Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2008, 22:45   #141
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Pustka... była chyba najmniej interesującym z miejsc, jakie istniały. Płaszczyzna 0-wymiarowa, gdzie wszystko skoncentrowane było w jednym, wirtualnym punkcie. Nie mogło tam istnieć żadne życie, jednak paradoksalnie mogła zaistnieć świadomość. Nie była to jednak świadomość, jaką znają dowolne żywe istoty. To świadomość nie tylko własneog istnienia, co niepewne, bardzo ulotne wrażenie samego faktu, że COŚ istnieje. Nie można było określić, co to jest gdyż nie istniał tam żaden punkt odniesienia. Straszliwe uczucie niepewności nie tylko o to, czy tak naprawdę się istnieje, ale czy może nawet to wrażenie braku istnienia pogłębiające się z każdym wiekiem naprawdę istnieje. Koszmarne miejsce, gdzie przyszło mu spędzić tyle czasu, dopóki nie nadeszła TA chwila. Gwałtowniejsza niż wielki wybuch i powolniejsza niż ucieczka wszechświata. Sekunda będąca wiecznością i wieczność skompresowana do rozmiarów sekundy. Nadejście olśnienia, tej jedynej prawdy która teraz mogłaby wydawać się błaha, jednak przy fakcie bez-czucia i bez-myślenia jej odkrycie było równie prawdopodobne jak martwy szlachcic stający się królem demonów. ,,Myślę, więc jestem", oto jak brzmiała.

Co jednak z tego wynikało?

Jeżeli miał poczucie, choćby nieograniczenie zwiewne i niepewne to właśnie było dowodem jego istnienia. Nawet, jeśli miał pewność braku własnego istnienia, to właśnie ta pewność była zalążkiem prawdziwego istnienia. Dlaczego? Ponieważ pewność lub jej brak mogą wynikać tylko z faktu istnienia CZEGOŚ. A jeśli istnieje coś, to już jest to punktem odniesienia. Nawet jeśli jest on bardziej umowny niż sam fakt istnienia pustki, to jednak struna wszechświata drgnęła. ,,Dajcie mi punkt podparcia, a podniosę ziemię" powiedział kiedyś ktoś mądry. Właśnie to było punktem podparcia dzięki któremu dokonał czegoś więcej niż podniesienia ziemi. Zdołał zaistnieć, nie jako alegoria nie-istnienia, ale jako materialna istota z krwi i kości.

Początkowo mnogowymiarowość wszechświata gdzie przyszło mu istnieć przytłaczała go, jednak powoli przyzwyczaił się do niej i nauczyl się egzystować. Choć nieraz cierpiał przez uczucie bycia rozciągniętym w trzy wymiary zamiast w zero, do czego przywykł to jednak rozkosz istnienia rekompensowała to. Dlatego też nikt ani nic w materialnym świecie nie było go w stanie wyprowadzić z równowagi. No, może poza niskimi korytarzami

Salvador odprawiając swoją magię wysłał go na mokradła. Wcześniej powiedział, że Syllina nie zdołałaby mu się przeciwstawić. To właśnie był sygnał głupoty tego maga. Jeśli ktokolwiek myślał, że góra mięśni albo zdolność wykonania kilku magicznych światełek pozwoli pokonać los, to był to poważny błąd. Nawet najlepszy wojownik mógł przegrać z byle parobkiem, jeśli szczęście stało po stronie przeciwnika. I jeżeli nekromanta zostanie pokonany to właśnie przez swoją ignorancję. Ludzie przychodzili i odchodzili, imperia powstawały i upadały a ludzie niezmiennie potrzebowali szczęścia. I ci, którzy to rozumieli zwykle zachodzili wysoko

Ruszył do przodu w poszukiwaniu zielska. Cóż, jeżeli sprawi to radość magowi i zbliży jego towarzysza do wypełnienia celu, to nie miał nic przeciwko. Po chwili dostrzegł głęboki dół w ziemi. Gdy starał się dostrzec jego dno ziemia zarwała się, co zakończyło się bolesnym lądowaniem na dnie rozpadliny. Skończył jakieś dziesięc metrów pod ziemią, przed kolejnym niewymiarowym korytarzem. Dobry humor nieco pogorszył się, choć nie było aż tak fatalnie jak u krasnoludów. Widać jego budowniczowie nie byli aż tak nikczemnej postury, lub po prostu pomyśleli o wyższych gościach. Niestety, jego radość okazała się próżna, gdyż korytarz był zawalony solidnymi blokami. Niestety, innej drogi nie było więc jedynym co pozostawało była praca fizyczna przy udrożnianiu korytarza
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 07-12-2008, 17:28   #142
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Pierwszy atak okazał się sukcesem tylko w połowie. Światło bijące od mieczy oślepiło wampira, który otrzymał cięcie w brzuch. Pomimo, że było dość płytkie przeciwnik odczuł to, dzięki światłu, które emanowało z mieczy.
Po chwili wampir uciekł do dziupli, znikając w ciemności.

-Wracaj tchórzu!- krzyknął dobiegając do dziupli, za którą nie było widać zupełnie nic- Jeszcze z tobą nie skończyłem, cholerna pijawko!

Gdy jego złość opadła powoli wszedł do tunelu. Nie widział praktycznie nic poza niewielkim fragmentem ścian, rozświetlonych przez światło jego ostrzy. Idąc tunelem łowca nie wiedział, czego ma się spodziewać. To miejsce przypominało mu grobowiec, w którym kilka lat temu zamieszkał odrażający i wielki demon. Te wspomnienia nie dodawały mu odwagi, wręcz przeciwnie. Walka z tamtym stworem była porównywalna do bitwy pomiędzy Czarnym Kłem, a stadem demonów…

Podobnie jak w lesie Valar stracił całkowicie rachubę czasu. Nie był pewien jak długo już idzie… Może w normalnym świecie nastał już kolejny dzień? A może tutaj czas oznacza zupełnie coś innego, może w ogóle nie istnieje?

W końcu dotarł do końca tunelu. Nie można było tego nazwać szczęściem, ponieważ tam gdzie kończył się tunel zaczynała się wielka sala, całkowicie pochłonięta ciemnością. W takim miejscu jak to jego przeciwnik miał porażającą przewagę nad nim. Jego wzrok był przystosowany do takich warunków a infrawizja Valara nie zda się tu na nic…

Stojąc na progu sali Redslinger usiłował przypomnieć sobie wszystko, czego nauczył się o wampirach w zakonie. Poniekąd te stworzenia były zaliczane jako demony, jednak nigdy nie było jednoznacznej zgody w tej kwestii, dlatego wampirologia była przedmiotem, do którego nikt nie przykładał większej wagi.

-„Wampiry… wrażliwe na światło, światło słoneczne je zabija”- pomyślał-„Światło mogę sobie darować. Moja moc nie jest wystarczająca… Co jeszcze…”- Stojąc w jednym miejscu cały czas obserwował, a raczej starał się dojrzeć co znajduje się w pomieszczeniu. Nasłuchiwał też odgłosów, aby móc w odpowiednim momencie zareagować.

-„Ogień!”- przypomniał sobie- „Te skurczybyki są podatne na ogień i krew umarłych. Tego drugiego nie mam, ale z ogniem jest lepiej…”- schował oba miecze i wyciągnął półtoraka. Następnie sięgnął ręką do swojej torby, z której wyciągnął mały, porcelanowy antałek oliwy, przeznaczonej do jego latarenki oraz krzesiwo, które chwycił zębami. Posmarował oliwą miecz, który po chwili rozbłysnął także magicznym światłem. Resztę oliwy miał zamiar wylać na wampira.
Miał nadzieję, że światło i ogień załatwią sprawę.

Stanął plecami do ściany i ruszył pomału bokiem, tak, żeby plecy mieć cały czas osłonięte. Musiał się jak najlepiej osłonić i nie dać się zajść od tyłu. Gdyby do tego doszło był by zgubiony.
Wiedział, że tym razem wampir zaatakuje pierwszy, więc nastawił się na błyskawiczne sparowanie ciosu i natychmiastowe rozbicie antałka na przeciwniku. Następnie krzesiwem zapalić miecz (metalowe ostrze powinno dać iskrę bez problemu), a później płonącym mieczem podpalić oponenta.

Był to ryzykowny plan, lecz jeżeli się uda, szala zwycięstwa przechyli się na stronę Valara, a to przybliży go do zdobycia Serca Nocy.
 
Zak jest offline  
Stary 07-12-2008, 22:41   #143
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Sualir dość wzburzony reakcją grubasa , tracił dobre mniemanie o ludziach. Zachował się chamsko , lecz i nawet on okazał się przydatny. Wskazał palcem drogę prowadząca nad jezioro. Gdy spojrzał w tamta stronę, zdał sobie sprawę jak mógł być tak mało spostrzegawczy. Jak mógł przeoczyć coś takiego?! Zignorowawszy zachowanie człeka, ruszył w stronę wcześniej mu wskazaną. Ta jakże krótka wycieczka przez miasto uświadomiła mu, jak ludzie żyją w wielkich miastach. Kontrast między bogatszymi ,a biedniejszymi dzielnicami był ogromny. W ubogich dzielnicach ludzie musieli walczyć każdego dnia o przetrwanie. Największym problemem był głód. Bogaci opychali się jak tylko mogli, a to czego sami nie zjedli dawali psom. Wynika z tego że pies może lepiej sobie pojeść od człowieka i mieć dostatniejsze życie. Czy to człowiek, czy to elf może, a nawet jest dla drugiego jak wilk. Sam nie będzie a drugiemu nie pomoże. Mijając kolejną lepiankę, w oddali dało się zauważyć bramę strzeżoną przez dwóch strażników. Gdy przechodził przez bramę, szybkim ruchem głowy zmierzył dwóch strażników. Uzbrojenie było dość charakterystyczne. Obaj posiadali piki. Po minięciu bramy, żaden z strażników nie zaczepił go o jego uzbrojenie, czy też o wygląd. Przeszedł kilka kroków po czy zatrzymał się i spojrzał przed siebie.

To jest jezioro? To powinno być raczej morze…

Jedyna myśl która zaprzątała mu głowę, to to że w oddali nie było widać żadnych łodzi czy też chatek rybackich. I tu zaczyna się problem… Jak się dostać na tą cholerną wysepkę, i kim jest ten do którego zmierza? Obrócił się nerwowo na pięcie i ruszył w stronę strażników.

Jak czegoś nie wiesz, a możesz się spytać to pytaj.Oby oni okazali się bardziej wyrozumiali.

Po postąpieniu kroku, zobaczył budynek który stał nie daleko po za miastem. Był on dość sędziwego wieku, co dało się stwierdzić po wyglądzie. Stan był opłakany. Okno zabite deskami, no jednym słowem to syf. Jedyne co ucieszyło i rozpaliło płomyk nadziej to napis widniejący na szyldzie "Wypożyczalnia łodzi". Malunek nad napisem potwierdzał to, że jest, albo byłą to wypożyczalnia. Sualir podszedł do okna by coś zobaczyć, lecz przez brud nie dało się niczego zobaczyć. Podszedł więc do drzwi i z zamiarem wejścia do pomieszczenia pchnął je przed siebie.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 08-12-2008, 00:01   #144
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Bronthion:
Leżałeś na ziemi, zaś nad tobą stał jeden z Zombich. Widziałeś swoją śmierć w obliczu Nieumarłego, zaś ostatnią rzeczą jaką zobaczyłeś, był spadający na ciebie nagrobek.

***

Renevir stał nas zwłokami zgniecionymi kamieniem nagrobnym, spod którego powstał jako Zombii, wchodząc pod ziemię tak jak piątka jego oprawców.
Nagle pojawił się Salvador, zaś wszyscy jak jeden mąż, ukłonili mu się w wyrazie szacunku.
-Renevirze, powiedz mi, kim on był? Czy to był Mag, o którego cię prosiłem?-zapytał Czarnoksiężnik, spokojnie patrząc na kamień nagrobny.
-Alhecian!-zawołał Wampir, zaś obok niego zjawił się Duch przystojnego mężczyzny.
-Czy był to Mag, o którego prosił mój Mistrz?-zapytał Renevir, zaś gdyby Duch mógł stać się bardziej blady, niewątpliwie tak by się stało.
-Błagam o wybaczenie Mistrzu!-zaczął kłaniać nie niematerialny.
-Ja również-pokłonił się Renevir.
-Nic się nie stało. Straciłeś tylko swoje siły po to, by pojawił się jeszcze jeden Zombii. Ale teraz sprowadź mi kogoś, kto włada magią. Profesja nie jest ważna, byleby posługiwał się magią. I ma być to osoba, która się nadaje. Przed przeniesieniem go tutaj prześlij mi informacje o nim, a ja powiem czy jest właściwy. Tamtego Maga zwerbował już Druid. Co się tyczy ciebie Renevirze, jesteś bez winy-rzekł Nekromanta, znikając.

Garluk:
Leżałeś w jaskini, próbując skontaktować się z duchami. Zadanie to nie było proste. Usilnie próbowałeś aż w końcu udało ci się wejść umysłem w świat niematerialny. Wykrzyczałeś tam zawołanie o pomoc, lecz przez pewien czas nikt nie odpowiadał. Czułeś jak twoja Energia powoli, lecz systematycznie wyczerpuje się na podtrzymanie więzi.
Kilka sekund później na wezwanie zjawił się... wielki łoś, który istotnie wyglądał ja duch. Był nieco przezroczysty.

http://www.myslistwo.com/gfx/los.jpg

Wszedł on dostojnym krokiem do groty, zaś rozbójnicy zerwali się z miejsca, chwytając za broń. Masywne zwierzę spokojnie podeszło do nich i kiedy tamci desperacko próbowali zranić lub zabić stworzenie, ono jednym ruchem łba powaliło dwóch mężczyzn.
Nagle rozległy się dwa wrzaski bólu, lecz zaraz ucichły tuż po trzasku łamanych kości. To łoś stanął mężczyźnie na klatce piersiowej, która złamała się od tak ogromnym ciężarem. Drugi z leżących miał zmiażdżony kręgosłup. Obaj nie żyli.
Tymczasem ty zbliżałeś się do kresu swoich możliwości. Utrzymanie połączenia stawało się z każdą sekundą coraz trudniejsze aż w końcu doszło do takiego momentu, że każdy mięsień twojego ciała napiął się w wysiłku, zaś ty wygiąłeś się w łuk, brzuchem do góry.
Duch łosia, czując, iż zaraz będzie musiał odejść trącił jeszcze jednego rozbójnika, który wpadł na ognisko, gasząc je, lecz stając się samemu żywą pochodnią. Po tym niezauważenie zniknął.
Ty jednak opadłeś z sił na tyle, że nie miałeś siły się ruszyć. Każdy mięsień odmawiał posłuszeństwa, zaś w głowie kręciło ci się tak, jakbyś właśnie zsiadł z karuzeli jadącej z nadzwyczaj dużą prędkością. Ledwo udało ci się powstrzymać wymioty, napływające z żołądka, a w oczach ci pociemniało tylko po to, byś mógł, po odzyskaniu wzroku, ponownie spojrzeć na świat wyczerpanymi oczyma.

Arcagnon:
Przesunąłeś się kawałek w stronę człowieka, lecz nie była to duża odległość. Najwyżej metr. Zobaczyłeś, że tamten widzi to, jak próbujesz do niego podejść, lecz nie dane ci było tego dokonać. Weszli rozbójnicy, którzy zasiedli przy ognisku. Przesunąłeś się jeszcze trochę, lecz było to jakieś jedyne pół metra, gdy nagle zauważyłeś ruch przy wejściu. Tamci też to zauważyli, o czym świadczyło to, że ich klingi, przed chwilą jeszcze w pochwach, błyszczały refleksami w świetle ogniska.
Nagle zauważyłeś... nieco przezroczystego łosia? Nie, to musi być przywidzenie. Łoś wszedł do środka. Bardzo rzeczywiste przywidzenie. Nagle na ziemię padło dwóch ludzi, którzy zostali zmiażdżeni przez to zwierzę!
W takim tempie wyniszczy wszystkich oponentów, a wtedy co? Pójdzie sobie czy zauważy jeszcze ich? Nagle zobaczyłeś nienaturalnie wygięte ciało Orka. Kończy mu się Energia. To było uczucie tak bardzo tobie znane...
Ludzie starali się pociąć ciało zwierzęcia, lecz nie udało się to im. W zamian rogaty łeb rzucił jeszcze jednego z nich, ale ten padł na ognisko, gasząc je oraz samemu zapalając się od niego.
Kiedy żywa pochodnia biegała w koło, zauważyłeś, że łoś zniknął, zaś Ork padł na ziemię jakby był nieprzytomny.
W jaskini zapanował chaos.

Dean:
Zobaczyłeś, że jeden mężczyzna próbuje przysunąć się do ciebie, lecz nie za bardzo mu się to udawało. Nagle zobaczyłeś ruch przy wejściu jaskini. Wrogowie też to zauważyli i natychmiast powstali, wyjmując miecze. Do środka wszedł łoś, tylko że trochę przezroczysty.
Dwóch rozbójników padło pod trąceniem rogatego łba, zaś za chwilę byli nieżywi, jeden ze złamaną klatką piersiową, drugi ze złamanym kręgosłupem, zaś za chwilę kolejny z oponentów został trącony łbem zwierzęcia.
Tymczasem Ork wygiął się nienaturalnie, zaś jego mięśnie napięły się do granic możliwości.
Kiedy jeden z przeciwników wpadł w ognisko, zgasił je, sam się zapalając. W tym czasie łoś zniknął, a Ork padł, wyglądając na nieprzytomnego.

Cień:
-Hola, hola. Nie tak szybko-powiedziałeś, zaś urzędnik wymamrotał pod nosem kilka przekleństw, po czym podniósł głowę.
-Cze... W czym mogę jeszcze pomóc?-warknął, zaciskając szczęki.
-Zbieranie zielska i zabijanie mutantów to rzadko przeze mnie spotykana kombinacja. Jako, że nikt nie będzie po mnie płakał w przypadku nagłej i gwałtownej utraty życia proszę jeszcze o trochę waszeci cierpliwości. Mam tylko 3 pytania i ani jednego więcej. Pierwsze: cóż to za choroba i jakie są jej objawy-zapytałeś, zaś urzędnik przewrócił oczami.
-My mówimy na tą chorobę "zaraza". Objawy to katar, kaszel, ale potem stopniowo pogarsza się. Ból głowy, ból kości i mięśni, a do tego gorączka. Dalej, po około tygodniu, gorączka jest tak wielka, że mokra, zimna szmata ogrzewa się w ciągu połowy minuty, zaś czoło parzy w dłoń. Po tym objawy ustępują, zaś dzień później następuje śmierć poprzez wykrwawienie. Ludzie krwawią ze skóry, która nie ma zranienia. Już?-warknął.
-Drugie: co to za mutanty i jak wyglądają-na te słowa urzędnik skrzywił się.
-Wielkie paskudy siejące zarazę. Żeby się zarazić wystarczy tylko zbliży... yyy... O co pytałeś, bo nieco zboczyłem z tematu? Ach tak. Co ja będę się rozwodził? Jak zobaczysz najpaskudniejsze stworzenie jakie widziałeś, to będzie on. Jest ich dwóch. Masz obrazek-otworzył szufladę, po czym rzucił ci obraz.

http://www.3dm3.com/forum/attachment...anttest03w.jpg

-A teraz żeg...
-Trzecie i ostatnie: gdzie znajdują się te jeziora i wyspy-zapytałeś, zaś urzędnik usilnie powstrzymywał się przed plaśnięciem ręką o czoło.
-Wyjdź za bramę-warknął, otwierając ci drzwi i niemal wypychając na zewnątrz, zaś kiedy już wyszedłeś, drzwi zatrzasnęły się, a ze środka płynęły gniewne pomruki.

Blacker:
No tak, nie dość, że nisko to jeszcze zawalony korytarz, a ty nie masz innej drogi. Cóż, pozostało ci tylko odkopywać korytarz... Tylko jak? Te wielkie głazy stały na małych kamyczkach, które z kolei podpierały wielkie głazy.
No nic, trzeba odgrzebywać gruzowisko. Rozpocząłeś od góry, gdyż od dołu nie dałbyś rady nic zdziałać.
Twoim pierwszym celem był głaz na szczycie. Zaparłeś się i z całej siły pociągnąłeś. Kamień poruszył się nieznacznie. Pociągnąłeś jeszcze raz i tym razem wielki kamień został ci w rękach po to, by spaść na ziemię. Usłyszałeś głuche uderzenie kamiennej bryły o kamienne podłoże. Spojrzałeś w dół i stwierdziłeś, że miałeś spore szczęście. Skała wylądowała tuż przy twojej stopie...
Po połowie godziny byłeś wyczerpany, zaś wysokość tunelu na długości trzech metrów obniżyło się do dwóch metrów, czyli aż pół metra niżej. Jak tak dalej pójdzie, będziesz musiał się położyć.
Nagle zobaczyłeś coś błyszczącego. Okazało się to amuletem.

http://www.ragweedforge.com/sil-rune.jpg

Spróbowałeś go wyciągnąć, ale ten ani drgnął. Zakleszczył się na dobre i siedzi mocniej niż te głazy. Kiedy jednak próbowałeś go wyciągnąć jeszcze raz, obramowanie zaczęło kręcić się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, zaś wnętrze rozpoczęło wędrówkę zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Gwałtowny rozbłysk światła oślepił cię, a ty stwierdziłeś, że znajdujesz się w miejscu zdecydowanie innym niż sprzed oślepienia. Znajdowałeś się nigdzie... i wszędzie...

http://ezkarma.com/images/blankimages/emptiness.jpg

-Witaj. Zapewne przekopałeś się przez część gruzowiska, ale zapewniam cię, zostało ci jeszcze trzy razy tyle, ile przekopałeś-powiedział ktoś, a kiedy się odwróciłeś, stwierdziłeś, że stoisz przed bezcielesnym duchem!

http://i126.photobucket.com/albums/p...ven/ghost9.jpg

-Jeżeli odpowiesz na moje pytanie poprawnie, dostaniesz zagadkę. Kiedy odpowiesz na nią poprawnie, przeniosę cię na drugą stronę tunelu. Jeżeli pomylisz się choć raz, zginiesz. Właściwie nie masz wyboru, dziecię szczęścia-wydawało ci się, że duch uśmiecha się do ciebie szyderczo.
-Oto pytanie...-urwał, przyglądając ci się dokładnie.
-Być może Sillina maczała w tym palce. Nie wiem, jednakże zadam ci proste pytanie. Kim jestem?-zbladłeś, a pytanie dźwięczało w uszach jak wyrok.

Valar:
Szedłeś wzdłuż ściany, nie widząc prawie niczego przed sobą. Jako takie oświetlenie zapewniał tylko i wyłącznie twój miecz posmarowany oliwą. W zębach trzymałeś krzesiwo, zaś w dłoni pojemniczek z oliwą.
Nagle wewnątrz rozbrzmiał szyderczy śmiech. Dobiegał ze wszystkich stron, a kiedy starałeś się zidentyfikować miejsce, z którego dochodził, zauważyłeś kątem oka ruch po lewej stronie przy ścianie. Dostrzegłeś refleks światła tańczący na czymś długim... miecz!
Odskoczyłeś jednakże za późno. Poczułeś ostry ból w swoim boku. Zobaczyłeś tam wbite w ciało ostrze, po którym leniwie spływała krew. Odruchowo rzuciłeś w tamtą stronę antałkiem. Wściekły syk oraz trzask antałka świadczył o tym, że trafiłeś. Jednakże Wampir gwałtowne wyszarpnął miecza z obrotem wokół wokół osi miecza. Powiększyło to ranę oraz zadało ból. Przeciwnik wycofał się, gdyż najwidoczniej trafiłeś go w głowę, a oliwa rozlała się na oczy.
Nagle naprzeciwko ciebie, gdzieś po przeciwnej stronie sali usłyszałeś głośne przekleństwo towarzyszące potknięciu się o coś. Szuranie stóp powoli cichło w oddali.
Zapaliłeś miecz i udałeś się wzdłuż ścian do miejsca, w którym ulotnił się Wampir. Znalazłeś tam kolejny korytarz ze schodami prowadzącymi w górę. A może Wampir udawał?
Wolałeś iść plecami do ściany. Szedłeś tak przez chwilę, gdy nagle stwierdziłeś, że korytarz kończy się, a za nim jest... Las! Potworny, upiorny las!

http://gallery.photo.net/photo/6374052-md.jpg

Ciemności były jeszcze większe, zaś blask twojego ostrza jeszcze bardziej się skurczył. Ciemność opatulała cię teraz szczelniej niż zwykle... To jest centrum Lasu! To tu powstał! Ten Las jest przeklęty, jest ciemnością samą w sobie, a ciemność rodzi się z jeszcze większej ciemności! To tu miałeś przyjść. Tu nawet najjaśniejsze światło nie rozświetli ciemności podsycanych przez ogromną, ciemną moc potężnego Czarnoksiężnika.
Siły wypływały z ciebie powoli, ale systematycznie. Jak tak dalej pójdzie, umrzesz z wykrwawienia. Rana jest głęboka. Ominęła żebra i ledwo udało się uniknąć przebicia płuc.
Na domiar złego ciemność była tak wielka, że widziałeś jeszcze mniej niż w sali na dole. Widziałeś tu tylko jedno drzewo i to wcale nie dlatego, że tylko ono tu było, ale dlatego, iż we wszechogarniającym mroku nie było widać żadnego innego.
Musisz się spieszyć, gdyż śmierć już wyciąga po ciebie swoje kościste dłonie. Zaczynałeś powoli czuć ich chłód na swoim karku...

Sualir:
Stałeś przed miastem, a kiedy odwróciłeś się, tuż przy murach, w mieście, stała wypożyczalnia łodzi. Wszedłeś ponownie do miasta i skierowałeś się do budynku. Przez okno nie zobaczyłeś niczego, lecz kiedy nacisnąłeś klamkę i otworzyłeś drzwi, zobaczyłeś sklep z wędkami i innymi przyrządami potrzebnymi do łowienia ryb. Była również lada, za którą siedział stary, łysy człowiek z wielkimi, grubymi okularami, nienaturalnie powiększającymi oczy gładko ogolonego mężczyzny.
-Pewnie ci, panie łodzi trzeba? Hę? Wiedziałem, ale zbliż się pan, to powiem panu coś-zamachał do ciebie ręką w geście, byś przyszedł bliżej.
Wszedłeś, zamykając za sobą drzwi. Pomieszczenie było brzydkie i zakurzone, a przede wszystkim małe. Podszedłeś do starca.
-Powiem coś, bo widać, żeś nietutejszy. Jeżeli chcesz wypożyczyć łódź na noc, toś głupiii! Tam są mutanty! Mutanty roznoszą zarazę! Nie wychodź pan za mury nocą, bo zginiesz! W dzień jest wystarczająco niebezpiecznie-staruszek wyglądał na trochę nienormalnego, ale widać było powagę bijącą z jego wiekowej twarzy.
-Wnuczka wujka mojej siostry zachorowała na zarazę! Po dziewięciu dniach wykrwawiła się przez skórę, na której nie było ni jednego zadrapania! Takie dziwy!-powiedział starzec.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 08-12-2008 o 00:14.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-12-2008, 19:52   #145
 
Fenix194's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenix194 nie jest za bardzo znany
Zobaczył, że jeden mężczyzna próbuje przysunąć się do niego, lecz nie za bardzo mu się to udawało. Nagle zobaczyłeś ruch przy wejściu jaskini. Wrogowie też to zauważyli i natychmiast powstali, wyjmując miecze. Do środka wszedł łoś, tylko że trochę przezroczysty. Dwóch rozbójników padło pod trąceniem rogatego łba, zaś za chwilę byli nieżywi, jeden ze złamaną klatką piersiową, drugi ze złamanym kręgosłupem, zaś za chwilę kolejny z oponentów został trącony łbem zwierzęcia. Tymczasem zobaczył, że Ork wygiął się nienaturalnie, zaś jego mięśnie napięły się do granic możliwości.Kiedy jeden z przeciwników wpadł w ognisko, zgasił je, sam się zapalając. W tym czasie łoś zniknął, a Ork padł, wyglądając na nieprzytomnego.

Dean był zszokowany tym co zobaczył. Jego wzrok ciągle spoczywał na wyczerpanym Orku. Dobra robota, chodź dużo Cię to kosztowało-pomyślał. Pierwszy raz widział coś takiego na oczy. Wielkie zwierzę zrodzone za pomocą Magii powalające swych wrogów na ziemie, a oni bezradni ku jego potędze i sile. Jednak troje to za mało, wrogów było więcej. Ból z tyłu głowy powoli ustawał. W myślach Deana pojawiły się pytania Kim są Ci, którzy mnie ogłuszyli i przywlekli do tego miejsca oraz co oni ode mnie chcą? Nad tymi pytaniami zastanawiał się przez najbliższe kilka minut. Jedyne co pamiętał to, że stał nad rzeką wpatrując się w promienne lustro wody, a potem ból z tyłu czaszki i zapadająca ciemność. Nie mógł się pogodzić z tym, że dał się tak łatwo zaskoczyć. Ech gdybym miał przy sobie Gilorpha przeciąłbym te sznury. Po chwili próbował jeszcze raz rozerwać sznury lecz ten wysiłek był nadaremny. Ech gdyby nie to, że ognisko zostało zagaszone spróbowałbym przepalić płomieniem te węzły. Spojżał na człowieka i zaczął teraz on poruszać się po ziemi w jego stronę.
 

Ostatnio edytowane przez Fenix194 : 08-12-2008 o 20:11.
Fenix194 jest offline  
Stary 11-12-2008, 15:26   #146
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Próbując skontaktować się z duchami, Garluk musiał wytężyć całą swoją siłe oraz energie. To zadanie było bardzo trudne, lecz udało mu się przełamać barierę między światem materialnym a światem duchów. Po wejsciu w świat niematerialny wołał o pomoc:

-" Dobre i potężne duchy lasu, ja Garluk proszę was o pomoc!!! opuśćcie swój świat i nauczcie tych śmiertelników pokory!!!"

Przez pewien czas nikt nie, oraz nic nie odpowaidało. Czuł, że jego energia słabnie. Ucieszył się kiedy na wezwanie o pomoc odpowiedział wielki łoś.
Kiedy łoś wszedł dostojnym krokiem do jaskini rozbójnicy szybko podnieśli się z miejsc i dobyli kling swoich mieczy.Łoś zbliżał się do nich. Natomiast ludzie próbowali go zranić, ale było to niemożliwe. Zanim to zrozumieli, było za późno. Duch powalił dwoje z nich. Z ust ludzi wydobyły się wrzaski, które przeszyły całą jaksinie. Krzyk przerwał dźwięk pękających kości. Ten dźwięk był mu bardzo dobrze znany. Sam nieraz z okrutną siłą miażdzył kości swoich wątłych przeciwników. Źródłem tego dżwięku była klatka piersiowa jednego z powalonych ludzi na którą stanął łoś. Natomiast drugi leżał w nienaturalnej pozie, prawdopodobnie miał złamany kręgosłup.
Szaman poczuł, że słabnie.Każda sekunda utrzymania więzi stawała się coraz trudniejsza. Nie oczekiwanie wszystkie jego mięśnie napięły się z wysiłku, a on wygiął się brzuchem do góry. Czuł, że za chwilę więź zostanie zerwana.
Nagle w jaksini zrobiło się ciemno.Garluk opadł z sił. Jego mięśnie wyły z bólu. Nie mógł się ruszyć. W głowie zaś czuł zamęt, miał ochotę zwymiotować, jednak udało mu się powstrzymać ten odruch. W oczach mu pociemniało, ale nie był pewien czy to z powodu utraty sił czy zgaszenia paleniska w jaskini. W duchu pomyślał:

-"Duch lasu sprawił się dobrze, wręcz idealnie, zabił dwóch bandytów oraz zasiał strach w ich sercach. Chociąż wątpie aby takie isoty miały uczucia. Brak światła to także jego zasługa. Dziękuje leśny duchu."

Miał nadzieję, że jego towarzysze niedoli skorzystają z zamętu jaki panuje i zdołają się uwolnić i mu pomóc. Ale to była tylko nadzieja... wątpił aby dwoje związanych ludzi dało radę pokonać resztę uzbrojonych przeciwników.
Następnie wziął głeboki oddech i przymknął oczy, by odpocząć przed ruchem jego towarzyszy......
 

Ostatnio edytowane przez Buzon : 14-12-2008 o 16:46.
Buzon jest offline  
Stary 11-12-2008, 18:52   #147
 
Arcagnon's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumny
Arcagnon posuwał się systematycznie w kierunku drugiego więźnia kiedy poczuł drgnięcie. Powietrze lekko zafalowało... Albo... Może to tylko ułuda. Ruszył dalej. Nagle coś się poruszyło w korytarzu prowadzącym do wyjścia. Bandyci też to zauważyli. Do jaskini wszedł łoś... Ale nie byle jaki. Był półprzezroczysty, trochę eteryczny... Jaka realistyczna iluzja! Ciekawe kto ją stworzył? - pomyślał mag. Dopiero teraz dostrzegł trzeciego z więźniów. Ork wypiął się nienaturalnie. Brakuje mu mocy... Łoś zaatakował. Dosyć skutecznie jak na iluzję. Jeden z maruderów wpadł do ogniska gasząc je. Wokół zapanował chaos.
Arcagnon przypomniał sobie o sztylecie w cholewie buta. Skręcił się i wyciągnął związane nogi w kierunku przybliżającego się jeńca. Starał się wzrokiem pokazać mu co trzeba zrobić. Miał nadzieję, że ten zrozumie wiadomość i odepnie klamrę zapinającą kieszonkę z bronią. Już obmyślał co zrobi gdy jego sojusznik zdobędzie sztylet: obróci się tyłem, tak aby można było przeciąć więzy krępujące jego ręce.
 
Arcagnon jest offline  
Stary 11-12-2008, 21:00   #148
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Valar nie musiał długo czekać na wampira. Gdy usłyszał śmiech rozchodzący się po ciemnej sali wiedział, że jest w potwornym niebezpieczeństwie. Chwilę później kątem oka dojrzał błysk światła, miecza kierowanego ręką oponenta. Zaskoczony łowca nie zdążył odskoczyć na czas i ostrze wbiło się w jego bok, zadając potworny ból. Valar rzucił odruchowo antałek, który najwyraźniej trafił w cel, ponieważ wampir sycząc wyrwał miecz z ciała łowcy, powiększając ranę. Mężczyzna oparł się o ścianę, starając się zatamować krwawienie ręką. Dawno nie czół tak potwornego bólu.

Na szczęście tym razem, wampir nie uciekł nie naprowadzając Redslingera na siebie. Musiał się przewrócić, lub potknąć, ponieważ po całej sali rozniosło się echo potknięcia z towarzyszącym mu przekleństwem.
Ranny Valar ruszył do przodu, cały czas trzymając się za ranę, a drugą ręką rozświetlając sobie drogę mieczem.
W końcu dotarł do korytarza, wychodzącego na zewnątrz. Mężczyzna ruszył nim, cały czas przyklejony plecami do ściany. Po chwili wyszedł ponownie do lasu, z tym, że ten las różnił się od tego, gdzie Valar znalazł się na początku. Ten był dużo mroczniejszy, dużo… bardziej przerażający.

-A więc to jest centrum tego całego gnoju…- powiedział przez zaciśnięte zęby z powodu bólu.

Łowca zauważył, że blask jego miecz zbladł jeszcze bardziej. Las był pochłonięty mrokiem do tego stopnia, że mężczyzna z trudem mógł cokolwiek dojrzeć. Jakby tego było mało rozszarpana rana zaczynała doskwierać coraz bardziej. Ból stawał się nie do zniesienia, a krew obficie się z niego wylewała. Rozdarł podartą już do granic możliwości koszulę i spory kawałek polał spirytusem, który znalazł w krasnoludzkiej ładowni i obwinął nim ranę. Dopiero, gdy pieczenie zelżało wyszedł z korytarza, zagłębiając się w mroku.

Pierwszy raz od dawna Valar Redslinger był blisko śmierci. Pierwszy raz od pamiętnej nocy i walki Czarnego Kła… Wiedział, że jeżeli podczas tego ataku nie zabije wampira, może tego nie przeżyć… Nie! To nie może się tak skończył. Podjął się tego wyzwania, obiecał Alaronowi i Fillinowi, że nie podda się i nie zaniecha poszukiwań Serca Nocy. Nie da się tak jak inni i wypełni to zadanie.
Resztką sił parł do przodu, starając się dojrzeć ewentualne zagrożenie. Co jakiś czas odwracał się w tył, aby nie dać się zaskoczyć. W takiej ciemności zredukował pracę wzroku do minimum. Słuch będzie dużo lepszym rozwiązaniem.

Tym razem musiał być szybszy niż wampir i podpalić go jak tylko się pojawi. Jeżeli starczy siły i czasu to ciśnie w niego jeszcze butelkę gorzały, żeby zwiększyć efekt. Jeżeli to nie pomoże to zda się na swój miecz i umiejętności szermierskie. O ile podpalony cel będzie widoczny będzie się starał wbić swój miecz w serce wampira.
 
Zak jest offline  
Stary 12-12-2008, 16:38   #149
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Nie dał się popychać byle urzędnikowi. Mogli go uważać za śmiecia, ale nie mogli go traktować jak śmiecia. Wyszedł z własnej nieprzymuszonej woli. Uzyskał satysfakcjonujące go odpowiedzi i nic więcej nie potrzebował od tego chama i nerwusa. Rzucił mu tylko krótkie poźegnanie:
- Nie spodoba ci się to, ale wrócę. Nie łudź się. Ja zawsze wracam bez znaczenia jak wielkie jest zagrożenie. Takie już to moje szczęście.
Urzędnik nie zauważył raczej jak gorzko to zabrzmiało. Po opuszczeniu ratusza Cień nie śpieszył się z wykonywaniem zadania. Rozsiadł się na pobliskiej ławie i publicznie ściągnął miecze z pleców. Nie wiedział co się z nim dizało przez jakiś czas, więc wolał upewnić się, że jest uzbrojony. Nie było nic gorszego niż rzucenie się na potwory, sięgnięcie za plecy i spostrzeżenie, że twój miecz nie znajduje się na miejscu. Albo też wyciągnięcie go i ujrzeniu wyszczerbionej klingi. Wyciągnął miecz jednoręczny i przesunął ostrzem po drewnianej ławie. Miecz pozostawił w drewnie niewielkie wgłębienie. Obejrzał je dokładnie nie dostrzegając żadnych oznak rdzy. Schował go i wyciągnał drugi. Ten też wydawał się równie nieskazitelny jak poprzedni. Po udanym teście ostrości umieścił go z powrotem w pochwie na plecach. Cień zaczął odczuwać lekki głód. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem jadł jakiś porządny posiłek. Pierwszym co postanowił zrobić po zdobyciu pieniędzy było zaspokojenie głodu i opuszczenie tej zapadłej mieściny. Spędził tu chwilę i już wiedział, że nic ciekawego tu go nie spotka.
Nie wiedział jak się mylił.

" Początkowe objawy tej zarazy to zwykłe przeziębienie. Potem następuje gorączka i bóle co też jest sensowne. Ale krwawienie ze skóry? Pierwsze słyszę, a trochę lat już wędruję. Najważniejsze jest w jaki sposób te mutanty zarażają. Urzędnik nim zdążył ugryźć się w język wspomniał coś o zbliżeniu się. Szkoda, że nie wiem na jaką odległość. Bezpośrednia walka będzie trudna. Istnieje spore ryzyko zarażenia się w ogniu walki. Najpierw powinienem udać się po te zioła, a potem zająć się mutantami. Wyglądają na dość pokraczne, ale mogą być szybkie.Po obrazie stwierdzam, że atakują głównie mackami krótszymi niż mój miecz. Pewnie są za to silne fizycznie i tymi mackami mogą mocno zdzielić mnie po mordzie. Swoją drogą ciekawi mnie kto zdążył tak szczegółowo uwiecznić tego mutanta. Musiał mieć sporo odwagi... i mocny pęcherz. Tak czy inaczej jeśli się zarażę będę miał jeszcze tydzień życia. Zwykłe przeziębienie nie zwali mnie z nóg. Do tego czasu dostarczę ziołai i otrzymam lekarstwo. To bardzo optymistyczny scenariusz. Gorzej będzie jeśli mój pracodawca zostawi mnie chorego. Nie byłoby to nic specjalnie zaskakującego. Muszę podjąć ryzyko."
Wnikliwie przemyślawszy całą sprawę Cień powstał z ławy. Starał się wypatrzeć bramę i udać się w jej kierunku. Zawsze mógł też zapytać jakiegoś przechodnia o drogę.
 
wojto16 jest offline  
Stary 12-12-2008, 18:36   #150
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Sualir pchnął drzwi do wypożyczalni i wszedł do pomieszczenia. Tak jak się spodziewał pomieszczenie było też niezbyt piękne, lecz cóż poradzić. Stojąc w drzwiach rozglądał się po pomieszczeniu przez chwile, po czym jego wzrok zatrzymał się na staruszku siedzącym za ladą. Wygląd świadczył o jego sędziwym wieku. Głowę posiadał pozbawioną włosów, a okulary sprawiały wrażenie jak by miał wytrzeszcz oczu. Ten wzrok był raczej komiczny, który dodawał uroku temu pomieszczeniu. Nie chcąc być niegrzecznym, wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi jak polecił sprzedawca. Podszedł do niego z zamiarem rozpoczęcia rozmowy, lecz starzec był szybszy!

-Powiem coś, bo widać, żeś nietutejszy. Jeżeli chcesz wypożyczyć łódź na noc, toś głupiii! Tam są mutanty! Mutanty roznoszą zarazę! Nie wychodź pan za mury nocą, bo zginiesz! W dzień jest wystarczająco niebezpiecznie

Sposób w jaki to mówił utwierdzało Sualira o tym, że on jest nie za bardzo normalny. To pomieszczenie, te oczy, ta przemowa… tak, on jest nienormalny lecz sprawiał wrażenie poważnego.

-Lepiej nie ryzykować jak mówisz. Musze znaleźć nocleg w tym mieście. Jak by za miastem nie zaatakowały mnie te „mutanty” to został bym zaatakowany przez bandytów lub jakieś dzikie zwierzęta.
-Wnuczka wujka mojej siostry zachorowała na zarazę! Po dziewięciu dniach wykrwawiła się przez skórę, na której nie było ni jednego zadrapania! Takie dziwy!


Wciągawszy głęboko powietrze, wzruszył bezradnie ramionami. Palcami prawej ręki przetarł oczy. Zmęczenie robiło swoje. Postanowił zrobić tak jak zalecał mu staruszek.

-Przyjdę do ciebie rano, lecz teraz mam do ciebie prośbę. Szukam miejsca na nocleg. Możesz powiedzieć mi, gdzie w tym mieście znajdę karczmę bym mógł bezpiecznie spędzić noc? Poszukuje karczmy w bardziej bezpiecznej części miasta… wiesz o co mi chodzi. Chce jeszcze rano przyjść tutaj by wypożyczyć łódź.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172