Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2017, 23:50   #41
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Były… Nie, nie były, a była. Słaba. Ledwie istniejąca. Sama.
Pojęcie to było jej tak obce, że nie mogła zrozumieć sensu jaki za nim podążał. Wszystko inne straciło znaczenie. Brak zmysłów, niebyt… Nie liczyły się od chwili, w której zrozumiała, że Ciemność zniknęła. Chaos myśli nie pozwalał się opanować gdy nie miała do pomocy swej towarzyszki. Emocje wypełniały tą wątłą iskrę świadomości jaką się stała i groziły rozerwaniem jej na strzępy.


Sama. Sama. SAMA.

Nie mogła utracić swej drugiej połowy, były jednością. Wiedziała to od samego początku, gdy zaczęła pojmować świat. Zawsze miały być razem bowiem tak je stworzono. Ona była ciałem i umysłem, Ciemność całą resztą. Ciało i umysł nie mogły bez tej reszty istnieć, byłyby tylko pustą skorupą zdolną co prawda do myślenia ale tak przeraźliwie pustą, pozbawioną radości, nie mogącą doświadczyć przyjemności, ekscytacji, pragnienia. Nie była w stanie wyobrazić sobie takiego istnienia.

Poza Ciemnością nie czuła jednak i swojego ciała. Zniknęło tak jak i ona. Czy zatem znaczyło to że umysł błędnie odczytał znacznie Ciemności? Czy to ona właśnie była ciałem? Kim zatem była Decato? Samym umysłem? Świadomością?

Nadal jednak niemożliwym było by istnieć bez towarzyszki co tylko podkreśliło wrażenie pustki. Ten drobny szczegół, odpowiedź na pytanie o to czy stan, w którym się znajdowała był tym co czekało na każdego po śmierci, był dla niej w tej chwili zbyt odległy by miała siłę i chęci się nad nim skupić. Wszak śmierci się nie bała. Obcowała z nią często. Była dla niej niczym dobrze poznana towarzyszka broni. To, że możliwym było iż tym razem to po nią przyszła było w jakiś sposób nieistotne. Jedyne bowiem co było w stanie przeniknąć do owego skrawka myśli którym się stała, była pustka… Wszechogarniający niebyt i równie ogromna pustka…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-12-2017, 21:25   #42
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Brown.
Ile tutaj leżał? Czas był jedną, długą strugą bólu poprzecinaną mostami nieświadomości. Raz wydawało mu się, że minęły dni pełne cierpienia i niekończącej się udręki, innym razem, że dopiero co ocknął się z dręczącego go snu. Gdy wracała świadomość próbował uwolnić rękę z przygniatającego ją ciężaru. Mimo, że odwrócenie się na bok wbijało mu kolejną szpilę w serce, co przyprawiało go o mdłości - próbował. Szarpał, miotał się wrzeszcząc nieświadomie i klnąc na czym świat stoi. Walczył. Na daremno. Powoli opadał z sił.

Wtedy, w chwili gdy miał już zwątpić, gdy suche z wysiłku i pragnienia gardło nie było w stanie wymówić już słowa żalu, gdy udręka powoli przechodziła w paranoję, gdy smród rozkładającego się mięsa (ciągle miał nadzieję, że to resztki tej grubej świni, że to nie on sam zaczął gnić) stawał się nie do zniesienia a on sam miał już ochotę tylko leżeć i czekać na koniec, ze stuporu wyrwał go szmer, który przebił się przez nieustający szum w głowie. Zamarł. Wstrzymał oddech do czasu aż ukłucie w płucach stało się nie do wytrzymania. Szurnięcie powtórzyło się. Kamienie zagrzechotały pod stopami / łapami. Ktoś / coś się zbliżało. Wróg czy swój? Ukryte ostrze... w unieruchomionej dłoni. Zdał sobie sprawę, że nie był w stanie uciec i skutecznie się bronić, jeśli dojdzie do konfrontacji. Może go nie zwietrzy, może przejdzie obok, lecz... czy to miało znaczenie? Jeśli nawet to jakiś drapieżnik i go ominie, sczeźnie tutaj bez picia i jedzenia, a jeśli to ktoś, kto mógłby udzielić mu pomocy i minie?

- Hej... - chciał krzyknąć lecz z zaciśniętej krtani wydał tylko żabi skrzek. Przełknął boleśnie resztki śliny, Odchrząknął. - Jest tam kto?

Namiastka krzyku, lecz zwróciła uwagę. Szuranie przybliżyło się. Umilkło tuż obok głowy. Na twarzy poczuł ciepły oddech. Wypatrywał oczy aż do bólu lecz ciemność była nieprzenikniona.

- Ktoś ty? Co? - spytał gotów do odparcia ataku, ostatecznej, bezsensowenej obrony.

- Mis-trzu, wy-to? - suche słowa, wypowiadane z trudnością, z namysłem, jakby mówienie przynosiło cierpienie. Muzyka tak słodka dla uszu Agatone.

- Jam jest Brown, sprow... - cuchnąca stęchlizną szmata zatkała mu usta.

- Sza - wyszeptał nieznajomy nim zaczął się szarpać. - Us-łyszą... znaj-dą... ucho-dziśśćć...

Zabrano mu z twarzy śmierdzący łach. Nieznajomy nachylił się nad unieruchomioną ręką. Badał przyczynę unieruchomienia, sapał, stękał, szarpał powodując nowe fale bólu, lecz najwyraźniej nie dawał rady usunąć blokady.

- Iśśśććć... - tchnął śmierdzącym oddechem w twarz i odszedł.

- Wracaj - powiedział zduszonym szeptem Brown wsłuchując się w szurnięcia. - Na gnijący kutas zmorfieńca, wracaj! Uwolnij mnie!

Szur, szur...

- Myślałem, że odszedłeś, myślałem...

Zgrzyt metalu o kamień połączony z nową falą bólu w prawej, wolnej już ręce, którą odruchowo przysunął do siebie.

- Ujebałeś mi dłoń! - wrzasnął macając zakrwawiony kikut. - Ty pojebańcu...

Nieświadomość spłynęła nagle.

Jednooka.
Pierwsze, co wyłoniło się z nicości to uczucie zimna. Jakby zanurzono ją w lodowatej toni a ona opadała ciągle głębiej i głębiej, i głębiej, w głębinę bez dna. Ciało z zimna zaczęło drżeć. Lodowate igły wbijały jej się w stopy a chłód promieniował w górę nóg, tułowia by unieruchomić, usztywnić cały korpus, kończyny, zmrozić szczękę i twarz...

...a więc czuła! A więc żyła, mimo że jej życie sprowadzało się tylko do odczuwania zimna. Odkleiła z trudem przymarznięte powieki. Ciemność. Chuchnęła płytkim, bolesnym oddechem. Chorym okiem dostrzegła siwą, połyskującą niebieskim światłocieniem chmurkę unoszącą się pośrodku niczego. Zamrugała. Zacisnęła z powrotem mocno powieki, by po chwili uchylić tą jedną, z której zawsze korzystała. Nic. Czerń z białymi mroczkami jakie wytwarza umysł z braku innych bodźców. Przymknęła. Łypnęła tym drugim - zawsze ślepym. Opalizujący obłoczek rozpływał się powoli, jakby rozwiewany niewyczuwalnymi prądami powietrza...

...a więc to wszystko tylko ułuda. Projekcja chorego umysłu. Mara. Złapała się na tym, że puszcza szare dymki i obserwuje je raz jednym, raz drugim okiem. Są - nie ma - nie ma - są - nie ma - są - są - nie ma... Tak ją to zajęło aż zapomniała o zimnie, które przenikało jej ciało do czasu...

...aż przejmujący mróz wbił się pod skórę by boleśnie wybuchnąć kwiatem lodu. Dygotała teraz cała a ból w stopach stał się tak nieznośny, że chciała krzyczeć, lecz zamiast tego puszczała tylko kolejne, mieniące się błękitem siwe chmurki, które spostrzegłą pustym oczodołem.

...a może krzyczała? tylko nie rejestrowała dźwięku?

...a może to wszystko było tylko imaginacją? może morfa zrobiła z jej mózgu papkę i teraz bawi się z jej wyobraźnią?

...i wtedy wychwyciła coś jeszcze. Za szarymi obłoczkami pojawiły się widmowe postacie, które skrząc się, powoli acz nieubłaganie zbliżały się w jej stronę.

Brown.
Pierwszym bodźcem było światło. Oślepiające, agresywne, przebijające się przez zaciśnięte powieki. Raniące spuchnięte oczy. Ręka wędruje do twarzy, by przysłonić oczy dłonią. Odruch bezwarunkowy. Tylko że...

...rozszarpany na końcu kikut ociera się o ucho wywołując prócz nieprzyjemnego, szokującego wrażenia, ból promieniujący od nieistniejącej dłoni, wzdłuż łokcia aż do barku.

- Kurwa! - wyrywa się z obolałych płuc a umysł przeszywa myśl "niech ktoś zabierze to światło!".

O dziwo w tym samym momencie intensywny blask lżeje. Słabnie na tyle, że Brown pozwala sobie na spojrzenie spod zmrużonych powiek. Leży na jakichś brudnych łachach w kącie niedużej pieczary, na ile to może ocenić. Naturalnie wyglądające ściany. Sklepienie, z którego zwisają nacieki skalne. W kilku miejscach w ścianie pali się płomień, na który... Agatone zamrugał oczami, otworzył je szerzej... z ciemnych załomków i kątów spływał na niego grubymi strugami cień. Jak olej cieknący po tafli szkła. Poruszył powoli głową. Ciemne cieki powędrowały za wzrokiem. Lewo-prawo, prawo-lewo, jakby słuchały jego woli.

Ból w klatce piersiowej przypomniał o sobie. Przyjrzał się sobie. Koszula była w opłakanym stanie. Poplamiona krwią. Ciężko było ocenić czy jego własną. Pod materiałem zauważył nienaturalne wybrzuszenia. Sięgnął ręką...

- Kurwa...

Kikut prawej ręki kończył się kawałek za łokciem. Obszarpany, skrzepnięty strup rany nie krwawił. Lewą dłonią uniósł materiał koszuli. Sapnął... Trzy żebra przebiły skórę i sterczały zakrzywione.

Jednooka.
Doszły do niej, obsiadły, oblepiły długimi mackami, choć nie czuła ich dotyku. Szeptały obślizgłe, lepkie słowa, choć nie słyszała tego dźwięku. Widziała tylko, pustym oczodołem wirujące, niebiesko poświtujące projekcje.

Odeszła w niebyt.

Kolejno budziła się i odpływała, a w chwilach świadomości skrzyły jej się w różnych konstelacjach widmowe postacie oplatające jej ciało - nie ciało, bo choć wiedziała, że gdzieś tam jest, to przecież go nie widziała i nic prócz przenikającego zimna nie utwierdzało jej w przekonaniu, że jednak istnieje.

...aż w końcu coś się zmieniło. Rozedrgane widma opuściły ją... chociaż nie, nie wszystkie. Jedna z postaci - widm pozostała. Widziała poświatę, którą emanowała. Wyglądałaby jak człowiek gdyby nie nieludzka, jelenia głowa z porożem. Jednooka podążała za nią pustym oczodołem. Rogacz zniknął na chwilę z zasięgu jej wzroku, by wrócić po chwili z emanującą mocniejszym, niebieskim światłem bryłą, którą trzymał w kończynach. Poświata wylewała się z kuli i spływała siwymi opalizującymi obłoczkami. Jeden z takich mieniących się kłębów spłynął jej prosto na twarz, kolejny na korpus, dłonie. Widmo obdymiało ją refleksami. Wkrótce cała lśniła a wszystko wokół niej świeciło się niebieskim poblaskiem. Mróz, który ścinał jej skórę ustąpił nagle zastąpiony przedziwnym, ciepłem, które objęło jej ciało od pasa w górę. Jedynie nogi, te pozostały dalej w strefie zimna.

Skóra twarzy, rąk i korpusu rozgrzała się przyjemnie, zaczynając piec i swędzieć, szczypać, palić, drzeć!

Wrzasnęła!

Krzyk rozdarł ciszę.

Otworzyła oczy w przerażeniu. Jej ciało płonęło żywym ogniem, objęte niebieskimi płomieniami. Chciała się wyrwać, uciec, nie mogła. Coś skutecznie krępowało jej ruchy. Coś przemknęło obok niej.

Nieartykułowane wrzaski opuszczały jej spuchnięte gardło. Słyszała je.

Czuła wyraźnie swąd palonego mięsa. Jej ciała!.

Do uszu dobiegło dudnienie.

Tudu-dum, tudu-dum, tudu-dum.

Dźwięk dochodził tuż zza głowy, jednak nie mogła się ruszyć, wykręcić, żeby zobaczyć, kto wygrywa ten jednostajny rytm.

Tudu-dum, tudu-dum, tudu-dum.

Szalony bębniarz nie przestawał zagłuszać jej krzyków.

Tudu-dum.

Rytm dudnił jej w uszach.

Tudu-dum.

Wypełniał jej płuca, wypychając powietrze.

Tudu-dum, tudu-dum.

Uspokajał.

Płomienie trawiące jej ciało przygasły. Teraz wraz z nieprzyjemnym swędem unosił się z niego tylko siwy dym gryzący oczy, do których szybko napłynęły jej łzy.

Tudu-dum, tudu-dum.

Z dymu wyszły widmowe postacie, które zaczęły tańczyć wokół niej w rytm wybijany na bembenku, uderzając długimi dymowymi odnóżami w korpusy.

Tudu-dum, tudu-dum, tudu-tudu-dum.

Siwy dym snuł się nisko rozmazując obraz. Zakrztusiła się. Wyciągnęła przed siebie dłoń. Dym rozstąpił się. Cofnęła. Cofnęła się i siwa substancja, wypełniając powstałą pustkę.

Tudu-dum.

Zauważyła, że rytm powoli się zmieniał, że coraz częściej wbijało się w niego dodatkowe uderzenie.

Tudu-dum, tudu-tudu-dum.

Zza kręgu widmowych postaci ujrzała poroże. Rytm przybrał na sile.

TUDU-tudu-DUM. TUDU-tudu-DUM. DUM-DUM-DUM.

Tancerze zamarli nagle, dokładnie w momencie gdy ucichł rytm. Rozwiali się się powoli razem z siwym dymem. Ostatnim co zobaczyła była rogata głowa.

Obudziło ją światło dnia. Drgnęła. Otworzyła powoli oczy.

Znajdowała się u wylotu jakiegoś, kanału o łukowatym, kamiennym sklepieniu. Tam gdzie kończył się tunel, szemrał strumyk, w wysuszonym korycie rzeki. Za nim widziała bujny las. Wiatr owiewał jej twarz przynosząc zapach lasu i wilgoci. Drugi koniec tunelu tonął w mroku.

Coś chrząknęło w głębi. Dopiero teraz zauważyła, że w kanale dogasało ognisko. We włożonym w żar niewielkim kociołku mieszała niezwyczajna postać. Odziana w skóry z czaszką zwierzęcia założoną na twarz, z porożem, które sterczało nad głową. Wyglądała jak widmowa postać z jej majaku. Wokół niej roztaczał się niebieski poblask. Zamknęła chore oko. Poblask znikł. Otworzyła tylko pusty oczodół - widziała samą aurę.

Nieznajomy odwrócił głowę w jej stronę. Tuż obok niego ryło w ziemi świniopodobne zwierzę, z płaskim ryjem, z którego wystawały dwa szablozębnę kły.

Nagły, ostry ból w podbrzuszu sprawił, że odwróciła wzrok od paleniska i przyjrzała się sobie. Czerwona szata diatrysa gdzieś zniknęła, miast tego odziana była w nieswoją, zwykłą, płócienną, białą koszulę. Krzyknęła gdy spojrzała na ręce. Jej skóra nie była już pokryta siecią blizn ułożonych w runy ochronne. Jej skóra była jedną, wielką raną pooparzeniową. Jakby ktoś postanowił przypiec ją żywcem na ogniu. Odrzuciła futro jakiegoś zwierza, którym była przykryta. Nie była przygotowana na ten widok. Nie miała nóg.

Nieznajomy klęknął przy niej. W dłoniach trzymał parującą czarkę.

- Pij - powiedział charkliwym głosem.

Spojrzała na jego upiorną maskę i wtedy zdała sobie sprawę, że to nie jest maska. Kościec wrastał w twarz. Dokładnie widziała miejsce, w którym włosy na głowie robiły się rzadsze, przechodziły w wysokie, łyse czoło, z którego wyrasta koścista maska - narośl. Mężczyzna cuchnął potem i czymś ostrym, zwierzęcym. Na szyi zawieszony miał naszyjnik z kości. Zauważyła martwe, czarne ptaki, które dyndały przytroczone do pasa. Ból w podbrzuszu odebrał jej dech i zamroczył. Przez swój krzyk usłyszała charkliwe "pij" i ktoś wlał jej siłą ohydną, cuchną ciecz do ust, przytrzymał, żeby przełknęła gorycz krztusząc się i prychając. Żrący płyn wlał jej się do środka i rozszedł po ciele zamieniając się po chwili w przyjemne ciepło. Nieznośny ból ustał. Złapała oddech.

- Hrrr - warknął dziwoląg wyraźnie niezadowolony odchodząc w stronę paleniska.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 05-12-2017, 12:53   #43
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Świat żywych przywitał go tępym bólem oraz palącą aurą światła. Wolał już chyba być umysłem tam, gdzie tkwił poprzednio.
Próbował przyjrzeć się otaczającej go, kamiennej scenerii. Mieniło mu się przed oczami, a przynajmniej tak odczytywał dziwne smugi, podążające za jego wzrokiem.
Zacisnął powieki i wziął kilka głębokich oddechów. Agatone bywał już w krytycznym stanie, przeżył niejeden zamach na swoje życie. Lecz tym razem jego ciało każdym nerwem dosłownie krzyczało, iż wystarczy jeszcze chwila, a podda się na dobre.
Ręka. Rejestrował jej ból, a jednocześnie nie wyczuwał samej kończyny. Fakt jej braku nadal nie docierał do umęczonego umysłu starca. Podobnie jak widok poharatanych gnatów, które wystawały mu ponad pasem.
Chciał się dźwignąć, lecz mogło to się skończyć tylko w jeden sposób. Kolejny spazm natychmiast powalił go z powrotem na plecy. Ból był nie do wytrzymania - Brown uderzał głową o kamień, zaciskał bezsilnie zęby, a po jego brodzie ciekła rzadka strużka śliny.
Mgliście rozumował, że musi stąd uciekać. Ktokolwiek go tu ściągnął, mógł powrócić w każdej chwili. A jak znał życie, nawet jeśli mu pomógł, to nie był łagodnym obrońcą pogrzebanych żywcem pierdzieli. Niech morfa z resztą porwie jego motywacje.
Czekał tylko chwilę, wiedząc że im dłużej będzie zwlekać, tym jego plan okaże się trudniejszy. Złapał głośno oddech, po czym przeniósł ciężar ciała na bok. Worek kości, którym był teraz Brown, spadł donośnie z podestu, na którym dotychczas spoczywał. Ledwo udało mu się zdławić krzyk zrodzony gdzieś w trzewiach.
- Na owrzodziałą rzyć starego Polidora…
Wyciągnął jedyną dłoń, aby przesunąć ciało dalej, następne powtórzył czynność, pomagając sobie nogami. Zaczął pełznąć niczym robal, ot zwykła larwa. W tym momencie gardził własną niemocą. Lecz nie miało to znaczenia. Liczyła się tylko droga przed nim, która musiała przecież gdzieś prowadzić.
Powoli, acz konsekwentnie, przemierzył kolejne cale.
 
Caleb jest offline  
Stary 08-12-2017, 20:16   #44
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nie miała nóg. Z wszystkich informacji, którymi zalewany był jej umysł, ta przebiła się niejako pierwsza. Może dlatego, że dotyczyła czegoś co mogła potwierdzić wszystkimi zmysłami. Czegoś co mogła dotknąć, chociaż się na ten czyn nie poważyła. Czegoś co bolało mniej niż pozostałe straty, które stały się jej udziałem. Bez nóg mogła żyć dalej. Nie miało to być z pewnością długi ani też łatwe życie, takiego jednak nigdy nie oczekiwała.

Mikstura, którą w nią wmusił nieznajomy ukoiła tylko ten fizyczny ból. Wewnątrz, Decato cierpiała katusze. Może i żyła, może i pożyje jeszcze jakiś czas, jednak czym miało być dla niej to życie bez Ciemności. Odzyskała wszak świadomość, dlaczego nie odzyskała także jej? Pustka po towarzyszce była o tyle dotkliwsza, że i zawsze w jakiś sposób, chociażby minimalny odczuwana Morfa, także znikła. Te straty odbierały jej siły. Wysysały niczym pijawka przytwierdzona do jej duszy. Kim bowiem była jeżeli nie mogła wyczuwać swego wroga. Kim była bez Ciemności. Kim była bez ochronnych run, które zastąpiło spalone ciało.

Otworzyła od tak dawna niesprawne oko… Czy mogła w ogóle określić tą czynność jako otwarcie? Tam wszak nic nie było więc cóż takiego mogła otworzyć. A jednak to nic widziało. Nie normalny świat, który pokazywało jej drugie oko, a świat duchowy, a przynajmniej do takiego zaliczyła owe aury. Przyglądała się postaci przy palenisku. Kim był? Czym był? Nie mogła zbadać czy to jak wyglądał było sprawką Morfy, mogła to tylko podejrzewać, zatem miała do czynienia ze spaczonym. Czymś co należało likwidować. Czego likwidowanie było celem jej życia. Co nim było teraz, poza samym życiem?

I dlaczego ten ktoś ją ocalił? Kolejne pytanie, które nie dawało jej spokoju. Dlaczego? Po co? To co uczynił było nielogiczne, nie miało podstaw. Jeżeli był spaczony to powinien ją zabić. Zachowanie jej przy życiu nic mu nie dawało. Może jednak myliła się co do tego? Brak Ciemności ograniczał jej pole rozumowania. Brakowało jej podszeptów, brakowało jej wiedzy, jej informacji, jej obecności. Nie była w stanie bez niej określić nawet tego co właściwie czuła. Bodźce, które do niej napływały nie miały dla niej sensu. Jedyne które rozumiała to kwaśny posmak strachu, słodkie ćmienie bólu i pustka, która gryzła niczym wataha wściekłych psów. Czym jednak było to, co próbowało wycisnąć łzy z oczu. Czym było to wrażenie próbujące ją nakłonić by myślała o Narzędziu? Czym to dziwne targanie w okolicach piersi, które nakazywało by zamiast zacząć szukać ostrza, wstrzymała się przed próbami zgładzenia spaczeńca. Ciemność z pewnością potrafiłaby je określić, ustalić plan działania by ich niechciane efekty nigdy nie ujrzały światła dnia…

Dnia… Wreszcie poczuła znane uczucie. Niechęć, wręcz nienawiść, gorącą niczym płomienie. Dzień wiązał się ze słońcem, a tego Decato nie była w stanie długo tolerować. Potrzebowała cienia, głębokiego cienia, w którym mogłaby się skryć w objęciach swej Ciemności… Lub chociaż doznać ulgi i zmusić się by poczuć chociaż złudną ale jednak jej obecność.

- Kim… Czym… Dlaczego? - wymusiła z siebie trzy słowa, krzywiąc się przy każdym. Potrzebowała jednak odpowiedzi. Jakichkolwiek odpowiedzi. Czy to co się z nią stało czyniło z niej spaczone naczynie? Przecież to nie miało prawa się stać. Dlatego zostały wybrane, ona i Ciemność. Czy jej brak czynił z Decato takie samo naczynie jak wszyscy ci, których ledwie zauważała a jednak chroniła poprzez swą walkę z Morfą?
- Po co? - zadała ostatnie, najważniejsze dla niej w tej chwili pytanie. Obserowała nieznajomego, starając się zmusić umysł by przynajmniej podjął próbę zrozumienia tego co się działo, bez tej, która zwykle w tym pomagała. Było to trudne zadanie, tym trudniejsze, że przed oczami nie widziała tylko aury rogacza ale i to, co kryło się pod skórą którą była okryta. Wizja ta nie chciała ustąpić, a przecież nie było nikogo, kto by ją odepchnął, zastępując tylko tym, czym aktualnie musiała się zająć. Gdzie podziała się Ciemność? Czy kiedykolwiek wróci?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 17-12-2017, 19:34   #45
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Brown.
Ruch... To było to czego potrzebowało zastane ciało starca. I chociaż obolałe, na każdy ruch reagowało protestem i nowym bólem, to jednak uporczywie parło do przodu. Pokonał niemoc. Pokonał ból i wkrótce połamany, przygięty do ziemi ale jednak o własnych siłach, kulejąc toczył się na sztywnych kulasach z przyciśniętym do piersi kikutem.

Zdał sobie sprawę, że poza pomieszczeniem, z którego uciekał widzi całkiem nieźle. Zniknęło światło rażące oczy a w półmroku ciemność zdawała się rozstępować gdziekolwiek nie spojrzał.

Nie znał tego miejsca. Tych korytarzy, faktury ich powierzchni, kanciastych krawędzi ścian, szpiczastych sopli zwisających ze stropu. Był pewien, że nigdy tutaj nie był. Choć znany był jako Mistrz Podziemi, to jego królestwo ograniczało się przecież do ciągów komunikacyjnych pozwalających przemieszczać się między różnymi częściami miasta. Sam znał dobrze zagmatwane labirynty pod Zaułkiem, lecz... tutaj sam czuł się zagubiony. Mimo, że... nie mógł się oprzeć dziwnemu wrażeniu, że nie jest sam, że ktoś za nim podąża. Lecz gdy się odwracał nikogo nie było i tylko ten mrok, który rozstępował się przed jego wzrokiem.

Wąski do tej pory korytarz rozszerzył się w szerszą nieckę z mnóstwem stalagmitów i stalaktytów, z której Brown zauważył dwa odchodzące w różnych kierunkach wyjścia. Jedno prowadziło ostro w górę kamiennymi schodami, drugie gładkim, śliskim od skapującej ze stropu wody dość stromo w dół. W tym drugim wyczuwał na swej twarzy wilgotny powiew świeżości, lecz w jakiś niewytłumaczlny, atawistyczny sposób budziło w nim nieznany lęk. Oba korytarze tonęły w mroku i zdał sobie sprawę, że jeśli ruszy dalej, będzie musiał pełznąć po omacku, licząc tylko na swój dotyk i węch.

szur szur szur

Korytarz biegnący w górę rozświetlił się słabym blaskiem. Ktoś nadchodził. Mógł spróbować ukryć się za jedną z naturalnych osłon, wrócić się lub spróbować zejścia w nową odnogę korytarza. Jeśli jednak nie pragnął konfrontacji, musiał działać szybko.

Jednooka.
- Kim? Czym? Dlaczego?

Słowa zawisły w powietrzu bez odpowiedzi. Spaczeniec, bo to jedyne wytłumaczenie istnienia tego stworzenia, tej karykatury człowieka, odłożył naczynie przy palenisku. Zabrał długi, sękaty kij oparty o ścianę i podszedł do posłania Jednookiej.

- Po co?

Usiadł przed nią, krzyżując nogi i kładąc na nich kostur. Ostry piżmowy zapach przemieszany z odorem niemytego ciała miał w sobie coś zwierzęcego i odpychającego. Z drugiej strony od siedzącej postaci przebijała pewnego rodzaju charyzma i pewność siebie a niecodzienna kościana twarz wzbudzała niezdrową fascynację.

- Kości... - odparł tym swoim chropawym głosem grzechocząc skórzanym woreczkiem zawieszonym u szyi - kazały mi cię szukać. Wyciągnąłem cię w ostatniej chwili Ypiretis, ocaliłem życie. Będę twoim Esejis nim wypełnisz hrejos. - Obcobrzmiące słowa zdawały się mieć wielką wagę dla mówiącego. W dziewczynę wpatrywały się zza kościstej maski duże brązowe, mądre a do tego dzikie oczy. Mężczyzna ujął kij prawą ręką i dźgnąwszy lekko jego końcem w okryty poparzelinami kawałek skóry spytał - Kto cię skrzywdził? Dlaczego?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 20-12-2017, 18:06   #46
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Stwierdzić że Skilthry było wiekowe, to jak nie powiedzieć nic. Aglomeracja posiadała swoje sekrety, których przybywało z każdą kondygnacją podziemnych poziomów. Brown zastanawiał się jak głęboko musiał się znaleźć, skoro kompletnie nie poznawał swojego otoczenia. Jednocześnie gdybał czy tak właśnie czuli się żałośni głupcy, których poddawał próbie odkupienia win w katakumbach. Zapewne podobnie kluczyli w mrocznym świecie, tracąc siły z każdym ruchem. Rzecz jasna nie było mu ich żal. Próbował jedynie odnieść się do sytuacji poprzez pryzmat czegoś znajomego.
Mimo wszystko - walczył. Obiecał sobie, że nie okaże już słabości i zamierzał tego słowa dotrzymać. Choć każdy członek buntował się przeciw jego woli, wciąż napierał do przodu. Już wkrótce pojawiły się przed nim dwa przejścia, obydwa spowite płaszczem cienia.
Jak dwie paszcze kamiennych gargulców - przeszło mu przez głowę. Nim zdążył zadecydować co robi dalej, z górnej odnogi spłynął ciepły poblask. Szybko przemyślał swoje możliwości. Konfrontacji nawet nie brał pod uwagę. Jeśli miał zginąć, to walcząc, miast wijąc się jak czerw w lepkim błocku. Do przejścia w dół miał jeszcze trochę drogi, a w samym korytarzu mógł nie znaleźć osłony, gdyby obcy zmierzył je źródłem światła. Pozostawały więc ostre stożki stalagmitów. Na szybko wypatrzył największy z nich i zmusił całe ciało do ostatecznego wysiłku, aby choć trochę dźwignąć się i przejść kilka metrów. W oczach mu pociemniało, a krew zdała uderzyć do głowy. Nie zważał na to. Chciał jedynie wywalczyć ten krótki odcinek… No dalej, ty stara, zgrzybiała purchawo. Dasz radę - pomyślał tylko.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 20-12-2017 o 20:02.
Caleb jest offline  
Stary 24-12-2017, 20:31   #47
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Już gdy zbliżał się do sterczącego z podłoża, ostrego nacieku wiedział, że popełnił błąd. Stożek nie był tak duży by przysłonić go całego a nie miał wystarczająco dużo czasu i siły, by szukać innego schronienia.

Szur, szur...

Przypadł do ziemi, skurczył się w sobie, pragnąc ukryć się w cieniu.

Szur, szur...

Postać, która pojawiła się na schodach, zdawała się trzymać światło w dłoni i tym światłem przyświecać sobie drogę. Prawą nogę wygiętą miała w kostce pod nienaturalnym kątem i suwała nią za sobą szur, szur, szur.... Długie siwe włosy na łysiejącej czaszce sklejone w długie strąki, opadały na chude, przygarbione ramiona. Szła, kołysząc się wprost na stalagmit, za którym schronienie znalazł Mistrz Podziemi.

Szur, szur...

Światło raziło Agatone jakby patrzył prosto w słońce, choć jego blask nie mógł być większy niż blask świecy... na tyle jednak duży by przechodząc koło jego marnej kryjówki nieznajomy mógł go dostrzec. Zapragnął ukryć się w cieniu i wtedy... ciemność przypłynęła do niego, okryła jego starcze ciało ciężką, przyjemną powłoką, otuliła jak miękką kołdrą. Była chłodna i... przyjemna. Poprzez nią Brown widział jak nieznajomy mężczyzna przechodząc metr, może półtorej od niego, spojrzał prosto w oczy Mistrza, nie widząc go poprzez otaczającą go ciemność. Twarz okulawionego była zapadnięta i niezdrowo ziemista. Gdy mijał schronienie Agatone, ten zauważył przywieszony u boku postaci toporek z zakrwawionym ostrzem. Starzec spojrzał na swój kikut. Krew w nim zawrzała. Zapałał rządzą mordu. Zauważył jak za odchodzącym zbierają się cienie. Jak pełzną wzdłuż chorej nogi nic nieświadomego mężczyzny. Nie wiedział jak to możliwe ale był pewien, że są posłuszne jego woli, tak jak ciemność, która dała mu schronienie. Nie był pewien co potrafią ale już wiedział, że nie był bezbronny.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 29-12-2017, 14:56   #48
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Przynajmniej połowę swojego życia spędził w mroku. Światło nie było mu nawet potrzebne do prawidłowej egzystencji. Bez niego nauczył się jeść, srać, chędożyć i zabijać.
Te cienie były jednak czymś zgoła innym niż dotychczas. Zdawały się przenikać go na wskroś. Agatone miał wrażenie, że jego ciało jest żywą materią utkaną z pulsującej czerni. Uczucie to przyniosło mu ulgę w bólu, ale i przyzywało do siebie. Chciał mu się oddać, choć jakaś część umysłu ostrzegała go, iż będzie to krok w czeluść, decyzja kompletnie bez powrotu.
Kulawy podszedł do niego, więc Brown spodziewał się przynajmniej ciosu z jego strony. Zamknął oczy i czekał na atak, lecz ten nie nastąpił. Obcy zdawał się go nie zauważać, zaś wkrótce potem ruszył dalej. I wtedy pojawiło się coś jeszcze. Zagadkowe, ciemne smugi dogoniły mężczyznę, wspinając się powoli po jego łydkach. Brown potrzebował chwili, aby zrozumieć że to on sam kieruje ich ruchem.
Dwie trzeźwe myśli uderzyły go pod czaszką. Pierwsza stawiała pytanie, skąd w ogóle pojawiła się moc. Druga, że przecież nie wolno mu było się nią posłużyć! To wyglądało na jawne czarnoksięstwo, rzecz jaką od zawsze pogardzał. Aż wzdrygnął się na myśl wobec tego, co jeszcze przed chwilą w ogóle rozważał. Nie znał przecież źródła tej magii, ani konsekwencji jej użycia.
A jednak ciężko było zaprzeczyć, że pokusa stawała się silna. Brown zawsze był zdania, że człowiek, który kategorycznie opiera się wszystkim żądzom, prędzej czy później zostaje ich niewolnikiem. W końcu i tak wrócą one ze zdwojoną mocą.
Czy tak właśnie miała brzmieć jego wymówka? Stanie się wydmuszką bez duszy, ponieważ łatwiej było mu ulec, niż podjąć walkę?
Mężczyzna odchodził, a Brown musiał wreszcie podjąć decyzję. Spojrzał raz jeszcze na swój kikut, toporek "gospodarza" i już wiedział. Czymkolwiek dysponował, dawało mu to kontrolę, bez której był dla tego faceta tylko mięsem do pokrojenia. Wolał już bodaj zostać spaczonym przez zły czar, niż upaść tak nisko w oczach innego człowieka.
Zmusił Ciemność, aby oplotła się na wysokości nóg oraz pasa mężczyzny i zwaliła go na ziemię. Sam zastanawiał się jak właściwie to robi. Odnosił wrażenie, że wystarczy tego zapragnąć, tak samo jak człowiek chce poruszyć ręką lub się nachylić.
W następnej kolejności zamierzał sprawić, aby moc powoli przeciągnęła nieznajomego w jego własnym kierunku. Robił to powoli, pedantycznie. Obcy powinien poczuć każdy kamień oraz nierówność, tak samo jak Brown jeszcze chwilę temu.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 29-12-2017 o 17:25.
Caleb jest offline  
Stary 31-12-2017, 23:17   #49
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nie mogła odwrócić od niego spojrzenia. Jedno i drugie oko wpatrywało się w siedząca przy niej postać. Nie rozumiała emocji które targały jej ciałem. Nie rozumiała lub nie chciała rozumieć. Dlaczego bowiem ta istota miałaby budzić jej fascynację? Nie wiedziała, w związku z czym postanowiła uczucie to nazwać ciekawością. Ciekawość była jej bardziej znana, bardziej pasująca, a bez pomocy Ciemności nie chciała zapuszczać się zbyt głęboko w odmęty własnej duszy. Zbyt wiele tego było w ostatnich godzinach jej życia. Zbyt wiele by stawić temu czoła w pojedynkę. Znacznie bezpieczniejsze i logiczniejsze było skupienie się na sprawach które nie dotyczyły pustki którą odczuwała, nie wiązały się z rozdrapywaniem wciąż krwawiącej rany.

- Ypiretis? - zapytała, próbując zrozumieć słowa których używał. - Esejis? Hrejos?
Kolejne pytania padały z jej ust. Pojedyncze powtórzenia jego własnych. Mogła się domyślić ich znaczenia, nie było to takie trudne gdyby przyjęła, że znał cel jej misji i wiedział kim była oraz kto ją wysłał. Czy o to chodziło? Pytanie rodziło kolejne pytania. Skąd wiedział? Czy został wysłany jak ona? Czy miał być jej pomocnikiem w tej misji? Jeżeli tak to znaczyło to, że nie mógł być spaczonym, a zatem kim, a raczej czym był? Czy mogła uznać go za sojusznika? Uratował jej życie, zatem raczej nie pragnął jej śmierci, chociaż pewna przecież być nie mogła. Niczego nie mogła być pewna tkwiąc tu sama, obdarta z najcenniejszej obecności w swoim życiu, pusta i roztrzaskana niczym naczynie które spadło z dużej wysokości.

Odwróciła wzrok tylko po to by spojrzeć tam, gdzie jeszcze niedawno znajdowały się jej nogi. Czy miała wybór? Świadomość własnej słabości była bolesna, budziła w niej gniew. Ten jednak nigdy nie był w stanie długo się utrzymać, nawet bez interwencji Ciemności, która to zwykle była w stanie przemienić go w zimną stal planów, w chłodne rozumowanie zemsty lub kary. Nie tym razem. Tym razem zwyczajnie zabrakło jej energii by utrzymać ten gniew. Czy miała się zatem poddać?

- Kobieta. Nie wiemy. - Jej nie było, Decato jednak nie była gotowa by poddać się prawdzie. Ciemność zawsze z nią była, nie widziała powodu by tylko dlatego że nagle została jej odebrana, porzucać całkiem fakt jej istnienia.
- Co z Narzędziem? Gdzie mężczyzna? - Nie troska kierowała potrzebą zadania tego pytania, a jedynie chęć zdobycia informacji o człowieku, który stał się jej chwilowym sojusznikiem i któremu, jako jedynemu w tej chwili, ufała. Oczywiście zaufanie to było umowne i podyktowane po części wspólnymi celami, to jednak było większe niż to, którym była gotowa obdarzyć Kościastego. Skupienie się na Narzędziu pozwalało także odsunąć na chwilę myślenie o Ciemności. Nie pozwalało jednak całkiem zapomnieć o stracie, przez co w jej głosie brzmiały nuty cierpienia, których normalnie by w nim nie było. Czuła że siedzący przy niej mógłby udzielić jej niektórych odpowiedzi na najbardziej dręczące ją pytania, jednak zdradzanie się ze swoimi słabościami nie było rozsądnym zachowaniem w sytuacji gdy jej dalsze istnienie od niego zależało i gdy nie wiedziała z czym właściwie ma do czynienia. Postanowiła zatem poczekać aż udzieli jej odpowiedzi. Jej wzrok powrócił do maski tworzącej jego twarz.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-01-2018, 09:25   #50
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Brown.
Kulawy potknął się i upadł na twarz. Płomień w jego dłoni zamigotał i zgasł a wszystko pogrążyło się w ciemnościach. Zniknęło światło, zniknęły też cienie. Nieznajomy warknął. Szamotał się chwilę mrucząc coś niezrozumiałe nim ognik ponownie zapłonął w jego dłoni. Na łydkach znowu zatańczyły pomroczne kształty. Chciał się podnieść lecz wtedy mroki oplatające jego nogi poddały się woli Browna i pociągnęły go w kierunku stalagmitu szurając nim po kamienistym dnie pieczary. Zawył z bólu czy złości drapiąc rekami po podłożu.
Jeśli Agatone myślał, że panowanie nad ciemnością nie będzie kosztować go wysiłku, to mylił się. Skoncentrowanie woli, której poddawały się mroczne fantomy wymagało nie lada skupienia, od którego głowa pulsowała tempym bólem. Poczuł jak z nosa puściła mu się krew, którą otarł w rękaw kikuta. Ta chwila dekoncentracji spowodowała uwolnienie zdrowej nogi, którą ciągniony wierzgał teraz jak opętany próbując zatrzymać tą szaleńczą jazdę.
Gdy znalazł się w końcu u stóp Agatone, miotał się wściekły próbując wyszarpnąć zza pasa przytroczony toporek.
Cokolwiek Brown zamierzał uczynić musiał działać szybko. Czuł jak słabnie z każdą chwilą a widmowe cienie puszczają przetrąconą nogę kulawca.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172