Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2016, 15:54   #21
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Paszczakor i SWAT

- Ty Emil? - mężczyzna obrócił się powoli i przyjrzał się mężczyźnie który go zaczepił, z pewnością to był ten który na niego czekał, albo jakiś ciekawski lump ze stacji. W sumie ciągnęło od niego bimbrem z pieczarek, więc Kryukov raczej zakładał to drugie.
- Emil. A kto pyta? - odpowiedział bez namiętnie w stronę jegomościa, rozglądając się uważnie za gościem który gdzieś tu powinien na niego czekać. No bez jaj że to ten starzec śmierdzący alkoholem.
~ Oż ty w … ~ Dimie jakoś ten Emil nie pasował do wizerunku poważnego fachowca. Za młody i w barach za wąski. Za to wystrojony jakby wybierał się na wojnę. Nie przepadał za takimi elegantami. Niby te wszystkie ładownice pojemniki i pasy przydatne i wygodne, ale nie ma to jak dobry waciak, walonki i papacha. No i ten karabin. Ale z drugiej strony, to co miał mieć - katiuszę?
- Ja Dymitrij - spotkać się mieliśmy, ale jak sam wiesz nie było cię tam, to czekam na ciebie tutaj - Zaczął inteligentnie. Tu przerwał na chwilę, ale nie wytrzymał i wypalił - Gdzie maszyna, laptop znaczy? Co mu?
Emil wzruszył ramionami.
- Ni chuj nie wie, działał i wykitował. Mam w plecaku. Ale zejdźmy z widoku, jeszcze znowu nawiną się jakieś cwaniaki, a mam na dzisiaj dość strzelania. - odpowiedział zgodnie z prawdą i rozejrzał się za miejscem w którym mógłby coś zjeść, oczywiście zjeść coś ze swojego plecaka, i tak stracił 10 kul na marne. Prawie, miał przecież tą śmieszna broszkę. Wątpił czy dostałby za nią 10 kul.
- Pewnie, że nie tu, ta robota jest delikatna, na torach tego nie zrobię, poza tym już przez chwilę myślałem, że ta strzelanina ma jakiś związek z twoim laptopem - Dima przepuścił rusznikarza i poszedł za nim. Może trochę za łapczywie przyglądał się psu, ale szybko się opamiętał.
Pies możliwe że wyczuwał drugie głodne stworzenie, przezornie trzymał się z przodu, przed Emilem co jakiś czas obracając łeb by upewnić się że nie zmienili kierunku.
- A gdzie tam, byłem w złym miejscu o niewłaściwej porze. - westchnął - Prawie mi łeb odstrzelili… Przynajmniej pamiątkę zostawili, ale resztę najemnicy zabrali. Albo żołnierze, jak zwał tak zwał.//

Po krótkim marszu dotarli wreszcie do stacyjnego gościnnego namiotu. Jako, że Dima spłukał się na bimber, nie jadł, a Emil choć był rosjaninem z krwi i kości, nie pił. A przynajmniej nie w momencie w którym nie był w 100% pewny otoczenia, tj. poza domem. I tak zmarnował niedawno 10 kul w sumie na nic, tym razem również nie szastał pieniędzmi. Trochę dziwnie się spojrzał na Dymitra, kiedy ten mu zaproponował wynajęcie namiotu, ale szybko zrozumiał o co chodzi. Na to się zgodził, choć kręcił długo nosem.
Na miejscu nie bez obaw przekazał laptopa w trzęsące się z podniecenia ręce.
W Dymitrze obudził się jednak dawny fachowiec. Położył laptopa na stole, wyjął i odpalił lampę karbidową. Namiot zalało silne, błękitne światło. Z czapki wydłubał ukryty tam śrubokręt. Odkręcił nim klapę w laptopie i pilnie zajrzał do środka. Przez najbliższe pół godziny chrząkał, mlaskał i wzdychał. Właściwie mógł pracować znacznie szybciej i bez takich dźwięków, ale wtedy zapewne Emil targowałby się bardziej przy płaceniu. Niech wie, że nie było łatwo. Pomruczał jeszcze trochę, przypieprzył w niego nawet kilka razy i zanim Emil zdążył zaprotestować oznajmił: - Masz problem z jedną z pamięci i napędem płyt DVD, obawiam się, że szlag je trafił. No i prądu w baterii nie ma. - Widząc coraz bardziej wydłużającą się minę rusznikarza zlitował się i ciągnął dalej - Spokojnie, bez jednej kości RAM da się żyć, grać przecie nie planujesz. DVD da się usunąć - pendrajwa masz przecież, a nie płytkę. A trochę prądu zdobędziesz przy generatorach - mogą być rowery. Tylko potrzebujesz ładowarki i przedłużacza. Masz te rzeczy, prawda?
Emil nie miał pojęcia. Jego były klient zostawił u niego w sklepiku tylko to urządzenie i nic więcej. Okazywało się, jak zawsze w takich przypadkach, że życie nie może być takie proste a plany nie mogą iść gładko i bezproblemowo do przodu. W całym metrze pewnie żaden chuj nie ma odpowiedniego kabla. Bo i po co? Można było zacząć się załamywać. Trzeba będzie szukać na górze.
Dima kontynuował dalej:
- Bez tych gratów co je wyjmiemy, będzie nawet tego prądu potrzebne trochę mniej. - Idąc za ciosem wypalił: Będzie cię to kosztowało 550 i butelkę bimbru.
Negocjacje trwały długo. Dima i Emil na przemian obrażali się, wychodzili, poczym wracali i targowali dalej. Jednak Dymitrij był nieugięty. Co prawda zgodził się na 300 ale co do flaszki był jak głaz. Ostatecznie po rozpiciu dwóch flaszek bimbru i zakąszeniu glistą, cena zeszła nawet do 150, a Emil ochoczo się na to zgodził. Można nawet powiedzieć że przez noc byli najlepszymi kumplami, a z namiotu poza ochoczym opuszczaniem ceny i jej podnoszeniem, słuchać było też pijackie śpiewy.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 14-02-2016 o 15:58.
Paszczakor jest offline  
Stary 17-02-2016, 20:56   #22
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Rodział 2
Z deszczu pod rynnę

[Prospiekt Mira]

Żołnierz, który się kręcił przy tunelu i obserwował przelewający się tłum odwrócił się zaskoczony.
Nie spodziewał się, że jakieś rozedrgane dziecko będzie go ciągać za mundur i użalać się na los.
Co?Mruknął zaskoczony facet. Był chyba nieprzyzwyczajony do dzieci i nie bardzo wiedział, co z Teklą ma zrobić.
-No już...dziecinko.-Spróbował delikatnie odlepić dziewczynkę od siebie.
Mimo jej zachowania, przyglądał jej się uważnie. Czasami takie małe smarki bardzo lubiły mimochodem gmerać w kieszeniach w poszukiwaniu nabojów. Małe zdradzieckie szujki.
-Uspokój się. Zgubiłaś mamę? Tatę, tak? A gdzie twój braciszek, chyba z braciszkiem przyszłaś?- Widocznie nie słuchał jej zbyt uważnie. Jakże typowe to było dla dorosłych.

Mapą, którą z wielkim nabożeństwem oglądał Simon, okazał się dawny plan metra, jeden z tych, które kiedyś wisiały w gablotkach. Dokument był cały zachlapany i poplamiony, nie większy niż arkusz A3. Andriej był po prostu abnegatem i najwidoczniej żadna jego rzecz nie mogła być w dobrym stanie i w miarę czysta. Zresztą, sam wyglądał jak typowy żul obdrapaniec.
Na mapie było zaznaczone czerwoną kredką parę punktów i obok nich niewyraźnie nabazgrane opisy. Wszystko wydawało się być takie realne! Wejścia do nieznanych tuneli, sekretne przejścia!
No i skrytki. Andrieja i Stiopy. Może zostawili tam jakieś skarby? Więcej prowiantu? Byłoby fantastycznie!
Ale co się stało ze Stiopą? Gdzie się podział? Czemu Andriej tak niewiele o nim mówił?
Mnóstwo było niewiadomych, ale również mnóstwo nowych możliwości.
Życie na stacji powoli spowalniało. Powolutku straganiarze zamykali swoje kramiki, a ludzie powoli rozchodzili się do swoich namiotów.
Simon mógł zobaczyć jak jakaś zrozpaczona dziewczynka ciągnie za ubranie jednego z posterunkowych, a ten nie bardzo radzi sobie z jej uspokajaniem.

Pogodny wielkolud, dziwna baba i szczurowaty jegomość wrócili do swojej wciągającej rozmowy, o jakiś tylko sobie znanych rzeczach. Któreś z nich opowiedziało bardzo zabawną anegdotkę i babsko roześmiało się głośno. Trójka znajomych powoli ruszyła w stronę miejscowego baru, zostawiając chłopaka samego.
Wasilij Zaczął się rozglądać po okolicy. Robiło się późno. Na stacyjnych zegarach wskazówki pokazywały godzinę dwudziestą pierwszą z minutami. Wszyscy dosyć powoli zaczęli się rozchodzić, przyszła nowa zmiana na wartę. Jakiś starszy jegomość, który jeszcze przed chwilą popijał bimber i wietrzył skarpetki, siedząc na skraju stacji właśnie wstał i podszedł do jakiegoś mężczyzny, który przed chwilą wszedł na stację.
Nowoprzybyły jegomość wyglądał na mało zadowolonego i spiętego. Zaczęli rozmawiać cicho między sobą, czego Wasil z tego odległości usłyszeć nie mógł. Obok dwójki oddalających się mężczyzn kręcił się piękny, duży pies. Był to widok co najmniej niecodzienny. Facet musiał być dziany, że stać go było na utrzymanie takiego zwierzaka.
Wasilij rozglądał się dalej. Wzrok skierował bezwiednie na jedną z nisz pod ścianą, w której jakiś obszarpaniec miał swój kącik. Właśnie oglądał jakąś mapę...

Już zaczął się zastanawiać, gdzie to się podziała mała siusiumajtka, gdy usłyszał jej zawodzenie.
Ze szklistymi oczyma i buzią wygiętą w podkówkę szarpała za rękaw jednego z żołdaków, który był zupełnie bezradny w swoich próbach uspokojenia małej. Chyba to był czas, żeby już wkroczyć do akcji i odciągnąć Teklę. Jeśli nabroiła i będą z tego powodu kłopoty, to kto wie, pewnie wyrzucą ich oboje na kopach.

[Oktiabrska -->Park Kultury]
Czas zleciał szybko. Rozmowa z Feliksem była bardzo sympatyczna a chłopak opowiadał mnóstwo ciekawych historyjek, które zebrał podczas swojej pracy stalkera. Niektóre z nich przyprawiały o ciarki, inne były po prostu niesamowite.
Do ich stolika w pewnym momencie zaczęli się dosiadać mężczyźni. Witali się i z Lily i z Feliksem. W sumie przyszło ich pięciu, przyszykowani na wyprawę. Byli w różnym wieku, ale wszyscy wesoło żartowali i wyglądało na to, że są bardzo zgraną paczką. Lily poznała ich wszystkie imiona i ksywki: Łysy, Awija, Mały Wicia, Jewgienij oraz Kasztelan.
Feliks spojrzał na zegarek, który miał na ręce. Był stary i plastikowy, ale chyba jeszcze działał.
-No, zaraz ruszamy ekipa.-Uciął wesołe rozmowy.-Na górze już się ściemniło, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie zajmie nam to więcej niż pięć godzin. Powinniśmy wyrobić się przed świtem.-Poinformował wstając od stolika.
Cała zgraja z hurgotem krzeseł wstała i zebrała się do wyjścia ze stacji.
Stacja powoli kładła się spać. Ludzie pochowali się w swoich namiotach a i tak nikłe stacyjne światła zostały przygaszone.
Ekipa została odprowadzona wzrokiem przez posterunkowych i ciemność tunelu ich pochłonęła.
Lily szła w środku obok Małego Wici, Feliks z Łysym na przedzie a Kasztelan z Jewgienijem i Awiją z tyłu.
Tunel był cichy i ponury. Wszyscy w dłoniach trzymali po broni i latarce, ale światło nie przedzierało się dalej, niż na parę metrów do przodu. W korytarzu unosiła się typowa metrzana mgła. Chodnik między Oktiabrską a Parkiem Kultury był dłuższy niż odcinek między tą pierwszą a Dobrynińską. Czekała ich więc całkiem długa droga, a co się mogło czaić w ciemnościach? Tego nie wiedział nikt.
Chłopaki zamilkli. Wszyscy szli skupieni, nasłuchując odgłosów metra.
Mijając zardzewiałą drabinkę techniczną zatrzymali się. Lily usłyszała szczęk broni i zanim się zorientowała sześciu facetów mierzyło w nią z różnorakiej broni, a Mały Wicia szybkim ruchem zdarł z niej plecak i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Bez sztuczek maleńka-Z triumfem w głosie odezwał się Feliks.- Chyba pamiętasz, co ci powiedziałem o tym facecie, z dziurkami po nożu, nie?-
Awija zarechotał ucieszony.
-Zrobiliśmy mu otworki, żeby trochę go uspokoić, młuehiehie- Zachichotał w obleśny sposób Jewgienij.
-Tyyyy, Fela, ile ona tu skarbów ma! I kawę! Ty to kumasz?! Kawę! Ty dziwko, skąd masz ten rarytas, to kosztuje chyba z 500 naboi!-Podniecił się Wicia, przegrzebując zdobyczny plecak.
-Cśśś!-Zasyczał herszt. Zaświecił latarką w oczy dziewczynie.
-Czyli postawienie obiadu jednak się zwróci. I to z nawiązką. -Popatrzył się w jej zmrużone oczy, uśmiechając się szeroko.
-Fela, a jakby tak... no wiesz...Ładna jest, c'nie?-Oblizał usta Kasztelan. Reszta zgrai zarechotała cicho ze zgodnym pomrukiem pełnym nadziei na figlowanie.
-Zawiąż sobie supeł na chuju.-Warknął zapytany.- Po skończonej akcji możesz się wybrać na Cwietoj, ale teraz nie mamy czasu na wygibusy w sześciu chłopa.-Machnął karabinem na dziewczynę.-Co tam jeszcze masz w tej torebeczce?-
-Skafander, szefie, maska i zestaw pierdół-
- Bardzo dobrze.-Zwrócił się do Małego, i odezwał w stronę dziewczyny- Dupa cicho albo dostaniesz kulkę w łeb i tyle będzie z tej twojej ładnej buźki. Rozbieraj się.-
Chłopaki zagwizdali z aprobatą.
-Mordy w kubeł, szympansy niemyte.
Lalka, darujemy ci życie, bo skowyrna świnia z ciebie jest i nie lubię wiecznie chlapać się w jusze. Potrzebujemy po prostu trochę twoich naboi i widzę, że masz trochę fajnych fantów, ale skafanderek i maskę łaskawie ci zostawię. Wyjdziesz sobie na spacerek na świeże powietrze po tej drabince. A co, gest mam. No, kto bogatemu zabroni?-
W świetle latarek jego uśmiech wyglądał upiornie przerażająco.


[Prospiekt Mira]
Emil i Dymitrij bawili się setnie. Nie dość, że doszli do jako takiego porozumienia, to wszystko skończyło się pijackimi śpiewami. Mimo, że obaj mieli bardzo mocne głowy, cała impreza nie skończyła się najlepiej. Jednak nieopatrznym było zagryzienie glistą. Chyba była na wypasie i czymś doprawiona, bo obaj odlecieli w świat dziwnych marzeń.
Emil zaciął się na oglądaniu niezwykłego skarbu jakim była mała i niepozorna broszka. Wyjął ją z kieszeni i oglądał bardzo dokładnie. Nagle, sylwetka budynku wygrawerowana na środku przypinki zalśniła tajemniczym blaskiem. Emilowi wydawało się, że zobaczył drobniutkie okienka, które zaczęły zapalać się i gasnąć. Najpierw chaotycznie, a potem w jakiś dziwny, przemyślny sposób.
Czyżby przedmiot próbował coś przekazać? Co to mogło być? Pewnie jakiś kod. Tak! To był kod Morse'a! A wiadomość... S.O.S.... Naprawdę!? S.O.S?! Czemu? Co tam się działo?
Emil zamrugał ciężkimi powiekami. Chciało mu się spać. Spojrzał jeszcze raz na broszkę, ale dziwnie mrugające światełka znikły. Ułożył się na niewygodnej pryczy i wpatrzył się w drobiażdżek. Tym razem, pojawiło się tylko jedno okienko, mniejsze niż ziarenko piasku. Zaświeciło się nikłym, jakby nieśmiałym światełkiem. Rusznikarz zapatrzył się w nie. Było to dziwne uczucie, jakby to światło go przyzywało i wciągało jednocześnie.
Wydawało się być malutkim, wręcz miniaturowym filmem, ale nie wiedzieć czemu Emil miał wrażenie, jakby go oglądał z całkiem bliska. Obraz się wyostrzył, zbliżył i mężczyzna mógł zobaczyć wszystko z drobnymi szczegółami.
Okno zrobiło się większe, a delikatne światełko okazało się być nocną lampką na biurku, które stało przy otwartym oknie. Przy biurku siedziała kobieta w średnim wieku i coś pisała, co dziwne, nie na komputerze ale odręcznie, piórem na kartce. Twarz miała spiętą, jakby się spieszyła.
Wiatr poruszył brzydką, białą firanką i owiał jej napięte oblicze. Oderwała się od listu i wyjrzała przez okno. Otworzyła usta, powiedziała coś, ale Emil zupełnie nie miał pojęcia, co mogła powiedzieć. Poderwała się jak oparzona z krzesła, które zachybotało się i upadło na ziemię. Teraz Emil mógł zobaczyć, że ubrana jest w szpitalny fartuch. Uciekła w głąb pokoju. Emil widział, jak wybiega z pokoju na złamanie karku, zostawiając otwarte drzwi na korytarz. Za nią biegli inni ludzie, a nikt z nich nie wyglądał jak typowy obszarpaniec z metra. Schludni, czyści, jedni w fartuchach, inni w garniturach lub przylegających sweterkach i kostiumach. Dobrze odżywieni, z misternymi fryzurami, teraz wyglądali karykaturalnie. W ich oczach widać było popłoch, twarze były białe, spocone. Dokąd uciekali? Przed czym?
Obraz zaczął się oddalać, jakby rusznikarz wylatywał z pokoju. Zahaczył jeszcze tylko okiem na list.
”...dlatego już musisz zrozumieć, czemu zostawiłam cię u babci, tak daleko od domu, może tego teraz nie zrozumiesz, ukochany Saszeńko, ale źli ludzie na świecie...”

Tylko tyle był w stanie uchwycić spojrzeniem, kiedy go wyssało z pomieszczenia. Było to dziwne uczucie, wracania do rzeczywistości. Zamrugał, oczy go szczypały od wgapiania się.
Znów powieki zrobiły się ciężkie, takie ciężkie...
Zachrapał.

Dymitrij w tym samym czasie leżał rozwalony na swoim łóżku. Śpiewał jakąś starą piosenkę, próbując wylizać z pustej butelki ostatnie kropelki bimbru. Smakował doskonale!
Był w wyśmienitym humorze. Muzyka sama mu się włączyła w głowie. To był jeden z tych utworów, które kiedyś, jeszcze przed wojną słychać było w radiu – typowa, durna popowa pioseneczka. Niestety, tylko tą teraz był w stanie wykrzykiwać w pijackim zamroczeniu.
Poły namiotu poruszyły się.
Dima najpierw pomyślał, że to wiatr, ale uprzytomnił sobie, że jednak nie, bo skąd wiatr w metrze?
Przetoczył się po łóżku, by niezgrabnie dźwignąć się z barłogu i usiąść. Zamruczał jęcząco swoją pieśń i rozejrzał się po namiocie.
Emil leżał zwinięty w kłębek na swojej pryczy i obficie śliniąc się wpatrywał się w srebrną, okrągłą broszkę.
Dimie niełatwo było skupić wzrok. Oczy latały mu w każdą stronę, kręciło mu się w głowie. Coś poruszyło się w kącie ich „pokoju”. A nie, spokojnie. To pies. Popiskiwał cicho, wpatrując się w swojego pana.
Wzrok popłynął mu w stronę wyjścia. Poły z grubego materiały falowały lekko. Skupił wzrok.
Ktoś stał za kotarą. Namiotowa zasłonka zadrżała i odchyliła się powoli.
Przed oczyma mężczyzny ukazała się dziwna, egzotyczna maska zamiast głowy.

-cziki cziki bam
cziki cziki tam
pieskowi również dam-

Kreatura zaśpiewała chrypiąco, ale całkiem wesoło.
Mandarynka zawarczała głucho i cała się najeżyła. Jej wcale nie było do śmiechu. Ale może to były dwie Mandarynki? Albo trzy? Jakoś tak zrobiło się ich nagle więcej. A nie, teraz znów była jedna.
Dima musiał potrząsnąć głową, by mu się chociaż na chwilę wzrok wyostrzył.
Dziwna postać wyciągnęła rękę do psa. W dłoni coś było, ale światło było słabe.
Pies rzucił się na wyciągniętą kończynę i z warkotem zaczął szarpać. Dobre psisko! Nie dość, że zapasowe świeże żarcie na czarną godzinę to i jeszcze obroni.
-Użyszty! Aj! Ajajaj!-Zakwękała z bólu i szoku postać, próbując wyszarpać rękę z psiej paszczy.
-Uh! Jeść nie chce, to masz takij podaroczek- Wyciągnął drugą rękę z jakąś szmatą i przytknął do psiego nosa.
Mandarynka jeszcze szarpała się chwilę, ale niedługo potem potykając się i chwiejąc położyła się na podłodze.
To był chloroform!
Dima nie mógł uwierzyć. To musiało być jakieś dziwne przewidzenie. Dziwne, groteskowe mordy z włątłym i przyodzianym w śmiecie i szmaty ciałem nie mogły istnieć naprawdę.
Zjawa rozejrzała się po wnętrzu.
Zbliżyła się do pijanego w sztok Dimy.
Oj oj oj, biednyj, śnij śnij...Zagęgała i mu przykładając szmarkę do twarzy.
Nastała ciemność.

Pierwszy obudził się Emil.
Wszystko go bolało od niewygodnej pryczy. Głowa, jak nigdy bolała jeszcze bardziej od pleców. Oczy miał zaropiałe, aż trudno mu było je otworzyć a usta nabrzmiałe, jakby miał jakąś alergię. To nie był kac. A przynajmniej nie sam w sobie. Kac nie daje takich objawów.
Podnisół się na łokciu i opuścił nogi na ziemię. Mandarynka natychmiast wskoczyła swojemu panu przednimi łapami na kolana i zaczęła oblizywać mu nerwowo twarz. Nigdy tak nie robiła.
Mężczyzna rozejrzał się nerwowo po namiocie. Wszystko niby było w porządku. Dima leżał dziwacznie na swojej leżance i chrapał głośno.
Emilowi ścisnął się ze strachu żołądek i serce na chwilę zamarło. Nie...nie!
Na małym stoliku były różne rzeczy, typowy poimprezowy burdel z butelkami po wódce. Ale na części stolika panował wydzielony, prostokątny porządek. Puste miejsce. Laptopa ukradli!
Zerwał się na nogi. Miotał się chwilę po namiocie, sięgnął pod łóżko, gdzie prewencyjnie zostawił broń i...
Karabin też dostał nóg i uciekł. To będzie ciężki dzień...


[Siemionowska, sojusz baumański]
Na Siemionowskiej budził się nowy dzień. Ludzie powoli wstawali, dzieci zaczynały dokazywać.
Ten, kto pracował w nocy właśnie schodził ze stanowiska i szedł zasłużenie spać.
Oksana mogła jedynie pozazdrościć tym, którzy mieszkali w suchych, zadbanych namiotach i byli częścią tej niewielkiej, ale zgranej społeczności.
Ale ona albo nie chciała albo nie mogła stać się jedną z nich. Ze swojej własnej nieprzymuszonej woli. Ale nikt jej nie wyganiał, była u siebie, ale z dystansem do innych. Lubiana też nie była.
Była wioskowym dziwakiem i nawet oswoiła się ze swoją rolą w nowym świecie.
Zajmowała niewielką przestrzeń w opuszczonej części tunelu w stronę Elektrozawodskiej.
Obudziło ją kapanie wody z sufitu. Woda miarowo skapywała na jej brodę i spływała po krzywiźnie policzka w dół, na ziemię.
Co się jej śniło nie pamiętała. Wyszła ze swojego kokonu, w którym spała głową w dół i musiała chwilę posiedzieć, i poczekać, aż cała krew, która jej spłynęła do głowy wróci do reszty ciała.
Zaburczało jej w brzuchu. To był już czas, żeby coś zjeść. Przyszykować jakieś śniadanie i zająć się swoimi sprawkami.
Coś ją tknęło. Który to był dzień? W sercu ją zakłuło niespodziewanie ze stresu.
Jedyną osobą, która do niej przychodziła na krótkie pogawędki był Andriej. Opowiadał jej różne historyjki i anegdotki. Te krótkie rozmowy pozwalały jej na chwilę relaksu, normalności. Tylko on traktował ją poważnie.
A teraz znikł. Za długo już go nie było. Obiecał, że przyniesie jej z uniwersytetu upominek. Obiecał. Czemu nie było go już tak długo? Czyżby coś się stało?
Westchnęła. Rozejrzała się po tunelu. Był taki jak zwykle. Dookoła mnóstwo śmieci, jakieś resztki mechanizmów. Ten kawałek tunelu dziesięć metrów dalej był zawalony i nieużywany. Świetnie nadawał się na schronienie. Ze ścian już dawno znikły kable i wszelkie urządzenia, które można było rozebrać i użyć do czegoś innego.
Wspomnienia wróciły. Andriej jej mówił, że zamierza odkryć bezpieczną drogę do uniwersytetu, a jak to zrobi, to po nią wróci. Nie była pewna, czy to był dobry pomysł.
Może mu się nie udało?
To ewidentnie była wina Stiopy. Oksana nigdy go nie lubiła, było w nim coś odpychającego, czego zupełnie Andriej nie widział albo widzieć nie chciał. To była jego wina. Gdy Andriej poszedł szukać Grodu to ten się rozpłynął w powietrzu. On też już tu nie zaglądał. Łgarz jeden.
Trzeba będzie coś z tym zrobić. Odnaleźć Andrieja, albo Stiopę i dowiedzieć się co zaszło. Bo raczej nic dobrego.
 
Ravage jest offline  
Stary 18-02-2016, 17:23   #23
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Okradli go, i to w dodatku na Hanzie. Wiedział że picie bimbru oraz glisty było cholernie głupim pomysłem, ale kiedy po bimbrze puszczają hamulce nawet glista wydaje się małym pikusiem. Doskoczył do plecaka, lecz ten był również dokładnie przeszukany. Większość fantów dostała nóg i spierdoliła. Pies jebał laptopa, gówno i tak było zepsute, ale M-14 nie mógł wybaczyć.

Pierwszym podejrzanym był śpiący kompan od kieliszka. Zajrzał pod jego łóżko, pod materac ale nie było śladu jego rzeczy. Zwrócił uwagę na wystający zza ubrania chwyt APS'a. Bez ogródek wyszarpnął go. Nie, nie chciał go ukraść, wiedział tylko że ludzie o wiele chętniej otwierają się w czasie rozmowy kiedy celuje się do niech z bliskiej odległości. Najlepiej w głowę. Nie wiedział czy Dymitr się obudził czy nadal ciął komara, ale jeżeli tamten wstał wyjaśnił mu to bardzo zwięźle i krótko.
- Okradli mnie. Pożyczam APS. Oddam jak tylko dorwę gnoja. Widziałeś coś w nocy?
Nie sądząc że Dymitr coś widział, ponieważ zakładał że spał zajebany tak jak i on spał zajebany, spakował to co złodziej mu zostawił i wyszedł z namiotu. Głowa go bolała i utrudniała myślenie, ale nie zmniejszała wkurwienia. Odruchowo ruszył do opiekuna namiotów które wynajmował z kilkoma oczywistymi pytaniami, potem miał zamiar wypytać żołnierzy którzy pełnili tu wartę cały dzień i noc. Bez ogródek wszedł do namiotu i wypieprzył łóżko kierownika obiektu z nim samym na posadzkę stacji. W rękach zaciskał Stieczkina Dymitra.
- Ktoś mnie okradł. Kto? - powiedział z wyczuwalną złością i rozdrażnieniem.

* * *

- Ktoś mnie okradł. Kto? - powiedział z wyczuwalną złością i rozdrażnieniem.
Namiot „kierownika” był po drugiej stronie długiego ciągu komunikacyjnego, znajdującego się w głębi stacji, w miejscu gdzie znajdowały si ę inne namioty „biurowe”. Emil musiał przejść kawałek, zanim wpadł do właściwego namiotu.Wszystkie na ten moment były zawiązane a na połach wisiały tabliczki „zamknięte”.
Mężczyzna wyglądał nie tyle na zdziwionego, ile na zszokowanego. Był typowym mężczyzną po czterdziestce, niczym się nie wyróżniał od ogólnego przekroju metrzanej społeczności. Trochę zarośnięty na ryju, worki pod oczyma, łysawy.
Krople potu wyszły mu na czoło i zamrugał nerwowo.
-co?-Szepnął przez zduszone gardło.
Emil westchnął teatralnie.
- Okradziono mnie w twoim namiocie. Potrzebujesz żeby Ci przeliterować? - brak cierpliwości jaką prezentował Emil miał nadzieję że bardziej rozwiąże język kierownika, choć spodziewał się że ten gówno widział.
Mężczyzna zrobił się blady. Usta zaczęły mu drżeć, a oczy patrzyły się to na lufę pistoletu to na twarz wkurwionego klienta.
-co?-Zaciął się. To chyba przez stres. Wyglądał, jakby jeszcze przed chwilą spał bardzo głęboko, bo cóż, godzina była bardzo wczesna.
- I co, i co, i co… - powtórzył to Emil powoli tracąc cierpliwość, ale wcisnał pistolet za pasek, tak aby kierownik mu czasem nie padł na zawał - Widziałeś coś? Zdażyło się tu coś kiedyś wcześniej? Może masz jakieś pierdolone podejrzenia? Cokolwiek do cholery!?
Ten popatrzył się na niego, ale Emił mógł zauważyć, że ten odetchnął z ogromną ulgą. To jeszcze nie był jego koniec, tylko niezwykle podminowany klient.
-o jezusku...-mruknął. Nie próbował wstawać.-Okradziono?-Powtórzył, tym razem bardzo zdziwionym głosem. Nie wyglądał na takiego, co był zamieszany w sprawę.-A skąd, proszę p-pana, tu się takie rzeczy nie zda-arzają.Zaczął się jąkać ze stresu.-Prze-przecież to teren Hanzy.-Dodał z wyczuwalnym wyrzutem.
- Wiem do cholery. Jestem pierdolonym obywatelem Hanzy. Pierdolonym, szanowanym rusznikarzem z Marksistowskiej. Zajebano mi amerykański karabin, amunicję i komputer, a innych śmieciach nie wspominając. Kto miał w nocy straż na peronie? Tylko szybko, może jeszcze nie opuścił Prospektu. - za nim do namiotu wślizgnęła się Mandarynka i spojrzała z wyrzutem na kierownika.
Odchrząknął.
-Ja tylko zajmuję się wynajmowaniem namiotów przy-przyjezdnym.-Wyrzut nie znikał z jego głosu. Trochę doszedł do siebie i pierwszy stres ustąpił rozzłoszczeniu. Aale, je-jeśli p-p-pan mówi, że znikły pa-a-anu rzeczy, to musimy p-pójść do zarządcy stacji. Je-je-jednak wą-wą-wątpię że-e-eby otworzył o tej go-godzinie. Niech p-p-pan zaj-zajrzy do niego za go-odzinę. Lu-lub od razu do str-r-strażników. Ale ja nie wie-wiem kto miał wa-wa-wa-wachtę.-
Kryukov wbił swoje piwne oczy w męczyznę i złapał głeboki oddech, jeżeli on się robił rozłoszczony, mógł teraz się domyśleć że jego złość przy Emilu jest jak główka szpilki. Bez słowa wyszedł wołając za sobą Mandarynkę. Skierował się do strażnika który patrolował teren przed namiotami.
- Żołnierzu! - zawołał - Byłeś tu całą noc?
Był to rosły chłop. Przechodził się korytarzem znudzony, gdy akurat zaczepił go Emil.
-Nie, przed chwilą była zmiana warty. Słucham pana? Coś się stało?-
- Okradli mnie. Z tego namiotu, w nocy. - wskazał palcem - Podczas snu. - wyjaśnił - Kto wtedy miał wartę, trzeba szybko się zapytać czy kogoś nie widział, może jeszcze jest na stacji?
Wartownik zasępił się, drapiąc się po ogolonej brodzie i kiwając głową.
-Dobra.-Machnął na niego ręką. -Przełożony jeszcze spisuje raport, pewnie coś na to poradzi.-Zaprowadził go do swojego szefa i z grubsza wyłuszczył sytuację.
Ten przejrzał papiery i kiwnął głową.
-Zawołaj po Grubego.-
Gdy żołnierz wyszedł, dał znać Emilowi, by usiadł na krześle z drugiej strony lichego biureczka.
-Bardzo niedobrze się stało.-Powiedział po chwili pisania raportu w milczeniu.-Do tej pory mieliśmy tylko drobne kradzieże, takiej tu jeszcze nie było. Zaraz się dowiemy, co chłopaki widzieli na swojej warcie, ale jeśli to miejscowy złodziejaszek, to możliwe, że długo się przygotowywał i poznał zwyczaje moich ludzi. To możliwe, nie wykluczam tego.-
- Drogi Kapitanie, nie obchodzą mnie czy to się tu stało wcześniej czy nie, chcę efektów. Karabin, NATOwska amunicja oraz laptop go nie igiełki, z resztą popytajcie handlarzy, wymiana kilku amunicji takiego modelu powinna przyciągnąć uwagę, nie są popularne. Jeżeli nie chcecie lub nie możecie zrobić nic więcej, sam go wytropię. Na Marksistowskiej nigdy mnie nie okradziono, zachaciało mi się wycieczek kurwa… - westchnął poirytowany, starał się zachować zimną krew.
Wojskowy odsunął papiery na bok i nachylił się przez biurko w stronę swojego gościa.
Widać nie spodobały mu się słowa rusznikarza, bo jego twarz zastygła w ponurym wyrazie.
-Proszę pana, jest godzina...-Spojrzał na wiszący, plastikowy zegar naścienny.- siódma rano. Handlarze zazwyczaj zaczynają otwierać sklepiki od dziewiątej. Kiedy, do jasnej cholery miałbym panu sprawdzić, czy ktoś nie płaci pana zasranymi nabojami?-Oparł się z powrotem na krzesło.-Niech pan się nie zachowuje jak księżniczka, nie jesteś pan tu najważniejszy. Wczoraj mieliśmy tu strzelaninę i na Komsomołskiej też było gorąco, więc mamy pełne ręce roboty. Postawiliśmy podwójne straże przy tunelach. A jeśli moi ludzie coś zauważyli, to na pewno panu przekażę, ale przy pana postawie to nie wiem, czy jest sens się z panem użerać, proszę bardzo, może pan sobie sam lepiej poradzi.-
Słowa Emila wyraźnie go ubodły i widać nie miał ochoty od samego rana użerać się z chamami.
- Tak, tak, tak… Wiem o tej waszej zasranej strzelaninie na Komsomolskiej, bo sam w niej brałem udział. Księżniczka ratowała waszych chłopaków z opresji dopóki nie pojawił się dowódca ze wsparciem. - westchnął, nie liczył że zaczną klaskać ale miał nadzieję że w takim wypadku będą mieli więcej moralnych chęci by pomóc w poszukiwaniu sprzętu - Będę na stacji, sam się rozejrzę, może faktycznie dam sobie lepiej radę. I przepraszam jeśli Pana obraziłem kapitanie, to nie było moim celem. Każdy ma chyba prawo się wkwurwić kiedy jakiś zakichany złodziejaszek kradnie mu dobytek życia. - po tych słowach wyszedł.
Skierował się do namiotu, oddał Dymitrowi APS i podziękował, teraz zawiesił przy pasie swój nóż wojskowy, a raczej nieco przedłużony bagnet do AK. Przyklęknął przy Mandarynce.
- Węsz malutka, węsz. Szukaj tropu złodzieja, na pewno coś wywęszysz. - nawet jeśli została uśpiona, to sama woń środka chemicznego powinna dla psiego nosa nadal się unosić w powietrzu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 20-02-2016 o 12:20.
SWAT jest offline  
Stary 19-02-2016, 23:40   #24
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
- Okradli mnie. Pożyczam APS. Oddam jak tylko dorwę gnoja. Widziałeś coś w nocy?
Dima obudził się. Trochę dziwnie się czuł. Wiedział, że niepowinien przegryzać bimbru, a zjedzenie glisty było największą głupotą, jaką mógł zrobić. Przecież nigdy tego gówna nie jadł. Co go podkusiło? Stara zasada sawor-vivru mówi: Po samogonie należy powąchać chlebek (powąchać – nie zjadać). Jako że w metrze o niego ciężko używał kawałka wędzonki. Leżał chwilę nieotwierając oczu. Usiłował zebrać myśli, no i czekał kiedy Emil już sobie pójdzie. Powoli przypominał sobie wczorajsze wydarzenia.
~ Cziki bam bam bam cziki bam ~ Pod czaszką zabrzmiały mu słowa – klucz i pamięć wróciła jak za przekręceniem włącznika.
W międzyczasie Emil wyszedł z namiotu.
Dymitrij dobrze wiedział jak leczyć takie zatrucia. Podniósł się ostrożnie, z zanadrza wyjął butelkę z bimbrem, przystawił ją do ust i pociągnął długiego łyka. Umysł od razu mu się rozjaśnił.
W zamyśleniu poklepał się po głowie. Znajomy kształt magazynka poprawił mu humor. Odkąd pamięta, przed większą popijawą wyciągał magazynek i chował go w czapce. W razie co, mocno nawalony i tak pewnie by w nikogo nie trafił, za to zdarzało mu się kiedyś po pijaku strzelać na wiwat. Taką miał fantazję. Natomiast rykoszety prawie go zabiły.
Spakował swój tobołek żeby ruszyć za Emilem. Trochę go wkurwił postępek kompana od kielicha.
Postanowił na przyszłość uważać z kim pije. Mógł się chociaż zapytać... Gówno tam, i tak by mu nie dał, ale zawsze to tak inaczej... Przez chwilę miał ochotę dogonić go, nakopać do dupy i broń odebrać, ale w końcu chodziło o odzyskanie laptopa.
Już samo to, że poleciał bez naboi było wystarczającą nauczką. Przyjdzie strzelać, okaże się, że nie ma czym, to i zabiorą mu pistolet, a jeszcze guzów rękojeścią nasadzą. Z nabojami wcale nie byłoby prościej. Po wszystkich przeróbkach jakim poddał Stieczkina niewiele osób wiedziało jak się z nim obchodzić. Na przykład to, że przystosowanie go do innego rodzaju amunicji wymusiło zmianę działania przełącznika wyboru ognia. Ustawiasz na pojedyncze strzały, a tu nagle walisz serią. Bez kolby (Dima tej niestety nie miał) oznacza to, że nie trafiasz człowieka z czterech metrów, wszystko co masz w magazynku ładujesz w sufit, no i musisz poszukać sobie łapiducha, żeby poskładał ci nadgarstek. Dobrze jak sobie dupy nie stłuczesz...
Rozmyślania te przerwał powrót rusznikarza. Stieczkina oddał, podziękował, choć właściwie wypadałoby przeprosić.
- Na drugi raz weź i sprawdź, czy aby nabity... - powiedział Dymitrij ~ Fachowiec od broni job twoju... ~ dodał w myśli.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z namiotu, obszedł go kilka razy dookoła, zataczając coraz większe kręgi. Miał nadzieję, że znajdzie jakiś ślad, wskazówkę, czy co...
 
Paszczakor jest offline  
Stary 23-02-2016, 19:09   #25
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Współpraca z Kolejnym i Ravage

-Powiedz mi, powiedz! - Tekla doskoczyła do strażnika i zaczęła ciągnąć go za rękaw -Co tu się stało?! To nie może być przecież prawda! Gdzie on jest?! Czy one kłamią? -błagalnym wzrokiem wpatrywała się wyczekująco w oczy mężczyzny.
Mężczyzna miał strapioną minę. Nie bardzo wiedział, co ma począć z dziewczynką.
-Ale o co ci maleńka chodzi? Co się stało? Braciszka zgubiłaś, tak?-
Wasilij podbiegł do dwójki i ze wstępu odciągnął za rękę Teklę od strażnika. Nie wyglądał on na specjalnie zdenerwowanego, więc Pogorzelski spodziewał się, że łatwo pójdzie.
-Przepraszam za nią, miała trzymać się blisko mnie a znowu gdzieś pouciekała. Już spadamy.
Żołnierz tylko spojrzał na chłopaka z wdzięcznością, że już nie będzie musiał zajmować się dzieciakiem. Najwidoczniej lepiej sobie radził ze strzelaniem niż niańczeniem pociech.
Odszedł z Teklą kawałek i zapytał:
-Co ci jest? Tak trudno było mnie znaleźć? Nie zawracaj głowy starszym.
Mała była na skraju. W każdej chwili mogła wybuchnąć, jak mają to w zwyczaju dzieciaki, ale robiła wszystko co w jej mocy, aby do tego nie doszło. Z wilgotnymi oczami i łamiącym się głosem zapytała:
-Czy to prawda? Czy słyszałeś jakieś plotki? Czy… czy słyszałeś, że to on? - pociągnęła nosem, a kiedy zamknęła oczy pojedyncza łza spłynęła po brudnym, zapadniętym policzku.
Wasylowi chwilę zajęło dojście w myślach do tego, o co małej chodzi. Oczywiście, musiała usłyszeć coś o Andrieju. Zastanawiał się, co zrobić. Nie miał wielkiego doświadczenia w pocieszaniu małych dziewczynek będących na granicy rozklejenia się. Kusiło go, żeby powiedzieć jej w kilku słowach, że świat to nie bajka i żeby wracała do domu, ale nie chciał być okrutny. Kucnął przy niej i westchnął:
- Yyy, tak. Znaczy… Niestety. Jacyś źli ludzie go zabili. Nie wiadomo czemu. Przykro mi. - skrzywił się lekko bojąc się nadchodzącej reakcji. Mogłem to lepiej rozegrać.
Równie brudną rączką otarła łzę, a następnie nos rękawem.
-Ale czy jesteś tego p e w i e n? - zapytała poważnie i znacznie już spokojniej. -Chcę porozmawiać z tym strażnikiem. Chcę.... Muszę… Wiedzieć. - Na miękkich i lekko trzęsących się nogach ruszyła w kierunku uzbrojonego mężczyzny.
-Aha. - skwitował krótko Wasyl. Chciał początkowo zawrócić dziewczynę, ale potem postanowił dać sobie spokój. Nie zrobiła nic złego, tamten koleś pewnie w najgorszym wypadku każde jej spadać na bambus.

-Czy może mi pan opowiedzieć co się tu stało? Bardzo się boję, słyszałam dźwięk wystrzałów - spuściła głowę i przyciszyła głos, jednak ktoś kto by ją dobrze znał wiedziałby, że jest to oznaka tego, że Tekla pozbierała się już i znowu zaczyna nadużywać swojej “niewinności” i młodego wieku. Ale czy ktokolwiek mógł znać i rozumieć to dziecko wychowane w ciemnych tunelach przez… No właśnie kogo?
Żołnierz już myślał, że na dobre dzieciak się od niego odczepił i będzie mógł tylko leniwie obserwować przechodniów, którzy rozchodzili się do swoich domów. Już zapalał papierosa, gdy znów podeszła.
Mężczyzna podniósł oczy do sufitu i z przyklejonym papierosem do dolnej wargi wypowiedział bezgłośnie parę przekleństw.
Westchnął.
-Fuchaj, mała-Wyseplenił.-to nie bajefki dla mafych ziefczynek-Odpalił papierosa i zaciągnął się głęboko.-A w ogóle, to robi się późno. Nie pora na kolację i paciorek?
pCzy to był Andriej? Ten bajarz? - zapytała krótko i rzeczowo, tak jak lubią dorośli.
Facet westchnął. Już wiedział, że się nie uwolni.
-Tak.-Przytaknął poirytowany.- Jakiś wariat wpakował w niego całą serię z kałacha, zachlapał juchą cały tunel.-Uśmiechnął się paskudnie, pokazując żółte zęby. Miał nadzieję postraszyć trochę małą, żeby już dała mu spokój i poszła beczeć do brata.
Mała przygryzła wargę słuchając zbędnych szczegółów. O ile to możliwe, jeszcze bardziej podziwiała talent Andrieja do snucia pięknych opowieści. Pożałowała, ze zapytała strażnika, jednak przemogła się zadała kolejne pytanie, mając cichą nadzieję, że okaże się ono ostatnim.
-Gdzie to się stało? Kto zabrał… ciało?
-ludzie do tego wyznaczeni-Wzruszył ramionami rozmówca. -To tunel Hanzy. Musi wyglądać jako tako, inaczej odstraszy handlarzy i kupujących. I tak pewnie przez najbliższy czas ludzie będą się tu bać przychodzić, psiamać.Mruknął już bardziej do siebie. Popatrzył na dziecko.
-Mała, weź już zmykaj, wiesz która godzina jest? O tej porze dzieci śpią!-Dmuchnął w jej stronę ostatnią porcją dymu.
Zamyślona Tekla odsunęła się bez słowa od strażnika, ale także myślami była już daleko. Zastanawiała się co ma teraz z sobą począć i dokąd się udać. Jedynym co przyszło jej do głowy, było znalezienie miejsca gdzie niedawno wydarzyła się tragedia.

Wśród zasychających plam krwi, uwagę dziewczynki zwrócił porzucony plecak. Rozejrzała się wokół. Nikogo nie było w pobliżu, ale mimo to, mała z dyskrecją schyliła się i zajrzała do plecaka.
~No jasne, bo czego ja się spodziewałam? Wskazówki? Podpowiedzi? - westchnęła ciężko i podniosła się z kolan ~ Andrieja już nie ma. Muszę iść dalej. Sama. Tylko dziecko by tego nie rozumiało. ~ pozwoliła sobie na chwilę słabości, a w ułamku sekundy łzy popłynęły po jej dziecięcych policzkach.
 
Eillif jest offline  
Stary 23-02-2016, 21:23   #26
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Przy współpracy z Turinem

Po odejściu Tekli kierowany dziwnym przeczuciem i zwykłą ciekawością Wasil postanowił podejść do nieznajomego wciśnętego w kąt. Trzymał coś w rodzaju mapy. Taka mapa mogła przedstawiać cokolwiek. W tym metro, w którym się teraz znajdowali. Szansa była nikła, no ale chyba nie zaszkodzi spróbować - przynajmniej tak myślał Pogorzelski.
- Dobry wieczór.
Bunin drgnął zaskoczony pozdrowieniem.
- Dobry… - odparł automatycznie. Wpatrywał się z rozszerzonymi oczami w chłopaka, ale jednocześnie schował mapę za pazuchę. - Co tam? - w głosie była nuta podejrzliwości.
Wasilij pomyślał, że nie może być zbyt bezpośredni, bo wtedy pewnie mężczyzna przed nim za żadne skarby mu nie pomoże.
- Nic takiego w sumie. Znaczy, bo jest taka sytuacja, że potrzebuję dostać się na taką stację. No i nie do końca orientuję się gdzie ona jest… I szukam czegoś w rodzaju mapy. Znaczy, nie muszę jej nosić przy sobie, tylko spojrzeć. No i zauważyłem, że pan trzyma coś w tym rodzaju i tak się zastanowiłem, czy nie mógłby mi pan pozwolić spojrzeć na nią na chwilę.
Nastolatek nie wiedział dokładnie, jak trudno jest taką mapę znaleźć, ale na pewno nie było to nic specjalnie łatwego. A im wcześniej będzie wiedział dokładnie, gdzie iść, tym lepiej. Na razie spróbował przekonać nieznajomego licząc tylko na jego dobry nastrój, ale w razie odmowy zastanawiał się nad zaoferowaniem mu czegoś w zamian za informacje.
Mężczyzna zmrużył oczy, jakby starając się przejrzeć zamiary chłopaka. Dopiero po chwili odpowiedział.
- Jak chcesz mapy to kup na straganie. Trzy do pięciu nabojów. - ton jego głosu sugerował, że to koniec ich rozmowy, ale jakby wbrew sobie Simon dodał na koniec - A czego szukasz?
Pogorzelski nie spodziewał się, że taką mapę da się tak po prostu kupić w sklepie. Chociaż, nic dziwnego - nigdy się tym specjalnie nie interesował. U niego na stacji takiej mapy nie było i może dlatego wydawało mu się to nieco bardziej ekskluzywne. Trzy czy pięć naboi to trochę było, ale dało się przeżyć. Już chciał się pożegnać i podziękować za podpowiedź, gdy nieznajomy zapytał go o cel jego podróży. A w sumie, co mi szkodzi. Może się ulituje?
- Ojca szukam. Idę go zawrócić z wyprawy do Szmaragdowego Grodu do domu. Myślałem że już jestem blisko dowiedzenia się czegoś więcej, ale akurat zabili tego bajarza Andrieja, który mógł się z nim widzieć. No i teraz muszę znaleźć taką jedną stację, ale w sumie to niewiadomo, czy go tam spotkam...
Bunin pokiwał głową na te rewelacje. Przygryzł wargi myśląc nad czymś intensywnie.
- A jak się twój ociec zwał… to znaczny zwie? - poprawił się szybko. - I co to za stacja?
- Piotr Pogorzelski. A jak powiem co to za stacja, to powie mi pan gdzie ona jest?
- Dobrze - wzruszył ramionami.
Młody wiedział, że tamten może go po prostu okłamać, ale z drugiej strony on mógł zrobić to samo z nazwą stacji, więc miał nadzieję, że tamten okaże się prawdomówny.
- Stacja to Polianka. Daleko jest?
Zbieracz zerknął na mapę, żeby sobie potwierdzić.
- Dosyć daleko… Prawie po drugiej stronie. Po kiego on tam polazł?
- Już mówiłem, że nie wiem czy tam polazł. Ale niby Andriej rozpowiadał, że tam jest jakieś tajne przejście. Czyli może właśnie tam się udał… Po drugiej stronie, ale gdzie dokładnie? Mogę spojrzeć?
- Tutaj sa moje prywatne zapiski - odparł odnośnie mapy - Chodź, tam na ścianie powinna być dostępna dla wszystkich. - podniósł się z swojego legowiska. - Tylko szybko, bo bym się zdrzemnął już.
- Naprawdę?! Nie zauważyłem jej. - był trochę zły na siebie, że w ogóle nie ogarnął sytuacji. Mógł po prostu lepiej się rozejrzeć i nie musiałby z nikim nawet gadać. No ale teraz było już za późno na zmianę przeszłości, więc ruszył po prostu za nieznajomym.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 23-02-2016 o 21:43.
Kolejny jest offline  
Stary 24-02-2016, 21:40   #27
 
Lila's Avatar
 
Reputacja: 1 Lila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodzeLila jest na bardzo dobrej drodze
Przy współpracy z MG

W tej chwili Lily gorzko pożałowała swojego postępowania. Źle oceniła całą sytuację, mając nadzieję na to, że jej decyzja wpłynie pozytywnie na całą misję. Cóż, mimo to- co się stało to się nie odstanie, teraz musiała myśleć co robić dalej, chociaż czuła do siebie swego rodzaju niesmak, związany z tym, że dała podejść się w tak prosty, wręcz banalny sposób. Teraz pozostawało zaadaptować się do nowej sytuacji. W żadnym przypadku nie zamierzała się poddawać ani załamywać, to zdecydowanie nie było w jej stylu. Dodatkowo, sprawiłoby to na pewno satysfakcję ekipie Feliksa, a do tego na pewno nie chciała doprowadzić. O nie. To byłoby już przesadą, i to dość mocną.
Po tych rozmyślaniach, które zajęły jej dosłownie chwilę, dziewczyna wzięła skafander i maskę w ręce i powoli zaczęła się ubierać. Musiała wyjść na zewnątrz, a bez tego nie byłoby to możliwe. Kilka minut później, już kompletnie ubrana, zaczęła wspinać się po drabince. Kątem oka zauważyła, że jej nowi znajomi nie kwapią się do wyjścia na zewnątrz, jak to wcześniej zapowiadali. Byli zbyt zafascynowani swoimi zdobyczami. Całe szczęście. Dzięki temu Lily miała zdecydowanie większe szanse na wyjście z tej nieciekawej sytuacji. Pomóc mógł jej również taktyczny nóż obronny, który od nich dostała. Zawsze coś, lepsze to niż nic, w końcu nie miała przy sobie już zupełnie nic innego.
Drabinka biegła najpierw po ścianie, by w pewnym momencie zniknąć w wąskim, o okrągłym przekroju tunelu, który dalej prowadził wysoko, wysoko do góry.

Lily jeszcze mogła słyszeć naigrywanie się zgrai Feliksa i ich ohydny rechot.

Trudno było otworzyć właz, ale chyba od czasu do czasu ktoś go używał, bo gdy zamek drgnął, to uchylenie drzwiczek poszło już gładko.

Lily wypełzła w miejscu, które wyglądało jak techniczne wejście do metra dla pracowników, które zazwyczaj znajdowało się przy wywietrzniku. Mały, ciasny budyneczek (a raczej betonowa osłona) z wyważonymi już dawno drzwiami w którym nic nie było. Albo, co bardziej prawdopodobne- już dawno wszystko zostało wybrane.

Lily mogła wyjrzeć na zewnątrz. Wielopiętrowe budynki mieszkalne i biurowe stały posępnie, powoli się rozpadając. Wszystkie były pozbawione okien, część znich w połowie zburzona.

Skafander był cienki i kobieta mogła poczuć zimną, wilgotną noc. Dżdżył deszcz.

Na ulicy stało trochę porozwalanych samochodów, część z nich była rozebrana. Asfalt był zniszczony, gdzieniegdzie spomiędzy dziur wyrastały zeschnięte krzaczory. Było ciemno i strasznie cicho.
Mimo uczucia chłodu, śmiało wyszła na zewnątrz. Teraz jej celem było bezpieczne przejście wśród zgliszczy i ruin. Chciała kontynuować swoją podróż oraz wywiązać z danych wcześniej zobowiązań.
Oczom Kotovej ukazał się również zawalony gruz, leżący tuż za ciągiem budynków. Niewątpliwie stanowił on swojego rodzaju zagadkę dla zabłąkanych wędrowców. Patrząc w lewo, mogła zauważyć samochody, stojące byle jak na szerokiej arterii, zaś w prawo- duży plac, na którym leżały roztrzaskane kawałki czegoś, co kiedyś prawdopodobnie było posągiem, chociaż tego nie było wiadomo na pewno. Stojąc tak przez moment, zdecydowała że pójdzie przed siebie. Postanowiła zaryzykować. „Wóz albo przewóz”- pomyślała. Przez krótką, króciutką chwilę miała zamiar mimo wszystko skręcić w prawo, jednak uznała, że nie ma to sensu, ponieważ ze swojego obecnego miejsca doskonale widziała wszystko, co się na nim znajduje, łącznie z uschniętymi drzewami, straszącymi gałęziami i przypominającymi ręce nieboszczyków. Dodatkowo, niezwykle intrygowało ją to, co może się znajdować za widzianym wcześniej gruzem. Ostatecznie, zdecydowanym, pewnym siebie krokiem ruszyła przed siebie. Musiała sobie jakoś radzić, a kolejne decyzje mogły zbliżać ją do upragnionego celu. To było dostateczną motywacją. Nie potrzebowała więcej.
 
Lila jest offline  
Stary 25-02-2016, 21:42   #28
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
- Widzisz, musiałbyś przejechać połowę Hanzy, żeby dostać się na Dobrynińską. Jeśli cię stać. Albo przedzierać się przez czerwonych, choć to raczej głupie wyjście - wzruszył ramionami. Spojrzał na dzieciaka jeszcze raz - Tylko ja słyszałem, że Polianka opuszczona bo duchy tam straszą. Czego twój ociec tam szukał? - pytanie było retoryczne, choć on sam nie znał tego pojęcia. - Narazie. - mruknął i odszedł z powrotem do swojego legowiska.
Tam zaszył się pod śpiworem.
Nie był śpiący, ani zmęczony. Coś zupełnie innego nie dawało mu spać. Wzrok nieustannie podążał ku stojącemu jeszcze chwilę przy mapie młodzieńcowi. Wasilij był w kropce. Bywa i tak.
Simon odwrócił się na drugi bok. Sen nadal nie przychodził. Tego dnia wydarzyło się zbyt dużo. Wokół niego, ale i w nim samym. Decyzja dojrzewała w nim przez całą, umowną noc.
Wstał wcześniej niż pierwsi handlarze. Szybko odnalazł młodego Piotrowicza.
- Słuchaj… Wasyl - chwycił go za ramię by przykuć jego uwagę. - Jeśli nie zmieniłeś jeszcze zdania, to pomogę ci znaleźć twojego starego.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 26-02-2016, 18:42   #29
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
„ - Nu dziewuszka wstawaj że, jo. Nu wstawaj. Nowy dzionek suka blee. – wysoki , postawnej postury cień bez twarzy. Kostucha z najgorszych koszmarów, śmierć przed którą, człowiek ucieka co dzień, złapała za nogę i targnąła wątłym ciałem kobiety jak, szmacianą lalkę.

Dłoń mężczyzny objęła kostkę niczym kajdany więzienne. Paznokcie kobiety wbiły się w podłożę niczym grabie i zagarnęły niewielką ilość żwiru pociągając wzdłuż szyny torów metra.

- Dziś nowa lekcja. Nu posłuszna ty będziesz dziwko jedna. Nu chociż ku mnie nu dawaj. – Sylwetka przygarbionego zwyrodnialca, ciągnęła kobietę ku światłu ogniska. Łańcuch brzęczał hałasował wprawiając wszystkie mięśnie w stan naprężenia. Paniczny strach przebijał te mięśnie jak nóż rzeźnika który, rozcina świniaka plaster po plastrze.

Światło wyłaniało tyrana dzisiejszych czasów z mroku cal po calu by, w końcu obracając głowę, ukazywało wielkie białka i resztki uzębienia które, ciemniały wraz z wydobywaniem z ust, charczenia i prób łapania oddechu by, szarpnąć jeszcze raz i jeszcze raz. Pochylając się nad nią śmiał się by następnie…”

- Yh-hyyy..yhy..hyyyh…- pot kapał z czoła Oksy jakby, wyciskał Ją ktoś niczym gąbkę. Ciśnienie już prawie rozsadzało jej głowę gdy, się obudziła. Natychmiast odruchowo podciągnęła się w górę.

Znów cholerna lina puściła obracając ciało do góry nogami. Koszmar zapewne był tak realistyczny że, miotała się podczas snu, powodując wyślizgnięcie się liny z kostki. Wzrok powoli wracał jak i jego ostrość. Mocny ból głowy jak po wypiciu co najmniej nalewki dziaduszka Pientry. Nogi zdrętwiałe znów robiły się ciepłe. Oddech stawał się równiejszy.

Powoli zaczęły dochodzić dźwięki z Siemianowskiej. Ludzie wracali z nocnych dyżurów a reszta się budziła do życia.

- Nu Saszka kolejny dzień. - Oksana opuściła się w dół zgrabnie oplatając linę wokół kostki. Sznur zatrząsnął się na chwilę a ciało kobiety zjechało niczym przywiązany worek opuszczany w dół. Noga niezgrabnie stanęła na gruzowisku przeszywając ciarkami stopę. Usiadła na wyższym gruzie by rozmasować stopę.

- Saszka nie ma Andrieja! – pośpiesznie ubierając buty rozglądała się, czy aby, jej przyjaciel nie zmierza ku niej. Niestety odcinek tunelu który, prowadził do dworca był pusty. W głowie miała jego ostatnie przechwałki jaki to ma plan odnalezienia drogi do uniwersytetu. Wiedziała że mógł wykonać ten szalony pomysł ale, że tak od razu, bez przygotowania. Zebrała wszystko co miała. Spięła plecak i ruszyła w kierunku miasteczka które, na dobre już się rozbudziło.

Idąc próbowała poukładać sobie wszystko co mówił Andriej.
- Nu Saszka, też to czujesz, co? - szczur chodził jej po barku i co chwilę się wychylał jakby, węszył szukając zagrożenia.

- Stiopka ….! – olśniło Oksy -Jasne Saszka masz rację. Ten Ustriyon… Nu trzeba go…- zatrzymując się zrobiła krok jeszcze i znów się zatrzymała. Uderzyła pięścią w drugą dłoń i ruszyła dalej.

- Stiopka Ty czekaj no..-


Dochodząc do miasta, rozglądała się uważnie wyciągając rurkę z za pleców która, była uprzednio wstawiona pomiędzy plecakiem a plecami. Ściskając tak, ruszyła obrzeżami do znanego miejsca gdzie, było legowisko Andrieja.

Rozglądała się co chwilę gdy poczuła głód dość doskwierający by zatrzymać się przed filarem i sięgnąć do plecaka. Wydobyła jedyną rzecz która teraz pozostała by załagodzić głód. Puszka konserwy. Rarytas który z prezentowali denaci którzy ją złapali i torturowali przez kilka dni. Rozejrzała się wokół nerwowo tak jak w momencie kiedy ją zdobyła. W końcu nie wszyscy przeszli z tego piekła do krainy spokojniejszej od tej tu. Nawet jeżeli by miało to być piekło. Zgrabnie wyciągnęła nóż i w biła go z zgrzytem w metalowy krążek który, zasyczał i wyzwoli woń powodując wzmożenie łaknienia. Gryzoń zaraz przeszedł z barku na kolano i zgrabnie na swych tylnych łapkach unosząc przednie próbował wyżebrać choćby okruszek jedzenia.

- Nu spokojna Saszka. Przecież się podzielę. - Zgrabnym ruchem ostrze wycinało wzdłuż obręczy rzaz uwalniając coraz więcej płynu.

Smak wyśmienity nie ulega wątpliwości nie jeden zabił by za taki rarytas. A raczej każdy. Niestety to było jedyne co miała Oksy. Kiedyś konserwa leżała na półkach sklepowych i każdy kto był bardziej usytuowany nawet nie spojrzał na nią. Teraz warta była tyle co kiedyś nie jedno danie w pięciogwiazdkowej restauracji. I tak się poczuła Oksana. Wróciła szybko do realistycznego położenia i dogięła konserwę owijając ją w gazetę.

- Saszka na czarną godzinę reszta – mówiąc to wciskała głęboko w plecak metalowy krążek i natrafiła na resor wagonu metra. Był lekko spiłowany dokładnie na środku.

- o Saszka prawie gotowe jeszcze tylko trochę. Nu ale to potem wpierw w drogę-

zarzucając plecak podniosła się i ruszyła wzdłuż głównej drogi wyznaczonej przez porozstawiane namioty i legowiska mieszkańców.
 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 26-02-2016 o 22:41.
Nasty jest offline  
Stary 01-03-2016, 19:49   #30
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
[Prospiekt Mira → Suchariewska]

Mandarynka poruszyła delikatnie swoim dużym, ciemnym i wilgotnym nosem, łapiąc zapachy metra.
Może jednak coś wyczuje? Psina zapiszczała cichutko i zakręciła się w miejscu. Chwilę jej zajęło zanim złapała trop. Z nosem przy ziemi, raz po raz głośno niuchając szła aż do przejścia, które prowadziło na Suchariewską. Emil wahał się chwilę, ale co mu pozostało? Gorzej przecież nie będzie, prawda?
Jego rozmyślania zostały przerwane przez rozpaczliwy szczek pupila. Pies podjął trop i chciał jak najszybciej dojść do celu. Ruszyli.
Tunel był taki jak wszystkie inne. Ciemny że oko wykol i zimny. W połowie drogi minął jakichś ludzi, którzy skarżyli się, na jakiś dziwny dźwięk, który drażnił uszy. Emil jednak nic nie słyszał, za to Mandarynka w pewnym momencie zaczęła głośno piszczeć i zjeżyła się cała. Pies przylgnął do nogi właściciela, szukając w nim oparcia i ukojenia. Coś było nie tak.
Trzeba było przyspieszyć kroku.
Dziwne uczucie po kilkunastu metrach odpuściło, a po parunastu minutach szybkiego marszu udało im się wyjść na ciemną i odpychającą stację Suchariewska.
Na Suchariewskiej była tylko jedna długa nawa, kolumnady i arkady po bokach. Żelazne ściany odgradzały stację od schodów ruchomych. Ludzie, których nie było tutaj za dużo, starali się trzymać jak najbliżej środka peronu i pojedynczych ognisk, które były jednym źródłem światła.
Suczka położyła uszy po sobie i najeżyła się. Nie podobało jej się tu i słusznie. Ta stacja nie była pod wpływami Hanzy ani żadnego innego sojuszu. Mogło tu się kręcić każde szemrane towarzystwo. Zresztą dało się tu wyczuć złowrogą i napiętą sytuację, ludzie przy ogniskach siedzieli czujni i spięci w sobie.
Rusznikarz mógł dojrzeć przy najjaśniejszym ognisku parę twarzy, które widział wczoraj na Prospekcie. Przy grupce ludzi leżały ich tobołki. Handlarze. Pewnie szli z nowym towarem dalej. Może oni coś widzieli?

[Prospiekt Mira]
Dima obszedł namiot i... nic nie znalazł. Był taki sam jak wczoraj wieczorem. Nic się nie zmienił, a dookoła niego nie było żadnych śladów.
Mógł się teraz rozejrzeć dookoła. Część mieszkańców powychodziła do roboty, albo właśnie krzątała się przy namiotach, robiąc domowe porządki lub przygotowując śniadanie. Na stację powoli znów napływały fale handlarzy, a ci którzy się już rozłożyli z towarem, głosno go zachwalali. Dima mógł się również zorientować, że Emil znowu gdzieś przepadł. Gdzie poszedł, nie mówił. Mężczyznę mocno bolała głowa i to bardzo przeszkadzało mu w skupieniu uwagi. To musiała być sprawka tej paskudnej glisty, no bo przecież nie bimber? Był dobry w smaku i tak zrobiony jak trzeba, więc to nie był zwykły kac, tylko działanie uboczne narkotyku.
Kątem oka Dymitr mógł zobaczyć że w stronę namiotu idzie dwóch gości. Obaj wyglądali jak miejscowi żołnierze, i z ich zachowania mógł wywnioskować, że jeden to pracownik a drugi jego przełożony. Pracownik tłumaczył coś nerwowo, a drugi słuchał uważnie z nietęgą miną.
Podeszli do Dimy.
-Witam pana.-Odezwał się przełożony.-Przed paroma chwilami był u mnie pana kolega. Myślałem że go zastanę na stacji jeszcze. - Patrzył się z dziwną miną na Dimę.
Może sobie właśnie pomyślał, że on i Emil to parka starych zboczuchów, razem w jednym namiocie spali?
-Dowiedziałem się od moich ludzi paru rzeczy o tym nocnym incydencie...Chcieliśmy o tym pogadać z pana...kolegą.
Drugi z facetów, hanzeatycki wojak przytaknął tylko swojemu szefowi. Na twarzy miał nieskrywany uśmieszek. Pewnie sobie pomyślał to samo co szef.

[Powierzchnia, okolice Oktiabrskiej]

Im bardziej oddalała się od swojego prowizorycznego schronienia, tym więcej widziała. Jej wzrok przyzwyczajony był do niezgłębionej czerni moskiewskich tuneli metra. Ciemność nocy na powierzchni nie była taka straszna, jak jej się wydawało, widać było więcej niż pod ziemią.
Ale to, co było nie do zniesienia, to ta otwarta przestrzeń, nic co by ją otaczało grubym, opancerzonym murem i kilkunastoma metrami ziemi nad głową. To było nowe, nieznośne uczucie, które paraliżowało. Czuła się odsłonięta, jak na dłoni widoczna. Nic jej nie chroniło.
Lily wyszła na środek drogi i mogła dobrze się rozejrzeć. Tam, gdzie stały samochody, po jej lewej, to był wjazd do tunelu, który leciał pod ulicą, po której szła i dalej, na prawo pod placem, na którym leżały resztki posągu.
Trudno było jej się zorientować, w którą stronę iść by dotrzeć do najbliższego wejścia do metra. Znała jego plan, ale jak ten rozkład tuneli odnieść do ulic na powierzchni, o których nie miała najmniejszego pojęcia? Jaki obrać kierunek?
Noc była cicha i zimna. Trzeba było ruszać przed siebie, do kupy gruzu między budynkami na przedzie. Stanie na otwartej przestrzeni mogło mieć opłakane, jeśli nie śmiertelne skutki.
Gdy była już blisko na wpół zawalonych budynków zauważyła w jednym z wybitych okien, gdzieś na trzecim lub czwartym piętrze, nikłe delikatne światełko. Czyżby ktoś tam był? Człowiek? Może szuka czego?
Dookoła niej panował spokój. Na ulicy na której stała walało się trochę śmieci, gruzu, porzuconych samochodów. Wszędzie na pospękanym aslafcie leżało stare, przykurzone potłuczone szkło, więc przy każdym jej kroku rozlegał się głośny chrzęst kruszonych szklanych okruchów.
To szkło pewnie dawniej było taflami szyb okolicznych sklepów. Gdy Lily się rozejrzała dokładnie, zobaczyła że ta okolica pełna była restauracji i butików. W bezszybnych witrynach stały jeszcze poubierane manekiny, ale odzież była już brudna i zgniła. Na wprost, tam gdzie chciała iść naprzód, leżała hałda gruzu. Jeden z budnyków się zapadł i część zasypała ulicę i zasłoniła widok. Żeby zobaczyć, co jest dalej musiała wspiąć się na gruzowisko.

[Prospiekt Mira]

Wasilij długo studiował plan i dopiero teraz dostrzegł, jak długa będzie to droga. Nazwy stacji, które będzie musiał przejść nic mu nie mówiły. Simon, który mu pokazał mapę i teraz polazł spać, mówił prawdę. Przejść samemu ten kawał drogi będzie ciężko.
Chłopak znalazł sobie miejsce miejsce w kącie i przysnął nerwowo.
To był męczący dzień i co by się nie działo, należał mu się odpoczynek. Trochę ciągnęło od podłogi i miejsce nie było wygodne, ale lepsze to było niż nic.
Stacja robiła się coraz cichsza, już można było usłyszeć tylko od czasu do czasu stukot przechodzących wartowników i ich cichutkie, zduszone szepty.
Wasilij otworzył oczy, które przed chwilą zamknął.
Stał na pustej przestrzeni, na powierzchni. Przestraszył się, bo stał bez skafandra i maski, ale powoli ogarniał go spokój, jakby delikatny wiatr wywiewał z niego wątpliwości.
Wszystko widział, jakby przez brudno-szary filtr. Niebo było zachmurzone, chmury kłębiły się i przelewały, jakby szarpał je mocny wicher, którego on nie czuł. Tu, gdzie stał powietrze stało. Na horyzoncie mógł dostrzec pas jasnoszarego, czystego nieba.
Stał na długiej alsfaltowej alei, która była pusta. Nie stały tu żadne samochody, a dookoła okolica była pusta. Przed nim rozciągał się szpaler bezlistnych, obumarłych drzew a za nimi rozpadająca się brama. Za bramą...
… daleko, za długim i rozległym parkiem stał wysoki, posępny wieżowiec w starym stylu, który mógł zobaczyć na kartkach pocztowych. Była to jedna z tych dumnych, monumentalnych budowli, która powstała z pychy człowieka.
Drapacz chmur górował nad pustą i opuszczoną okolicą.
Wasilij rozejrzał się na boki, ale panował tu cichy, niczym nie zmącony spokój. Ruszył przed siebie, a jego kroki były miękkie i niesłyszalne, jakby sunął niezauważenie poprzez czas i miejsce.
Szedł przez park przed ogromnym budynkiem, który był cichy i obumarły. Trawa tu przestała rosnąć, była czarna i wyschnięta na wiór. Łamała się na drobny pył pod butami chłopaka.
Gdy był już całkiem blisko i by zobaczyć całą sylwetkę budowli musiał zadzierać głowę do góry, na samym szczycie, powoli rozżarzyła się czerwonym blaskiem gwiazda.
-Tutaj się spotkamy...-Usłyszał znajomy, ciepły głos.
Odwrócił się gwałtownie. Po jego prawej stał ojciec, taki, jakim go widział ostatnim razem.
Piotr uśmiechnął się delikatnie.
-Uważnie odczytuj znaki, a znajdziesz rozwiązanie...-
Zanim zdążył mu odpowiedzieć lub o cokolwiek się zapytać obraz rozmył się w jasnym świetle.
Sen się rozwiał, a on leżał zwinięty w kłębek na zimnym kamieniu.
Chwilę zajęło mu dojście do tego gdzie jest, co to za miejsce i kto stoi nad nim.
Słuchaj… Wasyl. Jeśli nie zmieniłeś jeszcze zdania, to pomogę ci znaleźć twojego starego.
Simon był zmęczony. Nie spał tej nocy najlepiej i czuł piasek pod powiekami. Zasnął dopiero nad samym świtem i miał dziwne wrażenie, że w płytkim i urywanym śnie widzi jakąś dziwną postać, która ubrana była „na cebulkę” w dziwne porwane szmaty. Gadała do siebie dziwacznie, pod pachą niosła jakiś tobołek a na plecach jakąś giwerę. Przemknęła kuśtykając przez stację cicho i rozpłynęła się w ciemności. Jednak gdy otworzył oczy, okazało się że świta i nie ma co zwlekać, trzeba obudzić Wasilija.

Wasilij dopiero po chwili zorientował się, że nastał ranek. Na stacji powoli włączano mocniejsze oświetlenie. Jeszcze nikogo tu nie było, ale za chwilę wszyscy się obudzą i stacja znów będzie głośna i ruchliwa jak zwykle. Zresztą, chyba już ktoś wstał, bo z namiotu w bocznym korytarzu miotał się jakiś facet z psem a jego towarzysz, który wyglądał na rasowego menela wyjrzał z namiotu i obserwował go przez chwilę zmęczonym wzrokiem. Wasilij gdzieś już go chyba widział. A tak, to ten gość wczoraj siedział na krawędzi peronu i majtał nogami popijając bimber.
Ale gdzie była Tekla? Ostatnim razem jak ją widział, to ta molestowała pytaniami strażnika. Teraz rozpłynęła się jak we mgle.


[Siemionowska, sojusz baumański]

Namiot Andrieja stał zasznurowany tak, jak go zostawił. Stał trochę bardziej na uboczu niż reszta. Był bardziej połatany od reszty i przez to wyglądał na mocno wysłużony.

Przed jednym z sąsiadujących domostw krzątała się jakaś kobieta. Zamiatała obejście z niezbyt zadowoloną miną. Gdy zauważyła Okssi poruszyła się niespokojnie i mocniej złapała drążek miotły.
Zmarszczyła brwi.
-Andrieja nie ma.-Burknęła obrażonym tonem, jakby już była zasypywana pytaniami.-I nie będzie. Polazł w metro i nie wrócił. Jeszcze.-

Oksana nic nie zrobiła sobie z fukania i zbliżyła się do namiotu, by go rozsznurować.
W środku panował typowy „porządek” samotnego faceta. Jakieś buty stojące pod kanadyjką ze skarpetami w środku. Gacie na środku podłogi. Koc wpół leżący na łóżku, wpół na podłodze.
Totalny rozgardiasz i lekko wyczuwalny smrodek skarpet.
Nic nie było tu ciekawego, żadnej wiadomości. To tak, jakby wiedział, że wróci. Zabrał wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy i poszedł w siną dal.
Trzeba było się zbierać. Iść dalej. Może go spotka po drodze? Ale gdzie go szukać?
A gdzie szukać Stiopy? Ten nie mieszkał na Siemionowskiej, tylko od czasu do czasu zachodził do Andrieja. Nigdy nie zdradził, gdzie zazwyczaj grzeje dupę. Może był bezdomny? Szlajał się od stacji na stację i dobrą gadką zarabiał na kawałek miejsca i posiłek? Któż go tam wie, ale pewnie było, że Stiopa najpewniej będzie wiedział gdzie teraz znaleźć Andrieja.

[Prospiekt Mira -->Komsomolska]

Tekla nie zatrzymywała się. Chlipiąc szła dalej nie zastanawiając się, co się może wydarzyć i że tunele są śmiertelnie niebezpieczne dla samotnych wędrowców. Szczególnie, gdy są dziećmi.
Ale metro było łaskawe dla małej dziewczynki. Korytarz był pusty, jak zwykle zimny i cichy.
Mała była tak zamyślona, że nie zorientowała się, gdy weszła w strefę buforową nowej stacji.
Światło reflektora oślepiło ją.
-Stać! Wyjąć dokumenty!-Zadudnił stanowczy męski głos.
-Ty, Martin przestań popisywać się swoim geniuszem. Z armatą na muchę, no serio?-Fuknął jego kolega ze zmiany.-Cho no mała tutaj.
Chudy facecik podszedł do dziecka. Twarz miał z parudniowym zarostem a w kącie ust tliła mu się resztka papierosa.
-Martin, weź zgaś już ten reflektor!-Huknął na swojego kolegę.-Mnie już nie musisz oślepiać, yh co za matoł.
Złapał dziecko za rękę. Była ciepła i szorstka, ale przyjemna.
- Co tam mała, zgubiłaś się, co?-Prowadził ją na stację.-Niefajnie jest łazić samej po metrze. Słuchaj, mów mi Tim.- Tekla mogła go polubić. Był fajny, na luzie i nie było w nim nic z tego denerwującego sposobu bycia dorosłych, którzy zawsze się rządzą.
Weszli na stację, która była zupełnie inna niż Prospiekt Mira. Była brudna i nieprzyjemna w odbiorze. Świateł było tu mniej. Trudno dziewczynce było teraz skupić wzrok, bo ciągle latały jej ciemne plamy powidoków przed oczyma- uboczny efekt światła reflektorów.
Poszli do zarządcy stacji, który to naradzał się długo z Timem. Był zły. Wczoraj działo się tu coś złego, jakaś strzelanina. A teraz przyszła ona. Skąd? To nie wyglądało dobrze.
-Weź się nią zajmij i daj mi spokój!-Rzucił w końcu rozzłoszczony facet.
Tim był fajny. Dał jej jeść i poopowiadał wesołych historyjek. Dziewczynka przez chwilę zapomniała o Andrieju.
Przyszedł też moment, gdy ośmiolatka poczuła zmęczenie. Nadszedł czas na sen. Dostała swój kącik w namiocie pograniczników oraz koc i mogła tak, jak każde normalne dziecko pójść spać i nie marznąć...
Sen miała mocny i zdrowy. Nic jej nie przeszkadzało wyspać się porządnie. Nawet nic jej się nie przyśniło, tak mocno spała.
Obudził ją cichy szmer poranka. Ludzie już wstali i zaczynali swoją zwykłą, codzienną krzątaninę.
Otworzyła jedno oko i rozejrzała się po namiocie. Nikogo już w środku nie było, została zupełnie sama. Tim pewnie poszedł załatwiać swoje żołnierskie sprawy. Mogła teraz poczekać na niego, może przyniesie śniadanie? A może jednak warto ruszyć dalej? Zobaczyć, co jest w następnym tunelu?
 
Ravage jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172