Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2022, 20:10   #41
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Właściwie chyba było mu głupio. Wcześniej uciekł poza teren ataku, ową restaurację. Później chciał pójść, spojrzeć na pannę Rogers. Bynajmniej nie dlatego, że detektyw traktowała go inaczej niż kompletnie obojętnego chłopaczka, który głupim losem jakoś znalazł się w jej pobliżu. Ale przy tym stanowiła istotną część grupy ratunkowej. Zwyczajnie czuł, że powinien odwiedzić kobietę, ranną, pewnie mocno... Jakoś się wszystko jednak zwyczajnie rozlazło. Zanim wreszcie się jakoś uznał, że trzeba iść, Iris Rogers pojawiła się na wózku proponując wszystkim członkom grupy pomoc przy wyjaśnieniu tajemnicy sprawy zakonnic. Oberwała ostro, jednakże siedziała na wózku, nie jęczała oraz wypowiadała się logicznie. Kwestią faktu było, że Mathew nie miał ochoty się pchać do grupy, która aż raziła wzajemną obojętnością, ale: po pierwsze była to jakaś szansa, żeby przybliżyć ich wzajemnie, po wtóre, faktycznie, mógł narobić fotografii oraz stworzyć jakiś artykuł.
- Kompletnie się nie znam na takich sprawach, ale ile potrafię, pomogę. Przypuszczam jeszcze, że owe mniszki nie były same. Organizując wspomniany zamach, pewnie istniał jakiś obserwator. Przy tym musiały mieć jakiś plan na wejście na pokład klasy 1. Nie mogły wszak liczyć, że ktoś je właśnie zaprosi. Czy to oznacza, że miały współpracownika członka załogi? Tak czy siak, nawet jeśli plotę głupoty, niewątpliwie pani Rogers poprawi. Chętnie poddam się przy tej sprawie kierownictwu jakiejś osoby posiadającej większe umiejętności.
 
Kelly jest offline  
Stary 01-10-2022, 21:37   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daniel nieraz znalazł się pod ostrzałem, lecz dla obu sióstr było to nie lada przeżycie, na dodatek z gatunku tych bardzo niemiłych. To, że żadnej z nich nie spadł włos głowy w niczym sytuacji nie zmieniało. Jakoś musiały to wszystko odreagować, a zapomnienia poszukały w ramionach Daniela i w dobrej whisky. A że nie miały zamiaru rozstawać się nawet na moment ze swym 'obrońcą', skończyło się na tym, że Daniel opuścił ich kajutę dopiero nad ranem. Niezbyt wyspany, ale przyjemnie zmęczony zostawił Lucy i Chrisi śpiące, pachnące seksem i whisky. I bezpieczne w zamkniętej na klucz kajucie.

Ledwo zdążył się odświeżyć i przebrać, Sarah poinformowała go o planowanym spotkaniu. A że (przynajmniej teoretycznie) tworzyli jedną grupę, nie wypadało odmówić. Poza tym ciekaw był, jak się czuje Iris, tudzież co ciekawego ma do powiedzenia pani detektyw.
Propozycja przeprowadzenia śledztwa nieco go zaskoczyła. Nigdy się czymś takim nie zajmował, no i znał ciekawsze i przyjemniejsze niż śledztwa sposoby spędzania czasu. Z drugiej strony - może warto było zrezygnować na parę godzin z rozrywek 'fizycznych' i dać popracować umysłowi, który podczas wspomnianych ćwiczeń niewiele miał do roboty, a czasami nawet się wyłączał.
- Sarah, może obejrzymy ciała? - zaproponował.
Co prawda martwe kobiety nie leżały w kręgu jego zainteresowań, lekarzem też nie był. ale trupów nieco się naoglądał w swym życiu. Jeden mniej, dwa więcej różnicy nie robiły, a miał nadzieję, że oględziny zaowocują zdobyciem ciekawych informacji. Wygląd dłoni, stan stóp czy uzębienia - to wszystko mogło powiedzieć coś o warstwie społecznej, z jakie wywodziły się fałszywe zakonnice. A na noszona bielizna mogła dać pojęcie, z jakiego kraju naprawdę pochodziły.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-10-2022, 07:59   #43
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Szedł na śniadanie do sali czytelniczej, na naradę zwołaną przez panią detektyw. Tym razem nie popełnił już głupiego błędu. Tym razem zabrał ze sobą broń, korzystając przy tej okazji z ostatniego wynalazku dla Agencji Pinkertona. Przemyślnie uszytych z delikatnej miękkiej skóry szelek, gdzie można było kaburę z pistoletem sprytnie schować pod pachą. Teraz tam tkwił solidnego kalibru pistolet Colt M1911, pamiątka z czasów oficerskich. Był to oficjalny wzór pistoletu, na wyposażeniu oficerów US Army. Druga kabura skrywała rewolwer New Service. Po ostatnich wydarzeniach, nie mógł mieć pewności, że już nic podobnego się nie wydarzy, nie można było wykluczyć, że na statku został jakiś utajony wspólnik zamachowców. Posiadał wszystkie uprawnienia do posiadania, przenoszenia i przewożenia broni, ale wolał się z nią nie afiszować.



Wysłuchał uważnie tego, co miała do powiedzenia Rogers. Sam był licencjonowanym agentem Pinkertona, sprawa do jakiej rozwiązania nakłaniała Iris, była jego chlebem powszednim. Dlatego od razu zadeklarował pomoc: - Iris, jeśli mogę zaoferować swoją pomoc, to skupiłbym się na obejrzeniu broni i bomb zamachowców, a potem na sprawdzeniu ich kajuty. Jestem byłym pracownikiem Agencji Pinkertona - zrobił na chwilę pauzę, jakby sprawdzając reakcję współtowarzyszy na tą informację - ale nadal współpracuję z Agencją. Na sali byli tez obywatele Stanów Zjednoczonych, więc bez problemu mogę pracować przy tej sprawie. Może razem wspólnie zbadamy kajutę zamachowców droga pani detektyw? - czekał na odpowiedź siedzącej na wózku inwalidzkim bohaterki wczorajszego dnia. Musiał przyznać, że zaskoczyła go bardzo pozytywnie. Chętnie by ją poznał bliżej.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 02-10-2022, 08:09   #44
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Pastor ocknął się na łóżku medycznym. Przypominał sobie fragment po fragmencie całe to piekielne zajście. Była to dziwna mieszanina koszmaru z rozkoszą. Grzeszną rozkoszą. Na szczęście wielebny był usprawiedliwiony. Został przecież zmuszony. W dodatku protestował. Nie, nie popełnił grzechu przeciw Najwyższemu. Wszystkiemu winne były te trzy ladacznice. Wyznawczynie szatana jak mniemał. Najgorszy był znak diabła, który jedna z tych czarcich suk wycięła mu na piersi. Teraz miał tam założony opatrunek. Pytanie jak będzie wyglądać blizna? I czy da się coś z tym zrobić? Diabelska gwiazda. Czy duchowny mógł mieć na sobie bardziej obraźliwy znak? Jeśli nie da się tego jakoś wyrównać wielebny wiedział co będzie musiał zrobić. Tak, będzie bolało, ale z tą pamiątką żyć nie może.

Noc w lazarecie, przesłuchanie, gonitwa myśli. Było nieprzyjemnie. Na szczęście towarzysze podróży ujęli się za nim i wyjaśnili, że był jedynie ofiarą całego tego zajścia. I to dlaczego? Dlatego, że chciał głosić słowo Pańskie! Chciał pomóc biednym zakonnicom. Szatan zaiste miał duże wpływy na tym statku...

Gdy wielebny doszedł już do siebie i spotkał się ze swoimi towarzyszami wiedział, że tak tej sprawy nie zostawi. Wiedźmy wprawdzie nie żyły – co za ulga, tym bardziej, że kwestia ewentualnego zapłodnienia którejś z nich stawała się bezprzedmiotowa – jednak mógł być jeszcze ktoś kto nimi sterował. Poza szatanem, rzecz jasna. Trzeba go znaleźć i przykładnie ukarać. Że też ludzie mogą dopuszczać się tak strasznych zbrodni? Mord na księciu. Śmierć przypadkowych osób. Próba wysadzenia restauracji okrętowej w powietrze. Tak. Tylko słudzy diabła mogli to zrobić. Pastor podzielił się z resztą ekipy swoimi spostrzeżeniami. Nie pokazywał jednak nikomu koszmarnej pamiątki, którą diablice pozostawiły mu na piersi. Postanowił też nie rozstawać się ze swoim Enfieldem, który dał się ładnie ukryć pod marynarką.
- Mathew, zechcesz mi towarzyszyć w śledztwie? Ja będę Sherlockiem Holmesem, a ty doktorem Watsonem – spróbował zażartować, choć było to trudne w jego obecnym stanie psychicznym.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 02-10-2022 o 11:43.
Pliman jest offline  
Stary 02-10-2022, 17:27   #45
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Iris ciągle nie była w najlepszym stanie, czego można było się spodziewać po kilku postrzałach, operacji, jej stanie z dnia wczorajszego. Mimo tego, że trzeba ją było wozić do łazienki i nawet pomagać siadać na toalecie, tak trudno powstrzymać było jej chęć działania, gdy detektyw dowiedziała się od Sarah, że ta uzyskała od kapitana zgodę oraz przepustki umożliwiające przeprowadzenie im śledztwa. Dlatego lekarka nie mogła spocząć tego poranka, a jeszcze przed śniadaniem musiała wszystkich powiadomić o spotkaniu, jakie formalnie organizowała Iris.

Na szczęście okazało się, że wszyscy są chętni do zabawy w detektywów, nikt z drużyny się nie wyłamał, nawet również ranny Pastor. Sarah wsłuchiwała się w słowa kolejno wypowiadających się mężczyzn, po czym sama się odezwała.
- Dobrze, myślę Daniel, że to dla mnie najodpowiedniejsze zadanie. - Zwróciła się do Thompsona, który zaproponował jej wspólne zbadanie ciał martwych zamachowczyń, po czym dodała już do wszystkich. - Chciałam jeszcze tylko dodać, że działamy w porozumieniu z kapitanem statku i mamy zdawać mu raporty, w tym jeden dzisiaj o 18. Dobrze byłoby sprawnie się ze sobą komunikować, by nie zapomnieć też o tym obowiązku.
 
Jenny jest offline  
Stary 08-10-2022, 10:49   #46
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sarah i Daniel (cz. 1)

- Jak się czuje Iris? - spytał Daniel, gdy oddalili się od pozostałych członków ich małej kompanii. - Bo mam niejasne wrażenie, że ona nieco nadrabia miną.
- Nie jest to wrażenie pewnie dalekie od prawdy… ale rany goją się dobrze, a być może odwrócenie uwagi od sprawy poprzez śledztwo też jej dobrze zrobi… - Zawahała się na chwilę Sarah. - Przynajmniej pod tym względem, że i tak spokojnie nie wyleżałaby w łóżku. - Wzruszyła ramionami i lekko uśmiechnęła się lekarka.
- Chcesz powiedzieć, że nie należy do potulnych pacjentów? - Daniel również się uśmiechnął. - I pewnie nie masz ochoty się z nią użerać, ani pacyfikować?
- Och, gdybym nie chciała się z nią użerać, to chyba nie próbowałabym jeszcze wczoraj rozmawiać z kapitanem o możliwości przeprowadzenia tego śledztwa. - Odparła Joyce.
- Miło z jego strony, że się zgodził. - Daniel skinął głową, ale widać było, że nie do końca jest poważny. - Mam tylko nadzieję, że nasze zakonnice nie mają na statku jakiegoś wspólnika, który zechciałby kontynuować jego dzieło.
- Możliwe, że jakiś ich wspólnik jest na statku, ale ja za to liczę, że przy obecnych zabezpieczeniach na statku, nikomu nie przyjdzie do głowy kolejny tragiczny ruch… - Westchnęła Sarah. - Ale skoro były one w stanie aż poświęcić życie… to mamy do czynienia z bardzo zdeterminowaną grupą.
- Oddziały samobójców? - Daniel westchnął. - Fanatyków-samobójców? Trzeba być naprawdę zdeterminowanym lub szalonym. Moim zdaniem - dodał - a nie pretenduję do miana eksperta. Trzeba by porozmawiać z naszym dziennikarzem, może on słyszał o takich grupach.
- Gdzie je trzymają? - zmienił temat.
- W chłodniach na pokładzie D. - Odparła Joyce.
- Mam nadzieję, że... - Nie dokończył, bowiem skojarzenia, jakie nasunęły mu się z chłodniami i jedzeniem, mogłyby się Sarah nie spodobać. - Że nie zamarzły na kamień - dokończył.
- Chyba doskonale było widać, co je zabiło, więc większej potrzeby badania ich ciał głębiej, nie będzie. - Spojrzała ze zdziwioną miną na Daniela Sarah. - Więc nie wiem, jaka byłaby to różnica, w jakim obecnie są stanie.
- Nie chodzi mi o sekcję zwłok. - Pokręcił głową. - Jeśli sobie zrobiły jakieś tatuaże, to niekoniecznie na ramieniu - wyjaśnił. - Jeżeli pod pachą czy w jakimś innym mniej widocznym miejscu, to trudniej będzie to zobaczyć.
- Jasne. - Odpowiedziała lekko zamyślona Joyce. - Ale musiałabym najpierw skoczyć po swoją torbę medyczną do kajuty. Parę narzędzi może się okazać przydatnych. - Zerknęła na Daniela, czy akceptuje jej plan.
- Nie ma problemu - odparł. W końcu zwłoki uciec nie mogły. - Powinniśmy się dobrze do tego przygotować. Weź rękawiczki, jeśli je masz - poprosił.

~

Po pokonaniu kilkuset metrów korytarzy i paru dziesiątków stopni dotarli wreszcie do chłodni, pilnowanej przez uzbrojonego marynarza.
- Mamy zezwolenie kapitana na wejście do chłodni - powiedział Daniel, po czym pokazał marynarzowi podpisany przez kapitana papier. Ten zaś go obejrzał, mruknął "ehem", i otworzył im drzwi.

W środku było chłodno, ale nie lodowato… a na dwóch stołach, na środku pomieszczenia, leżały dwa ciała przykryte płachtami.
- Czy ktoś już wypytywał o te ciała - spytał Daniel, nim wszedł do środka.
- Nie, nikt - Powiedział marynarz.
Padające z korytarza światło to było trochę za mało jak na potrzeby oględzin. Na szczęście kontakt znajdował się tuż obok drzwi i wnet chłodnię zalało w miarę jasne światło.
- Od której zaczniemy? - spytał Daniel podchodząc do stołów.
- Zaczęłabym od tych, które nie zginęły od wybuchu… u tej ostatniej może zostać niewiele do oglądania. - Odpowiedziała Sarah, w głowie jednak mając to, by najpierw przyzwyczaić się do widoku mniej zmasakrowanych zwłok.
Co prawda nie o taką odpowiedź chodziło Danielowi, ale bez wahania i skrupułów ściągnął prześcieradło z ciała leżącego na lewym stole.

Sino-blada zakonnica, z wytrzeszczonymi oczami. Nadal w habicie, z zaschniętą na nim krwią… no i pojawił się smród kału i uryny.
- Masz nóż... albo nożyczki? - spytał Daniel.
- Tak. - Sarah sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z nich solidne nożyczki, wyglądające na mające bardziej medyczne zastosowanie. - Tylko starajmy się możliwie najmniej naruszyć ciała. Jakiś koroner, który później będzie się zajmować ciałem, może się rzucać, że ktoś je naruszył. Poza tym… czy ktoś już ściągał z nich wszystkie ładunki wybuchowe? To dziwne, że te ubrania nie są zdjęte… - Zastanowiła się Sarah, zanim przeszła do rozcinania habitu zakonnicy.
- Mam nadzieję, że masz rację, jeśli chodzi o ładunki - powiedział. - Na sapera nigdy się nie pisałem. Jeśli są ładunki to będziemy baaardzo ostrożni.
Już po chwili okazało się, że ich obawy były bezpodstawne - ktoś przewidujący i obeznany ściągnął pas z materiałem wybuchowym.
- No, mamy szczęście - stwierdził Daniel.
- Widocznie bardzo zręczni byli ci marynarze, którzy zdejmowali ładunki, że nawet nie naruszyli zbytnio ubrań. - Powiedziała Sarah, po czym założyła gumowe rękawiczki i zaczęła przeglądać dokładniej ciało denatki. - Ale niestety nieco zepsujemy ich starania. Pora brać się do pracy.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-10-2022, 12:27   #47
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację

Daniel nie do końca wierzył w to, co ujrzał, gdy Sarah rozcięła habit, bowiem okazało się, że pod nim fałszywa zakonnica miała jedynie bieliznę, na dodatek taką, jakiej nie powstydziłaby się panienka z wysokiej klasy burdelu.
- Niech mnie... - Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Tak by się mogły ubierać luksusowe dzi.. ewczyny do towarzystwa.
Podobnie jak Sarah założył rękawiczki.
- Być może też ktoś, kto zlecił im te samobójcze misje, nie skąpił im kasy przed… śmiercią. - Odparła Sarah lekko skrzywiona na sugestię Daniela, że były to prostytutki. - A być może ta bielizna posłużyła im do tego, by się dostać do pierwszej klasy? Marynarzy dość łatwo przekupić w ten sposób. - Powiedziała na wspomnienie tego, w jaki sposób przejście jej z drugiej, do pierwszej klasy, załatwiła Iris. - Zobaczmy kolejną. - Zwróciła się do Daniela i przystąpiła do odsłaniania ciała kolejnej zakonnicy, licząc na jakiś większy trop.
- Może masz rację z tą bielizną. - Daniel skinął głową. - Łatwo można dać się skusić widząc coś takiego. I, zapewne, nie tylko marynarz dałby się wziąć na taki lep.

….

- Poczekaj.... może sprawdzimy czy ona ma jakieś znaki szczególne? - zaproponował Daniel. - Albo jakieś tatuaże? Nie od razu rzucające się w oczy? Pod pachą na przykład, z tyłu, na szyi?
Zaczął oglądać dłonie kobiety chcąc się przekonać, jakim rodzajem pracy się zajmowała - fizyczną czy umysłową. Był też ciekaw, czy nosiła jakąś biżuterię.
- Nie chodzi mi o to, by przestać zajmować się tą… pierwszą, tylko by mieć pełniejszy obraz. Być może u drugiej znajdziejmy coś interesującego, co warto będzie sprawdzić też u tej pierwszej? - Odpowiedziała Sarah, kontynuując rozcinanie habitu kolejnej zakonnicy. I znowu to samo… frywolna, seksowna bielizna, no i ten przykry zapaszek, opróżnionego pęcherza, i jelit. Typowe po zgonie, gdy zwieracze się rozluźniały. Ale było i ryzyko, że gdy zaczną owe trupy jakoś ruszać, w końcu coś się wyleje z majeczek… błeeehhh.

Tatuaż na prawym ramieniu. Ot, mała różyczka, i tyle. Nijak im to pomoże w całości. A tak nic szczególnego, jak przy pierwszej.
- U tej też nie widać nic szczególnego, poza tym, że też ma tą bieliznę… - Powiedziała do Daniela Sarah. - A trochę strach ją więcej ruszać, bo może być jeszcze mniej przyjemnie. - Powiedziała, rozglądając się dookoła, czy widać gdzieś jeszcze to, co zostało z trzeciej zakonnicy. Był jakiś czarny worek, wsadzony do drewnianej skrzynki, a ze wszystkiego wyciekało coś brązowego… uhhhh, może lepiej tam nie zaglądać??
- Habit jako przebranie, a bielizna jako argument przetargowy? - Daniel spróbował sprawdzić stan uzębienia "swojej" zakonnicy. Zęby jak zęby, nic tragicznego, nic specjalnie zadbanego, parę metalowych plomb…
- A może jakoś zdobyły przepustkę? Zabrały komuś bilet? - wysunął sugestię.
- Obyśmy się niedługo dowiedzieli… - Westchnęła Sarah, z rezygnacją patrząc na worek ze źle zachowanymi zwłokami ostatniej z zamachowczyń. - Ale nie wiem, czy stąd coś więcej wyciągniemy. - Spojrzała na Daniela, jakby oceniając go, czy ma jeszcze jakiś pomysł na oglądanie zwłok, czy może też już wolałby zająć się innymi tropami.
Daniel westchnął i pokręcił głową.
- Chyba straciliśmy czas - powiedział. - Z tych zwłok nic nie wyciągniemy. Przynajmniej ja nie potrafię. Prócz tej bielizny nie widzę tu nic nietypowego... Sprawdzimy jeszcze plecy? - zaproponował.
- Jesteś pewien? - Niepewnie odpowiedziała Sarah, nieco się wycofując. - To nie są profesjonalnie zadbane zwłoki… Z nich może wydostać się coś, czego nie chciałbyś widzieć i czuć. - Szczerze dodała mu lekarka.
- Wiesz... widziałem już gorsze rzeczy - przyznał. - Ale to nie bardzo nadaje się do opowiadania, nawet w takim miejscu, jak to.
Chwycił zakonnicę za ramię i uniósł nieco, chcąc sprawdzić plecy… nie bardzo jednak się dało, ciała już były mocno pośmiertnie zesztywniałe. Więc jedynie całą obrócić w bok?
Daniel zmienił chwyt i obrócił kobietę na bok. Zawartość ekskrementów, jako tako w większości znajdujących się w majtkach, rozlały się po udzie martwej… do tego były i duże krwiaki na plecach, oraz właśnie na pośladkach. Dźwignęło się nieco obojgu, na ten smród, i widoki. W końcu lekarka nie wytrzymała, i paskudnie jej się odbiło, a ona zgięła się w pół, pochylając ku podłodze… i rzygnęła.
- Vai tomar no cu! - zaklął Daniel, omal nie wypuszczając truposza i nie rujnując swej pracy. - Merda derramada...
- Desculpe... - dodał zdecydowanie innym tonem, kierując te słowa pod adresem Sarah, która rozglądnęła się za czymś do posprzątania po sobie. Nie bardzo coś było… jedna zmiętolona szmata w rogu, ot wszystko.
Daniel udał, że nie widzi 'wypadku' Sarah i obejrzał plecy fałszywej zakonnicy.I znowu zaklął, tym razem pod nosem, bowiem trud okazał się daremny.
- Nic nie ma - powiedział ponurym tonem do Sarah. Przykrył ciało prześcieradłem i ściagnął rękawiczki. - Chodźmy stąd.
- Chwilka… tylko po sobie posprzątam. - Z braku laku, Sarah postanowiła wziąć do posprzątania szmatę w rogu i wytrzeć w nią treść swojego żołądka. - No, chyba gotowe. - Skinęła głową do Daniela, gdy skończyła i była gotowa iść dalej.
Daniel zgasił światło, a gdy znaleźli się na korytarzu spojrzał na Sarah.
- Tu się nie dowiedzieliśmy - powiedział. - Co teraz? - spytał.
- Iris wskazała, że ktoś powinien przejrzeć też broń i bomby, jakie zostały po zamachowczyniach, ale… ja szczerze mówiąc nie mam pojęcia o broni. - Zmartwiła się Sarah. - Możemy też spróbować przesłuchać marynarzy, czego sami się dowiedzieli, albo znaleźć kogoś, kto przepuścił zakonnice do pierwszej klasy?
- Na broni się znam - powiedział Daniel - ale na bombach nic a nic. Ale od razu powiem, że broń niewiele nam powie. Przy odrobinie znajomości można kupić broń z drugiego końca świata. Obejrzeć warto, ale potem powinniśmy się dowiedzieć, którzy z marynarzy mieli wartę tego dnia. To z pewnością wie któryś z oficerów. Dowiedzmy się, gdzie jest broń. Chodźmy na mostek - zaproponował. - No chyba że masz ochotę trochę się odświeżyć.
- Tak, wolałabym trochę się odświeżyć. - Odparła Joyce, mając w zamiarze w swojej kajucie odświeżyć nieco swój zapach oraz przepłukać porządnie usta.
- Chodźmy więc. - Daniel skinął głową. - Panie przodem - dodał żartobliwym tonem. Biorąc pod uwagę fakt, iż w korytarzu zmieściłaby się czwórka idących obok siebie osób, taki ton był na miejscu.
Sarah zerknęła z ukosa na Daniela, po czym pomknęła w stronę swojej kabiny.
Tempo, w jakim Sarah ruszyła w stronę swojej kabiny, przypominało raczej ucieczkę, niż zachętę do wspólnego spędzenia czasu pod strumieniami wody, więc Daniel nie zaproponował pomocy przy myciu plecków.
- Poczekam na ciebie - powiedział. - W razie czego wołaj - dodał.
- A ty? Chyba też mógłbyś się trochę przemyć, użyć jakiegoś perfumu? - Zdziwiła się lekarka. - Dotykałeś tych trupów więcej, niż ja…
- Skoro tak mówisz... - Daniel był przekonany, że nie pachnie 'aromatami', jakie dało się odczuć w chłodni, ale może Sarah miała lepszy nos niż on. - Jak rozumiem, nie jest to propozycja wspólnego wejścia pod prysznic - dodał z uśmiechem, którego idąca przed nim dziewczyna nie mogła widzieć.
- Chyba nie wzięło cię na amory po oglądaniu trupów? - Ze zdziwieniem zapytała Joyce.
- Mam na myśli tylko dokładne umycie się i nic więcej - odparł. - Chyba nie sądzisz, że będę ci składać jakieś niemoralne propozycje.
- Bo po co przy szybkim prysznicu musiałabym korzystać z czyjejś pomocy? - Zapytała Sarah, zatrzymując się i patrząc Danielowi w oczy.
Agresywna postawa Sarah nieco zaskoczyła Daniela, ale nie zamierzał odpowiadać jej w takim samym tonie.
- Ja na przykład lubię pomoc w takiej sytuacji - odparł spokojnie. - Ale każdy ma inne gusta, więc rozumiem.
Sarah kiwnęła lekko przecząco głową i ruszyła dalej do swojej kajuty, by zająć się sobą. Sama.
Ich kabiny leżały obok siebie, więc Daniel ruszył za Sarah. Ale wszedł do swojej kabiny.
 
Jenny jest offline  
Stary 08-10-2022, 14:53   #48
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Pilman, Kelly & GM

Pastor i dziennikarz weszli do sali restauracyjnej, która stanowiła miejsce ataku rzekomych siostrzyczek. Mathew przystąpił do fotografowania, pstryk ściany, pstryk stoliki, pstryk... Wątpił nieco, żeby fotki okazały się jakkolwiek pomocne przy analizie tajemnicy, ale mogły wzbogacić reportaż. Ebenezer natomiast szukał jakichś śladów, które mogłyby naprowadzić go na trop ewentualnego zwierzchnika zamachowczyń. Wielebny czuł się źle. Nawet nie tyle fizycznie, co psychicznie. Do bólu był przyzwyczajony i całkiem dobrze go znosił. Z resztą co to za ból? Kilka skaleczeń. Bardziej bolała urażona duma i strach przed znakiem, wyciętym na jego piersi. Cały czas wydawało mu się, że każdy się na niego gapi. Że wszyscy widzą diabelski symbol, którym został napiętnowany. Starał się jednak trzymać. Myśl, że wszetecznice nie żyją dodawała otuchy. Pastor oglądał ziejące w ścianach dziury po kulach, uszkodzone meble i ślady krwi. Rozglądał się też za jakimiś drobnymi przedmiotami, które mogły wypaść uczestnikom zajścia. Może ktoś coś przeoczył? Może gdzieś leżał jakiś świstek, który mogła zgubić jedna z “zakonnic”? Reporter właściwie trochę wątpił, żeby cokolwiek ktokolwiek znalazł, ale co tam… Wszak atak nastąpił niespodziewanie, ale po nim marynarze wyprowadzili wszystkich. Sala była pusta oraz pewnie przeszukana. Niby bowiem mogli poszukać czego? Kolejnej spluwy? Ech, właściwie jakoś cokolwiek przydałoby się, gdyby porozmawiali ewentualnie ze świadkami wydarzenia. Może ktoś coś zaobserwował oraz gdyby wypytali pasażerów mieszkających blisko zakonnic. Ale kto był świadkiem? Pojęcia nie mieli, ot pasażerowie klasy 1. Jeszcze chyba najlepiej do takich przesłuchań pasowała panna Rogers oraz agent Pinkertona, choć kto wie, może pastorowi ktoś wyżalić się zechce?
- Ebenezerze, chyba więcej nic tutaj po nas. Może wypytajmy sąsiadów napastniczek, może cokolwiek spostrzegli? - rzucił koncepcję żurnalista.
- Tak, tu chyba nic już nie zdziałamy. Może w trzeciej klasie dowiemy się czegoś więcej. Ktoś mógł widzieć kto je odwiedzał. Może gdzieś chodziły? Coś nosiły do kajut? Zasięgnijmy języka - odparł pastor.
- Wobec tego, ruszajmy na tereny klasy 3.

White Star Line miało największe statki pływające po Atlantyku. Tylko ich największy rywal Cunard Line posiadał podobne, ale 269 metrów “Olympica”, szereg pokładów, tysiące pasażerów oraz załogi tworzyły z niego po prostu miasto. Chyba właściwie… szło tutaj zabłądzić. Albo raczej szłoby, gdyby nie to, że po korytarzach okrętowych szwędali się członkowie załogi. Reporter miał wrażenie, może tylko wrażenie, że szepczą coś spoglądając spode łba na pasażerów. Ale może była to wyłącznie kwestia imaginacji?

Przechodząc przez pierwszą klasę przechodzili przez luksusowe, pałacowe wręcz korytarze.


Schody szerokich holi były wspaniale wykonane, poręcze rzeźbione, chyba zaś najmocniej wyróżniający się element stanowiła lampa, której stoiskiem był pięknie wykonany amorek. Taaaaak, wspaniałe luksusy 1 klasy pływającego miasta. Ale te wspaniałości obejmowały przede wszystkim najwyższą klasę, inne nie były już tak eleganckie. Ale co tu mówić, nawet owe mniej świetne, dla wielu statków stanowiłyby synonim luksusu.

“Olympic” został wybrany, jako środek podróży przez wielu milionerów, prezesów, arystokratów. Osobnicy owego typu byli często małymi gnojkami, uwielbiającymi patrzeć na innych spojrzeniem pełnym zarozumiałej wyższości. Tacy bogacze płacili wysokie kwoty za to, żeby absolutnie nie musieć się pospolitować z nieco mniej zamożnymi pasażerami niższej klasy? “Olympic” spełniał owe chełpliwe potrzeby m. in. przez to, że zwracał uwagę na izolację klas. Wspaniali goście 1 klasy mogli czuć się swobodnie w towarzystwie teoretycznie równych sobie oraz całkowicie osobno od pozostałych pasażerów. Oczywiście również sami ograniczeni byli do swoich luksusów, ale sprawiały one, iż raczej chyba inne części statku nie były im potrzebne. Wyjątkami jakoś byli ci, którzy próbowali się przedostać na zakazany rejon.

Wielebny oraz reporter trafili na przejście łącznikowe pomiędzy pokładami klasy 1 i 2 bez większych problemów. Po pierwsze już nieco przebywali na statku, po wtóre zawsze można było spytać jakiegoś członka załogi. Eleganckie acz dyskretne drzwi były pilnowane przez parę marynarzy. Patrzyli ze zdziwieniem na faceta z aparatem fotograficznym oraz człowieka religii.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy przejść.
- Dzień dobry - spore chłopisko przypominające nie marynarza, czy stewarda, lecz zawodowego boksera spoglądało na mężczyzn spode łba. - Zgodnie z regulaminem okrętowym niestety przejścia pomiędzy pokłądami różnych klas są zamknięte. Przykro mi - rzekł tonem przypominającym papier ścierny. Obserwował przybyłych. - Proszę już iść.
Pewnie generalnie marynarze otrzymali rozkaz przyglądania się oraz oceniania wszystkich nietypowych zachowań gości statku. Wszyscy słyszeli również, co stało się przy wczorajszym lunchu na górnym poziomie. Takie właśnie zdarzenia mocno pobudzają stan nerwowy oraz każą zastanawiać się, czy przypadkiem stojąca osoba nie planuje czegoś wstrętnego.
- Mamy przepustkę od kapitana - reporter podał swój papier.
Marynarz obejrzał go dokładnie. Stanowczo uniesione brwi oraz wygięte wargi wskazywały na solidną zagwozdkę. Chyba kapitan nie wydawał zbyt często takich dokumentów uprawniających pasażerów do swobodnego spacerowania. Kto wie, co myślał? Może wziął ich za kapitańskich przyjaciół, albo co…
- Proszę, pan przechodzi - uchylił drzwi dla Mathew. Ebenezer musiał się wykazać swoimi papierami, żeby również przejść.

Wielebny szedł razem z dziennikarzem. Rozmyślał o to czego dowiedzą się od sąsiadów rzekomych zakonnic. Zastanawiało go co mogli usłyszeć, albo co gorsza zobaczyć z orgii, w której wystąpił, niestety, w charakterze głównego dania. Wstyd i wściekłość kłębiące się w myślach pastora tworzyły iście wybuchową mieszankę. Widok rosłego załoganta pilnującego drzwi wyrwał Thompsona z rozmyślań. Faktycznie, gość przypominał boksera wagi ciężkiej. Czyli kategorii, w której pastor niegdyś występował. Skojarzenie wywołało nagły odruch. Pięści duchownego zacisnęły się i automatycznie powędrowały w kierunku gardy. Zdziwienie rysujące się na twarzy marynarza szybko doprowadziło wielebnego do porządku. - Ach… Tak… Przepustka. Proszę. - Załogant dokładnie obejrzał dokument, nie znajdując jednak niczego podejrzanego. Po chwili kaznodzieja i reporter przeszli drzwiami prowadzącymi do drugiej klasy.

Klasa 2 również nie była zła. Właściwie była bardzo elegancka, ale nie dorównywała nr 1 ani wielkością korytarzy, ani wykonaniem ozdób czy boazerii… Żyrandole były mniejsze i nie kryształowe, zaś kajuty nie tak wielkie i nie tak bogato wyposażone. Pomimo tego były to nadal świetne kajuty oraz szerokie pomieszczenia korytarzowe.
- Gdzie jest przejście do pokładów klasy 3? - spytał reporter jakiegoś członka załogi.
- Przepraszam, ale nie możecie panowie zmieniać klas - marynarz szczycący się pokaźną brodą, której końce rozczłonkowywały się na trzy odnogi powtórzył własciwie tą samą formułke, co strażnicy pilnujący przejścia. - Musicie panowie wracać - wskazał kierunek.
- Wiemy, ale mamy pozwolenie od kapitana - reporter machnął papierem.
Marynarz lekko zerknął nie czytając.
- Korytarzem ciągle na lewo przy każdym skrzyżowaniu, później jeszcze prosto i to już właśnie to.
Reporter skinął na thank you, zaś marynarz ruszył korytarzem.

Przejście pomiędzy klasą 2 oraz 3 wyglądało podobnie jak poprzednie. Spojrzenie wpierw niedowierzajace, świdrujące przybyłych, niepewne oraz później ustąpienie wobec pełnomocnictw kapitana. Oczywiście owa klasa była jeszcze mniej zdobna oraz luksusowa niż 2, ale wcale nie była zła. Zapewniała spokojne, standardowe udogodnienia, na które chyba tylko paniczyk mógłby narzekać. Kolejni spotkani członkowie załogi, kolejne pytania i kolejne odpowiedzi, aż wreszcie osiągnęli właściwe miejsce. Korytarz klasy 3, gdzie mieszkały zakonnice oraz szereg innych pasażerów. Generalnie logiczne było, żeby zapukać do kabiny najbliższej miejscu zamieszkania owych zakonnych rewolucjonistek.
Ebenezer już tu był. I nie wspominał dobrze tego miejsca. Przyszedł odwiedzić chorującą przeoryszę. Ta… Na pewno. Tutaj dostał kilka razy w głowę. Małpy waliły naprawdę mocno. Ogłuszenie pastora było nie lada wyzwaniem. Jednak zaskoczenie zrobiło swoje. Na wspomnienie tych traumatycznych przeżyć głowa znów zabolała, tak jak w chwili ataku. Nic przyjemnego. Jednak może powrót w to miejsce pozwoli sobie przypomnieć jeszcze jakieś szczegóły? Kolejny potok myśli przerwało pukanie Mathewa do drzwi.

Drzwi kabiny otworzył jakiś facet o kwadratowej szczęce, a za nim, w głębi, rozrabiało kilka dzieciaków… dwa, trzy, pięć, siedem(!), w różnym wieku, których próbowała jakoś opanować matka.
- Szto wy? Szto khoczu? - Spytał facet, w nieznanym Mathew i Ebenezerowi języku.
Bułgar ewentualnie, albo może Serb, czy jakiś Azer. Co to to szto? Może chodziło mu właściwie o jakieś who, albo show, później zaś wcale nie było normalniej. Lepiej się spytać, jeśli zaś nie szłoby się porozumieć, spytać innego. Chyba, że znają, lecz symulują? Eeeeeeeeee… Chyba rewolucjoniści nie ciągaliby własnego potomstwa na atakowany statek. Postanowił się po prostu zwyczajnie spytać.
- Do you speak english? Você fala português? - uzupełnił szybko reporter. - ¿Hablas español? - wrzucił jeszcze kolejny język licząc na to, że może cokolwiek ktokolwiek.
- Ja… mało? - Powiedział facet po angielsku.
Zawsze lepiej, niż nic. Więc może cokolwiek wyjaśni. Reporter wprawdzie nie miał ochoty na specjalną rozmowę, no ale coś trzeba było uskutecznić jakoś.
- My być od this ship captain - starał się reporter mówić najprostszymi słowami, które umiałby raczej nawet początkujący uczeń języka angielskiego. Zrezygnował również z jakiejkolwiek gramatyki używając wyłącznie czasu simple present. Nawet jeśli kompletnie nie pasował do wspomnianych pytań. Zaczął od - Where are you from? - Jakby nie było, gdyby mężczyzna miał jakieś istotne informacje, konieczne byłoby znalezienie członka załogi lub pasażera, który zna jego język oraz potrafiłby przetłumaczyć, więc lepiej wiedzieć, z jakiego kraju pochodzi. Później przystąpił do konkretów sprawy. Wskazał na drzwi “zakonnic” - Czy je widziałeś? Może ktoś z twojej rodziny widział? Czy rozmawiały z kimś? Z kim? Czy ktoś je wizytował? - pytania zadawał powoli, pomagając gestykulacją, powtarzał pytając mężczyznę, czy rozumie oraz umożliwiając mu swobodne wypowiedzenie się w owej kwestii. Oczywiście jeśli pastor miał ochotę jak najbardziej mógł się włączać. Ostatecznie przy takim tempie rozmowy nawet żółw potrafiłby wejść w rozmowę z owym zacinającym się językowo człowiekiem.
- Tri… trzy… kobiety, tak, tak… - Facet pokiwał głową - One… uuummm… religia, tak… my Rossija! One nie… Rossija.
A dzieci w kabinie rozrabiały coraz głośniej, a kobieta coraz głośniej starała się je uspokoić.
- Ja nie znaju… - Gadał kwadratoszczęki, a im dłużej gadał, tym mu bardziej z gęby capiło cebulą? - Ja… nie wiedzieć…
- All right, well we are spadamy i good luck, yeah bye - chyba sensu nie miało jakiegokolwiek kontynuowanie spotkania. Oczywiście jeszcze pozostawał Ebenezer, jeśli chciał, rozmawiać, może znał język, ale jeśli nie to kolejna kabina.

Ebenezer nie miał pojęcia o czym ten rusek gadał i generalnie zostawiał rozmowy reporterowi. W końcu to jego fach. O Rosjanach wiedział generalnie, że dużo chleją. Hmm… Może jestem z pochodzenia Rosjaninem? - zastanowił się pastor dostrzegając tu oczywistą zbieżność ze swoją skromną osobą.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-10-2022, 19:19   #49
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
STUK! PUK!

- Heee? - Drzwi na oścież otworzyła jakaś młoda kobieta, stojąca przed nimi boso, i z papierosem w dłoni, oraz dziwacznym uśmieszkiem.
- Dzień dobry pani - zaczął neutralnie reporter zwracając się do średniourodziwej, ale uśmiechniętej pani. - Przychodzimy tutaj z polecenia kapitana statku - zawsze sensownie jest podeprzeć się niekłamanym autorytetem, który stanowi na statku połączenie szefa, prawnika oraz króla. Kapitan to ktoś, kto musi być absolutnie szanowany. A ona schowała papierosa za plecy. - Chcieliśmy panią, jak innych pasażerów - od razu rozwiał jej ewentualne obawy, że czegoś narozrabiała, upiła się, zniszczyła coś czy generalnie połamała jakiś przepis. Jeśli wypytywana była i ona i inni, to znaczy, że nikt nie czepia się szczególnie właśnie jej oraz że wobec tego może mówić prawdę - zapytać, czy spotykała pani owe “zakonnice” mieszkające tam? - wskazał. - Odwiedzał je ktoś? Może słyszała pani cokolwiek, z kim rozmawiają?
- Ummm… tylko kilka razy je widziałam - Powiedziała zagadnięta - Chyba… Włoszki, albo coś…
- Kto tam jest? - Rozległo się z głębi kabiny. Jakiś inny, młody, kobiecy głos.
- Dwóch panów…
- Czy przyszli nas skrzywdzić? Zbałamucić?? - Rozmówczyni wewnątrz kabiny palnęła nagle niezłe głupoty.
- Ummm… nie…? Jeden to… ksiądz? - Ta z papierosem obejrzała sobie Mathew i Ebenezera z góry do dołu, po czym szerzej otworzyła drzwi kabiny. A w jej wnętrzu, na jednym z łóżek, siedziała inna młódka, która po krótkim "aha"... pokazała dosyć trywialny gest do obu mężczyzn.
- Pastor - uściślił wielebny - jestem duchownym wyznania ewangelickiego. Prowadzimy z kolegą małe śledztwo w sprawie ataku, którego dokonały sąsiadki panienek. Podszywały się pod zakonnice i szczerze mówiąc udało im się mnie nabrać. Byłem przez nie również… eee… torturowany. Ustalenie jakie motywy nimi kierowały, albo ewentualnie kto im przewodził jest dla mnie sprawą osobistą. Jeśli więc panienki będą mogły pomóc, będę dozgonnie wdzięczny. - Dziewczyna na łóżku była całkiem do rzeczy. W przeciwieństwie do tej w drzwiach. Przez myśl Ebenezera przeszło, że mogą to być panienki lekkich obyczajów. Jednak w obecnym stanie nie miał specjalnej ochoty na prawienie morałów.


Hm, szczegółów takich reporter nie znał. Ebenezera torturowały “zakonnice”. Ufff współczuł kompanowi. Pewnie biły go jakoś, albo coś. Reporter ocenił, że nie spyta o szczegóły, które musiały być traumatyczne. Inna kwestia: czemu małoletnie kobietki samotne na statku? Nieczęste zjawisko. Papierosowata oraz nieco przyjemniejsza aparycyjnie, kręcąca palcami na swoim nosku. Ale cóż, takie kwestie mogły mieć sensowne, choć pewnie zawiłe wytłumaczenie. Może uciekły, opuszczając swoich bliskich, którzy je wykorzystywali? Albo pozostawiły wstrętnych narzeczonych? Uffffff wystarczy takich bezsensownych myśli… Skupił się na słowach panienek. Ustalenia obejmujące sprawę były zwyczajnie istotniejsze.
- Prosimy panie, wraz z kapitanem, o pomoc - uzupełnił reporter. Kobiety musiały słyszeć coś na temat ataku na księcia Prussi, ponieważ nic nie rozprzestrzenia się z taką szybkością jak najzwyklejsza plotka. - Jeśli mają panie jakiekolwiek informacje.
- Nigdy nikt ich chyba nie odwiedzał, nikogo nie zaczepiały… - Powiedziała paląca, po czym spojrzała na Ebenezera - …ale chyba z tym tu panem pastorem rozmawiały? Tak coś widziałam, na pokładzie, na świeżym powietrzu? Może mama coś widziała, ale teraz jej nie ma w kabinie…
- A tatuś zginął w Wielkiej Wojnie! - Dodała ta z łóżka. A jej siostra(?) westchnęła, i przewróciła oczami.
- Panowie wybaczą. Spadła kiedyś z konia… najlepsi lekarze Londynu nie umieją pomóc po wielu tygodniach terapii… wracamy do domu zawiedzione…
- Mi się statek podoba! - Dodała "stuknięta"(?) w kabinie - Napiją się panowie herbatki?? - Wyszczerzyła ząbki.
- OK, dziękujemy - czyli ponownie nic. - Nie mamy czasu. Jeśli pani mama sobie coś ciekawego przypomni, proszę dać znać załodze, żeby poinformowano o tym… - podał numery pokojów. - Chętnie wtedy podejdziemy oraz porozmawiamy.
Cóż, czyli kobieta na łóżku była psychicznie chora. Współczucie! Chyba, że kłamała, ale niby czemu miałaby kłamać? Jeśli Ebenezer nie miał jakichś uzupełniających pytań należało kontynuować wizytę, czyli zastukać ponownie. Cóż. - Wobec tego thank you and bye bye paniom…
- A ja właśnie chętnie bym się herbatki napił - pastor przerwał kompanowi pożegnanie z dziewczętami, rzucając jednocześnie porozumiewawcze spojrzenie. Intuicja podpowiadała mu, że one jednak coś wiedzą. No i w sumie może zaraz wróci mama. Jakieś podejrzane te panienki…
- OK, ale tylko moment. Przepraszam, śpieszymy się. Osobiście nie czuję pragnienia, ale jeśli pani - rzekł starszej, papierosowej - również zaprasza pastora, chwilkę zostanę.
- Ale… - Zamrugała ślipkami ta z papierosem, a jej siostra dziecinnie-radośnie przyklasnęła kilka razy w dłonie - ...ale tak… panowie, sami, z młodymi damami, w kabinie? Co mama pomyśli, jak tu wejdzie? - Dodała starsza z nich, wyraźnie zmartwiona
takim obrotem spraw.
- Nie musi się panienka przejmować. Jako osoba duchowna zadbam o to żeby nie doszło do żadnych bezeceństw. Z resztą mogę ręczyć za mojego kompana. To bardzo przyzwoity człowiek. Poza tym, mama pozwala panience palić? - odrzekł pastor wchodząc do kajuty. Chciał porozmawiać zwłaszcza ze zwariowaną małolatą.
- Mama sama pali - Burknęła młoda kobietka.

A w kabinie było ciasno… w sumie, bardzo ciasno. Cztery łóżka, z tego jedno z górnych zagracone walizami, brak bulaja, i jedynie pracujący wentylatorek pod sufitem…


Brak zlewu, brak toalety, a na ścianie jedynie rozkładany stoliczek, na którym właśnie stał dzbanek z herbatą, trochę cukru w kostkach, maluteczka karafka z mlekiem, i cztery szklanki… z czego jedna już używana.
- Chcesz herbatki panie pastor?? - Powiedziała młodsza, z szeeeerokim uśmieszkiem, po czym sięgnęła po dzbanuszek…
- Ja to zrobię! - Skoczyła ku niej starsza siostra, przejmując naczynie z rączek nadąsanej młódki.

A zarówno Ebenezer, jak i Matthew, jeśli nie chcieli pić owej herbatki na stojąco, musieli usiąść na dolnych kojach? A jeden z nich w sumie obok tej… psychicznej?
Pastor był wielkim chłopem, toteż z trudem usadowił się na koi obok nie do końca normalnej dziewuszki. Trzymał jednak przyzwoity dystans.
- Powiedz mi drogie dziecko, słyszałaś coś odnośnie tych zakonnic? Może jakieś rozmowy przez ścianę? Albo może coś udało ci się podejrzeć? To bardzo ważne. Na statku może być groźny człowiek, który stał za tym wszystkim. Chcemy pomóc go ująć, a tym samym ochronić kolejne niewinne osoby - jednocześnie wielebny juuuuż miał zamiar spróbować herbaty, której w międzyczasie nalała mu starsza dziewczyna…
- Ja nic nie wiem? Jak piję syropek, to potem śpięęęę… cukru?? - Ta nie całkiem zdrowa na umyśle, podsunęła pastorowi cukierniczkę po nos, i już małymi szczypczykami złapała pierwszą kostkę.
- Nie dziękuję. Nie słodzę… - Zaczął pastor, a wariatka polizała kostkę cukru językiem, i "plum", wrzuciła ją Ebenezerowi do szklanki, po czym zachichotała.
- Słodkie dobre?
- Anna!! - Fuknęła jej siostra.
- A ja za słodkim nie przepadam - odrzekł Ebenezer, odstawiając szklankę, do którego został dodany cukier, z niewielką domieszką śliny… - Generalnie pastor nie lubił słodyczy. Nawet wino pił zwykle wytrawne.
- Kiedy można się spodziewać mamy? Może ona coś słyszała? - pastor odezwał się bez wskazywania konkretnej adresatki pytania.
- Tak się nie robi! - Starsza, już bez papierosa, pogroziła Annie palcem, po czym nalała pastorowi do nowej szklanki, ponownie herbaty - Proszę… - Powiedziała spokojnym tonem do Ebenezera, podając mu ją, a tą z cukrem wepchnęła siostrze w dłoń.
- Trudno powiedzieć. Mama powiedziała, że niedługo wraca… minęło już z pół godziny? - Wzruszyła ramionami - Poszła się przewietrzyć, może gdzieś coś czyta… trudno powiedzieć.
- Jeśli tak to może warto się za nią rozejrzeć. Chociaż chyba po prostu zajrzymy później.
Ebenezer wypił herbatę rozmawiając z dziewczętami i próbując wydobyć z nich jakiekolwiek przydatne informacje.

- A ja coś pamiętam!! - Krzyknęła Anna, po czym się przesunęła do Ebenezera, i na kolankach obok niego, przykucnięta na łóżku, oparła obie dłonie na jego ramieniu - Jak w nocy byłam siusiu… to słyszałam na korytarzu, jak stamtąd… - Zbliżyła twarzyczkę nieco do twarzy Pastora - Aaaaahhhh!! Aaaaahhhh!! Mmmmm!! - Zaczęła naśladować miłosne jęki, aż dostała rumieńców.

Mathew, i siostra niepełnosprawnej umysłowo, zakrztusili się herbatą, która trysnęła z ich ust.

- Ale może to był sen… - Zastanowiła się Anna, szczerząc do pastora ząbki z bliska.


Generalnie reporter trzymał się jak najdalej od sióstr. Ebenezer miał poszukać informacji. Poszukał owszem, ale chyba znalazł coś niekoniecznie sensownego.
- Może raczej ruszajmy - rzekł wielebnemu. Wstał. - Goodbye - po czym ruszył licząc, iż Ebenezer mu potowarzyszy raczej, niźli zostanie przy siostrach. Współczuł owej kobiecie, która miała pecha, ale sam nie potrafił pomóc. Mógł ruszyć jednak dalej ową sprawę.
Twarz Ebenezera zaczerwieniła się, jednak po chwili dotarło do niego, że dziewczyna powiedziała “w nocy”, czyli to nie były odgłosy orgii, w której on był daniem głównym. A więc ktoś jeszcze uprawiał tutaj rozpustę! To był jakiś ślad. O ile oczywiście ladacznice nie zabawiały się same ze sobą.
- Mathew, jeszcze moment - powstrzymał towarzysza przed opuszczeniem kabiny.
- Dziecko, te odgłosy, które słyszałaś. Czy było wśród nich słychać męski głos?

Anna zachichotała, po czym… zaczęła śpiewać piosenkę o jakiejś Mary i jej jagniątku, kiwając głową na boki. I sama sobie zatkała uszy dłońmi.
- Czyli chyba nic więcej się tutaj nie dowiemy. Chodźmy. Do widzenia panienkom.
Pastor ruszył za reporterem. Po chwili razem z Matthewem opuścili kajutę i skierowali się do następnej.

STUK! PUK!

I nic, cisza… i owe uporczywe puķanie nic nie dawało. W kajucie sąsiadującej z kajutą niby "zakonnic".
Wielebny postanowił zaryzykować. W tej kajucie mogło być coś co rzuciłoby nowe światło na całą sprawę. Chociaż mogło tam też nic nie być. Mimo wszystko jako “detektyw” uważał, że ma dodatkowe prawa. Poza tym nie zamierzał przecież niczego kraść. Tylko pytanie czy jeszcze pamięta jak to się robiło…?
- Mathew, patrz czy nikt nie idzie - powiedział wielebny wyjmując wytrych z kieszeni wewnętrznej marynarki.

Reporter zerkał. Trochę szaleństwo, bowiem prawdopodobieństwo, że akurat tutaj było coś…
- Ebenezerze, to nie ma sensu. To jest włamanie. Jeśli ktokolwiek spostrzeże… Jeśli byli tutaj wspólnicy “zakonnic”, mieli czas usunąć ewentualne przedmioty wskazujące na współpracę. Jeśli nie, włamanie nie ma sensu. Lepiej zanotować, że kabina zamknięta i wrócić tam po sprawdzeniu, że ktokolwiek ją właśnie zamieszkuje - usiłował wytłumaczyć kompanowi oraz absolutnie nie planował ładowania się w taką bezsensowną sytuację.
- Ech… może masz rację, powiedział pastor chowając wytrych. - Po prostu bardzo zależy mi na rozwiązaniu tej sprawy. Może nawet za bardzo… Sam rozumiesz. Powody osobiste.
- Po prostu nie wiem, jak włamywanie się mogłoby pomóc rozwiązać sprawę, natomiast wiem, jak włamywanie się mogłoby uziemić cię, żebyś w ogóle nie mógł się ową sprawą zajmować. Po prostu zapamiętajmy, później zorientujmy się, czy owa kajuta jest zajęta.

Kolejna kabina.
STUK! PUK! STUK! PUK! STUK! PUK! I tak było ciągle.
- I know nothing.
- No se nada.
- Eu não sei de nada.
- Nao-l a fhios agam rud ar bith.
- Je ne sais rien.
- Jeg ved ingenting.
- En tiedä mitään.
Oraz inne oczywiście, które wyrażały zawsze: Ja niczego nie wiem. Taaaaaak. Wiele osób, wiele krajów, wiele języków, ale nikt nic nie spostrzegł. Owa trójka sobie była i po prostu tyle. Rozmowy owe przeciągały się i przeciągały, a kolejne nic kompletnie nie wnosiły. Wreszcie sprawa była załatwiona, znaczy rozmowy wykonane, konkretów… cóóóóóóż. Swoje zrobili, trzeba było wracać porozmawiać z resztą ekipy. Skierowali się ponownie ku swoim rewirom.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 08-10-2022 o 19:57.
Pliman jest offline  
Stary 09-10-2022, 14:32   #50
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdzieś na Atlantyku, Statek "Olympic"
23 czerwiec, 1930 rok.
Poniedziałek(4-ty dzień podróży)
Około godziny 11:30

Po perypetiach związanych z oglądaniem martwych zakonnic, Sarah wzięła w swojej kabinie orzeźwiający prysznic… był potrzebny, tak.

Podobnie uczynił u siebie Daniel, po czym oboje spotkali się po jakiś 30 minutach.

Tym razem ruszyli zająć się oglądaniem broni i bomb, jakie miały przy sobie terrorystki.

….

Materiały wybuchowe składowano na dziobie statku, na jego pokładzie, w zamkniętej na kłódkę skrzyni, której pilnował uzbrojony, i zmarznięty marynarz. Pokazano przepustki, wyjaśniono co i jak… skrzynia została więc dla nich otwarta, i to przez wezwanego oficera, sam marynarz bowiem klucza nie miał.

Bomby.

To nie były bomby! To była masa niemieckich granatów na kamizelce, z połączonymi ze sobą drutami do każdej zawleczki, by przy szarpnięciu, odpalić wszystkie granaty jednocześnie. Daniel zaś już takie widział podczas Wielkiej Wojny, więc je rozpoznał bez problemu, choć te tutaj chyba były nowszym modelem, niż używane kilkanaście lat temu.


A więc Włoszki, używające niemieckich granatów, wrzeszczące o burżuazji, proletariacie, i viva la revolutione, z czego to ostatnie zdecydowanie po francusku… to się wszystko całości nie trzymało.

Gdy zaś opuścili pokład "Olympica", i udali się prowadzeni przez oficera do… zbrojowni statku(!), ukrytej głęboko pod pokładem było zaś jeszcze gorzej. No i w sumie, potwierdzało słowa Daniela? Broń można kupić sobie, i ściągnąć z niemal dowolnego kraju…

Karabinki maszynowe, jakich używały… chyba ze Szwajcarii? Pistolety z…Belgii, no i noże, choliba wie skąd…

Jeden. Wielki. Miszmasz.

….

Zbliżała się godzina lunchu.

A więc pora na spotkanie z pozostałymi, i podzielenie się zdobytymi informacjami?

Do tego wszystkiego, jakoś tak zaczęła się psuć pogoda, i nadciągały ciemne chmury.



~


Ebenezer i Mathew poprosili o pomoc stewarda, odnośnie interesującej ich, zamkniętej kabiny, sąsiadującej z kabiną niby zakonnic… steward klucza nie miał. Ale poszedł po jakiegoś oficera, który właśnie miał.

Po otwarciu zaś drzwi, do nosów wszystkich dotarł fetor… trupów.

- O nie - Jeknął blady steward, cofając się o wiele kroków w tył. A dwaj towarzysze, i oficer weszli ostrożnie do kajuty.

Ciasna kajuta, jak wszędzie w trzeciej klasie. Cztery koje. Na dwóch dolnych, po lewej i prawej kabiny, ktoś leżał, przykryty prześcieradłem. Tu wystawały bose, kobiece stopy, tam męskie.

Ślady krwi na przesiąkniętym okryciu, tworzące dosyć duże już plamy na obu ciałach. W okolicach… krocza, i torsu, u obojga.

- Ja… ja tego… nie odkrywam… nie… - Wymruczał oficer, cofając się z kroplami potu na czole, w sumie wchodząc przypadkowo w Ebenezera.


Były i jakieś boczne drzwi, wewnątrz kajuty.

- Wspólna łazienka… - Powiedział blady oficer.

A więc kabina niby zakonnic, miała wspólną łazienkę z kabiną tej tu parki nieszczęśników. I dlatego musieli zginąć?

- Zawiadom lekarza! Niech tu przyjdzie! A potem kapitana! - Steward otrzymał polecenie, i pognał, a oficer, ciężko dysząc, opuścił kabinę, wychodząc na korytarz - Suki… suki… - Szeptał pod nosem.







***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172