Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-07-2018, 22:16   #61
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

W świetle ogniska nie trzeba było nie wiadomo jakiego wzroku by zobaczyć, kto znajduje się w największych tarapatach. Dlatego też Ramas, bez chwili wahania, posłał całą garść magicznych pocisków w pająka, który napastował Henę. A gdyby to nie starczyło, miał kolejne pociski, które mógł przeznaczyć albo na tego samego pająka, albo na któregoś z jego kolegów. Jednego takiego miał po prawej ręce.

Druid zaklął pod nosem, ale… niewiele mógł teraz zrobić, sam będąc napastowanym przez dwa pająki. Natarł więc zaciekle kosturem na jednego licząc, że reszta drużyny zajmie się ratowaniem ich pracodawczyni. W końcu nie mógł wszystkiego robić tu sam.

Khalim, widzący świat w nieco zwolnionym tempie dzięki swojej magii przyspieszenia, był dobrej myśli, w końcu pająki to nie ogry, choć też paskudne. Hena miała kłopoty, ale oto nadeszła pomoc. W kiepskim oświetleniu dojrzał jednego z pająków, był to bydlak dorównujący wielkością człowiekowi… nie chciał skończyć jak w walce z ogrami, więc zaczął od zaklęć ochronnych, przywołując klika swoich iluzyjnych duplikatów poprzez czar “Lustrzane odbicie”. Następnie miał zamiar zarzucić najbliższego potwora falą magicznych pocisków.


Rita zaklęła widząc, że wyciągnęła kota z worka.
- Niech to zaraza... Bierz pająka! - Choć zwierzę wyciągnięte z worka było mało bojowe, to zawsze było to jakieś rozproszenie dla przeciwnika. Elfka nie wychylając się, sięgnęła ponowni i złapała w dłoń kolejną puchatą kulkę. I tym razem się nie poszczęściło i w namiocie pojawił się nietoperz, istota prawie tak samo paskudna jak to co biegało po obozowisku. Złotowłosa nie zamierzała opuszczać swojego schronienia i ponownie wsadziła rękę do torby, wyciągając trzecią kulkę.

Fin ruszył w kierunku ogniska robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Chciał przykuć uwagę jak największej ilości pająków by odciążyć resztę drużyny. Poza tym jeśli stwory go okrążą, to będzie w dobrej pozycji, bo będzie mógł atakować w każdą stronę!

Ramas wypuścił serię wzmocnionych magią Barda “Magicznych pocisków”, w pająka napastującego Henę. Zabił go na miejscu, a cielsko jednak opadło na dziewczynę, która nadal krzyczała, choć już nieco ciszej. Próbowała również zrzucić z siebie zwłoki pokonanego paskudztwa… którego 2 nogi wpadły do ogniska, i zaczęły się palić. Kolejna seria “Magicznych pocisków” w wykonaniu Ramasa została posłana w pająka blisko Shargoza, i ten również zginął od razu.

Druid przywalił po raz trzeci kosturem własnego przeciwnika, i ten w końcu również padł martwy.

Zaklinacz przywołał swe iluzje, i nagle pojawiło się wielu Khalimów, poruszali się zaś wszyscy dokładnie jak on, każdy ruch, każdy gest, trudno było stwierdzić który był oryginałem a które ułudą… mężczyzna również potraktował jednego z pająków serią “Magicznych pocisków”, zabijając go na miejscu.

Rita siedziała w namiocie, i nie miała zamiaru wychodzić na zewnątrz. Co chwilę wyciągała z torby kolejną magiczną kulkę, która przemieniała się w jakieś zwierzę. Najpierw kot, który ledwie po wyjściu z namiotu przeraźliwie zamiauczał, po czym został pożarty przez pająka. Po chwili “wyczarowała” Nietoperza, a ten wyfrunął w cholerę, uciekając gdzieś w noc i las… ostatnią była Łasica. Ta z kolei zaczęła biegać jak szalona po całym obozowisku, lawirując między pająkami, ich nogami, a nawet nogami towarzyszy Elfki.

Syrafin zeskoczył ze swojego drzewa, dobył rapierów, po czym narobił sporo hałasu zarówno ostrzami, jak i krzykiem, by ściągnąć do siebie przemykające tu i tam w mroku pająki. Podziałało…

Bard również zmierzył się z jedną z wielonogich paskud, tnąc ją mieczem po pysku.

W końcu z namiotu wyskoczył i Durin. Krasnal w samej koszuli i spodniach, z młotem w jednej łapie i tarczą w drugiej. Omiótł obozowisko szybkim spojrzeniem, po czym wrzasnął do pobliskiego pająka:
- No chodź tu pokrako! - I zaatakował, tłukąc go po łbie. Rozjuszony pająk odpowiedział niecelnym ugryzieniem...

Obok Ramasa pojawił się kolejny pająk, wychodzący z otaczającego obóz mroku. Ugryzł Maga w lewą nogę, a oprócz typowego dla zranienia bólu, nagle po ciele mężczyzny rozeszła się dziwna słabość, a on nieco opadł z sił. Trucizna…

Po chwili, pająk walczący z Bardem ugryzł go w prawą rękę, i Glaiscavowi również zrobiło się słabo...

Na Elfa rzuciły się aż trzy włochate pokraki i atakowały szaleńczo z niemal każdej strony. Synarfin raz się uchylił, i drugi, i… w końcu go jeden ugryzł w lewą rękę. Ale Wojak zacisnął zęby, nic sobie również nie robiąc z trucizny jaką go poczęstowano, już przygotowując się do wyprowadzenia serii swymi rapierami...

Na twarzy Rity zaczął pojawiać się coraz większy strach. W namiocie pojawiły się pajęcze odnóża. Najpierw dwa, po chwili jeszcze dwa, a w końcu i poły namiotu zostały przesunięte na boki, gdy pojawił się wredny, obrzydliwy, okropny, obleśny pysk pająka z ociekającymi jadem kłami, i tymi wszystkimi ślepiami patrzącymi prosto na nią. Pająk z głośnym sykiem skoczył na roznegliżowaną Elfkę, wpadając w końcu całym cielskiem do jej namiotu. Ugryzł ją w lewą rękę, którą Rita w akcie desperacji przesłoniła twarz.

Co za dużo, to niezdrowo.
I tak też się Ramas poczuł, gdy kolejny pająk ugryzł go w nogę. I uczucie to nie należało do gatunku przyjemnych. Na szczęście miał jeszcze tyle sił, by nie klękać przed byle przerośniętym pajęczakiem, któremu w rewanżu podarował serię magicznych pocisków. Gdyby to nie starczyło, miał jeszcze kilka takich samych w zapasie. A gdyby pająk raczył wyzionąć ducha, to były jeszcze inne - na przykład ten, który wystawiał odwłok z namiotu Rity. I to jemu Ramas miał zamiar posłać te, których pierwszy pająk już nie potrzebował.

W oczach Shargoza elfka musiała chwilkę poczekać. Odrobinkę. Druid, zwyciężywszy adwersarzy, zmniejszył kostur do małego patyczka i schowawszy go za pas ruszył ku Henie. Wyciągnął spod truchła pająka pracodawczynię, po czym zwrócił spojrzenie ku ośmionogiemu adoratorowi elfki. On był następny na jego liście.

Rita w tym czasie zapiszczała niczym panna podejrzana przez niecnego mężczyznę w trakcie jej samotnej kąpieli. Szczękoczułki zacisnęły się na jej lewej ręce, którą się osłaniała przed brzydalem i natychmiast poczuła upływ sił. Z rękawa koszuli jej prawej ręki wysunęło się ostrze, którym zaczęła dźgać w pajęczaka.

Khalim z niepokojem patrzył jak maszkary ranią jego kompanów, ale na szczęście ich magia sobie z nimi radziła. Uśmiechnął się , czując ekstazę, gdy w otaczającej go aurze mocy rzucał kolejne zaklęcia. Słysząc odgłosy walki poza obszarem ogniska, nienaturalnie szybkimi ruchami cofnął się do krawędzi namiotu, gdzie miał widok na Synarfina walczącego dzielnie z kilkoma pająkami. Pora by one też zatańczyły z jego magią - pomyślał, gdy na koniuszkach jego palców rozbłysła kolejna rodząca się błyskawica.

W uszach barda dźwięczał krzyk Heny. Czarodziejka wyraźnie nie miała szczęścia do robactwa.
Glaiscav chętnie by jej pomógł. Problem z tym, że inny przedstawiciel szlachetnego rodu stawonogów ugryzł go w ramię i wsączył truciznę do żył.
Muzyk wiedział, że musi walczyć dalej, inaczej jeszcze padnie bez sił przed tak trywialnym przeciwnikiem. Rąbnął więc kolejne dwa razy mieczem celując w łeb pajęczaka.

Druid wyciągnął spod martwego pająka Henę. Spanikowana dziewczyna miała okropną dziurę w lewym policzku, była cała zakrwawiona na twarzy, brudna z wymiocin, oraz czegoś zielonego(czyżby trucizny pająka?). A dwie nogi, owego martwego potworka, wciąż smażyły się w ognisku, i w końcu zaczęło nieźle dymić, choć sam smród był o wiele gorszy…

Rita w namiocie dziabnęła atakującego ją pająka sztyletem w jedno z wrednych ślepi, wydłubując je, to było jednak stanowczo za mało. Pająk dziwacznie zapiszczał, i już był gotów ponownie na nią się rzucić, gdy…

Ramas posłał kolejną serię, wzmocnionych magią Barda, “Magicznych pocisków” w wystający z namiotu odwłok, i po chwili adorator Elfki padł martwy, zalegając po części w owym namiocie.

Khalim praktycznie na ślepo rzucił “Błyskawicę”, kierując się jedynie słuchem, i jakimiś kształtami w mroku. No cóż, było to ryzykowne, mógł trafić jakiegoś towarzysza… tak się jednak nie stało. Wyładowanie elektryczne przecięło mrok, rozświetlając go, i trafiając prosto w odwłok jednego z włochatych. Cielsko eksplodowało, a błyskawica pomknęła dwa metry dalej, podsmażając kolejnego pająka, jednak go nie zabijając.

Glaiscav stawiał dzielnie czoła poczwarze, robiąc dwa razy użytek ze swojego miecza, trafił jednak tylko raz, tnąc pająka nieco po łbie.

Elf, ochlapany wnętrznościami rozwalonego magią pająka, wykonał swój taniec z rapierami, przez jednak owy, wcześniejszy wybuch, pierwszym ciosem nie trafił. Drugi był jednak już znakomity, i rapier zagłębił się mocno w głowie pająka, zabijając go na miejscu. Po chwili Synarfin zaatakował kolejnego, podsmażonego już nieco przeciwnika, również zakańczając jego żywot.

Krasnolud tłukący młotem pająka, raz spudłował, raz jemu przydzwonił. Bydlak jednak wciąż nie miał zamiaru paść.

Zostały już tylko 2 pająki, ten z którym walczył Bard, i ten z którym walczył Durin… który obronił się przed kolejnym atakiem tarczą. Glaiscav miał jednak niesamowitego pecha, cholerstwo użarło go ponownie w tą samą rękę!! Ale na szczęście, tym razem jego organizm poradził sobie z nową dawką trucizny.

Durin po raz kolejny przydzwonił pająkowi “Meteorem”, i tym razem z pokraki została już tylko miazga. Glaiscav zadał zaś następne cięcie, i w końcu odrąbał spory kawałek pajęczej głowy, kończąc żywot ostatniego natręta.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 27-07-2018 o 22:41.
Lord Melkor jest offline  
Stary 30-07-2018, 20:53   #62
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W obozie zapanowała względna cisza, nie licząc ciężkich oddechów po walce, i cichego zawodzenia Heny…

Uciekły 4 konie, które teraz chyba trzeba będzie szukać w lesie, i to w środku nocy. Jeden czy drugi/druga, byli mniej lub bardziej poranieni po walce z cholernymi pająkami. W obozowisku panował bałagan i leżało pełno ciał pająków. Cuchnęło ich krwią, wnętrznościami, a jeden z nich się wciąż palił od ogniska... do tego namiot Rity i Heny zabrudzony był w środku juchą innego pajęczaka.
- Niech go w końcu ktoś odciągnie!! - ryknęła Elfka, nie mogąc wyjść z namiotu.

I nagle Ramasowi mocno zakręciło się w głowie, i ciężko opadł na kolana, drżąc na całym ciele. Po chwili zaś przewrócił się w bok, słaby niczym niemowlę. Co najwyżej w tej chwili był w stanie poruszyć jedynie palcem lub by coś wychrypieć, ustami... Miał tylko tyle siły, by móc uruchomić magiczne moce swego pasa i przywrócić sobie odrobinę zdrowia. Niby poczuł się lepiej, ale i tak nie miał siły, by się podnieść.

Do tego wszystkiego jednemu z pokonanych pająków drgnęło odnóże! Temu blisko Khalima! Czyżby ten jeszcze żył, i był naj(nie)zwyczajniej na świecie nieprzytomny od otrzymanych ran??

- No… no… nie panikuj. Do wesela się zagoi. Od tego mamy kapłana i różdżki leczenia- rzekł druid całkiem łagodnym tonem do Heny. Jakby mówił do dziecka. I pogłaskał ją po włosach... jak dzieciaka.
- Jeśli Ricie leczenie nie będzie potrzebne od razu, to ciebie podleczę w pierwszej kolejności- dodał wstając i ruszając ku namiotowi Rity, by odsunąć od wejścia do niego, truchło pająka. Hena w tym czasie usiadła na tyłku, po czym nieco niepewnie, i właściwie to mało co dotykając ów zakrwawiony policzek i ziejącą w nim dziurę, trzymała tam dłoń. Coś zabulgotała krwią za Druidem, wyciągając różdżkę leczenia, ale mężczyzna tego nie zauważył… Bo był zajęty odwalaniem trupa pająka i zastanawianiem się, czy ten gatunek należy do tych jadalnych. Wiedział, że gobliny je jedzą… ale one jedzą każde śmiecie.
- Rita… u ciebie w porządku?- zapytał.
- W porządku? - pisnęła z rozżaleniem elfka, która siedziała w klęczki i trzymała się za obolałą rękę. - Nic nie jest w porządku!! Jesteśmy w cholernym lesie, po środku niczego i prawie zeżarł mnie pająk! - kontynuowała i nie wyglądało by miała zamiar prędko przestać. - Pogryzło mnie to coś i ledwo ręce mogę utrzymać w górze! - lamentowała. - Cały czas piecze mnie po uryzieniu! Umrę od pogryzienia!
- Bzdura… od tego się nie umiera - stwierdził dumnie druid stojąc u wejścia. - Mnie też ukąsił. I czy ja ci wyglądam na umierającego?

Khalim z satysfakcją dobił magicznym pociskiem drgającego pająka, czując jak opadają z niego emocje i rozkoszny dotyk jego magii. Po chwili jego ruchy na powrót stały się normalne, chociaż iluzyjne duplikaty pozostały.
- Rito, przecież jesteś dużą i odważną elfką prawda? To tylko parę pająków, zaraz nasz druid i kapłan cię uleczą, i będziesz znowu cała, zdrowa i śliczna… -Stwierdził z niewinnym wyrazem twarzy, podczas gdy jeden z duplikatów pokazał język, a drugi złapał się za głowę.

Z namiotu żeńskiego jeszcze dobiegły dwa jęki oburzenia i cierpienia, aż w końcu Rita ucichła. Dopiero po dłuższej chwili elfka wyszła z namiotu. Włosy miała w nieładzie, a na twarzy rozsmarowaną posokę stawonoga. Ubrana w jedwabną koszulkę, była okryta kocem, który gdzieniegdzie miał plamy krwi oponenta. Dziewczę minę miało jak kot wrzucony do beczki z wodą.
- Nienawidzę wyjazdów plenerowych! - fuknęła Rita i podeszła do mężczyzn. - O tu mnie udziabał... - pokazała rękę druidowi.
-Nooo… do wesela się zagoi. Albo wcześniej, jak nasz muzyczny kucharz pomacha swoim twardym długim… kijaszkiem magicznym i podleczy ci ranę. Co do konsekwencji jadu to… jutro wyproszę odpowiednie łaski i cię uzdrowię.- Shargoz pogłaskał ją po głowie, jak to uczynił z Heną. -Byłaś dzielna.

Obdukcja zrobiona przez fachowca od zwierzątek wszelakich uspokoiła nieco Ritę. Elfka owinęła się szczelniej kocem i dopiero rozejrzała się w koło.
- Fuj, skąd to się tu przypałętało... - skrzywiła się. - Zjadło kogoś? - zapytała nagle zaniepokojona tym i czekając na odpowiedź, sama jeszcze liczyła członków drużyny.
- Ramasa próbowało, ale zdechło przy próbie konsumpcji. Widać szlachetna krew jest trująca - zażartował druid.
- Zaraz ci pomogę, Rito - mruknął Glaiscav. - Ale w drugiej kolejności. Ty trzymasz się na nogach, Ramas nie. -To powiedziawszy bard zanurkował do namiotu wynosząc z niego różdżkę leczenia.
- Durin, poświeć no tutaj, proszę -gdy krasnolud spełnił jego prośbę, a z ciemności wyłonił się zarys ciała Ramasa, Glaiscav dotknął jego piersi czubkiem różdżki.

A Druid udał się ku Henie, by podleczyć ciało jej magiczną różdżką. Co jakiś czas zerkał na martwe pająki i ich tłuste odwłoki coś rozważając. W tym czasie, Hena jakoś do siebie niby doszła, po dwukrotnym użyciu różdżki… dziura w jej policzku się zasklepiła, a sama dziewczyna powiedziała ciche “dziękuję” do Shargoza. Następnie zaś pobiegła w krzaki, gdzie dało się słyszeć jej kolejne wymioty i plucie. Po kilku dłuższych chwilach jej przeszło, przepłukała usta wodą, po czym wróciła w pobliże ogniska.
- Przenosimy obóz, czy resztę nocy spędzamy w tym syfie? I chyba trzeba poszukać koni? - Spytała, po czym zerknęła na leżącego na ziemi Ramasa - Przeżyje? - Hena zwróciła się do Glaiscava.
- Wywalić truchła poza obóz i można spać. Nie zaśmierdzą się przez parę godzin na tyle, by zapach był nieznośny.- zaproponował druid, któremu zwłoki pająków na obrzeżach obozowiska w niczym nie przeszkadzały.

- Jak Ramas żyje, to go podleczymy, rano będzie jak nowy. Natomiast co do obozu to ja bym się przeniósł, naprawdę chcemy spać w tym smrodzie? -Stwierdził ziewając Khalim, którego euforia zniknęła wraz z efektami jego zaklęć.
- I oczywiście cześć koni uciekła… może ptaki pomogą je nam wyśledzić..

- Czy przeżyje? Trudno powiedzieć. Rany się zasklepiły, ale trucizna wciąż krąży w jego żyłach. Bardzo się poci, to dobrze. Dać mu wody i czuwać przy nim do rana. Mogę się tym zająć. A jak do rana jego organizm nie zneutralizuje trucizny do mogę użyć zwoju leczniczego.
- Trucizna… też mi powód do paniki. Jeśli nie zabiła od razu, to już nie zdoła. Przenieść go trzeba będzie do namiotu i odpocząć pozwolić. Rano, z pomocą łaski wielkiego Silvanusa, usunę skutki jadu- rzekł druid władczym tonem. - Teraz trza konie wyłapać.

Ramas się nie odzywał, chociaż miał jeszcze tyle sił, by parę słów wypowiedzieć. Wolał jednak milczeć i wysłuchać, jaki stosunek do niego mają towarzysze podróży.

- Wynośmy się stąd. Nie chce ani chwili dłużej tu być - z całą stanowczością wyraziła swoje zdanie Rita. - Jeszcze przylezie coś gorszego jak pająki... Na przykład większe pająki - wzdrygnęła się. Następnie wyczekująco zaczęła się przyglądać bardowi i krasnoludowi, by w końcu któryś ją uleczył.
- Tak czy siak, konie trzeba wyłapać. Ptaki dzienne nie widzą dobrze w nocy. Sami musimy wierzchowce znaleźć - ocenił Shargoz wpierw podleczając się nieco ostatnią łaską jaka mu została. A potem przybierając postać wilka. Liczył że węch zwierzęcia i jego doświadczenie w tropieniu zrekompensują fakt wyruszenia samotnie. Nie mogli wszyscy przenosić obozowiska, łapać koni i zajmować się rannymi jednocześnie. Musieli się podzielić zadaniami.
-W takim razie zostawiam wam wyłapanie koni - bard wziął na ręce bezwładnego Ramasa -Zaniosę go na posłanie. A tobą, Rito, zaraz się zajmę.
Ułożywszy Ramasa we względnym bezpieczeństwie namiotu Glaiscav wrócił do elfki by po raz kolejny użyć mocy różdżki.
- Rita - zagaił jeszcze - Tak na przyszłość, ja lubię koty…

Elfka uniosła brew wybita ze swojego użalania się po tym jak bard zmienił nagle temat.
- Też kiedyś lubiłam, moja rodzicielka miała sympatycznego... - westchnęła w zamyśleniu. Nagle wstała. - Fin, idź z druidem po konie - powiedziała. - Ramas zdycha to reszta musi zająć się zwijaniem obozu
- Przypilnuję Ramasa coby się nie przekręcił. Odpowiedzialne dzieło zwijania namiotów to wasza broszka - rzekł bard po czym usiadł przy posłaniu kompana polerując różdżkę posuwistym ruchem.
- Dziękuję... za... troskliwość... - wydusił z siebie Ramas, leżąc wciąż z zamkniętymi oczami.
W tej chwili czuł się jakby przybyło mu nagle parę setek lat. A że nie był elfem, to ciężar tych lat boleśnie przygniótł go do ziemi.
Gdyby ktoś mu dał kule, to może jakoś zrobiłby z pięć kroków, na szczęście oszczędzono mu konieczności podjęcia tego ciężkiego wysiłku. I dobrze, bo - prawdę mówiąc - nie miał siły na nic więcej, niż oddychanie i rozmyślanie.
A było o czym myśleć. A raczej o kim. Tudzież parę wniosków z tych rozmyślań wyciągąć.
Dwóm paniom tyłki uratował, a żadna nie raczyła nawet powiezieć zwykłego 'dziękuję'.
Żyje? w wykonaniu Heny aż się prosiło o 'a szkoda', bo radości w jej głosie nie było za grosz. Ale 'zdycha' było jeszcze słodsze. Aż żal, że nie dokończyła "i niech zdechnie, będzie więcej dla nas'.
Niech żyje szczerość.
I znów się okazało, że lepiej najpierw zadbać o siebie, bo od niektórych nie ma co liczyć ani na pomoc, ani na wdzięczność. A takich, przy najbliższej okazji, należało umieścić na samym końcu listy oczekujących na pomoc. Hena co prawda była pracodawczynią, ale za mało płaciła, by awansować na jakieś wysokie miejsce na wspomnianej liście.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-08-2018, 11:44   #63
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Synarfin splunął na ostrza i przetarł je fragmentem rękawa koszuli. Przez dłuższą chwilę chodził dookoła obozowiska będąc ciągle w pogotowiu. Tak naprawdę był jedynym, który w tej chwili był w stu procentach gotowy do ponownej walki, gdyby zaszła taka potrzeba.
Na sugestię Rity skinął głową i ruszył pomiędzy drzewa szukając koni.

Przeniesienie obozu w inne miejsce, oraz odszukanie spłoszonych koni, zajęło tak godzinę czasu… w pierwszym zajęciu przodował Druid pod postacią wilka, za pomocą węchu odnajdując rumaki. Pomagał Synarfin, odnajdując również jednego konia, i nie zgubił się w obcym lesie nocą, co samo w sobie było również osiągnięciem wartym wspomnienia.

Glaiscav podleczył nieco osłabionego Ramasa, sam Ramas również użył swojego leczniczego przedmiotu… następnie Bard pokrzepił i magią Ritę.

*****

Reszta nocy przebiegła już spokojnie, i każdy mógł się porządnie wyspać… nad ranem nie pozostało zaś nic innego, jak pozbierać manele i ruszyć w dalszą podróż. No może najpierw jeszcze podreperować jakoś brak sił Ramasa…

Ach, no i oczywiście, rankiem w obozie, miała miejsce cała seria medytacji i modłów, by czarujące osoby z grupy uzyskały magię na nowy dzień. Hena temu zajęciu oddała się z kolei najwyraźniej w nocy.

Nowy dzień, nowe modlitwy i prośby. Shargoz był gotów na nowy dzień ruszając do namiotu z Ramasem. Druid wszedł i kucnął przy pozbawionym przez jad sił magu.
- Przywrócę ci siły… może wszystkie. Może większość. Reszta wróci z czasem, lub gdy jutro przygotuję kolejne łaski.- rzekł pierw druid, po czym wyjął medalion i zaczął mruczeć słowa modlitwy… raz. Przerwał zadumał się. Uczynił tak po raz drugi… trzeci.
- Tyle musi ci wystarczyć na razie. Jeszcze by komuś się może się przydać takie uzdrowienie. A zostało mi jeszcze jedno.- wyjaśnił.
- Dziękuję - powiedział mag, bez większych problemów siadając o własnych siłach, a potem stając na własnych nogach. - Mam nadzieję, że nie będę musiał się rewanżować w podobny sposób. Jak się czują pozostali? - spytał.
- Żyją… i czują się dobrze. To tylko trochę leśnych pająków. Żadne zagrożenie. Nie wiem skąd ta panika.- odparł druid.
- Chyba nie słyszałeś Rity - odparł Ramas. - Jakby się do niej dobrało z dziesięć tych stworów.
- Jest niewiastą z miasta. Wyolbrzymianie problemów leży w naturze… cywilizowanych kobiet.- stwierdził z sarkastycznym uśmieszkiem druid.- Jeśli hoduje się kwiatki, nie wypada narzekać na to, że okażą się delikatne.
- To z pewnością nie jest mój ogródek - odpowiedział mag. - Ale zawsze mi się zdawało, że elfy powinny, że tak powiem, obeznane z lasem. - Pokręcił głową. - Człowiek się uczy całe życie - powiedział z wyraźną ironią.
- Ani mój.- stwierdził krótko druid i wstał.- Spróbuj się poruszyć, gdy już będziesz gotów opuścić namiot.
- Obeznane z lasem są tylko te co w nim mieszkają - wtrąciła się Rita, siedząca na kocu po drugiej stronie obozowiska. W rękach trzymała kołczan i przeglądała siedzące w nim strzały.
- Ale wszystkie mają dobry słuch - dodała nawet nie uraczając ich swoim spojrzeniem. - I tak, jestem bardziej jak ta stokrotka w doniczce niż mleczyk na bruku - dodała z rozbawieniem w głosie i wyciągnęła jedną strzałę, oglądając ją w pełnej okazałości.
- Tak czy siak… nie ma co panikować. Jak tam twoje siły… czujesz się lepiej? - zapytał druid podchodząc do Rity.

Ramas ubierał się niezbyt szybko, nie zamierzając się wdawać w dyskusje z długopłatkową stokrotką, która, jego zdaniem, powinna była zostać w tej doniczce, w której sobie wyrosła.

Elfka zadarła głowę, spoglądając na Shargoza i uśmiechnęła się.
- Tak, już dobrze. Nawet wypoczęta - odpowiedziała. - Ale pająków nienawidzę jeszcze bardziej - wzdrygnęła się. - Ramas, masz jakieś ogniste czary, żeby w razie czego kolejne nim potraktować?
- Dla ciebie wszystko - skłamał mag. - W razie konieczności wyciągnę z rękawa coś nieprzyjemnego.
- Jak zawsze uroczy - skomentowała złotowłosa, wyraźnie drocząc się z nim. - To co, zwijamy manatki i ruszamy dalej? - zmieniła temat.
- Jak tylko znajdę kogoś kto potrzebuje jeszcze uleczenia od skutków jadu, to jak dla mnie możemy ruszać.- wzruszył ramionami druid.
Elfka schowała strzałę na powrót do kołczanu i położyła go na kocu. Wstała i wzięła w ręce swój łuk refleksyjny. Zaczęła go wnikliwie oglądać, a następnie sprawdzając cięciwę, spróbowała naciągnąć ją. Zdziwiona zmarszczyła brwi.
- Ocho, chyba mnie nadal trzyma - stwierdziła siłując się z naciągiem swojego łuku refleksyjnego. - Nie mam siły używać mojego własnego łuku! - fuknęła i choć ze złością się zaparła to i tak nie mogła naciągnąć cięciwy.
- Taaa… to jest problem.- stwierdził druid i ostatnie z przygotowanym uzdrowień zużył w modlitwie na elfkę przykładając dłoń do jej czoła. Być może i inni w ich ekipie mieli jeszcze problemy z brakiem sił, ale Glaiscav i Khalim nie polegali w walce na sile ich mięśni. A krasnoluda chyba żaden pająk nie dziabnął.

*****

Po tym jak druid zabrał dłoń z czoła elfki, Rita ponownie przymierzyła się do swojego łuku.
- Uff. Udało się - odetchnęła z ulgą, kiedy udało jej się w pełni naciągnąć cięciwę. - Dzięki Shargoz - powiedziała i uśmiechnęła się miło do niego.
- Nie ma za co.- odparł krótko druid i przeciągnął się.- Oby nie było to potrzebne. Ostatnio za często stajemy do walki na zasadach wroga, a nie naszych.

*****


Hena z kolei wczesnymi godzinami, zajęła się… wybijaniem pokonanym pająkom ich kłów. Na zdziwione spojrzenie jednej czy drugiej osoby, dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami.
- Może się przydadzą jako komponenty do jakiegoś zaklęcia lub mikstury? - W końcu wyjaśniła.
- Może na coś się przydadzą, poza robieniem niepotrzebnego zamieszania - powiedział Ramas, który właśnie wyszedł z namiotu.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 02-08-2018 o 12:23.
Jaśmin jest offline  
Stary 06-08-2018, 15:07   #64
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
5-ty dzień podróży
gdzieś na szlaku do Secomber...


Po nocnych perypetiach w obozowisku związanych z odwiedzinami pająków, po poranku pełnym modlitw i medytacji, podleczeniu poranionych towarzyszy, i choć częściowym odnowieniu ich utraconych przez truciznę sił, ruszono w końcu dalej, gdzieś czasowo już całkiem blisko południa.

I znów podróżowali gościńcem, kilometr za kilometrem, godzina za godziną…

~

Natrafiono na zniszczony wóz, leżący na boku. Czterokołowy, z resztkami plandeki, połamane koła, połamane osie, sam wóz w wielu miejscach również rozwalony, ogólnie to był właściwie resztkami wozu. Cokolwiek go tak urządziło, z całą pewnością posiadało niezłą krzepę. Do tego tu i tam parę ciemnych plam, pewnie już wyschniętej krwi, ślady butów, końskich kopyt i liczne ślady wielgachnych buciorów. Czyżby tu grasowała ta banda Ogrów, których pokonano poprzedniego dnia?

W końcu w ich obozowisku odkryto resztki konia i człowieka… całkiem możliwe.

Nie było jednak nad czym się zastanawiać, czy i czym wielce przejmować. Nieco bardziej czujni niż przed chwilą, towarzysze ruszyli więc dalej.

~

Godzinę po kolejnym obozowisku, i polowym obiedzie, na gościńcu natrafiono w końcu na coś ciekawego. Przed grupką zamajaczyła w oddali karawana… coś z 8 wozów, sporo ludzi i nie-ludzi, i również jechali w tą samą stronę, w kierunku do Secomber.

Postanowiono więc porozmawiać.

Początkowo, w karawanie zapanowało spore zamieszanie, i obawiając się ośmiu jeźdźców, szybko samemu pochwycono wszelki oręż, i zrobiono poważne miny do zaistniałej sytuacji. W końcu nikt nie był pewien tych drugich, spotkanych na drodze. Może bandyci, łowcy niewolników, ktoś szukający guza i łatwego zysku, może i zwyczajni podróżni, różnie to bywało…


Obawy były jednak bezpodstawne. Wystarczyło bowiem ze sobą ledwie 5 minut porozmawiać, by wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Oficjalnie, ich grupka, jako podróżników, podążała do Secomber, karawana z kolei, jak to karawana, wiozła towary i usługi również do tego samego miasta. Między innymi, poprzez giętki język Barda, przyjazne nastawienie Khalima, oraz... surową szczerość Shargoza, postanowiono dalszą podróż kontynuować razem. Hena z kolei nie miała nic przeciw, choć jazda tempem wozów była znacznie wolniejsza niż rumaków, no ale niech będzie…

Karawanie przewodził Gnom Seever “Gładki Kamień”, ponoć Arystokrata. Elegancko ubrany, z kilkoma wyglądającymi na drogie pierścieniami. Nosił płaszcz z czerwonej, smoczej łuski, co na niektórych robiło wrażenie…


Była i Wandaore Underfoe, Krasnoludzka Mistrzyni Jubilerstwa, obnosząca się z symbolem Moradina na piersi, posiadająca lisią towarzyszkę “Katlę”. Oprócz tego, miała i swojego pracownika Hornana Stalową Brodę, obwieszonego kilkoma narzędziami przy pasie, który nie stronił od rozmów jak i dowcipów. Ich wóz był ponoć z kolei wyładowany wszelkim rodzajem klejnotów i biżuterii.

Na kolejnym wozie podróżował Zankas Hortlin, Niziołek Mistrz Kamieniarstwa, dosyć bogato ubrany, z ciekawie wyglądającym przy pasie sztyletem, o rękojeści wykonanej chyba z jakiejś egzotycznej kości. Nie wiedząc czemu, spoglądał wyjątkowo nieufnie na… Synarfina.


Mistrzowi towarzyszył drugi Niziołek, niejaki Basso, będący jego pracownikiem. Od razu rzucał się w oczy jego czerwony nos…

Później był Półelf Otimon Horster, kupiec z wozem “1001 szpargałów”, a czego to on niby nie miał: perfumy, amulety, przedmioty magiczne, niby i jakieś zbroje, oręż, zwykłe-niezwykłe przedmioty na każdą okazję, sporo wszystkiego i niczego… oraz pomagiera, ludzkiego mężczyznę o imieniu Cyne, który wydawał się niezwykle obojętny na niemal wszystko i wszystkich.

Kolejny wóz zajmowała nieco zarozumiała Kupczyni Kather Stere, z wozem wyładowanym wszelakimi ubiorami męskimi i damskimi, i do nich całkiem sporym wyborem obuwia. W interesie pomagała jej zaś ludzka kobieta Chleuva, wyróżniająca się noszeniem długiego noża przy pasie.

Na kolejnym wozie jechała Adeptka Alchemii, Asmut Horison, młoda, i nieco płochliwa dziewoja, potrafiąca tworzyć różne mikstury i maści. Powoziła sama, co samo w sobie było dosyć nietypowe…


Miał jednak na nią oko jadący blisko ludzki mężczyzna, Wojownik, Lava Pegason.

Pojazd dalej, podróżowała piękna Półelfka Cilly, będąca chyba Maginią. Jej rude włosy, zielone oczy, oraz seksowny strój potrafił przyciągnąć oko niejednego… co natychmiast odpychał jej charakter. Była ponoć nieco wredną suką… a “rządziła” dwoma ludzkimi mężczyznami, którzy, no cóż, nazwanie ich Artystami było zbytnią przesadą. Obaj młodzi panowie zajmowali się bowiem przedstawieniami kukiełek, skierowanymi dla dzieci. Reder był dziwnie blady i od czasu do czasu trzęsły się jemu ręce, Ichas z kolei miał ładnie przystrzyżoną brodę i towarzysza-psa, wabiącego się “Toulita”.

Drugim wojownikiem w kolumnie był Thafri Tolfrison, Krasnolud w kolczudze, posiadający niezłe toporzysko jak i lekki młot. Ze zbrojnej strony karawany był i Gnom Amos, w zbroi łuskowej i z młotem w dłoniach.

Ostatnimi w grupie byli wynajęci na tą podróż najemnicy: Drona, Półorcza kobieta z wielkim toporem.


oraz Oller Hallison, Krasnolud z młotem bojowym i ciężką tarczą.

Potwierdziły się również przypuszczenia grupki Heny, na karawanę dzień wcześniej napadły Ogry, stracono w zasadzce 1 wóz oraz aż 3 ludzi. Poległo dwóch własnych zbrojnych, i jeden z najemników…



W trakcie podróży, nie było zbyt dużo okazji do porządnego porozmawiania z kimś z tego barwnego korowodu, gdy jednak po paru godzinach nadszedł czas na wieczorny/nocny obóz, nic już nie stało na przeszkodzie, by zagadnąć kogo się zapragnęło.

Rozstawiono wozy, zajęto się końmi, ktoś poszedł po wodę do pobliskiej rzeki, wystawiono straż, pojawiły się ogniska, w końcu można było porządnie odpocząć po całym dniu podróży, i to w licznym, dosyć ciekawym towarzystwie…





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 06-08-2018 o 18:05.
Buka jest offline  
Stary 15-08-2018, 20:03   #65
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Pomysł dołączenia do karawany był zdaniem elfki bardzo dobry. Poruszali się co prawda znacznie wolniej, ale poza miastem większa grupa oznaczała więcej oczu do szukania zagrożeń, jak również stanowiła większe wyzwanie dla potencjalnych napastników, którzy musieli się bardziej zastanowić czy opłaca im się atakować. Całą drogę Rita jechała na swoim koniu w środku kolumny sworzonej z toczących się wozów. Czas umilała sobie na rozglądaniu się, rozmawianiu z Finem w ich wspólnej mowie oraz okazjonalnym dokuczaniu krasnoludowi, ale robiła to tak by nie wprost wiedział, że to ona pstryka w niego małe kamyki, które uprzedno skrupulatnie zbierała na krótkich postojach.

***

Po wielu godzinach w drodze, zapadła decyzja, że czas rozbić obóz. Elfka przyjęła to z nieskrywaną ulgą, bo tyłek już ją bolał od siedzenia w siodle, a ręce drętwiały od trzymania za lejce. Wyjątkowo zgłosiła się na ochotnika by zająć się końmi, rozsiodłać je i napoić. Do pomocy jej w tym zadaniu nakłoniła Synarfina, który to ostatecznie odwalał większość roboty.

Uwiązane, napojone i rozsiodłane konie mogły odpocząć, a elfy w końcu dołączyć do rozmawiających przy ognisku. Złotowłosa nie garnęła się do rozmów, ograniczając się do uprzejmego i miłego minimum, nie szczególnie mając nastrój na poznawanie towarzyszących im obcych. Rita jak i ostatniego razu, rozłożyła sobie koc, starannie go układając na ziemi i zasiadła na nim. Sięgnęła po swoją magiczną torbę i zaczęła przeglądać strzały w kołczanach.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 16-08-2018, 22:40   #66
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karawana… łut szczęścia to za dużo powiedziane, bo takich karawan na tych szlaków pewno było wiele. Niemniej mieli trochę farta, że trafiła im się taka. Było z kim porozmawiać, było z kim ubijać interesy, było na kim oko zawiesić. A propo oczu…
Już przy pierwszym postoju, druid zaczął bazgrać



Jakiś znak na piasku. Shargoz obserwował reakcje członków karawany na ów szkic. I z rozczarowaniem stwierdził, że żadnej reakcji nie było. Z rozczarowaniem, acz nie zaskoczeniem… szanse na właściwą reakcję były minimalne. W końcu porzucił “szkic”, a ten… został przyozdobiony kwiatkami, gdy go nie było w pobliżu.
Domyślał się, kto mógł to zrobić, ale… ta kwestia go przestała interesować. Za to zainteresowało go co innego.

Odkąd ruszyli razem z karawaną Shargoz ją obserwował. Co prawda nie tylko ją… ale to na nią zerkał bezczelnie. I nie odwracał wzroku,gdy go zauważyła śmiało znosząc jej spojrzenie. Zielonoskóra kobieta jednak nic sobie z tego nie robiła… nie robiła bo… z całą pewnością owe obserwacje zauważyła, ich wzrok spotkał się raz, drugi, trzeci. Jednak nic się nie odezwała, nic Druidowi nie… pokazała? (choćby słynnego gestu zgiętej ręki z przełożoną przez nią drugą ręką, by się odwalił). Więc… kij w sumie wie, o co chodziło. Może ją to nie interesowało?

Gdy w końcu rozbito wieczorny obóz, Drona już bez zbroi, ale z wciąż wielkim toporzyskiem na plecach, korzystając z 2 grubych pałąków, rozłożonych na obu ramionach, pomaszerowała z czterema wiadrami, by przynieść wodę… A Shargoz po wysłaniu ptaka na zwiady ruszył za nią, bo był to z pewnością intrygujący go widok. Zwłaszcza, że kobieta prezentowała się jeszcze lepiej bez zbroi. Odnalazł ją nad rzeką, gdy napełniała wiadra wodą, stojąc w niej do kolan…

Druid podszedł i usiadł w pobliżu, bezczelnie się gapiąc na półorczycę z nieco zadziornym uśmiechem i splatając ramiona razem. Ta, gdy go zauważyła, w jednej dłoni trzymając wiadro w wodzie, drugą dłoń położyła na rękojeści topora, jednak po chwili ją cofnęła.

- A, to być Ty - Odezwała się - Mnie śledzić? - Spojrzała na Shargoza, odrobinę marszcząc brwi.
- Nieee… podziwiam widoki. Krągłe widoki… przede mną.- odparł z bezczelnym uśmieszkiem druid, opierając się dłońmi na kosturze.-Śliczne… widoki.

- Pffffff... - Wzruszyła ramionami Drona, po czym napełniła ostatnie wiadro wodą, nieco wyszła z wody, i postawiła je na brzegu, obok swoich butów, i pozostałych, pełnych już wiader.
- Ty być wojak, albo zwiadowca? - Spytała, po czym przeciągnęła muskularne ramiona w górę, aż strzeliły jej kości, chyba barków. Uśmiechnęła się przy tym dosyć… wrednie.
- Druid…- nie wyglądało na to, by pokaz jej mięśni wzbudził strach Shargoza. -A ty śliczna… wojowniczka.
- Druid - Powtórzyła za nim Półorczyca, po czym wzruszyła dla odmiany ramionami - Czary-mary natury… Ty się zmieniać w niedźwiedzia? - Dodała, po czym zaczęła… rozpinać swoją koszulę. Odwróciła się jednak do mężczyzny tyłem, ściągając toporzysko z pleców, i wbijając je w ziemię. Zrobiła może krok, dwa, w kierunku wody, po czym odrzuciła niedbale górne odzienie gdzieś w bok.
- Ty przynieść kocyk? - Spytała, zerkając w jego stronę.
- W niedźwiedzia też…- kocyka to akurat druid przy sobie nie miał. Natomiast miał płaszcz. I z niego skorzystał z cichym westchnieniem rozkładając na trawie.Cywilizacja zmiękcza bowiem nawet półorków.

- W co jeszcze? - Spytała Drona, po czym rozpięła swoje spodnie. Te po chwili opadły u jej kostek u nóg. Zielonkawa kobieta jednak nie pochyliła się, by do końca się ich pozbyć, nie wypięła przed Druidem pupy, co to, to nie. Zamiast tego, wyciągnęła po prostu z nich nogę po nodze, po czym odkopnęła równie niedbale, co górną garderobę, gdzieś w bok.
- Ty mnie złapać, Ty dostać nagrodę na kocyku - Powiedziała, po czym po kilku szybkich susłach, kompletnie już naga, wskoczyła na główkę w odmęty rzeki.
- Phi… też ma pomysły.- mruknął Shargoz i ruszył za półorczycą wskakując do wody już pod postacią sporej wydry. I popłynął za kobietą, która choć silna stawiała duży opór wodzie. Futrzasta strzała szybko prześlizgnęła się od dołu ocierając futerkiem o jej… futerko. Musnęła ząbkami szczyt jej piersi i wysforowała sie przed Dronę. Tylko po to, by zarobić sporych rozmiarów zieloną pięścią prosto w nos… i polała się czerwona posoka w odmęty rzeki.
Druida lekko to zamroczyło i przerwało przemianę, mocząc jego ubranie… czym Shargoz się nie przejął. Jak i ranami. Nie pierwszy raz obrywał.
- Ach! - Fuknęła Drona - To być Ty! - Półorczyca w mgnieniu oka znalazła się za Druidem, po czym objęła go silnym przedramieniem pod szczęką… chciała go udusić?? A nie… Shargoz znalazł się nagle na Półorczycy, płynącej teraz na plecach, a ona sama go niejako holowała… układając jego głowę między swymi naprawdę pokaźnych rozmiarów piersiami. Potylicy mężczyzny było wyjątkowo dobrze, w przeciwieństwie do jego nosa…
- Ty mnie wystraszyć - Powiedziała kobieta, niby to przepraszającym tonem.
- Taka duża dziewczynka… a wydry się przestraszyła. Z drugiej strony… miło wiedzieć że masz mięciutkie obszary.- mruknął zadziornie druid muskając czubkami palców biodro Drony.- Chętnie zbadam je wszystkie… w końcu… cię złapałem.
Nos bardzo bolał, ale druid był uśmiechnięty. Warto było.

Półorczyca odholowała Drudia ku brzegowi, i ten mógł w końcu stanąć na własnych nogach, w wodzie sięgającej pasa. Zielonoskóra pacnęła go dłonią po ramieniu.
- Ty się kąpać ubrany? - Spytała, nic sobie nie robiąc z prezentowania przed mężczyzną swych zielonkawych piersi.
- Wolę nago… ale zwykle nie zostaję… ogłuszony w wodzie.- odpał Shargoz ruszając do brzegu, rozbierając się po drodze i przyglądając imponującemu biustowi Drony. Łakomie i bezczelnie się gapiąc na jej piersi. I nie przejmując się odsłanianym swoim ciałem, jak i faktem… że kobieta wywoływała u niego owację na stojąco.

Półorczyca przyglądała się mężczyźnie wychodzącemu z wody, i kierującemu się ku płaszczowi leżącemu na trawie… z lubieżnym uśmieszkiem na ustach podmyła się kilka razy dłonią między nogami, po czym dołączyła do Druida na “kocyku”. Bez ceregieli, i tak od razu, popchnęła go na plecy, po czym zwinnym ruchem znalazła się na nim, leżąc jednak na odwrót niż on sam. Wprost wepchnęła swój krzaczek w jego twarz, samej jednocześnie łapiąc prężący się “oręż” Shargoza w dłoń, i posmakowała jego czubek językiem.

Takiej finezji to się po półorczycy Shargoz nie spodziewał. Nie wyglądała na taką co wyszła poza zwykłe chędożenie… kto by się spodziewał. Na szczęście choć dzikus, to Shargoz był światowy i wiele rzeczy miał okazję spróbować. I właśnie z entuzjazmem próbował intymny zakątek orczycy, od razu śmiało wodząc językiem i mocno muskając jej wrażliwe obszary. Dłońmi uczepił się twardych pośladków Drony… z zadowoleniem stwierdzając, że są także i sprężyste. Drona mruknęła z zadowolenia, po czym sama zaczęła porządniejsze pieszczoty męskości Druida, jedną dłonią bawiąc się jego klejnotami, a ustami pochłonęła go już w całości. Nie trwało to długo, gdy zaczęła jęczeć coraz głośniej i głośniej, wijąc się na Shargozie już niczym najprawdziwszy piskorz, ledwie co trzymając “lancę” w dłoni. Za to jej usta, dla odmiany, i odpowiednio mocno do stanu rozkoszy, przyssały się do rejonów poniżej męskości.
- Możesz… puścić i pozwolić… mi… się tobą… zająć…- zaproponował pobudzony druid odrywając jedynie na moment język od rozpalonego zakątka półorczycy. Choć podobały mu się pieszczoty w jej wykonaniu, to Drona miała tak wiele walorów którymi chciał się delektować. Po dłuższej chwili, gdy całym ciałem zielonoskórej skończyły targać fale rozkoszy, w końcu zeszła z Druida z uśmieszkiem na ustach… ale przytrzymała go sobie w parterze dłonią dosyć stanowczo naciskającą na jego tors. Okręciła się wokół jego ciała, przełożyła nogę przez nie, i w końcu nadziała na co chciała, jednocześnie wypuszczając z siebie powoli powietrze. Siedząc tak, nabita na jego męskość, przejechała w miarę delikatnie pazurkami po brzuchu Druida.
- Tak lubić? - Drona poruszyła powoli biodrami.
- Też… a potem….- jęknął czując jak ciężka półorczyca opada na jego ciało i otula jego dumę swym kwiatuszkiem, niczym rosiczka złapanego bąka. Chwycił śmiało za jej piersi, gdy się pochylała… ścisnął lekko i spoglądając w oczy rzekł.- ... mam dużą ochotę.. na więcej.
- My zobaczyć - Odpowiedziała kobieta, po czym podparła się rękami po obu stronach głowy Druida, i zaczęła na nim przejażdżkę. Początkowo powoli, choć wcale nie aż tak znowu wolno, by w końcu nieźle przyspieszyć… po kilku dłuższych chwilach już na nim całkiem nieźle galopowała, a kilka kropli potu spływało po jej muskularnym ciele. Minę miała wyjątkowo zaciętą, a i oddech przyspieszył… Shargoz wyczuł również w pewnym momencie, iż Drona zdecydowanie należała do tej nielicznej, naprawdę nielicznej grupki samiczek, które były w stanie kontrolować uścisk swojego kwiatu, przez co doznał jeszcze większej rozkoszy, i był już blisko finałowego momentu. Sądząc z kolei z jej posapywania, Półorczycy również niewiele brakowało. Jak i Shargozowi miętoszącemu jej biust i rozkoszującemu się jej ciałem. Uwięziony pod nią wydawał się tylko wyczekiwać okazji by role się odwróciły. Niestety, ale tym razem nie miało to miejsca, i zielonoskóra kobieta postawiła na swoim, szaleńczym już tempem doprowadzając oboje na wyżyny rozkoszy, które zresztą obwieściła najbliższej okolicy… rycząc prawie jak lwica. Gdy zaś, parę momentów później, było już po wszystkim, opadła na mężczyznę nieco wymęczona, przy okazji go nieco przygniatając. Ich oddechy powoli się uspokajały, choć ten od Shargoza był nieco przytłamszony kilogramami leżącej na nim kobiety…
- Nie myśl… że tak łatwo się to skończy. Niech no złapię oddech.- mocniej chwycił dłońmi za pośladki Drony lekko je ściskając.- Masz rozkoszną pupcię… wiesz?

Nieco zdziwiona kobieta spojrzała na Druida, po czym ześliznęła się niedbale z jego ciała, zalegając przy jego boku. Głowę położyła na ramieniu mężczyzny, jedna noga leżała tam gdzieś niedbale przełożona przez jego nogi, a pazurki przejechały po brzuchu Shargoza.
- Ty nie mieć dosyć? - Spytała, po czym pacnęła go nieco mocniej w okolicach pępka.
- Znowu, później - Dodała.
- Ani trochę… mężczyźni z mego ludu są nieustępliwi. Kobiety zresztą też..- jako dowód pochwycił pierś półorczycy i obejmując ją dłonią zaczął pieścić muśnięciami języka.
- Ja gadać, później! - Warknęła na mężczyznę Drona.
-Czemu? Spieszy ci się gdzieś? Nie uważasz, że zasłużyłaś na masaż za uratowanie mnie przed utopieniem.- uśmiechnął się Shargoz, ale przestał dotykać półorczycy. Ta dziwnie prychnęła, po czym wstała z płaszcza, wzruszając ramionami. Naga skierowała swoje kroki do rzeki, gdzie zaczęła się myć, poświęcając sporo czasu miejscu… między swoimi nogami. A na Shargoza nie spojrzała nawet raz.
- Więęęęc… skąd właściwie jesteś? Długo pracujesz jako najemniczka?- wypytał druid przyglądając się myjącej półorczycy.

Drona spojrzała na mężczyznę, prychnęła, po czym nadal się myła…
- Ty za dużo gadać - Powiedziała w końcu, i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Chyba miała zamiar wrócić do obozu.
- Pierwsza, której się zebrało na narzekanie.- ocenił Shargoz czekając, aż jego ubrania wyschną.

Półorczyca ignorowała go w samym obozie, co pewnie ktoś o bardziej delikatnym ego lub o romantycznej duszy by przeżywał. Na szczęście Shargozowi nie zależało na opinii u kochanek, ani nie zabiegał o ich uczucie. Ot była to dla niego kwestia instynktu i przyjemności. To cywilizowani ludzie przypisywali temu jakieś większe znaczenie. On nie był obciążony takimi problemami. Będą inne okazje, może inne kobiety…
Druid nie przejmował się bowiem czymś takim ja romanse. Ot, były jak smakołyk, jadł gdy się trafiały ale mógł całkowicie obejść się bez nich. Zresztą… była jeszcze reszta członków i członkiń karawany.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 17-08-2018, 19:29   #67
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ranek jest mądrzejszy od wieczora. Tak przynajmniej powiadano.
Dla Ramasa ranek okazał się przyjemniejszym, bowiem wróciły mu siły (chociaż nie do końca) i mógł się w miarę normalnie ruszać. Bycie ciężarem dla kompanów nie było niczym przyjemnym i mag miał nadzieję, że taki stan się już nie powtórzy.

Ubranie się, spakowanie, zwinięcie namiotu, osiodłanie konia - wszystko mógł zrobić sam, bez niczyjej pomocy, a to sprawiło że poczuł, jak kamień spadł mu z serca.

* * *

Dołączenie się do karawany, jaką napotkali, miało swoje plusy i minusy. W większej grupie było zazwyczaj bezpieczniej - takie stadko pająków nie zaatakowałoby tak licznej grupy. Ale były też i minusy - wozy poruszały sie znacznie wolniej, niż konni.
Ramas co prawda wolał poruszać się w mniejszych grupkach - co było szybsze i mniej się rzucało w oczy, ale tym razem doszedł do wniosku, że w sumie takie przyłączenie się będzie opłacalne. Jeśli członkowie karawany nie poderżną im w nocy gardeł, to będzie można odpocząć i do końca podreperować siły.
Co prawda jadąca wozami zbieranina wyglądała nad wyraz malowniczo (podobnie zresztą jak towarzystwo Ramasa), ale to nie świadczyło o nich ani pozytywnie, ani negatywnie.
W każdym razie mag nie spieszył się z zawieraniem bliższych znajomości - ani z przedstawicielkami płci pięknej, ani z reprezentantami płci brzydkiej.
Miał zamiar zajmować się tylko swoimi sprawami i robić za odludka - chyba że ktoś coś od niego będzie potrzebować.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-08-2018, 09:49   #68
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Miłości ma okaż zmiłowanie i pozwól mi zanucić tę pieśń
Zmień me przeznaczenie
Pozostaw wszystkie wspomnienia o tobie
I ty też zachowaj wspomnienia o mnie
Na miłość boską daj mi męczeństwo
Śpiewaj ku odkupieniu
I łkaj głośno
Za nasze grzechy...

Jechali gościńcem, Glaiscav nucił melancholijną partitę a minor.
Niebo jak sztuka najpiękniejszego błękitnego jedwabiu, słońce jak rozpalona do białości moneta. Wiatr pieści policzki. Gdy z rana wyruszyli w drogę muzyk czuł się półbogiem. Pogoda i krajobraz grały na pełnym spektrum wrażeń...
Szlag.
Dziwne. Pomyśleć, że Glaiscav od pewnego czasu uważał się z starego kawalerzystę. Takiego co to staje na rękach jadąc stępa. Rzeczywistość zweryfikowała jego wyobrażenia. Teraz, około południa, kilka dni po wyruszeniu i godzin po wznowieniu podróży, tyłek i uda pokazywały co potrafią, a potrafiły wiele. Bard klął pod nosem nie wiedzieć czemu wypatrując choć jednej chmury...

Ile deszczu musi spaść by oczyścić ziemię
Ile szczęścia może dać jedna chmura na niebie…

Zanucił i od razu poczuł się lepiej. Stanąwszy w strzemionach by dać dolnej części swych pleców chwilową ulgę mimowolnie wrócił do swego dzisiejszego snu...



Sporo czasu minęło
Nim ze snu się zbudziłem
Drżałem krzycząc
Wciąż żywy
Ty zaś zbierałaś obcych wśród rozdroży...

Powtórzył ten urywek kilkakrotnie znowu czując chłód przedświtu...

Blaszany chłód próbuje dostać się
przez szyby
w miękki sen…

Śmiech gdzieś z boku.
Osłoniwszy oczy daszkiem dłoni bard spostrzegł kilkuosobową grupkę żeńców odpoczywającą wśród kłosów wyzłoconego słońcem jęczmienia. Pole ciągnęło się po obu stronach drogi. Dwie krzepkie dziewczyny i trzech barczystych chłopaków delektowało się przerwą w pracy, plackami z mięsem i jabłecznikiem.
Muzyk powęszył. Tak, zdecydowanie jabłecznik.
Wstrzymawszy grupę bard zeskoczył z wierzchowca i zagadał. Przez parę chwil wymieniał z żeńcami oględne żarty by w końcu wychylić z podarowanego kubka kilka długich łyków i podziękować z iście dworską manierą. Żeńcy wybuchnęli śmiechem.
Zostawiając rozbawioną grupkę bard wrócił na gościniec do swego rumaka…

*****

Dziwne. Pomyśleć, że Glaiscav uważał się za starego włóczykija. Po raz kolejny dochodził jednak do wniosku, że spanie pod namiotem przegrywa z noclegiem pod dachem, w ciepłym łóżku. Cóż…

*****

Oto niebo. Słońce. Lekka bryza.
Oto resztki zniszczonego wozu. Plamy krwi. Ślady napaści.
Glasicav rzadko się przejmował takimi widokami. Znacznie częściej zdarzało mu się przechodzić obojętnie.
Teraz też tak było.
Wyglądało to na robotę pewnych ogrów, które to grupa rozgromiła. Przemawiały za tym wielkie odciski stóp i brak trupów. Które to jak nic trafiły do gara.
Czyżby ich grupa zrobiła coś dobrego?
Bard parsknął śmiechem. Dobro? Zło? Jakby słyszał jakiegoś klechę.
Moralność? Czemu nie. Nikt nie upoważnia ludzi do zachowywania się jak świnie. Etyka? Nie bądźmy śmieszni.
Bard był pierwszym, który zostawił resztki wehikułu i ruszył dalej.

*****

Oto gorąc dnia. Słoneczne południe. Kurz drogi dusi w gardle.
Oto karawana. W sumie osiem wozów. Kilku konnych i kilka podjezdków.
Oto mistrz karawany.
Seever Gładki Kamień. Kwadrans później - „Kim jesteście, czego potrzebujecie, chcecie coś kupić czy sprzedać?” podróżni doszli do porozumienia. Glaiscav przytroczył rumaka do wozu, a sam z ulgą wyciągnął się na pace.
Po chwili namysłu dobył fletu i zagrał nieśpieszną melodyjkę. Płynie przechodząc od tańców do zadzierzystych marynarskich przyśpiewek przez muzykę z Eire aż powożąca kobieta (Asmut, baranie! Ona nazywa się Asmut Horison!) zerknęła do środka. Bard uśmiechnął się przerywając na chwilę grę po czym zaczął od nowa Skalistą drogę do Dublina i doczekał się uśmiechu.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 18-08-2018 o 12:06.
Jaśmin jest offline  
Stary 26-08-2018, 22:22   #69
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Khalim chętnie przyłączył się do karawany, ta okolica gdzie można było spotkać ogry i gigantyczne pająki, była dość niebezpieczna, więc warto było połączyć siły, ponadto podróżujący wydawali się całkiem interesujący, towarzystwo jego drużyny momentami było nieco nużące. Zaciekawił go przywódca karawany Seever (niewiele wiedział o gnomiej szlachcie) oraz póelfia czarodziejka Cilly, w końcu kobiety niedostępne mogły być najbardziej satysfakcjonującą zdobyczą.

-Jak to się stało, że dama i czarodziejka jak ty patronuje przedstawieniom kukiełek? - Zapytał się półelfki kiedy usiedli do kolacji przy ognisku.
- W sumie nie Twój interes, i nie muszę się spowiadać z mojego życia, prawda? - Powiedziała Cylliy, po czym po zabraniu swojej porcji kolacji opuściła towarzystwo, udając się do swojego wozu. Reszta z karawaniarzy z kolei skrywała śmiechy na ustach, póki kobieta się nie oddaliła…

-No cóż, założyłem, że twoje życie, podobnie jak moje, jest interesujące, ale widzę że potrzebujesz samotności, do zobaczenia więc. - Rzucił Khalim za odchodzącą czarodziejką, powstrzymując pokusę rzucenia na nią zaklęcia zauroczenia osoby. Magowie o silnej woli mieli dużą szansą oprzeć się tego rodzaju zaklęciom, a wtedy nie obyłoby się bez grubszej awantury… co mogłoby być całkiem zabawne, ale po doświadczeniach dwóch ostatnich nocy Khalim wolał się wyspać bez kolejnego mordobicia.

-Kapryśna Panna, jak to często czarodziejki bywają, długo z nią podróżujecie? - Zaklinacz skierował pytanie do Seevera i pozostałych obecnych, ciekaw czy dowie się czegoś więcej.
- Znamy się już grubo ponad rok - Odpowiedział Gnom - I lepiej używaj przy niej określenia “Magini” a nie “Czarodziejka”, inaczej też ją wkurzysz - Seever i paru innych karawaniarzy się cicho zaśmiało.

- Oczywiście, wybaczcie nie wiedziałem, ja też mówię o sobie zaklinacz, nie czarodziej, ma magia pochodzi z krwi nie z książek, moim praprzodkiem był sam Calim, najbardziej znany z dżinnich władców, który wędrował po piaskach Calimshanu…. Czyżby w żyłach Cylliyi również płynęła podobna krew?- Zaklinacz odpowiedział jedwabistym głosem.

- Ma co prawda ognisty charakterek, ale magię to z księgi zdobywa - Wyjaśnił Gnom.
-No tak, po tylu latach siedzenia nad książkami, to trochę się trzeba wyszumieć - a wy jak rozumiem nie pierwszy raz na tej trasie, zawsze tak niebezpiecznie - ogry, gigantyczne pająki? A i przez terytorium zhentów będziemy przejeżdżać… - zaklinacz zdecydował się nieco zmienić temat rozmowy żeby nie wyglądało że ma jakąś obsesję na punkcie tamtej “maginii”
- Ogry… no tak, spotkać można, albo i innych, drogowych bandytów - Tym razem odezwał się siedzący wśród towarzystwa Półelf Otimon - O pająkach nic nie wiemy. A co do Zhentów, my tak daleko na wschód nie jedziemy, w Secomber ich chyba nie ma?

Khalim kontynuował rozmowę z Seeverem i pozostałymi na temat ich doświadczeń z podróży. Czas mijał całkiem przyjemnie, co należało wykorzystać. W końcu nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-08-2018 o 22:25.
Lord Melkor jest offline  
Stary 27-08-2018, 17:35   #70
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wieczór w towarzystwie karawianiarzy, podobnie zresztą jak i noc, minął przyjemnie i spokojnie. Rozmawiano, żartowano, wymieniano się ploteczkami, była i muzyka, było nieco wina, było miło… Nikt nikogo nie miał zamiaru mordować, nie pojawiło się żadne, zewnętrzne zagrożenie dla obozowiska, każdy zaś mógł się porządnie wyspać.



6-ty dzień podróży
na szlaku do Secomber...


Po porządnym śniadaniu, zajęto się pakowaniem maneli, zaprzęganiem koni do wozów, po czym zwinięto obozowisko i ruszono w dalszą drogę. Towarzystwo zmierzające ku tajemniczemu, jeszcze nadal nieźle odległemu skarbcowi, nadal zaś podróżowało z karawaną.

Dzień minął spokojnie.


...i cholernie wiało nudą.

Druid odsprzedał zdobyte, i w sumie “bezpańskie” buty, jakie udało im się zdobyć na Ograch. Męskie, skórzane kozaki kupiła Kather Stere, za 60 złociszy...

Gdyby jechali konno, własnym tempem, to tego teraz wieczoru byliby już w Secomber. Postanowili jednak trzymać się wozów i kolorowej zbieraniny przeróżnych osóbek, poruszając się z prędkością owych skrzypiących pojazdów. Hena nie odzywała się ani słowem odnośnie tej kwestii(a to ci nowina), było jednak już chyba powoli po jej minie widać, iż przemyślała ową sprawę, i zaczynało ją to lekko drażnić.

~

Kolejny wieczór, kolejne obozowisko, kolejne opowiastki.

I ustrzelona łania, która wkrótce wylądowała nad ogniskiem. Pieczyste było miłą odmianą od suchych racji podróżnych, jak i “wodnej” zupy, jaką podano wszystkim poprzedniego dnia.

Ostatni już wieczór spędzany w towarzystwie karawianarzy, a następnego dnia, gdzieś grubo przed południem, powinni być w mieście...



7-ty dzień podróży
Secomber


Miasto nie posiadało jako takich murów obronnych, co było dosyć niecodziennym widokiem. Funkcję odgradzania tego co na zewnątrz, a tego co wewnątrz Secomber pełniły ściany budynków, jedynie gdzie niegdzie połączone niezbyt grubymi murami między nimi, o wysokości tak na jakieś dwa metry.

Bramy oczywiście były, a jak, w końcu trzeba było robić wrażenie na przyjezdnych… w samym mieście, naprawdę małym mieście(jedynie niecałe 1500 mieszkańców), wprawne oko szybko wyłapało fakt, iż w tej pipidówie wiało nudą. Co prawda przybywały tu karawany z obu kierunków szlaku handlowego, było naprawdę wiele wozów, był i targ, kręciła się masa ludzi i nie-ludzi(dużo Niziołków), było gwarno, było kolorowo, jednak choćby fakt, iż w Secomber były tylko 2 tawerny, mówił już sam za siebie… interesujące były również ogrody. Tych było w samym mieście dosyć dużo, przez co ulice i samo miasto wydawało się większe niż w rzeczywistości.

- Do tawerny? - Spytała Hena.

O tak, to był dobry pomysł. Napić się piwa, zjeść w końcu coś porządnego, wykąpać się, wyspać w końcu w miękkim łóżku. Ramas miał nieco obiekcji odnośnie tawerny, ale nie dał tego po sobie poznać. No ale takie rzeczy przytrafiają się przecież tylko raz w życiu, nie powinien się więc już przejmować takim drobiazgiem...

“Siedmiostrunowa Harfa” okazała się rozpadającą ruderą. Lokal był co prawda obszerny, ale zdecydowanie swoje lata świetności miał już daleko za sobą. Dawno już powinien zostać wyremontowany lub… zburzony? Skrzypiące stoły i ławy, nieco kurzu, mysz(!) czy i dwie, przemykające między stołami, kiepsko z samym wystrojem… no i karczmarz ze zmęczoną życiem gębą, wysilający się na uśmiech do nowych gości.


Ale klientela była, i to naaaawet liczna, w głównej sali siedział tak z tuzin osób, popijający piwko, czy i coś jedząc. Po zerknięciu w stronę wchodzących do przybytku, wszyscy powrócili do rozmów i trunków, tracąc szybko zainteresowanie grupką śmiałków... póki nie odezwała się po chwili Hena, robiąc ledwie dwa kroki w przybytku.

- Łóżka macie tu czyste, czy będziemy je dzielić z pchłami? - Wypaliła dziewczyna, na co karczmarza zatkało, a goście jak jeden umilkli, tym razem zawieszając na stałe spojrzenia na awanturnikach.
- Zapewniam panienkę, iż bez pcheł, a pościel świeża - Wycedził przez zęby karczmarz - Jadło również jest niczego sobie. Nie ma tu może takich wielce światowych, och i ach luksusów, jak w “Śpiewającym Chochliku” ale tam za to izby nie dostaniecie, bo zawsze pełno. Więc?

Dziewczyna spojrzała na resztę swoich towarzyszy, na zebranych w sali, na karczmarza, po czym wzruszyła ramionami.
- Obyś miał rację! - Powiedziała Hena, a karczmarz już o mało nie połamał sobie zębów od szczęko-zgrzytu, sięgając chyba pod ladę po jakąś pałę, by nauczyć dziewoję ogłady…
- Stawiam kolejkę wszystkim! - Wypaliła nagle Uczennica Maga z perfidnym uśmieszkiem, kierując się do jednego z pustych stołów, co wywołało wiwaty, a sam właściciel przybytku momentalnie rozdziawił gębę w wielkim uśmiechu.

- Corra rusz no zadek! Kufle trzeba nosić! - Zawołał karczmarz wśród zgiełku, a z zaplecza wyłoniła się młoda dziewoja z wyjątkowo paskudną blizną biegnącą przez lewe oko pokryte bielmem, która zajęła się szybko roznoszeniem piwa po sali…





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172