|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-07-2018, 22:16 | #61 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 27-07-2018 o 22:41. |
30-07-2018, 20:53 | #62 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
02-08-2018, 11:44 | #63 |
Reputacja: 1 | Synarfin splunął na ostrza i przetarł je fragmentem rękawa koszuli. Przez dłuższą chwilę chodził dookoła obozowiska będąc ciągle w pogotowiu. Tak naprawdę był jedynym, który w tej chwili był w stu procentach gotowy do ponownej walki, gdyby zaszła taka potrzeba. Na sugestię Rity skinął głową i ruszył pomiędzy drzewa szukając koni. Przeniesienie obozu w inne miejsce, oraz odszukanie spłoszonych koni, zajęło tak godzinę czasu… w pierwszym zajęciu przodował Druid pod postacią wilka, za pomocą węchu odnajdując rumaki. Pomagał Synarfin, odnajdując również jednego konia, i nie zgubił się w obcym lesie nocą, co samo w sobie było również osiągnięciem wartym wspomnienia. Glaiscav podleczył nieco osłabionego Ramasa, sam Ramas również użył swojego leczniczego przedmiotu… następnie Bard pokrzepił i magią Ritę. ***** Reszta nocy przebiegła już spokojnie, i każdy mógł się porządnie wyspać… nad ranem nie pozostało zaś nic innego, jak pozbierać manele i ruszyć w dalszą podróż. No może najpierw jeszcze podreperować jakoś brak sił Ramasa… Ach, no i oczywiście, rankiem w obozie, miała miejsce cała seria medytacji i modłów, by czarujące osoby z grupy uzyskały magię na nowy dzień. Hena temu zajęciu oddała się z kolei najwyraźniej w nocy. Nowy dzień, nowe modlitwy i prośby. Shargoz był gotów na nowy dzień ruszając do namiotu z Ramasem. Druid wszedł i kucnął przy pozbawionym przez jad sił magu. - Przywrócę ci siły… może wszystkie. Może większość. Reszta wróci z czasem, lub gdy jutro przygotuję kolejne łaski.- rzekł pierw druid, po czym wyjął medalion i zaczął mruczeć słowa modlitwy… raz. Przerwał zadumał się. Uczynił tak po raz drugi… trzeci. - Tyle musi ci wystarczyć na razie. Jeszcze by komuś się może się przydać takie uzdrowienie. A zostało mi jeszcze jedno.- wyjaśnił. - Dziękuję - powiedział mag, bez większych problemów siadając o własnych siłach, a potem stając na własnych nogach. - Mam nadzieję, że nie będę musiał się rewanżować w podobny sposób. Jak się czują pozostali? - spytał. - Żyją… i czują się dobrze. To tylko trochę leśnych pająków. Żadne zagrożenie. Nie wiem skąd ta panika.- odparł druid. - Chyba nie słyszałeś Rity - odparł Ramas. - Jakby się do niej dobrało z dziesięć tych stworów. - Jest niewiastą z miasta. Wyolbrzymianie problemów leży w naturze… cywilizowanych kobiet.- stwierdził z sarkastycznym uśmieszkiem druid.- Jeśli hoduje się kwiatki, nie wypada narzekać na to, że okażą się delikatne. - To z pewnością nie jest mój ogródek - odpowiedział mag. - Ale zawsze mi się zdawało, że elfy powinny, że tak powiem, obeznane z lasem. - Pokręcił głową. - Człowiek się uczy całe życie - powiedział z wyraźną ironią. - Ani mój.- stwierdził krótko druid i wstał.- Spróbuj się poruszyć, gdy już będziesz gotów opuścić namiot. - Obeznane z lasem są tylko te co w nim mieszkają - wtrąciła się Rita, siedząca na kocu po drugiej stronie obozowiska. W rękach trzymała kołczan i przeglądała siedzące w nim strzały. - Ale wszystkie mają dobry słuch - dodała nawet nie uraczając ich swoim spojrzeniem. - I tak, jestem bardziej jak ta stokrotka w doniczce niż mleczyk na bruku - dodała z rozbawieniem w głosie i wyciągnęła jedną strzałę, oglądając ją w pełnej okazałości. - Tak czy siak… nie ma co panikować. Jak tam twoje siły… czujesz się lepiej? - zapytał druid podchodząc do Rity. Ramas ubierał się niezbyt szybko, nie zamierzając się wdawać w dyskusje z długopłatkową stokrotką, która, jego zdaniem, powinna była zostać w tej doniczce, w której sobie wyrosła. Elfka zadarła głowę, spoglądając na Shargoza i uśmiechnęła się. - Tak, już dobrze. Nawet wypoczęta - odpowiedziała. - Ale pająków nienawidzę jeszcze bardziej - wzdrygnęła się. - Ramas, masz jakieś ogniste czary, żeby w razie czego kolejne nim potraktować? - Dla ciebie wszystko - skłamał mag. - W razie konieczności wyciągnę z rękawa coś nieprzyjemnego. - Jak zawsze uroczy - skomentowała złotowłosa, wyraźnie drocząc się z nim. - To co, zwijamy manatki i ruszamy dalej? - zmieniła temat. - Jak tylko znajdę kogoś kto potrzebuje jeszcze uleczenia od skutków jadu, to jak dla mnie możemy ruszać.- wzruszył ramionami druid. Elfka schowała strzałę na powrót do kołczanu i położyła go na kocu. Wstała i wzięła w ręce swój łuk refleksyjny. Zaczęła go wnikliwie oglądać, a następnie sprawdzając cięciwę, spróbowała naciągnąć ją. Zdziwiona zmarszczyła brwi. - Ocho, chyba mnie nadal trzyma - stwierdziła siłując się z naciągiem swojego łuku refleksyjnego. - Nie mam siły używać mojego własnego łuku! - fuknęła i choć ze złością się zaparła to i tak nie mogła naciągnąć cięciwy. - Taaa… to jest problem.- stwierdził druid i ostatnie z przygotowanym uzdrowień zużył w modlitwie na elfkę przykładając dłoń do jej czoła. Być może i inni w ich ekipie mieli jeszcze problemy z brakiem sił, ale Glaiscav i Khalim nie polegali w walce na sile ich mięśni. A krasnoluda chyba żaden pająk nie dziabnął. ***** Po tym jak druid zabrał dłoń z czoła elfki, Rita ponownie przymierzyła się do swojego łuku. - Uff. Udało się - odetchnęła z ulgą, kiedy udało jej się w pełni naciągnąć cięciwę. - Dzięki Shargoz - powiedziała i uśmiechnęła się miło do niego. - Nie ma za co.- odparł krótko druid i przeciągnął się.- Oby nie było to potrzebne. Ostatnio za często stajemy do walki na zasadach wroga, a nie naszych. ***** Hena z kolei wczesnymi godzinami, zajęła się… wybijaniem pokonanym pająkom ich kłów. Na zdziwione spojrzenie jednej czy drugiej osoby, dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami. - Może się przydadzą jako komponenty do jakiegoś zaklęcia lub mikstury? - W końcu wyjaśniła. - Może na coś się przydadzą, poza robieniem niepotrzebnego zamieszania - powiedział Ramas, który właśnie wyszedł z namiotu. Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 02-08-2018 o 12:23. |
06-08-2018, 15:07 | #64 |
Wiedźma Reputacja: 1 | 5-ty dzień podróży gdzieś na szlaku do Secomber... Po nocnych perypetiach w obozowisku związanych z odwiedzinami pająków, po poranku pełnym modlitw i medytacji, podleczeniu poranionych towarzyszy, i choć częściowym odnowieniu ich utraconych przez truciznę sił, ruszono w końcu dalej, gdzieś czasowo już całkiem blisko południa. I znów podróżowali gościńcem, kilometr za kilometrem, godzina za godziną… ~ Natrafiono na zniszczony wóz, leżący na boku. Czterokołowy, z resztkami plandeki, połamane koła, połamane osie, sam wóz w wielu miejscach również rozwalony, ogólnie to był właściwie resztkami wozu. Cokolwiek go tak urządziło, z całą pewnością posiadało niezłą krzepę. Do tego tu i tam parę ciemnych plam, pewnie już wyschniętej krwi, ślady butów, końskich kopyt i liczne ślady wielgachnych buciorów. Czyżby tu grasowała ta banda Ogrów, których pokonano poprzedniego dnia? W końcu w ich obozowisku odkryto resztki konia i człowieka… całkiem możliwe. Nie było jednak nad czym się zastanawiać, czy i czym wielce przejmować. Nieco bardziej czujni niż przed chwilą, towarzysze ruszyli więc dalej. ~ Godzinę po kolejnym obozowisku, i polowym obiedzie, na gościńcu natrafiono w końcu na coś ciekawego. Przed grupką zamajaczyła w oddali karawana… coś z 8 wozów, sporo ludzi i nie-ludzi, i również jechali w tą samą stronę, w kierunku do Secomber. Postanowiono więc porozmawiać. Początkowo, w karawanie zapanowało spore zamieszanie, i obawiając się ośmiu jeźdźców, szybko samemu pochwycono wszelki oręż, i zrobiono poważne miny do zaistniałej sytuacji. W końcu nikt nie był pewien tych drugich, spotkanych na drodze. Może bandyci, łowcy niewolników, ktoś szukający guza i łatwego zysku, może i zwyczajni podróżni, różnie to bywało… Obawy były jednak bezpodstawne. Wystarczyło bowiem ze sobą ledwie 5 minut porozmawiać, by wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Oficjalnie, ich grupka, jako podróżników, podążała do Secomber, karawana z kolei, jak to karawana, wiozła towary i usługi również do tego samego miasta. Między innymi, poprzez giętki język Barda, przyjazne nastawienie Khalima, oraz... surową szczerość Shargoza, postanowiono dalszą podróż kontynuować razem. Hena z kolei nie miała nic przeciw, choć jazda tempem wozów była znacznie wolniejsza niż rumaków, no ale niech będzie… Karawanie przewodził Gnom Seever “Gładki Kamień”, ponoć Arystokrata. Elegancko ubrany, z kilkoma wyglądającymi na drogie pierścieniami. Nosił płaszcz z czerwonej, smoczej łuski, co na niektórych robiło wrażenie… Była i Wandaore Underfoe, Krasnoludzka Mistrzyni Jubilerstwa, obnosząca się z symbolem Moradina na piersi, posiadająca lisią towarzyszkę “Katlę”. Oprócz tego, miała i swojego pracownika Hornana Stalową Brodę, obwieszonego kilkoma narzędziami przy pasie, który nie stronił od rozmów jak i dowcipów. Ich wóz był ponoć z kolei wyładowany wszelkim rodzajem klejnotów i biżuterii. Na kolejnym wozie podróżował Zankas Hortlin, Niziołek Mistrz Kamieniarstwa, dosyć bogato ubrany, z ciekawie wyglądającym przy pasie sztyletem, o rękojeści wykonanej chyba z jakiejś egzotycznej kości. Nie wiedząc czemu, spoglądał wyjątkowo nieufnie na… Synarfina. Mistrzowi towarzyszył drugi Niziołek, niejaki Basso, będący jego pracownikiem. Od razu rzucał się w oczy jego czerwony nos… Później był Półelf Otimon Horster, kupiec z wozem “1001 szpargałów”, a czego to on niby nie miał: perfumy, amulety, przedmioty magiczne, niby i jakieś zbroje, oręż, zwykłe-niezwykłe przedmioty na każdą okazję, sporo wszystkiego i niczego… oraz pomagiera, ludzkiego mężczyznę o imieniu Cyne, który wydawał się niezwykle obojętny na niemal wszystko i wszystkich. Kolejny wóz zajmowała nieco zarozumiała Kupczyni Kather Stere, z wozem wyładowanym wszelakimi ubiorami męskimi i damskimi, i do nich całkiem sporym wyborem obuwia. W interesie pomagała jej zaś ludzka kobieta Chleuva, wyróżniająca się noszeniem długiego noża przy pasie. Na kolejnym wozie jechała Adeptka Alchemii, Asmut Horison, młoda, i nieco płochliwa dziewoja, potrafiąca tworzyć różne mikstury i maści. Powoziła sama, co samo w sobie było dosyć nietypowe… Miał jednak na nią oko jadący blisko ludzki mężczyzna, Wojownik, Lava Pegason. Pojazd dalej, podróżowała piękna Półelfka Cilly, będąca chyba Maginią. Jej rude włosy, zielone oczy, oraz seksowny strój potrafił przyciągnąć oko niejednego… co natychmiast odpychał jej charakter. Była ponoć nieco wredną suką… a “rządziła” dwoma ludzkimi mężczyznami, którzy, no cóż, nazwanie ich Artystami było zbytnią przesadą. Obaj młodzi panowie zajmowali się bowiem przedstawieniami kukiełek, skierowanymi dla dzieci. Reder był dziwnie blady i od czasu do czasu trzęsły się jemu ręce, Ichas z kolei miał ładnie przystrzyżoną brodę i towarzysza-psa, wabiącego się “Toulita”. Drugim wojownikiem w kolumnie był Thafri Tolfrison, Krasnolud w kolczudze, posiadający niezłe toporzysko jak i lekki młot. Ze zbrojnej strony karawany był i Gnom Amos, w zbroi łuskowej i z młotem w dłoniach. Ostatnimi w grupie byli wynajęci na tą podróż najemnicy: Drona, Półorcza kobieta z wielkim toporem. oraz Oller Hallison, Krasnolud z młotem bojowym i ciężką tarczą. Potwierdziły się również przypuszczenia grupki Heny, na karawanę dzień wcześniej napadły Ogry, stracono w zasadzce 1 wóz oraz aż 3 ludzi. Poległo dwóch własnych zbrojnych, i jeden z najemników… … W trakcie podróży, nie było zbyt dużo okazji do porządnego porozmawiania z kimś z tego barwnego korowodu, gdy jednak po paru godzinach nadszedł czas na wieczorny/nocny obóz, nic już nie stało na przeszkodzie, by zagadnąć kogo się zapragnęło. Rozstawiono wozy, zajęto się końmi, ktoś poszedł po wodę do pobliskiej rzeki, wystawiono straż, pojawiły się ogniska, w końcu można było porządnie odpocząć po całym dniu podróży, i to w licznym, dosyć ciekawym towarzystwie… .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD Ostatnio edytowane przez Buka : 06-08-2018 o 18:05. |
15-08-2018, 20:03 | #65 |
Reputacja: 1 | Pomysł dołączenia do karawany był zdaniem elfki bardzo dobry. Poruszali się co prawda znacznie wolniej, ale poza miastem większa grupa oznaczała więcej oczu do szukania zagrożeń, jak również stanowiła większe wyzwanie dla potencjalnych napastników, którzy musieli się bardziej zastanowić czy opłaca im się atakować. Całą drogę Rita jechała na swoim koniu w środku kolumny sworzonej z toczących się wozów. Czas umilała sobie na rozglądaniu się, rozmawianiu z Finem w ich wspólnej mowie oraz okazjonalnym dokuczaniu krasnoludowi, ale robiła to tak by nie wprost wiedział, że to ona pstryka w niego małe kamyki, które uprzedno skrupulatnie zbierała na krótkich postojach. *** Po wielu godzinach w drodze, zapadła decyzja, że czas rozbić obóz. Elfka przyjęła to z nieskrywaną ulgą, bo tyłek już ją bolał od siedzenia w siodle, a ręce drętwiały od trzymania za lejce. Wyjątkowo zgłosiła się na ochotnika by zająć się końmi, rozsiodłać je i napoić. Do pomocy jej w tym zadaniu nakłoniła Synarfina, który to ostatecznie odwalał większość roboty. Uwiązane, napojone i rozsiodłane konie mogły odpocząć, a elfy w końcu dołączyć do rozmawiających przy ognisku. Złotowłosa nie garnęła się do rozmów, ograniczając się do uprzejmego i miłego minimum, nie szczególnie mając nastrój na poznawanie towarzyszących im obcych. Rita jak i ostatniego razu, rozłożyła sobie koc, starannie go układając na ziemi i zasiadła na nim. Sięgnęła po swoją magiczną torbę i zaczęła przeglądać strzały w kołczanach. |
16-08-2018, 22:40 | #66 |
Reputacja: 1 | Karawana… łut szczęścia to za dużo powiedziane, bo takich karawan na tych szlaków pewno było wiele. Niemniej mieli trochę farta, że trafiła im się taka. Było z kim porozmawiać, było z kim ubijać interesy, było na kim oko zawiesić. A propo oczu… Już przy pierwszym postoju, druid zaczął bazgrać Jakiś znak na piasku. Shargoz obserwował reakcje członków karawany na ów szkic. I z rozczarowaniem stwierdził, że żadnej reakcji nie było. Z rozczarowaniem, acz nie zaskoczeniem… szanse na właściwą reakcję były minimalne. W końcu porzucił “szkic”, a ten… został przyozdobiony kwiatkami, gdy go nie było w pobliżu. Domyślał się, kto mógł to zrobić, ale… ta kwestia go przestała interesować. Za to zainteresowało go co innego. Odkąd ruszyli razem z karawaną Shargoz ją obserwował. Co prawda nie tylko ją… ale to na nią zerkał bezczelnie. I nie odwracał wzroku,gdy go zauważyła śmiało znosząc jej spojrzenie. Zielonoskóra kobieta jednak nic sobie z tego nie robiła… nie robiła bo… z całą pewnością owe obserwacje zauważyła, ich wzrok spotkał się raz, drugi, trzeci. Jednak nic się nie odezwała, nic Druidowi nie… pokazała? (choćby słynnego gestu zgiętej ręki z przełożoną przez nią drugą ręką, by się odwalił). Więc… kij w sumie wie, o co chodziło. Może ją to nie interesowało? Gdy w końcu rozbito wieczorny obóz, Drona już bez zbroi, ale z wciąż wielkim toporzyskiem na plecach, korzystając z 2 grubych pałąków, rozłożonych na obu ramionach, pomaszerowała z czterema wiadrami, by przynieść wodę… A Shargoz po wysłaniu ptaka na zwiady ruszył za nią, bo był to z pewnością intrygujący go widok. Zwłaszcza, że kobieta prezentowała się jeszcze lepiej bez zbroi. Odnalazł ją nad rzeką, gdy napełniała wiadra wodą, stojąc w niej do kolan… Druid podszedł i usiadł w pobliżu, bezczelnie się gapiąc na półorczycę z nieco zadziornym uśmiechem i splatając ramiona razem. Ta, gdy go zauważyła, w jednej dłoni trzymając wiadro w wodzie, drugą dłoń położyła na rękojeści topora, jednak po chwili ją cofnęła. - A, to być Ty - Odezwała się - Mnie śledzić? - Spojrzała na Shargoza, odrobinę marszcząc brwi. - Nieee… podziwiam widoki. Krągłe widoki… przede mną.- odparł z bezczelnym uśmieszkiem druid, opierając się dłońmi na kosturze.-Śliczne… widoki. - Pffffff... - Wzruszyła ramionami Drona, po czym napełniła ostatnie wiadro wodą, nieco wyszła z wody, i postawiła je na brzegu, obok swoich butów, i pozostałych, pełnych już wiader. - Ty być wojak, albo zwiadowca? - Spytała, po czym przeciągnęła muskularne ramiona w górę, aż strzeliły jej kości, chyba barków. Uśmiechnęła się przy tym dosyć… wrednie. - Druid…- nie wyglądało na to, by pokaz jej mięśni wzbudził strach Shargoza. -A ty śliczna… wojowniczka. - Druid - Powtórzyła za nim Półorczyca, po czym wzruszyła dla odmiany ramionami - Czary-mary natury… Ty się zmieniać w niedźwiedzia? - Dodała, po czym zaczęła… rozpinać swoją koszulę. Odwróciła się jednak do mężczyzny tyłem, ściągając toporzysko z pleców, i wbijając je w ziemię. Zrobiła może krok, dwa, w kierunku wody, po czym odrzuciła niedbale górne odzienie gdzieś w bok. - Ty przynieść kocyk? - Spytała, zerkając w jego stronę. - W niedźwiedzia też…- kocyka to akurat druid przy sobie nie miał. Natomiast miał płaszcz. I z niego skorzystał z cichym westchnieniem rozkładając na trawie.Cywilizacja zmiękcza bowiem nawet półorków. - W co jeszcze? - Spytała Drona, po czym rozpięła swoje spodnie. Te po chwili opadły u jej kostek u nóg. Zielonkawa kobieta jednak nie pochyliła się, by do końca się ich pozbyć, nie wypięła przed Druidem pupy, co to, to nie. Zamiast tego, wyciągnęła po prostu z nich nogę po nodze, po czym odkopnęła równie niedbale, co górną garderobę, gdzieś w bok. - Ty mnie złapać, Ty dostać nagrodę na kocyku - Powiedziała, po czym po kilku szybkich susłach, kompletnie już naga, wskoczyła na główkę w odmęty rzeki. - Phi… też ma pomysły.- mruknął Shargoz i ruszył za półorczycą wskakując do wody już pod postacią sporej wydry. I popłynął za kobietą, która choć silna stawiała duży opór wodzie. Futrzasta strzała szybko prześlizgnęła się od dołu ocierając futerkiem o jej… futerko. Musnęła ząbkami szczyt jej piersi i wysforowała sie przed Dronę. Tylko po to, by zarobić sporych rozmiarów zieloną pięścią prosto w nos… i polała się czerwona posoka w odmęty rzeki. Druida lekko to zamroczyło i przerwało przemianę, mocząc jego ubranie… czym Shargoz się nie przejął. Jak i ranami. Nie pierwszy raz obrywał. - Ach! - Fuknęła Drona - To być Ty! - Półorczyca w mgnieniu oka znalazła się za Druidem, po czym objęła go silnym przedramieniem pod szczęką… chciała go udusić?? A nie… Shargoz znalazł się nagle na Półorczycy, płynącej teraz na plecach, a ona sama go niejako holowała… układając jego głowę między swymi naprawdę pokaźnych rozmiarów piersiami. Potylicy mężczyzny było wyjątkowo dobrze, w przeciwieństwie do jego nosa… - Ty mnie wystraszyć - Powiedziała kobieta, niby to przepraszającym tonem. - Taka duża dziewczynka… a wydry się przestraszyła. Z drugiej strony… miło wiedzieć że masz mięciutkie obszary.- mruknął zadziornie druid muskając czubkami palców biodro Drony.- Chętnie zbadam je wszystkie… w końcu… cię złapałem. Nos bardzo bolał, ale druid był uśmiechnięty. Warto było. Półorczyca odholowała Drudia ku brzegowi, i ten mógł w końcu stanąć na własnych nogach, w wodzie sięgającej pasa. Zielonoskóra pacnęła go dłonią po ramieniu. - Ty się kąpać ubrany? - Spytała, nic sobie nie robiąc z prezentowania przed mężczyzną swych zielonkawych piersi. - Wolę nago… ale zwykle nie zostaję… ogłuszony w wodzie.- odpał Shargoz ruszając do brzegu, rozbierając się po drodze i przyglądając imponującemu biustowi Drony. Łakomie i bezczelnie się gapiąc na jej piersi. I nie przejmując się odsłanianym swoim ciałem, jak i faktem… że kobieta wywoływała u niego owację na stojąco. Półorczyca przyglądała się mężczyźnie wychodzącemu z wody, i kierującemu się ku płaszczowi leżącemu na trawie… z lubieżnym uśmieszkiem na ustach podmyła się kilka razy dłonią między nogami, po czym dołączyła do Druida na “kocyku”. Bez ceregieli, i tak od razu, popchnęła go na plecy, po czym zwinnym ruchem znalazła się na nim, leżąc jednak na odwrót niż on sam. Wprost wepchnęła swój krzaczek w jego twarz, samej jednocześnie łapiąc prężący się “oręż” Shargoza w dłoń, i posmakowała jego czubek językiem. Takiej finezji to się po półorczycy Shargoz nie spodziewał. Nie wyglądała na taką co wyszła poza zwykłe chędożenie… kto by się spodziewał. Na szczęście choć dzikus, to Shargoz był światowy i wiele rzeczy miał okazję spróbować. I właśnie z entuzjazmem próbował intymny zakątek orczycy, od razu śmiało wodząc językiem i mocno muskając jej wrażliwe obszary. Dłońmi uczepił się twardych pośladków Drony… z zadowoleniem stwierdzając, że są także i sprężyste. Drona mruknęła z zadowolenia, po czym sama zaczęła porządniejsze pieszczoty męskości Druida, jedną dłonią bawiąc się jego klejnotami, a ustami pochłonęła go już w całości. Nie trwało to długo, gdy zaczęła jęczeć coraz głośniej i głośniej, wijąc się na Shargozie już niczym najprawdziwszy piskorz, ledwie co trzymając “lancę” w dłoni. Za to jej usta, dla odmiany, i odpowiednio mocno do stanu rozkoszy, przyssały się do rejonów poniżej męskości. - Możesz… puścić i pozwolić… mi… się tobą… zająć…- zaproponował pobudzony druid odrywając jedynie na moment język od rozpalonego zakątka półorczycy. Choć podobały mu się pieszczoty w jej wykonaniu, to Drona miała tak wiele walorów którymi chciał się delektować. Po dłuższej chwili, gdy całym ciałem zielonoskórej skończyły targać fale rozkoszy, w końcu zeszła z Druida z uśmieszkiem na ustach… ale przytrzymała go sobie w parterze dłonią dosyć stanowczo naciskającą na jego tors. Okręciła się wokół jego ciała, przełożyła nogę przez nie, i w końcu nadziała na co chciała, jednocześnie wypuszczając z siebie powoli powietrze. Siedząc tak, nabita na jego męskość, przejechała w miarę delikatnie pazurkami po brzuchu Druida. - Tak lubić? - Drona poruszyła powoli biodrami. - Też… a potem….- jęknął czując jak ciężka półorczyca opada na jego ciało i otula jego dumę swym kwiatuszkiem, niczym rosiczka złapanego bąka. Chwycił śmiało za jej piersi, gdy się pochylała… ścisnął lekko i spoglądając w oczy rzekł.- ... mam dużą ochotę.. na więcej. - My zobaczyć - Odpowiedziała kobieta, po czym podparła się rękami po obu stronach głowy Druida, i zaczęła na nim przejażdżkę. Początkowo powoli, choć wcale nie aż tak znowu wolno, by w końcu nieźle przyspieszyć… po kilku dłuższych chwilach już na nim całkiem nieźle galopowała, a kilka kropli potu spływało po jej muskularnym ciele. Minę miała wyjątkowo zaciętą, a i oddech przyspieszył… Shargoz wyczuł również w pewnym momencie, iż Drona zdecydowanie należała do tej nielicznej, naprawdę nielicznej grupki samiczek, które były w stanie kontrolować uścisk swojego kwiatu, przez co doznał jeszcze większej rozkoszy, i był już blisko finałowego momentu. Sądząc z kolei z jej posapywania, Półorczycy również niewiele brakowało. Jak i Shargozowi miętoszącemu jej biust i rozkoszującemu się jej ciałem. Uwięziony pod nią wydawał się tylko wyczekiwać okazji by role się odwróciły. Niestety, ale tym razem nie miało to miejsca, i zielonoskóra kobieta postawiła na swoim, szaleńczym już tempem doprowadzając oboje na wyżyny rozkoszy, które zresztą obwieściła najbliższej okolicy… rycząc prawie jak lwica. Gdy zaś, parę momentów później, było już po wszystkim, opadła na mężczyznę nieco wymęczona, przy okazji go nieco przygniatając. Ich oddechy powoli się uspokajały, choć ten od Shargoza był nieco przytłamszony kilogramami leżącej na nim kobiety… - Nie myśl… że tak łatwo się to skończy. Niech no złapię oddech.- mocniej chwycił dłońmi za pośladki Drony lekko je ściskając.- Masz rozkoszną pupcię… wiesz? Nieco zdziwiona kobieta spojrzała na Druida, po czym ześliznęła się niedbale z jego ciała, zalegając przy jego boku. Głowę położyła na ramieniu mężczyzny, jedna noga leżała tam gdzieś niedbale przełożona przez jego nogi, a pazurki przejechały po brzuchu Shargoza. - Ty nie mieć dosyć? - Spytała, po czym pacnęła go nieco mocniej w okolicach pępka. - Znowu, później - Dodała. - Ani trochę… mężczyźni z mego ludu są nieustępliwi. Kobiety zresztą też..- jako dowód pochwycił pierś półorczycy i obejmując ją dłonią zaczął pieścić muśnięciami języka. - Ja gadać, później! - Warknęła na mężczyznę Drona. -Czemu? Spieszy ci się gdzieś? Nie uważasz, że zasłużyłaś na masaż za uratowanie mnie przed utopieniem.- uśmiechnął się Shargoz, ale przestał dotykać półorczycy. Ta dziwnie prychnęła, po czym wstała z płaszcza, wzruszając ramionami. Naga skierowała swoje kroki do rzeki, gdzie zaczęła się myć, poświęcając sporo czasu miejscu… między swoimi nogami. A na Shargoza nie spojrzała nawet raz. - Więęęęc… skąd właściwie jesteś? Długo pracujesz jako najemniczka?- wypytał druid przyglądając się myjącej półorczycy. Drona spojrzała na mężczyznę, prychnęła, po czym nadal się myła… - Ty za dużo gadać - Powiedziała w końcu, i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Chyba miała zamiar wrócić do obozu. - Pierwsza, której się zebrało na narzekanie.- ocenił Shargoz czekając, aż jego ubrania wyschną. Półorczyca ignorowała go w samym obozie, co pewnie ktoś o bardziej delikatnym ego lub o romantycznej duszy by przeżywał. Na szczęście Shargozowi nie zależało na opinii u kochanek, ani nie zabiegał o ich uczucie. Ot była to dla niego kwestia instynktu i przyjemności. To cywilizowani ludzie przypisywali temu jakieś większe znaczenie. On nie był obciążony takimi problemami. Będą inne okazje, może inne kobiety… Druid nie przejmował się bowiem czymś takim ja romanse. Ot, były jak smakołyk, jadł gdy się trafiały ale mógł całkowicie obejść się bez nich. Zresztą… była jeszcze reszta członków i członkiń karawany.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
17-08-2018, 19:29 | #67 |
Administrator Reputacja: 1 | Ranek jest mądrzejszy od wieczora. Tak przynajmniej powiadano. Dla Ramasa ranek okazał się przyjemniejszym, bowiem wróciły mu siły (chociaż nie do końca) i mógł się w miarę normalnie ruszać. Bycie ciężarem dla kompanów nie było niczym przyjemnym i mag miał nadzieję, że taki stan się już nie powtórzy. Ubranie się, spakowanie, zwinięcie namiotu, osiodłanie konia - wszystko mógł zrobić sam, bez niczyjej pomocy, a to sprawiło że poczuł, jak kamień spadł mu z serca. * * * Dołączenie się do karawany, jaką napotkali, miało swoje plusy i minusy. W większej grupie było zazwyczaj bezpieczniej - takie stadko pająków nie zaatakowałoby tak licznej grupy. Ale były też i minusy - wozy poruszały sie znacznie wolniej, niż konni. Ramas co prawda wolał poruszać się w mniejszych grupkach - co było szybsze i mniej się rzucało w oczy, ale tym razem doszedł do wniosku, że w sumie takie przyłączenie się będzie opłacalne. Jeśli członkowie karawany nie poderżną im w nocy gardeł, to będzie można odpocząć i do końca podreperować siły. Co prawda jadąca wozami zbieranina wyglądała nad wyraz malowniczo (podobnie zresztą jak towarzystwo Ramasa), ale to nie świadczyło o nich ani pozytywnie, ani negatywnie. W każdym razie mag nie spieszył się z zawieraniem bliższych znajomości - ani z przedstawicielkami płci pięknej, ani z reprezentantami płci brzydkiej. Miał zamiar zajmować się tylko swoimi sprawami i robić za odludka - chyba że ktoś coś od niego będzie potrzebować. |
18-08-2018, 09:49 | #68 |
Reputacja: 1 | Miłości ma okaż zmiłowanie i pozwól mi zanucić tę pieśń Zmień me przeznaczenie Pozostaw wszystkie wspomnienia o tobie I ty też zachowaj wspomnienia o mnie Na miłość boską daj mi męczeństwo Śpiewaj ku odkupieniu I łkaj głośno Za nasze grzechy... Jechali gościńcem, Glaiscav nucił melancholijną partitę a minor. Niebo jak sztuka najpiękniejszego błękitnego jedwabiu, słońce jak rozpalona do białości moneta. Wiatr pieści policzki. Gdy z rana wyruszyli w drogę muzyk czuł się półbogiem. Pogoda i krajobraz grały na pełnym spektrum wrażeń... Szlag. Dziwne. Pomyśleć, że Glaiscav od pewnego czasu uważał się z starego kawalerzystę. Takiego co to staje na rękach jadąc stępa. Rzeczywistość zweryfikowała jego wyobrażenia. Teraz, około południa, kilka dni po wyruszeniu i godzin po wznowieniu podróży, tyłek i uda pokazywały co potrafią, a potrafiły wiele. Bard klął pod nosem nie wiedzieć czemu wypatrując choć jednej chmury... Ile deszczu musi spaść by oczyścić ziemię Ile szczęścia może dać jedna chmura na niebie… Zanucił i od razu poczuł się lepiej. Stanąwszy w strzemionach by dać dolnej części swych pleców chwilową ulgę mimowolnie wrócił do swego dzisiejszego snu... Sporo czasu minęło Nim ze snu się zbudziłem Drżałem krzycząc Wciąż żywy Ty zaś zbierałaś obcych wśród rozdroży... Powtórzył ten urywek kilkakrotnie znowu czując chłód przedświtu... Blaszany chłód próbuje dostać się przez szyby w miękki sen… Śmiech gdzieś z boku. Osłoniwszy oczy daszkiem dłoni bard spostrzegł kilkuosobową grupkę żeńców odpoczywającą wśród kłosów wyzłoconego słońcem jęczmienia. Pole ciągnęło się po obu stronach drogi. Dwie krzepkie dziewczyny i trzech barczystych chłopaków delektowało się przerwą w pracy, plackami z mięsem i jabłecznikiem. Muzyk powęszył. Tak, zdecydowanie jabłecznik. Wstrzymawszy grupę bard zeskoczył z wierzchowca i zagadał. Przez parę chwil wymieniał z żeńcami oględne żarty by w końcu wychylić z podarowanego kubka kilka długich łyków i podziękować z iście dworską manierą. Żeńcy wybuchnęli śmiechem. Zostawiając rozbawioną grupkę bard wrócił na gościniec do swego rumaka… ***** Dziwne. Pomyśleć, że Glaiscav uważał się za starego włóczykija. Po raz kolejny dochodził jednak do wniosku, że spanie pod namiotem przegrywa z noclegiem pod dachem, w ciepłym łóżku. Cóż… ***** Oto niebo. Słońce. Lekka bryza. Oto resztki zniszczonego wozu. Plamy krwi. Ślady napaści. Glasicav rzadko się przejmował takimi widokami. Znacznie częściej zdarzało mu się przechodzić obojętnie. Teraz też tak było. Wyglądało to na robotę pewnych ogrów, które to grupa rozgromiła. Przemawiały za tym wielkie odciski stóp i brak trupów. Które to jak nic trafiły do gara. Czyżby ich grupa zrobiła coś dobrego? Bard parsknął śmiechem. Dobro? Zło? Jakby słyszał jakiegoś klechę. Moralność? Czemu nie. Nikt nie upoważnia ludzi do zachowywania się jak świnie. Etyka? Nie bądźmy śmieszni. Bard był pierwszym, który zostawił resztki wehikułu i ruszył dalej. ***** Oto gorąc dnia. Słoneczne południe. Kurz drogi dusi w gardle. Oto karawana. W sumie osiem wozów. Kilku konnych i kilka podjezdków. Oto mistrz karawany. Seever Gładki Kamień. Kwadrans później - „Kim jesteście, czego potrzebujecie, chcecie coś kupić czy sprzedać?” podróżni doszli do porozumienia. Glaiscav przytroczył rumaka do wozu, a sam z ulgą wyciągnął się na pace. Po chwili namysłu dobył fletu i zagrał nieśpieszną melodyjkę. Płynie przechodząc od tańców do zadzierzystych marynarskich przyśpiewek przez muzykę z Eire aż powożąca kobieta (Asmut, baranie! Ona nazywa się Asmut Horison!) zerknęła do środka. Bard uśmiechnął się przerywając na chwilę grę po czym zaczął od nowa Skalistą drogę do Dublina i doczekał się uśmiechu. Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 18-08-2018 o 12:06. |
26-08-2018, 22:22 | #69 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-08-2018 o 22:25. |
27-08-2018, 17:35 | #70 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Wieczór w towarzystwie karawianiarzy, podobnie zresztą jak i noc, minął przyjemnie i spokojnie. Rozmawiano, żartowano, wymieniano się ploteczkami, była i muzyka, było nieco wina, było miło… Nikt nikogo nie miał zamiaru mordować, nie pojawiło się żadne, zewnętrzne zagrożenie dla obozowiska, każdy zaś mógł się porządnie wyspać. 6-ty dzień podróży na szlaku do Secomber... Po porządnym śniadaniu, zajęto się pakowaniem maneli, zaprzęganiem koni do wozów, po czym zwinięto obozowisko i ruszono w dalszą drogę. Towarzystwo zmierzające ku tajemniczemu, jeszcze nadal nieźle odległemu skarbcowi, nadal zaś podróżowało z karawaną. Dzień minął spokojnie. ...i cholernie wiało nudą. Druid odsprzedał zdobyte, i w sumie “bezpańskie” buty, jakie udało im się zdobyć na Ograch. Męskie, skórzane kozaki kupiła Kather Stere, za 60 złociszy... Gdyby jechali konno, własnym tempem, to tego teraz wieczoru byliby już w Secomber. Postanowili jednak trzymać się wozów i kolorowej zbieraniny przeróżnych osóbek, poruszając się z prędkością owych skrzypiących pojazdów. Hena nie odzywała się ani słowem odnośnie tej kwestii(a to ci nowina), było jednak już chyba powoli po jej minie widać, iż przemyślała ową sprawę, i zaczynało ją to lekko drażnić. ~ Kolejny wieczór, kolejne obozowisko, kolejne opowiastki. I ustrzelona łania, która wkrótce wylądowała nad ogniskiem. Pieczyste było miłą odmianą od suchych racji podróżnych, jak i “wodnej” zupy, jaką podano wszystkim poprzedniego dnia. Ostatni już wieczór spędzany w towarzystwie karawianarzy, a następnego dnia, gdzieś grubo przed południem, powinni być w mieście... 7-ty dzień podróży Secomber Miasto nie posiadało jako takich murów obronnych, co było dosyć niecodziennym widokiem. Funkcję odgradzania tego co na zewnątrz, a tego co wewnątrz Secomber pełniły ściany budynków, jedynie gdzie niegdzie połączone niezbyt grubymi murami między nimi, o wysokości tak na jakieś dwa metry. Bramy oczywiście były, a jak, w końcu trzeba było robić wrażenie na przyjezdnych… w samym mieście, naprawdę małym mieście(jedynie niecałe 1500 mieszkańców), wprawne oko szybko wyłapało fakt, iż w tej pipidówie wiało nudą. Co prawda przybywały tu karawany z obu kierunków szlaku handlowego, było naprawdę wiele wozów, był i targ, kręciła się masa ludzi i nie-ludzi(dużo Niziołków), było gwarno, było kolorowo, jednak choćby fakt, iż w Secomber były tylko 2 tawerny, mówił już sam za siebie… interesujące były również ogrody. Tych było w samym mieście dosyć dużo, przez co ulice i samo miasto wydawało się większe niż w rzeczywistości. - Do tawerny? - Spytała Hena. O tak, to był dobry pomysł. Napić się piwa, zjeść w końcu coś porządnego, wykąpać się, wyspać w końcu w miękkim łóżku. Ramas miał nieco obiekcji odnośnie tawerny, ale nie dał tego po sobie poznać. No ale takie rzeczy przytrafiają się przecież tylko raz w życiu, nie powinien się więc już przejmować takim drobiazgiem... “Siedmiostrunowa Harfa” okazała się rozpadającą ruderą. Lokal był co prawda obszerny, ale zdecydowanie swoje lata świetności miał już daleko za sobą. Dawno już powinien zostać wyremontowany lub… zburzony? Skrzypiące stoły i ławy, nieco kurzu, mysz(!) czy i dwie, przemykające między stołami, kiepsko z samym wystrojem… no i karczmarz ze zmęczoną życiem gębą, wysilający się na uśmiech do nowych gości. Ale klientela była, i to naaaawet liczna, w głównej sali siedział tak z tuzin osób, popijający piwko, czy i coś jedząc. Po zerknięciu w stronę wchodzących do przybytku, wszyscy powrócili do rozmów i trunków, tracąc szybko zainteresowanie grupką śmiałków... póki nie odezwała się po chwili Hena, robiąc ledwie dwa kroki w przybytku. - Łóżka macie tu czyste, czy będziemy je dzielić z pchłami? - Wypaliła dziewczyna, na co karczmarza zatkało, a goście jak jeden umilkli, tym razem zawieszając na stałe spojrzenia na awanturnikach. - Zapewniam panienkę, iż bez pcheł, a pościel świeża - Wycedził przez zęby karczmarz - Jadło również jest niczego sobie. Nie ma tu może takich wielce światowych, och i ach luksusów, jak w “Śpiewającym Chochliku” ale tam za to izby nie dostaniecie, bo zawsze pełno. Więc? Dziewczyna spojrzała na resztę swoich towarzyszy, na zebranych w sali, na karczmarza, po czym wzruszyła ramionami. - Obyś miał rację! - Powiedziała Hena, a karczmarz już o mało nie połamał sobie zębów od szczęko-zgrzytu, sięgając chyba pod ladę po jakąś pałę, by nauczyć dziewoję ogłady… - Stawiam kolejkę wszystkim! - Wypaliła nagle Uczennica Maga z perfidnym uśmieszkiem, kierując się do jednego z pustych stołów, co wywołało wiwaty, a sam właściciel przybytku momentalnie rozdziawił gębę w wielkim uśmiechu. - Corra rusz no zadek! Kufle trzeba nosić! - Zawołał karczmarz wśród zgiełku, a z zaplecza wyłoniła się młoda dziewoja z wyjątkowo paskudną blizną biegnącą przez lewe oko pokryte bielmem, która zajęła się szybko roznoszeniem piwa po sali… .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |