Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2015, 16:57   #11
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Dzień 2 - w drodze do twierdzy Börgefjel

Kane w towarzystwie trzech kamratów wyruszył z Tÿry najkrótszą drogą przez lasy w kierunku twierdzy Børgërfjel. Pierwszego dnia nie zawędrowali daleko gdyż jedynie do podnóża pobliskich gór. Przyczyną było jedynie to, że dość późno wyruszyli z Tÿry. Kane podjął decyzję zabrania ze sobą jedynie składu samych wojowników, gdyż tak uznał za stosowne. Ci trzej i tak nie należeli do stałego składu załogi łodzi. Natomiast sama załoga Fulli była tak skompletowana, że była w pełni operatywnie samowystarczalna. Wiedział, że w razie jakichkolwiek problemów poradzą sobie z obsługą samej łodzi, a jakby trzeba było podjąć walkę to też do niej staną. Liczył jednak po cichu, że nie napotkają większych problemów. W końcu w ostateczności mieli za wszelką cenę chronić łódź nawet kosztem odpłynięcia i spotkania z resztą w innym bezpieczniejszym miejscu.

Jako, że wyruszyli dość późno tego dnia droga jaką pokonali nie była zbyt imponująca. W ocenie Kane do twierdzy powinni dotrzeć w ciągu następnych dwóch dni. Pierwszy obóz rozbili u podnóży gór. Po skromnym posiłku ułożyli się na spoczynek wystawiając warty. Pierwszą jak zwykle objął Kane. Siedząc przy dobrze osłoniętym, ledwo tlącym się ognisku oddał się rozmyślaniom. Nie raz i nie dwa poddawał analizom swoje decyzje i podjęte działania. Był nietypowym z ludzi północy, którzy przedkładali czyny nad przemyślenia. On za to unikał wielu błędów i zbyt pochopnie podjętych decyzji dzięki swojemu analitycznemu umysłowi niezbyt często spotykanego u jego pobratymców.
Wiedział dobrze, że Corha Hunvaal poradzi sobie bez problemu. Wiedział jak kapitan jego łodzi kochała ten statek. Baba była zadziorna i operatywna. Kane złapał się na myśli, że co raz bardziej kocha tę atrakcyjną i zadziorną kobietę. Niejedną noc spędzili razem. Niejedną walkę odbyli ramię w ramię. Takie rzeczy bardzo zbliżają. Z drugiej strony wiedział, że dobrze wybrał zabierając ze sobą jedynie wojowników, gdyż Fulla potrzebowała kompletnej załogi.

Wojownicy zaś bardziej przydadzą mu się tu i teraz. W zadumie przyglądał się śpiącym towarzyszom. Znał ich od młodzieńczych lat. Wychowywali się razem, byli przyjaciółmi z młodości i tak już zostało. Fjolvar Felt - nieokrzesany i gwałtowny, ale za to waleczny jak mało kto. Typowy człowiek północy twardy jak skała. Wiele bitew z Grundlanczykami dane im było razem stoczyć. Jefet Svorden - wielki, potężny i silny jak tur jednak naiwny jak małe dziecko. Uraz głowy nabyty w dzieciństwie spowodował, że jego rozum pozostał na poziomie dziecka. Łatwo to było wykorzystać gdyby nie to, że Kane wziął go pod swoją opiekę i tak pozostało do dziś. Przez te wszystkie lata opiekował się nim zyskując wiernego przyjaciela oraz nie jednokrotnie opierając się na jego sile i furii w walce. No i Kai Mynfjorn - serdeczny marzyciel, najbardziej zachowawczy z ich małej grupy, ale za to niezrównany łucznik. Kane jako dobry dowódca oddziału wiedział, że jego ukrytym marzeniem było kiedyś osiąść na własnych choćby małych włościach i obiecał sobie, że pomoże towarzyszowi to osiągnąć.

Otrząsnął się z rozmyślań, wstał i trącił Jefeta dając mu znak, że przyszła jego kolej na wartę. Upewniwszy się, że towarzysz już odpędził resztki snu ułożył się na spoczynek. Wiedział, że taki przerywany sen nie daje należnego odpoczynku, ale czasy trudne więc lepiej zachować życie niż się dobrze wyspać. Wiedział, że spać może na tyle spokojnie na ile polegał na swoich towarzyszach, a oni na nim. Najważniejszą wartę czyli tą część nocy gdy człowiek jest najmniej czujny pełnił zawsze Fjolvar i nigdy jeszcze nie zawiódł. Z myślą, że czasy przyjdą jeszcze trudniejsze, zasnął.
Noc spędzili bez atrakcji. Po szybkim posiłku ruszyli w drogę. Dobrze znanym szlakiem u podnóży gór przemknęli niemalże gnani potrzebą chwili jak i chęcią by jak najszybciej dotrzeć do twierdzy Borgefjeld. Podróż drugiego dnia również odbyła bez nieoczekiwanych przygód. Po drodze udało im się upolować jelenia którego niósł teraz Jefet.

Schodzili z gór i przed ich oczami roztoczyła się panorama kotliny Ørm, poprzecinana rzeką Brökk, która wiła się ze swoimi wszystkimi odnogami. W dole, na końcu szlaku widać było już dachy domów i dymy snujące się z kominów. Był to przyjemny widok, po tych kilku dniach samotnej wędrówki.
Gdy wreszcie weszli do Bregefjör, w nozdrza uderzyły im zapachy piżma i kurników oraz gdzieś majaczący zapach gotującej się zupy. Mieszkańcy spoglądali na nich nieufnie i nie zaczepiali. Trochę to było dziwne jak na zwyczaje północy.

Czterech wojów przeszło między budynkami do warsztatu, gdzie kilku mężczyzn pracowało przy korowaniu pniaków. Między nimi stał Ibun Sigrid, dobry znajomy Kane’a i wydawał polecenia.
- Na Odyna! - wrzasnął - Toż to Kane Eadwing!
Uścisnął mu dłoń swoją niezgrabną łapą i rozejrzał się dookoła.
- Niedobre to czasy mój przyjacielu na takie odwiedziny - rzekł już ciszej. - Chodź ze mną, nie chcę by ludzie cię oglądali
Poprowadził ich wzdłuż warsztatu do swojej chaty i wpuścił, przez niewielkie drzwi, w których każdy z nich musiał się mocno schylać. W środku urzędowała żona Ibun’a - Mägg.
- Gości mamy! - rzucił głośno - Nastaw zupy i podaj co do picia
Jefet rzucił zwierzę na ziemię i zaraz przybiegły dzieciaki z izby na górze, by podziwiać tak wielki kawał mięsa, jaki niebawem zapewne ich ojciec oprawi.
Zasiedli do stołu. Chata była ciepła, tylko mało światła w niej, gdyż okna pozasłaniane.
- Trudne czasy idą Kane - rzekł Ibun - Zapewne wiesz co stało się z Jarlem Skatte, ojcem Thorkella?

Ibun opowiedział, jak to Jarl został zdradzony i zasztyletowany w swoim własnym łożu. Że teraz nie wiadomo komu ufać, bo tanowie ze Skatte mają wszędzie swoich ludzi.
Gdy Mägg doniosła im piwa i z czasem polała taniej zupy,a oni wymieniali się informacjami.
- W Twierdzy Børgërfjel przesiadują niedobitki armii Thorkella. W tym uratowana ze Skatte córka Jarla i Thorkellówna - Ingrid. W Skatte szykują się na twierdzę, więc musisz się spieszyć.
Ibun również opowiedział jak to teraz dopiero startują z pracą w kopalni. W zimę się nie dało. Jest bardziej niż pewne, że tanowie ze Skatte będą chcieli położyć na kopalni swoje łapska. Ibun nie wie za bardzo co robić. Chce by Kane przekazał tę wiedzę zarządcy twierdzy - Eronowi Stase. Ibun w zamian za jelenia oddał im trochę zapasów i co tylko potrzebowanli na dalszą drogę. Podarunki były skromne, ale ofiarowane ze szczerego serca. Takie właśnie Kane lubił najbardziej.

Kane i jego towarzysze mówili właściwie niewiele więcej poza zwyczajowymi rozmowami przy jedzeniu i piciu. Wojownik nie dawał po sobie tego poznać, ale informacje były rzeczywiście złe i bardzo smutne. Czas naglił. Już teraz rozumiał ich chłodne przyjęcie. Nikt jeszcze nie widział jak potoczą się wydarzenia i po ktorej stronie sie opowiedzieć. Lepiej więc zachować neutralność.

Ponieważ planowali wyruszyć naprawdę wczesnym rankiem krótko po kolacji położyli się na spoczynek. Kane miał niespokojną noc, a sen przerywany. Za dużo pytań kłębiło mu się w głowie. Poza tym pomimo zapewnień Ibun’a, że są tu względnie bezpieczni to i tak przez całą noc jednym uchem czuwał.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 16-07-2015 o 18:19.
Draugdin jest offline  
Stary 16-07-2015, 21:40   #12
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Dzień 2, twierdza Börgefjel, ranek

Ludzie łowcy morsów: cichy myśliwy Grimur i wytrawny łucznik Hugo, stosownie do postanowień poczynionych ubiegłej nocy, wstali bladym świtem, by razem ze znającym okolicę Häkim Raskiem ruszyć na polowanie. Mieli ze sobą zabrać jeszcze kogoś do skórowania, jeśliby się taki nawinął i jucznego konia.

Wybór dobrego miejsca na obóz w okolicy obfitującej w zwierzynę a jednocześnie położonej z dala od miejsc, gdzie można się było spodziewać nadchodzącego wroga lub jego zwiadowców, pozostawili Hakiemu. Po trzech, najwyżej czterech dobach mieli wrócić bez względu na wynik łowów. Jeśli upolują tyle, że nie będą w stanie tego zabrać ze sobą do twierdzy, to niech wrócą wcześniej a nadwyżki zabezpieczą, może się nadarzy jeszcze okazja je zabrać.

Herdull był z nimi, kiedy wyruszali. Nie musiał nic mówić, sami wiedzieli najlepiej, co robić. Chętnie by z nimi poszedł, zew krwi wzywał go, jak każdego urodzonego łowcę. Jednak tu w twierdzy mogły w tym czasie zapadać ważne decyzje. Musiał zostać. Odprowadzał ich wzrokiem z murów jeszcze długo po tym, jak zniknęli między drzewami.
 

Ostatnio edytowane przez dzemeuksis : 17-07-2015 o 10:11. Powód: Dodałem tytuł
dzemeuksis jest offline  
Stary 19-07-2015, 01:41   #13
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Dzień 2, Popołudnie, Kotlina Ørm

Stare świerki kołysały się lekko, ledwo dopuszczając światło dzienne do gęstych paproci. Bór był ciemny, nawet w dzień. Gdzieniegdzie leżały zwały topniejącego śniegu, a co jakiś czas z ziemi wyrastał wielki głaz.



Locha podniosła gwałtownie łeb i zastrzygła uszami. Stała tak zaniepokojona chwilę wyczekując. W dali zaszeleściły krzewy i coś ruszyło gwałtownie, łamiąc gałęzie, warcząc i pędząc wprost na dzika. Locha wystartował przebierając krótkimi nogami. Wpadła w zarośla, po czym pognała przed siebie co tchu kwicząc. A za nią Farsa.

Häki stał z napiętym łukiem. Skupiony, świdrował wzrokiem knieje i gęste od paproci poszycie leśne. Słyszał ujadanie psa i zbliżający się w jego kierunku zgiełk.
- Młody! Biegnie na ciebie! - wrzeszczał Hugo gdzieś w dali.
Paprocie zakotłowały się, trzasnęły gałęzie. Zygzakiem, gdzieś w tych liściach gnała locha, klucząc przed Farsą. Obie po uszy w tych chaszczach, że ledwie było je widać. Häki ruszył biegiem w bok, bo i dzik zmieniał kierunki co chwila. Wreszcie stanął, widząc że Farsa gna lochę wprost na niego. Napiął łuk i wycelował w gęste krzewy i wtem pojawiła się myśl.
A co jeśli trafię psa?

Dzik wypadł z krzaczorów, waląc łbem prosto w udo Häki’ego. Chłopak puścił cięciwę, zamachał rękami i runął w jar.
Trzaskały gałęzie i patyki, ostre krzewy chłostały go po głowie, gdy koziołkował w dół stromego zbocza. Dwa razy wyrżnął w potężne konary i raz o kamień. Przetoczył się jeszcze dwa metry w dół i zarył w runo leśne.

Leżał nieruchomo, patrząc w niebo. Zęby miał zaciśnięte i powoli, naprawdę powoli, zaczynał czuć swoje ciało. A wraz z nim ból.
Jęknął. Z trudem obrócił głowę i spojrzał w kierunku z którego się stoczył. Z góry, po liściach, wolno sunęło ciało ustrzelonego dzika.
Nad skarpą stała Farsa, merdając ogonem. Zaszczekała i odwróciła się. Nadbiegł zziajany Hugo.
- Żyjesz?! - krzyknął

Chłopak próbował wstać, ale szło mu ciężko. Kolano szyło bólem w górę, do uda. Jęknął.
- Idę do ciebie! - usłyszał młody.

Hugo schodził ostrożnie, opierając się o pnie, a jar ciążył i przyciągał każdy kopnięty kamyk i gałązkę. Od drzewa do drzewa i udało mu się zejść, choć na końcu zjechał na tyłku.
- Jesteś cały? - Hugo dał kroka przez dzika i podszedł do chłopaka
- Kolano - syknął młody - chyba złamałem.
Hugo podwinął nogawkę spodni. Piszczel był obtłuczony i podrapany. Kolano napuchnięte, ale całe. Pomacał rzepkę.
- Kurw… - Häki aż zapluł brodę śliną
- Kolano całe - Rzekł Hugo i zaczął rozglądać się za jakimś kijem - ale biegać to ty na razie nie będziesz... Niech no coś znajdę...

Locha poruszyła krótkimi nóżkami i jak leżała, stanąła teraz ze stoperczącym kawałkiem strzały z grzbietu. Chwiała się lekko na nogach i zrobiła dwa kroki do przodu, ale zad jej siadł.
- Oż ty… - Hugo złapał kawałek konara i zamachnął się na dziką świnię. Pierwszy raz nie trafił. Za drugim poszło lepiej.


Na skraju polany pasł się koń przywiązany do drzewa. Choć ziemia jeszcze nie odtajała od mrozów, rosło tu trochę traw, a i kilka świeżych łodyg niedawno się przebiło.
Grimür układał drewno na ognisko, gdy z kniei wynurzył się Hakan. Niósł zająca.
- Sidła rozstawione. Tylko tyle udało mi się złapać - rzekł.
- Może jutro pójdzie lepiej - mruknął Grimür - nie miałeś skórować tych zwierząt?
- A miałem, -odrzekł Hakan i złożył trofeum na ziemi - Ale nie jest to najlepszy pomysł. Teraz gdy wiosna nadchodzi, do kotliny schodzą niedźwiedzie z gór. Zwęszą mięso i nie będziemy mogli się od niech odpędzić.

Dowódca łowczych kiwnął głową. Niedźwiedzie były dobre na sadło, ale pewnie teraz, po zimie, sadła miały tyle co młody Häki. Skóry też wylniałe...
Hakon usiadł na płóciennym worku na ziemi i zapytał
- Jak tam było?... Na Fiorken?
Grimür spojrzał na towarzysza spode łba.
- Nijak. Przegraliśmy - i wyciągnął z zawiniątka susz błyskoporka po czym rzucił Hakonowi
- Rozpal.
Następnie przeszedł do wiszącej kaczki na sznurze którą rankiem ustrzelił Hugo nad rzeką i zdjął ją.
- Przegrana boli najbardziej - banalnie stwierdził Hakon krzesając iskry
- Oj nie, mój przyjacielu - Grimür wrócił, usiadł i zaczął skubać ptaka - Gdy my wyrąbywaliśmy sobie drogę na północ, jazda ÿekebørdzka stała i patrzyła. Nie zrobili nic. Nasi bracia tam konali od thurskich i kørsbärdzkich mieczy a ci, w liczbie 3000 po prostu stali.. - pokręcił głową - Zdrada boli bardziej...

Z oddali przybiegła Farsa i zainteresowana zaczęła wszystko obwąchiwać. Mężczyźni spojrzeli za siebie. Na niewielką polankę wyszedł rosły Hugo, który wspierał utykającego Häki’ego. Młody pomagał sobie dodatkowo kijem i z każdym krokiem syczał albo jęczał.
- A co wam się przydarzyło? - Grimür wstał i podszedł im pomóc.
- Młody miał wypadek - odrzekł Hugo - Muszę wrócić, bo dzika tam jeszcze mamy, ale już nie dałem rady ich obu dotachać tutaj.
Położyli Häki’ego obok rozniecanego ogniska.
- Idź - rzekł dowódca i westchnął spoglądając na rannego chłopaka - tośmy się napolowali, przyjacielu
- Zaraz go obejrzę - powiedział Hakan kończąc rozpalanie ognia - znam się trochę na tym.

Gdy zapadł zmierzch, wszyscy siedzieli przy ognisku i zajadali się kaczką. Ustalili, że dadzą radę polować dalej. Musieli się jednak podzielić. Grimür z Häkim pójdą nad rzekę i będą łowić. Hugo i Hakan udadzą się dalej w las by polować. Udało im się też usztywnić kolano młodego. Szybko poszli spać. Wiedzieli, że trzeba się bardziej postarać i wrócić z czymś konkretnym do twierdzy.

 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:14.
Martinez jest offline  
Stary 19-07-2015, 15:54   #14
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ingrid obudziła się gdy tylko usłyszała szelest otwieranych drzwi. Zawsze sypiała czujnie, a od czasu gdy przeniosła się do twierdzy budził ją praktycznie każdy szmer. Rozmowy, które do późna prowadzili przy stole w głównej sali także nie przyczyniły się do uśmierzenia niepokoju, który dręczył ja ostatnio. Nie pomagała na sen także wiedza, że jej ojciec został zabity we własnym łóżku i to przez ludzi, którzy mieli być jego sprzymierzeńcami.
Uniosła głowę i we wpadającym przez okno świetle księżyca rozpoznała drobną sylwetkę Maren.
- Pani, wrócił strażnik Børghar Akkan, jest na dziedzińcu i oporządza konia. Prosiłaś natychmiastowe o informacje dlatego...
- Dziękuję Maren. - Kobieta zerwała się z posłania i narzuciła na koszulę lekką szatę, w której chodziła po twierdzy. - Wrócił sam? - W głosie córki Jarla można było wyraźnie wyczuć zaniepokojenie.
- Tak pani. Nikogo więcej nie widziałam.
Ingrid skinęła jeszcze głowa i szybko wyszła z komnaty. Musiała porozmawiać ze strażnikiem, choć bała się kolejnych złych wieści. Ostatnio los jej ich nie oszczędzał. Tak jakby chciał sprawdzić ile na swoich barkach zdoła unieść jedna kobieta. Zastała Børghara dokładnie tam gdzie mówiła służąca. Nie wyglądał na rannego ani zaniepokojonego:
- Jakie przynosisz wieści. - Spytała cicho podchodząc do niego.
- Pomyślne – Odpowiedziała mężczyzna odwracając się do niej - Midrith bezpiecznie wydostał ciało Jarla ze Skatte i wraca teraz w obstawie spotkanych po drodze ludzi Svaliego Bez Serca. Idą pieszo z załadowanym wozem. Droga jest pusta i nie wykryłem niebezpieczeństw, które mogłyby im zagrażać. Powinni dotrzeć tutaj jutro późnym wieczorem.
- Dziękuję – Skinęła mu głową w podzięce. - Odpocznij teraz. W twierdzy jest kilkoro nowych przybyszów ocalałych z armii mojego brata. Nie zdziw się więc gdy wchodząc do środka, zastaniesz ich śpiących tam w różnych miejscach.
Z sercem sporo lżejszym Reidardatter wróciła do swej sypialni. Postanowiła zaraz rano powiadomić służbę by zaczęli przygotowania do pogrzebu.
Miała nadzieję, że teraz uda się jej zasnąć. Może zła passa odwróci się teraz, gdy udało im się odzyskać ciało Jarla. Pierwsza dobra wiadomość jaka dotarła do niej od kilku dni w końcu ukołysała ja do snu bez koszmarów sennych.


***


Cały dzień spędziła na przygotowaniach do pogrzebu. Wraz z druidką Tindårą Frigür i stara niania Eilen Gudlief przygotowały wszystko co było niezbędne, do odprawienia Jarla Thørkell do krainy łowów z należnym mu szacunkiem. Ze względu na ograniczone środki i czas, zwyczajowa uczta miała być skrócona do jednego dnia, a dary złożone na stosie wodza zdecydowanie skromniejsze niż te należne mu z pozycji. Niestety Ingrid nie mogła sobie pozwolić na zbytnią rozrzutność. Miała nadzieję, że łowcy powrócą z polowania z odpowiednią zdobyczą, by choć jadła nie zabrakło podczas ostatniej biesiady, w której jej ojciec będzie uczestniczyć na tym świecie.

Gdy nadeszła noc Ingrid nadal czuwała. Ponieważ i tak nie mogła zasnąć zdenerwowana oczekiwaniem, usiadła przy kominku w głównej sali z jedną z koszul męża pozostawionych w twierdzy, którą przerabiała na ubranie dla najstarszego syna. Tak to już bowiem jest, że życie toczy się dalej i trzeba dbać o drobiazgi, nawet gdy wszystko w koło wali się w pył.
Przez lekko uchylone drzwi wpadały do niej odgłosy nocy. Poruszenie przy bramie natychmiast wzmogło jej czujność. Zostawiła robotę na krześle i podeszła do wyjścia nasłuchując uważnie. Gdy tylko potwierdziły się jej nadzieje, wybiegła na zewnątrz. Wymijając Berga. Potem stanęła na środku i patrzyła jak dwukołowy wóz powoli wtacza się na dziedziniec. Podeszła wolniej. Dopiero teraz zaczynał docierać do niej ogrom straty jaką poniosła. Jakby ciało ojca uczyniło wszystko bardziej namacalnym.
Popatrzyła na Hansa i skinęła mu głową. Jej oczy przepełnione były wdzięcznością i bólem.
Potem spojrzała na towarzyszących mu ludzi:
- Dziękuję, że pomogliście bezpiecznie dowieźć tutaj ciało Jarla. Jestem Ingrid Reidardatter. Witam was w Twierdzy Börgefjel, rozgoście się i odpocznijcie. - Następnie skierowała swoje spojrzenie na młodego sługę:
- Hjanaär złóż proszę ciało Jarla w sali obrad. Zaraz obudzę kobiety, by się nim zajęły.
Ponownie popatrzyła na Midritha:
- Jeśli nie jesteś zbyt zmęczony chciałabym usłyszeć o sytuacji w Skatte.
Hans krótko skinął głową.
- Dali się podejść. Jak dzieci. Gdybyśmy byli Thursami... - odezwał się niespodziewanie jeden z mężczyzn, którzy przybyli razem z wozem. Tłuste, ciemne włosy opadały mu po bokach zapadniętej, nieruchomej twarzy; światło pochodni odbijało się dziwnie na rozległej oparzelinie mówiącego. - ...to kupiłabyś jedno gnijące ścierwo za trójkę żywych. - uniósł w górę urękawiczoną dłoń, pokazując na palcach cyfry - Naucz się liczyć, kobieto. Lepiej. Martwi nie uniosą broni. Nie trzeba nam zdechłych symboli, tylko rąk do walki. - uniósł oczy na Ingrid, puste i obojętne. Gorzkie słowa leciały z jego ust monotonnym, cichym strumieniem, jakby wargi wypowiadały je bez udziału umysłu czy serca.
Ingrid obrzuciła mówiącego uważnym spojrzeniem, a potem odpowiedziała spokojnym głosem:
- Cieszę się w takim razie, że dotarłeś tutaj, bo niedługo będziemy mieli okazję ponownie walczyć.
Odwróciła się i odeszła do twierdzy, zdając sobie sprawę że Midrith podąża za nią.

Gdy dotarli do głównej sali wskazała mu stojące przy kominku krzesła:
- Nie będę ci długo dzisiaj zawracać głowy, bo już późno, a ty pewnie jesteś zmęczony, powiedz mi jednak co zastałeś w Skatte. Jak wygląda tam sytuacja? Nastawienie? - Zapytała gdy tylko usiedli
- Nie miałem okazji zdobyć wiarygodnych informacji - odparł krótko. - Zbierają się, ale niechętnie. Czekają na coś, no i mają to święto niedługo. Pospolite nie ruszy. I są niespokojni. Jak słyszysz niewiele nowego przynoszę - w jego głosie zabrzmiało niezadowolenie.
- Nie szkodzi. - Kobieta uśmiechnęła się smutnym uśmiechem. - Ciągle przybywają nowi ludzie z rozbitej armii, a wraz z nimi kolejne złe wieści. Do Skatte zbliżają się kolejne siły, które zamierzają na nas uderzyć. Mamy trochę pomysłów jak im pomieszać szyki, ale o tym porozmawiamy jutro. Teraz powiedz mi jak udało ci się odzyskać ciało mego ojca. Gdzie je znalazłeś, w jakich okolicznościach. Chcę znać wszystkie szczegóły by dobrze pielęgnować gniew na tych, którzy się tego dopuścili.
- Ciało Jarla Skatte zostało owinięte w skóry z posłania w którym leżał i wyrzucone przez okno z drugiego pietra w błoto na dziedziniec. Leżało tak aż do południa, podczas gdy na ulicach Skatte dokonywała się “zmiana rządów”. Później sprzątnięto je, owijając w całun i złożono w jednej z chat. Stamtąd je wykradłem - odpowiedział cicho, wolno, głosem tłumiącym emocje, które ukrył gdzieś pod powierzchnią.
Jedyną reakcja kobiety były zaciśnięte nieznacznie szczęki i spojrzenie, które wyraźnie stwardniało:
- Dziękuję ci za tę odpowiedź. - Skinęła głową. - I za to, że przywiozłeś tu jego zwłoki. Nie wszyscy patrzą na sprawy tradycji, jak ten mężczyzna z którym dotarłeś do twierdzy.
Hans krótko skinął głową.
- Pójdę już do siebie. Ty także odpocznij. Kolejne dni nie zapowiadają się spokojnie. - Po tych słowach Ingrid wstała. Po drodze zajrzała jeszcze do sali obrad, by się upewnić, że
Tindåra i Eilen niczego od niej nie potrzebują, a potem do dzieci czy wszystko u nich w porządku. W końcu mogła spróbować się przespać. Chociaż kilka godzin.
 
Eleanor jest offline  
Stary 19-07-2015, 16:07   #15
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Dzień 1, gdzieś w Górach Højgräd, około południa

Śnieg skrzypiał pod podeszwami ich butów. Biały żywioł oblepiał ich ciała, tworząc warstwę zimowego pancerza. Skalne kły i majestatyczne szczyty wzniesione aż po samo sklepienie rozpościerały się po całym horyzoncie.

Pokryte śniegiem kudłate górskie stwory, zrodzone z krwi i stali szły gęsiego, wytrwale przecierając szlak i walcząc z wirującym w powietrzu białym szaleństwem.



Na przedzie szedł Ingën Møggur, znakomity łucznik i wierny towarzysz. Był uszami i oczami drużyny. Jeśli czyhało na nich niebezpieczeństwo, to ten smukły chłopak o kasztanowych włosach był ich pierwszą linią obrony.

Jego śladami kroczył Vuko Athelwine, dowódca ocalałych, którzy wraz z nim wymsknęli się Thurskiej obławie.

Jego długie, lekko pofalowane włosy, teraz zlepione potem i brudem co rusz wpadały mu do oczu, przesłaniając widok. Oszroniona broda natomiast przywodziła na myśl górskich olbrzymów, dzieci bogów, którzy za swe siedziby wybierali niedostępne masywy górskie.

Śnieżyca wzbierała na sile. Ich zaznaczone parą oddechy ginęły porywane przez wzbierającą zawieruchę. Sześć sylwetek niczym za sprawą sił boskich zaczęły niknąć w oczach. Całość przeobrażała się w rozmazany obraz, a świat stawał się nie do poznania, pogrążony w nieskończonej bieli.

Strażnik wpadł na plecy swego towarzysza, właściwie nie zauważając, że ten się zatrzymał.

- Co jest? - chciał zapytać Vuko, jednak świst i szum wiatru bez problemów rozszarpały jego głos, pozostawiając go niesłyszanym.

- Tam!... Zachód!... Przesmyk!... Prędko! - Ingën będąc świadom warunków atmosferycznych, niemal wydzierał się swojemu dowódcy do ucha, jednocześnie wskazując ośnieżoną ręką wspomniany kierunek.

- Skąd ty kurwa w tej śnieżycy wiesz, gdzie jest zachód?! - odpowiedział mu na to Athelwine. Jednak łucznik albo nie usłyszał słów strażnika, albo zwyczajnie nie miał ochoty na nie odpowiadać. Ograniczył się tylko do zirytowanego spojrzenia.

Vuko nie oponował. Skinął głową na porozumienie i obrócił się za siebie, wydzierając swój głos na podążającego za nim Båldvina Gruda.

- Przekaż na tyły!... Przyśpieszyć kroku!... Za mną!...

Wysoki wojownik, z pomalowaną w nieznane strażnikowi symbole twarzą zrozumiał rozkaz i wykonał go bez ociągania.



Godzinę później


Walkę z żywiołem zostawili za naturalną ścianą zbudowaną ze skał. Po tej stronie gór pogoda była bardziej łagodna. Schodzili z ośnieżonej skarpy, mając nadzieję na podróż wąwozem, który rozpościerał się poniżej. Nie zmieniali formacji, ciągle poruszając się w kolumnie.

W pewnym momencie Ingën Møggur, tym razem idący jakieś dwadzieścia metrów przed pochodem, podniósł zaciśniętą prawą pięść, dając tym samym znak zatrzymania kolumny. Przyklęknął, a następnie zagwizdał niczym maskonur, ruchem ręki wskazując wąwóz, do którego wjeżdżała grupa jeźdźców.

Vuko rozkazał dołączyć do łucznika, formując linię.
Strażnik przeklął pod nosem, narzekając na swój los. Piątka lekkiej jazdy.
Jak się miało okazać, dość przyjaznej.



Kilka godzin później


Vuko podziwiał swoich ludzi, którzy w nawet najsurowszych warunkach potrafili znaleźć jakieś karłowate drzewka, które posłużyły im do rozpalenia ogniska. Obozowisko nie było może imponujące, lecz spełniało swoją rolę.

Piątka jego ludzi ciasnym kołem gnieździła się przy ogniu. Athelwine, szczelnie otulając się futrami stał kilka kroków od nich, spoglądając na wschód. Z tamtej strony spodziewał się wypatrzyć jego nowych znajomych.

- Co o nich myślisz?

Strażnik nie miał problemów w rozpoznaniu głosu Hälldora Ürke. Wciąż wpatrując się przed siebie, zastanawiał się nad odpowiedzią na postawione pytanie.

- Ten Leif... Cóż, wygląda na doświadczonego wojownika - zaczął.

Niebo zaczęło robić się ciemne. Ostry, górski wiatr smagał twarz dowódcy, który w skupieniu obserwował majestatyczny krajobraz.

- Nie znam motywów, które sprawiły, iż dołączył do rebelii. Wiem, że niektórzy robią to nie dla idei, lecz wypatrzyli w powstaniu szansę na wzbogacenie się i powiększenie swych wpływów - kontynuował powoli. Szum zimnego wiatru i trzaskające iskry tym razem nie zagłuszały jego słów.

- Całe szczęście, żeśmy są czyści jak niewydymana młódka i robimy wszystko ku chwale bogów - odezwał się Bërsi Tenner swoim złośliwym głosem. Vuko nie musiał na niego spoglądać, by wyobrazić sobie jego szyderczy uśmieszek.

Na kilka chwil zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękami górskiego otoczenia.

- Robimy to, co powinniśmy robić i do czego zostaliśmy przeznaczeni - odpowiedział Vuko.

- A co ze słowami, że każdy jest kowalem swojego losu? Przecież każdy decyduje o tym, co che w życiu robić.

Strażnik potrzebował kilku sekund, by rozpoznać głos Ingëna. Zdziwiło to Vuko, bowiem łucznik nigdy nie wtrącał się do żadnej dyskusji, która nie dotyczyła planowania podróży i wybierania szlaków. Może pan Tenner go ośmielił, a może to te góry sprawiały, że człowiek się otwierał. Athelwine nie mógł zaprzeczyć, że w tym miejscu było coś magicznego.

- Masz rację. Każdy może wybrać własną ścieżkę. Ale nie każda ścieżka jest odpowiednia.




Dzień 2, gdzieś w Górach Højgräd, Świt


Noc upłynęła spokojnie. Grupa Leifa dołączyła do Vuka zanim mrok zapadł na dobre. Chociaż obie drużyny właściwie się nie znały, atmosfera między nimi była raczej przyjazna. A przynajmniej takie wrażenie odczuwał Athelwine.

Jak ustalili jeszcze przy ognisku, razem mieli ruszyć prosto na zachód, aż zejdą z gór. Wciąż kierując się na zachód, mieli dotrzeć do rzeki biorącej swoje źródło nieopodal Twierdzy Börgefjel. Tam postanowili się rozłączyć. Kierując się na północny-wschód dotarliby do twierdzy. Grupa Leifa posiadała jednak wierzchowce, na których mogli pokonać tę trasę znacznie szybciej.

Wędrowali już jakiś czas. Wciąż znajdując się w górach, Leif i jego drużyna musieli prowadzić konie. Reszta rutynowo poruszała się kolumną.

Szlak, którym się przemieszczali był dość wygodny, pomijając wystające po bokach skały, jakby czyhające na nieuważnego wędrowca, który przywaliłby o nie swoją głową.

Nagle usłyszeli jakiś przerażający huk i trzask dobiegający z oddali. Ziemia pod ich stopami zatrzęsła się i zawibrowała. To był huk kruszonego lodu.

- Lawina! - ktoś zakrzyknął.

- Uwaga! - zawołał ktoś inny.

Masa śniegu i odłamków lodu z impetem zaczęła się zsuwać z pobliskiego zbocza. Biały żywioł porywał wszystko co napotkał na swojej drodze, zwiastując śmierć.
Dla Vuko wrażenie bezradności było bardzo intensywne. Widząc ten masyw śnieżnej pożogi pomyślał, że właśnie tak skończy się świat. Zostanie pochłonięty przez lawinę.
Ktoś jednak nad nimi czuwał, bowiem śmiertelny żywioł stracił swój impet i zatrzymał się tuż przed nimi, dmuchając w nich swym lodowym oddechem.
Jak się okazało, nikt z ludzi nie ucierpiał. Wokół dało się słyszeć przekleństwa pomieszane z okrzykami radości.

Vuko wciąż niedowierzając w ich szczęście został przez kogoś trącony barkiem. Był to Mäkkan Flöy, ten sam wojownik, który jeszcze wczoraj ostrzegł ich przed obecnością Värga.

Nie odzywając się, wskazał swojemu dowódcy skałę, wokół której śnieg był zabarwiony na czerwono. Pierwszą myślą strażnika było, że ktoś jednak miał pecha. Jednak po chwili dostrzegł jakiś szczegół. Kawałek futra. Värg.

- Panowie! - krzyknął Vuko, nie zwracając uwagi na to, że z tamtego miejsca słychać było jakieś jęki i skomlenia. - Powinniśmy ruszać. I to natychmiast! - I nie czekając na reakcje, zrobił kilka kroków, po drodze popychając ludzi ze swojej grupy, którzy nadal stali wpatrzeni w zjawisko natury.

- Bogowie dają nam znak - Athelwine usłyszał Leifa, który patrzył zafascynowany na objawiającą się przed nimi potęgę natury.

Następnie wojownik spojrzał w ich stronę i zapytał - Co tam widzicie?

Nie doczekał się jednak odpowiedzi, bowiem wziął wodze swojego konia w lewą rękę, a prawą dobył miecza. Skinieniem głowy natomiast dał znać swoim towarzyszom, aby uczynili to samo.

- Zaprawdę ruszajmy. Nie przez przypadek tu trafiliśmy - rzekł Leif z uśmiechem na ustach. Spróbował jeszcze uspokoić trochę konia i ruszył w drogę.

Nie odeszli daleko, gdy z miejsca, gdzie znajdowały się krwawe plamy śnieg obsunął się nieco, a z pod powierzchni białego żywiołu wygrzebało się jakieś maleństwo, skomląc i piszcząc. Malutkie stworzonko, białe, jak otaczające je śnieg. Próbowało poruszać łapkami, jednak jedyne, co udało się mu osiągnąć, to fiknąć i stoczyć się w dół po skarpie. Strażnik pomyślał, że skręciło sobie kark przy upadku, jednak jak się okazało, wciąż oddychało.

A było to szczenię Värga.

Leif zatrzymał się i przekazał konia któremuś ze swoich towarzyszy. Następnie skinieniem głowy wezwał wojownika, którego wołał Trÿsgørr, i z którym to ostrożnie podeszli do szczenięcia. Leif podniósł go lewą ręką i zaczął mu się przyglądać.

- Powinniśmy go wziąć ze sobą - powiedział do nikogo konkretnego.

Jak się później dowiedział, w lawinie swój żywot skończyła samica Värga wraz z czterema innymi szczeniakami.

Strażnik był już kilkanaście kroków przed Leifem, ciągnąc za sobą swoją drużynę. Spostrzegłszy, iż jego nowy towarzysz mruczy jakieś słowa pod nosem i dobywa broni by podejść do miejsca, gdzie Mäkkan dostrzegł niebezpieczeństwo, Vuko zaklął szpetnie i zatrzymał pochód.

- Co on wyprawia? Pakuje się w samą paszczę Värga!

Po chwili szemrania, niepewnym krokiem strażnik dołączył do Leifa, patrząc jak ten w dłoni trzyma szczenię bestii.

- Myślisz, że to bezpieczne? - zapytał mimochodem, rozglądając się wokół siebie. Wyglądało na to, że Vuko zareagował zbyt gwałtownie, spodziewając się ataku drapieżnika, gdyż ten był już martwy.

- Nie dane nam było dziś zginąć od kłów tej strasznej bestii - zaśmiał się Leif, przysuwając małego Värga w stronę Vuko. - Chcesz go potrzymać? - zapytał. Jednak przeczuwając niechęć towarzysza zabrał go w stronę grupy.

- Nie było powodu do niepokoju. Bogowie nas tu przyprowadzili i chcieli byśmy go znaleźli. Czy ktoś ma pomysł, jak go nakarmić?


Z całej przygody wyszło tyle, że grupa ocalałych z Pustkowi Fiörken, a konkretnie drużyna Leifa Ølafsona Hälstena powiększyła się o szczenię Värga. Udało im się nakarmić maleństwo i wygodnie usadowić na siodle jednego z koni.

Wkrótce niechęć do Värgów została przełamana przez wszystkich podróżujących, widząc, jakie urocze i bezradne było to szczenię.

Vuko nie oponował. Był zajęty zamartwianiem się przypadkami, jakie jeszcze miały go spotkać w niedalekiej przyszłości.


 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 19-07-2015 o 18:25.
MTM jest offline  
Stary 19-07-2015, 17:36   #16
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
<rezerwacja>
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 24-07-2015, 20:08   #17
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Poranna krzątanina zaczęła się tego dnia dużo wcześniej niż zwykle. Już bladym świtem dochodzące z podwórza odgłosy ciosanego drewna obudziły Ingrid z niezbyt długiego snu. Przy swoim prawym boku czuła ciepło małego ciała, gdy otworzyła powieki zobaczyła zwiniętego w kłębek Taralda. Drzwi do komnaty chłopców były szeroko otwarte i panowała tam całkowita cisza, zaś te do jej komnaty ktoś zostawił uchylone, choć pamiętała że zamknęła za sobą skobel wchodząc do środka. To oznaczało, że jego starsi bracia zdążyli już wymknąć się na zewnątrz. Jakby wyczuwając że już nie śpi chłopiec podniósł na nią swoje ciemnobrązowe oczy i uśmiechnął się słodko:
- Nie jesteś już za duży by leżeć w moim łóżku? - Powiedziała kobieta jednocześnie wichrząc jego ciemnozłotą czuprynę. - Wiesz jaka kara za to grozi? - Zapytała i zaczęła łaskotać go po brzuszku.
Przez chwilę zanosił się głośnym radosnym śmiechem, a potem wykręcił zręcznie, zeskoczył zwinnie z wysokiego łoża i pognał jak wicher za drzwi. Ta chwila beztroskiej zabawy z synem pozwoliła i jej na chwile zapomnieć o problemach które wymagały rozstrzygnięcia. Wstała, przeciągnęła się i podeszła do okna. Wszędzie było widać przygotowania do pogrzebu, które zarządziła wczoraj.
Trzech mężczyzn zaniosło na środek dziedzińca potężne dębowe pnie, które teraz korowali i rąbali na stos. Z tego miejsca w wieży miała bardzo dobry widok na niski budynek sali biesiadnej i kuchni, skąd Jörvi Søyle wylewał właśnie zlewki z poprzedniego dnia do koryta dla świń. Pewnie już zabrał się do przyrządzania potraw na wieczorna ucztę, niektóre bowiem wymagały długiego procesu obróbki.
Ustaliła wczoraj z kucharzem zestaw potraw który miał być podany. Przede wszystkim miały to być ryby w dużych ilościach: Śledzie, Łososie i Dorsze, zarówno marynowane jak i smażone. Miano także podać Zupę z warzyw na dość sporym i tłustym kawałku baraniny, wołowinę i drób z czosnkiem i cebulą, smalce i trany z pieczywem. Dla ważniejszych gości przewidziano cielęcinę w sosie zapiekana z liśćmi dębu i iglakami, raki oraz kilka przepiórek i dziczyznę. Niestety w magazynie nie było niczego słodkiego. Miód, jak powiedział Jörvi, skończył się już ponad miesiąc temu, a na nowy trzeba było jeszcze poczekać. Dlatego na deser przygotowano pullę z mięsem i grzybami. Jako napitek służyć miało kilka beczek piwa i dwie beczki miodu pitnego oraz jedna beczka wina. Zaś dla najbardziej nienapitych - samogon z ziemniaków.
Ingrid ubrała się i postanowiła przyłączyć się do prac kuchennych. Każda dodatkowa para rąk była przydatna, tym bardziej że do twierdzy ciągle przybywali nowi ludzie. Jak choćby Kane Eadwing Wingmund, o którego przybyciu doniosła jej rozentuzjazmowana Maren. Musiał to być ktoś znaczny, bo praktycznie od razu został wezwany do Erona.


***


Przed wieczorem Ingrid po raz ostatni sprawdziła czy wszystkie prace zostały wykonane zgodnie z jej poleceniami. Sala obrad została dokładnie wysprzątana i przyozdobiona polnymi kwiatami oraz gałązkami ostrokrzewu. Zmieniono też układ stołów i ław, tak by można było w niej biesiadować. Na ścianach zawieszono heferny, a podłogę wysypano wonnymi ziołami.
Ingrid podeszła do postumentu, na którym spoczywało ciało Jarla.
Zostało ono dokładnie obmyte, a potem wszystkie otwory na jego ciele zaklejono starannie specjalnie przygotowaną przez druidkę substancją. Całe ciało natarto wonnymi olejkami, które były dodatkowo substancją ułatwiającą spalenie i częściowo niwelującą nieprzyjemny zapach jaki wydają palone szczątki. Wtedy Jens Sjërme – Gisler, rzemieslnik z twierdzy, dokonał na jej polecenie odbicia twarzy Jarla w glinie, Ingrid postanowiła, że kiedy okoliczności będą bardziej sprzyjające, można będzie odtworzyć podobiznę Reidara w złocie, srebrze czy żelazie.
Potem jego twarz została starannie owinięta pasami białego płótna. Następnie kobiety ubrały jego ciało, ułożyły na drewnianej platformie, a na jego piersi ułożyły broń, wokół zaś przedmioty, które mogą mu się przydać po drugiej stronie: miecz, dzbany z winem, jedzenie, tarcza, zioła. Na koniec ozdobiono je świeżymi krokusami, rannikami zimowymi i śnieżycami, które Ingrid zebrała wraz ze swymi synami na pobliskich łąkach.
Tak Reidar Thørkell miał spędzić swoją ostatnia ucztę, w otoczeniu przyjaciół, rodziny i poddanych. Teraz miała okazję pożegnać się z nim osobiście. Niedługo sala zapełni się ludźmi i nastąpią oficjalne uroczystości. Kobieta pochyliła głowę i przytknęła swe czoło do zimnego czoła ojca. W tym szczególnym momencie prosiła go o moc i mądrość, które będą jej tak potrzebne w nadchodzących tygodniach.

***


Córka Jarla, ubrana w odświętne szaty stanęła obok podwyższenia i uniosła w górę dłonie. Podniosły dźwięk bębnów, który temu towarzyszył zwrócił na kobietę uwagę wszystkich ludzi znajdujących się w sali:
- Witajcie na ostatniej uczcie, jaką spędzimy wraz z mym ojcem Jarlem Ragnara Thorin Thorkellem zwanym Żelaznym. Pożegnamy go tej nocy i odprowadzimy na ostatnia wyprawę do lepszych światów. Odchodzi od nas ojciec, dziad, przyjaciel i szlachetny wojownik, którego zabili zdradziecko bliscy sojusznicy. W tej godzinie przysięgam wam, że walczyć będę ze wszystkich sił, aż śmierć nie weźmie w swe posiadanie tych, którzy się do tego przyczynili. Niech ich ciała rozwłóczą po kniei dzikie zwierzęta, a kości wypala do białości na słońcu. Wspominamy też dziś mego brata Ulve Thorkella, który zginął na pustkowiach Fiørken wraz z tysiącami dzielnych wojów z naszego klanu i tych klanów, które stanęły u jego boku, by walczyć z najeźdźcą próbującym odebrać nam nasze ziemie, nasze obyczaje i nasze dziedzictwo. Pijmy dziś i ucztujmy, bo jutro ruszymy do boju by odebrać to co zostało nam zabrane. By pokazać wszystkim, że nie poddamy się, będziemy walczyć i zwyciężymy. Bo nasza jest słuszność. - Ingrid z podniesioną wysoko głową przemawiała głośno i wyraźnie, by usłyszał ja każdy przebywający w twierdzy człowiek, by ich serca napełniły się mocą, nadzieja i wiarą, które sama teraz czuła stojąc obok ciała ojca. - Niech rozpocznie się uczta.
Na dany przez nią znak służba zaczęła wnosić na stoły przygotowane dania, a bębny ponownie podjęły melodię tym razem w bardziej lekkiej tonacji.


***


Gdy nadszedł czas, sześciu silnych wojowników uniosło w górę platformę, na której spoczywał Jarl i przeniosło ją na stos. Ich drodze towarzyszyła rytmiczna, przejmująca melodia bębnów. Następnie jego najstarszy wnuk Agnar, szef straży twierdzy Börgefjel Älvar Elvën, Ëron Stase oraz Kane Eadwing Wingmund podeszli do czterech narożników stosu i opuścili trzymane przez siebie pochodnie na przygotowane wcześniej łatwopalne materiały. Płomień rozpalił się jednocześnie z wszystkich stron powoli sunąc ku górze i obejmując zmarłego swą ognistą aureolą. Jednocześnie zabrzmiała pieśń potężna i wzniosła, niesiona przez wiatr i wzmocniona doniosłością chwili. Nie przebrzmiała di chwili gdy stos się wypalił, wtedy ludzie powrócili do sali by ucztować dalej, śpiewać i tańczyć aż do późnej nocy.
Ingrid pozostała przy grobie. Czuwała aż do chwili gdy prochy ostygły na tyle, że można było je zebrać do specjalnie przygotowanej urny. Następnie sama zaniosła je do lochów i ukryła w sekretnym miejscu, które sama przygotowała dzień wcześniej.
 
Eleanor jest offline  
Stary 26-07-2015, 04:36   #18
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Dzień 3, Tÿra, Kotlina Ørm. Południe.


Woda chlupała obijając się o kadłub knary i słupy pobliskiego pomostu. Zacumowany statek stał niewzruszony na rzece Lüva, ze zwiniętym żaglem i sterczącą, krętą dziobnicą w kształcie smoka. Rzeźbiony dokładnie potwór wlepiał swoje ślepia w niewielki port Tÿry, kilka domów i warsztat szkutniczy.

- I czego się gapi?- Wybełkotał pijany jak bela Heimir Hüvlen, żeglarz i podkomędny Kane’a Wingmund’a. Siedział pokracznie na beczkach z dzbanem miodu w ręce. Z pobliskiej tawerny dolatywała muzyka. Gdzieś niedaleko jakiś bardzo napity mieszkaniec właśnie zwymiotował w błoto.
Smok nie wzruszył się tą zaczepką ani trochę.

- Ogarnij się Hermir - powiedziała wzdychając kapitan Corha, gdy mijała ten obraz nędzy i rozpaczy. Szła od statku do knajpy.
Kiedyś Tÿra była rozwijającą się mieściną i ważnym punktem na trasie ze Sätte do Läverløk. Teraz podupadała. Na rzece stało kilka łodzi, dawno już nie używanych, a podest próchniał i służył głównie do prania.

Corha minęła dające po nosie kosze z rybami i przeszła przez próg izby. Otuliło ją ciepło paleniska. W powietrzu unosił się dym palonych ziół i charakterystyczny zapach bimbru z Rüny.
- Ci zaraz wepchnę te żetony w dupę… warknął Agnär Fiørden pochylony nad drewnianą planszą zwaną Brandub. Razem z nim grał przemytnik Føjgen Långil. Obaj grali w to odkąd Kane wyruszył razem z Fjølvär’em, Jefet’em i Kåi’em trzy dni temu do Twierdzy.
- Nic mu nie wpychaj - zarechotał gruby Hrëfna Reÿkfel opychając się pullą - Zaraz ja siadam i gram.
Hrëfna stał przy wejściu do spiżarni. Miał wyjątkowo blade oblicze, a ciało konsystencji puddingu. Grube paluchy ściskały bułę.
- Cześć Corha - wyszczerzył się - zjesz coś?

Kapitan weszła na środek sali. W kącie przygrywał jakiś wczorajszy skald. Tawerna świeciła pustkami. Pokoi na ponad 30 osób i sala duża, ale nikt tu już nie zaglądał.
- Gdzie Øme? - zapytała
- A gdzie ma być? - Roześmiał się Agnär i wskazał kciukiem na górę, mając za pewne na myśli pokój i córę karczmarza.
- Zwijamy się - rzuciła - Zawołaj brata.
- Jak to zwijamy? - zmarszczył się Føjgen
- Od Skatte idą woje. Jden Odyn wie, kim są i po co idą. Minęli Rünę. Przed zmrokiem tu będą - odpowiedziała
- Może to nasi? - Zapytał Agnär odrywając się od gry i powoli dźwigając ociężale - Kane wolał byśmy poczekali.
- Jak nie wiadomo kto, to lepiej się zwijać. Ale zaraz, skąd to wiesz? - powoli zaczął panikować Hrëfna
- Plecionkarze mówili. Wrócili z Rüny dzisiaj - Corha podeszła do pustej lady i wrzasnęła - Karczmarzu!
- Idę po Øme - powiedział Agnär i ruszył po schodach na górę.

Właściciel tawerny wygramolił się ze spiżarni utytłany w pajęczyny, dźwigając gliniany dzban.
- Karczmarzu - powtórzyła kapitan - daj nam beczkę piwa i co masz do jedzenia na podróż. Chleb, ryby, mięsa suszonego i co tam jeszcze znajdziesz.
Mężczyzna kiwnął głową, odstawił dzban i wrócił, skąd przyszedł.
- Ty Føjgen zajmiesz się zaopatrzeniem- zwróciła się do przemytnika który pieczołowicie pakował grę planszową - A ty Hrëfna mu pomożesz. Idę, ściągnę tego żłopa z tarasu.

Corha wyszła. Chciałby kogoś zostawić w Tÿrze, ale marynarze byli jej potrzebni. Przemytnik za garść srebra sprzedałby pewnie własną matkę, więc nie wchodził w rachubę. Absolutnie mu nie ufała. Za to Hrëfna? Kupiec, który potrafi przehandlować chyba wszystko, ale tchórzliwy strasznie. Jedno krzywe spojrzenie i wyśpiewa to co wie. A nawet jeszcze więcej.
- I znów do abordażu, hej! - zawył Heimir, który poczynił już jakieś postępy, gdyż widać było, że na czworakach, w śniegu, zmierzał ku tawernie. Buzia mu na widok kapitan rozpromieniała.
- Wstawaj moczymordo - Corha złapała pod ramię marynarza i pociągnęła w górę.
- Thursów, hej! Po łbie .. lej! - dokończył. Musiał.
- Schowaj tę kijankę - wskazała na obnażonego penisa po czym dostrzegła Øme’a
- Hej! Rudy! - wrzasnęła.

Mężczyzna podbiegł. W rudych włosach plątała mu się słoma i leciało od niego dziewuchą. Gęba promieniała z zadowolenia.
- Weź go zabierz - kapitan przekazała pijanego Hermir’a i wytarła ręce w spodnie -Zwijamy majdan.
Øme tylko przytaknął. Corha zostawiła ich ze sobą, minęła sapiącego grubasa, który dźwigał jakiś wór i podeszła do miejscowych rybaków.

- Czy któryś z was chce zarobić 3 denary?
Pośród starych, ogorzałych i zarośniętych twarzy, tylko na jednej wymalował się entuzjazm. Tej najmniej rybackiej i najmłodszej. Chłopak uniósł nieśmiało dłoń i przełkną ślinę.
- Ja - powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:15.
Martinez jest offline  
Stary 26-07-2015, 20:46   #19
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Dzień 3, Bregefjör, Przed świtem

Początkowo Kane nie planował wyruszać tak wcześnie, ale po informacjach uzyskanych w kopalni wiele się zmieniło. Wiedział, a jego ludzie to rozumieli, że czas zaczął naglić i to bardzo mocno. Tak więc wyruszyć chcieli o pierwszym brzasku. Nawet gdyby nie mieli takich planów to sytuacja i tak by ich do tego zmusiła. Ledwie dzień zaczął się budzić gdy zbudziło ich walenie do drzwi. Ibun, choć też wstawał o świcie, tym razem był zaskoczony tak wczesną porą wizyt. Kazał być cicho i przez drzwi spytał kogo tam licho tej porze niesie.
- Huskarl, Lärs Yndårr z twierdzy Borgefjel - dało się słyszeć. Widać, że gość nie chciał by go słyszano we wsi. Ibun zdjął skobel i otworzył drzwi.

Do izby, gdzie spali na podłodze, weszło kilku rosłych mężów. Żaden z nich nie trzymał żelaza w ręku. Huskalr od razu zwrócił się do Kane’a i jego ludzi.
- Od Thorkella?
- W dzisiejszych czasach zależy kto pyta. - Odpowiedział spokojnie Kane bacznie przyglądając się nowo przybyłym.
W krótkich słowach bez niepotrzebnych upiększeń Huskarl opowiedział jak to on i jego oddział zostali wysłani do Bregefjör by pilnować czy ludzie ze Skatte nie panoszą się oraz czy wojska nie podchodzą już za blisko. Jeden z ludzi przy warsztacie powiedział im o gościach jacy wczoraj dotarli do wioski. Dlatego też skierowali swoje kroki tutaj. Huskarl jest byłym żołnierzem Thorkella. Teraz służy Eronowi Stase, który był doradcą Thorkella. Zaoferowali swoją pomoc jednak z zastrzeżeniem, że muszą pozostać w kopalni. Dodatkowo Huskarl Lärs Yndårr przekazał zakupy do twierdzy. Poprosił żeby je dostarczyli. Niestety nie mogli dać im konia. Zorganizowali za to wóz z wołem i jednym chłopem, który wróci pustym wozem do kopalni. Na wozie jest mięso wołowe, wieprzowina, ryby, drób i trochę dziczyzny. Załadowany jest również workami z mąką i z warzywami. Całość zapasów dopełniały dwie beczki, jedna z miodem, a druga z piwem.

Kane dowiedział się, że dużo niedobitków dotarło do twierdzy i szybko domyślił się, że zarówno zapasy jak i ich własna obecność jest w twierdzy niezbędnie konieczna. Na odejście ustalił z Ibun’em, że jeżeli będą wracali przez tę okolicę to przekaże mu ustalenia i decyzje podjęte w Borgefjeld.

Dzień zapowiadał się pochmurny i zaczął nawet padać śnieg. Niestety szybko się topił. Nie tracąc więcej czasu i mając na uwadze, że zostało im około 6 godzin do twierdzy - ruszyli niezwłocznie.Do Twierdzy Børgërfjel dotarli wczesnym przedpołudniem.
- Kto tam? - odezwał się ktoś z za grubych murów.
- Kane Eadwing Wingmund. Przywozimy wieści i zapasy dla twierdzy z kopalni Bregefjör.
Strażnik był oczywiście z założenia swojej pracy podejrzliwy ale gdy usłyszał kto stoi u bram i co wiezie na wozie jego podejrzliwość stopniała jak ten dzisiejszy śnieg. Zostali wpuszczeni do twierdzy i przywitani serdecznie. Kane zaobserwował kątem oka, że reakcja na dostarczone zapasy wskazywał w jak trudnym położenie znaleźli się mieszkańcy. Nie wróżyło to dobrze. Nie miał jednak czasu żeby się nad tym zastanawiać gdyż od raz został zaprowadzony do Erona.

Kane minął dziedziniec na którym ułożono wysoki stos. Rozpoznał bezbłędnie, że był to stos pogrzebowy. Panował gwar i ludzie zbierali się przy dużych drzwiach do Sali Obrad. Podążał do Sali Biesiadnej, gdzie ponoć czekał na niego Eron State. Starszy mężczyzna i mędrzec. Spotkali się już wcześniej, gdy Thorkell jeszcze żył. Wyprawa ze stalą skatteńską na południe, to był między innymi pomysł starca.
Sala okazała się duża, choć nie wiele było w niej mebli. Widać uczta, która szykowała się w innym budynku “pożyczyła” nieco wystroju.
Za długim stołem siedział Eron pochylony nad jakimś dokumentem. Uniósł głowę i rzekł:
- Tyś Kane. Kane Wingmund. Dobrze, że jesteś. Siądź tutaj, blisko, bo stamtąd, gdzie stoisz nic nie usłyszę.
Kane posłusznie podszedł i przywitawszy się zajął miejsce tuż obok Erona. Może tak będzie i lepiej gdyż ważne rzeczy i nie przeznaczone dla wszystkich uszu mieli do omówienia.
- Witaj Eronie w tym ciężkim czasie jakiego przyszło na dożyć. Jak wyglądają sprawy tu w twierdzy. - Powiedział wojownik.
- Zależy na co się szykować. Ale jeśli na walkę, to nieciekawie - Uśmiechnął się Eron. Chwycił za dzban wina i przyciągnął do siebie, po czym nalał w pusty kielich i podsunął gościowi.
- Bardziej jestem ciekaw jak sprawy stoją z twoim zadaniem. Czy masz nadal knarę? Ilu ludzi straciłeś?
- Knarę z kompletem załogi mam nadal. Czekają na nas w Tyrze. Plus tych trzech wojów, którzy przybyli tu razem ze mną. Niestety to wszystko czym dysponuję na tą chwilę. To mała drużyna ale za to wierna i waleczna. No i mamy własny statek. - Odparł Kane po czym po chwili ledwie słyszalnym głosem dodał. - No i mam też nadal ładunek, z którym nie zdążyłem dotrzeć przed bitwą. Wpadliśmy w burzę…

Eron pokiwał głową ze zrozumieniem i westchnął.
- Tam byś się i tak już nie przydał. Nawet jakbyś zdążył, drogi Kane. Tam było za późno na cokolwiek…
Drzwi się otworzyły i do izby wleciał i śnieg i hałas. Ładna dziewczyna wejrzała do sali nieśmiało i chrząknęła.
- Powoli uczta gotowa. Ingrid zaprasza do stołów Eronie.
- Już, już idziemy ptaszyno - odpowiedział starzec. Dziewczyna chwilę się zawahała, po czym zamknęła drzwi i znów zrobiło się ciszej.
- Najważniejsze teraz mój drogi - powiedział Eron - to czym jest ten ładunek. Srebrem czy żelazem? I czy jest bezpieczny….
Starzec się dźwignął z krzesła.
- Ładunek jest w srebrze i na tą chwile jest bezpieczny. - Powiedział Kane. - Jednak jeżeli dobrze słyszałem, że w naszą stronę podążają wojska tu raczej go nie wykorzystamy.

- Oczywiście, że nie - Eron podparł się laską i powoli ruszył do drzwi - Bardzo dobrze zrobiłeś Kane. Ale nasz skarbiec świeci powoli pustkami. Jutro zwołuję Mudd. Wszelkie ustalenia jakie zapadną, będą obowiązywać. Zobaczymy co przyniesie los.
Eron podszedł do drzwi i odwrócił się do Kane’a
- Ten ładunek należy do wszystkich. Do Rebelii. Nie chcę byś ukrywał tego przed resztą. Niech jutro rozsądzi się to co ma być.
- Ani przez chwilę nie myślałem inaczej - Odparł Kane i ruszył za Eronem.
Starzec pchnął drzwi i chłód wpadł do środka.
- A teraz czeka nas pożegnanie Jarla Thorina Żelaznego. Masz chyba specjalne miejsce w tym obrządku - uśmiechnął się Eron.
- Pójdźmy więc i bawmy się. Jutro ciężki dzień - dokończył.
Kane poszedł za towarzyszem zastanawiając się co też miał na myśli. Jednak był więcej niż pewien, że sprawa się wkrótce wyjaśni.

Kane odnalazł swoich trzech towarzyszy i usiedli razem przy jednym stole. Napięcie kilku ostatnich dni uleciało z nich po pierwszych kulfach przedniego trunku i kęsach jadła podanego na uczcie. Dookoła nich panował gwar rozmów. Toasty wznoszone były głównie pamięci jarla Thorina Żelaznego. Kanę miał świadomość, że większość prawdopodobnie odczuwała podobnie jak on. Dziś był dzień uczty, a jutro przyjdzie dzień podejmowania trudnych decyzji. Kane chociaż normalnie nie stronił od dużej ilości trunków dziś pił umiarkowanie. Był człowieczkiem zdyscyplinowanym i wiedział kiedy i na ile może sobie pozwolić. Dziś zaś potrzebował zachować trzeźwość umysłu lub też lekki stan upojenia z zachowaniem pełni władz umysłowych. Był ciekaw jutrzejszej narady i ustaleń na niej poczynionych. Jeżeli kleszcze oblężenia rzeczywiście się zaciskały to czasu mieli niewiele.

W trakcie trwania uczty odnalazła go na chwilę rozmowy Ingrid Thørkell Reidardatter i poprosiła czy weźmie udział w ceremonii pogrzebu Jarla Ragnara Thorina. Nie wahał się nawet przez moment. Był to przecież wielki zaszczyt i oznaka zaufania. Więcej tematów nie poruszali. Wojownik miał świadomość pilności wielu spraw jednak pogrzeb i żałoba nawet tak krótka jak się zapowiadała były teraz na pierwszym planie.

Z drugiej zaś strony nie mógł nie zwrócić uwagi na zaloty jednej z dziewcząt. Jak się dowiedział na imię miała Stÿria Kennari. Była ładna, a przy tym skromna i delikatna jak na kobiety północy. Nie miał dziś ochoty na zaloty tym bardziej, że coraz poważniej myślał o swoim nieformalnym i niezobowiązującym związku z Corhą. Znał jednak zwyczaje swojego ludu i wiedział od czego muchy zdychają. Dla niej taka noc mogła znacząco poprawić jej pozycję towarzyską. Zrobił jej miejsce obok siebie i zaprosił do towarzystwa. Postawił sprawę jasno mówiąc jej na ucho, że przyda mu się tej nocy ciepło kobiecego ciała, ale tylko i wyłącznie ciepło jej ciała. W jej oczach odczytał zrozumienie i jednocześnie podziękowanie. Co się działo lub raczej nie działo z drzwiami sypialni pozostawało miedzy nimi.
Jego towarzysze pokiwali ze zrozumieniem głową. I nawet nie chodziło tu męską solidarność ale jak to mawiają co się przydarza w Twierdzy Børgërfjel pozostaje w Twierdzy Børgërfjel.

Ceremonia choć przygotowana naprędce i w skromnych warunkach była jak najbardziej godna tradycji ich ludu. Było to godne pożegnanie wielkiego wojownika. Kane zauważył, że Ingrid choć naznaczona cierpieniem i stratą trzymała się dzielnie jak na wojowniczkę północy przystało.

Następny dzień będzie dniem podejmowania decyzji. Dniem gdy zwołany zostanie Mudd. Z tą myślą Kane ułożył się na spoczynek z wtuloną w niego jak ufne dziecko Stÿrią.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 27-07-2015 o 14:49.
Draugdin jest offline  
Stary 26-07-2015, 22:08   #20
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Wieża zachodnia, poranek, dzień 3.

Noc, która była spokojna i cicha, ustępowała powoli budzącemu się dniu. Wraz z nim Twierdza, do tej pory pogrążona w głębokim śnie, powoli się wybudzała. To jęknęły jakieś drzwi, to kubeł z wodą ktoś postawił, to kroki w drewniakach poniosły się po korytarzu. Ktokolwiek myślał, że pośpi dłużej, musiał się srodze zawieść. Oto kilku mężczyzn właśnie zwalało na kupę pniaki świerkowe na środku dziedzińca. Poszły w ruch siekiery, ośniki i ciosła. Stukoty i puki odbijały się teraz echem po murach twierdzy.

Herdull Bjornson wzdrygnął się i zbudził. Siedział otulony w focze skóry i przykryty lisiurą. Bjørk Bein postawił na stole misę z ciepłą kaszą i słoniną.
- Śniadanie - burknął. On już tak miał, że odzywał się półgębkiem.
Po schodach wszedł Berg Størr do strażnicy. Przyniósł nowe pochodnie i wstawił je do wiadra.
- Pogoda się psuje. Będzie padać zapewne - rzekł.
Rzeczywiście. Gdyby wyjrzeć przez okno to widać było jak nad Kotliną zbierały się chmury. Świt wydawał się szary. Łowca morsów zjadł, co dawali, nie wybrzydzając. Gorsze rzeczy już zdarzało mu się jadać a mrukliwość Bjorka była mu całkiem obojętna. Z pełnym brzuchem i razem z Bjorkiem poszli do bramy znajdującej się od strony kopalni, żeby zluzować tych z nocnej warty.

Do bramy toczył się powoli wół zaprzęgnięty w wóz a z nim 3 wojów i jeden parobek. Bjørk Bein wyjrzał przez okno i zwrócił się swoim mrukliwym głosem do dowódcy:
- Handlarze jacyś?
Można było odnieść takie wrażenie, gdyż dwukołowy wóz naładowany był workami i beczkami oraz mięsiwem.

Kane Eadwing Wingmund ze swoją małą drużyną dotarli w końcu do twierdzy..
- Kto tam? - odezwał się ktoś z za grubych murów.
- Kane Eadwing Wingmund. Przywozimy wieści i zapasy dla twierdzy z kopalni Bregefjör.

Herdull przyjrzał się dokładnie furmance. Poprosił o odsłonięcie plandeki, zasłaniającej część wozu. Kiedy spełniono prośbę, jasnym było, że nic na wozie nie ma do ukrycia. Zresztą łowca morsów przypomniał sobie, jak Eron mówił, że spodziewa się kogoś takiego. Kazał wpuścić przybyłych i zszedł do nich, żeby wypytać o wieści i czemu, u diabła, zjawili się oni zamiast huskrala Yndårra. Ten, który przedstawił się jako Wingmund nalegał na pilną rozmowę z Eronem, więc posłał Bjorka z nim i dwójką wojów, którzy mu towarzyszyli. Machnął jeszcze komuś na dziedzińcu, żeby miał na nich oko. Sam podszedł do chłopa, żeby dopilnować rozładunku i wypytać o wieści.

Chłop odstawił skrzynię i sapnął. Należał do tych żylastych chłopów, którzy nie pogardzą bimbrem, a i skryci są, oczami łypią i jeśli posiadają czapkę to miętoszą ją w zgrabiałych rękach. Herdull nie dowiedział się nic ciekawego, prócz tego, że kopalnia rusza z pracą, teraz na wiosnę. No i plotkę usłyszał. 4 dni temu, ponoć, myśliwi widzieli w okolicy grupę ludzi. Może tak z 80 czy 70 kobiet i mężczyzn płynących łodziami na Runę. Chłop wzruszył obojętnie rękoma - nie wiedział, czy to żołnierze ze Skatte czy może Południowcy. Z opisu bardziej przypominali uchodźców niż walecznych wojów.

Gdy chłop już rozładował wóz, a Hringür Galer, stajenny zaczął nosić zapasy do spiżarni, Herdull pożegnał się i wrócił na stanowisko, wypatrywać kolejnych niedobitków. Po drodze zaczepił jakiegoś chłystka i kazał mu zasłyszaną plotkę o widzianych ludziach natychmiast przekazać Eronowi. Zdaniem łowcy morsów, to było coś, co warto sprawdzić dokładniej.
 
dzemeuksis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172