Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2009, 23:03   #1
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
[noir] Łowcy


Słońce z wolna wracało do Nowego Yorku, choć jak twierdzili niektórzy – istniało tylko dla niego. Wraz z nadejściem dnia, do życia budziły się niezliczone mechanizmy miasta. Na ulice wychodzili ci, którzy tę noc zdecydowali przespać w domu, tworzyły się pierwsze korki na co ważniejszych skrzyżowaniach, kolejne firmy i instytucje otwierały swoje lokale. Ludzie, którzy swoje życie wolą wiązać z nocą zamykali za sobą drzwi, kładli się spać, albo nerwowo starali doprowadzić się do ładu, by funkcjonować przez parę kolejnych godzin.

Delikatna, poranna mżawka zaczęła przeradzać się w prawdziwy deszcz. Spoglądający na ulicę z wyższych pięter obserwowali kolejne wzory, w które układały się różnokolorowe parasole. To wszystko wyglądało jak jakiś taniec, fragment ogromnego przedstawienia, ogromną procesję podążającą do świątyni Wielkiego Dolara. Widok fascynujący i przerażający zarazem.

Ulicą przemknął jakiś radiowóz na sygnale, nieodłączny element krajobrazu Nowego Yorku. Zbrodnia była tu na porządku dziennym, szczególnie w co biedniejszych ulicach. Zresztą, jak mogłoby być inaczej w mieście, w którym oficjalnie mieszka jedenaście milionów osób? Dopiero następne trzy radiowozy, spory pojazd służb specjalnych i niezliczone karetki dały do zrozumienia, że stało się coś poważniejszego. Wypadek, jeden z wagonów metra wykoleił się w dosyć spektakularny sposób na jednym z naziemnych odcinków, masa ofiar, szybko rozwiane podejrzenie ataku terrorystycznego. Już po paru minutach mówiono o tym w telewizji, po paru godzinach pojawiły się specjalne wydania gazet, ludzie dyskutowali o tym w domu, w pracy, ze znajomymi nawet z drugiego końca świata.

W trzy dni później nikt już o tym nie pamiętał.

Tego dnia jednak, chłodnego, listopadowego ranka, nikt nie pamiętał o jeszcze innym wydarzeniu, o którym jeszcze dwadzieścia lat temu mówiliby wszyscy…



[media]http://www.youtube.com/watch?v=Dl31YV_v0JM[/media]

Panowała cisza.

Długo szukano kogoś, kto mógłby wygłosić parę słów na tym pogrzebie – tak w końcu wymagała tradycja. Rabin przetrząsnął niejednokrotnie notes z numerami przyjaciół Malnsteina, chcąc znaleźć chociaż jedną osobę, która byłaby w stanie opowiedzieć o ostatnich miesiącach życia zmarłego, wspomnieć o wartościach, których trzymał się w swoim życiu czy o jego chwalebnych dokonaniach. Z jednym wyjątkiem. Chwalebnych dokonaniach niezwiązanych z walką z Bestiami.


Wielu po prostu nigdy nie odebrało telefonu. Paru, jak udało się dowiedzieć rabinowi, nie żyło od paru lat, niektórzy znajdowali się w więzieniu czy szpitalu psychiatrycznym, spora część wyjechała na koniec świata, a pozostali po prostu nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Owszem, kilku z jego znajomych zdecydowało się przyjechać, by po raz ostatni spojrzeć na martwe już ciało Danny’ego w lekko uchylonej trumnie, ale każdy z nich chciał być tylko biernym obserwatorem. Nie pozostało więc nic innego, jak wypowiedzieć parę wyświechtanych frazesów o życiu w wierze i życiu wiecznym, a potem pozostawić zebranym chwilę na modlitwę czy wspomnienie zmarłego.

- Wszyscy wiemy, kim był Danny - zaczął Żyd, ściągając na siebie niezbyt przychylne spojrzenia – Człowiekiem oddanym idei, żyjącym tylko dlatego, by dopomóc innym. Człowiekiem, mimo wszystkich ludzkich ułomności, dobrym. Miejmy nadzieję, iż nasz miłościwy Pan, ze względu na jego zasługi, wybaczy mu jego ostateczny grzech.

Pomruk niezadowolenia przeszedł przez grupki osób zebrane wokół grobu. Co ciekawe jednak, większość osób wypowiadała swoje uwagi najwyżej dla samych siebie, nie wywiązała się z tego żadna dyskusja.

- Jego życie ostatnimi czasy nie było łatwe. Miejmy więc wszyscy nadzieje, iż teraz jest na drodze do najpiękniejszego ze światów, gdzie wszystko ułoży się po jego myśli, gdzie będzie mógł odpocząć od bólu życia codziennego. Módlmy się, by dopomóc mu w jak najszybszym dotarciu do Raju…

Spojrzał jeszcze raz na zebranych, po czym zszedł z podestu. Z wewnętrznej kieszeni długiego, czarnego płaszcza wyjął białą chusteczkę i wytarł nią swe czoło, na którym krople deszczu mieszały się z potem. Był zdenerwowany. Wiedział, że ten pogrzeb będzie ciężki, ale musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie stresował się podobną uroczystością aż tak. Nieprzychylne, by nie rzec wrogie spojrzenia tych ludzi… Niektórych kojarzył jeszcze z gazet sprzed paru lat. Bohaterowie. Łowcy. Biorąc pod uwagę, iż w szczytowym okresie było ich blisko pięćdziesięciu w samej nowojorskiej Loży, nietrudno było wywnioskować, iż większość z nich po prostu zapomniała o swoim dawnym towarzyszu. Poza tym widział tu paru sąsiadów zmarłego, lekarza, którego sam powiadomił o zgonie jego wieloletniego pacjenta, przedstawiciela policji, kilku zapewne przypadkowych gapiów i młodego dziennikarzynę, nawet bez aparatu, który zapewne zamierzał sklecić cztery zdania o uroczystości do rubryki na ostatniej stronie lokalnej gazetki. Tak nie wyglądały pogrzeby herosów… Ale czy Danny był jednym z nich?

Na niewielkim, podmiejskim cmentarzu rozpoczęło się ostateczne stadium ceremonii pogrzebowej. Pracownicy wynajętej wcześniej agencji pogrzebowej unieśli trumnę i ruszyli z nią w kierunku grobu. Starano się nająć do tej roli funkcjonariuszy policji, lecz komendant uznał, iż zasługi Malnsteina nie są wystarczająco wielkie – a to, co działo się w – jak on to określił – „dawnych czasach” nie obchodziło policjanta. Bez salwy honorowej, bez funkcjonariuszy czuwających nad przebiegiem ceremonii, nawet bez flagi Stanów Zjednoczonych... Nie o takim pogrzebie mógł marzyć zmarły.

Zerwał się wiatr, na tyle porywisty, iż parasole powoli przestawały chronić przed deszczem. Wszyscy zdawali się już tylko wyczekiwać zakończenia ceremonii, nie wyglądało na to, żeby ktoś miał ochotę pobyć później jeszcze trochę nad grobem. Z pewnością przynajmniej część tych ludzi dawniej szanowała Daniela, ale minęło tyle lat… Nie czuli się już z nim związani, nie zdążyli poznać go na nowo.

Trumna została złożona do grobu. Jeden z pracowników cmentarza stanął przy grobie z woreczkiem ziemi, rzekomo prosto z Izraela. Goście podchodzili do niego, po czym rzucali po garści ziemi na trumnę. Każdy spoglądał jeszcze w kierunku trumny, a potem ruszał w kierunku wyjścia.

Tak właśnie zakończyła się historia Daniela Malnsteina. Chociaż… Czy aby na pewno?



Musiała przyznać, iż była z lekka rozczarowana pogrzebem. Nie chodziło nawet o całą ceremonię, ciężko było w tym wypadku o coś lepszego, ale o ludzi – zauważyła tylko kilka znajomych twarzy. Był tam Adam, syn obecnie chyba już kompletnie sparaliżowanego Doktora Niespodzianki, Tatsuno, wyłysiały ninja, ognistoruda Rubin, kilku mniej znanych Łowców i Brian Harrison, który na dobrą sprawę nigdy do Łowców nie dołączył, a jedynie współpracował z nimi czasem bardziej, czasem mniej owocnie. Brakowało jej paru twarzy, ale z drugiej strony brak Czarnej Róży był dla niej błogosławieństwem – Tatiana była bowiem pewna, że ich spotkanie po latach skończyłoby się niezbyt finezyjną potyczką słowną na temat która bardziej roztyła się przez te lata, a na której twarzy jest jakoś więcej zmarszczek.

- Mamo…? – odezwała się nagle Dominika, wyrywając swą matkę z zamyślenia – Kawa ci wystygnie…

Niewielka, niemal pusta kawiarnia w Harlem była idealnym miejscem, by odpocząć po porannej ceremonii i zjeść jakieś niewielkie śniadanie. Pozostałe dwie towarzyszki pozostały w hotelu i szykowały się do wieczornej rozmowy, miały więc teraz chwilę dla siebie. O takie ostatnio bardzo trudno.

- Może pojedziemy pod waszą dawną kamienicę? – spytała nagle córkaZawsze chciałam ją zobaczyć, a jeśli teraz jesteśmy w Nowym Yorku…

- Może później. Poza tym, to nic wielkiego – w tej chwili stoi pusta, przez wiele lat utrzymywał ją Jastrząb, jeden z Łowców, po jego śmierci odpowiednie opłaty odprowadzane są co miesiąc z jego konta. Dostałam o tym kiedyś raport, jedna z siostrzyczek proponowała kupno czegoś w okolicy na bazę wypadową czy magazyn… Ale czy nam to potrzebne? – mówiła Nocna Puma, wpatrując się w krople deszczu spływające po zaparowanej szybie.

Nie miała ochoty o tym rozmawiać. Chciała odgrodzić się od tego wszystkiego, nie wracać do tego życia, które porzuciła wiele lat temu. A jednak znowu wylądowała w mieście, znowu zobaczyła niektóre z twarzy, wśród których upłynęła niemal cała jej młodość. Starała się unikać wszelkiego rodzaju spotkań, wspomnień, sentymentów – bała się, że to Nowy York znowu ją wciągnie…

Zadzwonił telefon.

- To Dark Stone, mamo. – powiedziała córka, zerkając na ekran komórki i podając ją matce.

Czas na biznesowe rozmowy.




Luksusowy Mercedes przemierzał z wolna ulice Manhattanu. Na jego tylnym siedzeniu siedział prezes amerykańskiej filii Global Medicine, Kitano Tatsuno. Miał sporo czasu, żadnych umówionych spotkań i pomysłów na to, czym może się zająć. Dzięki Bogu jego szofer akurat potrzebował dodatkowych pieniędzy, więc sam zaproponował przejażdżkę po okolicy. W aktualnej chwili była to jedna z najlepszych rzeczy, jaką mógł robić Azjata.

Skończony przed paroma godzinami pogrzeb nigdy nie był miłą uroczystością, lecz dopiero teraz dotarło do niego, co spotkało Danny’ego. Zapomnienie. Brak przyjaciół, znajomych, kompletna alienacja ze społeczeństwa. Kitano w myślał pocieszał się obecnością Rubin, ale ile osób poza nią przyszłoby na jego pogrzeb? Czy pojawiłby się na nim jego własny syn? Czy jego ojciec, uznany dyplomata, wygłosiłby jakieś przemówienie, mówiąc o dumie, jaką odczuwał, posiadając takiego syna?

Czy jego ojciec tak naprawdę jest z niego dumny?

Samochód stanął na światłach. Tatsuno, popijając kawę z jednej z sieciowych kawiarni, spojrzał za okno. Pod niewielkim zadaszeniem, jakie dawał balkon na pierwszym piętrze podstarzałej kamienicy, siedziała niemłoda już czarna kobieta, kryjąc się pod kocem. Przed sobą, na kawałku kartonu, wyłożyła parę świeczek i zniczy, licząc na chociaż drobny zarobek z ich sprzedaży.

Przypomniał sobie grób Malnsteina – gdy wychodził z cmentarza, grabarz właśnie przynosił płytę, pod którą miała być skryta trumna. Rabin trzymał w dłoni tylko niewielki wieniec. Nikt nie pokusił się nawet o zapalenie świeczki, zostawiając miejsce jego wiecznego spoczynku niemal kompletnie opuszczone…

- Zjedź na chwilę na chodnik. – rzucił, a gdy szofer wykonał jego polecenie, wysiadł i podszedł szybkim krokiem do kobiety. Podał jej banknot, po czym wziął jeden ze zniczy i wrócił do samochodu.

- To gdzie teraz? – spytał kierowca, z powrotem zjeżdżając na ulicę.

- Najpierw coś zjeść. A potem… Chyba wrócimy się na chwilę na cmentarz. – zarządził prezes.



Mocnym ruchem trzasnął drzwiami taksówki, zostawiając na tylnim siedzeniu parę zmiętych dolarów. Jebany Pakistańczyk, siadł za kierownicą taksówki i nagle poczuł się, jakby stał się arabskim wcieleniem Oprah Winfrey. „Na cmentarz? Ktoś bliski? Przyjaciel? Znajomy? Tak późno na pogrzeb? Czemu jedzie pan po pogrzebie? Nie mógłby pan być trochę uprzejmiejszy?”, wymawiane tym okropnym akcentem rodem z kiepskich komedii. Nienawidził takich osób.

Stanął przed bramą cmentarza. Odruchowo chciał wyjąć okulary przeciwsłoneczne, ale słońce zaszło już jakiś czas temu. Założył rękawiczki, wciągnął powietrze głęboko do płuc i ruszył przed siebie.

Sam do końca nie wiedział, dlaczego to robi. W końcu nigdy nie lubił Malnsteina, ta żydowska telewizyjna gwiazda regularnie doprowadzała go do pasji. Starał się go kontrolować, w kółko oceniał, parokrotnie zamierzał nawet zgłosić jego wyczyny na policję. „Absalom, zwyrodnialcu, to nie ujdzie ci na sucho!”, zwykł mawiać. A jednak gdy zmarł, była to śmierć jednego z nich. Może śmierć symboliczna, większość ludzi niezwiązanych z ich działalnością kojarzyła Lożę Łowców właśnie z Żydem, ale coś to oznaczało. Tak czy inaczej, Dorian był najzwyczajniej ciekaw, jak wygląda jego grób.

Spoglądając na powiadomienie o śmierci Danny’ego, które podstępnie przyniesiono mu do kliniki, kluczył między kolejnymi niemal identycznymi nagrobkami, by w końcu trafić do tego najświeższego, wykopanego dzisiejszego poranka. Podszedł i zatrzymał się na chwilę.

A niech to szlag…

Spojrzał na nagrobek. Nazwisko „Daniel Malnstein” zostało przekreślone, pod nim ktoś wyrył niezbyt starannymi literami imię „Roland”. Wyglądało jakby ktoś zrobił to gołymi rękami, nie było śladów po łupaniu kamienia dłutem czy innymi przyborami… Ktoś z Loży? A może jakiś fan z młodszego pokolenia?

Postał nad grobem jeszcze chwilę, zainteresowany dziwnym napisem, po czym ruszył w kierunku wyjścia, dzwoniąc przy tym po taksówkę i modląc się, by tym razem dostał niemowę.




Trzeba przyznać, że Dark Stone potrafił zadbać o spokój podczas rozmów. Cała knajpa w centrum miasta była zamknięta i pilnowana przez kilku jego ludzi tak, by spokojnie mogli sobie usiąść w tylnej salce i porozmawiać. Tylko on, ona, jej córka i po dwójce ochroniarzy na każdą stronę. Tatiana w myślach musiała z satysfakcją przyznać, że osłaniające ją – czy raczej przede wszystkim Dominikę – ubrane tak wyzywająco, jak to tylko możliwe bez przekroczenia ostatecznych granic kobiety ze strzelbami wyglądały dużo bardziej efektownie niż dwóch czarnych karków w gajerach jej rozmówcy

- Tak więc wszystko idzie zgodnie z umową. To nie jest nasza pierwsza transakcja i, mam nadzieję, też nieostatnia. Zaliczkę już przelałem, o ponad sto tysięcy więcej, niż wymagałaś. – mówił murzyn i, trzeba przyznać, mówił prawdę. Był jednym z lepszych klientów – ot, głowa jednej z okolicznych mafii z aspiracjami do stania się królem tego miasta. Takich klientów Puma lubiła najbardziej – mordowali co najwyżej innych gangsterów, a za porządną broń płacili tyle, ile podyktowała. Dlatego też zgodziła się tym razem załatwić całą sprawę poza Alabamą…

- A teraz zgodnie z umową przekażesz mi kluczyk, ja wezmę sobie moje pieniądze, a o pierwszej w nocy odbierzesz swoją ciężarówkę. I nie spotkamy się po tym fakcie aż do następnego zamówienia. Wszystko jasne, tak?Smykovsky mówiła powoli, spokojnie.

- Tak, jasne. Ale wiesz co zrobię tobie, twojej ślicznej córeczce i urokliwym koleżankom, jeśli spróbujesz mnie tylko wychujać…!? – wyrzucił z siebie gangster, pochylając się w jej kierunku.

Strzelby „siostrzyczek” nieznacznie drgnęły.

- Tak, wiem. Nigdy tego nie zrobiłam, więc…

- Ale transakcja nigdy nie dotyczyła takich kwot… Zresztą, w porządku. Tu masz kartę magnetyczną do skrzynki depozytowej, chyba wiesz jak i gdzie z niej skorzystać… - uśmiechnął się Dark Stone. Transakcja została zakończona.



Floyd z wolna opuszczał teren cmentarza. Chwile jeszcze pospacerował w ciszy wśród nagrobków, ot tak, z braku lepszego zajęcia. Odrobina świeżego powietrza i świętego spokoju jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Zbliżając się do wyjścia, widział już czekającą na niego przed bramą taksówkę. Całkiem nieźle, pomyślał, nie zauważając nigdzie opierającego się o maskę Pakistańczyka…



Tylko latarnie i neony rozświetlały wszechobecny mrok. Jesień w Nowym Yorku nie była szczególnie urokliwą porą roku, a w tym roku dni były wyjątkowo krótkie. Kitano właśnie podjeżdżał pod bramę cmentarza, już drugi raz tego dnia. Przygotował sobie już znicz i zapalniczkę, a gdy szofer zatrzymał się ledwie parę metrów od wejścia, spokojnie wysiadł z wozu i, rozkładając parasol, ruszył w kierunku cmentarza.

Chwila. Ten facet tam… Przecież to Absalom!



Przyciemniane szyby, porządny samochód – całkiem nieźle. Z oczywistych względów nie przeszkadzał mu nawet obowiązkowy, żółty kolor pojazdu. Dorian zbliżał się już do pojazdu.



Z wiatrem do nozdrzy Japończyka doleciał dziwny zapach. Znał go skądś, z laboratorium, tak, ale nigdy nie spotkał go poza nim… To był jakiś specyfik, miał z nim parę razy kontakt, chyba jeszcze za czasów Loży…



Za szybą zatknięta była koperta. Absalom wziął ją, otworzył i wyjął ze środka karteczkę. Rozłożył.

- Piorunian rtęci! – niemal wykrzyknął Tatsuno.

A potem puścił się biegiem.



„Entliczek, pętliczek, czerwony stoliczek,
Na kogo wypadnie, na tego JEBUT!”
Dorian nawet nie zdążył zastanowić się nad treścią wiadomości. W ledwie sekundę później poczuł, że ktoś wpada na niego, chwyta i popycha.

BUM!
Samochód w jednej chwili rozpadł się na kawałki, a z jego resztek buchnęły niemal piekielne płomienie. Tatsuno, osłaniający swoim ciałem leżącego pod nim Absaloma poczuł, jak w jego plecy wbijają się kolejne odłamki metalu, które jeszcze przed chwilą były karoserią pojazdu.

- Niezłe spotkanie… Cześć. – rzucił Japończyk do dawnego towarzysza, gdy ten tylko się obrócił.

- Tiaa… Cześć.

W tle zaś rozległy się policyjne syreny.


Siedząc sama na balkonie hotelowego pokoju, popijała zamówionego przed chwilą drinka. Dominika wyszła rozejrzeć się po okolicy, „siostrzyczki” zajęły się swoimi sprawami, a Tatiana mogła w końcu nacieszyć się zyskiem. Odliczając koszta zakupu, prawie milion dolarów było tylko dla niej i jej zakonu. Cóż, takiego interesu nie robiła od dawna. Za pół godziny Dark Stone dostanie swój towar, a później…

Zadzwonił telefon. Spojrzała na ekran. Ricardo-Meksyk”. Szef zaprzyjaźnionych przemytników zza południowej granicy, to on z reguły dowoził jej sprzęt prosto przed wrota klasztoru. Pewnie chce wszystko potwierdzić…

- Tak? – spytała, oczekując radosnych okrzyków entuzjastycznego Meksykanina.

- Seniorita! – krzyczał, lecz bynajmniej nie z radości, Ricardo – Straciliśmy wszystko! Cała furgonetka! Na dziewiątej alei z obu stron zastawiły ją auta, kierowcę odstrzelono, dwóch ochroniarzy też, jeden zdołał zwiać! Szukamy jej teraz, ale… Praktycznie rozpłynęła się w powietrzu!

Zamarła. Przed oczami stanął jej Dark Stone i jego spojrzenie, gdy groził jej córce.

- Seniorita!? Jesteś tam!? – krzyczał Meksykaniec. Ale Nocna Puma duchem była zupełnie gdzieindziej…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172