Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-08-2023, 16:42   #11
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Dialog z Kanną

Kacper biegł, jego zdaniem niewidoczny, jednak świetnie widoczny dla innych, dzięki czerwonej kurtce. Oczywiście dla tych, którzy chcieli go widzieć.
Kiedy przystanął przed jezdnią, żeby przepuścić samochody, usłyszał ruch obok siebie i ciche.
- Hej, ziom. Poszli? Zabrali ich?

Spojrzał w bok i rozpoznał chłopaka, którego widział wcześniej przy dwójce Anonsów.
Rudy wyglądał na przestraszonego. Cienias był śmiesznie zaróżowiony na twarzy, a kropelki potu spływały po jego czole jak u kenijskiego długodystansowca.
Wyobrażenie sobie rudowłosego Murzyna z lekkimi piegami i zbielałymi wargami rozbawiło Kacpra niezwykle mocno. Widział gdzieś tego mema w sieci - Rudy Żyd będący Murzynem, orientacji niebinarnej, skażony potwornymi zmianami genetycznymi po silnej ingerencji medycznej. Ludzie potrafią się śmiać ze wszystkiego.
Nowicki jednak nie prychnął śmiechem, bo czy naprawdę było mu teraz wesoło? Czy to nie zwyczajna, napędzana adrenaliną panika? Czy, do jasnej cholery, nie wdepnął w jakieś gówno?

- Zabrali, zabrali w pizdu. To nie były psy, to jacyś cholerni naziole w przebraniu. Ja pierdolę, co się tu odjaniepawliło? To byli Twoi kumple? Może czymś handlowali? Może to zwykła obława na dealerów? Wiesz coś?

Sam nie za bardzo wierzył w tak proste wyjaśnienie, że mroczne komando złowrogiego kurdupla miało na celu przeciwdziałanie drobnej przestępczości. Ci kolesie tak przypominali policję, jak FORMOZa przypominała żeński klasztor. Myśli Kacpra od żeńskiego klasztoru przeskoczyły jakąś skomplikowaną woltą do Opowieści podręcznej. Filmu, którego formalnie nie zakazano w Polsce, ale który szykanowano i bojkotowano, jako absurdalne i pełne złej woli dzieło. Wszak KUN-a kocha wszystkie kobiety, zwłaszcza te które składają się jeno z macicy pozbawionej mózgu. Albo może i mające mózg, ale spaczony chaosem jak u Kai Smrodek.

- Niczym nie handlowali, popierdzieliło Cię? - chłopak ciągle trochę się trząsł.
- Tak myślałem, tak kurwa myślałem. Koleś, co do cholery się tu dzieje? Przewrót wojskowy? Mundurowi mieli w końcu dość hipokrytów u władzy? No ale przecież nie zaczęliby od wyławiania takich płotek jak ta laska i ten drugi - Kacper ścisnął skronie dłońmi, zdumiony i zaskoczony tym czego doświadczył - No i w końcu niebo runęło nam na głowy - głupawo zażartował parafrazując poniekąd pewnego Galla w pasiastych portach.
Rozejrzał się. Świat wyglądał tak samo jak godzinę temu, tak samo jak miesiąc czy rok wstecz. Może nie tak samo jak 65 milionów lat wcześniej, kiedy hasały dinozaury, ale wiecie o co chodzi.

Co zatem się zmieniło? Prawie nic, ot tylko ktoś bezczelnie zabił porządek i ład który definiował dotychczasowe zasady społeczne. Pierdolone ZOMO urządza łapanki, niczym naziści kilkadziesiąt lat wcześniej w tym samym miejscu. Zło zatoczyło pełen obrót, zmieniły się może hasła i kolor mundurów, ale destrukcyjna intencja niezależnie od okoliczności śmierdziała zwyczajnie ludzką nienawiścią.

- Czemu ich zabrali, a ciebie puścili? Kumasz coś z tego? - zadał kontrolne pytanie, by znaleźć jakiś punkt odniesienia dla swoich podejrzeń
- Nie mam pojęcia, ziom! – chłopak zaczął zdradzać objawy nadruchliwości, może tak radził sobie ze stresem? – Normalnie siedzieliśmy, browar, ale wszystko kulturalnie, wiesz, obydwaj uderzaliśmy do Pauliny, ale ona się do nas opędzała ‘Kumple, kumple.. „ tak gadała. – chłopak machał rękami – To Przemowi się skojarzyło, no, że Kumple to grunt, tak piosenka, nie? Stara, ale da się słuchać, niby szanta, niby trochę pedalska, ale w sumie nie, właśnie o kumplowaniu, na jakiś łajbie wszyscy razem, no żeglarze chyba. Ale wcale ze sobą nie sypiali.. nie mam nic przeciwko LGBTQ+ – podniósł ręce, zapewniając Kacpra o swoich szczerych intencjach. – Ja ich toleruję, a niektórych nawet akceptuję. Zresztą jak wszystkie mniejszości, anormatywnych, spektralnych, głuchych… mnie bez różnicy, ja tolerancyjny jestem.
Chłopak się chyba zorientował, ze nieco oddryfował od brzegu.
- No i Przemo wyciąga iphona i mówi ”Lukniesz, Paulinka, na kumpli” , chce odpalić YT a tu zonk! Nie ma zasięgu. Czujesz to?
- No a potem tamci przyleźli z Burkiem , i chcieli dokumenty rejestracji mutacji. Chuj ich wie , jakich. A dalej to już widziałeś.
- Widziałem. Widziałem i nic nie kapuję. Zgarnęli ci kumpli za brak dokumentów? W dodatku takich, o których nawet nie słyszałem. Cholerne ZOMO… w biały dzień? Nie dość im spinek z kobietami, lekarzami, sędziami, nauczycielami, to teraz będą zgarniać młodych z ulic?


Kacper czuł się strasznie skołowany. Dorosłość trzeba na chwilę zawiesić i pogadać z kimś mądrzejszym. Wierny Iphone wyjęty z kieszeni pokazał idealne zero. No tak, rudy mówił że nie ma zasięgu. Poblokowali BTSy, gruba sprawa. Szkoda bo mama, albo szef mogliby mu coś doradzić, wyjaśnić, albo choć po ludzku uspokoić. Bo czuł cholerny niepokój. Bo nie miał pewności czy właśnie nie był świadkiem klasycznego przejawu faszyzmu w czystej formie.

- Nie wiem jak ty, ale ja stąd spadam, tu coś śmierdzi jak cholera.

Kiwnął głową na pożegnanie i od razu skręcił w pobliską bramę. Do domu miał niedaleko, ale postanowił nadłożyć nieco drogi idąc między starymi kamienicami, korzystając z ich studniowatych dziedzińców, a na koniec przeciąć park.

Ten park. Ten którego unikał od miesięcy jak ognia. Ten który spływał czerwienią w jego snach niemal co noc.

Sytuacja wymagała jednak specjalnych działań. Przecież nie ma tam już zwłok, młody anormatywny chłopiec nie będzie patrzył na niego martwym wzrokiem, nie będzie nieestetycznie wylewał płynu rdzeniowo-mózgowego na kostkę bruku, a jego krew w mlecznym świetle latarni nie będzie skrzyła się głębią rubinu.

Jest dzień, świeci Słońce, szaleńcy nie wcielają w życie diabolicznych planów przed kolacją.
A co jeśli są na diecie i nie jadają kolacji?

Mama miała dziś mało lekcji. Do domu na skróty wyjdzie kwadrans. Na basen byłoby bliżej, ale trener Zbyszek był po AWF-ie i jego umysłowość idealnie pasowała do tego kierunku. Na niego można liczyć w innych sprawach, nie wymagających główkowania. Szefa na pewno nie zastanie o tej porze w Kociej Kawiarni, poza tym musiałby podjechać kilka przystanków.

Nowicki nie miał teraz ochoty na ludzi. Czuł lęk wymieszany z obrzydzeniem. Czemu kilkadziesiąt milionów rodaków dało się omotać prymitywnemu religijnemu populizmowi, czemu Polacy nie potrafili korzystać z mózgów w wystarczającym stopniu, by przysłowie o mądrości po szkodzie nie było ciągle aktualne?

Czy to możliwe, że rozpasani prawicowcy postanowili uderzyć w kolejną grupę społeczną? Te karty rejestracyjne mutacji... Pierwszy raz słyszał o czymś takim. Pies tresowany do wywąchiwania anormalnych osób? Po cholerę w ogóle takie zwierzę policji? Ktoś musiał z odpowiednim wyprzedzeniem zaplanować proces tresury, sfinansować, mieć w tym jakiś interes by przysposobić psa do polowań na ludzi o odmiennym genotypie.

Kacper filtrował informacje i im więcej o tym wszystkim myślał, tym bardziej chciał porozmawiać z kimś bliskim. Matka była mądra, choć oddalili się od siebie po śmierci ojca. Ciężko przeżyła walkę starego w szpitalu covidowym, jego śpiączkę pod respiratorem i odejście w nieświadomości, bez szansy na pożegnanie, ostatni dotyk czy pocałunek. Mimo upływu czasu widywał ją płaczącą ukradkowo wieczorami. Sam chyba zniósł to lepiej.

Potrzebował chyba teraz bardziej ciepła niż doświadczenia życiowego.

W dodatku odległość była podobna jak do domu. Pod wpływem nagłego impulsu postanowił ruszyć do niewielkiej willi w której mieszkała Kornelia. O tak, był pewien że musi z nią porozmawiać, opowiedzieć o tym co widział i przestrzec przed narodzinami kolejnej odsłony faszyzmu.

W dodatku ominie park. TEN park.
Skręcił w lewo, przyspieszył kroku i poczuł, że spada mu jakiś kamień z serca. Spotkanie z Korni załagodzi wszystkie lęki. Kwadrans minie błyskawicznie, musi tylko rozglądać się uważnie i w porę schować gdyby tylko pojawiła się jakaś mundurowa menda.

 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 16-08-2023, 21:12   #12
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Wtorek, późny wieczór

- Przypominamy o godzinie policyjnej, obowiązującej od 21 do 6 rano. Poruszać po mieście mogą się tylko osoby ze specjalnymi upoważnieniami, wydawanymi przez zakłady pracy, przedstawiciele służb mundurowych, oraz innych służb ujętych w rozporządzaniu. Rozparządz…
Głos spikera w radio zatrzeszcza ł i zniknął.
- Zmień stacje – zaproponował kierowca, a pasażer mruknął coś w odpowiedzi i nacisnął przycisk na panelu radia.
… nie ma przeciwwskazań. – kontynuował ten sam (jak się zdawało) głos na innym kanale. – Osoby anormatywne proszone są o zgłaszanie się po odbiór dokumentów rejestracji mutacji. Zaświadczenia wydawane są we wszystkich ośrodkach administracji publicznej, urzędach dzielnic i gmin, a także punktach MOPS i GOPS. Pełna lista miejsc znajduje się pod bezpłatnym numerem telefonu 808 123 123. Osoby starsze i niepełnosprawne…

Zniecierpliwiony kierowca wyłączył radio.

Siedząca z tyłu auta dziewczyna ze srebrzystymi włosami patrzyła niewidzącymi oczami w ciemność za oknami samochodu. – Nie jest dobrze – powtarzała cicho. - Nie jest dobrze.



Karol[

Pokój był niewielki, wyłożony w całości jasnymi kafelkami. Na środku stal metalowy stół, po jednej jego stronie siedział Karol, z drugiej stały dwa wolne krzesła. Nie było okien, tylko drzwi, którymi umundurowany na czarno funkcjonariusz wprowadził chłopaka.
- Czekaj – powiedział i wyszedł.

Wiec czekał. Nie wiedział, ile czasu minęło, bo w pomieszczeniu nie było zegara. Była za to kratka odpływowa pod jego stopami. Jakby pomieszczenie było zaadoptowana łazienką albo czymś podobnym… Postukał paznokciami w metalowy stół. Chciało mu się lać.

Komórkę zabrali mu od razu, jak weszli do ciemnej furgonetki. Siedział z tyłu, a pies leżał tuz obok jego nogi, oddzielony tylko cienkimi prętami metalowego kennela. Już nie wyglądał na zaineresowanego jego osobą. Drzemał.
Funkcjonariusze siedzieli obok niego. Panował półmrok, tylko niewielkie okno oddzielało tył auta od szoferki. Karol starał się ustalić, dokąd jadą, ale szybko stracił orientacje.

W końcu samochód zwolnił, zatrzymał się i wjechał za jakąś bramę, której metalowy odgłos słyszany był nawet wewnątrz auta. Jeden z funkcjonariuszy wprowadził go do nieopisanego, niskiego budynku , który był jakby dobudówka do majaczącego w mroku czegoś większego – Karolowi skojarzyło się to z tylnym, wejściem do szpitala, miał kiedyś robiony rentgen , właśnie w takiej piwnicy. W każdym razie korytarz, którym szedł , wyglądał podobne. Choć w sumie to było z 10 lat temu, mogło mu się tylko zdawać…

Teraz tez chciał. Żeby to był tylko rentgen.

Ale zamiast tego znalazł się w pustym pomieszczeniu ze stołem z hartowanej skali i odpływa kratką pod nogami.

Kobieta, która weszła do pomieszczenia, zbliżała się do 60. Wyglądała jak miła, nieco zagubiona nauczycielka. Ciemna garsonka na dość pulchnej sylwetce, gładko zaczesane ciemne włosy, okulary. Broszka w kształcie kwiatu na klapie jej żakietu z czymś mu się kojarzyła, ale nie mógł sobie przypomnieć z czym.
- Dobry wieczór – powiedziała siadając na przeciw niego. Rzuciła spojrzenie na tablet, z którym przyszła. Uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. – W czym mogę pomóc?


Kacper

Kacper potrzebował pocieszania i rady. Tak sądził. Potrzebował, żeby ktoś się nim zaopiekował, wyjaśnił mu sytuację, zapewnił, ze wszystko będzie dobrze. Ze nie musi się martwiąc, ze wszystko się ułoży. Potrzebował matki.
Ale nie był już tym Kacperkiem, do pocieszenia którego wystarczał całus i przytulenie. A raczej nadal był, tylko ten Kacper potrzebował pocieszania już nie od matki. To raczej on - zwłaszcza teraz, po śmierci ojca – powinien się był nią opiekować. Wspierać. Tak to widział.

A że nie miał na to zasobów w tym momencie, wybrał inna drogę Bardziej kuszącą i obiecująca więcej.

Kornelia. Ciepła, cudownie pachnąca i smakująca. Jego Korni. Nogi same go ku niej poniosły. Umysł zachował jeszcze na tyle przytomności, żeby prowadzić go zacienionymi uliczkami. Nie rzucał się w oczy, był ciszy i szybki.
Ciemna bryła budynku domu rodziców Kornelii wyrosła przed nim szybciej, niż się spodziewał.

Odruchowo wyciągnął komórkę, żeby dać znać dziewczynie, ze jest i żeby mu otworzyła.. jej rodzice przecież nie musieli wiedzieć. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, jak powtarzała ich polonistka i teraz w końcu poczuł, o co jej chodziło. Wiele razy wchodził do dziewczyny korzystając z tylnego wejścia, przy którym czekała, po odebraniu jego sygnału. A teraz.. no cofnął się i zadzwonił do furtki.

Czekał zadziwiająco długo. Zdążył nawet poczuć niepokój.
- Kto tam? – usłyszał w końcu w domofonie głos ojca dziewczyny.
W głosie wyczul strach maskowany opryskliwością.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 19-08-2023, 12:53   #13
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany




Obrazy, jakie serwował mu teraz świat układały się w niepokojący i wypełniającą serce ogromną trwogą kolaż. Kadry, jak z jakiegoś filmu Wajdy, czy Kieślowskiego. Sceny wyprane z kolorów, emanujące niewypowiedzianą, ukrytą w każdym najdrobniejszym szczególe, grozą. Zwykła szara bryła przyszpitalnego budynku uruchamiała niekończącą się lawinę skojarzeń.

Podziemne katownie UB.

Wykrzywione w grymasie nienawiści i ociekające pianą, wściekłe pyski oprawców.

Krzyki, wrzaski i bluźnierstwa.

Zasiniałe oczy, połamane kości i pozrywane paznokcie.

Stukot podkutych oficerskich butów na zimnej posadzce.

Polska martyrologia w pigułce.[/color]


Bezmiar cierpienia i krwi ściekającej do kanalizacyjnej studzienki. Wyłaniająca się z mroku bryła niewielkiej dobudówki, sączyła w umysł Karola najpotworniejsze obrazy i myśli.

Czy to właśnie go czeka?
Gdyby jeszcze wiedział dlaczego, to pewnie łatwiej by zrozumiał i zaakceptował swój los. Ciąg wydarzeń w jakim uczestniczył był jak żywcem wycięty z prozy Kafki.
Jak więc mógł się pogodzić z tak absurdalną dolą, jaką serwowała mu w tej chwili rzeczywistość?




Widok i wystrój pomieszczenia w jakim się znalazł, przepełniło czarę gromadzącego się wokół nonsensu. Groteska wylała się szerokim strumieniem. Stalowy stół, idealnie pasujący do gabinetu doktora Frankensteina lub miejskiego prosektorium. Kratka ściekowa w rogu, której widok stanowił wraz z wykafelkowaną podłogą zestaw tyle niedorzeczny, co i powodujący instynktowny i niepohamowany lęk. Zakopane w głębiach podświadomości skojarzenia, wypływały na powierzchnię i niczym ogromne walenie wystrzeliwały sięgające sklepienia czaszki, pióropusze imaginacyjnej wody, zalewały umysł Karola koszmarnymi obrazami czekającej go przyszłości.

- Dobry wieczór W czym mogę pomóc? - zwykłe słowa wypływające z ust kobiety, która wyglądała, jak zagubiona nauczycielka przerwały ponurą ciszę. Karol powiódł wzrokiem po jej krągłej sylwetce, którą opinała mocno dopasowana garsonka. Miła dla oka twarz, okulary w eleganckich oprawkach i ciemne, gładko zaczesane do tyłu włosy dopełniały obrazu jej osoby. Jej widok w jakiś dziwny sposób połechtał milo libido Karola. Czy to wspomnienie eterycznej syrenki wzbudziło w ruch strunę pożądliwości? Czy to może dziwne okoliczności powodowały, że jego umysł pracował w tak cudaczny i pełen fantazyjnych wizji sposób?
Kobieta uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił się tym samym. Prosty gest, który od zawsze miał moc przełamywania barier.

- Dobry wieczór. Chętnie bym z panią porozmawiać, bo wydaje się pani miła osobą, ale jestem już spóźniony. Także ten… Dobranoc pani - rzekł pogodnym tonem i z szerokim uśmiechem ruszył w stronę drzwi.

Pierwszy raz od początku tej ekscentrycznej przygody, okoliczności zdawały się mu sprzyjać. Brak kajdanek na rękach, nie zamknięte drzwi i żadnych policjantów na korytarzu, to wszystko niemal krzyczało do niego - oto szansa na którą czekałeś.
Nie oglądając się za siebie, wyszedł z pomieszczenia. Zamierzał uciec jak najdalej, nie dać się pod żadnym pozorem złapać i czym prędzej wrócić do domu. Tylko to się teraz liczyło.

 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 19-08-2023 o 19:58.
Morph jest offline  
Stary 22-08-2023, 14:33   #14
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Wtorek , późny wieczór

Karol

Karolu wypadł na korytarz. Starał się wyjść szybko, ale tak, żeby swoim zachowaniem nie budzić podejrzeń miłej kobiety z broszką.

- Dobranoc Karolu.– dobiegły go jeszcze słowa pożegnania, zanim zamknął za sobą drzwi. - Do zobaczenia.



Korytarz był ciemny, krótki i wyglądał niezbyt przyjaźnie. Punktowe lampy rozświetlały mrok, wydobywając szczegóły, które zapewnię wolały pozostać ukryte: popękane płytki na podłodze, ściany pomalowane olejną, obdrapaną farbą. Z lewej strony trzy) pary drzwi - plus te, które właśnie za sobą zamknął, czyli czwarte. Z prawej strony ściana. Podobną ścianę miał za plecami.

Na końcu duża, przeszklona tafla kolejnych drzwi. Wyjście? Za brudnym szkłem widział jednak jakąś sylwetkę. Może policjant, może inny ochroniarz? Nie wiedział. Trudno było jednak przypuszczać, żeby w tym miejscu znajdowałaby się randomowe, przypadkowe osoby.

Zastygł na korytarzu, niezdecydowany. Podświadomie czuł, ze nie ma dużo czasu na decyzję.


Kacper

- Ocho, znowu jest nakręcony - pomyślał Kacper. Stary Zawadzki nie miał lekko w życiu. Nie klepał biedy, ale i nie zrobił jakiejś kariery. Nie miał długów, wrogów, miał wspaniałe dzieci, dom bez hipoteki, oraz końskie zdrowie. Ponoć pił kiedyś strasznie, bo nie umiał za dobrze zaadaptować się do pierwotnego kapitalizmu Polski epoki przemian, ale alkohol nie wypalił na jego ciele żadnych śladów. Kacper znał tę historię, jak to sympatyczna studentka pedagogiki Krysia wyciągnęła Janusza Zawadzkiego ze złych przyzwyczajeń i skierowała go ku świetlistej drodze wiodącej wprost do wiekuistego balowania u Świętego Piotra. Z pani Krystyny było jednak naprawdę niezłe ziółko, bo terapia wyprowadzania z picia polegała na stosowaniu potężnych dawek seksu. Jak ona to godziła z gorliwą religijnością, to wie pewnie tylko ona sama i jej spowiednik. Kornelia opowiadając to kiedyś Kacprowi płonęła cała rumieńcem, w tym niepodrabialnie różowo- łososiowym kolorze. Kolorze którego nie dadzą żadne najlepsze nawet kosmetyki, a który pojawia się tylko u rozognionych nastolatek o świeżej cerze.
-Na zdjęciach z tamtych lat mama wygląda identycznie jak ja teraz - dodała na koniec niskim, zmysłowym głosem. Jego brzmienie było niereżyserowane, Korn naprawdę poważnie traktowała kobiecość i profity wynikające z bycia atrakcyjną.

Kornelia nie była na pewno najładniejszą ze znanych Nowickiemu dziewczyn. Patrycja z jego klasy wyglądała przy niej jak miss świata, przy czwartej wicemiss. Nawet Ruda Anka miała ładniejszy profil. Twarz Kornelii, o nieco trójkątnym kształcie, z wydatnie słowiańskimi kośćmi policzkowymi potrafiła za to przybierać szalenie zmysłowy, wyuzdany wygląd. Tak jakby porządna dziewczyna z katolickiej rodziny pragnęła tylko jednego. Figury za to mogła pozazdrościć jej córka Heidi Klum, reklamująca na billboardach bieliznę wraz ze swoją 50-letnią mamą.

Kacper poczuł dreszcz, rozpłynął się w wizjach w których tonął w głębi szarozielonych, okolonych gąszczem długich rzęs oczu swej dziewczyny a jego dłonie…

Chrząknięcie w wiszącym na bramce ogrodzenia głośniku przywróciło go do rzeczywistości.

- Eeee… Dzień dobry panie Januszu. Tu Kacper. Miałem iść na trening, ale coś dziwnego dzieje się na mieście i przyszedłem sprawdzić czy wszystko jest ok z Kornelią. Nie działają komórki, no i nie wiem co się dzieje. Nie będę państwu przeszkadzał? Chcę odsapnąć bo na mieście jest jakaś gruba afera. Wpuści mnie pan? Może wiecie coś więcej?

Przez chwilę w domofonie panowała cisza, a potem chłopak usłyszał jakieś przyciszone głosy.
- … wiadomo.. – docierały do niego tylko niektóre słowa, a może raczej strzępki, z których mózg starał się składać znajome słowa. - … Korn… noc.. stan….

Potem rozległ się głos brzęczyka i zamek się odblokował.
- Wchodź, chłopcze.
Transmisja zakończyła się metalicznym szczękiem odblokowanego zamka. Kacper przeszedł przez bramkę i starannie zatrzasnął ją za sobą. Prychnął trochę ze złością, bo nie miał pojęcia co stary Kornelii do niego mówił. Sprawa była o tyle denerwująca, że jej brat Adam był doskonałym elektronikiem. Mimo że był dopiero na 3 roku Polibudy, dostawał ministerialne stypendium i miał zapewnione miejsce stażu a potem i pracy w kilku zagranicznych koncernach. Facet był naprawdę niezły, był pasjonatem mechatroniki, a nie potrafił naprawić durnego domofonu pamiętającego pierwszego sekretarza. Tego wyższego niż obecny kurdupel, Gierka.

Willa Zawadzkich sprawiała ponure wrażenie. Przebudowany słupek z lat siedemdziesiątych, z dodanym ganeczkiem nad którym usytuowano półkrytą loggię. Wszystko masywne, kanciaste. Stary tynk cementowy pokryto warstwą docieplenia i położono bladoróżowy baranek, na którym przez ostatnie lata narosło mnóstwo ciemnego osadu, udowadniającego, że powietrze w stolicy miewa czasem gorszą formę. Ponieważ na piwnicznej kondygnacji znajdowały się tylko dwa niewielkie, zakratowane okienka do kotłowni, a do domu wchodziło się przez ciężkie drzwi z podniesionego ganku, Kacper fantazjował czasem, że w wypadku inwazji kosmitów, albo epidemii zombie, przetrwają z Kornelią w tym bunkrze każdą apokalipsę i odbudują liczebność ludzkości, dzięki jego intensywnym staraniom czynionym w tym kierunku.

Wszedł po kilku stopniach do przedsionka. Tam zgodnie z tradycją tego domostwa zdjął swoje conversy, i wsunął na nogi przewspaniałe klapki Kubota, oldskulowo-kultowe do bólu. Otworzył kolejne drzwi i zaanonsował swe szlachetne przybycie głośnym zawołaniem “ Szczęść Boże!”
Pan Janusz zawsze marszczył brwi i zaciskał usta, kiedy tak mówił. Jego religijność miała kruche podstawy, zwłaszcza kiedy żona przestała być taką petardą jak w młodości i jej metody chrystianizowania krnąbrnego męża stawały się coraz mniej skuteczne.

Sama pani Basia, sympatyczna, długonoga, farbowana blondynka, odpowiadała mu zawsze “Szczęść Boże, będą jeszcze z ciebie ludzie Kacperku, zobaczysz”.

Adam, kiedy był w domu, słysząc jego powitanie zawsze rzucał tylko “Debil” i przestawał zwracać uwagę na smarkatego adoratora jego siostrzyczki.
Tym razem nie odpowiedział Nowickiemu jednak nikt. Cisza. Kacper nieco zmieszany przeszedł wyłożonym ciemną boazerią korytarzem w stronę salonu, gdzie na pewno przesiadywał pan Janusz z nieodłączną filiżanką kakao, bo kawę odradzili mu lekarze z racji na sprawy ciśnienia, a alkohol w tym domu bywał dość rzadkim gościem.

Salon urządzono o dziwo nowocześnie, w stylu zdecydowanie skandynawskim. Proste i jasne meble nie przytłaczały przestrzeni, dekoracje dobrano ze smakiem, na jednej ze ścian umieszczono elektryczny kominek imitujący udatnie prawdziwe palenisko.

Jedynym dysonansem był zawieszony centralnie obraz, olejna kopia Jasnogórskiej Matki Boskiej. Ciemne oblicze wpatrywało się z niego we wchodzącego do pokoju chłopaka.

Pozostali wpatrywali się nie w niego, a w emitujący coś ważnego telewizor.
- Dzień dobry. Może mi ktoś wyjaśnić co się dzieje?
- Powinieneś być w domu, synu
- pan Janusz popatrzyła na niego surowo. - Łamiesz godzinę policyjną. Wiesz, czym to grozi?
- Godzinę policyjną? Nie mam pojęcia o co chodzi, normalnie wychodziłem na trening i żadnej godziny policyjnej nie było. Co się stało? Jakiś generał w czarnych okularach znowu odjebał głupotę? Wojna jest?


Zerknął ciekawie w stronę telewizora. Spikerka raczej nie wyglądała na przerażoną wojną, widać było napięcie, ale chyba mniejszego kalibru, niż gdyby Putin wysłał swoje zielone ludziki do Polski. Z zadowoleniem zauważył, że Zawadzcy oglądali Polsat. TVN nie miał tu wstępu, ale przynajmniej odpuścili sobie gadzinówkę TVP, dobrze to o nich świadczyło, mimo całej moherowej podbudowy pani Krysi.

Pan Janusz zmarszczył krzaczaste brwi.
- Uważaj na język, synu. Nie pozwolę, żeby Kornelia spotykała się z jakimś chamem. Wyglądałeś na przyzwoitego chłopaka, sport kształtuje charakter, ale może się myliłem..
- Już Jasiu, już
- pani Krysia pogłaskała męża po ramieniu. – Chłopak zdenerwowany, jak my wszyscy, to mu się wymsknęło. Na pewno już żałuje.
Spojrzała na Kacpra znacząco

- Chodźcie, usiądziemy, wszystko omówimy, herbaty zaparzę.
Usiedli przy stole nakrytym wykrochmaloną serwetą . dziś rzadko się już takie widywało, ale rodzice Kornelii cenili tradycje.
Kornelia zeszła z góry i chciała przywitać się z Kacprem, ale spojrzenie matki osadziło ją w miejscu.
- Chodź , córuś pomożesz mi w kuchni. Zostawmy mężczyzn, niech sami omówią sytuację. To nie na nasze głowy.

Kornelia posłusznie poszła za matką, a Kacper został sam przy stole z panem Januszem.
- To co, synu – mężczyzna podniósł się, wyjął z barku napoczętą butelkę z napisem Jarzębiak, ale zawartość była przeźroczysta i dwie literatki. – Napijemy się. Jesteś już dorosły, prawda?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 29-08-2023, 21:13   #15
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Wyjście z zamkniętego pomieszczenie nie przyniosło ulgi, ani powiewu wolności. Karol obejrzał się za siebie.
Koślawe, obdrapane drzwi rodem z każdej placówki medycznej pamiętającej czasy Gierka. Tradycja podtrzymywana z uporem maniaka przez dyrektorów, którzy zadłużenie szpitala traktowali, jak normę od której nie ma ucieczki. Metalowa tabliczka z wybitym numerem dwadzieścia trzy, przykuła na chwilę uwagę chłopaka.
- Ciekawe - mruknął do siebie.
Symbolika liczby mocno przemawiała do jego podświadomości. Obciążony lekturą trylogii Illuminatus za młodu i licznymi odczytami z gnozy na obozach SROC, nie potrafił się pozbyć ciężaru znaczeń, jakie niosła ona za sobą.

NIe mógł jednak pozwolić sobie na dalsze bezsensowne kontemplacje. Czas nie należał do jego sprzymierzeńców. Ruszył w kierunku przeszklonych drzwi, za którymi jak mu się zdawało powinien być korytarz prowadzący na zewnątrz. Mijając kolejne gabinety błądził wzrokiem wzdłuż lamperii, koloru świeżej sraczki, w poszukiwaniu czy to wyłącznika światła, czy też przycisku od alarmu przeciwpożarowego.

23! Chaos, o tak! Trochę rozgardiaszu i zamieszania, na pewno poprawiłoby mu teraz humor i zwiększyło szanse na ulotnienie się.
Czysta złośliwość losu. Najprawdziwsze zezowate szczęście
- Czy to ja mam w tym absurdalnym przedstawieniu odegrać rolę obywatela Piszczyka? Naprawdę? - mruczał pod nosem mijając pomieszczenie opisane szyldem “Brudownik”
Zajrzał do środka i od razu tego pożałował. Korytarz wypełnił metaliczny zgrzyt i łoskot godny marnej komedii slapstickowej. Drzwi musiały przewrócić jakiś wózek dla sprzątaczek, czy inne żelastwo. Jakaś improwizowana broń niewątpliwie by mu sie przydała, ale nie chciał marnować czasu na bezowocne poszukiwania. Lepiej skupić się na realizacji nadrzędnego celu, jakim była ucieczka z tej ponurej przychodni rodem z Silent Hill.

Zbliżając się do przeszklonych drzwi, spostrzegł jakiś ruch po drugiej stronie. Zatrzymał się wpół kroku i przylgnął do ściany z nadzieją, że nikt go nie zauważy. Tym razem Fortuna obdarzyła go łutem szczęścia i nikt nie wszczął alarmu.

To pozwoliło mu zbliżyć się do szklanych drzwi. W momencie, gdy chwycił klamkę podjął decyzję. Odrzucił pomysły o przekradaniu się i zabawie w podchody. NIe zrobił w końcu nic złego, aby musiał zachowywać się jak jakiś przestępca, czy uciekinier. To on był w prawie. Został bezpodstawnie zatrzymany, nie przedstawiono mu żadnych zarzutów, ani nie wyjaśniono sytuacji w jakiej się znalazł. Nie wspominając już o tym, że zabrano mu telefon, a zatrzymujący go osobnicy nawet nie wyglądali na funkcjonariuszy policji.

Położył dłoń na klamce i pchnął mocno. Stary, metalowy mechanizm zazgrzytał przeraźliwie pod naciskiem.
- To są już kurwa jakieś jaja! - warknął.

Tego już za wiele. Kumulacja absurdów, niedomówień i złośliwości losu sprawiły, że w Karolu aż się zagotowało. Zapisane głęboko w jego DNA, atawistyczne instynkty w momencie doszły do głosu z zawyły wściekle. Chłopak zacisnął pięści i bez większego zastanowienia jebnął prawą nogą prosto w prymitywny zamek. Ku jego zaskoczeniu ten wytrzymał napór wkurwienia. Słabo osadzona szyba nie wykazała się aż taką odpornością i pękła. Okazała pajęczyna wykwitła na jej powierzchni. Karol od razu przywalił w nią łokciem. Brzdęk upadającego na ziemię szkła rozszedł się po korytarzach. Chłopak wysunął rękę na drugą stronę i dłonią wymacał prosty skobel, znany z każdej publicznej toalety.

Otworzył drzwi na oścież i ruszył prosto przed siebie. W pamięci odtwarzał drogę, jaką go tutaj przyprowadzono. Powiódł wzrokiem po pomieszczeniu, szukając jakiś kojarzących mu się punktów orientacyjnych lub wskazówek, które mogły go zaprowadzić do wyjścia.
 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 30-08-2023 o 15:50.
Morph jest offline  
Stary 30-08-2023, 14:13   #16
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
rozmówki wsólne z MG

...
- To co, synu – mężczyzna podniósł się, wyjął z barku napoczętą butelkę z napisem Jarzębiak, ale zawartość była przezroczysta i dwie literatki. – Napijemy się. Jesteś już dorosły, prawda?

- Dziękuję panie Januszu, poproszę odrobinę. Uczę się na razie tej dorosłości, to nie jest łatwa sprawa ale się staram. Przepraszam za słownictwo. Faktycznie trochę jestem nakręcony. Czy pan wie co się właściwie dzieje?

Kacper dość łatwo kontrolował sprawy używek. Rzeczywiście sport ułatwia panowanie nad takimi ciągotami. Owszem, czasem robił sobie małego drinka w domu, korzystając z barku ojca. Nieużywane rzędy butelek mogły skusić kogoś słabego, ale nie jego. Mama pijała tylko wino, on sam też wolał lżejsze napitki. Nie miał kłopotu z tym, by wypić kilka piwek z Łukaszem, albo kumplami z klasy, ale sensu życia w tym na pewno nie szukał. Co innego pan Zawadzki. Sytuacja wymagała czujności. Skoro pani Krysia spuściła męża ze smyczy, to Kacper musi kontrolować sytuację.

Nie czuł się za dobrze, było jakoś niezręcznie. Znał ojca Kornelii od dość dawna, nie miał nic przeciw niemu. WIedział dużo na jego temat i miał wyrobione zdanie - raczej upierdliwy, niż szkodliwy, tak go szufladkował. Co on kombinuje? Czemu zawdzięcza męską audiencję? Wolałby siedzieć ze swoją dziewczyną niż jej starym. Dziwne rytuały na pewno miały związek ze staroświeckimi przekonaniami Zawadzkich. Gorączkowo szukał w pamięci informacji, jakiego rodzaju rozmowa go czeka, jakaż to mistyczna forma konserwatywnych obrzędów będzie odprawiana. Idiotyczny taniec form i pozorów, jeszcze brakuje spotkania z kumą, czy inną swatką-czarownicą. Prymitywne i niepotrzebne zachowania skostniałych przeżytków zeszłej epoki. Nikt tak teraz już nie robi. Prawie nikt - pomyślał zrezygnowany, patrząc w twarz pana Janusza.

- Skurwysyństwo się dzieje – pan Janusz polał szczodrze do literatek. – Skurwysyństwo. Wypijmy.

Trącił się z chłopakiem i opróżnił swoją szklaneczkę.

Kacper poszedł w jego ślady. Bimber zapiekł go w przełyku., zduszając oddech i wyciskając z oczu łzy.
Jak on może chlać to świństwo - nie rozumiał chłopak. Różnica pomiędzy księżycówką szkockich górali, a produktem z bagien Podlasia była aż nadto wyraźna w smaku. Ohyda - pomyślał o paskudnym poczęstunku. Przywołal w myśli wspomnienie, kiedy ojciec wylał do zlewu całą butelkę jakiejś niedrogiej rudej z marketu, mamrocząc, że pić należy z przyjemnością, albo wcale.
Gdyby ktoś teraz zapytał Kacpra, wybrałby "wcale". Pan Janusz raczej nie wyglądał na osobę, która pomyślałaby o dawaniu komuś wyboru.

-Dziękuję, to zdecydowanie za mocne jak na mój poziom dorosłości - określił się jednoznacznie. Na pewno nie będzie pił takiego gówna.

Pan Janusz spojrzał na chłopaka z ukosa, ale też z pewnego rodzaju szacunkiem. Z ambiwalencją – z jednej strony miał ochotę na kolejną porcję a z drugiej dzieciak pokazał charakter. Może jednak Kornelia mądrze wybrała?

- Trzeba znać swoje granice – powiedział. Odstawił butelkę do barku.
- Co konkretnie zaszło? Nie miałem dostępu do wiadomości i nic nie wiem. Internet dalej nie działa - Kacper zaczynał się złościć na sytuację, a stary Kornelii postanowił udawać zagadkowego Sfinksa.- Niech mi pan wyjaśni jak wygląda sytuacja. Co z tą godziną policyjną? Jakby co, przenocujecie mnie państwo w salonie? Muszę zadzwonić do mamy, nie mogę użyć komórki, to zadzwonię z waszego stacjonarnego, dobrze?

Złapał się na tym, że z nerwów dużo mówi, a milczenie Janusza może być owocem tego, że butelka po jarzębiaku wcale nie była pełna. Kto wie, czy on nie pił już wcześniej. W takim razie pewnie w dupie ma pytania Nowickiego. Tylko jakąż to rozmowę miałby prowadzić za przyzwoleniem żony po pijaku? Nie, to niemożliwe by pił wcześniej. Ta myśl uspokoiła chłopaka. Zamilkł i czekał na odpowiedź.

- Zamach by, na naszego prezydenta - powiedział w końcu mężczyzna., po tym, jak zamknął porządnie barek i na powrót usiadł przy wykrochmalonej serwecie. - Nie wiadomo, jaki jest jego stan… nie pokazał się od tego czasu. Nie ma doniesień, że to anormatywni, ale przecież wiadomo, że oni. No bo kto inny? Pewnie ten Skunks , wynajął kogoś, albo się zgadał z tymi.. anormalsami. Żaden uczciwy obywatel na pewno by na władze ręki nie podniósł. Zamieszki jakieś były, premier ogłosił godzinę policyjną. Dla naszej ochrony. Uczciwych obywateli.

Kacper był naprawdę zaskoczony. W nosie miał politykierów Kun-y, z pozoru prawych, wierzących, pro-narodowych. W rzeczywistości nie dawało się już zliczyć afer jakich antybohaterami były osoby z szeroko pojętych kręgów władzy. Polakom w zasadzie to wisiało, od czasu wymordowania elit podczas wojny, pozbawione kręgoslupa społeczeństwo zchamiało, zplebeizowalo się za komuny, zatraciło prawdziwe wartości. W tym świecie pozorów ważne było wygodnictwo i dobra gra aktorska. Kłamstwo i nepotyzm opisywały polską rzeczywistość. Ludzie łykali łgarstwa zarówno z głupoty, jak i lenistwa.

Słowa pana Janusza zdumiały go jednak i zszokowały. W końcu to głowa państwa, może i figurant bez większych zalet, ale jednak.
Po co do licha Anonsi mieliby odstrzelić Malinę? Przecież nie był ich wrogiem, no w każdym razie nie większym niż reszta prawicowej hołoty, dla której miarą patriotyzmu i polskości było posiadanie kija baseballowego z wilkiem wyklętym, albo husarią w galopie.

- To bardzo źle proszę pana. Bardzo źle - zawiesił głos, bo dotarła do niego nieciekawa refleksja. Nie ma doniesień, że to anormalsi, ale kto niby inny. Przecież to klasyczny przekaz rządowej propagandy, nawet średnio kumaty człowiek wyłapywał bez trudu ten szyty dla neandertalczyków goebbelsowski bełkot. Czyżby na krzywdzie prezydenta ktoś budował znowu jakieś swoje plany? Czy to trudne, by niezorganizowaną, pogardzaną część społeczeństwa obwinić za zamach? Hitler bez problemu uczynił Żyda odpowiedzialnym za wszystko w 38-mym. Czy to trudne? Trochę konsekwencji w działaniu i anormalni poniosą odpowiedzialność za inflację, za błędne decyzje, zadłużenie, biedę, choroby, efekt cieplarniany, wszystko. Zrzucenie tragedii na kogoś jest cwane, jeśli obwinionego się nie lubi i wyciągnie się z tego korzyści.

- Mam nadzieję, że panu Malinowskiemu nic poważnego się nie stało. Złapano już zamachowców? Oby policja szybko to ogarnęła. Telewizja mówi coś więcej? - Słowa Kacpra nie odzwierciedlały jego myśli. Nie wierzył że policja złapie sprawców, wierzył że złapie jakichś Anonsów. Zawadzki na pewno by tego nie zrozumiał. Nie da się naprawić kogoś zindoktrynowanego przez sojusz kościelno-państwowego aparatu przekazu. Kacper wiedział to dobrze, Korni przegadała z nim wiele godzin o patriarchalno-konserwatywnym anachronizmie jej modelu rodziny. Chłopak tym bardziej podziwiał ją za to, na jak cudownie inteligentną i niezależną osobę wyrosła w tak toksycznym środowisku. Dlatego też właśnie dla niej, właśnie z szacunku i podziwu dla niej, umiał gryźć się w język przy jej rodzicach. Czuł że ją kocha. Tak wielopłaszczyznowo i bezgranicznie, że mógłby nawet powiedzieć Januszowi, że popiera legalizację pedofilii dla księży, aby tylko nic nie stanęło na drodze jego związku z Kornelią.

- Cholerne zwierzęta. Nieważne kto podniósł rękę na Polskę, powinno mu się ją odrąbać. Bez znieczulenia. - uśmiechnął się rozbrajająco. Był coraz bardziej przekonany, że zamach może mieć podłoże którego Zawadzki nie objąłby za nic swoim zawężonym światopoglądem. Dlatego szczerze mówił o srogim ukaraniu. Tylko pewnie inaczej wyobrażał sobie obiekt tej kary. Dotarło do niego, że właśnie przechodził test, próbę lojalności. Że w obliczu tragedii biednego prezydenta, nadszedł czas na zajęcie miejsca po którejś stronie barykady.

- Czy mogę jakoś pomóc? Musimy teraz trzymać się razem. Prawdziwi Polacy poradzą sobie z takim kryzysem. Nieważne kto za nim stoi!
Nawet nie wstydził się swego aktorstwa. Zda ten pieprzony, narodowo-socjalistyczny test, choćby nie wiadomo co. Na pewno poradzi sobie ze wszystkimi Januszami świata.

Pan Janusz popatrzył na Kacpra, inaczej niż zwykle, bez zwyklej hardości i słabo maskowanej niechęci.

- Synu – to „synu” też brzmiało inaczej, mniej przypominało „ gówniarzu” lub w najlepszym przypadku lekceważące „młody człowieku” które zwykle Kacper słyszał pod „synu”. Tym razem w głosie starego było coś na kształt… wzruszenia?. - Jesteś taki młody, a rozumiesz więcej, niż niejeden stary.

Obtarł głośno nos i odchrząknął.

- Nie wiadomo, co z naszym prezydentem. Modlimy się, żeby wszystko było dobrze. Trzeba wierzyć.. trzeba wierzyć, Kacper.
Wstał.
- Krysiu! Kornelka! – krzyknął w stronę kuchni - Zostawcie te kanapki, dawajcie co tam mamy dobrego. Na gorąco. Mięso. Kacper zostaje z nimi na kolację, potem przenocujemy go w gościnnym.- przeniósł spojrzenie na chłopaka. – Sportowiec jesteś, prawda? Białko musisz jeść, nie jakieś fikuśne kanapeczki. To dobre dla bab.
- Tu jest telefon – podał chłopakowi dużą, przenośnią słuchawkę z przyciskami. – Pamiętasz numer? Bo komórki przestały działać, wiesz. Pewnie znów te anormalsy…
- Pamiętam, pamiętam, proszę pana. Do własnej matki grzech nie pamiętać numeru. A na kolacji z przyjemnością zostanę, pani Krysia ma prawdziwy talent do dbania o męskie podniebienie. No i bardzo dziękuję, że mnie państwo przechowacie przez noc. Nie wiadomo co tam się będzie wyrabiało. Z wami na pewno będzie bezpiecznie i normalnie. - uśmiechnął się przy tym dobrym, szczerym, słowiańskim uśmiechem. Jak mantrę zapętlał w głowie tylko jedną myśl: “Wszystko dla ciebie, Kurczaczku”

-Zadzwonię teraz, za chwilę wrócę.

Stojący na korytarzu telefon stacjonarny był ciekawym reliktem przeszłości. Stara przenośna słuchawka Panasonica nie była używana od tak dawna, że nawet porządna gospodyni, pani Zawadzka, nie uchroniła jej przed kurzem.

W kilku słowach uspokoił mamę, która przeżywała dość mocno brak informacji. Wyjaśnił jednak, że jest w domu Kornelii i wróci dopiero rano, dzięki uprzejmości jej rodziców jest bezpieczny. Nie, nie chce rozważać obecnej sytuacji, o wszystkim porozmawiają w domu, najważniejsze jest to, że oboje są bezpieczni. Miło, że Łukasz o niego pytał, z nim też spotka się jutro. Tak, będzie bardzo grzeczny i w niczym nie uchybi zasadom domu, damy radę mamo.

Kolacja była obfita, Kacper nie żałował sobie. Chwalił jedzenie, nie kpił, nie szydził, słuchał uważnie mądrości pana Janusza. Starał się być czujny. Rozumiał, co czują i jak rozumują gospodarze, wiedział, że może wszystko zyskać, lub utracić bardzo dużo.

Przez krótką chwilę skrzyżował wzrok ponad talerzami z tą, która zdominowała jego umysł i serce. Jej długie rzęsy ocieniające duże oczy, nie potrafiły skryć zaskoczenia. Kornelia nie miała nic wspólnego z centrowo-religijną polityką, przekonaniami rodziców i otwarcie krytykowała co głupsze ruchy moherowego betonu.

Spoglądał w jej twarz przez chwilę, pragnąc zapewnić, że nie zmienił się, że po prostu przyjął zasady narzuconej gry. Dysponując niezbyt mocną pozycją po prostu przyczaił się, pełen lęku ale i wielkiej nadziei. Pełen… tak właśnie, pełen tego wyjątkowego uczucia, które doprowadza do orgiastycznego pienia poetów, muzyków, malarzy i całą resztę romantycznie nastawionej bohemy.
Cierpliwie znosił projekcję świata made by ciemnogród, delikatnie nacisnął stopą pod stołem na kapeć Kornelii, kiedy zbyt mocno zaprotestowała przy coraz mocniejszej tyradzie pana Janusza.

- Tak proszę pana. Nie wszystko oceniamy tak samo, ale są granice świętości, po których przekroczeniu musimy być zjednoczeni i stanowczy. Każdy facet wie, kiedy musi działać, każda kobieta musi czasem posłuchać bez obiekcji swojego mężczyzny. Nawet jeśli jest to tak wyjątkowa, inteligentna osoba jak Kornelia. Oby wszystko się szybko wyjaśniło, bo to napięcie nie jest dobre dla nikogo. Prokurator Piszczel na pewno znajdzie i osądzi skutecznie kogoś, a my wrócimy do normalnego życia, jak i nasz prezydent mam nadzieję. Nikt nie zasługuje na tak podłe potraktowanie, by być ofiarą politycznych rozgrywek.

Próbował mówić tak, by każdy usłyszał to co chce usłyszeć. Przeżuwając kawałek smacznej pieczeni w grzybowym sosie, zastanawiał się, czy są jakieś granice, których by nie przekroczył, by nie stracić kontaktu z dziewczyną. Pewnie są, ale na pewno daleko i nie będzie potrzeby eksplorowania tak odległych i abstrakcyjnych dziedzin. Miał tylko nadzieję, że nie przesadził i rola którą odegrał przed Januszem nie będzie czerwoną kartką od Kornelii. Nie stał się i nie będzie sługą reżimu, na potrzeby chwili uzna jednak że argumenty wroga nie są totalnie bez pokrycia.

Wiedział, że pani Krysia jest mądrą kobietą, dlatego najbardziej bał się że zarzuci mu obłudę, zdemaskuje. Dlatego uważnie dobierał słowa, reagował niezbyt żywiołowo, nie potakiwał za gorliwie i nie przeginał w pochlebstwach.
Adrenalina płynęłą w jego zyłach, zdawało mu się, że zastąpiła całą krew. Nadmierne skupienie doprowadziło go do bólu mięśni. Czuł się jak po wyczerpującym treningu.

Przeprosił na chwilę i skorzystał z toalety, a w drodze powrotnej na małej zółtej karteczce, zabranej z półki przy telefonie skreślił tylko szybkie cztery słowa. Zwinął ją niczym więzienny gryps i lawirując niczym jakiś pokręcony Houdini, wcisnął papierek w dłoń Kornelii.

Wykręcił się od kolejnego podejścia do drinków i zmęczony przeprosił wszystkich, kładąc się spać przed 23-cią. Nawet nie w głowie było mu wykradać się ze swojego pokoju. Ten dzień był z jakichś powodów ważny, tak czuł i tak go odbierał Kacper. Miał tylko nadzieję, że nie zrobił z siebie durnia w Jej oczach. Oczach które na pewno już odczytały.

“Przepraszam za dziś. Musiałem”

Spał jak zabity. Krew nie zalewała go dziś we śnie, nie szemrała swej przerażająco purpurowej pieśni. Krew zabijanego, anormatywnego chłopca chyba wstydziła się za jego dzisiejszy konformizm i urażona wycofała się z jego podświadomości. Kacper wyspał się naprawdę dobrze.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 09-09-2023, 20:21   #17
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Noc z wtorku na środę

Karol

Brzęk tłuczonego szkła wypełnił pusty hol szpitala.

Huk – zdaniem Karola – był ogłuszający, chłopak aż przykulił barki, oczekując, podświadomie, że nie tylko szkło, ale i kawałek ściany się zawali, może nawet na niego. Czekał na wycie alarmu, tupot wielu par podkutych butów, szczekanie psów.

Nic takiego się nie zadziało.

Było już mocno po północy, światła były przygaszone, a Karol wypadł nie na korytarz oddziału, czy SOR (które mimo późnej pory zawsze zawalone były ludźmi) ale na część administracyjną. Szedł energicznym mijając po pokoje opisane „Księgowość” „Archiwum medyczne” „Dział rozwoju i promocji”. Czyżby rzeczywiście nikt się nie zorientował? Serce pompowało krew przepełnioną adrenaliną, , uczycie strachu i osaczenia mijało powoli, zastąpione euforią

- Hej! Zatrzymaj się! – usłyszał gdzieś za plecami.
Taa… już się rozpędza. Rzucił okiem za siebie – jakiś okrągławy staruszek, który pewnie w ciągu dnia dorabiał na szatni, a po nocy drzemał w pustym kantorku zbliżał się do niego świńskim truchtem. Najwyraźniej zaalarmowany brzękiem szkła. Miał szanse dogonić chłopaka za jakieś dwa dni. Karol niesiony adrenalina wydłużył krok i zbiegł szerokimi schodami prowadzącymi do wejściowych drzwi.

Oczywiście, główne skrzydło było zamknięte, ale z boku dostrzegł strzałkę z napisem „Wejście dla personelu”. Przebiegł przez pustą szatnię , wypełniona wysokimi , metalowymi szafkami, podobnymi do tych w jego szkole, tylko bardziej obdrapanymi i smętniejszymi.

Drzwi prowadzące na zewnątrz – jak zakładał, po przeczytaniu napisu „Wyjście” - zamykane były na przekręcaną gałkę. Modlił się, choć zwykle nie po drodze było mu z bogami, żeby drzwi nie były zamknięte na klucz. Stare zamki potrafiły być kurewsko mocne, jak się niedawno przekonał.
Chwycił wyślizganą przez lata użytkowania gałkę i spróbował przekręcić, dłoń obślizgnęła się – jakiś smar? – zaklął i zerknął na wnętrze dłoni. Ręka była wilgotna, w słabym świetle szatnianej żarówki dostrzegł coś ciemnego, lepkiego przez chwile nie rozpoznawał, a co chodzi, ale po chwili się zorientował – krew. Musiał zahaczyć i rozciąć przy wybijaniu szyby. Nie czuł żadnego bólu.

- Stój ! – dobiegł go zasapany głos staruszka. Widać dzięki masie staruszek nabrał przyśpieszania. „Przyspieszenie jest wprost proporcjonalne do siły i odwrotnie proporcjonalne do masy” zakuta kiedyś w szkole formułka zadźwięczała mu z mózgu.

Jeszcze raz chwycił za gałkę, złapał mocniej i przekręcił – tym razem ustąpiła i drzwi otworzyły się lekko i cicho.

Karol wypadł na spowity mrokiem dziedziniec.


Kacper

Mieszczący się na parterze domu, zaraz obok schodów, na lewo od wejścia, pokój gościnny w domu Zawadzkich był miły, przytulny i schludny. Zdaniem pani Krysi, oczywiście.

Kacper widział niewielka klitkę, przepełnioną meblami, wielkimi … szalikami? , no, czymś z wełny, co leżało wszędzie, na podłodze, łóżku, krzesłach (co miało jakiś sens) oraz wisiało na ścianach (tego Kacper nie ogarniał). Jakby tych różnokształtnych szalików mieli za dużo i wszędzie je wpychali.
Panował dziwny zapach , nie żeby śmierdziało, trochę jak w suchej piwnicy, a trochę jakieś kwiatki. Kacper otworzył okno i od razu zrobiło się lepiej.
Najdziwniejsza jednak była pościel. Sztywna i zimna, jakby z grubego kartonu? Aż pomacał, nie to były normalny materiał, taki jak jego galowej koszuli. Tylko wyprasowany, i sztywny. Nie wiedział, jak to zrobili, że pościel była sztywna. Miał nadzieję, ze to nie ze starości. Ale nie. Pachniała normalnie, jak ta wyprana przez jego mamę.
Łózko było bardzo wygodne, pościel – mimo sztywności – przyjemna w dotyku. Zasnął szybko, zmęczony przeżyciami i emocjami.
Spał spokojnym snem młodego człowiek, głębokim i orzeźwiającymi.

Budził się powoli, dość niechętnie, organizm czuł, ze to jeszcze nie ranek
- Kacper – jakiś głos szeptał mu koło ucha.
- Kacper – czyjaś dłoń gładziła go po twarzy.
Otworzył oczy, było jeszcze ciemno, światło księżyca przesączało się przez firankę.

Kormelia pochylała się nad nim, czuł wyraźnie jej zapach . Wyciągnął dłoń, żeby dotknąć dziewczynę, ale zamiast skóry poczuł pod palcami lejący się materiał. Spojrzał uważniej - jej twarz tonęła w mroku, ale miała na sobie coś jakby srebrzysty, obcisły gorset i szal. Szła na jakiś bal? To było jego pierwsze skojarzenie. Dziwne, Kornelia nie ubierała się tak… nie mógł znaleźć słowa, ale jego mama powiedziałaby „nieskromnie”.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 16-09-2023 o 09:34.
kanna jest offline  
Stary 13-09-2023, 22:35   #18
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Niczym w Jamesie Bondzie, Karol był wstrząśnięty, nie zmieszany. Emocje kotłowały się w nim, niczym brudne łachy w bębnie pralki. Radość, wkurwienie i frustracja. Miks tyle wybuchowy, co i całkowicie absurdalny. Jak z resztą wszystko wokół w ostatnim czasie.
Z jednej strony jego dusza skakała z radości po odzyskaniu wolności i chciał śpiewać na całe gardło, starą legionową pieśń. W tym samym momencie złość i furia, dosłownie wylewały mu się uszami i marzył, aby jebać kurwy maczetą po białych kaskach.

Wszystko to ustąpiło, gdy wyszedł na ulicę. Fakt było już późno, ale i tak pustki i cisza, jakie panowały wszędzie, wyglądały bardzo osobliwie. Szedł wolno, trzymając się jak najbliżej rzucających głęboki cień ścian, niczym szczur, czy zlękniony kociak.
- Co te rządowe kurwy, znowu odjebały? - zastanawiał się półgłosem.
W pamięci odżyły mu sceny, gdy Szumowska menda, na spółę z Pionkiem Morawieckim zamknęli cały kraj na cztery spusty i kazali ludziom siedzieć po domach, bo jakiś Chińczyk kichnął. Co tym razem? Psi katar, świńska opryszczka, a może znowu kolejna edycja azjatyckiego kaszlu?

- Uwaga! Uwaga! Przypominamy o godzinie policyjnej, obowiązującej od 21 do 6 rano. Poruszać po mieście mogą się tylko osoby ze specjalnymi upoważnieniami, wydawanymi przez zakłady pracy, przedstawiciele służb mundurowych, oraz innych służb ujętych w rozporządzaniu. Rozparządz…

Krzyk psiarskiej szczekaczki wyrwał go z zamyślenia. Zmroziło go i natychmiast zaczął wodzić wzrokiem wokół w poszukiwaniu jakiejś kryjówki. Nie zastanawiając się wiele, wcisnął się w wąską lukę pomiędzy kioskiem Ruchu, a ścianą budynku. Nasłuchiwał nadawanego komunikatu, a oczami śledził wolny przejazd policyjnej suki.
Instynktownie zacisnął pięść, a zębami zagryzł wargi. Najchętniej obrzuciłby radiowóz kamieniami, ale pohamował się. Raz, że nie miał akurat czym rzucać. Dwa, na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz musiał się zorientować, co się tak naprawdę dzieje. Wyglądało to bowiem na naprawdę grubą aferę.

Gdy odgłos szczekaczki umilkł zupełnie, Karol wylazł ze swojej kryjówki. “Kasprzaka” stało na niebieskiej tabliczce na ścianie budynku. Czyli musieli go trzymać na tyłach szpitala Wolskiego. Nie poznał tego miejsca. Nieważne. Teraz liczyło się tylko to, że na szczęście nie znajdował się na jakimś zadupiu w Raszynie, czy innych Broniszach. Do domu jednak miał i tak za daleko, a z resztą i tak nie było sensu teraz tam wracać. Psiarskie mogły już na niego czekać. Pozostawało tylko odwiedzić Gustawa. Nie byli może bliskimi kumplami, po prostu się znali. Wypili kiedyś razem kilka piw, na jakimś koncercie, widywali się na zebraniach i ustawkach i w sumie tyle. Nie było w tym w sumie nic dziwnego. Śliwa był tylko szeregowym członkiem SROC-u. Za to Gustaw pełnił obowiązki szefa sekcji propagandowej.

Z tego, co Karol kojarzył to mieszkał on gdzieś w pobliżu Muzeum Powstania Warszawskiego. Z mieszkanie miał widok na zajezdnię tramwajową. Karol nie kojarzył numeru, ale miał dobrą pamięć terenową i pewność, że przypomni sobie która to klatka, jak tylko znajdzie się na miejscu.
Zachowując wszelkie środki ostrożności, niczym dywersant na wojnie przekradający się przez teren wroga, ruszył w kierunku nowoczesnych bolków na Siedmiogrodzkiej.




- Heil bracie! - przywitał go w progu Gustaw - Właź szybko!
Karol wszedł i ruszył do salonu, gdzie jak się okazało siedziało jeszcze kilku członków SROC-u. Większość kojarzył z widzenia, a kilku nawet z imienia.
- Co tam? - spytał gospodarz, wkładając mu w dłoń puszkę zimnego piwa.
- Sam nie wiem. Psiarskie zawinęły mnie na mieście. Zawieźli mnie do szpitala i w sumie… w sumie nie wiem. Jakiś wywiad chcieli przeprowadzać. Ci z prewencji, czy z czego oni tam byli, bo mundury mieli jakieś dziwne, pytali mnie o jakieś zaświadczenie, czy coś. Spierdoliłem im i tak naprawdę, to do teraz nie wiem o co chodziło. Ulice puste, szczekaczki jeżdżą i pieprzą o jakieś godzinie policyjnej. Do domu miałem za daleko, więc postanowiłem wpaść do ciebie, Gustaw. Mam nadzieję, ze to nie problem.
- Luz. Wiesz, że na swoich zawsze możesz liczyć.
- Dzięki bracie. Powiedz mi lepiej, co się znowu odjebało? Kolejny akt spektaklu pod tytułem “Najgorsza zaraz świata”, czy ki chuj?

Gustaw pociągnął tęgiego łyka z puszki i zaczął relacjonować ostatnie wydarzenia.
 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”
Morph jest offline  
Stary 16-09-2023, 08:33   #19
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
purpurowy Harlequin +18 !

Przebudzenie nie było do końca oczywiste. Kiedy nadludzkim wysiłkiem rozdzierasz zasłonę snu, napinając wszystkie włókna mięśni okrężnych oka jak Schwarzenegger biceps na Mister Olympia, kiedy odpinasz sterowanie mózgiem podświadomości i przechodzisz w tryb ręcznego zarządzania wolną wolą, kiedy skopiesz już dupsko Hypnosowi i widzisz, namacalnie czujesz, że obiekt Twych najgorętszych i najskrytszych pragnień materializuje się przed tobą, nie umiesz jasno ocenić w którym ze światów tak naprawdę się znajdujesz.

"Pan i we śnie darzy swych umiłowanych"

Po co jednak mamić się sennym widziadłem, kiedy rzeczywistość podsuwa ci pod palce lejąco gładką powierzchnię jedwabistego batystu, pod którym tętni życiem i namiętnością gorąca skóra ukochanej?

Usiadł na łóżku i delikatnie przyciągnął ją do siebie. Kornelia zajęła miejsce najbliżej, jak tylko się dało, a jej dłoń mimo panującego półmroku szybko i precyzyjnie odnalazła jego męskość, zaciskając się na niej przez materiał bielizny i znajdując upodobanie w nabrzmiałym kształcie. Nim Kacper zdążył zbliżyć swe wargi do jej ust, był już gotowy, zapalczywie i młodzieńczo gotów do szturmu. Dziewczyna jednak powstrzymała go przed wszelką gwałtownością, łącząc się z nim w długim pocałunku, w którym wędrujące ciekawie języki wykonywały swój wężowy taniec. Odwróciła się potem powolnym ruchem i uniosła włosy z karku, tak by mógł całować jej szyję i ramiona, a przy tym zająć się kilkoma haftkami gorsetu. Uwolnione piersi stały się łupem jego chciwych dłoni, jego palce drażniły jej stwardniałe sutki, a ona drżała przy tym i zmysłowo mruczała.
Uklękła na łóżku, grając w tym akcie rolę dwojaką, podmiotu adoracji jak i reżysera spektaklu. Kacper poddał się bez walki słodkiej dominacji, zatracając się bez reszty w zgłębianiu językiem kształtów jakie natura w swej niezmierzonej szczodrości przydała kobiecemu ciału. Smakował zatem słodycz pośladków, rozsuwając je zaś odkrywał ciepło i gładkość miękkiej, zdepilowanej skóry otaczającej jej sekretną intymność. Jej wilgoć smakowała ambrozją szczerej miłości, delikatne płatki warg rozsuwały się ochoczo, by mógł wbić się głębiej, dać jej więcej rozkoszy.
Dziewczyna przyciągnęła go w końcu do siebie, jego brzuch przywarł do jej pupy, a napięty do granic trzon jego męskości wcisnął się w ciasne wrota, powoli z namaszczeniem, uważny na jej reakcje.

- Kocham cię Korni, kocham cię ponad wszelkie granice
- Oooo-ooch
- odpowiedziała w uniwersalnym języku rozkoszy czując go w sobie, wypełniona i potrafiąca czerpać z tego w pełni.

- To było... cudowne - Kornelia gładziła jego twarz dłonią, błądząc po czole, nasadzie nosa, zjeżdżając palcem po nim aż do jego ust, w które pochwycił jej palce całując i ssąc je powoli - Wiesz, dziewczyny mówiły, że ten pierwszy prawdziwy raz jest taki sobie. Że stres, oczekiwanie na wydumany ból, że trudno sobie poradzić z emocjami i wstydem
- Bło nieu łhobiiiły chego z ośpofiedniom łosiobom - wybełkotał przeszczęśliwy chłopak, z buzią zatkaną jej dwoma palcami
- Tak łobuzie i niech tak zostanie, bo ty naprawdę mógłbyś zmienić ich zdanie na temat pierwszego seksu, masz do tego talent. Tylko wiesz, że byłby to twój jedyny występ? Nie sądzę byś miał szansę dożyć do następnego razu, gdybyś mnie zdradził...

Na poły żartobliwe słowa niosły w sobie tak mroczny ładunek, że Kacper nawet przez chwilę nie wątpił, że wszelkie plagi świata byłyby niczym w porównaniu z gniewem Kornelii.

- Obrażasz mnie Wisienko, naprawdę sądzisz, że mając CIEBIE, mógłbym zadowalać się nędznymi namiastkami? Czy posiadania półproduktu może być lepsze od cieszenia się arcydziełem? Jesteś doskonała, a twój tyłek...
- No nie! Znowu jesteś twardy? Wierzę Ci Ptysiu, wierzę, czuję jak dowód tej wiary na mnie naciska..
.

Pozwoliła mu położyć się na sobie, ciasno obejmując kolanami jego biodra, zaplatając smukłe łydki na jego pośladkach. Robili to niespiesznie, ciesząc się swą bliskością, sklejeni ustami i magnetycznym połączeniem swych oczu. Zatapiali w sobie swe szczere spojrzenia, nie śmiąc choćby na chwilę utracić obrazu partnera, pełni zachwytu wznosili się na fali przecudnej namiętności.

- No i ten Twój szal do czegoś się naprawdę przydał - zażartował chłopiec, ocierając jej brzuch i piersi z miłosnego nektaru, którym pokrył ją szczodrze.
- Nie znałem cię z tej strony Korni, ale bardzo chcę poznawać coraz więcej. Myślałem, że naprawdę będziemy czekać do ślubu zanim pozwolisz mi na coś więcej
Dziewczyna patrzyła na niego taksująco. Wzmianka o ślubie mogła być zwyczajną figurą retoryczną, ale w głosie Kacpra brzmiałą tak oczywista szczerość...
- Chciałbyć żebyśmy kiedyś byli rodziną? - zapytała starając się ukryć powagę w głosie
- No jasne, przecież po to się poznajemy, żeby jak najlepiej ułożyć sobie związek, no nie? - odpowiedział be zastanowienia - To byłby dla mnie przywilej i nagroda, moja droga panno. Czy zechciałaby panna obiecać mi swą rękę, wraz z wszelkimi do niej przyległościami i przyjąć me nazwisko na wieki? - sam nie wiedział, czy nie zagalopował się w swej tyradzie, która z żartobliwej stała się pioruńsko poważną. Tak poważną, jak może być pierwsza miłość płynąca z serca nastolatka.
- Tak mój panie, z rozkoszą oddam moją dłoń i ciało w twe wieczne używanie, w zamian wezmę sobie wszystko co tylko będę chciała i zrobię z tym wszystko co tylko uda mi się wymyśleć

Kornelia przyjęła jego hołd, odpowiadając lekko, by uniknąć patosu.

- Od teraz na zawsze Kacper. Ty i ja na zawsze. - Dodała, by zrozumiał, że przyjęła jego deklarację, że ich los od teraz będzie płynął nierozerwalnie.

Klęcząc nad jego głową, odszukała ustami męskość, całując i pieszcząc cieszyła oczy widokiem pęczniejącego organu, po czym dali sobie nawzajem zdecydowanie więcej niż 69 powodów do radości.

Świtało, ale nie mogli pozwolić sobie na sen. Zwinęła gorsecik i peniuary, a światło poranka cieszyło się mogąc tańczyć na jej nagiej skórze. Stojąc przed łóżkiem kilkakrotnie leniwie się obróciła, tak by mógł ją obejrzeć z każdej strony.

- Taką mnie zapamiętaj. Jestem twoja a ty jesteś mój. Możemy wszystko. Pij tylko więcej soku ananasowego. Dziewczyny mi mówiły...

Zaśmiał się szeroko, przyskoczył do niej i przytulił mocno, zamykając jej usta swoimi. Całowali się długo, ciesząc się bliskością, roziskrzeni seksem, promieniujący zaspokojeniem, a nade wszystko pomni brzemienności swej deklaracji. Jakkolwiek głupio by ona nie brzmiała wśród osiemnastolatków, oboje wiedzieli , że potraktują ją nader poważnie.

- Kornelia Nowicka, nieźle brzmi - rzuciła lekko Korni, rozsmakowana w wizjach wykraczających daleko poza seks, ale wcale go nie eliminujących
- Baltazar Nowicki też nieźle, no chyba że pierwsza będzie dziewczynka
- Baltazar? Ty wstręciuchu, nie masz za grosz gustu!
- Jak mogę nie mieć gustu, skoro wybrałem na kochankę i żonę najpiękniejszą dziewczynę na wschód i zachód od Wisły?
Pocałowała go po raz ostatni i uszczypnęła lekko w tyłek.
- Wracaj do łóżka, bo śmiesznie wyglądasz z tym wiszącym interesikiem przy nagiej piękności. Ktoś mógłby pomyśleć, że kiepski z ciebie kochanek - spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, jakby zawstydzona - Ja tak nie myślę. Jesteś wspaniały, dużo lepszy niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, naprawdę. Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość, najlepiej w weekend. Mama jedzie do wuja na całą sobotę - uśmiechnął się szelmowsko - A dziękować to powinienem ja. Najcudowniejsze ciałko Warszawy spędziło całą noc w moim łóżku, a najwspanialsza osoba na świecie przyjęłą moje oświadczyny.

Przyłożyła dłoń do jego policzka, spojrzała mu w twarz, pocałowała po raz ostatni i jakby wbrew sobie odsunęła się od niego. On po raz ostatni pożarł wzrokiem linię jej ciała, przykleknął i złożył pocałunek na jej wzgórku. Odskoczyła.

- Przestań, bo nigdy stąd nie wyjdę i będziesz musiał się ze mną ożenić natychmiast, jak przyłapie nas ojciec - z chichotem podbiegła do drzwi, a jej kształtne pośladki uroczo kołysały się w rytmie szybkich kroków.

Chwilkę wahała się przed otwarciem drzwi, nasłuchując.
Nacisnęła klamkę pełna lęku, naga i bezwstydnie piękna, apoteoza młodzieńczej żywotności. Uchyliła drzwi by uciec do swego pokoju, pełna radości i dumy, szczęścia i nadziei. Niepomna zła za oknami, bo posiadająca skarb cenniejszy niż wszystko.

Kacper pożerał ją wzrokiem. Długie, szczupłe nogi i kształtne biodra, idealnie krągłe pośladki, napięte niczym skóra na bębnie, wąska talia piękną krzywizną przechodząca w linię pleców, przykrytych aż do łopatek miękkimi włosami, które śmiesznie splątały się w nieładzie ich wspólnych igraszek, dość szerokie ramiona lekkoatletki, nie chuderlawie wąskie, a znamionujące siłę i energię. Tylko głupiec nie pokochałby takiej osoby.
Kacper w swym zadufaniu na pewno nie miał się za głupca.

Bogini otworzyła drzwi.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй

Ostatnio edytowane przez killinger : 16-09-2023 o 08:47. Powód: drobiazgi
killinger jest offline  
Stary 19-09-2023, 14:12   #20
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Środa, tuż przed świtem

Karol


- No więc – zaczął Gustaw, pociągając kolejny łyk , zimna Łomżunia dobrze wchodziła. – Mamy stan wojenny, czy wyjątkowy, jeden chuj. Nocą psiarnia jeździ po ulicach ze szczekaczkami. – zaśmiał się z swojego żartu. – Tak gra słów, czujesz? Psiarnia i szczekaczka. Dobre, nie?

Karol skinął głową. Czuł. Pozostali widocznie poczuli bardziej, bo zarechotali.
- Nie wiem, czy już pałują, jak na marszu niepodległości – puścił oko do Karola – ale pewnie chcą. Jak to psy.
- Więc najpierw był zamach.. czy inne chuj wie co. No, w każdym razie ten .. jak mu tam.. no, zawsze sobie kojarzę z takim Serialem Malanowski i partnerzy, zaczęłam oglądac, bo myślałam, ze będzie o pedałach, ale nie i się wciągnęłem… do rzeczy.

Zorientował się , ze nieco odpłynął od tematu.
- Malanowski.. Malinowski. Na Malinowskiego zamach, wielka smuta i poruszanie, te sprawy.
- Ale żyje?
– zapytał Karol.

- Kto go tam wie.. mówili, że zamach i to wszędzie, i normalnej telewizji, i w nienormalnej, nawet na fejsie. No, dopóki neta nie odcięli, mutantowe połamańce. Ale nie widzą, jak. I czy żyje. No, nic nie wiedzą. Znaczy wiedzą, ale nie mówią. Mutanty mają się rejestrować, w rejestratorniach. Więc, przynajmniej teraz będzie wiadomo, gdzie te pojeby się gromadzą, nie?
- Na mój nos
– dotknął w znaczący sposób swojego narządu powonienia – to albo ruskie, albo mutantsy. Najpewniej w zmowie są, żeby przejąć nasza demokrację i oddać nasz kraj w obce ręce, zabrać nam umiłowana ojczyznę. No, ale oficjalnie nie wiadomo. Jutra ma być konferencja, w samo południe. Maja więcej powiedzieć.

Pochylił się w stronę chłopaka i i walnął go w ramę.
- I teraz najlepsze, Karol. Najlepsze. Apelują, żeby prawdziwi Polacy wstępowali do Służby Cywilnej. S.C. Bo wojska za mało. Taka prywatne armia. Znaczy państwowa , cywilna armia. Mundur, żołd i uzbrojenie. Do patrolowania ulic i zapobiegania zamieszkom.
- Idziemy jutro się zgłosić z ziomalami, o 8 otwierają. W radio mówili, zapisałem
– zerknął na zabazgrany kawałek opakowania po pizzy i odczytał: - środki administracji publicznej – ki chuj? - urzędy dzielnic i gmin, MOPSy i GOPS. MOPS to wiem, po zasiłek chodziłem. No i dzwonić, 808 123 123. Ale tylko stacjonarki działają.
- Jutro idziemy, dziś rano, znaczy. Jesteś z nami, Karol?


Kacper



Doświadczenie Kacpra – życiowe, ale i też seksualne – nie było szczególnie wielkie. Był młody, napalony i zakochany do szaleństwa. I postrzegał świat z jedynej możliwej w tym momencie perspektywy. Swojej.
Któż mógł więc go winić, że kiedy przyjechała winda, aby zabrać go do nieba bram, skorzystał bez sekundy namysłu?

Nie miał pojęcia o tym, ze seksualność kobiety rozwija się w toku doświadczeń. Nie wiedział, ze dziewczyna rozbudza i ośmiela się z każdym kolejnym krokiem bliskości, który przechodzi z kimś dla niej wyjątkowym.
Nie mógł wiedzieć, że pozycja która mu oferowała nie bywa wybierana na pierwszy raz.

Nie mógł też wiedzieć, że dziewczynka w wieku Kornelii nie może zachowywać się naraz jak lolitkowata bohaterka filmów soft-porno i doświadczona seksualnie kobieta. Ze nieśmiałość przeważa nad wyuzdaniem.

Chyba, że dziewczyna wie, co robi, praktykowała i ma duże doświadczenie. Ale to nie jego słodka Wisienka, prawda?

Tak więc popłynął. Nie mogło być inaczej.

Potem snuli plany na przyszłość, a on pożerał wzrokiem jej obnażone ciało. Potem znów dawali sobie rozkosz, a w zalanym endorfinami umyśle Kacpra ciągle nie zaświtał nawet cień podejrzenia.

A potem jego bogini otworzyła drzwi.

- E… Kacper? – zapytała Kornelia.

Stała za drzwiami do pokoju gościnnego, zarumieniona od snu, lekko potargana, ubrana w kusą koszulkę nocną na ramiączkach – bawełnianą, w małe, czerwone serduszka. Wyglądała uroczo, niewinnie i słodko.

Kacper najpierw poczuł erekcję, dopiero potem zorientował że coś jest nie tak.
- Wisienko? – zapytał, kompletnie oszołomiony. – To nie tak, jak myślisz..
- Chcesz się dołączyć, mała?
– zapytała bogini, lustrując Kornelię spojrzeniem. – Twój chłopak zdobył właśnie nieco doświadczenia, na temat zaspokajania kobiet, może to być dla was ciekawe…
Sięgnęła po majtki, potem zaczęła zapinać haftki gorsetu od sukni.

Korneli stała oszołomiona, przenosząc spojrzenia z Kacpra, który nieudolnie próbował zakrywać się pościelą, na ubierającą się dziewczynę. Kobietę . Wpadające przez firankę światło brzasku oświetliło jej postać. Wyglądała dziwnie, jakby właśnie urwała się z jakiegoś LARPa o syrenkach, lub innych średniowiecznych wojowniczkach. Widać było wyraźnie, że ma podobną do Kornelii budowę, ale na tym podobieństwa się kończyły.

Owinęła się szalem, a potem usiadła na parapecie. Jednym , zwinnym ruchem przerzuciła nogi . Przed zeskoczeniem na trawnik spojrzała jeszcze na Kacpra.
- Będą z ciebie ludzie – powiedziała. – Jak coś: Alex, Szpital Wolski.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 20-09-2023 o 06:03.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172