Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2010, 17:27   #121
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Zapach trawy wypełnił me nozdrza. Leżałem na ziemi. Noga bolała. Juz nie wiedziałem czy jest to ból o wysokiej sile czy może lekkie ćmienie. Stał się po prostu moim życiem a po wędrówce przez wzgórze w kierunku rezerwatu stał się jednością, był kawałkiem mnie. Przez chwilę jednak nie byłem w stanie wstać. Widziałem jak ten domniemany „trup” rozwiał się niczym mgła na wietrze
Co jest? Co się tutaj dzieje? – pytania bez odpowiedzi. Czułem się taki bezsilny.... i zmęczony, śmiertelnie zmęczony. Musiałem jednak wstać. George stojący dotychczas koło mnie zwalił się na ziemie. Upadł bezwolnie? Skrył się w obliczu tej kanonady strzałów? Na Boga. Pozabijamy się sami.
W sumie to dobrze, że leżałem, miałem małe szanse na oberwanie zabłąkaną kulą, a może zjawy sunące bezwiednie w naszą stronę ominą i mnie? Co ja...musze pomóc innym, George, Holy – podniosłem głowę. Panował półmrok. Holy klęczała przy Georgu, wciskała mu coś do ust. Chyba modliła się w myślach. Nie umieraj dziadku Huk strzałów w końcu umilkł. Rozejrzałem się szybko i przykucnąłem przy Holy. Kiedy ruszyłem się z ziemi, kolano zabolało. Nikt na nas nie szedł. Widok, który mnie chwilowo sparaliżował, zniknał. Nie było już pensjonatu. Kilka osób leżało wokoło.
- Holy – zagadnąłem nerwowo do dziewczyny – co z Georgem? Dostał? Serce? – zarzuciłem ją pytaniami starając się jednocześnie dojrzeć kim są osoby stojące po przeciwległej stronie – Co tutaj się dzieje?
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 22-04-2010, 21:52   #122
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Co do kurwy? - w myślach zdziwił się żołnierz. Nacierające na nich, dosłownie przed sekundą żywe trupy znikły. Odleciały z wiatrem, wraz z widocznym w oddali pensjonatem Spirit Lake.
Żołnierz szybko ułożył sobie w głowie wszystko, co się do niej przedarło podczas kanonady. Krzyki studenta i to, co dzieje się teraz. Prawdopodobnie martwi Indianie.
Cholerny łowca! Kurwa! Wykiwał nas! Podpuścił nas żebyśmy otworzyli ogień! Niech go szlag! - w duchu żołnierz mieszał z błotem ich prześladowce.

Ale nie mógł się dać ponieść emocjom. Nerwy musiał schować do kieszeni i dać się im rozładować później. Schował rewolwer do kabury i z pędem ruszył w kierunku jęczącego Thomasa. Podbiegł do niego i wyjął z worka środki opatrunkowe, które zabrał jeszcze wtedy, kiedy miał zamiar spalić zwłoki.
Pierwsza pomoc nie była mu obca. Wpajali mu ją w obozie szkoleniowym. Widział też wielokrotnie medyków przy swojej pracy. Sam na froncie nie raz musiał zajmować się postrzałami.
Ale nie było czasu i miejsca na wspomnienia.
- Kurwa! Thomas! Co Ci się stało? - Cyrus spoliczkował się w myślach "postrzeliłeś go!" - Jasna cholera! Nie widziałeś tych gnojów które Cię ominęły i się na nas rzuciły?
Parker mówił jeszcze jakiś czas do biednego "leśnego dziadka", dopóki nie zrozumiał że i tak są w strasznie chujowej sytuacji.
Ciekawe co teraz ich spotka ze strony Indiańców? Szafot? Szubienica? Spalenie na stosie? Betonowe buty i chlup do jeziora? Krzesło elektr... Nie, nie. Takiego napięcia raczej tutaj nie mają.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 22-04-2010, 22:42   #123
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Strzelał praktycznie na ślepo. Zamknięte oczy i wyciągnięta ręka. Palec raz po raz pociągał za spust powodując mimowolne skoki dłoni w górę. Gdy pistolet wydał metaliczny dźwięk, wyczulony słuch rozpoznał odgłos pustego magazynka. Kuba podniósł powieki i zobaczył co się wydarzyło. Nie było Spirit Lake (szczerze mówiąc, to wiele mówiąca nazwa), nie było martwiaków. Był za to umierający Tomas, leżący George i mnóstwo myśli kołaczących w głowie.
"Co sie stało? Czy to ja zabiłem Tomasa? A może zabiłem Georga? Też sie nie rusza."
Schował Glocka to kieszeni i ruszył w stronę Wasowsky'ego.
-Holy?-zagadał do dziewczyny - co z nim? Jakby co, to mogę pomóc. Skończyłem liceum na profilu biologiczno-chemicznym. Wybierałem się na studia medyczne. - zaoferował swoją pomoc.
-Tak. Weź go ze mnie i oprzyj delikatnie o drzewo.- Usłyszał odpowiedź. Wziął Wasowsky'ego na ręce (co uczynił z niewyobrażalnym trudem, lecz adrenalina buzowała w jego żyłach) i powoli położył go pod drzewem. Upchał mu pod plecy jakąś ściółkę, by podtrzymać go w pozycji półsiedzącej. Upewnił się, że George leży stabilnie i rozejrzał się czy ktoś inny nie potrzebuje pomocy. Zauważył Jacka z dziurą w głowie. O mało co nie zwymiotował. Widok był obrzydliwy. Odwrócił wzrok i ruszył do Cyrusa.
-Dzięki za broń. Chociaż nie wiem, czy to był dobry pomysł -wyszeptał i odszedł od żołnierza. Usiadł obok Georga i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Nie miał zamiaru pakować się w następne kłopoty. Następne morderstwa.
 
Roni jest offline  
Stary 22-04-2010, 22:50   #124
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
"Martwica fragmentu mięśnia serca spowodowana niedokrwieniem, zamknięcie tętnicy wieńcowej przez skrzeplinę, pęknięcie blaszki miażdżycowej i uwolnienie z niej substancji prowokujących krzepnięcie krwi. "Młode" blaszki miażdżycowe są niestabilne i łatwiej pękają. W momencie pęknięcia blaszki i powstania w tym miejscu zakrzepu występuje ostra niedrożność tętnicy wieńcowej, powodująca martwicę mięśnia serca, czyli zawał."

Pamiętał słowo w słowo "wykład" przy jego łóżku rezydującego lekarza przed studentami podczas obchodu. Wtedy był strasznie osłabiony pierwszym zawałem. Nie miał siły otworzyć oczu a co dopiero patrzeć. Może z resztą spał na szpitalnym łóżku i tylko wydawało mu się, że jest tego świadkiem.

Bolało, jakby ktoś klęczał mu na piersi. Nie ktoś, tylko 250 funtowy Muhammad Ali.
Gdyby chciał, mógłby sobie przypomnieć sekunda po sekundzie przebieg tego wszystkiego co się do tej pory działo. Wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Gdyby nie ten cholerny promieniejący ból w piersi i to, że nie był nawet w stanie przypomnieć sobie jak się nazywa i co cholera tutaj robi. Tak jak padł tak nie zmieniał pozycji. Zimno, które w pewnych okolicznościach można by uznać za przyjemne, rozchodziło się od ziemi przez plecy po całym ciele George'a. Chłodu ziemi oczywiście też nie był świadomy. Pewna cząstka jego jaźni odbierała bodźce zewnętrzne. Strzały, całe te zamieszanie i krzyki. Świadomość, uparcie walczyła o utrzymanie tego nadwątlonego ciała przy życiu, naprężając mięśnie, zmuszając je do wysiłku, alarmując George'a, rób wszystko aby to przetrwać.

Zaczął kaszleć słyszał czy czytał, że kaszel pomaga rozszerzyć naczynia i przyspieszyć krążenie, więc kaszlał.

Zakrztusił się obcym ciałem w gardle. Znajome czucie. Dwie albo i 5 tabletek chaotycznie wsypanych do ust omal go nie zadusiły. Załzawione powieki rozwarły się lekko tak, że dostrzegł kobietę pochylona nad nim z wyrazem rozpaczy na twarzy. Nie chciał na nią patrzeć, męczyło go to. Zamknął oczy, zatopił się w sobie, pragnął jakoś przetrwać to wszystko.
Szarpiąc się za płaszcz, zaciskając pięści z grymasem bólu na twarzy?

Mijało, powoli, całe wieki chyba minęły od kiedy poczuł zauważalna różnicę pomiędzy bólem, który go zabijał a bólem, który był już mniej niebezpieczny, chyba. Dochodził do siebie. Jeszcze nie wiedział gdzie i jak i kto i kiedy, ale czuł, że leży na ziemi, na płaszczu na ziemi i że jest chłodno i jest noc i że oddycha.
Powolutku, nie ma pośpiechu, są gwiazdy i jest niebo i drzewa. Wszystko jest w porządku. Zdawało się zdawać leżącemu płasko Georgeowi.

Czemu płaczesz Dziewczyno?Hej chłopcze Zajmij się nią -przeszło mu przez myśl kiedy zobaczył dwie znajome sympatyczne twarze. Nie pamiętał wprawdzie od razu ich imion ale wiedział kim są.
Holy i Derek, tak.-Przypomniał sobie, próbując usiąść.
Już wszystko dobrze, przetrwaliśmy staruszku-pomyślał. Nie zdając sobie sprawy, że jak wstanie to upadnie. Paraliż czy inne cholerstwo. Kto wie. Wiadomo tylko, ze nie jest w stanie iść. Prawa noga może i by dała radę ale lewa całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Już za chwile miał się o tym przekonać przy próbie podniesienia się i stanięcia o własnych siłach.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 23-04-2010, 00:02   #125
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Holy Carpenter

Podałaś tabletki Georgowi widząc, że twoje zabiegi zaczynają odnosić skutek. Starszy mężczyzna odzyskał świadomość. Jego wzrok stał się znów klarowny, czujny i inteligentny. Tylko gdzieś, w głębi źrenic, kryje się paniczny strach człowieka, który otarł się o śmierć.
Zrobiłaś wszystko co można było zrobić. Teraz pozostaje jedynie czekać, aż organizm dojdzie do siebie po wstrząsie i konieczna jest pomoc medyczna.
Dostrzegasz, że Cyrus przyklęknął przy Tomasie. Widać, że zajmuje się jego opatrywaniem. Jego ruchy w świetle lezącej latarki są pewne i szybkie. Widać, że miał do czynienia z ranami tego typu.
Nikt jednak nie zajął się rannymi na ścieżce za Tomasem.
Jest tam dwóch ludzi. Jeden pełzł, ale już się ni rusza. Drugi leży nieruchomo już od dłuższego czasu. Słyszysz też jakieś jęki dochodzące z tamtej strony. Przynajmniej jeden z nich żyje.

Annie Carlson

Opatrujesz nieprzytomnego chłopaka. Z rany postrzałowej krew wypływa sporym strumieniem brudząc ci ręce i przesiąkając przez prowizoryczny opatrunek. Podczas twoich zabiegów Indianin odzyskał świadomość. Patrzy na ciebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy – tak, jak to potrafię robić jedynie ludzie opanowani.
- Pomóż mojemu ojcu – mówi spokojnie, lecz widać, że ból tłumi w nim wszystkie inne doznania. – Tam, na ścieżce. Zostaw mnie! Idź, proszę.
Tuż koło ciebie, na zwalonym pniu drzewa, usiadł Roban. Wasz paladyn 16-go poziomu oddycha ciężko, kryjąc twarz w dłoniach. Masz wrażenie, że grubasek zaraz zwymiotuje ze strachu, odrazy, wysiłku.
- Idź, Annie – mówi Roban – Ja go popilnuję.
- Idź – mówi Roban i zaczyna ... płakać.


Cyrus Parker

Rany postrzałowe. Widziałeś już ich wiele. Wystarczająco wiele by wiedzieć, co znaczy krew lejąca się z ust Tomasa. Wasz przewodnik oberwał siedem kul. Cztery z nich w korpus, reszta w kończyny. Jego kurtka cała jest mokra od gorącej krwi. Oczy – niestety – świadome i przytomne. Patrzą na ciebie z wyrzutem i całkowitym brakiem zrozumienia.
Starzec chce coś powiedzieć, lecz krew w ustach mu to uniemożliwia. Czujesz, jak jego dłoń spazmatycznie zaciska się wokół twojej. Początkowo silny ucisk stopniowo tarci na mocy.
Tomas charknął przechylił głowę w bok. Krew i ślina wylała mu się z ust.
- Dlaczego, Sam ? – usłyszałeś cichy szept – Dlaczego, synu ..
Wiesz, że starzec bredzi w przedśmiertnym amoku
- Mówiłeś, że nikt .. nie ... zginie ...
- Obiecałeś ....
Palce zaciskające się na twojej ręce są śliskie od stygnącej krwi. W końcu tracą całą siłę.
Tomas umarł.


Kuba Wegnerowski


Kątem oka obserwujesz, jak George obok ciebie walczy o życie. Jak celebruje każdy haust powietrza, który udaje mu się zaczerpnąć do płuc. To nawet straszne, jak kruche jest ludzkie życie. Jak łatwo zgasić iskrę tlącą się w was wszystkich.
Patrzysz na to co dzieje się wokół zobojętniały i oszołomiony. Sam już nie wiesz, co robić? Jak wybrnąć z tej przeklętej historii. Gdzieś tam, za tym lasem, czekają rodzice. Pewnie myślą o tobie. Może się martwią. Może nie.
Nagle słyszysz, że telefon w twojej kieszeni zaczyna dzwonić. Znajomy sygnał dzwonka przecina ciszę jaka zapadła po nocy.
Czyżbyście odzyskali zasięg?! Może? Po przejściu tej góry!

Derek „Hound” Grey

Czujesz się jak po meczu. Zmęczony i otępiały. Ból nogi stał się twoim drugim „ja”. Zadałeś pytania Holy, lecz dziewczyna zajęta niesieniem pomocy Georgowi wydawała się go nie słyszeć. Zapach krwi i prochu wisi w powietrzu ciężkim całunem. Kiedy tuż obok ciebie rozległ się dźwięk dzwona telefonu o mało nie dostałeś zawału. Był to tak niespodziewany sygnał, że aż nierzeczywisty.
Rozejrzałeś się wokół widząc coś, co zmroziło jednak twoje serce ....

George Wasowsky

Co można robić po takim ataku? Pozostaje jedno. Siedzieć i odpoczywać. Gromadzić siły. Czekać, aż nieszczęsne serce odzyska właściwy rytm. Modlić się, że odzyska. Półprzymknięte oczy. Pod powiekami migocą dziwne błyski, obrazki.
I nagle ostry rozbłysk!
Pod powiekami pojawia się na ułamek sekundy krzycząca dziewczyna.





- Pomóż mi! – słyszysz echo odległego krzyku w uszach. – Jak ja umrę, wy również! Pomóż!

Otwierasz oczy czując znów napływ strachu. I jednocześnie słyszysz jak obok ciebie ... dzwoni telefon.


Jenny Watson

Stoisz oniemiała. Przed chwilą widziałaś jak kula z wyrwanego z twoich rąk pistoletu rozwaliła czaszkę sympatycznego Jacka Wellmana. John Adler który wyrwał ci spluwę z ręki patrzy na ciebie tym strasznym wzrokiem .. drania i łotra.
Rzuca ci spluwę pod nogi z obrzydzeniem patrząc na ciało waszego kumpla w niedoli.
- Zabiłaś go – cedzi przez zęby.
Po czym dodaje głośniej, by wszyscy go usłyszeli:
- Ta ruda suka zastrzeliła informatyka!

I zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę tylko ty i Adler znacie prawdę. Nikt więcej nie widział co się stało.
Masz ochotę krzyczeć, że to kłamstwo ale oczy Adlera są tak samo dzikie jak oczy Marka.


Michael Sanders


Omam zniknął a ty stoisz z dymiącym pistoletem w dłoni. Nagła fala paraliżującego strachu sprowadza na ciebie niemoc. Masz wrażenie, że ciało nie należy do ciebie. Że stajesz gdzieś obok niego, jakbyś zdjął właśnie ubranie.
Wokół ciebie znów zgęstniała mgła z której wyłania się dobrze ci znany obraz. Droga w lesie pełna uschniętych drzew do których przybito truchła czarnych ptaków.
Gdzieś na końcu tej ścieżki ktoś stoi. Niewyraźna postać rozmyta we mgle.
- Chodź do mnie – słyszysz słodki szept Jane – Wejdź na ścieżkę. Ja czekam na jej końcu. Podejdź!

Szept powoduje dziwne sensacje w dolnej części twego ciała. Pamiętasz, że tak samo Jane wołała cię do sypialni. Pamiętasz wasze wspólne noce, do czasu, kiedy banda drani nie odebrała ci jej na zawsze.

- Nie ma bólu – szepce Jane z mgły. – Nie ma strachu. Jestem tylko ja, Michael. Chodź do mnie.... Chodź....



Wszyscy oprócz Annie Carlson i Michaela Sandersa


- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis ! Cantates ! – słyszycie nagle znane i straszliwe słowa.

Głos na tyle wyraźny, ze daje się go słyszeć nawet przez dzwoniący telefon. Dobywa się z ust Jacka Wellmana. Trup informatyka siada sztywno na ziemi. Widzicie, jak z rany po kuli wylewa się nadal krew.

- Oto nadchodzi on. Ten, który Włada Światłem. Oczekujcie jego powrotu. - bełkoce.

Nim zdążyliście zareagować nagle zaczął wiać przenikliwy, lodowaty wiatr wyciskający łzy z oczu.

Poprzez budzącą się wichurę wyraźnie słyszycie zbliżające się głosy. Ludzkie głosy. Dość daleko. Gdzieś pomiędzy pniami drzew błyskają światła kilku latarek!

Wiatr wyje coraz głośniej! Ale słyszycie w nim ludzkie okrzyki! Ktoś wykrzykuje jakieś imiona!
To chyba koledzy tych Indian, których ostrzelaliście na ścieżce.

Ale macie wrażenie, że zbliża się coś jeszcze! Coś potwornego! I śmiertelnie niebezpiecznego!

- Uciekajcie – krzyczy StudenciakBiegnijcie w stronę świateł! Do ludzi!
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 26-04-2010 o 16:37. Powód: usunięcie P.S.
Armiel jest offline  
Stary 23-04-2010, 16:44   #126
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Widząc, że George z wolna otwiera oczy uśmiechnąłem się do Holy i złapałem ją delikatnie za ramię
- Dobra robota Holy – wstałem z sykiem. Musiałem wstać choć ciało się buntowało.
Ponownie rozejrzałem się wokół
- Boże.... – szepnąłem widząc co się stało. Wszystko teraz było oczywiste. Podejrzewałem, że coś podobnego się może stać ale chyba sam do końca nie wierzyłem w to, że możemy wyrządzić krzywdę innym, bogu ducha winnym osobom. Widziałem ciało Wellmana, Tomas też chyba nie żył bo Cyrus nie dokończył go opatrywać i teraz stał nad nim ze spuszczoną głową. Idąc dalej wzrokiem zobaczyłem kolejne ciała, były daleko więc nie wiedziałem czy żyją jeszcze. To nie był nikt z nas...
To chyba ktoś z rezerwatu.... Boże – ponownie powołałem się na Boga. Tylko po co... jego nie było, był tylko ten koszmar i nowy ciężar bólu. Byliśmy tylko my, zwykli ludzie postawienia w niezwykłych, przerażających okolicznościach.
- Ta ruda suka zastrzeliła informatyka ! – przeniosłem zmęczony wzrok na wrzeszczącego Adlera, który stał obok Jenny
Nie teraz John... później to rozpatrzymy, teraz musimy pomóc i wyjaśnić to miejscowym – podniosłem kij baseballowy z ziemi i trzymając go w ręce uniosłem dłonie, tak by ci z naprzeciwka wiedzieli go dokładnie, by wiedzieli że nie mam wobec nich złych zamiarów. Kiedy miałem uczynić krok w ich kierunku nagle cisze przerwał dźwięk jaki mógł wydać telefon komórkowy. Nie opuszczając rąk spojrzałem na George’a, Holy by potem przenieść wzrok na Kubę. Telefon dzwonił chyba u niego.
To że telefon dzwonił było najnormalniejszą rzeczą jaka mogła być we współczesnym świecie, jednak w tych okolicznościach w jakich się znaleźliśmy powodował ciarki na plecach.
- Odbierz Kuba – powiedziałem po prostu – i módl się żeby to był zwykły telefon – ruszyłem kuśtykając w kierunku mieszkańców rezerwatu
- Nie mam złych zamiarów – starałem się ich przekonać na głos – ta tragedia to przez jakieś.... – nie dokończyłem przez co. Do dźwięku dzwonka komórki jakiej nie odebrał jeszcze Kuba dołączyły znane nam słowa w łacinie
Boże... i znowu ten Bóg, przestań Derek przestań Przechyliłem głowę by zobaczyć skąd one dochodzą. Wellman.... ciało Jacka choć martwe, poruszone jakąs mroczną siłą siedziało sztywno na ziemi
Oto nadchodzi on. Ten, który włada Światłem. Oczekujcie jego powrotu – bełkotał jakieś kolejne przesłanie.
Czyżby mówił o owcy, może ktoś inny, może to ogar – szybko przemknęło mi przez myśl. Niezależnie co by to było, miałem wrażenie, że dla nas skończy się tym samym. Śmiercią bądź cierpieniem dla ciała i duszy.
Gwałtownie zerwał się wiatr, wyciskając z oczu łzy, które często leciały i bez niego. Zrobiło się zimno, przeraźliwie zimno. Wiatr przenikający do samego szpiku kości, taki jaki można było poczuć podczas przechadzek jesienna porą nad morzem.
Pomiędzy drzewami zauważyłem światła latarek. Ktoś coś krzyczał, Padały jakieś imiona. Ciężko było słyszeć cokolwiek ponad szum wiatru. I wtedy zanim jeszcze usłyszałem ostrzegawczy głos studencika, którego ustami ponownie mówił Nathaniel, poczułem to coś....zbliżającą się obecność. Obecność czegoś przerażającego, tak jakby wszelkie koszmary mogły skumulować się i przybrać jakąś formę, Formę, która zbliżała się w naszym kierunku. Tak jakby sama śmierć była materialna i kroczyła by zebrać swoje żniwo.
Przez chwilę stałem jak sparaliżowany. To co strach potrafił robić z naszym ciałem było zdumiewające. Stałem...Przez chwilę…
- Kuba !! – wrzasnąłem opuszczając dłonie – zabierz stąd Georga i Holy i uciekajcie na Boga!!!
Ja nie wiem czy dam radę. Za dużo biegania na moją nogę – pomimo wszystko ruszyłem w parodii biegu, sunąc w kierunku świateł.
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 23-04-2010, 18:07   #127
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Siedział obok Georga. Mężczyzna otworzył oczy, ale nie wiedział co się dzieje.
- Dobra robota Holy - Usłyszał.
"Ta. A ja to sobie siedziałem i się przyglądałem?"
Odpoczął chwilkę i odepchnął się od drzewa. Z trudem ustał prosto na nogach. Szedł powoli rozglądając się na boki. George ledwo żyje, Tomas martwy, to samo z informatykiem. Wszystko się srało. I jeszcze te omamy. Podszedł do Cyrusa.
-Weź to - powiedział wciskając mu Glocka do ręki- Coś czuję, że niektórzy nie są pewni, czy powinienem mieć przy sobie broń. - Stwierdził i odszedł.
- Ta ruda suka zastrzeliła informatyka ! - Usłyszał krzyk. Spojrzał w stronę jego źródła. To Adler. Darł się na Jenny.
-Hej! Wyluzuj! - Krzyknął. Miał tego dość. Adrenalina i ADHD pokazały na co je stać. Kuba podbiegł do Adlera i uderzył go z całej siły w twarz.
-Myślisz, że zrobiła to specjalnie?! Jakbyś Ty to zrobił, to co? Kazałbyś się zabić? Pomyśl!- Wykrzyczał się, po czym wrócił na swoje miejsce pod drzewem. Rozciął sobie rękę, ale nie czuł bólu. Zapewne przez podniecenie. Kuba zatopił się we wspomnieniach. Sylwia, rodzice, nawet pies Jackie. Za każdym będzie tęsknił.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=m034diJXFME[/media]

Z zamysłu wyrwała go muzyka. Refren piosenki Linkin Park - Numb. To był jego dzwonek w telefonie. Kuba ze zdziwieniem wyciągnął telefon. Spojrzał na numer.
"123-157-954"
- Odbierz Kuba - usłyszał Dereka.
Nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył komórkę do ucha.
-Tak? - Zapytał ostrożnie. Mogła to być pułapka, jak z tym radiem.
-Halo? - Po drugiej stronie odezwał się mężczyzna. Dźwięk był słaby, ale chłopak od razu poznał głos. To był jego ojciec - Kuba?
-Halo?! Tato! To ja! Był wypadek. Rozbiliśmy się. Potrzebujemy pomocy. Halo? - Połączenie zostało przerwane. Nagle rozległ się głos. Pojedyncze wyrazy po łacinie. Znajome słowa.
– Oto nadchodzi on. Ten, który włada Światłem. Oczekujcie jego powrotu
Kuba nieźle już wystraszony spojrzał na Wellmana. Facet siedział sztywno i coś mówił. nagle zrobiło się bardzo zimno. Kuba zauważył kilka świateł między drzewami.
- Kuba !! Zabierz stąd Georga i Holy i uciekajcie na Boga!!!
Nie czekając długo zarzucił Georga na ramię, a Holy złapał za dłoń i zaczął biec. Obejrzał się za siebie i zauważył, że Derek ledwo idzie.
-Dalej! Pospiesz się!
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 23-04-2010 o 18:22.
Roni jest offline  
Stary 24-04-2010, 01:44   #128
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nerwy na tajemniczego łowcę z głębi piekieł, urosły tak bardzo, że ledwo je opamiętał. W myślach mieszał go tak z błotem, że napisanie tego wszystkiego było by niewykonalne.
Był przygotowany na śmierć jak tylko poznał swoich wrogów w dzień wypadku.
Był przygotowany że ktoś zginie w jego pobliżu.
Ale nie spodziewał się że zginie mu ktoś dosłownie na rękach i to po części z jego winy. Mógł przecież nie rozdawać broni, tylko po prostu uciekać z powrotem w góry. Mógł dać sobie na wstrzymanie z rozpoczęciem kanonady.
Był tępym trepem i nie dawało się tego ukryć.
Zamknął otwarte powieki Thomasa, które w godzinach śmierci świdrowały go.
- Spoczywaj w pokoju bracie. - powiedział tylko, gdy z zadumy wyrwało go coś nowego. Zimny, wręcz lodowaty wiatr.
- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis! Cantates! Oto nadchodzi on. Ten, który Włada Światłem. Oczekujcie jego powrotu. - powiedział trup zastrzelonego Jacka.
Bezbronny trup byłby świetny na rozładowanie emocji.
Cyrus z gniewem w oczach podszedł do inkantującego trupa. Zdzielił go z całych sił swoim ciężkim, wojskowym obuwiem. Starał mu się rozdeptać twarz, aby przestał złorzeczyć. Jakby to mogło cokolwiek zmienić. Ale chłód nie ustępował.
W ten odezwał się telefon Kuby, który jakiś czas temu oddał mu pistolet. Wydało mu się to śmieszne, ale wezbrany gniew nie pozwolił mu się zaśmiać.
Młody odebrał. Dzwonił do niego tatuś. On sam wyłączył telefon, aby nie tracić baterii. Może jak go włączy, znajdzie w skrzynce kilka sms'ów od znajomych o treści "Dlaczego jeszcze Cię nie ma? Browar się chłodzi czekamy!" i kilku nieudanych połączeń od rodziców.
Niestety Młody szybko stracił zasięg i nie przekazał ojcu, żadnych kluczowych informacji. Wie tylko że autobus miał wypadek, co po takim spóźnieniu było i tak do przewidzenia.
Gdy Parker kończył katować Jacka, a raczej to co z niego zostało, krzyknął Studenciak.
- Uciekajcie! Biegnijcie w stronę świateł! Do ludzi!
Cyrus nie zastanawiając się długo ruszył wzdłuż ścieżki, mając nadzieję że spotka tego Indiańca, który jeszcze przeżył ostrzał. Słyszał jęki.
Po drodze podniósł latarkę jaką niósł Thomas i jego sztucer. Szybko też przetrzepał mu kieszenie, gdzie znalazł kilka łódek z dodatkową amunicją. Przewiesił sobie karabin przez plecy i ruszył po poszczelonego chłopaka, czy też mężczyznę. Znalazł go bez trudu na granicy wyczerpania.
Zarzucił go sobie na plecy i ruszył w kierunku świateł, które przebijały się przez drzewa.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 24-04-2010, 23:58   #129
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Gdy zobaczyła że George wraca do siebie zostawiła go pod opieką Kuby i Dereka. Zaczynało się tu robić trochę tłoczno, ze swojej strony zrobiła wszystko co mogła, nic tu już po niej... "Inni pewnie teraz bardziej potrzebują pomocy..." Starała się zachować spokój, trzymać nerwy na wodzy.
"To nie była ich wina" – tłumaczyła sobie, próbując opanować złość na Kubę, Cyrusa, Adlera, Jenny; wszystkich tych którzy strzelali. Z drugiej strony wiedziała że pewnie gdyby dostała broń zrobiłaby dokładnie to samo... Strzelała po omacku, zabijając niewinnych ludzi...

Nieopodal niej leżał Jack. Żołądek podszedł jej do gardła na widok tego co pocisk zrobił z jego głowy. Zacisnęła boleśnie pięści wbijając sobie paznokcie w dłonie. Zmusiła się do zachowania zimnej krwi. „Co z resztą?” – skierowała się w stronę ścieżki. Widziała że żołnierz właśnie udziela pomocy Tomasowi, w świetle latarki jego ruchy były szybkie i pewne, dające do zrozumienia ze taka sytuacja to dla niego nie pierwszyzna...
"A co z tamtymi?" – próbowała dojrzeć ludzi którzy byli na ścieżce, których ostrzelali... „Czy ktoś się nimi zajął? Ktoś wie co z nimi?! " - szła w tamtą stronę wyłączając się na głosy za nią. Nowa, bezsensowna kłótnia, obwinianie się nawzajem, typowa reakcja stresowa...

I've become so numb I can't feel you there
I've become so tired so much more aware…

"Muzyka? Czyjś telefon komórkowy.. "– dotarło do niej po chwili, nie budząc jednak specjalnych emocji. Uklęknęła przy pierwszym mężczyźnie leżącym na ścieżce, tym z wciąż rosnącą krwawą plamą na piersi. Sprawdziła oddech. Sprawdziła puls. Nadgarstek. Szyja. Upewniała się, modląc się by się pomyliła. -„Czy był ktoś jeszcze..? Boże, oby ktoś przeżył..!

- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis ! Cantates ! – może to znajoma, przerażająca inkantacja, a może wzbierający się przenikliwy lodowaty wiatr, sprawiły nagle że zaczęła dygotać - Oto nadchodzi on. Ten, który Włada Światłem. Oczekujcie jego powrotu. - głos Jacka Wellmana. Martwego Jacka Wellmana.
On nadchodzi...” Nie potrafiła już powstrzymać napływających jej do oczu łez.
Wichura z chwili na chwile wzbierała na sile pozostawiając ich bezbronnych, osaczonych na ścieżce... Zapowiadając nadejście czegoś strasznego... Wycie... Krzyki... Nawoływania... Wszystko mieszało się razem w jeden chaotyczny jazgot.
Światła.
Przez zaszklone łzami oczy zobaczyła migoczące w oddali światła... Jakby ktoś szedł ku nim ścieżką, oświetlając sobie drogę latarką...Latarkami. Kilka osób.
- Boże, tylko nie strzelajcie... Nie zabijajcie ich! – jęknęła przerażona

- Uciekajcie – dotarł do niej krzyk studenta – Biegnijcie w stronę świateł! Do ludzi!

Podnosiła się z klęczek gdy nagle ktoś mocno szarpnął ja stawiając na nogi.
Kuba. Chłopak złapał ja za rękę ciągnąc ją za sobą, naprzód, w stronę świateł! Zobaczyła że metalowiec holuje też George’a. Razem poruszali się w jakiejś parodii biegu.
Derek. Przecież on ledwo chodzi, nie ma szans by uciekł!
- Kuba, ja dam radę, ktoś musi pomóc Derekowi!– usiłowała przekrzyczeć wichurę i przekonać chłopaka by ja puścił.

Usłyszał ją. Spojrzał na nią z zacięciem i uporem każącym jej pożegnać się z myślą o samowolce. Nie puści jej. Nie zostawi samej. Opór jednak osłabł. Cofnęli się razem po Dereka. Kuba pomógł jej oprzeć o siebie sportowca i tak zaczęli dalej biec. We czwórkę. Trzymając się nawzajem. Podpierając. Zataczając. Z całej siły pędząc w stronę świateł... W stronę świateł..
- Byle tylko nie do świateł na końcu tunelu... - mruknęła zdając sobie sprawę z groteskowości tego skojarzenia
 

Ostatnio edytowane przez Merigold : 25-04-2010 o 00:10.
Merigold jest offline  
Stary 25-04-2010, 01:30   #130
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
George miał wrażenie jakby zapadał się w miękki piasek. Promienie słońca igrały na jego twarzy. Ciepło promieniowało od mostka po całym ciele. Ból, niczym paląca zgaga, rozchodził się falami po wszystkich, prawie wszystkich kończynach.
Miał pod przymkniętymi powiekami obraz siebie leżącego na rozgrzanej oceanicznej plaży, wesołe krzyki bawiących się dzieciaków dochodziły do jego uszu.

Minęły całe wieki od momentu kiedy kiedy przekroczył tę ledwo zauważalną granicę pomiędzy bólem który go zabijał a tym, który już tylko informował go że żyję i nie jest w najlepszym stanie.
Przeżyłeś staruszku-pomyślał
Co się tutaj dzieje -Dudniący głos wyrwał go do rzeczywistości. Na jego twarzy pojawił się grymas cierpienia podobny do tego jaki miewają na prawdę skacowani ludzie kiedy usłyszą najmniejszy szmer.
Otworzył lekko oczy.
Niewiele widział i po prawdzie niewiele pamiętał. Nie bardzo orientował się gdzie jest i właściwie kim są ludzie, których głosy do niego dochodziły.
Nad nim klęczała dziewczyna, jej twarz wyrażała troskę i cierpienie. Trzymała w ręku jego tabletki. To, że miał zawał nietrudno mu było sobie przypomnieć. To dlaczego leży na zmarzniętej ziemi a nie w szpitalu zajęło mu jakąś chwilkę. Dziewczyna o imieniu... Holy, powoli wracały wspomnienia, wstała i ruszyła gdzieś poza obręb obszaru, który był z tej perspektywy w stanie zobaczyć.
Podniósł lekko głowę, obrócił w jej stronę i wyszeptał.
Dziękuję Holy -głowa ciężko opadła z powrotem.
Ten mały gest, przez nikogo niezauważony był wszystkim na co mógł sobie w tej chwili pozwolić. Powrócił do wizji plaży sprzed chwili.

Niebo nad oceanem pociemniało. Burzowe chmury nadciągały w zastraszającym tempie.
Nie, dlaczego, jak? -mówił sam do siebie.
Przed oczami pojawiły mu się twarze, nie miał na to wpływu, mimowolny kalejdoskop gęb, które znał lepiej lub gorzej albo takich, których nigdy nie widział na oczy.
Obraz zatrzymał się na twarzy dziewczyny.
Przerażający wrzask dotarł do jego uszu.
- Pomóż mi! Jak ja umrę, wy również! Pomóż!
Zimny pot spłynął mu po karku. Wyglądał na kogoś kto wybudził się ze straszliwego koszmaru. Oczy niemiłosiernie wytrzeszczone, usiadł niewiarygodnie szybko zważając na jego stan, i nerwowo mrugał.
Usta otwarte gotowe wypowiedzieć coś czego nie dało się opowiedzieć.

Kuba -powiedział mimowolnie, po tym jak usłyszał za plecami dźwięki melodyjki i obrócił się w kierunku chłopaka, któremu dzwonił telefon. Wszyscy zamarli oczekując nie wiadomo czego. Absurdalność całej sytuacji polegała na tym, że zdążyli się już oswoić z myślą o gadających trupach, psie wielkości niedźwiedzia czy demonach ukrytych w krzakach, ale dźwięk telefonu wprawił wszystkich włącznie z Georgem w osłupienie.
Kuba odebrał, ale zbyt szybko zerwało połączenie, aby przekazać wystarczająco wiele.

George próbował ocenić sytuację, rozglądał się uważnie, kiedy Jack rozpoczął swoja opętańczą przemowę. Rozpętało się na nowo. Lodowaty podmuch zmroził wszystkich a słowa studencika nie dawały czasu do namysłu. Na przykład Georgeowi, jak do cholery ma uciekać kiedy jego lewa noga nie funkcjonuje. Był bezradny jak dziecko. I dziecko właśnie ratowało mu w tej chwili życie. No może nie dziecko, tylko młodzieniec o trochę przydługich włosach, który pakował go sobie na ramię i nieważając na własne wyczerpanie targał go gdzieś nieznanym kierunku.
Mój boże zaraz zabraknie mu tchu i przeze mnie polegniemy obaj. Pomyślał wisząc głową w dół.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!

Ostatnio edytowane przez Hesus : 25-04-2010 o 01:35.
Hesus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172