Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-04-2009, 16:21   #91
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Właściwie interesują mnie czasy średniowiecza... Powiedzmy zakazane praktyki- powiedział i podał mężczyźnie dokument oraz 5 Euro. Starał się zabrzmieć jak najbardziej normalnie.
- A coś dokładniej... - zupełnie bez emocji, bez zbędnych ruchów.
- Wampiry, wilkołaki- odpowiedział niepewnie- Jednak szukam czegoś, czego na pewno nie ma w kanonie ksiąg przyjętych przez kościół...- Czuł się trochę dziwnie pytając o takie sprawy.
- Zdziwiłby się pan... Jednak do rzeczy... czy coś konkretniej pana interesuje?
-Chciałem się po prostu rozejrzeć w tym dziale ksiąg- odpowiedział.
- Nie wiem. rasy, moce, występowanie? - wyraźnie widać, że traktuje temat jak każdy inny równie dobrze mógłby mówić o uprawie pomidorów.
-Właściwie to wszystko- powiedział z wyraźnym zakłopotaniem- Szczególnie interesuje mnie coś związanego z Essen, występowanie tutaj innych ras i tym podobne.
- Dział E, 3 piętro. Pokój 312. Pańska karta biblioteczna... - oddał dokumenty i wrócił do zwykłej, znudzonej pozy...
- Dziękuję- odpowiedział i ruszył w kierunku pokoju.

Eric wszedł do sporego pokoju, dosłownie zawalonego różnego rodzaju książkami. Wampiryzm, Lykantropia, religia, metafizyka. Tego wszystkiego była aż za dużo w jednym pomieszczeniu. Po okładkach wywnioskował, że ma przed sobą bardzo wartościowy zbiór, z różnych okresów czasu. Przejrzał na miejscu parę tomów i stwierdził, że nie zawierają nic poza domysłami i indywidualnymi poglądami. Szukanie odpowiedniego egzemplarza mogło zająć mu sporo czasu, którym za bardzo nie dysponował.



W pewnym momencie, gdy odkładał kolejną księgę na miejsce, rzuciło mu się w oczy coś krwisto czerwonego. Chwycił przedmiot i zobaczył, że niebyła to żadna książka czy dziennik. Był to zwyczajny segregator, który można było nabyć praktycznie wszędzie. Odruchowo otworzył go i przekartkował wycinki gazet i dokumentów, które zostały umieszczone w środku. Niektóre kartki były nowe, inne stare a jeszcze inne bardzo stare. Gower znalazł w papierach nawet wycinki z początku stulecia.

-O to chodzi- mruknął zadowolony.

Już po kilku przeczytanych stronach, Eric wiedział, że trafił na coś bardzo interesującego. We fragmentach tekstów, co jakiś czas pojawiały się te same osoby, wyglądające niezmiennie, nawet po kilkunastu latach. Jakby niszczycielska siła czasu na nich nie działała.
Po głębszym przejrzeniu dokumentów, mężczyzna wyłonił kilka osób, które pojawiały się najczęściej. Pierwszą osobą była Lukrecja von Rosenthal, która bardzo często pojawiała się na różnego rodzaju akcjach charytatywnych i imprezach związanych ze sztuką. Następny był Markus Stein. Może nie pojawiał się tak często jak Lukrecja, ale za to w bardzo spektakularny sposób. Kiedy tylko pisano o nim w jakimś artykule, nazywany był bohaterem, przez uratowanie czyjegoś życia. Gower doszukał się także artykułów o Kurcie, oraz tajemniczej sąsiadce z dołu. Oprócz nich znalazł wzmianki o dwójce mężczyzn, pojawiających się pod innym nazwiskiem w każdym artykule, oraz garstce anonimów, o których pisano w bardzo dziwnych okolicznościach.

Eric uznał, że tyle mu wystarczy. Skserował wycinki w bibliotece i zabrał je ze sobą do domu. W drodze powrotnej przyszła mu do głowy dziwna myśl, która za nich nie chciała dać mu spokoju- w segregatorze brakowało informacji z ostatniego pół roku. Z czegoś takiego nie trudno wyciągnąć kilka stron tak, aby nikt tego nie zauważył… Tylko po co ktoś miałby to robić?
Miał dziwne wrażenie, że trafi do Kasandry szybciej niż myślał jeszcze tego samego dnia rano.

Gdy wrócił do domu od razu usiadł przy stole, z kserowanymi dokumentami i jeszcze raz zaczął je dokładnie przeglądać. Szukał jakiegoś drobiazgu, szczegółu, który pozwoliłby mu połączyć wszystkich tych ludzi. Wiedział, że musi istnieć jeszcze inne powiązanie między nimi, oprócz tego, że pojawiają się w tych papierach od kilkudziesięciu lat w tej samej postaci.
Jednocześnie, co jakiś czas starał się wyczuć nosem zapach kadzidła, wydobywającego się gdzieś z kuchni.
 
Zak jest offline  
Stary 04-05-2009, 00:40   #92
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
- ...proszę Pana, ja rozumiem całą sprawę, to było głupie i proszę się nie denerwowac b...
- Ja się nie denerwuję proszę Pana, nie mam żadnych ku temu powodów, widzi Pan, Panie Hasse, ja po prostu wykonuję moją pracę. I dlatego też...
- no ale...
- ...Pana pracą i obowiązkiem jest chodzic na uczelnię i życ w obywatelskim, demokratycznym państwie...
- no ale dlaczego mi Pan...
- ...proszę jeszcze chwilę, w obywatelskim państwie Republiki Federalnej Niemiec, tak jak pana koledzy z uczelni, panowie profesorowie, Ja, pan doktór, przemiła siostra oddziałowa...
- ...proszę Pana... - słabsze i zrezygnowane
- ...ja nie mówię tego Panu dlatego, że Pan o tym nie wie, Pan jest wykształcony człowiek, Universität Duisburg-Essen, tak?
Adrian skinął głową.
- No! No! No właśnie, no właśnie, dobrze powiedzieli mi, że Pan to matematyk jest, dobre oceny posiada i stypendia pobiera, nie? I widzę, oj, oj, proszę się tak na mnie nie gniewac, jakbym Panu coś zrobił, Panie Hasse - ja Panu tak tłuczę to i tak męczę Pana nie po to, by przykrośc zrobic Panu, ale ja chcę tylko jakoś Panu pomóc, widzę, że niezbyt ciekawie u was ostatnio się dzieje i ....
- CO PANU POWIEDZIELI?!
- O! - przygruby funkcjonariusz podniósł ręce, odchylając się na krześle, jakby uchylając się przed niewidzialnym uderzeniem. Poruszył obszernym wąsem - no?
Westchnienie, Adrian oparł głowę na poduszce, spoglądając byle dalej od tej sylwetki i głosu, który mówił dalej - ...nic mi nikt nie powiedział, chodzi tylko o Pana, widzę, że się Pan denerwuje, a i wie Pan, nie każdego tak nerwa bierze, że rzuca drogim sprzętem na chodniki...nie, żeby Panu wolno nie było, nie, ja nie do tego, to nie moja jurysdykcja. Ja tutaj jestem z powodu prawa, a prawo mówi, że w takim przypadku to czeka na Pana grzywna, wpis i to, co tam mądre głowy, ale nie matematycy! tylko prawnicy, a tak, prawnicy, mają w kodeksach i formułkach. Tylko, że...
Męczyła go ta rozmowa, a raczej jednostajnny, ciągnący się rytmicznie monolog. Dalej trwał tutaj w tym pomieszczeni, gdy światło słońca usypiająco i wesoło wpadało przez szybę do sali, w której leżał. Powoli rozluźniał zaciśnięte pięści, gdy w tym samym tempie jego głowa zapadała się w poduszce. Zmrużył leniwie powieki, dając się ogarnąc słowom policjanta:
- ...ja nie tylko, proszę pana, egzekwuję prawo. To się nazywa chyba prewencja, słyszał Pan takie słowo? Zna Pan? No, to wie Pan, ja po prostu chcę, by wszystko działo się w miarę dobrze. Pan niepokoi innych, rozbijając się tak po mieście, naraża Pan życie, zrobi Pan nie tylko sobie przykrośc, ale i rodzinie, sąsiadom, znajomym...proszę Pana, no...też kiedyś byłem w Pana wieku, Bóg mi świadkiem, co ja wtedy myślałem i czyniłem...no ale, proszę Pana, ja...też kiedyś cierpiałem na nienawiśc.
Leżący na łóżku zacisnął powieki.
- Proszę się z tego wyleczyc, poleżec, wyzdrowiec - powiedział, wstając z krzesła - No, do widzenia.
 
Miriander jest offline  
Stary 05-05-2009, 17:23   #93
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany


Adriann Hasse.


. .

Adrian
spojrzał na sąsiednie łózko w szpitalnym pokoju... Ciągle widział tę cholerną twarz ni to z uśmiechem, ni to z grymasem złości. Twarz Thomasa Kruppa. Nie-Człowieka, dla którego czas i przestrzeń stanowiły tylko... TYLKO kolejne wymiary w wielowymiarowym Tak-Istnieniu...

„Jeżeli nie jest bieski, wcale nie znaczy, że jest niebieski.” - ulubione stwierdzenie profesora Weissa na wykładzie z logiki matematycznej... Jak można było nazwać coś takiego „logiką”?

You lose the game? Is this Awesome? [Yes & No]

Zamknął oczy. Fakt, jeżeli dalej będzie tak parł na tą ścianę to skończy się to “orzeczeniem o niepoczytalności umysłowej”… Tak to się nie może skończyć, ale... ale... ale. Zawsze jest jakieś ale, które powoduje, że odpuszczamy sobie coś i wracamy do swojego bezpiecznego grajdołka...
Jeżeli chciał wygrać tę grę...

- To rusz swoją cholerną mózgownicę i zrób coś z tym! Jest siedemset dwadzieścia jeden razy potężniejszy od Ciebie, ale to nie znaczy, że nie przewidział sytuacji, w której pozwoli Ci wygrać!

Słowa rozmyły się w powietrzu i natychmiast zostały zagłuszone przez lekarza:

- Jak się czujemy? Dobrze? To dobrze. – nawet uśmiech był rutynowy... Nawet nie zajął się badaniem, obejrzał tylko kartę mrucząc coś pod nosem – Taaaak. Możemy spokojnie wypisać pana do domu... Pańskie rzeczy są w szafce, jakby co siostra panu pomoże. I proszę uważać na siebie...

Po kilku sekundach drzwi się zamknęły dociągnięte przez automat.





David Mallory.

Szybko udał się do klasztoru Jezuitów. Budynek, do którego go skierowano wcale nie przypominał klasztoru...
. .

Dość niezdecydowanie wszedł i – z ulga – ujrzał zakonnika:
- Przepraszam, szukam... egzorcysty.
- Szczęść Boże. Egzorcysty? – zakonnik oderwał się od swojej pracy i spojrzał na dziennikarza – w jakim celu?
- Jestem dziennikarzem... i pisze artykuł o istotach nadnaturalnych, wilkołakach, wampirach, duchach... I chciałem poznać stanowisko Kościoła w tej sprawie – wypalił.
- Rozumiem – kamienna twarz ani nie drgnęła. Wskazał na pobliskie drzwi – Zechce pan poczekać? Poproszę kogoś.

Nie czekając na reakcję podniósł słuchawkę i wybrał numer
- Bracie Piotrze, czy mogę brata prosić na dół na rozmowę? Dziękuję.

Mallory wszedł do niewielkiego pokoju, skromnie, ale wygodnie urządzonego. Z niewielką biblioteczką i stolikiem otoczonym kilkoma krzesłami. Z boku stał niski stolik i dwa fotele. Zanim dziennikarz otrząsnął się i wybrał miejsce w drzwiach pojawił się starszy zakonnik.
. .

- Niech święci się imię Pana. – przywitał się i dodał – W czym mogę pomóc. Może kawy? Herbaty? Ja wybiorę twarde krzesło – to już nie ten wiek, kiedy można w fotelu... – uśmiechnął się przyjaźnie i usiadł...





Eric Gower

Było kilka minut po południu, kiedy Eric wrócił do mieszkania. Nalał szklankę soku; rozłożył skopiowane w bibliotece dokumenty i przyjrzał się im ponownie.
. .

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to wszystko było zbyt dużym zbiegiem okoliczności... Ktoś chciał, aby w starej bibliotece znalazł dokładnie to czego szukał... Tylko jakim cu...

Dzwonek do drzwi wyrwał go z rozmyślań. Podszedł do domofonu i zapytał:
- Kto tam?
- Kurier UPS. Mam przesyłkę dla pana Erica Gowera – nie niemieckie nazwisko zrobiło „delikatną trudność” językową wypowiadającemu.
- Proszę. – nacisnął przycisk i po chwili trzymał w ręku kopertę formatu A4.

Wewnątrz była kolejna koperta. Na zielonkawej papeterii wyraźnie pachnącej pistacjami skreślono gotyckim pismem tylko kilka słów:

„Z przyjemnością poznam. Załączam zaproszenia. Lukrecja von Rosenthall”

Do listu faktycznie dołączono zaproszenia na otwarcie wystawy w najbliższy czwartek...
 
Aschaar jest offline  
Stary 09-05-2009, 22:11   #94
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
Podciągnął się na łokciach i bez śladu zadowolenia z życia odprowadził wzrokiem lekarza, by zaraz, upewniając się, jeszcze raz zerknąc przez ramię na puste łóżko obok.

Sein güt. Ale, zaraz - dlaczego tak bardzo chcę zabic tego skurwiela?
Proste - jest skurwielem.
No dobra, jak dla mnie to działa. Czas wstawac.


Położył się. Jeszcze dwie minutki, do pełnej godziny.
Ale to bez sensu. - zdjęła go nagła, mimo lenistwa, myśl - Teraz to mogę sobie powiedziec z całą pewnością, że jeszcze większego bezsensu nie widziałem. Że jak, gośc dał mi zajefajną furę, a ja chcę go za to zabic?
Muchy bym nie skrzywdził. No, dobra, ostatnie kilka godzin temu przeczy, ale cholera, dlaczego ja go tak nienawidzę? Musi byc ku temu jakikolwiek powód, no bo właściwie jest on wykształcony, ma głowę na karku, myśli podobnie do mnie, jedyne, co go różni, to właśnie kwestia bycia dziwną aberracją poruszającą się w wymiarach, o których mam mętne pojęcie. No ale to tak, jakbym nie lubił go za to, że jest żydem, asfaltem lub polaczkiem - nein, nie jestem tak uprzedzony. Chyba.
Więc co? Zazdrośc? No trochę, przyznam, na początku, ale to też nie o to chodzi - gośc...ta istota wydaje się w gruncie rzeczy robic dobrą robotę: ja tam bym się nie odważył z własnej nieprzymuszonej woli podcierac tyłki innym, nieważne, jak wielkie "puppies eyes" by robili.
Więc jestem zły? I głupi?


- Ech.... - westchnął, gramoląc się powoli z łóżka. Nieprzyjemnośc potęgowało zetknięcie bosych stóp z podłogą i na obecną chwilę Adrian mógł myślec tylko o cieple uciekających z jego ciepłego ciała, pewnie aproksymując koło 20J, nie chciało mu się myślec, czy na stopę czy na dwie, czy na ciało czy na godzinę. Spod czarnych chmur myśli przepraszająco zaczepił na korytarzu siostrę, pytając o swoje rzeczy.
Scheise, przecież przed chwilką doktor mu to wyjaśnił.
Pielęgniarka jednak usłużnie poprowadziła go ku szafce z jego rzeczami, a na jego pytania o wypis odpowiedziała zaskakująco dla mężczyzny grzecznie.
Ruda czterdziestka o bardzo przeciętnej aparycji, ale "będzie w dyżurce jakbyś czegoś potrzebował". Miłe.
Na powrót spochmurniał, gdy przypomniał sobie o młodym Kruppie. Wciągając spodnie, uprzednio pomachał biodrami, w myślach odgrażając się, że nadzieje go na mein ding ding dong za zjebanie mu życia. 5 minut później był już na zewnątrz, wciąż w wisielczym humorze.


"Człowieku, obudź się! Żyjesz w konkretnej rzeczywistości, o konkretnym stopniu komplikacji struktur i substruktur. Myślisz, że coś wiesz? Patrzysz na rzeczywistośc przez dziurkę od klucza". Blablablablablebleblabla. Ja też lubię mówic tautologiami, ale to już jawna bezczelnośc, gdy słyszę od niego oczywistości zaraz po przeżyciu uderzenia w ścianę z prędkością trzy razy większą, niż na liczniku wyciągał mój ojciec.

Zapiekła go skroń, no tak, przeciął ją sobie, a teraz nie powinien drapac strupa. Po chwili wahania, jednak usiadł na ławce na przystanku, grzebiąc za chusteczkami.

Jakoś nie udaje mi się dopasowac odpowiednich wartości Prawdy czy Fałszu do tej sytuacji - przyłożył biały papier do czerwonego otworu w skórze - W filmach, a i w życiu też pewnie, ludzie szukaliby pewnie jakiejś wróżki jak Schwartzwissen, która opowiedziałaby, że za wszystko są odpowiedzialne duchy i kosmiczna energia. Pffr! A jakbym postawił stopę u Kosmy i Damiana, to pewnie by mnie ukamieniowali, zamiast porwac tłum i spalic zioma, którego rodzina założyła firmę dostarczającą stal całej UE. Może założyc temat na forum? "czesh, jakish czas themu spotkalem Thomasa, jesz spokooo, ale mam prolbem - czyta mnie w myslah. c0 robci?"
Nie, już wiesz, że to bez sensu.
Ech...
Dobra, to może inaczej, zróbmy dowód niewprost - załóżmy, że nieistnieję, a przynajmniej odejmijmy mi wolną wolę. Wtedy więc, to wszystko co mi się zdarzyło, jest częścią mojego NIE-istnienia w przeciwieństwie do TAK-istnienia Kruppa. To tak, jakbym ja był NPC, a on BG w jakimś kiepskim erpegu lub peasantem w erteesie czy mrówką w kolonii mrówek.
Dobra, więc jeśli na tym etapie rozgrywki Krupp nie pozwoli mi się zabic (lub jego, bo to przecież on ma kursor i opcję "load from the last save") to muszę jakoś wywołac error. No, zapisując to na kartce, to znaleźc punkt bifurkacji i zrobione. Ok, ale nadal, jeśli nie mogę oddziaływac na obszar, w którym znajduje się ten punkt, bo, och, na ten przykład, znajduje się on w innym wymiarze?

Złapał się za skroń i to niekoniecznie dlatego, że krew nadal ciekła. Raczej z powodu myśli "co za pierdoły".

Ulicą sunęły samochody, niektóre rzeczywiście sunęły z prawie cichym "wzziiumm", niektóre głośno toczyły się po gorącym asfalcie, pewnie klejącym się do opon. Przed nim przeszła punkówa z iPodem, po drugiej stronie na przeciwnym przystanku zatrzymał się autobus, z lewej strony kobieta z torebką, w prawo pięc osób, na przedzie żwawy staruszek wyglądający prawie jak profesor. A znów, koło niego przeglądał piegus plan jazdy, taki gapowaty gośc, ze dwa razy popatrzył na wyświetlacz w komórce z wyrazem niedowierzania.
Pokiwał głową.
No tak, już prawie czuje radośc wiedząc, po co to wszystko z Thomasem. To nie chodziło o osobistą zemstę - dobra, o to też, ale...
...tak, ale. Znalazł "ale", tylko, że nie sprawiło to, że odpuści sobie granie w tę grę. Oj, nie. Bo ta gra jest o nich - tych wszystkich NPCów dookoła, zdolnych do zrobienia masy wspaniałych rzeczy, mających w głowie całą matematykę dźwięków tego wszechświata. No kurde, co może byc wspanialszego od tego, że mimo życia w pętli w każdej chwili ludzie są zdolni do przełamania jej? Małe odchyłki od normy, wolnośc. To jest to. Ludzie są wolni. I wiadomo, że zawsze inni ludzie, a teraz wie, że i inne byty, chcą ich kontrolowac. Ile razy chciał powiedziec, że to nie do końca tak jak w teoriach spiskowych, a tak trochę inaczej, choc podobnie, a jednak...No, ile razy chciał uczyc się z innymi wolności?
Nie to, że Krupp był kimś złym. Mógł byc nawet najlepszym z ludzi, jakich poznał. Ale był snobem i nieświadomie może nawet, ograniczał wolnośc innych. A przynajmniej raz tak zrobił - z Adrianem. Nie może pozwolic, by...to COŚ dalej mieszało mu w myślach.

Eee....czy już on kiedyś tego nie mówił? Nawet Kruppowi? Oł...


- Ej, Adrian!
Podniósł głowę, by spojrzec na wysokiego rozmówcę. Słońce przeszkadzało w odgadnięciu twarzy, ale Hasse już go rozpoznał.
- Otto, twój bawarski akcent zawsze mi zrypie dzień.
- No pewnie, że nie inaczej. Wie gehst?
- Sehr gut.
- Pierdolisz.
- Co? Nie, jest ok.
- To co się nie odzywasz? Chcieliśmy wyciągnąc Cię na piwo już z pięc razy co najmniej.
- Wiesz, trochę roboty wokół, mam urwanie głowy, planuję wyjazd i wiesz jak jest.
- Pewnie tą Twoją nową bryką, co?
- Hmm?
- Nie zgrywaj się, tyle ludzi gada, że jeździsz w brykach wartych więcej niż Twoje nerki, że chyba za niedługo będą się do Ciebie zgłaszac reporterzy
- Hehehe, no jasne, wiesz, że umiem się ustawic, szkoda, że Ciebie tam nie było - zaśmiał się, wiedząc, jakim fanem wszystkiego, co miało cztery koła, był Otto. - Cieszę się tym jasnym niebiem, alkoholem, wyjazdem i super laskami, które lecą na moje nowe bryki
- No to nie wierz nigdy w to niebo, bo ono zawsze jest niebieskie. Twoja twarz wygląda jak po spotkaniu z kotem.
Westchnął. Nie, no nie teraz. Wieso? Wieso?
- Nie no, jest naprawdę spoko.
- To Ty chyba nie wiesz o Karlu i reszcie...
- Wiem, ale myślę, że będzie ok, lekarze mówili, że
- Karl dzisiaj zmarł. Idę do "Underpressure" pic z resztą.
- ...
- Adrian! Adrian! Na litośc boską.... - rozłożył tylko ręce, gdy po kilkunastu metrach zdał sobie sprawę, że nie dogoni biegnącego kumpla.


- I mówi Pan, że jest Pan ofiarą spisku Thomasa Kruppa, dziedzica fortuny rodziny Kruppów?
- Tak.
- I chce Pan powiedziec, że mamy stworzyc artykuł o tym, jak spowodował on wypadek samochodowy, w którym pan uczestniczył? Oraz, że wcześniej był odpowiedzialny za śmierc pana przyjaciela w innym wypadku? I może, że jeszcze może miec złe intencje względem Steve'a Viscontiego, prywatego detektywa, do którego pan nie może się dodzwonic? - kobieta w redakcji Bilda patrzyła na niego z dośc zdegustowaną miną
- Mam papiery na policji, jak wyglądała sprawa wypadku. Samochód jest za drogi, by było mnie na niego stac. Jeśli dołożą państwo jeszcze trochę oliwy do ognia, wstawią jego fotkę lub znajdą moją z fotokomórki policyjnej, gdy jechałem do Verdun... - był tutaj już pół godziny, wiedział, że kobieta na te wszystkie rewelacje patrzyła jak na zeznania wariata, ale to był Bild: jedna z tych plotkarskich gazet. Jest ich jeszcze więcej, będzie dzwonił, będzie dobijał się, aż w końcu ktoś go wysłucha. Na razie, grzecznie czekał, aż kobieta skonsultuje się z redaktorem czy kogo ma tam nad sobą. Nie muszą mu wierzyc. Ale jeśli napiszą, rozpocznie się bunt mrówek przeciwko konkretnie skomplikowanemu planowi Thomasa. Zadziała entropia. Sprowadzi jego życie do chaosu.
Zapłacisz za życie każdej jednej mrówki, skurwysynu.
 

Ostatnio edytowane przez Miriander : 10-05-2009 o 09:23.
Miriander jest offline  
Stary 10-05-2009, 21:43   #95
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Przeglądając kserowane dokumenty przy szklance soku, coś zaczęło trapić Erica. Miał wrażenie, że jest częścią z góry ustalonej gry, lub scenariusza, w którym wszystko ma podane specjalnie na tacy. Tak jakby ktoś zawsze wyprzedzał go o kilka kroków i wszystko dla niego przygotowywał. W takim razie pozostaje pytanie, czy to wszystko jest wiarygodne? Może ktoś, albo coś specjalnie podsuwa mu nic niewarte poszlaki.
Mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy jego dłoń sięgnęła do szuflady, w której leżała prawie nienaruszona paczka papierosów. Nie zdążył dobrze się zaciągnąć, gdy do jego drzwi ktoś zadzwonił.

-„Kto tym razem?”- zapytał sam siebie ze zrezygnowaniem.

Kiedy okazało się, że to zwykła paczka, Gower odetchnął z ulgą. Żadnych niespodzianek, tygrysów i innych dziwactw. Tak mu się przynajmniej wydawało. Rzucił paczkę na stół i podszedł do okna. Czół jakiś dziwny dyskomfort, który ciężko mu było opisać. Jednym ruchem zasłonił okna zasłonami, odcinając dopływ promieni słonecznych do pokoju, przez co w pomieszczeniu zapanował lekki półmrok. Westchnął głęboko i otworzył paczkę, siadając na fotelu.
W środku znajdowała się koperta, a w niej zielony, pachnący papier, który już samym wyglądem sprawiał wrażenie, że osoba, która to wysłała miała wyszukany gust. To co zostało na zapisane na papeterii mało nie przewróciło Erica z krzesła.

„Z przyjemnością poznam. Załączam zaproszenia. Lukrecja von Rosenthall

Mężczyzna siedział chwilę zapatrzony w pięknie kaligrafowany napis. To nie mógł być zbieg okoliczności. Takie rzeczy nie przytrafiają się co dzień. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem tego, skąd w ogóle ta kobieta wie o istnieniu Erica był Kurt. Dziwnym zbiegiem okoliczności było też to, że otrzymał zaproszenie po niecałej godzinie po tym jak dowiedział się, że jest ktoś taki jak Lukrecja von Rosenthall. Miał mieszane uczucia co do propozycji spotkania, jednak z całą pewnością chciał tam iść. Ta sprawa wciągnęła go bez reszty, jak silny narkotyk, który cały czas daje znać o sobie…

-„Ciekawe kto zjawi się na tej całej wystawie…”- pomyślał- Kurt Webber, Markus Stein i inni- bezimienni, lub wieloimienni.”

Nagle poczuł się senny. Uznał, że drzemka dobrze mu zrobi. Zawsze twierdził, że czasem lepiej przespać się z problemem, a później spojrzeć na niego ze świeżym umysłem. Nastawił budzik w telefonie tak, aby zdążyć się przygotować przed wyjściem do pracy i ułożył się na kanapie. Wiedział, że musi pogadać z szefem, żeby ten dał mu wolny dzień. Nie potrzebował wymówki. Lukrecja wydawała się być znaną postacią w Essen, więc jej osobiste zaproszenie powinno wystarczyć.
 
Zak jest offline  
Stary 12-06-2009, 18:23   #96
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Zajmując wcześniej upatrzony fotel jeszcze raz próbował sobie ułożyć wszystko w głowie. Tak jak przed każdą odprawą, jeszcze raz "przeżyć" w głowie najważniejsze fakty, prześledzić tok swojego rozumowania i ostatni raz spróbować wyłapać jakieś błędy. Tym razem było to jednak zbyt karkołomne zadanie, wydarzenia kilku ostatnich dni były jak podróż kolejką górską. Naprawdę ciężko było pamiętać każdy cholerny zakręt, na tej zabawie. Mimo wszystko chwilę w ciszy przypatrywał się rozmówcy. "Będzie trzeba improwizować" pomyślał i odezwał się

-Dziękuje nie chce mi się pić. -
najpierw odpowiedział na propozycję - Nie wiem czy wytłumaczono panu już moja sprawę. Jestem dziennikarzem i piszę artykuł o istot nadnaturalnych: Wampiry, Duchy, Upiory, Wilkołaki. Chciałem poznać stanowisko kościoła na ten temat, a najlepiej w takich wypadkach, udać się do tych znajdujących się na pierwszej linii walki, że tak pozwolę sobie użyć żargonu wojskowego- to był całkiem niezły początek. Pozwalał na wybadanie gruntu, a ostatnie słowa miały na celu stworzenie "iluzji" przyjacielskiej pogawędki

- Walki? Widzę, że już wydał pan werdykt w tej sprawie... -
odpowiedział egzorcysta

-Walka z silami złego jest chyba powinnością kościoła katolickiego, jak również w pewnym stopniu wszystkich wiernych - wytłumaczył znaczenie ostatniego zdania uśmiechający się David.

- Właśnie o tym mówię... Założył Pan, że "nadnaturalny" równa się "zły". Czy zawsze jest to prawda, czy w ogóle jest to prawda?


-Pewnie nie bardziej niż zwykli ludzie - Mallory chwilę zastanowił się nad tą odpowiedzią, przypominając sobie sporadyczne kontakty z tymi kilkoma istotami. No cóż Kurt raczej nie był zły: wkurzający na pewno, ale nie zły. Zakładając, że tych istot mogłoby być całkiem sporo, to pewnie odsetek tych "złych", nie jest jakiś zatrważający, może trochę większy niż w zwykłym społeczeństwie ...

- Właśnie. Myślę, że każdą istotę możemy postrzegać w kategoriach dobra i zła... Nawet względnego dobra i zła... -
Przy tych słowach ksiądz kierował spojrzenie swoich oczu prosto w oczy rozmówcy. Davidowi wydawały się one zimne, wręcz lodowate. Dziennikarz wytrzymał jednak to spojrzenie i powiedział cichym głosem

-A co jeżeli taka istota byłaby naprawdę zła? Kto mógłby ją powstrzymać?-


- To zależy od wielu czynników. Przede wszystkim każda grupa społeczna wykształca własne prawo, w ich mniemaniu najlepiej dostosowane do ich społeczności. To czy inna społeczność to prawo szanuje i akceptuje, to inna kwestia. Widzę, że sporo czasu spędził pan w krajach arabskich, to tak jak z karą za kradzież w islamie, obcięcie ręki dla nas może zbyt niehumanitarne, zbyt brutalne. U nich jest to jednak prawo. W tym przypadku jest tak samo, jeżeli zostają złamane jakiekolwiek prawa społeczności, ona sama wymierza karę. Niezależnie od tego, co sądzą o tym inni.. -


-Skąd pan wie o tym, że spędziłem trochę czasu w krajach arabskich?- zapytał zaskoczony Mallory. Jasne więcej czasu spędził w Ameryce Południowej, ale w krajach islamskich, też trochę mieszkał ...

- Ma pan charakterystyczną opaleniznę, czy może raczej pigmentację skóry... w grę wchodził bliski wschód, północna afryka lub ameryka środkowa. Strzelałem. - te słowa zrobiły na dziennikarzu wrażenie. Nie spodziewał się takiej spostrzegawczości po księdzu, no a poza tym wiedzy. Na opaleniznę można było zwrócić uwagę, ale powiązać to z pobytem, w takim a nie innym klimacie ... coś trzeba było wiedzieć. W tym momencie nabrał większego szacunku dla tego człowieka.

-Więcej czasu w Ameryce Środkowej - odpowiedział uśmiechając się z sympatią -Jest pan bardzo spostrzegawczy. Mam teraz jednak inne pytanie, jakby pan zareagował gdybym powiedział, że spotkałem istoty nadnaturalne? - rozmowa była ciekawa, jednakże trzeba było powrócić do meritum. Wydało mu się, że w tym wypadku może spróbować zagrać w otwarte karty.

- A spotkał pan? -
pytanie jak najnormalniejszym tonem

-Tak- przy tej odpowiedzi spojrzał księdzu głęboko w oczy, oczekując jego reakcji

- Skoro pan żyje to znaczy, że miał pan albo dużo szczęścia, albo nie wszystkie istoty nadnaturalne są złe. - Rewelacje Davida nie wywołały u jego rozmówcy żadnych emocji.

-Wierzy mi pan?-
zapytał nadal nie dowierzając dziennikarz.

- Nie mam podstaw, aby panu nie wierzyć. - i ta odpowiedź przeważyła chyba nad tokiem dalszych rozmów. Był szczera, pierwszy raz od dłuższego czasu Mallory zobaczył szansę, na rozmowę z kimś, kto mógłby mu pomóc. Znalazł też pewną kotwicę, znak że nie był szalony ...

-Dzięki Bogu, nie wiedziałem do kogo mam się zwrócić ... - była to nie tyle odpowiedz, co prawdziwe westchnienie ulgi. Wydawało się, że ta wypowiedź zainteresowała księdza. Dlatego po chwili David kontynuował

-Kiedyś myślałem, o wielu rzeczach zapisanych w Biblii jako metafory. Weźmy pod uwagę opowieść o przekleństwie Kaina i związane z tym apokryfy. Nie pamiętam kiedy nazwano go Wampirem, nie jest to chyba, aż tak ważne. Rozsądny człowiek XXI wieku, powie ze to metafora. "Dał pan też znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka". Czy wytłumaczeniem tej opowieści, jest to że Bóg karze morderce wypalając mu na czole takie słowo? Jak to zwykle czyniono w średniowieczu. Kiedyś bym odpowiedział, że tak. Ostatnio coś się jednak zmieniło. Zna pan to uczucie kiedy jako dziecko boimy się ciemności i znajdujących się w nich rzeczy? Później dorastamy i te wspomnienia wydaja się tylko śmieszną mrzonką. Jednakże, w tym jest coś głębszego. Bo musimy sobie jasno powiedzieć, ze w nocy znajduje się o wiele więcej rzeczy niż tylko źli ludzie czekający na nasze portfele. Prawda? -
zakończył pytaniem swoją przydługą wypowiedź pytaniem

- Oczywiście. Znamię Kaina jest metaforyczne. Przede wszystkim - Bóg skazał Kaina na nieśmiertelność. To była jego główna kara, zabrał mu możliwość odejścia, ale równocześnie Bóg pozostawił Kainowi rozum, wolę i sumienie. Skazał go więc na męczarnię wiecznego rozmyślania o tym co zrobił, a jednocześnie w swym miłosierdziu, nie skazał go na potępienie... Kain umrze w chwili sądu ostatecznego, który czeka nas wszystkich. Ma więc wieczność, prawie, na odkupienie swoich win. -

-Czy ojciec spotkał kiedyś istotę nadnaturalną?- zapytał w końcu, bez ogródek dziennikarz

- Wielokrotnie. -


-W takim razie może ojciec zrozumieć mój mały problem. Otóż chyba kogoś mocno wkurzyłem -


- Dlaczego tak pan sądzi? -


-Szczerze powiedziawszy, może dlatego, ze władowałem w niego magazynek naboi z .45 a on wstał i powiedział, że mnie dorwie ?-
z całkowicie poważną miną i grobowym tonem głosu wytłumaczył mu Mallory

- Kiedy to było? -


-Kilka lat temu, szczerze powiedziawszy zapomniałbym o tym, jednakże po pewnym czasie od tego zdarzenia, miałem pierwsze cudowne ocalenie. Wyszedłem cało z pewno zdarzenia, w którym powinienem zginać. Pewnie bym o tym nie myślał, jednak parę dni temu przyjechałem do miasta, aby zając się sprawa pewnego gangu. Powiedzmy, że coś znalazłem, co ożywiło tamte wspomnienia i miałem nazwijmy to drugie cudowne ocalenie-

- Nie wiązałbym tego... Jeżeli istota nadnaturalna chciałaby pana dopaść, to już dawno by pan nie żył. -

-I co by pan radził? Bo niestety nie pójdę za rada pewnego Upiora i nie zostawię tego wszystkiego w spokoju -


- To nic panu nie mogę poradzić... Proszę uważać na lokomotywę. -


-Jaką lokomotywę?-
zapytał skołowany całą tą rozmową dziennikarz.

- Światełko w tunelu... - ksiądz wydawał się być wyraźnie ubawiony - Jak chce pan czegoś szukać to proszę uważać, żeby światełko w tunelu nie okazało się pędzącą lokomotywą... -

-Proszę ojca, czy mógłby mnie pan skontaktować z kimś, kto mógłby przekazać mi jakieś przydatne sztuczki? Być może czeka mnie śmierć, ale cóż uważam, że ktoś powinien stać pomiędzy nimi a zwykłym, nic nie wiedzącym społeczeństwem -


-Po co?- to pytanie wydawało się dziwne, a jednak odpowiedź przyszła mu niemalże tak naturalnie jak oddychanie.

-Dla sprawiedliwości, żeby nie mogli skrzywdzić niewinnych osób?-

- Mam pytanie... Co w panu jest takiego wyjątkowego, że stawia się pan ponad społeczeństwo? Co czyni pana nad...społecznym?

-W tym wypadku? Wiedza, którą posiadam -

- Wiedza o?-
Ta rozmowa zaczęła mu coraz bardziej przypominać jakąś rozmowę kwalifikacyjną. A skoro powiedziało się już A, trzeba rzec i B.

-Wiedza o tym, że w ciemności czai się coś, o czym reszta społeczeństwa, nie ma zielonego pojęcia. Być może to nie dużo, ale inni o tym nie wiedza i to może być dla nich niebezpieczne. Mogą zostać zagrożeni przez coś, co jest naprawdę złe. Nie chce oceniać, kto i dlaczego ... W zwykłym społeczeństwie jest policja, która ma za zadanie zatrzymać naprawdę niebezpieczne jednostki, jak już pan zauważył, każde społeczeństwo ma jakieś swoje własne mechanizmy, ale czasami one zawodzą, albo po prostu z innych powodów nie działają. Hitler był potworem, ale przepraszam, nie można było liczyć na społeczeństwo Niemieckie, że go powstrzyma. Potrzebna była interwencja -

- Proszę mi zostawić numer telefonu, lub przyjść tutaj jutro po 18:00. - te słowa zapaliły promyk nadziej. Istniała szansa, istniała możliwość, trzeba było ją chwytać. Wyjął notes i zapisał swój numer telefonu. Po tym wyrwał kartkę i złożoną podał księdzu.

- Coś jeszcze? Oczywiście niczego nie obiecuję. Ta decyzja nie zależy ode mnie. -
zapytał egzorcysta odbierając kartkę papieru.

-Nie. Mogę tylko podziękować-
powiedział wstając David. Ksiądz ukłonił się delikatnie ... jakby po wojskowemu i odprowadził go do drzwi ... trzeba było powrócić do miasta i czekać ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-06-2009, 22:43   #97
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
No znów porażka, znów się nie udało.

Wszystkie tragedie czasu i przestrzeni samotnego, paranoidalnego idioty
Więc wraz ze szklanymi drzwiami następuje zdarzenie, które można nanieśc na bardzo mądry wykres. Wydaje się on byc suchym i w swej rzeczowości niezmiernie depresyjnym, jednakże, spojrzawszy na niego w kontekście codzienności, odnajdziemy w nim krzepiącą nas nadzieję.
Gdzie umieścimy na nim Bergen-Belsen? A gdzie pamięc o nim? Gdzie sen? A suche słowo? Sprawdź, zobaczysz, jak jedno zdarzenie rozgałęzia się we wszystkie strony, wypełniając peudo-eukloidalną przestrzeń. Nadal nic Ci to nie mówi? Popatrz na pęknięte serce Adriana. Nie wie wiele, stojąc przed drzwiami kolejne redakcji z której odprawili go ze słowami "Może się skontaktujemy z Panem". Tragedią jest dla niego to, że w tym momencie nie pamięta, jaka pogoda była wczoraj, a jaka przedwczoraj i mimo, że pragnie wydobyc z pamięci to wspomnienie, nie potrafi, bo słońce z liceum nakłada się na słońce z trzeciej klasy podstawówki i na to z przedwczoraj. Ma jednak w głowie czasoprzestrzeń Minkowskiego, klepsydrą mogącą zainspirowac jakiegoś poetę z gima. Ta przestrzeń, jego przestrzeń, pozwala mu oprzec się na pewnikach, na racjonalnej kwantyfikalności zdarzeń i pomimo transformacji Lorentza, pomimo dylatacji czasu, jaka następuje między naszą obserwacją a działaniem w jego przestrzeni, pozostają pewne niezmienniki. Stałe.
Stałośc daje mu nadzieję, gorzko-słodką, wobec zmian, jakich doświadcza: rozwodu rodziców, wypadku, w którym traci przyjaciół, no i zmian następujących w nim samym. Mhm, odbicie poplamionej miejscami szyby ukazuje postac, którą trudno poznac jemu, gdy przypomni sobie siebie zawsze grzecznego, małego Adiego, słuchającego rodziców i przynoszącego ze szkoły piątki. Adiego zrównoważonego, spokojnego, miłego, wierzącego.
To pokrzepia. Że może zostało coś z tego dzieciaka, coś niezmiennego, coś, do czego można wrócic, odpowiednio przeskakując wspomieniami przez kolejne klepsydry wywołane przez zdarzenia.

Powiem Ci, dzieciaku, że żyjesz w bezdusznym, duchowo pustym obszarze, bez Boga, niewolny, będąc zabawką dla ciekawskich, wielowymiarowych bytów.
Co zrobisz? Nadal uważasz, że jesteś dzieckiem indygo? Czy może już wiesz, że czas byc dojrzałym jak reszta, czas zacząc cieszyc się z rzeczy, jakie rzuca nam los i poprawiac tych, którzy doświadczają takiego samego błędu poznawczego, jak Ty?
No to jak, nie szuraj adidasem po chodniku, tak się nie robi, idź lepiej do domu, odpocznij a potem zorganizuj sobie jakąś robotę na wakacje, oks?


***

Mam/mam }mam pytanie{ mam | pytanie - chcesz byc tak nieszczęśliwy jak Camus? Pan funkcjonariusz patrzy na Ciebie pytająco, jest zmęczony, daj se spokój w końcu...
- Khem...tak, słucham?
- No bo ja...nazywam się Adrian i chciałbym...miałem wypadek samochodowy.
- Nazwisko?
- Przepraszam?
- Nazwisko?
- A, heh, przepraszam, zapomniałem podac - Hasse.
- Mhm... - stukanie w klawiaturę.
Oczy spoglądają w lewo i w prawo, zawisły na chwilę na kolejnym biurku, przy którym całkiem fajna policjantka rozmawiała z jakąś kobietą, znając życie, po ubiorze można stwierdzic, że pochodzi z Turcji. Ciekawe o co...
- Tak, pan Adrian Hasse, rzeczywiście jest pan zapisany do kartoteki, nasi funkcjonariusze też zabezpieczyli miejsce wypadku i pomogli lekarzom przenieśc pana do szpitala święt...
- Tak, proszę pana. Ja tylko chciałbym tak na szybko...
- No to proszę, jestem do pana dyspozycji...
- Ja ten....no bo, czy sprawdzali panowie OC samochodu i resztę papierów? No, kiedy był kupiony, zarejestrowany, do kogo należał, inne ubezpieczenia... bo...no, kurde, przepraszam, ale trudno mi to wyjaśnic...chodzi mi o to, że chciałbym, teges, zobaczyc to wszystko, zezłomowany wrak, jeśli jeszcze go państwo posiadają, porobic fotki jeśli ma ubezpieczyciela...tak, ma pan rację, to dziwne, że nie wiem, czy się ubezpieczałem, ale będąc szczerym - ja nie wiem, czy ten wypadek wogóle zaszedł.

Wzrok policjanta mówił wszystko o jego podejściu do tych rewelacji.

Super, Adi. Właśnie znowu chcesz powiedziec bezsensownie "Nie". Super. Jeśli uważasz to za wartościowy stan ducha, stan buntu, to ok, ale pamiętaj o słowach Thomasa, pamiętaj, co Cię spotkało i pamiętaj, jak to się kończy, vide Trocki, Meksyk i czekan. No to pa, poobczajaj, czy kantowskie ujęcie czasu i przestrzeni wraz z ideą wolności egzystencjonalistów jakkolwiek, kurwa, przydzadzą Ci się wobec funkcjonariusza Republiki Federalnej Niemiec.
Dziecko na rękach turczynki zakwiliło, a potem rozpłakało się, zagłuszając pierwsze słowa policjanta.
 

Ostatnio edytowane przez Miriander : 14-06-2009 o 22:52.
Miriander jest offline  
Stary 16-06-2009, 11:37   #98
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Eric Gower - w turze 9 (popołudnie/wieczór).

.

. .

Eric obudził się kiedy słońce schowało się już za poszarpany horyzont stworzony przez dachy przeciwległych domów. W pokoju panował półmrok, rozpraszany tylko jarzącymi się na niebiesko napisami na wyświetlaczu tunera. Wstał i rozciągnął lekko zdrętwiałe mięśnie uświadamiając sobie, że musiał przespać znaczną część dnia... I dzwonienie budzika... Odszukał wzrokiem zegar i odetchnął głęboko – była dopiero 16 z minutami. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Słońce schowało się za chmurami i wyglądało na to, że znów zbiera się na deszcz.

Patrząc na spacerujących po ulicy ludzi ponownie uświadomił sobie, że... Ta cała sytuacja przypominała „Simsy”; pomimo tego, że sam nie grał – doskonale wiedział na czym ta gra polega – na ustawianiu życia dla swojego małego człowieczka. Na wymyślaniu mu zajęcia, szukaniu pracy, przyjaciół, urządzaniu domu... Na byciu tych kilku kroków przed... człowieczkiem, któremu komputerowy program każe cieszyć z nowych tapet w przedpokoju i smucić po stracie pracy. Do diabła! Spojrzał na kserokopie leżące na stoliku... Do diabła, do diabła, do diabła!


Uderzył dłonią we framugę okna i spojrzał na ulicę. Do przejścia dla pieszych podchodziła rozgadana grupa młodych ludzi, nie mieli prawa zauważyć jadącego za zakrętem ulicy motocykla. Zresztą już kilkakrotnie składano wnioski, aby na przejściu postawić w końcu światła. Oni nie widzieli, ale Eric – z perspektywy swojego okna – tak, on widział. Wiedział, że za dosłownie kilka sekund – motocyklista wyjedzie za zakrętu wprost na przechodzących ludzi. Wiedział, że są dwie możliwości – motor wyhamuje lub nie... Kiedy czerwone światła zapaliły się nad tablicą rejestracyjną i motor stanął niemalże na przejściu Eric uświadomił sobie coś jeszcze – punkt widzenia zmienił całą sytuację.

Dla niego wszystko było oczywiste – ludzie dochodzili do przejścia i motor powinien zwolnić. Ale, dla tych małych Simsów pod jego oknami, życie było znacznie bardziej skomplikowane. Oni właśnie zagrali scenę pełną napięcia i zaskoczenia...

Może to on - Eric - nie widzi oczywistych dla innych faktów?

. .

Komórka odezwała się ze spóźnionym budzeniem, skasował więc sygnał i rozejrzał po pomieszczeniu. Zebrał popielniczkę oraz szklankę ze stołu i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, przez chwilę szukając wzrokiem czegoś, co spełnia dwa podstawowe warunki: nadaje się na obiad i nie wymaga długich przygotowań. Kiedy obiad (z cyklu: „danie gotowe”) wylądował w mikrofali – to takie nowoczesne – zastanowiła go inna kwestia, może nawet ważniejsza niż to, czy dokumenty są prawdziwe czy fałszywe. Wiarygodne czy nie – istniały... i to było najważniejsze.


Nawet jeżeli ktoś podsuwał mu tropy... Chociaż w zasadzie jak mógłby to robić? Oczywiście – z jednej strony segregator był aż nazbyt widoczny, ale skąd ktoś mógłby wiedzieć, że akuratnie dzisiaj uda się akuratnie do biblioteki uniwerku i będzie czegoś szukał... Ktoś musiałby nie tylko go śledzić, ale także znać jego pobudki... Uśmiechnął się – kolejna spiskowa teoria dziejów.

Jednak, nawet jeżeli ktoś podsuwał mu tropy – robił to z jakiegoś powodu. Zapewne nawet bardzo konkretnego powodu. Jakiego?

Znajome „ding” obwieściło koniec działalności kuchenki i Eric wyjął coś, co według koncernu „Tönnies Fleisch” miało być plackiem węgierskim... Przygotował się do posiłku pozwalając potrawie trochę ochłodnąć.

Powód. Jaki mógł być powód tego całego zamieszania wokół jego osoby? Przecież przez tyle czasu nic się nie działo. Do czasu tego wieczoru, kiedy... nikt poza nim nie zapamiętał...
Czy to był kamyk, który uruchomił lawinę... a może... jeszcze wcześniej...


Powód... Nawet jeżeli to była gra... zebrał karty ze stołu i chciał rozegrać je najlepiej jak potrafił... Ciekawe, czy tak czuje się hazardzista? Dla niego - przecież - gra też jest narkotykiem...
 
Aschaar jest offline  
Stary 17-06-2009, 21:29   #99
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - w turze 9 (popołudnie/wieczór)

.


David wyszedł z budynku przyklasztornego z bardzo mieszanymi uczuciami. Ostatnie kilka dni było bardzo nerwowe i postanowił po prostu powłóczyć się po mieście. Centrum miasta było pełne ludzi spieszących na przerwę w pracy, zdążających do galerii handlowych, idących do domu, idących do pracy... „City never sleeps” informowała reklama na ścianie jednego z budynków... David po prostu szedł starając się przemyśleć... Nie, starając się nie myśleć o tym wszystkim co zaszło. Wydawało się, że może tylko czekać na telefon z klasztoru...

Było kilka minut po piętnastej, kiedy wszedł do jakiejś restauracji i usiadł przy stoliku. Zamówił przysłowiowe cokolwiek z karty i chwilę czekał na posiłek. W końcu kelnerka przyniosła potrawę i bezproduktywne czekanie zostało zastąpione równie bezproduktywną konsumpcją...

Po posiłku dziennikarz zaczął przeglądać darmowy informator turystyczny leżący na stoliku. Wiedział, że wbrew pozorom takie informatory zawierają całkiem użyteczne informacje. Przejrzał głównie sekcję "motele i tanie hotele", wybrał jeden; zapamiętał adres i lokalizację w stosunku do centrum miasta. Resztę informatora pobieżnie przejrzał dopijając colę i czekając na rachunek.

Kilkanaście minut później siedział już w samochodzie i przebijał się przez miasto w kierunku przedmieść. Zachmurzyło się i wyglądało na to, że za chwilę zacznie padać.

..


Przystanął na światłach koło hotelu, który zapamiętał z informatora. Hotel „Czarny Kot” – mały, ale ekskluzywny; dyskretny i kosztowny zapamiętał z podpisu pod zdjęciem. Trzeba przyznać, że na żywo robił równie umiarkowane wrażenie jak na zdjęciu w informatorze. Z bocznej ulicy zaczęła przebijać się jeszcze straż pożarna co doskonale zdezorientowało ruch uliczny na skrzyżowaniu...

Stojąc na drugiej zmianie świateł zauważył mężczyznę, który wychodził z hotelu. Tą twarz ciężko było zapomnieć...
..

John Stevard... odebrał kluczyki od boya hotelowego i wsiadł do samochodu. Coś ciemnego, niskiego i, sądząc po silniku, szybkiego. John Stevard... Spędzili w końcu w jednej jednostce prawie 18 miesięcy... Co więcej – był na jego pogrzebie, widział jego ciało w kostnicy po tym jak...

Wściekły klakson z tyłu przywrócił Davida do rzeczywistości. Odruchowo wrzucił jedynkę i wcisnął gaz do podłogi.

To było niemożliwe, ktoś musiał być bardzo podobny do Johna... Praktycznie identyczna postura, identyczna twarz. Właśnie – identyczna. Stevard zginął pięć lat temu... Nawet jeżeli sfingowano jego śmierć – musiałby się zestarzeć o te kilka lat... Musiałby... ale...

Opony zapiszczały... pieprzone przejścia dla pieszych...
 
Aschaar jest offline  
Stary 19-06-2009, 17:24   #100
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Eric siedział zapatrzony w talerz, czekając aż obiad lekko ostygnie. Jego myśli cały czas krążyły wokół ostatnich zdarzeń. Wszystko, co się wydarzyło w ciągu poprzednich dni wyglądało jak starannie ułożony plan, w którym on był jednym z pionków. Tylko dlaczego? I kto za tym wszystkim stoi?
Pierwszą i chyba najbardziej trafną myślą był Kurt, który odkrył „ponad normalne” umiejętności Gowera, który nigdy wcześniej nic o nich nie wiedział. Tylko czemu nie powiedział mu tego wszystkiego wprost… Podczas ostatniej rozmowy.
Mężczyzna zabrał się za zawartość talerza, odrywając się na chwilę od trapiących go problemów.

Gdy skończył odniósł talerz do kuchni, gdzie myśli ponownie wróciły.

A może nie mógł mu o tym powiedzieć. Kurt wspominał mu, że to co wie już w tej chwili może być dla niego niebezpieczne… Może chce po prostu wprowadzić go małymi kroczkami, aby Eric sam mógł uznać czy chce się w to pakować.

A co jeżeli to właśnie ci, którzy załatwili pamiętnej nocy Webbera podrzucają ślady, aby zniechęcić go od znajomości z tymi ludźmi, nie ujawniając się przy tym… Z której strony by na to nie spojrzeć wiedział, że może być obserwowany. Za dużo było tych zbiegów okoliczności, aby uwierzył, że wszystko to, co się stało to zupełny przypadek. Był niemal pewny, że Kurt obserwował go od dłuższego czasu. Skąd w innym wypadku tyle by o nim wiedział?

Miał dziwne wrażenie, a raczej nadzieję, że większość jego wątpliwości zostanie wyjaśniona na bankiecie, który miał się odbyć następnego dnia.
Spojrzał na zegarek, poczym wstał i zaczął zbierać się do pracy. Chciał przyjechać trochę wcześniej, żeby mieć okazję porozmawiać z szefem na temat wolnego dnia.

Wyszedł z domu i ruszył szybkim krokiem na przystanek autobusowy. Przez cały czas nie mógł się oderwać od nękających go myśli.
 
Zak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172