Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2011, 19:46   #1
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
[Sailor Moon, +18] Nieśmiertelność

Stara, pomarszczona kobieta z wielkim trudem przycupnęła na śliskim tronie do złudzenia przypominającym wielką orchideę. Spiczaste uszy wystawały z nieułożonego kołtuna na głowie, który kiedyś odgrywał rolę fryzury. Ciężko sapnęła ze zmęczenia i wzięła kilka głębokich oddechów. Przy oddychaniu towarzyszyło jej głośne charczenie w gardle. Ostatkami sił spróbowała przybrać dawną postać... z pozytywnym skutkiem. Lecz trwało to zaledwie kilka chwil.


Zrezygnowana rozejrzała się powoli dookoła. Wszędzie było ciemno, pusto i zimno... to co lubiła najbardziej. Nabrała w płuca powietrza jak tylko najwięcej mogła i krzyknęła:
-Junko! Veratrum! Gdzie jesteście?!
Przed nią natychmiast pojawiły się dwie postacie spowite nieprzeniknionym mrokiem. Natychmiast padły przed nią na kolana i krzyknęły jednocześnie:
-Do usług, Królowo Orchis!
-Już czas najwyższy działać. Jak wiecie potrzebuję kolejnego naczynia, ale nie może to być zwykłe... pierwsze lepsze. Musi to być naczynie potężnej istoty! Jednak nie będziemy w stanie go odnaleźć dopóki istnieją wojownicy. Na całe szczęście nie są jeszcze przebudzeni. Veratrum! Ty zajmiesz się ich odszukaniem i likwidacją. Junko! Ty w tym czasie będziesz zbierał dla mnie energię, muszę jakoś funkcjonować do czasu kiedy zdobędziemy naczynie.- po ostatnim wypowiedzianym słowie złapał ją atak kaszlu, każdy kto znajdowałby się niedaleko niej, z całą pewnością usłyszałby odrywającą się flegmę.

Anna Salvadore jak każdego dnia o tej godzinie ciężko trenowała w swojej sali, która była specjalnie do tego wyposażona. Początkowo dzień nie zanosił się na nadzwyczaj ciekawy. Jednak w pewnym momencie szósty zmysł Anny doznał czegoś, czego nie miał okazji doznać chyba nigdy. Anna Salvadore przerwała trening i postanowiła się skupić na ciekawym obiekcie, który teraz zwrócił jej uwagę. Skąd pochodzi tak intensywna nadprzyrodzona aura? Północna część Tokio... tak... chyba dzielnica...Taitoku... taak.. z całą pewnością to w tej dzielnicy znajduje się źródło tajemniczej energii.

Sumire Kanagawa zatrzymała się przy tablicy ogłoszeń. Widniał na niej wielki plakat. "Uwaga! Już dziś, w parku Ueno rozpocznie się coroczny wiosenny Festiwal Kwiatów Wiśni!". Podbiegła do niej jakaś roztrzepana dziewczyna.
-Hinata! Spójrz! Jak mogłyśmy wcześniej tego nie zauważyć?!
Lecz Hinata była zainteresowana zupełnie czymś innym.
-Lepiej spójrz kto idzie... panicz!
-Daj spokój! On jest słodki!
-Oszalałaś? Słodki? W którym miejscu? Graham Reser jest taki samolubny, podobno nie chce mu się z nikim rozmawiać, bo myśli, że jest lepszy.
-To pewnie tylko plotki...- dziewczyny przekomarzając się minęły Sumire.
Zza rogu wyszedł jakiś młody, przystojny chłopak.

Ukłonił się uprzejmie.
-Witaj, jesteś Sumire, mam rację? Ja jestem Takashi, miło mi cię poznać.- uśmiechnął się serdecznie.
-Widziałem, że przyglądałaś się plakatowi, nie chciałabyś się ze mną wybrać? Wyglądasz na miłą dziewczynę, moglibyśmy się lepiej poznać.

Jerycho Czarnecki
wraz z Sarą stał w sklepie i zastanawiał się co dziś mogliby zjeść na obiad.
-Saro, na co masz ochotę?
-Skoro już pytasz...- wskazała palcem na plakat informujący o festiwalu. - Ja wiem, że może to nie najlepszy pomysł! Ale spójrz... jeśli chcemy tu jakoś się zadomowić to powinniśmy uczestniczyć w takich wydarzeniach. Tu jest taki zwyczaj, że ludzie siadają na trawie, przyrządzają piknik i obserwują te wszystkie kwitnące kwiaty wiśni. Chyba moglibyśmy raz sobie na takie coś pozwolić, hm? Wzięlibyśmy ze sobą też Cyrusa.

Pan Tenshi usłyszał pukanie do drzwi.
-Shiro! Otworzysz? Ja zaraz przyjdę!-
Chłopiec podbiegł szybko do drzwi, kiedy je otworzył zobaczył pulchną panią, z krótkimi brązowymi włosami i różowym zachodnim strojem.

-Cóż za śliczny chłopczyk!- uszczypnęła go w policzek rozczulając się nad jego urokiem. Na jego twarzy pojawił się grymas, który po chwili został zastąpiony serdecznym uśmiechem.
-Miło mi panią poznać, dziadek zaraz przyjdzie. Do widzenia!- czmychnął obok niej i wybiegł na podwórko. Najwyższy czas aby skupić się na poszukiwaniu nieprzebudzonych wojowników, ale... od czego zacząć?
 
Koinu jest offline  
Stary 28-05-2011, 14:05   #2
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Ćwiczyła, zawsze ćwiczyła. Jej życie było pasmem walk, ćwiczeń i obżarstwa. Niezależnie czy to środek tygodnia czy dzień święty. Po śmierci trafi do piekła, tego była pewna. Nie było najmniejszych wątpliwości, jeśli chodzi o to jaką była osobą. Ojczulek wysłał ją tutaj, choć to ona się zgodziła. Nawet nie zastanawiała się nad tym, idąc z jednej bitwy w drugą. Właściwie to jaki był jej cel? Pchać się z szamba w jeszcze większe gówno? Nie raz miała wrażenie, że ten Bóg jakoś sobie z nią igra. Może to była próba?

Impuls energii, raczej tej niezbyt pozytywnej, gdzieś blisko. W Tokio, nie ma co się dziwić. Nie wysłano jej tam po to, by zasilała skarb państwa w barach, domach publicznych i sklepach. Odepchnęła się od ziemi, przysiadając w przykucnięciu. Ręce oparła na kolanach i wstała, lekko przeciągając się. Zrobiła rozgrzewkę i połowę ćwiczeń na dziś, więc mięśnie rozgrzały się już dosyć. I była wdzięczna Bogu za to, że energia pojawiła się teraz, a nie z rana. Nie dość ze zaspana to jeszcze bez rozgrzewki, byłoby ciężko się bronić, o ataku nie wspominając. Krótka wizyta w łazience, bez żadnego pośpiechu. Świeże ubrania, rozczesanie włosów i umycie zębów. Trzeba o nie dbać, by mając 40 lat nie być zmuszonym do noszenia sztucznej szczęki. Nie potrafiła zrozumieć jak ktoś może się zapuszczać. Miało się jedno ciało, trzeba było o nie dbać. Portfel, klucze, dokumenty. I ozdoby na dłonie, w postaci dwóch uformowanych kawałków srebra. Opuszczając pokój w hotelu, przeciągnęła ręką po drzwiach. Na chwilę pojawiły się różne symbole i znaki, by zblednąć zaraz. Każde miejsce, gdzie zatrzymywała się na dłużej, pokrywała różnymi barierami. Przeciw demonom, przeciw wszelkim zaklęciom podglądu czy namierzenia. I przeciw ludziom, którzy chcieli podejść i zapukać, ale nagle przypominali sobie, że muszą coś zrobić ważnego po drugiej stronie miasta.

Opuściła hotel, wychodząc na tłoczne i ruchome ulice Tokio, jednego z największych i najbardziej dojących z kasy miast tego świata. Miasta dającego spore możliwości osobom o podobnie wielkich portfelach. Odetchnęła pełną piersią, a miała czym odetchnąć. Ręce w kieszeniach, by żaden kieszonkowiec nie dał rady nic wyciągnąć, i jazda, przed siebie w kierunku Taitoku. Spokojny chód, spokojne myśli, palce rozluźnione i gotowe do wykonania na szybko znaków potrzebnych do tworzenia tarcz przeciw demonom i istotom o nieczystych duszach.
 

Ostatnio edytowane przez Kizuna : 28-05-2011 o 15:19.
Kizuna jest offline  
Stary 28-05-2011, 19:53   #3
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho miał już nawyk oglądania się i poszukiwania zagrożenia. Oglądał właśnie mięsa. Znał się nieco na kuchni, choć w jego wykonaniu opierała się właśnie na nim, a że dwa razy w tygodniu on miał zajmować się jedzeniem to musiał coś wymyślić
-Saro. Na co masz ochotę?
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- przestała się chować za jego plecami i stanęła obok
-Jesteś głośna dziewczyno. Poza tym czułem twój oddech
-Przez katanę? Nie ściemniaj
-Dobra. Po prostu wiedziałem. Znam cię Kurduplu. Ajaj...- stęknął chowając głowę między barki gdy dostał w łeb
-Słuchaj. Wśród koleżanek zawsze należałam do największych. Nie moja wina żeś wyrósł ponad dwa metry. Ja przynajmniej mogę się wmieszać w tłum jak kucnę nieco.
-Dobra dobra. Więc w końcu na co masz ochotę?
-Skoro już pytasz...- wskazała palcem na plakat informujący o festiwalu. - Ja wiem, że może to nie najlepszy pomysł! Ale spójrz... jeśli chcemy tu jakoś się zadomowić to powinniśmy uczestniczyć w takich wydarzeniach. Tu jest taki zwyczaj, że ludzie siadają na trawie, przyrządzają piknik i obserwują te wszystkie kwitnące kwiaty wiśni. Chyba moglibyśmy raz sobie na takie coś pozwolić, hm? Wzięlibyśmy ze sobą też Cyrusa.
Jerycho się skrzywił
-Chyba nie powinniśmy się tak wychylać.
-A słyszałeś, że najciemniej pod latarnią?
-Sara... mówię poważnie. Przez półtora roku robiłem po swojemu. Raz zrobiliśmy po waszemu i sama wiesz jak to się skończyło
Uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy
-Wybacz Malutka- Odwrócił się i ją przytulił- Ale nie możemy tak ryzykować. Tam będzie zbyt wielu ludzi, a jak sama zauważyłaś ja się w tłum nie wmieszam. Może zamiast tego pójdziemy do kina?
-Dobrze, ale ja wybieram.
-Niech będzie. Byle nie komedia romantyczna.- Wredny uśmiech starczył by zrozumiał, że jego podanie zostało odrzucone- Ech... to przynajmniej zjemy po mojemu.
W sumie kupił makaron i kurczaka od babki na ulicy. Do tego jakiś sos. Z niezadowoleniem stwierdził, że zawartość portfela starczy na góra tydzień.
-Potem będę musiał przejść się po szkołach poszukać roboty.
-To ja przejdę się z Tobą. Wypada obejrzeć miejscowe szkoły. Tak na przyszłość
Jerycho spojrzał na nią wymownie
-Przerażasz mnie kobieto
Dalsza rozmowa była klasycznym niewinnym flirtem. Kierowali się do wynajętego mieszkanka. Po dojściu Jerycho zabrał się za obiad. Cyrusa nie było. Rano mówił, że chce się rozejrzeć po mieście.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 28-05-2011 o 19:56.
Arvelus jest offline  
Stary 28-05-2011, 21:01   #4
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wokoło chodziły zombie. Jak zwykle przechadzały się po korytarzach, szczerzyły swoje paszcze, obrzucały się wściekle kawałkami odpadającej skóry. Jakby parafrazując przysłowie: „Człowiek człowiekowi wilkiem, natomiast zombie zombie zombie.”Widoczne były dokładnie te same twarze, co zwykle. Brakowało tylko jednej, którą chciałby zobaczyć wśród nich, twarzy swojego brata, którego nienawidził, jak nikogo innego na całym świecie.

- Graham – sama – głos kamerdynera, jak zwykle wyrwał go rano, punktualnie o 6.35. Był mu wdzięczny, że nie musi oglądać tego samego snu, który powtarzał się od lat. Istnieją rzeczy, które trzeba zaakceptować i jakoś dalej brnąć przez kolejne dni, ale których nie można polubić. Reser nie lubił takich snów.
- Graham – sama – kolejne słowa kamerdynera spowodowały, że powrócił całkiem do przytomności siadając na łóżku. Okno dużego pokoju było otwarte. Z zewnątrz dochodził śpiew ptaków. - Graham – sama, przygotowałem pańską herbatę. Jest letnia, tak jak pan sobie życzył – lekko nosowym głosem przypomniał budzącemu się chłopakowi. Jakimś sposobem potrafił nalać herbatę z wysoka, mimo tego nie zdarzył się jeszcze przypadek, ażeby chociaż trochę się wylało.

- Dziękuję Tigalli – san – zwrócił się do młodego, elegancko kamerdynera, który kierował całą domową służbą, a oprócz tego znaczą częścią majątku rodziny. - Czy coś nowego u Isoldy? - to także było standardowe pytanie, zadawane dokładnie identycznie od lat.
- Niestety nie, Graham – sama. Nie jest jednak gorzej – odpowiedź kamerdynera brzmiała, jak zwykle. Była wystudiowana, melodyjna, niczym część określonego rytuału, który obydwaj odprawiali.
- Odwiedzę ją po śniadaniu.
- Oczywiście, Graham – sama. Poinformuję Unemiko – san, że chce pan spędzić chwilę ze swoją siostrą.
- Dziękuję – Graham wstał z łóżka podchodząc do okna oraz wyglądając chwilę na jaśniejący słonecznym blaskiem ogród. Od lat spał nago, co wzbudzało zgorszenie pokojówki, młodziutkiej Lydii, która pomyliła kiedyś pory sprzątania i wchodząc do pokoju napatoczyła się właśnie na nagiego Grahama. To było jednak całkiem dawno. Od tamtej pory takie wypadki się nie zdarzały, choć Lydia ciągle rumieniła się na wspomnienie tamtego poranka.

Łazienka przypominała nieco tradycyjną, obitą drewnem, wyposażoną w balię, ale miała wbudowane wszelkie udogadniania. Praktyczne, choć ukryte i nie niszczące prostej elegancji. Graham umył się, po czym ubrany wyłącznie w długą yukatę udał korytarzem do jadalni. Pałac był pusty, jak zwykle. Długi korytarz lśnił czystością, ale też ciszą, którą przerywały wyłącznie kwilenia ptaków z tradycyjnego ogrodu. Natomiast szeroki główny hol przypominał raczej muzeum. Nie tylko swoją przestronnością, ale także klasycznym stylem zdobień nawiązującym do antycznej rzeźby.


Szedł powoli, zatrzymując się jedynie przed dużym obrazem przedstawiającym rodzinę, po parze: dorosłych osób, nastolatków oraz dzieci. Niewątpliwie jedynie uważny obserwator mógł wychwycić pewne podobieństwo wśród nich, ale nawet niespecjalnie bystra osoba rozpoznałaby Grahama. Młodszego nieco oraz roześmianego.
- To było dawno, bardzo dawno, tak dawno, że może nigdy się nie zdarzyło naprawdę, może to jedynie głupia wyobraźnia – przebiegły mu przez myśl zwykłe obrazy, setki nagłych fleszy z dalekiej przeszłości.

Jadalnia była długim, jasnym pokojem, ozdobionym szeregiem roślinnych stiuków. Na jej środku znajdował się stół, przy którym mogłoby zasiąść swobodnie i czterdzieści osób.
- Graham – sama – powitała go młoda dziewczyna w uniformie pokojówki w króciutkiej mini, znacznie więcej eksponującej niż ukrywającej. - Śniadanie zachodnie, czy orientalne? - trzymała w ręku pióro, by zapisać ewentualne wyjątkowe pragnienia swojego panicza, przy czym ciężko ukryć, że co chwila zerkała spod pięknych długich rzęs na kamerdynera, który wszedł tuż za Grahamem.
- Dziękuję Lydio, proszę to co zwykle, orientalne śniadanie.

Pokojówka uśmiechała się podając mu skromne jedzenie na srebrnej tacy. Widocznie lubiła swoją pracę, choć zapewne jeszcze bardziej lubiła towarzystwo przystojnego kamerdynera Manollo Tigalliego. Graham słyszał, że jego główny pracownik jest obiektem westchnień wielu pań. Do grona których także zaliczała się Lydia. Oczywiście, dumna dziewczyna nigdy by się nie przyznała przed sobą, że jej serduszko żywi jakieś inne uczucia niż profesjonalną obojętność. Jednak ukradkowe, odruchowe spojrzenia świadczyły o czymś kompletnie innym.
- Smaczne? - spytała.
- Owszem Lydio. Bardzo dobre, podziękuj Uemi – odpowiedział Graham starannie przeżuwając pokarm. Tak naprawdę nie było ani smaczne, ani niesmaczne. Kucharka Uemi, młodziutka dziewczyna, miała wiele chęci oraz ambicji, które nie szły niestety w parze z umiejętnościami. Starała się bardzo, jednak najlepiej wychodziły jej proste potrawy, typu gotowany ryż i właśnie takie śniadania standardowo Graham zamawiał. Jednakże średni co najwyżej smak jedzenia nie przeszkadzał Grahamowi. Potrafił jeść właściwie wszystko, tak obojętny na walory smakowe potraw, na cudowne, łechcące nozdrza, aromaty, jak nieruchome niemal było jego oblicze. Graham rzadko się uśmiechał, nigdy zaś nie śmiał. Przynajmniej od czasu wypadku. Miał jasne, lecz surowe oblicze, oczy żywe, świdrujące, lecz twarde, pełne obojętnej melancholii. Tak jak wygląd, taki miał również głos. Stonowany, jakby matowy, zawsze grzeczny, ale niemal wyprany emocjonalnie.

Śniadanie rozpoczynało kolejny rytuał: odwiedziny siostry. Znowu kolejne metry przemierzone pustymi korytarzami, odbijającymi lekko szurające echo miękkich papci. Kilka drzwi, które wielkością przypominały dawne bramy, wreszcie dotarł do wschodniego skrzydła, gdzie mieścił się gabinet Unemiko, pielęgniarki oraz służącej zajmującej się jego siostrą.


Pielęgniarka siedziała w swojej ulubionej pozie, mając założoną nogę na nogę. Niedawno ukończyła odpowiednie szkolenia i teraz Isolda cały czas znajdowała się pod jej opieką. Biorąc jednak pod uwagę, że siostra Grahama od lat była nieprzytomna, pogrążona we śnie nieustannym, Unemiko nie miała wiele pracy. Poza masażem, sprawami higienicznymi oraz lekami, właściwie dysponowała swoim czasem wedle własnego uznania. Grahamowi to nie przeszkadzało, pod warunkiem, że siostrze niczego nie zbywało. Miał nadzieję, ze któregoś dnia medycyna, lub przypadek spowodują, że dziewczyna się ocknie z wieloletniego snu.

Nawet nie zadawał pytania pielęgniarce, jak wygląda sytuacja. Gdyby nastąpiła jakakolwiek zmiana, miała obowiązek natychmiast zawiadomić chłopaka.
- Konnichiwa, Unemiko – san – powitał ją przechodząc przez gabinet.
- Konnichiwa, Graham – sama – jego służba miała obowiązek zawsze zwracać się do niego po imieniu. Denerwowało go typowe Reser – sama. Tak lubił, żeby się do niego odzywano, wyłącznie starszy brat. Tymczasem Graham nie chciał mieć niczego wspólnego ze swoim bratem. Kazał wyrzucić wszystkie jego rzeczy, ubrania, meble, książki. Porozdawać, lub spalić, byle nic nie przypominało tego łajdaka. Co innego siostra. Isolda urodziła się przed starszym bratem tuż tuż. Byli prawdziwymi bliźniakami, choć niejednojajowymi. Zawsze jednak wyglądała bardzo dziecinnie. Dopiero jako nastolatka wystrzeliła i wzrostem i krągłościami zmieniając się z brzydkiego, małego kaczątka w prawdziwą damę. Ale wtedy zdarzył się wypadek. Wszystko się zmieniło. Mogła tylko spać, zaś Graham mieć nadzieję, że pewnego dnia, niczym bajkowa Śpiąca Królewna, znajdzie swojego księcia, który ją obudzi pocałunkiem.
- Graham - sama, Isolda - sama ma dzisiaj badania - przypomniała pielęgniarka. Graham skinął. Jego siostra co tydzień była zabierana do szpitala na badania. Przebywała tam dzień, lub dwa. Potem ponownie ją przewożono do domu. Nic się nie zmieniało od czasu wypadku.

Później znowu puste korytarze oraz obszerne szafy garderoby. Ubrał mundurek charakterystyczny dla jego szkoły. Fizyka, matematyka oraz japoński. Tego ostatniego nie cierpiał, szczególnie ze względu na przynudzającą panią Umezu, która sama ledwo rozróżniała Genji Monogatari od Makura no soshi. Niestety, japonistka miała to do siebie, że uważała się za najmądrzejszą nauczycielkę na japońskiej ziemi. Cóż Graham uważał, że takie osoby stanowią element czegoś, co dorośli określali jako trudne warunki pracy. Młynarze mieli pył, użytkownicy młotów pneumatycznych hałas, natomiast uczniowie jego high school panią Umezu. Trzeba ją było przetrzymać niczym przykre rozwolnienie.

Ruszył do samochodu. Limuzyna już czekał ana stanowisku. Szoferem okazał młody chłopak Hikaru, nieco jedynie starszy od osiemnastoletniego Grahama, kuzyn kamerdynera Tigalliego. Hikaru pełnił właściwie rolę lokaja, przynajmniej na takie stanowisko został przyjęty. Ale okazało się, że kompletnie nie ma zamiłowań lokajskich, za to świetnie prowadzi oraz doskonale walczy wręcz. Pełnił rolę bliskiego kolegi. On również, jako jedyny spośród całej grupy pracowników pałacu, miał przywilej zwracania się do Grahama po imieniu.
- Gdzie jedziemy? - spytał wesoło, choć doskonale wiedział, że szkoła nie poczeka, zaś Graham nie lubił się spóźniać.
- Szkoła, jak zwykle.
- Nie masz ochoty na wagary? – zasugerował jak zwykle Hikaru włączając kluczyk.
Oczywiście dostał odpowiedź, jak zwykle.
- Czy kiedykolwiek miałem?
- Nie przypominam sobie – przyznał szofer. - Właśnie to jest nienormalne – mruknął jeszcze startując z kopyta.

Chiyoda nie należy do największych dzielnic Tokio, ale z pewnych względów stanowi centrum nowoczesnej Japonii. Tutaj mieści się zamek Edo zamieszkiwany przez osobę, która jest symbolem nowoczesnego kraju, czyli cesarza Akihito. Tutaj także jest parlament, którego bliskość sprawia, że mieszkańcy Chiyody co rusz mogą natknąć się na ważnego polityka, lub zagranicznego gościa. Toteż nawet jeśli niektóre części Chiyody nie przypominają oświetlonej szaleństwem neonów Shibyui, czy wysokościowców Ikebukuro, mają swój smak, zaś wiele znanych osobistości właśnie tutaj stworzyło swoje rezydencje.

Smak, klasyka, niekiedy wytworna skromność, czasem lekko podrasowana ekskluzywnym gustem. Takie były tu szkoły, budowane często na dawną modę, rezygnujące z technologii wielkiej płyty.


High school w centrum Chiyody mogła być wyłącznie szkołą wyjątkową. Predestynowało bowiem ją samo miejsce. Należała do owych prywatnych liceów, które kształcą przyszły narybek japońskich elit. Oczywiście, rodzice uczniów słono za to płacili, gdyż była to szkoła prywatna. Rzecz jasna mieli do niej dostęp także zwykli uczniowie, których sponsorowały władze municypalne, albo rząd. Decydowało szczęście, wyniki naukowe oraz miejsce zamieszkania. Początkowo właściciele szkoły nieco zżymali się na takie egalitarne rozwiązanie narzucone przez ministerstwo oświaty, później jednak uznali, że mieszanka pochodzenia może przynieść niezły efekt. Czy rezultat okazał się odpowiednio pozytywny? Trudno powiedzieć, jednak faktem jest, że to high school stanowiło wyjątkowy konglomerat snobizmu oraz przeciętności, która jakimś cudem stworzyła normalną uczniowską społeczność.

Dyrekcja zdecydowanie popierała bratanie się uczniów oraz działalność pozalekcyjną. Toteż takiego Grahama, który nie interesował się szkołą poza normalnymi przedmiotami raczej postrzegano, jako kogoś dziwacznego. Gdyby nie fakt, że należał do istotnych sponsorów, prawdopodobnie zaproponowanoby mu przeniesienie. Tak zaś raczej dawano mu jedynie do zrozumienia, że nie nadąża za etosem szkoły, gdzie nie ma miejsca na indywidualizm oraz dobrowolną samotność. Oczywiście wyłącznie poza plecami, gdyż oficjalnie wszyscy dyrektorzy wyłącznie się uśmiechali.

Takie podejście jednak do innych uczniów nie przysparzało mu popularności. Nie interesował się sprawami klasy. Przychodził, wyciągał książki, potem odjeżdżał do swojej posiadłości. Uprzejmy, ale obojętny, miły, ale chłodny, właściwie niektórych wkurzał taka postawą jeszcze bardziej, niż kilku nowobogackich zadufków, którzy sypali forsą na lewo, czy prawo, byle się popisać przed resztą uczniów. Nie reagował na próby nawiązania przyjaźni, chociaż nie miał nic przeciwko miłej rozmowie na jakieś konkretne tematy, nie polegającej na laniu wody. Problem był jednak taki, że dla Grahama owym laniem wody było 99% spraw interesujących jego rówieśników: kino, aktorzy, zespoły, wreszcie kto, z kim oraz dlaczego chodzi / przespał się / planuje chodzić etc. Tak omijała go większa część owych szkolnych plotek, którymi tętni każdy przybytek oświaty. Nie odpowiadał na liściki miłosne znalezione pod szafką na szkolne obuwie oraz nie przychodził do szkoły w dzień Walentynek, ażeby przypadkiem ktoś nie chciał mu wręczyć czekolady.

Taka postawa przez jakiś czas budziła zdziwienie, potem niechęć, jeszcze później zaś ogólnie uznano go za aspołecznego osobnika, którego trzeba tolerować. Nieufność oraz niepewność, którą budził, sprawiały, że na jego temat szeptano raczej po kątach, kiedy przechodził szkolnym korytarzem, niż prosto face-to-face. Kiedy wszedł do klasy Hiruko Seina, przewodnicząca, rozmawiała właśnie z Kenjim Hibatą z samorządu uczniowskiego. Plotki głosiły, że Festiwal Wiśni będzie wyjątkowo huczny oraz samorząd zapraszał wszystkich chętnych do współpracy. Hiruko cieszyła się opinią zaangażowanej społeczniczki oraz bardzo bystrej dziewczyny posiadającej niespożytą energię. Uwielbiała coś tworzyć, organizować, jeśli nie na terenie szkoły, to osiedla, gdzie jej tato posiadał zakład fryzjerski cieszący się ogólnokrajową renomą.


Na widok Grahama przerwali ożywioną dyskusję.
- Cześć Reser – przywitał go obojętnie Kenji, zaś Hiruko skinęła lekko.
- Witaj, Reser-san.
Odkłonił się tradycyjnie dodając formalne powitanie, po czym usiadł za stolikiem. Nagle uśmiechnął się zaskakując obydwoje. Hiruko prawie otworzyła usta, może widząc po raz pierwszy miłe skrzywienie warg na jego twarzy.
- Czy coś się stało, Reser-san? - spytała niepewnie. - Pewnie śniadanie było niezbyt odpowiednie?
- Nie, dziękuję. Po prostu jest ciepło.
- Ciepło? No tak słońce bardzo ładne, jednak … - Hiruko nie dokończyła, gdyż przerwało jej wejście kolejnych uczniów. Rozbiegany, wesoły tłum dyskutujący na temat koncertu Takasugi Satomi, na którym była większość klasy.
- Ciepło – powtórzył jakby nie zauważając nagłego ruchu wokół niego. Bowiem mocno zdziwiony wyczuwał jakąś niezwykłą aurę, falę energii, która leciutkim pulsowaniem dotykała jego zmysłów.
 
Kelly jest offline  
Stary 31-05-2011, 13:06   #5
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Ciemność spowijała ją niczym kokon nie pozwalając dostrzec nawet gwiazd. Samotność wsączała się w jej serce niczym trucizna, a mrok powoli obezwładniał i dusił... Chciała krzyczeć, ale z jej ust nie wydobył się nawet pojedynczy dźwięk. Szarpnęła się trzymając za gardło, by nagle otworzyć oczy i zorientować się, że znajduje się bezpieczna w swojej sypialni.
Wciągnęła głębiej powietrze próbując się uspokoić i zerknęła na zegarek - dochodziła trzecia nad ranem. Wiedziała, że nie zaśnie przez co najmniej godzinę, wstała więc i podeszła do biurka.
Zapaliła łampkę, uruchomiła komputer i weszła na grę.

***

- … Sumire! Panienko Sumire! - przez sen przebijał się znajomy głos.
Otworzyła powoli oczy i rozejrzała lekko. Siedziała przy komputerze, który buczał cichutko, a koło niej stała przestraszona pokojówka.
- Ayako... dzień dobry... - Sumire odezwała się jeszcze lekko zaspanym głosem i przeciągnęła miękko.
- Panienka znowu zasnęła przy komputerze! Jak się panienki mama dowie, to obie będzie miały kłopoty...
- A od kogo ma się dowiedzieć? - dziewczyna spojrzała spokojnie na służąca, ta spłoszyła się lekko.
- Ale panienki mama powinna wiedzieć... bo panienka znowu miała koszmary, prawda?
- Nawet jeśli. - Sumire wzruszyła lekko ramionami.
- Lekarz...
- Nie! - dziewczyna przerwała ostro pokojówce, nim ta zdążyła dokończyć zdanie. - To nie pomaga, a tylko nasila problem. Dlatego nie chcę, by matka o tym wiedziała, rozumiesz? - ostatnie słowa wypowiadane były już łagodnie, a w spojrzeniu Sumire pojawiła się prośba.
Ayako westchnęła cicho i pokiwała głową.
- Dziękuję - panienka Kanagawa uśmiechnęła się ciepło. - Nie martw się, zaraz zejdę na śniadanie.
Pokojówka odpowiedziała również uśmiechem, ukłoniła się i wyszła z pokoju.
Sumire jeszcze przez chwilę siedziała w zamyśleniu przyglądając sie ekranowi, na którym widniała wiadomość od jej przyjaciół.

Znowu zasnęłaś nie zdążywszy się wylogować i nie mieliśmy okazji życzyć Ci dobry snów. Zatem miłego dnia.

Usmiechnęła się ciepło na myśl o jej gildii w grze i wyłączyła komputer.
Krótki prysznic, ubranie mundurka i mogła schodzić do jadalni na wspólny posiłek.

***

Śniadanie było jedynym posiłkiem, podczas którego cała rodzina Kanagawa się spotykała i dyskutowała. W ogromnej jadalni przystosowanej do pomieszczenia i dziesięciu gości, pasującej do wielkiego domu, w którym mieszkali ich głosy niosły niczym w amfiteatrze.
Sumire zdecydowanie wolała jadać w kuchni, gdzie przynajmniej można było poczuć się swobodniej. Jednakże poranny posiłek był wspólnym rytuałem i nie zamierzała się temu przeciwstawiać. Skoncetrowana na swoim jedzeniu nawet nie wsłuchiwała się zbytnio w rozmowę rodziców o interesach, gdy z zamyślenia wyrwał ją głos matki.
- Sumire, Tetsuya-san, chciałby się dziś z Tobą zobaczyć. Mam nadzieję, że nie odmówisz.
Dziewczyna spojrzała na rodzicielkę i skinęła tylko delikatnie głową.
- Zupełnie nie rozumiem jak możesz być taka niechętna tym spotkaniom. Małżeństwo z dziedziciem rodu Sengawa, to wielki zaszczyt. Poza tym Tetsuya-san zgodził się byś mogła studiować, po ukończeniu szkoły. Jest Ci bardzo przychylny. - pani Kanagawa perorowała z emfazą nie zwracając uwagi na potaknięcia córki.
- Tak, mamo. To wielki zaszczyt i dlatego cieszę się, że mogę się z nim dziś zobaczyć. - Sumire udało się w końcu wypowiedzieć pełne zdanie.
- Moje drogie dziecko... ja chcę byś była szczęśliwa. No uśmiechnij się.
Uśmiechnęła się posłusznie zmieniając twarz w maskę, by zadowolić matkę, po czym podziękowała za śniadanie i wstała od stołu.
- Muszę już jechać do szkoły. Miłego dnia Wam życzę. - ukłoniła się głęboko i ruszyła w stronę wyjścia. Ayako zaraz znalazła się obok niej podając teczkę i płaszczyk.

***
tło muzyczne: YouTube - ‪Vampire Knight ending theme- Still Doll with english lyrics‬‏

Przed szkolną bramą czekała na nią limuzyna. Sumire nie wiedziała jak to robi, ale instynktownie wyróżniała samochód Tetsuyi od pozostałych przyjeżdżających pod szkołę. Podeszła spokojnie do pojazdu, a gdy tylko znalazła się w odległości dwóch metrów od niego otworzyły się drzwi od strony kierowcy i wyszedł z nich Houri - szofer Sengawy.
- Dzień dobry panienko Sumire. - ukłonił się nisko.
- Dzień dobry. - odkłoniła się grzecznie.
Houri otworzył tylne drzwi i dziewczyna ponownie zmieniając twarz w maskę weszła do limuzyny. Ciche trzaśnięcie drzwi skojarzyło się jej z zamykaną klatką.
- Sumire-chan, dobrze Cie widzieć. - głos Tetsuyi jak zwykle przeniknął ją nieprzyjemnym dreszczem.
- Ciebie również, Tetsuya-san. Dziękuję za zaproszenie. - skłoniła głowę z łagodnym uśmiechem.
- Drobiazg. W końcu muszę dbać o mojego kwiatka, prawda. - pogładził ją delikatnie po policzku. - Houri, tam gdzie zwykle. - poinstruował szofera przez interkom, gdyż od przednich siedzeń oddzielała ich przyciemniana szyba. Samochód ruszył płynnie w kierunku Asakusy.


***

Tradycyjna restauracja, do której przyjechali popołudniami pełna była gości, ale stali klienci zawsze mogli liczyć na osobne pokoje, w których zapewniano im pełną prywatność. Po wybraniu potraw z eleganckiego menu, kelnerka usunęła się niezauważenie.
- Jak Ci minął dzień? - dźwięk głosu Tatsuyi po dłuższej ciszy zabrzmiał ostrzej niż zwykle.
- W szkole panuje lekkie rozprężenie, gdyż zakonczyliśmy już wiosenne testy i wszyscy czekają niecierpliwie na hanami. - odparła spokojnie gładko omijając najistotniejsze fakty.
- Są już wyniki?
- Znalazłam się w pierwszej piątce. - słowa te wypowiedziała bez jakiejkolwiek chełpliwości.
- Brawo. - Tetsuya skłonił lekko głowę z uznaniem. - Wyznaczono już termin hanami?
- Jeszcze nie... - Sumire spuściła wzrok.
Mężczyzna wziął jej dłoń w swoją.
- Wiesz, że nie chcę byś oglądała wiśnie beze mnie... - jego głos wydawał się być lekkim pomurkiem.
- Wiem...
- Doskonale. - Tetsuya rozluźnił się natychmiast. - Zatem obejrzymy hanami razem.
Najwyraźniej zadowolony z takiego obrotu sprawy zaczął spokojnie opowiadać o negocjacjach handlowych jakie dziś przeprowadził. Monolog przerwała mu kelnerka, która sprawnie rozstawiła wszystkie miseczki, talerzyki, kubki i ręczniki do rąk. Przyniosła jedzenie i z gracją nalała zielonej herbaty. Gdy skończyła ukłoniła się lekko.
- Czy po posiłku życzą sobie państwo, by przynieść im koto? - zapytała.
- Ależ oczywiście. - odpowiedział Sengawa. - Zagrasz dla mnie Sumire, prawda?
Ona jedynie kiwnęła głową kłaniając się lekko. Granie na koto było ich swoistym rytuałem.
Czasami zastanawiała się czy Tetsuya nie traktuje jej jak swojej prywatnej gejszy, ale dopóki rodzice tak entuzjastycznie podchodzili do tego małżeństwa nie mogła nic na to poradzić.
Po skończonym posiłku udała się do toalety, a gdy wróciła wszystkie naczynia zostały już zabrane, jedynie czarki z herbatą pozostawiono. Jedną poduszkę umieszczono troszkę dalej od stołu i przed nią leżało koto. Sengawa półleżał na poduszkach bardziej z boku. Uśmiechnął się, gdy weszła i wskazał poduszkę.
Sumire usiadła z gracją i uniosła instrument. Przez chwilę jej palce błądziły po strunach szukając właściwej melodii, by w końcu wyczarować delikatną muzykę.

YouTube - ‪Japanese Koto "Tegoto" by Michio Miyagi <手事・第三->宮城道雄作曲‬‏

Tetsuya słuchał z zamkniętymi oczami. Przez ten krótki moment, gdy melodia płynęła po pokoju jej maska opadała ukazując prawidziwe oblicze. Zatopiła się w muzyce nie zauważając nawet, iż mężczyzna znalazł się tuż przy niej. Melodia urwała się niczym ucięta nożem. Sumire spłoszona spuściła wzrok.
- Wybacz... Nie chciałem Cie przestraszyć... uwielbiam jak grasz... - Tetsuya mówił powoli, z namysłem, a jego ręka powędrowała do jej podbródka i uniosła jej twarz tak, by musiała na niego spojrzeć. - Zdajesz się być inną osobą, gdy grasz...
- Dziękuję... - wydukała. - Bardzo się cieszę, że moja gra tak ci się podoba Tetuya-san...
Ręka mężczyzny powędrowała na jej szyję. Wciągnęła głębiej powietrze opuszczając znów głowę. - Bardzo przepraszam... ale będę musiała już wracać...
Sengawa westchnął cicho cofając dłoń.
- No tak.. musisz pewnie odrobić lekcje...
Sumire pokiwała lekko głową wbijając ciągle wzrok w swoje dłonie. Tetsuya wyciągnął komórkę z kieszeni i wystukał jakiś numer.
- Houri? Przyjedź pod wejście. - powiedział do słuchawki i się rozłączył. - Będzie czekał na ciebie na zewnątrz, ja tu jeszcze zostanę. - pogłaskał ją po policzku.
Dziewczyna wstała ostrożnie i ukłoniła się głęboko.
- Dziękuję... i dziękuję za zaproszenie.
- Drobiazg. Zobaczymy się w niedzielę.
Skinęła głową, ukłoniła raz jeszcze i wyszła z pokoju zostawiając Sengawę wpatrzonego w kaligrafię na ścianie.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 01-06-2011, 00:07   #6
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozpoczął się nowy dzień. Całkowicie nowy. Konkretnie to pierwszy w tym miejscu. Shiro był podniecony zmianą mieszkania. I tym co go czekało. Tego dnia jeszcze nie szedł do przedszkola. Ale to tym lepiej, będzie miał więcej czasu na sprawy naprawdę ważne. Z resztą, dopóki opiekował się nim dziadek Kazuki, była szansa, że w ogóle uniknie farsy związanej z tą placówką wychowawczą.

Wstał z łóżka i szybko się ubrał. Grzecznie przywitał się z dziadkiem i siadł do posiłku. Na śniadanie też nie poświęcił zbyt dużo czasu, a gdy tylko dziadek przeszedł do swojego pokoju, porzucił wszelkie pozory, odłożył pałeczki i posilał się najzwyczajniej w świecie palcami. Gdy skonczył, umył zęby i założył buty.
- Shiro, włosy uczesz! - krzyknął za nim dziadek.
- Hai, Ojii-san - odpowiedział i niechętnie wziął się za poprawianie fryzury. Od tej nielubianej przez niego czynności wybawiło go pukanie do drzwi. Odłożył grzebień i pobiegł otworzyć. Pieszczoty kobiety, która przyszła odwiedzić jego dziadka, były najwidoczniej karą, jaką wszechświat wymierzał wszystkim nieposłusznym dzieciom. Shiro zrobił dobrą minę do złej gry i uśmiechnął się radośnie do gościa. Pozwolił jej wejść do środka, a sam czym prędzej czmychnął.

Biegł ulicą przed siebie. Nie był jeszcze pewien, gdzie go nogi niosą, ale piękny słoneczny dzień i wiatr we włosach sprawiały, że spokojny chód zdawał się nie na miejscu. Po prostu obowiązkowo należało biegać, tańczyć i podskakiwać. W zasięgu wzroku Shiro nikt z dorosłych tego nie robił, więc tym bardziej czuł się zobowiązany nadrobić braki radości w społeczeństwie. Rozglądał się przy tym uważnie pamiętając, że ma zadanie.

Sytuacja nie była komfortowa. Brakowało mu informacji. Nie wiedział ani gdzie szukać wojowników, ani kogo się obawiać. Wiedział tylko, że cokolwiek będzie się działo, Tokio będzie teatrem. Ale chęć przesłuchania wszystkich mieszkańców miasta oznaczała, że będzie miał zajęcie przez najbliższe stulecie. Najlepsze rozwiązanie, jakie przyszło mu do głowy, polegało na przeczesywaniu mocno uczęszczanych miejsc z nadzieją, że albo wyczuje energię wojowników, albo trafi na atak wrogów. Skierował zatem swe kroki w stronę najbliższego parku. O tej porze jeszcze większość ludzi pracowała, ale i tak park był niemal pełen. Zwyczaj podziwiania kwitnących wiśni ściągnął tam wszystkich, którzy akurat nie mieli pilnych zajęć.

Nagle poczuł coś. Moc. Gdzieś zamanifestowała się czyjaś potęga. Nie było to blisko i zdecydowanie nie była to dobra energia. Ile sił w nogach pobiegł w stronę najbliższego bloku mieszkalnego. Wsiadł do windy i wcisnął przycisk najwyższego piętra. Korzystając z okazji, że nikt go nie może zobaczyć, sięgnął po kapelusz. Ten zmaterializował się znikąd na żądanie swego pana. Włożył go na głowę, a z jego ronda sypnęły się iskry, przesłaniające na moment sylwetkę Shiro. Gdy opadły, jego ubiór był już całkowicie odmieniony. Zamiast swobodnego dziecięcego ubrania miał teraz na sobie kompletny garnitur: czarną koszulę, białe spodnie zaprasowane w kant, białą marynarkę, takież lakierki, muchę pod szyją i elegancki kapelusz. Oczy zasłaniała mu maska rodem z balu przebierańców. Gdy drzwi windy się otwarły był już całkowicie gotów. Spojrzenie z góry na miasto pozwoliło mu rozpoznać, że kłopoty miały miejsce w hali sportowej pobliskiego zespołu szkół. Nie zwlekając udał się na miejsce.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 01-06-2011, 19:29   #7
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
-Widziałem, że przyglądałaś się plakatowi, nie chciałabyś się ze mną wybrać?Wyglądasz na miłą dziewczynę, moglibyśmy się lepiej poznać.
Na twarzy Sumire pojawił się delikatny rumieniec. Nie widziała wcześniej tego chłopaka, ale w sumie nie przyglądała się zbytnio wszystkim uczniom w szkole...
- Bardzo przepraszam... - skłoniła się grzecznie. - Niestety ten dzień mam już zaplanowany.
Chłopak podrapał się energicznie po głowie.
-Jesteś pewna, że nie dałoby się nic zrobić? Jestem nowy w szkole... i nie mam z kim iść.- jego twarz wyraźnie posmutniała.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo mi przykro, niestety nie... - Tetsuya-san zabronił jej samej oglądać hanami. Musiała się więc podporządkować.

Korytarzem obok Sumire i jej rozmówcy przechodził wysoki mężczyzna. Wyraźnie nie japończyk. Miał ze dwa metry wzrostu, duże okulary i dredy. Był ubrany elegancko, ale luźno. Czerwona koszula, czarna marynarka i dżinsy. Do tego czarne buty sportowe i gruba, hebanowa laska. Obok niego szła nieco niższa, choć wciąż wysoka dziewczyna trzymając go pod rękę. Również nie japonka. Miała blond włosy i była... bardzo ładna. W pewnym momencie stanął koło pięciu metrów przed dwójką. Blondynkę to zaciekawiło, choć na razie nic nie mówiła. Tylko patrzyła to na Jerycha to na dwójkę przed nimi
-Znasz ich Jerycho?
Nie odpowiedział. Tylko ściskał mocno swoją laskę. Zagryzł wargę. Zdawał się... drżeć?
Sytuacja robiła się coraz dziwniejsza. Sumire spojrzała niepewnie na dwójkę gaijinów, ale gdy zauważyła, że przystanęli natychmiast spuściła wzrok.
- Bardzo przepraszam Takashi-kun. - ukłoniła się ponownie. - Muszę już iść.
Najpierw spojrzał zdziwiony na wysokiego mężczyznę u boku, którego stała piękna kobieta. Następnie zwrócił wzrok na Sumire.
-W porządku, rozumiem. Mam jednak nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- uśmiechnął się do niej serdecznie.
-O co chodzi Wielkoludzie?- potrząsneła trzymanym ramieniem dziewczyna. Była wyraźnie zaniepokojona. A mężczyzna wciąż tylko stał. Zdawał się intensywnie myśleć.
W tym momencie zarówno Sumire jak i Takashi poczuli coś niezwykłego. Przez chwilę wydawało im się, że się znają, pomimo, że nigdy wcześniej się nie widzieli. Takashi odszedł szybkim krokiem w stronę wyjścia ze szkoły.
Jerycho odprowadził go wzrokiem aż do wyjścia po czym jeszcze chwilę gapił się w drzwi.
-Długo będziesz mnie jeszcze ignorować?
-Poczekaj tu chwilkę!
-Co?
-Mówię byś poczekała.
Wyrwał się z uścisku Sary i pobiegł za człowiekiem który wyszedł.
Sumire stała jeszcze przez chwilę kompletnie zaskoczona patrząc za odchodzącym chłopakiem, w końcu leciutko potrząsnęła głową i zwalczając chęć udania się za znikającą dwójką ruszyła w kierunku biblioteki.



Jerycho wybiegł za Takashim, lecz ze zdziwieniem stwierdził, że... nie ma go nigdzie w pobliżu. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Rozejrzał się chowając okulary w kieszeń marynarki
Miał już wracać do szkoły, kiedy nagle usłyszał krótki krzyk młodej dziewczyny, pewnie jednej z uczennic. Dźwięk dobiegał z sali sportowej, która teraz powinna być pusta.
Rzucił się biegiem w tamtą stronę
Kiedy wpadł do sali jego oczom ukazał się niecodzienny widok. W powietrzu lewitowała jakaś postać... bardzo dziwna postać, ledwie przypominająca człowieka. Był to prawdopodobnie mężczyzna. Na głowie miał wysoką, sztywną czuprynę o fioletowym kolorze. Ubrany był w przylegającą do ciała szatę, tego samego koloru co włosy. Na ziemi leżała zdezorientowana dziewczyna, podpierała się jedną ręką, była cała posiniaczona. Obok niej leżały nieprzytomnie dwie inne uczennice. W odległości dwóch metrów od niej stała kolejna dziwna osoba. Ubrana była jak pospolita uczennica, w ubiór na wzór marynarskiego mundurka, lecz jej skóra była nienaturalnego bladego koloru, stała w bojowej pozycji.
Lewitująca postać patrząc się z politowaniem na dziewczynę powiedziała:
-Twoje koleżanki widocznie nie były wojowniczkami, zobaczymy jak to będzie z tobą! Kiko, do dzieła!
Bladoskóra “uczennica” złożyła ręce, w których zaczęła się kumulować i materializować energia.
Jerycho cofnął się przerażony. Ściskał mocno w dłoni swoją laskę.
-Co jest?- wyszeptał.
-Co jest KURWA!- zakrzyknął na całe gardło.
Lewitujący mężczyzna natychmiast spojrzał w stronę źródła głosu.
-Co? Znowu TY?! Machnął ręką i na ścianie sali pojawił się portal.
-Kiko! Nim się najpierw zajmij! Ta dziewczyna i tak nie jest wojowniczką, inaczej dawno by już zareagowała.- wleciał do portalu, który sekundę po tym zamknął się, a na ścianie nie pozostał żaden ślad. “Uczennica” odwróciła się w stronę Jerycha, w jej oczach widać było obsesję, a rysy twarzy wcale nie wskazywały na to, że to ludzka twarz. Uśmiechnęła się złowrogo.
Jerycho cofnął się kilka kroków szeptając w kółko najróżniejsze przekleństwa w trzech językach. Instynktownie obniżył środek ciężkości.
-Co tu się dzieje?
Uśmiech z jej twarzy nie znikał, odezwała się ponurym, niskim głosem:
-Ta wiedza nie będzie Ci zbytnio potrzebna.- ponownie złożyła ręce tak jak poprzednio. Jerycho poczuł drżenie podłoża pod stopami.

Sumire w połowie drogi do biblioteki zaczęła wyczuwać jakąś dziwną, niepokojącą energię w okolicy. Przystanęła i rozejrzała się, ale wokoło najspokojniej kręcili się inni uczniowie. Odetchnęła głębiej. Co się dzieje? Czyżbym już za dużo czasu na grze spędzała? Potrząsnęła lekko głową i ruszyła dalej, gdy nagle w jej myślach pojawił się obraz sali gimnastycznej. Dziwna energia stała się jakby bardziej namacalna, dziewczyna niewiele myśląc szybkim krokiem zawróciła i skierowała się w stronę sali gimnastycznej.

Jerycho zerwał się do biegu. W bok. Nie do uczennicy.
W miejscu w którym stał przed chwilą nastąpiła niewielka eksplozja. Na szczęście nie dosięgnęła chłopaka. W drzwiach sali gimnastycznej pojawiła się kolejna osoba- Sumire.
Jerycho “schował” się za koszem.
-Uciekaj dziewczyno!- zakrzyknął.
“Uczennica” spojrzała złowrogo na Sumire. Jej oczy chwilowo rozbłysnęły. Dziewczyna usłyszała za sobą groźne szczekanie. Kiedy spojrzała za siebie zobaczyła psa, jego oczy były mętne, był bardzo agresywnie nastawiony, powoli zbliżał się do dziewczyny. W tym czasie dziwna kreatura, która była sprawcą całego zamieszania spojrzała ponownie na Jerycho. Złożyła ręce tak samo jak poprzednio.
Nie czekał. Od razu odskoczył. Tym razem szarżował już w stronę uczennicy. Usłyszał za plecami eksplozję. Przyglądał się jej dłoniom. Stres działał na niego stymulująco, szybko myślał, szybko rozumiał. Te eksplozje to po tym jak ona złoży ręce. Nie wiedział jak to robiła... ale widział już dziwniejsze rzeczy... znaczy dziwniejszą rzecz.

Sumire mając wściekłego psa za plecami wbiegła szybko do środka sali i zatrzasnęła drzwi za sobą, po czym rozejrzała się zdziwiona. W zasadzie nie wiedziała po co tu przyszła.
Uczennica głośno zaklęła, następnie roześmiała się.
-Szybki jesteś jak na człowieka.-
Rzuciła się na niego, jej dłoń przemieniła się w długie, ostre nożyczki, lecz tym razem nie wykazała się sprawnością, poślizgnęła się na gładkiej powierzchni sali uderzając twarzą o podłoże.
Co?!”- warknął gaijin nie rozumiejąc co się dzieje. Dobra, nie musi rozumieć. Trzeba działać. To, że się przewróciła również zignorował.

Sumire patrzyła na całą scenę z szeroko otwartymi oczami i ustami.

Jerycho półślizgiem znalazł się za “uczennicą”. Chwycił ją za nadgarstek ręki, która wciąż była ręką, wykręcił na plecach w dźwignię, jednocześnie włożył swoją laskę między ostrza nożyc i również wykręcił tak by nic nie mogła nimi zrobić. Wzmocnił dźwignię przygniatając ją swoim ciałem.
-Kim ty, kurwa, jesteś!- warknął do niej.
“Uczennica” w dotyku była zimna... wręcz nienaturalnie lodowata. Próbowała się jakoś wydostać, lecz wszelkie próby skończyły się niepowodzeniem. Przez chwilę krzyczała skrzeczliwym głosem.
-Wypuść mnie! Słyszysz?! Wypuść!
-Kim jesteś wiedźmo?!
-Mam misję! Nie mogę zawieść!- nadal się wierciła i z całych sił próbowała wydostać, lecz wciąż nie dawało to oczekiwanych przez nią rezultatów.
Jerycho wykręcił rękę jeszcze bardziej starając się zmusić ją do zaprzestania prób. Poskutkowało.
-Powtarzam. Kim ty jesteś czarownico? Jak wysadziłaś podłogę? Ładunki wybuchowe? Skąd je miałaś?

Panna Kanagawa otrząsnęła się w końcu z szoku i spojrzała w kierunku leżących pozostałych uczennic. Podbiegła do tej w miarę przytomnej i poklepała ją lekko w twarz.
- Słyszysz mnie?
Dziewczyna nie miała siły nic mówić, jedynie cicho mruknęła i poruszyła powoli głową.
- Jesteś w stanie wstać? Musimy stąd iść... - Sumire zerknęła na dwie pozostałe dziewczyny. Nie miała wyjścia, musiała je zostawić, by wyprowadzić stąd przynajmniej tą jedną uczennicę i wezwać pomoc. Objęła dziewczynę próbując pomóc jej wstać. W paru próbach w końcu chwiejnie stanęły i panna Kanagawa zaczęła prowadzić dziewczynę w kierunku pokoju nauczyciela. Szły powoli pod samą ścianą. Sumire modliła się w duchu, by udało się im dotrzeć do drzwi ewakuacyjnych i stąd wyjść.

 

Ostatnio edytowane przez Koinu : 01-06-2011 o 19:33.
Koinu jest offline  
Stary 01-06-2011, 19:33   #8
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Wydarzenia w sali gimnastycznej ciąg dalszy

W pewnym momencie jedne z drzwi do hali otwarły się i wszedł przez nie dość nietypowy osobnik. Wzrostu i postury mizernej, ale ubrany w biały garnitur, biały kapelusz i czarną koszulę. Na szyi miała białą muchę, a oczy zasłaniała jej maska. Postać rozejrzała się po sali.
- Proszę opuścić salę! - zawołała dziwnie piskliwym głosem.

- Kolejny dziwoląg? - Sumire mruknęła pod nosem i otworzyła drzwi do pomieszczenia przeznaczonego dla nauczycieli. Dziwoląg czy nie, mówił konkretnie i dziewczyna zamierzała właśnie to zrobić. Pociągnęła koleżankę za sobą i weszły do pokoiku.
Postać przetrzymywana przez Jerycho przekręciła głowę nienaturalnie mocno, tak, że mogła zobaczyć nowego gościa. Jej skóra pobladła jeszcze bardziej, o ile było to możliwe.
-Co?! Czy to możliwe? Rycerz?!-
-Kim pan jesteś?!- co to za dziwak? Przecież to na pierwszy rzut oka MUSIAŁO wyglądać jakby jakiś pedofil dobierał się do uczennicy!
“Uczennica” warknęła głośno, w pokoju nauczyciela jedno z krzeseł wzbiło się w powietrze i poszybowało tuż nad głową Sumire, wleciało do sali i skierowało się z zawrotną prędkością w stronę Jerycho.
Sumire klapnęła na ziemię przestraszona bliskim przelotem krzesła nad jej głową i uspokajała walące szalonym galopem serce.
- Rycerz. Ale nie zaprzątaj sobie tym głowy. Twoje problemy właśnie dobiegają końca.
Dziwna postać sięgnęła do kieszeni i wyjęła z nich dwie garści jakichś niewielkich przedmiotów.
- Odsuń się od niej! - krzyknęła rozkazująco w stronę Jerycha, po czym jedną z garści rzuciła w stronę lecącego krzesła. Trzymane przez nią obiekty, będące najwidoczniej niewielkimi kolcami, poleciały z niespodziewaną prędkością. Niestety nie przyniosło to żadnego efektu, oprócz poobijanej nieco farby ze ściany, w którą trafiły.
Jerycho nie słuchał co facet mówi. Nie miał czasu. Nie puszczając dziewczyny skoczył ciut w tył podnosząc ją do klęczek i chowając się za nią. Bardzo uważał na te cholerne nożyce. Później się nadziwi.
Krzesło roztrzaskało się o ścianę.
Latające krzesła? Co tu się dzieje? Panna Kanagawa obróciła się i spojrzała niepewnie za siebie, by zobaczyć co dzieje się w środku sali.
-Co pan mówiłeś?- Zwrócił się do nowoprzybyłego.
- Odsuń się. Ja się rozprawię z tą bestią.
Jerycho poprawił chwyt, upewnił się, że mocno trzyma i dziewczyna się nie wywinie, ani nie zaatakuje nożycami. Wstał podnosząc ją nad ziemię. Starał się by nie było to przesadnie bolesne. Podszedł do niego. Zdawał się wiedzieć o co tu chodzi.
Zignorował komentarz, choć cisnęło mu się na usta “aleś Ty niski”. Ale tu wszyscy byli kurduple.
-To dziewczyna. A nie bestia. I co chcesz z nią zrobić?
- Zniszczyć, ma się rozumieć - odpowiedział beztrosko. - I śmiem polemizować z Twoim stwierdzeniem odnośnie tej istoty.
Jerycho zignorował kopnięcie uwięzionej. I tak nie miała siły by zrobić mu krzywdę. Gdy usłyszał o niszczeniu zarzucił nią odsuwając od niziutkiego pana.
-Nie przesadzajmy. Dobrała się do ładunków wybuchowych, ale przecież za to nie ma kary śmierci. W tym wieku najwyżej poprawczak.
- Tak? I do systemu zdalnego sterowania lotem krzeseł się dobrała?
Jerycho się skrzywił.
-To muszą być jakieś żyłki czy coś w tym stylu.
Opuścił spojrzenie. Idealnie na wielkie nożyce które miała zamiast ręki. Wygiął laskę tak by schować je za plecami dziewczyny. Nie... nie chciał uwierzyć. Chciał by to było coś normalnego. By dało się to logicznie wytłumaczyć...
- Każda chwila zwłoki daje jej kolejną okazję do ataku. Wytłumaczę Ci wszystko później.
-Facet! Mówisz to o zabijaniu, a ona teraz jest bezbronna. Jak założę dźwignię to nikt się nie wydostanie.
- Nie mówię o zabijaniu. Mówię o niszczeniu. To nawet nie jest żywa istota.
-Jak na nieboszczkę całkiem wyszczekana. Dobra, a teraz koniec żartów. Kim do cholery jesteś? Może przynajmniej ty odpowiesz.
Fanfary:
- Jestem Rycerzem Orła! Przybyłem, by chronić Ziemię przed grożącymi jej wrogami! Strzegę miłości i sprawiedliwości! - powiedział człowieczek z pełnym przekonaniem i powagą.
Koniec fanfarów.
-Aaaha... Słuchaj. Czy ty przypadkiem nie mieszkasz w miejscowym psychiatryku? No wiesz... mogę cię zaprowadzić do domu jeśli się zgubiłeś...
“Uczennica” w końcu zebrała wszystkie siły i uwolniła się z uchwytu Jerycha. Wyskoczyła bardzo wysoko w górę, (przy głośnym okrzyku “What the fuck!?” padłym z ust Jerycha) o mało nie uderzyła głową o sufit sali. Wylądowała chwiejnie w odległości trzech metrów od Jerycha i Rycerza.

- Nareszcie! - krzyknął karzełek. Ponownie zaczerpnął pełnymi garściami z kieszeni i rzucił nimi w stronę potwora. - Zgiń, przepadnij, siło nieczysta!
Tym razem Rycerz trafił w przeciwnika. Ostrza jeden po drugim przebijały ciało Youmy. Ciało potwora rozbłysło a na jej miejscu pozostał tylko fioletowy płatek jakiegoś kwiatu.
Jerycho odskoczył w tył.
-Nie wiem co się tu dzieje... i nie chcę wiedzieć. Ja umywam ręce- mówił pewnie ale widać było, że się bał. Odwrócił się i poszedł szybkim krokiem w stronę wyjścia ściskając laskę w dłoni
- Ucieczka nic nie da. Oni wrócą. Chodź ze mną, a wyjaśnię Ci, co się dzieje. I tak nie umkniesz przed swoim losem.
Jerycho się zatrzymał lecz nie odwrócił.
Podszedł w miejsce, gdzie skonał potwór i podniósł to co z niego zostało. Przez chwilę przyjrzał się mu krytycznie, a później schował do kieszonki na piersi. Spojrzał na chłopaka:
- Hm?
-Słuchaj kurduplu- podszedł do niego wyciągając oskarżycielsko palec.
-Nie wiem o co tu chodzi, ale właśnie zabiłeś uczennicę. Co to było? Biały fosfor? Jakiś prototyp? Ważne, że nie chce mieć z tym nic wspólnego, więc spadam. Kobieta na mnie czeka.
I ponownie skierował się do wyjścia. Jednak teraz nie miał zamiaru już się zatrzymywać. Nie chciał wierzyć w to co widział. Po prostu nie chciał i już. Był matematykiem. Wierzył w logikę. Coś takiego było nielogiczne, a gdy coś jest nielogiczne znaczy, że po prostu mamy za mało danych i tego nie rozumiemy. Znalazł odpowiedź na wszystko. Dziewczyna podłożyła pod parkietem ładunki wybuchowe i miała w ręce detonator. Krzesło było przywiązane do jakiegoś sznurka, facet miał biały fosfor, albo coś podobnego, nowszego... jedynie te nożyce nie dawały mu spokoju...

Sumire dialogu już nie słyszała, gdyż korzystając z okazji, że trójka dziwadeł zajęła się sobą wybiegła na zewnątrz ciągnąc za sobą ciągle oszołomioną koleżankę.
- Pomocy! - krzyknęła mając nadzieję, że zaraz pojawi się ktoś z ochrony szkoły.

Zignorowany przez Jerycha Shiro postanowił skupić się najpierw na drugim celu. Pobiegł szybko w stronę, w którą oddaliła się Sumire.
- Czy coś się dzieje? - zapytał uprzejmie.

Dziewczyna spojrzała przestraszona na człowieczka, ale nagle coś w niej pękło. Wczorajsze spotkanie z Tetsuya-san... Dwójka gaijinów szkole... Nieprzytomne uczennice w sali gimnastycznej... Latające krzesła... I jeszcze niziutki człowieczek podchodzący do niej i pytający czy coś się stało jakby nigdy nic. To zdecydowanie za dużo jak na nią.
- Jeszcze się pytasz? Ona jest tak przerażona, że nie wie co się wokoło dzieje, a dwie inne uczennice leżą nieprzytomne, tam. - wskazała na salę gimnastyczną. - A teraz przepraszam, zamierzam sprowadzić kogoś kto im pomoże... - powiedziała wstając i próbując nakłonić drugą dziewczynę by zrobiła jeszcze choć parę kroków.

Shiro wzruszył ramionami.
- Tutaj są bezpieczne. Na pewno zaraz ktoś się nimi zajmie. Natomiast bardzo chciałbym z Tobą porozmawiać, zanim zbiegnie się tutaj tłum. Czy znajdziesz dla mnie czas? - powiedział takim tonem, jakby właśnie zapraszał Sumire na kawę i nie było w tym absolutnie nic nietypowego.

- Po pierwsze nie zamierzam jej tutaj zostawić dopóki nikt inny się nie zjawi, a po drugie jak może być pan tak bezduszny?

- Masz rację. Powinienem wziąć z Ciebie przykład. Niestety bardzo mi zależy na opuszczeniu tego miejsca zanim zrobi się zbiegowisko. Czy mogę liczyć na to, że spotkamy się później?

Sumire przyjrzała się uważnie mężczyźnie jakby próbując go ocenić.
- Wyjaśni mi pan co tam się stało?
Shiro energicznie pokiwał głową.

- Dobrze... - odparła powoli. - Zatem proszę na mnie zaczekać w szkolnym ogrodzie. Do godziny powinnam się pojawić.
Shiro przytaknął.
- Dobrze. Do zobaczenia później w takim razie.
Po tych słowach rozejrzał się i poszedł do męskiej toalety.

Chwilę później wezwano karetkę. Lekarze nie stwierdzili nic poważniejszego od osłabienia i siniaków. Policja również zainteresowała się tym incydentem. Wszyscy byli zszokowani.
 
Koinu jest offline  
Stary 01-06-2011, 23:16   #9
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca Blaithinn i Radagast

Sumire szła powoli w kierunku herbarium zastanawiając się co nią właściwie kieruje. Gdy była wypytywana o okoliczności zdarzenia pominęła większość istotnych jak jej się wydawało elementów, ale prawda była tak dziwna, iż nie sądziła, by dyrektorka jej uwierzyła, nawet gdyby powiedziała wszystko. Całe zamieszanie miało jednak jeden plus - zyskała wolną godzinę przed powrotem do domu. Tylko czemu zdecydowała się jednak pójść na spotkanie z tym niziutkim mężczyzną?
- Halo, jest tu kto? - rozejrzała się niepewnie wchodząc do ogrodu.

Wnętrze ogrodu zdawało się puste, ale gdy krzyknęła podbiegł do niej mały chłopiec. Uśmiechnął się szeroko.
- Szukasz kogoś, Onee-san? - zapytał.

- Nie.. - odparła lekko zmieszana. - Tylko chciałam wiedzieć czy będę tu sama. - uśmiechnęła się lekko. Po czym jakby nigdy nic zaczęła spacerować.
- Jeśli chcesz wiedzieć co się działo na hali gimnastycznej, to chodź ze mną. - powiedział doganiając ją.
Sumire zamrugała lekko jakby upewniając się, że dobrze widzi.
- Gdzie chcesz iść?
- Gdzieś, gdzie nikt nie będzie mógł nas podsłuchiwać. - Z twarzy chłopca nie znikał niewinny uśmiech.
- To znam takie miejsce... - powiedziała po chwili milczenia. - Chodź...
Chłopiec wyraźnie się zdziwił, ale wzruszył ramionami.
- Dobrze, prowadź.
Sumire poprowadziła ich pomiędzy przeróżne, kolorowe rośliny, które pod troskliwą opieką uczniów rozrosły się niemal w dżunglę. W końcu przystanęła przed jednym szczególnie wysokim murem powstałym z krzewów i rozejrzała uważnie. Upewniwszy się, że nikogo poza nimi tu nie ma zaczęła wchodzić pomiędzy rośliny. Wyszli na niewielką polankę szczelnie otoczoną przez rośliny i chronioną od wścibskich oczu.
Chłopiec rozejrzał się. Nie wyglądał na zachwyconego wyborem miejsca, ale zwrócił się w stronę Sumire.
- Och. Zupełnie zapomniałem. Nazywam się Kettei Shiro. Miło mi Cię poznać. Wybacz, że wcześniej się nie przedstawiłem. - powiedział rumieniąc się na twarzy i kłaniając się zgodnie z zasadami etykiety.
Zaskoczona dziewczyna odpowiedziała automatycznie grzecznym ukłonem.
- Kanagawa Sumire.
- Co chcesz, żebym Ci powiedział, Sumire-onee-san?
- Co tam się wydarzyło? Czemu tamte dziewczyny były tak wystraszone?
- Ponieważ zaatakowali je wrogowie ludzi. Najwidoczniej chcieli wyssać z nich energię. Ta dziwna dziewczyna, to była Youma - potwór sprowadzony przez naszych wrogów - powiedział ze śmiertelną powagą.
Spojrzenie Sumire złagodniało, gdyż uznała, że chłopiec ma poważne problemy ze zdrowiem psychicznym.
- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? Nikomu nie powiedziałam, że działy się tam dziwne rzeczy. - jej ton był spokojny, łagodny.
- Ale się działy. Księżycowe Królestwo jest bardzo oddane obronie Ziemian. A tak się składa, że Ty jesteś jedną z wojowniczek tego królestwa. Tak samo jak ten wspaniały, odważny mężczyzna, który zniszczył tego potwora.
- Wojowniczką, tak? Ojej... ale ja nie umiem walczyć... - na twarzy Sumire zagościł smutek.
- To nic. Twoja opiekuńcza planeta - Isis - udzieli Ci swojej mocy. Dzięki niej będziesz w stanie robić rzeczy, które do tej pory uważałaś za niemożliwe.
- Taak... opiekuńcza planeta... A jak ona ma mi pomóc? - poziom niewiary w jej głosie był ogromny.
- Nie wierzysz mi? On powiedział, że nie uwierzysz. W takim razie dam Ci coś, ale chcę, żeby to pozostało tajemnicą, dobrze?
Sumire pokiwała niepewnie głową.
Shiro sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej nietypowo wyglądający długopis, który podał Sumire.
- Proszę. Dzięki niemu będziesz mogła się transformować w wojowniczkę.
Spojrzała podejrzliwie na długopis, ale przyjęła go kłaniając się lekko.
- Dziękuję, ładny. - uśmiechnęła się spokojnie i zaczęła mu przyglądać z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem.
- Jeśli chcesz się przemienić w wojowniczkę, musisz powiedzieć
Shiro odchrząknął.
- Potęgo Isis, wzywam Cię. Tylko nie wiem, czy tutaj jest to bezpieczne.
Sumire pokiwała głową nader skwapliwie.
- Z pewnością przemiana tutaj nie byłaby dobrym pomysłem.
- Czyli jednak mi wierzysz? - zapytał rozradowany.
- Tak, tak, oczywiście. - pokiwała szybko głową, troszkę zbyt szybko.
- To może wolisz, żebym Cię zabrał w bezpieczniejsze miejsce? - zaproponował, mrużąc oczy i przyglądając jej się podejrzliwie.
- Czy nie lepiej by było jakbym zrobiła to w domu?
Shiro zrobił smutną minę, jakby miał się rozpłakać.
- A więc mi nie ufasz. Zabierzesz ten długopis do domu i schowasz głęboko, a to co powiedziałem wyrzucisz z pamięci, myśląc że jestem chory psychicznie. - powiedział. Wargi mu drżały.

ciąg dalszy w poście Radagasta
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 03-06-2011 o 22:37.
Blaithinn jest offline  
Stary 03-06-2011, 22:20   #10
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho po przygodzie w sali gimnastycznej

Wyszedł z sali i oparł się o drzwi które zamknął za sobą. Już udaje, że pewien epizod w jego życiu się nie wydarzył. Czy teraz musi wyciąć z życiorysu dwa? Nie doszukuj się logiki. Zignoruj to. To było zupełnie normalne zdarzenie. Nie ma nad czym się zastanawiać. Kropka. Nie myśl o tym... Wygładził garnitur i poszedł po Sarę.



-No? Gdzieś ty był?
-Nie ważne. Chodźmy, bo spóźnimy się na rozmowę.
Skierowali się do gabinetu dyrektora
Dyrektorką była starsza, surowo wyglądająca kobieta. Na pierwszy rzut oka wyglądała bardzo nieprzyjemnie, jednak podczas rozmowy okazała się bardzo wyrozumiała i serdeczna. Wszystko przebiegało bardzo zręcznie. Na koniec dodała:
-Bardzo się cieszę, że dzięki panu dodamy nowy element rozwoju w naszej szkole. Nie skupiano się nigdy na sporcie, a to przecież bardzo ważna część życia, jeszcze raz bardzo dziękuję- ukłoniła się na pożegnanie.
Jerycho również ukłonił się bardzo elegancko i wyszedł
-I jak?- zapytała Sara która nie była obecna podczas rozmowy.
-Pojawi się w szkole ogłoszenie o tym, że zacznę dawać lekcje. Będę uczył grupy do piętnastu osób trzy razy w tygodniu po półtora godziny. Zapowiada się bardzo przyzwoity zarobek.
-Cieszę się. Więc by to uczcić idziemy na lody!- wzniosła palec w geście absolutnego geniuszu
-Hah. Niech Ci będzie.- wytarmosił ją po głowie aż musiała się schylić
-Ajajaj- zajęczała zabawnie, złapała jego dłoń oburącz, podniosła i uderzyła z główki w bok. Jerycho się uśmiechnął i ją objął
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172