Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2009, 23:59   #1
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
[Monastyr] Namiestnik

-To było panie rok temu na froncie Agaryjskim, a były to straszne wydarzenia. Agaria sama w sobie jest koszmarną krainą gdzie nigdy nie uświadczysz jasnoniebieskiego nieba i pięknych chmur, zamiast to zobaczysz nieboskłon koloru ołowiu, zawieszony nisko jakby miał zgnieść ludzi. Często niebo jest przysłonięte przez chmury dymu, tak zapach dymu i spalenizny jest czymś powszechnym często stosowanym zarówno przez nas jak i przez Valdorczyków. Widok spalonej ziemi nie jest czymś najgorszym, gorzej wjechać do miasta które kiedyś znałeś a które obecnie jest spalone. Elfy spaliły i zabiły całą ludność, a potem przyszliśmy my, ludzie i ozdobiliśmy ich ciałami okolice. Nabite na pal elfy mają odstraszać ludzi współpracujących z ciemnością. Ale odbiegam panie od tematu. Te straszne wydarzenia, które opowiem miały miejsce a pewnym małym miasteczku Saldgard, miasteczko jakich wiele na granicy, bardziej przypomina ford. Powstało wokół starej katedry Rodiańskiej, co dziwne drzwi był zapieczętowane dopiero kilka miesięcy przed wydarzeniami których byłem świadkiem udało się ją otworzyć. Miasteczko było zamieszkane przez twardych ludzi, nawykłych do miecza i topora, mówi się, że tylko my Agaryjczycy i Ragadyjczycy jesteśmy wstanie wygrać walkę z orkiem czy elfem. Mówi się, że nie ma nad nas straszniejszych osób w walce. Ale tamtejsze wydarzenia ściągnęły takowych. Był właśnie ragadyjski rancor ze swoją kompanią ale był jakiś dziwny, jeszcze straszniejszy od innych zabójców. Był tam też Nordyjczyk z blizną na policzku, tak Nordyjczyk też po raz pierwszy widziałem oszpeconego Nordyjczyka. I nie uwierzysz panie gadał do kruka! Sam widziałem. Jednak najstraszniejszy był drugi Nordyjczyk, tak jak każdy jego rodak. Wysoki i smukły, czarne włosy nosił ściągnięte w kucyk. Miał z dwa metry jednak ta aura... Brr... Tak aura panie, czuło się w jego towarzystwie strach i to pierwotny strach jak przy drapieżniku. Nikt go nie zaczepił, nikt po za jego rodakiem. Ale wracając do historii to wszystko rozbija się o katedrę, otwarcie jej nie było dobrym pomysłem. Miejscowy kapłan postanowił tam odprawiać msze zamiast w mniejszym kościele. Czwartego ranka znaleźliśmy go w katedrze... Całej. A trzeba Wam wiedzieć, że była ogromna. Mam opowiadać dalej? W sumie mam jeszcze trochę czasu do spotkania. Z kim? A ze starym przyjacielem, bardzo starym. Ale wracajmy do historii, musze Wam opowiedzieć o każdym indywiduum które wtedy przybyło do miasta a trzeba wiedzieć, że trochę tego było. Każdy zatrzymał się w mojej karczmie bo wtedy prowadziłem tam takową.
-Pamiętam jakby to było dziś, było późne popołudnie gdy to karczmy wpadli oni. Pierwszy wszedł ich przywódca. Wysoki i dobrze zbudowany, okryty ciemnozielonym płaszczem spod którego było widać czarny skórzany kaftan. Na głowie miał kapelusz zasłaniający część twarzy. Jeździeckie wytrzymałe i proste buty wraz z kaftanem, rapierem i pistoletem mówiły, że to niezły zabijaka mimo to przy swoich towarzyszach wyglądał na uosobienie dobroci. Drugi z tej szajki był niski i smukły, czarne przetłuszczone włosy nosił rozczochrane. W jego ruchach było coś takiego dziwnego panie, coś... jakby... było widać że to jeden z tych typów spod ciemnej gwiazdy. Trzeci był barbarzyńcą jak na moje oko zaprawione licznymi podróżami pochodził z północy o czym dodatkowo mówiła ciemna karnacja i smagła cera. Przy sobie nosił dwie szable, broń ta u nas w Agarii nie była niczym dziwnym, wielu spośród naszych żołnierzy walczyło szablami zabranymi elfom. Usiedli przy pierwszym wolnym stole bo trzeb Ci panie wiedzieć, że dużego ruchu nie miałem. Gdy strwożony podszedłem, a trzeba Tobie panie wiedzieć, że do trwożliwych nie należę, zamówili jedzeni żadnych pytań, chcieli tylko jedzenie. Ucieszyłem się nie lubię gdy tacy ludzie pytają.



Rand von Horn
Miasteczko Agaryjskie jakich wiele. Małe, podobne do fortu z zaprawionym garnizonem wojskowym, który patrzył spod oka na Argana. Nie zważałeś na budowle, nie zważałeś na ludzi w końcu jak powiedział pewien cynazyjski filozof vanitas vanitatum et omnia vanitas, mówiąc prostym językiem Gordyjczyków nie obchodzili Ciebie wcale, nie można jednak powiedzieć, że byłeś nie uważny co to, to nie jak zwykle miałeś oczy w dupie.
Byliście zmęczeni trzydniową szybką jazdą a musieliście jechać szybko i mało spać bo dziwnym trafem straż Agdenburgu się do Was przyczepiła. To wina Selvyna, że mu się trochę złota pewnego szlachcica wpadło do kieszeni? A szlachcic to zauważył i chciał go ukatrupić, potem Ty z Arganem jakoś się wtrąciliście, potem kumple szlachcica, potem były cztery trupy i szybka ewakuacja.
Zmęczeni skierowaliście się do gospody „Pod Linoskoczkiem”, na szyldzie był wymalowany człowiek idący po jakiejś linii która pewnie była liną. Gdy tylko podjechaliście dwóch podrostków wyszło po konie.
-Dobrze o nie zadbacie bo jak nie...
Argan nie musiał grozić by przestraszyć chłopaków. Selvyn uśmiechnął się.
-A jak dobrze się sprawicie to może coś Wam skapnie.
Zostawiliście konie pod opieką stajennych i weszliście do gospody.
Tawerna była dobrze oświetlona przez liczne pootwierane okna. Jak zwykle późnym wieczorem powoli się zapełniała, póki co mogłeś dostrzec kilku żołnierzy siedzących przy drzwiach, trzech już pijanych kupców, którzy głośno krzyczeli i o coś się kłócili i grupkę miejscowej młodzieży rżnącej w karty. Usiedliście przy pierwszym wolnym stoliku. Selvyn właśnie tłumaczył zawiłe tajniki perswazji Arganowi
-Widzisz Argan nie można zawsze grozić, ze strachu równie dobrze mogą coś źle zrobić, musisz odpowiednio wywarzyć kij i marchewkę.
-Jaki kij i jaki marchewkę?
Argan nie był głupi miał po prostu kłopoty z metaforami i czasem z odmianą.
-To przenośnia, musisz w odpowiednim stopniu zrównoważyć groźbę i zachętę, tylko wtedy...
-Ty mi tutaj nie truj bo przez te Twoje wymądrzanie się są tylko kłopoty.
Dalsza wymianę zdań przerwał gospodarz. Był on o dobre piętnaście lat starszy od Ciebie i lekko kulał na lewą nogę. Po jego sylwetce było widać, że kiedyś miał krzepę ale po zbyt licznych obiadach i braku ćwiczeń trochę przytył. Ubrany był w dobre, ciemne ubranie na którym nie widać plam.
-Co panom podać?
Trochę się bał o czym świadczył drżący głos i ukradkowe spojrzenia na Argana. Popatrzyłeś na niego przez chwilkę.
-Coś to jedzenia aby smacznego i sycącego.
-Tak jest panie, nie dawno świniak skończył się piec, zaraz przyniosę.

Faktycznie po chwili dostaliście po kuflu piwa, solidnym kawałku mięsa i pajdzie chleba. O dziwo karczmarz sam Was obsłużył. No właśnie czemu tu nie ma służby?

Kaspar Landos
Złożyłeś kartkę papieru na pół i schowałeś do torby. Czas się rozejrzeć. Przypasałeś rapier i pistolet, zamknąłeś drzwi na klucz i zszedłeś na dół. Do miasteczka przybyłeś wczoraj w nocy i już wstępnie się rozejrzałeś. Twoja intuicja kazała Ci przybyć do tego miasta a teraz udać się w pewne miejsce. Postanowiłeś jej zaufać, co prawda nigdy nie czułeś tak wyraźnego przymusu no ale w końcu nie idziesz nie uzbrojony. Szedłeś już ulicą w głąb miasta. W Salzgardzie występowały liczne dwu piętrowe kamieniczki, okna na parterze były małe i łatwe do zablokowania, ściany grube i solidne mogłyby dać schronienie już po tym jak padły mury. Minąłeś mały kościółek, raczej kaplica która na pewno nie mogła pomieścić wszystkich wiernych. Za nią mogłeś zobaczyć jeden z niewielu drewnianych budynków jak się dowiedziałeś tam mieszka dwóch żyjących duchownych, mnich badający katedrę i egzorcysta tylko mając glejt podpisany przez jednego z nich można było wejść do katedry. Poszedłeś dalej.
Kamieniczki zamieniły się w spichlerze i domki, które również były zbudowane topornie aby wytrzymać atak. To jest stara część miasta, która powstała jeszcze jak pierwsi kolonizatorzy, żołnierze postanowili osiedlić się wokół katedry. To tu znajdował się stary garnizon, duży prostokątny, murowany budynek który nie był już używany. Jednak to nie on przykuł Twoją uwagę.
Na tle wieczornego słońca katedra wyglądała jeszcze bardziej nie ludzko. Surowa z czarnego kamienia górowała znacznie nad ludźmi i zabudowaniami. Czuło się potęgę Jedynego, bo nikt inny nie potrafiłby natchnąć do stworzenia takiej budowli. Wielkie odrzwia były wykonane z czarnego drewna a właściwie z nieznanego materiału podobnego w dotyku do drewna ale litego, bez śladu złączeń desek. Podszedłeś i przystanąłeś na chwilę, zawahałeś się. Złapałeś za klamkę umieszczoną wyżej niżby to zrobił człowiek i pociągnąłeś ją. Drzwi mimo, że bezwątpienia ciężkie otworzyły się z łatwością jakby nic nie ważyły. Przekroczyłeś próg.
W wewnątrz katedra jeszcze bardziej przypominała o tym jakim człowiek jest robakiem i jak jest daleko od Rodian nie mówiąc o Jedynym. Cała zbudowana z czarnych, tak dobrze Ci znanych kamieni, wysokości dobrych pięciu metrów. Brak jakichkolwiek podpór zadziwiał każdego, sklepienie kończyło się dobre trzydzieści metrów nad ziemią sprawiając wrażenie jakby człowiek był mrówką. Wieczorne światło wpadające przez witraże oświetlało czarną, surową podłogę wieloma kolorami. Witraże i freski pokazywały liczne sceny ale w przeciwieństwie do Karyjskiej sztuki nie były to sceny kaźni elfów czy innych Valdorczyków. Obrazy przedstawiały życie ludzi, ludzi? Wiedziałeś, że to Rodianie. Obrazy rzeczywistej wysokości umieszczone dobre dwa metry nad ziemią pokazywały lud idealny. Czarnowłosi, nieskończenie piękni, idealni tak inni od obecnych ludzi. Jak musieli się zdegenerować by stać się ludźmi. Patrząc na te obrazy wręcz mogłeś sobie wyobrazić jak długowłosy Rodianin poruszy się i wejdzie do wielkiego prostokątnego budynku. Budynek był surowy, prosto zbudowany tak różny od innych finezyjnie zbudowanych budowli na obrazie. Byłeś pewny, że procesja Nordów wejdzie do pięknej katedry i tam będzie kontynuowała wychwalanie jedynego. Byłeś pewny, że mógłbyś wejść do tej beżowej świątyni tak różnej od znanych ludziom surowych katedrach Rodian. Byłeś pewny, że...
-Co tu robisz?
Obejrzałeś się. Za Tobą stał może trzydziestoletni mężczyzna, po tonsurze i habicie wiedziałeś, że jest mnichem. No właśnie co tu robisz? Coś Ci kazało przyjść ale co?
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg katedra1.JPG (10.7 KB, 14 wyświetleń)
lastinn player
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 08-03-2009, 02:14   #2
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Uważnie spod szerokiego ronda kapelusza przyglądał się obwarowaniom agaryjskiej wioski. Przywykł już do tego, że w Agarii nawet największe zadupie wyglądaj jak pograniczny fort i posiada wyszkolony garnizon. Saldgard nie odbiegał od standardów… a oni musieli gdzieś odpocząć. Jechali kilka dni bez wytchnienia, w zasadzie to uciekali… Rand zaklął w duchu na Selvyna, przez tego cholernego złodziejaszka zrobiła się rozróba, a adwersarzom widać nie starczyło za zadośćuczynienie obietnica „że ich daruje ich życiem”…

Kolebał się miarowo w kulbace, prezentując przechodnią i patrolowi garnizonowemu zacięte oblicze. Twarz miała kamienny wyraz, a twardego wzroku szarych oczu niewielu zdołało wytrzymać. Widział ukradkowe spojrzenia ludzi, które jednak szybko skwapliwie się ulatniały…nikt nie chciał mieć do czynienia z wściekłym Ragadyjczykiem… zwłaszcza takim jak van Horn. Zła sława wielokroć go wyprzedzała… sława najemnika, dla którego nie było rzeczy niemożliwych.

Szeroki zielony płaszcz spływał po końskim grzbiecie, kryjąc pod sobą, dobrej jakości, czarny skórzany kaftan z wysokim kołnierzem i koszulkę kolczą. Na nogach mocne spodnie do jazdy i buty takiegoż samego przeznaczenia. Uzbrojony był tak jak na ragadyjczyka przystało, zwłaszcza na agaryjskim pograniczu… czyli po zęby. Rękojeści pistoletów wychylały się zza pasa, przy którym wisiał jeszcze rapier, doskonałej nordyjskiej roboty. Piękna broń i choć nie przepadał za tymi dziwakami z Nordii, to musiał przyznać, że płatnerzami są wyśmienitymi. Tkwiący w olstrze przy siodle muszkiet dopełniał reszty bojowego rynsztunku.


Jego towarzysze podążali w krok za nim. Prawie obok jego konia jechał na swoim wronim ogierze Selvyn. Jechał o dziwo w ciszy, wiedział, że van Horn jeszcze ma do niego złość o tę rozróbę w Agdenburgu i te niepotrzebne cztery trupy, w tym jeden szlachcica. Wzrok rzezimieszka rejestrował pilnie topografię miasteczka i co bardziej charakterystyczne osoby i miejsca. Selvyn był typem człowieka, który zawsze wiedział do kogo trzeba się udać po pożyteczną informację czy trudno dostępne towary. O wprawie w rzucaniu wszelkiego rodzaju ostrzami Rand wolał nie myśleć.


Argan za to ściągał największą uwagę. I choć barbarzyńca zawsze jechał w milczeniu na końcu, to i tak zawsze był obiektem największej ilości wścibskich spojrzeń. Ciemna i ogorzała od wiatru o północnego słońca twarz i odzież wykonana z ledwie wyprawionej skóry, zdradzały, że ten wojownik pochodzi z odległych krain Dominium. Jego broń a Agarii nie była sensacją, bo tutaj wielu wojowników walczyło szablami, zdobytymi na poległych valdorskich ścierwach, niemniej już kilka razy musieli tłumaczyć nadgorliwym karyjskim inkwizytorom, że Argan to prawy mieszkaniec Dominium. Miał jednak problemy niekiedy z wspólną mową.


*****

Karczma „Pod Linoskoczkiem” zachęcała do wejścia, a że już słońce chyliło się ku zmierzchowi, postanowili, że spędzą dzisiejszą noc w wygodnych łóżkach.

Wnętrze karczmy nie było zbytnio zapełnione. Kilku na wpół pijanych już kupców się przekrzykiwało, kilku miejscowych grało w karty i kości, oraz piątka żołnierzy garnizonowych to byli wszyscy goście.

Van Horn nie zważał na przekomarzania Argana i Selvyna, wiedział, że i tak by nic nie wskórał.

Po chwili zjawił się karczmarz u którego zamówił strawę. Za niedługo na ich stole wylądowały pierwsze półmiski z pieczonym mięsiwem, za moment dołączyły do nich kufle z przyjemnie chłodnym, ciemnym piwem.

Dziwnym trafem zauważył, że za każdym razem obsługuje ich karczmarz we własnej osobie. Kiedy podszedł po raz wtóry zapytać się czy niczego nie potrzebują, Rand wykorzystał moment by nawiązać rozmowę.

- Jedzenie macie zacne oberżysto, ale o pracowników pewnie wam trudno, skoro sami musicie gościom usługiwać? Pracy żadnej nie wiecie dla naszej małej hanzy?
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 12-03-2009, 18:51   #3
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kaspar Landos.



Słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi, oblewając purpurą Salgardzką katedrę. Ciemnowłosy, około czterdziestoletni mężczyzna, właśnie wyszedł z karczmy " Pod linoskoczkiem" i z niepokojem spojrzał na monumentalną świątynię. Kaspar Landos, gdyż tak brzmiało imię tego mężczyzny, poprawił kapelusz, oraz obszerny płaszcz i ruszył w kierunku starego miasta. Mijał szare kamienice, i przechodniów wracających do swych domów po dniu ciężkiej pracy. Czeladnicy, kupcy, wojskowi wszyscy z pośpiechem umykali przed mrokiem nocy, jedni do własnych izb, inni do sal karczemnych i tylko dziewki wszeteczne w czerwonych sukniach poruszały się powoli, wabiąc wdziękami, jakby za nic miały mroki nocy na agaryjskiej granicy.
Kaspar bez trudu dotarł do katedry i choć widział wspanialsze dzieła Rodian w swej ojczyźnie Ragadzie, to ta świątynia wzbudzała w nim dziwny niepokój. Mężczyzna podszedł do masywnych drzwi, zawahał się na moment sięgając w kierunku bogato zdobionej, dużej klamki, a po chwili nacisnął ją i uchylił wrota.
Wnętrze katedry zaparło dech w piersiach Landosa. Witraże, malowidła na ścianach, przedstawiające życie Rodian, sprawiały że obserwator zapragnął sam być uczestnikiem zdarzeń na nich przedstawionych.

-Co tu robisz?-Głos mnicha wyrwał Kaspara z zamyślenia.

-Jestem Landos, Kaspar Landos, porucznik zwiadu w służbie królestwa Agarii.- odpowiedział mężczyzna zastanawiając się, dlaczego właściwie przybył do tej katedry. Przeczucie, instynkt czy może jakiś nadnaturalny przymus, od czasu wyjścia na przepustkę ciągnął go w kierunku tego miasteczka, a potem w kierunku Rodiańskiej świątyni. Co to było nie wiedział, ale postanowił że spróbuje odkryć tę zagadkę.
 
Komtur jest offline  
Stary 20-03-2009, 21:18   #4
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Kaspar Landos
Mnich milczał jakby czekał na jeszcze jakieś słowa. Dopiero po chwili odezwał się.
-Więc co robi tutaj porucznik zwiadu? Katedra jest zamknięta. Czyżby Ragnar wystawił Tobie glejt?
-Wybacz braciszku, ale czułem jakąś wewnętrzną potrzebę zajrzenia tutaj.
Mnich zmrużył oczy jakby coś mu się nie spodobało w Twojej wypowiedzi.
-Rozumiem, nowi w mieście mogą nie wiedzieć o zakazie wstępu. Proszę jednak Ciebie panie o opuszczenie katedry, to nie jest bezpieczne miejsce nawet dla ludzi służących od najmłodszego Jedynemu.

Kiwnąłeś głową i ruszyłeś do wyjścia. Zatrzymałeś się jednak w połowie drogi i nie dając za wygraną zwróciłeś się do mnicha.
-Więc mówisz świątobliwy, że kto może udzielić zgody na przebywanie w katedrze?
-Ja lub Ragnar który jest najprawdopodobniej na plebani. Czemu chcesz przebywać w katedrze? Nie szafujemy pozwoleniami.
- No cóż, nie wiem w zasadzie dlaczego, ale coś ciągnie mnie do tego miejsca i chciałbym się dowiedzieć czemu tak się dzieje.
-Wybacz ale może to być za przyczyną Złego. Nie możemy ryzykować Twojej duszy.
-Jak świątynia Jedynego, może zwieść mnie na złą stronę?

Mnich pobladł, jego palce kurczowa się zacisnęły.
-Milcz! Nie wiesz czym to jest! Nie wiesz tu się działo! Nie wiesz nic! Wyjdź stąd bo Zły już przemawia przez ciebie!
Krzyk poniósł się w katedrze. Katedra jak każda sakralna budowa Rodian miała doskonałą akustykę. Nawet głośniejszy szept był słyszany na drugim końcu budowli, nie mówiąc już o krzyku mnicha.
-Wybacz mi świątobliwy - rzekł Kaspar zdziwiony reakcją mnicha - nie chciałem cię zdenerwować, ale skąd możesz wiedzieć że to Zły, a nie czasem Jedyny przywiódł mnie do tego miejsca?
Mnich chwilę stał ciężko oddychając. Zastanowiłeś się czy myśli nad odpowiedzią czy się uspokaja. Raczej to drugie.
-Tego nie wiem i wiedzieć nie mogę. Wiem, że Zły tu działa a przynajmniej działał. Może sprowadzać sobie nowe ofiary. A skąd wiesz, że to Jedyny ciebie przywiódł?
-Nie wiem tego, gdyż nie wielu zna Jego wolę, a jeszcze mniej ją rozumie, ale skoro tu jestem może mógłbym wam jakoś pomóc.
-Jak? Znasz język Rodian? Jesteś wybitnym teorytkiem kościoła? Specjalistą od sił nieczystych?

Drwina w głosie mnicha mogła zostać przegapiona tylko przez wyjątkowo naiwne dziecko.
-Nie, nie jestem, nikim takim, ale znane są w historii zdarzenia w których człowiek słaby wiedzą i pozycją, a silny duchem wychodził zwycięzko z walki ze złem.
-Tak? Widzisz historie bardów często mijają się z prawdą. Jeśli silny duchem sługa Jedynego nie dał rady z tym devirem to sądzisz, że ty dasz rade? Wybacz ale nie wydaje mi się. Nie udzielę ci pozwolenia.

Przechodzenie na „ty” mnicha było irytujące. Zanotowałeś w myślach informacje o potężnym devirze. Jedno Ciebie dziwiło, potężny devir w katedrze Rodian? Siłą rzeczy mieszkając w Ragadzie a potem przebywając na froncie dowiedziałeś się trochę o budowlach praprzodków ludzi. Nigdy nie słyszałeś aby devir wszedł do katedry Rodian, wręcz przeciwnie słyszałeś, że demony nie mogą do nich wejść.
-No trudno. Zabawię w tym mieście jeszcze kilka dni, jak byś zmienił zdanie świątobliwy to będę w zajeździe " Pod linoskoczkiem". Niech Jedyny będzie z tobą. - tak kończąc rozmowę Landos wyszedł z katedry.
-I z tobą.
Głos mnicha dobitnie mówił, że nie życzy Tobie niczego dobrego. Wyszedłeś, wielkie wrota zamknęły się za Tobą z dziwną lekkością i ciszą pasującą bardziej do lekkiej, dobrze naoliwionej furty a nie ciężkich, topornych wrót katedry. Ruszyłeś przed siebie.

Gerhard de Varrejo

Wyszedłeś właśnie z budynku garnizonu, przedstawiłeś cel swojej misji i upoważnienia kapitanowi Hubertowi Neumannowi. Sam kapitan mimo, że chłopskiego pochodzenia był człowiekiem, który wzbudzał sympatie. Zbliżał się już do czterdziestki a blond włosy były gdzieniegdzie poprzetykane siwizną, krzepka lecz szczupła sylwetka zdradzała częste ćwiczenia i szybki metabolizm. Odnosił się do Ciebie z szacunkiem, który raczej wynikał z Twojej profesji a nie pochodzenia. Jak się wcześniej dowiedziałeś przez dziesięć lat służył w piechocie na froncie, w walce z Valdorczykami chciał pomścić śmierć brata kawalerzysty i szlacheckiego bękarta. W końcu dochrapał się kapitana i dostał pod opiekę wbrew pozorom ważny punkt strategiczny jakim był Saldgard. Jeden z Twoich żołnierzy mówił, że przyjaciele z niewiadomych przyczyn nazywają Huberta Ślepym.
Odbiegłeś myślą od kapitana do żołnierzy, których przydzielił Ci stary Alvensleben. Cała piątka włącznie z sierżantem należała do elitarnej „III dywizji zwiadu” co znaczyło ni mniej ni więcej, że do nich należała dywersja, porwania, zabójstwa i inne nieciekawe zajęcie. Trochę ich towarzystwo Ciebie niepokoiło i nie raz się zastanawiałeś czy sierżant nie ma rozkazów o których nie masz pojęcia. Ale wracając do piątki żołnierzy, każdego z nich zdążyłeś chociaż trochę poznać.
Konstantyn poruszał się tak cicho jakby lewitował nad ziemią. Lekka kusza przy siodle i liczne noże nie mówiły o nim za dobrze. Nigdy go nie widziałeś z mieczem u pasa, zawsze miał go przytroczonego do siodła jakby nie był mu potrzebny. Małomówny typ stereotypowego zabójcy.
Emil był typowym cynazyjczykiem z szpada u boku. Często i dużo mówił i to z sensem, ten otwarty człowiek wzbudzał sympatie chyba każdego i co niepokojące potrafił bez problemu wyciągnąć informacje. Jego młoda przystojna twarz i długie ściągnięte w kucyk (według cynazyjskiego trendu, który panował wśród młodzieży) czyniły, że nie miał problemów z płcią przeciwną.
Leopold z tego co się orientowałeś był doskonałym strzelcem. Kordyjski bandolet przewieszony przez plecy był w rękach tego niepozornego człowieka zabójczą bronią, zresztą podobnie jak dwa pistolety.
Hieronim był nie bez powodu nazywany Niedźwiedziem, mierzył dobre dwa metry w barach był naprawdę rozrośnięty. Nadziak za pasem w połączeniu z niemal nieludzką siłą, jeśli wierzyć plotkom potrafił rozłupać zbroję krasnoluda.
Nathaniel sierżant tej całej zgrai był przerażający, łysy, bez lewego ucha i z blizną ciągnącą się od niego przez szczękę niemal do podbródka. Mimo to musiał mieć sporo charyzmy by utrzymać tak zróżnicowana grupę w ryzach (a byli oni doskonale zdyscyplinowani). Słyszałeś, że jest bardzo sprawnym szermierzem szczególnie gdy dobywa swego długiego miecza z nordyckiej stali.
Całość mimo różnorodnego uzbrojenia była identycznie umundurowana w ciemnozielone mundury, przecięte na ukos ciemnoszarą linią, znak rozpoznawczy trzeciej dywizji. Obok nich stał Twój ordynans, jeden z niewielu ludzi na których mogłeś polegać.
Odbiegłeś myślami jeszcze dalej do chwili gdy otrzymałeś rozkazy.

***
-Generale!
Stałeś przed generałem Alvenslebenem wyprostowany jak struna.
-Spocznij kapitanie.
Rozluźniłeś się trochę i rozejrzałeś się po kabinecie generała. Niewielki pokój był oświetlany przez nikłe promienie słońca, które jak zwykle miały problemy z przebiciem się przez nieboskłon Agaryjski. Naprzeciwko Ciebie, przy ścianie z oknem, w rogu stała piękna zbroja płytowa nordyckiej roboty, musiała kosztować fortunę, kilka wgnieceń świadczyło o jej niedawnym używaniu. Po Twojej prawej ręce na ścianie widniały niemal ludzka skóra, właściwie to wyglądała jak ludzka a pochodziła z oficera elfickiego, którego w młodości pokonał generał, dzięki najnowszym kordyjskim maściom zachowującym była w idealnym stanie. Wisiała rozpięta na prawie całą ścianę niewielkiego pokoiku, był to naprawdę makabryczny widok. Przeniosłeś ulgę na lewą ścianę. Tam pysznił się dwuręczny, lekko poszczerbiony miecz, skrzyżowany z muszkietem. Bronie których za młodu używał generał. Przeniosłeś szybko wzrok na generała żeby źle nie odebrał tego rozglądania się. Generał Alvensleben (bo chyba nikt nie znał jego imienia) był już starszym człowiekiem, bliżej mu było do sześćdziesiątki niż pięćdziesiątki a przynajmniej takie chodziły pogłoski. Niewiadomym sposobem zachował krzepę, może nie tą legendarną jaką słynął za młodu ale ciągle mógł poruszać się w swojej zbroi czy walczyć mieczem. Siwe włosy nosił krótko obcięte a już pomarszczoną twarz o dziwo nie zdobiły blizny. Bystre niesamowicie zielone oczy bacznie Ci się przyglądały. Nie zaproponował, żebyś usiadł wiec musiał stać. Chwile przyglądał Ci się w zadumie w końcu sięgnął po kielich z winem, który stał między równo poukładanymi papierami. Zwilżył usta, był znanym koneserem wina.
-Mówią żeś nie głupi, wykształcony do tego wychowałeś się w Ragadzie, no dobrze... Słuchaj w Saldgardzie klechę coś w nocy rozwłóczyło, co dziwne w Rodiańskiej katedrze. Nie mamy tam jakiego klechy posłać bo wiesz co się stało z ostatnim...
No cóż ostatni klecha zmarł niedawno na dość wstydliwą chorobę, która nie przystoi słudze Jedynego.
-Więc postanowiliśmy posłać Ciebie, bo jesteś jeden z lepiej wykształconych. Zbadaj tę sprawę, pewnie będzie się tam roiło od księży i każą Ci nie wtykać nosa w nieswoje sprawy ale masz tam być! Masz tam być i działać! Musimy pokazać, że wojsko potrafi walczyć z devirami nie gorzej niż kler. Na wszelki wypadek pojedzie z Tobą sierżant Reiss z trzeciej dywizji zwiadu. Jakieś pytania?

***

Popatrzyłeś na swoich ludzi, no cóż trzeba się wziąć do roboty. Chyba trzeba zacząć od katedry a może wypytać się ludzi. Kapitan powiedział już Ci co się ogólnie dzieje ale wiadomo ludzie zawsze wiedzą lepiej... A może się rozdzielić?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 22-03-2009 o 16:19.
Szarlej jest offline  
Stary 28-03-2009, 22:07   #5
 
Lindstrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Lindstrom nie jest za bardzo znany
Baron de Varrejo nie czuł się dobrze w powierzonej roli. Stał właśnie przed budynkiem komendantury garnizonu w Saldgardzie otulony czarną opończą. Był wysokim, smukłym mężczyzną w sile wieku, ubranym z pewną elegancją, lecz zdecydowanie bardziej praktyczną, niż na użytek salonów. Nagły podmuch zimnego wiatru zmusił go do naciągnięcia głębiej czarnego kapelusza, na którym skrzyła się srebrna sprzączka z rodowym herbem. Baron rozejrzał się po mieście, do którego przybył zaledwie wczoraj. Zwykł być posyłany z konkretną misją, gdzie zawsze wiedział z jakiego rodzaju kłopotami może zetknąć się po drodze. Taka już była jego rola, w której z powodzeniem radził sobie już szereg lat. Prowadzenie śledztwa czy „zaznaczanie obecności” na jakimś terenie nie były jego specjalnościami w najmniejszym stopniu. Ciekawiło go też, dlaczego „na wszelki wypadek” przydzielono mu ludzi, których rzemiosłem była wojna. Przecież pojechał „zamiast” księdza? Rozkaz jednak był wyraźny; miał się sprawą zająć. Po to tu przyjechali.

Rozejrzał się po swoich ludziach. Zdaje się, że miał już pomysł od czego zacząć… Upewnił się, że odeszli od okien i drzwi dostatecznie daleko, by nie być słyszanym.

- Amadeo – zwrócił się do ordynansa – znajdź proszę jakąś czystą kwaterę dla nas. Zadbaj o to, by były tam stajnie i kryty gontem dach. Jedzenie może być „podróżne”. Znajdziesz mnie później w katedrze.


Na ostatnie słowa barona mężczyzna uśmiechnął się lekko, jakby był w nich zawarty żart, który jedynie oni znali.

Tymczasem zaś de Varrejo podwinął wąsa i mówił dalej.

- Sierżancie, roześlijcie ludzi - trzeba zasięgnąć języka. Pytajcie o katedrę, boście w mieście nowi, przy okazji też i o tragicznie zmarłego oraz o owych duchownych rozpytujcie, którzy pieczę nad katedrą sprawują. Chcę się o nich dowiedzieć wszystkiego, zwłaszcza zaś tego, czego sami nie chcieliby powiedzieć. Pytajcie po karczmach, zajazdach, łaźniach lubo i po zamtuzach, przeto niezbyt natarczywie. Misji naszej nie wyjawiajcie. Jakby kto pytał pielgrzymkę jesienną przygotowujemy dla Kontyngentu naszego. Zapamiętujcie jak ludzie reagują na was i gdzieście pytali – przydać się może później ta obserwacja. Cały dzień macie po temu. Rankiem raport mi zdacie.

- Wszystko jasne? – rozejrzał się po swoich ludziach – Pytania jakieś macie?
 
__________________
Ni de ai hao - xue xi hai shi xiu xi?
Lindstrom jest offline  
Stary 29-03-2009, 00:38   #6
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Karczmarz spojrzał na Randa, bał się i to cholernie.
-Jesteś panie inkwizytorem? Jak tak to w katedrze na pewno na pana czekają.
- Nie... i daleko mi do takich "person" - ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem, a karczmarz mógł w jego głosie odczytać niebezpieczny zgrzyt - a co do tej katedry, stało się tam coś ciekawego, że inkwizytora oczekują?
Karczmarz jeszcze bardziej się skulił na dźwięk twego głosu.
-Przepraszam panie, źle dzieje panie. Kapłana tam zabito, deviry panie sie zalęgły. Po całej katedrze go rozwłóczyło.
- Deviria... powiadasz? Widać wasz księżulo niebyt silnej wiary był, skoro marnie skończył... a kiedy to sie stało?
-Dobry tydzień temu panie. Myślałem, że po inkwizytora posłali, dlatego się pomyliłem, panie.
- A wyglądam na nawiedzonego furiata? - jego głos stał się zimny jak obnażona stal... - Mam nadzieję, że nie to chciałeś zasugerować? Dużo ludzi już się tam w katedrze zjechało?
-Nie panie... Tylko... Ja przepraszam panie... Tylko brat Lucjusz i ojciec Ragnar. Nie wpuszczają nikogo do katedry.
- Nie? A to ciekawe... hmm może się tam przejdziemy. Ale najpierw przynieś jeszcze po piwie...
-Tak panie, już panie.
Karczmarz z wyraźną ulga odszedłem od Waszego stolika. Twoi dwaj towarzysze nie zwracając na nic uwagi przekomarzali się w najlepsze. Dogryzali sobie nawzajem, posilając się obficie mięsiwem przyniesionym przez karczmarza. Van Horn upił łyk piwa, z glinianego kufla i stwierdził, z satysfakcją, że nie smakuje jak pośledniejsze szczyny. „Katedra… deviria… inkwizytor… i martwy ksiądz… może być ciekawie…”

*****

Im bardziej słońce skłaniało się ku zachodowi, tym w karczmie robił się większy tłok. Gości było sporo, żołnierze z miejscowego garnizonu, kupcy, rzemieślnicy i zwykli robotnicy. Wszyscy oni przybyli tu, by po dniu wypełnionym żmudną i nieciekawą pracą, wypić kufel miejscowego piwa…pograć w karty, czy po prostu posłuchać plotek. „Plotki… informacje… tak tego teraz potrzebujemy najbardziej… w takiej zapadłej dziurze, wszyscy wszystko wiedzą… no może prawie wszystko…”

- Selvyn…- na dźwięk jego głosu, czarnowłosy, szczupły mężczyzna aż się wzdrygnął. Rand z zadowoleniem stwierdził, że nadal wywołuje u tego rzezimieszka odciętego od stryczka, nerwowe reakcje.

- Wmieszaj się w tłum. Dowiedz się o co chodzi z tą katedrą…i tym zamordowanym klechą. Dowiedz się jakim księżulkiem był zabity… może miał coś na sumieniu? Kto nowy przybył do miasta…i kiedy? Zresztą, co ja Ci będę dużo gdakał, sam powinieneś wiedzieć co masz robić. Tylko nie urżnij się w trupa, bo Argan będzie musiał znów dać Ci parę batów

- Zrozumiałem Horn… nie trzeba mnie straszyć – Selvyn nie stracił rezonu, między jego zwinnymi palcami błysnęła moneta. – To do zobaczenia… później…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 29-03-2009, 21:53   #7
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz było już ciemno gdy Kaspar opuścił katedrę. Rozejrzał się na dziedzińcu i ruszył w kierunku gospody. Był trochę zirytowany tą rozmową z mnichem.

"Dlaczego tak właściwie zależało mi na dostaniu się do katedry."- pomyślał z niepokojem-"Czyżby braciszek miał rację, że moja wola już została nagięta przez Złego. Wiele opowieści mówi o opętaniach przez demony, ale był to raczej proces powolny, ukazujący ofierze wiele korzyści. Mnie do tej pory nic takiego nie spotkało, ale z drugiej strony przebywałem już dość długo na tym przeklętym pograniczu. Skoro jednak dopuszczam do siebie możliwość wpływu deviria na mój umysł to nie jest ze mną tak źle. Opętani z opowieści nie dopuszczali do siebie nawet możliwości że są manipulowani. Tak czy siak sprawa nie jest prosta i należy ją rozwiązać, w końcu pierwszy raz słyszę o tym by złe moce mogły zagnieździć się w katedrze rodian.

Tak rozmyślając Kaspar dotarł do gospody "Pod Linoskoczkiem". W zajeździe zebrał się już spory tłumek, dlatego przy takim gwarze nie wielu mężczyzn zwróciło na niego uwagę. Landos kupił piwo i zaszył się w wolnym kącie, próbując łowić strzępki rozmów i obserwując miejscowych.
 
Komtur jest offline  
Stary 09-04-2009, 18:23   #8
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gerhard
-Tak jest sir! Nie sir!
-Rozejść się.
Wszyscy Twoi podwładni rozeszli się także i Ty postanowiłeś długo nie czekać i pójść do świątyni.

Rand
Popatrzyłeś za odchodzącym Selvynem, Twój człowiek podszedł do grupki grającej w kości, powiedział coś i się dosiadł. W grupce byli przedstawiciele chyba większości grup. Żołnierz, dwóch robotników, jakiś mieszczanin, szlachciura w starym dublecie. No dobra Selvyn sobie poradzi, nie wątpiłeś, że za godzinę, dwie dowiesz się wielu ciekawych rzeczy.
Drzwi karczmy się otworzyły, stanął w nich ciemno włosy mężczyzna, na oko Twój rówieśnik.
Karczmarz właśnie podszedł do Ciebie z tacą i trzema piwami.
-Najmocniej przepraszam za zwłokę, na mój koszt w ramach przeprosin.
Faktycznie trochę długo mu zeszło to nalewanie piw.

Kaspar
Otworzyłeś drzwi karczmy i przekroczyłeś jej próg, od razu uderzył Ciebie hałas i zapach picia i jedzenia. Karczmarz chyba właśnie piekł jakieś mięso. Drzwi za Tobą się zamknęły, rozejrzałeś się. Grupka wyrostków siedziała przy jednym stole i grała między sobą w karty, druga grupka złożona z naprawdę malowniczych osób rznęła w kości, reszta siedziała w swoim gronie. Żołnierze z żołnierzami, robotnicy z robotnikami, kupcy z kupcami a szlachta z szlachtą. Twoją uwagę przykuł potężny barbarzyńca i jego towarzysz. Dzikus była naprawdę potężnym człowiekiem, a dwie szable dobitnie to podkreślały, jednak jego towarzysz też nie wyglądał na cynazyjską ciotę. Spod rozpiętego kaftana wystawał koszulka kolcza, oparty o stół rapier na Twoje wprawne ragadyjskie oko był wykonany w Nordii.
Spojrzałeś na dwa wolne stoliki, jeden tuż przy drzwiach drugi w prawym rogu sali. Karczmarz właśnie pochylał się nad dzieciakami grającymi w karty i rzucił dwóm po monecie, obaj wstali i szybko znikli na zapleczu karczmy. Gospodarz uwijał się jak w ukropie by nadążyć z piwem, właśnie podszedł do barbarzyńcy i jego towarzysza i postawił przed nimi trzy piwa. No właśnie na stoliku już wcześniej stały trzy kufle, dwa puste i jeden prawie pusty przy najemniku.

Gerhard
Nad miastem powoli zaczęła zalegać mgła, zadziwiająco szybko gęstniała. Udało jej się zasłonić nawet katedrę. W końcu jednak ją ujrzałeś.

Pchnąłeś z łatwością ogromne drzwi. Jedynym światłem w środku były ustawione w jednym miejscu świece i latarnia. Oświetlały one fragment ściany pokryty pismem Rodian, jakiś mnich w skupienie pisał coś właśnie, nawet Ciebie nie zauważył.
Ciemne witraże, nie oświetlone promieniami słońca były straszne, budziły jakiś irracjonalny lęk. Ogromna budowla była prawie cała pokryta cieniami, w tych cieniach zdawały się kryć pradawne potwory. Słabo oświetlone freski były upiorne, nikłe światło świeczek wykoślawiało postacie dumnych Rodian. Ławki z czarnego drewna były zrobione z prostotą, prostotą która wytrzymała tyle wieków.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 14-04-2009, 14:28   #9
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kaspar powoli przesuwał się w kierunku wolnego stołu w prawym rogu karczmy, starając się by nie zostać oblanym pitym niechlujnie przez gości piwem. Wyćwiczony wzrok karczmarza szybko zauważył nowego gościa i gdy tylko zwiadowca usiadł ten podbiegł do jego stolika.

-Czym mogę waszmości służyć?
-Podaj mi karczmarzu kufel dobrego ciemnego piwa-odrzekł Kaspar- i kawał gorącej gotowanej szynki z dodatkiem sosu chrzanowego.
-Jak waszmość każe.

Karczmarz ukłonił się nisko i szybko oddalił się w kierunku szynkwasu.
Kaspar rozejrzał się po sali. Z całego towarzystwa kupców, robotników i żołdaków znacznie wyróżniało się dwoje gości siedzących przy jednym stoliku. Jeden z nich był potężnym barbarzyńcą o groźnym spojrzeniu, uzbrojonym w dwie ciężkie szable. Jego towarzysz też do ułomków nie należał, a jego ruchy i postawa, oraz ekwipunek bojowy wyraźnie świadczył że z nie jednego pieca chleb jadał.
"Gdyby doszło do bitki w karczmie to tych dwóch mogłoby urządzić małą masakrę"-pomyślał Landos z pewną obawą.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 14-04-2009 o 19:36. Powód: Na prośbę MG
Komtur jest offline  
Stary 15-04-2009, 12:25   #10
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Rand pił piwo powoli… smakując przy tym potrawy przyniesione przez karczmarza. Mimo podłej okolicy, musiał przyznać, że żarcie mieli tutaj dobre. Wraz z Arganem pochłonęli już znaczną część sarniego udźca. Na jego twarzy malowało się zobojętnienie i nuda, ale to były tylko wygodne dla niego pozory. Spod przymkniętych powiek obserwował uważnie całą salę i przebywających w niej ludzi. Gdzieś, tam w rozgadanym, podchmielonym tłumie migała uśmiechnięta twarz Selvyna. Sprytny i wygadany rzezimieszek na pewno się dobrze spisze…nie raz już udowadniał swą wartość, a ta sytuacja sprawiała, że czuł się w lokalu jak ryba w wodzie.

Van Horn kończył właśnie swoją porcję mięsiwa, kiedy zauważył, że duża grupka żołdaków opuszcza karczmę. Pochylił się do barbarzyńcy i rzekł:

- Idę zobaczyć co z naszymi końmi, Ty możesz zamówić dla nas jakieś lokum, najlepiej dwa pokoje, jeśli będą to trzy. I zapłać za jedzenie – rzucił smagłemu olbrzymowi kieskę ze złotem. Nie obawiał się, że coś z niej zniknie, Argan był jednym z najdumniejszych i najuczciwszy z ludzi jakich znał.

Wyszedł tuż za pijanymi żołnierzami, na dworze naciągnął kapelusz na czoło i ruszył nieśpiesznie w kierunku stajni, które były po drugiej stronie dziedzińca.

Idąc przysłuchiwał się bełkotowi upojonych alkoholem zbrojnych.

- Kurwa, przez te cholerną katedrę, będziemy mieli tu teraz w cholerę roboty!!!

- I jeszcze ten Inkwizytor… a Ci jego ludzie, zamknąłbym każdego za samą mordę – wydarł się jeszcze głośniej ten drugi.

- Stul mordę durniu, chcesz skończyć w loszku pod garnizonem!!! Ciszej, nie wiesz jak się kończy zadzieranie z tymi ludźmi…?! – odezwał się z trwogą w głosie trzeci.

Rand doszedł wreszcie do stajni, a nie chciał zatrzymywać się by nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. W stajni masztalerz zerwał się na równe nogi na jego widok. Ragadyjczyk rzucił okiem na wierzchowce i siodła… wszystko było na swoim miejscu, konie także w dobrym stanie, nie dał jednak po sobie znać zadowolenia. Wolał by koniuszy odczuwał respekt przed nim.

Wrócił do karczmy, gdzie towarzystwo się już nieco przerzedziło. Pokoje już na nich czekał. Dwa… więc jeden dla niego a drugi dla Selvyna i Argana. Po chwili zniknęli na schodach.

- Selvyn… jutro mi opowiesz czego się dowiedziałeś, teraz chodźmy spać.

Po chwili wszyscy zniknęli w pokojach.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172