Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2020, 10:17   #41
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Terminacja Szkodników

Mocarna kusza kapłana potrafiła boleśnie ukąsić, ale miało to swoją cenę. Ciężko było ją załadować ponownie. Zwykle Olgrim strzelał raz na walkę, ale wziąwszy pod uwagę sytuację (i swojego kaca), postawił kuszę niemalże pionowo i pospiesznie naciągał cięciwę. Po czym załadował kolejny bełt.
- Idzie nam nieźle… ale może wkrótce przyjdzie nam się przybliżyć ku gnollom.- zastanowił się głośno zerkając na swoje towarzyszki ciekaw ich zdania na ten temat.
Gnolle przegrupowały się, stając w jednej linii, by uskutecznić swój ostrzał. Cztery strzały pomknęły w nadbiegającą Laugę, dwie odbiły się od jej napierśnika, dwie były kompletnie niecelne. Pozostający nieco za nią w biegu Villem, również był celem jednego ataku, i również niecelnego.

Tygrysica starła się z ranną Hieną, doszło do sporej kotłowaniny, i… walka zakończyła się niezwykle szybko. Wystarczyło jedno smagnięcie łapą, by niemal urwać Hienie łeb, zabijając ją na miejscu.

Daveth niecelnie strzelił do jednego z Gnolli, pudłując, i o mały włos nie trafiając własnej zwierzęcej towarzyszki. Taki efekt strzału sprawił, że druid zrezygnował z kolejnego strzału i ruszył przed siebie, ku przeciwnikom…
Carrys wystrzeliła ponownie “Magiczny pocisk”, a właściwie całą ich serię, zabijając na miejscu wroga.

Olgrim przeładowywał cały czas ciężką kuszę, a Amaranthe zamieniła w swoich dłoniach instrument muzyczny na łuk. Tropicielka z kolei, warknęła, iż nie ma czystej linii strzału, po czym przesunęła się bliżej Kapłana, Bardki i Czarodziejki, po czym oddała kolejny strzał. Jej celem był dokładnie ten sam Gnoll co wcześniej, i tym razem już go definitywnie ustrzeliła.

Bardka oceniła sytuację i uznała, że najwyższa pora by włączyć się do walki nieco bardziej aktywnie. Cel nie był trudny w wyborze bowiem znajdował się centralnie naprzeciw jej pozycji. No, gdy pominęło się Olrgima.
- Uważaj, strzelam - zwróciła się do krasnoluda aby go ostrzec i żeby jej przypadkiem nie wszedł na linię strzału, po czym wypuściła strzałę.

- Dobra…-mruknął krasnolud lekko się kuląc przy celowaniu. Posłał kolejny pocisk śmierci, w nadziei że będzie śmiercionośny. Ostatecznie, choć kuszy używał, to nie czuł się jakoś szczególnie uzdolniony w jej używaniu.

Biegnący w stronę przeciwników druid krzyknął do tygrysicy, by ta przestała się bawić z resztkami hieny i zaatakowała gnolle. Laura, po chwili namysłu, obróciła się w stronę żyjących jeszcze przeciwników, po czym ryknęła, zapewne chcąc wybić im z głów najmniejszą nawet myśl o stawianiu oporu.

- Falsa na was bestie! - krzyknął rycerz w kierunku gnolli. Głos zaś jego miał w sobie jakąś niewypowiedzianą moc, jakby słowa nie były jeno czczą pogróżką, a istotnie na wrogów miała uderzyć cała moc rodu Villema. Było to wyzwanie, którego nie sposób zignorować.
Rycerz był w pełnym pędzie, a mimo to Lauga go wyprzedziła ustępując prędkością tylko zwierzęciu druida. Półelfka gnała ku przeciwnikowi jak szalona tu i ówdzie kuląc się podczas ostrzału. Też tak robił i on dzięki czemu żadne z nich nie otrzymało ran. Ale strzały sojuszników w akompaniamencie pobrzmiewającego gdzieś z tyłu przedziwnego akordu, też przelatywały blisko. Villem bez trudu odgadł autorkę pocisków, które położyły hienę. Carys… w biedzie był wróg, który jej delikatność przekładał na pole walki.
Czarodziejka wykorzystała swoje czary by pozbyć się dwóch przeciwników. Wprawdzie mogła użyć jeszcze jednego, ale wolała zostawić go sobie na później. Także sięgnęła po swoją kuszę i w napięciu czekała na rozwój sytuacji.

Lauga niemal już dobiegła do Gnolli, była już bardzo blisko, tuż tuż wrogów, by zacząć sieczkę swoim wielkim mieczem…

Bełt wystrzelony z ciężkiej kuszy, wycelowany w łeb Gnolla, nie trafił tak całkiem w jej środek, jednak i tak doprowadził do ryku bólu przeciwnika. Olgrim odstrzelił mu ucho! Strzała wypuszczona przez Bardkę dosięgnęła zaś kolejnego z nich, raniąc go w rękę.

Tygrysica na słowa biegnącego Druida rzuciła się pędem ku nowym przeciwnikom, niemal po drodze wpadając na Laugę, i… wyprzedzając ją w dopadnięciu wybranego Gnolla. Ten jednak obronił się skutecznie przed jej pazurami.

Villem w trakcie biegu zaczął wykrzykiwać jakieś dziwaczne rzeczy do Gnolli, a wtedy… jeden z nich, ten z odstrzelonym uchem, wyszedł przed pozostałych, złowrogo machając swoim toporem w stronę Rycerza, gotując się do pojedynku??

Leżący w błocie od samego początku starcia Gnoll, zraniony bełtem krasnoluda w tors, zaczął nagle głośno i donośnie wyć, niczym jakiś pies albo wilk, po czym nieudolnie rozpoczął odczołgiwanie się gdzieś w bok, z dala od całej potyczki.

- Idziemy? - Spytała Carys, Amaranthe, i Olgrima Tropicielka, ruszając w kierunku potyczki, nadal jednak z łukiem w dłoniach, i strzałą ułożoną blisko cięciwy.

Starcie było, praktycznie biorąc, wygrane, więc Daveth nie miał zamiaru się spieszyć. Zwolnił nieco, stale jednak podążając w stronę przeciwników, samą walkę pozostawiając w rękach (i łapach) tych, co byli blisko stojących jeszcze na nogach gnolli.
- Złap i przynieś! - zawołał pod adresem Laury.
- Powinniśmy się przybliżyć do nich przynajmniej.- zgodził się z tropicielką kapłan zakładając kuszę na ramię i chwytając za swój nadziak-młot. Uznał, że nie warto już marnować kolejnych runicznych bełtów wprost z kuźni Mithrilowej Hali.
- Ale nie powinniśmy im w drogę wchodzić - czarodziejka nie była do końca przekonana, że pomysł Tropicielki jest słuszny.
- Nie będziemy. Raczej popatrzymy sobie z bliska jak dzielnie przepędzają resztę przeciwników.- odparł pocieszająco krasnolud.
Carys nadal nie była pewna. Ruszyła jednak za kapłanem.

Lauga widząc że wybrany przez nią przeciwnik padł musiała zmienić swój cel. Naszczęście tamci ustawili się ładnie w rządku i mogła atakować kolejnego przy minimalnym skoku w bok. Zamachnęła się, a jej miecz poszybował w powietrzu na gnolla.
 
Obca jest offline  
Stary 07-03-2020, 09:11   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Rycerz chcąc nie chcąc musiał docenić odwagę topornika. Co prawda mogły za nią stać plugawe instynkty mordu, a nie hart ducha, ale jednak gnoll zdecydował się stawić mu czoła, gdy jego towarzysze jeden po drugim padali. Tak czy inaczej, zamierzał rozprawić się z kreaturą szybko, korzystając z biegu w jakim już był. Wywinął półtorakiem w szarży i nakierował się na gnolla.

Tygrysica rozorała Gnollowi bebech pazurami, aż na błoto wypadły flaki… wróg zginął. No cóż, zdarzało się, “Laura” nie usłyszała Druida, lub kierowało nią co innego.

Lauga odrąbała lewe łapsko przeciwnika, ten zaryczał z bólu, i trysnęła fontanna juchy. Gnoll zatoczył się w bok, po czym padł na plecy, chwilę jeszcze podrygując, i było po nim…

Villem zadał jedno mocne cięcie, omijając gardę swego celu, po czym ukośnie rozpłatał tors Gnolla, wraz ze skórznią, jaką ten na sobie nosił. Gnoll jęknął, ugięły się po nim kolana, po czym zalewając się posoką zarówno z rany, jak i z pyska, padł w błoto.

Przeciwnicy zostali pokonani, wytłuczeni co do jednego… nie, jeden jeszcze był. Czołgający się w błocie, próbujący ślamazarnie oddalić się od potyczki, ciężko zraniony już na samym początku bełtem kuszy Olgrima. Jeszcze żył, jeszcze ledwo co dychał.

Lauga nieśpiesznie zarzuciła miecz na bark. I spacerkiem podeszła do czołgającego się gnolla. Prostym szybkim machnięciem ciężkiego metalu dobiła ostatniego hienowatego. Nie bawiła się w przesłuchania czy pogawędki. Wiedziała, że nie zostawią go przy życiu, przedłużanie tego próbami wyciągnięcia z niego informacji było...okrutne. Potem zaczęła przeszukiwać ciała w poszukiwaniu “zapłaty” za swój wysiłek.

Rycerz, jakkolwiek rad był, że nikt nie ucierpiał, a bestie zostały pokonane, nie czuł satysfakcji z tej łatwej wygranej. Nie było w niej niczego z czego można było być dumnym. Nawet jeśli dzięki niej, gorszego losu uniknęła jakaś chłopska rodzina uchodźców ze spalonej przez smoka wsi.

Odetchnął po sprincie w zbroi i spojrzał w kierunku Laugi, której pragnął pogratulować chyżości i waleczności. Głos jednak nie opuścił jego krtani.

Zamiast spodziewanego westchnienia śmierci, wojowniczka usłyszała szczęk ostrzy gdy Falsenrig zbił jej cięcie podbijając miecz w górę.
- Nie stanowi już zagrożenia - powiedział do półelfki.

- I co puścisz go? By doczołgał się do reszty? Nasłał na nas swój klan? - Spytała spokojnie, wiadomo było że tego zrobić nie mogą. W oczach widać było lekką drwinę z tej rycerskości kiedy mówiła kolejne słowa. - A może chcesz to torturować dla informacji? - Pytanie zawisło w powietrzu. - Walczyli jak wojownicy. Szybka śmierć się im należy, sir Adlerberg

Rycerz zmarszczył brwi i mieczem wskazał próbującego odpełznąć od nich gnolla.
- Naszym żywiołem jest walka panno Laugo - mówił spokojnie i bez drwiny. Za to odrobinę może uderzając w ton mentorski. Można było przez ułamek sekundy mieć wrażenie, że to nie są jego własne słowa. Choć bez dwóch zdań w nie wierzył. - W niej decydujemy o życiu i śmierci. Ten stwór jest jednak ciężko ranny i nie chce z nami walczyć. Zostawmy jego los innym siłom.
Co rzekłszy kucnął przy gnollu by go rozbroić z wszystkiego co ten mógłby użyć jako broni.
- Rozumiesz mnie? - spytał, ale Gnoll tylko zerkał to na niego, to na kobietę, i od czasu do czasu warczał…
Krasnolud podszedł więc do niego i odezwał się w gardłowym języku.
- Rozumiesz mowę gigantów?
To jednak również nie przyniosło żadnych widocznych efektów.
- A może mnie zrozumiesz? - spytał Daveth w niebiańskim, a potem powtórzył to pytanie w leśnym, i znowu nic… a Gnoll odkaszlnął krwią, i powarkiwał coraz bardziej.
Jako że gnoll nie był zbyt rozmowny, druid zostawił go i poszedł zająć się Laurą, która nieco oberwała podczas tej potyczki. Strzała co prawda nie wbiła się głęboko i było to bardziej draśnięcie, niż rana, ale nie wypadało tego tak zostawić.
Po usunięciu grotu i obmyciu rany Daveth sprawdził, czy zdobycz Laury ma w kieszeniach coś wartościowego.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-03-2020, 15:40   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Widząc starania reszty Carys podeszła do Villema, który stał koło rannego Gnolla. Widok nie był przyjemny. Czarodziejka odezwała się do leżącego na ziemi stworzenia
- To może smoczy?- Przemówiła w tym właśnie języku, co nie wywarło na Gnollu wrażenia.
Rozbrajając stwora rycerz zatrzymał się po słowach Carys, przyglądając wykrzywionemu wściekle zwierzęcemu obliczu. Nikczemnicy lubią się wysługiwać słabszymi od siebie. Być może czarnego smoka też to dotyczyło i rozkazywał gnollom? Ciekaw był reakcji stwora. W między czasie ocenił, że ten potrzebuje natychmiastowej pomocy, jeśli ma mieć szansę przeżycia. Ranę obwiązać umiał, bo i nie była to żadna wiedza tajemna. Usunięcie bełtu już jednak wychodziło poza jego możliwości.
- Czy ktoś umie go opatrzyć? - spytał towarzyszy, zatrzymując spojrzenie na krasnoludzie - Olgrimie? Bez rzecz jasna użycia łask Twojego boga. Jeno krwawienie zatrzymać.
- Mogę to uczynić.- przyznał krasnolud i zdjął plecak z grzbietu z ramienia. Grzebać w nim począł, by wyciągnać pakunek z narzędziami chirugicznymi i ziołami.- Przytrzymajcie go jeno przy ziemi. Co by się nie ruszał.
Villem skinął głową. Taka forma pomocy w leczeniu, nie wykraczała poza jego możliwości. Na widok narzędzi chirurgicznych Gnoll warknął, po czym… próbował odgryźć Villemowi twarz! Rycerz jednak odsunął się na czas, i skończyło się jedynie na kłapnięciu powietrza.
Widząc reakcję Gnolla Carys bezradnie rozłożyła ręce.
- Tego języka też nie zna - dodała przy tym.
Próby dogadania się ze stworem spełzły na niczym.
- Nie bardzo chce dać sobie pomóc.- odparł krasnolud rozkładając bezradnie ręce.
- Najwyraźniej nie jest aż taki umierający jaki z początku się zdawał - przyznał Villem wycierając z twarzy ślinę bestii - Jeśli ma się szarpać, to możemy tylko pogorszyć jego zdrowie. Niech próbuje szczęścia w swoim obecnym stanie w takim razie. Nic tu więcej po nas.
- Chcecie go tak zostawić? - zapytała Amaranthe, która do tej pory tylko się przyglądała wszystkim tym działaniom. Nic z tego nie nadawało się na pieśń więc też szczególnie jej nie interesowało.
- Nie lepiej go dobić? - dodała kolejne pytanie. Co prawda nie była za zabijaniem i to dość mocno ale zostawianie pokonanego wroga by się wykrwawił na śmierć lub umierał w męczarniach… O ile nie miało to przynieść jakiejś konkretnej korzyści nie widziała w tym sensu.

- Nie byłby to akt łaski, panno Amaranthe. Stwór ten rzuca się dość żywotnie i wyraźnie nie chce się z życiem żegnać - wyjaśnił rycerz przyglądając się powarkującemu gnollowi - Jeśli Daveth by mi pomógł go przytrzymać, to być może Olgrim da radę wyciągnąć bełt i zatamować krwawienie. Jeśli i w ten sposób rady nie damy, to będzie musiał liczyć na siebie i swoje szczęście.
- Nie wydaje się być też w męczarniach. Owszem, pewnikiem go boli, ale skoro ma dość sił do walki… to ból musi być dość znośny dla niego.- ocenił krasnolud.
- Zostawmy go - powiedział druid, który właśnie wrócił, dokonawszy oględzin zdobyczy Laury. - Jeśli bogowie zechcą, to przeżyje, a jeśli życie mu się znudzi, to może sam je sobie odebrać.
Bardce pomysł ten wcale się nie spodobał, podobnie jak pozycja, jaką prezentowali pozostali.
- No ale jak to…? - zapytała, zdziwiona, że wszyscy zainteresowani zdają się być za tym by pozostawić rannego przeciwnika samemu sobie. - No dobra, zdaje się, że ma w sobie jeszcze sporo energii ale w takim razie czy nie lepiej się go pozbyć, by większej ilości swoich braci nam na głowy nie sprowadził? Z drugiej strony, jeżeli jest ranny, jest wrogiem, to… - Machnęła ręką na pozostałe trupy co było jak na jej gust dość jasnym przesłaniem. - Albo go uzdrowić albo zabić - nie chciała ustąpić.
- Więc panie rycerzu? - krasnolud zwrócił się do Villema.- Dwie panny radzą by ubić. Po prawdzie krasnoludzka wyprawa przeciw złym rasom, także by tak postąpiła. Nie oczekuj litości i nie okazuj litości… takie jest wtedy motto. Mnie po prawdzie zajedno, takoż i druidowi, więc jesteście w mniejszości, choć szanuję waszą nieugiętą postawę w trzymaniu się rycerskiego kodeksu.
Westchnął ciężko i dodał.- Jeśli nikt inny nie chce… to ja ostatecznie mogę skrócić jego męki.
- Ktoś z was chce te ich topory, czy wyrzucamy w błoto? - Spytała Tropicielka, podchodząc do grupki z "jeńcem", trzymając jeden z owych toporów w dłoni… a podeszła od strony pleców na wpół siedzącego-leżącego Gnolla.
- Jeśli żaden z nich nie jest magiczny, albo choćby wykonaniem się wyróżnia, to możemy wyrzucić. Każde z nas przybyło tu w pełni wyekwipowane. Nie potrzeba nam zwykłych toporów.- ocenił kapłan.
- Nie ma żadnej korzyści dla naszej misji w dalszym rozlewie krwi tego stwora - rycerz wyprostował się spoglądając na zbierający się wianuszek żądnych krwi gnolla kompanów. Nawet w oczach Carys dostrzegł, że wolałaby, żeby stwór nie żył. Choć zapewne ją akurat kierowało co innego niż mord na wszelki wypadek. - Nim gdziekolwiek dopełznie w swoim stanie, miną dni więc lękać się o swój los nie musicie.
Kapłan skinął głową. I jemu nie uśmiechało się takie uśmiercanie. Ale to nie jego te słowa miały przekonać.
Amaranthe dalej na przekonaną nie wyglądała, machnęła jednak ręką. Pomysł z pozostawieniem rannego przeciwnika wydawał się jej złym ale też nie zamierzała go zabijać skoro miał po swojej stronie członków drużyny. Wzruszyła ramionami, uznając kwestię za zakończoną i nie wartą dalszych dyskusji.
- Jak tam sobie chcecie - dodała tylko, po czym oddaliła się by sprawdzić w jakim stanie i jakiej jakości były strzały oraz łuki, które Gnolle mieli przy sobie. Wątpiłą by znalazła łuk lepszy niż ten który posiadała ale strzały zawsze przydać się mogły.
Krasnolud też się oddalił, by odzyskać choć jeden bełt z drugiego trupa gnolla.

Szybki cios, zadany przez Caistinę, zakończył żywot rannego Gnola. Humanoid wybałuszył na moment oczy, po czym osunął się martwy na bok, z toporem wbitym w czerep.
- Ten topór jest nieco lepszej jakości, niż pozostałe - Powiedziała niewzruszonym tonem przewodniczka po bagniskach do Villema.
Widząc spadający cios Carys odruchowo ukryła twarz w ramionach młodego Adlerberga. Rycerz wyraźnie czuł jak czarodziejka wstrzymuje oddech, ba nawet lekko drży, gdy rozległo się nieprzyjemne dla ucha mlaśnięcie towarzyszące zetknięciu się zimniej, ostrej stali z ciałem.
Rycerz objął czarodziejkę ramieniem. Czuł wzbierającą w nim złość na tropicielkę i na to co uczyniła. Jednak bliskość Carys podziałała w niezrozumiały sposób kojąco i bogowie raczą wiedzieć kto tu kogo właściwie wspierał. Przytulił jej głowę tak, że mimowolnie poczuł zapach jej włosów.
- Nie patrz - szepnął, po czym na chwilę zostawiając czarodziejkę wyciągnął z chrzęstem topór ze strzaskanego czerepu. Odłożył go na ziemię i wrócił do Carys - To rzeczywiście dobra broń. Złoto, które za nią dostaniemy nada tej głupiej śmierci jakieś lepsze znaczenie gdy oddamy je odbudowującym wieś chłopom.
Raz jeszcze przytulił mocno czarodziejkę.
- Pani Trannyth! - zawołał za tropicielką, której tak jak i Laudze pilno było chyba do wymarszu - Niech pani przyjmie proszę moje najszczersze ubolewanie w związku z dniem, który sprawił, że z takim cynizmem nauczyła się pani odbierać życie.
I chyba rzeczywiście w głosie rycerza słychać było szczery żal skierowany nie dla gnolla, a właśnie dla tropicielki.
- Albo on, albo my. To takie proste - Wzruszyła ramionami Caistina. - A jeśli nie zdajecie sobie sprawy… te jego wcześniejsze wycie, jak u psa, czy wilka, on wzywał pomocy. I ta pomoc nadejdzie, więc lepiej żebyśmy wtedy byli już daleko stąd.
Amaranthe bardzo chciała w tej chwili dodać “a nie mówiłam” ale się ugryzła w język. Wyjątkowo. Zebrała te strzały które były w miarę dobre i których waga by jej zbytnio nie obciążyła, a resztę zostawiła. Nie było sensu taszczyć ze sobą stu jeden broni, skoro te, które już się miało wystarczały i to zupełnie.
- No to w drogę - poparła tropicielkę. W końcu mieli polować na smoka, a nie na wszystko co po tych bagnach się szwendało.
Krasnolud poszedł do ubitego gnolla, by odzyskać bełt tkwiący w jego ciele, jak i to co jeszcze miał przy sobie. Choć całe życie spędził w nizinach społecznych, to wiedział że nobile nie są przyzwyczajeni do takich widoków i sytuacji. I trochę nawet im współczuł.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-03-2020, 18:55   #44
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wysokie Wrzosowiska


Wśród ponaglań Tropicielki (i Laugi), towarzystwo udało się w dalszą drogę po bagniskach, zostawiając miejsce potyczki z Gnollami za sobą… a ich przewodniczka doradzała, by każdy zabrał ze sobą oszczep pokonanych humanoidów. Mógł się przydać jako drąg do podpierania w trakcie dalszej wędrówki, jako tyczka do badania gruntu, no i w końcu i jako broń, zarówno jako dystansowa, jak i do bliższej walki.

Sama Caistina z kolei przez dłuższy czas szła na końcu grupy, zacierając ślady. Czyżby aż tak obawiała się posiłków Gnolli, i możliwości, iż ich wytropią?


I znowu, przez gdzieś godzinę czasu, albo i lepiej, przez te zdające się nie mieć końca bagniska, chlapu chlapu, plasku plasku, to przez błoto, to podmokły grunt, to stały, malutkie pagórki, bród, teren raz z mniejszą ilością drzew i krzewów, innym razem z większą.

Słońce przemieściło się już nieco na niebie, i wyczulone oko mogło wywnioskować, iż był pewnie czas gdzieś tak obiadu. Caistina nie chciała jednak jeszcze się zatrzymywać.

- Za mokro tu… zobaczymy gdzie indziej, za kwadrans.

- Tu nie jest bezpiecznie, widzicie te ślady pazurów na drzewach? Jakiś naturalny drapieżnik, wielkości nawet waszej tygrysicy.





***

Po pewnym czasie, co bardziej czuły nos wywąchał zapach spalenizny. Kierując się więc węchem - przede wszystkim Laury - towarzystwo odkryło wkrótce… opuszczone obozowisko.


Prymitywnie postawiony namiot, wygasłe już ognisko, z wiszącym nad nim kociołkiem, a w nim właśnie jakaś przypalona strawa. Do tego jakiś plecak, zmiętolone posłanie, a z wody od boku do namiotu prowadziły ślady czyiś łap, wraz z jakąś linią na ich środku, oraz inną drogą, ślady z namiotu już do wody, jakby coś kogoś ciągnęło.

Ktoś tu rozbił sobie obóz, a potem coś się stało, i owy ktoś zniknął pożarty?

- Rozejrzę się po najbliższej okolicy, bądźcie czujni - Oznajmiła Tropicielka, po czym udała się na obchód terenu.

Może warto było dokładniej przeszukać namiot, albo plecak? I z całą pewnością pilnować się, by samemu nie skończyć jak poprzedni gospodarz tego miejsca.

Po kilku minutach Caistina powróciła niosąc w dłoni… kikut ludzkiej nogi. A dokładniej to lewej, wraz z butem i kawałkiem spodni, urwanej - czy też i chyba odgryzionej - przy kolanie.
- Nic więcej nie znalazłam - Powiedziała, rzucając kikut obok ogniska - Ludzki mężczyzna, martwy nie dłużej niż pół dnia.

A Lauga rozpoznała ten but.

To była noga Shiny, jednego z jej towarzyszy.





***

Komentarze jeszcze dzisiaj
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 08-03-2020, 18:53   #45
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po zostawieniu trupów Lauga chwile tylko spędziła na tyłach wraz z tropicielką. Kiedy miała pewność że nikt ich nie usłyszy zwróciła się z nurtującym ją pytanie.
- Hej ty serio znasz Gnolli? Czy tylko ściemniałaś im żeby ruszyli dupy? - Pytanie padło, zamiast słownej odpowiedzi tropicielka porostu spojrzała na drugą rudą i tylko się znacząco uśmiechnęła. Co mogło znaczyć zarówno “tak ściemniałam” jak i “tak śmiałam się pod nosem jak próbowali się z tymi zwierzętami dogadać w każdym języku jaki znali”. Lauga uśmiechnęła przyjmując swoją wersję odpowiedzi i wróciła na szpicę pochodu.

***

- To się tutaj nie stało…- Lauga stwierdziła. Nie rozpoznała tego miejsca, na pewno nie było to miejsce ich obozowiska. Lauga rozejrzała się po obozowisku, wydawało się znajome. Chociaż czy wszystkie obozowiska nie wydawały się trochę podobne? A chwile potem się wyjaśniło.
- To ….Był. Shin. Ostatnio widziałam go uciekającego w las. - Powiedziała żołnierka przyglądając się nodze w bucie. - No dobra to zostawia tylko kapłankę, ona również była żywa. Nie wydaje mi się że te rzeczy w namiocie były jej. Chociaż myślę że można uznać że też została przez coś zjedzona. - Lauga uznała przed sobą że nie ma co się dalej łudzić. Reszta nie żyła cała trójka. Kobieta usiadła na chwilę pod drzewem.Napiła się wody , zjadła kawałek chleba. Kiedy nadszedł czas wymarszu znowu była z przodu.
 
Obca jest offline  
Stary 09-03-2020, 13:49   #46
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Odkąd przekazali młodzikowi konie, podróż przez bagna zrobiła się nieco uciążliwa. A i fakt, że tylko nieco, mogli zawdzięczać przewodniczce, która fachowo wiodła ich przez bezdroża udzielając cennych porad i wskazówek, na które sami by żadną miarą nie wpadli. Przy kwiatkach to i trochę zabawy nawet z tym mieli. Rycerz z zatkniętym przez Carys kwiatem w napierśniku wyglądał jakby iście się ku turnieju sposobił, a do pogodnej czarodziejki kwiaty z natury pasowały i właściwie wszystkie które nazrywali z Villemem prosiły się o zaplecenie w jej rude włosy. Co jednak oboje rozbawiło w tym wszystkim to ukwiecone Lauga i pani Trannyth. Obie poważne kobiety o zaciętych twarzach przystrojone jak na kupalnockę miały w sobie coś co zapewne ich praktycyzm nie pozwalał im dostrzec. A jak wspomnieć w jakich słowach Lauga relacjonowała krwawą bitwę z barbarzyńcami, to kącik ust sam się unosił. Z sympatią jednak gdyż mimo oschłości i prostego języka rodem spod strzechy, Lauga nie robiła wrażenia osoby równie zgorzkniałej co pani Trannyth.
Tylko trochę mniej rozrywki dostarczył okrutnie wymęczony pijaństwem krasnolud, który cierpiał w milczeniu na kucu przyozdobionym przez Carys i Villema jak na karnawał.

Pojawienie się Davetha, który okazał się zmiennokształtnym, oraz panny Amaranthe, podniosło nieco ocenę tych dwojga w oczach Villema. Znaczyło, że jednak tak całkiem misji za nic nie mieli. Co z resztą wkrótce sam czas rozstrzygnie.


Starcie z gnollami udzieliło rycerzowi kilku ważnych lekcji.
Pierwsza była taka, że gnolle to rasa rozumna, która pomaga swym pobratymcom w potrzebie.
Drugą, że nie jest to rasa specjalnie bystra i atakuje nie bacząc na swoje możliwości względem wroga.
Trzecie w końcu, że bagien trzeba się wystrzegać nie tylko przez wzgląd na ich potwornych mieszkańców, brak pitnej wody, kryjówki, czy natrętne owady. Trzeba się wystrzegać gdyż nigdy nie wiadomo, czy za którymś razem nie wróci się z nich takim jak pani Trannyth.

Owinięty materiałem zdobyczny topór wylądował w sakwie przechowywania, a oni mogli ruszyć dalej podpierając się zgodnie z radą gnollowymi oszczepami. A że grunt istotnie robił się nieprzyjemny, rycerz zawsze znajdował się blisko Carys by służyć jej ramieniem, na którym mogłaby się wesprzeć, czy dłonią by odciągnąć jakąś zaczepnie wystającą gałąź. Ze zdziwieniem też oboje odkryli, że wrażenie z chodzenia po bagnie jest podobne do tego podczas morskiej żeglugi. Podłoże się buja i pod wpływem kroczenia naprzemiennie unosi i opada jakby pod dywanem z mchu było morze wody. Niedługo później znaleźli pierwszego towarzysza panny Laugi. A raczej to co z niego zostało.


Rycerz uznał, że dziwnym by było by coś porwało pana Shinę, a ten nie stawiał oporu. Postanowił poszukać jakichś śladów walki, czy krwi, ale nie znalazł zupełnie niczego co by na to wskazywało.
- Pani Trannyth, widzi tu w obozowisku pani coś co by mówiło, że doszło tu do jakiejś walki? Albo, czy zwierz ów był dwu, czy czteronożny? Nie dalej niż 5 godzin temu był późny ranek. Próżno więc sądzić, że potwór zaskoczył ofiarę we śnie… Możliwe że przybył po coś co już było martwe. Pan Shina mógł sposobić się do śniadania gdy ktoś go zamordował, okradł z kosztowności i pozostawił…
Przeżyć potyczkę ze smokiem i zginąć pożartym przez potwora z bagien… Przewrotny los bywał wprawdzie okrutniejszy, ale rycerz poczuł żal dla nieszczęśnika na taką myśl. Na szczęście Laudze ów Shina nie był chyba specjalnie bliski, bo półelfka ze spokojem wyjaśniła co o tym sądzi.
Wzruszył ostatecznie ramionami nieprzekonany swoim gdybaniem, po czym widząc, że zanosi się na dłuższy postój wyciągnął z ekwipunku koc i rozłożył go na suchszym skrawku ziemi, z dala od rzuconej niedbale nogi. Wyciągnął również z sakwy spakowane w chusty podpłomyki, ser i suszone jabłka, które przygotował im nieuprzejmy karczmarz i owinięte w płótno dwa kielichy na wino. Po chwili biwak był gotowy.
Poczekał aż Carys usiądzie jako pierwsza po czym sam spoczął obok niej biorąc się za odkorkowanie wina.
Biorąc pod uwagę wszechobecne kumkanie żab, rechotanie ropuch i to, że owady owszem bzyczały, ale nie gryzły odstraszone kwiatami, było tu naprawdę urokliwie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 19-03-2020, 10:38   #47
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wędrówka przez bagna była ciekawa dla kogoś, kto nigdy w takich okolicach nie bywał i żądny był nowych (chociaż nieco jednostajnych) widoków. Oraz lubił brodzić w wodzie czy zapadać się po kolana w czymś, co - jak mówili niektórzy - było za gęste do picia, a za rzadkie do orki.
Daveth nie należał do miłośników takich klimatów, ale jak nie było innej możliwości, to nie zamierzał narzekać. Prędzej czy później musiało się zrobić ciekawiej.

I zrobiło się, gdy natrafili na opuszczone obozowisko, którego lokator - zapewne - padł ofiarą jakiegoś lokalnego drapieżnika. A że nie walczył? Może siedział do późna w nocy i zdrzemnął się nad ranem? Złapany podczas snu nie miał szans na stawienie oporu. Wszak opancerzonemu gadowi dość trudno zrobić krzywdę gołymi rękami.
A może to czarodziejka pozbyła się swego kompana?
W każdym razie wiadomą rzeczą było, iż jednego z towarzyszy Laugi już nie muszą szukać.

Widać było, że miejsce do bezpiecznych nie należało, ale posiłek można było ze spokojem zjeść, więc Daveth zabrał się za jedzenie. Nie zapomniał również o Laurze.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-03-2020, 11:22   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- Cicho wszędzie, pusto wszędzie - powiedział Daveth, zaglądając do namiotu, gdzie wśród zmiętolonego posłania znalazł… zakrwawione rękawiczki, oraz kawałek mydła.

Widok niewątpliwie zasmucił krasnoluda, który załadował bełta do kuszy i zaczął się rozglądać po pobojowisku. Oto bowiem natknęli się na czyjeś obozowisko, podróżników którzy zginęli bezimiennie. I nikt o nich pamiętać nie będzie.
No chyba, że Olgrim znajdzie jakieś ślady. Notatki, zwoje, pamiętniki. Dlatego też zaczął badanie od plecaka zaglądając do niego. Znalazł tam zawiniątko z solonymi rybami, pęk kluczy, bukłak wody, słoneczny pręcik, i stronicę wyrwaną z księgi czarów, zawierającą chyba opis jakiegoś zaklęcia?

Amaranthe ani do namiotu ani plecaka zaglądać nie miała zamiaru. Zamiast tego skupiła się przy ognisku. Badać śladów tego, co zajęło się poprzednim mieszkańcem obozu, nie miała ochoty, wydawało się to zwyczajnie zbyt niebezpieczne.

- Odpoczywamy tu najdalej godzinę, i idziemy dalej? - Spytała Tropicielka, rozglądając się po towarzystwie.

Carys omiotła spojrzeniem obozowisko, nie paliła się jednak by przeszukiwać pusty namiot czy grzebać w pozostawionych rzeczach. To pozostawiła komuś innemu.
- Nie jest to najlepsze miejsce na obóz - odezwała się do Villema wskazując głową dziwne ślady. - To nie ślady smoka. Nie wiem co je mogło zostawić. Ale to chyba to coś porwało nieszczęśnika, który rozbił ten namiot.

- Wylazło z wody i do niej wróciło - powiedział Daveth. - Pewnie jakiś krokodyl - dodał. - Za godzinę ruszymy dalej - odparł na pytanie tropicielki.

- Niech się wypowie na ten temat specjalistka - zaproponował Olgrim wskazując na Caistinę. - Bo po prawdzie, żadne miejsce tutaj nie wydaje mi się szczególnie bezpieczne. A tu chociaż odwalono kawałek roboty za nas.
Półelfka spojrzała zdziwiona na Krasnoluda.
- Nie powiedzieliśmy właśnie, iż odpoczywamy godzinę, a później ruszamy dalej? - powiedziała, przyglądając się uważniej Olgrimowi. - Ty nadal wczorajszy, czy jak?
- Wyruszamy… ale zawsze możemy wrócić, gdy zacznie się ściemniać i nie znajdziemy lepszego miejsca na odpoczynek. Poza tym to Daveth tak rzekł, a tutaj panują raczej republikańskie zasady niż jednowładztwo. Więc… może za godzinę - stwierdził kapłan pakując żywność i wodę oraz słoneczny pręcik i pęk kluczy. Przez chwilę przyglądał się stronicy szepcząc coś pod nosem i wodząc wzrokiem po literach smoczego pisma w poszukiwaniu czegokolwiek co nie było zaklęciem.- Mag nie pozwoliłby sobie na taką dewastację księgi. Więc może to bandyci?-
Podszedł do Fiaghruagach i podsunął jej kartkę.
-Co ty o tym sądzisz, panno Carys. Co ci ta strona mówi?
- To zaklęcie ze szkoły transmutacji- odpowiedziała Carys po chwili, jakiej potrzebowała na przestudiowanie podsuniętej przez kapłana kartki z księgi zaklęć. - Niezbyt skomplikowane.
- Myślę że bardziej ci przyda niż mnie. Wy magowie lubicie przepisywać czary do swoich ksiąg.- rzekł krasnolud pozostawiając czarodziejce zwój.
- Dziękuję bardzo- Odpowiedziała uprzejmie czarodziejka, przez chwilę przyglądając się zapisanej kartce.
Kapłan zaś spojrzał na Laugę współczując jej straty towarzyszy. Nie odezwał się do niej jednak, ani nie podszedł. Wyglądała bowiem, albo udawała jedną z tych twardych kobiet co taka tragedia nie łamie i pocieszenia nie potrzebują. Silną duchem, co koso patrzy na tych co okazują im współczucie. Kobietę szlaku. Zresztą ich pierwsze spotkanie było… niefortunnie.
Od strony gołego krasnoludzkiego zadka. Nie takich widoków oczekuje się po przewodniku duchowym. Więc… uznał, że jeśli sama będzie potrzebowała porady duchowej, to się do Olgrima sama zgłosi.

A widząc, że rycerz szykuje się do romantycznej wieczerzy z czarodziejką, uznał że to akurat dobry pomysł. Przerwa na posiłek im się przyda. Wprzódy jednak zabrał się za łopatę i pospieszne pochowanie szczątków owego Shina. Na szczęście dołek wielki być nie musiał.
Następnie sięgnął po fiolkę, by poświęcić ziemię i szeptem odmówił modlitwę do Dugmarena Jasnyego Płaszcza, aby łaskawie było pośrednikiem prośby Olgrima do bóstwa opiekuńczego Shina o spokój jego duszy po śmierci. Co by jako duch się nie błąkał po tym padole. Dopiero po tym rytuale mógł się zabrać za posiłek w towarzystwie (przede wszystkim) Amaranthe, przed wyruszeniem w dalszą drogę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 21-03-2020, 21:55   #49
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Widok opuszczonego obozowiska był przytłaczający. Niedokończony posiłek. Porozwalane rzeczy. Opustoszały namiot. To wszystko doskonale wpisywało się w ponury krajobrazy bagien.
Carys z lekkim zażenowaniem przyglądała się jak jej towarzysze przeszukują to ponure miejsce, które stało się jeszcze bardziej ponure gdy Caistina przyniosła nogę, ludzką nogę, a Lauga rozpoznała częśćciała swojego towarzysza.
W tamtej chwili czarodziejka bardzo współczuła półelfce. Co prawda nie wiedziała czy zażyłości jaka łączyła Laugę i nieszczęśnika, którego obozowiska właśnie oglądali była taka jak łączyła ją samą i Villem, czy może dopiero co poznali się. Niemniej jednak musiała jakoś odczuć tę stratę, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka nie widać tego było.
Z razu też nie Carys posłała spojrzenie w kierunku młodego Adlerberga . I jakoś tak lżej jej się na duszy zrobiło. Villem był koło niej i nawet przygotował dla nich miejsce na posiłek.
- "Kochany Villem" - pomyślała czarodziejka przyglądając się temu co robi rycerz.
Gdy wszystko było już gotowe usiadła, a gdy i on spoczął koło niej przesunęła się bliżej.

Spokój posiłku w tym jakże nie spokojnym miejscu przerwał nagle kapłan, który wśród pozostawionych przez tragicznie zmarłego towarzysza Laugi znalazł kartę z księgi zaklęć.
I z ową kartą pojawiła się przed Carys. Zrozumiałym było, że to właśnie do niej zwrócił się z pytaniem o zawartość stronicy. Gdy otrzymał odpowiedź zostawił czarodziejce stronicę. Nie chcąc być nieuprzejmą Carys przyjęła podarunek mimo iż jej to zaklęcie posłużyć nie mogło.

Reszta posiłku upłynęła w spokoju. Oboje z Villemem wymienili się uwagami na temat tego co tu zastali. A gdy przyszła pora na wymarsz, Carys uparła się, że to ona sprzątnie i zapakuje rzeczy do skawy, a przynajmniej że pomoże w tym. Wszak rycerz całość sam rozpakował.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 23-03-2020, 20:45   #50
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wysokie Wrzosowiska

Godzina czasu w opuszczonym obozowisku szybko zleciała, nie pozostało więc nic innego, jak udać się w dalszą wędrówkę po bagniskach, szukając tego przeklętego smoka… znów więc przyszło się zmierzyć z naturą, z zimnem wody, odczuwalnej poprzez buty, ze zmęczeniem, z tuzinem innych, wielce prostackich, lecz w takich warunkach uciążliwych, i często i poważnych sprawach.

Caistina znalazła wiele śladów obecności gada. Wszystkie jednak były przynajmniej dzień stare, więc szanse na odnalezienie celu pozostawały małe… nie należało się jednak tak łatwo zniechęcać, nikt nie mówił przecież, że to będzie miły i łatwy spacerek. Byli jednak na tropie, byli na dobrej drodze.

~

Olgrim o mało się nie utopił. Stanął po prostu nie tam gdzie trzeba, po czym wpadł pod wodę, i tyle go było widać… na szczęście go szybko wyłowiono, a Krasnal nic ze swojego sprzętu nie zgubił. Wszystko skończyło się więc na kilku złorzeczeniach i paru śmiechach, a sam brodacz wyschnął naturalnie w ciągu dwóch godzin wędrówki.

Gorzej jednak było z Amaranthe. Początkowe uczucie lekkiego zimna, wywołanego częstym brodzeniem w wodzie w kozaczkach, powoli - lecz systematycznie - stawało się coraz bardziej uciążliwe. Nie, jej obuwie nie przeciekało, jednak Bardce od ciągłego kontaktu z wodą przez cienki materiał butków zaczęły puchnąć stopy, sprawiając coraz więcej problemów z chodzeniem, jak i narastającego bólu…

….

Jakiś czas później, oczom wędrowców ukazały się ruiny sporego zamczyska, pośrodku cholernych bagien. No tak, kiedyś tu ponoć nie było chyba bagnisk, kiedyś tu był zwyczajny teren, i rozciągało się jakieś-tam królestwo… a tak przynajmniej co bardziej oczytani słyszeli o tym jakieś opowiastki. Takich budowli mogło tu być sporo.


- Za dwie, trzy godziny, zacznie się ściemniać, powinniśmy rozejrzeć się za miejscem na obóz - Powiedziała przewodniczka - Opuszczone zamczysko również byłoby dobrym miejscem, a nawet lepszym niż nocleg na otwartym terenie, wybór jednak jest wasz...

~

- O nie… o nie, nie, nie! - Caistyna nagle zrobiła się nerwowa na widok truchła sarny. Dryfowało ono w wodzie, i było jakieś takie dziwnie wysuszone, ledwie sama skóra i kości. Mało kto wiedział, czy to był normalny stan rzeczy… w kilku miejscach zabulgotała jednak woda.

- Cholera jasna! Cholera jasna! - Półelfka dobyła sejmitara, rozglądając się po najbliższym terenie - Walczcie sukinkoty! Walczcie o swoje życie! - Krzyknęła do towarzystwa, a co niektórzy już poważnie… zgłupieli. Ale tylko na dwie sekundy.

Wielkie, dorównujące rozmiarami Krasnoludowi Pijawki, wypełzły z błota i wody, kłapiąc swoimi obrzydliwymi zębiskami, gotowe wgryźć się w coś soczystego.


Daveth odpędził się od intruza, chcącego użreć go w nogę. Carrys miała już mniej szczęścia, i świństwo wgryzło się w jej nogę… nie mając zamiaru puścić! A kolejna maszkara już pełzła również w jej kierunku.

Jedna z pijawek zaatakowała i Villema, ale zęby kontra blacha zbroi niewiele dały radę.

Amaranthe odskoczyła od atakującego ją przeciwnika, unikając zębisk, a od boku pełznął już kolejny chętny…

W pobliżu Olgrima i Laugi również pojawiły się te obrzydlistwa, szukając potencjalnych ofiar.






***

Komentarze za chwilę
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172