19-05-2011, 23:07 | #131 |
Reputacja: 1 | Virana Gdy tylko Octavius zaczął kurwić ugryzła z całej siły dłoń. Rozbójniczka zaklęła. Czarodzieja przetoczyła się i złożywszy dłoń krzyknęła: - Ap a'tar! Z powietrza skondensował się świetlisty pocisk i trafił przeciwniczkę w twarz. ================ na udanie czaru: [Rzut w Kostnicy: 92] na obrażenia: [Rzut w Kostnicy: 7] na walkę: [Rzut w Kostnicy: 16] choc nie wydaje mi się by po takim strzale miała ochotę z nożem skakać w tej turze :P |
20-05-2011, 15:19 | #132 |
Reputacja: 1 | To mógł być koniec. Terez mółgłby szeptać modlitwy o wieczne odpoczywanie... mógłby też modlić się o dusze swych towarzyszy... Ale nie zrobił tego. Był żołnierzem , do kurwy nędzy ! Aler wyszczerzył się gdy widział biegnącego Rzeźnika. Poczuł przypływ adrenaliny. Nie da się łatwo, oj nie. Sięgnął po nóż . - No chodź, skurwysynu, chodź ! - Terez przydotował się. Kiedy Rzeźnik zbliżył się odpowiednio, najmita z całej siły wierzgnął nogą, próbując trafić w krocze napastnika, jednocześnie mocno wyprostował rękę z nożem ku Rzeźnikowi. ===== [Rzut w Kostnicy: 17] wygrany, obrażenia od kopnięcia 1 od noża [Rzut w Kostnicy: 1] Ostatnio edytowane przez Darnox : 20-05-2011 o 15:28. |
21-05-2011, 08:02 | #133 |
Reputacja: 1 | Uwięziony w sieci Oktawius szamotał się, próbując się uwolnić. Przy okazji obserwował scenę potyczki przez oczka sieci nie wyglądało to dobrze, gdyż bandyci atakując z zaskoczenia uniemożliwili im nawet dobycie broni. Nie mogąc się uwolnić zaczął wołać o pomoc -Pomóżta mi, kurwa! Tnijta te pierdolone sznurki! Dopóki ktoś mu nie pomoże był zdany na łaskę kapryśnego losu, którego dotąd miał za sprzymierzeńca pomagającego nie raz wykaraskać się z tarapatów. Czy ta przyjaźń nadal trwa?
__________________ Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich. |
22-05-2011, 11:23 | #134 |
Reputacja: 1 | Przecież mówił. Powtarzał to nie raz. Wspominał i napominał, bo z pewnymi rzeczami nie ma żartów. Gdzie żarty, tam żarty, ale są taki rzeczy z których żartować nie można. To są sprawy życia i śmierci nie mogą być taktowne z lekceważeniem. Dlatego starał się jak mógł , aby inni traktowali je z należytą powagą. Powtarzał do znudzenia „Nigdy, ale to NIGDY nie budzić go w ten sposób!”. To zawsze musiało skończyć się źle. Zawsze. Na ogół dla budzącego. W końcu, co można czuć do człowieka (lub czegokolwiek innego), który wyrwał cię z błogich objęć haremu cycatych, chętnych i wyjątkowo utalentowanych kobiet w zmian proponując dokładnie na patyki? No co? Dziwić się potem, że zwłoki na całe mile rozwleczone po lesie... Wolf odtoczył się instynktownie, czując jednak, że został połechtany po plecach. W odpowiedzi kopnął napastnika w jaja, solidnie, tak od serca, coby oszczędzić ziemi noszenia jego pomiotu. Drag chlasną go mieczem, Wolf zaś kolejnym wypadem ściął z nóg napastnika i rzucił się na niego. Niedźwiedź, niedźwiedziem, ale nie ma to urwać komuś łeb gołymi rękami. Dwaj przeciwnicy szamotali się i przetoczyli parę razy, klnąc na czym świat stoi. Po chwili dało się słyszeć charakterystyczne chrupniecie i zmierzwione, pozwijane kłębowisko mięśni znieruchomiało. |
22-05-2011, 20:09 | #135 |
Reputacja: 1 | Głębokie Lasy, Kamienny Most nad rzeką Białą Borack Z kłódką półelfowi poszło o wiele sprawniej przy pomocy zwinnych palców i noża, aniżeli przy pomocy łomu. Po paru chwilach prosty mechanizm kłódki ustąpił i Borack mógł podnieść drewniane wieko, a następnie dostać się do upragnionej zawartości. W środku znalazł parę wilczych skór, elfi krótki łuk z misternie zdobionym kołczanem, trzy pochodnie i garniec oliwy. Na samym dnie leżały zaś zwinięte wprawną żeglarską dłonią cztery kawałki grubej pociętej nożem liny. „Skromny łup jak na tyle starań”, ocenił cierpko złodziejaszek. Głębokie Lasy, obozowisko kompanii nad rzeką Białą [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9ypkKlDiZME&feature=related[/MEDIA] Virana Zaklęcie czarodziejki zadziałało z diabelską wręcz skutecznością. Mimo wszędobylskiego białego dymu wdzierającego się do ust i oczu de Noth poczuła miły jej sercu swąd palonego ciała. Z tak bliskiej odległości napastniczka nie miała wielkich szans. Czar ofensywny oszpecił jej twarz, tak iż w świetle jednego z ognisk wyglądała jak kawał czarno-czerwonego mięsa. Przeżyła magiczny atak, ale nie pozostało jej wiele czasu na tym świecie. Creap aep’Crack Barbarzyńca działał ze śmiertelną skutecznością górskiego rysia. Walczył tak jak wojownicy plemienni z jego klanu na Północy od setek lat. Mimo ewidentnej biegłości przeciwnika w posługiwaniu się krótką włócznią, nordycka stal okazała się, jak zwykle, potężniejsza. Potężny oburęczny cios Cracka omalże nie rozpłatał chudeusza na pół jak szczupaka. Trzewia z paskudnym bulgotem wyszły mu na wierzch. Wtedy też szkieletor upadł na kolana z niedowierzaniem przytrzymując rękami swe wnętrzności. Creap, co by o nim nie mówić, był jednak miłosierny – z płynnego półobrotu, jednym zamachem pozbawił napastnika głowy. Draugdin, Wolf Draugdin nie celował mieczem w konkretne miejsce. Gęsty biały dym, problemy z oddychaniem, ból rozdartego lewego policzka nie ułatwiały bynajmniej zadania. Jednak najemnik wiedział, że najłatwiej będzie trafić mu humanoida w pękaty korpus, co skutecznie uczynił. Tym samym zostawił na ciele „niedźwiedzia” głęboką, krwawą bruzdę, przecinając przy tym pikowany kaftan. Swój „fechtmark”, znak rozpoznawczy. Ta rana nie miała się szybko zagoić. W tym samym momencie „niedźwiedzia” podciął kopniakiem Wolf i zwarł się z nim w śmiertelnym zapaśniczym pojedynku. Larson usłyszał charakterystyczny świst, lecz instynktownie uskoczył przed rzemiennym batem, który ominął jego szyję dosłownie o cal i tylko rozpruł dym wokół. W parterze łowca skarbów nie miał sobie równych. „Niedźwiedź” krzepki w stójce, zmiękł od razu na ubitej ziemi, gdy tylko wgryzł się w mulistą glebę przy pomocy mocnych jak kowalskie obcęgi łap Larsona. Ale nie zdążył odklepać poddania walki, Wolf bowiem nigdy nie uznawał tej reguły za zbyt wiążącą. No, może wyjątkowo między przyjaciółmi. Po chwili bowiem reszty kompanii doszedł trzask kręgów szyjnych rozbójnika, który zakończył walkę. Larson okazał się bezkompromisowym zwycięzcą. * Terez Terez poderwał się jak nawiedzony. Tak można bowiem ocenić sytuację, gdy jak z pod ziemi, wprost z białego dymu powstaje „duch” złożony tylko z sieci rybackiej. I celnego buta oraz ostrego noża. Powitalny kopniak w jajca był rutynowy, ale nadzwyczaj skuteczny. „Rzeźnik” zaklął, wybałuszył oczy i zwinął się w kłębek. Terez bez litości dopadł do leżącego rozbójnika i iście nie po żołniersku zadał mu cios w plecy. Pewnie, i już spokojnie. Jak na drużynnika księcia Yahel przystało. Oktawius Fortuna mu nadal sprzyjała. Aler wziął na siebie impet uderzenia napastnika i zdjął też większą część rybackiej sieci, tak, że najmita mógł przetoczyć się poza jej zasięg. Choć nadal czuł na sobie smród zepsutych ryb, był wolny. Pomógł Fungiemu, który pluł plwociną jakby najadł się szaleju. Oktawius domyślił się, że Zigildun za rybami niezbyt przepadał. Już po chwili wykaraskali się z tarapatów. * Kobieta w kapturze rzuciła się do panicznej ucieczki w kierunku starego krasnoludzkiego mostu. Biegła jakby goniło ją stado wygłodniałych wilków. Może zresztą i goniło? Odrzuciła w biegu precz skórzany bicz. Zawyła przeciągle z bezsilności. Nie tego się widać spodziewała po zwyczajnym napadzie. To nie była gromada tłustych kupców z Vettebergu. To byli grasanci pierwszej wody. W mowie fachowej rozbójników wszelkiej maści „prawdziwe skurwysyny”. W mgnieniu oka rozprawili się z jej czterema kompanami. Nikt nie przeżył. To ostatnie jeszcze do niej nie do końca dotarło. === Wszyscy BG: Tradycyjnie 3 rzuty k6 proszę. |
23-05-2011, 01:30 | #136 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Draugdin podszedł do Wolfa. Podał towarzyszowi rękę by pomóc mu wstać. Obaj wiedzieli, że nie potrzebował tego lecz tak okazywali sobie twardą, męska przyjaźń. Kopnął ciało choć i tak wiedział, że nie musiał sprawdzać czy to trup. Widział, że jego miecz choć na ślepo, ale wszedł głęboko. Reszty dokonał Wolf. -Co do konia? - Wrzasnął Draugdin gdyż rana twarzy przypomniała boleśnie o swoim istnieniu. - Rozumiem, że nas tu nie chca, ale żeby tak w środku nocy budzić ludzi i tak bez pytania prosto w ryj walić? - To już był żart, który jednak docenić potrafił jedynie Wolf, który dobrze znał towarzysza broni. Najemnik rozejrzał się dookoła. Dokładna ocenę sytuacji utrudniał niemalże wszechobecny biały dym. Poza tym jego zdolność postrzegania była nie co osłabiona pulsującem bólem policzka i wciąż sączącą się z rany krwią. Nie potrafił w stu procentach określić ilu było przeciwników, jednak jedno było pewne, że chyba wszyscy napastnicy zostali pokonani. Wszyscy poza jednym, który nie zważając juz na zachowanie ciszy uciekał gdzie pieprz rośnie. ================== Rzuty w kostnicy: [Rzut w Kostnicy: 5] [Rzut w Kostnicy: 2] [Rzut w Kostnicy: 4]
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
23-05-2011, 17:10 | #137 |
Reputacja: 1 | Terez splunął na drgające jeszcze zwłoki Rzeźnika, tak jak głosi przesąd w Rozbitych Królestwach "oplute truchło już nie wstaje" - taki sposób na nekromację. Skuteczność bywa dyskusyjna, ale tradycja to tradycja. Najmita zobaczył jak Wolf skręca kark Niedźwiedziowi. Przypomniało mu się, jak walczył kiedyś za pieniądze, jeszcze zanim wstąpił do Drużyny księcia Yahel. - Nieźle go załatwiłeś Larson ! Może pisałbyś się na mały sparing po zakończeniu tej całej wyprawy ? - zapytał Aler, uśmiechając się. Po wypowiedzi Draugdina, Terez spoważniał. - To nie jest normalne, panie kolego. Widocznie ktoś mógł znać nasze cele. I ten ktoś chciał nam przeszkodzić - kilka możliwości nasuwa mi się na myśl. Kultyści Yrrhedesa ? Konkurencyjna grupa łowców skarbów ? Kimkolwiek byli ci ludzie, musimy się trzymać na baczności. |
23-05-2011, 18:15 | #138 |
Reputacja: 1 | - Niedźwiedź! – Wolf parsknął wstając i kopiąc truchło swego przeciwnika. - Chyba pluszowy! – zaśmiał się szturchając Draga w ramię. Wyszczerzył się też do Tereza po jego propozycji - Bitki i pacierza nie odmawiam! - Przyglądał się przez chwile rozwalonej twarzy Draugdina, po czym pokiwał głowa z uznaniem. - No wreszcie! Całkiem ładna. Wreszcie przestaniesz być gadki jak dupa niemowlaka i może dziewuchy same zaczną przychodzić, zamiast ciągle je gonić! – Wolf zaśmiał się gromko ze swojego dowcipu, jak to miał w zwyczaju, poklepując druha po ramieniu. - No, ale apropo, za niektórymi warto pogonić. - Larson uśmiechnął się obleśnie, podnosząc zostawiony przez napastniczkę bat. - Ostra dziewczyna i lubi pejcze. Co najmniej sześć w skali Larsona... Biorę ją dla siebie! – Krzyknął do pozostałych i ruszył w pogoń za uciekinierką. W takich sprawach ważna była gra wstępna, wiec uprzednio dał jej trochę forów, gadając z Dragiem. Tyle chyba wystraszy, więc tylko zawył głośno, niczym wilk na polowaniu, coby upewnić dziewuchę, że zna zasady tej gry i puścił się długimi susami na przód, od czasu do czasu strzelając z bata. |
23-05-2011, 18:36 | #139 |
Reputacja: 1 | Creap skrzywił się po czym zerwał koszulę z grzbietu trupa i wytarł nią topór. Głowa, z doczepionym do niej końskim pyskiem, potoczyła się pod zgaszone ognisko i dotknęła uchem nadal jeszcze gorących kamieni. Po obozie poniósł się smród palonego mięsa. -Gówno, a nie porządna walka. Zero pancerza, zero wytrzymałości. Samą zwinnością się takich braków nie nadrobi.- ocenił wiking, biorąc do ręki odcięty czerep i nabijając go na drzewiec włóczni. Samą broń wbił głęboko w ziemię.-Na lepszy pomnik nie zasłużył. Spojrzał po pobojowisku i dopiero zauważył oddalającego się Largsona. -Jakby mu kto szczupaka do portek puścił. Nic tylko za babami by latał... Ze znudzeniem pokręcił głową i ruszył za łowcą skalpów.
__________________ Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die... |
23-05-2011, 22:45 | #140 |
Reputacja: 1 | Mina Boracka mówiła sama za siebie - na kiego szczupaka ktoś zamykał to ścierwo pod kluczem?! Tak czy siak zagarnął linę, oliwę oraz łuk i kołczan, który wyglądał na porządny. Ledwo uwiązał sobie ostatni kawałek liny przez ramię, a coś rzuciło mu się w oczy - miał wrażenie, że coś biegnie w stronę mostu. Nie widział kto to, ale wiedział na pewno, że to nikt z jego drużyny - wojacy nie są tak filigranowi, a nasza magiczka z pewnością nie potrafi biegać tak szybko - pomyślał, po czym wyciągnął nóż i cisnął nim w stronę znikającego cienia celując raczej w nogi (o ile cień miał je) - nie chciał zabić przez przypadek kogoś kto sobie zwyczajnie przebiega, ale ostrożności nigdy za wiele. Półelf przysłuchał się jeszcze czy 'upolował' cel, po czym odwrócił się lustrując ten brzeg rzeki na którym się znajdował. Miał wrażenie, że jeśli ktoś umieścił tutaj skrzynie, to coś musi się znajdować w pobliżu.. cokolwiek
__________________ Rycerz bez blizny to kutas nie rycerz |