06-07-2009, 17:47 | #1 |
Reputacja: 1 | The Cave The Cave Taksówka ruszyła z piskiem opon. Rodger Benz zapinał pas w pośpiechu i wziął jedną ze swoich tabletek na zgagę. Był spóźniony a wyglądało na to, że spóźni się jeszcze bardziej. Szczyt w Londynie jest bardzo uciążliwy. Jak się nie ma helikoptera to problem jest się gdzieś dostać. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że od dwóch zmian świateł nie ruszyli się o cal. - Wrzesień a tak parno. – powiedział ni to do siebie ni to do kierowcy. - Ano, smali jak cholera. To pewnie przez te ocieplenie. No te ocieplenie klimatu czy coś. - Nom, może i tak – nawet nie próbował ciągnąć rozmowy dalej. Był zaabsorbowany wydarzeniami, które miały się dzisiaj wydarzyć. - Nie może tylko tak. Nie dalej jak wczoraj słyszałem wypowiedź jednego z tych naukowców. – Taksówkarz widocznie nie miał ochoty przerywać rozmowy. Chyba wszyscy taksiarze tak mają. – No i mówił, że… Benza nie interesowało co mówili naukowcy. Nie interesowało nawet to co mówił człowiek za kierownicą. Myślami był gdzie indziej. Zadumany, nie zwracający uwagi na gadatliwego jegomościa, otworzył plecak i wyciągnął kołonotatnik o formacie B5... 21 sierpnia 2008 [początek wpisu] Wspominając wczorajszy lunch z Jozefem… jak mu tam było? Wils, tak, zwał się Wils. Wspominając wczorajszy lunch dziwię się mojemu zachowaniu. Nie zrobiłem nic żeby dowiedzieć się o co tu tak naprawdę chodzi. Jaskinia pod Londynem – tak powiedział. Ale czego szukamy? Czego się spodziewać? Kogo mam wziąć? Definitywnie jutro muszę udać się na spotkanie, które to wszystko wyjaśni. Dawno nie wziąłem sobie wolnego. Betty nawet zastanowiła się czy nic mi nie jest. Mi? Nic. PS. To mój pierwszy wpis. Zamierzam prowadzić ten dziennik jako dokumentację naszej wyprawy. Zabiorę też ze sobą dyktafon na wypadek braku oświetlenia. [koniec wpisu] 23 sierpnia 2008 [początek wpisu] Jutro mam 43 urodziny i Betty zaprosiła mnie do pubu na drinka. Odmówiłem. Dzisiaj zamierzam jeszcze zapoznać się z aktami, które dostałem od Wilsa. PS. Jestem pod wrażeniem opracowania. Jest w kim przebierać. Akta dotyczące jaskini jest jednak mało jasne. Choćby opis: · długość – przewidywana 850 m · rozciągłość – przewidywana 123m · głębokość – przewidywana 60m · deniwelacja – przewidywana 60 m · wysokość otworów – minus 37 m n.p.m. · ekspozycja otworów – SE Przewidywana? To oznacza tyle co nic. Jest godzina 2:08 więc muszę się kłaść jeśli nie chcę na jutrzejszym spotkaniu być zaspany. [koniec wpisu] 24 sierpnia 2008 [początek wpisu] Aaa zapomniał bym. Przesłali mi zdjęcia z wnętrza jaskini. Nic szczególnego. Jaskinia krasowa. W sumie niczego innego się nie spodziewałem. [koniec wpisu] 26 sierpnia 2008 [początek wpisu] Dzwonili też z Royal Society, zwerbowali dla mnie Colina Dwighta Harlowa. Cieszę się, bo na nim mi zależało z racji jego kwalifikacji. Jest bardzo dobrym alpinistą i grotołazem. Jak to mówią? Skarb nowego pokolenia. Inni z „paczki” to: Jacques Leblanc – inżynier wojskowy, specjalizuje się w materiałach wybuchowych. Sir Wils nalegał. Cóż zatem poradzić? Michael Jarecki, 29 letni historyk. Ambitny chociaż czasami za nadto. Obiecałem znaleźć mu zajęcie. Coś więcej niż siedzenie za biurkiem muzeum. Piter James Wescott – Brown – To nie był mój wybór. Generalnie przystąpiłem na to tylko dlatego, że chciałem wciągnąć w to Michaela. Ale Sir Wils nalegał. Kolejny raz. Czasami zastanawiam się czyja to miała być wyprawa? Moja czy jego? Tylko że teraz nie czas na ustalanie priorytetów. Dobrze, że nie wcisnęli mi jakiegoś dziennikarza. [koniec wpisu] 2 września 2008 [początek wpisu] [koniec wpisu] Benz zamknął obity skórą dziennik. Schował go do plecaka. - … no a babcia mówiła, że kiedy nastanie rok 2012… - taksówkarzowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że nikt go nie słucha. Rodger spojrzał sennie przez okno. Powoli zbierało się na deszcz. Może burzę. Spostrzegł, że już są niedaleko miejsca docelowego. To go rozchmurzyło. Gdy dojechali zaczęło kropić. Zostawił pięćdziesiątkę taksiarzowi i wysiadł bez słowa. - Mało punktualny pan, doktorze. – Powiedział Sir Jozef gdy Benz zamknął za sobą drzwi pomieszczenia, w którym było finalne zebranie. - Po prostu Benz. - No tak, nie lubi pan być tytułowany, prawda. Zapraszamy na swoje miejsce – Jozef wskazał krzesło zaraz przy swoim. W pomieszczeniu byli już wszyscy. Na tablicy był projektowany film, na którym było widać jaskinię. - Pokazany film wykonany jest przez robota Vinri. Mały łazik lądowy naszpikowany elektroniką, w tym kamerami. Obraz nie jest może dokładny, ale widać co i gdzie. Jaskinia krasowa. Podłoże stabilne i mokre jak diabli. Vinri była cała usyfiona. Zanotowano minimalny ruch powietrza. Skany wskazują, że nie jest to obszerna jama. Lecz musimy ją dokładnie zbadać gdyż miasto zainteresowało się nią z racji nowej nitki metra, którą mają w planach puścić. Będziecie wyposażeni w odbiorniki i nadajniki radiowe oraz race elektroniczne, które będziecie zostawiali co określony odcinek. Na tablicy został właśnie wyświetlony plan bazy wypadowej i dziwna mapa poprzecinanych linii. Benz przejrzał akta. Stwierdził, że widział już je i odłożył. Rozejrzał się po siedzących przy stole panach. Piter James Wescott – Brown siedział naprzeciwko. Wiecznie nieułożone włosy i broda świadczyły z całą pewnością, że to on. Siedział oparty przeglądając akta. Zdawał się nie zwracać większej uwagi na poszczególne stronice. Ot coś, co już wcześniej widział. Stojąca po jego prawej ręce szklanka była pusta. Nie dziwne, w końcu siedział w skórzanej kurtce. Na tego rodzaju wyprawie nie mogło zabraknąć takiej osoby jaką był Piter. Archeolog i Geolog. Nie mówiąc już o innych osiągnięciach. Colin Dwight Harlow. Jegomość na prawo od Pitera. Alpinista i podróżnik. Benz czytał z dwie jego relacje z podróży. Może nie zajmujące, ale w miarę ciekawe. Nawet na konferencje prasową przyszedł na sportowo ubrany. Cóż, taki typ człowieka. Włosy miał w modnym ostatnio nieładzie. Coś, co specjalnie się psuje i niby dobrze wygląda. Michael Jarecki bawi się swoim medalikiem i przegląda z przejęciem akta. Oczy mu się świecą. Nie będzie siedział już w tym nudnym muzeum. Wyprawa nie zapowiadała się na archeologiczną. Szkoda co prawda ale z całą pewnością nie nudną, nie dla niego. Medalik wywracał piruety w jego palcach. Liczy, że zdobędzie doświadczenie tak potrzebne do tego by zabrali go na rozkopywania grobowców na Bliskim Wschodzie. Jacques Leblanc,chyba najmłodszy członek wyprawy. Zasłużył się w Afganistanie. Jest podobno nieocenionym specem od materiałów wybuchowych. Jego referencje są długości równika. Siedzi zaczytany w stroju moro. Czy każdy wojskowy musi rzucać się w oczy? Nikołaj Radović, pan z bródką. Na prawo od Pitera. Bardzo ciekawy człowiek. Jak Benz go poznał nie miał niczego. Nawet papierów mówiących o pochodzeniu. Serb, podobno. Obóz uchodźców w Grecji nie chciał nic z nim zrobić. Nie dziwota. Ale Benz się wstawił za nim po krótkiej rozmowie. Nawet ściągnął go do Wielkiej Brytanii. Jego zdolności manualne są nieocenione. Benz jeszcze raz rzucił okiem na każdego z siedzących specjalistów. Akta opiewały w szczegóły różnych spraw i zdarzeń z życia tych dżentelmenów. Lecz w żadne nie oddawały tego jacy są naprawdę. To trzeba byłoby sprawdzić w terenie. Niestety nie mają takiego komfortu. - Rozumiem, że każdy ma przeszkolenie wysokościowe. I umie się posługiwać sprzętem wspinaczkowym. – upewnił się raz jeszcze Benz. Poszczególni panowie skinęli głowami. - Wyruszacie o 15. Sprzęt, jak już mówiłem, jest w transporterze. Dostaniecie go w bazie wypadowej. Jeśli nie macie więcej pytań, pozostaje mi życzyć wam powodzenia. Wils odczekał chwilę, wstał i obchodząc stół, przy którym siedzieli, podszedł do półki z napojami. Wybrał coca cole i otworzył. -No to wyruszamy. Wsiedliście do podstawionych pod wyjście busów ze znakiem Royal Socienty i ruszyliście na miejsce. Kierunek King’s Cross, gdzie czekała na was eskorta policyjna. - Ja wracam do Royala. Dalej zaprowadzi was ten oto pan. Migiel Aleman. Powodzenia. Migel Aleman, meksykanin. Przywitał się z Benzem jako pierwszym potem z wami i rozdał każdemu po kasku. Następnie ruszył bez słowa w stronę widocznie zniszczonych obszarów stacji. - Jesteśmy prawie na 20 metrach pod ulicami. – Poinformował Migel. Szliście w ciszy, w półmroku. Zajęło wam to jakieś 10-15 minut. Jedynym oświetleniem były lampy co jakieś 30 metrów. Słabe światło tych lamp nie pozwalało za dużo dojrzeć. Jedynie tyle by się nie potknąć. Za zakrętem zobaczyliście bardziej intensywne światło i usłyszeliście głosy… i muzykę. Oto baza wypadowa. Dochodząc do miejsca bardziej oświetlonego zauważacie otwór wyszarpany przez wybuch. Ściany z betonu o przeszło 60 centymetrowej grubości rozgrzebane niczym mór z piasku. Wybuch musiał być ogromny gdyż szarpnął także litą skałę za ścianą. Wejście było szerokości dwóch dorosłych ludzi - widoczne ślady cięć wykonanych w celu poszerzenia. W środku było jasno, lecz światło było tylko w namiocie, który przykrywał dość obszerną część groty. Ekipa różnej maści specjalistów zbierała próbki, przenosiła jakiś sprzęt. Po lewej jakiś człowiek majsterkował przy robocie – łaziku. Pewnie Vinri. Na prawo od niego stały stoły z waszym sprzętem. Plecaki, uprzęże, liny, noże, latarki, śpiwory, kaski, bloki, bloczki, bloczeczki, haki, haczyczki, czekany, namioty. Wszystko było co chciał Benz. Podszedł do was jakiś człowiek w garniturze i kasku. - Doktorze oto sprzęt, proszę niech pan da znać jak będziecie gotowi do wyruszenia. - Rodger… - Benz wyciągnął rękę w stronę eleganta – nie lubię formalności. Jestem Rodger. Mężczyzna uśmiechnął się. - William, witam serdecznie. – skinął głową do was. – jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Rodger właśnie tego chciał unikną. Nie chciał innych ludzi, którzy będą się w tą całą sprawę wtrącać. Zawsze dawał sobie radę samemu a teraz jakiś ważniacha chce mówić mu co jest a co nie jest bezpieczne. - Szkolenia macie, to zbierać dla siebie sprzęt. – Sypnął Benz. Zdawało się, że zignorował całkowicie jegomościa w garniturze. Podszedł do stołu i zaczął oglądać sprzęt. - Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu. Gdy się przygotowywaliście, do jaskini wszedł Sir Jozef Wils z jakimś brunetem. - Rodgerze, oto jeszcze jeden członek twojej wyprawy. – złapał za ramie nowo przybyłego. Był nim Mike Turzyński, dziennikarz, który był jednym z ludzi, z którymi przeprowadził rozmowę 24 sierpnia. Odrzucił jego kandydaturę. Nie potrzebował nikogo niańczyć i nie potrzebował dziennikarza. Benz zmarszczył brwi. To było przegięcie. To było szalone przegięcie. Roylaowi wydaję się chyba, że to jest spacer. Wils podszedł do wciąż przyglądającego się mu „spod byka” Rodgera i zapewnił go, że to ostatnia „taka akcja”. Benz nic nie mówiąc obrócił się i zaczął oglądać dalej sprzęt. - Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu! – powiedział głośno jak by całe te zajście nie miało miejsca. |