Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2008, 15:12   #161
 
Silwilin's Avatar
 
Reputacja: 1 Silwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znany
Złość. Gniew. Nieufność. Skąd tyle emocji w tych ludziach? Zwłaszcza w Naiserii. I to w takim natężeniu! Przecież nie działo się nic co powinno wzbudzać tak silne uczucia. A może cała zaistniała sytuacja potęgowała reakcje? Silwilin dyskretnie przemilczał ostrą wymianę zdań. Równie nienachalnie przyglądał się nieudanym próbom otwarcia drzwi przez szlachciankę. Kiedy na jej fartuchach wykwitły kwiatki a rumieńce na twarzy stały się znacznie silniejsze wyraźnie sygnalizując, że nie zamierzała uzyskać takiego efektu, mnich wrócił wzrokiem do skarabeusza. Arwee najwyraźniej pomyślał o tym samym, bo już wyciągał rękę w jego kierunku. Pociągnięcie za sprężynę spowodowało wysunięcie się szafy z ubraniami. Żart losu. Gdyby pamiętał jeszcze co to jest poczucie humoru, na twarzy Silwilina z pewnością zagościłby szeroki uśmiech. Teraz tylko spojrzał na przyjaciółkę, by zobaczyć jej reakcję. Podszedł do niej i wspólnie(?) uchylili(?) drzwi.

Upewniwszy, że nikt przejawiający wrogie zamiary nie przymierza się do zaatakowania ich, skierował się do szafy. Zaczął od obejrzenia zewnętrznej części mechanizmu i szafy, mimo iż nie spodziewał się niczego znależć. Dopiero później wybrał dla siebie spodnie. Założył je, a w pasie przewiązał się koszulą. Nie chciał jej jeszcze zakładać, poparzona skóra na rękach zbytnio by mu dokuczała. Chodaki zostawił. Były ciężkie, niewygodnie i uniemożliwiały dyskretne poruszanie się. Zresztą był przyzwyczajony do treningu boso, a i sandały które do tej pory zwykł był nosić miały cienką podeszwę.

Czekając na ubierających się (?) towarzyszy ponownie otworzył drzwi. Kiedy dziewczyna była gotowa i wiedział, że pójdzie zaraz za nim wyszedł na zewnątrz szukać wyjścia...
 
Silwilin jest offline  
Stary 14-01-2008, 21:26   #162
Zirael
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Talking

Nie, to zupełnie nie miało sensu. Obiecała sobie, że nie będzie więcej próbować absolutnie żadnej magii, aż w końcu stąd nie wyjdą. Efekty jej starań okazywały się coraz bardziej absurtalne. Najpierw czar mający na celu otworzenie zamku zaowocował roztopieniem żelaza, potem bariera chroniąca przed wrogimi czarami okazała się być dzwiękoszczelną sferą o właściwościach leczniczych, teraz zaś to. Gdyby nie była tak zdenerwowana i upokorzona, usiadłaby na ziemi i roześmiała się, i uplotła sobie wianek. To znaczy, gdyby do tego umiała pleść wianki. Nigdy wszak nie posiadła tej gminnej umiejętności. Arystokratce nie przystoi. "Do kompletu brakuje mi jeszcze pszczółek i motylków" pomyślała tylko z przekąsem.
Jednak dobrze, że była zbyt zdenerwowana by się śmiać. Jeszcze by ściągnęła tym na siebie czyjąś uwagę.
Coś stuknęło, coś zgrzytnęło. Obejrzała się za siebie. Zobaczyła idącego w jej stronę Silwilina i tego dziada majstrującego coś przy lampie. Zerwała z siebie garść kwiatków i zrzuciła je na ziemię, zastanawiając się w duchu czy odrosną.
Silwilin spojrzał na nią badawczo. Kolejny raz jego spokój zadziałał i na nią kojąco. W odpowiedzi na jego nieme pytanie skinęła lekko głową.
- Zaczekaj. Twoje ręce. - powiedziała cicho, gdy ten już wyciągał dłoń w stronę klamki, i otworzyła drzwi sama. Ostrożnie wyjrzała za nie, zostawiając mnichowi wystarczająco miejsca, by ten też miał możliwość rozejrzeć się.

[jeśli nikogo nie było]

Przez chwilę miała pomysł, by magicznie poszukać w najbliższym otoczeniu obecności kogokolwiek poza ich trójką, zarzuciła go jednak jeszcze szybciej niż się pojawił, odruchowo zrywając jedną ze stokrotek i obskubując jej płatki. Silwilin odszedł od drzwi. Naiseria szybko podreptała za nim. Jakoś nie chciała stać tam sama. Jakoś w ogóle nie chciała być sama. Nigdzie. Złość, przysłaniająca do tej pory lęk i niepewność, ustąpiła im miejsca. Oczywiście nie dawała tego po sobie poznać (a przynajmniej tak jej się wydawało, gdy szła z wzrokiem wbitym w podłogę, wciąż obskubując stokrotkę, w stronę szafy, której pojawienie się umknęło do tej pory jej uwadze). Po chwili namysłu postanowiła jednak porzucić swoją kwiecistą "suknię" na rzecz bardziej praktycznych i nie krępujących ruchów, aczkolwiek dziwacznie wyglądających ubrań. "Dziwacznie wyglądających ubrań - powiedziała ta, co zarosła trawą" - uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie miała jednak zamiaru dawaćtemu staruchowi kolejnej okazji do przyglądania sięjej nago. Najpierw, nie zdejmując "łąki", wciągnęła spodnie. Następnie zdjęła z siebie ten fartuch, którym była przewiązana w pasie oraz ten, który zasłaniał jej plecy. Założyła niebieską koszulę, i dopiero gdy miała ją na sobie, rozwiązała tasiemki fartucha zasłaniającego przód jej ciała. Chwilę zajęło jej wyciąganie go spod koszuli, i następne trzy razy tyle wytrząsanie spod niej pourywanych w międzyczasie polnych kwiatków, cały czas oczywiście stojąc tyłem do Arwee'ego. Spojrzała nieufnie na chodaki, uznała jednak że kamienna posadzka dotyka tylko spodniej powierzchni jej stóp, podczas gdy równie twarde chodaki wszystkich. Impuls kazał jej również zachować jeden z kwiecistych fartuchów. Chwyciła więc ten najbujniej porośnięty, w miarę możliwości złożyła i ruszyła za Silwilinem.
 

Ostatnio edytowane przez Zirael : 14-01-2008 o 21:30.
 
Stary 18-01-2008, 22:14   #163
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację


Ból. Oczyszczający Ból. Uspokojenie. Sen. Mi Raaz odpłynął. Wykorzystywał cały ból po to, żeby się oczyścić. Wzmocnić. Medytował. Czuł jak jego dusza unosi się w nierealnym świecie. Niesamowita lekkość. Nagle szarpnięcie. Jakaś niewyobrażalna siła wbija hak w jego ciało. Szarpie. Jego dusza jest ciągnięta po niezmierzonym wszechświecie z niewyobrażalną prędkością. Uderzenie. Nie ma już Duszy i Ciała. Jest jedno. Jest Mi Raazem.

Siadł na łóżku spocony. Oddychał szybko, a jego serce biło tak jakby chciało połamać żebra i wyrwać się na zewnątrz. Mimo tego, że oczy młodzieńca były otwarte od jakiegoś czasu dopiero teraz zaczął on widzieć przed sobą kontury pomieszczenia w którym się znajdował. Pokój. Pokój w rezydencji do której przybyli. Mnich próbował przypomnieć sobie co się działo. Walka z psami. Ból. Achmed. Ból. Sen... robale, ryciny. Nie umiał wszystkiego ułożyć chronologicznie. Ciekawe jak długo był nie przytomny. Sięgnął dłonią do swojej szczęki. Pogładził sie chwilę. Przyjął przy tym pozycję godną filozofa-myśliciela. Wyczuł wyraźny brak zarostu. ~~Goliłem się niedawno. A więc nie przespałem dni, a co najwyżej godziny.~~ Spróbował zacisnąć pięść rannej ręki. I w tym miejscu pojawił się problem. Zabolało. To trochę potrwa zanim mnich dojdzie do siebie. Wstał. Zdecydowanie za szybko. Uderzyło go uczucie totalnej bezwładności. Zawroty głowy spowodowały to, że opadł ponownie na łóżko. Zaczął zbierać siły. Po kilku minutach wstał zbierając siły. Robił to powoli. Zdrową ręką oparł się o ścianę. Szedł powoli cały czas się podpierając. Tysiące myśli krążyły w jego głowie. Wydawało mu się, że przebył kilometry, toteż się odwrócił by ocenić faktyczną trasę swej krucjaty. Tuż za nim było okrwawione i przepocone łóżko z którego właśnie wstał. On sam opierał się już o framugę drzwi swojego pokoju. Nacisnął dłonią klamkę. Ognisko palącego bólu wybuchło w śródręczu i natychmiast rozlało się aż po łokieć. Młodzieniec zagryzł zęby z bólu i syknął. Dłoń osunęła się bezwładnie po klamce i zwisała wzdłuż tułowia. Jednak wysiłek poskutkował. Zanim ręka przypomniała o wcześniejszej bitwie młodzieńcowi udało się otworzyć drzwi. Niemal wytoczył się na korytarz. Musiał sprawiać wrażenie kogoś zalanego w trupa. Szedł powoli cały czas opierając się o ścianę. Wyraźnie kuśtykał. Obraz korytarza w jego głowie falował. Kąty się zmieniały. Czasami wydawało mu się, że to nie korytarz, lecz owalny tunel. Wiedział, że powinien leżeć i dochodzić do siebie. Być może wiele dni, a nie zaledwie kilka godzin. W korytarzu były dwie postaci. A może tylko dwoiło mu się w oczach. Nawet nie był w stanie ich rozpoznać. Miął nadzieję, że to szlachetna paladynka, z którą podróżował. Ruszył szybszym krokiem w jej kierunku. Chciał krzyknąć, jednak był tak osłabiony, że jego głos zmienił się w szept:
- Panienko, pomóż. Proszę.
Jednak przyspieszenie kroku zaowocowało większym bólem w rannej nodze. Mi Raaz potknął się zahaczając mały stoliczek stojący w korytarzu. Stoliczek przewrócił się, a stojąca na nim porcelanowa waza spadła z hukiem większym niż wywołało ciało padającego mnicha. Mi Raaz jeszcze nigdy nie był w takim stanie. Stracił wiele krwi zanim Achmed mu pomógł. Teraz leżał na wznak na korytarzu, a jego usta tylko układały się w kolejno recytowane słowa. Słowa powtarzane niczym litania:
- Panienko, pomóż proszę
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-01-2008, 15:50   #164
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację


Paladynka niezauważalnie odetchnęła z ulgą, gdy wydostały się z korytarza. Skierowała się w stronę drzwi wyjściowych, gdy minął ją Ahmed z rozżarzonym prętem. Pobiegła za nim, wiedząc że ktoś może potrzebować pomocy. ~Zostawić ich na chwilę i już...~ Nie dokończyła. Usłyszała za sobą słaby krzyk Mi Raaza. Obróciła się, zaskoczona tą słabością w jego głosie i nagłym hałasem. To co zobaczyła sprawiło, że przez moment zakręciło jej się w głowie. Kto, lub co mogło chłopaka do takiego stanu doprowadzić? Przecież był silny i bądź co bądź wydawał się rozsądny... Szybko otrząsnęła się jednak z oszołomienia. Zobaczyła otwarte drzwi. Zapewne stamtąd mnich wyszedł.

- Gwen! Pomóż mi! - krzyknęła do elfki i podbiegła do leżącego chłopaka. Ostrożnie wzięła go pod rękę i powoli zaprowadziła do pokoju. Gdy leżał już na łóżku, przyjrzała się ranom.

- Cholera... Czy oni nie wiedzą, że są inne sposoby zatamowania krwawienia? Gwen, przypilnuj go, żeby nie wstawał. Zaraz wrócę.

Szybko pobiegła do swojego pokoju. Ze złością uspokoiła wilka, wzięła apteczkę i zbiegła na dół. Przez okno ujrzała, jak ranny Nirel, Gnargo i Ahmed z czymś walczą. ~Chyba dadzą sobie radę~ pomyślała i pobiegła do pokoju Mi Raaza.

- Dzięki Gwen... - szepnęła i zabrała się za rany. - Musiał mocno krwawić, skoro przypalili go żelazem. Mogłoby się obejść bez tego, gdyby ucisnęli ranę jakąkolwiek szmatą, a gdzieś tutaj - wskazała na miejsce około 20 cm nad raną . Była pewna, że jest nie przytomny- przewiązali mocno prowizoryczną opaskę, choćby z kawałka liny. Relassa'heal [/i]- wyszeptała zaklęcie, mające uleczyć rany. - Nie wiem, jak dużo stracił krwi. Nie wiem też, co go zaatakowało. Oby zwykłe zwierze...

Kiedy chłopak się ocknął, Merlisa nie przerywając pracy, zwróciła się do niego.

- Mi Raaz, pamiętasz mnie? - mówiła spokojnym i łagodnym, ale stanowczym głosem. Było jej go żal. Na szczęście otrzymała twierdzącą odpowiedź.- Dobrze. Pamiętasz, co się stało? Co cię zaatakowało? Jak dużo krwi straciłeś? - każde następne pytanie, zadawała po otrzymaniu odpowiedzi na poprzednie. - Spokojnie, będzie dobrze... - dodała po chwili, patrząc mu w oczy.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 22-01-2008, 17:41   #165
 
Amman's Avatar
 
Reputacja: 1 Amman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłość


Arwee'ego nie obchodził fakt, że tamci dwaj mu nie ufają. Sam by sobie nie zaufał w takiej sytuacji. Kiedy po wciśnięciu przycisku wysunęły się rzeczy do przebrania, starzec bez żadnych oporów wziął pierwsze z brzegu przebranie i ubrał je, nie patrząc na jakieś przeciwności.

Kiedy wszyscu się już przebrali, staruszek nie odzywając się podszedł do lampy i nacisnął jeszcze raz przycisk, który otworzył im szafę. Spodziewał się tego, że szafa się zamknie, lecz był w pełni przygotowany na wszystko. Kiedy to, co się stało po naciśnięciu przycisku skończyło się, Arwee zaczął przyglądać się Silwilinowi i jego poczynaniom.
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę
Amman jest offline  
Stary 23-01-2008, 09:42   #166
Gem
 
Gem's Avatar
 
Reputacja: 1 Gem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znanyGem wkrótce będzie znany


Gnargo otworzył oczy i ocenił sytuację. Jego plan w dalszym ciągu zakładał powalenie bestii, dla niego była po prostu zbyt wielka. Krasnolud wyrównał i uspokoił oddech, siarczyście splunął, po czym biegiem ruszył w stronę potwora, miał nadzieje że impet zwali go z nóg. Zamierzał uderzyć rozpędzoną nogą, gdzieś ponad kostki potwora. Jeśli udałoby mu się go powalić to od razu starał się zmasakrować czaszkę, atakować w oczy i pysk, jeśli oponent dalej stał, krasnolud przeszedł do walki, starał się trzymać przeciwnika na dystans, wiedział że jego najgroźniejszą bronią będą zęby, jednak uważał również na ogon i pazury. Początkowo młócił pięściami w uda, do czasu, aż potwór był oślepiony. Gdyby odzyskał wzrok i nie zniknął, Gnargo nie przechodził do zdecydowanego ataku, jednak prowokował przeciwnika, czekał, aż zniży pysk. Celem krasnoluda była czaszka i oczy.
~~Nareszcie! Oby nie zdechł tak szybko, tylko wykrwawiał się długo.~~
 
Gem jest offline  
Stary 24-01-2008, 13:01   #167
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany


[/b]Gwen pogrążona w myślach podążyła za swoją towarzyszką. Myślami wciąż była na iluzorycznym urwisku i wpatrywała się w żaglowce prujące ostrymi dziobami szare fale. Niemal wpadła na zakapturzonego młodzieńca niosącego gdzieś w wielkim pośpiechu rozżarzony kawał metalu. Przeszełdł ją zimny dreszcz gdy pomyślała o tym że ma to pomóc komuś kto odniósł poważne rany. Meren'leyny'sa pobiegła za nim aby ocalić rannego od takich drastycznych metod, a elfka, nadal nieco wytrącona z równowagi pospieszyła za nią. Chłopak zniknął już za drzwiami, kiedy obie usłyszały jakiś jęk, jakby ktoś usiłował kogoś wołać, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Zaraz potem rozległ się okropny trzask i brzęk, w którym wyczulony słuch Gwen bezbłędnie rozpoznał coś dużego i porcelanowego. W korytarzu gdzieś obok doczesnych szczątków wazy leżał MiRaaz, blady jak ta porcelana i równie bezwładnie rozrzucony po posadzce. Elfka na ten widok otworzyła szeroko zdumione oczy. Jeszcze rankiem dawał jej pokaz swojej siły przenosząc jej niemały bagaż razem z Nirelem, a teraz leży jak długi na podłodze! - Gwen! Pomóż mi! - krzyknęła do niej Meren'leyny'sa podbiegając do rannego. Podobnie jak paladynka delikatnie wzięła go pod ramię i pozwoliła mu oprzeć się na sobie. Drobna Gwaenhvyfar aż sapnęła, gdy poczuła jak jej kolana ugięły się pod ciężarem mężczyzny.~No tak, ta muskulatura musi ważyć swoje...~pomyślała kiedy obie ostrożnie i powoli prowadziły mnicha do pokoju z którego najwyraźniej przed chwilą wyszedł. Będąc blisko niego czuła woń potu i krwi, której musiał mnóstwo stracić. Pomogły mu się ułożyc na łóżku, uważając aby nie urazić rannych kończyn. Pościel była mokra i zakrwawiona, tak samo jak ubranie mnicha...a raczej to co z niego zostało. Skórzana kurtka w której widziała go rano była rozdarta, tak samo spodnie, nie mówiąc już o tych żałosnych strzępach które kiedyś były koszulą. Elfka zmarszczyła brwi i postanowiła że zajmie się tym przy najbliższej okazji. Starała się nie patrzeć na paskudnie przypaloną ranę na ramieniu mnicha i ignorować swąd spalenizny który się z niej unosił. Merlisa też najwyraźniej nie była zachwycona tym widokiem.
- Cholera... Czy oni nie wiedzą, że są inne sposoby zatamowania krwawienia? Gwen, przypilnuj go, żeby nie wstawał. Zaraz wrócę.-
Elfka skinęła tylko lekko. Usiadła ostrożnie przy mnichu. Jego twarz lśniła od potu, kiedy zaciskał szczęki starając się nie pokazać po sobie jak bardzo go boli- z efektem raczej przeciwnym do zamierzonego. Położyła swoją jasną, chłodną dłoń na jego wilgotnym czole, które pałało gorączką. Wyciągnęła z bufiastego rękawa jedwabną chustkę i rozejrzała się za chłodną wodą, w której mogłaby ją zwilżyć. Położyła chłodny okład na jego czole. Nie była uzdrowicielką, ale chciała bardzo choć troszkę ulżyć mu w cierpieniu. W końcu musiała mu się odwdzięczyć za te wszystkie tobołki które rano dla niej targał. Okryła go kocem i wzięła kurtkę, która straszyła dziurami. Koszula nie dawała się do naprawy, a spodnie... jakoś nie sądziła żeby ściągnięcie mu spodni było czymś stosownym. Po krótkiej chwili Merlisa wróciła z torbą pełną bandaży i podobnych wynalazków.
- Dzięki Gwen... - szepnęła i zabrała się za rany. - Musiał mocno krwawić, skoro przypalili go żelazem. Mogłoby się obejść bez tego, gdyby ucisnęli ranę jakąkolwiek szmatą, a gdzieś tutaj - wskazała na miejsce około 20 cm nad raną . - Relassa'heal [/i]- wyszeptała zaklęcie. - Nie wiem, jak dużo stracił krwi. Nie wiem też, co go zaatakowało. Oby zwykłe zwierze...-
Gwaenhvyfar uważnie obserwowała jak jej towarzyszka sprawnie opatruje rany i przysłuchiwała się jej słowom. Mi Raaz był w dobrych rękach, a ona nie była tu więcej potrzebna. Postanowiła od razu wziąć się za naprawę kurtki i zastanawiała się, czy w sypialni na piętrze było coś odpowiednio dużego by przerobić to na nową, porządną koszulę.
-Pójdę do swojej komnaty...Jeśli byłabym potrzebna, zawołaj mnie, dobrze?-zwróciła się do Merlisy. Zarzuciła uszkodzoną część garderoby na plecy i udała się do swojego pokoju.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.

Ostatnio edytowane przez Linderel : 24-01-2008 o 13:06.
Linderel jest offline  
Stary 25-01-2008, 21:17   #168
 
Achmed's Avatar
 
Reputacja: 1 Achmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znany


Achmed zdziwił się tym, co zobaczył. Sądził, że przeciwnikiem okaże się jakiś niedoszły czarodziej zabawiający się ich kosztem. Nie przypuszczał, że na terenie posiadłości znajdują się stworzenia zdolne stać się niewidzialnymi. ~Gdy tylko powalimy tę bestie wyruszamy w dalszą drogę~ Wojownik szybko oczyścił umysł z niepotrzebnych myśli. Gdy zwierze męczyło się oczyszczaniem oczu z piasku rzuconego przez Nirela Achmed natychmiast stanął tak, aby bestia znajdowała się między nim a Tropicielem. W trakcie zmiany pozycji ocenił szczęki potwora były one imponujące znajdował się w nich więcej niż jeden rząd zapewne ostrych jak brzytwa kłów. Achmed nie chciał dopuścić ich zbyt blisko siebie. Stanął nisko na ugiętych w kolanach nogach, zacisnął dłonie na rękojeściach trzymanych broni i czekał na akcje towarzyszy. Chciał zaatakować z nimi równocześnie, jego celem była długa szyja bestii.
 
Achmed jest offline  
Stary 29-01-2008, 20:07   #169
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację


-Pójdę do swojej komnaty...Jeśli byłabym potrzebna, zawołaj mnie, dobrze?- Gwen zwróciła się do Merlisy.

- Dobrze... Ja i tak tu już raczej nie jestem specjalnie potrzebna. Tam na zewnątrz mogą za to potrzebować pomocy. Jak nie w mieczu, to w medykamentach... - dodała, a Gwen mogła dostrzec na jej twarzy ledwo zauważalny grymas. Szybko wrzuciła bandaże i inne elementy wyposażenia medycznego to torby i pobiegła na zewnątrz. Rozejrzała się szybko. Jeżeli potrzebna była pomoc, podbiegła do bestii i dopasowując swe ruchy do reszty, zaatakowała potwora.

***********************************

- Widziałam, jak niosłeś rozżarzony pręt. - powiedziała do Achmeda, gdy potwór leżał martwy, a jej twarz "ozdobił" lekki grymas. - Ktoś potrzebuje pomocy?
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 05-02-2008, 19:01   #170
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu


Miejsce: Plac przed dworkiem
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Nirel, Achmed, Gnargo

Nie zważając na bolącą rękę Nirel wykorzystując swój instynkt, który latami sprawdzał się w dziczy, wykonał szybkie pchnięcie tuż nad udem bestii. Tropiciel miał nadzieję, że trafienie to uszkodzi jakieś ważne organy w cielsku potwora. Cięcie owszem, udało się, można by rzec, że było idealne. Oślepiony potwór nie był w stanie obronić się przed kunsztownym pchnięciem. Miecz wszedł gładko na trzy czwarte swej długości, później czuć było silny opór stawiany przez kość. Bestia zawyła i szarpnęła się, na szczęście człowiekowi dziczy udało się wyciągnąć miecz. Zachwycenie ciosem minęło wszystkim trzem wojownikom równie szybko jak szok spowodowany widokiem dziwacznego jaszczura. Rana, choć mocno krwawiąca i znacznie spowalniająca potwora powoli zasklepiała się, a upływ krwi malał z każdą sekundą.
Pierwszy z szoku otrząsnął się krasnolud, który błyskawicznie doskoczył do jaszczura kopiąc go w staw kolanowy. Uderzenie było tak potężne, iż nawet potężne kończyny jaszczura nie były w stanie się mu oprzeć. Zgrzyt kości o kość rozległ się w powietrzu, a wraz z nim kolejny skowyt jaszczura. Staw zgiął się w drugą stronę, zaś bestia padła na ziemię podnosząc tumany kurzu. Krasnolud nie czekał długo na ponowne powstanie bestii. Dopadł leżącego jaszczura i zaczął go sowicie okładać pięściami po pysku. Siedząc na karku bestii krasnolud uderzał z wszystkich sił w pysk i czaszkę jaszczura. Po kilku sekundach widać było jak kości potwora zaczynają puchnąć. Oko wylało się brudząc ręce krasnoluda białkiem. Stwór już nawet się nie wyrywał, nie piszczał nawet, tylko ciężko sapał. Jego ciałem raz za razem wstrząsały konwulsje. Zadowolony krasnolud wciąż dawał upust swej wściekłości obijając konającą jaszczurkę.
- Dość – powiedział Achmed odsuwając krasnoluda. Szybkim cięciem podciął bestii gardło. Jeden cios, jedno cięcie, a efekt niesamowity. Gdy tylko jaszczur wyzionął ducha jego ciało zaczęło się przemieniać. Ogon się kurczył, kończyny zmieniały kształt. Szczęka zaczęła się cofać, a futro odpadało wielkimi kłębami. W miejscu martwego jaszczura leżał teraz martwy, sześcioletni chłopczyk.

Miejsce: Tajemnicza komnata, później korytarz
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Naiseria, Arwee, Silwilin

Po kilku chwilach zastanowienia, unikania spojrzeń innych oraz dość irytującej ciszy wszyscy ubraliście się w podobne stroje. Bose stopy, przyzwyczajone do chłodu posadzki bezszelestnie prowadziły was w stronę drzwi. Ciszę przerwało tylko ciche strzyknięcie skarabeusza poruszonego przez starca. Nic więcej jednak się nie stało. Ani drzwi się nie zatrzasnęły przed waszymi nosami, ani też szafa nie zniknęła.

Ostrożne otwarcie drzwi, spojrzenie na korytarz. Nic. Cisza. Spokój. Brak jakiegokolwiek ruchu. Tylko w oddali, z głębi korytarza słychać ciche nucenie jakiejś skocznej melodii przez jakąś kobietę. Kilka kolejnych kroków dodało wam odwagi. Każdy z nich dodawał wam otuchy, pozwalał poczuć się bezpieczniej i pewniej. W końcu jakieś spokojne miejsce. Normalna podłoga wyłożona marmurem. Gobeliny i obrazy na ścianach, a nawet miły zapach dochodzący z całą pewnością z kuchni pozwalają myśleć, że w końcu jesteście w jakimś normalnym miejscu. W końcu normalny dom, normalni ludzie, normalne jedzenie i szansa na normalne ubrania.

Z za rogu wyszła jakaś dziewczyna. Ubrana w czarną sukienkę, białą bluzeczkę i fartuszek, wyglądała na służącą. Nie zauważyła was tylko dzięki szybkiej reakcji Silwilina. Mnich przywarł do ściany za jedną z rzeźb pociągając za sobą Naiserię. Arwee również zareagował błyskawicznie jak na swój wiek chowając się za pomnikiem jakiegoś rycerza deptającego pokonanego orka.

Kolejne kroki, choć ostrożniejsze, wciąż utwierdzały was, że w końcu jesteście w normalnym miejscu. Skradając się i nasłuchując odgłosów z domu dotarliście do miejsca, w którym korytarz wyraźnie skręcał w prawo. Za wami pozostało kilka par drzwi i wielkie okno, którym wpadały radosne promyczki słońca, tańcząc na posadzce i bawiąc się z cieniem w berka.

Miejsce: korytarz, później pokój Mi Raaza
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Mi Raaz, Gwen, Merlisa

Mi Raaz opuszczając swój pokój czuł silne zawroty głowy, ledwo stał na nogach, lecz był świadom tego co się dzieje. Był bardzo osłabiony upływem krwi. Poranione kończyny bolały niesamowicie, a spojrzenie na przypieczone rany przypomniało mu o byłych wydarzeniach. Zachwiał się. Chwila nieuwagi, dekoncentracji i stracił równowagę. Runął na ziemię pociągając za sobą niewielki piedestał z wazą. Na pomoc młodzieńcowi przyszły: palladynka i ta młodsza, ta, która go oczarowała. Nie mógł jednak przypomnieć sobie jak ma na imię, będąc tak wyczerpanym. Zanotował sobie w pamięci by jej to wynagrodzić.

Dwie młode kobiety wzięły młodzieńca pod ramiona i zaprowadziły spowrotem do łóżka. Wdzięczny dziewczynom młodzieniec położył się do łóżka i zasnął zdrowym, spokojnym snem, będąc świadom tego, że jest w najpiękniejszych rękach w tym domu. Kobiety zaś opuściły pokój młodzieńca dając mu odpocząć.

Miejsce: pokój Merlisy
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Merlisa

Niebianka nie miała już jak bardziej pomóc młodzieńcowi. Przypalone rany i zatamowany kwotok to jedno, ale odbudowywanie braków w krwi, odpoczynek i dochodzenie do siebie to sprawa osobista każdego pacjenta i nie powinno się mu w tym przeszkadzać. Dziewczyna miała jednak dużo więcej do roboty, tak przynajmniej sądziła widząc Achmeda biegającego po domu z rozgrzanym do czerwoności żelazem. Postanowiła więc udać się jeszcze raz do pokoju by uzupełnić zapasy bandaży i wyjść na placyk przed domem zobaczyć co znów zbroili chłopaki.

Wilk, wcześniej cieszący się na każdy jej widok teraz, jakby obrażony, w ogóle nie popatrzył na niebiankę. Odwrócił wzrok teatralnie łapą przykrywając pysk, jakby było w nim więcej człowieka niż wilka. Merlisa tylko uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z pokoju udając się na podwórze.

Miejsce: Plac przed dworkiem
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Nirel, Achmed, Gnargo, Merlisa

To, co Merlisa zobaczyła na podwórzu sprawiło, że niemalże zwymiotowała. Oto jej chłopcy stali cali we krwii, zdziwieni, z rozdziawionymi gębami, i wpatrywali się w ciało dziecka. Chłopczyk, wyglądający na jakieś sześć lat leżał martwy. Miał liczne rany cięte, przebite gardło i strasznie poobijaną twarz.

Miejsce: pokój Gwen
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Gwen

Gwen uspokojona trochę słowami Merlisy postanowiła udać się do swojego pokoju, odpocząć chwilkę i zastanowić się nad zdarzeniami sprzed kilkunastu chwil. Musiała przemyśleć wizję oceanu. Musiała zastanowić się dlaczego pojawiła się bariera i dlaczego zniknęła oraz jak pomóc Mi Raazowi. Wracając do pokoju nuciła sobie jakąś skoczną melodię, nie raz podskakując lekko jak dziecko. Wraz z radosnym nastrojem Gwen i dom zaczął mieć dobry humor. Dziewczyna niemal od razu poczuła, że powietrze w domu stało się bardziej rześkie, że okna jakby wpuściły więcej światła, a zapach kwiatów dochodził niemalże z każdego pokoju, który mijała.

Miejsce: pokój Mi Raaza
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Mi Raaz

Opatrzony przez Merlisę, Mi Raaz zapadł w krótką drzemkę. Nie wiedział dokładnie ile spał, ale sen, który mu się przyśnił był niesamowity. W śnie widział Gwen biegającą boso po jakiejś polanie. Jej włosy kaskadami opadały na opalone ramiona, by odrywać się od nich przy każdym tanecznym krokiem. Słowiki cichły gdy Gwen śpiewała. On zaś krążył dookoła niej, wplatał się w jej włosy będą wiatrem. Przenikał jej płuca i oplatał ciało. Unosił i opuszczał zwiewną sukienkę, poruszał źdźbłami trawy obok jej stóp.

Sen przyszedł i odszedł niemalże tak samo niespodziewanie. Miał jednak zbawienne skutki. W pokoju pachniało bzem, a rany młodzieńca jakby zniknęły. Nie było po nich żadnego śladu.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172