Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-07-2014, 23:03   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wszyscy jesteśmy potworami

Ten, kto walczy z potworami, winien uważać, aby nie stać się jednym z nich.
Friedrich Nietzsche



Stuk, stuk, stuk.
Ciężkie, wojskowe obuwie raz po raz uderzało o gładką, jednolitą posadzkę. Takich butów nie używali naukowcy, dla których sektor badawczy B1 był swoistą Mekką. To były chyba ostatnie zachowane i w pełni funkcjonujące laboratoria na świecie, a przy tym najlepiej chronione, dzięki nietypowej lokalizacji – 2km pod powierzchnią ziemi.


Do ciężkich, długich kroków nagle dołączyły inne – ciche i szybkie.

- Generale… proszę… porozmawiajmy – drobnej budowy kobieta około trzydziestu lat, ubrana w laboratoryjny kitel, spod którego wystawała ołówkowa spódnica, wybiegła zza korytarza i zrównała się z wysokim mężczyzną. Ten spojrzał na nią w taki sposób, by dać jej do zrozumienia, że zna wszystkie jej wątpliwości i nie ma ochoty ich słuchać. Mimo to kobieta nie zrażała się.


- Generale Daio… tym dzieciom zabrano 9 lat życia! Zasnęły jako maluchy, obudzą się jako prawie dorośli osobnicy. Szkody dla psychiki, jakie to…
- Pani doktor... nie, posłuchaj Alreuno
! – mężczyzna przystanął.

Choć nie chciał podnieść głosu, to wojskowe zwyczaje wzięły górę. Kobieta odruchowo jakby skurczyła się w sobie. Generał zaklął w myślach, kogo jak kogo, ale nie chciał straszyć najlepszej behawiorystki i psychologa zarazem.
Starając się poprawić efekt, dodał spokojniej:

- Decyzja została podjęta. Nie przeze mnie, ale przez całą Radę.
- Wiem, ja tylko… chcę, żebyśmy pamiętali o ich psychice. To będzie wielki szok i…
- Nie, Alreuno. Wielkim szokiem była wojna, wielkim szokiem było zniszczenie naszego świata, wielkim szokiem było powstanie tych cholernych nieumarłych pijawek. Naprawdę myślisz, że obchodzi mnie fakt, że jakiś gówniarz dostanie choroby sierocej?
- Ale ja właśnie o tym mówię
– nie ustępowała kobieta – Oni będą musieli też zmierzyć się z szokującymi informacjami jakie wymieniłeś, ze śmiercią bliskich… a co jeśli wybuchną jak Akuma?

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią ponuro.


- Co zatem proponujesz? Poza zostawieniem ich w spokoju.
- Pamiętasz taki film… klasyk. Matrix się nazywał.


Daio uniósł brew zdziwiony odniesieniem, ale tylko skinął głową.

- Tam była taka scena… jak Neo „wgrywają” różne umiejętności. Pilotaże, obsługę broni, sztuki walki…
- Alreuno, z całym szacunkiem, chyba za bardzo odlatujesz. To niemożliwe…
- Wiem, ale… ale gdyby wyjąć te dzieci z kokonów i nie budzić przez… powiedzmy tydzień. A w tym czasie kierować ich śnieniem. Do tego wystarczą hoyo-soczewki i słuchawki w uszach. Zachowało się kilka programów np. samomotywacji, nauki przyrody, matematyki, literatury… mogłabym do tego dorobić własne, na ich potrzeby. W ten sposób mogłabym ich przygotować na zmiany, jakie zaszły przez ten czas w ich umysłach oraz ciałach, a także… opowiedzieć im o wojnie. O mutantach i o wampirach dowiedzą się później, ale przecież muszą zobaczyć w nich wrogów. Chcę zbudować podstawy, opowiedzieć… o naszym wspólnym domu, jakim stał się Eden. Żeby wiedziały za co walczą. Proszę, one muszą wierzyć w to, co robią…
- Jesteśmy w stanie ich kontrolować, a dzięki opaskom, nasze umysły są bezpieczne –
odparł sucho generał, po chwili jednak dodał - Masz 3 dni w trakcie odbudowy ich mięśni. I tylko 3 dni.
- Dziękuję
– behawiorystka aż klasnęła w ręce z radości.

Przez chwilę wyglądała, jakby chciała się rzucić na szyję generałowi, jednak jedno spojrzenie w lodowato zimne tęczówki odwiodło ją od tego pomysłu.

- Czy wybraliście już kandydatów?
- Tak, tutaj masz skrócone akta każdego z nich.




Skrócony raport 2031-03-18-32332


Dzień 1
Wybrane obiekty zostały wyjęte z kapsuł kriogenicznych. Numer 20 zmarł w trakcie akcji ratunkowej, pozostałych jednak udało się wybudzić do stanu rem. W sumie 6 osobników. Monitoring stanu organizmów.

Dzień 2
Mózg numeru 16 wykazał liczne uszkodzenia, podjęto decyzję o ponownym umieszczeniu w krioinkubatorze. Pozostali osobnicy przechodzą odbudowę tkanek mięśniowych. Doktor Alreuna Kaleta, która prowadzi program nauki poprzez sen, została mianowana głównym opiekunem grupy NovumB – taką nazwę nadano 7 osobnikom, którzy poprawnie przeszli fazę przebudzenia.

Dzień 3
W trakcie odbudowy tkanek, serce obiektu 17 przestało pracować. Akcja respiratorem + 2 dawki A2T51 przywróciły normalne tętno. Przydzielono izolatkę. Zapadła decyzja o pełnym wybudzeniu grupy NovumB dnia 5.

Dzień 4
Monitoring stanu zdrowia obiektów. Po akceptacji umieszczenie par osobników w pomieszczeniach SP05 – numer 12 i 13, SP08 – numer 6 i 9d , SP012 – numer 8 i 18. Trwają przygotowania do przebudzenia.

Koniec raportu




PRZEBUDZENIE - Dzień 05

Wszyscy

Nieduże pomieszczenie, schludne, choć lepiej chyba powiedzieć sterylne. Bliźniaczo podobne do tego, które zapamiętałeś/łaś z ośrodka, w którym Cię trzymano.


Ale to było 9 lat temu… Ciężko w to uwierzyć. Jeszcze ciężej poukładać myśli, obrazy, wiedzę, które przypłynęły do Ciebie w trakcie snu. Mimo to jednak, gdy otwierasz oczy i spoglądasz na swoje ciało, przyodziane w szary kombinezon, wiesz, że wizje były prawdziwe.


Jesteś prawie dorosły/a. III wojna światowa wydarzyła się naprawdę, a teraz jedyne, co ludziom pozostało, to zbudowane na ruinach dawnego świata państwo-miasto Eden. Ostatnia kolebka ludzkiej cywilizacji.

Ekran wielkiego telewizora na przeciwległej ścianie nagle się uaktywnia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=U9Q7Y3t4m3g[/MEDIA]

SP05 – numer 12 i 13

Robin i River znów byli razem. To było najważniejsze. Choć patrzyli na siebie trochę niepewnie, przyglądając się obcym ciałom i ich kształtom, wciąż czuli nić porozumienia między sobą.

River zamrugała. Pamiętała obrazy, jakie przesyłała im doktor Alreuna, ale tuż przed obudzeniem pojawiło się coś jeszcze, co nie pasowało do żadnej układanki.

Cytat:
Mały chłopiec o azjatyckich rysach twarzy pochylał się nad ciałem dziewczynki – nieco pulchnej, o włosach koloru złota, zaplecionych w dwa warkoczyki.

Dziewczynka była martwa, o czym dobitnie świadczyła czerwona plama krwi w okolicy piersi, zmieniając kolor sukienki z zielonego na szkarłatny.

Chłopiec nie płakał, jego twarz była pozbawiona wyrazu, po prostu siedział tak, jakby czekał aż dziewczynka się obudzi. Wokół nich nie było nic – dosłownie, pustka.

I w tej pustce ktoś się pojawił. A może to były dwie osoby. River mimo wysiłku, widziała ich/jego tylko jako cienie.

- Czas na nas – szeptał przybysz kilkoma głosami naraz – Zbudujmy lepszy świat feniksie.

SP08 – numer 6 i 9d

Tak ciężko się wybudzić po 9 latach snu. Czy warto to w ogóle robić? Co ten świat może mu dać poza kolejną porcją bólu i strachu? Lepiej spać… Nawet denerwująca muzyka jest czymś, co można zignorować. Cheng próbuje zapaść znów w drzemkę, lecz nagle czuje dotyk na swoim udzie. Czego oni znów chcą? To jednak nie jest dotyk naukowca. Niepewne, drobne palce pełzną powoli w górę do jego krocza. Jest taki napięty, czy wcześniej też się tak czuł? Gdzieś w podświadomości uruchomia się informacja o porannym wzwodzie, a dalej… cały rozdział wiedzy o rozmnażaniu człowieka.
Przestraszony Cheng otwiera oczy, by ujrzeć pochyloną na sobą Hellivi – dawną współlokatorkę. Ona również nie jest już dzieckiem, o czym świadczy nie tylko wzrost, ale również kształty i… ten dziwny żar w jej czerwonych tęczówkach, gdy spoglądała na męskość Yao.


SP012 – numer 8 i 18

Peter Ross zerwał się z łóżka, gdy tylko rozbrzmiały pierwsze dźwięki z ekranu. Rozejrzał się wokół. Miał mętlik w głowie. To był jego dawny pokój, a jednak nie do końca – niektóre sprzęty zostały zmienione, choć układ pozostał ten sam. I co ważne – zmienił się także jego współlokator – był to teraz wyrośnięty, dobrze zbudowany blondyn. Ponieważ chłopak nie poruszył się, Peter przyjrzał mu się bliżej. Jego twarz była jakaś sina, jakby… zamarznięta. Dotknął ręką policzka – był zimny. Bardzo zimny. Czyżby chłopak był martwy? Peter już chciał wołać o pomoc… I wtedy Nikolai otworzył oczy.


Wszyscy

Gdy piosenka umilkła, na ekranie wyświetlony został komunikat:

WEZWANIE NA ŚNIADANIE Z OPIEKUNEM I GRUPĄ ZA: 30min i 00sek.

Odliczanie wystartowało.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 29-07-2014, 21:06   #2
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Najpierw był mróz. Promieniował od wewnątrz, od wychłodzonych kości. Rozlewał się na mięśnie z nieprzepartą opieszałością, powagą podobną zjawiskom fizycznym. W końcu trafiał na cienką powłokę - skórę - i zaczynał topnieć. Powoli, przezornie mieszał się z ciepłym prądem wypluwanym przez urządzenie. Maszyna pracowała na wysokich obrotach, mruczała niczym kot. Pięć dni później jej dźwięk zastąpił zwyczajny szept wentylatorów zamontowanych tuż pod sufitem. Lawirował wśród sztucznego wyziewu cytrusów, bergamotki i ylang-ylang. Mieszanki mającej łagodzić napięcie, poprawić nastrój, usunąć ospałość.

Właśnie tak chcieli poskromić bestie. Pieprzonymi olejkami eterycznymi.

Różowy mężczyzna w beżowym berecie i koszuli w kratę podskakiwał w nieskomplikowanym rytmie piosenki dla dzieci. Trywialna melodyjka bezwzględnie wżynała się w umysł, posuwając się coraz dalej z każdym kolejnym good morning. Poderwałoby to do pionu zmarłego, więc poradziło sobie i z Yao. Siedemnastolatek otworzył oczy, co zdawało się monumentalnym zdarzeniem. Niczym pierwotne odsłonięcie kurtyny w szekspirowskim The Globe, czy pierwszy krok po drugiej stronie Rubikonu. Nie było odwrotu.

Ciepło. Większą część swojego życia Yao przeżył w lodowatej szczelności krioinkubatora. Teraz jednak powietrze wokół paliło. Co generowało skwar? Przecież nie to idiotyczne słoneczko na ekranie wyświetlacza. Skąd taki żar mógł pochodzić?

Z lędźwi.

Hillevi. Zmieniła się, lecz pozostała piękna. Drobna poświata sztucznego światła oblepiała jej skronie niczym aureola. Blask spływał wzdłuż długich oraz białych niczym mleko włosów. Uwydatniał bladość policzków. Dziewczyna mogła przypominać anioła, lecz jej oczy na to nie wskazywały... Czerwone, błyszczące szlachetnością niczym dwa rubiny z łezką czarnych źrenic pośrodku. Zdawały się być dwoma kosmicznymi tworami próżni zasysającej wszystko, nawet światło.

Jedyny sposób, by oszpecić piękno, to ukazać jego szaleństwo.
- Jonathan Carroll, Szklana zupa

Cytat wykwitł w myślach chłopaka. Yao nie miał pojęcia, skąd się tam wziął.

Niewiele wiedział o Hillevi prócz tego, że jest albinoską, nadzwyczaj inteligentną i w pewien sposób upośledzoną społecznie. Kiedyś myślał, że problem tkwi w jego pospiesznie wyuczonym szwedzkim. Później okazało się, że tak naprawdę - w niej samej. Usłyszał jednak, od pracownika zespołu psychologicznego, że albinoska go lubi. Zazwyczaj traktowała ludzi, jak powietrze, natomiast na Yao czasem zawiesiła wzrok.

Nie potrzebowała kontaktu z rówieśnikami, w zamian pochłaniała literaturę. Jeden opasły tom za drugim. Kiedyś zapytał ją, dlaczego tyle czyta. Ku jego zdziwieniu, odpowiedziała.

- W każdej książce ludzie żyją. My wegetujemy.

Raz ją pocałował, w policzek. Hillevi nie uderzyła go w odpowiedzi, jak gdyby niczego nie dostrzegła. Dopiero następnego dnia wdała się z nim w jedną z licznych bójek. Tydzień później, gdy już zasypiał, poczuł, że złożyła usta na jego policzku. Udał, że niczego nie dostrzegł.

To miało miejsce w innym życiu, jeszcze z czasów obozu F60, położonego na północ od Gällivare. Teraz jednak to miasto nie istniało. Nie było nawet Szwecji. Ani Europy. Na jej miejscu wyrósł Eden.

Yao czuł, że się rumieni. Najwyraźniej nowy świat nie był aż taki zły. Choć wpierw zupełnie oniemiał, nie wiedząc, jak się zachować, w końcu przyciągnął dziewczynę w swoją stronę i nieśmiało pocałował. Po kilku sekundach spędzonych w akompaniamencie good morning całował już z większą pasją, mocniej, zachłanniej. Hillevi pozostawała apatyczna, aż odwzajemniła uczucie. Powaliła go z powrotem do pozycji leżącej i usiadła na nim okrakiem. Błądzące dłonie chłopaka uświadomiły go, a także jego męskość, że jest w pełni naga.

Szwedka wpiła się w usta Yao, aż obydwoje poczuli metaliczny smak krwi. Następnie zaczęła lekko ocierać się o jego brzuch, przerywając pocałunek. Po kilku chwilach nieoczekiwanie przestała się poruszać i... uderzyła go zaciśniętą pięścią w szczękę, wykrzywiając ją. Zanim zdążył zareagować, złożyła obydwie dłonie na jego szyi i zacisnęła je. By udusić.

Nie czuł złości, od początku wiedział, że Hillevi w którymś momencie zaatakuje. Miał nadzieję, że jednak nieco później.

Wierzgnął, zrzucając albinoskę na podłogę. Przy okazji sam stracił równowagę i zleciał z łóżka, wprost na dziewczynę. Unieruchomił jej dłonie, po czym pocałował w usta - krótko, lecz mocno. Cały czas patrząc w te czerwone, świdrujące oczy. Nie mógł odwrócić wzroku, wtedy gra by się skończyła. I to nie on byłby zwycięzcą.

„No i co teraz zrobisz?”, mówił pozbawiony emocji uśmiech albinoski.

Przez cały czas, od chwili wybudzenia, Yao ignorował początkowy ucisk, a następnie swędzenie w lewym udzie. Wkrótce jednak odczuł pieczenie, które szybko przerodziło się w ostry ból. Chłopak jęknął, zapomniał o podnieceniu, a następnie wycofał się do wygodniejszej pozycji, mimowolnie uwalniając Hillevi. Każdy ruch porażał go falą dodatkowego cierpienia.

- O to mi chodziło, na samym początku - nieoczekiwanie albinoska przemówiła. Po chwili wstała, a Yao bezwiednie zachwycił się smukłością jej sylwetki. - Błąd w rekonstrukcji mięśni.

Znów zamarł, gdy Hillevi przybliżyła się, a następnie dotknęła dłonią przedniej części uda.

- Przerośnięty mięsień krawiecki. Sartorius. Zwany też mięśniem najdłuższym uda, owija się jak esowata taśma dokoła przedniej, a następnie przyśrodkowej części uda, między kością biodrową, a bliższym końcem piszczelowej. Jest to najdłuższy mięsień - około pięćdziesiąt centymetrów - ciała ludzkiego. Rozpoczyna się on krótkim ścięgnem...

Nagle przerwała. Yao był w szoku, jednak nie z powodu zaawansowanej wiedzy anatomicznej Hillevi, lecz faktu, że pierwszy raz usłyszał tyle słów z jej ust. Dziewczyna zmarszczyła brwi, jak gdyby sama nie była pewna, co przed chwilą powiedziała.

- Już w porządku - rzekła po chwili.

Yao zauważył, że ból ustąpił. W przeciwieństwie do dłoni albinoski. Chłopak zaskoczony podniósł wzrok... i zawiesił go na czerwonych, pozbawionych wyrazu oczach. Uświadomił sobie, że kolejna gra się rozpoczęła.

Wyświetlacz na ścianie informował, że do śniadania pozostało już tylko piętnaście minut.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 30-07-2014 o 08:08.
Ombrose jest offline  
Stary 31-07-2014, 21:18   #3
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Good morning, Good morning.
Rytmiczna muzyczka rozbrzmiewała w uszach Nikolaia. Jaka miła odmiana. Tyle słuchał o wojnie. O zniszczeniach. Nie ma już świata który pamiętał. Ludzkość mieszkała pod ziemią. Może to i lepiej. Świat z którego pochodził był okrutny. Może ten Eden jest lepszy. Od kilku dni miał dziwne sny. Słyszał głosy, które go motywowały do stawiania czoła wyzwaniom. Później widział obrazy świata w płomieniach. Podobno USA nie istnieje. Nie wiedział do końca dlaczego wydało mu się to dobrą wiadomością. W każdym razie wydawał się szczęśliwy wiedząc o tym. Świat płonął, ludzie ginęli milionami, a on jeden się uspokajał.

Milionami. Ile to właściwie? Bardzo dużo. Pamiętał jak przez mgłę, że gdyby miał milion rubli, to byłby bardzo bogaty i kupiłby sobie dom.

Clap your hands, clap, clap, clap.

Chłopak był bardzo rozluźniony. Spokojny. Było mu tylko nieco za gorąco. Zaczął o tym intensywnie myśleć i już po chwili poczuł orzeźwiający chłód.
Nikolai poczuł dotyk dłoni na swoim policzku. Otworzył swoje oczy i ujrzał przed sobą młodego mężczyznę. Nigdy go nie widział. Jego ciałem targnął strach. Mięśnie się napięły, jak jeszcze nigdy. Mózg do końca nie kontrolował ruchów Nikolaia. Instynkt kazał mu szukać drogi ucieczki. Szybko wyskoczył z łóżka, ale potknął się o własne nogi zataczając się i zawijając w kołdrę. Na szczęście kołdra złagodziłą upadek, niestety utrudniła dalsze poruszanie. Na wpół odpychając się a na wpół sunąc tyłkiem po podłodze dotarł do ściany o którą się oparł. Natychmiast podciągnął kolana blisko do siebie. Był zdenerwowany i przerażony. Zawsze w takich momentach robiło mu się gorąco.

- Kto ty? - Powiedział podniesionym głosem w języku rosyjskim. Znowu przeszyło go przerażenie. Głos który usłyszał nie należał do niego. Był niski, ciężki. Taki dorosły. - Chto so mnoy sluchilos'?

- Opanuj się - usłyszał odpowiedź po angielsku od chłopaka, który go obudził. Serce Nikolaia waliło w piesi z całych sił. Czuł otaczające go gorąco i mocno myślał o tym jak się ochłodzić. To twarde i obojętne "opanuj się" na tle muzyczki z "Good morning" kazało Nikolaiowi wziąć się w garść. Wziął kilka wdechów. Przez jego umysł przebiegały tysiące myśli. Nie wiedział co było snem, a co rzeczywistością. Czy naprawdę jest już dorosły? Czy naprawdę świat spłonął w atomowym ogniu? Co było snem, a co rzeczywistością. A może właśnie teraz śni?
- Jak masz na imię? - Chłopak, który obudził Nikolaia chyba nie chciał mu zrobić krzywdy. Zresztą, gdyby chciał mu coś zrobić, to by go nie budził. Może warto mu zaufać.

- Ja jestem Peter - Rozmówca chyba się uśmiechał. Młody Rosjanin miał wrażenie, że jego nowy kolega również jest zdezorientowany. Chłopak zastanawiał się co odpowiedzieć Peterowi. Coś z tyłu głowy kazało mu skłamać. Z drugiej strony co zyskałby na kłamstwie? A stracić mógł dużo, bo jeśli Peter jest w takiej samej sytuacji jak on, to w tym momencie brak zaufania do nowego współlokatora mógł ich poróżnić na dobre. Kolejną chwilkę trwało zanim ułożył sobie w głowie kwestię po angielsku:

- Ja nazywam się Nikolai- brzmienie jego głosu nadal wydawało się mu szorstkie i zimne. Jednak gdy mówił po angielsku wydawało mu się to bardziej naturalne. Język rosyjski w połączeniu z tym "nowym" głosem wydawał mu się niesamowicie obcy. Kilka chwil spędził na baczniej obserwacji poczynań kolegi. Zdecydowanie uspokoił swoje emocje. W miarę gdy się uspokajał temperatura w pokoju wzrastała. Po chwili zniknęła para buchająca z ust chłopca, a po mniej niż pięciu minutach w całym pomieszczeniu temperatura wyrównała się. Nikolai również odzyskał normalne kolory.

- W porządku Nikolai. Miło mi poznać - Grymas na twarzy rozmówcy mógł być uśmiechem. Mógł, jeśli ktoś bardzo optymistycznie podchodził do tak dziwnej sytuacji w jakiej się znaleźli. Nikolai nie podchodził optymistycznie i ów uśmiech odebrał jako wyraz zakłopotania.
- Jak długo tu jesteś? Kiedy ostatni raz byłem przytomny, widziałem tylko dzieci. - Chłopak nie odpowiedział Peterowi. Dzieci. No tak, jeszcze wczoraj byli dziećmi. Współlokator Nikolaia ze zdziwieniem oglądał swoją dłoń. Coś tknęło młodego Rosjanina i on również spojrzał na swoją dłoń. Włosy porastające jej wierzch. Długie palce. Zagryzł zęby i postanowił, że pora zobaczyć jak wygląda. Zebrał się w sobie i wstał. Sam proces wznoszenia wydawał mu się niezmiernie długi. Gdy już stał na wyprostowanych nogach musiał oprzeć się o ścianę, ponieważ różnica wysokości spowodowała zawroty głowy.

W dół było ze dwa metry. Ciało które ma, musi być ogromne. Wziął kilka głębokich oddechów i cienie sprzed oczu zaczęły się rozwiewać. Robiąc powolne, małe kroki zaczął kierować się do miejsca, które zapamiętał jako łazienka. Jeśli to co mu się śniło było prawdą, to nie chodził od 9 lat. 9 lat, to strasznie długo. 9 lat miał gdy brał udział w "projekcie" o którym rozmawiali wszyscy ludzie w białych kitlach krzątający się w koło. I teraz po dziewięciu latach przemierzał swój dawny pokój opierając się o krzesła. Wszedł do łazienki w której prawie nic się nie zmieniło. W pierwszej chwili pomyślał o prysznicu, ale w tym stanie mógł nie zdążyć przed śniadaniem. Wolał tego uniknąć. Długo pracował na swoją opinię w "projekcie". Był bardzo grzecznym dzieckiem. Bardzo dużo zawdzięczał ludziom w białych kitlach. Nie chciał ich rozczarować. Nie chciał tracić swojego pokoju. Swojego łóżka. Wsparł się o umywalkę, a to co przed sobą ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Z lustra spoglądał na niego dorosły mężczyzna o szarych oczach. No może nie taki prawdziwy z brodą, ale ostatnio gdy widział kogoś takiego, to zwracał się do niego "proszę pana". Czy teraz i on był "panem"? W głowie szumiały mu wspomnienia snów. Mapy, tablice matematyczne, cytaty literackie, układ okresowy pierwiastków, a mimo tego wszystkiego on miał masę pytań. Tak wielu rzeczy nie rozumiał. Spoglądał w swoje szare oczy i zastanawiał się co się dzieje. Czuł niemalże fizyczny ból związany z tworzeniem połączeń w jego mózgu. Dłonią przejechał po twarzy. Poczuł pod palcami niedawno ścinany zarost. W głowie pojawiły się znowu różne myśli. Dojrzewanie, cechy płciowe, różnorodność, rozmnażanie, biologia, saprofity, sporofity, rośliny okrytonasienne, nagonasienne... Każda myśl wywoływała kolejne i kolejne. Jakby miał w głowie zamontowany internet szerokopasmowy i każda myśl otwierała kilka hiperłączy. Odkręcił wodę i spojrzał w dół. Wyciszył się. Albo raczej starał się wyciszyć. Umył dłonie i twarz. Twarz, którą czuł, która uśmiechała się, gdy on się uśmiechał i która marszczyła czoło, gdy on marszczył. A jednak cały czas nie był przekonany, że to jego twarz. Położył dwa palce na lustrze i automatyczny czujnik spowodował odsunięcie lustra za którym ukazały się półeczki z kosmetykami. Na półeczce z numerem 18 stał jak zawsze kubek i szczoteczka do zębów. Nikolai wziął szczoteczkę w dłoń i przesunął pod dozownikiem pasty. Ruch wykonywał automatycznie, jak wiele razy od kąd był w ośrodku. Włożył głowicę do ust i uruchomił silniczek szczoteczki. Wiedział, że musi dokładnie wyszorować zęby, żeby nie mieć próchnicy. Tak mu kazano przez cały czas gdy był w ośrodku. Tak trzeba było. On był grzecznym dzieckiem... robił wszystko tak jak trzeba. Umył zęby, przepłukał twarz. Wytarł się w ręcznik wiszący na wieszaku z numerem 18.
Gdy wszedł do pokoju współlokator z pewnością zauważył, że już nie ma problemów z chodzeniem. Krok miał szybki i sprężysty. Minął stolik i krzesła po czym usiadł na swoim łóżku. Czuł, że jest winien Peterowi jakieś wyjaśnienie. Musiał jakoś rozwiać to napięcie, które zbudował swoją pierwszą reakcją.

- Wybacz. Przestraszyłem się. Wszystko wskazuje, że mieliśmy dłuższą drzemkę. Też miałeś dziwne sny? O tym, że świat zniszczono? O tym, że jest wielkie podziemne miasto? O Newtonie, Koperniku, o pierwszej, drugiej i trzeciej wojnie światowej? Moje myśli są tak chaotyczne, że nie wiem co jest snem a co prawdą.- gdy układał sobie tę kwestię w myślach wydawała się znacznie bardziej sensowna, niż teraz gdy wypowiedział ją na głos. Zawsze miał problem w kontaktach z innymi. Nie rozumiał tego, ale większość dzieci go nie lubiła. Chyba tylko Natasha nie traktowała go z wyższością. Swoją drogą ciekawe czy też tutaj jest? Chciałby ją znowu zobaczyć. Nie widział jej od... wczoraj? 9 lat? Długo nie przyzwyczai się do tego załamania czasu. Ciekawe czy Peter zna Natashę.
- Wiesz coś o dziewczynce imieniem Natasha? -Zadając to pytanie Nikolai spoglądał na czubki swoich stóp. Nie do końca wiedział jakie są jego relacje z Natashą. Byli przyjaciółmi? A może znajomymi? Gdy mieszkali razem Natasha bardzo dużo mówiła o sobie, o swoim domu, o rodzicach. Dużo płakała. A Nikolai słuchał. Czy Peter też będzie takim współlokatorem?
- Kojarzę imiona, twoje, Natashy i kilka innych, ale to wszystko - ruchem głowy wskazał na głośnik. - Miejmy nadziej, że niebawem czegoś się dowiemy.

Wzrok Nikolaia powędrował w stronę głośnika i monitora wskazującego czas. Właśnie upływała ostatnia minuta. Gdy tylko licznik wskazał 00:00 drzwi ich pokoju otworzyły się automatycznie. Obyś miał rację Peter, oby nam to wyjaśnili.
 

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 05-08-2014 o 22:06. Powód: Zmiana formatowania tekstu.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-08-2014, 10:27   #4
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
lis na pożegnanie do Małego Księcia

Otworzył oczy. Jasne światło lamp błyskawicznie kazało źrenicom zwężyć się, a powiekom zmrużyć. Zmysły, jeden po drugim powoli i nierównomiernie zaczynały włączać się i przesyłać do mózgu informacje z otoczenia...

Good morning, good morning, good morning!

Zdanie logiczne to każde zdanie o charakterze oznajmującym, któremu można nadać wartość logiczną prawdy, lub fałszu.

Good morning, good morning, good morning!

6 i 9 sierpnia Stany Zjednoczone zrzuciły bomby atomowe na Hiroshimę i Nagasaki co walnie przyczyniło się do kapitulacji Japonii i zakończenia II wojny światowej na terenie Azji i Oceanii.

Good morning, good morning, good morning!

Wodór jest najpowszechniej występującym pierwiastkiem na Ziemi, oraz we Wrzechświecie.

Good morning, good morning, good morning!

Zbiorowość jednostek o własnej kulturze, tożsamości i sieci łączących ich stosunków nazywa się społecznością.

Clap your hands, clap, clap, clap!

Kwas deoksyrybonukleinowy jest podstawowym nośnikiem informacji genetycznej o każdym żywym organizmie.

Stomp your feet, stomp, stomp, stomp!

Europa jest częścią świata kulturowo wydzieloną z kontynentu Eurazji, tworzącą tym samym siódmy kontynent i ostatni bastion ludzkości, Eden.

Spin around, spin, spin, spin!

Ciągły proces zachodzących w czasie zmian dotyczących cech gatunkowych kolejnych pokoleń, którego efektem jest powstawanie nowych gatunków, nazywa się ewolucją.

Good morning, good morning, good morning!

Good morning, good morning, good morning!

Good morning, good morning, good morning!





Podniósł się gwałtownie, sapiąc i wciągając w płuca powietrze tak łapczywie jakby był zaraz po sesji ćwiczeń motorycznych. Pomieszczenie… znał je. Był w nim od zawsze. A może nie? Były różnice…
Spojrzeniem omiatał całą przestrzeń dookoła żądny znalezienia czegokolwiek co przywołałoby jakieś wspomnienia. Prosta aparatura medyczna, stół i krzesła, toaleta, okrągłe kamery w obu rogach pomieszczenia… Z każdym kolejnym elementem uspokajał się. To nie był dom. Ale był podobny. Przenieśli ich? Skrzywił się. Oczywiście, że przenieśli. Lord de Abernathy zadbał o to. Tamten dom został zniszczony...
Ziewnął i przeciągnął się co wywołało ponowny skurcz bólu, jaki przeszył jego twarz. Po raz pierwszy od dziewięciu lat mięśnie mogły przesłać do głowy obraz stanu w jakim faktycznie się czuły. Odetchnął kilka razy głęboko i powoli opuściło nogi z łóżka na sterylną podłogę, po której następnie przejechał powoli spojrzeniem do drugiego łóżka. River też już nie spała. Choć nadal leżała. Z otwartymi oczami i głową zwróconą w jego stronę. Poszła na spacerek. Tak to nazywał. Czasem wiedział, że idzie nawet gdy spał. Teraz też. Mogłaby być w innym pomieszczeniu i i tak by wiedział, że poszła na spacerek.

- Czas na nas... Zbudujmy lepszy świat feniksie… - cichy, niemal niesłyszalny szept rozległ się w pomieszczeniu. Gdzieś przez chłopaka przenikało nieobecne spojrzenie River, tak dobrze znane Robinowi. Znak, że jego siostra przebywa znów w swoim własnym świecie, przyglądając się tylko przez nią widzianym obrazom. Wyciągnęła rękę, jakby chciała czegoś dotknąć, lub coś pogłaskać… przez chwilę przyglądała się temu czemuś, przechylając głowę w jedną stronę. A potem znów powtórzyła - Czas na nas… Zbudujmy lepszy świat feniksie…

- Oczywiście River, że zbudujemy - odparł odruchowo na jej słowa z rosnącym zdziwniem słysząc tembr swojego własnego głosu - W końcu… dzięki temu… - ostrożnie wstał na równe nogi, przyglądając się swojemu ciału - feniks znów powstanie…

Jeszcze bardziej zdziwiony ponownie spojrzał na poruszającą bezgłośnie ustami River, ale po chwili wyprostował się stając dumnie przed siostrą, a z jego twarzy jak na zawołanie znikła konsternacja.
- Idę zrobić siusiu, River - oznajmił poważnie i ruszył do toalety. Nie omieszkał przy tym raz podskoczyć z nogi na nogę w rytm kolejnego “good morning” - Brush your teeth, brush, brush, brush…
Zupełnie niczego sobie ta piosenka…

***

Stracił rachubę czasu, siedząc skulony w kącie kabiny prysznicowej. Usta mu dygotały. Płynące z oczu łzy mieszały się z wodą na jego policzkach. Mogło to trwać kilka godzin. Mogło kilka minut. Letnia, zmieszana z powietrzem woda rozbijała się o jego ciało. Jego? Nie jego. Był małym sześcioletnim chłopcem, który jeszcze chwilę temu wyskakiwał na siostrę z mieczem świetlnym. Nie… tym kimś… Był małym sześcioletnim chłopcem, który cieszył się, że jest czwartek, bo w czwartki na deser były racuchy z cukrem pudrem… Był małym sześcioletnim chłopcem… MAŁYM SZEŚCIOLETNIM DO DIABŁA CHŁOPCEM!!!

W chrześcijaństwie i judaizmie, diabłami nazywa się ogół złych, upadłych aniołów.

***

- Dżewięcz lat... - powiedział wychodząc spod prysznica owinięty ręcznikiem ze szczoteczką do zębów w ustach - Dżewięcz lat, River. Przesz ich niekompetenczje dżewięcz lat przeszpaliśmy.
Wyjął szczoteczkę z ust i odłożył ją do kubeczka.
- Tak po prostu. Wyobrażasz to sobie? Naprawdę ciekaw jestem jak się będą z tego tłumaczyć. Oczywiście to nie oni odpowiadają za to, że zasnęliśmy. Myślę, że to byli Rosjanie. Ale to już nieistotne. Osobiście uważam całe to szkolenie za skończone i jeszcze dziś dopełnię warunków naszego wyjścia stąd.

River nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, tańczyła, zataczając szerokie kręgi w niewielkiej, pustej przestrzeni ich pokoju i podśpiewywała piskliwym głosikiem zasłyszaną przed chwilą piosenkę, gestykulując przy tym żywo. Była roześmiana, odchylała głowę do tyłu i przymykała oczy, jakby pod powiekami wciąż tańczył jej śmieszny pan z teledysku. Zachowywała się, jakby wciąż miała sześć lat, przez co jej ruchy były nieco niezdarne, niedopasowane zupełnie do dojrzalszego ciała. Wydawała się zupełnie pochłonięta przez tę czynność i tę jedną prostą piosenkę… SPIN SPIN SPIN!!

Odwrócił się, wytarł do sucha ręcznikiem i ubrał w przyznany im kombinezon. Elektroniczny wyświetlacz pokazywał 4:07. Pokazywał tak od dobrych 10 minut.
Robin podszedł do siostry. Chyba miała problem z wróceniem ze spaceru.
Wziął ją za rękę trochę zaniepokojony.
- Chodź River. - powiedział pewnie i trochę rozkazująco - Weź prysznic. Dobrze ci zrobi.
Nie spojrzał na drzwi, których zatrzymany zegar nie zdołał otworzyć. Niech sobie nie myślą, że będą mówić jemu i River kiedy mają jeść śniadanie.

- Dobrze, Robin. - odpowiedziała nagle zaskakująco przytomnie, rozglądając się wokół - Znów to zrobiłeś, co? Żebym dobrze się rozejrzała i nie zapomniała o niczym? Albo mogła wziąć godzinny prysznic? - roześmiała się i aż klasnęła w dłonie z uciechy - Uwielbiam kąpiele. - potwierdziła sama sobie skinieniem głowy i raźnym krokiem ruszyła do łazienki. Przez chwilę słychać było szum wody, a potem ciszę pokoju rozdarł przenikliwy krzyk, a potem cichy stuk upadającej do zlewu szczoteczki do zębów.

Robin obejrzał się kontrolnie na łazienkę. Gdyby nie wiedział, że nad umywalką było lustro, pewnie by sprawdził, czy nic się nie stało.
- Wszystko w porządku River - powiedział zapewniająco - Mamy teraz 15 lat. I jesteśmy dorośli.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-08-2014, 09:47   #5
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Przez długą, bardzo długą chwilę w łazience panowała cisza, przerwana tylko raz przez szelest zrzucanego kombinezonu. River w skupieniu oglądała swoje “nowe” ciało, usiłując zbadać każdy, nawet najdrobniejszy jego szczegół. Kogokolwiek innego pewnie już dawno zaniepokoiłaby ta cisza, ale nie Robina. Wiedział, że musi dać jej czas na przestawienie swojego umysłu na nowe tory. Musiał “dorosnąć” i na swój sposób przetworzyć nowe informacje. Bo River zawsze robiła wszystko na swój własny sposób…

Myśli dziewczyny wirowały jak oszalałe, próbując ogarnąć umysłem nowe informacje. Została uśpiona jako sześciolatka i choć wiek nigdy nie miał dla niej specjalnego znaczenia, zdawała sobie sprawę z tego, że inni będą oczekiwali po niej zachowania zgodnego z przyjętym wzorcem kulturowym. Postanowiła, że spróbuje sprostać temu wyzwaniu, ale najpierw…
Jej myśli eksplodowały niczym supernowa, przeładowane nowymi danymi. Świadomość River wyłączyła się na długą chwilę, pozostawiając dziewczynę wpatrzoną w swoje odbicie, z dłońmi zaciśniętymi kurczowo na krawędzi umywalki. Źrenice drgały jej niekontrolowanie, czasem uciekały wgłąb oczodołów. A potem nagle przytomnie spojrzały na swoją właścicielkę.
- Już w porządku, wszystko wiem. - oznajmiła głośno na użytek brata, po czym ruszyła pod prysznic, zapominając o porzuconej w umywalce szczoteczce do zębów. Jej usta poruszały się niemal bezwiednie, jakby pomagając sobie w ten sposób przyswoić nową wiedzę. Strzępy informacji i wyrwane z kontekstu specjalistyczne słownictwo mieszało się z podśpiewywaną co jakiś czas poranną piosenką. Emocje i nastroje zmieniały się i opływały dziewczynę jak lejąca się z prysznica woda, aż w końcu i jedno i drugie ustało. River zakończyła swoisty proces dojrzewania wraz z kąpielą. Ubrała kombinezon i wycierając jeszcze włosy ręcznikiem wyszła z łazienki i wskazała głową na zegar, wskazujący wciąż 4:07.

- Znów to zrobiłeś, co? - roześmiała się. Jej głos był głębszy, dojrzalszy i zmieniał się nieustannie, jakby dziewczyna szukała jeszcze optymalnego brzmienia - Myślisz, że zostało coś jeszcze ze śniadania? Jestem głodna… - poskarżyła się. Jeszcze sporo w niej zostało z małej dziewczynki…

Robin, którego wychodząc zastała leżącego na łóżku, obejrzał się na nią jakby zaskoczony, że to już, po czym wstał i zeskoczył z łóżka. Po chwili uśmiechnął się i dumny z siebie wyszczerzył zęby. A zegar naścienny ponownie ruszył ze swoim odliczaniem.
- Teraz pójdziemy i to sprawdzimy - odrzekł już spokojnie i oznajmująco.

River uśmiechnęła się lekko, po czym nagle spoważniała. Wzrok jej zmętniał, znów wpatrywała się w coś w swojej głowie. Z pewnością szukała czegoś wśród zalewu informacji, które wtłoczono im do głów.
- Boję się. - szepnęła w końcu, podnosząc wzrok na brata. Wyglądała przy tym jak przerażone zwierzątko w obliczu drapieżnika - Myślisz, że nas obudzili z powodu tej… wojny? Dlaczego... teraz? Dlaczego… dlaczego to wszystko jest takie… niepełne…? - wyraźnie szukała właściwych słów - Czegoś mi tu brakuje, ale nie mogę rozgryźć, czego…

Brat w odpowiedzi spojrzał na nią podejrzilwie jakby z lękiem, że odkryła coś, na co on jeszcze nie wpadł, ale po chwili wzruszył ramionami.
- A czego tu może brakować? Rosjanie nas uśpili. Czy ktokolwiek. Potem była wojna. I dopiero teraz wpadli na pomysł, jak nas wybudzić. To wszystko.

- Nie uśpiliby nas nie wiedząc, jak odwrócić proces. - dziewczyna zmarszczyła brwi i spojrzała na bliźniaka krzywo. Jej spojrzenie mówiło wyraźnie “nie traktuj mnie jak dziecko”. Niemniej odpuściła - Może na śniadaniu dowiemy się czegoś więcej. O ile nam jeszcze wszystkiego nie zjedli. - pokazała Robinowi język i stanęła przed drzwiami czekając, aż się otworzą.
Gdy brat do niej podszedł, usłyszał jak mruczy sobie pod nosem, podśpiewując i przytupując sobie nogą do rytmu ”Good morning… let’s build a better world, phoenix… good morning… better world, phoenix… spin, spin, spin…”.

- Cassandro, Cassandro - pokręcił smutno głową nad niewiedzą siostry. Mimowolnie zwracał się do niej tym imieniem, gdy zaczynała kwestionować jego słowa. - Nie oni nas uśpili. Tylko ONI. - westchnął - Nie rozumiesz. Ale tak. Też liczę, że na śniadaniu się dowiemy. Choć jakoś specjalnie mocno mnie to nie interesuje.

Dziewczyna spojrzała na niego przelotnie tym swoim zagadkowym, głębokim spojrzeniem, które wielu potrafiło onieśmielić i stwierdziła - A mnie tak. I Ciebie też powinno. - po czym powróciła do podśpiewywania swojej wersji porannej piosenki, przymykając oczy i tracąc zainteresowanie rozmową.

- Hmpf! - żachnął się nader pompatycznie Robin w odpowiedzi, ale gdy się odwróciła, przez dobrą chwilę patrzył na jej plecy bardzo uważnie i nader podejrzliwie.
Wyświetlacz pokazywał, że zostało 10 sekund.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 05-08-2014, 18:36   #6
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Silnia.

Obudziła się. Zapachy, widoki, smak… były inne. Podobne, ale inne. Inne. Faktura pościeli. Kolor ścian. Inne. Ścisnęło ją w gardle. To zdenerwowanie. Denerwujesz się, Keiko. Takie ściskanie w gardle to zdenerwowanie. Nie, nie dusisz się. Jesteś zdenerwowana.
Kobieta w zerowym kombinezonie, trzyma ją za rękę. Patrz na mnie, Keiko. Patrzy. Usta wygięte.. mała Keiko szuka w pamięci. Uśmiech. Odzwierciedla na swojej buzi. Świetnie kobieta poszerza uśmiech Powtórz, co czujesz.

Zdenerwowanie.

Silnia. Nie wiedziała, a teraz wiedziała. Silnia liczby naturalnej n - to iloczyn kolejnych liczb naturalnych od 1 do n.

Poczuła jak napięte mięśnie się rozluźniają. Jesteś rozluźniona. Spokojna. Tak, rozluźnij mięśnie. Zaczynasz od palców. Po kolei. Świetnie, Keiko. Rozluźniaj.

Silnia.

Wiedziała, że liczby tak robią, ale nie wiedziała, że to ma nazwę. Silnia.
- Silnia. – powiedziała głośno. Echo też było inne. – S-I-L-N-I-A.
Słowo smakowało jak truskawka. Czuła drobinki nasionek na języku i słodki smak. Silnia. Była spokojna. Liczby zaczęły układać się w coraz dłuższe szeregi.

1
2
6
24
120
720
5040
40320
362880
3628800
39916800
479001600
6227020800
87178291200
1307674368000
20922789888000
Jej numer! 355687428096000
Mięśnie rozluźniły się jeszcze bardziej, na twarzy pojawił się spokój, po ustach błądził uśmiech. Było jej dobrze. Bezpiecznie. Czujesz się bezpiecznie, Keiko. Zamknęła oczy. Mogła je teraz widzieć.
6402373705728000
121645100408832000
2432902008176640000

Lubiła, kiedy można było nazwać układanie się liczb. Lubiła symetrię. Ciągi były coraz dłuższe, coraz więcej niebieskich na końcu. Niebieskich kamyków. Lubiła niebieskie kamyki.
51090942171709440000
1124000727777607680000
Ciało rozluźniało się coraz bardziej, jak w treningu autogennym.

295232799039604140847618609643520000000


35! = 10333147966386144929666651337523200000000

36! = 371993326789901217467999448150835200000000

37! = 13763753091226345046315979581580902400000000

38! = 523022617466601111760007224100074291200000000

39! = 20397882081197443358640281739902897356800000000

40! = 815915283247897734345611269596115894272000000000

41! = 33452526613163807108170062053440751665152000000000

42! = 14050061177528798985431426062445115699363840000000 00

43! = 60415263063373835637355132068513997507264512000000 000

44! = 26582715747884487680436258110146158903196385280000 00000

45! = 11962222086548019456196316149565771506438373376000 0000000

46! = 55026221598120889498503054288002548929616517529600 00000000

47! = 25862324151116818064296435515361197996919763238912 0000000000

48! = 12413915592536072670862289047373375038521486354677 760000000000

49! = 60828186403426756087225216332129537688755283137921 0240000000000

50! = 30414093201713378043612608166064768844377641568960 512000000000000

51! = 15511187532873822802242430164693032110632597200169 86112000000000000

52! = 80658175170943878571660636856403766975289505440883 277824000000000000

53! = 42748832840600255642980137533893996496903437883668 13724672000000000000

54! = 23084369733924138047209274268302758108327856457180 7941132288000000000000

55! = 12696403353658275925965100847566516959580321051449 436762275840000000000000

56! = 71099858780486345185404564746372494973649797888116 8458687447040000000000000

57! = 40526919504877216755680601905432322134980384796226 602145184481280000000000000

58! = 23505613312828785718294749105150746838288623181811 42924420699914240000000000000

59! = 13868311854568983573793901972038940634590287677268 7432540821294940160000000000000

60! = ...

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 06-08-2014, 21:23   #7
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Robin, River

Byli gotowi dokładnie w momencie, gdy drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Dzięki mocy Robina nie mogło być inaczej. A jednak, gdy pojawili się strażnicy, ich reakcja zdziwiła dwójkę psioników. Ogromny mężczyzna z brodą wycelował pistolet w twarz Robina.

-Jeszcze jeden taki numer i skończysz w lodówce, dzieciaku.- Ostrzegł, po czym nie czekając na dalsze wyjaśnienia, dosłownie wypchnął na korytarz chłopaka i dziewczynę.

W sumie było ich trzech – trzech strażników – rosłych mężczyzn, którzy nie zamierzali dostosować kroku do nastolatków. Przez to też po kilku minutach marszu młodzi byli już zdyszani. Ich ciała dopiero przyzwyczajały się do aktywności.

Korytarze, które mijali nie różniły się wiele od tych, jakie znali z poprzedniego laboratorium – zimne, sterylne, bezosobowe. Czasem tylko mignęła gdzieś sylwetka w białym kitlu.

Duże, dwuczłonowe drzwi z szarego tworzywa rozsunęły się przed nimi i po raz kolejny olbrzymi strażnik nie zamierzał się patyczkować. Wepchnął dwójkę młodych do sali. River potknęła się i upadła.

- Poruczniku Einhorn! – kobieta w pomieszczeniu krzyknęła na strażnika, a psionicy od razu rozpoznali ten głos – głos kobiety z ich snów o nowym świecie – To nie było konieczne.
- Ten szczyl używał swoich mocy.
– odparł Einhorn.
- Czy zrobił komuś krzywdę?
- Nie, ale widzieliśmy na kamerze, że on i ta mała poruszali się z nadnaturalna prędkością, kiedy…
- Poruczniku!
– kobieta, mimo że wyglądała bardziej na badaczkę niż wojskowego, najwyraźniej zajmowała wyższą pozycję niż strażnik – Dla nich to naturalne, tak jak oddychanie czy picie, gdy jest się spragnionym. Jeśli nie zamierzali wpłynąć swoimi mocami na nikogo z zewnątrz, nie należy ich za to karcić. Trening jest wręcz wskazany. Teraz ograniczę się do słownej reprymendy, proszę to jednak zapamiętać i… przekazać innym strażnikom. Rozumiemy się?

Wojskowy poczerwieniał na twarzy – nie wiedzieć czy to bardziej z gniewu czy ze wstydu. Kiwnął tylko głową i wyszedł z pomieszczenia.
Kobieta podeszła do River i pomogła jej wstać.

- Przepraszam was za to. – powiedziała łagodnie – Nic Ci się nie stało?
Po chwili w sali zjawili się również dwaj inni psionicy.




Nikolai, Peter

Dwaj strażnicy, którzy po nich przyszli, zjawili się punktualnie. Mężczyźni nic nie mówili, wyglądali tez na skorych do przemocy, toteż młodzi psionicy nie wchodzili z nimi w dyskusje. Po prostu opuścili pomieszczenie, a potem z małego korytarza weszli na szerszy. Tutaj też Peter, który szedł przodem, omal nie zderzył się z czarnowłosą dziewczyną.


- Ha, to wy! Macie super moce, prawda? Ale czaaad!

Dziewczyna klasnęła w dłonie na widok Petera i Nikolaia, a kiedy jeden ze strażników próbował coś wtrącić, powiedziała.

- Idziecie na śniadanie, prawda? – zapytała, choć wcale nie czekała na odpowiedź – Zaprowadzę Was.
- Panienko…
- próbował oponować jeden ze strażników, ale dziewczyna o azjatyckich rysach twarzy zrobiła pochmurną minę. Najwyraźniej była kimś ważnym i wojskowy nie chciał narażać się na jej gniew.

- Wiem, wiem. – powiedziała - Możecie iść z tył.

Kiedy ruszyli, wcisnęła się pomiędzy Petera a Nikolaia i złapała ich za ręce jakby była ich młodszą siostrą lub przynajmniej przyjaciółką.

- Tak się cieszę, że już nie śpicie. - szczebiotała - Jesteście w moim wieku, wiec wreszcie będę miała z kim pogadać. Naukowcy są strasznie nudni. Oczywiście, wiem, ze będziecie zajęci, no ale może uda nam się urządzić jakąś imprezę. Alreuna nie powinna mieć nic przeciwko. Tylko tata może się złościć, ale on często wyjeżdża, więc jakby nam się udało dogadać… No i musimy wam załatwić jakieś ciuchy, te pidżamy są po prostu okropne. Na szczęście już rozmawiałam z Ivet i ona też uważa, ze powinniście chodzić w cywilnych ubraniach. Nie wiem tylko czy wypuszczą nas na zakupy. Tak by było najlepiej, ale wiecie, starzy bywają strasznymi cykorami. Najwyżej wezmę miary i wam coś wyszukam. Nie musicie się bać, Egon mówi, ze mam świetny gust i w starym świecie mogłabym zostać stylistką, albo nawet projektantką mody… o, to już tutaj.

Duże, dwuczłonowe drzwi z szarego tworzywa stanęły przed nimi nagle, jakby wyrosły spod ziemi. Dziewczyn puściła ich ręce, gdy przejście otworzyło się, a oni zostali lekko, ale jednak stanowczo wepchnięci do środka. Czarnowłosa ślicznotka rzuciła wesoło na odchodne:

- Jak będziecie mieć czas wolny, powiedzcie, że chcecie się spotkać z Amną. Ja mieszkam dwa piętra wyżej, dlatego…

Drzwi zamknęły się, ucinając rozmowę. Dwaj psionicy nie zostali jednak sami. Była tu jakaś kobieta w lekarskim kitlu oraz dwoje, podobnie do nich ubranych, dzieciaków – chłopak i dziewczyna.



Cheng, Keiko

Parę siniaków i zadrapań od paznokci, pęknięta warga i ból ugryzionego ramienia – taki był efekt zabaw z albinoską. Jaki był zysk? Nagie piersi dziewczyny, które zaokrągliły się przez te dziewięć lat były naprawdę przyjemnym widokiem. Cheng nie potrafił tego wyjaśnić, ale uważał, ze opłacało się zapłacić cenę za pieszczoty z Hillevi. Wciąż przed oczami miał widok jej nagiego brzucha i piersi, które udało mu się odsłonić w trakcie szamotaniny. Nie zwracał więc specjalnej uwagi na dwóch wojskowych, którzy przyszli, by zaprowadzić psioników na miejsce spotkania z opiekunem.
Szli z albinoską ramię w ramię, gdy nagle dziewczyna doskoczyła do wojskowych i złapała każdego z nich za rękę. Nawet nie krzyknęli. Padli na ziemię nieprzytomni… lub nawet martwi. Yao spojrzał oniemiały na towarzyszkę.

- Nie dam się znów uwięzić – fuknęła dziewczyna, po czym schwyciła dłoń Chenga – nie po to jednak, by zrobić mu krzywdę, lecz by pociągnąć go za sobą.

Biegli plątaniną korytarzy, nie wiedząc dokąd zmierzają. Choć nikogo nie zobaczyli, usłyszeli w pobliżu głosy i odgłos nadbiegających ludzi. Hillevi pociągnęła za klamkę najbliższych drzwi – na próżno, potem kolejne – i znów porażka.

- Tutaj!

Yao zobaczył, jak kolejne w korytarzu drzwi otwierają się. Szarpnął towarzyszkę i oboje wpadli do niedużego pomieszczenia – bardzo podobnego do tych, które zajmowali oni. Przy czym tutaj było tylko jedno łóżko, zajęte przez drobną, skośnooką dziewczynę.

Keiko przestała liczyć i ze zdziwieniem spojrzała na swoich gości.



River, Nikolai, Peter, Robin

Sala, w której się znaleźli została zrobiona specjalnie z myślą o młodszych użytkownikach. Ciekawe konstrukcje, zabawki i rysunki na ścianach przywodziły na myśl dawne świetlice.


Na środku pomieszczenia znajdował się stolik z ośmioma krzesłami, na którym znajdowało się obecnie całkiem sute i apetyczne śniadanie. Nakrycie przygotowano dla siedmiu osób. Chociaż nie było kompletu, z głośnika rozległ się głos.

- Możecie zaczynać.

Potem rozbrzmiała delikatna, kojąca muzyka.

Kobieta w kitlu zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się do czwórki psioników, wykonała zapraszający gest dłonią i sama zajęła miejsce przy stoliku.


- Jestem Alreuna, wasza nowa opiekunka. Macie pewnie wiele pytań. – odezwała się, a Nikolai i Peter rozpoznali głos ze swoich snów. – Postaram się na nie odpowiedzieć. Najpierw jednak zjedzcie coś żeby się posilić. Musicie teraz dbać o właściwą dietę, żeby jak najszybciej odzyskać siły. Pozwólcie, że was sobie przedstawię. – zaczęła wskazywać poszczególne osoby – River i Robin, rodzeństwo, najmłodsi spośród Was, ten wysoki kawaler to Nikolai i najstarszy spośród Was – Peter. – zrobiła chwile przerwy, po czym złapała za sztućce - To co? Smacznego!
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 06-08-2014 o 22:20. Powód: imię
Mira jest offline  
Stary 07-08-2014, 22:38   #8
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
W głowie Nikolaia cały czas przewijał się obraz czarnowłosej dziewczyny. "Macie supermoce, prawda?" Supermoce. Nigdy o tym tak nie myślał. Gdy kazano mu przesuwać myślą przedmioty albo zamrażać wodę w szklankach nigdy nie myślał o tym jak o supermocach. Nigdy nie widział, żeby dorośli tak robili. Czyżby to na prawdę było takie wyjątkowe?

W głowie Nikolaia rodziły się kolejne pytania.Jednak nie miał odwagi ich zadać. Wprawdzie był wzrostu strażników którzy ich eskortowali, jednak ochraniacze i mundury sprawiały wrażenie, że wyglądali na dużo większych niż młodzieniec.

Gdy Amna wzięła chłopaków pod rękę Nikolai mimowolnie drgnął. Nadal nie był przyzwyczajony do dotykania go przez inne osoby. Jednak dziewczyna wydawała się jeszcze mniej niegroźna niż jego współlokator. Jej rękawiczki bez palców kojarzyły się jednoznacznie z moskiewskimi zbirami, jednak Amna była ciepła w dotyku i ślicznie pachniała. Przeszli dosłownie kilka kroków, jednak chłopakowi bardzo spodobało się nowe towarzystwo. Gdy dotarli do drzwi odruchowo przycisnął rękę Amny do siebie. Przez ułamek sekundy nie chciał jej puścić. Na początku nie chciał żeby go dotykała, jednak tuż po chwili szukał jej dotyku niczym topielec szuka powietrza.

Nikolai nie wiedział nawet czy Amna poczuła jego wahanie. Jednak gdy ich wzrok spotkał się na ułamek sekundy młody Rosjanin niemal natychmiast odwrócił wzrok i się zaczerwieniał. W jego głowie nadal echem odbijały się słowa dziewczyny. Słowa których sensu nie rozumiał. Stylistka... imprezy...

Dwóch drabów delikatnie pchnęło chłopaków do pokoju. Nikolai znowu mimowolnie wzdrygnął się pod wpływem dotyku kogoś obcego. W pokoju czekali na nich ludzie których wygląd nie mógł kojarzyć się z wojskowymi.

Cytat:
- Jestem Alreuna, wasza nowa opiekunka. Macie pewnie wiele pytań. – odezwała się, a Nikolai i Peter rozpoznali głos ze swoich snów. – Postaram się na nie odpowiedzieć. Najpierw jednak zjedzcie coś żeby się posilić. Musicie teraz dbać o właściwą dietę, żeby jak najszybciej odzyskać siły. Pozwólcie, że was sobie przedstawię. – zaczęła wskazywać poszczególne osoby – River i Robin, rodzeństwo, najmłodsi spośród Was, ten wysoki kawaler to Nikolai i najstarszy spośród Was – Peter. – zrobiła chwile przerwy, po czym złapała za sztućce - To co? Smacznego!
Nikolai wyraźnie się uspokoił gdy strażnicy znikneli za drzwiami z tworzywa. Pomieszczenie wzbudzało pozytywne emocje. Głos Alreuny również był znajomy. Ognisty rumieniec wywołany przez Amnę zniknął z twarzy chłopaka.

Nikolai spojrzał niepewnie po wszystkich zebranych. Zajął przy stole miejsce najdalej położone od Alreuny. Choć nie znał nikogo z zebranych z jakiegoś powodu Alreuna wydawała mu się bardziej "dorosła" i przez to bardziej groźna. Zerkał ukradkiem na towarzyszy posiłku i na pokój. Dopiero po chwili dotarło do niego, że usłyszał "smacznego". Wziął w dłoń łyżkę i zaczął jeść płatki. Co kilka kęsów zerkał ukradkiem na Petera w nadziei, że ten zacznie zadawać pytania których bał się zadać Nikolai.

Wiedział, że musi dbać o dietę i zjeść wszystko co jest na jego talerzu. Tak trzeba, tego od niego oczekiwano. Bez słowa żuł kolejne porcje płatków. Jego wzrok był rozbiegany. Z jednej strony bardzo podobalo mu się pomieszczenie w którym był, z drugiej strony obecność tylu nieznanych mu osób przepełniała go strachem.

Gdy zjadł płatki wziął w dłonie kubek z herbatą. Upił nieco, po czym ponownie powiódł wzrokiem po zebranych. Zastanawiał się, czy już może zjeść kanapkę z masłem orzechowym. Zjadł całe płatki, więc należy mu się nagroda. Ale czy inni to zaakceptują? Czy wypada? Zerkał po zebranych zza kubka. Cały czas miał nadzieję, że Peter zacznie zadawać pytania, które obu ich męczą. Co tutaj robią? Dlaczego ich uśpiono? Dlaczego teraz ich obudzono? Czy naprawdę mają supermoce? Czy może zjeść kanapkę z masłem orzechowym? No i najważniejsze, czy pozwolą im się pobawić w tym kolorowym pokoju? A może Amna i Ivet zorganizują tu imprezę?
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 08-08-2014, 19:47   #9
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Keiko spojrzała na stojącą w drzwiach dwójkę, a potem usiadła na łóżku. Zakręciło się jej w głowie.

- Kręci mi się w głowie - powiedziała. Zawsze uczono ją, że ma mówić, co się z nią dzieje. - Miło mi cię poznać, jestem Keiko, a ty? - wyrecytowała wyuczoną wcześniej formułę. Patrz na twarz, Keiko. Spojrzała, zatrzymując na chwilę spojrzenie na każdym z nich. - Miło mi cię poznać, jestem Keiko, a ty? - powtórzyła, tym razem do chłopaka.

- Jestem Lee Wu… - mimowolnie odpowiedział Yao, nieco nieobecnym tonem.

Adrenalina, która wartko płynęła w jego żyłach, nie tylko rozszerzyła źrenice, przyspieszyła oddech i osuszyła usta. Również poruszyła umysł, uwalniając dawne odruchy z innego życia. Przez chwilę chłopak znów był tym samym sześciolatkiem, który przed jedenastoma laty korzystał z fałszywego nazwiska, rozprowadzając amfetaminę po południowym Pekinie.

Dwa razy mrugnął powiekami, po czym czar prysł.

- Cheng Yao - poprawił się. - A to Hillevi Fjolander - przedstawił albinoskę.

Ostatnie cztery słowa stanowiły jedynie grę na czas - pretekst, by zebrać myśli. Gniewnie wbił paznokcie w dłoń dziewczyny, żeby nie poraziła Keiko tak, jak wcześniej zrobiła to ze strażnikami. Czy ona miała w ogóle jakiś plan? Szczelnie otulało ich oko monitoringu, za chwilę w drzwiach stanie pluton egzekucyjny. W najlepszym przypadku wtrącą ich do izolatki. W najgorszym… Yao przełknął ślinę.

Szybko schował drugą dłoń, na której widniał tatuaż 9d. Miał pewne kompleksy z jego powodu, gdyż - jak się zdawało - był jedynym, który posiadał przy cyferce literkę. A nie lubił się wyróżniać. To zbyt niebezpieczny luksus.

Teraz, jako dwójka zbiegów, cholernie się wyróżniali.

- Keiko, miałabyś coś przeciwko, gdybyśmy skorzystali z twojego szybu wentylacyjnego? - zapytał, jakby chodziło o wizytę w łazience.

Nawet nie miał pojęcia, czy by się zmieścił w wylocie powietrza. To ciało… było takie duże. Znacznie większe od poprzedniego. Ale opłacało się o tym przekonać, gdyż, jak sądził, nie monitorowano szybu od wewnątrz. A idąc z prądem powietrza, mogliby trafić do jego źródła, a więc - zapewne - wyjścia.

- Chyba, że masz lepszy pomysł - burknął do Hillevi.

Keiko znów zogniskowała spojrzenia na twarzy chłopaka. W jej oczach odmalowało się zdziwienie.

- Nie mam szybu wentylacyjnego - powiedziała. - Liczę silnię. Masz numer?

Yao dopiero wtedy podniósł głowę, rozejrzał się i spostrzegł, że dziewczyna mówi prawdę. Podobieństwo pokoju było jedynie zwodnicze. Powoli docierały do niego drobne różnice.

"Kim ona jest"?, pomyślał. "Druga Hillevi?"

- Czy twoja silnia nas stąd wydostanie? - zapytał nieco oschlej, niż zamierzał.

- Tam są drzwi, jeśli chcesz iść - wskazała mu, trochę zdziwiona, że nie pojmuje oczywistości. - Silnia liczby naturalnej n to iloczyn kolejnych liczb naturalnych od 1 do n - wyjaśniła. - Jaki masz numer?

- 9d - odparł z krzywym uśmiechem. - Czy to daje error?

Spojrzał błagalnie na Hillevi. Skończyły mu się pomysły, od początku nieliczne, a nie chciał wracać na korytarz przez drzwi, które wskazała Keiko.

"Powiem, że byłem jej zakładnikiem", pomyślał nagle, spoglądając na albinoskę. Poczuł się przez to nieco raźniej.

- 362880 - odpowiedziała Keiko, uśmiechając się. - „D” jest nieważne. Gdzie idziesz?

- Na zewnątrz - prędko odrzekł. - Idziesz z nami?

Mimowolnie zastanowił się, czy Keiko by wybuchła, gdyby kazał jej policzyć silnię z nieskończoności. Jednak powstrzymał się od pokusy. Dziewczyna w tym czasie zmarszczyła brwi.

- Czas na spacer jest po obiedzie. Teraz jest rano, skoro się obudziłam. Nie znasz planu dnia?

Hillevi przytknęła ucho do drzwi, nasłuchując odgłosów z korytarza.

- Daj spokój z tą wariatką - rzekła do Yao. - Musimy uciekać!

- Obrażanie innych jest niemiłe. Trzeba być miłym.

- Dlaczego? - zapytał chłopak lekko zaintrygowanym tonem. Z podobnym aksjomatem nigdy się nie spotkał.

Hillevi nic odkrywczego nie wniosła do rozmowy, lecz mimo to rozbudziła w nim iskierkę nadziei. Być może jeszcze jakiś pokój będzie otwarty - i to taki z kratką wentylacyjną. Choć najpewniej prędzej trafią na kolejnych strażników.

- Jeśli jesteś miły dla innych, oni są mili dla ciebie - zaczęła wyjaśniać Keiko, ale Yao jej przerwał:

- Nieważne. Gdyby ktoś pytał, powiedz, że nas nie widziałaś - rzucił w jej stronę z promiennym uśmiechem. Już słyszał w duszy blaszane "Nie wolno kłamać. Kłamanie jest złe".

W następnej sekundzie uchwycił wzrok Hillevi i skinął głową.

- Wychodzimy na trzy - zaczął.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-08-2014, 22:14   #10
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Keiko zdążyła jeszcze, odruchowo, odwzajemnić uśmiech, a potem zaczęła chichotać. Śmiała się, jakby chłopak powiedział jakiś wyjątkowo dobry kawał. Jej dźwięczny śmiech wydawał się wypełniać pomieszczenie.
- No przecież was widziałam - powiedziała w końcu, gdy się trochę opanowała. - Mam świetną pamięć , wiesz? Ana mówi, że fotograficzną. Mogę was narysować. Macie kredki? Farby?

- Ona jest stuknięta!
- wysyczała albinoska i nie czekając na towarzysza nacisnęła klamkę. Ta nie ustąpiła. - No jasna cholera... - spróbowała jeszcze raz. Drzwi ani drgnęły.

- Wyważ je! Magią! - wrzasnął Yao w odpowiedzi. - Błagam, Hillevi, tylko nas nie skrzywdź!

W rzeczywistości ostatnią kwestię wypowiedział nie ze strachu o własne zdrowie, lecz z zupełnie innych, czysto praktycznych powodów. W głębi serca już wiedział, że zostaną złapani, chciał więc odpowiednio przygotować Keiko na przesłuchanie. Teraz Azjatka powinna poświadczyć, że bał się Hillevi i błagał ją, by nie zadawała im bólu. Przy odrobinie szczęścia uniknie kary i jedynie albinoska dostanie za swoje.

Keiko obserwowała dziewczynę, lekko przygryzając wargę. Myślała intensywnie.
- Złość! - wykrzyknęła w końcu triumfalnie. - Jesteś zezłoszczona. Zgadłam? Lubię w to grać! Teraz ja będę pokazywała emocje, a wy będziecie zgadywać.
Wstała z łóżka, ustawiając się obok drzwi tak, żeby mogli ją widzieć.
Zaczęła trzeć oczy.
- Łaaa…. - zaintonowała.

Yao znów spojrzał na Keiko. Dreszcz przeszedł przez jego plecy i zmieszał się z kilkoma kroplami zimnego potu.
- Jest ci smutno - rzekł powolnym, bezpiecznym tonem. - Czy… widziałaś kiedyś niebo? - zmienił temat po chwili wahania. - I gwiazdy, słońce, Księżyc?

Scena jedynie pozornie mogła wydawać się zabawna. W rzeczywistości Yao wewnętrznie dygotał z przerażania. Ta dziewczyna… była zupełnie odczłowieczona. Emocje stanowiły najbardziej podstawowy i uniwersalny język całej ludzkości. Czy ktoś, kto go nie rozumiał, mógł uchodzić za człowieka? Najgorsze, że słowa i zachowanie Keiko tętniły autentycznością - nie chciała go zirytować, rozzłościć.
Czy taka się urodziła? A może to organizacja ją zniekształciła…? Do tego dążyli naukowcy, chcieli wyprać im mózgi? Hellivi miała rację, że chciała uciec - po prostu wybrała nieodpowiedni czas i miejsce. Powinni poczekać, aż znajdą się pod gołym niebem, na otwartym terenie. Teraz… byli zgubieni.

A Yao nie chciał stać się taki, jak Keiko.

Znów zamknął oczy i przycisnął mocno powieki, jak gdyby mógł w ten sposób uciec od sytuacji. Tkwił w jednym, zamkniętym pokoju z dwoma wariatkami. Już nie wiedział, czy oczekiwać interwencji strażników, czy się od niej wzbraniać. Po prostu bał się. Bardzo mocno. Ciekawe, czy tę emocję Keiko też potrafiła rozpoznać.

- Brawo - powiedziała Keiko. - Oczywiście, że widziałam. Lubisz astronomię?

Podeszła bliżej do Yao. Przyjrzała mu się uważnie, znów przygryzając wargę.
- Już pokazujesz? - zapytała, ale że nie doczekała się odpowiedzi, powiedziała: - Strach Zgadłam. Teraz ja.

Chłopak jednak nie odpowiedział. Nie poruszył się i nie otworzył oczu.
Keiko patrzyła na niego jeszcze przez chwilę. W końcu pojęła.
- Teraz jest na prawdę, tak? Nie gramy już? Boisz się w środku. Mogę ci pomóc, chcesz? - zapytała, kładąc rękę na jego ramieniu. Ana zawsze tak robiła. Choć tu było inaczej, był wyższy niż ona. - Chcesz? powtórzyła.
Nie wolno było tego robić bez zgody innych.

Zanim Yao zdążył odpowiedzieć, dłoń Hillevi z całą siłą zacisnęła się na nadgarstku Keiko.

- On jest mój - rzekła lodowato albinoska, przeszywając Azjatkę wzrokiem. - Nie flirtuj z nim.
- Wytłumacz „flirtuj”
– poprosiła Keiko.

Yao cofnął się o krok. Zdusił w sobie chęć łomotania o drzwi i krzyczenia o pomoc. Zbliżała się czwarta wojna światowa.

Palce zacisnęły się jeszcze mocniej, Keiko syknęła, kuląc się.
- To boli. - głos się łamał, w oczach lśniły jej łzy. - Puść.

W tym samym momencie Keiko poczuła jak potworny ból paraliżuje jej ciało. Szarpnęła się, spróbowała skoncentrować, zapanować nad nagłym odczuciem, stłumić je. Zamiast tego poczuła, jak ziemi usuwa się jej spod stóp – może była ciągle zbyt osłabiona, może doznanie zbyt silne – nie opanowała go. Ból przelał się przez nią gwałtowną falą, a jej ciało – już poza kontrola świadomości - wzmocniło uczucie i odrzuciło je.

Yao i Hillevi osunęli się na podłogę niecałą sekundę po Keiko.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172