powiedziała Latynoska uśmiechając się leniwie. Rozpięła szlafrok, zawiesiła go i nago weszła do basenu. Też miała zadbaną i apetyczną figurę aktorki, tancerki czy modelki. A z tego co pamiętała Torreador to potrafiła i lubiła robić niego użytek. Po czym usiadła obok blondynki.

- O! Jak przyjemnie! - zaśmiała się wesoło ciesząc się ciepłą, czystą wodą. Po czym spojrzała w bok. - I jakie przyjemnych gości mam dzisiaj w tej kąpieli. Cześć Blondi. - dodała i zbliżyła swoje usta do ust blondynki. - Ale jesteś gorąca! Ogrzej mnie i rozgrzej mnie! - zamruczała chętnie tuląc się do mokrego ciała rozgrzanego przez krążące w żyłach vitae. Jej własne dopiero zaczynało ten proces. Przywitały ją chętne usta i niecierpliwe ręce zachłannie przygarniające do mokrego, nagiego ciała. Do pierwszego zestawu zaraz dołączył drugi, niepotrzebujący pobudzenia po letargu. Splotły się we trzy przypominając dokładnie na czym skończyły poprzednie spotkanie.


Na miejsce spotkania z Aurorą dojechała, tak jak poprzednio, przywieziona przez Dominika i zostawiona bezpośrednio pod progiem Elizjum. Na szczęście nie padało, wiatr również przycichł, nie musiała więc gnać na złamanie obcasów do środka aby uchronić ubranie i fryzurę przed niesprzyjającą aurą. Po przyjemnym poranku Jewel spełniła swoje dalsze obowiązki, pomagając szefowej w układaniu włosów podczas gdy ona kaprysiła nie mogąc się zdecydować którą sukienkę wybrać. Pomogła Musette i po kwadransie naradzania wybrały wspólnie następną złotą kreację… ale to było dobre pół godziny temu, jeszcze w salonie urody, gdy wciąż mokre po kąpieli korzystały ze spokoju i gościny sypialni Venture. Zanim się pożegnały de Gast zaprosiła ją do Miroir Noir na późną noc i dzień, wypadało się odwdzięczyć za gościnę, a spotkanie i wywołane nimi wspomnienia zaogniały apetyt.

- Zajmij się moimi gośćmi. Dam ci znać jak skończymy, Dominik pojedzie po Musette - Torreador powiedziała do służki przez ramię, a potem przepłynęła z gracją do środka, pokonując znaną już drogę. Stukając obcasami liczyła, że spotkanie minie szybko i jeszcze tej nocy zbierze plony zasiane poprzedniej nocy. Dwójka poznanych przypadkowo dzieciaków ciekawiła ją, jak barwne okazy nabite na szpilki interesują kolekcjonera motyli.
Szybko jednak podobnie przyjemne rozważania musiały zostać odłożone na dalszy plan.

Teraz musieli wypaść dobrze, a nawet lepiej. Podkładkę mieli świetną, wykonali zadanie jeszcze tej samej nocy której zostało zlecone. Nikt istotny nie zginął, media niczego nie wykryły. Mieli co świętować, choćby skok o jedno oczko w hierarchii. Już nie byli bezimiennymi noname’ami, a kimś rzetelnym, kto wywiązuje się z nałożonych obowiązków oraz dane słowa.
- Piątek to zawsze dobry termin na rozpoczęcie zabawy. Podziękuj też od nas Ajaxowi, on i jego zespół wykonali równie świetną robotę - powiedziała gdy przebrzmiało echo syntezatora mowy i relacji Nosferatu. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, zakładając nogę na nogę. Wizja imprezy pod szyldem ich Szeryf była czymś przyjemnym, ekscytującym. Jak szansa na zapoznanie bliżej ważniejszych tuzów miasta od mniej oficjalnej strony.
- Tak jak Carl mówił, poszło gładko. W razie potrzeby wiecie gdzie nas szukać gdy trzeba było załatwić problem szybko, rzetelnie i bez fuszerki - dodała na zakończenie, bo Gołębiarz dobrze streścił co się działo.

Posiedzieli jeszcze chwilę, a potem gospodyni zaproponowała poczęstunek. Alessandra nie zamierzała odmawiać i chociaż zegarek nieubłaganie odmierzał kolejne minuty i kwadranse, przeszła do sali ze szwedzkim stołem pisząc wiadomość do Dominika aby ruszał pod salon urody po ciemnowłosą ślicznotkę do kolekcji na ten wieczór.
W środku pokręciła się trochę, zamieniła z Carlem parę słów, a następnie już bez zwlekania podeszła do jednego z czekających na znak mężczyzn. Ciemnowłosy i ciemnooki sługa nie stawiał oporu gdy podniosła rękę aby pogłaskać go po policzku. Miał przyjemną w dotyku, ciepłą skórę pod którą Torreador wyczuwała buzujący południowy temperament.
- Jak masz na imię? - spytała, schodząc dotykiem do jego szyi.
Latynos patrzył jej śmiało w oczy i nie tracił rezonu.
- Gabriel - odpowiedział, a de Gast zamruczała rozbawiona. Żadnych tytułów, żadnego uniżenia doprowadzającego ją do niesmaku.
- Dawno nie deprawowałam archanioła- palce wzdłuż ramienia przesunęły się do jego dłoni. Ujęła ją. - Chodź więc mój aniele, sprawdzimy jak wysoko potrafisz wzlecieć na swoich skrzydłach.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline  
Stary 23-09-2022, 06:46   #47
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Na filmach przebudzenie wampira następowało do wtóru złowieszczej muzyki granej na organach i równie złowieszczego skrzypienia otwierania wieka trumny z którego wspomniany delikwent się podnosił od razu do pionu. W rzeczywistości tej nocy Ryan obudziła się zwinięta w embrion, z kolanami pod brodą, więc zanim stanęła na własnych nogach musiała się chwilę poprzeciągać i rozruszać aby zesztywniałe w specyficznym rigor mortis członki miały szansę wrócić do pełnej sprawności.

Jak rzadko kiedy była w pełni zadowolona, ten dzień już zaczął się dobrze. Obudziła się w łóżku zamiast na dnie kontenera na śmieci. Nie śmierdziała, a jedynie mokre ubranie które ciągle miała na sobie zdążyło zacząć zalatywać lekką stęchlizną, ale bez przesady. Wyschnąć nie dało rady gdy już wpakowała się nawykiem śmiertelnika pod koc, a potem umarła na parę godzin, więc ciepło ciała nie sprawiło że mokra tkanina wyschła. Przez to cały lewy bok na którym leżała wciąż był wilgotny w dotyku, nic groźnego. Przeziębienie i reumatyzm jej nie groziły.

Sprawdziła telefon uśmiechając się i wciąż trochę sztywna ruszyła przed lokal gdzie czekał już Max w swoim samochodzie. Zanim padła na łóżko wysłała mu rano smsa z dokładnym adresem i paroma słowami wyjaśnienia dzięki czemu trafił bez zbędnego błądzenia po mieście albo rozpytywania.

- Przywiozłem ci ciuchy - zaczął w ramach powitania ledwo wsiadła do auta. Zajmował miejsce kierowcy, popijając coś z papierowego kubka ozdobionego logo jednej ze znanych sieciówek gastronomicznych. Ręką z papierosem wskazał kanapę z tyłu.

- Dzięki - odpowiedziała łapiąc niepozorną czarną torbę, a jej partner prychnął dymem.

- Wisisz mi, mała.

- Wiszę i powiewam, wiem -
odpowiedziała wesoło rozpinając suwak i wyciągając czyste, a przede wszystkim suche ciuchy.
- Widziałeś się ze Starym?

- Tak, złożyłem mu raport. Jest na bieżąco
- odpowiedział kiwając lekko głową i podniósł kubek do ust.

- Rozkazy?

Szarmancko odwrócił wzrok w drugą stronę gdy zdjęła podkoszulkę.
- Zakończ sprawę z Aurorą i zawijamy do biura. Jest robota.

- Wrócę sama, ty się zwijaj zaraz. Mam coś
- w międzyczasie rzuciła mu na kolana torebkę z odciętym palcem.
- To wczorajszego klienta. Zdejmij odcisk i sprawdź w bazie, a Stary jak ma humor niech też rzuci okiem. Wciąż nie wiemy czy to odosobniony przypadek, czy początek serii.

Max podniósł torebkę i chwilę się jej przyglądał.
- Ciągle myślisz, że to drugi Jules?

- Mam nadzieję że nie
- przyznała zakładając nowe spodnie - Ale moje nadzieje nie są zbyt pewnym towarem. Lepiej mieć pewność. mam też prośbę. Osobistą…

- Tamten dzieciak i koleś którego postrzeliłaś? -
wszedł jej w słowo i pokręcił głową, a ona niemo przytaknęła - Sprawdzę. Ty mi obiecaj, że po spotkaniu z Aurorą weźmiesz taryfę prosto do mnie. Bez szlajania po mieście, bez szukania kłopotów. Bez szukania śladów na własną rękę.

- Max…

- Nie. Obiecaj mi to
- spojrzał wreszcie na Tremere, a ona westchnęła.

- Dobrze, obiecuję. Wrócę najszybciej jak się da. Prosto z audiencji u Szeryf. Zadowolony?

Był zadowolony, wyczuwała to po tym,jak się rozluźnił i wyciągnął ku niej paczkę fajek. Ale, mimo wszystko, sam ją zawiózł pod hotel aby się przypadkiem nigdzie po drodze nie zgubiła.

***


Spotkanie z Szeryf przebiegło bez komplikacji. Była zadowolona, oni byli zadowoleni i tylko jeden bezimienny, oszalały z Głodu nieszczęśnik nie miał nic do powiedzenia, gdyż zeszłego poranka został przez wysłanników koterii brutalnie zamordowany. Tym razem na amen.
Margaux słuchała jak pozostali mówią, kiwając głową do ich relacji. Uśmiechnęła się też i kiwnęła Bruno głową, ale przez większość czasu milczała bardziej będąc myślami przy Maxie i dalszej pracy, niż świętowaniu.

A co z rodziną dzieciaka którego próbowano porwać, rodzina jego ojca wyśle teraz wuja aby dokończył dzieła, czy dadzą sobie spokój?
I co ją to obchodziło…

Dopiero gdy padło jej nazwisko ożywiła się, patrząc wpierw na Carla, a następnie na Aurorę.
- Sprawa jest w toku, jeśli pojawią się nowe informacje zostaną niezwłocznie przekazane. Trop badamy w sposób konwencjonalny i ten… mniej konwencjonalny. - rozwiała wszelkie wątpliwości wysilając się na coś ponad lakoniczne “śledztwo jest w toku”.

Po skończonej audiencji chętnie skorzystała z poczęstunku bo głód przebudzony gdzieś wewnątrz jej wnętrzności zaczynał dokuczać zimnym pieczeniem układu nerwowego.
O ile pieczenie mogło być zimne tak właśnie wyglądało.

Pijąc pospiesznie zawartość jednej z torebek drugą ręką pisała smsa do Maxa że zaraz rusza i żeby nie podnosił alarmu, bo absolutnie nic niezwykłego się nie dzieje. Drugiego napisała już wychodząc przed hotel, a jego adresat był o wiele bardziej osobisty, niż nawet najlepszy kumpel.

Cytat:
Powodzenia w dzisiejszych zawodach. Kocham Cię. Skop im tyłki!
Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Mimo późnej pory nadeszła szybko.

Cytat:
Dzięki mamo, też Cię kocham. Nie daj się zabić : )
Margaux przełknęła gorzką jak sam diabeł gulę wewnątrz gardła. Już dała się zabić. Pakując się do taksówki starała się nie myśleć o tym co zostawiła za plecami, ale było trudno.

I za cholerę się nie udawało.
 
Coolfon jest offline  
Stary 23-09-2022, 23:52   #48
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Poniedziałek; noc; klub “Miroir Noir”


Wizyta w najważniejszym Elysium paryskiej koterii skończyła się na tyle dobrze i wcześnie, że był jeszcze sens jechać do klubu. Jak długonoga blondynka wysiadała przed głównym wejściem do swoich nocnych włości powitał ją całkiem znajomy gwar, muzyka i koktajl świateł i rozbawionych ciał. A także twarze obsługi jakie pozdrawiały ją gdy ich mijała.

Odwzajemniała uśmiechy, witając się z nimi i płynąc dumnie przez szerokie korytarze aż do schodów prowadzących w dół, gdzie strefa dla gości innego kalibru niż szeregowy tłum bawiący się masowo na parkiecie wśród ognia i wiązek laserów. Tam w przejściu natrafiła na żywego gargulca wypełniającego swoim ciałem większą część przejścia.
Łysy olbrzym stał pośrodku, z ramionami założonymi na piersi i zimnym wzrokiem obserwował wszystkich którzy pomyśleli aby chociaż się zbliżyć bez wyraźnego powodu.
- Cassien kochanie - Torreador ucieszyła się na jego widok, wyciągając ramiona aby go objąć i po stanięciu na palcach pocałować w policzek.
- Dobrze cię widzieć, działo się czym muszę sobie zajmować czas?

- Witaj szefowo.
- olbrzym uśmiechnął się łagodnie i dał się cmoknąć w policzek. Chwilę zastanawiał się nad pytaniem co już wskazywało, że raczej nic strasznego ani wyjątkowego się nie działo skoro nie rzucał tym od razu.

- Nie, chyba nie. Wszystko w porządku.
- powiedział gdy przeszukał wspomnienia z dzisiejszej nocy. - Ha! Ale była u nas taka jedna, całkiem gorąca sztuka. Znaczy nie widziałem aby wychodziła to może nadal jest. Pytała czy mamy salę do gloryhole. Nie wiem czy ktoś jej nagadał tak czy co ale chyba miała na to straszną chcicę. - zaśmiał się opowiadając tą anegdotkę więc sądząc po tym śmiechu pewnie będzie ją opowiadał całkiem długo w nadchodzących miesiącach jako właśnie anegdotkę.

Odpowiedź usatysfakcjonowała de Gast, jej uśmiech się poszerzył gdy pogłaskała olbrzyma po policzku, a potem szyi i piersi.
- To niech ci ją przyprowadzą i weź ją na dół. Wybij dziurę w ścianie gdzieś na magazynie i baw się dobrze, a ja pomyślę po weekendzie… bo to jest dobry pomysł - zamyśliła się pomagając sobie w skupieniu myśli głaskaniem brzucha ochroniarza - Ewentualnie podeślę ci kogoś po zmianie. Na kogo masz ochotę?

- No. Moglibyśmy mieć coś takiego. A jak szefowa nic nie ma przeciwko to tak zrobię. Znajdę ją i zaspokoję jej potrzeby prowizorycznymi metodami. A Valentine by mogła przyjść? Jak nie to nie ma sprawy, ta cizia co mówię też wyglądała na gorący towar. -
mięśniak uśmiechnął się tym razem naprawdę szczerze. Chyba nie spodziewał się takiego bonusu z okazji tej żartobliwej anegdotki bo rozpromienił się na całego.

De Gast podniosła ramiona i założyła je olbrzymowi za karkiem, przywierając do jego szerokiego frontu.
- Wyznacz zastępstwo i zrób sobie przerwę. Znajdź tą laskę i zabierz do magazynów. Wyślę wam Val, bo co to jednka laska dla takiego chłopa, co nie? - puściła mu oko ściszając głos - Baw się dobrze kochanie, a jeśli będzie trzeba dzwoń do Servio.

- Dobrze, szefowo tak zrobię. Dzięki szefowo.
- olbrzym nie posiadał się z radości chociaż starał się nad tym zapanować. I mogła być pewna, że zejdzie z posterunku dopiero jak go kolega zmieni ale nie wcześniej.

Zadowolona ruszyła w dalszą drogę, łapiąc na schodach jedną z dziewczyn i przekazując aby znalazła Valentine i wysłała do magazynu do Cassiena. Spytała też gdzie zabrano jej gości, a otrzymawszy potrzebne informacje mogła ruszyć dalej.
Znalazła się na zapleczu, tam trafiła na właściwe drzwi do właściwego VIP-roomu i musiała zapukać. Ale i przez drzwi słyszała, że zabawa w środku musi układać się nieźle. Po pukaniu był moment ciszy i krótkie pytanie “Kto tam?” z ust Jewel. Jak się zorientowała kto puka to słychać było szybki stukot obcasów i stłumione piski radości.

- Widzicie? Mówiłam wam, że przyjdzie. - usłyszała swoją brunetkę gdy ta podchodziła do drzwi. Widocznie miała satysfakcję, że miała rację. Zgrzyt drzwi i w końcu się widziały ponownie.
- Dobry wieczór szefowo! Dobrze, że już jesteś! - sądząc po długich wycięciach błyszczącej sukienki to na górze na pewno była bez bielizny. I chętnie się uściskała z szefową. A spojrzenie i ekspresja wskazywały, że jest już wesolutka od wcześniejszych etapów zabawy.

~ Dobrze, że szefowa już jest! Tony to jeszcze ale Robyn to aż przebiera nóżkami aby mieć przyjemność z szefową! Aż musiałam przynieść trochę zabawek aby ją czymś zająć. ~ szepnęła jej do ucha wesołym tonem więc chyba nie była tak całkiem wstawiona jakby się mogło w pierwszej chwili wydawać.

- Cześć! Jej już się baliśmy, że nie przyjdziesz! Ale Jewel mówiła, że jednak przyjedziesz no i jesteś! - Robyn miała na sobie też mocno wyciętą sukienkę. I wesoło pomachała do niej obiema dłońmi na przywitanie. Jedną nie mogła bo miała skute nadgarstki skórzanymi pętami. I w dłoniach trzymała obrożę do kompletu jakby właśnie miała ją przymierzać.

- Cześć. Fajnie, że wpadłaś. Naprawdę jesteś tu szefową? - Tony był w koszuli. Rozpiętej więc widać było jego tors. Wyglądał tak jak wczoraj to na dotyk zapamiętała blondynka. I znów wydawał się bardziej stonowany i opanowany od swojej koleżanki.

- Dobra dziewczynka - blondynka pochwaliła cicho służkę gdy uścisnęły się na powitanie i pocałowały w policzki jak na dobrze wychowane damy przystało. Następnie wzięła ją pod ramię i już bez zwlekania wpłynęła do środka pokoju, roztaczając aurę pewności siebie i zadowolenia.
- Naprawdę - odpowiedziała chłopakowi podchodząc do Mulatki. Pochyliła się całując i ją na przywitanie.
- Widzę że Jewel się wami zajęła, doskonale. Wypadło mi coś na mieście, wiecie jak jest. Interesy - uśmiechnęła się zdając sobie sprawę, że para śmiertelników nie ma zielonego pojęcia jak to jest, ale nie była w nastroju do złośliwości. Cieszyła ją obecność nowych zabawek. Dwudaniowego obiadu podanego pod nos prosto z dowozem na pański stół.
- Dobrze że przyszliście, bardzo mnie to cieszy. - podeszła do Tony’ego i jego też pocałowała, kładąc na chwilę bladą dłoń na środku ciepłej piersi.

Mężczyzna chyba bardzo chciał pokazać, że mu nie zależy, że ma nad sobą kontrolę, że panuje nad sytuacją w przeciwieństwie do swojej koleżanki. Ale mimo to jak gospodyni się nad nim pochyliła, dotknęła, pocałowała to od razu zorientowała się, że jest chętny. I na nią, i na zabawę, i zniecierpliwiony bo od tej 23-ciej co się poprzednio umawiali to już trochę czasu minęło. A cała trójka jeszcze była w ubraniach. Więc co by się nie działo to Jewel jakoś udało opóźnić się sytuację do jej przyjazdu.

- Tak, Jewel była bardzo miła i gościnna. Dobrze się nami zajęła. Właśnie przymierzałyśmy parę rzeczy. - Mulatka tak jak poprzednio bez skrępowania okazywała swoje emocje. Dominowały w niej ekscytacja, podniecenie i ciekawość czegoś i kogoś nowego. Pokazała na parę dodatków do łóżkowych figli jakie pewnie Jewel przyniosła i rozłożyła na stole.

- Właśnie wybierałyśmy w którym zestawie Robyn by się szefowej najbardziej spodobała. - brunetka dokończyła myśl gościa potwierdzając jej słowa.

Blondynka przekrzywiła głowę, oglądając sobie śmiertelniczkę pod różnymi kątami. Zostawiła Tony’ego i ruszyła w jej stronę nie spuszczając świdrującego wzroku który utkwiła w jej oczach.
- Najbardziej będziecie mi się podobać sauté. Specjalnie zostawiłam sobie miejsce na deser… - wzięła jej skute ręce w swoje, przyglądając się więzom i zamruczała zadowolona.
- Doskonale, od tego zawsze warto zacząć - stwierdziła zamyślona, jednak zaraz zmarszczyła brwi.
- Jewel kochanie chcę tu zaraz mieć Jessamine za barem. Mają przyjść też Mia, Vaida, Makai, Clementine, Magnolia, Isabella, Honore, Chantal, Paien, Gilbert, Avent i Wiktoria żeby nosić drinki. Weź od Pierra najlepszy towar jaki ma dziś na stanie. Vachel i Payen też mogą przyjść jeśli są i Cassien nie dał im nic do roboty. Na rano zanim wyjdę chcę mieć od Hannah skrót rzeczy z którymi ludzie dziś przychodzili. - odwróciła się do służki aby patrzeć na nią i widzieć że wszystko zrozumiała i zapamiętała.
- Ptaszyny przyszły się zabawić, więc zaczynamy zabawę. Załatw wszystko i wracaj do nas. Po drodze przekaż szefowi ochrony, że przyjdzie niedługo Musette i aby postawił kogoś pod drzwiami żeby nam nie przeszkadzano. Jesteście głodni? - na koniec spojrzała na dwójkę gości.

- No już jedliśmy. Jewel nam coś zamówiła. Przyjdą tu te wszystkie dziewczyny? - Tony wyglądał jakby nie dowierzał temu co słyszy. Zresztą Robyn podobnie. Najpierw ucieszyła się niezmiernie jak usłyszała w jakim stroju najchętniej by ją widziała jej idolka i widocznie było jej to jak najbardziej w smak. Ale potem jak usłyszała tą listę imion to uśmiech stopniowo przeszedł jej w bardzo wydłużoną twarz. Zwłaszcza, że Jewel grzecznie przytaknęła i zostawiła ich aby wyjść i zrealizować zamówienie szefowej.

- I oni tu wszyscy przyjdą? Ale ten… Bo ja myślałam, że się zabawimy… Tak no wiesz… W sensie, że nie jakaś dyskoteka. - Robyn też chyba pierwszy raz była w takiej sytuacji i trochę ją to zbiło z pantałyku. Uniosła skute nadgarstki i wskazała na resztę zabawek na stole no i widocznie obawiała się, że jakieś tańce i inne drinki mogą jej odebrać nadzieję na takie zabawy.

- Dyskoteka? - Alessandra zdziwiła się, bo hopsanie na parkiecie było ostatnim o czym teraz myślała. Popatrzyła za plecy, a potem zwróciła się do chłopaka rozkazującym tonem.
- Podejdź i rozepnij mnie. Sama tam nie sięgnę - zmrużyła oczy, obracając się i stanęła do niego plecami, rzucając psotne spojrzenie przez ramię.
- Dyskoteki są dla nudziarzy… chodź do mnie - wyciągnęła zapraszająco rękę do dziewczyny wabiąc ją spojrzeniem i uśmiechem - Sama się przekonasz o jaki rodzaj tańca mi chodzi.

Oboje młodych z Orly zbystrzało. Spojrzeli na siebie gdy usłyszeli słowa gościnnej blondynki i uśmiechnęli się wesoło. Tony wstał z fotela, podszedł za plecy gospodyni i poczuła jego ciepłe, suche dłonie na sukience i ciele. I to jak uwalnia ją ze zbędnego balastu materiału. Sukienka zsunęła się ukazując młode, jędrne ciało pod spodem.

O ile on widział tył blondynki to Robyn przód. Westchnęła i rozpromieniła się wesoło jakby jednak ta noc zapowiadała się tak jak miała nadzieję od wczoraj.

- Ale jesteś śliczna… - powiedziała zachwycona nie mogąc od gospodyni oderwać oczu. Wstała i podeszła do niej wyciągając dłoń jakby chciała się przekonać czy to prawdziwe ciało i się zaraz nie rozwieje w pył. Dotknęła ramion blondyni aż ta czuła jak za nią Tony podobnie wodzi palcami po jej plecach, biodrach i pośladkach.

Słusznie zbierane wyrazy zachwytu mile łechtały ego Torreador i rozgrzewały vitae w żyłach. Najbardziej cieszyło ją, że już zawsze tak będzie, nigdy nie zazna zmarszczek i obwisłych piersi. Przestąpiła krok w bok wychodząc z kręgu złotego materiału który z cichym sykiem opadł na ziemię.
- Uklęknij kochanie - powiedziała niskim głosem do dziewczyny przed sobą. Rękę Tony’ego przesunęła z biodra do góry, na swoje piersi.

- Dobrze... - Robyn wydawała się na zachwyconą. Właśnie jakby się realizowały jej fantazje jakie miała od przypadkowego spotkanie tej smukłej, ponętnej blondynki do jakiej wczoraj z Tonym odważyli się podejść i zagadać. Posłusznie uklękła przed swoją nową panią i zaczęła się starać co sił w ustach i palcach aby jej dogodzić. Sama zresztą też okazywała pełne zaangażowanie i przyjemność. Jednak i Tony nie zasługiwał na miano lenia czy biernego obserwatora. Czując przyzwolenie i będąc już nieźle nakręconym na zabawę jak manager tego klubu weszła do środka teraz chętnie wreszcie dał upust swojej z trudem hamowanej niecierpliwości. Właśnie tak dogadywali się bezpośrednio we trójkę gdy usłyszeli na korytarzu zbliżające się śmiechy, wesołe kobiece głosy no i charakterystyczny odgłos szpilek na podłodze. Potem pukanie do drzwi i po chwili do środka wlała się cała, barwna i wesoła menażeria tego klubu.

- Już jesteśmy! - obwieściła radośnie Jewel. Co na chwilę przerwało zabawę pierwotnej trójki. Trudno było robić swoje jak nagle pojawił się tłumek nowych postaci i to tak ciekawych, że trudno było się nie gapić.

- Ale… To oni wszyscy to ten… Też tak… Na zabawę? - Tony co otworzył drzwi i teraz je zamknął nie mógł uwierzyć. Zwłaszcza, że zdecydowana większość to były istne ślicznotki ładnie uśmiechnięte i kusząco przystępne.

- Oo jaa… - Robyn chyba zapomniała, że wciąż klęczy przed szefową i to ze skutymi nadgarstkami bo aż zamrugała oczami wodząc po tym wszystkim nie mniej zdumionym spojrzeniem jak kolega. - I to wszystko twoje? - podniosła głowę do góry aby spojrzeć na twarz stojącej nad nią blondynki.

- Drobny kawałek z tego co jest moje - Alessandra machnęła zbywająco ręką jakby to nie był jakiś wielki wyczyn ani powód do dłuższego roztrząsania. Skinęła zaraz na dziewczyny aby podeszły bliżej i pokazały po co tu są.
- Zrób nam drinki, niedługo będzie Mussete. Przygotujcie się - początek powiedziała do cygańskiej urody barmanki, a resztę do męskiej części zgromadzenia. Z figlarnym uśmiechem zerknęła w dół wymownie kładąc rękę na głowie Mulatki i kierując ją do przerwanej pracy.

Mulatka ochoczo wróciła do przerwanego zajęcia. Bo Tony’ego ten nagły kobiecy przypływ chyba prawie oszołomił. Aż chyba nie wiedział na którą patrzeć czy zagadać. Aż go dziewczęta wyręczyły, wręczając drinka, obejmując i ćwierkając radośnie. A tymczasem Jewel podeszła do szefowej i przez chwilę z zainteresowaniem obserwowała klęczącą przed nią Robyn podczas satysfakcjonującego obie strony zajęcia.

- Oj widzę, że to nie jest twój pierwszy raz. - zaśmiała się brunetka co wywołało też i podobny uśmiech u klęczącej. - I spotkałam Cassiena. Mówił, że otwieramy gloryhole? - zapytała szefowej jakby trochę nie dowierzała słowom kolegi ochroniarza. Zaś Robyn poniosły emocje i w końcu popchnęła blondynkę na sofę aby mieć wygodniejszą pozycję. I sama wróciła do przerwanego zajęcia. Faktycznie znała się na rzeczy i było wątpliwe, że pierwszy raz jest w tej sytuacji. Ale na pewno czerpie z tego mnóstwo satysfakcji. Właśnie gdzieś taką scenerię zastała Musette. Którą pewnie ktoś wpuścił do środka.

- Widzę, że szybko się impreza rozkręciła. - Latynoska powiedziała z wesołym uśmiechem nachylając się nad obiema kobietami na sofie. - To zanim zapomnę. Załatwisz mi nocleg? Bo jakbym musiała z powrotem zasuwać do siebie no to znów nie będę mogła zbyt długo zostać. - druga z wampirzyc chciała załatwić tą istotną sprawę bezpiecznego miejsca spoczynku na dzienny letarg. Sama zaś nachyliła się aby pocałować usta gościnnej blondynki. Powstać już nie powstała, przyciągnięta jej ramionami i na wyścigi rozbierana na spółkę z Jewel. Inne chętne ręce zajęły się dwójką śmiertelników i jak się okazało nie tylko nocleg dla Venture się znalazł, ale i ten rodzaj zabawy który lubiła najbardziej. I nie tylko ona. Godziny przeplatały się jedna z drugą i kolejnymi, zabawa trwała najlepsze podsycana narkotykami i alkoholem. Tym razem, na szczęście, obyło się bez późniejszego fatygowania Servio do sprzątania.
Zamiast tego ledwo stojąca na nogach parka z Orly została nad ranem wpakowana do sportowego Audi i odwieziona do domu, a dwie spokrewnione przeniosły się z wybranymi kochankami w bardziej ustronne miejsce.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 24-09-2022 o 00:52.
Sonichu jest offline  
Stary 24-09-2022, 15:40   #49
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 07 - 2025.05.31; sb; noc, 01:25 (1/2)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Necker, okolice wieży Eiffla, night klub “Meduse”
Czas: 2025.05.31; sb; noc, g 01:25; ok 3,5 h do świtu
Warunki: waiting room; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, pogodnie, łag.wiatr



Wszyscy



No i znów się spotkali razem. Pierwszy raz od zeszłego weekendu a piątkowa noc to w końcu jak początek weekendu. I znów w “Meduse”. Chociaż w całkiem innej części niż poprzednio. O tym, że jest tutaj coś takiego to wiedział chyba każdy w koterii. To nie była jakaś wielka tajemnica. Nawet mieli swoich wampirzych znajomych co bywali tutaj albo chociaż raz byli na tych imprezach co miały metkę krwawych i wyuzdanych, tak aby pobudzić nieumarłe zmysły i doznania istot co w większości chodziły po tym świecie nim narodziła się większość chodzących obecnie po ulicach śmiertelników. A odkąd panna Noel przejęła prowadzenie tego interesu to spotkania zrobiły się dość egalitarne. Więc nie trzeba było mieć już całych wieków czy dekad na karku aby się tu dostać. Nie wszystkim to było w smak takie zmiany no ale większości młodych stażem wampirów się to podobało jak te zwykle zamknięte dla nich drzwi zrobiły się otwarte. Wystarczyło, że gospodyni lub ktoś z zaproszonych gości zaprosił kogoś takiego.

Tego piątkowego wieczoru impreza na jaką został zaproszony nowy zespół szeryf Demers zaczynała się o północy. Oczywiście można było przyjść wcześniej ale biorąc pod uwagę, że w krótkie, letnie noce większość koterii wybudzała się z dziennego stuporu ledwo godzinę przed północą a jeszcze trzeba było się uszykować na to spotkanie i dotrzeć to północ wydawała się w sam raz. Poza tym spotkanie o północy “miało klimat” i chyba do pewnego stopnia bawił sporą część spokrewnionych. A Aurora poprosiła aby jej nowa grupa przybyła o północy bo chciała ich przedstawić pozostałym jako całość. Ale potem to już mieli wolną rękę co do dalszych poczynań na tej imprezie.


Aurora


- Dobrze, że już jesteście. Chciałam z wami porozmawiać zanim wejdziemy do środka. Jeszcze raz wam dziękuję, że załatwiliście sprawę tak szybko. Świetnie wam poszło. - szeryf przyszła o czasie. I przyszła tam gdzie czekali, do pokoju bez okien, za to z wygodnymi krzesłami, dwoma sofami i puchatym dywanem, niskim stolikiem z przekąskami i włączoną plazmą na ścianie. W sam raz aby poczekać sobie na kogoś czy odbyć spotkanie w spokojnych warunkach bez wścibskich oczu i uszu. Sama szeryf też wyglądała mniej oficjalnie niż tydzień temu. Preferowała uniwersalną, żałobą czerń. Czarne szpilki, smukłe blade łydki i czarna mini zaczynająca się trochę nad kolanami a kończąca przy obojczykach i mała kopertówka z której wyjęła telefon. Swoje czarne włosy miała spiętę w oszczędnie uniwersalną fryzurę. Jednak jako całość potwierdzało się, że miała zgrabną figurę tancerki. Nawet nie promieniwała tym charakterystycznym dla siebie chłodem jaki zwykle trzymał wszystkich na dystans i czasem się nawet uśmiechnęła. Więc pewnie była w całkiem pogodnym nastroju.

- Nazywał się Mubin 'Afif Sarkis. Urodzony w Algierii w 2001. Przynajmniej tak wynika po oficjalnej kartotece. 3 lata temu przybył do Francji, zarejestrowano jego przybycie w Marsylii. Przybył prawdopodobnie jako śmiertelnik bo odbył rejsowy, dzienny lot do Francji. Nie wiemy kiedy został spokrewniony. Sądząc po krwi to był Malakavianem. Pewne poszlaki wskazują, że “przekręcił się” stosunkowo niedawno. Nie wiemy jeszcze jak i dlaczego znalazł się u nas. Śledztwo trwa. Znaleźliśmy jego mieszkanie i samochód. Nic przyjemnego do oglądania. Badamy je. - Aurora przedstawiła najważniejsze dane jakich dowiedziała się z ciała zabitej zjawy. Nieco posiłkując się telefonem dla odświeżenia niektórych detali. Z tego co mówiła wynikało, że na pierwszy ogień poszło ciało zjawy. Lab wziął je w obroty. Tak odnaleźli dane bezimiennej do tej pory zjawy. A potem już poszło. Jednak śledztwo trwało nadal bo wszystko wydarzyło się w ciągu ostatnich paru dni tego tygodnia. Margaux dowiedziała się czegoś podobnego od Hugo. Też miał możliwość wrzucenia odcisków palców w wyszukiwarkę i znalazł podobne dane. Nawet wysłał Maxa pod tamten adres ale ten wrócił z wiadomością, że już tam się kręcą ludzie Aurory.

- Zaś co do twojej propozycji Carl aby oddać ciała nocnych dozorców Leclerca rodzinie to niestety nie było to możliwe. - szeryf zwróciła się do gołębiarza. Po czym metodycznie wyłuszczyła dlaczego taki ludzki odruch byłby zbyt ryzykowny dla Maskarady. Przede wszystkim większość wampirów, w tym Brudas z Orly, miały na tyle zbliżoną anatomię do śmiertelników, że w razie walki zostawiali podobne ściany. Ślady uderzeń pięści, paznokci, ewentualnie pazurów jeśli ktoś mógł je tak przemienić, oraz zębów lub kłów. Takie same ślady zostawił na dozorcach Sarkis. Dla kogoś wprawnego w takich sprawach to było widoczne gołym okiem, to nie były rany od psa czy innego zwierzęcia tylko od bójki, zatłuczenia i zagryzienia na śmierć przez człowieka.

Do tego były jeszcze laboratoria kryminalistyczne. Bo ofiary morderstw tam trafiały. A pod mikroskopem potwierdziłoby się, że ataku dokonał człowiek. I to bez dodatkowych narzędzi w stylu kastetu, młotka, noża czy podobnych. A trudno jest człowiekowi zatłuc człowieka w walce. Zwykle prędzej któraś ze stron ustępuje. A mowa to była o walce 2 na 1-go. I to strażnicy kontra jakiś włamywacz. Ci zwykle uciekali w razie nakrycia a nie rzucali się z gołymi rękami na dwóch strażników uzbrojonych w pałki i paralizatory którzy pewnie zadzwonili na policję. Motyw ataku conajmniej więc rzucał się w oczy.

A pod mikroskopem dla kogoś spoza Maskarady dało się wykryć, że krew spokrewnionego ma całkiem bezsensowny skład, jakby składała się z wielu różnych. Podobnie wampirza ślina przy śladach ugryzień. I brak sporej ilości krwi u zamordowanych. To wszystko w optymalnych warunkach pewnie zostałoby uznane za atak śmiertelnika udającego wampira. W mniej łagodnych wersjach za atak sprawcy niezanego pochodzenia. Lub jak to by sobie tam zaszufladkowali.

A jakby tego było mało. To gdyby była tam jakaś wtyka Inkwizycji, lub ktoś z nich usłyszał o takim nietypowym ataku w podziemiach Leclerca, albo nawet w przyszłości natknął się na dokumenty z tego śledztwa mógłby zaalarmować zwierzchników, że sprawcą jest prawdopodobnie spokrewniony. A to już mogłoby ściągnąć profesjonalnych śledczych i łowców wampirów. Dlatego lepiej aby te ciała tajemniczo zniknęły i przestały sprawiać zagrożenie dla koterii.

Było też parę innych rzeczy jakie zapewne zwracały uwagę policyjnych detektywów. Jak wycięta w bramie dziura. Ludzie Ajaxa wycięli nożycami dziurę i zabrali kawałki pogiętych drutów aby wyglądała na zwykłą, wyciętą do włamania dziurę. A nie na druty jakie zostały rozerwane w jednej chwili przez coś co wdarło się do środka. Bo póki tego nie zrobili to tak to właśnie wyglądało. A tak, zostawili zwykłą, swojską dziurę wyciętą nożycami jaka posłużyła włamwyczaom.

Podobnie z telefonem policji. Bo strażnicy zanim wybiegli na interwencję zadzwonili na policję. Ale Hermesowi udało się oddzwonić i przekonać operatora, że to tylko nadgorliwość młodego. Więc patrol policji nie przyjechał sprawdzić co się dzieje. Gdyby przyjechał zastałby grupkę spokrewnionych przy bramie albo w środku. Ale teraz w policji już wiedzą, że to była podpucha tylko pewnie składają to na karb włamywaczy.

Podobnie z nagraniami kamer. Hermes czując presję rannej zmiany na karku nie miał czasu i okazji na finezję. Po prostu pokasował nagrania co też miało wyglądać na robotę włamywaczy. Zastanawiał się nad zapętleniem obrazu ale nijak by to nie tłumaczyło braku obrazu wycinania bramy nożycami. Oczywiście nie mógł tego pokazać bo tak naprawdę kamery zarejestrowały jak Brudas przedziera się przez tą bramę jakby to były zwykłe nitki co w oczywisty sposób zdradzało jego nadnaturalne pochodzenie. Tego Hermes nie mógł zostawić. No ale jak nie mógł to każdy zapętlony obraz zdradzałby, że to fałszywka. A gdyby ktoś wziął to na tapetę to by odkrył majstrowanie i cała sprawa by się rypła. Szybciej i pewniej było zlikwidować cały obciążający materiał dowodowy. Licząc, że policja uzna to za kolejne działania włamywaczy.

- Na razie policja prowadzi śledztwo w tej sprawie. Monitorujemy to ale na razie się nie wtrącamy. Was też proszę o to samo. Jak dobrze pójdzie to sprawa zostanie uznana za nierozwiązaną i dostanie metkę “nie wykryto sprawców”. Na razie szuka się tych dwóch dozorców jako zaginionych. - podsumowała finał wydarzeń z ostatniego weekendu. Przejechała uważnym spojrzeniem swoich ciemnych oczu po każdym z młodych stażem wampirów sprawdzając jak zareagowali na jej słowa.

- W sprawie tego Brudasa z Orly to tyle. Jutro, w sobotę, macie jeszcze wolne. Ale w niedzielę o północy zapraszam was do mojego gabinetu. Będę miała dla was nowe zadanie. Ale o tym nie chlapcie ozorem. To nie jest sprawa publiczna. Kto się nie będzie umiał powstrzymać znaczy, że nie mogę na nim polegać i wylatuje z zespołu. - Aurora potwierdziła swoje własne słowa sprzed tygodnia. Że jeśli będzie zadowolona z pracy grupki żółtodziobów to pomyśli o dalszej współpracy z nimi. To jednak oznaczało, że stała się ich zwierzchniczką ze wszystkimi tego konsekwencjami.

- Dobrze ale na razie jest wieczór. Wkrótce wejdziemy do środka i was zapowiem. Dzisiaj mamy co świętować, ten Algierczyk mógł nam sporo namieszać. A póki co przekazuję was Monique. Ona jest tu gospodynią. Wprowadzi was jak to jest tutaj na tych imprezach. - szeryf delikatnie się uśmiechnęła po czym wyszła na chwilę. Przez tą chwilę jej nowy zespół został sam sobie. Ale nie na długo. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka weszła kobieta co pod względem urody zdawała się jej przeciwieństwem. Długonoga, promienna blondynka o sympatycznym uśmiechu.




https://i.pinimg.com/564x/51/d6/a9/5...3ae65eaeed.jpg


- Dobry wieczór! Cieszę się, że mogę was dzisiaj gościć! Jak mi ulżyło i ucieszyłam się, że załatwiliście tego potwora. Rozmawiałam o tym z O… Z księciem i też był z was bardzo zadowolony. Więc dobra, robota! No i dlatego dzisiaj jesteście moimi gośćmi honorowymi na mojej imprezie. Jak coś byście potrzebowali albo coś chcieli zapytać to też gdzieś tam będę. No ale, że też chciałabym skosztować tej imprezy to jest jeszcze Harald. Jest naszym majordomem na tych imprezach. Poznam was z nim jak wejdziemy do środka. - Monique Noel była ewenementem na skalę całej koterii. Mówiono o niej “promienna” lub “świetlista”. Miała w sobie coś pozytywnie ciepłego co sprawiało, że jak na nieumarłą to zachowywała się jakby wciąż była śmiertelniczką. Nawet były takie podejrzenia ale okazały się płonne gdy wielokrotnie podczas choćby tych imprez na zapleczu “Meduse” widziano jak się pożywia. Ale i poza nimi odkąd dwa lata temu została faworytą księcia to zdarzało się widzieć ją u jego boju przy jakichś spotkaniach czy uroczystościach. Dla wielu młodych stażem wampirów była kobietą sukcesu. Kimś bez żadnych pleców, znajomości, pozycji wskoczył dzięki swojej osobowości i talentom na same szczyty koterii. Oficjalnie Monique nie miała żadnej ważnej funkcji. Ale w praktyce liczono ją podobnie jak Aurorę czy któregoś z Primogenów. W końcu co noc miała swobodny dostep do księcia jaki panował w paryskiej domenie. A oznaką zaufania było powierzenie jej roli menegera tego klubu. Co był uznawany za prywatny szwedzki stół poprzedniego a teraz obecnego księcia. Najbardziej prestiżowy lokal w Paryżu. W końcu stołowali się tu sami książęta i jego znamienici goście. Chociaż odkąd Monique przejęła lokal to zapraszała nie tylko hrabiów i książąt a w towarzystwie pojawiła się moda aby tutaj bywać co jakiś czas. Jak się chciało być “kimś” to warto było dostać zaproszenie na te spotkania.

- A sprawa jest całkiem prosta. Zaraz przejdziemy do sali balowej. Mówimy na nią “The Heaven”. To taka spokojniejsza część. Bez obnażania się i innych ekscesów. Ale jest też zejście do “The Hell”. Pewnie słyszeliście plotki, że tutaj to krwawe orgie, wyuzdane zabawy i takie tam. To wszystko prawda. I takie rzeczy to właśnie w “The Hell”. Jeśli komuś to nie odpowiada to po prostu sugeruję aby tam nie schodził. Oczywiście to można sobie zmieniać tylko no proszę aby jak ktoś wracał z dołu do “The Haven” to tam na dole jest prysznic i obsługa. Naprawdę nie wypada pojawiać się na górze i zostawiać wszędzie krwawe ślady. - długonoga blondynka była dzisiaj ubrana na srebrno. Cekinowa góra sukienki w sam raz odsłaniał i maskował jej ładny dekolt zaś dół smukłe nogi modelki. O ile Aurora wybrała na dzisiaj czerń to Monique postawiła na jasne i świetliste barwy.

- No i są jeszcze bransoletki. Bo o ile my, spokrewnieni często się znamy chociaż z widzenia to często mamy gości spoza miasta. A jeszcze zdarzają się ghule i śmiertelnicy. Więc łatwo się pogubić no ale wymyśliłam te bransoletki. To też jest całkiem proste. - Monique wskazała na pudełka w jakich widać było kolorowe, gumowe bransoletki. Czerwone, żółte i jasno zielone. Wszystkie miały markową nazwę klubu i kod kreskowy z dzisiejszą datą. Wampiry nie nosiły żadnych bransoletek. Więc jak spotkało się kogoś bez to prawie na pewno był to wampir. Monique na dowód pokazała swoje puste nadgarstki. Zresztą szeryf też nie miała żadnych z tych bransoletek. Czerwone miała obsługa. Obsługa była tu aby dbać o gości i ich dobre samopoczucie no i w “Meduse” mieli najlepszy personel co potrafił zadbać o potrzeby i zachcianki swoich gości. Żółte były dla śmiertelnych gości. Ci ze śmiertelników co byli wtajemniczeni w Maskaradę i albo lubili tu przychodzić aby się zabawić z dreszczykiem, często też były to osoby towarzyszące komuś z wampirzych gości lub krwawe lalki. Ale byli gośćmi więc byli tu dobrowolnie a nie w pracy. I gospodyni prosiła aby ich traktować jako takich samych gości jakimi sami byli. No i jasnozielone były dodatkowe, dla ghuli. Po prostu ghule nosili dwa zestawy zielony z którąś z pozostałych. Bransoletki po założeniu nie były takie łatwe do zdjęcia więc zwykle po skończonej imprezie przy wyjściu rozcinano je szczypczykami jednocześnie je unieważniając. Traktowano je jak jednorazówki i na każdą imprezę był nowy zestaw. Podobnie jak na koncertach były to też swego rodzaju przepustki i bilety pozwalające na swobodne uczestnictwo w takiej zabawie.

- Dobrze, to chyba tyle… - faworyta księcia skończyła to tłumaczyć tym co tu byli pierwszy raz. Zastanawiała się jeszcze chwilę ale w końcu klasnęła w dłonie i zamaszyście wezwała ich gestem do siebie aby iść za nią. - To chodźcie! Dzisiaj Ninette daje koncert ona jest cudowna, na pewno da świetne przedstawienie! - jej humor rzeczywiście zdawał się promienieć jakby pod skrórą miała ukryte jakiś reaktor emanujący pozytywną i radosną energią.

Weszli przez dwuskryzdłowe drzwi pilnowane przez dwóch ochroniarzy w garniturach. - Cześć chłopaki! Przyprowadziłam nowych gości! To ci co załatwili tego Brudasa z Orly! - gospodyni zaćwierkała do nich radośnie a oni skinęli jej i jej gościom głowami. Jeden z nich uniósł kciuk do góry ale już przechodzili przez drzwi i znaleźli się w środku.

- Już jesteśmy! - Monique przywitała się z Aurorą jaka stała oparta ramieniem o kontuar recepcji. W drugiej dłoni trzymała smukły kieliszek z czerwoną zawartością. Spojrzała w ich stronę i skinęła im głową. Noel wyjaśniła jeszcze nowym, że tu w recepcji mogą coś zapytać czy zgłosić albo zapytać o nią.

Zaś “The Haven” sprawiało wrażenie sali balowej lub jakiegoś bankietu dla wyższych sfer. Wystrój był w bieli i błekitach czyli barwach pasujących do niebiańskich. Z sufitu zwisały potężne, kryształowe żyrandole i gdyby ktoś powiedział, że to jakieś oficjalne przyjęcie w ambasadzie czy szczycie G 8 lub innym NATO to by szło uwierzyć. Dystyngowani panowie, panie w pieknych kreacjach. Szmer rozmów i naturalne zerkanie w stronę drzwi sprwdzając kto przyszedł. Jednak na drugi rzut oka pozwalał dojrzeć, że nie wszyscy ubrali się tak oficjalnie.

- Dobrze, to chodźmy. - Aurora odstawiła kieliszek i ruszyła pewnym siebie krokiem przez środek sali. Monique skinęła na swoich gości i też do niej dołączyła. Przeszli tak przez tą salę rozpoznając całkiem sporo osób z koterii. W końcu nie było ich aż tak wielu, nawet w tak ogromnej metropolii jak Paryż. Ktoś znajomy pozdrowił ich spojrzeniem czy skinieniem kieliszka ale raczej wszyscy czekali na to co się stanie.

- Dobry wieczór wszystkim. Chciałam dzisiaj wam przedstawić kogoś bardzo utalentowanego. Kogoś kto tydzień temu okazał niezwykłą pomysłowość, hart ducha i niezłomność w wykonaniu zlecenia. I to pomimo krótkiego stażu w naszej rodzinie. Oto oni! To ci śmiałkowie załatwili Brudasa z Orly! - Czarnowłosa szeryf, długonoga blondynka i grupka świeżaków weszła na scenę i ta pierwsza wzięła mikrofon aby ich przedstawić. Z góry widzieli ten kolorowy i dostojny tłum paryskiej koterii jaki nagrodził ich brawami. Chociaż pewnie zdecydowana większość z nich miała o wiele dłuższy staż i pozycję na dworze księcia. Ale jednak bili im brawo. Poza tym nie było zbyt rozsądne podpaść jednocześnie szeryf księcia i faworycie księcia a obie oficjalnie uznały całą grupkę za swoich honorowych gości tego wieczoru. Niespodziewanie rozległy się gwizdy i okrzyki aprobaty rodem z podwórka i ulicy. Okazało się, że Hetman z paroma kolegami też tu jest. Wybijali się w tych skórach i ćwiekach jak wrzód na tym eleganckim i modnym towarzystwie. Niemniej na swój podwórkowy sposób też dołączyli się do tych gratulacji. Po czym zeszli ze sceny mogąc dołączyć do pozostałych gości.


---






https://i.pinimg.com/564x/be/65/55/b...81bba3c202.jpg


Niedługo potem na scenę wkroczyła ulubiona diva paryskiej koterii. Sama Ninette Lacroix zwana też “Perle Noire”. Już od dwóch dekad była gwiazdą pierwszej wielkości na nieumarłych estradach. Ciesząc zmysły swoją urodą i talentem. Jej utwory, romanse, humory, awantury, temperament często były tematem plotek i żartów. Tak czy inaczej nie dało się o niej nie słyszeć i ujrzeć ją podczas występów chociaż raz. Uświetniała bale i imprezy tych grubych ryb jakie było na nią stać. A jednocześnie ona miała ochotę tam wystąpić. Bo to też nie zależało tylko od wynagrodzenia ale też gwiazda estrady musiała mieć odpowiedni humor czy dostrzec w propozycji coś interesującego aby zgodziła się na występ. Ta nieobliczalność humorów i temperamentu sprawiała, że była tak fascynująca dla większości koterii, za tą ją tak kochali i uwielbiali. No i za sam talent oczywiście. Mawiano, że swoim występem potrafi rozbudzić nawet wiekowe wampiry jakich od dawna już niewiele wzruszało. Dlatego jak jakiś lokal czy impreza chciała coś znaczyć to było mile widziane aby taka gwiazda pierwszej wielkości uświetniła to swoim występem.

Nie inaczej było i dzisiaj. Wydawało się, że Perle Noire skradła całą uwagę i serca swojej publiczności. Gdy czarowała swym głosem i spojrzeniem ze sceny. Gdy śpiewała o miłości i pożądaniu, że kogoś chce i patrzyła tym drapieżnie wabiącym spojrzeniem na kogoś to aż trudno było się nie oprzeć wrażeniu, że lada chwila skonsumuje się z nią te żądze. Jak śpiewała o gniewie, zemście i nienawiści to aż strach było stać się celem takiego rozgniewanego temperamentu. Jak o nadziei to dawała siłę, że nawet w najgorszej sytuacji, gdy wszyscy i wszystko zawiedli też jeszcze jakoś uda się wykarskać z tarapatów. Znała nawet piosenkę po rosyjsku i zadedykowała ją pani szeryf. Chyba tego nawet Aurora się nie spodziewała ale jak diva skońćzyła to Demers wydawała się być zadowolona. Może to sprowokowało Hetmana gdy rozwalony w pogardliwej pozie na jednym z krzeseł krzyknął na całą salę.

- Ale punka to nie dasz rady! Takie bogate, luks cizie nie znają się na prawdziwym punku! - krzyknął wywołując rubaszny śmiech swojego towarzystwa. Chyba nikt tego nie potraktował tego zbyt poważnie, przez salę przetoczyła się fala rozbawionego śmiechu. Ot, kolejny wybryk kłopotliwego primogena Brujah. Nic nowego.

- Punka? Prawdziwego punka? - niespodziewanie Ninette obdarzyła lidera skórzanego gangu uprzejmym uśmiechem patrząc na niego z wysokości sceny. Ten bezczelnie przytaknął obdarzając ją triumfującym spojrzeniem.

- “Poza prawem” może być? - zapytała uprzejmie gasząc jego uśmiech. Spojrzał na nią zaskoczony.

- Znasz “Poza prawem”? - zdziwił się wyraźnie bo tego się widocznie nie spodziewał. Diva prychnęła z wyższością, uniosła mikrofon do ust i zaczęła spiewać.


https://www.youtube.com/watch?v=iqjy7FjW3zU

https://www.youtube.com/watch?v=iqjy7FjW3zU


Śpiewała z taką samą ekspresją jak poprzednio. Aż zdawało się, że przez salę przeleciało tchnienie buntu i rewolucji, tak charakterystycznego dla Brujah. Za to ich grupka była więc oczarowana gdy ta bogata i wymuskana panna, co zwykle kojarzona była z wyższymi sferami koterii, niedostępna dla spokrewnionego pospólstwa. A niespodziewanie zaśpiewała jakby urodziła się punkówą i nawet była ich frontmenem. Krew szybciej krążyła w żyłach gdy pewnym siebie głosem śpiewała o tej skazanej na klęskę parze młodych co postawili się systemowi który w końcu ich zniszczył. Ale oboje walczyli z nim do ostatniego tchu.

- O diewuszka! Ty naprawdę jesteś wielka! Dawaj na koncert do nas! - Hetman po tym kawałki diametralnie zmienił zdanie i swoje nastawienie do divy. Jakby po tym kawałku stał się jej najzagorzalszym fanem. A ona udowodniła i jemu i pozostałym, że potrafi zagrać i zaśpiewać każdy kawałek, z dowolnego stylu muzycznego. Punki z Brujah były nią teraz zachwycone. Przynajmniej póki dawała koncert z ich ulubionego gatunku muzycznego.


---


Przechadzajac się tu i tam, między stolikami, między rozmawiającymi grupkami można było natknąć się na różne osoby. Spora część była bez bransoletek ale też co chwila ktoś wpadał w oko z żółtą lub jasnozieloną. Czerwone zwykle miała obsługa serwująca drinki, w tym także te krwawe. Dało się też usłyszeć różne urywki różnych osób, ot przechodząc obok nich czy zatrzymując się na chwilę aby poczekać na kogoś, rozejrzeć się czy prozmawiać.


---



- Ciekawe, że Aurora wzięła jakichś świeżaków do tego Brudasa. Czemu nie wysłali Dante? On zwykle zajmuje się takimi sprawami. - rozmawiało ze sobą dwóch panów zastanawiając się nad tym skąd to nietypowe zlecenie dla świeżaków z dołu hierarchii ich koterii.

- Też mnie to zastanawiało. Trochę to dziwne. - zgodził się rozmówca popijając do tego ze swojego krwawego kielicha.


---



- Nie zastanawia was to? On zawsze był na jakiejś wojnie. Albo na nią wyjeżdżał albo wracał. A teraz co? Od pół wieku siedzi w mieście. I zbiera armię. Mówię wam, będzie jakaś awantura z tego. On to w ogóle jest awanturnik, nie tak jak Francoius. Póki był to był spokój. - jakiś pan w ładnym garniturze przekonywał pozostałą dwójkę do swoich racji. Mówił z pełnym przekonaniem.

- Chyba przesadzasz. Może wydoroślał i sie uspokoił? Niektórym zabiera to więcej czasu zanim ten młodzieńczy entuzjazm wywietrzeje na tyle aby dało się go utemperować. - ładna pani w ładnej sukni mimo wszystko wydawała się sceptyczna.

- Zresztą po co mu armia? Władzę już i tak przejął. Gdzie ruszy? Na Londyn? Na Berlin? Bez sensu. Jak dla mnie to ma swojego konika i lubi się nim bawić. Póki się tym zajmuje jest nieszkodliwy i nie czepia się nas. - drugi z mężczyzn pokręcił głową na znak, że niezbyt mu się to widzi pomysł kolegi.

- Może Marsylia? Tam podobno też zrobili czystkę. Tam rządzili Tremere no ale potem się wszystko schrzaniło. Tej rudej przybłędy można by zapytać, ona jest stamtąd. Podobno. Albo Lyon? Przecież kiedyś był nasz. - kobieta zainteresowała się tematem na tyle, że rzuciła swoimi propozycjami.


---



- I to zadziała? - zapytał mężczyzna bez krawata i raczej pospolitej marynarce co nie zwiastowało, że jest z wyżyn społecznych koterii.

- No pewnie! Każda laska poleci na ten tekst! No zobacz, ile gorących foczek, idź i spróbuj! - zachęcił go kolega i machnął ręką w stronę obfitowści wspomnianego towaru na sali.

- Dobra! To idę! - rozpromienił się rozmówca i faktycznie ruszył w tamtą stronę rozglądając się za tymi gorącymi foczkami.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. On może nie jest zbyt bystry ale chyba jak dostanie w pysk raz czy dwa to się może w końcu zorientować, że cos nie działa. O kurwa! Zobacz gdzie on lezie! - trzeci z kolegów poczekał aż ten pierwszy odejdzie kawałek po czym odezwał się sceptycznie do tego drugiego. Ale nagle przyspieszył gdy zorientował się w kogo celuje ten pierwszy.

- W kurwa! No debil! No kurwa debil! Nie do niej, wracaj tu pacanie! - drugi wybauszył oczy nie mogąc się nadziwić durnocie kolegi. Wyglądało, że ten zamierza podbić do szeryf całej koterii.

- Dawaj, spadamy stąd! Jakby co to go nie znamy! - kolega trzepnął go w ramię i obaj szybko odeszli lawirując między stolikami. Chwilę ten w rozpiętej marynarce coś rozmawiał z Aurorą. Ta przyjęła to spokojnie i coś mu odpowiedziała. Mężczyznę wyraźnie zbiło to z pantałyku, zawahał się po czym skinął przepraszająco głową, uniósł dłonie w obronnym geście na znak, że nie szuka się zwady i wycofał. A potem szybkim krokiem wrócił z rozjuszoną miną do miejsca gdzie rozstał się z kolegami.

- Gdzie są te debile? Znadję was! - syknął jak rozjuszony buhaj i po chwili rozglądania się ruszył za nimi.


---



- Naprawdę nie wiem co książe w niej widzi. Szczyt bezguścia. Zwykła wywłoka. Tylko trochę nawiedzona no ale bez przesady aby się nabrać na te jej mroczne, natchnione gadki. - jedna z wampirzyc wyraża swoją dezaprobatę wcale tego nie ukrywając przed koleżanką.

- No ale podobni jak był zamach no to ona właśnie uratowała jego i siebie. Wyskoczyła z samochodu i pociągnęła go za sobą. A zaraz potem oberwali rakietą czy coś. W każdym razie samochód wybuchł i kierowca z ochroniarzem zginęli. Tylko Dante wyskoczył ale oberwał tak, że potem z pare tygodni wracał do zdrowia. Książę martwił się, że odwali kitę. - druga zwróciła uwagę, że sprawa nie jest tak jednoznaczna jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka.

- Mimo wszystko. Zwykła wywłoka, tyle ci powiem. - koleżanka pokręciła głową na znak, że swojego zdania nie zamierza zmienić. Chociaż już nie miała ochoty kontynuować tego wątku.


---



- Jest nowe graffiti, zobacz… Widzisz? Zaczynają włazić na nasz teren. - jakaś kobieta siedziała przy stoliku i pokazała coś na telefonie mężczyżnie z jakim rozmawiała.

- To jeszcze nic nie znaczy. Ale prześlij mi to, sprawdzę w swoim archiwum. - mężczyzna zmrużył oczy biorąc do ręki jej telefon po czym jak się przyjrzał to go jej oddał.

- Ale widzisz podobieństwo? - zapytała kobieta odbierając swój telefon i też zerkając jeszcze raz na zdjęcie.

- No trochę podobne. Ale porównam to z moim archiwum to zadzwonię do ciebie. - rozmówca chyba wolał nie wydawać swojej opinii nim nie będzie mógł tego sprawdzić swoimi metodami.


---


- No ja pierdolę, jak zobaczyłem tą wyrwę w tych drutach to wiedziałem, że będzie grubo. - Ajax pokręcił głową gdy przy stole siedział ze swoim zespołem. Niski i pulchny przypominał trochę sylwetką Danny’ego de Vito. Chociaz z twarzy już nie.

- No. I to kurde już prawie rano było. Mało czasu. Bo jakby to środek nocy był no to co innego. Ale lada chwila miała dzienna zmiana się zacząć. - dziewczyna co siedziała z nimi uniosła butelkę z piwem i zgodziła się z szefem a potem ją upiła.

- Ja to spanikowałem jak zadzwonili po gliny. Matko, jakby tam jesze radiowóz wpadł na imprezę! - kolega pokręcił głową i pokazał palcami jak o włos się rozminęli z tym zagrożeniem.

- Weź mi nic nie mów… Jak wpadłem tam do sterówki i patrzę co jest co a to wiadomo, każda konsola inna, sprawdziłem co się nagrało… No nie dam rady sobie myślę. A już mi zostało mało czasu, lada chwila ktoś tam mógł wejść z dziennej zmiany. Pokasowałem co się działo i trudno. Nie miałem już czasu na nic innego. - młody, szczupły mężczyzna pokręcił głową na znak, że sam wtedy był w gorącej sytuacji. W końcu wszyscy stuknęli się szkłem i wypili za tą mimo wszystko udaną akcję.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 24-09-2022 o 15:50. Powód: Edycja czasu do świtu.
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-09-2022, 15:46   #50
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 07 - 2025.05.31; sb; noc, 01:25 (2/2)

Alessandra



Jedna blondynka na chwilę złapała się z drugą podczas tej imprezy. Nolan sama zagaiła Alessandrę gdy się spotkały przy tej samej kelnerce.

- Masz bardzo piękne dodatki tego wieczoru. - odezwała się rozbawiona widząc dwie flankujące swoją panią ślicznotki.

- A swoją drogą to widziałam Sorena. Ale coś go tu nie ma to pewnie jest na dolę. Też tam wyskoczę na coś ekscytującego no ale na razie muszę odbębnić rolę dobrej gospodyni. - Monique powiadomiła towarzyskim tonem de Gast.

Ostatnie noce były dla Alessandry całkiem przyjemne i ekscytujące. Przede wszystkim odnowiona znajomość z Musette zaowocowała częstymi spotkaniami i zabawami. Wydawało się, że blodnynka znalazła w Latynosce siostrzaną duszę co do spędzania wolnego czasu. A w samym jej klubie zrobiła się popularna Christine. Czyli ta nowa “laska od gloryhole”. Najpierw poznał się z nią Cassien i Val. Ale dzięki filmikom nagranym telefonem przez ochroniarza dało się poznać, że ta Christine chociaż wcale tu nie pracuje to jednak by mogła bo ma całkiem talenty w takich zabawach. Ale mogła sobie pozwolić. Była tylko na gościnnych występach i chciała zaznać tych gorących, paryskich nocy ciesząc się, że dzięki anonimowości może sobie pozwolić na więcej niż zwykle. Bo zwykle była zadbaną, grzeczną dziewczynką z biura i dopiero po albo przy takich wypadach mogła sie wyszumieć na całego. Ale w ten weekend już wyjeżdzała z Paryża. Więc jutro pewnie będzie ostatni raz w klubie.

Podobnie było z Tonym i Robyn. Oboje byli zachwyceni taką gościną u blond manager. I byli chętni na kolejne. Znów o ile on bardziej panował nad soba to Robyn zdawała się całkiem straciła głowę dla swojej blond pani i imprez za zamkniętymi drzwiami jakie serwowała.

Ale na razie była nie z nimi tylko tutaj, w trzewiach “Meduse”. Zbliżał się środek nocy a w “The Haven” dało się wyczuć pewne naturalne rozprężenie gdy goście czuli się coraz swobodniej a krew, alkohol, narkotyki i słowa krążyły coraz szybciej.



John



Brytyjczykowi zszedł ten tydzień dość pracowicie. Raz, że przez większość jego trwania był obolały po walce z Brudasem. Co utrudniało mu skoncentrowanie się na robocie. A zajął się tą prośbą od Carla aby zrobić maskę dla jego arabskiego pomocnika. John znał się na tym i był dobry w te klocki. Ale jednak była to dość żmudna i monotonna robota, wymagająca detalizmu i wiele uwagi. Do tego jeszcze niejako trzeba było się wcielić w scenarzystę takiego wirtualnego żywota aby zostawić taki właśnie ślad w papierach. Oraz potencjalnego urzędnika, policjanta, celnika czy śledczego który by potem sprawdzał takie dokumenty i delikwenta. Trzeba było wziąć pod uwagę coś mocno subiektywnego: czynnik ludzki. Zarówno Jihada gdyby został odpytany z tych fałszywych danych. Jak i tych co by się tym zajmowali. Gdyby Jihad zaczął się plątać w zeznaniach, nie nauczyłby się chociaż nowej daty i miejsca urodzenia, imion rodziców to było przynajmniej podejrzane. Podobnie subiektywne i trudne do przewidzenia były okoliczności i nastawienie tych co by go sprawdzali. W razie detektywistycznego maglowania to jak ktoś nie był zawodowym szpiegiem, agentem, kurierem międzynarodowych przesyłek czy po prostu nie miał indywidualnej dyscypliny, inteligencji pomysłowości to raczej pękłby prędzej niż podrobione dla niego papiery. Na to fałszerz miał jednak dość niewielki wpływ. Jednak przy rutynowym zatrzymaniu wystarczyło nie sprawiać kłopotów, odpowiedzieć podstawowe dane z papierów i to zwykle wystarczało.



https://i.pinimg.com/564x/91/f0/e6/9...05e55d26c8.jpg


- No. Jak było? Dokopałeś temu Brudasowi? Dobrze kurwa! Tak trzeba, kto fika do Brujah to tak kończy! - Hetman podszedł do Johna i widocznie był zadowolony ze swojego wojownika. Trzepnął go mocno w ramię okazując swoje zadowolenie.

- Tak właśnie myślałem, jak szukali kogoś to aby ciebie podesłać. I widzisz? Nie myliłem się. Dobrze, że nie dałeś nam plamy. Widziałeś jak ta ruska była uszczęśliwiona? Prawie pękła z radochy na tej scenie jakby conajmniej sama załatwiła tego Brudasa! - Ukrainiec roześmiał się rubasznie i bezczelnie. Widocznie też czerpał satysfakcję z takiego obrotu spraw. John nie znał go sprzed swojego spokrewnienia. Ale z tego co słyszał to Stephan wcześniej niezbyt był jakoś antyrosyjski. Raczej nie interesował się polityką. Zmieniło się to po inwazji Rosji na Krym. Wtedy już “wyrażał swoje niezadowolenie” i, że “coś z tym trzeba zrobić”. To już John sam pamiętał. Jednak jeszcze to było na znośnym poziomie. Czara przelała się w 22-gim gdy Rosja już po całości najechała Ukrainę. Od tamtej pory Cossowi jakby przypomniało się, że jest Ukraińcem. I stał się jawnie antyrosyjski. Jak tylko trafiała się okazja aby jakimś dokopać to zawsze był chętny. Tak było z dwa czy trzy lata temu z tą walizką. Jak przypadkiem podjechał na jakąś jatkę urządzoną przez spokrewniony gang motocyklowy i aby było śmiesznie zastał na miejscu Aurorę i jej grupę jaka porządkowała sprawy. Ale dojrzał wysprejowane cyrylicą “Śmierć ukraińskim faszystom”. Ledwo wysłuchał Aurory o co poszło i co trzeba zrobić jak ruszył ze swoją Czarną Sotnią w pogoń. Dopadli tamtych już na autostradzie za miastem. Rozbili i odzyskali skradzioną walizkę. No ale na co dzień to z wyższych osobistości paryskiej koterii “ruska” była chyba tylko Aurora. Więc Hetman jawnie za nią nie przepadał. Mimo, że po wieku spędzonym we Francji to Demers sprawiała wrażenie raczej francuski rosyjskiego pochodzenia niż rodowitej Rosjanki. Nawet jeśli kiedyś sie jako taka urodziła w Matuszce Rosji.



Bruno



Czuł się lepiej. Dużo lepiej. Ba! Właściwie był całkiem zdrowy. Jak oglądał swoje ciało po przebudzeniu to po tych zabójczych ranach jakie zadał mu Brudas zostały tylko słabe blizny. Zagoiły się. A on sam odzyskał sprawność swojego ciała. A nie powinien. To było właśnie niezwykłe. Minęło ledwo parę nocy od walki w podziemiach Leclerca. A już był cały i zdrowy. A po takich obrażeniach to chyba z tydzień albo i dłużej powinien leżeć bez życia gdzieś w bez słonecznym miejscu. No ale ta aparatura pod jaką go podpięto jednak działała cuda. I postawiła go na nogi w parę dni.



link: https://www.heraldscotland.com/resou...ery-fullscreen

- Dobrze się spisałeś Bruno. Zwłaszcza dla nas to jest ważne. Sam wiesz, że mało nas zostało wokół miasta a jeszcze mniej w mieście. - czarnowłosa piękność od paru lat była primogenem paryskich Gangreli. I podeszła do niego wręczając mu kieliszek z czerwoną zawartością. Aisha Czarna Wilczyca uchodziła za jedną z najatrakcyjniejszych wampirzyc w koterii. Stawiano ją na równi z promienną Monique, wieszczką i faworytą samego księcia albo nawet z Couture, Wieczną Królową i primogen Torreadorów. Z bliska te opinie wydawały się jak najbardziej uzasadnione. Aż od tego łagodnego, nieco tajemniczego uśmiechu pełnych ust, powabnego blasku w oku, stawały włoski na karku i trudno było oderwać od niej wzrok. Ale właśnie ona podeszła do byłego maklera aby wręczyć mu kielich i chwilę porozmawiać.

- Dobrze się spisałeś tam w parku. I dobrze, że dostałeś się do tego zespołu Aurory. To dla nas szansa aby jakoś zrekompensować sobie straty w zaufaniu. Sam wiesz jak jest. - przyznała, że dostrzega w tym zespole z udziałem kogoś z Gangreli szansę na ocieplenie relacji między pozostałymi w mieście Gangrelami a resztą. W końcu podobnie jak Brujah wiekszość z nich przeszła na stronę Anarchistów. A, że nie na darmo nazywano Gangreli “Dzikusami” to większość z nich mieszkała poza właściwą metropolią ewentualnie tam gdzie były chociaż większe parki bez zabetonowanej i zaasfaltowanej powierzchni. Ona i Bruno byli jednymi z nielicznych Gangreli co mieszkali w samym mieście. Bo Brujah to chociaż trzymali się w kupie i nigdy nie mieli oporów przed mieszkaniem w mieście. Jednak po tyb rozłamie skaza nieufności pozostała. I większość pozostałych klanów niezbyt już ufała tym z Brujah i Gangreli. Aisha musiała nieźle się nagimanstykować aby jakoś to wszystko utrzymać w kupie. Więc przyjemnie jej było, że osiągnęła chociaż taki mały sukces w sprawie tego Brudasa z Orly. Od nich był tam jeden Gangrel no ale plus po części spadał też i na resztę klanu. Jednak z ujmami było podobnie. Tych jak na razie Bruno nie przysporzył swojemu klanowi.



Carl



Początek tygodnia był dla Carla dość bolesny. Może nie oberwał tak porządnie jak John, nie mówiąc już o Bruno ale jednak oberwał. Właściwie wszyscy którzy bezpośrednio starli się ze zjawą wyszli z tego mocno pokiereszowani. Jednak z czasem rany zeszły do znośnego poziomu nie ograniczając już ruchów więc można było powiedzieć, że stary górnik wrócił do normy. Dzisiaj jak jechał na tą imprezę już nic go nie bolało.

Przez te parę dni i nocy miał sporo okazji aby pomysleć o tej imprezie gdzie wedle zapowiedzi bladolicej seryf mieli być jej honorowymi gośćmi. I jak się okazało faktycznie byli. Miał też okazję kupić samemu co potrzeba lub wysłać swoich pomocników do tego zadania.

A i okazja do odpoczynku się znalazła. W towarzystwie jego pierzastych przyjaciół. Była okazja aby zregenerować ciało i umysł. W znajomym gnieździe te dni robocze nowego tygodnia zleciały mu dość szybko. Dzisiaj jak wstał z dziennego letargu miał w sam raz czasu aby się naszykować na ten przyjazd no i przyjechać aby stawić się o północy na spotkanie z szeryf co miała ich wprowadzić na salony paryskiej koterii.



link: https://i.pinimg.com/564x/f6/88/10/f...acd59313e7.jpg

- No dziadku, nie wiedziałam, że jesteś taki waleczny. - zagaiła do niego Croteau. Z racji swojego względnie “normalnego” jak na Nosferatu wyglądu, talentów organizacyjnych i pewnej dozy bezczelności dostała honorowy tytuł “twarzy Nosferatu”. I pełniła rolę ich wysłanniczki, ambasadora i kurierki samego Severa który byl ich primogenem gdzieś tam na dole w kanałach czy innych podziemiach. Sam się straszył innych swoim wyglądem więc posługiwał się Cecilią.

- Dostałeś się do zespołu szeryf. Dobrze. Dobrze tam mieć swojego człowieka. Niezła mieszanka się tam wam uzbierała. Ciekawe kiedy się rozsypie. Nie wierzę by takie zbiorowisko indywidualności gdzie każdy ciągnie w swoją stronę przetrwało zbyt długo. - ambasador Nosferatu wydawała się być sceptyczna czy tak różnorodny zespół jaki skompletowała szeryf przetrwa zbyt długo. Na pięć osób każda była z innego klanu a jeszcze pod względem upodobań i charakteru też trudno było o coś powtarzalnego.

- No ale nie przynieś nam wstydu. Nie jesteśmy jacyś Venture czy Torreador aby zachwycać wyglądem. To musimy nadrabiać innymi rzeczami. Musimy być użyteczni. Dobrze się tam spisałeś w tym Leclercu i tak trzymaj. No ale nie daj się zabić. I nie chciałabym aby cię wywalili z hukiem z zespołu bo coś tam. To by nie wyglądało dobrze. A gdybyś coś potrzebował to masz tu mój numer. Zapisz sobie. - Cecilia mówiła krótkimi zdaniami popijając ze swojego kieliszka Widocznie sukces pojedynczego osobnika niejako był też sukcesem całego klanu. Więc była w dobrym humorze z powodu zwycięstwa nad Brudasem do jakiego przyczynił się też przedstawiciel jej klanu.



Margaux


Była detektyw nie była za bardzo zaskoczona słowami Aurory jakimi poinformowała ich przed imprezą jak się dalej potoczyły losy sprawy Brudasa. Sporą cześć tego dowiedziała się dzień czy dwa wcześniej od Maxa i Hugo. Ten ostatni zdecydował, że skoro i tak tam węszą ludzie Aurory to nie ma co im się plątać pod nogami. Chyba, że poproszą o pomoc a to póki co nie nastąpiło. W końcu mieli całe ciało zjawy do dyspozycji jakie zabrała ekipa Ajaxa to pewnie coś z tego dali radę wyciągnąć. To, że zjawili się w jego ubraniu i przy samochodzie tylko to potwierdzało.

- Słyszałam, że niedługo ruszysz na północ. Na pole dawnej, wielkiej i krwawej bitwy. - w pewnym momencie policjantka usłyszała za sobą kobiecy głos. Nieco rozbawiony. Jak się odwróciła ujrzała swoją primogen. Podała jej kieliszek i wypiła łyczek na zdrowie ze swojego.



link: https://i.pinimg.com/564x/ba/10/73/b...65b8df711d.jpg

- Tak mi wywieszczyła jedna z moich dziewczyn. Ja mam inną specjalizację. - Josette wyjaśniła tonem towarzyskiej pogawędki. W końcu obie były Tremere, z klanu Diabła, jaki tradycyjnie zajmował się krwawą magią i był uznawany za najważniejszy lub jeden z ważniejszych klanów. Aż atak Inkwizycji w Wiedniu w 2008 zlikwidował bijące serce i mózg tego klanu tak skutecznie, że do tej pory miał przetrącony kręgosłup i kulasy będac cieniem samego siebie. Jednak Josette mimo to była dość kontrowersyjną osobą. Poza nią wszyscy paryscy primogeni pochodzili z Paryża lub działali tu od dekad. Jedynie ona przybyła parę lat temu i dość szybko wskoczyła na zwolnione od wiedeńskiej katastrofy miejsce primogena. Jakby tego było mało nie należała do głównego odłamu Tremere tylko do zwolenniczek Carny. A ta była uznawana za heretyczkę i buntowniczkę podobnie jak jej odłam. Sprzeciwiała się temu co u Tremere i Camarilli uznawano za najważniejsze - tradycji. To była kolejna wada Deniger dla jakiej za nią w Paryżu, zwłaszcza u Tremere, za nią nie przepadano. Relację między primogen a większością jej tutejszego klanu były w najlepszym razie chłodne. Ale zaczęła budować własny zespół głównie bazując na młodych stażem wampirach w tym w większości były to kobiety. Działała pod szyldem lokalnej gazety i agenci detektywistycznej. Bo to była kolejna wada w porównaniu do klasycznego czarownika czy wiedźmy Tremere. Josette specjalizowała się w szukaniu tego co zaginione. Więc raczej nie stała nad garem wrzącej krwi mamrocząc pradawne zaklęcia. No ale może któraś z dziewczyn z jej zespołu miała takie umiejętności.

- Troszkę widzę się spóźniłam i mi cię Aurora podebrała. Troszkę mi teraz szkoda. Myślałam czy ci nie złożyć propozycji współpracy u nas. No ale teraz już po ptokach. Nie będę bruździć naszej szeryf. Lubię ją, konkretna babka, idzie z nią wiele rzeczy załatwić. No i właściwie dobrze, że wzięła kogoś od nas. Jak mnie pytała czy kogoś bym nie miała do takiego zespołu pomyślałam o tobie. No ale najpierw pogadałam z Hugo. Też uznał, że mogłabyś być zainteresowana taką robotą. - rudowłosa wiedźmowa detektyw wyjaśniła z uśmiechem jak to wyglądał początek tej sprawy z jej strony. Jeszcze zanim maula byłej policjant zwrócił się do swojej podopiecznej po raz pierwszy.

- Właściwie to miałabym do ciebie sprawę. Bo wszystkie znaki na krwawym niebie mówią Sabine, że wkrótce wyjedziesz z miasta. To ta moja wieszczka. Jak znajdziesz czas to wpadnij jutro do naszego biura. - primogen wyjęła ze spodni portfel a z niego wizytówkę agencji detektywistycznej jaka stanowiła przykrywkę dla jej działalności.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172