Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2008, 21:45   #41
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Slo natychmiast poderwał się z ziemi. Zerwał z głowy hełm, trzęsącymi się rękoma odpiął kamizelkę, zrzucił ją z siebie i rozdarł koszulę. Siadł i kilka sekund później poderwał się z ziemi.
- Gówniana mina! Mam dość tego całego pieprzonego szamba! Pocałujcie mnie wszyscy w dupę! Wynoszę się stąd. Po cholerę mi to wszystko!? Nie po to poszedłem do wojska! Co, mam wrócić bez pierdolonej nogi?! Pieprzyć ten syf!
Slovenski rzucił się biegiem w kierunku dżungli, by zatrzymać się po kilku metrach. Oparł się o wysokie drzewo i powoli osunął się do pozycji siedzącej.
- Pieprzyć ten syf. Wyszeptał.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 21-09-2008 o 08:13.
Lost jest offline  
Stary 21-09-2008, 17:44   #42
 
Sahtrok's Avatar
 
Reputacja: 1 Sahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodze
Troy obserwował roztrzęsionego Slo. Postanowił zostawić sprawę uspokojenia radzika Stefanowi, sam nigdy nie potrafił za dobrze rozmawiać z ludźmi. Radzik dodatkowo darzył ogromnym szacunkiem Stefana i wykonywał każde jego polecenie, więc tym bardziej postanowił się nie wtrącać. Ski podszedł do siedzącego na ziemi Michaela i próbował przez chwilę przemówić mu do rozsądku. Nie skutkowało, Slo wciąż histeryzował i mamrotał coś pod nosem.
- Ok, chcesz wracać ? To zabieraj swoje graty i spieprzaj. I pozdrów od nas Viety - Ski wreszcie nie wytrzymał
- Chodź Toy, spadamy stąd, nie ma co tu sterczeć
Zaczęli się zbierać, Slo po paru sekundach spojrzał na towarzyszy, podniósł się z ziemi i zaczął szukać swojego hełmu. Kilka minut później wszyscy byli gotowi o marszu.
- Troy prowadzisz, Michael idziesz drugi. Dokładnie jego śladem, ja zamykam. - zaordynował Stefan.
Tempo marszu mocno spadło, Troy wybrał dość niewygodną drogę, ale mając świeżo w pamięci minę nikt nie zamierzał narzekać.

Powoli zbliżali się do rzeki. Celowo na przeprawę wybrali ze Stefanem miejsce gdzie rzeka płynęła w dżungli, pokonywanie nurtu na otwartej przestrzeni dla obu pachniało niepotrzebnym ryzykiem, żeby nie powiedzieć głupotą. Po 15 minutach Troy słyszał już delikatny szum płynącej wody. Ia Drang była niewielką rzeką, więc nie spodziewali się większych problemów z przekraczaniem nurtu.

Oko Troy dość szybko wychwyciło ślady walki. Czekając na towarzyszy rozejrzał się uważnie, po chwili zauważył ciało. Michael dołączył do snajpera kiedy ten zajęty był oględzinami zwłok, parę chwil później pojawił się Stefan.
Martwy Amerykanin nie wyglądał za ciekawie, seria z kałacha dosłownie zmasakrowała mu klatkę piersiową. Ski dokładnie obszukał ciało, snajper wzdrygnął się na sam widok beznamiętnej miny rangersa. Na twarzy Stefana nie malowały się żadne emocje wyglądał jakby zawiązywał buty, a nie obszukiwał zmasakrowane i zakrwawione zwłoki ... Troy poczuł jak kurczy mu się żołądek, a jego zawartość podchodzi do gardła, odwrócił się gwałtownie i zaczął przyglądać się śladom.

- Łap - Ski rzucił radzikowi 3 magazynki do M16, po czym wyrwał zamek z karabinu trupa. Obejrzał i schował znalezione dokumenty. Znalazł jeszcze 2 granaty dymne, jeden podał uważnie oglądającemu okolicę Troyowi.
- Masz, przyda Ci się
- Dzięki - Troy machinalnie przyczepił granat do paska
- I co, znalazłeś coś ciekawego ?
- Dwa kolejne ciała po drugiej stronie rzeki - Troy wskazał palcem znalezisko.
Cała trójka przeprawiła się przez dość płytki i wąski w tym miejscu strumień. Ciała należały do Wietnamczyków. Ski przeszukał obu tylko po to, by stwierdzić, że zostali dokładnie oczyszczeni z ekwipunku. 10 yardów dalej na północ znaleźli krew i wyraźnie odciśnięte w podmokłym gruncie ślady wojskowych butów. Stefan przyjrzał się uważnie śladom.
- Za wielkie stopy jak na Viety
- Chyba, że to jakieś wyjątkowo duże żółtki - Slo uśmiechnął się nieśmiało.
- Taa, pewnie gwardia narodowa Ho-Shi-Mina. Troy, możesz powiedzieć kiedy to się stało ? - atmosfera w trzyosobowym oddziale wyraźnie się poprawiała.
- Jakieś 30-40 minut temu, jak chcemy ich złapać to trzeba chyba ruszać, nie powinni byli odejść daleko, a mają ze sobą rannego. Pewnie zatrzymają się gdzieś na postój
- No to w drogę chłopaki, szyk jak zwykle, Troy daj znać jak ich dogonimy
Snajper kiwnął głową, poprawił plecak, westchnął i podjął trop.
 

Ostatnio edytowane przez Sahtrok : 21-09-2008 o 17:48.
Sahtrok jest offline  
Stary 21-09-2008, 20:09   #43
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Zwłoki żołnierza były całkiem świeże. Poza smrodem ekskrementów towarzyszącym zawsze gwałtownej śmierci - który i tak maskowały zapachy dżungli, tylko rozlana na piersi krew wskazywała, że żołnierz nie żyje. Większość jej wylała się pod ciało, na plecak z radiostacją, zapewne wielkimi ranami wylotowymi. Od przodu było to 5 małych dziurek.
Jak zawsze w takich przypadkach przed oczyma Stefana mignęły obrazy z przeszłości. Twarze bliskich i sąsiadów - nieraz spalonych lub pokawałkowanych - których szybko grzebano w płytkich grobach na skwerkach, bezimienne trupy które deptał i o które się potykał w ciemnościach w czasie ewakuacji w cuchnących kanałach.
Szybko przeszukał ciało, dokumenty były prawie całkiem zniszczone, mimo to zabrał je, zostawił tylko nieruszony nieśmiertelnik.
Zabity miał 3 pełne magazynki - a Slo właśnie zużył przedostatni. Do chlebaka powędrował też zamek M16. Nie miało też sensu zostawianie granatów komunistom. Po chwili Stefan podniósł się z nad obszukanych zwłok, wstając zamknął zmarłemu powieki i nasunął hełm na twarz.

Troy już był gotów do drogi - ślady były świeże i wyraźne. Perspektywa spotkania swoich podniosła morale oddziałku. Nawet Slo zdobył się na żarcik.
 
Gwena jest offline  
Stary 27-09-2008, 00:02   #44
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
1515. 15 minut do "gorących LZ"
Dżungla nieopodal LZ Albany


Usta powoli wypełniały się krwią. Kolejne uderzenia spadały na skulone ciało medyka Jeffrey'a Rock'a. Wietnamczyk spojrzał na spętanego jeńca z szyderczym uśmiechem, splunął, odwrócił się i podszedł do drugiego.
Jeffrey spojrzał na towarzysza. Ten cały poraniony, ledwo łapał ostatnie tchnienia życia.
- Pierdolone zwierzęta. Pomyślał.
Oprawca zbliżyłał się do swojej ofiary, wyciągając z kabury pistolet i odbezpieczając go. Gdy stał tuż obok, przykląkł, wyciągnął nóż i przeciął zakrwawione bandaże, które jeszcze kilkanaście minut temu zakładał Jeffrey. Przyjrzał się broczącej ranie, wziął do ręki pistolet i wsunął lufę w trzewia żołnierza. Tamten jęknął z bólu. Wietnamczyk roześmiał się i nacisnął na spust.
- O mój Boże..


1516. 16 minut do "gorących LZ"
Pozycja patrolu "November"


Troy skoncentrował się na prowadzeniu drużyny po śladach krwi. Po krótkim czasie wyszli na zbiorowisko połamanych krzaków, tworzących coś na kształt ścieżki.


Snajper przystanął i odwrócił się w stronę pozostałych.
- Wygląda, że ktoś biegł tędy kilka minut temu. Około dziesięciu ludzi.
Zbliżył się jeszcze o kilka kroków.
- Wygląda na to, że ten ranny, też tu był. Mówiąc to wskazał ślady krwi.
- Więc, co robimy?
Nim ktoś zdążył odpowiedzieć, nieopodal rozległ się stłumiony strzał.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 27-09-2008 o 08:43.
Lost jest offline  
Stary 28-09-2008, 20:17   #45
 
szakall's Avatar
 
Reputacja: 1 szakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodze
Jeffrey nie mógł patrzeć na męki kolegi. dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo nienawidzi Tych pieprzonych żółtków. Kiedy bandaże zostały zerwane siłą powstrzymał się od wymiotów. Popatrzał na Wietnamczyka z takim nienawiścią jakby to mu był wkładany pistolet w trzewia.
W kilka sekund pół życia przemknęło mu przed oczami. Zawsze miał nadzieje że jak przyleci do tego chorego kraju to będzie się trzymać jak najdalej od frontu. Niestety został wcielony jako medyk do ekipy saperów. Lecz kilka dni temu, w trakcie walki, dostali rozkaz wysadzenia drzew na Landing Zone. Pech chciał że akurat dostali się w zasadzkę Vietów. Szczęk dziesiątków zamków AK-47 rozbrzmiał w jednej chwili, w następnej zagłuszyły go krzyki trafionych. Jeffrey w pierwszej chwili padł na ziemię zasłaniając rękami twarz lecz kilka sekund później oprzytomnił go pocisk padający 10 cali od jego głowy. podczołgał się do najbliższego rannego, ocenił jego szansę i zatamował krwawienie opatrunkiem. Potem wziął go na plecy i pobiegł w dżunglę strzelając za siebie z pistoletu. Niestety po około 3-4 minutach natknął się na patrol NVA. Został wzięty do niewoli i razem z rannymi kolegami z oddziału został poddany torturom.
Teraz żyło ich już tylko dwóch. kiedy młody sanitariusz usłyszał huk wystrzału uświadomił sobie że zaraz przyjdzie kolejna niego. Podniósł głowę ku niebu i zamknął oczy.
 

Ostatnio edytowane przez szakall : 28-09-2008 o 20:47.
szakall jest offline  
Stary 29-09-2008, 00:54   #46
 
Sahtrok's Avatar
 
Reputacja: 1 Sahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodze
Trop był coraz świeższy. Troy zaczynał się już cieszyć na myśl o połączeniu ich grupki z oddziałem saperów. Z radosnych myśli wyrwał go stłumiony odgłos wystrzału, odruchowo przyklęknął, strzał padł niedaleko, tego był bardziej niż pewien ... Może jakieś 50 metrów, może nawet bliżej. Spojrzał na Stefana. Ski przyłożył palec do ust, po czym na migi pokazał Michaelowi, żeby pilnował tyłów. Slo skinął głową, rozejrzał się i zajął pozycję przy zwalonym drzewie. Pozostała dwójka wymieniła spojrzenia, chwilę później bardzo ostrożnie zaczęli się czołgać w kierunku z którego dobiegł ich wystrzał. Trzydzieści metrów dalej Troy poczuł dotknięcie na ramieniu. Odwrócił się. Stefan pokazał na migi, że mają się rozdzielić, Troy na lewo, Ski na prawo. Snajper kiwnął na znak przyjęcia rozkazu i zaczął zataczać łuk. Całkiem niedaleko słyszał stłumione jęki i gadających Vietów. Ciężko westchnął w myślach, czemu zawsze wszystko musi się popieprzyć ... Mieli spotkać swoich, a zamiast tego znów źółtki. Po 2 minutach znalazł doskonałe miejsce obserwacyjne wychodzące na niedużą polankę. Kiedy już usadowił się w gęstej kępie krzewów przyjrzał się uważnie oceniając sytuację. Na polance leżało drzewo, na nim siedziało czterech żołnierzy w mundurach NVA. Jeden z nich właśnie rozłożył swojego kałasza na części pierwsze i coś przy nim majstrował. Pozostała trójka rozmawiała przyciszonymi głosami. Kolejnych dwóch vietów stało parę metrów dalej, jeden właśnie przeładowywał pistolet, drugi był zajęty kopaniem leżącego na ziemi amerykańskiego żołnierza. Tuż obok leżało ciało drugiego amerykanina. Troy upewnił się czy przełącznik trybu ognia jego M16 na pewno ustawiony był na trzystrzałowe serie i wymierzył w żóltka z pistoletem. Gdzie jest Ski do cholery ... Znęcający się nad jeńcem wietnamczyk chyba się wreszcie zmęczył, bo splunął na cicho jęczącego żołnierza i podszedł do stojącego z pistoletem kompana. Najwyraźniej rzucił jakiś żart, bo obaj popatrzyli na jeńca i wybuchnęli złośliwym, śmiechem. Zawtórowali im dwaj siedzący na pniu.

Troy zaczął gorączkowo kalkulować. Czwórka na pniu była przynajmniej w tej chwili niegroźna, minie chwila zanim złapią broń i zaczną coś robić. Groźniejsi byli Ci, którzy stali. Jeden z nich po przeładowaniu bawił się właśnie pistoletem patrząc w stronę jeńca, drugi niedbale ściskał AK47. Czy zdąży ściągnąć tą dwójkę i poczęstować jeszcze seriami tych z pnia ? Lepszej sytuacji mieć nie będzie, poza tym ta kanalia z pistoletem wyglądała, jakby już za chwile chciała wykończyć jeńca.
Troy rozejrzał się jeszcze raz w poszukiwaniu znaku obecności Stefana, niestety nigdzie nie dostrzegł śladu kompana. Przełknął ślinę, poczekał aż stojąca dwójka będzie jak najbliżej siebie, wycelował w dupka z pistoletem i nacisnął spust.

Żółtek dostał w klatkę piersiową i poleciał z nóg jak kłoda. Dwa pociski drugiej serii trafiły w głowę tego, który tak niedawno z upodobaniem kopał amerykanina. Troy błyskawicznie przeniósł ogień na czwórkę siedzącą na pniu. Pociągnął trzy serie. Trafił dwójkę, pozostali przytomnie zanurkowali za pień znikając z pola ostrzału snajpera. Szybkim ruchem przestawił tryb ognia na pojedynczy i kątem oka spojrzał w kierunku jeńca. Z aprobatą zauważył, że ten mimo skrępowanych rąk próbuje się czołgać w jego kierunku. Skupił się na kłodzie. Wodził bronią delikatnie od lewej do prawej, czekając aż któryś z ocalałych się wychyli. Nie czekał długo, tuż przy ziemi z prawej strony pnia powoli wyjrzała głowa w hełmie. Troy wycelował precyzyjnie i pociągnął cyngiel. Trafił w oko .. Parę sekund później zacharczało AK47.

- Troy, czysto - snajper odetchnął z ulgą słysząc głos rangera i odkrzyknął
- Tu też czysto
Kiedy zobaczył Stefana wychodzącego na polankę prawie dostał zawału. Stefan wyglądał upiornie, jego twarz i ręce były całe zakrwawione. Przez krótką chwilę Troy miał wrażenie, że jego kompan oberwał śmiertelny postrzał. Ranger uśmiechnął się widząc przerażoną minę Troya.
- Nic mi nie jest, to draśnięcie,
 

Ostatnio edytowane przez Sahtrok : 29-09-2008 o 01:03.
Sahtrok jest offline  
Stary 29-09-2008, 10:23   #47
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Tetetka? I to bardzo blisko - Stefan przypadł do ziemi. Gdy strzał się nie powtórzył dał znać Slo by ochraniał ich tyły, a sam wraz z Troyem ruszył w kierunku hałasu. Po chwili usłyszał rozmowy po wietnamsku. Rozdzielili się, Troy miał podchodzić od północnego wschodu, Stefan od północnego zachodu. Po jakiś 10 metrach widział wyraźnie prześwit między drzewami, zaczął podnosić się by dojrzeć coś więcej i zobaczył 3 metry przed sobą Wietnamczyka. Na szczęście był on bardzo zajęty opróżnianiem pęcherza i zwrócony w kierunku polanki - chyba nie chciał stracić widoku na to co się na niej działo.
Stefan nie widział polany, ale słyszał obelgi jakimi był obrzucany jeniec czy też jeńcy - chyba tylko jednak jeden bo leciało coś w rodzaju - Ty bezjajeczny świński synu kapitalistycznej portowej kurwy - co słowo, dwa akcentowane głuchym odgłosem uderzenia. Nieco bliżej kilku Vietów narzekało na to, że zostawiono ich tu samych. A stojący przed nim Viet siusiał i siusiał.
Pozostało czekać na Troya, nie mógł zająć lepszej pozycji, póki siusacz odgradzał go od reszty.
Sekundy wlokły się, Viet zaczął zapinać spodnie i poprawiać ekwipunek gdy odezwał się wreszcie M16. Pojedynczy strzał z kałasza Stefana wszedł w kark przeciwnika, gdy trup walił się na ziemię Stefan rzucił się do przodu. W kilku skokach zbliżył się do polanki, modląc się w duchu by przeciwnik wziął go za swojego, za Vieta którego właśnie zabił.
Zobaczył plecy 2 Charlich kryjących się za pniem, chciał w nich wymierzyć, gdy oberwał tuż pod linią hełmu. Padł z szoku na ziemię. Po sekundzie zdał sobie sprawę, że dostał rykoszetem, pewnie któryś z pocisków Troya ześliznął się po pniu. Bólu póki co nie czuł, ale lewe oko miał zalane krwią. Opanował szok, przykląkł i zobaczył jak pada jeden z ukrytych za pniem wrogów. Drugi, bez widocznej broni, zaczął na czworakach uciekać w kierunku Stefana, dwa pociski zakończyły jego ucieczkę. Wstał, rozejrzał się. Nie widział już żadnego żywego Vieta. Krzyknął - Czysto - po chwili usłyszał potwierdzenie Troya.
Wszedł na polanę, gdzie zobaczył zabitego Amerykanina z zerwanymi bandażami i drugiego, w więzach, z hełmem z czerwonym krzyżem wyglądającego na zdrowego, oraz 6 martwych Vietów.
Troy - rozetnij go, chyba nam się akurat przyda medyk, draśniecie, ale krwawi jak diabli. Akurat rana na Fioletowe Serce i urlop na Tajwanie - uśmiechnął się do snajpera - Wiesz, że to Twoja robota?
Zanim Troy zdążył odpowiedzieć na polanę wpadł Slo, stanął jak zamurowany na widok zakrwawionego Stefana, a paręset metrów na południe od ich pozycji wybuchła strzelanina.
 
Gwena jest offline  
Stary 29-09-2008, 20:50   #48
 
szakall's Avatar
 
Reputacja: 1 szakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy padły strzały Jeffrey Rock nie wiedział co się dzieje. Szybko zorientował się że to strzały z M16. Rozejrzał się i zobaczył Amerykanina. Upadł na brzuch i zaczął czołgać się w jego stronę. Kiedy strzały ucichły a on zorientował się że jest bezpieczny, Popatrzył na wybawców z ulgą. Kiedy wypluł z ust knebel i trochę krwi, powiedział do żołnierzy.
- Więzy... błagam... rozetnijcie...- po tych trzech słowach organizm odmówił mu posłuszeństwa. Zwymiotował obok trupa jednego z Vietów.- Jestem... Jeffrey Rock... z oddziału saperów... ktoś jest ranny?-
-Tak ja...- Powiedział jeden z żołnierzy-Stefan Popławski... Mów mi "Ski".
Jeffrey obejrzał dokładnie ranę. Uśmiechnął się... Po raz pierwszy od kilku dni.
-Nie bój się to tylko obtarcie. Chyba rykoszet. Zupełnie nie groźne.- Medyk sięgnął do torby po wodę utlenioną i kawałek gazy.-Oczyszczę ci to i zawiążę. Niby małe zadrapanie ale w tym piekielnym klimacie każde, niezabezpieczone zadrapanie to zwiastun zakażenia.
Medyk przejechał nasączoną w wodzie utlenionej gazą po ranie. Kiedy chciał to zrobić po raz kolejny usłyszał strzały. Szybko schował gazę do torby.
- To muszą być moi ludzie! musimy im pomóc! Dokończę później Mam nadzieję że ma ktoś z was jakąś amerykańską broń?
Kiedy usłyszał przeczącą odpowiedź kopnął ciało Vieta, wyrwał mu AK-47 i ładownice z magazynkami po czym pobiegł razem z resztą w kierunku z którego dochodziły strzały.
 

Ostatnio edytowane przez szakall : 29-09-2008 o 20:59.
szakall jest offline  
Stary 29-09-2008, 22:48   #49
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Gdy medyk zaczął się zrywać do biegu Stefan użył cichego, ale bardzo kapralskim tonem wydanego rozkazu Baczność! Gdy Jeffrey odruchowo zatrzymał się, podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
- Owszem musimy im pomóc, ale pomoc oznacza żywego medyka. Nie pomożesz im dając się zabić.
Nie spuszczając ręki z ramienia żołnierza, kontynuował - nie umiesz strzelać z AK-47, raz go ci pokazali na szkoleniu i tyle. Masz hełm z czerwonym krzyżem by było łatwiej cię trafić... Mówił spokojnie obserwując reakcję szeregowca - Zdejm hełm, zakryj na hełmie znak Czerwonego Krzyża...
Jeffrey odrzucił od siebie kałasza i siadł obok zabitego. Chcę wrócić... wyszeptał.
- Wrócimy, mnie też nie podoba się ta dżungla, więc was tez wyprowadzimy - Mówiąc to Stefan przysiadł przy szeregowcu, otwarł torbę medyka, wyjął z niej spirytus do odkażania ran, wlał do nakrętki od manierki, odrobinę rozcieńczył wodą.
- Wypij - to pomoże na stress, a ja tymczasem zajmę się resztą.

- Troy - weź może tym razem kałacha i kilka ruskich granatów, to ogłupi żółtków jeśli będziesz musiał użyć broni, rozpoznaj co się tam dzieje, ja tymczasem zrobię tu porządki. Jeśli nie wrócisz za kilkanaście minut, ruszamy Twoim śladem. Kiwnięcie głową starczyło za odpowiedź Troya, po chwili znikł w dżungli.

Slo - stań na straży od strony którą przyszliśmy, nie chciałbym by nam ktoś na odcisk nadepnął. Slo bez słowa zajął wygodne miejsce na krawędzi dolinki.

Stefan obserwując z pod oka medyka przeszukał szybko trupy wietnamców zabierając dokumenty, mapy oraz amunicję i granaty, następnie zajął się zabitym Amerykaninem, przykrywając go znalezioną przy którymś Wietnamczyku płachtą.

Ponownie siadł przed zszokowanym medykiem, poprosił go o skorupę hełmu, poowijał hełm zdobytymi w czasie przeszukania fragmentami mundurów i ozdobił trawą. Tak zamaskowany oddał Jeffreyowi - pozbierałeś się?
Na niepewne potwierdzenie wręczył mu swoje M16.
- Strzelasz tylko na rozkaz lub gdy jakiś Viet się zobaczy, żadnych serii, dwa trzy pociski w pewny cel tylko. Zrozumiałeś?
To zbieramy się stąd. Idziecie 10 kroków za mną i palce z daleka od spustów. Slo ty pilnujesz tyłów.


Powoli i ostrożnie zagłębił się w dżunglę śladem zostawionym przez Troya.
 
Gwena jest offline  
Stary 04-10-2008, 00:47   #50
 
Sahtrok's Avatar
 
Reputacja: 1 Sahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodze
Troy oddał M16 i magazynki Stefanowi. Co dziwne zrobił to całkiem niechętnie, zdążył już polubić ten egzemplarz,a co ważniejsze zaczął ufać tej broni. Przyjął w zamian kałacha i zagłębił się w dżunglę. Narzucił początkowo ostre tempo. Strzelanina miała miejsce jakieś 300-400 jardów od nich, więc pierwsze 150 pokonał szybko, później zwolnił. Po kolejnych 50 jardach poruszał się jak najciszej i jak najostrożniej. Kanonada trwała w najlepsze, raz odzywały się M16tki, chwilę później odpowiadało im głuche szczekanie kałaszy. W miarę marszu dżungla przerzedzała się, kiedy był już naprawdę blisko strzelanina urwała się tak nagle jak się zaczęła. Zapadła głucha, drażniąca uszy cisza. Snajper zamarł w bezruchu nasłuchując, cisza zaległa na dobre, czyżby potyczka już się zakończyła .. ? Ruszył dalej. Niedługo później dotarł do podnóża wzniesienia. W górę zbocza leżało parę zwalonych drzew, a samo zbocze od strony Troya pokrywały gęste krzewy. Natomiast zachodnią jego część porastała niewysoka, upstrzona ciałami trawa. Ciała, Troy naliczył ich sześć, sześciu rozciągniętych w różnych pozach Wietnamczyków. W tym samym momencie usłyszał głosy i błyskawicznie zanurkował w krzewy. Najwyraźniej nie wszyscy Wietnamczycy w okolicy byli martwi, bo głosy gadały bez wątpienia po wietnamsku. Powoli zdjął z pleców karabin snajperski, zawieszając w jego miejsce kałasznikowa. Ostrożnie wyjrzał z krzewów, ale glosy dochodziły z góry zbocza. Troy rozpoczął powolną wspinaczkę. Minęło parę długich chwil, gdy wreszcie uznał, że mniej więcej zrównał się z głosami wyraźnie kłócących się Vietów. Ostrożnie rozsunął krzewy i wyjrzał. Jakieś 120 jardów na zachód od niego zbocze porastały drzewa i krzewy. To właśnie miejsce wybrało sobie na tymczasowy postój pięciu żołnierzy NVA. Jeden leżał uważnie obserwując przedpole, dwójka siedziała przy drzewach pociągając z manierek i majstrując przy broni, pozostałych dwóch ostro się o coś sprzeczało. Snajper obserwował ich chwilę, kiedy z góry dobiegł go wyraźny jęk. Dodał dwa do dwóch. Czyżby szturm żółtków się nie powiódł, a na górze wciąż byli amerykanie ... W takim razie Viety kłócą się o to co dalej, a Amerykanie są przygwożdżeni i to najwyraźniej z rannym albo nawet rannymi. Westchnął w myślach, był już zmęczony fizycznie, a akcja z ratowaniem Jefreya wyraźnie wycieńczyła go również psychicznie, ostatnie czego chciał to kolejna potyczka. Tyle, że nie bardzo widział inne wyjście ..

Odbezpieczył Winchestera i uspokoił oddech. Postarał się rozluźnić mięśnie i spokojnie wycelował w jednego z kłócących się. Kiedy w centrum lunety znalazła się klatka piersiowa charliego powoli nacisnął spust. Trafił za nisko, ale Viet padł jak rażony gromem. Drugi wciąż w szoku dostał w głowę, leżący posłał na ślepo serię z kałasza. Nawet gdyby znał dokładnie pozycję Troya, nie miałby zbyt wielkiej szansy trafić z tej odległości. Kule przeorały pas drzew daleko na prawo od snajpera. Troy wycelował i szybko nacisnął spust. Za szybko, spudłował, niewiele ale jednak. Zaklął, wycelował ponownie, i znów pociągnął za spust, dokładnie w chwili kiedy Viet gwałtownie usiłował poderwać się z ziemi. Żółtek wrzasnął przeraźliwie. Dostał w rękę, krew bryzgnęła a dłoń zwisła mu na strzępie skóry. Jeden z pozostałej dwójki zanurkował za drzewo, drugi podbiegł do rannego w klatkę piersiową i próbował go odciągnąć w stronę krzewów, Troy poczęstował go ostatnim pociskiem. Trafił w serce. Szybko sięgnął do paska z pociskami zawieszonego na kolbie i przeładował Winchestera. Ranny w rękę wykorzystał ten czas chowając się za najbliższym drzewem. Snajper zlustrował teren, dwóch Wietnamczyków leżało martwych, ranny w klatkę zostawiając krwawy ślad czołgał się w stronę drzewa, pozostałej dwójki nie było widać. Wycelował w rannego, postanowił skrócić jego męki. Zmęczone mięśnie odmówiły posłuszeństwa, zamiast w głowę trafił w miednicę ... Zaklął szpetnie i przymierzył dokładniej. Właśnie zamierzał pociągnąć za spust kiedy grzmotnął strzał. Kula z mossina przemknęła przez krzewy i wgryzła się w drzewo parę metrów od niego.

Snajper !!! - Troy znieruchomiał. Gdyby strzelec go widział już pewnie by nie żył, nie pomyliłby się o parę metrów. Tylko spokojnie, tylko spokojnie - upominał się w myślach. Wiedział, że strzał padł gdzieś z pozycji które przed chwilą sam obstrzelał. Jezu, jak mógł nie zauważyć, że jeden z nich ma snajperkę .... Na czoło wpełzły pierwsze krople potu, plecy miał już cale mokre. Kolejny strzał nie padał, wróg więc jednak go nie widział, Troy powoli zaczął się uspokajać. Wolno, bardzo wolno zaczął lustrować drzewo za którym jak mu się wydawało zniknął Wietnamski snajper, kiedy rozpoczął swój ostrzał. Nic nie zauważył. Przyjrzał się krzewom za drzewem. Też nic .. Kurwa, gdzie jesteś .. Systematycznie lustrował krzewy starając się wypatrzeć sylwetkę wroga, mijały sekundy a może minuty, a on wciąż nic nie widział. A może się pomylił, może snajper strzelał skądś indziej, może było ich więcej niż pięciu. Nerwy miał napięte do granic możliwości, zdawał sobie sprawę, że Viet robi teraz dokładnie to samo, lustruje ze swojej pozycji krzewy w których siedzi Troy. Kto pierwszy zobaczy przeciwnika ? Ponownie wziął głęboki oddech, wiedział, że musi się opanować i uspokoić skołowane myśli. Przypomniał sobie o rannym. skierował na niego lunetę i zaczął go uważnie obserwować. Viet pełzł powoli wyciągając jedną rękę w kierunku krzewów w geście oznaczającym ..., czyżby prośbę o pomoc? Powiódł lunetą za wyciągniętą ręką. Oczy zaczynały go piec od wściekłego wpatrywania się, próby zauważenia zarysu broni, sylwetki, kontrastu, czegokolwiek wskazującego pozycję wrogiego snajpera. Nagle w krzakach, do których tak rozpaczliwie pełzł ranny coś błysnęło. Troy zareagował błyskawicznie, wymierzenie w miejsce w którym przed chwilą zauważył błysk i pociągnięcie za spust zajęło mu ułamek sekundy. Huknął strzał, w krzakach coś się poruszyło. Do przodu potoczył się karabin snajperski. Snajper wycelował w głowę czołgającego się rannego i ponownie pociągnął za spust skracając męki i tak skazanego na śmierć wroga. Dopiero teraz poczuł jak napięte miał mięśnie całego ciała, jak bardzo te parę minut wyczerpało jego organizm. Odczekał chwilę i sięgnął po Ak-47. Jest jeszcze ranny w rękę Viet za drzewem, może uda się wziąć jeńca i czegoś dowiedzieć. Wyszedł powoli zza osłony krzewów kierując się w stronę drzewa za którym schował się ranny. Kiedy nagle usłyszał ze strony szczytu wzgórza jakiś ruch i głos omal nie podskoczył w górę jak oparzony.

- Swój, swój, wyłażę, nie strzelać - Troy potrzebował paru sekund na uspokojenie skołatanych nerwów. Nie omieszkał w tym czasie wycelować przezornie kałasza w stronę z której usłyszał głos.
- Ok, wychodź.
Chwilę później zza zawalonego drzewa wychylił się amerykański żołnierz. Troy zdołał dostrzec zakrwawioną twarz, na której na jego widok wykwitł grymas przerażenia i żołnierz zapadł za kłodę. Snajper uświadomił sobie, że w maskującym stroju z kałaszem w dłoniach z dalszej odległości można go pewnie pomylić z wrogiem, więc dodał szybko.
- Spokojnie stary, jestem swój, kałach zdobyczny - Odpowiedziała mu cisza.
- Hej, wyłaź do cholery, mam za drzewem żywego Vieta i przydałaby się pomoc, żeby go dorwać - Parę sekund później żołnierz wychylił się ponownie, tym razem kilka metrów od swojej poprzedniej pozycji i z wycelowanym w Troya M16. Kiedy przez dłuższą chwilę przyglądał się snajperowi, za jego plecami rozległ się jęk rannego.
- Za chwilę będzie tu reszta moich z medykiem, chyba gość jest od was, Jefrey. Pomoże Twojemu kumplowi.
- Kurwa, stary, bez pieprzonych żartów, przez tego kałacha odstrzeliłbym Ci pieprzony łeb ! Nie kituj, że pieprzony Jefrey jeszcze żyje ?! - na jego twarzy wykwitł sporych rozmiarów uśmiech, kiedy dowiedział się o Jefreyu. Spojrzał w tył i rzucił do cicho pojękującego kolegi.
- Słyszysz Ab, pieprzony Jefrey zaraz tu będzie ! Trzymaj się chłopie, poskłada Cię do kupy !! Zaraz wracam ! - Ponownie odwrócił się do Troya i ruszył w jego kierunku.
- To gdzie ten pieprzony żółtek ? - Troy przyjrzał się żołnierzowi. Był niewysoki (choć wyższy od Skiego) i dość krępej budowy ciała. najwyraźniej też podstawowym słowem jakiego używał było "pieprzony" we wszelkich możliwych odmianach.

Troy wskazał na drzewo.
- Siedzi za nim, trzeba go wziąć żywcem jak się da, może coś wiedzieć. Ale jak będzie kombinował, albo trzymał pistolet nie ryzykujemy i strzelamy. "Pieprzony" - jak tymczasowo ochrzcił go w myślach Troy - skinął głową i obaj ruszyli w kierunku drzewa. Troy cholernie żałował, że nie ma z nimi Skiego, pewnie zagadałby do Vieta, żeby się poddał. Cholera wie, czy żółtek nie siedzi tam teraz z pistoletem, czekając, aż do niego podejdzie. Za nic nie mógł sobie przypomnieć w którą rękę go trafił, zresztą w sumie nieważne, lewą ręką też da się strzelać z pistoletu.
- Znasz może wietnamski ? - z nadzieją w głosie spytał nowego towarzysza
- Żartujesz kurwa, skąd mam niby znać ich pieprzony język ? Co ja jestem, pieprzona świnia ? - Przy ostatnim zdaniu uśmiechnął się wyraźnie zadowolony ze swojego żartu.
- No tak, ja też ni w ząb po ichniemu - W głowie Troya zalęgła się inna myśl, a może Viet zna angielski ? W sumie co szkodzi zaryzykować .. Kiedy byli już całkiem niedaleko od drzewa, Troy dwukrotnie powoli i głośno powtórzył.
- Ręce do góry, poddaj się, to nic Ci się nie stanie !
Dał znak "Pieprzonemu", żeby zatrzymał się przed drzewem, sam obszedł je z lewej strony. Viet siedział oparty o pień i w wyraźnym szoku patrzył na swoją rękę. Próbował właśnie brudnymi bandażami dowiązać ledwo trzymającą się dłoń do kikuta . Spojrzał na Troya bezmyślnym wzrokiem i ponowił próbę. Snajper poczuł jak żołądek w tempie ekspresowej windy podchodzi mu do gardła, jednak jakimś cudem opanował mdłości i przyklęknął przy rannym. Odruchowo wyjął mu z kabury pistolet i odrzucił do tyłu. Odrzucił też leżący obok wśród kilku bandaży nóż. Już miał pomóc rannemu, kiedy z głuchym warknięciem doskoczył do nich "Pieprzony" i wymierzył Vietowi kopniaka w twarz, poprawiając kolbą. Na szczęście nie trafił i impet uderzenia przyjął na siebie pień drzewa i częściowo bark rannego.
- To za Aba, pieprzony skurwysynu !
Troy skoczył na równe nogi, złapał Amerykanina od tyłu w pasie i siłą odciągnął od jeńca. "Pieprzony" szamocząc się splunął na Vieta i zdołał jeszcze raz sięgnąć go nogą, ale kopnięcie nie miało większej siły.
- Zostaw go do cholery, potrzebujemy coś z niego wyciągną, bo kurwa nie wrócimy cało !
- Dobra, dobra, już dobra
Troy przytrzymał towarzysza jeszcze przez chwilę, upewniając się, że ten rzeczywiście się uspokoił. Kiedy go puścił usłyszał.
- Mart się o niego sam, facet - i "Pieprzony" ruszył w stronę kłody, zza której po raz pierwszy wychylił się parę minut temu. Troy ponownie ukląkł przy jeńcu, obwiązał mocno rękę rannego powyżej łokcia i zwalczając wymioty pomógł mu prowizorycznie przywiązać bandażami dłoń do ręki. Następnie wstał i pomógł podnieścć się Vietowi. Ruszył w stronę kłody prowadząc przed sobą jeńca i modląc się w duchu, żeby Ski, Slo i Jefrey dotarli jak najszybciej. Miał już serdecznie dość całej sytuacji, miał dość widoku rannych i podejmowania decyzji. Zdecydowanie potrzebował odpoczynku, najlepiej w koszarach. Ale do koszar zapowiadała się diabelnie długa droga i wcale nie miał pewności, że uda im się ją przebyć cało i zdrowo..
 

Ostatnio edytowane przez Sahtrok : 06-10-2008 o 09:08.
Sahtrok jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172