Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2016, 23:33   #21
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becka była zadowolona z zabiegu, który przeprowadzili z Docem na Leenie. Mimo iż zmęczenie, stres i strach przed popełnieniem błędu sięgały pilotce pod sufit, tym razem nie miały one znaczenia. Liczyło się uratowanie życia bardzo bliskiej osoby: tu i teraz. Ponownie. I nie było nawet myśli o odpuszczeniu.
Być może to właśnie dzięki jej determinacji, sprawili się z Bullitem aż tak znakomicie. Leenie nic nie będzie, trzeba tylko trochę poczekać.
Oczywiście przed operacją Becka umyła porządnie ręce i nie tylko, ale po wszystkim też wskazane było zadbanie o higienę. Zostawiając Leenę w doświadczonych rękach doktora, pilotka ponownie poszła do łazienki.
Tym razem interesowało ją coś więcej niż tylko zlew, ale miała tam wszystko czego potrzebowała.


Zaczęła od "numeru pierwszego", czyli opuściwszy spodnie i majtki, usiadła na kibelku. Od razu poczuła się znacznie lepiej i zdała sobie sprawę że tego właśnie potrzebowała! Nie chodziło jednak o ciśnienie na pęcherzu. Chodziło o tę unikalną chwilę spokoju i odprężającej ciszy. Czas dla samej siebie w samotności, czas w którym życie jej przyjaciółki nie wisi na włosku, w którym żaden cyborg nie chce jej zabić, zaś po korytarzach nie gania za nią banda wygłodzonych i zaraźliwych zombie... To wszystko było naprawdę straszne, a wręcz makabryczne! Xiu pewnie tego nie przyzna, ale ostanie godziny były dla całej załogi bardzo stresujące. Dla Becky na pewno były.
Jest wiele sposobów, aby w stresowej sytuacji ogólnej osiągnąć spokój ducha i zachować zdrowy rozsądek. Jedni piją coś mocniejszego lub palą jakieś zioła, inni gwałcą lub zabijają wirtualne (bądź prawdziwe) byty, a jeszcze inni włączają muzykę lub film, albo biorą kąpiel (sami lub z kimś)... Becka nigdy nie pogardzi drinkiem, ale zasadniczo wolała by posłuchać muzyki swojego idola - Billyego Boostera. Niestety obecnie nie miała ani kropli alkoholu, ani dostępu do pozostawionej na Feniksie muzyki. Miała jednak tyle szczęścia, że właściwie bez niczego udało jej się doświadczyć ten istotny dla zdrowia psychicznego moment spokoju i rozluźnienia - właśnie wtedy, gdy siedziała tam na kibelku.

Potem, gdy już jako tako doszła do siebie, zrzuciła ciuchy i wzięła szybki prysznic. Jeszcze tylko zaplotła włosy, aby te się nie zamoczyły - nie miała już na nie czasu, a czekać aż wyschną to już w ogóle. Uważała też, aby nie zamoczyć zranionego ucha. Generalnie, chciała tylko zmyć z siebie krew i inne badziewia, a jedynie przy okazji odświeżyć się trochę... Oczywiście odprężyła się także przy tym i to niemało.
Oczyściła też nieco ubranie - naprawdę aż dziw brało, jak bardzo było ono ufajdane krwią i cholera wie czym jeszcze. Cały ten koszmar jakoś do niej wrócił, więc ponownie poszła pod prysznic - tym razem już dla relaksu... ale na kilka(naście) minut. Prysznic też działał kojąco na nerwy.


Tymczasem poza łazienką...
Bullit chciał przeprowadzić oględziny Isabell.

Doc podszedł do Isabell i pochylił się nad dziewczyną. Uśmiechnął się lekko… i dodał przyjaźnie.- Będę musiał cię zbadać. Sprawdzić, czy nie masz poważnych ran.
I ugryzień… ale o tym nie wspomniał. Nie było powodu, by dziewczynę straszyć. Co prawda raz już ją obejrzał, ale pobieżnie i prowizorycznie.
- No… ok... - Powiedziała jakoś tak niemrawo - Ale ja ranna nie jestem... - Sama spojrzała na swe otarte kolano, co było chyba jedynym, co jej dolegało.
- No cóż… wolę się upewnić, przy tych wszystkich zainfekowanych zombiaczkach hasających wesoło po bazie.- przypomniał jej Bullit. Na te słowa, dziewczyna wyciągnęła w jego kierunku rękę. Od tak. I czekała.
-No to chodźmy do gabinetu medycznego. A tak przy okazji… co przewoziłaś?- zapytał Dave prowadząc dziewczynę do kabiny mieszkalnej tutejszego lekarza.
- Części napędu magnetycznego, stosowane w silnikach z impulsem cząsteczkowym… gdzie my idziemy? - Spytała nieco zdziwiona opuszczaniem ambulatorium.
-Obejrzę cię całą. Żeby sprawdzić czy nie masz podejrzanych uszkodzeń ciała.- wyjaśnił Bullit.-Na osobności, bo muszę sprawdzić cię całą.
- Nie mam podejrzanych uszkodzeń ciała - Wyśliznęła swoją dłoń z jego dłoni, uśmiechając się na moment dosyć nerwowo. Zatrzymali się w korytarzu, ledwie 2 kroki od wejścia do ambulatorium - I nie musisz mnie oglądać nago, od tego są skanery... - Isabell ściągnęła płaszcz, oddając go Bullitowi, nie przejmując się w tej chwili pokazywaniem półnagich piersi poprzez podartą koszulkę - Więc nigdzie nie idziemy - Założyła rękę na rękę, wpatrując się podejrzanie w mężczyznę.
-Skarbie… oglądać to mogę filmy w czasie wolnym. Teraz jestem w robocie i sprawdzam skórę… a skanerom nie ufam. Nie w tym miejscu.- machnął ręką Doc.-Skoro zawiodły tutejszą załogę, to czemu miałyby teraz okazać się wiarygodne?
Potarł podstawę czoła.- Ok… nie chcesz żebym ja był. Może to zrobić Becka… przy mnie lub beze mnie, jak tak się wstydzisz facetów. Mnie to rybka.-
- A mi akwarium - Wzruszyła ramionami - Wszyscy chcecie mnie skrzywdzić, wykorzystać lub oszukać… zostaję porwana, kończę jako mięso doświadczalne, a teraz, w tym całym chlewie, mam się rozbierać przed obcym facetem, bo mogę być zarażona… nie, nie jestem zarażona! - Warknęła, wykonała obrót wokół własnej osi z lekko uniesionymi rękami, niby pokazując, że nie ma niczego podejrzanego na ciele - Więc albo siłą, albo wcale - Fuknęła, po czym odmaszerowała od niego kawałeczek w stronę drzwi ambulatorium, nim chwycił ją mocno za ramię i powstrzymał dalszy ruch.
-No… masz ciężką sytuację nie ma co. Oczywiście, zostałaś porwana i miałaś być mięsem doświadczalnym. Ale ostatecznie nim nie jesteś. Jesteś za to goła i wesoła i broniona za friko przez nas. I pewnie też za friko odstawimy cię na jakąś stację lub planetę… więc skarbie, sytuacja jest taka. Może i ciebie wykorzystali tutaj, ale teraz to ty perfidnie wykorzystujesz naszą dobroć.- przypomniał dziewczynie jej sytuację.-I myśl sobie co chcesz. Może i ładniutka z ciebie dziewuszka, ale w tej chwili jesteś dla mnie tylko pacjentką do przebadania.
- Puszczaj mnie brutalu! - Zapiszczała, nieudolnie okładając go wolną ręką po torsie - I właśnie, że jestem wypłacalna... - Zsunęła się przed nim na kolana, szlochając niczym w jakimś kiepskim dramacie.
-To się zobaczy. Tym teraz się nie przejmuj. Zdrowiem natomiast.. jednak tak. Ktoś musi cię obejrzeć i upewnić się co do twojego stanu. Nie chcesz bym był to ja, to zrobi to Becka. To babka więc czego się wstydzisz?- zapytał głaszcząc ją po głowie jak małe dziecko.
- Ja… no… ten… jestem… jestem... - Próbowała z siebie wydusić - Jestem… dziewicą... - Szepnęła na granicy słyszalności.
-No i? Co ma piernik do wiatraka? Przecież to nie noc poślubna tylko badanie lekarskie.- westchnął Doc zdziwiony jej słowami.-Zamierzam sprawdzić, czy nie ma podejrzanych zmian na skórze, a nie to czy jesteś doświadczona w łóżku. Ty chyba już miałaś wizyty u lekarzy?
- Na mojej planecie mężczyźni nie badają kobiet... - Odpowiedziała.
-No to może zrobić to Becka, jak się wstydzisz.- przypomniał jej Bullit.-Ona jest kobietą.
- Nadal uważam, że to nie jest konieczne… nie mam żadnych śladów ugryzień - Omiotła dłonią swój tors - Widzisz coś? Patrz na moje ręce, nogi, szyję, nie mam nic… ale chyba nie mam wyjścia? - Dodała.
-Musiałbym się dokładnie przyjrzeć.- wyjaśnił Bullit zamyślony, to mogą być małe zmiany.-Strzeżonego bozia strzeże, tak twierdził mój tatko.
- O tu - Pokazała na swoje otarte kolano - To jedyne co mi dolega, upadłam.
Bullit kucnął i przyjrzał się otarciu, po czym sięgnął po bardzo “nowoczesny” element swojej apteczki. Lupę. Zbadał rankę, po czym dopiero ją zeskanował. Wymruczał “hmmm” i wstał dodając nieugiętym tonem.-Jednakże będę nalegał. Becky cię obejrzy i nie powinno być problemu.
Isabell wzruszyła ramionami, po czym minimalnie kiwnęła raz potakująco głową.


Gdy Becka skończyła wreszcie okupować łazienkę, nie tracąc więcej czasu zgłosiła się do Doca. Chciała zagadać w sprawie swojego ucha, ale to Bullit miał do niej sprawę. Okazało się, że Isabell była dla niego oporną pacjentką, co Becky jakoś wcale nie dziwiło. Banda zombie i innych potworów kręci się na całej stacji, a tu jeszcze trzeba się rozbierać przed obcym facetem...
Becka miała pewne doświadczenie medyczne, więc bez wahania zgodziła się zastąpić doca... Zresztą, jeśli wrażliwa Isabell miała być badana przez kobietę, to jaki mieli wybór? XiuXiu?!


Becka i oględziny Isabell

Becka co prawda nie była lekarzem, ale miała pewne pojęcie o udzielaniu pierwszej pomocy. Była przekonana, że to w zupełności wystarczy jak na podstawowe oględziny i stwierdzenie, czy kobieta jest ranna albo zarażona “zombieactwem złośliwym”.
Nie tracąc czasu, blondynki zamknęły się w sali operacyjnej.
- Spokojnie Isabell, obiecuję że nic nie zaboli - powiedziała Becka z przyjacielskim uśmiechem na twarzy.
- A co dokładniej będziesz robić? - Spytała dziewczyna - Też mam się przed tobą rozbierać?
- Sprawdzę tylko, czy jesteś cała i zdrowa. Czasem można być zranionym i nawet o tym nie wiedzieć - zaczęła spokojnie Becka. - Chodzi o bezpieczeństwo wszystkich, na czele z twoim własnym - dodała z przyjacielskim uśmiechem, chcąc aby dziewczyna poczuła się swobodniej.
- No… dobrze, ale z tego co wiem, nie jestem ranna, poza zadrapanym kolanem - Isabell wskazała na obtarte miejsce - Tylko wiesz… no… jakby to powiedzieć… są pewne granice… dobra, to co robimy? - Wydawała się lekko poddenerwowana.
- Spokojnie, damy sobie radę - Becka była spokojna, pełna cierpliwości i troski. W końcu sama też nie miałaby zaufania do grupy obcych i rozumiała, że uciekanie przed zombie może przyprawić o zawał serca.
- To zacznę od tego - powiedziała kucając i przyglądając się jej kolanu. Według tego, co widziała, co sama przeżyła, i czego się już kilka razy naoglądała, Becka nie zauważyła w tym miejscu na ciele dziewczyny nic niezwykłego, ot faktycznie, zadrapane kolanko, jak po upadku, chociażby właśnie w trakcie ucieczki przed zdechlakami…
- I co? - Spytała Isabell, robiąc minkę pełną trwogi.
- Spokojnie - odpowiedziała szybko Becka. - To tylko zadrapanie, zagoi się niedługo. Nie grozi ci nic złego - powiedziała przyglądając się strupkom. - Czy to boli? Możesz biegać? - spytała spoglądając na nią przyjaźnie.
- Biegam, biegam, nic innego mi nie zostało - Dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo - Trochę tylko boli, ot głupstwo… a powiedz mi, kim wy w ogóle jesteście, co robicie na tej stacji, bo na wojskowych nie wyglądacie?
Gdy Becka sprawdziła już kolano, upewniła się w kwestii potencjalnej infekcji i porównała je z drugim, mogła pójść dalej z oględzinami. Skoro już była na dole, zaczęła od oglądania nóg.
- Jesteśmy załogą Fenixa, to nasz statek... Krótko mówiąc, jesteśmy grupą osób, które postanowiły połączyć siły. Tak, dla lepszego życia. I zaprzyjaźniliśmy się - mówiła spokojnie, oglądając pacjentkę.
- Obróć się - poprosiła uprzejmie. - Przylecieliśmy tu z zaopatrzeniem, tylko nie było nikogo, kto by nam za nie zapłacił. Więc weszliśmy na pokład i… te zombie… W sumie całe szczęście, że się spotkaliśmy - wyjaśniała powoli z uśmiechem.

Tak jak Becky powiedziała, Isabell odwróciła się, po czym… zauważalnie przeszły ją dreszcze. Odkaszlnęła.
- Wszystko to takie zwariowane… to co teraz? - Głęboko sobie westchnęła - Wyjdziemy z tego jakoś, prawda?
- Zwariowane, istotnie - podsumowała krótko Becka. - Teraz góra. Zdejmij to... - wskazała na jej postrzępioną koszulkę - oddam ci swoją. Jest cała - powiedziała, płynnym ruchem rąk ściągając swojego niebieskiego T-shirta przez głowę, jednocześnie ujawniając swój mocny czarny stanik ozdobiony koronką.
- Proszę, to dla ciebie - powiedziała kładąc koszulkę na stoliku obok nich.
- Nie obawiaj się, jesteśmy zaradną załogą. Każdy się na czymś zna i z niejednych tarapatów już wychodziliśmy. Teraz też sobie poradzimy - zapewniła spokojnym głosem.
- Naprawdę muszę? - Spytała nieco wystraszonym tonem, odwracając głowę w jej kierunku.
- W sumie, to niekoniecznie - odpowiedziała Becka, która widząc stres Isabelli, wolała dać jej odpowiedź jakiej pacjentka się spodziewała. - Ale sugeruję zamienić koszulkę na tę, całą. A przy okazji zerknę, czy nie masz niebezpiecznych zadrapań - powiedziała spokojnie, uznając że przy dobrym podejściu do sytuacji, dziewczynie będzie łatwiej. - Dla pewności i własnego bezpieczeństwa - dodała spokojnie, przypominając im obu co tak właściwie tam robią.
- No dobrze... - Isabell ciężko westchnęła, po czym ściągnęła swoją koszulkę. Stała tam na moment półnaga, najwyraźniej zawstydzona…


Becka starała się dopełnić obowiązków tak szybko jak się da i przejechała po niej wzrokiem ogólnie w poszukiwaniu jakichś zadrapań, czy śladów ugryzienia. Ale nie widziała nic podejrzanego - dziewczyna miała całkiem gładkie i niewinne ciało.
- W porządku. Nic nie widzę i nie grozi ci… nic złego - zapewniała Becka. Oczywiście była pewna swego zdania zważywszy na chwilę obecną, ale o to właśnie chodziło. Osobiście miała nadzieję, że tak już zostanie i nikt z nich nie zarazi się jakimś cholerstwem.
- I po wszystkim - powiedziała z uśmiechem. - A jak wrócimy na nasz statek, pożyczę ci kilka ciuchów. Mogą być ciut za luźne, ale… sprawdzą się - obiecała i odwróciła głowę w bok, aby dać nieśmiałej koleżance dobrą okazję do ubrania się.
- Naprawdę byś to dla mnie zrobiła? - Isabell uśmiechnęła się po raz pierwszy od dłuższego czasu, ubierając szybko koszulkę Becky - Mnie to siostry zawsze tylko wszystko zabierały...
- Pewnie - Becka odpowiedziała z uśmiechem. - Mam trochę ciuchów w szafie - dodała, zastanawiając się w czym Isabell dobrze by wyglądała. Kolorystycznie większość by pasowała - obie były blondynkami o dość jasnej cerze, ale z figurą już gorzej - Becka była trochę wyższa i... część jej garderoby z odsłoniętym dekoltem niezbyt się sprawdzi na Isabell... będzie za luźna...
- Ja pod tym względem miałam spokój, dorastając z dwoma starszymi chłopami. Nosiłam dziecięce czy kobiece, więc żaden mi nic nie zabierał… Choć z innymi kwestiami różnie bywało, ale ostatecznie… rodzina to rodzina - powiedziała uprzejmie, w miarę dyskretnie obchodząc Isabell dookoła i oglądając jej głowę ze wszystkich stron.
- Już zaraz kończymy badania, jeszcze tylko zerknę na gardło. Spójrz proszę w górę i powiedz aaaaa - powiedziała uprzejmie.
Zamiast zrobić o co Becky prosiła, Isabell najpierw uśmiechnęła się, a następnie... wystawiła bezczelnie język.


- Buuhuu ha ha ha hahahahaha - Becka parsknęła śmiechem. Była to iście genialna odpowiedź, na jedno ze standardowych, ale i dziwacznych poleceń lekarza. Becka chichrała się przez dobrą minutę, kucając i nieznacznie machając ręką w powietrzu. Ta nagła emanacja dobrego humoru udzieliła się też Isabell, w efekcie czego obie blondynki uśmiały się w najlepsze.
Dopiero po dłuższej chwili, nadal ze szczerymi uśmiechami na twarzach, blondynki opanowały się na tyle, aby powiedzieć coś konstruktywnego.
- Dobra, nic ci nie jest. A jakbyś się źle czuła to zawsze możesz dać mi znać - powiedziała w końcu Becka, nadal z uśmiechem rozbawienia na twarzy.
- I pamiętaj, że śmiech to zdrowie - dodała szybko, po czym obie znowu się pośmiały.

Skończyły badania i mniej więcej wtedy, Becka poczuła się trochę… nieubrana. Złapała więc kurtkę (a zarazem zbroję) i zarzuciła ją na siebie.
Isabell, siedząc na kozetce, trąciła bosą stopą, stojącą przed nią Beckę.
- Czy Nightfall kogoś ma? - Wypaliła nagle, i natychmiast się zarumieniła.
Becka uśmiechnęła się do niej zadowolona. Podobało jej się, że dziewczyna się integruje.
- Nie ma. Z tego co wiem to nie ma, a znamy się pół roku - odpowiedziała z uśmiechem. - A tak w ogóle, to jestem całkiem niezłą swatką. Sama zadziałasz, czy może ci pomóc? - spytała przyjaznym i pełnym wsparcia głosem, nadal się uśmiechając... odpowiedź Isabell została już między nimi dwiema...


Raport dla doca był dość krótki. Isabell była zdrowa, bez żadnych oznak zarażenia zombiefikacją.
Ryder miała nadzieję, że teraz doc zajrzy jej do ucha i zobaczy co i jak. Niestety zanim zdążyła go o to poprosić, cała załoga plus Isabell, zebrała się na naradę. Podsumowali tam ich sytuację i pogadali ogólnie. Nadal jeszcze nie wszystko wiedzieli, ale zmierzali powoli we właściwą stronę. Co najważniejsze - Lenna przeżyje.
Podczas narady Nightfall miał ciekawe wystąpienie:
"Night leżąc rozwalony na kojo, w milczeniu przysłuchiwał się naradzie... aż nagle...
- Kurwa… - zaklął i pobiegł do łazienki."
Becka przyłożyła wówczas dłoń do ust, powstrzymując się aby nie parsknąć śmiechem. Oczywiście odniosła mylne wrażenie i chodziło o coś innego. Ale i tak dobrze było wiedzieć, że mimo tego wszystkiego przez co przeszli, Becka nie straciła poczucia humoru.


Becka & Bullit (oględziny n+1)

Gdy skończyli rozmowę całą ekipą, nastał czas na badania, przez które przejść musiała chyba cała załoga. Punktem dla Becky było to, że miała już umówioną wcześniej wizytę - blondynka “wyciągnęła numerek” umawiając się na badanie, gdy tylko skończyli operować Leenę i potem jeszcze updateowała go po zbadaniu Isabell.
Nastał moment, aby dowiedziała się czy coś jej dolega, oraz ewentualnie jak temu zaradzić.
- Hej. Rzucisz okiem? - zagadała spokojnie, wskazując nieznacznie na swoje ucho.
-W zasadzie to wolałbym obejrzeć wszystko…- stwierdził raczej stanowczym i spokojnym tonem Bullit.- Zwłaszcza jeśli oberwałaś w walce… zwłaszcza przy walce w trupkach.
Po czym podrapał się po brodzie mówiąc.-Co prawda...hmm… sam zamierzałem się umyć,ale niech ci będzie… obejrzyjmy te rany. Co ci się stało… znaczy w jakiej sytuacji oberwałaś?
Po czym zabrał się za oglądanie rany.
Becka oczywiście ustawiła się odpowiednio, siadając na krześle i odwracając głowę lewym uchem w kierunku światła.
- Resztę już sama sobie sprawdziłam pod prysznicem. Dzięki za troskę - odpowiedziała na wstępie, doskonale zdając sobie sprawę z tego co chodziło docowi po głowie.
- A to nie sprawka zombie. To ten cholerny cyborg, złapał mnie za głowę i chciał ją wycisnąć jak cytrynę. Na szczęście Xiu rozwaliła go zanim on rozsadził mi czaszkę - powiedziała, aby przy okazji odwrócić swoją uwagę.
- I jak myślisz? - spytała po chwili, obawiając się najgorszych wyroków, począwszy od krwotoku wewnętrznego, skończywszy na głuchocie na to ucho.
-Jak myślę? Dopóki nie mam danych na temat choroby to równie dobrze może się ona roznosić w powietrzu. Nie wiemy, czy filtry wirusowo-bakteryjne na tej bazie działają. Dlatego są potrzebne dokładne oględziny i badania… Nie wiemy, czy tutejsze systemy elektroniczne potrafią wykryć wirusa, ale to że z automatu nie włączyła się procedura kwarantanny, jest niepokojącym sygnałem. Rana nie wygląda strasznie, ale.. nie wiem... coś mi w niej nie podoba. Zauważyłaś może jakieś inne zmiany pod prysznicem?- zapytał Bullit oddając się drobiazgowym badaniom jej rany.-Pobiorę ci próbkę krwi do analizy, ale wirus może się umieć maskować przed standardowymi testami. Więc zanim ją zbadam poszerzę zawartość bazy danych o dane tutejszego lekarza.-
Becka nie była w najlepszym humorze. Wieści doktora nie zapowiadały się jako radosne rewelacje - wręcz przeciwnie.
- Wcześniej rozsadzało mi głowę, ale potem ból stopniowo malał. Tylko to ucho... nadal, bolało i krwawiło. Potem krew usta, więc myślałam że zrobił się skrzep albo strupek. Nie myłam ucha, na wszelki wypadek wolałam zostawić je dla ciebie... Jeszcze by się soć pogorszyło. - powiedziała, dość cichym, ale i niespokojnym głosem.
- Aha, widziałyśmy z laskami jak cyborg zabił tamtego żołnierza. On był zdrowy, ale nie pomyślałyśmy aby pobrać jego krew. Potrzebowałbyś jej? Mów do mnie doc, czy to coś poważnego? - poinformowała, z niecierpliwością oczekując na ostateczny werdykt.
-Nie wiem.. mamy do czynienia z sztucznym draństwem więc to wróżenie z fusów, dopóki nie dorwę się do miejscowych baz danych. Każde odstępstwo od normy jest potencjalnym śladem choroby, każdy wyprysk, każda plamka.- wzruszył ramionami Bulit.
- O cholera - podsumowała krótko Becka. Zrozumiała, że martwiła się o swoje mechaniczne uszkodzenie ucha, w obliczu bardzo ciężkiej i zakaźnej epidemii zobiactwa. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że sytuacja całej ich ekipy była naprawdę poważna.
- Potrzebujesz czegoś więcej? Próbki krwi, czy coś? - spytała, skłonna mu pomóc.
- Nie wiem czy to cokolwiek da... - Mężczyzna zaczął oglądać jej ucho. Ostrożnie je przemył, po czym świecąc w owe ucho, wydawał z siebie wielce poważne “acha...”, “ok...” i “no dobra…”, podczas gdy Becka siedziała jak na szpilkach, czekając na werdykt.
- Masz uszkodzony bębenek, w tej chwili tego raczej w żaden sposób nie uleczymy. Dobrze chociaż, że całkowicie nie ogłuchłaś - Uśmiechnął się niemrawo. A jego diagnozy miały być jeszcze gorsze…
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 11-05-2016 o 16:17. Powód: Dodanie dwóch scen.
Mekow jest offline  
Stary 11-05-2016, 14:48   #22
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
„Ile oni niepotrzebnie pierdolą…” olbrzymka nie wierzyła własnym uszom, a fakt, że na statku sprytnie unikała załogantów i tylko w tak ekstremalnych sytuacjach jak ta, miała okazję ich dłużej posłuchać, nie ułatwiał Xiu zadania. W końcu jednak, nie widząc sensu w przebywaniu z nimi w jednym pomieszczeniu, różowo włosa udała się na kolejny patrol, który po prostu był ucieczką od niechcianego towarzystwa.
Samozwańcza narada niczego nie przyniosła. Dalej byli w czarnej dupie.
Maszerując gniewnie, niczym podczas wojskowej musztry, rozładowywała złość i nudę, rozkoszując się samotnością.

Ileż można było patrolować pusty korytarz, by dojść do wniosku, że w końcu można dać se z tym spokój i najnormalniej w świecie usiąść na zadzie? Xiu nie była pewna, więc zrobiła jedenaście i pół kółeczka, zanim w końcu nie stwierdziła, że ma to wszystko gdzieś.
Gdzie była? Nie była pewna, ale jakoś jej to nie przeszkadzało, aktualnie rozkoszując się względną ciszą i spokojem, z dala od wkurzających załogantów, wymuszanych pseudo dyskusji, górnolotnych planów, które w żaden sposób nie urządzały ich na lepszym stanowisku i wszelkiej innej maści integracji międzyludzkiej, która była dla wojowniczki zbędna i obojętna.
Zmęczona, opierając się plecami o ścianę, zdjęła hełm i wyłączyła Unicom. Bolała ją noga, prawa dłoń i brzuch. Wprawdzie rana nie krwawiła, ale poparzenie piekło jak diabli, a skorupa krwi zebrana u wylotów pchnięcia, nieprzyjemnie uwierała pod pancerzem, co chwila się nadrywając.

Myśli w zmęczonym i jakby wypalonym umyśle nie chciały płynąć w jednostajnym kierunku. Olbrzymka przetarła zmęczoną twarz, opancerzoną ręką, po czym przyjrzała się znalezionej karcie pokładowej. Po wała ją zwinęła? Nie miała ochoty nigdzie chodzić. Nie miała ochoty niczego szukać. Nie miała ochoty nikomu jej dawać, bo to równałoby się z powrotem do „towarzyszy” i udzielaniem im odpowiedzi na gradobicie pytań. Nie miała ochoty tu być, tak samo jak nie miała ochoty odpowiadać za cały ten bajzel. Chowając identyfikator do kieszeni, zdjęła z ramienia broń, którą Becka zabrała od martwego pizdusia. Xiu była pewna, że koleś przed śmiercią się przedstawił, ale za bogów nie mogła sobie przypomnieć jak się nazywał. To było jej przekleństwo… gdy miała kogoś lub coś głęboko w poważaniu, nie dało się jej zmusić do zapamiętania szczegółów. Choćby skały srały lub wiersze recytowały, nie było takiej opcji. „Niepotrzebna” wiedza, nie trzymała się jej umysłu, przez co, była wolna od wielu problemów, ale też wpadała w wiele, gdy nagle okazywało się, że informacje okazywały się niezbędne do funkcjonowania.

Karabin okazał się sprawny, czysty i zgrabny. Strzelał plazmowymi pociskami, których aktualnie miał 21, nie to jednak cieszyło oko wojowniczki, a podwieszony wyrzutnik z ostatnim, ostałym granatem.
- Mój ty skarbeńku piękny… - wyszeptała czule podnosząc broń do twarzy i przytulając do niej policzek. - Mamusia tak się cieszy, że cię w końcu znalazła… - Xiu uśmiechnęła się ckliwie, napawając się chwilą. Wszystkie złe sytuacje, mają też jednak i dobre strony… ta, była właśnie jedną z nich. - Przemaluję cie na różowo i będziemy robić buuwaahhhr i buuuuum i… rozpierdoool… Co ty na to? - olbrzymka przyłożyła broń, jakby szykując się do ostrzału.
- Tak Xiu, tak, jestem taki szczęśliwy! - odparła piskliwym głosikiem, potrząsając plazmówką, nadając przedmiotowi życia.
Resztę czasu spędziła na animowaniu rozmowy między nią a nową zabawką, snując wielkie plany na przyszłość. Miejsca, które razem zniszczą i ludzi, których razem zabiją. Umysł jej, choć z pozoru pozbawiony trosk, dalej żwawo kalkulował i obliczał dziwne równania, planując bezpieczną ucieczkę do statku, aż w końcu kobieta dojrzała do rozmowy… ze szczurem.

- Szczur możesz do mnie przyjść? - Uchu usłyszał w Uni, krótką “prośbę” od Xiu. -Jestem gdzieś na korytarzu… - rzuciła, dość oględnie i inżynier był prawie pewny, że kobieta nie wie gdzie się dokładnie znajduje.
- Hm… okej…? - Chis wyszedł z pomieszczenia, rozglądając się po korytarzu.
-Teren jest czysty więc się nie czaj po kątach… - usłyszał lekko ponaglający, głos kobiety. Chyba była zmęczona. Sama zaś Xiu siedziała rozparta pod ścianą, gdzie rozłożyła oba karabiny i hełm, jakby rozstawiając mały jarmarczny kramik z kosztownościami i czekała na towarzysza, odpoczywając.
- Witaj Xiu. Czy… wszystko w porządku? - zapytał z troską szczur, zbliżając się powoli do kobiety - Czemu chciałaś mnie widzieć?
- Siadaj…- olbrzymka poklepała miejsce obok siebie, wyłączając Unicom by nikt jej nie przeszkadzał. - Sprawdzałeś już trasę powrotną na statek? Chciałabym się jej przyjrzeć.
- Cóż, nie jest najlepsza… czekaj, mam dane na moim komputerku - powiedział Chis, wyciągając z kieszeni spodni swój komputer-kartę - Tu…- powiedział, wskazując na wyświetloną mapę stacji kosmicznej -jest bardzo dużo zombich. Poziom wyżej jest lepiej, ale to droga naokoło i w dodatku jest tam wielka dziura w przestrzeń kosmiczną. Chyba damy sobie radę… - sam nie był pewien swych słów.
- Nie da się ominąć tej dziury? Są jakieś dodatkowe przejścia? Blokady? - Xiu z zainteresowaniem, wpatrywała się w obraz, ale Chis nie był pewien czy w ogóle czai na co patrzy.
- Obawiam się, że albo zombie, albo dziura. Nie znam innej możliwości.
- A co to kurwa, dziura na środku, że nie da się jej obejść? Nie ma jakiś bocznych korytarzy? Nie będziemy przecie uskuteczniać międzygwiezdnego kankana… - różowo włosa, ściągnęła brwi w niezadowoleniu.
- Niestety, inaczej się nie da. Zresztą, możesz spojrzeć na mapę i poszukać innego przejścia, ale wątpię, byś je znalazła. Jak sama widzisz na mapie, akurat dziury są w tym miejscu, gdzie z poziomu 6 byśmy weszli na poziom 5, więc...
- A inne piętra? - Xiu wzięła do rąk komputerek, przysuwając go blisko twarzy. - Zawsze możemy poskakać między piętrami… chyba nie mają tu tylko jednej windy, nie?
- No nie wiem, akurat tam gdzie są dziury na 6 piętrze bylibyśmy doskonale w miejscu w którym jest nasz statek. Oczywiście, windy są w innych miejscach i możemy z naszego piętra przenieść się na poziom 5 w innych miejscach… ale wtedy musielibyśmy chodzić na dole i bić się z zombiakami. Obawiam się, że naprawdę nie ma innych możliwości.
- Umiałbyś sprawdzić czy na tym poziomie lub wyższych znajdują się jakieś składy z kombinezonami kosmicznymi? - kart-komputer, obracał się w wielgachnej dłoni we wszystkich kierunkach, by w końcu zastygnąć z obrazem do góry nogami.
- Hm… nie szukałem, musiałbym poszperać. Pozwolisz? - spytał, gdy jego dłonie chwyciły komputer-kartę. Coś zaczął na nim klikać, szukając danych -Oh, jedne miejsce z nimi jest tutaj, na poziomie 4, a następne na poziomie 6. To chyba dobrze, nie?
- Może i tak… a może i nie… nie wiadomo ile tych kombinezonów tam leży… - burknęła pod nosem Xiu, przyglądając się wąsom Uchu. - Idź z Nightem sprawdzić ile ich mamy na swoim poziomie… Nic cie nie zje więc nie panikuj. Ja muszę iść się przebadać, bo coś czuję, że od pewnego czasu ktoś się do mnie dobija… - kobieta wskazała na Uni bezczelnie wyjęty z ucha i wyłączony. - Ale to za chwile… jeszcze sobie odpocznę…

***

Czas mijał, a ona leniwie siedziała wpatrując się w świetlówki. Uchu dawno poszedł, zostawiając ją z nowymi problemami, którymi musiała się zająć. Gdy Leena się obudzi, już ta jej podziękuje za rozrywkę jaką jej przysporzyła. Włączając Uni, przyłożyła go do ucha, z zamiarem włożenia go na miejsce. Nie zrobiła tego jednak słysząc krzyk w mini głośniczku.
Wkurwiony Dave, nawoływał ją, prawdopodobnie od dłuższego czasu i teraz tracąc wszelkie hamulce napierdalał niczym syrena alarmowa.
-Idę, no kurwa, idę. - wypowiedziała komunikat, wyłączając ponownie Uni i chowając go do kieszeni. Nie będzie przecie słuchać tego prucia się o nic.
Zebrawszy swoje manatki, wróciła do laboratorium. Gdzie została opatrzona i obbadana. Przy okazji dowiedziała się, że jest zarażona zombie wirusem, choć w zasadzie to podejrzewała to od kiedy poczuła dziwne mrowienie w dłoni. Głąbem nie była, choć się na takiego kreowała.

Po oględzinach, wojowniczka skorzystała z łazienki i chwili wolnego, przed następną chujową naradą. Umyła siebie, wypucowała zbroje, nawet broniom też się trochę dostało miłości, po czym opancerzona i ukryta pod hełmem, wyszła na spotkanie towarzyszom.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 11-05-2016, 18:53   #23
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Po pewnym czasie Bullit zwołał wszystkich przez komunikator ponownie do ambulatorium. Zakończył zapoznawać się z danymi znajdującymi na komputerze lekarskim, zakończył również badanie wszystkich całej załogi Fenixa, pobierając również krew każdego z nich, łącznie z próbką od Isabell.

Trzy razy mały gadżet, którym ową krew pobierał, zaskrzeczał dosyć niemiło:
- “Warning, zakażenie nieznanego pochodzenia. Warning, zakażenie nieznanego pochodzenia”...

Dave Opatrzył również rany towarzyszy, jakich nabawili się w trakcie walk.

- Dobra, słuchajcie... - Odpalił papierosa - Sprawy wyglądają następująco: Wirus, pod słodką nazwą XENUś piąty, jest wirusem o pięciogodzinnym czasie inkubacji, przenoszący się przez ugryzienie, lub zadrapanie, krew zarażonych również jest nośnikiem. Ciało zaczyna gnić, robi się niebieskawe, zielonkawe, następuje zgon, i reanimacja przez połączone z wirusem nanity. Broń biologiczna i doskonała - Wypuścił dymka - Znalazłem w ambulatorium jedną szczepionkę, kilka z nich znajduje się jeszcze na poziomie 5 i 7. Zajęłem się już replikacją szczepionki, lub mówiąc prościej… jej klonowaniem. Potrwa to jednak pewien czas, i musi być przeze mnie nadzorowane, oprócz tego ktoś powinien doglądać Leeny. Znalazłem również 3 zastrzyki z leczniczymi nanitami, wystarczy je sobie zwyczajnie zaaplikować, a w ciągu kilku minut szprytne robociki w waszym organizmie zajmą się waszymi ranami...

Dave położył na stole antidotum na wirusa, oraz zastrzyki lecznicze. Spojrzał po wszystkich zebranych z poważną miną.

- A teraz nieco mniej zadowalające wieści… Becka jest zarażona, podobnie jak Xiu i Leena. I zaraziły się najprawdopodobniej właśnie od kontaktu z krwią Zombie, nie stwierdziłem bowiem u żadnej z nich ugryzień. Mamy więc 3 zarażone osoby, 1 szczepionkę, po pozostałe zaś trzeba się wybrać. Ja w tym zadaniu jednak nie mogę uczestniczyć, więc wasz wybór moi mili, tylko nie róbmy głupstw... - Dłoń kosmicznego kowboja znalazła się nieco bliżej jednego z jego laserowych rewolwerów… po czym się roześmiał, i zakończył ten mały wygłup. Być może chciał w ten sposób rozładować napiętą sytuację.

Becka straciła chwilowo mowę. Więc jednak się pozarażali! Już nic gorszego nie mogło ich spotkać! Świadomość swojej choroby i jej ostateczny rezultat, przyprawiały Beckę o poważny wzrost ciśnienia i zawrót głowy. Kobieta musiała usiąść na podłodze, aby przypadkiem nie zemdleć.

- Powiedzcie, co to było za fatality. Wyrywanie jaj przez gardło, czy głowy wraz z kręgosłupem? - Night się zaciekawił. - A tak, miałem nic nie mówić. Dobra, pójdę po te cholerne szczepionki. Miło by mieć przy boku kogoś od otwierania drzwi - spojrzał na Uchu wzrokiem obiecującym wspaniałą przygodę.

- Pięć godzin. - odezwała się Xiu, poprawiając zbroję, którą na szybko włożyła po oględzinach Doca. - Pięć godzin… - mruknęła bardziej do siebie, niż towarzyszy.
A więc nie zostało jej dużo czasu na życie i w sumie nieżycie też. - Szczepionkę daj Leenie, a następną Bece. - to nie była propozycja, a polecenie służbowe.
Olbrzymce pozostało pięć godzin. Właściwie to mniej, gdyż jako pierwsza się zaraziła, a trochę już zabalowali na stacji. Dłoń pod rękawicą, wyglądała paskudnie, choć o dziwo nie bolała i sprawnie funkcjonowała.
Z jakiegoś powodu, kobieta nie czuła przerażenia, właściwie to nic nie czuła.

Ryder popierała decyzję Xiu i poparła ją nieco nerwowym potakiwaniem głowy oraz niemrawym - Ehe. Pierwszą szczepionkę powinna dostać uziemiona Leena, a one na znalezienie leków dla siebie miały te parę godzin do dyspozycji... tylko było to, kruca bomba, mało czasu!
Czy szczepionki te były skuteczne, to już inna kwestia. Skoro były na stacji, to dlaczego personel ich wcześniej nie użył? Nie zdążyli?! Becka była bardzo niespokojna i oddychała ciężko.
- Co teraz zrobimy? - zarzuciła cicho, odzyskując mowę... ale nadal nie będąc w stanie wstać z zimnej podłogi.

- Jak nie starczy kombinezonów, zostanie wysłać zwiad do doku i… - strzelec odchrząknął. Wszyscy i tak wiedzieli co chce powiedzieć, mimo to nie odmówił sobie przyjemności. - Zwabić jak najwięcej zombie pod zhakowane wieżyczki - na jego twarzy wykwitł promienny uśmiech. - Reszta z Leeną spokojnie dołączy piątym - podsumował.

- Jeśli nie macie nic przeciw, chętnie wam pomogę - Odezwała się Isabell - W końcu siedzimy w tym razem, a nie chcę być tylko damulką, co to palcem nie kiwnie - Uśmiechnęła się na moment.

Isabell, spoglądając na pozostałych, chwyciła za zdobyczny karabin. Widząc jednak miny reszty towarzystwa, szybciutko odłożyła go na miejsce, nie mając zamiaru wojować z resztą załogi Fenixa.
- Przepraszam... - Powiedziała zmieszana, uśmiechając się na drobny moment. Korciło ją pochwycenie w dłonie maszynerii zdolnej jednym strzałem pozbawić życia(lub nie-życia) jednostki stojącej po niewłaściwej stronie lufy… Ona jednak była skromną, słodką jasnowłosą “laleczką”... gotową drogo sprzedać swoją skórę.



- Wara precz od mojej broni… - fuknęła Xiu do “nowej”, pospiesznie zagarniając wszelką broń i niebroń do siebie. - Chcesz się przydać, to pilnuj nieprzytomnej Kapitan i w razie co pomagaj w myśleniu temu tu o… - wojowniczka wskazała kciukiem na Davea. - Przyda mu się trochę świeżego powiewu w tym zaczadzonym umyśle pod kapelutem.
Skoro kobieta już zaczęła rozporządzać dziećmi w piaskownicy, postanowiła się nie ograniczać. - Night i Uchu, szukacie kombinezonów, Uchu zna szczegóły to cię wtajemniczy. Ja i Becka pójdziemy szukać szczepionek, obie jesteśmy zarażone więc nam to już zwisa i powiewa, czy zarazimy się jeszcze raz. Jesteśmy w kontakcie, więc nie ma co pierdolić tylko… rozejść się. - olbrzymka, dopięła ostatnie zatrzaski na umundurowaniu. Sprawdziła i zawiesiła wszystkie trzy bronie, topór u pasa, deszczowiec na ramię i boombooma na drugie, po czym machnęła na Beckę i łapiąc Bullita za rękę zaciągnęła go do kompa. - Gdzie znalazłeś te piździelstwa, pokazuj.
Becka potrząsnęła głową dla otrzeźwienia i pospiesznie wstała z podłogi. Nie był to dobry moment na panikę, musiała się skupić, aby zapamiętać plany odpowiednich pięter i nie przegapić niczego ważnego o czym będzie mowa. Od tego mogło zależeć życie jej i innych.

Uchu przytrzymał ręce przy swojej buzi. Trzy zarażone osoby, wszystkie kobiety, w tym nieprzytomna kapitan… było źle, bardzo źle. Bał się - nie tyle o siebie co o swoje przyjaciółki - i bardzo, bardzo się martwił.

- Ja… - zaczął - Jesteście pewne, że nie chcecie, żebym z wami się udał do szczepionek? - spytał Beckę i Xiu - Mogę wam pomóc, to bardzo ważne… ale oczywiście, jeśli chcecie mogę się udać do kombinezonów, wiem gdzie są, mam mapę.

- Hm… Isabel, jak się czujesz? - spytał niepewnie Chis - Ja… chciałem przeprosić, poczatkowo wziąłem Ciebie za potwora, ale chyba byłem w błędzie. Sorki, chciałem Ciebie wrzucić do izolatki… - szczur wyraźnie się zarumienił.
- No spoko, zresztą nie tylko ty... - Spojrzała w kierunku Doca - A niektórzy to chcieli się mną jeszcze lepiej “zaopiekować” - Kwinęła głową w stronę Nighta - No ale zdarza się, każdy się myli - Minimalnie się uśmiechnęła.
- Nie, serio, przepraszam. Ocaliliśmy Cię i zaraz potem chcieliśmy Cię wsadzić do izolatki czy coś. Nie ładnie, bardzo nie ładnie… - mlasnął niechętnie na samego siebie - Er, w każdym razie postaramy się Ciebie oczywiście wysłać z powrotem na Twoją rodzinną planetę o ile będzie to tylko w naszej mocy, co do tego nie musisz się bać - uśmiechnął się delikatnie do blondynki.
- Wstydź się Uchu - Night stanął przy Isabell, lecąc w chuja, że jego to nie dotyczy, a lepszego "zaopiekowania się" wcale nie kojarzy. - Nie wyobrażasz sobie koszmaru, przez który dziewczyna przeszła. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? To jest niepojęte, nie, nie spodziewałem się po tobie - powiedział z ogromnym zawodem w głosie. - Podoba ci się? - strzelcowi nie uszedł uwadze błysk w oku, z którym blondie mierzyła karabin. - Wersja A2, układ ze składaną kolbą. Wybaczysz mu jak nauczę cię strzelać?
- Hmm... - Zaczęła się wielce zastanawiać Isabell, mrugając po chwili do Nightfalla.

Uchu patrzył przez ramię Docowi, który nadzorował proces klonowania szczepionki. Co prawda bio-chemia była poza jego zainteresowaniami naukowo-technicznymi, ale miło było popatrzeć. Co chwila rzucał ciekawskie “a co to?” i “co teraz robisz?”. W sumie myślał też kiedyś o tym, czy nie zostać lekarzem, ale nigdy nic z tych marzeń nie wyszło - troszkę szkoda. Może powinienem kiedyś pomyśleć o jakimś kursie medycznym i pierwszej pomocy?

W całym tym zamieszaniu Uchu zapomniał o Nightcie i jego prośbie o pomoc- Eeeeem… coś mówiłeś o otwieraniu drzwi? - spytał, starając się wrócić pamięcią do tamtego momentu.
- Że wejście do niektórych pomieszczeń wymaga wbicia kodu dostępu - Night pogwizdywał, udział w grupie wsparcia okazał się naprawdę oczyszczający - Przeważnie do tych, które mają ciekawą zawartość, albo... za którymi można się schować przed zombie free hugs. Jak nie, to pożycz chociaż hack-kartę. Nie chce drapać w drzwi tak długo, aż ktoś po drugiej stronie łaskawie ożyje i mi otworzy.
-Szczurku idź się plątać pod nogami gdzie indziej… - Xiu wygoniła Uchu od komputera, sama skupiona na odpowiedzi, której jeszcze nie otrzymała.
- Tu... - Pokazał jej w końcu Dave na mapie, wyświetlanej na monitorze - I tu... - Przewinął mapę stacji o poziom niżej - Można by skopiować na mini-dysk, też mam. Tylko serio chcę go w całości - Spojrzał na Xiu.
Becka skupiła się na tym co mówił i pokazywał doktor. Sprawy mogły się różnie potoczyć, mogli zostać zmuszeni by się rozdzielić albo coś, więc pilotka musiała wiedzieć gdzie szukać swojej życiodajnej szczepionki.
-Jasne...dawaj go. - kobieta wystawiła rękę w oczekującym geście, pukając nią co chwila w ramię doktorka i ponaglając jego ruchy. -Są tylko dwie sztuki? Mam brać wszystko co wlezie? Jak to gówno rozpoznam? Becka czaisz coś z tego bełkotu? Nie chce mi się tego zapamiętywać… - olbrzymka parsknęła śmiechem, jakby cała ta sytuacja nie robiła na niej jakiegokolwiek wrażenia, a wręcz jakby traktowała ja jak przerwę na reklamy w bardzo nudnym filmie.
- No, yyy - zaczęła niepewnie Becka. - Tak, mhmm, tak - powiedziała potakując głową i przyglądając się tej szczepionce którą mieli. Powinna sobie poradzić, a w ostateczności mieli przecież kontakt radiowy.
- Nie dwie sztuki, tylko w dwóch miejscach mają być te szczepionki. A ile ich tam jest, cholera wie, może ktoś już na nich łapy położył… powinny wyglądać dokładnie jak ta co tu mamy, lub podobnie. W każdym bądź razie są na pewno jakoś opisane, a czytać wszak umiesz - Doc dał jej mini-komputer z wgranymi mapami ich celów.
- Może umiem, a może nie… - odparła, chowając kartę do kieszeni, rozglądając się za znalezionymi leczniczymi nanitami. - Biere jeden… i jeśli nikt się szybko nie zdecyduje to zaraz wezmę i drugi… - burknęła trochę głośniej, zabierając małą strzykaweczkę ze stołu. W jej dłoniach wyglądała naprawdę tycio.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 14-05-2016 o 17:43.
Kaworu jest offline  
Stary 11-05-2016, 20:32   #24
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Towarzystwo rozdzieliło się po raz kolejny na stacji, mając konkretne zadania do wykonania. Mniej więcej wiedzieli już, co ich może czekać w tym cholernym miejscu prawie jak z koszmarów, i byli gotowi na wiele. Gonieni zaś czasem, którego było co dla niektórych coraz mniej, nie pozostawał im zbyt duży wybór…


Doc(Leena+Isabell)

Kowboj został w ambulatorium, doglądając klonowania szczepionki. Niestety, nie ufał maszynerii, nie miał więc zamiaru pozostawiać tego procesu na pełnym automacie… wolał dmuchać na zimne, czy jak to tam szło.


Do tego równie ważną kwestią było pilnowanie Leeny, dochodzącej do siebie po operacji. Jej stan był stabliny, i powinna niedługo się obudzić. Niepokojącym był jedynie jej siny kolor twarz, Doc “za chwilę” mógł jej podać szczepionkę, powinno więc być dobrze.
- Wiele już przeszliśmy - Powiedział wpatrując się w nieprzytomną kobietę - Tak łatwo się z tego wszystkiego nie wymigasz... - Uśmiechnął się markotnie.





Uchu, Nightfall

Inżynier i strzelec przemierzali korytarze poziomu 4, w poszukiwaniu skafandrów próżniowych, które były im potrzebne do zrealizowania dalszego planu. Na tym poziomie ponoć miało być bezpiecznie, także Uchu nie był aż taki poddenerwowany jak zwykle… do czasu zauważenia pierwszych śladów krwi.

Tutaj chyba również były Zombie.

Albo i inne świństwa? Kolejny cyborg, następny robal, albo psiak z zabójczym ogonem? Wszystko zaś bardzo niezdrowo zainteresowane, by przerobić ich na swój posiłek… Jednak nie, nie natrafili na nic, na żadnego zdechlaka, na żadną bestię. Jedynie cisza, odgłos ich kroków, od czasu do czasu bezgłośne, wirujące sygnały alarmowe na ścianach czy sufitach. Ta stacja nawet bez ryczącego czegoś, chcącego zerwać swej ofierze twarz, przyprawiała często o dreszcze.


Zauważyli drzwi, niby zwykłe drzwi jakich mało… na tych jednak widniał duży napis “KAPITAN”. Czyżby kajuta dowodzącego całym tym cyrkiem szaleńców? Zatrzymali się oboje wpatrując w drzwi, może warto było tam zajrzeć, może znajdą coś ciekawego.

Zaryzykować?

***

- Gdzie teraz? - Spytał dosyć cicho Night, idąc przodem. Poruszał się w korytarzach profesjonalnie niczym jakiś żołnierz, karabin wycelowany przed siebie, gdzie spojrzał mężczyzna, tam i lufa, skupiony i gotowy…

Isabell.

Wplątana przypadkiem w cały ten syf razem z nimi, blondyneczka o naprawdę miłych kształtach. Te błękitne oczka, wpatrujące się z trwogą w swych wybawicieli, te apetyczne usteczka, miły głosik, niewielki biuścik poruszający się w rytm przestraszonego serduszka, i ten tyłeczek…

Mężczyzna potrząsnął głową.
- Skup się baranie! - Sam siebie zganił pod nosem. Nauki strzelania i inne takie niestety musiały poczekać. I może do nich nigdy nie dojść, jak będzie myślał nie tą główką co trzeba.
- Co mówiłeś? - Spytał inżyniera - W lewo?

Skręcił więc w korytarz po lewej.

I oboje na chwilę zamurowało. Gdzieś czterech, albo pięciu Zombie zżerało kogoś leżącego na podłodze, wśród naprawdę wielkiej jatki. Ten nieszczęśnik był już dawno martwy, pełniąc teraz już jedynie rolę posiłku, a odgłosy towarzyszące tej uczcie zdechlaków wywracały jednak żołądki na lewą stronę. Uchu aż się na ten widok zapowietrzył, i właśnie owy świst z jego płuc zwrócił uwagę Zombie na ich skromne osóbki.






Becka, Xiu

Młode kobiety zjechały windą o poziom niżej. Na 5 już wszyscy byli, to tu na samym początku przechodzili, mijając zniszczone laboratoria… czy to o nie chodziło Docowi? Tu także uciekali wszyscy przez dwudziestoma Zombie. Nie było co prawda niby tak strasznie jak na poziomie 6, gdzie trochę dostały po tyłkach za sprawą pieprzonego cyborga, jednak na spokojny spacerek nie było chyba co liczyć.

Opancerzona Xiu, powoli już obwieszona wszelką bronią, i Becka ze znalezionym karabinem, “wypożyczonym” od Doca i Nighta. Obie głęboko odetchnęły, gdy drzwi windy otwarły się na oścież. Czas zacząć działać.

Gdzieś w oddali mruczały zdechlaki.

Ruszyły według wytycznych mapki na Computer Card. Korytarzem prosto, w lewo… Zombie! Ledwie jednak sztuk 2. Powinno być łatwo. I było. Krew, smród, puste korytarze, krwiożercze stwory czające się na każdym kroku, fakt bycia zarażonym śmiercionośnym wirusem, zmieniającym ich powoli w takich zdechlaków… to motywowało do działania, to wywoływało przygnębienie, ale i również wściekłość. A tej Xiu miała wystarczająco.




***

Były już blisko celu. Laboratorium, sztuk 4, w głównym korytarzu. Tędy całe towarzystwo przechodziło na początku swej wycieczki… od laboratoriów oddzielało je jedno skrzyżowanie. A tam, zarówno po lewej jak i prawej, było właśnie słychać Zombie. Nie mając innego wyjścia, zajrzały “zza winkla”, najpierw w jedną, potem w drugą stronę.

Po stronie Xiu pięciu palantów, łażących bez celu bocznym korytarzem, u Becky trzech… może tym razem nie siłą, a przebiec cichutko przez skrzyżowanie, a już się uda?

Gówno, a nie się uda.

Za strategicznym skrzyżowaniem korytarzy, dokładnie na środku korytarza, i dokładnie pośrodku czterech laboratoriów, pojawił się nagle… hologram, który obie już znały.

- Proszę o identyfikację - Odezwała się wirtualna pipa, i miała chyba właśnie na myśli Xiu i Beckę!


- Proszę o identyfikację. Czy jesteście sabotażystami? - Spytał hologram.

A w bocznych korytarzach, to jeden i drugi Zombie, zrobili zdziwione “hrrr?” słysząc nietypowe na obecną sytuację, i zapewne warte choć chwilowej uwagi, dźwięki...




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 11-05-2016 o 20:52.
Buka jest offline  
Stary 21-05-2016, 13:57   #25
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację


Dwa milczące kształty przemierzały zaciemniony, migający czerwienią lamp alarmowych korytarz. W pewnym momencie postać idąca z tyłu położyła dłoń na ramieniu towarzysza i skinęła głową w stronę mijanych drzwi. Po krótkiej wymianie przytłumionych szeptów i nerwowych gestów, postanowili zboczyć z celu podróży. Pomieszczenie mieszkalne dowódcy stacji było zbyt intrygujące, aby obojętnie przejść dalej. Jedna z sylwetek przystanęła po przeciwległej stronie chodnika mierząc z broni w światło metalowej grodzi. Druga kucając przy panelu sterującym, zdemontowała jego pokrywę i śledząc przez chwilę zawiłe ścieżki elektronicznego układu, podłączyła do złącza serwisowego świecący nikłym blaskiem hakerski deck. Kilkadziesiąt sekund później drzwi zasyczały cicho, przesuwając się gwałtownie w prowadnicach o jakieś dwie stopy, by po szybkiej korekcie wbitej w ustawienia przez technosavanta, zawrócić i zamrzeć. Pozostał jedynie niewielki prześwit, wystarczający by ocenić zawartość pomieszczenia, jednocześnie uniemożliwiając szybkie wysypanie się na zewnątrz czemukolwiek, co mogłoby czaić się w środku.

Oczekiwanie dłużyło się niemiłosiernie. Nikt nie wyszedł na spotkanie. Zza drzwi płynęło jedynie, podnoszące wysoki poziom nerwowości, rytmiczne stukanie. Night zbliżył się ostrożnie do wrót, pozwalając cybernetycznej augumentacji oczu przebić zasłonę mroku. Dźwięk stawał się wyraźny. Dobiegał zza biurka, przy którym siedział odwrócony plecami mężczyzna. Strzelec wahał się przed wypaleniem w nim dziury wiązką plazmy, choć atmosfera przyprawiała palec na spuście o nerwicowe skurcze. Musiał się upewnić, że zabija trupa.
- Odwróć się! Powoli z rękami na głowie! - w odpowiedzi usłyszał tylko jęk. W nieumarłego pomknęły dwa ładunki energii rozświetlające ciemność. Przebijając oparcie, rzuciły go wraz z krzesłem na podłogę. Zombie drgał konwulsyjnie z dymiącymi jeszcze ranami w ciele, rozżarzonymi na poszarpanych krawędziach.
- Parę lat takiego życia, a będę potrzebował bypassów - Nightfall przekroczył próg. Odetchnął, w środku nie było nikogo więcej.

Za nim do pomieszczenia wkradł się Uchu. Ruszając śmiesznie wibrysami przetrząsał szpargały, szukając wartościowych rzeczy. Całkiem dobrze mu szło. Za maskującą płytą ścienną, prawie nie odbiegająca wyglądem od reszty poszycia wyniuchał sejf. Walka z szyfrem trwała, a Night korzystając z dłuższej przerwy przechadzał się leniwie to tam, to nazad. To kopnął, tamto trącił, temu się przyjrzał. Bezsensownie rozważał co by zrobił, gdyby zamiast z wielkim gryzoniem, przyszło mu podróżować z równie dużym karaluchem. Podniósł holograficzną fotografię z kapitańską rodziną. Jego nastoletnia córka właśnie została półsierotą. Choć pewnie i tak ojciec rzadko bywał w domu. Żona przywykła radzić sobie sama, uroki wiecznej, bezdusznej służby. Rozbawił go widok osobistego terminalu. Zombie od ostatnich dziesięciu godzin wbijał "k" na wirtualnej klawiaturze. Strzelec dokończył co chciał napisać, uzupełniając ciąg o "kurwa wasza mać z taką robotą". Widok paru flaszek z całkiem markową zawartością, zrodził pomysł, czy nie lepiej by się tu uchlać i potem pierdolić wszystko. Musiał przyznał, szef stacji miał gust. Ostatnie minuty do rozprucia sejfu zeszły strzelcowi na studiowaniu etykiet. Potem jego oczy rozbłysły znakami kredytów. Wielu kredytów. Gryzoń wyciągnął z szafy około dziesięciu tysięcy. Mały majątek. Wykopywanie skarbów, najlepszy moment w byciu piratem.


- Ale podzielimy się z innymi, prawda? - spytał pełen obaw inżynier.
- Taak mój drogi towarzyszu - odpowiedział Night dziwnie nieswój, powoli ogarniany klątwą złota skąpanego we krwi. - Pooodzielimy się. A teraz idź przodem - uśmiechnął się, próbując odwrócić uwagę od złowrogich, rzucanych raz po raz spojrzeń na pistolet z ostatnim ładunkiem.

Szczurek zapakował mini-komputer kapitana stacji ze sobą, do późniejszego przebadania. Night zaopiekował się flaszkami i już mieli wychodzić, gdy nagle mężczyzna otworzył szeroko oczy w głębokim zaskoczeniu. Spoglądał w stronę toalety. Mógłby przysiądź, że wcześniej nic tam nie było. Teraz spod drzwi ustępu wypływała gęsto rozlewająca się po podłodze czarna krew.
- Wycofujemy się Uchu, natychmiast - z naciskiem powiedział do gryzonia. - Chyba, że naprawdę, ale to naprawdę bardzo interesuje cię źródło tego czarniawego pływu. Mnie niezbyt, mamy wszystko co trzeba.
- Absolutnie nie - odparł wystraszony inżynier...a gdzieś w wucecie chyba, zaczęło bulgotać.
- Zamknij wrota jak już wyjdziesz - strzelec nie czekając na towarzysza opuścił kajutę. Starał się przypomnieć sobie drogę do magazynu skafandrów. Najgorsze co mógłby teraz zrobić, to nadużyć gościnności martwego szefa stacji. Pewne tajemnice należało pozostawić nieodkryte. Sekret bulgotu z kapitańskiej kibla należał do jednej z nich. Uchu czmychał ile sił w nogach, niemal wpadając na Nighta. Spokojniejsi wraz z każdym krokiem oddalającym ich od zła z mrocznych czeluści, kontynuowali rozpoczętą wyprawę.

~*~*~

"Tego właśnie chcesz Iss? Wpędzić mnie do grobu?". Night zganił się za brak ostrożności. Monotonia korytarza uśpiła jego czujność. Pozorny brak zagrożeń czwartego poziomu pozwolił poczuć się nazbyt pewnie. Do tego flaszki w plecaku kierowały myśli w mało profesjonalne rejony, ze spitą Isabell tańczącą na stole włącznie. Dźwięki radosnej konsumpcji powinien usłyszeć już z daleka. "Tylko te nogi, ależ ona ma nieziemskie nogi... Aby tak dalej, a pooglądasz je sobie z perspektywy trumny na własnym pogrzebie, durniu". Nie wiedział jak, ale blondyna rozwalała komfort jego chłodnego, cynicznego świata. Podejrzewał hipnozę. Mógłby przysiądź, że gdzieś tam, w za mocno umalowanych oczach, schowanych za czarnym woalem pośród garstki żałobników, zabłysła łza, a może tylko zwiódł go ich błękit, jego intensywność. W wyobraźni widział linię bioder podkreśloną ołówkową spódnicą, rajstopy biegnące wzdłuż zgrabnych łydek i błyszczące szpilki stukające obcasami po cmentarnej alei. "Wcale nie pomagasz, Night...".
- Pogrzeb odwołany drodzy państwo... - strzelec gwałtownie wykopał wieko trumny, przerzucił się przez burtę i zeskoczył na ziemię. - Przynajmniej mój, bo wasz wciąż o czasie - szczerząc się, śledził ruchy wroga, oddalał się od smrodu padlinożerców.

Odpiął od oporządzenia granat i rzucił przed rozochoconą obecnością żywych grupę los muertos. Liczył, że to większość okolicznych trupów. Głodomory mając do wyboru łazić bez celu lub żreć, zawsze wybierały żarcie. Czyli powinny być skumulowane właśnie tam gdzie miało pierdolnąć. Pociągając za sobą włochatego towarzysza, przywarł do ściany w oczekiwaniu na eksplozję.

Mężczyzna obserwował zombie rollercoaster. Przyjemniaczki nie zapięły pasów i teraz latały na wszystkie strony. Jeden wypadł z wagonika i szorując po podłodze zmierzał wprost na nich. W rękach strzelca pojawiła się odpychająca concussion rifle. Jakby znikąd, bo bronie zmieniał szybko i płynnie, niczym jakaś cholerna postać z szotera. Wciąż wierzył, że kiedyś znajdzie swojego BFG10K. Na razie musiał zadowolić się tym co posiada.
- Grawitacja to wredna suka - przyznał rację walczącemu z zaburzeniami błędnika potworkowi, by po chwili ponownie pokazać mu jak bardzo. Sam obrał przeciwny kierunek. Zwiększał dystans, nie spuszczając przeciwnika z wyrachowanej perspektywy urządzeń celowniczych. Same dobre chęci nie wystarczyły zombi do realizacji karnetu na obiad. Obijany całym tym nowoczesnym sprzętem, który współcześni ludzie wymyślili, by skutecznie nawzajem się mordować, zakończył jego wysiłki.

Night przestąpił nad nieruchomym ciałem. Zmierzał do zżeranego wcześniej żołnierza, celując z karabinu w mijane trupy, na wypadek, gdyby który postanowił tylko udawać martwego. Lufą odchylał pokrywy kieszeni kamizelki taktycznej ofiary głodu. Nie chciał ubabrać się w flakach wyciągniętych z otwartej jamy brzusznej. Znalezisko okazało się mało przydatne w porównaniu z dyskomfortem grzebania w potarganych ludzkich zwłokach. Broń ogłuszająca, nic dziwnego, że go dopadli.

Więcej po drodze przeszkód nie było. U celu podróży stanęli przed śluzą prowadzącą w próżnię kosmiczną i szafami zawierającymi skafandry. Dwie sztuki, z czego tylko jedna nadawała się do użytku
- I co teraz, będziemy ciągnąć losy? - strzelec rzucił ironicznie. - Nie ma tego więcej na czwartym? - chciał się upewnić, choć przeczuwał odpowiedź. Westchnął i zawrócił w stronę ambulatorium. Dwie sylwetki zmierzały do punktu zbornego, przypominając niedobitki plutonu powracającego z misji. Night szedł powoli i ociężale, z karabinem opartym o ramię. Oszczędzając siły. Świadomy, że do domu daleka droga.
 
Cai jest offline  
Stary 22-05-2016, 16:45   #26
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Xiuxiu i Becka spieszyły po szczepionki na to przeklęte zombiactwo, którym miały nieszczęście się zarazić. Becka naprawdę bała się o ich los, wszak widać było jak kończą zarażeni, a cenny czas uciekał.
Z początku wyprawa ta szła dobrze i spokojnie, ale w pewnym momencie trasa okazała się nie być całkiem wolna od zzombiefikowanych pracowników stacji. A konkretniej, dwoje zombie stało im na drodze w korytarzu.
- Zombiaki na randce - zauważyła Becka. - Jeśli to romantyczna kolacja, to dla nas została rola menu - dodała od razu, szykując broń.
- Świat jest pełen niespodzianek, radze do tego przywyknąć. Im szybciej będziesz przechodzić ze zdziwienia do reakcji, tym większą szansę masz na przeżycie. - Wojowniczka broń miała przygotowaną, jeśli trzymanie karabinu w łapie jak misiastej przytulanki za ucho, można było tak nazwać.
Posiadająca szybszy refleks pilotka wyszła z inicjatywą i jako pierwsza strzeliła z karabinu, do lezącego w ich stronę zdechlaka. Trafiła go w obojczyk i sporo przy tym nabrudziła na podłodze, ale go tylko zraniła i delikwent nadal człapał w ich stronę. Nie uszedł jednak nawet dwóch kroków, gdy Xiu dobiła go strzałem w szyję z rail guna, nieomal oddzielając głowę zombiaka od reszty ciała.

Babka-zombie natomiast, o dziwo nie ruszyła się z miejsca. Patrząc dziwnie na Becky charczała coś sobie pod nosem.
- B... B... B...
O co kaman?

Becka przyglądała się uważnie kobiecie-zombie, starając się wyszukać ją w swej pamięci. Ona ją najwidoczniej rozpoznała, więc musiały się skądś znać. Tylko skąd? Na oko były w podobnym wieku, ale to niespecjalnie zawężało krąg poszukiwań. Becka starała się wyobrazić ją sobie w pełni zdrową, bez przebarwień, bez odgryzionego policzka i z normalnymi oczami. Przeszukiwała właśnie dawne wspomnienia, gdy...
- B...B...Bye... - Xiu wystrzeliła w zombie.
- Nieee! - Becka w tym samym momencie skoczyła do przodu i wyrzucając ręce przed siebie odepchnęła broń Xiu w bok. Ta kobieta ją znała! Zresztą jeszcze mówiła i nie rzucała się na nich, więc musiała się zarazić stosunkowo niedawno, a co za tym idzie była dla niej jeszcze nadzieja! Nie powinny jej zabijać.
Niestety tym razem to Xiu była szybsza i celnie strzeliła do zombie-laski... bardzo celnie, gdyż dostała ona prosto między cycki i trafienie rozpruwając żebra rozsadziło jej serce na niezwykle krwawą miazgę... Tak też można zabić zombie - śmiertelna rana równa się kapot. I tym jednym celnym strzałem, Xiu zabiła tę kobietę.
Becka odruchowo ruszyła do przodu. Chciała doskoczyć do ciała i sprawdzić obrażenia zombiarki, ale zatrzymała się w pół drogi zorientowawszy się w stanie nieznajomej... stanie wiecznego spoczynku.
- Cholera, Xiu! Poznała mnie, mogliśmy jej pomóc! - Powiedziała Becka z wyraźną pretensją, odwracając głowę w stronę XiuXiu.
- Przypominam ci, że sama niedługo dołączysz w jej szeregi jak się zaraz nie ogarniesz - rzuciła krótko wojownik, zawieszając broń na ramieniu.
- Ngrrryh! - Becka warknęła pod nosem, świadoma że nic już nie może zrobić.
Naprawdę nie trzeba było tak od razu strzelać. Kobieta co prawda była zakażona i ktoś bestialsko potraktował jej policzek, ale nadal kontaktowała i najwidoczniej nadal była świadoma tego co się działo... Musiał to być istny koszmar, jeszcze gorszy od ganiających za nimi zombie. Ta okropna świadomość własnej choroby i coraz bardziej zaawansowanego stawania się jednym z nich. Zimny dreszcz przebiegł Becky po plecach.
Ale przecież może dali by radę jej jeszcze pomóc? Gdyby dorwali się do odpowiedniej ilości szczepionek. A tak nawet nie spróbowali, tylko zwyczajnie rozwalili tę biedną kobietę, która naprawdę musiała przejść przez koszmar... A może właśnie ten strzał kończący sprawę, był już jedynym co można było dla niej zrobić?
Becka podeszła do martwej kobiety. Musiała się dowiedzieć kim była... a przy okazji jej identyfikator mógł się przydać. Oczywiście - uwaga na ich krew, skoro wiadomo już było, że jest ona zaraźliwa. Może bardziej zarazić już się nie da, ale kto to wie - lepiej dmuchać na zimne.
"Claudia Indygo" - brzmiało imię i nazwisko kobiety. Był tam też jakiś długi numer identyfikacyjny i oczywiście kod potwierdzający do czytników. Claudia figurowała jako "cywil", więc jej identyfikator pewnie na niewiele im się zda... Wiedząc jednak jak się nazywała, Becka szukała jej w swojej pamięci, ale naprawdę nie mogła sobie przypomnieć tej kobiety. Ostatecznie więc uznała, że albo była to jakaś krótka znajomość zawarta w stanie nietrzeźwości, albo co bardziej prawdopodobne Becka spotkała właśnie jedną ze swoich fanek... Tylko bardzo przykre były okoliczności tego spotkania... Becky było naprawdę przykro. Pociągnęła nosem i ramieniem otarła łzę z policzka.
"Roberto Terrens" - nazywał się mężczyzna i też figurował jako cywil.
Początkowo Becka miała zamiar zabrać ich identyfikatory, ale status "cywila" nie brzmiał zbyt przekonująco i pewnie mieli oni dość ograniczony dostęp. Wzięła więc tylko jego identyfikator, a jej zostawiła przy zwłokach... Aby ułatwić potem ich identyfikację.
- Długo jeszcze?! Rusz tę swoją krągłą dupę, bo nie mamy czasu na urządzanie pogrzebu - rzuciła Xiu, która wyminęła już Beckę i czekała przy kolejnym zakręcie korytarza.
Pilotka wstała i rzuciła jeszcze okiem dookoła, ale w tym pustym korytarzu nie było nic, czym mogłaby przykryć ciała. Bez słowa ruszyła dalej, przecierając ramieniem lekko załzawione oczy. Tak, szybkie dobicie to jedyne co mogli zrobić dla Claudii. Tak, właśnie tej myśli należało się trzymać. I lepiej było wziąć się w garść, bo tak jak Xiu powiedziała, jeśli nie zrobią tego co mają zrobić, wkrótce i one dołączą do grona zombie... a to jak widać stopniowy i bardzo przerażający proces.
 
Mekow jest offline  
Stary 22-05-2016, 18:12   #27
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
To nie był koniec bliskich spotkań, z żywymi trupami, tego dnia i Xiuxiu zaczynała mieć szczerze dość parszywej roboty jaka jej przypadła w udziale. Podczas przemierzania opustoszałych (pfff chyba tylko w płonnych nadziejach) korytarzy, farbowana usilnie starała się sobie przypomnieć, pod jakim pretekstem Leena wciągnęła ich głębiej do całej tej zainfekowanej rudery. Pamięć jednak, pokazała wojowniczce środkowy palec, pozostawiając wspomnienia osnute krwawą mgłą poległych zombie.

Sprawdzając położenie na komputerze Doca, upewniła się, że za następnym skrętem będą u celu. Przynajmniej tyle z tego dobrego, że nie zgubiły się pośród pajęczyny odnóży stacji. Kobieta zapamiętała by podziękować mężczyźnie za pożyczenie urządzenia… i upomniała samą siebie, by go nie zniszczyć podczas wycieczki, chowając bezpiecznie kartę do ukrytej kieszonki pod zbroją.

Gdy dwie uzbrojone załogantki Feniksa, zbliżały się do mety. Do ich uszu doszło ciche szuranie nogami i postękiwanie nieumarłych. Byli blisko… w licznej grupie.
No, żesz kurwa jego mać… czy ja wyglądam jak bezpłatny, pierdolony automat z amunicją?
Xiu dała znak partnerce, by miała broń w pogotowiu i trzymała się lewej ściany, podczas gdy sama ruszyła prawą stroną. Gdy kobiety wyjrzały ostrożnie zza zakrętów dostrzegły na skrzyżowaniu prawdziwy korek. Wojowniczka doliczyła się pięciu kołujących w tę i we w tę, zaś u pilot, na szczęście, tylko trzech. Niby nie najgorzej, ale różowo, jak włosy Xiu, też nie było.

Olbrzymka schowała się za winklem, zastanawiając się nad tym co zrobi dalej, gdy nagle usłyszała znajomy i jakże wielbiony przez wszystkich głos SI.
”To są chyba jakieś pieprzone, kosmiczne jaja…”
Dobra… tylko spokojnie, czas na jakieś działanie, zanim wyświetlane cipsko nie ściągnie swoim jazgotem większej ilości umarlaków.
-Przechodzimy na drugą stronę, strzelamy w prawo… raz, dwa, trzy! - kobiety wyskoczyły na środek skrzyżowania oddając dwa szybkie strzały i chowając się za ścianą po drugiej stronie.

Umarlak postrzelony przez Xiu nie zdążył się nawet odwrócić, gdy jego łeb wyparował, Becka również zaliczyła piękne trafienie, wyrywając dziurę na wylot, w brzuchu umarlaka, ale ten najwyraźniej nie poczuł, że czegoś mu brakuje, bo warknął gniewnie ruszając w powitalnym pochodzie, razem z dwiema falami z obu stron.

-Jeszcze raz na moją stronę… raz, dwa… TRZY! - kobiety wychyliły się celując i wymierzając. Pilotka posłała dziurawca na ścianę, robiąc z niego trójwymiarowe grafitti, natomiast wkurwiona Xiu pieprznęła swoim zaciętym karabinem o ścianę, skutecznie odcinając, nieposłusznego delikwenta, który na długo zapamięta, by tego ponownie nie robić. -No… masz działać… - olbrzymka zwróciła się do swojego „deszczowca”, cofając się w głąb korytarza i wciskając w rękę towarzyszki znaleźną kartę. -Otwórz drzwi, zajmę się resztą. - poleciła, wcelowując w najszybszego zdechlaka.

- Proszę o identyfikację. Czy jesteście sabotażystami? - spytał hologram, tępo patrzący się przed siebie.
- Nie, nie jesteśmy. - odpowiedziała Becka, zbliżywszy się do hologramu i nie tracąc cennego czasu, rozejrzała się za odpowiednim czytnikiem.
W tym samym momencie, Xiu syknęła z bólu, a lufa broni podskoczyła do góry ostrzeliwując podwieszone świetlówki. -Niech to chuj… - warknęła łapiąc się za bolącą rękę.
- Więc kim jesteście? - spytała holograficzna panienka, spoglądając w stronę pilot. - Proszę o identyfikację.
- Jesteśmy dostawcami. Przylecieliśmy z dostawą, ale teraz potrzebujemy leków, bo na stacji panuje epidemia. - odpowiedziała Becka i pokazała otrzymany od Xiu identyfikator.
“Między innymi… epidemia” - dodała w myślach. Guzik wiedziała o poziomie i rodzaju tej SI, ale robiła ona wrażenie, więc wolała nie kręcić, jak z byle komputerem, gdy tymczasem wojowniczka osłaniająca jej plecy, powaliła, tym razem celnym, strzałem następnego szuracza, wesoło przy tym wiwatując.
- Jesteście cywilami, nie jesteście upoważnieni… - naczelna dziwka pokładowa, nie rezygnowała z dalszego trucia dupy. - Proszę opuścić stację…
-SZYBCIEJ KURWA, NIE ROMANSUJ Z TĄ PIPĄ! - Xiu cofnęła się nie wiedząc, czy ma strzelać, zmienić broń, czy uciekać.
Becka widząc, że z SI się nie dogada, a zamki strzegące tajemnic laboratorium to najzwyklejsze w świecie elektromagnetyczne panele na kartę, przejechała identyfikatorem otwierając upragnione wrota.
- Witam doktorze Nazan. - przywitał kobiety, cichy głosik z panelu.
- Ty nie jesteś doktorem Nazan… - odezwała się z wyrzutem SI.
Zanim obie kobiety schowały się bezpiecznie w laboratorium, Xiu posłała na ziemię rozpołowionego na pół zombiaka, który ochoczo zaczął się czołgać, jakby nie zrażając się tym, że zostawił za sobą, swoją lepszą połowę.
- Ale on nas przysłał. - odpowiedziała krótko Becka do zamykających się drzwi, mimo wszystko starając się zachować dyplomatycznie.
Czwórka zawiedzionych, z powodu straty posiłku, zombie przykleiła się do szyby, niczym dzieci do wystawy z zabawkami. Drapiąc i liżąc szkło, w nadziei, że te je przepuści.

Załogantki były bezpieczne… na razie.
- Po co z nią gadasz, przecie to komputer… - rozbawiona Xiu zawiesiła broń rozglądając się za lodówką, albo gablotą gdzie mogliby trzymać medykamenty. Od adrenaliny, dostała lekkiej zadyszki, choć w ogóle się nie zmęczyła.
- Ale nie taki zwykły… - odpowiedziała Becka, szukając tego czego tak bardzo potrzebowały.
- Skoro po wyłączeniu, przestaje gadać, to jest zwykły… - zabłysła logiką wojowniczka, przeszukując podwieszone szafki.
- Meh. - mruknęła Becka. - Myślisz, że szyba długo wytrzyma? - rzuciła, skupiając się jednak głównie na poszukiwaniach.
- Jeśli zombiak, nie rzuci w nią granatem to powinna… - odparła znad lodóweczki w której znalazła to… czego obie szukały.
- Nie macie upoważnień, by tu przebywać/ - usłyszały obie głos SI w labie, choć nigdzie nie pojawił się jej hologram.
- Już wychodzimy - odparła z irytacją Becka. - Masz coś? - spytała Xiu z nadzieją w głosie, na widok jakiejś strzykawki.
- Morda mi tam… - wojowniczka powoli zaczynała mieć dość wyświetlanej cipci. - Jedna szczepionka i… e coś nie wiem co to, ale może się przydać. - wskazała na gadżet znaleziony w szufladzie. - Bierzesz teraz, czy jak będziemy w miarę bezpieczne? - Xiu wskazała na strzykawkę, wyciągając z nią rękę w kierunku pilot.
Becka nie zastanawiała się długo, sądząc, że im wcześniej się wyleczy i uodporni tym lepiej.
- Najchętniej wezmę od razu. - odpowiedziała.
- Jak wolisz. - kobieta podała antidotum pilotce, zabierając przy okazji ustrojstwo, które jeśli się nie przyda Docowi, to przerobi go na części dla czajniczka.

- STOP! - powiedziała Si, nim użyto zastrzyku. - Jeśli to zrobicie, złamiecie paragraf 7, a wtedy jestem zmuszona was powstrzymać. - odezwała się perfidnie komputerowa lafirynda.
- Aaa, paragraf 7, faktycznie. Nie będziemy łamać przepisów. - powiedziała Becka głośno i wyraźnie. Oczywiście osobiście przepisy miała głęboko gdzieś, ale skoro ta SIksa miałaby włączać alarmy, blokować drzwi, albo co gorsza wysłać na nie jakiegoś cyborga, to Becka stanowczo mogła się jeszcze wstrzymać. W końcu miały jeszcze parę laboratoriów do zwiedzenia, a na stacji byli też i inni. Oczywiście szczepionkę schowała w bezpieczne miejsce, tak aby jej nie zgubić i nie uszkodzić. Nie pierwszy raz chowała coś między piersiami i wiedziała, że na tym miejscu może polegać... nawet jeśli pod swoją lekką zbroją miała na sobie tylko stanik.
- Myślisz, że tego nie widzę? - oburzyła się SI i dało się słyszeć wyraźną pracę kamery pod sufitem, robiącą chyba właśnie zbliżenie strategicznego miejsca na ciele Becky... na co zaskoczona blondynka stanęła nieruchomo z lekko otwartymi ustami, aby dopiero po dłuższej chwili zakryć swoją prywatną strefę.

Zwiastujące rychłe kłopoty, ciche “Psssssss” rozległo się nad głowami obu kobiet, gdy ze zraszaczy przeciw pożarowych zaczął wydobywać się jakiś… gaz, dym, dwutlenek węgla, COŚ… używany w celu zniwelowania pożarów?? Dziewczyny zgodnie stwierdziły, że miały mały problem…
- Odwrót. - mruknęła Becka, zapinając w pośpiechu zbroję. Doskoczyła do drzwi kucając i pozostając nisko - skoro gaz czy coś leciało od góry. Zombie już na nich czekały za drzwiami, ale nie miały innego wyjścia. Przed ich otwarciem pilotka przygotowała broń i posłała Xiu pytające spojrzenie.
- Otwieraj i spadamy. - kobieta zmieniła swój karabin, na przerobiony wyrzutnik, przysięgając sobie, że znajdzie pierdolony dysk twardy tej niewyruchanej pindy i naszcza mu prosto na styki.
Nie tracąc więcej czasu, Becka przystawiła kartę do czytnika.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 22-05-2016, 20:46   #28
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Becka, Xiu (poziom 5)

4 Zombie przed drzwiami laboratorium… właściwie to 5, choć ten ostatni to był “uszkodzony” i mógł jedynie pełzać po podłodze, w samym zaś laboratorium wredna SI stacji kosmicznej uruchomiła właśnie zraszacze przeciwpożarowe, z których zaczął się wydobywać jakiś gaz. Taka była reakcja wrednej wirtualnej pity na fakt podwędzenia przez Beckę antidotum na szalejącego tu wszędzie wirusa.

No cóż, nie chcąc się udusić, obie kobiety musiały się zmierzyć ze zdechlakami na zewnątrz.
- Otwieraj i spadamy - Xiu zmieniła swój karabin, na przerobiony wyrzutnik. Nie tracąc więcej czasu, Becka przystawiła kartę do czytnika.

Drzwi się otwarły, a Becka od nich czym prędzej odskoczyła byle jak najdalej. Truposze zaczęły się cisnąć, aby wejść do laboratorium, i zrobić sobie lunch z pilotki i wojowniczki…
obie jednak miały zdecydowanie coś przeciw. Odezwały się więc karabiny plazmowe.

Pierwszy wchodzący Zombie oberwał prosto w klatę… i nie padł. Ten, do którego strzeliła Xiu, oberwał jeszcze mocniej, i kurna również nie zdechł!

Dopadły je zdechlaki.

Chwilowo obie jeszcze skutecznie trzaskały łapy Zombie karabinami, broniąc się przed pochwyceniem lub pięściami nieumarłych. Oddały kolejne 2 strzały, w Zombie tuż przed własnymi nosami. I tym razem już było o dwóch mniej… choć samo strzelanie z takiego bliska znów doprowadziło do ochlapania obu kobiet juchą przeciwników.


Zaatakowali dwaj pozostali Zombie. A gaz rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Ryder udało się uniknąć ataku, Xiu jednak oberwała pięścią nieumarłego. Znów obie wystrzeliły, i przeciwnik Xiu padł na podłogę, choć jeszcze coś tam warczał, ten od Becky po załapaniu strzału nadal się zaś stawiał… pilotka znów się uchyliła, unikając jego ciosu. Ponownie wystrzeliła, jednak zaczęło już się jej kręcić w głowie od gazu, i nie trafiła. Pomogła jej jednak Xiu, i po jej strzale łeb Zombie explodował…co prawda ochlapując pilotkę swą zawartością. A ostatniemu, “wierzgającemu” po podłodze, wojowniczka po prostu rozdeptała łeb.

Obie, podtrzymując się wzajemnie, wprost wypadły przez drzwi zagazowanego laboratorium na korytarz. Pokryte juchą przeciwników, kaszlące niczym opętane, z załzawionymi oczami... Becka nawet zwymiotowała. Leżały tak na podłodze, gdy…

- Stanowicie zagrożenie dla stacji i jej personelu - Znów pojawiła się SI-hologram w korytarzu, i wyraźnie nie była w dobrym humorze. Zdecydowanie coś musiało jej się też popieprzyć w tych cholernych procesorach… jaki personel??

- Uruchamiam Dyrektywę 10. Wszelkie systemy obronne uruchomione, stacja zabezpieczona - Powiedziała Si.

“Bziuuuuuuuuu”, dało się słyszeć spadek mocy, wszelkie drzwi zostały zamknięte i słyszalnie zaryglowane, a na moment zgasły światła. Po chwili włączyło się oświetlenie awaryjne(bojowe?) i półmrok wypełniały jedynie migoczące na żółto sygnały alarmowe wysuwające się z sufitów.

A leżąca na podłodze Becky, znalazła się nagle twarzą w twarz(i to dosłownie) z rozpołowionym wcześniej Zombie, który w końcu się podczołgał, gdzie chciał.







Uchu, Nightfall, Doc(Leena + Isabell) poziom 4

Inżynier i strzelec wrócili czym prędzej do ambulatorium, do części załogi Fenixa. Na tą chwilę ekipa założyła sobie tam tymczasową bazę polową… i wreszcie pojawiły się jakieś optymistyczne aspekty w całym tym burdelu, w jakim przyszło im uczestniczyć.

Leena odzyskała przytomność, a po zaaplikowaniu jej szczepionki, nie była już tak okropnie sina na twarzy. Co prawda miała nadal rękę na temblaku, i nie była w 100% sprawna, jednak wszystko było już chyba na lepszej drodze… Doc zaś najwyraźniej kończył jej właśnie wyjaśniać, co “przespała”.

Do tego posiadał również jedną, sklonowaną już szczepionkę.


- Hej! - Uśmiechnęła się do Nightfalla rozpromieniona Isabell, ciesząc się najwyraźniej z powrotu mężczyzny(taszczącego ze sobą kombinezon próżniowy). Nawet na moment pomachała mu słodko ręką, szybko się jednak speszyła, i uspokoiła.

- Mamy kilka ciekawych fantów! - Odezwał się od razu Uchu - Chociaż tylko 1 kombinezon...

- A butów dla mnie nie było? - Spytała nieśmiało Isabell.

- Uruchamiam Dyrektywę 10. Wszelkie systemy obronne uruchomione, stacja zabezpieczona - Rozległ się nagle głos w głośnikach, najpewniej należący do SI stacji.

“Bziuuuuuuuuu”, dało się słyszeć spadek mocy, wszelkie drzwi zostały zamknięte i słyszalnie zaryglowane, a na moment zgasły światła. Po chwili włączyło się oświetlenie awaryjne(bojowe?) i półmrok wypełniały jedynie migoczące na żółto sygnały alarmowe wysuwające się z sufitów. Dobrze, że chociaż komputery nadal działały.

Być może… ale serio tylko “być może” jednemu albo drugiemu z towarzystwa przemknęła przez głowę myśl, iż mógł w to być zamieszany ktoś z załogi Fenixa...

- O nie, o nie, o nie, nie, nie... - Wystraszony Uchu rzucił się do komputera w gabinecie lekarskim...








.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 22-05-2016 o 21:21.
Buka jest offline  
Stary 27-05-2016, 09:51   #29
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
- I już wiem z kim podzielę się łupem - Night odwzajemnił uśmiech. - Jedyna szczerze ucieszyła się na mój widok. Chodźmy Isabell, zerwiemy się ze stacji, a potem kupisz tyle par butów ile zdołasz unieść. Co jest ponuraki? Przynosimy wam trochę elektronicznej motywacji. Dziesięć tysięcy gotowe do wydania - powiedział całkiem radośnie, chyba tylko po to by zakontrastować posępne. - Wystarczy przeżyć...
Zrzucił toboły, obserwując malfunkcję systemu zasilania. Wcześniej czuł niedosyt, teraz był spełniony. Już tylko problemów ze zjebaną SI brakowało mu do szczęścia. Opadł na krzesło, wspierając czoło na okrytej rękawicą dłoni.
- Xiu i Becka jeszcze nie wróciły? - zapytał, chciał się upewnić. Nigdzie ich nie widział, ale miał nadzieję, że może poszły się obmyć. Walka u boku obłąkanej maniaczki lubiła zmienić się w krwawą łaźnię. - Mam udzielić im wsparcia? - odszukał wśród cieni i pulsujących świateł Leenę. Cieszył się, że wraca do siebie. To znaczyło, że nie będzie trzeba jej nieść. Nie, naprawdę się cieszył. Była osobą, która spajała załogę Fenixa. Bez niej pewnie wszystko szlag by trafił. Każdy poszedł w swoją stronę. Night miał dosyć pożegnań, na jakiś czas. Szukanie dla siebie miejsca było męczące i nie dawało gwarancji znalezienia domu, którego za moment nie zechce się spalić wraz z resztą mieszkańców.

- Z tymi 10.000 to wychodzimy praktycznie na zero… starczy na parę flaszek, uzupełnienie ammo, i tym podobnych - Uśmiechnęła się niemrawo Leena, siedząc na kozetce - Co zaś do pomocy dziewczynom, nie chcę Cię narażać puszczając samego, no chyba, że strasznie nalegasz - Przymrużyła na moment oczy, wpatrując się w Nighta.

Wpatrywała się i Isabell, oczekując w skupieniu decyzji mężczyzny.

W tym czasie Uchu dokonał diagnostyki systemów stacji za pomocą komputera w gabinecie lekarskim. Oczywiście nie miał dobrych nowin.
- Wszystko zamknięte na amen, działka i karabiny z sufitów aktywowane… chociaż na samym dole stacji, 3 lub 4 ostatnie poziomy, tam SI wszystko pootwierała - Nerwowo poruszał wąsami - Zupełnie… jakby chciała tamtędy coś wypuścić? - Zatrząsł się jemu głos.

- Hej, nie odbierajcie mi chleba - strzelec skomentował z wyrzutem Leenę i Uchu. - Czarnowidzenie to moja działka. Czy nalegam, aby zejść poziom niżej, przedzierać się przez ściany zombie, zmutowanych psów, robactwa i spuszczonych ze smyczy zabawek SI? Ni-chu-ja.

- Dzień dobry, tu kościół Elvisa Zbawiciela. Czy chcecie porozmawiać o Bogu? Jeśli nie, ani tym bardziej nie chcecie się z nim spotkać, podajcie swoją cholerną lokalizacje. Czas się zjednoczyć, abyśmy razem mogli nieść dobrą nowinę słonego wpierdolu.

Nightfall odłożył palec od przycisku nadawania, po czym wzruszył ramionami, patrząc po pozostałych. Pewnie spodziewali się czegoś o oddziałach Bravo, sektorach 10/11 i punktach zbornych. Niiiii-chu-ja.
- Spokojnie, z tego co widziałem zombie mają ograniczone zdolności postrzegania. Wciąż ludzkie zmysły, tylko mocno przytępione. SI wyświadczyła mi teraz przysługę. Z ciemności będę mógł zdejmować brzydali jednego po drugim, a nawet nie zorientują się skąd padają strzały - prychnął z pogardą. - Czas zapolować - podniósł się, zważył w rękach broń i ruszył do wyjścia.

- Doooobra - stwierdził dotąd milczący “Doc” drapiąc się po brodzie i patrząc na wychodzącego Nighta i nie zamierzając mu towarzyszyć. - Uchu… skoro nie potrafisz nic zrobić z SI i dyrektywą to wykaż się w czym innym. Potrzebujemy… mapy sieci energetycznej bazy, no i technicznych zdolności. Możemy zdemontować laser chirurgiczny i w teorii użyć go do przecinania nerwów naszej gospodyni. Czyli kabli doprowadzających zasilanie do kamer i systemów obronnych. Bez prądu i tak jej super działka nic nam nie zrobią. Proponuje bezczelne przedzieranie się najkrótszą drogą i neutralizowanie jej zabawek. Dość już spoczywaliśmy w tym grajdołku. Do roboty panie inżynierze.
Doc bowiem znał się trochę na komputerach, ale technikiem był żadnym.

- Night, czekaj! - Krzyknęła za nim Leena - Weź ze sobą Uchu, w końcu niby wszystko pozamykane… tylko macie mi na siebie uważać - Pani kapitan poparła swoje słowa wyciągniętym na moment w stronę rozmówcy palcem, i uśmiechem czającym się w kącikach ust.
- Pomyślimy nad twoim planem za moment, jak znowu będziemy w komplecie - Leena zwróciła się do Doca - Podtrzymasz mnie? Jeszcze trochę kręci mi się w głowie... - Powiedziała, chcąc stanąć na podłodze.

- Nie ma sprawy… - rzekł Bullit pomagając kobiecie stanąć do pionu i podpierając ją swym ramieniem...

~*~*~

- Znowu idziemy między Zombie i inne potwory? Ja się do tego nie nadaję... trzeba było nie brać tej roboty... na Fenixie mogłem zostać, tam bezpiecznie... - Zaczął marudzić Uchu, ledwie wyszli z ambulatorium.

Night nic nie odpowiedział na narzekanie. Koncentrował się na wykonaniu misji, tym razem nie było miejsca na błędy. Musiał być sprytniejszy od przeciwnika, przewidywać kilka kroków naprzód.
- Trzeba zabezpieczyć odwrót Xiu. Nie chce, aby goniona przez trupy traciła czas na walkę z zamkniętymi grodziami. Jeśli stracimy ją i siłę ognia różowego karabinu poziom szósty dopiero zamieni się w piekło. Skoncentruj się, dość dziś gówien wpadających w wiatrak. Rozumiemy się?

- No ale... - Chciał coś odpowiedzieć inżynier, ale zamilkł. Na skrzyżowaniu przed nimi, za zakrętem po prawej, dało się słyszeć odgłos… czegoś jadącego. Coś zdecydowanie mechanicznego zasuwało korytarzem, prosto w ich kierunku, zostawiając niewiele czasu na reakcję.

Night zamarł na dźwięk kół sunących po korytarzu. SI musiała wypuścić roboty strażnicze. Jak miło, że troszczyła się o ich bezpieczeństwo. Mężczyzna dał znak Uchu, aby uciekł do pobliskiego pomieszczenia, sam zaś postanowił schować się za okolicznymi skrzyniami. Nie ufał zdolnościom gryzonia w pozostawaniu poniżej poziomu radarów wroga. Nie chciał by nieuważnie zdradził jego pozycję. Rozejrzał się za możliwościami wycofania, doboru osłon lub wykorzystania terenu przeciwko robotowi. W ukryciu oczekiwał z bronią gotową do strzału. Jak dobrze pójdzie to ich minie, a przy następnym spotkaniu już Night się postara, aby przywitały go cztery, a nie dwa karabiny.


Mały, pierniczony robot z karabinem plazmowym. Zatrzymał się na środku skrzyżowania, wysunął w górę czujnik i zaczął skanować okolicę. Mikrus mierzył ledwie 50 cm ponad podłogę, wydawał z siebie dziwne, elektroniczne pikanie.

Strzelcowi przez myśl przeszło, że świetnie byłoby robota przechwycić, przerobić sterowanie i oddać Uchu pod kontrolę. Nie miał jednak pomysłu jak go zneutralizować bez szkody. Może mysza coś wymyśli. Czekał z palcem na spuście, gotowy wystrzelić gdy tylko pikanie zamieni się w coś bardziej złowieszczego, albo robot użyje nie tych serwomotorów co powinien.

Robot, prowadząc wywiad środowiskowy, skręcił w stronę schowanego Nightfalla i Uchu. Obracający się czujnik zwrócił w ich kierunku. Mężczyzna skrzywił się na widok wścibskiego sensora. Przerośnięty budzik najwyraźniej usłyszał już dzwony, nie wiedział jeszcze tylko w którym kościele biją. Uspokoił oddech, ustabilizował chwyt broni i płynnie pociągnął za spust mierząc prosto w detektor. Wiązka energii, wśród dźwięku iskier wyrwała go z mocowania, odsłaniając przewody oblepione teraz przetopionym kompozytem. Elektronicznemu kurduplowi to się nie spodobało. Procesory wygenerowały sygnał, który pomknął z szybkością elektronów do mechanizmu spustowego. Karabin otworzył ciągłą kanonadę, zasypując Nighta istnym gradobiciem. Pełny automat, spory zapas amunicji, cud że rozgrzana lufa nie stanęła w płomieniach. Maszyna realizowała tranzystorowy sen pełnego unicestwienia gatunku ludzkiego. Nagle huknęło prosto przed twarzą mężczyzny. Gdyby nie osobista tarcza energetyczna, blaszak mógłby już słać do centrali komunikat "zadanie wykonane". Robot wygenerował parę złośliwych zgrzytów, które zabrzmiały jak przekleństwo. Zbliżał się nieubłaganie do pozycji Nightfalla, wciąż strzelając bez chwili wytchnienia.

- Masz!! - Wrzasnął Uchu, w otwartych drzwiach jakiegoś pomieszczenia, po czym lekko rzucił strzelcowi granat pod nogi.

Nightfall w duchu pogratulował sobie dobrej inwestycji. Właśnie odliczył od kosztu przenośnej bariery opłatę za transplantację twarzy wraz z narządem wzroku. Robot strzelał na ślepo, tak podpowiadała mu intuicja, obszarowo, w miejsce, w którym jeszcze zdążył zarejestrować jego obecność. Pewności nie miał, ale nie miał też ochoty zostawać dłużej za skrzyniami, które stopniowo zamieniały się w topniejące sito. Powędrował wzrokiem za obiektem, który podrzucił mu Uchu. "Masz" w znaczeniu "Weź i zrób z tego użytek", czy może "Masz i wypierdalaj w kosmos", pierwotnie wycelowane w robota?
- Kurwa… - Night zaklął, podnosząc podarek i próbując w mgnieniu oka zorientować się co jest grane.

Granat EMP... prezent przywołał ciepłe uczucie w sercu strzelca. Coś jak błogość nieskażonej obecnością człowieka plaży, połączonej ze spokojnym szumem oceanu. Jednocześnie zrodził pytanie "Po chuj mi podajesz, jak sam mogłeś rzucać?!". Nightfall nie powiedział tego na głos, nie chciał okazać się niewdzięczny. Wyrwał zawleczkę i czekał na moment, aż blaszak da mu choć cień szansy. Potem pozwolił robotowi posmakować masażu z pulsującej fali elektromagnetycznej.

Strzelec siedział za skrzyniami, w bezruchu delektując się ciszą, swądem przepalonej elektroniki. Uniósł się powoli, opierając rękę o kolano i niespiesznie podszedł do robota.
- Poleciał do krzemowych niebios. Dobre podanie - pogratulował gryzoniowi równie udanego doboru wyposażenia. - Da się coś z nim zrobić? Wykorzystać na nasze potrzeby? - spoglądał na wrak. - Chociaż zabrać karabin i zapas amunicji...

- Potrzebowałbym kilka minut, żeby cokolwiek odkręcić... - Uchu spojrzał nieufnie na “martwego”, morderczego robocika - A może się nim całym zaopiekować? O, patrz, on ma powerbackpack!

Bullit zwabiony jazgotem elektronicznej rzezi w sąsiedztwie ambulatorium w końcu się zjawił i rozejrzał dookoła. Sprawa była załatwiona… “trup” był oglądany przez szczurkowatego medyka.
- Narobiliście dużego hałasu… i co dalej? - westchnął Doc orientując się, że zmarnował jedynie czas. Nie był tu potrzebny, a oni… nie znaleźli jeszcze Xiu i Becky.

- Pomysł dobry, nawet jak nie uda się go uruchomić teraz to w przyszłości dysponowałbyś urządzeniem o dużej sile ognia, sterowanym zdalnie. Czyli tak jak lubisz, z dala od pierwszego rzędu. Bierzemy go, byleby tylko uruchomić układ jezdny - Night kopnął gąsienicę. Uśmiechnął się półgębkiem do Doc'a.
- Wszyscy cali, Uchu znalazł zabójczą zabawkę. Wciąż na plusie. Dobrze, że wpadłeś. Zombie stały się czymś, za czym zaczynam tęsknić.

- Oberwałeś? - zapytał Doc nie bawiąc się w długie pogaduszki. Nadal tu tkwili, nadal w rozproszeniu. Sytuacja była nadal nieciekawa.

- W głowę, o jeden raz za dużo. To było chwilę zanim się do was przyłączyłem - Night skwitował krótko, ruszając przed siebie.

Uchu spojrzał to na odchodzącego Nighta, to na stojącego Doca. Poruszał nerwowo wąsikami…

- Idź z nim, albo wracaj z powrotem. Ktoś sprawny musi pilnować bezpieczeństwa Isabell i naszej kapitan. Albo ty albo ja. Drugi może leźć z nim - stwierdził Bullit oceniając sytuację.

- Trzeba drzwi otwierać... - Szczurzy inżynier nerwowo podrapał się za uchem - Nie mam wyjścia, pójdę, ale dziękuję za chęci.

- Powodzenia. I pospieszcie się… - machnął dłonią na pożegnanie Bullit. - Nie wiadomo jak długo to ambulatorium będzie bezpieczne. Możliwe, że trzeba będzie dać nogę przed waszym powrotem.
I ruszył do swoich pacjentek ciągnąc za sobą uszkodzonego robota.

Night i Uchu poszli więc dalej. Obyło się już bez żadnych spotkań, i szybko dotarli do windy. Zjechali nią o poziom niżej, na ten sam, gdzie miały przebywać obie brakujące kobiety z załogi Fenixa. Poziom 5 był pełen Zombie, co wszyscy dobrze pamiętali z samego początku owej wyprawy… jednak było spokojnie. Nigdzie śladu zdechlaków, czy innych stworów, czyżby Xiu i Becka wybiły wszystko do nogi? Ledwie po dwóch minutach, i kilku odryglowanych drzwiach, natrafili w końcu na obie panienki.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 27-05-2016 o 09:56.
Cai jest offline  
Stary 29-05-2016, 20:01   #30
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Ta mała… znaczy się, Isabell, niby jest w porządku? - Spytała szeptem Leena, spoglądając na dziewczynę siedzącą w pomieszczeniu obok.
-Znaczy fizycznie? Tak. Chyba tak.- mruknął ostrożnie Doc.- Becka ją badała. Twierdzi że jest porwanym kapitanem statku… więc… była naszą pasażerką.
Pani kapitan spojrzała z bliska Docowi w… oko.
- Znaczy się co, wariatka z niej? - Spytała.
-Raczej… nie wiadomo czy mówi prawdę, albo czy to w co wierzy jest prawdą. Szczegółów nie dopytywałem się, a na bazę danych o porwanych więźniach nie natrafiłem. Nie było zresztą czasu na to.- odparł Dave wzruszając ramionami.- Na razie mamy większy kłopot, niż jakiś tam kłamczuszek.-
- Pomóż mi zaparkować dupę przed komputerem - Uśmiechnęła się niemrawo, po czym dodała już poważnie, i nawet nie tak cicho. Jakby nawet również ze smutkiem, czy pretensją w głosie - To mieli być więźniowie...
-To miała być też łatwa misja.- odparł Bullit prowadząc Leenę do komputera, obejmując ją ostrożnie niczym jajko.- Może zamknęli ją za niepłacenie składek ubezpieczeniowych?-
- Baaardzo śmieszne, haaa-haaa - Prowadzona pani kapitan… uszczypnęła go nagle w tyłek - A nas zamkną za przemyt alkoholu?
-Wolę wielokrotną obrazę moralności. No co… trzeba dbać o opinię.- odparł z uśmiechem Bullit sadzając kobietę za monitorem.
- Dobra, to... - Zaczęła Leena, ale wtedy dało się słyszeć istną kanonadę całkiem gdzieś blisko ambulatorium. Nightfall i Uchu??
- Co się tam dzieje?- mruknął Dave wyciągając oba rewolwery laserowe z kabur.-Zostań tutaj. Zaraz wracam.
I ostrożnie ruszył w kierunku odgłosów strzałów. Gotów do walki.
- Tylko… ty wiesz, nie? - Mrugnęła do niego na odchodne Leena.
- Wiem, wiem …- machnął ręką Doc… nie czas było na takie rozważania.

***

Bullit wrócił po kilku minutach, taszcząc ze sobą małego robota bojowego. Zastał Leenę siedzącą na fotelu przy komputerze w gabinecie lekarskim, a Isabell siedzącą ledwie metr od pani kapitan na owym stole… dziewczyna machała wesoło nogami. Obie rozmawiały o czymś w najlepsze, widok Doca z nietypowym przedmiotem zdziwił obie.

- Domyślam się, że nowe problemy? - Spytała Leena - Bo nie...nie możemy mieć łatwo, prawda?
-Na razie problemy są stare… SI podesłała swojego pieska. A Night i Uchu go ubili, bez strat na ciele.- wzruszył ramionami Dave i odsunął przyniesione trofeum w kąt.-Uchu chce z niego wyjąć bateryjkę. A my… cóż… niepokoi mnie że tak blisko robocik podjechał. Może przyjdzie nam zmienić lokum wkrótce.
- Czyżby to byli jacyś dodatkowi strażnicy stacji, i co gorsza, rozlokowani jeszcze po wszystkich poziomach? - Zastanowiła się głośno Leena.
- Z pewnością mają jakieś maszynki pochowane w szafach.- stwierdził Doc przygotowując sobie papierosa z papierowej tubki i mieszanki tytoniu.-Na pewno jest więcej takich zabawek, ale to bezmyślne automatony… bez zasilania lub SI mówiącej co mają robić… niegroźne.-
- Chcesz iść i jej namieszać w procesorach, albo całkiem wyłączyć, choćby i za pomocą granatu? - Uśmiechnęła się pani kapitan, mrużąc oczy - To może być jeszcze bardziej niebezpieczne, niż samo przebijanie się już w obecnej chwili do Fenixa...

Isabell przyglądała się z zaciekawieniem to Bullitowi, to Leenie, raz odwracając głowę w kierunku mężczyzny, a za chwilę w kierunku kobiety, i tak co chwilę.
-Nie… ale to w końcu kawałek elektroniki zamknięty gdzieś we wnętrzu stacji… widzi przez kamery, słyszy przez mikrofony, zasila przez kable… te elementy łatwo już wyłączyć.- przypomniał jej Bullit.-A ty co odkryłaś, gdy ja niepotrzebnie traciłem czas?
- W sumie nic, czego byśmy już nie wiedzieli... - Leena przetarła oczy palcami - Kurcze, szczypią mnie…acha, Uchu wprowadził do systemu wirusa własnej roboty, to może trochę ogłupić SI na naszą korzyść.

- Nie macie dla mnie jakiegoś zajęciaaaaa - Zamruczała Isabell, a wtedy Bullit poczuł w powietrzu wyraźnie alkohol. Czyżby młoda popijała sobie po kątach zdobycze przytargane przez Nighta?
-A cooo potrafisz?- zapytał Doc zapalając już przygotowanego skręta. Nie dziwił się że piła. To przez nerwową sytuację. Znieczulała się jak potrafiła.
- No…statki pilotować, trochę w nich grzebać - Wzruszyła ramionami, nagle speszona, i z niewielkim rumieńcem. Czyżby to przez Bullita? Nie rozumiał tej całej Isabell ni w ząb.
Jak każdej kobiety zresztą… nie powstały by je rozumieć, tylko by je podziwiać, a skąpe ciuszki dziewczyny skłaniały Doca do gapienia się na jej krągłości. Zerknął na Leenę i rzekł.- Zrób sobie przerwę. Powinnaś unikać przemęczenia.- po czym wrócił do gapienia się na Isabell mówiąc.-A ty możesz pogrzebać przy robociku… Uchu chce coś z niego odremontować, ale jego tu nie ma, a ty się nuuudzisz, więc sprawdź w jakim jest stanie?

Isabell zsunęła się tyłeczkiem ze stołu, na współ z niego zeskakując… co wywołało przyjemne dla oka ruchy jej ciała pod cieniutkim kombinezonem.
- A macie jakieś narzędzia? - Ruszyła w stronę małego robota.

Leena zaś wpatrywała się w Doca, ten z kolei wpatrywał się w pupę oddalającej się dziewczyny.
- Och, mam sobie odpocząć tak? - Powiedziała pani kapitan - Najlepiej w innym pomieszczeniu? - Dodała z perfidnym uśmieszkiem.
-Coś sugerujesz swemu słudze moja pani?- zaśmiał się ironicznie Bullit zerkając na Leenę, po czym dodał poważniej.-Mocno oberwałaś… straciłaś sporo krwi i masz prawo czuć się wykończona. Nie przesilaj się bez powodu.
- Spokojnie skarbeńku… dobra, idź do niej, mi tu w tym fotelu wygodnie… tylko zamknij mi tu drzwi jak będziesz wychodził, nie chcę was… “podsłuchiwać”. Pogrzebię jeszcze chwilę w komputerze - Leena mrugnęła do Doca.
-A co niby miałbym zrobić?- Dave spojrzał w górę na sufit. Leena sobie zbyt wiele wyobrażała na temat jego talentów. Ale wyszedł by dać kapitan trochę spokoju i miał nadzieję, że zaśnie przy komputerze… zamknął drzwi za sobą.

Isabell pochylała się nad robotem, oglądając go sobie z bliska, coś tam nawet dotknęła, poruszyła jakimś niefunkcjonalnym w tej chwili mechanizmem… prezentując kowbojowi naprawdę niezły widok na swój wypięty w tym momencie tyłeczek.
-Uroczy kuferek…- mruknął Bullit bardziej do siebie niż do zajętej oględzinami dziewczyny. Widoki były bowiem przednie… jedyna ciekawa rzecz w tej zapomnianej przez bogów i ludzi stacji.
- Hm? - Odwróciła się w jego stronę, pozostając nadal lekko pochyloną, a wtedy miał niezły wgląd w jej biust. W końcu się wyprostowała - Co mówiłeś?
-Nic takiego ważnego… po prostu… korzystałem z chwili spokoju na…- była dziewicą, tak twierdziła. Głupio byłoby więc ją tak uświadamiać.-...podziwianie cię przy pracy.
- Więc etap prób oglądania mnie nago zakończony? Już ci przeszło? - Położyła ręce na swych biodrach - Od samego początku byłam w racji... - Powiedziała odrobinkę prowokującym tonem.
-Tamto to była robota. Teraz jestem po.- odparł Bullit skręcając kolejnego papierosa.-Nie można być lekarzem i ślinić się co chwila do cycków. Gdy badam profesjonalnie to… nawet najładniejsze nie robią na mnie wrażenia.
Wyciągnął gotowego w jej kierunku.-Co nie znaczy, że nie doceniam ich urody.-
- Nie palę, dziękuję - Grzecznie odmówiła, przecząco machając dłonią - Choć w obecnej sytuacji, chyba powinnam zacząć... - Uśmiechnęła się przelotnie - Nie będę jednak ich marnować, może nie masz wystarczająco, nie wiadomo ile tu jeszcze posiedzimy… a widziałam, że się palacze nerwowi robią, jak nie mają. Za to, jakbyś nie miał nic przeciw, mogłabym się jeszcze napić, Night się chyba nie pogniewa?
-Chyba nie.- Dave schował swój papieros do kieszeni.-Najwyżej mu się zapasy odkupi.
- Napijesz się ze mną? - Pomaszerowała do butelek, chwytając jedną z nich. Ale chyba nie było do czego nalać…pić we dwójkę prosto z flaszki?
-Czemu nie.- wzruszył ramionami Dave. I tak nie miał nic do roboty w tej chwili.
Usiedli na kozetce i popijali wódkę… z początku w milczeniu, ale alkohol rozluźniał języki, może trochę za bardzo.
-Toooo mówisz, że jesteś dziewicą?- zapytał znienacka Bullit.

Isabell zakrztusiła się, i zaczęła głośno kaszleć. Musiała się kilka razy stuknąć nieco ponad piersiami, by dojść do siebie… spojrzała na Doca ze łzami w oczach - miejmy nadzieję - wywołanymi owym krztuszeniem.
- Och, wow, Ty to masz podejście... - Powiedziała.
-No bo tak patrzę i patrzę…- podrapał się po głowie mówiąc.-I za cholerę nie mogę dojść jakim cudem… Za śliczna jesteś na dziewicę.
- Nie rozumiem - Pokręciła głową, a dopiero potem otarła sobie łezki - Co sugerujesz?
-Na moim świecie, byłabyś już mężatką lub wdową… po prostu faceci się kręcą przy takich ślicznotkach jak ty i… cóż, o ile się gustuje w małżach zamiast w parówkach, to zawsze znajdzie się jakiś przystojniak, który pokaże uroki… łóżkowe.- wyjaśnił fachowo Dave nalewając znowu alkoholu do gardła.-Wiesz… zasady zasadami, a pokusy pokusami. Że sama żadnej nie uległaś to trochę… dziwne.
- Nie miałam ochoty na takie znajomości, nie czułam potrzeby, a na mojej planecie nie jesteśmy tacy… brutalni - Wzruszyła ramionami - Aż takie to dziwne? - Uśmiechnęła się tak jakoś krzywo.
-Brutalni? Znaczy…wasi mężczyźni to sissies?- Doc próbował zrozumieć sytuację i marszcząc brwi rzekł.-U mnie wszystko było twarde… planeta, zwierzęta, skóry… faceci też. Bo my żyjemy z dnia na dzień. Jutro możemy być martwi… dlatego jak ja zginę nie będę niczego żałował. Próbowałem wszystkiego co przyjemne i paru ponoć przyjemnych rzeczy… które nie tak przyjemne się okazały.-
- To znaczy, że nasz świat nie jest taki, jak Twój. U nas jest spokój i cisza, i z reguły nikt nie ginie, na całej planecie. Nie, nie sissies, po prostu… jest spokojnie - Podrapała się po głowie, nie wiedząc chyba jak wyjaśnić o co jej chodziło. Pochwyciła za to butelkę w dłoni Doca, chcąc mu ją zabrać…
-Nie mój rodzaj planet. Lubię akcję. Lubię żyć na krawędzi.- pozwalając dziewczynie przejąć trunek.-Spokój… na dłuższą metę nuży. Może w przyszłości, jeśli będę stary na takie…- wskazał dłonią miejsce w którym się znajdowali.-...akcje
Podwinął dolną część ubrania odsłaniając brzuch.-Nawet jeśli dorabiam się takich pamiątek.-

Isabell wlepiła oczka w brzuch Bullita, i nawet nieświadomie wysunęła w jego stronę dłoń, by chyba dotknąć… zamrugała jednak nagle oczkami, po czym speszona, szybko ową dłoń cofnęła, odchrząknęła, a następnie napiła się porządnie z flaszki, aż zabulgotało…

-Jesteśmy zamknięci w metalowej trumnie otoczonej truposzami.-zaśmiał się Bullit rozbawiony jej zachowaniem.-Nie ma co się hamować. Jak chcesz sobie pomacać, to się nie krępuj. Nie wiadomo bowiem, czy będzie kiedykolwiek kolejna okazja.-
- No ale... - Cichutko zaprotestowała, wpatrując się w jego brzuch. Zaczęła dosyć głęboko oddychać, a piersi poruszały się milutko dla oka obserwatora.
-Daj spokój… pojeździsz sobie łapką po cudzym brzuchu… co w tym dziwnego?- pewnie wiele, ale Doc był zbyt pijany, by to zauważyć.

Isabell nie spoglądała już na twarz Doca. Wpatrywała się w jego brzuch, przygryzając w tym dziwacznym momencie nawet uroczo wargę.

Dotknęła jego brzuch. Najpierw ledwie palcami, później całą dłonią, zaczęła po nim naprawdę bardzo wolno ją przesuwać, wykonując minimalne okręgi. Zdawało się, iż Isabell drży na całym ciele…
Bullit jednak tego nie zauważył, zdziwiony jej delikatnym wręcz nabożnym dotykiem. Co takiego dziwnego było w mięśniach jego brzucha? Przecież nie dorobił się mięśnia piwnego.



- Jeszcze nigdy nie dotykałam mężczyzny... - Szepnęła, skupiona jedynie na czynności jaką wykonywała, zatracając się w niej chyba całkowicie.
- Serio? No to sobie podotykaj… brzuch to przecież żadna wielka sprawa.- trochę go zdziwiła mówiąc te słowa.-Ale mieliście tam chyba jakieś plaże, co?-
- Plaże… taaak - Szepnęła, a jej dłoń nagle obróciła się, efektem czego, palce znalazły się na dole… powoli znikając już w spodniach mężczyzny. Isabell miała spore wypieki na twarzy, i oddychała naprawdę głośno.
-Skarbeńku… brzuch jest deczko wyżej.- przypomniał jej Bullit nieco zaskoczony rozwojem sytuacji. Ale póki co nie reagował.
Jej palce z kolei natknęły się na drobne owłosienie, bawiąc się tworzeniem w nich drobnych okręgów, Isabell z kolei milczała, pochłonięta owym zajęciem… pochyliła się nawet nieco w stronę kowboja, zafascynowana nowo odkrytymi aspektami zbliżeń cielesnych.
-Mogłabyś nie sięgać głębiej… robi się dość… kłopotliwie.- mruknął Doc, któremu atmosfera unosiła główny blaster. Dał delikatnego klapsa w pośladek nachylonej dziewczyny.-Po prostu wchodzisz paluszkami na tereny mało dziewicze i w ogóle niezbyt cnotliwe.
Isabell gwałtownie wycofała swoją dłoń, wyprostowała się, spojrzała Bullitowi prosto w oczy, i miała zamiar właśnie coś powiedzieć, gdy… otwarły się drzwi, i w ambulatorium pojawiła się Becky.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172