Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2013, 20:51   #21
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Kurwa, pomyślał z namaszczeniem gdy Elva pomagała mu w stawianiu niepewnych kroków. Pomyślał to samo gdy dotarła do niego informacja dotycząca tego, kto będzie do zszywał. W sumie nie wiedział, co byłoby gorsze- opieka medyczna oferowana przez gościa z przydomkiem "Szalony" czy może operacja przeprowadzana na żywca przez pijanego rzeźnika... Był pewien tylko jednego- obie rzeczy byłyby bardzo bolesne.
Chociaż czy coś mogło boleć go jeszcze bardziej? O ile Pedrus nie jest cudotwórcą, to minie sporo czasu zanim znów wykona jakiś pewniejszy manewr z mieczem. Miał tylko nadzieję, że reszta najemników lepiej sobie poradziła...
Napiłby się, ale to było widać i słychać. Blada twarz to potwierdzała. Jakby na rozładowanie napięcia spowodowane minięciem śmierci o cale rzucił niewyraźnie coś w stylu:
-Sstanowimy niezły duet k-kiedy nie umieram.
A potem starał się już tylko nie paść na ziemię. Nie chciał jeszcze bardziej zasyfić ran, przynajmniej tyle zostało trzeźwości w jego umyśle. Unikać zakażenia. Wystarczająco wielu innych najemników których znał traciło kończyny po tym, gdy zaniedbywali higienę ran. Oczywiście w najlepszym wypadku jedynie kończyny. Niektórzy od razu szli do piachu.
Nogi plątały mu się, ból stawał się coraz głębszy, wiązanki pod adresem martwych już przeciwników początkowo wymrukiwane pod nosem zaczęły przybierać na sile (jednocześnie tracąc na spójności). Ale próbował cały czas przeć do przodu!
Więc nieco trzeźwości pozostało w słabnącym Vindierim. Ale chyba nie na długo. Jak już zaznaczył wcześniej, pierwszym co zrobi po... operacji... będzie konkretne narąbanie się. O ile dożyje drogę do oddalonych, wydawało mu się w tej chwili, o setki mil sojuszników.
A jeśli nie, to napierdoli się w zaświatach, czy gdzie się tam trafia po śmierci.
 
Ryzykant jest offline  
Stary 23-10-2013, 07:25   #22
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Pociski wystrzelony z Tylowego łuku pomknął przez cuchnące zgnilizną i spalenizną powietrze wioski uderzając w swój cel bezbłędnie, jedna pozwoliła oprychowi z toporem obserwować strugi juchy wylewające się z podłużnej ciągnącej się po żebrach rany, a kolejna przechodząc przez nędzne szmaty którymi się okrywał utkwiła w jego obojczyku zatrzymując jego pęd jakby zahaczył ramieniem o wystającą belkę i wyrywając z jego ust małą strużkę czerwieni. Zakapturzony już czekał z uśmiechem na dźwięk ciała uderzającego w brukowy gdy nagle usłyszał świst stali bezpośrednio za swoimi plecami. Tylo był wyszkolonym wojownikiem jego ciało zareagowało instynktownie, odruchowo zwalniając uchwyt dłoni na łuku, sięgając po miecz i wyrzucając korpus jak najbardziej w prawo i do przodu by zejść z drogi pędzącej stali. Niestety drab miał ramiona długie niczym jakiś cholerny małpiszon i stal i tak uderzyła w plecy chłopaka na szczęście nie przerąbując żeber i nie raniąc płuc. Oparłszy lewą dłoń o skrzynie pozwolił sobie na stęknięcie bólu. Napastnik, prawdopodobnie z własnej głupoty pozwolił sobie na chwilę przerwy i puszczenie w stronę Tylo paskudnego cuchnącego cebulą uśmiechu tej szansy Zakapturzony nie mógł pozwolić sobie zmarnować tej szansy, prawa strona jego ciała z zaciśniętą na mieczy dłonią nie pozostała dla draba ukryta zbyt długo, potężny zamach z pół obrotu był wymierzony wysoko by uderzyć w bok głowy bądź szyje zbójcy, jeżeli małpiszon odchyli się wracające w dół ostrze wypruje mu wnętrzności, a kto wie może i oba rzeczy naraz.
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 23-10-2013 o 15:36.
czajos jest offline  
Stary 23-10-2013, 19:50   #23
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Cisza wydawała się zbyt krótka. A melancholia pokoju doprawionego aromatem świeżej krwi okazała się zaledwie złudzeniem. Warknięcie Krewniaka w dość nieoczekiwany sposób przypominało wilcze, co niemal idealnie oddawało brzmienie Ghrarr'owego imienia.
Niechęć nowego do mieszańca była widoczna w każdym najmniejszym skrawku oliwkowej gęby. Nie utrzymała się jednak długo zastąpiona mimiką zdziwienia i bólu.
Nóż minął gardło Narsaina o grubość dłoni. Pęd uniku sprawił, że uliczny bruk podskoczył i wyrżnął w żebra Ghrarra, zaraz jednak silne ręce go odepchnęły, a mieszaniec dopadł do pobratymca i zdecydowanym ruchem udzielił mu wyjątkowo skutecznej operacji chirurgicznej metodą tarana rozbijającego miejskie bramy. Pomoc odniosła zamierzony skutek, a w ramach podzięki oczom tropiciela ukazano wielce poirytowaną minę pełną wyrzutu.
Wszystko jedno...

- No, mordeczki... - Dwumetrowy i "przepiękny" osobnik zaprezentował się obu Narsainom w dosyć przerażająco przytłaczającej formie. Skutkiem czego było ich odruchowe cofnięcie się z dala od zasięgu ramion. Odzienie świadczyło o długim nieodwiedzaniu miejskich kramów, a rzeźbione na traktach mięśnie ukrywały siłę widoczną w lekkości poruszania stalą jakby ta ważyła nie więcej niż piórko. Jednak ani strój, ani tym bardziej postura nie sugerowały jakoby temu komuś się nie powodziło. Znoszona skórznia wyglądała na solidnie spełniającą powierzone jej zadania. - To który pierwszy?

Ghrarr przeklął w myślach swą głupotę zostawienia tarczy przy jukach. W tej chwili byłaby bardzo na miejscu. Wtopa i to wielka, a wystarczyło nie schodzić z tej wywołującej przyjemny mocny dreszczyk gałęzi. Z biczem wobec ostrego miecza niewiele zdziała, ale może ten drugi zechce się odwdzięczyć za nieoczekiwany prezent od wielkoluda. A Narsain mu w tym pomoże. Bądź co bądź, krewniak to krewniak, jakaś solidarność musi być.
Nie odpowiadając na zaczepkę "olbrzyma" odsunął się w bok by utrudnić mu parowanie wobec hipotetycznie jednoczesnego ataku dwóch Narsainów. Powoli, z uwagą, obserwując kątem oka stopy przeciwnika i jednocześnie całą jego postać. Starać się przewidzieć jego atak i uniknąć go. Byleby tylko w trakcie potyczki odwrócił się plecami do nowego (tymczasowego?) sprzymierzeńca.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 23-10-2013, 20:11   #24
 
Sulti's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znany
Beorn widząc problem Ghrarr'a z "olbrzymem" skinął porozumiewawczo na swego kuzyna, by ten zaatakował zaraz po nim. Bohater rozejrzał się aby poszukać zasłony, znalazł ją w postaci obalonego drzewa. Długo nie czekając rzucił się w jego kierunku tym samym starając się odwrócić uwagę przeciwnika od członka wyprawy. Udało mu się, Beorn wskoczył za przeszkodę, szybko dobył śtrzały, naciągnął cięciwę i strzelił, trafiając olbrzyma w nogę. Wielkolud złapał się za zranione miejsce, i pochylił dając tym samym szansę na szybki atak ze strony Ghrarr'a
 
__________________
Bierz co Ci dane i bądź losu panem
Sulti jest offline  
Stary 25-10-2013, 22:03   #25
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Tylo był strzelcem wyborowym. Udowodnił to już kilka razy tutaj, w Podlesiu, ale teraz miał kłopoty. Jego długi łuk i sokole oko nie mogły mu pomóc w walce w zwarciu, do której został zmuszony przez okoliczności i gościa o haczykowatym nosie. Zacisnął zęby i dobył miecza, z którym zaraz rzucił się na draba, ale braki w tylowym wykształceniu było widać. Pierwszy cios jedynie drasnął przeciwnika, a dwa kolejne przecięły powietrze.

Zbój był bardziej doświadczony od Tylo, który bladł w porównaniu z bardziej przebojowym napastnikiem. Łucznik tłumił ból promieniujący z rany w plecach, starał się zignorować ciepłą posokę meandrującą pod skórznią. Myślał, że najgorsze ma za sobą. Mylił się. Chudzielec skoczył w jego stronę jak drapieżnik, nurkując pod świszczącym mieczem. Zaciśnięta pięść huknęła Tylo w oko, a impet uderzenia posłał go w tył. Najgorsze nadeszło zaraz po tym. Zbój uderzył szybko i zdradziecko, nóż zazgrzytał o żebro i wykręcony chudą dłonią wyrwał z Zakapturzonego okrzyk bólu.

Desperackie próby odpłacenia się spełzły na niczym. Żelazo siedziało niewygodnie tuż pod tylowymi żebrami i groziło naprawdę poważnymi uszczerbkami na zdrowiu. Tylo nie miał już żadnych możliwości, by zaszkodzić napastnikowi. Mógł jedynie wierzgać jak ryba wyrzucona na brzeg. Chudzielec wykręcił nóż po raz drugi i uśmiechnął się, kiedy z łucznika wydobył się żałosny jęk. Długie palce zacisnęły się na krtani i cebulowy oddech owionął tylową twarz, kiedy zbój odezwał się do niego. W każdym innym przypadku to jedno słowo nie wzbudziłoby w Tylo przerażenia, ale teraz sprawiło, że aż przymknął oczy.

- Dobranoc.

* * *


Beorn nie tracił czasu. Strzała przezeń posłana uderzyła bezbłędnie, lokując się w udzie napastnika. Bliznowaty zaklął, ale o dziwo rana nie zrobiła na nim większego wrażenia. Owszem, stanął w miejscu i skrzywił się, lecz to by było na tyle. Narsaiński strzelec skoczył w stronę osłony, najwyraźniej niechętny przebywaniu w bliskiej odległości z prowodyrem zbójeckiej bandy. Zamiast znaleźć się w bezpiecznym miejscu, poczuł jak coś bardzo ostrego wbija mu się w goleń i posyła go na ziemię.

Bliznowaty stracił wiele na złowrogiej prezencji dzięki Ghrarrowi. Zbój co prawda na widok Narsaina dobywającego bicza prychnął, ale naprawdę szybko zmienił stosunek do niepozornej broni. Dużą rolę w owej zmianie grało to, że sznur ciasno owinął się wokół jego krtani i odciął dopływ powietrza do płuc.

Miecz rąbnął o bruk, a paluchy desperacko próbowały oswobodzić gardło. Ghrarr uśmiechnął się, bowiem widok bliznowatego z siną twarzą i wybałuszonymi oczami był iście komiczny, ale nie nacieszył się widokiem zbyt długo. Mężczyzna postanowił spróbować innego podejścia i w jego dłoni zalśnił trzeci już sztylet. Nawet podduszony, zdołał wziąć porządny zamach i posłać go tak, żeby zabolało.

Ghrarr jedynie warknął, kiedy ostrze weszło w lewe ramię i zmusiło go do wypuszczenia bicza z rąk. Wyswobodzony bliznowaty momentalnie znalazł się na kolanach, łapiąc powietrze i sięgając po upuszczony miecz. To go uratowało, bo Beorn który zebrał się z ziemi i naciągnął łuk, celował w miejsce, gdzie przed chwilą był jego korpus. Teraz nie było tam nic, a strzała jedynie przemknęła zbójowi nad głową.

Bliznowaty już, już wstawał z żelazem w dłoni i zwiastował kłopoty, ale momentalnie przysiadł z dwoma pociskami ulokowanymi w brzuchu. Tylo, wyratowany przez Madyassa, nie zważając na ból i zmęczenie przyszedł w sukurs narsaińskiemu duetowi. Z lidera bandy jakby uszło powietrze, zmalał i zdawał się jakoś mniej groźny. Ghrarr, zaciskając zęby, wyrwał z ramienia nóż i skoczył w jego kierunku. Narsain uderzył z całą siłą, na jaką było go stać i ostrze z brzydkim chrupnięciem weszło po rękojeść w czaszkę.

Kilka chwil później było już po wszystkim.

* * *


Ellyriański posterunek był zdecydowanie jednym z większych budynków w Podlesiu. Z całą pewnością o wiele lepiej zabezpieczonym przed szalejącymi płomieniami, bowiem szare kamienie były tylko trochę osmolone. Ale nawet i tego budynku nie ominęły szkody. Odrzwia z jasnego drewna trzymały się na jednym zawiasie, sztandary ellyriańskie były zerwane i podeptane, a wnętrze wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan.

Widać piromani nie tylko chcieli sfajczyć kilka chałup, ale też obłowić się bogactwami. Ślady zostawione w garnizonie dobitnie o tym świadczyły. Zawartość każdej szafy, komody i innego magazynku walała się po podłodze. Skromna zbrojownia, którą znaleźli, była opustoszała. Podobnie jak stajnie. Na ścianach brakowało obrazów, arrasów czy innych ozdobnych badziewi.

Humor znacznie poprawił fakt, że spichlerz i piwniczka z alkoholem niezbyt interesowały szabrowników. Palenisko w kuchni zaraz zostało rozpalone i na ruszcie zaczęły skwierczeć soczyste mięsiwa. Ku ogólnej uciesze wytoczono też antałek piwa i od razu zrobiło się jakoś przyjemniej.

No, ale nie wszystkim.

* * *


Drewno trzeszczało pożerane przez płomienie, które roztaczały przyjemne ciepełko. Komnata, która robiła za wspólną sypialnię kilkunastu żołnierzy ellyriańskich, teraz stała się swego rodzaju lazaretem. Łóżka były całkiem wygodne, ale Vindieri i Tylo bali się zamknąć oczy, bo mogli ich już nie otworzyć. No, i z niezdrową fascynacją obserwowali sobie pracę Pedrusa.

Chłopaka może i wywalono ze Szkoły Uzdrowicieli, ale na pewno nie z powodu jakichś braków. Widać było, że ma talent i zacięcie do leczenia, więc to ich trochę uspokajało. Elva z Madyassem obandażowali rany Narsainów, a Pedrus wręczył im buteleczki jakiegoś ziołowego płynu. Ghrarr mógł przysiąc, że wyczuwał w nim jakąś szczątkową magię.

- Wypijcie przed snem. Przyspieszy gojenie. - Cyrulik poinstruował ich krótko i wygonił za drzwi, żeby nie przeszkadzali.

Vindieri i Tylo byli mile zaskoczeni tym, że Pedrus pracował szybko i dokładnie. Chude palce śmigały wte i wewte, zszywając rany cienką nicią. Cyrulik nucił sobie coś pod nosem, przerywając od czasu do czasu, żeby przyjrzeć się krytycznie własnej robocie albo żeby napoić ich jakimś śmierdzącym napojem. Na sam koniec wysmarował ich jakimś kremem o mdlącym, słodkim zapachu i obandażował. Nakazał odpoczynek i sen, obmył ręce, zebrał rzeczy i tyle było go widać.

Pedrus dbał o swoich pacjentów. Dostali nawet kolację do łóżka.

* * *


Nocleg w Podlesiu był przyjemniejszy, niż początkowo sądzili. Mieli smaczne jedzenie, napitek i ciepłe wyrka. Nawet sen przychodził w miarę szybko, kiedy już zapomniało się o tym, że dzielą miejsce noclegu z kilkoma tuzinami trupów. Szóstka gwardzistów wraz z Elvą i Madyassem zaoferowała się pełnić warty w nocy, więc pozostali mogli porządnie się wyspać.

Poranek, zdawało się, przyszedł za szybko. Ale to może wina tego, że opuścili Podlesie o brzasku, po pospiesznym śniadaniu. Wiedzieli, że im dłużej przebywali w wiosce, tym bardziej kusili los. Po porządnym, całonocnym śnie nawet odniesione obrażenia nie były aż tak dokuczliwe. Pedrus naprawdę miał talent.

Tylo i Vindieri co prawda nadal odczuwali skutki walki stoczonej w Podlesiu, ale dzięki cyrulikowi czuli się o niebo lepiej. "Szalony" nawet dał im jakieś przeciwbólowe dekokty przy śniadaniu, dzięki którym jazda konna nie była męczarnią. Po Narsainach natomiast nie było widać, żeby coś im dokuczało, ale w sumie mniej ich poturbowano dnia poprzedniego.

Pogoda za to im nie dopisała. Ciężka mgła spowijała całą okolicę i chłodny wiatr targał płaszczami oraz włosami. Mogli tylko mieć nadzieję, że później to się zmieni.

Dzień w końcu dopiero się zaczynał.

* * *


Napięcie było wyczuwalne. Wszyscy bez wyjątku zrobili się niespokojni, gdy tylko kolumna wjechała między drzewa, ale dopiero minięcie miejsca pierwszego napadu postawiło ich zmysły w stan gotowości. Leśna droga była wąska, więc byli zmuszeni jechać parami co tylko ułatwiało sprawy potencjalnym napastnikom. Zbici w grupę podróżnicy byli łatwym celem.

* * *


Minęli miejsce i drugiego, i trzeciego napadu, i czwartego nawet, bez szwanku. Rozluźnili się ździebko, a napięcie jakby zmalało. Zwłaszcza gdy ktoś mruknął, że tylko liga i wyjadą z lasu. Później kolejne pół ligi i przekroczą granicę. Po cichu liczyli na to, że obędzie się bez przelewu krwi, że wszystko potoczy się gładko. Przeliczyli się.

Kłopoty dopadły ich dosłownie na ostatniej prostej. Szum rzeki rósł z każdą chwilą i niebawem ich oczom ukazał się most, którym powinni przekroczyć rzekę, stanowiącą granicę lasu. Tyle że nie mogli. Mostu zwyczajnie nie było. Był jedynie jego szkielet.

Ghrarr, Elva i Pedrus od dłuższego czasu kręcili się w siodłach, bo zdawało im się że są obserwowani. Milczeli jednak, bo nie dostrzegali niebezpieczeństwa, ale teraz wiedzieli na pewno, że wjechali w paszczę lwa.

Potężna sosna rąbnęła idealnie w środek eskortowanego wozu, wzbijając w powietrze drzazgi, pył i liście. Narsaini usłyszeli ponad chaotycznymi pokrzykiwaniami i rżeniem spłoszonych wierzchowców ciężkie kroki. Wiele ciężkich kroków. Ale nie czuli potrzeby oznajmiania oczywistego.

- To zasadzka! - Krzyknął odkrywczo któryś z gwardzistów w awangardzie.

Po czym zwalił się z siodła, z bełtem wpakowanym w oczodół.

Ale miał rację.



To była zasadzka.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 25-10-2013 o 22:18.
Aro jest offline  
Stary 26-10-2013, 08:18   #26
 
Sulti's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znany
Beorn szybko zeskoczył z konia i pobiegł w stronę wielkiego kamienia, który da mu osłonę, po drodze wypatrując wroga. Narisanin dopadł do kamienia, skrył się za nim i zaczął wpatrywać się w miejsce skąd przybył bełt. I zauważył, lekki błysk słońca odbijającego się od wypolerowanej zbroi. Zapewne przywódca-pomyślał Beorn i w jednej chwili dobył łuku, założył strzałę na cięciwę i wypuścił ją w kierunku herszta.
 
__________________
Bierz co Ci dane i bądź losu panem
Sulti jest offline  
Stary 26-10-2013, 11:45   #27
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Vindieri chyba jeszcze nigdy w życiu nie bał się tak, jak wtedy, gdy Pedrus podchodził do niego ze swoimi śmiercionośnymi narzędziami. Przeliczył się jednak, bowiem Pedrus faktycznie był naprawdę dobry w tym co robił. Z lekkim uśmiechem powitał kolejny dzień. Rany nie były już tak dokuczliwe, no i całe szczęście. Bo w sytuacji znaleźli się nieciekawej.
Mężczyzna zeskoczył szybko z konia, po czym próbował jeszcze klepnięciem spłoszyć go w kierunku z którego, jak mu się wydawało, przyleciał bełt. To dałoby mu trochę czasu. Kuląc się, podskakując i wywijając inne dziwne zygzaki biegł za narsainskim łucznikiem, swym nowym sojusznikiem. Skurwysyni na pewno będą chcieli wyeliminować sprawnego łucznika. A on będzie wtedy czekał. No bo po cholerę rzucać się w tłum wrogów samotnie? Tu przynajmniej będzie miał chronione plecy. Dodatkowo miał szacunek do Pedrusowej pracy.
No i zamierzał też trochę pożyć. Na miejscu dobył sztylet oraz swój sprawdzony długi miecz. Czekał na pierwszego lepszego przeciwnika, by rzucić się na niego i zaatakować zaciekle, najszybciej jak potrafił. Sztylet jak zwykle służył jako broń pomocnicza przeciwko komuś, kogo Vindieri miał problem dosięgnąć- czyli łuczników. Był gotów do rzutu kawałkiem żelastwa w tego, kto będzie miał go na celowniku. A na razie po prostu czekał i obserwował.
 
Ryzykant jest offline  
Stary 26-10-2013, 14:22   #28
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Walka nie była w rzeczywistości tak trudna jak to uroiło się w Ghrarr'owym umyśle. Właściwie przeszła sprawnie niczym dobrze naoliwione zębatki zegara. Dużą rolę odegrała wzbudzona w Narsaińskim Przepatrywaczu adrenalina, która pomogła mu zatopić oklejone jego własną krwią ostrze w miękkiej tkance mózgu przeciwnika. Oczywiście po pokonaniu o wiele twardszej czaszki.

Gdy wilekolud osunął się już bez życia na ziemię mieszaniec spoglądał na trupa z wielkim zdziwieniem. Pierwszy raz wydobył z siebie nieznaną mu dotychczas siłę, która pozwoliła wbić sztylet w kość. Oraz przeszyć ją na wylot, czego wynikiem był sukces frontalnego ataku.

Po potyczce, zamieszki wśród zgliszcz definitywnie ustały. Dało wszystkim to możliwość dotarcia do najmniej zniszczonego budynku i zajęcia się swoimi ranami. Podsumowując, Krewniacy cieszyli się najmniejszym uszczerbkiem na zdrowiu i sprawności jednak innych zaciągnięto do łóżek z powodu ciężkiego stanu. Cyrulik zdziałał cuda bowiem wszyscy mogli skoro świt ruszyć dalej zostawiając miejsce podejrzanego bezpieczeństwa.


Trakt wydawał się zapraszać całą karawanę, witając podróżnych spokojem i ukojeniem nerwów. Minęli nie niepokojeni trzy krytyczne miejsca z powodu których zorganizowano tą wyprawę. Ghrarr w każdym z takich miejsc widział wielkie korzyści wpływające na lokację zasadzek.
Czy to był parów odgradzający trakt od możliwości ucieczek, czy też gęstwina krzewów pozwalająca zamaskować swe pozycje, każde z tych trzech miejsc było przemyślanym i (jak się okazało z informacji podanych przez Edvina) sukceso-gennym obszarem. Pozwalającym zastawić przynajmniej dwie pułapki na przejeżdżających podróżnych, bez dramatycznych strat własnych.
Niemniej jednak, gdy minęli niesławne trzecie miejsce, Ghrarr nie odpiął tarczy przytroczonej do swego grzbietu mając ciągle przed oczami pokonanego już wielkoluda.

Wrodzona zwinność pozwoliła mu pozbyć się spod siebie płochliwego rumaka nim rozgałęziony pień opadł na konwój płosząc wszystkich dookoła. Doświadczenie w zastawianiu pułapek zadecydowało by podbiec pochylonym do Tylo i klepnąć go w ramię wskazując wyraźnie poruszające się krzewy. Rozmowę i tak zagłuszyłaby rzeka więc pozostało porozumiewać się na migi. Ghrarr wskazał na jego łuk i na nie tak gęstą jak wydawać by się mogło roślinność, po czym samemu osadził śmiercionośną witkę w siodełku cięciwy i wypuścił z delikatnym brzdękiem między gałązki.
Z takiej odległości przy pełnym naciągu nie było mowy o zaplątaniu jej wśród listowia. Niczym przy zwolnionym tempie widział jak strzała rotuje i zbliża się do celu, by na chwilę całkowicie zniknąć w zieleni. Krzyku nie dosłyszał, ale zapewne zagłuszyła go rzeka i rżenie przestraszonych koni. Narsain miał nadzieję, że podczas tej walki nie zostanie przypadkiem stratowany. Oraz, że przetrwają bo przecież zapłata jest za wykonane zadanie. Trupom się nie płaci...

Ale gówna się zdarzają. Szczególnie mi...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 26-10-2013 o 14:24. Powód: estetyka
Smirrnov jest offline  
Stary 27-10-2013, 18:04   #29
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Beorn wyrwał za kamienną osłonę, z Vindierim depczącym mu po piętach. Narsain pragnął przytulić się do zimnego głazu jak najszybciej się da, coby uniknąć świstających w powietrzu pocisków. Vin natomiast, z dobrego serca czy solidarności, postanowił wspomóc go w razie natrętów chętnych do bliższego zapoznania się. Plan dobry i solidny, gdyby nie jeden szkopuł.

Niebezpieczeństwo napierało ze wszystkich kierunków.

* * *


Potężna sosna rozdzieliła ich na dwie grupy. Ghrarr, Tylo, Elva i Pedrus byli w ariergardzie, z trzema gwardzistami jako towarzyszami niedoli. Mogli się jedynie domyślać, jak sytuacja wyglądała z przodu. Pewnie nie różniła się zbytnio od tej u nich. Rżenie, tętent kopyt i trzaskające gałązki dobitnie świadczyły o tym, że bez mała wszyscy eskortanci zdecydowali się na walkę pieszo. Trochę oleju w głowie mieli, bo im bliżej byli ziemi, tym trudniejszym byli celem.

Ghrarr i Tylo wystrzelili prawie że jednocześnie, celując w podejrzanie ruszający się krzaczek. Nie mogli wiedzieć, czy trafili bo wrzawa była konkretna i próżno było zdawać się na słuch. Wzrok ich jednak nie mylił, bo zza krzewu wyskoczył jak oparzony jakiś młodzieniaszek z kuszą. "Amator," przemknęło przez myśl dwójce strzelców. "Na chuj się wychylać?" Ghrarr zaklął, motając się ze strzałą, ale Tylo takich problemów nie miał. Ruchy miał płynne, cel bezbłędny. Strzałę ulokował dokładnie tam, gdzie chciał - w tchawicy młodego, znaczy się.

* * *


Beorna tym razem uratowała szybkość, nie celność. Pocisk przezeń posłany nie trafił celu, ale zmusił strzelca do odruchowego kroku w tył. Mężczyzna potknął się o jakiś zdradziecki korzeń i miast wystrzelić w Narsaina, wystrzelił gdzieś w górę. Jeden z jego towarzyszy również spudłował, chociaż bardziej z własnej mierności aniżeli zrządzenia losu, ale bełt który nadszedł z drugiej strony ścieżki trafił idealnie - wszedł aż po lotki w tył czaszki jednego z edvinowych gwardzistów. Śmierć ekspresowa.

Kolejny pocisk sięgnął Madyassa, ale to dla rudego żołnierza było tylko draśnięcie. Gorzej miał drugi bezimienny strażnik, który miał teraz zamiast twarzy czerwoną miazgę - efekt oberwania kropaczem. Vindieri i Madyass skoczyli ku napastnikowi i uderzyli razem, jedno po drugim niczym śmiercionośny duet z jakiejś legendy. Mastegnejczyk ciął nisko, przejechał ostrzem od biodra do biodra, a Ellyrian uderzył potężnie z góry, niemalże amputując nieszczęśnikowi całą rękę.

* * *


W tylnej grupie też nie próżnowano. Dwójka napastników wyłoniła się biegiem spomiędzy drzew, chcąc napsuć trochę krwi eskortantom. Tylo spudłował za pierwszym podejściem, ale wystarczyło zakląć i wymierzyć ponownie. Drab pędzący ku Zakapturzonemu wywinął kozła i ze sterczącą z potylicy strzałą zaczął przedśmiertny taniec.

Mniej szczęścia miał Ghrarr, który spudłował, ale mógł kląć ile chce, a i tak Fortuna poskąpiłaby mu cennych sekund potrzebnych na kolejne podejście. Mógł jedynie spróbować uskoczyć przed świszczącym ostrzem, ale i to nic nie dało. Całe szczęście, że rana była tylko powierzchowna; drab zdołał jedynie skrwawić mu biodro, zanim dwójka gwardzistów zmusiła go do przejścia w defensywę.

Tylo również nabawił się świeżej rany, kiedy w udo wbił mu się pocisk. Bełt nadszedł spomiędzy drzew za jego plecami i Zakapturzony mógł jedynie bluzgać, wyginając się w ekwilibrystycznej pozie, próbując pozbyć się drewnianego natręta. Również z tamtej strony nadeszły kłopoty dla Elvy, która jak i Tylo oberwała z zaskoczenia. Pannica wydarła się wniebogłosy i spróbowała odwinąć nachalnemu adoratorowi, ale skubaniec zdążył się uchylić. Ghrarr zaraz rzucił się do pomocy, szybkim susem dopadając chłopaka i wbijając mu żelazo w trzewia. Elva ochoczo poprawiła, umiejscawiając jeden ze swoich noży między żebrami.

Napastnik, który chwilę wcześniej ranił Ghrarra, teraz dowodził swojego obycia w walce. Uskakując przed ciosami gwardzistów, potężnym ciosem otworzył żołądek jednego i przejechał ostrzem po oczach drugiego. Trzeci bezimienny eskortant rzucił się ku niemu i zdołał poharatać mu bok, ale wiele to nie dało.

Pedrus dobył sztyletu i najwyraźniej chciał dołączyć się do walki, ale brak koordynacji i doświadczenia zadziałał przeciw niemu. Cyrulik zaplątał się we własne nogi i wyrżnął jak długi na leśną drogę. Tylo miał nieco więcej szczęścia; pierwsza strzała co prawda poszła za wysoko, ale za to druga trafiła przebojowego zasadzkowicza w ramię. Łucznik skulił się mimowolnie, gdy koło lewego ucha świsnął mu czyjś bełt.

* * *


Beorn mógł w końcu poszczycić się swym pierwszym trafieniem w walce, kiedy jego strzała popieściła strzelca między drzewami. Pocisk wpierw przeorał korę, wskrzeszając deszcz drzazg, a następnie policzek draba, który na powrót skulił się za zasłoną.

Madyass starł się z kolejnym nadbiegającym przeciwnikiem, tym razem dzierżącym podręczny toporek. Ellyriański żołnierz miał fechtunek opanowany niemalże do perfekcji, bo oba ciosy sięgnęły celu, rozrywając skórznię i skórę jednako. Napastnik nie pozostawał dłużny, uderzył i ostrze weszło z mlaskiem w madyassowy biceps.

Vindieri z gwardzistą natomiast natarli na zasadzkowicza, który przymierzał się do zaatakowania Beorna, ale duet zaraz go od tego zamiaru odwiódł. Stal zadźwięczała o stal, ale ani chłopak, ani Vindieri nie mogli się sięgnąć. Dopiero edvinowy strażnik zdołał uderzyć celnie, przejeżdżając ostrzem po młodzieńczej żuchwie. Mastegnejczyk, wykorzystując moment, dokończył dzieła dwoma szerokimi cięciami.

Zbir z toporkiem natarł po raz drugi, rozochocony najwyraźniej poprzednim sukcesem, ale Madyass zdołał sparować cios. Ellyrian kontratakował niecelnie, ale to było zamierzone - zmyła, finta, jak kto zwał. Żołnierz uderzył potężnie, z półobrotu, wbijając miecz głęboko w szyję zbira, prawie że go dekapitując.

Beorn ranił strzelca skrytego między drzewami po raz kolejny, posłaną strzałą szarpiąc mu bok. Musiał też skutecznie zgasić w nim zapał bitewny, bo ten odrzucił kuszę i zaczął uciekać wgłąb lasu, klucząc między drzewami. Narsain rozejrzał się po ścieżce. Sytuacja uspokoiła się tutaj, z przodu. Pień sosny blokował widok na to, co działo się z tyłu, ale chyba było dobrze.

- Tam jeden spierdala! - Beorn krzyknął w stronę swoich towarzyszy.

- Mus wziąć go żywcem! - Odkrzyknął gwardzista.

- I grzecznie z nim porozmawiać! - Dodał Madyass.

* * *


Napastnika, który własnoręcznie zadał śmierć dwóm gwardzistom naraz, najwyraźniej opuściło szczęście. Próbował odpędzić od siebie Elvę machnięciami żelaza, ale pannica była cierpliwa i wyrachowana w swoich działaniach. Poczekała, aż zbir otworzy się na atak i dopiero wtedy zaatakowała. Złotowłosa najpierw kopnęła go w męskość, a następnie oba nożami naraz zaczęła dziurawić mu plecy.

Ghrarr i Tylo uporali się z ostatnim już chyba strzelcem. Narsain wykurzył go z kryjówki celnym strzałem w potylicę, a gdy napastnik zaczął uciekać, Tylo wraził mu dwa pociski w plecy. Jednak tylko na tyle było go jeszcze stać, bo zarówno nowe jak i stare rany dały o sobie znać. Czuł, że bok skórzanej kurty jest mokry od krwi i to jej upływ osłabiał go coraz bardziej. Łucznik przysiadł na ziemi, opierając się o koło wozu.

Sosna nie tylko przysłoniła im widok na awangardę i spłoszyła konie, lecz również zmieniła konwój w losowo sterczące deski oraz pozwoliła transportowanym dobrom wysypać się na zewnątrz. Tylo widział spod na wpół przymkniętych powiek jeden z kuferków, rozbity przez impet zderzenia i jego zawartość, która rozsypała się na ścieżkę i którą miał na wyciągnięcie ręki. Zaśmiał się na jej widok, ale jakoś tak bez humoru, ponuro.
"- Kamienie. - Sigurd zaspokoił też tylową ciekawość. - Wieźć będziecie ostatnią dostawę z kopalni."
Skryba nie kłamał. Tylo obracał w szczupłych palcach szare, nijakie kamienie, które miały wartość jedynie w jakiejś dziecinnej grze, której zasady już dawno zapomniał. Zakapturzony westchnął - był zmęczony.

Oczy same się mu zamknęły.

* * *


Ghrarr widział, jak Pedrus z Elvą kucają przy Tylo i zrobił krok w ich stronę, ale przystanął w miejscu. Coś po lewej, między drzewami, przyciągnęło jego uwagę. Został jeszcze jeden strzelec, ale ten był chyba najmądrzejszy.

Bowiem wziął nogi za pas.



_______________________________
Proszę czajosa o niepostowanie.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 27-10-2013 o 21:00.
Aro jest offline  
Stary 01-11-2013, 12:56   #30
 
Sulti's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znany
Beorn wyszedł zza osłony. Gdy zobaczył leżącego Tylo szybko do niego podbiegł. Chciał mu jakoś pomóc, chciał.... bowiem było już za późno. Jeden z członków drużyny, może nawet nie dawno poznany, ale przyjaciel, został zamordowany. W oddali Beorn ujrzał jak jeden z niedoszłych bandytów próbuje uciec, zapewne aby przekazać informację o rozgromieniu ich zasadzki.
-O nie kurwo, mi nie uciekniesz- Powiedział i dobył łuku. Założył strzałę na cięciwę, wymierzył wstrzymując oddech, i strzelił. W tym strzale przekazał wiadomość, wiadomość o rozpaczy i smutku po stracie kompana.
Nie patrząc nawet czy strzała dopadła celu, Beorn zwrócił się do drużyny.
-Tylo odszedł, nie znałem go długo, ale zapewne był wielkim wojownikiem. Nie powiem "nie płaczcie" gdyż ta strata wymaga smutku, ale nie możemy pozwolić aby to wydarzenie powstrzymało nas od wykonania zlecenia, i kto wie, może znajdziemy obozowisko tych skurwieli i utniemy łeb hydrze która pozbawiła nas towarzysza.- Powiedział. - Musimy ruszać dalej.
Po tym zebrał strzały z pola bitwy przy okazji przeszukując kieszenie poległych w nadzieji ma znalezienie jakiegoś rodzaju mapy, lub choćby informacji gdzie może znajdować się ich obóz.
 
__________________
Bierz co Ci dane i bądź losu panem
Sulti jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172