Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2009, 11:12   #111
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Eric Gower - wieczór.

Eric stanął za barem. Po kilku minutach w jego skołatanym umyśle zagościł spokój. Spokój... w miejscu, które po raz kolejny zaczynało przypominać wariatkowo. Ludzie przecież pojawiali się, pytali, zamawiali i odchodzili... Przez bar przechodziły dziesiątki drinków, zakąsek i słów. Kuchnia serwowała ostatnie biznesowe lunche i pierwsze kolacje... Parkiet powoli zapełniał się ludźmi... Półtora metra przestrzeni za barem przypominało salę odpraw lotniska w godzinach szczytu... A jednak - spokój, życie szybkie, ale ułożone; przewidywalne i w jakiś sposób stabilne.


Po kilkunastu minutach zrobiło się trochę luźniej - pierwsza fala gości - tych przychodzących wcześniej, aby upolować dobry stolik bez rezerwacji, właśnie przetoczyła się przez salę i teraz było spokojniej. Przy wejściu na zaplecze dyskutowano o wypadku Długiego: "z samochodu nic nie zostało"; "cud, ze przeżył"; "to straszne"; "gość jest w szoku, bredzi o jakiejś przepowiedni"; "jakbyś ty się rozsmarował na betonie to też klepki by ci odpadły". Gower wolał nie poruszać tego tematu, udał więc, że zajęty jest sprawdzaniem czegoś w terminalu... Z jednej strony - myśli o konieczności wizyty u specjalisty od "stabilności umysłowej" wróciły, z drugiej - pojawiło się jakieś uczucie... zadowolenie? spełnienia? czegoś pośredniego? czegoś jeszcze innego?

Wszystkie terminale w "IX" miały wyjście na zewnątrz, gdyby trzeba bylo zarezerwować hotel, czy sprawdzić cokolwiek. Eric wstukał adres oficjalnej strony klubu i po chwili okno zapełniło się danymi. Kliknął "Historia":

"Początki "IX" sięgają roku 1951, kiedy to pod tą nazwą otwarto restaurację znajdującą się tuż obok budynku ówczesnego ratusza.
Restauracja szybko zdobyła popularność, zwłaszcza wśród członków władz i znaczniejszych mieszkańców miasta, i już w 1956 otworzyła swoją "filię" przy KlemensStr. 36. [...] Późniejszy rozwój, w dobie kryzysu ekonomicznego, skierowany był raczej w kierunku mniej zamożnego środowiska robotniczego - co poskutkowało otwarciem "DanceHalle" w przemysłowo robotniczej dzielnicy [...] W roku 1970 właściciele "IX" zdecydowali się na zamknięcie pierwszej restauracji dla klientów. W budynku - dalej należącym do Klubu - odbywają się tylko zamknięte imprezy organizowane przez właścicieli. [...] W roku 1983 wybudowano obecną siedzibę klubu i stopniowo, zamykano wszystkie pozostałe lokalizacje. Jedną z nich - znajdującą się w najstarszej części Essen, dzielnicy Kettwig, restaurację, wydzielono z "IX" i obecnie funkcjonuje ona pod nazwą "Ruhige Ecke". Obecnie zatem Klub IX to [...]

Wartą przypomnienia jest geneza nazwy klubu, która - zwłaszcza w 1951 roku - budziła wiele kontrowersji i nieporozumień. Restauracji przypisywano często powiązania z masonerią czy innymi tajnymi stowarzyszeniami. Często również mylnie dodawano do nazwy wyrazy typu "godzina"; "brama" czy "loża". Geneza nazwy jednak leży zupełnie gdzie indziej - pierwszymi właścicielami restauracji IX było dziewięć osób. Właśnie dla uczczenia tego faktu [..]"

Nietrudno było ustalić, że jednym z założycieli IX była Lukrecja von Rosenthall; część nazwisk była nieznana Ericowi; jednak niektóre, na przykład: Krupp... cóż wielu uważało, że to rodzina Kruppów zbudowała Essen...

Barman obsłużył kolejnych gości i kliknął zakładkę "Zdjęcia". Te były dobrze skatalogowane i podzielone tematycznie. Wystarczyło wiedzieć gdzie szukać... Łatwo dało się ustalić, że na wszystkich poważnych imprezach jest większość, jeżeli nie wszyscy - stali bywalcy TEJ LOŻY. Mimowolnie spojrzał w jej kierunku. Jeszcze była pusta, ale była dopiero 19:00, więc nie było to niczym dziwnym...
Już miał wrócić do oglądania zdjęć kiedy przy barze pojawił się młody chłopak. Jego twarz wydawał się znajoma, ale w tej pracy...

- Pulaner weissen... Dokładniej cztery. Duże.
- Oczywiście do którego stolika...
- Przy barze wypiję -
odparł kładąc na barze kartę. Gdy tylko Eric postawił przed nim pierwsze piwo podniósł szklankę mówiąc: "za drzewo, z którego będzie zrobiona moja trumna, niech rośnie wiecznie!" i wypił do dna, w czasie, którego nie powstydziłby się żaden piwosz na "Oktoberfest". Drugie podobnie opróżnione piwo niosło toast "za nieracjonalność racjonalizmu", trzecie - "za rzeczywistość szleńców", czwarte - "za królową rozwiązłości - Matematykę". Spojrzał na cztery puste kufle i położył na blacie kluczyki, z przyczepionym breloczkiem przedstawiającym logo Bugatti:
- Odbiorę jak będę trzeźwy. Proszę mi w końcu nalać moich pięć Paulaner'ów... Dużych. I tequilę. - Kiedy pierwsze piwo pojawiło się na barze podniósł je i powiedział: - Za idiotów, którzy mając możliwości z nich nie korzystają!

Wypił kilka łyków i powędrował w kierunku loży. Jeden z kelnerów zaniósł resztę zamówienia i po chwili w "loży szyderców" rysował się ciekawy obrazek

Kolega zza baru wskazując wzrokiem loże powiedział:
- Robimy zakłady. Do ilu dziś dojdzie. Zaczyna zawsze od czterech, potem co zamówienie o jedno więcej... Słucham, w czym mogę pani pomóc - odwrócił się w kierunku klientki...

Gower spojrzał na ostatnie zdjęcie i już wiedział kim jest siedzący w loży... Thomas Krupp... Zamknął okno przeglądarki. "I już wiadomo skąd szef zna madame Rosenthall"

- Nie... chciałbym przeszkadzać -
mężczyzna, o typowo cygańskiej urodzie, rysach i ubiorze stał po drugiej stronie baru i bawił się złota monetą.
- W czym mogę...
- Orzeł - White Russia, reszka - Panteon, kant - nie piję -
podrzucił monetę i po chwili pokazał reszkę, uśmiechając się. Kiedy barman był zajęty przygotowywaniem drinka wyciągnął telefon i przez chwilę patrzył na niego jakby usiłując sobie przypomnieć "jak to działa". W końcu wybrał numer; dość długo czekał na połączenie i gdy zabierał drinka powiedział:
- Jesteś mocno zajęty? Przyjedź do "IX" - wydaje mi się, że jestem pewny, że Thomas ma TEN okres.
 
Aschaar jest offline  
Stary 15-10-2009, 19:18   #112
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Sabine Schwartzwissen - późny wieczór

"W nocy złe duchy opuszczają swe leża, aby w ciemności"...


Za najbliższym rogiem czaiła się Punia, lekko przestraszona spadającym pilotem i nagłymi ruchami właścicielki


Teraz wpatrywała się w Sabine zaciekawiona, z jakimś przekornym uśmiechem malującym się gdzieś na czarnym pyszczku...

- W zasadzie masz rację... To wampir zabił Twoich rodziców. Był dostatecznie inteligentny, aby nie pić Twojej krwi, zresztą Qbtajduujdtigvs, Duch Budynku też chciał mu przeszkodzić... Od tego czasu jestem z tobą, ale już niebawem Pieszczku... - Sabine uświadomiła sobie, że ktoś telepatycznie mówi do niej, ktoś, kto jest bardzo blisko... "Pieszczek"! - teraz to do niej dotarło. Ojciec nazywał ją Pieszczkiem! W tym dramacie brało udział sześć istot: Niebieski i Żółty; Szary, Pieszczek, Biała smuga, która pojawia się przy końcu i ten, który opowiada historię, ten, którego w końcu wszyscy opuszczają!

Telewizor zgasł i dziewczyna przestraszyła się jeszcze bardziej. Poskoczyła na fotelu i skuliła się w sobie. Fotel przesunął się po śliskiej podłodze i jeden z wazonów z kwiatami znalazł się na podłodze...



Kiedy Sabine się trochę opanowała i wstała, aby uprzątnąć szkło do drzwi ktoś zadzwonił. Było już dość późno i panna Schwartzwissen niechętnie podniosła słuchawkę domofonu:
- Ja?
- Guten Abend. Jestem kurierem z DHL, mam pilną przesyłkę dla Sabine Schwartzwissen...
- Bitte...


Po chwili Sabine była już w posiadaniu sporego pudła. Przesyłka pochodziła od madame von Laden i początkowo była zaadresowana na jej pracownie. Zapewne tam uznano, że konieczne jest przesłanie do domu. Do przesyłki dołączono dwa listy. Pierwszy z pracowni (nie lubiła określenia gabinet wróżb), który w krótkich słowach informował o tym, że madame von Laden bardo, ale to bardzo nalegała na jak najszybsze dostarczenie przesyłki. Drugi pochodził bezpośrednio od Isabell von Laden:

"Moja droga Sabine!

Doceniam i jestem wdzięczna za okazaną mi pomoc w poszukiwaniach mojego syna! Otrzymałam przedwczoraj pocztówkę, którą przesyłam w tej paczce. Nie rozumiem! Stempel pocztowy przystawiono w Bergen w Norwegii, kiedy mój syn wyjechał na tereny byłej Jugosławii... Charakter pisma jest niewątpliwie jego, ale cóż znaczą te znaki na kartce??? Czy mój syn został porwany??? Być może będziesz w stanie odczytać coś z tej kartki? Może jakiś przekaz?!? Błagam...

PS. Przesyłam bilety na jutrzejszą wystawę - ja niestety nie jestem w stanie - moje nerwy... A szkoda, aby się zmarnowały... Na pewno będzie wybornie."

Zamaszysty podpis dopełniał krótkiego, ale emocjonalnego listu. Sabine otworzyła karton i spod stery styropianowych kawałków (jakby stanowiły zabezpieczenie, a nie przeszkodę) wydobyła pocztówkę:


Gdzieś już widziała taki krajobraz... Nawet nie starała się odczytać czegokolwiek z papieru - dotykało go tyle osób... Sam papier był dziwny. W kilku punktach wyraźnie widoczne były wgłębienia, jakby kartka była czymś mocno ściśnięta... Adres napisano równym, bardzo ładnym pismem, jednak w miejscu na pozdrowienia była plątanina kresek, linii... Jakby dać dziecku ten sam długopis i pozwolić na "chwilę dziecięcej ekspresji". Po chwili jednak Sabine doszła do wniosku, że nie mogło to być dzieło dziecka... Dzieci miały tendencję do rysowania okręgów, tutaj większość linii była prostymi...

W pokoju usłyszała dźwięk przesuwania czegoś po parkiecie i przypomniała sobie o zbitym wazonie.

- Punia! Nie baw się szkłem! -
po chwili była w pokoju ze szmatą i zmiotką. Kotka siedziała przy rozwalonym wazonie i bawiła się storczykiem. Kiedy Sabine już miała zetrzeć wodę zauważyła, że jest rozlana bardzo dziwnie - da się odczytać napis: "Bardo". Widząc, że zabawa zaraz się skończy Punia pomaszerowała do kuchni i wysoce niezadowolonym:

- Mmmieow?

Kiedy Sabine ponownie spojrzała na rozlaną wodę stwierdziła, że czasami ma zbyt bujną wyobraźnię... Sprzątnęła bałagan i wróciła do pocztówki. Kiedy spojrzała na układ linii jej... podświadomość wybierała kolejne linie układające się w kolejne niezgrabne litery: H I L F E.

- Nieźle. - znów zrobiło jej się słabo - Może za jakiś cza...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 16-10-2009 o 22:46. Powód: georgafia / polityka
Aschaar jest offline  
Stary 16-10-2009, 17:41   #113
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Kilka dnia szaleństwa, tak można było nazwać ten ostatni czas. Prawdziwa karuzela. "Bujało nami w górę, dół" jak usłyszał kiedyś w jakieś piosence. Miał jednak już dość rozmyślania o tym, co dzieje się z człowiekiem gdy cały znany mu świat się wali. Jasna cholera! Zdarzyło się to mu już kiedyś. Był wyszkolonym specjalistą! Był cholernym żołnierzem, cholernej niewidocznej wojny. I podobnie jak ludzie, którzy kiedyś walczyli w Wietnamie, tak i on został praktycznie zdradzony przez własny kraj. Gdyby jeszcze wierzył w patriotyzm ... ale przecież, to było puste słowo. Wiedzieli o tym żołnierze, wiedział i on ... robił wiele aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo, aby przeżyć. Kiedyś musiał usuwać pewne dysfunkcyjne jednostki dla "bezpieczeństwa państwowego", a z innymi tej samej profesji musiał się dogadywać. Czy świat nadnaturalny był inny? Wychodziło, że nie. Należało coś jednak zrobić z tymi, którzy stanowili prawdziwe zagrożenie.

Uśmiechnął się do swoich myśli. Kiedy zakończyła się zimna wojna, bez pracy pozostało wielu szpiegów ... po obu stronach barykady. Nazywali ich wtedy Roninami ... samuraj fali ... tak to można było przecież przetłumaczyć, gdyż byli rzucani przez życiowe "fale". Cóż i on był Roninem co do tego nie było wątpliwości, cóż teraz trafił jednak na coś większego, niż cokolwiek wcześniej. Być może dzięki temu uda się odnaleźć prawdziwe wyższy cel. Kiedyś wydawało mu się, że uciekał przed takim życiem ... o nie on cały czas walczył żeby przeżyć, a to po prostu wymagało zmian w taktyce.

Trzeba było jednak powrócić do tu i teraz.

- Pierwsze moja pytanie jest całkiem proste. Kto wyciągnął mnie z biura przed przybyciem "firmy" i jaki miał w tym cel. I żadnego nie wiem ... masz na pewno mocne podejrzenia - mówił normalnym tonem głosu, nie zbyt głośno, ale nie na tyle cicho żeby nie dało się go usłyszeć. Był przystosowany do tego typu rozmów.

- Powiedzmy, że "przyjaciel" wiedział od dawna, że tam egzystujesz jako prywatny detektyw. I oddał ci przysługę wyciągając Cię do Essen, sęk w tym, że, abyś nie zorientował się za wcześnie wpuścił Cię w sprawę nad którą sam pracował.-

- Dlaczego, aż tak bardzo zależy wam ... kogokolwiek reprezentujesz na tym, żeby mi pomóc ... w końcu to dzięki wam rozegrane zostało to niedawne "przedstawienie" - ostatnie słowo zostało wypowiedziane takim tonem, że nawet pół inteligent wyczułby w nim ogromną dozę ironii.

- Nie zależy. Po prostu Agencja zorientowała się, że wyjechałeś. Były dwie możliwości, albo zostawić sprawę i pozwolić ci uciec, zapewne na jakiś czas. Drugim rozwiązaniem było zapewnienie Ci większej ilości czasu i upozorowanie Twojej śmierci. Ta opcja była lepsza jeszcze z jednego względu wiedziałeś coś o rzeczywistej sprawie i "przyjaciele z wywiadu" mogliby za bardzo zbliżyć się... -


- Kim tak właściwie jesteście? I jak właściwie udawało się wam utrzymać istnienie tego całego świata mroku w tajemnicy? -


- W tajemnicy? "Nieśmiertelny"; "Wywiad z wampirem"; "Furia"; "X-Man"; "Po tamtej stronie"; "Fringe", "Jumper" wymieniać dalej? Einstein powiedział: Prawdzie najpierw się zaprzecza, potem ją wyśmiewa, a potem jest już oczywista. W tym kontekście powinienem wymienić "Buffy, pogromczynię wampirów". To taka sama tajemnica jak lądowanie ufo w Roswell... Ludzie chcą władzy, agencje chcą władzy, państwa chcą władzy... Dla władzy lub jej namiastki podpiszą pakt z samym diabłem, tym bardziej z jednym z nas. Zapewnią fikcyjne tożsamości, pieniądze, wszystko, aby tylko dostać... władzę lub informacje. -

- Rozumiem, że zajmujecie się zwalczaniem dysfunkcyjnych jednostek z "nadnaturalnego" społeczeństwa -
ni to zapytał ni to stwierdził dziennikarz.

- Każde społeczeństwo ma swoje prawa. Nasze prawa mogą być dla was niezrozumiałe, a nawet okrutne; ale są lepiej egzekwowane niż wasze. -

- Wiesz, kto właściwie mógłby mi pomóc osiąść w tej nowej rzeczywistości ... bo nie zamierzam odpuszczać swojego śledztwa. -

- To nie ma znaczenia czy odpuścisz, czy nie. Twoi przyjaciele z pracy już cię nie szukają, więc nie stanowisz żadnego zagrożenia. To co wiesz... Kolejny weteran wojenny, zdradzony przez własny kraj, skazany na śmierć przez własnych przełożonych, wieczny uciekinier... To źle wpływa na psychikę... zresztą nie wiem czy chciałbyś wystąpić w CNN... A prywatna krucjata? Ja Cię proszę trochę mierzenia sił na zamiary... -
...

-Poszukujecie nowych pracowników?-

- Owszem pracują dla nas... nie to złe określenie... Pracujemy ramię w ramię z ludźmi. Powiem tak... w tej firmie pracują tylko najlepsi... Rozwiąż to, co było powodem tego, że przyjechałeś do Essen i wtedy pogadamy... -

- To może chociaż jakaś rada - powiedział David od niechcenia wpatrując się w jeden z obrazów zawieszonych nad głową Ala

- Sir Artur Conan-Doyle w usta Sherlocka Holmesa włożył słowa: "Po odrzuceniu tego co niemożliwe, wszystko co pozostanie, choćby nieprawdopodobne, jest prawdą..." -

- Jak mam się z tobą skontaktować gdy wykonam swoje "zadanie"? -

- To część zagadki, ale w tej chwili znasz co najmniej 3 możliwości... albo powinieneś znać.-


-Na to pytanie nie uzyskam zapewne odpowiedzi, ale kim jest ów "przyjaciel"?-

Po twarzy jego rozmówcy przemknął ledwo zauważalny grymas, jakby zniesmaczenia, zawodu, czegoś takiego... Jakby chciał powiedzieć "liczyłem, że tego pytania nie zadasz." albo "powinieneś wiedzieć, przecież to oczywiste"...

Dziennikarz uśmiechnął się lekko -Proszę pozdrowić Jakuba ... - to stwierdzenie nie zrobiło jednak na człowieku żadnego wrażania. Mallory miał już odejść, kiedy uświadomił sobie coś jeszcze. Popatrzył na siedzącego zupełnie innym wzrokiem

-Znasz może opowieść o 47 Roninach? Muszę powiedzieć, że bardzo ją lubię, zawsze widziałem siebie w roli Oishiego ... zastanawiając się co bym zrobił. A wiesz przecież jak byli nazywani byli ... agenci, którzy stracili swoją pracę. Niedocenienie kogoś może być największym błędem. Dziękuję za tą rozmowę. Spodziewaj się rezultatów mojego śledztwa ... - po tych słowach odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

W jednej z loż zauważył mężczyznę z metra ... przynajmniej tak mu się wydawało. Podszedł do baru i zamówił dwie whiskey, jednocześnie pisząc coś na kawałku kartki. Obsługiwał go barman o nazwisku Gower ... Eric Gower ... przez chwilę David zastanawiał się skąd je zna ... dopiero po chwili uświadomił sobie, że to jeden z sąsiadów Kasandry ... karateka czy kung-fu ... nie pamiętał w jakich zawodach brał udział. Ten świat okazywał się być naprawdę bardzo mały.

Kiedy dostał dwie whiskey poprosił o zaniesienie jednej z nich do loży, wraz z pytaniem, czy mężczyzna nie byłby zainteresowany chwilką rozmowy z dziennikarzem. Po minucie wrócił kelner z odpowiedzią nabazgraną na serwetce. "Jeżeli nie widać to jestem zajęty... Proszę zostawić swój numer..." dalej był jeszcze przekreślony dopisek: "i tak nie zadzwonię." dorysowano jeszcze uśmieszek w formie głowy klauna.

Mimo wszystko dziennikarz zapisał swój numer na tej samej serwetce, a pod nim: "I tak napiszę artykuł o tunelach metra" po chwili przekreślił go i dodał uśmieszek, w formie dwukropku i małego "przewróconego" V. Dopił swój napój i ruszył do samochodu. Miał w takim razie kilka rzeczy do zrobienia, żeby ruszyć to śledztwo do przodu. Wiedział, już trochę o Jakubie ... oczywiście wkomponowywał się w to jeszcze Kurt, ale z nim nie miał akurat ochoty na rozmowę. Czas zobaczyć czy legitymacja dziennikarska otworzy kilka zamkniętych bram ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 16-10-2009, 22:00   #114
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - 20:30 do 22:45

Na dworze było zimno. Tak zimno, że po plecach Davida przeszedł dreszcz... A może było to coś innego?

Spojrzał na stojący nieopodal automat z gazetami. Te urządzenia miały jedną ciekawą cechę - ważniejsze tytuły były wyżej... Popołudniowe wydanie Essen - Süddeutsche Zeitung, poniżej krajowe wydanie Süddeutsche Zeitung, dopiero poniżej der Spiegel... Jeżeli był dodatek regionalny, czy właściwie miejski... Musiała być redakcja... Po chwili trzymał w ręku gazetę; sprawdził adres i wsiadł do samochodu. Redakcja mieściła się w jednym z budynków w city... Na parterze była portiernia, ale okazało się, że do redakcji można wejść schodami bez pytania kogokolwiek o zgodę. Za wielką szklaną szybą widać było pokój redaktorów nawet o tej porze oświetlony i pełny dziennikarzy.


Przez jedyne drzwi na tym korytarzu David wszedł do niewielkiego sekretariatu. Kobieta za biurkiem uśmiechnęła się i szybko przeszła do sprawy:

- W czym można panu pomóc?
- Jestem dziennikarzem -
panienka przyjrzała się legitymacji i jej uśmiech stał się trochę bardziej przyjazny - Wolny strzelec? Na poranne wydanie już się nie załapiesz, chyba, że to coś na pierwszą stronę...
- Aż tak dobrze nie ma... Chciałem pogadać o tym co ewentualnie może zdziałać w mieście taki gość jak ja... Może z waszym śledczym?
- Jacka już nie ma, ale możesz spróbować złapać Hilde... Na końcu sali, o tej porze nikogo koło niej nie ma, nie sposób pomylić... Masz plakietkę. -
podała Davidowi identyfikator z napisem "Bewertung 16 / der Journalist" - Jak będziesz robił kawę uważaj, automat sypie dwa razy tyle cukru... - nacisnęła jakiś ukryty przycisk i elektromagnes w drzwiach zaczął cicho bzyczeć, Gdy Mallory pchnął drzwi kątem oka zauważył jeszcze, że kobieta wróciła do czytania książki. Poszło gładko, ale zważywszy wielkość redakcji - takich jak on freelancerów musiało tu być mnóstwo... Jego wejście pozostało niezauważone, a przynajmniej nikt się nim nie zainteresował. Idąc mijał kolejne rzędy biurek opisane: lokalne, globalne, gospodarka, technika, media, polityka, przestępczość... "Ciekawie umiejscowiono politykę" - pomyślał.



W ostatnim rzędzie siedziała kobieta, która prawie natychmiast zwróciła na niego uwagę:

- Kupujesz czy sprzedajesz? - zapytała wyciągając z szuflady śmietankę do kawy.
- Chcę pogadać... - zaczął David, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że kopieta pasuje do roli dziennikarza śledczego jak pięść do oka...
- Więc kupujesz. - stuknęła w klawiaturę blokując komputer i wstała. - Kawy? Siadaj gdziekolwiek, zaraz będę z powrotem.

Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę ekspresu.

David usiadł na jednym z obrotowych krzeseł i przez chwilę patrzył po okolicznych biurkach. Idealnie uprzątniętych biurkach... Nawet w CIA na niektórych biurkach było więcej papierów, czy informacji niż tutaj... Cholera. Po chwili trzymał w rękach duży kubek mocnej kawy...

- Więc? - zapytała dolewając śmietanki do kawy - Poczęstowałabym, ale... Sam widzisz skończyło się...
- Chodzi mi o pewien gang, który działa w Essen -
zwięźle streścił to co wiedział i co wydawało się istotne. Kobieta przez chwilę zastanawiała się...
- Jest, a może było coś takiego... Informacji jest mało, ze względu na to, że nie zajmuje się tym policja, tylko GSG 9. Więc, powiedzmy... gang, musi się zajmować czymś szczególnie niebezpiecznym, może międzynarodowy terroryzm, chociaż ja stawiałabym na przemyt broni... Jeden z naszych etatowych freelancerów zajmował się tą sprawą; Jakub Tsh...evy - nazwisko wyraźnie sprawiło jej trudność - nie kontaktował się od kilku dni, ale to normalne. Wpada do nas jak ma coś ciekawego... I nie, nie możesz dostać jego numeru, zresztą nie wiem czy sama mam... Wiec, nie za bardzo mogę ci pomóc...
- Mogę skorzystać z komputera?
- Jasne. Użytkownika wpisz "gość 16", a hasło masz z tyłu identyfikatora. Jestem umówiona na spotkanie z informatorem... będę za godzinkę... jakby co. Drogę do wyjścia znajdziesz. Na razie...


Po chwili David został sam. Zalogował się do komputera... Baza "kto jest kim". Wszyscy takie mieli, niezależnie czy byli redakcjami, czy agencjami rządowymi. Ta była też niczego sobie... zapamiętał najważniejsze informacje.

Jakub Tshevy - zdjęcie było mniej aktualne niż to, które miał w telefonie, ale niewątpliwie był to ten sam człowiek - ur. 12.05.1965 w Bonn; prawnik z wykształcenia; kawaler; były policjant. Odszedł ze służby w bundespolizei w 1991, ostatnie stanowisko - oficer łącznikowy (Interpol? wywiad?); obecnie prywatny detektyw - kancelaria w Essen - GuteBaggerarbeitenStr. 37/4, telefon *( ) 5578-2258; freelancer - pisuje ciekawe kawałki do gazet, często dla nas. C19.

Notka była krótka i zwięzła, ale zawierała dostatecznie dużo informacji, aby napisać dwuszpaltowy artykuł. Zastanawiające było C19 na końcu, ale pewnie było to jakieś wewnętrzne oznaczenie redakcji...

Kurt Webber - zdjęcie z jakiegoś klubu, ale na pewno aktualne (+ kilkanaście innych); ur. 27.05.1973 w Nowym Yorku. Syn ówczesnego konsula RFN w USA i kanadyjskiej dyplomatki. Matka zmarła przy porodzie. Paszport dyplomatyczny. Obywatelstwo niemieckie i kanadyjskie. Wykształcenie: elektronika i telekomunikacja, międzynarodowe prawo handlowe, stosunki międzynarodowe i protokół dyplomatyczny (2 doktoraty, mgr inż.); kawaler (bujne życie towarzyskie, ale żadnych skandali). Style walki: karate: kyokushin (5 dan), gosoku-ryu (3 dan); taekwondo (2 dan); nie licząc wszystkiego w czym nie ma conaj mniej 1 dana. Mistrz Europy K-1 Koshien (1988 i 1989). V-ce mistrz USA K-1 Koshien (1989). Po 1989 nie wziął udziału w żadnych oficjalnych zawodach. Apartament w Essen (Gottfried Wilhelm Leibniz Str. 198/26). Bierze udział w nielegalnych wyścigach ulicznych (nie do udowodnienia). Oficjalnie pracuje w TFC - Trax Fight Center.

Z notatki wyraźnie wynikała jedna informacja: "Nie czepiać się, omijać z daleka". Ważniejsze było to czego nie napisano... ale tego mogło nie być nawet w "who is who" FBI...

Zostało ostatnie imię... Tylko, że nawet zawężenie listy do mieszkających w Essen dało 97 pozycji... Alów czy Alfredów było za dużo. Na dodatek nie wszystkie notki miały zdjęcia... Notka "Al McCoy, gliniarz, posterunkowy, posterunek 17" mogła dotyczyć... każdego.
 
Aschaar jest offline  
Stary 20-10-2009, 12:14   #115
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kręciło jej się w głowie od nadmiaru uczuć i... tego, co niewyjaśnione. Po raz pierwszy Sabine czuła się naprawdę bezradnie stając w obliczu tego co niezbadane, co znała tylko dzięki swojej intuicji. Wyglądało na to, że nie jeden duch oscylował wokół jej osoby lecz dwa... może więcej. Czy mogła się temu dziwić? Mimo wszystko jednak świadomość, że stała się główną aktorką w kontynuacji Szóstego Zmysłu nie była zbyt przyjemna.

Dziewczyna zajęła się sprzątaniem po rozbitym wazonie, uważnie nasłuchując głosów, które mogły do niej dotrzeć. Nic już jednak do niej nie dotarło, mieszkanie na powrót było ciche i puste... tylko telewizor chyba wysiadł, bo nie chciał się już włączyć. Sabine słyszała od innej medium, że świetnymi przekaźnikami są właśnie takie, nastawione na przekazywanie komunikacji, urządzenia. Ponoć jeśli ktoś długo będzie się wpatrywał w wygaszony nawet monitor coś lub ktoś zechce się z nim połączyć... Ale młoda dziewczyna nie miała do tego nigdy cierpliwości. Najwyraźniej też nie było jej to potrzebne, zważywszy na nasilenie pola magnetycznego w ostatnim czasie.

Kiedy wreszcie uporała się ze sprzątaniem, dochodziła godzina 23. Co robić? Powinna coś zrobić przecież... Odruchowo sięgnęła po komórkę, wybrała numer Kurta. Dzwonić? Nie, już późno, a i mogła mu w czymś przeszkodzić. Nerwowo wystukała wiec na klawiaturze krótką wiadomość.

Wampir. No tak, skoro są wilkołaki, to i musza być wampiry. Czy zgodzisz się mi o nich opowiedzieć? O tych prawdziwych? Jutro moglibyśmy wyskoczyć gdzieś w porze obiadowej, albo – jeśli się zgodzisz – chciałabym Cię zaprosić na wystawę wieczorem. Bilety dostałam w prezencie, więc szkoda ich nie wykorzystać. Pozdr.S.


Coś stuknęło w kuchni. Sabine znieruchomiała nasłuchując. Jeszcze jeden brzdęk, jakby ktoś przesuwał łyżeczkę po talerzu. Z sercem w gardle dziewczyna ruszyła w kierunku kuchni i trzęsącą się ręką sięgnęła włącznika światła. Cień rozproszył się ukazując...


...Punię, która wylizywała niemyte naczynia w zlewie.

- Psiiiiiik! – ciężar spadł z serca Sabine, która teraz postanowiła nastraszyć niesubordynowaną kotkę – Jak ci nie wstyd?! Ile ty masz lat? Psiiiiiik!

Biegającą po mieszkaniu dziewczynę za niezbyt (wydawałoby się tylko z uprzejmości) przestraszonym kotem, zastała ciotka, która akuratnie otworzyła drzwi. Sabine wyhamowała i uśmiechnęła się do niej.

- Cześć!
- Cześć mała. Widzę, że masz sporo energii, jak na 11 w nocy.


Gertruda Kohl uśmiechnęła się do bratanicy, lecz i tak nie ukryła wyrazu zmęczenia malującego się na twarzy.

- Coś się stało? – zapytała Sabine odbierając od niej manatki.
- Nie, po prostu jestem padnięta. Muszę się wyspać i tyle.

Kiedy Gertruda wreszcie usiadła na kanapie, delektując się zrobioną przez Sabine herbatą, dziewczyna przysiadła się do niej i pokazała pocztówkę od pani von Laden.

- Ciociu, wiesz może, gdzie to jest? Dostałam to od tej starszej pani, która szuka syna.

Ciotka przyjrzała się dokładnie scenerii, po czym obróciła pocztówkę kilka razy w dłoni. Wyraźnie zaintrygowana kartką orzekła, ze niestety nie rozpoznaje miejsca, ale zwróciła uwagę Sabine na praktycznie niewidoczny napis (na białym tle wydrukowany jest żółtym kolorem, a dodatkowo przystawiono na nim stempel): "Utsikt over havnen i Bergen, Norge". Już od hrabiny, dziewczyna wiedziała, że Bergen powtarza się również na stemplu pocztowym, a zatem to tam należało skierować poszukiwania. Tylko... czy to znaczyło, że ma lecieć do Norwegii? Trzeba będzie poważnie pogadać ze starszą panią.

Nie chcąc już dłużej męczyć ciotki, Sabine życzyła jej dobrej nocy i udała się do swojego pokoju. Tu po chwili wahania (ciągle przyglądając się pocztówce) znów sięgnęła po telefon i zadzwoniła do swojego managera. Gerhard miał być dziś na jakimś pokazie, więc było pewne, że nie śpi.

- Witaj Sabine. – przywitał ja jak zwykle uprzejmie, bez cienia zniecierpliwienia.
- Witaj Gerhardzie, bardzo przepraszam, ze tak późno dzwonię, ale zależy mi, żebyś zorganizowała jutro spotkanie z jakimś specem od kodów... takich pisemnych. Dostałam od pani von Laden pocztówkę, która prawdopodobnie wysłał jej syn i... tu są takie dziwne znaczki...
- W porządku. Zaraz spróbuję coś zorganizować i ci odpiszę, dobrze?
- Jasne, jesteś kochany!
– cmoknęła jeszcze głośno w aparacik, po czym rozłączyła się.

Nie było sensu czekać w bezruchu na odpowiedź managera. Sabine wzięła ze sobą na wszelki wypadek telefon i poszła do łazienki, przygotować się już do snu.

Gdy wróciła do pokoju, Punia spała na jej kołdrze, jakby wydarzenia z kuchni zupełnie nie miały miejsca. Na wszelki wypadek jednak nie otwierała oczu i udawała, ze mocno śpi.

- Bierzesz mnie na litość, cwaniaro? Sabine przysiadła obok i pogłaskała ulubienice, która zaczęła cichutko mruczeć.

Sygnał komórki obwieścił nadejście wiadomości SMS.

Od: Gerhard
Treść: Umówiłem cię jutro na 9.00 rano. Nie zaśpij. Będę o 8.30 po ciebie. Dobrej nocy.


Ucieszona dziewczyna od razu nastawiła budzik na 7.45, ta godzinę bowiem uznała optymalną zarówno dla snu jak i porannych przygotowań. Teraz nie pozostawało już nic innego, jak wskoczyć pod kołdrę i spróbować się wyspać.
Długo jednak musiała czekać na sen, a gdy już w końcu zapadła w płytką drzemkę, zaczęły ją gonić wielkie zęby, spośród których szczególnie wyróżniały się ogromne kły.
 
Mira jest offline  
Stary 22-10-2009, 15:09   #116
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Sprawdzenie informacji w redakcji okazało się umiarkowanie pomocne. Wyglądało na to, że Tshevy pracował na przynajmniej kilka kont. Dla tajemniczej organizacji, która w tym momencie zatrudniała Davida, a którą dla pewnego uporządkowania spraw w głowie zaczął nazywać "Templariusze" ... był to pewien żart z jego strony. Templariusze byli naprawdę potężną organizacją rycerską o sporych wpływach, a jednocześnie w dzisiejszej nomenklaturze nazwało by się ich "aktorem nie państwowym", albo "organizacją poza rządową", w każdym razie wyglądało na to, że i jego "pracodawcy" mieli spore wpływy. Drugą grupą byli "Policyjni Łowcy" jak zaczął w myślach nazywać ludzi Markusa. Dobrze zorganizowani, wyposażeni, ale jednocześnie będący na państwowym garnuszku ... cóż Mallory już przerobił taką pracę,a Stein raczej za nim nie przepadał. I była gazeta, dla której pisywał ... cóż będzie jeszcze trzeba sprawdzić jego ostatnie artykuły, może znajdzie się coś ciekawego.

Śledztwo jednak jak na razie tkwiło w martwym punkcie, dziennikarz postanowił podjechać pod adres biura detektywistycznego, który uzyskał z akt gazety. Sama kancelaria mieściła się w kamienicy z lat 60 w średniej dzielnicy miasta. Na budynku wisiała tabliczka "Jakub Tshevy, prywatny detektyw" z adresem i numerem telefonu. Dziennikarz pchnął drzwi i wszedł na klatkę schodową, domofony znajdowały się dopiero na piętrach, ale - co ciekawe - do kancelarii na pierwszym piętrze dałoby się wejść bezpośrednio z korytarza. Wyglądało na to, że już na etapie projektowania budynku mieszkanie to było przeznaczone na jakiś gabinet.

David zaczął uważnie przyglądać się drzwiom i ich najbliższemu otoczeniu. Nie było tutaj żadnych kamer, a same drzwi dało się sforsować po pewnej zabawie z wytrychem, ale z pewnością był tutaj podłączony alarm. Musiałby go uruchomić ... pytanie czy później udałoby się mu go wyłączyć pozostawało otwarte. Z tego co zauważył wcześniej, z układu budynku widać, było że kancelaria ma dwa pomieszczenia ... typowa kawalerka. Jak na razie postanowił dać sobie z tym spokój. Nie było sensu włamywać się teraz, w nocy policjanci byli bardziej nerwowi. Spróbuje w dzień, wtedy powinno mu się udać ich przekonać, że nie jest złodziejem tylko przyjacielem Jakuba, machnie legitymacją dziennikarską i powie, że od czasu do czasu współpracowali, czy sprzeda im jakąś inną bajkę, nie powinien być to duży problem.

Wsiadł do samochodu i powrócił do początku ... okolice dworca. Przeszedł obok murialu, który był podziwiany przez kogoś, zeskoczył i ruszył opuszczoną linią. Nie wiedział czego za bardzo szuka, ale musiał się upewnić, że niczego nie pominął. Nie miało to większego sensu, ale w tej chwili musiał się po prostu upewnić i tak nie miał żadnego innego lepszego tropu. Przeszedł kilometr za nim doszedł do większego "skrzyżowania" tuneli. Nie zauważył nic ciekawego, spojrzenia rzucane ścianą ujawniały wiele graffiti, ale brak tego, który w tym momencie go interesował.

Cofnął się parędziesiąt metrów i podszedł do śpiącego żula. Kopnął go lekko czubkiem buta, w podeszwę jego butów i gdy tamten obudził się, rzucił na niego 10 euro.

-Mam pytania - powiedział. Żul popatrzył na niego jak na wariata, pewnie tak to wyglądało. Obudził go w środku nocy, wcisnął pieniądze ... ale cóż dyszka piechotą nie chodzi, dlatego ochrypłym i przepitym głosem powiedział

-To pytaj se szefuńciu -

-Szukam ludzi noszących znak z pewną tarczą, numerem i paskiem, kręcą się w tych okolicach, widziałeś może gdzie się udawali? -

-Takich to, żem nie widział szefuńciu ... ale tutaj się masa ludzi kręci -

-A faceta z tego zdjęcia? - Mówiąc to dziennikarz pokazał mu zdjęcie Jakuba

-No szefuńciu, tego kierownika to ja widziałem, był tutaj jakieś dwa tygodnie temu -

-Co robił i gdzie poszedł?- kontynuował swoje pytania Mallory

- Łaził tu i tam, oglądał, zbierał coś z ziemi. Przyszedł i poszedł tunelem kolejowym szefuńciu - odparł żul

-W która stronę?- Żul wystawił rękę spod resztek koca i wskazał kierunek, dziennikarz w odpowiedzi tylko kiwnął głową i ruszył. Raczej to nic nie da, ale spacer nie powinien mu zaszkodzić. Po pewnym czasie doszedł do zamkniętej stacji zawiadowczej. Spróbował zapukać do środka, ale zapewne nikt go nie słyszał. Nie było sensu tutaj dłużej siedzieć, będzie musiał spróbować czegoś innego jutro.

Ruszył w drogę powrotną do motelu, aby jutro sprawdzić i biuro Jakuba i porozmawiać z kimś od monitoringu metra, może uda się zauważyć tam coś ciekawego.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 22-10-2009, 18:54   #117
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - Tura 10 - 03:00 do 13:30

Było już bardzo późno, lub bardzo wcześnie - w zależności od tego jak patrzeć na godzinę, kiedy wrócił do motelu. Recepcjonistka obudziła się z drzemki kiedy wchodził i z półprzytomnym wzrokiem podała mu klucz do pokoju. Krótka rozmowa o bezprzewodowym internecie nie rozbudziła panienki, ale David uzyskał użytkownika i hasło do sieci obejmującej motel.

W pokoju spojrzał na zegar - było kilkanaście minut po trzeciej. Był zmęczony, kilka godzin łażenia po tunelach metra i nie tylko dało mu się jednak we znaki... Plan na następny dzień wydawał się ustalony i konkretny... Nie mogąc pozbyć się wrażenia, że pominął coś bardzo istotnego położył się spać...

Kiedy obudził się rano była godzina 9:20. Z przyjemnością pospałby dłużej, ale szalejąca z froterką sprzątaczka... Wstał i wziął szybki prysznic.

Internetowe wydanie każdej gazety jest trochę wygodniejsze od papierowego - przynajmniej jeżeli idzie o przeszukiwanie... Jakub Tshevy pisywał w miarę regularnie, choć nie nałogowo. Jego teksty pojawiały się co dwa, trzy tygodnie. Pisane zrozumiałym, a jednocześnie fachowym stylem dotyczyły - w większości przypadków - "szarej strefy", styków polityki i biznesu, nie do końca czystych zagrań... Z artykułów wyłaniał się obraz człowieka, który piętnuje, mniej lub bardziej otwarcie, wszystkie opcje polityczne... Ostatnie trzy artykuły dotyczyły gangów w aglomeracji Essen - choć bliżej "policja ma za małe uprawnienia do walki z gangami" niż "policja nic nie robi i zamiata sprawy pod dywan". Jakub dość wyraźnie sugerował "rozwiązania definitywne" oraz powiązania niektórych gangów z międzynarodowym terroryzmem...

Tylko w jednym starym, sprzed ponad pięciu lat, artykule pojawiło się nazwisko Stein, co ciekawe w kombinacji z... Jamesson i Webber (oraz czterema innymi, które nic Davidowi nie mówiły). Z artykułu jednak nie wynikało czego dokładnie dotyczyła współpraca, wspominano tylko o utworzeniu specjalnego zespołu.

Zamknął laptopa doskonale zdając sobie z jednego faktu - Dziennikarstwo Tshevy'ego było taką samą przykrywką jak jego. To, czym Jakub się naprawdę zajmował... będzie musiało poczekać; gdyż jego żołądek w sposób mało dyskretny dał o sobie znać. David był przyzwyczajony do jedzenia nieregularnego, ale... jednak musiał jeść. Zszedł na śniadanie i zaraz po nim wyszedł z motelu.

Ustalenie gdzie mieści się centrala monitoringu sieci U-Bahn nie było specjalnie trudne. Po niecałej godzinie był na miejscu. Nawinął jakąś zgrabną historyjkę o tym, że pisze artykuł na temat bezpieczeństwa i monitoringu...


Pozwolono mu więc pooglądać samą centralę, sprzęt i udzielono informacji o samej sieci. I tu zaczęły się schody. Tysiąc siedemset trzydzieści kamer w całym systemie. Większość nadzorowana tylko przez oprogramowanie komputerowe. Dane przechowywane przez czterdzieści pięć dni... Tylko główne tunele były nadzorowane na całej długości; wszystkie mniej ważne - tylko przy wejściach... Nawet gdyby dostał kopie nagrań z interesujących go pięćdziesięciu kilku kamer na stacji Klabaum i w najbliższej okolicy... Następne kilka tygodni mógł by poświęcić tylko na oglądanie nagrań...

"Cholera!" - pomyślał - "gdybym miał dokładną godzinę, wtedy może coś by to dało... Tak to prościej znaleźć igłę w stogu siana"

Pożegnał się wspominając coś o tym, że jak będzie miał pytania to zapewne wróci i pojechał do biura Tshevy'ego... Zaliczając kolejną porażkę tego wczesnego popołudnia. Biuro było zamknięte, a spotkana sąsiadka "uprzejmie doniosła", że Jakuba nie było widać od kilku dni. Co nie jest jakieś strasznie nietypowe, ponieważ często nie pojawia się przez dzień lub dwa, a nawet kilka dni...

Opcja włamania do biura w świetle dnia odpadała zupełnie...

"Coś pominąłem!" - pomyślał David zatrzaskując drzwi samochodu...

Zrobił w pamięci szybki przegląd tego co wydarzyło się przez ostatnie dni. Mając nadzieję, że to pomoże mu w dostrzeżeniu większego obrazka... Wyciągnięcie go na spotkanie w Essen ze Steinem było, oczywiście, tylko przykrywką do tego, aby uratować jego dupę przed Agencją i, później, pomóc mu zniknąć. Tylko, że jak już wiedział, ktoś użył do tego sprawy nad którą pracował. Jakub? Nie, to bez sensu - nie znali się przecież... Więc kto? Steina to wszystko mało obchodziło, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie... Chociaż ich ostatnia rozmowa... Stacja Klabaum była... coś na pewno na niej zaszło; coś czego nie pamiętał... W drugiej marynarce musiał jeszcze mieć ten pieprzony obrazek z adresami... Adresami, które wydawały się już przejrzane i... nieistotne. Obrazek... wtedy po raz pierwszy ktoś pozostawił mu wskazówkę na obrazku, albo obrazek jako wskazówkę... Potem... pomijając całe zamieszanie z jego... Znaczy, Stevena, zniknięciem zaczął się zajmować polowaniem na wampiry... wizyta w klasztorze, rozmowy, gonienie za cieniem Jakuba, za jego dziennikarską przykrywką... "Za jakiś czas przedstawię ci Jakuba" - Stein powiedział to podczas ich ostatniej rozmowy. Wiedział, albo był pewny, że Tshevy sobie poradzi i, że nic mu nie grozi...

"KURWA!!!" - trzasnął w kierownicę i klakson na chwilę zawył.

Oczywiście - to wszystko, co teraz robił odsuwało go od celu zamiast przybliżać. Mógł godzinami przeglądać nagrania, szukać ludzi, czy gadać z sąsiadami, nie posuwając się ani o milimetr... Czas by płynął, a zwykłe ludzkie znużenie wiecznym kręceniem się w miejscu dawałoby swoje efekty. Prędzej czy później - dałby sobie spokój i zajął się... czymkolwiek byle dalej od Essen. Czy to o to chodziło?
Ojciec jezuita i Al, kimkolwiek był, mieli podobne spojrzenie na wiele spraw - Jezuita mówił o tym, że każda społeczność wytwarza swój kodeks praw; Al twierdził, że ich kodeks... To oczywiście mogło być przypadkiem... Mogło równie dobrze nim nie być... Wiele rzeczy mogło nie być przypadkami... Wiele rzeczy nie było przypadkami... Nie takie rzeczy "reżyserowały" agencje dopinając swoich spraw... Przedstawienia z setkami aktorów, gdzie idealne zbiegi okoliczności stykały się z przypadkowością zdarzeń... Tylko co tutaj było prawdą, a co fikcją?
 
Aschaar jest offline  
Stary 23-10-2009, 12:54   #118
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Sabine Schwartzwissen - Tura 10 - 7:45 - 12:30

Dziwaczne sny, w których przewijały się wielkie kły, tańczące drzewa, latające białe plamy i pływające koty zostały przerwane głośnym dźwiękiem budzika. Nie do końca obudzona dziewczyna otworzyła oczy i zauważyła coś, jakby cień postaci siedzący na łóżku. Kiedy tylko poruszyła się i trochę przytomniej spojrzała na to zjawisko - delikatna mgiełka rozmyła się w powietrzu jak ostatni objaw marzeń sennych.

- Mmmow? - jakby zaspane i ewidentnie buntujące się przeciwko wstawaniu o takiej porze dobiegło z pościeli i tylko czarny ogonek na chwilę zafalował, aby przykryć nos Puni.

Sabine nie była wyspana, chociaż nie była również zmęczona. Wyjrzała przez okno, przez chwilę podziwiając słoneczne refleksy na starych kamienicach; oraz starą kwiaciarkę, która już zdążyła rozłożyć swój przenośny stragan z kwiatami.



Szybka poranna toaleta, szybkie śniadanie. Wszystko trochę za szybkie... Było zaledwie dwadzieścia po ósmej, kiedy gotowa czekała w przedpokoju. Z telefonem w jednej ręce, i z pudełkiem z kartką w drugiej... Nie tak wielkim jak to w które zapakowała kartkę madame Izabell, ale... Znalazła jakieś, chyba po komplecie do manicure i postanowiła je wykorzystać... Nerwowe spoglądanie na zegar niestety wcale nie powodowało, aby sekundy mijały szybciej... W końcu nie wytrzymała i wyszła przed kamienicę... Na dworze było chłodno, ale to uczucie nie wywarło na Sabine większego wrażenia... W końcu Gerhard przyjechał i dziewczyna wsiadła do samochodu. Jak zwykle - lekko nadopiekuńczy - Gerhard musiał powiedzieć swoje o czekaniu przed domem; zbyt lekkim stroju i w ogóle...

Po kilku minutach jazdy samochód zatrzymał się przed nowoczesnym budynkiem.



- Poczekam w samochodzie - powiedział kiedy Sabine w zasadzie już zatrzaskiwała drzwi. "TatterStrasse 13" - przeczytała jeszcze nazwę ulicy i numer zanim wbiegła do budynku. W przestronnym hallu nagle całe napięcie i swoiste podniecenie ją opuściło. Poczuła się dziwnie zagubiona i z pewnym ociąganiem podeszła do kontuaru, za którym siedział strażnik, który zauważył ją gdy tylko weszła.

- Przepraszam, ja... - zaczęła Sabine niepewnie
- Tak?
- Moje nazwisko Schwartzwissen. Sabine Schwartzwissen. Jestem umówiona -
mundurowy spojrzał na jakąś listę.
- Tak, rzeczywiście - podniósł słuchawkę telefonu i wybrał numer - Zawiadomię kogoś, że pani już jest. Proszę... - gdzieś za dziewczyną odezwała się winda i strażnik odłożył słuchawkę:

- Właśnie do Ciebie dzwonię Ibrahim... Panna Schwartzwissen.
- Bardzo mi miło -
młody mężczyzna o nieueropejskich rysach twarzy przedostał się przez bramkę i wyciągnął rękę: - Ibrahim ibm abdank Izzat.


- Zapraszam. - otworzył przed dziewczyną bramkę i puścił ją przodem. Już w windzie zapytał:
- Lubisz koty? - widząc jej zdziwiony wzrok dodał szybko - Takie zadrapania jakie masz na rękach powstają podczas zabawy z kotem... Przeważnie...
- Mhm... -
odparła Sabine i wyszli na korytarz.

Sabine poczuła tą aurę momentalnie. Silną, stabilną aurę duszy, której nie dane było odejść... Spojrzała w tym kierunku zaintrygowana; spojrzenia jej i młodego chłopaka na moment się spotkały... Wyglądał dziwnie, ubrany na czarno, w długim czarnym płaszczu, i elementami czarnego makijażu na twarzy...

W ułamku sekundy aura zgasła, a może tylko była złudzeniem, może jest jednak zbyt zmęczona... Chłopak wszedł w najbliższe drzwi jakby chciał po prostu usunąć się z korytarza...

- Czy coś się stało? - pytanie wyrwało Sabine z zadumy
- Nie... nic. - odparła i podążyła za Ibrahimem. Po kilkunastu krokach doszli do drzwi opisanych "LAB 7". Mężczyzna pchnął drzwi i panna Schwartzwissen weszła do pomieszczenia.
- Mamy problem - ktoś w pomieszczeniu zaczął mówić gdy tylko drzwi się otworzyły - nóż jest dokładnie taki sam, jak znaleziony pop... - starszy mężczyzna oderwał się od mikroskopu - O! Przepraszam. Byłem przekonany, że... No, nieistotne. Jakby mnie ktoś szukał to jestem na śniadaniu...
- Co jest do pooglądania? - zapytał towarzysz Sabine zakładając jednorazowe rękawiczki, gdy kiedy zostali już sami - A... Kawa, czy herbaty, są w tamtej szafce - wskazał ręką za szklaną taflę dzielącą pokój na dwie części - jeżeli masz ochotę to się poczęstuj.

Dziewczyna podała pudełko i mężczyzna zajął się pracą. Ostrożnie wyjął pocztówkę z pudełka, przyjrzał się jej kilkakrotnie w różnych kolorach światła, w niektórych zrobił kilka zdjęć. Potem metodycznie zaczął wycierać kartkę pałeczkami podobnymi do tych kosmetycznych. Sabine nie chciała jakoś natarczywie się przyglądać, aby nie wyglądało na to, że popędza, ale jednocześnie nie miała nic innego do roboty. Rozejrzała się po laboratorium. Pomieszczenie składało się z dwu części. Przy wejściu umieszczono stół, kilka szaf i kącik wypoczynkowy z wygodną kanapą i fotelami. Od drugiej części pomieszczenia oddzielała je szklana ściana ze szklanymi drzwiami. Tam stoły tworzyły literę T, a pod ścianami porozstawiana była masa sprzętu laboratoryjnego, komputerów... Na ścianach wisiały duże ciekłokrystaliczne wyświetlacze... Wcześniej Sabine widziała takie laboratoria tylko na filmach i tam zawsze to trwało jakoś krócej, a praca szła szybciej... Obchodząc pomieszczenie zauważyła na monitorze komputera, przy którym pracował starszy mężczyzna zdjęcie dziwnego noża. Kilka punktów było zaznaczonych na czerwono, a podpis pod zdjęciem głosił: "Zgodność 97,85%". Chwilę później ekran zgasł wyświetlając kolorowe linie wygaszacza ekranowego. Izzat cały czas pracował nucąc pod nosem słowa piosenki, którą akuratnie nadawało radio... Nie mając nic do roboty Sabine w końcu otwarła szafkę z herbatami i wybrała jedną z bardzo bogatego zbioru kilkunastu torebeczek...

W końcu mężczyzna znalazł się w tej samej części co Sabine i zalewając kawę powiedział:
- Jak tylko Profesor Spektrometr zakończy zabawę to będę Ci mógł coś powiedzieć... Ciekawa ta kartka. - coś w części laboratoryjnej zapiszczało i mężczyzna uśmiechnął się: - Profesor Spektrometr domaga się atencji...

- To od początku. Nie wiem nic o sprawie z której pochodzi ta kartka, więc powiem Ci co wiem. Wiele rzeczy jest dla mnie niejasne, ale może w korelacji z innymi dowodami... - Mężczyzna upił łyk kawy i wycelował pilota w jeden z ekranów. Pojawiło się coś przypominającego mapy google - Bremen to dziesięciotysięczne miasteczko w Norwegii na północ od Bodo i na zachód Sorfold. Rybacki port morski, dość znane uzdrowisko i jeden z większych w Norwegii psychiatryków. Posiada lotnisko towarowe, w okolicach prowadzone są badania oceanograficzne i botaniczne w związku z odkryciem praktycznie zamkniętego ekosystemu. Podpis na pocztówce głosi: "widok na port w Bremen, Norwegia", co zgadza ze stemplem pocztowym... Teraz dalej. Adres i napis "HILFE" zostały napisane tym samym długopisem, ale w odstępie 4-7 dni. Tusz z długopisu wskazuje na "Parkera" z wyższej półki, ale ciężko określić jaki to dokładnie typ... W każdym razie tusz schnie bardzo długo, nawet do 45 dni. Ktoś napisał adres na kartce, a dopiero kilka dni później nagryzmolił resztę i wysłał... Przez te kilka dni kartka leżała na wolnym, wilgotnym powietrzu o dużej zawartości jodu. Papier po prostu trochę napęczniał i zaabsorbował jod z otoczenia. To by potwierdzało, że kartkę nadano faktycznie z północnej Norwegii, gdzie ostatni tydzień był bardzo mglisty. Profesor Spektrometr twierdzi jednak, że w kartce nie ma żadnych zanieczyszczeń, więc raczej nie leżała na balkonie w centrum miasta, tylko poza nim... Może jakaś podmiejska willa? Kartka szła zwykła pocztą, więc badanie odcisków palców mija się z celem, ale poszukałem śladów DNA i tu niespodzianka. Dwadzieścia osiem łańcuchów, z czego 27 należy do ludzi, a jeden do niego - ekran rozjarzył się zdjęciem - Canis lupus occidentalis, po ludzku - wilk mackenzie zwany również wilkiem kanadyjskim. Wilk ten występuje w kanadzie i na Alasce, więc jego występowanie gdziekolwiek w Eurazji jest co najmniej zagadkowe. Dalej - te wgłębienia wydały mi się zbyt symetryczne, więc starałem się je do czegoś dopasować... Pasują zęby - dużego psa lub... wilka. Gdyby była szczęka do pomiaru można by powiedzieć, czy to te zęby czy nie te, ale tak... Stawiam na wilka - DNA może pochodzić ze śliny, którą pozostawił niosąc kartkę.
Reasumując: Kilka dni temu ktoś pisze adres i nalepia znaczek przygotowując kartkę do wysłania. Pozostawia ją na dworze na co najmniej dwa dni. Potem ktoś bazgrze napis "POMOCY" i tego samego dnia wilk, który nie ma prawa występować w obszarze Bremen, zanosi i wrzuca kartkę do skrzynki. Poczta robi swoje i kartka przychodzi do Essen po trzech, czterech dniach. Czasy samej podróży kartki zgadzają się ze stanem utwardzenia tuszu. Wiem, brzmi jak niezły film sensacyjny, ale takie są fakty... Jeżeli miałby to być głupi dowcip, to ktoś włożył w niego wiele pracy, na mój nos - zbyt wiele... Przygotowanie kartki chociażby: pozostawienie jej na dworze, wysmarowanie śliną wilka, odciśnięcie zębów... Mam nadzieję, że pomogłem. Tu masz kartkę i pełny raport -
zdjął z drukarki plik kartek, parafował każdą i podpisał na końcu.

- Czy mogę ci w czymś jeszcze pomóc?
 
Aschaar jest offline  
Stary 23-10-2009, 15:10   #119
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
W końcu Eric odetchnął. Natłok myśli opuścił jego głowę, co prawdopodobnie było spowodowane przybyciem kolejnych.
„2x whiskey, 3x martini, Cuba Libra do stolika nr. 4…”
Pierwsza godzina wieczoru zawsze była najcięższa. Ludzie pchali się do klubu, aby wywalczyć niezarezerwowane stoliki. Przypominało to trochę watahę zwierząt rzucającą się na niezagospodarowane resztki. Z drugiej strony Eric był pewny, że gdyby nie miał tej posady i jednocześnie zagwarantowanego miejsca po pracy, też przepychałby się z kumplami, aby znaleźć tylko jakieś miejsce.
W końcu wszystko się uspokoiło, ludzie zaczęli przenosić się z kanap na parkiet. Pozostało jeszcze kilka wolnych stolików, jednak te- oznaczone karteczką rezerwacja- były „nietykalne”.
Stojąc przy barze, do uszu Erica doszła rozmowa reszty personelu. Mówili o Długim i jego wypadku. Z jednej strony cieszył się, że go uratował, ale z drugiej - co będzie jeżeli zacznie za dużo paplać? Zawsze znajdzie się ktoś, kto uwierzy gościowi po poważnym wypadku, który gada, że jego kumpel to sobie wyśnił i tylko z tego powodu żyje. Było mu zbyt dobrze w tej pracy. Miał nadzieję, że Długi zdawał sobie z tego sprawę.

Nie widząc lepszego pretekstu, aby nie włączać się w rozmowę, stanął przed terminalem i wstukał w komputer adres strony klubu. Nie widząc nic ciekawszego wszedł w zakładkę „Historia” i zajął się czytaniem.
Przeczytany tekst rzucił nowe światło na sytuację, w której znalazł się Gower, jednak w żaden sposób go to nie pocieszyło. Zawsze wiedział, że polityka to bagno, a teraz poznał i niewątpliwie pozna bardzo znaczące osobowości w Essen.
Cała ta sprawa działała na niego jak silny narkotyk. Z jednej strony chciałby się od tego uwolnić, machnąć na wszystkich ręką i zająć się własnym życiem, które bez wątpienia mu się podobało. Jednak cały czas coś podpowiada mu, żeby nie odpuszczał, żeby znalazł w końcu odpowiedzi na wszystkie pytania, które go trapią.
Tak naprawdę zabrnął za daleko i dla niego nie było już odwrotu.

Przy barze pojawili się kolejni goście. Eric odszedł od terminalu, przyjmując kolejne zamówienia. Kiedy przy ladzie nie było już nikogo, ponownie podszedł do terminalu. Tym razem kliknął na zakładkę „Zdjęcia”. Po chwili przeglądania fotografii było jasne, że na wielu imprezach pojawiali się stali bywalcy „przełomowej” dla Erica loży. Nie widział, czemu, ale gdzieś w jego głowie zaistniała nadzieja, że za jakiś czas zobaczy na jednej z kanap loży Kurta.

Ponownie został oderwany od terminalu, prze gościa, który właśnie podszedł do lady. Wydawało mu się, że zna przybyłego mężczyznę, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć gdzie wcześniej mógł go widzieć.

- Pulaner weissen... Dokładniej cztery. Duże.
- Oczywiście do którego stolika...
- Przy barze wypiję
- mężczyzna chwycił pierwsze piwo i opróżnił je w jednej sekundzie. Każda szklanka niosła za sobą inny, nieco dziwny toast. Po czwartym wypitym piwie położył kluczyki od samochodu na ladzie.
- Odbiorę jak będę trzeźwy. Proszę mi w końcu nalać moich pięć Paulaner'ów... Dużych. I tequilę.

Gower przytaknął i podał kolejne piwo. Mężczyzna chwycił je i wzniósł kolejny specyficzny toast.
- Za idiotów, którzy mając możliwości z nich nie korzystają!
Barman spojrzał na niego marszcząc czoło. Przez chwilę wydawało mu się, że te słowa kierowany były do niego… „I znowu ta paranoja.”
Gość zabrał kufel i powędrował z nim w kierunku loży, w której jeszcze nie tak dawno temu zasiadł Kurt.

- Robimy zakłady. Do ilu dziś dojdzie. Zaczyna zawsze od czterech, potem co zamówienie o jedno więcej...- powiedział do Erica kolega z pracy, wskazując wzrokiem na siedzącego w loży mężczyznę.

Barman zajrzał ponownie do terminalu, po czym na mężczyznę.
-Thomas Krupp…- mruknął, patrząc na zdjęcie.

- Nie... chciałbym przeszkadzać- odezwał się mężczyzna stojący po drugiej stronie lady.
- W czym mogę...- Eric natychmiast wrócił do swoich obowiązków, zamykając okno przeglądarki.
- Orzeł - White Russia, reszka - Panteon, kant - nie piję.

Mężczyzna podrzucił monetę, a gdy upadła na rękę, Eric zobaczył reszkę. Uśmiechnął się i odszedł na chwile, aby przygotować drinka.
Barman zastanawiał się ilu jeszcze „niecodziennych” gości zamówi coś u niego tego wieczora.
Tymczasem „gość od monety” wyciągnął telefon i po dłuższej chwili oczekiwania na połączenie powiedział:
- Jesteś mocno zajęty? Przyjedź do "IX" - jestem pewny, że Thomas ma TEN okres.

Z początku Eric uznał, że to nic takiego, jednak, gdy zastanowił się nad tym dłuższą chwilę zrozumiał, co może się niedługo wydarzyć. Chwycił długopis i kawałek kartki, szybko napisał na niej krótką informację, która miała trafić do pana Kruppa.
„Mężczyzna bawiący się monetą i pijący Panteon, rozmawiał przez telefon na Pana temat. Widząc Pański stan nalegał, aby jego rozmówca tu przyjechał.”

Zagiął kartkę na pół i wsadził ją pod kieliszek tequili, który przygotował. Przekazał tacę kelnerowi i wysłał go do loży.
Wolał nie zostawiać na notce swojego podpisu, ponieważ nie wiedział tak naprawdę, o co chodzi. Wolał jednak nie ryzykować i nie dopuścić do podobnej sytuacji, w jakiej znalazł się Webber.

Po jakimś czasie do loży dosiadła się pewna kobieta, z którą najwyraźniej Thomas się znał. Im dłużej Eric na nią zerkał, tym bardziej wydawało mu się, że skądś ją zna. W końcu go olśniło- przecież to jest chyba kobieta mieszkająca piętro niżej! Chociaż… może nie?
Siedziała tak, że Gower nie był w stanie dojrzeć dokładnie jej twarzy, a im dłużej się nad tym zastanawiał, tym więcej miał wątpliwości czy nieznajoma naprawdę jest jego sąsiadką.
Jeżeli tak to, co ona tam robi i skąd zna Kruppa? A może ona też należy do grupy „nie całkiem ludzi?”
„Zaraz się jeszcze okaże, że to nie do końca przypadek, że jesteśmy sąsiadami…”- pomyślał.

W pewnym momencie zauważył jak Krupp podaje kartkę napisaną przez Erica swojej towarzyszce. Thomas był chyba zbyt wstawiony, żeby się nią przejąć, a na kobiecie nie zrobiła większego wrażenia.
Tak czy siak „Obowiązkiem personelu klubu „IX” jest dbanie o dobro klienta pod każdym względem.”

Reszta wieczoru upłynęła w miarę spokojnie. Ludzie pojawiali się i znikali, jednak skład owej loży pozostawał niezmieniony.
Po kilku godzinach Eric skończył zmianę. Przebrał się i usiadł przy barze, już, jako gość. Zamówił piwo, potem drugie, aż w końcu poczuł, że opuszczają go siły. Uznał, że lepiej iść do domu i się położyć. Następnego dnia czekało go dość obiecujące spotkanie…
 

Ostatnio edytowane przez Zak : 23-10-2009 o 22:01.
Zak jest offline  
Stary 27-10-2009, 23:32   #120
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Detektyw musiał się jeszcze raz nad tym wszystkim zastanowić. Być może doszedł do błędnego wniosku, uznając że Stein i Jamesson nie współpracowali razem. Raczej trzeba było dojść do wniosku, że to wszystko zostało od początku ukartowane przez Jamessona jako swojego rodzaju test. Wtedy gdy pierwszego dnia śledztwa Stein dzwonił podobno do Jakuba, wtedy nie zwrócił na to uwagi, ale trwało to trochę dłużej, niż potrzeba na zorientowanie się, że komórka została wyłączona.

Sprawdzenie starych internetowych wydań gazety, pozwoliło odkryć, że Webber, Jamesson i Stein mieli tworzyć razem jakiś zespół specjalny. Nie była to duża informacja, ale rozwiewała kolejne wątpliwości. Wtedy Stein nie dzwonił do detektywa, zorientował się, kto przysłał go w tej sprawie do Essen i pewnie chciał się dowiedzieć o co chodzi, albo wyżalić się, że zrzuca się mu na głowę jakiegoś "zielonego" w tych sprawach chłopaczka.

To kazało spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Oto przepadała gdzieś wszelka przypadkowość. Nie miał szukać Tshevyego, miał dowiedzieć się przecież czegoś o gangu. A to po raz kolejny oznaczało powrót do metra, nie sprawdził tam jeszcze wszystkiego.

Po kilkudziesięciu minutach, ponownie kroczył tymi korytarzami. Doszedł do pomieszczenia technicznego i po chwili otworzył je. Było już nie używane, walało się tutaj sporo śmieci. Jakieś stare butelki, niedopałki, gazety, trochę kabli i różnych metalowych części. Znajdowała się tutaj drabinka prowadząca w górę. Dziennikarz zaczął się wspinać po stopniach aby znaleźć się w tunelu technicznym, po kilku metrach wąski właz zamienił się w jakiś łącznik. Trzeba było wędrować na czworaka, ale jak znalazł się w tym miejscu, w jego nozdrza wyraźnie uderzył charakterystyczny słodkawo-mdły zapach rozkładających się zwłok. W tym momencie wiedział, że jest na właściwym tropie, jego ręka od razu powędrowała do kabury i wydobyła z niego pistolet. Kilka razy wziął kilka głębokich wdechów ustami i ruszył w dalszą drogę. Po jakiś 20 metrach, przejście techniczne kończyło się zejściem w dół. David ostrożnie zaczął po niej schodzić.

Po kilku uderzeniach serca znalazł się w dużym pomieszczeniu zastawionym skrzyniami o przeznaczeniu wyraźnie wojskowym, świadczyły o tym dobrze znane byłemu agentowi oznaczenia. Oświetlone było kilkoma świetlówkami, właściwie sprawiało to tylko tyle, że nie panowały w tym magazynie egipskie ciemności. W pomieszczeniu widać było ślady walki, część skrzyń była rozwalona, inne nosiły ślady uszkodzenia. Na podłodze walały się jakieś szmaty, części mundurów i buty. Nie widać było jednak żadnych ciał.

Przechodząc obok otwartych skrzyń Mallory nie mógł powstrzymać swojej ciekawości. Znajdowała się w nich broń automatyczna średniego i dużego kalibru, amunicja, radiostacje. Odór ciał dochodził od wyjścia, które znajdowało się po drugiej stronie od drabinki. I to było miejsce, w które musiał się skierować.

Korytarz normalnej wysokości miał jakieś dwa metry szerokości i po chwili rozgałęzia na dwa, ten na lewo zwężał się wyraźnie. Na razie udawało się powstrzymywać odruchy wymiotne, za to łatwo było określić, że ciała musiały znajdować się gdzieś w węższym korytarzu. Po jakiś 3 metrach spacerku nim dotarł do ciemnego pomieszczenia. Z kieszeni kurtki wyciągał swojego maglite'a i skierował snop światła do środka.

Pomieszczenie miało jakieś 5 metrów kwadratowych. Tuż przy wejściu z korytarza leżą przewrócone łóżka, ktoś pewnie próbował się barykadować, w pomieszczeniu stało kilka piętrowych łóżek, a na podłodze znajdowało się kilkaset łusek z broni automatycznej i kilka, a może kilkanaście ciał, ciężko było określić, gdyż wszystkie były w częściach. Do tego pomieszczenie pełne było szczurów. Dziennikarz cofnął się z odrazą. Nie było sensu tutaj zostawać, ci członkowie gangu już nie odpowiedzą na żadne pytania.

Raczej w pośpiechu odwrócił się i ruszył sprawdzić drugą odnogę. Po 30 metrach skończyła się ona solidnymi metalowymi drzwiami, zamkniętymi na zamek i kłódkę. Obok nich w kałuży krwi leżało ciało. David przypatrzył mu się chwilę, facet musiał się wykrwawić, zszedł jakieś 2 czy 3 dni temu. Spróbował jeszcze otworzyć za pomocą wytrycha te drzwi, ale szybko zorientował się, że nie da rady. Nie pozostawało mu nic jak wrócić do samochodu.

Przed magazynem usłyszał, że nie jest sam. Od razu zwiększył ostrożność i podchodząc do drzwi zajrzał do środka. W środku stało, a raczej przechadzało się dwóch punków.



Oglądali skrzynie i całe pomieszczenie. Mallory najgłośniej jak potrafił odbezpieczył broń, wpadł do pomieszczenia i celując w nich krzyknął

-Na ziemię już!-


- Ok, ok... po co te nerwy... - po tych słowach oboje zaczęli się kłaść, co uśpiło jego uwagę. Wykorzystali to i ruszyli jeden w jedną stronę a drugi w drugą stronę. Detektyw otworzył ogień do jednego i od razu dał susa w stronę skrzyń.

Ruszając schylonym wzdłuż skrzyń odezwał się

-To mamy mały Mexican Stand off, wyjdźcie z rękami w górze, połóżcie się na ziemi i nic się nikomu nie stanie-
to był blef, to prawda, ale miał nadzieję, że może tamci zmiękną. Wyglądało jednak, że nie mieli zamiaru go posłuchać. Od czasu do czasu słychać było jakiś głośniejszy ruch. Oni również musieli poruszać się wzdłuż skrzyń. Przy jednej z otwartych dziennikarz zmienił swój pistolet, na większy kaliber. Jego wierna broń wylądowała w kaburze, a z karabinem ruszył na dalsze polowanie.

Po kilku kolejnych rundkach usłyszał ruch z tyłu, odwrócił się, wycelował w jednego z Punków, który znalazł się dwa metry od skrzyni.

-Ręce do góry! -
krzyknął David i w tym samym momencie usłyszał przeładowanie z tyłu. Nie było jednak co robić, nacisnął spust i usłyszał metaliczny klask ...broń nie wypaliła. Za to skrzynia tuż koło niego, rozsypała się po serii z czegoś szybkiego. Ten przed nim wyciągnął Micro Uzi i powiedział

-Game Over- teraz już wystraszony nie na żarty, widząc widmo śmierci, nic nie myśląc skoczył na niego, chcąc go przewrócić i wybić mu broń. Udało mu się to. Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji przysolił mu w szczękę. Ręka tamtego złapała go za tył głowy, w tym samym momencie, w którym Mallory uderzył go w bardzo czułe miejsce, otrzymał cios z tak zwanej "baśki", który właściwie pozbawił go nosa. Wściekły spróbował go uderzyć łokciem w nasadę nosa, ale cios w potylicę pozbawił go przytomności za nim zdążył zarejestrować efekt uderzenia.

Obudził go łoskot przejeżdżającego metra, głowa bolała go jak po najgorszej imprezie, albo jeszcze gorzej. Krew na koszuli była świeża, nieprzytomny był najwyżej godzinę. Pozbawili go wszystkiego. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę peronu. Wzbudził pewne zainteresowanie, spokojnym krokiem podszedł do stojącej niedaleko i rozmawiającej przez telefon kobiety i odezwał się.

- Przepraszam jestem dziennikarzem, zostałem pobity i okradziony, czy mogłaby pani pożyczyć mi trochę pieniędzy? Muszę zadzwonić do znajomego żeby po mnie przyjechał -

- Myślę, że powinien pan zawiadomić policję, a nie dzwonić do znajomego... Ale proszę może pan skorzystać z mojej komórki. - powiedział kończąc wcześniejszą rozmowę.

-Dziękuje ... mój kolega ma znajomego w Policji on mi pomoże - wybrał numer do Jamessona

-Zajmowałem się ta sprawą, o którą poprosił mnie Al, jestem na stacji Klabaum pobili mnie i obrabowali. Potrzebuje pomocy, mógłbyś przyjechać i przywieźć mi dokumenty? Gdybyś powiadomił tez Markusa, znalazłem coś ciekawego -


- Tu agencja... - chwila ciszy w słuchawce - Nie wiem o co, Al cię prosił... Mogę przyjechać po starej znajomości i przywieźć ci dokumenty tylko na jakie nazwisko i jakie dokumenty - głos Jamessona miał tą samą charakterystyczną chrypkę. - Mogę być w Essen za siedem godzin biorąc pod uwagę czas zdobycia dokumentów i przyjazdu z Bonn... POPIERDOLIŁO CIE ZDROWO IDIOTO!! -

- Al chciał żebym dokończył tą sprawę, dla której specjalnie przyjechałem do Essen i znalazłem coś naprawdę ciekawego. To nie jest do wytłumaczenia na telefon. Poproś Markusa albo Ala ... -


- To w ogóle nie jest na telefon zwłaszcza telefon zapamiętany w budce telefonicznej. To publiczna linia... mogłem odebrać ja albo ktokolwiek z pracowników... KURWA KURWA KURWA, miałem nadzieję, że wiesz co to znaczy "tajniak", "firma słup"... Kurwa, kilka lat mojej pracy mogłeś rozwalić jednym debilnym telefonem bo dałeś się okraść i pobić... Mam ci współczuć, czy raczej cię wyśmiać????? Tej linii nie mogę nigdzie przekierować... Nie chcę nawet... Poręczyłem za Ciebie... Zajebiście... Kurwa zajebiście. Wiesz co to znaczy. Po rozłączeniu tej rozmowy numer przestanie istnieć... Człowiek się robi sentymentalny na starość, to błąd... Żegnaj. -


-Poczekaj nie zostało powiedzenia nic co mogłoby tobie zaszkodzić -


- Oprócz dwu imion i prośby o przywiezienie dokumentów, po za tym nic.
Nie wiem co jeszcze zostałoby powiedziane, to się nazywa zaufanie. a ja go już nie mam -


-Jak uważasz - odpowiedział, nie chcąc się kłócić z nim.

- Co tak naprawdę masz i co tak naprawdę wiesz? Pomyśl... po prostu pomyśl, zanim następnym razem zrobisz coś głupiego. -

-Tak-

Rozmowę rozłączono, a na stacji pojawiło się kilku mundurowych policjantów, którzy zamknęli taśma wejście do tunelu i dwu z nich poszło w jego głąb. David oddał kobiecie telefon, która jeszcze raz zaproponowała powiadomienie Policji, ale wsiadła do wagonu metra i odjechała. Usiadł na ławce i zaczął obserwować pracę policjantów. Po kilkunastu minutach pojawił się ktoś w cywilu, porozmawiał chwilę z mundurowymi, a po następnych pojawili się koroner i kobieta. Po odjeździe jednego z pociągów, gdy na stacji było mniej ludzi, wynieśli z tunelu nosze z czarnym workiem.

Przed kordonem zatrzymał go Policjant.

-Przepraszam, zostałem obrabowany w tych tunelach -
to spowodowało jego zainteresowanie, spisał jego zeznania, adres kontaktowy i kazał stawić się na komendzie, doradził też spotkanie z lekarzem. David na gapę wrócił autobusem do motelu. Przemył się i przebrał i wtedy usłyszał walenie do drzwi. Otworzył je, ale nikogo nie zobaczył, za to na podłodze leżały kluczyki do samochodu marki BMW. Zamykając pokój wyszedł na zewnątrz, aby zobaczyć na parkingu swój samochód. Otworzył go i zajął miejsce kierowcy. Schowek był otwarty, a w nim leżały wszystkie jego dokumenty i koperta. W kopercie znajdowała się gruba, złożona kilkakrotnie kartka. A na niej napisane: "Następnym razem będzie bez taryfy ulgowej, PALANCIE", po kilku sekundach tekst znikł. Fotel kierowcy był odsunięty, sięgając aby go przesunąć bliżej namacał swój pistolet.

Zamknął drzwi i ruszył na posterunek policji chcąc dowiedzieć się kogo wyciągnęli z dworca. Na komendzie, nie chcieli mu jednak odpowiedzieć, a próba przekupstwa skończyła się pogonieniem go w kilku nieparlamentarnych słowach.

Następnym przystankiem było centrum ochrony metra. Sprzedał kit, że pisze artykuł o systemach bezpieczeństwa i dopuścili go do obejrzenia obrazu z kamer. Udało mu się skierować zainteresowanie na te brakujące minuty w niedzielę. Oglądnął jeszcze raz Cygana i kobietę, chodzących po peronie, siebie wchodzącego do tuneli ... a następnie wybuch jasnego światła i po 15 minutach siebie wychodzącego stamtąd. Pozwoliło to wysnuć mu kilka wniosków, a raczej upewnić go w nich. Wiedział, że już nic ciekawego nie uda mu się odnaleźć. Idąc do samochodu wybrał numer klasztoru. Poprosił o rozmowę z bratem Piotrem.

- Brat Piotr Rotter słucham. -

-Szczęść Boże, mówi David Mallory, dziennikarz -
powiedział do słuchawki

- Chwalmy Pana na Niebiosach! Co mogę dla pana zrobić? -

-Skontaktował mnie pan z ekspertem w sprawie artykułu, który pisałem czy mógłby mu pan przekazać, że proszę go o ponowny kontakt -
powiedział tym razem ostrożniej dziennikarz.

- Oczywiście...-

-Może pan mu powiedzieć, że artykuł jest już skończony, jednak chcę żeby do niego zajrzał i powiedział co sądzi -


- Niech Bóg Cię prowadzi... - usłyszał co miało oznaczać potwierdzenie i pożegnanie.

-I nawzajem - odpowiedział rozłączając się. Kilka minut później zadzwonił telefon: - Al z tej strony. Podobno pańskie dochodzenie jest skończone. Intrygujące. Woli się pan spotkać, czy powiedzieć mi to przez telefon?-

-Spotkajmy się już miałem dość wpadek -
był zmęczony, może doszedł do błędnych wniosków, ale to się musiało skończyć, w ten czy inny sposób.

- Gdzie pan proponuje? -


Z ust dziennikarza padła nazwa jednego z parków -Miłe publiczne miejsce, w którym nikt nie zwróci na nas zbytniej uwagi i w którym można spokojnie pogadać - umotywował swój wybór.

- Kiedy? -


-Za godzinkę - odpowiedział zwięźle.

- Będę. -
Po tych słowach rozłączył się. Detektyw wsiadł w samochód i ruszył w stronę parku. Przy wejściu do niego kupił sobie kawę i gazetą i zajął najlepszą jego zdaniem do takiej rozmowy ławkę, czekając na przybycie swojego rozmówcy. W końcu Al pojawił się miał gazetę i kawę. Zajął miejsce obok niego i odezwał się

-Słucham -

Teraz swój długi wywód rozpoczął dziennikarz.

- Moim zdaniem Jakub na rozkaz, polecenie czy prosbę Markusa, może umotywowaną przez kogoś kto stoi wyżej w waszej małej agencji, może wydana samodzielnie, bo Markus twierdził,
że ma prywatną "sprawę" przeciwko gangowi, rozpoczął proces wnikania w jego struktury. Dla mnie nie ma znaczenie ile to trwało. Ważne jest jednak to, że jak sam Markus twierdził Jakub nie pracował tylko dla niego, można zastanawiać się czy było to skierowane w stosunku do współpracy z
Jamessonem czy tobą, aczkolwiek w takim wypadku raczej Stein wyraziłby to w innych słowach. W każdym razie nie ma to znaczenia czy miał na myśli drogę służbową w agencji, czy to że detektyw współpracuje z kimś innym. W Niedzielę udało mi się odnaleźć odpowiednie tunele metra. Oczywiście w dużej mierze dzięki temu, że zostałem tam skierowany. W tych tunelach odnalazłem "ciało" wampira, aczkolwiek nie jestem ekspertem od tych stworzeń i teraz trudno mi stwierdzić czy faktycznie już nie żył ... przynajmniej bardziej niż zazwyczaj, czy tylko udawał. Wtedy pojawiła się też tajemnicza w ówczesnym czasie para: Cygana i kobiety wyjęta jakby z katalogu mody. Dość osobliwe miejsce na spacer, w jeszcze bardziej osobliwych okolicznościach udało im się wyciągnąć z ukrycia grupę wampirów i przy pomocy jakiegoś Mojo
sprowadzają na mnie zapomnienie i pozbywają się tej grupy. Moim zdaniem na pewno współpracowali z Jakubem, wiedzieli gdzie znajduje się gang, możne mniej lub bardziej dokładnie, byli jednak przygotowani na pozbycie się ich. Otwarta pozostaje pytanie czy współpracują z wami, moim zdaniem raczej tak, nic w końcu nie jest pozostawione przypadkowi, nie w tej sprawie. W każdym razie czy światło to było również znakiem na rozpoczęcie drugiego ataku, czy było to wcześniej zgrane w czasie wytłuczono zarówno
grupę znajdująca się na torach jak i grupę w bazie. Z tych w bazie
moim zdaniem nikt nie zdołał uciec, tak samo jak tym z tunelów. Jeżeli
ktokolwiek z gangu przeżył, to musiał nie znajdować się w jego głównej
siedzibie, wiec może jakieś niedobitki istnieją, ale widząc precyzje
w tym ataku, jest to wątpliwe, a na pewno nie stanowią już żadnego
zagrożenia. Kto atakował grupę w pomieszczeniu? Pewnie Jakub. -
tutaj na chwilę przerwał swój przydługi wywód aby zaczerpnąć powietrza mówił spokojnie jakby relacjonował ilość rękawiczek w ambasadzie Paragwaju.

- Reszta to był już tylko jakiś test, od Niedzieli reszta waszej grupa
musiała wiedzieć, ze gang nie istnieje. Nie wiem co stało się z samym
Jakubem, ale wyrwało się Steinowi, że nic mu się nie stało i że już go poznałem. Nie wiem dlaczego się nie pokazywał w biurze, ale mogło to być przedstawienie odgrywane na moją potrzebę, albo już zajmuje się czymś innym. -
Teraz skończył czekając jak kiedyś na studiach na ocenę. Al przez cały czas milczał, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Czy coś przeoczył? Coś pomylił, zaraz miał się tego dowiedzieć.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Hawkeye : 28-10-2009 o 08:16.
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172